2638

Szczegóły
Tytuł 2638
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2638 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2638 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2638 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SZOLEM ALEJCHEM NOTATKI KOMIWOJA�ERA Prze�o�y� JAKUB APPENSZLAK.3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press,Gda�sk 2000.4 DO CZYTELNIK�W Jestem komiwoja�erem.Podr�uj� jedena�cie miesi�cy w ci�gu roku.Jad� zazwyczaj po- ci�giem,najcz�ciej trzeci� klas�,i prawie zawsze odwiedzam � ydowskie miasta i miastecz- ka.Bo po c� bym je�dzi� tam,gdzie nie ma �yd�w? M�j Bo�e!Ile� to dziwol�g�w spotyka si� po drodze!Szkoda tylko,�e nie jestem pisa- rzem.Chocia�,prawd� m�wi�c,dlaczego nie mam prawa zwa� si� pisarzem?Kim jest pi- sarz?Ka�dy cz�owiek mo�e zosta� pisarzem.Tym bardziej pisarzem �ydowskim.J�zyk �y- dowski � te� mi sztuka!!Bierze si� pi�ro do r�ki i pisze. Ale,moim zdaniem,nie ka�dy powinien bra� si� do pisania.Trzeba si� trzyma� swojego zawodu.Fach jest fachem.Tak my�l�.Jednak�e cz�owiek pr�nuj�cy mo�e znale�� rozrywk� w pisaniu. Jako komiwoja�erowi zdarzaj� mi si� w drodze ca�e dnie,gdy nic nie robi�.Siedz� i my- �l�.Ot,cho�by t�uc �bem o �cian�!Przyszed� mi wi�c dobry pomys� do g�owy.Kupi�em kajet i o��wek.Wszystko,co tylko po drodze s�ysz� lub widz�,notuj� w moim kajecie.W ten spo- s�b,jak widzicie,zapisa�em sporo stronic.Starczy pewno do czytania na ca�y rok!W ko�cu j��em si� namy�la�,co z tym fantem pocz��?Wyrzuci�?Szkoda.Dlaczego� nie wyda� tego w ksi��ce lub nie wydrukowa� w gazecie?Niech mnie licho porwie,je�li nie czyta�em gor- szych rzeczy! Wzi��em si� tedy do pracy.Roz�o�y�em ca�y towar wed�ug gatunk�w.Wyrzuci�em gorsze, a zostawi�em to,co najlepsze.Podzieli�em go na numery:pierwszy,drugi i tak dalej.Ka�de opowiadanie zaopatrzy�em innym tytu�em.Nie wiem,czy zrobi� na tym interes,czy te� do�o- ��.Bardzo pragn��bym wyj�� na czysto! Nie pytajcie mnie,po co to uczyni�em.Nie wiem.By� mo�e,�e to szale�stwo z mojej strony...Ale przepad�o,ju� si� sta�o!Przed jednym si� zabezpieczy�em:przed krytykami. Zatai�em firm�.Na pr�no b�d� si� starali wykry� moje nazwisko.A niech krytykuj�,niech si� �miej�,niech si� pn� na g�adkie �ciany!Dbam o nich tyle co pies o pi�t� nog�.Nie jestem pisarzem ani belfrem,ani �adnym �az�g�.Jestem kupcem. Komiwoja�er.5 KONKURENCI W najwi�kszym t�oku �gdy �ydzi pchaj� si� wchodz�c i wychodz�c,gdy w wagonie roz- gorzeje walka o miejsca jak,nie przymierzaj�c,w b�nicy o roda�y 1 � zjawiaj� si� zazwyczaj oboje:on i ona. On � czarny,,t�gi,rozczochrany,z bielmem na oku,ona � ruda,szczup�a,kro�ciasta.Oboje obdarci i szarzy,w �atanych butach.I oboje z jednakowym towarem:on z koszem i ona z ko- szem.W obu koszach plecione obwarzanki,jajka na twardo,woda sodowa i pomara�cze. Zdarza si� niekiedy,�e on ma w koszu papierowe tutki z czerwonymi wi�niami lub zielone, kwa�ne jak ocet winogrona.W�wczas zjawia si� ona z takimi� wi�niami lub kwa�nymi jak ocet winogronami. Oboje przychodz� jednocze�nie,przepychaj� si� przez drzwi wagonu.Oboje m�wi� jedna- kow� gwar�,ale w spos�b .nieco odmienny:on g�osem s�abym,bez ,,r �,mi�kko i rozwlekle, jakby nie mia� j�zyka,ona za� sepleni,jakby w ustach mia�a kluski. S�dzicie mo�e,�e konkuruj� ze sob� obni�aj�c ceny?Nic podobnego.Ceny maj� jedna- kowe,a ca�a ich konkurencja polega na tym,�e pragn� wzbudzi� jak najwi�cej lito�ci.Oboje b�agaj�,aby zmi�owa� si� nad ich pi�ciorgiem dzieci.(On ma pi�cioro sierot � ona r�wnie�.) Oboje patrz� wam natarczywie w oczy,podsuwaj� pod sam nos towar i miel� j�zykiem tak d�ugo,a� chc�c nie chc�c musicie co� kupi�. Osza�amiaj� was po prostu t� paplanin� i pro�bami.Nie mo�ecie si� zdecydowa�,u kogo kupi�:u niego czy u niej?Je�li zechcecie oboje zadowoli�,spotkacie si� wnet z protestem: �Skoro pan kupuje,niech pan kupi u jednego z nas!Nie ta�czy si� r�wnocze�nie na dw�ch weselach... A je�li zamierzacie post�pi� sprawiedliwie i kupujecie raz u niego,a innym razem u niej, to wysun� przeciwko wam mn�stwo pretensji: � C�,,dzisiaj si� panu nie podobam? Albo: �W ubieg�ym tygodniu kupi� pan u mnie towar i,zdaje si�,nie ud�awi� si� pan ani nie otru�! Gdy za� zaczynacie im prawi� mora�y i dowodzi�,�e ka�dy musi �y� � jak to powiada Niemiec:Leben und leben lassen �z miejsca otrzymujecie odpowied�.Nie po niemiecku, lecz w prostym,zrozumia�ym j�zyku �ydowskim: � Wujaszku!!Nie siada si� na dw�ch krzes�ach... Tak jest,drogi przyjacielu!Nigdy nie uda ci si� zadowoli� wszystkich.Nie pr�buj te� wszystkich godzi�,bo ci to wyjdzie bokiem!Wiem o tym z w�asnego do�wiadczenia.M�g�- bym ci opowiedzie�,jak to pewnego razu chcia�em pogodzi� zwa�nion� par�,a w rezultacie oberwa�em bur� �i to od w�asnej �ony.Nie chc� jednak miesza� dw�ch historii,cho� w inte- resach nieraz tak bywa,�e m�wi si� o jednym towarze,a sprzedaje inny.Zreszt�,wr��my do naszego opowiadania. Pewnego razu � by�o to w d�d�ysty,jesienny dzie� �niebo rozp�aka�o si�,ziemia by�a na- ga i b�otnista,a na stacjach t�oczyli si� ludzie.Na ka�dym postoju t�umy pasa�er�w.Wszyscy biegn�,popychaj� si�,a �ydzi bardziej ni� inni.Ka�dy chce pierwszy wej�� do wagonu.Ka�- dy ob�adowany walizami,paczkami,po�ciel�. Zgie�k,�cisk.A w�r�d najwi�kszej ci�by �on i ona.Oboje z pe�nymi koszami i pchaj� si� jak zazwyczaj jednym wej�ciem.Nagle...Co si� sta�o?Obydwa kosze le�� na ziemi.Obwa- rzanki,jajka,butelki z wod� sodow� i pomara�cze poniewieraj� si� w b�ocie.Krzyki,piski i j�ki mieszaj� si� ze �miechem konduktor�w i wrzaw� podr�nych.Dzwonek,gwizd loko- motywy.Po chwili jedziemy... 1.6 W wagonie gwar:wszyscy gadaj� jednocze�nie jak kobiety w b�nicy lub g�si na jarmar- ku.Trudno uchwyci� tre�� s��w.S�ycha� tylko urywane zdania: � Zamach na obwarzanki.... � Pogrom jajek.... � Co im zawini�y pomara�cze?? � Szkoda s��w!! � Jakie straty ponie�li?? � Dobrze im tak!!Niech si� nie pchaj� na si�� i nie pl�cz� pod nogami! � C� maj� pocz��??�yd szuka zarobku! � Cha,,cha,cha!� rozlega si� basowy g�os..��ydowskie zarobki! ��ydowskie zarobki?�odzywa si� .m�ody,piskliwy g�os.�Czy macie lepsze?Dajcie im � ch�tnie wezm�!! � M�ody cz�owieku!!Nie do pana si� m�wi!