Joe Haldeman - Ostatnia runda
Szczegóły |
Tytuł |
Joe Haldeman - Ostatnia runda |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Joe Haldeman - Ostatnia runda PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Joe Haldeman - Ostatnia runda PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Joe Haldeman - Ostatnia runda - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TYTUL: Ostatnia runda
AUTOR: Joe W. Haldeman
TLUM.: Slawomir Kedzierski
1.
W dwudziestym trzecim wieku zacz�to nazywa� j� "Wieczn� Wojn�".
Przedtem by�a to po prostu wojna.
Nigdy nie poznali�my naszych nieprzyjaci�. Pod koniec dwudziestego
wieku Taura�czycy rozpocz�li dzia�ania wojenne, atakuj�c pierwsze kos-
moloty z Ziemi. Nigdy nie zamienili�my z nimi ani jednego s�owa, nigdy nie
wzi�li�my �adnego z nich do niewoli.
Powo�ano mnie do wojska w 1977, a w 2458 mia�em jeszcze trzy lata do
ods�u�enia. Przeszed�em wszystkie stopnie hierarchii wojskowej: od szere-
gowca do majora. Dylatacja czasu w kolapsarowych przej�ciach sprawi�a,
�e by�o to zaledwie pi�� latek.
W�a�ciwie nie mia�em powod�w do narzeka�, bowiem normalne przykro�ci
s�u�by wojskowej rekompensowane by�y towarzystwem kobiety, kt�r�
kocha�em. Razem brali�my udzia� w trzech bitwach, razem sp�dzili�my
urlop na Ziemi, a nawet mieli�my to szcz�cie, �e zostali�my ranni w tym
samym czasie i w efekcie udzielono nam rocznego urlopu na planecie
szpitalnej Heaven. A potem wszystko si� rozlecia�o.
Ju� od jakiego� czasu zdawali�my sobie spraw�, �e �adne z nas nie prze�yje
wojny. Nie tylko ze wzgl�du na zaciek�o�� walk - szansa, �e wyjdzie si�
z bitwy ca�o by�a jak jeden do trzech - ale r�wnie� dlatego, �e rz�d nie m�g�
sobie pozwoli� na zdemobilizowanie nas: po prostu nie by�o go sta� na
wyp�acenie zaleg�ego �o�du, kt�ry wystarcza� z naddatkiem na kupno
kosmolotu! Mieli�my jednak siebie i zawsze mogli�my wierzy�, �e wojna
kiedy� si� zako�czy.
Ale w�a�nie na Heaven rozdzielono nas. Wyniki test�w (i nasze do��
k�opotliwe starsze�stwo) sprawi�y, �e Marygay mianowano porucznikiem,
a mnie majorem. J� wcielono do Oddzia�u Uderzeniowego, kt�ry w�a�nie
opuszcza� Heaven, a mnie odes�ano z powrotem do Stargate na oficerski
kurs doskonalenia.
Poruszy�em niebo i ziemi� staraj�c si� za�atwi� przeniesienie Marygay do
mojej kompanii. Ale jak si� p�niej okaza�o, dow�dztwo wiedzia�o co robi
nie pozwalaj�c nam by� w tam samym oddziale: heteroseksualizm uznano
za co� archaicznego, za odst�pstwo od normy, no a my byli�my ju� zbyt sta-
rzy, aby nas "wyleczy�". Potrzebowano naszego do�wiadczenia, ale przy-
j�to zasad�, �e jeden zboczeniec na kompani� to dosy�.
Nie by�a to zwyk�a separacja. Nawet gdyby�my oboje prze�yli czekaj�ce
nas bitwy, to dylatacja czasu sprawi, �e rozdziel� nas stulecia.
M�j oficerski kurs doskonalenia polega� na tym, �e zanurzano mnie do
zbiornika utlenionego w�glanu fluoru pod��czywszy uprzednio do mojego
m�zgu i cia�a 239 elektrod. Nazywa�o si� to SSPS - Skomputeryzowany
System Przyspieszonego Szkolenia i przez trzy tygodnie szkolono mnie
w tak przyspieszony spos�b, �e odechciewa�o si� �y�.
Kto to by� Scipio Aemilianus? Wojskowa znakomito�� z trzeciej wojny
punickiej. Jak sparowa� pchni�cie no�em w podbrzusze? Blok skrzy�owa-
nymi nadgarstkami, unik w prawo i lew� nog� kopn�� w ods�oni�t� nerk�.
By�o dla mnie zagadk�, w jaki spos�b wiadomo�ci te maj� mi pom�c
w walce z chodz�cymi grzybami - Taura�czykami. Uczy�em si� najefek-
tywniejszych sposob�w wykorzystywania wszelkiej broni - od zaostrzone-
go kija do bomby typu "nova" - i przyswaja�em sobie dorobek dw�ch
tysi�cleci wojskowych obserwacji, teorii i przes�d�w. Wszystko to mia�o
zrobi� ze mnie majora.
Moje rozstanie z Marygay sta�o si� jeszcze bardziej ostateczne w chwili,
gdy przeczyta�em otrzymane rozkazy. Kierowa�y mnie do Sade-138,
w Wielkim Ob�oku Magellana, cztery skoki kolapsarowe i 150000 lat
�wietlnych od Stargate. Zd��y�em si� jednak ju� oswoi� z my�l�, �e nigdy
Marygay nie zobacz�.
Mia�em dost�p do wszystkich akt personalnych mojej nowej kompanii,
��cznie z moimi. Psycholog wojskowy stwierdzi�, �e "uwa�am si�" za
tolerancyjnego w stosunku do homoseksualizmu - dotkn�o mnie to,
bowiem matka jeszcze w dzieci�stwie wpoi�a mi przekonanie, �e to co kto�
robi ze swoim ty�kiem jest tylko jego spraw�. Okaza�o si� jednak, �e pogl�d
ten zdaje egzamin dop�ty, dop�ki nale�y si� do wi�kszo�ci. Kiedy samemu
jest si� tolerowanym, sprawa wygl�da gorzej. Za moimi plecami wi�kszo��
ludzi nazywa�a mnie "Star� Ciot�", mimo �e w ca�ej kompanii nie by�o
nikogo, kto by�by ode mnie ponad dziewi�� lat m�odszy. C�, dow�dca
zawsze zarobi jakie� przezwisko. Powinieniem by� jednak zauwa�y�, �e jest
w tym co� wi�cej ni� normalny brak szacunku, moje przezwisko wyra�a�o
bowiem o wiele wi�ksz� pogard� i odtr�cenie ni� wszystko czego do�wiad-
czy�em do tej pory jako szeregowiec i podoficer.
Zasadniczym problemem by� j�zyk. Przez 450 lat angielski uleg� powa�nym
przekszta�ceniom i �o�nierze musieli si� uczy� dwudziestopierwszowiecz-
nej angielszczyzny. Dzi�ki temu byli w stanie porozumie� si� ze swoimi
oficerami, kt�rzy niejednokrotnie urodzili si� dziewi�� pokole� przed ich
pradziadkami. Oczywi�cie, u�ywali tego j�zyka wy��cznie do rozm�w
z oficerami albo wtedy, gdy ich przedrze�niali i rzecz jasna, szybko
wychodzili z wprawy. Na dobr� spraw� w Stargate mogliby po�wi�ci� kilka
godzin pracy SSPS na nauczenie mnie j�zyka moich podkomendnych.
Tylko troje z nas urodzi�o si� przed dwudziestym pi�tym wiekiem - w og�le
urodzi�o si�, bowiem nie produkowano ju� ludzi w ten staro�wiecki,
niedoskona�y spos�b. Ka�dy embrion by� podretuszowany zgodnie z okre-
�lonymi za�o�eniami... i ci, kt�rzy zostali �o�nierzami, cho� doskonali pod
wzgl�dem intelektualnym i fizycznym, nie posiadali pewnych cech, kt�re
by�em sk�onny uwa�a� za cnoty. Atylla by ich uwielbia�, a Napoleon
zwerbowa� natychmiast.
Pozosta�a dw�jka "zrodzonych z kobiety" to m�j zast�pca, kapitan Charlie
Moore i starszy lekarz, porucznik Diana Alsever. Oboje byli homoseksualis-
tami, rzecz normalna u urodzonych w dwudziestym drugim wieku, ale
mimo to wiele nas ��czy�o i byli oni jedynymi lud�mi w kompanii, kt�rych
mog�em uwa�a� za swoich przyjaci�. Patrz�c wstecz mog� stwierdzi�, �e
pomagali�my sobie nawzajem odseparowa� si� od reszty kompanii -
zapewne by�o to wygodne dla nich, dla mnie jednak - katastrofalne.
