11502
Szczegóły |
Tytuł |
11502 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
11502 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 11502 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
11502 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MacNeill urodzi� si� w Szkocji w 1960 roku. Maj�c sze�� lat wyjecha� wraz z rodzin� do Afryki Po�udniowej; powr�ci� do Wielkiej Brytanii w 1985 roku. Od najm�odszych lat interesowa� si� pisaniem; uczestniczy� w konkursach literackich. W 1988 roku nawi�za� wsp�prac� z wydawnictwem Collins (obecnie HarperCollins); tam zaproponowano mu rozbudowanie pozostawionych przez Alistaira MacLeana scenariuszy filmowych o przygodach agent�w fikcyjnej organizacji antyterrorystycznej UNACO do rozmiar�w pe�nych powie�ci (dwie pierwsze ksi��ki z tego cyklu, "Wie�� zak�adnik�w" i Air Force One Is Down, napisa� wcze�niej John Dennis). MacNeill podj�� si� zadania. W 1989 roku ukaza� si� "Poci�g �mierci", a potem jeszcze pi�� ksi��ek, m.in. "Czas zab�jc�w" (1991), "�miertelna pu�apka" (1992), "�amacz kod�w" (1993). MacNeill wyda� tak�e cztery w�asne powie�ci sensacyjne - "Diabelskie wrota" (1994), "Ksi�ycow� krew" (1995), "Podw�jny kamufla�" (1997) i "Szwadron �mierci" (Damage Control, 1998). Jego "Szpiegowskie rendez-vous" opublikowane w 1995 roku powsta�o na podstawie opowiadania Alistaira MacLeana ze zbioru "Bezkresne morze". Pisarz ko�czy prac� nad kolejn� powie�ci� Counterplot.
Alastair MacNeill
DIABELSKIE WROTA
KSIʯYCOWA KREW
PODW�JNY KAMUFLA�
SZWADRON �MIERCI
Alistair MacLean & Alastair MacNeill
SZPIEGOWSKIE RENDEZ-VOUS
Cykl UNACO
POCI�G �MIERCI
STRA� NOCNA
CZERWONY ALARM
CZAS ZAB�JC�W
�MIERTELNA PU�APKA
�AMACZ KOD�W
Alistair MacLean & Hugh Miller
Cykl UNACO
NA CELOWNIKU
STAN ZAGRO�ENIA
Alistair MacLean & Sam Llewellyn
PIORUN Z NAWARONY
Alistair MacLean & Simon Gandolfi
Cykl Z�OTA DZIEWCZYNA
Z�OTA DZIEWCZYNA
Z�OTA SIE�
Z�OTA ZEMSTA
Z�OTA WYSPA
Z�OTA RZEKA
ALASTAIR MACNEILL
SZWADRON �MIERCI
Prze�o�y� PIOTR ROMAN
Tytu� orygina�u: DAMAGE CONTROL
Published by arrangement with Christopher little literary Agency
Copyright (c) Alastair MacNeill 1998
Copyright (c) for the Polish edition by Wydawnictwo ViK 1998
Copyright (c) for the Polish translation by Piotr Roman 1998
ISBN 83-87782-04-1
Dystrybucja/informacja handlowa: INTERNOVATOR ul. Cybernetyki 19, 02-677 Warszawa ul. Zwrotnicza 1/3, 01-219 Warszawa tel. (22)-843-10-85, (22)-647-38-57
Sprzeda� wysy�kowa dla odbiorc�w indywidualnych:
Ksi�garnia Wysy�kowa Faktor, skr. poczt. 60, 02-792 Warszawa 78
tel. (22)649-55-99
Wydawnictwo VIK
Warszawa 1998. Wydanie I
Obj�to��: 14 ark. wyd., 17 ark. druk.
Druk: Drukarnia "Delta" Wroc�aw
WST�P
Jedyne, co musia� zrobi�, to poci�gn�� za spust. By� ubrany na czarno, twarz mia� posmarowan� kremem kamufluj�cym i le�a� bez ruchu na grzbiecie wzg�rza, �wietnie ukryty w g�stych krzakach. Przymocowany do karabinu snajperskiego TRG 21 celownik noktowizyjny wysokiej klasy by� skierowany na m�czyzn� w bia�ym p�aszczu k�pielowym, kt�ry przykucn�� na brzegu o�wietlonego basenu, znajduj�cego si� w dole; rozmawia� w�a�nie z kobiet�, kt�ra trzyma�a si� drabinki i zamierza�a wyj�� z wody. M�czyzna by� tu� przed czterdziestk�, mia� blad� cer� i rzadk� brod�. Kiedy kobieta wysz�a z basenu, rzuci� jej r�cznik, podszed� do kompletu tanich plastikowych ogrodowych mebli i usiad� na jednym z foteli. Kobieta - ubrana w �le dobrany jednocz�ciowy kostium, kt�ry tylko podkre�la� jej brzydk�, oty�� sylwetk� - podesz�a do m�czyzny, m�wi�c co� i wycieraj�c w�osy. Jej towarzysz sprawia� wra�enie niezbyt interesuj�cego si� tym, co m�wi�a, gdy� nerwowo spogl�da� w kierunku domu. Po chwili wykrzykn�� ze z�o�ci� i, nie otrzymawszy odpowiedzi, w ge�cie niech�ci wyrzuci� w g�r� r�ce, a nast�pnie si�gn�� po stoj�c� na stoliku obok butelk� wina. Strzelec lekko poruszy� pokr�t�em na celowniku, by wyostrzy� obraz czo�a m�czyzny, znajduj�cy si� dok�adnie w �rodku znacznika wskazuj�cego, gdzie uderzy pocisk. Pozosta�o mu tylko poci�gn�� za spust...
Nagle kobieta krzykn�a. M�czyzna spojrza� za siebie i jego usta wykrzywi�y si� w lubie�nym u�miechu. Snajper odruchowo przesun�� celownik w miejsce, gdzie tamten patrzy�, i dostrzeg� dziewczyn�, kt�ra wysz�a z domu. By�a pi�kna. Mia�a osiemna�cie, mo�e dziewi�tna�cie lat, znakomit� figur� i d�ugie czarne w�osy, kt�re sp�ywa�y g�stymi pasmami na szczup�e, opalone ramiona. Podesz�a, wzi�a od m�czyzny butelk� i przystawiwszy j� sobie do ust, zacz�a zach�annie pi�, a� wino wyp�yn�o z k�cik�w jej warg, sp�yn�o po szyi i dalej w d� po drobnych piersiach. M�czyzna z�apa� dziewczyn� i gwa�townym ruchem posadzi� j� sobie na kolanach. Zachichota�a, kiedy zacz�� zlizywa� wino z jej sk�ry, zaraz jednak skoczy�a na nogi, odsun�a si�
o krok i zr�cznie uchyli�a od r�ki, kt�r� wyci�gn��, by j� z�apa� i zn�w posadzi� sobie na kolanach. Starsza kobieta podesz�a do m�czyzny od ty�u, wsun�a mu r�ce pod p�aszcz i obj�a wok� klatki piersiowej, ale strz�sn�� je z siebie jednym gwa�townym ruchem. Spr�bowa�a poca�owa� go w szyj�, a wtedy on odwr�ci� si� i zamaszystym ruchem uderzy� j� grzbietem d�oni prosto w twarz. Zatoczy�a si� do ty�u i z niewiar� w oczach przy�o�y�a d�o� do krwawi�cych ust. M�oda dziewczyna parskn�a �miechem, usiad�a m�czy�nie okrakiem na nogach, nie robi�c najmniejszego obronnego gestu, kiedy si�gn�� za jej plecy i zacz�� rozpina� stanik bikini.
Strzelec nie czu� sympatii do odtr�conej starszej kobiety ani pogardy wobec rozwi�z�ej nastolatki. Tak samo jak nie mia� wsp�czucia dla m�czyzny, kt�rego zamierza� zabi�. To by�o zlecenie, a on nale�a� do profesjonalist�w. Czeka� spokojnie na optymalne warunki do strza�u - jak na razie m�czyzna pie�ci� piersi siedz�cej okrakiem na jego nogach dziewczyny, kt�ra w zachwycie odrzuci�a g�ow� do ty�u i pozwala�a mu bada� kolejne fragmenty swej sk�ry. Odpowiedni moment nadszed�, kiedy zesz�a z kolan m�czyzny, ukl�k�a przed nim i �ci�gn�a mu prz�d k�piel�wek.
Snajper poci�gn�� za spust. Pocisk trafi� m�czyzn� w �rodek czo�a, a impet uderzenia pchn�� go tak mocno do ty�u, �e razem z fotelem zrobi� salto i wyl�dowa� twarz� w d� na patio. W jego potylicy, kt�r�dy wyszed� specjalny bezp�aszczowy pocisk, zia�a wielka dziura. Starsza kobieta, ruchem tak powolnym, jakby nagle wpad�a w trans, spu�ci�a oczy, by popatrze� na swe nogi spryskane krwi� i grudkami m�zgu. Zacz�a krzycze�. Nastolatka, te� w szoku, odruchowo si�gn�a po stanik i zakry�a nim nagie piersi. Dopiero wtedy zmusi�a si� do spojrzenia na zabitego m�czyzn�. Zrobiwszy to, r�wnie� zacz�a si� drze� jak op�tana. Snajper znikn�� ju� w ciemno�ci nocy.
