8732
Szczegóły |
Tytuł |
8732 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8732 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8732 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8732 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
2
Tadeusz Do��ga-Mostowicz
Drugie �ycie
Doktora Murka
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
Rozdzia� I
Pan Seweryn Czaban spieszy� si�. Bi�a w�a�nie �sma, a punkt o �smej mia� by� na obiedzie
u prezesa Boli�skiego. Gotowi mu sp�nienie policzy� na karb nieznajomo�ci form towarzyskich
albo � co gorsza � lekcewa�enia. Tymczasem robi� przecie, co m�g�, by zd��y�. Ale
dzisiaj w�a�nie wszystko si� na� sprzysi�g�o. Nidenberg, �ajdak! przyni�s� zamiast solidnie
obiecanej got�wki ca�� walizk� r�nych papier�w. Akcje, obligacje, weksle gwarancyjne.
Obliczenie tego, sprawdzenie kurs�w gie�dowych, targ o kupony � wszystko to musia�o zaj��
przesz�o godzin�. W dodatku nad karkiem stercza�a panna Wenzel, kt�rej musia� podyktowa�
dwa listy w niezmiernie pilnych sprawach Zarz�du D�br i Interes�w ksi���t Zas�awskich,
kt�rych by� plenipotentem, a szwagier, niepoj�ty cymba�, ��da� szczeg�owych instrukcji na
jutrzejsz� licytacj� huty szklanej �Bolnix�, do czego mia� w imieniu Czabana stan��.
Jak na z�o��, �ona przysz�a tu te� z molestacjami o auto. Chcia�a jecha� na bal do Resursy
Obywatelskiej, bo Tunka musi si� tam pokaza� przez wzgl�d na m�odego Szwowskiego. Pana
Seweryna oczywi�cie nic to nie obchodzi�o, lecz nie m�g� im odes�a� samochodu, bo sam go
potrzebowa�. Um�wi� si� z paru dygnitarzami, �e urz�dzi im dzisiejszej nocy bib� w �Krzywej
Karczmie� pod Tarczynem, zam�wi� sobie zawczasu trzy dziewczynki z Dancing Klubu,
pod Tarczyn wys�a� ju� szampan, homary, ostrygi i kucharza z �Oazy�, i wprost z obiadu u
Boli�skich mia� jecha� po dziewcz�ta. O zmianie tych plan�w nie mog�o by� mowy.
� Pojedziesz na bal taks�wk� � rzuci� �onie zirytowany do ostateczno�ci jej bole�ciw� min�
� albo nie jed�cie wcale. I nie przeszkadzaj mi, do stu diab��w!... Na czym tam sko�czyli�my,
panno Wenzel?...
� ... na gwarancj� hipoteczn� Zarz�d D�br zgodzi� si� nie mo�e � odpowiedzia�a sekretarka,
nie podnosz�c oczu znad papier�w, by w ten spos�b zaznaczy� swoje niezadowolenie z
pryncypa�owego stroju. Pomimo siwizny, d�ugiego czerwonego nosa i okular�w w cienkiej,
�elaznej oprawie uwa�a�a za nieprzyzwoito�� ze strony szefa takie nieliczenie si� z jej panie�sk�
skromno�ci�.
Pan Czaban w spodniach tylko, z majtaj�cymi si� z ty�u szelkami, kr��y� po gabinecie, dopinaj�c
oporne spinki w sztywnym gorsie koszuli. Szofer Bronis�aw sta� przy drzwiach z frakiem
w r�ku, a pan �o�nasiewicz raz po raz przerywa� Czabanowi dyktowanie pytaniami:
� Przepraszam ci�, Sewerciu, wi�c ile w ostateczno�ci mog� da� Kumejkowskim za odst�pienie
od licytacji?
� Osiem, do cholery! Osiem, m�wi�em ju�. Ani grosza wi�cej. Gdybym sam m�g� tam
by�, zgodziliby si� na sze��... Niech pani pisze: Je�eli w przeci�gu miesi�ca nie otrzymamy
od WPana rejentalnej zgody mi�dzy Nim a Sp�k� Drzewn�, b�dziemy zmuszeni wyst�pi� na
drog� s�dow�... Tak. Z powa�aniem. Teraz do Ministerstwa Rolnictwa. Powo�uj�c si� na decyzj�
JW Pana Ministra z dnia... nie pami�tam... znajdzie pani w teczce... Zarz�d D�br itd. ma
zaszczyt...
� Przepraszam ci�, Sewerciu � pokornym tonem przerwa� zn�w szwagier � a je�eli Kumejkowscy
nie zechc� bez got�wki?
5
� To ka� si� im poca�owa� w ciep�e miejsce! � rykn�� pan Seweryn i jednocze�nie odwr�ci�
si� do �ony: � Czego ty sterczysz nad moj� biedn� dusz�! Diabli mnie wezm�! Nie zostawi�
auta, bo nie mog�. Bronis�aw! Kamizelka!
Zaterkota� telefon na biurku. Panna Wenzel podnios�a s�uchawk�, odezwa�a si� i po chwili
powiedzia�a:
� Dzwoni jaka� pani do pana dyrektora. M�wi, �e w osobistej sprawie.
� Hallo?... Kto?... Aaa, dobry wiecz�r... Naturalnie, naturalnie... Tak... tak... tak...
Wszyscy przygl�dali mu si� z zaciekawieniem, ale ani z jego odpowiedzi, ani z wyrazu
czerwonej, mi�sistej twarzy nie mogli wywnioskowa�, z kim m�wi i o czym. Pani Czabanowa
przyzwyczai�a si� od dawna do niewypytywania m�a o telefony. Ba�a si� jego gniewu i
przekle�stw, kt�rych nie sk�pi� nikomu, ilekro� kto� o�mieli� si� wtr�ci� do jego spraw czy
interes�w. Jedna Tunka umia�a jako tako poradzi� sobie z ojcem, ale i to nie zawsze.
Czaban sko�czy� dyktowanie, instrukcje dla szwagra i ubieranie si� jednocze�nie, i powiedzia�:
� Panno Wenzel, zabior� pani� i wysadz� w mie�cie przed naszym biurem. Tylko pr�dko. A
ty, J�zek, i ty � zwr�ci� si� do szwagra i �ony � uwa�ajcie! W kasie s� grube hopy. W razie, je�elibym
nie wr�ci� przed sz�st� rano, we�miesz J�zek z kasy t� walizeczk� i jed� do Sosnowca.
Bezpieczniej b�dzie zabra� w drog� Buczkowskiego. Panno Wenzel, pani go wytelefonuje, by
stawi� si� tu punkt sz�sta rano. W biurze zast�pi go Markiewicz. Bronis�awie, jedziemy.
Wraz z wyj�ciem pana Seweryna w ca�ej willi zapanowa� spok�j. Systematyczny pan �o�nasiewicz
otworzy� kas�, sprawdzi� zawarto�� walizki i zamkn�� j� z powrotem. Pani Czabanowa
kaza�a nakrywa� do sto�u kucharce, bo pokoj�wka zaj�ta by�a przeszywaniem haftek w
balowej sukni Tunki. Tunka le�a�a w pid�amie na tapczanie w hallu i czyta�a ksi��k�.
Pani Sewerynowa siad�a przy niej i przygl�da�a si� c�rce z nabo�nym podziwem, a� ta poruszy�a
si� niecierpliwie.
� Ojej, mamo! Nie wlepiaj�e si� we mnie. Wiesz, �e tego nie znosz�.
� Ale� ja wcale nie... Tak tylko, moje drogie dziecko.
� No, to id� ju�! Zostaw mnie, bo to mi przeszkadza.
� Dobrze, dobrze, kochanie. My�la�am, �e mo�e czego potrzebujesz. Wiesz, �e ojciec nie
ode�le nam auta. Taki uparty.
� Pewno potrzebne mu. We�miemy taks�wk�.
� Trzeba b�dzie posy�a� Paulink�, bo przecie na tym odludziu za �adne pieni�dze si� nie
znajdzie. Ju� przyznam si�, �e obrzyd�o mi mieszkanie na ko�cu �wiata. Tyle kosztowa�a ta
willa!... M�j Bo�e! Ale czy to twemu ojcu mo�na przem�wi� do rozs�dku?... Zakrzyczy, wydrwi,
narobi ha�asu...
� Oj, nudzisz mamo! � rozkapryszonym tonem zamrucza�a Tunka.
