7605
Szczegóły |
Tytuł |
7605 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7605 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7605 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7605 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ZBIGNIEW HERBERT
BARBARZY�CA W OGRODZIE
Opracowanie graficzne
ANDRZEJ HEIDRICH
Na ok�adce
fragment miniatury Jeana Fouqueta
do "Staro�ytno�ci �ydowskich" J�zefa Flawiusza
Redaktor
MARIA MIRECKA
Redaktor techniczny
HANNA OR�OWSKA
Korekta
JOANNA K�DRA
(C) Copyright by Zbigniew Herbert, 199
ISBN 83-07-02624->
OD AUTORA
Czym jest ta ksi��ka w moim poj�ciu? Zbiorem szki-
c�w. Sprawozdaniem z podr�y.
Pierwsza podr� realna po miastach, muzeach i ru-
inach. Druga - poprzez ksi��ki dotycz�ce widzia-
nych miejsc. Te dwa widzenia, czy dwie metody, prze-
plataj� si� ze sob�.
Nie wybra�em �atwiejszej ,formy - impresyjnego
diariusza, gdy� w ko�cu doprowadzi�oby to do litanii
przymiotnik�w i estetycznej egzaltacji. S�dzi�em, �e
nale�y przekaza� pewien zas�b wiadomo�ci o odle-
g�ych cywilizacjach, a �e nie jestem fachowcem, ale
amatorem. zrezygnowa�em ze wszystkich urok�w eru-
dycji: bibliografii, przypis�w, indeks�w. Zamierza�en
bowiem napisa� ksi��k� do czytania, a nie do nauko-
wych studi�w. nie interesuje mnie ponadczaso-
wa warto�� dzie�a (wieczno�� Piera della Francesca,
jego techniczna struktura (jak k�adziony jest kamie�
na kamie� w gotyckiej katedrze) oraz zwi�zek z histo-
ri�. Poniewa� wi�kszo�� stron po�wi�cona jest �rednio-
wieczu, zdecy'dowa�em si� po��czy� dwa szkice histo-
ryczne: o albigensach i templariuszach, kt�re m�wi�
o zam�cie i w�ciek�o�ci epoki.
Gdybym mia� wybra� motto dla ca�ej ksi��ki, prze-
pisa�bym takie zdanie Malraux:
"Tego� wieczora, kiedy' Rembrandt,jeszcze rysuje-
wszystkie s�awne Cienie i cienie rysownik�w jaskinio-
wych �ledz� spojrzeniem wahaj�c� si� d�o�, kt�ra przy'-
gotuje im nowe trwanie poza �mier� lub nowy ich sen ".
LASCAUX
Si Altamira est la capitale de l'art pari�tal Lascaux
en est Versailles.
Hevei Been
Lascaux nie widnieje na �adnej oficjalnej mapie.
Mo�na powiedzie�, �e nie istnieje w ka�dym razie w
tym sensie, w jakim istnieje Londyn czy Radom. Trze-
ba by�o zasi�gn�� j�zyka w paryskim Muzeum Cz�o-
wieka, aby dowiedzie� si�, gdzie to w�a�ciwie jest.
Pojecha�em tam wczesn� wiosn�. Dolina Wezery
wstawa�a w�a�nie w swojej �wie�ej, nie doko�czonej
zieleni. Fragmenty pejza�u widziane z okna autobusu
przypomina�y p��tna Bissiere'a. Siatka czu�ej zieleni.
Montignac. Miasteczko, w kt�rym nie ma nic do
obejrzenia poza tablic� pami�tkow� ku czci zas�u�o-
nej akuszerki:
Nie mo�na pi�kniej.
�niadanie w ma�ej restauracji, ale co za �niadanie!
Omlet z truflami. Trufle nale�� do historii ludzkich sza-
le�stw, a zatem do historii sztuki. Wi�c s��wko o truflach.
Jest to rodzaj grzyba podziemnego, paso�ytuj�cego
na korzeniach innych ro�lin, z kt�rych czerpie soki.
Do wykrywania go u�ywa si� ps�w lub prosiak�w,
odznaczaj�cych si�, jak wiadomo, doskona�ym w�-
chem. Tak�e pewien rodzaj muszek daje sygna�y,
gdzie znajduj� si� te gastronomiczne skarby.
Trufle maj� na rynku bardzo wysok� cen�, tote�
mieszka�cy pobliskich okolic ulegli istnej gor�czce
poszukiwa�. Ryto ziemi�, niszczono lasy, kt�re stoj�
teraz �a�o�nie suche. Ca�e po�acie ziemi dotkni�te
zosta�y kl�sk� nieurodzaju, grzyb bowiem wydziela
truj�c� substancj�, uniemo�liwiaj�c� wegetacj�. A przy
tym jest bardzo chimeryczny i znacznie trudniejszy do
hodowli ni� pieczarki. Wszelako omlet z truflami jest
znakomity, a ich zapachu, bo smaku w�a�ciwie nie
maj�, nie da si� z niczym por�wna�. Zupe�nie jak
Tuwimowa rezeda.
Z Montignac idzie si� autostrad�, kt�ra wznosi si�,
zatacza �uk, zag��bia w las i nagle urywa. Parking.
Budka z coca-col� i kolorowymi widok�wkami. Tych,
kt�rzy nie chc� kontentowa� si� reprodukcjami,
wprowadza si� do czego� w rodzaju zagrody, a po-
tem do obetonowanego podziemia przypominaj�cego
bunkier. Zamykaj� si� metalowe jak w skarbcach za-
wory i jak�� chwil� stoi si� w mroku oczekuj�c na
wtajemniczenie. Wreszcie drugie drzwi, prowadz�ce
do wn�trza, otwieraj� si�. Jeste�my w grocie.
Zimne �wiat�o elektryczne jest obrzydliwe i mo�na
sobie wyobrazi�, czym by�a jaskinia w Lascaux, gdy
�ywe �wiat�o pochodni i kagank�w wprawia�o w ruch
stada byk�w, bizon�w i jeleni malowanych na �cia-
nach i sklepieniu. I do tego g�os przewodnika dukaj�-
cego obja�nienia. Jest to g�os sier�anta, kt�ry czyta
Pismo �wi�te.
Kolory: czer�, br�z, ochra, czerwie� cynobrowa,
karmazynowa, malwa i biel wapiennych ska�. S� tak
�ywe i �wie�e, jak na �adnym z renesansowych fre-
sk�w. Kolory ziemi, krwi i sadzy.
Wizerunki zwierz�t, widziane przewa�nie z profilu,
uchwycone s� w ruchu i rysowane z ogromnym roz-
machem, a jednocze�nie z czu�o�ci�, niczym ciep�e
kobiety Modiglianiego. Ca�o�� z pozoru bez�adna, jak-
by to wszystko malowane by�o w po�piechu przez
szalonego geniusza, technik� filmow�, pe�n� zbli�e� i
dalekich plan�w. A przy tym ma zwart�, panoramicz-
n� kompozycj�, chocia� wszystko przemawia za tym,
�e arty�ci z Lascaux kpili sobie z regu�. Poszczeg�lne
wizerunki s� r�nych wymiar�w: od kilkudziesi�ciu
centymetr�w do ponad pi�ciu metr�w. Nie brak tak-
�e palimpsest�w, to jest malowide� na�o�onych jedno
na drugie, s�owem, klasyczny ba�agan, kt�ry sprawia
jednak wra�enie harmonii.
Pierwsza sala, zwana sal� byk�w, ma pi�kne natu-
ralne sklepienie jakby z zastyg�ych chmur. Szeroka na
metr�w dziesi��, d�uga na metr�w trzydzie�ci, mo�e
pomie�ci� sto os�b. Zwierzyniec Lascaux otwiera wi-
zerunek dwuro�ca.
Fantastyczny ten stw�r o pot�nym ciele, kr�tkiej
szyi, ma�ej, przypominaj�cej nosoro�ca g�owie, z kt�-
rej wyrastaj� dwa ogromne proste rogi, niepodobny
jest do �adnego z �yj�cych ani kopalnych zwierz�t.
Jego tajemnicza obecno�� zaraz na wst�pie m�wi
nam, �e nie b�dziemy ogl�dali atlasu historii natural-
nej, ale jeste�my w miejscu kultu, zakl�� i magii. Pre-
historycy s� zgodni co do tego, �e grota w Lascaux nie
by�a jaskini� mieszkaln�, ale sanktuarium, podziemn�
Kaplic� Syksty�sk� naszych praojc�w.
