2426
Szczegóły |
Tytuł |
2426 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2426 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2426 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2426 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ISAAC ASIMOV
Druga Fundacja
(Prze�o�y�: Andrzej Jankowski)
Prolog
Pierwsze Imperium Galaktyczne przetrwa�o dziesi�tki tysi�cy lat. Obj�o ono systemem scentralizowanej w�adzy wszystkie planety Galaktyki. W�adza ta by�a niekiedy surowa, niekiedy �agodna, lecz zawsze panowa� porz�dek. Ludzie zapomnieli, �e mog� istnie� jeszcze inne formy egzystencji.
Zapomnieli o tym wszyscy, z wyj�tkiem Hariego Seldona. Hari Seldon by� ostatnim wielkim uczonym Pierwszego Imperium. To on w�a�nie doprowadzi� psychohistori� do najwy�szego stadium rozwoju. Psychohistoria by�a kwintesencj� socjologii, nauk� o ludzkim zachowaniu sprowadzonym do r�wna� matematycznych.
Jednostka ludzka jest nieobliczalna, ale - jak odkry� Seldon - reakcje wielkich zbiorowisk ludzkich s� przewidywalne, gdy� mo�na je uj�� statystycznie. Im wi�ksze zbiorowisko, tym wi�ksza dok�adno�� takich wylicze�. A zbiorowisko, kt�rym zajmowa� si� Seldon, r�wna�o si� ludno�ci ca�ej Galaktyki, kt�ra za jego czas�w liczona by�a w trylionach.
Seldon by� tym, kt�ry - wbrew powszechnym mniemaniom i opinii potocznej - odkry�, i� owo �wietne Imperium, kt�re wydawa�o si� tak pot�ne, znajdowa�o si� w istocie w stanie rozk�adu i chyli�o si� ku upadkowi, kt�remu nie mo�na by�o zapobiec. Przewidzia� r�wnie� (czy te� wyliczy� za pomoc� swoich r�wna�, co na jedno wychodzi), �e pozostawiona samej sobie, Galaktyka musi przetrwa� licz�cy trzydzie�ci tysi�cy lato okres nieszcz�� i anarchii, nim ponownie dojdzie do jej zjednoczenia.
Postawi� sobie za cel nie dopu�ci� do takiej sytuacji i stworzy� taki stan rzeczy, by mo�liwe sta�o si� przywr�cenie l�du i spokoju oraz odrodzenie cywilizacji w ci�gu tysi�ca lat. Za�o�y� dwie kolonie naukowc�w, kt�re nazwa� Fundacjami. Zgodnie ze starannie obmy�lonym planem, umie�ci� je na "przeciwnych ko�cach Galaktyki". Utworzeniu jednej z nich towarzyszy� wielki rozg�os i zainteresowanie �rodk�w masowego przekazu. Istnienie innej, Drugiej Fundacji, spowite by�o milczeniem.
Fundacja oraz Fundacja i Imperium opowiadaj� o pierwszych trzech wiekach istnienia Pierwszej Fundacji. Zaczyna�a ona jako niewielka spo�eczno�� Encyklopedyst�w, rzucona w pustk� najodleglejszych peryferii Galaktyki. Co pewien czas stawa�a w obliczu kryzysu, spowodowanego czynnikami spo�ecznymi i gospodarczymi, kt�ry grozi� jej unicestwieniem. Podczas ka�dego z tych kryzys�w jej swoboda dzia�ania by�a tak ograniczona, �e mo�liwa by�a tylko jedna droga wyj�cia. Kiedy wkracza�a na t� drog�, otwiera�y si� przed ni� nowe horyzonty i perspektywy dalszego rozwoju. Wszystko to zosta�o zaplanowane przez od dawna ju� nie�yj�cego Hariego Seldona.
Pierwsza Fundacja, dysponuj�c niepor�wnanie bardziej rozwini�t� nauk�, zapanowa�a nad otaczaj�cymi j� barbarzy�skimi planetami. Stawi�a czo�a wojowniczym w�adcom, kt�rzy oderwali si� od dogorywaj�cego Imperium i pokona�a ich. Za czas�w ostatniego silnego imperatora stawi�a czo�a resztkom samego Imperium i pokona�a je.
A potem stan�a wobec czego�, czego Seldon nie m�g� przewidzie� - wobec nadludzkiej mocy. jednego cz�owieka, mutanta. Cz�owiek ten, znany pod przydomkiem Mu�a, posiada� wrodzon� zdolno�� kszta�towania uczu� innych ludzi wed�ug swojej woli i kierowania ich umys�ami. Swych najzagorzalszych wrog�w przemienia� on w ca�kowicie oddane mu s�ugi. Nie mog�a mu nic zrobi� �adna armia. Ugi�a si� przed nim i pad�a Pierwsza Fundacja, a wraz z tym cz�� Planu Seldona leg�a w gruzach.
Pozosta�a owa tajemnicza Druga Fundacja, ce� wszystkich poszukiwa�. Mu� musi j� znale��, aby zako�czy� podb�j Galaktyki. Ludzie wierni temu, co pozosta�o z Pierwszej Fundacji, musz� j� znale�� z zupe�nie innego powodu. Ale gdzie si� ona znajduje? Tego nie wie nikt.
A zatem, oto historia poszukiwa� Drugiej Fundacji.
CZʌ� I Mu� prowadzi poszukiwania.
1. Dwoje ludzi i Mu�
MU� - konstruktywne aspekty re�imu Mu�a sta�y si�. widoczne po upadku Pierwszej Fundacji. To w�a�nie Mu�owi uda�o si�, po raz pierwszy od ostatecznego rozpadni�cia si� Imperium Galaktycznego, zjednoczy� tak du�y obszar przestrzeni, �e, w odniesieniu do jego pa�stwa mo�na by�o bez przesady u�y� okre�lenia "imperium". Bowiem, mimo wsparcia psychohistorii, wcze�niejsze imperium handlowe podbitej przez Mu�a Fundacji sk�ada�o si� z r�norodnych i lu�no ze sob� powi�zanych �wiat�w. "Imperium" Fundacji nie mo�na w og�le por�wnywa� z trzymanym przez Mu�a tward� r�k� Zwi�zkiem �wiat�w, kt�ry w tak zwanym "Okresie Poszukiwa�" obejmowa� jedn� dziesi�t� przestrzeni Galaktyki, zamieszka�� przez jedn� pi�tnast� jej populacji...
Encyklopedia Galaktyczna
Encyklopedia podaje o wiele wi�cej informacji na temat Mu�a i jego Imperium ni� zawarte jest w cytowanym fragmencie, ale prawie nic z tego nie wi��e si� z problemem, kt�rym si� teraz zajmiemy. W ka�dym razie znajduj�ce si� tam dane s� zbyt suche i nie nadaj� si� do naszej relacji. W miejscu, w kt�rym urywa si� cytowany wy�ej fragment has�a "Mu�", zaczynaj� si� rozwa�ania dotycz�ce warunk�w gospodarczych, kt�re doprowadzi�y do utworzenia stanowiska Pierwszego Obywatela Zwi�zku, jak brzmia� oficjalny tytu� Mu�a, i ekonomicznych konsekwencji tego stanu rzeczy.
Je�li podczas pisania tego has�a zaskoczy�a w kt�rym� momencie jego autora niezwyk�a szybko��, z kt�r� Mu� w ci�gu zaledwie pi�ciu lat doszed� od niczego do pot�nego dominium, to starannie i skutecznie ukry� on ten fakt. I podobnie - je�li zdziwi�o go nag�e zaprzestanie ekspansji na rzecz �ci�lejszego zespolenia i umocnienia zdobytych ju� terytori�w, co zaj�o Mu�owi dalszych pi�� lat, to w tre�ci has�a nie znajdziemy nawet najmniejszego �ladu tego wra�enia. Zostawmy zatem Encyklopedi� i kroczmy dalej nasz� w�asn� drog�. Zajmiemy si� okresem wielkiego interregnum mi�dzy epokami Pierwszego i Drugiego Imperium Galaktycznego, a �ci�lej ko�cem wspomnianego wy�ej pi�cioletniego okresu konsolidacji pa�stwa Mu�a.
W Zwi�zku �wiat�w panuje spok�j. Gospodarka rozwija si� pomy�lnie. Niewiele znalaz�oby si� os�b, kt�re by zamieni�y silne rz�dy Mu�a na poprzedzaj�cy je okres chaosu i rozprz�enia. �wiaty, kt�re przed pi�ciu laty znajdowa�y si� w orbicie wp�yw�w Fundacji, mog� czu� nostalgi� za dawnymi czasy, ale nic poza tym. Tych spo�r�d przyw�dc�w Fundacji, kt�rzy okazali si� nieu�yteczni, nie ma ju� w�r�d �ywych, ci, kt�rzy mogli si� przyda�, zostali odmienieni.