Pozostali oficerowie, szczeg�lnie szef grupy dowodzenia, porucznik Hille-
boe, m�wili mi chyba tylko to, co s�dzili, �e chcia�bym us�ysze�.
Mieli�my rozkaz wybudowa� baz� na najwi�kszej planecie grupy Sade-138
i broni� jej przed atakiem Taura�czyk�w. Moja kompania, Oddzia� Uderze-
niowy Gamma mia�a broni� tego miejsca przez dwa lata. po czym zluzowa-
�yby nas oddzia�y garnizonowe. No i teoretycznie m�g�bym wtedy z�o�y�
dymisj� i zosta� znowu cywilem - chyba, �e uniemo�liwi� to na mocy albo
nowych przepis�w, albo jakich� starych, o kt�rych, przez niedopatrzenie
oczywi�cie, do tej pory mnie nie poinformowano.
Oddzia�y garnizonowe wyrusz� ze Stargate dwa lata p�niej, nie�wiadome
co je czeka na Sade-138. Nie mieli�my �adnej mo�liwosci przekazania
informacji, poniewa� podr� trwa�a 340 "obiektywnych" lat, mimo �e na
pok�adzie, dzi�ki dylatacji czasu mija�o zaledwie siedem miesi�cy.
Dla nas, zamkni�tych w w�skich korytarzykach i male�kich kajutach
Masaryka II, te siedem miesi�cy by�o cholernie d�ugie. Opuszczali�my
pozostaj�cy na orbicie statek z prawdziw� ulg�, mimo �e pobyt na planecie
oznacza� cztery miesi�ce ci�kiej pracy w trudnych, niebezpiecznych
warunkach na dwie zmiany: 38,5 godzin wypoczynku na pok�adzie statku
i tyle samo pracy na powierzchni.
Planeta by�a w�a�ciwie bezkszta�tnym kawa�kiem ska�y, brudnobia�� kul�
bilardow� o cienkiej warstwie atmosfery sk�adaj�cej si� wodoru i helu.
W czasie dnia ogrzewa�a j� jaskrawoniebieska iskra Doradusa S i na
r�wniku temperatura waha�a si� od 25 do 17 Kelwin�w. Tu� przed �witem,
gdy by�o najch�odniej, wod�r skrapla� si� i osiadaj�ca delikatna mgie�ka
pokrywa�� wszystko tak �lisk� warstewk�, �e najlepszym wyj�ciem z sytua-
cji by�o po prostu usi��� i przeczeka�.Tylko o �wicie czarno-bia�� monoto-
ni� krajobrazu o�ywia�a delikatna, pastelowa t�cza.
Obron� mieli�my zorganizowan� w trzech rzutach, poczynaj�c od strefy
orbitalnej. Pierwsz� lini� stanowi� Masaryk II, jego sze�� my�liwc�w
o nap�dzie tachionowym i pi��dziesi�t pocisk�w-robot�w typu "trute�"
wyposa�onych w bomby "nova". Komandor Antopol mia�a przechwyci�
taura�ski kosmolot, gdy tylko wyjdzie z pola kolapsarowego Sade-138.
Je�eli go rozwali, b�dziemy mieli spok�j.
W wypadku gdy nieprzyjacielowi uda si� przedrze� przez r�j my�liwc�w
i "trutni", w dalszym ci�gu b�dzie mia� pewne trudno�ci z zaatakowaniem
nas. Na powierzchni, wok� naszej podziemnej bazy znajdowa�o si� dwa-
dzie�cia pi�� samonaprowadzaj�cych bewawatowych laser�w. Za stref�
efektywnego ra�enia laser�w by� szeroki pier�cie� tysi�cy min nuklear-
nych, kt�re wybucha�y pod wp�ywem niewielkich zak��ce� lokalnego pola
grawitacyjnego. M�g� je wywo�a� zar�wno Taura�czyk, kt�ry nast�pi� na
jedn� z nich, jak te� nisko przelatuj�cy kosmolot.
Gdyby nieprzyjaciel mia� zamiar zdoby� nasz� baz� i gdyby uda�o mu si�
zniszczy� nasze zautomatyzowane �rodki obrony, musieliby�my sami w��-
czy� si� do walki. �o�nierze byli uzbrojeni w r�czne lasery megawatowe,
a ka�da dru�yna mia�a wyrzutni� rakiet tachionowych i dwa samopowta-
rzalne granatniki. Ostatni� desk� ratunku by�o Pole.
Wewn�trz p�sferycznego (w przestrzeni sferycznego) pola o promieniu
oko�o pi��dziesi�ciu metr�w nic nie mog�o si� porusza� z pr�dko�cia
wi�ksz� ni� 16,3 metra na sekund�. Nie by�o r�wnie� promieniowania
elektromagnetycznego - ani elektryczno�ci, ani magnetyzmu, ani �wiat�a.
Ca�e otoczenie widziane przez wizjer skafandra by�o upiornie monochro-
matyczne. Wyja�niono mi zgrabnie, �e zjawisko to jest wywo�ane "fazo-
wym przemieszczeniem quasi-energii przenikaj�cej z przyleg�ej tachiono-
wej rzeczywisto�ci", co jak si� nietrudno domy�le�, by�o dla mnie ca�kowit�
abrakadabr�.
Wewn�trz Pola wszystkie nowoczesne �rodki bojowe by�y bezu�yteczne.
Nawet "nova" by�a zwyk�ym kawa�kiem z�omu. No, a ka�da �ywa istota,
oboj�tnie - Ziemianin czy Taura�czyk - kt�ra znalaz�a si� w Polu bez
w�a�ciwej os�ony, zgin�aby w u�amku sekundy.
Mieli�my tam ca�y zestaw archaicznej broni i jeden my�liwiec, kt�ry mia�
by� lotniczym wsparciem ostatniego punktu oporu. Zmusi�em ludzi do
�wiczenia walki na miecze, strzelania z �uku i tak dalej, ale nie pa�ali do
tego zbytnim entuzjazmem. Wszyscy uwa�ali, �e je�li nieprzyjaciel zmusi
nas do wycofania si� pod os�on� Pola to znaczy i� jeste�my sko�czeni. Nie
b�d� k�ama� - uwa�a�em tak samo.
Czekali�my pi�� miesi�cy. Baza szybko pogr��a�a si� w rutynie szkole�
i wyczekiwania. My�la�em o pojawieniu si� Taura�czyk�w nieomal z nie-
cierpliwo�ci�; chcia�em �eby to wszystko wreszcie si� tak czy inaczej
rozstzygn�o.
Nigdy nie pasjonowa�em si� sportem czy grami, ale zauwa�y�em, �e
po�wi�cam im coraz wi�cej czasu. W tych warunkach wywo�uj�cych
napi�cie nerwowe i uczucie klaustrofobii po raz pierwszy lektura czy nauka
nie dawa�y mi odpr�enia. Uprawia�em wi�c szermierk� na pa�ki czy
miecze z innymi oficerami, do ca�kowitego wyczerpania �wiczy�em na
przyrz�dach, nawet w swoim gabinecie mia�em podwieszon� lin�. Wi�-
kszo�� oficer�w gra�a w szachy, ale zazwyczaj z nimi przegrywa�em -
a je�eli uda�o mi si� wygra�, mia�em wra�enie, �e chc� mnie w ten spos�b
wprawi� w dobry humor. S�owne gry by�y zbyt trudne, poniewa� m�j j�zyk
by� archaicznym dialektem, kt�rym partnerzy pos�ugiwali si� z trudno�ci�,
a ja z kolei nie mia�em czasu i zdolno�ci, by opanowa� "wsp�czesny"
angielski.
Przez jaki� czas Diana dawa�a mi stymulatory nastroju, zaczyna�em popa-
da� w na��g, wi�c przesta�em je bra�. Potem pr�bowa�em psychoanalizy
u porucznika Wilbera. By�a to ca�kowita klapa. Wprawdzie na sw�j ksi�-
�kowy spos�b by� doskonale zorientowany w moich problemach, ale m�wi-
li�my innymi j�zykami kulturowymi. Gdy usi�owa� mi pom�c w sprawach
mi�o�ci i seksu, robi� to tak, jakby t�umaczy� czternastowiecznemu ch�opu
pa�szczy�nianemu, jak ma sobie radzi� ze swoim dziedzicem i probosz-
czem.
A przecie� to w�a�nie by�o podstawowym �r�d�em moich k�opot�w. By�em
przekonany, �e nie mia�bym problem�w ani z frustracjami i stresami, kt�re
zawsze niesie ze sob� dowodzenie, ani z faktem, �e by�em zamkni�ty
w jaskini razem z lud�mi, kt�rzy chwilami byli dla mnie tylko odrobin�
mniej obcy ni� nieprzyjaciel, ani nawet z uczuciem g��bokiej pewno�ci, �e
wszystko to b�dzie zako�czone �mierci� w m�czarniach w walce o bezwar-
to�ciow� spraw� - gsyby tylko by�a ze mn� Marygay. Uczucie to pot�gowa-
�o si� z miesi�ca na miesi�c.
