6973

Szczegóły
Tytuł 6973
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6973 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6973 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6973 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6973 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Graham Masterton Dziecko ciemno�ci Popularny pisarz angielski. Urodzi� si� w 1946 roku w Edynburgu. Po uko�czeniu studi�w pracowa� jako redaktor w miesi�cznikach, m.in. �Mayfair" i angielskim oddziale �Penthouse'a". Jest autorem oko�o 60 horror�w, romans�w, powie�ci obyczajowych, thriller�w, poradnik�w seksuologicznych. Pierwsz� powie�� z gatunku horroru, �Manitou", wyda� na pocz�tku lat siedemdziesi�tych. ��cznie napisa� ich prawie 30; ca�kowity nak�ad jego ksi��ek przekroczy� 20 milion�w egzemplarzy, z czego oko�o dw�ch milion�w sprzedano w Polsce. Wielk� popularno�� autora w naszym kraju ugruntowa�, opr�cz horror�w, cykl poradnik�w seksuologicznych, m.in. �Magia seksu" i �Pot�ga seksu". Kilka powie�ci Mastertona, �Tengu", �Kostnica", �Family Portrait", otrzyma�o wyr�nienia literackie w USA i Europie; �Manitou" zosta�a przeniesiona na ekran filmowy z Tonym Curtisem w roli g��wnej. Najnowsze bestsellery pisarza to �Zjawa" (1994), �Czterna�cie obliczy strachu" (1995), �Walhalla" (1995) i ksi��ka, kt�rej akcja rozgrywa si� w Warszawie � �Dziecko ciemno�ci" (1995). W przygotowaniu znajduje si� powie�� Rook oraz kolejny zbi�r opowiada� zatytu�owany Faces of Fear (�Uciec przed koszmarem"). Graham Masterton mieszka w pi�knym domu w Epsom, 10 mil od Londynu, niedaleko s�awnego toru wy�cig�w konnych. Jego �ona, Wiescka, urodzi�a si� w Polsce. Maj� trzech syn�w. Nowo�ci i zapowiedzi wydawnicze Dean Koontz MROCZNE �CIE�KI SERCA INTENSYWNO�� Graham Masterton DRAPIE�CY ZAKL�CI DUCH ZAG�ADY BEZSENNI CIA�O I KREW DWA TYGODNIE STRACHU ZJAWA �MIERTELNE SNY WALHALLA CZTERNA�CIE OBLICZY STRACHU MANITOU ZEMSTA MANITOU DZIECKO CIEMNO�CI SFINKS ZWIERCIAD�O PIEKIE� WIZERUNEK Z�A PODPALACZE LUDZI UCIEC PRZED KOSZMAREM ROOK Prze�o�y� MICHA� WROCZY�SKI PRIMA Tytu� orygina�u: THE CHOSEN CHILD Copyright � Graham Masterton 1995 Copyright � for the Polish edition by Wydawnictwo PRIMA 1996 Copyright � for the Polish translation by Micha� Wroczy�ski 1996 Cover illustration � Jacek Kopalst� 1996 Opracowanie graficzne ok�adki: Plus 2 Redakcja: Anna Calikowska Redakcja techniczna: Janusz Festur ISBN 83-7152-042-5 Wydawnictwo PRIMA Adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78 tel./fax: 624-89-18 Dystrybucja/informacja handlowa: INTERNOYATOR sp. z o.o. ul. Post�pu 2, 02-676 Warszawa, tel. 431-161 w. 323, tel./fax 430-420 Sprzeda� wysy�kowa: PDUW �Sta�czyk" sp. z o.o. Warszawa, ul. Jana Kazimierza 12/14, tel. 367-221 w. 113 Warszawa 1996. Wydanie I Obj�to��: 19 ark. wyd., 22 ark. druk. Sk�ad: Zak�ad Poligraficzny �Kolonel" Druk: Drukarnia Wojskowa w �odzi Rozdzia� pierwszy � Ostatniego buziaka � powiedzia�, kiedy jej autobus ze zgrzytem k� zatrzyma� si� na przystanku. Wci�� jeszcze nie dowierza� w�asnemu szcz�ciu. Roze�mia�a si� i szybko cmokn�a go w policzek. Ju� rusza�a w stron� otwartych drzwi autobusu, ale chwyci� j� za r�k� i pr�bowa� na chwil� zatrzyma� przy sobie. � No, dosy� tych czu�o�ci! � warkn�� kierowca. � Nie b�d� tu sta� ca�� noc! Drzwi zamkn�y si� z ostrym sykiem spr�onego powietrza. Jan zosta� na kraw�niku, a otoczony chmur� spalin autobus z rykiem ruszy� w stron� Mokotowa. Przez u�amek sekundy Kami�ski widzia� jeszcze machaj�c� mu r�k� Hank�, lecz autobus szybko w��czy� si� w ruch uliczny i zas�oni�y go inne samochody. Na przystanek przycz�apa�a ci�kim krokiem niska, t�ga, spocona i zasapana kobieta w chustce na g�owie. � Sto trzydzie�ci jeden odjecha�o? � zapyta�a z pretensj�, jakby to z winy Kami�skiego autobus odjecha� bez niej. � Niech pani si� nie martwi. Za pi��, dziesi�� minut b�dzie nast�pny. � �atwo panu m�wi�! � zaoponowa�a. � Jest gorzej ni� za komuny! Po�o�y� jej d�o� na ramieniu i rozci�gn�� usta w ol�niewaj�cym u�miechu gwiazdora filmowego. � Dok�d pani jedzie? � zapyta�. � Na Czerniakowsk�. Co to pana obchodzi? Odwr�ci� si� do niej plecami, przykucn��, wyci�gn�� za siebie r�ce i powiedzia�: � Niech pani wskakuje. Zanios� pani� na barana. To kobiecin� rozw�cieczy�o jeszcze bardziej. � Idiota!* � parskn�a. � Za kogo mnie pan masz? Ju� ja panu wskocz�! Ale tego wieczoru Jan Kami�ski by� w tak doskona�ym nastroju, �e nic nie mog�o zburzy� pogody jego ducha. Zostawi� piekl�c� si� kobiet� na przystanku i pewnym siebie, niespiesznym krokiem kogo�, komu wszystko w �yciu uk�ada si� nad podziw dobrze, ruszy� Marsza�kowsk� na p�noc. Min�a dziewi�ta, nasta� ciep�y cho� wietrzny sierpniowy wiecz�r, centrum Warszawy by�o zat�oczone, gwarne i rz�si�cie o�wietlone. Jezdni� p�dzi�y taks�wki o rozklekotanych zawieszeniach, niezbyt zat�oczone autobusy wypuszcza�y w wieczorne powietrze k��by spalin i kierowa�y si� na �oliborz, Wol� lub za Wis��, na Prag�. Wiatr roznosi� strz�py gazet, kt�re pl�ta�y si� pod nogami ludzi posuwaj�cych si� wzd�u� jaskrawo o�wietlonych witryn sklepowych w Alejach Jerozolimskich. Tego popo�udnia producent Zbigniew D�bski poinformowa� Kami�skiego, �e zatwierdzono jego pomys� na nowy cotygodniowy program satyryczny i Radio Syrena zamierza podnie�� mu pensj� do dziewi�ciuset pi��dziesi�ciu z�otych miesi�cznie. Tak zatem Jan b�dzie m�g� odk�ada� na samoch�d, a jednocze�nie robi� to, co najbardziej lubi i najlepiej umie: pisa� zjadliwe, skandalizuj�ce felietony o aferach politycznych. Zbyszek postawi� Kami�skiemu z tej okazji w�dk� i kupi� ca�e pude�ko herbatnik�w w czekoladzie. Na szcz�cie nie pr�bowa� Janka �ciska� i ca�owa�, co stanowi�o jego ulubiony proceder towarzyski. D�bski mia� w�sy ostre jak krzewy je�yn i wydziela� troch� �wi�ski zapach. Ale najbardziej Kami�skiego uradowa�a wiadomo��, �e Hanka zgodzi�a si� w ko�cu z nim zamieszka� (oczy dziewczyny b�yszcza�y wstydliwie na my�l o tak �mia�ej decyzji). W sobot� zamierza� po�yczy� p�ci�ar�wk� od Henia, swego znajomego, i przewie�� rzeczy dziewczyny z domu jej rodzic�w na ulicy Goworka do swego nowego mieszkania, kt�rego okna wychodzi�y