�grzmi basowy g�os. �Nie do mnie pan m�wi?Ale ja m�wi� do pana!Ma pan dla nich lepsz� prac�?Aha,za- milk� pan?Dlaczego pan zamilk�? � Czego chce ode minie ten m�ody cz�owiek?? �Czego chce?Powiada pan:�ydowskie zarobki?Dobrze.Czy ma pan lepsze?Prosz�, wymie� pan. � Prosz�,,jak si� wam podoba?Przyczepi� si�... � Cicho,,�ydzi!Zamilknijcie ju�...Przysz�a ona... � Jaka ona?? � Ta handlarka.. �I gdzie� ta �licznotka? � O,,tutaj... Skulona,czerwona na twarzy,z zapuchni�tymi od p�aczu oczyma,z pustym koszem prze- pycha si� przez ci�b�,szukaj�c wolnego miejsca.Siada wreszcie na koszu,zas�ania oczy po- dartym szalem i pop�akuje z cicha. Dziwna jaka� cisza zapad�a w wagonie.S�owa si� wyczerpa�y,sko�owacia�y j�zyki. Nagle zrywa si� pasa�er i wo�a niskim,basowym g�osem: � �ydzi!!Dlaczego milczycie? � Co tu gada�?? � Trzeba jej pom�c.... Niebywa�e!Wiecie,kto to zaproponowa�?Ten w�a�nie,kt�ry przed chwil� wy�miewa� ,,�ydowskie zarobki �.Pasa�er w dziwacznej czapce na g�owie.Jest to rodzaj kaszkietu z b�yszcz�cym daszkiem.Nosi przy tym niebieskie okulary,zza kt�rych nie wida� mu oczu. Uwydatnia si� tylko nos mi�sisty,gruby,podobny do bulwy. Nied�ugo my�l�c zdejmuje kaszkiet,wrzuca do� kilka srebrnych monet,podchodzi po ko- lei do ka�dego pasa�era i grzmi basowym g�osem: �Ofiarujcie,�ydzi,ile kto mo�e!Ziarnko do ziarnka,zbierze si� miarka.Darowanemu koniowi nie zagl�da si� w z�by... Ludzie si�gaj� do kieszeni,otwieraj� portmonetki.Dzwoni� srebrne i miedziane monety. W�r�d pasa�er�w znajdowa� si� r�wnie� kacap w wysokich butach,ze srebrnym �a�cuchem na szyi.Prze�egna� si� i wrzuci� pieni�dz. Jeden tylko pasa�er odm�wi� i nie chcia� da� ani grosza.By� to ten sam,co uj�� si� za ��y- dowskimi zarobkami �.M�ody inteligent o t�ustych policzkach,z ��t�,spiczast� br�dk�,w z�otych binoklach.Jeden z tych,kt�rzy maj� zamo�nych rodzic�w i bogatego te�cia,sami op�ywaj� w dostatki,a je�d�� trzeci� klas�,gdy� �a�uj� pieni�dzy. � M�odzie�cze,,wrzu� co� do czapki!� m�wi do� pasa�er w niebieskich okularach.. � Nie daj� � powiada inteligent.. � Dlaczego??.7 � Tak sobie..Mam tak� zasad�. � Domy�la�em si� tego.. � Na jakiej podstawie?? � Pozna� to po panu..Przys�owie uczy:�Pozna� pana po cholewach.� M�ody cz�owiek,inteligenta poczerwienia� z gniewu.Binokle spad�y mu z nosa.Zerwa� si� z miejsca i podszed� do pasa�era w niebieskich okularach. � Jeste� pan nieuk,,cham,grubianin,a do tego wstr�tna �winia! � Bogu dzi�ki!!Byleby� pan trzyma� r�ce z daleka... Tak odpowiedzia� mu �w z kartoflanym nosem i o grzmi�cym g�osie � tym razem,jakby na przek�r,�agodnym tonem � i zbli�y� si� do p�acz�cej kobiety.. �Ciotuchno,starczy na dzi� p�aczu!Psujesz sobie tylko oczy.Podaj torb�,wsypiemy ci troch� grosiwa. Dziwna niewiasta!S�dzicie zapewne,�e na widok pieni�dzy zerwa�a si� na nogi i j�a roz- p�ywa� si� w podzi�kowaniach?Nic podobnego.Zamiast podzi�kowa�,z ust jej posypa� si� grad przekle�stw.Trysn�a fontanna kl�tw. �Wszystkiemu on winien � oby r�ce i nogi po�ama�!Mi�y Bo�e,wszystko z�e od niego pochodzi �niechaj go ziemia poch�onie!Ojcze w niebie,niech nie doczeka powrotu do do- mu!Niech go cholera zabierze,niech si� �ywcem spali,niech go robactwo stoczy!Oby zgin�� marnie,oby kark skr�ci�!... O rety!Sk�d te� nabra�a tyle przekle�stw?Ca�e szcz�cie,�e przerwa� jej pasa�er w nie- bieskich okularach: �Do�� tych b�ogos�awie�stw,niewiasto!Opowiedz lepiej,czego chcieli od was kondukto- rzy? �Wszystko przez niego,niech go diabli porw�!Ba� si�,�e zabior� mu klient�w,wi�c chcia� pierwszy wepchn�� si� do wagonu.Id� naprz�d,a on chwyta za m�j kosz.Zaczynam krzycze�,a� tu zjawia si� �andarm i daje znak konduktorom.Przychodz� konduktorzy i wy- sypuj� towar z obydwu kosz�w do b�ota...Oby im ko�ci spr�chnia�y!Mo�ecie mi wierzy�,�e odk�d je�d�� po tej linii i handluj� tym towarem,nikt mnie jeszcze nie zaczepi�.A jak si� wam zdaje,dlaczego?Mo�e s�dzicie,�e tacy dobrzy z nich ludzie?Oby dotkn�o go tyle plag,ile obwarzank�w i jajek rozdaje si� na stacjach!Ka�demu trzeba zatka� g�b�.Co dzie� trzeba dawa� � taki to pod�y nar�d!Starszy konduktor bierze nale�n� mu cz�� zak�sek,a pozostali konduktorzy dziel� si�:temu daj obwarzanki,tamtemu jajko,innemu pomara�cz�. Czeg� wam jeszcze potrzeba?Nawet ten,kt�ry pali w piecach � niech go cholera wyko�czy! �r�wnie� jest amatorem zak�sek.Takie nieszcz�cie!Grozi mi,�e je�li mu nic nie dam,to poskar�y �andarmowi...A nie wie,�e sam �andarm jest posmarowany.Zgarnia co niedziela tuzin pomara�czy.I wybiera naj�adniejsze,najwi�ksze,najlepsze... �Ciotuniu �przerywa jej pasa�er w niebieskich okularach.�S�dz�c z waszych interes�w, musicie du�o zarabia�? Kobieta,jak oparzona,zrywa si� z miejsca. �Kto panu to powiedzia�?!Ledwo mo�na zwi�za� koniec z ko�cem.A zdarza si� te�,�e dok�adam.Ot,pcha si� bied�... � Wi�c po co si� tym zajmujecie?? �A co mam pocz��?Mo�e kra��?Trzeba wy�ywi� pi�cioro dzieci � pi�� choler niech moim wrogom wlezie do wn�trzno�ci!Za� sama jestem chora ��eby on chorowa� cho�by od dzisiaj do przysz�ego roku!Przecie� on wszystko zmarnowa�,pogrzeba� interes � oby jego jak najrychlej pogrzebali!I jaki interes!Jaki dobry interes! � Dobry interes?? � Z�oty interes,,�atwy zarobek...Jak to powiadaj�,chleb z mas�em. � Dopiero co s�yszeli�my,,�e klepiecie bied�!.8 �A co mo�na zarobi�,je�li po�ow� towaru oddaje si� konduktorom i co niedziela �andar- mowi?C� to?Czy mam krynic�,studni� bez dna?Czy kradn� pieni�dze? Pasa�er w .niebieskich okularach i z nosem w kszta�cie og�rka straci� w ko�cu cierpliwo��. � Ciotuchno,,pleciecie co� trzy po trzy... �Ja plot�?To zmartwienia moje plot� �a niech�e on si� nimi ud�awi!Niech go B�g ska- rz�!By� krawcem,�aciarzem i �jak to powiadaj� � zarabia� na wod� do kaszy.Ale zazdro�� go opad�a,gdy ujrza� �oby mu oczy na wierzch wylaz�y!��e zarabiam na kawa�ek chleba i utrzymuj� tym oto koszem pi�cioro dzieci...Niech�e mu s�l dostanie si� do oka,a kamienie do serca!I oto opuszcza mieszkanie �oby dusza go opu�ci�a!�i r�wnie� kupuje kosz �obym mu rych�o kupi�a �mierteln� koszul�!Pytam go:�Co to znaczy?� �To znaczy �powiada � �e ja mam r�wnie� pi�cioro dzieci,kt�re chc� je��...Ty ich nie b�dziesz karmi�a twoim chle- bem...�No i c� poradzisz?W��czy si� za mn� z koszem,wyrywa mi z r�k klient�w � oby mu wszystkie z�by wyrwano!