422

Szczegóły
Tytuł 422
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

422 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 422 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

422 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

CYRIL M. KORNBLUTH TYMI OTO R�KOMA Prze�o�y� S�awomir K�dzierski HTML : SASIC Halvorsen musia� czeka� w kancelarii Kurii dop�ki monsignor Ready nie za�atwi� trzech wcze�niejszych interesant�w. By� troch� zamroczony z g�odu i prawie nie zauwa�y�, �e sekretarz pra�ata przywo�uje go skinieniem r�ki. Poderwa� si� na r�wne nogi, dopiero gdy sekretarz znacz�cym gestem otworzy� szeroko drzwi do gabinetu monsignore Ready'ego i stan�� przy nich, czekaj�c. Artysta przeszed� przez ,pok�j, przy samych drzwiach przypomnia� sobie, �e zapomnia� o tece z rysunkami, kt�r� opar� o nog� krzes�a i wr�ci� po ni�, czerwieni�c si� z za�enowania. Sekretarz cierpliwie czeka�. - Dzi�kuj� - mrukn�� Halvorsen w chwili, gdy zamyka�y si� za nim drzwi. W zachowaniu pra�ata by�o co� dziwnego. - Przynios�em projekty Stacji, ojcze - powiedzia� Halvorsen, rozk�adaj�c tek� na biurku. - Mam dla ciebie z�� wiadomo��, Roaldzie - odpar� monsignor. - Zdaj� sobie spraw�, jak bardzo liczy�e� na zam�wienie... - Czy otrzyma� je kto� inny? - zapyta� s�abym g�osem artysta i opar� si� o biurko. - Odnios�em wra�enie, �e jego eminencja podj�� ostateczn� decyzj�, �e w�a�nie ja mam... - Nie o to chodzi - odpar� monsignor. - �wi�ta Kongregacja Kultu Bo�ego og�osi�a w tym tygodniu sw� decyzj� w sprawie pos�g�w i obraz�w. Ustalono, �e biskup ma prawo udzieli� zezwolenia na stosowanie stereopantograf�w w granicach swojej diecezji. A jego eminencja... - Przecie� SPG to obrzydliwe imitacje - zaprotestowa� Halvorsen. - S� r�wnie prawdziwe jak sztuczne oko. Nie maj� faktury. Nie maj� wn�trza. Przecie� pan zdaje sobie z tego spraw�, ojcze! - stwierdzi� oskar�ycielskim tonem. - Przykro mi, Roaldzie - odpar� monsignor. - Twoje prace s� lepsze od stereopantograf�w, przynajmniej takie jest moje zdanie. S� jednak jeszcze inne wzgl�dy. - Pieni�dze! - warkn�� artysta. - Owszem, pieni�dze - przyzna� pra�at - Jego eminencja pragnie jeszcze przed �mierci� ujrze� zako�czenie budowy Uniwersytetu �wi�tego Ksawerego. Czy uwa�asz, �e to niew�a�ciwe, Roaldzie? A opr�cz tego mamy nasze szko�y, nasze zak�ady dobroczynne, nasz� misj� na Wenus. Zastosowanie SPG przyniesie powa�ne oszcz�dno�ci przy zakupach i konserwacji obraz�w kultu. Nawet gdybym m�g�, nie chcia�bym w sprawie wewn�trz diecezjalnej, jak� jest u�ycie SPG, zajmowa� innego stanowiska ni� jego eminencja. Oczy pra�ata spocz�y na szczeg�owych projektach Stacji Drogi Krzy�owej i nie mog�y si� od nich oderwa�. - Twoja �wi�ta Weronika, synu - powiedzia� z roztargnieniem. - Przepi�kna. Przypomina mi jednego z tych frasobliwych �wi�tych Caravaggio. Bardzo bym pragn�� widzie� j� w br�zie. - Ja r�wnie� - odpar� Halvorsen ochryp�ym g�osem. - Prosz� zatrzyma� te rysunki, ojcze. - Ruszy� w stron� drzwi. - Ale� nie mog�... - Wszystko w porz�dku. Artysta min��, patrz�c niewidz�cym wzrokiem, sekretarza wyszed� z kurii na zalan� wiosennym s�o�cem Pi�t� Alej�. Ready cieszy si� tymi rysunkami, ale jest mu wstyd i �a�uje Halvorsena. By� zadowolony, �e nie musi ju� nie�� ci�kiej teki z rysunkami. Ostatnio wszystko by�o ci�kie - d�uta, m�otek, drew piana paleta. Mo�e pra�at prze�le mu co�, udaj�c, i� jest to jaki� zwrot koszt�w, albo zaliczka. Przecie� dawniej tak robi�. Holvorsen szed� machinalnie po Pi�tej Alei. Nie, nie b�dzie ju� wi�cej zaliczek. Ostatnie �r�de�ko sta�ego zarobku wysch�o pod wp�ywem komunikatu w "Osservatore Romano". Ko�ci� dzi�ki swemu konserwatyzmowi odgrywa� odwieczna rol� mecenasa sztuki tak d�ugo, jak m�g�. Gdy ca�a Europa pisa�a na cudownym, nowoczesnym pergaminie, Ko�ci� stosowa� stary, dobry papirus. Gdy ca�a Europa pisa�a no wspania�ym, nowoczesnym popierze, Ko�ci� u�ywa� starego, dobrego pergaminu. Gdy wszyscy architekci, komitety budowy pomnik�w, zleceniodawcy rozmaitych popiersi popierali stereopantografy, Ko�ci� uznawa� jedynie star�, dobr� i kosztown� rze�b�. Ale to si� ju� sko�czy�o. Mija� w�a�nie salon SPG, w kt�rym pracowa� jeden z jego uczni�w. Ten, kt�ry chodzi� na komplety we wtorek wieczorem. Jeden z niewielu m�czyzn ucz�szczaj�cych na te zaj�cia. Zazwyczaj by�y to leniwe, humorzaste i �atwo wpadaj�ce w z�o�� dziewczyny. Haivorsen, dziwi�c si� sobie, wszed� do salonu mijaj�c asteniczne, na wp� nagie SPG, na kt�rych widok dosta� g�siej sk�rki. Obrzydlistwo! - pomy�la�. - Jak mog�... - W czym mog�..., halo Roaidzie. C� ci� tu sprowadza? Nagle przypomnia� sobie. - Czy m�g�by� mi da� ma�a zaliczk� na poczet przysz�ego miesi�ca, Lewis? Jestem bez grosza. - Rozejrza� si� nerwowo po tym gabinecie okropno�ci, staraj�c si� nie dostrzega� protekcjonalnej miny swego rozm�wcy. - My�l�, �e tak, Roaldzie. Czy dziesi�� dolot�w wystarczy? To wyr�wna nasze rachunki do dwudziestego pi�tego, prawda? - Tak, oczywi�cie, jasne - odpowiada�, daj�c si� wbrew swej woli prowadzi� po tym pomieszczeniu. Wiem, �e nie cenisz SPG, ale obecnie jest spokojnie i mo�e zobaczysz, jak pracujemy. Nie twierdz�, �e SPG jest Sztuk� przez du�e S, ale musisz mi przyzna�, �e jest to jaka� forma sztuki, co�, co si� ludziom mo�e spodoba� i co kosztuje tyle, na ile ich sta�. O, tutaj ich sadzamy. A potem wysuwamy czujniki tak, by dotkn�y punkt�w por�wnawczych na ich twarzy. Wiesz, co to takiego? - Wiem - us�ysza� sw�j drewniany g�os. - Egipscy rze�biarze stosowali je przy wykonywaniu posag�w faraon�w. - Tak? Nie wiedzia�em o tym. Nic nowego pod s�o�cem, co?