1016

Szczegóły
Tytuł 1016
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1016 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1016 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1016 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anne de Vries Naszym dzieciom o Biblii Wszystko pochodzi od Boga Pos�uchaj mnie uwa�nie. Opowiem ci, sk�d si� wzi�o wszystko na �wiecie. Czy wiesz, sk�d bierze si�, jedzenie? Na przyk�ad ta kromka chleba z mas�em, kt�r� jesz? Oczywi�cie, przygotowa�a ci j� mamusia. Chleb kupi�a u piekarza, a piekarz upiek� chleb z m�ki. M�k� za� wzi�� od m�ynarza. M�ynarz, aby mie� m�k�, musia� zemle� ziarno, kt�re przywi�z� do niego wie�niak. Wie�niak ziarno zebra� z pola. Ale kto sprawi�, �e zbo�e wyros�o na polu? B�g, nasz Ojciec! Gdyby On tego nie uczyni�, wie�niaK nie mia�by zbo�a na polu. M�ynarz nie mia�by m�ki. Piekarz nie mia�by z czego upiec chleba, a twoja mamusia nie mog�aby da� ci go do jedzenia. Tak jak chleb, wszystko, co jemy pochodzi od Boga. Dlatego ka�dego dnia rano wielu ludzi modli si�: "Dzi�ki Ci, Panie, za pokarm. Amen". Nasz dom tak�e zawdzi�czamy Bogu. Oczywi�cie, dom zosta� zbudowany z cegie�; drzewa, cementu i innych rzeczy. Ceg�y zosta�y zrobione z gliny. A sk�d wzi�o si� drzewo do budowy domu? Zosta�o �ci�te w lesie. Kto jednak sprawia, �e drzewa rosn�? Kto stworzy� ziemi�, drzewa i wszystko, co nas otacza? B�g, nasz Ojciec! Gdyby tego nie uczyni�, nie mieliby�my domu. Tak samo jest ze wszystkim wok� nas, bo wszystko pochodzi od Boga. B�g stworzy� wszystko: i ziemi�, na kt�rej �yjemy, i niebo, w kt�rym On mieszka, a tak�e nas samych. Tak, ciebie r�wnie� stworzy� B�g. Kiedy by�e� jeszcze ca�kiem male�ki, twoi rodzice otrzymali ciebie od Niego. By�e� wtedy ma�ym dzidziusiem. Umia�e� jedynie wywija� r�czkami i n�kami oraz p�aka�. Ale B�g czuwa� nad tob�. Ros�e�, teraz jeste� ju� ca�kiem du�y. Ju� wiele potrafisz. Nauczy�e� si� ju� r�nych rzeczy. Ale jeszcze bardziej uro�niesz i jeszcze wi�cej si� nauczysz. I B�g ci�gle b�dzie nad tob� czuwa�. To On daje ci dach nad g�ow�, po�ywienie, ubranie i du�o innych rzeczy. To On opiekuje si� nami wszystkimi. To On jest naszym Ojcem, kt�ry mieszka w niebie. Stary Testament Bardzo dawno temu Stworzenie �wiata Pos�uchaj mnie jeszcze. Opowiem ci teraz, w jaki spos�b B�g wszystko stworzy�. Bardzo, bardzo dawno temu B�g stworzy� niebo i ziemi�. W niebie wszystko by�o pi�kne, jasne i radosne. Mieszka� w nim B�g w otoczeniu anio��w, kt�re przepi�knie �piewa�y. Ale na ziemi nie by�o jeszcze niczego i wcale nie by�o tu �adnie - zimno, smutno i ciemno, straszliwie ciemno, a ca�a ziemia by�a zalana wod�. Ale B�g postanowi�: - Chc�, aby i na ziemi by�o pi�knie. I rzek�: - Niech si� stanie �wiat�o��! I zaraz sta�o si� jasno, tak jak B�g rozkaza�. Wszystko bowiem, cokolwiek B�g powie, zawsze musi nast�pi�. Potem nadszed� wiecz�r i ziemia znowu pogr��y�a si� w ciemno�ciach. I tak jest zawsze od tamtej pory: co wiecz�r robi si� ciemno. A B�g powiedzia�: - Por�, kiedy jest jasno, nazwiemy dniem, a ciemno�� - noc�. I tak up�yn�� dzie� pierwszy. Drugiego dnia B�g kontynuowa� swe dzie�o. Powiedzia�: - Niechaj b��kitne niebo rozci�ga si� nad ziemi�! A po b��kitnym niebie p�yn�y bia�e ob�oki. By�o to bardzo pi�kne! Potem zn�w zapad� wiecz�r i min�� drugi dzie�. Ca�a ziemia by�a ci�gle jeszcze zalana wod�. Wi�c dnia trzeciego B�g osuszy� jedn� jej cz��: wody sp�yn�y i ziemia wysch�a. Wtedy rzek� B�g: - Cz�� such� nazwiemy l�dem, a wod� - morzem. I rozkaza� B�g, by na l�dzie wyros�y drzewa, kwiaty i trawa. Kwiaty mocno pachnia�y, trawa zieleni�a si�, a drzewa szumia�y poruszane podmuchem wiatru. Ziemia by�a teraz naprawd� pi�kna! Ale czwartego dnia sta�a si� rzecz jeszcze pi�kniejsza, o ile to w og�le mo�liwe! Tego dnia B�g stworzy� S�o�ce. Od rana �wieci�o ono na niebie, wznosi�o si� coraz wy�ej i wy�ej, ogrzewaj�c ziemi� swym blaskiem. Kwiaty zwraca�y ku niemu g��wki i w jego promieniach rozchyla�y kielichy, ukazuj�c ca�� sw� kras�. Wieczorem s�o�ce schodzi�o coraz ni�ej i ni�ej, a� nik�o za horyzontem. Wtedy jednak nie robi�o si� zupe�nie ciemno, bo ukazywa� si� Ksi�yc, gdy� B�g stworzy� i Ksi�yc, i migoc�ce gwiazdy. Rzek�: - S�o�ce ma �wieci� w dzie�, ksi�yc za� noc�. I tak si� sta�o. Potem nadszed� dzie� pi�ty. Czy wiesz, co B�g stworzy� tego dnia? Ryby i ptaki. Ryby pluska�y w wodzie, a ptaki �piewa�y na drzewach. W ten spos�b wyra�a�y Bogu sw� rado��. B�g nauczy� je budowa� gniazda i powiedzia� do nich: - Zno�cie i wysiadujcie jaja, aby wyklu�y si� z nich ma�e piskl�ta. Odt�d przybywa� b�dzie na ziemi ptactwa. I min�� dzie� pi�ty. Sz�stego dnia stworzy� B�g co� jeszcze wspanialszego. Najpierw zwierz�ta: konie, krowy, owce, kr�liki, a tak�e ogromnego s�onia i ma�� myszk�. A co by�o potem? Potem rzek� B�g: - Teraz stworz� cz�owieka, istot�, kt�ra b�dzie do mnie podobna. I stworzy� pierwszego m�czyzn�. I da� mu na imi� Adam Wtedy rzek�: - Adamie, b�dziesz panem wszystkiego, co stworzy�em. B�dziesz panowa� nad rybami, ptakami i wszystkimi zwierz�tami. Wszystko ma by� tobie podleg�e, ale ty musisz by� mi pos�uszny. Adam zrozumia� dobrze, o co Bogu chodzi�o. I tak min�� dzie� sz�sty. Si�dmego dnia Pan B�g odpocz�� po pracy, poniewa� uko�czy� dzie�o tworzenia. Na �wiecie nie istnieje wi�c nic, czego by B�g nie stworzy�. W ogrodzie Eden Tak samo nie ma na ziemi takiego dziecka, nad kt�rym by On nie czuwa�. Zawsze o tym pami�taj! Adam i Ewa Adam spacerowa� po przepi�knym ogrodzie. Barwne kwiaty kwit�y po�r�d traw, ptaki �piewa�y na drzewach. Tu� nad jego g�ow� zwiesza�y si� z ga��zi wspania�e owoce: winogrona, jab�ka i r�ne inne. W ogrodzie mieszka�y te� rozmaite zwierz�ta, wszystkie mi�e i �agodne. �adne nie by�o drapie�ne i nie wyrz�dza�o krzywdy drugiemu. To by� cudowny ogr�d! Czy wiesz, jak si� on nazywa�? Ogr�d Eden albo raj. A czy wiesz, kto tam jeszcze przebywa�? Sam Pan B�g. To On stworzy� ten ogr�d i da� go Adamowi. Aby tu mieszka�. B�g opiekowa� si� Adamem troskliwie, jak ojciec swym dzieckiem, i chcia�, by Adam by� szcz�liwy. Pewnego razu do Adama, spaceruj�cego po raju, przyby� B�g i przem�wi� do niego. Cz�owiek ucieszy� si� bardzo us�yszawszy Bo�y g�os. A �wiadomo�� blisko�ci Boga sprawia�a mu najwi�ksz� rado��. Pan B�g poleci� Adamowi, by opiekowa� si� tym pi�knym