Najbardziej u�ytecznym z odmienionych by� Han Pritcher, obecnie genera�-porucznik.
W czasach Fundacji Han Pritcher by� kapitanem, a jednocze�nie cz�onkiem podziemnej Opozycji Demokratycznej. Kiedy Fundacja podda�a si� bez walki, Pritcher toczy� z Mu�em sw� prywatn� wojn�. To znaczy walczy� do czasu, dop�ki nie zosta� odmieniony.
Odmiana ta nie dokona�a si� za spraw� perswazji, nie by�a skutkiem uznania jakiej� wy�szej racji czy si�y argument�w. Han Pritcher doskonale o tym wiedzia�. Odmieni� si�, a raczej zosta� odmieniony, dlatego i� Mu� by� mutantem obdarzonym niezwyk�ymi zdolno�ciami psychicznymi, pozwalaj�cymi mu na swobodne manipulowanie uczuciami normalnych ludzi. Mimo to, Han Pritcher czu� si� zupe�nie zadowolony. By�o tak, jak by� powinno. W�a�nie to zadowolenie z odmiany by�o jej g��wnym symptomem, ale Han Pritcher nie zaprz�ta� sobie tym g�owy.
Teraz, powracaj�c ze swej pi�tej, wa�nej wyprawy w bezmiar Galaktyki rozci�gaj�cy si� za granicami Zwi�zku, �w do�wiadczony kosmonauta i pracownik wywiadu doznawa� uczucia niemal naturalnej rado�ci na my�l o czekaj�cym go rych�ym spotkaniu z Pierwszym Obywatelem. Jego surowa, jak wyciosana z kawa�ka ciemnego drewna twarz, kt�ra - wydawa�o si� - musia�aby p�kn��, gdyby Han Pritcher spr�bowa� si� u�miechn��, nie pokazywa�a tego, ale zewn�trzne oznaki by�y zbyteczne. Mu� dostrzega� uczucia tam, gdzie si� rodzi�y, we wn�trzu cz�owieka, w taki rzec mo�na spos�b, w jaki zwyczajny cz�owiek dostrzega �ci�gni�cie brwi u innej osoby.
Pritcher zostawi� sw�j w�z w starych hangarach wicekr�lewskich i zgodnie z wymogami regulaminu wszed� na teren pa�acu pieszo. Przeszed� mil� pust� i cich� alej�. Wiedzia�, �e na ca�ym obszarze licz�cej wiele mil kwadratowych posiad�o�ci nie ma ani jednego stra�nika, ani jednego �o�nierza, ani jednego uzbrojonego cz�owieka.
Mu� nie potrzebowa� �adnej ochrony. Mu� sam by� swoim najlepszym stra�nikiem i obro�c�.
Cisz� przerywa� tylko mi�kki odg�os krok�w Pritchera. Po chwili oczom jego ukaza�y si� l�ni�ce, niewiarygodnie lekkie, a przy tym niewiarygodnie mocne metalowe �ciany pa�acu o �mia�ych, p�omienistych, rozedrganych - zda�o si� - gor�czkowo �ukach, charakterystycznych dla architektury P�nego Imperium. Budowla g�rowa�a majestatycznie nad otaczaj�cym j� pustkowiem i nad miastem st�oczonym na horyzoncie.
Wewn�trz mieszka� w zupe�nym odosobnieniu cz�owiek, od kt�rego ponadludzkich cech psychicznych zale�a�a nowa elita i ca�a struktura Zwi�zku.
Przed genera�em rozsun�y si� bezg�o�nie pot�ne, g�adkie drzwi. Przekroczy� pr�g i wszed� na szerokie, ruchome schody, kt�re szybko i cicho ponios�y go w g�r�. Stan�� przed niewielkimi, odbijaj�cymi sw� prostot� od reszty pe�nego przepychu wn�trza drzwiami, kt�re prowadzi�y do gabinetu Mu�a.
Drzwi otworzy�y si�...
Bail Channis by� m�ody. Bail Channis nie nale�a� do odmienionych. To znaczy, m�wi�c pro�ciej, jego struktura emocjonalna nie zosta�a zmieniona przez Mu�a. Pozosta�a dok�adnie taka, jak j� uformowa�y geny, a nast�pnie zmodyfikowa� wp�yw �rodowiska. On r�wnie� czu� si� zupe�nie zadowolony.
Nie mia� jeszcze trzydziestki, a ju� cieszy� si� sporym rozg�osem w stolicy. Poniewa� by� przystojny i dowcipny, �wietnie radzi� sobie w towarzystwie. Poniewa� by� inteligentny i opanowany, �wietnie radzi� sobie z "Mu�em. I jedno, i. drugie by�o bardzo przyjemne.
Teraz, po raz pierwszy, Mu� wezwa� go na prywatn� audiencj�.
Nogi same go nios�y po d�ugiej, l�ni�cej alei, prowadz�cej prosto jak strzeli� do wynios�ej, zwie�czonej wie�yczkami i iglicami budowli, kt�ry by�a niegdy� rezydencj� wicekr�l�w Kalgana rz�dz�cych w imieniu imperatora, p�niej siedzib� udzielnych ksi���t na Kalganie, w�adaj�cych planet� w swym w�asnym imieniu, a teraz sta�a si� domem Pierwszego Obywatela Zwi�zku, kt�ry sprawowa� st�d rz�dy nad swym imperium.
Channis nuci� pod nosem. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e chodzi tu o Drug� Fundacj�. O to tak przejmuj�ce wszystkich l�kiem widmo, �e wystarczy�a sama wzmianka o nim, by Mu� raptownie sko�czy� ze sw� polityk� nieprzerwanej ekspansji i zacz�� mie� si� na baczno�ci. Oficjalnie nazywa�o si� to "konsolidacj�".
Teraz pojawi�y si� plotki - nic nie jest w stanie powstrzyma� plotek. Mu� ma na nowo podj�� ofensyw�. Mu� odkry� po�o�enie Drugiej Fundacji i wkr�tce na ni� uderzy. Mu� doszed� do porozumienia z Drug� Fundacj� w sprawie podzia�u Galaktyki. Mu� doszed� do wniosku, �e Druga Fundacja nie istnieje i chce zaj�� ca�� Galaktyk�. " Nie ma sensu wylicza� wszystkich wersji, kt�re mo�na us�ysze� w poczekalniach i przedpokojach gabinet�w. Zreszt�, nie pojawi�y si� po raz pierwszy. Teraz jednak wydawa�y si� opiera� na solidniejszych podstawach, i wszystkie wolne, niespokojne duchy, kt�re rozkwita�y w czasach wojny, niebezpiecznych kampanii i chaosu politycznego, a wi�d�y i usycha�y w okresie stabilizacji i pokoju, radowa�y si�.
Bail Channis. by� jednym z nich. Nie ba� si� tajemniczej Drugiej Fundacji. Je�li ju� o tym mowa, to nie ba� si� r�wnie� Mu�a i szczyci� si� tym. By� mo�e ci, kt�rzy zazdro�cili mu, �e jest tak m�ody, a jednocze�nie ma takie szcz�cie i powodzenie, czekali z cich� nadziej� na to, �e Mu� rozprawi si� z bawidamkiem, kt�ry ot warcie stroi sobie �arty z niedostatk�w jego urody i ascetycznego trybu �ycia. Nikt nie �mia� przy��czy� si� do tych �art�w i tylko nieliczni nie bali si� �mia� z nich, ale kiedy nic si� nie sta�o, reputacja Channisa znacznie wzros�a.
Channis dobiera� na poczekaniu s�owa do melodii, kt�r� nuci�. By�a to improwizacja bez sensu z refrenem "Druga Fundacja zagra�a narodowi i wszelkiemu rodzajowi".
Stan�� przed pa�acem.
Rozsun�y si� przed nim pot�ne, g�adkie drzwi. Przekroczy� pr�g i wszed� na szerokie ruchome schody, kt�re szybko i cicho ponios�y go w g�r�. Stan�� przed niewielkimi, odbijaj�cymi sw� prostot� od reszty pe�nego przepychu wn�trza drzwiami, kt�re prowadzi�y do pokoju Mu�a.
Drzwi otworzy�y si�...
Cz�owiek, kt�ry nie mia� innego imienia ni� Mu� i innego tytu�u ni� Pierwszy Obywatel, patrzy� przez jednostronnie przejrzyst� �cian� na rz�si�cie o�wietlone, dumne miasto na horyzoncie.
W g�stniej�cym mroku pojawi�y si� gwiazdy na niebie. Wszystkie by�y pos�uszne jego woli.
U�miechn�� si� gorzko. By�y pos�uszne osobie, kt�r� niewielu ogl�da�o.
