7582
Szczegóły |
Tytuł |
7582 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7582 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7582 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7582 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CLIVE CUSSLER
OPERACJA �HF�
(Prze�o�y�: S�awomir K�dzierski)
AMBER
2003
Preludium
�SAN MARINO�
15 lipca 1966 roku
Ocean Spokojny
Dziewczyna os�oni�a piwne oczy przed s�o�cem i patrzy�a na wielkiego petrela szybuj�cego nad tylnym bomem prze�adunkowym statku. Par� minut podziwia�a pe�en wdzi�ku lot ptaka, a potem znudzona usiad�a, ods�aniaj�c czerwone pr�gi, wyci�ni�te listewkami staro�wieckiego fotela wypoczynkowego na jej opalonych plecach.
Rozejrza�a si�, wypatruj�c cz�onk�w za�ogi. Nie dostrzeg�a nikogo i pospiesznie poprawi�a piersi w staniku bikini.
Czu�a, jak w przesyconym wilgoci� powietrzu jej cia�o staje si� spocone i gor�ce. Przesun�a d�oni� po p�askim brzuchu i poczu�a wyst�puj�ce przez sk�r� krople potu. Znowu po�o�y�a si� w fotelu, rozlu�niona i spokojna. Rytmiczne dudnienie maszyn starego statku i ci�ki �ar s�o�ca sk�ania�y j� do snu.
Strach, kt�ry j� dr�czy� od chwili wej�cia na pok�ad, znikn��. Ju� nie le�a�a bezsennie, ws�uchuj�c si� w �omotanie serca, nie wpatrywa�a si� w twarze cz�onk�w za�ogi z obaw�, �e dostrze�e jakie� podejrzliwe spojrzenie. Znikn�y tak�e obawy, �e kapitan ponurym g�osem poinformuje j�, i� zosta�a aresztowana. Powoli przestawa�a my�le� o swoim przest�pstwie i zaczyna�a zastanawia� si� nad przysz�o�ci�. Przekona�a si� z ulg�, �e poczucie winy s�abnie.
K�tem oka dostrzeg�a bia�� kurtk� azjatyckiego stewarda, kt�ry pojawi� si� w zej�ci�wce. Zbli�a� si� l�kliwie, z oczyma wbitymi w deski pok�adu, jakby kr�powa� go widok jej prawie nagiego cia�a.
- Przepraszam, panno Wallace - powiedzia�. - Kapitan Masters przesy�a wyrazy szacunku i pyta, czy zechce pani zje�� dzi� wieczorem obiad z nim i jego oficerami. Oczywi�cie je�eli czuje si� pani lepiej.
Estella Wallace pomy�la�a, �e jej intensywna opalenizna na pewno ukryje gwa�towny rumieniec. Chcia�a unikn�� rozm�w z oficerami statku i od chwili kiedy wesz�a na pok�ad w San symulowa�a z�e samopoczucie i wszystkie posi�ki jad�a w swojej kabinie. Teraz uzna�a jednak, �e nie mo�e bez ko�ca unika� kontakt�w z lud�mi. Nadesz�a pora, by zacz�� pr�bowa� �y� zgodnie ze swymi k�amstwami.
- Prosz� powiedzie� kapitanowi Mastersowi, �e czuj� si� o wiele lepiej. Z przyjemno�ci� skorzystam z zaproszenia.
- Bardzo si� z tego ucieszy - odpar� steward. Jego szeroki u�miech ods�oni� szczelin� mi�dzy z�bami. - Dopilnuj�, �eby kucharz przygotowa� co� specjalnego.
Uk�oni� si� w spos�b, kt�ry wyda� si� Estelli zbyt uni�ony, nawet jak na Azjat�.
Przekonana o s�uszno�ci podj�tej decyzji, patrzy�a bezmy�lnie na wysok� nadbud�wk� �r�dokr�cia �San Marino�. Niebieskie niebo by�o niesamowicie niebieskie nad czarnym dymem, kt�rego k��by wydobywa�y si� z pojedynczego komina, kontrastuj�c ostro z bia�� farb� �uszcz�c� si� na �ciankach.
- To dobry statek - oznajmi� z dum� kapitan, prowadz�c Estell� do mesy. Chc�c podnie�� dziewczyn� na duchu, opowiedzia� jego histori�, poda� dane techniczne, zupe�nie jakby Estella by�a przera�on� turystk� na pierwszej wycieczce ��dk� po prze�omie rzeki.
�San Marino� by� wybudowany w 1943 roku jako standardowy statek typu Liberty i przewozi� materia�y wojskowe przez Atlantyk do Anglii. Uda�o mu si� wykona� szesna�cie rejs�w tam i z powrotem. Tylko jeden raz, kiedy od��czy� si� od konwoju, zosta� trafiony torped�, ale nie mia� ochoty zaton�� i o w�asnych si�ach dotar� do Liverpoolu.
Po wojnie w�drowa� po oceanach �wiata pod panamsk� bander� jako jeden z trzydziestu statk�w nale��cych do Manx Steamship Company w Nowym Jorku. Mia� d�ugo�� czterystu czterdziestu jeden st�p, zadarty dzi�b oraz p�okr�g�� ruf� i przecina� fale Pacyfiku z pr�dko�ci� jedenastu w�z��w. Po kilku latach zarabiania na armatora najprawdopodobniej sko�czy w stoczni z�omowej.
Jego stalowe poszycie plami�a rdza. Wygl�da� obskurnie jak dziwka z Bovery, ale w oczach Estelli Wallace by� czysty i pi�kny.
Przesz�o�� ju� zaciera�a si� w jej pami�ci. Z ka�dym obrotem wys�u�onych maszyn przepa�� oddzielaj�ca monotonne �ycie Estelli od wyt�sknionych marze� powi�ksza�a si� coraz bardziej.
Pomys� przeistoczenia si� Arty Casilighio w Estell� Wallace powsta� w chwili, gdy podczas wieczornego szczytu w Los Angeles znalaz�a paszport na to nazwisko, wci�ni�ty pod siedzenie autobusu na Wilshire Boulevard. W�a�ciwie nie zdaj�c sobie sprawy, dlaczego to robi, wsun�a go do torebki i wzi�a do domu.
Nie odda�a dokumentu kierowcy autobusu ani nie wys�a�a go w�a�cicielce. Przez wiele godzin ogl�da�a strony ostemplowane zagranicznymi piecz�ciami. Intrygowa�a j� twarz na fotografii. Mimo bardziej eleganckiego makija�u by�a zaskakuj�co podobna do jej w�asnej. Obie by�y mniej wi�cej w tym samym wieku - r�nica wynosi�a zaledwie osiem miesi�cy. Kolor oczu zgadza� si� ca�kowicie i gdyby nie ma�a r�nica w uczesaniu i odcieniu w�os�w, mog�yby uchodzi� za siostry.
Musi spr�bowa� upodobni� si� do Estelli Wallace, swojego alter ego, kt�re mog�o uciec do egzotycznych miejsc na �wiecie, niedost�pnych dla cichej, myszowatej Arty Casilighio.
Pewnego wieczoru po zamkni�ciu banku, w kt�rym pracowa�a, zorientowa�a si�, �e patrzy w�a�nie na stosy �wie�o wydrukowanych banknot�w dostarczonych po po�udniu z Banku Rezerw Federalnych, mieszcz�cego si� w �r�dmie�ciu Los Angeles. W ci�gu czterech lat pracy tak przyzwyczai�a si� do du�ych sum pieni�dzy, �e uwa�a�a si� za uodpornion� na ten widok - stan ducha, kt�ry wszyscy kasjerzy osi�gali pr�dzej czy p�niej. Ale tym razem w trudny do wyt�umaczenia spos�b stosy zielonych papierk�w zafascynowa�y j�. Pod�wiadomie zacz�a sobie wyobra�a�, �e nale�� do niej.
Wr�ci�a do domu na weekend i zamkn�a si� w mieszkaniu, aby umocni� si� w swoim postanowieniu i zaplanowa� przest�pstwo, kt�re mia�a zamiar pope�ni�. �wiczy�a ka�dy gest, ka�dy ruch. Przez ca�� noc z niedzieli na poniedzia�ek le�a�a sk�pana w zimnym pocie. Nie mog�a zasn��, ale zdecydowana by�a przeprowadzi� spraw� do ko�ca.
W transporcie pieni�dzy przywo�onych co poniedzia�ek pancernym samochodem znajdowa�o si� od sze�ciuset do o�miuset tysi�cy dolar�w. W banku liczono je powt�rnie i przechowywano do momentu ponownego rozprowadzenia do oddzia��w rozproszonych po ca�ym Los Angeles. Postanowi�a, �e zrealizuje plan w poniedzia�ek wieczorem, kiedy b�dzie oddawa� szuflad� z pieni�dzmi do skarbca.
