8658
Szczegóły |
Tytuł |
8658 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8658 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8658 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8658 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STANIS�AW LEM
ROZPRAWY I SZKICE
1974
WST�P
Artyku�y okoliczno�ciowe i rozprawki, zawarte w tym tomie, nie s� ani pe�nym zbiorem mojej publicystyki, ani wyborem dokonanym wewn�trz takiego zbioru. Na ich dob�r wp�yn�a bowiem ta trywialna sprawa, �e � nie mog�c dotrze� do wszystkich moich ulotnych publikacji � z tego najpierw korzysta�em, co by�o naj�atwiej dost�pne, to znaczy � z tw�rczo�ci ostatniego czasu. Co do pism dawniejszych, te w��czy�em tutaj, kt�re mog�em odkopa� w debrach moich archiw�w (pomijaj�c przy tym utwory felietonowe).
Mimo zastosowania, tak prymitywnego klucza, tom odznacza si�, jak my�l�, niejak� sp�jno�ci� wyra�anych pogl�d�w, cho� zarazem ukazuje ich rozwijanie si� w ci�gu lat. Trzycz�ciowy podzia� tre�ci odpowiada z grubsza trzem dziedzinom moich zainteresowa�, jakie stanowi� teoria literatury, jej krytyczna praktyka oraz � niestety � �wszystko inne�, czyli kwestie si�gaj�ce od poznania pozazmyslowego i teorii informacji po mi�dzycywilizacyjn� ��czno�� w Kosmosie. Za wsp�lny mianownik tre�ci w tak horrendalnym rozrzucie �miem uznawa� moj� specjalno�� pisarsk�, poniewa� sil� rzeczy wywodliwa z przesz�o�ci dziejowej a zapatrzona w przysz�o�ciowe dale fantastyka zak�ada orientacj� jej autora �we wszystkim co ludzkie i pozaludzkie�. Oczywi�cie warunku postawionego takim za�o�eniom niepodobna spe�ni�; nie spe�nia go wi�c i ten wyb�r po trosze przypadkowy, lecz manifestuje przecie� � mniej lub bardziej zawodne � mierzenie si� na tak zach�anne zamiary.
Wewn�trz ka�dego z wymienionych dzia��w uszeregowano poszczeg�lne eseje w czasowym porz�dku ich powstawania. Co si� tyczy wyrywkowo�ci niniejszego wyboru, do
kt�rego przyznaj� si� z obowi�zku, to pociesza mnie troch� domniemanie, �e wyb�r pe�niejszy i bardziej reprezentatywny zag�ci�by mo�e koron� drzewa mych poczyna� umys�owych, lecz nie odmieni�by zasadniczego kszta�tu tego drzewa.
Stanis�aw Lem
Krak�w, w grudniu 1974
DO MOICH CZYTELNIK�W
Od kilku lat wyczuwam u Czytelnik�w moich ksi��ek zaniepokojenie tym, �e nie pisz� ju� tak jak dawniej � dziesi�� b�d� dwana�cie lat temu. Istotnie: nie opowiadam ju� z zupe�n� powag� historii o planetarnych eksploracjach, o niesamowitych przygodach ludzi w Kosmosie. Nie pisz� ksi��ek, jak So�aris czy Niezwyci�ony, obrazuj�cych starcie cz�owieka z zagadkami innych �wiat�w, starcie duchowe i badawcze jak w Solaris, b�d� fizyczne i zbrojne jak w Niezwyci�onym. Nie pisz� te� albo � �eby by� �cis�ym � mniej pisz� utwor�w w stylu kosmicznej Muenchhauseniady, wi�c powiastek kosmiczno�fantastycznych jak Dzienniki gwiazdowe, lecz wypuszczam w �wiat albo opas�e dzie�a teoretyczne (w rodzaju Filozofii przypadku, traktuj�cej o teorii literatury, lub w rodzaju monografii jak Fantastyka i futurologia), albo do�� cienkie ksi��eczki, takie jak Doskona�a pr�nia, b�d� jak (znajduj�ca si� w druku) Wielko�� urojona, kt�rej �pr�bk� przynosi niniejszy numer �Polski�.
Zajmuj� si� wi�c albo � w tych grubych ksi��kach � sprawami z pogranicza literatury, filozofii cz�owieka i futurologii, albo � w ksi��eczkach beletrystycznych � eksperymentami, do�� dalekimi tre�ci� i form� od tego, co pisa�em dawniej i co znalaz�o wasz�, moich Czytelnik�w, aprobat�.
Poczta przynosi mi listy, w kt�rych znajduj� wyraz zaniepokojenia tymi zmianami; wi�c pisz� ten list � otwarty � gdy�, niestety, nie jestem w stanie odpowiada� wszystkim korespondentom, zbitym z tropu, zaskoczonym, a nawet rozczarowanym moj� �ucieczk�� z terenu �klasycznej� Science Fiction. O tej mojej �ucieczce� pisali ju� zreszt� nasi krytycy.
Otrzymuj� pro�by, apele, sugestie, bym pisa� jak dawniej, pozostawiaj�c filozofi� � filozofom, a literacki eksperyment � prekursorom nowatorstwa, i w tek�cie lub podtek�cie takich list�w s�ysz� wyrzut, �e zdezerterowa�em z SF, id�c za literack� mod� czy te� za moimi nowymi upodobaniami, a nie za tym, czego pragn� czytelnicy. Korzystam wi�c z okazji, �eby z�o�y� wyja�nienia � to jest, �eby wyjawi�, czemu ka�da moja nast�pna ksi��ka jest coraz mniej podobna do dawnych, jakie znalaz�y wasze uznanie.
Przyczyn po temu jest tyle, �e nie wylicz� wszystkich, cho�bym je wszystkie zna�, co zreszt� nie jest prawd�, wi�c powiem wam tylko, co sam wiem o tej przemianie.
Po pierwsze: pr�b, bym pisa� �dalsze ci�gi� dawnych ksi��ek, takich np. jak� Solaris, nie m�g�bym spe�ni�, cho�bym chcia�, bo to niemo�liwe. Chcia�em w takich ksi��kach obrazowa� spotkania cz�owieka ze zjawiskami tak odmiennymi od ziemskich, �e do ko�ca pozostaj� nie rozszyfrowane, gdy� prawdziwie Kosmos jest tak� niesko�czono�ci�, �e naszymi, ludzkimi, ziemskimi, bo w�r�d ludzi i na Ziemi powsta�ymi miarami nie mo�na go zgruntowa�. D��y�em wi�c w tych ksi��kach do �eksperymentu antropologicznego�, z ukrytym pytajnikiem: co b�dzie z cz�owiekiem, je�li zderzy si� z czym�, co przerasta jego pojmowanie? Czy i jak b�dzie si� umia� z tym pogodzi�? Oczywi�cie, jak to w powie�ciach, sporo tam bywa�o innych spraw, lecz ten motyw wydaje mi si� przewodni. A wi�c, nie wyja�nionych do ko�ca zagadek planet, jak Solaris, nie mog� wyja�ni� w �dalszym ci�gu�, gdy� by�oby to sprzeczne z podstawowym za�o�eniem: �e b�d�c miar� rzeczy ziemskich, cz�owiek nie jest miar� ca�ego Kosmosu.
Po wt�re: nie pisz� ksi��ek w spos�b ju� ustalony i wypr�bowany, poniewa� nie chc� opowiada� przyg�d dla samego opowiadania przyg�d. Zazwyczaj kry�a si� w tych opowie�ciach jaka� my�l, jak na przyk�ad wymieniona wy�ej. Uwa�am te�, �e skoro co� si� w �yciu zrobi�o, to nie nale�y do tego wraca�. A nie nale�y wraca�, nawet gdyby si� mia�o najwi�ksz� ochot�, poniewa� taki nawr�t jest odwrotem, jest sprzeniewierzeniem si� �wiatu, jest w�a�nie ucieczk� od rzeczywisto�ci, poniewa� w niej nawr�t w przesz�o�� zawsze jest niemo�liwy. Ani cywilizacja nie mo�e si� cofn��, ani ludzko�� wr�ci� do pastersko�rustykalnego trybu �ycia, ani literatura nie mo�e ju� opowiada� dzi� dok�adnie tak i dok�adnie o tym, o czym opowiadali Cervantes z Balzakiem. Oczywi�cie, istnieje co� takiego jak eskapizm, nie tylko w literaturze, lecz i w �yciu, s� ludzie wierz�cy w mo�liwo�� powrotu do �dobrych dawnych czas�w�, lecz jest to najczystsza utopia, a w moim przekonaniu nikt � wi�c ani przeci�tny, ani ponadprzeci�tny obywatel globu � nie ma, dzi� w�a�nie, prawa uciekania si� pod obron� utopii. Czy chcemy tego, czy nie chcemy, czy to nas napawa satysfakcj�, czy l�kiem, �wiat mknie naprz�d, w przysz�o��, niewiadom� wbrew wszelkim wysi�kom futurolog�w, wi�c ten, kto pisze w takim �wiecie ksi��ki, musi �w fakt � nieustannie gwa�towniej�cej przemiany � uwzgl�dni�, je�li nie chce tylko k�ama� sobie ani swoim czytelnikom. Ot�, co do mnie, nie uwa�am, �eby literatura by�a tylko pi�knym lub daj�cym wytchnienie zmy�leniem, czyli k�amstwem. A wi�c odczuwam mus zmiany, i on mn� powoduje, a nie wysi�ek, �eby za wszelk� cen� �by� modnym� albo �eby �si� wci�� podoba�.
