3258

Szczegóły
Tytuł 3258
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3258 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3258 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3258 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Villon Francois Wielki testament Tower Press, Gda�sk 2000 OD T�UMACZA Kiedy oto robi�em korekt� do ponownego wydania Wielkiego testamentu, mimo woli zaduma�em si� nad tymi strofami, stan�y mi w oczach chwile, kiedy je przek�ada�em. Jesie� roku 1916, zima, najciemniejszy okres wojny. By�em w�wczas jako �lekarz pospolitego ruszenia� przydzielony do tzw. Stacji Opatrunkowej i sp�dza�em co drug� dob� w baraku z desek skleconym mi�dzy szynami kolejowymi. Raz po raz przychodzi�y z frontu transporty �o�nierzy, zawszonych, brudnych, okrwawionych, z oczami b�yszcz�cymi od gor�czki i zm�czenia. Ale jeszcze przykrzejszy by� widok tych, kt�rych p�dzono na front. �aden z austriackich lud�w nie objawia� (zw�aszcza po dw�ch latach) zapa�u wojennego, ta wojna by�a w Austrii okrutnym nonsensem. Tote� Stacja Opatrunkowa by�a ostatni� nadziej� wszystkich: zg�osi� si� tam jako chory i �zadekowa� si� bodaj na jaki� czas w szpitalu. Opiera�o si� to o nas, lekarzy, wystawiaj�c nasze uczucia ludzko�ci na ci�k� pr�b�. A tu z g�ry zaciskano �rub� coraz mocniej. Jednego dnia przyszed� do lekarzy poufny rozkaz od dowodz�cego genera�a, �e gor�czk� ni�ej 39 stopni ma si� uwa�a� za nieby��. Oczywi�cie wzruszyli�my ramionami na ten idiotyczny rozkaz, ale w og�le by�o ci�ko. I tak �y�o si� z dnia na dzie�, z t� obaw�, �e samemu b�dzie si� z dnia na dzie� wyrwanym i rzuconym na kt�ry� z dalekich teren�w wojny. A w�wczas mia�em w�a�nie na warsztacie druk pi�ciotomowego Montaigne-a. Barak, w kt�rym sp�dza�em w�wczas wi�cej ni� p� �ycia, by� straszny. T�um pluskiew, do kt�rych si� z czasem przyzwyczai�em, �ar od �elaznego piecyka, zi�b od okna i szpar w �cianach, myszy, szczury, j�ki i st�kania chorych, zaduch. Mo�e ta rama zbudzi�a we mnie t�sknot� za prze�o�eniem Villona. Zgromadzi�em ca�� �wilonologi�, kt�ra na szcz�cie by�a w Bibliotece Jagiello�skiej dobrze reprezentowana; gdy wiecz�r uspokoi�o si� nieco, gdy ustawa�o warczenie telefon�w i tylko od czasu do czasu przeci�g�e sygna�y poci�g�w przerywa�y cisz�, wydobywa�em ksi��ki i zatapia�em si� w ten �wiat. W owej izdebce, gdzie deszcz bi� w cienki dach i wicher wy� za oknem, w atmosferze �mierci i rozpaczy dziwnie mocno czu�o si� te strofy. �y�em w upojeniu. Jednej nocy, zatopiony w mojej pracy, us�ysza�em chrobot: ogl�dam si�, na p�k� nad ��kiem dosta�a si� m�oda myszka i widocznie nie umia�a zej��. Patrz� na ni�, ona na mnie, oboje ze strachem. Wreszcie podstawi�em jej poduszk�, zbieg�a lekko i uciek�a. Te chwile, kt�re dawno zatar�y si� w pami�ci jak przykry sen, stan�y mi nagle przed oczyma jak �ywe w czasie robienia korekt. I mo�e okoliczno�ci, w jakich przek�ada�em t� ksi��eczk�, sprawi�y, i� pozosta�a mi ona szczeg�lnie blisk�. Wiek XV, kt�ry by� kolebk� Villona, jak r�wnie� i poprzedzaj�cy go wiek XIV nie s� we Francji okresem interesuj�cym pod wzgl�dem pi�mienniczym. Jest to, z punktu widzenia kultury, epoka przej�ciowa; epoka, w kt�rej gmach �redniowiecza rozpada si� i kruszeje, zaledwie za� tu i �wdzie odosobnieni budownicy gromadz� dopiero ceg�y pod przysz�� budow� Odrodzenia. Stany, instytucje, na kt�rych zasadza� si� porz�dek spo�eczny, zdradzaj� znamiona wyczerpania lub potrzeb� g��bokich reform. Wspania�y, po�yskuj�cy stal� i z�otem rynsztunek feudalnego rycerstwa sta� si� czcz� dekoracj�: pod religi� rycerskiego �honoru� kryje si� egoizm, brutalno��, brak poczucia narodowego, chciwo�� i zdrada. Ko�ci�, szarpany schizm�, od samych szczyt�w daj�cy obraz zgorszenia, uprawiaj�cy handel odpust�w i godno�ci ko�cielnych, gromadz�cy olbrzymie bogactwa przez d�onie zakon�w �ebrz�cych, nie odwraca wprawdzie od wiary, ale nie daje te� silnych podstaw �ycia moralnego. Podobnie� i dawne �r�d�a literatury i poezji wysychaj�. Stare powie�ci i rapsody rycerskie sta�y si� martw� liter�, obc� ju� przez sam j�zyk, kt�ry, od czasu Powie�ci Okr�g�ego Sto�u, uleg� znacznemu przeobra�eniu. Ostatnim dzie�em szerokiego tchu jest Romans R�y, a raczej jego druga cz�� pi�ra Jana de Meung (1277)� ale i to ju� dawna przesz�o��, kt�ra przez wiek XIV i XV pokutuje we wt�rnych na�ladownictwach, wlok�c za sob� ca�y kram zimnych i rozwlek�ych alegorii. Poezja, nie znajduj�c �r�de�, z kt�rych by bi�a dla niej nowa tre��, staje si� igraszk� dworsk�, zasklepia si� w problemach formalnych. Obracaj�c si� w kr�gu konwencjonalnych temat�w (srogo�� kochanki, niesta�o�� losu, nieub�agany kres wszystkiego w �mierci etc.), szuka chluby w trudno�ci formy i wirtuozostwie, o jakim nie �ni�o si� dzisiejszym poetom. Wreszcie lata poprzedzaj�ce rok 1431 � dat� urodzenia Franciszka Villona � staj� si� dob� najg��bszego upadku Francji, najechanej przez Anglik�w, pustoszonej rabunkiem i po�og�, zaraz� i kontrybucjami, s�owem wszystkimi kl�skami d�ugoletniej i zaciek�ej wojny. W tej to epoce, w roku, w kt�rym spalono na stosie w Rouen Dziewic� Orlea�sk�, urodzi� si� w domu paryskich n�dzarzy przysz�y w��cz�ga, bandyta, sutener i z�odziej, kt�ry cz�� �ycia sp�dzi� w wi�zieniach, a cudem jedynie unikn�� szubienicy, kt�ry, dziwn� igraszk� losu, mia� si� sta�, obok tej wielkiej patronki Francji, jedynym �wietlanym punktem pos�pnej i mrocznej epoki. Tak wielk� jest pot�ga poezji, gdziekolwiek zap�onie prawdziwa jej iskra! Franciszek z Moncorbier, kt�ry od swego krewnego i opiekuna przybra� nazwisko Villona, urodzi� si� z biednej rodziny w Pary�u, w roku 1431. O ojcu nie wiadomo nic; odumar� syna m�odo; o matce tyle, i� by�a to uboga i prosta kobieta. Przygarn�� ch�opca i zaj�� si� jego kszta�ceniem Wilhelm Villon, kanonik przy klasztorze �w. Benedykta, w kt�rego te� murach wychowa� si� Franciszek. O latach m�odzie�czych Villona wiadomo tyle, i� w roku 1449 otrzyma� stopie� baka�arza, a w 1452 � licencjata Sztuk w domu przybranego ojca zetkn�� si� z powa�nym gronem os�b ze �wiata duchownego i urz�dniczego. Ale sk�onno�ci pcha�y m�odego �aka ku innemu towarzystwu. �Uniwersytet paryski" � pisze L. Molland, jeden z biograf�w poety � ze swymi przywilejami, kt�re czyni�y ze� pa�stwo w pa�stwie, ze