Smierc i dziewczyna - QUENTIN PATRICK

Szczegóły
Tytuł Smierc i dziewczyna - QUENTIN PATRICK
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Smierc i dziewczyna - QUENTIN PATRICK PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Smierc i dziewczyna - QUENTIN PATRICK PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Smierc i dziewczyna - QUENTIN PATRICK - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PATRICK QUENTIN Smierc i dziewczyna Torun 2002 1 Zmierzch juz zapadal, kiedy przyszedl ostatni list - ekspres do Grace Hough. Panowala cudowna, ciepla pogoda, a w powietrzu unosil sie upajajacy zapach kwitnacych bzow. Mozna bylo pomyslec, ze to juz czerwiec, chociaz byl dopiero maj. Studenci i studentki krecili sie po parku, flirtujac i gawedzac wsrod szybko zapadajacego mroku. Ot, wieczor jak wiele innych w koedukacyjnym college'u w Wentworth, gdzie studiowalam juz prawie od czterech lat.A jednak... nie byl to taki zwyczajny wieczor, bo nasz kolega, uroczy Steve Carteris, gwiazda drugiego roku, obchodzil dzisiaj uroczyscie urodziny i zaprosil miedzy innymi i mnie na zorganizowany z tej okazji wieczorek w nowojorskim klubie Amber. Bieglam wlasnie do pawilonu studentek, czyli Pigot Hall, zeby sie przebrac, gdy dopedzil mnie listonosz. -Ekspres dla panny Grace Hough - zawolal za mna. -Dobrze, oddam go jej - rzucilam, troche niezadowolona ze zwloki, i podpisalam na zatluszczonej liscie doreczen "wz. Lee Lovering". Pare sekund pozniej gnalam juz po schodach, biorac po trzy stopnie na raz, i wpadlam jak burza do pokoiku, ktory zajmowalysmy wspolnie z Grace. Gdy sobie teraz to wszystko przypominam, widze jasno, jak malo wagi przywiazywalam wowczas do listu, ktory przeciez byl zwiastunem smierci. Trzeba jednak wziac pod uwage, ze juz od kilku tygodni ekspresowe listy do Grace przychodzily w tempie przynajmniej jednego czy dwoch dziennie - porownac mozna je bylo wrecz do chmary much w lecie i choc niektore nasze kolezanki mocno zaintrygowane byly tym dowodem czyjegos gwaltownego zainteresowania sie osoba Grace, dla mnie stracily one calkowicie urok nowosci i przyznam sie, ze nawet mnie troche denerwowaly. Zastalam moja wspollokatorke ubierajaca sie przed lustrem i zdziwilam sie w duchu, ze i ona byla zaproszona na wieczorek Carterisa, bo wiedzialam o niesnaskach pomiedzy Steve'em a Grace, i jej bratem, Jerrym. Ledwie rzuciwszy okiem na suknie Grace, spostrzeglam, ze wybor jasnorozowego jedwabiu byl dla niej bardzo niefortunny - jej blada, anemiczna cera wymagala czegos znacznie zywszego. -Moje gratulacje, Grace - rzeklam, podajac jej list. - Ten adorator, jak widac, nie ustaje w zabiegach o twoje wzgledy. To chyba przyjemne byc tak uwielbiana... Grace spojrzala szybko na koperte i jej wyblakle niebieskie oczy ozywily sie. Wyrwala mi niemal ten list z reki i zniknela z nim za drzwiami lazienki. Milczenie mojej kolezanki bylo troche drazniace. Grace miala do mnie zal za kilka krytycznych uwag wypowiedzianych niedawno pod jej adresem. Wprawdzie jej niesmialy flirt ze Steve'em Carterisem - zanim sie z nim chwilowo czy na dluzej poklocila - wydal mi sie calkiem niewinny i wtedy tylko sie w duchu usmiechalam, ale zupelnie co innego bylo, gdy Grace powaznie zajela sie naszym czarujacym profesorem jezyka francuskiego, Robertem Hudnuttem. Zreszta nie ona jedna w naszym college'u ulegla jego urokowi... ja sama nawet... Ale pozniej, kiedy ku ogolnemu zdumieniu ozenil sie z bardzo chlodna i surowa Angielka, dopiero co przybyla z Oksfordu, dziekanem naszego wydzialu, nie moglam sie powstrzymac od zrobienia uwagi Grace, ze profesor Hudnutt jest dla nas definitywnie stracony i jesli ona w dalszym ciagu bedzie go przesladowala swymi wzgledami, narazi sie tylko na posmiewisko calego college'u. Grace obrazila sie za te uwage i odtad nie wtajemniczala mnie juz w swoje sprawy sercowe. Nic wiec nie wiedzialam o autorze listow, ktorego wyrazne, okragle, atramentowe pismo prawie zupelnie przestalo mnie interesowac. Skad moglo mi przyjsc do glowy, ze listy te zawieraja wyrok smierci dla Grace? W nastepnych miesiacach, a nawet latach, gorzko sobie wyrzucalam, ze nie staralam sie bardziej zrozumiec i zblizyc do kolezanki, z ktora dzielilam pokoj przez dlugie cztery lata. Czyz nie byla siostra mojego przyjaciela z lat dzieciecych, Jerry'ego, ktory stawal mi sie z kazdym dniem drozszy? Moze trzeba bylo zajac sie ta dziewczyna... Kto wie? Biedna Grace, ktorej ojciec po stracie fortuny popelnil samobojstwo! Ale nie... ani tej majowej srody, ani nigdy przedtem nie domyslalam sie nawet, ze obok mnie rozgrywa sie tragedia. Slyszalam, ze w sasiednim pokoju Norma i Elaine Sayler przygotowuja sie takze do tej zabawy. Norma miala nas zawiezc do miasta swoim samochodem, a znalam ja na tyle, iz bylam pewna, ze nie zawaha sie pojechac beze mnie, gdybym sie spoznila. Zaczelam sie wiec szybko ubierac. Perspektywa spedzenia wieczoru w klubie Amber na Manhattanie Uli zwykle nas fascynowala i podniecala, tym bardziej ze wszystko mialo sie odbyc w glebokiej tajemnicy. Odkad dziekanem zenskiego wydzialu byla Penelope Hudnutt, regulamin college'u surowo zabranial studentkom wyjazdow do Nowego Jorku, o ile nie wiazalo sie to scisle z nauka. Zadziwiajace, jak bardzo rozmnozyly sie odtad okazje nauczenia sie czegos w tym miescie! Dzisiaj wieczorem wystepowala w "Fedrze" Racine'a slynna aktorka francuska, Roxana, a ze Racine byl w programie wykladow Hudnutta, Penelope nie mogla odmowic nam pozwolenia na obejrzenie tego spektaklu Poblazliwosc jej posunela sie nawet tak daleko, ze sama kupila dla nas bilety. Obie siostry Sayler i ja opracowalysmy jednak pewien plan, jak to pokazac sie w Cambridge Theatre na krotko, a reszte wieczoru przetanczyc w klubie Amber. Wreszcie, szeleszczac jedwabna suknia, zjawila sie Elaine Sayler, bardzo jasnowlosa, bardzo uwodzicielska i zrobiona na wampa - choc nie w tym stopniu, co jej siostra Norma, znacznie mniej zreszta od Elaine sympatyczna. -Norma wyjezdza za dziesiec minut - oswiadczyla, poprawiajac dlugie jasne loki, zaczesane do gory. - Jej suknia jest obledna! Ale gdzie Grace? Pewnie siedzi rozmarzona w lazience? -Grace znowu dostala ekspres - powiedzialam - rozumiesz wiec... -Znowu? Wiesz, ze wprost umieram z