383
Szczegóły |
Tytuł |
383 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
383 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 383 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
383 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tadeusz R�ewicz
Kartoteka
Od wydawcy:
Tadeusz R�ewicz i krytyka o "Kartotece.
Rozmowy o dramacie. Wok� dramaturgii otwartej. (Stenogram rozmowy odbytej w redakcji "Dialogu" w dniu 23 IV 1969 z udzia�em Tadeusza R�ewicza i Konstantego Puzyny).
PUZYNA: Porozmawiajmy troch� o teatrze, dawno ju� tego nie robili�my. O teatrze w og�le i o pana teatrze. O koncepcji teatru zawartej w pana sztukach ju� napisanych i o tej, kt�r� chcia�by pan realizowa� i rozwija�. I jeszcze - o relacji mi�dzy tekstem i scen�. Bo wiemy obaj, �e teatry nie zawsze robi� z pana sztuk to, co mo�na by z nich wyczyta�. Zacznijmy mo�e tak: czy pisz�c, widzi pan w wyobra�ni konkretn� realizacj�?
RӯEWICZ: Sam fakt realizacji jest dla mnie spraw� drugorz�dn�. Spraw� najwa�niejsz� jest rozegranie dramatu "na papierze". Co b�dzie z tym robione w teatrze, a nawet kto b�dzie to robi�, nie jest dla mnie spraw� istotn�. Chocia� na sw�j spos�b interesuje mnie to r�wnie�.
PUZYNA: Ale pisz�c sztuk� jako� j� pan sobie przecie� wyobra�a rozegran� przez aktor�w w przestrzeni scenicznej?
RӯEWICZ: Gdy cofn� si� pami�ci� do Kartoteki, sztuki, kt�r� uwa�am za sw�j debiut sceniczny - nie mia�em tego uczucia oczekiwania na realizacj�. By� pan wtedy kierownikiem literackim Teatru Dramatycznego i rozmawiali�my o tej sztuce, m�wi�em, �e nie wiem czy to ko�czy�, czy to pisa� dalej. Pan wtedy powiedzia�, �e to by wasz teatr interesowa�o. Ten fakt wp�yn�� w jakiej� mierze na to, �e wKartotece znalaz�y si� jakby ust�pstwa, dodatki dla teatru, dla re�ysera, jakby przekszta�cenia wa�nego dla mnie, czysto literackiego tekstu, w tekst dla re�ysera...
PUZYNA: Owszem, pami�tam, �e Wanda Laskowska, kt�ra przedstawienie re�yserowa�a w Teatrze Dramatycznym, doda�a tekstowi jakby ram� z dwu pana wierszy, kt�rymi rozpoczyna�a
i ko�czy�a spektakl. Natomiast w znakomitym w�oskim spektaklu student�w z Genui, o kt�rym panu kiedy� opowiada�em -by�a to chyba najlepsza realizacja Kartoteki - ot� tam ramy takiej nie by�o. By�a po prostu form� otwart� bez wyra�nego pocz�tku i ko�ca. Jak gdyby sztuka by�a tylko cz�ci� jakiego� szerszego, ci�g�ego nurtu tw�rczo�ci, kt�rej poszczeg�lne dramaty s� tylko wycinkami, fragmentami, a nie zamkni�t� ca�o�ci�.
RӯEWICZ: Oczywi�cie tak nie jest, �e sztuka si� w og�le nie zaczyna i nie ko�czy, przynajmniej na papierze. Niezale�nie od tego, jak sobie wyobra�amy domniemany pocz�tek i koniec sztuki. Niemniej na przyk�ad w Kartotece realizatorzy warszawscy czuli widocznie brak i potrzeb� wyra�niej szego pocz�tku i ko�ca.
PUZYNA: W bardziej konwencjonalnym sensie, ni� to le�a�o w pana zamy�le?
RӯEWICZ: U�y� pan tutaj sformu�owania: dramaturgia otwarta, sztuka otwarta. To dla mnie sprawa istotna. Wywodzi si� ona z moich wcze�niejszych do�wiadcze� poetyckich: poematu otwartego, kt�ry si� w�a�nie tak nazywa� - Poemat otwarty. Gdzie ka�dy m�g� niejako wej�� w �rodek ze swymi sprawami. Co� podobnego by�o tak�e w Kartotece: tam te� ka�dy m�g� wej�� w �rodek, dopisa� jaki� fragment czy koniec, rozszerzy� czy uzupe�ni� jak�� scen�. Czym jest koniec sztuki? To oczywi�cie koniec fabu�y, akcji, jakich� dziej�w. W Grupie Laokoona te� pocz�tkowo teks by� jakby nie zako�czony, potem na pro�b� re�ysera dopisa�em kwestie dziadka, kt�re jako� pointuj�, zamykaj� sztuk�, stawiaj� kropk� nad i.
PUZYNA: Czy nale�a�oby jednak traktowa� pana sztuki jako pewien ci�g wsp�lny, gdzie �adna sztuka nie jest zamkni�ta, ale jedna wynika z drugiej, albo wr�cz w ni� przechodzi? I to nawet bez "��cznik�w", kt�re by�y, ale gdzie� wypad�y?
RӯEWICZ: Oczywi�cie, pewne elementy mog�yby by� w tej dramaturgii przenoszone z jednej sztuki do drugiej nawet zmieszane w now� ca�o��, ale nie jest to dla mnie sprawa dowolna. Musz� one by� bardzo skrupulatnie ��czone na zasadzie, nazwa�bym to, kontrapunktu obraz�w poetyckich, gdzie wszystko ma pewn� �cis�� logik�. Jest to tak�e logika pewnego rytmu wewn�trznego, rzeczy utajonych, przeczu� nawet, intencji.
PUZYNA: Je�li jednak jest to logika obraz�w, to s� one tak�e obrazami wizualnymi. A wi�c ich realizacja sceniczna...? Niekt�rych przecie� nie rozpisuje pan nawet na dialog, markuje je tylko w didaskaliach, pozostawiaj�c re�yserowi zupe�n� swobod� konkretyzacji scenicznej, a nawet poszerzania czy rozbudowania. W obraz bez s��w. To przeplatanie si� obraz�w bezs�ownych z obrazami ju� skonkretyzowanymi w s�owie, w dialogu, daje tak�e pewien kontrapunkt, pewien rytm wewn�trzny utworu, budowany nie poprzez logik� akcji, ale poprzez logik� skojarze� czy my�li, rz�dz�cych takim czy innym nast�pstwem obraz�w. Ale, jak z tego wynika, nie wszystko jednak rozgrywa pan na papierze. Ca�e du�e partie, to bia�e plamy.
RӯEWICZ: Zasada jest tu zbli�ona do budowy niekt�rych moich poemat�w, np. Et in Arcadia ego. Poemat ten m�g�by, moim zdaniem, by� wystawiony prawie w tej formie, w jakiej zosta� napisany. My�l�, �e elementy pewnych sztuk mog�yby wychodzi� z innych element�w w innych sztukach. Na przyk�ad prolog do �miesznego staruszka, publikowany zreszt� w "Dialogu" p�niej ni� sztuka, by� w�a�ciwie pocz�tkiem sztuki Przyrost naturalny.
"Du�o czystego powietrza". (Z Tadeuszem R�ewiczem rozmawia Krystana Nastulanka). "Polityka" 1965.
N.: A jak Pan widzi lini� rozwojow� swojej dramaturgii pocz�wszy od Kartoteki a� po ostatnie sztuki bliskie grotesce?
R.: Moje sztuki nie maj� nic wsp�lnego z grotesk�. Grotesk� uwa�am za u�atwienie. - A siebie za realist�, co zreszt� podkre�lam wielokrotnie w Akcie przerywanym... Bardzo mi brak wsp�pracy z re�yserem i z zespo�em, kt�ry m�g�bym uwa�a� za sw�j zesp�. Dotychczasowa moja praktyka to przypadkowe spotkania. A praca w teatrze powinna by� kolegialna.
N.: Nazwa� Pan siebie realist�... Ale przecie� Pana realizm jest jednak czym� innym ni� realizm Zapolskiej?
R.: W�wczas teatr by� chyba po prostu lustrem.
N.: A dzisiaj - prosz� mi darowa� bana� - czym? Krzywym zwierciad�em?
R.: (�miej�c si�) Nie. Rozbitym, roztrzaskanym lustrem. Nie twierdz�, �e to si� nie zmieni. Mo�e znajd� si� autorowie, kt�rzy poka�� nam nowe lustra, w kt�rych odbity �wiat b�dzie identyczny ze �wiatem realnym. Mnie na przyk�ad interesuje bardziej takie zagadnienie: punkt, w kt�rym dramat staje si� komedi�, a komedia dramatem.
N.: To bardzo trudne zagadnienie. Na naszych oczach mieszaj� si� gatunki, formy, j�zyki r�nych ga��zi sztuk...
