6493

Szczegóły
Tytuł 6493
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6493 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6493 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6493 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zofia Rogosz�wna Dzieci Pana Majstra Zofia Rogosz�wna (1881�1921) � swoje �ycie zwi�za�a z dzie�mi. Zajmowa�a si� psychologi� dziecka, nauczaniem, pracowa�a spo�ecznie w o�wiacie ludowej. Pisa� i wydawa� ksi��ki zacz�a w 1910 roku. Najpierw by�y to wspomnienia z dzieci�stwa, nowele o psychice ma�ego dziecka, potem powstawa�y kolejne znakomite utwory literackie, pe�ne fantazji, ba�niowe, pisane z my�l� o ma�ym czytelniku. Nale�� do nich mi�dzy innymi: �Sroczka kaszk� warzy�a�, �Klitu� bajdu��, �Kosza�ki opa�ki�, �Dzieci Pana Majstra�. Zofia Rogosz�wna dokona�a te� kilku przek�ad�w pi�knych ba�ni. �Piotru� Pan� J. M. Barriego, �Zazulka� France�a, �Pier�cie� i r�a� Thackeray�a dzi�ki niej pozosta�y na sta�e w dzieci�cych lekturach. �Dzieci Pana Majstra� to ksi��ka zawsze ch�tnie czytana. Prostym, rytmicznym wierszem pisana opowie�� o rozbisurmanionych pociechach majstra Tygodnia i jego �ony Niedzieli bawi, a swawole dzieciarni i niebezpieczna przygoda trzymaj� czytelnika w napi�ciu. W tej bajkowej opowie�ci autorka ukry�a sporo mora��w i przykaza�, ale dzi�ki �ywej akcji, barwnym postaciom dzieci, dzi�ki przygodom przyjmuje si� je �atwo, a codzienne rodzicielskie uwagi o tym, jak nale�y si� zachowywa�, przestaj� by� nudne. ROZDZIA� I Tatko, mama, dzieci Majster Tydzie�, chwat nad chwaty, b�dzie temu lat ju� wiele, ujrza�, �wie�� niby kwiaty, m�od� pann� � Im� Niedziel�. Duchem pos�a� do niej swaty, by�o troch� ceregieli, lecz �e chwat to by� nad chwaty, wi�c spodoba� si� Niedzieli. Jak si� zwykle potem zdarza, ju� organy grzmi� w ko�ciele, to Im� Tydzie� od o�tarza wiedzie �onk� � Im� Niedziel�. Dziatek da� im B�g sze�cioro, nie za wiele, nie za ma�o; c�rki z matki wdzi�k sw�j bior�, ch�opcy zuchy g�b� ca��. Syn najstarszy jak anta�ek; m�odszy zn�w jak pomidorek, pierwszy � zwie si�: Poniedzia�ek, drugi � mamin pieszczoch: Wtorek. Dalej dziewcz� jak jagoda (czub z kokard� ma na g�owie), ksi�dz j� ochrzci� mianem: �roda � liczko kra�ne, oczka sowie. Za ni� drepcze Czwartek ma�y, co na ka�de imieniny chrustu zjada p�mich ca�y, p�czk�w za� � ze trzy tuziny. Pi�tek, tym si� mama biedzi � na nic pro�by jej i trudy, Pi�tek nie je nic pr�cz �ledzi i dlatego jak �led� chudy. Mniejsza ode� o dwa cale to Sobota jest kr�glutka (wszystko zmiata doskonale), a rodze�stwo zwie j�: �Butka�. Dobrze chowa si� gromadka, dzieci zdrowe jak orzechy, a� si� trz�sie bia�a chatka, taki gwar w niej, ha�as, �miechy. O nic dziatwa si� nie troska, ci�gle figle, ci�gle psoty, �e niech r�ka broni boska, co Niedziela ma roboty! Wtorek majtki zdar� na p�ocie, Czwartek si� po rynnie wspina, Pi�tek zgubi� trzewik w b�ocie, �roda wpad�a do komina. A prym wiedzie Poniedzia�ek! To� nie straci� omal ducha, kiedy z dachu, niby wa�ek, wprost do matki spad� fartucha. Za urwis�w starszych pi�tk� i Sob�tka te�, g�upiutka, wszystko robi jak ma�pi�tko, chocia� taka jest malutka! G�o�no �miej� si� s�siadki, �e poczciwa im� majstrowa na hultaj�w, na gagatki wszystkie dzieci swe wychowa. Pod jej okiem �mia�o broi rozhukana ta czereda, bo si� matki nic nie boi. Gorsza bywa z ojcem bieda. Bo z Tygodnia majster t�gi: �Furdum, burdum, mocium panie!� Kto zawini� � bez mitr�gi na warsztacie bierze lanie. Lecz gdy widz� swawolniki, �e im grozi basarunek, wraz podnosz� lament, krzyki: � Mamo! Mamo! Na ratunek! A ju� matka zadyszana d�o� karz�c� wstrzyma� leci. � Na to� wysz�am za wa�pana, by� niewinne dr�czy i dzieci? � �ono! To� mu wzi��em z gar�ci roztrzaskany zegar gda�ski!... � Jak to? Zegar milszy wa�ci ni� rodzony synek pa�ski? � Duszko! Lec� ze mnie spodnie, Wtorek poci�� moje szelki... � Chcia� mie� lejce niezawodnie! Ot, ch�opi�ce to figielki! � Sp�jrz na buzie twych dziewcz�tek: mi�d wykrad�y ze spi�arki... � O, te wejd� w ka�dy k�tek, b�d� dobre z nich kucharki. � Pieprz mi wsypa� do tabaki tw�j synalek, �ono, trzeci, � I chcesz kara� za �art taki? To� to, m�u, jeszcze dzieci!... � Musz�, musz� wzi�� raz baty, ty je, matko, nadto psujesz! � Tydziu! Rzek�e� mi przed laty, �e nad �ycie mnie mi�ujesz! Tu majstrowa w g�os za szlocha (majster d�oni� przytka uszy). Tydzie� bardzo �on� kocha, �zom jej ul�y� rad by z duszy. Cho� si� jeszcze sro�y� stara: �Furdum, burdum, mocium panie!� W zapomnienie idzie kara, dyscyplina ju� na �cianie. � Precz, hultaje! Precz, zbytnice! � huknie jeno majster z g�ry. � Bo jak kt�re z was przychwyc�, to ob�upi� je ze sk�ry! Na gor�cy ten traktament nie czekaj� lube dziatki, lecz ogromny czyni�c zam�t wszystkie nikn� z oczu tatki. Gdy Niedziela to zobaczy, drzwi zamyka po cichutku i m�ulka miodkiem raczy, g�adz�c r�czk� po podbr�dku. ROZDZIA� II Jak si� zako�czy�a weso�a zabawa Lec� dziatki w wielkim p�dzie, ka�de z t�g� chleba krom�, a� przycup�y w polnej grz�dzie, zas�oni�te g�rk� strom�. � Ano, by�o strachu trocha � Poniedzia�ek jedz�c rzecze � szcz�ciem tatko mam� kocha, wi�c nam zwykle si� upiecze. � Musz� jednak przyzna� sama (w �rodzie budzi si� sumienie), �e ta nasza biedna mama wielkie z nami ma strapienie. �Tatko taki! Mama taka!