7313

Szczegóły
Tytuł 7313
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7313 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7313 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7313 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TOMASZ OLSZAKOWSKI Pan Samochodzik i� Adam z W�growca. OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA ROZDZIA� PIERWSZY KO�CIӣ W TARNOWIE PA�UCKIM � KONCERT ORGANOWY � MUZYK KRADNIE WEHIKU� � OPUSZCZONY KLASZTOR W W�GROWCU � NIEUDANE ARESZTOWANIE P�dzili�my przez u�piony jeszcze kraj. By�o ch�odno, a na ga��ziach drzew osiad� szron. Wstawa� ponury grudniowy �wit. By na dziesi�t� dotrze� do ma�ego miasteczka w Wielkopolsce, musieli�my wyjecha� o czwartej nad fanem. Gwoli �cis�o�ci: telefon z poleceniem wyjazdu dostali�my poprzedniego dnia o dwudziestej. - Tarnowo Pa�uckie - mrukn��em. - Nic mi to nie m�wi... nie, zaraz, przecie� jest tam drewniany ko�ci� z XVI wieku. Jak mog�em zapomnie�? - Nie z XVI - sprostowa� m�j zwierzchnik. - Podczas konserwacji wykonano badanie dendrochronologiczne, belki na budow� przynajmniej cz�ci �wi�tyni �ci�to w 1373 roku. To polichromie pochodz� z XVI stulecia. Przez kilka lat by� remontowany, a dzi� zostanie oddany ponownie do u�ytku. - Rok 1373? - zdumia�em si�. - W takim razie to chyba najstarszy drewniany ko�ci� w naszym kraju? No, mo�e nie licz�c �wi�tyni Wang w Karpaczu. - Wang to zabytek norweski, kt�ry przypadkiem trafi� do nas, i to w cz�ciach -u�miechn�� si� szef - wi�c trudno zaliczy� go do zabytk�w naszej kultury. Badania w Tarnowie jeszcze trwaj�... - Dzi� sz�sty grudnia - zauwa�y�em. - A ko�ci� jest chyba pod wezwaniem �wi�tego Miko�aja?. - W�a�nie. W dodatku w tym miasteczku to dzie� odpustu, o tradycji si�gaj�cej mo�e nawet XIV wieku. Z okazji uroczystego otwarcia przewidziano ma�� sesj� naukow�, msz� oraz koncert organowy. �ci�gni�to wojewod� i biskupa oraz zaproszono naszego ministra. - A jemu si� nie chcia�o, wi�c wys�a� nas... Za W�growcem z�apali�my gum�. Wymiana ko�a zaj�a nam sporo czasu, wi�c sp�nili�my si�. Gdy przybyli�my, trwa� ju� koncert organowy. Ko�ci� by� niewielki, jednonawowy. �ciany z drewnianych bali od zewn�trz pokryto deskami. Mi�dzy koronami starych, grubych lip prze�witywa� dach z gontu i stercza�a niedu�a wie�a dzwonnicy. Widok tchn�� spokojem, cho� z pewno�ci� latem by�o tu du�o �adniej. Teraz tylko bezlistne, grube konary czernia�y pod czapami �niegu. W przerwie mi�dzy utworami weszli�my do �wi�tyni. Wn�trze pachnia�o starym drewnem, terpentyn� - wida� u�ywali jej do jakich� prac konserwacyjnych - woskiem i, odrobin�, �ywic� epoksydow�. Kiedy odezwa�y si� organy, spostrzeg�em wyraz zaskoczenia na twarzy siedz�cego niedaleko ksi�dza. Tak�e pan Tomasz odruchowo obejrza� si� w stron� ch�ru. Widzieli�my jasne w�osy i garnitur graj�cego w natchnieniu wirtuoza. Pan Samochodzik ze zmarszczonymi brwiami jeszcze raz zerkn�� do trzymanego w r�ce programu. Zas�ucha�em si�. Ja r�wnie� nie potrafi�em zidentyfikowa� kompozytora. Wbrew temu, co napisano w folderku, na pewno nie by� to Bach... Wsp�brzmienia by�y nieco podobne, z pewno�ci� inspirowane tw�rczo�ci� genialnego organisty, ale nie tak doskona�e - na�ladowcy zabrak�o tego b�ysku, kt�ry charakteryzuje tylko najwybitniejszych. G�osy by�y prowadzone poprawnie, ale imitacje nie by�y dzie�em Bacha. Brakowa�o tego, co by�o umiej�tno�ci� tylko wybranych - my�lenia linearnego �ci�le zwi�zanego z harmoni�. Gdy utw�r dobieg� ko�ca, na drewnian� ambon� wesz�a pani Joanna Zaj�czkowska-K�oda, historyk sztuki, kt�ra wraz z m�em od przesz�o dziesi�ciu lat zajmowa�a si� konserwacj� zabytkowej polichromii. Zapowiedzia�a przerw�. Pan Tomasz przez dobry kwadrans wita� si� ze znajomymi historykami. Wreszcie z trudem uwolni� si� od towarzystwa i wr�ci� do mnie. - Zajrzyjmy na ch�r - zaproponowa�. - Chc� zapyta�, co to za muzyka... Musz� przyzna�, �e intryguj�ca. Weszli�my po w�skich, skrzypi�cych, drewnianych schodkach. S�dzili�my, �e organista nadal b�dzie siedzia� przy instrumencie, tote� widok, kt�ry ukaza� si� naszym oczom, zaskoczy� nas niepomiernie. Starszy pan w ciemnym garniturze siedzia� w k�cie ch�ru. Skuto go kajdankami w tak zwan� �ma�p�, a dodatkowo obwi�zano grub� lin� i zaklejono mu usta plastrem. Na nasz widok zamrucza� rado�nie. Szef natychmiast rzuci� si� go rozwi�zywa�. Zbieg�em po schodach i wypad�em ze �wi�tyni, wyci�gaj�c jednocze�nie pistolet gazowy. Parking by� pusty. Nigdzie nie by�o wida� �ladu jasnow�osego muzyka. Dopiero po chwili spostrzeg�em, �e znikn�� te� nasz samoch�d! W miejscu, w kt�rym powinien si� znajdowa�, le�a� kawa�ek papieru przyci�ni�ty kamieniem. Ostro�nie, �eby nie zatrze� ewentualnych odcisk�w palc�w, podnios�em go do oczu. - Przepraszam najmocniej. Zostawi� go przed dworcem kolejowym w W�growcu - odczyta�em zdumiony. Wyci�gn��em z kieszeni telefon kom�rkowy. Nie by�o zasi�gu, zapewne tajemniczy muzyk ustawi� gdzie� przeno�ny agregat zag�uszaj�cy fale. Z t�umu oficjeli wy�owi�em policjanta. Jak si� okaza�o, by� posterunkowym z pobliskiego W�growca. - Porwanie samochodu i og�uszenie organisty? - zdziwi� si�. - I to niemal na moich oczach!? W takim razie trzeba dzia�a�. Zadzwoni� do swoich podkomendnych. Przez chwil� podawa� meldunek, a potem od�o�y� s�uchawk�. Po��czy� si� przez radio z wozem patrolowym i wezwa� go do ko�cio�a. - Niezwykle intryguj�ca sprawa - mrukn��. - Trzeba sprawdzi�, czy nic nie zgin�o. - Wie pan, jedyn� cenn� rzecz� w �rodku s� polichromie, przecie� nie wyci�� ich ze �ciany. - To po co og�uszy� muzyka? - zastanawia� si� policjant. - Mo�e w organach by�a skrytka? - Mo�e - westchn��em. - Tylko dlaczego nie ulotni� si� od razu? Zamiast tego zagra� naprawd� pi�kny kawa�ek... Pobiegli�my obejrze� miejsce przest�pstwa. Zadzwoni� telefon. Posterunkowy odebra� i przez chwil� rozmawia� z komend� w W�growcu. - Pana samoch�d stoi przed dworcem. Silnik zgaszony, a w�z zamkni�ty - zreferowa�. - W �rodku nikogo nie ma. Trzy minuty przed dotarciem