Gunter Grass - Blaszany Bebenek
Szczegóły |
Tytuł |
Gunter Grass - Blaszany Bebenek |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Gunter Grass - Blaszany Bebenek PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Gunter Grass - Blaszany Bebenek PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Gunter Grass - Blaszany Bebenek - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ksi�ga
Pierwsza
Obszerna sp�dnica
Nie b�d� ukrywa�: jestem pensjonariuszem zak�adu dla nerwowo chorych, m�j piel�gniarz
obserwuje mnie, bodaj ani na chwil� nie spuszcza z oka; w drzwiach bowiem jest judasz, a oko
piel�gniarza ma w sobie �w br�z, kt�ry mnie, niebieskookiego, nie potrafi przejrze�.
M�j piel�gniarz nie mo�e wi�c by� moim wrogiem. Polubi�em go, opowiadam podgl�daczowi zza
drzwi, ledwie wejdzie do pokoju, zdarzenia z mojego �ycia, aby mimo judasza, kt�ry mu przeszkadza,
pozna� mnie. Poczciwiec ceni wida� moje opowie�ci, bo gdy tylko mu co� na�gam, pokazuje mi,
�eby si� odwdzi�czy�, swoj� najnowsz� kompozycj� z sup��w. Czy jest artyst�, wydaje si�
w�tpliwe. Wystawa jego dzie� spotka�aby si� jednak z dobrym przyj�ciem prasy, �ci�gn�aby tak�e
gar�� nabywc�w. Ze zwyczajnych sznurk�w, kt�re po godzinach odwiedzin zbiera w pokojach
swoich pacjent�w i rozpl�tuje, wyplata pogmatwane w�laste stwory, potem zanurza je w gipsie, a
gdy zastygn�, osadza na drutach, stercz�cych w drewnianych podstawkach.
Cz�sto nosi si� z my�l� wykorzystania w swej tw�rczo�ci koloru, ja mu odradzam, wskazuj� na
moje bia�o lakierowane metalowe ��ko i prosz�, by wyobrazi� sobie to najdoskonalsze z ��ek
G�NTER GRASS
Osoby i akcja ksi��ki s� zmy�lone
Wszelkie podobie�stwo z jak�� �yj�c�
lub zmar�� osob� jest tylko spraw� przypadku.
BLASZANY B�BENEK
barwnie wymalowane. Przera�ony za�amuje w�wczas swoje piel�gniarskie r�ce, w nieco zbyt
dr�twej twarzy stara si� wyrazi� wszystkie odcienie strachu na raz i wyrzeka si� kolorowych
plan�w.
Moje bia�e metalowe ��ko szpitalne jest zatem miar�. Dla mnie jest nawet czym� wi�cej: moje
��ko to cel, kt�ry wreszcie osi�gn��em, to moje pocieszenie, a mog�oby si� jeszcze sta� moj�
wiar�, gdyby kierownictwo zak�adu pozwoli�o mi wprowadzi� pewne zmiany: chcia�bym podwy�szy�
krat� ��ka, �eby ju� nikt nie zbli�a� si� do mnie zanadto.
Raz w tygodniu moj� cisz� wplecion� mi�dzy metalowe pr�ty przerywa dzie� odwiedzin. Wtedy
przychodz� ci, kt�rzy chc� mnie uratowa�, kt�rych bawi to, �e mnie kochaj�, kt�rzy chcieliby we
mnie ceni�, szanowa� i poznawa� siebie. Jacy s� �lepi, nerwowi, jacy niewychowani. No�yczkami do
paznokci kalecz� bia�o lakierowan� krat� ��ka, d�ugopisami i o��wkami chemicznymi wysmarowuj�
na lakierze wyd�u�one, nieprzyzwoite figurki. M�j adwokat za ka�dym razem, ledwie wrza�nie na
ca�y pok�j swoje �halo�, wciska nylonowy kapelusz na lewy s�upek w nogach ��ka. Przez ca�� wizyt�
- a adwokaci potrafi� d�ugo gada� � tym aktem przemocy pozbawia mnie r�wnowagi i pogody
ducha.
Gdy ju� go�cie z�o�� przyniesione prezenty na bia�ym, pokrytym cerat� stoliku pod akwarel� z
zawilcami, gdy ju� im si� uda przedstawi� mi podejmowane w�a�nie lub zamierzone pr�by ocalenia i
przekona� mnie, kt�rego niestrudzenie pragn� ocali�, o wysokim standardzie swojej mi�o�ci
bli�niego, zn�w odnajduj� przyjemno�� we w�asnej egzystencji i odchodz�. Wtedy zjawia si� m�j
piel�gniarz, �eby wywietrzy� pok�j i pozbiera� sznurki, kt�rymi zwi�zane by�y prezenty. Nieraz po
wywietrzeniu znajduje jeszcze czas, aby siedz�c przy moim ��ku i rozpl�tuj�c sznurki tak d�ugo
rozsiewa� cisz�, a� nazywam cisz� Brunem, a Bruna cisz�.
Bruno M�nsterberg - mimo zbie�no�ci nazwisk m�wi� tu, rzecz jasna, o moim piel�gniarzu - kupi� na
m�j rachunek pi��set arkuszy papieru do pisania. Gdyby zapas nie wystarczy�, Bruno, kt�ry jest
nie�onaty, bezdzietny i pochodzi z Sauerlandu, p�jdzie jeszcze raz do ma�ego sklepu
papierniczego, gdzie sprzedaj� r�wnie� zabawki, i postara si� o potrzebn� mi nie liniowan�
przestrze� dla mojej, miejmy nadziej�, dok�adnej pami�ci. Nigdy nie m�g�bym prosi� o t� przys�ug�
moich go�ci, cho�by adwokata czy Kleppa. Troskliwa mi�o��, jaka zosta�a mi przepisana, z pewno�ci�
nie pozwoli�aby przyjacio�om przynie�� i odda� do dyspozycji mojego nieustannie wydzielaj�cego
s�owa umys�u czego� tak niebezpiecznego jak nie zapisany papier.
Kiedy powiedzia�em do Bruna:
- Ach, Bruno, kupi�by� mi pi��set arkuszy dziewiczego papieru? - Bruno spogl�daj�c w sufit i, jakby
prowokowa� do por�wna�, wyci�gaj�c palec w tym samym kierunku, odpar�:
- Chodzi panu o bia�y papier, panie Oskarze.
Pozosta�em przy s��wku �dziewiczy� i prosi�em Bruna, �eby w sklepie te� tak powiedzia�. Gdy
p�nym popo�udniem wr�ci� z paczk� wyda�o mi si�, �e k��bi� si� w nim r�ne my�li. Raz po raz d�ugo
wpatrywa� si� w sufit, sk�d zwykle czerpie natchnienie, a� wreszcie odezwa� si�:
- Poleci� mi pan w�a�ciwe s�owo. Za��da�em dziewiczego papieru, a sprzedawczyni zaczerwieni�a si�
po same uszy, zanim przynios�a mi, co potrzeba. Obawiaj�c si� d�u�szej rozmowy o sprzedawczyniach
ze sklep�w papierniczych, by�em z�y na siebie, �e nazwa�em papier dziewiczym, tote�
zachowywa�em si� cicho, czekaj�c, a� Bruno wyjdzie z pokoju, i dopiero wtedy otworzy�em paczk�
z pi�ciuset arkuszami papieru do pisania.
Niezbyt d�ugo trzyma�em i wa�y�em w d�oni uparcie wyginaj�cy si� plik. Odliczy�em dziesi��
arkuszy, reszt� schowa�em w nocnej szafce, wieczne pi�ro znalaz�em w szufladzie ko�o albumu z
fotografiami: jest pe�ne, nie powinno zabrakn�� atramentu, jak mam zacz��?
Mo�na rozpocz�� histori� od �rodka i przerzucaj�c si� �mia�o to naprz�d, to wstecz, narobi�
zamieszania. Mo�na zagra� na nowoczesno��, przekre�li� wszystkie czasy i odleg�o�ci, a nast�pnie
oznajmi� lub sprawi�, by oznajmili to inni, �e wreszcie, w ostatniej chwili, rozwi�za�o si� problem
przestrzeni i czasu. Mo�na r�wnie� stwierdzi� na samym pocz�tku, �e w obecnej dobie napisanie powie�ci jest niepodobie�stwem, potem jednak, niejako za swoimi plecami, przed�o�y� znakomite
czytad�o, aby w rezultacie uchodzi� za ostatniego z powie�ciopisarzy, kt�remu jeszcze si� uda�o.
