6493
Szczegóły |
Tytuł |
6493 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6493 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6493 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6493 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zofia Rogosz�wna
Dzieci Pana Majstra
Zofia Rogosz�wna (1881�1921) � swoje �ycie zwi�za�a z dzie�mi. Zajmowa�a si�
psychologi�
dziecka, nauczaniem, pracowa�a spo�ecznie w o�wiacie ludowej.
Pisa� i wydawa� ksi��ki zacz�a w 1910 roku. Najpierw by�y to wspomnienia z
dzieci�stwa,
nowele o psychice ma�ego dziecka, potem powstawa�y kolejne znakomite utwory
literackie,
pe�ne fantazji, ba�niowe, pisane z my�l� o ma�ym czytelniku. Nale�� do nich
mi�dzy innymi:
�Sroczka kaszk� warzy�a�, �Klitu� bajdu��, �Kosza�ki opa�ki�, �Dzieci Pana
Majstra�.
Zofia Rogosz�wna dokona�a te� kilku przek�ad�w pi�knych ba�ni. �Piotru� Pan� J.
M. Barriego,
�Zazulka� France�a, �Pier�cie� i r�a� Thackeray�a dzi�ki niej pozosta�y na
sta�e w
dzieci�cych lekturach.
�Dzieci Pana Majstra� to ksi��ka zawsze ch�tnie czytana. Prostym, rytmicznym
wierszem
pisana opowie�� o rozbisurmanionych pociechach majstra Tygodnia i jego �ony
Niedzieli
bawi, a swawole dzieciarni i niebezpieczna przygoda trzymaj� czytelnika w
napi�ciu. W tej
bajkowej opowie�ci autorka ukry�a sporo mora��w i przykaza�, ale dzi�ki �ywej
akcji, barwnym
postaciom dzieci, dzi�ki przygodom przyjmuje si� je �atwo, a codzienne
rodzicielskie
uwagi o tym, jak nale�y si� zachowywa�, przestaj� by� nudne.
ROZDZIA� I
Tatko, mama, dzieci
Majster Tydzie�, chwat nad chwaty,
b�dzie temu lat ju� wiele,
ujrza�, �wie�� niby kwiaty,
m�od� pann� � Im� Niedziel�.
Duchem pos�a� do niej swaty,
by�o troch� ceregieli,
lecz �e chwat to by� nad chwaty,
wi�c spodoba� si� Niedzieli.
Jak si� zwykle potem zdarza,
ju� organy grzmi� w ko�ciele,
to Im� Tydzie� od o�tarza
wiedzie �onk� � Im� Niedziel�.
Dziatek da� im B�g sze�cioro,
nie za wiele, nie za ma�o;
c�rki z matki wdzi�k sw�j bior�,
ch�opcy zuchy g�b� ca��.
Syn najstarszy jak anta�ek;
m�odszy zn�w jak pomidorek,
pierwszy � zwie si�: Poniedzia�ek,
drugi � mamin pieszczoch: Wtorek.
Dalej dziewcz� jak jagoda
(czub z kokard� ma na g�owie),
ksi�dz j� ochrzci� mianem: �roda �
liczko kra�ne, oczka sowie.
Za ni� drepcze Czwartek ma�y,
co na ka�de imieniny
chrustu zjada p�mich ca�y,
p�czk�w za� � ze trzy tuziny.
Pi�tek, tym si� mama biedzi �
na nic pro�by jej i trudy,
Pi�tek nie je nic pr�cz �ledzi
i dlatego jak �led� chudy.
Mniejsza ode� o dwa cale
to Sobota jest kr�glutka
(wszystko zmiata doskonale),
a rodze�stwo zwie j�: �Butka�.
Dobrze chowa si� gromadka,
dzieci zdrowe jak orzechy,
a� si� trz�sie bia�a chatka,
taki gwar w niej, ha�as, �miechy.
O nic dziatwa si� nie troska,
ci�gle figle, ci�gle psoty,
�e niech r�ka broni boska,
co Niedziela ma roboty!
Wtorek majtki zdar� na p�ocie,
Czwartek si� po rynnie wspina,
Pi�tek zgubi� trzewik w b�ocie,
�roda wpad�a do komina.
A prym wiedzie Poniedzia�ek!
To� nie straci� omal ducha,
kiedy z dachu, niby wa�ek,
wprost do matki spad� fartucha.
Za urwis�w starszych pi�tk�
i Sob�tka te�, g�upiutka,
wszystko robi jak ma�pi�tko,
chocia� taka jest malutka!
G�o�no �miej� si� s�siadki,
�e poczciwa im� majstrowa
na hultaj�w, na gagatki
wszystkie dzieci swe wychowa.
Pod jej okiem �mia�o broi
rozhukana ta czereda,
bo si� matki nic nie boi.
Gorsza bywa z ojcem bieda.
Bo z Tygodnia majster t�gi:
�Furdum, burdum, mocium panie!�
Kto zawini� � bez mitr�gi
na warsztacie bierze lanie.
Lecz gdy widz� swawolniki,
�e im grozi basarunek,
wraz podnosz� lament, krzyki:
� Mamo! Mamo! Na ratunek!
A ju� matka zadyszana
d�o� karz�c� wstrzyma� leci.
� Na to� wysz�am za wa�pana,
by� niewinne dr�czy i dzieci?
� �ono! To� mu wzi��em z gar�ci
roztrzaskany zegar gda�ski!...
� Jak to? Zegar milszy wa�ci
ni� rodzony synek pa�ski?
� Duszko! Lec� ze mnie spodnie,
Wtorek poci�� moje szelki...
� Chcia� mie� lejce niezawodnie!
Ot, ch�opi�ce to figielki!
� Sp�jrz na buzie twych dziewcz�tek:
mi�d wykrad�y ze spi�arki...
� O, te wejd� w ka�dy k�tek,
b�d� dobre z nich kucharki.
� Pieprz mi wsypa� do tabaki
tw�j synalek, �ono, trzeci,
� I chcesz kara� za �art taki?
To� to, m�u, jeszcze dzieci!...
� Musz�, musz� wzi�� raz baty,
ty je, matko, nadto psujesz!
� Tydziu! Rzek�e� mi przed laty,
�e nad �ycie mnie mi�ujesz!
Tu majstrowa w g�os za szlocha
(majster d�oni� przytka uszy).
Tydzie� bardzo �on� kocha,
�zom jej ul�y� rad by z duszy.
Cho� si� jeszcze sro�y� stara:
�Furdum, burdum, mocium panie!�
W zapomnienie idzie kara,
dyscyplina ju� na �cianie.
� Precz, hultaje! Precz, zbytnice! �
huknie jeno majster z g�ry.
� Bo jak kt�re z was przychwyc�,
to ob�upi� je ze sk�ry!
Na gor�cy ten traktament
nie czekaj� lube dziatki,
lecz ogromny czyni�c zam�t
wszystkie nikn� z oczu tatki.
Gdy Niedziela to zobaczy,
drzwi zamyka po cichutku
i m�ulka miodkiem raczy,
g�adz�c r�czk� po podbr�dku.
ROZDZIA� II
Jak si� zako�czy�a weso�a zabawa
Lec� dziatki w wielkim p�dzie,
ka�de z t�g� chleba krom�,
a� przycup�y w polnej grz�dzie,
zas�oni�te g�rk� strom�.
� Ano, by�o strachu trocha �
Poniedzia�ek jedz�c rzecze �
szcz�ciem tatko mam� kocha,
wi�c nam zwykle si� upiecze.
� Musz� jednak przyzna� sama
(w �rodzie budzi si� sumienie),
�e ta nasza biedna mama
wielkie z nami ma strapienie.
�Tatko taki! Mama taka!�
Ka�de z dzieci rzuci s��wko...
Wtem Sob�tka spoza krzaka
rzeknie, kr�c�c p�ow� g��wk�:
� Ziebym takie dzieci mia�a,
cio ni� nie chc� ��ucha� taty,
tobym siama im wsipa�a
na wal�tacie doble baty!
� Nikt nie pyta ciebie, Butko!
Wi�c najlepiej milcz, male�stwo! �
Tak z dziecin� zwi�le, kr�tko
rozprawi�o si� rodze�stwo.
� Jednak s�uszno�� ma Sob�tka �
po namy�le �roda powie. �
Mama taka dobra, s�odka,
a nam wiecznie figle w g�owie.
� Co tam wdawa� si� z szkrabami! �
Poniedzia�ek huknie z �miechem.
� To� rodzice m�wi� sami,
�e zabawa nie jest grzechem.
Lecz dziewcz�ta przecie tch�rze,
st�d mora�y o poprawie.
Sied�cie zatem tu, na g�rze,
a my zjedziem w d�, po trawie...
� Wiwat! � krzykn� ch�opcy. � Brawo!
I szalona zje�d�a czw�rka:
ten na lewo, ten na prawo,
echem �miech�w t�tni g�rka.
W p�acz dziewczynki: � I my z wami,
nie boimy si� ni troszki!
� Nie wdajemy si� z babami,
co udawa� chc� �wi�toszki!
Gdy us�yszy to Sob�tka,
szybko z �ez ociera oczy
i, jak pi�ka okr�glutka,
ju� za bra�mi w d� si� toczy!
�roda waha si� przez chwil�,
lecz gdy ca�a pi�tka hula,
czy� wypada zosta� w tyle?