patrolu na miejsce odjecha� poci�g do Poznania. - Trzeba do nich zadzwoni� i urz�dzi� zasadzk� na dworcu - podsun��em. - Nie - pokr�ci� g�ow� - przecie� mo�e wysi��� gdzie� po drodze. Zasadzk� zrobi� na najbli�szej stacji w... - zamy�li� si� na chwil� - Skokach albo Murowanej Go�linie. Je�li go�� mia� jasne w�osy, to wpadnie w nasze r�ce. - Chyba �e mia� peruk� - westchn��em. - A my widzieli�my go wy��cznie od ty�u... - Nasi ludzie przejd� si� po wagonach z kamer� ukryt� w teczce. Organista mia� chyba okazj� si� mu przyjrze�... Nawet je�li teraz go nie z�apiemy, to b�dzie mo�na wystawi� list go�czy z fotografi�. Zagdaka�o radio. - Na klawiszach organ�w zosta�a masa odcisk�w palc�w - zameldowa� policjant pos�any do ko�cio�a. - Trzeba wezwa� ekip�, �eby je fachowo zdj�a. - Ten go�� chyba nie jest zawodowym przest�pc� - zauwa�y� komendant. - W ka�dym razie zostawi� mas� �lad�w... - Je�li zdo�a� uruchomi� nasz samoch�d, to jest lepszy ni� 99% z�odziejaszk�w... *** Dwie godziny p�niej wysiedli�my z limuzyny starosty przed dworcem kolejowym (urz�dnik by� tak mi�y, �e podrzuci� nas na miejsce). Nasz pojazd sta� zaparkowany ko�o kas, a na siedzeniu kierowcy spoczywa�a butelka francuskiego wina. - Nic z tego nie rozumiem - powiedzia�em uruchamiaj�c silnik. - Kto� dostaje si� do ko�cio�a, cz�stuje organist� gazem, zajmuje jego miejsce, ale zamiast rzuci� granat i po�o�y� trupem oficjeli, odgrywa dziwny utw�r muzyczny i ulatnia si� bez �ladu... - Potem w ci�gu kilku minut otwiera nasz samoch�d, unieszkodliwia jeden z najbardziej skomplikowanych autoalarm�w, zdejmuje blokad� i odje�d�a... - uzupe�ni� szef. - Ja te� nic z tego nie rozumiem. - Pytanie jeszcze, dlaczego wybra� akurat nasz wehiku� - doda�em. - No, mo�e nie m�g� r�bn�� lancii starosty, bo w �rodku siedzia� kierowca, ale mia� do wyboru kilkana�cie innych... - Mo�e spodoba� mu si� kolor nadwozia? A mo�e to swojego rodzaju wyzwanie na pojedynek? Tylko na czym mia�by on polega�? - obejrza� butelk� wina. - Trzeba b�dzie pokaza� to specjalistom - zadecydowa�. - Wracamy do Warszawy? - zapyta�em. Zamy�li� si� g��boko. - Nie s�dzisz, �e to wygl�da zbyt prosto? Samoch�d porzucony przed dworcem... - Jakby chcia� nam zasugerowa�, �e pojecha� do Poznania, podczas gdy... - Dok�adnie. Czy dzi� na wieczornej mszy nie nale�y si� spodziewa� kolejnego numeru? - u�miechn�� si� lekko. Zadzwoni� m�j telefon kom�rkowy. Komendant z W�growca. - Nie mam najlepszych wie�ci - zameldowa�. - W poci�gu nie znale�li�my nikogo, kto odpowiada�by rysopisowi. Organista r�wnie� obejrza� film z wagon�w. Czekamy jeszcze na analiz� materia�u nakr�conego przez telewizj� przed koncertem. Mo�e gdzie� zauwa�ymy, jak ten facet przemyka si� do �wi�tyni. Roz��czy�em si�. - Wygl�da na to, �e ma pan racj� - powiedzia�em do szefa. - Trzeba zatem zastawi� pu�apk� tutaj... - Ko�ci�ek w Tarnowie... Wie� nale�a�a do zakonu cysters�w. A tu, w W�growcu, jest opuszczony obecnie zesp�l klasztorny tego zgromadzenia. Mo�e warto tam zajrze�... Ko�ci� chyba jest nadal czynny. - Czyli? - Rozdzielimy si�. Ja jad� do Poznania i poka�� specjalistom zabezpieczone �lady. Ty rozejrzyj si� na miejscu. - Tak jest - zasalutowa�em. - Je�li si� pojawi na wieczornej mszy, zrobi� wszystko, �eby si� nie wymkn�� po raz drugi... *** Zesp� pocysterski to pot�ny, pi�trowy budynek na planie z grubsza kwadratu. Jedna �ciana jest ciut za kr�tka, st�d wewn�trzny dziedziniec tak�e jest nieco zdeformowany. Do dawnego klasztoru przylega �wi�tynia, a ca�y zesp� zosta� otoczony dodatkowo murem. Brama by�a go�cinnie otwarta. Obejrza�em fasad� ko�cio�a - by� zamkni�ty na g�ucho, ale kartki w gablotce �wiadczy�y, �e jest u�ytkowany. Dowiedzia�em si�, �e najbli�sza msza zostanie odprawiona o osiemnastej. Mia�em du�o szcz�cia, ten ko�ci� otwierano tylko raz w tygodniu... Spojrza�em na zegarek: zosta�y mi jeszcze cztery godziny. Obszed�em �wi�tyni� i wtedy spostrzeg�em wydeptan� w �wie�ym �niegu �cie�k� �lad�w. Kto� t�dy przechodzi� i to chyba niedawno. Ruszy�em tropem. Obszed�em budynek. Okna by�y martwe, niekt�re szyby pop�ka�y. �ciany lekko ob�azi�y z tynku. Dlaczego cystersi wyprowadzili si� st�d? Mo�e dla topniej�cej garstki mnich�w ten gmach by� po prostu zbyt wielki? A mo�e stracili klasztor jeszcze w czasie rozbior�w? �lady urywa�y si� przed starymi, drewnianymi drzwiami. Pchn��em je, potem nacisn��em klamk�. Zamkni�te na g�ucho. Przez chwil� zastanawia�em si�, czy nie wy�ama� zamka, ale jakie mia�em dowody, �e to �lad zagadkowego organisty? Sta�em w zapadaj�cym mroku i przytupywa�em, bo zrobi�o si� zimno. Straci�em nadziej� na to, �e kto� odpowie na moje pukanie. Nagle drzwi otwar�y si� ze skrzypni�ciem. Sta� w nich stary dozorca, ubrany w poszarpany waciak i czapk� uszank�. - Pan Pawe� Daniec? - zapyta� przygl�daj�c mi si� m�tnym wzrokiem. Woko�o unosi�a si� subtelna wo� denaturatu. - Tak - pokaza�em legitymacj�. - Pa�ski kole� czeka na pi�trze - wyja�ni� i min�wszy mnie, odmaszerowa� w mrok. Zdziwi�em si� nieco. Przez chwil� sta�em w drzwiach niezdecydowany, a potem przekroczy�em �mia�o pr�g. Wewn�trz by�o niemal zupe�nie ciemno. Zapali�em latark� i w jej �wietle zobaczy�em ceglan� pod�og�, nier�wne �ciany oraz �ukowato sklepiony sufit. Pachnia�o kurzem, myszami, ple�ni�, starym drewnem... Po lewej stronie, na ko�cu korytarza, znalaz�em strome schodki o kamiennych stopniach, wy�lizganych przez sanda�y zakonnik�w. Wdrapa�em si� na pi�tro. Wzd�u� �ciany sta�y �wiece, tworz�c jakby �cie�k�. Szed�em, rzucaj�c ostro�ne spojrzenia na boki. Uchylone drzwi prowadzi�y do dawnych cel zakonnik�w. Nieoczekiwanie us�ysza�em muzyk�. To by� ten sam utw�r, kt�ry rano odegra� tajemniczy organista. Odbezpieczy�em pistolet gazowy i przyspieszy�em kroku. Zagadkowy blondyn w garniturze czeka� na mnie w refektarzu. Stary st�, przy kt�rym niegdy� siadywali mnisi, by� nakryty na dwie osoby. Muzyka s�czy�a si� z niewielkiego g�o�nika. Nieznajomy gestem zaprosi� mnie, abym zaj�� miejsce. G�upio si� czu�em z