4061
Szczegóły |
Tytuł |
4061 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4061 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4061 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4061 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
P.MATTHEWS
NA SKRZYD�ACH MAGII
TYTU� ORYGINA�U ON WINGS OF MAGIC
PRZE�O�Y�A EWA WITECKA
KRONIKARZ
W naszej staro�ytnej krainie s� mi�e dla oka miejsca, kt�re mog� okaza� si� pu�apkami zastawionymi na nieostro�nych podr�nik�w. Wprawdzie Lormt (kt�ry ja, pozbawiony wszelkich krewnych Duratan, przywyk�em uwa�a� za sw�j Wielki Dw�r) nape�niony jest wiedz� gromadzon� przez wieki, lecz my, jego mieszka�cy, zdajemy sobie spraw�, �e kryj� si� tu zagubione w otch�ani czasu tajemnice i �e mo�e nigdy nie wyjd� one na jaw, a je�li nawet kto� gdzie� znajdzie jak�� wzmiank�, nie b�dzie ona tak jasna, by mogli zrozumie� j� ci, kt�rym mog�aby by� przydatna.
�yjemy w czasach nieustannych przemian, nie wiedz�c, co przyniesie nam nast�pny dzie�. By�em niegdy� �o�nierzem i w ka�dej chwili, gdy tylko zagra� r�g wojny, musia�em by� got�w do walki. Teraz tak�e staczam bitwy, ale o wiele bardziej wyrafinowane i subtelne. Walcz� w o�wietlonej lamp� izbie, przy nadgryzionym z�bem czasu stole, ale nie z �ywym wrogiem, tylko z rozpadaj�cymi si� ze staro�ci pergaminowymi zwojami i ksi�gami. Ich kruche, pokryte prawie nieczytelnym pismem stronice zlepi�y si� i przywar�y do grubych drewnianych i metalowych ok�adek, musz� wi�c obchodzi� si� z nimi bardzo ostro�nie i delikatnie. W dodatku cz�sto napisano je w nieznanym dzi� j�zyku i �ami� sobie nad nimi g�owy nawet ci, kt�rzy osiwieli zajmuj�c si� takimi sprawami.
Podczas Wielkiego Poruszenia run�y dwie wie�e i cz�� mur�w Lormtu. Ods�oni�y si� wtedy tajemne komnaty i schowki, w kt�rych ukryto ca�e bogactwo staro�ytnych zapisk�w. Grozi�o nam wi�c, �e zostaniemy zalani morzem wiedzy, gdy� nie do��, �e nie mogli�my ich zinwentaryzowa�, ale nawet znale�� dla nich miejsca. Nie m�wi�c ju� o jakichkolwiek przypuszczeniach co do ich zawarto�ci. Jakkolwiek niekt�rzy z nas od lat prowadzili poszukiwania w wybranych przez siebie dziedzinach, to wielu spo�r�d najstarszych uczonych po prostu nie wiedzia�o, co pocz�� z tym nowym bogactwem. Od czasu do czasu brali do r�ki jaki� pergamin, by po kilku minutach porzuci� go i chwyci� inny zw�j czy ksi�g�, byli oszo�omieni jak dzieci, kt�re znalaz�y za du�o s�odyczy na biesiadnym stole.
Te nowe zapiski mog�y zawiera� niebezpieczne tre�ci i niekt�rzy dobrze o tym wiedzieli. Nolar, utalentowana cho� niewykszta�cona czarownica, przekona�a si� o tym po spisaniu swojej relacji o Kamieniu z Konnardu. Dopiero p�niej okaza�o si�, jakie gro�ne s� niekt�re znaleziska.
A przecie� wszystko to zacz�o si� nie od charakterystycznego smrodu z�a, lecz od czego�, co dotkn�o Nolar do �ywego.
Przez kilka lat po Wielkim Poruszeniu wiosny zaczyna�y si� z op�nieniem, a zimy trwa�y d�u�ej ni� dawniej. Nie tylko nag�e zawalenie si� wie� i mur�w obronnych zmieni�o Lormt. Czarownice nigdy nie interesowa�y si� tym, co si� tam znajdowa�o, i dop�ki rz�dzi�y Estcarpem, niewielu jego mieszka�c�w przybywa�o do nas jedyn� drog� ��cz�c� nasz� skarbnic� wiedzy ze �wiatem zewn�trznym.
Wprawdzie za murami Lormtu rozrzucone by�y niedu�e zagrody, jednak�e zewsz�d szczelnie otacza� nas le�ny pier�cie�. Nieliczni kupcy przywozili nam to, czego nie mogli�my wyhodowa� ani wykona� w�asnor�cznie. Wszystko, co znajdowa�o si� poza t� granic�, dla wi�kszo�ci z nas sta�o si� legend� i jakby nas nie dotyczy�o.
Kiedy jednak las run�� podczas burzy towarzysz�cej Wielkiemu Poruszeniu i rzeka Es zmieni�a koryto, nasz ma�y �wiatek zmieni� si� nie do poznania. Najpierw pojawili si� uciekinierzy, �aden z nich jednak nie pozosta� w Lormcie d�u�ej. P�niej za� przybyli tropiciele szczeg�lnego rodzaju wiedzy.
W Estcarpie sko�czy�y si� bowiem d�ugoletnie rz�dy czarownic, otwar�y si� te� granice Escore - pradawnej ojczyzny Starej Rasy. Szala�a tam wojna mi�dzy niedawno obudzonymi z�ymi mocami i s�ugami �wiat�a. Us�yszeli�my opowie�ci, kt�rym jeszcze wczoraj nikt nie da�by wiary.
Tak, z�o zbli�y�o si� do Lormtu i to dwukrotnie. Stoczyli�my z nim b�j, w kt�rym i ja wzi��em udzia�.
Kemoc Tregarth, kt�ry jak nikt udowodni� warto�� ukrytej w Lormcie wiedzy, cz�sto korzysta� z naszych zapisk�w. Podobnie post�powali inni, kt�rzy zrozumieli, �e dawny spos�b �ycia przemin�� bezpowrotnie i �e trzeba stworzy� nowy r�wnie sprawnie jak mieczownik wykuwaj�cy dobry brzeszczot. Przybywa�o coraz wi�cej ludzi zdaj�cych sobie spraw�, �e w nowych czasach wiedza ma ogromn� warto��; zewsz�d zwracano si� do nas o pomoc i rad�.
Dlatego te� Ouen, Nolar, ja i czasami Morfew, najbardziej towarzyski ze starszych uczonych, ch�tnie spe�niali�my �yczenia przybysz�w odpowiadaj�c na pytania dotycz�ce przesz�o�ci.
Wtedy te� us�yszeli�my relacje i niejasne pog�oski, kt�re sprawi�y, �e po raz pierwszy w swojej historii Lormt musia� poszuka� obro�c�w. Panuj�cy w Estcarpie chaos u�atwia� dzia�anie nie skr�powanym niczym ludziom, kt�rzy z �atwo�ci� mogli zaj�� si� rozbojem. W dodatku obudzone w Escore z�o nie zawsze pozostawa�o w jego granicach. W taki oto spos�b zosta�em dow�dc� oddzia�u z�o�onego z miejscowych ch�opc�w i nielicznych maruder�w ze Stra�y Granicznej. Moim zast�pc� by� Darren z Karstenu. Wysy�ali�my zwiadowc�w i wystawiali�my warty w�r�d okolicznych wzg�rz, chocia� to raczej surowe zimy ostatnich lat bardziej nas chroni�y przed bandyckimi napadami.
Wracaj�c z obchodu wart, po raz pierwszy wystawionych tej wiosny, natkn��em si� na niewielk� kotlink� okolon� resztk� dawnego lasu. Powietrze nape�nia� tak s�odki zapach, �e �ci�gn��em wodze mojego kuca i spojrza�em na ziemi�. Zobaczy�em k�p� kwiat�w zwanych przez pasterzy p�noc� i po�udniem, kt�re ros�y tylko w pobli�u Lormtu; ich ciemne g��wki o dziewi�ciu p�atkach ko�ysa�y si� na wietrze. Zsun��em si� z siod�a, kulej�c podszed�em do nich i zerwa�em cztery. W powrotnej drodze trzyma�em je bardzo ostro�nie, gdy� chcia�em podarowa� Nolar t� zapowied� wiosny.
Zasta�em j� z Morfew. Na bladej twarzy Nolar ostro odcina�a si� plama na policzku, przyrodzone znami�; to przez nie unikali jej ludzie zbyt t�pi, �eby dostrzec co� wi�cej ni� cia�o - dzieln� i pi�kn� dusz� tej kobiety.