R.: To ciekawe. Monta� mo�e wywo�a� napi�cie dramatyczne. Klasycznym przyk�adem jest pop-art. Wszystko oczywi�cie zale�y od k�ta widzenia. Mnie na przyk�ad ogromna pusta tuba po pa�cie napawa optymizmem, u�miecha�em si� do niej. Promieniowa�a z niej na mnie higiena i aseptyka. Kogo� innego ten sam przedmiot m�g� napawa� na przyk�ad przera�eniem. Czego jeszcze chcia�aby si� Pani ode mnie dowiedzie�?
Marta Piwi�ska: "R�ewicz, romantyzm, awangarda." "Dialog" 1969 nr 7.
W dramatach R�ewicza ogl�damy dwie prawdy. Jedna, to codzienno��, powszednio��, zwyk�o��, stabilizacja: sceny rodzinne, jedzenie zupy, jazda poci�giem, zabiegi toaletowe, przestawianie mebli, spadanie, d�ugie pauzy, w kt�rych "nic si� nie dzieje". Bohaterowie s� anonimowi, zwykli, zawieszeni mi�dzy typow� przeci�tno�ci� a moralitetowym uog�lnieniem. Na scen� wchodz� i ze sceny schodz� postacie bez �adnej konsekwencji, nic si� nie rozwija, nie ma porz�dkuj�cej fabu�y, a jednak jest w tym jaki� porz�dek. Porz�dek codziennego �ycia, porz�dek jego konieczno�ci i przyziemno�ci, przymus stereotyp�w, przymus narzucony przez formy i instytucje: rodzin�, szko��, uniwersytet, kolej, biuro. Wszystko w utartych koleinach. Nawet s�owo ulega temu schematowi - alfabet. Automatyzm �ycia, terror stereotyp�w, rygor cywilizacji, rygor kultury, owego "ducha", kt�ry dokonawszy wielu operationes spirituales uzna� wreszcie terror i brak ducha za najlepszy porz�dek i zamieni� ludzi w automaty (po pierwszej wojnie zapowiada� to ju� pewien duchowny w szwajcarskim sanatorium).
I druga prawda, kt�ra czasem zreszt� prowadzi R�ewicza na artystyczne manowce: prawda wyzwolonego instynktu, prawda "darwinowska". Prawda m�wi�ca, �e strach i terror zmienia cz�owieka w besti�, ale �e w nim samym kryje si� zwierz� okrutne i bezwzgl�dne w zaspokajaniu swoich potrzeb: mordowanie kota przez ch�opca w Naszej malej stabilizacji, balet "samc�w" i balet "bufetu" w Wyszed� z domu, zwierz�co�� ludzka ledwie ukryta w akcji "za drzwiami" w Akcie przerywanym. Erotyczne perwersje i strach �miesznego staruszka, dwaj ludzie wynurzaj�cy si� z piasku i rzucaj�cy si� na siebie - z mi�o�ci? z nienawi�ci? - w Starej kobiecie. Osaczenie cz�owieka przez natur�, kt�ra ka�e mu je��, pi�, spa� i to samo w k�ko coraz zach�anniej i wi�cej. Koszmar owego ukrytego w ka�dym cz�owieku "psa", cz�owieka zdegradowanego po wojnie w swoim cz�owiecze�stwie, kt�ry wie ju� o tym, �e nosi w sobie zwierz� �cigane, zdychaj�ce lub gotowe zagry�� inne zwierz� ludzkie i nie mo�e o tym zapomnie�, nawet ukrywszy t� prawd� pod drug� i trzeci� sk�r�, nawet na "ustabilizowanym" fotelu.
Tak�e w Kartotece przedstawiciel wsp�czesnej literatury, "Pan z przedzia�kiem", zachowuje si� jak pies, "obchodzi na czworakach ca�y pok�j, obw�chuje nogi sto�u, krzes�o, zagl�da pod ��ko, zaczyna gada� podnosz�c pysk". Jego w�a�ciciel charakteryzuje go: "powie mu pan cierp, cierpi, pawie mu pan skacz, skacze, a nawet potrafi czyta� i pisa�... dosta� medal na wystawie ps�w w Pary�u... jest inteligentny, dobrze u�o�ony... u�o�enie nie jest trudne... wystarczy umiej�tne post�powanie, nieco cierpliwo�ci... w pracy psa dzia�aj� cztery czynniki: pasja �owiecka, wiatr, chody i inteligencja". A kiedy "Pan z przedzia�kiem" ukazuje si� przed "Bohaterem", ten go wita: "Czuj� wazelin�, lakier, b�dzin� i literatur�", i podaje mu do picia wod� z miednicy: "W tej wodzie moczy� nogi uczciwy, prosty cz�owiek. Pij. To lekarstwo dla takich jak ty! Jak my..." �w "uczciwy, prosty cz�owiek" to kilkakro� ju� spotykany "wuj" i w ten spos�b znowu dostajemy si� w kr�g rodziny i domu. Motyw t�sknoty do powrotu pojawia si� z ca�� wyrazisto�ci�. Wuj m�wi: "Czekamy na ciebie wszyscy.
I mama i siostry... Nie chcesz jeszcze wraca� ze �wiata do domu?" Na co otrzymuje odpowied�: "Mam du�o spraw do za�atwienia, r�ne sprawy, trudno si� od tego oderwa�, trudno po�apa�. Mo�e p�niej".
[..J
Wspomina�em ju� o Chaplinie. Ten stary, �mieszny cz�owiek w zmi�tym, znoszonym ubraniu, z opuch�ymi stopami, wychodz�cy z anonimowych mrok�w jakiego� ma�ego miasta czy getta i w�druj�cy przez wielki �wiat "dzisiejszych czas�w", zarazem ironicznie groteskowy i melancholijnie sentymentalny - to w�a�nie bohater (lub lepiej - aby trzyma� si� terminologii jego tw�rcy - "bohater") R�ewicza. Ten cz�owiek jest jednocze�nie ma��, ale oddzieln�, odr�bn� osobowo�ci�, z uporem przeciwstawiaj�c� si� uniwersalizuj�cemu potokowi "�wiate� wielkiego miasta" i zarazem uosabia powszechno��, przeci�tno��, jest ukryty, nierozpo-znawalny w gromadzie podobnych.
T� dwoisto�� akcentuje szczeg�lnie Kartoteka, na kt�rej "Bohatera" (tak w�a�nie okre�lona zosta�a w sztuce g��wna posta�) stara si� autor rzuci� pe�ne �wiat�o. "Bohater" cierpi i prze�ywa w dumnym wyizolowaniu, prawie jak w sztuce romantycznej, ale r�wnocze�nie nie posiada imienia, wieku, zawodu, a raczej dane te zmieniaj� si� co chwila, czyni�c ze� jakby posta� syntetyczn�, zbiorow�, przedstawiciela pokolenia, narodu, wieku. Sam tytu� sztuki zreszt� sugeruje, �e chodzi tu o wielko�� statystyczn�, jako�� buchalteryjn�, ca�y wsp�czesny �wiat indywidualnych cierpie�, prze�y� i bunt�w mie�ci si� w jednolitych rega�ach, kartotekach, rejestrach urz�dniczych. Narrator �mierci w starych dekoracjach t�skni do Wielko�ci, z lubo�ci� wylicza najwybitniejszych ludzi z rozmaitych dziedzin, sam marzy o tym, aby zosta� Napoleonem (Napoleon zreszt� wspominany jest przez R�ewicza cz�sto; Bohater z Kartoteki opowiada z przej�ciem, �e widzia� w Pary�u "naturalnej wielko�ci Napoleona"). Ale przecie� do ko�ca, do �mierci nie dowiadujemy si� nawet jego imienia ani nazwiska, nie maj� one �adnego znaczenia, to kto� oboj�tny, wymienny. Tego rodzaju contradictio in adiecto znajduje wyraz na przyk�ad w zdaniu wypowiedzianym w Kartotece: "Czasy s� niby du�e, ludzie troch� mali".
Stanis�aw G�bala: "Teatr R�ewicza". Wroc�aw 1978.
Jeszcze jeden fragment wypowiedzi Marty Piwi�skiej zas�uguje na wnikliw� uwag�. Autorka pisze o elementach komicznych w przedstawieniu: ^Kartoteka by�a napisana bez odpr�e�, jako jednolita zmora przera�enia i nonsensu. Jedynym uspokojeniem by�o odwo�anie si� do �dobrego, oboj�tnego stworzenia Natury�, kt�ra w postaci Wujka [...] umar�, mo�e nam si� zreszt� - przy pewnym k�cie widzenia - te� przedstawi� makabrycznie: wystarczy podstawi� pod dom - ziemi�. Ale to tylko taka lu�na propozycja interpretacji -Kartoteka nie jest dramatem symbolicznym. Elementy komiczne by�y w niej, ale wplecione w dra�ni�c� karykatur� absurdu �wiata, w brutaln� grotesk�, odpr�enia przynosi� nie mia�y"
[...]