S�ysza�em te�, �e to dobrze i skromnie brzmi, kiedy na wst�pie zapewnia si� uroczy�cie: Nie ma
ju� powie�ciowych bohater�w, bo nie ma ju� indywidualist�w, bo indywidualno�� zagin�a, bo
cz�owiek jest samotny, bez prawa do indywidualnej samotno�ci, i tworzy bezimienn� i abohatersk�
mas�. Mo�e to i prawda, mo�e jest w tym wszystkim jaka� racja. Co do mnie, Oskara, i mojego
piel�gniarza Bruna, chcia�bym jednak stwierdzi�: Obaj jeste�my bohaterami, bardzo r�nymi
bohaterami, on z jednej, ja z drugiej strony judasza; i kiedy on otwiera drzwi, to obaj w dalszym
ci�gu, mimo ca�ej przyja�ni i samotno�ci, nie jeste�my bezimienn� i abohatersk� mas�.
Zaczynam od czas�w odleg�ych; gdy� swojego �ycia nie powinien opisywa� nikt, kto nie zdob�dzie
si� na cierpliwo��, aby przed zabraniem si� do w�asnej egzystencji wspomnie� przynajmniej po�ow�
swoich dziadk�w. Wam wszystkim, kt�rzy poza murami mojego zak�adu musicie wie�� zawik�ane
�ycie, wam, przyjacio�om i cotygodniowym go�ciom, kt�rzy nie wiecie nic o moim zapasie papieru,
przedstawiam babk� Oskara ze strony matki.
Pewnego pa�dziernikowego popo�udnia moja babka Anna Bro�ska siedzia�a w swoich sp�dnicach na
skraju kartofliska. Przed po�udniem mo�na by si� by�o przekona�, jak zr�cznie umia�a zgrabia�
zwi�d�e zielsko na porz�dne sterty, w po�udnie zjad�a chleb ze smalcem przyprawiony syropem,
potem ostatni raz skopa�a zagon, wreszcie usiad�a w swoich sp�dnicach mi�dzy dwoma pe�nymi
koszami. Przed ustawionymi pionowo, skierowanymi czubkami ku sobie podeszwami trzewik�w tli�o
si� ognisko z naci ziemniaczanej, niekiedy odzywaj�ce astmatycznie, smu��ce si� p�askim i
rozwleczonym dymem ponad leciutko nachylon� skorup� ziemi. By�o to w roku osiemset
dziewi��dziesi�tym dziewi�tym, babka siedzia�a w sercu Kaszub, w pobli�u Bysewa, jeszcze bli�ej
cegielni, siedzia�a maj�c przed sob� R�biechowo, za sob� Firog�, zwr�cona ku drodze na Br�towo,
mi�dzy Tczewem a Kartuzami, siedzia�a plecami do czarnego lasu wok� Z�otej Karczmy i
leszczynowym kijem nadpalonym u ko�ca wsuwa�a ziemniaki w gor�cy popi�.
Je�li przed chwil� wymieni�em specjalnie sp�dnice mojej babki, je�li powiedzia�em, mam nadziej�,
do�� wyra�nie: siedzia�a w swoich sp�dnicach - ba! zatytu�owa�em ca�y rozdzia�: Obszerna sp�dnica,
to dlatego �e wiem, co jestem winien tej cz�ci garderoby. Babka nie nosi�a jednej tylko sp�dnicy,
nosi�a ich cztery, jedn� na drugiej. Nie znaczy to wcale, �e ubiera�a si� w jedn� wierzchni�
sp�dnic� i trzy halki; ubiera�a si� w cztery tak zwane wierzchnie sp�dnice, jedna mia�a na sobie
nast�pn�, ona za� nosi�a wszystkie cztery wed�ug systemu, kt�ry co dzie� zmienia� ich kolejno��. Co
wczoraj by�o na wierzchu, dzisiaj znajdowa�o si� pod spodem; druga sp�dnica stawa�a si� trzeci�.
Ta, co jeszcze wczoraj by�a trzecia, dzisiaj przylega�a do sk�ry. Tamta, wczoraj jej najbli�sza,
dzisiaj ukazywa�a dok�adnie sw�j wz�r, mianowicie �aden: sp�dnice mojej babki Anny Bro�skiej,
jedna w drug�, przek�ada�y ponad wszystko ten sam ziemniaczanobury walor. Musia�o jej by�
dobrze w tym kolorze.
Poza tym kolorytem sp�dnice mojej babki cechowa�a ekstrawagancka rozrzutno�� w szafowaniu
materia�em. Zaokr�gla�y si� bufiasto, wzdyma�y si�, gdy nadci�ga� wiatr, wiotcza�y, gdy ustawa�,
trzepota�y, gdy przemyka� obok, i ca�� czw�rk� powiewa�y przed babk�, gdy dmucha� jej w plecy.
Siadaj�c zbiera�a sp�dnice wok� siebie.
Opr�cz czterech wzdymaj�cych si� ci�gle, zwisaj�cych, uk�adaj�cych si� w fa�dy lub sztywno i
pusto przy jej ��ku sp�dnic babka mia�a jeszcze pi�t� sp�dnic�. Nie r�ni�a si� ona niczym od
czterech pozosta�ych ziemniaczanoburych sztuk. Zreszt� owa pi�ta sp�dnica nie by�a zawsze t�
sam� pi�t� sp�dnic�. Podobnie jak jej siostry podlega�a prawom wymiany, nale�a�a do czterech
noszonych sp�dnic i jak one, gdy przyszed� jej czas, musia�a co pi�ty pi�tek trafi� do balii, w
sobot� na sznur do bielizny pod oknem kuchni, a po wyschni�ciu na desk� do prasowania.
Kiedy po takiej sobocie wype�nionej sprz�taniem, pieczeniem, praniem i prasowaniem, po wydojeniu
i nakarmieniu krowy moja babka wchodzi�a ca�a do cebra, co� nieco� pozostawia�a w mydlinach,
potem zn�w wynurza�a si� z wody, aby w r�czniku w du�e kwiaty usi��� na brzegu ��ka, na pod�odze le�a�y przed ni� roz�o�one cztery noszone sp�dnice i jedna �wie�o wyprana. Palcem
wskazuj�cym prawej d�oni podtrzymywa�a doln� powiek� prawego oka, nie korzysta�a z niczyich rad,
nawet brata, Wincentego, nie pyta�a o zdanie, i dlatego decydowa�a si� szybko. Stawa�a boso i
palcami u nogi odsuwa�a t� sp�dnic�, kt�rej ziemniaczana buro�� utraci�a najwi�cej blasku. Czystej
sztuce przypada�o w�wczas zwolnione miejsce.
Nazajutrz, w niedzielny ranek, id�c do ko�cio�a w R�biechowie po�wi�ca�a od�wie�on� kolejno��
sp�dnic Jezusowi, w kt�rego mocno wierzy�a. Gdzie moja babka nosi�a wypran� sp�dnic�? By�a
kobiet� nie tylko czyst�, lecz r�wnie� troch� pr�n�, najlepsz� sztuk� nosi�a na widoku i - je�li
dopisywa�a pogoda - w s�o�cu.
Teraz jednak, gdy siedzia�a przy ognisku z ziemniaczanej naci, by�o poniedzia�kowe popo�udnie.
Niedzielna sp�dnica w poniedzia�ki przesuwa�a si� bli�ej cia�a, o jedno miejsce, a tymczasem ta, co
w niedziel� grza�a si� ciep�em jej sk�ry, w poniedzia�ki bardzo poniedzia�kowo sp�ywa�a sm�tnie z
bioder. Babka pogwizdywa�a nie my�l�c o jakiej� melodii i leszczynowym kijem wygrzeba�a z popio�u
pierwszego upieczonego ziemniaka. Odsun�a bulw� do�� daleko od tl�cej si� sterty zielska, �eby
wiatr j� wysmaga� i ostudzi�. Ostro zako�czon� ga��zi� przebi�a potem nadw�glon� i skorupiasto
pop�kan� bry�k�, unios�a j� do ust, kt�re ju� nie pogwizdywa�y, ale spomi�dzy suchych, sp�kanych
od wiatru warg zdmuchiwa�y popi� i ziemi� z �upiny.
Dmuchaj�c babka zamkn�a oczy. Gdy uzna�a, �e ju� do�� si� nadmucha�a, otworzy�a je, najpierw
jedno, potem drugie, wbi�a w ziemniaka rzadko rozstawione, poza tym jednak nienaganne siekacze,
przesta�a natychmiast gry��, trzyma�a w otwartych ustach m�czast� i paruj�c� po��wk� zbyt
jeszcze gor�cego ziemniaka i znad rozszerzonych nozdrzy, wdychaj�cych dym i pa�dziernikowe
powietrze, spogl�da�a zaciekawionym wzrokiem na pola a� po niedaleki horyzont, podzielony s�upami
telegraficznymi na r�wne odcinki, z g�rnym kawa�kiem, zaledwie jedn� trzeci�, komina cegielni.
Co� tam porusza�o si� mi�dzy s�upami telegraficznymi. Babka zamkn�a usta, zacisn�a wargi,
zmru�y�a oczy i me��a ziemniaka w z�bach. Co� tam porusza�o si� mi�dzy s�upami. Co� tam skaka�o.
