7588

Szczegóły
Tytuł 7588
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7588 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7588 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7588 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski - Stach z Konar. Powie�� Historyczna z Czas�w Kazimierza Sprawiedliwego. Skanowa�, Opracowa� i B��dy Poprawi� Roman Walisiak. Ok�adk� Projektowa�a Hanna Halicka. Przedmow� Napisa� Jerzy Klejny. Redaktor J�zef Lech Kowalczyk. Redaktor Techniczny Joanna Zaleska. Korektor Irena Chrostowska. Ludowa Sp�dzielnia Wydawnicza, Warszawa 1957. PRZEDMOWA. G��boki podziw musi ogarn�� ka�dego, kto spr�buje, cho� pobie�nie, zaznajomi� si� z dzia�alno�ci� tw�rcz� J�zefa Ignacego Kraszewskiego, przebiec my�l� pi��dziesi�t przesz�o lat wyt�onej pracy pisarza. G��boki podziw wzbudza zar�wno ogrom jego spu�cizny literackiej, jak i jej niebywa�a r�norodno��. Ksi��ka, kt�r� trzymasz w r�ku, czytelniku, jest jedn� z dwustu kilkudziesi�ciu powie�ci, jakie wysz�y spod pi�ra Kraszewskiego. A przecie� trzeba pami�ta�, i� opr�cz powie�ci pozostawi� on po sobie jeszcze wiele innego rodzaju utwor�w: dramat�w, prac naukowych, recenzji, artyku��w publicystycznych itp. By� literatem, dzia�aczem spo�ecznym i publicyst� - kt�rego uwagi nie usz�o �adne wa�niejsze wydarzenie, �aden pal�cy problem spo�eczny czy polityczny wysuwany przez epok�. Bra� czynny udzia� w �yciu kulturalnym i naukowym, redagowa� czasopisma, jak np. "Atheneum" i "Gazet� Codzienn�" oraz pisa� rozprawy naukowe, z kt�rych niejedna do dnia dzisiejszego przedstawia du�� warto��. , Dzia�alno�� literacka Kraszewskiego stanowi obszerny rozdzia� w dziejach naszej literatury. Pod wzgl�dem wielko�ci dorobku tw�rczego nie znalaz� r�wnego sobie w Polsce, a i na ca�ym �wiecie niewielu spotykamy takich tytan�w pracy. Epoka, na kt�r� przypada dzia�alno�� Kraszewskiego, to epoka dw�ch powsta� narodowych 1831 i 1863 r. , to lata wielkich walk spo�ecznych, Wiosny Lud�w i licznych bunt�w ch�opskich. Epoka ta wyda�a znanych bojownik�w demokracji polskiej, jak Dembowski, �ciegienny, Worcell, D�browski. Ale sytuacja w kraju - w latach kiedy Kraszewski rozpoczyna� swoj� dzia�alno��, by�a nieweso�a. Po upadku powstania listopadowego, zdradzonego przez kunktatorskie, arystokratyczne dow�dztwo, zaborcy zlikwidowali nawet te pozory niepodleg�o�ci, jakie zostawiono Kr�lestwu po Kongresie Wiede�skim. �ycie kulturalne w pierwszych latach po powstaniu nie istnia�o prawie wcale. Zamkni�to Towarzystwo Przyjaci� Nauk i Uniwersytet Warszawski. Literatura w kraju prze�ywa�a bardzo trudny okres. Wielcy romantycy: Mickiewicz i S�owacki - tworzyli swe najpi�kniejsze i najbardziej rewolucyjne dzie�a na emigracji. A tymczasem - krajowy nurt romantyczny pozbawiony swych najlepszych przedstawicieli - wyra�nie os�ab� nie wydaj�c znamienitszych utwor�w. W tych warunkach st�pione zostaje r�wnie� i post�powe, rewolucyjne ostrze literatury krajowej. Pojawiaj� si� utwory wychwalaj�ce sarmatyzm i szlacheck� przesz�o�� - propaguj�ce nawr�t do "z�otej wolno�ci" i do idylli "szlachcica na zagrodzie - r�wnego wojewodzie" jako jedyne lekarstwo na wszystkie troski i nieszcz�cia narodowe. Rynek ksi�garski zarzucony zostaje francuskimi romansami, cz�sto o bardzo miernej warto�ci - zdobywaj�cymi zreszt� bardzo nielicznych czytelnik�w. Przed pisarzami pozostaj�cymi w kraju stan�o zadanie odbudowy polskiego �ycia kulturalnego, zape�nienie tej luki, jaka si� wytworzy�a po kl�sce powstania. W tych trudnych latach w�a�nie pojawiaj� si� pierwsze utwory literackie i publicystyczne Kraszewskiego, zdobywaj�c sobie od razu licznych czytelnik�w i wywo�uj�c o�ywion� dyskusj�. Lata czterdzieste, kiedy jeste�my ju� �wiadkami pewnego o�ywienia kulturalnego i politycznego w kraju, w przededniu Wiosny Lud�w, przynosz� szereg ju� ca�kowicie dojrza�ych utwor�w m�odego pisarza, S� tak zwane powie�ci ludowe ("Ulana", "Ostap Bondarczuk", "Historia Sawki"). Znajdujemy tu ostr� krytyk� stanu szlacheckiego oraz g��bokie wsp�czucie dla ci�kiej doli ludu uciskanego przez pa�szczy�nian� niewol�. Pierwszy raz ch�op pa�szczy�niany wchodzi do literatury jako bohater powie�ci. Pierwszy raz jego �ycie, �ycie wsi polskiej zostaje ukazane w spos�b realistyczny, w formie �atwej i dost�pnej dla szerokich rzesz czytelnik�w. M�wi�c o krytyce szlachty w utworach Kraszewskiego, nie mo�na te� zapomnie� o takich ksi��kach, jak "Dziennik Serafiny" czy "Pami�tnik panicza", kt�re specjalnie celnie bij� ostrzem demaskatorskiej satyry w szlacht�, a szczeg�lnie w jej �rodowisko arystokratyczne. Tak�e w swojej dzia�alno�ci publicystycznej niejednokrotnie wyst�powa� pisarz przeciwko szlachcie i w obronie uciskanego ch�opstwa. Niekt�re jego powie�ci historyczne zawieraj� mocny �adunek demaskatorskiej krytyki w odniesieniu do rozk�adowej roli szlachty polskiej. Szczeg�lnie ostro wyst�puje to w ksi��kach m�wi�cych o czasach saskich ("Briihl", "Hrabina Cosel", "Starosta Warszawski"), gdzie pisarz da� wyra�ny i realistyczny obraz epoki, w kt�rej warstwa szlachecka doprowadza do ostatecznego upadku �wczesme pa�stwo polskie. Zreszt� powie�ci historyczne stanowi� osobny i obszerny rozdzia� w tw�rczo�ci literackiej Kraszewskiego. Powstawa�y one w latach 1875 - 1887, w czasie kiedy autor ich wydalony przez margrabiego Wielopolskiego przebywa� poza granicami Kr�lestwa Polskiego. Owocem wyt�onej pracy pisarza jest cykl powie�ci obrazuj�cych rozw�j pa�stwa polskiego od czas�w legendarnych, a� do upadku rzeczypospolitej szlacheckiej i rozbior�w. Najlepsze z tych utwor�w to niew�tpliwie: otwieraj�ca cykl "Stara ba��" oraz wspomniane ju� poprzednio powie�ci saskie. Kraszewski zajmowa� si� r�wnie� naukowymi badaniami historycznymi -� o czym mog� �wiadczy� nie tylko jego powie�ci, ale tak�e cenne rozprawy naukowe i zbiory materia��w �r�d�owych, kt�re publikowa�. Zadanie, jakie pisarz przed sob� postawi�, zadanie przedstawienia dziej�w ojczystych w formie beletrystycznej, by�o bardzo trudne - zar�wno ze wzgl�du na rozmiar zamierzenia, jak t*z ze wzgl�du na szczup�o�� materia��w �r�d�owych i opracowa�, jakimi dysponowa�a �wczesna nauka. Dlatego patrz�c z perspektywy dzisiejszego