ciekawosci, kto, u licha, mogl do tego stopnia zadurzyc sie w Grace?! -Z pewnoscia ktos, kto ma taki sam krotki wzrok jak Grace - wmieszala sie nagle do rozmowy Norma, ktora swoim zwyczajem pojawila sie przy nas cichym krokiem pantery. Przystanela w drzwiach, a ja, po raz nie wiem ktory, nie moglam sie powstrzymac od uczucia szczerego zachwytu. Jej wspaniala, smukla figure opinala elegancka, wieczorowa suknia z jasnorozowej tafty, z przypieta u szyi wiazanka bialych orchidei. Jej platynowe wlosy, o nieporownanej miekkosci i blasku, splywaly bujnymi falami na obnazone ramiona. Norma podeszla leniwym, wystudiowanym krokiem do lustra, odsuwajac stamtad siostre. -Lee, skarbie - rzekla - dzisiaj po obiedzie wpadlam do izby chorych, bo teraz, kiedy zniesiono kwarantanne, mozna juz chorych odwiedzac. Noga Jerry'ego jest juz prawie w porzadku i za pare dni Jerry bedzie mogl wstawac. Prosil, by ci powiedziec, ze zrobisz mu wielka przyjemnosc, jesli go odwiedzisz. Ty i Grace. Moze wiec pojdziesz do niego, co? W koncu wychowywaliscie sie razem prawie od dziecka i znacie sie niemal jak brat i siostra... Zauwazylam w lustrze, ze Norma obserwuje, jak zareaguje na jej slowa - robila tak zreszta zawsze, kiedy chodzilo o Jerry'ego. -Kwarantanne zniesiono dopiero dzisiaj - odparlam spokojnie. - Widze, ze nie tracilas czasu... -Przeciez musialam, moja droga, podziekowac Jerry'emu za orchidee. - Przy tych slowach Norma musnela lakierowanym szkarlatnym paznokciem sztywne, biale platki kwiatow. - Proponowal mi nawet, bym je przypiela jego odznaka studencka, ale odmowilam. To musi byc cos solidniejszego. Moze ty, Lee, moglabys mi pozyczyc jakas staroswiecka brosze? -Nieslusznie zrobilas, odmawiajac - powiedzialam, nadal bardzo spokojnie. - Przydalaby ci sie jeszcze jedna odznaka do kolekcji. Jej bezczelna pewnosc siebie wcale mi nie imponowala - bylam przekonana, ze Jerry niebawem bedzie jej mial dosyc, o ile to juz nie nastapilo. Nie znaczylo to oczywiscie, ze Jerry przestanie mnie wowczas traktowac jak mala przyjaciolke z lat dzieciecych - czulam jednak, ze choc szanse zdobycia go byly minimalne, sytuacja Normy nie wygladala wcale korzystniej. -Biedny Jerry - ciagnela Norma, nie zwracajac absolutnie uwagi na moje slowa - byl wyraznie speszony moja odmowa, ale sama wiesz, co znaczy w college'u taka wymiana odznak. A ja, hm, nie moge sobie wiazac rak. Jerry to bardzo mily chlopak, ale bez grosza przy duszy, a juz sama mysl o tym, ze Grace moglaby zostac moja... Urwala w pol zdania, bo w tej wlasnie chwili otworzyly sie drzwi lazienki i stanela w nich Grace, z listem w reku. Utkwiwszy w Normie przenikliwe spojrzenie swych bladoniebieskich oczu, powiedziala zimno: -Spokojnie, Norma! Nie ma obawy, bysmy oboje z Jerrym weszli do twej rodziny! Wolalabym raczej wybrac dla nas smierc! Wiedzialam, ze Grace nie znosi Normy jeszcze bardziej niz ja! Czula ilu niej odraze z powodu jej pychy, wyzywajacej elegancji i powodzenia u mezczyzn, a przede wszystkim jej bezczelnego samochwalstwa. Slyszac te obelge, wypowiedziana tak ostro i spokojnie zarazem, nie moglam sie nie ucieszyc, zwlaszcza ze Norma zaniemowila z wrazenia. W ciszy, jaka nagle zapadla, wszystkie cztery poczulysmy dziwne zazenowanie. Tymi kilkoma slowami Grace, ta gwaltowna i nieopanowana dziewczyna, zmienila niewinna studencka rywalizacje w otwarta wojne, mogaca doprowadzic do powaznego dramatu. Na szczescie Elaine jakos rozladowala sytuacje, przypominajac, ze czas juz jechac. Mamy sie pocieszyc, jesli nie chcemy stracic najciekawszej czesci wieczoru. Ale Grace nagle oswiadczyla: -Ja nie pojde z wami do klubu Amber. - A zwracajac sie juz tylko do mnie, dodala: - Lee, badz tak dobra i wytlumacz mnie przed Steve'em, o ile on w ogole zauwazy moja nieobecnosc. Dowiedzialam sie przed chwila, ze jeden z naszych przyjaciol bedzie dzis wieczorem w Nowym Jorku; jasne, ze chcielibysmy ten czas spedzic we dwoje... -O...! - zawolala Elaine. - To te listy, prawda? Jakiez to pasjonujace! -Chce obejrzec "Fedre" razem z nim - ciagnela Grace, nie zwracajac uwagi na Elaine. - A skoro ty, Lee, nie wykorzystujesz biletu, Moze oddalabys go mnie? Zaskoczyla mnie troche, ale bez ceregieli podalam jej bilet. Kiedy Grace chowala go do swej malej wieczorowej torebki, stwierdzilam ze zdziwieniem (w dalszym rozwoju wypadkow ten drobny fakt mial nabrac - podobnie jak wiele innych - donioslego, tragicznego znaczenia), ze jej twarz i wargi byly pokryte gruba warstwa szminki. Zbyt mocno urozowane policzki nadawaly jej wyglad osoby trawionej goraczka. A przeciez Grace nie uzywala nigdy szminki, zdradzajac przy kazdej okazji przesadny, surowy purytanizm. Skad wiec ta nagla zmiana? Nie rozstajac sie ani na chwile ze swym tajemniczym listem, Grace teraz z kolei podeszla do lustra i po paru probach przypiela do sukni brylantowa brosze, jedyny klejnot, jaki jej pozostal z minionej swietnosci. Potem wyjela z szafy swoj jedyny wieczorowy plaszcz z wytartym futrzanym kolnierzem. Na widok tego plaszcza scisnelo mi sie serce... Przeciez to dla Grace niezwykle doniosla chwila... Idzie na spotkanie, ktore moze odegrac w jej zyciu bardzo wazna role! I wtedy to, pod wplywem dziwnego impulsu, zaproponowalam cos, co mialo pociagnac za soba tak powazne konsekwencje. -Skoro ta randka jest dla ciebie tak wazna, Grace - powiedzialam - to moze wlozysz moj plaszcz futrzany. Nie bedzie mi dzisiaj wieczorem potrzebny. Grace, ktora od czasu bankructwa ojca nie przyjmowala od nikogo zadnych przyslug, zawahala sie chwile, widocznie starajac sie zwalczyc pokuse. -Naprawde, Lee? Nie wlozysz go dzisiaj? Zapewnilam ja raz jeszcze, ze nie, i - pod ironicznym spojrzeniem Normy - Grace narzucila na ramiona moj popielicowy plaszcz, ktory mimo sladow noszenia wygladal jeszcze calkiem niezle. Wsunela do jego kieszeni ten sekretny list, ktory do tej pory sciskala w dloni. Z mocno uszminkowanymi wargami i rozmarzonym wzrokiem, ocierajac rozowy policzek o miekki kolnierz futra - wydawala sie bardzo ladna. Choc byla to taka sztuczna, porcelanowa uroda lalki. -Dzieki, Lee - rzekla na koniec. - Przyrzekam, ze bede sie obchodzic z twoim plaszczem bardzo ostroznie. Mocno bym sie zdziwila, gdyby mi ktos powiedzial w tym momencie, ze minie sporo dni pelnych grozy i blyskawicznie zmieniajacych sie wypadkow - nim znowu zobacze swoj popielicowy plaszcz. 