pistoletem w r�ce, wi�c wsadzi�em go z powrotem do kabury. Usiedli�my. - Kim pan, u diab�a, jest?! - zagadn��em mo�e niezbyt uprzejmie, ale nienaturalny spok�j muzyka wyprowadzi� mnie z r�wnowagi. - Vytautas - przedstawi� si� litewskim imieniem. - Nazwisko nic panu nie powie, poza tym Polakom trudno je wym�wi�... Podni�s� kieliszek wina i uczyni� zach�caj�cy gest. Stukn�li�my si� nad sto�em. - Dlaczego napad� pan organist� w Tarnowie Pa�uckim dzi� rano? - dr��y�em temat. - Oj tam: napad� - m�wi� po polsku g�osem, kt�ry brzmia� jak p�yta wiruj�ca na nieco zbyt szybkich obrotach. Nawet gdyby si� nie przedstawi�, po akcencie pozna�bym, �e pochodzi z Litwy. - Odwiedzi�em go przed msz� i zaproponowa�em, �e si� zamienimy. Wzi�� mnie za zamachowca, chcia� wo�a� tych z Agencji Bezpiecze�stwa Wewn�trznego, no to przy�adowa�em gazem. - I po co to wszystko? U�miechn�� si�, ale nie odpowiedzia�. - A co my mamy z tym wsp�lnego? - docieka�em. - Dlaczego to w�a�nie nasz samoch�d...? - No c�. Powiedzmy, �e mam ochot� si� z wami zmierzy�. Szukam czego� - gestem wskaza� g�o�nik. - Muzyki? W tym momencie zapika� mi w kieszeni telefon kom�rkowy. Przeprosi�em rozm�wc� i odebra�em. Szef. Z miejsca zasypa� mnie informacjami. - Wino nie jest francuskie, tylko mo�dawskie, robione na francuskiej licencji. Taka butelka kosztuje oko�o 200 z�otych, zdecydowanie produkt z wy�szej p�ki. Produkcja idzie w ca�o�ci na eksport. W Mo�dawii ani krajach o�ciennych nie wyst�puje w handlu, u nas te� nie. Mo�na je natomiast kupi� na Litwie, �otwie i w Estonii oraz oczywi�cie we Francji. - Szefie... - zacz��em, ale nie da� mi doj�� do s�owa. - Ta�ma, kt�r� zakneblowano organist�, to izolacyjna, produkowana przez zak�ady chemiczne gdzie� na terenie WNP. Lina nylonowa do wspinaczki. Facet w sklepie ze sprz�tem alpinistycznym z�apa� si� za g�ow�. Stwierdzi�, �e to marna podr�bka robiona gdzie� w Rosji i id�c z czym� takim w g�ry ryzykuje si� �ycie. Mo�na by pomy�le�, �e nasz zagadkowy fa�szywy organista odwiedzi� bazar i kupi� wszystko od Ruskich - powiedzia� szef w zadumie. - Ale przeczy temu ta butelka wina... - Szefie, ja go z�apa�em - wreszcie przedar�em si� przez potok s��w. - A, to �wietnie. Kiedy pierwsze przes�uchanie? Sypn�� ju� co� ciekawego? - Jeszcze nie... - Zapytaj, kto skomponowa� ten utw�r, strasznie mnie to ciekawi.... W tym momencie wszystko uton�o w bia�ym szumie. M�j rozm�wca postawi� na stole ma�e pude�ko - emiter fal zag�uszaj�cych pole sieci telefon�w kom�rkowych. - Wybaczy pan, panie Daniec, ale nie chcia�em, aby �ga� pan swojemu zwierzchnikowi. Spojrza�em na niego zdezorientowany. - Sk�d przyszed� panu do g�owy idiotyczny pomys�, �e mnie pan z�apa�? - u�miechn�� si� lekko. - Jeste� aresztowany - si�gn��em po pistolet. - Pod zarzutami... - dziwnie nie mog�em zebra� my�li... D�o� zacisn�a si� na kolbie, ale nie mia�em ju� si�y wyci�gn�� broni. W g�owie zakr�ci�o mi si� i bezw�adnie osun��em si� pod st�. ROZDZIA� DRUGI LIST I KASETA � W�AMANIE W POZNANIU � CO TO JEST: IDIOT-SAVANT? � WYJAZD DO WILNA � LITEWSKA KOM�RKA DS. OCHRONY DZIE� SZTUKI Przebudzenie nie nale�a�o do szczeg�lnie przykrych. Le�a�em w refektarzu pod sto�em. Kto� troskliwie nakry� mnie kocem. Ko�o ucha pika� mi budzik z bazaru. Popatrzy�em na niego z ob��dem w oczach. Si�dma rano. Budzik sta� na kartce papieru. Zbli�y�em j� do oczu. Taks�wka podjedzie za 15 minut przed ko�ci�. Wracam na uczelni�, kolejna runda starcia w lipcu. V. Obok spoczywa�a kaseta magnetofonowa. Cho� nie mia�a �adnych oznacze�, by�em pewien, �e nagrano na ni� t� sam� zagadkow� melodi�, kt�ra mieli�my przyjemno�� s�ysze� wczoraj. Z�o�y�em starannie list i umie�ci�em go w portfelu. Taks�wka faktycznie czeka�a. Kto� zam�wi� mi kurs do Poznania i nawet op�aci� przejazd. Spr�bowa�em skontaktowa� si� z szefem. Telefon dzia�a�. - Co si� z tob� sta�o? - us�ysza�em g�os zwierzchnika. - Kto� zadzwoni� po p�nocy i powiedzia�, �e jeste� bezpieczny i �e uwolni ci� rano. Denerwowa�em si�. - Przepraszam, nie zachowa�em odpowiedniej ostro�no�ci - zrelacjonowa�em mu wypadki. Milcza� przez d�u�sz� chwil�. - Jak b�dziesz w Poznaniu, podskoczysz na ulic� Ratajczaka - zadysponowa�. - Do biblioteki Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Skoro ju� tam jeste�, rzucisz na co� okiem. Zawiadomi� ich, �e wysy�amy pracownika ministerstwa, policja jest ju� na miejscu. Westchn��em w duchu. Dlaczego nie mog� nigdy przyj�� do biblioteki i po prostu poczyta� dla przyjemno�ci? Albo rozwi�zuj� zagadk�, albo jestem akurat na tropach w�amywacza... W drzwiach sta� policjant. Pokaza�em legitymacj� i wpu�ci� mnie do �rodka. Drugi poprowadzi� mnie ponurym korytarzem a� do stalowych drzwi. Weszli�my do magazynu, kt�ry wype�nia�y tysi�ce ksi��ek na stalowych stela�ach. Ekipa w�a�nie zabezpiecza�a �lady. - Co tu si� sta�o? - zapyta�em nadkomisarza, kt�ry dyrygowa� zespo�em. - Jestem z Ministerstwa... - Ach tak, dzwonili, �e si� pan pojawi. W nocy by�o w�amanie. Fachowiec najwy�szej klasy. A przy tym kulturalny. Wypi�owa� kraty, a po robocie zaspawa� starannie i zostawi� li�cik z przeprosinami. - Co ukrad�? - Nie wiemy. Prosz�, tak to wygl�da - przepu�ci� mnie w�skim przej�ciem mi�dzy rega�ami. Na ko�cu pomieszczenia sta�y dwa stoliki, prawdopodobnie stanowiska pracy bibliotekarzy. Na jednym spoczywa�a opas�a, siedemnastowieczna ksi�ga, oprawiona w sk�r�. To znaczy prawie oprawiona, bo w tej chwili kartki i ok�adka le�a�y oddzielnie. Obok sta�, ogl�daj�c przez lup� uszkodzenia, siwow�osy bibliotekarz. Przywitali�my si�. - Co tu si� sta�o? - zapyta�em ponownie. - No c�, nasz nocny w�amywacz odczepi� ok�adk� z tego woluminu - wyja�ni� bibliotekarz. - Trzeba mu przyzna�, �e zrobi� to w spos�b niezwykle delikatny. Prosz� spojrze� - wskaza� grzbiet - to dzie�o mia�o wyklejki, zrobione prawdopodobnie z pask�w pergaminu. Siedemnastowieczny introligator musia� poci�� jakie� stare karty i u�y� ich do wzmocnienia swojej ksi��ki. - Czy domy�la si� pan, co to mog�y by� za