4282

Szczegóły
Tytuł 4282
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4282 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4282 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alan Dean Foster ZAGINIONA DINOTOPIA Przek�ad: Maciej Pintara Tytu� orygina�u: Dinotopia Lost Data wydania oryginalnego: 1996 Data wydania polskiego: 1997 Jimowi Gurneyowi, oczywi�cie. Towarzysz podr�y. Zrealizuj� m�j prosty plan, je�li dam chwil� rado�ci ch�opcu, kt�ry jest dopiero na wp� m�czyzn�, czy te� m�czy�nie, kt�ry jest jeszcze na wp� ch�opcem. (Wst�p do Zaginionego �wiata Arthura Conan Doyle�a) I Pundu Singuang i Kreda obserwowali ocean, my�l�c o tym samym. Bardzo r�nili si� wygl�dem. Centrozaur mierzy� blisko czterna�cie st�p, licz�c od dzioba do ogona, mia� kr�pe, muskularne cia�o i wa�y� od czterech do pi�ciu ton, zale�nie od tego, kiedy ostatnio jad�. Jego ogromna czaszka ��czy�a si� z opancerzon�, ko�cian� kryz� karku naje�on� kr�tkimi kolcami, tu� za zrogowacia�ym dziobem za� wyrasta� pojedynczy, masywny r�g. Kreda zawdzi�cza� swe imi� temu, �e by� wyj�tkowo blady. Towarzysz�cy mu cz�owiek by� ni�szy, drobniejszy, mia� ciemniejsz� sk�r� i by� ca�kowicie pozbawiony pancerza, ale za to odznacza� si� wydatnym nosem. On i rodzina torozaur�w wsp�lnie prowadzili gospodarstwo rolne, dziel�c si� sprawiedliwie darami ziemi, czyli ry�em i tropikalnymi owocami. Sta� teraz razem z Kred� na szczycie niewielkiego, poro�ni�tego drzewami wzg�rza, wznosz�cego si� nad zupe�nie sk�din�d p�askim kawa�kiem Niziny P�nocnej. Z r�kami skrzy�owanymi na nagiej, ociekaj�cej potem piersi, Pundu opiera� si� plecami o solidn� podpor�, jak� stanowi�a kryza na pancerzu Kredy. Za nimi rozci�ga�a si� farma. Najbli�ej wznosi�a si� grupa starannie pokrytych strzech� zabudowa� przeznaczonych dla ludzi, dinozaur�w, sprz�t�w gospodarskich i zbior�w, kt�re przypada�y dwa razy do roku. Przed nimi ci�gn�y si� s�one mokrad�a poro�ni�te dzikimi trzcinami, palmami i drzewami mangrowymi. Dalej, za w�sk� pla�� pokryt� czystym, bia�ym piaskiem, by�a szeroka laguna i rozleg�a rafa otaczaj�ca ca�� Dinotopi�. Bia�e grzbiety przybrze�nych fal kobaltowego morza, targanego pot�nymi pr�dami uniemo�liwiaj�cymi �eglug�, rozbija�y si� o tward�, koralow� kraw�d�. Niebo by�o bledsze ni� morze, a jego jednolity b��kit m�ci�o tylko kilka niedu�ych ciemnych chmur, umykaj�cych przed niewidocznym, p�nocnym szkwa�em. Opr�cz fal, rozpryskuj�cych si� tam, gdzie morze zmaga�o si� z nagromadzonymi szkieletami dawno umar�ych koralowc�w, nic nie m�ci�o panuj�cego wok� spokoju. - Na razie nic na to nie wskazuje... - zauwa�y� Pundu, zwracaj�c si� do go�cia. - Czy meteorolodzy s� pewni...? Na d�wi�k jego g�osu Kreda odwr�ci� si� i obaj spojrzeli na pos�a�ca. R�czy gallimimus przyby� z po�udnia tego samego ranka. Do r�owego grzbietu przytroczone mia� dwie sk�rzane torby, opatrzone oficjalnymi piecz�ciami i ozdobione niebieskimi i ��tymi proporczykami, takimi samymi jak przy kapturze, kt�ry chroni� jego twarz przed wiatrem i kurzem, os�aniaj�c niemal ca�� g�ow�. Jednocze�nie wskazywa� on ka�demu, kto dostrzeg� lub napotka� pos�a�ca, jego status. Gallimimus wprawdzie nie zrozumia�, ale wyczu� w g�osie farmera niepewno��. W odpowiedzi na jego pytanie wyci�gn�� urz�dowy dokument �ciskaj�c go mocno w dw�ch pazurach. Ostrze�enie napisane by�o w dw�ch j�zykach, ludzkim oraz dinozaur�w. Znaj�c jego tre��, Kreda zn�w spojrza� na morze. Tylko ludzie czuli potrzeb� odczytywania w k�ko tych samych s��w, jakby chc�c si� upewni� co do ich znaczenia. Dinozaury o wiele �atwiej godzi�y si� z rzeczywisto�ci�. Dokument nie zawiera� �adnych niedom�wie�. Stawia� spraw� jasno i otwarcie. Stwierdza�, �e nawiedzaj�ce Dinotopi� w sze�cioletnich odst�pach za�amanie pogody w�a�nie nadchodzi i wszystko wskazuje na to, �e tym razem jego kulminacja b�dzie szczeg�lnie gwa�towna. Jak ka�dy, kto wraz z rodzin� d�ugo gospodarowa� na podmok�ych i gor�cych terenach Niziny P�nocnej, Pundu Singuang wiedzia�, co to oznacza. Wiedzia� to r�wnie� Kreda. Uni�s�szy otwart� d�o� Pundu dotkn�� r�ki pos�a�ca i skin�� g�ow�. Gallimimus odwzajemni� gest, odwr�ci� si� i pobieg� k�usem w d� �agodnego zbocza. Ka�dy jego krok pokonywa� odleg�o�� dwukrotnie wi�ksz� ni� by�by zdolny przebiec najlepszy nawet biegacz rodzaju ludzkiego. Zatrzyma� si� tylko na kr�tko, by po�egna� si� z �on� Pundu, Lahat, kt�ra w�a�nie rozwiesza�a pranie przed bambusowym domem mieszkalnym. Dwoje dzieci Pundu pod��a�o za gallimimusem a� do gruntowej drogi; jedno z nich jecha�o na grzbiecie Jedynaczki, czyli c�rki Kredy. Jedynaczka by�a tak m�oda, �e jej r�g nosowy ledwo wyrasta� ponad dzi�b. Dzieci zaprzesta�y bezowocnego po�cigu za pos�a�cem, a na szczycie wzg�rza dobieg� ich �miech. Pundu patrzy� za oddalaj�c� si� dwuno�n� sylwetk� gallimimusa, widzia�, jak skr�ca w lewo, na drog�, i nabiera szybko�ci. W tumanie kurzu wzbitym jego szybkimi, tr�jpalczastymi stopami powiewa�y ��te i niebieskie proporce. Pundu zdawa� sobie spraw� z tego, �e dzieci, zar�wno ludzkie, jak i centrozaur�w, powinny pomaga� przy robocie. Ale w tej chwili ani on, ani Kreda nie mieli ochoty przywo�ywa� ich do porz�dku. Niech si� bawi�, dop�ki mog�. Wkr�tce wszystkich czeka tak ci�ka praca, jak jeszcze nigdy dot�d. Zn�w spojrza� w kierunku morza. Kilka ostatnich, powtarzaj�cych si�, co sze�� lat atak�w przesz�o stosunkowo �agodnie. Ju� bardzo dawno nie musia� si� ba� oceanu. Opr�nienie domu i stodo�y zaj�o wszystkim wiele dni. Wszystko, co mo�na by�o zabra�, od sprz�tu kuchennego po wielki, �elazny p�ug, zosta�o zapakowane i za�adowane lub upchni�te na sze�cioko�owy, farmerski w�z. Drogocenny kukie�kowy teatrzyk cieni, nale��cy do Lahat i przekazywany w jej rodzinie z pokolenia na pokolenie, owini�to w papier ry�owy i schowano starannie pod siedzeniem, wraz z innymi delikatnymi przedmiotami domowego u�ytku. Kreda, pomrukuj�c, pogania� dzieciaki. Dwa du�e torozaury, tak jak on z gatunku ceratopsian�w, ale wi�ksze i maj�ce podobnie jak triceratopsy rogowe wyrostki nad oczami, usi�owa�y dopasowa� si� do uprz�y. Kreda