On, Mu�, nie by� osob�, na kt�r� mo�na by�o patrze�, nie by� osob�, na kt�r� mo�na by�o patrze� bez ironicznego czy szyderczego u�miechu. Przy swoich pi�ciu stopach i o�miu calach wa�y� zaledwie sto dwadzie�cia funt�w. Z tyczkowatego cia�a stercza�y niczym uschni�te badyle d�ugie, ko�ciste ko�czyny o spiczastych �okciach i kolanach. Chuda twarz niemal gin�a w cieniu pot�nego, mi�sistego nosa, wystaj�cego z niej na dobre trzy cale. Tylko oczy nie pasowa�y do tej karykatury cz�owieka, jak� by� Mu�. W ich �agodnym spojrzeniu, dziwnie nie pasuj�cym do obrazu najpot�niejszego zdobywcy w Galaktyce, kry� si� ustawiczny smutek.
W mie�cie mo�na by�o znale�� wszystkie rozrywki i uciechy, jakich mog�a dostarczy� luksusowa stolica luksusowego �wiata. M�g� ustanowi� stolic� na Fundacji, najpot�niejszym z podbitych ostatnio �wiat�w, ale le�a�a ona zbyt daleko, na samym skraju Galaktyki. Kalgan, po�o�ony bli�ej jej centrum, tradycyjne miejsce wypoczynku i zabawy dla arystokracji ca�ej Galaktyki, odpowiada� mu bardziej pod wzgl�dem strategicznym. On sam, przebywaj�c na tym weso�ym, prosperuj�cym jak nigdy dot�d �wiecie, nie m�g� zazna� spokoju.
Bano si� go i s�uchano, by� mo�e nawet szanowano - ale z daleka. Kt� m�g� patrze� na niego bez odrazy? Tylko ci, kt�rych odmieni� A jak� warto�� mia�a ich sztuczna lojalno��? Brak jej by�o smaku, jak ka�dej namiastce. M�g� sobie nadawa� godno�ci i przyjmowa� tytu�y, m�g� stworzy� osobliwy rytua� i wymy�la� wyszukane ceremonie, ale to niczego by nie zmieni�o. Lepiej, a przynajmniej nie gorzej, by�o zosta� po prostu Pierwszym Obywatelem i ukry� si�.
Opanowa�o go nagle silne uczucie buntu. Nawet jedna cz�stka Galaktyki nie mo�e pozosta� poza sfer� jego w�adzy. Ju� pi�� lat min�o od czasu, jak zaprzesta� podboj�w i zagrzeba� si� tu. na Kalganie, a wszystko z powodu odwiecznej, niejasnej gro�by ataku ze strony Drugiej Fundacji, kt�rej nikt nigdy nie widzia�, o kt�rej nikt nigdy nie s�ysza� nic pewnego i o kt�rej w og�le nic nie by�o wiadomo. Mia� trzydzie�ci dwa lata. Nie by� wi�c stary, ale czu� si� staro. Aczkolwiek dysponowa� niezwyk�� si�� psychiczn�, cia�o mia� w�t�e.
Wszystkie gwiazdy, wszystkie gwiazdy, kt�re mo�e dostrzec i wszystkie, kt�rych st�d nie wida� - wszystkie musz� by� jego!
Musi si� zem�ci� na wszystkich. Na ludzko�ci, do kt�rej nie nale�y. Na Galaktyce, do kt�rej nie pasuje.
Zapali�o si� umieszczone u g�ry �wiate�ko ostrzegawcze. Do pa�acu kto� wszed�. Widzia� jak zbli�a si� do jego pokoju, a jednocze�nie, jak gdyby zapadaj�cy zmierzch jeszcze bardziej wyostrzy� jego zmutowane zmys�y, wyczuwa� dok�adnie stan emocjonalny przybysza. Rozpozna� go bez trudu. By� to Pritcher.
Kapitan Pritcher z nieistniej�cej ju� Fundacji. Ten sam kapitan Pritcher, kt�rego nie potrafi� doceni� zbiurokratyzowany rz�d murszej�cej Fundacji. Ten sam kapitan Pritcher, kt�rego on, Mu�, wyci�gn�� z b�ota i wyni�s� do godno�ci pu�kownika, a nast�pnie genera�a, czyni�c obiektem dzia�alno�ci dawnego podrz�dnego pracownika wywiadu ca�� Galaktyk�.
Pritcher, kt�ry zaczyna� jako jego zdeklarowany wr�g, teraz by� wzorem wierno�ci i pos�usze�stwa. Wierno�� ta nie wyp�ywa�a jednak ani z wdzi�czno�ci, ani z ch�ci odwzajemnienia si� za uznanie i awans, ani z nadziei uzyskania korzy�ci materialnych. By�a to sztuczna wierno�� Odmienionego.
Mu� doskonale rozpoznawa� t� solidn� i niezmienn� zewn�trzn� warstw� osobowo�ci Hana Pritchera, kt�r� tworzy�y wierno�� i pos�usze�stwo panuj�ce niepodzielnie nad pozosta�ymi uczuciami, warstw�, kt�r� sam tam zaszczepi� pi�� lat temu. Jednak g��boko pod t� warstw� znajdowa�y si� pok�ady, w kt�rych tkwi�y w niezmienionym stanie dawne, naturalne cechy osobowo�ci jego genera�a - up�r, indywidualizm, niesubordynacja i idealizm - do kt�rych nawet on, Mu�, nie by� w stanie przenikn��.
Otworzy�y si� drzwi znajduj�ce si� za jego plecami. Odwr�ci� si�. Przezroczysta dot�d �ciana zm�tnia�a i powoli straci�a przejrzysto��, a szkar�atne �wiat�o zmierzchu ust�pi�o miejsca bia�emu, ostremu blaskowi �ar�wki j�drowej.
Han Pritcher usiad� na wskazanym miejsca. Podczas prywatnych audiencji u Mu�a nie trzeba by�o gi�� si� w uk�onach, przykl�ka� ani u�ywa� napuszonych tytu��w. Mu� by� po prostu "Pierwszym Obywatelem". Zwracano si� do niego przez "pan". Mo�na by�o siedzie� w jego obecno�ci, a nawet - je�li zasz�a potrzeba - odwr�ci� si� ty�em.
W oczach Hana Pritchera wszystko to �wiadczy�o o spokojnej pewno�ci siebie i poczuciu w�asnej si�y. Czu� z tego powodu wyra�ne zadowolenie.
- Wczoraj otrzyma�em tw�j ostatni meldunek, Pritcher. Nie b�d� ukrywa�, �e wyda� mi si� nieco przygn�biaj�cy.
Genera� �ci�gn�� brwi.
- Tak, tak przypuszczam - ale nie s�dz�, �ebym m�g� doj�� do innych wniosk�w, ni� doszed�em. Po prostu nie ma �adnej Drugiej Fundacji.
Mu� zastanowi� si� chwil�, a potem wolno pokr�ci� g�ow�, jak tyle ju� razy przedtem.
- Mamy �wiadectwo Eblinga Misa. Zawsze jeszcze pozostaje �wiadectwo Eblinga Misa.
To by�a stara historia.
- Mis m�g� by� najwi�kszym psychologiem na Fundacji, ale w por�wnaniu z Harim Seldonem by� dzieckiem - rzek� stanowczym tonem Pritcher. - W czasie kiedy wertowa� dzie�a Seldona, by� pod pana presj� psychiczn�. Mo�e naciska� pan zbyt mocno. M�g� si� pomyli�. Musia� si� pomyli�.
Mu� westchn��, pochylaj�c g�ow� na swej podobnej do badyla szyi.
- Gdyby �y� minut� d�u�ej... Ju� - ju� mia� mi powiedzie�, gdzie znajduje si� Druga Fundacja. Wiedzia� to, m�wi� ci. Nie powinienem by� wycofywa� si�. Nie powinienem by� czeka� tyle czasu. Pi�� lat posz�o na marne.
Pritchera nie mog�o irytowa� ani niecierpliwi� d�ugie dumanie jego pana - nie pozwala�a na to jego kontrolowana przez Mu�a struktura psychiczna. Zamiast tego ogarn�� go nieokre�lony niepok�j - czu� si� nieswojo.
- Ale czy mo�liwe jest jakie� inne wyja�nienie? Pi�� razy wylatywa�em na zwiady. Pan sam wyznacza� trasy tych podr�y. Przeszuka�em wszystko - nie pomin��em ani jednego asteroidu. Mija ju� trzysta lat od czasu, jak Hari Seldon ze starego Imperium za�o�y� rzekomo dwie Fundacje, �eby sta�y si� zal��kami nowego imperium, kt�re mia�o zast�pi� tamto, dogorywaj�ce, ju�. Sto lat po Seldonie Pierwsza Fundacja by�a znana na ca�ych Peryferiach. Sto pi��dziesi�t lat po Seldonie - wtedy, kiedy stoczy�a ostatni� bitw� ze starym Imperium - by�a znana ju� w ca�ej Galaktyce. Min�o trzysta lat - no i gdzie jest ta tajemnicza Druga Fundacja? Nie s�yszano niej w �adnym. zak�tku Galaktyki.