- Na pewno mia�a ci�kie �ycie, a kiedy tu przyby�a, by�a prawie dzieckiem. Poza tym za cz�sto przys�uchiwa�a si� temu, co m�wi�a pani Nareth, ta za�... - wchodz�c, us�ysza�em z�o�liw� nut� w g�osie Nolar - zawsze trzyma�a si� na uboczu. Arona jest dobra, inteligentna i naprawd� kocha swoj� prac�. D�ugo mia�am nadziej�, �e z czasem znikn� uprzedzenia i gorycz nape�niaj�ce jej serce. My�l�, i� gdyby zechcia�a, mog�aby mi zaufa�, chocia�by dlatego, �e jestem kobiet�. Jest nas tu tak niewiele. Dlatego w�a�nie przys�uchiwa�a si� Nareth. Nie widz� bowiem innego powodu, dla kt�rego dziewczyna tak inteligentna jak Arona mog�aby wytrzyma� z kim� r�wnie aroganckim. A teraz, kiedy Nareth si� zestarza�a... No c�, jeszcze raz spr�buj�, ale je�li zacznie pyszni� si� i wywy�sza� tak jak Nareth...
- My�l�, moja c�rko, �e Arona jeszcze nie zdo�a�a si� zmieni�, gdy� ka�d� zmian� uwa�a za niebezpieczn�. W tych murach przebywa wiele podobnych do niej os�b. A jednak lubi ciebie. Widzia�em, jak ci� obserwowa�a na jednym z naszych spotka�. Najwyra�niej toczy ze sob� walk� - powiedzia� powoli Morfew.
- A czy ktokolwiek wi�cej ukrywa przed pozosta�ymi swoj� wiedz�? - odparowa�a Nolar. - Porozmawiam z ni�... Lecz je�li powt�rzy, �e nie zamierza podzieli� si� ze mn� tym, co wie, dlatego �e trzymam z Duratanem...! - Nolar waln�a pi�ci� w st� tak mocno, �e a� podskoczy� stoj�cy przed Morfew ka�amarz.
- Co masz na my�li m�wi�c o Duratanie? - Opar�em jedn� r�k� na jej ramieniu, drug� podsuwaj�c przed twarz kwiaty. Zaszed�em j� chy�kiem, nie zauwa�ony, od ty�u.
Popatrzy�a na mnie przez chwil�, potem za� roze�mia�a si� szeroko i pokr�ci�a g�ow�.
- Nie pr�buj mi dowodzi�, Duratanie, �e to nie marnotrawstwo. Arona mog�aby zaoferowa� nam tak du�o! Nie tylko siebie jako urodzon� kronikark� ratuj�c� przesz�o��, ale g��wnie przekaza� nam dzieje jednej z kobiecych wiosek swojej rasy, legendy, kt�re otworzy�yby niekt�re zamkni�te dzisiaj drzwi. Wiesz przecie�, �e mog�oby to pom�c G�rskiemu Soko�owi! - Westchn�a i m�wi�a dalej: - Mam zaleg�� prac�, a mimo to spr�buj� jeszcze raz, sprawdz�, czy ufa mi cho� troch�. Mo�e uda mi si� teraz, kiedy pani Nareth nie mo�e ju� przeszkodzi�.
Dwa dni p�niej przysz�a do mnie z triumfalnym b�yskiem w oczach.
- Uda�o si�! Arona pozwoli mi przejrze� swoje skarby pod warunkiem, �e zrobimy to tylko we dwie. Musz� wi�c znikn�� i pogr��y� si� na jaki� czas w �wiecie kobiet, ty za� podczas mojej nieobecno�ci b�dziesz m�g� w pe�ni doceni� moj� warto��.
U�miechn�a si�, przy�o�y�a dwa palce do ust, dotkn�a nimi moich i odesz�a, pozostawiaj�c za sob� s�odki zapach kwiat�w p�nocy i po�udnia.
ROZDZIA� PIERWSZY
UCZONA DAMA W LORMCIE
Samotny je�dziec mozolnie zje�d�a� w d� g�rskim szlakiem. Jego br�zowa opo�cza z kapturem zlewa�a si� z br�zowoszar� sier�ci� mu�a, tak �e obaj wygl�dali jak jeszcze jeden cie� na brunatnym zboczu. Zniszczone podr�ne sakwy wydawa�y si� do�� du�e, by pomie�ci� niezb�dne drobiazgi i zapasow� odzie�, a d�ugie sk�rzane cylindry przywi�zane z boku siod�a pozwala�y przypuszcza�, �e je�dziec mo�e by� �ucznikiem - albo pos�a�cem.
M�oda uczennica strzeg�ca wej�cia do Lormtu rozpozna�a w nich futera�y na zwoje pergaminu. Siod�o mu�a, cho� podniszczone i wyblak�e, uzna�a za prawdziwe arcydzie�o sztuki rymarskiej - oryginalny wyr�b Jommy'ego syna Einy, chyba �e Nolar na niczym si� nie zna�a. Szczup�a posta� w spodniach, kt�ra zsiad�a z mu�a przy bramie i rozejrza�a si� dooko�a, nie by�a wiejskim ch�opakiem, lecz niewiele od Nolar m�odsz� dziewczyn� o ostrych rysach twarzy i ciemnych w�osach ludu Sokolnik�w.
Na widok obcej uczennica zatrz�s�a si� ze strachu. Macocha Nolar, te� Sokolniczka, nienawidzi�a jej naznaczonej przyrodzonym pi�tnem twarzy. Ale nowo przyby�a, cho� nale�a�a do tej samej rasy, po prostu spojrza�a na Nolar z ulg� i powiedzia�a:
- Dobry wiecz�r, siostro. Jestem Arona c�rka Bethiah z Nadrzecznej Wioski. Czy mog� zobaczy� kt�rego� z uczonych? Nie m�czyzn�, lecz kobiet� - je�li to mo�liwe.
- Nazywam si� Nolar z Maroney - odpar�a zaskoczona stra�niczka. Przebieg�a my�l� wszystkie uczone pracuj�ce w Lormcie. Dama Rhianne zawsze wita�a z rado�ci� ka�d� now� uczennic�, ale by�a ju� stara i najcz�ciej tylko podrzemywa�a w s�o�cu. Nolar zna�a par� uczennic b�d�cych jednocze�nie pomocnicami i kilka starszych od nich kobiet zajmuj�cych niewiele lepsz� pozycj�. Pozosta�a tylko jedna. Nolar westchn�a i wezwa�a pos�a�ca. Kiedy ch�opak si� zjawi�, o�wiadczy�a lakonicznie:
- Go�� do uczonej damy Nareth, je�li zechce go przyj��.
- Czy jeste� dam� z ludu Sokolnik�w? - Ch�opiec otwarcie zmierzy� spojrzeniem Aron�.
- By�� dam� - odrzek�a kr�tko tamta. - Dawny spos�b �ycia przemin�� na zawsze. Nie mog�am tego znie��. - M�wi�a bezpo�rednio do Nolar, ignoruj�c ch�opca, jakby go tu w og�le nie by�o. - Nie chcia�am, �eby nasze dzieje posz�y w zapomnienie z powodu rarilha.
Widz�c zdziwienie Nolar Arona wyja�ni�a z u�miechem:
- Chodzi mi o �wiadome i celowe pomini�cie jakiego� wydarzenia. Kronikarze-m�czy�ni maj� bowiem dziwne pogl�dy na temat tego, co jest wa�ne, a co nie. - Przyjrza�a si� uwa�nie twarzy Nolar i spyta�a: - Patrzysz na mnie tak ponuro... czy si� mnie boisz?
Nolar obla�a si� rumie�cem i wyj�ka�a:
- Pani, ja... �ona mojego ojca pochodzi�a z twojego ludu.
- Czy znam jej imi� i klan? - Arona unios�a brwi. Nast�pnie zada�a uczennicy kilka lakonicznych pyta�, a potem gwizdn�a. - Ciotka Lennis M�ynarki! To gniewny, uparty klan. M�j za�, jak powiadaj�, jest bardzo dumny i niezwykle impulsywny. R�d Mari Anghard znaj� nawet cudzoziemcy, przynajmniej ze s�yszenia. Teraz to Nolar zagwizda�a z wra�enia.
- Anghard? Tej, kt�ra by�a nia�k� tr�jki dzieci-czarownik�w?
- Tej samej. - Twarz Sokolniczki rozja�ni� szczery u�miech. Wyj�a z sakwy �cierk� oraz zgrzeb�o i zacz�a czy�ci� mu�a, m�wi�c r�wnocze�nie z o�ywieniem i rozgl�daj�c si� za wod�. Mu� ju� szczypa� traw� rosn�c� przy bramie. Wtedy roze�mia�a si� i doda�a: - Bywam bardzo uparta. Kiedy� mia�am mu�a, kt�rego m�j kuzyn Jommy nazwa� moim imieniem i do dzi� Jommy'emu wydaje si�, �e o tym nie wiem.
Rozmawia�y ze sob� weso�o, a� do powrotu pos�a�ca.
- P�jdzie pani ze mn�, pani Arono - o�wiadczy�.
Pos�ucha�a, prowadz�c mu�a, dop�ki nie dotarli do stajni, gdzie pozostawi�a go pod opiek� s�ug Lormtu.
Uczona dama Nareth by�a w starszym wieku, mia�a przypr�szone siwizn� kasztanowate w�osy i szare, przenikliwe oczy.