Wi�c si� tak�e na d� stula.
� Jest Sob�tka! Jest i �roda,
a to zuchy dziewczyniska! �
I tu ka�dy z braci doda:
� No, siostrzyczki! Dajcie pyska!
Wszyscy razem, wszyscy w zgodzie
pn� si� u�y� cudnej sanny,
ka�dy pragnie by� na przodzie:
P�dz� ch�opcy! P�dz� panny!
To� to rado��! To zabawa!
Ziemia kr�ci si� doko�a,
jak aksamit mi�kka trawa,
a jak �licznie pachn� zio�a!
Hej�e, z g�rki na pazurki!
Hulaj dusza bez kontusza!
W takim p�dzie lec� z g�rki,
a� w urwisach ro�nie dusza!
Trach! roztarga� si� fartuszek,
tu tasiemka! Tam guziki!
Ten potoczy� si� na brzuszek,
�miechy, wrzaski, piski, krzyki!
A� si� s�onko �mieje w g�rze i
spogl�da w d� ciekawie;
a� skowronek �cich� w lazurze
przypatruj�c si� zabawie.
Dzieciom pot ju� z czo�a kapie,
dyszy �roda, dyszy Wtorek;
ten jak miech kowalski sapie,
ten wywiesi� sw�j ozorek.
� To mi jazda! To parada!
Tchu nie mog� z�apa� w p�uca... �
Poniedzia�ek ci�ko siada,
lecz natychmiast w bok si� rzuca.
� Dzieci! � na rodze�stwo kiwnie.
Niech popatrzy, prosz�, kt�re,
czemu tak mi jako� dziwnie,
jakbym wzi�� od tatka w sk�r�?
Gwa�tu rety! Spojrz� dziatki:
z hajdawerk�w pana brata
jeno strz�py, jeno szmatki,
na nic zdarta ca�a szata!
Na ten widok ka�dy czuje
(oto skutki s� swawoli),
�e go te� co� piecze, k�uje,
�e go te� co� troch� boli.
Sp�jrzcie tylko na ich miny!
�Dziura! Dziura!� � s�ycha� krzyki.
W strz�pach nawet koszuliny!
Wszystko do cna zdar�y smyki.
Ach, bo cudna jazda owa,
co si� zda�a jedn� chwilk�,
a dla ubra� tak niezdrowa,
trzy godziny trwa�a... tylko.
Jak pokaza� si� tak komu?
Cho� do mysiej skryj si� dziury...
Je�li ojciec b�dzie w domu,
to� dobierze si� do sk�ry!
Za czym wszystkie w p�acz dziateczki,
kiedy gruby Czwartek wrza�nie:
� G�ra zdar�a nam majteczki!
Niech j� za to ka�dy trza�nie!
Na to walka w mig zawrza�a,
ka�dy ziemi� bije, �upie,
gdy zn�w rzeknie Butka ma�a:
� Wy je�te�cie baldzio g�upie!
Prawda! Spojrz� na si� dziatki �
c� im z bicia g�ry przyjdzie? �
Czy� naprawi to ich szmatki?
Co tu robi�? Ha�bo! Wstydzie!
Najpierw zatem dwie siostrzyczki
z buzi� w p�sach, z �ezk� w oku
ci�gn� z trudem swe sp�dniczki
i spinaj� je na boku.
Z bra�mi gorszy jest ambaras...
Czym zast�pi� zdarte szmatki?
A wtem �roda: � Mam co� dla was!
Z li�ci wam porobi� �atki!
� Ach, ty m�dra! Ty poczciwa! �
Ju� przy malcach �roda siada,
li�� za li�ciem r�czk� zrywa,
dziwne �aty z nich uk�ada.
Gdy podnios�y si� grubaski,
�miech ka�dego porwa� pusty.
� M�j li�� wkl�s�y! A m�j p�aski!
M�j z �opuchu! M�j z kapusty!
Lecz czy �rody dobre ch�ci
zechce uzna� srogi tata?
Czy rad b�dzie z tych piecz�ci
zieloniutkich jak sa�ata?
� Do dom nie ma wraca� po co,
bo tam zaraz bomba p�knie;
trzeba skry� si� gdzie przed noc� �
Poniedzia�ek dzieciom rzeknie.
Na po�udnie w�a�nie dzwoni�,
gdy spod g�rki w l�ku, wstydzie,
przytrzymuj�c li�cie d�oni�,
na w��cz�g� dziatwa idzie.
ROZDZIA� III
Czego si� �roda dowiedzia�a od m�drego
Kruka
Id�, id� w szarym pyle
utrudzone wlok�c nogi;
a� uszed�szy blisko mil�
na rozstajne przysz�y drogi.
Gdzie si� zwr�ci�? W kt�r� stron�?
S�o�ce tak niezno�nie pali:
dzieci g�odne, pom�czone,
�adne i�� nie mo�e dalej.
P�yn� �ezki z �cz Sob�tce:
� Stlasnie pusty dzi� m�j bzusek!...
Pi�tek piszczy: � Umrzem wkr�tce!
Czwartek buczy: � Ja chc� klusek!
Wreszcie mi�dzy wrzos�w krzaki,
pod skrzypi�cym drogowskazem,
jak Cyganie, jak �ebraki
wszyscy si� pok�adli razem.
Pod�o�ywszy pod si� r�czki,
wnet zasn�y ma�e smyki,
jeden widzi przez sen: p�czki,
drugi widzi: nale�niki.
I gdy le�� tak pokotem,
gdzie� z zachodniej nieba strony
z wielkim szumem i �opotem
nadlecia�y dwa gawrony.
Wi�kszy spyta� si� mniejszego
(bo to gawron by� i wrona):
� Czy� s�ysza�a co� nowego,
�onko moja ulubiona?
Wrona na to: � Kra! kra! kra!
Jest nowina jedna z�a,
lecz nie powt�rz jej nikomu
dzieci majstra
po kryjomu
wysz�y z domu.
Nie wr�ci�y na po�udnie.
Wilk je mo�e
po�ar� w borze
albo wpad�y w jak� studni�.
Majster rwie na g�owie w�osy,
matka szlocha wniebog�osy �
bo ju� pewno�� jest niezbita,
�e z urwis�w majstra � kwita!
Gdy tak wrona kracz�c gada,
�roda, niby ma�y duszek,
pod drogowskaz si� zakrada
i nastawia pilnie uszek.
� Ha! � rzek� gawron � tak si� zdarza,
gdy kto dzieciom zbyt pob�a�a.
Niech�e jejmo�� wi�c pami�ta
dobrze chowa� gawroni�ta.
Bo to prosz� jejmo�� �ony,
kto chce dzielne mie� gawrony,
t�gie w dziobie, t�gie w duchu,
musi uczy� je pos�uchu.
Skoczy wrona obra�ona:
� Po co wa�� to m�wisz do mnie?
To� rzecz dawno dowiedziona,
�e ja dziatki chowam skromnie.
Ostro trzymam wszystkie w �apie,
ka�de mores dobrze zna,
gdy na psocie kt�re z�api�,
zaraz �aj�: �Kra! kra! kra!�
Zafurcza�y, zakraka�y
i z �opotem ulecia�y.
� To doprawdy nie do wiary �
�roda, oczka tr�c, powiada �
to� z t� wron� gawron stary,
niby tatko z mam� gada!
Ach, gawronkom ma�ym dobrze,
cho� si� bawi� przez dzie� ca�y
Ich ubranko si� nie podrze
i nie b�d� pas�w bra�y.
Gdy tak �roda smutnie biada,
kryj�c w r�czkach oczka �zawe,
chmara ptasz�t z g�ry spada
czyni�c wielki zgie�k i wrzaw�.
Sk�d�e naraz tyle ptaszk�w?
A to wr�ble, dudki, trznadle
z dw�ch male�kich gawronaszk�w
�miej� si� i kpi� zajadle.
� Patrzcie! Patrzcie! Gawronaszki
pogubi�y ogonaszki!
Ojca, mamy nie s�ucha�y,
w przyja�� si� z kocurem wda�y.
Kot niecnota
hyc! zza p�ota,
poturbowa� gawronaszki,
poukr�ca� ogonaszki!
Tu �wierkn�a im� dzierlatka:
� Kto nie s�ucha mamy, tatka,
dudy stroi,
bo si� boi,
�e mu tatko
kurt� skroi!
Bez ogonka chodzi� wstyd!
�wirku, �wirku, wit! wit! wit!
I z �wiergotem, �miechem, wrzaw�
polecia�y w lewo, w prawo.
A nieszcz�sne dwa gawronki
z wstydu si� pod pierzem p�oni�,
kryj� kuse swe ogonki
i �zy gorzkie w traw� roni�.
Pokiwa�a �roda g�ow�
i do siebie rzek�a z cicha:
� Wszystkim dzieciom jednakowo,
wszystkich dola r�wnie licha.
Wtem spod nieba kto� zawo�a:
� A wy sk�d tu, wiercipi�ty?! �
I nadlecia� kruk jak smo�a,
a mia� oczy jak diamenty.
Gawronaszki hyc! na n�ki:
� Wujku kruku, wujku stary,
ty na s�u�bie jeste� Wr�ki,
co zna r�ne m�dre czary;
popatrz, jaka �ysa sk�rka:
to nam kocur wydar� pi�rka!