Trzej m�czy�ni skakali mi�dzy s�upami, trzej dopadli komina cegielni, potem obiegli doko�a i jeden
zawr�ci�, rozp�dzi� si� od nowa, zdawa� si� niedu�y i kr�py, pomkn�� przez cegielni�, dwaj inni,
szczuplejsi i wy�si, tu� za nim, przez cegielni�, za chwil� zn�w mi�dzy s�upy, tamten jednak,
niedu�y i kr�py, skr�ci� raptownie, bardziej mu si� spieszy�o ni� szczup�ym i wysokim pozosta�ym
skoczkom, kt�rzy zn�w musieli biec do komina, bo tamten ju� tam by�, gdy oni, oddaleni o dwie
pi�dzi, dopiero si� rozp�dzali, i nagle znikn�li, stracili ochot�, tak to wygl�da�o, a i �w niedu�y wp�
skoku z komina skry� si� za horyzontem.
Zatrzymali si� tam i zrobili przerw� albo zmienili stroje, albo wzi�li si� do strychowania cegie� i
dostali za to troch� grosza.
Gdy babka korzystaj�c z przerwy chcia�a nadzia� na kij drugiego ziemniaka, chybi�a. A tamten, co
zdawa� si� niedu�y i kr�py, w tym samym stroju wdrapa� si� na horyzont, jakby to by� p�ot z desek,
jakby obu goni�cych zostawi� za p�otem, w�r�d cegie� albo na szosie do Br�towa, a mimo to spieszy�
si�, chcia� by� szybszy od s�up�w telegraficznych, sadzi� d�ugimi, powolnymi susami przez pole,
b�oto tryska�o mu spod podeszew, wyskakiwa� z b�ota, ale im dalej skaka�, tym g��biej brn�� w glinie.
A niekiedy przykleja� si� jakby do pod�o�a, potem zn�w tak d�ugo zastyga� bez ruchu w powietrzu,
�e mia� do�� czasu, niedu�y, lecz kr�py, by w skoku otrze� sobie czo�o, zanim zn�w dosi�ga� nog�
owego �wie�o zoranego pola, kt�re wzd�u� pi�ciu morg�w kartofliska ci�gn�o si� bruzdami w
stron� w�wozu.
I dobieg� ju� do w�wozu, niedu�y, lecz kr�py, znikn�� niemal w w�wozie, gdy na horyzont wdrapali
si� i dwaj pozostali, wysocy i szczupli, kt�rzy tymczasem zwiedzili pewnie cegielni�, brn�li w glinie,
wysocy i szczupli, ale nie chudzi, i babka zn�w nie mog�a nadzia� ziemniaka na ga���; bo czego�
takiego nie widuje si� co dzie�, �eby trzej doro�li, cho� r�nego wzrostu, skakali wok� s�up�w
telegraficznych, o ma�y w�os nie od�amali komina cegielni, a potem, w pewnym odst�pie, najpierw
niedu�y i kr�py, potem szczupli i wysocy, ale wszyscy trzej jednakowo mozolnie, uparcie i z coraz grubsz� warstw� gliny pod podeszwami skakali od�wie�eni przez pole, zorane dwa dni temu przez
Wincentego, i znikali w w�wozie.
Teraz znikn�li wszyscy trzej i babka mog�a wreszcie nadzia� na kij prawie ju� ca�kiem wystyg�ego
ziemniaka. Pospiesznie zdmuchn�a ziemi� i popi� z �upiny, w�o�y�a zaraz ca�ego do ust, pomy�la�a,
je�li w og�le co� pomy�la�a: �Ci to pewnie b�d� z cegielni�, i jeszcze prze�uwa�a koli�cie, gdy z
w�wozu wyskoczy� jeden, rozejrza� si� dziko znad czarnego w�sa, dwoma susami dopad� ogniska,
stan�� przy ogniu, przed i za ogniem jednocze�nie, tu kl��, tam trz�s� si� ze strachu, nie wiedzia�,
co ze sob� zrobi�, nie m�g� zawr�ci�, bo z ty�u nadbiegali w�wozem szczupli i wysocy, wi�c rzuci�
si� na kolana, oczy wysz�y mu nieomal z orbit, pot wyst�pi� na czo�o. I sapi�c, z dr��cym w�sem,
pozwoli� sobie podczo�ga� si� bli�ej, podczo�ga� si� a� do st�p; bardzo blisko podczo�ga� si� do
babki, patrzy� na moj� babk� jak niedu�e i kr�pe zwierz�, a� musia�a westchn��, nie mog�a d�u�ej
�u� ziemniaka, opu�ci�a stopy, nie my�la�a ju� o cegielni, o ceg�ach, wypalaczach i strycharzach,
lecz unios�a sp�dnic�, nie, unios�a cztery sp�dnice na raz i dostatecznie wysoko, aby ten, co nie by�
z cegielni, niedu�y, lecz kr�py, zmie�ci� si� ca�y pod nimi i skry� si� ze swoim w�sem, i ju� nie
wygl�da� jak zwierz�, i nie by� ani z R�biechowa, ani z Firogi, by� pod sp�dnic� ze swoim strachem, i
ju� nie rzuca� si� na kolana, nie by� ani kr�py, ani niedu�y, a mimo to znalaz� swoje miejsce,
zapomnia� o sapaniu, dr�eniu i d�oni na kolanie: by�o cicho jak w dzie� pierwszy albo ostatni, wiatr
szemra� leciutko w tl�cym si� zielsku, s�upy telegraficzne odlicza�y w szeregu bez s�owa, komin
cegielni zachowa� dawn� sylwetk�, a ona, moja babka, roztropnie wyg�adzi�a wierzchni� sp�dnic� na
drugiej, ledwie go czu�a pod czwart� sp�dnic�, trzecia za� nie mia�a jeszcze poj�cia o tym, co dla
sk�ry babki by�o nowe i zaskakuj�ce. A poniewa� by�o zaskakuj�ce, lecz z wierzchu
niedostrzegalne, a druga i trzecia sp�dnica jeszcze si� w tym wszystkim nie po�apa�y, babka
wygrzeba�a z popio�u dwa, trzy ziemniaki, z kosza po prawej r�ce wyj�a cztery surowe, wsun�a te
bulwy, jedn� po drugiej, w gor�cy popi�, przykry�a suto popio�em i przegarn�a ogie�, �eby od�y�
g�sty dym - c� mia�a zrobi� innego?
Ledwie uspokoi�y si� sp�dnice mojej babki, ledwie zawiesisty dym ogniska z naci ziemniaczanej,
kt�ry po gwa�townym rzuceniu si� na kolana tego niedu�ego, lecz kr�pego, po zmianie miejsca i po
przegarni�ciu ognia zagubi� kierunek, zn�w pe�zaj�c ��to po polach zwr�ci� si� z wiatrem na
po�udniowy zach�d, a ju� z w�wozu wypadli dwaj wysocy i szczupli, co gonili za niedu�ym, lecz
kr�pym, przebywaj�cym teraz pod sp�dnicami m�czyzn�, i okaza�o si�, �e obaj ubrani byli z racji
s�u�by w mundury polowej �andarmerii.
Przemkn�li obok babki, nieomal jej nie spostrzegaj�c. Czy� jeden nawet nie przeskoczy� ogniska?
Naraz jednak co� ich tkn�o, zatrzymali si�, zawr�cili, pomaszerowali, stan�li w mundurach i
wojskowych butach w g�stym dymie, pokas�uj�c i poci�gaj�c dym za sob� otrz�sali mundury z
dymu, wci�� jeszcze pokas�uj�c zagadn�li moj� babk�, spytali, czy nie widzia�a Koljaiczka, bo
musia�a go widzie�, skoro siedzi tu przy w�wozie, a on, Koljaiczek, w�a�nie w�wozem ucieka�.
Babka nie widzia�a �adnego Koljaiczka, bo �adnego Koljaiczka nie zna�a. Czy to kto� z cegielni,
zapyta�a, bo ona zna tylko tych z cegielni. Mundurowi opisali jednak Koljaiczka jako kogo�, kto z
cegielni� nie manie wsp�lnego, kto jest raczej niedu�y, kr�py. Babka przypomnia�a sobie, �e
widzia�a, jak kto� taki bieg�, paruj�cym ziemniakiem na czubku ostro zako�czonej ga��zi wskaza�a,
oznaczaj�c cel, w stron� Bysewa, kt�re pod�ug ziemniaka musia�o le�e� mi�dzy sz�stym a si�dmym
s�upem telegraficznym, licz�c w prawo od komina cegielni. Czy jednak �w biegacz to by� Koljaiczek,
tego babka nie wiedzia�a, a swoj� niewiedz� usprawiedliwia�a ogniskiem, kt�re tli�o si� przed
podeszwami jej trzewik�w; ma z nim mas� kramu, ogie� nie chce si� pali�, wi�c ona nie mo�e
zajmowa� si� innymi lud�mi, kt�rzy przebiegaj� t�dy albo stoj� w dymie, w og�le nic j� nie obchodz�
ludzie, kt�rych nie zna, wie tylko, jacy s� w Bysewie, R�biechowie, Firodze i w cegielni - ci jej
w zupe�no�ci wystarcz�.