� i ka�dy k�s z ust mi wydziera � oby go posiekano na kawa�ki!! Pasa�er w niebieskich okularach zadaje jej wobec tego ze wszech miar zrozumia�e pytanie: � Wi�c po c� chodzicie razem??!Kobieta wlepia we� zap�akane oczy. � A c� mamy pocz��?? � Niechaj ka�de z was handluje osobno..Linia jest przecie� d�uga! � A on?? � Kto?? � On,,m�j m��! � Czyj m��?? � M�j drugi m��.. � Czyj drugi m��?? Kobieta zaczerwieni�a si� jeszcze bardziej. �Jak to,czyj drugi m��?To on w�a�nie,ten �az�ga �o biada mi!� jest moim drugim m�- �em! Wszyscy zrywamy si� z miejsc. � On,,ten konkurent,jest waszym drugim m�em!? �A co�cie my�leli?�e to m�j pierwszy m��?Och,gdyby �y� m�j pierwszy m�� wygl�da- �abym dzi� inaczej... I kobiecina zaczyna si� ju� rozwodzi� �piewnym g�osem o swoim pierwszym m�u.Ale nikt jej nie s�ucha.Wszyscy m�wi� jednocze�nie,rzucaj� ironiczne uwagi,�miej� si�,pok�a- daj� si� ze �miechu. Nie wiecie,jak to bywa w kompanii?.9 NAJSZCZʌLIWSZY CZ�OWIEK W KODNIACH Wiecie,kiedy najlepiej podr�uje si� kolej�?Jesieni�,mniej wi�cej w okresie Kuczek 2 . Na dworze ani zimno,ani te� gor�co.Patrzysz na rozp�akane niebo i otulon� mg�ami zie- mi�.Krople deszczu dzwoni� w okno,sp�ywaj� po szybie jak �zy,a cz�owiek siedzi sobie niczym dziedzic w wagonie trzeciej klasy � w towarzystwie takich samych jak on magnat�w �i widzi,�e w dali wlecze si� w�zek i grz�nie co chwila w b�ocie.Na w�zku siedzi okryta workiem istota ludzka i skar�y si� na sw�j los wychud�ej szkapinie.A ty dzi�kujesz Bogu,�e� znalaz� si� pod dachem,w�r�d ludzi...Co do mnie,najch�tniej je�d�� poci�giem jesieni� w okresie �wi�t Kuczek. Najwa�niejsza rzecz � to znale�� sobie miejsce.Skoro uda�o mi si� zdoby� miejsce,i do tego z prawej strony przy oknie,czuj� si� jak kr�l.Wyjmuj� papiero�nic�,pal� papierosa za papierosem i rozgl�dam si� dooko�a.Chc� wiedzie�,kto ze mn� j edzie i z kim mo�na wda� si� w pogaw�dk�,zamieni� kilka s��w o interesach.Mn�stwo pasa�er�w!Stoj� �ci�ni�ci jak �ledzie w beczce.Brody,nosy,czapki,brzuchy...Lecz,sza!Oto siedzi wtulony w k�t jaki� dziwny cz�owiek,zgo�a niepodobny do innych.Bystre mam oko!W najwi�kszym �cisku za- uwa�� niezwyk�ego cz�owieka. Prawd� m�wi�c,na pierwszy rzut oka niczym nie r�ni si� od pospolitego,przeci�tnego �yda.Takich �yd�w � jak to u nas powiadaj� � mierzy si� na �okcie.Ale jest dziwnie ubrany; kapota jego nie przypomina zwyk�ej kapoty,na g�owie czapka nie taka jak inne:jarmu�ka,a jakby nie jarmu�ka.W r�ku dziwaczny parasol.Jednak nie to w nim uwagi godne.On sam jest niezwyk�y w tej swojej ruchliwo�ci,w ustawicznym rozgl�daniu si�,w niemo�no�ci usiedze- nia na miejscu.A twarz jego tak dziwnie promienieje,bije z niej rado�� i szcz�cie.Prawdo- podobnie cz�owiek ten wygra� na loterii,wyda� szcz�liwie c�rk� za m�� albo te� umie�ci� syna w gimnazjum.Co chwila zrywa si�,patrzy w okno i m�wi do siebie: � Czy ju� stacja??Jeszcze nie? I zn�w siada przysuwaj�c si� bli�ej do mnie � rozpromieniony,,weso�y,szcz�liwy. Nie lubi�,jak inni,wtyka� nosa w czyje� sprawy,zapytywa�:kto zacz,sk�d?Jestem prze- konany,�e cz�owiek,kt�ry ma co� do powiedzenia,sam si� wygada. I tak by�o tym razem.Gdy�my min�li drug� stacj�,m�j ruchliwy s�siad przysiad� si� tro- ch� bli�ej,potem ca�kiem blisko,tak �e usta jego znalaz�y si� tu� przy moim nosie. � Dok�d jedziecie?? Zrozumia�em z jego pytania,rozgl�dania si� i nerwowego drapania pod czapk�,�e nie tyle chcia�by wiedzie�,dok�d jad�,ile sam si� wygada�,dok�d on jedzie.Po�pieszy�em mu wi�c z pomoc�,kwituj�c pytanie pytaniem: � A wy dok�d?? �Ja dok�d?Do Kodni.Mieszkam tam.To niedaleko.Trzecia stacja.W�a�ciwie mamy st�d prawie tyle co trzy stacje.A stamt�d do Kodni trzeba jeszcze j echa� wozem p�torej godziny. Tak si� tylko m�wi:p�torej godziny.Naprawd� trwa to dwie godziny,bite dwie godziny z ok�adem.Oczywi�cie,je�li droga jest dobra i jedzie si� wolantem.Zam�wi�em wolant,i to telegraficznie.Czy dla w�asnej wygody?Bynajmniej.Je�li chodzi o minie,zgodz� si� ch�tnie na sz�stego pasa�era do zwyczajnej furmanki.Albo bior� parasol pod jedn�,torb� pod drug� pach� i jazda,prosto do miasta,pieszo.Nie sta� mnie na wolanty.Takie dzi� z�ote interesy,�e najlepiej siedzie� w domu.Rozumie pan?Co? M�j s�siad umilk�,westchn��.Po chwili zacz�� mi szepta� do ucha,ogl�daj�c si� na wszystkie strony,czy nas kto nie pods�uchuje: 2 K u c z k i � �wi�to Kuczek (Sukot)obchodzone na pami�tk� w�dr�wki �yd�w przez pu- styni� po wyj�ciu Z Egiptu..10 �Nie jad� sam.Jad� z profesorem...Sk�d do mnie profesor?To d�uga historia.Czy s�ysza� pan kiedy� o Kaszewarewce?Jest sobie takie miasteczko,nazywa si� Kaszewarewka.Miesz- ka tam �yd,bogacz,dorobkiewicz �mo�e s�yszeli�cie o nim?Nazywa si� Borodenko,Icek Borodenko.Podoba si� wam nazwisko?Wcale nie �ydowskie nazwisko.Ale co z tego?Boro- denko ma pieni�dze,du�o pieni�dzy.U nas,w Kodniach,szacuj� go na p� miliona.Co do mnie,s�dz� nawet,�e ma okr�g�y milion.Zreszt� taki �wintuch �z przeproszeniem m�wi�c � mo�e mie� i dwa...Wprawdzie widz� pana po raz pierwszy,ale domy�lam si�,�e� objecha� kawa� �wiata i widzia� wi�cej ode mnie.Powiedz mi pan prawd�:czy s�ysza�e� gdziekolwiek, aby niejaki Borodenko ofiarowa� pieni�dze na cel dobroczynny,dla biednych?U nas,w Kod- niach,nic nie wiadomo o tym.Nie chc� si� wtr�ca� do spraw boskich lub grzeba� w cudzej kieszeni.Tote� nie m�wi� o ja�mu�nie i dobrych uczynkach.Mam na my�li jedynie cz�owie- cze�stwo.Pan B�g ci dopom�g�,przysporzy� ci tyle bogactw,�e mo�esz sobie pozwoli� na zaproszenie profesora ze stolicy �to c� ci szkodzi,�e kto� inny skorzysta z tej okazji?Nikt ci� nie oprosi o pieni�dze,prosz� ci� o dobre s�owo �wi�c dlaczego si� pieklisz?Niech pan pos�ucha ciekawej historii... By�o to tak:dowiedziano si� u nas w Kodniach (u nas wiedz� o wszystkim),�e c�rka bo- gacza z Kaszewarewki,Icka Borodenki,zachorowa�a �nie daj Bo�e!� ci�ko.Na czym po- lega jej choroba?Co tam du�o gada�:mi�o��.Zakocha�a si� w chrze�cijaninie,ten j� odtr�ci�, wi�c za�y�a trucizny �u nas wiedz� o wszystkim.By�o to wczoraj.Zawezwano natychmiast profesora,wielkiego profesora.Dla bogacza to fraszka... Dowiedziawszy si� o tym wpad�em na pomys�:poniewa� profesor d�ugo tam nie zostanie � dzi�,jutro wraca do domu �a przeje�d�a� b�dzie musia� przez nasz� stacj�,to jest przez Kodnie,mo�e by wst�pi� po drodze do nas,to jest do mnie?Mam chore dziecko.Nieszcz�- �cie,m�wi� panu!Co mu dolega?Sam nie wiem.Chyba co� w �rodku.Kaszle� nie kaszle, b�lu wewn�trz nie odczuwa.Tylko co?Nie ma w sobie kropli krwi i s�abe to jak mucha.Nie je.Nic nie je.Nic �to przesada.Czasem wypije szklank� mleka.I to zmusza� trzeba,prosi�, p�aka�!A poza tym ani �y�ki roso�u,ani k�sa chleba.O mi�sie lepiej nie m�wi� � nie mo�e patrze� na nie!Tak jest od czasu krwotoku.Raz jeden mia� krwotok,silny krwotok...Od tego dnia,dzi�ki Bogu,ju� nie.Ale jest os�abiony,ledwie zipie.