sw� ci�b� m�odzie�y, ci�gn�c� z ca�ej Europy, a cz�sto pozbawion� �rodk�w, kry� w swoim �onie najniebezpieczniejszych z�oczy�c�w: tych, kt�rym niejaka kultura umys�owa dawa�a zarazem wi�cej �rodk�w czynienia z�ego i wi�cej �rodk�w drwienia ze sprawiedliwo�ci. W�adza duchowna uwalnia�a prawie zawsze winnych. A�eby s�dy kryminalne prefektury Pary�a mog�y na nich po�o�y� r�k�, trzeba by�o recydywy po recydywie, trzeba by�o, aby ich uznano jako wyzutych z przywileju kleryk�w i popad�ych in profundum malorum: takie by�o u�wi�cone wyra�enie. Sytuacja tak uprzywilejowana �ci�ga�a do uniwersytetu mn�stwo nicponi�w, zrujnowanych i pogr��onych w rozpu�cie szlacheckich syn�w, kt�rym, dla uzyskania charakteru studenta, wystarcza�o wpisa� si� na lekcje jednego z nauczycieli. Rozwija�y si� tam prawdziwe stowarzyszenia bandyt�w, opryszk�w, oszust�w i w�amywaczy; owe �aki- urwisze dawa�y najwi�cej zatrudnienia policji paryskiej. S�owem, te p�ne wieki �rednie mia�y swoj� cyganeri�, ale dostrojon� do twardych obyczaj�w epoki; nie�miertelny typ takiego �cygana� skre�li� Rabelais w postaci Panurga w swoim Pantagruelu. Po wszystkie czasy knajpa odgrywa�a dominuj�c� rol� w �yciu studenckim; sta�a si� te� ona domem Villona i wci�gn�wszy go w weso�e towarzystwo m�odych utracjusz�w, doprowadzi�a od psot studenckich do coraz ci�szych wybryk�w. Villon sta� si� dusz� kompanii, niewyczerpanym � jak to utrwali�a tradycja � w sposobach zdobywania dla siebie i towarzyszy jad�a i napitku na biesiad�, kosztem �atwowiernych przekupni�w. Z owych m�odocianych czas�w poety godzi si� te� wspomnie� epizod s�ynnego kamienia Pet- du- diable, o kt�rego wzruszenie z pierwotnego miejsca stoczy�a si� tragikomiczna walka pomi�dzy studenteri� a policj�; epizod ten uwieczni� Villon w poemacie, o kt�rym wiemy �e Autorem pierwszej, wcze�niejszej o jakie p� wieku, jest Wilhelm de Lorris. wzmianki w jego Testamencie, ale kt�ry nieSprzeczka, na tle bli�ej nam nieznanym (wiemy tyle, i� chodzi�o o niejak� Ysabeau), uczyni�a Villona w obronie w�asnego �ycia mimowolnym zab�jc� (1455) Spraw� umorzono; nim to jednak nast�pi�o, Villon zmuszony by� do kilko miesi�cznej tu�aczki. Mo�e ju� w�wczas Villon wszed� w stosunki ze s�ynn� szajk� tzw. coquillards, kt�rzy operowali po ca�ej Francji, a kt�rych p�niej by� niew�tpliwym towarzyszem i bardem W ka�dym razie w nast�pnym roku, po powrocie do Pary�a, widzimy go wsp�dzia�aj�cym w zbrodni, tym razem dokonanej z ca�ym rozmys�em, mianowicie w kradzie�y z w�amaniem w kolegium nawarskim. Kradzie� przynios�a 500 dukat�w i na razie nie wysz�a na jaw. Zach�cona powodzeniem szajka planuje now� kradzie�, w Angers, dok�d wsp�lnicy wysy�aj� przodem Villona dla rozpatrzenia si� w terenie. Na wyjezdnym, pomi�dzy tymi dwoma niebezpiecznymi przedsi�wzi�ciami, Villon uk�ada ma�y poemacik pt. Legaty, nazywany te� p�niej przez publiczno�� Ma�ym testamentem, utw�r satyryczny, tryskaj�cy pustot� i humorem (kt�re mo�emy dzi� jedynie wyczuwa� w pulsowaniu rytm�w, wi�kszo�� bowiem aluzji, jakimi naszpikowany jest utw�r, jest dla nas martwa lub na wp� niezrozumia�a) . W utworze tym oznajmia, i� opuszcza Pary�, ale przypisuje ten wyjazd okrucie�stwu damy swego serca, nie wspominaj�c nic o innych, mniej chlubnych przyczynach sk�aniaj�cych go do podr�y; na odjezdnym czyni podarki i zapisy znajomym, przyjacio�om i wrogom, kt�re to podarki s� oczywi�cie jedynie pretekstem do uciesznych lub z�o�liwych aluzji. W czasie nieobecno�ci Villona kradzie� w kolegium wysz�a na jaw; uwi�ziono paru uczestnik�w, kt�rych zeznania obci��y�y Villona. Bramy Pary�a staj� si� pod groz� najwi�kszego niebezpiecze�stwa dla poety zamkni�te: zn�w czeka go tu�aczka. Jaki� czas sp�dza na dworze ksi�cia Karola Orlea�skiego, najwybitniejszego w�wczas poety we Francji, kt�ry, po d�ugoletnim wi�zieniu angielskim, osiad�szy w uroczej rezydencji w Blois, za�ywa w atmosferze turniej�w poetyckich pogodnej jesieni swego �ycia. Niestety, Villon, po kr�tkim korzystaniu z �aski, a nawet pensji ksi���cej, dostaje si� z nieznanych bli�ej, ale zdaje si� powa�nych powod�w do wi�zienia w Orleans; ocala go amnestia, sprowadzona wjazdem m�odziutkiej ksi�niczki. Niebawem to� samo szcz�cie w nieszcz�ciu powtarza si� w �yciu poety: wtr�cony � zn�w nie wiemy, za jakie przest�pstwo � do bardzo ci�kiego wi�zienia w Meungs, zagrzebany w nim beznadziejnie ( w�r�d czego znajduje wszak�e do�� si�y, aby przes�a� przyjacio�om paryskim pe�n� werwy ballad� [Czy� opu�cicie biednego Villona?), zn�w cudownemu przypadkowi zawdzi�cza uwolnienie. Kr�l Karol umiera; nast�pca jego, Ludwik XI, przeje�d�aj�c z koronacji przez Meungs, darzy amnesti� licznych wi�ni�w; w ich liczbie znajduje si� Villon. Amnestia obejmowa�a prawdopodobnie i nieodpokutowan� jeszcze kradzie� nawarsk�, Villon bowiem wraca spokojnie do Pary�a (1461). Tu pisze Wielki testament , utw�r, w kt�rym zamyka ca�ego siebie, wszystkie swoje �ale i nienawi�ci, wspominki i marzenia, ca�� werw� paryskiego ulicznika i melancholi� przedwcze�nie zmarnia�ego tu�acza, i tragizm spojrzenia na �wiat z drugiego brzegu. Nied�ugo dane mu by�o za�ywa� spoczynku. Niepokojony znowu o kradzie� w kolegium nawarskim � ten pierwszy b��d m�odo�ci, kt�ry poci�gn�� za sob� �a�cuch innych � Villon dostaje si� jeszcze raz do wi�zienia. Chodzi�o, zdaje si�, o pretensje cywilne; tote� wypuszczono wi�nia, skoro zobowi�za� si� ( prawdopodobnie za jak�� powa�n� por�k�) sp�aci� w okre�lonym terminie poszkodowanym cz�� straty! Niebawem jednak najniewinniejszy z wybryk�w Villona wtr�ca go w najci�sze opresje. Nocna b�jka, zako�czona �mierci� powa�nego mieszczanina, prowadzi Villona � mimo �e tylko po�rednio Tradycj� t� utrwali� poemacik pt. Repues franches [Daremne biesiady), kt�rego bohaterem jest Villon i kt�rego autorstwo przypisywano nawet d�ugo jemu samemu. 