Brown Sandra - Rykoszet
Szczegóły |
Tytuł |
Brown Sandra - Rykoszet |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Brown Sandra - Rykoszet PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Brown Sandra - Rykoszet PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Brown Sandra - Rykoszet - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
SANDRA BROWN
Tytuł oryginału RICOCHET
0
Strona 2
Prolog
Akcję poszukiwawczą odwołano o 6.56 wieczorem.
Szef policji, komendant Clarence Taylor, ogłosił te ponure
wieści podczas konferencji prasowej w lokalnej telewizji. Jego
posępny wyraz twarzy doskonale współgrał z krótką fryzurą i
wojskowym obejściem.
- Wydział policji oraz pozostałe zaangażowane w akcję agencje
poświęciły wiele godzin na poszukiwania, z nadzieją uratowania
ofiary lub przynajmniej odnalezienia jej ciała. Mimo jednak
wyczerpujących wysiłków ze strony funkcjonariuszy policji, Straży
Wybrzeża i ochotników cywilnych nie udało się nam do tej pory
odnaleźć żadnych śladów. Doszliśmy zatem do przykrego wniosku, iż
prowadzenie dalszych poszukiwań jest bezcelowe.
Samotny klient przy barze, wpatrujący się w śnieżący ekran
telewizora zamontowany w rogu pomieszczenia, wychylił resztę
whisky i skinął na barmana, żeby nalał mu jeszcze jedną porcję.
- Jesteś pewien? - spytał tamten, przechylając butelkę nad
szklanką. - Nieźle tankujesz, stary.
- Nalewaj, nie gadaj.
- Ktoś cię podwiezie do domu?
Pytanie spotkało się z wrogim spojrzeniem. Barman wzruszył
ramionami i nalał whisky do szklanki.
- Twój pogrzeb - mruknął.
1
Strona 3
Nie, nie mój.
Leżący całkowicie na uboczu, w biednej dzielnicy Savannah,
pub Smitty'ego nie przyciągał ani turystów, ani szanowanych
mieszkańców tej okolicy. Nie był to lokal, do którego człowiek
przychodził w poszukiwaniu uciechy czy rozrywki. Nie leżał też na
trasie niesławnej imprezy zaliczania kolejnych pubów miejskich w
Dniu Świętego Patryka. Nie podawano tutaj pastelowych drinków o
słodkich nazwach. Alkohol był zamawiany bez dodatków. Czasem
można się było doprosić plasterka cytryny, jedną właśnie bezmyślnie
obierał barman, oglądając wiadomości poprzedzające powtórkę
sitcomu Kroniki Seinfelda.
Widoczny na ekranie komendant Taylor nadal wychwalał
nieustające wysiłki policji, oddziałów z psami, żołnierzy piechoty
morskiej, płetwonurków i tak dalej, i tak dalej.
- Może byś wyłączył głos?
Na prośbę klienta barman sięgnął pod ladę po pilota i wyciszył
telewizor.
- Tańczy dookoła sprawy, bo musi - orzekł. - Tak czy inaczej,
ofiara to już pokarm dla rybek.
Jego klient oparł oba łokcie o ladę, przygarbił się i wpatrzył w
bursztynowy płyn omywający wnętrze szklanki, przesuwanej
pomiędzy dłońmi po drewnianej powierzchni baru.
- Dziesięć dni po wpadnięciu do rzeki? - ciągnął barman,
potrząsając głową pesymistycznie. - Nie ma mowy, żeby ktokolwiek
to przeżył. Mimo wszystko, cholernie smutna rzecz, zwłaszcza dla
2
Strona 4
rodziny. Nigdy nie wiadomo, co się może przytrafić naszym
najbliższym, no nie? - Sięgnął po kolejną cytrynę. - Nie chciałbym,
żeby ktokolwiek z moich, żywy czy martwy, znalazł się w rzece albo
w oceanie w taką obrzydliwą pogodę. - Skinął głową w kierunku
szerokiego, lecz bardzo niskiego okna, umieszczonego wysoko na
ścianie, bliżej sufitu niż podłogi.