Rzeka Wezera wije si� w�r�d. wapiennych wzg�rz
poros�ych lasem. W jej dolnym biegu, zanim po��czy
si� z rzek� Dordogne, odkryto najwi�ksz� ilo�� grot
zamieszkanych przez cz�owieka paleolitycznego. Je-
go szkielet odkryty w Cro-Magnon podobny jest do
szkieletu cz�owieka wsp�czesnego. Cromagno�czyk
pochodzi� prawdopodobnie z Azji, i po ostatnim zlo-
dowaceniu, czyli oko�o trzydziestu do czterdziestu ty-
si�cy lat przed nasz� er�, rozpocz�� szturm na Euro-
p�, Wyt�pi� bezlito�nie ni�ej stoj�cego na drabinie ga-
tunk�w cz�owieka neandertalskiego, zaj�� jego jaski-
nie i �owiska. Historia ludzko�ci rozpocz�a si� pod
gwiazd� Kaina.
Po�udniowa Francja i p�nocna Hiszpania by�y te-
renem, na kt�rym nowy zdobywca, Homo sapiens,
stworzy� cywilizacj� nazwan� przez prehistoryk�w
franko-kantabryjsk�. Przypada ona na okres m�odsze-
go paleolitu, zwanego tak�e epok� renifer�w. Okoli-
ce Lascaux, i to ju� od �redniego paleolitu, by�y praw-
dziw� Ziemi� Obiecan�, nie tyle p�yn�c� mlekiem i
miodem, ile gor�c� krwi� zwierz�t. Tak jak p�niej
miasta powstawa�y na przeci�ciu dr�g handlowych, w
epoce kamiennej osady ludzkie skupia�y si� na szla-
kach czworonog�w. Co wiosn� stada renifer�w, dzi-
kich koni, kr�w, byk�w, bizon�w i nosoro�c�w sz�y
przez te ziemie ku zielonym pastwiskom Owernii.
Tajemnicza regularno�� i b�ogos�awiony brak pami�ci
zwierz�t, kt�re co roku pod��a�y t� sam� drog� ku
pewnej masakrze, by�y dla cz�owieka paleolitycznego
takim samym cudem jak dla staro�ytnych Egipcjan
wylew Nilu. Ze �cian groty Lascaux odczyta� mo�na
pot�n� suplikacj�, aby ten porz�dek �wiata trwa�
wiecznie.
Dlatego zapewne malarze groty s� najwi�kszymi
animalistami wszystkich czas�w. Dla nich zwierz� nie
by�o tak jak dla Holendr�w fragmentem �agodnego
pejza�u pasterskiej Arkadii, ale widzieli je b�yskawicz-
nie, w dramatycznym pop�ochu, �ywe, ale naznaczo-
ne ju� �mierci�. Ich oko nie kontempluje przedmiotu,
ale z precyzj� mordercy doskona�ego p�ta go w sid�a
czarnego konturu.
Pierwsza sala, kt�ra by�a prawdopodobnie miej-
scem ceremonii magii my�liwskiej (przychodzili tu z
kamiennymi lampkami na swoje krzykliwe obrz�dy),
zawdzi�cza swoj� nazw� czterem wielkim bykom, z
kt�rych najwi�kszy ma pi�� i p� metra d�ugo�ci. Te
wspania�e zwierz�ta dominuj� nad stadem sylwetko-
wo malowanych koni i kruchych jeleni o fantastycz-
nych rogach. Ich pot�ny galop rozsadza podziemia.
W rozd�tych nozdrzach skroplony chrapliwy oddech.
Sala przechodzi w w�ski korytarz bez wyj�cia. Pa-
nuje tu, jak m�wi� Francuzi, l'heureux d�sordre des
figures. Czerwone krowy, ma�e dziecinne koniki, ko-
z�y cwa�uj� w r�nych kierunkach w nieopisanym
zam�cie. Przewr�cony na grzbiet ko� z kopytami
wyci�gni�tymi w wapienne niebo jest �wiadectwem
my�liwskiego procederu, uprawianego jeszcze obec-
nie przez prymitywne my�liwskie szczepy: ogniem i
krzykiem gnane zwierz�ta, w kierunku urwistej ska�y,
spadaj� zabijaj�c si�.
Jednym z najpi�kniejszych portret�w zwierz�cych,
i to nie tylko sztuki paleolitycznej, ale wszystkich cza-
s�w, jest tak zwany ko� chi�ski. Nazwa nie oznacza
rasy; wyra�a ho�d z�o�ony rysunkowej perfekcji mi-
strza z Lascaux. Czarny, mi�kki kontur, nasycaj�cy si�
i zanikaj�cy, stanowi nie tylko obrys, ale modeluje
mas� cia�a. Kr�tka jak u koni cyrkowych grzywa, roz-
p�dzone, dudni�ce kopyta. Ochra nie wype�nia ca�e-
go cia�a, brzuch i nogi s� bia�e.
Zdaj� sobie spraw�, �e wszelki opis - inwentarz
element�~' - bezsilny jest wobec tego arcydzie�a,
kt�re ma tak o�lepiaj�c� i oczywist� jedno��. Tylko
poezje i ba�� maj� moc b�yskawicznego kreowania
rzeczy. Wi�c chcia�oby si� powiedzie� tyle: "By� sobie
raz pi�kny ko� z Lascaux".
Jak pogodzi� t� wyrafinowan� sztuk� z brutaln�
praktyk� prehistorycznych my�liwych? Jak zgodzi� si�
ze strza�ami przeszywaj�cymi cia�o zwierz�cia - ima-
ginacyjnym mordem artysty?
Ludy my�liwskie, �yj�ce na Syberii przed rewolucj�,
bytowa�y w podobnych warunkach jak cz�owiek z
epoki renifer�w. Lot-Falck w ksi��ce Les rites de chas-
se chez les peuples sib�riens pisze: "My�liwy traktowa�
zwierz� jak istot� co najmniej r�wn� sobie. Widz�c, �e
tak samo jak on poluje, aby si� �ywi�, s�dzi�, �e ma
tak�e ten sam model spo�ecznej organizacji. Wy�szo��
cz�owieka manifestuje si� jedynie w dziedzinie tech-
nicznej, dzi�ki wprowadzeniu narz�dzi; w dziedzinie
magicznej cz�owiek przypisuje zwierz�ciu si�� nie
mniejsz� ni� jego w�asna. Z drugiej strony, zwierz�
stoi wy�ej od cz�owieka z jednego lub wielu wzgl�-
d�w: dzi�ki swojej sile fizycznej, zwinno�ci, doskona-
�o�ci s�uchu i powonienia - a wi�c wszystkich zalet
cenionych przez my�liwych. W dziedzinie duchowej
przyznaje mu jeszcze wi�cej warto�ci...
Zwierz� ma bardziej bezpo�redni zwi�zek z tym, co
boskie, jest bli�sze si�om przyrody, kt�re si� w nie
wcielaj�".
To jeszcze jest od biedy zrozumia�e dla cz�owieka
wsp�czesnego. Przepa�cie paleopsychologii zaczyna-
j� si� tam, gdzie mowa jest o zwi�zku mordercy z ofia-
r�: "�mier� zwierz�cia zale�y przynajmniej cz�ciowo
od niego samego: aby mog�o zosta� zabite, musi wy-
razi� swoj� zgod�, musi wej�� w uk�ad ze swoim
morderc�. Dlatego my�liwy czuwa nad zwierz�ciem ?
zale�y mu bardzo na zadzierzgni�ciu z nim jak najlep-
szych stosunk�w. Je�li renifer nie kocha my�liwego,
nie da mu si� zabi�". Tak wi�c naszym grzechem pier-
worodnym i nasz� si�� jest hipokryzja. Tylko zach�an-
na �mierciono�na mi�o�� potrafi wyt�umaczy� czar
bestiarium Lascaux.
Na prawo od wielkiej sali w�ski koci korytarz pro-
wadzi do cz�ci zwanej naw� i absyd�. Na lewej �cia-
nie wielka czarna krowa przyci�ga uwag� - nie tyl-
ko doskona�o�ci� rysunku, ale z powodu dwu tajem-
niczych i wyra�nie widocznych znak�w, jakie znajdu-
j� si� pod jej kopytami. Nie s� to jedyne znaki, przed
kt�rymi stajemy bezradni.
Znaczenie strza� przeszywaj�cych zwierz�ta jest dla
nas jasne, gdy� ta praktyka magiczna - zabijanie
obrazu - znana by�a �redniowiecznym czarownicom,
szeroko praktykowana na renesansowych dworach, a
nawet dotrwa�a do naszych racjonalistycznych cza-
s�w. Ale czym�e� s� owe czworok�ty z szachownic�
kolor�w, kt�re znajdujemy pod kopytami czarnej kro-
wy? L'abb� Beruil, papie� prehistoryk�w, znakomity
znawca nie tylko jaskini Lascaux, widzi w nich znaki
klan�w my�liwskich, dalekie �r�d�a herb�w. Wysuwa-
no tak�e hipotez�, �e s� to modele pu�apek na zwie-
rz�ta; inni za� dopatruj� si� w nich wzor�w~ sza�as�w.