3 Napisa� w z�odziejskim narzeczu szajki szereg ballad o tre�ci zaczerpni�tej z �ycia w��cz�g�w. by� w ni� zamieszany � do wi�zienia, gdzie, do�wiadczywszy go wprz�d tortur� wodn�, odczytano mu wyrok �mierci przez powieszenie. Tym razem rzecz zdawa�a si� bez ratunku. Skazaniec kre�li w wi�zieniu s�ynn� Ballad� wisielc�w, zbiera jednak ostatek energii, aby apelowa�, mimo i� z ma�� nadziej�. Apelacja � mo�e dzi�ki jakiemu� poparciu � odnios�a skutek: kar� �mierci zmieniono na dziesi�cioletnie wygnanie z obr�bu Pary�a. Villon daje wyraz swym uczuciom w radosnej balladzie do od�wiernego Garniera; drugiej balladzie, zwr�conej do Trybuna�u, uprasza o trzechdniow� zw�ok� i � opuszcza Pary� ( 1463) w trzydziestym trzecim roku �ycia. Tu �lad poety gubi si�. Nale�y przypuszcza�, i� zmar� nied�ugo p�niej, gdy� by�by zosta� po nim jaki� dokument, b�d� w nowych utworach, b�d� w rocznikach kryminalnych. Czym by� Villon na tle po�owy XV wieku dla francuskiego pi�miennictwa? Spr�buj� to obja�ni� w kilku s�owach. Villon jest pierwszym poet� Francji w nowo�ytnym znaczeniu; jest w poezji francuskiej pierwsz� wybitn� jednostk�. Dawne twory poezji francuskiej nosz� cech� tw�rczo�ci zbiorowej: narastaj� pokoleniami, przechodz� z ust do ust, ju� pierwszy spisuj�cy je tw�rca jest raczej ich redaktorem; wyra�aj� zarazem zbiorowe, nie indywidualne poj�cia i wierzenia. P�niejsz�, chronologicznie bli�sz� Villonowi poezj� cechuje tak�e jej bezosobisty poniek�d charakter: poeta nie tyle d��y do wyra�enia siebie, ile k�adzie sw� ambicj� w to, aby utarte i og�lnikowe tematy uj�� w spos�b nowy co do trudno�ci formalnych. Par� zaledwie mo�na by wymieni� nazwisk poet�w ( Alain Chartier, ksi��� Karol Orlea�ski) , kt�rych profile, do�� nik�e zreszt�, zarysowuj� si� bardziej indywidualnie na tle og�lnej szarzyzny. Villon natomiast bierze stare, gotowe formy, aby je odm�odzi� �yw� krwi� swoj�; aby w nich da� siebie: gor�c�, nami�tn�, rzewn� spowied� �ycia, j�k zmarnowanej m�odo�ci, spazm niezaspokojonego serca. Nie ucieka si� do pomocy fikcji poetyckiej ani alegorii, nie przypina sobie szlachetnego koturnu, nawet koturnu nieszcz�cia; jak nikt przed nim, a ma�o kto po nim, bez szaty godowej wchodzi do zaczarowanego pa�acu wielkiej sztuki; od pierwszego wiersza m�wi do nas on sam, biedak, wi�zie�, zbrodniarz, � mi�o�nik z ha�b� przep�dzony � i � och�ostany nago � , kochanek , , grubej Ma�gosi � . . . a wszystko � dla braku trochy mai�tno�ci. . . � Villon jako artysta wyr�nia si� zmys�em rzeczywisto�ci: nie szuka poezji w ob�okach ani w urojeniu, znajduje j� tu� ko�o siebie, bierze j� z b�ota ziemi i moc� dziwnego czarodziejstwa wszystko, co we�mie w r�k�, zamienia w przejmuj�c� poezj�. Jest to poeta na wskro� egotyczny, czystej krwi liryk, i jako taki Villon jest odosobnionym zjawiskiem: ta �y�a poezji kryje si� po nim i przepada gdzie� pod ziemi�; nie ma dla niej miejsca ani w humanizmie wieku XVI, ani w klasycznym i obiektywnym wieku XVII, ani w filozoficznej grze my�li wieku XVIII. Dopiero w romantyzmie pierwszej po�owy XIX wieku, pocz�tym z innego zn�w �azika i po trosze sutenera � nazywa� si� on Jan Jakub Rousseau � kt�ry, tak samo jak Villon, wyspowiada� swoje biedne serce, �y�a ta tryska olbrzymim strumieniem i staje si� istot� ca�ej niemal nowoczesnej poezji. Villon jest nam tedy szczeg�lnie bliski � bli�szy o wiele, , ni� by� bezpo�rednio po nim nast�puj�cym wiekom. Villon jest pierwszym poet� Francji przez sw� tw�rczo�� w zakresie j�zyka. Uczyni� w poezji to, co p�niej Rabelais w prozie: miast dawnej naiwnej, czasem niedo��nej gwary lub te� miast kunsztownych formalnych �ama�c�w, wyra�aj�cych md�e i konwencjonalne uczucia, mowa Villona p�ynie wprost z serca; w sercu, we krwi znajduje dla swych uczu� wyraz bezpo�redni, prosty i doskona�y: kunsztowny, ale zupe�nie innym, g��bokim kunsztem. Niezwyk�ym zjawiskiem by�a w owej epoce jego gi�tko�� wyrazu dla ka�dego odcienia my�li, lekka igraszka �artu, swoboda i �mia�o�� w przechodzeniu od pustoty do tragicznej powagi, od cynizmu do modlitwy. Jak bardzo Villon jest tu nowo�ytnym i jak wyprzedzi� sw� epok�, wyrazi najlepiej to, i� dzi� stawiaj� go obok takiego mistrza �miechu przez �zy jak Heine i takiego artysty nastroju jak Verlaine. Pu�cizna literacka Villona jest bardzo szczup�a. Obejmuje ona wdzi�czny, lecz b�ahy poemacik Legaty ( Les Lais, w dzis. franc. Les legs) zwany te� Ma�ym testamentem, dalej 8 Wielki testament i kilka okoliczno�ciowych ballad, kt�re p�niejsi wydawcy do��czyli do Wielkiego testamentu jako Kodycyl ( nazwa ta nie pochodzi od Villona) ; wreszcie kilka wspomnianych ju� ballad w �argonie z�odziejskim. Tak wi�c g��wna tre�� Villona zamyka si� w Wielkim testamencie. Nie jest to bynajmniej jednolity, planowo skomponowany utw�r; przeciwnie, jest to mieszanina bardzo nier�wnej warto�ci. Podj�wszy jeszcze raz poetyck� form� Legat�w ( nienow� zreszt� w �redniowiecznej poezji) , Villon rozszerzy� j� i pog��bi�, na�laduj�c w konsekwentnej parodii wiernie wszystkie szczeg�y formalnego testamentu; po czym, stworzywszy w ten spos�b ramy dopuszczaj�ce wszelkiej swobody w dygresjach, oprawi� w nie szereg utwor�w, przewa�nie ballad, datuj�cych si� widocznie z rozmaitych epok jego �ycia. St�d nier�wno�ci dzie�a. Obok rzeczy doskona�ych w formie i wyrazie, jak np. �ale pi�kney P�atnerki, jak owa Ballada o paniach minionego czasu ze s�ynnym refrenem: � Mais ou sont les neiges d' antan? � , mie�ci si� np. zimne i urz�dowe epitalamium: , , I oto czemu jeste�my tu spo�em � , lub te� b�ahe spi�trzenie obrzydliwo�ci ( jedna z ulubionych zabaw poezji �redniowiecznej) w balladzie: � Niechay si� sma�� zawistne j�zyki � . Mo�na powiedzie�, i� to, co czyni dla nas Villona wielkim poet�, zamyka si� w jakich paruset lub kilkuset wierszach. Ulubion� form�, w jakiej tworzy� Villon, by�a ballada. Nie by�a ona jego w�asno�ci�; przeciwnie, panowa�a w owej epoce w poezji prawie wszechw�adnie. Ballad� starofrancusk� ( od baller , ta�czy�) trzeba �ci�le odr�ni� od romantycznej ballady niemieckiej ( jak r�wnie� i polskiej) , kt�rej poj�cie p�ynie z tre�ci, podczas gdy tamtej � z formy. Form� t� stanowi�y trzy strofy, o�mio- lub dziesi�ciowierszowe, i kr�tsze przes�anie, zaczynaj�ce si� z regu�y od s�owa � Ksi��� � : zabytek z turniej�w �piewackich, gdy recytator lub �piewak zwraca� si� ko�cz�c do s�dziego i ksi�cia turnieju. Wszystkie trzy strofy i przes�anie oparte by�y na tych samych rymach, splecionych w kunsztowny spos�b, tak i� w klasycznej balladzie na dwadzie�cia osiem wierszy zasadniczych rym powtarza� si� czterna�cie razy. Nie zadowalaj�c si� tymi trudno�ciami, autor cz�sto sk�ada� swoje imi� i nazwisko z pierwszych liter wierszy ( by� to