- Ale to jest sercem SPG. - M�odzieniec z dum� otworzy� drzwiczki w �cianie kabiny SPG. Na Halvorsena mrugn�y pos�pnie lampy elektroniczne. - Estetikon? - zapyta� oboj�tnym tonem. Przychodzi�o mu to z trudno�ci�, ale wiedzia�, �e okazywanie kipi�cej w nim z�o�ci, kierowanie jej przeciwko temu bezdusznemu skupisku obwod�w, kt�re mog� obliczy� perspektyw�, ocenia� i korygowa� obraz tak, by uzyska� ��dany efekt - i tym samym pozbawiaj� pracy artyst�, by�oby absurdem. - Tak. Obiektywy rejestruj� szesna�cie sylwetek, potem nastawiamy estetikon na taki typ, jaki potrzebujemy: pe�en wdzi�ku, surowy, seksy, uduchowiony, my�l�cy, albo kombinacje. Wydobywa poszczeg�lne krzywe to z jednej sylwetki, to z drugiej, dopasowuje je do za�o�e�, czasami, je�eli trzeba, w pewnym stopniu je zniekszta�ca i w efekcie mamy portret zarejestrowany w pami�ci maszyny i gotowy do odtworzenia. Nastawia si� wybrany stopie� powi�kszenia lub zmniejszenia i w��cza. Je�eli masz ochot�, mo�esz zobaczy� - dzi� b�dziemy reprodukowa�. M�wi� ci, to fascynuj�cy widok. Po prostu wlewasz zimny roztw�r plastiku, dysze natryskuj� rdze�, a potem zaczynaj� po nim pe�zn�� i modelowa� szczeg�y - tu kropka, tam w�yk i wszystko zaczyna nabiera� kszta�tu. - Robimy tu przede wszystkim popiersia, to taka specjalno�� Alei, ale Wilgus, nasz kierownik pracowa� w salonie monument�w w Brooklynie. Robi� ten gigantyczny pomnik wojenny na East River Drive. Na modelk� do centralnej postaci wynaj�� Gard� Bouchette, dziewczyn� z telewizji: Cz�owieku, co to by�a za posta�! Powiedzia� mi, �e nastawi� estetikon na trzy czwarte seksy i jedno czwarta uduchowiona. A tu mamy co� ciekawego - statuetka stoj�cego bankiera Orina Ryesona. Zam�wi� dwana�cie sztuk. Statuetki dobrze id�. Dziewczyny je lubi�, bo wspaniale ukazuj� ich kszta�ty. Zdziwi�by� si�, gdyby� zobaczy� jakich p�z czasem pr�buj�... Halvorsenowi uda�o si� w jaki� spos�b odczepi� i z dziesi�cioma dolarami w kieszeni przeszed� na Sz�sta Alej�, gdzie wreszcie usiad� ci�ko w jakiej� taniej restauracji. Wypi� kaw� i zdrzemn�� si� troch�. Drgn�� nerwowo, gdy po chwili obudzi� go ha�as po drugiej stronie ulicy. Budowano dom. Przez jaki� czas obserwowa�, jak z wielkich maszyn leje si� masa, kt�ra zastygaj�c formuje �ciany i pod�ogi, jak robotnicy przemykaj� t�dy i ow�dy na swych male�kich rydwanach, by nie zsiadaj�c z ich siode�ek zaspawa� p�yt� �ciany, namalowa� przewodz�cym pr�d tuszem obw�d elektryczny, albo pokry� plastikowym tynkiem �cian� z za�o�onymi ju� przewodami. Hafvorsen poczu� przyp�yw energii. Kupi� gazet� w automacie stoj�cym przy drzwiach restauracji, wzi�� jeszcze jedn� fili�ank� kawy i zacz�� czyta� rubryk� "Pracownicy poszukiwani". Zr�cznie zredagowane og�oszenia szk� zawodowych namawia�y go, by zosta� wykwalifikowanym pracownikiem budowanym i zarabia� wielka fors�. "Zosta� operatorem maszyny zak�adaj�cej instalacje wodnokanalizacyjne". "Naucz si� obs�ugiwa� maszyn�, kt�ra uk�ada przewody elektryczne". "Zosta� kierowca serwoci�ar�wki". "Zosta� operatorem uk�adaczki tarcicy". "Naucz si� obs�ugi maszyny wylewowej. R�b wielka fors�! Ogarn�o go co� w rodzaju pop�ochu. Podbieg� do budki telefonicznej i wykr�ci� numer w Passaic. Rozleg�o si� dzy�-dzy� -dzy� sygna�u i cho� zdawa� sobie spraw�, �e nic nie us�yszy, zanim s�uchawka nie zostanie podniesiona, nat�y� s�uch, by pochwyci� odg�os zbli�aj�cych si� do telefonu niepewnych krok�w starego Krehbeilo. Dzy�-dzy�-dzy�. - Hallo? -dobieg�o go starcze mrukni�cie i na ma�ym ekranie ukaza�a si� twarz Krehbeila. - O, to pan, panie Halvorsen. Czym mog� s�u�y� Halvorsen nie m�g� wydoby� g�osu. Przecie� nie m�g� tak po prostu powiedzie�: "Chcia�bym tylko zobaczy�, czy pan jeszcze istnieje. Ba�em si�, �e ju� pana nie ma.'' Prze�kn�� �lin� i zacz�� improwizowa�: - Hallo panie Krehbeil. Ja w sprawie balustrady schod�w w moim domu. Zauwa�y�em, �e si� chwieje. Czy m�g�by pan kiedy� wpa�� do mnie i j� umocowa�? Krehbeil spogl�da� na� podejrzliwie z ekranu. - M�g�bym si� tym zaj�� -odpar� wolno. - Nie mam obecnie zbyt wiele pracy. Ale przecie� jest pan r�wnie dobrym cie�la jak ja, panie Halvorsen i szczerze m�wi�c nie jest pan punktualny z p�aceniem. A poza tym wol� zajmowa� si� meblarstwem. Nie Jestem ju� m�ody i nie mam ju� si� �azi� po drabinach. Je�eli nie znajdzie pan kogo� innego, zrobi� to, ale najpierw - b�d� musia� dosta� od pana troch� pieni�dzy na materia�. Nie�atwo jest teraz zdoby� dobre drewno. - Dobrze - powiedzia� Halvorsen. - Dzi�kuj� panu, panie Krehbeil. Zadzwoni� do pana, je�eli nie uda mi