- Usi�d�, dziewczyno - rozkaza�a wskazuj�c krzes�o i kielich z winem na ustawionym pod �cian� stole. Arona z wdzi�czno�ci� wypi�a �yczek. - Jak rozumiem, masz dla mnie kilka zwoj�w. Czy wiesz, co zawieraj�?
- Sama napisa�am i skopiowa�am wi�kszo�� z nich - odpar�a ch�odno ura�ona Sokolniczka. - By�am kronikark� naszej wsi, dop�ki rada starszych, dla zachowania spokoju, nie zdecydowa�a si� powierzy� tej funkcji ch�opcu, jednemu z uciekinier�w. Pochodz� z wioski nad Sokol� Rzek�, pod Sokol� Turni�. Jest to opowie�� o naszym �yciu.
Nareth przyjrza�a si� jej uwa�nie, po czym si�gn�a wypiel�gnowan� r�k� po jeden ze zwoj�w. Rozwin�a go, spochmurnia�a i rzek�a:
- Nie m�wisz w nim nic o Gnie�dzie ani o �yciu Sokolnik�w, a przecie� nale�ysz do ich rasy. Oczywi�cie �yj� oni z dala od swoich kobiet.
- Widywa�y�my ich bardzo rzadko i dzi�ki niech b�d� za to Wielkiej Bogini - odpali�a zirytowana do g��bi Arona. - To jest opowie�� o naszym �yciu, nie ich. Mamy w�asne �ycie, krewnych, pie�ni, opowie�ci i d�ug� histori�. Nasze dzieje niewiele maj� wsp�lnego z tym, co m�czy�ni uwa�aj� za wa�ne, to znaczy z wojnami i bitwami. Dlatego wola�am nie spotka� si� z uczonym-m�czyzn�.
Szare oczy Nareth zab�ys�y, lecz jej surowa blada twarz nie zmieni�a wyrazu.
- Uspok�j si�! I powiedz mi, jaka m�dro�� kryje si� w tych zwojach, �e warto by�o odby� dla niej tak d�ug� podr�? Czy zdajesz sobie spraw�, �e nie interesuj� nas informacje o tym, �e kobieta jakiego� Sokolnika urodzi�a mu syna i kiedy, o tym, ile ziarna wydano po zbiorach ka�dej kobiecie, ani o tym, kt�ra z nich wyrwa�a drugiej w�osy z g�owy, dlatego, �e jej m�czyzna okazywa� tamtej wzgl�dy, tak jak nie obchodzi nas, czy pok��ci�y si� o garnki, czy o wst��ki.
Wargi Arony zbiela�y, a jej piwne oczy ciska�y b�yskawice. Odpar�a nienaturalnie cienkim g�osem:
- My nie rodzimy syn�w �adnemu m�czy�nie. Rodzimy dzieci dla naszych klan�w i musimy patrze�, jak kradn� nam syn�w, kiedy ci zaczynaj� chodzi� albo jeszcze wcze�niej. Niczego nam nie dano. To, co posiada�y�my, by�o dzie�em naszych r�k i umys��w. I wiele razy zmuszone by�y�my patrze�, jak rozw�cieczeni Sokolnicy niszczyli to wszystko. - Podnios�a dumnie g�ow� i m�wi�a dalej: - Nasze kroniki obejmuj� dzieje dwudziestu kobiecych pokole�, si�gaj� czas�w, gdy by�y�my kr�lowymi w naszej ojczy�nie, Dalekim Brzegu. Kres naszej w�adzy po�o�y�a inwazja uzbrojonych m�czyzn. Nasz lud uleg� ich przewadze. Musia�y�my wyw�drowa� do obcej krainy, samotne, pozbawione wszystkiego. Ale chocia� nasi m�czy�ni zwr�cili si� przeciwko nam, nas wini�c za swoje pora�ki w tej wojnie, przetrwa�y�my z�e czasy i zbudowa�y�my nowe, dostatnie �ycie. Widz� jednak, i� to wcale nie obchodzi Lormtu! Wybacz mi, s�u�ko tej tu uczonej. Powinnam by�a wiedzie�. - I ku przera�eniu Nolar m�oda Sokolniczka wy buchn�a p�aczem.
Pani Nareth, mimo �e mia�a ch�� wyp�dzi� j� z powodu wyj�tkowego grubia�stwa, nie zrobi�a tego. Nie pozwoli� na to jej umys� naukowca, logiczny, obiektywny i oboj�tny.
- Jeste� przepracowana i wyczerpana - stwierdzi�a oboj�tnym tonem. - Wybaczam ci ten wybuch. Mo�esz zamieszka� w skrzydle przeznaczonym dla naszych s�u�ebnych i kobiet-uczonych. W refektarzu znajdziesz jedzenie. Przeczytam te zwoje i sama oceni�, ile s� warte. Ostrzegam ci� wszak�e, nie wa� si� histeryzowa� w mojej obecno�ci. Jeste�my przede wszystkim uczonymi, a dopiero potem kobietami.
Arona podnios�a oczy. Pani Nareth skin�a g�ow� i powiedzia�a ostrym tonem:
- Dzi�kuj� ci, dziewczyno. Mo�esz odej��.
Kiedy Sokolniczka odesz�a, Nareth pomy�la�a z �alem o swojej w�asnej nauczycielce, uczonej imieniem Rhianne. Rhianne przyjmowa�a pod swoje skrzyd�a ka�d� dziewczyn� nie jak matka, lecz jak swoje w�asne m�odsze wcielenie. Os�ania�a j� zaciekle, broni�a i smuci�a si�, kiedy, tak jak Nareth - pozostawia�y podopieczn�, by zaj�� si� znacznie dla siebie wa�niejszymi sprawami - prac� naukow� i kontaktami z innymi uczonymi.
Ona sama mia�a tylko uczni�w. W�a�ciwie gardzi�a przeci�tnymi dziewcz�tami. Wi�kszo�� z nich mia�a chwiejne charaktery, by�y s�abe na umy�le, je�li nie ca�kiem g�upie, a opr�cz tego s�u�alcze i przebieg�e. Bywa�y te� wrzaskliwe, niegrzeczne i przewra�liwione, ci�gle histeryzowa�y z powodu r�nych wymy�lonych zniewag. Rok w rok powstawa�y sytuacje, gdy te przekl�te fl�dry odwa�a�y si� oskar�a� tego czy owego mistrza o skandaliczne zachowanie. Trzeba by�o je wyrzuca� ze spo�eczno�ci uczonych.
Zdawa�a sobie dobrze spraw�, �e tak d�ugo, jak Arona pozostanie w Lormcie, co dzie� na nowo b�d� si� spiera�. Poczucie obowi�zku kaza�o jej wszak�e przeczyta� przywiezione przez Sokolniczk� zwoje i Nareth wiedzia�a, �e Arona nie powinna st�d zaraz odje�d�a�. N�kana ponur� wizj� pochodni przytkni�tej do beczki ze zje�cza�ym olejem, rozwin�a pierwszy zw�j. Na pocz�tku by� list od Arony, skierowany przecie� do Nareth (cho� nie wymienionej z imienia), napisany pi�knym, kaligraficznym pismem.
DO TEJ, KT�REJ MO�E TO DOTYCZY�
Wszystkie relacje o �yciu Sokolnik�w m�wi� tylko o m�czyznach i ich ptakach mieszkaj�cych z nimi w Sokolniczych g�rskich Gniazdach. Co do reszty, napisane jest: "Trzymaj� swoje kobiety z dala od siebie, w wioskach. Trzymaj� te� swoje psy w budach, konie w stajniach i syn�w w ��obkach". Czy kto� dostrze�e jak�� luk� w tym stwierdzeniu?
Ja, Arona c�rka Bethiah z klanu Damy Lisicy, Sokolniczka, postanowi�am wype�ni� t� luk�. Od dawien dawna, odk�d sulkarscy najemnicy wysadzili nas na waszym wybrze�u, i jeszcze wcze�niej, mia�y�my w�asne �ycie, tradycj� i kultur�. Mia�y�my nasze pie�ni, opowie�ci, nauczycielki i kronikarki, a ja jestem jedn� z nich.
Przyczyn� naszego upadku nie by�a si�a ani przemoc, ale pok�j i wolno��. Je�li tak si� sta�o, mo�e powinny�my zmieni� nasz spos�b �ycia, lecz ja mog� tylko �a�owa� tego, co odesz�o bezpowrotnie. Pod wieloma wzgl�dami by�o to dobre �ycie - by�y�my dumne, samowystarczalne i wolne, wyj�wszy rzadkie wizyty Sokolnik�w i ponure nast�pstwa tych�e odwiedzin. Spisa�am wi�c nasz� histori�, by nie zgin�a razem z nami, kiedy obr�cimy si� w proch.