� Ka�de z dzieci rzuci s��wko... Wtem Sob�tka spoza krzaka rzeknie, kr�c�c p�ow� g��wk�: � Ziebym takie dzieci mia�a, cio ni� nie chc� ��ucha� taty, tobym siama im wsipa�a na wal�tacie doble baty! � Nikt nie pyta ciebie, Butko! Wi�c najlepiej milcz, male�stwo! � Tak z dziecin� zwi�le, kr�tko rozprawi�o si� rodze�stwo. � Jednak s�uszno�� ma Sob�tka � po namy�le �roda powie. � Mama taka dobra, s�odka, a nam wiecznie figle w g�owie. � Co tam wdawa� si� z szkrabami! � Poniedzia�ek huknie z �miechem. � To� rodzice m�wi� sami, �e zabawa nie jest grzechem. Lecz dziewcz�ta przecie tch�rze, st�d mora�y o poprawie. Sied�cie zatem tu, na g�rze, a my zjedziem w d�, po trawie... � Wiwat! � krzykn� ch�opcy. � Brawo! I szalona zje�d�a czw�rka: ten na lewo, ten na prawo, echem �miech�w t�tni g�rka. W p�acz dziewczynki: � I my z wami, nie boimy si� ni troszki! � Nie wdajemy si� z babami, co udawa� chc� �wi�toszki! Gdy us�yszy to Sob�tka, szybko z �ez ociera oczy i, jak pi�ka okr�glutka, ju� za bra�mi w d� si� toczy! �roda waha si� przez chwil�, lecz gdy ca�a pi�tka hula, czy� wypada zosta� w tyle? Wi�c si� tak�e na d� stula. � Jest Sob�tka! Jest i �roda, a to zuchy dziewczyniska! � I tu ka�dy z braci doda: � No, siostrzyczki! Dajcie pyska! Wszyscy razem, wszyscy w zgodzie pn� si� u�y� cudnej sanny, ka�dy pragnie by� na przodzie: P�dz� ch�opcy! P�dz� panny! To� to rado��! To zabawa! Ziemia kr�ci si� doko�a, jak aksamit mi�kka trawa, a jak �licznie pachn� zio�a! Hej�e, z g�rki na pazurki! Hulaj dusza bez kontusza! W takim p�dzie lec� z g�rki, a� w urwisach ro�nie dusza! Trach! roztarga� si� fartuszek, tu tasiemka! Tam guziki! Ten potoczy� si� na brzuszek, �miechy, wrzaski, piski, krzyki! A� si� s�onko �mieje w g�rze i spogl�da w d� ciekawie; a� skowronek �cich� w lazurze przypatruj�c si� zabawie. Dzieciom pot ju� z czo�a kapie, dyszy �roda, dyszy Wtorek; ten jak miech kowalski sapie, ten wywiesi� sw�j ozorek. � To mi jazda! To parada! Tchu nie mog� z�apa� w p�uca... � Poniedzia�ek ci�ko siada, lecz natychmiast w bok si� rzuca. � Dzieci! � na rodze�stwo kiwnie. Niech popatrzy, prosz�, kt�re, czemu tak mi jako� dziwnie, jakbym wzi�� od tatka w sk�r�? Gwa�tu rety! Spojrz� dziatki: z hajdawerk�w pana brata jeno strz�py, jeno szmatki, na nic zdarta ca�a szata! Na ten widok ka�dy czuje (oto skutki s� swawoli), �e go te� co� piecze, k�uje, �e go te� co� troch� boli. Sp�jrzcie tylko na ich miny! �Dziura! Dziura!� � s�ycha� krzyki. W strz�pach nawet koszuliny! Wszystko do cna zdar�y smyki. Ach, bo cudna jazda owa, co si� zda�a jedn� chwilk�, a dla ubra� tak niezdrowa, trzy godziny trwa�a... tylko. Jak pokaza� si� tak komu? Cho� do mysiej skryj si� dziury... Je�li ojciec b�dzie w domu, to� dobierze si� do sk�ry! Za czym wszystkie w p�acz dziateczki, kiedy gruby Czwartek wrza�nie: � G�ra zdar�a nam majteczki! Niech j� za to ka�dy trza�nie! Na to walka w mig zawrza�a, ka�dy ziemi� bije, �upie, gdy zn�w rzeknie Butka ma�a: � Wy je�te�cie baldzio g�upie! Prawda! Spojrz� na si� dziatki � c� im z bicia g�ry przyjdzie? � Czy� naprawi to ich szmatki? Co tu robi�? Ha�bo! Wstydzie! Najpierw zatem dwie siostrzyczki z buzi� w p�sach, z �ezk� w oku ci�gn� z trudem swe sp�dniczki i spinaj� je na boku. Z bra�mi gorszy jest ambaras... Czym zast�pi� zdarte szmatki? A wtem �roda: � Mam co� dla was! Z li�ci wam porobi� �atki! � Ach, ty m�dra! Ty poczciwa! � Ju� przy malcach �roda siada, li�� za li�ciem r�czk� zrywa, dziwne �aty z nich uk�ada. Gdy podnios�y si� grubaski, �miech ka�dego porwa� pusty. � M�j li�� wkl�s�y! A m�j p�aski! M�j z �opuchu! M�j z kapusty! Lecz czy �rody dobre ch�ci zechce uzna� srogi tata? Czy rad b�dzie z tych piecz�ci zieloniutkich jak sa�ata? � Do dom nie ma wraca� po co, bo tam zaraz bomba p�knie; trzeba skry� si� gdzie przed noc� � Poniedzia�ek dzieciom rzeknie. Na po�udnie w�a�nie dzwoni�, gdy spod g�rki w l�ku, wstydzie, przytrzymuj�c li�cie d�oni�, na w��cz�g� dziatwa idzie. ROZDZIA� III Czego si� �roda dowiedzia�a od m�drego Kruka Id�, id� w szarym pyle utrudzone wlok�c nogi; a� uszed�szy blisko mil� na rozstajne przysz�y drogi. Gdzie si� zwr�ci�? W kt�r� stron�? S�o�ce tak niezno�nie pali: dzieci g�odne, pom�czone, �adne i�� nie mo�e dalej. P�yn� �ezki z �cz Sob�tce: � Stlasnie pusty dzi� m�j bzusek!... Pi�tek piszczy: � Umrzem wkr�tce! Czwartek buczy: � Ja chc� klusek! Wreszcie mi�dzy wrzos�w krzaki, pod skrzypi�cym drogowskazem, jak Cyganie, jak �ebraki wszyscy si� pok�adli razem. Pod�o�ywszy pod si� r�czki, wnet zasn�y ma�e smyki, jeden widzi przez sen: p�czki, drugi widzi: nale�niki. I gdy le�� tak pokotem, gdzie� z zachodniej nieba strony z wielkim szumem i �opotem nadlecia�y dwa gawrony. Wi�kszy spyta� si� mniejszego (bo to gawron by� i wrona): � Czy� s�ysza�a co� nowego, �onko moja ulubiona? Wrona na to: � Kra! kra! kra! Jest nowina jedna z�a, lecz nie powt�rz jej nikomu dzieci majstra po kryjomu wysz�y z domu. Nie wr�ci�y na po�udnie. Wilk je mo�e po�ar� w borze albo wpad�y w jak� studni�. Majster rwie na g�owie w�osy, matka szlocha wniebog�osy � bo ju� pewno�� jest niezbita, �e z urwis�w majstra � kwita! Gdy tak wrona kracz�c gada, �roda, niby ma�y duszek, pod drogowskaz si� zakrada i nastawia pilnie uszek. � Ha! � rzek� gawron � tak si� zdarza, gdy kto dzieciom zbyt pob�a�a. Niech�e jejmo�� wi�c pami�ta dobrze chowa� gawroni�ta. Bo to prosz� jejmo�� �ony, kto chce dzielne mie� gawrony, t�gie w dziobie, t�gie w duchu, musi uczy� je pos�uchu. Skoczy wrona obra�ona: � Po co wa�� to m�wisz do mnie? To� rzecz dawno dowiedziona, �e ja dziatki chowam skromnie. Ostro trzymam wszystkie w �apie, ka�de mores dobrze zna, gdy na psocie kt�re z�api�, zaraz �aj�: �Kra! kra! kra!� Zafurcza�y, zakraka�y i z �opotem ulecia�y. � To doprawdy nie do wiary � �roda, oczka tr�c, powiada � to� z t� wron� gawron stary, niby tatko z mam� gada! Ach, gawronkom ma�ym dobrze, cho� si� bawi� przez dzie� ca�y Ich ubranko si� nie podrze i nie b�d� pas�w bra�y. Gdy tak �roda smutnie biada, kryj�c w r�czkach oczka �zawe, chmara ptasz�t z g�ry spada czyni�c wielki zgie�k i wrzaw�. Sk�d�e naraz tyle ptaszk�w? A to wr�ble, dudki, trznadle z dw�ch male�kich gawronaszk�w �miej� si� i kpi� zajadle. � Patrzcie! Patrzcie! Gawronaszki pogubi�y ogonaszki! Ojca, mamy nie s�ucha�y, w przyja�� si� z kocurem wda�y. Kot niecnota hyc! zza p�ota, poturbowa� gawronaszki, poukr�ca� ogonaszki! Tu �wierkn�a im� dzierlatka: � Kto nie s�ucha mamy, tatka, dudy stroi, bo si� boi, �e mu tatko kurt� skroi! Bez ogonka chodzi� wstyd! �wirku, �wirku, wit! wit! wit! I z �wiergotem, �miechem, wrzaw� polecia�y w lewo, w prawo. A nieszcz�sne dwa gawronki z wstydu si� pod pierzem p�oni�, kryj� kuse swe ogonki i �zy gorzkie w traw� roni�. Pokiwa�a �roda g�ow� i do siebie rzek�a z cicha: � Wszystkim dzieciom jednakowo, wszystkich dola r�wnie licha. Wtem spod nieba kto� zawo�a: � A wy