Po trzecie: uwa�am, �e tak �normalna� literatura, jak Science Fiction, znajduje si� z ka�dym up�ywaj�cym rokiem w coraz wi�kszym zagro�eniu. Zagro�enie to nie pochodzi st�d, �e powsta�a �straszna konkurencja� w postaci filmu, telewizji, masowych �rodk�w przekazu, �e ludzie wol� patrze� w ma�y lub du�y ekran, ni� czyta� ksi��ki. Zagro�enie pochodzi st�d, �e tracimy orientacj� w nat�oku �wiatowych zaj��, czyli �e nie potrafimy rozpozna� ich realnej hierarchii � rozr�ni� ustopniowania ich wagi dla naszego aktualnego i przysz�ego losu. Czujemy, �e cywilizacja w pot�nym ruchu odrywa si�, �e jest odrywana od swych korzeni tradycyjnych, historycznych, �e dlatego musi sondowa� swoj� przysz�o��, �e musi podejmowa� dzi� decyzje, kt�rych skutki uratuj� b�d� pora�� nasze dzieci i wnuk�w. Ten stan jest ponad nasze si�y i zwie si� go nieraz future shock, wi�c � pora�eniem wizjami nieogarnionej, rozdartej sprzeczno�ciami, a zarazem nieuchronnie nadci�gaj�cej przysz�o�ci. Ten stan rzeczy zasta� literatur� oraz Science Fiction nie przygotowanymi. To, o czym dzi� prawi beletrystyka �normalna�, jak i to, co opowiadaj� kolorowe ksi��ki SF, rozchodzi si� i rozwodzi si� ze �wiatem, kt�ry jest, i tym bardziej ze �wiatem, kt�ry si� staje � u bram wiod�cych w wiek XXI. �Zwyk�a� literatura cz�sto zamyka si� w samej sobie lub uchodzi w mutacje mitologiczne, w �aleatoryzmy�, w mow� ciemn� i spl�tan� � a Science Fiction umyka w pseudonaukow� bajeczk� lub straszy nas uproszczonymi wizjami przysz�ych koszmar�w cywilizacyjnych. Obie wi�c sk�aniaj� si� do nieto�samych form � rezygnacji z dzia�ania, kt�re nada�o literaturze godno��, a kt�re J.Conrad nazwa� �wymierzaniem sprawiedliwo�ci widzialnemu �wiatu�. Lecz aby sprawiedliwo�� wymierzy�, trzeba pierwej zrozumie� racje s�dzonych stron; tote� nic nie mo�e by� wa�niejsze ponad wysi�ek zrozumienia, dok�d �wiat nasz zmierza, i czy mamy mu stawia� op�r, czy te�, akceptuj�c ten ruch, aktywnie w nim uczestniczy�.
Po czwarte: jak�e wi�c mo�e pisarz, rozumiej�c ten gro�ny stan rzeczy � gro�ny nie tylko dla jego rzemios�a, lecz dla wszystkich �yj�cych � udawa�, jakoby w�a�nie tego nie rozumia�? Nie o to chodzi, �eby ratowa� literatur� przed �konkurencj�� innych sztuk czy nowych technik, lecz o to, �eby wykuwa� taki rynsztunek poj�ciowo�artystyczny, wi�c takie miary intelektualne, etyczne i estetyczne, kt�re nie rozsypuj� si� w proch na najbli�szym zakr�cie historii. Nie ratowania literatury wymaga wi�c sytuacja, lecz ocalenia uniwersalizmu my�li ludzkiej � my�li, kt�rej pi�kne pisarstwo jest tylko jedn� drobn� fasetk�. Nie uprawniony, by przemawia� w czyimkolwiek imieniu, m�wi� tylko za siebie: literatura na pewno nie mo�e ani zbawi� �wiata, ani go odmieni� i nie uczyni tego czy tradycyjnie, czy nowatorsko pisana. Niemniej mo�e ona by� �rodkiem usypiaj�cym lub budz�cym, mo�e by� albo narkotykiem i od�ywk� mrzonek, sn�w, narkoz�, albo nieustaj�cym wysi�kiem ogarniania rzeczy ludzkich i antycypowania ich przysz�ego losu. Nie powiadam: �rodkiem przepowiadania, nic podobnego. Literatura mo�e by� najwy�ej w �yciu duchowym czym� takim, czym w sferze cielesnej jest trening, zaprawa, pot�gowanie �wiczeniem refleks�w i sprawno�ci, wi�c koncentracj� umys�ow�, wiec nawet w najgorszym to ma ocali�, co obrazuje Pascal, kiedy m�wi o my�l�cej trzcinie. Z tego nauka dla mnie, �e nie �miem wraca� do niczego, co ju� zosta�o zrobione, �e nie wolno mi ani usypia� mych Czytelnik�w obiecankami samoczynnych raj�w technologicznych, ani straszy� ich tysi�cem wyobra�alnych form technogennej, cywilizacyjnej Apokalipsy. A nie wolno, gdy� to ju� niezliczone razy powiedziano, zrobiono, napisano, przy czym wszystko jedno nawet, czy zrobiono to znakomicie, czy tandetnie, d5�� na tym, �e od tego trzeszcz� biblioteki, wi�c je�li si� nie ma nic innego, nic nowego do powiedzenia, uczciwo�� nakazuje raczej zamilkn��, ni� dolewa� wod� do oceanu.
C� wi�c ja takiego robi� w�a�ciwie? Na przyk�adzie ksi��eczki, kt�rej fragment znajduje si� obok tych s��w, wyjawiam: usi�uj� sobie wyobra�a� p�ody przysz�ej kultury. Nie jest to �adne powa�nie zamy�lane przepowiadanie. Nie s� to �adne zbeletryzowane prognozy � nic ponad wysi�ek cho� mikroskopijnego poszerzenia horyzont�w naszej my�li. Poniewa� idzie o my�li, o p�ody kultury, o artystyczne dzie�a, o traktaty nie istniej�ce, czyli fikcyjne, przedstawiaj�c fikcj�, tym samym znajduj� si� nadal Wielko�ci� urojon� na terenie literatury. Jest to niejako fikcja w pot�dze, fikcja �drugiego stopnia�, skoro jej bohaterami nie s� ludzkie postaci, jak to w powie�ci, wymy�lone, lecz wymy�lone dzie�a. Czy to fantastyka? Nie wiem, w jakiej mierze nazwa ta jest odpowiednia. Nie wiem i wyznaj�, �e to mnie ma�o obchodzi. Jest to w ka�dym razie literatura, kt�ra �adnego �wiata, z jego mieszka�cami, wprost nie pokazuje ani nie opisuje. Jest to literatura o literaturze � lecz nie w rozumieniu np. antypowie�ci, wi�c nie zamykaj�ca si� w sobie, w procesach pisania utwor�w, lecz literatura wykraczaj�ca poza siebie. Udaje wi�c ona przysz�� plastyk� (Nekrobie). Udaje protok� przysz�ego spotkania cz�owieka � z �potwornie m�dr� maszyn��, b�d�c� tworem jego w�asnych r�k � kt�r� nazwa�em Golemem. Udaje przysz�� naukow� dyscyplin� � �bitystyk�, badaj�c� �pi�miennictwo bityczne�, czyli teksty, co maj� autor�w nieludzkich � bo s� nimi komputery rodem z XXI wieku. Gdy� sprawa �koegzystencji� dw�ch rozum�w � ludzkiego i �nieludzkiego� � inteligencji biologicznej i maszynowej � wydaje mi si� jednym z kluczy przysz�o�ci.