Kronikarka Arona
ROZDZIA� DRUGI
SOKӣ SKWIRZY W NOCY
Sokoli ksi�yc w pe�ni, wielki i czerwony, wzeszed� nad lasem na wschodzie. Na zachodzie za� szara Sokola Turnia czerwieni�a si� w krwawym blasku gasn�cego s�o�ca. Kobiety z Nadrzecznej Wioski sta�y w niewielkich grupkach, szepcz�c co� w napi�ciu, ukradkiem zerkaj�c na turni�, jakby obawia�y si�, �e zostan� stamt�d dostrze�one, a potem opuszcza�y oczy.
Gdzie byli Sokolnicy? Pierwsza wiosenna pe�nia ksi�yca zawsze sprowadza�a tych dziwnych, zamaskowanych szale�c�w, kt�rzy zabierali ch�opc�w i p�odzili c�rki dorastaj�ce w kobiecych wioskach. Starsze niewiasty i dzieci, ukryte w jaskiniach, wygl�da�y z nich ostro�nie, w ka�dej chwili gotowe do ucieczki. Zdolne do rodzenia ochotniczki, kt�rych imiona pad�y podczas wiosennego losowania, otulone welonami pracowa�y w napi�ciu w przyleg�ych do chatek ogr�dkach, prawie si� nie odzywaj�c.
Chuda, zdenerwowana dziewczyna o kasztanowatych w�osach i piwnych oczach odsun�a welon, do kt�rego nie by�a przyzwyczajona.
- Opowiedz mi zn�w, jak to by�o ostatnim razem, ciociu Natho - szepn�a.
Stoj�ca obok niej kobieta obrzuci�a wzrokiem Sokol� Turni� i te� odpowiedzia�a szeptem:
- Naprawili Go�cinne Chaty i nar�bali nam kilka s�g�w drzewa. Przekopali rowy wok� dom�w i chocia� ignorowali nas przez kilka pokole�, urz�dzili wszystko tak, jakby�my naprawd� tutaj mieszka�y. Nie powiedzieli, dlaczego. Czy w kronikach s� o tym jakie� wzmianki?
Dziewczyna imieniem Arona pokr�ci�a g�ow� i podnios�a oczy. Chmury burzowe, jak zwykle tej wiosny, gromadzi�y si� na zachodzie. Niebo ciemnia�o. Natha c�rka Loriny, jedna z opiekunek m�odej kronikarki, podnios�a swoj� motyk� i motyk� Arony i ruszy�a w stron� paru chatek skupionych na kra�cu g�rskiego szlaku. Chaty by�y ma�e i puste, zbudowane z bali uszczelnionych glin�, mia�y niezdarnie powi�zane s�omiane strzechy i male�kie kamienne paleniska przy drzwiach. Sokolnicy zbudowali je dawno temu, gdy przybyli w te strony, a potem opu�cili wiosk�, by na w�asn� r�k� szuka� szcz�cia. Niekt�re kobiety m�wi�y, �e wygnano ich z powodu wyj�tkowo z�ego zachowania. Arona zastanawia�a si� nad tym.
Rozpali�a ognisko, podczas gdy ciotka Natha nala�a wody do starego glinianego garnka o wyszczerbionych brzegach. Arona roz�o�y�a na nier�wnej polepie rodzaj pos�ania, jakie zazwyczaj dawano zwierz�tom. Pasterka na s�u�bie uzna�aby t� chat� za odpowiednie schronienie, gdyby nie brak przewiewu i strach przed tym, co mia�o nast�pi�. Niejedna m�oda dziewczyna �pi�c w lesie z tego czy innego powodu mia�a mniej wyg�d. Przybywa�y tu bez broni i ozd�b, wyrzeka�y si� picia jasnego i ciemnego piwa; to wszystko sprawia�o, �e ich czuwanie mia�o w sobie co� religijnego. Czuj� si� �le tylko z l�ku przed tym, co mo�e mnie spotka�, powiedzia�a sobie w duchu Arona. I na chwil� nawet w to uwierzy�a.
Razem z Natha zjad�y skromny posi�ek z podr�nych racji �ywno�ciowych, popi�y wod�, potem my�y si� niezdarnie, gdy� mia�y tylko jeden garnek. Ledwie zd��y�y podzi�kowa� Tej, Kt�ra Strze�e Kobiet, kiedy dziwny odg�os poderwa� je na nogi. Arona podbieg�a do pozbawionego jakiejkolwiek os�ony otworu wej�ciowego i wysun�a g�ow� na zewn�trz. Wysoko w g�rze wartowniczka wyda�a d�wi�k przypominaj�cy ochryp�y skwir soko�a.
- Nadchodz�! - krzykn�a dziewczyna odwracaj�c si� do swojej towarzyszki. - Teraz!
Niewiele brakowa�o, a by�aby si� sp�ni�a. T�tent ko�skich kopyt zag�uszy� ostrze�enie wartowniczki. Arona zas�oni�a si� po�piesznie, z bij�cym sercem b�agaj�c Wielk� Bogini� o opiek�. Niewyra�ne sylwetki je�d�c�w mkn�y w d� traktem biegn�cym pomi�dzy miejscem spotka� a Sokol� Turni�.
Sokolnicy w ptasich maskach, w metalowych garnkach na g�owach i metalowych p�ytach okrywaj�cych ich kaftany z ha�asem wpadli do wioski na koniach, jakby �cigani przez wilki. D�ugie, zakrzywione no�e rze�nicze zwisa�y z ich pas�w, a wilcze w��cznie by�y przywi�zane do siode�. Zeskoczyli z koni i skierowali si� do prymitywnych domostw. Jeden z nich bez s�owa wzi�� Aron� za rami� i wepchn�� do chaty. Ostrze�ono j� podczas inicjacji, wi�c nie krzycza�a, chocia� czu�a w sercu gorycz i gniew, �e musia�a znie�� to trzykrotnie. Czy w ten spos�b powstawa�y w �onach kobiet c�rki? Czy w�a�nie to by�o najwa�niejsz� tajemnic� w ich �yciu, kt�r� tak bardzo chcia�a pozna�? Por�d te� by� bolesny i krwawy, ale trwa� znacznie d�u�ej. Zreszt� i Sokolnik�w najwyra�niej nie cieszy� czyn daj�cy pocz�tek dzieciom. Sprawiali bowiem wra�enie zagonionych i zdesperowanych. Zanim ostatni Sokolnik wywi�za� si� ze swego obowi�zku, rozleg� si� cichy okrzyk, chrapliwe na�ladownictwo skwiru wartowniczki i to bardzo blisko. Znajduj�cy si� w chacie m�czyzna zakl��, szybko porwa� swoje rzeczy i pobieg� do drzwi pop�dzaj�c przed sob� obie kobiety. Jaki� Sokolnik w z�otym he�mie sta� na placyku pomi�dzy niskimi cha�upkami.
- Kobiety! - warkn�� ochryple. - Musimy odjecha�. Zatrzymajcie waszych syn�w. Nie mo�emy ich teraz obejrze�. Zobaczymy ich p�niej. A teraz odejd�cie. - Popchn�� jedn� z nich kr�tkim, niebezpiecznie wygl�daj�cym no�em. Ta niezr�cznie przy�pieszy�a kroku, nie wa��c si� biec, dop�ki nie schroni si� w lesie. Pozosta�e ruszy�y za ni�, ka�da osobno. Dow�dca Sokolnik�w powiedzia� jeszcze g�o�niej i bardziej ochryple:
- Musimy to zrobi�. Wrogowie nie mog� was znale��. Wybaczcie nam.
Wyda� jaki� rozkaz szczekliwym g�osem i konni Sokolnicy sprawnie wjechali mi�dzy chaty i ogrody, tratuj�c wszystko, co mogli stratowa�, str�caj�c s�om� z dach�w i rozwalaj�c drewniane domostwa na oczach os�upia�ych, oniemia�ych kobiet. Potem za� odjechali na po�udnie, nie zapuszczaj�c si� w las, w kt�rym znajdowa�a si� prawdziwa wioska.
Po odje�dzie ostatniego Sokolnika Arona unios�a sukni� i wraz z reszt� m�odszych kobiet pobieg�a tajemnymi le�nymi �cie�kami do wygodnych, bezpiecznych dom�w pod drzewami. W�wczas to Natha c�rka Lorin wyda�a najpierw d�wi�k oznaczaj�cy, i� teren jest wolny, a po chwili nast�pny, ostrzegaj�cy o mo�liwym niebezpiecze�stwie. Arona zada�a sobie w my�li pytanie, o jakie niebezpiecze�stwo chodzi? Jacy wrogowie mogli by� gorsi od tych stwor�w o ptasich twarzach? P�niej wbieg�a do Domu Kronik, rzuci�a si� na ��ko i rozp�aka�a tak, jakby pogryz� j� jej ulubiony pies.
We wsi Cedrowy Szczyt dom i ku�nia Morghata Kowala p�on�y jak ogniska ku czci jakiego� rozgniewanego boga. Huana, �ona Morghata - nie, teraz wdowa po nim - po�piesznie st�umi�a szloch, spojrza�a w d� zbocza, na kt�re si� schroni�a, i zatka�a r�k� usta swojej c�rki. G�sta zas�ona drzew jak mur zas�oni�a widok przed oczami kobiet i same kobiety przed Psami z Alizonu. Ale wioskowy plac by� pusty.