sk�d tu, wiercipi�ty?! � I nadlecia� kruk jak smo�a, a mia� oczy jak diamenty. Gawronaszki hyc! na n�ki: � Wujku kruku, wujku stary, ty na s�u�bie jeste� Wr�ki, co zna r�ne m�dre czary; popatrz, jaka �ysa sk�rka: to nam kocur wydar� pi�rka! Popro�, popro� j�, wujaszku, niech nam da po ogonaszku. B�dziem kocha� ci� bez miary, bo si� strasznie boim kary. Gdy si� dziatwa kruka czepia, z wrzos�w zn�w wystrzeli g��wka. �roda w kruka oczka wlepia, nie chc�c straci� ani s��wka. Kruk mia� wujk�w przymiot rzadki: gawroni�ta psu� po trochu; nieraz wstawia� si� u matki, kiedy kl�cze� mia�y w grochu... Wi�c si� z wolna w �eb poskrobie: � Hm, wi�c macie dosta� �a�ni�... a pan ojciec t�go dziobie... � Tu gawronki pis�y: � W�a�nie!... � Hm, urwisy z was nie lada, lecz si� znajdzie mo�e rada; ja zawraca� si� nie mog�, bo w dalek� lec� drog�, lecz te muszki, moje s�u�ki, zaprowadz� was do Wr�ki. Gdy skrobniecie dwakro� w bram�, drzwi otworz� si� wam same. W sad mo�ecie wej�� bezpiecznie, byle cicho, byle grzecznie. Wr�ka nigdy nie odmawia, je�li go�� si� grzecznie sprawia. Wi�c wam przykazuj� srodze, nic nie wolno tkn�� po drodze! Niech si� nawet wam nie przy�ni, skubn�� cho�by jednej wi�ni, fig, daktyli albo gruszki, bo stracicie �ask� Wr�ki. Pami�tajcie, gawroni�ta: Cudza w�asno�� to rzecz �wi�ta! Kto w �akomstwie nie zna miary, nie uniknie srogiej kary. Adieu, smyki! Dzioby w g�r�! � I kruk wzbi� si� popod chmur�. Klasn� w skrzyd�a dwa gawronki: � B�dziem znowu mie� ogonki! Chwilk� po�ci�, to� to fraszka! dla m�drego gawronaszka! � I ju� dziobkiem w dziobek kuj� i uciesznie podskakuj�. �roda, niemniej od nich rada, wszystkie dzieci w kupk� zgania; co s�ysza�a, opowiada, i by w drog� sz�y, nak�ania. � Gdy dwa razy skrobniem w bram�, drzwi otworz� si� nam same; przez t� bram� w sad wejdziemy, Wr�ce dziury poka�emy. Ona tak je �licznie z�ata, �e nie pozna nic nasz tata. Tylko niech si� wam nie przy�ni skubn�� cho�by jednej wi�ni, bo kruk m�wi�: �Gawroni�ta! Cudza w�asno�� to rzecz �wi�ta! To wam nakazuj� srodze, nic nie wolno tkn�� po drodze!� ROZDZIA� IV Jak� drog� dzieci pana majstra dosta�y si� do ogrodu Wr�ki Poprzez pola, poprzez ��ki, zapatrzone w z�ote muszki, biegn� ra�no dwa gawronki wyci�gaj�c cienkie n�ki. A na ziemi troszk� dalej, depc�c kwiaty, depc�c zio�a, banda pana majstra wali, roze�miana i weso�a. B�yszcz� oczka, p�on� uszka, rado�� z ka�dej tryska twarzy. � Jak te� przyjmie nas ta Wr�ka? Czym ugo�ci? Czym obdarzy? Na wy�cigi wszystkie prawi�, jakie to tam b�d� czary, jak ubranka si� naprawi�, jak unikn� w domu kary... Chmurna tylko czego� Butka � a gdy prosz�, by sz�a pr�dzej, trz��� zaczyna si� jej br�dka: � Nie chciem i�� do Baby J�dzy! U niej domek jest z pielnika, z domku baba z�a wyleci i d�wi na k�u� poziamyka i pozjada wsy�tkie dzieci! � Ha! ha! ha! To bajki przecie, nic si� nie b�j, tch�rzu ma�y! Bab J�dz nie ma na tym �wiecie! � ch�rem dzieci si� za�mia�y. Zn�w o Wr�ce gadu, gadu... � Gdyby� raz ju� trafi� do niej! � To� my przecie� bez obiadu! � P�dz�, a� im w uszach dzwoni. Wtem gromadka krzyknie: � Co to? I z podziwu staje dr��ca; to mur szklany z bram� z�ot� l�ni jak klejnot w blaskach s�o�ca. Alabastry i kryszta�y wonnych kwiat�w sploty wie�cz�; ponad nimi sad wspania�y w s�o�cu gra kolor�w t�cz�. Ni�ej ogr�d jak mozaika barw tysi�cem si� rozkwieci. �Czy to prawda? Czy to bajka?�� zapatrzone my�l� dzieci. �cich�y �miechy i igraszki � dzieciom dr�� z wzruszenia n�ki; dzi�b otwar�y gawronaszki: � Jak�e cudnie jest u Wr�ki! Tr�c� ch�opcy si� po cichu, ka�dy naprz�d i�� si� wzdraga; w czarodziejskim tym przepychu prys�a naraz ich odwaga. (Bo ichmo�cie oczywi�cie przypomnieli sobie li�cie). Wi�c dumaj� zuchy cztery, �e gdy wejd� jak Cyganie z podartymi hajdawery, kto wie, co si� z nimi stanie? �roda prosi, r�ce sk�ada, przypomina s�owa kruka. Oni swoje: � Nie wy�pa�da! Niech kto inny szcz�cia szuka. Gdy tak szepc�, gdy tak radz�, w kropk� ozwie si� Sob�tka: � Niech nas wlonki ziaplowadz�, chciem do kwiatk�w i ogl�dka! � Dobrze � rzekn� ch�opcy cicho � niech gawronki id� w przedzie; nu� bram strze�e jakie licho? Patrzmy, jak si� im powiedzie... Ptaszki wcale si� nie ba�y dziw�w, czar�w ni z�ych mocy (za to ch�tnie unika�y ch�opc�w, co strzelaj� z procy). Wi�c zerk! oczkiem w lewo, w prawo, a ujrzawszy, �e s� same, hyc, hyc, hyc! na n�kach �wawo, i skrob, skrob! pazurkiem w bram�. Bums! rozwar�y si� podwoje, odskoczy�y na bok dzieci. Bekn�� Pi�tek: � Ja si� boj�! � A Sob�tka naprz�d leci. Nim kto poj��, co si� dzieje, � Idem do tej Baby J�dzi! � Tak dziecina si� za�mieje i jak kulka w ogr�d p�dzi. � St�j! St�j! � krzykn� dzieci ostro. B�ys�a w s�o�cu plama z�ota, bums! i za malutk� siostr� ju� si� zwar�y wielkie wrota. � Czekaj! Puszczaj! Wielki panie! � Dzieci nag�y strach op�ta. Nu� Sob�tce si� co stanie? A tu brama zatrza�ni�ta! Hurmem rzuci si� dzieciarnia, szturm przypuszcza jeden, drugi, ch�opc�w taki sza� ogarnia, �e z nich potu p�yn� strugi. (Trzeba przyzna�, �e gromada bardzo swoj� Butk� kocha). Ale pr�no krzyczy: � Zdrada! � Pr�no �roda g�o�no szlocha, Pr�no ka�dy kopie, stuka, z gniewu, �alu i urazy � zapomnieli zlece� kruka, �eby skrobn�� w drzwi dwa razy! Gruz, kamienie gradem lec�, razy bij� coraz g�ciej; z krzykiem: �Poddaj si�, forteco!� wal�, a� im puchn� pie�ci�. A zuchwa�a brama z�ota jak �wieci�a, �wieci w s�o�cu... Odej�� z niczym? To� sromota! Jednak... atak s�abnie w ko�cu. � Niech j� tysi�c kaczek kopnie! � zagrzmi wreszcie Poniedzia�ek. � G�r� przele�� najroztropniej! � I pod mur ju� biegnie �mia�ek. Lecz tu nowa czeka bieda: po szkle wchodzi� rzecz nie�atwa, tak si� nie da i tak nie da. �Co m zrobi�?� � my�li dziatwa. Na dobitek tam, na g�rze, z �licznych kwiat�w barwy zorzy, na przejrzystym jak szk�o murze taki napis si� utworzy: Kto uczciwy � bram� wchodzi; przez mur wchodzi jeno z�odziej! �roda czuje nag�� trwog�. � Ch�opcy! � g�o�no si� odzywa. � Przez mur przej�� wam nie pomog�, to jest droga nieuczciwa! � Prosz�! Co mi za pogr�ka! � Wtorek jej odburknie w z�o�ci. � To niech m�dra jejmo�� Wr�ka bram� wpuszcza swoich go�ci! �roda swoje, ch�opcy swoje, gdy wtem Pi�tek cienko pi�nie: � Ajajajaj! Dzieci moje! Ajajajaj! Tam s� wi�nie! Prawda! Wisien strumie� ca�y przez mur ku nim si� przelewa; i my�l rodzi w dziatwie ma�ej, jak by dosta� si� do drzewa? Tak im pilno napa�� brzuszki, �e ju� �adne nie pami�ta, �e Sob�tka jest u Wr�ki i �e �cudza w�asno�� �wi�ta!