Popro�, popro� j�, wujaszku,
niech nam da po ogonaszku.
B�dziem kocha� ci� bez miary,
bo si� strasznie boim kary.
Gdy si� dziatwa kruka czepia,
z wrzos�w zn�w wystrzeli g��wka.
�roda w kruka oczka wlepia,
nie chc�c straci� ani s��wka.
Kruk mia� wujk�w przymiot rzadki:
gawroni�ta psu� po trochu;
nieraz wstawia� si� u matki,
kiedy kl�cze� mia�y w grochu...
Wi�c si� z wolna w �eb poskrobie:
� Hm, wi�c macie dosta� �a�ni�...
a pan ojciec t�go dziobie... �
Tu gawronki pis�y: � W�a�nie!...
� Hm, urwisy z was nie lada,
lecz si� znajdzie mo�e rada;
ja zawraca� si� nie mog�,
bo w dalek� lec� drog�,
lecz te muszki, moje s�u�ki,
zaprowadz� was do Wr�ki.
Gdy skrobniecie dwakro� w bram�,
drzwi otworz� si� wam same.
W sad mo�ecie wej�� bezpiecznie,
byle cicho, byle grzecznie.
Wr�ka nigdy nie odmawia,
je�li go�� si� grzecznie sprawia.
Wi�c wam przykazuj� srodze,
nic nie wolno tkn�� po drodze!
Niech si� nawet wam nie przy�ni,
skubn�� cho�by jednej wi�ni,
fig, daktyli albo gruszki,
bo stracicie �ask� Wr�ki.
Pami�tajcie, gawroni�ta:
Cudza w�asno�� to rzecz �wi�ta!
Kto w �akomstwie nie zna miary,
nie uniknie srogiej kary.
Adieu, smyki! Dzioby w g�r�! �
I kruk wzbi� si� popod chmur�.
Klasn� w skrzyd�a dwa gawronki:
� B�dziem znowu mie� ogonki!
Chwilk� po�ci�, to� to fraszka!
dla m�drego gawronaszka! �
I ju� dziobkiem w dziobek kuj�
i uciesznie podskakuj�.
�roda, niemniej od nich rada,
wszystkie dzieci w kupk� zgania;
co s�ysza�a, opowiada,
i by w drog� sz�y, nak�ania.
� Gdy dwa razy skrobniem w bram�,
drzwi otworz� si� nam same;
przez t� bram� w sad wejdziemy,
Wr�ce dziury poka�emy.
Ona tak je �licznie z�ata,
�e nie pozna nic nasz tata.
Tylko niech si� wam nie przy�ni
skubn�� cho�by jednej wi�ni,
bo kruk m�wi�: �Gawroni�ta!
Cudza w�asno�� to rzecz �wi�ta!
To wam nakazuj� srodze,
nic nie wolno tkn�� po drodze!�
ROZDZIA� IV
Jak� drog� dzieci pana majstra
dosta�y si� do ogrodu Wr�ki
Poprzez pola, poprzez ��ki,
zapatrzone w z�ote muszki,
biegn� ra�no dwa gawronki
wyci�gaj�c cienkie n�ki.
A na ziemi troszk� dalej,
depc�c kwiaty, depc�c zio�a,
banda pana majstra wali,
roze�miana i weso�a.
B�yszcz� oczka, p�on� uszka,
rado�� z ka�dej tryska twarzy.
� Jak te� przyjmie nas ta Wr�ka?
Czym ugo�ci? Czym obdarzy?
Na wy�cigi wszystkie prawi�,
jakie to tam b�d� czary,
jak ubranka si� naprawi�,
jak unikn� w domu kary...
Chmurna tylko czego� Butka �
a gdy prosz�, by sz�a pr�dzej,
trz��� zaczyna si� jej br�dka:
� Nie chciem i�� do Baby J�dzy!
U niej domek jest z pielnika,
z domku baba z�a wyleci
i d�wi na k�u� poziamyka
i pozjada wsy�tkie dzieci!
� Ha! ha! ha! To bajki przecie,
nic si� nie b�j, tch�rzu ma�y!
Bab J�dz nie ma na tym �wiecie! �
ch�rem dzieci si� za�mia�y.
Zn�w o Wr�ce gadu, gadu...
� Gdyby� raz ju� trafi� do niej!
� To� my przecie� bez obiadu! �
P�dz�, a� im w uszach dzwoni.
Wtem gromadka krzyknie: � Co to?
I z podziwu staje dr��ca;
to mur szklany z bram� z�ot�
l�ni jak klejnot w blaskach s�o�ca.
Alabastry i kryszta�y
wonnych kwiat�w sploty wie�cz�;
ponad nimi sad wspania�y
w s�o�cu gra kolor�w t�cz�.
Ni�ej ogr�d jak mozaika
barw tysi�cem si� rozkwieci.
�Czy to prawda? Czy to bajka?��
zapatrzone my�l� dzieci.
�cich�y �miechy i igraszki �
dzieciom dr�� z wzruszenia n�ki;
dzi�b otwar�y gawronaszki:
� Jak�e cudnie jest u Wr�ki!
Tr�c� ch�opcy si� po cichu,
ka�dy naprz�d i�� si� wzdraga;
w czarodziejskim tym przepychu
prys�a naraz ich odwaga.
(Bo ichmo�cie oczywi�cie
przypomnieli sobie li�cie).
Wi�c dumaj� zuchy cztery,
�e gdy wejd� jak Cyganie
z podartymi hajdawery,
kto wie, co si� z nimi stanie?
�roda prosi, r�ce sk�ada,
przypomina s�owa kruka.
Oni swoje: � Nie wy�pa�da!
Niech kto inny szcz�cia szuka.
Gdy tak szepc�, gdy tak radz�,
w kropk� ozwie si� Sob�tka:
� Niech nas wlonki ziaplowadz�,
chciem do kwiatk�w i ogl�dka!
� Dobrze � rzekn� ch�opcy cicho �
niech gawronki id� w przedzie;
nu� bram strze�e jakie licho?
Patrzmy, jak si� im powiedzie...
Ptaszki wcale si� nie ba�y
dziw�w, czar�w ni z�ych mocy
(za to ch�tnie unika�y
ch�opc�w, co strzelaj� z procy).
Wi�c zerk! oczkiem w lewo, w prawo,
a ujrzawszy, �e s� same,
hyc, hyc, hyc! na n�kach �wawo,
i skrob, skrob! pazurkiem w bram�.
Bums! rozwar�y si� podwoje,
odskoczy�y na bok dzieci.
Bekn�� Pi�tek: � Ja si� boj�! �
A Sob�tka naprz�d leci.
Nim kto poj��, co si� dzieje,
� Idem do tej Baby J�dzi! �
Tak dziecina si� za�mieje
i jak kulka w ogr�d p�dzi.
� St�j! St�j! � krzykn� dzieci ostro.
B�ys�a w s�o�cu plama z�ota,
bums! i za malutk� siostr�
ju� si� zwar�y wielkie wrota.
� Czekaj! Puszczaj! Wielki panie! �
Dzieci nag�y strach op�ta.
Nu� Sob�tce si� co stanie?
A tu brama zatrza�ni�ta!
Hurmem rzuci si� dzieciarnia,
szturm przypuszcza jeden, drugi,
ch�opc�w taki sza� ogarnia,
�e z nich potu p�yn� strugi.
(Trzeba przyzna�, �e gromada
bardzo swoj� Butk� kocha).
Ale pr�no krzyczy: � Zdrada! �
Pr�no �roda g�o�no szlocha,
Pr�no ka�dy kopie, stuka,
z gniewu, �alu i urazy �
zapomnieli zlece� kruka,
�eby skrobn�� w drzwi dwa razy!
Gruz, kamienie gradem lec�,
razy bij� coraz g�ciej;
z krzykiem: �Poddaj si�, forteco!�
wal�, a� im puchn� pie�ci�.
A zuchwa�a brama z�ota
jak �wieci�a, �wieci w s�o�cu...
Odej�� z niczym? To� sromota!
Jednak... atak s�abnie w ko�cu.
� Niech j� tysi�c kaczek kopnie! �
zagrzmi wreszcie Poniedzia�ek. �
G�r� przele�� najroztropniej! �
I pod mur ju� biegnie �mia�ek.
Lecz tu nowa czeka bieda:
po szkle wchodzi� rzecz nie�atwa,
tak si� nie da i tak nie da.
�Co m zrobi�?� � my�li dziatwa.
Na dobitek tam, na g�rze,
z �licznych kwiat�w barwy zorzy,
na przejrzystym jak szk�o murze
taki napis si� utworzy:
Kto uczciwy �
bram� wchodzi;
przez mur
wchodzi
jeno z�odziej!
�roda czuje nag�� trwog�.
� Ch�opcy! � g�o�no si� odzywa. �
Przez mur przej�� wam nie pomog�,
to jest droga nieuczciwa!
� Prosz�! Co mi za pogr�ka! �
Wtorek jej odburknie w z�o�ci. �
To niech m�dra jejmo�� Wr�ka
bram� wpuszcza swoich go�ci!
�roda swoje, ch�opcy swoje,
gdy wtem Pi�tek cienko pi�nie:
� Ajajajaj! Dzieci moje!
Ajajajaj! Tam s� wi�nie!