Pani Helena pog�aska�a c�rk� po w�osach, westchn�a i posz�a do sypialni sprz�ta� rozrzucon�
m�owsk� garderob�. Zawsze tak by�o. Kiedy jako m�ode ma��e�stwo mieszkali w odnaj�tym
pokoiczku na czwartym pi�trze, kiedy w koszarach zajmowali s�u�bowe mieszkanie
oficera intendentury, kiedy mieli oficyn� w Cie�czy u ksi���t Zas�awskich, a p�niej apartament
na Wilczej, i teraz, kiedy usadowili si� we w�asnym pa�acyku na Skolimowskiej, Seweryn
wszystkie rzeczy doprowadza� zawsze do kra�cowego nie�adu, a ona musia�a wiecznie
sprz�ta�, i tym wi�cej mia�a z tym roboty, im by�o wi�cej rzeczy, im byli bogatsi. Narzeka�a
na to ju� z na�ogu, bo prawd� powiedziawszy, bez tego zaj�cia nie wiedzia�aby, co z sob�
zrobi�. Dawniej musia�a gotowa�, pra�, cerowa�, prasowa� m�owskie ubranie, dzi� odebra�a
to jej s�u�ba. Dawniej wolne chwile sp�dza�a z ma�� c�reczk� lub na pogaw�dkach z s�siadami,
dzi� c�reczka wyros�a i mia�a w�asne �ycie, a s�siadek nie by�o, bo nowa willa sta�a z dala
od innych na kra�cu miasta. Domowa s�u�ba i stary str�, pe�ni�cy r�wnie� obowi�zki ogrodnika
� oto wszystko. Brat, w rodzinie zwany niezdarzonym J�zkiem, przygarni�ty z �aski
przez Seweryna, nie cieszy� si� sympati� rodzonej siostry. Pani Helena w g��bi duszy bola�a
nad ka�dym ubraniem m�owskim, wcale jeszcze dobrym, kt�re w�drowa�o do szafy J�zka,
6
bola�a nad ka�dym k�skiem jedzenia czy kieliszkiem drogiego koniaku, kt�ry bezpowrotnie
znika� w jego wn�trzno�ciach.
Ale c� mog�a na to poradzi�! Pan Seweryn nie znosi� oszcz�dno�ci, rozrzuca� pieni�dze
na prawo i lewo, lubi� �y�, lubi� si� pokaza�, lubi� rozkazywa�, a rozkazywa� m�g� tylko tym,
kt�rych uzale�nia� od siebie, zale�no�� za� polega�a na nieustaj�cym strumieniu pieni�dzy,
p�yn�cych z jego kieszeni do kieszeni innych. Uwa�a� si� za genialnego biznesmena, za finansist�
w wielkim stylu, za mistrza w interesach, i rzeczywi�cie dotychczasowe jego powodzenie
zdawa�o si� to potwierdza�.
� Rozrzucam pieni�dze gar�ciami � lubi� mawia� � a zbieram je koszami.
Nie wszyscy zachwycali si� tym systemem Seweryna Czabana. Pani Helena nieraz od
rozmaitych ludzi s�ysza�a nie obwijane w bawe�n� opinie mocno krytyczne. Byli i tacy, co
radzili jej koniecznie odk�ada�, co si� da i kry� to przed m�em, bo bankructwo nie minie go
wcze�niej czy p�niej. Kto jak wariat rzuca si� na najszale�sze ryzyka, kto pakuje bez namys�u
setki tysi�cy w najbardziej w�tpliwe imprezy, musi �le sko�czy�.
Tak powa�na osobisto�� jak prezes Boli�ski m�wi� przecie Sewerynowi w oczy:
� Pan nie masz poj�cia o interesach, pan masz tylko szcz�cie.
Tak po cichu my�la�a i pani Helena. Przecie� nieraz widzia�a, jak Seweryn uzale�nia� w�asn�
decyzj� w r�nych wa�nych sprawach od tego, czy wyszed� mu pasjans, czy nie, lub czy
w pude�ku mia� parzyst� liczb� zapa�ek. Tote�, o ile si� da�o przed m�owskim okiem ukry�,
oszcz�dza�a na wszystkim i sk�ada�a w banku. I c� z tego, skoro po kilka razy do roku zdarza�y
si� takie sytuacje, �e m�� nie mia� grosza przy duszy. Nie tylko nie dawa� na utrzymanie
domu, lecz po�ycza� od s�u�by, od szofera, od str�a Malcerka wszystko, co mieli. Samoch�d,
meble, wszystko by�o �opisane�, na hipotece willi ros�y krociowe zapisy, bi�uteria w�drowa�a
do lombardu, w sklepach bra�o si� na kredyt, no i oczywi�cie Seweryn przychodzi� i m�wi�
kr�tko swoim tonem nie znosz�cym sprzeciwu:
� Helka, potrzebuj� forsy! Ile masz w banku?
W dwie minuty p�niej mia� ju� w kieszeni czek na ca�� tak pracowicie uzbieran� sumk�, a
pani Helena wybiera�a si� ju� na �ebry pod ko�ci�, nie polegaj�c na wybornym humorze m�a,
niepoprawnego optymisty.
I nagle interes dochodzi� do realizacji, forsa sp�ywa�a rzek�. Sp�aca�o si� d�ugi, po knajpach
i w willi na Skolimowskiej la� si� szampan. Tunka wybiera�a sobie u jubiler�w brylanty
wielko�ci orzecha, pani Helena poci�a si� w Adrii w pelerynie z czarnych soboli, a orkiestry
po wszystkich lokalach r�n�y ca�ymi nocami: �Ej szaraban m�j, amierikanka, a ja diewczonka,
a ja cyganka�.
A pan Seweryn Czaban wypija� �pod t� melodi� niesko�czone ilo�ci najdro�szych trunk�w,
podejmowa� szeroko po kilkana�cie os�b r�nego pokroju i autoramentu, i sypa�, sypa�
pieni�dze gar�ciami.
W rezultacie nikt, nie wy��czaj�c pani Heleny, nie wiedzia�, co i ile ma pan Czaban. Kupowa�
maj�tki, kamienice, ca�e fabryki, place, udzia�y w r�nych przedsi�biorstwach, kupowa�
sumy w procesach, przeprowadza� windykacje spadk�w, po�redniczy� w grubych po�yczkach,
sprzedawa�, zamienia�, wydzier�awia�, gra� na gie�dzie, robi� kokosy lub traci� na
stajni wy�cigowej, elektryfikowa� jakie� miasteczka, parcelowa� jakie� tereny, obraca� milionowymi
kwotami i �y� w tym jak w ukropie, nie chc�c, nie umiej�c, wprost nie mog�c odpocz��.
Zdrowy i silny pomimo zbli�aj�cej si� pi��dziesi�tki, potrafi� trzy noce z rz�du by� w drodze
dla ubicia jakiego� interesu i drugie trzy hula�, przesypiaj�c urywkami po dwie, trzy godziny na
dob�. Jedyne swoje sta�e stanowisko, stanowisko plenipotenta ksi���t Zas�awskich, traktowa�
jako rzecz drobn� i uboczn�, chocia� dawa�o mu wcale poka�ny i sta�y doch�d.
Ilekro� ko�o Tunki zacz�� si� kr�ci� jaki� odpowiedniejszy m�ody cz�owiek, pani Helena
naciska�a m�a:
� Przecie musz�, Sewerynie, wiedzie�, ile dasz posagu Tunce? Od tego zale�y jej przysz�o��!
7
� Powiedz, kto i ile chce � odpowiada� pan Seweryn � i na jaki termin ma by� forsa, a b�dzie.
Sam nie lubi� wchodzi� w te matrymonialne projekty, chocia� c�rk� kocha� bardzo. W jej
wychowaniu te� nie zabiera� g�osu. Postawi� tylko jedn� zasad�:
� Niech dziewczyna robi, co si� jej podoba. �adnych zakaz�w, �adnego pilnowania. W
pilnowaniu mo�na doj�� do �czortik�w�, a dziewczyna, je�eli zechce, to i tak si� pu�ci. Niech
ma w�asny rozum. G�upiego i tak nie nauczysz, a m�dremu nauki nie trzeba.
Pani Helena by�a wr�cz odmiennego zdania, ale jej zdanie w tym domu nic nie znaczy�o.
Gdy wychodzi�a za Seweryna, m�odzieniaszka w wy�wiechtanym garniturku, pochodz�cego
nie wiadomo sk�d, przystojnego wprawdzie i energicznego, lecz niewykszta�conego i o prostackich
manierach, s�dzi�a, �e wy�wiadcza mu �ask�, �e z wdzi�czno�ci b�dzie j� na r�kach
nosi�. B�d� co b�d� by�a c�rk� dyrektora gimnazjum w Smole�sku, cz�owieka og�lnie szanowanego
i szlachcica. Poza tym mia�a rent�, skromn� wprawdzie, ale wystarczaj�c� na �ycie.
A �e nie tylko wykszta�ceniem, wychowaniem i pochodzeniem przewy�sza�a m�a, bo
by�a ode� o sze�� lat starsza, przewidywa�a, �e w ma��e�stwie z Sewerynem ona b�dzie zawsze
g�r�. Tak te� i by�o przez ten kr�tki czas, p�ki �y� �p. pan �o�nasiewicz i p�aci� rent�, ale
wraz z jego �mierci� i z wyjazdem ze Smole�ska do Petersburga zmieni�o si� wszystko radykalnie.