Na oczach Huany z dom�w i stod� wysypali si� ludzie, biegn�c w stron� ku�ni, tam gdzie le�a�y nieruchome cia�a. W gromadz�cym si� t�umie dostrzeg�a niewiele kobiet; by�y one albo bardzo m�ode, albo bardzo stare. Wdowa po kowalu przy�o�y�a palec do ust i szepn�a:
- Zosta� tutaj, Leatrice, i zachowuj si� cicho, chyba �e przyjdzie tutaj kto� z naszych s�siad�w. - Zastanowi�a si� i dorzuci�a: - Je�li b�d� to sami ch�opcy, nie odpowiadaj, nawet je�li byliby to nasi s�siedzi.
- Wdrapi� si� na drzewo - obieca�a dziewczynka sp�oszona zachowaniem matki, lecz zarazem bardzo podniecona.
- Och - Huana j�kn�a - to niekobiece i nieprzystojne, ale my�l�, �e lepiej to zrobi�, ni� straci� szans� na ma��e�stwo - doda�a niech�tnie. - Wr�c� tu. - I dorzuci�a z naciskiem: - Je�eli nie wr�c� do nast�pnego zachodu s�o�ca, zaczekaj do �witu i spr�buj dotrze� do ciotki Markalli w Bli�niaczych Dolinach. I, Leatrice - je�li tam p�jdziesz, trzymaj si� bocznych dr�g! - Po czym bezszelestnie zesz�a ze zbocza.
Wydawa�o si�, �e wszyscy - kobiety, dzieci i starcy z wioski Cedrowy Szczyt - zgromadzili si� na centralnym placu. Niewiasty zawodzi�y tak g�o�no, �e mog�yby zbudzi� umar�ych. Huana przepchn�a si� przez t�um do miejsca, w kt�rym le�a�o cia�o jej ukochanego m�a Morgatha. Zabito go w jego w�asnej ku�ni. I za co? Kowalka powstrzyma�a szloch. �o�nierze za��dali, �eby podku� konie i naprawi� miecze i w��cznie. Pierwsze zrobi� dobrowolnie, ale upar� si�, �e to drugie przekracza jego mo�liwo�ci. Za to zabili go, spl�drowali i podpalili jego dom.
Ukl�k�a obok cia�a swego ma��onka, rozp�aka�a si� na widok krwi p�yn�cej z licznych ran i przy�o�y�a ucho najpierw do jego ust, a potem do piersi, sprawdzaj�c, czy mo�e oddycha. Nic nie us�ysza�a. Po�o�y�a wi�c r�k� na jego ustach i podnios�a ca�� zakrwawion�. Wtedy dopiero zobaczy�a, �e gruba koszula z szorstkiego p��tna zakrywa poder�ni�te gard�o.
Zawy�a teraz jak inne kobiety.
- Och, Morghacie, dlaczego im si� przeciwstawi�e�? M�wi�am ci, m�wi�am, zr�b, co ci ka��, i niechby sobie poszli. M�wi�am ci!
Z zalan� �zami twarz�, ocieraj�c nos fartuchem przepchn�a si� do studni i nie prosz�c o pozwolenie zanurzy�a ten sam fartuch w wiadrze, kt�re wyci�gn�a kt�ra� z s�siadek. P�niej wr�ci�a do zw�ok i umy�a je mokrym fartuchem najlepiej jak mog�a. Ale czy� zdo�a pogrzeba� go jak nale�y, kiedy w wiosce nie ma m�czyzn, kt�rzy wykopaliby gr�b? Rozejrza�a si� dooko�a, rozpaczliwie szukaj�c wzrokiem jakiegokolwiek krewnego, lecz zobaczy�a tylko swojego syna Oseberga, kt�ry na wiosn� mia� sko�czy� czterna�cie lat.
- Osebergu! - zawo�a�a przekrzykuj�c lamenty. - Osebergu, chod� tutaj!
Przyzwyczajony do pos�usze�stwa niezgrabny m�odzik przepcha� si� do jej boku.
- Musimy pogrzeba� twojego ojca - powiedzia�a cicho. Poblad�y ch�opak skin�� g�ow�, ona za� doda�a: - Biegnij do domu i zobacz, czy jest tam jaka� �opata, a je�li nie, to gdzie� poszukaj. Albo nie, najpierw pom� mi go przenie�� na nasze podw�rko.
Oseberg prze�kn�� �lin� i rozejrza� si� za kim�, kto m�g�by im pom�c. Napotka� spojrzenia Lishy, �ony piekarza. Podesz�a do nich i zapyta�a �agodnym tonem:
- Czy mog� wam pom�c?
Huana westchn�a z ulg� i obj�a ramionami s�siadk�.
- Och, jestem ci taka wdzi�czna za pomoc, kuzynko! Czy w twoim domu pozosta�a jaka� �opata albo szufla i czy tw�j m�� �yje? Och, Leatrice...! - Zni�y�a g�os: - Leatrice ukrywa si� przed �o�nierzami.
Lisha poklepa�a j� po ramieniu.
- Po�l� moich syn�w na poszukiwania. - Dostrzeg�szy przera�enie w oczach Huany, �ona piekarza skin�a ze zrozumieniem g�ow� i poprawi�a si�: - Po�l� Hann� i jej siostr�. B�dziemy potrzebowa�y naszych ch�opc�w do kopania grob�w i do pomocy przy odbudowie dom�w.
Teraz Huana poklepa�a po ramieniu kuzynk� i - ju� we troje - przenie�li cia�o na wypalone podw�rze przy ku�ni.
- Nie mog� tutaj pozosta�, gdy� Oseberg jest za m�ody, �eby przej�� ku�ni� po ojcu i jeszcze nie przesta� by� czeladnikiem. Kto zajmie si� teraz nami? Nie mamy tu bliskich krewnych - rzek�a Huana, ocieraj�c pot z czo�a.
- Co chcesz zrobi�? - zapyta�a praktyczna Lisha.
- Spr�bujemy dotrze� do mojej zam�nej siostry w Bli�niaczych Dolinach - odpar�a ponuro Huana. Nie u�miecha�o si� jej bowiem �ycie na �asce szwagra. Mog�a tylko si� modli�, �eby pom�g� poszuka� innego mistrza w jedynym zawodzie, jaki zna� siostrzeniec �ony. Ale dzi�ki temu ani ona, ani jej dzieci nie b�d� przymiera�y g�odem, nie b�dzie te� musia�a zarabia� na �ycie �ebranin� albo nierz�dem, a tutaj, w Cedrowych Szczytach, nie czeka� jej inny los. Przecie� po trzech najazdach w przeci�gu tylu� miesi�cy w wiosce pozosta�o przy �yciu niewielu m�czyzn mog�cych da� utrzymanie kobiecie samotnej, a co dopiero takiej, kt�ra zbli�a�a si� do trzydziestki i mia�a dwoje dzieci. Westchn�a ci�ko.
Lisha skin�a g�ow� i powiedzia�a ze wsp�czuciem:
- Odpocznijmy chwil� i przekonajmy si�, czy mo�emy poprosi� kogo� o pomoc. Potem, kiedy ju� pogrzebiemy razem Harolda i Morghata, b�dziemy mog�y z kolei pom�c innym.
Huana, kt�r� interesowa�o tylko jej w�asne nieszcz�cie, rzek�a po�piesznie z przera�eniem:
- Och, Lisho, jak�e mi przykro! Nie mia�am poj�cia, �e zabili r�wnie� Haralda.
- On pr�bowa� nas broni� - odpar�a tamta. Jej oczy pociemnia�y z gniewu i smutku. Dopiero wtedy Huana dostrzeg�a podart� sukni� i czepiec Lishy, kt�re �ona piekarza daremnie usi�owa�a doprowadzi� do �adu. Odsun�a si� od niej instynktownie. Je�eli jej s�siadka zosta�a zha�biona, zadaj�c si� z ni� podzieli�aby jej ha�b�, straci�aby swe dobre imi� i sta�aby si� prawdziwym wyrzutkiem.
Lisha wyd�a wzgardliwie wargi widz�c ruch Huany, ale powiedzia�a tylko:
- Czy zajmiemy si� pogrzebem? - A poniewa� to przede wszystkim nale�a�o zrobi�, obie kobiety i ich synowie zacz�li kopa� groby dla swoich bliskich.
Po ostatnim napadzie wioska bardzo zubo�a�a. Owin�wszy r�ce szmatami kobiety i dzieci grzeba�y w ruinach dom�w w poszukiwaniu wszystkiego, co mog�o si� przyda�: �elaznych garnk�w, kilku cho�by talerzy czy sztu�c�w, resztek narz�dzi gospodarskich. Huana i Lisha zdo�a�y z�apa� kilka kur, kt�re uciek�y z wrzaskiem, kiedy napastnicy wpadli do wsi. Leatrice uda�o si� przywo�a� starego os�a nale��cego do wioskowego kap�ana, kt�rego to figlarne dziecko z jakiego� powodu serdecznie nie znosi�o.