Udaj�c jednak owe przysz�e dzie�a, nie napisa�em ich samych � by�oby to zar�wno niewykonalne, jak nu��ce � lecz tylko pisa�em �wst�py� do nich. Ten �artobliwy chwyt (stworzenia �introdukcjonistyki� jako �nowego gatunku literackiego�) u�atwi� wykonanie nie tylko jako �art pomy�lanego zadania. Zadanie to okre�la ca�o�� niniejszego listu. Nie wiemy, co zajdzie naprawd�, lecz winni�my gotowa� si� na to wszystko, co jest jeszcze w og�le do pomy�lenia � byle koherentnego, byle logicznego, byle wyra�nego.
Nie podlegaj�c na tym polu tak srogiemu rygorowi, jakiemu nauka podlega, literatura � skoro dzia�a ze wsp�czynnikiem zwanym licentia poetica � mo�e, a wi�c powinna, pozwala� sobie na wi�cej, ni� jest w prawie czyni� przewidywanie przysz�o�ci naukowe � futurologiczne.
Je�li Wielko�� urojona jest miejscami dziwaczna, miejscami trudna do zrozumienia, miejscami niepodleg�a orzeczeniu, czy tu si� serio cokolwiek g�osi, czy mo�e drwi i szydzi, to � mog�c wprawdzie zauwa�y�, �e dziwaczny, trudno zrozumia�y, szyderczy i powa�ny jednocze�nie jest �wiat, w kt�rym mieszkam i pisz� � got�w jestem jednak wzi�� win� za ow� �trudno�� tych moich tekst�w na siebie. Nie chcia�bym by� ani �trudnym�, ani �elitarnym� pisarzem i cokolwiek my�l�, staram si� wyrazi� tak prosto, jak tylko mog� � niestety, to mi si� nie zawsze udaje. Mo�e i nad miar� obci��am �naukowo�ci��, scjentyficzno�ci� owe teksty, a to dlatego, gdy� s�dz�, �e literatur� odnawia�, literaturze pomaga�, literatur� przysposabia� do �wiata mo�na tylko z zewn�trz, rozsadzaj�c jej zakrzep�e postaci, �e z jej wn�trza, tylko z niej samej, ratunek przyj�� nie mo�e.
Wzywam wi�c posi�ki z filozofii, z przyrodoznawstwa, z futurologii, lecz nie zapo�yczam si� w ich dzisiejszym, realnym dorobku, lecz go fikcjami przed�u�am � w przysz�o�� albo raczej w t� zas�on� nieprzenikliw�, kt�ra ukrywa przysz�o�� przed nami.
To, co powiedzia�em, ma by� wyja�nieniem, a nie usprawiedliwieniem, odpowiedzi� udzielon� moim Czytelnikom, a nie pr�b� obrony czy wr�cz wychwalania moich eksperyment�w. Mog� si� tym �atwiej myli�, �e nie znam nie tylko �wiata przysz�o�ci i �wiata tera�niejszo�ci na wylot, lecz tak�e samego siebie, w�asnych szans i w�asnych ogranicze�. Tak wi�c nie zalecam tych nowych tekst�w, nie nazywam ich panaceami, nie mam ich za �jedyn� s�uszn�� drog�, lecz robi� po prostu to, co umiem i jak umiem � w literaturze.
Je�li uda mi si� napisa� po Wielko�ci urojonej nast�pn� ksi��k�, zapewne zn�w b�dzie w jaki� spos�b inna, gdy� skoro �wiat nie chce si� w k�ko powtarza�, literatura nie powinna bez walki zrezygnowa� z dotrzymania mu kroku, jako malownicza gra z ukrytym zamys�em, jako �art, zaprawiony mo�e i dramatycznym mora�em, jako zabawa, nie z apodyktyczno�ci pisarza, lecz z konieczno�ci �miertelnie powa�na.
Przedruk z: �Polska� nr 5 1973
CZʌ� PIERWSZA
NIEBEZPIECZNE ZWI�ZKI
I
Jedena�cie lat temu siedzia�em w �Czytelniku� przed uczonym gronem, kt�re zawyrokowa� mia�o o wydaniu Ob�oku Magellana. Ksi��k� t�, tak poczciw�, tak m�odzie�ow�, pos�dzono o przemytnictwo, mi�dzy innymi cybernetyki, kt�rej nie uda�o mi si� skutecznie zakamuflowa� wyduman� nazw� �mechaneurystyka�. Zosta�em zdemaskowany, ksi��ka si� przele�a�a. Mniejsza o to. Ale pami�tam min� idioty, kt�r� musia�em przybra�, kiedy jeden z obecnych na sali (bo to sala by�a) polonist�w drwi� z innego terminu � z �termodynamiki logiki�. Musia�em uda� idiot�, bo nie mog�em wyja�ni�, �e termin ten okre�la�, w pewnych wczesnych pracach, to, co sta�o si� u nas wzi�te i wyborne ostatnimi czasy, mianowicie teori� informacji.
Nie �eby wspomina� z ubolewaniem czy u�miechem, przedstawi�em t� anegdotk�, ale �eby odwr�ci� role.
II
Teoria informacji sta�a si� modna; czytam o jej zastosowaniach do teorii wiersza, do analizy poetyk, niespokojny raczej ani�eli zdziwiony. Autorzy prac � polonistycznych, humanistycznych � uwierzyli w moc klucza fizykalistycznego, jaki zdaje im si� teoria wr�cza�. M�wi� o niepokoju, bo siedz� w tej problematyce od dwunastu lat i gor�czk� fascynacji, kt�r� zarazi�y mnie pierwsze prace Shannona, McKaya czy von Neumanna, mam ju� poza sob�.
K�opoty z wprowadzeniem tej ostrej dyscypliny do literaturoznawstwa s� wielorakie. Co prawda, w ostatniej postaci podobne do tych, jakie n�ka�y witaj�cych Napoleona mieszczan: po pierwsze, nie mieli armat�
Bo ju� nie o to nawet chodzi, �eby wykaza�, z jak� lekkomy�lno�ci� nadu�ywa si� podstawowych poj��; powiedzmy, �e podkre�liwszy co grubsze b��dy czerwonym o��wkiem, wskazawszy, �e �nadmiar organizacji� nigdy nie mo�e doprowadzi� do �wzrostu entropii� (a o�wiadczenia takie, zdolne przyprawi� teoretyka o zawa�, s� tam na porz�dku dziennym), uda si� na tym najniepewniejszym z mo�liwych grunt�w � poezji � uruchomi� ca�� machin� teorii.
Ale te armaty bitwy nam nie wygraj�, bo najciekawsze nawet z fizykalistycznego punktu widzenia rezultaty, te doj�cia ostateczne, na jakie mo�emy liczy�, b�d� obarczone jednym strasznym grzechem: ca�kowit� bezsi�� r�nicowania mi�dzy utworami doskona�ej poezji i doskona�ej grafomanii. Stwierdzimy, owszem, i� wiersz posiada okre�lon� pojemno�� informacyjn� i �adnego z praw, przez teori� wykrytych, nie narusza, jak nie naruszaj� praw zachowania energii i materii � procesy �yciowe, i ca�a pu�cizna Szekspira nie k��ci si� z tym, �e by� on ssakiem. Czy�by�my si� spodziewali jednak czego� innego? Nie jest bowiem wiersz ani informacj� �najmniej oczekiwan��, ani �najwy�ej uorganizowan��, ani �najskuteczniejszym z mo�liwych sposobem zwalczania szumu� � przynajmniej w tym sensie, �eby si� nie da�o od r�ki zbudowa� tekstu, kt�ry sprosta wszystkim takim wymaganiom, nic nie maj�c wsp�lnego z poezj�. Rzecz ko�czy si� zatem na stwierdzeniu, �e nie o informacj� �w og�le� idzie, lecz o �informacj� poetyck��, co jest wyja�nieniem nasennego dzia�ania odwaru mak�wek � ich w�a�ciwo�ci� usypiaj�c�. C� pozostaje w bilansie ostatecznym? Zast�pienie starej, tradycyjnej nomenklatury literaturoznawczej, kt�ra ca�ymi gar�ciami czerpa�a z geologii, z architektury, z biologii (�z�o�a�, �warstwy�, �tkanki�, �szkielety� utwor�w), zapo�yczeniami nowymi, daleko bardziej pretensjonalnymi, gdy� udaj�, �e nie s� tym, czym s� � metaforyk�, i wprowadzaj� w b��d. Bo ka�dy wie, �e ani powie�� czy wiersz nie nale�� do rz�du kr�gowc�w ani do zbioru formacji geologicznych, napotykaj�c jednak co krok �kody�, �szumy�, �negentropie� got�w uwierzy�, �e to nie �arty, ale wprowadzenie obiektywnych badawczych narz�dzi w dziedzin�, w kt�rej rz�dzi�a dot�d tr�jca nier�wnomiernie o�wiecona � normatywizmu, kierunk�w genetycznych oraz nie daj�cych si� przygwo�dzi� przez sw� mg�awicowo�� apeli do intuicji. Powo�ywanie si� na lingwistyk� matematyczn� te� nam prochu do armat nie przysporzy, bo ona sama tkwi po uszy w sporach, kt�rych, o dziw nad dziwy, algorytmizacja �kod�w� j�zykowych automatycznie nie rozstrzyga.