papiery? - zapyta�em. - B�g raczy wiedzie�... Ale w�amywacz przyszed� jak po swoje. Wiedzia�, czego szuka�. Mamy w tym magazynie osiem tysi�cy starodruk�w, a on wyci�gn�� i rozpru� jedn� konkretn� ksi�g�. By� �wietnie przygotowany. Z�ama� kody w zamkach szyfrowych z marszu. - Nawiasem m�wi�c - doda� policjant - by� taki mi�y, �e zostawi� nam notatk�, jakie luki w zabezpieczeniach znalaz�... - I dwie�cie z�otych na koszta ponownej oprawy tego woluminu - doda� bibliotekarz. - Jak gdyby chcia� pozostawi� po sobie dobre wra�enie. Ale co� nam ukrad�. I nie mamy poj�cia co. - Trzeba go z�apa�, wtedy pewnie si� dowiemy... - zauwa�y�em. Kiwn�li jak na komend� g�owami. W niczym nie mog�em im pom�c. Sporz�dzi�em protok� i pojecha�em do Warszawy. *** W ministerstwie by�em o pi�tnastej. Szef w�a�nie konferowa� z kim� przez telefon. - Dobrze, prosz� przes�a� wszystkie informacje - zako�czy� rozmow�. Popatrzy� na mnie zm�czonym wzrokiem. - Pawle - powiedzia� cicho - numer z taks�wk� by� bardzo sprytnym posuni�ciem z jego strony... - Co� si� sta�o? - Tak. Chcia� ci� wys�a� do Poznania, �eby� nie dowiedzia� si�, co robi� w W�growcu, po tym jak ci� u�pi�. A kiedy le�a�e� u�piony, da� drugi koncert organowy; tym razem w ko�ciele pocysterskim w W�growcu. - Pi��dziesi�t metr�w ode mnie - sykn��em. - Co tym razem zrobi� z organist�? - Dopad� go w jego mieszkaniu i po prostu przyku� kajdankami do rury w �azience. A zatem jego cel wydaje si� jasny - rzek� po namy�le. - Szuka� czego�, co zosta�o ukryte w ok�adce ksi��ki. Koncerty organowe, kt�re urz�dza przy okazji, to chyba tylko fanaberie. W dodatku wydaje mu si�, �e jest bardzo sprytny. - Jest sprytny - westchn��em. - Ale my i tak go wykiwamy i z�apiemy - o�wiadczy� z przekonaniem. Nagle zadzwoni� telefon. Pan Samochodzik rozmawia� przez chwil�, po czym od�o�y� s�uchawk�. - Pawle, mamy nowy trop - rzek� z o�ywieniem w g�osie. - Wyobra� sobie, �e odciski palc�w z ko�cio�a w Tarnowie Pa�uckim pasuj� do tych z muzeum, w kt�rym by�o w�amanie. To ten sam cz�owiek! - A ja zdoby�em to - wr�czy�em mu kaset� znalezion� na stole. - Ciekawe - mrukn��. Jak si� okaza�o w jego gabinecie na dnie szafy znalaz� si� stary polski magnetofon na licencji Thompsona. Zna�em dobrze ten model. Kiedy by�em ma�y, by� to ostatni krzyk techniki... - Nie wiem, czy dzia�a - westchn�� Pan Samochodzik. - Nie uruchamia�em go kilkana�cie lat. Pod��czy� do kontaktu. Urz�dzenie wyda�o seri� niepokoj�cych d�wi�k�w, ale uda�o sieje uruchomi�. - To ta sama melodia - powiedzia� ws�uchuj�c si� w pe�ne szum�w i trzask�w nagranie. - Ciekawe. - Sami nic z tym nie zrobimy - zauwa�y�em. - �aden z nas nie ma wykszta�cenia muzycznego. - Cz�sto bywam na koncertach w filharmonii - pochwali� si� - ale oczywi�cie jestem laikiem w tych sprawach... Si�gn�� po telefon i d�ugo gdzie� dzwoni�. - Jutro przed po�udniem jestem um�wiony ze specjalist� - poinformowa� mnie. - Je�li chcesz, mo�emy wybra� si� razem. Musz� przyzna�, �e ta sprawa zaczyna mnie coraz bardziej intrygowa�. Przeka� zdobyte dane policji z W�growca. To oni prowadz� t� spraw�. - Litwin chyba ko�czy ju� swoj� tras� koncertow� po Polsce - zauwa�y�em. - Obieca� nam drug� rund� walki w lipcu. - Mo�e k�ama�. A mo�e m�wi� prawd�... Musz� przyzna�, �e zaintrygowa� mnie. Nie mo�emy czeka� z za�o�onymi r�kami. Je�li faktycznie wr�ci w lecie... - Musimy by� przygotowani na jego powitanie - uzupe�ni�em. *** Wsiedli�my do jeepa. W nocy spad� �nieg i Warszawa wygl�da�a nieco czy�ciej ni� zwykle. - Dok�d jedziemy? - zapyta�em. - Do Biblioteki Narodowej czy na Akademi� Muzyczn�? - Do sklepu muzycznego przy filharmonii - zadysponowa�. - Chyba musz� ci co nieco wyja�ni�. Spotka�e� si� kiedy� z okre�leniem savant? Albo idiot-savant? - Chyba nie - wysili�em pami��. - Natura od czasu do czasu tworzy osobniki naszego rodzaju, obdarzone dziwnymi cechami umys�u... - Telepatia i tak dalej - u�miechn��em si�. Pokr�ci� g�ow�. - Mam na my�li rzeczy udowodnione naukowo. Na przyk�ad, s� ludzie, kt�rzy swobodnie mno�� w pami�ci pi�ciocyfrowe liczby lub bez trudu potrafi� okre�li�, jaki dzie� tygodnia przypada� 1 stycznia 1753 roku... Gdzie� w USA �yje kobieta, kt�ra ma wewn�trzny zegar i, od kiedy w wieku pi�ciu lat us�ysza�a w radio, kt�ra jest godzina, potrafi bezb��dnie podawa� czas, nawet obudzona w �rodku nocy. Jest kilku znaj�cych na pami�� ksi��k� telefoniczn� Nowego Jorku. Rekordzista ma w g�owie tekst kilku tysi�cy ksi��ek i mo�e zacytowa� dowoln� stron�... - To bardzo ciekawe - powiedzia�em ostro�nie. - Jak s�dz�, nie m�wi pan tego bez przyczyny. A zatem zetkniemy si� z tak� osob�? - Owszem. Ma na imi� Magda i jest w stanie zidentyfikowa� przesz�o dwadzie�cia tysi�cy utwor�w muzycznych. W dodatku jest obdarzona s�uchem absolutnym. A do tego wywalili j� z licem, bo nie radzi�a sobie z matematyk�, fizyk�, chemi�, biologi� i kilkoma innymi przedmiotami... - Nie�le - mrukn��em. - A raczej fatalnie. - Tak bywa - westchn��. - Czasem jedne zdolno�ci rozwijaj� si� kosztem innych. Po prostu tak� cen� trzeba zap�aci�... Sklep przy filharmonii wygl�da� interesuj�co. W �yciu nie widzia�em takiej ilo�ci instrument�w muzycznych na raz. Po prawdzie to i normalnie niecz�sto je widywa�em... Za lad� siedzia�a, na oko s�dz�c, osiemnastoletnia blondyneczka. - Magda - przedstawi�a si�. Wymienili�my nasze imiona. - Chodzi nam o identyfikacj� fragmentu utworu - wyja�ni� szef. - Postaram si� pom�c - kiwn�a g�ow�. Zza lady wyci�gn�a magnetofon. Umie�ci�a w nim znalezion� przeze mnie kaset�. Znowu pop�yn�a zagadkowa melodia. S�ucha�em jej zadumany. Przypomnia�em sobie opuszczone pocysterskie opactwo - puste cele mnich�w, refektarz i kpi�cy u�miech zagadkowego Litwina. - I jak? - zapyta� Pan Samochodzik, gdy przebrzmia� ostatni takt. - Nigdy wcze�niej tego nie s�ysza�am, ani nie widzia�am w postaci zapisu nutowego - pokr�ci�a g�ow�. - Mog� tylko stwierdzi�, �e przypomina mi nieco utwory Bacha i niekt�rych kompozytor�w barokowych, ale na pewno nie jest to �aden z nich. Znam