2638
Szczegóły |
Tytuł |
2638 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2638 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2638 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2638 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
SZOLEM ALEJCHEM
NOTATKI KOMIWOJA�ERA
Prze�o�y� JAKUB APPENSZLAK.3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press,Gda�sk 2000.4
DO CZYTELNIK�W
Jestem komiwoja�erem.Podr�uj� jedena�cie miesi�cy w ci�gu roku.Jad� zazwyczaj po-
ci�giem,najcz�ciej trzeci� klas�,i prawie zawsze odwiedzam � ydowskie miasta i miastecz-
ka.Bo po c� bym je�dzi� tam,gdzie nie ma �yd�w?
M�j Bo�e!Ile� to dziwol�g�w spotyka si� po drodze!Szkoda tylko,�e nie jestem pisa-
rzem.Chocia�,prawd� m�wi�c,dlaczego nie mam prawa zwa� si� pisarzem?Kim jest pi-
sarz?Ka�dy cz�owiek mo�e zosta� pisarzem.Tym bardziej pisarzem �ydowskim.J�zyk �y-
dowski � te� mi sztuka!!Bierze si� pi�ro do r�ki i pisze.
Ale,moim zdaniem,nie ka�dy powinien bra� si� do pisania.Trzeba si� trzyma� swojego
zawodu.Fach jest fachem.Tak my�l�.Jednak�e cz�owiek pr�nuj�cy mo�e znale�� rozrywk�
w pisaniu.
Jako komiwoja�erowi zdarzaj� mi si� w drodze ca�e dnie,gdy nic nie robi�.Siedz� i my-
�l�.Ot,cho�by t�uc �bem o �cian�!Przyszed� mi wi�c dobry pomys� do g�owy.Kupi�em kajet
i o��wek.Wszystko,co tylko po drodze s�ysz� lub widz�,notuj� w moim kajecie.W ten spo-
s�b,jak widzicie,zapisa�em sporo stronic.Starczy pewno do czytania na ca�y rok!W ko�cu
j��em si� namy�la�,co z tym fantem pocz��?Wyrzuci�?Szkoda.Dlaczego� nie wyda� tego
w ksi��ce lub nie wydrukowa� w gazecie?Niech mnie licho porwie,je�li nie czyta�em gor-
szych rzeczy!
Wzi��em si� tedy do pracy.Roz�o�y�em ca�y towar wed�ug gatunk�w.Wyrzuci�em gorsze,
a zostawi�em to,co najlepsze.Podzieli�em go na numery:pierwszy,drugi i tak dalej.Ka�de
opowiadanie zaopatrzy�em innym tytu�em.Nie wiem,czy zrobi� na tym interes,czy te� do�o-
��.Bardzo pragn��bym wyj�� na czysto!
Nie pytajcie mnie,po co to uczyni�em.Nie wiem.By� mo�e,�e to szale�stwo z mojej
strony...Ale przepad�o,ju� si� sta�o!Przed jednym si� zabezpieczy�em:przed krytykami.
Zatai�em firm�.Na pr�no b�d� si� starali wykry� moje nazwisko.A niech krytykuj�,niech
si� �miej�,niech si� pn� na g�adkie �ciany!Dbam o nich tyle co pies o pi�t� nog�.Nie jestem
pisarzem ani belfrem,ani �adnym �az�g�.Jestem kupcem.
Komiwoja�er.5
KONKURENCI
W najwi�kszym t�oku �gdy �ydzi pchaj� si� wchodz�c i wychodz�c,gdy w wagonie roz-
gorzeje walka o miejsca jak,nie przymierzaj�c,w b�nicy o roda�y 1 � zjawiaj� si� zazwyczaj
oboje:on i ona.
On � czarny,,t�gi,rozczochrany,z bielmem na oku,ona � ruda,szczup�a,kro�ciasta.Oboje
obdarci i szarzy,w �atanych butach.I oboje z jednakowym towarem:on z koszem i ona z ko-
szem.W obu koszach plecione obwarzanki,jajka na twardo,woda sodowa i pomara�cze.
Zdarza si� niekiedy,�e on ma w koszu papierowe tutki z czerwonymi wi�niami lub zielone,
kwa�ne jak ocet winogrona.W�wczas zjawia si� ona z takimi� wi�niami lub kwa�nymi jak
ocet winogronami.
Oboje przychodz� jednocze�nie,przepychaj� si� przez drzwi wagonu.Oboje m�wi� jedna-
kow� gwar�,ale w spos�b .nieco odmienny:on g�osem s�abym,bez ,,r �,mi�kko i rozwlekle,
jakby nie mia� j�zyka,ona za� sepleni,jakby w ustach mia�a kluski.
S�dzicie mo�e,�e konkuruj� ze sob� obni�aj�c ceny?Nic podobnego.Ceny maj� jedna-
kowe,a ca�a ich konkurencja polega na tym,�e pragn� wzbudzi� jak najwi�cej lito�ci.Oboje
b�agaj�,aby zmi�owa� si� nad ich pi�ciorgiem dzieci.(On ma pi�cioro sierot � ona r�wnie�.)
Oboje patrz� wam natarczywie w oczy,podsuwaj� pod sam nos towar i miel� j�zykiem tak
d�ugo,a� chc�c nie chc�c musicie co� kupi�.
Osza�amiaj� was po prostu t� paplanin� i pro�bami.Nie mo�ecie si� zdecydowa�,u kogo
kupi�:u niego czy u niej?Je�li zechcecie oboje zadowoli�,spotkacie si� wnet z protestem:
�Skoro pan kupuje,niech pan kupi u jednego z nas!Nie ta�czy si� r�wnocze�nie na
dw�ch weselach...
A je�li zamierzacie post�pi� sprawiedliwie i kupujecie raz u niego,a innym razem u niej,
to wysun� przeciwko wam mn�stwo pretensji:
� C�,,dzisiaj si� panu nie podobam?
Albo:
�W ubieg�ym tygodniu kupi� pan u mnie towar i,zdaje si�,nie ud�awi� si� pan ani nie
otru�!
Gdy za� zaczynacie im prawi� mora�y i dowodzi�,�e ka�dy musi �y� � jak to powiada
Niemiec:Leben und leben lassen �z miejsca otrzymujecie odpowied�.Nie po niemiecku,
lecz w prostym,zrozumia�ym j�zyku �ydowskim:
� Wujaszku!!Nie siada si� na dw�ch krzes�ach...
Tak jest,drogi przyjacielu!Nigdy nie uda ci si� zadowoli� wszystkich.Nie pr�buj te�
wszystkich godzi�,bo ci to wyjdzie bokiem!Wiem o tym z w�asnego do�wiadczenia.M�g�-
bym ci opowiedzie�,jak to pewnego razu chcia�em pogodzi� zwa�nion� par�,a w rezultacie
oberwa�em bur� �i to od w�asnej �ony.Nie chc� jednak miesza� dw�ch historii,cho� w inte-
resach nieraz tak bywa,�e m�wi si� o jednym towarze,a sprzedaje inny.Zreszt�,wr��my do
naszego opowiadania.
Pewnego razu � by�o to w d�d�ysty,jesienny dzie� �niebo rozp�aka�o si�,ziemia by�a na-
ga i b�otnista,a na stacjach t�oczyli si� ludzie.Na ka�dym postoju t�umy pasa�er�w.Wszyscy
biegn�,popychaj� si�,a �ydzi bardziej ni� inni.Ka�dy chce pierwszy wej�� do wagonu.Ka�-
dy ob�adowany walizami,paczkami,po�ciel�.
Zgie�k,�cisk.A w�r�d najwi�kszej ci�by �on i ona.Oboje z pe�nymi koszami i pchaj� si�
jak zazwyczaj jednym wej�ciem.Nagle...Co si� sta�o?Obydwa kosze le�� na ziemi.Obwa-
rzanki,jajka,butelki z wod� sodow� i pomara�cze poniewieraj� si� w b�ocie.Krzyki,piski i
j�ki mieszaj� si� ze �miechem konduktor�w i wrzaw� podr�nych.Dzwonek,gwizd loko-
motywy.Po chwili jedziemy...
1.6
W wagonie gwar:wszyscy gadaj� jednocze�nie jak kobiety w b�nicy lub g�si na jarmar-
ku.Trudno uchwyci� tre�� s��w.S�ycha� tylko urywane zdania:
� Zamach na obwarzanki....
� Pogrom jajek....
� Co im zawini�y pomara�cze??
� Szkoda s��w!!
� Jakie straty ponie�li??
� Dobrze im tak!!Niech si� nie pchaj� na si�� i nie pl�cz� pod nogami!
� C� maj� pocz��??�yd szuka zarobku!
� Cha,,cha,cha!� rozlega si� basowy g�os..��ydowskie zarobki!
��ydowskie zarobki?�odzywa si� .m�ody,piskliwy g�os.�Czy macie lepsze?Dajcie im
� ch�tnie wezm�!!
� M�ody cz�owieku!!Nie do pana si� m�wi!�grzmi basowy g�os.
�Nie do mnie pan m�wi?Ale ja m�wi� do pana!Ma pan dla nich lepsz� prac�?Aha,za-
milk� pan?Dlaczego pan zamilk�?
� Czego chce ode minie ten m�ody cz�owiek??
�Czego chce?Powiada pan:�ydowskie zarobki?Dobrze.Czy ma pan lepsze?Prosz�,
wymie� pan.