na Wis�� i most �l�sko-D�browski. Zdawa� sobie spraw�, �e matka Hanki b�dzie bardziej ni� niezadowolona z takiego obrotu sprawy, bo jej c�rka oddawa�a do domu wi�kszo�� zarabianych pieni�dzy. Hanka, cho� zrobi�a doktorat z mikrobiologii, pracowa�a jako kierowniczka dzia�u odzie�owego w domu towarowym �Sawa" � Kursyw� wyr�niono te polskie s�owa, kt�re w oryginale autor napisa� po polsku. i miesi�cznie zarabia�a prawie tyle co on: sze��set pi��dziesi�t z�otych. Matka niechybnie b�dzie �a�owa� pieni�dzy, ale nie mo�e zaprzeczy�, �e on i jej c�rka pasuj� do siebie jak ula�. Oboje mieli po dwadzie�cia pi�� lat, oboje lubili kapele Biur i REM, lubili ta�czy� i bywa� w nocnych klubach, uwielbiali pizz� i ca�onocne rozmowy o tym, co zrobi�, kiedy Janek stanie si� ju� s�awny. Oboje potrafili z byle powodu wybucha� niepohamowanym �miechem. R�nili si� wy��cznie p�ci� i aparycj�; Hanka by�a blondynk� o okr�g�ej buzi i nieco pulchnej sylwetce, Jan chudym jak tyczka m�odzie�cem o ciemnych, kr�tko obci�tych w�osach i brwiach przypominaj�cych namalowane przez dziecko dwa gawrony unosz�ce si� nad kartofliskiem. W ka�dym razie on tak to widzia�. Nad Marsza�kowsk� stercza� Pa�ac Kultury i Nauki � olbrzymi, wysoki na dwie�cie trzydzie�ci metr�w pomnik stalinowskiej architektury z trzema tysi�cami pomieszcze�; zupe�nie jakby kucharz przygotowuj�cy imponuj�ce torty weselne postanowi� zaprojektowa� rakiet� kosmiczn�. Budowla w dzie� by�a szara, a w nocy k�pa�a si� w pos�pnym, bursztynowym �wietle. Jan dotar� do rogu Kr�lewskiej i przystan�� przy przej�ciu dla pieszych. Nie opodal rozrabia�a grupa ma�olat�w. Nastolatki przekazywa�y sobie flaszk� w�dki i puszki z 7-Up, a jeden z nich, akompaniuj�c sobie na gitarze, w�t�ym dyszkantem zawodzi� Born in the USA. Wi�ksza cz�� rogu ogrodzona by�a wysokim p�otem z pomalowanych na czerwono desek. Przy Marsza�kowskiej postawiono olbrzymi� tablic�, na kt�rej widnia� projekt dwunastopi�trowego hotelu � wysokiej, smuk�ej kolumny ze szk�a i nierdzewnej stali � a pod nim napis: �Warszawski hotel Senacki. Wsp�lne Przedsi�wzi�cie Senate International Hotels i Banku Kredytowego Yistula". Jeszcze przed miesi�cem wznosi� si� w tym miejscu stary orbisowski hotel Za�uski, relikt najgorszych lat komunizmu, oferuj�cy go�ciom obskurne pokoje, n�dzne jedzenie i nieuprzejm� obs�ug�. W swym cyklicznym programie radiowym Jan nazwa� go Heartbre-ak Hotel*. Teraz jednak ca�e centrum Warszawy zosta�o odrestaurowane, pojawi�y si� wielkie, eleganckie sklepy z przeszklonymi witrynami i nowe wytworne biurowce. Na placu Trzech Krzy�y uko�czono niedawno budow� Sheratona; nast�pny mia� by� hotel Senacki. Zapali�y si� zielone �wiat�a i Kami�ski mia� w�a�nie wkroczy� * Hotel Z�amanego Serca Presleya. aluzja do tytu�u wielkiego przeboju Elvisa na jezdni�, kiedy dobieg� go cichy, ale bardzo przenikliwy wrzask. Zatrzyma� si�, odwr�ci� i zacz�� nads�uchiwa�. Rozbawiona grupa ma�olat�w ruszy�a hurmem przez jezdni�. � Hej, s�yszeli�cie...? Ale do nich nie dotar�o nawet jego wo�anie, wi�c co m�wi� o odleg�ym wrzasku? Czeka�. Nagle wyda�o mu si�, �e s�yszy kolejny krzyk i jeszcze nast�pny, ale przeje�d�aj�cy z rykiem autobus skutecznie wszystko zag�uszy�. Kami�ski nabra� przekonania, �e wo�anie dobiega zza pomalowanych na czerwono desek p�otu ogradzaj�cego plac budowy. Przypomina�o to krzyk kobiety albo dziecka. Ruszy� wzd�u� ogrodzenia, pr�buj�c zajrze� na teren przez szpary. W deskach by�o wprawdzie kilka dziur po s�kach, ale znajdowa�y si� troch� za wysoko i dostrzeg� przez nie jedynie lamp� �ukow�, kt�ra zapewne mia�a pali� si� przez ca�� noc i o�wietla� plac budowy. W ko�cu dotar� do prowizorycznej bramy. Kiedy� prawdopodobnie zamykano j� na k��dk�, teraz jednak skr�cono j� kawa�kiem bardzo grubego drutu. Jan sta�, spogl�da� na bram� i zastanawia� si�, co powinien zrobi�. Je�li za p�otem rzeczywi�cie kto� potrzebuje pomocy, nale�a�oby tam zajrze�. A mo�e nie? Mo�e wystarczy tylko wykr�ci� numer dziewi��set dziewi��dziesi�t siedem i wezwa� policj�? Jak zwykle w takich wypadkach w zasi�gu wzroku nie by�o ani jednego policjanta. Dostrzeg� jedynie zbli�aj�cego si� kr�pego m�czyzn� w niebieskim mundurze, czapce z daszkiem i z akt�wk� pod pach�. � Przepraszam pana � zaczepi� nieznajomego. � Wydaje mi si�, �e za p�otem dzieje si� co� niedobrego. S�ysza�em krzyk. M�czyzna przystan�� i niezdecydowanie dotkn�� dolnej wargi. Sprawia� takie wra�enie, jakby nie rozumia� po polsku. � Dobieg�y mnie dwa lub trzy krzyki � wyja�nia� Jan. � Przypomina�o to wo�anie dziecka. M�czyzna przy�o�y� do ucha zwini�t� d�o� i po chwili potrz�sn�� g�ow�. � Nic nie s�ysz�. � Nie wiem, co mam robi�. Pan nosi mundur... � Pracuj� w Pa�acu Kultury. Jestem portierem. O�wiadczywszy to, odczeka� jeszcze chwil�, po czym wzruszy� ramionami i odszed�. � Prosz� pana! � zawo�a� za nim Kami�ski. � Ja wejd� za bram�... prosz� zadzwoni� na policj�! Nie by� nawet pewien, czy m�czyzna go us�ysza�. Pracownik Pa�acu Kultury, nie zwalniaj�c kroku, dotar� do skrzy�owania i skr�ci� w Kr�lewsk�. Niech ci� szlag trafi! � pomy�la� Jan. � Dzi�ki za pomoc. Pr�bowa� rozkr�ci� gruby i sztywny drut. Ktokolwiek go tam zamocowa�, musia� to zrobi� za pomoc� obc�g�w. W pewnej chwili, mozol�c si� z rozplataniem drutu, Kami�ski rozci�� sobie bole�nie kciuk, ale owin�� go tylko chusteczk� i w dalszym ci�gu walczy� z bram�. Na chwil� zatrzyma�o si� przy nim kilku przechodni�w, popatrzyli, co robi, ale nikt nie zaofiarowa� mu pomocy. Zainteresowa� si� nim dopiero jaki� m�odziak z drugimi, stercz�cymi we wszystkie strony w�osami oraz sypi�cym si� bujnie, cho� jedwabistym jeszcze, czarnym w�sem. Mia� na sobie d�insy, kurtk� z denimu i pali� marlboro. � Marnujesz tylko czas, cz�owieku � odezwa� si� nonszalancko. � Ju� kilka tygodni temu wszystko st�d rozszabrowali. Jan popatrzy� w jego stron�. � Wydawa�o mi si�, �e kogo� tam s�ysza�em. Jakie� krzyki. � Zapewne koty. � Mo�e, ale chc� sprawdzi�. � My�la�em, �e zamierzasz co� zw�dzi�. Ja tam znalaz�em stary mosi�ny piecyk. Pu�ci�em go za cztery ba�ki. Jan z godno�ci� wyg�adzi� klapy swej zamszowej, butelkowo-zielonej kurtki. � Czy wygl�dam na kogo�, kto zbiera �mieci? � A czy ja wiem? R�ni zbieraj�. Pom�c? M�odziak wyci�gn�� du�y szwajcarski scyzoryk, wsun�� grube ostrze mi�dzy sploty drutu i powoli zacz�� je rozkr�ca�. � Dzi�ki � powiedzia� Jan. � Wspomn� o tobie w radiu. M�odziak popatrzy� na niego ze zdumieniem i Kami�ski wyci�gn�� r�k�. � Pracuj� w Radiu Syrena, nazywam si� Jan Kami�ski. � Naprawd�? To kapitamie. Ja mam na imi� Marek, ale znajomi wo�aj� na mnie Kurt... Wiesz, od Kurta Cobaina. Jan mocnym szarpni�ciem otworzy� bram� i wszed� na zdewastowany plac. Orbisowski hotel Za�uski wyburzono do fundament�w i pozosta�y po nim jedynie mroczne, przepastne piwnice przypominaj�ce bardziej przedsionek prowadz�cy do podziemnego �wiata. Jaskrawy blask �ukowej lampy nadawa� ca�o�ci sztuczny wygl�d opuszczonego planu filmowego. W podmuchach wiatru szele�ci�o zielsko i pokrzywy. Po lewej stronie, niczym milcz�ce, mechaniczne dinozaury, sta�y wyprodukowane jeszcze w Zwi�zku Radzieckim d�wig i koparka na g�sienicach. Po prawej majaczy�y dwa drewniane baraki o dachach pokrytych pap�. Obok nich pi�trzy� si� stos rur kanalizacyjnych. Latryna by�a niebezpiecznie pochylona i kto� na �cianie napisa� kred�: �Krzywa Wie�a w Pizie". W powietrzu unosi� si� silny zapach budowlanego py�u, wilgoci i jeszcze czego�; dra�ni�ca nozdrza, s�odkawa wo� zgnilizny. � �cieki � stwierdzi�, poci�gaj�c nosem Marek. Kami�ski sta� bez ruchu i stara� si� wy�owi� uchem ka�dy d�wi�k. Wydawa�o mu si�, �e s�yszy p�acz. Ciche, �a�osne, zawodz�ce �kanie � szloch kompletnie wyczerpanego dziecka lub kobiety, kt�ra straci�a wszelkie nadzieje. Ogrodzenie z desek w du�ej mierze t�umi�o ha�as ulicy, ale trudno by�o ustali�, czy to rzeczywi�cie kto� p�acze, czy tylko wiatr zawodzi w pustych, z�o�onych przy barakach rurach. � S�yszysz? � zapyta� Kami�ski Marka. Ch�opak zaci�gn�� si� po raz ostatni wilgotnym dymem papierosa i wyrzuci� niedopa�ek. � Czy ja wiem? Mo�e faktycznie co� tam jest. Podeszli ostro�nie do kraw�dzi ods�oni�tych piwnic i zajrzeli w zalegaj�cy w dole mrok. By�o tak ciemno, �e niczego nie dostrzegli. Czuli jedynie na twarzach delikatny, nios�cy wo� zgnilizny przeci�g. I, tak... us�yszeli p�acz, teraz jednak du�o cichszy. � Masz racj� � odezwa� si� Marek. � Tam na dole co� jest. Chyba koty. � Szkoda, �e nie mamy latarki. � Pewnie jak�� znajdziemy w barakach. � Masz propozycj�, jak si� do nich dosta�? Oba s� zamkni�te na k��dki. Marek rozejrza� si�, schyli� i podni�s� du�y kawa� ceg�y. Bez namys�u ruszy� do drzwi najbli�szego baraku. Po trzech czy czterech uderzeniach skobel pu�ci�. � Dziadek pokaza� mi, jak to si� robi. Podczas wojny w�amywa� si� do niemieckich magazyn�w z �ywno�ci�. � Dobrze mie� kogo� takiego w rodzinie. � O, tak, je�li nie jest nar�ni�ty. Ca�y k�opot w tym, �e m�j dziadek jest nar�ni�ty przez dwadzie�cia cztery godziny na dob�. Przez reszt� czasu leczy kaca. Otworzyli drzwi baraku. Wn�trze przepojone by�o zapachem potu, zastarza�ego dymu tytoniowego, dusz�c�, obrzydliw� woni� kurzu i �wie�ej ziemi. W �wietle wpadaj�cym przez brudn� szyb� okna majaczy� st� zawalony brudnymi kubkami, gazetami z po- 10 rozlewan� na nich kaw� i pe�nymi niedopa�k�w puszkami po konserwach. Na �cianach wisia�y fotosy dziewczyn. Jedna, z olbrzymim biustem, mia�a dorysowane flamastrem w�sy, jakie nosi Wa��sa. Podpis pod zdj�ciem g�osi�: �Miss Polonia". W odleg�ym k�cie, obok pokiereszowanych kask�w Marek odkry� wielk� brezentow� torb� z narz�dziami. Zacz�� przebiera� w m�otkach, wiert�ach, �abkach i �rubokr�tach, a� w ko�cu natrafi� na latark�. Zapali� j�, kieruj�c snop �wiat�a sobie na twarz. Przez chwil� wygl�da� jak chudy, szczerz�cy z�by wampir. Wr�cili do kraw�dzi wykopu i skierowali strumie� �wiat�a w ciemno��. Ujrzeli zwa�y gruzu i przewr�cone krzes�o, ale �adnej �ywej istoty tam nie by�o. � Nic � stwierdzi� Marek. � To pewnie tylko wiatr. Ale gdy mieli ju� odej��, ponownie us�yszeli p�acz; tym razem wyra�niejszy. � Stary, jeste� pewien, �e to kot? � zapyta� Kami�ski. � Mo�e powinni�my zadzwoni� na policj�? � Najpierw sami si� rozejrzymy. O, tutaj... po tych po�upanych ceg�ach mo�emy zej��. � Dobra, id� pierwszy � zgodzi� si� Jan. � Ty �wie� latark� tak, �ebym widzia�, gdzie stawiam nogi. Ukl�kn�� na betonowej kraw�dzi i spu�ciwszy stop�, zacz�� ni� ostro�nie maca� w poszukiwaniu jakiego� stopnia. Znalaz� jeden, p�niej nast�pny. Mur sprawia� wra�enie solidnego. W pewnej chwili jednak noga troch� mu si� ze�lizgn�a, ale ca�y czas mocno si� trzyma� stercz�cego z muru kawa�u ceg�y. W poszukiwaniu kolejnego stopnia pomaca� lew� stop�. Podeszwa buta natrafi�a na kawa� drewna owini�tego drucian� siatk�. Powoli przeni�s� na nie ci�ar cia�a. Belka trzyma�a. Obni�y� si� o metr. Przez chwil�, przylepiony do pionowego gruzu, odpoczywa� ci�ko oddychaj�c. � Ej, wszystko w porz�dku? � zawo�a� Marek. � Jasne. Troch� brakuje mi kondycji, to wszystko. Odni�s� wra�enie, �e s�yszy kwilenie, p�niej nast�pne. Po chwili jednak dociera� ju� do niego wy��cznie jego w�asny chrapliwy oddech i � gdzie� z g�ry, spoza drewnianego p�otu �monotonny szum ulicznego ruchu. Pomy�la�, �e chyba pomiesza�o mu si� w g�owie, skoro z�azi do wyburzonych piwnic w poszukiwaniu dziecka, kt�re zapewne oka�e si� zwyk�ym kotem. Nad sob� widzia� posta� Marka. Ch�opak, zapaliwszy kolejnego papierosa, wydmuchn�� nosem dym w wieczorne powietrze. � No to do roboty � mrukn�� pod nosem radiowiec. 