stanu nauki - dostrzegamy w tych utworach wiele nie�cis�o�ci historycznych. A jednak mimo tych nie�cis�o�ci, mimo powa�nych zmian, jakie zasz�y w ocenie opisywanych przez Kraszewskiego wydarze� - mimo zmieniaj�cych si� cz�sto upodoba� czytelnik�w - powie�ci Kraszewskiego by�y czytane przez pokolenia i s� czytane do dzisiaj w skali jak najbardziej masowej. Nowe nak�ady "Starej ba�ni", "Petrka W�asta" czy "Banity" - wykupywane s� bardzo szybko z ksi�gar�. W czytelniach i wypo�yczalniach ksi��ek te w�a�nie, przed kilkudziesi�ciu laty pisane utwory maj� najbardziej "sczytane" kartki. , Zastan�wmy si� przez chwil�, dlaczego tak jest. Na czym polega ta nies�ychana �ywotno�� ksi��ek Kraszewskiego? Co tak bardzo przyci�ga do nich rzesze czytelnik�w? Daj�c czytelnikowi polskiemu cykl powie�ci historycznych, napisanych w oparciu o rzeteln�, wnikliw�, niejednokrotnie bardzo drobiazgow� analiz� dost�pnego materia�u naukowego, dokona� Kraszewski prze�omu w naszym powie�ciopisarstwie, ma�o dotychczas zajmuj�cym si� tematyk� zwi�zan� z dziejami Polski. Ksi��ki Kraszewskiego przem�wi�y prostym, obrazowym, realistycznym j�zykiem do milion�w czytelnik�w, zaznajamiaj�c ich z histori� ojczyst�, budz�c zainteresowanie przesz�o�ci� naszego narodu. W okresie ucisku ze strony mocarstw zaborczych sta�y si� powa�nym czynnikiem rozbudzenia i rozwijania �wiadomo�ci narodowej. Na tym polega ich historyczne znaczenie. G��boki patriotyzm pisarza, jego umi�owanie dziej�w ojczystych przemawia do nas z rozdzia��w wszystkich jego ksi��ek. Umiej�tno�� po��czenia naukowej, poznawczej warto�ci powie�ci z ciekaw�, cz�sto niemal sensacyjn� fabu��, barwne opisy przyg�d, perypetie mi�osne bohater�w, uwik�anych przez pisarza w sieci rozmaitych intryg - wszystko to sprawia, i� nawet dzisiejszy czytelnik te ksi��ki ch�tnie czyta, z du�ym zainteresowaniem �ledz�c losy stworzonych przez autora postaci. Mo�na by snu� jakie� por�wnania z Aleksandrem Dumasem, kt�ry nieco inaczej, bardziej sensacyjnie i o wiele mniej naukowo opisywa� w swoich cyklach powie�ciowych dzieje Francji. Nie ko�cz�ce si� opisy �ycia wszystkich warstw spo�ecze�stwa polskiego w r�nych okresach historycznych, �wietna charakterystyka zwyczaj�w, obyczaj�w, ca�e zast�py postaci literackich fikcyjnych i znanych z nauki historii - oto co mo�na wynie�� z lektury ksi��ek historycznych Kraszewskiego. "Stach z Konar" jest w�a�nie jedn� z powie�ci sk�adaj�cych si� na cykl historyczny Kraszewskiego. Zanim jednak zaczniemy �ledzi� dzieje Stacha, zastan�wmy si� przez chwil� nad tym okresem historii Polski, kt�ry opisa� w swojej ksi��ce Kraszewski. Spr�bujmy chocia� pobie�nie oceni� warto�� powie�ci, por�wna� obraz, jaki nam przedstawia autor, z tym, co m�wi� nam o tych samych czasach i faktach najnowsze badania naukowe. Taki spacer w historii pozwoli nam lepiej zrozumie� i pozna� zdarzenia czy postacie, kt�re w niej opisano. Przenie�my si� wi�c do odleg�ych lat drugiej po�owy dwunastego wieku. W naszej w�dr�wce po �wczesnej Polsce zwr�c� nasz� uwag� liczne op�ywaj�ce w bogactwa i dostatek siedziby mo�nych, w�a�cicieli wielkich obszar�w ziemi. Szczeg�lnym przepychem b�d� si� tu odznacza�y zamki b�d�ce w posiadaniu arcybiskup�w, biskup�w i wy�szego duchowie�stwa. Spotkamy te� wiele ubo�szych ju� dwor�w drobniejszego rycerstwa. Wszystkie te siedziby przystosowane s� jednocze�nie do mieszkania i do obrony, gdy� czasy by�y w�wczas niebezpieczne i cz�sto trzeba by�o broni� si� przed obcym najazdem, wewn�trznymi zamieszkami czy rabunkowym napadem. Na ziemiach mo�nych i rycerstwa pracowa�o miliony ch�op�w. W�r�d nich rzadko ju� napotkamy tak zwanych wolnych kmieci. W przyt�aczaj�cej wi�kszo�ci b�d� to ch�opi nie posiadaj�cy w�asnej ziemi, pracuj�cy dla pana i uzale�nieni od niego. Specjalnie ostry ucisk znosili ch�opi w dobrach biskupich i klasztornych, gdzie przypisano ju� ch�opa do ziemi, nie daj�c mu prawa opuszczenia jej. Jest to bowiem okres ostatecznego ugruntowania si� ustroju feudalnego na ziemiach polskich. Ustroju, w kt�rym ziemia i w�adza pa�stwowa jest w r�ku pan�w feudalnych, panuj�cych nad ogromn� mas� ch�opstwa i d���cych do coraz wi�kszego uzale�nienia ekonomicznego i politycznego ludno�ci zamieszka�ej na terytoriach b�d�cych ich w�asno�ci�. Na ch�opstwo spadaj� coraz to inne ci�ary, kt�re pogarszaj� jego sytuacj� z ka�d� chwil�. Panowie wykorzystuj�c swoj� uprzywilejowan� pozycj�, zajmuj� nowe po�acie ziemi. Uzyskuj� je b�d� drog� nada� od panuj�cego, lub kupna, b�d� te� i to jest g��wna forma, po prostu zaw�aszczaj� si�� grunty ch�opskie, usuwaj�c zamieszka�� tam ludno�� lub podporz�dkowuj�c j� sobie. Maj�tki wielkich feuda��w licz� sobie po kilkadziesi�t wsi. Ch�opi zamieszkali w tych wsiach zmuszeni s� do szeregu �wiadcze� na rzecz w�a�ciciela d�br, do sk�adania mu pewnej cz�ci swoich plon�w, do robocizny na jego ziemi. Obok tego ca�a ludno�� ch�opska zobowi�zana by�a do danin i pos�ug na rzecz ksi�cia; ko�ci� �ci�ga� tak�e swoj� danin� licz�c� dziesi�t� cz�� plon�w zwan� dziesi�cin�. Jak widzimy, wszystkie warstwy klasy rz�dz�cej z ksi�ciem na czele �y�y z wyzysku ch�opa. O tym wszystkim nie pisze w swojej powie�ci Kraszewski, chocia� w innych ksi��kach historycznych tego pisarza problem ch�opa i ucisku, jaki on znosi�, znajduje do�� �ywy odd�wi�k. (Na przyk�ad w "Historii o Petrku W�a�cie"). W naszej przechadzce historycznej zaznajomili�my si� pokr�tce z uk�adem si� spo�ecznych w Polsce XII wieku. Obraz �wczesnej Polski by�by jednak niepe�ny, gdyby�my nie wspomnieli, i� rozwijaj� si� tu tak�e i miasta, z kt�rych niejedno urasta do powa�nego znaczenia (na przyk�ad Krak�w). A teraz cofnijmy si� jeszcze dalej wstecz - w mroki X i XI wieku. Kiedy pierwsi Piastowie, budowniczowie podstaw naszej pa�stwowo�ci, jednoczyli ziemie polskie w jedno pa�stwo i ustanawiali siln� centraln� w�adz� kr�lewsk�, czynili to w my�l interes�w mo�nych i rycerstwa, widz�cych w tym procesie umocnienie swoich pozycji i mo�liwo�ci rozszerzenia swoich posiad�o�ci i swojej pot�gi ekonomicznej. Ale z czasem panowie, szczeg�lnie ci najmo�niejsi - biskupi i wielcy feuda�owie �wieccy zapragn�li czego� wi�cej; zapragn�li