Dla Raymonda Vaufreya s� to po prostu malowane
okrycia zrobione ze sk�r, jakie i dzi� spotyka si� w
Rodezji. Ka�dy z tych domys��w jest prawdopodob-
ny, lecz �aden nie pewny. Nie potrafimy tak�e zinter-
pretowa� innych prostych znak�w: kropek, kresek,
kwadrat�w i k�, zarys�w figur geometrycznych, jakie
znajduj� si� w innych jaskiniach, jak na przyk�ad Ca-
stillo w Hiszpanii. Niekt�rzy uczeni wysuwaj� nie-
�mia�e przypuszczenia, �e s� to pierwsze pr�by pisma.
Tak wi�c tylko konkretne obrazy m�wi� do nas.
W�r�d chrapliwych oddech�w galopuj�cych zwierz�t
z Lascaux geometryczne znaki milcz� i b�d� milcza�y
mo�e ju� zawsze. Nasz� wiedz� o praszczurze mode-
luje gwa�towny krzyk i grobowa cisza.
Po lewej stronie nawy pi�kny fryz jeleni. Artysta
przedstawi� tylko szyje, g�owy i rogi, tak �e zdaj� si�
p�yn�� rzek� ku ukrytym w zaro�lach my�liwym.
Kompozycj� o niepor�wnanej ekspresji, wobec kt�-
rej wszystkie gwa�towno�ci wsp�czesnych mistrz�w
wydaj� si� dziecinne, s� dwa smoliste bizony, zwr�-
cone do siebie zadami. Lewy ma jakby zdart� na
grzbiecie sk�r� ods�aniaj�c� mi�so. G�owy podniesio-
ne, sier�� zje�ona, przednie kopyta podskakuj�ce w
p�dzie. Jest to malowid�o eksploduj�ce ciemn� i �le-
p� pot�g�. Nawet tauromachie Goi s� zaledwie s�a-
bym echem tej pasji.
Absyda prowadzi do zag��biaj�cej si� czelu�ci, zwa-
nej szybem, na spotkanie tajemnicy tajemnic.
Jest to scena, a raczej dramat i, jak przysta�o na dra-
mat antyczny, rozgrywa si� mi�dzy sk�p� ilo�ci� bo-
hater�w: bizon przek�uty oszczepem, le��cy cz�owiek,
ptak i niewyra�ny w zarysie odchodz�cy nosoro�ec.
Bizon stoi profilem, ale ma odwr�con� ku widzowi
g�ow�. Z brzucha wyp�ywaj� wn�trzno�ci. Cz�owiek,
potraktowany schematycznie jak na rysunkach dzieci,
ma ptasi� g�ow� zako�czon� prostym dziobem, roz-
rzucone czteropalczaste r�ce i sztywno wyci�gni�te
nogi. Ptak jakby wyci�ty z kartonu i umieszczony na
patyku prostej linii. Ca�o�� rysowana grub�, czarn�
krech�, nie wype�niona kolorem, tylko z�ot� ochr� t�a,
odbiega sw� surow�, jakby niezdarn� faktur� od ma-
lowide� wielkiej sali czy absydy. A mimo to przyci�ga
uwag� prehistoryk�w, nie tyle ze wzgl�d�w artystycz-
nych, ile dla ikonograficznej wymowy.
Ca�a sztuka frankokantabryjska jest bez ma�a sztuk�
nieanegdotyczn�. Aby skomponowa� scen� polowania,
konieczne jest wyobra�enie cz�owieka. Znamy wpraw-
dzie ryty twarzy i figurki ludzkie, ale w malarstwie pa-
leolitycznym cz�owiek jest w�a�ciwie nieobecny.
L'abb� Breuil widzi w scenie z szybu rodzaj tablicy
upami�tniaj�cej �miertelny wypadek w czasie polowa-
nia. Bizon zabi� cz�owieka, ale �miertelna rana tego
zwierz�cia jest, by� mo�e, dzie�em nosoro�ca, kt�ry
przy��czy� si� do pojedynku. Dzida rzucona w grzbiet
bizona - suponuje dalej uczony - nie mog�a spo-
wodowa� tak szerokiego rozdarcia jamy brzusznej,
przyczyn� tego sta� si� mo�e prosty przyrz�d do mio-
tania kamieni, kt�rego niewyra�ny zarys widoczny jest
pod nogami zwierza. Wreszcie �w ptak malowany
schematycznie, bez n�g prawie i bez dzioba, jest dla
Breuila rodzajem s�upa cmentarnego, u�ywanego dzi-
siaj jeszcze przez Eskimos�w z Alaski.
Nie jest to jedyna egzegeza, a �e prehistorykom
wydawa�a si� zbyt prosta, pu�cili wodze fantazji. Jed-
no wyja�nienie wydaje si� interesuj�ce i godne stresz-
czenia.
Autorem jego jest niemiecki antropolog Kirchner,
kt�ry wysun�� �mia�� hipotez�, �e ca�a scena nie ma
bynajmniej zwi�zku z polowaniem. Le��cy cz�owiek
nie jest ofiar� zwierz�cych rog�w, ale szamanem w
ekstatycznym transie. Wyja�nienie Breuila pomija�o
trudn� do wyt�umaczenia obecno�� ptaka (analogia ze
s�upem cmentarnym Eskimos�w wydaje si� ma�o
przekonywaj�ca), a tak�e ptasi kszta�t g�owy le��cego
cz�owieka. Na te szczeg�y po�o�y� g��wny nacisk w
swej interpretacji Kirchner. Opiera si� on na analogii
mi�dzy cywilizacj� my�liwskich szczep�w na Syberii
a cywilizacj� paleolityczn� i przytacza ceremoni� ofia-
ry krowy, opisan� w dziele Sieroszewskiego o Jaku-
tach. Ot�, istotnie, w tej scenie ofiarnej, jak wynika z
zamieszczonych w ksi��ce ilustracji, ustawiono trzy
s�upy zako�czone rze�bionymi ptakami, przypomina-
j�cymi ptaka z Lascaux. Z opisu wiemy, �e tego rodza-
ju ofiary odbywa�y si� u Jakut�w z regu�y w obecno-
�ci szamana, kt�ry wpada� w ekstaz�. Nale�y wyt�u-
maczy� teraz, jakie znaczenie w tym rytuale mia� ptak.
Zadaniem szamana by�o odprowadzenie duszy
ofiarnego zwierz�cia do nieba. Po ekstatycznym ta�-
cu pada� jak martwy na ziemi�, musia� tedy pos�u�y�
si� duchem pomocniczym, w�a�nie ptakiem, w kt�re-
go naturze zreszt� uczestniczy�, podkre�laj�c to stro-
jem z pi�r i ptasi� mask�.
Hipoteza Kirchnera jest bardzo frapuj�ca, ale nie
obja�nia znaczenia nosoro�ca, niew�tpliwie nale��ce-
go do ca�o�ci sceny, kt�ry oddala si� spokojnie, jakby
dumny z dokonanej zbrodni.
Z jednego jeszcze powodu scena w szybie jest
szczeg�lnie wa�na i wyj�tkowa. Stanowi ona jedno z
pierwszych wyobra�e� cz�owieka w sztuce paleoli-
tycznej. C� za uderzaj�ca r�nica w traktowaniu cia-
�a zwierz�cego i cia�a cz�owieka. Bizon jest sugestyw-
ny i konkretny. Wyczuwa si� nie tylko mas� jego cia-
�a, ale patos agonii. Figurka cz�owieka: wyd�u�ony
prostok�tny korpus, patyki ko�czyn - s� ju� szczy-
tem uproszczenia, zaledwie rozpoznawalnym zna-
kiem cz�owieka. Tak jakby malarz oryniacki wstydzi�
si� swego cia�a, t�skni�c za rodzin� zwierz�t, kt�r�
opu�ci�. Lascaux jest apoteoz� tych istot, kt�rym ewo-
lucja nie kaza�a zmieni� form, pozostawiaj�c je w nie
zmienionym kszta�cie.
Cz�owiek zburzy� porz�dek natury my�leniem i pra-
c�. Stara� si� stworzy� nowy �ad narzucaj�c sobie sze-
reg zakaz�w. Wstydzi� si� swojej twarzy, widomego
znaku r�nicy. Przywdziewa� ch�tnie mask�, i to ma-
sk� zwierz�c� - jakby chc�c przeb�aga� za zdrad�.
Je�li chcia� wygl�da� pi�knie i pot�nie - przebiera�
si�, przemienia� w zwierz�. Wraca� do pocz�tku, za-
nurza� si� z lubo�ci� w ciep�ym �onie natu
ry.
Wyobra�enia cz�owieka z epoki oryniackiej maj�
posta� hybryd z g�owami ptak�w, ma�p i jeleni, jak
np. posta� ludzka z groty Trois Fr�res, odziana w sk�-
r� i rogi. Ma wielkie, fascynuj�ce oczy, dlatego prehi-
storycy nazywaj� j� bogiem jaskini lub czarownikiem.