� Prosz�,,jak si� wam podoba?Przyczepi� si�...
� Cicho,,�ydzi!Zamilknijcie ju�...Przysz�a ona...
� Jaka ona??
� Ta handlarka..
�I gdzie� ta �licznotka?
� O,,tutaj...
Skulona,czerwona na twarzy,z zapuchni�tymi od p�aczu oczyma,z pustym koszem prze-
pycha si� przez ci�b�,szukaj�c wolnego miejsca.Siada wreszcie na koszu,zas�ania oczy po-
dartym szalem i pop�akuje z cicha.
Dziwna jaka� cisza zapad�a w wagonie.S�owa si� wyczerpa�y,sko�owacia�y j�zyki.
Nagle zrywa si� pasa�er i wo�a niskim,basowym g�osem:
� �ydzi!!Dlaczego milczycie?
� Co tu gada�??
� Trzeba jej pom�c....
Niebywa�e!Wiecie,kto to zaproponowa�?Ten w�a�nie,kt�ry przed chwil� wy�miewa�
,,�ydowskie zarobki �.Pasa�er w dziwacznej czapce na g�owie.Jest to rodzaj kaszkietu z
b�yszcz�cym daszkiem.Nosi przy tym niebieskie okulary,zza kt�rych nie wida� mu oczu.
Uwydatnia si� tylko nos mi�sisty,gruby,podobny do bulwy.
Nied�ugo my�l�c zdejmuje kaszkiet,wrzuca do� kilka srebrnych monet,podchodzi po ko-
lei do ka�dego pasa�era i grzmi basowym g�osem:
�Ofiarujcie,�ydzi,ile kto mo�e!Ziarnko do ziarnka,zbierze si� miarka.Darowanemu
koniowi nie zagl�da si� w z�by...
Ludzie si�gaj� do kieszeni,otwieraj� portmonetki.Dzwoni� srebrne i miedziane monety.
W�r�d pasa�er�w znajdowa� si� r�wnie� kacap w wysokich butach,ze srebrnym �a�cuchem
na szyi.Prze�egna� si� i wrzuci� pieni�dz.
Jeden tylko pasa�er odm�wi� i nie chcia� da� ani grosza.By� to ten sam,co uj�� si� za ��y-
dowskimi zarobkami �.M�ody inteligent o t�ustych policzkach,z ��t�,spiczast� br�dk�,w
z�otych binoklach.Jeden z tych,kt�rzy maj� zamo�nych rodzic�w i bogatego te�cia,sami
op�ywaj� w dostatki,a je�d�� trzeci� klas�,gdy� �a�uj� pieni�dzy.
� M�odzie�cze,,wrzu� co� do czapki!� m�wi do� pasa�er w niebieskich okularach..
� Nie daj� � powiada inteligent..
� Dlaczego??.7
� Tak sobie..Mam tak� zasad�.
� Domy�la�em si� tego..
� Na jakiej podstawie??
� Pozna� to po panu..Przys�owie uczy:�Pozna� pana po cholewach.�
M�ody cz�owiek,inteligenta poczerwienia� z gniewu.Binokle spad�y mu z nosa.Zerwa� si�
z miejsca i podszed� do pasa�era w niebieskich okularach.
� Jeste� pan nieuk,,cham,grubianin,a do tego wstr�tna �winia!
� Bogu dzi�ki!!Byleby� pan trzyma� r�ce z daleka...
Tak odpowiedzia� mu �w z kartoflanym nosem i o grzmi�cym g�osie � tym razem,jakby
na przek�r,�agodnym tonem � i zbli�y� si� do p�acz�cej kobiety..
�Ciotuchno,starczy na dzi� p�aczu!Psujesz sobie tylko oczy.Podaj torb�,wsypiemy ci
troch� grosiwa.
Dziwna niewiasta!S�dzicie zapewne,�e na widok pieni�dzy zerwa�a si� na nogi i j�a roz-
p�ywa� si� w podzi�kowaniach?Nic podobnego.Zamiast podzi�kowa�,z ust jej posypa� si�
grad przekle�stw.Trysn�a fontanna kl�tw.
�Wszystkiemu on winien � oby r�ce i nogi po�ama�!Mi�y Bo�e,wszystko z�e od niego
pochodzi �niechaj go ziemia poch�onie!Ojcze w niebie,niech nie doczeka powrotu do do-
mu!Niech go cholera zabierze,niech si� �ywcem spali,niech go robactwo stoczy!Oby zgin��
marnie,oby kark skr�ci�!...
O rety!Sk�d te� nabra�a tyle przekle�stw?Ca�e szcz�cie,�e przerwa� jej pasa�er w nie-
bieskich okularach:
�Do�� tych b�ogos�awie�stw,niewiasto!Opowiedz lepiej,czego chcieli od was kondukto-
rzy?
�Wszystko przez niego,niech go diabli porw�!Ba� si�,�e zabior� mu klient�w,wi�c
chcia� pierwszy wepchn�� si� do wagonu.Id� naprz�d,a on chwyta za m�j kosz.Zaczynam
krzycze�,a� tu zjawia si� �andarm i daje znak konduktorom.Przychodz� konduktorzy i wy-
sypuj� towar z obydwu kosz�w do b�ota...Oby im ko�ci spr�chnia�y!Mo�ecie mi wierzy�,�e
odk�d je�d�� po tej linii i handluj� tym towarem,nikt mnie jeszcze nie zaczepi�.A jak si�
wam zdaje,dlaczego?Mo�e s�dzicie,�e tacy dobrzy z nich ludzie?Oby dotkn�o go tyle
plag,ile obwarzank�w i jajek rozdaje si� na stacjach!Ka�demu trzeba zatka� g�b�.Co dzie�
trzeba dawa� � taki to pod�y nar�d!Starszy konduktor bierze nale�n� mu cz�� zak�sek,a
pozostali konduktorzy dziel� si�:temu daj obwarzanki,tamtemu jajko,innemu pomara�cz�.
Czeg� wam jeszcze potrzeba?Nawet ten,kt�ry pali w piecach � niech go cholera wyko�czy!
�r�wnie� jest amatorem zak�sek.Takie nieszcz�cie!Grozi mi,�e je�li mu nic nie dam,to
poskar�y �andarmowi...A nie wie,�e sam �andarm jest posmarowany.Zgarnia co niedziela
tuzin pomara�czy.I wybiera naj�adniejsze,najwi�ksze,najlepsze...
�Ciotuniu �przerywa jej pasa�er w niebieskich okularach.�S�dz�c z waszych interes�w,
musicie du�o zarabia�?
Kobieta,jak oparzona,zrywa si� z miejsca.
�Kto panu to powiedzia�?!Ledwo mo�na zwi�za� koniec z ko�cem.A zdarza si� te�,�e
dok�adam.Ot,pcha si� bied�...
� Wi�c po co si� tym zajmujecie??
�A co mam pocz��?Mo�e kra��?Trzeba wy�ywi� pi�cioro dzieci � pi�� choler niech
moim wrogom wlezie do wn�trzno�ci!Za� sama jestem chora ��eby on chorowa� cho�by od
dzisiaj do przysz�ego roku!Przecie� on wszystko zmarnowa�,pogrzeba� interes � oby jego jak
najrychlej pogrzebali!I jaki interes!Jaki dobry interes!
� Dobry interes??
� Z�oty interes,,�atwy zarobek...Jak to powiadaj�,chleb z mas�em.
� Dopiero co s�yszeli�my,,�e klepiecie bied�!.8
�A co mo�na zarobi�,je�li po�ow� towaru oddaje si� konduktorom i co niedziela �andar-
mowi?C� to?Czy mam krynic�,studni� bez dna?Czy kradn� pieni�dze?
Pasa�er w .niebieskich okularach i z nosem w kszta�cie og�rka straci� w ko�cu cierpliwo��.
� Ciotuchno,,pleciecie co� trzy po trzy...
�Ja plot�?To zmartwienia moje plot� �a niech�e on si� nimi ud�awi!Niech go B�g ska-
rz�!By� krawcem,�aciarzem i �jak to powiadaj� � zarabia� na wod� do kaszy.Ale zazdro��
go opad�a,gdy ujrza� �oby mu oczy na wierzch wylaz�y!��e zarabiam na kawa�ek chleba i
utrzymuj� tym oto koszem pi�cioro dzieci...Niech�e mu s�l dostanie si� do oka,a kamienie
do serca!I oto opuszcza mieszkanie �oby dusza go opu�ci�a!�i r�wnie� kupuje kosz �obym
mu rych�o kupi�a �mierteln� koszul�!Pytam go:�Co to znaczy?� �To znaczy �powiada � �e
ja mam r�wnie� pi�cioro dzieci,kt�re chc� je��...Ty ich nie b�dziesz karmi�a twoim chle-
bem...�No i c� poradzisz?W��czy si� za mn� z koszem,wyrywa mi z r�k klient�w � oby
mu wszystkie z�by wyrwano!� i ka�dy k�s z ust mi wydziera � oby go posiekano na kawa�ki!!
Pasa�er w niebieskich okularach zadaje jej wobec tego ze wszech miar zrozumia�e pytanie:
� Wi�c po c� chodzicie razem??!Kobieta wlepia we� zap�akane oczy.
� A c� mamy pocz��??
� Niechaj ka�de z was handluje osobno..Linia jest przecie� d�uga!
� A on??
� Kto??
� On,,m�j m��!
� Czyj m��??
� M�j drugi m��..