11 Zacz�� maca� praw� stop�, ale nie m�g� znale�� dla niej �adnego oparcia. Chyba b�d� musia� po prostu spr�bowa� si� ze�lizgn�� po gruzie i mie� nadziej�, �e trafi� w ko�cu nog� na jaki� pewny wyst�p � pomy�la�. Serce wali�o mu jak m�otem, w uszach narasta� �oskot pulsuj�cej krwi. Ze�lizgn�� si� o p� metra. P�niej jeszcze troch�. Wbija� paznokcie w piasek i pokruszony cement, �eby uchroni� si� przed utrat� r�wnowagi i upadkiem. Zacz�� w�a�nie gratulowa� sobie sprawno�ci, z jak� schodzi po olbrzymiej, stromej ha�dzie gruzu, kiedy spod prawej stopy osun�� mu si� olbrzymi kawa� betonu i Jan zacz�� bezw�adnie spada�, pr�buj�c rozpaczliwie z�apa� si� czego� r�kami. W pod�og� piwnicy wyr�n�� z tak� si��, i� przez chwil� my�la�, �e z�ama� sobie kark. � Umar�e�, czy co? � wrzasn�� Marek i za�wieci� Janowi latark� prosto w oczy. Kami�ski, zbyt oszo�omiony upadkiem, by cho�by j�kn��, le�a� jeszcze jaki� czas bez ruchu. � Ej... wszystko w porz�dku? � zawo�a� ponownie Marek. Jan zdo�a� jako� podeprze� si� na �okciu, a nast�pnie ostrym skr�tem cia�a podni�s� si� na kolana. � Chyba niczego sobie nie z�ama�em! � odkrzykn��. � Troch� mnie zatka�o! � Wsta� i strzepn�� kurz z r�kaw�w kurtki. � Nic mi nie jest! Zaraz si� tu rozejrz�. Zacz�� posuwa� si� wzd�u� �ciany piwnicy, zagl�da� do wszystkich szczelin i p�kni�� w murze, do wn�k i wype�nionych kurzem przewod�w wentylacyjnych. Na jednej ze �cian lekko dr�a�a od-darta tapeta. Na innej widnia� wyblak�y czerwony gryzmo�: �Basi". Na g�rze Marek szed� powoli po betonowej kraw�dzi fundament�w i b��dzi� �wiat�em latarki po pomieszczeniu. � Znalaz�e� co�? � zapyta�. � Jeszcze nie. Ale wszystkie pomieszczenia s� ze sob� po��: czone. Sprawdz� w nast�pnym. Drzwi mi�dzy poszczeg�lnymi segmentami zosta�y dawno wyrwane i w s�siedniej piwnicy Kami�ski zobaczy� stos po�amanych skrzynek oraz zwalony stojak na butelki z winem. Pod stopami chrz�ci�a mu gruba warstwa pokruszonych cegie� i zdruzgotanego szk�a, a Marek z g�ry obmacywa� to wszystko �wiat�em latarki. Nie natrafili na �lad niczego, co by si� rusza�o. Jan zerkn�� na pi�trz�ce si� obok zwa�y gruzu i chwil� si� zastanawia�, w jaki spos�b wr�ci na powierzchni�. Mo�e w kt�rej� z s�siednich piwnic trafi na drabin�, mo�e natknie si� na mniej 12 strom� stert� cegie�? Wszed� do kolejnego pomieszczenia, po czym skr�ci� w prawo do nast�pnego. I wtedy do jego uszu zn�w dotar� �w p�acz, teraz ju� du�o, du�o wyra�niejszy. Wydawa�o si�, �e dochodzi z przeciwnej strony wykopu, w kt�rym si� znalaz�. Gwizdn�� zatem na Marka i zawo�a�: � Jestem tutaj! Zn�w to s�ysz�! Piwnic� przeci�� snop �wiat�a z latarki i zatrzyma� si� na przeciwleg�ej �cianie. Wisia�y na niej p�ki. Na niekt�rych sta�y jeszcze pokryte grub� warstw� kurzu dzbanki, s�oiki po marynatach oraz zardzewia�e cedzaki. Po prawej stronie, w samym rogu pomieszczenia, czernia�a w pod�odze tr�jk�tna dwumetrowa dziura. Stamt�d w�a�nie dobiega� odbijaj�cy si� echem p�acz. Jan ruszy� w stron� otworu i zerkn�� do �rodka. By�o zbyt ciemno, �eby cokolwiek zobaczy�. Z dziury dobywa� si� cuchn�cy �ciekami wyziew i dochodzi� bulgot p�yn�cej wody. � To tu! � krzykn��. � To na pewno tu! � Widzisz jakie� dziecko? � Nie wiem, nic nie widz�. Pos�uchaj... mo�e by� zrzuci� mi latark�? � Czy mam zadzwoni� po gliniarzy! � Pozw�l, �e si� najpierw rozejrz�. Marek zbli�y� si� do skraju dziury i rzuci� latark� prosto w r�ce Kami�skiego. � Tylko uwa�aj � ostrzeg�. Jan wr�ci� do wybitego w pod�odze otworu i skierowa� do �rodka strumie� �wiat�a. Ujrza� zakrzywiony betonowy przew�d kanalizacyjny pe�en bia�awego szlamu. Na dnie rury le�a�o kilka potrzaskanych bry� betonu, kt�re wpad�y do kana�u, gdy wdar�a si� do niego �y�ka koparki. Dostrzeg� te� ma�� szmacian� lalk� o powa�nej, nachmurzonej twarzy. Lalka ubrana by�a w kasztanowej niegdy� barwy sukienk�, teraz brudn� i szar�. � Halo! � zawo�a� Kami�ski. � Czy mnie s�yszysz? Je�li zosta�e� tam uwi�ziony, p�jd� po pomoc! Bez paniki! Przyprowadz� kogo� i razem ci� stamt�d wyci�gniemy! Zamilkn�� i chwil� nads�uchiwa�. P�acz nie ustawa�, cho� teraz ju� dochodzi� z wi�kszej odleg�o�ci. Bij�cy z kana�u smr�d by� przera�aj�cy, lecz Jan nie zwa�aj�c na to, opad� na kolana na kraw�dzi dziury i wychyli� si� najdalej jak potrafi�. � Hej! � krzykn��. � Hej, tam na dole! Czy mnie s�yszysz? Kolejny wrzask�przenikliwy i przeci�g�y. Rura kanalizacyjna zniekszta�ca�a d�wi�k i ha�as brzmia� tak, jakby kto� gwizda� g�issando. 13 � Jezu Chryste � dobieg� z g�ry g�os Marka. � Co si� tam, do cholery ci�kiej, wyprawia? � To w�a�nie chc� sprawdzi� � odpar� Jan. � A ty dzwo� po policj� i pogotowie. � Chyba nie masz zamiaru w�azi� dalej? � Przecie� mam latark�. � Tak, ale je�li... � Je�li co? � Nie wiem. A je�li kto� tam jest? � Na przyk�ad kto? To tylko dzieciak. Prawdopodobnie ugrz�z� w kana�ach, to wszystko. Marek przez chwil� si� waha�. � W porz�dku � powiedzia� w ko�cu. � Zadzwoni� po gliniarzy. Kami�ski wzi�� g��boki wdech, poniewa� od bij�cego z przewodu kanalizacyjnego smrodu zacz�o go mdli�. Dzielnie jednak zacisn�� palce na latarce i zbli�y� si� do kraw�dzi strzaskanego kana�u. Ukl�kn�� i spu�ci� nogi do �rodka. Kiedy znalaz� si� ju� na dnie szerokiej rury, poczu�, �e buty ma pe�ne zimnej, �ciekowej wody; nie przypuszcza�, i� mo�e by� a� tak g��boka. � Psiakrew! � zakl�� pod nosem. Przew�d mia� nieca�e dwa metry �rednicy, ale to wystarcza�o, �eby w mocno pochylonej pozycji m�c si� nim posuwa�. Kami�ski wyci�gn�� z kieszeni chustk�, po czym zakry� ni� usta i nos tak, �e wygl�da� jak bandyta. Marzy� o tym, �eby mie� przy sobie butelk� z p�ynem po goleniu. Ju� wszystko by�o lepsze od smrodu mazistych, ludzkich ekskrement�w. Nie wyobra�a� sobie, jak powsta�cy potrafili tyle czasu sp�dza� w kana�ach. � Halo! � zawo�a�. � Czy mnie s�yszysz? Id� z pomoc�! Zosta� tam, gdzie jeste�! Nie ruszaj si� i ca�y czas do mnie wo�aj! Chwil� nas�uchiwa�, ale z ciemno�ci nie dobieg�a �adna odpowied�. A przecie�... s�dz�c po nasileniu d�wi�ku, dziecko znajdowa�o si� bardzo blisko. Poza tym kana�y nie mog�y by� zbyt kr�te. Bieg�y wzd�u� ulic, a zatem by�y proste. Ponadto po drodze, gdyby musia� w jakim� miejscu wydosta� si� na powierzchni�, natknie si� na dziesi�tki w�az�w inspekcyjnych. Z pochylon� nisko g�ow� posuwa� si� szerok� rur�, butami rozchlapywa� �cieki. �wiat�o latarki tworzy�o na nier�wnym betonie zawi�e wzory, a przy ka�dym kolejnym kroku na �cianach skaka� i ta�czy� jego pokraczny, przypominaj�cy gremlina cie�. � Halo! � zawo�a� ponownie i po chwili jego w�asny, odbity 14 echem g�os wr�ci�, wype�niaj�c Kami�skiemu uszy przera�aj�cym dudnieniem. Przekr�ci� si� niezdarnie w ciasnej rurze kanalizacyjnej, chc�c sprawdzi�, ile ju� przeszed�. Do wn�trza rozerwanego przewodu wpada� delikatny poblask lampy �ukowej i Kami�ski, kt�ry odnosi� wra�enie, i� posuwa si� ju� co najmniej przez pi�� minut, skonstatowa�, �e zaszed� zapewne nie dalej ni� na drug� stron� ci�gn�cej