i jego towarzyszka mieli kroczy� z ty�u, ci�gn�c drugi, mniejszy w�z za�adowany wysoko sprz�tem rolniczym. Obserwuj�c pracuj�ce ceratopsiany, Pundu pomy�la�, �e jego ziomkowie, nale��cy do tego gatunku, to dobrzy towarzysze i doskonali farmerzy. Uwa�a�, i� ma szcz�cie, �e postanowili po��czy� sw�j los z jego w�asnym. Wsp�pracuj�ce ze sob� rodziny ludzi i dinozaur�w odnosi�y obop�lne korzy�ci. Pracowa�y razem, mieszka�y razem, cz�sto bawi�y si� i jada�y razem. A teraz musz� razem ucieka�, pomy�la� Pundu ze smutkiem. Chocia� pragn�� jak najpr�dzej wyruszy�, Kreda wykazywa� niemal ludzk� niecierpliwo��. Obserwuj�c swego starego przyjaciela Pundu rozchmurzy� si�. Typowy centrozaur. One zawsze uwa�aj�, �e za nast�pnym wzg�rzem czeka na nie lepsza pasza. Kreda i jego krew ni lubili �yzne, uprawne tereny Niziny P�nocnej, gdzie �ywno�ci by�o pod dostatkiem. Z tego w�a�nie powodu tak wielu farmer�w, gospodaruj�cych na nizinach, zdecydowa�o si� wsp�pracowa� z ceratopsianami lub stegozaurami. Pojedyncze rodziny ch�tnie korzysta�y z si�y mi�ni torozaur�w lub triceratops�w, aby zaora� pole lub zbudowa� tam�. Za to ceratopsiany i stegozaury by�y wielkimi mi�o�nikami ry�u i bambusa, kt�re potrafili uprawia� jedynie ludzie. Pundu by� ciekaw, jak post�puj� przygotowania do ewakuacji jego s�siad�w, w rodzinach Manuhiris�w i Tandraputras�w. Na ca�ej Nizinie P�nocnej w wielu miejscach mo�na teraz by�o ogl�da� t� sam� scen�. Rodziny pakowa�y wszystko, co mia�y - od przedmiot�w codziennego u�ytku po rodow� sched� - na wozy, furmanki i szerokie grzbiety dinozaur�w i szykowa�y si� do ucieczki. Pundu wiedzia�, �e wi�kszo�� z nich skieruje si� do Krzywego Korzenia, najbli�szego miasta mog�cego zapewni� niezb�dn� pomoc i zakwaterowanie w wypadku takiego exodusu. Inne pod��� dalej w poszukiwaniu mniej zat�oczonych kwater; do Miasta Drzew, a nawet do Rogu Obfito�ci. Mniejsze miasta, po�o�one u st�p G�r Grzbietowych, te� wch�on� cz�� ludzi. W ca�ym regionie ludzie i dinozaury gotowi byli nie�� pomoc tymczasowym przesiedle�com. Taki by� w Dinotopii zwyczaj. Najlepiej by�o tym wygna�com, kt�rzy mieli w miastach krewnych lub bliskich przyjaci�, lecz w gruncie rzeczy nie o to chodzi�o. Nawet obcy pomagali sobie nawzajem, bo wiedzieli, �e nazajutrz sami mog� potrzebowa� pomocy. Z zamy�lenia wyrwa� Pundu g�os syna: - Tato! Chod� tutaj i pom� nam! Selat i jego siostra Brukup usi�owali wydoby� z frontowej sypialni wezg�owie �o�a. �o�e to, ukochany mebel Lahat, w miesi�cach poprzedzaj�cych wesele Pundu wraz z dwoma przyjaci�mi osobi�cie rze�bi� i przyozdabia�. Przykro by�o teraz patrze�, jak podr�uje w kawa�kach, podobnie jak inne graty. Przez jaki� czas wszyscy b�dziemy nie na swoim miejscu, pomy�la� ruszaj�c na pomoc dzieciom. Nie tylko meble, ludzie te�. Razem za�adowali ci�ki kawa� drewna na w�z. Ostatecznie pom�g� im Kreda, uwa�aj�c, by nie uszkodzi� rogami rze�bionych ozd�b. Musia� odwr�ci� g�ow� na bok. Ocieraj�c pot z czo�a Pundu przesun�� wzrokiem po polach ry�owych. Wi�kszo�� ry�u i kolokacji zosta�a zebrana i sprzedana. Na szcz�cie, bo gdyby si� okaza�o, �e meteorolodzy maj� racj�, straci�by jeden zasiew, a mo�e nawet dwa. Do zebrania zosta�y jeszcze mango i rambutan, ale pos�aniec z Sauropolis przynagla� do wyjazdu. Dojrzewaj�ce, nie zerwane owoce s� w stanie przetrwa� ka�d� niespodziank�, jak� przyniesie powtarzaj�cy si�, co sze�� lat kataklizm. Pundu wzdrygn�� si�. Nie by�o w ko�cu tak �le. Gdyby nie meteorolodzy, nie dostaliby w og�le ostrze�enia. A wtedy cz�owiek straci�by znacznie wi�cej ni� troch� owoc�w. Wiedzia�, �e mog� utraci� wszystko, ale r�wnie dobrze zasta� po powrocie wszystko nietkni�te, w��cznie z dojrza�ymi owocami wisz�cymi na drzewach. Nie zdarzy�o si� jeszcze w �yciu Pundu, �eby ten sztorm, zrywaj�cy si�, co sze�� lat, by� naprawd� gro�ny. Ale s�ysza� r�ne opowie�ci i zna� histori�. Co sze�� lat nale�a�o przedsi�bra� wszelkie �rodki ostro�no�ci. Takie by�o prawo, nie m�wi�c ju�, co nakazywa� zdrowy rozs�dek. Przynajmniej ewakuacja nie nios�a ze sob� �adnych niespodzianek. Przechodzi� ju� przez to z p� tuzina razy. M�wiono, �e w �wiecie zewn�trznym ludzie pr�buj� stawi� op�r si�om przyrody, zamiast si� im podporz�dkowa�. Trudno by�o to sobie wyobrazi�. Jak kto� m�g�by si� przeciwstawi� temu, co nast�puje regularnie, co sze�� lat? My�l o jakiejkolwiek pr�bie oporu wydawa�a si� sprzeczna ze zdrowym rozs�dkiem. Odwracaj�c wzrok od p�l, spojrza� z mi�o�ci� na dzieci i na gibk� sylwetk� Labat. Zauwa�ywszy, �e si� jej przygl�da, u�miechn�a si� i otar�a ramieniem pot z wysokiego czo�a. Cho� byli przyzwyczajeni do gor�cego i wilgotnego klimatu Niziny P�nocnej, ci�ka praca wci�� wyciska�a z nich pot. Gdy ruszy� w kierunku �ony, by pom�c zabra� jej z kuchni garnki i rondle, rzuci� okiem na prawo, w stron� morza. Nie m�g� go dostrzec, bo by�o do�� daleko, a poza tym zas�ania�y jeszcze drzewa. I w�a�nie dlatego ostrze�enie meteorolog�w by�o takie wa�ne. Przy gwa�townym uderzeniu �ywio�u cz�owiek nie zd��y�by nawet zauwa�y�, �e nadchodzi. A wtedy koniec sze�cioletniego cyklu oznacza�by �mier�, a nie pocz�tek nast�pnego okresu spokoju. Gdzie� daleko powietrze drgn�o i woda zacz�a si� porusza�. Pundu bardzo zale�a�o na tym, �eby jego rodzina i przyjaciele byli ju� bezpieczni na wy�ynie, na wypadek gdyby �ywio�y okaza�y si� �le usposobione. Przypomnia�y mu si� s�owa jego matki; �Lepiej nie drzema� w pobli�u boga m�rz, bo nie wiadomo, czy akurat nie przyjdzie mu ochota, by poruszy� si� we �nie�. Wielka Stopa, torozaur p�ci m�skiej, odwr�ci� si� w zaprz�gu i parskn�� na Pundu. - Tak, tak, wiem! - odkrzykn�� w odpowiedzi farmer. - Powinni�my ju� by� w drodze. Sp�tany uprz꿹 ceratopsian rwa� si� do podr�y. Im pr�dzej dotr� do Krzywego Korzenia, tym wcze�niej b�dzie m�g� si� uwolni� od swego jarzma. Pundu odwr�ci� si�, by po raz ostatni spojrze� na dom. Je�li b�g morza tylko poruszy si� przez sen, po powrocie zastan� wszystko tak jak by�o. Ale je�li b�dzie mia� koszmary... C�, strzecha zaczyna�a przecieka�, a cz�� bambusa by�a ju� stara i sp�kana. Nowy dom nie