2364

Szczegóły
Tytuł 2364
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2364 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2364 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2364 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JOANNA CHMIELEWSKA PECH Zacz�o si� w chwili, kiedy raz w �yciu postanowi�am by� rozs�dna i przewiduj�ca. Gremialny przyjazd moich krewnych mia� nast�pi� w lecie, a brzemienno�� jego skutk�w mog�a okaza� si� niebotyczna. W dodatku r�norodna, od katastrofalnej do rewelacyjnej. Kawa�kami przyje�d�ali ju� wielokrotnie... no, wielo, jak wielo, tak ze trzy. Do trzech razy sztuka... I zawsze wtedy wyskakiwa�a z mojej strony jaka� kompromituj�ca g�upota, przestali niemal wierzy�, �e wyros�am na mniej wi�cej normalna jednostk� ludzka, w zwi�zku z czym przypadaj�ca mi cz�� przysz�ego dziedzictwa sta�a si� wysoce problematyczna. Mo�liwe, �e pieni�dze to �wi�stwo, ale ostatecznie, by�am samotn� matk� dwojga dzieci. Gdyby kto� sobie �yczy�, mog�am przyj�� �wi�stwo z demonstracyjnym obrzydzeniem. Wyruszy�am z Warszawy, �eby na czas pobytu australijskiej rodziny za�atwi� dzieciom dwa miesi�ce wakacji nad morzem, we W�adys�awowie, w domu jednej takiej mojej bardzo dziwnej przyjaci�ki. Przy odrobinie uporu mo�na to by�o uzgodni� przez telefon, ale w�a�nie postanowi�am by� przezorna, przewiduj�ca i rozs�dna, w g��bi duszy mia�am straszliw� ochot� sama sp�dzi� nad morzem chocia� jeden dzie�, skorzysta�am zatem z tej eksplozji rodzinnych zalet i pojecha�am. Moja przyjaci�ka, Eleonora, nie tylko imi� posiada�a osobliwe, tak�e charakter. Bezdzietna, nie znosi�a niemowl�t, za to uwielbia�a m�odzie�, tak� od dwunastu lat w g�r�. M�odzie� za� dziko, nami�tnie i zgo�a patologicznie uwielbia�a j�. Nie do poj�cia. Dzieci mog�am jej podrzuci� na ca�e lato z pe�nym zaufaniem, ku wszechstronnej rado�ci, ale w gr� wchodzi�y kwestie finansowe, bo �adna z nas nie op�ywa�a w dostatki, a do tego jej m�� by� sk�py i wytwarza� atmosfer�. Atmosfera w obliczu forsy znika�a bez �ladu, przezornie chcia�am zdusi� j� w zarodku i postanowi�am si�� wtryni� Eleonorze zadatek. Po czym, lekka na duszy niczym ptasz� polne, wr�ci� do domu i zaj�� si� dalszymi rozs�dnymi posuni�ciami. Wyjecha�am wczesnym popo�udniem. Praca w redakcjach i w wydawnictwach dawa�a mi du�� swobod�, korekty mog�am robi�, kiedy mi si� spodoba�o, nic pilnego nie zalega�o mi nigdzie, specjalnie o to zadba�am. Zaopatrzy�am dom w produkty spo�ywcze, z kt�rymi moje dzieci umia�y si� obchodzi� doskonale, szczeg�lnie szesnastoletni Tomek. Lubi� gotowa�. Dziwnie, bo dziwnie, ale lubi�. Czternastoletnia Kasia z dwojga z�ego wola�a sprz�ta�. W ka�dym razie powinni sobie da� rad�, nawet przy najwi�kszych staraniach przez te trzy dni zag�odzi� si� na �mier� nie zd���. A� do M�awy przypomina�am sobie, czego te� uda�o mi si� zapomnie�. Aha, nocnej koszuli. Po�yczenie od Eleonory odpada�o, by�a znacznie ni�sza ode mnie, proporcjonalnie szczuplejsza, ponadto sypia�a w pi�amach. Nigdy nie lubi�am pi�am. Paska od szlafroka, kt�ry s�u�y� mi zarazem do podwi�zywania w�os�w przy myciu, pasek, rzecz jasna, nie szlafrok, no nic, mo�e Eleonora ma jaki� kawa�ek sznurka. Czego jeszcze...? Przyrz�d�w do g�owy, szamponu, od�ywki, zakr�tek... Tak�e suszarki. Na co mi suszarka bez zakr�tek? Co tam, najwy�ej przez trzy dni b�d� rozczochrana, jaki� grzebie� mam chyba w