ogrodem i jad� wszystkie owoce, na jakie tylko ma ochot�. Ale z jednego drzewa nie wolno mu by�o zrywa� owoc�w. Drzewo to, rosn�ce w samym �rodku raju, nazywa�o si� drzewem znajomo�ci z�ego i dobrego. Pan B�g powiedzia�: - Mo�esz je�� bez obawy owoce ze wszystkich drzew, z wyj�tkiem tego jednego. Je�eli bowiem zjesz jego owoc - umrzesz. Adam by� pos�uszny Bo�emu nakazowi. Nie chcia�, �eby B�g gniewa� si� na niego. Pewnego dnia B�g przyprowadzi� do Adama wszystkie zwierz�ta, by nada� im imiona. Od tamtej pory nosz� one te nazwy, kt�re cz�owiek im nada�. Zwierz�ta zbli�a�y si� parami, samiec z samic�, tworz�c d�ugi, d�ugi korow�d. Na samym przedzie kroczy�y dwa kolosy. Adam nazwa� je s�oniami. Potem przyfrun�y dwa ptaszki o czerwonych gardzio�kach i zosta�y nazwane gilami. Dalej kroczy� lew z lwic�, dwa w�e, baran z owc�, a Adam ka�demu nadawa� imi�. Kiedy jednak wszystkie zwierz�ta odesz�y, cz�owiek poczu�, �e ogarnia go smutek. Zwierz�ta bowiem podchodzi�y parami, samiec ze swoj� samic�, ka�de ze sw� towarzyszk�, tylko Adam by� sam. Pan B�g zna� my�li Adama, bo On wie wszystko! Wi�c Adam nie musia� Mu niczego wyja�nia�. Dwoje szcz�liwych ludzi B�g rzek�: - Niedobrze jest cz�owiekowi samemu. I zaraz zes�a� na Adama g��boki sen. A po przebudzeniu Adam zobaczy� ko�o siebie kobiet�, Ew�. To B�g mu j� da�. Adama ogarn�a rado��. Odt�d ju� nie b�dzie sam! Zabra� Ew� do ogrodu i wszystko po kolei jej pokazywa�, tak�e to drzewo, z kt�rego nie wolno im by�o je�� owoc�w. Dwojgu ludziom by�o ze sob� dobrze i �yli szcz�liwi. Nie znali �adnego cierpienia. Nigdy nie chorowali. Nie mieli powod�w do zmartwie� czy obaw. �yli blisko Boga. On by� ich Ojcem, oni Jego dzie�mi. Nigdy potem �aden cz�owiek na ziemi nie by� tak szcz�liwy, jak oni wtedy! Ale pewnego dnia wszystko si� zmieni�o, i to z ich w�asnej winy! Ewa spaceruj�c po ogrodzie podesz�a do drzewa, z kt�rego nie wolno im by�o je�� owoc�w. Wtedy us�ysza�a czyj� g�os. Kto to m�g� do niej m�wi�? Nie by� to Adam.- Nie by� to tak�e Pan B�g... Ewa przystan�a zaciekawiona i nagle spostrzeg�a w�a, kt�ry patrzy� na ni� b�yszcz�cymi oczyma. - Powiedz mi - zapyta� w�� - czy to prawda, �e nie wolno wam je�� owoc�w z �adnego drzewa? Czy B�g naprawd� wam tego zakaza�? - Ale� sk�d! - odpowiedzia�a Ewa. - Wolno nam je�� owoce z wszystkich drzew z wyj�tkiem tego jednego. Gdyby�my zjedli - umrzemy. Tak powiedzia� Pan B�g. Wtedy w�� przymkn�� oczy i szepn��: - Sk�d�e znowu, wcale nie umrzecie! B�g tak powiedzia�, ale to nieprawda. Przeciwnie, staniecie si� jeszcze szcz�liwsi. B�dziecie tak m�drzy i pot�ni, jak On sam. Mo�esz mi wierzy�, gdy� wiem o tym lepiej od Boga. Zjedz ten owoc bez obawy, a zobaczysz, �e nic ci si� nie stanie. Ewa spojrza�a na owoce. Pachnia�y aromatycznie i wspaniale po�yskiwa�y w s�o�cu. Na pewno s� bardzo smaczne! I Ewa pos�ucha�a w�a. Zerwa�a owoc z drzewa i jad�a. Potem da�a Adamowi i on jad� r�wnie�. I cho� Pan B�g im tego surowo zabroni�, oni nie pos�uchali. Pope�nili wielki grzech! Natychmiast te� przekonali si�, �e w�� k�ama�, bo poczuli si� nieszcz�liwi, smutni i wystraszeni. Zawstydzili si� zauwa�ywszy, �e s� nadzy. Dot�d nigdy nie zwracali na to uwagi, teraz nagle to spostrzegli. Zerwali wi�c wielkie li�cie i przys�onili nimi sw� nago��. Nieco p�niej, w szumie wieczornego wiatru pos�yszeli g�os Bo�y. Ten g�os, zawsze dot�d wywo�uj�cy rado��, teraz tak ich przerazi�, �e �piesznie ukryli si� w krzakach, maj�c nadziej�, �e B�g ich tam nie znajdzie. On jednak widzi wszystko, wi�c dojrza� ich w�r�d krzak�w i zawo�a�: - Adamie, gdzie jeste�? Przyjd� do mnie. Musieli wi�c stan�� przed Nim, skoro ich odkry�. Podeszli trz�s�c si� ze strachu i nie �miej�c podnie�� oczu. B�g zapyta�: - Czy jedli�cie owoc z tego drzewa? M�wi� gniewnym tonem, w kt�rym brzmia� jednak smutek. Adam odpowiedzia�: - Tak, Panie, to w�� nam�wi� nas, by�my jedli. W�wczas Pan B�g rozgniewa� si� na w�a, a jeszcze bardziej na nieprzyjaciela, kt�ry to spowodowa�. Naprawd�, ten by� wszystkiemu winien! Tym nieprzyjacielem jest Szatan, kt�ry zazdro�ci Bogu i chce niszczy� Jego pi�kne dzie�o. Tym razem mu si� uda�o... Adam i Ewa nie mogli ju� d�u�ej przebywa� w pobli�u Boga, bo okazali si� niepos�uszni. Musieli opu�ci� raj. Pan B�g, mimo wszystko, kocha� swoje niepos�uszne dzieci. Obieca� im, �e kiedy� wszystko si� odmieni. Ewa b�dzie mia�a dzieci, a pewnego dnia zjawi si� na �wiecie Dziecko, kt�re oka�e si� silniejsze od Szatana. Zwyci�y go i b�dzie czuwa�o, by nie m�g� czyni� z�a. Czy wiesz, o jakim dziecku m�wi�? O Panu Jezusie. Kiedy On przyjdzie, B�g nie b�dzie ju� d�u�ej gniewa� si� na ludzi. Zamieszkaj� wtedy blisko Niego, w niebie, gdzie jest o wiele pi�kniej ni� w raju. Tak, B�g nie przesta� kocha� swych dzieci. Otacza� je nadal opiek�, da� odzienie ze sk�r zwierz�cych, �eby mieli w co si� ubra� i nie cierpieli zimna. Musieli jednak opu�ci� raj bezpowrotnie, bo anio� stoj�cy przy wej�ciu nikogo nie wpuszcza�. Biedny Adam! Biedna Ewa! Jak�e smutny spotka� ich los! Czuli si� tacy nieszcz�liwi! Kiedy� jednak, gdy Dziecko przyjdzie na �wiat, wszystko si� odmieni. Na my�l o tym robi�o im si� troch� l�ej na sercu. Kain i Abel Adam i Ewa nie mieszkali ju� w raju. Przedtem ich �ycie by�o pi�kne i beztroskie, teraz sta�o si� smutne i trudne. Tak zostali ukarani za niepos�usze�stwo. Pewnego dnia spotka�o ich jednak co� bardzo mi�ego. B�g obdarzy� ich dzieckiem, ma�ym ch�opcem. Cieszyli si� z tego ogromnie! Ewa zosta�a matk�! Swemu synowi da�a na imi� Kain. Troch� p�niej urodzi�o si� drugie dziecko, te� ch�opczyk. Dali mu na imi� Abel. Adam i Ewa mieli. Teraz dwoje dzieci. Ewa nie mia�a dla nich ko�yski ani ciep�ej ko�derki, kt�ra chroni�aby od zimna. By�a tak biedna, �e w�a�ciwie niczego nie mia�a. Troszczy�a si� jednak o Kaina i Abla, jak tylko mog�a najlepiej. Zrobi�a im pos�ania ze s�omy i siana, nakry�a sk�rami zwierz�t, pod kt�rymi by�o im cieplutko. Obaj ch�opcy ro�li i nabierali si�. Umieli ju� chodzi� i m�wi�. Adam i Ewa nauczyli ich r�wnie� modli� si�. Opowiadali im o Panu Bogu, o raju, a tak�e o Szatanie, kt�ry zawsze namawia ludzi do niepos�usze�stwa. Adam i Ewa pytali swych syn�w: - Czy chcecie zawsze kocha� Boga i by� Mu pos�uszni? Kain i Abel wyro�li na m�nych ch�opc�w. Wtedy zacz�li pracowa� tak samo jak ich ojciec. Kain