� Gdy si� troszk� �roda waha, Poniedzia�ek huknie z g�ry: � Kto ma boja, kto ma stracha, niech do kreciej wlezie dziury! Ch�opcy! Zrobi� mi drabin�! Za mn�! �mia�o! Na okopy! Co tam zwa�a� na dziewczyn�! Hura, naprz�d! Za mn�, ch�opy! Raz, dwa, trzy! i � jest drabina! Patrzcie, m�odsi dwaj na spodzie, a po Czwartku si� wyspina ich w�dz, jak najt�szy z�odziej. Ju� dosi�gn�� ma kraw�dzi, ju�, ju�, ju� wyci�ga palce... Wtem pcich! Wtorka nos zasw�dzi i � na ziemi wszystkie malce! Gdy d�wign�y si� junaki, ten mia� do krwi zdarty �okie�, tamten guza, ten siniaki, temu zadar� si� paznokie�... Widz�c, �e s� p�aczu bliscy, dobra �roda rzeknie �ywo: � Jeszcze raz si� pnijmy wszyscy; to za trudno by� uczciw�! Lecz przysi�ga sobie w duszy, �e us�ucha przestr�g kruka i w ogrodzie nic nie ruszy, a� siostrzyczk� sw� odszuka. W mig stan�a nowa wie�a, z �rod� sprawa posz�a g�adziej, bo w niespe�na p� pacierza dziatwa majstra ju� jest w sadzie. ROZDZIA� V Jakie dziwy napotka�a Sob�tka w zaczarowanym ogrodzie i co z tego wynik�o A tymczasem ma�a Butka nie czekaj�c starszych dzieci, jak k��buszek okr�glutka, za Wronkami w ogr�d leci. Pr�no jednak wo�a bobo: � Pocekajcie, gawlonaski, macie Butk� wzi�� ze sob�! � Ju� jej z oczu znik�y ptaszki. Nie ma wronek? Mniejsza o to! Butka �mia�o kroczy dalej, w s�o�cu �wieci g��wk� z�ot� i tak sama siebie chwali: � M�wili ch�opcy, zie si� palobcy, a zie dziewc�ta �mok�e kulc�ta. Tymciasem ch�opcy zia blam� stoj�, siami nie wiedz�, cego si� boj�. A ma�a Butka ba� si� nie b�dzie, gdzie tylko ziechce, pobiegnie ws�dzie. Butka jest ma�a, ch�opcy s� duze, Butka odwazna, a ch�opcy tch�rze! Tu si� Butka w g�os za�mieje, r�czk� ujmie si� pod boczki i tak idzie przez aleje wytrzeszczaj�c kr�g�e oczki. Co tu cud�w! Co tu blasku! Przez g�szcz li�ci hen, z wysoka, s�o�ce igra, w z�otym piasku znacz�c jasne, �wietlne oka. Tyle kwiat�w, trawki tyle! Brz�cz� pszcz�ki, bucz� muszki, rojem kr�c� si� motyle jak stubarwne, lekkie duszki. Pachn� fio�ki, lilie, bratki, n�k� �wierszcz o skrzyd�o bzyka; a tu w r�y wonnej p�atki b�k w�ochaty pyszczu� wtyka. Zachwycona, u�miechni�ta, wko�o kwiat�w Butka drepce, za�o�y�a w ty� r�cz�ta i do samej siebie szepce: � �licne te kwiatki! A� Butk� kusi, zieby ich ulwa� i da� mamusi. Ale kluk m�wi�, Butka pami�ta, zie cudza w�asno�� to jest ziec �wi�ta! Jakby Sob�tka kwiatek ulwa�a, toby j� J�dza w wo�ek z�apa�a. A u tej J�dzy spicasta bloda, zjad�aby Butk�, a Butki �koda! Na uwag� t� malutkiej z grz�dek, klomb�w i rabatki szmerek rozleg� si� cichutki � to parskn�y �miechem kwiatki. A� dygoc� lilie bia�e, malwy, dzwonki, astry, maki: � C� za �mieszne dzidzi ma�e? I sk�d ma rozumek taki? Widzi Butka: co� si� dzieje! Skoro Butka g��wk� ruszy, �aden kwiatek si� nie �mieje, wszystkie stoj� jak bez duszy. Ale niech si� zwr�ci boczkiem, zaraz s�siad na s�siada kiwa listkiem, mruga oczkiem, co� mu szepce, co� mu gada. Wszystko to zgniewa�o Butk�: � Zie mnie �miej� si� ni�ponie! Ale Butka si� w minutk� dowie, co �walgoc� o niej! Wi�c ziewn�wszy buzi� ca��, na fartuszku g��wk� sk�ada. � Stla�nie mi si� spa� zachcia�o � g�o�no kwiatkom zapowiada. (Lecz naprawd� sprytne dzidzi wszystko s�yszy, wszystko widzi). Cisza... Butk� s�onko pra�y, muszek nad ni� lata chmara... Wtem... zadzwoni przy jej twarzy g�osik, niby brz�k komara. Przez zmru�one rz�sy powiek widzi � kwiat si� ku niej schyla. � Cyt!... Ju� zasn�� m�ody cz�owiek � szepn�� �liczny dzwonek lila. � Hi! hi! � kwiatki si� za�mia�y. � To nie �aden cz�owiek przecie; to dziewczynka, bobu� ma�y: milusie�kie ludzkie dzieci�! � Jakie� dobre to male�stwo, �e nam �ycia nie zabra�o � i czuprynki swojej g�stw� gwo�dzik musn�� j� nie�mia�o. � Nu� dziecinie tej si� uda odczarowa� nas na chwil�? Wci�� sta� w miejscu taka nuda! � ��te ozw� si� �onkile. � Bal wyda�aby wspania�y nasza �liczna pani Wr�ka, to�by�cie si� wyhula�y! � storczyk malwom rzek� do uszka. Na to lament si� podniesie, pisn� kwiatki w nag�ym �alu: � Tak, nam strasznie ta�czy� chce si�! Balu! balu! balu! balu! Widowisko to nie lada... Co te� jeszcze b�dzie dalej? A wtem �ysy mak zagada: � Pannom zawsze w g�owie bale! I kiwn�wszy ci�k� g�ow� doda�: � Sied�cie lepiej w grz�dzie, bo wam na to daj� s�owo � chleba z m�ki tej nie b�dzie! Gdy si� dzieciak w sad dostanie, ju� go m nie ujrzym wi�cej; bo �akomstwo, moje panie, to najwi�kszy wr�g dzieci�cy! Skoro jab�ek, �liwek, gruszek do jej r�k si� schyli tysi�c � ma�a napcha nimi brzuszek. To wam, panny, mog� przysi�c! Ledwie sko�czy�, spod fartuszka krzyknie Butka: � A ty, dziadzie! Wala ci od mego brzuska! Butka nic nie lusy w sadzie! Jak mi jesce pi�nies s��wko, to ci� zalaz, �tary b�a�nie, Butka wylwie i mak�wk� z ca�ej si�y o ziem pla�nie! Zmilk�y kwiatki przera�one, dr�� do g��bi swych serduszek; szcz�ciem Butka w inn� stron� drepce, gniewnie mn�c fartuszek. P�onie bu�ka jej z koralu, wreszcie marszcz�c brewki, rzeknie: � Jak zobacy mnie na balu, to ten mak ze z�o�ci p�knie! Idzie � usz�a krok�w par�, raptem s�yszy: wronki kracz�; siedz� jak dwie grudki szare, pi�rka strosz� i w g�os p�acz�. Gdy nadbieg�a zadyszana, gawronaszki pis�y cienko: � Ach, panienko ukochana, zas�o� �lepki nam sukienk�! Wr�ka tak ju� niedaleko, pa�ac widny jak na d�oni, a nam w dzioby �ezki ciek�, bo do� sad przyst�pu broni. A w nim pokus r�nych tyle! Pe�no wisien, winogronk�w; przej�� przez sad o w�asnej sile to nie w mocy jest gawronk�w! Ty�, panienko, wi�ksza, starsza, porad�, ul�yj naszej m�ce, nam tak brzuszki graj� marsza! � Tu j� z p�aczem dziob�y w r�ce. � Dobze � rzeknie im Sob�tka � �kolo tak plosicie grzecnie, to was z�ego nic nie spotka, z Butk� b�dzie wam bezpiecnie. Jak pokaz� si� pokusy, Butka si� nie zl�knie