torebce... Raphacholinu... Drobiazg, ryby s� lekkostrawne. Za to wzi�am dwie butelki francuskiego czerwonego wina, bo w tym kraju wprawdzie wszystko ju� wsz�dzie mo�na dosta�, ale takie LA CARDONNE przytrafia si� rzadko. Ubieg�ego roku dosta�am sze�� butelek w prezencie od oszala�ego ze szcz�cia autora, kt�remu wy�apa�am wszystkie b��dy, i dwie specjalnie zachowa�am dla Eleonory. I tego jej cholernego Stasieczka, �eby si� powstrzyma� od wytwarzania atmosfery. Dwie butelki na trzy osoby, to w sam raz na jeden mi�y wiecz�r. Wi�cej zapomnianych przedmiot�w nie przysz�o mi do g�owy, bo przypomnia�am sobie poprzedni� wizyt� pary krewnych z Australii. Siedem lat temu... Na Ok�ciu panowa�o piek�o na ziemi, bo budowali to nowe, a pasa�erom s�u�y�o jeszcze stare, jeden gniot oczekuj�cych na przylotach, samolot z Singapuru si� sp�ni�, ja za� lekkomy�lnie zaniedba�am kwesti� transportu. Po dwudziestu o�miu godzinach podr�y sterczeli w ogonku do mafii taks�wkowej, trzyma�am ich tam, gor�czkowo usi�uj�c zabawia� ciekawostkami z kraju, i omal nie spowodowa�am ich natychmiastowego powrotu komunikatem, �e w sklepie z cudown�, lnian� bielizn� po�cielow� sprzedaj� obecnie d�ugopisy i breloczki do kluczyk�w. Tak�e ramki do fotografii. Sytuacj� uratowa� fakt, �e jeden znajomy sklep z bielizna po�cielow� zosta�, nie zmieni� bran�y i mia� lniane. Potem dowioz�am ich do domu i na t� parszyw� taks�wk� zabrak�o mi pieni�dzy. No nie - powiedzia�am, wyduszaj�c z siebie radosny chichot. - Co za idiotka ze mnie! Ca�y poi i Id zostawi�am w domu, wzi�am tylko portmonetki; nic nic, niech pan chwileczk� poczeka, zaraz znajd�... Mog�am sobie schodzi� dwadzie�cia razy, w domu forsy te� nie mia�am. Cioci� z wujem, chwali� Boga, zaabsorbowa�y dzieci, dla kt�rych Australijczycy stanowili egzotyk� szale�cz� i wida� by�o, jak wypatruj� u nich torby na brzuchu, strusich pi�r gdziekolwiek i malowide� na twarzy. Rzuci�am ich sobie wzajemnie na pastw� i zbieg�am na d�, do tego z�oczy�cy, szalenie zreszt� przystojnego i pe�nego uroku. - W bambus, prosz� pana - rzek�am r�wnie szczerze, jak ponuro. - Grosza wi�cej chwilowo nie posiadam, ale jutro co� wyrw�, bo tak czy inaczej musz�. Jedyne wyj�cie dla pana, to przyjecha� tu drugi raz i wtedy panu zap�ac�. Ma pan adres, dow�d panu mog� pokaza�... - A ja, wie pani, widywa�em pi�kniejsze widoki - odpar� mi na to. - Dzianych innostra�c�w pani wiezie, i co? Na �ebry tu przyjechali? - Co te� pan...? Ale od pierwszego kopa mam im z gard�a wyrywa�? Nie wypada. Poza tym, niech skisn�, je�li nie siedz� na samych czekach podr�nych i kartach kredytowych, no i co nam z tego? Um�wmy si�... W tym momencie u�wiadomi�am sobie swoje mo�liwo�ci i rozk�ad zaj��. Bij cz�owieku g�ow� w �cian�, od rana musz� si� nimi zaj��, kiedy mam skoczy� do kt�rego� pracodawcy, �eby prychn�� drobn� kwot�? Niechby do banku, ca�y doch�d na konto mi wp�ywa, mam tam co� jeszcze, mog� podj��, ale to samo pytanie: KIEDY?! Je�li od rana zaczn� z mafi� taks�wkow�, do wieczora gwarantowanie uda mi si� zbankrutowa�... - Mog� panu da� czek - powiedzia�am beznadziejnie. - A na plaster mi pani czek, �ebym si� z nim kit�asi� po ogonach bankowych? Nie ma pani s�siad�w, �eby kt�ry pani po�yczy�? - Jeszcze gorzej wygl�daj� ni� ja. - Ale ma pani w planach jaki� kursik po mie�cie, nie? Krewniakom z antypod�w stolic� si� pokazuje. Rozumiemy si�? Kursik, akurat... W tym