2 Cambridge Theatre, gdzie grano "Fedre", stal dokladnie na wprost klubu Amber, na co wlasnie, przy obmyslaniu naszej wyprawy z siostrami Sayler, liczylysmy. Odleglosc trzydziestu mil z college'u do Nowego Jorku wydala sie nam nieskonczenie duza. Przykra scena miedzy Norma a Grace jakos tak zmrozila nastroj, ze przez cala droge zadna z nas nie przemowila ani slowa.Kiedy wreszcie dotarlysmy pod teatr, Grace szybko wyskoczyla z auta i poszla w strone wejscia, a Norma odjechala na bok, by zaparkowac woz. My obie z Elaine pospieszylysmy za Grace, by rzucic okiem na publicznosc i zorientowac sie, kto jeszcze z college'u oprocz nas jest obecny. W glebi duszy mialysmy tez nadzieje, ze uda sie nam wreszcie wykryc tajemniczego wielbiciela Grace. -Jak ci sie zdaje - spytala Elaine - czy on juz na nia czeka? Oddalabym dziesiec lat zycia, zeby moc go zobaczyc! -Nie licz na to - odparlam. - O ile znam Grace... W tym momencie Elaine schwycila mnie kurczowo za ramie i rzucila: -Lee! Katastrofa! Jestesmy zgubione! Popatrz! Penelope Hudnutt z mezem i... Wielkie nieba! Do tego jeszcze Marcia Parrish i gruby Appel... Jednym slowem caly nasz wydzial! Klops totalny! Istotnie, byla to katastrofa. Mowy nie bylo, zeby sie wycofac; nie pozostawalo wiec nic innego, jak wmieszac sie w tlum i wejsc do teatru. A ja przeciez odstapilam swoj bilet Grace! Nasza pani dziekan, majestatyczna w swej wieczorowej sukni z czerwonego aksamitu, z wysoko podniesiona, siwiejaca chyba troche glowa, juz szla nam na spotkanie. Tuz za nia kroczyli Robert Hudnutt, Harold Appel, dziekan chlopcow, i Marcia Parrish, kierownik katedry jezyka angielskiego. Ta ostatnia, ze wzgledu na mlody wiek i bardzo mile usposobienie, cieszyla sie najwieksza sympatia mlodziezy. Panowalo nawet ogolne zdziwienie, a nawet oburzenie, ze Robert Hudnutt, majac obie do wyboru, ozenil sie z Penelope. -No, moje dziewczyny - rzekla pani dziekan - widze, ze wszyscy przybilismy szczesliwie do portu. Ale nie widze Normy i Grace? (Zdumiewajace, jak Penelope pamietala nasze imiona). Baknelam, ze wlasnie na nie czekamy. Pani dziekan skinela nam lekko glowa i poszla przodem, a jej swiezo upieczony malzonek obdarzyl nas konwencjonalnym usmiechem, nie bardzo swoim zwyczajem odrozniajac jedna od drugiej. Gruby Appel, ktorego ojciec byl doradca prawnym rodziny Hough i mojej w New-Hampton, glupawo dowcipkowal, jak to wspaniale nasze rodzinne miasto jest reprezentowane dzisiaj na klasycznej sztuce Racine'a. Marcia Parrish za plecami kolegow zrobila do nas porozumiewawcza mine, jakby chcac nam dac do zrozumienia, co to za piekielna nuda ten spektakl i ze jesli sie na te udreke zdecydowala, to tylko z poczucia obowiazku i dla swietego spokoju. -No! Teraz beda nas szukac na kazdej przerwie! - lamentowala Elaine, ledwie kwartet profesorski zniknal nam z oczu. - I co my zrobimy, Lee...? Zaraz! Mam chyba pomysl! Twarz jej sie rozpromienila. Zostawila mnie, podbiegla do portiera i o czyms z nim rozmawiala. Tymczasem pojawila sie troche zdyszana Grace, mowiac, ze jej przyjaciel zaraz tu bedzie. Czulam, ze chcialaby sie nas jak najpredzej pozbyc. Po chwili wrocila Elaine, oswiadczajac, ze sprawa zostala uratowana. Wiedziala juz, kiedy beda przerwy, wystarczy wiec, ze zjawimy sie dwukrotnie w ciagu wieczoru w foyer teatru i wmieszamy nonszalancko w krazacy tlum widzow. -Hudnuttowie maja miejsca na balkonie - dodala - nie beda wiec widzieli za duzo. -Hudnuttowie?! - wykrzyknela wstrzasnieta do glebi Grace. - Nie chcecie chyba powiedziec, ze w teatrze jest Penelope?! O Robercie oczywiscie wiedzialam, ale... Penelope! Nie, doprawdy, nigdy bym nie przypuszczala... Nie dokonczyla i pozegnala sie z nami szybko, pod pretekstem, ze nie moze pozwolic, aby "przyjaciel" na nia czekal. I w jednej chwili zniknela nam z oczu. Elaine wzruszyla ramionami. -Idiotka do kwadratu! - rzekla. - Zostawmy ja z tym jej facetem w teatrze i chodzmy potanczyc! Po przeciwnej stronie ulicy blyszczal kolorowy neon: Amber Club. Droge od teatru do klubu przebylysmy niemal biegiem. Kelner zaprowadzil nas do ozdobionego kwiatami stolu, tuz przy parkiecie. Steve Carteris jak zwykle wszystko wspaniale zorganizowal. Z kilku kubelkow z lodem wystawaly szyjki markowych szampanow. Do tego egzotyczne przystawki rozstawione ze smakiem, otaczaly wspanialy urodzinowy tort, ozdobiony kregiem dwudziestu jeden swieczek. Na nasz widok Carteris wstal i przywital nas w swoj zwykly, wytworny i pelen wrodzonego wdzieku sposob. Mial dar odpowiedniego zachowania sie w kazdej zyciowej sytuacji. Podziwialam jego elegancka sylwetke w znakomicie skrojonym ciemnogranatowym smokingu, ktory z pewnoscia byl dzielem mistrza igly. -Lee - zaznaczyl - zarezerwowalem dla ciebie honorowe miejsce. Steve mowil z ledwie dostrzegalnym poludniowym akcentem. Naleza! do bardzo starej, znakomitej rodziny z Poludnia, a jego ojciec, gubernator Carteris, mial kandydowac na stanowisko prezydenta. Zajelam wiec miejsce po prawej stronie Steve'a, nie mogac oprzec sie pokusie rzucenia lekko zlosliwego spojrzenia Normie, ktora zreszta zostala natychmiast otoczona chmara wielbicieli. Elaine wmieszala sie w grupe studentow przedkladajacych jej szczerosc i prostote nad wyrafinowany i sztuczny sposob bycia jej pieknej siostry. Podczas gdy kelnerzy rozlewali szampana, objasnilam naszemu solenizantowi powod nieobecnosci Grace. Steve zmarszczyl zabawnie nos i zdawal sie chyba niemile zaskoczony. -Nie powiem, ze to lojalne z jej strony- rzekl. - Dzisiaj mielismy laka wspaniala okazje, by zakonczyc to glupie nieporozumienie z rodzenstwem Hough. Rozumiem, ze Jerry nie mogl przyjsc ze wzgledu na swoja noge, ale Grace... - Urwal nagle, a w jego ciemnoniebieskich oczach mignal jakis twardy blysk. - Czy nie wydaje ci sie, Lee, ze Grace uzyla po prostu tej randki jako pretekstu, zeby nie przyjsc na moje urodziny? -Alez nic podobnego! - obruszylam sie szczerze i opowiedzialam mu cala historie ekspresowych listow do Grace, dodajac, ze ten ostatni, dzisiejszy, widocznie pokrzyzowal jej plany. -To dziwne - dodal wtedy, wyraznie zamyslony. - Ale powiem ci, ze przeczuwalem, iz Grace nie przyjdzie. Po chwili ujal mnie za reke