�atwo powiedzie�:os�abiony!Ma febr�,majaczy i gor�czkuje jak po ospie ju� od Zielonych �wi�t.Trzydzie�ci dziewi�� i pi�� kresek.Lub trzydzie�ci dziewi�� bez pi�ciu kresek...Nie ma na to rady. By�em z nim nieraz u doktora.C� wiedz� nasi doktorzy?Kazali mu du�o je�� i u�ywa� �wie�ego powietrza.Jak�e to?Przecie� on nie chce ani s�ysze� o jedzeniu.A powietrze?Sk�d powietrze?W Kodniach powietrze?Cha,cha!Mi�e to miasto �Kodnie.�ydowskie miastecz- ko.S� u nas �ydzi.jest synagoga,b�nica,rabin...Ale od dw�ch rzeczy ustrzeg� nas Stw�rca: od zarobk�w i powietrza.Trudno,z zarobkiem dajemy sobie rad�,jeden zarabia u drugiego. Ale powietrze?Kto chce zaczerpn�� powietrza,musi si� uda� do dworu.Tam,na folwarku, widzi pan,jest do�� powietrza.Kiedy�,gdy Kodnie nale�a�y do polskiego dziedzica,nie wol- no by�o nawet zajrze� do dworu.Dziedzic nikogo nie wpuszcza� � nie tyle dziedzic,ile dwor- skie psy.Ale od czasu gdy Kodnie przesz�y w r�ce �ydowskie,usuni�to psy i dw�r zmieni� si� nie do poznania.Przyjemnie tam bywa�.Nowi w�a�ciciele m�wi� po �ydowsku jak ja z panem.Przyznaj� si� do �yd�w i lubi� �yda.Je�li ju� o nich mowa,to musz� nadmieni�,�e nie nale�� oni do pobo�nych �yd�w.Nie kwapi� si� zbytnio z chodzeniem do synagogi,do �a�ni ani nie zajrz�,nie przestrzegaj� przepis�w sobotnich.Sami zarzynaj� kurczaki,no i gol� brody.Zreszt� w dzisiejszych czasach golenie br�d �to nie �adna nowo��.I u nas,w Kod- niach,niejednemu m�odzie�cowi ci��y ju� czapka na g�owie... Kodnie nie mog� si� uskar�a� ma nowych w�a�cicieli.�ydowscy dziedzice s� dobroczy�- cami miasteczka.W jesieni przysy�aj� ze sto work�w kartofli dla ubogich.Zim� � s�om� do palenia w piecu.Niedawno ofiarowali ceg�y na budow� b�nicy.Trzeba przyzna�:zachowuj� si� przyzwoicie,po gospodarsku,jak si� nale�y.Gdyby nie te kurczaki na ma�le!I trefne mi�-.11 so...Niech si� panu wcale nie zdaje,�e ja ich,bro� Bo�e,obmawiam!Nie mam do nich �alu. Wprost przeciwnie.Kochaj� mnie jak rodzonego brata.Gdy na prz yk�ad zdarzy si�,�e trzeba co� za�atwi� w miasteczku,kupi� nowy lulew 3 na Nowy Rok lub mac� na Pesach,p�koszki na Kuczki i inne podobne rzeczy �wtedy wzywa si� reb Altera.�ona moja w sklepiku (moja �ona ma sklepik)zarabia u nich nie�le,sprzedaj�c s�l,pieprz,zapa�ki itd.Tacy szlachetni s� nasi dziedzice.A synowie ich,studenci,opiekuj� si� moim synem.Latem,gdy zjad� si� z Petersburga,ucz� go,czego dusza zapragnie.Ca�y dzie� sp�dzaj� z nim nad ksi��kami.A trzeba panu wiedzie�,�e dla niego ksi��ka to jak powietrze dla p�uc.Dro�sza ni� ojciec i matka.Zdaje si�,niestety,�e ta ksi��ka wp�dzi go do grobu.Od ksi��ki zacz�o si� to ca�e nieszcz�cie.�ona wmawia mi,�e to raczej pob�r poderwa� jego zdrowie.Jaki pob�r?Co za pob�r?O poborze dawno ju� zapomnia�.W ko�cu,co za r�nica,czy ksi��ka,czy te� pob�r sta�y si� przyczyn� nieszcz�cia?Wiem tylko,�e mam chore dziecko,kt�re niknie mi w oczach,ga�nie jak �wieca.Oby B�g si� nad nim zmi�owa�... Na chwilk� spos�pnia�a rozpromieniona twarz mego s�siada.Ale nie na d�u�ej jak na chwilk�.Wnet s�o�ce wyjrza�o zza chmur i twarz jego zn�w si� rozja�ni�a.Oczy rozb�ys�y, usta si� u�miechn�y i m�wi� dalej: �A wi�c,na czym utkn�li�my?Aha...Postanowi�em tedy uda� si� do Kaszewarewki,do bogacza Icka Borodenki.Oczywi�cie,nie pu�ci�em si� w drog� z pustymi r�koma.Wzi��em ze sob� list od naszego rabina.Pi�kny list,brzmia� on nast�puj�co: �Poniewa� B�g Ci� uszcz�liwi� bogactwem i mo�esz zawezwa� do swego domu profeso- ra,a u naszego Altera na �o�u �miertelnym le�y syn konaj�cy � mam nadziej�,�e zatli si� w sercu Twoim iskra lito�ci,wejdziesz w po�o�enie biednego cz�owieka i uprosisz profesora, a�eby w drodze powrotnej (wszak wraca przez Kodnie)zatrzyma� si� u nas p� godziny i zaj- rza� do chorego ch�opca.Dzi�kuj�...� I tak dalej.Pi�kny list! Nagle lokomotywa gwizdn�a,poci�g si� zatrzyma�.M�j s�siad zerwa� si� z miejsca: �Co?Stacja?Skocz� na chwil� do pierwszej klasy.Zajrz� tylko do mego profesora,a jak wr�c�,opowiem wszystko � do ko�ca.... Wr�ci� z obliczem jeszcze bardziej radosnym.Rzek�by�,�e spocz�� na nim majestat bo�y. Pocz�� szepta� mi do ucha � jakby w obawie,,�e kogo� obudzi: � M�j profesor �pi sobie..Daj Bo�e,aby si� wyspa� i przyby� do Kodni wypocz�ty...Gdzie- �my to si� zatrzymali?Aha,w Kaszewarewce.Jad� wi�c do Kaszewarewki i od razu udaj� si� do bogacza.Dzwoni� raz,drugi i trzeci,wyskakuje jaki� dr�gal o t�ustej,wygolonej g�bie, oblizuje si� jak kot i pyta: � Czego chcesz?? Odpowiadam mu na z�o�� po �ydowsku: �Widocznie mam jaki� interes,w przeciwnym razie nie fatygowa�bym,si� do was a� z Kodni. Wys�ucha� mnie,obliza� si�,kr�ci g�ow� i m�wi: � Nie wolno teraz wej��,,bo siedzi u nas profesor. A ja na to: �Wprost przeciwnie,to dobrze,�e siedzi u was profesor.Przyjecha�em w�a�nie do nie- go.A on do mnie: � Jaki to interes macie do profesora?? Jeszcze czego!B�d� si� przed nim t�umaczy�!Podaj� mu list rabina. ��atwo ci gada�,gdy stoisz za drzwiami,a ja na deszczu.We� ten dokument �m�wi� �i natychmiast oddaj swemu panu do w�asnych r�k. 3 Lulew �ga��� palmowa..12 Sam zosta�em na dworze i czekam,a� mnie zawo�aj�.Czekam kwadrans,czekam godzin�, czekam dwie.Deszcz leje jak z cebra,a odpowiedzi jako� nie ma.Zacz��em si� niecierpliwi�. Obrazili moj� godno��,a w�a�ciwie nie tyle moj�,ile naszego rabina.Przecie� ten list napisa� nie byle kto.Pisa� go rabin,a rabin w Kodniach cieszy si� wielk� s�aw�. Zadzwoni�em tedy raz i drugi.Jak nie wyskoczy na mnie ten sam drab o czerwonych po- liczkach,jak nie zacznie krzycze�: � A ty taki,,owaki,jak �miesz tak bezczelnie dzwoni�?! �Bezczelno�� �m�wi� �z waszej strony,�e ka�ecie mi mokn�� na deszczu ca�e dwie go- dziny! Chc� wtargn�� do wn�trza,a tu nagle � st�j!!Zatrza�ni�to mi drzwi przed nosem. Co pocz�� dalej?Niedobrze.Wraca� z pustymi r�koma?Wstyd mi przed sob� i przed lud�mi.Przecie� nie jestem byle kim w naszym miasteczku.A poza tym,serce mi si� kraje, gdy pomy�l� o dziecku...Ale � jak to si� u nas m�wi � B�g pami�ta o maluczkich.. Patrz� � a tu nadje�d�a kareta zaprz�ona w cztery konie.Staje przed bram� bogacza. Wnet si� dowiedzia�em od wo�nicy,czyja to kareta i po kogo przyjecha�a.Naturalnie,�e to konie Borodenki,a przyjecha�y po profesora.Maj� go odwie�� na dworzec. Je�eli tak,my�l� sobie,to szcz�liwie si� sk�ada.Doskonale!I nim zd��y�em si� obejrze�, otwieraj� si� drzwi i ukazuje si� w nich sam profesor.Drobny staruszek o twarzy anio�a.Za nim kroczy bogacz Icek Borodenko z obna�on� g�ow�.A za nimi post�puje ten dr�gal z czerwon� g�b� i wynosi waliz� profesora.By�o na co patrze�!Niech mnie B�g skarze,je�li ten bogacz nie mia� na sobie ca�kiem ordynarnej kurtki,takiej,jak� si� nosi u nas,w Kod- niach.R�ce trzyma� w kieszeniach i patrza� zezem.Stoj� i my�l�:,,Ojcze w niebiosach �i to ma by� milioner?Niesprawiedliwe bywaj� Twoje wyroki...