Matematyka, jak wiadomo, to �arna miel�ce to, co si� do nich wsypa�o. Ani pi�trowo�� wzor�w, ani formalna poprawno�� wynikania r�wna� nie przes�dzaj� o s�uszno�ci za�o�e� wyj�ciowych. I nie do teorii informacji nale�y si� odwo�ywa� dla stwierdzenia, czy j�zyk posiada trzy, cztery, czy mo�e a� pi�� funkcji. Albo w kwestii, jaki stosunek zachodzi mi�dzy znakiem j�zykowym, umys�em ludzkim i �wiatem zewn�trznym. Funkcji j�zyka mo�emy sobie ustali� aksjomatycznie pi�� albo i siedem, relacji �znak�umys���wiat� stworzy� najciekawsze warianty i je�li si� tylko potrudzimy, wyjdzie nam system wewn�trznie niesprzeczny, bo cokolwiek da si� o filozoficznych, gnoseologicznych aspektach tych spraw orzec (a to s� w�a�nie kwestie poznawcze), z tego �nieludzkiego� punktu widzenia, jaki zajmuj� maszyny matematyczne, je�li im damy nasze sk��cone systemy do wyboru � wszystkie systemy logicznie sp�jne s� r�wnowa�ne. W��cznie z solipsyzmem. To nie znaczy, rozumie si�, aby maszyny ho�dowa�y idealizmowi subiektywnemu czy �wiatowi idei plato�skich, a tylko, ca�kiem zwyczajnie, �wiadczy o neutralnej postawie, jak� fizykalizm wobec tych spor�w zajmuje, gdy� domen� jego bada� s� relacje; i t�, relacyjno�strukturaln�, stron� j�zyka maszyny opanowa�y na tyle, �e t�umacz� proste teksty, w kt�r� chcemy stron�, pozostaj�c rozs�dnie g�uche na spory teoretyk�w lingwisycznego poznania. Tak wi�c nie do lingwistyki, nie do jej najbardziej zmatematyzowanych ga��zi trzeba apelowa�, aby si� czego� definitywnego dowiedzie� o �istocie poezji� czy cho�by o swoisto�ci �poetyckiej informacji�. Uparci uzyskaj� zreszt� odpowied�, niestety, wyzut� ze s��w: bo analiza proces�w s�owotw�rczych, pos�uguj�ca si� maszynami statystycznymi, stanowi d�ungl� matematyczn�, wobec kt�rej statystyka idealnego gazu jest igraszk� dziecinn�.
Myl� si� nawet i ci, co s�dz�, �e nieprzydatno�� teorii informacji do badania utwor�w poetyckich (czy w og�le literackich) p�ynie z jej osobliwego charakteru, kt�ry zasadza si� na oderwaniu miar informacji ilo�ciowych od semantycznych, ilo�ci informacji � od jej warto�ci, u�yteczno�ci od ceny, wreszcie, jak� przychodzi za ni� p�aci�. Myl� si�, bo z podobnymi problemami, z jakimi styka si� (ale przygotowany matematycznie) neofita ucybernetycznienia humanistyki, ju� spotka�a si� przedtem biologia teoretyczna. Poniewa� ewolucja biologiczna ponad wszelk� w�tpliwo�� nie jest �osob��, nie ma psychiki i nie my�li, z ca�ym spokojem mo�na wykluczy� istnienie uniwersali�w w tej mowie �ci�le skodyfikowanej, wyposa�onej w nadmiar organizacji, chroni�cy j� skutecznie przed zak��caj�cym dzia�aniem ,,szum�w�, mowie, jak� chromosomy przemawiaj� do chromosom�w. Informacja, zawarta w plemniku wieloryba, �znaczy co�� tylko dla jaja wieloryba, wprowadzona natomiast w obr�b jaja rekina czy �asicy, nie znaczy nic, jak s�owo chi�skie w polskim zdaniu.
Adresowy, operacyjny charakter tego �znaczenia� teoria informacji w swej postaci wsp�czesnej, odci�tej od semantyki, w pe�ni uwzgl�dnia, a przynajmniej uwzgl�dni� mo�e, to znaczy, �e stosunkowo prostymi przekszta�ceniami i podstawieniami mo�emy j� o ten (�docelowy�) rodzaj znacze� wzbogaci�.
Teoria, powtarzam, mo�e pomie�ci� w sobie takie rozumienie ,..znacze� i stwierdzi�, jakie zachodz� ilo�ciowe r�nice ��adunk�w informacji� kom�rek rozrodczych dwu czy dwustu rozmaitych gatunk�w. (Co prawda, tylko z przybli�eniem, ale odzwierciedla to tylko niedoskona�o�� wiedzy genetyk�w i cytolog�w). Informacji, podobnie jak energii, z niczego zaczerpn�� si� nie da. To �prawo zachowania� jest, nawiasem m�wi�c, w odniesieniu do informacji tylko jednostronne, bo w przeciwie�stwie do energii, informacj� mo�na zniszczy�.
Jednak�e ta czysto ilo�ciowa ocena informacji nie jest r�wnowa�na organizacji chromosom�w. �Zwolniony wybuch sterowany�, jakim jest rozw�j embrionalny, realizuje, z informacyjnego zapisu, kszta�t dojrza�ego organizmu. Mi�dzy zacz�tkow� ilo�ci� informacji a stopniem jej organizacji zachodz� okre�lone zwi�zki, nie to�samo�ciowe jednak.
Dop�ki zabawiamy si� pisaniem popularyzuj�cych artyku��w i wprawiamy czytelnika w nale�yty podziw wyja�niaj�c mu, �e ��ad�, �organizacja�, �uporz�dkowanie� � to jeden biegun zjawisk, �chaos� za�, �bez�ad�, �dezorganizacja� stanowi� drugi, i �e tak samo jak �entropia� jest miar� systemowego bez�adu, tak �informacja� stanowi miar� �adu � dop�ki, powiadam, poprzestajemy na takich og�lnikach, wszystko jest dobrze.
Jest z tym troch�, jak z wyja�nianiem teorii wzgl�dno�ci (og�lnej) na przyk�adach: �przestrze� bezgrawitacyjna� � to prze�cierad�o g�adkie, prze�cierad�o za�, na kt�rym po�o�yli�my par� ci�ar�w tak, �e utworzy�y si� wok� nich zag��bienia, to nie najgorszy model analogowy, kt�ry uzmys�awia, co to znaczy, je�li fizyk powiada, �e masa grawituj�ca zakrzywia przestrze�. Ale sposob�w transformacji inwariant�w tak si� nie wywiedzie. Jak fizyk nie u�ywa dla swych bada� pofa�dowanych prze�cierade�, tak teoretyk�informacjonista nie zadowala si� og�lnikowymi has�ami typu �chaos� i �porz�dek�. Nie mam zastrze�e�, dop�ki s� te poj�cia kresem drogi popularyzatorskiej, ale uczyni� z nich fundamenty gmachu ucybernetyzowanego wierszoznawstwa, to nawet nie na piasku budowa�, ale na pr�ni. Bo, wyj�te z fizykalnego kontekstu, s�owa te staj� si� puste i nie znacz� nic.