si� znale�� kogo� innego. Odwiesi� s�uchawk�. Wr�ci� do swego stolika i gazety. Czu� jak twarz pali go ze z�o�ci na up�r starego i w�asny, idiotyczny pop�och. Krehbeil nie zdaje sobie sprawy, �e siedz� obaj w tej samej, dziurawej ��dce. Krehbeil, kt�ry przez miesi�c nie zdoby� �adnego zam�wienia, wci�� w swej starczej dumie uwa�a, �e jest mistrzem ciesielskim i meblarskim, kt�ry wsz�dzie da sobie rade ze swymi umiej�tno�ciami i narz�dziami i kt�ry mo�e patrze� z g�ry na tak podejrzanego cz�owieka, jak artysta - nawet, je�eli jest to artysta, kt�ry na ciesielstwie zna si� r�wnie dobrze jak on. Labuerre zmusi� Halvorsena do nauczenia si� ciesielstwa i oczywi�cie mia� s�uszno��. Dzi�ki temu m�g� sam zbudowa� rusztowanie, z kt�rego mo�na swobodnie rze�bi� wy�sze partie bez obawy, �e runie i po�amie rze�bi�cemu nogi. M�g� zbudowa� podstaw�, na kt�rej kamie� sta� dobrze, nie trz�s� si� i nie dygota� przy ka�dym uderzeniu d�uta. M�g� zmontowa� konstrukcj�, na kt�rej potem gips dobrze si� trzyma�. Ale w og�oszeniach "Pracownicy poszukiwani" nikt nie poszukiwa� specjalist�w do budowy rusztowa�, pomost�w czy konstrukcji. Fabryki potrzebowa�y operator�w, personelu do obs�ugi maszyn, kt�re produkowa�y i montowa�y same. General Vegetables , wys�a�y grup� werbunkow�, by zdoby� pracownik�w rolnych - operator�w i konserwator�w sprz�tu �niwnego; par� wakans�w dla do�wiadczonych operator�w maszyn uszczelniaj�cych zbiorniki. W rubryce "Praca biurowa" wiele ofert dla specjalist�w obs�ugi komputer�w, dziewczyn, kt�re umiej� pos�ugiwa� si� IBM Korespo., spec. bieg�a znajomo�� korespondencji ds. zbytu i inkasa, dla pracownik�w obs�ugi i remont�w maszyn biurowych. Drukarnia poszukiwa�a operatora estetikonu do projektowania uk�ada nag��wk�w, papier�w firmowych itp. Przedsi�biorstwo wysy�kowe poszukiwa�o artysty, a nie kierownika sprzeda�y, kt�ry potrafi�by swe pomys�y przedstawia� estetikonowi do oceny i korekty w postaci rysunk�w. Halvorsen ze znu�eniem przekartkowa� dziennik do ko�ca. Zdawa� sobie spraw�, �e nie zdob�dzie pracy, a je�eli nawet, to si� w niej nie utrzyma. Zdawa� sobie spraw�, �e to straszne - powiedzie� sobie, �e mo�e zdechn�� z g�odu dlatego, �e nudzi go wszystko, co nie jest sztuk�. Tak jednak by�o. To zdarza�o si� do�� cz�sto w przesz�o�ci - arty�ci do�wiadczali straszliwej n�dzy nie dlatego, �e jak s�dz� ludzie ca�kowicie po�wi�cali si� sztuce, ale poniewa� nic poza sztuka ich nie interesowa�o. Gdyby mo�na by�o wypowiedzie� jakie� pot�ne, d�wi�czne zakl�cie, by usun�o to uczucie bolesnej, natr�tnej pustki, kt�re ogarnia�o go gdy tylko pr�bowa� zerwa� ze sztuk�. Ale takiego zakl�cia nie by�o. Pomy�la�, �e pewnie m�g�by rozpozna�, kt�re zdj�cia w gazecie by�y korygowane przez estetikon. Zdj�cie Jink Bitsy, gwiazdy w powt�rce filmu "Piotru� Pan". Jej uszy poprawiono na zdj�ciu tak, by nie by�y spiczaste, ale ciut, ciut zaostrzone ku g�rze, g�rn� warg� nieco przed�u�ono, nosek zrobiono troch� zadarty i wyra�nie skrzywiony, jej piegi by�y jeszcze bardziej sympatyczne, brwi niewinnie uniesione ku g�rze, a jej dolna warga i oczy by�y wyra�n� pornografi�. Inne zdj�cie, najwyra�niej nie korygowane, przedstawia�o statek z Wenus, l�duj�cy na La Gwardia i u�miechaj�cych si�, przeci�tnie wygl�daj�cych astronaut�w. Podpis brzmia� - "Austin Malone i jego za�oga u�miechaj� si� z ulg� po szcz�liwym l�dowaniu". Malone stwierdzi�, �e wenusja�skie kolonie potrzebuj� ludzi i maszyn. Patrz relacja na str. 2 . Halvorsen ze z�o�ci� cisn�� gazet� pod st� i wyszed�. C� go obchodz� podr�e kosmiczne? Wakacje na Marsie i ekspedycje na Wenus by�y cz�ci� tego, �wiata, kt�ry tak straszliwie zmniejszy� jego mo�liwo�ci utrzymania si� przy �yciu. Dojecha� metrem do Possaic, a potem d�ugo szed� od dawna nieruchomym ruchomym chodnikiem do swej pracowni - chyba jedynego zamieszka�ego budynku w slumsach ko�o nieczynnego, z�eranego rdz� dworca towarowego. - Wywieszka, kt�ra dawniej g�osi�a "F. Labuerre, rze�biarz - portrety i projekty architektoniczne", obecnie informowa�a "Roald Halvorsen, lekcje sztuk pi�knych - op�aty umiarkowane". Znajdowa�a si� na brudnym, pi�trowym budynku z witryn� sklepow�, na kt�rej Roald wystawi� par� szkic�w w�glem i olejnych martwych natur wykonanych przez jego uczni�w. Mieszka� na g�rze, zaj�cia prowadzi� na parterze, od frontu i pracowa� r�wnie� na parterze - za brudnymi, si�gaj�cymi sufitu draperiami. Gdy wchodzi�, spostrzeg�, �e zn�w zapomnia� zamkn�� drzwi na klucz. Zatrzasn�� je ze z�o�ci� i us�ysza�, jak kto� zawo�a� zza zas�on. - Kto tam? - Halvorsen - wrzasn��, ogarni�ty nag�� w�ciek�o�ci�. - Mieszkam tu. To moja w�asno��. Prosz� stamt�d wyj��. O co chodzi? Kto� zacz�� rozgarnia� draperie i po chwili, unikaj�c zetkni�cia z brudnym materia�em, przecisn�a si� mi�dzy nimi dziewczyna. - Pa�skie drzwi by�y otwarte - odpar�a zdecydowanym tonem - a to przecie� jest sklep. Znajduj� si� tu zaledwie par� minut. Przysz�am zapyta� o lekcje, ale skoro jest pan w tak z�ym humorze, to nie sadz�, by mnie jeszcze interesowa�y. Uczennica. Uczni�w nie powinno si� obra�a�, zw�aszcza obecnie. - Ogromnie