wcale, tylko im wytalga usy i pobiegnie pl�dko dalej! I ogromnie ucieszona bierze wronki popod paszki. � Ach, pot�na to persona! � ze czci� szepcz� gawronaszki. I ju� idzie tr�jka ca�a � z gawronkami Butka ma�a. Przeszli szpaler i aleje, a za nimi szemrz� drzewa: � Co si� dzieje? Co si� dzieje? Dziecku sad si� przej�� zachciewa! Zawr��, zawr��, niebo��tko, bo ci� wo� owoc�w skusi; kto skosztuje ich, dzieci�tko, pokutowa� d�ugo musi! � Silna wola wiele mo�e � g�os od ziemi st�kn�� g�uchy. � Id� do Wr�ki, id�, niebo��, pro�, niech zdejmie czar z ropuchy! � Nie da rady! rady! rady! Jak my, wpadnie do pu�apki w sadzie zdrady! zdrady! zdrady! � zaskrzecza�y w trawie �abki. Tak, zakl�te d�oni� Wr�ki, z cicha si� skar�y�y duszki, lecz t�u�ciutkiej Butki naszej nic nie dziwi, nic nie straszy. Drep, drep, wchodz� n�ki �mia�e w �cie�k� kr�t� i w�ziutk�, a� tu pisn� wronki ma�e: � Ju� sad pachnie! Ratuj, Butko! I sp�oszone dwa gawronki myk! dwa �ebki w dwie kieszonki. Patrzy Butka � nie ma sadu, jeno w g�szczu tym, na ko�cu, w g�stych li�ciach winogradu co� jak gwiazdka b�yszczy w s�o�cu. Biegnie Butka: p�otek z�oty, w p�otku �wiec� srebrne drzwiczki; klamka � brylant, cud roboty! w niej si� s�o�ca skrz� promyczki. A nu� sparzy? Butka dmucha, potem r�czk� na niej k�adzie, klucz przekr�ca, z min� zucha drzwi popycha i � jest w sadzie! Nag�a jasno�� j� zala�a, nieruchomo chwilk� stoi, cud�w, kt�re tam ujrza�a, �adna g��wka nie wyroi! W z�otej zorzy si� rumieni, z migotliwych gwiazd utkany, w r� girlandach i zieleni pa�ac t�cz� malowany. Tysi�c iskier si� w nim pali, sto wie�yczek w niebo strzela � wodotrysk�w pie�� si� �ali, z komnat t�skna brzmi kapela. Zas�ucha�a si� dziecina i z zdziwion� szepnie mink�: � Pewnie bal si� juz zacyna, bo kto� kl�ci katalynk�... I Sob�tki grube n�ki p�dz� ju� przez z�ote dr�ki, lecz czar moc� sw� zdradzieck� zatrzymuje w biegu dziecko ukazuj�c dziwy wsz�dzie, jakie jeno ba�� wyprz�dzie... Raptem ro�nie w okr�g Butki ogr�d, jak dla liliputki. W szmaragdowym puchu trawki stoj� drzewka jak zabawki. Ka�dy krzaczek i drzewina pod owocem si� ugina. Gdy owocki Butk� zocz�, bums! z ga��zek ku niej skocz�. T�umnie, jakby na wesele, wonne tocz� si� morele, kr�g�e jab�ka, pulchne gruszki prezentuj� kra�ne brzuszki, pomara�czki z�ota kula do jej n�ki si� przytula. W�r�d chichotek, kryg�w, �mieszk�w pl�sa w s�o�cu gar�� orzeszk�w. Tu brzoskwinia wdzi�cznie dyga, tam si� pcha s�odziutka figa; t�um migda��w przed ni� kl�ka, wtem � trach! sk�rka na nich p�ka ukazuj�c spod pieluszek ziarnka ryte w kszta�t serduszek. Kto tam jeszcze si� nie ci�nie � winogronka, �liwki, wi�nie... ten j� muska, ta j� �echce. � Mo�e mnie panienka zechce? � Skosztuj, skosztuj mnie, dziewuszko, jam wyborne jest jab�uszko! � Niech panienka mu nie wierzy, nie ma, jak ananas �wie�y. � Niech panienka mnie pos�ucha, jestem grucha jak poducha! � Mnie pokosztuj, mnie panienko, nie pogardzaj�e wisienk�! Cuda! cuda! dziwy! dziwy! Sad jak z bajki, a prawdziwy. A� Sob�tka oczka ci�nie, czy ten cudny czar nie pry�nie? A� rumieni si� dziecinka, a� w g�owince jej si� kr�ci, a� do ust jej p�ynie �linka, tak owoc�w wo� j� n�ci. W upojeniu w r�czki kla�nie i owockom tak powiada: � Butka tak was kocha �tla�nie, �e od lazu was po�jada! Na to jab�ka, gruszki, figi dalej piszcze� na wy�cigi: � We� mnie, we� mnie, pr�dzej, nu�e! Nie namy�laj�e si� d�u�ej! � Mnie, mnie pierwsz�! � Mnie pierwszego! � Mnie zjedz pierwej, a nie jego! I Sob�tka u�miechni�ta ju� wyci�ga swe r�cz�ta, gdy wtem wyjrz� z jej kieszonki przera�one dwa gawronki i zakracz�: � Olaboga! To pokusy, Butko droga! Odp�d�, odp�d� je pr�dziutko i do Wr�ki go�, Sob�tko! Tam odrosn� nam ogonki... � I myk! znowu do kieszonki. Co? Wi�c ogr�d ten �liczniutki to nie dla niej, nie dla Butki? Te prze�liczne ma�e cacka to jest podst�p, to zasadzka? Butka r�czk� potrze czo�o... Nagle sobie przypomina, co kwiatuszkom szepta� wko�o mak, szkaradny dziadowina. �Skoro jab�ek, �liwek, gruszek do jej r�k si� schyli tysi�c, ma�a napcha nimi brzuszek, to wam, panny, mog� przysi�c!� Takie o niej robi� plotki, tak natrz�sa� si� z Sob�tki! I, zgniewana tym ogromnie, na owoce jak nie wrza�nie: � Chod�cie tylko bli�ej do mnie, to was Butka kijem tsa�nie! Butka kijem was wyp�dzi, id�cie siobie plec, pokusy! Id�cie plec do Baby J�dzi! Butka w sadzie nic nie lusy! Drgn�� diablik�w ludek ma�y, lecz gdy wrzas�a jeszcze g�o�niej, gdy jej n�ki zatupta�y � czmychn�� przed ni�, gdzie pieprz ro�nie! W mgnieniu oka z dziw�w sadu nie zosta�o ani �ladu. S�o�ce szczerym z�otem pr�szy � stoi Butka jak bez duszy... Jak wpierw, zorz� si� rumieni, z migotliwych gwiazd utkany, w r� girlandach i zieleni pa�ac t�cz� malowany. Jak wpierw, fontann pie�� si� �ali, sto wie�yczek w niebo strzela a z b��kitnej jakiej� dali niewidzialna gra kapela. Wszystko, wszystko jest, jak wprz�dy! Tylko znikn�� cud nad cudy, czarodziejski dziw nad dziwy, sad jak z bajki � a prawdziwy! Wtedy raptem czuje Butka, �e jest biedna i malutka, �e j� strasznie oszukali, co� jej dali � i zabrali... �e jej rado�� by�a zwodna, �e zm�czona jest i g�odna, �e jej z ocz�t �ezki ciek� i �e dzieci s� daleko. Czuje, jak to �le by� samej, i �e t�skno jej do mamy. Pr�no malcy dwa gawronie skacz� wko�o jej os�bki i serdecznie kracz� do niej, rozdziawiaj�c ��te dzi�bki. Butka tak jest nieszcz�liwa, �e wybuchn�� p�aczem musi; krzyk z jej piersi si� wyrywa: � Do mamusi! Do mamusi! Gdy tak Izami bu�k� rosi, �kaj�c coraz to �a�o�niej, kto� znad ziemi j� unosi, kto� przytula j� mi�o�nie. Zapach kwiat�w j� owiewa, czyj� g�os szepce, czyj� g�os �piewa; � Cyt, dziecino, cyt, dziecino, niechaj �ezki ju� nie p�yn�... No, uspok�j si�, stokrotko, poka� mi sw� buzi� s�odk�, otw�rz oczka, sta� na n�ki, sp�jrz � w pa�acu jeste� Wr�ki. ROZDZIA� VI Jak si� bawi�a Sob�tka w kryszta�owym pa�acu Wr�ki Dooko�a zamku Wr�ki fantastyczne rosn� drzewa, po komnatach b��dz� duszki, ten przeci�ga si�, ten ziewa. Przez makaty i zas�ony nie przenika nigdy s�o�ce, w mroku pa�ac pogr��ony... Siedz� duszki, zzi�b�e, dr��ce. Co im