Niewiele było przez nie widać. Za dnia wpuszczało do środka
jedynie odrobinę światła, rozpraszającego przygnębiający mrok
pomieszczenia.
Od dwóch dni niziny Georgii i Karoliny Południowej zalewane
były strugami deszczu, bezwzględnego, okrutnego, wylewającego się
niemal wiadrami prosto z gęstych chmur. Czasem opady były tak
obfite, że drugi brzeg rzeki znikał za ścianą deszczu. Położone niżej
obszary zmieniły się w jeziora. Pozamykano zalane drogi, a rynny
wypluwały z siebie strugi deszczu, niczym małe wodospady.
Barman otarł sok cytrynowy z palców i wyczyścił nóż
ręcznikiem.
- Przy takiej cholernej ulewie nie winię ich, że odwołali akcję
ratunkową - powiedział. - Pewnie nigdy już nie znajdą ciała i sprawa
pozostanie na zawsze niewyjaśnioną zagadką. Morderstwo czy
samobójstwo? - Rzucił ręcznik na bok i oparł się o ladę. - Jak sądzisz,
co się zdarzyło?
Jego klient spojrzał na niego zaczerwienionymi oczami.
- Ja wiem, co się zdarzyło - odparł chrapliwie.
3
Strona 5
Rozdział 1
Sześć tygodni wcześniej
Rozprawa o morderstwo Roberta Savicha trwała już czwarty
dzień.
Detektyw wydziału zabójstw Duncan Hatcher zastanawiał się, co
się do diabła dzieje.
Gdy tylko po przerwie na lunch sąd wznowił obrady, obrońca
oskarżonego Stan Adams poprosił przewodniczącego rozprawy o
prywatne spotkanie. Sędzia Laird, chociaż skonsternowany prośbą tak
samo jak prokurator Mike Nelson, zgodził się i wszyscy trzej zniknęli
w jego gabinecie. Ława przysięgłych udała się do swojej izby.
Pozostali obserwatorzy, w których ta niespodziewana narada
wzbudziła podejrzliwość.
Sędzia konferował z prawnikami przez dobre pół godziny.
Zdenerwowanie Duncana rosło z każdą minutą. Chciał, by proces
odbył się gładko i bez żadnych potknięć, które mogłyby zaowocować
łatwą apelacją lub, nie daj Boże, unieważnieniem. Dlatego właśnie
owa narada za zamkniętymi drzwiami tak bardzo go niepokoiła.
Jego niecierpliwość ostatecznie wyniosła go na korytarz, gdzie
zaczął przechadzać się w tę i z powrotem, cały czas pozostając jednak
w pobliżu drzwi. Rozprawa odbywała się na czwartym piętrze, więc
przez jakiś czas obserwował przez okno parę holowników ciągnących
barkę ku oceanowi. Potem, niezdolny już dłużej znosić napięcia,
wrócił na swoje miejsce na sali sądowej.
4
Strona 6
- Duncan, na miłość boską! Siedź spokojnie. Wiercisz się, jakbyś
miał owsiki. - Jego partnerka, detektyw DeeDee Bo-wen,
rozwiązywała krzyżówkę dla zabicia czasu.
- O czym oni tak długo gadają?
- Dogadują się w sprawie łagodniejszego wyroku? Może o
nieumyślne spowodowanie śmierci?
- Obudź się - odparł Hatcher. - Savich nie przyznałby się nawet
do parkowania w niedozwolonym miejscu, a co dopiero do zabójstwa.
- Inaczej poddanie się, na dziewięć liter? - spytała DeeDee.
- Kapitulacja.
DeeDee spojrzała na niego zeźlona.
- Jakim cudem domyśliłeś się tak szybko?
- Jestem geniuszem.
DeeDee spróbowała wpisać słowo.
- Nie tym razem. Kapitulacja nie pasuje. To jedenaście liter.
- W takim razie nie wiem.
Oskarżony Robert Savich siedział przy stole obrony. Jak na
człowieka, którego oskarżano o morderstwo, wyglądał na zbyt
pewnego i zadowolonego z siebie, aby Duncan mógł się uspokoić.