si� nad nim Kr�lewskiej. Oczy mu �zawi�y, ciek�o z nosa, ale stopniowo oswaja� si� z panuj�cym w kanale smrodem. A fetor by� gorszy ni� w ubikacji, gdzie ka�dego ranka rozsiada� si� na sedesie na dobrych dwadzie�cia minut jego wuj Henryk i czytaj�c od deski do deski �Gazet� Wyborcz�", wype�nia� niewielkie pomieszczenie zapachem piwska i przetrawionej kwaszonej kapusty, kt�r� jad� poprzedniego dnia. Jan Kami�ski sun�� do przodu, post�kuj�c z wysi�ku. Od czasu do czasu przystawa�, �eby zaczerpn�� tchu i zawo�a�: � Ju� id�! S�yszysz mnie? Ju� id�! Jego g�os odbija� si� i odbija� dono�nym echem, coraz bardziej zniekszta�cany, tak �e w ko�cu wydawa�o si�, �e to kto� inny wo�a do niego. Dwie�cie metr�w dalej szum p�yn�cej wody sta� si� znacznie g�o�niejszy. Skulony Kami�ski zrobi� jeszcze kilkana�cie krok�w i nagle ciasna rura, kt�r� si� posuwa� od miejsca, gdzie strzaska�a j� koparka, sko�czy�a si� w olbrzymiej, pe�nej ech betonowej komorze, g��bokiej prawie na dwana�cie metr�w. �rodkiem bieg� zakrzywiaj�cy si� kana�. P�yn�� tamt�dy g�sty potok brudnej, m�tnej wody. Tutaj zbiera�y si� wszystkie odpadki i nieczysto�ci z pobliskich ulic, �eby odp�yn�� szybko na po�udniowy zach�d, do g��wnego zbiornika asenizacyjnego na Ochocie. Jan sta� nad komor� i o�wietla� kolejno latark� ostrohikowe wloty czerniej�ce w �cianach komory. Gdyby chcia� dalej bada� kana�y, musia�by brodzi� w wodzie po kolana, a bez wysokich but�w nie mia� najmniejszego zamiaru tego robi�. � Jestem tutaj! � zawo�a�. � Dalej nie mog� i��! Je�li mnie s�yszysz, powiedz, gdzie jeste�! Czeka�, wyt�a� s�uch, ale dochodzi� do� jedynie monotonny szum wody. Kami�ski nie by� z natury tch�rzem, ale dobrn�� ju� tak daleko i nic nie znalaz�. Jedynie �wi�ty lub wariat prowadzi�by dalsze poszukiwania. Przysz�o mu do g�owy, �e je�li nawet znajdowa�o si� tu gdzie� jakie� dziecko, to samo ju� znalaz�o drog� wyj�cia. Mia� w�a�nie zawr�ci�, gdy w wype�nionym nieczysto�ciami 15 kanale, tu� pod nim, co� si� zakot�owa�o, przez chwil� m��ci�o wod�, a nast�pnie na powierzchni� wystrzeli�a posta� � ma�a, ca�a usmarowana na szaro sylwetka � kt�ra otworzy�a usta i wyda�a okropny wrzask: Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaach! Przera�ony Jan szarpn�� si� do ty�u i przywar� plecami do �ciany kana�u. Posta� pokryta by�a tak grub� warstw� szlamu i �ciekowych nieczysto�ci, �e nie dawa�o si� okre�li�, czy to ch�opiec, czy dziewczynka. Ale jedn� rzecz mo�na by�o stwierdzi� natychmiast: posta� nie mia�a r�k. Unios�a si� na kolanach z wody i kiwaj�c si� w prz�d i w ty�, wypuszczaj�c ustami b�ble szarej mazi, wrzeszcza�a w niewyobra�alnym cierpieniu. � Poczekaj! Poczekaj! � zawo�a� Kami�ski. � Zaraz ci� stamt�d wyci�gn�! Poczekaj! Od rury, w kt�rej sta� Jan, do dna komory prowadzi� rz�d bardzo mocno skorodowanych metalowych klamer wbitych w mur. Kami�ski odwr�ci� si� ty�em do rozleg�ej niszy i zacz�� schodzi� po �elaznych stopniach. A posta� krzycza�a i krzycza�a. Zanim jednak Jan zd��y� przeby� po�ow� drogi, z bocznych odn�g kana�u z og�uszaj�cym bulgotem wytrysn�y strugi �ciek�w i setki litr�w nowych nieczysto�ci wla�y si� do komory. Szalony pr�d porwa� posta�, wrzuci� j� w g��wny nurt i po chwili dziwna istota znikn�a w najbli�szym zwie�czonym ostro�ukiem otworze. Jan przylgn�� do metalowych stopni, a zimne �cieki zalewa�y mu stopy i kot�owa�y si� wok� kolan. Widzia� strz�py rozmo-czonego papieru toaletowego i smugi br�zu we wszystkich mo�liwych odcieniach. Dostrzeg� r�wnie� utopionego szczura. Ale postaci, kt�ra wynurzy�a si� z krzykiem z nieczysto�ci, nie by�o nigdzie. Najszybciej jak m�g� wr�ci� po stopniach do rury odp�ywowej. Wprost nie mie�ci�o mu si� w g�owie to, czego by� �wiadkiem. Dziecko bez r�k albo pies bez n�g; a mo�e s�dziwy sum, kt�ry w jaki� spos�b przedosta� si� z Wis�y do kana��w. Kaszl�c i spazmatycznie �api�c cuchn�ce powietrze, ruszy� ciasn� rur� w drog� powrotn�. Pragn�� ju� tylko jak najszybciej wydosta� si� na powierzchni�. Od w�dr�wki w skulonej pozycji bola�y go plecy. W g�owie �upa�o. Ogarnia�a go panika na my�l, �e jaka� l�ni�ca, szara, �yj�ca w kana�ach posta�, wij�c si� niczym cz�owiek --g�sienica z filmu �Dziwol�gi", wspina si� po zardzewia�ych klamrach, a nast�pnie rusza jego tropem. Posuwa� si� zgi�ty wp� na podkurczonych nogach, co chwila uderza� g�ow� w sklepienie kana�u i wmawia� sobie, �e jest ju� blisko celu, �e niebawem wydostanie si� na powierzchni�. Ale rura kanalizacyjna w jaki� 16 tajemniczy, niewyt�umaczalny spos�b najwyra�niej si� rozci�ga�a w miar�, jak przemierza� dystans. Nie widzia� nawet jeszcze mglistego poblasku �wiat�a lampy hakowej. Po dw�ch czy trzech minutach musia� przystan��. Pochylony, wspar� d�onie na kolanach i ci�ko oddycha�. �o��dek odm�wi� pos�usze�stwa. Zwymiotowa� �lin� wymieszan� z kawa�kami czekoladowych herbatnik�w. Zn�w wyci�gn�� chusteczk� do nosa i wytar� twarz. Najwy�szym wysi�kiem woli nakaza� sobie spok�j. W tamtej komorze nie mog�o by� �adnego dziecka. Najprawdopodobniej widzia� psa, kt�ry przypadkowo trafi� na wylot kt�rego� z szyb�w wentylacyjnych. W jaki spos�b dziecko mog�oby zaw�drowa� tak g��boko do kana��w? Ale cokolwiek by to by�o, z ca�� pewno�ci� nie pod��a�o jego �ladem. Zosta�o okaleczone, utopi�o si� i zabra�a je woda. A on musi jak najszybciej wyj�� na powierzchni�, sp�uka� z siebie brud i doprowadzi� si� do porz�dku. Zgi�ty wp� jak scyzoryk, o�wietlaj�c sobie drog� latark�, ruszy� dalej. Ba� si�, czy w chwili paniki nie pomyli� trasy, nie skr�ci� w niew�a�ciwy korytarz i teraz nie posuwa si� drog� prowadz�c� donik�d. Ogarn�a go zgroza na my�l, �e tygodniami b�dzie kr��y� w labiryncie w�skich rur, przy��czy i kana��w. Wyobra�a� sobie chwil�, gdy zostanie uwi�ziony w ciasnej przestrzeni dok�adnie pod olbrzymi�, ci�k� bry�� Pa�acu Kultury, w latarce wyczerpi� si� baterie, a wok� niego zapadnie nieprzenikniony mrok. Po kilku kolejnych minutach marszu dostrzeg� nik�e �wiat�o dochodz�ce z miejsca, w kt�rym koparka przerwa�a rur�. Po raz pierwszy od chwili �mierci matki zacz�� si� modli�. Matko Boska, dzi�ki Ci za to, �e� wybawi�a mnie z opresji. B�agam, odsu� ode mnie wszelk� rozpacz