2824

Szczegóły
Tytuł 2824
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2824 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2824 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2824 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Alfred Szklarski TOMEK NA WOJENNEJ �CIE�CE Nieoczekiwany napad Ognisto krwisty mustang drugimi susami p�dzi� przez rozleg�� prerie. Je�dziec siedz�cy na nim pochyli� si� nisko do przodu, aby obszernym rondem wyszywanego srebrem sombrera os�oni� twarz przed smagni�ciami wiatru. P�dziki szlachetny rumak z nieokie�znan� pasj� przeskakiwa� pojawiaj�ce si� na jego drodze kolczaste kaktusy, zr�cznie omija� wykroty i gna� przed siebie, brzuchem po purpurowej sza�wi porastaj�cej szerok� r�wnin�. wiatru upaja� je�d�ca i wierzchowca.. D�ugo mkn� wlok�c za sob� po stepie wyd�u�ony cie�. Zaraz cz�owiek uni�s� g�ow�. Wydal okrzyk rado�ci, a nast�pnie ostro �ci�gn�� cugle wierzchowca. Musia� posiada� niezwyk�� zr�czno�� i sile, gdy� osadzony na miejscu mustang czterema kopytami zary� siew ziemie. Przez kr�tka chwil� okazywa� niezadowolenie; przysiad� na zadzie, stawa� d�ba, lecz wprawne d�onie je�d�ca szybko zmusi�y go do pos�usze�stwa. M�ody cz�owiek lew� r�k� zsun�� do ty�u filcowy kapelusz o szerokich kresach, kt�ry opad� mu na plecy, zawisaj�c na rzemieniu prze�o�onym pod brod�. W ogorza�ej od s�o�ca twarzy b�ysn�y weso�e, jasne oczy. Teraz z wi�kszym prawdopodobie�stwem mo�na by�o oceni� jego wiek. M�g� mie� oko�o szesnastu lub siedemnastu lat, chocia� z postawy wygl�da� na dziewi�tna�cie. Wra�enie to wywo�ywa�y jego szerokie bary, wysoki wzrost oraz wyrobione mi�nie, uwydatniaj�ce si� pod obcis��, barwn� koszul� flanelow�. Je�dziec uspokoi� rumaka, po czym z uwag� spojrza� przed siebie na po�udnie, gdzie w�r�d grupy poszarpanych skal wystrzela�a ku niebu do�� wysoka g�ra - cel jego porannej wycieczki. Wznosi�a si� na samym pograniczu Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej i Meksyku. Z jej w�a�nie szczytu zamierza� przyjrze� si� bli�ej meksyka�skiej ziemi, kt�rej p�nocne rubie�e, ze wzgl�du na cz�ste napady rabunkowe i utarczki zbrojne, zwano "wiecznie p�on�c� granic�". Z miejsca, w kt�rym zatrzyma� si�. je�dziec, mo�na by�o dok�adnie odr�ni� linie za�om�w na. stokach g�ry. Wyrazi�cie te� rysowa�y si� pot�ne kaktusy, poka�niejsze krzewy sza�wi oraz g�azy zalegaj�ce sam wierzcho�ek. Mimo to ch�opiec nie dal si� zwie�� wzrokowemu zbudzeniu, kt�remu �atwo ulec przy ocenianiu odleg�o�ci w nadzwyczaj przejrzystym powietrzu stepowym. G�ra oddalona by�a od mego jeszcze o trzy lub cztery kilometry, postanowi� wiec zwolni� tempo jazdy, aby zachowa� si�y rumaka na drog� powrotna Lekko dotkn�� szyi mustanga, p�dziki wierzchowiec pos�usznie ruszy� st�pa. Ch�opiec bacznie rozgl�da] si� po okolicy. Blisko�� Meksyku budzi�a w nim niezwyk�� ostro�no��. Nie m�g� lekcewa�y� s��w do�wiadczonego szeryfa Alana, wyra�nie ostrzegaj�cego, i� na pograniczu stale nale�y mie� si� na baczno�ci. Chocia� pomi�dzy obydwoma pa�stwami ju� od wielu lat panowa�y pokojowe stosunki, zbrojne oddzia�y, z�o�one z Meksykan�w i Indian meksyka�skich, cz�sto przemyka�y si� na stron� ameryka�ska w celu zagarni�cia stada byd�a lub owiec, a czasem wzi�cia do niewoli dzieci, kt�re potem przymusowo zatrudniano na ranczo. Te lokalne najazdy niespokojnych s�siad�w pobudza�y Amerykan�w i Indian przebywaj�cych w nadgranicznych rezerwatach 1 do odwetu, a nieraz nawet do zaczepnych krok�w. Trwa�a tu wi�c ustawiczna walka podjazdowa, w kt�rej nie brak by�o krwawych ofiar. M�ody Polak, Tomek Wilmowski - on to bowiem byt owym samotnym je�d�cem - nie l�ka� si� niebezpiecze�stw. Nie lubi� jednak lekkomy�lnie nara�a� si� na nie, poniewa� do�wiadczenie nabyte podczas w��cz�gi po �wiecie uczyni�o go roztropnym i rozwa�nym. Tomek zaledwie od tygodnia przebywa� w Nowym Meksyku 2 tutaj, wed�ug zapewnie� ojca. powinien ca�kowicie odzyska� si�y. nadw�tlone po stratowaniu przez rozjuszonego nosoro�ca afryka�skiego podczas ostatniej wyprawy �owieckiej w Ugandzie3, Kilkumiesi�czny wypoczynek w Anglii pozwoli� mu ju� zapomnie� o ci�kiej chorobie i gdy nadarzy�a si� okazja do wyjazdu na daleki Dziki Zach�d 34, skwapliwie przyj�� propozycje ojca. Mia� ku temu dwa powody. Po pierwsze, poznana wcze�niej w niezwyk�ych okoliczno�ciach w Australii m�odsza od niego Sally, udaj�c si� obecnie do szko�y w Anglii, zatrzyma�a si� po drodze na d�u�szy wypoczynek u swego stryjka zamieszka�ego w Nowym Meksyku. Tomek mia� sp�dzi� z ni� wakacje w nadzwyczaj zdrowych warunkach klimatycznych, a potem wsp�lnie odby� powrotn� drog� do Anglii. Po drugie - Tomek, jego ojciec oraz ich dwaj przyjaciele, Smuga i bosman Nowicki, wci�� trudnili si� �owieniem dzikich zwierz�t dla wielkiego przedsi�biorstwa Hagenbecka, dostarczaj�cego do ogrod�w zoologicznych i cyrk�w r�ne okazy fauny �wiata. Hagenbeck ceni� odwa�nych Polak�w, poniewa� zawsze bez wahania podejmowali si� trudnych zada�. Kiedy dowiedzia� si�, �e Wilmowski ma zamiar wyprawi� swego przedsi�biorczego syna w podr� do Stan�w Zjednoczonych, postanowi� powierzy� mu pewn� misj�. Zaproponowa� Tomkowi, aby zwerbowa� tam trup� Indian, kt�rzy za odpowiednim wynagrodzeniem zgodziliby si� bra� udzia� w przedstawieniach cyrkowych. Wszak Indianie byli powszechnie znani ze wspanialej tresury mustang�w i brawurowej jazdy. Oryginalny ob�z india�ski, przeniesiony w ca�o�ci do Europy, na pewno wzbudzi�by du�e zainteresowanie. Przecie� jeszcze pami�tano heroiczne walki czerwonosk�rych wojownik�w z lat 1869-1892, tocz�cych do ostatka zaciek�y b�j o utrzymanie swojej wolno�ci Nazwiska nieustraszonych wodz�w, jak: Siedz�cy Byk, Czerwona Chmura. Cochise i Geronimo5 siaty si� symbolem bohaterstwa Indian. Tomek Wilmowski udaj�c si� na tak d�ugo oczekiwane spotkanie ze swoj� m�od� przyjaci�k�, z rado�ci� przyj�� propozycje Hagenbecka. Wszak w ten spos�b m�g� osobi�cie pozna� dzielnych Indian, dla kt�rych zawsze odczuwa� du�y szacunek. Oczywi�cie ojciec Tomka obawia� si� wys�a� zbyt nieraz porywczego syna na samodzieln� d�ug� wypraw�, tote� jako opiekun wyruszy� z nim jego najserdeczniejszy druh, bosman Nowicki. Dwaj przyjaciele od tygodnia przebywali w go�cinie u stryja Sally, szeryfa Allana, Tomkowi nigdy nie ci��y�a opieka dobrodusznego marynarza. Obaj