6423

Szczegóły
Tytuł 6423
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6423 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6423 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6423 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADIUSZ NIEMIRSKI PAN SAMOCHODZIK I... EUROPEJSKA PRZYGODA OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA ROZDZIA� PIERWSZY KTO BUSZOWA� W MOJEJ SZAFIE? � TAJEMNICA REPLIKI �STA�CZYKA� � NA TARASIE �EXPLORER OF THE OCEANS� � PAMELA NORMAN � WSPOMINAM �AMERYKA�SK� PRZYGODʔ � HAMLETOWSKIE SPOJRZENIE � W �NICE BAR� ZA DWIE GODZINY � Z KIM ROZMAWIA�A PISARKA? � CZ�OWIEK UTYKAJ�CY NA LEW� NOG�! � TECZKA � SZPILKI PAMELI � PRZEGL�DAMY ZDJ�CIA REPLIKI � PAMELA WIE, CO MO�E OZNACZA� SZYFR NA OBRAZIE Podczas mojej nieobecno�ci kto� tutaj buszowa�. To nie by� zwyk�y z�odziej. Taki zabra�by lornetk� albo aparat fotograficzny z mojej torby, a przecie� nic nie zgin�o. By�em jednak pewny, �e by� tutaj z�odziej. Przed p�j�ciem na obiad przezornie zostawi�em bowiem w szparze drzwi szafy w�os, kt�ry w�a�nie znikn��. Po otwarciu za� torby stwierdzi�em, �e czyja� r�ka otwiera�a tak�e tekturowe teczki ze sznurkowym wi�zaniem. Jestem osob� prawor�czn�. Lata pracy w charakterze detektywa w Departamencie Ochrony Zabytk�w - dzia�aj�cym przy Ministerstwie Kultury i Sztuki w Warszawie (formalnie by�em dyrektorem) - nauczy�y mnie przesadnej zapobiegliwo�ci. Nauczy�em si� wielu praktycznych sztuczek. Nie czyni�em tego nagminnie, ale czasami stosowa�em owe triki. I tak na przyk�ad teczki zawi�zywa�em w spos�b, w jaki czyni� to osobnicy lewor�czni. Dzi�ki temu mog�em �atwo sprawdzi�, czy kto� niepowo�any nie przegl�da� ich zawarto�ci podczas mojej nieobecno�ci. I oto ten dziwaczny nawyk wreszcie zaprocentowa�: pozostawiona g��boko w mojej torbie teczka by�a zawi�zana przez osobnika prawor�cznego. Rozejrza�em si� po utrzymanym w pastelowej tonacji pokoju. Na mi�kkim dywanie zauwa�y�em kilka centymetrowych wg��bie�, zupe�nie jakby obute w szpilki nogi niedawno st�pa�y po nim. Poci�gn��em kilka razy nosem, ale nie zidentyfikowa�em �adnego zapachu, �adnych damskich perfum, bo zak�ada�em, �e w pokoju by�a kobieta, sk�ro zostawi�a �lady szpilek. �Jak odnale�� t� jedn� kobiet� po�r�d czterech tysi�cy pasa�er�w na pok�adzie �Explorer of the Oceans�?� - pomy�la�em ze z�o�ci� Otworzy�em teczk� i przejrza�em tkwi�ce w niej dokumenty. Niczego nie brakowa�o. A znajdowa�y si� tam zdj�cia fragment�w obrazu s�ynnego polskiego malarza Jana Matejki, repliki jego s�ynnego �Sta�czyka�, dzie�a namalowanego pod koniec �ycia Mistrza - w trzydzie�ci kilka lat po uko�czeniu orygina�u zdobi�cego dzisiaj �cian� Muzeum Narodowego w Warszawie - a pochodz�cego z cz�ci kolekcji obraz�w hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego. Opr�cz zdj�� w teczce otrzyma�em tak�e kopie dokument�w szczeg�owej analizy odnalezionego w Ameryce obrazu. Przypomn� tylko, �e po sensacyjnych i pe�nych przyg�d poszukiwaniach* [Opisano je w tomie Ameryka�ska przygoda.] uda�o si� nam odnale�� mi�dzy innymi to w�a�nie dzie�o przypominaj�ce do z�udzenia orygina� Matejki. Analiza przeprowadzona jeszcze w Nowym Jorku, w pracowni Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, wykaza�a pewne formalne r�nice w stosunku do orygina�u z 1862 roku. Ot�, na owej replice widzimy jeszcze bardziej smutnego kr�lewskiego b�azna Sta�czyka patrz�cego na znajduj�c� si� na stole ksi�g�, kt�rej przecie� w oryginale nie ma! Nie do�� na tym! Na grzbiecie owej ksi�gi dopatrzyli�my si� szczeg�lnych znak�w. Analiza spektrofotometryczna wykaza�a, �e ten �dopisek� zosta� wykonany mniej wi�cej na pocz�tku XX wieku ju� po �mierci Matejki. Czy zrobi�a to r�ka samego w�a�ciciela obrazu: kawalera malta�skiego, hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego, kt�ry swoje ostatnie dni sp�dzi� na wyspie Sveta Katarina? Na te pytania nie potrafi�em wtedy odpowiedzie�. Ale skoro kto� interesowa� si� zawarto�ci� mojej teczki, nale�a�o spodziewa� si�, �e �ameryka�ska przygoda� nie dobieg�a jeszcze ko�ca albo kolejna zapuka�a do drzwi mojego pokoju, a w�a�ciwie do drzwi szafy. I mog�o to mie� zwi�zek z tajemniczymi znakami domalowanymi na obrazie Matejki. A tak bardzo cieszy�em si� z powrotu do ojczyzny po m�cz�cym pobycie w Stanach Zjednoczonych. Wraca�em statkiem, gdy� Polonia znowu okaza�a si� wspania�omy�lna i zafundowa�a mi powrotny rejs transatlantykiem (przyrzek�em sobie, �e nigdy nie polec� samolotem po tym, jak nad Nowym Jorkiem samolot ze mn� na pok�adzie nie m�g� wysun�� k�), ale tak�e zaoferowa�a dalsz� pomoc finansow� zwi�zan� z kosztownymi analizami odzyskanych obraz�w. Zabrawszy jedno ze zdj�� opu�ci�em poziom IX i oszklon� wind� - jakby �ywcem przeniesion� z hoteli sieci �Hyatt� - dosta�em si� na najwy�ej usytuowany taras widokowy, mijaj�c w drodze ku g�rze liczne i bogato udekorowane restauracje, puby, kasyna, kawiarenki ton�ce w zieleni, a nawet boiska sportowe. �Blichtr i bogactwo w du�ej dawce szybko nu��, powoduj�c przyzwyczajenie� - pomy�la�em. �Co innego dzie�a sztuki. Te zmuszaj� do ci�g�ej refleksji.� Bia�y dzi�b wy�szego od Statuy Wolno�ci i d�u�szego od czterech ustawionych w rz�dzie Boeing�w 747 statku pasa�erskiego �Explorer of the Oceans� rozpruwa� bezlito�nie niebieskie fale Atlantyku. Poprzedniego dnia min�li�my tak zwany Grzbiet P�nocnoatlantycki i zbli�ali�my si� do obszaru w�d Basenu Zachodnioeuropejskiego. Rejs zmierza� zatem ku ko�cowi. Za trzy dni transatlantyk mia� wp�yn�� do kana�u La Manche, a stamt�d do portu docelowego w Southampton w Anglii. Atlantyk by� dzisiaj nieco �naburmuszony�, odnosi�o si� przedziwne wra�enie, �e jeste�my jego ofiarami i zarazem go��mi. Pachnia� s�onawym ch�odem, podszyt� groz� �wie�o�ci�, a jednocze�nie uspokaja�. Usiad�em na niebieskich drewnianych le�akach ustawionych jeden obok drugiego wzd�u� obu burt i, wpatruj�c si� w lekko rozbujany ocean, zacz��em si� zastanawia� nad ca�� spraw�. Po prawie sze��dziesi�ciu latach odzyskali�my szcz�liwie kilka nieznanych obraz�w z zaginionej kolekcji Milewskiego, namalowanych przez polskich