� Czyj drugi m��??
Kobieta zaczerwieni�a si� jeszcze bardziej.
�Jak to,czyj drugi m��?To on w�a�nie,ten �az�ga �o biada mi!� jest moim drugim m�-
�em!
Wszyscy zrywamy si� z miejsc.
� On,,ten konkurent,jest waszym drugim m�em!?
�A co�cie my�leli?�e to m�j pierwszy m��?Och,gdyby �y� m�j pierwszy m�� wygl�da-
�abym dzi� inaczej...
I kobiecina zaczyna si� ju� rozwodzi� �piewnym g�osem o swoim pierwszym m�u.Ale
nikt jej nie s�ucha.Wszyscy m�wi� jednocze�nie,rzucaj� ironiczne uwagi,�miej� si�,pok�a-
daj� si� ze �miechu.
Nie wiecie,jak to bywa w kompanii?.9
NAJSZCZʌLIWSZY CZ�OWIEK W KODNIACH
Wiecie,kiedy najlepiej podr�uje si� kolej�?Jesieni�,mniej wi�cej w okresie Kuczek 2 .
Na dworze ani zimno,ani te� gor�co.Patrzysz na rozp�akane niebo i otulon� mg�ami zie-
mi�.Krople deszczu dzwoni� w okno,sp�ywaj� po szybie jak �zy,a cz�owiek siedzi sobie
niczym dziedzic w wagonie trzeciej klasy � w towarzystwie takich samych jak on magnat�w
�i widzi,�e w dali wlecze si� w�zek i grz�nie co chwila w b�ocie.Na w�zku siedzi okryta
workiem istota ludzka i skar�y si� na sw�j los wychud�ej szkapinie.A ty dzi�kujesz Bogu,�e�
znalaz� si� pod dachem,w�r�d ludzi...Co do mnie,najch�tniej je�d�� poci�giem jesieni� w
okresie �wi�t Kuczek.
Najwa�niejsza rzecz � to znale�� sobie miejsce.Skoro uda�o mi si� zdoby� miejsce,i do
tego z prawej strony przy oknie,czuj� si� jak kr�l.Wyjmuj� papiero�nic�,pal� papierosa za
papierosem i rozgl�dam si� dooko�a.Chc� wiedzie�,kto ze mn� j edzie i z kim mo�na wda�
si� w pogaw�dk�,zamieni� kilka s��w o interesach.Mn�stwo pasa�er�w!Stoj� �ci�ni�ci jak
�ledzie w beczce.Brody,nosy,czapki,brzuchy...Lecz,sza!Oto siedzi wtulony w k�t jaki�
dziwny cz�owiek,zgo�a niepodobny do innych.Bystre mam oko!W najwi�kszym �cisku za-
uwa�� niezwyk�ego cz�owieka.
Prawd� m�wi�c,na pierwszy rzut oka niczym nie r�ni si� od pospolitego,przeci�tnego
�yda.Takich �yd�w � jak to u nas powiadaj� � mierzy si� na �okcie.Ale jest dziwnie ubrany;
kapota jego nie przypomina zwyk�ej kapoty,na g�owie czapka nie taka jak inne:jarmu�ka,a
jakby nie jarmu�ka.W r�ku dziwaczny parasol.Jednak nie to w nim uwagi godne.On sam jest
niezwyk�y w tej swojej ruchliwo�ci,w ustawicznym rozgl�daniu si�,w niemo�no�ci usiedze-
nia na miejscu.A twarz jego tak dziwnie promienieje,bije z niej rado�� i szcz�cie.Prawdo-
podobnie cz�owiek ten wygra� na loterii,wyda� szcz�liwie c�rk� za m�� albo te� umie�ci�
syna w gimnazjum.Co chwila zrywa si�,patrzy w okno i m�wi do siebie:
� Czy ju� stacja??Jeszcze nie?
I zn�w siada przysuwaj�c si� bli�ej do mnie � rozpromieniony,,weso�y,szcz�liwy.
Nie lubi�,jak inni,wtyka� nosa w czyje� sprawy,zapytywa�:kto zacz,sk�d?Jestem prze-
konany,�e cz�owiek,kt�ry ma co� do powiedzenia,sam si� wygada.
I tak by�o tym razem.Gdy�my min�li drug� stacj�,m�j ruchliwy s�siad przysiad� si� tro-
ch� bli�ej,potem ca�kiem blisko,tak �e usta jego znalaz�y si� tu� przy moim nosie.
� Dok�d jedziecie??
Zrozumia�em z jego pytania,rozgl�dania si� i nerwowego drapania pod czapk�,�e nie tyle
chcia�by wiedzie�,dok�d jad�,ile sam si� wygada�,dok�d on jedzie.Po�pieszy�em mu wi�c z
pomoc�,kwituj�c pytanie pytaniem:
� A wy dok�d??
�Ja dok�d?Do Kodni.Mieszkam tam.To niedaleko.Trzecia stacja.W�a�ciwie mamy st�d
prawie tyle co trzy stacje.A stamt�d do Kodni trzeba jeszcze j echa� wozem p�torej godziny.
Tak si� tylko m�wi:p�torej godziny.Naprawd� trwa to dwie godziny,bite dwie godziny z
ok�adem.Oczywi�cie,je�li droga jest dobra i jedzie si� wolantem.Zam�wi�em wolant,i to
telegraficznie.Czy dla w�asnej wygody?Bynajmniej.Je�li chodzi o minie,zgodz� si� ch�tnie
na sz�stego pasa�era do zwyczajnej furmanki.Albo bior� parasol pod jedn�,torb� pod drug�
pach� i jazda,prosto do miasta,pieszo.Nie sta� mnie na wolanty.Takie dzi� z�ote interesy,�e
najlepiej siedzie� w domu.Rozumie pan?Co?
M�j s�siad umilk�,westchn��.Po chwili zacz�� mi szepta� do ucha,ogl�daj�c si� na
wszystkie strony,czy nas kto nie pods�uchuje:
2 K u c z k i � �wi�to Kuczek (Sukot)obchodzone na pami�tk� w�dr�wki �yd�w przez pu-
styni� po wyj�ciu Z Egiptu..10
�Nie jad� sam.Jad� z profesorem...Sk�d do mnie profesor?To d�uga historia.Czy s�ysza�
pan kiedy� o Kaszewarewce?Jest sobie takie miasteczko,nazywa si� Kaszewarewka.Miesz-
ka tam �yd,bogacz,dorobkiewicz �mo�e s�yszeli�cie o nim?Nazywa si� Borodenko,Icek
Borodenko.Podoba si� wam nazwisko?Wcale nie �ydowskie nazwisko.Ale co z tego?Boro-
denko ma pieni�dze,du�o pieni�dzy.U nas,w Kodniach,szacuj� go na p� miliona.Co do
mnie,s�dz� nawet,�e ma okr�g�y milion.Zreszt� taki �wintuch �z przeproszeniem m�wi�c �
mo�e mie� i dwa...Wprawdzie widz� pana po raz pierwszy,ale domy�lam si�,�e� objecha�
kawa� �wiata i widzia� wi�cej ode mnie.Powiedz mi pan prawd�:czy s�ysza�e� gdziekolwiek,
aby niejaki Borodenko ofiarowa� pieni�dze na cel dobroczynny,dla biednych?U nas,w Kod-
niach,nic nie wiadomo o tym.Nie chc� si� wtr�ca� do spraw boskich lub grzeba� w cudzej
kieszeni.Tote� nie m�wi� o ja�mu�nie i dobrych uczynkach.Mam na my�li jedynie cz�owie-
cze�stwo.Pan B�g ci dopom�g�,przysporzy� ci tyle bogactw,�e mo�esz sobie pozwoli� na
zaproszenie profesora ze stolicy �to c� ci szkodzi,�e kto� inny skorzysta z tej okazji?Nikt
ci� nie oprosi o pieni�dze,prosz� ci� o dobre s�owo �wi�c dlaczego si� pieklisz?Niech pan
pos�ucha ciekawej historii...
By�o to tak:dowiedziano si� u nas w Kodniach (u nas wiedz� o wszystkim),�e c�rka bo-
gacza z Kaszewarewki,Icka Borodenki,zachorowa�a �nie daj Bo�e!� ci�ko.Na czym po-
lega jej choroba?Co tam du�o gada�:mi�o��.Zakocha�a si� w chrze�cijaninie,ten j� odtr�ci�,
wi�c za�y�a trucizny �u nas wiedz� o wszystkim.By�o to wczoraj.Zawezwano natychmiast
profesora,wielkiego profesora.Dla bogacza to fraszka...
Dowiedziawszy si� o tym wpad�em na pomys�:poniewa� profesor d�ugo tam nie zostanie �
dzi�,jutro wraca do domu �a przeje�d�a� b�dzie musia� przez nasz� stacj�,to jest przez
Kodnie,mo�e by wst�pi� po drodze do nas,to jest do mnie?Mam chore dziecko.Nieszcz�-
�cie,m�wi� panu!Co mu dolega?Sam nie wiem.Chyba co� w �rodku.Kaszle� nie kaszle,
b�lu wewn�trz nie odczuwa.Tylko co?Nie ma w sobie kropli krwi i s�abe to jak mucha.Nie
je.Nic nie je.Nic �to przesada.Czasem wypije szklank� mleka.I to zmusza� trzeba,prosi�,
p�aka�!A poza tym ani �y�ki roso�u,ani k�sa chleba.O mi�sie lepiej nie m�wi� � nie mo�e
patrze� na nie!Tak jest od czasu krwotoku.Raz jeden mia� krwotok,silny krwotok...Od tego
dnia,dzi�ki Bogu,ju� nie.Ale jest os�abiony,ledwie zipie.�atwo powiedzie�:os�abiony!Ma
febr�,majaczy i gor�czkuje jak po ospie ju� od Zielonych �wi�t.Trzydzie�ci dziewi�� i pi��
kresek.Lub trzydzie�ci dziewi�� bez pi�ciu kresek...Nie ma na to rady.