byli niespokojnymi duchami i obaj przepadali za przygodami. W dodatku olbrzymi bosman od chwili przybycia na ranczo Allana sp�dza� wi�kszo�� czasu w towarzystwie �adnej i przemi�ej Sally, zwa�aj�c, aby nie sta�a si� jej jakakolwiek krzywda. Dingo, wierny pies Tomka, r�wnie� przypomnia� sobie widocznie, �e to w�a�nie ma�a Australijka by�a jego pierwsz� pani�, gdy� nie odst�powa� jej na krok. Tomek korzysta� wiec z ca�kowitej swobody. Ju� w pierwszych dniach rozpocz�� samotne wypady konne, aby dok�adnie pozna� okolice oraz nawi�za� przyjazne stosunki z Indianami mieszkaj�cymi w pobliskich rezerwatach. Obecnie w doskona�ym humorze zbli�a� si� do celu porannej wycieczki. Cieszy� si�, �e wkr�tce ujrzy meksyka�sk� ziemi�, znan� mu ju� troch� z ksi��ek polskiego podr�nika Emila Dunikowskiego 6, kt�ry odbywa� wyprawy badawcze do Stan�w Zjednoczonych oraz Meksyku. a potem szczeg�owo opisywa� swe spostrze�enia i przygody. Samotna g�ra stawa�a si� obecnie z ka�d� chwila wy�sza, coraz szerzej prze�ama�a horyzont zasnuty liliow� mgie�ka. Wkr�tce Tornei. znalaz� si� tu� u jej st�p, Z �atwo�ci� odszuka� w�sk� �cie�k� wiod�c� na szczyt. Bez chwili wahania skierowa� na ni� wierzchowcu, lecz zaledwie rzuci� okiem na ziemi?, natychmiast �ci�gn�� cugle. Lekko zeskoczy� z siod�a. Nie wypuszczaj�c z d�oni arkanu przywi�zanego do uzdy konia, pochyli� si� nad spostrze�onymi przed chwil� �ladami, wyci�ni�tymi na �wirowatej �cie�ce. Ho, ho! Kto� ju� dzisiaj jecha� t�dy przede mn�! M�g�bym si� nawet za�o�y�, �e to Indianin - rozmy�la�- - Tylko czerwonosk�rzy nie podkuwaj� swoich koni. Czego on szuka o tak wczesnej porze na samej granicy? Przyjecha� z p�nocy, jest wi�c mieszka�cem Stan�w Zjednoczonych. Hm, dziwne wydaje mi si�, �e w bia�y dzie� opu�ci� rezerwat. Lepiej wycofam si� st�d jak najpr�dzej. Zaraz jednak porzuci� te my�l. Rozwa�y� swe po�o�enie: Odwr�t przed samotnym, prawdopodobnie bezbronnym Indianinem zakrawa�by na tch�rzostwo. Nie m�g� do tego dopu�ci� Przecie� nie brakowa�o mu odwagi. C� z lego, �e w bezludnym miejscu napotka� india�ski �lad? Mo�e to by� kowboj zatrudniony u kt�rego� z ranczer�w? Mo�e w�a�nie poszukiwa� zagubionego byd�a? Szczyt g�ry by� doskona�ym punktem obserwacyjnym. Poza tym Tomkowi wydawa�o si�. �e je�eli b�dzie unika� spotka� z Indianami, to nigdy nie wype�ni misji powierzonej mu przez Hagenbecka. Szeryf Allan, jak wszyscy starsi ludzie, na pewno troch� przesadza� z tymi niebezpiecze�stwami czyhaj�cymi na pograniczu. Wystarczy zachowa� ostro�no��, a wszystko b�dzie w porz�dku. Uspokojony, wprowadzi� konia miedzy kaktusy. Wyszuka� miejsce poros�e k�pkami trawy i tam przywi�za� mustanga do ga��zi krzewu sza�wiowego. Poprawi� pas z przytroczon� do niego pochw� z rewolwerem, aby m�c w ka�dej chwili sprawnie wydoby� bro�, po czym zawr�ci� na �cie�k�. Nie trac�c czasu na dalsze zastanawianie si�, ruszy) za �ladami pozostawionymi przez nie podkutego konia. Po kilkudziesi�ciu krokach trop zbacza� ze �cie�ki w krzewy sza�wiowe i gin��, Dopiero kilka metr�w powy�ej tego miejsca odszuka� na �cie�ce siady st�p obutych w mokasyny. Tomek gwizdn�� cicho. "M�j Indianin uczyni� to, co ja zrobi�em przed chwil�. Wobec tego najpierw przyjrz� si� jego koniowi" - pomy�la�. W tej chwili w przydro�nych krzakach, jakby odzew na my�l Tomka, rozleg�o si� parskni�cie. India�ski wierzchowiec musia� wyczu� jego obecno��. Tomek ostro�nie rozsun�� krzewy. Nie opodal spostrzeg� niskiego, gniadego mustanga z bia�ymi �atami na zadzie. Zwyczajem india�skim siod�o zast�powa�a derka w barwne wzory, przytrzymywana grubym rzemieniem przewi�zanym wok� przodu ko�skiego tu�owia. Cugle nie by�y przeci�gni�te przez uzd� pozbawion� w�dzid�a, lecz po prostu uwi�zane pod dolna szcz�k�. Tomek wiedzia�, �e cugle du�� czerwono sk�ry m tylko do hamowania, wierzchowcem kieruj� bowiem nogami. Od uzdy zwisa� arkan przywi�zany do krzewu. Tomek uwa�nie przygl�da� si� wzorom na india�skim siodle. Podobne pokazywa� mu szeryf Allan jako r�kodzie�a nawajskie. Czy�by Indianin nale�a� do szczepu Nawaj�w? Przypuszczenie to lekko zaniepokoi�o Tomka. Nie tak dawno jeszcze we wszystkich cz�ciach �wiata rozbrzmiewa�y imiona Nawaj�w i Apacz�w, gdy� �aden szczep india�ski nie wykaza� tyle szale�czej odwagi w walkach z bia�ymi naje�d�cami, jak ci synowie pustyni arizo�skiej. Mustang strzyg� uszami, parska� coraz g�o�niej, uderza� kopytami o ziemie, jakby chcia� ostrzec swego pana. Tomek szybko wycofa� si� na �cie�k�. Uwa�nie bada� �lady st�p. Rozmiary ich pozwala�y przypuszcza�, �e Indianin nie by� jeszcze doros�ym m�czyzn�. O�mielony tym spostrze�eniem Tomek ruszy� ostro�nie w kierunku szczytu. W dobre p� godziny, wykorzystuj�c jako os�on� krzewy sza�wi i kaktusy, dotar� na p�asko �ci�ty wierzcho�ek. Tutaj �cie�ka gin�a w�r�d g�az�w. Tomek ukry� si� za jednym z nich. Czujnym wzrokiem szuka� Indianina. Nie dostrzeg� go jednak w pobli�u, przesuwa� si� wiec coraz dalej ku po�udniowej kraw�dzi szczytu. St�pa� cicho, uwa�nie, by nie potr�ca� kamieni. Tu�, na samej grani wznosi� si� wysoki, pod�u�ny g�az. Tomek spojrza� w g�r� i zamar� w bezruchu. Z g�azu zwisa�y dwie stopy obute w mokasyny. Ch�opiec wstrzyma� oddech, aby przedwcze�nie nie zwr�ci� na siebie uwagi. Podczas poprzednich wypraw pozna� doskonale tajniki podchod�w i tropienia. Przesun�� si� nieco w prawo. Indianin le�a� na brzuchu na wysuni�tym kamiennym bloku. Wpatrywa� si� w falisty step po drugiej stronie granicy, Z tylu jego g�owy, zatkni�te za przepask�, tkwi�y trzy ma�e orle pi�ra. Tomek rozejrza� si� woko�o. Teraz zauwa�y� star� strzelb� opart� o pobliski kamie�. Widocznie Indianin nie spodziewa� si� tutaj spotkania z kimkolwiek, skoro od�o�y� bro� Bia�y ch�opiec u�miechn�� si� chytrze. Opowiadano tak wiele o niezwyk�ej wprost czujno�ci Indian, a tymczasem uda�o mu si� podej�� niepostrze�enie Nawaja, mimo i� mog�o si� wydawa�, �e pragnie pozosta� niezauwa�ony. Postanowi� sprawi� m�odemu Indianinowi niespodziank�. Bezszelestnie usiad� na ziemi. Zastanowi�o go, kogo lub czego wypatruje Indianin na stepie. Przez jaki� czas �ledzi� kierunek jego wzroku; spogl�da� ku po�udniowi, lecz pr�cz r�nych odmian kaktus�w nic nie m�g� dostrzec na falistej r�wninie. W ko�cu znudzony wyczekiwaniem odezwa� si� g�o�no po angielsku: - Mo�e m�ody czerwony