pani� przepraszam - powiedzia�. - Mia�em bardzo m�cz�cy dzie� w mie�cie. - (A teraz spr�buj j� rozczuli�.) -. nie mam zamiaru opowiada� ka�dej napotkanej osobie o mojej straszliwej tragedii, ale pani si� przyznam - straci�em zam�wienie. Rozumie mnie pani? Tak w�a�nie s�dzi�em. Ka�dy wi�c, kto zb��dzi do mej obskurnej lepianki b�dzie simpatico. Czy zechce pani usi���? Nie, nie tutaj - niech pani sprawi przyjemno�� arty�cie i usi�dzie o, tam. Ciep�e t�o tej martwej natury podkre�li pani koloryt, bardzo interesuj�cy koloryt. Czy kto� ju� pani� malowa�? Ma pani bardzo ciekaw� twarz. Ch�tnie bym pani� kiedy� sportretowa�... ale wspomnia�a pani o lekcjach. - We wtorki wieczorem mamy komplety rysunku - na zmian� modele m�skie i kobiece. Tu musz� by� bardzo stanowczy i prosi� pani�, o zapisanie si� na ca�y kurs - dwana�cie lekcji za sze��dziesi�t dolar�w. To na honorarium modeli - s� bardzo wyg�rowane. W sobotnie popo�udnia mamy komplety martwej natury - dla pocz�tkuj�cych w malarstwie olejnym. Kosztuj� tylko dwa dolary za lekcj�, ale mo�e pani zap�aci� z g�ry dziesi�� dolar�w za ca�o�� i zaoszcz�dzi� dwa. Udzielam r�wnie� lekcji pojedynczo - szczeg�lnie utalentowanym uczniom. Tu ceny by�y do ustalenia -ile si� uda. Od roku nie mia� ju� pojedynczych uczni�w, a i ta ostatnia wzi�a tylko sze�� lekcji po pi�� dolar�w za godzin�. - Matrwa natura - wygl�da ciekawie - powiedzia�a dziewczyna unosz�c g�ow� z zak�opotaniem. Wszyscy tak robili, gdy im to recytowa�. Ciekawa g�owa pi�knie osadzona. Zwarte, jeszcze nie zdeformowane mi�nie. - Widzia�am tam par� ciekawych rzeczy. Czy to pa�skie prace? Wsta�a, najwyra�niej oczekuj�c, �e zaprosi j� do pracowni. Mia�a charakterystyczna sylwetk�, o d�ugich liniach, drobnych piersiach, pe�na m�odzie�czego wdzi�ku - to, co tak uwielbiali prerafaelici. - C� ... - odpar� Halvorsen. �wiadomie dawa� do zrozumienia, �e przyjmuje t� propozycj� z niech�ci�, po chwili jednak na jego twarzy pojawi� si� u�miech pe�en zaufania. - Pani zrozumie - stwierdzi� zdecydowanym tonem i odsun�� na bok zas�on�. - Jakie� to dziwne miejsce! - b��dzi�a po pracowni, ogl�daj�c beczki z gipsem, glin�, plastelin�, p�ki z narz�dziami, podesty, kamie�, d�uta, palenisko, piec do wypalania, tarcice, st� do szkliwienia. - To mi si� podoba - oznajmi�a stanowczo, bior�c do r�ki p�metrowa figurk� Wenus, kt�ra wykona� par� lat temu, gdy jeszcze uczy� si� u Labuerre'a. -Ile kosztuje? Je�eli powie jej szczerze, pewnie si� przestraszy, a przecie� nie by�o cienia szansy, �e j� kupi. - Rzadko wystawiam swoje rzeczy na sprzeda� - powiedzia� lekkim tonem. - To tylko takie ma�e studium. Obecnie pracuj� tylko na zam�wienie. Jej spojrzenie przebieg�o po obskurnym pokoju. Sprawia�o to wra�enie; i� jej wzrok rejestruje nie tylko odpadaj�cy tynk i spaczona pod�og�, ale widzi r�wnie� porzucone slumsy za jego �cianami. Dostrzeg� rozbawienie w jej oczach. Uwa�a, �e nie jestem wobec niej szczery. Uwa�a, �e to �mieszne. Dobrze, b�d� wi�c szczery. - Sze��set dolar�w -oznajmi� matowym g�osem. Dziewczyna stukn�a figurk� odstawiaj�c j� na miejsce i zapyta�a, na wp� rozbawiona, a na wp� zirytowana. - Nie pojmuj� tego. To przecie� wi�cej ni� moja miesi�czna pensja. Mog� dosta� r�wnie �adna statuetk� SPG za dziesi�� dolar�w. Za kogo, wy, arty�ci, si� uwa�acie? Halvorsen zastanawia� si�, co w�a�ciwie powinien jej odpowiedzie�. Operator SPG przyucza si� tydzie�, ja ucz� si� cale �ycie. Operator SPG sporz�dza mechaniczna kopi� postaci ludzkiej wykonan� na podstawie formu�y opracowane j matematycznie na podstawie psychotest�w wzorcowych egzemplarzy populacyjnych. Ja jestem w pe�ni odpowiedzialny za moja prac� : jest to moja praca, cho� wykorzysta�em w niej wszystko, co uzna�em za u�yteczne z dorobku Egiptu, Grecji, Rzymu, �redniowiecza, Odrodzenia, stylu kr�lowej Anny, Romantyzmu, Modernizmu. Operator SPG pracuje w mi�kkim, jednorodnym plastiku. Ja pracuj� w br�zie, kt�ry jest materia�em bardziej skomplikowanym ni� si� pani zdaje, trzeba go odlewa� i k�pa� w kwasie, by stopniowo, powoli, przez wiele lat nabiera� tego bogatego i subtelnego kolorytu. Operator SPG nie jest w stanie wykona� Fontanny Orfeusza... Wymamrota� - Orfeusz - i upad� jak d�ugi. Halvorsen obudzi� si� na pi�trze, w swoim ��ku. Czu� mrowienie w palcach r�k i n�g, umys� mia� bardzo jasny. Dziewczyna i m�czyzna, niew�tpliwie lekarz, przypatrywali mu si� uwa�nie. - Wygl�da na to, �e nie nale�y pan do �adnego Planu, panie Halvorsen - stwierdzi� lekarz poirytowanym g�osem. -Wcale nie mam pana karty. Ani Czerwonej, ani Niebieskiej, ani Zielonej, ani Br�zowej. - By�em w Zielonym Planie, ale nie przed�u�y�em - odpar� artysta usprawiedliwiaj�cym si� tonem. - No i widzi pan, co si� sta�o? - Niech pan przestanie na niego gdera� - wtr�ci�a si� dziewczyna. - Zap�ac� pa�skie honorarium. - Powinno przej�� przez Plan - niepokoi� si� lekarz. - Nikomu nie powiemy -obieca�a dziewczyna. - Prosz�, oto pi�� dolar�w. Ale niech ju� pan nie zrz�dzi. - Niedo�ywienie - oznajmi� lekarz. - Normalnie wys�a�bym go do szpitala, ale nie mam poj�cia jak mo�na by to zrobi�. Przecie� w