by�by wcale tak� z�� rzecz�... Sk�adaj�c d�onie do modlitwy Pundu stan�� twarz� w kierunku morza i sk�oni� si�. W jego rodzinie g��boko zakorzeni�a si� tradycja pokornego godzenia si� z losem. Pasowa�o to do �ycia farmera. Przez chwil� porusza� wargami. Teraz nie pozosta�o ju� nic do zrobienia. Wyprostowa� si�, wdrapa� na w�z i wyci�gn�� r�k�, by pom�c Lahat. Dzieci mia�y jecha� z ty�u, na szerokich grzbietach Kredy i jego towarzyszki, co sprawia�o im wielk� frajd�. Pundu uwa�a�, �e w jego wieku nale�y mu si� wygodniejsze miejsce do siedzenia. �ci�gaj�c lejce stan�� na podn�ku i krzykn��: - Hej, Wielka Stopo i Ciemnooka! Czas rusza�! Torozaury nie rozumia�y s��w, ale ton g�osu Pundu i delikatne szarpni�cie lejcami by�y wystarczaj�co wymowne. Mocne nogi ruszy�y do przodu i wy�adowany po brzegi w�z, skrzypi�c i j�cz�c pod w�asnym ci�arem, wytoczy� si� na swych sze�ciu mocnych, drewnianych ko�ach z podw�rza farmy. Pundu za plecami s�ysza� g�osy dzieci powtarzaj�ce jego s�owa. By�y podniecone i bynajmniej nie zaniepokojone. Dla nich przeprowadzka stanowi�a �wietn� przygod�. Znalaz�szy si� na drodze torozaury skr�ci�y w prawo, kieruj�c si� ku ciemniej�cej w oddali linii G�r Grzbietowych. Nikt si� nie obejrza�. Pundu i Lahat nic byliby zreszt� w stanie niczego dostrzec, bo widok zas�ania�a im sterta za�adowanego dobytku. Natomiast ceratopsiany nie mog� spojrze� za siebie nie odwracaj�c ca�ego cia�a. Nareszcie byli w drodze i Pundu odetchn��. Nie trzeba by�o nawet kierowa� torozaurami. Zna�y drog� do Krzywego Korzenia lepiej ni� ktokolwiek z ludzi. R�wnie dobrze jak za wzrokiem, potrafi�y pod��a� za w�chem. Po obu stronach drogi rozci�ga�y si� podmok�e pola ry�owe i uprawy kolokazji. W po�udnie byli ju� cz�ci� wyd�u�aj�cej si�, skrzypi�cej i post�kuj�cej rzeki pojazd�w, ludzi i dinozaur�w zd��aj�cych w kierunku zielonego podn�a g�r. Poruszali si� podwy�szon� drog�, zbudowan� z ubitej ziemi wybrukowanej ciosanym kamieniem, istniej�c� od wiek�w i zapewniaj�c� dost�p do �yznych i��w Niziny P�nocnej. Ten szlak, utrzymywany w dobrym stanie przez ekipy ludzi i dinozaur�w, pozwala� podr�owa� okr�g�y rok przez p�ask� okolic�, zalewan� cz�stymi, gwa�townymi deszczami. Zwyk�e drogi, po�o�one ni�ej, zamienia�y si� w�wczas w strumienie lepkiej, b�otnistej mazi i stawa�y si� nie do przebycia. Wzbieraj�cy potok ludzi, dinozaur�w, woz�w i furmanek kierowa� si� na po�udniowy zach�d. Cho� na szlaku zebrali si� wszyscy mieszka�cy Niziny Pomocnej, droga nie by�a zbyt zat�oczona. Nie ka�dego poci�ga�y zmienne warunki �ycia na r�wninach. Mimo urodzajno�ci tutejszej gleby, praca na farmie nie gwarantowa�a lekkiego �ycia. Niewiele te� rodzin mia�o ochot� pakowa� co sze�� lat ca�y dobytek i transportowa� go tam i z powrotem, Ponadto �ycie na Nizinie izolowa�o ludzi od o�rodk�w kulturalnych, takich jak Sauropolis czy Miasto Wodospad�w. Brak rozrywek Nizina potrafi wynagradza� w inny spos�b, pomy�la� Pundu, podskakuj�c wraz z rodzin� na wozie w sznurze posuwaj�cych si� wci�� naprz�d pojazd�w. Zapewnia pi�kno, spok�j, rado�� z obserwowania cyklu wzrostu i dojrzewania... nic zamieni�by takiego �ycia na �adne inne. Odwracaj�c si� na siedzeniu, Pundu przyjaznym gestem pozdrowi� znajomego farmera. Otera i jego rodzina mieszkali bli�ej wybrze�a, niedaleko Cypla P�kni�tej Muszli. �owili mn�stwo ryb w lagunie i uprawiali ziemi�. Jak wszyscy mieszka�cy Niziny P�nocnej, znali si� dzi�ki temu, �e bywali od czasu do czasu na festiwalach i jarmarkach. - Hej, Otera! Jak leci, przyjacielu? - Nie narzekam - odpar� pot�nie zbudowany rybak farmer. Otera pochodzi� z rodu Maorys�w. Jego syn by� ju� teraz zwi�kszy od Pundu, kt�ry wywodzi� si� z mniej pot�nej rasy Mimo panuj�cego wok� ruchu, czteroletnie bli�ni�ta Otery spa�y mocno w hamaku rozwieszonym mi�dzy rogami, wyrastaj�cymi nad oczami Chy�ej, doros�ego triceratopsa p�ci �e�skiej. Na czele kroczy� samiec stegozaur ze zwi�zanymi powrozem segmentami grzbietu. Sprz�ty domowe, u�o�one w wysoki stos, ulokowano mi�dzy jego tr�jk�tnymi p�ytami. - Co s�dzisz o przepowiedniach meteorolog�w? - zapyta� Otera. Kiedy m�czy�ni wdali si� w rozmow�, triceratopsy, stegozaury i torozaury r�wnie� zacz�y gaw�dzi� ze sob�, wydaj�c dudnienie przypominaj�ce �agodne trz�sienie ziemi. Pundu spojrza� na pomoc, w kierunku oceanu. Konw�j wspi�� si� ju� dostatecznie wysoko, by z tej odleg�o�ci morze wygl�da�o jak ciemnoniebieska wst�ga rozpo�cieraj�ca si� mi�dzy ziemi� a niebem. - My�l�, �e jeszcze za wcze�nie, �eby co� powiedzie�. - Mo�e meteorolodzy si� myl�? Mo�e to b�dzie jeszcze jeden umiarkowany sztorm, jak zwykle co sze�� lat? - Otera potar� d�oni� czo�o przyozdobione skomplikowanymi wzorami spirali i kropek. Tatua� wykona� mu jego wuj przed kilkoma laty. - Mo�e i tak. Mo�na tylko mie� nadziej�. Tak do tej pory bywa�o. Teita, �ona Otery, r�wnie� du�o wi�ksza ni� Pundu, prychn�a sceptycznie. - Wy, m�czy�ni, lubicie si� sami oszukiwa�. Meteorolodzy prawie nigdy si� nie myl�. Maj�c nadziej�, �e nic nie nast�pi, nie odwr�cicie biegu wypadk�w. - Mie� nadziej� to nie znaczy oszukiwa� si�, kochanie - przypomnia� jej m��. - Wola�aby� mieszka� w Sauropolis? - Co?! - wykrzykn�a. - W tym ha�asie i po�piechu? Nie, dzi�kuj�! Wol� mieszka� nad morzem. Jest jak dziecko. Przewa�nie chichocze i gaworzy, i jest dla cz�owieka dobrodziejstwem. Ale od czasu do czasu trzeba si� liczy� z jego napadami z�ego humoru. Oto, co my�l�. - Zgadzam si� z tob� - odrzek� Pundu opieraj�c si� wygodnie o bok wozu. - Miasto jest dla mnie zbyt ruchliwe. Dok�d zmierzacie? - Do Rogu Obfito�ci - odpar� Otera. - To do�� daleko, ale mamy tam kuzyn�w. Pundu skin�� g�ow�. Wielka Stopa i jego towarzyszka usun�li si� na pobocze drogi. Grupa Otery mia�a przed sob� d�u�sz� drog�, wi�c inni uprzejmie ust�powali im pierwsze�stwa przejazdu na w�skim trakcie. Na szlaku, pr�cz ceratopsian�w i stegozaur�w, spotyka�o si� r�wnie� ankylozaury i sporo corytozaur�w. Ankylozaury by�y doskona�ymi pog��biarkami, corytozaury za� dobrze spisywa�y si� zar�wno na polach, jak i w sadach. Natomiast sauropody, te prawdziwe olbrzymy