brat powie mi, co ciekawego widzi na stepie? Efekt tych kilku wypowiedzianych s��w przeszed� naj�mielsze oczekiwania bia�ego ch�opca. Indianin bowiem natychmiast wychyli� si� zza kraw�dzi g�azu, a ujrzawszy intruza jednym spr�ystym skokiem stan�� przed nim. Oczy jego b�yszcza�y z�owrogo, - Czego tu szukasz, podst�pny bia�y psie? - wyrzuci� z siebie jednym tchem do�� dobr� angielszczyzn�. Tomek by� zaskoczony pe�nym w�ciek�o�ci, obra�liwym odezwaniem si� Indianina, lecz opanowa� wzburzenie i spokojnie odpar�: M�g�bym ciebie o to samo zapyta�. Mia�bym nawet wi�ksze ku temu prawo, gdy� nie znajdujemy si� na terenie rezerwatu, ale nie zrobi�bym tego nigdy w tak nieprzyjazny spos�b, jak ty to uczyni�e�. Ka�dy szpieg jest tylko podst�pnym, parszywym psem! - nienawistnie odpar� Indianin. Zgadzam si� z tob�, lecz nie jestem szpiegiem!' K�amiesz jak wszystkie blade twarze! Nas�a� ci� tutaj szeryf Allan. Mieszkasz u niego! St�d wiesz, �e mieszkam u szeryfa Allana? - zdziwi� si� Tomek pow�ci�gaj�c gniew. Teraz si� zdradzi�e�! - triumfuj�co krzykn�� Indianin. - Cokolwiek jednak odkry�e�, nigdy ju� tego nie zdradzisz bladym twarzom? Zupe�nie nieoczekiwane gro�ne znaczenie s��w Indianina wprawi�o Tomka w os�upienie; trwa�o ono jednak tylko kr�tk� chwil�. Nieraz ju� przecie� jego �yciu zagra�a�y niebezpiecze�stwa. Podczas ekspedycji w g��b nieznanych l�d�w �mier� cz�sto zagl�da�a mu w oczy, tote� b�yskawicznie potrafi� reagowa� na wszelkie niespodzianki. Teraz jednym spojrzeniem stwierdzi�, �e Indianin, poza tomahawkiem za pasem, nie mia� przy sobie innej broni. Aby si�gn�� po star� strzelb� opart� o kamie�, musia�by przej�� obok niego. Poza tym Tomek nie bez satysfakcji spostrzeg�, �e troch� wy�szy od niego przeciwnik jest wyn�dznia�y. Zdawa�y si� o tym �wiadczy� w�skie ramiona i p�aska klatka piersiowa. Obserwacje Tomka nie trwa�y chyba d�u�ej ni� kilka sekund. Nag�ym ruchem stan�� na nogi i odgrodzi� Indianina od jego strzelby. Dlaczego czerwony brat grozi mi bez �adnego powodu? - zapyta� pojednawczo, aby wyja�ni� o dziwne nieporozumienie. - Niczym sobie nie zas�u�y�em na podobne traktowanie! Do�� ju� zb�dnych s��w! Bro� si�, zdradliwa bia�a �mijo! - zawo�a� Indianin dobywaj�c tomahawka zza pasa. Tomek by� niezawodnym strzelcem. Mia� rewolwer, m�g� wi�c chwyci� za bro� i jednym poci�gni�ciem palca unieszkodliwi� przeciwnika. �ywi� jednak wrodzony wstr�t do przelewu krwi, a ponadto szczerze wsp�czu� niedoli Indian tak barbarzy�sko t�pionych przez bia�ych naje�d�c�w. Postanowi� wi�c unieszkodliwi� m�odego zapale�ca bez uciekania si� do u�ycia broni. Przecie� bosman Nowicki, znany z niezwyk�ej wprawy w walce wr�cz, nie na darmo uczy� go obezw�adniaj�cych napastnika niezawodnych chwyt�w. Gdy wzburzony Indianin zaatakowa� Tomka, ten nagle uskoczy� w bok, jednocze�nie praw� r�k� chwyci� w przegubie d�o� gro��c� mu tomahawkiem, a lew� nacisn�� �okie� czerwonosk�rego. Silne szarpni�cie powali�o Indianina na ziemi� - tomahawk wypad� mu z d�oni. Nim zd��y� powsta�, Tomek przyt�oczy� go ca�ym ci�arem cia�a. Rozgorza�a gwa�towna walka. Indianin jak piskorz wy�lizgiwa� si� z r�k bia�ego ch�opca, a d�onie jego uporczywie kierowa�y si� ku szyi przeciwnika. Tomkowi b�ysn�a my�l, �e nie doceni� si� czerwonosk�rego. Gorzej na poz�r zbudowany Indianin zdawa� si� by� ogromnie wytrzyma�y. Walczy� z determinacj�, zdecydowany zabi� przeciwnika. Teraz Tomek nie mia� ju� w�tpliwo�ci, �e tocz� walk� na �mier� i �ycie. Po jakim� czasie gwa�towno�� zmaga� troch� .os�ab�a. Do tej pory �aden z ch�opc�w nie przem�wi� s�owa ani nie wyda� j�ku, chocia� obydwaj odczuwali skutki bezkompromisowej walki. Tomek oddycha� z coraz wi�ksz� trudno�ci�. W�owe u�ciski Indianina m�czy�y go coraz bardziej. Zn�w potoczyli si� na ziemi�. Koszula Tomka zwisa�a ju� w strz�pach. Ostre kamienie bole�nie rani�y. Naraz d�o� Indianina zacisn�a si� kurczowo na jego gardle. Tomek zdoby� si� na olbrzymi wysi�ek i nogami zrzuci� z siebie Indianina, lecz zaledwie powsta�, przeciwnik ju� czai� si� do nowego ataku. "Je�eli go nie zastrzel�, zabije mnie na pewno" - pomy�la� Tomek, widz�c, �e Indianin jest mniej zm�czony. Zaraz jednak uzmys�owi� sobie, �e nie chce, �e nie powinien u�y� rewolweru wobec bezbronnego czerwonosk�rego. Postanowi� wi�c zmieni� taktyk�. Gdy Indianin zn�w go zaatakowa�, zacz�� walczy� pi�ciami. Zaraz te� uzyska� widoczn� przewag�. Celne uderzenia l�dowa�y na brzuchu i podbr�dku Indianina, kt�ry cofa� si� teraz ku kraw�dzi. Zorientowa� si�, �e walka przybiera niepomy�lny dla niego obr�t. Skupi� si�, po czym nag�ym skokiem rzuci� si� na bia�ego ch�opca. Po chwili zn�w spleceni w morderczym u�cisku potoczyli si� na skraj wierzcho�ka. Tomek, doprowadzony do ostateczno�ci, g�ow� uderzy� Indianina w twarz, szarpn�� z ca�ej si�y i nagle poczu�, �e jego stopy trac� oparcie. Przez kilka sekund przeciwnicy chwiali si� na ostro �ci�tej grani. D�o� Indianina ponownie wpi�a si� w gard�o Tomka. Wtedy jeszcze raz zdoby� si� na wysi�ek, i nagle obaj run�li w d� na usiane g�azami strome zbocze. Splecione w straszliwym zmaganiu dwa cia�a upad�y na kamienny blok. Bia�y i czerwony brat Tomek krzykn�� z b�lu, lecz ani na chwil� nie straci� przytomno�ci. Gdy staczali si� z grani, silnie przywar� do przeciwnika. Dzi�ki przypadkowi w momencie upadku na g�az Indianin znalaz� si� pod nim. Tym samym uchroni� go przed bezpo�rednim uderzeniem o ska��. Tomek poczu� tylko ogromny b�l w r�kach, kt�rymi obejmowa� napastnika. Po d�u�szej chwili z najwi�kszym wysi�kiem uwolni� krwawi�ce d�onie. Sk�ra na nich by�a pop�kana i starta. Sykn�� z b�lu pr�buj�c rozprostowa� palce. Na szcz�cie by�y to tylko powierzchowne obra�enia, o kt�rych prawie natychmiast zapomnia�, gdy spojrza� na le��cego bez ruchu czerwonosk�rego. Zaniepokojony pochyli� si� nad nieprzytomnym Nawajem. W�ska stru�ka krwi s�czy�a si� spod le��cej na g�azie g�owy. Tomek uni�s� j� ostro�nie. Indianin mia� sk�r� na tyle g�owy rozci�t�, lecz splecione w warkocze w�osy musia�y z�agodzi� si�� uderzenia, gdy� czaszka zdawa�a si� by� nienaruszona. Z kolei Tomek uwa�nie obejrza� posiniaczone cia�o czerwonosk�rego. Nie znalaz� powa�niejszych obra�e�. Jedynie kostka nad stop� prawej nogi zacz�a zatraca� sw�j kszta�t, gin�c w powi�kszaj�cej si� opuchli�nie. Tomek szybko �ci�gn�� z siebie resztki koszuli i podar� j� na pasy. Jednym z nich mocno obwi�za� krwawi�c� g�ow� nieprzytomnego, a nast�pnie zacz�� banda�owa� puchn�c� stop�. Indianin j�kn�� g�ucho. - Widzisz, do czego doprowadzi�e�? - mrukn�� Tomek. - Co za licho podkusi�o ci� do nastawania na moje �ycie? Indianin le�a! w dalszym ci�gu bez ruchu, tote� Tomek gor�czkowo zacz�� si� zastanawia�, w jaki spos�b m�g�by pom�c rannemu przeciwnikowi. Od szczytu oddziela�a ich dziesi�ciometrowa stroma �ciana, aby za� zej�� w d�, trzeba by�o pokona� ostro �ci�te, usiane kamieniami zbocze. Nie namy�laj�c si� d�ugo powzi�� decyzj�. Przerzuci� sobie Indianina przez prawe rami�, po czym ostro�nie zszed� z g�azu na g�rskie zbocze. Zej�cie nie by�o �atwe. Tomek z trudem znajdowa� pewniejsze oparcie dla st�p. To zsuwa� si� razem z lawin� drobnych kamieni, to zn�w przykl�ka�, a� w ko�cu opanowa�o go wielkie znu�enie. Kilkakrotnie musia� przysiada�, aby nabra� tchu. Indianin spoczywaj�cy bezw�adnie na jego barkach ci��y� mu coraz bardziej. Tomek jednak nie my�la� o sobie. Nie zwa�a� na w�asne zm�czenie i skaleczenia. Zaciska� z�by i ca�� uwag� skupia� wci�� na nieprzytomnym przeciwniku. Dzi�ki olbrzymiemu wysi�kowi, na jaki potrafi� si� zdobywa� w chwilach nag�ej potrzeby, po nies�ychanie uci��liwym schodzeniu Tomek znalaz� si� w ko�cu u podn�a g�ry. Z�o�y� Indianina na ziemi. Wyszuka� du�y, o jajowatym kszta�cie kaktus. No�em usun�� kolce, odci�� go do grubej �odygi i przyni�s� do le��cego na ziemi Nawaja. Rozkrojenie kaktusa by�o dzie�em jednej chwili. Teraz wydobywa� soczysty mi��sz i wyciska� z niego wod� na twarz zemdlonego. Min�a d�u�sza chwila, zanim przez twarz Nawaja przebieg� skurcz wywo�any b�lem. Otworzy� oczy, lecz gdy ujrza� nachylonego nad sob� Tomka, szybko opu�ci� powieki. Zdawa�o si�, �e zn�w popad� w omdlenie, niebawem jednak spojrza� przytomniej, wreszcie ju� ca�kiem �wiadomie wpi� wzrok w twarz bia�ego ch�opca. - No, nareszcie odzyska�e� przytomno�� - odezwa� si� Tomek sil�c si� na u�miech. - Zwyci�y�e� mnie, nie oszcz�dzaj, dobij! - szepn�� Nawaj. - Chyba z�y duch ci� op�ta� - rozgniewa� si� Tomek. - Najpierw zupe�nie bez powodu nastajesz na moje �ycie, a teraz chcia�by� uczyni� ze mnie tch�rzliwego morderc�! Szeryf Allan kaza� ci i�� moim tropem... C� za g�upstwo! - wykrzykn�� Tomek. - Nikt mi nie poleci� ci� �ledzi� i wcale ci� nie zwyci�y�em. Chcia�em si� po prostu przyjrze� okolicy po stronie meksyka�skiej i dlatego wyprawi�em si� na ten samotny szczyt. Przypadkiem natkn��em si� na ciebie. Nie wiem, z jakiego powodu na mnie napad�e�, ale pewne jest, �e czubili�my si� jak dwa zacietrzewione koguty. Stoczyli�my si� z kraw�dzi, a ty uderzy�e� g�ow� o g�az. Tak oto wygl�da to moje "zwyci�stwo". Mieszkasz jednak u szeryfa Allana - powt�rzy� z gorycz� Nawaj szukaj�c oczu Tomka. Je�eli ju� wiesz, �e mieszkam u pana Allana, to powiniene� wiedzie� r�wnie�, i� przebywam u niego zaledwie od kilku dni. Przyjecha�em z dalekiego zamorskiego kraju po t� m�od� squaw7, z kt�r� mam pojecha� do Anglii. Ugh! Wi�c ty naprawd� nie nale�ysz do ludzi szeryfa?! Nie mam z nimi nic wsp�lnego - zapewni� Tomek. - Ale wr��my do ciebie, w jaki spos�b m�g�bym ci pom�c? Na nieszcz�cie mocno si� pot�uk�e� przy upadku. Wi�c m�j bia�y brat nie jest jankesem 8? - jeszcze zapyta� czerwonosk�ry. - Jestem Polakiem, moja ojczyzna znajduje si� daleko za wielk� wod� - wyja�ni� Tomek, zadowolony, i� Nawaj nazwa� go bia�ym bratem. - Ugh! Naprawd� z�y duch przys�oni� m�j wzrok, abym nie dojrza� prawdy. Musz� szybko naprawi� b��d, mo�e jeszcze nie jest za p�no... - m�wi� Nawaj gor�czkowo, usi�uj�c jednocze�nie wsta�. Zachwia� si� jednak. Upad�by, gdyby Tomek nie podtrzyma� go w ostatniej chwili. - Co ty wyprawiasz? Masz zwichni�t� nog� - oburzy� si� bia�y ch�opiec. - Pom� mi wej�� na g�r�, nie mam chwili do stracenia - odpar� Indianin opieraj�c si� na ramieniu towarzysza. - T�dy nie uda nam si� wspi�� na szczyt - zaoponowa� Tomek - Najlepiej obejd�my g�r� dooko�a, a� do �cie�ki. Je�li m�j bia�y brat chce mnie przekona�, �e nasze spotkanie by�o zupe�nie przypadkowe, to... pomo�e mi wej�� jak najszybciej na szczyt g�ry - niecierpliwie odpar� Nawaj. Ha, nie ma rady, pr�bujmy! - westchn�� Tomek, niespokojnie spogl�daj�c na strome zbocze. Zacz�li powoli wspina� si� po stoku. Twarz m�odego Nawaja poblad�a z olbrzymiego wysi�ku. By� mokry od potu. Co chwila osuwa� si� na ziemi�, mimo �e Tomek ze wszystkich si� podtrzymywa� go pod rami�. Indianin wl�k� za sob� zwichni�t� nog�, nie zwa�a� na b�l, nie godzi� si� na odpoczynki, uparcie d��y� ku szczytowi. Tomek by� ju� niemal zupe�nie wyczerpany; nogi odmawia�y mu pos�usze�stwa, z trudem chwyta� ustami powietrze, a tymczasem znajdowali si� zaledwie w po�owie drogi. Indianin jednak musia� tu zna� doskonale ka�d� pi�d� ziemi, gdy� zamiast pi�� si� pionowo pod g�r�, pod��a� ukosem i odnajdywa� niewidoczne dla Tomka, �agodniej opadaj�ce sk�ony zbocza. Platforma skalna, na kt�r� spadli z g��wnej grani, znajdowa�a si� teraz o kilkadziesi�t metr�w na prawo od nich. Indianin okazywa� coraz wi�kszy niepok�j. W pewnej chwili przysiad� na zboczu. Praw� d�oni� os�oni� oczy przed s�onecznym blaskiem; d�ugo wpatrywa� si� w falisty step. - Ugh! Jest, jest tam, na wschodzie! - zawo�a� naraz, wskazuj�c r�k� kierunek. Tomek wyt�y� wzrok. W oddali na ma�ym wzniesieniu ujrza� je�d�ca spogl�daj�cego na samotn� g�r�. M�ody Indianin macha� r�koma, wo�a� co� g�o�no w nieznanym j�zyku, lecz tajemniczy je�dziec sta� bez ruchu jak kamienny posag. Zbyt wielka odleg�o�� oddziela�a go od ch�opc�w, aby m�g� us�ysze� nawo�ywania. Na szarozielonym, stromym zboczu byli dla niego niewidoczni. Tomek zrozumia�, �e gdyby Nawaj znajdowa� si� teraz na samym wierzcho�ku g�ry, na olbrzymim g�azie, je�dziec musia�by zauwa�y� jego sylwetk� na tle jasnego nieba. On nie mo�e nas spostrzec ani us�ysze� - zawo�a� Tomek do swego towarzysza. Wystrzel w g�r� z rewolweru! Na pewno us�yszy strza�! - krzykn�� Nawaj. Pr�dzej, pr�dzej! Patrz, on odje�d�a! By�a to prawda. Je�dziec ruszy� ju� z pag�rka; jego wierzchowiec bieg� coraz szybciej wprost ku granicy Stan�w Zjednoczonych. - Strzelaj! - krzykn�� Nawaj chwytaj�c Tomka za rami�. - Tomek chcia� doby� broni, lecz jego d�o� zamiast na r�koje�� trafi�a w