3251
Szczegóły |
Tytuł |
3251 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3251 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3251 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3251 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wiliam Shakespeare
KR�L LIR
Przek�ad: J�ZEF PASZKOWSKI
OSOBY
L i r - kr�l Brytanii
K r � l f r a n c u s k i
K s i � � � b u r g u n d z k i
K s i � � � K o r n w a l i i
K s i � � � A l b a n i i
H r a b i a K e n t
H r a b i a G l o u c e s t e r
E d g a r,syn G l o u c e s t e r a
E d m u n d - naturalny syn tego�
K u r a n - dworzanin
D o k t o r
B � a z e n
O s w a l d - marsza�ek dworu G o n e r y l i
H e r o l d
S t a r z e c - dzier�awca w hrabstwie G l o u c e s t e r a
G o n e r y l a
R e g a n a c�rki L i r a
K o r d e l i a
Rycerze z orszaku L i r a,s�udzy K s i � c i a K o r n w a l i i
,dworzanie,rotmistrze,
�o�nierze,go�ce i inne osoby.
Rzecz dzieje si� w Brytanii w XXXII wieku �wiata.
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Sala g��wna w pa�acu L i r a.
K e n t,G l o u c e s t e r i E d m u n d.
KENT
My�la�em,�e kr�l bardziej sprzyja alba�skiemu ni� kornwalskiemu ksi�ciu.
GLOUCESTER
Tak si� nam zawsze zdawa�o;ale teraz,przy rozdziale kr�lestwa,nie wida� wcale,�eby
kt�ry z tych dw�ch ksi���t w wi�kszej by� �asce u niego;bo r�wno�� wzgl�d�w tak.jest
�ci�le odwa�on�,�e najpilniejsze badanie nie mo�e dociec,kt�ra z dw�ch po�owic
wy�ej stoi.
KENT
Czy to wasz syn,milordzie?
GLOUCESTER
Wychowa�em go moim kosztem;tak cz�sto musia�em si� rumieni� uznaj�c go za
syna,�e teraz ju� jestem zahartowany.
KENT
Panie,nie mog� poj��,o czym m�wisz.
GLOUCESTER
Ale matka tego m�odego cz�owieka poj�a mnie,m�j panie,wskutek czego �ono jej
si� zaokr�gli�o,a syn dosta� si� do kolebki wcze�niej ni� m�� do jej �o�a.Nie
w�szysz w tym teraz grzechu?
KENT
Nie mog� pragn�� naprawienia grzechu,skoro skutek jego tak jest przystojny.
GLOUCESTER
Mam przecie,panie,i syna prawowitego,o par� lat starszego od tego,kt�ry nie jest
mi jednak dro�szy;cho� ten acan do�� niegrzecznie przyszed� na �wiat,zanim go o to
poproszono,to matka jego by�a pi�kna,a �e przy jego pocz�ciu du�o mieli�my
uciechy,trzeba b�karta uzna�.Edmundzie,czy znasz tego szanownego pana?.
EDMUND
Nie,milordzie.
GLOUCESTER
Jest to milord Kent:pami�taj o nim jako o moim zacnym przyjacielu.
EDMUND
Moje us�ugi s� na jego rozkazy.
KENT
Naprz�d ci� ju� kocham,Edmundzie,i pragn� ci� pozna� lepiej.
EDMUND.
Stara� si� b�d� to usprawiedliwi�.
GLOUCESTER
By� za granic� przez lat dziewi�� i jeszcze si� tam uda - kr�l nadchodzi.
Odg�os tr�b.K r � l L i r,K s i � � � K o r n w a l i i,K s i � � � A l b a n i i,
G o n e r y l a,R e g a n a i K o r d e l i a wchodz� z orszakiem.
KR�L LIR
Popro� tu pan�w Francji i Burgundii,Gloucesterze.
GLOUCESTER
�piesz�,mi�o�ciwy kr�lu.Wychodzi z Edmundem.
KR�L LIR
Tymczasem damy wam pozna� nasz zamiar.
Przynie�cie map�.Wiedzcie,�e�my nasze
Kr�lestwo na trzy cz�ci podzielili.
I sta�ym naszym jest postanowieniem
Wyzwoli� nasz� staro�� z trosk i trud�w,
Na m�odsze k�ad�c je barki,a sami
Spokojnie odt�d,wolni od ci�aru,
�mierci wygl�da�.Synu nasz z Kornwalii
I ty,naszemu sercu niemniej drogi,
Synu z Albanii,dla zapobie�enia
Sporom w przysz�o�ci mog�cym si� zrodzi�
Przedsi�wzi�li�my niez�omnie ju� teraz
Og�osi� posag ka�dej z naszych c�rek.
Panowie Francji i Burgundii,zacni
Wsp�zawodnicy do mi�o�ci naszej
Najm�odszej c�rki,od dawna ju� czyni�
Na naszym dworze zalotne zabiegi
I na odpowied� stanowcz� czekaj�.
Zanim atoli zrzekniemy si� rz�d�w,
Kr�lewskich dzier�aw i k�opot�w w�adzy,
Pragniemy wiedzie� przede wszystkim,kt�ra
Z was,c�rki moje,najbardziej nas kocha,
Aby�my w miar� tego oznaczyli
Najrozci�glejszy dzia� naszych dobrodziejstw,
Tam gdzie natura z zas�ug� si� �ciga.
Ty,Gonerylo,jako pierworodna,
M�w najprz�d.
GONERYLA
Ojcze m�j,kocham ci� bardziej,
Ni�eli s�owa mog� wypowiedzie�;
Wi�cej ni� �wiat�o,powietrze i wolno��;
Nad wszystko,co jest szacowne i rzadkie;
Nie mniej jak �ycie,zdrowie,pi�kno��,honor;
Jak kiedykolwiek dziecko mog�o kocha�
I kiedykolwiek ojciec by� kochanym.
Dech m�j za kr�tki i mowa za s�aba
Do wyra�enia si�y mej mi�o�ci.
KORDELIA do siebie
C� ja uczyni� mam?Kocha� i milcze�.
KR�L LIR
Ca�y ten obszar od tej do tej linii,
Bogaty w grunta i cieniste lasy,
W obfite rzeki i rozleg�e ��ki,
Oddajem w wieczne posiadanie tobie
I twemu z ksi�ciem alba�skim potomstwu.-
C� powie nasza druga c�rka,nasza
Droga Regana,Kornwala ma��onka?
REGANA
Jam z tego kruszcu co i moja siostra
I w sile uczu� jej nie ust�puj�.
W szczero�ci serca znajduj�,�e ona
Ca�� m� mi�o�� zawar�a w swych s�owach;
Tylko za sk�po,bo ja si� by� mieni�
Nieprzyjaci�k� wszelkich innych uciech,
Naj�ywiej zmys�y mog�cych poci�ga�,
I szcz�cie moje zak�adam jedynie
Na twej mi�o�ci,ojcze m�j i panie.
KORDELIA do siebie
Biedna Kordelio!jak�e ty si� wydasz?
Nie biednam jednak,bo w sercu mam pewno��,
�e moja mi�o�� bogatsza ni� s�owa.
KR�L LIR
Tobie i twoim przypada w dziedzictwo,
Na wieczne czasy,ta druga dzielnica,
Nie mniejsza ani pod wzgl�dem przestrzeni,
Ani warto�ci,ani przyjemno�ci
Od tej,jak��my dali Goneryli.
A ty�e,nasza pociecho ostatnia,
Jako najm�odsza,nie jako najni�sza
W mi�o�ci naszej,o kt�r� si� wino
Francji dobija i mleko Burgundii,
C� ty nam powiesz,gwoli otrzymania
Dzia�u wi�kszego jeszcze ni� twe siostry?
KORDELIA
Nic.
KR�L LIR
Nic?
KORDELIA
Nie,panie.
KR�L LIR
Jak to?Nic?Z niczego
Mo�e by� tylko nic.Odpowiedz jeszcze.