rozszerzy� swoj� w�adz�, uzyska� ca�kowit� zwierzchno�� nad ludno�ci� zamieszka�� na ich terenach. Zapragn�li tak�e silniejszego wp�ywu politycznego na rz�dy w pa�stwie, co niew�tpliwie umo�liwi�oby im uzyskanie takich przywilej�w. Jednym z czynnik�w, kt�re wp�ywa�y na rozw�j tego rodzaju tendencji, by�a walka klasowa ch�op�w, bunty i rosn�cy op�r przeciwko pog��biaj�cemu si� stale uciskowi. Centralna i silna w�adza ksi�cia sta�a si� feuda�om niepotrzebna; ma�o tego, przeszkadza�a w realizacji ich d��e�. Walka maj�ca na celu os�abienie w�adzy ksi���cej, o podporz�dkowanie ksi�cia mo�nym, zaczyna si� bardzo wcze�nie, bo jeszcze za panowania Mieszka II, i toczy si� potem przez d�ugie lata. Feuda�owie systematycznie zdobywaj� przewag�, wygrywaj�c wewn�trzne tarcia w �onie dynastii piastowskiej -doprowadzaj�c wreszcie do rozbicia jednolitej pa�stwowo�ci polskiej, usankcjonowanego w testamencie Boles�awa Krzywoustego. Po �mierci Krzywoustego, w my�l zasad pozostawionych w testamencie, dzielnic� krakowsk�, z kt�r� zwi�zane by�o sprawowanie w�adzy zwierzchniej nad pozosta�ymi ksi���tami, obj�� najstarszy syn Boles�awa - W�adys�aw, ksi��� �l�ski. Ambitny i pe�en energii chcia� on usun�� z dzielnic swoich braci i przywr�ci� siln� w�adz� ksi���c�. W�wczas mo�now�adcy duchowni i �wieccy pod wodz� arcybiskupa gnie�nie�skiego, Jakuba ze �nina, oraz wojewody Wszebora stawili zdecydowany op�r d��eniom ksi�cia. Dosz�o do wojny domowej, w kt�rej arcybiskup u�y� wypr�bowanej broni ko�cielnej - ob�o�y� W�adys�awa kl�tw�. Wojna zako�czy�a si� zwyci�stwem mo�now�adc�w, kt�rzy wygnawszy ksi�cia i pozbawiwszy go nie tylko tronu krakowskiego, ale nawet dziedzicznej dzielnicy �l�skiej - wprowadzili do Krakowa ulegaj�cego im m�odego syna Krzywoustego - Boles�awa, zwanego K�dzierzawym. Po jego �mierci na tron krakowski wst�pi� jeszcze w my�l zasad testamentu Krzywoustego - ksi��� wielkopolski Mieszko, zwany Starym. By� to ksi��� energiczny i samodzielny, d���cy do przywr�cenia silnej i jednolitej w�adzy monarszej oraz ukr�cenia samowoli feuda��w. Takie post�powanie wywo�a�o fal� oporu ze strony zagro�onych, to znaczy feuda��w duchownych i �wieckich, szczeg�lnie ma�opolskich, kt�rzy pod wodz� biskupa krakowskiego Gedki i wojewody Stefana wzniecili bunt przeciwko ksi�ciu. Bunt zako�czy� si� wyp�dzeniem ksi�cia z Krakowa. Triumfuj�cy mo�now�adcy wprowadzili na jego miejsce najm�odszego syna Krzywoustego - od niedawna panuj�cego na ziemi sandomierskiej - Kazimierza. Akcja powie�ci "Stach z Konar" rozpoczyna si� w�a�nie w trakcie przygotowywania buntu przeciwko Mieszkowi. Sam Mieszko przedstawiony jest przez Kraszewskiego jako znienawidzony przez wszystkich okrutnik, sprawuj�cy swe rz�dy za pomoc� terroru stosowanego przez oddanych mu urz�dnik�w. Takim opisa� go wsp�czesny kronikarz oddany sprawie feuda��w bez reszty. Nie maj�c mo�liwo�ci krytycznego spojrzenia na �r�d�a, Kraszewski wykorzysta� te zapiski, tworz�c na ich podstawie literack� posta� ksi�cia. To samo mniej wi�cej mo�na powiedzie� o postaci biskupa krakowskiego Gedki, kt�ry w interpretacji Kraszewskiego wypada jako szlachetny i troszcz�cy si� o sprawy kraju m��. A tymczasem trzeba pami�ta�, i� by� to przede wszystkim mo�ny pan feudalny, w�a�ciciel ogromnych maj�tk�w, kt�ry to co robi� - robi� we w�asnym interesie i w interesie swojej klasy. Wprowadzony na tron krakowski Kazimierz, dzia�a� ca�kowicie w my�l interes�w wielkich feuda��w, szczeg�lnie ko�cielnych - za co uzyska� przydomek Sprawiedliwego. �wczesny kronikarz Wincenty Kad�ubek d�ugo rozwodzi si� w swojej kronice nad zaletami tego ksi�cia - przedstawiaj�c go za wz�r panuj�cego. Decyzje, jakie zapad�y w r. 1180 na zje�dzie w ��czycy, o czym do�� szeroko wspomina si� w "Stachu z Konar" - by�y podj�te oczywi�cie w my�l interes�w mo�now�adztwa, a w�a�ciwie jego duchownej cz�ci. Stanowi�y one pierwszy i to od razu powa�ny wy�om w prawie ksi���cym i �wiadczy�y o dalszym kroku w procesie uzale�nienia w�adzy ksi���cej od wp�ywu mo�nych. W wyniku dalszej dzia�alno�ci mo�now�adztwa, skierowanej ku pog��bianiu rozdrobnienia Polski, dochodzi do ca�kowitej likwidacji w�adzy zwierzchniej ksi�cia krakowskiego. Kiedy po kilkuletnich walkach zasi�dzie w Krakowie, syn Kazimierza Sprawiedliwego Leszek, sprawuj�cy rz�dy ca�kowicie pod dyktando mo�nych - b�dzie on tylko dzielnicowym ksi�ciem ziemi krakowskiej i sandomierskiej. Kraszewski w powie�ci pod tytu�em "Stach z Konar" opisuje wiele fakt�w, wiele zdarze� bardzo wa�nych i drobnych, nie wyci�gaj�c z nich jednak wniosk�w, chocia� z niekt�rych wypowiedzi na przyk�ad biskupa Gedki mo�na by s�dzi�, i� pisarz orientowa� si� w pobudkach, jakimi kierowali si� przygotowuj�cy bunt mo�now�adcy. W szeroko rozbudowanej fabule powie�ci - znajdziemy wiele interesuj�cych w�tk�w osobistych, a przede wszystkim - wyj�tkowo bogate opisy �ycia i obyczaj�w rycerstwa i mo�nych Polski dwunastowiecznej, opisy dwor�w mo�now�adc�w i �redniowiecznego Krakowa. Opisy te oparte s� na g��bokich i sumiennych studiach, szczeg�owe nieraz a� do przesady. Ten realizm opisu wyp�ywaj�cy z sumienno�ci pisarza i naukowca decyduje mi�dzy innymi o nie przemijaj�cej warto�ci jego dzie�a. Decyduje o tym, i� nawet dla dzisiejszego czytelnika ksi��ka Kraszewskiego mo�e si� sta� nie tylko przyjemn� i interesuj�c� lektur�, ale tak�e po�yteczn� i pouczaj�c� lekcj� historii. J�zef Kraszewski. Panu Gustawowi Baronowi Manteufjlowi, w dow�d przyja�ni i g��bokiego szacunku, przesy�a Autor. Tom PIERWSZY. Rozdzia� 1. Wiosna by�a i ranek wiosenny, majowy, taki, jakim B�g tylko p�nocne obdarza kraje p�ac�c im za d�ug� zim� oczekiwania sennego. Po ciep�ych deszczach, s�onecznymi przeplatanych u�miechami, nabrzmia�e p�czki otwiera�y si� jakby rozmi�owane w promieniach jasnych, rozpo�ciera�y li�cie szeroko, aby �wiat�o przenikn�o je do g��bi; z czarnych �mieci zimy wylatywa�y motyle, ubarwione z�otem i purpur�, muszki brz�cz�ce i �uskami szmaragdowymi okryte �uczki zrywaj�ce si� do lotu skrzyd�ami, jeszcze na wp� spl�tanymi snem �mierci. Na wschodzie rumieni�o si� maj�ce dopiero z pieluch chmurek r�owych i mg�y srebrzystej rozpowi� si� s�o�ce: mrok rozkoszny �w oblewa� ziemi�, kt�ry ju� nie jest