13557

Szczegóły
Tytuł 13557
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13557 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13557 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13557 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PIE�� SWANTIBORA Przedmow� napisa�'. STANIS�AW SWIHKO A t> PRZEDMOWA Ba�nie, podania i legendy, podobnie jak pie�ni ludowe, przys�owia czy zagadki, nale�� w ogromnej swej masie do rozleg�ej dziedziny anonimowej tw�rczo�ci ludowej, okre�lanej do�� cz�sto mianem folkloru (ang. folk � lud, lor� � nauka). Pocz�tki poszczeg�lnych w�tk�w ba�niowych, podaniowych czy legendarnych gin� zazwyczaj w zamierzch�ej przesz�o�ci. Wiadomo jedynie, i� jedne z nich powsta�y na gruncie ojczystym, a inne nale�� do w�tk�w w�drownych. Nie znamy te� najcz�ciej ich pierwotnych autor�w, a jedynie opowiadaczy czy popularyzator�w, przy czym do tych ostatnich nale�� zar�wno niepi�mienni gaw�dziarze, ludowi, jak i najwybitniejsi literaci. Ba�nie nale�a�y zawsze do ulubionej lektury wszystkich narod�w i wszystkich czas�w. Zna�y je dzieje staro�ytne, uprawia�o z upodobaniem �redniowiecze, a i my dzisiaj, w epoce radia, kinematografii i telewizji, ch�tnie je czytamy. W czym tkwi tajemnica wiecznej ich m�odo�ci i aktualno�ci, jak� me mog� poszczyci� si� nieraz utwory nawet najwybitniejszych pisarzy Bwiatowych? Chyba przede wszystkim w tym, i� stwarzaj� one cz�owiekowi perspektywy wyj�cia poza szar� rzeczywisto�� dnia powszedniego, �e realizuj� � oczywi�cie w granicach fikcji literackiej � marzenia ludzkie o �wiecie lepszym, doskonalszym. W ba�niach biedak zdobywa maj�tek, nieszcz�liwy znajduje szcz�cie, chory w cudowny spos�b odzyskuje zdrowie, a s�aby i pokrzywdzony zostaje ksi�ciem lub kr�lem. W ba�niach nie obowi�zuj� te� normy przestrzeni i caasu ani surowe prawa natury. Bohater ba�niowy przenosi si� z miejsca na miejsce, jak chce i kiedy chce, jest wiecznie miody, umie zmienia� sw� posta� fizyczn�, a nawet potrafi osi�ga� nie�miertelno�� � s�owem, w�ada nie- 5 9 -opz 'puaSaj i UBpod 'ni8Bq ljoiqz azssii azsAuaid ais A^iAiBtod zaj �BAviSMBuzopn| nfoMzoj aisajijo m 'n^am XIX �**� ojaidop oq 'ouzod ogop jCaniBJaijj feuizpaizp bj ais ojatsz CaiuAiO�uruS t fazjazg -npojBU l[OitM.lOSB{Ai op d&JS-M. Oy\B\ apfAAYZ at OUBAYOppjJJj �jCzSA�.BZOOd B5[ qOAaAvopna ' iosaTAvodo M. aiizoj :aufiSipj �d^i qoB3uaiurpo luizpoizp z ij[ibav auzai{ z d 'ausBjAi. atoA\.s btera -omqosopo 'ojoizaf -bCz az hnzoJLjo\sii[ b 'ataizp f BAiopuaSa| izo BAi.oraBpod-oAiojnsBq �BAiosjnniBS osouzajeu^zad oijBjsn ze jaru onptuj az �v\ 'q98ods iCzs�iBrazoafBU m. feqos z &is fefnz;i 3Aiopua9a| i 8AVOjuBpod�'OAioiu8Bq i5[ibai uiasBzo 'q�BTOB�sod ni 'qDAisoad qoAAvs m. B�ndaislAi ipuaSaj i BiiiBpod 'anisBq 3zsavbz �auut i o 'qoii9iAvs 'qaB5(inuaz3&ni 'i{3B}O�aodB o nj[n?[ oiausp Aiofaizp z ouzoijAj5|odB ainzBAvazjd avciiz bs puaSa] feuaraog 'qoB.ioidn 'qoBq3BJis o :qoAAiopn| uazj faAvoiuBpod isjjCjBraaj O(j �ataizp oSaiBis Xuina Aza azjoSzAi an p3uiam Xjn3aj 2 �iuiXA\ouajai iuibsjsim. bzbiay ara;aqa ozpaBq BiuBpo,j �uiajz peu Bjqop :oSaA\opnj n;aii|8jout qoBiusBq av i oa oSaraBs oSa� raaiuBAios ojbbz z 'BTJO�siq psu ijudod xoa npfes bqojd tBzaXAVZBZ auo bs tanraiai^j 1 uazjBpz jCnaDO Buaiitj^ anzoAiSBiuBj 'ausejM o nioaBdo m iosojzs ZBjqo Dfetn�{B�Z8H 'bzoji am 5is om�^qz ^Bnpaf irajCuzoXioisxq iraei 2 �TjJOisit[ o i[Xz3 'ojzsazjd od '0{Xq znf oa 'mii o [bz31avzbz bimoiu 1 BiuBpod aj^� o 'ioso{zs^zjd mj {9S0 bh &is bCbobjaiz atusBq a^i q afa^unj auuauupo ooara bCbiu � psaji aaA^sB�uBj 1 t uioiii8Bq ai5jsipq sjbj � ^CpuaSaj t Biuspo �jnsBq i uazjBtu azjajs ai szazsaf isaf nsouiso^ nfoqpod 1 fapjsraaiz ajtiibu tapa autBAvou 'Asbzo 9zsbu oja\dop ��pazjd fetnzipaa qoBUBAvAp naiofelB�is^ o o iij^ -a8oap 05|Bfaiu faf afnjoi t i^ngu fazsBU foAvzoj ^}stAvXzoazi 1 pjaiAi zsaara ajBa o bjci^j 'faisjzpnj ijslui fepjsS -HBA1B BUZO^silJlB JSaf '.tpilJZ I U3ZIBUI 'ifzB�UBJ TOBIBIMS IHIOAIS UlAjBO Z *H8Eq uilAioapi i ralAiopsajj raopsoAviasB{Ai raXj uipj�sIzsAi i5jaizQ | .lq taiuzod z iaqop uj �3IMS Ai 318 B5[A4Od8 8ZSA1BZ 8IU 3[3IA10{ZD imi5|Bt Z 'anZO^�a BAiBjd bywaj�c sobie coraz wi�ksze uznanie. Literaci zainteresowali si� nimi jako wdzi�cznym tworzywem artystycznym, historycy kultury widzieli w nich cenne informacje, a j�zykoznawcy � kapitalny materia� do bada� dziej�w kszta�towania si� j�zyka. Nasza wsp�czesna, powojenna literatura ba�niowo-podaniowa rozwija si� coraz pomy�lniej, a jej okaza�y, wielowiekowy bilans ilustruje najlepiej systematyka polskiej bajki prof. J. Krzy�anowskiego, kt�rej drugie, poszerzone wydanie ukaza�o si� w�a�nie w druku. Niezmiernie interesuj�cy z punktu widzenia literackiego i historycznego, a i nie bez znaczenia dla naszej narodowo�ci, jest fakt, i� coraz cz�ciej pojawiaj� si� obecnie regionalne zbiory ba�ni, poda� i legend z obszaru naszych ziem zachodnich i p�nocnych: z Dolnego �l�ska, Opolszczyzny, Ziemi Lubuskiej, Pomorza czy Warmii i Mazur. Pomorze Zachodnie � w przeciwie�stwie do Pomorza Kaszubskiego, nierozdzielnie zwi�zanego z Polsk� � nale�y do tych region�w Polski, gdzie pobratymczy �ywio� s�owia�ski zosta� w ci�gu wiek�w biologicznie wyt�piony lub prawie doszcz�tnie zgermanizowany. Pozosta�y jednak po nim bogate zabytki kultury materialnej w postaci wspania�ej architektury, pozosta�y wykopaliska archeologiczne, kroniki historyczne i wresz-eie historia nieoficjalna, anonimowa, w postaci ba�ni, poda� i legend. Opowie�ci te, zbierane przez wieki przez mi�o�nik�w folkloru, etnograf�w i j�zykoznawc�w � i to zar�wno Polak�w, jak i Niemc�w � a nast�pnie gromadzone w archiwach czy te� publikowane w r�nych kalendarzach i czasopismach regionalnych, przetrwa�y do naszych czas�w, by �wiadczy� o wsp�lnej historii i wsp�lnej kulturze s�owia�skiej tych ziem. W�r�d powojennych zbior�w ba�ni, poda� i legend, dotycz�cych Pomorza Zachodniego i Kaszubskiego, wymieni� mo�na cho�by publikacje I. Krzy�anowskiej czy ks. Wl. ��gi, a o randze naukowej tych problem�w �wiadczy najwymowniej wspania�e dzie�o prof. G. Labudy pt.: �r�d�a, sagi i legendy do najdawniejszych dziej�w Polski. Zbiorek Gracjana Fijalkowskiego pt.: Pie�� Swantibora, zawieraj�cy trzydzie�ci jeden ba�ni, poda� i