By�em z nim nieraz u doktora.C� wiedz� nasi doktorzy?Kazali mu du�o je�� i u�ywa�
�wie�ego powietrza.Jak�e to?Przecie� on nie chce ani s�ysze� o jedzeniu.A powietrze?Sk�d
powietrze?W Kodniach powietrze?Cha,cha!Mi�e to miasto �Kodnie.�ydowskie miastecz-
ko.S� u nas �ydzi.jest synagoga,b�nica,rabin...Ale od dw�ch rzeczy ustrzeg� nas Stw�rca:
od zarobk�w i powietrza.Trudno,z zarobkiem dajemy sobie rad�,jeden zarabia u drugiego.
Ale powietrze?Kto chce zaczerpn�� powietrza,musi si� uda� do dworu.Tam,na folwarku,
widzi pan,jest do�� powietrza.Kiedy�,gdy Kodnie nale�a�y do polskiego dziedzica,nie wol-
no by�o nawet zajrze� do dworu.Dziedzic nikogo nie wpuszcza� � nie tyle dziedzic,ile dwor-
skie psy.Ale od czasu gdy Kodnie przesz�y w r�ce �ydowskie,usuni�to psy i dw�r zmieni�
si� nie do poznania.Przyjemnie tam bywa�.Nowi w�a�ciciele m�wi� po �ydowsku jak ja z
panem.Przyznaj� si� do �yd�w i lubi� �yda.Je�li ju� o nich mowa,to musz� nadmieni�,�e
nie nale�� oni do pobo�nych �yd�w.Nie kwapi� si� zbytnio z chodzeniem do synagogi,do
�a�ni ani nie zajrz�,nie przestrzegaj� przepis�w sobotnich.Sami zarzynaj� kurczaki,no i gol�
brody.Zreszt� w dzisiejszych czasach golenie br�d �to nie �adna nowo��.I u nas,w Kod-
niach,niejednemu m�odzie�cowi ci��y ju� czapka na g�owie...
Kodnie nie mog� si� uskar�a� ma nowych w�a�cicieli.�ydowscy dziedzice s� dobroczy�-
cami miasteczka.W jesieni przysy�aj� ze sto work�w kartofli dla ubogich.Zim� � s�om� do
palenia w piecu.Niedawno ofiarowali ceg�y na budow� b�nicy.Trzeba przyzna�:zachowuj�
si� przyzwoicie,po gospodarsku,jak si� nale�y.Gdyby nie te kurczaki na ma�le!I trefne mi�-.11
so...Niech si� panu wcale nie zdaje,�e ja ich,bro� Bo�e,obmawiam!Nie mam do nich �alu.
Wprost przeciwnie.Kochaj� mnie jak rodzonego brata.Gdy na prz yk�ad zdarzy si�,�e trzeba
co� za�atwi� w miasteczku,kupi� nowy lulew 3 na Nowy Rok lub mac� na Pesach,p�koszki
na Kuczki i inne podobne rzeczy �wtedy wzywa si� reb Altera.�ona moja w sklepiku (moja
�ona ma sklepik)zarabia u nich nie�le,sprzedaj�c s�l,pieprz,zapa�ki itd.Tacy szlachetni s�
nasi dziedzice.A synowie ich,studenci,opiekuj� si� moim synem.Latem,gdy zjad� si� z
Petersburga,ucz� go,czego dusza zapragnie.Ca�y dzie� sp�dzaj� z nim nad ksi��kami.A
trzeba panu wiedzie�,�e dla niego ksi��ka to jak powietrze dla p�uc.Dro�sza ni� ojciec i
matka.Zdaje si�,niestety,�e ta ksi��ka wp�dzi go do grobu.Od ksi��ki zacz�o si� to ca�e
nieszcz�cie.�ona wmawia mi,�e to raczej pob�r poderwa� jego zdrowie.Jaki pob�r?Co za
pob�r?O poborze dawno ju� zapomnia�.W ko�cu,co za r�nica,czy ksi��ka,czy te� pob�r
sta�y si� przyczyn� nieszcz�cia?Wiem tylko,�e mam chore dziecko,kt�re niknie mi w
oczach,ga�nie jak �wieca.Oby B�g si� nad nim zmi�owa�...
Na chwilk� spos�pnia�a rozpromieniona twarz mego s�siada.Ale nie na d�u�ej jak na
chwilk�.Wnet s�o�ce wyjrza�o zza chmur i twarz jego zn�w si� rozja�ni�a.Oczy rozb�ys�y,
usta si� u�miechn�y i m�wi� dalej:
�A wi�c,na czym utkn�li�my?Aha...Postanowi�em tedy uda� si� do Kaszewarewki,do
bogacza Icka Borodenki.Oczywi�cie,nie pu�ci�em si� w drog� z pustymi r�koma.Wzi��em
ze sob� list od naszego rabina.Pi�kny list,brzmia� on nast�puj�co:
�Poniewa� B�g Ci� uszcz�liwi� bogactwem i mo�esz zawezwa� do swego domu profeso-
ra,a u naszego Altera na �o�u �miertelnym le�y syn konaj�cy � mam nadziej�,�e zatli si� w
sercu Twoim iskra lito�ci,wejdziesz w po�o�enie biednego cz�owieka i uprosisz profesora,
a�eby w drodze powrotnej (wszak wraca przez Kodnie)zatrzyma� si� u nas p� godziny i zaj-
rza� do chorego ch�opca.Dzi�kuj�...�
I tak dalej.Pi�kny list!
Nagle lokomotywa gwizdn�a,poci�g si� zatrzyma�.M�j s�siad zerwa� si� z miejsca:
�Co?Stacja?Skocz� na chwil� do pierwszej klasy.Zajrz� tylko do mego profesora,a jak
wr�c�,opowiem wszystko � do ko�ca....
Wr�ci� z obliczem jeszcze bardziej radosnym.Rzek�by�,�e spocz�� na nim majestat bo�y.
Pocz�� szepta� mi do ucha � jakby w obawie,,�e kogo� obudzi:
� M�j profesor �pi sobie..Daj Bo�e,aby si� wyspa� i przyby� do Kodni wypocz�ty...Gdzie-
�my to si� zatrzymali?Aha,w Kaszewarewce.Jad� wi�c do Kaszewarewki i od razu udaj� si�
do bogacza.Dzwoni� raz,drugi i trzeci,wyskakuje jaki� dr�gal o t�ustej,wygolonej g�bie,
oblizuje si� jak kot i pyta:
� Czego chcesz??
Odpowiadam mu na z�o�� po �ydowsku:
�Widocznie mam jaki� interes,w przeciwnym razie nie fatygowa�bym,si� do was a� z
Kodni.
Wys�ucha� mnie,obliza� si�,kr�ci g�ow� i m�wi:
� Nie wolno teraz wej��,,bo siedzi u nas profesor.
A ja na to:
�Wprost przeciwnie,to dobrze,�e siedzi u was profesor.Przyjecha�em w�a�nie do nie-
go.A on do mnie:
� Jaki to interes macie do profesora??
Jeszcze czego!B�d� si� przed nim t�umaczy�!Podaj� mu list rabina.
��atwo ci gada�,gdy stoisz za drzwiami,a ja na deszczu.We� ten dokument �m�wi� �i
natychmiast oddaj swemu panu do w�asnych r�k.
3 Lulew �ga��� palmowa..12
Sam zosta�em na dworze i czekam,a� mnie zawo�aj�.Czekam kwadrans,czekam godzin�,
czekam dwie.Deszcz leje jak z cebra,a odpowiedzi jako� nie ma.Zacz��em si� niecierpliwi�.
Obrazili moj� godno��,a w�a�ciwie nie tyle moj�,ile naszego rabina.Przecie� ten list napisa�
nie byle kto.Pisa� go rabin,a rabin w Kodniach cieszy si� wielk� s�aw�.
Zadzwoni�em tedy raz i drugi.Jak nie wyskoczy na mnie ten sam drab o czerwonych po-
liczkach,jak nie zacznie krzycze�:
� A ty taki,,owaki,jak �miesz tak bezczelnie dzwoni�?!
�Bezczelno�� �m�wi� �z waszej strony,�e ka�ecie mi mokn�� na deszczu ca�e dwie go-
dziny!
Chc� wtargn�� do wn�trza,a tu nagle � st�j!!Zatrza�ni�to mi drzwi przed nosem.
Co pocz�� dalej?Niedobrze.Wraca� z pustymi r�koma?Wstyd mi przed sob� i przed
lud�mi.Przecie� nie jestem byle kim w naszym miasteczku.A poza tym,serce mi si� kraje,
gdy pomy�l� o dziecku...Ale � jak to si� u nas m�wi � B�g pami�ta o maluczkich..
Patrz� � a tu nadje�d�a kareta zaprz�ona w cztery konie.Staje przed bram� bogacza.