KORDELIA
Nieszcz�sna� ja!Nie umiem uczu� moich
Przenosi� z serca w usta:ja mi�uj�
Wasz� kr�lewsk� mo�� tak,jak mi ka�e
M�j obowi�zek,ni mniej,ani wi�cej.
KR�L LIR
Jak to?Kordelio!Daj inn� odpowied�,
Inaczej los sw�j zniweczysz.
KORDELIA
O panie!
Ty� mi da� �ycie,wychowa� mnie,kocha�,
I ja odp�acam ci te dobrodziejstwa,
Tak jak powinnam:jestem ci pos�uszna,
Czcz� ci� i kocham.Na co moim siostrom
Mie� m��w,skoro m�wi�,�e wy��cznie
Kochaj� ciebie?Gdy ja p�jd� za m��,
Ten,co odbierze z mych r�k zak�ad wiary,
Otrzyma tak�e po�ow� mych uczu�,
Po�ow� stara� mych i obowi�zk�w.
Nigdy bym w zwi�zki ma��e�skie nie wesz�a,
To pewna,gdybym tak jak moje siostry
Ojca jedynie kocha�a.
KR�L LIR
Kordelio,
Czy ty to z serca m�wisz?
KORDELIA
Tak jest,panie.
KR�L LIR
Tak m�oda i tak nieczu�a!
KORDELIA
Tak m�oda
I szczera,panie.
KR�L LIR
Dobrze wi�c,niech szczero��,
Kt�r� si� chlubisz,stanie ci za wiano:
Gdy� na ten �wi�ty,promienny kr�g s�o�ca,
Na misteryje Hekaty i nocy,
Na tajemnicze wp�ywy wszelkich planet,
Przez kt�re istniem i przestajem istnie�,
Zrzekam si� odt�d wszelkiej pieczy ojca,
Wszelkiej ��czno�ci i zwi�zku krwi z tob�.
B�d� od tej chwili mnie i memu sercu
Obc� na zawsze!Barbarzy�ski Scyta,
Nawet �w dziki,co �re w�asne dzieci,
By g��d nasyci�,r�wnie b�dzie bliski
Mojemu sercu,r�wne znajdzie wzgl�dy
I pomoc jak ty,niegdy� moje dziecko.
KENT
Najmi�o�ciwszy m�j kr�lu!
KR�L LIR
Milcz,Kencie,
Nie wchod� pomi�dzy smoka i gniew jego.
Jam j� najbardziej kocha�,przy jej boku
Mia�em nadziej� znale�� b�ogi spok�j
Na stare lata.
do Kordelii
Precz z mego oblicza!
Obym tak w grobie mia� spokojno��,jak ci�
Nieodwo�alnie w tej chwili odtr�cam
Od ojcowskiego mego serca.Hola!
Wezwa� tu pan�w Francji i Burgundii!
Kornwalu,i ty,Albanie,rozdzielcie
Pomi�dzy siebie t� cz�� pozosta��
I do posagu swych �on j� przy��czcie.
Niech j� za�lubi duch pychy,kt�rego
Zwie duchem prawdy!Was dw�ch przyoblekam
W najwy�sz� w�adz�,moc i przywileje
Majestatowi s�u��ce.Co do nas,
Przy zachowaniu sobie stu rycerzy,
Na waszym �o�dzie by� maj�cych,u was
Przebywa� b�dziem kolej� co miesi�c,
Warujem sobie tylko tytu� kr�la
I przynale�ne .nam wzgl�dy;ster rz�du,
Intraty,wszelkie atrybucje w�adzy
Do was nale��,kochani synowie:
Tym ko�cem [1] mi�dzy siebie rozpo��wcie
To z�ote god�o.
KENT
Wielkomy�lny Lirze,
Kt�regom zawsze wielbi� jako kr�la,
Kocha� jak ojca,s�ucha� jako pana
I jak patrona w mod�ach mych wymienia�...
KR�L LIR
�uk naci�gni�ty,chro� si� przed pociskiem,
KENT
Niech padnie,cho�by grot ugrz�z� mi w sercu!
Niechaj Kent b�dzie grubianinem,kiedy
Lir jest szale�cem!Co chcesz czyni� starcze?
Czy my�lisz,�e si� obowi�zek zl�knie
Otworzy� usta,kiedy si� pot�ga
Gnie ku pochlebstwu?Honor nakazuje
Otwarto��,kiedy majestat drwi g�ow�.
Cofnij twe s�owo i lepszym rozmys�em
Sprostuj ten zdro�ny po�piech.Gard�o moje
Dam na por�k� mojego,twierdzenia,
�e ci� najm�odsza c�rka mniej nie kocha;
Ni braknie uczu� tym,kt�rych g�os s�aby
Nie wt�rzy pr�nym d�wi�kom.
KR�L LIR
1 tj.:W tym celu
Przesta�,Kencie,
Je�li ci �ycie mi�e.
KENT
�ycie moje
Zawszem uwa�a� tylko jako zak�ad
Do postawienia przeciw twoim wrogom,
Nie l�kam si� go straci�,skoro idzie
O twoje dobro.
KR�L LIR
Usu� si� z mych oczu!
KENT
Patrz lepiej,Lirze,i daj mi pozosta�
Rzetelnym oczu twoich drogowskazem.
KR�L LIR
Na Apollina!
KENT
Apollo jest �wiadkiem,
�e bog�w swoich wzywasz nadaremnie
KR�L LIR przyk�adaj�c r�k� do miecza
Ha!nikczemniku!renegacie!
KSI��� ALBANII I KORNWALII
Przebacz,�askawy panie.
KENT
Uczy�,co� zamierzy�.
Zabij lekarza,a pog�aszcz sw� s�abo��.
Odwo�aj swoj� darowizn� albo,
Dop�ki w piersiach nie zbraknie mi g�osu,
Dop�ty krzycze� b�d�,�e pope�niasz
Niesprawiedliwo��.
KR�L LIR
S�uchaj,buntowniku!
W imi� lenniczej uleg�o�ci s�uchaj!
Poniewa� chcia�e� nas do tego sk�oni�,
Aby�my dane raz z�amali s�owo
(Co si� nam jeszcze nie zdarzy�o nigdy),
I powa�y�e� si�,z zuchwa�� dum�,
Stan�� pomi�dzy naszym wyrzeczeniem
A nasz� w�adz� (czego ani nasza
Powaga,ani nasze stanowisko
�cierpie� nie mog�),przemawiamy teraz
Jak pan:odbierz to,na co� zas�u�y�.
Pi�� dni ci dajem do odpowiedniego
Zaopatrzenia si�.w to,co wypada,
Aby potrzebom �ycia stawi� czo�o;
Sz�stego precz si� wyniesiesz z kr�lestwa;
A je�li twoje wykl�te oblicze
Dnia dziesi�tego jeszcze si� uka�e
Na naszej ziemi,�mierci� to przyp�acisz.
Precz!Na Jowisza!Nie cofn� ju� tego.
KENT
B�d��e zdr�w,kr�lu;przy takiej twej zmianie
Wolno�� gdzie indziej,a tu jest wygnanie.
do K o r d e l i i
Bogowie z tob�,dziewico,co zdrowo
My�lisz i w trafne my�l oblekasz s�owo.
do G o n e r y l i i R e g o n y
A z waszych d�ugich przem�w niech wyp�ynie
Niep�onny skutek i sprawdzi je w czynie.
Tym was Kent �egna,z smutnej konieczno�ci
Id�c w kraj nowy ponie�� stare ko�ci
Wychodzi.Wchodzi G l o u c e s t e r z K r � l e m f r a n c u s k i m,
K s i � c i e m,b u r g u n d z k i m i ich orszakiem.
GLOUCESTER
Oto panowie Burgundii i Francja ...Dostojny w�adco.