Rankiem wzi�a prysznic i zrobi�a makija�, a p�niej na�o�y�a par� rajstop. Od po�owy �ydki do samej g�ry owin�a nogi dwustronn� ta�m� klej�c�, pozostawiaj�c zewn�trzn� warstw� ochronn�. Te do�� dziwne elementy odzie�y zosta�y zakryte d�ug� sp�dnic� si�gaj�c� a� do kostek.
Nast�pnie wzi�a dok�adnie przyci�te paczki papieru i wsun�a je do du�ej, przypominaj�cej sakw� torby. Na zewn�trznych stronach mia�y umieszczone nowiutkie banknoty pi�ciodolarowe i oklejone by�y prawdziwymi niebiesko-bia�ymi banderolami Banku Rezerw Federalnych. Postronny obserwator uzna�by je za autentyczne.
Stan�a przed du�ym lustrem i powtarza�a raz za razem: �Arta Casilighio ju� nie istnieje. Jeste� obecnie Estell� Wallace�. Autosugestia zacz�a dzia�a�. Poczu�a, jak jej mi�nie rozlu�niaj� si�, oddech staje si� wolniejszy i bardziej p�ytki. Nabra�a g��boko powietrza, wyprostowa�a si� i posz�a do pracy.
Tak bardzo chcia�a sprawia� zupe�nie zwyczajne wra�enie, �e niechc�cy przysz�a do banku o dziesi�� minut za wcze�nie. Mog�o to zdziwi� tych, kt�rzy dobrze j� znali, ale by� poniedzia�ek rano i nikt tego nie zauwa�y�. Kiedy usiad�a za swym kontuarem kasowym, mia�a wra�enie, �e ka�da minuta ci�gnie si� godzin�, a ka�da godzina wieczno��. Czu�a si� dziwnie obca w tym tak dobrze jej znanym otoczeniu, lecz szybko t�umi�a ka�d� my�l o porzuceniu zuchwa�ego planu.
Kiedy wreszcie nadesz�a sz�sta i jeden z zast�pc�w wiceprezesa zamkn�� i zabezpieczy� masywne drzwi frontowe, szybko podliczy�a zawarto�� swojej kasetki i dyskretnie wymkn�a si� do damskiej toalety. Tam, zamkni�ta w kabince, szybko odklei�a zewn�trzn� warstw� ta�my, wrzuci�a j� do sedesu i spu�ci�a wod�. Potem wyj�a spreparowane paczki, umocowa�a je do ta�my i kilkakrotnie tupn�a nogami, aby upewni� si�, �e �adna nie odklei si� w czasie chodzenia.
Uzna�a, �e wszystko jest gotowe, i wr�ci�a na sal�. Tam marudzi�a do chwili, kiedy pozostali kasjerzy umie�cili swoje szuflady z pieni�dzmi w skarbcu i wyszli. Potrzebowa�a jedynie dw�ch minut samotno�ci w tym wielkim stalowym pomieszczeniu. Kiedy zosta�a sama, szybko podwin�a sp�dnic� i precyzyjnymi ruchami wymieni�a fa�szywe pakiety na prawdziwe, po czym wysz�a ze skarbca i u�miechn�a si� na po�egnanie do zast�pcy wiceprezesa, kt�ry skin�� jej g�ow�, otwieraj�c boczne drzwi. Nie mog�a uwierzy�, �e naprawd� si� uda�o.
W par� sekund po wej�ciu do mieszkania zrzuci�a sp�dnic�, odczepi�a od n�g paczki pieni�dzy i przeliczy�a je. Okaza�o si�, �e jest to 51 000 dolar�w.
Nie, to niewystarczaj�ca suma.
Poczu�a straszliwe rozczarowanie. Potrzebowa�a przynajmniej dwa razy tyle, �eby uciec z kraju i zapewni� sobie minimalny komfort, zanim dzi�ki korzystnym lokatom b�dzie mog�a pomno�y� wi�ksz� cz�� �upu.
�atwo��, z jak� uda�o jej si� przeprowadzi� ca�� operacj�, wywo�ywa�a zawr�t g�owy. Zastanawia�a si�, czy o�mieli si� wykona� jeszcze jeden wypad do skarbca. Pieni�dze Banku Rezerw Federalnych by�y ju� przeliczone i zostan� rozprowadzone do oddzia��w banku dopiero w �rod�. Jutro b�dzie wtorek. Wci�� mog�a wykona� jeszcze jeden ruch, zanim kradzie� zostanie odkryta.
Czemu nie?
My�l o dwukrotnym okradzeniu tego samego banku w ci�gu dwu dni podnieca�a j�. By� mo�e Arcie Casilighio brakowa�oby ikry, ale Estelli Wallace wcale nie trzeba by�o pop�dza�.
Tego samego wieczoru kupi�a wielk� staro�wieck� walizk� w sklepie z u�ywanymi przedmiotami i dorobi�a do niej fa�szywe dno. Zapakowa�a tam pieni�dze oraz ubrania i pojecha�a taks�wk� do Mi�dzynarodowego Portu Lotniczego w Los Angeles. Umie�ci�a walizk� w skrytce baga�owej i kupi�a bilet na odlatuj�cy wieczorem samolot do San Francisco. Owin�a nie wykorzystany bilet na nocny lot w gazet� i wrzuci�a do kosza na �mieci. Kiedy nie mia�a ju� nic wi�cej do zrobienia, wr�ci�a do domu i zasn�a kamiennym snem.
Druga kradzie� odby�a si� r�wnie g�adko jak i pierwsza. Trzy godziny po ostatecznym po�egnaniu si� z Beverley-Wilshire Bank ponownie liczy�a pieni�dze w hotelu w San Francisco. Og�lna suma wynios�a 128 000 dolar�w. Bior�c pod uwag� inflacj�, nie by� to osza�amiaj�cy rezultat, ale na jej potrzeby wystarcza�o a� nadto.
Nast�pny krok by� stosunkowo prosty. Znalaz�a w gazetach rozk�ad rejs�w i wybra�a statek handlowy �San Marino�, kt�ry o sz�stej trzydzie�ci nast�pnego ranka mia� wyruszy� do Auckland w Nowej Zelandii.
Godzin� przed odp�yni�ciem wesz�a po schodni na statek. Kapitan twierdzi� wprawdzie, �e niezbyt cz�sto bierze pasa�er�w, ale wreszcie zgodzi� si� wzi�� j� na pok�ad - za uzgodnion� sum�, kt�ra, jak podejrzewa�a Estella, trafi�a w ca�o�ci do jego portfela, nie za� do kasy kompanii �eglugowej.
Estella przesz�a przez pr�g mesy oficerskiej i zatrzyma�a si� na chwil� niepewnie. Powita�y j� pe�ne uznania spojrzenia sze�ciu m�czyzn siedz�cych w kabinie.
Jej miedziane w�osy opada�y na ramiona i pi�knie harmonizowa�y z opalenizn�. Mia�a na sobie d�ug�, w�sk� bawe�nian� sukni�, kt�ra przylega�a do cia�a w odpowiednich miejscach. Bia�a ko�ciana bransoleta by�a jedynym dodatkiem. Oficerom, kt�rzy wstali na jej powitanie, ta prosta elegancja wydawa�a si� czym� niezwyk�ym i wspania�ym.
Kapitan Irvin Masters, wysoki m�czyzna o siwiej�cych skroniach, podszed� do niej i uj�� pod rami�.
- Panno Wallace - oznajmi� z ciep�ym u�miechem. - Jak�e si� ciesz�, �e ju� si� pani dobrze czuje.
- S�dz�, �e najgorsze min�o - stwierdzi�a.
- Musz� przyzna�, �e zaczyna�em si� martwi�. Nie opuszcza�a pani przez ca�e pi�� dni kabiny... Nie mamy na pok�adzie lekarza i gdyby trzeba by�o udzieli� pani pomocy medycznej, mieliby�my k�opoty.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a �agodnie.
Spojrza� na ni� ze zdziwieniem.
- Za co?
- Za pa�sk� trosk�. - Delikatnie u�cisn�a jego rami�. - Od bardzo dawna nikt si� o mnie tak nie troszczy�.
Skin�� g�ow� i mrugn��.
- Po to w�a�nie s� kapitanowie statku. - Potem odwr�ci� si� w stron� pozosta�ych oficer�w. - Panowie, chcia�bym przedstawi� wam pann� Estell� Wallace, kt�ra b�dzie zaszczyca� nas swoj� obecno�ci� do chwili, gdy przycumujemy w Auckland.