noc�, a dniem si� nie sta� jeszcze i czu� w nim nie zapadaj�ce zas�ony ciemno�ci, ale precz uchodz�cy sen ziemi. Z ciszy g��bokiej, kt�ra panowa�a przed chwil�, szmer�w tysi�cem �wiat si� roz�piewywa� do �ycia; ch�r ten, pocz�ty przez muszki drobne skrzyd�y wdzi�cznymi, wzmaga� si� �wiergotem ptasz�t, �piewem ich i szumem rannej las�w modlitwy, r�s� w wielki ch�r uroczysty na powitanie s�o�ca Bo�ego. A tak by�o na �wiecie pi�knie i mi�o, �e chyba znu�ona staro�� mog�a zaspa� ranek taki. Kamienie nawet omszone zdawa�y si�, potniej�c od rosy, wraca� na chwil� do straconego �ywota. I wo� p�yn�a we wt�r pie�ni taka jaka� niebia�ska, nieokre�lona, z�o�ona z zapach�w tysi�ca, �e si� nie czu�o, czym by�a, a poi�a tylko b�ogo�ci�, jak� w sobie nios�a. Miesza�y si� w niej oddechy p�czk�w, drzew, li�ci �wie�ych, kwiat�w rozp�k�ych, zwil�onej ziemi, paruj�cych �r�de�, unosz�cej si� w powietrzu rosy i traw m�odych, i bor�w starych. Dobrze �y� by�o, oddycha�, s�ucha�, czu�, �e si� jest na tym �wiecie, kt�ry za chwil� oz�oci� mia�o s�o�ce. Kr�l dnia jeszcze by� nie wszed� na godowe gmachy, dw�r jego poprzedza� pana. Bieg�y ob�oczki, zwr�cone twarz� oz�ocon� ku niemu, zwiastuj�c go rozpostartymi skrzyd�y; sun�y si� chmury rozbijaj�c w biegu jak przel�k�e majestatem Pana i mg�y si� rozp�ywa�y jak omdla�e z rozkoszy, w lazurach coraz silniejszej nabieraj�cych barwy. Na dole, na lasach, w nizinach, spa� jeszcze poranek i by�o szaro a mroczno. W p�cieniach tylko podnosi�y si� lasy sine, wyci�ga�y ��ki strojne wierzbami, strzela�y gdzieniegdzie stercz�ce wysoko odwiecznych drzew wierzcho�ki z li�ci ogo�ocone. W g�rze stawa�o si� coraz ja�niej. Wtem zza obs�on wybieg� promie� jak snop z�oty, posypa� �wiat�o�ci� wierzcho�ki drzew, smugami jasnymi poprzerzyna� ��ki, Ziemia drgn�a od ognistego poca�unku. Jakby na ten promie� czeka�o wszystko, wnet �ywiej zadrga�o, ozwa�o si� g�o�niej na ziemi, co jeszcze drzema�o ospale przed chwil�. Okolica by�a pi�kna, a na p� dzika jeszcze, cho� czu� w niej ju� by�o cz�owieka i jego prac�. Opasywa�y j� lasy jak wa�y ciemne, lecz w g��bie ich ju� si� wdziera�y polany od ��k ziele�sze, r�k� ludzk� uprawne, tu i �wdzie ��ta dro�yna bieg�a obok rzeki, przeskakiwa�a j� mostem, z k��d grubych skleconym, i sun�a wij�c si� ku puszczom. Spo�rodka g�stych drzew, po s�upach dym�w domy�la� si� by�o mo�na osad ludzkich. Stada pas�y si� na wygonach, na wzg�rkach, gdzieniegdzie widnia�y dachy s�omiane i chaty szare. W po�rodku doliny, ma�ymi otoczonej wzg�rzami, jeszcze g�szczem poros�ymi, u brzegu rzeczki, na pag�rku niezbyt podnios�ym, ale wa�ami i ostroko�ami obwiedzionym, wida� by�o stary grodek, do�� rozleg�y. Z dala, zza okop�w zielonych, podnosi�a si� tylko okr�g�a, przysadzista wie�yca z polnych kamieni, panuj�ca nad okolic�. Gmach�w, co si� z ni� zrasta�y, za drzewy i za wa�ami prawie wida� nie by�o. Wyszczerbiony wierzch jej nie mia� dachu, stercza�o tylko nad ni� co�, jak belki powi�zane z sob�, nie okryte niczym. Gr�dek ten zwa� si� �ciborzyce, a obszerne doko�a w�o�ci nale�a�y do niego, i ma�o by�o �upan�w w sandomierskiej ziemi nad �cibora ze �ciborzyc, starego ju�, stuletniego mo�e wojaka, co swe ostatnie walki z Krzywoustym odbywszy, z�amany i posieczony, przyszed� tu wieku swego do�ywa�, �mierci doczekiwa�. Zgrzybia�y rycerz nie ruszy� si� ju� z gniazda, a nie by�o go komu wyr�cza�, bo nie mia�, ino jedn� c�rk�, �adnego syna, wszystko mu pomar�o w pieluchach. Dzieci�cia jedynego, cho� je dawno czas by�o da� komu, �cibor z domu nie puszcza�, a do domu te� nie wpu�ci�, kto by mu usynowiony gospodarzy�. Kto temu by� winien? Czy pi�kna Jagna �ciborzanka, czy stary ojciec? M�wiono r�nie, nikt pono ca�ej prawdy nie wiedzia�, a kto j� zna�, ten milcza�. Ludzie obcy patrzyli na t� dziewk� wielkimi ciekawymi oczyma. By�o co bo patrze� i wypatrze� oczy - nikt jej nie rozumia�. D�ugo si� na ni� ogl�daj�c, potrz�sali g�owami, ruszali ramiony, nie m�wili ju� nic. I oto tego poranku, kto by by� widzia� Jagn�, jak spod strzechy si� zawczasu wyrwawszy, nim s�onko wesz�o, wybieg�a na wa� gr�dka i, stoj�c na nim, pogl�da�a smutnie po okolicy, zdumia�by si� pi�knej dziewce nie rozumiej�c, co j� zbudzi�o i co j� p�dzi�o. _ Sta�a tak ju� dobr� chwil� na najwy�szym cyplu wa��w, wyszed�szy spo�rodka rosn�cych wewn�trz, u st�p jej lip, �wie�o rozp�kni�tych - sta�a patrz�c w dal, zadumana, pi�kna, pos�pna, nieodgadni�ta. Co ona tam widzia�a i na co patrza�a, dlaczego si� zerwa�a tak rano - nikt z domownik�w nawet nie rozumia�. Ale ci byli nawykli do dziwactw pi�knej dziewczyny, kt�rej ojciec na wszystko pozwala�, co chcia�a. Ona tu sobie, jemu i wszystkim by�a pani�. Czyni�a, co si� jej zamarzy�o, m�wiono, �e nie zawsze to, co by m�odemu przysta�o dziewcz�ciu, ale �cibor, syna nie maj�c, dozwala� jej by� tak�, jak� chcia�a. Chowa�o si� to po �mierci matki dziko, samowolnie, pieszczone, a �e w �y�ach jej jaka� bujna krew p�yn�a, trzepota�a si� jako ptak, co nie zna, ino to, co mu s�o�ce, wiatr, pogoda i burza do g��wki nap�dz�. Sta�a Jagna �ciborzanka na wysokim okopie sama jedna, dziwnie na ranek przystrojona, a taka pi�kna, jakby z ga��zi starych lip wyros�a Dziwo�ona. Dziewcz� by�o wzrostu s�usznego, rozkwit�e bujno, krew z mlekiem, twarz mia�a tylko opalon� nieco, oko czarne i �mia�e, brwi ruchome i �atwo biegaj�ce, w po�rodku kt�rych gro�ny marszczek czasem czo�o przerzyna�. Nosek ma�y rozdyma� si� r�owymi jak u konia chrapkami, usta drobne, dumnie ku g�rze by�y wzd�te, mia�y wyraz nad�sania i dobroci razem, a jak wi�nie r�owe wyzywa� si� zdawa�y poca�unk�w. Ca�a by�a tak kszta�tna, a tak silna, �e mimo swej pi�kno�ci niewie�ciej, podobniejsz� by�a z postawy i ruchu do m�odzianka raczej ni� do pa�skiego dziewcz�cia. Tego poranku mia�a na sobie bia�e gz�o, szyte wzorzyste na ramionach i piersi, i przyodziewek sukienny, kr�tki, a sp�dniczk� kra�n�, szkar�atn�, z�otem obramowan�, na nogach buciki ze spiczastymi nosami, pas szeroko obmotany a� po pier�, do g�ry podniesion�, kszta�tn� i jak z kamienia wykut�. R�ce, kt�re spod r�kaw�w wyst�powa�y ogorza�e jak twarz, formy mia�y pi�kne, rozmiary drobne, a czu� w nich by�o jednak si��; n�ka, wystaj�ca