malarzy: Matejk�, Che�mo�skiego, Czach�rskiego, Podkowi�skiego i Gierymskiego. To by�a sensacja! Znale�li�my je na zachodnim wybrze�u Ameryki, siedemdziesi�t mil na po�udnie od Wielkiego Kanionu. Dzi�ki pomocy Polskiego Instytutu Naukowego na Manhattanie obrazy zosta�y poddane wst�pnej analizie, co zaowocowa�o bogat� dokumentacj�, jak� zabra�em ze sob� w powrotn� podr� do Polski. Odzyskana cz�� obraz�w z kolekcji Milewskiego mia�a by� niebawem wys�ana do Polski. Los samej tylko kolekcji by� niezmiernie ciekawy, podobnie jak tu�aczy los jej w�a�ciciela. Po �mierci hrabiego Milewskiego na Istrii cz�� obraz�w - o kt�rych istnieniu �wiat nie zdawa� sobie sprawy - przesz�a przez r�ce kilku �w�a�cicieli�, a� wreszcie trafi�a do kolekcjonera obraz�w, esesmana Otto Kaysera podczas burzliwych wydarze� drugiej wojny �wiatowej w Chorwacji. W ko�cu znalaz�y si� w Stanach Zjednoczonych przywiezione tam przez uciekaj�cego przed sprawiedliwo�ci� hitlerowca z Ameryki Po�udniowej. Do obraz�w by� do��czony list hrabiego napisany przed �mierci� do spadkobiercy, w kt�rym to li�cie szczeg�ln� trosk� otacza� Milewski w�a�nie obraz �z b�aznem�. To musia�o mie� zwi�zek z tajemniczymi znakami na obrazie. Niestety, list przepad� na dobre. Obraz na szcz�cie ocala� Nagle k�tem oka dostrzeg�em id�c� samym �rodkiem tarasu widokowego dumnym, ale nie pozbawionym gracji krokiem, pi�kn� i wysok� kobiet� o rysach twarzy zdradzaj�cych brytyjskie pochodzenie. By�a to niewiasta o nienagannych manierach w wieku oko�o trzydziestu kilku lat. Ubrana jedynie w zwiewn� sukienk� i z faluj�cymi od wiatru blond w�osami przypomnia�a mi pewn� dziewczyn� z okresu, w kt�rym zaprzyja�niona grupa archeolog�w nazywa�a mnie �redaktorem�* [Chodzi o Babie Lato z tomu �wi�ty relikwiarz.]. W�wczas to podkochiwa�em si� w owej pannie, chocia� jej rozwaga i inteligencja tak bardzo k��ci�y si� z wizerunkiem pi�knej blondynki. A blondynka krocz�ca w stylu ksi�nej Diany po tarasie widokowym najwi�kszego na �wiecie statku pasa�erskiego od�wie�y�a w mojej g�owie dawne i mi�e wspomnienia. Nieznajoma przesz�a za moimi plecami w kierunku rufy, zmagaj�c si� z wiatrem, a ja natychmiast poprawi�em si� na twardym krzese�ku i obejrza�em si� za ni� niezbyt dyskretnie. Sz�a zamy�lona, mo�e nieco zmartwiona, ale nie patrzy�a na nikogo. Odruchowo spojrza�em na jej buty i poczu�em rozczarowanie. Ona sz�a w mokasynach. Tak w�a�nie - by�em rozczarowany! Gdyby bowiem ta pi�kna blondynka przesz�a pasa�em w szpilkach, by�bym sk�onny podejrzewa� j� o to, �e to ona grzeba�a w mojej szafie p� godziny temu (chocia� zakrawa�o to na absurd, gdy� na statku znajdowa�y si� setki kobiet chodz�cych w szpilkach). Ale prawda by�a taka, �e chodzi�o mi o byle pretekst, aby j� bli�ej pozna�. Gdyby by�a podejrzana o w�amanie do mojego pokoju, by� mo�e odwa�y�bym si� zapyta�, kim jest, co mog�oby zaowocowa� bli�sz� znajomo�ci�. Blondynka usiad�a wreszcie na krzese�ku kilkana�cie metr�w dalej i odruchowo spojrza�a na mnie, jakby wyczu�a, �e kto� na ni� patrzy. A ja skuliwszy si� w sobie jak szczeniak natychmiast odwr�ci�em si� do niej plecami. Poczu�em rosn�ce we mnie uczucie wstydu, wi�c gwa�townie wsta�em got�w opu�ci� taras. I wtedy to zdj�cie z replik� �Sta�czyka� wypad�o mi z d�oni. Na nic zda�y si� moje niezdarne machanie r�kami w celu z�apania fotografii. Porwany przez wiatr kawa�ek papierowego prostok�cika odfrun�� ode mnie w kierunku rufy, wykonuj�c po drodze skomplikowane figury na wietrze. A wtedy pi�kna blondynka zerwa�a si� ze swojego krzese�ka z szybko�ci� pantery i cudem z�apa�a wiruj�ce na wietrze zdj�cie zmierzaj�ce prosto w atlantyck� kipiel. - Dzi�kuj� pani - wymamrota�em po angielsku, gdy znalaz�em si� obok niej. Popatrzy�a na zdj�cie z ciekawo�ci� i odda�a mi je. - Matejko? - zapyta�a czyst� angielszczyzn�. - Sk�d pani wie? - zdumia�em si�. By�a nie tylko osob� wygimnastykowan�, ale tak�e inteligentn�. - Studiowa�am filologi� rosyjsk� w Cambridge, wi�c kultura S�owian nie jest mi obca. Znam rosyjskich i polskich malarzy. Jest pan ze Wschodu? - Z Polski. Z Warszawy. Jest pani niezwykle spostrzegawcza. Wyci�gn�a do mnie bia�� d�o� zbudowan� z d�ugich i zmys�owych palc�w. - Mi�o mi. Pamela Norman. Jestem pisark�. To o�wiadczenie mnie zdumia�o. Pisarka! To mia�o niezwyk�y posmak i wprawi�o mnie, nie wiedzie� czemu, w stan za�enowania. Nie do��, �e sta�em przed pi�kn�, to jeszcze na dodatek m�dr� kobiet�. Popatrzy�em w jej niebieskie oczy, w kt�rych dyskretnie kolaborowa� szafir ze smutkiem. - M�j londy�ski wydawca odrzuci� moj� najlepsz� ksi��k� - wyja�ni�a zaraz. - Przed chwil� odebra�am od niego wiadomo��. Zrobi�o mi si� jej �al. A kiedy dostrzeg�em g�si� sk�rk� zdobi�c� jej smuk�e przedramiona, natychmiast zaproponowa�em popo�udniow� kaw�. O dziwo, zgodzi�a si� bez wi�kszych opor�w, co odebra�em z najwi�ksz� rado�ci� i zarazem podejrzliwo�ci�, na jak� sta� jedynie starego i zdziwacza�ego kawalera. Znalezienie kawiarenki nie by�o na �Explorer of the Oceans� trudne; problemem by� wyb�r odpowiedniego lokalu. Korzystaj�c ze skomplikowanego planu dotarli�my wreszcie na VIII poziom i zasiedli�my w cichej kafejce. Nie by�o st�d widoku na ocean, a za oszklon� �cian� lokalu spacerowali traktami urz�dzonymi w stylu ameryka�skich ulic pasa�erowie, zupe�nie jakby�my byli na Manhattanie. Opowiedzia�em kobiecie, kim jestem i czym si� zajmuj�. - A co pani porabia�a w Ameryce? - zapyta�em. - Namawia�am ameryka�skiego wydawc�, aby opublikowa� moje opowiadania. Bez rezultatu. Smutny u�miech przelecia� przez twarz Pameli Norman i szybko znikn��. - O, to interesuj�ce - rzek�em autentycznie zafascynowany osob� tej pi�knej i m�drej blondynki, a troch�, aby j� pocieszy�. Wygl�da�a na skromn� dziewczyn�. Wida� istniej� na �wiecie nie zadufani w sobie literaci. Przede wszystkim by�a Pamela Norman jedn� z tych kobiet, w kt�rych m�czyzna zakochuje si� od pierwszego wejrzenia. Mia�em wielk� s�abo�� do blondynek i chocia� wiele z nich w moim d�ugim �yciu odprawi�o mnie z kwitkiem, to jednak rozs�dek wci�� przegrywa� z sympati�, jak� do nich �ywi�em. - Czy mo�na