Z biegiem czasu przysz�a zamo�no��, a nawet bogactwo, lecz pani Helena nie umia�a nim
si� cieszy�. Ba�a si� drogich sukien, kt�re mo�na poplami�, porcelanowych wazon�w, kt�re
tak �atwo by�o st�uc, kosztownych mebli i antyk�w, kryszta��w i sreber, kt�rych pe�en by�
dom, ogromnej kasy ogniotrwa�ej, od kt�rej klucze lekkomy�lny Seweryn zostawia� jej bratu.
Ba�a si�, �e s�u�ba wyjada r�ne smako�yki ze spi�arni, �e pan �o�nasiewicz wypija resztki z
butelek, ba�a si� te� z�odziei, tote� drzwi w willi by�y opancerzone i wzmocnione wielkimi
ryglami, a okna zabezpieczone mocnymi, �elaznymi okiennicami zamykanymi od wewn�trz.
Codziennie wieczorem pani Helena osobi�cie sprawdza�a czy wszystkie okiennice s� pozamykane
i czy dzia�a dzwonek alarmowy do str��wki Malceraka, a tego dnia robi�a to tym
skrupulatniej, �e Seweryn przed wyj�ciem wspomnia� o �grubych hopach�, znajduj�cych si�
w szafie pancernej.
W chwilach takiego strachu, z kt�rych m�� kpi� zawsze, nawet na swego brata patrzy�a
�yczliwiej. B�d� co b�d� by� jedynym m�czyzn� w domu. Tote� gdy pomimo dwukrotnego
dzwonienia do str��wki Malcerak si� nie zjawia�, pani Helena wesz�a do gabinetu, gdzie
�o�nasiewicz wpisywa� co� do ksi�g buchalteryjnych i powiedzia�a:
� M�j drogi J�ziu! Obawiam si�, �e dzwonek do Malceraka zepsu� si�. Czyby� nie poszed�
sprawdzi�?
� Daj�e, kochanie, spok�j � skrzywi� si� �o�nasiewicz, podci�gaj�c pod krzes�o swoje d�ugie
nogi i nerwowo g�adz�c si� po �ysinie. � Jutro raniutko wyje�d�am, a roboty huk.
� Kiedy widzisz, J�ziu, ja mam jakie� z�e przeczucie...
� Co drugi dzie� masz z�e przeczucia.
� Tak, ale patrz, ju� po dziesi�tej, a nie s�ycha� ps�w w ogrodzie.
� Bo deszcz leje. Psy siedz� gdzie� w k�cie.
Pani Helena sta�a jeszcze chwilk� i nagle zawo�a�a z gniewem:
� �adnego po�ytku z ciebie nie mamy.
I w tej chwili zgas�o �wiat�o. Zgas�o jednocze�nie w ca�ej willi.
� Jezus Maria! � krzykn�a pani Helena. � Co to jest?!
� Mamo! � rozleg� si� z hallu g�os Tunki. � �wiat�o si� zepsu�o.
� Nieszcz�cie! � j�kn�a pani Helena.
� �adne nieszcz�cie � zirytowa� si� pan �o�nasiewicz � po prostu woda zala�a przewody,
tak jak w zesz�ym tygodniu. Gdzie s� �wiece?
� W kredensie, ale ja tam nie p�jd� za �adne skarby.
8
� Wi�c daj klucze.
Pan �o�nasiewicz zapali� zapa�k� i przy jej pomocy dobrn�� do sypialni gospodarza, gdzie
na nocnym stoliku znalaz� elektryczn� latark�.
� Zadzwo� najpierw do pogotowia elektrycznego � niecierpliwi�a si� pani Helena.
� W�a�nie to chc� zrobi�. Gdzie� tu na biurku musia�a by� ich kartka. A, jest.
Podni�s� s�uchawk� i trzyma� j� przez chwil� przy uchu.
� Stacja si� nie odzywa! � mrukn��.
� Jak to si� nie odzywa! Pozw�l! � wyrwa�a mu s�uchawk� i spojrza�a na� z ironi�, bo w�a�nie
rozleg� si� sygna� stacji. Nakr�ci�a numer i us�ysza�a spokojny niski g�os:
� Halo, tu pogotowie elektryczne.
� Prosz� pana! Prosz� pr�dzej przys�a� kogo�, bo nam si� znowu �wiat�o zepsu�o. Dobrze?
� Ale podaj�e adres � powiedzia� pan �o�nasiewicz.
� Aha, prawda, ulica Skolimowska dwa, willa dyrektora Czabana.
� Zapisane � odpowiedzia� g�os. � Wysy�amy elektromontera taks�wk�. Za kilka minut u
pa�stwa b�dzie.
� Chwa�a Bogu! � odetchn�a pani Helena. � Jak by�my si� po ciemku przebiera�y na bal?
Daj mi t� latark�. P�jd� po �wiece. To rozpacz mieszka� na tym odludziu.
Pani Helena wyj�a �wiece, da�a jedn� do kuchni, dwie do jadalni, dwie do hallu Tunce i
ostatni� zanios�a bratu do gabinetu.
� Ko�cz pr�dzej � powiedzia�a � bo trzeba siada� do kolacji. Czy ten elektrotechnik pr�dko
przyjedzie?... Bo mogliby�my zatrzyma� jego taks�wk�. To nawet niez�a my�l. Po co Paulink�
na deszcz p�dza� po inn�, skoro b�dzie ta. Jak my�lisz, czy on naprawi �atwo?... Bo je�eli
tak, mogliby�my ewentualnie z kolacj� zaczeka�?
Pan �o�nasiewicz, kt�ry ju� zd��y� zabra� si� do roboty, chwyci� si� za resztki w�os�w.
� Kobieto! Pozwolisz mi pracowa�? Mnie g�owa od tych liczb p�ka, a ty mi z kolacj�!
� Tylko nie podno� g�osu! Te�!
� Zobaczysz, co ci Seweryn powie, gdy nie sko�cz� na czas! � zagrozi� pan J�zef.
I to poskutkowa�o. Pani Helena wysz�a. S�ysza� z daleka jej narzekania w jadalni, gdzie
nakrywano do sto�u i w hallu. Usi�owa� odczytywa� pospieszne i zagryzmolone notatki szwagra,
lecz przy �wiecy przychodzi�o mu to z wielk� trudno�ci�. Min�o tak mo�e pi�� czy dziesi��
minut, gdy do jego uszu dobieg�o ko�atanie do drzwi frontowych.
� Mamo, kto� stuka od frontu � zawo�a�a Tunka.
� To pewnie ten monter, ale czemu� nie dzwoni?
� Idiotka � pomy�la� pan �o�nasiewicz � przecie� dzwonki nieczynne.
S�ysza�, jak pokoj�wka Walercia przebieg�a do przedpokoju i swoim kokieteryjnym g�osikiem
dopytywa�a si�: kto tam? Jak otwiera�a zasuwy i rygle.
I nagle przeszy� powietrze jej ostry krzyk:
� Jezu!...
Jednocze�nie zaszamota�o si� co� gwa�townie i czyj� m�ski ochryp�y g�os wrzasn��:
� R�ce do g�ry! Sta�, bo strzel�!
Pan �o�nasiewicz zerwa� si�, jednym susem dopad� drzwi, zatrzasn�� je i przekr�ci� klucz
w zamku.
� Bandyci! � przemkn�o mu przez g�ow� i w jednej sekundzie zorientowa� si�, �e pozostaje
mu jedyna droga ucieczki przez sypialni�, sionk� i boczne ma�e drzwi, a potem przez
ogr�d i na puste tereny przy ulicy Morskiej.
Rzuci� si� te� w stron� sypialni, lecz nagle wstrzyma� si�. Przypomnia� sobie cenn� walizeczk�
zamkni�t� w kasie pancernej. W�a�nie otworzy� j�, gdy do drzwi za�omota�y czyje�
pi�ci:
� Otwiera�!
9
�o�nasiewicz porwa� walizeczk�, zatrzasn�� kas�, w ciemnej sypialni zapl�ta� si� w portierze,
przy czym spad�y mu okulary. Ca�� nadziej� pok�ada� w tym, �e grube d�bowe drzwi
gabinetu zabior� napastnikom du�o czasu. W sionce odsun�� rygle, nacisn�� klamk� i tu�
przed nosem ujrza� luf� rewolweru. Chcia� krzykn��, lecz ze strachu nie m�g� wydoby� z siebie
g�osu, tylko automatycznie podni�s� r�ce do g�ry, upuszczaj�c walizk�, kt�ra kozio�kuj�c
po schodach zsun�a si� na ziemi�.