- Ebling Mis powiedzia�, �e utrzymuje swoje istnienie w tajemnicy. Tylko pozostawanie w ukryciu mo�e sprawi�, �e jej s�abo�� stanie si� si��.
- Niemo�liwe, �eby to, co naprawd� istnieje, mo�na by�o utrzyma� w tak g��bokiej tajemnicy.
Mu� podni�s� g�ow� i zmierzy� go ostrym przenikliwym spojrzeniem.
- Nie - rzek�. - Druga Fundacja istnieje naprawd�. - Wzni�s� w g�r� chudy, ko�cisty palec. - Nast�pi lekka zmiana w taktyce.
Pritcher zmarszczy� brwi.
- Chce pan sam wyruszy�? Nie radzi�bym tego robi�.
- Ale� sk�d, oczywi�cie, �e nie. B�dziesz musia� polecie� jeszcze raz - ostatni raz. Ale z kim�, z kim podzielisz si� dow�dztwem.
Po chwili ciszy Pritcher spyta� twardym g�osem:
- Z kim, panie?
- Jest tu, na Kalganie, pewien m�ody cz�owiek. Nazywa si� Bail Channis.
- Nic o nim nie s�ysza�em.
- Tak my�l�. Jest bystry, ambitny i nie jest Odmienionym.
Pritcher drgn�� lekko.
- Nie rozumiem jaki z tego po�ytek.
- Jest pewien po�ytek, Pritcher. Jeste� bystry i masz do�wiadczenie. Odda�e� mi du�e us�ugi. Ale jeste� odmieniony. Twoim dzia�aniem kieruje sztuczna, wymuszona przeze mnie wierno��. Trac�c swoje naturalne pobudki, straci�e� jednocze�nie co�, czego w �aden spos�b nie mog� zast�pi� - co� trudno uchwytnego, co mo�na by nazwa� przedsi�biorczo�ci�.
- Nie czuj� tego - odpar� ponuro Pritcher. - Pami�tam siebie ca�kiem dobrze z czas�w, kiedy by�em pana wrogiem. Absolutnie nic czuj� si� teraz gorszy.
- Naturalnie - Mu� wykrzywi� usta w u�miechu. - Trudno oczekiwa�, �eby tw�j s�d w tej sprawie by� obiektywny. Ot� ten Channis jest ambitny, ale nie chodzi mu o to, �eby si� wykaza� - on dba tylko o siebie. Jest ca�kowicie godny zaufania, ale nie dlatego, �e jest lojalny wobec mnie, lecz dlatego, �e obchodzi go tylko jego w�asny interes. On dobrze wie, �e jego pomy�lno�� zale�y od moich sukces�w i zrobi wszystko, �eby umocni� moj� w�adz�, bo dzi�ki temu sam zyska. Je�li poleci z tob�, to b�dzie go zach�ca�a do wytrwa�ych poszukiwa� ta w�a�nie dba�o�� o w�asny interes.
- Wobec tego - powiedzia� Pritcher, nie daj�c za wygran� - dlaczego nie cofnie pan mojej odmiany, je�li my�li pan, �e dzi�ki temu stan� si� lepszym wywiadowc�? Teraz chyba mo�e mi pan ufa�.
- Nigdy w �yciu, Pritcher. Dop�ki b�dziesz w zasi�gu mojej w�adzy, pozostaniesz Odmienionym. Gdybym w tej chwili cofn�� sw�j wp�yw, to w nast�pnej by�bym ju� martwy.
Genera� poczerwienia�.
- Rani mnie pan, my�l�c o mnie w ten spos�b.
- Nie chc� ci� zrani�, ale jest po prostu niemo�liwe, �eby� m�g� przewidzie�, jakie b�dziesz �ywi� uczucia, kiedy cofn� sw�j wp�yw i b�dziesz si� m�g� kierowa� swoimi naturalnymi pobudkami. Umys� ludzki nie cierpi kontroli i manipulacji. Z tego w�a�nie powodu zwyk�y hipnotyzer nie potrafi wprawi� w trans �adnej osoby bez jej dobrowolnej zgody. Ja potrafi�, gdy� nie jestem hipnotyzerem, ale, wierz mi. Pritcher, odraza, kt�rej teraz nie jeste� w stanie okaza�, a nawet nie wiesz o tym, �e j� w g��bi czujesz, jest czym�, czemu naprawd� nie chcia�bym stawi� czo�a.
Pritcher z rezygnacj� opu�ci� g�ow�. Czu� si�, jakby mu przyby�o kilkadziesi�t lat.
- Ale czy mo�e pan ufa� temu cz�owiekowi? - rzek� z wysi�kiem. - To znaczy, czy mo�e mu pan ca�kowicie ufa� - tak jak mnie teraz, kiedy jestem Odmieniony?
- Ha, my�l�, �e nie mog� mu ufa� bez zastrze�e�. W�a�nie dlatego musisz z nim polecie�. Widzisz, Pritcher - Mu� zag��bi� si� w wielkim fotelu, w kt�rego mi�kkim wn�trzu wygl�da� jak �ywa wyka�aczka - gdyby natkn�� si� na Drug� Fundacj� i gdyby przysz�o mu do g�owy, �e bardziej op�aca si� trzyma� z nimi ni� ze mn�... Rozumiesz?
W oczach Pritchera pojawi� si� b�ysk zadowolenia.
To brzmi lepiej.
- W�a�nie. Ale pami�taj, �e o ile to tylko b�dzie mo�liwe, on musi mie� swobod� ruch�w.
- Oczywi�cie.
- I... e... Pritcher. Ten m�odzieniec ma mi�� powierzchowno��, jest uprzejmy i w og�le czaruj�cy. Nie daj si� na to nabra�. To niebezpieczny typ, pozbawiony jakichkolwiek skrupu��w. Nie wchod� mu w drog�, je�li nie b�dziesz do tego odpowiednio przygotowany. To wszystko.
Mu� znowu zosta� sam. �wiat�o zgas�o, a �ciana ponownie sta�a si� przezroczysta. Niebo mia�o purpurowy kolor, a smuga �wiat�a na horyzoncie wskazywa�a, gdzie jest miasto.
Po co to wszystko? Powiedzmy, �e zostanie panem ca�ej Galaktyki... Co dalej? Czy to spowoduje, �e ludzie tacy jak Pritcher strac� pewno�� siebie, prostolinijno��, si�� i opanowanie i stan� si� zgarbionymi s�abeuszami? Czy Bail Channis straci sw� urod�? Czy on sam stanie si� inny?
�achn�� si�. Sk�d te w�tpliwo�ci? O co mu w�a�ciwie chodzi?
Zapali�o si� umieszczone u g�ry �wiate�ko. Do pa�acu wszed� cz�owiek. Mu� widzia�, jak zbli�a si� do jego pokoju i, niemal wbrew swej woli, odkrywa� stan emocjonalny przybysza.
Rozpozna� go bez trudu. By� to Channis. W jego strukturze psychicznej Mu� nie dostrzega� tej jednolito�ci uczu�, kt�ra charakteryzowa�a Pritchera. Mia� przed sob� surowe, bogate i r�norodne spectrum uczu� wytworzone przez silny, nietkni�ty obcym oddzia�ywaniem umys�, na kt�ry wywar�y wp�yw jedynie sprzeczno�ci targaj�ce wszech�wiatem. Ca�a struktura falowa�a i pulsowa�a. Jej powierzchni� tworzy�a ostro�no�� pokrywaj�ca ca�o�� cienk�, g�adk� warstwa,, w ukrytych zak�skach tworzy�y si� wiry cynizmu i grubia�stwa. Pod powierzchnia, p�yn�� silny pr�d egoizmu i interesowno�ci, z kt�rym tu i �wdzie ��czy�y si� strumyki okrucie�stwa. Na samym spodzie, w g��bi, zalega�a nieruchomo niczym nie zaspokojona ambicja.
Mu� wiedzia�, �e w ka�dej chwili mo�e wtargn�� w ten przestw�r, zburzy� powierzchni� i zamiesza� w g��bi, zmieni� kierunek pr�du albo zniszczy� go i stworzy� inny. Ale co z tego? Czy gdyby Channis chyli� przed nim g�ow� i wpatrywa� si� w niego z uwielbieniem, znikn�aby groteskowo�� jego w�asnej postaci, groteskowo��, kt�ra sprawi�a, �e unika� �wiat�a dziennego i kocha� noc, �e �y� samotnie, jak odludek, w �rodku imperium, kt�re ca�kowicie nale�a�o do niego?