Wr��my jednak do problemu uniwersalizacji tre�ci utworu. Najdobitniej stwierdzi�a ten fakt Wanda Karczewska w recenzji ��dzkiego przedstawienia na Ma�ej Scenie Teatru Nowego, kt�re re�yserowa� Jan Skotnicki. "Pozornie [...] oddramatyzowaniu Kartoteki sprzyja czas. Pewne obsesyjne motywy tej sztuki, jak na przyk�ad �w zabarwiaj�cy klimat utworu, niesmak Bohatera do samego siebie, wynikaj�cy ze �wiadomo�ci w�asnego konformizmu (�klaskania�) powoli, zw�aszcza dla m�odego pokolenia, staje si� raczej oznak� neurastenicznego usposobienia wsp�czesnego cz�owieka ni� samooskar�eniem ugruntowanym psychologicznie pami�ci� konkretnego czasu i konkretnego zachowania, pami�ci� tego, �e si� by�o co najmniej niemym (cho�by tylko �klaskaj�cym�) wsp�tw�rc� �minionego okre-su�. W istocie jednak czas uniwersalizuje Kartotek�. Owo wyparowywanie, usuwanie si� z pami�ci czy �wiadomo�ci widza konkretnej przyczyny samowstr�tu Bohatera przesuwa problematyk� Kartotek i w stron� zagadnie� egzystencjalnych, ku nieod��cznym od tej filozofii kategoriom l�ku i samoobrzy-dzeniajako cech kondycji ludzkiej".
Lech Sok�: "Kartoteka". Pos�owie. P. I. W 1981.
R�ewicz pokazuje w Kartotece nie tylko rozk�ad tradycyjnego bohatera, ale rozk�ad akcji. Akcja rozumiana jako przyczynowo-skutkowy �a�cuch wydarze�, ci�g chronologiczny los�w bohater�w, u niego nie istnieje. Akcja nie rozwija si�, bo nic nie rozwija si� w Kartotece. Czasem akcji jest tera�niejszo�� Bohatera, w kt�rej obecne s� w formie wspomnie� i do�wiadcze� jego prze�ycia reprezentatywne dla pokolenia, dla narodu. W nast�puj�cych po sobie scenach mamy do czynienia z widzianymi i prze�ytymi przez Bohatera strz�pami dziej�w Polski wsp�czesnej, od dzieci�stwa i wczesnej m�odo�ci, poprzez wojn� i okupacj�, tak zwany "okres miniony", po tera�niejszo�� Bohatera, czyli schy�ek lat pi��dziesi�tych. R�ewicz jest tego ca�kowicie �wiadomy i ju� w obja�nieniach wst�pnych do swej sztuki pisze o opowiadaniu historii, a nie o akcji sztuki. Miejsce akcji jest realistyczne, autorowi zale�y tylko na pewnej wyrazisto�ci urz�dzenia pokoju Bohatera i dlatego zaznacza, �e wszystkie przedmioty i meble maj� by� prawdziwe, a jedynie "ich rozmiary s� troch� wi�ksze od normalnych". Natomiast akcja jest "wewn�trzna", nie "zewn�trzna", zgodnie z okre�leniami "teatr wewn�trzny" i "zewn�trzny", u�ywanymi przez autora. "Dziel� teatr na �teatr zewn�trz-ny� (w tym teatrze najwa�niejsza jest akcja, to, co si� dzieje na scenie, i to jest teatr klasyczny, i jeszcze teatr romantyczny a� do teatru wsp�czesnego, do Dlirrenmatta, Witkacego, dopiero u Becketta jeste�my �wiadkami nie tylko pozornej akcji, ale i rozk�adu tej akcji na scenie... ten rozk�ad jest u niego akcj�. �eby jeszcze dok�adniej okre�li�: teatr �zewn�trzny� jest ju� teatrem �historycznym�; teatrem, kt�rego proces zako�czy� si� [...]. Do tego teatru �wewn�trznego� id� po �ladach i znakach, kt�re daj�:
Dostojewski, Czech�w, Conrad..." W tym teatrze "wewn�trzn-sym" wchodzimy w my�li, prze�ycia, do�wiadczenia bohatera, podobnie jak dzieje si� w Kartotece. Cz�stokro� chwila milczenia, gest, s�owo znaczy w takim teatrze wi�cej ni� niejeden tasiemcowy monolog, niekiedy zreszt� nie pozbawiony nawet wielkich warto�ci literackich, w dawnym dramacie. Wyja�niaj�c swoj� my�l R�ewicz odwo�uje si� do powie�ci Conrada Lord Jim. Ma
10
rozegra� si� proces bohatera tytu�owego, w zgie�ku, w t�umie, kto� krzykn�� na psa przyb��d�: "Niech pan spojrzy na tego n�dznego psa...", a Jim pomy�la�, �e to chodzi o niego: "Czy pan do mnie m�wi�? - spyta� Jim bardzo cicho". Dla R�ewiczajest to najtragiczniejszy moment w �yciu Lorda Jima: "W tym, w tej scenie, s� elementy teatru �wewn�trznego�, o kt�rym my�l� i m�wi�".
[...]
G��wna posta� Kartoteki nie jest bli�ej okre�lona, nie ma imienia, a raczej ma ich wiele. Innych, licznych postaci R�ewicz r�wnie� nie opisuje, nie wymienia wyst�puj�cego w jego sztuce ch�ru, kt�ry - jak w tragedii greckiej - komentuje akcj�, ale r�wnie� bierze w niej bezpo�redni udzia�. W wa�nych dla zrozumienia sztuki obja�nieniach wst�pnych pisze: "Spisu os�b nie podaj�. �Bohaterem� sztuki jest cz�owiek bez okre�lonego dok�adniej wieku, zaj�cia i wygl�du. �Bohater� nasz cz�sto przestaje by� bohaterem opowiadania i zast�puj� go inni ludzie, kt�rzy s� r�wnie� �bohaterami�."
Zauwa�my, �e s�owo "bohater" jest wzi�te w cudzys��w. Bo te� dziwny to bohater, kt�ry niekiedy przestaje by� bohaterem, nie posiada na pierwszy rzut oka niczego w�asnego: nawet j�zyka, kt�ry tak cz�sto wyr�nia� i indywidualizowa� postacie literackie. W sztuce R�ewicza nie mamy do czynienia z indywidualizacj�, przeciwnie: bohater jest anonimem, jednym z wielu, upostaciowaniem zbiorowo�ci. Dotykamy tutaj zagadnienia bardzo wa�nego dla ca�ej tw�rczo�ci R�ewicza.
Jego bohaterowie oscyluj� mi�dzy dwoma biegunami: s� zar�wno wyrazicielami anonimowej masy ludzkiej, jak samotnych, co najmniej odosobnionych jednostek. Bohater Kartoteki jest Jedermannem, czyli Ka�dym, jak w �redniowiecznym moralitecie, i jego los jest jakby ekranem, na kt�rym ogl�damy losy pokolenia. Zachowuj�c swoj� anonimowo��, posiada los indywidualny, jakie� szczeg�lne i w�asne prze�ycia, a przecie� za�amuj� si� w jego losie zbiorowo�ci. B�d�c anonimem, czyli bezimiennym nikim, jest jednocze�nie ka�dym, reprezentantem wszystkich. Jego �ycie jednostkowe kszta�towa�y wypadki od niego niezale�ne, inni ludzie, kt�rzy - jak pisze autor - "wsp�lnymi si�ami
11
uk�adali kartotek� jego �ycia". Jego my�li s� "my�lami anonimowego mieszka�ca wielkiego miasta, anonima �yj�cego w metropolii, anonima, kt�rego �ycie rozwija�o si� mi�dzy gigantycznym nekropolom i ci�gle rosn�cym polis". Poezja R�ewicza udziela g�osu takim bohaterom, jeden z tom�w jego wierszy nosi tytu� Glos anonima, wydany zosta� w tym samym roku co Kartoteka.
Cierpi�c w "dumnym wyizolowaniu" Bohater Kartoteki wyra�a nar�d, spo�ecze�stwo, zbiorowo��. Wyra�a wszystkich, to znaczy kogo? Pad�o ju� tutaj s�owo "pokolenie". Wyrazicielem jakiego pokolenia jest wi�c Bohater? W sztuce m�wi si� o tym wyra�nie. W jednej ze scen Go�� w Cyklist�wce wyjmuje z zaci�ni�tej d�oni �pi�cego Bohatera jaki� papier. Jest to groteskowy �yciorys przedstawiciela pokolenia, o kt�re chodzi: "Urodzi�em si� w roku 1920 [...]. Przyst�pi�em do egzaminu dojrza�o�ci. Nie zd��y�em jednak uko�czy�, gdy l wrze�nia 1939 roku wybuch�a wojna �wiatowa... ten straszliwy kataklizm, kt�ry poch�on��..." rocznik 20, to pokolenie Baczy�skiego, Borowskiego, Trzebi�skiego, Gaj-cego, Bojarskiego, to pokolenie R�ewicza, kt�ry urodzi� si� w 1921 r., inni wymienieni pisarze w 1921 lub 1922. M�odo�� tego pokolenia przypad�a na wojn� i okupacj�, to oni walczyli, to oni -je�li uda�o im si� prze�y� - wnie�li do literatury, jak R�ewicz, straszliwe do�wiadczenie i "zara�enie �mierci�". R�ewicz anga�uje si� w walk� z okupantem w szeregach Armii Krajowej, gdy ma dwadzie�cia jeden lat.