Pewnie wyczuł wzrok detektywa na swoich plecach, bo odwrócił
się i uśmiechnął. Przez cały czas stukał bezmyślnie palcami o oparcie
fotela, jakby wybijał takt melodyjki grającej w jego głowie. Nogi miał
lekko skrzyżowane - istny przykład opanowania.
Tym, którzy go nie znali, Robert Savich jawił się jako
szanowany biznesmen z nieco zbyt ognistym upodobaniem do mody.
5
Strona 7
Na dzisiejszą rozprawę włożył klasyczny szary garnitur, który, sądząc
po kroju, został wykonany przez europejskiego projektanta. Pod
marynarką miał bladobłękitną koszulę i lawendowy krawat. Gładkie
lśniące włosy spiął w charakterystyczny kucyk, a w jedno ucho włożył
połyskujący kolczyk z wielokaratowym diamentem. Elegancki ubiór i
niefrasobliwość stanowiły elementy fasady, która skrywała
pozbawionego skrupułów kryminalistą.
Savich był już kilkakrotnie aresztowany i stawiany przed sądem
za liczne przestępstwa, w tym za kilka morderstw, jedno podpalenie
oraz inne poważne wykroczenia, między innymi handel narkotykami.
W czasie swojej długiej i ciekawej kariery wziął udział w rozprawie
tylko dwa razy. Za pierwszym chodziło o narkotyki. Został
uniewinniony, ponieważ oskarżenie nie miało wystarczających
dowodów. Rzeczywiście, prokuratura marnie się wtedy spisała.
Po raz drugi Savich stanął przed sądem za zamordowanie Andre
Bonneta. Podłożył ładunki wybuchowe pod jego domem i wysadził go
w powietrze. Duncan prowadził śledztwo w sprawie tego morderstwa,
równolegle z agentami ATF*.
* ATF, Bureau of Alcohol, Tobacco and Firearms - agencja
federalna zajmująca się nielegalnym handlem używkami i nielegalnym
wykorzystaniem broni (przypisy pochodzą od tłumaczki).
W większości dowody były poszlakowe, lecz mimo to na tyle
silne, aby wygrać sprawę. Prokuratura okręgowa wyznaczyła jednak
do rozprawy niedoświadczonego oskarżyciela, który nie miał
wystarczająco dużo sprytu ani umiejętności, by przekonać wszystkich
6
Strona 8
przysięgłych o winie Savicha. W efekcie ławnicy nie potrafili podjąć
jednoznacznej decyzji.
Na tym jednak nie koniec. Okazało się, że młody prokurator
ukrył przed obrońcą Stanem Adamsem dowody, które mogły oczyścić
oskarżonego z zarzutów. Wrzawa, jaka wybuchła w związku z tym,
sprawiła, że prokuratura bała się ponownie wystąpić przeciwko
Savichowi. Sprawa została odłożona na półkę i miała tam pozostać
prawdopodobnie do końca świata.
Duncan ciężko odchorował tę porażkę. Pomimo że to
oskarżyciel zawalił sprawę, detektyw uznał to za osobiste
niepowodzenie i postanowił zrobić wszystko, aby doprowadzić do
zakończenia kryminalnej kariery Savicha.
Tym razem stawiał na wyrok skazujący. Savich został oskarżony
o zamordowanie Freddy'ego Morrisa, jednego ze swoich licznych
pracowników - handlarza narkotykami, którego przechwycili agenci
brygady antynarkotykowej, kiedy handlował metamfetaminą. Dowody
przeciwko Freddy'emu Morrisowi były niepodważalne, co oznaczało
pewny wyrok. Ponieważ zaś Morris był recydywistą, czekało go wiele
lat więzienia w placówce o zaostrzonym rygorze.
Oficerowie DEA* i policyjnej brygady antynarkotykowej doszli
do porozumienia i zaproponowali Morrisowi układ -łagodniejsze
zarzuty i zdecydowanie mniejszy wyrok w zamian za wydanie
Savicha, bo to jego przede wszystkim chcieli dorwać.