wszystkie... Podzi�kowali�my za informacje i po�egnali�my si�. - Masz jak�� teori�? - zapyta� szef. - W zasadzie nie - odpar�em. - Muzyka to element fanaberii naszego przeciwnika. A jednocze�nie �lad. Podrzuci nam ich sporo, by potem obserwowa� nasze poczynania i cieszy� si�, �e nie mo�emy odgadn�� rozwi�zania. - To brzmi prawdopodobnie. - Dedukuj�, �e odnalaz� niepublikowany zapis nutowy utworu Bacha i... - I co? - Tego nie wiem - przyzna�em nieco zbity z tropu. - Ale skoro pruje ksi��ki, mo�e szuka ci�gu dalszego albo na przyk�ad ma odpis, a chce zdoby� orygina�... Pami�ta pan starcie z Przemytnikami? Wiersz Goethego ukryto pod ok�adk� dzie�a Mickiewicza... - Stawiam na ci�g dalszy. Dowiedzia� si� widocznie, �e w jakim� siedemnastowiecznym zak�adzie introligatorskim u�yto do wyklejek kawa�k�w zapisu nutowego, kt�rego szuka. Najlepiej by�oby uprzedzi� jego posuni�cia: zidentyfikowa�, jakich ksi��ek szuka, potem popru� je samemu, odzyska� wyklejki, a jemu zostawi� pod ok�adk� kartk� z narysowan� fig� - zaproponowa�em. U�miechn�� si� pod nosem. - Od czego zaczniemy? Na razie wiemy o dw�ch dzie�ach... - Trzeba ustali� ich cechy wsp�lne. Zadzwoni� zaraz do W�growca i zapytam. - Ten cz�owiek dysponuje ju� sporym kawa�kiem tego utworu - zaduma� si� pan Tomasz. - Ja w takim razie sprawdz�, czy na Litwie nie zostawi� po sobie podobnych �lad�w. I jeszcze jedno. My�l�, �e da si� zidentyfikowa� �obuza w bardzo prosty spos�b. Pami�tasz, co ci powiedzia�? - Wraca do domu. Gdzie� studiuje. Gra na organach, a zatem w konserwatorium... - U nas nie ma konserwatori�w - wyja�ni�. - Na Akademii Muzycznej. Na imi� ma Vytautas, tak jak by�y premier Litwy, Landsbergis. Te�, nawiasem m�wi�c, muzyk. Trzeba nawi�za� kontakt z odpowiednikiem naszej kom�rki na Litwie. - O ile maj� tam takich fachowc�w jak my... - wyrazi�em w�tpliwo��. - Oczywi�cie, �e maj� - u�miechn�� si� pod nosem. - Nawet tak si� sk�ada, �e mam adres, cho� jeszcze nie zdarzy�o nam si� wsp�pracowa�. Spojrza�em na zwierzchnika z niemym podziwem. - Tylko czy nam pomog�? - zaduma�em si�. - Litwini pono� nie bardzo lubi� Polak�w... - Mam nadziej�, �e nie b�dzie tak �le - u�miechn�� si�. - Gdy w 1991 roku organizowali swoj� plac�wk�, przekaza�em im troch� materia��w dotycz�cych ich kraju oraz kopie sprawozda� z naszych poszukiwa�, �eby nie zaczynali tak zupe�nie od zera... - Mi�y gest... - I s�dz�, �e zaprocentuje. Wiesz, Pawe�ku, dzi�ki takim drobiazgom buduje si� zaufanie i przyja�� mi�dzy narodami. Nie w gabinetach polityk�w, tylko w codziennej wsp�pracy... *** Pan Samochodzik wysiad� z taks�wki. Zap�aci� za przejazd i ruszy� niespiesznie naprz�d. Wile�ska Star�wka, od czasu gdy by� tu po raz ostatni, bardzo si� zmieni�a na lepsze... Cz�� dom�w przesz�a ju� gruntown� renowacj�, inne niebawem mia�y si� jej doczeka�. W przeciwie�stwie do Lwowa, miasto wygl�da�o na w miar� zadbane. A i ludzie byli jakby weselsi. Min�� Ostr� Bram�, budynek dawnego klasztoru, obecnie archiwum. Tu w�a�nie Adam Mickiewicz umie�ci� akcj� trzeciej cz�ci �Dziad�w�. Jeszcze kilkana�cie metr�w, przecznica i cel jego w�dr�wki. Stara kamieniczka zosta�a niedawno odnowiona. Nad wej�ciem, w kamiennym, siedemnastowiecznym portalu, wykuto herb. Tabliczka z nazw� plac�wki by�a du�o mniej ciekawa, ale to na jej widok przybysz z Polski u�miechn�� si� pod nosem. Wcisn�� guzik domofonu. Po chwili drzwi otwar�y si�. - Zapraszamy - rozleg�o si� z g�ry. Wspi�� si� po schodkach. Jasne drzwi, najwyra�niej nowe, wprawione w stary, barokowy portal, chwia�y si� leciutko uchylone, zaprasza�y. Przest�pi� pr�g i og�uszy� go huk strzelaj�cych kork�w butelek szampana. Przed Panem Samochodzikiem sta�a dziewczyna, trzymaj�ca na srebrnej tacy bochen chleba i talerzyk z sol�. Sp�oszony go�� rozejrza� si� woko�o i o ma�o nie zemdla� z wra�enia. Naprzeciw wej�cia, na honorowym miejscu, wisia� jego portret. - Goszczenie w naszych murach s�ynnego Pana Samochodzika uwa�amy za najwi�kszy zaszczyt - gospodarz spe�ni� toast szampanem. Pan Tomasz poczu� si� nieco sko�owany. Na bankiet z okazji jego przybycia stawili si� chyba wszyscy pracownicy tej plac�wki. Przedstawiali si�, oczywi�cie, ale nie zdo�a� zapami�ta� wi�kszo�ci imion. Z ma�ymi wyj�tkami. Gospodarz nazywa� si� Konstantinas. - Mi�o mi niezmiernie - sk�oni� g�ow�. - Wasze zdrowie i niech nasze spotkanie b�dzie pocz�tkiem przysz�ej owocnej wsp�pracy mi�dzy naszymi departamentami... Wszyscy spe�nili toast na stoj�co. Litewska plac�wka zatrudnia�a pi�tna�cie os�b. Przewa�nie byli to ludzie �wie�o po studiach, ale wida� by�o po nich do�wiadczenie �yciowe. Cz�� detektyw�w przesz�a przeszkolenie w policji, jednak wszyscy chyba byli historykami lub historykami sztuki. - Ech, gdyby�my mieli w Polsce taki zesp� - rozmarzy� si�. - A tu kraj du�o mniejszy, a was jest wi�cej... Gospodarz popatrzy� po stole. Szampan ju� si� ko�czy�, chipsy zjedzono, orzeszk�w troch� zosta�o. - No c� - zwr�ci� si� do wsp�pracownik�w - pora wraca� do pracy, a ja i nasz go�� te� mamy swoje obowi�zki. Litwini rozeszli si� niech�tnie. Pan Tomasz i Konstantinas przeszli do gabinetu. - C� pana sprowadza w nasze skromne progi i w czym mo�emy pom�c? - zapyta�. Zasiedli w wygodnych fotelach. - Mamy problem z pewnym ptaszkiem. Prawdopodobnie przyby� od was. - I c� takiego zrobi�? Bo sprawa wygl�da na bardzo powa�n�, skoro fatygowa� si� pan a� do Wilna... Szef stre�ci� mu wypadki, do kt�rych dosz�o w Tarnowie Pa�uckim oraz spraw� w�amania do biblioteki uniwersyteckiej w Poznaniu. - Rozpru� grzbiet zielnika Symeona Syreniusa? - gwizdn�� przez z�by gospodarz. - Vytautas... - Faktycznie takiego imienia u�y�, gdy obezw�adni� i u�pi� mojego pracownika... Znacie go? - Owszem. Zacz�� rozrabia� na jesieni. Prawie uda�o si� go namierzy�, a w ka�dym razie zosta� zidentyfikowany. Przesiad� si� do komputera i wy�wietli� jakie� dokumenty. - Mo�ecie nam o nim co� ciekawego powiedzie�? - Studiowa� przez dwa lata elektronik� na naszej Politechnice, specjalizowa� si� w alarmach