Prawda! Wisien strumie� ca�y
przez mur ku nim si� przelewa;
i my�l rodzi w dziatwie ma�ej,
jak by dosta� si� do drzewa?
Tak im pilno napa�� brzuszki,
�e ju� �adne nie pami�ta,
�e Sob�tka jest u Wr�ki
i �e �cudza w�asno�� �wi�ta!�
Gdy si� troszk� �roda waha,
Poniedzia�ek huknie z g�ry:
� Kto ma boja, kto ma stracha,
niech do kreciej wlezie dziury!
Ch�opcy! Zrobi� mi drabin�!
Za mn�! �mia�o! Na okopy!
Co tam zwa�a� na dziewczyn�!
Hura, naprz�d! Za mn�, ch�opy!
Raz, dwa, trzy! i � jest drabina!
Patrzcie, m�odsi dwaj na spodzie,
a po Czwartku si� wyspina
ich w�dz, jak najt�szy z�odziej.
Ju� dosi�gn�� ma kraw�dzi,
ju�, ju�, ju� wyci�ga palce...
Wtem pcich! Wtorka nos zasw�dzi
i � na ziemi wszystkie malce!
Gdy d�wign�y si� junaki,
ten mia� do krwi zdarty �okie�,
tamten guza, ten siniaki,
temu zadar� si� paznokie�...
Widz�c, �e s� p�aczu bliscy,
dobra �roda rzeknie �ywo:
� Jeszcze raz si� pnijmy wszyscy;
to za trudno by� uczciw�!
Lecz przysi�ga sobie w duszy,
�e us�ucha przestr�g kruka
i w ogrodzie nic nie ruszy,
a� siostrzyczk� sw� odszuka.
W mig stan�a nowa wie�a,
z �rod� sprawa posz�a g�adziej,
bo w niespe�na p� pacierza
dziatwa majstra ju� jest w sadzie.
ROZDZIA� V
Jakie dziwy napotka�a Sob�tka
w zaczarowanym ogrodzie i co z tego
wynik�o
A tymczasem ma�a Butka
nie czekaj�c starszych dzieci,
jak k��buszek okr�glutka,
za Wronkami w ogr�d leci.
Pr�no jednak wo�a bobo:
� Pocekajcie, gawlonaski,
macie Butk� wzi�� ze sob�! �
Ju� jej z oczu znik�y ptaszki.
Nie ma wronek? Mniejsza o to!
Butka �mia�o kroczy dalej,
w s�o�cu �wieci g��wk� z�ot�
i tak sama siebie chwali:
� M�wili ch�opcy,
zie si� palobcy,
a zie dziewc�ta
�mok�e kulc�ta.
Tymciasem ch�opcy
zia blam� stoj�,
siami nie wiedz�,
cego si� boj�.
A ma�a Butka
ba� si� nie b�dzie,
gdzie tylko ziechce,
pobiegnie ws�dzie.
Butka jest ma�a,
ch�opcy s� duze,
Butka odwazna,
a ch�opcy tch�rze!
Tu si� Butka w g�os za�mieje,
r�czk� ujmie si� pod boczki
i tak idzie przez aleje
wytrzeszczaj�c kr�g�e oczki.
Co tu cud�w! Co tu blasku!
Przez g�szcz li�ci hen, z wysoka,
s�o�ce igra, w z�otym piasku
znacz�c jasne, �wietlne oka.
Tyle kwiat�w, trawki tyle!
Brz�cz� pszcz�ki, bucz� muszki,
rojem kr�c� si� motyle
jak stubarwne, lekkie duszki.
Pachn� fio�ki, lilie, bratki,
n�k� �wierszcz o skrzyd�o bzyka;
a tu w r�y wonnej p�atki
b�k w�ochaty pyszczu� wtyka.
Zachwycona, u�miechni�ta,
wko�o kwiat�w Butka drepce,
za�o�y�a w ty� r�cz�ta
i do samej siebie szepce:
� �licne te kwiatki!
A� Butk� kusi,
zieby ich ulwa�
i da� mamusi.
Ale kluk m�wi�,
Butka pami�ta,
zie cudza w�asno��
to jest ziec �wi�ta!
Jakby Sob�tka
kwiatek ulwa�a,
toby j� J�dza
w wo�ek z�apa�a.
A u tej J�dzy
spicasta bloda,
zjad�aby Butk�,
a Butki �koda!
Na uwag� t� malutkiej
z grz�dek, klomb�w i rabatki
szmerek rozleg� si� cichutki �
to parskn�y �miechem kwiatki.
A� dygoc� lilie bia�e,
malwy, dzwonki, astry, maki:
� C� za �mieszne dzidzi ma�e?
I sk�d ma rozumek taki?
Widzi Butka: co� si� dzieje!
Skoro Butka g��wk� ruszy,
�aden kwiatek si� nie �mieje,
wszystkie stoj� jak bez duszy.
Ale niech si� zwr�ci boczkiem,
zaraz s�siad na s�siada
kiwa listkiem, mruga oczkiem,
co� mu szepce, co� mu gada.
Wszystko to zgniewa�o Butk�:
� Zie mnie �miej� si� ni�ponie!
Ale Butka si� w minutk�
dowie, co �walgoc� o niej!
Wi�c ziewn�wszy buzi� ca��,
na fartuszku g��wk� sk�ada.
� Stla�nie mi si� spa� zachcia�o �
g�o�no kwiatkom zapowiada.
(Lecz naprawd� sprytne dzidzi
wszystko s�yszy, wszystko widzi).
Cisza... Butk� s�onko pra�y,
muszek nad ni� lata chmara...
Wtem... zadzwoni przy jej twarzy
g�osik, niby brz�k komara.
Przez zmru�one rz�sy powiek
widzi � kwiat si� ku niej schyla.
� Cyt!... Ju� zasn�� m�ody cz�owiek �
szepn�� �liczny dzwonek lila.
� Hi! hi! � kwiatki si� za�mia�y. �
To nie �aden cz�owiek przecie;
to dziewczynka, bobu� ma�y:
milusie�kie ludzkie dzieci�!
� Jakie� dobre to male�stwo,
�e nam �ycia nie zabra�o �
i czuprynki swojej g�stw�
gwo�dzik musn�� j� nie�mia�o.
� Nu� dziecinie tej si� uda
odczarowa� nas na chwil�?
Wci�� sta� w miejscu taka nuda! �
��te ozw� si� �onkile.
� Bal wyda�aby wspania�y
nasza �liczna pani Wr�ka,
to�by�cie si� wyhula�y! �
storczyk malwom rzek� do uszka.
Na to lament si� podniesie,
pisn� kwiatki w nag�ym �alu:
� Tak, nam strasznie ta�czy� chce si�!
Balu! balu! balu! balu!
Widowisko to nie lada...
Co te� jeszcze b�dzie dalej?
A wtem �ysy mak zagada:
� Pannom zawsze w g�owie bale!
I kiwn�wszy ci�k� g�ow�
doda�: � Sied�cie lepiej w grz�dzie,
bo wam na to daj� s�owo �
chleba z m�ki tej nie b�dzie!
Gdy si� dzieciak w sad dostanie,
ju� go m nie ujrzym wi�cej;
bo �akomstwo, moje panie,
to najwi�kszy wr�g dzieci�cy!
Skoro jab�ek, �liwek, gruszek
do jej r�k si� schyli tysi�c �
ma�a napcha nimi brzuszek.
To wam, panny, mog� przysi�c!
Ledwie sko�czy�, spod fartuszka
krzyknie Butka: � A ty, dziadzie!
Wala ci od mego brzuska!
Butka nic nie lusy w sadzie!
Jak mi jesce pi�nies s��wko,
to ci� zalaz, �tary b�a�nie,
Butka wylwie i mak�wk�
z ca�ej si�y o ziem pla�nie!
Zmilk�y kwiatki przera�one,
dr�� do g��bi swych serduszek;
szcz�ciem Butka w inn� stron�
drepce, gniewnie mn�c fartuszek.
P�onie bu�ka jej z koralu,
wreszcie marszcz�c brewki, rzeknie:
� Jak zobacy mnie na balu,
to ten mak ze z�o�ci p�knie!
Idzie � usz�a krok�w par�,
raptem s�yszy: wronki kracz�;
siedz� jak dwie grudki szare,
pi�rka strosz� i w g�os p�acz�.
Gdy nadbieg�a zadyszana,
gawronaszki pis�y cienko:
� Ach, panienko ukochana,
zas�o� �lepki nam sukienk�!
Wr�ka tak ju� niedaleko,
pa�ac widny jak na d�oni,
a nam w dzioby �ezki ciek�,
bo do� sad przyst�pu broni.
A w nim pokus r�nych tyle!
Pe�no wisien, winogronk�w;
przej�� przez sad o w�asnej sile
to nie w mocy jest gawronk�w!
Ty�, panienko, wi�ksza, starsza,
porad�, ul�yj naszej m�ce,
nam tak brzuszki graj� marsza! �
Tu j� z p�aczem dziob�y w r�ce.
� Dobze � rzeknie im Sob�tka �
�kolo tak plosicie grzecnie,
to was z�ego nic nie spotka,
z Butk� b�dzie wam bezpiecnie.
Jak pokaz� si� pokusy,
Butka si� nie zl�knie wcale,
tylko im wytalga usy
i pobiegnie pl�dko dalej!
I ogromnie ucieszona
bierze wronki popod paszki.