Zielonym Planie go nie ma. Wie pani co? Wezm� te pieni�dze i zostawi� mu troch� witamin. Tego w�a�nie mu potrzeba - witamin. I dobrego od�ywienia. - Dopilnuj�, �eby jad� -stwierdzi�a dziewczyna. Lekarz wyszed�. - Jak dawno jad� pan cokolwiek? - zapyta�a Halvorsena. - Pi�em dzi� kaw� - odpar�, usi�uj�c sobie przypomnie�. -Pracowa�em nad zam�wionymi projektami i wszystko spe�z�o na niczym. M�wi�em o tym. To by� dla mnie wstrz�s. - Nazywam si� Lucretia Grumman - powiedzia�a i wysz�a z pokoju. Drzema� a� do chwili, w kt�rej wr�ci�a z ca�ym nar�czem zakup�w. - Trudno tu co� za�atwi� - oznajmi�a z wyrzutem. - To by�a pracownia Labuerre'a - odpar� wyzywaj�co. -Przekaza� mi j�, umieraj�c. Wtedy to miejsce nie by�o jeszcze tak zrujnowane. Uczy�em si� u niego, to by� jeden z ostatnich.. Mia� takie swoje powiedzonko... "tak naprawd� - m�wi� - nie chodzi im wcale o moje dzie�a, ale by�oby im wstyd, gdyby dali mi zdechn�� z g�odu''. Ostrzega� mnie, �e nie b�dzie im wstyd, je�eli mnie dadz� zdechn�� z g�odu, ale ja nalega�em i przyj�� mnie. Halvorsen wypi� troch� mleka i zjad� nieco chleba. Pomy�la� o reszcie, kt�r� zosta�a mu z tych dziesi�ciu dolar�w i postanowi�, �e nie wspomni o tych pieni�dzach. Przypomnia� sobie jednak, �e lekarz przegl�da� jego kieszenie. - Mog� pani zwr�ci� za zakupy - powiedzia�. - To bardzo �adnie z pani strony, ale nie chcia�bym, �eby pani my�la�a, �e jestem bez grosza. Po prostu by�em zbyt za j�ty, by my�le� o sobie. - Oczywi�cie - odpar�a dziewczyna. - Ale mo�emy uzna� to za zadatek. Chc� si� zapisa� na par� komplet�w. - Ca�a przyjemno�� po mojej stronie. - Czy si� panu nie naprzykrzam? - spyta�a. - Zanim pan zemdla�, powiedzia� pan co� dziwnego... "Orfeusz". - Rzeczywi�cie to powiedzia�em? Musia�em mie� na my�li dzie�o Millesa - Fontann� Orfeusza w Kopenhadze. Widzia�em jej fotografi�, ale nigdy tam nie bytem. - W Niemczech? Ale przecie� z Niemiec nic nie zosta�o. - Kopenhaga jest w Danii. Z Danii zosta�o do�� du�o. Ucierpia�y tylko peryferie. Dania jest silnie napromieniowana, ale wci�� istnieje. - Ja r�wnie� chc� podr�owa� - powiedzia�a. - Pracuj� w La Gwardia, ale nigdy jeszcze nie by�am tam w g�rze za wyj�tkiem wycieczki na orbit�. Chcia�abym pojecha� na wakacje na Marsa. Daj� nam premi� w woucherach podr�nych. To musi by� wspania�e, ta�czy� przy niskiej sile ci��enia. Kosmoport? W g�rze? Niska si�a ci��enia? To by�y okre�lenia, kt�re nale�� do pogardzanego przeze� elektronicznego �wiata stereopantograf�w, �wiata, w kt�rym nie by�o dla niego miejsca. - To musi by� ciekawe -stwierdzi�, przymykaj�c oczy, by ukry� odraz�. - Ja chyba pana m�cz�. Teraz p�jd� sobie, ale we wtorek wiecz�r przyjd� na lekcj�. O kt�rej mam przyj�� i co mam z sob� przynie��? - O �smej. W�giel do rysowania... sprzedam pani par� kawa�k�w i papier. Prosz� przynie�� tylko fartuch. - Dobrze. I chcia�abym zapisa� si� r�wnie� na komplety malarstwa olejnego. Pragn�abym przyprowadzi� par� znajomych os�b, �eby zobaczy�y pa�skie prace. Jestem pewna, �e co� si� im z pa�skich dzie� spodoba. Mo�e Austinowi Malone, kt�ry przylecia� z Wenus. To m�j szczeg�lny przyjaciel. - Lucretio - powiedzia�. - A mo�e niekt�rzy nazywaj� pani� Lucy? - Lucy. - Czy zechce przyj�� pani t� statuetk�, kt�ra si� pani podoba�a? Zamiast podzi�kowa�? - Nie mog� tego przyj��! - Bardzo prosz�. B�d� si� czu� o wiele lepiej, je�eli pani j� przyjmie. Naprawd�. Skin�a gwa�townie g�ow�, na jej twarzy pojawi� si� rumieniec. Prawie wybieg�a z pokoju. Dlaczego to zrobi�em? - zadawa� sobie pytanie. Mia� nadziej�, �e zrobi� to dlatego, �e bardzo polubi� Lucy Grumman. Mia� nadziej�, �e nie zainwestowa� z zimn� krwi� rze�by, kt�rej i tak nigdy by nie sprzeda� tylko po to, by dziewczyna przychodzi�a tu z op�atami za lekcje i dalszymi zakupami. Przysz�a we wtorek, p� godziny przed innymi i przynios�a fartuch. W miar�, gdy nadchodzi�y pozosta�e uczennice przedstawia� j� oficjalnie - mniej wi�cej tuzinowi znudzonych, m�odych kobiet, kt�re, jak podejrzewa�, szalenie chwali�y si� swymi lekcjami rysunku przed znajomymi, ale na zaj�ciach korzysta�y z ka�dego pretekstu, by nie szkicowa�. Nie odwa�y� si� po�wi�ci� Lucy cho� troch� wi�cej zainteresowania. W klasie wytworzy�y si� male�kie, ale zajad�e kliki. Halvorsen zdawa� sobie spraw�, �e uczennice mi�dzy sob� wy�miewaj� go i jego spos�b post�powania, ale mimo to by�y, o dziwo, w�ciekle zazdrosne o swe starsze�stwo i prawa do specjalnych wzgl�d�w. Zaj�cia, jak zwykle, by�y m�czarnia. Model, obro�ni�ty muskulatura m�ody ci�arowiec, kt�ry wyst�powa� r�wnie� w atelier fotograficznych, by� wyj�tkowo g�upi i zaciekle dyskutowa� na temat ka�dej, dziesi�ciominutowej pozy. Dwie dziewczyny omal nie wydrapa�y sobie oczu k��c�c si� o prawo do ulubionego miejsca, a trzecia odkry�a w minionym tygodniu kubistyczny okres w tw�rczo�ci Picassa i oznajmi�a z duma, �e nie czu�a perspektywy. Wreszcie te dwie, ci�gn�ce si� w niesko�czono�� godziny dobieg�y ko�ca. Zrz�dzeniem zmusi� je do posprz�tania - to zreszt� nie by�o tak k�opotliwe, jak po sobotnich olejach - i stan�� w otwartych drzwiach. Gdyby