dziwy! Co im cuda, skoro ciemno�� pier� im t�oczy, z wszystkich �cian wyziera nuda, �pi�czk� wci�� zachodz� oczy. Co im z�oto i klejnoty, co im skarby i dostatki, kiedy serce mrze z t�sknoty za pieszczot� ojca, matki. Ach, bo wszystkie te ludziki: ptaki, �aby, muchy, �wierszcze, to s� ma�e pokutniki, z kt�rych czar nie opad� jeszcze. I czekaj� tak od wieka, a� si� dziwny cud przydarzy, �e zobacz� twarz cz�owieka, co swobod� je obdarzy. Wtem... szmer jaki� s�ycha� z dala. Co si� dzieje? Co si� dzieje? Pogr��ona w cieniu sala dziwnym �wiat�em promienieje. Zorz� p�on� wszystkie �ciany, l�ni� marmury i kryszta�y, pa�ac jak odczarowany brylantami skrzy si� ca�y. Czarodziejski blask przenika w najciemniejsz� g��b komnaty, jaka� s�odka gra muzyka, szemrz� drzewa, pachn� kwiaty. Zapatrzone, zas�uchane w t�cz� �wiat�a, w czar muzyki � noski cisn� we drzwi szklane ma�e duszki � pokutniki. Rozwieraj� si� podwoje i cudowne, gorej�ce przez kru�ganki i pokoje promieniste wpada s�o�ce. W s�o�cu, mniejsza od mikroba, kr�g�a, bia�a i t�u�ciutka jaka� toczy si� osoba... Patrz� duszki � to Sob�tka! G�o�no tupi� jej n��ta, w buzi gruby tkwi paluszek i tak idzie u�miechni�ta wypinaj�c kr�g�y brzuszek. Za Sob�tk� w �rodek sali para wronek �mia�o wali. Dalej w cudne strojna szaty, jasna, cicha i powiewna, woniej�ca niby kwiaty p�ynie Wr�ka, Cud�Kr�lewna. A za nimi w s�o�ca �unie dw�r kr�lewski Wr�ki sunie. Id� ptaki, id� �aby, krety, raki, myszy, kraby. Post�kuj�c z g��bi brzucha wolno toczy si� ropucha. �limak cienkie stawia rogi, �lin� znacz�c srebrne drogi. Strojny w szat� sw� godow� mak potrz�sa �ys� g�ow�. Popod �apk� z sow� zmierza kot o skrzyd�ach nietoperza. Sunie tak�e je� kolczaty, id� zio�a, grzyby, kwiaty, dziwade�ka i karliki podskakuj� w takt muzyki. Sunie, sunie orszak Wr�ki � krasnoludki, widma, duszki. Idzie �mieszny, barwny, �ywy �wiat jak z bajki � a prawdziwy. W kr�g komnaty siad�szy w cieniu, patrz� duszki w �rodek sali, k�dy stoi na wzniesieniu tron z pian morskich i korali. I z uciechy klaszcz� w d�onie, bo roz�miana, okr�glutka na z�ocistym siada tronie rozczochrana, ma�a Butka. Ale raptem milkn� dziwa, cichn� szepty i chichotki, bo g�os Wr�ki si� odzywa, g�os powa�ny, d�wi�czny, s�odki: � Pokutnik�w ludku ma�y! Kar�y, gady i poczwary! Sp�jrzcie na ten blask wspania�y! On wam wie�ci koniec kary. To male�kie ludzkie bobo blask s�oneczny wnios�o z sob�. W moim szklanym pa�acyku by�o smutno, by�o ciemno; �ez wylali�cie bez liku � lecz p�akali�cie daremno! Bo z was ka�dy w mym ogrodzie by� schwytany z pi�tnem: �Z�odziej!� A ksi�g �wi�tych m�wi� prawa: �e kto cudz� w�asno�� ruszy, tego dola b�dzie �zawa, a� �al try�nie z g��bi duszy. Lecz za spraw� tej dzieciny odpuszczone wasze winy. Cho� kusi�y j� owoce, cho� jej drog� zasz�y t�umem, pokona�a wszystkie moce siln� wol� i rozumem. Jeszcze w fa�dach swej kieszonki ocali�a dwa gawronki. Bohaterska ta dziecina zas�u�y�a na nagrod�. Szcz�cia bije wam godzina! Ona zwr�ci wam swobod�. Lecz dla s�odkiej mej dziewuszki b�dzie pierwszy bal u Wr�ki! Ty�, Sob�tko, tu kr�low�! Co naj�mielsza my�l wyprzedzi�, ka�dy rozkaz, ka�de s�owo wype�nione dzisiaj b�dzie. Wi�c m�w, czego ci potrzeba, czego pragniesz najgor�cej? Cho�by� gwiazdki chcia�a z nieba, to j� z�o�� w twoje r�ce. M�w, najs�odsze me serduszko, m�w, dziecino z�otow�osa... � A Sob�tka, b�bni�c n�k�: � Tseba Butce utse� nosa! � Na ten rozkaz niespodziany takim pa�ac gruchn�� �miechem, �e zad�wi�k�y wszystkie �ciany rozdzwonionym, d�ugim echem. W mig utar�a Wr�ka nosek chustk�, z�otem haftowan�, po czym zabrzmia� cienki g�osek: � Chciem pielog�w ze �mietan�! W r�ku Wr�ki pier�cie� b�yska i ze szparki pod przypieckiem wyskakuje wielka miska i ustawia si� przed dzieckiem. Co za micha! Wielkie bogi! Zl�k�a si� powiewna Wr�ka, ale Butka je pierogi, a� si� trz�s� ma�e uszka. Dwa gawronki w rogach sto�u pa�aszuj� z ni� pospo�u. Gdy sko�czy�a misk� ca��, wyskroba�a �y�k� do dna, rzek�a � Butce to za ma�o! Butka jesce baldzo glodna! W lot skoczy�y wszystkie duszki, straszyde�ka, k�apouszki i kra�ni�ta, i chochliki, dziwoludki i karliki. Ten male�kiej bohaterce z marcepanu niesie serce, tam dziwaczne, wielkie kraby cukrowane tocz� baby. Jad� placki, makowniki, przek�ada�ce i serniki. Ten z owoc�w koszem bie�y, ten pomadki sypie z dzie�y. Ci zn�w nios� konfiturki, lody, torty i mazurki. By nie m�wi� ju� obszerniej, pa�ac zmieni� si� w cukierni�! O czym jeno my�l zamarzy, wszystkim Wr�ka Butk� darzy. A �e nasza panna ma�a uraczy�a si� obficie, �e wszystkiego skosztowa�a, o tym chyba nie w�tpicie. Skacz� duszki wko�o Butki, jak dogodzi� jej, nie wiedz�. I zn�w zabrzmia� rozkaz kr�tki: � Telaz niech ju� stlachy jedz�! To� zacz�a si� biesiada! P�dz� duszki i karliki i ju� ka�dy gar�ci� zjada przewyborne smako�yki. T�tni ca�y pa�ac szklany od wykrzyk�w i rado�ci, a nasz bobu� rozczochrany wszystkich raczy, wszystkich go�ci. Lecz maluchna ta osoba raptem wzdycha z g��bi brzuszka. � Czy ci si� co nie podoba? � niespokojnie pyta Wr�ka. Ach, bo pragnie dusz� ca��, by dzieci�tko z ni� zosta�o. I spogl�da w zachwyceniu na t�u�ciutk�, ma�� Butk�, co przycup�a sobie w cieniu na r�czynach wspar�szy br�dk�. A Sob�tka tak jej prawi: � Butce si� juz tlosk� nudzi, bo tu z Butk� nikt nie bawi, nie ma dzieci, nie ma ludzi... I z swawolnym �mieszkiem doda: � Jak tu psyjd� nase dzieci, Wtolek, Cwaltek, Pi�tek, �loda, to tw�j pa�ac si� lozleci. U nas lepsa jest stodo�a, tam si� mozna chowa� w sianie � i mamusia wsystkich wo�a na obiadek, na �niadanie. W oknach pe�no pelargonii, losnom fuksje i milciki i tak �licnie na halmonii glajom nase celadniki! Bo m�j tatu� jest pan majstel, a ja jestem jego c�lka. I tak ws�dzie pachnie klajstel i tlociny siom, i wi�lka! U�miech znikn�� z jej twarzyczki � snad� do mamy i do tata ca�� si�� swej duszyczki z kryszta�owych sal ulata. I poj�a dobra Wr�ka dzieci�cego moc serduszka. Przygarn�a j� do �ona. � Jeszcze tylko chwilk� kr�tk� zosta� ze mn�, ty spieszczona, wdzi�czna moja niezabudko. Pr�dko przejdzie czar godziny i porzucisz mnie, male�stwo, i