� Ach, pot�na to persona! �
ze czci� szepcz� gawronaszki.
I ju� idzie tr�jka ca�a �
z gawronkami Butka ma�a.
Przeszli szpaler i aleje,
a za nimi szemrz� drzewa:
� Co si� dzieje? Co si� dzieje?
Dziecku sad si� przej�� zachciewa!
Zawr��, zawr��, niebo��tko,
bo ci� wo� owoc�w skusi;
kto skosztuje ich, dzieci�tko,
pokutowa� d�ugo musi!
� Silna wola wiele mo�e �
g�os od ziemi st�kn�� g�uchy. �
Id� do Wr�ki, id�, niebo��,
pro�, niech zdejmie czar z ropuchy!
� Nie da rady! rady! rady!
Jak my, wpadnie do pu�apki
w sadzie zdrady! zdrady! zdrady! �
zaskrzecza�y w trawie �abki.
Tak, zakl�te d�oni� Wr�ki,
z cicha si� skar�y�y duszki,
lecz t�u�ciutkiej Butki naszej
nic nie dziwi, nic nie straszy.
Drep, drep, wchodz� n�ki �mia�e
w �cie�k� kr�t� i w�ziutk�,
a� tu pisn� wronki ma�e:
� Ju� sad pachnie! Ratuj, Butko!
I sp�oszone dwa gawronki
myk! dwa �ebki w dwie kieszonki.
Patrzy Butka � nie ma sadu,
jeno w g�szczu tym, na ko�cu,
w g�stych li�ciach winogradu
co� jak gwiazdka b�yszczy w s�o�cu.
Biegnie Butka: p�otek z�oty,
w p�otku �wiec� srebrne drzwiczki;
klamka � brylant, cud roboty!
w niej si� s�o�ca skrz� promyczki.
A nu� sparzy? Butka dmucha,
potem r�czk� na niej k�adzie,
klucz przekr�ca, z min� zucha
drzwi popycha i � jest w sadzie!
Nag�a jasno�� j� zala�a,
nieruchomo chwilk� stoi,
cud�w, kt�re tam ujrza�a,
�adna g��wka nie wyroi!
W z�otej zorzy si� rumieni,
z migotliwych gwiazd utkany,
w r� girlandach i zieleni
pa�ac t�cz� malowany.
Tysi�c iskier si� w nim pali,
sto wie�yczek w niebo strzela �
wodotrysk�w pie�� si� �ali,
z komnat t�skna brzmi kapela.
Zas�ucha�a si� dziecina
i z zdziwion� szepnie mink�:
� Pewnie bal si� juz zacyna,
bo kto� kl�ci katalynk�...
I Sob�tki grube n�ki
p�dz� ju� przez z�ote dr�ki,
lecz czar moc� sw� zdradzieck�
zatrzymuje w biegu dziecko
ukazuj�c dziwy wsz�dzie,
jakie jeno ba�� wyprz�dzie...
Raptem ro�nie w okr�g Butki
ogr�d, jak dla liliputki.
W szmaragdowym puchu trawki
stoj� drzewka jak zabawki.
Ka�dy krzaczek i drzewina
pod owocem si� ugina.
Gdy owocki Butk� zocz�,
bums! z ga��zek ku niej skocz�.
T�umnie, jakby na wesele,
wonne tocz� si� morele,
kr�g�e jab�ka, pulchne gruszki
prezentuj� kra�ne brzuszki,
pomara�czki z�ota kula
do jej n�ki si� przytula.
W�r�d chichotek, kryg�w, �mieszk�w
pl�sa w s�o�cu gar�� orzeszk�w.
Tu brzoskwinia wdzi�cznie dyga,
tam si� pcha s�odziutka figa;
t�um migda��w przed ni� kl�ka,
wtem � trach! sk�rka na nich p�ka
ukazuj�c spod pieluszek
ziarnka ryte w kszta�t serduszek.
Kto tam jeszcze si� nie ci�nie �
winogronka, �liwki, wi�nie...
ten j� muska, ta j� �echce.
� Mo�e mnie panienka zechce?
� Skosztuj, skosztuj mnie, dziewuszko,
jam wyborne jest jab�uszko!
� Niech panienka mu nie wierzy,
nie ma, jak ananas �wie�y.
� Niech panienka mnie pos�ucha,
jestem grucha jak poducha!
� Mnie pokosztuj, mnie panienko,
nie pogardzaj�e wisienk�!
Cuda! cuda! dziwy! dziwy!
Sad jak z bajki, a prawdziwy.
A� Sob�tka oczka ci�nie,
czy ten cudny czar nie pry�nie?
A� rumieni si� dziecinka,
a� w g�owince jej si� kr�ci,
a� do ust jej p�ynie �linka,
tak owoc�w wo� j� n�ci.
W upojeniu w r�czki kla�nie
i owockom tak powiada:
� Butka tak was kocha �tla�nie,
�e od lazu was po�jada!
Na to jab�ka, gruszki, figi
dalej piszcze� na wy�cigi:
� We� mnie, we� mnie, pr�dzej, nu�e!
Nie namy�laj�e si� d�u�ej!
� Mnie, mnie pierwsz�!
� Mnie pierwszego!
� Mnie zjedz pierwej, a nie jego!
I Sob�tka u�miechni�ta
ju� wyci�ga swe r�cz�ta,
gdy wtem wyjrz� z jej kieszonki
przera�one dwa gawronki
i zakracz�: � Olaboga!
To pokusy, Butko droga!
Odp�d�, odp�d� je pr�dziutko
i do Wr�ki go�, Sob�tko!
Tam odrosn� nam ogonki... �
I myk! znowu do kieszonki.
Co? Wi�c ogr�d ten �liczniutki
to nie dla niej, nie dla Butki?
Te prze�liczne ma�e cacka
to jest podst�p, to zasadzka?
Butka r�czk� potrze czo�o...
Nagle sobie przypomina,
co kwiatuszkom szepta� wko�o
mak, szkaradny dziadowina.
�Skoro jab�ek, �liwek, gruszek
do jej r�k si� schyli tysi�c,
ma�a napcha nimi brzuszek,
to wam, panny, mog� przysi�c!�
Takie o niej robi� plotki,
tak natrz�sa� si� z Sob�tki!
I, zgniewana tym ogromnie,
na owoce jak nie wrza�nie:
� Chod�cie tylko bli�ej do mnie,
to was Butka kijem tsa�nie!
Butka kijem was wyp�dzi,
id�cie siobie plec, pokusy!
Id�cie plec do Baby J�dzi!
Butka w sadzie nic nie lusy!
Drgn�� diablik�w ludek ma�y,
lecz gdy wrzas�a jeszcze g�o�niej,
gdy jej n�ki zatupta�y �
czmychn�� przed ni�, gdzie pieprz
ro�nie!
W mgnieniu oka z dziw�w sadu
nie zosta�o ani �ladu.
S�o�ce szczerym z�otem pr�szy �
stoi Butka jak bez duszy...
Jak wpierw, zorz� si� rumieni,
z migotliwych gwiazd utkany,
w r� girlandach i zieleni
pa�ac t�cz� malowany.
Jak wpierw, fontann pie�� si� �ali,
sto wie�yczek w niebo strzela
a z b��kitnej jakiej� dali
niewidzialna gra kapela.
Wszystko, wszystko jest, jak wprz�dy!
Tylko znikn�� cud nad cudy,
czarodziejski dziw nad dziwy,
sad jak z bajki � a prawdziwy!
Wtedy raptem czuje Butka,
�e jest biedna i malutka,
�e j� strasznie oszukali,
co� jej dali � i zabrali...
�e jej rado�� by�a zwodna,
�e zm�czona jest i g�odna,
�e jej z ocz�t �ezki ciek�
i �e dzieci s� daleko.
Czuje, jak to �le by� samej,
i �e t�skno jej do mamy.
Pr�no malcy dwa gawronie
skacz� wko�o jej os�bki
i serdecznie kracz� do niej,
rozdziawiaj�c ��te dzi�bki.
Butka tak jest nieszcz�liwa,
�e wybuchn�� p�aczem musi;
krzyk z jej piersi si� wyrywa:
� Do mamusi! Do mamusi!
Gdy tak Izami bu�k� rosi,
�kaj�c coraz to �a�o�niej,
kto� znad ziemi j� unosi,
kto� przytula j� mi�o�nie.
Zapach kwiat�w j� owiewa,
czyj� g�os szepce, czyj� g�os �piewa;
� Cyt, dziecino, cyt, dziecino,
niechaj �ezki ju� nie p�yn�...
No, uspok�j si�, stokrotko,
poka� mi sw� buzi� s�odk�,
otw�rz oczka, sta� na n�ki,
sp�jrz � w pa�acu jeste� Wr�ki.
ROZDZIA� VI
Jak si� bawi�a Sob�tka w kryszta�owym
pa�acu Wr�ki
Dooko�a zamku Wr�ki
fantastyczne rosn� drzewa,
po komnatach b��dz� duszki,
ten przeci�ga si�, ten ziewa.
Przez makaty i zas�ony
nie przenika nigdy s�o�ce,
w mroku pa�ac pogr��ony...
Siedz� duszki, zzi�b�e, dr��ce.
Co im dziwy! Co im cuda,
skoro ciemno�� pier� im t�oczy,
z wszystkich �cian wyziera nuda,
�pi�czk� wci�� zachodz� oczy.