spod sp�dniczki wygl�da�a niemal kopytkowato, tak by�a ma�� i garbat�. Kilka sznur�w korali z bursztyn�w i szklanych pere� ciasno jak pancerzem bia�� jej szyj� obejmowa�y. Na g�owie zamiast dziewiczego wianka, kt�ry dla dziewuch by� w obyczaju, mia�a czapeczk� czerwon�, ma��, zielonymi li��mi doko�a obwiedzion�. �licznie jej by�o w tym stroju, cho� twarzyczk� mia�a zas�pion�, a rozgl�daj�c si� po okolicy nie rozja�ni�a jej u�miechem. W oczach, jakby �z� rozp�yni�t� zwil�onych, smutek i niepok�j zna� by�o, do ust przylgn�� b�l jaki� stary, z kt�rym si� ju�. z�y�a. Sta�a, patrza�a, oddycha�a, jakby jej tam pod dachem powietrza by�o zabrak�o, a tu go szuka� musia�a i chwyta�a spragniona, Gdy tak patrza�a zadumana, poza ni� budzi�o si� wszystko na grodku, pia�y na wyprz�dki kury, gdaka�y kokosz�, grucha�y go��bie, r�a�y konie, byd�o rycza�o, becza�y owieczki i czeladka rusza�a si� gwarno, a szmery i g�osy przemyka�y po podw�rcach, cho� jeszcze wczesn� dnia dob� st�umione. Stary �cibor spa�, wi�c podle dworu cicho st�pano, nie rozpuszczano g�osu; bli�ej wa��w, k�dy o dziewce pa�skiej, ju� rozbudzonej, wiedziano, �mielej pomrukiwali ludzie. Daremna to rzecz, cho�by siln� pani� by�a niewiasta, nigdy jej takiego pos�uchu i poszanowania nie oddadz� ludzie, co najs�abszemu m�czy�nie. Jagny te� nie bardzo czelad� si� obawia�a, cho� chwilami straszn� by� umia�a i gniewy miewa�a m�skie. Wiedziano o tym, �e gniew jej przychodzi� jak piorun, przechodzi� jak burza. Kochali j� ludzie wi�cej, ni� si� l�kali, a litowali si� bardziej, ni� mi�owali. Gdy ranku tego wybieg�a nagle o brzasku na wa�y, dziewcz�ta i parobcy popatrzeli na ni�, spojrzeli na siebie, g�owami potrz�li, nie m�wi�c nic. Stare baby po cichu zwa�y j� "nawiedzon�". Nikt jej dobrze nie rozumia�, dlatego znachorki my�la�y, �e chyba kto czar w kolebce rzuci� na ni�, i wiele z nich utrzymywa�o, �e trzeba by�o "odczyni� urok", aby dziewka do rozumu przysz�a. Nie bez przyczyny m�wi�y to staruchy, bo by�a jakby szalon� i nawiedzon�. A za drugi czar przyzna� jej by�o mo�na, �e ojca, wojaka starego, kt�ry si� nigdy nikogo i niczego nie ul�k�, tak ona dziewucha sprawowa�a, i� dawa� jej czyni�, co sama chcia�a. Mia�a ju� Jagna, jak liczy�a ta, co j� karmi�a, dobrych lat dwa dziesi�tki, pani� by�a znacznych w�o�ci, stara�o si� o ni� ludzi mo�nych nie wiedzie� ilu, a na wszystkich g�ow� trz�s�a i ramionami rusza�a wzgardliwie - nie chcia�a nikogo. To by jeszcze nie by�o nic, bo nawyk�a do samowoli, a w�o�ywszy namitk�, postrzyg�szy kosy, ju� by pana wybrawszy go sobie s�ucha� musia�a, wi�c pod niewol� �pieszy� si� nie mia�a czego - ale �y�a dziewczyna nie po niewie�ciemu. Prz��� len i szy� w krosnach i inne roboty niewie�cie umia�a Jagna pocz�� tak zr�cznie, jak ma�o kt�ra; gdy si� do tego wzi�a, pr�dzej jeszcze i pi�kniej ni� inna potrafi�a, ano serca do tego nie mia�a. Zrobiwszy co rzuca�a w k�t, na chwil� i to j� zabawia�o, popatrza�a potem, usta si� jej pogardliwie do g�ry podnosi�y i wi�cej ani spojrza�a. Za to m�skie zabawy, kt�re dziewkom nie przysta�y, zdawa�a si� wole� nad inne. Si��� na konia, cho�by dzikiego, hasa� na nim p� dnia, wr�ci� zm�czonej, cz�sto podrapanej, niczym dla niej by�o. Na takie wyprawy ze psy, z soko�em przebiera�a si� po m�sku, stroi�a si� dziwacznie i a� si� jej oczy �mia�y, gdy z zamku w �wiat si� puszcza�a. I to by jeszcze nie by�o nic, bo wiele na�wczas niewiast mia�o m�skie upodoby, najgorzej ze wszystkiego, �e si� czasem Jagna wyrwawszy z domu porzuca�a czelad�, ob��ka�a swoich ludzi jakby umy�lnie, przepada�a bez wie�ci na dni kilka, a zjawia�a si� potem z powrotem, jakby si� jej nic nie sta�o. Gdy jej potem wym�wki czynili, ramionami rusza�a i �mia�a si� pogardliwie, odrzucaj�c: - Nic mi nie b�dzie. Stare ojczysko ju� si� z tym by�o oswoi�o. C�rka ta to� jedno by�o oko w jego g�owie, ca�y �wiat, s�onko i �ycie. W pocz�tkach �cibor z rozpaczy g�ow� t�uk� o �cian�, ludzi rozsy�a�, nagrody obiecywa�, narzeka�, w�osy sobie rwa�, ano, jak si� to cz�owiek z najgorszym oswaja, potem to znikanie dziecka ju� tak go nie przera�a�o. Mrucza� stary: - Ju� ona wie, co czyni - niech tam sobie! Tyle jej, co poszaleje ! A gdy powraca�a, to j� cisn�� do piersi i p�aka�, p�ki mu si� nie roz�mia�a bia�ymi z�bkami, nie poca�owa�a w czo�o i nie poszepta�a co� do ucha. �cibor by� ju� prawie zdziecinnia�. Za Krzywousta, gdy si� nieustannie z Pomorzany �cierano, k�dy� pod Santokiem pono, �cibor w g�ow� zosta� ranny przez dzikiego cz�eka i leg� na pobojowisku jak bez ducha, a nie ocuci� si�, a� gdy swoi grzeba� trupy przyszed�szy, ju� go do kurhana wlekli, by pochowa�. Gdy go rzucono o ziemi�, zmys�y jako� odzyska�, d�ugo potem chorza�, powr�ci�o �ycie, ale si� ju� nie by�o. Odwie�li go do �ciborzyc, tam czelad� i c�reczka a baby lekarki na chorego chucha�y, �e mu si� i rany pogoi�y, i pami�� wr�ci�a. Tylko na wojn� ju� i�� nie by�o sposobu. O kijach dwu si� w��czy� i grzbiet mia� prze�amany. Dziewcz� w�a�nie dorasta�o, mia� ze szczebioc�cej ptaszyny pociech�, a cho� i dawniej Jagn� mi�owa� bardzo, teraz gdy na ni� jedn� zszed�, i z niczego wi�cej nie mia� rozrywki, ca�y si� dziecku odda�. Za kr�la Krzywousta w zachowaniu by� wielkim, a liczy� si� ze Skarbimierzem, �elis�awem i innymi do najlepszych wojak�w, potem, gdy tak z�amany zosta� a do bar�ogu przykuty, odwiedza� go sam kr�l i dzieci posy�a�. Je�dzi� do �ciborzyc starszy kr�lewicz W�adys�aw, przybywali na �owy i zabawiali si� po dni kilka Bolko, Mieszko. Nawet najm�odsi dwaj, po �mierci kr�la pami�tni ojcowskiego kochania, przez matk� tu byli posy�ani; Henryk i Ka�mierz, najm�odsi kr�lewicze, nieraz tu na �owach z ochmistrzem po kilkana�cie dni przesiadywali. Henryk i Ka�mierz z ma�� na�wczas Jagn� bawili si� po wa�ach i okopach �cigaj�c, �miej�c si� i hucz�c, a pokrzykuj�c w najlepsze. Dzieweczka na�wczas po m�sku si� nauczy�a dla nich przebiera� i m�skich nabra�a obyczaj�w. P�niej za W�adys�awa, gdy ci�sze nasta�y czasy, a kr�lewicze wiele mieli do przecierpienia, bo nimi, m�odszymi zw�aszcza, tu i �wdzie rzucano, ju� ich w �ciborzycach nie by�o. Przejazdem tylko Ka�mierz tu czasem zagl�da�. Gdy dziewcz� doros�o, �e to by�o