Powiedziawszy to babka westchn�a lekko, ale wystarczaj�co wyra�nie, by mundurowi
zainteresowali si�, czemu wzdycha. Kiwn�a g�ow� w stron� ogniska, co mia�o oznacza�, �e westchn�a z powodu kiepskiego ognia, a troch� i z powodu r�nych ludzi, co kr�c� si� w dymie,
potem rzadko rozstawionymi siekaczami odgryz�a p� ziemniaka, zaj�a si� wy��cznie prze�uwaniem
i zwr�ci�a oczy w lewo, ku g�rze.
Ci w �andarmskich mundurach nie mogli z nieobecnego spojrzenia mojej babki zaczerpn�� otuchy,
nie wiedzieli, czy maj� za s�upami telegraficznymi szuka� Bysewa, i dlatego na razie k�uli bagnetami
pobliskie, jeszcze nie podpalone sterty zielska. Ulegaj�c nag�emu podszeptowi wywr�cili
jednocze�nie obydwa prawie pe�ne kosze, kt�re babka mia�a ko�o siebie, i d�ugo nie mogli zrozumie�,
czemu z plecionki potoczy�y si� im pod nogi tylko ziemniaki, a nie Koljaiczek. Nieufnie okr��ali
kopiec ziemniak�w, jakby Koljaiczek w tak kr�tkim czasie zd��y� si� zakopcowa�, k�uli te� miarowo
i czekali daremnie na krzyk uk�utego. Ich podejrzenie zwraca�o si� ku ka�dej zmarnia�ej k�pie
zaro�li, ka�dej mysiej dziurze, ka�demu kretowisku i raz po raz ku mojej babce, kt�ra siedzia�a
jak wro�ni�ta, wydawa�a westchnienia, kry�a �renice pod powiekami, ukazuj�c jednak bia�ka,
wymienia�a kaszubskie imiona wszystkich �wi�tych - co wobec marnie p�on�cego ogie�ka i dw�ch
wywr�conych koszy z ziemniakami brzmia�o przesadnie smutno i g�o�no.
Mundurowi pozostali dobre p� godziny. Czasem odchodzili daleko, to zn�w stawali przy ognisku,
przeprowadzali namiar komina cegielni, chcieli te� zaj�� Bysewo, odk�adali natarcie i trzymali nad
ogniem sinoczerwone d�onie, a� babka nie przerywaj�c westchnie� podsun�a ka�demu z nich
pop�kanego ziemniaka na kiju. Ale nagle, prze�uwaj�c w najlepsze, mundurowi przypomnieli sobie o
swoich mundurach, wyskoczyli w pole na odleg�o�� rzutu kamieniem, pobiegli wzd�u� janowca nad
w�wozem i wyp�oszyli zaj�ca, kt�ry jednak nie nazywa� si� Koljaiczek. Przy ogniu znowu znale�li
m�czaste, pachn�ce gor�cem bulwy i postanowili ugodowo, a i troch� znu�eni, pozbiera� surowe
ziemniaki do owych koszy, kt�re przedtem obowi�zek kaza� im wywr�ci�. Dopiero gdy wiecz�r
wycisn�� z pa�dziernikowego nieba drobny, uko�ny deszcz i atramentowy zmrok, zaatakowali
jeszcze pospiesznie i niech�tnie daleki ciemniej�cy kamie� polny, a potem, kiedy si� ju� z nim
za�atwili, dali wreszcie za wygran�. Jeszcze chwila na rozprostowanie n�g i trzymanie d�oni, jak w
b�ogos�awi�cym ge�cie, nad zamok�ym, smu��cym si� szerok� i d�ug� wst�g� ogniskiem, jeszcze raz
kaszel w zielonym dymie, za�zawione oczy w ��tym dymie, potem pokas�uj�cy, za�zawiony marsz na
Bysewo. Je�li Koljaiczka nie ma tutaj, musi by� w Bysewie. �andarmi polowi znaj� zawsze tylko
dwie mo�liwo�ci.
Dym zamieraj�cego z wolna ogniska otuli� babk� niczym pi�t� sp�dnic�, tak obszern�, �e i ona w
swoich czterech sp�dnicach, z westchnieniami i imionami �wi�tych znalaz�a, si�, podobnie jak Koljaiczek,
pod sp�dnic�. Dopiero gdy mundurowi byli ju� tylko ko�ysz�cymi si� mi�dzy s�upami
telegraficznymi punkcikami, kt�re poma�u roztapia�y si� w wieczorze, babka podnios�a si� z takim
trudem, jakby wros�a w ziemi� i teraz, ci�gn�c za sob� w��kna i bry�y gleby, przerywa�a ledwie
rozpocz�te zapuszczanie korzeni.
Koljaiczkowi zrobi�o si� zimno, kiedy nagle, niedu�y i kr�py, znalaz� si� bez os�ony na deszczu.
Szybko zapi�� sobie spodnie, kt�re strach i ogromna potrzeba schronienia si� kaza�y mu rozpi��
pod sp�dnicami. Manipulowa� �wawo przy guzikach, obawiaj�c si�, �eby mu pa�a nie przemarz�a, bo w
powietrzu pe�no by�o jesiennych niebezpiecze�stw przezi�bienia.
To moja babka znalaz�a jeszcze w popiele cztery gor�ce ziemniaki. Trzy da�a Koljaiczkowi, jeden
sama wzi�a i zanim ugryz�a, spyta�a jeszcze, czy on jest z cegielni, chocia� musia�a wiedzie�, �e
Koljaiczek przyby� nie wiadomo sk�d, w ka�dym razie nie z cegielni. Nic te� potem nie rzek�a na
jego odpowied�, obarczy�a go l�ejszym koszem, sama ugi�a si� pod ci�szym, mia�a jeszcze woln�
r�k�, by wzi�� grabie i motyk�, z koszem, ziemniakami, grabiami i motyk� po�eglowa�a w swoich
czterech sp�dnicach w stron� Bysewo-Wybudowania.
Nie by�o to w�a�ciwie Bysewo. Le�a�o ono bardziej w stron� R�biechowa. Zostawili wi�c cegielni� po
lewej, szli na czarny las, w kt�rym le�a�a Z�ota Karczma, a za ni� Br�towo. Ale pod lasem w kotlinie
le�a�o Bysewo-Wybudowanie. Tam za moj� babk� pod��y� niedu�y i kr�py J�zef Koljaiczek, kt�ry
nie m�g� ju� rozsta� si� ze sp�dnicami.
Pod tratw�
To nie takie proste - le��c tutaj, na wy sterylizowanym metalowym ��ku zak�adu dla nerwowo
chorych, w polu widzenia oszklonego judasza uzbrojonego w oko Bruna, odtworzy� k��by dymu kaszubskich
ognisk i uko�ne smugi pa�dziernikowego deszczu. Gdybym nie mia� b�benka, kt�ry przy
zr�cznym i cierpliwym u�yciu przywodzi na pami�� wszystkie ma�o wa�ne szczeg�y potrzebne do
przelania na papier rzeczy najwa�niejszej, i gdybym nie mia� pozwolenia zak�adu na to, by moja
blacha przemawia�a po trzy-cztery godziny dziennie, by�bym biedakiem, kt�ry nie mo�e wykaza�
si� posiadaniem dziadk�w.
W ka�dym razie m�j b�benek powiedzia�: W owo pa�dziernikowe popo�udnie osiemset
dziewi��dziesi�tego dziewi�tego roku, gdy w Afryce Po�udniowej Wuj Kr�ger szczotkowa� swoje
krzaczaste antyangielskie brwi, mi�dzy Tczewem a Kartuzami, w pobli�u cegielni Bysewo, pod
czterema jednolitymi w kolorze sp�dnicami, po�r�d dymu, strachu, westchnie�, w zacinaj�cym
deszczu i przesadnie smutnym strumieniu imion �wi�tych, po�r�d ma�o inteligentnych pyta� i przes�oni�tych dymem spojrze� dw�ch �andarm�w polowych, niedu�y, lecz kr�py J�zef Koljaiczek
sp�odzi� moj� matk�, Agnieszk�.
Anna Bro�ska, moja babka, jeszcze pod os�on� tej samej nocy zmieni�a nazwisko: z pomoc� hojnie
szafuj�cego sakramentami kap�ana sta�a si� Ann� Koljaiczkow� i pod��y�a za J�zefem, nie do
Egiptu wprawdzie, lecz do stolicy prowincji nad Mot�aw�, gdzie J�zef znalaz� prac� jako flisak i
chwilowy spok�j przed �andarmeri�.