zosta� rolnikiem. Uprawia� rol�. Sia� zbo�e, a gdy dojrza�o, zbiera� je. Z m�ki piek� chleb. Abel zosta� pasterzem. Pasa� owce na ��kach i troszczy� si� o to, by mia�y do�� trawy. One dostarcza�y mu mleka i smacznego mi�sa. Kain sia� coraz wi�cej zbo�a. Ablowi przybywa�o owiec, bo co roku rodzi�y si� m�ode. Kto jednak sprawia�, �e Kainowi ros�o zbo�e? Kto dawa� Ablowi owce? Pan B�g. Wszystko zawdzi�czali Bogu. Kain i Abel wiedzieli o tym. Adam im to cz�sto powtarza�. Dlatego pragn�li podzi�kowa� Panu za wszystkie Jego dary i co� pi�knego Mu ofiarowa�. Postanowili z�o�y� ofiar�. Czy wiesz, jak to zrobili? Pos�uchaj uwa�nie! Abel wybra� najpi�kniejsz� ze swych owiec i powiedzia�: - T� owieczk� przeznaczam dla Pana Boga. Potem zbudowa� o�tarz z kamieni. Po�o�y� na nim stos suchych, dobrze pal�cych si� polan. Nast�pnie z�o�y� na nich zabit� owc�. Pod�o�y� ogie� i wszystko zacz�o si� pali�, a dym unosi� si� prosto w g�r�. Wtedy Abel ukl�k� i tak si� modli�: - Panie Bo�e, kocham Ci� bardzo. Wiem, �e zawsze czuwasz nade mn�, wi�c teraz sk�adam Ci t� owieczk�, kt�r� otrzyma�em od Ciebie, aby wyrazi�, jak bardzo Ci� kocham. Pan B�g s�ysza� jego s�owa, bo On s�yszy modlitwy wszystkich ludzi. Wiedzia� te�, �e Abel Go kocha. I On kocha� Abla. Przyj�� jego ofiar� i Abel poczu� si� szcz�liwy. Kain tak�e z�o�y� Bogu ofiar�. Zbudowa� o�tarz z kamieni i po�o�y� na nim suche drewniane polana. Nast�pnie z�o�y� cz�� swego zbo�a zebranego z pola. To B�g sprawi�, �e zbo�e wyros�o. Na koniec Kain pod�o�y� ogie�. Wtedy Kain zacz�� si� tak�e modli�, B�g zna serce cz�owieka chocia� nie odczuwa� prawdziwej wdzi�czno�ci. My�la� sobie: - Sam sia�em, sam troszczy�em si�, by zbo�e wyros�o, wi�c w�a�ciwie dlaczego mam dzi�kowa� Panu Bogu? B�g zna� jego my�li. Wiedzia�, �e Kain Go nie kocha. Dlatego nie przyj�� od niego ofiary. Kain od razu to zauwa�y�. Rozgniewa� si� na Pana Boga, a tak�e na Abla, szczeg�lnie na Abla, gdy� mu zazdro�ci�. My�la� sobie: - B�g zawsze wyr�nia mego brata, a nie mnie. Ci�gle nad tym rozmy�la� i stawa� si� coraz gorszy, coraz bardziej zapiek�y w gniewie. Nie m�g� spa�, prawie nic nie jad�. B�g upomina� go, m�wi�c: - Kainie, czemu jeste� taki z�y i zazdrosny? Przecie� sam jeste� sobie winien. Je�eli pokochasz mnie naprawd�, ty r�wnie� staniesz si� szcz�liwy. Zastan�w si� nad tym, Kainie, i przesta� zazdro�ci�. Ale Kain nie s�ucha�. Nadal robi� to, co mu si� podoba�o. Pewnego dnia rzek� do Abla: - Chod�my na pole! Gdy znale�li si� sami, rzuci� si� na Abla i uderzy� tak mocno, �e go zabi�. Abel pad� na ziemi�, a jego krew zrosi�a traw�. Przera�ony Kain, boj�c si� kary, natychmiast uciek�. Liczy� na to, �e Pan B�g niczego nie widzia�. Lecz B�g widzia�, bo On widzi wszystko, co si� dzieje na ziemi. Zapyta� B�g Kaina: - Gdzie jest brat tw�j, Abel? Kain bezczelnie sk�ama�, odpowiadaj�c: - Nie wiem, gdzie jest Abel. Nie jestem przecie� str�em mego brata! Wtedy B�g rzek�: - Za to, co� uczyni�, nie otrzymasz wi�cej zbior�w ode mnie i nie wolno ci tu zosta�. Id� precz! Nie chc� ci� zna�! I tak si� sta�o. Kain szed� ci�gle naprz�d, dalej i dalej, ale wsz�dzie, dok�d przyszed�, przypomina� sobie brata Abla, kt�rego zabi�. Do ko�ca �ycia by� ju� nieszcz�liwy i zdj�ty groz�. Tak wi�c Adam i Ewa jednego dnia stracili obu syn�w. �aden z nich nie powr�ci� tego wieczora do domu. Tote� rodzice udali si� na poszukiwania. Znale�li Abla le��cego na ziemi, kt�ry wygl�da� tak, jak gdyby spa�, ale nie przebudzi� si�, bo by� martwy. Wi�c Adam i Ewa pochowali go. Odt�d �yli oboje w wielkim smutku, ale B�g zes�a� im pociech�. Da� im zn�w dzieci, c�rki i syn�w. Jeden z ch�opc�w, Set, by� bardzo podobny do Abla i tak samo jak tamten kocha� Pana Boga. Adam i Ewa spogl�daj�c na niego wspominali Abla i wzdychali: - Nasz biedny, drogi Abel! Mylili si� jednak. Abel bowiem nie by� ju� wcale biedny ani nieszcz�liwy. Gdy Adam i Ewa sk�adali go do ziemi; to nie by� ju� Abel, tylko jego cia�o. A on sam znajdowa� si� w niebie, u Pana Boga, w�r�d anio��w. Tam nikt nie m�g� wyrz�dzi� mu krzywdy. Tam jest jeszcze pi�kniej ni� w raju. Noe S�ycha� pukanie: Puk! puk! puk! Stuk! stuk! stuk! To stary Noe i trzej jego synowie: Sem, Cham i Jafet wal� m�otkami. M�odzi pomagaj� ojcu w pracy. �ci�li ju� ogromne drzewa, a ich pnie por�n�li na belki i deski. Co� z nich buduj�. Co to, b�dzie? Dom? Nie, chocia� to "co�" jest jak dom wysokie i troch� do niego podobne. Oni buduj� ogromny statek, d�ugi na przesz�o sto metr�w. Ten statek nazywa si� arka. Buduj� go ju� od dawna i teraz jest prawie gotowy. Kto b�dzie t� ark� podr�owa�? Ci czterej m�czy�ni ze swymi �onami. Zaledwie osiem os�b, chocia� jest miejsce dla tysi�ca. Inni ludzie mogliby im towarzyszy�, ale nie chc�. Przychodz� tylko, by popatrze� na ogromny statek i po�mia� si�. Szydz� z Noego: - Gdzie ty b�dziesz p�ywa� tym statkiem? Przecie� on stoi w samym �rodku l�du! - �miej� si�. - W jaki spos�b przetransportujesz go nad morze? - Woda przyjdzie tutaj - odpowiada Noe. - B�g zapowiedzia�, �e woda pokryje wszystko, ca�� ziemi�, gdy� ludzie stali si� bardzo �li i wcale nie s�uchaj� Pana. Ocalej� tylko ci, kt�rzy schroni� si� do arki. S�owa Noego wywo�ywa�y tylko �miech u s�uchaj�cych. - Nie �miejcie si�! - wo�a� Noe. - Lepiej us�uchajcie mnie i pro�cie Boga, aby zechcia� darowa� wam wasze winy. Wtedy b�dziecie mogli wej�� do arki! Ale oni krzyczeli: - Wcale nie zamierzamy si� modli�! Niech nas spotka kara, wcale si� jej nie boimy! Ani nam w g�owie wchodzi� do tej g�upiej arki! Tak, ludzie zamieszkuj�cy ziemi� stawali si� coraz gorsi, jeszcze gorsi od Kaina, kt�ry przynajmniej ba� si� kary, gdy zabi� brata. Ci ludzie niczego si� nie bali. Zachowywali si� tak, jak gdyby B�g nie istnia�, a oni mogli robi�, co im si� �ywnie podoba. Pan B�g stale ich ostrzega�, ale oni nie zwracali na to uwagi. Drwili sobie z Niego. A B�g nie pozwala si� z siebie na�miewa�. D�ugo okazywa� cierpliwo�� z�ym ludziom, a� w ko�cu, gdy nie zamierzali wcale by� Mu pos�uszni, postanowi� ich ukara�. Poleci� Noemu zbudowa� ark�, bo Noe kocha� Boga i nie zas�ugiwa� na kar�. Ani on, ani jego �ona, ani dzieci. Pan B�g wskaza� mu dok�adnie, jak ma zbudowa� ark�: b�d� w niej tylko jedne drzwi, prowadz�ce do �rodka, i tylko jedno okno, a wewn�trz wiele pomieszcze�. Wszystko b�dzie pokryte dachem, a szczeliny