powr�cisz do rodziny, ujrzysz mam� i rodze�stwo. Tu w przejrzyste klas�a d�onie. � Niech muzyka sp�ynie w sal�, niechaj tysi�c gwiazd zap�onie! Bal zaczyna si� nad bale! Bije w zamku dzwon wesela, dworska zbiega si� kapela. Nios� b�bny i klarnety, tr�by, skrzypce, basy, flety. W �rodku sali duszki�kwiaty stroj� Butk� w �wietne szaty. Przezroczysta z mgie� tkanina drobn� posta� jej opina. Do jej pleck�w dziwade�ka przyklejaj� dwa skrzyde�ka. A na n�ki, miast trzewik�w, ci�my k�ad� z brylancik�w. Kr��ek z�oty na czub g�owy � i str�j Butki ju� gotowy. Wyst�pi�a na prz�d sali i ozwa�a si� w te s�owa: � Telaz niech mnie kazdy chwali, telaz Butka jest kl�lowa! I zdumia�a si� nie lada, gdy maczysko �yse, stare, niski pok�on przed ni� sk�ada, prosz�c, by z nim posz�a w par�. Mak, co niby r�s� na grz�dzie, a plotkowa� o niej wsz�dzie! Tym zuchwalstwem ura�ona, Butka rzek�a dumnie, sucho: � Id� plec, pa�ko wygolona! B�dzies ta�cy� dzi� z lopuch�! I pan mak skonfundowany i�� z ropuch� musi w tany. A Sob�tka pl�s zaczyna z duszkiem kr�g�ym niby ga�ka, co troszeczk� przypomina jej braciszka � Poniedzia�ka. Raptem sal� czar przenika � to oberka r�nie muzyka. Wszystkie duszki, wszystkie dziwa czarodziejski ton przyzywa. Ta�czy �limak z z�ot� muszk�, a pomidor ta�czy z gruszk�, zgrabne �abki z �wierszczykami obejmuj� si� �apkami. Ta�cz� ptaki i zwierz�ta, skacz� �miesznie gawroni�ta, kt�rym b�yszcz� si� jaskrawie �liczne dwa ogonki pawie. Str�j ten pi�kny, okaza�y na dzisiejszy bal przybra�y. Ta�czy z duszkiem ma�a Butka roze�miana, r�owiutka, ci�emkami chlupie, tupce, a jej tancerz tnie ho�ubce! A� Sob�tka zawr�t czuje, tak t�u�cioszek z ni� wiruje. Ta�czy wdzi�cznie ryba z rakiem, a pietruszka z pasternakiem, ta�czy dudek z pani� sow� i mak skacze z �ys� g�ow�. A ropucha tak z nim pl�sa, a� mu ze �ba mak wytrz�sa! Kr�g zatacza bra� zakl�ta, ta�cz� duszki i kra�ni�ta, kwiaty, grzyby, widma, dziwa, skacze nawet miot�a krzywa! Pa�ac mieni si� jak w ba�ce, p�yn� tony, p�yn� ta�ce, lekkie szaty wiatr rozwiewa, wszystko pachnie, wszystko �piewa, �ciany krwawi� si� rubinem, to fioletem, to bursztynem. Graj� skrzypce i piszcza�ki, b�bny, flety i cymba�ki. Ta�czy, ta�czy w kr�g komnaty r�j stubarwny, r�j skrzydlaty, pl�s zawodzi w �wiate� t�czy, a muzyka gra i d�wi�czy. Nad ogrodem, hen, na dworze zachodz�ce p�on� zorze. ROZDZIA� VII Jak si� zachowali w ogrodzie Wr�ki nieproszeni go�cie i jaka ich za to spotka�a kara Sad sta� w my�lach pogr��ony, strojny, bujny, roz�o�ysty, kryj�c w li�ciach wyz�ocony owoc � wonny i soczysty. S�o�cu nios�c dzi�kczynienie sad zapada w s�odk� cisz�. Traw� d�ugie znacz� cienie, �aden li�� si� nie ko�ysze. Wtem... co� k��bi si� nad murem i w czarownej tej ustroni co� zawrzas�o takim ch�rem, �e mi jeszcze w uszach dzwoni. � Jaka� wrzask�w tych przyczyna?� Ka�dy mi pytanie zada. A to w ogr�d jak lawina pana majstra banda wpada. Poniedzia�ek na ich czele po indyjsku jak nie �wi�nie, jak nie huknie: � Na morele! Na brzoskwinie! Hej, na wi�nie! Za starszego brata �ladem ju� zg�odnia�e basa�yki p�dz� naprz�d zwartym stadem, zbrojne w kije i patyki. W mig na grusze, na jab�onie pnie si� chciwych malc�w rzesza; ten pie� chwyci� w obie d�onie, ten si� u ga��zi wiesza. Si�ce? Guzy? Bagatela! Skoro owoc gradem leci i kobiercem si� roz�ciela pod �ar�ocznym wzrokiem dzieci! To� to rado��! To wesele! Ten pod drzewem milczkiem kuca, w usta wielkie pcha morele, a pestkami w dzieci rzuca. Tamci dwoje popod murem winogrona szarpi� wonne, co si� wij� d�ugim sznurem ci�kie, s�odkie i bezbronne. Czwartek, pe�en animuszu (ten z �akomstwa zawsze s�ynie), szuka ziarnek, ni�ej uszu pogr��ony w wielk� dyni�. A najstarszy pan dobrodziej taki rozmach w sobie czuje, �e co tylko jest w ogrodzie zjada, �amie i tratuje. M�odsi za nim dr� si�, piszcz�, cho� wypchali ju� kieszenie, jeszcze depc�, jeszcze niszcz�, jeszcze siej� spustoszenie! W chwilk� p�niej � nie do wiary, co uczyni� ich sza� dziki! Jakby przesz�y tu Tatary, jakby przesz�y rozb�jniki! Sad, co w skarb�w swych ozdobie sta� pachn�cy, barwny, strojny, teraz chyli si� w �a�obie, jakby tkni�ty d�oni� wojny. Wsz�dzie szczerby, wsz�dzie rany, tam prze�wieca zdarta kora, tu winograd podeptany, tam si� zwiesza ga��� chora. W tym bezmy�lnym spustoszeniu tak si� wszystko odmieni�o, �e a� s�o�ce w przera�eniu chmurk� sobie twarz zakry�o. A dzieciarnia objedzona, ocieraj�c czo�o w pocie, s�odkim �upem objuczona, my�li wreszcie o odwrocie. Bo pan�brat im tak powiada: � Gdy nas Wr�ka tu zastanie, to, cho� sama si� objada, nam z pewno�ci� sprawi lanie... Uciec?... Hm, to sprawa �atwa, droga przez mur przecie� kr�tka, lecz... � tu na si� spojrzy dziatwa � gdzie� podzia�a si� Sob�tka?! Radzi zatem zesp� ca�y, a� tu... huk�y gdzie� wystrza�y. (To dla Butki�bohaterki zapalono fajerwerki). Wtorka l�k ogarn�� srogi; skoczy� niby kamie� z procy. � Dzieci! Pr�dko za pas nogi! Uciekajmy, co w nas mocy! Lecz... czy naraz ich zakl�to? Co� ich chwyta w splot ga��zi, co� ich si�� niepoj�t� skuwa, szarpie, trzyma, wi�zi. Przez sad w blask�w aureoli Wr�ka zbli�a si� powoli... Idzie z twarz� oniemia��, �una gniewu j� oblewa. � Co si� z moim sadem sta�o? Moje biedne, drogie drzewa! Na te s�owa nieszcz�liwy sad rozj�cza� si� bole�nie: p�acz� grusze, p�acz� �liwy i jab�onki, i czere�nie. A� wisienka smuk�a, tkliwa um�czon� g��wk� k�oni i cichutko si� odzywa: To sprawili, Wr�ko, oni! Za czym pi�kna Cud�Kr�lewna twarz obraca pa�aj�c� i spostrzega gro�na, gniewna, winowajc�w band� dr��c�. Nigdy� dla mnie przez minut� gwiazda szcz�cia nie za�wieci? �ycie b�dzie zawsze strute przez swawol� chciwych dzieci? I zn�w sad m�j ukochany b�dzie chory i kaleki, niezgojone zawsze rany krwawi� b�d� cale wieki! Ach, zgrzeszyli�cie nad miar�, lecz wam znan� jest nauka: �Kto przewini, we�mie kar�. Znajdzie guza, kto go szuka!