Ten motyw losu pokolenia jest kontynuowany w dalszych scenach sztuki: Pan z Przedzia�kiem - uosobienie konformizmu i lakiernictwa fa�szywej literatury, zna smak "w�dy, wody, �liny i atramentu", nie zna smaku krwi. "Jak prze�y�e� wojn�? Okupacj�? Nie mia�e� w r�ku broni?" - krzyczy do niego Bohater. Ten Bohater, kt�ry jest przedstawicielem pokolenia nie rozumianego przez starszych, gdy� ich ukszta�towa� �wiat solidny, �wiat sprzed kataklizmu; nie zrozumianego przez m�odszych, kt�rzy nie widzieli, nie prze�yli: "Bracia moi, moje pokolenie! Do was m�wi�. Nie mog� nas zrozumie�, m�odzi i starzy!" Ilustracj� tych s��w Bohatera jest nast�puj�ca tu� po nich rozmowa z m�od� dziewczyn�, Niemk�. Bohater zdobywa si� na s�owa i gesty wznios�e, kt�re zawisaj� w pr�ni, staj� si� �mieszne i zawsty-
12
dzaj�ce: "Wszystko to wysz�o jako� �miesznie. Jak g�upio, jak strasznie g�upio. Czy nie mo�na nic powiedzie�, wyja�ni� drugiemu cz�owiekowi. Nie mo�na przekaza� tego, co jest najwa�niejsze... O Bo�e! Bohatera osaczaj� wspomnienia wojenne, s�yszy niemieckie komendy i przekle�stwa; dziewczyna wychodzi nic nie rozumiej�c. Dawne l�ki powracaj�, te l�ki we �nie i na jawie, o kt�rych poeta nieraz pisze w swoich wierszach.
Prze�ycia Bohatera s� tyle� jego prywatnymi prze�yciami, co prze�yciami pokolenia; Kartoteka jest jego kartotek� osobow� i kartotek� jego r�wie�nik�w. To r�wnie� sztuka o losie polskim, o tym , co si� nazywa "polsko�ci�". Bohater nie ma w�asnego imienia, ale odnosi si� do niego wiele imion, jak z jakiego� spisu, jak z kartoteki. Wiele z tych imion akceptuje, inne prostuje, ale sam siebie nazywa raz Wiktorem, raz Wac�awem. Wujek nazywa go Stasiom, W�adziom, Kaziem, Piotrusiem i Dzidkiem. Sprawia to wra�enie, jakby Bohater by� coraz to kim� innym, jakby tak�e zmienia� si� Wujek. T�usta Kobieta okre�la go jako Wacka, Jurka, Dzidka, Zbycha; dziewczyna pisz�c do niego list -jako Janka;
dla w�asnego ojca jest raz Zdzis�awom, innym razem W�adkiem, Tadkiem i Wackiem. Dla jednych postaci jest doros�ym m�czyzn�, dla innych - dzieckiem (rodzice) czy maturzyst� (Nauczyciel). Maj�c wiele imion - wyra�a zbiorowo��; nie maj�c okre�lonego wieku - odbywa w�dr�wk� w czasie do okresu dzieci�stwa, kiedy ukrad� ojcu z�ot�wk� i zjad� cukier, do wczesnej m�odo�ci, kiedy prze�ywa� pierwsz� mi�o��; do dzieci�stwa i m�odo�ci tyle� w�asnej, co powszechnej, tak dalece jego prze�ycia s� typowe.
Stanis�aw Burkot: "Tadeusz R�ewicz". W.S i P 1987.
Z tej perspektywy patrz�c, dramaty R�ewicza, podobnie jak jego poezja, d��� do przedstawienia uwik�a� cz�owieka wsp�czesnego w zesp� dawnych i nowych mit�w, d��e� i niespe�nie�, idei, kt�re nie pobudzaj� do �ycia, warto�ci, kt�re si� na jego oczach rozpadaj� i kompromituj�. Cz�owiek wsp�czesny utraci� wp�yw na bieg rzeczy i zdarze�, przesta� kszta�towa� sw�j �wiat. Odwrotnie: to �wiat w�a�nie kszta�tuje go na w�asne, psychicznie obce mu podobie�stwo. Taki punkt widzenia zmieni� musia�
13
gruntownie struktur� dramatu. Dramat dawny ca�y zbudowany by� z dzia�a� bohater�w, kt�rzy do czego� d��yli (wyra�a�a to akcja dramatyczna), zmierzali do okre�lonego celu.
R�ewicz buduje bohater�w w swych dramatach na innej, odwrotnej, zasadzie ontologicznej: znajduj� si� oni stale w niewoli �wiata, s� skr�powani tysi�cem wi�z�w - nakaz�w obyczajowych, konwencji spo�ecznych, wreszcie w�asn� pami�ci� i biologi�. S� totalnie bierni, bezwolni. Ka�dy z nich m�g�by za bohaterem lirycznym wiersza Zi �yciorysu powt�rzy�:
pytasz o wa�niejsze wydarzenia daty z mojego �yciorysu spytaj o to innych
To nie my kszta�tujemy siebie, to �wiat nas stwarza. U podstaw tego stwierdzenia le��, w przypadku R�ewicza, do�wiadczenia wojenne, a tak�e do�wiadczenia z lat 1949-1955. Ale przekonanie takie, przeniesione na teren dramatu, poci�ga za sob� niezwyk�e wr�cz konsekwencje artystyczne. Czy w og�le mo�liwy jest dramat niedzia�ania? Bohater Kartoteki wype�nia ten plan og�lny �ycia ludzkiego z niezwyk��, w sensie artystycznym, wyrazisto�ci� i precyzj�, ma zreszt� pe�n� �wiadomo�� swej bezsilno�ci. Niedzia�anie wybiera jako sw�j spos�b bycia. W rzeczywisto�ci spo�ecznej jest to mo�liwe. Ale w "rzeczywisto�ci" artystycznej, w dramacie? Jakim musi on ulec przekszta�ceniom, aby form�, samym sob� wyra�a� t� og�lniejsz� prawd�?
Przede wszystkim zawiesi� trzeba w dramacie wszystko to, co stwarza�o pozory dzia�a� celowych, ukierunkowanych, zmierzaj�cych do rozwi�zania konflikt�w. Zawiesi� trzeba akcj� (z jej d��eniem do rozwi�zania, do osi�gni�cia celu), zawiesi� trzeba tak�e czas jako nieuchronny porz�dek biegu zdarze�, jako konieczne nast�pstwo zdarze�. W �yciu ludzkim nie ma �adu, nie ma celowo�ci, jest chaos i przypadek, jest czekanie. Jak mo�na scali� biografi� ludzk�? Tytu� pierwszego dramatu R�ewicza podpowiada: na zasadzie sumy zdarze�, sumy przypadk�w, na zasadzie mechanicznej "kartoteki". Ale nie wyczerpuje to proble-
14
mu. Bohater Kartoteki nie dzia�a (le�y w ��ku), znajduje si� w stanie p� snu, p� jawy. Postaci, kt�re przesuwaj� si� przez jego mieszkanie (postaci z r�nego czasu, r�nych moment�w z jego "�yciorysu"), mog� by� traktowane jako "zjawy", majaki senne. W marzeniach sennych rozlu�nieniu ulegaj� zwi�zki czasowe mi�dzy zdarzeniami, a tak�e zwi�zki przestrzenne. "Kartotekowy" porz�dek ma wi�c swe uzasadnienie inne, naturalne, rzec by si� chcia�o - realistyczne. Czym jest wi�c sama "kartoteka"? Jej najw�a�ciwszym synonimem w planie sztuki by�aby pami�� ludzka. To ona w�a�nie odnotowuje nie wszystko z przebiegu naszego �ycia, lecz tylko pojedyncze, izolowane wydarzenia -szczeg�lnie wa�ne czy te� tylko uderzaj�ce sw� odr�bno�ci�. "Kartoteka" wi�c to pami�� bohatera: w pami�ci naszej zdarzenia dawne uwalniaj� si� od zwi�zk�w przyczynowo-skutkowych, uwalniaj� si� od czasu, istniej� jako suma, kt�ra jednak wp�ywa na ca�o�� jednostkowych zachowa�. Kartoteka (w dos�ownym znaczeniu), sen czy pami��? Autor �wiadomie nie daje rozstrzygni�� jasnych i ostatecznych: jednakowo wa�ne s� wszystkie konkretyzacje. Otwiera si� tu do�� szerokie pole do mo�liwo�ci interpretacji teatralnych.