Informacja, informacja, informacja! Ale jaka!? I jaki jej zwi�zek z organizacj�? We�my dwa s�owa: �drewniany� i �w�z�. Ka�de z osobna zawiera wi�cej informacji ni� oba z��czone, bo ka�de z nich mo�e pojawi� si� w ilo�ci kontekst�w znacznie wi�kszej ani�eli ta ilo��, w kt�rej wyst�pi� mo�e z��czona dw�jka. �Drewniany w�z� jest to malutki system zorganizowany. Organizacj� poznajemy po istnieniu zwi�zk�w mi�dzy elementami j� stanowi�cymi, a zwi�zki z kolei po tym, �e jeden element, jedna cz�� mo�e nam powiedzie� co� (zawiera pewn� informacj�) o. drugiej. Jak wykry� t� zale�no��, to �e ka�de ze s��w niesie nieco informacji o drugim? Powiedzieli�my, �e s�owa te, z osobna wzi�te, zawieraj� wi�cej informacji ni� po��czone. Co si� dzieje z t� r�nic� ilo�ci informacji? Staje si� ona informacj� nadmiarow�. Co to jest informacja nadmiarowa? Jest to informacja �zb�dna� w tym sensie, �e niepotrzebna, gdy otrzymujemy wiadomo�� nie uszkodzon�, a umo�liwiaj�ca odtworzenie tekstu pierwotnego, gdy dociera do nas wiadomo�� uszkodzona szumem. W samej rzeczy, je�li przesy�amy s�owa pojedyncze i zamiast �w�z� otrzymamy �w�, nie b�dziemy, w obr�bie tej informacji, mogli znale�� niczego, co umo�liwi�oby nam wykrycie powsta�ego zniekszta�cenia. Ale je�li przyb�dzie depesza �drewniany w�, b�dziemy mogli tekst pierwotny zrekonstruowa� � w oparciu o nadmiar zawartej w wiadomo�ci informacji. Powiadamy zatem: istnieje pewne �minimum� informacji, kt�re r�wna si� jej ilo�ci niezb�dnej dla ostrego wyr�nienia danego sygna�u spo�r�d wszystkich innych mo�liwych. Wszystko, co depesza zawiera ponadto, stanowi informacj� �nadmiarow�� s�u��c� nie selekcji (wyborowi), lecz, ewentualnie, umo�liwiaj�c� rekonstrukcj� tej cz�ci informacji selektywnej, kt�r� zniszczy� szum. Gdy tworzymy �system�, �organizacj�, ��cz�c, jak w naszym wypadku, s�owa w tekst, to, co zyskujemy na informacji selektywnej, tracimy na nadmiarowej, i na odwr�t, bo suma obu jest wielko�ci� sta��. Suma informacji selektywnej oraz nadmiarowej systemiku �drewniany w�z� r�wna si� sumie ca�kowitej informacji, jak� ka�de z tych s��w zawiera z osobna wzi�te. A teraz: gdyby�my nie zwyk�ej depeszy oczekiwali, lecz tekstu poetyckiego, m�g�by si� w nim pojawi� na upartego i �drewniany w�, i �drwi�cy w�z�; z czego wynika, �e informacja nadmiarowa tekstu poetyckiego jest mniejsza od nadmiarowej informacji tekstu niepoetyckiego. Poniewa� suma obu musi by� wielko�ci� sta�� (wynikaj�c z odniesienia do zbioru o liczebno�ci zasadniczej sta�ej w danym czasie, jak� tworzy ca�y s�ownik wyraz�w j�zyka), zmniejszeniu, w wierszu, informacji nadmiarowej towarzyszy proporcjonalne powi�kszenie ilo�ci informacji selektywnej (w tym sensie wiersz jest trudniej rekonstruowalny od prozy � akurat na odwr�t, ani�eli s�dz� niekt�rzy nowo nawr�ceni na cybernetyk�).
Ale ta cecha tekstu poetyckiego nie jest jego wyr�nieniem jednoznacznym: te same stosunki wykryjemy w be�kocie schizofrenika. W ka�dym razie: problem �organizacji� wy�ania si� ju� przy ��czeniu dwu s��w. Co robi� dalej? Z wprowadzeniem nast�pnych element�w rzecz komplikuje si� zastraszaj�co � gdy ich kilkana�cie, analiza informacyjna organizacji staje si� piek�em matematycznym. Zreszt� nawet po takich mozo�ach strofa n�dzna i �wietna okazuj� si�, w obliczu bogini Informacji, r�wnowa�ne. A zatem trzeba si� b�dzie odwo�a� do pewnych sytuacji modelowych.
III
Nieokre�lono��, trwaj�ca do momentu nadej�cia informacji, powinna po jej przybyciu znikn��. Je�liby pozosta�a, specjalista b�dzie zrozpaczony. Zwalczenie niszcz�cego informacj� dzia�ania szumu jest jednym z jego g��wnych cel�w.
Tymczasem przyczyna rozpaczy specjalisty mo�e stanowi� istotny czynnik oddzia�ywania utworu artystycznego. Mo�na by konstruktywnej, estetyczny odbi�r konstytuuj�cej, roli szumu dopatrywa� si� w obr�bie intencji artysty, kt�ry umy�lnie wprowadza w dzie�o szum, poprzez �wiadome uniemo�liwienie ostrej selekcji niedookre�leniem, niedopowiedzeniem b�d� �rodkami czysto formalnymi (usuwanie du�ych liter, rozbijanie graficzne zda�, unikanie interpunkcji, gwa�cenie regu� sk�adniowych itp.), b�d� �niejasno�ci�� tre�ciow�. Szum nie mo�e by� oczywi�cie informacj�, ale mo�e stanowi� w jej potoku takie puste miejsce, kt�re swoi�cie uzupe�nia m�zg odbiorcy. Nawiasem m�wi�c, jedna informacja mo�e by� �szumem� w stosunku do drugiej (np. gdy rozmowie przez telefon przeszkadza, przez r�wnoczesne w��czenie si�, inna para rozm�wc�w). Wszystko to nie jest niestety �adnym do problemu zbli�eniem. Najpierw, ��wiadomy zamys� artysty� m�g� w og�le nie istnie�. Efektami dezorganizacji, wi�c szumu, s� okaleczenia, w�a�ciwe licznym rze�bom antycznym. Nie odbiera si� ich zazwyczaj jako czego�, co zmniejsza lub niweczy doznanie estetyczne, ale, na odwr�t, ta nieobecno�� jednoznaczno�ci (bezr�ka Wenus milo�ska) mo�e paradoksalnie wzm�c doznanie estetyczne. Dalej, nie ma mowy o tym, aby ilo�ciowe proporcje obecno�ci szumu i informacji w obr�bie dzie�a poddawa�y si� analizie, kt�ra wykaza�aby okre�lon� tych proporcji korelacj� z �klas�� dzie�a; zawarto�� szumu w �s�opiewniach� czy �miroh�adach� mo�e by� taka sama, jak w dowolnym, zniekszta�conym od niezrozumia�o�ci przekazie informacji, pozbawionym znamion dzie�a sztuki. Nareszcie �r�d�em prze�y� estetycznych mo�e by� obraz �narastania entropii�, np. po�ar lasu albo zej�cie lawiny, jak r�wnie� j�zykowy takiego zjawiska przekaz (informacje o wzro�cie �chaosu�). Przedstawiony zatem akt dezorganizacji, zniszczenia, mo�e by� dzie�em sztuki. Przez odwo�anie si� do �ciemnych�, �ku zgubie d���cych�, niszczycielskich nami�tno�ci duszy ludzkiej? Ale� musimy tu zamilkn��, bo te sprawy, wkraczaj�ce na grunt Wspomnie� cz�owieka z lochu raczej ani�eli w kryszta�owe sfery teorii informacji, raz tylko jeszcze wykazuj� jej bezsi��. Podkre�l� tylko, �e z semantyk� nie ma ten problem zwi�zku. Barwne plamy p��cien taszystowskich czy naturalne �pi�kno� wypolerowanego kamienia, �chaosu� jego pseudomorficznej (na przyk�ad) krystalizacji nic nie �znacz�� semantycznie, ale reprezentuj� okre�lony �ad. Nie �same w sobie�, jak nie zawiera go bliski cie� nocnej ga��zi i daleka smuga blasku na wodzie, obie scalone okiem widza w okre�lon� �pi�kn�� ca�o��. M�zg jest �urz�dzeniem poszukuj�cym �adu� wsz�dzie, nawet tam, gdzie go �nie