i systemach zabezpiecze�. Ku rozpaczy wyk�adowc�w rzuci� te studia. Uwa�ali go za wybitnie uzdolnionego. Pono� wystarcza�o mu kilka minut, by zorientowa� si� w najtrudniejszym schemacie... Potem przez rok by� na psychologii. To te� rzuci�. Jednocze�nie studiowa� na Akademii Muzycznej. Jesieni� i z tego zrezygnowa�, cho� wyk�adowcy twierdz�, �e jego kompozycje mia�y w sobie ten b�ysk, kt�ry odr�nia prawdziwego geniusza od przeci�tnego kompozytora... - Jak zacz�� rozrabia�? Bo u nas, jak na razie, poza og�uszeniem organisty, ukrad� wyklejki z zielnika... - W�a�nie... W listopadzie w bibliotece Akademii Muzycznej znalaz� w grzbiecie tego samego wile�skiego wydania zielnika Symeona Syreniusa jakie� wyklejki. Zafascynowa�y go do tego stopnia, �e rzuci� studia i ruszy� w tango. W samym Wilnie mieli�my cztery w�amania. Potem odwiedzi� Kowno i Druskienniki. Og�em skrad� zawarto�� siedmiu grzbiet�w. Ksi��ek nie zabiera�: albo zostawia� je na miejscu w stanie rozprutym, albo odsy�a� po kilku dniach, starannie oprawione, z powrotem. Je�li zostawia�, to za��cza� pieni�dze na zrobienie konserwacji. - Mi�y gest... - Mo�na tak powiedzie�. Tylko dlaczego nie nawi�za� wsp�pracy z nami ani z wami? Je�li odkry� co� wa�nego, udzieliliby�my mu przecie� wszelkiej mo�liwej pomocy. To mo�na by zbada� legalnie. - Mo�e nie chce si� dzieli� odkryciem? S� przecie� na �wiecie kolekcjonerzy, dla kt�rych liczy si� fakt posiadania skarb�w, a kt�rzy nie chc�, by spocz�o na nich oko kogokolwiek obcego... - Niewykluczone, �e to taki przypadek.... - I jakie przedsi�wzi�li�cie �rodki? - Najprostsze. Zdecydowali�my si� go ubiec. Korzystaj�c z oficjalnych kana��w, wymusili�my na bibliotekach zgod� na badania i wypo�yczyli�my od nich osiem egzemplarzy, o kt�rych wiadomo... - Co by�o w grzbietach? - Nie wiemy. Ten �ajdak dowiedzia� si� jako� o naszej operacji. Wys�ali�my ludzi, kt�rzy po�yczali ksi�gi, pakowali do pancernych kaset i przywozili tutaj. Na pi�terku mamy laboratorium. Akcj� zaplanowali�my idealnie, zwie�li�my wszystko jednego dnia, przygotowali�my sprz�t do bada�: mikrotrony, mikroskopy, skalpele, odczynniki... O osiemnastej ko�czymy prac�. Budynek jest dobrze strze�ony, a naszych zamk�w nawet najlepszy fachowiec tak �atwo nie otworzy... - Jak rozumiem... - W�a�nie. Ten cwaniak poczeka� cierpliwie, a� wszystko zgromadzimy, a potem w�ama� si� do naszego laboratorium i wyczy�ci� za jednym zamachem wszystkie egzemplarze... Do tego zostawi� list z podzi�kowaniami i pude�ko czekoladek. - No c�, my�l�, �e wszystko wyja�ni si�, gdy go z�apiemy... - Je�li z�apiemy - westchn�� Litwin. Pan Samochodzik popatrzy� przez okno. - Czy zdarzy�o si�, by rozpru� jak�� inn� ksi��k�? Wydan� w Wilnie, w tej samej drukarni i w tym samym okresie? - Nie, jak do tej pory nie zetkn�li�my si� z takim przypadkiem. Najwyra�niej interesuje go tylko jeden tytu� i jedno konkretne wydanie. Dlatego zbadali�my ok�adki jedenastu innych ksi��ek drukowanych w tej drukarni w 1613 roku. - I jakie efekty? - W zasadzie nawet interesuj�ce. Trafili�my na kawa�ek �redniowiecznego modlitewnika, fragment wiersza Owidiusza oraz kilkadziesi�t innych kawa�k�w kart z papieru i pergaminu o r�nej warto�ci... - Nie uk�ada si� to w jak�� logiczn� ca�o��? - Nie. Najwyra�niej przy pracach introligatorskich wykorzystywali wszystko, co im wpad�o w r�ce, najcz�ciej �le odbite strony w�asnych publikacji. ROZDZIA� TRZECI GRAFIKI KUBICKIEGO � ZNOWU SZWECJA � SPOTKANIE Z MICHAI�EM � PODKOP � BIBLIOTEKA W UPPSALI Po powrocie pana Tomasza z Wilna zacz�� si� dla nas okres wyczekiwania. Mija�y jednak tygodnie, a zagadkowa sprawa nie posun�a si� ani o krok. W dodatku nawa� bie��cych obowi�zk�w sprawi�, �e powoli zacz�li�my zapomina� o zagadkowym Litwinie. Po prawdzie troch� zlekcewa�yli�my spraw�. W czerwcu jednak nieoczekiwanie przypomnieli�my j� sobie... Pan Samochodzik wpad� tego dnia do biura niezwykle podniecony. - Pawe�ku, jest robota! - krzykn�� od progu. - Pilna i za granic�. - Co� ciekawego? - zainteresowa�em si�. - Co mo�esz powiedzie� o kolekcji grafik z projektami architektonicznymi Kubickiego? - Zachowa�y si� trzy czy cztery karty - odpar�em, wysilaj�c pami��. - Reszt� spalili hitlerowcy podczas powstania warszawskiego. By�a przechowywana w pa�acyku Kr�likarnia na Mokotowie. Posz�o tam z dymem dwie�cie tysi�cy starodruk�w. - W�a�nie si� znalaz�a! - Co!? - z wra�enia zerwa�em si� na r�wne nogi. - Gdzie jest? - W Sztokholmie, zosta�a wystawiona na aukcji. - Jad� na lotnisko! Trzeba zawiadomi� naszego konsula, niech zablokuje... - Spokojnie - powstrzyma� mnie gestem. - Aukcja za trzy tygodnie. Ale oczywi�cie pojedziesz i tak. Trzeba wycofa� dzie�a z domu antykwarycznego i co wa�niejsze, ustali� aktualnego w�a�ciciela, a potem odpowiednio go przycisn��... - My�li pan... - Kolekcj� rysunk�w m�g� sobie przyw�aszczy� jedynie jeden z Niemc�w, kt�rzy palili ten ksi�gozbi�r. Mo�e trafimy przy okazji na co� jeszcze? *** Nast�pnego dnia polecia�em do Sztokholmu. Wysiad�em na lotnisku i pami�taj�c poprzednie przygody, zamiast do taks�wki wsiad�em do autobusu. Dwie godzinki p�niej by�em ju� przed siedzib� domu aukcyjnego. - Kolekcja rysunk�w Kubickiego - mrukn�� pan Petersen, dyrektor firmy. - Dziwne, nie figuruje na mi�dzynarodowych listach zaginionych dzie� sztuki. - S�dzili�my, �e zosta�a ca�kowicie zniszczona podczas wojny... - wyja�ni�em. - Dlatego te� nie umieszczali�my jej w wykazach poszukiwanych zabytk�w. Kiwn�� powa�nie g�ow�. - No c� - powiedzia� ogl�daj�c dokumenty - w takim razie zwr�cimy j� wam, oczywi�cie. Tylko poprosz� o pokwitowanie, najlepiej polskiego konsula, bo spadkobiercy mog� si� przyczepi�. - Jacy spadkobiercy? - spojrza�em na niego zaskoczony. - Cz�owiek, kt�ry to wystawia�, nie �yje. Zosta� powieszony we w�asnym domu, przez jakie� komando �ydowskich m�cicieli... Dos�ownie trzy dni temu. Zdaje si� by� hitlerowcem z SS... Odwiedzi�em ambasad�. Zesz�o tam kilka godzin, ale za�atwi�em prawie wszystko. Ambasada mia�a