legend z Pomorza Zachodniego, jest nowym, cennym ogniwem historycznego �a�cucha, spajaj�cego kultur� Polski centralnej z kultuf� dawnej dzielnicy piastowskiej, odzyskanej dla Macierzy. Jest to opracowanie popularne i mo�e zainteresowa� ka�dego czytelnika. Tematyka poszczeg�lnych opowie�ci zbiorku jest historycznie do�� rozleg�a. Najstarsze w�tki podaniowe dotycz� wieku XII, a wi�c okresu, gdy na poga�skim Pomorzu krzewiono wiar� chrze�cija�sk�. Nale�� tu: podanie o legendarnym Urbs Venetorum na wyspie Wolin, opowie�� o Arkonie na Rugii, stolicy kultu s�owia�skiego �wiatowida, czy wreszcie obrazek z czas�w nawracania Pomorza Zachodniego przez biskupa Ottona z Bambergu (Kl�ska bia�ego boga). Inne podania s� znacznie p�niejsze, cho� wieku ich nie da si� bli�ej okre�li�. Topografia ba�ni, poda� i legend G. Fija�kowskiego jest do�� wymowna: wyspy � Rugia, "Wolin i Uznam; miasta � �winouj�cie, Pyrzyce, Stargard Szczeci�ski, Goleni�w, Nowogard, �widwin, Koszalin i kilkana�cie pomniejszych miejscowo�ci; jeziora � Miedwie, Wierz-chowskie, Jamno, �eba � s�owem, ca�y obszar Pomorza Zachodniego od dawnych granic Polski a� po Odr� i Zalew Odrza�ski. W�tki ba�niowe czy podaniowe, wyst�puj�ce w zbiorku G. Fijaikow-skiego, znane s� przewa�nie i w innych regionach Polski, co oczywi�cie jest argumentem za ich wsp�lnym, s�owia�skim pochodzeniem. Na przyk�ad podanie o niezwyk�ym zarybieniu jeziora Miedwie siejami (Opat Bruno z Koibacza) jest znane r�wnie� folklorowi pogranicznej Ziemi Lubuskiej i okolicom jeziora Wigry na Suwalszczy�nie; rycerze--olbrzymy maj� swych krewniak�w w stolimach kaszubskich, a opowie�ci 0 odmie�cach, upiorach czy zmorach nale�� do w�tk�w wierzeniowych, popularnych w ca�ej Polsce. Pi�kne natomiast podanie o Swantiborze 1 Dobiegniewie jest przyk�adem w�tku w�drownego, wywodz�cego si� z mitu greckiego o Leandrze i Hero, parze kochank�w znad Helles-pontu. Autor operuje barwnym, potoczystym j�zykiem, w�adaj�c swobodnie forma opowiadania, dialogiem czy opisem. Nie sili si� na archaizowanie swych opowie�ci, co w stosunku do j�zyka zachodniopomorskiego by�oby rzecz� do�� ryzykown�, a dawno�e opisywanych czas�w akcentuje jedynie symbolicznie staros�owia�skimi imionami swych bohater�w. W ca�o�ci ksi��ka G. Fija�kowskiego jest now�, cenn� pozycj� m�odej folklorystyki zachodniopomorskiej i nale�y �yczy� jej, by znalaz�a przychylne przyj�cie w�r�d czytelnik�w i godnycfi na�ladowc�w w�r�d pisarzy regionalnych. Bo opowie�ci zaprezentowane przez autora nie wyczerpuj� zasob�w ba�niowych Pomorza Zachodniego. Na pewno wiele jeszcze starych ba�ni, poda� i legend znajduje si� w archiwach i bibliotekach i czeka na swoich odkrywc�w. Na zebranie i opracowanie czekaj� le� ba�nie i podania przyniesione po ostatniej wojnie na teren Pomorza Zachodniego przez ludno�� nap�ywow�, a szczeg�lnie g�sto tu osiad�ych mieszka�c�w dawnych wojew�dztw wschodnich Polski. Gdy postulaty te zostan� zrealizowane i gdy dawny folklor pomorski zwi��e si� z wsp�- 8 czesnym, Ziemi Pomorskiej nie zabraknie pi�knej lektury regionalnej. Pocz�tek jest ju� zrobiony. Na �wie�o odbudowanym z gruz�w zamku piastowskim w Szczecinie str�e nocni widuj� w ksi�ycowe noce bia�y cie� niewie�ci, przesuwaj�cy si� po g�rnych kru�gankach i basztach. "Wie�� gminna g�osi, i� jest to duch opieku�czy ksi�niczki El�biety, �ony ksi�cia pomorskiego, Bogus�awa V, a c�ry Kazimierza Wielkiego. Ziemia Pomorska porasta w now�, �yw� legend� wi���c� jej przesz�o�� z tera�niejszo�ci�. STANIS�AW �WIRKO PODANIE O Z�OTYM GRODZIE o morzu Ba�tyckim p�yn�� samotny okr�t o przedziwnie smuk�ych kszta�tach. �agle trzepota�y na wietrze i nios�y go hen na po�udnie, ku niewidocznym brzegom. L�d musia� by� niedaleko, bowiem nad masztami unosi�y si� ju� krzykliwe mewy i natarczywie domaga�y si� �eru. Na pok�adzie sta�o dwoje ludzi. Jeden z nich, ubrany w kosztowne szaty, zdawa� si� by� kim� znacznym. Wysun�� si� nieco do przodu, za�o�y� r�ce na piersi, os�oni�tej kutym w srebrze p�pancerzykiem, i patrza� milcz�co na wod�. Na jego m�odej, niemal dzieci�cej twarzy malowa� si� wyraz jakiego� oczekiwania, oczy ja�nia�y niezwyk�ym blaskiem, policzki krasi� rumieniec widoczny pod delikatnym zarostem. Raz po raz opuszcza� lew� r�k� i k�ad� na r�koje�ci mieczyka przypasanego do boku. Ruch ten by� jednak �asodny � snad� nie w wojennych zamiarach p�yn�� m�ody rycerz ku pomorskim wybrze�om. Mo�e poselstwo jakowe� sprawowa�? A mo�e chcia� na w�asne oczy zobaczy� �w z�oty gr�d, o kt�rym dziwne wie�ci kr��y�y po ca�ym �wiecie? Pr�no docieka�, z jak� tajemn� misj� p�yn�� du�ski ksi��� do z�otych bram Winety. 11 Tu� za dostojnym m�odzie�cem sta� cz�owiek odziany w szary habit przepasany konopnym sznurem. Pod nasuni�tym na g�ow� kapturem wida� by�o jego such�, wiatrami spalon� twarz, zapad�e w g��b oczy i poruszaj�ce si� modlitewnym szeptem usta. Jaka� surowo�� bi�a od tej wysokiej postaci, a mo�e tylko szmat gorzkiego, pe�nego wyrzecze� i umartwie� �ywota? Hej, ile� to krain przew�drowa� ojciec Gaudenty, nim zosta� opiekunem i nauczycielem m�odego kr�lewicza! Niegdy� za m�odu zrywa� ki�cie winogron na s�onecznych pag�rkach Italii, potem w�drowa� w�r�d piask�w afryka�skiej pustyni, ogl�da� przepych na kr�lewskich dworach Kastylii i Navarry... Odbieg�o gdzie� daleko modlitewne skupienie. Powoli z mg�y wspomnie� wy�ania�y si� obrazy � drobne �cie�ki, zagubione na dalekich pielgrzymich szlakach. Jedne �wie�e jeszcze i barwne, inne szare, niewyra�ne. Dla siebie � kostur p�tniczy i kromka suchego chleba, dla ludzi � wszystko. I teraz, gdy ojcowskim spojrzeniem ogarnia� sylwetk� m�odego ksi�cia, rysy jego twarzy �agodnia�y, na ustach za� pojawia� si� u�miech. � Ojcze Gaudenty... My�li pielgrzyma wr�ci�y z dalekich krain. Zn�w widzia� przed sob� posta� du�skiego kr�lewicza, znowu stopami dotyka� pok�adu okr�tu. � S�ucham ci�, ksi���! � odpowiedzia� g�osem, w kt�rym nie zna� by�o �ladu prze�ytych wzruszer� Eryk odwr�ci� si� w stron� opiekuna, lecz po chwili znowu skierowa� wzrok na morze. W jego oczach malowa� si� wyraz jakiej� nieuchwytnej t�sknoty i jednocze�nie ciekawo�ci. � Powiedz mi, ojcze, prawda to, �e w grodzie onym, kt�ry dzi� jeszcze ogl�da� nam przyjdzie, bramy