zatkane smo�� i dziegciem, tak aby nawet kropla wody nie przedosta�a si� do �rodka. Dlatego ca�ymi dniami rozlega�o si� stukanie m�otk�w. Stuk! stuk! stuk! Puk! puk! puk! Ludzie s�yszeli je wieczorem, gdy k�adli si� spa�. Ludzie s�yszeli je rano, gdy budzili si� ze snu. Stuk! stuk! Puk! puk! puk! S�yszycie? S�yszycie? A� pewnego dnia m�otki ucich�y. Ogromny statek zosta� uko�czony. I oto wida� teraz t�um tych, co chc� dosta� si� do �rodka. Nie jest to jednak t�um ludzi. To przyby�y zwierz�ta, kt�re B�g tu przywo�a�. Zbli�aj� si� parami, ka�dy samiec ze swoj� samic�. Jedne po drugich, du�e i ma�e, wchodz� do �rodka, a Noe wskazuje ka�demu miejsce. Jedzenie dla nich ju� zawczasu przygotowa�. �li ludzie widzieli, co si� dzieje, a jednak nadal nie chcieli s�ucha�. Ju� wkr�tce b�dzie za p�no! Noe wszed� wraz z rodzin� do arki, a wtedy Pan B�g zamkn�� za nimi jedyne do niej drzwi. Jeszcze przez tydzie� arka sta�a nieruchomo. Potem przysz�o nieszcz�cie. Ci�kie chmury zasnu�y niebo. Zrobi�o si� ciemno. S�o�ce znik�o i wydawa�o si�, �e zapad�a noc. W�wczas lun�� taki deszcz, jakiego dot�d nigdy jeszcze nie by�o! Pada�o bez przerwy. Strumienie wody wali�y z �oskotem o ziemi�. Ulewa ani na chwil� nie ustawa�a. Ogromny statek spokoJnie sta� w ciemno�ciach. Deszcz t�uk� o dach arki, sp�ywa� wzd�u� �cian, oblewa� j� ze wszystkich stron. Wsz�dzie wok� ju� sta�a woda i podnosi�a si� coraz wy�ej. Nagle arka drgn�a i unios�a si� na wodzie, pchana przez wiatr do przodu. Dok�d p�yn�a? Tego Noe nie wiedzia�, ani nikt z ludzi, znajduj�cych si� w arce, te� tego nie wiedzia�. Tylko Pan B�g wiedzia�. To On nadawa� bieg arce. A poniewa� to On ni� kierowa�, nic z�ego jej nie grozi�o. Ulewa nie ustawa�a. Woda zalewa�a ziemi�. Wkr�tce najwy�sze domy znalaz�y si� pod wod�. Potem najwy�sze drzewa skry�y si� pod ni�. Dopiero wtedy B�g wstrzyma� ciemne chmury. Deszcz usta�. S�o�ce zn�w zacz�o �wieci�. Ale ziemi nie by�o ju� wida�. Wsz�dzie rozci�ga�o si� ogromne morze. Nie by�o ju� z�ych ludzi. Wszyscy poton�li. Arka ci�gle unosi�a si� na wodzie, a w niej osiem ocalonych os�b i mn�stwo zwierz�t, kt�re wkr�tce mia�y zape�ni� ziemi�. Nikt z nich nie musia� si� l�ka�, bo B�g czuwa� nad nimi. D�ugo p�ywa�a arka po morzu, a� pewnego dnia us�yszano wielki �oskot. Bum!!! - arka uderzy�a o co� dnem i stan�a. Poczekano jeszcze kilka dni, a� wody ni�ej opadn�. Wtedy Noe stwierdzi�, �e arka uderzy�a o jak�� g�r�. Trzeba by�o jeszcze d�ugo, d�ugo czeka�, ale Noe ju� d�u�ej nie m�g� wytrzyma�. Pewnego dnia wszed� wi�c do pomieszczenia dla ptak�w i wybra� czarnego, wielkiego kruka, a nast�pnie wypu�ci� go przez okno. Uszcz�liwiony kruk polecia� bardzo daleko i ju� nie wr�ci�. To by� silny ptak, zapewne wi�c znalaz� sobie co� na wodzie do jedzenia... Potem Noe wypu�ci� z arki go��bic�. Lata�a przez ca�y dzie� to tu, to tam, szukaj�c po�ywienia, ale nic nie znalaz�a. Zm�czona, wieczorem wr�ci�a do arki. Nie mog�a jeszcze �y� na ziemi. Noe wystawi� r�k�, pochwyci� go��bic� i wci�gn�� do �rodka. Poczeka� jeszcze tydzie� i wypu�ci� j� ponownie. Tym razem wr�ci�a wieczorem, nios�c w dziobku listek zerwany z drzewa. Zdawa�a si� m�wi�: - To ju� nie potrwa d�ugo, Noe, poniewa� drzewa zaczynaj� wy�ania� si� z wody! Co za radosna nowina! Gdy w tydzie� p�niej Noe wypu�ci� j� znowu, go��bica nie wr�ci�a. Znalaz�a sobie po�ywienie. Wtedy Noe uni�s� dach arki i s�ucha�, co B�g ma mu do_ powiedzenia. A B�g rzek�: - Mo�esz ju� wyj�� z arki, ty i �ona twoja, i dzieci, i wszystkie zwierz�ta. Jak�e byli szcz�liwi, �e nareszcie mog� si� st�d wydosta�! Wsz�dzie zieleni�a si� odrastaj�ca trawa, a w powietrzu unosi� si� zapach kwiat�w. Znowu na ziemi by�o pi�knie! Ptaki wi�y gniazda, �piewaj�c przy tym swe najpi�kniejsze pie�ni. Zwierz�ta rado�nie rozbieg�y si� w r�nych kierunkach, daleko od arki, i znik�y szukaj�c sobie dogodnych legowisk. Noe z�o�y� Bogu ofiar�. Gdy dym wzbi� si� w g�r�, Noe, jego �ona i dzieci - wszyscy padli na kolana i podzi�kowali Bogu za ocalenie. Pan widzia� ich ofiar�. Widzia� tak�e ich rado�� i wdzi�czno��. Obieca� wtedy, �e nigdy wi�cej nie ze�le na ziemi� tak straszliwej powodzi. - W przysz�o�ci nie obawiajcie si� ulewy - powiedzia�. - Sp�jrzcie w niebo. Czy widzicie m�j �uk na ob�okach? Ja go te� widz�. Jest to znak, �e nigdy ju� �wiat nie zostanie zniszczony wod�. Czy widzia�e� kiedy� ten pi�kny, r�nobarwny �uk na niebie? To w�a�nie jest t�cza. Abraham Pewien bogaty cz�owiek, Abraam, wyruszy� w bardzo dalek� podr�. By� w�a�cicielem ogromnych stad owiec, byd�a i os��w. Mia� r�wnie� wielb��dy - wielkie zwierz�ta, jeszcze wi�ksze od koni. Mo�na na nich wygodnie podr�owa�. Abraham wyruszy� w drog�, zabieraj�c ze sob� wszystkie owce, byd�o i os�y. Towarzyszy�o mu mn�stwo s�u��cych, kt�rzy zajmowali si� stadami. Oczywi�cie jecha�a z nim tak�e �ona, Sara. Abraham podj�� t� podr� dlatego, �e Pan B�g tak mu rozkaza�. B�g powiedzia�: - Abrahamie, id� do innego kraju, kt�ry ci wska��. Id� bez obawy, bo ja b�d� czuwa� nad tob�. Nagrodz� tych ludzi, kt�rzy oka�� si� dobrzy dla ciebie, a ukarz� tych, kt�rzy ci� skrzywdz�. Twoje dzieci zamieszkaj� p�niej w tym dalekim kraju, gdzie pewnego dnia, po up�ywie wielu, wielu lat, przyjdzie na �wiat Pan Jezus. Abraham kocha� Pana i by� mu pos�uszny we wszystkim. Teraz czeka�a go d�uga i ci�ka droga. Odbywa� j� na wielb��dzie, jad�c na czele ca�ej karawany. Obok niego jecha� Lot, jego bratanek, kt�ry tak�e zgodzi� si� wyruszy� do dalekiego kraju. Za obu m�czyznami pod��a�y ich �ony, Sara i �ona Lota. Dalej post�powa�y owce z jagni�tami, krowy z ciel�tami i wszystkie inne zwierz�ta ze swymi ma�ymi. Na ko�cu szli s�udzy, opiekuj�cy si� zwierz�tami. Wszyscy razem tworzyli ogromny orszak. Posuwali si� powoli, poniewa� jagni�ta nie mog�y i�� szybko. Karawana wspina�a si� na wysokie g�ry i przemierza�a wielkie lasy. W�drowali przez pustynie, gdzie, jak okiem si�gn��, nie by�o nic wida� tylko piasek i piasek. Mijali r�ne obce kraje, kt�re Abraham widzia� po raz pierwszy w �yciu. Gdy zapada� wiecz�r, karawana zatrzymywa�a si�. Ludzie rozbijali namioty, by w nich u�o�y� si� na spoczynek, a zwierz�ta - przytulone jedne do drugich - spa�y pod go�ym niebem. Nie wszyscy s�udzy mogli i�� spa�. Niekt�rzy musieli pilnowa� zwierz�t. Siadali wi�c blisko stada i rozpalali wielkie