1
Czwartek
- Pami�tam, �e prosi�a�, by ci nie przeszkadzano, Beth, ale chce z tob� rozmawia� kto� z policji.
- Znowu?! -j�kn�a Elizabeth Grant do s�uchawki. - Zaprowad� go do mojego gabinetu i powiedz, �e zaraz przyjd� - powiedzia�a sekretarce, od�o�y�a s�uchawk� i popatrzy�a na Emm� Kendry, sw� wsp�lniczk�, z kt�r� prowadzi�y Kendry Grant Associates, elitarn� agencj� specjalizuj�c� si� w "polowaniu" na kandydat�w na dyrektor�w firm - przede wszystkim w znakomicie prosperuj�cym sektorze bankowym miasta. - Musimy przerwa� spotkanie - oznajmi�a, zebra�a le��ce na blacie biurka lu�ne kartki, w�o�y�a je do teczki, kt�r� przynios�a ze sob� na cotygodniow� konferencj� w gabinecie Emmy, i wsta�a. - Wr�cili panowie z wydzia�u oszustw... kolejny raz. A ju� s�dzi�am, �e kiedy Mark poszed� siedzie�, przestan� ich widywa�.
- Zatelefonuj�, jak wr�c� z lunchu, i um�wimy si�, aby doko�czy� rozmow� - zawo�a�a Emma za Beth, kt�ra sz�a w�a�nie w kierunku drzwi. - I tak ju� wi�kszo�� spraw za�atwi�y�my.
Beth machn�a na po�egnanie d�oni� i zamkn�a za sob� drzwi. Jej niech�� nie dotyczy�a samego spotkania z przedstawicielem wydzia�u oszustw - po procesie, kt�ry odby� si� pi�� lat temu, mia�a nadziej� nigdy wi�cej nie ujrze� Marka Lee, je�li jednak szykowa� si� nast�pny i zostanie
wezwana na �wiadka, b�dzie musia�a zn�w si� z nim spotka�. Kiedy go aresztowano, nie by�a w stanie uwierzy�, jak mog�a si� w nim tak zadurzy�, ale w ko�cu ka�dy jest m�dry po szkodzie. "Mi�o�� bywa �lepa", pomy�la�a z pogard�. Tak j� wzi�o, �e nie dostrzega�a kr�tackiego charakteru, kt�ry (zreszt� �wietnie) skrywa� za doskona�ym wygl�dem i umys�em przenikliwym w sprawach finansowych. Bardzo z jego powodu cierpia�a, zw�aszcza tu� po aresztowaniu, kiedy pr�bowa� przedstawi� j� jako wsp�lniczk� w nielegalnych interesach, kt�re robi�, wykorzystuj�c zastrze�one informacje... ta pr�ba zrzucenia na ni� odpowiedzialno�ci by�a desperacka, tch�rzliwa... Na szcz�cie policja nie da�a si� nabra� i nie wysuni�to pod jej adresem �adnych zarzut�w. To by�a ju� przesz�o��. Zacz�a nowe �ycie. Mia�a m�a i uwielbia�a go, mia�a wsp�lniczk�, kt�rej ca�kowicie ufa�a i kt�ra by�a jej najlepsz� przyjaci�k�. Zosta�a nawet matk� chrzestn� dwuletniej c�reczki Emmy. Obecnie �ycie traktowa�o j� dobrze i najmniej potrzebowa�a nieustannego grzebania si� w starych b��dach...
Beth mia�a trzydzie�ci cztery lata i �wietn� figur�, kt�r� utrzymywa�a dzi�ki chodzeniu trzy razy w tygodniu z Emm� na aerobik do si�owni znajduj�cej si� jedynie kilka ulic od ich biura w Kensington, pe�nego pluszu i antyk�w. Mia�a wyraziste, atrakcyjne rysy twarzy, a si�gaj�ce ramion naturalne blond w�osy zwi�zywa�a zazwyczaj w ogonek. Cho� nigdy �wiadomie nie wykorzystywa�a swego wygl�du, dawa� jej pewno�� siebie, czasami granicz�c� z arogancj�. Cho� nie zawsze ch�tnie, musia�a si� przed sob� do tego przyzna�, z drugiej jednak strony doskonale wiedzia�a, �e jest pi�kna, i nigdy nie stwarza�o to wi�kszego problemu w kontaktach z lud�mi.
Wesz�a do sekretariatu i wskaza�a drzwi swego gabinetu, na co sekretarka skin�a g�ow�. Beth szybkim, zdecydowanym krokiem przesz�a przez puszysty dywan, pchn�a drzwi i wkroczy�a do swego kr�lestwa. M�czyzna, kt�ry siedzia� w stoj�cym pod przeciwleg�� �cian� sk�rzanym fotelu, wsta�. Nie by� to oficer, kt�ry rozmawia� z ni� na pocz�tku tygodnia. Tego ocenia�a na czterdzie�ci par� lat i od razu zauwa�y�a jego byle jaki garnitur z domu towarowego, w dodatku niezbyt modny.
- Detektyw inspektor David Aldrich - przedstawi� si� go�� i pokaza� odznak�. - Czy pani Elizabeth Grant?
- To ja - odpar�a niecierpliwie Beth, rzuci�a teczk� z dokumentami na biurko i odwr�ci�a si� do inspektora. Jej oczy ciska�y b�yskawice. - Jak ju� m�wi�am pana koledze we wtorek, Mark nic mi nie wspomnia� o swoim drobnym oszustwie. Wszystko, co mia�am do powiedzenia, jest w aktach z procesu, wi�c je�eli komukolwiek z was zechce si� je przeczyta�, przestaniecie mnie nachodzi� i wreszcie pozwolicie mi prowadzi� normalne �ycie.
- Obawiam si�, �e nie wiem, o czym pani m�wi, pani Grant - pad�a odpowied� jednoznacznie zdziwionego go�cia.
- Jest pan z wydzia�u oszustw, prawda? - spyta�a niepewnie Beth.
- Nie, z wydzia�u kryminalnego komendy sto�ecznej.
- A wi�c pa�ska wizyta nie ma nic wsp�lnego z Markiem Lee?
- Nie. Niestety mam dla pani z�e wie�ci. - Wskaza� na sk�rzany fotel stoj�cy za biurkiem Beth. - S�dz�, �e lepiej b�dzie, je�li pani usi�dzie.
- Prosz� nie traktowa� mnie protekcjonalnie! - odparowa�a mu Beth, a jednak w jej g�osie pojawi� si� ton niepewno�ci, kt�rego nie by�a w stanie ukry�. - Prosz� m�wi�, po co pan przyszed�.
- Prosz�, pani Grant - powiedzia� Aldrich, ponownie wskazuj�c na fotel. Beth powoli usiad�a.
- Chodzi o Iana? Co� mu si� sta�o?
- Niestety tak - odpar� Aldrich, wytrzymuj�c jej spojrzenie. - Wczoraj wiecz�r strzelano do niego.
- O m�j Bo�e... - By m�c m�wi� dalej, musia�a prze�kn��. - Jest powa�nie ranny?
- Przykro mi, ale nie �yje, pani Grant. Bardzo mi przykro.
- Nie �yje? - Pokr�ci�a energicznie g�ow�, jakby s�owa, kt�re w�a�nie wypowiedzia� policjant, by�y natr�tn� much� i chcia�a je strz�sn��. - To niemo�liwe. Wczoraj wiecz�r rozmawiali�my przez telefon. Wczoraj wiecz�r. Nie ma go w kraju, wyjecha� kilka dni temu. To musi by� jakie� nieporozumienie. To nie m�g� by� Ian.
- Wypadek zdarzy� si� w Zurychu, oko�o jedenastej wiecz�r - wyja�ni� Aldrich i zajrza� do notesu. - Zastrzelono go pod klubem jazzowym o nazwie... Straight... Street.
- Ian nie lubi� jazzu. Nigdy nie poszed�by do klubu jazzowego. O nie, na pewno nie. Nie Ian. Ian na pewno nie. - M�wi�a szybko, niezbyt sk�adnie, jakby chcia�a sama siebie przekona�, �e to, co usi�uje si� jej przekaza�, jest nieprawd�.
- Pani Grant...
- Ian nie lubi� jazzu, nie rozumie pan, co m�wi�? - Beth wsta�a i podesz�a w stron� okna. Wbi�a wzrok w pe�n� ludzi ulic� w dole, po jej oczach wida� by�o jednak, �e nie widzi tego, na co patrzy. - Lubi� muzyk� klasyczn�. Brahmsa, Beethovena, Mozarta. Nie jazz. Nigdy nie s�ucha� jazzu.