i chro� od z�ej przygody. I wtedy zn�w rozleg� si� ha�as. Przystan�� i zacz�� nads�uchiwa�. Pocz�tkowo dobiega� go jedynie szmer wody i cichy, melancholijny syk powietrza, stanowi�cy echo ci�gn�cego kolektorem pot�nego przeci�gu. Brzmia�o to tak, jakby gdzie� w ciemno�ciach nawo�ywa�y si� tajemnicze, wielkie potwory. Ale zn�w to us�ysza�. St�umione szuranie � czy�by kto� wl�k� przez ciasn� rur� mi�kki, lecz ci�ki i masywny sk�rzany w�r? Kami�ski odwr�ci� si� i po�wieci� latark� w stron�, z kt�rej przyszed�, lecz w bezliku ruchliwych cieni i refleks�w �wietlnych 2 � Dziecko ciemno�ci 17 trudno by�o cokolwiek zobaczy�. Najdziwniejsze jednak, �e odbicia �wiat�a raptownie ko�czy�y si� w odleg�o�ci jakich� pi��dziesi�ciu metr�w, a powierzchnia p�yn�cego dnem kana�u i pomarszczonego w jode�k� �cieku przestawa�a l�ni�. Najwyra�niej co� blokowa�o tunel; co� bardzo du�ego i ciemnego, co poch�ania blask i przez co �wiat�o nie mo�e si� przebi�. Co�, co sun�c �ladem cz�owieka, szura�o i szele�ci�o. Jan zacz�� si� cofa�. Wszystko to bardzo mu si� nie podoba�o. Owa ma�a posta� w sklepionej olbrzymiej komorze kana�owej z pewno�ci� nie mog�a pod��a� jego �ladem. Ale czym by�o t o? Cofa� si� i cofa�, �wieci� latark� w kierunku mrocznego kszta�tu sun�cego jego tropem. Raz czy dwa potkn�� si� na nier�wno�ciach w miejscach, gdzie ��czy�y si� poszczeg�lne odcinki rury. Macaj�c na o�lep w poszukiwaniu drogi, wodzi� d�oni� po �cianach betonowego przewodu, cho� pokrywa�a je gruba warstwa t�ustego szlamu i odra�aj�cych nieczysto�ci. Co� tak wielkiego, co wype�nia sob� ca�� rur�, nie mo�e si� porusza� szybko. Tym si� pociesza�. Ale od wyj�cia z kana�u dzieli�o go jeszcze oko�o stu metr�w i doznawa� przykrego wra�enia, i� pod��aj�ca za nim istota mo�e go jednak dopa��. Cho� z ca�� pewno�ci� sporo wa�y�a, przemieszcza�a si� zadziwiaj�co sprawnie. Szuranie dochodzi�o z coraz mniejszej odleg�o�ci, a sam stw�r wydawa� ju� takie odg�osy jak nadje�d�aj�cy poci�g. Jan przystan��, r�k� opar� si� o �cian� dla z�apania r�wnowagi i rzek�: � Nie! A po chwili powt�rzy�: � Nie! Zupe�nie jakby niewiar� w to, co si� naprawd� dzieje, oraz tym jednym prostym s�owem by� w stanie to wszystko zako�czy�. To nie mog�a by� prawda. S�ysza� wiele historii o psach czy kotach spuszczanych z wod� w toaletach. Zwierz�ta te p�niej osi�ga�y ogromne rozmiary, tucz�c si� na zdrowej, po�ywnej diecie z�o�onej g��wnie z ludzkich ekskrement�w; aligatory, ��wie, a nawet bo�onarodzeniowy karp, kt�rego nikt w rodzinie nie odwa�y� si� zabi�. Ale to by�y tylko opowie�ci. Klity-bajdy. Je�li co� rzeczywi�cie go �ciga�o, m�g� to by� wy��cznie cz�owiek. A z cz�owiekiem Jan Kami�ski sobie poradzi. Szuranie, cho� wyra�nie zwolni�o, nieustannie si� jednak przybli�a�o. � Kim jeste�? � zawo�a� Kami�ski. � Dlaczego za mn� idziesz? 18 Szuranie spowolnia�o jeszcze bardziej, lecz dobiega�o ju� z bardzo bliska. � Nie umiesz m�wi�? � wykrzykn�� Jan. � Kim jeste�? Pos�uchaj... nie musisz si� niczego ba�. Gdy mroczna istota znalaz�a si� ju� w odleg�o�ci zaledwie kilku metr�w, latarka Kami�skiego zacz�a przygasa�. �ar�weczka �arzy�a si� nik�ym pomara�czowym blaskiem, a stw�r by� tak ciemny, �e wydawa�o si�, i� wch�ania raczej ni� odbija �wiat�o. � Czego chcesz? � zapyta� Jan. � Wcale si� ciebie nie boj�. Odnosi� wra�enie, �e s�yszy oddech. G�uchy, niemiarowy oddech. I zn�w szuranie, a towarzyszy� mu d�wi�k przypominaj�cy szelest powoli opuszczanej, zbutwia�ej, aksamitnej kurtyny. Nap�yn�a fala smrodu, kt�ry przebija� si� nawet przez panuj�cy w kana�ach fetor. Cuchn�o zepsutym mi�sem; jak od zaj�ca, kt�ry za d�ugo wisia� za oknem. � Wcale si� ciebie nie boj� � powiedzia� g�o�no Kami�ski. � Jeste� tylko cz�owiekiem. Jednocze�nie zacz�� si� gwa�townie cofa�, spogl�daj�c co chwila za siebie, �eby sprawdzi�, jaki odcinek rury pozosta� jeszcze do przebycia. By� przekonany, �e gdyby pochyli� nisko g�ow� i zacz�� biec najszybciej jak potrafi, dotar�by do ko�ca przewodu, zanim mroczny stw�r � cz�owiek czy cokolwiek to by�o � zdo�a go dopa��. Poza tym to � lub on � nie by�o wcale gro�ne. Mo�e sz�o za nim ze zwyk�ej ciekawo�ci? Mo�e to � lub on � by�o tylko gnie�d��cym si� w kana�ach w��cz�g�? Mo�e to kto� g�uchoniemy, niedorozwini�ty i dlatego nie odpowiada�? A mo�e nie. Jan zrobi� kolejny krok. I nast�pny. Posuwa� si� teraz energiczniej, ale ci�gle ba� si� odwr�ci� do mrocznego intruza plecami i ruszy� biegiem. To, co szura�o i �lizga�o si� za nim po lepkim betonie, robi�o to coraz szybciej i naraz Kami�ski odni�s� wra�enie, �e przez rur� wlecze si� niejeden, ale wiele ci�kich wor�w. Wiele ci�kich i przera�aj�co mi�kkich work�w wype�nionych czym�, czego ka�dy cz�owiek brzydzi�by si� dotkn��; czym�, co by�o kompletnie rozmi�k�e i rozmok�e. Ta ciemna rzecz posuwa�a si� ju� tak szybko, �e radiowiec si� potkn��. Opad� na kolano, ale natychmiast powsta� na r�wne nogi, odwr�ci� si� plecami do nadci�gaj�cej zgrozy i jak szalony pogna� przed siebie. G�ow� trzyma� nisko, rozk�ada� ramiona, macaj�c d�o�mi drog� w tej przyt�aczaj�cej rurze, spod brn�cych w wodzie st�p rozlega�o si� d�wi�czne plusk-plusk-plusk. 19 Dotar� w ko�cu do miejsca, gdzie koparka roztrzaska�a kana�. O�lepi�o go bij�ce prosto w oczy �wiat�o lampy �ukowej. Spazmatycznie �api�c powietrze, chwyci� si� betonowej kraw�dzi, by przerzuci� przez ni� cia�o. Cho� napompowany ju� adrenalin�, ogarni�ty nag�� panik�, pu�ci� szorstk� kraw�d� i ci�ko zwali� si� z powrotem do przewodu. Spad�a na niego niewielka lawina ziemi i kawa�k�w pokruszonego cementu; o�lepi�a, dosta�a si� do ust. Cokolwiek to by�o � cz�owiek czy bestia � mroczny stw�r nie da� Kami�skiemu najmniejszych szans. Gdy Jan ponownie pr�bowa� chwyci� si� o�lizg�ej kraw�dzi betonu, to co� wyr�n�o w niego z impetem p�dz�cego samochodu. Si�a uderzenia odrzuci�a radiowca na trzy czy cztery metry w g��b kana�u, oddalaj�c go od zbawczej dziury. Jan pr�bowa� d�wign�� si� na nogi. By� jednak tak og�uszony i oszo�omiony uderzeniem, �e zn�w si� przewr�ci�. Jeszcze raz pr�bowa� wsta�; ale ponownie upad�. Zakaszla�, zupe�nie jakby zamierza� co� powiedzie�. W jednej chwili jaka� si�a unios�a go za szyj� i