ognisko, aby �aden dziki zwierz nie o�mieli� si� podej�� w ciemno�ciach i porwa� kt�re� z jagni�t. Ale jeszcze kto� nie spa�. Czy wiesz, o Kim my�l�? Nie spa� tak�e Pan B�g: spogl�da� z nieba i czuwa� nad wszystkimi. Rankiem karawana rusza�a dalej. Pan B�g m�wi� do Abrahama: - Id� tam, gdzie wczoraj wieczorem zasz�o s�o�ce. I Abraham szed� w tym kierunku, nie l�kaj�c si�, �e zb��dzi, gdy� to sam B�g wskazywa� mu drog�. Pewnego dnia Abraham stan�� ze swymi stadami nad rzek�. Trzeba by�o przeprawi� si� na drugi brzeg... Nigdzie nie widzia� jednak ani mostu, ani �odzi. W�wczas poszuka� brodu i skierowa� tam swego wielb��da. Za nim weszli w wod� inni ludzie i stada. S�udzy nie�li na r�kach jagni�ta, za ma�e na to, by mog�y samodzielnie przeprawi� si� na drug� stron�. Gdy osi�gn�li drugi brzeg, znale�li si� w kraju obiecanym przez Boga. By�a to pi�kna kraina, ca�a w kwiatach, nazywa�a si� Kanaan. Pan B�g powiedzia�: - Abrahamie, ten kraj dam twoim dzieciom. Przecie� Abraham nie mia� dzieci! On i jego �ona byli ju� starzy, a nigdy przedtem B�g nie obdarzy� ich dzieckiem. Jednak Abraham nic nie odpowiedzia�. - Skoro Pan B�g tak m�wi - pomy�la� - to musi by� prawda. Nie wiem, jak si� to stanie, ale On wie. To, co B�g m�wi, zawsze si� spe�nia. Wierz� w to. Ta ufno�� sprawi�a, �e Abraham czu� si� szcz�liwy. Z�o�y� Bogu ofiar�, aby okaza� sw� wdzi�czno�� i rado��. Teraz cierpliwie czeka�, kiedy B�g obdarzy jego i Sar� dzieckiem. Abraham i Lot dobrze czuli si� w nowym kraju. Mieli tylko jeden k�opot - nie mogli mieszka� razem. Obaj posiadali ogromne stada owiec, byd�a, os��w, wielb��d�w i stada te stale si� powi�ksza�y. Co roku przychodzi�y na �wiat nowe jagni�ta i inne ma�e. Gdy min�o kilka lat, stada sta�y si� tak liczne, �e nie starcza�o dla nich trawy. I s�udzy Lota zacz�li si� k��ci� ze s�ugami Abrahama. - Id�cie st�d! - krzyczeli. - To jest trawa dla naszych owiec! - Nigdzie nie odejdziemy! - odpowiadali tamci. - To wy sobie id�cie. My zostaniemy tutaj! Codziennie dochodzi�o do nowych k��tni. Abraham postanowi�: - Tak d�u�ej by� nie mo�e. �le si� tu dzieje i Pan B�g nie pochwala takich k��tni. Zabra� wi�c swego bratanka Lota na wysok� g�r�, sk�d wida� by�o ca�� krain�, i powiedzia�: - Niedobrze, Locie, �e nasi s�udzy ci�gle si� k��c�. Nie mo�emy zosta� d�u�ej razem. Wybierz sobie miejsce, dok�d chcia�by� odej��. Je�eli p�jdziesz w prawo, ja udam si� w lewo. Je�eli p�jdziesz w lewo, ja udam si� w prawo. Lot rozejrza� si� doko�a i na r�wninie zobaczy� pi�kne miejsce, prawie tak pi�kne jak raj. Oczy mu zab�ys�y, gdy dostrzeg� ten �liczny zak�tek z bujn� traw�, na kt�rej b�dzie m�g� wypasa� jeszcze wi�cej byd�a ni� dot�d. Stanie si� jeszcze bogatszy, ni� jest teraz! Niedaleko stamt�d le�a�y dwa miasta: Sodoma i Gomora, a w nich mieszkali bardzo �li ludzie. Lot jednak tym si� nie przej��, gdy� my�la� tylko o tym, �e wkr�tce si� wzbogaci. Zdecydowa�, �e wybiera t� cz�� kraju i pow�drowa� do Sodomy. Wzi�� dla siebie lepsz� cz��. Pan B�g powiedzia� jednak do Abrahama: - Nie martw si�. P�niej dam t� ziemi� twoim dzieciom. Czy wiesz, ile ich b�dziesz mia� i jak liczny lud zamieszka tu w przysz�o�ci? Tw�j lud b�dzie tak liczny, jak ziarnka piasku! Us�yszawszy to, Abraham bardzo si� ucieszy�, bo ufa� Bogu. Up�yn�o jednak wiele lat, a Abraham i Sara nadal nie mieli dzieci. Czekali i czekali na to bez ko�ca. Sara powiedzia�a: - To ju� nigdy nie nast�pi, jestem zbyt stara. I bardzo si� martwi�a. Ale Abraham powtarza�: - Stanie si� to na pewno, skoro B�g nam obieca�! Jednak i on martwi� si�, �e tak d�ugo trzeba czeka�. Niekiedy nawet ta uporczywa my�l sp�dza�a mu sen z powiek. Pewnej nocy Pan B�g rzek� do niego: - Nie smu� si�. Czuwam nad tob�! I kaza� mu wyj�� z namiotu. W�wczas powiedzia�: - Sp�jrz tylko w niebo! Dam ci tyle dzieci, ile widzisz na nim gwiazd. Lud, kt�ry tu zamieszka, b�dzie liczny jak te gwiazdy. Ja sam b�d� czuwa� nad nim i nazw� go ludem Bo�ym. Us�yszawszy to, Abraham odzyska� rado��, poniewa� ufa� Bogu. A kiedy przychodzi�y trudne chwile i zn�w zdawa�o mu si�, �e czeka zbyt d�ugo, wtedy spogl�da� w gwiazdy i my�la�: - To musi nast�pi�! Przecie� Pan B�g mi obieca�... Dziecko na pewno przyjdzie na �wiat! A kiedy uro�nie, b�dzie mia�o swoje dzieci, a one znowu b�d� mia�y dzieci, i wreszcie lud stanie si� tak liczny, jak gwiazdy na niebie! A� kiedy�, po latach, pewnego dnia narodzi si� Pan Jezus. Abraham z ut�sknieniem czeka� na ten dzie�. Abraham i Lot Abraham i Lot mieszkali ju� oddzielnie: Abraham w namiocie w�r�d g�r Kanaanu, a Lot w domu, w Sodomie. Pewnego dnia Pan B�g pos�a� wys�a�c�w z wiadomo�ciami do ka�dego z nich. Dla Abrahama nie�li radosn� wie��, dla Lota smutn�. Dzie� by� gor�cy, ale namiot Abrahama sta� w zacienionym miejscu wi�c panowa� w nim przyjemny ch��d. W pewnej. Chwili Abrahan dojrza� trzech ludzi, bia�o ubranych w�druj�cych drog�. I chocia� ich nie zna�, zaraz wyszed� na spotkanie uprzejmie zapraszaj�c do siebie. - Wst�pcie, prosz�, na chwil� do mnie - rzek�. - Odpocznijcie nieco napijcie si� czego� i co� zjedzcie. Usadowi� ich w zacienionym miejscu a sam przyni�s� wody do picia Potem pocz�stowa� go�ci smacznyn mi�sem i ciastem. Us�ugiwa� im, jak umia� najlepiej, nie wiedz�c jeszcze kim s�. Jeden z przybysz�w wygl�da� na wielkiego pana, podr�uj�cego w towarzystwie dw�ch s�u��cych. W pewnej chwili ten Pan zapyta�: - Gdzie jest twoja �ona, Sara? - W namiocie - odpar� Abraham Wtedy us�ysza�: - Dowiedz si�, Abrahamie, �e gdy wr�c� tu za rok, twoja �ona, Sara b�dzie mia�a syna. Abraham bardzo si� uradowa� i nagle zrozumia�, kto siedzi naprzeciwko niego: Sam Pan B�g przyby� tu w towarzystwie dw�ch anio��w, by mi przynie�� dobr� wiadomo��! Sara nie wiedzia�a, �e to B�g rozmawia z Abrahamem. Us�ysza�a, co przybysz powiedzia�, bo by�a blisko w namiocie i uwa�nie przys�uchiwa�a si� rozmowie, ale od dawna ju� nie wierzy�a, �e b�dzie mia�a dziecko By�a za stara! Tote� teraz zacz�a si� �mia�. �mia�a si� z Pana Boga! Przerazi�a si� jednak, us�yszawszy g�os Bo�y: - Dlaczego Sara si� �mieje? Czy dla Boga istnieje co� niemo�liwego? Wtedy Sara sk�ama�a ze strachu: - Ja si� wcale nie �mia�am! B�g wie jednak wszystko i nigdy si� nie myli. Odpar� wi�c: - Nie k�am, Saro. �mia�a� si�! A jednak to, co zapowiedzia�em, spe�ni si�. Trzej przybysze wstali i