Aldrich lekko po�o�y� d�o� na ramieniu Beth.
- Pani Grant, prosz� usi���.
- Nie jazz - powt�rzy�a, a po jej policzkach zacz�y p�yn�� �zy. - Nie... jazz...
Wygl�da�a, jakby za chwil� mia�a upa��, i Aldrich uj�� j� pod rami� i podprowadzi� do fotela. Ju� przedtem zauwa�y� kryszta�owe karafki na kom�dce, szybko wi�c tam podszed�, nala� do szklanki porz�dn� porcj� brandy i wr�ci� do Beth. Dr�a�y jej r�ce i nie wiadomo by�o, czy utrzyma szklank�, dlatego przy�o�y� j� do jej ust. Wzi�a ma�y �yk i odsun�a naczynie. Chcia�, by jeszcze si� napi�a, ale zakry�a twarz d�o�mi i zacz�a nieopanowanie szlocha�.
Zadzwoni� telefon i Aldrich natychmiast podni�s� s�uchawk�.
- Czy mog� rozmawia� z Beth Grant? - us�ysza� kobiecy g�os.
- Niestety w tej chwili nie mo�e rozmawia�.
- Jestem jej wsp�lniczk�, nazywam si� Emma Kendry. Kiedy b�dzie mog�a podej�� do telefonu?
- Pani Kendry, nazywam si� Aldrich i jestem inspektorem policji. W�a�nie musia�em przekaza� pani Grant bardzo przykr� wiadomo�� i s�dz�, �e najlepiej b�dzie, gdyby przysz�a pani do jej gabinetu. Bardzo jej si� przyda pani pomoc.
Kiedy Emma pr�bowa�a przy oknie uspokoi� Beth, Aldrich trzyma� si� dyskretnie z boku. Zauwa�y�, �e obejmuj�c przyjaci�k�, sama p�aka�a, nie umia� jednak okre�li�, czy wsp�czuje jej z powodu straty, czy p�acze z �alu za Ianem Grantem.
Beth uwolni�a si� z obj�� przyjaci�ki, mia�a czerwone oczy, a na policzkach rozmazane smugi tuszu do rz�s. Przeci�gn�a grzbietami d�oni po twarzy i jeszcze bardziej rozmaza�a tusz. Emma wzi�a ze stoj�cego na biurku pude�ka papierow� chusteczk� i zmoczy�a kawa�ek, kiedy jednak spr�bowa�a dotkn�� policzka Beth, przyjaci�ka j� powstrzyma�a. Odwr�ci�a si� do Aldricha m�wi�c:
- Czy mog�abym na chwil� przeprosi�? Zaraz wr�c�. - Powiedzia�a to spokojnie i nie czekaj�c na odpowied� wysz�a do s�siaduj�cej z gabinetem �azienki i zamkn�a za sob� drzwi. Kiedy kilka minut p�niej pojawi�a si� w drzwiach, mia�a umyt� twarz i �wie�y makija�. - Przepraszam, �e tak si� na pa�skich oczach rozklei�am - stwierdzi�a, jakby nigdy nic, i usiad�a za biurkiem. Poprzednia s�abo�� znikn�a, a w jej g�osie s�ycha� by�o determinacj�, co do�� mocno zaskoczy�o Aldricha.
- Nie musi pani za nic przeprasza�, pani Grant.
- Mo�e zechce pan usi���, inspektorze? - spyta�a Beth, wskazuj�c na stoj�c� pod �cian� kanap�. - Mo�e co� do picia? - doda�a, k�ad�c d�onie p�asko na blacie biurka. - Herbaty? Kawy? Co� mocniejszego? - Roze�mia�a si� kr�tko. - Przepraszam, zapomnia�am. Nie mo�e pan pi� na s�u�bie, prawda?
- Nie, dzi�kuj�, niczego mi nie trzeba. - Aldrich nieraz widywa�, jak ludzie, kt�rzy musz� jako� sobie poradzi� z faktem �mierci ukochanej osoby, pr�buj� zanegowa� ten fakt. Zaraz po tym jak us�ysza�a od niego z�� nowin�, wydawa�o si�, �e i ona zachowa si� podobnie. Bez trudu by j� zrozumia�, ale jeszcze nigdy nie widzia� takiej przemiany, jak� zaprezentowa�a. Po chwilowym roz�aleniu natychmiast zacz�a sprawia� wra�enie osoby ca�kowicie nad sob� panuj�cej. Tak jakby siedz�c w �azience, zdo�a�a uruchomi� w sobie jaki� specjalny mechanizm. Denerwowa�o go to. Rzuci� ukradkowe spojrzenie na Emm� i stwierdzi�, �e uwa�nie obserwuje przyjaci�k�. W odr�nieniu od policjanta, Emma doskonale rozumia�a, co dzieje si� z Beth. Okaza�a s�abo��, i to na oczach kogo� obcego, wi�c w dw�jnas�b stara�a si� odzyska� panowanie nad sob�. Panowanie... Beth zawsze stara�a si� panowa� nad sob�. Teraz musia�o to by� dla niej jeszcze wa�niejsze ni� kiedykolwiek, Ian nie �y�, musia�o j� to zrani� w niewyobra�alny spos�b, zaraz jednak tama uczu� zosta�a zamkni�ta. Koncentrowa�a si� wy��cznie na tym, by jej umys� ostyg�, by nie my�le� o innych sprawach, aby serce zlodowacia�o i emocje nie przeszkadza�y. Nie, jej serce nie zlodowacia�o... czasami tylko sprawia�a takie wra�enie...
- Siadaj, Emmo - rzuci�a Beth kr�tko i ostro, jakby wydawa�a komend� psu.
Emma prze�kn�a odpowied�, kt�ra cisn�a jej si� na usta, i usiad�a. Kiedy Beth opu�ci�a g�ow� i popatrzy�a na swe zaci�ni�te d�onie, Emmie przez chwil� wydawa�o si�, �e fasada budowana przez jej przyjaci�k� zaraz p�knie, Beth jednak wzi�a kilka g��bokich oddech�w, podnios�a g�ow� i popatrzy�a na Aldricha.
- Cieszy�abym si�, gdyby mi pan opowiedzia�, co dok�adnie wydarzy�o si� wczoraj wiecz�r.
- Nie znam jeszcze wszystkich szczeg��w, tylko to, co przekaza�y nam rano szwajcarskie w�adze - odpar� niemal przepraszaj�co policjant.
- Wi�c niech pan powie to, co wie.
- Wygl�da na to, �e pani m�� by� w klubie z pewn� Amerykank�... Amy Michaels... - Aldrich przerwa�, by sprawdzi�, czy to nazwisko co� m�wi Beth, ale nijak nie zareagowa�a. - Zna j� pani, pani Grant?
- Nie. A powinnam? - Beth odsun�a z czo�a lu�ny kosmyk w�os�w. - Nie znam nikogo w Zurychu, inspektorze. Nigdy tam nie by�am, Ian prowadzi� w Szwajcarii interesy i mo�e ta Amy Michaels by�a kim�, z kim mia� doczynienia s�u�bowo, wi�c um�wili si� w klubie.
- Nie - odpar� bez zastanowienia Aldrich. - W�adze szwajcarskie ju� zd��y�y to sprawdzi�. Musz� przyzna�, �e wszystko wygl�da do�� tajemniczo. Uda�o im si� dowiedzie�, �e zameldowa�a si� w tym samym hotelu, w kt�rym zatrzyma� si� pani m��, i tego samego dnia. Kilka razy widziano ich razem, ale nikt nie wie, kim ta kobieta jest.
- Ona zabi�a Iana?
Zimna krew Beth Grant zn�w wytr�ci�a Aldricha z r�wnowagi.
- Kilku �wiadk�w widzia�o tu� po jedenastej, jak pani m�� opuszcza klub. Wyszed� bocznymi drzwiami, prowadz�cymi na w�ski zau�ek, ona wysz�a tu� za nim. Szwajcarskie w�adze nie umiej� powiedzie�, czy zdawa� sobie spraw� z tego, �e ma j� za plecami, w ka�dym razie tu� potem jeden z pracownik�w us�ysza� w zau�ku ha�as i kiedy wyszed� z klubu, zobaczy� Amy Michaels, kl�cz�c� nad cia�em pani m�a. Mia�a w r�ku bro� i na widok pracownika klubu uciek�a. Od tego momentu wi�cej jej nie widziano. Policja zaalarmowa�a lotniska i przej�cia graniczne i jest raczej pewne, �e pani Michaels pozostaje ci�gle w Szwajcarii. To tylko kwestia czasu, by j� znale��.
- Kto zajmuje si� przewozem zw�ok Iana do Londynu? - spyta�a Beth. - Angielska czy ameryka�ska ambasada?
- S�dz�, �e ameryka�ski konsulat w Zurychu.
- W takim razie, jak tylko sko�czymy rozmow�, b�dzie to pierwsze miejsce, dok�d si� udam.