KR�L LIR
Szlachetny,Burgundzie,
Do ciebie mow� nasamprz�d zwracamy,
Co� si� z tym kr�lem wsp�ubiega� raczy�
O nasz� c�rk�:jakiego co najmniej
��dasz z jej r�k� posagu,by� wytrwa�
W zamiarach wzgl�dem niej?
KSI��� BURGUNDZKI
Pot�ny panie,
Dosy� mi na tym,co wasza dostojno��
Ju� przeznaczy�a,wysoko�� za� tego
Nie b�dzie,tusz�,zni�ona.
KR�L LIR
I owszem.
P�ki nam ona by�a drog�,p�ty
Szacowali�my j� w tej cenie:teraz
Warto�� jej spad�a.Pisz j�,mo�ci ksi���,
Tak jak j� widzisz.Je�eli si� waszej
Ksi���cej mo�ci co� w tej szczerej dziewce
Lub ona ca�a,bez niczego wi�cej
Krom z�orzeczenia naszego,podoba,
To j� we�;mo�esz j� nazywa� swoj�.
KSI��� BURGUNDZKI
Nie wiem,co na to odpowiedzie�,panie;
KR�L LIR
Chcesz�e j� z tymi upo�ledzeniami,
Ogo�ocon� z mienia i przyjaci�,
A �wie�o przedmiot naszej nienawi�ci
Uposa�onyli naszym przekle�stwem
Wzi�� lub porzuci�?
KSI��� BURGUNDZKI
Przy takich warunkach
Najlepsza,panie,ch�� si� nie ostoi.
KR�L LIR
Odst�p wi�c od niej,bo na t� pot�g�,
Co mi� stworzy�a,kln� si�,�em wymieni�
Wszystko,co jej si� dostanie w podziale.
do Kr�la francuskiego
Co si� was tyczy,przedostojny kr�lu,
Nie lekcewa�� tak mi�o�ci waszej,
Abym was ��czy� z tym,co nienawidz�;
Skierujcie,prosz�,do lepszego celu
Swoje �yczenia,a nie do tej dziewki,
Kt�r� natura rumieni si� uzna�
Za swoje dzie�o.
KR�L FRANCUSKI
To rzecz nie do wiary,
�eby osoba,co by�a dotychczas
Przedmiotem waszych nieustannych pochwa�,
Waszym klejnotem,balsamem staro�ci,
Najlepsz� w waszym uznaniu,najdro�sz�
Waszemu sercu,nagle,w mgnieniu oka,
Mog�a pope�ni� co� tak wyst�pnego,
Co j� wyzu�o z wszelkich �ask.Jej wina
Musi zaiste by� potwornie wielk�
Albo poprzednia wasza czu�o�� dla niej
By�a nagann�;do wierzenia wszak�e
W tak� jej zmian� rozum m�j bez cudu
Nigdy nie zdo�a mi� sk�oni�.
KORDELIA
do Lira
O panie,
Je�elim winna,przeto �e m�j j�zyk
Nie ma gi�tko�ci dosy� i bieg�o�ci
W m�wieniu,czego nie my�l� (co bowiem
Serce mi radzi,to nie m�wi�c czyni�),
Niech�e cho� wasza kr�lewska mo�� powie,
Ze to nie �adna zbrodnia,nie morderstwo,
Nie �adna pod�o��,nie �aden bezwstydny
Post�pek ani krok znies�awiaj�cy
Waszej mi� �aski i wzgl�d�w pozbawi�;
Lecz brak,kt�ry mi� tym bogatsz� czyni,
Brak umiej�cych si� przymila� oczu
I tego daru wymowy,kt�rego
Wol�,�e nie mam,lubo przez to w�a�nie
Popad�am w wasz� nie�ask�.
KR�L LIR
Bogdajby�
Nie �y�a lepiej,ni�bym si� by� z ciebie
Takiego braku pociechy doczeka�!
KR�L FRANCUSKI
Nic wi�cej nad to?Ca�ym przewinieniem
Jest tu wi�c tylko owa przyrodzona
Powolno�� [2] ,kt�ra cz�sto nie pozwala
Z tym si� wywn�trzy�,do spe�nienia czego
Jeste�my w gruncie gotowi?
do K s i � c i a b u r g u n d z k i e g o
C� teraz
Zamierzasz czyni�,mo�ci ksi���?Mi�o��
Nie jest mi�o�ci�,je�li idzie w parze
Z wzgl�dami,kt�re s� poza obr�bem
Jej celu.Chceszli j� poj��?Jej posag
Jest w niej.
KSI��� BURGUNDZKI
Dostojny Lirze,daj mi tylko
T� cz�stk�,kt�r� sam wprz�d wyznaczy�e�,
A wraz powiod� Kordeli� za r�k�
Jako burgundzk� ksi�n�.
KR�L LIR
Nie!Przysi�g�em:To rzecz sko�czona.
KSI��� BURGUNDZKI
Bolej� wi�c,pani,
�e� razem z ojcem utraci�a m�a.
KORDELIA
M�j ksi���,pok�j z tob�,�on� twoj�
By� nie chc�,skoro o twojej mi�o�ci
Wzgl�d na fortun� tylko decyduje.
KR�L FRANCUSKI
2 Tu w sensie:skryto��,niewylewno��.
Pi�kna Kordelio,ty w ub�stwie swoim
Bogata,wznios�a w swoim poni�eniu,
Najukocha�sza,b�d�c pogardzona,
Z zapa�em bior� w posiadanie ciebie
I twoje cnoty:niech mi b�dzie wolno
To,co zosta�o odrzuconym,podnie��.
Rzecz dziwna,�e ich zimna oboj�tno��
Tym bardziej wzmaga cze�� m� i nami�tno��.
Kr�lu,ta,kt�r�� ods�dzi� od wiana,
Jest teraz Francji kr�low�,jej pana
Wszechw�adn� pani�.Na pr�no by kt�ry
Z ksi���t bogatej w strumienie Burgundii
Zapragn�� teraz tej bryta�skiej c�ry,
Tak nie cenionej,a tak drogocennej.
Po�egnaj,luba,tych okrutnych;inny,
Lepszy kraj znajdziesz trac�c sw�j rodzinny.
KR�L LIR
Wolno� j� zabra�,Francjo,niech ci s�u�y;
Bo my jej zna� nie chcemy ani d�u�ej
Cierpie� przy sobie,otwarta wam droga
Z dala od serca naszego i proga.
P�jd�,cny Burgundzie.
Odg�os tr�b.Kr�l Lir,K s i � � � b u r g u n d z k i,K s i � � � A l b a n i i i
K o r n w a l i i wychodz�;za nimi G l o u c e s t e r i orszak.
KR�L FRANCUSKI
Po�egnaj swe siostry.
KORDELIA
Klejnoty ojca naszego,Kordelia
Ze �zami �egna was.
do siebie
Znam ja was dobrze,
Lecz jako siostra nie chc� po nazwisku
Wymienia� waszych przywar.
g�o�no
Miejcie piecz�
O ojcu.Resztki jego dni szanownych
oddaj� pod stra� waszych serc wymownych.
do siebie
Gdybym mu jednak jak wprz�d by�a drog�,
Pod bezpieczniejsz� zosta�by za�og�.
g�o�no
Bywajcie zdrowe!
GONERYLA
Obowi�zk�w c�rek
Nie ucz nas;my je znamy.
REGANA
Twoj� rzecz�
Jest przypodoba� si� twojemu panu.
Co� przyj�� z r�ki losu jak ja�mu�n�.
Q Sk�pi�a� pos�usze�stwa,s�usznie tedy
Sk�pej si� za to doczeka�a� schedy.
KORDELIA
Czas wyda na jaw,co kryje ob�uda:
Kto z�y,ten nigdy d�ugo cn�t nie uda;
�ycz� wam szcz�cia.
KR�L FRANCUSKI
P�jd�,moja Kordelio.