w�wczas cz�sto u�ywany i bardzo potrzebny spos�b ochrony w�asno�ci literackiej) , nie m�wi�c o innych akrobatycznych sztuczkach formy, jakie sobie jeszcze nieraz nak�adano. Villon uprawia ballad� z mistrzostwem. Pod jego pi�rem staje si� ona na przemian powa�n�, dworn�, rzewn�, lekk�, weso��: przyjmuje wszystkie odcienie ruchliwej jego my�li. A my�l ta, mimo i� skacze z przedmiotu na przedmiot, kr��y uparcie ko�o jednego obrazu. Obrazem tym �mier�; temat dla pisarzy �rednich wiek�w szczeg�lnie bliski, a dla Villona bardziej ni� dla kogo b�d� innego. Cech� �redniowiecza jest poufa�e wsp�ycie ze �mierci�, kt�ra te� czyha�a na �wczesnego cz�owieka w tysi�cznych formach na ka�dym kroku. W g�sto zabudowanych miastach cmentarze stanowi�y prawie jedyne szersze przestrzenie; by�y ogrodem publicznym, miejscem zebra�, zabaw, handlu przy kramikach. Od czasu do czasu, z powodu przepe�nienia, wykopywano zbutwia�e szcz�tki trumien i zsypywano ko�ci na jedn� kup�, aby je pogrze�� wsp�lnie dla oszcz�dzenia miejsca. Kiedy Villon kre�li w wymownych strofach ten obraz i snuje ze� refleksje, kre�li je wprost z natury, z codziennego widoku. W ustach dzisiejszego poety, wysma�ona przy biurku, by�aby mo�e ta refleksja zimn� i banaln�; w ustach tego straconego dziecka, igraj�cego bez przerwy z szubienic�, jest ona na wskro� przejmuj�ca i odczuta. Kiedy nazajutrz po odczytaniu wyroku skazaniec maluje we wstrz�saj�cej groz� plastyki, a nienagannej co do formy balladzie obraz siebie i swoich kompan�w dziobanych przez kruki, ach, to nie literatura! Villon jest jednym z najwi�kszych poet�w �mierci i wszystkiego, co z ni� si� wi��e: owej przenikliwej melancholii, a zarazem wszystkich obrzydliwo�ci mijania, owego niedosytu rozkoszy, jaki z gor�cego zmys�owego serca tego dziecka paryskiego bruku wydziera tak naiwne westchnienie; owego g�odu mi�o�ci, niemal bez przedmiotu, jakim natura buntuje si� w nim przeciw zniszczeniu cia�a. Trzeba bowiem powiedzie�, mimo i� Villon z naciskiem przedstawia si� niejednokrotnie jako � m�czennik mi�o�ci � , i� t�sknota za ni� cz�sto wyst�puje raczej jako t�sknota tu�acza i 9 biedaka do jednej z wymarzonych form � wygodnego �ycia � , jako uzupe�nienie tego � mi�tkiego ��ka � i smacznego jad�a ni� jako mi�o�� w wy�szym, szlachetniejszym poj�ciu. . . . Zaiste, nieraz mi�owa�em, Y mi�owa�bym ieszcze ch�tnie; Lecz serce smutne, z wyg�odnia�ym Brzuchem, co skwierczy zbyt natr�tnie, Odwodz� mnie z mi�osnych dr�ek. Kto� inny, syty, swey ochocie Folguie w mnie: � Amor- - bo�ek W pe�nym wszak rodzi si� �ywocie! Wielu komentator�w Villona uwa�a aluzje poety do swoich � m�cze�stw mi�osnych � raczej jako ho�d z�o�ony �wczesnej dworno- czu�ej konwencji ni� jako odbicie rzeczywistych prze�y�. Jednak�e nuta ta powtarza si� w Testamencie zbyt cz�sto i zbyt konsekwentnie, aby j� mo�na by�o pomin�� tak lekko, zw�aszcza wobec najdalej posuni�tej szczero�ci, z jak� poeta sk�din�d m�wi o sobie, nie drapuj�c si� bynajmniej w szlachetny kostium. Z drugiej strony, po�r�d szeregu niskich mi�ostek, o kt�rych Villon natraca, rysuje si� w Testamencie jeden profil kobiecy, odcinaj�cy si� od innych zar�wno urokiem, jak si�� wra�enia, z jak� wycisn�� si� w pami�ci poety. To ta Kasia, Katarzyna de Vausselles 4 ( Villon wymienia j� w oryginalnym tek�cie z imienia i nazwiska) , dla kt�rej Villona � zbito nago � , przez kt�r� � wsz�dy zw� go g�o�no: Mi�o�nik z ha�b� przep�dzony. . . � Co b�d� iey ieno k�ad�em w uszy, Zaw�dy powolnie mnie s�ucha�a � Zgod� czy po�miech mai�c w duszy � Co wi�cey, nieraz mnie cirpia�a, I�bych si� przymkn�� do niey ciasno I w �lepka patrza� promieniste, Y prawi� swoie. . . Wiem dzi� iasno, Ze to szalbierstwo by�o czyste. Wszytko umia�a przeinaczy�; Mami�a mnie, niby przez czary; Zanim cz�ek zdo�a� si� obaczy�, Z m�ki zrobi�a popi� szary; Na �u�el rzek�a, �e to ziarno, Na czapk�, �e to he�m b�yszcz�cy, Y tak zwodzi�a mow� marn�, Zwodniczem s�owem rzucai�cy. . . Wiadomo nam, z r�nych aluzyj zawartych w Legatach i Testamencie, �e Villon w m�odzie�czej epoce obraca� si� w towarzystwie z�otej m�odzie�y zamo�nego paryskiego mieszcza�stwa. Ceniony dla swych poetyckich i towarzyskich talent�w, sta� si� prawdopodobnie Villon po��danym �upem dla m�odych kobiet, w ten lub inny spos�b nale��cych do tego wzgl�dnie wykwintnego �wiata; nie szcz�dzono mu, jak wida�, mi�ych 4 Poszukiwania co do osoby Katarzyny de Vausselles pozosta�y daremne. Tyle wykryto, �e istnia�a rodzina trgo nazwiska i �e mieszka�a, za czas�w Villona, w pobli�u klasztoru �w. Benedykta, kt�ry s�u�y� za dom poecie. 10 spojrze� i zdawkowej monety zalotno�ci. Ale kiedy poeta, uko�ysany nadziejami, zapragn�� posun�� si� dalej, ni� to le�a�o w intencjach kusicielki, w�wczas przekona� si� � na cztery wieki przed Komedi� ludzk� Balzaka � o roli pieni�dza w spo�ecze�stwie i stosunku jego do najbardziej idealnych uczu�. Tak by �wiadczy�y przynajmniej liczne aluzje jego w Testamencie. Gor�czkowa ch�� zdobycia owego z�ota, bez kt�rego czu� poeta w�asn� bezsilno�� i n�dz� wobec swego b�stwa, sk�oni�a go mo�e do tego, i� otwieraj�c� si� dla� spokojn� i dostatni� przysz�o��, czekaj�c� � licencjata Sztuk � , przybranego syna kanonika, na �onie Ko�cio�a lub jakiego t�ustego urz�du, tak nieopatrznie postawi� na kart�, daj�c si� wci�gn�� do szajki rzezimieszk�w. Dlatego to, kiedy Villon wyjazd sw�j do Angers, po spe�nieniu jednej kradzie�y, a celem przygotowania nowej, odnosi do motyw�w mi�o�ci, przyczyn� tego mo�e nie jest ch�� upi�kszenia w�asnych pobudek, ale istotny zwi�zek mi�dzy rozpaczliw� decyzj� poety a sprawami jego serca. Od tego czasu, od kradzie�y w kolegium nawarskim i podejrzanej wyprawy do Angers, Villon wykoleja si� bezpowrotnie; z lekkomy�lnego troch�, utalentowanego studenta, podejmowanego mimo swych wybryk�w w ko�ach uczciwego mieszcza�stwa, staje si� w��cz�g� i opryszkiem, tym samym w mi�ostkach swoich nie si�gaj�cym poza sfer� � grubej Ma�gosi � . . . Ale wspomnienie owej mi�o�ci, w kt�rej utopi� wiar� i pragnienia m�odych lat, nawiedza go tak silnie i tak �ywo stoi przed oczyma poety, �e kiedy w godzinie bezwzgl�dnej szczero�ci � � kto zdycha, wszystko l�� mu gada�! � � Villon ko�czy sw�j Testament s�owami, i� � mi�o�ci pomar� m�czennikiem � , mamy mo�e, mimo