Ciemna posta� ociekaj�ca deszczem i w czarnej masce na twarzy, nie spuszczaj�c rewolweru
warkn�a:
� Masz szcz�cie... Uciekaj...
�o�nasiewicz zawaha� si�. Nagle wewn�trz willi rozleg�y si� przyt�umione strza�y.
� Pr�dzej! � zarycza� cz�owiek w masce i jakby ze z�o�ci� pchn�� go luf� w piersi. �o�nasiewicz
j�kn�� z przera�enia i skoczy� w bok, wywr�ci� si� twarz� w mokr� traw�, poderwa�
si� i mkn�� przez ogr�d ku tylnej furtce, gubi�c po drodze nocne pantofle i k�api�c z�bami ze
strachu i z zimna. Bieg� za� coraz szybciej, wyt�aj�c resztki si�, gdy� najwyra�niej s�ysza�, �e
kto� p�dzi za nim.
� Rozmy�li� si� � przemkn�o mu przez g�ow� � i chce mnie zabi�! Na szcz�cie dopad�
furtki wychodz�cej na ulic� Morsk�. Uda�o mu si� namaca� i odci�gn�� ci�k� zasuw�, wypad�,
skr�ci� w prawo, us�ysza� jeszcze za sob� powt�rne klapni�cie furtki i szybkie kroki oddalaj�ce
si� w przeciwnym kierunku. W�wczas odzyska� przytomno�� i chocia� nie zwolni�
biegu, zacz�� krzycze� rozdzieraj�cym g�osem:
� Bandyci! Ratunku! Bandyci!...
Ale pusto tu by�o i tak cicho, �e jego wrzask dobieg� nawet do uszu cz�owieka uciekaj�cego
w przeciwn� stron�. Ten przy�pieszy� kroku, zwolni� dopiero przy ko�cu, a raczej przy
zakr�cie ulicy. Tu ju� by�y latarnie. Po obu stronach ci�gn�y si� wysokie drewniane parkany.
Zawr�ci� w pierwsz� poprzeczn� uliczk� na lewo, przebieg� kilkaset metr�w, skr�ci� w prawo
i znalaz� si� w pustym polu. Nogi grz�z�y po kostki w rozmi�k�ym gruncie kartofliska, od
po�udnia ci�gn�a cuchn�ca wo�.
� Zwalne glinianki � skonstatowa�.
Wiedzia� ju� teraz, gdzie jest. Jeszcze kilkaset krok�w i zatrzyma� si� na zboczu olbrzymiego
zsypiska �mieci. Dopiero teraz zauwa�y�, �e wci�� w prawym r�ku zaciska kolb� rewolweru,
a w lewym trzyma walizk�, porzucon� przez tamtego w willi.
� Po co ja j� wzi��em? � zdziwi� si� i ju� zamachn�� si�, by cisn�� walizk� do glinianki,
gdy opami�ta� si�: � jest lekka, nie utonie i b�dzie p�ywa�a po wierzchu. Jawny �lad dla policji,
�e t�dy ucieka�em.
Przez chwil� zastanawia� si�, czy nie zakopa� jej w �mieciach, gdy ol�ni�a go my�l:
� Tam mog� by� pieni�dze!
Przecie tylko po to poszed� na t� wypraw�, tylko dlatego zdecydowa� si� zosta� bandyt�.
Przeceni� swoj� odwag�. Nie, nie odwag�, lecz nerwy. Nie m�g� strzeli�. Pierwszy raz w �yciu
widzia� tego �ysego faceta, pewno w�a�ciciela willi. Nic go ten bur�uj nie obchodzi�. A
jednak nie m�g� strzeli�. Pu�ci� go �ywcem, dra� narobi alarmu. Zepsu� ca�y plan, ca�� wypraw�.
Czy tamci zdo�aj� uciec?... Piekutowski mo�e, bo pilnowa� od kuchni, ale Czarny Kazik i
Majster mieli robot� w �rodku. Teraz pewno ju� tam jest policja.
� Je�eli ich z�api� � pomy�la� � to sypn� mnie jak amen w pacierzu. Po pierwsze, zechc�
si� zem�ci�, �e im nawali�em, a po drugie, c� ja ich obchodz�. Taki Czarny Kazik widzia�
mnie pierwszy raz w �yciu, a Piekutowski i Majster tyle o mnie dbaj�, co o zesz�oroczny
�nieg.
Nie uwa�ali nawet za potrzebne wtajemniczy� go we wszystkie szczeg�y. Wiedzia� tyle,
�e w willi tego Czabana ob�owi� si�, �e druty elektryczne i telefoniczne b�d� przeci�te, �e w
domu b�dzie tylko jeden m�czyzna i cztery kobiety, bo z drugim m�czyzn�, z ogrodnikiem
10
mia� si� ju� wcze�niej za�atwi� Piekutowski. A jemu? Jemu kazali pilnowa� przy ma�ych
drzwiach i zastrzeli� ka�dego, kto by tamt�dy pr�bowa� ucieka�. Do odwrotu mia� by� gwizdek.
� Gwizdka nie s�ysza�em � skonstatowa� � ale strzelali! Musieli tam pozabija� te baby, bo
facetowi ja da�em zwia�.
Rozejrza� si� i postanowi� obej�� miasto, by polami wyj�� a� do Wis�y, a stamt�d do Czerniakowa.
W Czerniakowie nikt nie b�dzie �apa� bandyt�w ze Skolimowskiej, a poza tym mia�
tam ju� od dawna swoj� doskona�� kryj�wk� na ty�ach posesji, gdzie by� sk�ad drzewa. Tam
w fundamentach po spalonym domku znalaz� kiedy� doskona�y schowek, w kt�rym postanowi�
ukry� zdobyt� przypadkowo walizeczk�.
Do Wis�y jednak by� kawa� drogi, a �e dla ostro�no�ci nale�a�o kluczy�, straci� dobre dwie
godziny, nim dotar� na miejsce. Wyp�uka� w rzece buty i mankiety spodni, po czym wy�ama�
no�em zamki w walizeczce, wsun�� si� z ni� pod stare cz�no, wywr�cone na brzegu do g�ry
dnem i zapali� zapa�k�.
Ucieszy� si� i zmartwi� jednocze�nie: wewn�trz by�y r�ne akcje i obligacje, ca�e paczki
weksli i tylko niewiele ponad dwa tysi�ce got�wki w stuz�otowych banknotach. Rozumia�
doskonale, �e reszta poza got�wk� nie przedstawia dla� �adnej warto�ci. Oczywi�cie �w Czaban
og�osi zastrze�enie i ka�dego, kto z tym przyjdzie do kt�regokolwiek banku czy kantoru
wymiany, od razu przymkn�. Mo�e kiedy�, po latach da si� to spieni�y�, ale on przecie
chcia� wyjecha� zaraz za granic�.
� W�a�ciwie dlatego tylko zdecydowa�em si� p�j�� na rabunek � mrukn�� do siebie i zastanowi�
si�.
Czy rzeczywi�cie dlatego?... Tak wiele z�o�y�o si� na to przyczyn. Wi�c co?... Czy Arletka,
kochanka Czarnego Kazika?... Czy ch�� wyjazdu z ni� i beztroskiego �ycia?... Czy pragnienie
odbicia si� za dwuletni� straszliw� n�dz�?... Czy ch�� zemsty na tych, co op�ywaj� w
dostatkach, na bur�ujach?... W my�l zasady bolszewickiej: rabuj zrabowane?... Czy chcia�
tym przypiecz�towa� utrat� ju� wszelkiej wiary, wszelkich idea��w, wszelkiego szacunku dla
tak zwanych bli�nich, dla bur�uj�w zar�wno jak i dla proletariuszy?... I dla samego siebie?
Tak! Chcia� jednym zamachem, jednym targni�ciem wydrze� z siebie t� jadowit� naro�l, to
sumienie! Chcia� raz na zawsze zatrzasn�� za sob� drzwi, by nie by�o odwrotu! Jednym ci�ciem
odr�ba� wszystko, co ��czy�o go z dawnym �wiatem i rozpocz�� nowe �ycie. Drugie
�ycie!
Je�eli zdecydowa� si� na rabunek, na morderstwo, to tylko dlatego, �e musia� sam siebie
przekona�, �e potrafi przej�� na drugi brzeg, �e potrafi spali� mosty, �e mo�e zosta� �otrem;
�e nie powlecze si� za nim jak kula u nogi ta etyka, kt�ra �ci�ga�a go w d�; �e skoro tamto
�ycie, �ycie cz�owieka uczciwego sta�o si� dla� niepodobie�stwem, bezmy�ln� wegetacj� na
ruinach, niegodn� jednego dnia, jednej godziny, zdo�a odnale�� sens i cel drugiego �ycia! �e
zdo�a skoczy� przed siebie r�wnymi nogami i nie zachwia� si�!