ma� lub gdzie s� tylko jego szcz�tki; usi�uje on (dla swego �w�a�ciciela� nie�wiadomie) uzyska� zawsze �pe�n�� informacj�, dla danych warunk�w, w danym kontek�cie sytuacyjnym, maksymaln�, i tym wi�cej pope�nia b��d�w, im sygna��w jest mniej i im trudniej je ujednoznaczni� (o zmierzchu, noc�, wobec zniekszta�conego �szumem� tekstu itd.). M�zg nie tylko �stwarza �ad�, �widz�c� tr�jk�t tam, gdzie s� tylko trzy ciemniejsze plamy na �awicy piasku, ale go zawsze antycypuje, i w oczekiwaniu takim kry� si� mog� wszelkie potencjalne odbioru artystycznego �zak�amania� (esteta �zachwyca si� dzie�em, bo przyszed� do� w oczekiwaniu, �e go ono �zachwyci�), jak r�wnie� �prze�ycia autentyczne� (gdy �negatywne oczekiwanie� prze�amane zostaje w trakcie odbioru dzie�a przekazan� �informacj��). Umy�lnie u�ywam tu wci�� cudzys�ow�w, bo terminy s� nadu�ywane, a nie u�ywane zgodnie � teori�. Utw�r i odbiorca musz� by� do siebie �przystosowani�, jak gatunek biologiczny do �wiata zewn�trznego. Odbiorca jest �wiatem zewn�trznym utworu. Jak po wielkich zmianach �rodowiska pewne organizmy trac� zdolno�� przystosowawcz� i wymieraj�, tak po okre�lonych przemianach pokolenia, generacji, pewne utwory, wiersze �staj� si� martwe�. Zjawiska tego sprowadzi� do wsp�gry �szum�w�, �kod�w� i �zbior�w odniesienia� nie spos�b. Analogia bez w�tpienia istnieje, lecz warta metafory raczej, epigramatu, impresyjnego szkicu, ale nie teorio�informacyjnego opracowania. Przecie� od Horacego do Shapiry i Mi�osza poeci pisali o poetyce, wiersze o wierszor�bstwie, lecz nie o tak� �cis�o�� nam chodzi, jak� im si� uda�o osi�gn��. Gdy o biologi� otarli�my si� przed chwil�, przypomn�: by� czas kwiecistego, lirycznymi ozdobnikami, metafor� quasi�poetyck� strojnego wyk�adu naukowego w biologii w�a�nie; z wprowadzeniem metod matematycznych biofizyki, z wej�ciem na sal� wyk�adow� nauk biologicznych teorii informacji, te dawne, oratorstwem l�ni�ce uroki, ust�pi� musia�y miejsca suchemu j�zykowi �cis�o�ci. I nie inaczej musi si� sta� w naukach humanistycznych, je�li raz kr�lowej nauk, matematyce, drzwi otworz�.
IV
Istnieje pewien prosty j�zyk, jakim pilnuj�cy porz�dku na drogach porozumiewaj� si� z ich u�ytkownikami. Jest to u�o�ony umownie system znak�w drogowych. Jad�c drog�, znajdujemy si� w stanie �nieokre�lono�ci� informacyjnej. Pojawiaj�cy si� znak �czerwony tr�jk�t w kole na bia�ym polu� oznaczaj�cy �stop�, stanowi akt elementarnego wyboru spo�r�d dw�ch mo�liwo�ci (jecha�nie jecha�). Dotychczasowa �r�norodno�� potencjalna� naszego zachowania zosta�a ograniczona. Formalny charakter znaku wyra�a si� w tym, �e nie m�wi nic o �a�cuchu skutk�w i przyczyn, jakie spowodowa�y jego. ustawienie. Mo�e za zakr�tem droga oberwa�a si� i powsta�a tam przepa��. Mo�e znak wystawi� tylko patrol drogowy, aby ignoruj�cego zawart� w niej informacj� ukara� mandatem. R�nica mi�dzy tymi mo�liwo�ciami, r�wna r�nicy mi�dzy �yciem i �mierci�, nie wp�ywa na ilo�� informacji, jak� znak przekazuje. Przy wyborze dw�jkowym, gdy obie mo�liwo�ci obarczone s� jednakim prawdopodobie�stwem, ilo�� ta wynosi jeden �bit� (binary unit). Informacja zawsze stanowi ograniczenie r�norodno�ci. Teoria nie interesuje si� jej �wa�no�ci��, jej konsekwencjami pozailo�ciowymi. Je�eli nie wiemy nic o tym, czy pan X kichn��, ani czy istnieje dusza nie�miertelna, to odpowied� �tak� na oba te pytania zawiera tak� sam� ilo�� informacji. Ale to s� wypadki skrajne. Zazwyczaj jest tak, jak ze znakami drogowymi: informacja bowiem dlatego nazywa si� selektywna, �e zak�ada wyb�r. Istnieje zamkni�ty zbi�r mo�liwych �stan�w� (znak�w drogowych), �nadawcy� wybrali znak �stop�, odbiorca za� dokona� �dekodowania� w swej g�owie, czyli odczyta� informacj� poprzez zestawienie jej z r�wnie� znajduj�cym si� w jego pami�ci zbiorem znak�w drogowych.
Dok�adniejsze wnikni�cie w nasz przyk�ad wymaga�oby wskazania, �e oczekiwanie znaku drogowego stanowi funkcj� zar�wno mocy zbioru (ilo�ci znak�w mo�liwych), jak i sytuacyjnego kontekstu. Je�eli oczekujemy depeszy u �wyj�cia� aparatu telegraficznego i nieokre�lono��, jaka b�dzie jej tre��, jest zupe�na, ogranicz� j� tylko �zbi�r wszystkich mo�liwych depesz�, jego entropia. Na drodze natomiast prawdopodobie�stwo napotkania okre�lonego znaku dodatkowo okre�laj� okoliczno�ci zewn�trzne (�entropia� okolicy, tj. stopie� uorganizowania ze wzgl�du na oczekiwany znak). Na pustej drodze raczej nie spodziewamy si� �adnego znaku i niespodzianie ukazuj�cy si� znak �stop� z tego wzgl�du, przez wi�ksze nieprawdopodobie�stwo swego pojawienia, przynosi nam wi�cej informacji ani�eli taki sam znak �stop� przed torem kolejowym. Jednak�e �warto�� informacji jest w drugim przypadku wi�ksza ni� w pierwszym, bo nie us�uchawszy wezwania �stop�, mo�na �atwo wpa�� pod poci�g. Raz jeszcze widzimy brak zwi�zku mi�dzy �ilo�ci�� informacji i jej �warto�ci��, �u�yteczno�ci��. Unaocznia to chyba wyra�nie, jak odleg�y jest termin �informacja� w teorii od swego znaczenia obiegowego.
Niech teraz zacznie pada� �nieg. Dzia�a jako �szum�, zalepiaj�c znak drogowy, kt�ry staje si� nieczytelny. Ilo�� przekazanej informacji spada do zera.
Ale �nieg pada dalej. Na koniec ten ��ad�, kt�ry cz�owiek wprowadzi� w natur� buduj�c drog�, zostaje �zak��cony� � �niegu jest tak du�o, �e nie wiemy ju�, czy nasz pojazd porusza si� jeszcze po drodze, czy te� zjechali�my mo�e w pole. Pojawienie si� w�wczas znaku drogowego, zalepionego �niegiem, wi�c pozbawionego znaczenia w obr�bie kodu, informuje nas, �e jeste�my jeszcze na drodze. Tym razem wyb�r zachodzi w obr�bie zbioru dwu stan�w mo�liwych �jestem na drodze�nie jestem na drodze�.
Zasz�o ciekawe przesuni�cie. Znak by� ca�kowicie umowny. Umowny znak nie mo�e, zdawa�oby si�, nie�� wi�cej informacji, ani�eli to wynika z mocy zbioru i rozk�adu � w jego obr�bie � prawdopodobie�stwa selekcji. Mo�liwo�� odniesienia znaku do zbioru, dla dokonania tej selekcji, udaremni� mokry �nieg. A mimo to znak dostarczy� nam okre�lonej (nawet cennej) informacji. Jak to mo�liwe?
Znak �wypad�� ze zbioru, straci� do� odniesienie i sta� si� czym� innym. Sta� si� elementem innego zbioru: tych wszystkich obiekt�w, jakie mo�na spotka� na drodze, a raczej, kt�re mo�na spotka� tylko na drodze. Znak�w drogowych nie stawia si� na dachach dom�w ani w g��bi jar�w.