W tej samej grocie jeden z najpi�kniejszych ryt�w
przedstawia feeryczn� scen� zwierz�cego karnawa�u.
T�um koni, koz��w, bizon�w i ta�cz�cy cz�owiek z
g�ow� �ubra, graj�cy na instrumencie muzycznym.
Idea� imitacji absolutnej zwierz�t, niezb�dny dla
cel�w magicznych, by� prawdopodobnie przyczyn�,
dla kt�rej zacz�to u�ywa� farby. Paleta kolorystyczna
jest prosta i da si� sprowadzi� do czerwieni i jej po-
chodnych oraz czerni i bieli. Wydaje si�, �e cz�owiek
' prehistoryczny nie by� wra�liwy na inne kolory, po-
dobnie jak dzisiaj Murzyni z plemienia Bantu. Zreszt�
stare ksi�gi ludzko�ci: Weda, Awesta, Stary Testament,
poematy homeryckie, pozostaj� wierne temu ograni-
czonemu kolorystycznemu widzeniu.
Szczeg�lnie poszukiwana by�a ochra. W rotach
Roche i Les Eyzies znaleziono prehistoryczne magazy-
ny tego barwnika. W piaskach trzeciorz�du ko�o Nan-
tron odkryto �lady jego eksploatacji, i to na du�� skal�.
Barwniki tedy by�y mineralne. Podstaw� czerni sta-
nowi� mangan, a czerwieni tlenki �elaza. Kawa�ki mi-
nera��w ucierano na proch na kamiennych p�ytach
lub ko�ciach zwierz�t, jak np. �opatki �ubra, o czym
�wiadczy znalezisko w Pair-non-Pair. Taki kolorowy
puder przechowywano w wydr��onych ko�ciach lub
ma�ych woreczkach, przytroczonych do pasa, jakie w
ubieg�ym wieku nosili ostatni arty�ci buszme�scy,
wyt�pieni przez Bur�w.
Sproszkowany barwnik mieszano z t�uszczem zwie-
rz�cym, szpikiem lub wod�. Kontury obrysowywano
cz�sto kamiennym rylcem, malowano natomiast pal-
cem, p�dzlem z w�os�w zwierz�cych lub p�kiem su-
chych ga��zek. U�ywano tak�e rurki do wydmuchiwa-
nia sproszkowanej farby, o czym �wiadcz� malowid�a
Lascaux - wielkie powierzchnie nier�wno za�o�one
kolorem. Proceder ten dawa� efekt mi�kkich kontu-
r�w, ziarnistej powierzchni, organicznej faktury.
Zdumiewaj�ca zdolno�� pos�ugiwania si� wszystki-
mi technikami malarskimi i rysunkowymi w epoce
oryniackiej, solutrejskiej i magdale�skiej naprowadzi-
�a prehistoryk�w na domys�, �e w owych oddalonych
od nas o dziesi�tki tysi�cleci czasach istnia�y szko�y ar-
tystyczne. Potwierdza� to zdaje si� rozw�j sztuki pa-
leolitycznej od prostych sylwetek r�k w grotach Ca-
stillo a� do arcydzie� Altamiry i Lascaux.
Problem rozwoju sztuki paleolitycznej nie jest �atwy
do rozwi�zania, a zatem datowanie ryt�w i dzie� ma-
larskich tego okresu jest rzecz� trudn�. Bardziej pew-
n� podstaw� periodyzacji jest rozw�j narz�dzi. W tej
rozrzedzonej sferze historii cz�owieka (rozrzedzonej
oczywi�cie dla nas, a to g��wnie z powodu braku pi-
sma i niezbyt wielkiej ilo�ci zabytk�w w stosunku do
ogromnego okresu) zegary nie wybijaj� ani godzin,
ani wiek�w, ale dziesi�tki tysi�cleci.
M�odszy paleolit, czyli epoka renifer�w i cz�owieka
rozumnego, liczy od pi�tnastu do dwudziestu pi�ciu
tysi�cleci i ko�czy si� na oko�o pi�tnastym tysi�cleciu
przed nasz� er�. Dzieli si� na okres oryniacki, solu-
trejski i magdale�ski. Warunki naturalne w owym cza-
sie utrwali�y si�, co stworzy�o podstawy cywilizacji fran-
ko-kantabryjskiej. Pierzch�o widmo lodowych katastrof
- bia�ych, id�cych z p�nocy mas zimna, bardziej nisz-
czycielskich ni� lawy wulkan�w. Kl�sk� jednak tej cy-
wilizacji sta�o si� ocieplenie klimatu. Pod koniec epoki
magdale�skiej renifery odesz�y na p�noc. Cz�owiek
zosta� sam, opuszczony przez bog�w i zwierz�ta.
Jakie jest miejsce Lascaux w prehistorii? Wiemy, �e
grota nie by�a ozdobiona od jednego zamachu i za-
wiera malowid�a cz�sto na�o�one na siebie i pocho-
dz�ce z r�nych tysi�cleci. Opieraj�c si� na analizie
stylu, Breuil opowiada si� za oryniackim pochodze-
niem g��wnych malowide�. Charakterystyczn� cech�
oryniaku mia� by� pewien rodzaj perspektywy. Nie
jest to oczywi�cie perspektywa zbie�na, kt�rej u�ycie
wymaga znajomo�ci geometrii, ale perspektywa, kt�-
r� mo�na nazwa� skr�con�. Zwierz�ta malowane s� w
zasadzie z profilu, jednak poszczeg�lne ich fragmen-
ty, jak g�owa, uszy, nogi, zwr�cone s� w kierunku
widza. Rogi bizona w scenie z szybu maj� kszta�t po-
chylonej liry*.
Jest jeszcze inna metoda datowania znalezisk archeologicznych.
Oparta nie na analizie stylu, ale na mierzeniu zawarto�ci w resztkach
ro�lin i zwierz�t izotopu w�gla C'~- Analiza w�gla znalezionego w grocie
Lascaux pozwoli�a ustali� dat� powstania malowide� .�ciennych na trzy--
na�cie tysi�cy lat przed nasz� er�. Archeolodzy wszelako przesuwaj� t�
dat� o kilka tysi�cleci wstecz.
Historia odkrycia. Jest wrzesie� 1940 roku. Francja
pad�a. Bitwa powietrzna nad Wielk� Brytani� docho-
dzi do szczytu. Na dalekim marginesie tych wydarze�,
w lesie w pobli�u Montignac, toczy si� akcja jak z
powie�ci dla m�odzie�y, kt�ra przynie�� mia�a �wiatu
jedno z najwspanialszych odkry� prehistorii.
Nie wiadomo dok�adnie, kiedy burza obali�a drze-
wo ods�aniaj�c otw�r, kt�ry pobudzi� m�odzie�cz�
wyobra�ni� osiemnastoletniego Marcela Ravidata i
jego towarzyszy zabaw. Ch�opcy s�dzili, �e jest to
wej�cie do podziemnego korytarza, prowadz�cego do
ruin pobliskiego zamku. Dziennikarze wymy�lili histo-
ryjk� o psie, kt�ry wpad� w ten otw�r i sta� si� fak-
tycznym odkrywc� Lascaux. Ale wed�ug wszelkiego
prawdopodobie�stwa Ravidat mia� pasj� eksploratora,
chocia� nie zale�a�o mu na s�awie, ale na odkryciu
skarbu.
Otw�r mia� oko�o 80 cm �rednicy i tak� sam�, jak
si� wydawa�o, g��boko��. Ale kamie� rzucony w d�
spada� jako� podejrzanie d�ugo. Ch�opcy poszerzyli
wej�cie. Pierwszy Ravidat znalaz� si� w grocie. Przy-
niesiono lamp� - i malowid�a, od dwudziestu tysi�-
cy lat zamkni�te w podziemiu, ods�oni�y si� ludzkim
oczom. "Nasza rado�� by�a nieopisana. Odta�czyli�my
dziki taniec wojenny".
Na szcz�cie m�odzi ludzie nie rozpocz�li eksplo-
atacji odkrytego skarbu na w�asn� r�k�, ale zawiado-
mili nauczyciela, pana Lavala, ten z kolei Breuila, kt�-
ry mieszka� w�wczas w pobli�u i zjawi� si� w Lascaux
dziewi�� dni po odkryciu. �wiat naukowy dowiedzia�
si� o znalezisku dopiero pi�� lat potem, to znaczy, po
zako�czeniu wojny.