Postawi� wszystko na kart�, na �lepo skoczy� w przysz�o��, gdy� ba� si� wej�� w ni� wolno.
Ba� si� tego, �e si� cofnie. Wystawi� si� tedy na najostrzejsz� pr�b�.
� I przegra�em � stwierdzi� g�o�no.
Nie m�g� nacisn�� cyngla, nie m�g� zabi�. Pr�ba zawiod�a.
� Bandyt� by� nie potrafi�...
I nagle zastanowi� si�: a czym�e jest teraz, w tej chwili? Nie to wa�ne, i� jest w posiadaniu
cudzych pieni�dzy, nie to wa�ne, �e z punktu widzenia prawa i spo�ecze�stwa sta� si� zbrodniarzem,
lecz tylko to, �e nic sobie nie ma do wyrzucenia, chyba ow� s�abo�� w chwili, gdy
nale�a�o nacisn�� cyngiel. To wa�ne, �e nie odczuwa najmniejszych wyrzut�w sumienia, �e �
przy�apa� siebie na tej my�li � nawet wsp�lnik�w, z kt�rymi dokona� napadu, zamierza oszuka�
i ca�� zdobycz zachowa� dla siebie. Nie przez chciwo��, lecz po prostu dlatego, �e uwa�a
ich za taki sam obiekt do ob�upienia, jak i owego w�a�ciciela willi.
11
Za�mia� si� g�o�no, a jego �miech zabrzmia� g�ucho w pustym pudle wywr�conej �odzi.
� Jestem wolny � powiedzia� jeszcze kilka razy � jestem wolny. Ws�uchiwa� si� w sw�j
g�os z zaciekawieniem, jakby s�ucha� kogo� obcego i nieznanego.
Potem wyczo�ga� si�, zamkn�� walizk�, wsun�wszy najpierw got�wk� do kieszeni i odszuka�
w pobli�u fundamenty po spalonym domu. Na dole w k�cie odgarn�� gruzy, znalaz�
drzwiczki pieca, kt�ry kiedy� zapewne ogrzewa� suteryn� i wsun�� do �rodka walizk�. W
schowku tym ju� mia� jeden skarb, ukryty tu niedawno. By�a to koperta z bardzo cennymi
dokumentami szpiegowskimi. Wys�any przez egzekutyw� Partii Komunistycznej na prowincj�,
mia� te papiery przywie�� i odda�. Przyw�aszczy� je, jednak nie dla zysku. Przecie sam
nie wiedzia� w�a�ciwie, co z nimi zrobi�. Nie odda� ich towarzyszowi Bigelsteinowi ani innym
z CKW, bo przesta� w nich wierzy�. By� najlojalniejszym komunist�, p�ki nie przekona�
si�, i� g�ra partii to dranie i paso�yty nie lepsze od kapitalistycznych �ajdak�w. Ze szeregowi
cz�onkowie partii s� stadem owiec, tumanionych idea�ami komunistycznymi, a przyw�dcy
robi� maj�tki na szpiegostwie i na kradzie�y grosza partyjnego. Dlatego nie odda� tej koperty,
chocia� wiedzia�, �e nara�a si� na podejrzenia. W duchu gardzi� dzi� tak samo proletariatem,
jak i bur�ujami, nienawidzi� tak samo pa�stwa, jak i komunizmu. Nienawidzi� ludzi. Jedni
wydarli mu chleb i dach nad g�ow�, inni pozbawili go wiary w moralny sens �ycia, zapluli
jego idea�y, patriotyzm, poczucie sprawiedliwo�ci, mi�o�� i ojcostwo, ukochanie biedak�w,
ch�� po�wi�cenia si� � wszystko.
To oni, oni zniszczyli go, wdeptali w b�oto, wyzuli z tego w co wierzy�, co czci� i co kocha�.
Zrobili ze� swego wroga. Zap�dzili w matni� jak dzikie zwierz�, by tu pozna�o, �e ma
k�y i pazury. I zwierz� pozna�o, �e jest drapie�nikiem...
Dnia�o ju�, gdy doszed� do �r�dmie�cia. Ulice by�y puste, deszcz nie przestawa� pada�.
Ubranie przemok�o do nitki. O powrocie do mieszkania na Solcu nie mog�o by� mowy. Je�eli
tamtych nakryli w willi Czabana, mieszkanie pani Kozio�kowej ju� jest obstawione policj�.
Je�eli Czarny Kazik, Piekutowski i Majster zdo�ali zbiec i zatrze� �lady, to sami natrafi� na�
teraz. Dostanie kul� w �eb lub no�em w plecy, zanim zd��y s�owo na swoje usprawiedliwienie
powiedzie�. Wprawdzie nie maj� �adnych dowod�w przeciw niemu. Nie wiedz� nic o walizce,
ani o tym, �e pozwoli� uciec owemu �ysemu. Jednak ju� samo to, �e nie wytrwa� przy
drzwiach, �e przez to zepsu� im ca�� robot�, wystarczy takim ludziom jako uzasadnienie zemsty.
Zreszt� pewno o wszystkim dowiedz� si� z gazet.
� I ja si� dowiem � zakonkludowa� � a wtedy b�dzie czas pomy�le�, co robi� dalej.
Na razie mia� tylko jedn� i to wcale wygodn� kryj�wk�: parti�. W�adze partyjne wprawdzie
nie darz� go obecnie przesadn� �yczliwo�ci�, ale w�r�d szeregowych cz�onk�w nikt nic
nie wie i wiedzie� nie mo�e o tym, �e g�ra ma do� pretensje za niedostarczenie owej szpiegowskiej
paczki plan�w.
Znaj� go jako jednego z wybitniejszych komunist�w, towarzysza Garbatego. I ka�dy
udzieli mu schronienia. Po kr�tkim wahaniu zdecydowa� si� na towarzysza Kuzyka, kt�ry
mia� sw�j warsztat stolarski przy mieszkaniu, a w warsztacie telefon. Sam nieraz posy�a� Kuzykowi
do ukrycia r�nych ludzi, kt�rzy na kilka dni czy tygodni musieli znikn�� z oczu policji.
Wygoda u niego by�a tym wi�ksza, �e i str� tej kamienicy nale�a� do partii, a bezpiecze�stwo
tym pewniejsze, �e Kuzyk, z polecenia zwierzchno�ci partyjnej, wst�pi� do �Strzelca�,
organizacji mocno popieranej przez pa�stwowe w�adze bezpiecze�stwa, dzi�ki czemu
nikt go nie podejrzewa�.
Jeszcze jednym plusem Kuzyka by�o to, �e nie maj�c �adnego kontaktu ani z �Propagitem�,
ani z Komitetem Wola 2, ani z tamtymi lud�mi, nie m�g� zna� prawidziwego nazwiska
Garbatego. Je�liby zatem policja uj�a Czarnego Kazika i Piekutowskiego, a tamci sypn�li
Murka i jego nazwisko ukaza�oby si� w dziennikach, Kuzykowi przez my�l nie przesz�oby, i�
ukrywany przeze� towarzysz partyjny jest owym bandyt� Murkiem. Zanim za� Egzekutywa
poda to do wiadomo�ci cz�onk�w, starczy czasu, by zwia�.
12
Kuzyk istotnie przyj�� Murka bez cienia podejrzliwo�ci. Nie pyta� o nic, kaza� �onie pos�a�
go�ciowi ��ko w ma�ej kom�rce za warsztatem i sam mu przyni�s� jedzenie.
� Wpadli na m�j �lad i depcz� mi po pi�tach � uwa�a� za stosowne wyja�ni� Murek. � Nie
zrobi� wam wielkiego k�opotu, towarzyszu?
� Nie ma o czym gada�, towarzyszu Garbaty � odpowiedzia� stolarz.
� O wydatki nie b�jcie si�, pokryj�.
� Obejdzie si�, towarzyszu Garbaty. I tak to zaszczyt dla mnie, �e�cie do mnie przyszli.
Mam dla siebie, starczy i dla was. Mo�e chcecie ogoli� si�?
Murek dotkn�� r�k� podbr�dka.
� Nie, lepiej zapu�ci�.
� Lepiej � przyzna� Kuzyk. � Szpicle wprawdzie maj� ostre oczy, ale zawsze lepiej. Czy
mo�e trzeba zawiadomi� kogo, �e tu jeste�cie?
� O, nie! Nikogo. Kogo trzeba by�o, ju� sam poinformowa�em. A czy wasi czeladnicy tu
nie zajrz�, do kom�rki?
� Nie. Nie maj� tu �adnego interesu. Zreszt�, to pewni ludzie, sami swoi.
� To teraz si� prze�pi� � ziewn�� Murek � ca�� noc kluczy�em.