Znak straci� znaczenie konwencjonalne i zyska� nowe. Manifestuje si� w tym uwarunkowanie przekazu informacyjnego kontekstem sytuacyjnym. Gdy og�lny poziom szumu wzr�s�, znak, jako �resztkowa enklawa organizacji�, sta� si� czytelny � co prawda wed�ug innego kodu.
T� spraw� warto wzi�� pod lup�. �Zdekonwencjonalizowany znak� m�wi�cy sam� obecno�ci� �tu pod �niegiem jest droga�, stoi niejako na granicy, oddzielaj�cej sfer� znacze� umownych, przypisanych obiektom materialnym w my�l przyj�tej konwencji (prawid�a ruchu drogowego) od sfery znacze� �niekonwencjonalnych�, nieumownych. Bo czy to jest umowne, �e ten znak, nawet zalepiony �niegiem, mo�na dostrzec poprzez zamie�? �e jest z metalu, drewna, blachy? Na pewno nie!
Powiedzmy, �e nie kierowca zajmie si� znakiem, lecz uczony, fizyk. Czy istnieje g�rna granica, pu�ap informacji, jak� b�dzie m�g� ze znaku drogowego �wyekstrahowa�? Oczywi�cie � granic� t� wyznacza �fizykalna zawarto�� informacyjna� obiektu.
Fizyk, zaznaczmy zaraz, nie mo�e �ekstrahowa� ze znaku czy jakiegokolwiek przedmiotu �informacji absolutnej�, bo takiej nie ma. Fizyk tak�e odniesie obiekt (znak) do zbioru wszystkich mo�liwych obiekt�w albo lepiej: stan�w, w jakich mog� si� znajdowa� przedmioty materialne. Zna on r�ne mo�liwe stany atomowe, molekularne, energetyczne itd., jakie mog� zachodzi� w przedmiocie materialnym. Fizyk (powt�rzmy) dokonuje wyboru ca�kiem jak kierowca, ale podczas gdy tamten dokonywa� wyboru mi�dzy stanami jawnie umownymi, zawartymi w ustanowionym spisie znak�w drogowych, to ten zbi�r, w kt�rego obr�bie wyboru dokona� musi fizyk, jest miliardy od tamtego liczebniejszy. Bo wszak znak�w drogowych jest kilkana�cie, a mo�liwych stan�w energetycznych atom�w, nawet w obr�bie niewielkiego s�upka z blaszan� tarcz� � stan�w takich, z termodynamicznego punktu widzenia mniej lub bardziej prawdopodobnych, s� krocie.
Je�eli wszak�e fizyk nasz bada� s�upek nie dzisiaj, lecz przed kilku laty, nie uwzgl�dni� energetycznego stanu j�drowych mezon�w, bo o nich wtedy w nauce by�o g�ucho.
Tak wi�c fizyk dzisiejszy dokona wyboru spomi�dzy wi�kszej ilo�ci �stan�w� mo�liwych ni� fizyk wczorajszy. Podobno odkryto nowe cz�stki �subatomowe�, uwzgl�dni je fizyk jutrzejszy. Co to znaczy?
To znaczy, �e nawet ta, �pu�ap� wyznaczaj�ca, ilo�� informacji fizykalnej, jak� mo�na z obiektu �ekstrahowa�, nie jest wielko�ci� sta��, nie jest sko�czona, lecz ro�nie w miar� post�pu nauki.
A co by oznacza� mia�a w takim razie �pe�na informacja� o obiekcie? Czy�by �ca�� prawd�? A droga powi�kszania ilo�ci wydobywanej z obiektu informacji by�a�by analogiczna do drogi �wiecznego przybli�ania si� do Prawdy Absolutnej ?
Jako� si� nam te sprawy zaczynaj� komplikowa�, nieprawda�?
I osobne pytanie: jaki jest stosunek informacji fizykalnej do tej, jak� znak przekazuje u�ytkownikom drogi? Przecie� �drogowe� znaczenie znaku nie mie�ci si� w obr�bie informacji fizykalnej! Fizyka nic nie wie o istnieniu jakich� znak�w drogowych.
No tak, powiadamy, bo ilo�� informacji, przekazywalnej przez jeden i ten sam obiekt materialny mo�e by� niesko�czenie wielka! Bo ten sam znak mo�e stanowi� element niesko�czonej ilo�ci r�nych zbior�w: fizyka, kierowcy, marynarza, alchemika, ale te� mo�e by� tak, �e powstan� nowe znaki drogowe, dajmy na to w zwi�zku z rozwojem pojazd�w poruszaj�cych si� na poduszce powietrznej. Cz�� tych znak�w zachowa �dawne� znaczenie i b�dzie sta�a przy drogach, do nich nale�y i nasz znak, ale cz�� b�dzie porozstawiana po moczarach, ��kach, brodach, dolinach; oka�e si� wtedy, �e potrzeba wi�cej r�nych znak�w (obecnie np. nie ma znak�w, kt�re by m�wi�y co� o tym, �e kierowca mo�e wyj�� z pojazdu na drog�. To nie jest potrzebne. Ale je�eli �droga� b�dzie wiod�a przez moczar, nad kt�rym poduszka powietrzna przeniesie pojazd, ale kt�ry nieopatrznego cz�owieka, gdyby chcia� wysi���, poch�onie, wtedy trzeba b�dzie ustawi�, um�wiwszy si� wprz�dy, znaki nowego typu, oznaczaj�ce np. �zakaz wysiadania z pojazdu�). Ot�, poniewa� wiemy ju�, �e ilo�� informacji przekazywanej przez znak uzale�niona jest tak�e od mocy zbioru, do kt�rego on nale�y, nasz, sk�din�d nie zmieniony, znak �stop� b�dzie przekazywa� w tej przysz�o�ci inn� ilo�� informacji ani�eli teraz. A �e takich r�nych umownych zbior�w mo�na wymy�le� wiele si� chce, st�d i twierdzenie o niesko�czonej ilo�ci informacji przez ka�dy dowolnie wybrany obiekt przekazy walne j.
Rozprawiali�my tak, a �nieg wci�� dalej pada, wiatr wieje i utworzy� przy znaku � zasp�, w kt�rej ugrz�z� nasz pojazd. Kierowca po namy�le wyrywa znak z osady i u�ywaj�c go jako �opaty, wyswobadza si�.
Co si� sta�o? Sprawa jeszcze bardziej skomplikowana. Nikt nie tworzy� �adnych nowych �zbior�w� ani dzi�ki odkryciom naukowym (fizykalnych), ani przez ustalenie nowego kodu porozumiewania (arbitralnych), a tymczasem znak przekaza� kierowcy �now� informacj� � �e mo�e by� u�yty jako �opata! W obr�bie zbioru fizykalnego ani arbitralnego (drogowego) mo�liwo�ci takiej nie ma. Sk�d si� wzi�a ?
Nasuwa si� dosy� przera�aj�ca mo�liwo��, �e informacja wcale �nie znajduje si� w znaku, tylko w g�owie ludzkiej.
W pewnym sensie tak jest. Ale w przydro�ny pie� ta g�owa nie mog�aby �winterpretowa� mo�liwo�ci �stania si� �opat��.
W zarysie, w fundamentach, bo dalej ju� nie � sprawa przedstawia si� do�� prosto. Nie ma ani �czystych� konwencji, tj. informacji ca�kowicie �umownej�, ani �ca�kowicie obiektywnej�. S� to tylko skrajno�ci teoretyczne, granice nieosi�galne.
Informacja jest zawsze konwencjonalna, to znaczy wzgl�dna, tylko stopie� tej konwencjonalno�ci, arbitralno�ci wyliczenia stan�w mo�liwych, dyskretnych, rozr�nialnych, jest zmienny. Informacja jest wzgl�dna, bo stanowi funkcj� sytuacji, a nie jak�� jej �istot�. Zmiana kontekstu mo�e informacj� zniszczy� albo obdarzy� znak inn�, now� informacj�. Podobnie jak zmiana zbioru, w kt�rego obr�bie zachodzi selekcja.