skierowali si� ku wyj�ciu. Abraham odprowadzi� ich jeszcze kawa�ek drogi. Razem weszli na wzg�rze, sk�d wida� by�o oba miasta: Sodom� i Gomor�. Pan powiedzia�: - Poniewa� jeste� moim przyjacielem, powiem ci, co zamierzam uczyni�. Udaj� si� do Sodomy i Gomory, aby sprawdzi�, czy ich mieszka�cy nadal s� tacy �li. Je�eli si� nie zmienili, spotka ich kara. Zniszcz� ich miasta. Abraham bardzo si� zmartwi�. Czy�by B�g naprawd� chcia� zniszczy� miasta? Zniszczy� zupe�nie? To prawda, �e zas�uguj� na kar�, ale przecie� w jednym z nich mieszka Lot, kt�ry kocha Boga i nie jest niczemu winien. A mo�e w Sodomie jest wi�cej ludzi podobnych do Lota? Abraham pad� na kolana przed Bogiem i zapyta� pokornie: - Panie, a je�eli znajdzie si� tam pi��dziesi�ciu ludzi kochaj�cych Ciebie...? B�g odpar�: - Je�eli znajd� tam pi��dziesi�ciu sprawiedliwych - daruj� miastu. Pi��dziesi�ciu to du�o! Co b�dzie, je�eli tylu si� nie znajdzie? Abraham zapyta� ponownie: - A je�eli b�dzie tylko czterdziestu pi�ciu? - I w tym wypadku nie zniszcz� miasta - odpar� Pan. - By� mo�e, b�dzie ich tylko czterdziestu? - Nawet wtedy nie ukarz� miasta. - A je�eli nie b�dzie wi�cej ni� trzydziestu, Panie? - Wtedy tak�e nic nie zrobi� - odpar� B�g. - O Panie! - zawo�a� Abraham. - Nie gniewaj si� na mnie, ale mo�e nie znajdzie si� tam wi�cej ni� dwudziestu takich, kt�ry Ciebie kochaj�? Pan odpar�: - Nie zniszcz� miasta, je�eli znajd� tam chocia� dwudziestu ludzi, kt�rzy mnie kochaj�. Abraham nie �mia� pyta� dalej. Wiedzia� jednak, jak dobry jest B�g. Dlatego zdoby� si� na odwag� i raz jeszcze si� odezwa�. Cicho, ze spuszczon� g�ow� wyszepta�: - Panie, a je�eli nie znajdzie si� tam wi�cej ni� dziesi�ciu sprawiedliwych? Us�ysza� odpowied� Boga: - Je�eli znajd� chocia� dziesi�ciu mi�uj�cych mnie, nie zniszcz� Sodomy ze wzgl�du na nich. Gdy Abraham podni�s� oczy, okaza�o si�, �e jest sam. W oddali dostrzeg� tylko dw�ch wys�a�c�w zmierzaj�cych w stron� Sodomy. Wraca� smutny i cichy. Uporczywie my�la� o Sodomie. Gdy jednak znalaz� si� w domu i ujrza� �on�, odzyska� rado��. Oboje wiedzieli, �e dziecko, kt�rego od tak dawna oczekiwali, nied�ugo si� na rodzi. Tymczasem wys�a�cy udali si� do domu Lota, by mu zanie�� smutn� wiadomo��. Byli to ci sami anio�owie kt�rzy poprzednio zjawili si� u Abrahama. Gdy dotarli do Sodomy, zapad� ju� wiecz�r. Do miasta wej�� mo�na by�o tylko przez bram� w wysokich murach, zewsz�d otaczaj�cych gr�d. Je go mieszka�cy siedzieli przy bramie a w�r�d nich Lot. Ujrzawszy obu przybysz�w, a nie wiedz�c kim s� Lot pomy�la�: - Musz� si� nimi zaopiekowa� Mieszka�cy Sodomy s� tak �li, �e jeszcze mogliby ich skrzywdzi�. Zabra� wi�c obu do siebie, nakarmi� ich, napoi�, a potem rzek�: - Mo�ecie u mnie zanocowa�. Lecz, o zgrozo! C� to si� dzieje przed domem? Co to za ha�asy i krzyki? Kto� dobija si� z wrzaskiem do drzwi: - Locie! Locie! Gdzie s� ci twoi cudzoziemcy? Otwieraj natychmiast! Teraz my si� nimi zajmiemy! Tak wo�ali mieszka�cy Sodomy. Oto czyli dom ze wszystkich stron, aby nikt nie m�g� z niego uciec. Byli tak bardzo �li, �e krzywdzili ka�dego cudzoziemca, kt�ry pojawi� si� w mie�cie. Ale Lot nie ba� si�. Wyszed� z domu i stan�wszy naprzeciw napastnik�w zawo�a�: - Nie krzywd�cie ich! Przecie� nic wam z�ego nie zrobili! Niestety, jego s�owa nie odnios�y �adnego skutku. Mieszka�cy Sodomy krzyczeli coraz g�o�niej: - Nie mieszaj si� do nie swoich spraw! Chod� bli�ej, skoro� taki odwa�ny, a i ciebie nauczymy rozumu! Wydawa�o si�, �e zaraz si� rzuc� na niego, jednak anio�owie pr�dko wci�gn�li go do �rodka i zatrzasn�li drzwi. I wtedy sta�o si� co� niezwyk�ego! Gdy �li ludzie chcieli wy�ama� drzwi, znikn�y im one nagle sprzed oczu. Przestali je widzie�, jak gdyby nagle stracili wzrok. B�g to sprawi�! Szukali po omacku, ale nigdzie nie mogli odnale�� wej�cia. W ko�cu, zm�czeni bezskutecznymi poszukiwaniami, rozeszli si� do dom�w na spoczynek. Wtedy anio�owie wyja�nili Lotowi, po co przyszli. Powiedzieli, �e �li mieszka�cy Sodomy i Gomory b�d� ukarani, miasta ich zniszczone, a oni wszyscy zgin�. Co za straszna wiadomo��! - Ty, Locie, nie zginiesz - dodali - ale musisz natychmiast ucieka� st�d w g�ry wraz z �on� i twymi dwiema c�rkami... Lot zawaha� si�. Czy naprawd� musi uchodzi�? A co stanie si� z jego domem? Te� b�dzie zniszczony? A jego owce, krowy i reszta byd�a? Czy ma wszystko porzuci�? Tak ci�ko pracowa�, �eby si� tego dorobi�! Tak pragn�� si� wzbogaci�! A teraz ma straci� wszystko i sta� si� biedakiem? Lot by� zdruzgotany! Nie chcia� si� st�d rusza�. Zbyt by� przywi�zany do swego domu i wszystkiego, co posiada�. Na dworze rozwidnia�o si�. Noc min�a i nadchodzi� dzie� kary. - Uchod� �piesznie, Locie - us�ysza� g�os anio��w. - Po�piesz si�, bo zginiesz i ty! Ale Lot nawet nie drgn��. Zachowywa� si� tak, jak gdyby nic do niego nie dociera�o. W�wczas anio�owie uj�li go pod r�ce i poci�gn�li za sob�, a wraz z nim jego �on� i c�rki. Wyszli z domu, przeszli ulicami miasta, min�li bram� i znale�li si� poza murami. - A teraz biegiem, naprz�d! Tylko nie ogl�dajcie si� za siebie, je�eli chcecie ocale�! Lot, jego �ona i c�rki uciekali w pop�ochu. Za nimi zaczyna�a si� trz��� ziemia. Z nieba wali� ogie�, domy stawa�y w p�omieniach. W jednej chwili ca�e miasto rozsypa�o si� jak budowla z klock�w, potr�cona nog�. Ziemia rozst�pi�a si�, miasto zapad�o w otch�a�, a na jego miejscu wyst�pi�o morze. By�o to morze s�one, dzi� zwane Morzem Martwym. Wszyscy �li ludzie zgin�li. Tak zostali przez Boga ukarani za swoje grzechy. Lot jednak ocala�. Jego c�rki r�wnie�. Tymczasem �ona Lota... B�g i j� chcia� ocali�, ona jednak my�la�a tylko o swym domu i pozostawionym z�ocie. Nie chcia�a wszystkiego porzuci�. Zatrzyma�a si� i obejrza�a za siebie. To, co zobaczy�a, by�o tak straszne, �e skamienia�a z przera�enia i umar�a. Tego ranka Abraham wsta� wcze�nie. Wdrapa� si� na wysok� g�r�, by z niej spojrze� na Sodom�. G�sta chmura dymu unosi�a si� nad dolin� zakrywaj�c obydwa miasta. Abraham zrozumia�, �e nie znalaz�o si� w nich nawet dziesi�ciu ludzi, kt�rzy kochaliby Pana Boga. Lot z c�rkami schroni� si� daleko w g�rach i zamieszka� w ciemnej pie czarze, jak biedak. On, co tak zawsze pragn�� bogactw, co tak kocha� swe z�oto, dom i zwierz�ta - teraz straci� wszystko! A jednak nadal kocha� Boga, Pan B�g za� go nie opu�ci�. By� przy