pa�ac�w z�otym kruszcem wyk�adane, �e blask od nich wspania�y jako od s�o�ca bije? 12 � Prawda to, panie � odpowiedzia� mnich. � I bogactw tam pono� mnogo�� nieprzebrana? � �ciany pa�ac�w z marmuru budowane... � A ludzie jacy? * Ojciec Gaudenty zamilk� i odwr�ci� twarz. � Czemu zamilk�e�? Powiedz! � O ludziach? � Tak. � M�ody jeste�, ksi���, lecz rozum masz stateczny, godny dojrza�ego m�a. Dop�yniesz, obaczysz, sam sobie odpowiesz. Eryk nie pyta� wi�cej. Tymczasem kr�g s�oneczny powoli schodzi� w d�. Morze zmieni�o barw�: sta�o si� granatowe, niemal czarne. Okr�t odk�ada� na boki r�wne skiby wody, a wiatr jakby troch� przycich�. Nagle w oczach Eryka pojawi� si� b�ysk o�ywienia. Zrobi� krok naprz�d i gwa�townie wyci�gn�� r�k� przed siebie. � Sp�jrz tylko, ojcze... ziemia! � zawo�a� dr��cym z podniecenia g�osem. Wzrok Gaudentego pobieg� we wskazanym kierunku. Przed nimi rysowa�y si� coraz wyra�niej brzegi wysp Uznam i Wolin. Odblask zachodz�cego s�o�ca z�oci� wysmuk�e wie�e i dachy jakiego� wspania�ego grodu otoczonego zieleni� las�w. Fale uciszy�y si� zupe�nie, powierzchnia morza by�a g�adka jak lustro. Z piersi obu podr�nik�w unios�o si� westchnienie zachwytu, a usta wyszepta�y jednocze�nie t� sam� nazw�: � Wi�eta...! * Poprzez bramy grodu, w stron� portu i z powrotem, po ulicach przelewa�a si� niezmierzona ci�ba ludzka. U st�p wa��w obronnych, szerokim pier�cieniem opasuj�cych Winet�, i w spotykanych co krok gospodach � wsz�dzie s�ycha� by�o * Obja�nienia na ko�cu ksi��ki. 13 r�noj�zyczny gwar. Tu ormia�scy kupcy zachwalali przywiezione z dalekiego wschodu towary, tam znowu, ubrani w d�ugie, bia�e szaty, przechadzali si� ciemnolicy Arabowie, Gdzie indziej jeszcze kosztowny diadem, wpi�ty w jedwabny turban, �wiadczy� o bogactwie i dostojno�ci przybysza zza m�rz i l�d�w. Z�oto i srebro, drogie kamienie pe�nymi gar�ciami w�drowa�y z r�k do r�k, a trzosy miejscowych kupc�w i szyn-karzy p�cznia�y nieustannie. W gospodach la�o si� strumieniami najprzedniejsze wino, a pi�kne Greczynki w prze�roczystych szatach ta�czy�y przy d�wi�ku uderzaj�cych o siebie czar. Ksi��� Eryk wraz z ojcem Gaudentym przeciskali si� przez rozkrzyczany i rozgor�czkowany t�um. Ogl�dali towary roz�o�one na straganach lub wprost na ziemi pod murami grodu, wst�powali do gospod, s�uchali pijanych wrzask�w, k��tni handlarzy i wyzwisk oszust�w. Eryk ch�on�� nieprawdopodobny obraz szeroko otwartymi oczyma. Przyzwyczajony do surowych obyczaj�w p�nocnego kraju, ze zgroz� s�ucha� tego wszystkiego i rozgl�da� si� woko�o na p� przytomny. � Czy �ni�? � pyta� raz po raz swego opiekuna i nauczyciela. Ojciec Gaudenty szed� z opuszczon� g�ow� i tylko u�miecha� si� z gorycz�. � Patrz, ksi���, na wszystko, co si� wok� ciebie dzieje, i miej uszy otwarte � poucza� m�odego rycerza. � Chciwo�� i ��dza bogactw wypleni�y z tych ludzi|wszelkie inne uczucia. Nie masz tu miejsca na mi�osierdzie i pomoc ubogim, nie znajdziesz wsp�czucia dla nieszcz�liwych. Ka�dy tutaj chce si� wynie�� nad innych, st�d zawi��, przekupstwo i niesprawiedliwo�� na ka�dym kroku. � Czemu wi�c nie u�yj� swych bogactw na dobro? � Zapomnieli! W tej�e chwili obaj ujrzeli rozst�puj�cy si� t�um. Gdzie� 14 w g��bi ulicy s�ycha� by�o g�o�ne j�ki. Kto� wo�a� p�aczliwym g�osem: � Ratujcie, dobrzy ludzie, nie dajcie zgin��! Wkr�tce ukaza� si� cz�owiek wleczony pod r�ce przez kilku uzbrojonych pacho�k�w. Twarz mia� sin� i spuchni�t�, do czo�a przylepia�y si� skrwawione kosmyki w�os�w. Pod podart� na strz�py koszul� wida� by�o g�ste �lady uderze� kijem. Zakute w �a�cuchy nogi zaledwie mog�y ud�wign�� ich ci�ar. � C� takiego uczyni� �w cz�owiek? � zapyta� Eryk. � Nie wiem � odrzek� Gaudenty. � Pos�uchajmy, co ludzie m�wi�. T�um na ulicy powi�kszy� si�. Ju� teraz mniej by�o strojnych w jedwabie kobiet i opas�ych kupc�w. Z pobliskich bram wylegli szaro ubrani ludzie. � Tetk� wiod� do lochu! � odezwa� si� kto� z boku. � Jakiego Tetk�? � Tego od szynkarza Bardoka. S�u�y� u niego przesz�o p� roku za darmo, a jak si� upomnia� o swoje, to go do lochu. � Bogacz przekl�ty! �eby si� z�otem ud�awi�! �eby go... � Cicho! Jeszcze kto� doniesie. Bardok mocny. Rad� przekupi i ciebie te� za nim wy�le! � odezwa� si� czyj� ostrzegawczy g�os. Obaj przybysze usun�li si� z t�umu i poszli dalej, bo ju� na nich zwracano uwag�. � �li tutaj ludzie! � powtarza� ojciec Gaudenty. � �li i m�ciwi. Jednym bogactwo, innym ��dza w�adzy odebra�a serce i rozum. St�d te� z�o wszelkie jak chwast si� pleni. � Jak�e tedy kara na nich nie spadnie? � zapyta� Eryk. � Nie nasza w tym moc, mi�o�ciwy ksi���. Id�c ulic� znale�li si� niespodzianie obok pewnej gospody. Z jej wn�trza wytoczy�o si� kilkunastu mocno podpitych kompan�w. Dostatnie ubiory i pewno�� siebie, z jak� patrzyli woko�o, �wiadczy�y, �e posiadaj� w grodzie nie byle jakie znaczenie. Ludzie usuwali si� na boki, lecz Eryk z Geudentym, 15 zaj�ci rozmow�, nie zauwa�yli ich do�� wcze�nie i zetkn�li si� z nimi prawie oko w oko. Nast�pi� kr�tki moment wahania. Wtem jeden z kompan�w wyst�pi� nieco naprz�d, przekrzywi� g�ow� z drwi�cym u�miechem i szarpn�� mnicha za rami�. � A c� to za cudak w szarym worku w��czy si� po ulicy z go�ow�sem u boku? � zawo�a�. Pozostali rykn�li pijackim �miechem. Twarz Eryka poczerwienia�a z gniewu. Ju� chcia� si�gn�� po mieczyk, lecz jego opiekun nieznacznym ruchem r�ki powstrzyma� go. � Przecie wam w drog� nie wchodzim � odrzek� spokojnie. Chcia� przej�� obok, lecz napastnik zaszed� go z przodu. � Hej�e! � zawo�a� � a c�e� to taki hardy? Gadaj, co� za jeden! Ojciec Gaudenty z�o�y� przed sob� r�ce i nisko pochyli� g�ow�. � S�uga Chrystusowy � odpowiedzia� z pokor� w g�osie. � Jakiego Chrystusa? Nie znamy takiego! � Boga chrze�cijan, kt�rego wiar� g�osz�. Oczy kompan�w zapali�y si� z�ym ogniem. Podeszli bli�ej zaciskaj�c pi�ci. Dooko�a zebra� si� t�um ciekawych. � Precz z grodu! � wrzasn�� nagle jeden z napastnik�w. � Mamy swoich bog�w, nie trzeba nam innych. Nie trzeba nam �adnych bog�w! Ludzi tu burzy� przyszed�e�, h�? Precz st�d, precz! � krzycza�, a� piana wyst�pi�a mu na usta. � Nie blu�nij � rzek� mnich spokojonie � bom nie wojowa� tu przyszed�. B�g chrze�cija�ski mi�osierdzie czyni� ka�e i pokut� za nieprawo�ci