� Ujrzawszy mnie stoj�cego przy drzwiach,spojrza� na mnie z ukosa i pyta: � Czego wam trzeba?? Odpowiedzia�em mu: � Tak i tak..To ja w�a�nie przywioz�em list od naszego rabina. Zdziwi� si�: � Od jakiego rabina?? S�yszycie?Udaje,�e nie wie! �Od jakiego rabina?Od rabina z Kodni � m�wi�.�Jestem z tamtych stron i specjalnie przyjecha�em z Kodni do profesora,a�eby raczy� � powiadam �tym samym poci�giem wst�- pi� na kwadrans do mnie.Dziecko mam,nie daj Bo�e,chore... Tymi oto s�owy przem�wi�em do bogacza.Nie przesadzi�em nawet o w�os.Na co liczy- �em?Liczy�em na to,�e pod wp�ywem nieszcz�cia,jakie go spotka�o,zmi�knie jego serce i ulituje si� nad biednym ojcem.Jaki by� rezultat?Nie odrzek� ani s�owa,zerkn�� tylko na draba z czerwon� g�b�,jak gdyby chcia� powiedzie�:�Mo�e sprz�tniesz z drogi tego �ydka?�... Profesor tymczasem usadowi� si� z waliz� w karecie.Jeszcze chwila � i zniknie bez �ladu! Co czyni�?Zrozumia�em,�e nic tu nie wsk�ram,i postanowi�em:co ma by�,niech b�dzie, musz� ratowa� syna!Zebra�em wszystkie si�y i buch!� pod konie.... Czy przyjemnie mi by�o pod kopytami ko�skimi?Nie wiem.Nie pami�tam nawet,jak d�u- go le�a�em na bruku i czy w og�le le�a�em.Wiem tylko,�e to nie trwa�o d�u�ej ni� moje opowiadanie... A gdy otworzy�em oczy,staruszek profesor sta� przy mnie. � Co si� sta�o??Biedaczysko! Prosi,abym mu wszystko opowiedzia� i nie dr�a� przed nim.Bogacz stercza� przy drzwiach i zerka� na mnie zezem,a ja m�wi�em.Opr�cz �ydowskiego nie znam dobrze inne- go j�zyka,ale wtedy jaki� duch wst�pi� we mnie �i m�wi�em!Opowiedzia�em mu wszystko, co mia�em na sercu.Powiadam:tak i tak.S�uchaj,profesorze,mo�e ci s�dzone,�e masz mi dziecko uzdrowi� � mojego jedynaka,kt�ry z sze�ciorga pozosta� przy �yciu...A je�li chodzi.13 o zap�at�,to mam w maj�tku ca�� dwudziestorubl�wk�...Nie moj�,bro� Bo�e,bo sk�d do mnie pieni�dze?To s� pieni�dze mojej �ony na zakup towaru do sklepiku.Zabra�em je.Do licha � powiadam � z ca�ym sklepikiem,,byleby dziecko ratowa�... Zacz��em grzeba� w kieszeni,�eby wyci�gn�� dwudziestorubl�wk�.Wtedy profesor po�o- �y� mi r�k� na ramieniu. �Nie trzeba!�powiedzia�.I kaza� mi wej�� do karety � obym tak do�y� dnia,kiedy m�j syn wyzdrowieje,�e nie k�ami�!...Niech szlag trafi tego Icka Borodenko,nie godzien patrze� na profesora!O w�os,a by�by mnie zamordowa� � bez no�a!Dobrze,�e Wiekuisty mi dopo- m�g�,uda�o si�...Ale mog�o si� sta� inaczej.I co pan na to? W wagonie wszcz�� si� ruch i m�j s�siad podbieg� do konduktora. � Kodnie?? � Kodnie.. �B�d� pan zdr�w!�ycz� szcz�liwej drogi...A nie wygadaj si� pan czasem,z kim jad�. Nie chc�,aby si� dowiedzieli,�e jad� z profesorem.B�dzie zbiegowisko!... To wszystko szepn�� mi na ucho,u�cisn�� r�k� �i znik�.Dopiero w par� minut potem,gdy poci�g ruszy� z miejsca,ujrza�em przez okno trz�s�cy si� wehiku� zaprz�ony w par� starych szkap.W wehikule siedzia� staruszek � male�ki,siwiutki,ze z�otymi okularami i weso��,r�- �ow� twarz�.Naprzeciw niego,wci�ni�ty w k�t,m�j s�siad wpatrzony w twarz profesora. Przymila� si� do staruszka,twarz jego ja�nia�a,a oczy jak gdyby chcia�y wyskoczy� z orbit. �a�owa�em,�e nie jestem fotografem i nie mam aparatu.Chcia�oby si� utrwali� na kliszy tego �yda.Niechby ca�y �wiat si� dowiedzia�,jak wygl�da szcz�liwy cz�owiek �najszcz�liwszy cz�owiek w Kodniach..14 STACJA BARANOWICZE By�o nas og�em kilkudziesi�ciu �yd�w i siedzieli�my w wagonie trzeciej klasy.�ci�le bior�c siedzieli tylko ci,kt�rzy zawczasu zdobyli sobie miejsca.Inni stali,oparci o �cianki przedzia��w,niemniej jednak � na r�wni z siedz�cymi � brali udzia� w rozmowie.A rozmowa by�a wielce o�ywiona.Wszyscy,jak zwykle,m�wili jednocze�nie. Dzia�o si� to z rana.Kompania si� wyspa�a,pomodli�a,zak�si�a co� nieco� i pal�c papiero- sy zdradza�a ochot� do pogaw�dki.O czym?O czym tylko chcecie.Ka�dy stara� si� opowie- dzie� co� nowego,co�,czego by s�uchano ze szczeg�lnym zainteresowaniem.Nikomu jednak nie uda�o si� skupi� og�lnej uwagi na jednym temacie.Co chwila zmieniano przedmiot rozmo- wy.Przed chwil� m�wiono o urodzaju,o pszenicy i owsie,a� tu wyskakuje nowy temat:wojna. Po pi�ciu minutach zapomniano o wojnie,rozm�wcy wspominaj� rewolucj�.Od rewolucji ju� tylko niewielki skok do konstytucji,a st�d do prze�ladowa�,pogrom�w,hec anty�ydowskich, wysiedle� ze wsi i emigracji do Ameryki...Poruszano r�wnie� spraw� aresztowa�,wyw�asz- cze�,napomykano o stanie wojennym,g�odzie,cholerze,Puryszkiewiczu i Azefie 4 . � Azef!! Kto� wym�wi� to s�owo,kto� wymieni� to nazwisko i wnet w ca�ym wagonie zakipia�o: Azef i zn�w Azef,jeszcze raz Azef i Azef � bez ko�ca.. �Nie bierzcie mi tego za z�e,ale musz� wam powiedzie�,�e jeste�cie po prostu g�upcami. Podnie�li�cie krzyk:Azef!Tfu!Tyle ha�asu z powodu Azefa?A kim jest Azef?Nicponiem, �obuzem,smarkaczem,skar�ypyt�,zerem!Tak�e mi co�!Je�li mnie grzecznie poprosicie,to opowiem wam histori� o pewnym denuncjancie z Kami�ska �jednym z naszych �a przyzna- cie mi sami,�e Azef jest wobec niego szczeniakiem. Z tak� to peror� wyst�pi� pasa�er,jeden z tych,co nie maj�c miejsca opierali si� o p�ki i por�cze �awek.Odwr�ci�em g�ow� i podnios�em na� oczy.By� to t�gi go�� w jedwabnym, od�wi�tnym kaszkiecie,o okr�g�ej,czerwonej twarzy,weso�ych oczach i prawie bezz�bnych ustach.Nie mia� przednich z�b�w i dlatego litery �s �,�z � i �c � wymawia� nieprawid�owo.Z tego te� powodu zamiast ,,Azef � m�wi� ,,,A�ef �. Spodoba� mi si� od pierwszego wejrzenia.Podoba� mi si� jego spos�b m�wienia,szero- ko�� gest�w i to,�e wszystkich pasa�er�w nazwa� g�upcami.Zazdroszcz� takim