pust� pochw�. - Zgubi�em rewolwer, musia� mi wypa�� w czasie naszej bijatyki zawo�a�. - Szukaj pr�dko, inaczej ha�ba mi! - przynagla� Indianin zrozpaczonym g�osem. - Tomek, jakby nagle przyby�o mu si�, rzuci� si� w kierunku g�azu, gdzie spodziewa� si� znale�� zgubiony rewolwer. Potyka� si�, laz� na czworakach, a� w ko�cu dotar� do st�p wielkiego bloku skalnego. Wyci�gn�� r�ce, by uchwyci� si� kraw�dzi, lecz chocia� wspi�� si� na palce, nie m�g� jej dosi�gn��. By� zbyt zm�czony, aby ryzykowa� karko�omn� wspinaczk�. Postanowi� odszuka� przej�cie, kt�rym zsun�� si� przedtem z kamienia, nios�c nieprzytomnego Indianina. Niebawem odnalaz� je i za chwil� by� ju� na g�azie. Po kr�tkich poszukiwaniach ujrza� czarny rewolwer na piargach zbocza. Z okrzykiem triumfu porwa� z ziemi bro�. Na nieszcz�cie lufa zapchana by�a ziemi�. Nim zdo�a� przeczy�ci� j� wyciorem, je�dziec, p�dz�cy teraz po stepie jak wicher, znajdowa� si� na linii samotnej g�ry. Tomek uni�s� rewolwer i raz za razem naciska� spust. Niestety, tajemniczy je�dziec nie m�g� ju� us�ysze� strza��w. W tej bowiem w�a�nie chwili znika� za g�r�, kt�rej wysokie zbocze st�umi�o odg�os palby. Tomek zorientowa� si� w sytuacji. Nie traci� czasu na powt�rne na�adowanie broni; schowa� rewolwer do pochwy i pod��y� z pomoc� Indianinowi, kt�ry zacz�� si� wspina� na zbocze g�ry. Wytrzyma�o�� m�odego Nawaja oraz up�r, z jakim d��y� ku szczytowi, wzbudzi�y w bia�ym ch�opcu wielkie uznanie. Tomkowi nie zbywa�o na rozs�dku i sprycie. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e Indianin przyby� na samotn� g�r�, aby si� spotka� z nieznanym je�d�cem. Musia�o to by� nadzwyczaj wa�ne spotkanie, skoro Nawaj rozpocz�� walk� na �mier� i �ycie, przypuszczaj�c, i� Tomek �ledzi� go na polecenie szeryfa Allana. Min�o sporo czasu, zanim obaj ch�opcy znale�li si� z powrotem na szczycie. Indianin by� ca�kowicie wyczerpany. Rana na g�owie i zwichni�ta noga musia�y mu mocno dolega�, chocia� dotychczas zdawa� si� w og�le nie zwraca� na to uwagi. Widocznie przez ca�y czas my�la� o tajemniczym je�d�cu, zaledwie bowiem osi�gn�li szczyt g�ry, natychmiast skierowa� si� ku p�nocnej kraw�dzi, sk�d roztacza� si� widok na step le��cy po stronie ameryka�skiej. Obaj ch�opcy nat�ali wzrok wypatruj�c je�d�ca. Nigdzie go jednak nie by�o wida�. Indianin zas�pi� si� jeszcze bardziej. W ko�cu przerwa� milczenie: Czy m�j brat m�g�by odszuka� strzelb�? Zaraz to zrobi�. Na pewno jest przy g�azie. Niech m�j czerwony brat poczeka tu na mnie - odpar� Tomek. Z �atwo�ci� znalaz� strzelb�. By�a to stara, dobrze ju� zu�yta bro�. Tomek obejrza� j� starannie - wiedzia�, �e niepozorne nieraz na pierwszy rzut oka strzelby traper�w i czerwonosk�rych odznacza�y si� niezwyk�ymi zaletami. Na d�ugiej lufie widnia�y naci�cia: zwyczajem Dzikiego Zachodu mog�y oznacza� liczb� zabitych wrog�w. Tomek zliczy� karby. By�o ich trzyna�cie obok siebie, a w pewnym oddaleniu znajdowa�y si� dalsze cztery. Indianin by� jeszcze zbyt m�ody, aby wszystkie naci�cia na lufie strzelby upami�tnia�y jego zwyci�stwa. Zapewne wi�c odziedziczy� bro� po jakim� znamienitym wojowniku. Sam fakt posiadania takiej broni stanowi� dow�d, i� m�ody Nawaj musia� by� w�r�d swoich nie byle jak� osobisto�ci�. Tak rozumuj�c Tomek postanowi� przyjrze� mu si� uwa�nie. Szed� ostro�nie chowaj�c si� za g�azami. W ten spos�b niepostrze�enie przybli�y� si� do Nawaja. Indianin siedzia� na ziemi i opar�szy �okcie na kolanach ukry� twarz w d�oniach. Tomek zdumia� si�: czy�by czerwonosk�ry p�aka�? By�o to ma�o prawdopodobne, poniewa� �zy nie licowa�y z jego poprzednim m�nym zachowaniem. A jednak Tomek nie myli� si�: spomi�dzy kurczowo przyci�ni�tych do twarzy palc�w sp�ywa�y �zy. Nawaj naprawd� p�aka�. Czy by�y to �zy b�lu, czy te� wyraz rozpaczy i zawodu? Tomek nie m�g� odgadn��, zrozumia� wszak�e, i� podpatrywanie cz�owieka w chwili jego s�abo�ci nie jest szlachetne. Jak najostro�niej wycofa� si� i dopiero po jakim� czasie jawnie ju� powr�ci� do towarzysza. Indianin w dalszym ci�gu siedzia� na ziemi. Poprawia� w�osy rozczochrane podczas walki. Obok niego le�a� strz�p koszuli, kt�rym Tomek zabanda�owa� mu ran�. Na twarzy Indianina nie by�o wida� jakiegokolwiek podniecenia. Doskonale panowa� nad sob�. Na widok Tomka odezwa� si�: - M�j bia�y brat znalaz� strzelb�. To dobrze. Czas ju� na mnie, musz� si� spieszy�. Tomek po�o�y� strzelb� obok czerwonosk�rego, po czym powiedzia�: M�j czerwony brat �le zrobi� zdejmuj�c opatrunek z g�owy. Rana krwawi jeszcze. Nawaj spojrza� na niego. D�ugo wpatrywa� si� w oczy bia�ego ch�opca. Widocznie nie dopatrzy� si� w nich podst�pu czy zdrady, gdy� u�miechn�� si� smutno i odpar�: Biali ludzie najbardziej lubi� czerwonosk�rych, gdy ogl�daj� ich ko�ci biel�ce si� w s�o�cu na stepie. Ka�dy Indianin jest dla nich parszywym psem, upieraj�cym si� mieszka� na ziemi, kt�r� oni chc� mie� dla siebie. Nawajowie, Apacze i Siuksowie potrafi� jednak skoczy� wrogowi do gard�a. Jestem Nawajem. Gdyby jakikolwiek bia�y lub czerwonosk�ry policjant na us�ugach bia�ych spotka� mnie na stepie rannego, by�bym nara�ony na doprowadzenie do szeryfa jako podejrzany o napad. Powiedzia�em to, poniewa� m�j brat przyjecha� tu zza wielkiej wody po ma�� bia�� squaw i niebawem odjedzie z ni� do swojej ojczyzny. S�ysza�em ju� nieraz o pod�ym post�powaniu bia�ych ludzi wobec Indian, lecz nie spodziewa�em si�, �e znale�li si� w�r�d was zdrajcy, kt�rzy pozostaj� na us�ugach naje�d�c�w. Bo przecie� ameryka�ska ziemia do was nale�y, to wasza ojczyzna. M�j bia�y brat jest tak m�ody jak ja, lecz Manitu 9 obdarzy� go wielkim rozs�dkiem. M�j bia�y brat powinien zasiada� ju� w radzie starszych swego szczepu. Gdyby inni biali m�wili i post�powali jak ty, to india�ski top�r wojenny nigdy by nie by� przeciwko nim wykopany. Niestety, nawet nie wszyscy Indianie rozumiej� konieczno�� wsp�lnej obrony. Znale�li si� zdrajcy. To naprawd� parszywe czerwone psy! Rozumiem twoj� nienawi��, poniewa� m�j kraj tak�e jest w niewoli. I u nas r�wnie� znajduj� si� zdrajcy. Teraz jednak musimy pomy�le� o twoich ranach. Trzeba pod�o�y� skrawek koszuli pod opask�, za kt�r� masz zatkni�te pi�ra. Czekaj, pomog� ci! No, tak jest dobrze. Stop� natomiast naci�gniemy i owiniemy. Tomek z wielk� zr�czno�ci� naci�gn�� zwichni�t� stop�, po czym usztywni� j� banda�em