ludzkie. Bacz, by� nieszcz�cia... Rzucony czyj�� r�k� kamie� uderzy� Gaudentego w g�ow�. Po twarzy sp�yn�a stru�ka ciep�ej krwi. Mnich zachwia� si� na nogach i by�by upad�, gdyby go Eryk natychmiast nie podtrzyma�. � Zostaw miecz, Eryku � szepn�� cicho. � Niech im to 16 b�dzie darowane, a ty si� w walk� nie wdawaj, bo� wielu ich na ciebie jednego. Pami�taj, po co� tu przyby�. Us�ucha� ksi��� Eryk rady opiekuna i podtrzymuj�c go wyprowadzi� z t�umu. Za nimi goni�y �miech i wyzwiska. W kajucie panowa�a niezno�na duchota. Gaudenty z trudno�ci� porusza� si� na �o�u i co chwila budzi�. Rana, mimo �e opatrzona, dokucza�a niezmiernie. M�czy� si� tak od paru godzin. Czasem na chwilk� wraca�a przytomno��. W�wczas zwil�a� wargi �ykiem wody ze stoj�cego obok kubka i zn�w zapada� w pe�en majak�w sen. Lecz oto w pewnym momencie otoczy�a go nagle jaka� przedziwna jasno�� i jakby gdzie� z oddali dobieg� wyra�ny g�os: � Dope�ni�a si� miara z�ego i wyrok na Winet� zosta� wydany. Podnie�cie kotwic� i odp�ywajcie co rychlej! Gaudenty przebudzi� si� raptownie. Z trudem zebra� rozproszone my�li. B�l pod czaszk� usta�, lecz tajemniczy g�os d�wi�cza� wyra�nie w uszach powtarzaj�cym si� wci�� ostrze�eniem: � Odp�ywajcie natychmiast, odp�ywajcie! Zwl�k� si� z pos�ania i nie czekaj�c uda� si� do ksi�cia. R�kami obmacywa� �ciany, kieruj�c si� pami�ci�, woko�o bowiem otacza�a go nieprzenikniona ciemno��. � Co to? � zawo�a� Eryk, zbudzony g�o�nym stukaniem. � Kto zak��ca mi sen? � To ja, ksi���! Wie�� wa�n� przynosz�. �� Jak�e mo�esz, ojcze, chodzi� w takim stanie! � zawo�a� stroskany Eryk, gdy pozna� g�os opiekuna. � P�jd�, pomog� ci si� po�o�y�. Jutro skoro �wit udam si� do dow�dcy zbrojnej za�ogi grodu. Napastnicy musz� ponie�� kar�! � Porzu�, ksi���, trosk� o mnie � rzek� na to Gaudenty � bowiem czuj� si� dobrze. Nie szukaj te� sprawiedliwo�ci, gdy� wyroki ju� zapad�y. � Jakie� to wyroki? :� zdziwi� si� Eryk. 1 Pwtt Swaotibora 11 � Nie pytaj o nic, tylko ka� zaraz podnie�� kotwic� i wyp�yn�� na morze. � Teraz? � Natychmiast, je�li mamy ocale�. Wyszli na pok�ad. Owion�� ich powiew �wie�ego powietrza. � Wiatr wieje od l�du � powiedzia� Gaudenty. � Odp�ywajmy, Eryku, odp�ywajmy natychmiast! Nad z�otym grodem zawis�a kara! Noc by�a ksi�ycowa. Wiatr unosi� w morze samotny okr�t i zostawia� za nim iskrz�c� si� na wodzie smug�. Eryk wraz z opiekunem spogl�dali w milczeniu na oddalaj�c� si� Winet�. W powietrzu wisia�a jakowa� groza, cho� przecie� nic nie wskazywa�o na to, by za chwil� mia�o si� co� wydarzy�. Nagle nad z�otym grodem ukaza�a si� jasna �una. Sp�ywa�a gdzie� z niebieskich wy�yn, opada�a coraz ni�ej. Dachy i wie�e rozb�ys�y ca�� wspania�o�ci�. Lecz r�wnocze�nie rozszumialy si� morskie g��biny. Z�owrogi pomruk wzmaga� si� coraz bardziej, pot�nia� z ka�d� chwil�, a� wreszcie przemieni� si� w og�uszaj�cy huk. Na oczach odp�ywaj�cych �eglarzy gr�d zapada� powoli w otch�a�. Po pewnym czasie w miejscu, gdzie jeszcze niedawno b�yszcza�y smuk�e wie�e, rozpostar�y si� nieprzeniknione ciemno�ci. JESIOTBY BRACISZKA URBANA I rzyszed� brat Urban nad brzegi Zalewu. Zarzuci� w�dki na wod� � ot tak, z przyzwyczajenia. Chodzi�o mu nie tyle o z�owienie ryby, ile o chwil� wytchnienia, o wypoczynek dla sko�atanej r�nymi zmartwieniami g�owy. Mia� brat Urban tych k�opot�w co niemiara, oj mia�! Od wielu lat pe�ni� funkcj� kucharza w tutejszym klasztorze i ju� mu to wszystko bokiem wychodzi�o. Jeszcze w letnich, a szczeg�lnie jesiennych miesi�cach � p� biedy. Poczciwi wie�niacy danin� zewsz�d sami przynosili, owocami swej pracy na wodach i roli z klasztorem si� dzielili. Czynili to nawet ochotnie, bez przymusu, bo i wiele dobrego od owych �wi�tk�w zyskali. Znali ci przybysze znau Warty i innych dalekich krain wiele po�ytecznych rzeczy: rol� po nowemu uprawia� nauczyli, �e plony w dw�jnas�b rodzi�a, ludzi i domowe zwierz�ta zio�ami leczy� umieli, tote� na wdzi�czno�� tutejszych mieszka�c�w 19 rzetelnie sobie zas�u�yli. Mia� tedy brat Urban w spi�arni nie najgorsze zapasy i m�g� wsp�braciom dogodzi�. spada�y na niego w okresac� wielkiego postu, kiedy surowa regu�a zakonna, pilnie przez opata przestrzegana, nakazywa�a umartwianie cia�a i wstrzemi�liwo�� w jedzeniu. Co si� w�wczas nas�ucha� utyskiwa� i �al�w! Starczy�o tego na ca�y rok. A przecie� nie m�g� inaczej, tylko tak, jak mia� przykazane. Poszed� wi�c biedaczysko nad wielk� wod�, by troch� w samotno�ci odpocz�� i cho�by na jaki� czas uwolni� si� od dokuczliwych nagabywa� braciszk�w. Panuj�ca woko�o cisza i �wie�y powiew, p�yn�cy od strony Zalewu, dzia�a�y koj�co. Za�o�y� r�ce na piersiach i zapatrzy� si� przed siebie. My�lami ulecia� hen w ojczyste strony, gdzie wie�e pozna�skiego grodu kr�luj� nad szerok� r�wnin�, a Warta toczy swe p�owe wody, d���c do starszej siostrzycy Odry. Poczu� jak�� dziwn� t�sknot� chwytaj�c� za serce. Ko�o zachodu s�o�ca brat kucharz chcia� zwija� w�dki i wraca� do zwyk�ych zaj��, gdy nagle na l�ni�cej wodzie zauwa�y� jaki� ruch. Nie raz ju� przygl�da� si� zabawom drobnych rybek, kt�re pod wiecz�r wp�ywaj� tu� pod sam� powierzchni� i pl�saj� jak tanecznice. Czasem umykaj� przed okoniem czy te� innym drapie�nikiem i wtedy rozsypuj� si� jak piasek po wodzie. Jednak�e to, co teraz spostrzeg�, tak dalece r�ni�o si� od zwyk�ych przejaw�w podwodnego �ycia, �e natychmiast zmieni� zamiar; zbli�y� si� jeszcze bardziej do brzegu i patrzy�, co si� dzieje. G�adk� powierzchni� pru�y dwa ostre grzebienie. Ci�y j� p�yn�c obok siebie na kszta�t podwodnych statk�w i zostawia�y za sob� rozszerzaj�ce si� klinowate bruzdy. � Nie do wiary! � szepn�� do siebie brat Urban, gdy w niewielkiej odleg�o�ci ujrza� dwa ogromne jesiotry. P�yn�y wprost na niego i po chwili t�uk�y si� przy brzegu w p�ytkiej fali przyboju. 