Wilber potraktowa� to bardzo surowo i nazwa� romantycznym pozerstwem.
Powiedzia�, �e wie co to mi�o��, sam by� kiedy� zakochany. A p�e� obu
sk�adnik�w pary nie ma w tym przypadku �adnego znaczenia. W porz�dku,
mog�em si� z tym zgodzi� - w ko�cu by� to frazes wywodz�cy si� jeszcze
z czas�w moich rodzic�w (cho� w moim pokoleniu spotyka� si� z pewnymi
oporami). Jednak mi�o��, stwierdzi� Wilber, mi�o�c jest kruchym kwiat-
kiem, delikatnym kryszta�kiem, mi�o�� jest nietrwa�ym zwi�zkiem, kt�rego
okres rozpadu wynosi oko�o o�miu miesi�cy. "Pieprzysz" - oznajmi�em
i zarzuci�em mu z kolei, �e nosi kulturowe ko�skie okulary. Powiedzia�em,
�e trzydzie�ci wiek�w historii ludzko�ci do momentu rozpocz�cia Wiecznej
Wojny udowodni�o, i� mi�o�c jest jedyn� rzecz�, kt�ra mo�e przetrwa� po
sam gr�b, a nawet jeszcze d�u�ej i �e gdyby si� urodzi� a nie wyklu�
z prob�wki, nie musia�bym mu tego t�umaczy�! Wilber zrobi� wtedy kwa�n�
min� i stwierdzi�, �e jestem po prostu ofiar� seksualnych frustracji i roman-
tycznych z�udze�, kt�re co gorsza, sam sobie wm�wi�em.
Patrz�c na to z perspektywy czasu odnosz� wra�enie, �e obaj dobrze si�
bawili�my naszymi sporami - ale o wyleczeniu nie by�o mowy.
2.
Min�o r�wno 400 dni od chwili, w kt�rej rozpocz�li�my budow�. Siedzia-
�em przy biurku patrz�c bezmy�lnie na nowy wykaz s�u�b sporz�dzony
przez Hilleboe. Charlie siedzia� rozparty na krze�le i przegl�da� co�
w czytniku. Zadzwoni� telefon i us�ysza�em g�os komandor Antopol.
- S� tu.
- Co?
- Powiedzia�am, �e ju� tu s�. Taura�ski kosmolot wyszed� przed chwil�
z pola kolapsarowego. Pr�dko�� 0,8 c. Deceleracja trzydzie�ci G. Mniej
wiecej.
Charlie pochyli� si� nad moim biurkiem. - Co tam?
- Kiedy? Kiedy mo�esz rozpocz�� przechwycenie?
- Jak tylko zejdziesz z telefonu. - Roz��czy�em si� i przeszed�em do
komputera. Podczas gdy usi�owa�em wydusi� z niego jakie� dane, Charlie
majstrowa� przy displayu. By� to hologram o powierzchni oko�o metra
kwadratowego i grubo�ci p� metra, zaprogramowany w taki spos�b, �eby
pokazywa� pozycj� Sade-138, naszej planety i jeszcze paru innych kawa�-
k�w kamienia w tym sektorze. Zielone i czerwone kropki oznacza�y nasze
i taura�skie jednostki.
Komputer stwierdzi�, �e hamowanie i powr�t do tej planety zajm� Taura�-
czykom co najmniej jedena�cie dni, pod warunkiem ci�g�ego stosowania
maksymalnych przyspiesze� i hamowa�; wtedy jednak komandor Antopol
mog�aby wyt�uc ich jak muchy. A wi�c b�d� kombinowa� z przyspieszenia-
mi i zmianami kursu.
Oczywi�cie o ile Antopol i jej bandzie weso�ych pirat�w nie uda si� ich
wcze�niej za�atwi�. Elektroniczne pud�o poinformowa�o mnie, �e szansa
takiego rozwi�zania by�a nieco mniejsza ni� pi��dziesi�t procent.
Oboj�tne jednak, czy mia�o to trwa� 28,9554 dnia czy dwa tygodnie, my
tutaj na planecie mogli�my tylko siedzie� i czeka�. Je�eli Antopol b�dzie
mia�a szcz�cie, nie b�dziemy musieli walczy� a� do chwili, w kt�rej
zmieni� nas oddzia�y garnizonowe i przeniesiemy si� do nast�pnego
kolapsara. W chwili gdy patrzyli�my na display, od kropki oznaczaj�cej
nasz kr��ownik oderwa�� si� ma�a zielona plamka i pop�yn�a w bok. Tu�
przy niej pojawi�a si� blada cyfra "2", a na identyfikatorze wy�wietlonym
w lewym dolnym rogu ukaza�o si� obja�nienie: 2 - PRZECHWYTUJ�CY
"TRUTE�".
- Powiedz Hilleboe, niech zarz�dzi zbi�rk� ca�ej za�ogi. Przy okazji mo�e
wszystkich poinformowa� o sytuacji.
Ludzie nie przyj�li wiadomo�ci zbyt dobrze i nie mog�em mie� do nich
szczeg�lnej pretensji. Spodziewali�my si� wszyscy, �e Taura�czycy zaata-
kuj� nas o wiele wcze�niej, a gdy ci�gle si� nie pojawiali, zacz�o narasta�
przekonanie, �e dow�dztwo Oddzia��w Uderzeniowych pope�ni�o b��d
i nieprzyjaciel nie zjawi si� wcale.
Chcia�em, �eby wszyscy zaj�li si� na serio szkoleniem ogniowym. Przecie�
prawie od dw�ch lat nikt w kompanii nie u�ywa� �adnej broni o du�ej sile
ra�enia. Odblokowa�em wi�c ich r�czne lasery, rozdzieli�em granatniki
i wyrzutnie rakietowe. Nie mogli�my prowadzi� zaj�� w obr�bie bazy, gdy�
mog�o to uszkodzi� zewn�trzne czujniki i obronny pier�cie� laser�w.
Charlie albo ja wprowadzali�my wi�c po jednym plutonie na odleg�o��
jednego klika przed pozycje obrony, a Rusk dy�urowa�a stale przy ekranach
wczesnego ostrzegania. Gdyby cokolwiek zacz�o si� do nas zbli�a�, mia��
wystrzeli� rakiet� �wietln�.
Trening w strzelaniu z lasera przypomina� strzelanie do rzutk�w: wyzna-
cza�o si� pary, �o�nierz stawa� ze swoim koleg� i w dowolny spos�b rzuca�
kawa�ki ska�y. Strzelaj�cy musia� obliczy� trajektori� lotu kamienia i trafi�
go, zanim spad� na ziemi�. Ich koordynacja strzelecka by�a rzeczywi�cie
wspania�a (by� mo�e Kontroli Eugenicznej nareszcie uda�o si� dobrze co�
zrobi�). Wi�kszo�� �o�nierzy osi�ga�a dziewi�� trafie� na dziesi�� mo�li-
wych - a przecie� strzelali do bardzo ma�ych kamyk�w. Ja sam , nieulep-
szony biologicznie staruszek, trafia�em mniej wi�cej siedem na dziesi��,
cho� moja praktyka bojowa by�a o wiele wi�ksza.
Nie mieli r�wnie� k�opot�w w okre�laniu poprawek strzeleckich dla
granatnika, kt�ry sta� sie broni� zdecydowanie bardziej wszechstronn� ni�
dawniej. Zamiast jednego mikrotonowego pocisku i standardowego �adun-
ku miotaj�cego, by�y do wyboru cztery �adunki oraz jedno, dwu, trzy
i czteromikrotonowe pociski. Gdy dochodzi�o do walki na rzeczywi�cie
kr�tki dystans i u�ycie lasera by�oby niebezpieczne, mo�na by�o od��czy�
luf� granatnika i za�adowa� go magazynkiem �adunk�w kartaczowych.
Ka�dy �adunek tworzy� rozszerzaj�c� si� chmur� tysi�ca strza�ek, kt�re do
pi�ciu metr�w razi�y �miertelnie, a w odleg�o�ci sze�ciu zmienia�y si�
w nieszkodliwy gaz.
Morale �o�nierzy bardzo podbudowa�o to, �e mogli wyj�� i swoimi nowymi
zabawkami poprzestawia� krajobraz. Ale krajobraz nie odpowiada�
ogniem.