nim i nie przestawa� by� jego przyjacielem. Kiedy B�g jest twoim przyjacielem, nigdy nie jeste� biedny. Hagar i Ismael Czy pami�tasz, jak� dobr� nowin� otrzymali Abraham i Sara? Dowiedzieli si� od Boga, �e b�d� mieli ma�ego ch�opczyka. Czy to si� spe�ni? Oczywi�cie! Zawsze spe�nia si� to, co B�g obiecuje. Pod koniec roku d�ugo oczekiwane dziecko przysz�o na �wiat. By� to ch�opiec. Dano mu na imi� Izaak. Ogromnie cieszyli si� starzy rodzice! Byli niesko�czenie wdzi�czni Bogu! Dziecko, kt�re im obieca�, da w przysz�o�ci pocz�tek wielkiemu rodowi! Sko�czy�a si� cisza w namiocie Sary. Teraz rozlega� si� tam p�acz dziecka, gdy by�o g�odne. Wtedy Sara podchodzi�a i karmi�a je. Albo s�ycha� by�o weso�e krzyki - to Abraham przyszed�, by si� z dzieckiem pobawi�. Ma�y Izaak r�s� zdrowo. Nauczy� si� raczkowa� po namiocie, potem chodzi� i m�wi�. Odk�d wyros�y mu z�by, jad� chleb i mi�so jak doro�li. Ju� nie by�o mu potrzebne mleko matki. Gdy Izaak podr�s�, urz�dzono wielk� uroczysto��. Ale podczas niej wydarzy�o si� co� przykrego. Nie z winy Izaaka, lecz innego ch�opca, kt�remu by�o na imi� Ismael. Mieszka� on u Abrahama wraz ze sw� matk�, Hagar, kt�ra pracowa�a jako s�u��ca Abrahama i Sary. Ismael, cho� du�o starszy od Izaaka, nie by� dobry dla m�odszego ch�opca. By� o niego zazdrosny i my�la� stale: - Wola�bym, �eby Izaak nigdy si� nie urodzi�, bo przedtem Abraham zajmowa� si� tylko mn�, a w przysz�o�ci Izaak zostanie tu panem. Otrzyma wszystko, bo jest dzieckiem obiecanym przez Boga, a ja nie dostan� nic! W czasie uroczysto�ci du�y Ismael podszed� do ma�ego Izaaka i zacz�� si� z niego wy�miewa� i dokucza�. Gdy Sara to zobaczy�a, powiedzia�a do Abrahama: - Powiniene� odprawi� st�d tego ch�opca i jego matk�. Nie powinien d�u�ej przebywa� blisko Izaaka, bo jest zazdrosny o niego i stale mu dokucza. Abraham jednak nie chcia� o tym s�ysze�, bo bardzo kocha� Ismaela i jego matk�. Odrzek� wi�c Sarze: - Ja ich st�d nie wyp�dz�! Wtedy Pan B�g powiedzia�: - Musisz to zrobi�, Abrahamie. Sara ma racj�. Ismael nie mo�e tu d�u�ej zosta�. Oddal ich bez obawy. Ja sam zaopiekuj� si� Ismaelem. Teraz Abraham musia� tak post�pi�, chocia� by�o mu bardzo przykro. Skoro jednak Pan B�g rozkaza�... Odprawiono Hagar z Ismaelem. Na drog� dano im chleba i dzban wody do picia. Gdy matka z synem odchodzili w �wiat. Abraham sta� przed namiotem i spogl�da� za nimi z sercem �ci�ni�tym b�lem. Hagar postanowi�a powr�ci� do kraju. Z kt�rego pochodzi�a. By�o do niego jednak bardzo daleko. Sz�a wi�c zamy�lona i smutna, nie zwracaj�c uwagi dok�d id�. W ko�cu zab��dzili i znale�li si� na pustyni, gdzie jak okiem si�gn�� by� tylko piasek i piasek... S�o�ce pra�y�o nad ich g�owami a rozpalony piach parzy� stopy. Ani �ladu drzewa, kt�re da�oby troch� cienia. Hagar i Ismael b��dzili godzinami. Co jaki� czas przystawali, by napi� si� wody, bo upa� dokucza� bardzo. Potem ruszali dalej. Byli bardzo smutni. Nie mieli ju� namiotu ani ��ka do spania, ani nikogo, kto by si� nimi zaopiekowa�. A Pan B�g? O Nim nie pomy�leli! - Matko, jak mi si� strasznie chce pi�! Ismael dosta� ma�y �yk wody. Cz�sto gasili pragnienie, wi�c teraz zosta�a ju� tylko odrobinka. Dzban by� prawie pusty. Ismael, bardzo zm�czony i wyczerpany upa�em, szed� z trudem. Hagar, przera�ona, zacz�a rozgl�da� si� woko�o, ale nigdzie ani �ladu wody: ani �r�d�a, ani rowu z wod�, ani nawet ka�u�y. Nie by�o te� nikogo, do kogo mo�na by si� zwr�ci� o �yk wody! Nic, tylko piasek i piasek bez ko�ca, suchy i pal�cy. Ismaelowi strasznie chcia�o si� pi�. Czu� si� chory z pragnienia i zm�czenia. Z trudem pow��czy� nogami. W pewnej chwili upad�. Dalej ju� nie mia� si� i��. Le�a� na piasku i j�cza�. Na pewno umrze z pragnienia. Co Hagar mo�e zrobi� dla swego syna? Podnios�a go i przesun�a troch� pod ma�y krzak, kt�ry dawa� odrobin� cienia. Tam go u�o�y�a. To by�o wszystko, co mog�a dla niego zrobi�. Ismael, bardzo blady, le�a� z zamkni�tymi oczami i j�cza� coraz ciszej. Hagar nie mia�a odwagi na niego spojrze�. Nie mog�a znie�� widoku umieraj�cego dziecka. Odesz�a troch� dalej, siad�a na piasku i zacz�a p�aka�. - M�j synu! - zawodzi�a. - M�j kochany synu, umierasz z pragnienia, a twoja matka nic nie mo�e ci pom�c! Szlocha�a i lamentowa�a. �zy sp�ywa�y jej po policzkach i spada�y na piasek, suchy i gor�cy. Nagle Hagar podnios�a oczy. Co� pos�ysza�a... Rozejrza�a si� woko�o, ale nikogo nie zobaczy�a. A jednak jaki� g�os m�wi�: - Czego ci potrzeba, Hagar? Nie b�j si�! Us�ysza�em g�os twego dziecka. Podnie� si�, wr�� do niego i zajmij si� nim. Hagar pozna�a ten g�os. To by� g�os Bo�y. A wi�c zostan� uratowani! Otar�a �zy i podbieg�a do dziecka. Obok znalaz�a tryskaj�ce z g��bi ziemi �r�d�o o wspania�ej, przejrzystej wodzie. Podstawi�a dzban i nape�ni�a go �wie�� �r�dlan� wod� i pr�dko poda�a swemu ch�opcu. Unios�a mu g�ow� i przytkn�a dzban do jego ust. Ismael pi� �apczywie i d�ugo. W ko�cu otworzy� oczy, a na policzki wr�ci� mu rumieniec. Po jakim� czasie m�g� wsta� i i�� dalej. Teraz w�drowali z dzbanem pe�nym wody. Ju� ich nie dr�czy� smutek, bo czuli, �e Kto� si� nimi zaopiekowa�. Nie by�o z nimi ojca Abrahama, ale czuwa� B�g Ojciec mieszkaj�cy w niebie. On doprowadzi� Hagar do dalekiego kraju. Ismael i Hagar zamieszkali na sta�e w dalekiej Arabii. Ismael wyr�s� na silnego i ros�ego m�czyzn�. Ca�e dnie sp�dza� na polowaniach. Do ko�ca �ycia nie zapomia� o tym, �e Pan B�g czuwa� nad nim. Kocha� Boga� ponad wszystko Izaak wyr�s� na du�ego ch�opca. Im by� starszy, tym bardziej Abraham go kocha�. B�g da� mu to dziecko, wi�c Abraham tak�e bardzo kocha� Boga. Kogo jednak kocha� wi�cej? Boga czy swoje dziecko? Abraham sk�ada� zawsze Bogu ofiary, przynosi� Mu r�ne dary. By� got�w wszystko odda� Bogu. Wszystko? Czy swoje dziecko te�? Czy odda�by Bogu swoje dziecko? Pan B�g pomy�la�: - Musz� sprawdzi�, kogo Abraham kocha bardziej: swoje dziecko czy mnie? Powinien mnie kocha� ponad wszystko. I pewnej nocy B�g zawo�a�: - Abrahamie! Abrahamie! Abraham natychmiast si� obudzi� i zapyta�: - S�ucham? Wtedy us�ysza�, jak B�g m�wi do niego: - Abrahamie, oddaj mi swoje dziecko. Z�� mi je w ofierze na g�rze Moria. Abraham zdr�twia� z przera�enia! Czy�by nie mia� prawa zachowa� swego jedynego dziecka, kt�re tak ukocha�? Przecie� sam B�g mu je da�, dlaczego teraz chce je