Wychodzi z K o r d e l i � i swoim orszakiem.
GONERYLA
Nie o ma�ej rzeczy mam z tob� do pom�wienia,siostro:z bliska si� ona tyczy nas
obydw�ch.Ojciec nasz zamierza,jak si� zdaje,dzi� wieczorem wyjecha�.
REGANA
Nie inaczej,I to do ciebie:,na drugi miesi�c zjedzie do nas.
GONERYLA
Widzisz sama,jak si� sta� kapry�ny na staro��;niema�o�my mieli sposobno�ci do
przekonania si� o tym:on zawsze kocha� nasz� siostr� najbardziej,a z jak niedorzeczn�
surowo�ci� ja odepchn��,by�y�my tego �wiadkami.
REGANA
To u�omno�� wieku;ale on nigdy nie wiedzia� dobrze,czego chce.
GONERYLA
Przy ca�ej sile i czerstwo�ci w�adz by� pop�dliwym trzeba nam wi�c by�
przygotowanym na to,�e b�dziemy musia�y znosi� nie tylko z�o z dawna
zakorzenionych przywyknie�,ale i wybryki dziwactw,jakie zgry�liwa i
choleryczna staro�� z sob� przywodz�.
REGANA
B�dziemy znosi� tak nieoczekiwane kaprysy jak wygnanie Konta.
GONERYLA
Podobnie uprzejmych po�egna�,jak przy rozstaniu si� z kr�lem francuskim,b�dziemy
mia�y wi�cej:trzymajmy� si� za r�ce.Je�eli nasz ojciec zechce si� utrzymywa�
przy powadze z takim jak dot�d usposobieniem,to owo ust�pienie nam w�adzy obr�ci
si� na nasz� niekorzy��.
REGANA
We�my to pod bli�sz� rozwag�.
GONERYLA
Trzeba nam co� przedsi�wzi��,i to p�ki �elazo gor�ce.
Wychodz�.
SCENA DRUGA
W zamku hrabiego G l o u c e s t e r a.
Wchodzi E d m u n d z listem w r�ku,
EDMUND
Naturo,ty� mi b�stwem;twemu tylko
Ulegam prawu.Dlaczego� mam znosi�
Plag� zwyczaju i da� si� potulnie
Fantazji lud�w wydziedzicza�,przeto
�em si� o marnych dwana�cie miesi�cy
Albo czterna�cie p�niej ni� brat jaki�
Zjawi� na �wiecie?C� z tego,�em b�kart?!
Dlaczego� mi� to tak ma upo�ledza�,
Gdy moje cz�onki s� zar�wno krzepkie,
Umys� i rysy zar�wno szlachetne
Jak u prawego jejmo�ci potomstwa?
Za c� k�a�� na nas pi�tno nieprawo�ci,
Zaka� b�karctwa,na nas,co po cz�ci
W rze�kiej natury ukradkowym akcie
Otrzymali�my wi�cej tre�ci,wi�cej
Ognia i �ycia ni� t�um niedo��g�w
Zrodzony w nudnym,g�upim prawym �o�u
Mi�dzy za�ni�ciem a zbudzeniem?Zatem
Mienie twe,prawo sp�odzony Edgarze,
Stanie si� moim.R�wnie drogim ojcu
Jest b�kart Edmund jak prawy potomek.
Prawy potomek!- pi�kne s�owo;czekaj,
Prawy potomku,je�eli m�j pomys�
Uda si� i ten list wyda sw�j owoc,
Nieprawo�� po�le prawo�� do stu czart�w.
Ojciec,bogowie,wspierajcie b�kart�w!
Wchodzi G l o u c e s t e r.
GLOUCESTER
Kent na wygnanie poszed�;kr�l francuski
Z gniewem wyjecha�;nasz tej nocy tak�e
Wyni�s� si� z swego zamku zdawszy rz�dy,
Ograniczony tylko do dochod�w!
I wszystko to si� sta�o w mgnieniu oka!
C� tam,Edmundzie?Jakie masz nowiny?
EDMUND
�adnych,panie.Chowa list.
GLOUCESTER
Dlaczego z takim po�piechem ten list chowasz?
EDMUND
Nie wiem,panie,nic nowego.
GLOUCESTER
Co to za list czyta�e�?
EDMUND
Ej,to nic,
GLOUCESTER
To nic?C� znaczy�a ta straszna skwapliwo��,z jak� wsadzi�e� go do
kieszeni?W�a�ciwie nic nie potrzebuje tak si� ukrywa�.Poka� no.Je�eli
to nic,obejd� si� bez okular�w.
EDMUND
Wybacz,milordzie,b�agam cis;to list od mego brata:jeszcze ca�ego nie
przeczyta�em;o ilem go przejrza� jednak�e,nie znajduj� tego,co w nim
jest,stosownym dla ciebie do odczytania.
GLOUCESTER
Daj mi ten list zaraz.
EDMUND
�le uczyni�,czy go dam,czy zatrzymam.Osnowa tego listu,o ile j� zrozumia�em,
jest naganna.
GLOUCESTER
Zobaczymy,zobaczymy.
EDMUND
Spodziewam si�,na usprawiedliwienie mego brata,�e on to pisa� jedynie dla
wypr�bowania mojej cnoty.
GLOUCESTER
czyta
"Ta uleg�o��,to uszanowanie dla wieku zaprawia gorycz� najpi�kniejsze dni �ycia
naszego;zagradza nam drog� do szcz�cia,kt�rego w staro�ci kosztowa� ju� nie
b�dziemy mogli.Zaczyna mi si� coraz niedorzeczniejsze wydawa� poddawanie si� tej
tyranii starsze�stwa,kt�re panuje nie dlatego,�e silne,ale dlatego,ze jest
cierpiane.Przyjd� do mnie,aby�my o tym obszerniej pom�wili.Gdyby m�j ojciec m�g�
zasn�� i spa�,dop�ki bym go ja nie zbudzi�,posiad�by� po�ow� jego mienia na zawsze
i sta�by� si� podw�jnie drogim twojemu bratu,Edgarowi." Hm!to spisek!"spa�,dop�ki
bym go ja nie zbudzi� ","posiad�by� po�ow� jego mienia ".M�j syn,Edgar!Mia��e on
r�k� zdoln� do napisania tego?Serce i g�ow� zdolne do powzi�cia tej my�li?Kiedy�e�
odebra� to pismo?Kto ci je przyni�s�?
EDMUND
Nie przyniesiono mi go,panie;w tym w�a�nie m�dro��:znalaz�em je wrzucone przez
okno w moim pokoju.
GLOUCESTER
Jest�e� pewny,�e to r�ka twego brata?
EDMUND
Gdyby osnowa tego listu by�a dobra,m�g�bym przysi�c,�e to jego r�ka;ale w obecnym
razie rad bym moc my�le�,�e tak nie jest.
GLOUCESTER
Jego to r�ka.
EDMUND
Jego,w istocie;ale jego serce nie mia�o,spodziewam si�,udzia�u w tym,co pisa�.
GLOUCESTER
Nigdy� on jeszcze dot�d nie napomyka� ci o tym?
EDMUND Nigdy,
panie;alem go nieraz s�ysza� utrzymuj�cego,�e kiedy syn jest w wieku dojrza�ym,
a ojciec na schy�ku �ycia,ojciec powinien by w�a�ciwie w takim razie by� na
opiece syna,a syn zarz�dza� maj�tkiem.
GLOUCESTER
O n�dznik!n�dznik!To samo si� pokazuje z jego listu...N�dznik ohydny!Wyrodny,
przekl�ty bestialski n�dznik!Gorszy,od bestii!Id�,m�j kochany;ka� go
przytrzyma�,osadz� go pod ryglem.Obrzydliwy n�dznik!Gdzie� on jest?