* Drug Enforcement Agency - Rządowa Agencja do Walki z
Narkotykami.
7
Strona 9
Mając w perspektywie przeraźliwie długi wyrok, Freddy
zaakceptował ofertę. Został jednak usunięty, zanim można było
wprowadzić w życie ów misternie uknuty plan. Znaleziono go twarzą
do ziemi, na moczarach, z przestrzeloną potylicą.
Duncan był przekonany, że tym razem Savichowi się nie
upiecze. Oskarżyciel Mike Nelson był mniej optymistyczny.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz, Dune - powiedział
poprzedniego wieczoru, podczas próbnego przesłuchania Duncana,
który miał wystąpić jako świadek w czasie rozprawy. -Wiele zależy
od twojego zeznania. - Przygryzł w zamyśleniu dolną wargę. -
Obawiam się, że Adams rozłoży nas za mizerne podstawy oskarżenia.
- Przecież miałem powody, żeby oskarżyć Savicha - upierał się
Duncan. - Kiedy przedstawiliśmy naszą propozycję Freddy'emu,
powiedział najpierw, że gdyby nawet pierdnął w naszym kierunku,
Savich obciąłby mu język. Podczas oględzin trupa Freddy'ego
odkryłem, że miał obcięty język. Lekarz sądowy stwierdził, że
usunięto go jeszcze za życia Morrisa. Nie sądzisz, że w tym
momencie miałem solidne podstawy, by podejrzewać Savicha?
Kiedy Duncan i DeeDee zostali wezwani na miejsce zdarzenia,
krew jeszcze nie zastygła, a ciało Freddy'ego było ciepłe. Oficerowie
DEA i wydziału policji w Savannah burzliwie dyskutowali o tym, kto
był odpowiedzialny za zdemaskowanie Freddy'ego.
- Mieliście trzech ludzi, którzy powinni śledzić każdy jego ruch!
- wykrzyczał do policjanta agent brygady antynarkotykowej.
8
Strona 10
- Wyście mieli czterech i co? Gdzie się podziali? - odciął się
gliniarz.
- Myśleli, że obiekt jest bezpieczny w domu.
- Doprawdy? Nasi ludzie też tak sądzili.
- Jezu Chryste! - denerwował się agent. - Jakim cudem się
wymknął niezauważony?
Nie miało to już znaczenia. Freddy był teraz bezużyteczny i
wszelkie kłótnie były wyłącznie stratą czasu. Duncan zostawił
DeeDee w charakterze sędziny w sparringu między DEA i wydziałem
policji, sam zaś pojechał rozprawić się z Savichem.
- Nie zamierzałem go aresztować - wyjaśnił teraz Nelsonowi. -
Przysięgam na Boga, że pojechałem do jego biura tylko po to, żeby go
przesłuchać w sprawie śmierci Morrisa.
- Wdałeś się z nim w bójkę, Dunc. To może nam zaszkodzić.
Adams nie pozwoli, żeby taka sprawa przeszła niezauważona.
Zamierza naświetlić brutalność policji, jeżeli wręcz nie oskarży cię
bezpośrednio. Nieuzasadnione aresztowanie... cholera, nie mam
pojęcia, jakie asy trzyma w rękawie.
Na koniec przypomniał Duncanowi, że nie mają żadnego
solidnego dowodu i podczas rozprawy wszystko się może zdarzyć.
Duncan nie rozumiał obaw prokuratora. Dla niego sprawa była
czysta i jasna. Prosto z miejsca morderstwa Freddy'ego Morrisa
pojechał do biura Savicha. Wszedł tam bez zapowiedzi i zastał
kryminalistę w towarzystwie kobiety później zidentyfikowanej na
9
Strona 11
podstawie zdjęć policyjnych jako Lucille Jones. Klęczała, robiąc
Savichowi loda.
Gdy Duncan powiedział to tego poranka, w sądzie zapadła cisza.