pi�kne jak kwiatek, bogate jak ksi�niczka i u ojca jedyne, na odg�os o nim sypa�y si� swaty starym obyczajem. Nie pytano Jagny, kogo by ona chcia�a, a s�ano do ojca z ofiarami. Ten syna str�czy�, �w bratanka, inny krewniaka, wszystko z wielkich rod�w. Zrazu �cibor my�la� mo�e wyda� Jagn�, takiego tylko sobie szukaj�c w przyjmy, aby synem by�, nie tylko zi�ciem. Wiadomo, i� zi�ciowie po wsze czasy z�� s�aw� mieli, nie tylko na Rusi, gdzie o nich przys�owie chodzi - ale i w Polsce. Patrza� wi�c �cibor i pro�bie rad by�, ale owa dziewucha mu d�ugo my�le� nie da�a, poca�owa�a go i rzek�a: - Darmo sumujesz, stary, ja nie p�jd� za m��, chyba sobie sama pana wybior�. Wyb�r b�dzie nie�atwy. A po co ci �pieszy�, stary m�j, mnie za m�em nie t�skno, chyba tobie. Po co pana sobie szuka�? Albo ci ze mn� �le? Czy si� boisz, abym ja na koszu nie siad�a i rutki nie sia�a pod siwy w�os? A gdzie�e� to widzia�, aby tylu ziem i wsi dziedziczka jedyna, m�a, gdy zechce, nie znalaz�a? Naprawd� wi�cej si� tego obawia� �cibor, aby powinowaci, gdyby zmar�, maj�tku ich nie najechali i nie pochwycili jako mienia ojczystego, dziewczyn� lada wiankiem zbywaj�c, ale Jagna �mia�a si� z tego strachu m�wi�c, �e krzywdy sobie nie da uczyni�. - To� Bolka i Mieszka, i Henryka, i Kazimierza znamy i �ask� u nich mamy, �e nam krzywdy uczyni� nie dadz� - przyczynia�a do tego. - Ktobykolwiek z nich panowa�, krzyw nam nie b�dzie, a je�li najm�odszy Ka�mierz przyjdzie do mocy, ten m�j druh najlepszy, bo�my z nim razem na drewnianych koniach je�dzili. �cibor g�ow� pokr�ca�. - Po niewie�ciemu ci w g�owie �wita - odpowiedzia�. Ka�mierz najm�odszy, w klasztorze chyba siedzi, ojcowizny nie ma �adnej, a gdzie mu przed starszymi do panowania. By�o to za tych czas�w, gdy W�adys�awa wyp�dzano z Krakowa, a K�dzierzawego sadzano w miejscu jego, wi�c gdyby si� panowanie zmieni� mia�o, swata�o si� do� du�o, bo i W�adys�awowicze, i gdyby Bolko nie dotrwa�, Mieszko ze swoim potomstwem. Ka�mierz na�wczas ani kawa�ka ziemi nie mia�, u brata b�d�c na �asce. Dopiero gdy Henryk, najmilszy mu z braci, nieszcz�liwie zgin�� w zasadzce, Sandomirz mu si� po nim dosta�. Ale do Krakowa, kt�ry mu Jagna przepowiada�a, �artobliwie ojca pocieszaj�c, bardzo by�o jeszcze daleko. I tej dzielnicy pi�knej Sandomirza z Lublinem wydziedziczony �w najm�odszy synek Krzywousta spodziewa� si� nie m�g�, c� dopiero stolicy g��wnej i panowania zwierzchniego. �cibor si� �mia� z c�rki, �e towarzysza zabaw dzieci�cych rada by�a widzie� tak wysoko, aby w nim swej samowoli opiekuna znalaz�a; ona, pomrukuj�c, g�ow� sobie trz�s�a. Przekona� j�, gdy si� w czym upar�a, bardzo by�o trudno, raczej nie podobna. Co si� tam w tej g�owie snu�o i plot�o my�li dziwacznych, B�g wiedzia� jeden. Czasami, gdy wieczorami, jesieni�, jak to najcz�ciej bywa�o, �cibor p� siedzia�, na p� le�a� w k�cie izby, a u ogniska k�ody wieczorne niebieskimi dogorywa�y p�omyki i Jagna, usiad�szy przy starym, puszcza�a wodze swym cudackim wymys�om i marzy�a dziwne rzeczy, stary s�ucha� to si� z�ymaj�c, to spluwaj�c, to �miej�c, a w ko�cu nieraz i zap�aka� dziecko �ciskaj�c. Bo co Jagna wygadywa�a, nie do wiary by�o szalone, a ci, co czasem pods�uchiwali, r�ce do g�ry podnosili - i dlatego j� "nawiedzon�" zwano. W istocie nawiedza�y j� ba�nie z�ote jakby te, kt�re u k�dzieli prz�dki sobie wymy�laj� przypominaj�c, co im u kolebki prawiono. Czasem si� w tych ba�niach widywa�a kr�low�, �on� jakiego� w�adcy ukochan�, rozkazuj�c� na cztery strony �wiata, szcz�liw�, a w sercu jego mocn�. I jakby co� w sobie mia�a, wspomnienie czy przeczucie, opisywa�a ojcu mi�ego swego, co go pewnie na �wiecie nie by�o, zawsze jednako, takim pi�knym, jak chyba prawdziwy m�g� by� kr�lewicz. Po takich nawiedzeniach nazajutrz, gdy dzie� jasny rozwia� nocne widziad�a, Jagna wychodzi�a ze swej komnaty taka blada, smutna, tak przybita, niema, jakby wszystkie szcz�cie wczoraj wypi�a do dna, a na dzi� jej i kropli nie pozosta�o. Takich dni czasem siadywa�a na kamieniu u dworca nie s�ysz�c nic i nie widz�c albo gna�a z koniem w lasy, p�ki si� w �mier� nie um�czy�a i nie powr�ci�a bez tchu, bez mowy, aby lec bezduszn� na po�cieli i snem �elaznym spa� potem dzie� i noc. Ojciec czuwa� w�wczas nad ni� i p�aka�. Z gachami, co si� swatali, du�o biedy bywa�o. W pocz�tkach j� oni gniewali, zamyka�a si� od nich, d�sa�a, niejednemu takiego co� rzek�a, �e z gniewem precz odjecha� zemst� poprzysi�gaj�c. Niekt�rzy si� kusili gwa�tem j� porwa�, ale dwu to na z�e wysz�o, bo jednego z �uku postrzeli�a, drugiego ludzie jej brzydko st�ukli. Inni si� ju� nie posuwali, odstr�czeni t� nauk�. Niekt�rzy przyje�d�ali z podarkami, nawiedzaj�c starca, a dziewce staraj�c przypodoba�. Wi�c gdy si� z zalotami oswoi�a, odprawia�a je r�nie, szydersko, czasem pogardliwie, niekiedy lito�ciwie i bez gniewu, a z grochowinami. �aden jej do smaku nie by�, cho� drudzy si� uk�adali: "Ino mnie we�! " - po�o�ywszy sier�� g�adko. Ona zawsze si� w nich je��w i kolc�w domy�la�a. Ci, co poszli precz odprawieni, z gniewu potem wymy�lali na ni�, �e "nawiedzon�" by�a, drudzy, �e co� mia�a w my�li i sercu tak pod�ego, i� si� do tego przyzna� nie �mia�a. �atwo j� by�o o wszystko pos�dzi�, bo nie dbaj�c o nic znika�a cz�sto, nie wiedziano, gdzie si� podziewa�a, prawili ludzie, co chcieli. Dziewucha by�a jak ko� dziki, co uzdy nie uczu� nigdy, ale gdy si� komu u�miechn�a, ka�dy by by� za ni� �ycie da�. Dobrze ju� s�o�ce podesz�o na niebie, gwar w podw�rzach rosn��. Jagna, co si� by�a w okolicy na lasy zapatrzy�a, zbudzi�a si� dopiero, obejrza�a doko�a, pos�ysza�a, �e si� �ycie bra�o na dworcu - i powoli zesz�a z wa��w. Wprost z ��k ci�gn�a do ojca. Stary si� budzi� nierych�o, cz�sto dobrze po wschodzie, bo po nocach sen go nie bra�, p�no zasypia�, musia� potem na dzie� zachwyci�. Na�wczas, gdy na wyrostka, kt�ry legiwa� u progu, w d�onie klasn��, bo g�os mia� ma�y i krzycze� nie m�g�, szed� Szurka zaraz okienniczk� w g�owach pa�skich odsun��, aby do izby �wiat�o wesz�o i powietrze. Potem zim� czy latem ogie� mu rozpalano, bo bez niego �y� nie m�g�. Dawali mu wod� do umycia i r�czniki, a tu� i polewk� z mi�sem nios�a albo stara mamka Jagny, Wierucha, albo