EDMUND
Nie wiem.Pozw�l sobie jednak powiedzie�,milordzie,i� gdyby ci si� podoba�o pow�ci�gn��
oburzenie,jakim ci� m�j brat przejmuje,dop�ki by� z niego nie wydoby� wi�cej
wskaz�wek co do jego zamiar�w,opar�by� si� na pewniejszej zasadzie:gdy tymczasem,
wyst�puj�c gwa�townie przeciw niemu,gdyby� si� zw�aszcza co do zamiar�w jego
pomyli�,narazi�by� na wielki uszczerbek w�asn� swoj� powag� i zniweczy� jego
szacunek i pos�usze�stwo.Got�wem �yciem r�czy�,�e on to napisa� dla do�wiadczenia
moich uczu� ku tobie panie,a nie w �adnej z�ej intencji.
GLOUCESTER
Czy tak my�lisz?
EDMUND
Je�eli wasza cze�� uzna to za stosowne,postawi� ci�,panie,w takim miejscu,gdzie
b�dziesz nas s�ysza� rozmawiaj�cych w tym przedmiocie,i tym sposobem w�asnym uchem
nab�dziesz prze�wiadczenia o prawdzie;i to za� sta� si� mo�e niezw�ocznie,tego
wieczora.
GLOUCESTER
Niepodobna,aby by� takim potworem.
EDMUND
I nie jest nim te�,niezawodnie.
GLOUCESTER
Wzgl�dem ojca,kt�ry go tak czule,tak nad miar� kocha�!Przekle�stwo!Edmundzie,pom�w z
nim;nastr�cz mi sposobno�� przekonania si� o prawdzie;poprowad� t� rzecz
wed�ug w�asnego uznania.Got�w bym si� ogo�oci� ze wszystkiego,bylebym stanowczo
wiedzia�,co mam my�le�.
EDMUND
Pom�wi� z nim natychmiast;u�o�� t� rzecz,jak si� da najlepiej,i uwiadomi� ci� o
tym,panie.
GLOUCESTER
Te za�mienia s�o�ca i ksi�yca,kt�re niedawnymi czasy przypad�y,nie zwiastuj�
nam nic dobrego;niech je nauka przyrody,jak chce,wyk�ada,zawsze to pewna,�e one
w skutkach s� �wiata ludzkiego plag�:mi�o�� ch�odnieje,przyja�� zawodzi,braterstwo
popada w rozdwojenie;w miastach rozruchy,po wsiach zatargi,w pa�acach zdrada;w�ze�
pomi�dzy ojcami i dzie�mi zostaje przerwany.Na tym moim �otrze sprawdza si�
przepowiednia:oto syn powsta� przeciw ojcu.Kr�l post�puje niezgodnie � naturalnym
instynktem:oto ojciec zwraca si� przeciw dziecku.Widzieli�my ju� pi�kne rzeczy za dni
naszych:intrygi,ob�ud�,przewrotno��,wszelkie burz�ce czynniki nie�adu �cigaj� nas i
niepokoj� a� do grobu.Wybadaj tego n�dznika,Edmundzie;nie stracisz na tym;uczy� to jak
najskrupulatniej.I Kent,szlachetny,prawy Kent wygnany!Uczciwo�� to jego zbrodnia.Dziwy!
Dziwy!
Wychodzi.
EDMUND
Taki to �mieszny zwyczaj tego �wiata,�e kiedy chorujemy na niepomy�lno��
(cz�stokro� skutkiem w�asnych nadu�y�),obwiniamy o to s�o�ce,ksi�yc i gwiazdy;
jak gdyby�my byli hultajami z musu;g�upcami ze zrz�dzenia niebios;�otrami,
z�odziejami i oszustami z nadprzyrodzonego impulsu;pijakami,�garzami i cudzo�o�nikami
z koniecznej zale�no�ci od planetarnego wp�ywu:s�owem,z�ymi na wszelkie kopyto
z poduszczenia bog�w.Co za przedziwny wykr�t ze strony rozpustnika Sk�ada� swoj�
ko�l� natur� na karb gwiazd.M�j ojciec porozumia� si� z moj� matk� pod ogonem smoczym,a
urodzeniu mojemu �wieci�a Ursa Major [3] zatem posz�o,�e jestem krewki i do spro�no�ci
sk�onny.Ba,i bardzo!by�bym ci by� jakim jestem,cho�by najwstydliwsza z gwiazd firmamentu
by�a mi� na:�wiat inaugurowa�a.
Wchodzi E d g a r.
Ot� i on,jak rozwi�zanie w starej komedii.Przybior� posta� melancholika,a
wzdycha� b�d� jak bedlamski �ebrak.O,te za�mienia!one to s� zwiastunami tych
niezg�d!Fa,sol,la,mi!
EDGAR
C� to,bracie Edmundzie?W jakich�e� g��bokich pogr��ony dumaniach!
EDMUND Rozmy�lam,
bracie,nad przepowiedni�,kt�r� �wie�o w tych dniach czyta�em,jakie b�d�
skutki tych za�mie�.
EDGAR
Czy ty si� takimi rzeczami zajmujesz?
EDMUND
Uprzedzam ci�,ze nast�pstwa,o kt�rych tam pisze,b�d� bardzo niefortunne,jako to;
przeciwny naturze stosunek pomi�dzy rodzicami a dzie�mi;pom�r,g��d,rozerwanie
dawnych przyja�ni;rozdzia� w pa�stwie;zamachy i gro�by przeciw kr�lowi i
szlachcie;bezzasadna nieufno��,wygnanie przyjaci�,rozprz�enie w wojsku,starganie
ma��e�skich zwi�zk�w i nie wiem jeszcze co.
EDGAR
Od jak dawna zosta�e� astrologicznym adeptem?
EDMUND
Dawno si� z ojcem widzia�e�?
EDGAR
Wczoraj wieczorem.
3 Wielka Nied�wiedzica
EDMUND
Czy� z nim m�wi�?
EDGAR
Nie inaczej:dwie godziny blisko.
EDMUND
Czy�cie si� dobrze rozstali?Nie dostrzeg��e� w nim nieukontentowania b�d� w
s�owach,b�d� w obej�ciu?
EDGAR
Najmniejszego.
EDMUND
Przypomnij sobie,w czym mu si� mog�e� narazi�,i unikaj jego obecno�ci,prosz�
ci�,p�ki czas nie ostudzi jego gniewu;bo w tej chwili gniew jego tak jest wielki,�e
zaledwie by go mog�o u�mierzy� jakie gwa�towne wyst�pienie przeciw tobie.
EDGAR
Jaki� �otr co� mu o mnie nagada�.
EDMUND
Boj� si�,czy tak nie jest;Prosz� ci�,unikaj go jak najpilniej,dop�ki gor�czka
jego uniesienia nie och�odnie,a tymczasem ukryj si� w moim pokoju,gdzie ci nastr�cz�
sposobno�� do wys�uchania,co on m�wi� b�dzie.Pos�uchaj mojej rady:oto klucz A je�eli
wyjdziesz,to miej bro� przy sobie.
EDGAR
Bro� przy sobie,bracie?
EDMUND
Tak,bracie;radz� ci to dla twojego dobra;nieuczciwym cz�owiek,je�eli si� co
dobrego dla ciebie �wieci.Powiedzia�em ci,co widzia�em i s�ysza�em;s�aby to tylko
rys w por�wnaniu ze strasznym obrazem rzeczywisto�ci.Id�,id�,zaklinam ci�.
EDGAR
Pr�dko� si� zobaczymy?
EDMUND
Spu�� si� ju� na mnie.
Wychodzi E d g a r.
�atwowierny ojciec
I brat szlachetny,kt�rych dobroduszno��
Tak jest daleka od szkodzenia drugim,
Ze nie przypuszcza,aby by� ktokolwiek
Zdolnym do tego,to dogodna para
Do mych widok�w.G�upia ich poczciwo��
B�dzie podwod�,kt�r� si� do celu
�atwo dostan�.Widz� ju� m� przysz�o��.