- Nie ma powodu, by jecha�a pani do Zurychu, pani Grant. Konsulat wszystkim si� zajmie.
- Wr�cz przeciwnie, panie Aldrich. Uwa�am, �e istnieje wiele powod�w, bym uda�a si� do Zurychu. M�j m�� nie �yje, inspektorze. Zosta� zastrzelony pod klubem jazzowym przez tajemnicz� kobiet�, kt�ra uciek�a i nie wiadomo, gdzie jest. Ian nienawidzi� jazzu, pierwsze pytanie brzmi wi�c: co robi� w tym klubie? Jego pobyt tam nie mia� sensu - chyba �e by� z kim� um�wiony. Je�eli tak, to z kim? Kim jest Amy Michaels? Dlaczego go zabi�a? Chc� zna� odpowiedzi ma te pytania, a jedynym sposobem ich uzyskania jest pobyt w Zurychu.
- Szwajcarska policja zbada ka�dy aspekt sprawy. Jestem ca�kowicie przekonany, �e bardzo szybko aresztuj� Amy Michaels.
- Pozwoli pan, �e nie b�d� si� na �aden temat wypowiada�, dop�ki nie rozejrz� si� na miejscu.-Beth podnios�a s�uchawk� i poczeka�a, a� odezwie si� sekretarka.-Karen, zarezerwuj mi miejsce w pierwszym samolocie do Zurychu i pok�j w ZumStorchen Hotel. W trakcie pobyt�w s�u�bowych Ian zawsze tam mieszka�. Zadzwo� natychmiast, jak potwierdzisz rezerwacje. - Od�o�y�a s�uchawk� i wsta�a. - Doceniam, �e zechcia� pan przyby� osobi�cie, inspektorze. Wiem, �e znacznie �atwiej by�oby przekaza� mi wszystko przez telefon.
- Pani Grant, w dalszym ci�gu odradza�bym wyjazd do Zurychu. Tamtejsza policja nie b�dzie zachwycona pani mieszaniem si� w �ledztwo.
- Nie zamierzam miesza� si� w �ledztwo - odpar�a zaskoczona Beth. - Zna�am Iana lepiej ni� ktokolwiek inny i s�dz�, �e moja wiedza mo�e pom�c w prowadzeniu �ledztwa. Na pewno w niczym nie mog� zaszkodzi�.
Aldrich poda� jej sw� wizyt�wk�.
- Gdyby mnie pani potrzebowa�a, jest na niej m�j numer w Yardzie. Prosz� si� nie kr�powa� i dzwoni� o dowolnej porze. Chcia�bym jeszcze raz wyrazi� �al z powodu straty, jak� pani ponios�a.
Beth spu�ci�a wzrok.
- Dzi�kuj�...
Emma odprowadzi�a policjanta do drzwi i zamkn�a je za nim.
- To, co m�wi�, ma sens, Beth. Nie musisz jecha� do Zurychu. Pozw�l policji wszystkim si� zaj��.
Beth otar�a oczy.
- Ian by� jednym z najbardziej w tym kraju znanych prawnik�w specjalizuj�cych si� w obronie praw cz�owieka, a to znaczy, �e mia� mn�stwo wrog�w. Pot�nych wrog�w, dysponuj�cych du�ymi pieni�dzmi. Nigdy o tym nie zapomina�. Sk�d mam wiedzie�, �e w jego �mier� nie jest w jaki� spos�b zapl�tany rz�d szwajcarski?
- Beth, przesta�, m�wisz jak Ian, przedstawiaj�cy kolejn� teori� spiskow� - powiedzia�a Emma, zanim zd��y�a si� ugry�� w j�zyk. Natychmiast po�a�owa�a swego nietaktownego wybuchu, nie drgn�a jednak nawet, by jakim� gestem pocieszy� Beth, kt�ra si� od niej odwr�ci�a. Wiedzia�a, �e jej przyjaci�ka uzna�aby taki gest za fa�szywy. Nie usz�o jej uwagi, �e Beth otar�a policzki. - Przepraszam. To by�o g�upie. Wiem, co si� z tob� dzieje.
- Naprawd�? - Beth gwa�townym ruchem zwr�ci�a si� ku Emmie. Nie pr�bowa�a powstrzymywa� �ez, kt�re p�yn�y jej po policzkach. - Nie s�dz�, by� mia�a cho� blade poj�cie, jak si� czuj�, Ian nie �yje, Emmo. M�j Ian...
- Usi�d� - �agodnie powiedzia�a Emma i zaprowadzi�a Beth do najbli�szego fotela. - P�acz, ile chcesz. Wyrzu� to z siebie, Beth. Wyrzu� wszystko. - Cicho zakl�a, kiedy zadzwoni� telefon. Okaza�o si�, �e to tylko Karen z potwierdzeniami rezerwacji lotu i hotelu.
- Kiedy lec�? - spyta�a Beth, jak tylko Emma od�o�y�a s�uchawk�. Ju� nie p�aka�a.
- Za dwadzie�cia pi�� si�dma dzi� wiecz�r. Z Heathrow. Mo�esz odebra� bilet w hali odlot�w.
- Nie zamierzasz mnie powstrzymywa�? Wygl�da�o na to, �e podobnie jak pan Aldrich uwa�asz, i� nie powinnam lecie� do Zurychu. Naprawd� s�dzisz, �e mam zachowywa� si� niczym nieutulona w �alu wdowa i siedzie� grzecznie przy telefonie, czekaj�c na wiadomo�ci, kt�re �askawie raczy ujawni� Scotland Yard?
- Wiem, �e je�li postanowi�a� co� zrobi�, nic ci� nie powstrzyma.
- Musz� tam pojecha�, Emmo... cho�by tylko po to, by moja dusza zazna�a spokoju. Chyba mnie rozumiesz?
- Rozumiem.
Beth wsta�a i w�o�y�a p�aszcz.
- Lepiej pojad� do domu. Musz� przed wyjazdem za�atwi� kilka spraw.
- Odwioz� ci�.
- Poradz� sobie... a poza tym idziesz na lunch z klientem.
- Mog� odwo�a� spotkanie.
- Nie! To wa�ny klient, Emmo. Musimy wok� niego skaka�.
- S�dz�, �e w tych okoliczno�ciach by zrozumia�.
- Nic mi nie b�dzie. - Beth u�miechn�a si�. - Naprawd�. Nie mia�abym jednak nic przeciwko temu, by� odwioz�a mnie na lotnisko. Mo�e by� wp� do czwartej?
- Jestem do twojej dyspozycji.
- Jak zawsze, i nie zapominaj, �e to czyni z ciebie kogo� dla mnie wyj�tkowego. Zawsze o tym pami�taj. - Beth obj�a przyjaci�k� i wysz�a.
W pe�ni u�wiadomi�a sobie, �e Ian nie �yje, po wej�ciu do domu. Poczu�a si� niczym ugodzona kul� armatni�. W biurze umia�a si� zdystansowa� od rzeczywisto�ci, bo nie by�o tam nic, co go przypomina�o - zdj�� ani pami�tek z jego nie ko�cz�cych si� podr�y. Nigdy nie by�a sentymentalna, ale kiedy otworzy�a drzwi domu, zala�y j� wspomnienia. Gdziekolwiek spojrza�a, gdziekolwiek si� odwr�ci�a, by�o co�, co przypomina�o Iana. Nawet z jej pod�wiadomo�ci zacz�y wyp�ywa� zdawa�o si� dawno zapomniane wspomnienia. Ledwo trzymaj�c si� na nogach, przesz�a korytarzem, po drodze zrzuci�a buty i wesz�a do salonu, kieruj�c si� instynktownie do barku. Dr��cymi d�o�mi nala�a sobie whisky i wypi�a j� jednym haustem. Gdyby wierzy�a, �e to pomo�e, bez namys�u upi�aby si� do nieprzytomno�ci, doskonale jednak wiedzia�a, �e nie odda jej to Iana ani nie z�agodzi b�lu p�on�cego g��boko w jej wn�trzu. Nagle poczu�a z�o�� do niego. Jak m�g� j� zostawi�? Teraz, kiedy tak bardzo potrzebowa�a p�yn�cego z jego mi�o�ci bezpiecze�stwa, uciek�. "Wyrzu� to z siebie Beth. Wyrzu� wszystko". Zacz�a niepohamowanie p�aka�. By�a zraniona bardziej, ni� do dzi� uwa�a�a za mo�liwe.