momencie cud sprawi�, �e nadszed� s�siad z parteru, specjalista od telewizor�w. To znaczy, w pierwszej chwili my�la�am, �e to cud. By�am wtedy o siedem lat m�odsza i o siedem lat �adniejsza i mia�am wra�enie, �e mu si� podobam. Rzuci�am si� ku niemu. - Panie Andrzeju, Jezus Mario, mo�e mi pan po�yczy� do jutra sto sze��dziesi�t tysi�cy? Wieczorem zwracam, przywioz�am tu rodzin� z Australii i zabrak�o mi na taks�wk�! - Ja bym pani po�yczy�, bo nawet mam przy sobie - odpar� pan Andrzej z lekkim zak�opotaniem - ale moja �ona na to czeka i zaraz mnie obsobaczy, �e przepi�em. - Ja za�wiadcz�, �e to ja! - Jeszcze gorzej. Ona ju� dawno my�li, �e ja pani� podrywam. - Ja za�wiadcz�, �e nie! No to rozrywki matrymonialne mam ju� jak w hanku... Wok� taks�wki i nas zacz�li gromadzi� si� ludzie. Nie mieszka�am na pustyni. Nie chc� pani martwi� - zauwa�y� czaruj�cy z�oczy�ca - ale ja jestem w pracy i za post�j te� si� nale�y. W chwili kiedy postanowi�am zemdle� i odjecha� st�d pogotowiem bez wzgl�du na skutki, pojawi� si� ten m�j. Konkubent. Wtedy wielbiony, p�niej rozszyfrowany jako potw�r. Dominik. Wysiad� z volvo. - Co si� tu dzieje? - spyta� upiornie spokojnym g�osem. W u�amku sekundy prze�y�am kilka trz�sie� ziemi, ko�c�w �wiata, wst�pie� do raju, zawa��w serca i wzlot�w niebia�skich. Epilog stanowi�o przysypanie wulkanicznym popio�em. Ostatnie chwile Pompei. - Nic - powiedzia�am s�abiutko. - Zabrak�o mi na taks�wk�. Za ma�o podj�am z banku. - Pan mafia? - zwr�ci� si� na to Dominik do z�oczy�cy ca�kiem rzeczowo. - Owszem - odpar� z�oczy�ca zimno. - Zarejestrowana. Podatki p�ac�. Z lotniska jedziemy. Czaru� cholerny. Ciekawe, swoj� drog�, co robi teraz, kiedy mafia taks�wkowa zanik�a... Dominik mia� do�� rozumu, �eby z mafi� nie dyskutowa�, ale odwr�ci� si� do mnie. - Mieli przyjecha� jutro? G�ow� na pniu gotowa by�am po�o�y�, �e dat� mu poda�am w�a�ciw�, ale w zaistnia�ej sytuacji te� wola�am nie dyskutowa�. - Ale przyjechali dzisiaj. Mo�liwe, kochanie, �e pomyli�am dzie�... Dominik zap�aci� bez s�owa, do�o�y� za post�j, wsiad� do volvo i odjecha�. Rozpacz wymiesza�a si� we mnie z ulg�, tworz�c koktajl piorunuj�cy. Kiedy wesz�am wreszcie do mieszkania, moje dzieci zd��y�y ju� podj�� rodzin� z Australii. Kasia z zapa�em prezentowa�a, jak mamusia zje�d�a�a niegdy�, w m�odych latach, z tapczanu na starej desce do prasowania, Tomek zastawi� st� przyj�ciem, w sk�ad kt�rego wesz�a przedwczorajsza kartoflanka, �ledzie w oliwie, lody i zimny bigos. Ciotka z wujkiem siedzieli na krzes�ach, w�r�d kompletnie rozbebeszonych baga�y, z os�upia�ym wyrazem twarzy. - Niedaleko pada jab�ko od jab�oni - rzek�a ciotka g�osem jak pieprz, trociny i g�ra lodowa. Moje wspomnienia wykona�y nagle skok w d�, w kierunku wcze�niejszej wizyty. Przyjecha�a wtedy babcia... Ani to nie by�a moja babcia, ani wujek, ani ciotka. Babcia by�a babci� cioteczn�, rodzon� siostr� mojej babki w prostej linii, a podzia� rodziny na kontynenty nast�pi� przed laty, kr�tko po wojnie, w latach czterdziestych. Ciotecznej babci uda�o si� w wio�nie �ycia i jeszcze w czasie wojny po�lubi� prawdziwego Australijczyka, zetkn�li si� jako� tam w obozach, siedemna�cie lat chyba mia�a, po czym energiczny komandos zdo�a� sprowadzi� �on� do Australii. Druga siostra, starsza, moja babka w prostej linii, zosta�a sama jak palec, pozbawiona wszelkiej innej rodziny, i mo�liwe, �e te� zdo�aliby