Dinotopii, by�y nieco za masywne do prac na farmach. Diplodok m�g� by� zabawny podczas swawoli na pla�y, ale nikt nie chcia�, by wa��sa� si� po polu obsadzonym kolokazj�. Pundu wiedzia�, �e ludzie z miast nie musz� ewakuowa� swych domostw co sze�� lat. Ale za to mieli inne problemy. To w�a�nie by�o w Dinotopii wspania�e: i kraina, i styl �ycia odpowiada�y wszystkim, zar�wno ludziom, jak i dinozaurom. Na niebie pojawi�a si� du�a ciemna chmura. Czy�by mia�o si� zupe�nie zachmurzy�? - zastanawia� si� Pundu. Potem pokiwa� g�ow�. Post�pi� rozs�dnie. Zawsze najlepiej jest s�ucha� rad specjalist�w, je�li samemu nie jest si� fachowcem. By� zadowolony, �e wyjazd jego rodziny z farmy przebiega tak g�adko. Podczas gdy d�ugi szereg dinozaur�w i ludzi wraz z ca�ym dobytkiem wolno, lecz nieprzerwanie oddala� si� od Niziny P�nocnej, doje�d�aj�c do podn�a G�r Grzbietowych, Pundu Singuang rozpami�tywa� s�owa poczciwej Teity, por�wnuj�cej morze do dziecka. Chichot i szczebiot, �miech i �zy, pomy�la�. Owszem, w ten spos�b tak�e mo�na opisa� nastroje oceanu. Czemu nie? I by�o ca�kiem naturaln� rzecz�, �e w zamian za hojno�� morza ci, kt�rzy �yli na jego brzegu, musieli od czasu do czasu znosi� jego humory. Pozostawa�o tylko pytanie, jak g�o�no b�dzie teraz krzycza� niezadowolony ocean i jak mocno kopa�. II Will Denison gwizdn�� przera�liwie. Ogromna jak kolumna noga zamar�a w p� kroku, a p�niej opad�a na ziemi� z przyt�umionym, g�uchym �omotem. D�uga szyja brachiozaura pow�drowa�a w d� w poszukiwaniu miejsca, z kt�rego ozwa� si� gwizd. Will by� cz�ciowo zas�oni�ty krzakami i wielki sauropoda omal go nie przeoczy�. Jak wszyscy przedstawiciele tego gatunku, mia� doskona�y s�uch. Zgodnie z tym, co m�wi� bibliotekarz Nallab, ten rozwini�ty przed wiekami zmys� mia� pocz�tkowo umo�liwia� sauropodom wykrywanie grasuj�cych w�wczas mi�so�ernych drapie�nik�w. Zamiast przeprosin brachiozaur parskn�� �agodnie przez nozdrza umieszczone na czubku g�owy. Will poklepa� go po zielonkawym pysku i u�miechn�� si�, by pokaza�, �e nic si� nie sta�o. Potem nagle odwr�ci� si� gwa�townie, widz�c, �e g�owa olbrzyma zaczyna si� trz��� i dygota�. Pot�ne kichni�cie zdmuchn�o po�ow� li�ci z zaro�li, obok kt�rych sta�. Po chwili brachiozaur jeszcze raz przeprosi�. Sauropody, mo�e z powodu swych ogromnych rozmiar�w, nale�a�y do naj�agodniejszych i najgrzeczniejszych dinozaur�w. Nie mog�c sobie poradzi� ze swoj� wrodzon� niezdarno�ci�, dok�ada�y wszelkich stara�, by porusza� si� jak najostro�niej, zw�aszcza wtedy, gdy w pobli�u znajdowa� si� kto� mniejszy od nich, to znaczy... prawie ka�dy. Will by� zdumiony, gdy po raz pierwszy ujrza� jednego z nich, krocz�cego ulic� Miasta Wodospad�w. Zobaczy� pl�saj�cego, wa��cego trzydzie�ci ton apatozaura to by�o co�! - Wszystko w porz�dku - powiedzia� do olbrzyma, po czym zawo�a� podniesionym g�osem do swojej kole�anki instruktorki: - Jeste� gotowa, Geina? Pomacha�a mu r�k� z zapa�em, zdopingowana okrzykami swojej sze�cioosobowej dru�yny nastolatk�w. Will wyszed� z zaro�li i skierowa� si� ku swojej grupie. - Wszyscy gotowi? Tym razem musimy im do�o�y�! Jego s�owa wywo�a�y radosne okrzyki sze�ciorga m�odych ludzi zbitych w gromadk�. W�ski le�ny strumyk, kt�ry odgradza� od siebie dwie dru�yny, dobry skoczek m�g�by pokona� jednym susem. Ta wodna bariera mia�a znaczenie bardziej symboliczne ni� realne. Zajmuj�c pozycj� tu� przy kraw�dzi dolinki, Will podni�s� dwucalowej grubo�ci lin� i chwytaj�c j� obiema r�kami przycisn�� mocno do lewego boku. - Gotowi? P� tuzina m�odych g�os�w przytakn�o ochoczo. Will krzykn�� g�o�no przez strumie�: - Na trzy, Geina! Jeden, dwa... trzy! Jego dru�yna natychmiast wbi�a pi�ty w ziemi� i szarpn�a lin�. I w tym samym momencie poczuli, jak przeciwnicy ci�gn� ich w kierunku strumyka! Oba ko�ce liny tkwi�y w paszczach dinozaur�w. Kr�tka Stopa, m�ody brachiozaur p�ci m�skiej, wspomaga� grupk� Willa, gdy tymczasem Szczerbata, m�oda samica camarazaura, walczy�a po stronie Geiny. Szczerbata by�a starsza i wi�ksza od Kr�tkiej Stopy, ale szans� by�y wyr�wnane, poniewa� brachiozaury by�y doskona�e w przeci�ganiu liny z uwagi na to, �e mia�y przednie nogi d�u�sze od tylnych. Sun�c w stron� wody Will zastanawia� si�, czy trafnie oceni� nachylenie zbocza. Je�li brzeg, na kt�rym si� znajdowa�, by� bardziej stromy od brzegu Geiny, jego dru�yna nie mia�a szans. Ale wkr�tce obsuwanie si� w d� zosta�o zahamowane, gdy Kr�tka Stopa zapar� si�, zdecydowanie wbijaj�c w ziemi� ogromne nogi. Za plecami Willa rozleg�y si� radosne okrzyki jego m�odych towarzyszy, uczepionych liny. Dwa dinozaury sapa�y i dysza�y jak unieruchomione lokomotywy. Jednak po chwili stopy Willa ze�lizgn�y si� do wody i na drugim brzegu odezwa� si� triumfalny wrzask. Kr�tka Stopa wyt�y� wszystkie si�y i wyci�gn�� go z powrotem. Will nic przej�� si� kr�tk� k�piel�. Poranek by� parny, nietypowy jak na Miasto Drzew. Ca�kiem przyjemnie by�o zanurzy� si� w wodzie. Will przyby� do tego miasta nie tylko po to, by kontynuowa� nauk�, na co nalega� jego ojciec. Pracuj�c z m�odzie�� chcia� przynajmniej cz�ciowo odwdzi�czy� si� za pomoc okazan� jemu i ojcu przez spo�eczno�� Dinotopii. Odkry�, �e praca z innymi przynosi mu rado��. Jako wykwalifikowany adept sztuki podniebnego je�dziectwa ch�tnie zosta�by instruktorem latania u mistrza Oolu. To za� wymaga�o pewnego do�wiadczenia w nauczaniu. M�dry Nallab powiedzia� mu: �Je�li masz by� nauczycielem, musisz na zawsze pozosta� uczniem. Prze�y�em ponad sto lat i przeczyta�em tysi�ce ksi��ek, a jednak ka�dy okruch wiedzy, jaki przyswajam, wci�� przypomina mi o mojej ignorancji, bo za ka�dym razem natr�tnie wskazuje mi tuzin nowych rzeczy, o kt�rych nie mam poj�cia�. Kiedy wi�c nadarzy�a si� okazja podj�cia pracy w jednym z oboz�w m�odzie�owych w Mie�cie Drzew, Will skwapliwie z niej skorzysta�. To, �e mo�e by� w czym� pomocny, dawa�o mu wielk� satysfakcj�. W dodatku jego grupa, podobnie jak reszta m�odzie�y, instruktorzy i przewodnicy, uwa�a�a jego opowie�ci o wsp�czesnym, zewn�trznym �wiecie za fascynuj�ce, je�li nawet budzi�y lekk� groz�. Szczeg�lnie