wiedzie�, w jakiej dziedzinie literatury pani specjalizuje si�? - A je�li panu powiem, to czy on w drodze rewan�u zdradzi mi swoj� tajemnic�? - Powiem pani wszystko, je�li pani zdradzi swoje pisarskie plany. - Pisz� o historyku sztuki, kobiecie, kt�ra wpada na trop wielkiej zagadki zwi�zanej z histori� Anglii. Mam plany napisania kilku odcink�w dla BBC, ale najpierw musz� znale�� wydawc� opowiada�. W rewan�u opowiedzia�em jej o przygodzie, kt�ra wype�ni�a ostatni tydzie� mojego pobytu na ameryka�skiej ziemi. O gangu motorowym pod nazw� �Je�d�cy Piekie��, kt�rego przyw�dca Ted Karsey by� synem by�ego esesmana Otto Kaysera. Ten hitlerowski oficer w czasie drugiej wojny �wiatowej zagrabi� wiele obraz�w z obszaru P�wyspu Ba�ka�skiego; jego �upem pad�o kilkana�cie cennych obraz�w francuskich impresjonist�w, ale tak�e kilka innych pochodz�cych z zaginionej kolekcji hrabiego Korwin-Milewskiego. Po wojnie by�y esesman uciek� do Urugwaju, a stamt�d do Stan�w Zjednoczonych. �y� ze sprzeda�y zrabowanych w Europie kosztowno�ci i obraz�w. Pomaga� mu w tym niemiecki wsp�lnik, m�ody porucznik Abwehry Martin Schmidt, kt�ry przy pomocy zawodowego p�etwonurka o nazwisku Kurt Steinbeck wy�owi� z jeziora Toplitz zatopion� przed ko�cem wojny skrzyni� z dzie�ami sztuki. Potem �w p�etwonurek zosta� zamordowany przez Schmidta. Kayser siedzia� w Ameryce Po�udniowej , a Schmidt wysy�a� mu partiami z�oto, bi�uteri� oraz obrazy. By�y to nierzadko cenne dzie�a, mi�dzy innymi p��tna van Gogha czy Maneta. Ostatecznie dosz�o do spotkania Schmidta z Kayserem na ameryka�skiej ziemi w Bisbee w stanie Arizona. Schmidt zorientowa� si� bowiem, �e Kayser przysy�a� mu n�dzne grosze z anonimowych sprzeda�y cennych obraz�w. A sprzedawa� p��tna, kt�re dzisiaj warte s� dziesi�tki milion�w dolar�w. Polskich p��cien Kayser nie rusza� z uwagi na to, �e nie by�y wed�ug niego tak cenne, za� obraz z �b�aznem� stanowi� nawet zagadk�, co wynika�o z tre�ci listu napisanego przez Milewskiego tu� przed �mierci�. List zachowa� przezornie Schmidt, jako swego rodzaju zabezpieczenie, ale na nic to si� zda�o. Kayser zabi� wsp�lnika, zabra� list i przeprowadzi� si� do Yumy, gdzie sp�dzi� reszt� swojego n�dznego �ycia. Nigdy si� nie dowiedzia�, �e obraz zawiera� zaszyfrowan� wiadomo��. Nie tak dawno Kayser chcia� sprzeda� w Los Angeles ostatni cenny obraz, a mianowicie p��tno Rembrandta. To naprowadzi�o szcz�liwie na jego trop Agencj� Wiesenthala. Wcze�niej jego syn, p�niejszy przyw�dca gangu �Je�d�cy Piekie��, uciek� z domu zabieraj�c ze sob� kilka obraz�w, w tym ten z �b�aznem�. Ostatnio po wielu dniach tropienia �Je�d�c�w Piekie�� oraz Kaysera przez FBI, Agencj� Wiesenthala i nasz departament, po przemierzeniu kilku tysi�cy mil ze Wschodu na Zach�d Stan�w Zjednoczonych - uda�o nam si� wreszcie odzyska� obrazy. Mo�na rzec: pe�ny sukces. Jednak �ameryka�ska przygoda�, mimo �e dobieg�a ko�ca, mia�a i swoj� tajemnic�. By�a ni� osoba kulej�cego na lew� nog� m�czyzny o pseudonimie Black, kt�ry wynaj�� w Ameryce detektywa, ale i sam bra� czynny udzia� w poszukiwaniach obrazu z �b�aznem�. �w Black by� Niemcem pos�uguj�cym si� paszportem i kartami kredytowymi innego Niemca, handlowca Klausa Vollera, kt�ry po dzi� dzie� nie odnalaz� si�. Black by� ucharakteryzowany na niego i na�ladowa� nawet jego komiczny akcent. Kim by� naprawd� Black? Sk�d wiedzia� o �Sta�czyku� i pozna� esesma�sk� przesz�o�� Kaysera? A musia� o tym wiedzie�, skoro sprawdza� gestapowski tatua� pod pach� napotkanych na swojej drodze antykwariuszy. Tak, Black to by�a jedna wielka niewiadoma. I pomy�le�, �e podczas lotu do Nowego Jorku siedzia�em obok niego, nie przeczuwaj�c, �e p�niej ten sam osobnik b�dzie naszym rywalem w poszukiwaniach, a nawet moim niedosz�ym morderc�. Wpadaj�c w przepa�� Wielkiego Kanionu podczas pr�by ucieczki zabra� Black swoj� tajemnic� do grobu. Poda�em Pameli Norman zdj�cie repliki �Sta�czyka�. - To po ten obraz przyjecha� Black do Stan�w Zjednoczonych - wyja�ni�em. Pamela Norman spojrza�a na zdj�cie z autentyczn� ciekawo�ci�, jakby po raz pierwszy widzia�a t� fotografi�. Sta�czyk siedzia� w fotelu, zgarbiony, a palce mia� zaplecione na podbrzuszu. I jeszcze ten przesmutny wzrok wpatruj�cy si� w blat sto�u, tam gdzie znajdowa�a si� gruba ksi�ga. - Smutny niczym Hamlet - powiedzia�a. - Patrzy na le��c� na stole ksi�g� - doda�em. - Ale ma pani s�uszno��. Sta�czyk na tym obrazie przybra� mask� kojarz�c� si� z Hamletem. Mniej przypomina oryginalnego Sta�czyka. Czy to mo�liwe, aby hrabia Milewski zasugerowa� Mistrzowi owo �hamletowskie spojrzenie�? Przez chwil� zapanowa�a cisza. - Czy zna pani W�adys�awa Czach�rskiego, malarza najbardziej z�ytego z Milewskim? - Czach�rski? Chyba nie. - Z nim hrabia utrzymywa� najbardziej za�y�e stosunki. I to on namalowa� w roku 1876 portret Ignacego Korwin-Milewskiego w mundurze kawalera malta�skiego. Ten obraz r�wnie� odnale�li�my w Ameryce, gdy� do tej pory dysponowali�my w Polsce wy��cznie fotografi� tego portretu. P�niej hrabia naby� kilka innych p��cien Czach�rskiego, mi�dzy innymi �Aktor�w przed Hamletem� i �Autoportret artysty w kostiumie Hamleta�. By� mo�e mia� Milewski jak�� s�abo�� do Hamleta. Londyn odwiedza� r�wnie cz�sto co Pary�, Monachium, Hamburg, Wilno czy Rzym. By� mo�e �hamletowskie spojrzenie� Sta�czyka to jaki� trop zwi�zany z Angli�? - Mo�e - rzek�a tajemniczo Pamela Norman. - B�azen patrzy na ksi�g�, to prawda. Ale co to za ksi�ga? To mo�e znaczy� co�, a zarazem nic. - Ksi�ga mo�e by� kluczem do rozwi�zania tajemnicy? Obraz nie jest w najlepszym stanie, wi�c i zdj�cie nie pokazuje wszystkich szczeg��w. W kajucie mam jednak inne zdj�cia. Na oprawie ksi�gi mo�na dostrzec s�abo widoczne tajemnicze znaki domalowane prawdopodobnie przez Milewskiego. Je�li zechcia�aby si� pani spotka� ze mn� jeszcze raz, ch�tnie przynios� te zdj�cia. - Za dwie godziny w �Nice Bar� na XII poziomie - zgodzi�a si� ch�tnie. - Wypijemy po fili�ance herbaty. - Do pi�tej. Na p� godziny przed wyznaczonym spotkaniem zabra�em teczk� z dokumentacj� i opu�ci�em pok�j. Na XII poziomie pasa� przypomina� jak�� ameryka�sk� ulic� pe�n� sklep�w, bar�w