Ch�opcy z Lascaux zas�u�yli sobie je�li nie na po-
mnik, to przynajmniej na tablic� pami�tkow� nie
mniejsz� ni� ta, kt�ra czci zas�ugi pani Marii Martel,
akuszerki - oficera akademii. Ich rodzinne miastecz-
ko Montignac sta�o si� s�awne. Za s�aw� przysz�y real-
ne korzy�ci. Otrzyma�o lepsze po��czenia autobuso-
we, rozmno�y�y si� r�nego rodzaju lokale: "Pod By-
kiem", "Bizonem" i "Czwartorz�dem", a co najmniej
kilkadziesi�t rodzin �yje ze sprzeda�y pami�tek. Mo�e
Ravidat sam za�o�y restauracj� i na stare lata przy
kominku b�dzie opowiada� turystom o swoim odkry-
ciu, lub sko�czy archeologi�, jest jednak rzecz� w�t-
pliw�, czy drugi raz uda mu si� taka sztuka. Prawd�
m�wi�c, nic o nim nie wiadomo.
Kilkaset metr�w od groty Lascaux powsta� rodzaj
prywatnego przedsi�biorstwa z bran�y prehistorycz-
nej. W�a�ciciele pastwiska odkryli co�, co mo�e by�
wej�ciem do nowej groty, i znale�li par� nie rewela-
cyjnych zreszt� skamielin. Wybudowali szop�, w kt�-
rej umie�cili te "eksponaty", i �eby nada� poz�r na-
ukowo�ci swemu "muzeum", powiesili na �cianach
kilka wykres�w, z kt�rych dowiedzie� si� mo�na, �e
by�y cztery epoki lodowe: Giinz, Mindel, Riss i Wiirm.
Po zainkasowaniu jednego franka bli�szych wyja�nie�
na temat paleologii udziela chytry wie�niak, pachn�-
cy owczym serem.
Poniewa� �yjemy w epoce podejrze�, autentycz-
no�� malowanych jaski� zosta�a podana w w�tpli-
wo��. Zacz�o si� to zreszt� jeszcze w roku 1879 po
odkryciu Altamiry przez Marcelino de Santuola. Pos�-
dzano mianowicie ojc�w jezuit�w o to, �e w tajemni-
cy ozdabiali jaskinie, podsuwali je niejako pod nos
naukowcom, czekali, a� wok� nich rozp�ta si� dys-
kusja. Po czym mieli ujawni� fa�szerstwo, by skompro-
mitowa� prehistoryk�w, kt�rych nauka rozszerza�a
granic� ludzko�ci poza chronologi� biblijn�, dodajmy,
naiwnie poj�t�. O autentyczno�ci Altamiry wypowie-
dzieli si� uczeni dopiero po dwudziestu latach od daty
odkrycia.
Zreszt� ich sceptycyzm jest w pe�ni uzasadniony.
Wystarczy przypomnie� s�ynn� histori� czaszki z Pilt-
down, na temat kt�rej najpowa�niejsi archeolodzy i
antropolodzy napisali w ci�gu dwudziestu czterech lat
wiele uczonych rozpraw, zanim okaza�a si� fa�szer-
stwem. Fa�szerstwem zreszt�, jak si� wyra�ono, genial-
nym w swoim rodzaju, gdy� preparowana by�a bar-
dzo d�ugo przez kogo�, kto mia� dost�p do kolekcji i
zna� metody laboratoryjnych bada�.
Zabiegi, jakim mo�na podda� kawa�ek ko�ci, aby
uczyni� j� "paleolityczn�", s� zreszt� znacznie �atwiej-
sze do wykonania ni� malowanie ogromnych po-
wierzchni groty. To ostatnie wymaga ca�ego zespo�u
ludzi obdarzonych nie tylko wiedz�, ale tak�e niepo-
�lednim talentem artystycznym. A poza tym koszt ta-
kich fa�szerstw w stosunku do zysku by�by niepropor-
~ cjonalny.
W umys�ach niefachowc�w podejrzenie wzbudza
najcz�ciej fakt, �e niekt�re reprodukcje, i to publiko-
wane zaraz po odkryciu, nie zgadzaj� si� w szczeg�-
�ach z tym, co mo�na sprawdzi� naocznie. Istnieje
wi�c przypuszczenie, �e prehistorycy dobrawszy si�
do znalezisk dokomponowuj� niekt�re, ich zdaniem
niezb�dne, szczeg�y. W scenie z szybu, reproduko-
wanej w prasie popularnej, le��cy na ziemi nagi cz�o-
wiek nie ma fallusa. Ten fragment zosta� po prostu
zatarty przez redaktor�w dbaj�cych o dobro moralne
czytelnik�w. Je�li dodamy, �e wiele pos��k�w i ryt�w
paleolitycznych wi��e si� z magi� p�odno�ci i charak-
teryzuje si� podkre�leniem i wyolbrzymieniem orga-
n�w p�ciowych, sprawa stanie si� jasna.
Zwiedzaj�c groty w Lascaux uleg�em przez chwil�
sceptycyzmowi na widok �wie�o�ci kolor�w i dosko-
na�ego stanu zabytku licz�cego przecie� ponad pi�t-
na�cie tysi�cy lat. Wyt�umaczenie tego zdumiewaj�ce-
go faktu jest proste. Przez tysi�clecia groty by�y zasy-
pane, a wi�c znajdowa�y si� w sta�ych warunkach at-
mosferycznych. Dzi�ki wilgoci na powierzchni wy-
tworzy�y si� szkliste sole wapnia, konserwuj�ce malo-
wid�a jak werniksy.
W lecie 1952 roku znakomity poeta Andr� Breton
zwiedzaj�c jaskinie w Pech-Merle postanowi� metod�
eksperymentaln� rozstrzygn�� kwesti� autentyczno�ci
dzie� prehistorycznych. M�wi�c po prostu, potar� ma-
lowid�a palcem i zobaczywszy, �e palec zosta� zafar-
bowany, doszed� do przekonania, �e jest to fa�szer-
stwo, i to �wie�ej daty. Przyk�adnie zosta� ukarany
grzywn� (za dotykanie, nie za przekonania), ale spra-
wa na tym si� nie sko�czy�a. Francuski Zwi�zek Lite-
rat�w za��da� przeprowadzenia dochodze� w sprawie
autentyczno�ci malowanych jaski�. Ksi�dz Breuil w
raporcie z�o�onym najwy�szej komisji zabytk�w histo-
rycznych uzna� te demarsze za nie do przyj�cia.
I tak metoda pocierania palcem nie wesz�a do arse-
na�u naukowo uprawnionych metod w dziedzinie
bada� nad sztuk� prehistoryczn�.
Wraca�em z Lascaux t� sam� drog�, kt�r� przyby-
�em. Mimo �e spojrza�em, jak to si� m�wi, w przepa��
historii, nie mia�em wcale uczucia, �e wracam z inne-
go �wiata. Nigdy jeszcze nie utwierdzi�em si� mocniej
w koj�cej pewno�ci: jestem obywatelem Ziemi, dzie-
dzicem nie tylko Grek�w i Rzymian, ale prawie nie-
sko�czono�ci.
To jest w�a�nie ludzka duma i wyznanie rzucone
obszarom nieba, przestrzeni i czasu. "Biedne cia�a,
kt�re mijacie bez �ladu, niech ludzko�� b�dzie dla was
nico�ci�; s�abe r�ce wydobywaj� z ziemi nosz�cej �la-
dy oryniackiej p�bestii i �lady zag�ady kr�lestw-
obrazy, kt�re budz�c oboj�tno�� czy zrozumienie, jed-
nako �wiadcz� o waszej godno�ci. �adna wielko�� nie
da si� oddzieli� od tego, co j� podtrzymuje. Reszta to
uleg�e stwory i bezrozumne owady".
Droga by�a otwarta ku �wi�tyniom greckim i gotyc-
kim witra�om. Szed�em ku nim czuj�c w d�oni ciep�y
dotyk malarza z Lascaux.
U DOR�W
Jedyn� harmoni�, kt�ra daje duszy spok�j dosko-
na�y, jest harmonia dorycka.
ARYSTOTELES
Pr�bowa�em przekona� go o artystycznych walo-
rach ciszy. Daremnie. S� przecie� estetyki oparte na
ha�asie. U�y�em wi�c argumentu terrorystycznego.
"Pos�uchaj, Neapolu. Wezuwiusz nie �pi. Je�li kt�rego�
dnia odezwie si� podziemny grzmot, zapowiadaj�cy
katastrof�, nikt tego nawet nie us�yszy. Pomy�l o losie
Pompei. Nie m�wi�, oczywi�cie, �eby� na�ladowa� jej
grobowy spok�j - to by�aby przesada, ale troch�
umiaru, kt�ry tak zaleca� Perykles. U�ywam tego na-
zwiska nie bez powodu. Sam wiesz, �e jeste� granicz-
nym miastem Wielkiej Grecji".
Tylko dwa miejsca, w kt�rych by�o wzgl�dnie ci-
cho, to muzeum Capodimonte i winda w "Albergo
Fiore". Muzeum po�o�one jest na g�rze w rozleg�ym
parku. Szum miasta dochodzi tu jak g�os starej p�yty.