zabawny wyda� si� wszystkim pomys� u�ywania pieni�dzy. Will i jego ojciec mieszkali w swojej nowej ojczy�nie od sze�ciu lat, ucz�c si� i �yj�c szcz�liwie. I oto teraz Will bra� udzia� w przeci�ganiu liny w towarzystwie tuzina m�odych ludzi, od kt�rych by� niewiele starszy, i dw�ch stworze� od dawna uwa�anych za wymar�e, kt�re swymi rozmiarami i si�� przewy�sza�y Herkulesa. Udzia� m�odych ludzi w tej akurat zabawie nie mia� dla jej wyniku wi�kszego znaczenia. Ich wysi�ki, cho� czynione w najlepszej wierze, nie by�y w stanie zwie�� nikogo, a ju� najmniej ich samych. ��czna waga ich cia� stanowi�a zaledwie u�amek wagi brachiozaura czy camarazaura i nawet najbardziej zawzi�te pr�by nie mog�y wp�yn�� na rezultat zmaga�. Ale nie o to przecie� chodzi�o - liczy� si� udzia� w grze, uczestnictwo we wsp�lnym przedsi�wzi�ciu i mo�liwo�� wzajemnego poznania. To by�o wa�ne i rzeczywi�cie tak si� dzia�o w gronie ludzi i dinozaur�w. Dwa m�ode sauropody mia�y tak� sam� uciech� ze wsp�lnej zabawy, jak ich towarzysze ludzkiego gatunku. Od ludzi odr�nia�o ich tylko to, �e ich waga, mimo m�odego wieku, liczona by�a w tonach zamiast w funtach. Towarzysko i intelektualnie nie r�ni�y si� niczym od tuzina dwuno�nych istot. M�odzie�y nie pilnowa� �aden doros�y. W wieku pi�tnastu lat nale�a�o si� zachowywa� jak na dojrza�ego cz�owieka przysta�o. M�odych zach�cano do zabawy i korzystania ze swobody. Nieodpowiedzialno�� spotyka�a si� z pot�pieniem. Mimo �e brzeg po stronie Willa by� bardziej stromy, Kr�tkiej Stopie uda�o si� przy u�yciu d�u�szych przednich n�g powr�ci� na p�aski grunt. Gdy tylko na nim stan��, dru�yna Willa w�r�d pisk�w i �miech�w wci�gn�a grupk� Geiny do strumienia. Osi�gn�wszy sw�j cel Will i jego towarzysze do��czyli do przeciwnik�w, ochlapuj�c si� nawzajem. To samo uczyni�y oba sauropody, rozbryzguj�c wod� we wszystkich kierunkach przednimi stopami i d�ugimi szyjami. Szczerbata zaczerpn�a w pysk wody i plusn�a ni� w stron� Willa. Silny strumie� wytryskuj�cy spomi�dzy ko�kowatych z�b�w przewr�ci� ch�opca. Ku uciesze pozosta�ych musia� mocno macha� r�kami, zanim wynurzy� si� na powierzchni�, pokazuj�c zdumion� min�. Nie obawia� si� przezi�bienia. W Mie�cie Drzew i w otaczaj�cych je g�rach wszystko wydawa�o si� wi�dn�� od niespotykanego upa�u. Ci, kt�rzy nie pracowali, le�eli w swoich koszach do spania, zawieszonych na ga��ziach pi��dziesi�t lub wi�cej st�p nad ziemi�, wygl�daj�c jak dyndaj�ce na drzewach owoce. Robili co mogli, by uchwyci� cho� najmniejszy powiew wiatru. W g�rze, mi�dzy ga��ziami jode�, sekwoi, akacji i drzew mamucich, by�o du�o ch�odniej ni� na dole. Wiatry, kt�re normalnie wia�y od strony G�r Grzbietowych, kompletnie ucich�y. Gor�ce i wilgotne bryzy znad Niziny P�nocnej nie pozwala�y ludziom spa�, budz�c zaniepokojonych mieszka�c�w. Nie dziwi�o to tych, kt�rzy s�yszeli oficjalne prognozy meteorolog�w. W Dinotopii zbli�a si� koniec jednego z regularnych, sze�cioletnich okres�w pogodowych, a w takim czasie zawsze dzia�y si� dziwne rzeczy. Nad Deszczow� Dolin� znika�y chmury, a pojedyncze burze z piorunami atakowa�y Wielk� Pustyni�. Wiatry skr�ca�y z zachodu na p�noc i m�wi�c j�zykiem klimatolog�w, wszystko si� troch� op�nia�o. Ci, kt�rzy mieszkali w g�rach, radzili sobie z chwilowym atakiem tropikalnych upa��w najlepiej jak umieli, zmieniaj�c swoje skromne ubrania na lekkie stroje, pasuj�ce bardziej do �ycia na nizinach lub Moczarach Hadro. Ka�dy wiedzia�, �e to minie. I tak mieszka�cy miast cierpieli mniej od farmer�w z Niziny P�nocnej, kt�rzy musieli teraz zmienia� o wiele wi�cej ni� ubrania. Cho� wi�kszo�� z nich jecha�a do Krzywego Korzenia, Rogu Obfito�ci i innych ni�ej po�o�onych miejscowo�ci, Miasto Drzew tak�e wch�ania�o pewn� liczb� ewakuowanych. Will z zainteresowaniem obserwowa� nowo przyby�ych, dowiaduj�c si� wiele o ich sytuacji, ale nie anga�uj�c si� zbytnio. C�, sam pochodzi� z Miasta Wodospad�w, po�o�onego na po�udniu, z dala od wszelkich drastycznych zmian i niebezpiecze�stw. Widz�c, �e Kr�tka Stopa i Szczerbata ci�ko dysz�, Will i Geina poprowadzili grup� w d� strumienia, na g��bsz� wod�, gdzie sauropody mog�y sobie och�odzi� co� wi�cej ni� stopy. Zmieniwszy lekkie ubrania na stroje k�pielowe, m�odzie� wskoczy�a do g��bokiego rozlewiska; wspaniale by�o bawi� si� w berka i w chowanego mi�dzy nogami i pod brzuchami ogromnych towarzyszy. Na �yczenie ogony dinozaur�w s�u�y�y za �ywe trampoliny wsp�zawodnicz�cym ze sob� domoros�ym nurkom, wykonuj�cym skomplikowane figury akrobatyczne. Posuwaj�c si� dalej wzd�u� strumienia, doszli do wysokiego na dwadzie�cia st�p wodospadu. Woda spada�a wzd�u� granitowej �ciany w g��bok� kipiel. Rozlewisko opasywa�y g�adkie, szare i be�owe skalne p�ki, tworz�c znakomite miejsca do siedzenia lub le�enia na s�o�cu. Wok� ros�y jod�y i sekwoje, a do nagich skalnych �cian przywar�y porosty, wspinaj�ce si� a� na kraw�d� wodospadu. Z podziwem patrzyli na rozpo�cieraj�cy si� przed nimi wspania�y krajobraz. Kr�tka Stopa klucz�c po lesie dotar� do rozlewiska, wlaz� do wody i z zadowoleniem opar� g�ow� na szczycie wodospadu, od czasu do czasu zanurzaj�c pysk w spienionej bia�ej kaskadzie. Baraszkuj�cy w niegro�nej kipieli m�odzi mogli teraz wspina� si� na zanurzony grzbiet i wdrapywa� po szyi dinozaura a� na g�r�. Zach�cani przez tych, kt�rzy pozostali na dole, najzdolniejsi wykonywali stamt�d skomplikowane skoki do wody, nagradzane brawami i okrzykami, gdy brali rozbieg i rzucali si� w przepa��. Ci, kt�rych nie interesowa� ten rodzaj akrobatyki powietrznej, zgromadzili si� wok� Szczerbatej po przeciwnej stronie rozlewiska. Samica camarazaura us�u�nie podnosi�a z wody jednego p�ywaka po drugim, po czym gwa�townym skurczem mi�ni d�ugiej szyi strzepywa�a ka�dego w powietrze. Wystrzelony z takiej �camarapulty� osobnik przelatywa� piszcz�c i krzycz�c nad po�ow� rozlewiska, po czym l�dowa� w wodzie z imponuj�co g�o�nym pluskiem, przybieraj�c czasem dziwn� pozycj�. Grupa przechadzaj�cych si� hypacrozaur�w i corytozaur�w, zwabiona ha�asem, zatrzyma�a si� na pogaw�dk�. Cho� wola�y okolice Moczar�w