Ale Bohater nieprzypadkowo jest wicedyrektorem operetki (wprawdzie tylko administracyjnym): jego �ycie (w pami�ci, we �nie?) nabiera cech widowiska teatralnego. Oczywi�cie widowiska w nie najlepszym gu�cie, bez �adu i sk�adu, ale takie jest �ycie. Ch�r Starc�w, rodem z tragedii antycznej, przeznaczony do komentowania dzia�a� bohater�w, obja�niania ukrytych w nich sens�w, jest bezradny wobec faktu, �e Bohater nie chce dzia�a�. Od czasu do czasu pr�buje go zach�ci� do dzia�ania argumentami wynikaj�cymi z zasad sztuki teatralnej:
To� nawet u Becketta kto� gada, czeka, cierpi, �ni, kto� p�acze, kona, pada, b�dzi. Rusz si�, inaczej teatr zgubisz.
Ch�r m�wi czasem wierszem. Nie jest to jednak wiersz R�e-wiczowski, o szczeg�lnym porz�dku formalnym, lecz operetkowa
15
rymowanka, jak w kiepskich librettach. Ch�r wobec podstawy Bohatera ("nic mi si� nie chce") jest bezradny: rezygnuje z zach�cenia do dzia�a�, zajmuje si� gr� towarzysk� - wyliczaniem s��w zaczynaj�cych si� na t� sam� liter� alfabetu. W tek�cie dramatu zjawia si� w ten spos�b odr�bna p�aszczyzna dyskusji o teatralnych skutkach innego, w sensie ontologicznym, statusu bohatera. P�aszczyzna ta, cho� jako�ciowo odr�bna w stosunku do zdarze� pomieszczonych w "kartotece", jest jednak umotywowana "realistycznie": Bohater jest przecie� "cz�owiekiem teatru", nic wi�c dziwnego, �e �ycie w�asne widzi jako szczeg�lny spektakl teatralny. Ch�r Starc�w m�g�by mu nada� wymiar tragedii, ale materia�u (gest�w, zachowa�) starcza zaledwie na operetk�.
Tadeusz Drewnowski: "Walka o oddech". Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe 1990.
Pierwsz� pr�b� w�asn� by�a, o czym napomyka�em, napisana w 1948 r. w celach zarobkowych i to nie wykorzystana sztuka o Marianie Buczku pt. B�d� si� bili. Drug�, nie znan� mi - Ujawnienie, odrzucone w 1949 r. przez wydawnictwo "Czytelnik". Po tych dw�ch dorywczych i nieudanych, zdaniem autora, pr�bach - �wiadomo�� i do�wiadczenie dramatopisarskie zdobywa� wi�c R�ewicz dopiero w miar� podj�tej w latach 1958-59 pracy nad Kartotek�. O ile si� nie myl�, jej sukces, czy raczej szeroki rozg�os przeszed� oczekiwania gliwickiego autora.
W ci�gu nast�pnych dziesi�ciu lat, poczynaj�c od Kartoteki, R�ewicz napisa� jedena�cie sztuk, z tego w pierwszym pi�cioleciu - osiem. Je�li m�wi�em o boomie tw�rczym R�ewicza w latach sze��dziesi�tych, to dramatopisarstwo stanowi�o jego magna pars. Ale przy takim op�tanym, nie daj�cym wytchnienia bombardowaniu (wszystkie by�y drukowane w "Dialogu"), wdzieraj�ce si� na scen� utwory dramatyczne R�ewicza budzi�y i w teatrach, i w�r�d krytyk�w, tych nie uprzedzonych, w zasadzie mu przychylnych, je�li nie pewne rozczarowanie, to konsternacj�. Od zbuntowanego dramatopisarza, kt�ry rozpocz�� z takim hukiem, spodziewano si� kampanii bardziej przemy�lanej, sp�jnej i co tu gada�, powa�niejszej, a tymczasem sypa�y si� sztuczki
16
wci�� inne, od sasa do �asa, i to przewa�nie jakie� komedie czy farsy, jakie� zgrywy. U re�yser�w dochodzi� jeszcze wzgl�d praktyczny: �e by� to drobiazg, jednoakt�wki, nie wype�niaj�ce tradycyjnego wieczoru teatralnego (co prawda i Kartotek� dope�niano poezjami). W por�wnaniu z ju� tak przyziemn� i zwi�z�� Kartotek�, przy kt�rej jednak b�d� co b�d� potr�cano o Dziady i Wyzwolenie, dalsz� tw�rczo�� dramaturgiczn� odczuwano jako obni�enie diapazonu.
Nie ulega w�tpliwo�ci, �e przy pocz�tkach dramaturgicznych R�ewicz znalaz� si� w innej fazie przygotowania fachowego ni� w pocz�tkach poezji. Gotowo��, dojrza�o��, przys�owiowa zbroj-no��jego debiutu poetyckiego po wojnie polega�a na tym, �e ca�� wielk� robot� na rzecz rewolucji poetyckiej przygotowywa� R�ewicz latami, na uboczu, w ciszy. Odkrycie teatralne - Kartoteka
- dokona�o si� niespodziewanie, w ol�nieniu, intuicyjnie. Opanowywanie teatru, wypr�bowywanie arsena�u �rodk�w, zdobywanie wiedzy scenicznej, czyli ca�a robota wst�pna, eksperymenta-torska odbywa�a si� w dalszych kolejnych publikacjach i premierach, na oczach wszystkich. Mo�na by modnie powiedzie�: przy otwartej kurtynie, gdyby R�ewicz wszelkich jej odmian (por. wiersz Kurtyny w moich sztukach, P2, 197) kolejno nie usuwa�. Bowiem, jak niegdy� w poezji, tak i w tej dziedzinie R�ewicz przeprowadza� gruntown�, systematyczn� prac�, dociera� do podstawowych form i struktur, do granic gatunk�w i rodzaj�w i
-rewolucyjnie j e zmienia�. Naturalnie, do�wiadczenia wybitnego poety, pisarza liczy�y si� w tej pracy, ale co� z eksperymentator-stwa, poszukiwania przez dojrza�ego pisarza mo�liwo�ci i kszta�t�w w�asnego teatru zawiera si� w pierwszym dziesi�cioleciu dramaturgii R�ewicza. Zw�aszcza �e w og�le jest to dziesi�ciolecie zn�w poszukuj�ce, neoawangardowe.
[...]
Dzi� w Polsce R�ewicz jest jednym z niewielu, a przynajmniej jednym z niewielu tego kalibru pisarzy tak programowo obstaj�cych przy laicko�ci kultury XX wieku. I wyci�gaj�cych ze swego stanowiska wszelkie konsekwencje my�lowe. Wsp�czesny �wiat, nie maj�cy odwrotu w mityczno-dogmatyczn� przesz�o��, nie pod�wignie si� i nie b�dzie zdolny do rozwoju, je�li nie stworzy
17
w�asnej hierarchii warto�ci, w�asnego sacrum. Po wiekach panowania religii z ich dogmatem opatrzno�ci i perspektyw� �ycia wiecznego, ludzie staj� wobec konieczno�ci, by, jak to okre�li� Nietzsche, "przewarto�ciowa� wszystkie warto�ci". Wymaga to z ich strony kolosalnego duchowego wysi�ku i podobnie wielkiego wysi�ku praktycznego, by przewarto�ciowanym warto�ciom moralnym zapewni� ziemskie sankcje.
R�ewiczowski cz�owiek pusty, bez �rodka, bez �wieckiej r�wnie� duszy to wsp�czesna wersja Eliotowskich ludzi ja�owych, wydr��onych. Samotnie nie potrafi on stawi� czo�a �yciu, tote� jego upadki s� stokro� bogatsze ni� przewidzia� dekalog, r�no-kierunkowe (poemat Spadanie). Cz�owiek zdany jest na w�asn�, lecz wsp�lnie tworzon� hierarchi� warto�ci, �wieck� moralno��, a nasz wiek XX dowodzi, jak zawodna jest pod tym wzgl�dem wiara w cz�owieka, w spo�ecze�stwo, pa�stwo, organizacje polityczne. Nic w tym sensie jest stanem zerowym na skali uduchowienia �wiata i cz�owieka po utracie Boga i religii objawionej, stanem alarmowym �wieckiej moralno�ci. Ta pesymistyczna diagnoza nie ma nic wsp�lnego z wyznawaniem, a tak�e praktykowaniem mihilizmu. Jest jego zaprzeczeniem, podj�ciem z nim walki, czym zajm� si� osobno.
Nie znaczy to, aby wsp�czesny cz�owiek, zw�aszcza �wiadomy jak w�t�y jest status wszelkich ludzkich warto�ci i jak nagminnie s� one podwa�ane i gwa�cone, nie podlega� zw�tpieniom co do mo�liwo�ci w og�le ich sformu�owania, a co dopiero rozpowszechnienia i praktykowania. Aby nie by� wystawiany na pokusy nico�ci, nihilizmu.