Najcz�ciej zatrzymywa�em si� ko�o portretu m�ode-
go Franciszka Gonzagi, p�dzla Mantegni. Ch�opiec
odziany jest w blador�owe lucco i tak�� czapk�,
spod kt�rej wygl�da wianek r�wno uci�tych w�os�w.
O twarz wiedzie sp�r wiek dojrza�y i ch�opi�cy. By-
stre oko, energiczny m�ski nos i dziecinne nabrzmia-
�e usta. T�o jest przepi�knie zielone, g��bokie i wci�-
gaj�ce jak woda pod mostem.
Winda w "Albergo Fiore" tak�e by�a dzie�em sztuki.
Obszerna jak mieszcza�ski pok�j, z wymy�lnymi z�o-
ceniami i lustrem. Kanapa obita, oczywi�cie, czerwo-
nym pluszem. Szed� ten salon do g�ry wolniutko,
wzdychaj�c po drodze za XIX wiekiem.
W "Albergo" zamieszka�em z patriotyzmu (u roda-
ka) i z wyrachowania (tanio). W�a�ciciel nazywa� si�
signor Kowalczyk. Mia� jasne w�osy i otwart� s�owia�-
sk� twarz. Wieczorem, przy winie, rozmawiali�my o
zawi�o�ciach wojennych los�w, wadach W�och�w,
zaletach Polak�w i wp�ywie makaronu na dusz�. Za-
raz pierwszego dnia zwierzy�em mu si� ze swoich
marze� o Sycylii. signor Kowalczyk pogrzeba� w szu-
fladzie, wydoby� nie wykorzystany przez kt�rego� z
turyst�w bilet do Paestum i ofiarowa� mi wielkodusz-
nie.
Paestum to nie Syrakuzy, ale zawsze� Wielka Gre-
cja. Bez �alu pozby�em si� perspektywy zwiedzenia
Lazurowej Groty. Capri, "t� wysp� kochank�w", zna-
�em dok�adnie z uroczej przedwojennej piosenki i nie
chcia�em psu� wra�e� konfrontacj� idea�u z rzeczywi-
sto�ci�. Okaza�o si�, �e do Paestum warto pielgrzymo-
wa� nawet piechot�.
Niedzielny poci�g przyje�d�a tam prawie pusty.
Wi�kszo�� turyst�w wysiada mi�dzy Sorrento a Saler-
no, gdzie czekaj� na nich ma�e w�zki z os�ami ustro-
jonymi kwieciem.
Z niewielkiej stacji prowadzi prosta, antyczna dro-
ga w�r�d cyprys�w i przez bram� Syreny wchodzi si�
w obszar miasta zamieszkanego przez wysok� traw� i
kamie�.
Pot�ny mur o grubo�ci si�gaj�cej siedmiu metr�w
zaraz na wst�pie m�wi, �e kolonie greckie w Italii nie
by�y bynajmniej oazami spokoju. Z kamienistej, nie-
urodzajnej ojczyzny przybywali Grecy na swoich
szybkich okr�tach przez morze "ciemne jak wino" do
kraju wygrzanego ogniskami wielu pokole�. �wiadcz�
o tym nekropole si�gaj�ce paleolitu.
Wielka kolonizacja grecka przypada na okres od
VIII-VI wieku przed nasz� er� i ma charakter ekono-
miczny. Inaczej ni� wcze�niejsza o kilka wiek�w fala
greckiej ekspansji, kt�ra obj�a wybrze�a Azji Mniej-
szej, a powody jej by�y polityczne - nacisk Dor�w
przyby�ych z p�nocy.
Zrazu podboje greckie mia�y charakter niesystema-
tyczny, piracko-�upie�czy. Sz�a za nimi legenda, kt�ra
zdobywa�a ziemie na w�asno��, zanim wyros�y na niej
greckie miasta. Dla Homera kraje na zach�d od Mo-
rza Jo�skiego s� domen� ba�ni. Ale ju� wtedy, za
spraw� poet�w, niegreckie rzeki, wybrze�a morskie,
groty i wyspy obejmuj� w posiadanie greccy bogowie,
syreny i bohaterowie.
Odyseusz grodoburca nie jest typem kolonizatora,
ale charakterystyczn� postaci� owej przedkolonizacyj-
nej epoki. Kiedy wracaj�c z Troi burzy Ismaros, mia-
sto Kikon�w, interesuje go tylko to, co mo�na zabra�
ze sob� na statek - niewolnice i skarby. �adne uroki
obcych kraj�w nie s� go w stanie zatrzyma� w upartej
w�dr�wce do skalistej ojczyzny.
Poezja Hezjoda jest jeszcze bardziej jaskrawym
przyk�adem tej postawy w�a�ciwej Grekom epoki ar-
chaicznej, owych przywi�zanych do ziemi szlachci-
c�w na zagrodzie, kt�rym podr�e zast�powa�y pie-
�ni aoid�w.
Niekt�rzy autorzy staro�ytni t�umaczyli zjawisko
kolonizacji faktami osobistymi: k��tni� rodzinn�, spo-
rem o sched�. Nie nale�y odrzuca� tego wyja�nienia,
kt�re wskazuje na istotne przemiany spo�eczne, roz-
lu�nienie organizacji rodowych, tak silnych w epoce
wyprawy pod Troj�. Tukidydes i Platon podaj� jesz-
cze inn� interpretacj�, prost� i przekonywaj�c�: szczu-
p�o�� ziemi. Sycylia i po�udniowa cz�� P�wyspu
Apeni�skiego stanowi�y pon�tny teren dla kolonizacji
agrarnej i kupieckiej.
Jak si� rzek�o, ziemie te nie by�y niczyje. Zdobywa-
li je Grecy na barbarzy�cach podst�pem albo si��, nie
tak okrutnie jak ci Prusacy-Rzymianie, nie obesz�o si�
jednak bez przemocy. Interesowa�y ich g��wnie wy-
brze�a, gdzie zak�adali porty. Ludno�� tubylcza ucho-
dzi�a w g�ry i z nienawi�ci� obserwowa�a t�uste mia-
sto zdobywc�w. Cicero m�wi obrazowo, �e brzeg
grecki stanowi jakby szlak przyszyty do szerokiej tka-
niny p�l barbarzy�skich. Ten z�oty szlak cz�sto zabar-
wia� si� krwi�.
Posejdonia (z �aci�ska Paestum) za�o�ona zosta�a w
po�owie VII wieku przez Dor�w, kt�rych Achajowie
wyrzucili z Sybaris. Miasta greckie w Italii, podobnie
jak w Grecji macierzystej, walczy�y mi�dzy sob� za�ar-
cie o hegemoni�. By�y tak�e pr�by zjednoczenia po-
�udniowej Italii, na zasadzie zwi�zku miast. Ide� t�
mieli realizowa� - jak przypuszczaj� uczeni na pod-
stawie dowod�w numizmatycznych - pitagorejczycy
z Krotonu. Oni to w�a�nie obr�cili w gruzy pot�ne,
licz�ce w czasach rozkwitu sto tysi�cy mieszka�c�w
- Sybaris. Mieszka�cy Posejdonii sprzymierzyli si� ze
zwyci�zcami i dobrze na tym wyszli. Podstaw� bogac-
twa sta� si� dla nich handel zbo�em i oliw�. W ci�gu
nied�ugiego okresu zbudowano w mie�cie dziesi��
�wi�ty�.
By�y one nie tylko przejawem ducha religijnego
czy, jak si� to w niesko�czono�� powtarza, manifesta-
cj� greckiej potrzeby pi�kna. Sztuka, a zw�aszcza ar-
chitektura, w koloniach spe�nia�a wa�n� rol� podkre-
�lania odr�bno�ci narodowej wobec otaczaj�cych lu-
d�w. �wi�tynia grecka na wzg�rzu by�a jak sztandar
wbity w zdobyt� ziemi�.
Wiek VI i V przed nasz� er� to apogeum greckiej
cywilizacji w Italii, jej okres peryklejski. Miasta kup-
c�w sta�y si� r�wnie� przystani� uczonych, poet�w i
filozof�w. Ci ostatni zdobywaj� nawet du�y wp�yw
polityczny. W Krotonie i Metaponcie rz�dz� pitagorej-
czycy. Dla tych, kt�rzy czytali Republik� Platona, nie
b�dzie dziwna informacja, �e oko�o 450 roku przed
nasz� er� lud zbuntowa� si� przeciwko filozofom, kt�-
rzy pod pretekstem adoracji liczb zarz�dzili rejestracj�
m�czyzn, zamykaj�c przy tej okazji podejrzanych o
negatywny stosunek do pitagoreizmu. No c�, prze-
ci�tni obywatele nie maj� zrozumienia dla abstrakcji i
wol� od m�drc�w t�p�, przekupn� biurokracj�.