ludziom. Otrzymawszy od �yda z Kami�ska przydomek ,,g�upc�w �,pasa�erowie os�upieli,jakby ich kto zimn� wod� obla�.Rych�o jednak oprzytomnieli i wymieniaj�c mi�dzy sob� spojrzenia zwr�cili si� do m�wcy: � Chcecie,,aby�my was prosili... � Owszem,,prosimy.Opowiedzcie mam,co si� zdarzy�o w Kami�sku! � Ale prosz� usi���....Powiadacie,�e nie ma miejsca?Ano,�ydzi,posu�cie si� troch�! Pasa�erowie,stanowi�cy ju� i tak zwart� gromad�,�cisn�li si� jeszcze bardziej i wnet znalaz�o si� miejsce dla �yda z Kami�ska.Ten za� rozsiad� si� wygodnie �niczym starosta na chrzcinach,w chwili gdy dziecko wnosz� do pokoju.Zsun�� kaszkiet na ty� g�owy,zakasa� r�kawy i zacz�� m�wi� tubalnym g�osem: �Pos�uchajcie uwa�nie,moi mili,tego,co wam opowiem.Nie jest to bowiem jakie� �gar- stwo napisane w ksi��ce lub z palca wyssana bajka.Historia ta zdarzy�a si� u nas,w�a�nie w Kami�sku.M�j ojciec nieboszczyk sam mi powiada�,�e nieraz s�ysza� j� z ust swego ojca nieboszczyka.Ponadto ca�a ta historia by�a opisana w starej ksi�dze,kt�ra ju� dawno sp�on�- �a.Podobno by�y w niej opowiadania o wiele pi�kniejsze od tych,kt�re si� drukuje w dzisiej- szych ksi��kach i gazetach. 4 Puryszkiewicz i Azef � znani rosyjscy prowokatorzy i dzia�acze antysemiccy...15 Kr�tko m�wi�c �dzia�o si� to za panowania Miko�aja,w czasach ucisku.Dlaczego si� �miejecie?Czy wiecie,co to znaczy ucisk?To znaczy,�e ludzi bito,m�czono �a ju� najbar- dziej kalistrojem.Co to takiego ten ,,kalistroj �?Nie wiecie,wi�c wam obja�ni�.Wyobra�cie sobie dwa szeregi �o�nierzy trzymaj�cych w r�ku �elazne szpicruty,a wy przechodzicie mi�- dzy nimi raz,drugi i trzeci � odziani,z przeproszeniem,jak was matka na �wiat wyda�a � i robi� z wami to,co nauczyciel w chederze 5 ,gdy nie chcieli�cie si� uczy�...Poj�li�cie zatem, co znaczy ,,kalistroj �?Teraz s�uchajcie dalej. Razu pewnego nadszed� rozkaz od gubernatora �Wasilczykow by� wtedy gubernatorem � by podda� plagom �yda imieniem Kiwka.Kim by� �w Kiwka i co takiego przeskroba�,trudno powiedzie�.Wiem tylko tyle,�e posiada� szynk.Cz�ek niepozorny i do tego podesz�y w la- tach kawaler.Licho go skusi�o,�e pewnej niedzieli wda� si� z ch�opami w pogaw�dk� na te- mat Pana Boga.Nasz B�g,wasz B�g � od s�owa do s�owa,dosz�o do k��tni.Zjawi� si� urz�d- nik,policja,spisali protok�.We��e,g�upcze,wiadro w�dki,pocz�stuj urz�dnika,a z proto- ko�u b�d� nici.Ale Kiwka by� uparty.Powiedzia�:,,Nie!S�owa swego nie cofn�!�My�la�,�e gdy sprawa oprze si� o s�d,wlepi� mu trzy ruble grzywny i koniec.Kto by si� spodziewa�,�e za niem�dre s�owo ska�� cz�owieka na plagi! Jednym s�owem,schwytano �yda i wpakowano do wi�zienia,gdzie mia� czeka� na owe dwadzie�cia pi�� �elaznych r�zeg,wymierzonych z ca�� parad�,jak B�g przykaza�. Zrozumiecie sami,co dzia�o si� z tego powodu u nas w Kami�sku.A kiedy to si� zdarzy- �o?Akurat w nocy i w�a�nie w noc sobotni�.A gdy w sobot� rano zeszli si� �ydzi w b�nicy, ju� kr��y�a z ust do ust wiadomo�� o tym,�e Kiwk� aresztowano. � Skazano go na r�zgi!! � Na r�zgi?? � Dlaczego?? � Za co?? � Za g�upstwo,,za kilka s��w... � �yd ma d�ugi j�zyk,,to prawda.Ale zaraz r�zgi? � Jak to??B�d� ch�osta� �yda?Naszego �yda z Kami�ska?! Wrza�o w mie�cie niby w ulu przez ca�y dzie� sobotni a� do wieczora.Wieczorem za�,po zm�wieniu ostatniej modlitwy,zebra�a si� gromada �yd�w u mego dziadka,reb Nisela Szapi- ro.Zacz�li krzycze�,ha�asowa�,oburza� si�,�e dziadek m�j znosi tak� ha�b�,�e trzeba co� zrobi�,poradzi�...Przecie� to nasz �yd z Kami�ska! Spytacie zapewne,dlaczego po rad� i pomoc biegli do mojego dziadka?Nie s� to �adne przechwa�ki,ale musz� wam powiedzie�,�e dziadek m�j (niech pami�� jego b�dzie b�ogo- s�awiona!)by� najbogatszym,najdostojniejszym i najbardziej szanowanym �ydem w mia- steczku,a i u w�adzy mia� najwi�kszy pos�uch. Wys�uchawszy,o co chodzi,podni�s� si� z miejsca i z godno�ci� przeszed� si� kilka razy po pokoju (mia� taki zwyczaj)namy�l�j�c si�,co robi�.P�niej przystan�� i rzek�: �Dzieci!Wracajcie spokojnie do waszych domostw.Wszystko si� dobrze sko�czy.Do- tychczas �aden �yd w Kami�sku nie by� ch�ostany i B�g da,�e nadal tak b�dzie! W te s�owa odezwa� si� do nich m�j dziadek nieboszczyk,a w miasteczku wiedziano,�e Nisel Szapiro nie rzuca s��w na wiatr.W jaki spos�b dotrzyma przyrzeczenia,nikt nie �mia� pyta�.Bogacz ustosunkowany,z g�ow� na karku �dla takiego maj� ludzie szacunek!I c� my�licie?Tak si� sta�o,jak dziadek przepowiedzia�.Pos�uchajcie dalej! Widz�c,�e s�uchacze s� mocno zaciekawieni i chcieliby si� czym pr�dzej doczeka� ko�ca opowiadania,�yd z Kami�ska przerwa� na chwil�,wyci�gn�� z kieszeni papiero�nic� i powoli zapali� papierosa.Kilku pasa�er�w r�wnocze�nie poda�o mu ogie�.Taki respekt wzbudzi� w 5 C h e d e r � �ydowska szk�ka religijna...16 wagonie!Dopiero gdy zapali� papierosa i zaci�gn�� si� dymem,j�� z wi�ksz� jeszcze swad� kontynuowa� rozpocz�te opowiadanie: �Teraz dowiecie si�,jak post�puje m�dry �yd.Mam na my�li mego dziadka,niech imi� jego b�dzie b�ogos�awione!Po d�ugim namy�le powzi�� decyzj�.Chodzi�o w�a�ciwie o drob- nostk�.Um�wi� si� z w�adz�,�e ten skazaniec na chwilk� umrze w wi�zieniu.I c� to komu zaszkodzi? Dlaczego spogl�dacie na mnie ze zdziwieniem?Nie rozumiecie?Czy te� obawiacie si�,�e go tam,bro� Bo�e,otruj�?Nie b�jcie si�!U nas nie truje si� ludzi.C� si� tedy sta�o?Za�a- twiono spraw� o wiele sprytniej.Stan�a umowa z w�adz�,�e skazany po�o�y si� spa� zdr�w jak ryba,a z rana obudzi si� martwy.Miarkujecie?Czy trzeba wam to �opat� k�a�� do g�owy? I tak si� te� sta�o.Pewnego dnia z samego rama przychodzi do mego dziadka dozorca wi�- zienny z papierkiem:,,Ubieg�ej nocy zmar� w wi�zieniu �yd Kiwka.�A �e dziadek m�j jest przewodnicz�cym bractwa pogrzebowego �Ostatnia Pos�uga �,powinien zaj�� si� obrz�dkiem pogrzebania zmar�ego. Jak wam si� podoba taka robota?Przyjemny obowi�zek,co?Ale poczekajcie,na tym jesz- cze nie koniec.�atwiej to powiedzie� ni� wykona�. Zrozumcie,�e nie by� to pogrzeb zwyczajnego �yda.W spraw� byli wmieszani �o�nierze... gubernator...ch�osta...Bagatela!Przede wszystkim trzeba by�o pilnowa�,aby trupa nie za- wie�li do prosektorium.W tym celu nale�a�o uzyska� dokument od lekarza wi�ziennego,�e ogl�da� zw�oki i stwierdzi� �mier� naturaln� od udaru sercowego.Na tym�e papierze znalaz�y si� r�wnie� inne niezb�dne podpisy � i koniec..Nie ma Kiwki.Kiwka umar�. Domy�lacie si� chyba,ile pieni�dzy poch�on�a ta sprawa.