Podobnie jak w innych starciach, dylatacja czasu sprawi�a, �e nie mo�na
by�o przewidzie�, jakim uzbrojeniem tym razem b�dzie dysponowa� nie-
przyjaciel. Zale�a�o to od poziomu, jaki ich technologia reprezentowa�a
w chwili, gdy wyruszali do tej akcji - r�wnie dobrze mogli by� par� wiek�w
przed lub za nami. By� mo�e nie s�yszeli wcale o Polu, a mo�e wystarczy, ��
powiedz� jedno zakl�cie i po prostu znikniemy bez �ladu.
By�em w�a�nie razem z czwartym plutonem na zewn�trz i zajmowali�my si�
strzelaniem do kamieni, gdy odezwa� si� Charlie wzywaj�c mnie z powro-
tem do bazy. Przekaza�em pluton Heimoffowi.
- Jeszcze jeden? - Tym razem skala obrazu holograficznego by�a taka, �e
nasza planeta mia�a rozmiary groszka i znajdowa�a si� o jakie� pi�� centyme-
tr�w od X oznaczaj�cego Sade-138. Naoko�o rozrzucone by�o czterdzie�ci
jeden czerwonych i zielonych kropek. Identyfikator okre�li� czterdzist�
pierwsz� jako: TAURA�SKI KR��OWNIK (2).
- Zgadza si�. - Charlie by� ponury. - Pojawi� si� kilka minut temu. Kiedy
ci� wezwa�em. Ma takie same charakterystyki jak tamten: 30 G, 0,8 c.
- Da�e� zna� Antopol?
- Tak. - Uprzedzi� moje nast�pne pytanie. - Sygna� b�dzie szed� tam
i z powrotem prawie przez ca�y dzie�.
- Nigdy czego� takiego nie robili. - Charlie oczywi�cie dobrze o tym
wiedzia�.
- Mo�e ten kolapsar ma dla nich szczeg�lne znaczenie.
- Najwidoczniej. - By�o wi�c prawie pewne, �e b�dziemy walczy� r�wnie�
i na planecie. Nawet gdyby Antopol zdo�a�a zniszczy� pierwszy kr��ownik,
to z drugim nie b�dzie mia�a nawet pi��dziesi�ciu procent szans. Za ma�o
"trutni" i my�liwc�w.
Przez najbli�sze dwa tygodnie obserwowali�my, jak kropki gasn�. Gdyby
si� wiedzia�o kiedy i gdzie patrze�, mo�na by wyj�� na zewn�trz i zobaczy�,
jak to wygl�da naprawd� - nikn�cy po sekundzie jaskrawy, bia�y punkt
�wietlny.
W czasie tej sekundy energia wyzwolona przez bomb� "nova" przewy�sza-
�a milion razy moc bewawatowego lasera. Powstawa�a miniaturowa gwiaz-
da o �rednicy p� klika i temperaturze wn�trza S�o�ca. Po�era�a wszystko,
z czym si� zetkn�a. Promieniowanie bliskiej eksplozji nieodwracalnie
niszczy�o elektronik� statku. Dwa my�liwce - jeden nasz i jeden ich,
najwyra�niej spotka� ten w�a�nie los; pozbawione nap�du dryfowa�y ze
sta�� pr�dko�ci� poza granice uk�adu.
Po wyko�czeniu Masaryka II, jego my�liwc�w i "trutni" zostanie im jeszcze
par� sztuk dla nas. Wygl�da�o wi�c na to, �� szkolenie ogniowe by�o
zwyk�ym marnowaniem czasu i energii.
W pewnym momencie przysz�a mi do g�owy my�l, �� m�g�bym zebra�
jedenastu ludzi i wykorzysta� my�liwiec ukryty w Polu. By� zaprogramowa-
ny na powr�t do Stargate. Doszed�em nawet do tego, �e zastawia�em si�
nad sk�adem tej jedenastki, dobieraj�c do niej osoby, kt�re znacz� dla mnie
wi�cej ni� pozosta�e. Doliczy�em si� sze�ciu.
Przegoni�em te my�li. Przecie� mieli�my szans� i to mo�e nawet cholernie
dobr� szans� - nawet w walce z pe�nosprawnym kr��ownikiem. Nie uda si�
im tak �atwo podrzuci� nam "nov�" wystarczaj�co blisko, by obj�o nas pole
ra�enia.
A poza tym rozwaliliby mnie za dezercj�. Wi�c czy warto?
Nastr�j poprawi� si� wyra�nie, gdy jeden z "trutni" Antopol zniszczy�
pierwszy nieprzyjacielski kr��ownik. Nie licz�c jednostek pozostawionych
do obrony planety, mia�a ona jeszcze osiemna�cie "trutni" i dwa my�liwce.
Ci�gle atakowane przez pi�tna�cie Taura�skich pocisk�w-robot�w zawr�-
ci�y w kierunku odleg�ego o par� godzin �wietlnych drugiego kr��ownika.
Jeden z nieprzyjacielskich pocisk�w trafi� wreszcie Masaryka II. Jego
jednostki pok�adowe pr�bowa�y jeszcze kontynuowa� atak, kt�ry jednak
szybko zmieni� si� w beznadziejne zamieszanie. Jeden my�liwiec oraz trzy
"trutnie" wydosta�y si� z walki i z maksymalnym przyspieszeniem okr��y�y
planet� w p�aszczy�nie ekliptyki. Nikt ich nie �ciga�. Patrzyli�my na to
z chorobliwym zaciekawieniem, podczas gdy nieprzyjacielski kr��ownik
zbli�a� si�, by nawi�za� z nami kontakt bojowy. My�liwiec pod��a� w stron�
Sade-138, ucieka�. Nikt nie mia� mu tego za z�e.
Powr�t do planety, wygodne umiejscowienie si� na orbicie stacjonarnej
nad drug� p�kul� zaj�y nieprzyjacielowi pi�� dni. Przygotowywali�my si�
do nieuniknionej, pierwszej fazy walki: ich pociski-roboty przeciwko
naszym laserom. Umie�ci�em w Polu oddzia� sk�adaj�cy si� z pi��dziesi�ciu
kobiet i m�czyzn, na wypadek gdyby nieprzyjacielowi uda�o si� przerwa�
nasz� obron�. By� to w�a�ciwie pusty gest, bo przecie� nieprzyjaciel m�g�
w razie czego po prostu ulokowa� si� gdzie� obok, poczeka� a� b�d� musieli
wy��czy� Pole i w tej samej chwili spali� ich laserami.
Zwr�ci�em uwag� na display. Rozgrywa�a si� tam wojna kosmiczna mi�dzy
bardzo nier�wnymi przeciwnikami. Taura�czycy, zupe�nie logicznie,
przed przyst�pieniem do obrabiania nas chcieli sprz�tn�� nasz jedyny
my�liwiec. Mogli�my tylko patrze� na czerwone kropeczki pe�zaj�ce wok�
planety i pr�buj�ce dopi�� swego. Jak do tej pory naszemu pilotowi uda�o
si� zniszczy� wszystkie atakuj�ce go pociski, a nieprzyjaciel jeszcze nie
wysy�a� przeciwko niemu swoich my�liwc�w.
- Przyda�by si� nam jeszcze jeden my�liwiec - stwierdzi� Charlie. - Albo
sze��.
- Wykorzystuj "trutnie" - odpar�em. Oczywi�cie mieli�my my�liwiec
i przydzielonego wa�konia, kt�ry mia� go pilotowa�. Ale r�wnie� mog�o si�
to okaza� nasz� ostatni� desk� ratunku, gdyby osaczyli nas w Polu.
- Jak daleko jest ten drugi facet? - spyta� Charlie maj�c na my�li pilota,
kt�ry zwia� z pola walki. Prze��czy�em skal� i zielony punkcik ukaza� si�
w prawej cz�ci ekranu. - Oko�o sze�c godzin �wietlnych. - Mia� ze sob�
jeszcze dwa "trutnie", ale by�y tak blisko niego, �e nie dawa�y osobnych
sygna��w. Trzeciego wykorzysta�, by os�oni� sw�j odwr�t. - Ju� nie przy-
spiesza, ale ma 0,9 c.
- Nie mo�� nam pom�c, nawet gdyby chcia�. - Potrzebowa�by prawie
miesi�c na wytracenie pr�dko�ci.
�wiate�ko oznaczaj�ce nasz my�liwiec os�ony znikn�o. - Cholera!
- Teraz dopiero zacznie si� bal. Powiedzie� ludziom, �eby przygotowali si�
do wyj�cia na wierzch?
- Nie... ale niech za�o�� skafandry, na wypadek dehermetyzacji. Przypusz-
czam, �e to jednak potrwa nim wyl�duj� i zaatakuj� nas na powierzchni. -
Znowu prze��czy�em display. Cztery czerwone punkty pe�z�y ju� naoko�o
planety w naszym kierunku.