wszystko, prawo widzie� w tych s�owach co� wi�cej ni� stylistyczny ornament. . . � Gruba Ma�gosia � r�wnie� niema�o k�opotu sprawi�a niekt�rym bogobojnym komentatorom Villona, a to dla tonu tej ballady, kt�ry, mimo wszelkiej swobody zapatrywa�, jakim poeta daje upust w Wielkim testamencie, odbija od reszty dzie�a bezwzgl�dnym ju� cynizmem. Konstruowano wyt�umaczenie � niew�tpliwie zbyt sztuczne i dzi� ju� poniechane � w ten spos�b, i� � Gruba Ma�gosia � by�o to jakoby god�o ober�y ( istotnie tytu� ten s�u�y� do�� cz�sto za god�o podejrzanym gospodom) i �e ballada Villona nie odnosi si� do realnej osoby, lecz stanowi opart� na tym dwuznaczniku igraszk� literack�. Mo�liwszym ju� jest inne wyt�umaczenie: mianowicie, w �redniowiecznej literaturze, na przek�r czu�ostkowym wylewom poezji mi�osnej, wytworzy�a si� przez jaki� czas moda opiewania mi�ostek z kobietami starymi, brzydkimi, pokracznymi etc. Mo�e z tej mody literackiej � prze�o�onej na walory moralne � urodzi�a si� ballada o � Grubej Ma�gosi � : wobec jednak w�a�ciwej Villonowi bezpo�rednio�ci w czerpaniu swych temat�w, nie ma stanowczych powod�w, aby w�tpi�, i� orygina� jej istnia� i by� �yw� z krwi i ko�ci kobiet�. Trzeci�, nieco wyra�niej rysuj�c� si� fizjonomi� kobiec�, to owa Marta ( imi� jej wypisa� poeta tylko za pomoc� pocz�tkowych liter jednej ze strofek ballady) , kt�rej Villon po�wi�ci� ow� ballad� z refrenem: � Nie dr�czy�, ale wspomaga� biedaka � , i poprzedzaj�ce j�, brutalnym zgrzytem zako�czone oktawy. I w tej mi�o�ci Villon przeszed� snad� podobne zawody co i w swym pierwszym uczuciu, jednak�e charakter tych zawod�w oraz ton, jakim m�wi o nich, s� tutaj ju� o wiele ni�szego typu. Tak wi�c mi�o�� i �mier�, �al za zmarnowanym �yciem i skrucha, wreszcie nienawi�� do swych � dr�czycieli � wype�niaj� ten wzruszaj�cy poemat. Nienawi�� ta wybucha raz po raz w�r�d �artobliwych strof Testamentu i pog��bia je w akcenty wprost z�owrogie, ilekro� poeta wspomni m�czarnie, jakie wycierpia�. A �ycie mog�oby by� tak pi�kne! i tak �atwe! Gdyby tylko ka�demu dano tyle � z�ota � , ile mu trzeba! Ta nad wyraz prosta socjologia � poeta nie przeczuwa niemal, aby mog�a istnie� inna � podsuwa Villonowi owe rozkoszne w swym naiwnym anarchizmie strofy: : Za Alexandra kr�la pono, Cz�eka, zwanego Diomedesem. . . etc. 11 W Testamencie Villona najmniej dzi� dla nas interesuj�cym jest to, co jest samym testamentem. Poeta podejmuje jeszcze raz dawny koncept z Legat�w; tylko �e to, co tam by�o niewinnym �artem paryskiego urwisa, tu staje si� jadowitym sarkazmem ci�ko do�wiadczonego tu�acza i wi�nia. Ale te strofy, po�wi�cone samym � zapisom � , naje�one s� aluzjami tak zwi�zanymi z osobami i chwil�, i� miejscami zaledwie instynktem mo�emy wyczuwa�, ile w nich tkwi�o werwy i gryz�cego konceptu i jak bardzo musia�y bawi� i dra�ni� wsp�czesnych. Kiedy Klemens Marot w pocz�tku XVI wieku, zatem dwoma zaledwie pokoleniami oddzielony od epoki Villona, podejmuje na zlecenie kr�la Franciszka I pierwsze poprawne, oficjalne niemal wydanie dzie� poety, czyni uwag�, i� aluzje te s� zupe�nie ciemne i �e aby je rozumie�, trzeba by �y� w Pary�u wsp�cze�nie z autorem i w jego �rodowisku. Dzisiejszym znawcom Villona aluzje te sta�y si� o wiele zrozumialsze i dost�pniejsze, a to dzi�ki olbrzymiemu nak�adowi pracy i talentu, jaki szereg badaczy w�o�y� w imponuj�c� wprost prac� rekonstrukcyjn� w tym kierunku. Dzi�ki gruntownemu przewertowaniu archiw�w i akt�w epoki, znane s� dzi� wszystkie osobisto�ci, z kt�rymi zbli�y� si� Villon i kt�rym po�wi�ci� swe strofy w Testamencie; znane s� ich stosunki, niemal w�a�ciwo�ci charakteru i s�abostki; tak i� wi�kszo�� aluzji i koncept�w Villona da si� przy pomocy tego klucza odcyfrowa�, co oczywi�cie nie zdo�a im przywr�ci� �ycia. Na szcz�cie Testament, poza t� aktualn� igraszk�, zawiera do�� strof i wierszy �ywych i dzisiaj, i po wszystkie czasy. Po�miertne losy pu�cizny Villona znacz� si� nader interesuj�c� lini�. W czasie gdy poeta tworzy�, druk nie by� jeszcze rozpowszechniony we Francji; Testament musia� kr��y� w odpisach lub przekazywany z ust do ust. Klemens Marot w roku 1533 zaznacza, i� za jego czasu wielu starych ludzi recytowa�o ca�e ust�py Villona jedynie z ustnej tradycji. Pierwsze znane wydanie w druku ukazuje si� w r. 1489: jak wielkie by�o powodzenie ksi��eczki, �wiadczy, i� od roku 1489 do 1533 pojawia si� jej dwadzie�cia wyda�. W roku 1533 podejmuje Marot, jak ju� wspomniano, na zlecenie Franciszka I, kt�remu zaszczyt przynosi ta pieczo�owito��, pierwsz� poprawn� edycj� pism poety, przedrukowan� od roku 1533 do 1542 dziesi�� razy. Tutaj urywa si� ni� ��cz�ca Villona z nowo kszta�tuj�cym si� spo�ecze�stwem Francji 5 . Od roku 1542, przez dwa wieki blisko, nie spotykamy ani jednego wydania Villona: pami�� jego przepada w�r�d publiczno�ci zupe�nie, przechowuje si� jedynie u poet�w, zagl�daj�cych tu i �wdzie do starego tomiku ( Boileau) . Odkrywaj� go na nowo romantycy, wyra�aj�c sw�j podziw wymownymi ustami Teofila Gautier 6 ; wzrasta jeszcze kult Villona w drugiej po�owie XIX wieku, w zwi�zku z Baudelaire' owsk� poezj� grzechu, wi�ziennymi perypetiami Verlaine' a, poezj� paryskiego bruku i go�ci�ca, literatur� szukaj�c� o�ywczej nuty w gwarze apasza i w akcentach ostatecznego poni�enia ludzkiej istoty. Przez kult Villona dawno zapomniana forma ballady wraca do czci ( Banville) ; Richepin, pie�niarz bosak�w i w��cz�g�w ( La chanson des gueux) , w balladzie po�wi�conej Villonowi sk�ada ho�d swemu protopla�cie z XV wieku t� inwokacj�: Roi des poetes en guenilles, O gueux, maitre Fran�ois Villon, 5 Warto zauwa�y�, i� Montaigne, w�r�d swojej obejmuj�cej tyle temat�w gaw�dy, nie zdradza� ani s�owem znajomo�ci Villona; Rabelais zna� go niew�t pliwie i wspomina w wielu miejscach, lecz raczej w duchu pospolitej legendy, ju� utworzonej o pisarzu, bez g��bszego wnikni�cia w jego tre��. 6 Znakomity krytyk, kt�ry nie przeoczy� chyba ani jednego momentu literatury francuskiej, Sainte- Beuve, po�wi�ca, w roku 1859, Villonowi jeden ze swych � poniedzia�k�w � , z mniejszym jednak ni� zazwyczaj odczuciem i w�yciem si� w indywidualno�� pisarza. 