i restauracji oraz rozgadanych spacerowicz�w; brakowa�o jedynie drapaczy chmur i samochod�w. Kierowa�em si� w stron� �Nice Bar� i przechodzi�em obok du�ego marketu, gdy m�j wzrok natrafi� na ubran� w czarny �akiet i kremowe lu�ne spodnie Pamel� Norman. D�ugie w�osy spi�a w ko�ski ogon i poprawi�a ostro�� makija�u. Nadal by�a t� sam� pi�kn� kobiet�, mo�e nieco odmienion� przez nowy str�j, ale co� by�o w jej twarzy innego, obcego, co k��ci�o si� z poprzednim wizerunkiem kobiety �agodnej i zarazem wznios�ej. Pamela Norman by�a zdenerwowana. Co chwila rozgl�da�a si� uwa�nie na wszystkie strony, jakby obawia�a si� nadej�cia nieproszonego go�cia. Czy t� osob� by�em ja? Sta�a na rogu skrzy�owania i m�wi�a do kogo� znajduj�cego si� w g��bi zau�ku za marketem. Niestety, z tego miejsca nie mog�em dostrzec jej rozm�wcy. Dlatego te� nie namy�laj�c si� d�u�ej da�em nura do olbrzymiego sklepu i szybko przeszed�em na jego drugi koniec. Dyskretnie odchyli�em zwisaj�c� z g�ry tekturow� reklam� napoju gazowanego i popatrzy�em przez szyb� na zewn�trz. Za rogiem marketu, dwa skrzy�owania przed �Nice Bar�, Pamela Norman rozmawia�a z jakim� m�odym m�czyzn� w wieku trzydziestu kilku lat, ubranym w zamszow� marynark� w kolorze irchy. M�ody cz�owiek by� szczup�ym m�czyzn� z kilkudniowym zarostem kontrastuj�cym niezdrowo z kredowej barwy cer�. Wpatrzony w ni� prosi� o co� b�agalnym tonem. Ta milcz�co kr�ci�a tylko g�ow� na znak protestu. M�czyzna zapali� papierosa. Pamela Norman natychmiast zwr�ci�a mu uwag�, �e nie mo�e tutaj pali�, wi�c ten zgasi� niedopa�ek w paczce papieros�w. A potem machn�� zrezygnowany r�k� i wyci�gn�wszy opakowanie gumy do �ucia odszed� w kierunku wind, kt�rymi wjecha�em na ten poziom. Pamela sta�a przez chwil� nieruchomo i zamy�lona odprowadza�a go wzrokiem. Jednak zaraz ruszy�a w kierunku baru, w kt�rym si� um�wili�my. I kiedy zawr�ci�em do wyj�cia, a w�a�ciwie gdy mija�em kasy, m�j wzrok natrafi� na rz�d monitor�w ustawionych nad g�ow� kasjerki. Na jednym z nich dostrzeg�em najpierw siebie w stroju �eglarskim (taki str�j obowi�zywa� w niekt�rych lokalach na statku). Ale co� kaza�o mi spojrze� na inny monitor, kt�ry pokazywa� kolejny zakamarek marketu. Jakie� by�o moje os�upienie, gdy dostrzeg�em na nim utykaj�cego na lew� nog� osobnika. Nie widzia�em jego twarzy, gdy� ten skrada� si� mi�dzy rega�ami i by� odwr�cony plecami do obiektywu kamery. By� to jednak m�czyzna mojego wzrostu i raczej solidnej postury. Ale przede wszystkim ten cz�owiek kula�. - Black! - wyrwa�o mi si�, a w tym czasie osobnik znikn�� ju� z monitora. - �e co, prosz�? - zapyta�a kasjerka i popatrzy�a na mnie zdziwiona. Nie odpowiedzia�em jej. Zaszokowany odkryciem ruszy�em z powrotem w g��b sklepu, zagl�daj�c we wszystkie mo�liwe zakamarki i przestrzenie mi�dzy rega�ami, uwa�nie obserwuj�c wszystkich klient�w. �Czy�by Black nie zgin�� nad Wielkim Kanionem?� - my�la�em w gor�czkowym podnieceniu. �Ale jakim cudem wyszed� ca�o z upadku w przepa��? Nie, to niemo�liwe. A mo�e kulej�cy m�czyzna na monitorze jest zupe�nie kim� innym? Tylko gdzie on si� podzia�?� Ku�tykaj�cego m�czyzny nigdzie nie by�o w sklepie. Wyparowa�. Stan��em w zacienionym miejscu, w kt�rym - jak mi si� zdawa�o - ujrza�em go na jednym z monitor�w. Tak, to musia�o by� tutaj. Dok�d poszed�? Je�li to Black, pewnie zorientowa� si�, �e go zauwa�y�em i gdzie� si� ukry�. I wtedy dojrza�em zielone drzwi z napisem: �Staff only� prowadz�ce na zaplecze. Nacisn��em klamk� i wszed�em do ton�cego w mroku korytarza. Zrobi�em kilka krok�w, nas�uchuj�c jakichkolwiek d�wi�k�w, szmer�w czy ludzkiego oddechu. Cisza. Jedynie delikatny, st�umiony szum klimatyzatora dochodzi� z g�ry. Oczy szybko przyzwyczai�y si� do mroku. Pierwsze drzwi po prawej stronie by�y zamkni�te, dopiero przez lekko uchylone nast�pne drzwi �wiat�o wydostawa�o si� na korytarz, uk�adaj�c si� na pod�odze w ostry tr�jk�t. Podszed�em do tych drzwi i ostro�nie zajrza�em do �rodka. By� to ma�y pok�j o bia�ych �cianach, z czarnymi jak smo�a rega�em, fotelem i biurkiem z komputerem. W �rodku nie by�o nikogo. Ju� mia�em zawr�ci�, gdy us�ysza�em za sob� jaki� szmer. Nie zd��y�em si� ju� odwr�ci�. Poczu�em z ty�u g�owy ostry b�l, a moja czaszka dos�ownie w jednym u�amku sekundy eksplodowa�a na miliony z�ocistych, iskrz�cych od�amk�w. Upad�em na pod�og� straciwszy przytomno��. Kiedy si� ockn��em z potwornym b�lem g�owy, stwierdzi�em, �e teczka z dokumentami i zdj�ciami repliki �Sta�czyka� znikn�a. - Gdzie teczka? - przera�ony zapyta�em stoj�cego nade mn� Murzyna w bia�ym uniformie, zapewne pracownika marketu. W pierwszej chwili mo�na go by�o wzi�� za ducha. - Teczka znikn�a! - Nie widz� �adnej teczki, sir - odpowiedzia� grzecznie i pom�g� mi wsta�. - Przecie� m�wi�, �e znikn�a, wi�c nie mo�e jej pan widzie� - gdera�em. - Nic panu nie jest? A w og�le jak pan tu wszed�? - Przez drzwi - odpowiedzia�em zbola�ym g�osem. - Tak jak ten kulej�cy m�czyzna mojego wzrostu. Nie widzia� go pan? - Nikogo nie widzia�em, sir. Mo�e wezwa� lekarza? Szybko si� ulotni�em, t�umacz�c Murzynowi, �e szuka�em toalety, a lekarz mi niepotrzebny. I chocia� opuszcza�em market z poczuciem pora�ki, to absolutna pewno�� obecno�ci Blacka na pok�adzie tego statku podzia�a�a niczym amoniak podany nieprzytomnemu. Uda�em si� do �Nice Bar�. Pamela Norman siedzia�a na wysokim krzese�ku przy drewnianym barku obok niedu�ej fontanny. Raczy�a si� jakim� egzotycznym drinkiem, a obok sta�a pusta fili�anka po herbacie. Nie musz� dodawa�, �e wygl�da�a uroczo, a zmys�owa wo� dobrych gatunkowo perfum podkre�la�a niezwyk�o�� i subtelno�� tej kobiety. Nie okazywa�a przy tym cienia zniecierpliwienia moim sp�nieniem, a przecie� nasz �five o�clock� ju� dawno min��. - Najmocniej pani� przepraszam, ale zdarzy� si� wypadek - wymamrota�em. I opowiedzia�em jej o zdarzeniu w markecie. - Kulej�cy m�czyzna? - nie mog�a si� nadziwi�, gdy sko�czy�em relacj�, a kelner poda� mi herbat�. - Black? To fantastyczne! W sam raz na temat do ksi��ki. - By� mo�e, ale ten Black to niebezpieczny cz�owiek. Kilka razy unikn��em w