Popatrzy�a na butelk�. Mia�a ochot� na alkohol, co by�o do niej ca�kiem niepodobne. Jeszcze nigdy w �yciu si� nie upi�a. No, raz by�a troch� na gazie, na weselu Emmy... przypominaj�c sobie t� sytuacj�, u�miechn�a si� przez �zy. Uda�o jej si� zaci�gn�� Iana na parkiet, co by�o wyczynem godnym zapisania bia�� kred� w kominie, Ian nigdy nie ta�czy� - z wyj�tkiem ich wesela pi�� lat temu, po �lubie, kt�ry mieli w male�kim ko�ciele w Dornoch, w g��bi szkockich G�r Kaledo�skich. Odm�wi� w�o�enia sp�dniczki, a nawet spodni w szkock� krat�, ale taki ju� by�. Nie�mia�y, ma�om�wny, czasem nieobecny duchem, lecz na sw�j cichy spos�b pewny w�asnej warto�ci, tak jak ona. Ze zdziwieniem stwierdzi�a, �e jej z�o�� znikn�a. Czy�by godzi�a si� z sytuacj�? Nie, to chyba przedwczesne. Podesz�a ponownie do barku i zakr�ci�a butelk�. Nie b�dzie potrzebowa�a wi�cej alkoholu. U�alanie si� nad sob�, z�o��, gorycz - to by�o ju� za ni�. Popatrzy�a na zegarek na kominku - mia�a jeszcze kilka godzin do przyjazdu Emmy. Postanowi�a wzi�� k�piel, potem si� spakowa�. Posz�a do �azienki, odkr�ci�a wod� i kiedy zacz�a si� rozbiera�, pojawi�a si� kolejna my�l. Kim by�a Amy Michaels?
2
Lot z Londynu do Zurychu trwa godzin� i czterdzie�ci minut, ale z powodu przesuni�cia czasu na kontynencie by�a dwudziesta pierwsza pi�tna�cie, kiedy boeing 757 przyziemi� na lotnisku Kloten i ko�owa� w stron� r�kawa znajduj�cego si� bardzo blisko terminalu. Beth lecia�a pierwsz� klas�, gdy� tylko tam by�y wolne miejsca. Normalnie nie pozwoli�aby sobie na tak� ekstrawagancj�, musia�a jednak przyzna�, �e przypad�o jej do gustu czu� si� rozpieszczan� przez stewardesy. Poza tym ich ci�g�a opieka sprzyja�a zachowaniu formy, a to najbardziej si� liczy�o. Uda�o jej si� skoncentrowa� my�li na Amy Michaels. Jak Ian j� pozna�? Dlaczego spotkali si� w klubie jazzowym? Czy poszed� tam z w�asnej woli? Czy si� przyja�nili? Wi�cej ni� przyja�nili? Sypia� z ni�?
To ostatnie pytanie wraca�o do niej bez przerwy, cho� za ka�dym razem odrzuca�a je jako absurdalne, Ian i inna kobieta? Niedorzeczne. Dlaczego wi�c tak bardzo j� to dr�czy�o? Beth zawsze bezwarunkowo mu ufa�a i nienawidzi�a si� za sam� my�l, �e m�g� by� jej niewierny.
Wysz�a z samolotu jako jedna z ostatnich i po przej�ciu kontroli paszportowej natychmiast uda�a si� do hali baga�owej. Na karuzelowym ta�moci�gu przesuwa� si� samotny obszarpany plecak, w�asno�� kogo�, kto przylecia� jednym z poprzednich lot�w. Przygl�da�a mu si� i nagle uzmys�owi�a sobie, �e zaczyna si� zastanawia�, do kogo mo�e nale�e�. Zosta� zapomniany? W�a�nie nad tym rozmy�la�a, kiedy w otworze pojawi�y si� pierwsze baga�e pasa�er�w z jej lotu. Nie musia�a d�ugo czeka� na swoj� walizk�, po�o�y�a j� na w�zek razem z podr�czn� torb� i przez nikogo nie niepokojona przekroczy�a zielon� stref� i wysz�a do holu dla oczekuj�cych, Ian, cho� bardzo lubi� wyprawy do Szwajcarii, nieraz opowiada�, �e nie mo�e si� przyzwyczai� do tutejszej dro�yzny. Szczeg�lnie wyg�rowane by�y taryfy taks�wek, dlatego zawsze korzysta� z poci�gu, kt�ry w dziesi�� minut doje�d�a� do dworca g��wnego i dopiero tam przesiada� si� do taks�wki do hotelu. By�o to znacznie ta�sze, a na dodatek szybsze od jazdy taks�wk� bezpo�rednio z lotniska. Beth w�a�nie zamierza�a wej�� na schody ruchome zje�d�aj�ce na peron, kiedy w g�o�nikach rozleg�o si� jej nazwisko. Proszono j� o podej�cie do informacji. Zdziwi�a si�, a nawet troch� zdenerwowa�a. Nie spodziewa�a si�, by na ni� czekano na lotnisku. Nieco zaniepokojona podesz�a do odpowiedniego okienka i przedstawi�a si�, na co urz�dniczka wskaza�a stoj�cego nieopodal m�czyzn�. Mia� kr�tkie blond w�osy i proporcjonaln�, dobrze utrzyman� sylwetk�, uwag� zwraca� jednak jego szary, przyciasnawy garnitur.
- Pani Grant? - spyta�, kiedy Beth podesz�a.
- S�ucham?
- Richard Kerwin z tutejszego konsulatu ameryka�skiego. - M�czyzna wyj�� identyfikator i pokaza� go Beth. - Chcia�bym wyrazi� najg��bszy �al z powodu tragicznej straty, jak� pani ponios�a.
- Dzi�kuj�, ale je�li mam by� uczciwa, nie spodziewa�am si� powitania na lotnisku.
- Z konsulatu brytyjskiego otrzymali�my wiadomo��, �e pani przylatuje. Powiedziano nam, jakim lotem, a poniewa� zajmujemy si� formalno�ciami zwi�zanymi z przewiezieniem cia�a pani m�a do Londynu, wyda�o nam si� naturalne, by po pani� wyj�� i zaoferowa� pomoc na czas pani pobytu w Zurychu.
- Czy ju� aresztowano Amy Michaels?
- Jeszcze nie, ale wiem ju�, �e szwajcarska policja ma kilka istotnych trop�w. Jestem pewien, �e niebawem znajdzie si� w jej r�kach.
- Uwierz�, kiedy to nast�pi.
- Mam na parkingu samoch�d, zawioz� pani� do hotelu. Pani pozwoli... - Nie czekaj�c, wzi�� baga�e Beth i ruszy� do wyj�cia.
- Zna� pan mojego m�a? - spyta�a Beth, kiedy rozsun�y si� automatyczne drzwi i stan�li na ulicy.
- Niestety nie. Jestem tu dopiero od tygodnia.
- I jako nowy, dosta� pan niewdzi�czne zadanie towarzyszenia rozpaczaj�cej wdowie.
- Wcale tak nie jest.
Beth gwa�townie si� zatrzyma�a.
- To naprawd� niepotrzebne, panie Kerwin. Nie musz� mie� nia�ki. Poradz� sobie sama.
- Jak wspomnia�em, jestem osob�, z kt�r� mo�e pani utrzymywa� kontakt, gdyby podczas pobytu w Zurychu potrzebowa�a pani jakiejkolwiek pomocy ze strony konsulatu.
S�abo si� u�miechn�a.
- Przepraszam. Wszystko dlatego, �e... to by� naprawd� d�ugi dzie�.
- Wierz� - odpar� Kerwin i poda� baga�e kierowcy, kt�ry wysiad� z wielkiego czarnego mercedesa i podchodzi� do nich szybkim krokiem. Walizka i torba pow�drowa�y do baga�nika i kierowca otworzy� tylne drzwi.
- Dok�d, prosz� pana? - spyta�, kiedy usiad� za kierownic�.
- Gdzie pani b�dzie mieszka�, pani Grant?
- W Zum Storchen Hotel.
Kierowca wcisn�� przycisk, kt�ry spowodowa� podniesienie si� d�wi�koszczelnej przegrody mi�dzy nim a pasa�erami, uruchomi� silnik i ruszy�.
- Czy wie pani, po co m�� przyjecha� do Zurychu? - zacz�� natychmiast Kerwin.
Pytanie zaskoczy�o Beth. Wzruszy�a ramionami.
- Podejrzewam, �e w zwi�zku ze swoj� dzia�alno�ci� prawnicz�. Zajmowa� si� kwesti� obrony praw cz�owieka i cz�sto tu przyje�d�a�. Dlaczego pan pyta?
- Z tego, co uda�o mi si� dowiedzie� od tutejszej policji, mamy prawo podejrzewa�, �e ostatnie wizyty pani m�a nie mia�y nic wsp�lnego z prac�. Przynajmniej nie mia�y bezpo�redniego powi�zania.
- W takim razie co tu robi�?
- Dok�adnie nie wiemy. Dwa dni temu zatelefonowa� do konsulatu i rozmawia� z charge d'affaires. Sprawia� wra�enie podnieconego. Powiedzia�, �e ma pewne informacje, kt�re chce przekaza� osobi�cie naszemu ambasadorowi w Bernie.
- Jakie informacje?
- Tego te� nie wiemy. Wiadomo tylko, �e znajdowa�y si� na dyskietce. To wszystko, co wtedy ujawni�, zaznaczy� jednak, �e dzi� skontaktuje si� ponownie z konsulatem.