Oficerowie zacz�li si� przedstawia�. Rozbawi�o j� to, �e wi�kszo�� tych m�czyzn by�a ponumerowana. Pierwszy oficer, drugi... nawet czwarty. Wszyscy ostro�nie �ciskali jej d�o�, jakby by�a wykonana z delikatnej porcelany - wszyscy poza mechanikiem, niskim barczystym m�czyzn� o twardej s�owia�skiej wymowie. Sk�oni� si� przed ni� sztywno i uca�owa� jej d�o�.
Pierwszy oficer skin�� na stewarda, kt�ry sta� za ma�ym barkiem z mahoniu.
- Panno Wallace, na co ma pani ochot�?
- Czy mo�na by prosi� o daiquiri? Mam ochot� na co� s�odkiego.
- Oczywi�cie - odpar� pierwszy oficer. - �San Marino� nie jest mo�e luksusowym liniowcem pasa�erskim, ale mamy najlepszy bar koktajlowy na tej szeroko�ci geograficznej.
- B�d� uczciwy - upomnia� go weso�o kapitan. - Zapomnia�e� doda�, �e jeste�my najprawdopodobniej jedynym statkiem na tej szeroko�ci.
- To drobny szczeg�. - Pierwszy oficer wzruszy� ramionami. - Lee, jeden z twoich s�ynnych daiquiri dla m�odej damy.
Estella patrzy�a z zainteresowaniem, jak steward zr�cznie wyciska limon� i wlewa wszystkie sk�adniki. Ka�dy jego ruch by� pe�en gracji. Pienisty nap�j smakowa� wspaniale i musia�a przezwyci�y� ochot� wypicia go duszkiem.
- Lee - powiedzia�a - jest pan cudowny.
- Rzeczywi�cie - stwierdzi� Masters. - Mieli�my szcz�cie anga�uj�c go.
Estella wypi�a kolejny �yk swojego drinka.
- Zauwa�y�am, �e w�r�d za�ogi jest sporo Azjat�w.
- Zast�pstwo - wyja�ni� Masters. - Dziesi�ciu cz�onk�w za�ogi zwia�o ze statku, kiedy zacumowali�my w San Francisco. Na szcz�cie Lee i jego dziewi�ciu korea�skich wsp�ziomk�w przyszli z morskiej gie�dy zatrudnienia, zanim odp�yn�li�my.
- Wed�ug mnie wszystko to jest cholernie dziwne - mrukn�� drugi oficer.
Masters wzruszy� ramionami.
- Cz�onkowie za�ogi uciekali w portach ze statk�w od czas�w, kiedy kromanio�czyk zbudowa� pierwsz� tratw�. Nie ma w tym nic dziwnego.
Drugi oficer pokr�ci� z pow�tpiewaniem g�ow�.
- Mo�e jeden albo dw�ch, ale nie dziesi�ciu! �San Marino� jest dobrym statkiem, a nasz kapitan to porz�dny facet. Nie by�o powodu do takiego masowego exodusu.
- R�nie bywa na morzu - westchn�� Masters. - Korea�czycy s� czy�ci i pracowici. Nie zamieni�bym ich na po�ow� naszego �adunku.
- To niez�a cena - mrukn�� mechanik.
- Czy by�oby niestosowne - zainteresowa�a si� Estella - gdybym zapyta�a, jaki �adunek przewozimy?
- Ale� nie - ochoczo wyja�ni� bardzo m�ody czwarty oficer. -W San Francisco nasze �adownie zape�niono...
- Sztabami tytanu - wtr�ci� kapitan.
- O warto�ci o�miu milion�w dolar�w - doda� pierwszy, spogl�daj�c surowo na czwartego.
- Prosz� jeszcze jednego drinka - powiedzia�a Estella, podaj�c pust� szklank� stewardowi. Odwr�ci�a si� w stron� Mastersa. - S�ysza�am o tytanie, ale nie mam poj�cia, do czego jest u�ywany.
- Oczyszczony w czasie specjalnych proces�w chemicznych, staje si� mocniejszy i l�ejszy od stali, dzi�ki czemu jest bardzo poszukiwany przez konstruktor�w odrzutowych silnik�w lotniczych. Jest r�wnie� powszechnie wykorzystywany przy produkcji farb, plastyk�w czy sztucznego jedwabiu. Podejrzewam, �e jego �lady znajdzie pani nawet w swoich kosmetykach.
Kucharz, anemicznie wygl�daj�cy Azjata w �nie�nobia�ym fartuchu wychyli� si� z bocznych drzwi i skin�� g�ow� Lee, kt�ry w odpowiedzi stukn�� mieszade�kiem w szklank�.
- Obiad got�w - oznajmi�, wyra�nie oddzielaj�c s�owa, i u�miechn�� si�, ods�aniaj�c szczelin� mi�dzy przednimi z�bami.
Posi�ek by� wspania�y i Estella obieca�a sobie, �e nigdy go nie zapomni. Towarzystwo sze�ciu elegancko umundurowanych i odgaduj�cych jej �yczenia m�czyzn by�o czym�, co ca�kowicie zaspokaja�o jej kobiec� pr�no��.
Po deserze kapitan Masters przeprosi� zebranych i poszed� na mostek. Oficerowie po kolei udali si� do swoich zaj�� i Estella odby�a wycieczk� po pok�adzie w towarzystwie pierwszego mechanika. Zabawia� j� opowie�ciami o morskich przes�dach i dziwacznych potworach g��bin oraz ploteczkami o za�odze, kt�re niezwykle j� roz�miesza�y.
Wreszcie dotarli do jej drzwi i tam z galanteri� znowu uca�owa� jej d�o�. Gdy zaproponowa� jej wsp�lne zjedzenie �niadania nast�pnego dnia, zgodzi�a si�.
Wesz�a do male�kiej kabiny, zamkn�a drzwi i w��czy�a g�rne �wiat�a. Potem dok�adnie zaci�gn�a zas�ony jedynego iluminatora, wydoby�a spod koi walizk� i otworzy�a j�.
G�rna przegr�dka zawiera�a kosmetyki i zmi�t� niedbale bielizn�. Wyj�a j�. Pod spodem znajdowa�y si� z�o�one starannie bluzki i sp�dnice. Wyj�a je r�wnie� i od�o�y�a na bok. B�dzie musia�a usun�� zagniecenia, wystawiaj�c odzie� na dzia�anie pary w kabinie prysznicowej. Wsun�a delikatnie pilnik do paznokci pod kraw�d� fa�szywego dna i unios�a je do g�ry. Potem usiad�a z westchnieniem ulgi. Pieni�dze by�y na miejscu - paczki wci�� mia�y na sobie banderole Banku Rezerw Federalnych. Prawie nic z nich nie wyda�a.
Wsta�a i zdj�a sukni� przez g�ow�, a potem rzuci�a si� na koj� zak�adaj�c r�ce za g�ow�.
Zamkn�a oczy i pr�bowa�a wyobrazi� sobie zdziwienie na twarzach jej prze�o�onych, kiedy zorientowali si�, �e pieni�dze i niezawodna ma�a Arta Casilighio znikn�y jednocze�nie. Wyprowadzi�a ich wszystkich w pole!
Czu�a dziwne, niemal seksualne podniecenie na my�l o tym, �e FBI umie�ci j� na li�cie najbardziej poszukiwanych przest�pc�w. Detektywi b�d� przes�uchiwa� znajomych i s�siad�w, szuka� jej we wszystkich dawnych miejscach zamieszkania, sprawdz� banki - czy nie dokonano w kt�rym� z nich wp�aty sk�adaj�cej si� z banknot�w o kolejnej numeracji - ale nic im to nie da. Arta, czyli Estella, nie by�a tam, gdzie si� spodziewali.
Otworzy�a oczy i spojrza�a na dobrze ju� znane �ciany kabiny. Odnios�a dziwne wra�enie, �e ca�e pomieszczenie jakby si� od niej odsuwa�o. Poszczeg�lne przedmioty stawa�y si� nieostre i nagle znowu wyra�ne, jak w niestarannie zmontowanym filmie. Czu�a, �e powinna i�� do toalety, ale cia�o odm�wi�o pos�usze�stwa. Ka�dy mi�sie� sprawia� wra�enie zamro�onego. Nagle drzwi si� otwar�y i do kabiny wszed� steward Lee w towarzystwie jeszcze jednego azjatyckiego cz�onka za�ogi.
Tym razem ju� si� nie u�miecha�.
To przecie� niemo�liwe, przekonywa�a sam� siebie. Steward nie m�g� bezczelnie wdziera� si� do kabiny, kiedy ona le�y nago na koi. To musi by� jaki� zwariowany sen wywo�any obfitym jedzeniem i alkoholem, koszmar zrodzony z niestrawno�ci.