zwr�ci� si� do policji z oficjalnym wnioskiem o zbadanie mienia pozosta�ego po nieboszczyku. Konsul pojecha� zaraz do domu aukcyjnego i odebra� rysunki. Za dwa dni poczt� dyplomatyczn� wr�c� do kraju. Moja rola w tym momencie si� sko�czy�a. Samolot powrotny mia�em nast�pnego dnia... By�o p�ne popo�udnie, gdy zadzwoni�em do Michai�a. - Pawe�? - ucieszy� si�. - Jeste� w Sztokholmie? To znakomicie. Zapraszam... Woko�o willi kwit�y �liwy, cho� nie s�dzi�em, by tak daleko na p�nocy gospodarz doczeka� si� z nich owoc�w. Przeszed�em przez znajome drzwi z ko�atk�. Po kilku minutach siedzieli�my w salonie. Opowiedzia�em, co sprowadzi�o mnie do Szwecji. - Ciekawe - mrukn��. - Wygl�da na to, �e ten go�� zosta� namierzony przez kogo� w chwili, gdy wyci�gn�� z sejfu swoje wojenne �upy... - A niech si� tym martwi miejscowa policja. My po nim p�aka� nie b�dziemy... - S�usznie - kiwn�� g�ow�. - Zw�aszcza, �e mamy na g�owie inne zmartwienia. - Co� si� sta�o? - teraz dopiero zauwa�y�em, �e m�j przyjaciel jest jaki� przy gaszony. - Tak, wyobra� sobie, kto� w�ama� mi si� do skarbca. Gwizdn��em przez z�by. Z salonu na pi�trze ukryte schodki prowadzi�y do betonowego bunkra, w kt�rym m�j gospodarz trzyma� swoje najcenniejsze zbiory, cz�ciowo odziedziczone jeszcze po ojcu... - Co zgin�o? - zapyta�em konkretnie. - Du�e straty? Masz mo�e katalog, ma�o prawdopodobne, �eby te zabytki trafi�y do Polski, ale przecie� pomo�emy... - Nie wiem, co zgin�o. I to w�a�nie najbardziej mnie gryzie. Strata po��czona z nie�wiadomo�ci�... - Jak to: nie wiesz? - zdumia�em si�. - Twoje zbiory nie by�y skatalogowane!? - Wyobra� sobie, kto� zrobi� szalowany podkop, d�ugi na czterdzie�ci metr�w, wyku� w �cianie otw�r; ku� chyba r�cznym m�otkiem i d�utkiem, musia�o mu to zaj�� ze dwa tygodnie, tam jest p� metra zbrojonego �elbetu. Musia� pracowa� bardzo ostro�nie. Wreszcie wlaz� i rozbebeszy� mi... - Grzbiet zielnika Symeona Syreniusa, wydanie wile�skie z 1613 roku - doko�czy�em. - Sk�d wiesz? - spojrza� na mnie zupe�nie dziko. - Nie ty pierwszy pad�e� jego ofiar� - mrukn��em. - Prowadz� nieoficjalne dochodzenie w tej sprawie. - Prowadzisz dochodzenie? Mo�esz powiedzie� co� wi�cej czy to tajemnica s�u�bowa? - Istnieje Litwin o imieniu Vytautas. Upodoba� sobie w�a�nie to wydanie tej ksi��ki. I pruje wszystkie egzemplarze, kt�re uda mu si� dopa��... Na Litwie zaliczy� wszystkie, o kt�rych wiadomo, �e istniej�... W Polsce, jak do tej pory, zaopiekowa� si� jednym, kt�ry wyj�� z Biblioteki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. - Pawle, pojedziemy jutro do Uppsali - powiedzia� spokojnie. Spojrza�em na niego zaskoczony. - Jutro mia�em wraca� do kraju. - To mo�e poczeka�. Widzisz, z tego co wiem, kto� w�ama� si� do ich biblioteki i zrobi� dok�adnie to samo, co u mnie... - Vytautas Rozpruwacz ksi��ek - mrukn��em. - Faktycznie, musz� tam pojecha�... *** Rankiem na dworcu kolejowym w Sztokholmie wsiedli�my do poci�gu X-2000. Pojazd ruszy� i po kilkunastu minutach p�dzi� ju� z szybko�ci� blisko 140 kilometr�w na godzin�. Wyt�umione wn�trze, klimatyzacja, wygodne lotnicze siedzenia... Kiedy u nas doczekamy si� takich luksus�w? Michai� w zadumie kre�li� co� na wydruku przedstawiaj�cym map� Europy. - Najwa�niejsze ksi�gozbiory polskie poza granicami waszego kraju znajduj� si� w nast�puj�cych miejscach - powiedzia� wreszcie. - W Uppsali mamy bibliotek� kr�lewsk�, zawieraj�ca kilkadziesi�t tysi�cy polskich starodruk�w, czyli �upy zdobyte podczas potopu i wojny p�nocnej. Bardzo ciekawe, na niekt�rych s� na przyk�ad ekslibrisy kr�l�w i magnat�w dawnej Rzeczypospolitej... Jest w�r�d nich sporo dzie� unikatowych. Drugi, mniejszy zbiorek, ma biblioteka uniwersytecka w Sztokholmie i trzeci, nieco wi�kszy, biblioteka uniwersytecka w Lund. Pochodzenie wszystkich jest w zasadzie identyczne. Mog� si� tam trafi� egzemplarze tego dzie�a... W prywatnych kolekcjach arystokracji... - A poza Szwecj�? - Oczywi�cie Petersburg. S� tam ksi�gozbiory z�upione i wywiezione podczas wojny z obro�cami Konstytucji 3 Maja i w czasie rozbior�w. Biblioteka przej�a te� po rewolucji ksi�gozbiory prywatne, a nie zapominajmy, �e mieszka�o tam w chwili wybuchu rewolucji oko�o 80 tysi�cy Polak�w, by�o wi�c co konfiskowa�... Trafi�a tam te� cz�� biblioteki uniwersyteckiej, po likwidacji Szko�y G��wnej... Cz�� tych zbior�w jednak wam zwr�cili. - Owszem. - W Rosji, poza Petersburgiem, nie ma wi�kszych zbior�w polskich ksi��ek z tego okresu. Co oznacza, �e rozproszone egzemplarze mog� by� dos�ownie wsz�dzie. Teraz Ukraina. Biblioteka Stefanyka we Lwowie. - Dawne Ossolineum. Niekt�re starodruki nam zwr�cili, s� teraz we Wroc�awiu. - Ale Biblioteka Stefanyka zosta�a cz�ciowo odtworzona. Przej�a ksi�gozbiory polskich szk�, towarzystw, parafii i os�b prywatnych po tym, jak Lw�w trafi� pod okupacj� radzieck�... Sporo waszych �y�o przed rewolucj� w Armenii i Gruzji, ale nie wiem, czy cokolwiek uda si� tam znale��. Wreszcie Europa Zachodnia. W Berlinie maj� wydzia� filologii s�owia�skiej, ale nie s�ysza�em nic o polskich starodrukach w tym mie�cie. Za to w Pary�u, w Bibliotece Narodowej, maj� ich sporo. Teraz Anglia. Instytut im. genera�a W�adys�awa Sikorskiego, Biblioteka Raperswilska i ksi�gozbi�r rodziny Schiele... - Sporo tego. I wszystko trzeba b�dzie sprawdzi� - westchn��em. - Nie wiem jak w Ameryce - poskroba� si� po nosie. - Ale i tam mog� by�... - Mo�e pan Tomasz b�dzie wiedzia�... Dotarli�my do Uppsali. Naprzeciw budynku dworca skwerek szpeci�a ogromna surrealistyczna rze�ba, przedstawiaj�ca go�ego Murzyna. Ruszyli�my przez miasto i niebawem dotarli�my nad rzek�. Przed nami wznosi�a si� starsza cz�� Uppsali, z pot�n� bry�� katedry. Popatrzyli�my z mostu na podmyty ogr�dek piwny. - Zdaje si�, �e maj� tu pow�d� - zauwa�y�em. - Woda co� m�tna, b�oto wymywa... - Czasem zdarza si� taki przyb�r wody na pocz�tku lata - uspokoi� mnie. Dotarli�my do katedry. Wiedzia�em sk�din�d, �e wewn�trz znajduj� si� relikwie �wi�tego Eryka, niegdy� bardzo czczonego na