cisn�a o betonow� �cian� rury z tak� moc�, �e rozleg� si� cichy trzask p�kaj�cej czaszki. Na Kami�skiego zwali�o si� co� wielkiego i nieprawdopodobnie ci�kiego, przyszpili�o go do porowatego dna rury. P�yn�ce dnem �cieki zacz�y obmywa� mu twarz. Wszcz�� si� szybki ruch i nagle g�owa Jana wci�gni�ta zosta�a w co�, co przypomina�o wilgotny, sk�rzany worek. Kami�ski pr�bowa� zaczerpn�� tchu, chcia� wrzasn��, ale usta i nos wype�ni� mu g�sty, kleisty �luz. Smr�d gnij�cego mi�sa sta� si� pora�aj�cy. Jan nie by� w stanie ani oddycha�, ani wykrztusi� s�owa. M�g� tylko wi� si� i szarpa� w daremnych pr�bach wyrwania si� temu czemu�, co trzyma�o go w u�cisku. Ale zupe�nie jakby kopa� lu�no zwieszaj�ce si� firanki. Stw�r zdawa� si� wype�nionym pustk� kawa�kiem materia�u. Kami�ski zakrztusi� si�. Chcia� zawo�a� matk�, powiedzie�, co mu si� przytrafi�o, lecz nie by� w stanie ju� tego uczyni�. M�g� tylko bezskutecznie kopa� napastnika. Umieram umieram umieram nie pozw�l mi umrze�. Wtedy poczu� ostre, bolesne uderzenie w bok szyi. Po nim nast�pne i nast�pne. Ostatni� my�l� Jana Kami�skiego by�o: Matko Boska! On odcina mi g�ow�! Rozdzia� drugi Gdy do drzwi jej pokoju zastuka� Piotr, Sarah w�a�nie modelowa�a suszark� w�osy. Pocz�tkowo zapuka� tak nie�mia�o i boja�-liwie, �e nie us�ysza�a, i� kto� chce do niej wej��. P�niej jednak, gdy nabra� ju� wi�kszej �mia�o�ci, za�omota� tak g�o�no, a� Sarah otworzywszy drzwi, spyta�a: � Co� si� sta�o? Hotel si� pali? Co si� dzieje? Stoj�cy w progu Piotr wykr�ca� nerwowo palce jak ucze�, kt�remu polecono zg�osi� si� do dyrektora szko�y.. � Obawiam si�, �e co� gorszego. � Co� gorszego? Jak to gorszego? Ale prosz�, niech pan wejdzie. Kto� zobaczy mnie w tym stroju i pomy�li, �e jestem drug� Ivan� Trump. � Ale� pani jest nie ubrana, panno Leonard. � Jestem nie ubrana do wyj�cia na ulic�, panie Gogiel, ale tutaj ten str�j jest ca�kiem odpowiedni. Poza tym nie wiem, co mam w�o�y� w sytuacji gorszej ni� po�ar hotelu. Piotr wsun�� si� do pokoju i nie�mia�o stan�� przy oknie, staraj�c si� trzyma� od Sarah mo�liwie najdalej. Panna Leonard usiad�a przed lustrem i zacz�a rozczesywa� swe bujne jasne loki z tak� pasj�, jakby �ywi�a do nich uraz� od najwcze�niejszego dzieci�stwa. � Dzi� rano dzwoni�a do mnie do domu policja � wyja�ni� Piotr. � Kto� zgin�� na placu budowy. Sarah od�o�y�a szczotk�. � Zgin��? Wielki Bo�e! Tak mi przykro. Jak to si� sta�o? � C�, tego jeszcze nikt nie wie. � Zawsze m�wi�am, �e zasady bezpiecze�stwa pracy stosowane przez Brzezickiego s� nie do przyj�cia. Panie Piotrze, czy� tak nie 21 m�wi�am? Po�owa robotnik�w pracuje bez kask�w ochronnych. A raz widzia�am kt�rego� z nich, jak podczas burzenia �ciany na nogach mia� tylko cholerne plastikowe sanda�y. To jaki� kretyn! My�la�by kto, �e sp�dza czas na pla�y, a nie przy wyburzaniu pi�ciopi�trowego budynku! Piotr prze�kn�� �lin�. By� pot�nie zbudowanym, mi�ym, m�odym m�czyzn� z du�� okr�g�� g�ow�, prawie �ysym, cho� liczy� nie wi�cej ni� trzydzie�ci jeden lub trzydzie�ci dwa lata. Mia� najbardziej b��kitne oczy, jakie Sarah widzia�a w �yciu. Bardzo go lubi�a, a co wi�cej ufa�a mu, czego nie mog�a powiedzie� o wi�kszo�ci wymuskanych, przylizanych dyrektor�w Banku Kredytowego Yistula, kt�rzy zbyt wiele razy ogl�dali film Wall Street. P�niej z p�ek domu towarowego �Wars" znikn�y wszystkie czerwone szelki. � Obawiam si�, �e to nie by� wypadek. Kto� zosta� zamordowany. � Zamordowany? Chyba pan sobie ze mnie �arty stroi. To nie by� �aden z ludzi Brzezickiego? � Nie, nie. Nazywa� si� Jan Kami�ski. Radiowiec... bardzo w Warszawie popularny. Znaleziono go w kanale. � Czy wiadomo, kto go zamordowa�? Piotr potrz�sn�� g�ow�. � Powiedziano mi tylko, �e zbrodnia by�a wyj�tkowo odra�aj�ca. � Och, Bo�e! Ale to chyba nie op�ni nam rob�t? � Nie wiem. O tym musi pani porozmawia� z policj�. � Porozmawiam. Usiad�a przy toaletce i zacz�a robi� makija�. Piotr nie wiedzia�, czy ma patrze� na ni�, czy wygl�da� przez okno na namalowane na go�ej �cianie stoj�cego naprzeciwko budynku stylizowane drzewa. Ale swoj� drog� Sarah by�a warta tego, �eby si� jej przygl�da�; trzydziestoletnia, bardzo elegancka, wr�cz wymuskana, o uderzaj�co jasnej cerze. Cho� m�wi�a z pe�nym werwy, chicagowskim akcentem, wygl�da�a jak typowa Polka i po trosze z tego w�a�nie wzgl�du przys�ano j� do Warszawy. Po matce odziedziczy�a wysokie ko�ci policzkowe, lekko zadarty nos i �wietliste oczy barwy akwamaryny. Nie przerywaj�c rozmowy, ubra�a si� za otwartymi drzwiami szafy. Skr�powany Piotr nie wiedzia�, gdzie oczy podzia�. Sarah mia�a szerokie ramiona i wielkie piersi, lecz poniewa� w�o�y�a nienagannie skrojon� popielat� sukienk�, wygl�da�a na szczuplejsz� i wy�sz�, ni� by�a w rzeczywisto�ci. 22 � Ten Jan Kami�ski? Czy go zna�am? � Nie s�dz�. Prowadzi� serwis informacyjny w Radiu Syrena... Rodzaj krytycznych felieton�w politycznych z satyrycznymi komentarzami. Ostatnio jest bardzo popularny... to znaczy, by�... � Czy policja jest jeszcze na placu budowy? � Powiedzieli, �e porozmawiaj� z pani� p�niej. � G�wno prawda. Musz� z nimi porozmawia� teraz. � C�... nie chc� pani krytykowa�, panno Leonard, ale moim zdaniem policj� nale�y traktowa� tak samo, jak ludzi z wydzia�u gospodarki przestrzennej. Mia� na my�li wydzia� planowania, kt�ry sprzeciwia� si� pierwotnym planom budowy hotelu Senackiego. Sarah osobi�cie uda�a si� do urz�du i do �ez rozczuli�a dw�ch wysokiej rangi urz�dnik�w. Jeszcze tego samego popo�udnia plany zosta�y zatwierdzone z jedn� tylko, niewielk� poprawk� odno�nie fasady. W j�zyku polskim istnieje wprawdzie s�owo �przeb�jowiec", ale stanowi ono bardzo nieadekwatny odpowiednik terminu ball-breaker. Tamtego jednak dnia kilka os�b z warszawskiego kierownictwa planowania architektonicznego poj�o sens tego okre�lenia z najdrobniejszymi niuansami. Sarah wybuchn�a �miechem i uspokajaj�co poklepa�a Piotra po ramieniu. � Nie doprowadz� ich do p�aczu, je�li o to panu chodzi. Piotr nie�mia�o przekroczy� za ni� automatyczne drzwi wyj�ciowe hotelu Holiday Inn. By� ciep�y, s�oneczny poranek i ulicami przewala�y si� t�umy ludzi. Ruszyli przez parking znajduj�cy si� naprzeciwko hotelu. Po drodze