Czu�a si� zupe�nie oddzielona od swego cia�a. Mia�a wra�enie, �e obserwuje ca�� t� scen� z k�ta kabiny. Lee ostro�nie przeni�s� j� przez drzwi, korytarz i wni�s� na pok�ad.
Sta�o tam kilku korea�skich marynarzy. Ich okr�g�e twarze sk�pane by�y w jaskrawym �wietle lamp prze�adunkowych. Podnosili wielkie pakunki i przerzucali je przez reling. Nagle jeden z pakunk�w spojrza� na Art�. Dostrzeg�a szar� jak popi� twarz czwartego oficera. Jego oczy by�y szeroko rozwarte z przera�enia i niedowierzania. A potem znikn�� za burt�.
Lee pochyli� si� nad ni� i robi� co� przy jej nogach. Nic nie czu�a, jedynie letargiczne odr�twienie. Odnios�a wra�enie, �e przywi�zuje do jej kostek kawa� zardzewia�ego �a�cucha.
Dlaczego to robi? - pomy�la�a z roztargnieniem. Obserwowa�a oboj�tnie, jak unosz� j� w powietrze. Potem puszczono j� i polecia�a w ciemno��.
Co� ze straszn� si�� uderzy�o w jej cia�o, odbieraj�c oddech. Zamkn�a si� wok� niej zimna, d�awi�ca otch�a�. Nieub�agany ci�ar �ci�ga� j� w d�, ci�nienie zgniata�o cia�o, zaciskaj�c wn�trzno�ci w gigantycznym imadle.
B�benki uszu p�k�y i w tej samej chwili przeszywaj�cy b�l z przera�aj�c� jasno�ci� u�wiadomi� jej, �e to nie sen. Usta otworzy�y si� do histerycznego krzyku.
Ale nie rozleg� si� �aden d�wi�k. Narastaj�ce ci�nienie wody wkr�tce zgniot�o jej klatk� piersiow� i martwe cia�o opad�o w rozwarte obj�cia morskiej g��bi.
Cz�� pierwsza
�PILOTTOWN�
Rozdzia� 1
25 czerwca 1989 roku
Cook Inlet, Alaska
Czarne chmury k��bi�y si� gro�nie nad morzem, ci�gn�c od wyspy Kodiak, i zmienia�y jego intensywn� niebieskozielon� barw� w kolor o�owiu. Pomara�czowy blask s�o�ca zosta� zdmuchni�ty jak p�omie� �wiecy. Ale w por�wnaniu z wi�kszo�ci� nadci�gaj�cych od zatoki Alaska sztorm�w, w czasie kt�rych pr�dko�� wiatru si�ga�a pi��dziesi�ciu lub stu mil na godzin�, ten by� �agodnym zefirkiem. Zacz�� pada� deszcz, najpierw drobny i rzadki, potem jednak przekszta�ci� si� w prawdziwy potop, kt�rego strugi smaga�y wod�, zmieniaj�c j� w bia�� kipiel.
Na skrzydle mostku patrolowca Ochrony Wybrze�a �Catawba� komandor podporucznik Amos Dover wyt�aj�c wzrok patrzy� przez lornetk�, usi�uj�c zobaczy� cokolwiek w strugach wody. Mia� wra�enie, �e ma przed oczyma migocz�c� kurtyn�. Widoczno�� nie przekracza�a czterystu jard�w. Czu� ch�odne krople deszczu na twarzy i jeszcze ch�odniejsze stru�ki sp�ywaj�ce pod podniesiony ko�nierz jego sztorm�wki i dalej, po karku. Wreszcie wyplu� za reling przemokni�tego papierosa i wszed� do suchego ciep�a ster�wki.
- Radar! - zawo�a� burkliwie.
- Kontakt sze��set pi��dziesi�t metr�w * [Odczyty radaru i sonaru podawane s� w metrach (przyp. t�um.).] przed dziobem i zbli�a si� - odpar� operator, nie odrywaj�c spojrzenia od drobnych impuls�w na ekranie.
Dover rozpi�� kurtk� i wytar� kark chusteczk�. K�opoty by�y ostatni� rzecz�, jakiej by si� spodziewa�.
W lecie bardzo rzadko zg�aszano zagini�cie statk�w rybackich albo prywatnych jednostek turystycznych. To zima by�a por� roku, kiedy cie�nina stawa�a si� paskudna i nie wybacza�a pomy�ek. Mro�ne powietrzne arktyczne, zderzaj�c si� z cieplejszym, unosz�cym si� znad Pr�du Alaska, eksplodowa�o niewiarygodnymi wiatrami i gigantycznymi falami, kt�re mia�d�y�y kad�uby i powodowa�y oblodzenie nadbud�wek. A potem w pewnym momencie okazywa�o si�, �e punkt ci�ko�ci statku jest za wysoko. Jednostka przewraca�a si� i ton�a jak kamie�.
Otrzymano wezwanie o pomoc od statku. Poda� swoj� nazw� - �Amie Marie�. Jedno kr�tkie SOS, po nim pozycja i s�owa: �...chyba wszyscy umieraj��.
Kolejne pr�by wywo�ania statku i uzyskania dalszych informacji nie odnios�y skutku. Radio na pok�adzie �Amie Marie� milcza�o.
Pogoda uniemo�liwia�a poszukiwania z powietrza. W odpowiedzi na wezwanie pomocy ka�dy statek w promieniu stu mil zmienia� kurs i szed� pe�n� par� w kierunku podanej pozycji. Dover doszed� do wniosku, �e dzi�ki swojej du�ej pr�dko�ci �Catawba� pierwsza dotrze do zagro�onego statku. Pot�ne dieslowskie silniki patrolowca Ochrony Wybrze�a pozwoli�y mu wyprzedzi� kabota�owiec �eglugi przybrze�nej i kuter do po�owu halibut�w. Obie jednostki ko�ysa�y si� teraz w pozostawionych za ruf� falach odkosu.
Dover by� pot�nym m�czyzn�. Pe�ni�c s�u�b� w ratownictwie morskim, sp�dzi� dwana�cie lat na wodach P�nocy, stawiaj�c czo�o ka�demu sadystycznemu kaprysowi pogody, jaki Arktyka mu zaserwowa�a. Porusza� si� wolno i pow��czy� nogami, ale jego precyzyjny jak komputer umys� wci�� wprawia� w podziw za�og�. Teraz r�wnie� w czasie kr�tszym ni� potrzebowa� komputer pok�adowy obliczy� wp�yw wiatru oraz pr�du i uzyska� pozycj�, na kt�rej wed�ug niego powinien znajdowa� si� statek, wrak albo rozbitkowie - i trafi� w dziesi�tk�.
Pomruk silnik�w pod jego stopami zmieni� si� w niemal gor�czkowe wycie. �Catawba� sprawia�a wra�enie spuszczonego ze smyczy charta, kt�ry z�apa� trop poszukiwanej zwierzyny. Ca�a za�oga oczekiwa�a w napi�ciu. Wszyscy wylegli na pok�ad i skrzyd�a mostku, nie zwa�aj�c na deszcz.
- Czterysta metr�w! - zawo�a� operator radaru.
W tej samej chwili marynarz trzymaj�cy si� flagsztoku zacz�� macha� gor�czkowo r�k�, wskazuj�c na zas�on� deszczu.
Dover wychyli� si� z drzwi ster�wki i krzykn�� przez megafon:
- Czy jest na powierzchni?!
- P�ywa jak gumowa kaczka w wannie! - odwrzasn�� marynarz, sk�adaj�c d�onie przy ustach.
Dover skin�� g�ow� oficerowi wachtowemu.
- Zmniejszy� pr�dko��.
- Maszyny jedna trzecia naprz�d! - Porucznik potwierdzi� rozkaz i przesun�� kilka d�wigni na konsoli automatycznego sterowania maszynowni�.
�Amie Marie� wynurzy�a si� wolno zza �ciany deszczu. Spodziewali si�, �e b�dzie do po�owy zanurzona, ton�ca. Statek jednak unosi� si� dumnie na wodzie, ko�ysz�c si� na niewielkich falach. Nic w jego wygl�dzie nie sugerowa�o tragedii. Ale cisza, jaka na nim panowa�a, robi�a wra�enie nienaturalnej, niemal upiornej. Pok�ad by� pusty i nikt nie odpowiedzia� Doverowi wo�aj�cemu przez megafon.
- Wygl�da na po�awiacza krab�w - mrukn��, nie zwracaj�c si� w�a�ciwie do nikogo konkretnego. - Stalowy kad�ub, d�ugo�� sto dziesi�� st�p. Wodowany chyba w Nowym Orleanie.
Radiooperator wychyli� si� z kabiny ��czno�ci i da� r�k� znak Doverowi.
- Wiadomo�� z Biura Rejestru Statk�w, sir. W�a�cicielem i szyprem �Amie Marie� jest Carl Keating. Port macierzysty Kodiak.