Hadro, po�o�one daleko na po�udniowym zachodzie, podobnie jak wszyscy ich kuzyni czu�y si� dobrze w ka�dym zak�tku Dinotopii. Usadowiwszy si� w p�ytkim kra�cu jeziora j�y zabawia� swawol�c� m�odzie� i sauropody d�wi�cznym, dono�nym �piewem. Gdy na wzg�rza zacz�� sp�ywa� zmierzch, m�odzi ludzie rozpakowali swoje rzeczy. Zaj�wszy si� najpierw w�asn� higien�, zmontowali nast�pnie szczotki z twardej szczeciny, zaopatrzone w d�ugie uchwyty, i przedmioty przypominaj�ce bardziej ogrodowe grabie, ni� cokolwiek innego. Uzbrojeni w ten ekwipunek, zacz�li szorowa� i oporz�dza� dwa sauropody, kt�re rozpar�y si� wygodnie na mieli�nie pozwalaj�c si� obs�ugiwa�. W zamian za �wiadczone wcze�niej us�ugi mia�y zapewnion� piel�gnacj�, co �wiadczy�o o wzajemnej sympatii i szacunku. M�odzie� nie uwa�a�a tego za prac�, lecz za jeszcze jedno wsp�lne i przyjemne zaj�cie. Jak na sauropody, brachiozaury potrafi�y wiele rzeczy, ale ich cielska mia�y mn�stwo miejsc, do kt�rych nie mog�y dosi�gn��, �eby si� podrapa�. G�ry Grzbietowe by�y znane z tego, �e brak tam zag��bie� terenu, w kt�rych mo�na by si� wytarza�. Ocieranie si� o drzewa za� by�o zakazane, bo w ten spos�b �atwo by�o pozbawi� je kory i w rezultacie doprowadzi� do obumarcia ro�lin. T� niewygod� w �yciu dinozaur�w likwidowa�o dwana�cie energicznych, m�odych istot ludzkich z godnym podziwu zapa�em. Szyje i grzbiety wyszorowano do czysta, ogony wyczesano, a paso�yty zlokalizowano i usuni�to. Za pomoc� niewielkiej, dwur�cznej, specjalnie zaprojektowanej pi�y para szesnastolatk�w porz�dnie przyci�a paznokcie u wielkich palc�w n�g - ka�dy wielko�ci po��wki du�ego talerza. Z�by podobne do ko�k�w polerowano tak d�ugo, a� zacz�y l�ni�. - Cz�owiek nie wie, co to rado��, dop�ki nie us�yszy zadowolonego pomruku brachiozaura - stwierdzi� Will. Kiedy m�odzie� osuszy�a si� i ubra�a, grupa po�egna�a si� z niedawno przyby�ymi corytozaurami i wyruszy�a w drog� powrotn� do Miasta Drzew. Niekt�rzy szli pieszo, ogl�daj�c i pr�buj�c rozpozna� niekt�re z napotkanych ro�lin, inni jechali wierzchem na wsp�lnych siod�ach przywi�zanych do szerokich grzbiet�w sauropod�w. Will i Geina zajmowali siedzenia dla obserwator�w ulokowane z ty�u wielkich g��w; to, na kt�rym siedzia� Will, znajdowa�o si� oko�o trzydziestu st�p nad ziemi�. Siod�o ko�ysa�o si� miarowo w ty� i w prz�d wraz z powolnym ruchem muskularnej szyi Kr�tkiej Stopy. Miasto Drzew by�o wyj�tkowym �rodowiskiem, nawet jak na Dinotopi�. Nale�a�o do tych nielicznych miejsc, w kt�rych mieszka�cy nale��cy do rasy ludzkiej, wygl�daj�c przez okna, zawsze mogli patrze� z g�ry na dinozaury. Dzia�o si� tak dlatego, �e w Mie�cie Drzew ka�da ludzka budowla znajdowa�a si� dos�ownie na drzewie. Budynki spoczywa�y na szerokich ga��ziach i by�y ze sob� po��czone skomplikowanym systemem drabin, most�w, sznur�w i lin. Nawet na placu targowym, ulokowanym prawie osiemdziesi�t st�p nad ziemi�, ka�dy stragan zajmowa� w�asn� dziupl� lub ga���. Dinozaurza cz�� spo�eczno�ci sp�dza�a noce w ogromnych stajniach zbudowanych na specjalnie wyci�tych polanach. Mocne drzewa mamucie s�u�y�y za przypory �cian. Cho� po�o�one du�o wy�ej, Miasto Drzew znajdowa�o si� w pobli�u Deszczowej Doliny i zdarza�o si�, �e przypadkowy, ambitny lub g�upi mi�so�erny drapie�nik zapuszcza� si� tutaj w poszukiwaniu �wie�ego po�ywienia. Sauropody zreszt� lubi�y przebywa� w zamkni�tych pomieszczeniach. To by�a dla nich nowo��, kt�rej wprowadzenie zawdzi�cza�y cz�owiekowi. Dzi�ki temu te wielkie stworzenia mog�y przetrwa� w ch�odniejszych okolicach. �ycz�c przyjemnej reszty dnia swym m�odym podopiecznym i Geinie (kt�r� uwa�a� za mi�� dziewczyn�, ale nie a� tak jak jego Sylvia), Will ruszy� w kierunku drzewa, na kt�rym ulokowany by� jego dom go�cinny. Wspi�wszy si� po spiralnych schodach, opasuj�cych pie� olbrzymiej jod�y, znalaz� si� na linowym mo�cie prowadz�cym do sekwoi. Przeszed� przez most i pokonuj�c szereg drabin wdrapa� si� na pomost widokowy, na kt�rym si� zatrzyma�. Wi�kszo�� budowli w Mie�cie Drzew mia�a otwarte �ciany, na kt�re mo�na by�o opu�ci� brezentowe zas�ony, je�li pogoda by�a kiepska lub kto� chcia� si� odgrodzi� od �wiata zewn�trznego. Teraz klapy by�y zwini�te, by wpu�ci� do wn�trza ch�odn� bryz�, i ods�ania�y to, co dzia�o si� w �rodku. Pod pomostem, na kt�rym sta� Will, przemkn�a para osobnik�w gatunku oropendula, jod�uj�c jak pijani Tyrolczycy. Z wyj�tkiem takich lataj�cych go�ci, ludzka populacja Miasta Drzew nie dzieli�a prawie z nikim miejsca na wierzcho�kach drzew. Tylko niekt�re mniejsze dinozaury, jak ornitopody i dromaeozaury, czu�y si� bezpiecznie wy�ej ni� kilka st�p nad ziemi�. Dla powsta�ych gatunk�w brak kciuk�w, kt�re pomog�yby si� uchwyci� ga��zi i kory, by� powodem wrodzonej niech�ci do wspinania si� na drzewa. Sauropody lubi�y Miasto Drzew. Pogoda by�a tu zazwyczaj odpowiednia, przestrze� pomi�dzy drzewami wystarczaj�ca, by mog�y si� swobodnie porusza�, by�y te� zadowolone, mog�c skuba� ni�ej rosn�ce ga��zie tych drzew, kt�re jeszcze nie wystrzeli�y na lak� wysoko��, by znale�� si� poza ich zasi�giem. Z kolei ludzie, siadaj�c w koszach lub na ni�szych ga��ziach, mogli znale�� si� oko w oko z najwy�szym dinozaurem. Mia�o to t� dodatkow� korzy��, �e nie wchodzili w drog� sauropodom, dzi�ki czemu w�druj�cy salazaur m�g� mniej zwa�a� na to, gdzie st�pa. Geina uda�a si� na spoczynek do domu rodzic�w, m�odzie� za� do swoich internat�w. Zbli�a�a si� pora kolacji, lecz mimo pracowitego dnia Will nie by� na razie g�odny. Wola� posiedzie� jeszcze na pomo�cie i poczeka� na zach�d s�o�ca. Czy dobrze si� dzisiaj spisa�? Zawsze uwa�a�, �e m�g�by da� z siebie wi�cej. Przynajmniej obj�� prowadzenie w przeci�ganiu liny. Zd��y� si� ju� przekona�, �e aby by� dobrym nauczycielem, trzeba mie� wi�cej nawet cierpliwo�ci ni� wiedzy. Nauczy� si� r�wnie�, �e nie we wszystkim mo�e przodowa�. Ojciec uprzedza� go o tym. Jednak, jako nowy mieszkaniec Dinotopii, czu� wci�� potrzeb� wykazania si�, cho�by tylko po to, by udowodni�, �e nie odstaje od innych. Jego ambicj� by�o zosta� najm�odszym w historii dyplomowanym