Za�o�y�em skafander i wr�ci�em do Administracji, by obejrze� w monito-
rach maj�ce nast�pi� fajerwerki. Lasery pracowa�y doskonale. Wszystkie
cztery pociski zaatakowa�y jednocze�nie, ale zosta�y wykryte i zniszczone.
Nast�pny atak trwa� zaledwie u�amek sekundy, ale tym razem by�o osiem
pocisk�w i cztery z nich przerwa�y si� na odleg�o�� dziesi�ciu klik�w.
Promieniowanie z �arz�cych si� krater�w podnios�o temperatur� do prawie
300 Kelwin�w. To przekracza�o ju� punkt rozmarzania wody i zacz��em si�
martwi�. Skafandry wytrzymywa�y ponad tysi�c stopni, ale szybko�� dzi-
�ania automatycznych celownik�w naszych laser�w uzyskana by�a dzi�ki
stosowaniu niskotemperaturowych nadprzewodnik�w.
Charlie obserwowa� display. Jego g�os przekazywany przez radio skafan-
dra by� ca�kiem matowy. - Tym razem szesna�cie.
- Dziwisz si�? - W�r�d niewielu informacji o psychologii Taura�czyk�w
by�a i ta, �e wykazuj� oni szczeg�ln� inklinacj� do okre�lonych liczb -
szczeg�lnie do liczb pierwszych i pot�g z dw�ch.
- Miejmy nadziej�, �e nie zosta�y im jeszcze trzydzie�ci dwa. - Za��da�em
od komputera danych; m�g� mi odpowiedzie� tylko tyle, �e kr��ownik
wys�a� dot�d og�em czterdzie�ci cztery pociski i �� niekt�re kr��owniki
maj� ich do 128.
Do nast�pnego nalotu by�o jeszcze ponad p� godziny. Mog�em wycofa�
wszystkich pod os�on� Pola i byliby�my przez jaki� czas bezpieczni, nawet
gdyby jaka� "nova" eksplodowa�a w pobli�u. Bezpieczni, ale w pu�apce. Ile
czasu musi stygn�� pobojowisko, je�eli wybuchn� trzy, cztery, albo wszyst-
kie szesna�cie bomb? W skafandrze bojowym nie spos�b �y� wiecznie,
nawet je�li obiegi zamkni�te wszystko przerabiaj� z bezlitosn� wydajno�-
ci�. Tydzie� wystarczy, by cz�owieka ca�kowicie um�czy�. Dwa, �eby do-
prowadzi� go do samob�jstwa. A trzech tygodni w warunkach polowych
nikt nigdy w skafandrze nie wytrzyma�.
Pole jako pozycja obronna mog�o sta� si� �mierteln� pu�apk�. Kopu�a Pola
by�a nieprzezroczysta i w zwi�zku z tym nieprzyjaciel mia� ca�kowit�
swobod� wyboru pozycji i taktyki, podczas gdy my, �eby zobaczy� co si�
dzieje na zewn�trz, musieliby�my wystawi� g�ow�. Je�eli zbytnio im si� nie
spieszy�o, to nawet nie musieli tam w�azi� z jak�� prymitywn� broni�.
Mogli po prostu trzyma� kopu�e pod ogniem laser�w i uprzykrza� nam �ycie
wrzucaj�c dzidy, kamiemie czy strzelaj�c z �uk�w - no i czeka� cierpliwie a�
wy��czymy generator. Oczywi�cie mogli�my odpowiada� im tym samym,
ale takie rzucanie na o�lep by�o raczej bezp�odnym wysi�kiem.
Oczywi�cie, gdyby kto� pozosta� w bazie, wszyscy inni mogliby przeczeka�
w Polu te p� godziny. Gdyby po nich nie przyszed�, oznacza�oby to, �e na
zewn�trz jest "gor�co". W��czy�em si� na cz�stotliwo�� odbiornik�w kadry.
- M�wi major Mandella. - W dalszym ci�gu brzmia�o to jak z�y �art.
Przedstawi�em im sytuacj� i powiedzia�em, by przekazali swoim ludziom
wiadomo��, �e ka�dy kto chce mo�e przej�� do Pola. Ja zostan� w bazie
i zawiadomi� ich je�eli wszystko p�jdzie dobrze. Nie by� to wcale szlachet-
ny gest z mojej strony. Wola�em wyparowa� w nanosekund� ni� prawie na
pewno zdechn�� powoli pod szar� kopu�� Pola.
Po��czy�em si� z Charliem. - Ty r�wnie� mo�esz i��. Zajm� si� wszystkim.
- Nie, dzi�kuj�. - powiedzia� wolno. - Jak tylko... hej, sp�jrz na to!
W par� minut po grupie szesnastu pocisk�w od kr��ownika oddzieli�a si�
jeszcze jedna czerwona kropka. Identyfikator okre�li� j� jako kolejny
pocisk-robot. - To dziwne.
- Przes�dne skurwysyny - powiedzia� beznami�tnie Charlie.
Okaza�o si�, �e tylko jedena�cie os�b zdecydowa�o si� do�aczy� do pi��-
dzisi�tki odkomenderowanej wcze�niej do kopu�y. Nie powinno mnie to
zdziwi�, ale jednak zdziwi�o.
W czasie gdy pociski zbli�y�y si� do nas, gapili�my si� z Charliem w monito-
ry starannie unikaj�c spogl�dania w stron� holograficznego displayu.
Rozumieli�my bez s��w, �� lepiej nie wiedzie� kiedy tu b�d�: minuta,
trzydzie�ci sekund... i nagle, tak jak poprzednio, zanim zorientowali�my
si�, �e si� zacz�o, by�o ju� po wszystkim. Ekrany rozb�ys�y biel�, wycie
statyki i ci�gle jeszcze �yli�my.
Tym razem by�o pi�tna�cie dziur na linii horyzontu - i bli�ej! - a temperatu-
ra ros�a tak gwa�townie, �� ostatnia cyfra odczytu zla�a si� w amorficzn�
plam�. Najwi�ksza zarejstrowana warto�� wynosi�a grubo ponad 800
Kelwin�w, a potem zacz�a si� zmniejsza�.
Nigdy nie uda�o si� nam zobaczy� �adnego pocisku, nie wystarcza� na to
u�amek sekundy, w kt�rym lasery celowa�y i strzela�y. Ale siedemnasty
pocisk przemkn�� nad horyzontem zygzakuj�c dziko i zatrzma� si� bezpo-
�rednio nad nami. Przez chwil� zdawa� si� wisie� nieruchomo, a potem
zacz�� spada�. Po�owa naszych laser�w wykry�a go, otworzy�a ogie� ci�g�y,
ale �aden z nich nie by� w stanie wycelowa� - ich urz�dzenia celownicze
by�y zablokowane na namiarach z poprzedniego ataku.
Po�yskiwa� spadaj�c, lustrzany po�ysk jego g�adkiego kad�uba odbija�
lustrzany �ar buchaj�cy z krater�w i niesamowite rozb�yski ci�g�ego,
bezsilnego ognia laser�w. Us�ysza�em, jak Charlie nabiera du�y haust
powietrza. Pocisk zni�y� si� tak bardzo, �� mo�na by�o zobaczy� paj�kowate
taura�skie cyfry nakre�lone na kad�ubie oraz przezroczysty �uk tu� przy
dziobie - i nagle silnik rozb�ysn�� p�omieniem odrzutu i pocisk znikn��.
- Co u diab��? - spyta� spokojnie Charlie.
- Mo�e rozpoznanie?
- Tak s�dz�. No, to ju� wiedz�, �e nic im nie mo�emy zrobi�.
- Chyba, �e lasery si� odblokuj�. - Trudno by�o na to liczy�. - Lepiej
wy�lijmy ludzi pod kopu��. I sami te� chod�my.
Charlie mrukn�� s�owo, kt�rego brzmienie zmieni�o si� przez wieki, ale
znaczenie by�o ci�gle zrozumia�e. - Nie ma si� co spieszy�. Zobaczymy co
teraz wymy�l�.
Czekali�my przez kilka godzin. Temperatura na zewn�trz ustabilizowa�a
si� na 690 Kelwin�w - troch� poni�ej punktu topnienia cynku, przypomnia-
�em sobie bez sensu. Spr�bowa�em sterowa� laserami r�cznie, ale wci��
by�y zablokowane.
- S� - powiedzia� Charlie. - Znowu osiem.
Ruszy�em w stron� displyu. - Mo�e...
- Poczekaj! To nie pociski. - W identyfikatorze pojawi� si� napis: TRANS-
PORTOWCE PIECHOTY.
- Chyba chc� zdoby� baz� - stwierdzi�. - Nie zniszczon�.
- Albo chc� wypr�bowa� now� bro� i taktyk�. Niewiele ryzykuj�. Mog�
si� zawsze wycofa� i podrzuci� nam "nov�".
