7242
Szczegóły |
Tytuł |
7242 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7242 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7242 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7242 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stanis�aw Lem
Bia�a �mier�
Aragena by�a planet� zabudowan� do wewn�trz; w�adca jej bowiem, Metameryk, kt�ry
rozci�ga� si� w p�aszczy�nie r�wnikowej na trzysta sze��dziesi�t stopni i
opasywa� tym
sposobem swoje pa�stwo, b�d�c mu nie tylko panem, ale i os�on�, pragn�c uchroni�
poddany sobie lud Enteryt�w od kosmicznego wtargni�cia, zakaza� poruszania
czegokolwiek, cho�by najmniejszego kamyka, ina powierzchni globu. Sta�y przeto
l�dy
Arageny dzikie i martwe, i tylko topory piorun�w obciosywa�y krzemienne grzbiety
g�r, a
meteory kraterami rze�bi�y kontynenty. Ale dziesi�� mil pod powierzchni�
rozpo�ciera�a
si� strefa bujnej pracy Enteryt�w; dr���c macierzyst� planet�, wype�niali jej
wn�trze
kryszta�owymi ogrodami i miastami ze srebra i z�ota; wznosili na odwr�t domy, o
kszta�tach dodekaedr�w oraz ikosaedr�w, a tak�e pa�ace hyberboliczne, w kt�rych
kopule
lustrzanej mog�e� przejrze� si�, powi�kszony dwadzie�cia tysi�cy razy jak w
teatrze
olbrzym�w � kochali si� bowiem w blasku i w geometrii, a byli z nich przedni
budowniczowie. Systemami ruroci�g�w t�oczyli w g��b planety �wiat�o, kt�re
filtrowali raz
przez szmaragdy, raz przez diamenty, a raz przez rubiny, i dzi�ki temu mieli
wedle woli
�witanie, po�udnie lub zmierzch r�any; a tak byli zakochani we w�asnych
kszta�tach, �e
lustrzany by� ca�y ich �wiat; mieli pojazdy kryszta�owe, poruszane oddechem
gor�cych
gaz�w, bez okien, bo ca�e by�y przezroczyste, i podr�uj�c widzieli samych
siebie,
odzwierciedlanych przez czo�a pa�ac�w i �wi�ty�, jako przedziwnie wielokrotne
odbicia
po�lizgowe, styczne i t�czuj�ce. Mieli nawet w�asne niebo, gdzie w paj�czynach z
molibdenu i wanadu jarzy�y si� spinele i kryszta�y g�rskie, kt�re hodowali w
ogniu.
Dziedzicznym, a zarazem wiecznym w�adc� by� Meta-meryk, posiad� bowiem zimny,
pi�kny korpus wielocz�onowy, a w pierwszym jego cz�onie mieszka� rozum; kiedy
si� �w
zestarza�, po tysi�cach lat, gdy si� ju� wytar�y siatki krystaliczne od
wielkorz�dnego
my�lenia, w�adz� przejmowa� po nim cz�on nast�pny, i tak to sz�o, mia� ich
bowiem
dziesi�� miliard�w. Metameryk sam by� potomkiem Aurygen�w, kt�rych nigdy nie
widzia�,
a wiedzia� o nich jeno tyle, �e gdy zagrozi�a im zguba od pewnych istot
strasznych, kt�re
si� kosmonautyk� para�y i porzuci�y dla niej s�o�ca ojczyste, zamkn�li
Aurygenowie ca��
swoj� wiedz� i zach�anno�� istnienia w mikroskopijnych ziarnach atomowych,
kt�rymi
zap�odnili skaln� gleb� Arageny. Nadali jej to imi�, bo ich w�asne im
przypomina�o, ale
nawet stopy zbrojnej na ska�ach jej nie postawili, aby nie sprowadzi� tym tropem
okrutnych .swoich prze�ladowc�w; zgin�li co do jednego, t� tylko maj�c pociech�,
�e ich
wrogowie, zwani bia�ymi lub bladymi, nie domy�laj� si� nawet, jak nie ze
szcz�tem
zg�adzili Aurygen�w. Enteryci, kt�rzy z Metameryka powstali, nie dzielili jego
wiedzy o
tym niezwyk�ym pochodzeniu w�asnym: historia straszliwego ko�ca Aurygen�w, a
tak�e
pocz�tku Enteryt�w spisana by�a w czarnym prakrysztale wezuwjanowym, ukrytym w
samym j�drze planety. Tym lepiej zna� j� i pami�ta� ich w�adca.
Z kamienistego i magnetycznego gruntu, kt�ry wy�amywali dzielni budowniczowie,
powi�kszaj�c swe podziemne kr�lestwo, kaza� Metameryk czyni� szeregi raf,
rzucanych w
pr�ni�. Obiega�y one piekielnymi koliskami planet�, nie daj�c do niej dost�pu.