Kartoteka
Spisu os�b nie podaj�. "Bohaterem" sztuki jest cz�owiek bez okre�lonego dok�adnie wieku, zaj�cia i wygl�du. "Bohater" nasz cz�sto przestaje by� bohaterem opowiadania i zast�puj� go inni ludzie, kt�rzy s� r�wnie� "bohaterami".] Wiele os�b bior�cych udzial w tej historii nie odgrywa tu wi�kszej roli, te, kt�re mog� odgrywa� g��wne role, cz�sto nie dochodz� do g�osu lub maj� mato do powiedzenia. Miejsce jest jedno. Dekoracja jedna. Wystarczy, je�li w ci�gu tych godzin przestawi si� krzes�o. Czas?
Sztuka ta jest realistyczna i wsp�czesna. Krzes�o prawdziwe. Wszystkie przedmioty i meble s� prawdziwe. Ich rozmiary s� troch� wi�ksze od normalnych. Zwyk�y, przeci�tny pok�j.
St�. Eta�erka z ksi��kami. Dwa krzes�a. Zlew itd. ��ko na wysokich n�kach. W pokoju nie ma okna. W �cianach naprzeciwleg�ych s� drzwi; jedne i drugie s� stale otwarte. ��ko stoi pod �cian�. Przez ca�y czas �wiat�o w pokoju jest jednakowe. Dzienne, jarzeniowe", dosy� mocne �wiat�o. �wiat�o nie ga�nie, nawet kiedy opowiadanie jest sko�czone. Kurtyna nie zapada. By� mo�e opowiadanie jest tylko przerwane2 Na godzin�, na rok...
Jeszcze jedna uwaga. Ludzie wyst�puj� w swoich codziennych, zwyk�ych ubraniach. Nie wolno ich stroi� w �adne efektowne kostiumy, kolorowe szmatki itp. akcesoria. Oprawa plastyczna jest tu bez znaczenia. Jak najmniej barw i efekt�w.
Przez otwarte drzwi przechodz� spiesznie lub wolno r�ni ludzie. Czasem s�ycha� urywki rozm�w. Czasem stoj� i czytaj� gazet�... Wygl�da to tak, jakby przez pok�j Bohatera przechodzi�a ulica. Niekt�rzy przys�uchuj� si� przez chwil� temu, co m�wi si� w pokoju Bohatera. Czasem wtr�caj� kilka st�w. Przechodz� dalej. Akcja trwa od pocz�tku do ko�ca bez przerwy.
19
BOHATER le�y z r�kami z�o�onymi pod g�ow�. Wyci�ga r�k�,
trzymaj� przed oczyma.
To jest moja r�ka. Ruszam r�k�. Moja r�ka. (porusza palcami) Moje palce. Moja �ywa r�ka jest taka pos�uszna. Robi wszystko, co pomy�l�.
Odwraca si� do �ciany. Mo�e zasypia.
Wchodz� rodzice Bohatera. Zatroskani. Ojciec spogl�da na
zegarek.
MATKA
Nie trzymaj r�k pod ko�dr�, to brzydko i niezdrowo.
OJCIEC
Co z niego wyro�nie, jak b�dzie si� tak d�ugo wylegiwa�. Wstawaj! Ch�opcze!
MATKA
Ma czterdzie�ci lat i jest dopiero dyrektorem administracyjnym operetki.
OJCIEC
R�cz� ci, �e on si� brzydko pod ko�dr� bawi. Sam ze sob�.
MATKA
Pleciesz! Przecie� tam jeszcze kto� le�y pod ko�dr�. Zdaje si�, �e kobieta.
OJCIEC
Oszala�a�! Siedmioletni ch�opiec... Wczoraj wyci�gn�� mi z�ot�wk�. .. Zer�n� mu sk�r�! Przy tym wyjada cukier z cukiernicy.
MATKA
Ale� on ma kolegium! Referat i koreferat!
OJCIEC
Ukrad� mi z�ot�wk�. Gdyby powiedzia�: "tatusiu, prosz� ci� o z�ot�wk�, chc� sobie co� kupi�", da�bym. To musi by� ukarane!
MATKA
Ciszej! �pi.
OJCIEC
W kogo on si� wda�?
20
Wchodzi Ch�r Starc�w. Jest ich trzech. W wymi�tych, troch� znoszonych garniturach. Jeden z nich w kapeluszu. Siadaj� pod �cian� na rozk�adanych krzese�kach, kt�re przynie�li ze sob�. Starcy poruszaj� si� niemrawo. Tekst natomiast recytuj� bardzo wyra�nie, d�wi�cznie, m�odzie�czymi glosami. Ch�r wyg�asza tekst bez zb�dnej mimiki.
Ch�r Starc�w wykorzystuje przerwy w akcji; udziela nauk, daje przestrogi, budzi otuch�.
CH�R
Dzieckiem w kolebce kto �eb urwa� Hydrze, Ten m�ody zdusi Centaury, Piek�u ofiar� wydrze, Do nieba p�jdzie po laury,
OJCIEC pochyla si� nad ��kiem. Bierze w dwa palce ucho Bohatera, poci�ga
Nie udawaj, �e �pisz. Wsta�, kiedy ojciec do ciebie m�wi!
BOHATER
St�j! St�j! Kto idzie? St�j, bo strzelam! Halt!
MATKA
M�wi przez sen. Ach, ta straszna wojna.
OJCIEC
Chc� z tob� porozmawia�, �apserdaku.
BOHATER siada na ��ku S�ucham
OJCIEC
Dlaczego wyjad�e� cukier z cukiernicy?
BOHATER
To W�adek.
OJCIEC
Nie k�am, opowiedz dok�adnie, jak to by�o.
BOHATER
Co� mnie podkusi�o, tatusiu. Jaki� diabe�, tatusiu!
21
OJCIEC
Gdyby� mi powiedzia�: "tatusiu, daj cukru"...
BOHATER
A tatu� d�uba� w nosie, podejrza�em tatusia...
OJCIEC
Wyrodku! Co z ciebie wyro�nie? B�g �wiadkiem...
MATKA
Jak �miesz do ojca... Nie poznaj� ci�, dziecko.
KOBIECY G�OS SPOD KO�DRY
Panie dyrektorze, czas na posiedzenie.
BOHATER
Zrozumia�em po trzydziestu latach ogrom swych win, a w�a�ciwie mych win. Tatusiu. Mamusiu. Tak, to ja zjad�em kie�bas� w Wielki Pi�tek dnia pi�tnastego kwietnia 1926 roku. Wstydz� si� swego czynu. Zjedzenie kie�basy uplanowa�em o wiele wcze�niej wraz z Jasiem i Pawe�kiem. M�j niski post�pek, kochany tatusiu, nie mo�e by� usprawiedliwiony. Zjad�em kie�bas� z �akomstwa. Nie by�em g�odny. Dzi�ki twej trosce, tatusiu, mia�em w dzieci�stwie do syta chleba. Cz�sto otrzymywa�em drobne pieni�dze na �akocie. Mimo to zb��dzi�em.
MATKA
Ale� ojciec pyta o cukier, nie o kie�bas�.
BOHATER
Mamusiu. Nie bro� mnie. Wyrzeknij si� syna. Cukier zjad�em i kie�bas�. Pami�tam, �e ko�o godziny pi�tnastej minut pi�� zacz�li�my je�� kie�bas�. Ja zjad�em cz�� najwi�ksz�. R�wnie� nasza kochana babunia, zg�adzona dzi�ki mojej intrydze...
MATKA
Babunia przecie� �mierci� naturaln�...
BOHATER
Biedni rodzice. Sp�odzili�cie potwora. Przez dziesi�� lat z premedytacj� podawa�em babci strychnin� w biszkoptach. Pami�tam r�wnie� dobrze niecne praktyki z zapa�kami. Ze wstr�tem my�l� o tym, �e planowa�em r�wnie� zg�adzenie tatusia.
23
OJCIEC
�adne rzeczy.
BOHATER
Te my�li i plany wyl�g�y si� w mojej g�owie, gdy uko�czy�em pi�ty roczek �ycia. Pami�tam te pi�� �wieczek, kt�re pali�y si� na torciku...
KOBIECY G�OS SPOD KO�DRY niecierpliwie Panie dyrektorze. Ju� czas.
BOHATER
Chcia�bym si� r�wnie� przyzna� do...
KOBIECY G�OS SPOD KO�DRY
Najwy�szy czas...
BOHATER
Kochani, mam konferencj�, s�yszycie? Rodzice wychodz�.
G�OS SPOD KO�DRY
Konferencja dopiero za dwie godziny, ale trzeba si� przygotowa�. Ja zaraz pana przygotuj� na wszystko.