Przysypiający egzekutor wyprostował się na swoim krześle, nagle
oprzytomniały. Duncan zerknął na ławę przysięgłych. Starsza kobieta
przygarbiła się z zażenowania. Inna, na pozór bardziej nowoczesna,
wydawała się nie do końca rozumieć znaczenia tego wyrażenia. Jeden
z czterech mężczyzn z ławy spojrzał na Savicha z uśmiechem pełnym
podziwu. A sam oskarżony oglądał uważnie swoje paznokcie, jakby
zastanawiał się nad popołudniową sesją manikiuru.
Duncan zeznał, że w chwili, kiedy wkroczył do biura Savicha,
ten sięgnął po broń.
- Pistolet leżał na jego biurku. Wiedziałem, że jeżeli chwyci
broń, już po mnie.
- Sprzeciw, Wysoki Sądzie. - Adams podniósł się z krzesła.
- Podtrzymuję.
Mike Nelson przeformułował swoje pytanie i ostatecznie udało
mu się przekazać ławie przysięgłych informację, że Duncan wdał się
w szarpaninę z Savichem w obronie własnej. Walka była ostra, ale
koniec końców Duncanowi udało się unieruchomić przeciwnika.
- Kiedy już poskromił pan pana Savicha, czy skonfiskował pan
jego broń jako dowód? - spytał.
I tu właśnie zaczynały się schody.
- Nie. Zanim udało mi się założyć Savichowi kajdanki, pistolet
zniknął. Tamta kobieta również.
10
Strona 12
Od tamtej pory słuch po niej zaginął.
Duncan aresztował Savicha za napaść na oficera policji. Kiedy
kryminalista odsiadywał swoje, Duncan, DeeDee i pozostali
oficerowie zbudowali oskarżenie o zamordowanie Freddy'ego
Morrisa.
Niestety, nie mieli broni, którą widział Duncan, a której Savich
najprawdopodobniej użył do zabicia Morrisa niecałą godzinę
wcześniej. Nie mieli również zeznania Lucille Jones, ani nawet
odcisków podeszew butów czy opon samochodu na miejscu zbrodni,
ponieważ zanim odkryto ciało, nastąpił przypływ i wypłukał
wszystkie ślady.
Dysponowali jedynie zeznaniami licznych agentów, którzy
słyszeli, jak Freddy mówił o tym, że Savich obetnie mu język, a
potem zabije, jeżeli ten spróbuje negocjować z policją. Ponieważ
jednak nikt nie wiedział, gdzie znajduje się obecnie Lucille Jones,
Savich nie miał alibi. Biuro prokuratora generalnego wygrywało już w
sądzie, mając do dyspozycji znacznie mniej, więc ostatecznie
zdecydowano, że proces się odbędzie.
Nelson spodziewał się, że podczas swojej części przesłuchania
obrońca Savicha nie zostawi na Duncanie suchej nitki. W porze
lunchu próbował przygotować detektywa na krzyżowy ogień pytań.
- Adams będzie usiłował oskarżyć cię o nękanie jego klienta.
Powie ławie przysięgłych, że już całe lata temu uwziąłeś się na
Savicha.
11
Strona 13
- I będzie miał rację - burknął Duncan. - Ten skurwiel to
morderca. Moim psim obowiązkiem jest ścigać morderców.
Nelson westchnął ciężko.
- Po prostu postaraj się, żeby nie zabrzmiało to na rozgrywkę
osobistą, dobrze?
- Postaram się.
- Mimo że to jest sprawa osobista.
- Powiedziałem, że się postaram, Mike. Ale tak, sprawa Savicha
stała się dla mnie osobistą rozgrywką.
- Adams zamierza udowodnić, że jego klient ma pozwolenie na
broń, a więc jej posiadanie nie stanowi żadnego dowodu
obciążającego. A potem doda, że w ogóle nie było żadnej broni. Może
nawet poda w wątpliwość istnienie tej kobiety, Lucille Jones. Będzie
zaprzeczał, zaprzeczał i zaprzeczał, aż zbuduje w głowach
przysięgłych Mount Everest wątpliwości. Może nawet zażądać
wycofania całego twojego zeznania, ze względu na brak
jakichkolwiek dowodów.