Ameryce �mierci z jego r�ki. Prosz� sobie wyobrazi�, �e widzia�em, jak jego samoch�d spada� w g��b Wielkiego Kanionu. Ale on �yje! To niewiarygodne. Pamela popatrzy�a na mnie z opieku�czym wyrazem twarzy, po czym jej palce dotkn�y zlepionych przez zakrzep�� krew w�os�w na mojej g�owie. Ten dotyk mia� w sobie uzdrowicielsk� moc najdoskonalszego balsamu na �wiecie. - Pan jest ranny - wzdrygn�a si�. - Wie pani, wstrz��ni�cie m�zgu to moja specjalno��. Chyba rozbawi�em j� tym �artem, b�d�cym trawestacj� znanego powiedzenia detektywa Philipa Marlowe�a* [Bohatera wielu powie�ci i opowiada� s�ynnego pisarza ameryka�skiego Raymonda Chandlera.], kt�ry zwyk� mawia�: �K�opoty to moja specjalno��. - A zatem Black zabra� teczk� - przerwa�em k�opotliw� cisz�. - Nie mog� pokaza� pani zdj�� repliki. No c�... przynajmniej wiemy, �e ten dra� �yje. Musia� w jaki� spos�b upozorowa� swoj� �mier� nad Wielkim Kanionem. To niezwykle sprytny i niebezpieczny morderca. Ostrzegam pani�. - M�w mi Pamela - szepn�a nieoczekiwanie. - To... Tomasz - wyj�ka�em os�upia�y. - Zaraz! - Pamela dotkn�a mojej d�oni. - Przecie� mo�emy poprosi� Polski Instytut Naukowy w Ameryce o przys�anie na statek zdj�� repliki. Tobie, Tomaszu, przecie� nie odm�wi�. Zostawiwszy drinki wyszli�my pospiesznie z baru. Przepu�ci�em Pamel� do wyj�cia i wtedy to dostrzeg�em na jej nogach eleganckie i modne �szpilki�. Ten widok podzia�a� na mnie niczym kube� zimnej wody. To oznacza�o, �e nie mog�em wykluczy� m�odej pisarki z grona podejrzanych o w�amanie do mojego pokoju. To oczywi�cie mog�o oznacza� wszystko i nic. Wiele kobiet nosi �szpilki�! Tak, ale nasze spotkanie na pok�adzie statku, tu� po odkryciu przeze mnie �lad�w w�amania, mog�o nie by� przypadkowe. Po sprawdzeniu dokument�w w teczce mog�a Pamela spr�bowa� wkra�� si� w moje �aski, aran�uj�c owo przypadkowe i niewinne spotkanie. Tylko po co? Je�li przegl�da�a moj� teczk� z dokumentami, to przecie� nie musia�a mnie ju� wi�cej �ba�amuci�. Przecie� mog�a rozegra� to tak, �e najpierw mnie poznaje, �ba�amuci�, a p�niej ja sam pokazuj� jej zdj�cia repliki. A mo�e zdj�cia jej nie wystarczy�y? Nie mog�em te� zapomnie�, �e by�em �wiadkiem jej k��tni z m�czyzn� w zamszowej kurtce? Kim by� i czego od niej chcia�? Czy by� Blackiem? Nie! Nie m�g� nim by�, gdy� nie kula�! No i przecie� Black by� ca�y czas w markecie, gdy obserwowa�em j� rozmawiaj�c� z m�odym cz�owiekiem. Znajomy Pameli nie m�g� by� Blackiem! Ale kim by�, do licha? Najpro�ciej by�oby zapyta� o to Pamel�, ale w�a�nie w tej chwili postanowi�em odgrywa� rol� nie�wiadomego niczego starszego pana, kt�rego �atwo �zba�amuci�, bo ten niczego si� nie domy�la i o niczym nie wie. Poszli�my na �poczt�. W zasadzie by�a to nowoczesna sala bardziej przypominaj�ca eleganckie i przestronne biuro z wyk�adzin� o odcieniu zielonkawym, w kt�rym ka�dy klient m�g� skorzysta� ze wszystkich dobrodziejstw cywilizacji w zakresie komunikacji. Pamela zaproponowa�a, aby PIN przes�a� na �Explorer of the Oceans� fotografie repliki �Sta�czyka� w postaci zeskanowanych zdj��. Zwyk�y faks nie by� �adnym rozwi�zaniem. Je�li chcieli�my wychwyci� jakie� szczeg�y na obrazie, musieli�my dysponowa� wyra�n� kopi�. Po dw�ch godzinach odebrali�my poczt� elektroniczn� pliki graficzne przys�ane nam przez PIN, przedstawiaj�ce r�ne zbli�enia fragment�w p��tna. Najbardziej zainteresowa�a nas oprawa ksi�gi znajduj�cej si� na stole, bo w tym kierunku patrzy� przecie� b�azen Sta�czyk. - Tam co� jest - zawyrokowa�a Pamela po d�u�szym wpatrywaniu si� w ekran komputera. - Na tej oprawie. - To wiemy ju� od kilku dni - westchn��em. - Tylko nie wiemy, co to jest? Powi�kszy�a nieco obraz, kt�ry natychmiast uleg� rozmyciu, ale co� tam by�o, jakie� znaki. Najwyra�niejsze powi�kszenie ukazywa�o nast�puj�c� konfiguracj� liter i cyfr: BLOX. H/C 1623 (43) Podczas pierwszych dni badania obrazu w pracowni na Manhattanie, nikt nie zwraca� szczeg�lnej uwagi na niewielk� powierzchni� obrazu, jak� stanowi� grzbiet owej ksi�gi. Wysi�ki pierwszych dni skupi�y si� raczej na standardowej procedurze badania, ale nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e w�a�nie mieli�my do czynienia z zaszyfrowan� wiadomo�ci�, prawdopodobnie autorstwa samego Milewskiego. - Ignacy Korwin-Milewski by� kawalerem malta�skim - wtr�ci�em. - M�g� przejawia� sk�onno�ci do mistyfikacji, szyfrowania, zreszt� to by� cz�owiek nieco tajemniczy. Ma�o o nim wiemy. - To dziwne - rzek�a niespodziewanie Pamela. - Nie mam poj�cia dlaczego, ale ten zapisek w spos�b ca�kowicie irracjonalny co� mi podpowiada. Pamela najpierw spojrza�a na mnie bardzo powoli, marszcz�c przy tym zabawnie czo�o, potem jej oczy uleg�y powi�kszeniu, a kr�lowa� w nich b�ysk szalonego odkrywcy. - Ju� wiem, co to mo�e oznacza� - zawo�a�a triumfuj�co. ROZDZIA� DRUGI KR�TKO O NASZYCH SAMOCHODACH � KTO MNIE �LEDZI? � EPIZOD Z ANGIELSK� DROG�WK� � W OKSFORDZIE � THE OLD BODLEIAN LIBRARY � W BIBLIOTECE KSI�CIA HUMFREYA � ODERWANA KARTKA �HAMLETA� I TAJEMNICZY CZYTELNIK � WPROWADZAM W TEMAT PANA GLIMPSONA � OCALA�Y FRAGMENT ZAPISKU MILEWSKIEGO � W�OSKI ZAKONNIK I JEGO ZAINTERESOWANIA � W PUBIE � PA�STWO DICKINSON � NOCNY INTRUZ Dziwne rzeczy dzia�y si� na �Explorer of the Oceans�. Tak przynajmniej wynika�o z relacji pana Tomasza - mojego szefa, dyrektora Departamentu Ochrony Zabytk�w w Warszawie, zwanego Panem Samochodzikiem. Ten zabawnie brzmi�cy pseudonim przylgn�� do niego dawno temu z powodu dziwnego wehiku�u, jaki m�j zwierzchnik posiada� wiele lat temu. Przed kilkoma laty - dzi�ki darowi ameryka�skiej Polonii - na stanie naszego departamentu pojawi� si� jeep. Z nim by�o zwi�zanych kilka ostatnich naszych przyg�d, ale ta ostatnia, �ameryka�ska�, dotycz�ca zaginionej kolekcji obraz�w hrabiego Ignacego Korwin-Milewskiego, przynios�a kolej na zmian�. Ot�, dzia�aj�c na zaproszenie ameryka�skiej Polonii, przysz�o nam korzysta� z daru biznesmena polskiego pochodzenia, pana Paradaja, kt�ry na czas poszukiwa� ofiarowa� nam przedziwny pojazd - replik� wehiku�u! Samoch�d ten stanowi� po��czenie hummera z bentleyem. Potrafi� porusza� si� po ka�dym