- Sugeruje pan, �e zosta� zamordowany z powodu tej dyskietki?
- Niczego nie sugeruj�, pani Grant. Przy ciele nie znaleziono dyskietki, nie by�o jej te� w jego pokoju hotelowym. Oczywi�cie zab�jca m�g� j� zabra�... wczoraj wieczorem.
- Ma pan na my�li Amy Michaels?
- Nie dowiemy si� tego, dop�ki nie zostanie zatrzymana. Rozumiem, �e mo�e si� to wyda� brutalne, ale musz� zapyta�: czy w ostatnich kilku dniach otrzyma�a pani od m�a jak�� przesy�k�?
- Nie.
- Prosz� mnie zrozumie�, musia�em o to zapyta�. M�g� zosta� zabity z powodu dyskietki i dlatego wa�ne jest, by�my j� odnale�li, i to szybko. - Kerwin wyjrza� przez okno, poniewa� mercedes zatrzyma� si� na wy�o�onym kamieniami podje�dzie przed hotelem. - O, jeste�my na miejscu. Zatelefonuj� rano i dam zna�, czy wydarzy�o si� co� nowego.
- Dlaczego nie da mi pan po prostu wizyt�wki? Mog�abym wtedy zatelefonowa� do pana wedle swego uznania.
Kerwin zacz�� grzeba� w kieszeni, po chwili g�upkowato si� u�miechn��.
- Nie mam przy sobie wizyt�wki, ale dam pani numer konsulatu i bezpo�redni do mnie. Je�li nie b�dzie si� pani mog�a do mnie dodzwoni�, prosz� zostawi� wiadomo�� telefonistce, a ja skontaktuj� si� z pani� jak najszybciej. - Zapisa� w notesie dwa numery telefon�w, wyrwa� kartk� i poda� j� Beth. - Jeszcze raz najszczersze kondolencje.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a i wysiad�a.
Kierowca poda� baga� portierowi i uda�a si� za nim do holu. Podesz�a do recepcji, by si� zameldowa�. Kiedy wype�nia�a formularz, recepcjonistka wysz�a na zaplecze swego boksu i po��czy�a si� z kim� telefonicznie. Beth podejrzewa�a, �e dzwoni do swojego szefa. Rzeczywi�cie po kilkunastu sekundach z windy wysiad� ubrany w czarn� marynark� i spodnie z tenisu m�czyzna w okularach i skierowa� si� w jej kierunku. Przedstawi� si� jako dyrektor hotelu, z�o�y� kondolencje, po czym oznajmi�, �e gdyby mia�a jakiekolwiek �yczenia, niech bez wahania kontaktuje si� bezpo�rednio z nim albo z kim� z kierownictwa. Wszystkie potrzebne numery telefon�w s� napisane na kartce, kt�ra le�y obok aparatu w jej pokoju.
- Jestem wdzi�czna za ch�� udzielenia pomocy, ale wola�abym by� traktowana jak ka�dy inny go�� - odpar�a Beth. - Podczas mojego pobytu nie oczekuj� ani nie chc� specjalnego traktowania, cho� dzi�kuj� za ofert�.
- Jak pani sobie �yczy - o�wiadczy� dyrektor i popatrzy� na recepcjonistk�, kt�ra w�a�nie podawa�a portierowi klucz. - Zarezerwowali�my dla pani pok�j z widokiem na rzek�. Jest z niego wspania�y widok na Limmat. Szczeg�lnie zachwycaj�cy jest noc�.
- Ch�tnie go obejrz�, teraz jednak chcia�abym poprosi� o zam�wienie taks�wki. Musz� pojecha� do klubu jazzowego Straight Street. To daleko st�d?
- Nie b�dzie pani potrzebowa� taks�wki, to kilka minut drogi. Zaraz za rzek�. Na Starym Mie�cie. Pozwoli pani, �e poka�� na mapie. - Poleci� portierowi zanie�� na g�r� baga�e Beth i poprowadzi� j� do boksu, gdzie by�y mapy. Wzi�� plan miasta, rozwin�� go, zaznaczy� hotel krzy�ykiem, a k�kiem obrysowa� miejsce, w kt�rym znajdowa� si� klub. - Most Ratuszowy jest zaraz na prawo od wyj�cia z hotelu. Przejdzie pani przez niego i znajdzie si� w cz�ci Starego Miasta zwanej Niederdorf. To centrum nocnego �ycia miasta, jest tam jednak ca�kowicie bezpiecznie. Nawet w nocy samotna kobieta nie musi si� niczego obawia�.
- Wie pan mo�e, kto jest w�a�cicielem klubu?
- Mike Novak.
- Nazwisko nie brzmi szwajcarsko.
- Jest Amerykaninem. Jego �on� by�a Christina Baumann, mo�e s�ysza�a pani o niej.
- Nie wydaje mi si�.
- W latach osiemdziesi�tych zas�yn�a jako modelka. Pochodzi�a z Zurychu i o ile si� orientuj�, poznali si� w Ameryce. Ju� jako ma��e�stwo przeprowadzili si� tutaj.
- M�wi pan o niej w czasie przesz�ym. Nie �yje?
- Niestety.
- Zna� pan mojego m�a? Kiedy przyje�d�a� do Zurychu, zawsze tutaj mieszka�.
- Oczywi�cie, �e go zna�em. Czasami zapraszali�my si� na drinka. Czaruj�cy cz�owiek, bardzo go lubi�em.
- Zna pan Amy Michaels?
- Nie, nigdy jej nie spotka�em - odpar� zbyt szybko dyrektor. - S�dz�, �e by� to jej pierwszy pobyt u nas. Stara�a si� nie rzuca� w oczy, nasi ludzie wr�cz mieli spore problemy z opisaniem policji, jak wygl�da.
- Wie pan mo�e, czym si� zajmuje?
Pytania Beth wyra�nie k�opota�y dyrektora.
- Ma do czynienia z komputerami. Je�eli si� nie myl�, chyba m�wi si� na to programistka. Przynajmniej tak wpisa�a na formularzu meldunkowym. Tyle �e przecie� nie musi to by� prawda... - Wyci�gn�� ku Beth r�ce i doda�: - Jeszcze raz moje najszczersze kondolencje.
- Dzi�kuj� panu.
Dyrektor by� ju� jednak w drodze do windy. Wsiad� i zamkn�y si� za nim drzwi.
Znalaz�a klub bez trudu, nie tak go jednak sobie wyobra�a�a. Skarci�a si� ze skruch�, �e chyba ogl�da zbyt wiele film�w. Obok wej�cia nie umieszczono wielkiego jaskrawego neonu w kszta�cie instrumentu muzycznego, przy drzwiach nie stali pot�ni bramkarze, zamiast tego w nijakim, wyblak�ym froncie kamienicy by�y proste drzwi, nad kt�rymi kursyw� napisano Straight Street. Na brukowany kocimi �bami zau�ek, przy kt�rym znajdowa� si� klub, wychodzi�o tylko jedno okno - zas�oni�te bladob��kitn� zas�on�. Tu� obok drzwi wisia�a oszklona skrzynka z programem wyst�p�w na najbli�sze miesi�ce. By�a tam tak�e fotografia klubowego zespo�u o nazwie Martinique.
Beth wesz�a do �rodka, gdzie zatrzyma�a j� siedz�ca za stolikiem dziewczyna, kt�ra kaza�a zap�aci� za wst�p, da�a bilet i wskaza�a na znajduj�ce si� w g��bi korytarza podw�jne drzwi. Beth zatrzyma�a si� w wej�ciu na sal� i rozejrza�a. To, co ujrza�a, kolejny raz j� zaskoczy�o; mia�a przed sob� naprawd� du�e, cho� zadymione pomieszczenie, wzd�u� ca�ej �ciany po prawej r�ce usytuowany by� bar, scena znajdowa�a si� na wprost. Z g�o�nik�w po obu jej stronach dobiega�a muzyka z ta�my. Na scenie sta�o trzech muzyk�w (z b�bnem basowym oznaczonym napisem MARTINIQUE), jeszcze jeden m�czyzna wchodzi� znajduj�cymi si� z boku schodkami i co� wo�a� do koleg�w. Siedz�cy przy stolikach w pobli�u sceny go�cie roze�miali si�. Muzyk na schodkach wyszczerzy� z�by w g�upim u�miechu, kiedy przykucni�ty obok kolumny g�o�nikowej gitarzysta machn��, jakby kaza� mu odej��.
Klub by� pe�en ludzi i Beth musia�a troch� si� natrudzi�, by dotrze� do baru. Gdy ju� si� tam znalaz�a, jeden z barman�w powiedzia� do niej co� po niemiecku, ale nie zrozumia�a go.
- Szukam Mike'a Novaka - odezwa�a si�.