min�li zdezelowanego poloneza, rozbitego volkswagena oraz kilka wywoskowanych na wysoki po�ysk volvo i mercedes�w. Sarah sz�a tak szybko, �e Piotr z trudem za ni� nad��a�. � Powiedzieli mi, �e zosta� zabity wczoraj wieczorem. Znalaz� go jaki� nastolatek. � Co on robi� na naszej budowie? � Tego mi nie powiedzieli. � Dlaczego nikt mnie o tym nie powiadomi� wcze�niej? Przeszli przez jezdni� na Marsza�kowskiej. Nieustanny ryk autobus�w prawie ich og�uszy�. Posuwali si� tak szybko, �e na plac budowy dotarli w kilkana�cie minut. Sta�o tam pi�� lub sze�� policyjnych radiowoz�w, a ca�y chodnik oddzielony zosta� bia�o--czerwonymi ta�mami. Sarah, g�o�no i wyra�nie wo�aj�c: prosz�, przepchn�a si� przez t�um gapi�w. Kiedy dotar�a do zagradzaj�cej 23 dalsz� drog� ta�my, po prostu zanurkowa�a pod ni� i przedosta�a si� na drug� stron�. Natychmiast te� pojawi� si� policjant z uniesion� r�k�. � Tutaj nie wolno nikomu wchodzi� � o�wiadczy�. � Ale mnie wolno. Ten teren nale�y do mojej firmy. � Prosz� pani, nawet p� Warszawy mo�e nale�e� do pani firmy. Ale tu nikomu wchodzi� nie wolno. � Kto tu jest dow�dc�? � Nie mo�e pani tu wej��. Prosz� cofn�� si� za ta�m�. � S�ucham? My�la�am, �e ten temat ju� wyczerpali�my. Chc� rozmawia� z oficerem, kt�ry wami dowodzi. Policjant zwr�ci� si� do Piotra, ale ten tylko roz�o�y� bezradnie ramiona. � Ta pani nie rozumie, co to znaczy �nie wolno". W tej samej chwili w prowadz�cej na budow� bramie pojawi�o si� trzech oficer�w �ledczych, a za nimi fotograf oraz jaki� cz�owiek z du�� aluminiow� walizk�. Jeden ze �ledczych na widok Sarah przystan��, po czym ruszy� energicznie w jej stron�. By� to kr�py m�czyzna z siwymi, kr�tko obci�tymi w�osami. Mia� za du�� g�ow� w stosunku do cia�a, ale na sw�j surowy, niezdarny spos�b by� bardzo przystojny. Nosi� wymi�ty br�zowy garnitur i krzykliwy czerwono-��ty krawat ze l�ni�c� spink�. � O co chodzi? � zapyta�. � Ta pani koniecznie chce tu wej��, komisarzu. Twierdzi, �e plac budowy nale�y do jej firmy. � Tylko nie �twierdzi" � odpar�a ostro Sarah. � Czy to pan tu sprawuje w�adz�? � Zgadza si� � odpar� oficer, wyj�� camela i zapali� go du�� metalow� zapalniczk�. � Obawiam si�, �e zosta�o tutaj pope�nione morderstwo. Pani rzeczywi�cie nie wolno tu wchodzi�. � Mo�e wyja�ni mi pan zatem, co si� dok�adnie wydarzy�o? � Nie, obawiam si�, �e nie mog�. � No c�, to mo�e przynajmniej powie mi pan, kiedy moi podwykonawcy b�d� mogli wr�ci� do pracy. � Tego r�wnie� nie mog� pani powiedzie�. Moi technicy i lekarze s�dowi nie zako�czyli jeszcze czynno�ci �ledczych. � Ale o czym m�wimy? O godzinach? O dniach? � Naprawd� trudno mi powiedzie� � odpar� policjant z wyra�nym rozbawieniem w g�osie. � Poprosz� pana o nazwisko. � Komisarz Stefan Rej z wydzia�u zab�jstw. 24 � No c�, komisarzu Rej, czy zdaje pan sobie spraw� z tego, ile kosztuje nas ka�dy dzie� przestoju w pracy? � Podejrzewam, �e bardzo du�o pieni�dzy. � Ma pan ca�kowit� racj�. Bardzo du�o pieni�dzy. Je�li przeliczy to pan na wasze z�ot�wki, to b�dzie tam tyle zer, �e ci�gn�� si� b�d� a� do Poznania. A mo�e nawet wystarczy ich na drog� powrotn� do Warszawy. � Prosz� pani... � Sarah Leonard. Jestem wicedyrektorem przedsi�biorstwa zajmuj�cego si� budow� sieci hoteli Senackich w krajach Europy Wschodniej. � Panno Leonard, musi mi pani wybaczy�. W tej chwili moi wsp�pracownicy i ja jeste�my bardzo zaj�ci. Ale z najwi�ksz� ochot� porozmawiam z pani� p�niej. Jak mog� si� z pani� skontaktowa�? � Zatrzyma�am si� w Holiday Inn. B�d� tam co najmniej do czwartku. � A p�niej? Chyba nie opuszcza ju� pani naszego kraju? � Co to znaczy? My�l�, �e porozmawiamy przed czwartkiem, prawda? � To zale�y. � Od czego zale�y, komisarzu! Prosz� pos�ucha�, tak si� sk�ada, �e bardzo dobrze znam inspektora Grabowskiego. � Zazdroszcz� pani. R�wnie� chcia�bym go zna�. Powiedziawszy to, odwr�ci� si� na pi�cie i do��czy� do swej ekipy. � Cholera jasna, jeszcze tego nam brakowa�o � warkn�a Sarah. � Ju� i tak mamy trzy tygodnie op�nienia. Piotr wzruszy� ramionami. � Ostrzega�em pani� przed policj�. Im bardziej ich pani naciska, tym bardziej staj� si� nieprzejednani. Poza tym jest pani kobiet�. � A jaka� to r�nica? � Ogromna! Dla cz�owieka pokroju Reja to niebo i ziemia. On uwa�a, �e miejsce kobiety jest tylko w ��ku i w kuchni. I nigdzie indziej. Ludzie �y�y sobie wypruwaj�, �eby pozby� si� takich ancymon�w, ale oni najspokojniej pieni� si� dalej. Sarah zerkn�a na zegarek. � No c�... nic tu po nas. O jedenastej mamy spotkanie z przedstawicielami firmy, prawda? � Poza tym wp�yw na to ma r�wnie� fakt, �e jest pani Amerykank� � ci�gn�� Piotr w drodze powrotnej do Holiday Inn. � 25 Policja nie patyczkuje si� z wami tylko dlatego, �e pochodzicie z Zachodu. Szef policji kaza� swoim ludziom zachowywa� si� w stosunku do was uprzejmie, wi�c si� do tego stosuj�. � Wie pan co, panie Cegie�? Jest pan chyba cyniczny. � W Polsce, panno Leonard, nie m�wimy o sobie �cynicy"; m�wimy �reali�ci". Gdy Sarah wysz�a ze spotkania, ku swemu zdziwieniu ujrza�a przed siedzib� biura swej firmy komisarza Reja. Siedzia� na s�o�cu na niewysokim murku i cierpliwie pali� papierosa. � Panno Leonard? Czy mo�emy chwileczk� porozmawia�? � Szybko pan dzia�a � odpar�a. � Nie musi si� pan martwi� tym, �e opuszcz� pa�ski kraj. � Wiem o tym. Przeprowadza si� pani z Holiday Inn do mieszkania w Alejach Jerozolimskich. Bardzo przyjemne mieszkanko. Mnie nie by�oby na takie sta�. � Sk�d pan wie o przeprowadzce? � Jestem przecie� policjantem � wyja�ni�, wypuszczaj�c z ust bardzo cienk� smu�k� dymu. � S�dz�, �e mog� panu po�wi�ci� najwy�ej p� godziny � odrzek�a Sarah. � O pierwszej musz� by� na lotnisku. Mam tam kogo� spotka�. � Podwioz� pani�. A po drodze porozmawiamy. Podszed� do nich Piotr Gogiel, za kt�rym krok w krok drepta� Jacek Studnicki, jeden z przylizanych, upiornych dyrektork�w Banku Kredytowego Yistula. � Jakie� problemy?�zapyta� Jacek, obejmuj�c impertynencko ramieniem Sarah. Gdy mia�a buty na wysokim obcasie, by�a od niego odrobin� wy�sza, lecz Studnickiemu najwyra�niej to nie przeszkadza�o. Sarah zgrabnie wywin�a si� z jego obj�cia

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!