tego nie zrobi�, mog�yby siedzie� tak przez ca�� noc plotkuj�c o nieobecnych uczniach lub warcz�c na siebie ponuro. Jednak�e jego przemy�lny plan spali� na panewce. Kiedy uczennice wychodzi�y, przed domem zatrzyma� si� wielki, elegancki samoch�d. - To Austin Malone - o�wiadczy�a Lucy. - Przyjecha� po mnie, a przy okazji chcia� zobaczy� pa�skie prace. Dla jego uczennic by� to znakomity pretekst. - Austin Malone? No, no! - Lucy, kochanie. Tak bardzo pragn�abym pozna� prawdziwego kosmonaut�! - Roaldzie, m�j drogi, czy masz co� przeciwko temu, je�eli zostan� jeszcze chwil�? - Nie mam zamiaru traci� takiej okazji i nie dbam o to, czy masz co� przeciwko temu, czy nie, drogi Roaldzie. Malone by� postaci� istotnie sprawiaj�c� wra�enie. Wygl�da tak, pomy�la� Halvorsen, jakby go przepu�cili przez estetikon nastawiony na "zdecydowany'' i "krzepki". Lucy przedstawi�a mu wszystkich, ale astronauta nie da� si� z�apa� w sid�a i sprowokowa� do rozmowy. Czystym, wyra�nym g�osem zwr�ci� si� do Halvorsena. - Nie chc� zabiera� panu zbyt wiele czasu. Lucy m�wi�a mi, �e ma pan troch� rzeczy na sprzeda�. Czy mo�na je gdzie� w spokoju obejrze�? Uczennice wysz�y, ponure. - Tam, z ty�u - odpar� artysta. Wprowadzi� dziewczyn� i Malone'a za zas�on�. Astronauta powoli obszed� ca�a pracowni� dooko�a. Sprawia� wra�enie, �e nie chce, by przeszkadzano mu pytaniami. Wreszce siad� i oznajmi�. -Nie wiem, co o tym my�le�, Halvorsen. To miejsce mnie osza�amia. Czy wie pan, �e to �redniowieczyzna? Ludzie, kt�rym nigdy nie przyjdzie na my�l Chartres i Mont St. Michael zazwyczaj nazywaj� to �redniowieczyzn� -pomy�la� Halvorsen. - Czy ma pan na my�li technologi�? -spyta�. - Je�eli tak, to nie zgadzam si� z panem. M�j gips, moje farby s� lepsze, metal r�wnie� - to znaczy, metal narz�dzi, nie odlew�w. - Mia�em na my�li to, �e pracuje pan r�cznie - powiedzia� astronauta. - �e w dzisiejszych czasach pracuje pan r�czne. Artysta wzruszy� ramionami. - Byli kiedy� ludzie zwariowani na punkcie techniki kotlarskiej, b�d� mechaniki precyzyjnej - przyzna�. - Zrobili kilka ciekawych rzeczy, ale to nie wygl�da�o zbyt dobrze. Czy co� pana u mnie zainteresowa�o? - Podobaj� mi si� te delfiny - rzek� astronauta, wskazuj�c na terakotowa p�askorze�b� na �cianie. Zam�wi� j� pewien architekt, ale ostatecznie zrezygnowa�, gdy koszty budowy domu przekroczy�y kosztorys i zmusi�y go do oszcz�dno�ci. - B�d� kapitalnie wygl�da� nad kominkiem w moim miejskim mieszkaniu. Podobaj� ci si�, Lucy? - Uwa�am, �e s� pi�kne -odpowiedzia�a. -Roald zauwa�y�, jak astronauta zesztywnia� usi�uj�c nie odwr�ci� si� i nie popatrze� na ni�. Kocha� j� i by� zazdrosny. Roald opowiedzia� histori� delfin�w i rzek� w ko�cu: - Cena, kt�ra architekt uzna� za zbyt wysoka, wynosi�a trzysta sze��dziesi�t dolar�w. - Nie wygl�da na wyg�rowan� - mrukn�� Malone - je�eli wysoko ceni pan natchnienie. - Nie m�wi� o natchnieniu -odpar� Halvorsen. - Ale kiedy to wypala�em, nie spa�em przez dwie doby dorzucaj�c w�giel i sprawdzaj�c, czy ci�g jest w�a�ciwy. Astronauta spojrza� na niego z pogard�. - Bior� to - stwierdzi�. - B�dzie o czym pogada� w czasie tych niezr�cznych przerw w rozmowie. Powiedz. mi pan, Halvorsen, jak Lucy sobie radzi? Czy uwa�a pan, �e te jej zaj�cia maj� jaki� sens? - Austin - zaprotestowa�a -nie b�dz tak brutalnie szczery. Przecie� to by�a tylko jedna lekcja. - Jeszcze nie potrafi rysowa� - odpowiedzia� Roald ostro�nie. - Rzecz polega na koordynacji, a to wymog� tysi�cy godzin praktyki, treningu, wsp�lnej pracy r�ki i oka a� do chwili, gdy jeste�my w stanie nakre�li� lini� na papierze w miejscu, w kt�rym chcemy, �eby by�a. Je�eli istotnie pani si� tym interesuje, Lucy, to z pewno�ci� nauczy si� pani dobrze rysowa�. Inni uczniowie - nie, nie sadz�. Chodz� na zaj�cia tylko dlatego, �e si� nudz�, albo ze snobizmu i przerywaj�, zanim zdob�d� niezb�dna koordynacj� r�ki i oka. - Interesuj� si� - powiedzia�a zdecydowanym tonem. Opanowanie Malone'a znikn�o. - Cholernie si� interesje, ale... - Wzi�� si� w gar�� i zn�w zwr�ci� si� do Halvorsena. - Rozumiem, co pan mia� na my�li m�wi�c o koordynacji. Ale traci� tysi�ce godzin, kiedy mo�na kupi� aparat fotograficzny? To przecie� nonsens. - M�wi�em o rysowaniu, ale nie o sztuce - odpar� Halvorsen. - Powiedzia�em, �e rysowanie jest umiej�tno�ci� postawienia kreski w tym miejscu, w kt�rym chcemy, by si� znalaz�a. -Nabra� g��boko powietrza do p�uc, w nadziei, �e wielka r�nica nie zabrzmi �miesznie i trywialnie. - Powiedzmy, �e sztuk� jest wiedzie�, jak nakre�li� t� lini� we w�a�ciwym miejscu. - Niech�e pan spojrzy no to rozs�dnie. Nie ma �adnej sztuki. Ju� nie ma. Podr�owa�em troch� i nigdzie nie widzia�em nic poza fotografiami i SPG. W jakim� drobnym stopniu jej dziedzictwo - owszem, ale nikt ju� wi�cej nie maluje i nie rze�bi. - Sztuka jest, panie Malone. Paru moich uczni�w w klasie martwej natury jest zupe�nie dobrych. A w ca�ym kraju znajdzie pan ich wi�cej. Sztuka mo�e by� terapi� zaj�ciow�, hobby, mo�e pom�c, je�eli kto� nie wie, co zrobi� z r�koma. Istnieje obr�t dzie�ami sztuki. Sprzedaj� je sobie