Wezwa�em Brill i poleci�em jej, by wzi�a wszystkich, kt�rzy s� w Polu
i wraz z reszt� jej plutonu obsadzi�a nimi pozycje w p�nocno-wschodnim
i p�nocno-zachodnim sektorze obrony.
- Mo�� nie powinni�my - stwierdzi� Charlie - wysy�a� wszystkich na g�r�,
zanim nie zorientujemy si� ilu nas atakuje.
Mia� racj�. Nale�y zachowa� rezerwy i zdezorientowa� nieprzyjaciela co do
naszych mo�liwo�ci obrony. - To jest my�l... mo�e w tych o�miu transpor-
towcach jest ich tylko sze��dziesi�ciu czterech. - Albo 128, albo 256. Bardzo
bym sobie �yczy�, by nasze satelity szpiegowskie mia�y lepsze zdolno�ci
rozdzielcze, trudno jednak upcha� wi�cej aparatury do urz�dzenia wielko�-
ci winnej jagody.
Postanowi�em, �e siedemdziesi�ciu �o�nierzy Brill utworzy nasz� pierwsz�
lini� obrony i poleci�em im obsadzi� okopy otaczaj�ce baz�. Reszta ludzi
zostanie na dole, a� do momentu gdy oka�e si� potrzebna.
Je�eli Taura�czycy dzi�ki swej liczebno�ci lub nowej technologii stanowi�
si�� nie do powstrzymania, wydam rozkaz by wszyscy wycofali si� do Pola.
Mi�dzy pomieszczeniami mieszkalnymi a kopu�� jest tunel i ludzie b�d�
mogli przej�� pod ziemi� w bezpieczne miejsce. Obsada okop�w b�dzie
musia�� wycofa� si� pod ogniem, o ile w momencie gdy wydam rozkaz, kto�
z nich pozostanie przy �yciu.
Wezwa�em Hilleboe polecaj�c jej i Charliemu pilnowa� laser�w. Je�eli si�
odblokuj�, �ci�gn� Brill i jej ludzi z powrotem. Wtedy mo�ny b�dzie znowu
w��czy� automatyczne celowniki, usi��� i popatrze� na ten cyrk. Charlie
zaznaczy� na monitorach trasy poszczeg�lnych promieni i gdy co� pojawi
si� na linii strza�u, on i Hilleboe b�d� mogli uruchomi� je r�cznie.
Mieli�my oko�o dwudziestu minut. Brill obsadza�� swoimi lud�mi wyzna-
czaj�c okop ka�dej dru�ynie, ustalaj�c zaz�biaj�ce si� sektory ognia.
W��czy�em si� i poprosi�em o ustawienie ci�kiej broni tak, ��by zmusza�a
atakuj�cego nieprzyjaciela w pole dzia�ania laser�w.
Teraz mogli�my czeka�. Poprosi�em Charliego, by ustali� tempo posuwania
si� nieprzyjaciela i spr�bowa� dok�adnie obliczy� ile czasu nam zosta�o do
chwili rozpocz�cia ataku. Sam usiad�em za biurkiem, wyci�gn��em notes
�eby naszkicowa� plan pozycji obronnych zaj�tych przez Brill i zobaczy�,
co jeszcze mo�na w nim ulepszy�.
Napchano mi g�ow� ca�� mas� teorii, mn�stwem wskaz�wek taktycznych
dotycz�cych otoczenia i okr��enia, ale by�y one przedstawione z niew�a�ci-
wego punktu widzenia. Je�eli to ciebie, bracie, maj� okr��a�, to w���ciwie
nie masz specjalnego wyboru. Trzeba schowa� �eb, uszy do g�ry i modli� si�
o pomoc. Utrzymywa� pozycj� i nie my�le� za du�o.
- Jeszcze osiem transportowc�w - powiedzia� Charlie. - Pierwsza �semka
b�dzie tu za pi�� minut.
A wi�c b�d� atakowa� w dw�ch rzutach. Najmniej w dw�ch. Co bym zrobi�
na miejscu taura�skiego dow�dcy? Jego dzia��nie nie by�o wcale trudne do
przewidzenia. Taura�czycy nie mieli wyobra�ni taktycznej i zazwyczaj
kopiowali nasze wzory.
Pierwszy rzut b�dzie spisany na straty, ot, taki atak w stylu kamikaze, �eby
zmi�kczy� i rozpozna� nasz� obron�. Druga grupa przeprowadzi natarcie
w spos�b bardziej metodyczny i wyko�czy nas. Albo na odwr�t: pierwszy
rzut okopie si� w ci�gu dwudziestu minut, a potem drugi przeskoczy nad ich
g�owami i uderzy wszystkimi si�ami w jeden punkt - �eby prze�ama� nasz�
obron� i opanowa� baz�.
A mo�� wys�ali dwa oddzia�y, poniewa� dw�jka jest dla nich cyfr� magicz-
n�. Albo mog� wys�a� tylko osiem transportowc�w na raz (to by by�o fatalne,
zak�adaj�c, �e transportowce s� du�e - w inych sytuacjach u�ywali
pojazd�w, kt�re zabiera� od czterech do 128 �o�nierzy).
- Trzy minuty. - Wpatrywa�em si� w konstelacj� monitor�w pokazuj�cych
r�ne fragmenty pola minowego. Je�eli b�dziemy mieli szcz�cie, wyl�du-
j� w�a�nie tam. Albo przejd� nad minami wystarczaj�co nisko �eby je
zdetonowa�.
Dokucza�o mi lekkie poczucie winy. Siedzia�em bezpiecznie z za�o�onymi
r�kami w swojej norze, got�w wydawa� rozkazy i polecenia. A co o swoim
nieobecnym dow�dcy s�dzi siedemdziesi�t owiec ofiarnych?
Przypomnia�em sobie co my�la�em podczas mojej pierwszej akcji o kapita-
nie Stott. Wola� zosta� bezpiecznie na orbicie, podczas gdy my krwawili�my
na powierzchni. Przyp�yw zapami�tanej nienawi�ci by� tak silny, �e z tru-
dem opanowa�em md�o�ci.
- Hilleboe, mo�esz sama zaj�� si� laserami?
- Oczywi�cie, sir.
Rzuci�em pi�ro i wsta�em. - Charlie, przejmiesz koordynacj� dzia�a�, dasz
sobie z tym rad� r�wnie dobrze jak ja. Wychodz� na g�r�.
- Nie radz�, sir.
- Nie, do diab�a, William. Nie b�d� idiot�.
- To ja wydaj� rozkazy, nie...
- Nie prze�yjesz tam dziesi�ciu sekund - stwierdzi� Charlie.
- Mam taka sam� szans� jak ka�dy inny.
- Nie s�yszysz co si� do ciebie m�wi? Zabij� ci�!
- �o�nierze? Bzdury. Wiem, �e niezbyt mnie lubi�, ale...
- S�ucha�e� na ich cz�stotliwo�ci?
- Nie, przecie� w czasie rozm�w mi�dzy sob� nie m�wili moj� odmian�
angielskiego.
- Oni tam my�l�, �e wys�a�e� ich na lini� za kar�, za tch�rzostwo. Po tym jak
powiedzia�e� wszystkim, �e mog� i�� do kopu�y.
- Ukara� ich? Nie, oczywi�cie, �e nie. - W ka�dym razie nie�wiadomie. - Po
prostu byli pod r�k�, gdy potrzebowa�em... czy porucznik Brill nic im nie
powiedzia�a?
- Nic takiego nie s�yszeli�my - stwierdzi� Charlie. - Mo�e by�a zbyt zaj�ta.
- Albo my�la�a tak samo. - Lepiej b�dzie je�eli...
- Patrzcie - krzykn�a Hilleboe. Na jednym z monitor�w pojawi� si�
pierwszy nieprzyjacielski transportowiec; pozosta�e zjawi�y si� po sekun-
dzie. Nadchodzi�y z r�nych kierunk�w, w nier�wnych grupach. Pi��
z p�nocnego wschodu i tylko jeden z po�udniowego zachodu. Przekaza�em
t� informacj� Brill.
Mimo wszystko dobrze wczuli�my si� w ich spos�b my�lenia: wszystkie
schodzi�y do l�dowania w polu minowym. Jeden znalaz� si� wystarczaj�co
nisko, by zdetonowa� kt�r�� z nich. Wybuch poderwa� ruf� pojazdu o dziw-
nie op�ywowych kszta�tach, przekr�ci� go i cisn�� dziobem o powierzchni�.
Otwar�y si� boczne luki i Taura�czycy wype�zli z wraku. Dwunastu,
czterech pewnie zosta�o w �rodku. Je�eli w pozosta�ych siedmiu r�wnie�
b�dzie po szesnastu, to maj� nad nami tylko nieznaczn� przewag�.