W pobli�u Paestum znajdowa�a si� Elea, gdzie na
prze�omie VI i V wieku powsta�a szko�a filozoficzna,
za�o�ona przez Parmenidesa - drugie po szkole jo�-
skiej wa�ne ogniwo w dziejach my�li greckiej. Przed-
klasyczny okres filozofii greckiej reprezentuj� filozo-
fowie z kolonii.
Jest to mo�e t�umaczenie zbyt naiwne, chocia�
prawdopodobne, �e stan wiecznego zagro�enia grec-
kich poleis kaza� eleatom g�osi� konsolacyjn� prawd�
o niezmienno�ci �wiata, o sta�o�ci bytu. Ale nierucho-
ma strza�a Zenona z Elei nie sprawdzi�a si� w historii.
W roku 400 przed nasz� er� Posejdonia zosta�a
podbita przez okolicznych g�rali - Luka�czyk�w. W
siedemdziesi�t lat p�niej kr�l Epiru Aleksander, bra-
tanek Aleksandra Wielkiego, poczuwaj�c si� do hel-
le�skiej solidarno�ci, gromi Luka�czyk�w. Ale po jego
�mierci zn�w opanowuj� oni miasto. Okupacja musi
by� ci�ka, skoro nie wolno nawet m�wi� po grec-
ku.
Ponownymi wyzwolicielami stali si� Rzymianie. Z
nimi Grecy porozumieli si� �atwo. Paestum zostaje
rzymsk� koloni�; dostarcza Rzymowi statk�w i mary-
narzy. W ci�kich dla republiki chwilach (po bitwie
pod Kannami) posejdo�czycy ofiarowali na cele wo-
jenne wszystkie z�ote naczynia ze swoich �wi�ty�.
Rzymianie wspania�omy�lnie daru nie przyj�li, a w
uznaniu lojalno�ci nadali miastu rzadki przywilej bi-
cia w�asnej monety.
Na koniec b�g morza, kt�remu po�wi�cone by�o
Paestum, odwr�ci� si� od swoich czcicieli. Podni�s�
brzeg morski. Pobliska rzeka Silarus straci�a uj�cie i
zacz�a rozk�ada� si�. Strabon narzeka na z�e powie-
trze okolic. Tego, czego nie mogli dokona� barbarzy�-
cy, dokonuje malaria.
Z pocz�tkiem �redniowiecza nie jest to ju� miasto,
ale karykatura miasta. Zamieszkuje je ma�a gmina
chrze�cija�ska. Gar�� pokracznych domk�w zbudo-
wanych ze z�om�w antycznych budowli skupi�a si�
ko�o �wi�tyni Demeter przerobionej na ko�ci�.
Wreszcie w XI wieku zdziesi�tkowani mieszka�cy
malarycznego miasta ust�puj� pod naciskiem Sarace-
n�w. Uciekaj� na wsch�d w g�ry t� sam� drog�, jak�
uchodzili przed Grekami Luka�czycy.
W Capacchio Vecchio, gdzie schronili si� posej-
do�czycy zbudowano ko�ci� po�wi�cony Madon-
nie Granatu. Ma ona twarz Hery. W maju i sierpniu
mieszka�cy okolic wyruszaj� w uroczystej procesji
do starego ko�cio�a. Nios� ustrojone kwiatami ma�e
barki ze �wieczk� w �rodku. Takie same, jakie dwa-
dzie�cia sze�� wiek�w temu nie�li Grecy Herze z Ar-
gos.
W po�owie XVIII wieku w okolicach Paestum, kt�-
re w�wczas nie istnia�o, wytyczano drog�. Przypadko-
wo odkryto trzy �wi�tynie doryckie, z kt�rych jedna
nale�y do najlepiej zachowanych na �wiecie. Nazywa-
no je: Bazylika, �wi�tynia Posejdona i �wi�tynia De-
meter. Sta� w nich t�um pobo�nych d�b�w.
Posi�ek na werandzie skromnej trattorii twarz� w
twarz ze sztuk� Dor�w. �eby tego nie sp�oszy�, nale-
�y je�� i pi� w spos�b umiarkowany, tj. niehomeryc-
ki. �adnego mi�siwa i krater�w wina. Wystarczy mis-
ka sa�aty z czosnkiem, chleb, ser i kwarta wina. Przy-
pomina ono wezuwijskie Gragnano, ale jest niestety
ubogim krewnym tego szlachetnego szczepu. Zamiast
aoida neapolita�ski tenor ze skrzynki radiowej wabi
ukochan� do Sorrento.
Wi�c widz� je teraz po raz pierwszy w �yciu, na-
ocznie, realnie. B�d� m�g� za chwil� p�j�� tam, przy-
bli�y� twarz do kamieni, zbada� ich zapach, przesu-
n�� r�k� po rowkach kolumny. Trzeba uwolni� si�,
oczywi�cie, zapomnie� o wszystkich widzianych foto-
grafiach, wykresach, przewodnikowych informacjach.
A tak�e o tym, co powtarzano mi o nieskazitelnej czy-
sto�ci i wznios�o�ci Grek�w.
Pierwsze wra�enie bliskie jest rozczarowaniu: �wi�-
tynie greckie s� mniejsze, �ci�le m�wi�c, ni�sze, ni�
si� spodziewa�em. Te, kt�re mam przed oczyma, stoj�
co prawda na r�wninie p�askiej jak st�, pod ogrom-
nym niebem, kt�re jeszcze bardziej je sp�aszcza. Jest
to do�� wyj�tkowa sytuacja topograficzna, gdy� wi�k-
szo�� sakralnych budowli greckich w znoszono na
wy�ynach. Bra�y one w siebie linie g�rskiego pejza-
�u, kt�ry je uskrzydla�.
W Paestum, gdzie zawiod�a pomoc przyrody, mo�-
na studiowa� Dor�w ch�odno i bez egzaltacji. Tak jak
nale�y traktowa� ten najbardziej m�ski ze wszystkich
styl�w architektury. Jest surowy jak dzieje jego tw�r-
c�w przyby�ych z p�nocy. Kr�py, przysadzisty i,
chcia�oby si� powiedzie�, atletyczny, godny epoki
heros�w, uganiaj�cy z maczug� za dzikiem. Zw�asz-
cza rysunek kolumny ma wyra�n� muskulatur�. Pod
ci�arem architrawu roz�o�ysty kapitel nabrzmia�y jest
od wysi�ku.
Najstarsz� budowl� Paestum jest Bazylika pocho-
dz�ca z po�owy VI wieku przed nasz� er�. Pocz�tko-
wo my�lano, �e jest to budynek publiczny, a nie sa-
kralny, posiada bowiem fasad� o nieparzystej liczbie
kolumn - rzecz nie spotykana w �wi�tyniach grec-
kich. Najbardziej uchwytn� cech� �wiadcz�c� o archa-
iczno�ci budowli jest wyra�ny �ntasis, to jest zgrubie-
nie �rodkowej cz�ci trzonu kolumny. Spoczywaj�cy
na jej szczycie pot�ny echinus ma form� mocno
sp�aszczonej poduszki. G�rna partia kolumny jest sil-
nie zw�ona w stosunku do podstawy, co ma prze-
ciwdzia�a� wra�eniu ci�ko�ci i st�oczenia akcent�w
pionowych. I jeszcze jeden szczeg� rzadko spotyka-
ny w �wi�tyniach greckich: mi�dzy trzonem a kapite-
lem biegnie dyskretny wianuszek listk�w, kt�re histo-
rycy sztuki wywodz� z tradycji myke�skiej.
Masywne jak cia�a tytan�w kolumny nie d�wigaj�
ju� teraz dachu, ale resztki architrawu i fryzu. Wiatr i
burze �ci�y r�wno szczyt Bazyliki. Tylko nieliczne
szcz�tki tryglif�w i wzruszaj�cy �lad anonimowych
budowniczych - zag��bienie w kszta�cie litery U,
wy��obione przez sznur, kt�rym wci�gano ci�kie blo-
ki piaskowca.
�eby wej�� do wn�trza, trzeba wspi�� si� na trzy
schody przeznaczone raczej dla olbrzym�w ni� dla
ludzi. Nie wszystko zatem w tej sztuce by�o na miar�
cz�owieka.
Plan wewn�trzny �wi�tyni jest prosty. Cz�� central-
n� stanowi prostok�tna obudowana sala, zwana naos
- ciemna jak wn�trze okr�tu. Tu znajdowa� si� po-
s�g boga i jego piorun. Miejsce przeznaczone raczej
dla kap�an�w ni� dla wiernych, dalekie echo pod-
ziemnej groty.
Ceremonia ofiary odbywa�a si� na zewn�trz, o czym
�wiadcz� o�tarze znajduj�ce si� przed �wi�tyni�. Pery-
styl i pronaos by�y zbyt w�skie dla t�umnych procesji.