Barman rozejrza� si� po sali i wskaza� stolik tu� przy scenie. Spyta�, czy zrobi� jej drinka, a poniewa� odm�wi�a, poszed� si� zaj�� innym klientem. Beth chcia�a jeszcze spyta�, kt�ry z siedz�cych tam m�czyzn to Novak, w tym jednak momencie zesp� zacz�� gra�. Podesz�a do stolika, gdzie razem z tr�jk� m�czyzn siedzia�a kobieta - niewiele starsza od niej. By zwr�ci� na siebie uwag�, po�o�y�a d�o� na ramieniu najbli�szego m�czyzny i powiedzia�a mu do ucha:
- Szukam Mike'a Novaka.
Zapytany wskaza� na s�siada ubranego w bia��, rozpi�t� pod szyj� koszul� i d�insy, klepn�� go w kolano i gestem zwr�ci� jego uwag� na Beth.
- Pan jest Mike Novak? - spyta�a. - Jestem Beth Grant. Ian Grant by� moim m�em.
Novak przez chwil� si� jej przygl�da�, potem przeprosi� znajomych i da� Beth znak, by za nim posz�a. Poprowadzi� j� do bocznego wyj�cia, przeszli korytarzem i po chwili znale�li si� przed kolejnymi drzwiami. Pchn�� je, zapali� �wiat�o i ruchem r�ki zaprosi� do wej�cia. �ciany pomieszczenia by�y pe�ne elegancko obramowanych zdj�� mi�dzynarodowej s�awy jazzman�w, wiele zosta�o zrobionych w tutejszym klubie, wszystkie mia�y dedykacje. Beth zauwa�y�a od razu, �e na �adnym nie ma Novaka. Zdj�� z krzes�a plik faktur i po�o�y� je na stercie na biurku. Wskaza� Beth krzes�o, sam usiad� na obrotowym fotelu za biurkiem.
Dopiero teraz mog�a go sobie dok�adnie obejrze�. Mia� jakie� trzydzie�ci par� lat i wygl�da� znakomicie - by� opalony, mia� przetykane nitkami siwizny do�� d�ugie, kr�cone czarne w�osy.
- Przykro mi z powodu Iana - zacz�� przerywaj�c cisz�.
- Powiedzia� pan to w taki spos�b, jakby go zna�. - Beth by�a zaskoczona, �e Novak m�wi�c o Ianie, pos�u�y� si� jego imieniem.
- Oczywi�cie, �e go zna�em - odpar� gospodarz ze wzruszeniem ramion. - Kiedy by� w Zurychu, zawsze do mnie przychodzi�. Nie wiedzia�em jednak, �e by� �onaty. Z pewno�ci� nigdy o tym nie wspomina�.
- Musia� pan widzie� obr�czk�.
Novak zamierza� co� powiedzie�, ale zmieni� zdanie, rozsiad� si� wygodnie w fotelu i opar� stop� o bok biurka.
- Podejrzewam, �e nie.
- Czy to ma znaczy�, �e nigdy pan nie widzia�, by Ian mia� obr�czk�? Prosz� nie traktowa� mnie protekcjonalnie, panie Novak. I bez tego zaczynam rozumie�, �e �wiat Iana by� znacznie szerszy, ni� mi si� dotychczas wydawa�o. Zawsze s�dzi�am, �e nienawidzi jazzu, a tu si� okazuje, �e nie tylko by� w klubie jazzowym w noc swojej �mierci, ale przychodzi� tu podczas ka�dego pobytu w Zurychu.
- Chyba najlepiej b�dzie, je�eli porozmawia pani z inspektorem Stefanem Kesslerem. On prowadzi t� spraw�. Ju� mnie przes�uchiwa�.
- Na pewno z nim porozmawiam, teraz jednak ch�tnie si� dowiem, co pan wie o Ianie. Musi pan zrozumie�, �e to, co s�ysz�, odkrywa przede mn� nowe strony jego osobowo�ci. Musz� si� o wszystkim dowiedzie�, panie Novak. - Wyra�nie widzia�a w jego oczach niezdecydowanie. - Prosz�, cho�by tylko dla spokoju mej duszy.
- Nie s�dz�, by szczeg�lnie lubi� jazz - powiedzia� Novak po d�u�szym milczeniu. - Oczywi�cie nigdy na ten temat nie rozmawiali�my. Przychodzi� tutaj, gdy� m�g� liczy� na dyskrecj�.
- Dyskrecj�? Co chce pan powiedzie�?
- Nie s�dz�, by...
- Co chce pan powiedzie�?! - przerwa�a ze z�o�ci�, tym razem podkre�laj�c ka�de s�owo. Wytrzyma� jej spojrzenie, nie odezwa� si� jednak. - Je�li boi si� pan histerycznego p�aczu nieutulonej w �alu wdowy, to niepotrzebnie. Wyp�aka�am si� w domu, a je�li dobrze rozumiem, co chce mi pan zasugerowa�, to �zy mog� by� ostatni� rzecz�, o jakiej pomy�l�.
- Ian zwyk� przychodzi� do klubu z kobietami - przyzna� Novak. - Jak powiedzia�em, m�g� liczy� na dyskrecj�. Na pi�trze urz�dzili�my kilka odosobnionych pomieszcze�, gdzie... sama pani rozumie. Powiedzmy, s� bardzo odosobnione.
- Kobiety? W liczbie mnogiej?! - sykn�a Beth, a jej oczy rzuca�y b�yskawice. - Jakie kobiety, chc� wiedzie� dok�adnie.
- Nie zna�em �adnej - odpar�, unikaj�c jej wzroku. - Kiedy zaprasza� mnie na drinka, przedstawia� je, ale imiona nigdy nic mi nie m�wi�y. Wszystkie pochodzi�y st�d, je�li nie z Zurychu, to na pewno ze Szwajcarii. Wi�cej nie wiem.
- Spr�bujmy jeszcze raz, dobrze? Tyle �e teraz powie mi pan prawd�.
Novak opu�ci� nog� i pochyli� tu��w do przodu. R�ce po�o�y� na blacie biurka.
- To prawda, �e nie zna�em �adnej z nich. Przynajmniej osobi�cie. By�a w�r�d nich jedna taka... c�, bywa�a przedtem w moim klubie. Kilka razy j� widzia�em, a zapami�ta�em twarz, bo �wietnie wygl�da�a. Pracowa�a na godziny. Bardzo droga. Z klas�, je�eli mnie pani rozumie.
- Innymi s�owy prostytutka.
- Nie m�wimy o byle jakiej dziwce. Takich jak ona nie widuje si� na ulicach. By�em zaskoczony, �e Iana... - Novak, nieco zmieszany, zamilk�.
- By�o na ni� sta�? To chcia� pan powiedzie�? W takim razie mamy dwie zaskoczone osoby, prowadzi�am bowiem wszystkie jego rachunki. Kompletnie si� na tym nie zna�. Je�eli wi�c podczas pobyt�w za granic� p�aci� drogim prostytutkom, s�dz�, �e powinnam by�a zauwa�y� nie�cis�o�ci w wydatkach, prawda? Pojawia si� wi�c pytanie, kto p�aci�?
- Nie chc� sprawia� wra�enia niedelikatnego, pani Grant, ale naprawd� nie mam z tym nic wsp�lnego. Chyba nie powinienem by� o tym wspomina�.
- Ciesz� si�, �e pan to zrobi�, cho� musz� przyzna�, �e w ten spos�b zamiast odpowiedzi nasuwaj� si� kolejne pytania. Tak by�o ju� od samego pocz�tku, prawda? Co pan wie o Amy Michaels?
- Nic. Nigdy jej nie spotka�em. Prawda jest taka, �e wczoraj wiecz�r nawet nie rozmawia�em z Ianem. Mieli�my taki ruch, �e musia�em stan�� za barem.
- Jaki wi�c ona ma z tym wszystkim zwi�zek? Nie pochodzi st�d, co by oznacza�o, �e nie by�a jedn� z jego kurew. Dlaczego wi�c j� tu przyprowadzi�?
- Ju� powiedzia�em, �e najlepiej b�dzie, je�li porozmawia pani z inspektorem Kesslerem. Z tego, co wiem, ma najwi�kszy procent wyja�nionych spraw ze wszystkich detektyw�w policyjnych w Zurychu. B�dzie w stanie przekaza� pani wszelkie nowo�ci �ledztwa, a na pewno wie o zdarzeniu znacznie wi�cej ode mnie. Ja dowiedzia�em si� o strzelaninie, dopiero kiedy wezwano policj�. W czasie tej tragedii sta�em za barem.
- Czy Kessler wspomnia� o dyskietce, kt�r� Ian m�g� mie� przy sobie wczoraj wieczorem?
- Nie. Dlaczego pani pyta?
- Cz�owiek z konsulatu wspomnia� o niej, kiedy odwozi� mnie z lotniska do hotelu. Jak on si� nazywa�? Kerwin. Tak... Richard Kerwin. - Uwagi Beth nie uszed� wyraz pow�tpiewania, jaki zago�ci� na twarzy Novaka. - O co chodzi?