Duncan zdawał sobie sprawę, z kim przyjdzie mu się zmierzyć.
Spotkał się już raz ze Stanem Adamsem. Chciał jednak doprowadzić
sprawę Savicha do końca.
Teraz siedział, wpatrując się w drzwi prowadzące do gabinetu
sędziego i modląc się, aby wreszcie się otworzyły.
Wreszcie jego ciche błagania zostały wysłuchane.
- Proszę wstać, sąd idzie! - obwieścił woźny.
12
Strona 14
Duncan zerwał się na równe nogi. Przyjrzał się uważnie
obliczom trzech mężczyzn, którzy wkroczyli na salę.
- Co o tym sądzisz? - pochylił się w stronę DeeDee.
- Nie wiem, ale nie podoba mi się to.
Jego partnerka miała przedziwny, niezawodny talent do
odczytywania zachowań ludzi i różnych sytuacji. Przed chwilą
potwierdziła złe przeczucia, które lęgły się w umyśle Duncana.
Kolejnym złym znakiem było to, że Mike Nelson nie patrzył w
ich kierunku.
Stan Adams usiadł obok swojego klienta i poklepał go po
ramieniu.
Żołądek Duncana ścisnął się ze zdenerwowania.
Sędzia usadowił się w fotelu i gestem poprosił woźnego o
przywołanie ławy przysięgłych. Pedantycznie poprawił togę,
przesunął tackę ze szklanką i karafką pełną wody dwa centymetry na
prawo i poprawił idealnie usytuowany mikrofon.
Kiedy przysięgli zasiedli na swoich miejscach, zaczął:
- Panie i panowie, przepraszam za opóźnienie, ale ta pilna
sprawa musiała zostać rozpatrzona natychmiast.
Cato Laird był sędzią popularnym zarówno wśród
społeczeństwa, jak i mediów, które kokietował z podziwu godnym
znawstwem. Ten niemal pięćdziesięcioletni mężczyzna miał wygląd
trzydziestolatka i twarz gwiazdora filmowego. Kilka lat wcześniej
zresztą zagrał epizodyczną rolę charakterystyczną w jednym z filmów
realizowanych w Savannah.
13
Strona 15
Czuł się dobrze przed kamerami i można było na niego liczyć,
jeśli chodziło o komentarze na temat wszelkich zbrodni,
kryminalistów i jurysprudencji, które trafiały na pierwsze strony gazet
lub do wiadomości. Zawsze wysławiał się gładko i elegancko. Tak jak
teraz.
- Pan Adams zwrócił moją uwagę na to, że ławniczka numer
dziesięć zataiła podczas przesłuchania wstępnego informację, iż jej
syn oczekuje przyjęcia do jednostki oficerskiej policji metropolitalnej
Chatham-Savannah.
Duncan popatrzył na ławę przysięgłych i zauważył jedno puste
miejsce.
- Chryste Panie! - jęknęła cicho DeeDee.
- Przysięgła przyznała się do winy - ciągnął sędzia. -
Powiedziała, że zatajenie nie było świadomą próbą oszukania sądu,
lecz zwykłym niezrozumieniem, iż taka informacja mogła wpłynąć na
wyniki rozprawy.
- Co takiego?
DeeDee trąciła Duncana łokciem, żeby trzymał buzię na kłódkę.
Sędzia spojrzał w ich kierunku, ale po chwili ciągnął dalej:
- Podczas przesłuchania wstępnego zarówno oskarżenie, jak i
obrona mają prawo wyeliminować wszelkie osoby, które mogłyby
wykazać subiektywizm podczas wydawania wyroku. Pan Adams
sądzi, że przysięgły, którego członek rodziny niedługo zostanie
oficerem policji, mógłby być uprzedzony przeciwko oskarżonemu w
sprawie kryminalnej, zwłaszcza dotyczącej tego niesłychanie
14
Strona 16
okrutnego zabójstwa. - Przerwał na chwilę. - Zgadzam się pod tym
względem z obroną i z tego powodu jestem zmuszony unieważnić
cały proces. - Stuknął młotkiem. - Panowie i panie przysięgli, jesteście
zwolnieni ze swoich obowiązków. Panie Adams, pana klient jest
wolny. Rozprawa została zamknięta.