Co im z�oto i klejnoty,
co im skarby i dostatki,
kiedy serce mrze z t�sknoty
za pieszczot� ojca, matki.
Ach, bo wszystkie te ludziki:
ptaki, �aby, muchy, �wierszcze,
to s� ma�e pokutniki,
z kt�rych czar nie opad� jeszcze.
I czekaj� tak od wieka,
a� si� dziwny cud przydarzy,
�e zobacz� twarz cz�owieka,
co swobod� je obdarzy.
Wtem... szmer jaki� s�ycha� z dala.
Co si� dzieje? Co si� dzieje?
Pogr��ona w cieniu sala
dziwnym �wiat�em promienieje.
Zorz� p�on� wszystkie �ciany,
l�ni� marmury i kryszta�y,
pa�ac jak odczarowany
brylantami skrzy si� ca�y.
Czarodziejski blask przenika
w najciemniejsz� g��b komnaty,
jaka� s�odka gra muzyka,
szemrz� drzewa, pachn� kwiaty.
Zapatrzone, zas�uchane
w t�cz� �wiat�a, w czar muzyki �
noski cisn� we drzwi szklane
ma�e duszki � pokutniki.
Rozwieraj� si� podwoje
i cudowne, gorej�ce
przez kru�ganki i pokoje
promieniste wpada s�o�ce.
W s�o�cu, mniejsza od mikroba,
kr�g�a, bia�a i t�u�ciutka
jaka� toczy si� osoba...
Patrz� duszki � to Sob�tka!
G�o�no tupi� jej n��ta,
w buzi gruby tkwi paluszek
i tak idzie u�miechni�ta
wypinaj�c kr�g�y brzuszek.
Za Sob�tk� w �rodek sali
para wronek �mia�o wali.
Dalej w cudne strojna szaty,
jasna, cicha i powiewna,
woniej�ca niby kwiaty
p�ynie Wr�ka, Cud�Kr�lewna.
A za nimi w s�o�ca �unie
dw�r kr�lewski Wr�ki sunie.
Id� ptaki, id� �aby,
krety, raki, myszy, kraby.
Post�kuj�c z g��bi brzucha
wolno toczy si� ropucha.
�limak cienkie stawia rogi,
�lin� znacz�c srebrne drogi.
Strojny w szat� sw� godow�
mak potrz�sa �ys� g�ow�.
Popod �apk� z sow� zmierza
kot o skrzyd�ach nietoperza.
Sunie tak�e je� kolczaty,
id� zio�a, grzyby, kwiaty,
dziwade�ka i karliki
podskakuj� w takt muzyki.
Sunie, sunie orszak Wr�ki �
krasnoludki, widma, duszki.
Idzie �mieszny, barwny, �ywy
�wiat jak z bajki � a prawdziwy.
W kr�g komnaty siad�szy w cieniu,
patrz� duszki w �rodek sali,
k�dy stoi na wzniesieniu
tron z pian morskich i korali.
I z uciechy klaszcz� w d�onie,
bo roz�miana, okr�glutka
na z�ocistym siada tronie
rozczochrana, ma�a Butka.
Ale raptem milkn� dziwa,
cichn� szepty i chichotki,
bo g�os Wr�ki si� odzywa,
g�os powa�ny, d�wi�czny, s�odki:
� Pokutnik�w ludku ma�y!
Kar�y, gady i poczwary!
Sp�jrzcie na ten blask wspania�y!
On wam wie�ci koniec kary.
To male�kie ludzkie bobo
blask s�oneczny wnios�o z sob�.
W moim szklanym pa�acyku
by�o smutno, by�o ciemno;
�ez wylali�cie bez liku �
lecz p�akali�cie daremno!
Bo z was ka�dy w mym ogrodzie
by� schwytany z pi�tnem: �Z�odziej!�
A ksi�g �wi�tych m�wi� prawa:
�e kto cudz� w�asno�� ruszy,
tego dola b�dzie �zawa,
a� �al try�nie z g��bi duszy.
Lecz za spraw� tej dzieciny
odpuszczone wasze winy.
Cho� kusi�y j� owoce,
cho� jej drog� zasz�y t�umem,
pokona�a wszystkie moce
siln� wol� i rozumem.
Jeszcze w fa�dach swej kieszonki
ocali�a dwa gawronki.
Bohaterska ta dziecina
zas�u�y�a na nagrod�.
Szcz�cia bije wam godzina!
Ona zwr�ci wam swobod�.
Lecz dla s�odkiej mej dziewuszki
b�dzie pierwszy bal u Wr�ki!
Ty�, Sob�tko, tu kr�low�!
Co naj�mielsza my�l wyprzedzi�,
ka�dy rozkaz, ka�de s�owo
wype�nione dzisiaj b�dzie.
Wi�c m�w, czego ci potrzeba,
czego pragniesz najgor�cej?
Cho�by� gwiazdki chcia�a z nieba,
to j� z�o�� w twoje r�ce.
M�w, najs�odsze me serduszko,
m�w, dziecino z�otow�osa... �
A Sob�tka, b�bni�c n�k�:
� Tseba Butce utse� nosa! �
Na ten rozkaz niespodziany
takim pa�ac gruchn�� �miechem,
�e zad�wi�k�y wszystkie �ciany
rozdzwonionym, d�ugim echem.
W mig utar�a Wr�ka nosek
chustk�, z�otem haftowan�,
po czym zabrzmia� cienki g�osek:
� Chciem pielog�w ze �mietan�!
W r�ku Wr�ki pier�cie� b�yska
i ze szparki pod przypieckiem
wyskakuje wielka miska
i ustawia si� przed dzieckiem.
Co za micha! Wielkie bogi!
Zl�k�a si� powiewna Wr�ka,
ale Butka je pierogi,
a� si� trz�s� ma�e uszka.
Dwa gawronki w rogach sto�u
pa�aszuj� z ni� pospo�u.
Gdy sko�czy�a misk� ca��,
wyskroba�a �y�k� do dna,
rzek�a � Butce to za ma�o!
Butka jesce baldzo glodna!
W lot skoczy�y wszystkie duszki,
straszyde�ka, k�apouszki
i kra�ni�ta, i chochliki,
dziwoludki i karliki.
Ten male�kiej bohaterce
z marcepanu niesie serce,
tam dziwaczne, wielkie kraby
cukrowane tocz� baby.
Jad� placki, makowniki,
przek�ada�ce i serniki.
Ten z owoc�w koszem bie�y,
ten pomadki sypie z dzie�y.
Ci zn�w nios� konfiturki,
lody, torty i mazurki.
By nie m�wi� ju� obszerniej,
pa�ac zmieni� si� w cukierni�!
O czym jeno my�l zamarzy,
wszystkim Wr�ka Butk� darzy.
A �e nasza panna ma�a
uraczy�a si� obficie,
�e wszystkiego skosztowa�a,
o tym chyba nie w�tpicie.
Skacz� duszki wko�o Butki,
jak dogodzi� jej, nie wiedz�.
I zn�w zabrzmia� rozkaz kr�tki:
� Telaz niech ju� stlachy jedz�!
To� zacz�a si� biesiada!
P�dz� duszki i karliki
i ju� ka�dy gar�ci� zjada
przewyborne smako�yki.
T�tni ca�y pa�ac szklany
od wykrzyk�w i rado�ci,
a nasz bobu� rozczochrany
wszystkich raczy, wszystkich go�ci.
Lecz maluchna ta osoba
raptem wzdycha z g��bi brzuszka.
� Czy ci si� co nie podoba? �
niespokojnie pyta Wr�ka.
Ach, bo pragnie dusz� ca��,
by dzieci�tko z ni� zosta�o.
I spogl�da w zachwyceniu
na t�u�ciutk�, ma�� Butk�,
co przycup�a sobie w cieniu
na r�czynach wspar�szy br�dk�.
A Sob�tka tak jej prawi:
� Butce si� juz tlosk� nudzi,
bo tu z Butk� nikt nie bawi,
nie ma dzieci, nie ma ludzi...
I z swawolnym �mieszkiem doda:
� Jak tu psyjd� nase dzieci,
Wtolek, Cwaltek, Pi�tek, �loda,
to tw�j pa�ac si� lozleci.
U nas lepsa jest stodo�a,
tam si� mozna chowa� w sianie �
i mamusia wsystkich wo�a
na obiadek, na �niadanie.
W oknach pe�no pelargonii,
losnom fuksje i milciki
i tak �licnie na halmonii
glajom nase celadniki!
Bo m�j tatu� jest pan majstel,
a ja jestem jego c�lka.
I tak ws�dzie pachnie klajstel
i tlociny siom, i wi�lka!
U�miech znikn�� z jej twarzyczki �
snad� do mamy i do tata
ca�� si�� swej duszyczki
z kryszta�owych sal ulata.
I poj�a dobra Wr�ka
dzieci�cego moc serduszka.
Przygarn�a j� do �ona.
� Jeszcze tylko chwilk� kr�tk�
zosta� ze mn�, ty spieszczona,
wdzi�czna moja niezabudko.
Pr�dko przejdzie czar godziny
i porzucisz mnie, male�stwo,
i powr�cisz do rodziny,
ujrzysz mam� i rodze�stwo.
Tu w przejrzyste klas�a d�onie.