- Musia�a pani �le zapami�ta� nazwisko. Dobrze znam wszystkich pracownik�w konsulatu, cz�sto tu przychodz�, by si� wyluzowa� i wypi� par� g��bszych. Nie ma tam �adnego Richarda Kerwina.
- Na pewno tak si� nazywa�. Nawet pokazywa� mi paszport konsularny. Powiedzia�, �e jest tu dopiero od tygodnia...
- S�ysza�bym o nim, gdybym nawet go nie widzia�, ale sprawd�my... - Novak otworzy� le��cy na biurku notes, poszuka� odpowiedniego numeru, podni�s� s�uchawk� i zacz�� kr�ci� tarcz�. Po chwili rozmawia� z oficerem dy�urnym konsulatu. - Cze��, Dan, tu Mike Novak. Co s�ycha�? - Us�yszawszy odpowied�, roze�mia� si�. Ani na chwil� nie odrywa� wzroku od Beth. - Dan, macie u siebie nowego cz�owieka? Nazywa si� Richard Kerwin. - Tym razem s�ucha� odpowiedzi z nieruchom� min�. - Tak s�dzi�em. Nie, nic wielkiego, dotar�a tylko do mnie taka plotka. Pomy�la�em, �e lepiej sprawdzi�, czy nie robicie mnie w konia. - Zn�w zachichota�. - Dzi�ki, Dan. Zobaczymy si� w weekend, tak? Cze��. - Od�o�y� s�uchawk�. - Tak jak s�dzi�em. W konsulacie nie ma nikogo o tym nazwisku.
Beth wzdrygn�a si�.
- W takim razie kto to by� i sk�d wiedzia�, kt�rym samolotem przylec�? Towarzystwo lotnicze nie udziela tego typu informacji. Musia� mie� je z innego, ale te� dobrego �r�d�a.
- Wygl�da na to, �e w tej sprawie jest co� wi�cej, ni� si� wydaje. To kolejny pow�d, by jak najszybciej porozmawia�a pani z Kesslerem. Prosz� mu o wszystkim opowiedzie�.
- Oczywi�cie - spokojnie odpar�a Beth. Wsta�a i wyci�gn�a do Novaka r�k�. - Dzi�kuj�, �e po�wi�ci� mi pan sw�j czas i by� szczery. Doceniam to.
- Nie ma sprawy - odpar� Novak i delikatnym, ale pewnym ruchem uj�� d�o� Beth.
- Sama znajd� drog� do wyj�cia.
Wr�ci�a na g��wn� sal�, gdzie ci�gle jeszcze gra� zesp�, nie zwraca�a jednak uwagi na muzyk�. Musia�a wyj�� na �wie�e powietrze, wzi�� kilka g��bokich oddech�w i poczeka�, a� przeja�ni jej si� w g�owie. Wysz�a do holu i dr��c� d�oni� otar�a wilgotne czo�o. Jej cia�em wstrz�sn�� dreszcz, odruchowo przy�o�y�a d�o� do ust i ruszy�a biegiem do toalety. Pchn�a drzwi, podbieg�a do pustej kabiny, trzasn�a za sob� drzwiami i zacz�a gwa�townie wymiotowa�. Po kilkunastu sekundach nie mia�a ju� nic w �o��dku, wi�c wyprostowa�a si� i opar�a ci�ko plecami o drzwi. Dygota�y jej nogi, ca�a by�a zlana zimnym potem, wilgotne pasma w�os�w poprzykleja�y jej si� do twarzy. Odsun�a je z czo�a, spu�ci�a wod�, opu�ci�a desk� klozetow� i usiad�a.
Chcia�o jej si� p�aka�, ale nie by�a w stanie. Miejsce niedawnego wielkiego �alu zast�pi�a z�o��. Jak mog�a p�aka� z powodu m�czyzny, kt�ry j� tak okrutnie oszukiwa�? Czu�a si� zdradzona i przepe�nia�o j� obrzydzenie, przede wszystkim jednak czu�a si� zbrukana. Spa�a z tym cz�owiekiem w jednym ��ku. Ile razy zdradzi� j� w czasie ma��e�stwa? Nie, liczba si� nie liczy�a, sam fakt wystarczaj�co rani�. Tak jakby przez ostatnie pi�� lat by�a �on� kogo� ca�kiem obcego, gdy� ten Ian Grant, kt�rego tak bardzo kocha�a jako przyjaciela, zaufan� osob� i m�a, nie by� tym, za kogo go bra�a. Ogarnia�a j� te� z�o�� na sam� siebie. Przecie� nie by�a g�upia, dlaczego wi�c nigdy nie nasun�o jej si� najmniejsze podejrzenie?
Min�o kilka minut, zanim by�a w stanie wyj�� z kabiny. Dwie kobiety poprawia�y sobie przed lustrem makija� i kiedy j� zobaczy�y, wymieni�y ukradkowe spojrzenia. I bez tego wiedzia�a, �e wygl�da okropnie. Opryska�a sobie twarz zimn� wod�, wytar�a j� papierowym r�cznikiem, postanowi�a jednak nie k�a�� �wie�ego makija�u. Wysz�a z toalety i ruszy�a ku wyj�ciu.
- Ma pani bilet wa�ny a� do zamkni�cia lokalu - poinformowa�a j� dziewczyna przy stoliku. - Podobno ma dzi� zagra� pan Novak. Ostatnio ma�o gra, a to wielka szkoda. Jest naprawd� dobry.
- Dzi�kuj�, ale chyba mam ju� do�� wra�e� - odpar�a uszczypliwie Beth i wysz�a na uliczk� spowit� ciemno�ci�.
Wr�ci�a do hotelu i od razu pojecha�a na g�r�. Ci�gle jeszcze kot�owa�o jej si� w g�owie i cho� by�a zm�czona, w�tpi�a, czy uda jej si� zasn�� tej nocy. Musia�a jednak odpocz��, na jutrzejszym spotkaniu z Kesslerem potrzebny jej b�dzie jasny umys�. Po trudnym dniu w biurze zawsze pomaga�a gor�ca k�piel, wi�c ju� przed wyj�ciem z windy podj�a decyzj�, �e wejdzie na d�ugo do wanny. Wysiad�a, przesz�a kilkana�cie metr�w do drzwi pokoju, w�o�y�a klucz w zamek i w momencie kiedy naciska�a klamk�, dozna�a wra�enia, �e kto� stoi za jej plecami. Zanim zd��y�a zareagowa�, poczu�a w dole plec�w ucisk twardego przedmiotu. Odruchowo unios�a d�onie na wysoko�� piersi, cho� gest wynika� nie tyle ze strachu, ile z niepewno�ci.
- Opu�� r�ce, na Boga! Wchod� do �rodka. - Kobiecy
g�os by� cichy, pozornie �agodny, ale czai�a si� w nim gro�ba.
Beth zrobi�a, co kazano i drzwi za jej plecami cicho si� zamkn�y. Dopiero wtedy spojrza�a za siebie. Kobieta, kt�ra wtargn�a za ni� do pokoju, by�a mniej wi�cej w wieku Beth, mia�a kr�tkie czarne w�osy i twarz o �adnych rysach, bez makija�u. Ubrana by�a w dopasowane d�insy, bia�� bluzk� oraz lu�n� br�zow� sk�rzan� kurtk�.
- Amy Michaels, prawda? - spyta�a Beth.
- Kim innym mog�abym by�?
Beth spojrza�a na r�ce Amy. By�y puste.
- Gdzie bro�?
Kobieta lekko si� u�miechn�a i wyci�gn�a palec wskazuj�cy.
- Troch� improwizacji, to wszystko. Musia�am zmusi� pani� do wej�cia do pokoju.
- A co ma mnie powstrzyma� przed zatelefonowaniem na policj�? - zainteresowa�a si� Beth, patrz�c na aparat przy ��ku.
- Nic. - Amy usiad�a na skraju ��ka, wzi�a do r�ki telefon, zdj�a s�uchawk� i wyci�gn�a j� w kierunku Beth. - Prosz� dzwoni�, je�li pani na tym zale�y.
- Jest pani do�� pewna siebie - odpar�a Beth, nie wyci�gaj�c jednak r�ki po s�uchawk�.
- Prosz� nie myli� pewno�ci siebie z brawur� - �agodnie stwierdzi�a Amy Michaels i od�o�y�a s�uchawk�. Kiedy podnios�a g�ow�, w jej oczach nie by�o �ladu pewno�ci siebie. Mo�na w nich by�o dostrzec jedynie strach i niepewno��. -Nie zabi�am Iana. Musi pani w to uwierzy�. Zosta�am wrobiona, nie jestem morderczyni�.
- Wi�c kto to zrobi�? - spyta�a Beth, nie kryj�c sceptycyzmu.
- Wczoraj wiecz�r z Ianem rozmawia� w klubie jaki� m�czyzna, niestety nie wiem, kim by�. Nigdy przedtem go nie widzia�am. - Amy wsta�a, podesz�a do okna i zacz�a wygl�da� na spoko