odebra�? Przecie� On sam obiecywa�, �e Izaak zamieszka w tym kraju i stanie si� ojcem wielkiego ludu! Abraham nie m�g� nic z tego zrozumie�. Czy�by si� przes�ysza�? Ale Pan B�g powie dzia� wyra�nie: - Musisz by� mi pos�uszny! Abraham chcia� krzycze� z rozpaczy. Ju� nie zasn��, tylko bez przerwy my�la� o tym, co us�ysza�. Jak ma post�pi�? Je�eli wykona Bo�y nakaz, straci dziecko! Je�eli nie zrobi tego, sam przestanie by� dzieckiem Bo�ym! Co robi�? Sam nie wiedzia�, jak po st�pi�. A w�a�ciwie to wiedzia� bardzo dobrze! Gdy B�g co� rozkazuje, trzeba to wykona�. Trzeba by� Mu pos�usznym nawet wtedy, gdy nie rozumie si� Jego rozkaz�w. Nawet wtedy, gdy to nam sprawia przykro��. Abraham wierzy� w to i wiara sprawi�a, �e by� pos�uszny. My�la�: - Nie wiem, czemu B�g ��da tego ode mnie, ale uczyni�, jak chce, poniewa� On mi tak rozkaza� i wiem, �e On tak�e zatroszczy si� o to, aby wszystko by�o dobrze. Nast�pnego dnia rano Abraham wsta� wcze�nie, przygotowa� swego os�a i pobudzi� s�ugi. Potem wszed� do namiotu, w kt�rym spa� Izaak. - Zbud� si� synu - rzek�. - Uda jemy si� w podr�. Izaak wsta� ch�tnie. Czeka�a ich pi�kna i d�uga droga Trzy dni w�drowali, zanim dotarli ma miejsce. To by�a najpi�kniejsza z podr�y, jakie Izaak dot�d odby�. Dla Abrahama za� by�a to najstraszliwsza podr� w �yciu. Nigdy �aden ojciec nie odby� gorszej! Zatrzymali si� wreszcie u st�p g�ry Moria. Abraham - Zosta�cie tu z os�em. My z Izaakiem p�jdziemy na g�r�, a kiedy z�o�ymy ofiar�, wr�cimy. Tak powiedzia� Abraham. Tak te� my�la�. Wierzy� g��boko, �e B�g co� uczyni. Izaak ni�s� drzewo na ofiar�, Abraham za� naczynie z �arz�cym si� ogniem. Szli tylko we dw�ch. Nagle Izaak odezwa� si�: - Ojcze... - Co powiesz, synu? - Ojcze, ty niesiesz ogie�, ja drzewo, a gdzie jest baranek, kt�rego z�o�ymy na ofiar�? Abraham odrzek�: - B�g da nam baranka, m�j ch�opcze! Szli zn�w dalej, a� w ko�cu dotarli na szczyt g�ry. Tam Abraham zbudowa� o�tarz z kamieni i u�o�y� na nim drzewo. Teraz przysz�a pora, by wszystko wyja�ni� synowi. Abraham powiedzia� Izaakowi, �e to on w�a�nie b�dzie barankiem ofiarnym. Z�o�y� ch�opca na o�tarzu; ale w tym momencie B�g zawo�a�: - Abrahamie! Abrahamie! B�g ju� wiedzia�, �e Abraham jest got�w odda� Mu wszystko. Abraham odpowiedzia�: - Oto jestem! A B�g na to: - Abrahamie, wstrzymaj si�! Nie r�b nic z�ego ch�opcu! Wiem teraz, �e mnie kochasz ponad wszystko i �e by�e� got�w odda� mi nawet w�asne dziecko. Co za ulga! Co za wyzwolenie! Abraham b�yskawicznie uwolni� Izaaka i pochwyciwszy go w ramiona zacz�� tuli� do siebie. Nagle pos�ysza� za sob� jaki� szelest. Odwr�ci� si� i zobaczy� baranka, kt�ry sta� zapl�tany w ciernie. Sam B�g musia� go tam postawi�. Abraham u�o�y� baranka na o�tarzu i z�o�y� ofiar�. Nigdy dot�d nie czu� si� tak szcz�liwy i pe�en wdzi�czno�ci, jak w tej chwili! B�g to sprawi�, �e mogli teraz obaj powr�ci� do domu. Abraham odzyska� swe dziecko. B�g by� mu nadal przyjacielem. Nigdy dot�d tak wyra�nie nie odczuwa�, jak wielkim przyjacielem mo�e by� B�g. Izaak z pewno�ci� stanie si� ojcem wielkiego ludu. Kiedy�, kiedy�, w wiele lat p�niej, gdy Abraham b�dzie ju� od dawna w niebie, inny - Ojciec z�o�y swego Syna w ofierze, lecz wtedy nikt nie zawo�a: - Wstrzymaj si�! I tym razem Syn b�dzie naprawd� barankiem ofiarnym. Kto jest tym Ojcem? Sam B�g, kt�ry nas tak kocha, �e odda� swego jedynego Syna. Kim jest ten Syn? To Pan Jezus, kt�ry cierpia� za nas i umar� na krzy�u. On sta� si� barankiem ofiarnym dla nas. Jakub i Ezaw Abraham i Sara zestarzeli si� i pomarli. Oboje poszli do nieba, prosto do Pana Boga. Izaak sta� si� teraz wa�n� osob�. Zamieszka� w namiocie swego ojca i zosta� panem wszystkiego. Nie by� jednak sam, bo mia� �on� Rebek�, a tak�e dwoje dzieci - Jakuba i Ezawa. Jakub i Ezaw urodzili si� tego samego dnia, ale Ezaw odrobin� wcze�niej. Mimo �e bli�niacy, to wcale nie byli do siebie podobni. Sk�r� Ezawa pokrywa�y w�osy jak futerko zwierz�tka, a sk�ra Jakuba by�a bia�a i g�adka. Ezaw, ch�opiec ha�a�liwy i niesforny, nie m�g� usiedzie� w domu. Stale hasa� po polach i lasach, poluj�c na jelenie i inn� zwierzyn�. Jakub by� spokojniejszy i milszy. Przesiadywa� w namiocie swej matki albo opiekowa� si� owieczkami. Lubi� cisz�. Du�o rozmy�la� o Panu Bogu, kocha� Go i chcia� by� Jego dzieckiem. Ezaw prawie wcale nie my�la� o Bogu, a mimo to Izaak wola� jego, bo by� m�odzie�cem silnym i przynosi� do domu zwierzyn�, kt�r� smakowicie przyrz�dza� dla ojca. Rebeka natomiast wola�a Jakuba, bo przebywa� cz�sto w jej namiocie i umia� m�drze rozmawia�. Tak wi�c Jakub by� ulubie�cem matki, a Ezaw ulubie�cem ojca. Kt�rego wola� Pan B�g? Kto zamieszka w przysz�o�ci w namiocie Izaaka i stanie si� panem wszystkiego? Kt�ry z nich otrzyma b�ogos�awie�stwo i zostanie spadkobierc�? Jakub czy Ezaw? Izaak i Rebeka dobrze wiedzieli, �e Jakub. Pan B�g im to kiedy� powiedzia�. Rebeka cieszy�a si� z tego, bo Jakub by� jej ulubie�cem. Ale Izaak by� innego zdania. - Ezaw jest starszy - my�la� - i to on powinien zosta� w przysz�o�ci panem wszystkiego. Jemu dam moje b�ogos�awie�stwo! Izaak chcia� by� m�drzejszy od Pana Boga i koniecznie postawi� na swoim, wi�c Rebeka stale si� niepokoi�a. - Wprawdzie B�g powiedzia�, �e Jakub zostanie dziedzicem - my�la�a - ale m�g� przecie� o tym zapomnie�! Nie zastanawia�a si� nad tym, �e Pan B�g zawsze o wszystkim pami�ta. Jakub tak�e by� niespokojny. - Jaka szkoda - my�la� - �e Ezaw jest starszy! Wola�bym by� na jego miejscu! Pewnego dnia Jakub siedzia� przed namiotem i gotowa� na ogniu soczewic�. Z garnka pe�nego tej czerwonej potrawy rozchodzi� si� smakowity zapach. Ezaw wr�ci� w�a�nie z dalekiej wyprawy. By� bardzo g�odny i zm�czony. Gdy poczu� zapach pysznej soczewicy, zab�ys�y mu oczy i zawo�a�: - Oddaj mi swoj� soczewic�! Pozw�l mi j� zje��! Ale Jakub odpowiedzia� przebiegle: - Ch�tnie ci j� dam, je�eli w zamian zrzekniesz si� swego starsze�stwa, a ja w przysz�o�ci otrzymam b�ogos�awie�stwo od ojca. Ezaw roze�mia� si�. - Mo�esz je sobie wzi�� - odrzek�. - Nie potrzeba mi tego b�ogos�awie�stwa! Wtedy Ezaw dosta� soczewic�, a na dok�adk� jeszcze chleba. Odt�d Jakub by� bardzo mi�y dla brata. Jednak to, co uczyni�, wcale nie by�o dobre. Mija�y lata. Izaak starza� si�. Pogarsza� mu si� wzrok, widzia� coraz s�abiej, a� wreszcie zupe�nie o�lep�. Sta� si