12 Buveur de vin, coureur de filles, Sonneur de joyeux carillon; Grand m�lancolique en haillon, Tes vers, sur ta tete honnie, Font flamber le sacre rayon, Escroc, truand, marlou, g�nie! R�wnolegle z kultem poet�w wzrasta i naukowe zainteresowanie tak d�ugo zaniedbywanym pisarzem. Chmara uczonych bada ka�dy �lad smutnego �ycia i czyn�w genialnego obwiesia, kt�re, dzi�ki niezmordowanej pracy wilonolog�w 7 raz po raz ods�aniaj� r�bek tajemnicy. S�owem, po czterech przesz�o wiekach, Villon bezspornie zdobywa sobie miejsce w�r�d pierwszych poet�w Francji. R�wny jest im z pewno�ci� szczero�ci� i si��, a g�ruje nad wieloma samorodno�ci� talentu. Trudno�ci, jakie nastr�cza� przek�ad Villona, by�y znaczne. D��eniem moim by�a, jak zawsze, naj�ci�lejsza wierno��, ale przede wszystkim wierno�� ducha. �e ca�y szereg ust�p�w, kt�re i w oryginale s� dzi� najzupe�niej martwe, tym bardziej musia� ujawni� martwo�� sw� w przek�adzie, z tym trzeba by�o si� z g�ry pogodzi�; pociesza�em si� tym, i� znajd� si� inne, kt�re i w przek�adzie dadz� do�� wierne poj�cie o tonie i charakterze utworu. Form� orygina�u zachowa�em wsz�dzie �ci�le; z wyj�tkiem prawid�a ballady, kt�re ka�e opiera� wszystkie strofy na identycznych rymach. Warunki rymu w polskim wierszu s� zupe�nie odmienne ni� we francuskim; gdyby nawet swobodne powt�rzenie czterna�cie razy w dwudziestu o�miu wierszach tego� samego rymu by�o mo�liwe, wywo�a�oby ono, miast harmonijnej asonancji, jak w j�zyku francuskim, po polsku wra�enie s�uchowe przykre. Co do wyboru utwor�w, post�pi�em nast�puj�co: przek�adu Legat�w, z przyczyny ich wy��cznie niemal aktualno- lokalnego charakteru, poniecha�em zupe�nie. Wielki testament prze�o�y�em w ca�o�ci; skre�li�em jedynie jakie dwadzie�cia oktaw, niepodobnych prawie do t�umaczenia, tak naje�onych igraszk� s�own�, opart� na osobistych aluzjach, zupe�nie dzi� pozbawionych soli. Pozosta�o w polskim przek�adzie a� nazbyt wiele takich, zachowanych dla dania poj�cia o charakterze ca�ego utworu. Z lu�nych ballad zachowa�em w Kodycylu cztery; kilka innych, ma�o interesuj�cych, pomin��em, aby unikn�� balastu. Og�em to polskie wydanie zawiera prawie wszystko, co posiadamy z pu�cizny Villona, wszystko za� bezwzgl�dnie, co z niej pozosta�o �ywym. Boy 7 Tw�rc� nowoczesnej � wilonologii � jest August Longon, kt�ry opracowa� pierwsze krytyczne wydanie dzie� poety ( A. Lemerre, Pary� 1892) , jak r�wnie� wykry� ca�y szereg danych biograficznych; dalej autor licznych prac tycz�cych poety i znakomity jego monografista ( Les grands �crivains fran�ais , 1901) , gaston Paris; dalej niestrudzony badacz Marcel Schwob; wreszcie towarzysz jego prac, Piotr Champion, kt�ry dotychczasow� wiedz� o Villonie zamkn�� w pomnikowym wydawnictwie: Fran�ois Villon, sa vie et son temps ( P. Champion, pary� 1913) . Na podstawie wszystkich tych prac opar�em moje � przypisy � . W ostatnich latach ukaza�y si� dwie urojone biografie Villona stylizowane dzisiejsz� mod� w formie powie�ci: Pierre d` Allheim, La Passion de maitre Fran�ois Villon ( 1924) i Francis Carco, Le roman de Fran�ois Villon ( 1926) . 13 WIELKI TESTAMENT I W trzydziestym �ycia mego lecie, Ha�b� do syta napoiony, Ni �ra�y m��, ni puste dzieci�, Mimo i� ci�ko do�wiadczony Ka�ni�, �cirpian� z r�ki krwawey Tybota, pana Ossy�skiego. . . � Biskup iest, , pe�en czci y s�awy, Mnie ta nie b�dzie za �wi�tego. II Nie iest biskupem mym ni panem; Ni ziarnam nie mia� ze�, ni plewy; Anim mu s�ug�, ni poddanym, Ani o iego stoi� gniewy; Wod� y k�sem chleba suchym Karmi� mnie zacnie ca�e lato, Na ch��d przyodzia� mnie �a�cuchem; Niechay go B�g wyp�aci za to! III A gdyby kto� mi chcia� przygani� Y rzec, i� ci�kiem miotam s�owem: Nie chc� ia ( wiedzcie) xi�dza zrani�; Ba, c�, w ozwaniu si� takowem Tyle wam ieno s�ysze� trzeba: Ie�li on by� mi mi�o�ciwy, To niechay Jezus, xi��� Nieba, Taki� mu b�dzie w �ywot �ywy! IV Ie�li by� srogi y sierdzisty, Wi�cey ni� m�wi� si� przygodzi, Niechay B�g, s�dzia wiekuisty, Ta� sam� miar� mu nagrodzi! . . . Lecz Ko�ci� nam zaleca pilnie, 14 By modli� si� za nasze wrogi, Kaiam si� tedy y niemylnie Rzecz ca�� �l� przed boskie progi. V Tak, modli� si� za� b�d� szczerze, Na cnego Kotra mistrza dusz�; Ano, lekuchne to pacierze, Do xi��ki nierad si� przymusz�. Pikardzki pacierz 8 mu ukropi�; Gdy nie zna � widzisz mi niezgu��! ! � Ied� pilnie na nauk�, ch�opie, Do Yl we Flandryey lub do Due. VI Ie�li chce, aby si� za niego Modli� � ha, , �wiadkiem wszytcy �wi�ci! Mimo i� wszem nie krzycz� tego, Spe�nione b�d� iego ch�ci; Wnet Psa�terz w dobr� por� chwytam, Chocia opraw� ma�o zdobny, Y si�dmy werset pilnie czytam, Psalm: Deus laudem. . . do�� sposobny. . . VII Do Syna modl� si� Bo�ego, Kt�rego wzywam w ka�dey doley, I�by dotar�a a� do Niego Pro�ba ma, ie�li on zezwoli; Kt�ry mnie wspiera nieustannie Y wydar� z r�ki mnie katowi, Chwa�a mu y Nay�wi�tszey Pannie, Y cnemu kr�lu Ludwikowi! VIII Niechay mu szcz�cie da Iakuba, Salomonow� cze�� y chwa��; M�stwa ma do��, od pi�t do czuba, Y si�y tako� nie za ma�e. Niech na tym biednym kr�gu �wiata, Iako iest d�ugi y obszerny, 8 Modlitwa niewierz�cych, kt�ra z pewno�ci� nie b�dzie spe�niona. 15 Matuzalema �yie lata Y trwa w pami�ci ludu wierney. IX Dwana�cie dziatek niech mu s�u�y, Ch�opc�w, z krwie kr�l�w purpurowey, Tak dzielnych iak �w Karol Du�y, Wszcz�tych w �ywocie cney kr�lowey; Iako �w Marcyal �wi�ty dobrych. To� dla Delfina los podobny: Na ziemi �ywot czyn�w chrobrych, W Raiu zbawienia k�s nadobny. X Chocia niewiele ia posiadam Mienia, kt�rego bych m�g� za�y�, P�ki rozumu pe�ni� w�adam, Z tego, czem raczy� mnie obdarzy� B�g ( ludzie ma�o! ) , w mey niedoley, Spisui� �w testament walny, Na znak ostatniey moiey woley, Iedyny y nieodwo�alny. XI Pisz� go w sze��dziesi�tym roku Y pierwszym, kiedy mnie wyzwoli� Dobry kr�l z ka�niey y wyroku Y zn�w ku �yciu mnie pozwoli�; Za co, p�ki mi serce biie, Zaw�dy on b�dzie m�y dobrodziey, Y czci� go b�d�, p�ki �yi�; Dobra przepomnie� si� nie godzi. Tutay poczyna Wilon wchodzi� w materi� pe�n� erudycyi y dobrey wiedzy. XII Prawda�, i� po bolesnych i�kach, Ucisku srogim a mitr�dze, Po ci�kich smutkach, wielkich m�kach, Mozo�ach d�ugich y w��cz�dze Cierpienie, bakalarstwo wra�e, Rozum otwar�o mi, do biesa, 16 Barziey ni� wszytkie komentarze Nad Arystotem Awerresa. XIII Iak cz�sto, �r�d nasrogszey zimy, Mnie, odartemu gorzey dziada, B�g, co emauskie wspar� pielgrzymy ( Iak Ewangelia opowiada) , Ukaza� drogi kres pocieszny N a d z i e i � 9 krzepi�c moi� �a�o��; Chociaby cz�ek by iak by� grzeszny, B�g karci ieno zatwardzia�o��. XIV Iam grzesznik, z�ego iadem struty, Iednak B�g nie chce mey katuszy, Lecz nawr�cenia y pokuty, Y widzi, a�a z szczereyduszy Czy z nagabywa� k' niemu d���; To�, ie�li we�rzy w me sumienie, Snadno z wyst�pku mi� rozwi��e Y ze�le na mnie przebaczenie. XV Y, jak �w pi�kny Romans R�y Powiada ( ba, nie bez powodu! ) , W samym pocz�tku swey podr�y, I� trzeba p�ocho�� serca z m�odu Darowa�, ie�li wiek zn�w m�ski Iest statecznieyszy, mnimam przecie, I� ci, co pragn� moiey kl�ski, Nie chc� mnie widzie� w m�skiem lecie. XVI Gdybych zna�, i� publiczney sprawie Mo�e si� to by na co przyda�, Iak mi B�g mi�y, by�bych prawie Sam siebie got�w na �mier� wyda�. Nikomu ia nie �ycz� z�ego, �ywli kto czy iu� zbawion duszy: Ni w prz�d, ni w ty� dla ubogiego G�ra si� z mie��ca nie poruszy. 9 Nadzieja ( espoir ) znajduje si� jako zawo�anie w herbie Burbon�w. 17 XVII Za Alexandra kr�la pono, Cz�eka, zwanego Diomedesem, Przed ber�o pa�skie przywiedziono, Skutego w �a�cuch, het, z kretesem; Ten ci Diomedes, niedobrego, Zgarnia� po morzu, co do�apil; Za to by� stawion przed s�dziego, I�by na �mier� si� szpetn� kwapi�. XVIII Cysarz tak ozwie si� surowo: � Czemu� iest zb�yc� morskim, bracie? � A� tamten, ma�o robi�c g�ow�: � Czemu mnie zb�yc� nazywacie? Dlatego �e na iedney �odzi? Gdybych mia� statk�w cho� ze dwie�cie, Nie by�bych, iako iestem, z�odziey, Lecz cysarz, jako wy jeste�cie. XIX Ale co chcecie? ! Z doley moiey ( Przeciw losowi cz�ek nie zradzi! ) , Co mnie tak ci�ko niepokoi, P�ynie to, co wam we mnie wadzi; Daruy mi tedy biedne �ycie Y wiedz, i� n�dza nazbyt sroga ( Tak powiadaj� pospolicie) To nie iest ku zacno�ci droga. � XX Gdy cysarz dobrze to rzeczenie Diomedesowe w my�li zwa�y�: � Dol� tw� ( prawi) wnet odmieni� Lich� na dobr�. � Y tak zdarzy�. . Zb�yc�, opatrze� hoynie z�otem, �y� odt�d zacnie, pe�en chwa�y; Walery nam za�wiadcza o tem, W i e l k i m wo�any przez Rzym ca�y. XXI Gdyby B�g kiedy mi dozwoli� Us�ysze� tak wspania�e s�owo, 18 Gdyby by� szcz�cia mi pozwoli�, Na�wczas, skorobych na nowo W grzech popad�, niechbych od pochodni Wraz smolney zgin�� bez honoru: Potrzeba ludzi pcha do zbrodni, A g��d wywabia wilki z boru. XXII �a�uj� czasu mey m�odo�ci � � Barziey ni� inny iam we� szala�! ! � A� do mych lat podesz�ych md�o�ci Iam po�egnanie z ni� oddala�; Odesz�a; ba, ni to piechot�, Ni konno; pomk�a iako zai�c; Tak nagle ulecia�a oto, Nic w darze mi nie ostawiaj�c. XXIII Odesz�a, a ia tu osta�em, Ubogi w rozum y nauki; Smutny, zmursza�y duchem, cia�em, Pr�en rzemios�a, mienia, sztuki. Nalichszy z moich ( prawda szczera) , �wi�tey zbywaj�c powinno�ci, Krewie�stwa mego si� wypiera Dla braku trochy maj�tno�ci. XXIV Tem nie zgrzeszy�em, bym grosz trwoni� Na smaczne k�ski, t�uste dania, Anim za cudzem ia nie goni�, By z�otem p�aci� me kochania; Z ludzim korzysta� nie za wiele, Tak �wiadcz� ( co tu wiele baia�! ) , Czegom nie winien, m�wi� �miele: Nad grzech nie l�a si� cz�eku kaia�. XXV Zaiste, nieraz mi�owa�em Y mi�owa�bym ieszcze ch�tnie; Lecz serce smutne z wyg�odnia�ym Brzuchem, co skwierczy zbyt natr�tnie, Odwodz� mnie z mi�osnych dro�ek. Kto� inny, syty, swey ochocie 19 Folguie za mnie � Amor- - bo�ek W pe�nym wszak rodzi si� �ywocie! XXVI Wiem to, i� gdybych by� studiowa� W p�ochey m�odo�ci lata pr�dkie Y w obyczaiu zacnym chowa�, Dom mia�bych y pos�anie mi�tkie! Ale c�, gna�em precz od szko�y, Na lichey p�dz�c czas zabawie. . . Kiedy to pisz� dzi�, na po�y Omal �e serca wnet nie skrwawi�. . . XXVII Nadtom bra� wiernie, co powiada M�drzec, y pismam wierzy� s�owu: � Baw si�, u�yway, synu ( gada) , W m�odo�ci swoiey � ; ale znowu Indziey za�wiadcza barzo ia�nie, �e � czas m�odo�ci kwietnych latek ( To iego s�owa, takie w�a�nie! ) , Ot, sama g�upio�� y niestatek � . XXVIII Dnie moie tako si� rozbieg�y Iako, Hiob m�wi, w lnianem p��tnie Nitki, gdy s�omy gar�� za�eg�ey Tkacz przytknie do�; y �ar okrutnie Wnet strawi p��tna sztuk� ca��, Niedosz�y ludzkiey szmat odzie�y. . . Nic mi iu� ci�kiem si� nie zda�o, �mier� bowiem wszystko wnet u�mierzy. . . XXIX Gdzie� s� kompany owe grzeczne, Kt�rych chadza�em niegdy �ladem; Tak mowne, �piewne, tak dorzeczne W trefnym figielku, w s�owie radem? Iedni pomarli, le�� w grobie; Nic tu iu� po nich nie osta�o; Dusze niech B�g przygarnie sobie, Ziemia niech strawi grzeszne cia�o! 20 XXX Z �ywych dzi� � iedni, , Bogu chwa�a, Mo�ni panowie, z biedy szydz�! Drugim � po pro�bie i�� bez ma�a Y chleb za szybk� ieno widz�; Z inszych zn�w zakonniki godne, Ba, ba, kartuzy, celestyny, Trepki obuli se wygodne. . . R�nie los sadza ludzkie syny. XXXI Mo�nym B�g zsy�a moc dobrego, �yi� w spokoyu y swobodzie; W nich nie ma przeinacza� czego Ani co rzec o tym narodzie; Lecz biedakowi, co, wp�ywy Jak ia, do g�by czego w�o�y� Nie ma, B�g winien byd� cierpliwy: Nad takim iak�e mu si� sro�y�? XXXII Ci maj� winka y pieczyste, Ptasz�ta, rybki, le�ne zwierz�, Sosy y smaki zawiesiste, Iayca k�adzione, z octem, �wie�e; Nie s� podobni do murarzy, Kt�rym trza s�u�y� w wielkim trudzie. Tu si� pomocnik nie nadarzy; Sami se z�ui�, dobrzy ludzie. XXXIII Ot, w puste wda�em si� baybaiu Bez inszey racyey y przyczyny; Nie iestem s�dzi�, panem kraiu, By kara� lub odpuszcza� winy; Ze wszytkich iam nayu�omnieyszy; Niech b�dzie Jezus pochwalony! Przeze mnie im si� nie umnieyszy! Tak sobie bzdurzy cz�ek szalony. XXXIV Zostawmy� ona materyi�, O uciesznieyszey m�wmy sprawie; 21 Nie ka�dy rad z tey beczki piie: Przykra iest y nieluba prawie. N�dza, markotna, bole�ciwa, Zaw�dy obrazy szpetne kry�li, Zaw�dy w s�dzeniu iest zel�ywa; Gdy nie �mie w s�owach, boday w my�li. XXXV Biedakiem iestem iu� od m�odu � Ot, niebo��ta leda iacy! � Ociec m�y by� z biednego rodu, To� praszczur, co by� zwa� Horacy. Bieda nas �ciga a� do trumny. Gdzie zew�ok przodk�w mych z�o�ony, Nie sterczy tam grobowiec dumny, Nie u�rzysz bere� ni korony. XXXVI Kiedy nad moi� bied� kwil�, Serce me cz�sto tak mnie pie�ci: � Cz�eku, nie krzywduy sobie tyle Y nie dopuszczay tey bole�ci. Ie�li� nie dosy� u�y� sobie, Zali� nie lepiey pod �achmanem Byd� �ywym ni�li le�e� w grobie Z tem, �e� by� kiedy� wielkim