terenie i rozwija� pr�dko�� do 360 kilometr�w na godzin�. Kto wie, jak zako�czy�aby si� �ameryka�ska przygoda�, gdyby nie ten nowy wehiku�? Po zako�czeniu poszukiwa� mia� on trafi� do Hollywood, do znanego aktora Antonio Panterasa, kt�ry oferowa� za niego bajeczn� sum�, jednak dzi�ki nieprzejednanej postawie dyrektora Polskiego Instytutu Naukowego w Ameryce, pana Lipi�skiego, wehiku� zosta� w ko�cu darowany nam! Tak wi�c, pan Tomasz z ca�kiem poka�n� dokumentacj� dotycz�c� odnalezionych przez nas obraz�w wyruszy� w powrotn� drog� do Europy najwi�kszym transatlantykiem na �wiecie, a ja musia�em zabawi� jeszcze kilka dni w Nowym Jorku, aby za�atwi� formalno�ci zwi�zane z przywozem do Polski nowego wehiku�u. I kiedy ameryka�ski urz�dnik mia� przystawi� ostatni� piecz�tk� na dokumentach przewozowych, odezwa� si� niespodziewanie pan Tomasz. - Pawle, pojedziesz do Oksfordu - us�ysza�em jego podniecony g�os w s�uchawce telefonu kom�rkowego. - Mam tam studiowa�? - za�artowa�em. - A i owszem. W s�ynnej bibliotece uniwersyteckiej zwanej Bodleian Library. Tam wiedzie bowiem trop w sprawie repliki �Sta�czyka�. A przynajmniej tak� mamy nadziej�. - �Mamy�? - Razem z pann� Pamel� Norman rozszyfrowali�my sens tajemniczych znak�w na replice �Sta�czyka�. A racja! Przecie� nie wiesz, o kim m�wi�. Panna Norman jest angielsk� pisark�. Poznali�my si� dzisiaj... - Panie Tomaszu - j�kn��em. - Je�li to blondynka, to jeste�my zgubieni. - Och, nie przesadzajmy. Ustalili�my szczeg�y i, kiedy wydawa�o mi si�, �e to ju� wszystko, pan Tomasz doda� ponuro: - Na statku jest Black! Odetchn��em, gdy min��em przedmie�cia Londynu. Nie chodzi�o wcale o londy�skie korki, ale o to, �e nie by�em przyzwyczajony do lewostronnego ruchu. By�em pierwszy raz w Londynie i to w dodatku samochodem. Wreszcie, debiutowa�em w roli kierowcy wehiku�u! Dlatego to jazda z lotniska Heathrow przez zachodni�, peryferyjn� cz�� miasta by�a istnym piek�em. Gdzie tam by�o marzy� o zwiedzaniu czy podziwianiu stolicy Zjednoczonego Kr�lestwa, a zarazem najwi�kszego europejskiego miasta. Nic z tych rzeczy! Jedyne, o czym marzy�em, to dosta� si� czym pr�dzej z Heathrow do obwodnicy londy�skiej, a stamt�d by� ju� tylko krok do autostrady M-40. Na autostradzie biegn�cej na p�nocny zach�d w kierunku Oksfordu wehiku� sun��, jakby by� co najmniej poduszkowcem. Jazda dobr� drog� przez malownicze wzg�rze Chiltern to by�a frajda. W og�le Anglia przypad�a mi do gustu. Na dobr� spraw�, gdyby dzisiaj �y� najs�awniejszy detektyw �wiata Sherlock Holmes, jedyn� rzecz�, kt�ra mog�aby go zaszokowa�, by�by pewnie nadmierny rozw�j motoryzacji i zatrz�sienie reklam. Jednak w Londynie znalaz�oby si� od biedy niejedno miejsce przypominaj�ce dziewi�tnastowieczne wiktoria�skie kamienice i s�ynn� Baker Street, gdzie poczciwy doktor Watson i Sherlock Holmes czuliby si� jak za dawnych, dobrych, starych czas�w. I kiedy tak jecha�em sobie szos� przez pokryte zielon� traw� angielskie wzg�rza i doliny, dostrzeg�em we wstecznym lusterku samoch�d. To by� czarny rover. Jak mi si� zdawa�o, jecha� za mn� ju� od d�u�szego czasu. Przyspieszy�em. Jad�cy za mn� samoch�d r�wnie� przyspieszy�. A gdy niespodziewanie zwolni�em, kierowca rovera uczyni� tak samo. Nie mia�em zatem w�tpliwo�ci, �e by�em �ledzony. �Kto?� i �dlaczego?� by�o dla mnie tajemnic�. Czy�by kto� dowiedzia� si� ju�, �e Pan Samochodzik rozszyfrowa� tajemnicze znaki na replice �Sta�czyka�, a ja mam w Oksfordzie misj� do wykonania? Postanowi�em zatem nie ucieka� przed kierowc� samochodu - jak czyni to wi�kszo�� bohater�w sensacyjnych film�w - a najzwyczajniej w �wiecie zjecha�em natychmiast na pobocze i zatrzyma�em si�, aby sprawdzi�, z kim mam do czynienia. Rover momentalnie zwolni�, ale zaraz jednak przyspieszy� i szybko przejecha� obok mnie. Wydawa�o mi si�, �e wewn�trz samochodu siedzia�y dwie osoby, ale pojazd zbyt szybko mign�� za szyb�, abym zd��y� dobrze przyjrze� si� kierowcy i pasa�erowi. Nie namy�laj�c si� d�u�ej ruszy�em za roverem, kt�ry zd��y� ju� znikn�� za zakr�tem chowaj�cym si� za stromym zboczem. Po chwili jednak dogoni�em rovera, ale samoch�d pru� ju� z szybko�ci� stu mil na godzin�. Dlaczego kierowca rovera jecha� tak szybko? Czy�by obawia� si� zdemaskowania? Nacisn��em peda� gazu i zbli�y�em si� do kufra rovera na niebezpiecznie blisk� odleg�o��. Niestety, we wstecznym lusterku ujrza�em jad�cych za mn� dw�ch motocyklist�w. To byli policjanci. Mia�em pecha - musia�em zap�aci� mandat za przekroczenie szybko�ci. Po godzinie powita� mnie s�ynny Oksford. Min��em ogr�d botaniczny i wjechawszy w High Street skierowa�em si� prosto na Carfax - do zasadniczej cz�ci miasta, w�a�ciwie jego centrum, kt�rego uliczki i niekt�re elementy zabudowy pami�ta�y okres rz�d�w kr�la Edwarda z Essexu z IX wieku, a imponuj�ca wie�a - kt�ra wy�oni�a si� w�a�nie przede mn� - by�a fragmentem dawnej fortyfikacji obronnej. Dzisiaj na High Street t�tni�o �ycie w bliskim s�siedztwie uniwersytetu za�o�onego na pocz�tku XIII wieku, a jazda samochodem by�a tutaj prawdziw� udr�k� z powodu niemi�osiernego zat�oczenia pojazd�w na ulicach. Min��em Carfax Tower i zaparkowa�em wehiku� na parkingu pomi�dzy ulicami Park End i Hythe Bridge w pobli�u dworca kolejowego, a nast�pnie pieszo ruszy�em George Street do miasteczka uniwersyteckiego. Nie da si� ukry�, �e Oksford urzeka� swoj� dumn� staro�ci� i przyt�acza� zabytkow� zabudow� w spos�b wr�cz dos�owny. Przede wszystkim wyczuwa�o si� ow� magiczn� moc s�ynnej na ca�ym �wiecie uczelni i baga� bogatej historii. Po�azi�em troch� po Broad Street - placu handlowym w �redniowieczu - i nie mog�em oderwa� oczu od budynk�w, z kt�rych ka�dy by� zabytkiem. Pe�no by�o tutaj starych kolled�y wybudowanych w XIII wieku, min��em wspania�y Sheldonian Theatre, �ociera�em si� o zdawa�oby si� niesko�czon� ilo�� ksi�garni, a tej specyficznej atmosfery starego angielskiego miasta nie psu�a nawet obecno�� wszechobecnych samochod�w i rowerzyst�w. Wreszcie na skrzy�owaniu Parks Road wy�oni� si� masywny prostopad�o�cian New Bodleian Library. Ten budynek niewiele mia� wsp�lnego ze znacznie starszymi �kuzynami�, cho�by usytuowanym naprzeciwko Clarendon Building* [Wybudowany w latach 1712-1713 dla potrzeb Oxford University Press. Obecnie mieszcz� si� tam biura biblioteki.] z XVIII wieku, przykuwaj�cym uwag� imponuj�cym, wysokim portalem z czterema kolumnami. Nowa Biblioteka by�a wkomponowana troch� na si�� w ow� charyzmatyczn� stylistyk� miasta i w tym wypadku zabrak�o i�cie brytyjskiego wyczucia i elegancji. Skr�ci�em w prawo w Catte Street. Dwie�cie metr�w dalej po stronie, po kt�rej szed�em, znajdowa�a si� jedna z najs�ynniejszych i najstarszych bibliotek w Europie - Old Bodleian Library. W XVI wieku tutejszy uniwersytet by� pozbawiony przez p� wieku biblioteki i w 1598 roku Sir Thomas Bodley, kt�ry porzuci� karier� naukow� na uniwersytecie, aby zaj�� si� dyplomacj�, postanowi� przywr�ci� uczelni bibliotek�. Nale�y doda�, �e wi�ksza od Bodleian Library* [Ksi�gozbi�r jest przechowywany w podziemnych tunelach pod miastem i liczy ponad 6 milion�w egzemplarzy ksi��ek oraz l milion map.] by�a w samej Anglii jedynie British Library. ��czna d�ugo�� p�ek z ksi��kami w bibliotece oksfordzkiej wynosi pono� ponad sto trzydzie�ci kilometr�w! Ale oto pojawi�a si� cudowna Wie�a Pi�ciu Porz�dk�w Architektonicznych* [Tower of the Five Orders of Architecture.], kt�rej wej�cie z p�okr�g�ym portalem z obustronnymi blendami prowadzi na dziedziniec zwany Schools Quadrangle, a z jej szczytu dumnie wznosi�y si� ku niebu wszechobecne tutaj wie�yczki - pinakle. Obszed�em wie�� i p�nocne skrzyd�o budowli od p�nocy, a nast�pnie przez sekretariat wylaz�em na dziedziniec. Tam stan��em obok wykonanego z br�zu pomnika Sir Williama Herberta - hrabiego Pembroke i kanclerza uniwersytetu w latach 1617-1630. Po Schools Qundrangle �azi�y teraz grupki m�odych, ale nie brakowa�o te� zamy�lonych starszych ludzi, by� mo�e bibliotekarzy albo wyk�adowc�w. Jedni zmierzali do Arts End, inni wracali stamt�d przez ni�ej po�o�one Proscholium albo kierowali si� do wschodniej, administracyjnej cz�ci biblioteki. Oto znalaz�em si� w miejscu, kt�re hrabia Milewski musia� odwiedzi� w pierwszej dekadzie XX wieku. Wyj��em z kieszeni przys�any przez pana Tomasza faks z kryptogramem: BLOX. H/C 1623 (43) To by� szczeg�lnie wa�ny dla Milewskiego kryptogram, skoro umie�ci� go na obrazie Matejki. Co oznacza� ten zapisek? Wed�ug Pameli Norman �BLOX.� to nic innego jak skr�t od: Bodleian Library w Oksfordzie (po angielsku Oxford)! A kolejny cz�on tej �amig��wki �H/C� okre�la� wydawc�: �Heminges and Condell�s�. Panna Norman jako pisarka doskonale orientowa�a si� w angielskiej literaturze i wiele godzin musia�a sp�dzi� nie tylko w londy�skich bibliotekach, ale i w tej oksfordzkiej. Wiedzia�a zatem, �e wydanie z 1623 roku zawiera�o zbi�r sztuk Szekspira. I teraz �atwo zgadn��, �e je�li trop podany przez pann� Norman by� s�uszny, to chodzi�o o stron� czterdziest� trzeci� �Hamleta� zamieszczonego w tym�e zbiorze. O wyborze tego dzie�a �wiadczy�a hamletowska poza Sta�czyka na obrazie-replice. Rozumowanie Angielki by�o godne samego Sherlocka Holmesa. Nurtowa�a mnie tylko jedna sprawa: szybko��, z jak� Pamela Norman odgad�a przes�anie zaszyfrowanej wiadomo�ci. Pamela by�a pisark�. Z pewno�ci� du�o czyta�a, p� �ycia sp�dzi�a w bibliotekach, doskonali�a inn� wiedz� potrzebn� pisarzowi w czytelniach i na lekturze w domu. I dlatego teraz mog�a zbiera� owoc swoich wyrzecze�. Ja z panem Tomaszem byli�my podobni. Zawodowo zajmowali�my si� rozwi�zywaniem zagadek historycznych i odzyskiwaniem cennych dla naszego kraju dzie� sztuki, wi�c wiedzieli�my z autopsji, �e w�a�nie wiedza i zdolno�� dedukcji liczy�y si� w tym zawodzie najbardziej. I dlatego z zazdro�ci� my�la�em o b�yskotliwej Pameli Norman. Z bij�cym sercem i przekonaniem o s�uszno�ci decyzji wys�ania mnie do Anglii przeci��em dziedziniec i wszed�em przez jedne z bocznych, zabytkowych drzwi do biblioteki. Id�c starymi schodami na drugie pi�tro w kierunku Duke Humfrey�s Library* [Duke Humfrey�s Library - najbardziej presti�owa galeria Old Bodleian Library. Nazwana na cze�� Ksi�cia Gloucesteru (brat kr�la Henryka V), kt�ry w XV w. podr�owa� po Europie, zbieraj�c r�kopisy dla Uniwersytetu Oksfordzkiego.], w kt�rej przechowywano rzadkie ksi�gi, r�kopisy oraz ksi��ki drukowane do roku 1640, zastanawia�em si�, co takiego spotka mnie po otworzeniu starego, siedemnastowiecznego wydania �Hamleta�? Jaka tajemnica i si�a przywiod�a Milewskiego do Oksfordu i co mia� z nim wsp�lnego stary egzemplarz �Hamleta� przechowywany w najs�ynniejszej i najwi�kszej bibliotece uniwersyteckiej na �wiecie? Dopiero po osiemnastej dosta�em pozwolenie na skorzystanie z egzemplarza zbioru sztuk Szekspira. Wcze�niej musia�em gania� od Starej do Nowej Biblioteki, pokazywa� r�ne �wistki i pisemn� pro�b� naszego ministra w sekretariacie, a� w ko�cu wyra�ono zgod� na udost�pnienie mi oryginalnego egzemplarza. Odm�wi�em przejrzenia kopii cyfrowej, gdy� sta�o si� dla mnie jasne, �e tajemnica hrabiego Milewskiego wi�za�a si� w�a�nie z tym konkretnym egzemplarzem, a nie z tre�ci� dzie�a. Gdyby chodzi�o o wybrany fragment �Hamleta�, to wtedy wystarczy�oby ka�de inne wydanie �Hamleta�? Z wielkim podnieceniem czeka�em powrotu z archiwum chudego bibliotekarza ze zmierzwion� czupryn� srebrnych w�os�w. Przypomnia�em sobie niedawn� histori� z kradzie�ami inkunabu��w dokonywanymi w naszym kraju przez sprytnego w�amywacza o pseudonimie Arsen Lupin. Goszcz�c w wielu polskich bibliotekach, w kt�rych z�odziej dokonywa� kradzie�y, przysz�o nam korzysta� z cennych ksi��ek w niezwykle skromnych i surowych warunkach. Jak�e inaczej by�o w oksfordzkiej bibliotece: drewniana, chocia� wyremontowana po 1960 roku pod�oga, oryginalne, kolorowe p�yty sufitowe z herbami oraz skomplikowane sklepienie, na �cianach portrety wa�nych osobisto�ci, za� �awki i drewniane pulpity dla czytelnik�w jak w prawdziwej �redniowiecznej bibliotece. I jeszcze ten specyficzny zapach oprawionych w sk�r� ksi�g zalegaj�cych rega�y i p�ki, nierzadko z zamontowanymi �a�cuchami! S�owem: majestat i elegancja w starym, dobrym stylu! Wreszcie cichy bibliotekarz o