CH�R STARC�W
Aaa, kotki dwa,
szare-bure obydwa,
nic nie b�d� robi�y,
tylko dziecko bawi�y.
Bohater zasypia. Budzi go wystrza� armatni (detonacja winna by� pot�na! Tak �eby wystraszy� widowni�).
BOHATER
Idioci. Zn�w wojna?
G�OS SPOD KO�DRY
Nie, panie dyrektorze, to ksi�na Monako powi�a o�mioraczki! W zwi�zku z tym w ca�ej ojczy�nie urz�dza si� �akinady, dziecinady i tak dalej. Od szczyt�w Tatr do sinego Ba�tyku.
BOHATER
Ale dlaczego u nas? Ksi�na w Monako �yje!
24
G�OS SPOD KO�DRY
To jest bez znaczenia. Stu naszych m�odych dzia�aczy dla uczczenia wybiera si� na hulajnogach do Konga. Inni sk�adaj� �lubowanie czysto�ci przedma��e�skiej.
BOHATER patrz�c w sufit
Mato�ki. Chwila ciszy.
Idioci. Chwila ciszy.
Kretyni, pawiany, gnojki, z�odzieje, oszu�ci, pedera�ci, astro-
nauci, onani�ci, sportowcy, felietoni�ci, morali�ci, krytycy, bi-
gami�ci. Chwila ciszy. Bohater zapala papierosa, patrzy w sufit.
Le��. Le��! Szefowie rz�d�w i sztab�w pozwolili mi le�e� i
patrze� w sufit. Sufit. Pi�kny, czysty, bia�y sufit. Kochani s� ci
szefowie. Mo�na sp�dzi� spokojnie niedziel�. Do pokoju wchodzi Olga. Kobieta w �rednim wieku. Staje w "nogach" ��ka. Zdejmuje p�aszcz. P�aszcz, torb�, szal itp. sk�ada na ��ku.
OLGA
Przechodzi�am i us�ysza�am, �e mnie wo�asz...
BOHATER
Ja, ciebie?
OLGA
Min�o pi�tna�cie lat, jak wyszed�e� z domu. Nie da�e� znaku �ycia.
BOHATER
Tak.
OLGA
Nie zostawi�e� adresu.
BOHATER
Nie mia�em.
25
OLGA
M�wi�e�, �e idziesz po papierosy.
BOHATER
Papierosy kupi�em.
OLGA
Pi�tna�cie lat ci� nie by�o! Co u ciebie? Co z tob�? Wyt�umacz si�, powiedz co�.
BOHATER
Opowiem ci dowcip.
OLGA
Dowcip. W takiej chwili! To jest okropne. On mi powie dowcip, po pi�tnastu latach...
BOHATER
Napi�bym si� herbaty.
OLGA
Herbata w takiej chwili, kiedy ja pragn� rachunku z ca�ego twego �ycia... Zawiod�am si� na tobie, Henryku!
BOHATER
Ja mam na imi� Wiktor!
OLGA
Wiktorze, zawiod�am si� na tobie. Jeste� �wini� i oszustem.
BOHATER ziewa Ju� mi si� nie chce gada�.
CH�R STARC�W ka�dy Starzec do siebie Gada� mu si� nie chce... Przecie� on jest g��wnym bohaterem... A kto ma gada�.
OLGA tupie nog� na Ch�r Starc�w
Cicho tam... �eby� cho� jedno s��wko... Nic!
BOHATER
W tych warunkach nic nie osi�gn�.
OLGA
G�aska�e� mnie po piersiach, �asi�e� si� jak w��, uwodzi�e� mnie pi�knymi s��wkami.
26
BOHATER
Pi�knymi s��wkami?
OLGA
M�wi�e�, �e b�dziemy mieli domek z ogr�dkiem, park� dzieci:
synka i c�reczk�... �wiat si� ko�czy�, a ty k�ama�e�! Z�ama�e� mi...
BAHATER
�wiat si� nie sko�czy�. Prze�yli�my. Nie masz poj�cia. Olu, jak si� ciesz�, �e mog� le�e�. Mog� le�e�, obcina� paznokcie, s�ucha� muzyki. Szefowie ofiarowali mi ca�� niedziel�. Mo�e wejdziesz do ��ka. Porozmawiamy.
OLGA
�piesz� si� do operetki. Mam ju� bilet... Nigdy ci nie przebacz�. Wychodzi.
BOHATER
Zostaw gazet�. My�la�em, �e wszyscy umrzemy, wi�c m�wi�em ci o dzieciach, kwiatach, o �yciu. Proste, {otwiera gazet�. Przegl�da, czyta na glos) "Butelki przed nalaniem piwa musz� by� dok�adnie wymyte. Pracownicy rozlewni cz�sto nie zadaj� sobie trudu, aby skontrolowa�, czy butelki s� czyste. Rezultat jest taki, �e spotyka si� w nape�nionych butelkach r�ne �cia�a obce�, zdarza si� nawet, �e w piwku p�ywaj� muchy. Pisali�my ju� w poprzednim naszym artykuliku na temat piwa o barbarzy�skim niemal stosunku do tego napoju pracownik�w detalu. Handel piwem dostarcza nie lada okazji do oszustw. W jaki spos�b np. ze stulitrowej beczki piwa zrobi� studwudziestoli-trow�?"
CH�R STARC�W
W bardzo prosty.
BOHATER
"Trzeba klientom pij�cym piwo w kuflach zaaplikowa� wi�ksz� porcj� piany. Klienci, zamiast pe�nego kufla piwa, otrzymuj� kufel nape�niony tylko w jednej drugiej albo w jednej trzeciej. (glos Bohatera nabiera mocy, staje si� patetyczny) Owszem, piwo powinno posiada� tzw. ko�nierz piany. Chodzi jednak o to,
27
aby zawarto�� kufla odpowiada�a normie. Dlatego te� wszystkie kufle czy szklanki powinny by� cechowane. Powinny posiada� kreseczk� oznaczaj�c� 250 czy 500 cm sze�ciennych napoju... Niestety, nie myje si� nawet dok�adnie kufli od piwa. Wn�trze wielu kufli pokryte jest warstw� t�uszczu, a t�uszcz to wr�g nr l z�ocistego napoju. W handlu piwem wyst�puje karygodny brak odpowiedzialno�ci. Z tym trzeba sko�czy�. Trzeba kara�..." Ch�r Starc�w dzieli si�.
STARZEC I przyk�ada d�o� zwini�t� w tr�bk� do ucha O czym on m�wi?
STARZEC II
O piwie!
STARZEC III
Czy w tym piwie s� aluzje do w�adzy, podteksty, symbole, alegorie, czy nasz bohater jest szermierzem?
STARZEC I
O piwie m�wi!
STARZEC II
W tym piwie musi si� co� kry�!
STARZEC III
M�wi, �e w piwku p�ywaj� muchy.
STARZEC II
Muchy? To ju� co� jest.
STARZEC I
Bzdura! U niego piwo znaczy piwo, mucha to tylko mucha. Nic wi�cej.
STARZEC III
Zlitujcie si�, to nie bohater. To po prostu �mie�! Gdzie si� podzia�y dawne bohatery, Orfeusze, woje, proroki. Mucha w "piwku"! Nawet nie w piwie, ale w piwku! Co to jest?
STARZEC II wykrzywiaj�c si� ironicznie To jest teatr na miar� naszych wielkich czas�w.
28
STARZEC III
Czasy s� niby du�e, ludzie troch� mali.
STARZEC I
Jak zwykle, jak zwykle.
STARZEC III
W piwku p�ywaj� muchy? W tym si� co� kryje! Ch�r zgodnie kiwa g�owami.
Jest cicho jakby makiem zasia�. W tej ciszy rozlega si� �piew ptaka. Kanarka. Po minucie do pokoju wchodzi stary cz�owiek z d�ugimi w�sami, w starym kapeluszu.
BOHATER
Wujek!
WUJEK
By�em z pielgrzymk� w klasztorze... Zajrza�em po drodze do d�bie:
"wst�pi� do piekie�, po drodze mu by�o". A co u ciebie, Stasiu?
BOHATER
Nic, nic, wujku. Kop� lat. Nie widzieli�my si� dwadzie�cia pi�� lat, wujku! {Bohater siada na ��ku, wci�ga skarpetki) Pewnie wujka nogi bol�. Przecie� to sto kilometr�w. Niech�e wujek siada. Jak to dobrze, �e wujek mnie odwiedzi�. Zaraz wujkowi wod� do n�g przygotuj� i wod� na herbat� przegotuj�! Niech si� wujek po�o�y! Wie wujek, niech wujek sobie wymoczy nogi. (Bohater wyci�ga spod ��ka miednic�, nalewa wod�. Nalewa prawdziw� wod� do prawdziwej miednicy z prawdziwego dzbanka) Niech�e wuj, prosz� wuja... Zaraz wujkowi... (Bohater uradowany krz�ta si� �ywo ko�o Wujka) wujek... wujka... wujkowi... wujka... wujkiem... o! wujku... w wujku...