W pierwszym rzucie.
Pozosta�a si�demka wyl�dowa�a bez k�opot�w i rzeczywi�cie w ka�dej
z maszyn by�o szesnastu Taura�czyk�w. Brill, widz�c koncentracj� si�
nieprzyjaciela odpowiednio przesun�a par� dru�yn i zacz�li�my czeka�.
Szli szybko przez pole minowe, maszeruj�c miarowo jak krzywonogie,
o zbyt wysoko po�o�onym �rodku ci�ko�ci roboty. Nie mylili kroku nawet
wtedy, gdy kt�ry� z nich wylatywa� na minie. A wylecia�o z jedenastu.
Kiedy przekroczyli lini� horyzontu wyja�ni�o si� dlaczego liczebno�� grup
by�a tak r�norodna. Przeanalizowali uprzednio, na kt�rych drogach podej-
�cia powyrywane przez pociski rumowiska skalne dadz� im najlepsz�
os�on�. Dzi�ki nim dotarli na odleg�o�� zaledwie paru kilometr�w od bazy,
zanim znale�li si� w polu obstrza�u. Ich skafandry musia�y mie� obwody
wspomagania podobne do naszych, bowiem przez nieca�� minut� przeszli
kilometr.
Brill natychmiast poleci�a otworzy� ogie�, bardziej chc�c w ten spos�b
podreperowa� morale �o�nierzy, ni� licz�c, �e zada nieprzyjacielowi znacz-
niejsze straty. Najprawdopodobniej jej ludziom uda�o si� trafi� paru, ale
trudno by�o mie� pewno��. W ka�dym razie rakiety tachionowe efektownie
zamienia�y pot�ne g�azy w drobny t�ucze�.
Taura�czycy odpowiedzieli ogniem broni podobnej do naszych rakiet
tachionowych (zreszt� mo�e to by�y takie same rakiety), ale rzadko uda�o im
si� trafia�. Nasi ludzie byli rozlokowani na powierzchni i pod powierzchni�
i je�eli rakieta w co� nie trafi�a, mog�a sobie tak lecie� i lecie�, po wieki
wiek�w. Mimo to trafili jeden z naszych laser�w i wstrz�s, kt�ry dotar� do
nas, by� tak silny, �e zacz��em �a�owa�, i� nie zakopali�my si� g��biej ni�
na dwadzie�cia metr�w.
Bewawatowe lasery w niczym nam nie pomog�y. Taura�czycy musieli wcze�niej
ustali� ich linie ognia i omin�li je z daleka. I dobrze si� sta�o, bo
pozwoli�o to Charliemu oderwa� na chwil� wzrok od monitor�w stanowisk
laserowych.
- Co u diab�a?
- Co takiego Charlie? - Nie odrywa�em spojrzenia od monitor�w czekaj�c
na jak�� okazj�.
- Kosmolot, kr��ownik... znikn��. - Popatrzy�em na display. Mia� racj�.
Czerwone punkty odnosi�y si� wy��cznie do transportowc�w.
- Gdzie on si� podzia�? - spyta�em idiotycznie.
- Przekr��my z powrotem. - Zaprogramowa� display na cofni�cie projekcji
o kilka minut i ustawi� skal� tak, �e w hologramie widnia�a i planeta
i kolapsar. Pojawi� si� kr��ownik, a obok niego trzy zielone kropki. To nasz
"tch�rz" atakowa� kr��ownik z dwoma tylko "trutniami".
Zamiast wej�� w kolapsar, prze�lizn�� si� wok� jego pola i wyszed�
z pr�dko�ci� 0,9 c (pociski 0,99 c), prosto na nieprzyjacielski kr��ownik.
Nasza planeta by�a oddalona od kolapsara o tysi�c sekund �wietlnych, wi�c
Taura�czycy mieli tylko dziesi�� sekund na wykrycie i zniszczenie "trut-
ni". A przy tej pr�dko�ci nie ma r�nicy, czy trafi�a ci� "nova" cza kula
papieru.
Pierwszy pocisk rozwali� kr��ownik, a drugi, lec�cy 0,01 sekundy za nim,
poszybowa�, by zderzy� si� z planet�. My�liwiec wymin�� j� o par�
kilometr�w i pomkn�� w przestrze� wytracaj�c pr�dko�� z maksymalnym
przeci��eniem dwudziestu pi�ciu G. Wr�ci za par� miesi�cy.
Ale Taura�czycy nie mieli zamiaru na niego czeka�, Podeszli do naszych
pozycji wystarczaj�co blisko, by obie strony mog�y zacz�� u�ywa� laser�w,
ale jednocze�nie znale�li si� w polu skutecznego obstrza�u naszych granat-
nik�w. Du�e g�azy mog�y ich os�oni� przed ogniem laser�w, lecz pociski
granatnik�w i rakiety robi�y prawdziw� masakr�. �o�nierze Brill mieli
przygniataj�c� przewag�, walczyli bowiem z okop�w i jedynie jaki�
przypadkowy, szcz�liwy strza� albo dobrze wycelowany granat (Taura�-
czycy rzucali je r�cznie na odleg�o�� kilkuset metr�w) m�g� im zaszkodzi�.
Brill straci�a czterech, ale wygl�da�o na to, �e taura�ski oddzia� stopnia�
do po�owy.
Tempo walki spad�o. By�y to raczej indywidualne pojedynki laserowe,
akcentowane od czasu do czasu przez ci�k� bro� - cho� u�ycie tachiono-
wej rakiety przeciwko pojedynczemu Taura�czykowi nie by�o zbyt rozs�d-
ne, tym bardziej �e za par� minut mia�y wyl�dowa� oddzia�y o nieznanej
liczebno�ci.
W obrazie holograficznym co� mnie zaniepokoi�o. Teraz, gdy nat�enie
walki spad�o - nareszcie zrozumia�em co.
Jaki b�dzie rezultat zderzenia z planet� "trutnia" rozp�dzonego prawie do
pr�dko�ci �wiat�a? Przeszed�em do kpmputera i wprowadzi�em dane:
dowiedzia�em si� z nich ile energii zostanie wyzwolone w czasie kolizji
i por�wna�em to z geologiczn� informacj� zmagazynowan� w pami�ci
komputera.
Dwadzie�cia razy wi�cej ni� w czasie najwi�kszego zarejstrowanego
dot�d trz�sienia ziemi. Na planecie o jedn� czwart� mniejszej od Ziemi.
Na og�lnej cz�stotliwo�ci. - Wszyscy na g�r�! Natychmiast! - Wdusi�em
d�oni� guzik, kt�ry uruchamia� i otwiera� �luzy oraz tunel prowadz�cy
z Administracji na powierzchni�.
- Co u diab�a, Will...
- Trz�sienie ziemi!
- Kiedy?
- Biegiem!
Hilleboe i Charlie p�dzili tu� za mn�.
- Czy w okopach b�dzie bezpieczniej? - spyta� Charlie.
- Nie wiem - odpar�em. - Nie mia�em do czynienia z trz�sieniami ziemi.
A mo�e �ciany okopu zsun� si� i ci� zgniot�.
Zaskoczy�a mnie ciemno�� panuj�ca na powierzchni. Doradus S prawie
zaszed�, a w monitorach poziom �wiat�a wyr�wnywany by� automatycznie.
Promie� nieprzyjacielskiego lasera przeci�� otwart� przestrze� z lewej
strony i zderzywszy si� z podstaw� naszego lasera stacjonarnego rozprysn��
si� gwa�townym deszczem iskier. Jeszcze nas nie dostrzegli. Uznali�my, �e
w okopach b�dzie bezpieczniej i trzema skokami dopadli�my najbli�ej
po�o�onego.
Podkr�ci�em wzmacniacz obrazu na dw�jk�, �eby przyjrze� si� naszym
wsp�towarzyszom. Mieli�my szcz�cie - by� w�r�d nich jeden grenadier
i mieli wyrzutni� rakiet. Ich nazwiska na he�mach niewiele mi m�wi�y.
Byli�my w okopie Brill, ale nie zauwa�y�a nas jeszcze. Znajdowa�a si�
w drugim ko�cu i wygl�da�a ostro�nie nad przedpiersiem kieruj�c dwie
dru�yny tak, by oskrzydli�y przeciwnika. Gdy osi�gn�y pomy�lnie wyzna-
czon� pozycj�, zeskoczy�a na dno okopu. - To pan, majorze?
- Tak - odpar�em.
- Co z tym trz�sieniem ziemi?
Ju� jej powiedziano o zniszczeniu kra�ownika, ale nie wiedzia�a jeszcze
o drugim "trutniu". Wyja�ni�em jej sytuacj� mo�liwie jak najkr�cej.