Jedynie �eby podsyci� troch� ciekawo��, nie wymieniam jeszcze nazwy owego grodu u uj�cia
Mot�awy, chocia� jako miasto rodzinne mojej matki ju� teraz zas�ugiwa�by na wzmiank�. W ko�cu
lipca dziewi��setnego roku - zapad�a w�a�nie decyzja podwojenia cesarskiego programu rozbudowy
floty wojennej - mama przysz�a na �wiat pod znakiem Lwa. Pewno�� siebie i egzaltacja,
wielkoduszno�� i pr�no��. Dom pierwszy, zwany r�wnie� domus vitae, pod znakiem ascendenta:
�atwo ulegaj�cy wp�ywom Ryb. Konstelacja S�o�ca w opozycji do Neptuna, dom si�dmy albo domus
matrimonii uxoris, mia�a przynie�� powik�ania. Wenus w opozycji do Saturna, kt�ry, jak wiadomo,
sprowadza chorob� w�troby i �ledziony; kt�rego nazywa si� przykr� planet�; kt�ry panuje w
Kozioro�cu i w Lwie �wi�ci swoj� zag�ad�; kt�remu Neptun ofiaruje w�gorza i otrzymuje w zamian
kreta; kt�ry lubi wilcze jagody, cebul� i buraki pastewne; kt�ry pluje law� i psuje wino;
zamieszkiwa� on razem z Wenus dom �smy, �miertelny, i nasuwa� my�l o nieszcz�liwym wypadku,
podczas gdy pocz�cie na kartoflisku zapowiada�o nader ryzykowne szcz�cie pod opiek� Merkurego
w domu krewnych.
Tutaj musz� przypomnie� o protestach mojej mamy, kt�ra stale zaprzecza�a temu, jakoby
sp�odzono j� na kartoflisku. Co prawda ojciec - tyle przyznawa�a - ju� tam pr�bowa� dopi�� swego,
jednak�e zar�wno jego po�o�enie, jak i pozycja Anny Bro�skiej nie zosta�y wybrane do��
szcz�liwie, aby stworzy� Koljaiczkowi warunki do zap�odnienia.
- Musia�o to si� sta� noc� podczas ucieczki albo na furze wujka Wincentego, a mo�e dopiero na
Przer�bce, kiedy�my u flisak�w znale�li schronienie. - Tymi s�owami moja mama ustala�a zwykle pocz�tek
swojej egzystencji, a babka, kt�ra musia�a wiedzie�, jak tam w�a�ciwie by�o, przytakiwa�a
cierpliwie i o�wiadcza�a wszystkim: - Pewnie, dzieci�tko, na furze to by�o albo i na Przer�bce
dopiero, ale nie w polu: bo� tam wia�o i deszcz m�y� jak diabli.
Wincenty by� to brat mojej babki. Po wczesnej �mierci �ony uda� si� w pielgrzymk� do
Cz�stochowy i od Matki Boskiej Cz�stochowskiej otrzyma� wskaz�wk�, �e ma w niej widzie�
przysz�� kr�low� Polski. Odt�d szpera� ju� tylko w dziwnych ksi�gach, w ka�dym zdaniu znajduj�c
potwierdzenie praw Bo�ej Rodzicielki do polskiego tronu, a obej�cie i par� zagon�w zostawi� na
g�owie siostry. Jan, jego syn, w�wczas czteroletni, chorowite, zawsze skore do p�aczu dziecko,
pasa� g�si, zbiera� kolorowe obrazki i, zgubnie wcze�nie, znaczki pocztowe.
Do tej zagrody, po�wi�conej niebieskiej kr�lowej Polski, babka przytaska�a kosze z ziemniakami i
Koljaiczka, a�eby Wincenty dowiedzia� si�, co zasz�o, pobieg� do R�biechowa i wywo�a� ksi�dza,
kt�ry mia� przyby� z sakramentami i za�lubi� Ann� J�zefowi. Ledwie zaspany proboszcz udzieli�
przerywanego ziewaniem b�ogos�awie�stwa i zaopatrzony w du�y po�e� s�oniny pokaza� kap�a�skie
plecy, Wincenty zaprz�g� konia do furmanki, wpakowa� m�od� par� na ry� wozu, u�o�y� na s�omie i
pustych workach, na ko�le przy sobie posadzi� dr��cego, pochlipuj�cego Jana i da� koniowi do
zrozumienia, �eby szed� prosto przed siebie i ostro w noc: nowo�e�com by�o spieszno.
Ciemn� jeszcze, lecz ju� ust�puj�c� noc� w�z dotar� do portu drzewnego w stolicy prowincji.
Zaprzyja�nieni ludzie, kt�rzy podobnie jak Koljaiczek zajmowali si� flisactwem, przyj�li par�
uciekinier�w. Wincenty m�g� zawr�ci�, pogna� konika z powrotem na Bysewo; trzeba by�o nakarmi�
krow�, koz�, macior� z prosi�tami, osiem g�si i psa podw�rzowego, trzeba by�o po�o�y� ma�ego
Jana do ��ka, bo lekko gor�czkowa�.
J�zek Koljaiczek ukrywa� si� trzy tygodnie, przyzwyczai� swoje w�osy do nowej fryzury z
przedzia�kiem, zgoli� w�s, wystara� si� o nieskazitelne papiery i podj�� prac� jako flisak J�zef
Wranka. Dlaczego jednak Koljaiczek odwiedzaj�c handlarzy drzewem i tartaki musia� mie� w kieszeni papiery flisaka Wranki, kt�ry podczas b�jki zosta� zepchni�ty z tratwy i uton�� bez
wiedzy w�adz w Bugu powy�ej Modlina? Dlatego, �e porzuciwszy na jaki� czas flisactwo pracowa� w
tartaku pod �wieciem i tam pok��ci� si� z majstrem o p�ot, prowokacyjnie wymalowany Koljaiczkow�
r�k� na bia�o-czerwono, zapewne po to, aby podtrzyma� s�uszno�� przys�owia, kt�re powiada, �e od
p�otu blisko do k�opotu, majster wyrwa� z p�otu dwie �aty, bia�� i czerwon�, i na kaszubskich plecach
Koljaiczka rozbi� te polskie �aty na tyle bia�o-czerwonych drzazg, �e poszkodowany mia�
wystarczaj�cy pow�d, aby najbli�szej, dodajmy: gwia�dzistej nocy pu�ci� czerwonego kura w nowo
zbudowanym, pobielonym wapnem tartaku w ho�dzie podzielonej co prawda, ale w�a�nie dlatego
zjednoczonej Polsce.
Koljaiczek by� wi�c podpalaczem, wielokrotnym podpalaczem, bo od tego czasu w ca�ych Prusach
Zachodnich tartaki i sk�ady drzewa dostarcza�y hubki dla rozb�yskuj�cych dwubarwnie narodowych
uczu�. Jak zawsze, gdy chodzi o przysz�o�� Polski, tak i w tych po�arach mia�a sw�j udzia�
Naj�wi�tsza Maria Panna, i byli podobno naoczni �wiadkowie - mo�e dzi� jeszcze kto� z nich �yje -
kt�rzy utrzymywali, �e na wal�cych si� dachach wielu tartak�w widzieli Matk� Bosk� w polskiej
koronie. T�um, jaki zwykle gromadzi si� przy wielkiej po�odze, intonowa� jakoby Bogurodzic� -
wolno nam s�dzi�, �e podpalenia, kt�rych sprawc� by� Koljaiczek, mia�y uroczyst� opraw�: pada�y
przysi�gi i zakl�cia.
Podczas gdy tak obci��ony podpalacz Koljaiczek poszukiwany by� przez w�adze, nieskazitelny,
samotny jak palec, niewinny i ograniczony flisak J�zef Wranka, kt�rego nikt nie szuka� i ma�o kto
zna�, dzieli� swoj� prymk� na dzienne porcje, a� poch�on�a go rzeka Bug, a trzy porcje prymki
pozosta�y w kurtce z dokumentami. Poniewa� topielec Wranka sam ju� nie m�g� si� zg�osi�, a nikt
nie zadawa� k�opotliwych pyta� na temat jego osoby, Koljaiczek, kt�ry by� podobnej postury i mia�
tak� sam� okr�g�� g�ow� jak nieboszczyk, w�lizn�� si� najpierw w jego kurtk�, potem w jego
potwierdzon� urz�dowymi papierami, dotychczas nie karan� sk�r�, odzwyczai� si� od fajki,
przeszed� na prymk�, przej�� nawet od Wranki rzecz najbardziej osobist�, wad� wymowy, i przez
nast�pne lata by� porz�dnym, oszcz�dnym, lekko j�kaj�cym si� flisakiem, kt�ry sp�awia� ca�e lasy w
d� Niemna, Biebrzy, Bugu i Wis�y. Trzeba te� powiedzie�, �e w huzarach przybocznych nast�pcy
tronu pod Mackensenem zosta� starszym huzarem Wrank�, bo Wranka jeszcze nie s�u�y�,
Koljaiczek za�, kt�ry by� cztery lata starszy od topielca, w toru�skiej artylerii pozostawi� po sobie
z�e �wiadectwo.