z koszuli. Indianin mimo b�lu zamy�li� si� nad czym�, lecz dopiero po d�u�szej chwili wyrazi� sw� obaw�: M�j bia�y brat mieszka u szeryfa Allana, gdy wr�ci podrapany w podartym ubraniu, szeryf na pewno zapyta go, co si� sta�o. Co m�j brat odpowie? Przede wszystkim postaram si� o to, aby pan Allan nie ujrza� mnie w takim stanie. Wywabi� z domu mego druha, bosmana Nowickiego, i poprosz�, aby mi przyni�s� �wie�� koszul�. Czy m�j brat ma na my�li tego olbrzymiego bia�ego m�czyzn�, kt�ry r�wnie� mieszka u szeryfa? - zapyta� Nawaj. Wi�c ty widzia�e� bosmana Nowickiego? Jak to si� sta�o? - odpar� Tomek pytaniem, zaczynaj�c podejrzewa�, i� Nawaj �ledzi� wszystkie osoby mieszkaj�ce na ranczo Allana. Pracuj� jako kowboj u szeryfa - pad�a kr�tka odpowied�. Och, wi�c to tak! - roze�mia� si� Tomek. - Wobec tego mo�emy razem wr�ci� do domu. Nie, ja przebywam ze stadem na pobliskim pastwisku. Gdyby szeryf ujrza� nas razem, z �atwo�ci� by si� domy�li� prawdy. A jak m�j bia�y brat wyt�umaczy przed przyjacielem sw�j niezwyk�y wygl�d? Nie k�opocz si� o to. Powiem mu, �e ko� zrzuci� mnie na wielkiego kaktusa. Bosman Nowicki jest wspania�ym towarzyszem. Nigdy nie zadaje wi�cej pyta�, ni� to jest konieczne. A ma�a bia�a squaw? - indagowa� Indianin. Je�eli masz na my�li Sally, to mo�esz by� ca�kowicie spokojny. Uwierzy we wszystko, co powiem, a jej matka jest uosobieniem dobroci i bardzo mnie lubi. Obydwie mieszkaj� w dalekim kraju nazywanym Australi�. Farma ich znajduje si� na stepie, na skraju ogromnego lasu. Ot� ma�a squaw zgubi�a si� pewnego dnia w tym lesie. �ci�gni�ci z okolicy farmerzy nie mogli jej odszuka�. Mia�em szcz�cie. Znalaz�em j� przypadkiem; zwichn�a nog�, tak jak ty obecnie, i nie mog�a sama wr�ci� do domu. Pani Allan i Sally uczyni� wszystko, o co je poprosz�. Nie k�opocz si�. Dlaczego m�j bia�y brat je�dzi do r�nych dalekich kraj�w? Wraz z ojcem i jego dwoma przyjaci�mi �owimy dzikie zwierz�ta, a nast�pnie sprzedajemy je Europie. Zwierz�ta te mo�na potem ogl�da� w specjalnie przystosowanych do tego celu ogrodach. Ugh! Czerwony Orze� s�ysza� o takich ludziach, kt�rzy chwytaj� dzikie zwierz�ta. Widz�, �e m�j brat ma pi�kne imi� - zauwa�y� Tomek. - Czy mog� nazywa� mego brata Czerwonym Or�em? Wszyscy mnie tak nazywaj� - odpar� Nawaj. - Chod�my do naszych koni. Czerwony Orze� nie powinien forsowa� zwichni�tej nogi. Wezm� mego brata na plecy. Bierz strzelb� i siadaj - zaproponowa� Tomek. Po kr�tkim wahaniu Tomek wzi�� Indianina "na barana". Ruszyli �cie�k� w d� zbocza. Tomek by� bardzo silny, lecz zm�czony wydarzeniami tego ranka wielokrotnie przystawa�, aby chwil� odpocz��, zanim dotarli do koni. Mustang natychmiast zwietrzy� ludzi - parska� i bi� kopytami o ziemi�. Nawaj gwizdn��. Mustang zar�a� i uspokoi� si�. Indianin zszed� z plec�w Tomka tu� przy koniu. Odwi�za� koniec arkanu od ga��zi krzewu, a nast�pnie, nie wypuszczaj�c strzelby z r�ki, uczepi� si� d�ugiej grzywy mustanga. Zgrabnym skokiem znalaz� si� na jego grzbiecie. Niech m�j brat usi�dzie za mn� - zaproponowa�. Nie warto, kilkadziesi�t krok�w st�d zostawi�em mojego wierzchowca - odpowiedzia� Tomek. Wkr�tce odszuka� i dosiad� swego konia. Szybko zjechali z g�ry na szeroki step. W milczeniu ruszyli galopem. Dopiero po p�godzinnej je�dzie Nawaj osadzi� wierzchowca. Tutaj nasze drogi si� rozchodz� - odezwa� si�. - M�j bia�y brat pojedzie na p�nocny zach�d, a ja musz� si� uda� wprost na p�noc, tam znajduje si� pastwisko. Czy Czerwony Orze� przyb�dzie wkr�tce na ranczo pana Allana? Chcia�bym porozmawia� o r�nych sprawach - powiedzia� Tomek. Postaram si� niebawem spotka� z moim bia�ym bratem. B�d� czeka�. Do widzenia! Tomek machn�� przyja�nie r�k�, po czym zawr�ci� konia w kierunku ranczo. Indianin siedzia� bez ruchu na grzbiecie mustanga lekko pochylony do przodu, trzymaj�c w obydwu d�oniach sw� d�ug�, naznaczon� karbami strzelb�. Gdy bia�y ch�opiec zacz�� si� oddala�, wskazuj�cy palec prawej r�ki Indianina dotkn�� spustu "Umarli nie zdradzaj� tajemnic" - pomy�la�, unosz�c bro� do ramienia. Ju� mia� nacisn�� spust, gdy naraz u�wiadomi� sobie, �e bia�y ch�opiec ani jednym s�owem nie zapyta� go o nieznanego je�d�ca. "Przecie� to ja chcia�em go zabi�, a on nie tylko nie wykorzysta� zwyci�stwa, lecz pom�g� mi jak przyjacielowi. Ten bia�y nie wie nic o Czarnej B�yskawicy, a wi�c tym samym nie mo�e nas zdradzi�." Wolno, z ulg� opu�ci� bro� i szepn��; "O, Wielki Manitu! Nienawidz� bia�ych i got�w jestem polec w walce z nimi. Nie mog� jednak zabi� cz�owieka, kt�ry zachowa� si� wobec mnie tak szlachetnie." Troje przyjaci� Tomek gna� przez step nie�wiadom, �e tego dnia po raz drugi jego �ycie wisia�o na w�osku. Nie przysz�o mu nawet do g�owy, �e Indianin m�g� pos�a� za nim zdradzieck� kul�. Teraz, w drodze na ranczo, rozmy�la� nad tym, jak unikn�� spotkania z szeryfem Allanem. Najlepiej by�oby wsun�� si� do swego pokoju niepostrze�enie, lecz to zdawa�o mu si� trudne do wykonania. Murzy�ska s�u�ba, pani Allan i Sally stale kr�cili si� po ca�ym domu. Gdyby ktokolwiek z nich spotka� go w takim stanie, nie oby�oby si� bez pyta�. Tego za� Tomek pragn�� unikn�� za wszelk� cen�. Jedynym cz�owiekiem, na kt�rego dyskrecj� m�g� bezwzgl�dnie liczy�, by� bosman Nowicki. Dlatego te� postanowi� podkra�� si� w pobli�e domu, a potem w jaki� nie zwracaj�cy uwagi spos�b wywabi� przyjaciela. Z takim zamiarem zbli�y� si� do ranczo od strony zagr�d dla byd�a i koni. Rozejrza� si� woko�o. Nikogo nie by�o w pobli�u. Szybko wprowadzi� wierzchowca do zagrody, rozkulbaczy� go i po�o�y� siod�o oraz uzd� na drewnianych poprzeczkach ogrodzenia. Zamkn�� za sob� bram� i zaszy� si� w zaro�lach okalaj�cych zabudowania. Szpalery krzew�w ko�czy�y si� mniej wi�cej dwadzie�cia metr�w przed obszern� otwart� werand� domu mieszkalnego. Tomek ukry� si� w nich, bystro obserwuj�c przedpole. Nie up�yn�� kwadrans, gdy na werandzie pojawi�a si� Murzynka Betty z tac� pe�n� naczy� i bia�ym obrusem pod pach�. Nakry�a okr�g�y stolik, ustawi�a na nim naczynia, po czym znikn�a w g��bi domu. Tomek widz�c te przygotowania zaniepokoi� si� nie na �arty. Czy�by to ju� by�a pora drugiego �niadania? Zacz�� si� zastanawia�, kt�ra mo�e by� godzina. Na wycieczk� wybra� si� zaraz po wschodzie s�o�ca. Wyruszy� wi�c oko�o czwartej rano. Jazda do granicy