Otworzy�y si� drzwi znajduj�ce si� za jego plecami. Odwr�ci� si�. Przezroczysta dot�d �ciana zm�tnia�a i powoli straci�a przejrzysto��, a ciemno�� ust�pi�a bia�emu, ostremu �wiat�u �ar�wki j�drowej.
Bail Channis usiad� swobodnie i rzek�:
- Nie jest to dla mnie zupe�nie niespodziewany zaszczyt.
Mu� potar� czterema palcami sw�j wydatny organ powonienia i spyta� z lekk� irytacj� w glosie:
- A dlaczeg� to, m�odzie�cze?
My�l�, �e to przeczucie. Je�li nie bra� pod uwag� tego, �e dosz�y do moich uszu pewne plotki.
- Plotki? A kt�re konkretnie? Jest ich ca�e mn�stwo.
- Te, wed�ug kt�rych przygotowuje si� ofensyw� galaktyczn�. Mam nadziej�, �e tak jest istotnie i �e b�d� w niej m�g� odegra� odpowiedni� rol�.
- A wi�c my�lisz, �e Druga Fundacja istnieje?
- A dlaczego nie? To by czyni�o Galaktyk� ciekawsz�.
- Uwa�asz, �e to interesuj�ce?
- Oczywi�cie. W�a�nie ta tajemnica, kt�ra j� otacza. Czy mo�na znale�� lepszy temat dla snucia domys��w? Ostatnio dodatki do gazet nie zajmuj� si� niczym innym, prawdopodobnie �wiadczy to o znaczeniu tej sprawy. Jeden z g��wnych autor�w pisz�cych do "Kosmosu" wymy�li� histori� o �wiecie, gdzie �yj� istoty b�d�ce czyst� inteligencj� - chodzi o Drug� Fundacj� - kt�re dysponuj� tak pot�n� energi� psychiczn�, �e mo�na j� por�wnywa� tylko z energi�, jaka zajmuj� si� nasze nauki fizyczne. Jest ona w stanie niszczy� statki kosmiczne odleg�e o ca�e lata �wietlne, zmienia� orbity planet...
- Owszem, ciekawe. A co ty o tym my�lisz? Masz jak�� w�asn� koncepcj� czy zgadzasz si� z t� hipotez� o energii psychicznej?
- Na Galaktyk�, nie! My�li pan, �e takie istoty ograniczy�yby swe posiadanie do swojej ojczystej planety? Nie, prosz� pana. Uwa�am, �e Druga Fundacja pozostaje w ukryciu, poniewa� jest s�absza, ni� s�dzimy.
- Wobec tego nie musz� d�ugo t�umaczy� o co mi chodzi. Co by� powiedzia� na obj�cie dow�dztwa wyprawy, kt�rej celem jest zlokalizowanie Drugiej Fundacji?
Przez chwil� wydawa�o si�, �e Channis zapomnia� j�zyka w g�bie. Najwyra�niej nie by� przygotowany na tak szybki bieg wydarze�. Milczenie przed�u�a�o si�.
- No wi�c? - spyta� sucho Mu�. Channis zmarszczy� czo�o.
- Oczywi�cie, zgadzam si�. Ale gdzie mam lecie�? Czy uzyska� pan jakie� informacje?
- B�dzie z tob� genera� Pritcher...
- A wiec nie b�d� dowodzi�?
- Os�dzisz sam, kiedy sko�cz�. S�uchaj, nie pochodzisz z Fundacji. Jeste� Kalga�czykiem, prawda? Tak. No wi�c pewnie niewiele wiesz o Planie Seldona. Kiedy pierwsze Imperium Galaktyczne chyli�o si� ku upadkowi, Hari Seldon z grup� psychohistoryk�w, analizuj�c przy pomocy narz�dzi matematycznych, jakich w naszej zdegenerowanej epoce pr�no szuka�, przysz�y bieg historii, za�o�y� na dw�ch przeciwleg�ych kra�cach Galaktyki dwie Fundacje, tak dobieraj�c warunki, �eby wolno zmieniaj�ce si� czynniki spo�eczne i gospodarcze doprowadzi�y do ich przekszta�cenia si� w zal��ki Drugiego Imperium. Zgodnie z Planem Seldona mia�o to trwa� tysi�c lat - bez Fundacji okres ten wyd�u�y�by si� do trzydziestu tysi�cy. Ale Seldon nie m�g� liczy� na to, �e pojawi� si� ja. Jestem mutantem, i psychohistoria, kt�ra zajmuje si�, zgodnie z prawem wielkich liczb, jedynie reakcjami wielkich populacji, nie mog�a przewidzie� takiej sytuacji. Rozumiesz?
- Doskonale. Ale gdzie tu jest miejsce dla mnie?
- Zaraz si� dowiesz. Mam zamiar zjednoczy� Galaktyk� ju� teraz i osi�gn�� cel, kt�ry przy�wieca� Seldonowi, nie w ci�gu tysi�ca, lecz w czasie trzystu lat. Jedna Fundacja - �wiat specjalist�w od fizyki i techniki - wci�� rozwija si� i kwitnie pod moimi rz�dami. Rozw�j gospodarczy oraz �ad i spok�j panuj�cy w Zwi�zku pozwoli�y im stworzy� bro� j�drow�, kt�rej nie oprze si� nic, z wyj�tkiem mo�e Drugiej Fundacji. Musz� wi�c zdoby� o niej wi�cej informacji. Genera� Pritcher jest �wi�cie przekonany, �e Druga Fundacja nie istnieje. Ja wiem, �e to nieprawda.
- Sk�d pan to wie? - spyta� ostro�nie Channis.
- St�d, �e kto� ingeruje w umys�y ludzi, kt�rzy do tej pory znajdowali si� pod moj� wy��czn� kontrol�! - wybuchn�� nagle Mu�. - Delikatnie, subtelnie, ale nie a� tak subtelnie, �ebym nie by� w stanie tego zauwa�y�. Co wi�cej, ta ingerencja si� wzmaga, a ofiarami jej padaj� warto�ciowi ludzie i to w wa�nych momentach. Dziwi ci� teraz, �e przez tyle lat wola�em siedzie� spokojnie?
Dlatego jeste� mi potrzebny. Genera� Pritcher jest najlepszy z tych, kt�rzy mi zostali, a wi�c jest w niebezpiecze�stwie. Oczywi�cie, on o tym nic nie wie. Ale ty nie jeste� Odmienionym i dlatego trudno by by�o od razu stwierdzi�, �e jeste� moim cz�owiekiem. Mo�esz zwodzi� Drug� Fundacj� d�u�ej ni� kt�rykolwiek z. moich ludzi - mo�e nawet tak d�ugo, jak b�dzie potrzeba. Rozumiesz?
- Hmm. Tak. Ale prosz� mi wybaczy� jeszcze jedno pytanie. Musz� wiedzie�, w jaki spos�b objawia si� ta ingerencja, �ebym potrafi� wy�ledzi� zmian� w zachowaniu genera�a Pritchera, gdyby do tego dosz�o. Czy to likwiduje ich odmian�? Czy staj� si� zdrajcami?
- Nie. M�wi�em ju�, �e ta zmiana jest delikatna. Dlatego trudno j� wykry� i nieraz musz� wstrzymywa� si� z dzia�aniem, bo nie mam pewno�ci czy cz�owiek, kt�ry jest na kluczowym stanowisku, zachowuje si� dziwnie z jakich� naturalnych powod�w, czy jest manipulowany. Ich wierno�� pozostaje nienaruszona, ale trac� pomys�owo�� i inicjatyw�. Pozostawia mi si� osob� na poz�r normaln�, ale zupe�nie bezu�yteczny. W ostatnich latach spotka�o to sze�ciu ludzi. Sze�ciu spo�r�d najzdolniejszych - uni�s� w g�r� k�cik ust. - Teraz dowodz� bazami szkoleniowymi i pragn� tylko jednego - �eby nie znale�li si� w krytycznej sytuacji, kt�ra wymaga�aby od nich podj�cia natychmiastowej decyzji.
- Przypu��my... przypu��my, �e to nie jest sprawa Drugiej Fundacji. A gdyby to by� kto� taki jak pan - inny mutant?
- To ostro�na i dok�adna robota, obliczona na wiele lat. Jeden cz�owiek bardziej by si� spieszy�. O nie, w tym bierze udzia� wielu ludzi, ca�y �wiat, i ty b�dziesz broni�, kt�rej przeciw nim u�yj�.
- Czuj� si� zaszczycony, �e to mnie pan wybra�.
Mu� zauwa�y� nag�� zmian� w jego strukturze emocjonalnej.
- Tak, najwyra�niej my�lisz sobie, �e skoro masz wykona� dla mnie specjalne zadanie, to nale�y ci si� r�wnie specjalna zap�ata - mo�e nawet mianowanie ci� - moim nast�pc�. Masz racj�. Ale musisz wiedzie�, �e s� te� specjalne kary. Moja gimnastyka psychiczna nie ogranicza si� do wytwarzania uczu� wierno�ci i pos�usze�stwa.