�ycz� ka�demu z was takiego zarobku miesi�cznego.Mo�e s�dzicie,�e przesadzam?W takim razie przyjmijcie mnie na wsp�lnika... I kto to wszystko wykona�?M�j dziadek nieboszczyk.Cz�owiek powa�ny i odpowiedzial- ny,za�atwi� spraw� kr�tko,szybko i g�adko.Tego� wieczora udali si� wys�a�cy �Ostatniej Pos�ugi �z noszami do wi�zienia i zabrali rzekomego trupa.Odprowadzono go z ca�� parad� na miejsce wiecznego spoczynku.Na przedzie szli �o�nierze,a za nimi bez ma�a ca�e miasto. Kiwka na pewno nigdy nie marzy� o takim pogrzebie.Kiedy kondukt doszed� do cmentarza, �o�nierzy sowicie pocz�stowano w�dk�,�zmar�ego �za� wniesiono na podw�rze domu przed- pogrzebowego.Tutaj sta� ju� w�z zaprz�ony w cztery ogniste rumaki.Zanim zdo�a� si� kto obejrze�,ju� nasz nieboszczyk,moi mili,gna� ku rogatkom...Przeby� szcz�liwie drog� do Radziwi��owa i stamt�d wio!� przez granic� do Brod�w.. Ca�e miasteczko nie zmru�y�o oka,p�ki nasz nieboszczyk nie dojecha� do Radziwi��owa. Wszyscy chodzili jak bez g�owy.A najbardziej niepokoi� si� m�j dziadek.Dlaczego?Te� mi pytanie!Je�eli schwytaj� zmar�ego,to znaczy Kiwk�,zanim znajdzie si� za rogatk�,i spro- wadz� go �ywego i zdrowego � wtedy ca�e miasteczko zes�ane zostanie na Sybir.... Jednakowo� B�g dopom�g�,ogniste rumaki wr�ci�y z Radziwi��owa,a wo�nica przywi�z� list pisany w�asnor�cznie przez Kiwk�:�Z bosk� pomoc� przyjecha�em do Brod�w.� W mia- steczku zapanowa�a rado��.Urz�dzono uczt� w domu mego dziadka,a na uczt� przybyli:na- czelnik wi�zienia,lekarz,policjant i inni urz�dnicy.Pili,hulali,muzyka r�n�a od ucha,w�d- ka la�a si� strumieniami.Powiem tylko tyle,�e naczelnik wi�zi enia mo�e dziesi�� razy ca�o- wa� si� z moim dziadkiem i z ca�� rodzin�.Ta�ce trwa�y do rana,a rano ta�czono ju� bez przesady po dachach dziadkowych zabudowa�.Ma�e� to by�o �wi�to?Wybawiono �yda od ch�osty! Zdawa�oby si�,�e wszystko w porz�dku.Prawda?Poczekajcie chwilk�,teraz dopiero za- czyna si� w�a�ciwe wesele.Je�li chcecie wys�ucha� mnie do ko�ca,prosz� o troch� cierpliwo- �ci.Musz� zej�� na tej stacji i spyta� zawiadowc�,jak d�ugo j eszcze b�dziemy jecha� do Ba- ranowicz.W Baranowiczach musz� bowiem wysi��� i przesi��� si� na inny poci�g....17 Trudno.Trzeba czeka�.�yd z Kami�ska wysiad�,aby zasi�gn�� informacji co do Barano- wicz,a kompania tymczasem rozgada�a si� na temat jego osoby. � Jak wam si� podoba?? � Porz�dny cz�owiek.. � Umie gada�.. � J�zyk ma gi�tki.. � A opowie��?? � Pi�kna!! � Tylko �e kr�tka.... Znajduj� si� i tacy,kt�rzy twierdz�,�e u nich r�wnie� zdarzy�a si� podobna historia.�ci�le bior�c,nie ca�kiem podobna,ale co� w tym rodzaju.Wi�c ka�dy chce opowiedzie� swoj�.W wagonie robi si� gwarno jak na jarmarku. Nareszcie wraca �yd z Kami�ska.Od razu zapada cisza.Ka�dy wyt�a s�uch,aby nic nie uroni� z tej ciekawej opowie�ci. �Gdzie� to zatrzymali�my si�?Aha!Pozbyli�my si� tedy �yda Kiwki,niech mu ziemia lekk� b�dzie... S�dzicie zapewne,�e na tym koniec?Mylicie si�,moi drodzy!Po up�ywie p� roku �ju� nie pami�tam dok�adnie �nasz Kiwka rozmy�li� si� i przys�a� list adresowany do mego dziad- ka: �Po pierwsze,jestem,chwa�a Bogu,zdr�w,czego i wam z ca�ego serca �ycz�.A po dru- gie,zosta�em bez grosza przy duszy i bez zaj�cia w�r�d samych Niemc�w.Ja nie rozumiem ich j�zyka,a oni nie rozumiej� mojej mowy.Zarobk�w �adnych tu nie ma,cho� zdychaj z g�odu!Z tego wi�c powodu...� Rozumiecie?To znaczy,�eby mu przys�a� pieni�dze!Naturalnie,�e u�miano si� z jego li- stu i podarto go na strz�py.Zaledwie min�y trzy tygodnie,nadszed� nowy list od Kiwki,ad- resowany do mego dziadka.I zn�w ,,z tego powodu �,,,z owego powodu �,ale z dodatkiem argument�w.Jak to?�pisa� Kiwka.� Po co si� tak za mn� uj�li?Wola�by ju� znie�� ch�ost�. Pr�gi dawno by�yby zagojone,a on zarabia�by jak dawniej.I nie musia�by si� poniewiera� w�r�d Niemc�w i puchn�� z g�odu... Po otrzymaniu takiego listu m�j dziadek wezwa� najpowa�niejszych �yd�w z miasteczka. Co robi�?Ziomek nasz umiera z g�odu,trzeba mu pos�a� troch� pieni�dzy... A gdy reb Nisel Szapiro wyrzek� takie s�owa nie wolno by� skner�.Urz�dzono sk�adk� (najwi�cej da� sam dziadek)i wys�ano Kiwce okr�g�� sumk�.Po kilku dniach zapomniano o tym,�e mieszka� tu kiedy� Kiwka i co si� z nim sta�o.Ale Kiwka,moi drodzy,nie zapominia� o miasteczku. Po up�ywie p� roku czy po roku �nie pami�tam dok�adnie �nadszed� list od Kiwki.Zno- wu adresowany do mego dziadka.I zn�w ,,z tego powodu �,ale tym razem z wiadomo�ci� o bliskim weselu. �Poniewa�,z bosk� pomoc�,zar�czy�em si�,a narzeczona moja jest jedynaczk� i pochodzi z dobrej rodziny...� Przeto prosi o przys�anie mu dwustu gulden�w,kt�re jako posag ma z�o�y� w dniu �lubu. ,,A je�eli mi nie przy�lecie,to z ca�ego o�enku nic nie b�dzie...�A to nieszcz�cie!Kiwka zostanie starym kawalerem! Powiadam wam,�e list ten obnoszono z domu do domu i ludziska pok�adali si� ze �mie- chu.Nic innego nie s�ysza�e� w miasteczku,jak s�owa: � Szcz�� Bo�e!!Kiwka si� zar�czy�! � S�ysza�e�??Dwie�cie gulden�w posagu! �Jedynaczka...Cha,cha,cha!Nied�ugo si� �miano,albowiem po kilku tygodniach nad- szed� zn�w list od Kiwki,tym razem kr�tki i rzeczowy:.18 �Dziwi minie,�e nie przys�ano mi dotychczas dwustu re�skich,kt�re przyrzek�em ju� swej narzeczonej.Je�eli mi natychmiast nie wy�lecie pieni�dzy,ma��e�stwo moje nie dojdzie do skutku,a mnie nie pozostanie nic innego,jak utopi� si� w stawie albo wr�ci� do domu,do Kami�ska.� Ostatnie s�owa trafi�y do rozumu �yd�w kami�skich i przestano si� �mia�.Tego� samego dnia wieczorem odby�o si� u mego dziadka zebranie najpowa�niejszych �yd�w z miasteczka. Postanowiono zebra� pieni�dze dla Kiwiki.Nie by�o innej rady!I w dodatku wypada�o mu napisa� list z �yczeniami d�ugich i szcz�liwych lat,licznego potomstwa i tak dalej...Na co liczono?O�eni si�,zaprz�tnie sobie g�ow� rodzina,a w mi�dzyczasie zapomni,�e istnieje na �wiecie Kami�sk. I jak s�dzicie?Nie up�yn�o jeszcze p� roku czy rok �nie pami�tani dok�adnie �a� tu nadchodzi nowy list: ,,Poniewa� o�eni�em si� i B�g mi za �on� da� kobiet�,jakiej �yczy�bym ka�demu z was...� Tylko w czym s�k?Kobieta nie mo�e posiada� wszystkich zalet.Ma tedy ojca �niech go licho porwie!K�amca,kr�tacz,oszust,istny bandyta.