Zasn�� natychmiast i chocia� wkr�tce w stolarni zacz�a si� praca, �wiszcza�y heble, warcza�y
pi�y, stuka�y m�otki, nie obudzi� si�, a� grubo po po�udniu. �ona Kuzyka odgrza�a mu
obiad: kluski kartoflane na mleku i gryczan� kasz� ze skwarkami. Sama usiad�a i przygl�da�a
si� z upodobaniem apetytowi Murka.
� Kasza pewno wysch�a? � zapyta�a troskliwie.
� Gdzie tam. Od dawna takiej nie jad�em. A kt�ra to mo�e by� godzina?
� Mo�e by� i �sma � za�mia�a si� � ale jest dopiero czwarta.
� A c� w warsztacie tak cicho?
� Sobota, fajerant.
� A m��?
Wzruszy�a ramionami.
� Wiadomo, fajerant. Poszed� chla�. Taka ju� nasza kobieca dola. W tygodniu to robota, w
niedziel� to ju� leci na wiec czy na zebranie, a fajerant � chla po knajpach. Tylko ja musz�
ci�gle siedzie� w domu.
� C� � perswazyjnie powiedzia� Murek � taki porz�dek. M�czyzna musi zarobi� na
chleb, ma swoje obowi�zki polityczne, no i rozrywka mu przecie�, raz na tydzie�, przy sobocie,
nale�y si�.
� A mnie nic nie nale�y si�?... Po c� si� ze mn� �eni�, skoro go nigdy na oczy nie widz�?
Murek u�miechn�� si�.
� No, bo w nocy ciemno.
� My ju� dziesi�� lat ze sob� �yjem � machn�a r�k� � to i ta noc �adna atrakcja.
Spojrza� na ni� uwa�niej. By�a brzydka, chuda i ko�cista, a w dodatku, chocia� blondynka,
sk�r� na �ydkach i r�kach, a� do �okcia, mia�a mocno ow�osion�. Na g�rnej wardze zaznacza�y
si� wyra�ne w�siki, a pod doln� rzadziutka, jakby hiszpa�ska br�dka. Ruchy mia�a �ywe,
zr�czne, dra�ni�ce, spojrzenie zaczepne, u�miech mi�y.
� To pani nudzi si� � zagadn��.
� A pewno.
� �eby pani nale�a�a do partii, to by�cie razem z m�em tam pracowali.
� Po co mi to? Bo to ja ma�o mam roboty w domu? A nudno, bo nie ma do kogo przem�wi�.
Ot, dzi� pan jest, to ju� tu siedz� i panu g�ow� zawracam.
� Ca�a przyjemno�� po mojej stronie � sk�oni� si� z kurtuazj� � a czy... czy m�� nie boi si�
zostawi� tak �on� z obcym cz�owiekiem?
� Albo pan mnie zje? � za�mia�a si� z wyra�n� kokieteri�.
� Zje�� nie zjem, ale ja bym na miejscu paninego m�a nie ryzykowa�.
13
� On � za�mia�a si� � m�wi�, �e pan jest bardzo powa�ny cz�owiek. ,
Zaprosi�bym go, powiada, na jednego �Pod �ab�dzia�, ale on nie taki. Solidny, powiada,
nietrunkowy. Czy pan naprawd� jest wa�n� figur� w partii?
� Zale�y, co kto uwa�a za wa�no�� � odpowiedzia� wymijaj�co.
� A pan kawaler?
� Kawaler.
� Najlepszy stan � westchn�a. � A mo�e panu co potrzeba?
� Owszem. Je�eli pani b�dzie wychodzi� na ulic�, to poprosz� kupi� mi kilka dziennik�w.
� Dlaczego nie mam wyj��? Tylko niech pan powie jakie.
Poda� jej tytu�y, wr�czy� z�ot�wk� i czeka�. S�ysza� przez cienk� �cian�, jak pod�piewywa�a
sobie mocnym, ostrym g�osem, zabieraj�c si� do wyj�cia.
� Baba oczywi�cie ma ochot� na wykorzystanie okazji � my�la�. � Pewno z ka�dym partyjnym,
kt�ry tu si� ukrywa. C�, prawdziwa �ona komunisty. Wsp�lna w�asno��, psiakrew.
A ten m��, idiota, jest przekonany, �e nikt go nie okradnie. Solidny towarzysz!... On takiemu
solidnemu towarzyszowi daje schronienie, nara�a si� dla niego, karmi go, a ten u�ywa mu
jego �ony. Oto moralno�� ludzka!... �wi�stwo. I nagle zapyta� siebie:
� Po co mam by� lepszy? �wi�stwo?... To i dobrze, �e �wi�stwo. W�a�nie tak! On dla
mnie wszystko: i zaufanie, i przytu�ek, i jedzenie, i szacunek, a ja za jego plecami najgorsz�
krzywd� mu zrobi�. Nie b�d�, durniu, frajerem.
Zerwa� si� i zacz�� chodzi� po kom�rce.
� Trzeba by� konsekwentnym. Nie mog�em �y� jak cz�owiek. To b�d� �y� jak �winia.
Gdy jednak Kuzykowa przynios�a gazety, nie zdoby� si� na �aden agresywny gest.
� Dzi�kuj� pani � powiedzia�, nie patrz�c na ni� i zabra� si� do czytania.
Ona posta�a chwilk� i wysz�a.
W dziennikach z �atwo�ci� odnalaz� obszerne wzmianki o napadzie bandyckim na will�
plenipotenta ksi���t Zas�awskich, dyrektora Czabana. Dowiedzia� si�, �e � to by�o najwa�niejsze
� �e sprawc�w nie uj�to. Odetchn�� z ulg�. �Sp�oszeni bandyci, w liczbie sze�ciu,
zdo�ali zbiec�. Poza mylnie podan� liczb� napastnik�w by�y inne nie�cis�o�ci. By�y jednak i
rzeczy nowe. Nie wiedzia� na przyk�ad o tym, �e �bandyci uprzednio przeci�li przewody
elektryczne i telefoniczne, i do telefonicznego kabla przy��czyli w�asny przeno�ny aparat,
znaleziony z rana przez policj� na s�siedniej, pustej posesji�.
To musia�a by� robota Piekutowskiego, kt�ry zna� si� na elektrotechnice. On te� zapewne
udusi� str�a Malceraka, kt�rego zw�oki znaleziono w krzakach, przy kuchni. Dowiedzia� si�
te� Murek, �e �w �ysy nie by� Czabanem, lecz jego szwagrem, a napad odby� si� �pod nieobecno��
w�a�ciciela willi, kt�ry w zwi�zku ze swymi rozga��zionymi interesami handlowymi,
bawi� poza Warszaw��.
Czarny Kazik, Majster i Piekutowski nie wyszli z pustymi r�koma, gdy� � jak podawa�y
pisma � bandyci zrabowali nie tylko walizk� z papierami warto�ciowymi i wekslami na przesz�o
dwie�cie tysi�cy, lecz i bi�uteri� warto�ci oko�o czterdziestu tysi�cy z�otych...
� W ka�dym razie � zastanowi� si� Murek � tamci wiedz�, �e walizk� ja mam. Mog�
wprawdzie buja� ich, �e o niczym nic nie wiem, �e to niby �ysy szwagier pewno zw�dzi� walizk�,
�e ja go na oczy nie widzia�em, a on tylko zawala tak, by skorzysta� z okazji napadu i
szwagra ocygani�. Mog� im powiedzie�, �e zwia�em wcze�niej, bom mia� pietra. I c� dziwnego!
Pierwszy raz w �yciu szed�em na tak� rzecz. Ich wina. Nie zaprasza�em si�. Sami mnie
wci�gn�li.
Czu� jednak, �e takich cwaniak�w nie uda si� nabra� i wykiwa�. Cho�by nawet zacz�li
w�tpi�, to i tak, dla wszelkiej pewno�ci, wyprawi� go na tamten �wiat. Dlatego musia� ich
unika� jak zarazy. Nie czu� strachu, ale w razie walki mia�by mniejsze szans� od ka�dego z
nich. Postanowi� tedy zostawi� na przepad�e swoje rzeczy u Kozio�kowej. Nie przedstawia�y
one zreszt� �adnej powa�niejszej warto�ci. Dokumenty za�, na szcz�cie, mia� przy sobie.
14
W ca�ej sprawie by�a jedna rzecz pocieszaj�ca: przez ca�� noc la� deszcz i �lady zmy� tak,
�e nawet psy policyjne nie mog�y ich odnale��. Je�eli zatem policja w inny spos�b nie dotrze
do mieszkania Kozio�kowej, m�g� si� przed policj� przynajmniej czu� o tyle o ile bezpieczny.