Duncan zerwał się z krzesła.
- To chyba jakiś żart!-wykrzyknął. Sędzia spojrzał na niego
spokojnie.
- Zapewniam pana, że to nie żart, detektywie Hatcher -odparł tak
twardo, że jego głos przeciąłby nawet diament.
Duncan wyszedł pomiędzy rzędy krzeseł i podszedł do
balustrady.
- Wysoki Sądzie, nie wolno pozwolić temu człowiekowi odejść
wolno - wskazał na Savicha.
- Dunc, uspokój się - wyszeptał Mike Nelson, chwytając go za
ramię.
- Może pan ponownie zgłosić sprawę, panie Nelson. - Sędzia
wstał, szykując się do wyjścia. - Radzę jednak następnym razem
zgromadzić lepsze dowody. - Spojrzał na Duncana. - Lub bardziej
wiarygodnego świadka oskarżenia. Oczy Duncana przesłoniła
czerwona mgła.
- Uważasz, że kłamię? - ryknął.
- Duncan! - DeeDee podeszła do niego od tyłu i chwyciła za
ramię, usiłując odciągnąć od balustrady w kierunku wyjścia, jednak
detektyw wyrwał się z jej ucisku.
15
Strona 17
- Pistolet naprawdę tam był, jeszcze ciepły. Kobieta też nie jest
moim wymysłem. Kiedy wszedłem, skoczyła na równe nogi i...
Sędzia walnął młotkiem o stół.
- Może pan zeznawać na następnej rozprawie - przerwał mu. -
Jeżeli takowa się w ogóle odbędzie.
Nagle Savich znalazł się naprzeciwko Duncana, wypełniając
całkowicie jego pole widzenia.
- Znowu spieprzyłeś sprawę, Hatcher. - Uśmiechnął się. Mike
Nelson chwycił Duncana za ramię, aby powstrzymać go od
przeskoczenia przez barierkę.
- Dopadnę cię, skurwielu! - rzucił detektyw. - Zapamiętaj to
sobie dobrze albo najlepiej wytatuuj na tyłku. Dopadnę cię!
- Do zobaczenia - odparł Savich. - Wkrótce - dodał groźnie i
posłał Duncanowi pocałunek.
Adams szybko przeprowadził swojego klienta obok Hatchera,
który wpatrzył się w sędziego.
- Jak może pan pozwolić mu stąd odejść wolno? - spytał.
- Nie ja, detektywie Hatcher. Prawo.
- Pan jest prawem. A przynajmniej powinien pan być.
- Duncan, zamknij się - syknęła DeeDee. - Zdwoimy wysiłki w
poszukiwaniu Lucille Jones. Może uda się znaleźć broń. Wcześniej
czy później dorwiemy Savicha.
- Mogliśmy go dorwać już teraz - odparł, nie starając się
przyciszyć głosu. - Dzisiaj. W tej cholernej chwili. Gdybyśmy mieli
sędziego, który bardziej trzyma z gliniarzami niż z kryminalistami.
16
Strona 18
- O cholera - jęknęła DeeDee.
- Detektywie Hatcher. - Sędzia Laird pochylił się do przodu ze
swojej ambony i spojrzał groźnie na Duncana. -Zamierzam zrobić
panu przysługę i puścić w niepamięć to, co przed chwilą usłyszałem,
rozumiem bowiem pana frustrację -obwieścił niczym głos z płonącego
krzewu.
- Gówno pan rozumie! A jeżeli chciałby mi pan zrobić
przysługę, Wysoki Sądzie, to zastąpiłby pan tę ławniczkę innym
przysięgłym, zamiast odwoływać rozprawę. Dałby pan nam szansę,
żeby wsadzić tego mordercę za kratki raz na zawsze.