terenie Skandynawii. Woko�o ko�cio�a poustawiano kamienie runiczne, pami�taj�ce czasy wiking�w. Nasz cel le�a� jednak po drugiej stronie placu By� to przysadzisty siedemnastowieczny budynek Gregorianum, ozdobiony na szczycie zielon� kul� z miedzi. - W �rodku maj� kompletnie zachowan� sal� sekcyjn� sprzed mniej wi�cej czterystu lat - powiedzia� m�j towarzysz. - Tam te� znajdziemy sekretariat dzia�u starodruk�w. Du�o nie zdzia�ali�my: skierowano nas do biblioteki, odbyli�my kilka rozm�w, z kt�rych jednak nic sensownego nie wynik�o. Kiedy ja konferowa�em na temat w�amania z oficerem policji, prowadz�cym spraw�, Michai� przedzwoni� do biblioteki w Lund. - Sp�nili�my si� - westchn��. - W�amanie mia�o miejsce tydzie� temu. Tym razem nic nie zgin�o. - W�ama� si� i zostawi� ksi��k�? - zdziwi�em si�. - Dok�adnie tak. Mieli b��dny opis w katalogu. Owszem, maj� zielnik Syreniusa, ale wydanie z 1618 roku. Vytautas zobaczy�, �e si� r�ni i nawet nie zada� sobie trudu, by sprawdzi� grzbiet. Wynotowa�em sobie szczeg�y obu w�ama� i wsiedli�my do poci�gu powrotnego. - Niezwyk�y typ - mrukn�� m�j towarzysz. - Zwr�� uwag� na to, �e do biblioteki pozna�skiej dosta� si� u�ywaj�c podrobionych kluczy kodowych, do mnie zrobi� podkop, w Uppsali przebi� si� z kana��w do piwnic biblioteki, a potem sforsowa� zamki, tn�c je palnikiem acetylenowym, w Lund wspi�� si� po piorunochronie i zrobi� dziur� w dachu... - Na Litwie - zajrza�em do notatek - pod�o�y� �wiec� dymn� z mechanizmem zegarowym i wkr�ci� si� do �rodka jako jeden ze stra�ak�w, maj�cych ugasi� nieistniej�cy po�ar, na zamku w Trokach zszed� przez komin prosto do sali wystawowej, w Druskiennikach podrobi� korespondencj� biblioteki uniwersyteckiej i przyby� jako konwojent po wypo�yczane z muzeum dzie�o... - Zastanawia mnie, po co on tak cuduje? - mrukn�� Michai�. - Przecie� gdyby odkry� co� cennego w grzbietach tego konkretnie wydania, mo�e zg�osi� si� oficjalnie i na pewno, je�li wy�o�y�by pieni�dze na renowacj� ksi��ek, nie odm�wiono by mu pomocy! - Pan Tomasz te� zwr�ci� na to uwag�. Wszystkie jego numery by�y na sw�j spos�b cyrkowe... Robione jakby dla popisania si�. Za ka�dym razem nowa metoda. Nigdy si� nie powtarza�. - Mo�e nie chcia�, �eby zidentyfikowano te w�amania jako elementy du�ej sprawy? - Nie, bo wsz�dzie zostawia� odciski palc�w. Zupe�nie si� z tym nie liczy�. Jakby chcia� zagra� na nosie ca�emu �wiatu. - Ano w�a�nie, Pawle. Co zrobi� w Tarnowie Pa�uckim? Wlaz� do pe�nego oficjeli ko�cio�a, zagra� jaki� kawa�ek, potem r�bn�� wam samoch�d, jakby dla pokazania, �e jest nieuchwytnym geniuszem... A potem pewnie w samotno�ci zachwyca� si�, �e was wywi�d� w pole. A tak wracaj�c do tego, czego szuka... - Mo�e to co� tak cennego, �e nie chce si� z nikim dzieli�. Szef tak przypuszcza. - Mo�e. Tylko co by to by�o? Jaki� bezcenny starodruk? Ksi��ki o du�ej warto�ci nie zu�yto by do cel�w introligatorskich. - Mo�e chodzi o jakie� dokumenty? Na przyk�ad dyplomatyczne? - Mo�e... - zamy�li� si�. - Tylko �e jest jeszcze jeden zasadniczy problem. - Tak? - Jak s�dzisz, jaki by� nak�ad dzie�a tego jednego wydania Syreniusa? - Nie wiem. Mo�e dwie�cie egzemplarzy. Mo�e pi��set, bo ostatecznie ksi��ka ta cieszy�a si� pewn� popularno�ci� i by�a na co dzie� u�ywana w gospodarstwie domowym... Doczeka�a si� przecie� kilku wyda�. - I ile z tego istnieje nadal? - W kraju zachowa�o si� kilkana�cie sztuk, na Litwie kilkana�cie, tu trzy... - Na Zachodzie mo�e jeszcze kilka. Czyli jakie� 15% nak�adu przetrwa�o burze dziejowe. - Mo�e wi�cej. Kilka sztuk mo�e by� w prywatnych kolekcjach. - S�usznie. W najlepszym razie Vytautas Rozpruwacz dopadnie co drug�. A i to, jak s�dz�, nie b�dzie �atwe, bo roze�lecie teraz ostrze�enia... A zwr�� te� uwag�, �e je�li podkleili grzbiety na przyk�ad tajnym traktatem litewsko-krzy�ackim, to zbierze najwy�ej 10% tego dokumentu. - Kazania �wi�tokrzyskie te� zachowa�y si� w postaci kilkunastu pask�w z wyklejek. A mimo to s� bezcennym �r�d�em naukowym - zauwa�y�em. - Nie lekcewa�y�bym nawet �cink�w. Bez powodu tego nie robi. - A jak drania z�apiecie, to daj mu tak w obronie w�asnej w z�by, za m�j skarbczyk... - poprosi� Michai�. - Cztery dni ten podkop zasypywa�em! *** W samolocie rozmy�la�em jeszcze o tych sprawach. Rozr�ba w Tarnowie Pa�uckim, w�amanie w Poznaniu, prucie ksi��ek na Litwie i w Szwecji - wszystko to zacz�o uk�ada� si� w jedn� logiczn� ca�o��. Kim by� nasz przeciwnik? Z tego, co ustali� Pan Samochodzik wynika�o, �e Vytautas nie jest powi�zany z �adn� grup� przest�pcz�. Mieli�my ju� kiedy� do czynienia z w�amywaczami-hobbystami, dzia�aj�cymi w pojedynk�. Byli oni gro�niejsi ni� zawodowi przest�pcy. Gangster�w interesowa� zysk. Je�li koszta w�amania by�y zbyt wysokie, rezygnowali. Oszala�y z ��dzy posiadania kolekcjoner nie zrezygnuje nigdy. B�dzie dokonywa� szalonych czyn�w, wydawa� fortun�, byle tylko dotrze� do upragnionego �upu... Gangster wcze�niej czy p�niej spr�buje sprzeda� to, co ukradnie. Je�li nie wpadnie przy w�amaniu, istnieje szansa nakrycia go, gdy b�dzie pozbywa� si� trefnego towaru. Tymczasem w�amywacz-hobbysta kradnie po to, by potem cieszy� w�asne oko. Nikomu nie sprzeda swojego �upu, nikomu go nie poka�e. I jak takiego z�apa�? Jedyny ratunek w przypadku... Chyba �e dra� za�lepiony ��dz� posiadania porwie si� na skok zupe�nie szalony i podwinie mu si� noga. Albo �e uda nam si� zastawi� na niego pu�apk� i wpadnie w nasze r�ce. Czy Pan Samochodzik ustali� ju� list� egzemplarzy dzie�a Syreniusa dost�pnych w polskich kolekcjach? Znalem go na tyle dobrze, by by� pewnym, �e niczego nie zaniedba�... A zatem trzeba ostrzec biblioteki, wytypowa� najs�abiej strze�one, i zasadzi� si� na �obuza. Zwabi� i schwyta�. ROZDZIA� CZWARTY NIESPODZIEWANY TELEFON � SKOK NA BIBLIOTEK� NARODOW� � CZYM MO�NA CI�� SZK�O? � WYZWANIE Pocz�tek czerwca jest w Warszawie okresem do�� przyjemnym. Przyroda wci�ni�ta mi�dzy bloki rozkwita bujnie, wsz�dzie robi si� zielono. Niestety, po kilku tygodniach, gdy nadc