- No c�, kap�an nie odczuje braku os�a tam, gdzie teraz jest - orzek�a Huana i zaraz przesta�a o tym my�le�. Oczywi�cie, nie zamierza�a m�wi� tego c�rce.
Wtedy niebo nagle pociemnia�o, ziemia zatrz�s�a si� pod nogami, co� w niej zaburcza�o i czkn�o niby w brzuchu cierpi�cego na niestrawno�� olbrzyma.
- Uciekajmy! - krzykn�a Huana, zaprzestaj�c poszukiwa�. Przerzuci�a przez rami� ci�ki tob� z ocala�ym dobytkiem i klepn�a syna po siedzeniu. Oseberg syn kowala spojrza� na matk� z oburzeniem, podni�s� r�wnie wielki t�umok i przekaza� klepni�cie siostrze. Lisha i jej pi�cioro dzieci posz�y za nimi. Reszta oszo�omionych, pozbawionych m�skiego przyw�dztwa kobiet do��czy�a si� do nich tak szybko, jak im na to pozwala�y ci�kie tobo�y, kt�re nios�y. Nie by�a to cicha ucieczka. Byd�o rycza�o, dzieci szlocha�y, uwi�zione w klatkach kury gdaka�y, a nieliczne os�y i mu�y porykiwa�y.
Na szcz�cie nikt ich nie szuka� i nie �ciga�. Wstrz�s nie by� bowiem dzie�em ludzi, ale bog�w.
Ta niewielka, przemoczona do nitki grupa uciekinier�w szuka�a przej�cia pomi�dzy drzewami i ska�ami, brn�a przez lepkie b�oto, �liski mech i kolczaste krzaki po stromym zboczu i najszybciej jak mog�a oddala�a si� od �r�d�a gro�nego zjawiska. Dzieci si� przewraca�y i trzeba je by�o podnosi�. Udr�czone matki szczodrze rozdawa�y klapsy, zmuszaj�c potomstwo do dalszej w�dr�wki. Niemowl�ta kwili�y z g�odu i strachu. Kiedy tak mozolnie pi�to si� w g�r�, rozbrzmiewa�y gniewne okrzyki i odg�osy k��tni. Ci�kie od b�ota suknie kobiet dar�y si� o kolce. Yelen, �ona cie�li, szczebiota�a bez przerwy swoim s�odkim g�osikiem, od kt�rego s�uchaj�cym robi�o si� niedobrze:
- No, no. Ptaszki w gniazdach zawsze �yj� w zgodzie!
- Och, zamknij si�! - warkn�a z w�ciek�o�ci� karczmarka Gondrin.
- Przeszli�my za wiele - powiedzia�a z powag� i namaszczeniem Lisha do id�cej obok Huany. Ich dzieci odwa�nie, w milczeniu wspina�y si� po zboczu. - Jeste�my teraz �miertelnie zm�czeni.
Huana spiorunowa�a wzrokiem t� zha�bion� by� mo�e kuzynk�: jakim prawem udaje kap�ank�? Kt� j� mianowa�?
Wyczerpane i przera�one, prawie nie zwr�ci�y uwagi na to, �e min�y ju� szczyt stromego wzg�rza i zbocze zacz�o si� obni�a�. A gdy wreszcie znalaz�y wzgl�dnie wolne od dzikich r� i je�yn przej�cie, dopiero po jakim� czasie zorientowa�y si�, o co chodzi. Leatrice c�rka kowala odezwa�a si� pierwsza:
- �cie�ka, mamo! �cie�ka! Zastanawiam si�, dok�d prowadzi?
- �cie�ka, �cie�ka! - zawo�a�a najbardziej zm�czona i najmniej rozwa�na z uciekinierek.
- �cie�ka, ale dok�d? - zapyta�a ostro Huana. - Czy znamy tych, kt�rzy j� wydeptali? A je�li odp�dz� nas od swoich drzwi jak �ebrak�w?
- Tak jak ty zawsze to robi�a� - szepn�a karczmarka tak g�o�no, �eby wszyscy j� us�yszeli.
- Mo�e ta �cie�ka prowadzi do nieprzyjacielskiej twierdzy? - powiedzia�a z l�kiem Yelen �ona cie�li.
- A mo�e do bezpiecznego schronienia - odrzek�a rezolutnie Leatrice. Potem wszyscy zacz�li m�wi� naraz i coraz to inny g�os na chwil� przebija� og�ln� wrzaw�, a� Huana j�kn�a:
- Och, gdyby�my cho� na kr�tko mieli ze sob� m�czyzn�, kt�ry by nas poprowadzi�! - To stwierdzenie zyska�o jej g�o�n� aprobat� wszystkich obecnych.
- Ale nie mamy - warkn�a Lisha - ustalmy wi�c jak doros�e kobiety, co trzeba zrobi�. Te, kt�re chc� i�� dalej, niech zgromadz� si� obok mnie. Te za�, kt�re nie chc�, niech si� zdecyduj�, jak zamierzaj� post�pi�. Je�li o mnie chodzi, id� dalej. Cokolwiek nas czeka, nie b�dzie tak straszne jak noc sp�dzona samotnie w lesie, chyba �e - jak powiedzia�a� - jest to nieprzyjacielski ob�z. Ale mo�emy przecie� wys�a� kogo�, kto by to sprawdzi�. Egilu? - zwr�ci�a si� do swojego najstarszego syna.
- Pewnie, mamo - odpowiedzia� pocieszaj�co m�odzieniec. Mia� prawie siedemna�cie lat i ju� usi�owa� zapu�ci� w�sy.
- A wi�c ustalone - odrzek�a weso�o Lisha. - Robi si� ciemno. Czy spr�bujemy rozbi� tu ob�z, czy te� p�jdziemy dalej?
- Je�eli rozbijemy tutaj ob�z, czy nie napadn� na nas dzikie zwierz�ta? - zapyta�a dr��cym g�osikiem jaka� dziewczynka.
- Nie napadn�, je�li rozpalimy ognisko - odpar� z przyjazn� drwin� w g�osie Egil.
- A je�eli to zrobimy, czy nie zauwa�� nas i nie napadn� na nas dzicy m�czy�ni? - spyta�a bardziej rozs�dnie kt�ra� ze starszych niewiast.
Lisha zastanawia�a si�, a tymczasem jej towarzyszki zn�w zacz�y papla�. - B�dziemy musieli czuwa� na zmian� - powiedzia�a w ko�cu. - Czy kto� ma co� d�ugiego i ci�kiego albo ostrego? Wid�y? N� kuchenny?
- Czy wystarczy starszych ch�opc�w, kt�rzy by trzymali stra�? - zapyta�a z niepokojem Yelen pr�buj�c na oko okre�li� ich liczb�.
Gondrin wzi�a do r�ki gruby kij.
- Je�eli Lisha stanie pierwsza na warcie, b�d� jej towarzyszy� - o�wiadczy�a. - Gdyby co� si� zbli�a�o, uprzedz� was. - Zauwa�y�a, i� Yelen spojrza�a ze strachem na ch�opc�w, i doda�a szyderczo: - Och, doro�nij wreszcie, Yelen, i nie sk�adaj jeszcze swojego brzemienia na ich barki. Czy kto� stanie ze mn�?
Leatrice rozejrza�a si� dooko�a i jej wzrok spocz�� na �opacie, kt�r� kopano gr�b dla jej ojca.
- Jestem z wami - odpar�a odwa�nie.
- Nie, nie ma mowy - Oseberg odepchn�� j� na bok. - To moja sprawa. Teraz ja jestem g�ow� rodziny.
- Osebergu, id� z nimi - zdecydowa�a Huana.
Kobiety i dzieci spa�y tej nocy niespokojnie na wilgotnej ziemi. Las wype�nia�y to dziwne odg�osy, to jeszcze od nich dziwniejsza g��boka cisza. Sprawuj�ce wart� kobiety i ch�opiec dr�eli ze strachu i wyczerpania, �akn�c tak niewielkiej wygody jak roz�o�ony na zimnej �ci�ce p�aszcz. Z trudem bronili si� przed drzemk�. P�niej Oseberga, Gondrin i Lish� zast�pi� Egil, Leatrice i - w ostatniej chwili - Huana, kt�ra nie chcia�a, �eby jej dziewicza c�rka pozosta�a po zachodzie s�o�ca sam na sam z dorastaj�cym m�odzie�cem. Zawiedziony ch�opak ukradkiem obrzuci� j� obra�onym wzrokiem. Huana przechwyci�a to spojrzenie i u�miechn�a si� z satysfakcj�, poniewa� obserwowa�a tych dwoje od d�u�szego czasu.
Uciekinierzy obudzili si� w zimnym, mokrym lesie. Ognisko prawie zgas�o. Kobiety poszuka�y w tobo�kach jedzenia, znalaz�o si� kilka jajek zniesionych przez zabrane ze wsi kury. Ich jedyna koza nie mia�a mleka. Egil syn piekarza o�wiadczy� nie znosz�cym sprzeciwu tonem, �e on i pozostali ch�opcy zastawi� pu�apki na drobn� zwierzyn� i w ten spos�b nakarmi� swe g�odne rodziny.