meksyka�skiej zaj�a nie wi�cej ni� godzin�, a wej�cie na g�r� i tropienie Indianina r�wnie� z godzin�. Walka trwa�a zapewne kilkana�cie minut. Zej�cie po stromym zboczu z nieprzytomnym Czerwonym Or�em poch�on�o jakie� p� godziny, a mo�e nawet wi�cej. Wchodzenie pod g�r�, odszukanie rewolweru, potem strzelby i rozmowa oko�o trzech godzin, a powr�t na ranczo godzin�. Jak wynika�o z obliczenia, od chwili opuszczenia ranczo min�o prawie sze�� godzin. By�a chyba dziesi�ta lub jedenasta, czyli pora drugiego �niadania. Zaledwie Tomek zd��y� doj�� do tego wniosku, na werandzie ukaza�a si� czarnow�osa Sally z matk�, w towarzystwie nieod��cznego bosmana; za nimi wbieg� Dingo. Zasiedli do sto�u. Pies warowa� przy krze�le dziewczynki. Zaraz te� wkroczy�a Betty z tac� zastawion� potrawami. Tomek zmarkotnia�. Zamkn�� oczy, aby nie widzie�, jak jego przyjaciele zabieraj� si� do �niadania. Dzi�ki niezwyk�ej przygodzie zapomnia� o jedzeniu, teraz jednak �o��dek gwa�townie zacz�� si� domaga� swoich praw. Do uszu Tomka dolatywa� brz�k naczy� oraz weso�e g�osy pani Allan i bosmana, nak�aniaj�cego Sally do na�o�enia wi�kszych porcji. Tomek wepchn�� palce w uszy, aby tego nie s�ysze�, lecz zaraz przypomnia� sobie, �e przy ka�dej okazji nale�y hartowa� wol�, natychmiast zatem otworzy� oczy. Zacz�� obserwowa� posilaj�cych si� towarzyszy. Niebawem stwierdzi�, �e wiele by straci�, gdyby jak stru� chowa� g�ow� w piasek. Ot� Sally, nak�aniana przez matk� i bosmana do jedzenia, zaniecha�a nagle oporu. Z zapa�em nawet zacz�a zgarnia� na sw�j talerz pot�ne porcje, a pani Allan i dobroduszny bosman g�o�no zachwycali si� jej wspania�ym apetytem. - To skutek ostrego stepowego powietrza, �askawa pani - m�wi� tubalnym g�osem marynarz. - Nawet na mnie dzia�a ono jak najlepszy na �wiecie rum jamajka. Je�eli tak dalej p�jdzie, to wkr�tce si� nie zmieszcz� w luk okr�towy. Czuje, �e b�d� musia� si� wypuszcza� na konne wycieczki z Tomkiem, �eby troch� straci� na wadze. Co te� pan m�wi, panie bosmanie! - oponowa�a pani Allan. - Jest pan wprawdzie okaza�ym m�czyzn�, ale pod pana sk�r� nie wida� ani grama t�uszczu. Poza tym, c� by�my tu robi�y bez pana mi�ego towarzystwa? M�j szwagier stale jest zaj�ty swoimi sprawami. Tomek natomiast ugania si� ca�ymi dniami po stepie, a tylko pan jeden opiekuje si� nami naprawd�. Wielka to dla mnie przyjemno��, mo�e mi szanowna pani wierzy� - wylewnie odpar� bosman. - Przypad�a mi do serca ma�a Sally. Nasz Tomek r�wnie� nie m�g� o niej zapomnie�. Pisa� listy z podr�y, wysy�a� fotografie, a jak tylko upolowali�my w Kenii wspania�ego lwa, to zaraz przeznaczy� sk�r� na prezent dla niej. Panie bosmanie, m�j drogi panie bosmanie, prosz� mi powa�nie powiedzie�, czy Tomek naprawd� zawsze o mnie my�la�? - spyta�a Sally, jednocze�nie nieznacznie podaj�c kawa� szynki psu le��cemu przy jej krze�le. Zapewniam ci�, za tak by�o. A �eby� widzia�a, jaki by� z�y, gdy w �artach nazywa�em ci� "mi�� turkaweczk�". Nic mi o tym nie pisa�, bo on jest prawdziwym d�entelmenem. Wszystkie moje kole�anki p�ka�y z zazdro�ci, kiedy czyta�am im jego pi�kne listy. �adna nie mog�a si� przecie� poszczyci� tak� znajomo�ci�! O. tak! - przytakn�� bosman rozsiadaj�c si� wygodniej. - Nasz Tomek potrafi pisa� pi�kne listy, nic dziwnego, bo jego szanowny tatu� zawsze m�wi o wszystkim, jakby czyta� z ksi��ki. Wprawdzie Tomek radzi� si� mnie czasem, jak by to �adnie list do ciebie u�o�y�, ale u niego niezbyt g��boko trzeba szuka� rozumu. Zuch ch�opak! W tej chwili Tomek poruszy� si� niespokojnie. "A to ci zdrajca z tego bosmana" - mrukn�� pod nosem. �mia� si� szczerze, widz�c, jak sprytna Sally zr�cznie pozbywa si� coraz to nowej porcji jedzenia na rzecz Dinga. Tymczasem pani Allan nie domy�la�a si� prawdy. Zdziwi�a si� niezmiernie, widz�c tak szybko opr�niony talerz c�rki. Kochanie, czy nie jesz za szybko? - zawo�a�a. - Naprawd� apetyt bardzo ci si� poprawi�, lecz nie powinna� tak prze�adowywa� �o��dka. Jestem wci�� g�odna - ob�udnie powiedzia�a Sally. Lepiej pobiegnij do ogrodu i zerwij troch� owoc�w - poradzi�a matka. Sally jakby tylko na to czeka�a. Podnios�a si� z krzes�a, podzi�kowa�a i razem z Dingiem opu�ci�a werand�. Tomek nie chcia� niczego uroni� z zabawnej sceny rozgrywaj�cej si� podczas �niadania; aby lepiej widzie�, wysun�� g�ow� zza krzewu. Teraz, gdy dziewczynka zbieg�a z psem z werandy, gwa�townie cofn�� si� w g��b szpaleru. Niechc�cy potrz�sn�� ga��ziami. Szelest nie uszed� uwagi Dinga. Zaledwie zw�szy� swego pana, kilkoma wielki susami dobieg� do� machaj�c ogonem. Tomek omal nie run�� na ziemie, gdy wielki pies usi�owa� poliza� go ozorem po twarzy. Przytrzyma� swego ulubie�ca za kark i gestem nakaza� spok�j. Wierny, pos�uszny Dingo dobrze zna� ka�dy ruch Tomka, uspokoi� si� natychmiast. Tylko jego wilgotny nos drga�, �owi�c nieznan� wo� bij�c� od ch�opca. "Poczu� zapach Indianina" - pomy�la� Tomek. Krok za krokiem cofa� si� w rosn�ce opodal krzewy. Dingo szed� za nim. Tomek nie m�g� nawet marzy� o pozbyciu si� psa bez zwr�cenia uwagi dziewczynki. Zag��bia� si� wiec pospiesznie w zaro�la, aby znale�� si� jak najdalej od werandy w chwili, gdy Sally ruszy za Dingiem. Nie omyli� si� w rachubach. Sally przecie� widzia�a psa znikaj�cego w krzewach. Zawo�a�a na�, a kiedy d�ugo nie powraca�, zacz�a go szuka�. - Dingo, Dingo! Gdzie si� podzia�e� ty nicponiu? Chod� tu zaraz! Dingo jednak nie wraca�, chocia� strzyg� uszami s�ysz�c nawo�ywania. Sally troch� rozgniewana niepos�usze�stwem psa wbieg�a w g��b ogrodu. Po kilkunastu krokach stan�a zdumiona. Ujrza�a Tomka. Jego wygl�d przerazi� j� ogromnie. Naga pier� ch�opca, twarz i r�ce pokryte by�y zakrzep�� krwi�. Zwichrzona czupryna, poszarpane sombrero zwisaj�ce na rzemieniu na plecach, a tak�e porozrywane sk�rzane spodnie wskazywa�y niedwuznacznie, �e prze�y� jak�� niecodzienn� przygod�. W innym wypadku Tomek by�by niezmiernie rad z wra�enia, jakie jego widok wywar� na Sally, tym razem jednak u�miechn�� si� tylko, na migi nakazuj�c milczenie. Sally by�a c�rka australijskiego pioniera i widzia�a niejedno, tote� szybko opanowa�a zdumienie. Pos�usznie uda�a si� za towarzyszem. Gdy znale�li si� w odpowiedniej odleg�o�ci od werandy. Tomek przystan�� i rzek�: M�dra z ciebie sroka. Sally, Dobrze wiesz, kiedy i jak nale�y si� zachowa�. Czy mog� liczy� na