�wi�tynia dla wi�kszo�ci wyznawc�w by�a tym, co si�
widzi z zewn�trz. Tote� architekci greccy interesuj� si�
bardziej takimi sprawami, jak wysoko�� i rozstawienie
kolumn, proporcje bry�y, rozmieszczenie element�w
dekoracyjnych - ni� poszukiwaniem nowych rozwi�-
za� wn�trza.
Na po�udnie od Bazyliki jedna z najpi�kniejszych,
najlepiej zachowanych �wi�ty� doryckich, jakie do-
trwa�y do naszych czas�w. Odkrywcy przypisywali
j� Posejdonowi. Nowsze badania, w oparciu o zna-
lezione przedmioty kultu, rewindykowa�y j� ma�-
�once Zeusa, Herze z Argos. Tak�e skorygowano pier-
wotny s�d, �e jest to najstarsza budowla sakralna
Paestum. Przeciwnie, jest ona najm�odsz� z zacho-
wanych �wi�ty� doryckich Posejdonii. Pochodzi z
oko�o 450 r. przed nasz� er�, wyprzedza o kilka lat
ate�ski Partenon, a wi�c nale�y do epoki klasycznej
doryzmu.
Bry�a �wi�tyni jest zwarta, a jednocze�nie l�ejsza od
archaicznych budowli. Ma doskonale wywa�one pro-
porcje; poszczeg�lne elementy wi��� si� z sob� w
ca�o�� niezawodnie jasn� i logiczn�. Artysta dorycki
operowa� nie tylko kamieniem, ale tak�e pust� prze-
strzeni� mi�dzy kolumnami, modeluj�c po orfejsku
powietrzem i �wiat�em.
Linie horyzontalne nie s� doskonale r�wnoleg�e.
Zastosowano tu korektur� optyczn� (wynalazek przy-
pisywany Iktinosowi z Miletu - tw�rcy Partenonu), a
mianowicie krzywizny, zagi�cia poziomu do �rodka,
co daje w�a�nie �w efekt zwarto�ci. Architekci doryc-
cy wiedzieli tak�e, �e gdyby ustawiono kolumny ide-
alnie prostopad�e, sprawia�oby to wra�enie rozszerza-
nia si� linii pionowych ku g�rze, a wi�c rozpadania
si� �wi�tyni na boki. Dlatego kolumny zewn�trzne
pochylone by�y do �rodka. W przypadku �wi�tyni
Hery odst�piono od tej zasady i zastosowano to, co
by wsp�czesny malarz nazwa� dzia�aniem, faktur�.
Zewn�trzne kolumny s� prostopad�e, ale ich rowki,
tzw. kanelury, prowadz� oko tak, �e sprawiaj� wra�e-
nie nachylenia kolumn ku �rodkowi.
Mimo tych architektonicznych subtelno�ci Hera z
Argos ma pondus, moc i surow� konieczno�� starych
doryckich budowli, chocia� pochodzi z epoki klasycz-
nej. Stosunek grubo�ci kolumny do jej wysoko�ci ma
si� jak 1:5. Szczyty kapiteli - kwadratowe abakusy,
stykaj� si� niemal z sob� i nie s� bynajmniej elemen-
tem dekoracyjnym, ale naprawd� i realnie d�wigaj�
tr�jk�tny szczyt �wi�tyni, r�wny po�owie wysoko�ci
kolumny.
Na po�udniowym kra�cu �wi�tej strefy miasta-
�wi�tynia Demeter. W istocie by� to Atenajon, o czym
�wiadcz� odkryte niedawno statuetki i napis w archa-
icznej �acinie, kt�ry brzmi: Menerua. Wybudowano j�
z ko�cem VI wieku. Ma podobny jak Bazylika profil
kolumny o wydatnym �ntasis i sp�aszczonym echinu-
sie. Na poz�r czysty egzemplarz sztuki Dor�w.
Ale czyste porz�dki architektoniczne zdarzaj� si�
(poza podr�cznikami) niezmiernie rzadko. W �wi�ty-
ni Demeter odkryto ostatnio dwa kapitele jo�skie.
Niekt�rzy historycy sztuki ostro przeciwstawiaj� sobie
te dwa style - dzie�a odmiennych szczep�w i men-
talno�ci. O pierwszym m�wi�, �e by� m�ski, ci�ki,
wyra�aj�cy si��; o drugim, �e by� kobiecy, pe�en azja-
tyckiego wdzi�ku i lekko�ci. W rzeczywisto�ci i w
praktyce istnia�y liczne kontaminacje, i przeciwie�-
stwa by�y mniej akcentowane, ni�by �yczyli sobie tego
klasyfikatorzy.
Trzy �wi�tynie Paestum to trzy epoki porz�dku do-
ryckiego. Bazylika reprezentuje okres archaiczny.
Demeter - okres przej�ciowy. Hera jest wspania�ym
przyk�adem dojrza�ego doryzmu. Cho�by dlatego Pa-
estum warte jest zwiedzenia jako jeden z najwa�niej-
szych i najbardziej pouczaj�cych zespo��w architektu-
ry antycznej.
Po�udnie: nieruchomiej� asfodele, cyprysy, olean-
dry. Jest parna cisza, przetykana �wierszczami. Z zie-
mi do nieba idzie nieustaj�ca ofiara zapach�w. Siedz�
we wn�trzu �wi�tyni i obserwuj� w�dr�wk� cienia.
Nie jest to przypadkowe, melancholijne w��czenie si�
czerni, ale precyzyjny ruch linii przecinaj�cy k�t pro-
sty. Nasuwa to my�l o s�onecznym pochodzeniu archi-
tektury greckiej.
Jest rzecz� wi�cej ni� prawdopodobn�, �e greccy
architekci posiedli sztuk� mierzenia za pomoc� cienia.
Kierunek p�noc-po�udnie by� wyznaczony przez
najkr�tszy cie�, kt�ry rzuca s�o�ce w zenicie. Sz�o
tedy o odnalezienie sposobu, kt�ry by umo�liwi� wy-
kre�lenie prostopad�ej do tego cienia, a wi�c da�by
kierunek zasadniczy, �wi�t� orientacj�: wsch�d-za-
ch�d.
Legenda przypisuje Pitagorasowi ten wynalazek i
jego wag� podkre�la ofiar� stu wo��w, jakie zabito, by
uczci� odkrywc�. Rozwi�zanie by�o genialnie proste.
Tr�jk�t maj�cy boki o d�ugo�ci 3, 4, 5 jest tr�jk�tem
prostok�tnym i posiada tak�e t� w�a�ciwo��, �e suma
kwadrat�w dwu mniejszych bok�w r�wna si� kwa-
dratowi boku najd�u�szego. To teoretyczne stwierdze-
nie, kt�rym zam�cza si� do dzi� uczni�w w szko�ach,
mia�o kolosalne konsekwencje praktyczne. Znaczy�o
bowiem, �e je�li architekt ma sznur z trzema w�z�ami
odpowiadaj�cymi proporcjom 3, 4, 5, je�li go rozci�g-
nie mi�dzy trzema wierzcho�kami w ten spos�b, �e
AC b�dzie cieniem p�noc-po�udnie, otrzyma zaraz
kierunek wsch�d-zach�d wyznaczony przez odcinek
AB. Na podstawie tego samego tr�jk�ta, zwanego pi-
tagorejskim, wyznaczano wysoko�� i rozstawienie
kolumn.
Nie by�o rzecz� bez znaczenia, �e �w tr�jk�t, je�li
tak mo�na rzec, spad� z nieba, a zatem mia� sw�j
walor kosmiczny. Budowniczym doryckich �wi�ty�
sz�o bowiem mniej o pi�kno ni� o kamienny wyk�ad
porz�dku �wiata. Byli prorokami Logosu na r�wni z
Heraklitem i Parmenidesem.
Pocz�tki stylu doryckiego nie s� jasne. Architekt
cesarza Augusta, Witruwiusz, opieraj�c si� zapewne
na tradycji greckiej, podaje bajeczn� genez�, si�gaj�c
a� do legendarnego Dorusa, syna Hellena i nimfy Fria-
dy, kt�ry panowa� niegdy� nad Achaj� i ca�ym Pelo-
ponezem. Pierwsi budowniczowie - jak m�wi rzym-
ski architekt - nie znali w�a�ciwych proporcji i "sta-
rali si� znale�� takie prawid�a, pod�ug kt�rych zbudo-
; wane kolumny zdolne by�yby do d�wigania ci�aru i
uznane za pi�kne". Zmierzyli �lad m�skiej stopy i
por�wnali z wysoko�ci� m�czyzny. Stwierdziwszy,
�e stopa stanowi sz�st� cz�� wysoko�ci cz�owieka,
zastosowali t� sam� zasad� do kolumny wliczaj�c w
to kapitel. W ten spos�b kolumna dorycka zacz�a w
architekturze odzwierciedla� si�� i pi�kno m�skiego