i poprowadzil na parkiet. Tu podjal zaczety temat: -Nie wiem, czy Grace mowila ci kiedykolwiek o powodzie tego "dyplomatycznego zerwania" stosunkow pomiedzy rodzenstwem Hough a mna...? Nie, Grace nic mi o tym nie mowila i, szczerze mowiac, wcale nie pragnelam sie dowiedziec prawdy z obawy, ze musialabym wowczas zajac wyrazne stanowisko po jednej lub po drugiej stronie. -Alez, Steve - odpowiedzialam -jasne, ze wszyscy, caly college nie pochwala twojego postepowania i nie wyobrazasz sobie nawet, jaka masz fatalna opinie! Co jednak wcale nie przeszkadza, ze wszyscy cie uwielbiamy! Uscisnal mi reke i w milczeniu poddalismy sie rytmowi tanca. Obecnosc Steve'a zawsze miala na mnie jakis dobroczynny wplyw i gdybym nie byla tak idiotycznie zakochana w Jerrym, staralabym sie odbic Steve'a jego licznym wielbicielkom. Na razie jednak bylismy tylko przyjaciolmi, a taniec z nim to byla naprawde przyjemnosc! Orkiestra przestala grac, konczac glosnym uderzeniem w czynel, a ja wykorzystalam ten moment, zeby wsunac w reke mojego partnera mala zapalniczke, urodzinowy upominek. Widzialam, ze Steve byl tym bardzo wzruszony. Niebawem przygaszono swiatla, a estrade rozswietlily barwne reflektory. Czas na wystepy estradowe. Piosenkarka w czarnej, obcislej sukni zaczela spiewac niskim, troche ochryplym glosem najmodniejszy przeboj. Po chwili zeszla ze sceny, by spacerowac wsrod stolikow. Gdy stanela przed naszym, pochylila sie lekko i zdawala sie spiewac ostatnia zwrotke wylacznie dla Steve'a. Wydobywala z gardla rozdzierajace, niskie tony, przy ktorych jeszcze bardziej napinal sie jedwab na jej mocno odslonietych piersiach. Jednak Steve wydawal sie wyraznie zazenowany. Czyzby sie bal, ze fiszbinki podtrzymujace jej obcisla szatke, calkowicie pozbawiona ramiaczek, nagle zawioda? Widzialam, ze bawi sie nerwowo zapalniczka ode mnie i uparcie patrzy w dol, nie podnoszac oczu na piosenkarke. Kiedy odsunela sie od nas, Steve odetchnal z widoczna ulga. -Lee, zaraz bedzie pierwsza przerwa - przypomniala Elaine, dotykajac lekko mego ramienia widelcem. - Idziemy! Zostawilysmy Norme, zaabsorbowana uwodzeniem opiekuna naszego Kolka Dramatycznego (czy chodzilo jej o wzbogacenie zbioru odznak czy tez o role gwiazdy w naszej nowej sztuce?) i wyszlysmy pospiesznie z klubu. Przy schodkach Elaine pozostawila mnie na chwile sama, a kiedy wrocila, oczy jej blyszczaly z rozbawienia. -Lee, wyobraz sobie, ze w toalecie zaczepila mnie ta piosenkarka i zaczela rozpytywac o Steve'a! Z tego, co zrozumialam, pojawila sie tutaj cala grupa znajomych Steve'a, ktorzy szykuja jakis numer, zeby uczcic jego urodziny! -Mam nadzieje, Elaine, ze nie wtajemniczalas jej w osobiste sprawy Steve'a - zaniepokoilam sie. -Wprost przeciwnie! - wykrzyknela Elaine, ktorej szampan troche uderzyl do glowy. - Powiedzialam jej, ze ojciec Steve'a zostanie pewnie prezydentem Stanow Zjednoczonych, ze jego rodzinka finansowo nie ustepuje Rockefellerom i... co tam jeszcze? Och! Prawda! Ona pytala tez o ciebie! O "te mloda panne o zielonych oczach". Chciala wiedziec, czy jestes narzeczona Steve'a... -Elaine, przestan plesc bzdury! Chyba nie powiedzialas jej, ze... -Alez tak! Zgadlas! Powiedzialam, ze Steve ma zamiar dzis obwiescic swiatu o zareczynach z toba i ze przy naszym stole siedzi pewne nieszczesne, opuszczone przez Steve'a stworzenie, ktore pod bukiecikiem pieknych orchidei ukrywa kompletnie zdruzgotane serce! I co ty na to? O Boze! - zaniepokoila sie nagle. - Co sobie pomysli Penelope, gdy zobaczy, ze sie lekko zataczam?! Ech! Gwizdze na Penelope! Wszystko mi jedno! Powiem jej, ze to ta niesmiertelna namietnosc Fedry tak mi uderzyla do glowy. Przebieglysmy szybko ulice na ukos. W naszych dlugich, wieczorowych sukniach, bez plaszczy, z rozwianymi wlosami, musialysmy wygladac jak dwie bardzo wesole uciekinierki z nocnego baru. Elaine, oszolomiona szampanem, tlumem i jaskrawymi swiatlami, byla calkiem zdezorientowana i mimo protestow wciagnela mnie sila do innego, sasiadujacego z teatrem Cambridge teatrzyku, gdzie grano, jak glosil afisz, operetke Gilberta i Sullivana "H.M.S. Pinafore" oraz wodewil "Hox i Cox". Kiedy sie zorientowala w pomylce i wpadlysmy nareszcie do foyer Cambridge, przerwa juz sie konczyla i publicznosc powoli wracala na sale. Mozna bylo oczywiscie przewidziec, ze natkniemy sie na kogos z college'u, stanowczo jednak wolalybysmy, zeby to nie byla nasza ulubiona Marcia Parrish, ktora przykro byloby nam tak bezczelnie oklamywac. Niestety! Ona to wlasnie do nas podchodzila, rozradowana, przypominajaca swa biala suknia i wdziekiem - narcyz. Piekne, ciemne wlosy upiete miala nisko na karku. -A gdzie jest Grace Hough? - spytala z wyraznym niepokojem w glosie, co bardzo mnie uderzylo. -Ona chyba... - zaczela mocno zmieszana Elaine. - Grace to juz pewnie wrocila na miejsce... Mamy ja odszukac, chce pani? -O, tak! tak! - odparla Marcia, lekko zaciskajac wargi. - Musze z nia zaraz porozmawiac... To naprawde pilna sprawa. Elaine nie tracila czasu na dociekanie, coz to za pilna sprawe ma panna Parrish do Grace w teatrze - pociagnela mnie zaraz za soba przez tlum smokingow i wydekoltowanych kreacji. Uplynelo jednak troche czasu, nim wysledzilysmy Grace, po jej bladorozowej sukni. Stala pod sciana w foyer, obok odwroconego do nas plecami wysokiego czarnowlosego mezczyzny, ktory z nia o czyms gwaltownie dyskutowal. -Autor listow - szepnela przejmujaco Elaine. - Nareszcie go mamy! W tej samej chwili rozmowca Grace odwrocil sie i oslupiale ze zdumienia poznalysmy w nim naszego profesora literatury francuskiej, Roberta Hudnutta! -O nieba! - krzyknela Elaine - Robert Hudnutt! A coz on tu z nia robi?! I ogarnieta panika, czmychnela nagle posrod tlumu, zostawiajac mnie sama. Ani Grace, ani Hudnutt dotychczas mnie nie zauwazyli. Natomiast ja widzialam wyraznie jego dziwnie, nie do poznania wrecz zmieniony profil twarzy, wyrazajacej zmieszanie czy zaklopotanie. Bylam tak blisko nich, ze slyszalam tez wyraznie glos Hudnutta: -Juz pani mowilem dzisiaj, tam, w kamieniolomach, ze narobila pani szalonego zamieszania. Czyz pani nie rozumie, ze gubiac mnie, gubi pani rownoczesnie i siebie!? Czy z moich ust wyrwal sie mimochodem okrzyk zdumienia, czy tez Hudnutt odczul instynktownie obecnosc