- Zaczekajcie tutaj - rozkaza�.
Yelen wyrazi�a zgod� dr��cym g�osem, Lisha za� da�a im czas a� do przedpo�udnia. Kobiety wykorzysta�y ten czas na sprawdzenie i przepakowanie tobo��w. Wybuch�o te� kilka k��tni o resztki po�ywienia.
Ci, kt�rzy sprawowali pierwsz� i drug� wart�, odpoczywali teraz. Leatrice i jej matk� zast�pi�y Lowri c�rka Lishy i uparta, k��tliwa stara wdowa imieniem Melbrigida z gospodarstwa na skraju wsi. Ch�opcy wr�cili z pustymi r�kami, z wyj�tkiem Egila, kt�ry znalaz� kilka kwa�nych jab�ek. Nawet i to ucieszy�o zm�czonych uciekinier�w. Podnie�li swoje tobo�y i ruszyli w dalsz� drog�.
Za pierwszym dniem nadszed� drugi, zimny i s�otny. Byli g�odni. Zacz�a si� dziwna m�awka. By�a nieprzyjemna, wydawa�a si�, jak zmieszana z popio�em z ogniska. Ziemia przesta�a dudni�, lecz chmury nadal jarzy�y si� niesamowit� pomara�czow� barw�, jakby same niebiosa si� pali�y. Huana i Lisha ju� nie mog�y dalej i�� i przysiad�y na ziemi, p�acz�c bezsilnie.
P�niej dobieg�o ich sk�d� gruchanie go��bia. Mg�a zrzed�a, ukazuj�c w oddali wysok� poszarpan� turni�. Bli�ej, na p�nocy, dostrzegli niewyra�ne zarysy otulonego mg�� �a�cucha g�rskiego. Pod nimi rozci�ga�a si� lesista dolina. Go��b zn�w zagrucha� i jego gruchanie zamieni�o si� w skwir soko�a. Huana podnios�a g�ow� i zobaczy�a z przera�eniem, �e z chmur wynurzy� si� wielki ptak o g�owie kobiety.
Ptak zatoczy� kr�g wysoko w g�rze i stopniowo zni�aj�c lot zbli�y� si� do grupy zmokni�tych, ub�oconych uciekinier�w, po czym zawis� w powietrzu. Stara Melbrigida, kt�rej m�� s�u�y� kiedy� u pewnego wielmo�y, o�wiadczy�a:
- Przecie� to jastrz�bica. Chod� tutaj, moja �liczna, chod� do mamy. - Przezornie owin�a rami� szalem i wyci�gn�a je przed siebie. Ptak zlecia� lekko na wy�ci�k� i zag��bi� w niej szpony.
- Nad rzek� jest dla was schronienie - powiedzia� ludzkim g�osem - i �wi�tynia w dolinie. Je�eli wszystkie kobiety s� waszymi siostrami, mo�ecie tam wej�� jako siostry, matki i c�rki. Pozwalam wam na to.
- Kim jeste�? - szepn�a przera�ona Huana kre�l�c w powietrzu znak chroni�cy przed z�em.
- Jestem bogini� - odrzek� r�wnie cicho ptak. - Ze zwyczajnej dziewczyny sta�am si� �ywym duchem zemsty, a zemsta moj� jedyn� nadziej� na sprawiedliwo��. Teraz za� jestem duchem opieku�czym. Z��cie przysi�g� na solidarno�� kobiec�, gdy� te, kt�rych strzeg�, przywi�zuj� do niej wielk� wag�.
- Przysi�gam i to z rado�ci� - odpar�a spiesznie Lisha. - Czy� jest w�r�d nas taka, kt�ra by tego nie zrobi�a? Zak�adaj�c, �e ufacie temu ptakowi i tym, kt�re go wys�a�y. Ja mu ufam.
Gondrin zrobi�a kilka krok�w do przodu.
- M�j zaw�d wymaga znajomo�ci ludzi, dlatego radz� wam, chod�my za tym ptakiem.
Lisha przyjrza�a si� swoim towarzyszkom niedoli. �adna z nich nie posz�a inn� �cie�k� ani nie zawr�ci�a.
- Prowad� nas wi�c, Pani Jastrz�biec - powiedzia�a. - Je�li o mnie chodzi, p�jd� za tob�. Chod�cie, dzieci. - Podnios�a zn�w sw�j tobo�ek, zarzuci�a go na plecy i ruszy�a przed siebie.
Ptak, kt�ry przylecia� wczesnym rankiem, odlecia� dopiero p�nym popo�udniem. Panuj�cy w lesie p�mrok zg�stnia�. Niewielka grupka uciekinier�w posuwa�a si� �cie�k� powoli, z l�kiem. Nagle Leatrice, kt�ra sz�a prawie na przedzie, rozgl�daj�c si� dooko�a z ciekawo�ci�, tr�ci�a �okciem swoj� matk�.
- Mamo, sp�jrz mi�dzy drzewa. Czy to nie jest dom? Huana wyt�y�a wzrok, ale zobaczy�a tylko niewielki cie�, kt�ry m�g� by� wszystkim. Wzdrygn�a si�.
- Nie zwracaj na to uwagi, Leatrice - szepn�a. - Jedni bogowie wiedz�, kto mo�e tam mieszka� zupe�nie sam, jak dzikie zwierz�.
Leatrice zat�skni�a na chwil� za swoim ojcem, kt�ry nie ba� si� niczego, podczas gdy jej matka by�a taka strachliwa. P�niej rezolutnie poprawi�a ci�ki tob� na plecach i nadal rozgl�da�a si� bacznie. Tutaj dostrzeg�a niewyra�ne cienie, tam za� �cie�ki i wiele rzeczy, kt�re mog�y by�, albo nie by� oznak� ludzkiej obecno�ci. Wreszcie zdoby�a niezbity dow�d, zauwa�y�a bowiem blask ognia prze�wiecaj�cego przez szpary w okiennicach. Zn�w szturchn�a matk� �okciem. Huana powiedzia�a niech�tnie:
- To mo�e by� jaki� dom. - A p�niej j�a rozmawia� z innymi kobietami.
- B�d� papla�y tak przez ca�� noc - powiedzia� z oburzeniem Egil. - Czy obudzimy gospodarzy?
- Czy got�w jeste� walczy� z nimi, je�li to bandyci albo zmiennokszta�tni? - zapyta�a Leatrice.
Jej brat wykrzywi� szyderczo wargi.
- Nie powinienem by� pyta� dziewczyny - o�wiadczy� wymawiaj�c ostatnie s�owo tak, jakby by�a to najgorsza obelga.
Leatrice przepchn�a si� przed niego i zobaczy�a przed sob� drzwi.
- Pomocy! - zawo�a�a. - Pom�cie nam. Zab��dzili�my, umieramy z g�odu, nie ma w�r�d nas m�czyzn i nie zrobimy wam nic z�ego. Prosz�, pom�cie nam.
Egil zakl�� s�ysz�c te babskie lamenty.
Drzwi otworzy�y si�. Na progu stan�a chuda, czternastoletnia dziewczyna. Przetar�a ze zdziwienia oczy i odpar�a:
- Zawo�am starszych, siostro. Jak masz na imi�. I - co to znaczy "m�czyzn"?
Obudzona z ci�kiego, niespokojnego snu Arona ze zdumieniem patrzy�a na obcych. By�o ich tak wielu. Nigdy w �yciu nie mieszka�a z tyloma lud�mi, nawet nigdy nie widzia�a tylu naraz! M�wi�y tym samym j�zykiem, jakim pos�ugiwa�y si� jedyne cudzoziemki, kt�re zna�a - C�rki Gunnory przybywaj�ce co roku, by z nimi handlowa�, oraz dziwna w�adczyni mocy nazywaj�ca siebie Dysydentk�. Wiatr szarpn�� otwartymi drzwiami jej domu, wdmuchuj�c do wn�trza pierwsze krople deszczu, zapowied� burzy, jaka mia�a rozp�ta� si� tej nocy. Przypomnia� jej w ten spos�b o zasadach dobrego wychowania.
- Wejd�cie i usi�d�cie przy moim ognisku - powiedzia�a z trudem w tym samym j�zyku. - Jestem Arona, c�rka Bethiah z Klanu Damy Lisicy, uczennica Kronikarki. Mojej mistrzyni nie ma w domu, ale mo�ecie wej��.
St�oczyli si� w chacie, jakie� p�tora tuzina przemoczonych cudzoziemc�w. Dziewczyna zagryz�a wargi. Nie chcia�a zostawia� ich samych, musia�a jednak zawiadomi� swoich. Po namy�le wysun�a g�ow� na dw�r i wyda�a okrzyk oznaczaj�cy "niezidentyfikowani obcy, k�opot, cho� niezbyt wielki". Zadowolona z siebie, do�o�y�a drew do ognia i zawiesi�a garnki nad ogniskiem.