Najbardziej niebezpieczni rabusie, zab�jcy i podpalacze jeszcze rabuj�c, zabijaj�c i podpalaj�c
czekaj� przewa�nie na sposobno��, by j�� si� solidniejszego zaj�cia. Niekt�rym w wyniku
poszukiwa� lub z przypadku nadarza si� szansa: Koljaiczek by� jako Wranka dobrym i tak dalece
uleczonym z ognistego na�ogu m�em, �e na sam widok zapa�ki zaczyna� si� trz���. Pude�ka zapa�ek,
kt�re bez opieki i zadowolone z siebie le�a�y na kuchennym stole, przed nim, co m�g�by wynale��
zapa�ki, nigdy nie by�y bezpieczne. Wyrzuca� pokus� za okno. Moja babka mia�a sporo k�opotu, �eby
w por� poda� na st� gor�cy obiad. Cz�sto rodzina siedzia�a w ciemno�ci, bo nie by�o czym za�wieci�
naftowej lampy.
Jednak�e Wranka nie by� tyranem. W niedziel� szed� ze swoj� Ann� do ko�cio�a na Dolnym Mie�cie
i pozwala� jej, prawnie mu po�lubionej, wk�ada�, jak na kartoflisku, cztery sp�dnice, jedn� na drug�.
W zimie, kiedy rzeki by�y skute lodem i flisacy cienko prz�dli, siedzia� spokojnie na Przer�bce,
gdzie mieszkali tylko flisacy, sztauerzy i robotnicy ze stoczni, i dogl�da� ma�ej Agnieszki, kt�ra
wida� wda�a si� w ojca, bo je�li nie wpe�za�a pod ��ko, to chowa�a si� w szafie z ubraniem, gdy za�
kto� przychodzi�, siada�a pod sto�em ze swoimi szmacianymi lalkami.
Ma�ej Agnieszce chodzi�o wi�c o to, �eby si� skry� i w ukryciu znale�� podobne bezpiecze�stwo,
cho� odmienn� przyjemno�� od tej, jak� J�zef znalaz� pod sp�dnicami Anny. Podpalacz Koljaiczek
tyle razy sparzy� si� w �yciu, �e potrafi� zrozumie� odczuwan� przez c�rk� potrzeb� os�ony. Tote�
gdy na balkonowym wyst�pie p�tora-izbowego mieszkania trzeba by�o zbudowa� klatk� dla
kr�lik�w, zrobi� przy okazji pomy�lane na jej miar� ogrodzenie. W takim kojcu moja mama siedzia�a jako dziecko, bawi�a si� lalkami i ros�a. P�niej, kiedy ju� chodzi�a do szko�y, zarzuci�a podobno lalki
i bawi�c si� szklanymi kulami i kolorowymi pi�rami okazywa�a pierwsze upodobanie do kruchego
pi�kna.
Poniewa� nie mog� doczeka� si� chwili, gdy wolno mi b�dzie przej�� do pocz�tk�w w�asnej
egzystencji, mam chyba prawo pozostawi� Wrank�w, kt�rych rodzinna tratwa p�yn�a spokojnie,
swojemu losowi a� po rok dziewi��set trzynasty, kiedy u Schichaua sp�yn�� na wod� �Columbus�:
wtedy bowiem policja, kt�ra niczego nie zapomina, wpad�a na trop fa�szywego Wranki.
Zacz�o si� od tego, �e Koljaiczek, jak co roku u schy�ku lata, tak i w sierpniu dziewi��set
trzynastego mia� sp�awia� wielk� tratw� z Kijowa, Prypeci�, przez Kana�, Bugiem do Modlina, a
stamt�d w d� Wis�y. Holownikiem �Radunia�, kt�ry p�ywa� w s�u�bie ich tartaku, wyruszyli z G�rek
Zachodnich, by�o ich razem dwunastu flisak�w, pop�yn�li Martw� Wis�� pod pr�d do Przegaliny,
potem w g�r� Wis�y, mijaj�c Kie�mark, Leszkowy, Czatkowy, Tczew i Piek�o, a wieczorem
przycumowali w Toruniu. Tam wszed� na pok�ad nowy majster, kt�ry mia� dopilnowa� zakupu drzewa
w Kijowie. Kiedy o czwartej rano �Radunia� ruszy�a w dalsz� drog�, rozesz�a si� wie��, �e jest na
pok�adzie. Koljaiczek zobaczy� go pierwszy raz przy �niadaniu na baku. Siedzieli naprzeciw siebie
jedz�c i popijaj�c zbo�ow� kaw�. Koljaiczek od razu go pozna�. Barczysty, �ysy ju� m�czyzna kaza�
przynie�� w�dk� i nala� do pustych fili�anek. W trakcie jedzenia, gdy na ko�cu baku jeszcze
nalewano, przedstawi� si�: - �eby�cie wiedzieli: jestem nowym majstrem, nazywam si� D�ckerhoff,
u mnie panuje porz�dek!
Flisacy po kolei, jak siedzieli, podawali na wezwanie swoje nazwiska i wychylali fili�anki, a� im
grdyka chodzi�a. Koljaiczek najpierw wychyli�, powiedzia� potem �Wranka� i patrzy� twardo na
D�ckerhoffa. Ten kiwn�� g�ow�, jak przedtem kiwa�, i powt�rzy� s��wko �Wranka� jak powtarza�
nazwiska innych flisak�w. Jednak Koljaiczkowi wyda�o si�, �e D�ckerhoff nazwisko topielca
podkre�li� specjalnie, mo�e nawet nie z naciskiem, ale jakby z namys�em.
�Radunia� z pomoc� zmieniaj�cych si� pilot�w wymija�a zr�cznie mielizny i ko�ysz�c si� ci�ko,
pokonywa�a gliniasty, zm�tnia�y nurt, kt�ry zna� tylko jeden kierunek. Z lewej i prawej ci�gn�� si�
za groblami wci�� ten sam, je�li nie p�aski, to pag�rkowaty, ju� po�niwny krajobraz. Chaszcze,
parowy, kotlina poros�a janowcem, przestrze� pomi�dzy pojedynczymi zabudowaniami - wszystko
jakby stworzone dla kawaleryjskich szar�, dla �wiczebnych manewr�w dywizji u�an�w, dla
p�dz�cych przez chaszcze huzar�w, dla marze� m�odych rotmistrz�w, dla bitwy, kt�ra ju� si�
odby�a, kt�ra stale powraca, dla malowid�a: Tatarzy przy ziemi, dragoni na staj�cych d�ba koniach,
rycerze mieczowi spadaj� z siode�, wielki mistrz w zakrwawionym
p�aszczu zakonnym, kirys ma wszystkie sprz�czki pr�cz jednej, kt�r� odr�buje ksi��� mazowiecki,
i konie, w �adnym cyrku nie ma takich siwk�w, nerwowe, przystrojone mn�stwem chwostow, �ci�gna
odrobione niezwykle dok�adnie, i nozdrza, rozd�te, karminowe, buchaj�ce z nich chmurki
przeszywane ostrzem kopii przybranych proporczykami, pochylonych i dziel�cych niebo, zorz�
wieczorn�, i szable, a tam, w tle - bo ka�de malowid�o ma t�o - wioska przyklejona mocno do
horyzontu spokojnie kurzy dymem mi�dzy kopytami karych, pochylone chaty, omsza�e, kryte s�om�;
a w chatach, niby w konserwie, pi�kni czo�gi�ci marz�cy o nadchodz�cym dniu, kiedy i oni wedr� si�
na pierwszy plan, na r�wnin� za wi�lanymi groblami, niczym zwinne �rebaki mi�dzy ci�k� kawaleri�.
Ko�o W�oc�awka D�ckerhoff dotkn�� lekko marynarki Koljaiczka.
- S�uchajcie, Wranka, czy przed ilu� tam laty nie pracowali�cie w tartaku pod �wieciem? Wiecie,
tartak si� potem spali�.
Koljaiczek wytrwale, jakby pokonuj�c jaki� op�r, potrz�sa� g�ow�, uda�o mu si� przy tym
zgromadzi� tyle smutku i znu�enia w oczach, �e D�ckerhoff pod tym spojrzeniem poniecha�
dalszych pyta�.
Gdy pod Modlinem, gdzie Bug wpada do Wis�y i gdzie skr�ci�a �Radunia�, Koljaiczek, jak wszyscy
flisacy, przechylony przez reling splun�� trzy razy, obok stan�� D�ckerhoff z cygarem i poprosi� o
ogie�. Na to s��wko, jak i na drugie: �zapa�ki�, ciarki przesz�y Koljaiczka.