Dover ponownie okrzykn�� dziwnie milcz�cy kuter, tym razem zwracaj�c si� do Keatinga po nazwisku. Odpowiedzi nie by�o. �Catawba� zatoczy�a kr�g, zbli�aj�c si� na odleg�o�� stu jard�w, potem wy��czono silniki i patrolowiec Ochrony Wybrze�a stan�� w dryfie.
Wykonane ze stalowej siatki w�cierze by�y starannie z�o�one na stalowym pok�adzie, a z komina unosi�a si� cienka stru�ka dymu, wskazuj�c, �e silnik pracuje na ja�owym biegu. W iluminatorach i oknach ster�wki nie wida� by�o �adnego ruchu.
Grupa kontrolna sk�ada�a si� z dw�ch oficer�w - podporucznika Pata Murphy�ego i porucznika Marty�ego Lawrence�a. Bez normalnych przy takich okazjach pogaduszek w�o�yli kombinezony ochronne, kt�re zabezpieczy�yby ich przed lodowat� wod�, gdyby przypadkiem wpadli do morza. Wiele razy przeprowadzali normalne kontrole zagranicznych statk�w rybackich, kt�re znalaz�y si� w dwustumilowej strefie ochronnej rybo��wstwa Alaski. Lecz w tym przypadku nie by�o nic normalnego. Nikt z za�ogi nie sta� przy relingach, by ich powita�. Obaj oficerowie weszli do niewielkiego pontonu Zodiac z przyczepnym silnikiem i odbili od burty.
Do zmroku pozosta�o zaledwie kilka godzin. Deszcz przesta� pada�, ale za to wzmaga� si� wiatr i fale wyra�nie ros�y. Na �Catawbie� panowa�a niezwyk�a cisza. Nikt si� nie odzywa�. Jakby wszyscy bali si� m�wi�, przynajmniej do momentu gdy czar rzucony przez nieznane si�y zostanie zdj�ty.
Obserwowali, jak Murphy i Lawrence przycumowali ponton do kutra, wspi�li si� na pok�ad i znikn�li w drzwiach g��wnej nadbud�wki.
Min�o kilka bardzo d�ugich minut. W pewnej chwili na pok�adzie pojawi� si� kt�ry� z cz�onk�w grupy kontrolnej, ale zaraz z powrotem znikn�� w zej�ci�wce. W ster�wce �Catawby� rozlega� si� jedynie szum zak��ce� z w��czonego na pe�n� moc g�o�nika radia pracuj�cego na cz�stotliwo�ci alarmowej.
Nagle, tak niespodziewanie, �e nawet Dover drgn�� zaskoczony, wewn�trz ster�wki odbi� si� g�o�nym echem g�os Murphy�ego:
- �Catawba�, tu �Amie Marie�.
- S�ucham, �Amie Marie� - odpar� do mikrofonu Dover.
- Wszyscy s� martwi.
S�owa by�y tak zimne i suche, �e pocz�tkowo nikt nie zrozumia� ich znaczenia.
- Powt�rzcie.
- U �adnego nie wyczuwamy pulsu. To �co�� dopad�o nawet kota.
Grupa kontrolna ustali�a, �e �Amie Marie� jest statkiem umar�ych. Cia�o szypra Keatinga le�a�o na pok�adzie, z g�ow� opart� o �ciank� dzia�ow� tu� pod radiostacj�. W kambuzie, mesie, kabinach za�ogi - wsz�dzie le�a�y zw�oki. Twarze zastyg�y w wyrazie b�lu, ko�czyny by�y groteskowo powykr�cane, zupe�nie jakby w ostatnich chwilach �ycia szarpa�y nimi konwulsje. Sk�ra dziwnie poczernia�a, wida� by�o �lady obfitego krwotoku. Syjamski kot okr�towy le�a� obok grubego we�nianego koca, kt�ry poszarpa� w przed�miertnych drgawkach.
Dover s�ucha� meldunku Murphy�ego i na jego twarzy malowa�o si� coraz wi�ksze zdziwienie.
- Czy mo�esz okre�li� przyczyn�? - zapyta�.
- Nawet nie pr�buj� - odpar� Murphy. - Nie ma �lad�w walki. Cia�a nie maj� �lad�w obra�e�, ale mimo to krwi jest tyle, jakby szlachtowano tu �winie. Wydaje si�, �e to, co spowodowa�o ich �mier�, zaatakowa�o wszystkich jednocze�nie.
- Czekaj...
Dover poszuka� wzrokiem w�r�d otaczaj�cych go twarzy lekarza okr�towego, komandora podporucznika Isaaca Thayera.
Doc Thayer by� najpopularniejszym cz�owiekiem na okr�cie. Weteran Ochrony Wybrze�a, ju� dawno zrezygnowa� z wygodnych gabinet�w i wysokich dochod�w, jakie przynosi�a mu praktyka na l�dzie, na rzecz s�u�by w ratownictwie okr�towym.
- Co o tym my�lisz, Doc? - spyta� Dover.
Thayer wzruszy� ramionami i u�miechn�� si�.
- Wygl�da na to, �e powinienem z�o�y� wizyt� domow�.
Dover z niecierpliwo�ci� kr��y� po mostku, podczas gdy Doc Thayer wsiad� do drugiego zodiaca i przep�yn�� kilkadziesi�t jard�w dziel�cych obie jednostki. Dover poleci� sternikowi, �eby ustawi� �Catawb� w pozycji umo�liwiaj�cej podanie holu na �Amie Marie�. Poch�oni�ty manewrami, nie zauwa�y� stoj�cego za nim radiooperatora.
- Dosta�em w�a�nie sygna�, sir. Od pilota dostarczaj�cego zaopatrzenie zespo�owi naukowemu na Augustine Island.
- Nie teraz - odpar� ostro Dover.
- To pilne, kapitanie - nalega� radiooperator.
- Dobra, przeczytaj mi najwa�niejsze.
- �Ca�y zesp� naukowy nie �yje�. Potem niezrozumia�e s�owa i co�, co brzmi jak: �Ratujcie mnie�.
Dover popatrzy� na niego nic nie wyra�aj�cym wzrokiem.
- To wszystko?
- Tak jest, sir. Pr�bowa�em go wywo�a�, ale nie odpowiedzia�.
Dover nie musia� spogl�da� na map�, �eby si� zorientowa�, i� Augustine jest nie zamieszkan� wulkaniczn� wysepk� po�o�on� w odleg�o�ci zaledwie trzydziestu mil na p�nocny wsch�d od nich. Nagle przysz�a mu do g�owy koszmarna my�l. Schwyci� mikrofon i zawo�a�:
- Murphy! Jeste� tam?
Nic. Cisza.
- Murphy... Lawrence... S�yszycie mnie?
Znowu bez odpowiedzi.
Spojrza� przez okna mostku i zobaczy�, �e Doc Thayer przechodzi przez reling �Amie Marie�. W razie potrzeby Dover potrafi� porusza� si� bardzo szybko, mimo swojej pot�nej postury. Schwyci� megafon i wybieg� na skrzyd�o mostku.
- Doc! Wracaj! Zejd� z tego statku! - Jego wzmocniony g�os zahucza� nad falami.
By�o ju� jednak za p�no. Thayer zd��y� znikn�� w zej�ci�wce.
Ludzie na mostku popatrzyli na swego kapitana, nic z tego nie rozumiej�c. Mi�nie jego twarzy napi�y si� i z desperacj� pobieg� do ster�wki. Schwyci� mikrofon.
- Doc, tu Dover. Czy mnie s�yszysz?
Min�y dwie minuty, dwie nie ko�cz�ce si� minuty, w czasie kt�rych Dover pr�bowa� wywo�a� swoich ludzi na �Amie Marie�. Ale nawet przera�liwy ryk syreny �Catawby� pozosta� bez odpowiedzi.
Wreszcie na mostku odezwa� si� dziwnie spokojny g�os Thayera:
- Z przykro�ci� informuj�, �e podporucznik Murphy i porucznik Lawrence nie �yj�. Nie wiem, co spowodowa�o ich �mier�, ale cokolwiek to jest, zaatakuje r�wnie� i mnie, zanim zd��� opu�ci� statek. Trzeba go podda� kwarantannie. Rozumiesz, Amos?
Do �wiadomo�ci Dovera wci�� nie dociera�a my�l, �e traci starego przyjaciela.
- Nie rozumiem, ale zrobi� to.
- Dobrze. B�d� opisywa� symptomy, w miar� jak b�d� si� pojawia�y. Zaczynam czu� zawroty g�owy. Puls wzr�s� do stu pi��dziesi�ciu. Pora�enie mog�o nast�pi� w wyniku absorpcji przez sk�r�? Puls sto siedemdziesi�t.