20 Urbanowi a� dech zapar�o w piersiach. Powolutku, by ich nie sp�oszy�, wyci�gn�� w�dki z wody, w�o�y� �wie�� przyn�t� i zarzuci� w pobli�u p�ywaj�cych ryb. Czeka� z bij�cym sercem. Raptem jeden z jesiotr�w porwa� hak z przyn�t� i poci�gn�� za sob� w�dk�, drugi natomiast plasn�� ogonem i gdzie� znikn��. Brat Urban nie ogl�da� si� ju� na drug� w�dk�, lecz ca�� uwag� skupi� na schwytanej rybie. Z�apa� za sznur � w d�oni poczu� lekkie szarpni�cie. Ci�gn�� bardzo ostro�nie, zwa�aj�c na ka�dy ruch. Ale, rzecz dziwna, ogromny jesiotr poddawa� si� prawie bez oporu. Tego do�wiadczony rybak nie m�g� zupe�nie zrozumie�. Zna� przecie� to rzemios�o od dziecka. Czasem szczupak, kt�ry zaledwie wystarcza� na jeden skromny posi�ek, walczy� tak zajadle, �e musia� u�y� ca�ego do�wiadczenia i sprytu, by go wreszcie z wielkim trudem wyci�gn��. Ten za� olbrsym szed� za r�k� jak drobna p�o� i bez najmniejszego oporu da� si� uj�� pod skrzela. Rozja�ni�o si� oblicze brata Urbana. Czym pr�dzej zwin�� w�dki, przerzuci� przez rami� ci�k� zdobycz i poszed� boczn� �cie�k� do klasztoru. Zale�a�o mu, by go nikt po drodze nie spotka� � chcia� braciszkom przygotowa� niespodziank�, o jakiej nawet nie marzyli. Oj uciesz� si� zg�odniali bracia, uciesz�! Sam opat na pewno pochwali zmy�lnego kucharza! Wszed� ma�� furtk� ukryt� w klasztornym murze, przebieg� chy�kiem przez opustosza�y dziedziniec i natychmiast zamkn�� si� w kuchni. Powr�cili braciszkowie z codziennych zaj��, kr�cili si� pod drzwiami, pukali, stukali � nie wpu�ci� nikogo. � Zostawcie mnie w spokoju, polewka mi si� przypali�a! � odpowiada� natarczywym. � Poczekajcie godzink�, b�dzie �wie�a. ) Chodzili wi�c po korytarzach markotni i zagniewani, bo ju� si� pora wieczerzy zbli�a�a. C� jednak mieli robi�? Radzi, nie radzi, musieli czeka�. Tymczasem brat Urban zwija� si� jak w ukropie, �miej�c si� w duchu ze swego pomys�u. 21 Kiedy wreszcie zakonni bracia siedli przy sto�ach w oczekiwaniu na skromny posi�ek, ze zdziwieniem spogl�dali na puste miski stoj�ce przed nimi. Zwr�cili twarze w stron� kuchennego wej�cia i czekali niecierpliwie, kiedy wreszcie uka�e si� brat kucharz z pomocnikami i gar postnej polewki. Na koniec otworzy�y si� drzwi i oto pop�yn�� stamt�d tak niezwyk�y zapach, �e zgromadzeni w refektarzu mnisi szeroko otworzyli oczy i w niemym zdumieniu zacz�li spogl�da� jeden na drugiego. Nozdrza �echta�a wspania�a wo� gotowanej ryby, lecz jeszcze sami sobie nie wierzyli. Dopiero kiedy w drzwiach ukaza�a si� tryumfalnie u�miechni�ta twarz kucharza, kt�ry ruchem r�ki przywo�a� do siebie pomocnik�w � zapanowa�a w�r�d braci powszechna rado��. Brat Urban z namaszczeniem rozdziela� porcje i po chwili ka�dy z zakonnik�w mia� ju� przed sob� kawa�ek pachn�cej, smakowicie przyrz�dzonej ryby. Nawet surowy zwykle i milcz�cy przeor siedzia� u�miechni�ty i trzyma� ryb� w palcach, wyjmuj�c z niej co grubsze o�ci. � Jak�e� to, bracie Urbanie, tak� niespodziank� nam zgotowa�? � zapyta� �askawie, kiedy wszyscy zaspokoili ju� pierwszy g��d. � Sam tego zrozumie� nie mog�, przewielebny ojcze � odpowiedzia� Urban, sk�aniaj�c si� pokornie � co� podobnego wydarzy�o mi si� po raz pierwszy w �yciu. � Jak�e si� tedy rzecz mia�a? Brat Urban nie zamierza� niczego ukrywa�. Dok�adnie opowiedzia� prze�o�onemu i zaciekawionymi braciszkom o swej wyprawie nad Zalew i przedziwnym po�owie. Na g�ow� uszcz�liwionego kucharza posypa�y si� tak gor�ce pochwa�y, �e a� przeor musia� je nieco powstrzyma�. Powsta� z �awy i podni�s� w g�r� obie d�onie. Gwar w refektarzu uciszy� si� natychmiast. � S�uszna rado�� wype�nia serca wasze, bracia moi � rzek� sk�adaj�c r�ce do modlitwy � nic w niej z�ego nie widz�. 22 Wprz�dy jednak Stw�rcy za jego szczodrobliwo�� podzi�kowa� nam nale�y, i� �ask� nam zechcia� okaza�. G�owy mnich�w pochyli�y si� w kornej modlitwie. Nast�pnego roku podczas wielkiego postu znowu podp�yn�y w pobli�e klasztoru dwa wielkie jesiotry i zn�w wyg�odniali mnisi z rado�ci� powitali na sto�ach kucharskie dzie�o brata Urbana. Kiedy co roku powtarza�o si� to samo � poznali w tym zakonnicy wyra�n� pomoc Stw�rcy. Tym pilniej wi�c wykonywali swe obowi�zki, dla wyra�enia za� wdzi�czno�ci postanowili raz na zawsze tylko jednego jesiotra ka�dego roku od�awia�, aby �akomstwem ni chciwo�ci� nie grzeszy�. Tak post�powali przez wiele lat. Tymczasem brat Urban powr�ci� w swoje rodzinne strony, inni starsi bracia r�wnie� zostali odwo�ani do macierzystych klasztor�w. Niekt�rzy pomarli i spocz�li snem wiecznym na pomorskiej ziemi, a ich miejsce zaj�li m�odsi. Pewnego roku � jak zwykle w czasie wielkiego postu � pojawi�y si� na wodach Zalewu dwa szczeg�lnie wielkie jesiotry. Dla braci wyb�r by� trudny: kt�rego z�owi�, a kt�rego zostawi� w spokoju? � S�uchajcie! � rzek� w�wczas jeden z m�odszych. � Dlaczego w�a�ciwie nie mamy skorzysta� z nadarzaj�cej si� okazji? Spr�bujmy z�owi� obie ryby, mo�e nam si� uda! Po co b�dziemy ogl�da� si� na to, co dawniej by�o! Powodowani chciwo�ci� -� pierwszy raz bracia zakonni z�amali ustalony od wielu lat porz�dek i z�owili oba jesiotry. Rado�� ich nie mia�a granic. Kiedy p�niej siedzieli przy pe�nych misach smacznej ryby, jeden przez drugiego dziwili si� w�asnej g�upocie, �e w poprzednich latach nie post�powali tak samo. -� Na przysz�y rok zrobimy podobnie! � obiecywali sobie. Lecz w nast�pnym roku daremnie czekali. Ryby nie pojawi�y si� w wodach Zalewu ani tego roku, ani w dalszych 23 latach. W�wczas zrozumieli lekkomy�lni bracia, �e nadu�yli dobroci Bo�ej i sami sobie tym sposobem wyrz�dzili szkod�. Skruszeni kar�, pewnego roku szczeg�lnie umartwiali si� i pokutowali. W�wczas dobry B�g ulitowa� si� nad nimi i p�niej zn�w co roku jesiotry pojawia�y si� w wodach Zalewu. * To wszystko dzia�o si� przed wielu, wielu laty na wyspie Uznam, w klasztorze Grabowo, zbudowanym przez ksi�cia Ra-cibora i jego ma��onk� Przybys�aw�, polsk� kr�lewn�, c�rk� Boles�awa Krzywoustego. O ZACZAROWANEJ KSIʯNICZCE SYGRYDZIE a po�udnie od �winouj�cia wznosi si� poro�ni�te lasem wzg�rze, kt�re tutejsza ludno�� od niepami�tnych czas�w nazywa G�r� Che�msk�. Na szczycie owego wzg�rza sta� przed wiekami wspania�y zamek rycerski. Jego z�ocone wie�e i baszty obronne g�rowa�y nad ca�� nadmorsk� krain�, a znak rodowy, zatkni�ty na najwy�szej z wie�, dumnie �opota� w powiewach wiatru. Stug�bna wie�� o niezmierzonych bogactwach ksi�cia Sobibora i urodzie jego c�rki Sygrydy bieg�a daleko w �wiat. Wspominano o nich cz�sto na zachodnich dworach kr�l�w i udzielnych ksi���t. Kt�ry� wi�c z m�odych i dzielnych rycerzy, szukaj�cych po �wiecie damy swego serca, m�g� si� oprze� pokusie odwiedzenia dumnej siedziby i ubiegania si� o