Za wcze�nie by�o jeszcze na powzi�cie jakiejkolwiek decyzji. Przede wszystkim nale�a�o
porozumie� si� z Arletk�. Przewiduj�c to, Murek z rozmys�em zainstalowa� si� u Kuzyka, bo
by� tu telefon. Cokolwiek bowiem Arletk� m�wi�a, by�by lekkomy�lny, gdyby polega� na jej
zapewnieniach. Nie ufa� jej, tak jak nie ufa� nikomu. Zar�wno swoim zachowaniem si�, jak i
s�owami, Arletk� chcia�a go przekona�, �e si� w nim kocha. Ca�e wci�gni�cie Murka do bandy
by�o w�a�ciwie jej dzie�em. Sp�dzi�a z nim nawet kilka godzin w ��ku. Sk�d�e jednak
m�g� wiedzie�, czy nie by�o to ukartowane mi�dzy ni� a jej kochankiem? Twierdzi�a, �e nienawidzi
Czarnego Kazika, ale czy mo�na wierzy� takiej fordanserce z nocnego lokalu?...
Tote� Murek u�o�y� sobie, �e nie zdradzi Arletce swojej kryj�wki. Zatelefonuje wieczorem
do Dancing Clubu i wypyta o wszystko. A wtedy zobaczy, co dalej.
Na razie wszak�e w�asne po�o�enie wyda�o si� Murkowi lepsze, ni� s�dzi� przed przeczytaniem
gazet. W�tpi�, by Czarny Kazik i jego wsp�lnicy dali si� teraz, gdy bezpo�rednich �lad�w
nie zosta�o, nakry�. Na ich trop policja mog�aby wpa�� tylko w tym wypadku, gdyby
ow� zrabowan� bi�uteri� zaraz usi�owali spyli�. Na to jednak byli zbyt sprytni, a zreszt� mieli
� jak wiedzia� � sporo forsy i nic ich do tego nie zmusza�o.
Obejrzawszy wyj�te z walizki stuz�ot�wki Murek z zadowoleniem stwierdzi�, �e by�y to
banknoty stare i niepodobna by�o ba� si�, by kto� mia� ich numery ponotowane. Natomiast na
razie ani my�la� o sprzedawaniu tamtych akcji i obligacji.
Na tych rozmy�laniach up�yn�� Murkowi czas do �smej, kiedy znowu przysz�a do� pani Kuzykowa,
z kolacj�. Tym razem przynios�a czysty, bia�y obrus do przykrycia stolika, k�ko sma�onej
kie�basy na patelni, butelk� czystej, a przy tym dwa talerze, dwa no�e i dwa widelce.
� Nie chc� tam pana do pokoju ani do kuchni zaprasza� � powiedzia�a � bo cho� okna
przys�oni�te, to ludzie lubiej� podgl�da�. A mnie te� weselej b�dzie z panem do towarzystwa.
� A i mnie te�! Ale co za wspania�a kolacja!
� Jaka tam wspania�a. No, wypijem za nasze kawalerskie!
Nala�a spor� szklaneczk� po musztardzie i przymrugn�wszy do go�cia, wychyli�a j� duszkiem.
� W pa�skie r�ce � nala�a drug� i Murek, by dostosowa� si� do jej �artobliwego tonu, powiedzia�:
� �eby nasze dzieci bogatych rodzic�w mia�y i tramwaj�w si� nie czepia�y.
Nauczy� si� sporo takich powiedzonek podczas swego dwuletniego bezrobocia, szwendania
si� po domach noclegowych i szynkach na przedmie�ciach. By� czas, gdy obawia� si� nawet,
�e trudno mu b�dzie wyleczy� si� z tych argotowych nabytk�w. Wtedy jeszcze mia� nadziej�
wr�ci� do dawnego �ycia, dosta� posad� i o�eni� si� z Nir� Horze�sk�. A� u�miechn��
si� teraz, wspomniawszy te czasy.
� Tak mi potrzebny dzi� poprawny j�zyk, jak zaj�cowi dzwonek � pomy�la� i z satysfakcj�
powiedzia� g�o�no:
� Fajna zagrycha! No, siup, pani Kuzyk! Jeszcze po jednym.
� Z pana to sympatyczny cz�owiek � u�miechn�a si�.
Siedzieli obok siebie na ��ku, gdy� w kom�rce krzese� nie by�o i ze wzgl�du na jej w�sko��
nie mog�yby si� nawet zmie�ci�. Kuzykowa zacz�a opowiada� co� o jakiej� g�upiej
Felci, swojej krewnej, i za�miewa�a si�, nie omijaj�c sposobno�ci, by za ka�dym razem
oprze� si� o s�siada. ��ko stare i niezbyt mocne trzeszcza�o ostrzegawczo przy tych poruszeniach,
a gdy raz zachwia�o si� mocniej, Murek orzek�:
� Nie by�o ono robione na dwie osoby. �eby u stolarza i taki s�aby mebel. Szewc bez but�w
chodzi.
� O nie � zaprotestowa�a � niech pan p�jdzie do pokoju, to zobaczy pan, jakie nasze jest mocne.
� Ano chod�my!
15
Szli po ciemku ze wzgl�du na owe okna. Przez warsztat, sionk� i kuchni�. W pokoju od
podw�rzowej latarni by�o ja�niej. Przy �cianie sta�o szerokie, czeczotowe ��ko. Murek
uprzytomni� sobie, �e jest to tak zwane ma��e�skie sanctuarium towarzysza Kuzyka, �e pope�ni
pod�o��, wyzyskuj�c jego zaufanie i romansowo�� jego �ony. Lecz w�a�nie chcia�, musia�
ugruntowa� w sobie przekonanie, �e wyzby� si� wszelkich skrupu��w. A �e w dodatku
zdawa� sobie spraw� z niebezpiecze�stwa w wypadku niespodziewanego powrotu Kuzyka, co
poci�gn�oby za sob� nieobliczalne nast�pstwa, tym bardziej nie odst�pi�by teraz od celu.
Obj�� Kuzykow� i przewali� si� z ni� na ��ko. Broni�a si�, zaskoczona widocznie nag�o�ci�
ataku, lecz broni�a si� kr�tko. Materac w ��ku by� spr�ynowy, tak wygodny, jak tamten
w Hotelu Szwedzkim, dok�d zaprowadzi�a go Arletka. Ale Kuzykowa, prosta i niem�oda ju�
kobieta, pod �adnym wzgl�dem nie mog�a r�wna� si� z Arletk�. W chwil� p�niej Murek ju�
czu� wstr�t do niej i do siebie. Le�a� na wznak odwr�ciwszy g�ow�, by nie dolatywa� od niej
ostry zapach potu i nie�wie�y oddech.
A przy tym ogarn�o go rozczarowanie. Pragn�� pope�nienia pod�o�ci, oczekuj�c z niej jakiej�
jadowitej, z�ej satysfakcji, a tymczasem nie przysz�o nic poza obrzydzeniem. Wszystko
sta�o si� zwyczajne, niewa�ne, oboj�tne.
Usi�owa�a go zatrzyma�, gdy wstawa�, zapewnieniami, �e maj� jednak du�o czasu, �e m��
pr�dko nie wr�ci. Odburkn��, �e czuje si� zm�czony, �e mo�e wkr�tce jeszcze przyjdzie do niej.
� Ale jak b�d� spa�a to nic, niech mnie pan obudzi � zawo�a�a za nim.
� Dobrze, dobrze. Obudz�.
Po omacku dotar� do kom�rki, wypi� reszt� w�dki, p�niej w stolarni umy� si� nad zlewem
i wyjrza� przez okno. Brama ju� by�a zamkni�ta, ,
musia�o ju� tedy by� po jedenastej. Przeczeka� jeszcze kwadrans, sprawdzi�, �e Kuzykowa
�pi, �e zatem nie b�dzie mog�a go pods�ucha�, pozamyka� drzwi i zatelefonowa� do Dancing
Clubu. Po chwili us�ysza� g�os Arletki.
� Dobry wiecz�r, tu Murek.
� Ach! Nareszcie! Nic ci nie jest? � w jej g�osie by�o tyle szczerej rado�ci, �e a� si� zdziwi�.
Widocznie podejrzewa� j� nies�usznie.
� W porz�dku � odpowiedzia� � a tamci?
� Owszem, ale nie mog� m�wi� przez telefon. Mo�esz si� ze mn� zobaczy�?
� No przecie do twojej knajpy nie przyjd�.
� Wiem, naturalnie. Ale ja wyskocz� na p� godzinki � i doda�a szeptem � za p� godziny
w tym hotelu, co wiesz. Dobrze?
Ju� chcia� si� zgodzi�, gdy przysz�o mu na my�l, �e mo�e to by� zasadzka. Ona zd��y zawiadomi�
tamtych, no a w hotelu znajdzie si� jak w potrzasku.
� Nie � odpowiedzia� � czekaj na mnie na rogu Wielkiej i Chmielnej. Przyjd�.