Thayer przerwa�. Nast�pne s�owa przedzielane by�y pauzami.
- Zaczynaj� si�... md�o�ci. Nie mog�... utrzyma� si�... na nogach... Uczucie... silnego pieczenia... w rejonie zatok. Wra�enie... p�kania... narz�d�w wewn�trznych.
Na mostku �Catawby� wszyscy, jak jeden m��, pochylili si� w stron� g�o�nika. Nikt nie m�g� pogodzi� si� z my�l�, �e cz�owiek, kt�rego dobrze znali, umiera tak niedaleko od nich.
- Puls... ponad dwie�cie. B�l... straszliwy. Czarno... przed oczyma. - Rozleg� si� wyra�ny j�k. - Powiedz... powiedz mojej �onie...
G�o�nik umilk�.
Oszo�omienie widoczne w oczach znieruchomia�ej z przera�enia za�ogi sta�o si� niemal namacalne.
Dover wbi� odr�twia�e spojrzenie w p�ywaj�cy grobowiec o nazwie �Amie Marie�. Jego d�onie zaci�ni�te by�y w ge�cie bezradno�ci i rozpaczy.
- Co si� dzieje? - mrukn�� g�ucho. - Co, na lito�� bosk�, zabija wszystkich na tym statku?
Rozdzia� 2
- M�wi�, �e nale�a�o powiesi� tego skurwysyna!
- Oskar, jak ty si� wyra�asz przy dziewczynkach?
- S�ysza�y ju� gorsze s�owa. To szale�stwo. Ten �mie� zamordowa� czworo dzieciak�w, a jaki� kretyn s�dzia odrzuca akt oskar�enia, bo pods�dny by� do tego stopnia na�pany, �e nie rozumia�, co wyczynia. Bo�e, czy mo�na w to uwierzy�?
Pogrozi� telewizorowi, jakby to spiker przekazuj�cy wiadomo�ci winien by� temu, �e zab�jca znowu grasuje na wolno�ci. Carolyn Lucas nala�a m�owi pierwsz� w tym dniu fili�ank� kawy i wygoni�a obie c�rki na przystanek szkolnego autobusu.
Oskar Lucas gestykulowa� w spos�b, kt�ry troch� przypomina� j�zyk migowy g�uchoniemych. Siedzia� przygarbiony przy stole, nie by�o wi�c wida�, �e ma prawie dwa metry wzrostu. By� �ysy jak kolano, z wyj�tkiem kilku siwiej�cych pasemek na skroniach, a nad jego ciemnobr�zowymi oczyma stercza�y g�ste, krzaczaste brwi. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci rz�dowych pracownik�w Waszyngtonu, dla kt�rych granatowy garnitur w pr��ki by� nieomal mundurem, najch�tniej nosi� drelichowe spodnie i sportow� kurtk�.
Mia� oko�o czterdziestki i sprawia� wra�enie raczej dentysty czy ksi�gowego, a nie funkcjonariusza kieruj�cego Sekcj� Ochrony Prezydenta w Secret Service. W czasie dwudziestoletniej pracy swym sympatycznym, zwyczajnym wygl�dem cz�sto wyprowadza� rozm�wc�w w pole - poczynaj�c od prezydent�w, kt�rych ochrania�, a na potencjalnych zamachowcach, unieszkodliwionych przez niego, zanim mieli mo�no�� zacz�� dzia�a�, ko�cz�c. W pracy by� powa�ny i rzeczowy, ale w domu zazwyczaj dokazywa� i dowcipkowa� - chyba �e popsu�y mu humor wiadomo�ci o �smej rano.
Wypi� ostatni �yk kawy i wsta� od sto�u. Praw� r�k� odchyli� po�� kurtki - by� lewor�czny - i sprawdzi� umieszczon� wysoko na biodrze kabur� z rewolwerem Smith & Wesson kaliber 0,357 cala Magnum, model 19 z dwuip�calow� luf�. Otrzyma� t� standardow� bro� s�u�bow� w chwili, gdy uko�czy� szkolenie i rozpocz�� dzia�alno�� jako �wie�o upieczony agent. Pracowa� w terenowym biurze w Denver, gdzie zajmowa� si� fa�szerstwami. W czasie ca�ej swej s�u�by wyci�gn�� bro� tylko dwa razy, ale za spust poci�ga� dot�d tylko na strzelnicy.
Carolyn wyjmowa�a naczynia ze zmywarki, gdy Oskar stan�� za ni�, odchyli� sp�ywaj�c� na ramiona �ony kaskad� blond w�os�w i poca�owa� j� w kark.
- Musz� ju� lecie�.
- Nie zapomnij, �e dzi� wieczorem jest sk�adkowe przyj�cie u Harding�w.
- Powinienem wr�ci� na czas. Szef nie ma na dzi� zaplanowanego wyjazdu z Bia�ego Domu.
Spojrza�a na m�a i u�miechn�a si�.
- Przypilnuj tego.
- Zaraz po przyj�ciu powiadomi� prezydenta, �e moja �ona niech�tnym okiem patrzy na moje p�ne powroty do domu.
Roze�mia�a si� i przytuli�a na kr�tko do jego ramienia.
- No to do sz�stej.
- Wygra�a� - westchn�� z �artobliwym znu�eniem i wyszed� kuchennymi drzwiami.
Wycofa� ty�em na ulic� wypo�yczony rz�dowy samoch�d - eleganckiego buicka - i ruszy� w stron� �r�dmie�cia. Zanim dojecha� do ko�ca kwarta�u, po��czy� si� przez radio z centralnym punktem dowodzenia Secret Service.
- Crown, tu Lucas. Jestem w drodze do Bia�ego Domu.
- Przyjemnej podr�y - odpar� metaliczny g�os.
Czu�, �e zaczyna si� poci�, w��czy� wi�c klimatyzator. Mia� wra�enie, �e letni upa� w stolicy nigdy si� nie zmniejszy. Wilgotno�� si�ga�a dziewi��dziesi�ciu procent i flagi w dzielnicy ambasad na Massachusetts Avenue obwis�y nieruchomo w ci�kim powietrzu.
Zwolni� i zatrzyma� si� przy punkcie kontrolnym na West Executive Avenue. Czeka� przez moment, a� umundurowany stra�nik skinie g�ow� na znak, by jecha� dalej. Chwil� p�niej zaparkowa� samoch�d i zachodnim wej�ciem s�u�bowym wszed� na parter Bia�ego Domu.
Na punkcie dowodzenia W-16 zatrzyma� si�, �eby pogada� z lud�mi sprawuj�cymi piecz� nad zestawem elektronicznych �rodk�w ��czno�ci. Potem przeszed� schodami do swego gabinetu na drugim pi�trze Skrzyd�a Wschodniego.
Ka�dego ranka, zanim usiad� za biurkiem, przede wszystkim sprawdza� rozk�ad dnia prezydenta oraz wst�pne raporty funkcjonariuszy odpowiedzialnych za planowanie zabezpiecze�.
Teraz r�wnie� przestudiowa� najpierw grafik przewidywanych �ruch�w� prezydenta i na jego twarzy odmalowa�a si� konsternacja. Pojawi� si� nieoczekiwany element - i to do�� istotny. Z irytacj� cisn�� broszurk� na biurko, obr�ci� si� wraz z fotelem i wbi� spojrzenie w �cian�.
Wi�kszo�� prezydent�w by�a lud�mi z okre�lonymi nawykami. Ca�y dzie� mieli dok�adnie rozplanowany i trzymali si� ustalonego harmonogramu. Wed�ug Nixona mo�na by�o regulowa� zegarek. Reagan i Carter r�wnie� bardzo rzadko zmieniali ustalone plany. Ale cz�owiek, kt�ry obecnie zasiada� w Gabinecie Owalnym, by� inny. Uwa�a� procedury Secret Service za dokuczliwe niedogodno�ci i cholernie trudno by�o przewidzie�, jak post�pi w takiej czy innej sytuacji.
Dla Lucasa i jego zast�pc�w by� to dwudziestoczterogodzinny mecz, w czasie kt�rego usi�owali wyprzedza� szefa o jeden ruch, odgaduj�c, gdzie i kiedy mo�e nagle zechcie� pojecha� oraz jakiego go�cia zaprosi, nie daj�c obstawie czasu na podj�cie w�a�ciwych krok�w zabezpieczaj�cych. Do�� cz�sto by� to mecz, w kt�rym Lucas przegrywa�.
Po nieca�ej minucie znalaz� si� ju� na dole Skrzyd�a Zachodniego i rozmawia� z drugim najbardziej wp�ywowym urz�dnikiem Bia�ego Domu - szefem personelu, Danielem Fawcettem.