- Cz�owieku, czemu si� czerwienicie, kiedy prosz� o ogie�? Nie jeste�cie przecie� dziewczyn�!
Mieli ju� Modlin za sob�, gdy Koljaiczek pozby� si� wreszcie owego rumie�ca, kt�ry nie by�
rumie�cem wstydu, lecz zap�nionym odblaskiem podpalonych przez niego tartak�w.
Mi�dzy Modlinem a Kijowem, a wi�c w g�r� Bugu, przez Kana�, kt�ry ��czy Bug i Prype�, a�
�Radunia� pod��aj�c Prypeci� znalaz�a Dniepr, nie zdarzy�o si� nic, co mo�na by przytoczy� jako
wymian� s��w mi�dzy Koljaiczkiem-Wrank� a D�ckerhoffem. Na holowniku mi�dzy flisakami,
mi�dzy palaczami a flisakami, mi�dzy sternikiem, palaczami i kapitanem, mi�dzy kapitanem a
zmieniaj�cymi si� stale pilotami, jak to bywa podobno, a mo�e i naprawd�, mi�dzy m�czyznami,
oczywi�cie musia�o zdarzy� si� niejedno. M�g�bym sobie wyobrazi� zatargi mi�dzy kaszubskimi
flisakami a urodzonym w Szczecinie sternikiem, mo�e poryw buntu: zbi�rka na baku, ci�gni�cie
los�w, rzucanie hase�, ostrzenie no�y.
Dajmy temu spok�j. Nie dosz�o ani do politycznych star�, niemiecko-polskich rozpraw no�owych,
ani do �rodowiskowej sensacji w postaci pot�nego, zrodzonego z krzywdy spo�ecznej buntu. Pracowicie
po�eraj�c w�giel �Radunia� pokonywa�a swoj� tras�, raz - by�o to, zdaje si�, tu� za
P�ockiem - wpad�a na mielizn�, ale wydosta�a si� o w�asnych si�ach. Kr�tka, ostra wymiana s��w
mi�dzy kapitanem Barbuschem z Nowego Portu a ukrai�skim pilotem, to by�o wszystko i w
dzienniku pok�adowym nie znalaz�oby si� niczego wi�cej.
Gdybym musia� i chcia� prowadzi� dziennik pok�adowy my�li Koljaiczka albo nawet pami�tnik
D�ckerhoffowego, majstrowego �ycia wewn�trznego, mia�bym o czym pisa�: pod dostatkiem by�oby
waha� i przyg�d, podejrze� i potwierdze�, nieufno�ci i niemal r�wnoczesnego, po�piesznego jej
uspokajania. Obaj mieli stracha. D�ckerhoff ba� si� bardziej ni� Koljaiczek; znajdowali si�
przecie� w Rosji. D�ckerhoff m�g�by, jak niegdy� biedny Wranka, wypa�� za burt�, m�g�by - a
jeste�my ju� teraz w Kijowie - w sk�adnicach drzewa, kt�re s� tak rozleg�e i pe�ne zakamark�w, �e
�atwo zgubi� swojego anio�a str�a w takim drzewnym labiryncie, m�g�by wi�c wpa�� pod stert�
obluzowanych nagle, nie daj�cych si� ju� niczym zatrzyma� d�u�yc - ale m�g�by te� zosta� ocalony.
Ocalony przez niejakiego Koljaiczka, kt�ry najpierw wy�owi�by majstra z Prypeci czy Bugu, a potem
w pozbawionej anio��w str��w sk�adnicy drzewa w Kijowie w ostatniej chwili chwyci� D�ckerhoffa i
wyrwa� spod lawiny d�u�yc. Jak�eby to by�o pi�knie, gdybym teraz mia� sposobno�� opisa�, jak to
wyratowany z topieli albo niemal zmia�d�ony D�ckerhoff jeszcze dysz�c ci�ko i maj�c w oczach
widmo �mierci szepce na ucho rzekomemu Wrance: �Dzi�kuj� wam, Koljaiczek, dzi�kuj�! - A
p�niej po niezb�dnej pauzie: - Jeste�my teraz skwitowani, zapomnijmy o wszystkim!�.
I z cierpk� przyja�ni�, u�miechaj�c si� z zak�opotaniem i niemal przez �zy popatrzyliby sobie po
m�sku w oczy, wymieniliby nie�mia�y, lecz twardy u�cisk d�oni.
Znamy t� scen� z urzekaj�co dobrze kr�conych film�w, kiedy re�yserom wpadnie na my�l, �eby z
dw�jki wspaniale graj�cych powa�nionych braci zrobi� par� kamrat�w, co odt�d p�jd� razem w
ogie� i wod�, wyjd� zwyci�sko jeszcze z tysi�ca przyg�d.
Koljaiczek nie znalaz� jednak sposobno�ci ani utopienia Duckerhoffa, ani wyrwania go ze szpon�w
tocz�cej si� d�u�ycowej �mierci. Uwa�ny i dba�y o dobro firmy, D�ckerhoff zakupi� w Kijowie drzewo,
dopilnowa� jeszcze sformowania dziewi�ciu tratw, wyp�aci� flisakom w rosyjskiej walucie, jak
zwykle, spory zadatek na sp�yw, po czym wsiad� w poci�g i przez Warszaw�, Modlin, I�aw�, Malbork
i Tczew dojecha� do swojej firmy, kt�rej tartak znajdowa� si� w porcie drzewnym mi�dzy
stoczniami Klawittera i Schichaua.
Zanim pozwol� flisakom po tygodniach najci�szej pracy dop�yn�� z Kijowa rzekami i Kana�em do
Wis�y, zastanawiam si�, czy D�ckerhoff by� pewien, �e rozpozna� we Wrance podpalacza
Koljaiczka. S�dz� raczej, �e p�ki majster p�yn�� jednym i tym samym statkiem z nieszkodliwym,
dobrodusznym, mimo ograniczono�ci og�lnie lubianym Wranka, mia� nadziej�, �e jego towarzysz
podr�y nie jest gotowym do ka�dej zbrodni Koljaiczkiem. Porzuci� t� nadziej� dopiero na mi�kkim
siedzeniu przedzia�u kolejowego. A gdy poci�g osi�gn�� cel, wtoczy� si� - teraz to wyjawi� - na
Dworzec G��wny w Gda�sku, D�ckerhoff powzi�� D�ckerhoffow� decyzj�, kaza� umie�ci� walizk� w doro�ce i odwie�� do domu, a sam poszed� dziarsko, bo bez baga�u, do pobliskiego prezydium
policji przy Okopowej, wbieg� po schodach przed g��wnym wej�ciem, po kr�tkim, bystrym
poszukiwaniu odnalaz� �w pok�j, kt�ry by� urz�dzony wystarczaj�co rzeczowo, aby wydoby� z
D�ckerhoffa zwi�z��, obejmuj�c� tylko fakty relacj�. Nie znaczy to, �e majster z�o�y� doniesienie.
Prosi� jedynie, �eby zbada� spraw� Koljaiczka-Wranki, co mu w policji obiecano.
W ci�gu nast�pnych tygodni, gdy drzewo unosz�c trzcinowe sza�asy i flisak�w sp�ywa�o wolno w d�
rzeki, w licznych urz�dach zapisano mn�stwo papieru. By�y tam akta wojskowe J�zefa Koljaiczka,
prostego kanoniera z takiego a takiego zachodniopruskiego pu�ku artylerii polowej. Dwa razy po
trzy dni �cis�ego aresztu musia� odsiedzie� niesforny kanonier za wykrzykiwanie po pijanemu na
ca�e gard�o, po polsku i po niemiecku, anarchistycznych hase�. By�y to plamy na honorze, kt�rych w
papierach starszego huzara Wranki, s�u��cego w drugim pu�ku huzar�w we Wrzeszczu, niepodobna
by�o znale��. Chlubnie odznaczy� si� �w Wranka, na manewrach jako ��cznik batalionu wpad� w oko
nast�pcy tronu, od niego, co zawsze nosi� talary w kieszeni, dosta� w prezencie ksi���cego talara.
O tym talarze milcza�y jednak akta starszego huzara Wranki, to raczej moja babka Anna
opowiedzia�a o nim lamentuj�c g�o�no, gdy przes�uchiwano j� razem z bratem, Wincentym.