� Tu z pier�cieniem wznios�a r�k�. � Za nikczemny wasz uczynek, za drzew biednych srog� m�k� zmieniam was w gromad� �winek! Patrz� dzieci w os�upieniu, strach ubieli� im twarzyczki. Ju� z ich n�ek w okamgnieniu �wi�skie robi� si� raciczki! Gdzie ich r�ce? Gdzie ich szyje? Pr�no �kaj� z g��bi duszy: zamiast nos�w maj� ryje, z bok�w brzydkie k�api� uszy. A przez dziury hajdawerk�w g�upio, �miesznie i szyderczo, pozwijane w kszta�t �widerk�w, ogoneczki �wi�skie stercz�! Wr�ka ku nim r�k� skinie. � Gdy sumienie si� w was wzbudzi, to i kary czar przeminie... Id�cie teraz precz � do ludzi! Zrozpaczone strasznym losem chc� dziateczki doby� krzyku i wraz j�k�y �wi�skim g�osem: � Krum! krum! Kwiku! kwiku! kwiku! Ledwie rozleg� si� w przestrzeni przera�liwy kwik prosi�tek, kto� spomi�dzy traw zieleni w sadu wtacza si� zak�tek. To prze�licznie ustrojona kr�g�a, bia�a i t�u�ciutka, rojem duszk�w otoczona, co tchu p�dzi � ma�a Butka. Ju� przebieg�a sad dziewczynka i z�ocon� p�dzi dr�k�, krzycz�c: � Gdzie� tu kwicy �winka, pokaz �wink� Butce, Wl�zko! Us�yszawszy g�os siostrzyczki, ju� prosi�tka ca�� zgraj� ryjki, uszy i raciczki ku malutkiej wyci�gaj�. Butka wlepia w nie ocz�ta, z rozdziawion� patrzy bu�k�, a� zakrzyknie: � Te plosi�ta, to siom nase dzieci, Wl�zko! O, tu Cwaltek jest b�cwa�ek, a tu �loda jest milutka, a tu duzy Poniedzia�ek! Wsystkich, wsystkich ma Sob�tka! I przed Wr�k� przera�on� ju� w ramionka �winki chwyta, a prosi�tek �mieszne grono z kwikiem, piskiem Butk� wita. Taka rado�� niepoj�ta rozja�ni�a malc�w twarze, �e ju� �adne nie pami�ta o przewinie i o karze. A male�ka im szczebiota: jak to by�a w �licznej sali, jak tam wszystko jest ze z�ota, jak pierog�w Butce dali... � I jest taki tlon z kolalu, i mak �ysy by� na gz�dzie, i ja by�am tam na balu, i zn�w Butka ta�cy� b�dzie! I mnie Wl�zka tak chwali�a psed wsystkimi stlasyd�ami, zem nic w sadzie nie lusy�a! � ko�czy, plaszcz�c r�cz�tami. Ledwie s�owa te wyrzek�a, lament wko�o si� podnosi; dzieciom struga �ez pociek�a i r�owe pyszczki rosi. (Tak �akomstwo swoje, zda si�, op�akuj� poniewczasie). I tak wszystkie kwicz� rzewnie, �e to Butk� niepokoi � wi�c si� zwraca ku Kr�lewnie, co milcz�ca przy niej stoi. � Wl�zko, powiedz mi w tej chwili, cego oni wsystkie plac�? Cego ryjki w �apki sklyli i na Butk� si� nie pats�? Na to Wr�ka, smutna, blada, na jej g��wce r�k� k�adzie i ze smutkiem opowiada, co robi�y dzieci w sadzie. � Kres po�o�y� chc�c swawoli, zamieni�am je w prosi�ta, lecz je�eli ci� to boli, to twa wola dla mnie �wi�ta. Ty�, Sob�tko, dzi� kr�low�, pier�cie� w twoje r�ce zdaj�, rzeknij tylko jedno s�owo, a co rzekniesz, niech si� staje! Tu na pulchn� Butki r�czk� na�o�y�a sw� obr�czk�. Patrz� �winki w Butk� chciwie � ich zbawienie jest w jej r�ku, wi�c krumkaj� niecierpliwie, ryjkiem kr�c�c, pe�ne l�ku. Z mowy Wr�ki Butka ma�a tyle tylko zrozumia�a, �e na ka�de jej ��danie, co zapragnie, to si� stanie. Popatrzy�a na �wineczki � ach, jak one kwicz� �licznie, jakie maj� ogoneczki i jak krzywi� si� komicznie! I wraz cienkim g�oskiem dzwoni, z roze�mian� krzycz�c mink�: � Chciem by� taka jak i oni! Butka chcie by� takze �wink�! Ledwie ko�czy t� my�l pust�, ju� si� zmienia w �wink� sz�st�. Pr�no Wr�ka zrozpaczona r�ce wznios�a w jej obronie � Butka, w prosi� zamieniona, z kwikiem skacze ju� ko�o niej! Blado�� Wr�ki twarz okry�a, bo uczu�a z nag�ym dr�eniem, �e cudowna czar�w si�a opu�ci�a j� z pier�cieniem. Co to b�dzie?! Wielki Bo�e! Wszak male�stwo to niewinne tysi�c nieszcz�� �ci�gn�� mo�e przez zachcenia swe dziecinne! Cud�Kr�lewna, p�aczu bliska, na pier�cionek z trwog� patrzy i w ramionach Butk� �ciska, co� jej szepce, co� t�umaczy, i nam�wi� chce koniecznie, by wraca�a z ni� do sali, bo tam b�dzie jej bezpiecznie w�r�d marmur�w i korali. Wreszcie, zblad�e chyl�c lica, o pier�cionek szeptem prosi; ale ma�a swawolnica tylko �miechem si� zanosi. Obejrza�a si� ku bramie i raciczk� dzieci tr�ca. � Butka chcie to zanie�� mamie, chod�cie, bo juz Butka �pi�ca. �Kwik!� � zawrzas�y wraz wisusy, banda o nic si� nie pyta, w ogr�d �wawe daje susy i do domu rwie z kopyta! Zrozumiawszy, co si� �wi�ci, �Kra! kra!� � pis�y dwa gawronki i za Butk� bez pami�ci gnaj�, wznosz�c swe ogonki. Nim si� Wr�ka obejrza�a, nim poj�a, co si� sta�o, ju� z pier�cionkiem Butka ma�a znik�a w bramie z band� ca��. ROZDZIA� VIII W kt�rym strapiona Wr�ka o�ywia czarnoksi�skie zwierciad�o W szklanym zamku na makatach smuga k�adzie si� ksi�yca. W czarodziejskich, zwiewnych szatach le�y Wr�ka bladolica. Wzd�u� jej ramion z�ot� fal� sp�ywa w�os diademem spi�ty; nigdzie �wiat�a si� nie pal�, w mroku pa�ac leg� zakl�ty. A doko�a �wietnej sali, pozwijani jak k��buszki, �pi� mieszka�cy zamku mali, dziwoludki, kar�y, duszki. Cisza wko�o... blask miesi�ca srebrem sp�ywa przez sklepienie, duma Wr�ka bolej�ca, w fantastyczne patrz�c cienie. Wtem co� drgn�o u kotary, b�ys�y z�otej fr�dzli skr�ty i ukaza� si� kruk stary, kruk z oczami jak diamenty. Kr�g�ym �lepiem powi�d� wko�o i w �eb czarny si� zastuka. �Czego� tutaj nieweso�o... Nie oszuka� imci kruka!� Do Kr�lewny podszed� �ywo, uk�on z�o�y� jej misterny i z powag� wyrzek� tkliw�: � Oto jest tw�j s�uga wierny. Tu popatrzy� w twarz jej bia�� i zapyta�: � Co si� sta�o? Wr�ka smutnie u�miechni�ta wysun�a d�o� z koronek. � Prys�a moja moc zakl�ta; utraci�am m�j pier�cionek. � Kra! kra! � pad�o w zamku cisz�. � Cud�Kr�lewno, co ja s�ysz�? � Cyt, cyt, bo nas kto pods�ucha �szepnie Wr�ka, kryj�c lice. �Drogi kruku, nachyl ucha, zwierz� ci m� tajemnic�. W mrocznej sali pani blada sploty w�os�w mn�c z rozpaczy, co� krukowi szeptem gada, a kruk s�ucha, a kruk patrzy. Gdy mu barwnie nakre�li�a, jak Sob�tka dwa gawronki przez jej sad przeprowadzi�a skryte w fa�dach swej kieszonki... I jak z Butk� ptaszki kuse odegna�y precz pokus�... Kruk odsapn�� ze wzruszenia, po czym mod� staro�wieck� w �eb si� skrobn�� od niechcenia i rzek�: � M�dre, m�d�r�r�re dziecko! A gdy dwaj figlarze mali, dzi�b otar�szy ze �mietany, w pawie stroje si� przebrali i weso�e wszcz�li tany � kruk roze�mia� si� z uciech�, a� d�wi�kn�o w sali echo: � Kra! kra! A to sprytne sztuki! M�dre jak prawdziwe kruki! To� to matka dzi�b rozdziawi, gdy zobaczy str�j ich pawi! I skrzyd�ami zaszele�ci, i zn�w s�ucha opowie�ci. To pochyla sw�j �eb