nazwisku Glimpson przyni�s� mi oryginalny egzemplarz zbioru sztuk Szekspira z 1623 roku. Zdawa�o mi si�, �e t�tno podskoczy�o mi dwukrotnie, gdy otwiera�em pierwsze strony cennego egzemplarza. Kartka po kartce zacz��em powoln� w�dr�wk� po tym dziele. Dla niekt�rych takie przerzucanie lekko po��k�ych kartek z czarnym drukiem wyda� by si� mog�o zaj�ciem potwornie nudnym, ale dla historyka sztuki rozmi�owanego we wszystkim, co stanowi spu�cizn�, po minionych wiekach i kulturach, by�o czym� zachwycaj�cym. Gdyby nie tajemnicza sprawa hrabiego Milewskiego, m�g�bym tak siedzie� tutaj godzinami i przewraca� kartki w monotonnym rytmie. Ju� po chwili znalaz�em si� na stronie 43 �Hamleta�. Jakie� by�o moje zdziwienie, gdy zauwa�y�em spory ubytek w dolnym rogu. Wygl�da�o, jakby kto� oderwa� w po�piechu kawa�ek kartki, a przedtem pr�bowa� j� zapali� (!). Nier�wna, postrz�piona kraw�d� dolnego rogu by�a nadpalona, o czym �wiadczy�o br�zowe zabarwienie papieru. Natychmiast przerzuci�em kolejne strony i stwierdzi�em, �e nie by�y uszkodzone. Po prostu na stronie 43 kto� dokona� aktu zniszczenia wyrwawszy kawa�ek strony. Opu�ci�em swoje stanowisko i podszed�em do pana Glimpsona siedz�cego w g��bi korytarza przy s�u�bowym pulpicie obok du�ego, gotyckiego okna wychodz�cego na kolled� �Exeter� przy Turl Street. Poprosi�em go o lup�. Ale bibliotekarz natychmiast zorientowa� si�, w czym rzecz: - Chodzi panu o stron� 43? - Sk�d pan wie? - zdziwi�em si�. - Dwa lata temu by�a tutaj osoba zainteresowana tym w�a�nie egzemplarzem - wyja�ni� flegmatycznie, gdy znale�li�my si� przy moim stanowisku. Ale bystre, �widruj�ce oczy bibliotekarza �wiadczy�y o jego du�ej inteligencji i podejrzliwo�ci w stosunku do mnie i chyba ka�dego korzystaj�cego z cennych zbior�w biblioteki. - Dopiero po pewnym czasie zorientowali�my si� w czym rzecz. Spraw� umorzono, bo nie zdo�ano odnale�� czytelnika, kt�ry to zrobi�. Tak, jaki� �obuz oderwa� r�g kartki, a wcze�niej pr�bowa� nadpali� kawa�ek papieru. A w�a�ciwie, to dlaczego interesuje pan si� tym egzemplarzem? Nie mia�em czasu na wymy�lanie fa�szywych historyjek, wi�c powiedzia�em prawd�. - Teraz rozumiem - rzek� przestraszony, gdy sko�czy�em m�wi�. - Kto� przyszed� tutaj po wiadomo�� ukryt� w dolnym rogu 43 strony �Hamleta� ze zbioru sztuk wydanego w 1623 roku. I s�dzi pan, �e ten wasz hrabia przyjecha� tutaj na pocz�tku XX wieku i dokona� zapisu w�a�nie na tej stronie, a potem, prawie sto lat p�niej, zjawi� si� kto�, kto �odebra�� t� wiadomo��? - Wszystko na to wskazuje. Sam pan widzi, �e strona jest uszkodzona. Wszystko si� zgadza: wydawca, rok wydania i strona. Przypuszczamy, �e hrabia Milewski ukry� jaki� skarb, a informacj� o miejscu jego ukrycia umie�ci� w�a�nie na stronie 43 tego egzemplarza. Jeszcze dzisiaj, nawet dwie godziny temu, by�a to dla mnie zwyk�a hipoteza, ale po tym odkryciu jestem ju� pewny, �e istnieje gdzie� skarb. Tylko nie mog� zrozumie�, w jaki spos�b kto� dowiedzia� si� o informacji zawartej na stronie 43 �Hamleta� z pomini�ciem wskaz�wek ukrytych na replice �Sta�czyka�? Przecie� obraz by� przez pi��dziesi�t lat za Atlantykiem w r�kach Kaysera. A mo�e ten kto� nigdy nie ogl�da� obrazu? Mo�e hrabia mia� wsp�lnika, kt�ry wiedzia� o informacji ukrytej na stronie dzie�a Szekspira? Troch� to bez sensu, skoro Milewski w�o�y� tyle trudu, aby �domalowa� na replice pierwsz� wskaz�wk� dla siostrze�ca prowadz�c� do skarbu. Jedno jest pewne: pojawi� si� kolejny gracz w tej rozgrywce - Tajemniczy Czytelnik. - Niesamowite - zamy�li� si� pan Glimpson. To m�wi�c, bibliotekarz zacz�� ogl�da� uwa�nie pod lup� uszkodzon� stron�, ja za� przypomnia�em sobie �ameryka�sk� przygod�, a konkretnie pewien epizod. Dzi�ki pomocy starego przyjaciela o pseudonimie Winnetou uda�o si� panu Tomaszowi odczyta� wiadomo�� zapisan� niewidzialnym atramentem, a by�o to mo�liwe dopiero po przystawieniu do kartki p�omienia. W ten spos�b mo�na odczyta� ka�d� wiadomo�� zapisan� na papierze sokiem z cytryny b�d� mlekiem. Jedyny warunek, jaki trzeba spe�ni�, to nie dopu�ci� do spalenia papieru. Z czym� podobnym - jak s�dzi�em - mieli�my do czynienia w tym wypadku. - Hrabia dokona� zapisku, prawdopodobnie niewidzialnym atramentem - o�wiadczy�em. Pan Glimpson poda� mi lup� i podrapa� si� nerwowo po g�owie, a nast�pnie popatrzy� na mnie jak na niepoprawnego fantast�. - Ale po co tyle fatygi? Dlaczeg� ten hrabia mia�by przyje�d�a� a� tutaj i co� zapisywa�? - Je�li ukry� gdzie� bardzo cenny skarb i chcia� przy tym unikn�� �atwego znalezienia go przez niepowo�ane osoby, a przy tym lubi� mistyfikacj�, tajemnice, szyfry, to biblioteka oksfordzka by�a idealnym miejscem dla bezpiecznego przechowania takiej informacji. Po prostu hrabia z�o�y� w waszej szacownej bibliotece �depozyt� w postaci informacji o miejscu ukrycia skarbu. Anglia jest bezpiecznym krajem, a Oksford idealnym miejscem do tego celu. Kiedy na kontynencie wybuchaj� wojny i kolejne rewolucje, u was jest w miar� spokojnie, a i pilnujecie dzie� sztuki jak Amerykanie swojego z�ota w Forcie Knox. - Bo dzie�a sztuki to prawdziwe klejnoty - wtr�ci� zdecydowanie. - Milewski wiedzia�, �e konserwatywna Anglia, jej stare, dobrze strze�one biblioteki, to znakomite miejsce dla jego plan�w przechowania cennej wiadomo�ci. - To tak, jak niekt�rzy lokuj� pieni�dze i kosztowno�ci w bankach szwajcarskich, gdy� wiedz�, �e s� one gwarantem bezpiecze�stwa. - W�a�nie tak, Mr Glimpson. Zacz��em ogl�dziny uszkodzonej strony �Hamleta�. Po minucie uda�o mi si� odkry� drobny fragment ocala�ego zapisku, kt�ry musia� przeoczy� sumienny bibliotekarz. Nieco nadpalone, br�zowe smugi wzd�u� nier�wno oderwanej kraw�dzi strony ukaza�y ledwo widoczny nieregularny, ciemnobr�zowej barwy �uk i trzy ledwo widoczne, tak�e ciemnobr�zowe, litery, z kt�rych dwie pierwsze �Sv� znajdowa�y si� na g�rze, a ostatnia �C� pod nimi. Tylko tyle! Osoba, kt�ra przysz�a po ten fragment, �w Tajemniczy Czytelnik, musia�a najpierw dyskretnie podgrza� nad p�omieniem fragment strony, a po ukazaniu si� zapisku Milewskiego �w fragment najzwyczajniej w �wiecie oderwa�. Ale zrobi�a t