kogos obcego, dosc, ze urwal, rozejrzal sie wokolo, a ja przy tej okazji odkrylam na jego lewej skroni spora blizne, ktorej dotychczas nigdy nie zauwazylam. Potem, z najbardziej zalosna imitacja usmiechu, jaka w zyciu widzialam, odszedl szybko, zostawiajac Grace sama i ani razu nie ogladajac sie za siebie. Podeszlam do niej. Chyba nigdy nie zapomne wyrazu jej twarzy, na ktorej malowalo sie cos jakby wyzwanie, a rownoczesnie gleboki bol. Coz miala wspolnego ta mloda, wyzywajaco uszminkowana dziewczyna, ktora -jak sie zdawalo - przekroczyla wszelki umiar, z moja przesadnie, purytansko niemal skromna kolezanka z lat dzieciecych? Ktora z nich jest prawdziwa Grace? -Co sie tu dzieje, Grace? - spytalam cicho, ale stanowczo, gotowa wymusic na niej chocby sila jakies wyjasnienie tego postepku. Grace jednak nic nie odpowiedziala, przylozyla tylko do ust chusteczke, zeby stlumic lkanie. Odepchnela mnie gwaltownie i odwrociwszy sie plecami, wcisnela w tlum widzow, powracajac na sale. Przez chwile chcialam pojsc za nia, ale zaraz jednak wydalo mi sie to zbyteczne i bezcelowe. Widocznie podczas naszej nieobecnosci zaszlo cos nowego. Kto wie? Moze ten, z ktorym Grace sie umowila, sprawil jej zawod, a ona, oburzona i zgnebiona, szukala pociechy u Roberta Hudnutta, swego dawnego amanta? Ale ten uslyszany fragment rozmowy wskazy-wal raczej na dosc daleko posunieta zazylosc miedzy moja kolezanka a naszym profesorem francuskiego - zazylosc, jakiej bym nigdy w zyciu nie podejrzewala. Czyzby... Tkwila w tym niewatpliwie jakas tajemnica, ktora wolalam na razie zachowac dla siebie. Kiedy wiec zjawila sie Elaine i spytala, o czym to mogli rozmawiac przybierajac tak dziwne miny Grace i Robert, sklamalam umyslnie, zapewniajac ja, ze dyskutowali nad sposobem interpretacji przez slynna Roxane roli Fedry. Musialam i pozniej upierac sie przy tym klamstwie, co - jak sie okazalo - bylo najtragiczniejsza pomylka popelniona przeze mnie w calej tej sprawie. Od tej wlasnie chwili wydarzenia owego pamietnego wieczora zaczely przybierac coraz dziwniejszy obrot. Dzis jeszcze, kiedy je wspominam, Wydaja mi sie niemal halucynacja... Steve, tanczac ze mna po przerwie, nie mogl ukryc glebokiego niezadowolenia z powodu bzdur, jakich naopowiadala Elaine (bo mu sie szczerze do wszystkiego przyznala) o nim i o jego rodzinie. -Elaine albo ma zle w glowie, albo jest kompletnie zalana - mowil / oburzeniem. - Po co w ogole plotla te glupstwa o mojej rodzinie I o rzekomych zareczynach z toba!... Ta ostatnia uwaga troche mnie zabolala. -Zaraz, Steve! - powiedzialam. - Nie uwazam, zeby malzenstwo ze mna tak bardzo uwlaczalo rodzinie Carterisow... Steve zaczerwienil sie i zaczal sie gesto tlumaczyc. -Alez... ja zupelnie nie to mialem na mysli, Lee -jakal sie zmieszany. - Sama przeciez wiesz, ze... Nie skonczyl jednak tego zdania, bo podszedl do nas kelner i oswiadczyl, ze jakas pani prosi pana Carterisa do telefonu. Kiedy po dwudziestu minutach Steve wrocil do naszego stolika, widac bylo, ze jest czyms gleboko wstrzasniety. -Lee - rzekl, pochylajac sie ku mnie -jest mi nieslychanie przykro, ale bede musial zaraz wyjsc... -Czy stalo sie cos niedobrego, Steve? -Nie... ale jesli zaraz nie wyjde, moze sie stac cos najgorszego... to byloby straszne! Lee, wytlumaczysz mnie przed reszta towarzystwa? Przystalam na to, rzecz jasna, choc wydalo mi sie nie do wiary, zeby Steve, ten dzentelmen, tak zawsze stosujacy sie do zasad i form, mogl z jakiegos tajemniczego powodu opuscic gosci w trakcie urzadzonego przez siebie przyjecia. Sama nie wiem dlaczego, skojarzylam sobie zaraz te nagla decyzje Steve'a z osoba Grace. -Steve, blagam cie, powiedz mi tylko jedno... Czy to ma cos wspolnego z Grace? -Z Grace? Co tez ci przyszlo do glowy, Lee! -Nie wiem... ja... -Posluchaj, Lee! - przerwal mi Steve. - Zaufaj mi i o nic nie pytaj! I jeszcze chcialbym cie o cos prosic. Nie mow nic o tym Grace. Ta dziewczyna juz i tak sprawila mi mnostwo klopotow. A zreszta... - urwal i rozesmial sie w troche nieprzyjemny sposob. - Zreszta wcale by mnie teraz nie zdziwila wiesc, ze Grace tragicznie skonczyla... Po tych slowach, nie zegnajac sie juz ze mna specjalnie, Steve przecisnal sie przez tlum tanczacych i znikl w drzwiach sali. Przyjaciele, ktorych przeprosilam w jego imieniu, przyjeli te wiadomosc dosc filozoficznie, podejrzewajac, ze w gre wchodzic musi... kobieta. Pojawilo sie mnostwo przypuszczen i domyslow, ktoz jest ta nowa "ofiara" Steve'a. Dla mnie osobiscie caly ten, tak niecierpliwie oczekiwany wieczor, stracil po wyjsciu Steve'a swoj urok i marzylam, by jak najpredzej nadeszla pora drugiej przerwy, aby moc wrocic do teatru. Elaine tym razem nie mogla mi towarzyszyc, nadmiar wypitego szampana zrobil swoje. A co do Normy, to niemozliwoscia bylo wyrwac ja sposrod grona wielbicieli. Poszlam wiec sama; ledwie znalazlam sie u wejscia do foyer, ujrzalam Grace. Miala narzucony na ramiona moj plaszcz popielicowy, jakby sie szykowala do wyjscia. W pierwszej chwili zdawalo mi sie, ze jest sama, i dopiero podchodzac blizej dostrzeglam obok niej jakiegos mezczyzne. I musze tu przyznac, ze setki razy wyobrazajac sobie tajemniczego wielbiciela Grace, nigdy bym nie posadzila, ze bedzie to piekielnie wysoki oficer marynarki, ktorego nowiutki mundur az lsnil od zlotych galonow i blyszczacych guzikow. Byla to dla mnie jedna z najwiekszych niespodzianek, jakie przezylam owego pamietnego wieczora. Grace byla wyraznie odmieniona - bardzo wesola i pelna zycia. Ta sama Grace, ktora nie dalej jak godzine temu uciekla przede mna i zdawala sie gotowa do najbardziej szalonych wybrykow... -David - powiedziala, biorac pod ramie towarzysza - pozwol... To Lee Lovering, moja wspollokatorka w college'u. Zdaje sie, ze juz ci o niej wspominalam. Oficer usmiechnal sie, ukazujac dwa rzedy olsniewajaco bialych zebow. Zauwazylam, nie bez odrobiny zazdrosci, ze jego geste wlosy maja wlasnie ten rudawomahoniowy odcien, o jakim zawsze marzylam dla siebie, bo tak pieknie harmonizowalyby z moimi zielonymi oczami. Choc te jego wlosy wydaly mi sie troche za dlugie i zbyt przesadnie ulozone. Takze rysy adoratora Grace, chociaz bardzo zwracajace uwage i piekne, byly zanadto regularne i pozbawione indywidualnosci. Niewatpliwie czarujacy