twoj� dyskrecj�? Czy musisz mnie o to pyta�? - oburzy�a si� dziewczynka. - Wiesz, �e dla ciebie zrobi� wszystko. Tommy, wygl�dasz jakby� kogo� zamordowa�! Mo�esz bez obawy wyzna� mi prawd�. B�d� milcza�a jak gr�b. Je�eli jednak grozi ci �ledztwo, to mog� powiedzie�, �e przez ca�y czas bawili�my si� razem w ogrodzie. Tomek zachichota� na ten niecodzienny pomys� Sally. Sk�d ci przysz�o do g�owy, �e pope�ni�em morderstwo? - zapyta�. Przecie� jeste� ca�y pokrwawiony, zgubi�e� koszule, podar�e� spodnie i kapelusz. Oho, ja znam si� na rzeczy! - odpar�a. Pleciesz g�upstwa, jak to przed chwil� robi� bosman Nowicki - powiedzia� Tomek. Widz�, �e nas pods�uchiwa�e�! To nie�adnie - oburzy�a si� dziewczynka. Sta�o si� to zupe�nie przypadkiem - uspokoi� j� Tomek. - Nie mog�em przecie� w takim stanie pokaza� si� twojej matce. A poza tym nie chcia�em, aby szeryf Allan mnie widzia�. Och! O to mo�esz by� zupe�nie spokojny. Stryjek wyjecha� konno wczesnym rankiem i nie wr�ci� jeszcze do tej pory. Jeste�my sami w domu. Stryjek na pewno ci� nie zobaczy. To... bardzo dobrze. Przyrzek�a� ju�, �e b�dziesz milcza�a jak gr�b. Czy chcesz teraz co� dla mnie zrobi�? Zaraz ci odpowiem, Tommy, ale przedtem wyja�nij mi, czy bosman Nowicki tylko tak naumy�lnie m�wi�, �e ty nie mog�e� o mnie zapomnie� i stale pisa�e� do mnie listy? Tomek zaczerwieni� si�, przyparty jednak do muru musia� odpowiedzie�. Zapyta� wi�c: Czy cz�sto otrzymywa�a� ode mnie listy? Cz�sto, nawet bardzo cz�sto - przyzna�a. No, wi�c widzisz, �e bosman powiedzia� prawd�. No tak, ale nie wiem, czy stale o mnie my�la�e�. A czy m�g�bym nie my�le� pisz�c do ciebie listy? To prawda! Jaka ja jestem niem�dra! Nigdy bym nie powiedzia�, �e jeste� niem�dra - �ywo zaprzeczy� Tomek. Sally spojrza�a na� z niedowierzaniem. Powiedz mi teraz, co mam zrobi�? - zagadn�a. Postaraj si� dyskretnie wywo�a� tutaj bosmana Nowickiego. Tylko tyle? Niestety, w tym wypadku to wszystko, co kobieta mo�e uczyni�. Sally pokra�nia�a z zadowolenia, �e Tomek nazwa� j� kobiet�. - Dobrze, Tommy, postaram si� przyprowadzi� pana bosmana, ale naprawd� nie wiem, co mam mu powiedzie�. Mama i pan bosman w najlepsze rozmawiaj� na werandzie. Po prostu popro� go, �eby ci pom�g� odszuka� Dinga. Ja tymczasem przytrzymam tutaj psa a� do waszego przybycia - doradzi� Tomek. - Niez�y pomys�, pan bosman na pewno mi nie odm�wi. Poczekaj chwil� - odpar�a Sally i pobieg�a w kierunku domu. Niebawem Tomek us�ysza� g�osy zbli�aj�cych si� przyjaci�. Skaranie boskie z tob�. dziewczyno - utyskiwa� bosman. - Nie dasz nawet cz�owiekowi po jedzeniu odpocz��. To drzewo jest za wysokie i trzeba ci� podsadzi�, to ciekawa jeste�, co znajduje si� w �rodku kaktusa, a jak nie mo�esz ju� czego innego wykombinowa�, to zn�w Dingo ci zgin�� w krzakach. A wszystko dlatego, �eby tylko w��czy� mnie po tych wertepach. Ho, ho. teraz pan narzeka, a przed chwil� zastanawia� si� pan, czy dla zdrowia nie warto by si� wybiera� z Tommym na konne wycieczki - odpar�a Sally. Taki on dobry jak i ty. Wytrz�sa�by tylko moje brzuszysko na szkapie. Ciekaw jednak jestem, dok�d zn�w powlok�o si� dzisiaj to ch�opaczysko. Je�eli pan b�dzie cierpliwy, to na pewno wkr�tce zaspokoi pan swoj� ciekawo�� - zachichota�a Sally. Nie ma co, dobrana z was para gagatk�w! Czy pan tak naprawd� my�li? - ucieszy�a si� Sally. Nie otrzyma�a jednak odpowiedzi, gdy� w tej chwili bosman zatrzyma� si� i zawo�a�: Co� ty zn�w zmalowa�, brachu? Co si� sta�o, u licha? Nic specjalnego, panie bosmanie - z humorem odpar� Tomek, mrugaj�c nieznacznie do przyjaciela. - Przez pomy�k� wskoczy�em w beczk� pe�n� kot�w, kt�re mnie troch� podrapa�y. Koty te r�wnie� zjad�y ci koszul�, podar�y spodnie i sombrero �artowa�a Sally. - Panie bosmanie, t�skni� pan ju� za Tommym, wi�c przyprowadzi�am pana do niego. No, no, p�draki! Powiedzia�em przed chwil�, �e dobrana z was para mrukn�� bosman, bacznie przygl�daj�c si� ch�opcu. - Skoro zrobi�a� swoje, to biegnij teraz za Dingiem do sadu po owoce, a my na pewno wkr�tce przyjdziemy do ciebie. - B�d� na was czeka�a - odpowiedzia�a Sally. - Dingo, chod� ze mn�! Dziewczynka znikn�a w krzakach. Przez d�u�sz� chwil� bosman surowym wzrokiem przygl�da� si� Tomkowi. Potem przybli�y� si� do niego. Nie m�wi�c ani s�owa wyj�� mu z pochwy rewolwer. Wprawnym ruchem sprawdzi�, �e w b�benku tkwi�y puste �uski po wystrzelonych nabojach. W milczeniu roz�adowa� bro�, schowa� wystrzelone �uski do kieszeni, przeczy�ci� luf� wyciorem, wyj�� z pasa ch�opca pi�� ku�, nabi� nimi rewolwer i wepchn�� go z powrotem do pochwy. - Jak d�ugo mam ci� uczy�, smyku, �e bro� natychmiast po wystrzeleniu ma by� na nowo na�adowana? - zapyta� surowo. Tomek si� zmiesza�. W my�l niepisanego prawa �owc�w zwierz�t, podobne niedopatrzenie by�o traktowane jak najwi�ksze wykroczenie. C� by si� bowiem sta�o podczas niebezpiecznej wyprawy z �owc�, gdyby nie pami�ta� o konieczno�ci trzymania broni w pogotowiu? Odpar� wi�c ze skruch�: Zapomnia�em, ale to wszystko � powodu nadzwyczajnych okoliczno�ci... Widzi pan... Mamy czas na wyja�nienia - przerwa� bosman. - Czy mo�e depcze ci kto� po pi�tach? Mo�e postrzeli�e� kogo�? Tomek pozna� ju� podczas licznych przyg�d niekt�re s�abostki bosmana. Olbrzymi marynarz lubi� pochlebstwa, chc�c, wi�c z�agodzi� jego gniew odpar� pospiesznie: Dzi�ki pana niezawodnym chwytom da�em sobie rad� bez u�ycia broni. P�niej dopiero strzela�em w g�r�, �eby zwr�ci� czyj�� uwag�. Ha, je�eli tak si� sprawy przedstawiaj�, to dobra nasza - rozchmurzy� si� bosman. P�niej opowiesz mi wszystko dok�adnie. Najpierw trzeba ci� jako� przemyci� do domu. Wygl�dasz, jakby� si� bawi� w chowanego z tygrysem. Bo te� ci�k� mia�em przepraw� - przyzna� ch�opiec. - Musi mi pan przynie�� koszul� i spodnie. Poczekaj tu na mnie, wr�c� migiem - mrukn�� bosman. Nim min�o p� godziny, Tomek, dzi�ki pomocy przyjaciela znalaz� si� nie zauwa�ony przez nikogo w pokoju, kt�ry zajmowa� razem z bosmanem. Marynarz, chocia� pali�a go ciekawo��, nie prosi� o wyja�nienia, dop�ki Tomek umyty, pooblepiany plastrami na zadrapaniach i ju� w �wie�ym ubraniu nie zasiad� do obfitego posi�ku. Teraz dopiero bosman rzek�: - No, najwy�szy czas kochany brachu, �eby� powiedzia�, co ci si� przytrafi�o. Tomek szczeg�owo informowa� bosmana o przebiegu porannych wydarze�. Ki