mistrzem podniebnego je�dziectwa. Gdy opuszcza� pomost, aby wej�� do domu go�cinnego, nag�y, ostry podmuch wiatru, ch�odny i nieprzyjemny, zako�ysa� ga��zi�, zmuszaj�c go do przytrzymania si� hamaka. Ten wiatr, przecinaj�cy lak mieczem stoj�ce, parne powietrze, by� niespodziewany i niepokoj�cy. Dotar�szy do swojego hamaka, w kt�rym sypia�, Will odwr�ci� si� i przez ca�� szeroko�� pokoju popatrzy� na Lyr� Aurelius, praczk�. Rozwiesza�a w�a�nie �wie�y hamak w przewidywaniu przyjazdu nowych go�ci. Niedaleko, na kraw�dzi g��bokiej na sze��dziesi�t st�p przepa�ci, bawi�a si� jej czteroletnia, jasnow�osa c�reczka Tlinka. Dzieci w Mie�cie Drzew szybko uczy�y si� zachowywa� na otwartej przestrzeni, ale dziewczynk� �ci�le opasywa�y mi�kko podszyte dzieci�ce szelki. Gdyby si� potkn�a, spad�aby najwy�ej dziesi�� czy pi�tna�cie st�p w d�, zanimby j� zatrzyma�a lina zabezpieczaj�ca. Hu�ta�aby si� wtedy, jak rybka na w�dce. Kilka takich potkni�� wystarczy�o, by miejscowe dzieci nauczy�y si� uwa�a� przy stawianiu krok�w. Od chwili przybycia tutaj Will podziwia� wpraw�, z jak� miejscowa m�odzie� przenosi�a si� z ga��zi na ga���, z drzewa na drzewo. Najwi�ksi �mia�kowie, rozhu�tawszy si�, wykonywali skoki bez pomocy lin lub bez strachu spacerowali na wysoko�ci dwustu lub wi�cej st�p nad ziemi� po ga��ziach nie grubszych ni� ludzkie rami�. Byli zaskoczeni i pe�ni uznania, gdy Will do nich do��czy�. Jako podniebny je�dziec by� ca�kowicie pozbawiony l�ku wysoko�ci. Nie obawia� si� nurkowania w powietrzu, jakie go czeka�o, gdyby zarwa� si� pod nim pomost umieszczony na wysoko�ci stu st�p. Jak ka�da budowla Dinotopii, domy w Mie�cie Drzew by�y zaprojektowane tak, by przetrwa� jak najd�u�ej. �Wp�ywy rzymskie - obja�ni� mu kiedy� Nallab. - A ci Rzymianie byli strasznie wymagaj�cy�. Wsun�wszy si� do hamaka Will przekr�ci� si� na lewy bok i nagle zda� sobie spraw�, �e patrzy w kierunku stacji meteorologicznej. Ulokowana na szczycie najwy�szego w mie�cie drzewa, w koronie wiekowej sekwoi, s�u�y�a do prowadzenia obserwacji w okolicznym lesie strefy umiarkowanej i dalej w rozci�gaj�cych si� za nim g�rach. Mi�dzy najwy�szymi ga��ziami umieszczono urz�dzenia do mierzenia poziomu opad�w deszczu, si�y i kierunku wiatru, a nawet do rejestrowania zmian ci�nienia atmosferycznego. By dotrze� do stacji, pracownik odczytuj�cy dane z instrument�w musia� pokona� wi�cej drabin i lin, ni� zawiera� ich takielunek grotmasztu du�ego klipra. W normalnych warunkach takich odczyt�w dokonywano co kilka dni, ale w obliczu nadci�gaj�cego zn�w po sze�ciu latach sztormu dok�adnych pomiar�w dokonywano dwa razy dziennie, rano i wieczorem. �To co� w rodzaju monsunu - stwierdzi� Arthur Denison, wyja�niaj�c Willowi warunki panuj�ce w Dinotopii. - Tylko �e tutaj mamy do czynienia z wyj�tkowym przypadkiem. S�dz�, �e to ma co� wsp�lnego ze zmianami temperatury morza�. Will by� prawie pewien, �e Dinotopia le�y gdzie� na po�udniu Oceanu Indyjskiego, czyli na tajemniczych wodach, gdzie, jak s�dzono, nic nie powinno istnie�. Wi�c mog�y to by� nawet przeciwmonsuny, je�li przypuszczenia jego ojca by�y s�uszne. Arthur Denison opowiada� synowi, jak monsun indyjski cyklicznie nawiedza i pustoszy po�udniowe wybrze�a wielu kraj�w. Trudno by�o sobie wyobrazi�, �eby taka katastrofa przydarzy�a si� w spokojnej Dinotopii. A jednak ca�a gospodarka Dinotopii skoncentrowa�a si� w g��bi l�du, z dala od morza. Zw�aszcza na Nizinie Pomocnej brak by�o du�ych przybrze�nych skupisk ludzkich. I nie by�o to wynikiem przypadku. Will wraz z innymi przygl�da� si� uciekinierom z �yznego wybrze�a, kt�rzy zaczynali nap�ywa� do miasta, zape�niaj�c domy go�cinne i wolne sypialnie u swych przyjaci� i krewnych. Powiedziano tym podr�nikom, �e maj� opu�ci� swoje domy i gospodarstwa. Tylko czasowo, na wszelki wypadek - ale takie cykliczne exodusy �wiadczy�y o rozmiarach potencjalnego niebezpiecze�stwa w obawie przed zniszczeniami na tak wielk� skal�, o jakiej Will dot�d nie s�ysza�. Co w�a�ciwie mia�o si� zdarzy�? Nie �pieszy� si� ze zg��bianiem tej tajemnicy, a nikt z zaanga�owanych w ewakuacj� nie mia� czasu na rozmowy. C�, chyba nadszed� czas, �eby si� wszystkiego dowiedzie�. Intrygowa�a go teraz stacja meteorologiczna i jej odczyty. Naprawd� silny sztorm m�g� przeszkodzi� mu w �wiczeniach, chocia�, jak kiedy� powiedzia� mu Nallab, �czasem zetkni�cie z nieprzyjaznymi si�ami jest bardziej pouczaj�ce ni� przebywanie w �yczliwym �rodowisku. Obserwuj i ucz si�. Powzi�wszy decyzj� Will wyskoczy� z hamaka i wyszed� z domu go�cinnego. Do pokonywania du�ych odleg�o�ci mi�dzy drzewami s�u�y�o co� w rodzaju kolejki linowej. Tego w�a�nie urz�dzenia zamierza� u�y� Will, by dosta� si� bezpo�rednio do stacji meteorologicznej. Do solidnych splot�w mocnej liny podwieszony by� pleciony wiklinowy fotel. Usadowiwszy si� w nim, z lin� nad g�ow� i nogami dyndaj�cymi w przestrzeni, Will zacz�� posuwa� si� naprz�d nie tyle noga za nog�, co r�ka za r�k�. Siedemdziesi�t st�p pod nim rozci�ga� si� twardy grunt. Wydostawszy si� z wisz�cego fotela, doszed� po zaopatrzonej w por�cze ga��zi a� do pnia sekwoi. Zadar� g�ow� i zobaczy� pl�tanin� drabin i lin, prowadz�cych tunelami w g�r�. Nikn�y w plamie rdzawej kory i zielonych igie�. Pomost meteorologiczny by� mocno przywi�zany do korony drzewa na wysoko�ci przesz�o czterystu st�p nad ziemi�. W pobli�u pracowali dwaj starsi m�czy�ni naprawiaj�cy przyrz�dy. Trzeci siedzia� w szopie o otwartych �cianach i zapisywa� informacje w grubej ksi�dze. Czuj�c na sobie spojrzenia dw�ch majstr�w Will podszed� do szopy. Rejestrator podni�s� wzrok i zauwa�y� emblemat wyszyty na ramieniu koszuli swego go�cia. U�miechn�� si� uprzejmie. - Czym mog� s�u�y�, adepcie sztuki latania? - zapyta�. Will odwzajemni� u�miech i gestem wskaza� wierzcho�ek drzewa. - Czy meteorolog Linyati odczytuje wieczorne zapisy? Rejestrator skin�� potakuj�co g�ow�. - Tak, siedzi tam jak ptak w swoim gnie�dzie. Ale nied�ugo zejdzie, je�li chcesz z nim porozmawia�. - Nie - odrzek� Will, zadzieraj�c g�ow� jak m�g� najwy�ej i daremnie pr�buj�c przenikn�� wzrokiem