mlody czlowiek, ale zbyt kontrastowo odbijajacy sie od Grace i od calej tej inteligentnej publicznosci, ktora przyszla tu ogladac klasyczna tragedie Racine'a. Ale moze to dlatego, ze byl w mundurze? Albo przez to, mial wyraznie zazenowana mine i tylko monosylabami odpowiadal na nerwowa paplanine Grace? Te dociekania przerwal mi dzwonek oznajmiajacy koniec przerwy. Oficer ostentacyjnie i szybko poprowadzil Grace w strone widowni, a na jego twarzy dostrzeglam jakby wyraz ulgi. I tak rozdzielil mnie z kolezanka. Kiedy zobaczylam ja znowu po spektaklu, byla juz sama. Norma podjechala akurat pod teatr swym wozem. Elaine prawie juz w nim spala. Jedzcie same - rzekla Grace. - David obiecal odwiezc mnie swoim nutem. Musze cie jednak poprosic, Lee, o mala przysluge. - To mowiac, Grace otworzyla wieczorowa torebke i wyjela z niej trzy zaklejone koperty. - Czy nie zechcialabys zabrac tych listow do Wentworth? Zalezy mi mocno na tym, zeby jak najpredzej dotarly do rak adresatow. mozliwe, ze wroce bardzo pozno, ale nie klopoczcie sie o mnie. Kiedy podawala mi listy, zobaczylam, ze pierwsza koperta, opisana |i | ladnym, troche pochylym pismem, zaadresowana byla do brata Jerry'ego, przebywajacego w izbie chorych. W tym samym momencie Grace jednak sie zawahala - jakby zastanawiajac sie nad czyms. -Albo nie! Moze lepiej bedzie... Och, Lee! - zawolala niespodziewanie, a jej szczupla twarz zmienila sie nagle i oczy rozblysly. - Gdybys ty wiedziala, jaka jestem szczesliwa! I powiem ci jeszcze cos, czego nie wyznalabym ci nigdy przedtem. Bo chodzi o Jerry'ego i... o ciebie! Moje zdumienie z kazda chwila roslo. Grace nigdy dotychczas nie zrobila najlzejszej nawet aluzji do moich uczuc wzgledem jej brata. -Tak, Lee - mowila dalej - nie powinnas sie przejmowac ta odznaka, ktora Jerry jako by zaoferowal Normie, ani podobnymi historiami. Jerry moze nawet sadzic, ze jest pod jej wrazeniem, ale to bzdura. ?H worze Jerry'emu oczy na Norme. On ciebie kocha, slonko, i to od dawna... od zawsze... Podeszla blizej i uscisnela mi reke. -Dowiode mu, jaka Norma jest perfidna i przewrotna. I zapewniam cie, ze mimo calej arogancji Norma dozna niebawem tak gorzkiego upokorzenia, o jakim sie tu nikomu nie snilo. Ta krotka scenka obudzilaby we mnie gorace uczucie wdziecznosci dla Grace, gdyby nie swiadomosc, ze kierowala nia nie tyle przyjazn do mnie, ile niechec, a wrecz nienawisc do Normy. -Tak... tak - dodala Grace, smiejac sie nerwowo. - Wkrotce wszyscy sie przekonacie, jak gorzko zaplaca ci, co sciagneli na siebie nienawisc albo niezyczliwosc Grace... Jak gorzko tego pozaluja... Dlugo jeszcze patrzylam za nia, gdy po schodach zeszla do swojego oficera marynarki. Stal tam z gola glowa, bez plaszcza. Grace wziela go pod reke i tak sie oddalili. Jej drobna, niepozorna figurka dziwnie kontrastowala z imponujacym wzrostem i mundurem przyjaciela. Odchodzac, Grace obejrzala sie jeszcze i pomachala mi reka na pozegnanie. Zaiste, dziwny to byl wieczor! Jakas nieokreslona groza zdawala sie wisiec nad Grace i nad nami wszystkimi. Mialam wrazenie, ze biore udzial w niesamowitej grze, ktorej nici trzyma w rekach Grace. Ta sama Grace, traktowana przez nas jak ktos bez znaczenia, prawie nie zwracajaca na siebie uwagi, a ktora jednak owego wieczora uwiklala w swoje zycie wiele osob z naszego grona. Przypomnialam sobie zaniepokojona twarz Marcii Parrish, kiedy prosila mnie i Elaine o szybkie odszukanie i przyslanie do niej Grace. I wyraz przestrachu na twarzy Roberta Hudnutta podczas pierwszej przerwy. Wreszcie naleganie Steve'a, zebym nic nie wspominala Grace o jego ucieczce z klubu. Albo to nagle, tak nienaturalne i nieoczekiwane pojawienie sie w zyciu Grace owego oficera marynarki? Jego dziwne zachowanie, pelne rezerwy i wyraznego zazenowania... A w koncu sama Grace, kierujaca do mnie te dziwne slowa, ktorych calego sensu i znaczenia nie potrafilam wowczas zrozumiec i ocenic... Wreszcie jej zapowiedz, ze moze wrocic bardzo pozno. Juz nigdy nie mialam zobaczyc Grace zywej. 3 Gdy poltorej godziny pozniej zostawilysmy bezowy kabriolet Normy w garazu college'u i wrocilysmy do Pigot Hall, moje zmeczenie przewazylo wszystkie inne uczucia. Nawet Norma w swej zmietej balowej sukni, z wiazanka zwiedlych orchidei na ramieniu, byla zupelnie wykonczona. Sennym glosem powiedziala mi dobranoc i razem z siostra znikly w swoim pokoju. Elaine ledwie trzymala sie na nogach.Rozebralam sie szybko i wsunelam do lozka; prawie natychmiast zasnelam, ukolysana slodka, tajemna mysla, ze Jerry mnie kocha... przeciez Grace mnie o tym zapewnila, a ona musi wiedziec... Gdyby nie moje spartanskie przyzwyczajenie sypiania przy otwartym oknie bez wzgledu na temperature i pogode, nie uslyszalabym na pewno niezwyklego ruchu, jaki panowal tej w nocy w parku Wentworth, co byloby lepsze i dla mnie, i dla innych. W nocy rozpetala sie ulewa, a poniewaz okno znajdowalo sie tuz nad moim lozkiem, zbudzilam sie w ciemnosciach z twarza mokra od deszczu. Nie zadajac sobie trudu zapalenia lampki, zaczelam po omacku szukac klamki od okna, by je zamknac. I wtedy uslyszalam warkot samochodu, a po nim mrok rozpruly dwa snopy swiatel reflektorow. Usiadlam na lozku i wyjrzalam, ale zdazylam tylko dostrzec dlugi, niski woz, oddalajacy sie od Wentworth tak szybko, jakby byl gnany przez Furie. Chociaz nie otrzasnelam sie jeszcze calkowicie ze snu, rozpoznalam samochod od razu i zastanawialam sie tylko co tez moze robic o tej porze nasza dziekan, Penelope Hudnutt, w swym zoltym kabriolecie? Zaraz jednak polozylam sie z powrotem i zdawalo mi sie, ze zasnelam ale kolejne wypadki pokazaly, ze ani na chwile nie stracilam swiadomosci. Uslyszalam teraz wyraznie, ze drzwi pokoju cicho sie otwieraja i ktos ostroznie stapa po dywanie. "Nareszcie wrocila Grace" - pomyslalam, zastanawiajac sie tylko w stanie polswiadomosci, dlaczego to moja krotkowzroczna kolezanka nie potyka sie w ciemnosci o meble. Po chwili jakas twarz pochylila sie nade mna. Nie bylam pewna, czy to jawa, czy jeszcze moze senne majaki. Pozniej dojrzalam zarys postaci, ktora posunela sie bez szmeru az do lozka Grace. Na prozno czekalam na odglos odrzuconej koldry - nie nastapilo nic podobnego. Wytrzezwiona juz ze snu usiadlam w lozku i wstrzymujac