- Dzie� dobry, Oskarze - powita� go Fawcett, u�miechaj�c si� promiennie. - W�a�nie my�la�em, �e za chwil� wpadniesz tu jak bomba.
- Zauwa�y�em, �e mamy w harmonogramie now� wycieczk� - oznajmi� Lucas oficjalnym tonem.
- Przykro mi z tego powodu. Ale czeka nas wa�ne g�osowanie w sprawie pomocy dla kraj�w wschodniego bloku i prezydent chcia�by oczarowa� senatora Larimera i przewodnicz�cego Izby Reprezentant�w Morana, aby zapewni� sobie ich poparcie dla tego programu.
- I dlatego zabiera ich na przeja�d�k� po rzece?
- A czemu nie? Od czas�w Herberta Hoovera ka�dy prezydent u�ywa� swego jachtu do organizowania konferencji na wysokim szczeblu.
- Nie chodzi mi o pow�d - odpar� stanowczo Lucas. - Protestuj� przeciwko terminowi.
- C� z�ego w pi�tkowym wieczorze? - Fawcett spojrza� na niego niewinnym wzrokiem.
- Cholernie dobrze wiesz, co. Przecie� to ju� za dwa dni.
- Co z tego?
- �eby obj�� skuteczn� ochron� przeja�d�k� Potomakiem po��czon� z noclegiem w Mount Vernon, m�j zesp� planowania potrzebuje pi�ciu dni. W terenie musi zosta� zainstalowany pe�ny system ��czno�ci. Jacht nale�y przeszuka�, aby upewni� si�, czy nie ma �adunk�w wybuchowych i urz�dze� pods�uchowych. Nale�y sprawdzi� brzegi rzeki. Poza tym Ochrona Wybrze�a chce by� informowana z wyprzedzeniem, aby m�c zapewni� motor�wk� patrolow� do eskorty jachtu. W ci�gu dw�ch dni nie spos�b wykona� takiej roboty.
Fawcett by� wojowniczym, energicznym cz�owiekiem o ostrym nosie, kwadratowej czerwonej twarzy i przenikliwym spojrzeniu. Zawsze robi� wra�enie sapera lustruj�cego opuszczony budynek przeznaczony do wysadzenia w powietrze.
- Czy przypadkiem troch� nie przesadzasz, Oskarze? Zazwyczaj dokonywano zamach�w na zat�oczonych ulicach albo w teatrach. Czy ktokolwiek s�ysza� o tym, by zaatakowano g�ow� pa�stwa w czasie przeja�d�ki �odzi�?
- To mo�e si� sta� wsz�dzie i w ka�dym momencie - oznajmi� Lucas zdecydowanym tonem. - Czy zapomnia�e� o facecie zatrzymanym przez nas w czasie pr�by porwania samolotu, kt�rym mia� zamiar staranowa� Air Force One? Wi�kszo�� pr�b zamachu na prezydent�w mia�a miejsce w chwili, gdy opuszczali chronion� przez nas stref�.
- Prezydent stanowczo nalega na utrzymanie tego terminu - stwierdzi� Fawcett. - Dop�ki pracujesz dla niego, b�dziesz robi� to, co ci ka�e, podobnie jak ja. Je�eli b�dzie mia� ochot� pop�yn�� osobi�cie kajakiem do Miami, musisz si� z tym pogodzi�.
Twarz Lucasa skamienia�a. Ruszy� do przodu i stan�� nos w nos z szefem personelu Bia�ego Domu.
- Przede wszystkim, zgodnie z uchwa�� Kongresu, nie pracuj� dla prezydenta, ale dla Departamentu Skarbu. Nie m�w mi wi�c, �e mam si� zamkn�� i robi�, co mi ka��. Moim obowi�zkiem jest zapewni� mu maksymalne bezpiecze�stwo przy minimalnym zak��ceniu jego �ycia prywatnego. Kiedy jedzie wind� do swojego apartamentu na g�rze, moi ludzie i ja zostajemy na dole. Ale od chwili gdy stawia stop� na parterze, do momentu kiedy wr�ci na g�r�, jego ty�ek nale�y do Secret Service.
Fawcett doskonale zna� ludzi pracuj�cych w otoczeniu prezydenta. U�wiadomi� sobie, �e tym razem przesadzi� i mia� wystarczaj�co du�o rozs�dku, �eby og�osi� zawieszenie broni. Wiedzia�, �e Lucas jest ofiarnym i bezwzgl�dnie oddanym prezydentowi cz�owiekiem. Ale w �aden spos�b nie mogliby zosta� bliskimi przyjaci�mi. Mo�e wsp�pracownikami - pe�nymi rezerwy i obserwuj�cymi si� uwa�nie. Poniewa� nie rywalizowali o w�adz�, nigdy nie b�d� wrogami.
- Nie przejmuj si�, Oskarze. Rozumiem twoje obiekcje. Poinformuj� o nich prezydenta. W�tpi� jednak, czy zmieni swoje postanowienie.
- Zrobimy, co si� da - westchn�� Lucas. - Ale szef musi zrozumie�, �e powinien jak naj�ci�lej wsp�pracowa� ze swoj� ochron�.
- Co ja mog� zrobi�? Wszyscy politycy uwa�aj�, �e s� nie�miertelni. W�adza to dla nich co� wi�cej ni� afrodyzjak - to jak narkotyk i kielich zarazem. Nic nie podnieca ani nie �echce ich pr�no�ci bardziej od wiwatuj�cego t�umu i ludzi, kt�rzy pchaj� si�, �eby wymieni� z nimi u�cisk d�oni. Dlatego w�a�nie s� tak �atw� ofiar� dla zab�jcy, kt�ry we w�a�ciwym czasie znajdzie si� we w�a�ciwym miejscu.
- Mnie to m�wisz? - odpar� Lucas. - Nia�czy�em czterech prezydent�w.
- I nie straci�e� �adnego.
- Dwa razy niewiele brakowa�o z Fordem, a raz z Reaganem.
- Nie mo�esz w stu procentach przewidzie� czyjego� zachowania.
- Oczywi�cie. Ale po tylu latach w bran�y ochroniarskiej ma si� ju� nosa. Dlatego w�a�nie czuj� takie opory przed t� przeja�d�k� jachtem.
- Uwa�asz, �e kto� chce go zabi�? - zesztywnia� Fawcett.
- Zawsze jest kto�, kto pr�buje go zabi�. Badamy dziennie dwudziestu potencjalnych �wir�w i prowadzimy aktywny nadz�r dw�ch tysi�cy os�b, kt�re uwa�amy za niebezpieczne albo cho�by tylko zdolne do pope�nienia zab�jstwa.
Fawcett po�o�y� d�o� na ramieniu Lucasa.
- Nie martw si�, Oskarze. Prasa zostanie poinformowana o pi�tkowej wycieczce dopiero w ostatniej chwili. Tyle mog� ci obieca�.
- Doceniam to, Dan.
- Co si� mo�e zdarzy� na Potomacu?
- Mo�e nic. A mo�e co� nieoczekiwanego - odpar� Lucas z dziwnym roztargnieniem w g�osie. - I w�a�nie ta druga ewentualno�� jest powodem prze�laduj�cych mnie koszmar�w.
Megan Blair, sekretarka prezydenta, zauwa�y�a Dana Fawcetta stoj�cego w drzwiach jej male�kiego gabinetu i skin�a mu g�ow� znad maszyny do pisania.
- Cze��, Dan.
- Jak si� ma dzi� szef? - zapyta�. Jak zwykle, stara� si� wybada� sytuacj� przed wej�ciem do Gabinetu Owalnego.
- Zm�czony - odpar�a. - Przyj�cie na cze�� przemys�u filmowego przeci�gn�o si� do pierwszej w nocy.
Megan by�a przystojn� kobiet� ko�o czterdziestki o b�yszcz�cych, przyjaznych oczach. Mia�a czarne, kr�tko obci�te w�osy i jakie� dziesi�� funt�w niedowagi. Kocha�a swoj� prac� i swego szefa bardziej ni� cokolwiek w �yciu. Zjawia�a si� w pracy wcze�nie, wychodzi�a p�no i pracowa�a w weekendy. Niezam�na, po dw�ch przelotnych romansach, ceni�a sobie niezale�ne, samotne �ycie. Fawcett zawsze j� podziwia�, widz�c, jak jednocze�nie prowadzi rozmow� i pisze na maszynie.
- Postaram si� ograniczy� jego spotkania do minimum, �eby m�g� mie� troch� spokoju.
- Sp�ni�e� si�. Ju� rozmawia z admira�em Sandeckerem.
- Z kim?
- Admira�em Jamesem Sandeckerem. Dyrektorem NUMA - Narodowej Agencji Bada� Morskich i Podwodnych.