Wnet si� dowiedzia�em od wo�nicy,czyja to kareta i po kogo przyjecha�a.Naturalnie,�e to
konie Borodenki,a przyjecha�y po profesora.Maj� go odwie�� na dworzec.
Je�eli tak,my�l� sobie,to szcz�liwie si� sk�ada.Doskonale!I nim zd��y�em si� obejrze�,
otwieraj� si� drzwi i ukazuje si� w nich sam profesor.Drobny staruszek o twarzy anio�a.Za
nim kroczy bogacz Icek Borodenko z obna�on� g�ow�.A za nimi post�puje ten dr�gal z
czerwon� g�b� i wynosi waliz� profesora.By�o na co patrze�!Niech mnie B�g skarze,je�li
ten bogacz nie mia� na sobie ca�kiem ordynarnej kurtki,takiej,jak� si� nosi u nas,w Kod-
niach.R�ce trzyma� w kieszeniach i patrza� zezem.Stoj� i my�l�:,,Ojcze w niebiosach �i to
ma by� milioner?Niesprawiedliwe bywaj� Twoje wyroki...�
Ujrzawszy mnie stoj�cego przy drzwiach,spojrza� na mnie z ukosa i pyta:
� Czego wam trzeba??
Odpowiedzia�em mu:
� Tak i tak..To ja w�a�nie przywioz�em list od naszego rabina.
Zdziwi� si�:
� Od jakiego rabina??
S�yszycie?Udaje,�e nie wie!
�Od jakiego rabina?Od rabina z Kodni � m�wi�.�Jestem z tamtych stron i specjalnie
przyjecha�em z Kodni do profesora,a�eby raczy� � powiadam �tym samym poci�giem wst�-
pi� na kwadrans do mnie.Dziecko mam,nie daj Bo�e,chore...
Tymi oto s�owy przem�wi�em do bogacza.Nie przesadzi�em nawet o w�os.Na co liczy-
�em?Liczy�em na to,�e pod wp�ywem nieszcz�cia,jakie go spotka�o,zmi�knie jego serce i
ulituje si� nad biednym ojcem.Jaki by� rezultat?Nie odrzek� ani s�owa,zerkn�� tylko na draba
z czerwon� g�b�,jak gdyby chcia� powiedzie�:�Mo�e sprz�tniesz z drogi tego �ydka?�...
Profesor tymczasem usadowi� si� z waliz� w karecie.Jeszcze chwila � i zniknie bez �ladu!
Co czyni�?Zrozumia�em,�e nic tu nie wsk�ram,i postanowi�em:co ma by�,niech b�dzie,
musz� ratowa� syna!Zebra�em wszystkie si�y i buch!� pod konie....
Czy przyjemnie mi by�o pod kopytami ko�skimi?Nie wiem.Nie pami�tam nawet,jak d�u-
go le�a�em na bruku i czy w og�le le�a�em.Wiem tylko,�e to nie trwa�o d�u�ej ni� moje
opowiadanie...
A gdy otworzy�em oczy,staruszek profesor sta� przy mnie.
� Co si� sta�o??Biedaczysko!
Prosi,abym mu wszystko opowiedzia� i nie dr�a� przed nim.Bogacz stercza� przy
drzwiach i zerka� na mnie zezem,a ja m�wi�em.Opr�cz �ydowskiego nie znam dobrze inne-
go j�zyka,ale wtedy jaki� duch wst�pi� we mnie �i m�wi�em!Opowiedzia�em mu wszystko,
co mia�em na sercu.Powiadam:tak i tak.S�uchaj,profesorze,mo�e ci s�dzone,�e masz mi
dziecko uzdrowi� � mojego jedynaka,kt�ry z sze�ciorga pozosta� przy �yciu...A je�li chodzi.13
o zap�at�,to mam w maj�tku ca�� dwudziestorubl�wk�...Nie moj�,bro� Bo�e,bo sk�d do
mnie pieni�dze?To s� pieni�dze mojej �ony na zakup towaru do sklepiku.Zabra�em je.Do
licha � powiadam � z ca�ym sklepikiem,,byleby dziecko ratowa�...
Zacz��em grzeba� w kieszeni,�eby wyci�gn�� dwudziestorubl�wk�.Wtedy profesor po�o-
�y� mi r�k� na ramieniu.
�Nie trzeba!�powiedzia�.I kaza� mi wej�� do karety � obym tak do�y� dnia,kiedy m�j
syn wyzdrowieje,�e nie k�ami�!...Niech szlag trafi tego Icka Borodenko,nie godzien patrze�
na profesora!O w�os,a by�by mnie zamordowa� � bez no�a!Dobrze,�e Wiekuisty mi dopo-
m�g�,uda�o si�...Ale mog�o si� sta� inaczej.I co pan na to?
W wagonie wszcz�� si� ruch i m�j s�siad podbieg� do konduktora.
� Kodnie??
� Kodnie..
�B�d� pan zdr�w!�ycz� szcz�liwej drogi...A nie wygadaj si� pan czasem,z kim jad�.
Nie chc�,aby si� dowiedzieli,�e jad� z profesorem.B�dzie zbiegowisko!...
To wszystko szepn�� mi na ucho,u�cisn�� r�k� �i znik�.Dopiero w par� minut potem,gdy
poci�g ruszy� z miejsca,ujrza�em przez okno trz�s�cy si� wehiku� zaprz�ony w par� starych
szkap.W wehikule siedzia� staruszek � male�ki,siwiutki,ze z�otymi okularami i weso��,r�-
�ow� twarz�.Naprzeciw niego,wci�ni�ty w k�t,m�j s�siad wpatrzony w twarz profesora.
Przymila� si� do staruszka,twarz jego ja�nia�a,a oczy jak gdyby chcia�y wyskoczy� z orbit.
�a�owa�em,�e nie jestem fotografem i nie mam aparatu.Chcia�oby si� utrwali� na kliszy tego
�yda.Niechby ca�y �wiat si� dowiedzia�,jak wygl�da szcz�liwy cz�owiek �najszcz�liwszy
cz�owiek w Kodniach..14
STACJA BARANOWICZE
By�o nas og�em kilkudziesi�ciu �yd�w i siedzieli�my w wagonie trzeciej klasy.�ci�le
bior�c siedzieli tylko ci,kt�rzy zawczasu zdobyli sobie miejsca.Inni stali,oparci o �cianki
przedzia��w,niemniej jednak � na r�wni z siedz�cymi � brali udzia� w rozmowie.A rozmowa
by�a wielce o�ywiona.Wszyscy,jak zwykle,m�wili jednocze�nie.
Dzia�o si� to z rana.Kompania si� wyspa�a,pomodli�a,zak�si�a co� nieco� i pal�c papiero-
sy zdradza�a ochot� do pogaw�dki.O czym?O czym tylko chcecie.Ka�dy stara� si� opowie-
dzie� co� nowego,co�,czego by s�uchano ze szczeg�lnym zainteresowaniem.Nikomu jednak
nie uda�o si� skupi� og�lnej uwagi na jednym temacie.Co chwila zmieniano przedmiot rozmo-
wy.Przed chwil� m�wiono o urodzaju,o pszenicy i owsie,a� tu wyskakuje nowy temat:wojna.
Po pi�ciu minutach zapomniano o wojnie,rozm�wcy wspominaj� rewolucj�.Od rewolucji ju�
tylko niewielki skok do konstytucji,a st�d do prze�ladowa�,pogrom�w,hec anty�ydowskich,
wysiedle� ze wsi i emigracji do Ameryki...Poruszano r�wnie� spraw� aresztowa�,wyw�asz-
cze�,napomykano o stanie wojennym,g�odzie,cholerze,Puryszkiewiczu i Azefie 4 .
� Azef!!
Kto� wym�wi� to s�owo,kto� wymieni� to nazwisko i wnet w ca�ym wagonie zakipia�o:
Azef i zn�w Azef,jeszcze raz Azef i Azef � bez ko�ca..
�Nie bierzcie mi tego za z�e,ale musz� wam powiedzie�,�e jeste�cie po prostu g�upcami.
Podnie�li�cie krzyk:Azef!Tfu!Tyle ha�asu z powodu Azefa?A kim jest Azef?Nicponiem,
�obuzem,smarkaczem,skar�ypyt�,zerem!Tak�e mi co�!Je�li mnie grzecznie poprosicie,to
opowiem wam histori� o pewnym denuncjancie z Kami�ska �jednym z naszych �a przyzna-
cie mi sami,�e Azef jest wobec niego szczeniakiem.
Z tak� to peror� wyst�pi� pasa�er,jeden z tych,co nie maj�c miejsca opierali si� o p�ki i
por�cze �awek.Odwr�ci�em g�ow� i podnios�em na� oczy.By� to t�gi go�� w jedwabnym,
od�wi�tnym kaszkiecie,o okr�g�ej,czerwonej twarzy,weso�ych oczach i prawie bezz�bnych
ustach.Nie mia� przednich z�b�w i dlatego litery �s �,�z � i �c � wymawia� nieprawid�owo.Z
tego te� powodu zamiast ,,Azef � m�wi� ,,,A�ef �.
Spodoba� mi si� od pierwszego wejrzenia.Podoba� mi si� jego spos�b m�wienia,szero-
ko�� gest�w i to,�e wszystkich pasa�er�w nazwa� g�upcami.Zazdroszcz� takim ludziom.