zakamarki korony wiekowej sekwoi. - Nie o to chodzi. Chc� tam(wej��. - M�wisz powa�nie, ch�opcze? - Skryba o pomarszczonej twarzy uwa�nie przyjrza� si� swemu m�odemu go�ciowi. - A robi�e� to ju� kiedy�? - To b�dzie m�j pierwszy raz. - Rozumiem... Je�li nie masz nic przeciwko temu, chcia�bym ci� zapyta�, po co chcesz w�azi� na czubek zwyk�ego drzewa, skoro jeste� podniebnym je�d�cem? Will u�miechn�� si� do niego. - W�a�nie dlatego, �e jeszcze tego nie robi�em. - I oczywi�cie nie boisz si� wysoko�ci... - mrukn�� starszy m�czyzna. - Ale wspinaczka to nie to samo, co rozpieranie si� w mi�kkim siodle. Je�li spadniesz, drzewo nie zanurkuje w d�, �eby ci� chwyci�. - Wiem. I to jest nast�pny pow�d, dla kt�rego chc� to zrobi�. Rejestrator u�miechn�� si� szeroko. - Wi�c do roboty, m�odzie�cze. �ycz� szcz�cia. Will si�gn�� do pierwszego stopnia najni�szej drabiny i zatrzyma� si�. - Chyba Linyati nie b�dzie mia� nic przeciwko temu, co? - On? - rejestrator zamiesza� pi�rem w p�ytkim ka�amarzu z amonitowym atramentem. - Nigdy nikogo tam ze sob� nie zabiera. - Niekt�rzy ludzie nie lubi� towarzystwa. Lekko poirytowany stary cz�owiek wykona� woln� r�k� nieokre�lony gest. - Chcesz gada� czy wspina� si� na g�r�? Zabieraj si� st�d, m�odzie�cze! Co ty sobie wyobra�asz? �e Tswana jest jakim� samotnikiem z Deszczowej Doliny? Ucieszy si� z wizyty! I skryba z powrotem zaj�� si� swoj� robot�. Will skin�� g�ow�, wzi�� g��boki oddech i rozpocz�� wspinaczk� uwa�aj�c, by ca�y czas trzyma� przynajmniej jedn� r�k� lub stopi� lin� prowadz�c �. Miejscami pi�� si� w g�r� tunelem sznurowym, kt�ry ko�ysa� si� pod jego ci�arem. Gdy dotar� wy�ej, wiatr przybra� na sile, pozwalaj�c wreszcie zapomnie� o uci��liwej duchocie ostatnich kilku dni. Will powita� podmuchy wiatru z zadowoleniem, bo wspinaczka wyciska�a z niego si�dme poty. Spojrza� w d� i stwierdzi�, �e nie mo�e ju� dostrzec ziemi ani nawet stanowiska rejestratora. Pod nim rozci�ga�a si� tylko pl�tanina ga��zi i li�ci. Kto� cierpi�cy na l�k wysoko�ci nigdy by tutaj nie dotar�. Ale on, przyzwyczajony do wykonywania skomplikowanych manewr�w na grzbiecie ogromnego quetzalcoatlusa, by� w swoim �ywiole. Niemal r�wno sze�� lat temu, jeszcze jako dzieciak, wprawi� w zdumienie za�og� transoceanicznego �aglowca, uciekaj�c na szczyt grotmasztu podczas szalej�cego sztormu, kt�ry w ko�cu wyrzuci� jego i ojca na brzeg tej krainy dinozaur�w. Drzewo stacji meteorologicznej by�o wy�sze od tamtego masztu, ale te� bardziej stabilne. Wreszcie dostrzeg� pomost obserwacyjny. Tworzy�y go z grubsza ociosane, mocne sekwojowe deski. Pokona� kilka ostatnich sznurowych stopni i znalaz� si� na szczycie drzewa. Kilka igie� musn�o lego policzki; ga��zie przerzedzi�y si�. Pojawiwszy si� na platformie Will wyprostowa� si� i powita� meteorologa. Linyati odwr�ci� si� i szeroki u�miech rozja�ni� jego ciemn� twarz. - Will Denison, nieprawda�? - powiedzia� wyci�gaj�c d�o�, kt�r� u�cisn�� Will. - Jestem Linyati, Tswana sze�ciu matek - doda� w tradycyjnym dinotopijskim pozdrowieniu. - S�ysza�em o tobie. - A ja o panu. Will stwierdzi�, �e meteorolog jest niewiele starszy od niego. M�g� mie� dwadzie�cia pi��, najwy�ej trzydzie�ci lat. Linyati za�mia� si�. - S�ysza�em, �e jeste� bystry. Szybko przyswajasz sobie zar�wno informacje, jak i nazwiska, zgadza si�? Will wzruszy� ramionami z zak�opotaniem, ale i mile po�echtany. - Kiedy ma si� ojca naukowca, cz�owiek uczy si� zapami�tywa� wszystko. Z przyjemno�ci� odwr�ci� twarz w kierunku, z kt�rego wia�a orze�wiaj�ca bryza. Tu, na szczycie drzewa, by�o o wiele przyjemniej ni� na ziemi. W oddali wida� by�o doskonale szczyty wysokich G�r Grzbietowych. Dzi�ki temu, �e powietrze w Dinotopii by�o nieskazitelnie czyste, m�g� nawet dostrzec pokryte �niegiem turnie dalej po�o�onych, wy�szych G�r Pos�pnych, wygl�daj�ce jak zawieszone w powietrzu blade, senne przywidzenie na granicy postrzegania. Jaki� py�ek niesiony wiatrem wyl�dowa� w jego lewym oku. Odwr�ci� si� mrugaj�c. - Co m�wi� odczyty? - zapyta�. Linyati zerkn�� na sw�j blok do notatek. Chi�czycy, kt�rych statki rozbi�y si� niegdy� u wybrze�y Dinotopii, przywie�li ze sob� na ten l�d umiej�tno�� wytwarzania papieru na kilka wiek�w wcze�niej, zanim dotar�a ona do Europy. Ich potomkowie podnie�li t� umiej�tno�� do rangi sztuki. Spotkania, podczas kt�rych wyrabiano papier, sta�y si� wa�nymi wydarzeniami towarzyskimi dla wielu znakomitych rodzin. Prawa do brania w nich udzia�u nie odmawiano te� nikomu, kto chcia� w tym uczestniczy�. Dinozaury ochoczo wnosi�y sw�j wk�ad w wyr�b masy celulozowej. - Nadci�ga sztorm - Linyati przerzuci� kartki. - Co do tego nie ma w�tpliwo�ci. Silny sztorm. Staramy si� tylko przewidzie�, jak silny. Will spojrza� na p�noc. Nawet z pomostu stacji meteorologicznej, po�o�onego w g�rach Miasta Drzew, nie mo�na by�o dostrzec oceanu, cho� by�o to mo�liwe w Krzywym Korzeniu. - Najwyra�niej naczelni meteorolodzy uwa�aj�, �e b�dzie wystarczaj�co silny, by usprawiedliwi� masow� ewakuacj� z Niziny P�nocnej. Czy niebezpiecze�stwo jest naprawd� tak wielkie? - To tradycyjne �rodki ostro�no�ci - wyja�ni� Linyati. - Dlaczego s�dzisz, �e na Nizinie P�nocnej nie ma du�ych miast ani sta�ych osiedli? - wzruszy� ramionami. - Mo�liwe, �e nic si� nie stanie. Na pewno b�dzie silny deszcz, lokalne powodzie i by� mo�e jakie� zniszczenia spowodowane przez wiatr. Trudno przewidzie� co� wi�cej i dlatego gildia ��da stale aktualizowanych informacji o lokalnie panuj�cych warunkach - postuka� stylusem w sw�j blok z notatkami. - Na tym polega praca moja i innych obserwator�w. - A co b�dzie, je�li oka�e si�, �e to naprawd� silny sztorm? U�miech znikn�� z twarzy Linyatiego. - Je�eli to Wielki P�nocny Sztorm, kt�ry zdarza si� raz w �yciu ka�dego pokolenia, b�dziesz mia� na co popatrze�. - To znaczy, na co? - Trudno powiedzie�. Will skrzywi� si�. - Jak na przedstawiciela podobno naukowej dziedziny, nie wyra�a si� pan zbyt �ci�le. - Trudno by� �cis�ym, gdy chodzi o pogod�, i wola�bym nie m�wi� nic wi���cego. Przynajmniej jeszcze przez tydzie�. Potem mo�esz do mnie przyj�� z pytaniami.