r�k� pi�knej Sygrydy? Przyje�d�ali tedy znamienici rycerze, ws�awieni w bojach i dworskich turniejach, ho�dy ksi�niczce sk�adali, bardowie za� uk�adali pie�ni, s�awi�c ich czyny. Daremne jednak by�y starania rycerzy. Pie�ni bard�w i tru- 25 ba dur�w zostawa�y bez echa. Dumny ksi��� Sobibor odtr�ca� po kolei wszystkich konkurent�w, bowiem �aden z nich nie wydawa� mu si� godny r�ki c�rki. W �adnym z nich nie widzia� dziedzica licznych w�o�ci i nagromadzonych bogactw. Czeka� na kr�lewicza, by z�ota korona mog�a spocz�� na skroniach c�rki. W�wczas dopiero jego niezmierzona pycha by�aby zaspokojona. Jednak�e oczekiwany kr�lewicz si� nie zjawi�. Jedna za drug� mija�y pory roku, coraz rzadziej zagl�dali m�odzi rycerze do nieprzyst�pnej siedziby, ksi�niczce Sygrydzie przybywa�o lat. Wraz z up�ywem czasu zmienia�o si� r�wnie� jej usposobienie. Wi�d�a uroda, grymas zniech�cenia i gniewu coraz cz�ciej pojawia� si� na jej licach. Nie jeden raz s�u�ba musia�a s�ucha� gorzkich wym�wek swej pani, bardzo cz�sto w chwilach niepohamowanego gniewu ksi�niczka wymierza�a niesprawiedliwe kary za najdrobniejsze uchybienia. Pustka, nuda i echa barwnej przesz�o�ci wyziera�y z ka�dego k�ta � komnatach. Kiedy �mier� okry�a cieniem powieki Sobibora, wydawa�o si�, �e po okresie �a�oby w zamkowe mury na nowo zawita �ycie. Jak przed laty otworz� si� szeroko zamkowe wierzeje, komnaty rozbrzmiewa� b�d� pie�niami bard�w i weso�ym gwarem ucztuj�cych go�ci. Niestety, nadzieje okaza�y si� pr�ne. Mimo �e dawno up�yn�� okres �a�oby, nic si� w ksi���cej siedzibie nie zmieni�o. Daremnie Sygryda wygl�da�a przez okna, oczekuj�c przybycia konkurent�w. Ci, kt�rzy si� niegdy� starali o jej r�k�, zd��yli ju� uwi� w�asne gniazda, m�odszym zacnie u�miecha�y si� zaloty do przywi�d�ej i znanej z kapry�nego charakteru ksi�niczki. Nawet jej wielkie bogactwa nie wabi�y nikogo. Sygryda zamkn�a w sobie ura�on� dum� i sta�a si� jeszcze bardziej cierpka. A� razu pewnego zjawi� si� w okolicy jaki� nieznany rycerz. Wida� by�o, �e przybywa z dalekiego kraju � �wiadczy�y 26 o tym nie ogl�dane w tych stronach ubi�r i rynsztunek. Kiedy przeje�d�a� przez pomorskie osiedla, wszyscy mieszka�cy z zaciekawieniem przygl�dali si� ros�emu, karemu rumakowi i srebrzystej zbroi, okrytej czarnym p�aszczem. Musia� to by� zapewne kto� znamienity, towarzyszy�o mu bowiem dw�ch giermk�w, r�wnie� bogato odzianych. Przyby� nieznany rycerz w zamkowe progi. Zeskoczy� z konia, pok�oni� si� godnie Sygrydzie i rzek�: � Pi�kno�� twoja, ksi�niczko, znana jest w wielu krajach na r�wni ze s�aw�, jaka otacza tw� wspania�� siedzib�. Wie�� 0 tym kaza�a mi si� uda� w dalek� drog� i przyby� tu, by wszystko na w�asne zobaczy� oczy. Sygryda r�wnie� z godno�ci� pochyli�a g�ow� i odpowiedzia�a dwornie: � Mi�o mi s�ysze� te pi�kne s�owa, nieznany rycerzu, cho� wiele w nich przesady. Zechciej, prosz�, rozgo�ci� si� tutaj, bo�, mniemam, zdro�on wielce, jako te� i poczet tw�j odpoczynku potrzebuje. Rycerz podzi�kowa� za zaproszenie i uda� si� do wskazanej komnaty. Tymczasem s�u�ba zamkowa zaj�a si� jego lud�mi 1 ko�mi. * Obiad przeci�gn�� si� do p�nych godzin wieczornych. Siedzieli we dwoje przy wielkim stole zastawionym wyszukanymi potrawami w srebrnych i z�otych naczyniach. Go�� rzadko si�ga� po puchar z winem, jad� pow�ci�gliwie, natomiast wiele opowiada� o dworach, na kt�rych bywa�, i rycerskich turniejach, w kt�rych bra� udzia�. Chocia� stara� si� m�wi� cicho, jednak�e g�os jego rozlega� si� echem po pustej komnacie i gin�� wysoko w�r�d �uk�w sklepienia. Po sko�czonym obiedzie wyszli na kru�ganek i stan�li w miejscu, sk�d mogli swobodnie patrze� na rozci�gaj�ce si� u st�p zamku pola. Oboje milczeli zatopieni we w�asnych my�lach. 27 �Niechaj zobaczy nie w�o�ci �w rycerz z dalekiej krainy, niech o nich opowiada po powrocie w swe strony �� rozmy�la�a ksi�niczka. � Mo�e przyjedzie tu kto� godny, komu oddam serce i r�k�." Lecz obcy rycerz inne zamiary wa�y� w sercu swoim. Odwr�ci� wzrok od roztaczaj�cego si� przed nim widoku i rzeki do Sygrydy: � To wszystko, com si� obaczy� spodziewa�, przesz�o moje oczekiwania, jak i go�cinno��, kt�r� mi okaza� raczy�a�. Ho�d oddaj�c twej pi�kno�ci i szlachetno�ci, prosz� o twoj� r�k�. Towarzyszy� ci pragn� do ko�ca moich dni. Ona jednak pozosta�a nieczu�a na brzmienie tych g�adkich o�wiadczyn. Spojrza�a na swego go�cia ch�odnym wzrokiem i pogardliwie wykrzywi�a usta. � Wielki mi czynisz zaszczyt, dostojny rycerzu �� odpowiedzia�a � je�li jednak w tym celu tutaj przyby�e�, pr�na by�a twoja droga. Nie pragn� zam��p�j�cia, a przy tym s�awa, 0 kt�rej m�wi�e�, nie wydaje mi si� r�wna godno�ci, kt�r� chcia�by� osi�gn��. Przyjmij tedy chwilow� go�cin�, a potem wracaj w swoje strony. Rozgniewa� si� rycerz na te dworskie wprawdzie, �eess uw�aczaj�ce jego dumie s�owa. Wyprostowa� si� i stan�� przed ksi�niczk� jak z�owr�bny kruk. Jego czarne oczy rozb�ys�y, a ca�a posta� wyra�a�a jak�� niezwyk�� i gro�n� pot�g�. �- Nieszcz�sna Sygrydo! � rzek�. � Chcia�em ci odda� nie tylko serce, ale i moc tajemn�, kt�r� w�adam, a kt�ra wi�ksza jest ni� wszelka ziemska w�adza. Lecz ciebie za�lepi�a pycha 1 nie znajdujesz godnych twej r�ki. Niechaj wi�c spotka ci� kara, na kt�r� swym post�powaniem zas�u�y�a�. Utracisz bogactwa i b�dziesz si� odt�d b��ka� po ziemi tak d�ugo, a� w �wi�toja�sk� noc zjawi si� taki cz�owiek, kt�ry potrafi wybawi� ci� z mocy mego zakl�cia. Twarz Sygrydy poblad�a, zdr�twia�e z przera�enia usta nie 28 mog�y wym�wi� s�owa. Rycerz za� owin�� si� czarnym p�aszczem i zawo�a� wielkim g�osem: Nim miesi�c pierwsze obudzi sowy B�dzie z�amana duma twa, pani. Przyb�d�cie d�by, osiki, brzozy Niechaj si� stanie! W tej samej chwili w�ciek�e uderzenie wichru przygi�o korony drzew. Zadr�a�y zamkowe wie�e, snopy b�yskawic o�wietli�y niebo i w�r�d og�uszaj�cych grzmot�w ca�y zamek pogr��y� si� w ziemi. Umarli ludzie, kt�rzy byli �wiadkami tego wydarzenia. Na szczycie G�ry Che�mskiej wyr�s� nowy las i zatar� wszelki �lad po zamku. Tylko w�r�d ludu zachowa�a si� pami�� o dumnej ksi�niczce Sygrydzie, kt�ra czeka na wybawienie z mocy zakl�cia. Czasami ukazuje si� ona w r�nych postaciach samotnym w�drowcom albo pastuszkom. Ale jeszcze nikt nie potrafi� jej pom�c. Kilkadziesi�t lat temu sta�a u st�p wzg�rza niewielka gospoda, kt�r� utrzymywa�a pewna wdowa z synem. By� w�a�nie wiecz�r, gospodyni ko�czy�a porz�dki w obej�ciu, gdy nagle zauwa�y�a jak�� staruszk�. Sz�a powoli, krok za krokiem, podpieraj�c si� kijem. Wida� by�o, �e przybywa z daleka i �e podr� bardzo j� zm�czy�a. Zatrzyma�a si� przy furtce i spogl�da�a na gospodyni� przygas�ym wzrokiem. � Pozw�lcie mi przenocowa�, cho�by tylko dzisiaj � prosi�a. �- Ju� ze zm�czenia n�g nie czuj�. Gospodyni dziwi�a si$ starowinie, �e tak samotnie wybra�a si� w podr�, ale nie pyta�a, co j� tu sprowadza i kogo w tych okolicach szuka. Widz�c, �e jest biedna, nie liczy�a na zap�at� i postanowi�a przenocowa� j� na sianie w gospodarskim budynku. Tymczasem zaprosi�a do izby i postawi�a misk� gor�cej zupy, kt�r� staruszka zjad�a z wielkim apetytem. 