Nie r�d,to przemys� uczyni mnie panem;
Wszystko mi dobre,co zgodne z mym planem;
Wychodzi.
SCENA TRZECIA
Pok�j w pa�acu K s i � c i a A l b a n i i.
Wchodzi G o n e r y l a i O s w a l d.
GONERYLA
To wi�c m�j ojciec obi� mego s�ug�
Za to,�e jego l�y� b�azna?
OSWALD
Tak;pani.
GONERYLA
Dzie� i noc mi dokucza;nie ma chwili,
Z�by nam jaki nowy jego wybryk
Nie da� si� uczu�;nie znios� ju� tego.
Jego rycerze pozwalaj� sobie
Coraz to wi�cej,a on sam dom wstrz�sa
O lada fraszk�.- Jak .powr�ci z �ow�w,
Nie chc� go widzie�;powiedz mu,Oswaldzie,
�e jestem s�aba.Je�li moja s�u�ba
B�dzie dla niego nadal mniej uleg�a,
To dobrze zrobi,ja bior� na siebie
Odpowiedzialno��.
Odg�os rog�w
OSWALD
Ju� powraca,s�ysz�.
GONERYLA
Oka� mu wa�pan i inni w czymkolwiek
Lekcewa��c� opiesza�o��.Pragn�,
Aby si� o to wytoczy�a sprawa:
Je�li mu nie w smak m�j dom,to niech idzie
Do mojej siostry,kt�ra si� w tym wzgl�dzie
Zupe�nie ze mn� zgadza i nie my�li
Ugina� karku.Bezrozumny starzec!
Chce mu si� jeszcze imponowa� w�adz�,
Kt�rej si� pozby�.Te stare p�g��wki,
Na honor,staj� si� ma�ymi dzie�mi,
I kr�tko trzeba ich trzyma�,bo skoro
Ich si� pog�aszcze,zaraz na kie� bior�.
Com powiedzia�a,pomnij.
OSWALD
Dobrze,pani.
GONERYLA
A jego orszak niech ozi�b�o�� znajdzie
Pomi�dzy nami,co z tego wypadnie,
Mniejsza;podszepnij to ca�ej mej s�u�bie,
Rada bym z tego wydoby� sposobno��
Do przem�wienia.Zaraz list napisz�
Do mojej siostry,a�eby dzia�a�a
W tym samym duchu.Zarz�d� wa�pan obiad.
Wychodz�.
SCENA CZWARTA
Tam�e,inny pok�j.
Wchodzi K e n t przebrany
KENT
Je�eli tylko zdo�am dobrze uda�
G�os obcy,kt�ry akcent m�j pokryje,
To mi si� mo�e najzupe�niej powie��
Ten bogobojny zamiar,dla kt�rego
Posta� zmieni�em.No,wygnany Kencie,
Mo�e si� zdarzy�,�e je�eli zdo�asz
By� u�ytecznym tam,sk�d ci� wygnano,
To tw�j kochany pan nieznu�onego,
Niepo�ytego znajdzie w tobie s�ug�.
Odg�os rog�w.L i r wchodzi,za nim rycerze i s�u�ba.
KR�L LIR
Nie ka�cie mi ani sekundy czeka� na obiad.Nu�e!niech daj�!
Jeden z orszaku wychodzi.
Kto ty jeste�?h�?
KENT
Cz�owiek,panie.
KR�L LIR
Jaki tw�j stan?Czego chcesz?
KENT
M�j stan,panie,nie jest kr�tszym,jak si� wydaje;chc� za� wiernie s�u�y� temu,kto
mi zaufa;kocha� tego,kto uczciwy;przestawa� z tym,kto ma rozum i ma�o m�wi;bi� si�,
kiedy inaczej by� nie mo�e,niebu cze�� oddawa� i ryb nie je��.
KR�L LIR
Kt� ty jeste�?
KENT
Prostoduszny cz�owiek i biedny jak nasz kr�l.
KR�L LIR
Je�eli� tak biedny jako poddany,jak on jest biedny jako kr�l,to zaprawd� do��
biedny jeste�.Czego ��dasz?
KENT
S�u�by.
KR�L LIR
Komu� chcesz s�u�y�?
KENT
Wam
KR�L LIR
Czy mi� znasz?
KENT
Nie znam was,panie,ale macie co� w sobie,co mi� do s�u�enia wam poci�ga.
KR�L LIR
C� to takiego?
KENT
Wy�szo��.
KR�L LIR
A co ty umiesz?
KENT
Umiem trzyma� j�zyk za z�bami,k�usowa�,biega�,psu� ciekawe powie�ci opowiadaniem
ich i jasno otrzymane polecenie po prostu wype�nia�.Do czego pospolity cz�owiek
mo�e si� kwalifikowa�,do tegom ja zdolny,a najlepsz� moj� zalet� jest gorliwo��.
KR�L LIR
W jakim�e jeste� wieku?
KENT
Nie jestem tak m�ody,�eby si� zakocha� w kobiecie,jak za�piewa;ani tak
stary,�eby szale�,za ni� bez przyczyny:mam lat czterdzie�ci o�m na karku.
KR�L LIR
Zgoda,przyjmuj� ci� do us�ug.Je�eli po obiedzie nie spodobasz mi si� gorzej ni�
teraz,to si� nie zaraz roz��czymy,obiad!hej!obiad!Gdzie m�j b�azen?Niech tam kto
p�jdzie po mojego b�azna.
Wchodzi Oswald.
Hola!s�u�ba!Gdzie moja c�rka?
OSWALD
Za pozwoleniem.
Wychodzi.
KR�L LIR
Co on powiedzia�?h�?Niech si� wr�ci ten cymba�.Gdzie m�j b�azen?C� to,czy si�
wszyscy pospali?No,i c�?Gdzie ten kundel?
JEDEN Z RYCERZY
On m�wi,panie,�e wasza c�rka s�aba.
KR�L LIR
Dlaczego obwie� nie przyszed�,kiedy go wo�a�em?
RYCERZ
Odpowiedzia� mi,panie,jak najzwi�lej:�e nie chce.
KR�L LIR
On?Nie chce?
RYCERZ
Nie wiem,co si� to znaczy,mi�o�ciwy panie,ale wasza wysoko�� nie odbiera
teraz,jak uwa�am,tej uroczystej atencji,jak� jej dot�d oddawano;pokazuje si� wielki
ubytek uprzejmo�ci,tak ze strony domownik�w,jak ze strony ksi�cia i ksi�ny.
KR�L LIR
Tak wa�pan my�lisz?
RYCERZ
B�agam ci�,mi�o�ciwy panie,wybacz mi,je�li si� myl�;obowi�zek m�j nie pozwala mi
milcze�,kiedy mi si� zdaje,�e wasz� kr�lewsk� mo�� krzywdz�.
KR�L LIR
Potwierdzasz tylko to,co mi ju� samemu po g�owie chodzi�o.Dostrzega�em w
ostatnich czasach ledwo widoczne zaniedbanie,ale wola�em to przypisywa� mojej
podejrzliwo�ci jak ich z�ej wierze i umy�lnemu lekcewa�eniu.Musz� w to wejrze�
g��biej.Ale gdzie m�j b�azen?Od dw�ch dni go nie widzia�em.
RYCERZ
Odk�d nasza m�oda kr�lewna do Francji wy jecha�a,bardzo si� zmizerowa�.
KR�L LIR
Dajmy temu pok�j;uwa�a�em ja to.Id� wa�pan do mojej c�rki i powiedz jej,�e chc�
z ni� m�wi�.A wy zawo�ajcie tu mego b�azna.
Oswald powraca.
A!to waszmo��.P�jd� no tu waszmo��.Kto Ja jestem?
OSWALD
Kt�?Ojciec,jej ksi���cej mo�ci.
KR�L LIR
Ojciec jej ksi���cej mo�ci,mo�ci hultaju?Ty psie parszywy!Ty fagasie!Ty mucu!