oddech, dociekalam, co sie dzieje w pokoju. Kroki zmierzaly z powrotem do drzwi. Czyzby Grace zapomniala je zamknac? -Grace - zawolalam cicho, ogarnieta jakas panika - czy to ty? Zadnej odpowiedzi. Na tle jasniejszej sciany dostrzeglam zarys wysokiej postaci, ktora zadna miara nie mogla byc Grace. Zdalam sobie sprawe, ze ktos obcy musial wejsc do pokoju. Drzwi znowu cicho sie otworzyly i tajemniczy gosc wyszedl. Przychodzily mi do glowy najrozniejsze interpretacje tego faktu, a wszystkie najzupelniej proste i zrozumiale. Mogla to byc Norma czy Elaine, albo wreszcie ktorakolwiek z kolezanek z Pigot Hall i nie bylo zadnego powodu do paniki. Mimo to jednak siedzialam jeszcze dluzsza chwile nieruchomo w lozku, nie mogac sie zdecydowac na zapalenie lampki i rozejrzenie sie po pokoju. Pomyslalam, ze moze powinnam zapalic papierosa, zeby sie uspokoic, bo serce walilo mi jak mlotem. Wreszcie zmobilizowalam cala sile woli i wstalam. Kiedy bylam juz przy toaletce, cisze nocy zmacil powtorny warkot mc toru i silniejszy plusk deszczu. W pewnoscia Penelope wrocila i wstawi; auto do garazu. Ale gdy sie wychylilam przez okno, stwierdzilam, ze si?myle. Umieszczona nad brama latarnia oswietlila na chwile wyjezdzajac z garazu ciemnozielony, lsniacy od deszczu woz Marcii Parrish! Spojrzalam na zegarek, czwarta dwadziescia. Zapalilam papierosa ktorego jednak nie podnosilam do ust, ale pozwolilam, by sie wypala w mych palcach. Wyjazd Penelope w srodku nocy, a teraz znowu Marcia Jakis obcy gosc w moim pokoju... Co sie tu dzieje, na litosc boska? Moze sie wydac nieprawdopodobne, ze - wbrew tym wszystkim wydarzeniom - po chwili znowu jakos zasnelam. Obudzilam sie, kiedy bylo juz zupelnie widno, i pierwsze spojrzenie skierowalam na lozko Grace. Bylo nie rozeslane na noc. Rzecz nieslychana w dziejach college'u takiego jak Wentworth, gdzie panowala surowa dyscyplina, a regulamin byl swiety! Grace spedzila noc poza college'em! Ale gdzie i jak? Na Boga! Przypomnialam sobie jej dziwne zachowanie w ciagu calego ubieglego wieczora... ta chlodna pewnosc w stosunku do Normy, ktorej sie normalnie troche bala... i ta szminka grubo nalozona na twarz; trzy listy, ktore chciala poczatkowo powierzyc mnie... jej zlowieszczo brzmiace slowa... wreszcie ten oficer marynarki! Po co szukac dalej? Nie mialam juz zadnych watpliwosci, ze Grace, ktorej romantyczne pomysly i pewna sklonnosc do teatralnych scen dobrze znalam od czasow dziecinstwa, zaaranzowala ucieczke z college'u. Po prostu uciekla ze swoim Davidem! Przestala mnie juz teraz dziwic scena z Robertem Hudnuttem w foyer teatru i melodramatyczne pozegnanie. To bylo bardzo w stylu Grace. Stojac u progu nowego okresu zycia, zapragnela wysaczyc do ostatniej kropli slodycz pierwszej milosci. Zadowolona z tej logicznej dedukcji, ubralam sie spokojnie i bylam juz w drodze do sali jadalnej, na sniadanie, kiedy to pewna okolicznosc calkowicie wywrocila gmach mojego pieknego rozumowania. Bo czy ta obowiazkowa, sumienna Grace wyjechalaby tak zwyczajnie z Wentworth, nie oddawszy mi popielicowego plaszcza?! Zawrocilam w pol drogi, zeby sprawdzic w Pigot Hall, czy ktos tymczasem z polecenia Grace nie powiesil mojego futra w szafie. Plaszcza jednak nigdzie nie bylo. Ten drobny szczegol zupelnie obalal moja teorie. Teraz dopiero poczulam prawdziwy niepokoj. Co robic? Nie mialam watpliwosci, ze tymczasem zauwazono juz w college'u nieobecnosc Grace. A moze Jerry bedzie cos wiedzial, jesli otrzymal juz list od Grace? Najlepiej od razu go o to spytac. Znalazlam go w izbie chorych; siedzial w rozpietej pod szyja kurtce Od pizamy, wsparty o stos poduszek. Byl bardzo mizerny i w nie najlepszym humorze. Az nazbyt dobrze znalam ten grymas w kacikach ust nadasanego dziecka... -Hej, jak sie masz, Lee! - zawolal dosc przyjacielskim tonem. - Co sie stalo, ze raczylas mnie w koncu odwiedzic? Przysiadlam ostroznie na brzegu lozka, zeby nie tracic gipsowego Opatrunku, w ktorym unieruchomiona byla jego kostka. -Jerry - zaczelam - musze ci cos powiedziec o Grace. Czy wiesz, l i ma dotad nie wrocila do college'u? Jestem o nia troche niespokojna. Nie sadzisz, ze Grace... uciekla? I... moze nie sama? -Uciekla? - powtorzyl z nieukrywanym zdumieniem Jerry. - Z kim mialaby, twoim zdaniem, uciec? Opowiedzialam mu wszystko o wczorajszym wieczorze i dziwnym zachowaniu Grace. Opisalam mu takze tajemniczego oficera marynarki. -Oficer marynarki? - krzyknal zdziwiony. - Nie?! Cos podobnego. Nigdy w zyciu nie podejrzewalem Grace o zazylosc z marynarzami, a zreszta o jakakolwiek zazylosc z jakims facetem. I myslisz, ze to wlasnie on jest autorem tych listow, o ktorych mowila? Jerry byl bardzo poruszony. Dobrze znalam jego glebokie przywiazanie do siostry, zwlaszcza od tragicznej smierci ich ojca, i wiedzialam, jak mu lezy na sercu los Grace. -Lee - powiedzial wreszcie, sciskajac w obu dloniach moja reke zapewniam cie, ze bez wzgledu na wszystko Grace nie zdecydowalaby na taki powazny krok, nie uprzedzajac mnie o tym. -Moze nie miala juz na to czasu? - zaryzykowalam. -Nie. Mylisz sie, Lee - odparl. - Grace napisala do mnie wczoraj list, ktory ktos musial widocznie wsunac w nocy pod drzwi, bo rano mi go podali. Gdyby wiec, jak podejrzewasz, miala zamiar uciec, cos by w tym liscie wspomniala, prawda? - Policzki Jerry'ego pokryly sie lekkim rumiencem. - Zreszta... to bardzo dziwny list. Nie chcialem go nikomu pokazywac, ale moze ty potrafisz mi wytlumaczyc jego sens. Wyjal spod poduszki arkusik zwyklego szkolnego papieru, zapisanego reka mojej przyjaciolki i podal mi go. Grace pisala: Jerry, kochanie. Znasz mnie dobrze i wiesz, jak trudno mi przychodzi cos wyznac. Wolalam do Ciebie napisac, zeby Cie ostrzec przed wielkim niebezpieczenstwem. Chodzi o Norme Sayler. Wiem, ze jestes pod jej wrazeniem, ale ona na pewno Cie nie kocha. To dziewczyna do cna zepsuta i wyrachowana i moze zrobic Ci wiele zlego. Bedziesz z jej powodu cierpial i czul sie nieszczesliwy. Nie ma nic gorszego na swiecie, jak pokochac kogos, kto nie odwzajemnia twego uczucia. Nie moge zniesc mysli, ze moglbys z tego powodu cierpiec tak jak ja. Poza tym Norma mnie nienawidzi i nie omija zadnej okazji, zeby mnie upokorzyc. Podobnie zreszta postepuje wobec innych. Ona nigdy nie kochala i nie