�eglarze
kosmiczni omijali �wi�c ow� okolic�, zwan� Czarnym Grzechotnikiem, tak
nieustannie
bowiem zderza�y si� olbrzymie k�ody lataj�cych bazalt�w i porfir�w, daj�c
pocz�tek ca�ym
strumieniom meteor�w, i by�o to miejsce obszarem �r�d�owym wszystkich kometowych
�b�w, wszystkich bolid�w i asteroid�w kamiennych, jakie zapr�sz� j� ca�y system
Skorpiona.
Meteory wali�y te� kamieniospadami w grunt Arageny, bombardowa�y go, bru�dzi�y i
rozorywa�y fontannami ogniowych zderze� noc zamieniaj�c w dzie�, a dzie� �
chmurami
kurzawy � w noc. Ale najmniejsze drgnienie nie przedostawa�o si� do pa�stwa
Enteryt�w; ktokolwiek wa�y�by si� zbli�y� do ich planety, ujrza�by, je�liby nie
roztrzaska�
pierwej statku o wiry skalne, glob kamienny podobny do czaszki podziurawionej
kraterami. Nawet wrota, wiod�ce do podziemi, uczynili Entryci na podobie�stwo
rozszarpanych ska�.
Przez tysi�ce lat nikt nie nawiedza� planety, a jednak Metameryk nie rozlu�nia�
nakaz�w srogiej baczno�ci ani na mgnienie.
Sta�o si� wszak�e, �e jednego dnia grupa Enteryt�w, kt�ra wysz�a na
powierzchni�,
ujrza�a jak gdyby gigantyczny kielich, wbity trzonem w nagromadzenie ska�,
kt�rego
zwr�cona ku niebu wkl�s�o�� pogruchotana by�a i podziurawiona w wielu miejscach.
Sprowadzono zaraz na to miejsce wielowied�w-astro�eglarzy, a ci orzekli, i� maj�
przed
sob� wrak obcego okr�tu gwiezdnego z nieznanych stron. Statek by� bardzo wielki.
Z
bliska dopiero wida� by�o, �e ma kszta�t wysmuk�ego walca, dziobem wbitego w
ska�y, �e
okrywa go gruba warstwa osmalin i kopciu, a konstrukcj� sw� tylna jego,
kielichowa
cz��, przypomina najwi�ksze sklepienia podziemnych pa�ac�w. Z podziemi wype�z�y
c�gowate machiny, kt�re z wielk� ostro�no�ci� wydoby�y zagadkowy statek z
miejsca
upadku i wnios�y go do podziemi. Potem grupa Enteryt�w wyr�wna�a lej, utworzony
przez
dzi�b okr�tu, aby wszelki �lad obcego wtargni�cia znik� z powierzchni planety i
zamkni�to
g�ucho bazaltowe wrota.
W g��wnej pustelni badawczej, urz�dzonej ze �wiat�ym przepychem, spocz�� czarny,
jakby na w�glach spiekany kad�ub, badacze za�, �wiadomi rzeczy, skierowali na�
zwierciadlane powierzchnie najja�niejszych kryszta��w i otwarli diamentowymi
ostrzami
pierwszy pancerz wierzchni; pod nim by� drugi, dziwnej bia�o�ci, kt�ra ich nieco
zatrwo�y�a, a gdy i t� pow�ok� zgryz�y wiert�a karborundowe, ukaza�a si�
trzecia,
nieprzenilkliwa, w ni� za� by�y wpasowane szczelnie drzwi, lecz nie umieli ich
otworzy�.
Uczony najstarszy, Afinor, zbada� sumiennie zamkni�cie owych drzwi; okaza�o si�,
i�
aby pu�ci� zamek, nale�a�o wzruszy� go wypowiedzianym s�owem. Nie znali go i nie
mogli
zna�. Pr�bowali d�ugo r�nych s��w, jak to �Kosmos�, �Gwiazdy�, �Lot Wiekuisty�,
ale
drzwi nie drgn�y.
� Nie wiem, czy dobrze czynimy, staraj�c si� otworzy� statek bez wiedzy kr�la
Metameryka � rzek� wreszcie Afinor. � Dzieckiem b�d�c s�ysza�em legend� o
bia�ych
istotach, kt�re �cigaj� w ca�ym Kosmosie wszelkie �ycie, w metalu zrodzone, i
t�pi� je
dla zemsty, albowiem...
Tu urwa� i wraz z innymi z najwi�kszym przera�eniem wpatrywa� si� w wielk� jak
�ciana burt� statku, albowiem przy jego ostatnich s�owach drzwi, dot�d martwe,
naraz
drgn�y i rozsun�y si� na o�cie�. S�owem, kt�re otwar�o je, by�a �Zemsta�.
Skrzykn�li uczeni na pomoc zbrojnych i maj�c ich u swego boku, kiedy iskromioty
nakierowano, wst�pili w duszn� i nieruchom� ciemno�� statku, o�wietlaj�c j�
b��kitnymi i
bia�ymi kryszta�ami.
Maszyneria by�a w znacznej mierze pogruchotana, d�ugo te� b��dzili w�r�d jej
ruin,
szukaj�c za�ogi, ale nie znale�li ani jej, ani te� �adnych jej �lad�w.