Na jego w�skich wargach pokaza� si� lekki u�miech, a Channis podskoczy� z trwog� na krze�le.
Na u�amek sekundy, u�amek kr�tszy ni� mgnienie oka. Channis poczu� osaczaj�ce go, przenikliwe, trudne do opisania przygn�bienie. Mia� wra�enie, �e zamyka si� nad nim, mia�d��c mu niemal m�zg, hermetyczna czasza. Ogarn�a go znienacka zupe�na ciemno��, a ca�e cia�o przeszy� potworny, niemo�liwy do zniesienia b�l. Wszystko to znik�o r�wnie szybko, jak si� pojawi�o, pozostawiaj�c tylko w�ciek�y gniew.
- Z�o�� nic tu nie pomo�e... - rzek� Mu�. - No tak, teraz starasz siej� ukry�, co? Nie przede mn�. A wi�c pami�taj - to wra�enie mo�e by� jeszcze bardziej intensywne i trwa�e. Zabija�em ju� w ten spos�b i - zapewniam - nie ma Straszniejszej �mierci. - Przerwa�, a po chwili doda�: - To wszystko!
Mu� znowu zosta� sam. �wiat�o zgas�o, a �ciana ponownie sta�a si� przezroczysta. Niebo by�o ciemne, a wy�aniaj�cy si� zza horyzontu roziskrzony gwiazdami soczewkowaty kszta�t Galaktyki rysowa� si� coraz wyra�niej na jego aksamitnym tle.
Ca�a ta mg�awica sk�ada�a si� z takiej masy gwiazd, �e ich l�nienie stapia�o si� w jeden wielki �wietlny ob�ok.
Wszystko to mia�o nale�e� do niego...
Jeszcze tylko jedno, Ostatnie ju� posuni�cie i b�dzie m�g� spokojnie zasn��.
Pierwsze interludium
Trwa�o posiedzenie Zarz�du Drugiej Fundacji. Dla nas s� to tylko g�osy. Nie jest tu istotna ani dok�adna znajomo�� miejsca spotkania, ani jego uczestnik�w.
Zreszt�, �ci�le bior�c, nie mo�emy nawet dok�adnie odtworzy� �adnej cz�ci obrad. Chyba �e zdecydowaliby�my si� po�wi�ci� w tym celu to minimum zastosowanych w naszej relacji, a og�lnie u�ywanych �rodk�w przekazu informacji - kt�rych przecie� mamy prawo oczekiwa� - i narazi� si� na zupe�ne niezrozumienie.
Zajmujemy si� tu psychologami, a w�a�ciwie niezupe�nie psychologami. Powiedzmy raczej - naukowcami o psychologicznej orientacji. To znaczy lud�mi, kt�rzy swoj� koncepcj� filozofii nauki oparli na podstawach zupe�nie r�nych od wszystkich znanych nam orientacji. "Psychologia" stworzona przez uczonych bazuj�cych na aksjomatach i twierdzeniach obserwacyjnych przyjmowanych w naukach fizycznych ma niewiele wsp�lnego z PSYCHOLOGI�.
To mniej wi�cej tak, jakbym pr�bowa� wyja�ni� �lepemu, co to kolor, b�d�c przy tym r�wnie �lepy jak on.
Chodzi o to, �e m�zgi uczestnik�w zebrania doskonale zna�y si� i rozumia�y nawzajem nie tylko dzi�ki t�umacz�cej ich prac� jakiej� og�lnej teorii, ale r�wnie� dzi�ki d�ugotrwa�emu stosowaniu konkretnych teorii w codziennej praktyce. Mowa - taka, jak� znamy - by�a zbyteczna. Nawet fragment zdania wyra�ony przy pomocy s��w by� w por�wnaniu z ich metod� porozumiewania si� pe�en zbytecznego gadulstwa. Gest, chrz�kni�cie, nieznaczny grymas, a nawet odpowiednio wywa�ona pauza nios�y pot�n�, dawk� informacji.
Pozwalamy tu sobie zatem na przytoczenie cz�ci owej konferencji w swobodnym przek�adzie na specyficzne kombinacje s��w, niezb�dne dla przekazu informacji mi�dzy m�zgami nastawionymi od dzieci�stwa na filozofi� opart� na naukach fizycznych, zdaj�c sobie jednak spraw�, �e nara�amy si� w ten spos�b na ryzyko niedostrze�enia i pomini�cia bardziej subtelnych niuans�w.
Jeden "g�os" g�rowa� nad innymi. Nale�a� on do cz�owieka zwanego po prostu Pierwszym M�wc�. W�a�nie m�wi�:
- Teraz wiemy ju� dostatecznie jasno, co powstrzyma�o Mu�a. Nie mog� powiedzie�, �eby �wiadczy�o to dobrze o... hmm... o naszej zr�czno�ci w rozegraniu tamtej sytuacji. Jasne jest, �e by� o w�os od odkrycia naszej siedziby, wykorzystawszy sztucznie spot�gowany potencja� m�zgu osoby okre�lanej w Pierwszej Fundacji mianem "psychologa". Psycholog ten zosta� zabity w momencie, kiedy mia� poinformowa� Mu�a o swoim odkryciu. W �wietle wylicze� poni�ej Trzeciej Fazy, do zab�jstwa tego prowadzi� zupe�nie przypadkowy �a�cuch wydarze�. Mo�e przejmiesz g�os.
Ton, kt�rym zosta�y wypowiedziane ostatnie s�owa, wskazywa� na Pi�tego M�wc�. Podj�� on ponuro:
- Pewnym jest, �e w tamtej sytuacji nie popisali�my si�. Jeste�my, oczywi�cie, prawie zupe�nie bezbronni wobec zmasowanego ataku, szczeg�lnie prowadzonego przez armi� pod wodz� takiego fenomenu psychicznego jak Mu�. Kr�tko po podboju Pierwszej Fundacji, dzi�ki czemu zacz�� si� liczy� w Galaktyce, m�wi�c dok�adnie - w p� roku potem, by� ju� na Trantorze. Jeszcze p� roku i by�by tutaj, a nasze szans� by�yby przera�aj�co nik�e, m�wi�c dok�adnie - 3,7% z dok�adno�ci� do 0,05%. Po�wi�cili�my wiele czasu na analiz� si�, kt�re go powstrzyma�y. Wiemy, oczywi�cie, co nim kierowa�o. Wewn�trzny zwi�zek mi�dzy jego fizycznym upo�ledzeniem a wyj�tkowymi zdolno�ciami psychicznymi jest oczywisty dla nas wszystkich. Jednak dopiero przeszed�szy do Trzeciej Fazy mogli�my stwierdzi� - i to dopiero po fakcie - �e w obecno�ci osoby, kt�ra �ywi w stosunku do niego szczere, przyjazne uczucia mo�e si� on zachowa� w spos�b dla siebie nietypowy. A zatem ca�e to zdarzenie by�o przypadkowe w tym sensie, �e by�o uwarunkowane obecno�ci� takiej w�a�nie osoby w odpowiednim momencie.
Wed�ug informacji uzyskanych przez naszych agent�w psycholog pracuj�cy dla Mu�a zosta� zabity przez dziewczyn�, przez dziewczyn�, kt�rej - ze wzgl�du na jej uczucia - Mu� ca�kowicie ufa� i kt�rej dlatego nie obj�� sw� kontrol� psychiczn�.
Od czasu tego wydarzenia, kt�re by�o dla nas ostrze�eniem - ci, kt�rzy chcieliby zapozna� si� ze szczeg�ami ca�ej sprawy, znajd� ich matematyczn� analiz� w Bibliotece G��wnej - powstrzymujemy Mu�a stosuj�c nietypowe dla nas metody, przez co codziennie ryzykujemy, �e ca�y dok�adnie opracowany przez Seldona plan historii sko�czy si� fiaskiem. To wszystko.
Pierwszy M�wca czeka� chwil�, by zebrani zdali sobie spraw� z wszystkich konsekwencji przedstawionej sytuacji. Potem ponownie zabra� g�os:
- A wi�c sytuacja jest w wysokim stopniu niepewna. Wydarzenia odbieg�y tak daleko od linii nakre�lonej przez Seldona - tu musz� jeszcze raz podkre�li�, �e pope�nili�my karygodny b��d nie przewiduj�c w por� ich biegu i daj�c si� zaskoczy� - �e je�li nie podejmiemy odpowiednich krok�w, ca�y Plan nieuchronnie si� za�amie. Czas biegnie nieub�aganie i zostajemy w tyle. My�l�, �e pozosta�o nam tylko jedno wyj�cie, a i to niepewne... Musimy pozwoli�, �eby Mu� nas znalaz�... w pewnym sensie. Przerwa� na chwil�, aby zapozna� si� ze stanowiskiem pozosta�ych i doda�:
- Powtarzani - w pewnym sensie.