nawzajem, ofiaruj� je sobie nawzajem, wieszaj� je u siebie na �cianach. Jest nawet kilku rze�biarzy. Rze�bienie zalecane jest przez lekarzy. Terapeuci stwierdzaj�, �e to nawet lepszy spos�b ni� rysunek lub malowanie i dlatego wiele os�b pracuje w plastelinie albo w mi�kkim kamieniu. Paru jest nawet niez�ych. - By� mo�e.. Jestem in�ynierem, Halvorsen. Naszym punktem honoru jest czyni� prac� �atw� i lekk�. To w�a�nie pozwoli�o mi dolecie� na Marsa i Wenus, to r�wnie� pozwoli mi dolecie� na Ganimeda. Pan pracuje ci�ko i dla pa�skiej wydajno�ci nie ma miejsca we wsp�czesnym �wiecie. Prosz� na siebie spojrze�! Straci� pan koniec paIca, przypuszczam, �e by� to jaki� wypadek? - Nie zauwa�y�am... - powiedzia�a Lucy i krzykn�a cicho. -Och! Halvorsen podkurczy� �rodkowy palec lewej r�ki. Zawsze tak robi�, by ukry� brak pierwszego cz�onu. - Wypadki �wiadcz� o niedoskona�o�ci opanowania materia�u i narz�dzi - stwierdzi� Malone pouczaj�cym tonem. - Dop�ki b�dzie pan stosowa� swoje metody, a ja swoje, nie b�dzie pan w stanie ze mn� rywalizowa�. Spos�b, w jaki to powiedzia�, �wiadczy� wyra�nie, �e ma na my�li nie tylko prac�. - Mo�emy ju� i��, Lucy? Oto moja wizyt�wka, panie Halvorsen. Niech mi pan dostarczy te delfiny, a ja prze�l� panu czek. Nast�pnego dnia Roald poszed� par� przecznic dalej, do domu Krehbeila. Zasta� staruszka w piwnicy, w warsztacie. Pochyla� si� nad sto�em, nad g�owa �wieci�a mu mocno lampa. Pr�bowa� naostrzy� pi��. - Panie Krehbeill - Halvorsen musia� podnie�� g�os, by przekrzycze� zgrzyt metalu. Cie�la odwr�ci� si� i spojrza� za�zawionymi oczyma. - Nie widz� ju� tak dobrze jak kiedy� -powiedzia� zrz�dliwym tonem. -Dwa razy ostrz� ten sam z�b tej cholernej pi�y, opuszczam z�by, nie widz� dok�adnie szlifu na ju� wyostrzonym. Odblask mnie o�lepia. - Z rozdra�nieniem rzuci� trzymany w r�ku tr�jgraniasty pilnik. - No, dobrze, czym mog� s�u�y�? - Potrzebuj� materia�u do pakowania. Cokolwiek. W zamian za to dam panu te klonowe listwy cztery na cztery. - I naostrzy mi pan pi��? - na twarzy starego pojawi� si� chytry wyraz. - To znaczy, moje pi�y. Co to dla pana - godzina roboty. Ma pan m�ode oczy. - Dobrze - zgodzi� si� Halvorsen z gorycz�. Stary musia� postawi� na swoim, nawet gdyby ju� nigdy nie mia� wzi�� do r�ki tych swoich pi�. Szybko jednak odp�dzi� to uczucie. Zamiast tego, szybko podzi�kowa� Bogu, �e jego w�asne problemy z przystosowaniem si� nie czyni�y ze� takiego zrz�dy, jak Krehbeil. Cie�la by� zadowolony, gdy przejrzeli jego zapas drewna i wybrali deski do opakowania p�askorze�by z delfinami. By� tak uszcz�liwiony, �e, zanim Halvorsen zabra� si� do ostrzenia, zaproponowa� mu kaw� z ciastem. Roald, siedz�c przy stole, pr�bowa� wysondowa� starego. - Zast�j w interesach; co? Ale w tej sytuacji, trudno by�o popsu� Krehbeilowi humor. -Ludzie zawsze byli g�upi. Nie znali si� na dobrej, r�cznej robocie. Kt�rego� dnia - oznajmi� proroczym tonem - u�miej� si� do rozpuku, jak te ich g�upie domy z maszyny, przy silniejszym wietrze, wszystkie i wsz�dzie, zaczn� si� przewraca�. Nawet m�j ch�opak, a la�em go dobrze, prawie codziennie, obs�uguje jak�� idiotyczn� maszyn� do betonowania i jego dom te� powinien zlecie� mu na g�ow�, jak wszystkim innym. Halvorsen wiedzia�, �e syn utrzymywa� Krehbeila przysy�aj�c mu pieni�dze poczt� i zmieni� temat. - Ma pan jakie� meblarskie roboty? - G�upie baby! Co one nazywaj� antykami? - nie wiedz� co to Mi�nia, co to biedermeier. Czasem przynosz� mi jakie� �miecie do naprawy i wtedy ka�� im s�ono p�aci�. Dobrze je naci�gam! - Zastanawiam si�, czy gdyby co� zosta�o w Europie, to czy sprawy nie wygl�da�yby inaczej? - Ludzie zawsze b�d� g�upi -oznajmi� cie�la z przekonaniem. - Czy nie mia� mi pan naostrzy� dzi� tych pi�? Tak wi�c Halvorsen sp�dzi� dwie pe�ne ha�asu godziny, zanim m�g� zanie�� do pracowni swoje deski. W domu czeka�a ju� Lucy. Przynios�a troch� rzeczy do jedzenia. Rzuci� z �oskotem drewno na pod�og� i zapyta�. - Czemu nie jest pani w pracy? - Mam wolne - odpowiedzia�a wymijaj�co. - Austin wpad� na pomys�, �ebym przynios�a panu pieni�dze za t� terakot�. Wyci�gn�a kopert�, a on patrzy� na dziewczyn� w milczeniu. Zn�w zaczyna�a si� ta farsa. Ale tym razem l�ka� si� jej. Nie po raz pierwszy samotna, rozgoryczona dziewczyna upatrzy�a go sobie, uznaj�c, �e jest czym� w rodzaju romantycznego buntownika i zagubionego szczeniaka w jednej osobie. Konsekwencje nietrudno przewidzie�. Wiedzia� z ksi��ek, rozm�w z Labuerrem i w�asnego do�wiadczenia, �e dawniej komedia to nie by�a czym� osobliwym, �e byli nawet arty�ci, wielu artyst�w, kt�rzy stale j� powtarzaj�c, uczynili sobie z tej gry �r�d�o utrzymania. Dziewczyna wpada z czym� do zjedzenia i artysta jest mile zaskoczony; dziewczyna podziwia to czy owo w dniu swej wyp�aty, kupuje i artysta jest mile zaskoczony; dziewczyna przyprowadza swoich znajomych, by brali lekcje lub kupili co�, i artysta jest mile zaskoczony. Dziewczyna mo�e zosta� uwiedziona przez artyst� lub vice versa i to ko�czy gr�. Czasem si� pobieraj� i to nieco komedi� przed�u�a. Halvorsen ostatni raz gra� w tej farsie trzy