�Wy�udzi� ode mnie owe dwie�cie re�- skich i wraz z �on� wyrzuci� mnie na ulic�.Przeto wy�lijcie mi zn�w dwie�cie gulden�w.W przeciwnym razie b�d� zmuszony utopi� si� w stawie lub wr�ci� do domu,do Kami�ska.� Przebra�a si� miara cierpliwo�ci.Podw�jny posag?!To� to przecie� nadu�ywanie naszej dobroci!...Uradzono nie odpowiada� na ten list.Kiwka czeka� t ydzie�,dwa,a po up�ywie trzeciego tygodnia przys�a� list adresowany do mego dziadka:Tak i tak...Co sobie my�l�? Dlaczego nie otrzymuje dwustu re�skich?Poczeka jeszcze p�tora tygodnia,a je�li do tego czasu nie otrzyma pieni�dzy,to mog� oczekiwa� go w Kami�sku w najbli�szym czasie.List ko�czy� si� s�owami:�Niebywa�a bezczelno��!� Wszyscy byli oburzeni do �ywego.Jednakowo� � co pocz��??Znowu zebrano si� u dziadka i zn�w co najbogatsi podj�li si� sk�adki w miasteczku.Ludziska oci�gali si� wprawdzie,nikt nie okazywa� zbytniej ochoty odejmowa� sobie od ust i ofiarowa� pieni�dze...Ale trudno o wym�wk�.Skoro reb Nisel ka�e,nie mo�na by� skner�.Jednak ka�dy przysi�ga� sobie w duchu,�e daje po raz ostatni. Dziadek m�j te� s�dzi�,�e to si� wi�cej nie powt�rzy.I wys�a� mu pieni�dze z upomnie- niem,�e to ostatni raz i �eby nie �mia� w przysz�o�ci o nic prosi�. Chyba do�� wyra�nie dano temu z�odziejowi do zrozumienia,prawda?Tymczasem pew- nego dnia,w wigili� �wi�t,otrzyma� m�j dziadek list od Kiwki.C� znowu?�Poniewa� za- war�em tu znajomo�� z pewnym uczciwym i szlachetnym Niemcem i przyst�pi�em do intere- su,a �w interes,sklep naczy� fajansowych,jest przedsi�biorstwem dobrym i korzystnym,z kt�rego mo�na si� przyzwoicie utrzyma� � prosz� o przys�anie czterystu pi��dziesi�ciu re�- skich.I to natychmiast,nie zwlekaj�c.Bo wsp�lnik czeka� nie b�dzie,znajdzie sobie innego wsp�lnika.A je�eli,bro� Bo�e,z tego interesu nic nie b�dzie,zostan� bez zarobku.A gdy zostan� bez zarobku,b�d� mia� jedynie do wyboru:albo �ywcem utopi� si� w stawie,albo wraca� do domu,do Kami�ska.� List ko�czy� si� ostrze�eniem,�e je�li w przeci�gu dw�ch tygodni nie otrzyma pieni�dzy, owych czterystu pi��dziesi�ciu re�skich,b�dzie to ich kosztowa�o znacznie dro�ej.B�d� go musieli przewozi� z Brod�w do Kami�ska i z powrotem z Kami�ska do Brod�w � na w�asny koszt! Wyobra�cie sobie,jak nieweso�e by�y �wi�ta w naszym miasteczku i jak bardzo martwi� si� m�j dziadek.On,nieborak,mia� chyba najwi�cej powod�w do zmartwienia. Dlatego te�,gdy �wi�ta mia�y si� ku ko�cowi,zacz�to ze wszech stron szemra� i narzeka�: � Jak d�ugo ten �obuz b�dzie wyci�ga� z nas pieni�dze?? � Wszystko ma swoje granice,,nawet anielska cierpliwo��! � Wasz Kiwka pu�ci nas z torbami!! Tak m�wiono w miasteczku.A dziadek odpowiedzia� na to:.19 � Dlaczego to ma by� m�j Kiwka?? Na to oni: � Czyj�e to by� pomys�,,�eby ten b�kart dosta� ataku apopleksji w wi�zieniu?...Z tych s��w wywnioskowa� m�j dziadek,a by� on m�drym staruszkiem,�e w miasteczku nie zbierze wi�- cej ani grosza.Zwr�ci� si� tedy do w�adzy � przecie� jej r�wnie� zale�a�o na tym,aby zatu- szowa� spraw� Kiwki!� niech�e co� z�o�y na ten cel....Gdzie� tam!Ani im si� �ni! A wi�c musia� si�gn�� do w�asnej szkatu�ki,�eby wyj�� stamt�d z trudem uciu�ane pieni�- dze i pos�a� je temu z�odziejowi.Do pieni�dzy za��czy� list,w kt�rym zwymy�la� Kiwk�,ile wlezie.Nazwa� go hultajem,bandyt�,zb�jem,zdrajc� Izraela,wyrzutkiem spo�ecze�stwa, pijawk� i krwiopijc�,chuliganem,b�kartem spod p�otu...Ho,ho � m�j dziadek umia� pisa�!I doda� na koniec,�eby si� wi�cej nie wa�y� posy�a� list�w do niego ani do nikogo z miastecz- ka,bo ju� nie ma mowy o �adnych pieni�dzach.Przypomnia� mu jeszcze Boga,kt�ry wszyst- ko widzi,wszystko pami�ta i za wszystko zap�aci.Zako�czy� list b�ogos�awie�stwem (mia� jednak serce �ydowskie)i pro�b�,aby ulitowa� si� nad starcem i nie rujnowa� jego i ca�ego miasteczka,a B�g go wspomo�e i poszcz�ci mu si� na ka�dym kroku.Taki to list wys�a� m�j dziadek i podpisa� go imieniem i nazwiskiem:Nisel Szapiro. Zaraz si� przekonacie,�e paln�� najwi�ksze g�upstwo... Tu �yd kami�ski przerwa� opowiadanie,wyj�� z kieszeni papiero�nic�,zapali� papierosa, zaci�gn�� si� raz,drugi i trzeci.Zdawa� si� nie zwraca� uwagi na zniecierpliwienie s�uchaczy, kt�rzy z ciekawo�ci o ma�o nie wy�azili ze sk�ry. Potem,gdy wypali� papierosa i porz�dnie si� wykaszla�,wytar� g�o�no nos i kontynuowa� w tym samym tonie co poprzednio: � Mo�e my�licie,,�e ten �otr bardzo si� przej�� listem mego dziadka?Bynajmniej.Up�yn�o p� roku czy rok i zn�w nadesz�o pismo od tego n�dznika: �To i owo...Wsp�lnik m�j,Niemiec,okpi� mnie i wyrzuci� ze sklepu.Chcia�em nawet po- da� go do s�du,oskar�y�,ale nic z tego nie wysz�o.Procesowa� si� z Niemcem to znaczy po�egna� si� z �yciem.To s� tacy kr�tacze,�e lepiej wcale ich nie zna�!Wynaj��em sobie sklep tu� obok jego sklepu i zacz��em prowadzi� handel,r�wnie� fajansem...Mo�e,z bosk� pomoc�,uda mi si� Niemca wykurzy�!Lecz na to,�eby m�j plan m�g� si� uda�,potrzebne mi s� pieni�dze � najmniej tysi�c re�skich..Z tego wi�c powodu...� Taki list przys�a� Kiwka i zako�czy� go s�owami:�Je�eli w przeci�gu o�miu dni nie otrzy- mam pieni�dzy,wy�l� wasz list ostatni,podpisany waszym pe�nym imieniem i nazwiskiem, do gubernatora i opowiem mu przy tym ca�� histori� od a do zet:jak to dosta�em w wi�zieniu apopleksji,jak to na cmentarzu wyzdrowia�em,jak przywie�li mnie do Brod�w i jak mi przy- sy�ano pieni�dze. Wszystko opisz� i opowiem.Niechaj wiedz�,�e B�g jest wielki i �e Kiwka �yje...� Jak si� wam podoba taki donosiciel? Gdy list dotar� do r�k dziadka,ten przeczyta� go i zemdla�.Parali� odj�� mu...Ludzie,c� to?Stajemy? Gdzie jeste�my? �Stacja Baranowicze!...Baranowicze!� wykrzykiwali konduktorzy uwijaj�c si� w po- �piechu po peronie. S�ysz�c,�e to Barainowicze,nasz towarzysz podr�y zerwa� si� na r�wne nogi,schwyci� sw� paczk� � worek nape�niony B�g wie czym � i rzuci� si� do wyj�cia.Jeszcze chwila � a oto jest ju� na peronie,kr�ci si� niespokojnie i przepycha,a zagl�daj�c ludziom w oczy,pyta: � Baranowicze?? � Baranowicze.. � Do widzenia!! � Do widzenia!! Wielu z nas,a mi�dzy nimi i ja,pobieg�o za nim i schwyciwszy za po�y,wola�o:.20 � Wujku!!Nie pu�cimy was!Musicie powiedzie�,co by�o dalej? �Co dalej?Jaki koniec?To dopiero pocz�tek...Pu��cie mnie!Czego chcecie?Czy chce- cie,�ebym przez was sp�ni� si� na poci�g?Dziwni ludzie!Przecie� s�yszeli�cie wyra�nie: Baranowicze,stacja Baranowicze! I zanim zd��yli�my co� odpowiedz