2. Dwoje ludzi bez Mu�a.
Statek by� gotowy do drogi. Nie brakowa�o niczego opr�cz celu podr�y. Mu� sugerowa� powr�t na Trantora, na le��c� w ruinach metropoli� najwi�kszego imperium w dziejach ludzko�ci, na martwy �wiat b�d�cy ongi� stolic� ca�ej Galaktyki.
Pritcher by� temu przeciwny. Jego zdaniem by� to �lad wiod�cy donik�d - stara, dok�adnie spenetrowana �cie�ka.
W kabinie nawigacyjnej zasta� Baila Channisa. K�dzierzawa czupryna m�odzie�ca by�a zwichrzona, ale nie zanadto. Akurat na tyle, by opad� mu na czo�o wij�cy si� kosmyk w�os�w. Nawet najbardziej staranne zabiegi nie da�yby lepszego efektu. Do tej fryzury znakomicie pasowa� szeroki u�miech ukazuj�cy l�ni�ce bia�e z�by. Sztywny genera� poczu� nieokre�lon� niech�� do towarzysza wyprawy.
Channis by� wyra�nie podniecony.
- Pritcher, to nie mo�e by� zbieg okoliczno�ci!
- Nie rozumiem, o czym m�wisz - odpar� zimno genera�.
- Och... dobra, bierz krzes�o i siadaj, stary. Przegl�da�em twoje notatki. Uwa�am, �e s� �wietne.
- To bardzo mi�e z twojej strony.
- Ale zastanawiam si�, czy doszed�e� do takich samych wniosk�w jak ja. Pr�bowa�e� kiedy zabra� si� za ten problem dedukcyjnie? To znaczy, owszem, przeczesywanie wybranych losowo partii przestrzeni to ca�kiem niez�a metoda i podczas tych pi�ciu wypraw odwali�e� niez�y kawa�ek roboty, to jasne. Ale czy zastanowi�e� si� kiedy, ile trzeba by czasu, �eby przy takim tempie oblecie� wszystkie znane �wiaty?
- Owszem, par� razy - Pritcher nie mia� najmniejszej ochoty u�atwia� Channisowi rozmowy, ale musia� zorientowa� si�, co my�li jego kompan. Jego m�zg znajdowa� si� przecie� poza kontrol� Mu�a, a wi�c nie mo�na by�o przewidzie�, co mu przyjdzie do g�owy.
- W porz�dku. Wobec tego mo�e teraz postaraliby�my si� wsp�lnie przeanalizowa� t� spraw� i odpowiedzie� na pytanie, czego w�a�ciwie szukamy?
- Drugiej Fundacji - odpar� szorstko Pritcher.
- Fundacji zamieszka�ej przez psycholog�w - poprawi� go Channis - kt�rzy s� tak samo s�abi w fizyce jak Pierwsza Fundacja w psychologii. My�l�, �e konsekwencje tego stanu rzeczy s� dla ciebie zupe�nie oczywiste. W ko�cu to ty, nie jji, pochodzisz z Pierwszej Fundacji. Musimy znale�� �wiat, kt�ry sprawuje rz�dy nad przestrzeni� za pomoc� si� psychicznych, a jednocze�nie jest zacofany w dziedzinie techniki.
- Czy aby na pewno? - spyta� spokojnie Pritcher. - Nasz Zwi�zek �wiat�w nie jest bynajmniej zacofany pod wzgl�dem techniki, minio �e nasz w�adca zawdzi�cza sw� pot�g� w�asnym si�om psychicznym.
- Bo mo�e korzysta� z osi�gni�� Pierwszej Fundacji - odpar� z lekka ju� zniecierpliwiony Channis - kt�ra jest jedyn� oaz� wiedzy w Galaktyce. Druga Fundacja znajduje si� gdzie� w�r�d szcz�tk�w Imperium Galaktycznego. Tam nie ma sk�d czerpa� wiedzy.
- A wi�c zak�adasz, �e dysponuj� si�� psychiczn� wystarczaj�c� do tego, �eby obj�� rz�dy nad grup� �wiat�w, a jednocze�nie �e fizycznie s� bezbronni?
- Wzgl�dnie bezbronni. Potrafi� si� obroni� przed zacofanymi technicznie s�siadami. Ale si�om Mu�a, z ich zapleczem technicznym oferowanym przez rozwini�ty przemys� j�drowy, nie s� w stanie si� oprze�. Je�li jest inaczej, to dlaczego miejsce ich zamieszkania by�o trzymane w takim sekrecie przez Hariego Seldona i teraz przez nich samych? Wasza Fundacja nigdy nie czyni�a tajemnicy ze swego istnienia i nikt nie ukrywa� tego faktu trzysta lat temu, kiedy ogranicza�a si� do jednego bezbronnego miasta na samotnej planecie.
G�adk�, ogorza�y twarz Pritchera wykrzywi� ironiczny u�miech.
- Skoro przeprowadzi�e� tak dog��bn� analiz�, to mo�e chcia�by� teraz otrzyma� list� wszystkich tych kr�lestw, republik, pa�stw planetarnych i dyktatur wszystkich mo�liwych odmian i odcieni, kt�re pasuj� do twojego opisu, z uwzgl�dnieniem jeszcze paru czynnik�w, kt�rych nie zd��y�e� wymieni�?
- A zatem to wszystko zosta�o ju� uwzgl�dnione? - Channis nie straci� nic ze swej pewno�ci siebie.
- Naturalnie tutaj nie znajdziesz �adnych materia��w, ale dysponujemy dok�adnym i kompletnym przewodnikiem po organizmach politycznych przeciwleg�ych kres�w Galaktyki. Naprawd� my�la�e�, �e Mu� dzia�a bez przygotowania, ca�kowicie zdaj�c si� na los szcz�cia?
- No tak. Wobec tego - rzek� Channis podnosz�c g�os w nag�ym przyp�ywie energii - co powiesz o Oligarchii Tazendy?
Pritcher potar� w zamy�leniu ucho.
- Tazenda? A tak, zdaje si�, �e wiem o co chodzi. To nie jest pa�stwo kresowe, prawda? Zdaje si�, �e le�y o jedn� trzeci� drogi od �rodka Galaktyki.
- Tak. Co o niej wiesz?
- Zapiski, kt�rymi dysponujemy, umiejscowiaj� Drug� Fundacj� na przeciwnym kra�cu Galaktyki. Przestrze� jedna wie, �e to jedyna informacja, na kt�rej mo�emy si� oprze�. Tak czy owak, szkoda gada� o Tazendzie. Jej odchylenie k�towe od radiana Pierwszej Fundacji waha si� od oko�o stu dziesi�ciu do stu dwudziestu stopni. W ka�dym razie nigdy nawet si� nie zbli�a do stu osiemdziesi�ciu.
- Jest jeszcze inna wzmianka w zapiskach. Druga Fundacja zosta�a za�o�ona na "Kra�cu Gwiazdy".
- Nie znaleziono dot�d w Galaktyce regionu o tej nazwie.
- Bo by�a to nazwa lokalna, kt�rej przestano p�niej u�ywa�, �eby zachowa� g��bsz� tajemnic�. Mo�e zreszt� Seldon i jego zesp� wymy�lili t� nazw� specjalnie na t� okazj�. Jest jednak pewien zwi�zek mi�dzy Tazend� a Kra�cem Gwiazdy, nie s�dzisz?
- Zbli�one brzmienie ko�c�wek obu nazw? To ma by� zwi�zek? Bzdura!
- By�e� tam kiedy?
- Nie.
- Ale jest o niej wzmianka w twoich notatkach.
- Gdzie? Ach tak, ale zatrzymali�my si� tam tylko po to, �eby uzupe�ni� zapasy wody i �ywno�ci. Ten �wiat z ca�� pewno�ci� nie wyr�nia si� niczym szczeg�lnym.
- Wyl�dowali�cie na planecie rz�dz�cej? Na tej, gdzie znajduje si� o�rodek w�adzy?
- Tego nie wiem.
Channis zamy�li� si�. Pritcher patrzy� na niego zimno. Nagle Channis ockn�� si� i spyta�:
- Mo�esz przez chwil� popatrze� ze mn� na obraz z Projektora?
- Oczywi�cie.
Projektor by� najnowszym osi�gni�ciem my�li technicznej i nale�a� do wyposa�enia kr��ownik�w mi�dzygwiezdnych. W rzeczywisto�ci, wbrew nazwie, by�a to skomplikowana maszyna licz�ca po��czona z rzutnikiem pokazuj�cym na ekranie dan� cz�� nieba widzianego noc� z dowolnie wybranego miejsca w Galaktyce.