WUJEK
Poczciwy ch�opiec. Dzi�kuj� ci, dziecko, za te owacj�. (Wuj zdejmuje kamasze i skarpetki. Moczy nogi w miednicy.) A co u ciebie, W�adziu?
BOHATER
Widzi wujek, mia�em do wujka napisa�, ale Zosia m�wi�a, �e wujek chory, wi�c my�la�em, �e wujek umar�, (k�adzie r�ce na ramiona Wujka) Strasznie si� ciesz�, �e wujka widz�. Nie ma wujek poj�cia. Co u wujka?
29
WUJEK
Jako� si� t� taczk� �ywota pcha. Masz si� z czego cieszy�.
BOHATER
Wujek jest prawdziwy! I kapelusz prawdziwy, (.zdejmuje Wujkowi kapelusz) I w�sy prawdziwe, i nogi prawdziwe, i spodnie prawdziwe, i serce prawdziwe, i uczucia, i my�li prawdziwe. Ca�y prawdziwy wujek. Nawet kamaszki u wujka s� prawdziwe, i guziki, i s�owa. Prawdziwe s�owa! Bohater m�wi ze wzrastaj�cym wzruszeniem i uniesieniem.
WUJEK
A co u ciebie, W�adziu, m�wi�a mi Helenka, �e w Pary�u by�e�.
BOHATER
By�em.
WUJEK
No i co tam, jak tam, powiedzia�by� co� o tym Pary�u. Ja to ju� go w �yciu nie zobacz�... I ciotka ciekawa.
BOHATER
Z przyjemno�ci� wujku.
WUJEK
Czasu chyba nie traci�e�, co?
BOHATER
Chyba.
WUJEK
A jak tam ludziska �yj�?
BOHATER
Jako� �yj�... r�nie, (wyci�ga papierosy) Mo�e wujek zapali, francuskie.
WUJEK
Jak francuskie, to dwa wezm�.
BOHATER
Kupi�em troch� zapa�ek w Pary�u, myde�ko toaletowe w Pary�u, szczoteczk�, �yletki, koszule, perfumy, pantofle, pinezki, szpilki, ig�y.
30
Ch�r Starc�w ogl�da jakie� fotografie, �miej� si�, opowiadaj� sobie anegdotki, kt�rych urywki mo�na us�ysze�.
WUJEK
A jak tam w sztukach pi�knych, w literaturze?... polityce?
BOHATER
Tak i siak, r�nie. Nie�atwo obj��. Wie wujek, widzia�em naturalnej wielko�ci Napoleona, papie�a, kr�low�, wszyscy r�owi i z wosku. Jedz� du�o sa�aty, sera i pij� wino, oczywi�cie kuchnia francuska.
WUJEK
To si� troch� przewietrzy�e�, i okupi�e� si�.
BOHATER
Miasto, wie wujek, w takiej b��kitnej mgie�ce jak w spirytusie.
WUJEK po chwili milczenia
Ale... co� mi si� wydajesz markotny. Ej, Kaziu, Kaziu! I czego ty si� gryziesz?
BOHATER
Bo widzi wujek... Szkoda m�wi�... Klaska�em. Okrzyki wydawa�em.
WUJEK
Jak�e to "klaska�em"?
BOHATER
W�a�nie klaska�em.
WUJEK
Wszyscy klaskali.
BOHATER
Co mnie wszyscy obchodz�. My�l� o sobie. Klaska�em.
WUJEK
Dzieciuch z ciebie, Piotrusiu! Picasso te� klaska�.
BOHATER
Wujku, wujku...
WUJEK
No, co powiesz, Kaziu?
31
BOHATER
Ja wiem, �e wielu klaska�o, ale oni ju� zapomnieli. Teraz zajmuj� si� markami samochod�w albo bawi� si� na balach maskowych, a ja ci�gle jeszcze sk�adam r�ce i tamto klaskanie klaszcze we mnie. We mnie jest czasem takie ogromne klaskanie. Jestem pusty jak bazylika w nocy. Klaskanie, wujku, klaskanie... Cisza
WUJEK
A w og�le to zdechlaki z was, s�abeusze. �ysy i dzieli w�os na czworo. A co ja mam powiedzie�? Co tam to wasze klaskanie. Pami�tam, w czasie zaburze� wrzucili�my do pomidorowej zupy naszego dow�dc�. Czekaj, jak on si� nazywa�?
BOHATER
Do zupy?
WUJEK
Akurat w kotle gotowa�a si� zupa pomidorowa... Czas by� niespokojny, r�ne zamieszki, bunty, jednym s�owem gotowa�o si�... Przyszed� sprawdzi� do kuchni. Zupa si� gotowa�a dla ca�ej kompanii, my go tam wrzucili i kocio� przykryli pokrywk�. I ugotowa� si� razem z w�sami. Ostrogi si� ugotowa�y i ordery. Jeszcze teraz nie mog� si� wstrzyma� od �miechu, jak sobie to wspomn�. (Wujek klepie po ramieniu Bohatera) Sumienie masz delikatne. Ja ciebie rozgrzeszam!
BOHATER
Smutny jestem, wujku. Wie wujek, kiedy by�em ma�ym ch�opcem, bawi�em si� w konie. Zamienia�em si� w konia i z rozwian� grzyw� p�dzi�em przez podw�rko i ulice. A teraz, wujku, nie mog� si� zamieni� w cz�owieka, cho� jestem dyrektorem instytutu. Chcia�bym rozkopa� ziemi�, wygrzeba� kilka ziemniak�w i upiec wujkowi. Ziemniaki maj� szar�, szorstk� �upin�. S� w �rodku bia�e, sypkie i gor�ce. Chcia�bym mie� w �yciu swoj� jab�onk� z ga��zkami, listkami, kwiatkami, jab�kami... Ju� tak dawno nie siedzia�em w cieniu. Jab�ko jest powleczone przezroczyst� warstewk� wosku, odciski palc�w wida� bardzo wyra�nie na takim jab�ku. Jab�ka wisz� na ga��zkach. Czekaj� na moj� r�k�. Tak jak dziewcz�ta...
32
WUJEK
Co, Kaziu, wr�cisz ju�? Czekamy na ciebie wszyscy. I mama, i siostry.
BOHATER
Nie mog�, wujku.
WUJEK
Nie chcesz jeszcze wraca� ze �wiata do domu?
BOHATER
Nie.
WUJEK
Jeszcze si� nie najad�e�, nie na�yka�e�?
BOHATER
Jeszcze, wujku, apetyt ro�nie, jak otworz� usta, tobym �yka� ca�e miasta, i ludzi, i budynki, i obrazy, i biusty, telewizory, motory, gwiazdy, odaliski, skarpetki, zegarki, tytu�y, medale, gruszki, pigu�ki, gazety, banany, arcydzie�a...
WUJEK
A mo�e si� spakujesz i p�jdziesz ze mn�, jutro b�dziesz na miejscu.
BOHATER
Nie, wujku, nie mog� ju� wraca�.
WUJEK
Chod�, chod�, ptaszki �piewaj�, wiosna idzie.
BOHATER
Mam du�o spraw do za�atwienia, r�ne sprawy, trudno si� od tego oderwa�, trudno si� po�apa�. Mo�e p�niej.
WUJEK wyciera nogi w koc. Zak�ada buty, miednic� z wod� wsuwa pod ��ko
Dzidek! To ja ju� sobie p�jd�. Zosta� z Bogiem! Bohater milczy. Le�y z zamkni�tymi oczami. Do pokoju wchodzi dw�ch m�czyzn. Jeden w cyklist�wce, drugi w kapeluszu. S� ubrani w d�ugie jesionki (Stary fason), jeden z nich wyci�ga papiery z teczki, drugi rozwija metalowy metr. Zaczynaj� mierzy� pok�j Bohatera. Czyni� to bardzo skrupulatnie.
33
GO�� W CYKLIST�WCE
Trzy metry czterdzie�ci osiem centymetr�w.
Go�� w Kapeluszu zapisuje. Go�� w Cyklist�wce mierzy drzwi,
potem mierzy t�ko, podaje cyfry. Go�� w Kapeluszu zapisuje, dodaje, mno�y i dzieli. Go�� w Cyklist�wce podchodzi do Bohatera,
mierzy jego d�ugo�� i szeroko��, stopy, obw�d g�owy i szyj�, rozpi�to�� ramion itd. Go�� w Cyklist�wce pochyla si� nad Bohaterem.
GO�� W CYKLIST�WCE
Co on tak �ciska w r�ce?
GO�� W KAPELUSZU
Papier.
GO�� W CYKLIST�WCE
Trzeba mu palce odgi��. Odgina powoli palec za palcem, wyjmuje z r�ki Bohatera papiery.
GO�� W KAPELUSZU
Co tam jest?
GO�� W CYKLIST�WCE
Jak