Otrzymawszy od �yda z Kami�ska przydomek ,,g�upc�w �,pasa�erowie os�upieli,jakby
ich kto zimn� wod� obla�.Rych�o jednak oprzytomnieli i wymieniaj�c mi�dzy sob� spojrzenia
zwr�cili si� do m�wcy:
� Chcecie,,aby�my was prosili...
� Owszem,,prosimy.Opowiedzcie mam,co si� zdarzy�o w Kami�sku!
� Ale prosz� usi���....Powiadacie,�e nie ma miejsca?Ano,�ydzi,posu�cie si� troch�!
Pasa�erowie,stanowi�cy ju� i tak zwart� gromad�,�cisn�li si� jeszcze bardziej i wnet
znalaz�o si� miejsce dla �yda z Kami�ska.Ten za� rozsiad� si� wygodnie �niczym starosta na
chrzcinach,w chwili gdy dziecko wnosz� do pokoju.Zsun�� kaszkiet na ty� g�owy,zakasa�
r�kawy i zacz�� m�wi� tubalnym g�osem:
�Pos�uchajcie uwa�nie,moi mili,tego,co wam opowiem.Nie jest to bowiem jakie� �gar-
stwo napisane w ksi��ce lub z palca wyssana bajka.Historia ta zdarzy�a si� u nas,w�a�nie w
Kami�sku.M�j ojciec nieboszczyk sam mi powiada�,�e nieraz s�ysza� j� z ust swego ojca
nieboszczyka.Ponadto ca�a ta historia by�a opisana w starej ksi�dze,kt�ra ju� dawno sp�on�-
�a.Podobno by�y w niej opowiadania o wiele pi�kniejsze od tych,kt�re si� drukuje w dzisiej-
szych ksi��kach i gazetach.
4 Puryszkiewicz i Azef � znani rosyjscy prowokatorzy i dzia�acze antysemiccy...15
Kr�tko m�wi�c �dzia�o si� to za panowania Miko�aja,w czasach ucisku.Dlaczego si�
�miejecie?Czy wiecie,co to znaczy ucisk?To znaczy,�e ludzi bito,m�czono �a ju� najbar-
dziej kalistrojem.Co to takiego ten ,,kalistroj �?Nie wiecie,wi�c wam obja�ni�.Wyobra�cie
sobie dwa szeregi �o�nierzy trzymaj�cych w r�ku �elazne szpicruty,a wy przechodzicie mi�-
dzy nimi raz,drugi i trzeci � odziani,z przeproszeniem,jak was matka na �wiat wyda�a � i
robi� z wami to,co nauczyciel w chederze 5 ,gdy nie chcieli�cie si� uczy�...Poj�li�cie zatem,
co znaczy ,,kalistroj �?Teraz s�uchajcie dalej.
Razu pewnego nadszed� rozkaz od gubernatora �Wasilczykow by� wtedy gubernatorem �
by podda� plagom �yda imieniem Kiwka.Kim by� �w Kiwka i co takiego przeskroba�,trudno
powiedzie�.Wiem tylko tyle,�e posiada� szynk.Cz�ek niepozorny i do tego podesz�y w la-
tach kawaler.Licho go skusi�o,�e pewnej niedzieli wda� si� z ch�opami w pogaw�dk� na te-
mat Pana Boga.Nasz B�g,wasz B�g � od s�owa do s�owa,dosz�o do k��tni.Zjawi� si� urz�d-
nik,policja,spisali protok�.We��e,g�upcze,wiadro w�dki,pocz�stuj urz�dnika,a z proto-
ko�u b�d� nici.Ale Kiwka by� uparty.Powiedzia�:,,Nie!S�owa swego nie cofn�!�My�la�,�e
gdy sprawa oprze si� o s�d,wlepi� mu trzy ruble grzywny i koniec.Kto by si� spodziewa�,�e
za niem�dre s�owo ska�� cz�owieka na plagi!
Jednym s�owem,schwytano �yda i wpakowano do wi�zienia,gdzie mia� czeka� na owe
dwadzie�cia pi�� �elaznych r�zeg,wymierzonych z ca�� parad�,jak B�g przykaza�.
Zrozumiecie sami,co dzia�o si� z tego powodu u nas w Kami�sku.A kiedy to si� zdarzy-
�o?Akurat w nocy i w�a�nie w noc sobotni�.A gdy w sobot� rano zeszli si� �ydzi w b�nicy,
ju� kr��y�a z ust do ust wiadomo�� o tym,�e Kiwk� aresztowano.
� Skazano go na r�zgi!!
� Na r�zgi??
� Dlaczego??
� Za co??
� Za g�upstwo,,za kilka s��w...
� �yd ma d�ugi j�zyk,,to prawda.Ale zaraz r�zgi?
� Jak to??B�d� ch�osta� �yda?Naszego �yda z Kami�ska?!
Wrza�o w mie�cie niby w ulu przez ca�y dzie� sobotni a� do wieczora.Wieczorem za�,po
zm�wieniu ostatniej modlitwy,zebra�a si� gromada �yd�w u mego dziadka,reb Nisela Szapi-
ro.Zacz�li krzycze�,ha�asowa�,oburza� si�,�e dziadek m�j znosi tak� ha�b�,�e trzeba co�
zrobi�,poradzi�...Przecie� to nasz �yd z Kami�ska!
Spytacie zapewne,dlaczego po rad� i pomoc biegli do mojego dziadka?Nie s� to �adne
przechwa�ki,ale musz� wam powiedzie�,�e dziadek m�j (niech pami�� jego b�dzie b�ogo-
s�awiona!)by� najbogatszym,najdostojniejszym i najbardziej szanowanym �ydem w mia-
steczku,a i u w�adzy mia� najwi�kszy pos�uch.
Wys�uchawszy,o co chodzi,podni�s� si� z miejsca i z godno�ci� przeszed� si� kilka razy
po pokoju (mia� taki zwyczaj)namy�l�j�c si�,co robi�.P�niej przystan�� i rzek�:
�Dzieci!Wracajcie spokojnie do waszych domostw.Wszystko si� dobrze sko�czy.Do-
tychczas �aden �yd w Kami�sku nie by� ch�ostany i B�g da,�e nadal tak b�dzie!
W te s�owa odezwa� si� do nich m�j dziadek nieboszczyk,a w miasteczku wiedziano,�e
Nisel Szapiro nie rzuca s��w na wiatr.W jaki spos�b dotrzyma przyrzeczenia,nikt nie �mia�
pyta�.Bogacz ustosunkowany,z g�ow� na karku �dla takiego maj� ludzie szacunek!I c�
my�licie?Tak si� sta�o,jak dziadek przepowiedzia�.Pos�uchajcie dalej!
Widz�c,�e s�uchacze s� mocno zaciekawieni i chcieliby si� czym pr�dzej doczeka� ko�ca
opowiadania,�yd z Kami�ska przerwa� na chwil�,wyci�gn�� z kieszeni papiero�nic� i powoli
zapali� papierosa.Kilku pasa�er�w r�wnocze�nie poda�o mu ogie�.Taki respekt wzbudzi� w
5 C h e d e r � �ydowska szk�ka religijna...16
wagonie!Dopiero gdy zapali� papierosa i zaci�gn�� si� dymem,j�� z wi�ksz� jeszcze swad�
kontynuowa� rozpocz�te opowiadanie:
�Teraz dowiecie si�,jak post�puje m�dry �yd.Mam na my�li mego dziadka,niech imi�
jego b�dzie b�ogos�awione!Po d�ugim namy�le powzi�� decyzj�.Chodzi�o w�a�ciwie o drob-
nostk�.Um�wi� si� z w�adz�,�e ten skazaniec na chwilk� umrze w wi�zieniu.I c� to komu
zaszkodzi?
Dlaczego spogl�dacie na mnie ze zdziwieniem?Nie rozumiecie?Czy te� obawiacie si�,�e
go tam,bro� Bo�e,otruj�?Nie b�jcie si�!U nas nie truje si� ludzi.C� si� tedy sta�o?Za�a-
twiono spraw� o wiele sprytniej.Stan�a umowa z w�adz�,�e skazany po�o�y si� spa� zdr�w
jak ryba,a z rana obudzi si� martwy.Miarkujecie?Czy trzeba wam to �opat� k�a�� do g�owy?
I tak si� te� sta�o.Pewnego dnia z samego rama przychodzi do mego dziadka dozorca wi�-
zienny z papierkiem:,,Ubieg�ej nocy zmar� w wi�zieniu �yd Kiwka.�A �e dziadek m�j jest
przewodnicz�cym bractwa pogrzebowego �Ostatnia Pos�uga �,powinien zaj�� si� obrz�dkiem
pogrzebania zmar�ego.
Jak wam si� podoba taka robota?Przyjemny obowi�zek,co?Ale poczekajcie,na tym jesz-
cze nie koniec.�atwiej to powiedzie� ni� wykona�.
Zrozumcie,�e nie by� to pogrzeb zwyczajnego �yda.W spraw� byli wmieszani �o�nierze...
gubernator...ch�osta...Bagatela!Przede wszystkim trzeba by�o pilnowa�,aby trupa nie za-
wie�li do prosektorium.W tym celu nale�a�o uzyska� dokument od lekarza wi�ziennego,�e
ogl�da� zw�oki i stwierdzi� �mier� naturaln� od udaru sercowego.Na tym�e papierze znalaz�y
si� r�wnie� inne niezb�dne podpisy � i koniec..Nie ma Kiwki.Kiwka umar�.