Channis wybra� odpowiednie wsp�rz�dne i zgasi� �wiat�a w kabinie pilota. W przy�mionym czerwonym �wietle padaj�cym znad pulpitu sterowniczego Projektora jego twarz po�yskiwa�a r�owo. Pritcher usiad� w fotelu pilota, zak�adaj�c nog� na nog�. Jego twarz by�a niewidoczna w ciemno�ci.
Powoli, w miar� jak mija� okres indukcji, na ekranie pojawia�y si� �wietlne punkciki. Po pewnym czasie by�o ich ju� tak wiele, �e od ich l�nienia rozjarzy� si� ca�y ekran. Przedstawia�y g�szcz g�sto zaludnionych zbior�w gwiazd w centrum Galaktyki.
- Oto - rzek� Channis - obraz nieba widziany zimow� noc� z Trantora. To jest w�a�nie ten wa�ny szczeg�, kt�rego - o ile mi wiadomo - nie bra�e� do tej pory pod uwag� w swoich poszukiwaniach. Ka�da pr�ba okre�lenia po�o�enia Drugiej Fundacji powinna przyjmowa� Trantor za punkt wyj�cia. Przecie� by� on centrum Imperium Galaktycznego. Zreszt� bardziej nawet centrum naukowym i kulturalnym ni� politycznym. I dlatego w dziewi�ciu przypadkach na dziesi�� znaczenie ka�dej u�ywanej w�wczas nazwy opisowej powinno odzwierciedla� jaki� zwi�zek pomi�dzy okre�lanym przez ni� miejscem a Trantorem. Trzeba te� pami�ta�, �e chocia� sam Seldon pochodzi� z Helikona, le��cego bli�ej Peryferii ni� centrum, to jego zesp� pracowa� na Trantorze.
- Co chcesz mi pokaza�? - lodowaty g�os Pritchera ostudzi� nieco zapa� Channisa.
- Wyja�ni to mapa. Widzisz t� ciemn� mg�awic�? - cie� jego ramienia pad� na ekran, na kt�rym wida� by�o roziskrzone niebo. Palec wskazuj�cy prawie dotyka� niewielkiego pasemka czerni, kt�re wygl�da�o jak dziura w l�ni�cej tkaninie. - W rejestrze gwiazdowym figuruje pod nazw� Mg�awicy Pellota. Przyjrzyj si� jej. Zaraz powi�ksz� obraz.
Pritcher mia� ju� nieraz okazj� przygl�da� si� zabiegowi powi�kszania obrazu przez Projektor, ale mimo to za ka�dym razem na nowo zapiera�o mu dech. Zawsze mia� przy tym wra�enie, �e patrzy na ekran monitora statku mkn�cego przez straszliwie zat�oczon� Galaktyk� bez wchodzenia w nadprzestrze�. Z jakiego� punktu w g��bi ekranu wystrzeliwa�y ca�e masy gwiazd i p�dzi�y w ich kierunku. Po drodze rozdziela�y si�, tworz�c jakby ogromny lej, a kiedy statek we� wpada�, przepada�y za kraw�dziami ekranu. Pojedyncze punkty podwaja�y si�, a potem przybiera�y kuliste kszta�ty. Ukazuj�ce si� tu i �wdzie mgliste plamy zmienia�y si� w miliony �wietlistych punkcik�w. I ca�y czas trwa�o to z�udzenie ruchu. Dotar� do niego g�os Channisa:
- Zwr�� uwag�, �e poruszamy si� wzd�u� linii prowadz�cej z Trantora wprost do Mg�awicy Pellota, w wyniku czego uzyskujemy obraz przestrzeni r�wnowa�ny obrazowi widzianemu z Trantora. Prawdopodobnie jest mi�dzy nimi niewielka r�nica spowodowana odchyleniem �wiat�a w polu grawitacji, ale nie znam na tyle matematyki, �ebym m�g� skorygowa� ten b��d. W ka�dym razie jestem pewien, �e ta r�nica nie jest istotna.
Ciemna plama wype�nia�a coraz wi�ksz� cz�� ekranu. Kiedy Channis zwolni� tempo powi�kszania, wydawa�o si�, �e gwiazdy, niczym �ywe istoty, oci�gaj� si� z odej�ciem i niech�tnie nikn� w rogach ekranu. Na brzegach rosn�cej mg�awicy rozb�yskiwa�y na kr�tko, nim skry�y si� za ni�, roje gwiazd, jakby daj�c �wiadectwo temu, �e za morzem wiruj�cych, nie emituj�cych promieni �wietlnych atom�w sodu i wapnia, kt�re wype�nia�y ca�e parseki sze�cienne przestrzeni, te� istnieje �wiat�o.
Obraz zatrzyma� si� i Channis znowu zbli�y� palec do ekranu.
To miejsce mieszka�cy regionu nazwali "Ustami". Jest to o tyle wa�ne, �e ten fragment przestrzeni przypomina usta tylko wtedy, kiedy ogl�da si� go z Trantora - m�wi� wskazuj�c na szczelin� w mg�awicy wype�nion� �wiat�em i wygl�daj�c� na ciemnym tle jak nieregularne, wyszczerzone w u�miechu usta.
- Patrz uwa�nie na "Usta" - ci�gn��. - Patrz tam, gdzie gardziel zw�a si� i przechodzi w w�sk�, rozszczepion� smug� �wiat�a.
Obraz znowu ruszy�. Mg�awica znikn�a z pola widzenia i ca�y ekran wype�ni�y "Usta". Podczas zbli�enia Channis w milczeniu wodzi� palcem po ekranie, a kiedy obraz znieruchomia�, zatrzyma� go w miejscu, gdzie wida� by�o samotn� gwiazd� - za ni� rozci�ga�a si� nieprzenikniona ciemno��.
- Kraniec Gwiazdy - powiedzia� po prostu. - W tym miejscu materia mg�awicy jest rzadka i �wiat�o tej gwiazdy przenika akurat w tym jednym kierunku - w kierunku Trantora.
- Pr�bujesz mi powiedzie�, �e... - zacz�� podejrzliwie Pritcher i urwa�.
- Nie pr�buj�. To jest Tazenda - Kraniec Gwiazdy.
Zap�on�y �wiat�a. Ekran zgas�. Pritcher trzema d�ugimi susami znalaz� si� przy Channisie.
- Jak na to wpad�e�?
Channis odchyli� g�ow� na oparcie krzes�a. Na jego twarzy wida� by�o dziwne zak�opotanie.
- Przez przypadek. Wola�bym to przypisa� swojej bystro�ci, ale to by� czysty przypadek. Zreszt� niewa�ne jak do tego doszed�em, wa�ne, �e to pasuje. Wed�ug posiadanych przez nas informacji, Tazenda jest oligarchi�. W�ada dwudziestoma sze�cioma planetami. Nie ma wysoko rozwini�tej nauki. I, co najwa�niejsze, jest �wiatem ma�o znanym, kt�remu obce s� d��enia ekspansjonistyczne i kt�ry zachowuje �cis�� neutralno�� i nie miesza si� do polityki nawet w swoim regionie. My�l�, �e powinni�my pozna� ten �wiat.
- Czy poinformowa�e� o tym Mu�a?
- Nie. I nie poinformujemy go. Jeste�my ju� w przestrzeni i przygotowujemy si� w�a�nie do pierwszego skoku.
Pritcher rzuci� si� przera�ony do ekranu monitora. Kiedy nastawi� ostro��, jego oczom ukaza�a si� zimna otch�a� otwartej przestrzeni. Patrzy� jak skamienia�y w ciemno��. Wreszcie oderwa� si� od monitora. Jego r�ka machinalnie pow�drowa�a w stron� miotacza. Uspokoi� si�, czuj�c pod palcami tward�, zakrzywion� kolb�.
- Z czyjego rozkazu? - spyta�.
- Z mojego, generale... - Channis po raz pierwszy u�y� jego tytu�u. - Wystartowali�my akurat wtedy, kiedy zajmowa�em ci� tu tym pokazem. Prawdopodobnie wcale nie zda�e� sobie sprawy ze wzrostu przyspieszenia, bo akurat w tym momencie robi�em zbli�enie mg�awicy i na pewno uwa�a�e�, �e jest to z�udzenie wywo�ane pozornym ruchem gwiazd na ekranie.
- Dlaczego to zrobi�e�? Co ty wyprawiasz? I wobec tego w jakim celu wygadywa�e� te bzdury o Tazendzie?
- To nie bzdury. M�wi�em zupe�nie powa�nie. W�a�nie tam lecimy. Wystartowali�my dzisiaj dlatego, �e odlot by� zaplanowany dopiero za trzy dni. Ty, generale, nie wierzysz w istnienie Drugiej Fundacji, ale ja wierz�. Ty wype�niasz po prostu rozkazy Mu�a i robisz to bez przekonania, natomiast ja dostrzegam realne niebezpiecze�stwo. Druga Fundacja mia�a pi�� lat na przygotow