Ale teraz: gdyby fizyk chcia� zbada� ca�y �wiat, nie tylko znak drogowy, gdyby jego fizyka wtargn�a w geologi�, kosmogoni�, biologi�, socjologi�, wykry�by prawid�owo�ci, kt�re doprowadzi�y mi�dzy innymi do zbudowania drogi i do ustalenia � i ustawienia � znak�w drogowych. A tak�e do powstania pracy, j�zyka, narz�dzi, �opat. Jednym s�owem, w zasadzie przynajmniej, ca�y �wiat, tak�e ludzki, jest opisywalny w tym jedynym, uniwersalnym dla nauk �cis�ych, j�zyku stosunk�w, struktur, relacji. Czy to jest j�zyk teorii informacji? Nie. W ka�dym razie � nie tylko. Bo nie jest ona ani uniwersalna, ani uniwersalistyczna. Teoria informacji mo�e nam tylko powiedzie�, czym (ilo�ciowo) wyr�nia si� dana rzecz, dany stan ze wszystkich innych nale��cych do okre�lonego zbioru. Ale nie interesuje jej ani spos�b, jakim te zbiory tworzymy, ani ich u�yteczno��, ani znaczenie operacyjne, pragmatyczne, semantyczne. To, �czym si� ten stan wyr�nia�, stanowi w�a�nie �ilo�� informacji ekstrahowaln�� wzgl�dem zbioru. Teoria nie stwarza zbior�w, te s� jej dane. Teoria nie umie, ponadto, dokona� analizy czego�, co jednocze�nie nale�y do ca�ego szeregu r�nych zbior�w, czy b�dzie to jaki� organizm �ywy, moleku�a bia�kowa, napisany dowcip, czy wyrecytowany wiersz. Ilo�� informacji mo�e by� taka sama w poemacie, jak w cz�stce bia�ka, z czego wszak�e nie wynika nic ani dla biochemii, ani dla poetyki, je�eli chcemy dowiedzie� si� o obojgu czego�, czego si� w j�zyku statystycznym wyrazi� nie da. Bo teoria informacji pokrewna jest statystyce: ale podczas gdy statystyka u�rednia, tj. usi�uje dowiedzie� si� czego�, pomimo i� istnieje r�norodno��, teoria informacji m�wi to, co mo�e powiedzie� dzi�ki istnieniu r�norodno�ci.
Przy ca�ym swym skomplikowaniu, przy ca�ej rozleg�o�ci zastosowa�, z ca�ym wci�� si� rozbudowuj�cym aparatem matematycznym, teoria informacji zawodzi, kiedy chcemy bada� ni� uk�ady z�o�one hierarchicznie. Tym si� zajmuje jej krewna, teoria samoorganizuj�cych si� system�w. Organizm �ywy, moleku�a bia�kowa nie znajduj� si� w stanie izolacji, lecz wsp�istniej� ze �wiatem, �walcz� o przetrwanie� � tocz� z tym �wiatem, z jego wp�ywami zak��caj�cymi, gr�, kt�rej wygran� jest kontynuacja, a przegran� � �ustanie�, �mier�, wzrost entropii, chaos. Ale tym � wyborem najlepszej strategii � zajmuje si� teoria gier, nast�pna krewna teorii informacji. S� i inni cz�onkowie tej rozrastaj�cej si� rodziny, np. teoria eksperymentu. I, nareszcie, zarysowuje si� dzi� jako mo�liwo��, matematycznie prawie tylko jeszcze domy�lna, teoria nadrz�dna w stosunku do tamtych wszystkich: og�lna teoria uk�ad�w. W tej teorii zmieszcz� si� ju� wszelkie mo�liwe relacje typu sprz�e� zwrotnych, dzia�a� teleologicznych i �losowych�, synergicznych i antagonistycznych i utworzy ona z nich, jak z drobniutkich element�w, wszechogarniaj�c�, wszystko, co istnieje, przenikaj�c� struktur� uwarunkowa�, wi�zi, tak �e b�dzie w niej miejsce na energetyczne i topologiczne �odczytywanie informacji� atom�w i na fizykalizacj� semantycznych zjawisk dziej�cych si� w neuronowych sieciach m�zg�w, na �j�zyki umowne� znak�w drogowych i drogi, jakimi ludzie dokonuj� odkry�, takich na przyk�ad, �e mo�na znaku �stop� u�y� jako �opaty. Jak r�wnie� b�d� si� w tym kosmicznie obszernym �onie matematycznym znajdowa�y � ujmowane czysto strukturalnie, bo innego j�zyka ni� strukturalny nauka �cis�a nie zna � zjawiska o takim stopniu organizacji, jak elegie, sonety i wiersze. I b�d� one, w analizie, od grafoma�skich odr�nialne.
Ale od tej teorii, nie wiem, wspania�ej czy przera�aj�cej, jeste�my jeszcze bardzo daleko. Chyba jednak � na szcz�cie.
V
Mam nadziej�, �e przez przybli�enie, przez obrazowanie, wi�c sposobami sztuki raczej ani�eli nauki (ale cel, tym razem przynajmniej, u�wi�ca� �rodki) doprowadzi�em czytelnika do zrozumienia, �e teoria informacji, ten kolos naukowy, staje si�, gdy go wprowadzi� w pa�stwo sztuki, bardziej bezradna i zdolna ple�� nonsensy naiwniejsze od trzyletniego dziecka. I to nawet wprowadzona w t� nier�wno podzielon� dziedzin� (bo wi�cej w niej piek�a kl�sk ni� nieba osi�gni��), w pe�ni swego matematycznego rynsztunku, z kt�rego oga�acaj� j� zwykle wierszoznawcy.
Czy to ma znaczy�, �e nale�y cierpliwie oczekiwa� rozwoju tej �og�lnej teorii system�w�, kt�ra za pi��dziesi�t, a mo�e ju� za trzydzie�ci lat wkroczy, szumem elektronowych maszyn, do konwersatori�w i pracowni humanistycznych?
Prosz� zwr�ci� uwag� na seri� przekszta�ce�, jakich dokonali�my w naszej, z jak�e prostych element�w z�o�onej, historii o mokrym �niegu. Czy u�ycie znaku drogowego jako �opaty nie kryje w sobie jakiego� pierwiastka tw�rczego, czy nie tkwi w tym akcie element humoru? A teoria humoru jest r�wnie niedorozwini�ta, r�wnie nie istniej�ca, jak teoria poezji. S�dz�, �e jest to droga prowadz�ca do odkrycia struktur coraz zawilszych, struktur przekszta�caj�cych si� w trakcie ich �odbierania�, przy czym okre�lonym przegrupowaniom, przemianowaniom towarzyszy narastanie swoistych napi��, odczuwane jako wzrost �mieszno�ci, liryczno�ci, tragizmu. � Wydaje si� wi�c, �e istniej� tu szans� wykrycia takich, i tylko takich, typ�w przestrukturowa�, kt�re mia�yby moc praw og�lnych.
Innymi s�owy: teoria informacji, ukazuj�ca, jak daleko mo�na w pewnych dziedzinach doj�� i jak wiele nowego zrozumie� pos�uguj�c si� jedynie miar� ilo�ciow� organizacji, relacji, badaniem aspektu strukturalnego i formalnego zjawisk � winna stanowi� dla humanist�w niejako wytyczn� post�powania w sensie najbardziej og�lnym. Powinna dzia�a� jako bodziec, jako zach�ta do w�asnych, autonomicznych dzia�a� opartych na podobnej metodzie, lecz nigdy � jako zestaw gotowych narz�dzi. Narz�dzia te bowiem s�, paradoksalnie, zarazem zbyt proste, nazbyt ostre i zbyt z�o�one � aby je mo�na by�o u�y� natychmiast; my�l humanist�w powinny one zap�odni�, a nie sk�oni� j� do mechanicznego kopiowania, przenoszenia, �e nie powiem ju� � ulegania snobizmowi, modzie, przez �dosmaczanie� prac gro�nie brzmi�c� terminologi�.
Tak zatem eksperymentowa� warto. Ale ostrzegam przed po�piesznym swataniem fizyki z poezj�, bo ten niebezpieczny zwi�zek sp�odzi� mo�e potworki, do kt�rych �adne z szanowanych rodzic�w si� nie przyzna.
Przedruk z: �Nowa Kultura� nr 21�22 1962
G�OS AUTORA W DYSKUSJI NAD FILOZOFI� PRZYPADKU*
S�dz�, �e b�dzie na miejscu nazwanie przyczyn, kt�re spowodowa�y powstanie omawianej ksi��ki. Motywacja jej napisania by�a intymna: wynik�a z trwale zadziwiaj�cego mnie konfrontowania opinii krytycznych o mojej beletrystyce, powsta�ych w rozmaitych odbiorczych kr�gach � od Japonii po Francj�. Nieprzywiedlno�� wzajemna takich opinii, wcale ju� znieruchomia�ych �rodowiskowo, zadawa�a k�am wszystkiemu, co mog�em przeczyta� na temat �ist