- Nikt nie wyszed� ze �luzy - stwierdzi�a. - Jak dot�d. Przypuszczam, �e
wszyscy przeszli do Pola.
- Tak, mieli do niego r�wnie blisko jak do wyj�cia. - By� mo�e cz�� z nich
nie potraktowa�a mnie na serio i by�a jeszcze na dole. W��czy�em si� na
og�ln� cz�stoltliwo��, �eby to sprawdzi� i nagle rozp�ta�o si� piek�o.
Ziemia pod nami opad�a, potem znowu wygi�a si� ku g�rze udrzaj�c nas
tak mocno, �e nagle znale�li�my si� w powietrzu wylatuj�c z okopu.
Przelecieli�my kilka metr�w wystarczaj�co wysoko, by zobaczy� rozsiane
wok� jaskrawopomara�czowe i ��te, owalne kratery po "novych". Wyl�-
dowa�em na r�wnych nogach, ale ziemia tak dr�a�a i porusza�a si�, �e nie
mo�na by�o utrzyma� si� w pozycji pionowej.
Z wyczuwalnym przez materia� skafandra basowym zgrzytem ca�a oczysz-
czona przez nas powierzchnia nad baz� rozsypa�a si� i zapad�a. Osuni�cie
gruntu obna�y�o cz�� podstawy Pola, kt�re opad�o na nowy poziom.
Mia�em nadziej�, �e wszystkim starczy�o czasu i rozs�dku, by schroni� si�
do kopu�y.
Jakas posta� wype�z�a chwiejnie z najbli�szego okopu i z przera�eniem
poj��em, �e nie jest to cz�owiek. Z tej odleg�o�ci m�j laser wypali� w jego
he�mie dziur� na wylot, Taura�czyk zrobi� jeszcze dwa kroki i pad� na
wznak. Nad przedpiersiem okopu pojawi� si� jeszcze jeden he�m - �ci��em
mu wierzch zanim jego w�a�ciciel by� w stanie unie�� bro�.
Straci�em orientacj�. Jedyn� rzecz�, kt�ra nie zmieni�a si� w tym chaosie
by�a kopu�a Pola, ale wygl�da�a identycznie z ka�dej strony. Wszystkie
bewawatowe lasery by�y zasypane i tylko jeden w��czy� si� sam wysy�aj�c
jaskrawy, migoc�cy p�omie�, kt�ry �wieci� jak reflektor rozja�niaj�c k��-
bi�c� si� chmur� py�u skalnego.
Najwyra�niej znalaz�em si� na terytorium nieprzyjaciela. Po ci�gle trz�s�-
cym si� gruncie zacz��em biec w stron� kopu�y.
Nie mog�em nawi�za� ��czno�ci z dow�dcami pluton�w. Najprawdopodob-
niej wszyscy, poza Brill, byli w kopule. Wywo�a�em Hilleboe i Charliego
polecaj�c Hilleboe, �eby posz�a do kopu�y i wygarn�a wszystkich na
zewn�trz. Je�eli w nast�pnym rzucie b�dzie r�wnie� 128 Taura�czyk�w,
b�dziemy potrzebowali ka�dego �o�nierza.
Wstrz�sy usta�y i uda�o mi si� znale�� "sw�j" okop - to jest okop kucharzy,
poniewa� znajdowali si� w nim tylko Orban i Rudkoski.
Us�ysza�em brz�czyk wezwania i po��czy�em si� z Hilleboe.
- Sir... tam by�o tylko dziesi�� os�b. Reszta nie zd��y�a.
- Zostali w bazie? - Wydawa�o mi si�, �e mieli wystarczaj�co du�o czasu.
- Nie wiem, sir.
- Mniejsza o to. Policz ilu mamy ludzi, wszystkich razem. - Znowu
zacz��em wywo�ywa� dow�dc�w pluton�w i znowu odpowiedzia�a mi
cisza.
Par� minut czekali�my na ogie� nieprzyjacielskich laser�w, ale bez skutku.
Pewnie czekali na posi�ki.
Znowu odezwa�a si� Hilleboe. - Naliczy�am tylko pi��dziesi�t trzy osoby.
Mo�e jest jeszcze paru nieprzytomnych.
- W porz�dku. Niech si� trzymaj�, dop�ki... - I wtedy pojawi� si� drugi rzut
natarcia. Transportowce przemkn�y nad lini� horyzontu, p�omienie ich
silnik�w hamuj�cych bi�y w nasz� stron�. - Rakietami w tych skurwysyn�w
- wrzasn�a Hilleboe do wszystkich. Okaza�o si� jednak, �e w czasie tej
kot�owaniny nikt ju� nie ma wyrzutni. Podobnie rzecz si� mia�a z granatni-
kami, a dla r�cznych laser�w odleg�o�� by�a zbyt wielka.
Transportowce drugiego rzutu by�y pi�� razy wi�ksze od poprzednich.
Jeden z nich wyl�dowa� jaki� kilometr przed nami, zatrzymuj�c si� tylko po
to, by wyrzuci� siedz�cych w nim �o�nierzy. By�o ich ponad pi��dzisi�ciu,
prawdopodobnie sze��dzisi�ciu czterech - razy osiem: 512. Nie byli�my
w stanie ich zatrzyma�.
- Uwaga, wszyscy, tu m�wi major Mandella - stara�em si�, by m�j g�os by�
r�wny i spokojny. - Wycofujemy si� do kopu�y, szybko, ale w zorganizowa-
ny spos�b. Wiem, �e jeste�my cholernie rozproszeni. Je�eli kt�ry� z was
nale�y do plutonu drugiego lub czwartego, niech zostanie przez minut�
i os�ania ogniem, podczas gdy pluton pierwszy, trzeci i pluton wsparcia
b�d� si� wycofywa�.
- Pluton pierwszy, trzeci i wsparcia wycofuj� si� na po�ow� dystansu od
kopu�y, zajmuj� pozycj� i os�aniaj� odwr�t pluton�w drugiego i czwartego,
kt�re z kolei b�d� os�ania� was. - Nie powinienem by� u�ywa� s�owa
"odwr�t", w podr�cznikach go nie stosuj�. Dzia�ania op�niaj�ce.
Trudno to by�o nazwa� dzia�aniami. Strzela�o o�miu czy dziewi�ciu, a reszta
wia�a na ca�ego. Rudkoski i Orban znikn�li. Celuj�c starannie wystrzeli�em
par� razy bez widocznych rezultat�w, przebieg�em w drugi konic okopu,
wyskoczy�em na g�r� i pop�dzi�em do kopu�y.
3.
Gdy znalaz�em si� w �rodku, zobaczy�em jak rakieta, kt�ra chybi�a mnie
przed momentem, przesuwa si� z wolna przez p�mrok, a� wreszcie
wznosz�c si� lekko przelatuje przez przeciwleg�� �cian� kopu�y. Gdy
pojawi si� z tamtej strony, wyparuje natychmiast, poniewa� ca�a energia
kinetyczna utracona w czasie gwa�townego hamowania do pr�dko�ci 16,3
metra na sekund�, powr�ci do niej pod postaci� ciep�a.
Dziewi�� os�b le�a�o twarz� do ziemi tu� przy kraw�dzi Pola. Byli martwi.
Mo�na to by�o przewidzie�, cho� nie by�a to wiadomo��, kt�r� przekazywa-
no by podw�adnym.
Skafandry bojowe tych dziewi�ciu os�b by�y nie naruszone - w przeciwnym razie
nie dotarliby tak daleko - ale w kt�rym� momencie trz�sienia ziemi
musieli uszkodzi� specjaln� izolacyjn� wyk�adzin� chroni�c� przed dzia�a-
niem Pola. Dlatego, gdy tylko weszli pod kopu��, natychmiast usta�y w nich
jakiekolwiek procesy elektryczne, co oczywi�cie zabi�o ich natychmiast.
A poniewa� �adna moleku�a w ciele nie mog�a porusza� si� z pr�ko�ci�
wi�ksz� ni� 16,3 m/sek, nieszcz�nicy zamarzli na kamie�.
Gestykuluj�c uda�o mi si� zebra� wszystkich w centrum Pola, ko�o rufy
my�liwca, tam gdzie u�o�ony by�a bro�. Uzbrojenia by�o du�o, szykowali�-
my je dla trzy razy wi�kszej za�ogi. Po tym, jak wyda�em ka�demu
�o�nierzowi tarcz� i kr�tki miecz, napisa�em na �niegu: DOBRZY �UCZNI-
CY, PODNIE�� R�K�. Zg�osi�o si� pi�ciu ochotnik�w, wyznaczy�em jesz-
cze trzech, tak �eby wszystkie �uki by�y wykorzyst