29 Okaza�o si�, �e obca kobieta zna dok�adnie histori� zamku i ksi�niczki Sygrydy. Poniewa� w�a�nie przypada�a noc �wi�toja�ska, wi�c przyby�a tutaj, by ksi�niczk� uwolni�. Nie zdradzi�a jednak zakl�cia, przy pomocy kt�rego mo�na by�o to uczyni�. Gospodyni pilnie s�ucha�a opowie�ci staruszki i nie przerywa�a jej �adnym pytaniem. Potem zaprowadzi�a j� na nocleg. Kiedy wr�ci� syn, matka natychmiast opowiedzia�a mu o wszystkim czego si� dowiedzia�a od nieznajomej staruszki. � A mo�e stara m�wi prawd�? � rzek�a na zako�czenie. � Pilnuj jej, synku, i uwa�aj, co zrobi. Je�li p�jdzie do lasu, id� za ni� ostro�nie, �eby ci� nie spostrzeg�a. Wygl�da na zwyk�� wiejsk� kobiet�, czuj� jednak, �e wie o wiele wi�cej, ni� mo�na przypuszcza�. Je�li uda nam si� odkry� jej tajemnic�, mo�emy du�o na tym zyska�. Us�ucha� ch�opiec rady do�wiadczonej matki i obserwowa� przez okno, co si� dzieje na podw�rzu. W pewnej chwili ujrza� staruszk�, kt�ra nie ogl�daj�c si� za siebie, �wawym krokiem pod��y�a w kierunku Che�mskiego wzg�rza. W�wczas cichutko otworzy� drzwi chaty i poszed� za ni�. W�ska �cie�ka pi�a si� pod g�r�. Woko�o panowa�a cisza. Ch�opiec szed� �ladem obcej kobiety, staraj�c si� nie tr�ca� ga��zek, by nie wywo�a� szmeru. Wtem staruszka znik�a mu z oczu. Zaskoczony m�odzieniec rozgl�da� si� bezradnie woko�o. I wtedy tu� obok niego wysun�a si� z krzak�w g�owa �ani. Po chwili ujrza� j� ca�� na skrawku wolnej od zaro�li przestrzeni. Sta�a spokojnie, nie zdradzaj�c ch�ci do ucieczki. Ch�opiec ukry� si� za pniem drzewa i przygl�da� si� zwierz�ciu. Ju� chcia� i�� dalej i nawet zrobi� kilka krok�w, gdy zauwa�y� co�, co go wprawi�o w os�upienie: �ania nie tylko nie zamierza�a ucieka�, lecz nawet pr�bowa�a zast�pi� mu drog� 30 By�a to jaka� niezwyk�a �ania. Mia�a g�adk�, jasn�, niemal bia�� sier�� i niebieskie oczy. Przygl�da�a si� zaskoczonemu ch�opcu. Tego ju� za wiele! Przestraszony ch�opak zawr�ci� i co si� w nogach pobieg� do domu. Kiedy znalaz� si� w izbie, przetar� oczy ze zdumienia: oto matka wraz ze star� kobiet� najspokojniej siedzia�y przy stole i popija�y ranne, �wie�o przegotowane mleko. Dysz�c jeszcze ze zm�czenia i przej�cia zacz�� opowiada�, co mu si� w lesie przydarzy�o. Wtedy stara podnios�a si� z miejsca i powiedzia�a: � Nadszed� czas, by uwolni� ksi�niczk� Sygryd� od dzia�ania czaru. Id�, ch�opcze, do lasu, otrzyma�e� bowiem od niej wyra�ny znak. Ona ci wska�e, co masz dalej robi�. Id� natychmiast, na co jeszcze czekasz? � ponagla�a. � Je�li tego zaraz nie uczynisz, kto wie, czy b�dzie kiedykolwiek uwolniona! Ch�opiec zerwa� si� od sto�u i pobieg� do lasu. Pr�no jednak kr��y� w�r�d drzew do samego wieczora. Nigdzie nie spotka� ksi�niczki ani te� nie otrzyma� od niej �adnego znaku. Wr�ci� do domu zmartwiony i zawiedziony, domy�li� si� bowiem, �e ranne spotkanie z niezwyk�� �ani� by�o w�a�nie t� okazj�, kiedy m�g� uwolni� Sygryd�. C�, kiedy zamiast w�wczas zosta� i czeka� na dalszy znak, uciek� przestraszony. Staruszka tymczasem opu�ci�a gospod� i odt�d nikt jej wi�cej nie widzia�. Kt�rego� razu ksi�niczka pod postaci� �ani ukaza�a si� pewnej dziewczynie, gdy pas�a krowy na zboczu wzg�rza. Dziewczyna nie przel�l�a si� zwierz�cia, zdziwi�a si� tylko niezmiernie, kiedy bia�a �ania odezwa�a si� do niej ludzkim g�osem: � Id� zaraz do miasta i przynie� mi ze sklepu zw�j bia�ego p��tna. Gdy powiesz, �e to dla ksi�niczki, kupiec nie b�dzie 31 ��da� zap�aty. Pami�taj jednak, �e nie wolno ci ��da� niczego Pasterka zostawi�a krowy i natychmiast pobieg�a do kupca, by spe�ni� jej polecenie. Jednak�e przy tym poprosi�a o kilka igie�, kt�re jej samej by�y potrzebne. Kupiec bez sprzeciwu da! wszystko. Kiedy wr�ci�a, zamiast �ani ujrza�a przed sob� pi�kn� ko-^ biet� w kosztownych szatach. Po�o�y�a wi�c przed ni� przyniesiony zw�j p��tna, ta jednak ze smutkiem opu�ci�a g�ow� i rzek�a do dziewczyny: � Gdyby� dok�adnie wykona�a moje polecenie i nie za��da�a dodatku, by�abym ju� dzisiaj uwolniona od zakl�cia, ty za� zamieszka�aby� ze mn� w pi�knym zamku. Tw�j nieostro�ny czyn pogrzeba� wszystko. Po tych s�owach znik�a za drzewami i d�ugo jeszcze s�ycha� by�o w oddali jej p�acz. Mijaj� lata, a ksi�niczka Sygryda wci�� b��ka si� po�r�d drzew na G�rze Che�mskiej i czeka na wybawienie. Czasem mo�na j� zobaczy� przy wielkim kamieniu na szczycie wzg�rza lub te� w pobli�u �r�de�ka u jego st�p. Gdy s�o�ce mocniej przygrzeje, w�wczas chroni g�ow� pod p�atem kory drzewnej. Zwykle towarzyszy jej bia�a wiewi�rka. ODMIENIEC obna zapatrzy�a si� w p�on�ce kawa�ki drewna. Na jej poblad�ej twarzy malowa� si� wyraz przygn�bienia. Nie odzywa�a si� ani s�owem, tylko od czasu do czasu bezwiednie dotyka�a r�k� ko�yski, w kt�rej le�a�o niemowl�. � Co ci jest, Dobna? � zapyta�a wreszcie najstarsza z s�siadek. � Zawsze by�a� weso�a i skora do �miechu, a dzisiaj wida�, �e ci co� dolega. Gospodyni opu�ci�a z rezygnacj� obie r�ce. � Ot, kiedy sama nie wiem, co powiedzie� � rzek�a. S�siadki spojrza�y po sobie wzruszaj�c ramionami. � Czemu wi�c jeste� taka smutna i nie odzywasz si� do nas. Czy�by ci� spotka�a jaka krzywda? � E... co to, to nie! � m�oda kobieta podnios�a wzrok znad paleniska � tylko co� si� w domu dzieje, czego zrozumie� nie mog�. } Zaciekawione kobiety przysun�y si� bli�ej. � Powiedz, Dobna! Przecie wiesz, �e ci dobrze �yczymy. Dobna przez chwil� waha�a si�, lecz w