pokocha nikogo na swiecie procz samej siebie. Wybacz mi te moje slowa, Jerry, ale tak jest lepiej. Twoja kochajaca siostra Grace. Przyznam, ze list Grace wcale mnie nie zdziwil. Uprzedzila mnie przeciez, mowiac "otworze Jerry'emu oczy na Norme... wszyscy... co sciagneli na siebie nienawisc Grace... gorzko tego pozaluja..." Wsunelam kartke z powrotem do koperty i oddalam Jerry'emu. -Spodziewalam sie czegos w tym rodzaju - przyznalam. - Grace poczatkowo chciala oddac ten list i jeszcze dwa inne mnie z prosba o doreczenie w college'u. Wtedy tez wyrazila sie o Normie tak, jak to pisze w liscie. Rumieniec na twarzy Jerry'ego stal sie jeszcze wyrazniejszy. -Przyznam ci sie, ze malo mnie wzrusza, co Grace mysli o Normie - rzekl twardo. - Zawsze byla w stosunku do niej bardzo stronnicza i surowa. A zreszta jestem juz dorosly i sam najlepiej wiem, co jest dla mnie dobre, a co nie. Jedno tylko mnie w tym wszystkim zastanawia. Dlaczego podrzucono ten list w nocy? Czyzby Grace sama wrocila po to do college'u albo prosila kogos, zeby wsunal list pod drzwi? Jak myslisz, Lee? Czy nie wydaje ci sie to niepokojace? Patrzyl na mnie, jakby czekal, ze go uspokoje, co zreszta zwykle robilam w takich okolicznosciach. Fakt, ze dziele wspolna troske z tym chlopakiem, ktory byl mi tak drogi i znajdowal sie w tej chwili tak blisko mnie, dziwnie mnie wzruszal. -Wydaje mi sie, Jerry, ze wytlumaczenie jest bardzo proste i ze niepotrzebnie sie trapimy... - W glebi duszy nie uwierzylam ani na chwile w moje wlasne slowa. - Chcesz, zebym pomowila w tej sprawie z Penelope? -Jasne - zgodzil sie Jerry szybko. - Trzeba zaraz... Urwal, wpatrzony w drzwi. - Czesc, Norma! - zawolal. Odwrocilam sie i zobaczylam Norme zblizajaca sie do nas wystudiowanym, kolyszacym sie krokiem. Ubrana byla w zielony costume tailleur, bardzo dopasowany. Platynowe loki ukryla pod malym, filcowym, rownie zielonym kapelusikiem. -Witaj, kochanie! - rzucila, jak gdyby Jerry byl jej prywatna wlasnoscia i jak gdyby jej zalezalo, zeby to wobec mnie wyraznie podkreslic. Nie mam dzisiaj przed poludniem wykladow, wiec przed wyjsciem do fryzjera wpadlam, zeby ci przyniesc ostatnie wydanie naszej plotkarskiej gazetki. Norma polozyla na koldrze ostatni numer "Glosu Wentworthu", ktorego zolte kartki lekko sie przy tym rozchylily. Udala, ze teraz dopiero zauwazyla mnie. -O, Lee! Przyszlas, jak cie o to prosilam... To ladnie z twojej strony, ze odwiedzilas chorego. Nastepnie odwrocila sie do Jerry'ego, ignorujac mnie kompletnie. Po krotkiej chwili pozegnalam sie wiec z przyjacielem i juz bedac przy drzwiach, zobaczylam, ze Jerry rzucil mi dlugie, wymowne spojrzenie i ze - co podkreslam z satysfakcja - Norma to zauwazyla. 4 Odwiedziny u Jerry'ego ani troche nie uspokoily mnie co do losow Grace Wprost przeciwnie, fakt, ze nie wtajemniczyla brata w swe plany, jeszcze bardziej mnie zatrwozyl. Zaraz po wyjsciu z izby chorych natknelam sie na Elaine, ktorej ladna twarzyczka nosila jeszcze lekkie slady wczorajszej libacji.-Och, to ty! - Elaine podbiegla do mnie. - Co za niesamowita noc! Steve pojawil sie podobno dopiero o czwartej nad ranem. A co do Grace, to sama przeciez wiesz, ze w ogole nie wrocila na noc do college'u. Nasza opiekunka zaraz doniosla o tym Penelope, ktora osobiscie to sprawdzila. I teraz chce, zebys przyszla do jej biura. Cos czuje, ze tym razem juz po nas! Nasz wypad do tego Ambera, moje zalanie sie szampanem - wszystko wyjdzie na jaw!... Chcesz, zebym cie podwiozla do pawilonu administracyjnego? Mamy tu woz Normy... Probowala otworzyc drzwi kabrioletu, ale na prozno. -Przeciez Norma nigdy go nie zamyka - burknela niezadowola na. - No trudno! Musisz isc pieszo! Powodzenia! Kilka minut pozniej zastalam Penelope Hudnutt stojaca przy oknie swojego gabinetu, palaca nerwowo papierosa. Towarzyszyl jej jakis obcy mezczyzna, mniej wiecej trzydziestoletni, ubrany ze smakiem w szary garnitur, koszule z surowego jedwabiu i bezowy krawat. -Wiesz zapewne, ze Grace Hough nie wrocila na noc do college'u - powiedziala chlodno nasza pani dziekan, unikajac mego wzroku. -Tak - odparlam. -Lee Lovering, a to porucznik Trant... - Urwala, a po chwili do konczyla wolno: - Z Nowojorskiej Policji Kryminalnej. No coz, obawiam sie, ze mam bardzo smutna wiadomosc dla ciebie, Lee. Staraj sie przyjac ja spokojnie, z opanowaniem. Pan porucznik Trant otrzymal raport z posterunku w Greyville, niewielkiej miesciny oddalonej o jakies dwadziescia kilometrow od Wentworth, w kierunku na Albany. Wydobyto tam z rzeki zwloki mlodej dziewczyny, ktorej bielizna oznaczona jest inicjalami naszego college'u. Nie mamy jeszcze pewnosci, ze chodzi o Grace Hough, ale porucznik Trant chce, zeby ktoras z naszych wychowanek udala sie z nim do Greyville i zidentyfikowala zwloki. Poczulam, ze zaczyna mi sie krecic w glowie, a twarz Penelope Hudnutt zmienia sie w jakas niewyrazna plame i mnostwo tych plam tanczy mi przed oczami. Porucznik Trant pospieszyl mi na ratunek i chwycil za ramiona - w przeciwnym razie bylabym upadla. Kiedy sie troche uspokoilam, Penelope rzekla: -Jak wiemy, Grace Hough poza bratem nie ma nikogo z bliskiej rodziny. Doktor Barker nie pozwala jednak, zeby Jerry opuscil dzisiaj izbe chorych. Oczywiscie, ze ja sama czy ktos z czlonkow zarzadu college'u moglby pojechac z porucznikiem Trantem, ale pomyslalam, ze skoro ty mieszkalas z Grace i jestes jej oddana przyjaciolka, a do tego bylyscie wczoraj wieczorem razem... Choc rozumie sie, Lee Lovering, ze nie jestes zobowiazana do tego i mozesz odmowic... -Pojade - odparlam stanowczym tonem, sama zdziwiona ta decyzja. I zaraz odwrocilam sie do policjanta: - Czy ma pan jakies podstawy, by przypuszczac, ze te wylowione zwloki to wlasnie Grace Hough? - spytalam, drzac na calym ciele. Porucznik Trant rzucil szybkie spojrzenie na Penelope, a pozniej popatrzyl uwaznie na mnie, jak gdyby chcial ocenic stopien mojej wytrzymalosci. -Skoro panna Lovering i tak wczesniej czy pozniej dowie sie prawdy oswiadczyl, zwracajac sie do Penelope - moze lepiej powiedziec jej wszystko od razu... No coz, panno Lovering, musze pani z przykroscia powiedziec, ze mloda osoba, ktorej cialo dzisiaj wyciagnieto z wody, nie utopila sie, jak to na pierwszy rzut oka nam sie wydawalo. Zmarla w