i ona sama, je�li by�a w domu i pogotowiu. Mia� stary psy ulubione, kt�re w�wczas wpada�y do niego, bo noc� za drzwiami z Szurk� lega�y. Czasem potem w�odarz przychodzi�, czasem si� go�� zjawi� - i ot tyle. Dzie� si� poczyna�, kt�ry potem wl�k� si� r�nie, najcz�ciej d�ugo a nudno, je�eli Jagny nie by�o, a pora nie dozwala�a starego wynie�� pod lipy, na przyzb� albo gdzie mu si� zamarzy�o. Jagna ku dworowi podchodzi�a, gdy ju� Wierucha misk� staremu nios�a; skin�a na ni� milcz�c, aby j� odda�a, i sama nios�c do izby wesz�a ojcowskiej. Stary w�a�nie pacierze m�wi�, bo cz�ek by� pobo�ny jak wszyscy rycerze Krzywousta, pana, kt�ry bez modlitwy nie wojowa�, a Bogu wi�cej s�u�y� ni� �wiatu. Towarzysze jego moc modlitw i pie�ni na pami�� si� w obozach ponauczali, bo je tam co dzie� wiecz�r i rano czytano, odmawiano, �piewano. Zobaczywszy c�rk� �cibor pr�dko doko�czy� s�u�b� Bo��, prze�egna� si�, usta mu si� do niej u�miechn�y, r�ce dr��ce wyci�gn�� i zaszepta� tylko: - Moja ty, moja! Ona te� u�miechn�a mu si�, ale tak smutnie, �e ju� wiedzia�, i� dzie� b�dzie nieweso�y. Postawi�a mis� na �awie, ukl�k�a przy starym, a gdy on g�ow� jej obejmowa� ca�uj�c, ona po r�kach go ca�owa�a. Nie rzekli do siebie nic. Wsta�a potem i mis� mu z r�cznikiem postawi�a na kolanach, aby po�ywa� wygodnie. On patrza� tylko na ni� i je�� mu si� ju� nie chcia�o. Starzec by�, cho� wychud�y, po��k�y, cho� por�bany i posieczony, a bliznami czerwonymi jak pr�gami poprzepasywany, pi�knego oblicza; Sk�ra na nim przyleg�a do ko�ci, a sucha twarz rysy mia�a pa�skie i jasne. Orli nos nad ni� panowa� kszta�tny, ruchomy w nozdrzach jak u c�rki; oczy nad nim, cho� zblad�e, jeszcze bystro patrza�y. Pier� mia� wpad��, ale szerok�, ramiona wychud�e stercza�y pokazuj�c, jakim by� niegdy�, p�ki nie wysech� na szczap�. Siedz�c w tym mroku, cho� z��k�, wybiela� te� razem, w�os�w reszta srebrna �niegiem odbija�a od lica. Gdy sam pozosta�, twarz t� ca�� obejmowa�a zaduma i smutek, wyst�powa�y fa�dy na czole i przy ustach; gdy c�rk� mia� u boku, mi�o�� wielka go rozpromienia�a i by� ni� jakby ub�ogos�awiony. Wojak stary a zuchwa�y niegdy�, teraz nad wszystko pok�j ceni� i nie mog�c walczy� rad go by� okupi�, cho� drogo. Pragn�� go mo�e wi�cej dla c�rki jak dla siebie. - Ptasz� ty moje - odezwa� si� cicho - c�e� to tak rano z gniazda si� ruszy�a? Jagna potrz�s�a g��wk�, nie odpowiedzia�a nic. - A dzie� tam jaki? - zapyta� �cibor. - Widz� z okna, �e ju� s�onko dokazuje. Ho! ho! wiadoma to rzecz, kiedy zawczasu jasno wnijdzie, na potem pewna burza lub s�ota... - Ranek by� d�ugo pochmurny - odpar�a Jagna - na pogod� ptactwo �piewa. - A ty jak? - zapyta� stary. - Ja? albo mi si� pogoda na co zda�a? - szepn�o dziewcz�. - Mnie z tym jedno: pogoda czy s�ota. Czasem, gdy pioruny bij�, to mi rze�wiej i ra�niej. Starzec je�� zaczyna�, r�k� podni�s�, g�ow� potrz�sn��. Psy siedz�ce nie opodal przypomnia�y mu si� skoml�c a pomrukuj�c. - Burza - pocz�� zamy�lony jakby sam do siebie �cibor - pod dachem to nic. B�g broni od niej i krzy� �wi�ty. Na �owach w lesie to tam mniejsza; a nie daj Bo�e z ni� na pobojowisku si� spotka�! Pomn� to, gdy�my raz na Ru� ci�gn�li z panem naszym i, w�r�d zaci�tego boju, Pan B�g te� swe strza�y sypa� na nas zacz��, pad� grad jak jaja go��bie i pioruny lecia�y jak s�upy ogniste. Sta�o si� na�wczas, �e�my wszyscy o bitwie zapomnieli, a Ru� korzystaj�c z tego, usz�a nam, ani�my si� spostrzegli. Na�wczas, tu� obok mnie Niemir� piorun zwali� z koniem, �e si� na nim odzie� zapali�a. Ten ju� nie wsta�, a mnie og�uszy�o tylko na czas d�ugi. Nie wywo�ywa� ognia Bo�ego! - Jam to na wojnie nie bywa�a - smutnie si� u�miechaj�c odpowiedzia�o dziewcz� -ja w lesie gdy na �owach burza napad�a, pi�knie z ni� by�o! Tylko patrze�, a dziwowa� si�! Co palnie piorun w sosn�, to si� pali i gore jak jedno �uczywo! Co uderzy w d�b, to rozp�ata kor� a� do ziemi, co si� zsunie po jodle, to we z�ocie stanie ca�a. Raz mi ko� ze strachu na kolana pad�, �em go ledwie pod�wign�a. Dopiero� gdy spalone drzewa z trzaskiem i hukiem wali� si� zaczn� a iskrami sypa� doko�a jak deszczem ognistym! M�wi�a tak, a stary z �y�k� stygn�c�, kt�r� do ust ni�s� a donie�� zapomnia�, s�ucha� zapatrzony w ni�, je�eli nie mowy, to g�osu. - Eh! ty - rzek� w ko�cu - ty Jagno szalona jaka�, ty� si� nie do podwiki, a na rycerstwo rodzi�a, w tobie m�j duch gra, taki jaki we mnie dawniej bywa�. Gdyby� mog�a wojakiem by�, nie by�oby nad ci� dzielniejszego. Prawda, �e na niewiast� zuchwa�o�ci tej do zbytku. - B�g mi tak� da� by� - odpar�o dziewcz� spokojnie - radzi� trudno, wstrzymywa� si� nie umiem. - Ty by� inn� te� by� nie chcia�a! - za�mia� si� stary. I pocz�� zajada� chciwie, jak to czasem starzy umiej�, kt�rym �e pokarm si�y nie daje, tym wi�cej zdaj� si� pragn��. Jagna patrza�a, wedle zwyczaju swojego r�ce za�o�ywszy na piersiach. Mia�a bowiem i ten dziewczynie nie przystojny na��g, �e gdy si� zadumywa�a, gdy na czole jej chmurnym pr�ga wyst�powa�a mi�dzy brwiami dwiema, r�ce si� jej same pod piersi� sk�ada�y i wi�za�y u pasa. Ze starca potem wzrok pokierowa�a na okno otwarte, przez kt�re nic wida� nie by�o, krom kawa�ka �wiat�o�ci dziennej. Na kraw�dzi okna dwa psy str�e, kt�rych do izby nie puszczano, pok�ad�y mordy kosmate jad�o czuj�c i ku panu pogl�daj�c. - Wiesz - rzek� stary, ko�� bior�c w r�ce, bo cmokta� je i wysysa� lubi� - wiesz ty, Jagno, kto mi si� dzisiaj �ni� w nocy, h�? ... �ni� mi si� kto�, a to pewna, �e ja stary miewam sny takie, i� mi si� zawsze wy�ni, kto si� do mnie zbli�a. Ot, dusza jako� czuje, co do niej idzie. - Ale kogo�e�cie to wy�nili? - zapyta�a Jagna oboj�tnie. �cibor popatrzy� na ni� smutnymi oczyma. - Kogo! kogo! - powt�rzy�. - Albo to tobie co po kim? Albo to ci milszy jeden ni� drugi?! �ebym wiedzia�, kto ci upodobany, Bo�e odpu��, czasami bym go tu got�w �ci�gn��. Roz�mia�a si� Jagna p� ustami, ale brwi pozosta�y zmarszczone. - A co mi tam po nich! - pocz�a r�ce zaciskaj�c mocniej jeszcze. - Po co oni tu je�d��, ten i �w? Ten, kogo bym ja mie� chcia�a, i czary go tu nie �ci�gn�! Jagnie oczy zab�ys�y �ywo. - A kog� by� ty mie� chcia�a? - zapyta� podchwytuj�c - kogo? Z�apane za s�owo