panem? � XXXVII Byd� niegdy� panem! . . . C� ia bai�? Panem! Ba, iako Dawid prawi, Nie masz go, ani przeznasz kraie, Ni zgadniesz mie��ce, k�dy bawi. A zreszt�, chudziak ia ubogi, Nie mnie rozprawia� tak podnios�o; Niech o tem s�dz� theologi, To kaznodziei iest rzemios�o. XXXVIII Nie iestem, wiem to a� za wiele, Synem anio�a � brednie czyste! ! � Diademu nie mam z gwiazd na czele; Ociec m�y umar�, �wie� mu, Chryste, Cia�o spoczywa w ciasnym grobie. . . Y matka, biedna kobiecina, 22 Nied�ugo �ycia wr�y sobie; Wnetki schowa�a te� y syna. . . XXXIX Wiem, �e bogate y ubogie, M�dre, szalone, �wieckie, xi�dze, Hoyne y sk�pe, tanie, drogie, Ma�e y du�e, pychy, n�dze, Damy z ko�nierzem w zmy�lne rurki � Iakie tam kolwiek god�o czyie � Iedwabie czy siermi�ne burki: Wszytko do�api �mier� za szyie. XL Umar� y Paris, y Helena; Kto b�d� umiera, w m�ce schodzi; Czy mu serdeczna p�knie wena, Czy wn�trze ��ci� si� zasmrodzi, Skona, z�ym potem uznoiony! Nikt nie wspomo�e nieszcz�snego, Bo nie masz siestry, dzieci, �ony, By chcieli stan�� w tem za niego. XLI �mier� go otrz��nie y pobladzi, Nos mu przygarbi, napnie �y�y, Szyi� mu wezdmie y rozsadzi, �ci�gna y nerwy odrze z si�y. Cia�ko niewie�cie, tak wybornie G�adkie, ach, wi�cey, ni�li trzeba, Musisz�e m�k tych czeka� kornie? Tak, abo �ywcem i�� do nieba. Ballada o paniach minionego czasu Powiedz mi, gdzie y w iakiey ziemi Iest Flora, rzymska krasawica; Archippa, cud mi�dzy cudnemi, Tais, stryieczna iey siestrzyca? Ty, Echo, co g�os wracasz skory, Gdy pomknie nad strumienia biegi, M�w, gdzie s� Pi�kne dawney pory? . . . Ach, gdzie s� niegdysieysze �niegi! 23 Powiedzcie, k�dy iest uczona Helois, dla mi�o�ci kt�rey Abeylart Piotr, zmienion w kap�ona, �al sw�y w klasztorne zamkn�� mury? Podobnie�, gdzie ta monarchini, Co, �miertelnemi szyi�c �ciegi Worek, gachowi gr�b ze� czyni? . . . Ach, gdzie s� niegdysieysze �niegi! Kr�lowa Blanka, iak liliia, Syrenim g�osem zawodz�ca, Berta o wielkiey stopie, Liia, Bietris, Arambur, Alys wrz�ca, Iohanna, co w m�czy��skiey szacie Anglik�w gna�a precz szeregi, Gdzie� s�? Wy m�wcie, ie�li znacie. . . Ach, gdzie s� niegdysieysze �niegi! Przes�anie Nie pytay, k�dy ho�e dziewki Id� st�d y na iakie brzegi, I�by� nie wspomnia� tey przy�piewki. Ach, gdzie s� niegdysieysze �niegi! Ballada o panach dawnego czasu prowadz�ca daley ten sam przedmiot Co wi�cej? Gdzie iest Kalikst trzeci, Ostatni dziedzic swego tronu, Przez Chrystusowe czczony dzieci? Y Alfons, w�adca Aragonu, Y Artus, diuk Bretaniey chrobry, Y �w Burbo�ski xi��� grzeczny, Y Karol si�dmy zwany Dobry? . . . K�dy Szarlema� iest waleczny? Gdzie kr�l �w Szkocki bywa m�ody, Co, iako prawi�, mia� p� g�by Czerwone w le�ney kszta�t iagody, Od czo�a prawie a� po z�by; 24 Kr�l Cypru, xi��� wiekopomne, Hiszpaniey kr�l �w nieprzezpieczny, Kt�rego miana iu� nie pomn�? . . . K�dy Szarlema� iest waleczny? Nie chc� iu� wi�cey gada�, g�upi; Wszytko to ieno dym y mara; Nikt si� od �mierci nie wykupi Za ber�o ani za talara; To iedno ieszcze: kr�l Bohemii, Lancelot, y �w d�ugowieczny Dziad iego, gdzie s�? . . . Pan B�g z niemi! . . . K�dy Szarlema� iest waleczny? Przes�anie Gdzie Klakin, zacny pan Breto�ski? Gdzie iest Owerniey graf dorzeczny, Gdzie dobry xi��� Alanso�ski? . . . K�dy Szarlema� Iest waleczny? Ballada w tey�e samey materyey Gdzie� s� te �wi�te aposto�y, Ubrane w alby, strojne w mitry Y opasane w �wi�te stu�y, By niemi czarta za kark chytry Chwyta�, gdy skrada si� zdradliwie? �mierci otwarte w kr�g wierzeie, Precz znika w ziemi to, co �ywie, Hey, iak ten wichr, co w polu wieie. . . Gdzie iest �w z Konstantynopola O z�otey garz�ci cysarz zbo�ny? Gdzie Francyey iest maiestat krola, Nad insze kr�le wielgomo�ny, Co wzni�s� klasztory y �wi�tynie, W Bogu pok�ad�szy swe nadziei�; Niegdy tak barzo czczony, ninie. . . Hey, iak ten wichr, co w polu wieie. . . Gdzie �w z Wiieny y Grenobli Delfin waleczny, niebosi�ny? Gdzie �w z Dy�onu, Salins, Doli 25 Pan�w y xi���t huf or�ny? Gdzie ich dworzan�w ci�ba p�ocha, Heroldy, dworki, darmo�reie? Ma�o� napchali do bandziocha? . . . Hey, iak ten wichr, co w polu wieie. . . Przes�anie Xi���ta, nie uydziecie doli, Co w spoln� spycha was koleie, Czyli was mierzi to, czy boli. . . Hey, jak ten wichr, co w polu wieie. . . XLII Skoro� papie�e, kr�le w�adne � Iak inszy lud urodzon w m�ce � Pomar�y y s� dzisiaj �adne, Y zda�y w�adz� w inne r�ce, Ia, n�dzarz, ia, ladaco p�oche, Nie mia�bych umrze�? Wyrok bo�y! Bylebych zazna� wczasu troch�, �mier� mnie uczciwa nie zatrwo�y. XLIII �wiat ten, zaiste, nie iest wieczny, Iako �upie�ca mo�ny mniema; Wszytkich n� czeka obosieczny; Lepszey pociechy pono� nie ma Staremu, co za m�odu s�yn�� Z uciesznych figl�w y trefno�ci; Wier�, ze wzgard� bych go min��, Gdyby na staro�� trwa� w tey md�o�ci. XLIV Dzisiay mu skomle� boday chleba, Do tego dola go przymusza. Przed �mierci� dr�e� mu wci�� potrzeba; W m�cze�stwie �ywi� iego dusza; Ha, gdyby nie przed Stw�rc� trwoga, Straszna by wzi�a go ochota, A czasem, wr�cz zadrwiwszy z Boga, N�dznego zbawi� si� �ywota. 26 XLV Ie�li mu m�odo�� by�a kwietna, Dzi� dni nadesz�y szare, brzydkie; Zaw�dy iest stara ma�pa szpetna Y tako� iey figlasy wszytkie. Gdy milczy w onym smutnym czasie, Powiedz�: � Koniec iu� b�aznowi � ; Gdy gada, milcze� ka�� zasi�, I� nie ma smaku w tem, co m�wi. . . XLVI Tak one biedne kobieci�ta, Stare ze wszytkiem y bez soku, Patrz�c na m�ode, na dziewcz�ta Rade, budz�ce rado�� w oku, Pytai� Boga, czemu, czemu Tak wcze�nie dano im si� zrodzi�? B�g milczy, bowiem, po dobremu, Nie�acno racy� im wygodzi�. �ale pi�kney P�atnerki dobrze iu� si�gni�tey przez staro�� XLVII Zda mi si�, iakbych s�ysza� skargi Platnerki p i � k n e y � gdzie te czasy! � Iak �ali si� zwi�d�emi wargi Y, het, do dawney wzdycha krasy: � Ha, ty staro�ci, co� tak wcze�nie Z n�g mnie zwali�a, ty niedobra? C� d�o� m� trzyma, bych bole�nie Wnet si� nie pchn�a mi�dzy ziobra? XLVIII Zabra�a� mi t� iurn� pych�, Iak� czerpa�am z mey urody, Nad kupce, klechy, �aczki liche; Na�wczas bowiem stary, m�ody, Wszelki cz�ek da�by, co bych chcia�a, Cho�by y dusi� grosz natwardziey, 27 Bylebych zwoli� mu przysta�a Tego, czem dziad dzi� wszawy gardzi! XLIX Ha, nieiednemum odm�wi�a � Ile� to czasu stradanego! � Dla ch�opca, com go ulubi�a