Na twarzy Fawcetta pojawi� si� wyraz niezadowolenia. Bardzo powa�nie traktowa� rol� stra�nika prezydenckiego czasu i nie lubi� intruz�w na swoim terytorium. Ka�de prze�amanie pier�cienia os�ony by�o zagro�eniem jego pozycji. Do diab�a, jakim cudem Sandeckerowi uda�o si� prze�lizgn�� za jego plecami? Megan zauwa�y�a jego irytacj�.
- Prezydent sam pos�a� po admira�a - wyja�ni�a. - Mam wra�enie, �e spodziewa si� twojego udzia�u w tym spotkaniu.
Fawcett uspokoi� si� troch�. Skin�� jej g�ow� i przeszed� do Gabinetu Owalnego. Prezydent studiowa� dokumenty rozrzucone na du�ym stole. Naprzeciwko niego siedzia� niewysoki, szczup�y m�czyzna o rudych w�osach i takiej samej spiczastej br�dce.
Prezydent podni�s� g�ow�.
- Dan? Ciesz� si�, �e ci� widz�. Znasz admira�a Sandeckera?
- Tak.
Sandecker wsta� i poda� mu r�k�. U�cisk d�oni admira�a by� mocny i kr�tki. Skin�� bez s�owa Fawcettowi g�ow�, przyjmuj�c do wiadomo�ci jego obecno��. Nie by�a to nieuprzejmo�� ze strony admira�a. Da� si� pozna� jako cz�owiek, kt�ry gra uczciwie, nie schylaj�c przed nikim karku. W Waszyngtonie nienawidzono go i zazdroszczono mu, ale r�wnie� powszechnie szanowano, nigdy bowiem nie by� stronniczy i zawsze wykonywa� to, czego od niego wymagano.
Prezydent wskaza� Fawcettowi miejsce na sofie obok siebie.
- Siadaj, Dan. Poprosi�em admira�a, �eby poinformowa� mnie o tym, co si� sta�o na wodach ko�o Alaski.
- Nic na ten temat nie wiem.
- Wcale si� nie dziwi� - odpar� prezydent. - Dosta�em raport zaledwie godzin� temu. - Przerwa� i czubkiem o��wka wskaza� na du�ej mapie morskiej oznaczon� na czerwono stref�. - Tu, sto osiemdziesi�t mil na po�udniowy wsch�d od Anchorage w Zatoce Cooka, nieznana trucizna zabija wszystko, co �yje.
- Brzmi to tak, jakby m�wi� pan o plamie ropy...
- To co� o wiele gorszego - odpar� Sandecker odchylaj�c si� na oparcie kanapy. - Mamy tam nieznan� substancj�, kt�ra w ci�gu nieca�ej minuty od momentu pierwszego kontaktu powoduje �mier� ludzi i wszystkiego, co egzystuje w morzu.
- Jak to mo�liwe?
- Przenika do organizmu za po�rednictwem dr�g oddechowych albo przewodu pokarmowego - wyja�ni� Sandecker. - Zabija te� na skutek absorpcji przez sk�r�.
- Musi by� skoncentrowana na ma�ej przestrzeni, skoro dzia�a tak silnie.
- Je�eli uwa�a pan tysi�c mil kwadratowych otwartej wody za ma�� przestrze�.
Prezydent sprawia� wra�enie zaskoczonego.
- Nie mog� sobie wyobrazi� czego�, co posiada a� tak przera�aj�c� si��.
Fawcett spojrza� na admira�a.
- Co si� tam sta�o?
- Patrolowiec Ochrony Wybrze�a znalaz� dryfuj�cy kuter rybacki z Kodiak z martw� za�og�. Na jego pok�ad przerzucono dw�ch cz�onk�w grupy kontrolnej i lekarza. Oni r�wnie� zgin�li. Pilot dostarczaj�cy zaopatrzenie zespo�owi geofizyk�w, kt�rzy pracowali na wyspie po�o�onej w odleg�o�ci trzydziestu mil, znalaz� ich wszystkich martwych. On sam te� zmar�, nadaj�c wezwanie pomocy. Kilka godzin p�niej japo�ski trawler rybacki zameldowa�, �e widzi �awic� wieloryb�w szarych. Wszystkie p�ywa�y brzuchami do g�ry. A potem znikn�� i trawler. �awice krab�w, kolonie fok - zniszczone ca�kowicie. To dopiero pocz�tek. Mo�e by� wi�cej ofiar, o kt�rych jeszcze nie wiemy.
- Je�eli ta substancja b�dzie si� rozprzestrzenia� w spos�b nie kontrolowany, to jakiej najgorszej ewentualno�ci mo�emy si� spodziewa�?
- Ca�kowitego zniszczenia wszystkiego, co �yje w zatoce Alaska. A je�eli dostanie si� do Pr�du Kalifornijskiego i dojdzie na po�udnie, zatruje ka�dego cz�owieka, zwierz� i ptaka, z kt�rym si� zetknie na Wybrze�u Zachodnim - a� do samego Meksyku. �miertelne ofiary ludzkie mo�na b�dzie liczy� w setkach tysi�cy. Rybacy, p�ywacy, wszyscy, kt�rzy znajd� si� na zatrutym brzegu, ka�dy, kto zje zatrut� ryb�... To jak reakcja �a�cuchowa. Nie chc� nawet my�le�, co mo�e si� zdarzy�, je�eli ta substancja wyparuje do atmosfery i spadnie razem z deszczem na stany po�o�one w g��bi l�du!
Fawcett pomy�la�, �e nie jest w stanie ogarn�� ca�ej potworno�ci kataklizmu.
- Chryste, co to takiego?
- Zbyt wcze�nie na diagnoz� - odpar� Sandecker. - Agencja Ochrony �rodowiska posiada skomputeryzowany system, zawieraj�cy szczeg�owe dane dotycz�ce ponad tysi�ca zwi�zk�w chemicznych. W ci�gu kilku sekund mog� okre�li� skutki dzia�ania dowolnej substancji wypuszczonej do morza, jej nazw� handlow�, wz�r chemiczny, g��wnych producent�w, spos�b transportu i stopie� zagro�enia dla �rodowiska. W przypadku zatrucia w rejonie Alaski �aden element nie zgadza si� z danymi w ich komputerowym banku pami�ci.
- Ale przecie� musz� mie� chyba jak�� koncepcj�?
- Nie, prosz� pana. Nie maj�. Jest tylko jedna male�ka mo�liwo��... Ale bez protoko�u sekcji zw�ok jest to tylko przypuszczenie.
- Chcia�bym si� jednak z ni� zapozna� - stwierdzi� prezydent.
Sandecker nabra� g��boko powietrza w p�uca.
- Trzema najbardziej truj�cymi substancjami, jakie znamy, s� pluton, dioxin i pewien rodzaj broni chemicznej. Pierwsze dwa nie pasuj�. G��wnym podejrzanym jest - przynajmniej wed�ug mnie - ta trzecia substancja.
Prezydent spojrza� na Sandeckera. Na jego twarzy pojawi�y si� zaskoczenie i nag�e ol�nienie.
- Substancja �N�? - zapyta�.
Sandecker powoli skin�� g�ow�.
- To dlatego s�u�by Ochrony �rodowiska nie mog�y tego ugry�� - zastanawia� si� g�o�no prezydent. - Jej wz�r jest �ci�le tajny.
Fawcett odwr�ci� si� w stron� prezydenta.
- Obawiam si�, �e nie rozumiem...
- Substancja �N� to koszmarny preparat wynaleziony przez naukowc�w w O�rodku Broni Chemicznych Rocky Mountain jakie� dwadzie�cia lat temu - wyja�ni� prezydent. - Czyta�em raport z do�wiadcze�. Zabija w ci�gu kilku sekund od momentu zetkni�cia ze sk�r�. Preparat wydawa� si� idealn� broni� do zwalczania przeciwnika - nawet chronionego maskami przeciwgazowymi i kombinezonami przeciwchemicznymi. Ale jego w�a�ciwo�ci by�y zbyt niestabilne i stanowi� jednakowe zagro�enie dla obu stron. Tej, kt�ra by si� nim pos�u�y�a, i tej, kt�ra mia�aby by� obiektem ataku. Armia zrezygnowa�a wi�c z substancji �N� i zakopa�a j� na pustyni Newada.
- Nie widz� zwi�zku mi�dzy Newad� a Alask� - stwierdzi� Fawcett.
- W czasie transportu kolej� z arsena�u w okolicach Denver znikn�� wagon zawieraj�cy prawie tysi�c galon�w substancji �N� - wyja�ni� mu Sandecker. - Nie odnaleziono go do tej pory.
- Je�eli rzeczywi�cie jest to wyciek teg