OSWALD
Nie jestem ani tym,ani owym,milordzie;prosz� mi darowa�.
KR�L LIR
B�dziesz mi odszczekiwa�,ga�ganie?
Uderza go.
OSWALD
Ja si�,milordzie,bi� nie dam.
KENT
podbijaj�c mu nogi
Ani sobie nogi podstawi�?Ty nikczemny kopaczu pi�ki.
KR�L LIR
Dzi�kuj� ci,przyjacielu:dobrze mi s�u�ysz,b�d� i ja dobrym dla ciebie.
KENT
Wsta� wasze i wyno� si�!Naucz� ja ci� zna� r�nice.Wyno� si�,wyno�!Je�eli chcesz
jeszcze raz zmierzy� d�ugo�� swego chudego combra,to zosta�;a nie,to ruszaj mi
zaraz.Allons!Marsz!Masz rozum?Tak.
Wypycha O s w a l d a za drzwi.
KR�L LIR
Dobrze,m�j poczciwcze;dzi�kuj� ci.Masz tu zadatek.
Daje K e n t o w i pieni�dze.Wchodzi B � a z e n.
B�AZEN
Niech�e go sobie i ja kupi�.
do K e n t a
Oto masz m�j kapturek.
daje Kentowi sw�j kapturek.
KR�L LIR
Jak�e tam,m�j �otrzyku?Jak�e si� czujesz?
B�AZEN
Ot by� wzi��,bracie,m�j kapturek:nie masz nic lepszego do zrobienia.
KENT
Dlaczego,mo�ci b�a�nie?
B�AZEN
Dlatego �e si� wieszasz przy kim�,co popad� w nie�ask�.Je�eli si� nie umiesz
u�miecha� wedle tego,jak wiatr wieje,to dostaniesz kataru.Na,we� m�j kapturek.
Ten cz�owiek odp�dzi� od siebie dwie c�rki,a trzeciej mimo woli da�
b�ogos�awie�stwo:je�eli chcesz by� przy nim,to trzeba ci gwa�tem kapturka.
(do Lira)No i c�,wujaszku?Rad bym mie� dwa kapturki,gdybym mia� dwie c�rki.
KR�L LIR
Dlaczego,moje serce?
B�AZEN
Gdybym im oddal ca�e moje mienie,zachowa�bym kapturki dla siebie,oto m�j;�ebrz o
drugi u c�rek.
KR�L LIR
Strze� si�,wa��,bo korbacz b�dzie w robocie.
B�AZEN
Prawda jest to pies,kt�rego korbaczem wyganiaj� do budy;gdy tymczasem ja�nie
wielmo�nej bono�skiej suczce wolno przy kominie le�e� i cuchn��.
KR�L LIR
do siebie
Gorzka to dla mnie pigu�ka.
B�AZEN
do Kenta
Naucz� ci�,bracie,jednej przypowiastki
KR�L LIR
S�uchamy.
B�AZEN
Uwa�aj,wujaszku:
Miej wi�cej,ni� zapowiadasz,Wi�cej wiedz,ni�eli gadasz;
Mniej po�yczaj,ni� posiadasz,
Zyskuj wi�cej,ni� zak�adasz;
Zamiast chodzi� - dosi�d� klaczy,
W to,co s�yszysz - nie wierz raczej;
Porzu� kubki i kobietki,
Pilnuj domu i kaletki,
A rachunek b�dzie letki:
Gdy w dwustu dwie znajdziesz setki.
KR�L LIR
To wszystko razem wzi�wszy jest - nic.
B�AZEN
Wi�c to jest tak dobre jak mowa nie zap�aconego adwokata:nice�cie mi za to nie
dali.Powiedz,no mi,wujaszku,czy z niczego �adnego mie� u�ytku nie mo�esz?
KR�L LIR
Ma si� rozumie�,m�j ch�opcze:z niczego b�dzie nic.
B�AZEN
do K e n t a
Powiedz�e mu,prosz�,�e w�a�nie tyle wynosi doch�d z jego kraj�w:b�aznowi nie
zechce uwierzy�.
KR�L LIR
Cierpki b�azen!
B�AZEN
Czy znasz r�nic�,m�j ch�opcze,pomi�dzy cierpkim b�aznom a s�odkim?
KR�L LIR
Nie,moja duszo;wska� mi j�.
B�AZEN
Kto ci doradzi�,panie,
Z twych pa�stw uczyni� da�,
Niech tu przede mn� stanie
Lub ty za niego sta�.
Cierpki i s�odki b�azen
Wnet si� uka�� nam:
Tu jeden w pstrym kaftanie,
A drugi - oto tam.
KR�L LIR
B�aznem mnie nazywasz,rybe�ko?
B�AZEN
Wszystkie inne tytu�y swoje porozdawa�e�,ten jest od ciebie nieod��czny.
KENT
Nie jest on kompletnym b�aznem,milordzie.
B�AZEN
Nie,zaiste;milordowie i wielcy ludzie nie pozwalaj� mi na to.Gdybym mia� monopol
b�aze�stw,musieliby oni mie� w nich udzia�.Panie tak�e nie da�yby mi swobodnie
b�aznowa�,je�libym im czego� z mego towaru nie odst�pi�.Daj mi jajko,wujaszku,a ja
ci dam po�owic�.
KR�L LIR
Po�owic�?Co przez to rozumiesz?
B�AZEN
Ma si� rozumie� po�owic� jaja,skoro je przekraj� i wyjem z niego �rodek.Kiedy�
rozci�� swoje kr�lestwo i podarowa� obie jego po�owice,ponios�e� os�a na grzbiecie
przez b�oto i g�owa twoja rozpad�a si� podobnie� na dwie po�owice,czyni�c z ciebie
p�g��wka,Je�eli to m�wi� jako b�azen,to ka� �ci�gn�� korbaczem tego,co tak utrzymywa�
b�dzie.
�piewa
B�a�ni dzi� dawn� wzi�to�� stracili,
Bo pob�a�nieli m�drcowie,
Pr�no si� kt�ry na koncept sili:
�aden nic trafnie nie powie.
KR�L LIR
Od jak dawna masz torb� tak pe�n� pie�ni?
B�AZEN
Od tak dawna,wujaszku,jake� c�rkom swoim kaza� sobie matkowa�:bo kiedy im da�e�
r�zg� do r�ki,a sam sobie spu�ci�e� majtki:
�piewa
One w p�acz z szcz�cia niespodzianego,
Jam si� �piewaniem pociesza�,
�e kr�l tak wielki gra w schowanego
I mi�dzy b�azn�w si� wmiesza�.
Prosz� ci�,wujaszku,przyjmij nauczyciela,co by twego b�azna nauczy� k�ama�:rad
bym nauczy� si� k�ama�.
KR�L LIR
Jak wasze b�dziesz k�ama�,to dostaniesz plagi.
B�AZEN
Nie pojmuj�,jakie jest pokrewie�stwo mi�dzy tob� a twymi c�rkami:one mi gro��
plagami,jak b�d� m�wi� prawd�;ty mi grozisz plagami,jak b�d� k�ama�;a czasem gro��
mi plagi,jak cicho siedz�.Wola�bym by� nie wiem czym ni� b�aznem:a jednak�e nie
chcia�bym by� tob�,wujaszku.Oberwa�e� sw�j rozum z obu stron i nic nie zostawi�e� w
po�rodku:oto jedna z tych obrywek.
Wchodzi G o n e r y l a .
KR�L LIR
Jak si� masz,c�rko?Co znacz� te fa�dy
Na twoim czole?Od pewnego czasu
Jeste�,uwa�am,bardzo zachmurzona.