ko�cu nie wytrzyma�a. Pie�� Sv?an!ibor� 33 � Dobrze, powiem, a�e si� ze mnie nie �miejcie. � Nie do �miechu nam, kiedy ci� tak zatroskan� widzimy! � zapewnia�y kobiety. � To si� przytrafi�o dwie niedziele temu � zacz�a Dob-na. � A �e by� to dzie� �wi�teczny i miesi�c w�a�nie ma�emu up�yn��, chcia�am lepszy obiad zgotowa�. Przyrz�dzi�am kapust� �wie�o z pola zebran�, ziemniaki i kawa�ek kie�basy ze spi�arni. Kiedy ju� wszystko sta�o gotowe na stole, wysz�am na podw�rze, aby zawo�a� Radgosta, kt�ry wtenczas studni� na zim� oplata�. Przychodzimy do domu, patrz� i oczom w�asnym nie wierz�: nie ma kapusty, nie ma kie�basy ani ziemniak�w, miski na stole czyste, jakbym je przed chwil� umy�a. Radgost spojrza� na mnie i chyba pomy�la�, �e jestem niespe�na rozumu, a ja nie wiem, co si� sta�o, bo� przecie pr�cz dziecka nikogo w domu nie by�o. Powiedzia�am tedy, �e na nast�pn� niedziel� przygotuj� taki sam obiad, a tymczasem usma�y�am par� jajek, poda�am chleb i tak jedli�my, co by�o pod r�k�. � Jak�e to? � zdziwi�y si� kobiety. � Wi�c powiadasz, �e nikogo w domu nie by�o? � Ano nie by�o. Ale s�uchajcie dalej. W ci�gu tygodnia roboty by�o du�o, zapomnieli�my oboje o tym wydarzeniu. Kiedy nadesz�a niedziela, przygotowa�am taki sam obiad jak wtedy. Znowu Radgost co� robi� na podw�rku, wi�c wysz�am po niego. Przychodzimy do domu, a tu na stole miski puste, jakby je pies wyliza�. � Nie do wiary! � krzykn�y wszystkie s�siadki. Dziecko w ko�ysce poruszy�o si� niespokojnie, lecz zaraz ucich�o. � I mnie samej uwierzy� trudno � ci�gn�a sw� opowie�� Dobna � ale przecie psa ani innego stworzenia w domu nie by�o, nikt tam nie wchodzi�! Przeszukali�my oboje wszystkie k�ty, nigdzie �ywej duszy, tylko ma�y nie spa� i nam si� przygl�da�. Z tego wszystkiego Radgost si� rozgniewa� i dzisiaj pojecha� do �winouj�cia. Siedzi tam pewnie w karczmie i pije ze zgryzoty, cho� przecie nigdy tego nie robi�. Wi�c porad�cie, 34 co mam czyni�, bo nijak tego wszystkiego zrozumie� nie mog�. Po tych s�owach Dobna ukry�a twarz w d�oniach i rozp�aka�a si�. Pr�bowa�y j� pociesza�, ale same nie wiedzia�y jak, bo r�wnie� nie mog�y sobie wyt�umaczy� tych dziwnych wydarze�. Nagle stara Ostrzeszowa klasn�a w r�ce. Wszystkie kobiety spojrza�y na ni� pytaj�co i nawet Dobna przesta�a p�aka�, � Wy co� wiecie, Ostrzeszowa? � zacz�y pyta� jedna przez drug�. � Powiedzcie, co to znaczy. Nie ukrywajcie! Ale stara nie spieszy�a si�. Powoli unios�a si� z �awy i podesz�a do ko�yski, w kt�rej le�a�o niemowl�. Otoczy�y j� ko�em w milczeniu, bo wiedzia�y, �e nie lubi zbytniej natarczywo�ci. Ostrzeszowa d�ugo przygl�da�a si� dziecku, kr�c�c g�ow� jakby w zak�opotaniu, a� wreszcie rzek�a: � Ani chybi, to odmieniec! Wtedy dopiero zrobi� si� ruch w izbie. Wszystkie kobiety pochyli�y si� nad dzieckiem, a ono spogl�da�o na nie m�drymi oczyma doros�ego cz�owieka. � Patrzcie, to� to prawdziwy odmieniec! �- zawo�a�y wszystkie naraz. � Przyjrzyjcie si� jego oczom! Skurcz przera�enia �cisn�� serce Dobny i strach o los w�asnego dziecka ow�adn�� jej my�lami. �e te� nie pozna�a od razu, nie odczu�a matczynym instynktem, �e to nie jej dziecko! Dopiero w tej chwili przypomnia�a sobie co�, co w k�opotach zwyk�ego dnia ca�kowicie wylecia�o jej z g�owy. To by�o kilka dni po urodzeniu ma�ego. Radgost wyjecha� na targ do �winouj�cia i nie zostawi� zapalonego kaganka przy ko�ysce dziecka. Ona sama zasn�a i w�wczas na pewno z�o�liwe kar�y skorzysta�y � okazji: ukrad�y ma�ego, podk�adaj�c w ko�ysk� jednego z towarzyszy. Rosn�cy niepok�j wzbiera� w niej jak burza. Odwr�ci�a si� od ognia, nag�ym ruchem odepchn�a s�siadki i pochylaj�c si� nad ko�ysk� zawo�a�a: s* 35 � Wstr�tny odmie�cze, przebrzyd�y karle, powiedz natychmiast, gdzie jest moje dziecko! Gdzie moje biedne male�stwo? Ale ten milcza� uparcie i tylko wzrokiem wodzi� od jednej twarzy do drugiej. Zacz�y wi�c kobiety radzi�, jak tu zmusi� podrzutka do m�wienia. Odsun�y ko�ysk� w najdalszy k�t izby, �eby nie s�ysza�, o czym radz� i jakich sposob�w szukaj�, by go nak�oni� do wyjawienia, gdzie jest dziecko Dobny. Jedna szepn�a: � Trzeba wzi�� ni� konopn� i rozwiesi� nad kominem. Kiedy ni� si� spali, w�wczas karze� przem�wi. Druga poradzi�a: � Trzeba wzi�� skorup� jajka, nala� w ni� wody i postawi� nad paleniskiem. Gdy si� woda zagotuje, z�o�liwiec nie wytrzyma i wyjawi tajemnic�. Spraw� rozstrzygn�a jak zwykle stara Ostrzeszowa. Zdj�a z nogi zniszczony sk�rzany chodak i podaj�c go zmartwionej matce, rzek�a po cichu: � We�, Dobna, ten stary chodak, w�� go do garnka i zagotuj. Ale pami�taj, musisz koniecznie przysun�� ko�ysk� z odmie�cem do samego ognia, �eby widzia� wszystko, co czynisz. My�l�, �e to pomo�e. Dobna wzi�a do r�ki ofiarowany przedmiot i odruchowo po�o�y�a go z boku nie wiedz�c, co odpowiedzie�, Ostrzeszowa pog�aska�a j� po twarzy, a nast�pnie zwr�ci�a si� do s�siadek: � Chod�my ju� st�d. Niech Dobna*zostanie sama, bo inaczej kar�y si� wystrasz� i uciekn�. Wtedy biedaczka nigdy swego dziecka nie odzyska. Po tych s�owach opu�ci�a izb�, a za ni� wszystkie kobiety. Dobna zosta�a sama. Siedzia�a na �awie i zapatrzy�a si� znowu w trzaskaj�ce smolaki. Nie mog�a sobie darowa�, �e od razu nie spostrzeg�a zamiany. Im d�u�ej rozmy�la�a, tym wi�kszy gniew ogarnia� j� na widok tego odmie�ca, kt�ry na- 36 dal le�a� spokojnie w ko�ysce i przygl�da! si� jej tak, jak gdyby nie si� nie sta�o. Wreszcie postanowi�a p�j�� za rad� do�wiadczonej s�siadki, kt�ra � jak j� wszystkie zna�y -� nigdy nie m�wi�a na pr�no. Pod�o�y�a do ognia kilka kawa�k�w drewna, przegarn�a pogrzebaczem w�gle i przysun�a ko�ysk� bli�ej pieca. Nast�pnie zdj�a z p�ki spory garnek, w�o�y�a do� stary trzewik, zala�a wod� i postawi�a na ogniu. Czeka�a cierpliwie. Woda w garnku zacz�a parowa�, zabulgota�a raz i drugi, a� wreszcie zakipia�a przelewaj�c si� przez brzegi. Tego ju� odmieniec nie wytrzyma�. Od pewnej chwili zdradza� niepok�j i wierci� si� w ko�ysce. Teraz jednak uni�s� si�, siad� na pos�aniu i wrzasn�� na ca�y g�os: � Jestem starszy od najstarszego d�bu w lesie, ale jeszcze nigdy nie widzia�em, �eby kto� stary kape� w garnku gotowa�! Dobna tylko na to czeka�a. Chwyci�a w r�k� drewnian� kopy�� i zacz�a ni� ok�ada� podrzutka. � A masz