� Niech muzyka sp�ynie w sal�,
niechaj tysi�c gwiazd zap�onie!
Bal zaczyna si� nad bale!
Bije w zamku dzwon wesela,
dworska zbiega si� kapela.
Nios� b�bny i klarnety,
tr�by, skrzypce, basy, flety.
W �rodku sali duszki�kwiaty
stroj� Butk� w �wietne szaty.
Przezroczysta z mgie� tkanina
drobn� posta� jej opina.
Do jej pleck�w dziwade�ka
przyklejaj� dwa skrzyde�ka.
A na n�ki, miast trzewik�w,
ci�my k�ad� z brylancik�w.
Kr��ek z�oty na czub g�owy �
i str�j Butki ju� gotowy.
Wyst�pi�a na prz�d sali
i ozwa�a si� w te s�owa:
� Telaz niech mnie kazdy chwali,
telaz Butka jest kl�lowa!
I zdumia�a si� nie lada,
gdy maczysko �yse, stare,
niski pok�on przed ni� sk�ada,
prosz�c, by z nim posz�a w par�.
Mak, co niby r�s� na grz�dzie,
a plotkowa� o niej wsz�dzie!
Tym zuchwalstwem ura�ona,
Butka rzek�a dumnie, sucho:
� Id� plec, pa�ko wygolona!
B�dzies ta�cy� dzi� z lopuch�!
I pan mak skonfundowany
i�� z ropuch� musi w tany.
A Sob�tka pl�s zaczyna
z duszkiem kr�g�ym niby ga�ka,
co troszeczk� przypomina
jej braciszka � Poniedzia�ka.
Raptem sal� czar przenika �
to oberka r�nie muzyka.
Wszystkie duszki, wszystkie dziwa
czarodziejski ton przyzywa.
Ta�czy �limak z z�ot� muszk�,
a pomidor ta�czy z gruszk�,
zgrabne �abki z �wierszczykami
obejmuj� si� �apkami.
Ta�cz� ptaki i zwierz�ta,
skacz� �miesznie gawroni�ta,
kt�rym b�yszcz� si� jaskrawie
�liczne dwa ogonki pawie.
Str�j ten pi�kny, okaza�y
na dzisiejszy bal przybra�y.
Ta�czy z duszkiem ma�a Butka
roze�miana, r�owiutka,
ci�emkami chlupie, tupce,
a jej tancerz tnie ho�ubce!
A� Sob�tka zawr�t czuje,
tak t�u�cioszek z ni� wiruje.
Ta�czy wdzi�cznie ryba z rakiem,
a pietruszka z pasternakiem,
ta�czy dudek z pani� sow�
i mak skacze z �ys� g�ow�.
A ropucha tak z nim pl�sa,
a� mu ze �ba mak wytrz�sa!
Kr�g zatacza bra� zakl�ta,
ta�cz� duszki i kra�ni�ta,
kwiaty, grzyby, widma, dziwa,
skacze nawet miot�a krzywa!
Pa�ac mieni si� jak w ba�ce,
p�yn� tony, p�yn� ta�ce,
lekkie szaty wiatr rozwiewa,
wszystko pachnie, wszystko �piewa,
�ciany krwawi� si� rubinem,
to fioletem, to bursztynem.
Graj� skrzypce i piszcza�ki,
b�bny, flety i cymba�ki.
Ta�czy, ta�czy w kr�g komnaty
r�j stubarwny, r�j skrzydlaty,
pl�s zawodzi w �wiate� t�czy,
a muzyka gra i d�wi�czy.
Nad ogrodem, hen, na dworze
zachodz�ce p�on� zorze.
ROZDZIA� VII
Jak si� zachowali w ogrodzie Wr�ki
nieproszeni go�cie i jaka ich za to
spotka�a kara
Sad sta� w my�lach pogr��ony,
strojny, bujny, roz�o�ysty,
kryj�c w li�ciach wyz�ocony
owoc � wonny i soczysty.
S�o�cu nios�c dzi�kczynienie
sad zapada w s�odk� cisz�.
Traw� d�ugie znacz� cienie,
�aden li�� si� nie ko�ysze.
Wtem... co� k��bi si� nad murem
i w czarownej tej ustroni
co� zawrzas�o takim ch�rem,
�e mi jeszcze w uszach dzwoni.
� Jaka� wrzask�w tych przyczyna?�
Ka�dy mi pytanie zada.
A to w ogr�d jak lawina
pana majstra banda wpada.
Poniedzia�ek na ich czele
po indyjsku jak nie �wi�nie,
jak nie huknie: � Na morele!
Na brzoskwinie! Hej, na wi�nie!
Za starszego brata �ladem
ju� zg�odnia�e basa�yki
p�dz� naprz�d zwartym stadem,
zbrojne w kije i patyki.
W mig na grusze, na jab�onie
pnie si� chciwych malc�w rzesza;
ten pie� chwyci� w obie d�onie,
ten si� u ga��zi wiesza.
Si�ce? Guzy? Bagatela!
Skoro owoc gradem leci
i kobiercem si� roz�ciela
pod �ar�ocznym wzrokiem dzieci!
To� to rado��! To wesele!
Ten pod drzewem milczkiem kuca,
w usta wielkie pcha morele,
a pestkami w dzieci rzuca.
Tamci dwoje popod murem
winogrona szarpi� wonne,
co si� wij� d�ugim sznurem
ci�kie, s�odkie i bezbronne.
Czwartek, pe�en animuszu
(ten z �akomstwa zawsze s�ynie),
szuka ziarnek, ni�ej uszu
pogr��ony w wielk� dyni�.
A najstarszy pan dobrodziej
taki rozmach w sobie czuje,
�e co tylko jest w ogrodzie
zjada, �amie i tratuje.
M�odsi za nim dr� si�, piszcz�,
cho� wypchali ju� kieszenie,
jeszcze depc�, jeszcze niszcz�,
jeszcze siej� spustoszenie!
W chwilk� p�niej � nie do wiary,
co uczyni� ich sza� dziki!
Jakby przesz�y tu Tatary,
jakby przesz�y rozb�jniki!
Sad, co w skarb�w swych ozdobie
sta� pachn�cy, barwny, strojny,
teraz chyli si� w �a�obie,
jakby tkni�ty d�oni� wojny.
Wsz�dzie szczerby, wsz�dzie rany,
tam prze�wieca zdarta kora,
tu winograd podeptany,
tam si� zwiesza ga��� chora.
W tym bezmy�lnym spustoszeniu
tak si� wszystko odmieni�o,
�e a� s�o�ce w przera�eniu
chmurk� sobie twarz zakry�o.
A dzieciarnia objedzona,
ocieraj�c czo�o w pocie,
s�odkim �upem objuczona,
my�li wreszcie o odwrocie.
Bo pan�brat im tak powiada:
� Gdy nas Wr�ka tu zastanie,
to, cho� sama si� objada,
nam z pewno�ci� sprawi lanie...
Uciec?... Hm, to sprawa �atwa,
droga przez mur przecie� kr�tka,
lecz... � tu na si� spojrzy dziatwa �
gdzie� podzia�a si� Sob�tka?!
Radzi zatem zesp� ca�y,
a� tu... huk�y gdzie� wystrza�y.
(To dla Butki�bohaterki
zapalono fajerwerki).
Wtorka l�k ogarn�� srogi;
skoczy� niby kamie� z procy.
� Dzieci! Pr�dko za pas nogi!
Uciekajmy, co w nas mocy!
Lecz... czy naraz ich zakl�to?
Co� ich chwyta w splot ga��zi,
co� ich si�� niepoj�t�
skuwa, szarpie, trzyma, wi�zi.
Przez sad w blask�w aureoli
Wr�ka zbli�a si� powoli...
Idzie z twarz� oniemia��,
�una gniewu j� oblewa.
� Co si� z moim sadem sta�o?
Moje biedne, drogie drzewa!
Na te s�owa nieszcz�liwy
sad rozj�cza� si� bole�nie:
p�acz� grusze, p�acz� �liwy
i jab�onki, i czere�nie.
A� wisienka smuk�a, tkliwa
um�czon� g��wk� k�oni
i cichutko si� odzywa:
To sprawili, Wr�ko, oni!
Za czym pi�kna Cud�Kr�lewna
twarz obraca pa�aj�c�
i spostrzega gro�na, gniewna,
winowajc�w band� dr��c�.
Nigdy� dla mnie przez minut�
gwiazda szcz�cia nie za�wieci?
�ycie b�dzie zawsze strute
przez swawol� chciwych dzieci?
I zn�w sad m�j ukochany
b�dzie chory i kaleki,
niezgojone zawsze rany
krwawi� b�d� cale wieki!
Ach, zgrzeszyli�cie nad miar�,
lecz wam znan� jest nauka:
�Kto przewini, we�mie kar�.
Znajdzie guza, kto go szuka!�
Tu z pier�cieniem wznios�a r�k�.
� Za nikczemny wasz uczynek,
za drzew biednych srog� m�k�
zmieniam was w gromad� �winek!
Patrz� dzieci w os�upieniu,
strach ubieli� im twarzyczki.
Ju� z ich n�ek w okamgnieniu
�wi�skie robi� si� raciczki!
Gdzie ich r�ce? Gdzie ich szyje?
Pr�no �kaj� z g��bi duszy:
zamiast nos�w maj� ryje,
z bok�w brzydkie k�api� uszy.