Twarz sędziego zesztywniała, ale kiedy się odezwał, jego głos
był nadzwyczaj spokojny:
- Sugeruję, detektywie, aby opuścił pan tę salę natychmiast,
zanim powie pan coś, za co będę musiał ukarać pana za zniewagę
sądu.
Duncan wycelował palec w drzwi, przez które przed chwilą
wyszedł Savich z prawnikiem.
- Savich gra panu na nosie, dokładnie tak samo jak mnie. Kocha
zabijanie, a pan właśnie dał mu zezwolenie na dalszą zabawę.
- Postąpiłem tak, jak nakazywało mi prawo.
- Nie! Pan po prostu...
- Duncan, proszę - odezwała się DeeDee.
- ...na mnie nasrał! Nasrał pan na ludzi, którzy pana wybrali,
ponieważ uwierzyli w pana obietnice, że będzie pan bezwzględny dla
kryminalistów takich jak Savich. Nasrał pan na detektyw Bowen, na
17
Strona 19
prokuraturę okręgową i każdego człowieka, który kiedykolwiek
usiłował wsadzić tego drania za kratki. To właśnie pan zrobił, Wysoki
Sądzie.
- Rezygnacja.
- Co takiego?
- Dziesięć liter, inaczej poddanie się.
DeeDee wpatrzyła się w Duncana, który usadowił się na
siedzeniu pasażera obok niej i zapiął pas.
- Tylko tyle masz do powiedzenia po czterdziestu ośmiu
godzinach w więzieniu? - spytała.
- Miałem dużo czasu na zastanawianie się nad tym problemem.
- Rezygnacja ma dziesięć liter, geniuszu.
- Naprawdę?
- Sam sobie policz. Poza tym, to bez znaczenia. Krzyżówka
poszła do śmieci.
- Nie mogłaś jej dokończyć, co? - powiedział, wiedząc, że ją tym
rozdrażni.
DeeDee nigdy nie zdołała rozwiązać krzyżówki przed nim. Miał
do tego głowę, ona nie.
- Nie. Wyrzuciłam ją, ponieważ nie chciałam trzymać żadnych
pamiątek twojej dramatycznej sceny w sądzie. -DeeDee wyjechała z
parkingu więziennego i ruszyła w stronę centrum. - Niewyparzona
gęba.
Duncan spochmurniał, ale nie odezwał się ani słowem.
18
Strona 20
- Posłuchaj, Duncan. Rozumiem, że chcesz dorwać Savicha.
Wszyscy chcemy go dorwać. Jest wcielonym złem. Jednak obrażanie
sędziego w jego własnym sądzie to szaleństwo. Zrobiłeś tym krzywdę
sobie i całemu wydziałowi. - Spojrzała na niego. - Ale oczywiście kim
ja jestem, żeby cię pouczać. To ty jesteś starszym partnerem.
- Dzięki za przypomnienie.
- Mówię teraz jako twój przyjaciel, wyłącznie dla twojego
własnego dobra. Twoja gorliwość jest godna podziwu, ale musisz
nauczyć się trzymać nerwy na wodzy.
W tej chwili Duncan nie czuł za grosz zapału. Wpatrzył się
ponuro w przednią szybę samochodu. Savannah gotowało się w
promieniach bezlitosnego słońca. Powietrze przesycone było wilgocią.
Wszystko wyglądało na zwiotczałe, przywiędnięte i tak wymęczone,
jak on. Klimatyzacja w samochodzie DeeDee wysilała się nadaremnie,
przegrywając walkę z wilgocią. Koszula Duncana powoli robiła się
wilgotna na plecach. Otarł pot z czoła.
- Wziąłem dziś rano prysznic, ale nadal śmierdzę więzieniem.
- Bardzo było okropnie?
- Nie tak źle, ale nie mam ochoty wracać tam w najbliższym
czasie.
- Gerard jest na ciebie zły.
Kapitan Bill Gerard był ich bezpośrednim przełożonym.
- Sędzia Laird pozwala Savichowi wyjść na powietrze, a Gerard
jest zły na mnie?
19