B�AZEN
Walnym by�e� ch�opcem,kiedy� nie potrzebowa� zwa�a� na marsy;teraz jeste� zerem
bez cyfry.Jam teraz lepszy od ciebie:jestem b�aznem,ty niczym.
do Goneryli
W rzeczy samej trzeba mi zahamowa� j�zyk.Nakazuje mi to oblicze pani,cho� usta
jej nic nie m�wi�.Sza!sza!
Kto ma okruchy za nic i och�apy,
Syty wszystkiego:z czasem li�e �apy.
To wy�uszczony str�czek.
Wskazuje na L i r a.
GONERYLA
Nie tylko ten wasz wyuzdany trefni�,
Ale i inni z waszego orszaku,
Milordzie,ci�g�e szerz� zamieszanie
I niepokoje,bonuj�c i broj�c
W spos�b,zaprawd�,do zniesienia trudny.
My�la�am,panie,�e gdy wam to podam
Do wiadomo�ci,z�e wkr�tce ustanie;
Lecz teraz,po tym,co�cie �wie�o rzekli
I uczynili,musz� si� obawia�,
Czyli ten zdro�ny tryb post�powania
Nie jest powag� wasz� os�oni�ty
I czy go sami nie wywo�ujecie
Potakiwaniem swoim.W takim razie
Znalaz�yby si� kluby do �cie�nienia
Tych niesforno�ci i surowa karno��
Nie zaspa�aby sprawy:ostre �rodki,
Zdolne przywr�ci� po��dany spok�j.
Mog�yby wprawdzie,panie,w biegu swoim
Przykro�� wam sprawi� i nam,w innym razie,
By� niedogodnymi;w obecnym atoli
By�yby krokiem z roztropno�ci� zgodnym,
Kt�ry potrzeba nakazuje.
B�AZEN
Tak jest:
Bo wiesz,wujaszku:
Wr�bel kuku�k� poty piel�gnuje,
P�ki mu p��d jej oczu nie wykluje.
Ot� i wypali�a si� �wieca i osiedli�my w ciemno�ci.
KR�L LIR
Jest�e� ty moj� c�rk�?
GONERYLA
Drogi panie,
Rada bym,�eby� chcia� si� powodowa�
Zdrowym rozs�dkiem,kt�rego,wiem dobrze,
Masz po dostatku,i zby� si� tych chimer,
Kt�re� stawiaj� od pewnego czasu
W sprzeczno�ci z sob� samym.
B�AZEN
Przecie� i osio� pozna si� na tym,kiedy w�z ci�gnie konia.Brawo,Joasiu,kocham
ci�!
KR�L LIR
Poznaje� mi� tu kto?To nie ja jestem;
To nie Lir!Tak�e� Lir wygl�da,m�wi?
Gdzie jego oczy?Chyba jego zmys�y
St�pia�y,jego umys�owe w�adze
Snem letargicznym zosta�y uj�te.
Czyli� ja czuwam?Nie,to by� nie mo�e.
Czym�e ja jestem?M�w feto!
B�AZEN
Cieniem Lira
KR�L LIR
Chcia�bym si� tego dowiedzie�,bo wedle
Kr�lewskich oznak,pami�ci i wiedzy,
M�g�bym by� w b��dzie,my�l�c,�e mam c�rki.
B�AZEN
Co chc� wychowa� pos�usznego ojca.
KR�L LIR
Jak si� zwiesz,pi�kna pani?
GONERYLA
O milordzie!
To zdumiewanie si� nosi charakter
Innych wybryk�w waszych.Chciejcie,prosz�,
Wej�� lepiej w moj� my�l:b�d�cie rozs�dni,
Tak jak jeste�cie starzy i szanowni,
Utrzymujecie tu zgraj� rycerzy
I giermk�w,ludzi tak rozpr�niaczonych,
Tak �le si� prowadz�cych i burzliwych,
�e zara�ony ich obyczajami
Dw�r nasz karczemn� ma posta�:hulactwo
I libertynizm czyni� dom nasz raczej
Do szynkownianej podobnym gospody
I do zamtuza ni� do powa�nego
Mieszkania ksi���t.Przyzwoito�� sama
Ka�e zaradzi� temu.Chciejcie zatem
Uczyni� zado�� pro�bie tej,co mo�e
W przeciwnym razie zado��uczynienie
Mie� sama przez si�,i zmniejszcie cokolwiek
Sw�j poczet;reszta za� teraz i nadal
Niech b�dzie z ludzi statecznych z�o�ona,
Dba�ych o w�asn� s�aw� i o wasz�.
KR�L LIR
Do wszystkich piekie� i szatan�w!Hola!
Siod�ajcie konie!Niech si� zbierze zaraz
Ca�y m�j orszak!B�kartko wyrodna!
Ju� ci si� wi�cej naprzykrza� nie b�d�:
Jeszcze� mam jedn� c�rk�.
GONERYLA
Bijesz,panie,
Mych domownik�w i ha�astra wasza
Pomiata lud�mi lepszymi od siebie.
Wchodzi K s i � � � A l b a n i i
KR�L LIR
Biada tym,kt�rzy za p�no �a�uj�!
do K s i � c i a
Ha!to wy,panie.Czyli� si� to dzieje
Z upowa�nieniem waszym?Odpowiedzcie.
Osiod�a� konie!Hej!O niewdzi�czno�ci,
Czarna diablico z marmurowym sercem,
Ty� ohydniejsza od morskiej potwory,
Kiedy si� jawisz w dziecku.
KSI��� ALBANII
B�d� cierpliwy
KR�L LIR
Obrzyd�y s�pie,k�amiesz:w mym orszaku
S� sami ludzie wybrani i zacni,
Znaj�cy dobrze swoje obowi�zki
I umiej�cy �ci�le utrzymywa�
Godno�� imienia swego.O ty b�ahy,
Nic nie znacz�cy wyst�pku Kordelii,
Jak�e� ty wielkim wyda� si� w mych oczach!
Jak�e ty mog�e� wstrz�sn�� a� do g��bi
Moje jestestwo i w ��� zmieni� mi�o��?
bije si� w g�ow�
O Lirze,Lirze,Lirze,bij w t� bram�,
Przez kt�r� wesz�o twoje za�lepienie,
A wyszed� rozum!
do swoich
Id�cie,moi ludzie.
KSI��� ALBANII
Jam nic nie winien,milordzie,i nie wiem,
Co wasz gniew budzi.
KR�L LIR
By� mo�e,milordzie,
S�uchaj,naturo,ukochane b�stwo,
S�uchaj wezwania mego!Odmie� zamiar,
Je�eli� chcia�a potw�r ten obdarzy�
Imieniem matki!Uczy� j� niep�odn�!
Zwarz w niej,wyja��w organa rodzajne!
Niech jej zepsuta krew nie wyda nigdy
Dzieci�cia,co by chlub� jej przynios�o!
Je�li za� tak jest ju� postanowione,
Ze jej udzia�em ma by� macierzy�stwo,
Niech jej p��d b�dzie zlewkiem wszelkiej z�o�ci
I dokuczliwym dla niej m�k narz�dziem!
Niechaj wyryje zmarszczki na jej czole
Wyciskanymi bez ustanku �zami,
Niech jej zbruzduje lica!za jej trudy.
Za odebrane od niej dobrodziejstwa
Niech jej zap�aci �miechem i pogard�!
By mog�a uczu�,o ile dotkliwiej
Ni� uk�szenie zjadliwego gadu
Boli niewdzi�czno�� dziecka!Precz st�d!Precz st�d!
Wychodzi z K e n t e m i orszakiem swoim.
KSI��� ALBANII
Na mi�o�� bog�w,kt�rych czcimy,powiedz,
O co to posz�o?
GONERYLA
Nie troszcz si� o pow�d:
Zostawmy wolne pole przywidzeniu,
Co si� wyl�g�o w niedo��nej g�owie.
L i r powraca.
KR�L LIR
Jak to?Za jednym machem pi��dziesi�ciu
Moich rycerzy,i to w dw�ch tygodniach?
KSI��� ALBANII
O panie,co to jest?