� Dobrze � zgodzi�a si� natychmiast i po�o�y�a s�uchawk�.
Murek nie odk�ada� swojej jeszcze przez dobre kilka minut: chcia� si� przekona�, czy Arletka
nie spr�buje zaraz po��czy� si� z tamtymi. Nieco uspokojony wyszed� na ulic�, narzuciwszy
na siebie jak�� star� jesionk�, kt�r� znalaz� w kom�rce.
Do um�wionego miejsca zbli�y� si�, zachowuj�c wszelkie ostro�no�ci i �ciskaj�c w kieszeni
kolb� rewolweru. Arletka by�a sama. W s�siednich wn�kach bram sta�o du�o dziewczyn
ulicznych, ale �adnych m�czyzn nie dostrzeg�. Zr�wna� si� z Arletk� i wzi�� j� pod r�k�.
Przytuli�a si� i zaszepta�a:
� Tak si� ba�am o ciebie. Czyta�e� gazety?
� Czyta�em. Chod�my t�dy � poci�gn�� j� w stron� Z�otej. � A c� tamci? Wr�cili na Solec?
� Wr�cili. I nie wiedz�, co si� z tob� sta�o. Pos�dzaj� ci�, �e� odebra� temu go�ciowi walizk�
i zwia�.
� No i co?
16
� Ja im m�wi�, �e niemo�liwe, ale Piekutowski twierdzi, �e ty� pewno ukry� si� ze strachu
przed policj�, ale �e dasz zna� o sobie i przyniesiesz t� fors� do podzia�u. A najgorzej to boj�
si�, by� nie spr�bowa� sprzeda� tych papier�w, bo w�wczas z�apaliby ci� od razu.
Murek u�miechn�� si�.
� A ty jak my�lisz? Mam ja t� walizk�? Spojrza�a na� z zaciekawieniem.
� My�l�, �e masz...
� A je�libym mia�, to s�dzisz, �e trzeba si� z nimi podzieli�?
� Nie, nie! � zaprotestowa�a gor�co. � Po co masz si� dzieli�?... By�by� g�upi. Mo�esz im
powiedzie�, �e� tej walizki na oczy nie widzia�.
� A oni uwierz�?
Zamy�li�a si� i potrz�sn�a g�ow�.
� Nie uwierz�.
� M�g� przecie ten ca�y Czaban zbuja�, m�g� nie mie� jej wcale w domu, albo j� zabra�,
bo przecie w gazetach by�o, �e wyjecha� za interesami.
� Za jakimi tam interesami � za�mia�a si� Arletka. � On by� z Zuz�, z Rud� W�gierk� i ze
mn� przez ca�� noc w Krzywej Karczmie pod Tarczynem. On �yje z t� W�gierk�. I w�a�nie
przez ni� ja wiedzia�am, �e tego dnia u niego w domu b�dzie tyle forsy.
Zastanowi�a si� i doda�a:
� Nie, nie ma innej rady, jak ukry� si� i nie pokazywa� si� im na oczy. Gdzie� ty si� teraz
ulokowa�?
� Tam, u jednego � odpowiedzia� wymijaj�co.
� Jedno z dwojga: albo mi nie wierzysz, albo u kobiety.
� Wierz� ci. I nie u �adnej kobiety, tylko u jednego partyjnego.
Zdziwi�a si�.
� Wi�c ty nadal z tymi komunistami?...
� Sk�d�e � wzruszy� ramionami � ale jak mog� skorzysta�, to dlaczego nie.
� Pewno � przyzna�a.
Wst�pili do ma�ej knajpki, usiedli w k�cie i rozmawiali p�g�osem. Musia� jej opowiedzie�
o przebiegu �roboty�. Jak go postawili przy drzwiach, jak p�niej wybieg� jaki� �ysy facet z
walizk�, jak wszystko dalej sta�o si� inaczej ni� planowali, dlatego tylko, �e nie m�g� zdoby�
si� na zastrzelenie owego faceta.
� P�niej ukry�em w bezpiecznym miejscu walizk� i na tym koniec. Nie wiem tylko, co
dalej ze sob� robi� i z czego �y�. Mam wprawdzie w kieszeni zagraniczny paszport na cudze
nazwisko, z moj� fotografi�, ale bez forsy za granic� nie mamy po co jecha�. A o spyleniu
tych papier�w teraz nie mo�na marzy�. Chyba gdzie na prowincji, ale i to w�tpi�.
� To prawda � przytakn�a.
� A wr�ci� do pracy w Warsztatach Kolejowych te� nie mog�, bo Piekutowski i reszta
wiedz�, �e tam mnie mo�na szuka�. A �e b�d� szuka�, to pewne.
Za�mia� si� i doda�:
� W og�le za ciasno co� ju� na �wiecie. Na karku policja kryminalna i policja polityczna,
komuni�ci te� nied�ugo mn� si� zainteresuj�... Ale najgorsze to ten tw�j Czarny Kazik i kompania.
� On nie m�j � chwyci�a Murka za r�k�. � Po co tak m�wisz, skoro wiesz dobrze, �e tylko
ty jeste� m�j.
� I on... ile razy zechce.
Spochmurnia�a i zacisn�a usta.
� Nied�ugo ju� tego.
� Zastanawia�em si� � zacz�� Murek po pauzie. � Zastanawia�em si�, jak to zrobi�, �eby
Kozio�kowa mnie wymeldowa�a. Taka nieobecno�� mo�e zwr�ci� uwag� policji.
� To �atwo zrobi�.
17
� W jaki spos�b?
� Napiszesz do Kozio�kowej list, �e wyjecha�e�.
� Nie � skrzywi� si� � to na nic. Chyba... chyba, �e list b�dzie wys�any z jakiego� innego
miasta.
� No, to trzeba tak wys�a� � powiedzia�a Arletka. � Napisz jutro taki list, a ja w�o�� do
drugiej koperty i wy�l� do Katowic, do jednej kole�anki, kt�ra ta�czy tam w �Momusie�. Ona
to ch�tnie zrobi. Gdy za� Kozio�kowa dostanie taki list, poka�e go oczywi�cie Kazikowi i
w�wczas przestan� ci� szuka� w Warszawie.
Pomys� nie by� z�y i Murek postanowi� tak post�pi�. Zamiast zamierzonej p� godzinki
przesiedzia� z Arletk� do dwunastej i gdy si� rozstawali, o tyle by� ju� pewny, �e na jutro
um�wi� si� z ni� na si�dm�, od razu w hotelu.
� Tylko uwa�aj, by ci� nie �ledzili � ostrzeg� j� � bo mo�e oni podejrzewaj�, �e ty ze mn�
si� spotykasz!
� Sk�d�e � za�mia�a si� � odk�d nada�am im t� robot� u Czubana, s� pewni mnie i �aden
okiem nie mrugnie. O mnie si� nie b�j. Poradz� sobie.
� Ale s�uchaj, Arletko � przytrzyma� jej r�k� � jakby� mnie chcia�a wkopa�, to wiesz, �e...
� G�upi jeste�! � oburzy�a si�.
� No, to dobrze. Do widzenia. Jutro o si�dmej.
� O si�dmej.
Ale o si�dmej Murek nie m�g� stawi� si� na randk�. Ju� wieczorem, uk�adaj�c si� do snu,
mia� silne dreszcze, a z rana przysz�a gor�czka. Musia� si� zazi�bi�, waruj�c owej nocy na
Skolimowskiej, albo le��c na go�ej ziemi pod cz�nem. Gor�czka przed po�udniem tak si�
wzmog�a, �e chwilami traci� przytomno��. Przy tym dokucza� mu piekielny b�l g�owy i dr�czy�y
wymioty. Kuzykowa zaaplikowa�a choremu wszelkie znane sobie �rodki lekarskie: natar�a
mu plecy i piersi terpentyn�, g�ow� obwi�za�a r�cznikiem z plasterkami cytryny i da�a
odwaru z malin, na poty.
Pomimo to gor�czka nie spad�a, a nast�pnego dnia jeszcze wzros�a, Kuzyk, wielce stroskany,
sprowadzi� znajomego lekarza, kt�ry orzek�, �e jest to zwyk�a grypa i zapisa� proszki.
Jakkolwiek grypa by�a zwyk�a, przetrzyma�a Murka dziewi�� dni w ��ku. Gdy si� podni�s�,
nie m�g� si� utrzyma� na nogach, a w lustrze sam siebie nie pozna�: broda i w�sy wyros�y
mu na dwa palce, okalaj�c wychudzon� twarz g�stym, ciemnym zarostem.
� Jeszcze tydzie�, dwa � �artowa� � b�d� wygl�da� jak pop.
� My�la�em, towarzyszu � klepa� go serdecznie po ramieniu Kuzyk � �e ju� nam tu wyci�gniesz