Domy�lacie si� chyba,ile pieni�dzy poch�on�a ta sprawa.�ycz� ka�demu z was takiego
zarobku miesi�cznego.Mo�e s�dzicie,�e przesadzam?W takim razie przyjmijcie mnie na
wsp�lnika...
I kto to wszystko wykona�?M�j dziadek nieboszczyk.Cz�owiek powa�ny i odpowiedzial-
ny,za�atwi� spraw� kr�tko,szybko i g�adko.Tego� wieczora udali si� wys�a�cy �Ostatniej
Pos�ugi �z noszami do wi�zienia i zabrali rzekomego trupa.Odprowadzono go z ca�� parad�
na miejsce wiecznego spoczynku.Na przedzie szli �o�nierze,a za nimi bez ma�a ca�e miasto.
Kiwka na pewno nigdy nie marzy� o takim pogrzebie.Kiedy kondukt doszed� do cmentarza,
�o�nierzy sowicie pocz�stowano w�dk�,�zmar�ego �za� wniesiono na podw�rze domu przed-
pogrzebowego.Tutaj sta� ju� w�z zaprz�ony w cztery ogniste rumaki.Zanim zdo�a� si� kto
obejrze�,ju� nasz nieboszczyk,moi mili,gna� ku rogatkom...Przeby� szcz�liwie drog� do
Radziwi��owa i stamt�d wio!� przez granic� do Brod�w..
Ca�e miasteczko nie zmru�y�o oka,p�ki nasz nieboszczyk nie dojecha� do Radziwi��owa.
Wszyscy chodzili jak bez g�owy.A najbardziej niepokoi� si� m�j dziadek.Dlaczego?Te� mi
pytanie!Je�eli schwytaj� zmar�ego,to znaczy Kiwk�,zanim znajdzie si� za rogatk�,i spro-
wadz� go �ywego i zdrowego � wtedy ca�e miasteczko zes�ane zostanie na Sybir....
Jednakowo� B�g dopom�g�,ogniste rumaki wr�ci�y z Radziwi��owa,a wo�nica przywi�z�
list pisany w�asnor�cznie przez Kiwk�:�Z bosk� pomoc� przyjecha�em do Brod�w.� W mia-
steczku zapanowa�a rado��.Urz�dzono uczt� w domu mego dziadka,a na uczt� przybyli:na-
czelnik wi�zienia,lekarz,policjant i inni urz�dnicy.Pili,hulali,muzyka r�n�a od ucha,w�d-
ka la�a si� strumieniami.Powiem tylko tyle,�e naczelnik wi�zi enia mo�e dziesi�� razy ca�o-
wa� si� z moim dziadkiem i z ca�� rodzin�.Ta�ce trwa�y do rana,a rano ta�czono ju� bez
przesady po dachach dziadkowych zabudowa�.Ma�e� to by�o �wi�to?Wybawiono �yda od
ch�osty!
Zdawa�oby si�,�e wszystko w porz�dku.Prawda?Poczekajcie chwilk�,teraz dopiero za-
czyna si� w�a�ciwe wesele.Je�li chcecie wys�ucha� mnie do ko�ca,prosz� o troch� cierpliwo-
�ci.Musz� zej�� na tej stacji i spyta� zawiadowc�,jak d�ugo j eszcze b�dziemy jecha� do Ba-
ranowicz.W Baranowiczach musz� bowiem wysi��� i przesi��� si� na inny poci�g....17
Trudno.Trzeba czeka�.�yd z Kami�ska wysiad�,aby zasi�gn�� informacji co do Barano-
wicz,a kompania tymczasem rozgada�a si� na temat jego osoby.
� Jak wam si� podoba??
� Porz�dny cz�owiek..
� Umie gada�..
� J�zyk ma gi�tki..
� A opowie��??
� Pi�kna!!
� Tylko �e kr�tka....
Znajduj� si� i tacy,kt�rzy twierdz�,�e u nich r�wnie� zdarzy�a si� podobna historia.�ci�le
bior�c,nie ca�kiem podobna,ale co� w tym rodzaju.Wi�c ka�dy chce opowiedzie� swoj�.W
wagonie robi si� gwarno jak na jarmarku.
Nareszcie wraca �yd z Kami�ska.Od razu zapada cisza.Ka�dy wyt�a s�uch,aby nic nie
uroni� z tej ciekawej opowie�ci.
�Gdzie� to zatrzymali�my si�?Aha!Pozbyli�my si� tedy �yda Kiwki,niech mu ziemia
lekk� b�dzie...
S�dzicie zapewne,�e na tym koniec?Mylicie si�,moi drodzy!Po up�ywie p� roku �ju�
nie pami�tam dok�adnie �nasz Kiwka rozmy�li� si� i przys�a� list adresowany do mego dziad-
ka:
�Po pierwsze,jestem,chwa�a Bogu,zdr�w,czego i wam z ca�ego serca �ycz�.A po dru-
gie,zosta�em bez grosza przy duszy i bez zaj�cia w�r�d samych Niemc�w.Ja nie rozumiem
ich j�zyka,a oni nie rozumiej� mojej mowy.Zarobk�w �adnych tu nie ma,cho� zdychaj z
g�odu!Z tego wi�c powodu...�
Rozumiecie?To znaczy,�eby mu przys�a� pieni�dze!Naturalnie,�e u�miano si� z jego li-
stu i podarto go na strz�py.Zaledwie min�y trzy tygodnie,nadszed� nowy list od Kiwki,ad-
resowany do mego dziadka.I zn�w ,,z tego powodu �,,,z owego powodu �,ale z dodatkiem
argument�w.Jak to?�pisa� Kiwka.� Po co si� tak za mn� uj�li?Wola�by ju� znie�� ch�ost�.
Pr�gi dawno by�yby zagojone,a on zarabia�by jak dawniej.I nie musia�by si� poniewiera�
w�r�d Niemc�w i puchn�� z g�odu...
Po otrzymaniu takiego listu m�j dziadek wezwa� najpowa�niejszych �yd�w z miasteczka.
Co robi�?Ziomek nasz umiera z g�odu,trzeba mu pos�a� troch� pieni�dzy...
A gdy reb Nisel Szapiro wyrzek� takie s�owa nie wolno by� skner�.Urz�dzono sk�adk�
(najwi�cej da� sam dziadek)i wys�ano Kiwce okr�g�� sumk�.Po kilku dniach zapomniano o
tym,�e mieszka� tu kiedy� Kiwka i co si� z nim sta�o.Ale Kiwka,moi drodzy,nie zapominia�
o miasteczku.
Po up�ywie p� roku czy po roku �nie pami�tam dok�adnie �nadszed� list od Kiwki.Zno-
wu adresowany do mego dziadka.I zn�w ,,z tego powodu �,ale tym razem z wiadomo�ci� o
bliskim weselu.
�Poniewa�,z bosk� pomoc�,zar�czy�em si�,a narzeczona moja jest jedynaczk� i pochodzi
z dobrej rodziny...�
Przeto prosi o przys�anie mu dwustu gulden�w,kt�re jako posag ma z�o�y� w dniu �lubu.
,,A je�eli mi nie przy�lecie,to z ca�ego o�enku nic nie b�dzie...�A to nieszcz�cie!Kiwka
zostanie starym kawalerem!
Powiadam wam,�e list ten obnoszono z domu do domu i ludziska pok�adali si� ze �mie-
chu.Nic innego nie s�ysza�e� w miasteczku,jak s�owa:
� Szcz�� Bo�e!!Kiwka si� zar�czy�!
� S�ysza�e�??Dwie�cie gulden�w posagu!
�Jedynaczka...Cha,cha,cha!Nied�ugo si� �miano,albowiem po kilku tygodniach nad-
szed� zn�w list od Kiwki,tym razem kr�tki i rzeczowy:.18
�Dziwi minie,�e nie przys�ano mi dotychczas dwustu re�skich,kt�re przyrzek�em ju� swej
narzeczonej.Je�eli mi natychmiast nie wy�lecie pieni�dzy,ma��e�stwo moje nie dojdzie do
skutku,a mnie nie pozostanie nic innego,jak utopi� si� w stawie albo wr�ci� do domu,do
Kami�ska.�
Ostatnie s�owa trafi�y do rozumu �yd�w kami�skich i przestano si� �mia�.Tego� samego
dnia wieczorem odby�o si� u mego dziadka zebranie najpowa�niejszych �yd�w z miasteczka.
Postanowiono zebra� pieni�dze dla Kiwiki.Nie by�o innej rady!I w dodatku wypada�o mu
napisa� list z �yczeniami d�ugich i szcz�liwych lat,licznego potomstwa i tak dalej...Na co
liczono?O�eni si�,zaprz�tnie sobie g�ow� rodzina,a w mi�dzyczasie zapomni,�e istnieje na
�wiecie Kami�sk.
I jak s�dzicie?Nie up�yn�o jeszcze p� roku czy rok �nie pami�tani dok�adnie �a� tu
nadchodzi nowy list:
,,Poniewa� o�eni�em si� i B�g mi za �on� da� kobiet�,jakiej �yczy�bym ka�demu z was...�
Tylko w czym s�k?Kobieta nie mo�e posiada� wszystkich zalet.Ma tedy ojca �niech go
licho porwie!K�amca,kr�tacz,oszust,istny bandyta.�Wy�udzi� ode mnie owe dwie�cie re�-
skich i wraz z �on� wyrzuci� mnie na ulic�.Przeto wy�lijcie mi zn�w dwie�cie gulden�w.W
przeciwnym razie b�d� zmuszony utopi� si� w stawie lub wr�ci� do domu,do Kami�ska.�
Przebra�a si� miara cierpliwo�ci.Podw�jny posag?!To� to przecie� nadu�ywanie naszej
dobroci!...Uradzono nie odpowiada� na ten list.Kiwka czeka� t ydzie�,dwa,a po up�ywie
trzeciego tygodnia przys�a� list adresowany do mego dziadka:Tak i tak...Co sobie my�l�?