dziewcz� usta podnios�o, g�ow� potrz�sn�o, - E, nikogo! nikogo! - odpar�a p�g�osem. Stary westchn��. - Kt� ci si� �ni�, m�j ojcze? - doda�a zaraz. - A co ci po tym, cho�by� si� dowiedzia�a? - rzek� �cibor. - Tyle wiem, �e - pomnisz go? nie? Stach z Konar pewno przyjedzie! Dawnom, dawnom go nie widzia�. Po co on tu mia�by przyby�, nie wiem, a cho�bym si� i domy�la�, m�wi� nie ma potrzeby. Znowu spojrza� na c�rk�, kt�rej rumieniec �ywy na twarz wyp�yn��, gdy imi� Stacha pos�ysza�a. - Stach z Konar! - zawo�a�a nagle, z�ymn�wszy si� ca�a - Stach z Konar! Wiem! Nie cierpi� go! - To� mi nie tajno! - odpar� stary. �- Stach z Konar! - ci�gn�a dalej Jagna. - A to� nie ma cz�owieka w �wiecie, kt�ry by mi nienawistniejszym by� nad niego! Zamilk� �cibor; - Stach z Konar! - powt�rzy�a raz jeszcze. - Zb�j ten niepoczciwy! - E! e! - przerwa� stary - za c� to go zb�jem i nicponiem zwiesz? za co? - Albo� nie wiecie? - z oburzeniem odpar�a Jagna. - Ju�ci si� dorozumiewam - m�wi� ojciec. - Jeszcze ci pewno w pami�ci owa przygoda, kt�r� z ksi�ciem Ka�mierzem mia� za m�odu. A to� sam ksi��� dawno o tym zapomnia� i przebaczy� mu wspania�omy�lnie, a biedaczysko za win� odpokutowa� sowicie. - Odpokutowa�?! - wtr�ci�a, gniewnie miotaj�c si� dziewczyna. - G�ow�, g�ow� za to powinien by� da�! Im lepszym i wspania�omy�lniejszym dla niego si� pan okaza�, tym on winniejszy! S�dzili go w�wczas na rozszarpanie ko�mi i ja bym go by�a na kawa�y rozerwa� da�a, bo �y� niewart! niewart! Stary wzdrygn�� si� pos�yszawszy mow� c�rki. - Jagno! - zawo�a� - Jagno! ty� niesprawiedliwa! Bo�e ci odpu��! Pos�uchaj mnie starego. Ja te� pan�w naszych kocham, a ksi�cia Ka�mierza i Henryka nieboszczyka mi�owa�em wi�cej nad wszystkich. Ale� ty spe�na tej sprawy nie�wiadoma, a katem by� zaraz mu by� chcia�a. - I by�abym by�a - odezwa�a si� Jagna porywczo, podnosz�c z�o�one pi�ci do g�ry - i �eb by da�! - Wi�c pos�uchaj no, ty z�a moja Jagno jaka� - odezwa� si� zwracaj�c ku niej stary. - Zna�, �e� dobrze nie zna�a sprawy, a ludzie pletli nie do rzeczy. - O! wiem ci ja dobrze, jak by�o! - odpar�o dziewcz�. - A ja lepiej wiem ni� ty - rzek� stary uparcie. - Gdy raz si� o tym zgada�o, musisz pos�ucha�. Potrz�s�a g�ow� Jagna i zapatrzy�a si� w okno, ale oboj�tno�� jej ojcu ust nie zamkn�a. - Ot jak by�o! - m�wi� �cibor. - Ot i �e Ka�mierz bardzo m�odym na�wczas by�, Stach te�, bo s� r�wnolatki, nale�a� do jego dworu, jako r�wie�nicy bawili si� zwykle razem. - A tak! - wtr�ci�a dziewczyna - zabawiali si�, ksi��� go przez �ask� do osoby swej przypu�ci�, a on jak pies, kt�remu drzwi do izby otworz�, wnet chcia� po niej pl�drowa� i paskudzi�. Stary �cierpiawszy przerwanie m�wi� dalej: - Ot, jak by�o. M�odzi, zwyczajnie m�odzi, czym�e si� zabawia� mieli? Pili oba. Pi� ksi��� Ka�mierz i dolewa� Stachowi, a� si� obu we �bach zakr�ci�o. Wi�c ko��mi rzuca� zacz�li. A po co by�o kr�lewskiemu synowi z lada dworzaninem i z s�u�b� tak si� poufali�, da� mu z sob� siada� na r�wni i po pijanemu kosterzy�? Oczy Jagny pali�y si� z gniewu, s�uchaj�c, ale ojciec o�ywiwszy si�, m�wi� i wygada� si� potrzebowa�. - Stawi� kr�lewicz i stawi� Staszek, co mia�: ko�ci na przemiany to jednemu, to drugiemu szcz�cie dawa�y. Wtem Stachowi pocz�o i�� licho a licho. Co rzuci� ko�ci, przegrywa�. Pijany rozumu nie ma, stawi� wi�c wszystko, a� do pasa, �a�cucha, pier�cieni, a w ostatku zgrawszy si� ojcowizn� kt�remu� z rycerzy, co �wiadkami byli, za�o�y� za sum� wielk�, aby gra� dalej. Zna� mu dobrze w g�owie szumia�o, bo zgrawszy si�, co mia� srebra, na kup� zsun��, wa��c wszystko na ko�� jedn�. Na ksi�cia Ka�mierza kolej rzuca� wypada�a, cisn�� tedy i tyle ok wyrzuci�, ile ich na ko�ciach by�o. Wygra� wi�c mu ostatni� koszul�. Z rozpaczy Stach ojcowizn� i cze�� trac�c, podni�s�szy si� nieprzytomny, policzek da� ksi�ciu. Jagna krzykn�a z oburzenia. - A, nie powinien�e by� wisie� tej godziny?! - wyrwa�o si� jej z ust. Na krzyk przytomnych - m�wi� dalej �cibor - nie czeka� te� Stach wyroku ni s�du, od sto�u skoczywszy dopad� konia i uchodzi�. Pu�cili si� wnet za nim w pogo� drudzy i zwi�zanego przyprowadzili do s�du. Krzycza�, kto �yw, wo�ali wszyscy, aby go ko�mi szarpano, g�ow� mu odci�to, r�k� odr�bano i palono! Tu dopiero kr�lewicz si� okaza�, jakim by� i jest. - Okaza� si� prawie �wi�tym i wielkim! -zawo�a�a Jagna z zapa�em. - Tak - potwierdzi� ojciec - bo sam wyst�pi� spokojny, otrze�wiony, upokorzony w obronie winowajcy. "Nie on winien - rzek� - ale ja. Mnie kara zas�u�ona spotka�a, �em si� w gr� niepoczciw� wda� z nieprzytomnym. �acniej jemu przebaczy�, kt�ry z rozpaczy, �e wszystko postrada�, zmys�y te� utraci�, ni�eli mnie, com krwi swej, powagi i dostoje�stwa nie szanowa�". A tak owego Stacha wolno puszczono, kr�lewicz mu wygran� nazad wr�ci� przykaza�, jedno to z s�du zatrzymawszy, aby mu Stach si� wi�cej na oczy nie �mia� okazywa�. - Jak�e wi�c - podchwyci�a dziewczyna - i powiecie, �e obraza takiego m�a, kt�ry z nadludzk� pokor� win� darowa�, siebie obwini�, nie jest najokropniejsz� zbrodni�? C�, gdy si� kto na �wi�to�� w o�tarzu targnie, albo mu r�k nie obcinaj�, na stosie go nie pal�? - Ale� s�uchaj, dziecko ty gniewne, kotko ty moja drapie�na - rzek� starzec spokojnie. - Stach si� sta� przez to na ca�e swe �ycie nieszcz�liwym, bo tego pana, jak kocha� wprz�d, tak umi�owa� od tej godziny stokro� wi�cej i za niego by�by got�w krew przela�, t�skni do niego, u n�g jego pokut� rad by sprawia�, a wygnanym jest na wieki sprzed ocz�w tego, kt�rego kocha. - O tego ma�o! ma�o! - odezwa�a si� Jagna. - Nie ma ksi��� Ka�mierz - ja to wiem - ci�gn�� �cibor - nie ma s�ugi, przyjaciela, niewolnika wierniejszego nad niego. O tym do dzi� dnia albo nikt, lub ma�o kto wie, �e Stach potajemnie ci�gle nad Ka�mierzem czuwa, jak pies stoi na stra�y, obrania go, a ani mu si� pokaza� na oczy, ani mu o tym da� wiadomo�ci nie mo�e. Taki los tego cz�owieka! - Dobrze mu tak! Cho�by ca�e i najd�u�sze �ycie mia� si� m�czy� i przepada�! - podchwyci�a nie zmi�kczona Jagna. - O! dobrze mu tak! Lito�ci niewart! Zbrodzie� jest! Ma�a to kara dla zb�ja! - Zawini� ci, prawda - westchn�� �cibor - ale� Ka�mierza przez to wywy�szy�, przez niego wiedz� dzi� lu