Kotka zwana Rud� Zaraz� podesz�a do obcych i dziewczynka, kt�ra pierwsza zapuka�a do drzwi, zacz�a j� g�aska�. Inna, wysoka dziewczyna w spodniach, jakie nosi�y pasterki, mrukn�a co� niegrzecznie i jej matka trzepn�a j� po siedzeniu jak mu�a. Potem zwr�ci�a si� do Arony:
- Czy tw�j kto� albo tw�j on-matka jest w domu, panienko?
Do licha z tym przekl�tym j�zykiem! - zakl�a w duchu dziewczyna, szukaj�c w my�li s��w, �eby odpowiedzie� na pytanie, kt�rego nie zrozumia�a.
- Ja ju� nie mieszkam w domu mojej matki. Moja mistrzyni jest miejscow� kronikark�. Mog� jednak zaoferowa� wam go�cin� - zapewni�a ich. S�ysza�a z oddali chlupot krok�w odzianych w p�aszcze przeciwdeszczowe kobiet przedzieraj�cych si� przez g�stwin�. Niech kt�ra� ze Starszych Matek, znaj�cych ten j�zyk, przejmie od niej to brzemi�! A potem, poniewa� Huana zwracaj�c si� do niej u�y�a niew�a�ciwego okre�lenia, poprawi�a j�:
- Wkr�tce mog� przesta� by� pann�, poniewa� Sokolnicy przybyli ostatniej nocy.
- Sokolnicy! - powt�rzy�a Huana podniesionym g�osem, kt�ry za�ama� si� skrzekliwie, i spojrza�a na rozm�wczyni� tak, jakby Arona by�a Od��czona i jej o tym nie uprzedzi�a. Wszystkie nowo przyby�e zacz�y m�wi� jednocze�nie, powsta� gwar jak w kurniku, do kt�rego zakrad� si� lis. Du�a, grubia�ska dziewczyna, o leciutko ow�osionej jak staruszka twarzy, powiedzia�a:
- Nie obawiaj si� matko, ja ci� obroni�.
- Dobry z ciebie ch�opiec, Osebergu - odrzek�a tamta z wdzi�czno�ci� w tej samej chwili, w kt�rej do chaty wesz�y po kolei starsze kobiety. W ma�ej izbie zrobi�o si� ciasno.
Najstarsza Matka Mechtilda odwr�ci�a g�ow� tak gwa�townie, �e Arona poczu�a si� nieswojo.
- Ch�opiec? - powt�rzy�a z�owieszczo.
Aron� rozbola�a g�owa od g�o�nej kobiecej paplaniny.
- Ch�opcy to przyszli Sokolnicy! - wrzasn�a histerycznie Lennis M�ynarka. - Widzia�y�my, co zrobi� Jommy, kiedy nikt go nie pilnowa�. A przecie� ciotka Eina tak starannie go wychowywa�a. Zabi� Sokolnika! To dlatego rozwalili go�cinne chaty. Ten Jommy u�y� przemocy tak�e wobec mnie!
- Sokolnicy?! - wrzasn�a Huana. - Wy nale�ycie do Sokolnik�w?
Jeszcze jeden Jommy, pomy�la�a Arona patrz�c z ciekawo�ci� na Oseberga. Deszcz silnie zacina� i wiatr wwiewa� go do �rodka przez otwarte drzwi. Aron� coraz bardziej bola�a g�owa. Lubi�a �agodnego kalekiego Jommy'ego, kt�ry by� niezwykle wyczulony na swoj� nienaturaln� pozycj� we wsi. Czuj�c, �e g�owa jej p�ka, powiedzia�a ostro:
- Nie mo�emy trzyma� tutaj ich wszystkich przez ca�� noc, siostry, gdy� ledwie trzymaj� si� na nogach z wyczerpania. Ja zreszt� te�. Skr��my te narady.
- Matko - odezwa� si� wtedy Egil, jakby podejmowa� za innych decyzj� - ta m�oda panna ma ca�kowit� racj�. Jest nas za du�o i nie mo�emy tak si� narzuca� tym ludziom. Przypu��my, drogie panie, �e pozwolicie nam si� schroni� w jakiej� przybud�wce na dzisiejsz� noc, a Oseberg i ja ch�tnie odp�acimy za wszystko prac�.
Jakie� dziecko zakwili�o z g�odu i zimna. Kowalka Noriel przepchn�a si� do przodu.
- Jestem Noriel, c�rka Auriki z Klanu Damy Wilczycy - powiedzia�a. - Je�eli kto� z was chcia�by si� schroni� u mnie, to w ku�ni jest du�o miejsca.
Huana szybko podnios�a g�ow�.
- W ku�ni? Och, pani kowalowo, czy tw�j kto� potrzebuje jeszcze jednego czeladnika?
Brzydka i t�usta twarz Noriel rozpromieni�a si�.
- Czy chcesz odda� mi j� na nauk�? - Spojrza�a z nadziej� na Oseberga. Ch�opiec u�miechn�� si�, a potem spojrza� z pow�tpiewaniem na matk�, kt�ra skin�a g�ow� na znak zgody. - A wi�c za�atwione.
Asta c�rka Lennis d�ugo wpatrywa�a si� w Egila. Teraz poci�gn�a m�ynark� za p�aszcz.
- Mamo, ci ludzie wydaj� si� tacy g�odni - powiedzia�a ze smutkiem. - A ich najstarsza dziewczyna tak wytwornie si� wyra�a. - Zni�y�a g�os. - I wygl�da na tak� siln� - szepn�a cicho, tak �e tylko matka j� us�ysza�a. - Oczywi�cie - doda�a chytrze - to na pewno nie spodoba si� cioci Marze.
Kiedy Lennis us�ysza�a ten ostatni komentarz, w jej oczach pojawi� si� m�ciwy blask. Aronie g�owa ju� puch�a z b�lu. Ze z�o�liw� satysfakcj� przypomnia�a sobie, �e ka�de dziecko we wsi nazywa�o c�rki Lennis Roldeen Dr�czycielk� i Ast� Skar�ypyt�. Najwidoczniej Asta chcia�a zaprzyja�ni� si� z Egil, sama Arona te� nie by�a od tego. Ale m�oda kronikarka najbardziej pragn�a tylko jednego - znale�� si� zn�w w swoim ��ku. Znalaz�a drewniany m�otek i waln�a nim w st�. Wszyscy podnie�li na ni� oczy. Arona przem�wi�a tak, jakby nale�a�a do starszyzny wioskowej albo by�a gospodyni�.
- Niech ka�dy, kto chce przyj�� tych ludzi do siebie na reszt� nocy, m�wi po kolei - oznajmi�a i podnios�a swoje wrzeciono le��ce przy ognisku. - Opr�cz ciebie, pani Noriel. Czy ty i twoi cudzoziemcy nie poszliby�cie do wygodnych, ciep�ych ��ek? Ty za�, pani Lennis, na pewno chcesz powiedzie� swoim wybranym, gdzie maj� si� zatrzyma�.
Lennis spojrza�a na ni� mru��c �wi�skie, chytre oczka. Potem roze�mia�a si� ostro.
- Prosz�, prosz�, z wczorajszego dziecka wyros�a m�dra dziewczynka. Dobrze, panno kronikarko, pos�uchamy twoich rozkaz�w.
Arona trzyma�a si� w ryzach r�wnie mocno, jak �ciska�a swoje wrzeciono. Oczywi�cie opisze grubia�skie zachowanie m�ynarki tak samo dok�adnie jak wszystkie wydarzenia tej nocy. Pociesza�a si�, �e pani Lennis nigdy nie by�a zbyt inteligentna. Zastuka�a zn�w m�otkiem i poda�a wrzeciono nast�pnej osobie, kt�ra chcia�a zabra� g�os. Kiedy jednak tamta wda�a si� w d�ugie rozwa�ania nad tym, czy nale�y przyj�� obcych, czy te� nie, Arona wtr�ci�a:
- Tak czy nie? Ci biedni ludzie s� wyczerpani. Dziecko zn�w zacz�o p�aka�.
- Nie mog� s�ucha�, jak to biedactwo kwili! - zawo�a� kto�. - Mo�emy zaoferowa� wam tylko pod�og� w izbie od frontu, ale - je�li wam to odpowiada - mo�ecie zosta� z nami.
Czy� nie jest prawd�, �e ubogie kobiety ch�tniej dziel� si� tym, co maj�, ni� zamo�ne? Spostrze�enie to zas�ugiwa�o na aforyzm, Arona postara si� wi�c go wymy�li�.
Teraz wrzeciono przej�a Gondrin.
- Je�li o mnie chodzi, jestem piwowark� i mog�abym zarabia� na �ycie w miejscowej karczmie.
Kronikarka przet�umaczy�a jej s�owa i zapyta�a:
- Co to jest karczma?
- Miejsce, do kt�rego m�czy�ni przychodz�, �eby si� napi�, podyskutowa� o r�nych sprawach i spotka� z pr