Nie tylko przy pomocy owego talara zwalcza�a s��wko �podpalacz�. Mog�a przedstawi� dokumenty,
kt�re kilkakrotnie stwierdza�y, �e J�zef Wranka ju� w dziewi��set czwartym wst�pi� do ochotniczej
stra�y po�arnej na Dolnym Mie�cie w Gda�sku i podczas zimowych miesi�cy, kiedy wszyscy
flisacy odpoczywali, zmierzy�
si� jako stra�ak z niejednym du�ym i ma�ym po�arem. Istnia� r�wnie� dokument, kt�ry g�osi�, �e w
czasie wielkiego po�aru w zak�adach kolejowych na Przer�bce, w dziewi��set dziewi�tym, stra�ak
Wranka nie tylko gasi� ogie�, lecz ponadto uratowa� �ycie dw�m uczniom �lusarskim. Podobnie
wypowiedzia� si� wezwany na �wiadka kapitan stra�y po�arnej Hecht. Zezna� on do protoko�u:
�Jak�e ma by� podpalaczem ten, kt�ry gasi! Czy nie mam go jeszcze przed oczyma, jak uwija si� na
drabinie, gdy p�on�� ko�ci� w Stogach? Feniks, co wynurza si� z popio��w i p�omieni, co gasi nie
tylko ogie�, lecz po�ar tego �wiata i pragnienie Pana naszego Jezusa Chrystusa! Zaprawd�
powiadam wam: Kto owego cz�owieka w stra�ackim he�mie, kt�ry ma pierwsze�stwo przejazdu,
kt�rego mi�uj� ubezpieczenia, kt�ry zawsze, czy to jako symbol, czy to z racji zawodu, nosi w kieszeni
szczypt� popio�u, kto chce tego wspania�ego Feniksa nazwa� czerwonym kurem, ten zas�uguje,
aby mu kamie� m�y�ski uwi�za� u szyi...� Chyba ju� pa�stwo zauwa�yli, �e kapitan Hecht z ochotniczej
stra�y po�arnej by� z�otoustym proboszczem, kt�ry co niedziela wychodzi� na ambon� w
ko�ciele �w. Barbary na D�ugich Ogrodach i p�ki trwa�y dochodzenia przeciwko Koljaiczkowi-
Wrance, nie omieszka� w podobnych s�owach wbija� swoim wiernym do g�owy przypowie�ci o
niebieskim stra�aku i piekielnym podpalaczu.
Poniewa� jednak funkcjonariusze policji kryminalnej nie chodzili do �w. Barbary, a i w s��wku
�Feniks� pr�dzej doszukaliby si� obrazy majestatu ni� usprawiedliwienia Wranki, dzia�alno��
Wranki w ochotniczej stra�y po�arnej sta�a si� okoliczno�ci� obci��aj�c�.
Zebrano �wiadectwa r�nych tartak�w, zasi�gni�to opinii w rodzinnych gminach: Wranka przyszed�
na �wiat w Tucholi: Koljaiczek by� z urodzenia toru�czykiem. Drobne nie�cis�o�ci w zeznaniach
starszych flisak�w i dalekich krewnych. D�ugo dzban nosi� wod�, c� wi�c dziwnego, �e ucho si�
urwa�o? Gdy przes�uchania dosz�y do tego momentu, wielka tratwa wp�yn�a w�a�nie na terytorium
Rzeszy i poczynaj�c od Torunia poddana by�a niepostrze�onej kontroli i obserwacji na postojach.
M�j dziadek dopiero za Tczewem spostrzeg� swoich anio��w str��w. Spodziewa� si� ich.
Przej�ciowa bierno��, granicz�ca z melancholi�, przeszkodzi�a mu wida� w tym, by pod wsi�
Leszkowy albo ko�o Kie�marku spr�bowa� ucieczki, co w tak dobrze znanej okolicy i z pomoc� paru
�yczliwych mu flisak�w by�oby jeszcze mo�liwe. Od Przegaliny, gdy tratwy poma�u, wpadaj�c jedna
na drug�, wp�yn�y w Martw� Wis��, towarzyszy� im niby to niepostrze�enie kuter rybacki, kt�ry
mia� na pok�adzie o wiele za liczn� za�og�. Tu� za
P�oni� z nadbrze�nych trzcin wyprysn�y dwie motor�wki policji portowej i p�dz�c nieustannie to wzd�u�, to wszerz rzeki przecina�y coraz bardziej s�one, zwiastuj�ce port wody Martwej Wis�y. Za
mostem na Stogi zacz�� si� kordon �niebieskich�. Sk�ady drzewa naprzeciw stoczni Klawittera,
drobniejsze warsztaty szkutnicze, coraz szerszy, wdzieraj�cy si� w Mot�aw� port drzewny,
przystanie r�nych tartak�w, przysta� w�asnej firmy z oczekuj�cymi flisak�w rodzinami i
wsz�dzie �niebiescy�, nie by�o ich tylko po tamtej stronie u Schichaua, tam wszystko przystrojone
flagami, tam dzia�o si� co� innego, tam chyba jaki� statek mia� sp�yn�� na wod�, tam zebra� si�
wielki t�um, kt�ry denerwowa� mewy, tam odbywa�a si� uroczysto�� - uroczysto�� na cze�� mojego
dziadka?
Dopiero gdy dziadek zobaczy� port drzewny pe�en niebieskich mundur�w, gdy motor�wki kr��y�y
coraz bardziej z�owieszczo i zalewa�y tratwy falami, gdy zrozumia� ca�y ten kosztowny wysi�ek, kt�rego
on by� przyczyn�, dopiero wtedy zbudzi�o si� w nim stare Koljaiczkowe serce podpalacza i
wyplu� Wrank�, wymkn�� si� cz�onkowi ochotniczej stra�y po�arnej Wrance, na ca�y g�os i bez
zaj�kni�cia wyrzek� si� j�ka�y Wranki i rzuci� si� do ucieczki, ucieka� po tratwach, po rozleg�ych
chybotliwych p�aszczyznach, ucieka� boso po nie heblowanym parkiecie, z d�u�ycy na d�u�yc�, ku
stoczni Schichaua, gdzie flagi �opota�y weso�o na wietrze, bieg� naprz�d po drewnianych balach,
gdzie spoczywa�o co� na pochylni - w wodzie s� jednak belki - gdzie wyg�aszali pi�kne
przem�wienia, gdzie nikt nie krzycza� �Wranka� czy zgo�a �Koljaiczek�, gdzie m�wiono: �Chrzcz�
ci� imieniem SMS �Columbus��, Ameryka, przesz�o czterdzie�ci tysi�cy ton wyporno�ci,
trzydzie�ci tysi�cy koni mechanicznych, statek jego cesarskiej mo�ci, palarnia pierwszej klasy, na
bakburcie kuchnia drugiej klasy, sala gimnastyczna z marmuru, biblioteka, Ameryka, statek jego
cesarskiej mo�ci, tunel wa�u nap�dowego, pok�ad spacerowy, Chwa�a ci w wie�cu zwyci�zcy,
proporzec portu macierzystego, ksi��� Heinrich stoi przy kole sterowym, a m�j dziadek Koljaiczek
boso, ledwie dotykaj�c kr�g�ych bali, p�dzi ku d�tej orkiestrze, nar�d, kt�ry ma takich ksi���t, z
tratwy na tratw�, t�um mu wiwatuje, Chwa�a ci w wie�cu zwyci�zcy, wszystkie syreny stoczni,
syreny statk�w stoj�cych w porcie, holownik�w i parowc�w wycieczkowych, �Columbus�, Ameryka,
wolno�� i obok dwie motor�wki oszala�e z rado�ci, z tratwy na tratw�, po tratwach jego cesarskiej
mo�ci, i przecinaj� mu drog�, psuj� zabaw�, wi�c musi si� zatrzyma�, a ju� tak pi�knie p�dzi�, i stoi
samotnie na tratwie, i widzi ju� Ameryk�, motor�wki zbli�aj� si� z boku, wi�c musi skoczy� - i
widziano, jak m�j dziadek p�yn��, jak podp�yn�� do tratwy, kt�ra ze�lizn�a si� na Mot�aw�. I musia�
nurkowa� z powodu motor�wek, i zosta� pod wod�, a tratwa przesuwa�a si� nad nim i nie mia�a
ko�ca, rodzi�a wci�� now� tratw�: tratwa z tratwy twojej, na wieki wiek�w: tratwa.
Zamilk�y silniki motor�wek. Nieub�agane pary oczu przeszukiwa�y powierzchni� wody. Ale Koljaiczek
po�egna� si� na zawsze, pod nie ko�cz�cym si� drzewem umkn�� przed d�t� orkiestr�, syrenami,
dzwonami okr�towymi i statkiem jego cesarskiej mo�ci, przed mow� ksi�cia Heinricha i oszala�ymi
mewami jego cesarskiej mo�ci, przed Chwa�a ci w wie�cu zwyci�zcy i szarym myd�em jego cesarskiej
mo�ci, przed Ameryk� i �Columbusem�, przed wszystkimi dochodzeniami policji.
Cia�a mojego dziadka nie znaleziono. Ja, kt�ry wierz� mocno, �e znalaz� �mier� pod tratw�, musz�
tu jednak gwoli p