lata temu razem i depresyjnomaniakaln� rozw�dk� z Elmiry. Trzy lata, w czasie kt�rych sko�czy� trzydzie�ci pi�� lat, dodatkowe trzy lata przyt�aczaj�ce go �wiadomo�ci�, �e jest kim� niepo��danym, �e pracuje zbyt du�o, a je zbyt ma�o. Zdawa� sobie spraw�, �e kocha t� dziewczyn�. Wzi�� kopert�, przeliczy� trzysta sze��dziesi�t dolar�w i wetkn�� je do kieszeni. - To by� pani pomys� - powiedzia�. - Dzi�kuj�. A teraz prosz� sobie i��, dobrze? Mam piln� prac�. Sta�a, wstrz��ni�ta. - Prosi�em, �eby pani sobie posz�a! Mam piln� prac�! - Austin mia� racj� - oznajmi�a przygn�bionym g�osem. -Pana wcale nie obchodzi, co czuj� inni. Pan po prostu chce ich wykorzysta�. Wybieg�a, a Halvorsen musia� wyt�y� ca�� si�� woli, by nie pobiec za ni�. Wszed� do pracowni i przyjrza� si� uwa�nie swemu zestawowi narz�dzi, nie zwracaj�c uwagi na ju� wyko�czone egzemplarze. Jak�e przyjemnie by�oby wyda� prawie po�ow� pieni�dzy na pr�ty ze stali martenowskiej, z kt�rych m�g�by zrobi� d�uta. Mia� wra�enie, �e wie, gdzie m�g�by te pr�ty dosta�... Ale przecie� mog�a znowu tu przyj��, albo on m�g� si� za�ama�, p�j�� do niej, uzyska� przebaczenie - i komedia mimo wszystko zacz�aby si� od nowa. Nie m�g� do tego dopu�ci� Aalesund, po atlantyckiej stronie pasma g�rskiego Dourfeld w Norwegii, by� po zawietrznej spopielonego kontynentu. Jeden archeolog wi�cej nie robi� r�nicy dop�ty, dop�ki mia� na tyle zdrowego rozs�dku, by rozpozna� podobne do tr�jlistnej koniczynki znaki "Niebezpiecze�stwo! Promieniowanie!" i wiedzia� tyle, co przeci�tny ucze� o odzie�y ochronnej oraz dokonywaniu odczytu z osobistego licznika Geigera. Halvorsen wynaj�� samoch�d przeznaczony dla tych, kt�rzy chcieli wyprawi� si� przez g�ry, by zbada� zatrute Oslo. Dobrze zabezpieczony m�g� w ci�gu dwunastu godzin dojecha� bezpiecznie tam i z powrotem. Ale on min�� Oslo, Wennersborg i Goeteborg, pojecha� wzd�u� Kattegatu do Helsingborgu i tam porzuci� samoch�d w�r�d tr�jlistnych znak�w; nast�pnie przeprawi� si� do Danii. Du�czycy w niczym nie przypominali Prusak�w, mieli jednak to nieszcz�cie, �e ich nieszcz�sny, ma�y p�wysep wystawa� z kawa�ka Niemiec. Dla py�u radioaktywnego by� to szczeg� bez znaczenia, tr�jlistne znaki wyra�nie o tym �wiadczy�y. �wiadom, �e ma przed sob� d�ug� drog� po pokrytej gruzem autostradzie, zdj�� impregnowany kombinezon i buty ochronne. Ju� dawno wyrzuci� ha�a�liwy licznik oraz niewygodne r�kawice i mask�. By�o straszliwie cicho, gdy ku�tykaj�c w samo po�udnie wszed� do Kopenhagi. Nie wiedzia�, czy promieniowanie zabija go, ani czy jest jeszcze zm�czony i g�odny. My�la� o sobie jak o kim� zupe�nie obcym i sprawia�o mu to przyjemno��. B�d� sw� w�asn� publiczno�ci� - my�la�. - B�g mi �wiadkiem, dowiedzia�em si�, �e nie ma innej, ju� nie ma. Trzeba wiedzie�, kiedy sko�czy�. Rodin, ten staruch, wspania�y staruch, wiedzia� to. Nauczy� nas, by�my nie polerowali rze�by. nie wyg�adzali jej, a� do momentu, w kt�rym b�dzie wygl�da�a jak p�yn, a nie br�z czy kamie�. Van Gogh by� zupe�nie zwariowany, ale wiedzia� kiedy przesta� i zawerniksowa� obraz. Nie dba� o to, �e farba wygl�da jak farba, a nie jak chmury o zachodzie s�o�ca czy promie� ksi�yca. Hatford, Browne i Sharpe kiedy zrobili swoj� tokark� rewolwerowca, poprzestali na tym. Nie ozdabiali jej kariatydami. Ja za� sko�cz� wszystko wtedy, kiedy moje �ycie jest jeszcze �yciem, zanim nie przyozdobi mnie tak rozpraszaj�cym uwag� dodatkami jak �ona, kt�ra w ko�cu zacznie mn� pogardza�, albo kolejnymi, stopniowo coraz mniej warto�ciowymi dzie�ami, na kt�re nikt nie spojrzy. Prosz� nikogo nie wini� - pomy�la� beztrosko. I nagle w�r�d chwast�w i gruz�w zobaczy� zamykaj�c� jego drog� - Fontann� Orfeusza, dzie�o Millesa. - To m�g� zrobi� tylko cz�owiek - pomy�la�. Obwody estetikonu nie mog�yby stworzy� czego� takiego. By�o tu zbyt wielkie pomieszanie styl�w, �wiadoma skaza, na kt�r� estetikon nie da�by si� ustawi�. Orfeusz i dusze by�y klasycystyczne, lub p�niejsze, trzyg�owy pies by� klasyczny. Mia�o to ukaza�, jak staro�ytne i niepokonane jest Piek�o, �e Cerber wie, i� Orfeusz nigdy nie wr�ci ze sw� ukochan� do �wiata �ywych. W centralnej postaci byt heroizm i tragizm, wygl�da�a pot�nie, jakby stworzona do walki przeciw bogom. Nie spos�b jednak by�o walczy� ze szczerz�cym z�by jak w u�miechu, wszystkowiedz�cym, nienawistnym, trzyg�owym psem. Nie mo�na przecie� walczy� z chodnikiem, po kt�rym si� idzie, czy z pod�og� domu, w kt�rym si� znajdujemy. Wi�c Orfeusz z twarz� pe�n� hamowanego cierpienia i pasji wydobywa ze swej liry pot�ny akord, kt�ry porusza kamienie i drzewa. Wok� niego nagie dusze w Piekle zrywaj� si� z miejsca, s�ysz�c ten akord: m�odzi kochankowie pogr��eni w �mierci; matka pogr��ono w �mierci; pogr��ony w �mierci muzyk - g�uchy, lecz wyt�aj�cy s�uch. Halvorsen szed� niepewnym krokiem w stron� fontanny i nagle poczu�, jak co� w nim p�ka i jaki� ci�ar wype�nia mu p�uca: Gdy pada� na twarz, mi�dzy chwasty, nie dba� ju� o to, �e tr�jg�owy pies patrzy na� z g�ry i szczerzy swe z�by we wszystkowiedz�cym, nienawistnym u�miechu. Halvorsen us�ysza� akord lutni.