Dlaczego nie otrzymuje dwustu re�skich?Poczeka jeszcze p�tora tygodnia,a je�li do tego
czasu nie otrzyma pieni�dzy,to mog� oczekiwa� go w Kami�sku w najbli�szym czasie.List
ko�czy� si� s�owami:�Niebywa�a bezczelno��!�
Wszyscy byli oburzeni do �ywego.Jednakowo� � co pocz��??Znowu zebrano si� u dziadka
i zn�w co najbogatsi podj�li si� sk�adki w miasteczku.Ludziska oci�gali si� wprawdzie,nikt
nie okazywa� zbytniej ochoty odejmowa� sobie od ust i ofiarowa� pieni�dze...Ale trudno o
wym�wk�.Skoro reb Nisel ka�e,nie mo�na by� skner�.Jednak ka�dy przysi�ga� sobie w
duchu,�e daje po raz ostatni.
Dziadek m�j te� s�dzi�,�e to si� wi�cej nie powt�rzy.I wys�a� mu pieni�dze z upomnie-
niem,�e to ostatni raz i �eby nie �mia� w przysz�o�ci o nic prosi�.
Chyba do�� wyra�nie dano temu z�odziejowi do zrozumienia,prawda?Tymczasem pew-
nego dnia,w wigili� �wi�t,otrzyma� m�j dziadek list od Kiwki.C� znowu?�Poniewa� za-
war�em tu znajomo�� z pewnym uczciwym i szlachetnym Niemcem i przyst�pi�em do intere-
su,a �w interes,sklep naczy� fajansowych,jest przedsi�biorstwem dobrym i korzystnym,z
kt�rego mo�na si� przyzwoicie utrzyma� � prosz� o przys�anie czterystu pi��dziesi�ciu re�-
skich.I to natychmiast,nie zwlekaj�c.Bo wsp�lnik czeka� nie b�dzie,znajdzie sobie innego
wsp�lnika.A je�eli,bro� Bo�e,z tego interesu nic nie b�dzie,zostan� bez zarobku.A gdy
zostan� bez zarobku,b�d� mia� jedynie do wyboru:albo �ywcem utopi� si� w stawie,albo
wraca� do domu,do Kami�ska.�
List ko�czy� si� ostrze�eniem,�e je�li w przeci�gu dw�ch tygodni nie otrzyma pieni�dzy,
owych czterystu pi��dziesi�ciu re�skich,b�dzie to ich kosztowa�o znacznie dro�ej.B�d� go
musieli przewozi� z Brod�w do Kami�ska i z powrotem z Kami�ska do Brod�w � na w�asny
koszt!
Wyobra�cie sobie,jak nieweso�e by�y �wi�ta w naszym miasteczku i jak bardzo martwi�
si� m�j dziadek.On,nieborak,mia� chyba najwi�cej powod�w do zmartwienia.
Dlatego te�,gdy �wi�ta mia�y si� ku ko�cowi,zacz�to ze wszech stron szemra� i narzeka�:
� Jak d�ugo ten �obuz b�dzie wyci�ga� z nas pieni�dze??
� Wszystko ma swoje granice,,nawet anielska cierpliwo��!
� Wasz Kiwka pu�ci nas z torbami!!
Tak m�wiono w miasteczku.A dziadek odpowiedzia� na to:.19
� Dlaczego to ma by� m�j Kiwka??
Na to oni:
� Czyj�e to by� pomys�,,�eby ten b�kart dosta� ataku apopleksji w wi�zieniu?...Z tych s��w
wywnioskowa� m�j dziadek,a by� on m�drym staruszkiem,�e w miasteczku nie zbierze wi�-
cej ani grosza.Zwr�ci� si� tedy do w�adzy � przecie� jej r�wnie� zale�a�o na tym,aby zatu-
szowa� spraw� Kiwki!� niech�e co� z�o�y na ten cel....Gdzie� tam!Ani im si� �ni!
A wi�c musia� si�gn�� do w�asnej szkatu�ki,�eby wyj�� stamt�d z trudem uciu�ane pieni�-
dze i pos�a� je temu z�odziejowi.Do pieni�dzy za��czy� list,w kt�rym zwymy�la� Kiwk�,ile
wlezie.Nazwa� go hultajem,bandyt�,zb�jem,zdrajc� Izraela,wyrzutkiem spo�ecze�stwa,
pijawk� i krwiopijc�,chuliganem,b�kartem spod p�otu...Ho,ho � m�j dziadek umia� pisa�!I
doda� na koniec,�eby si� wi�cej nie wa�y� posy�a� list�w do niego ani do nikogo z miastecz-
ka,bo ju� nie ma mowy o �adnych pieni�dzach.Przypomnia� mu jeszcze Boga,kt�ry wszyst-
ko widzi,wszystko pami�ta i za wszystko zap�aci.Zako�czy� list b�ogos�awie�stwem (mia�
jednak serce �ydowskie)i pro�b�,aby ulitowa� si� nad starcem i nie rujnowa� jego i ca�ego
miasteczka,a B�g go wspomo�e i poszcz�ci mu si� na ka�dym kroku.Taki to list wys�a� m�j
dziadek i podpisa� go imieniem i nazwiskiem:Nisel Szapiro.
Zaraz si� przekonacie,�e paln�� najwi�ksze g�upstwo...
Tu �yd kami�ski przerwa� opowiadanie,wyj�� z kieszeni papiero�nic�,zapali� papierosa,
zaci�gn�� si� raz,drugi i trzeci.Zdawa� si� nie zwraca� uwagi na zniecierpliwienie s�uchaczy,
kt�rzy z ciekawo�ci o ma�o nie wy�azili ze sk�ry.
Potem,gdy wypali� papierosa i porz�dnie si� wykaszla�,wytar� g�o�no nos i kontynuowa�
w tym samym tonie co poprzednio:
� Mo�e my�licie,,�e ten �otr bardzo si� przej�� listem mego dziadka?Bynajmniej.Up�yn�o
p� roku czy rok i zn�w nadesz�o pismo od tego n�dznika:
�To i owo...Wsp�lnik m�j,Niemiec,okpi� mnie i wyrzuci� ze sklepu.Chcia�em nawet po-
da� go do s�du,oskar�y�,ale nic z tego nie wysz�o.Procesowa� si� z Niemcem to znaczy
po�egna� si� z �yciem.To s� tacy kr�tacze,�e lepiej wcale ich nie zna�!Wynaj��em sobie
sklep tu� obok jego sklepu i zacz��em prowadzi� handel,r�wnie� fajansem...Mo�e,z bosk�
pomoc�,uda mi si� Niemca wykurzy�!Lecz na to,�eby m�j plan m�g� si� uda�,potrzebne mi
s� pieni�dze � najmniej tysi�c re�skich..Z tego wi�c powodu...�
Taki list przys�a� Kiwka i zako�czy� go s�owami:�Je�eli w przeci�gu o�miu dni nie otrzy-
mam pieni�dzy,wy�l� wasz list ostatni,podpisany waszym pe�nym imieniem i nazwiskiem,
do gubernatora i opowiem mu przy tym ca�� histori� od a do zet:jak to dosta�em w wi�zieniu
apopleksji,jak to na cmentarzu wyzdrowia�em,jak przywie�li mnie do Brod�w i jak mi przy-
sy�ano pieni�dze.
Wszystko opisz� i opowiem.Niechaj wiedz�,�e B�g jest wielki i �e Kiwka �yje...�
Jak si� wam podoba taki donosiciel?
Gdy list dotar� do r�k dziadka,ten przeczyta� go i zemdla�.Parali� odj�� mu...Ludzie,c�
to?Stajemy?
Gdzie jeste�my?
�Stacja Baranowicze!...Baranowicze!� wykrzykiwali konduktorzy uwijaj�c si� w po-
�piechu po peronie.
S�ysz�c,�e to Barainowicze,nasz towarzysz podr�y zerwa� si� na r�wne nogi,schwyci�
sw� paczk� � worek nape�niony B�g wie czym � i rzuci� si� do wyj�cia.Jeszcze chwila � a
oto jest ju� na peronie,kr�ci si� niespokojnie i przepycha,a zagl�daj�c ludziom w oczy,pyta:
� Baranowicze??
� Baranowicze..
� Do widzenia!!
� Do widzenia!!
Wielu z nas,a mi�dzy nimi i ja,pobieg�o za nim i schwyciwszy za po�y,wola�o:.20
� Wujku!!Nie pu�cimy was!Musicie powiedzie�,co by�o dalej?
�Co dalej?Jaki koniec?To dopiero pocz�tek...Pu��cie mnie!Czego chcecie?Czy chce-
cie,�ebym przez was sp�ni� si� na poci�g?Dziwni ludzie!Przecie� s�yszeli�cie wyra�nie:
Baranowicze,stacja Baranowicze!
I zanim zd��yli�my co� odpowiedz