Rozwa�ali, czy statek
nie by� sam istot� rozumn�, bo wszak bywaj� wielkie bardzo: kr�l ich tysi�ce
razy
rozmiarami przekracza� nieznany statek, a by� jedno�ci�. Ale w�z�y elektrycznego
my�lenia, jakie odkryli, by�y jeno drobne i porozrzucane; obcy statek nie m�g�
by� przeto
niczym innym, jak tylko machin� lataj�c� i bez za�ogi martwy by� jak kamie�.
W jednym z zak�tk�w pok�adu, u samej �ciany pancernej, natkn�li si� badacze na
rozbry�ni�t� ka�u��, z farby jakoby czerwonej, kt�ra splami�a ich srebrne palce,
gdy si�
tam zbli�yli; z ka�u�y tej wydobyto strz�py nieznanego odzienia, mokre i
czerwone, a
tak�e nieco drzazg niezbyt twardych, wapiennych. Nie wiedzieli czemu, ale l�k
ich zdj��
wszystkich, kiedy stali tam w mroku, kryszta��w �wiat�em ponak�uwanym. A ju�
kr�l
dowiedzia� si� o przygodzie; zaraz przybyli jego pos�a�cy, na j surowic j
nakazuj�c
zniszczenie obcego statku ze wszystkich, co na nim jest, a zw�aszcza rozkaza�
kr�l obcych
�eglarzy ogniowi atomowemu odda�.
Odrzekli badacze, �e tam nikogo nie by�o, jeno ciemno�� a szcz�tki rozbite,
wn�trzno�ci metalowe i proch, odrobin� farby czerwonej poplamiony. Zadr�a�
pos�aniec
kr�lewski i natychmiast stosy atomowe kaza� rozpala�.
� W imieniu kr�la! � rzek�. � Czerwie�, kt�r��cie znale�li, zwiastunem jest
zag�ady!
Bia�a �mier� ni� �yje, kt�ra niczego nie zna, pr�cz zemsty dokonywanej na
bezwinnych
za jedno ich istnienie...
� Je�li to bia�a �mier� by�a, niegro�na ju� nam, albowiem statek martwy jest i
ktokolwiek na nim �eglowa�, w pier�cieniu raf obronnych poleg� � odparli.
� Niesko�czona jest moc owych bladych istot, gdy� je�li gin�, wielokro� razy
odradzaj� si� na nowo, z dala od mocnych s�o�c! Czy�cie wasz� powimio��, o,
atomi�ci!
L�k porazi� m�drc�w i badaczy, kiedy us�yszeli te s�owa. Nie uwierzyli jednak
proroctwu zag�ady, nazbyt bowiem wydawa�a im si� nieprawdopodobna wszelka jej
mo�liwo��. Przeto wyj�li ca�y statek z jego le�y, strzaskali go na kowad�ach
platynowych,
a gdy si� rozpad�, zanurzyli go w twardym promieniowaniu, �e obr�ci� si� w
miriady
lotnych atom�w, 'kt�re wiekui�cie milcz�, bo nie maj� atomy historii �adnej,
wszystkie s�
sobie r�wne, czy z gwiazd pochodz� najsilniejszych, czy z martwych planet, czy
istot
rozumnych, dobrych albo z�ych, albowiem materia jest jednaka w ca�ym Kosmosie i
nie
jej nale�y si� l�ka�.
A jednak uj�li owe atomy nawet, zmrozili je w jedn� bry��, wystrzelili j� ku
gwiazdom i
wtedy dopiero rzekli sobie z ulg�: � Jeste�my wybawieni. Nic nie mo�e z tego
by�.
Lecz kiedy m�oty platynowe bi�y w statek, a ten si� rozpada�, ze strz�pka
odzie�y, krwi�
powalanego, z rozprutego szwu zarodnik wypad� niewidzialny, tak ma�y, �e i sto
takich
jedno ziarno piasku przykryje. A z tego zarodnika wyklu� si� noc�, w kurzu i
prochu,
mi�dzy g�azami jaski�, bia�y kie�ek; z niego drugi, trzeci, setny � i tchem
posz�o od nich
kwasorodu i wilgoci, od kt�rej rdza rzuca�a si� na tafle miast zwierciadlanych,
i splata�y
si� nici niedostrzegalne, zaleg�e w zimnych wn�trzno�ciach Enteryt�w, tak �e
kiedy
wstali, nosili ju� w sobie zgon. I nie min�� rok, a legli pokotem. Stan�y w
pieczarach
machiny, zgas�y ognie kryszta�owe, brunatny tr�d stoczy� lustrzane kopu�y, a
kiedy
ulotni�o si� ostatnie ciep�o atomowe, zapad�a ciemno��, w kt�rej rozrasta�a si�,
przenikaj�c chrz�szcz�ce szkielety, wchodz�c do rdzawych czaszek, zasnuwaj�c
zgas�e
oczodo�y � puszysta, wilgotna, bia�a ple��.
?????????? �????????� � http://artefact.lib.ru
1
?????????? �????????� � http://artefact.lib.ru