A przez dziury hajdawerk�w
g�upio, �miesznie i szyderczo,
pozwijane w kszta�t �widerk�w,
ogoneczki �wi�skie stercz�!
Wr�ka ku nim r�k� skinie.
� Gdy sumienie si� w was wzbudzi,
to i kary czar przeminie...
Id�cie teraz precz � do ludzi!
Zrozpaczone strasznym losem
chc� dziateczki doby� krzyku
i wraz j�k�y �wi�skim g�osem:
� Krum! krum! Kwiku! kwiku! kwiku!
Ledwie rozleg� si� w przestrzeni
przera�liwy kwik prosi�tek,
kto� spomi�dzy traw zieleni
w sadu wtacza si� zak�tek.
To prze�licznie ustrojona
kr�g�a, bia�a i t�u�ciutka,
rojem duszk�w otoczona,
co tchu p�dzi � ma�a Butka.
Ju� przebieg�a sad dziewczynka
i z�ocon� p�dzi dr�k�,
krzycz�c: � Gdzie� tu kwicy �winka,
pokaz �wink� Butce, Wl�zko!
Us�yszawszy g�os siostrzyczki,
ju� prosi�tka ca�� zgraj�
ryjki, uszy i raciczki
ku malutkiej wyci�gaj�.
Butka wlepia w nie ocz�ta,
z rozdziawion� patrzy bu�k�,
a� zakrzyknie: � Te plosi�ta,
to siom nase dzieci, Wl�zko!
O, tu Cwaltek jest b�cwa�ek,
a tu �loda jest milutka,
a tu duzy Poniedzia�ek!
Wsystkich, wsystkich ma Sob�tka!
I przed Wr�k� przera�on�
ju� w ramionka �winki chwyta,
a prosi�tek �mieszne grono
z kwikiem, piskiem Butk� wita.
Taka rado�� niepoj�ta
rozja�ni�a malc�w twarze,
�e ju� �adne nie pami�ta
o przewinie i o karze.
A male�ka im szczebiota:
jak to by�a w �licznej sali,
jak tam wszystko jest ze z�ota,
jak pierog�w Butce dali...
� I jest taki tlon z kolalu,
i mak �ysy by� na gz�dzie,
i ja by�am tam na balu,
i zn�w Butka ta�cy� b�dzie!
I mnie Wl�zka tak chwali�a
psed wsystkimi stlasyd�ami,
zem nic w sadzie nie lusy�a!
� ko�czy, plaszcz�c r�cz�tami.
Ledwie s�owa te wyrzek�a,
lament wko�o si� podnosi;
dzieciom struga �ez pociek�a
i r�owe pyszczki rosi.
(Tak �akomstwo swoje, zda si�,
op�akuj� poniewczasie).
I tak wszystkie kwicz� rzewnie,
�e to Butk� niepokoi �
wi�c si� zwraca ku Kr�lewnie,
co milcz�ca przy niej stoi.
� Wl�zko, powiedz mi w tej chwili,
cego oni wsystkie plac�?
Cego ryjki w �apki sklyli
i na Butk� si� nie pats�?
Na to Wr�ka, smutna, blada,
na jej g��wce r�k� k�adzie
i ze smutkiem opowiada,
co robi�y dzieci w sadzie.
� Kres po�o�y� chc�c swawoli,
zamieni�am je w prosi�ta,
lecz je�eli ci� to boli,
to twa wola dla mnie �wi�ta.
Ty�, Sob�tko, dzi� kr�low�,
pier�cie� w twoje r�ce zdaj�,
rzeknij tylko jedno s�owo,
a co rzekniesz, niech si� staje!
Tu na pulchn� Butki r�czk�
na�o�y�a sw� obr�czk�.
Patrz� �winki w Butk� chciwie �
ich zbawienie jest w jej r�ku,
wi�c krumkaj� niecierpliwie,
ryjkiem kr�c�c, pe�ne l�ku.
Z mowy Wr�ki Butka ma�a
tyle tylko zrozumia�a,
�e na ka�de jej ��danie,
co zapragnie, to si� stanie.
Popatrzy�a na �wineczki �
ach, jak one kwicz� �licznie,
jakie maj� ogoneczki
i jak krzywi� si� komicznie!
I wraz cienkim g�oskiem dzwoni,
z roze�mian� krzycz�c mink�:
� Chciem by� taka jak i oni!
Butka chcie by� takze �wink�!
Ledwie ko�czy t� my�l pust�,
ju� si� zmienia w �wink� sz�st�.
Pr�no Wr�ka zrozpaczona
r�ce wznios�a w jej obronie �
Butka, w prosi� zamieniona,
z kwikiem skacze ju� ko�o niej!
Blado�� Wr�ki twarz okry�a,
bo uczu�a z nag�ym dr�eniem,
�e cudowna czar�w si�a
opu�ci�a j� z pier�cieniem.
Co to b�dzie?! Wielki Bo�e!
Wszak male�stwo to niewinne
tysi�c nieszcz�� �ci�gn�� mo�e
przez zachcenia swe dziecinne!
Cud�Kr�lewna, p�aczu bliska,
na pier�cionek z trwog� patrzy
i w ramionach Butk� �ciska,
co� jej szepce, co� t�umaczy,
i nam�wi� chce koniecznie,
by wraca�a z ni� do sali,
bo tam b�dzie jej bezpiecznie
w�r�d marmur�w i korali.
Wreszcie, zblad�e chyl�c lica,
o pier�cionek szeptem prosi;
ale ma�a swawolnica
tylko �miechem si� zanosi.
Obejrza�a si� ku bramie
i raciczk� dzieci tr�ca.
� Butka chcie to zanie�� mamie,
chod�cie, bo juz Butka �pi�ca.
�Kwik!� � zawrzas�y wraz wisusy,
banda o nic si� nie pyta,
w ogr�d �wawe daje susy
i do domu rwie z kopyta!
Zrozumiawszy, co si� �wi�ci,
�Kra! kra!� � pis�y dwa gawronki
i za Butk� bez pami�ci
gnaj�, wznosz�c swe ogonki.
Nim si� Wr�ka obejrza�a,
nim poj�a, co si� sta�o,
ju� z pier�cionkiem Butka ma�a
znik�a w bramie z band� ca��.
ROZDZIA� VIII
W kt�rym strapiona Wr�ka o�ywia
czarnoksi�skie zwierciad�o
W szklanym zamku na makatach
smuga k�adzie si� ksi�yca.
W czarodziejskich, zwiewnych szatach
le�y Wr�ka bladolica.
Wzd�u� jej ramion z�ot� fal�
sp�ywa w�os diademem spi�ty;
nigdzie �wiat�a si� nie pal�,
w mroku pa�ac leg� zakl�ty.
A doko�a �wietnej sali,
pozwijani jak k��buszki,
�pi� mieszka�cy zamku mali,
dziwoludki, kar�y, duszki.
Cisza wko�o... blask miesi�ca
srebrem sp�ywa przez sklepienie,
duma Wr�ka bolej�ca,
w fantastyczne patrz�c cienie.
Wtem co� drgn�o u kotary,
b�ys�y z�otej fr�dzli skr�ty
i ukaza� si� kruk stary,
kruk z oczami jak diamenty.
Kr�g�ym �lepiem powi�d� wko�o
i w �eb czarny si� zastuka.
�Czego� tutaj nieweso�o...
Nie oszuka� imci kruka!�
Do Kr�lewny podszed� �ywo,
uk�on z�o�y� jej misterny
i z powag� wyrzek� tkliw�:
� Oto jest tw�j s�uga wierny.
Tu popatrzy� w twarz jej bia��
i zapyta�: � Co si� sta�o?
Wr�ka smutnie u�miechni�ta
wysun�a d�o� z koronek.
� Prys�a moja moc zakl�ta;
utraci�am m�j pier�cionek.
� Kra! kra! � pad�o w zamku cisz�. �
Cud�Kr�lewno, co ja s�ysz�?
� Cyt, cyt, bo nas kto pods�ucha
�szepnie Wr�ka, kryj�c lice.
�Drogi kruku, nachyl ucha,
zwierz� ci m� tajemnic�.
W mrocznej sali pani blada
sploty w�os�w mn�c z rozpaczy,
co� krukowi szeptem gada,
a kruk s�ucha, a kruk patrzy.
Gdy mu barwnie nakre�li�a,
jak Sob�tka dwa gawronki
przez jej sad przeprowadzi�a
skryte w fa�dach swej kieszonki...
I jak z Butk� ptaszki kuse
odegna�y precz pokus�...
Kruk odsapn�� ze wzruszenia,
po czym mod� staro�wieck�
w �eb si� skrobn�� od niechcenia
i rzek�: � M�dre, m�d�r�r�re dziecko!
A gdy dwaj figlarze mali,
dzi�b otar�szy ze �mietany,
w pawie stroje si� przebrali
i weso�e wszcz�li tany �
kruk roze�mia� si� z uciech�,
a� d�wi�kn�o w sali echo:
� Kra! kra! A to sprytne sztuki!
M�dre jak prawdziwe kruki!
To� to matka dzi�b rozdziawi,
gdy zobaczy str�j ich pawi!
I skrzyd�ami zaszele�ci,
i zn�w s�ucha opowie�ci.
To pochyla sw�j �eb