j� do tej Australii �ci�gn��, gdyby nie to, �e ju� by�a na �mier� i �ycie zakochana w dziadku i stanowczo odm�wi�a wyjazdu. Charaktery to one mia�y, zdaje si�, twarde, i �adne perswazje nie robi�y na nich wra�enia, ale kocha�y si� uczciwie i rzetelnie. Szanowa�y wzajemnie swoje pogl�dy, krytyki sobie nie �a�uj�c, i w�r�d wytyka�, wypomina� i wyrzut�w s�u��c pomoc�, ile si� da�o. Te� w ko�cu zosta�am sama, jedyna potomkini babci, siostry ciotecznej babci, bo tak jako� g�upio wysz�o. Z tej troski cholernej australijska rodzina ustawicznie przyje�d�a�a, blisko maj�c o tyle, �e cz�� progenitury studiowa�a i pomieszkiwa�a to w Anglii, to we Francji, za sw�j podstawowy obowi�zek maj�c piecz� nad polsk� mniejszo�ci�. Moim chrzestnym ojcem zosta�... zaraz, niech si� nie pomyl�... brat �ony syna ciotecznej babci. Znaczy, brat synowej. No owszem, jakiego� powinowactwa mo�na si� by�o dokopa�. Nawet ze mn�. Rodzona babcia ju� nie �y�a, moja matka za� miota�a si� w trudnym �wiecie o skomplikowanym ustroju, za�atana, zapracowana, a przy tym beztroska i lekkomy�lna. Ojciec zaharowywa� si� na �mier� bez po�ytku dla rodziny, bo nie umia� odmawia�, okropnie chcia�, �eby by�o dobrze, i ci�gle wierzy�, �e b�dzie. Troch� si� mija� z ideologi�, dzi�ki czemu pi�trzy�y mu si� k�ody pod nogami, a� w ko�cu umar� na zwyczajny zawa�. Oczywi�cie nie w chwili mojego chrztu, par� lat p�niej. Cioteczna babcia przyjecha�a zaraz po jego �mierci, stwierdzi�a, �e w tym kraju �y� si� nie da, jest to po prostu dom wariat�w i wyl�garnia przest�pczo�ci, warunki �yciowe ur�gaj� elementarnym potrzebom jednostki ludzkiej, spr�bowa�a nam�wi� matk� na emigracj�, ale matka te� nie chcia�a. Nie mog�a zostawi� psa, kt�ry umar�by ze zgryzoty, a c�rka, to znaczy ja, musia�a przecie� sko�czy� szko��. Zgadza�am si� z ni�, na troch�, to tak, ale przecie� nie na zawsze! W rezultacie cioteczna babcia odjecha�a wcze�niej ni� zamierza�a, twierdz�c, i� w tej ciasnocie, z psem na g�owie i tramwajami za oknem, nie przespa�a spokojnie ani jednej nocy, ale serce jej si� podobno szarpa�o na kawa�y i ustali�a, �e ja, jedyna wnuczka jej rodzonej siostry, powinnam by� spadkobierczyni� po�owy rodzinnego maj�tku. Mog�a sobie co� takiego ustala�, bo niczym jej si� jeszcze wtedy nie narazi�am. Po babci przyjecha� chrzestny ojciec z �on�, jak zdo�a�am wyliczy�, cioteczn� wujenk�. Nie najszcz�liwiej trafi�, bo mia�am ju� w�wczas m�a i w�a�nie urodzi�am drugie dziecko, Kasi�. S�owo "ciasnota" w pe�ni korespondowa�o z naszymi warunkami mieszkaniowymi, w dw�ch pokojach moja matka, m�j m��, ja, dwoje dzieci i kot, bo tamten pies ju� nie �y�. Gdyby �y�, mia�by dwadzie�cia jeden lat i odwiedza�yby go prasa, radio i telewizja, co bez w�tpienia ciasnot� by zwi�kszy�o. Potraktowa�am ich wizyt� r�wnie lekkomy�lnie, jak moja matka, chocia� w�a�ciwie trudno mi si� dziwi�, skoro tu� przedtem poj�kiwa�am sobie w b�lach porodowych i nie w g�owie mi by�y jakie� tam poszukiwania lokalowe i rezerwacje hoteli. Chrzestny ojciec z cioteczn� wujenk� jedn� dob� przetrzymali m�nie, wyobra�aj�c sobie ob�z dla uchod�c�w, m�j m�� dzie� pracy po�wi�ci� staraniom ubocznym i okaza�o si�, �e jedyne, co mog� dosta�, to pok�j w by�ym hotelu robotniczym na Woli, z toalet� na korytarzu i jednym og�lnym natryskiem na ca�e pi�tro. Przetrzymali zatem jeszcze i drug� dob�, troch� bardziej nerwowo, po czym wszystkie nasze pieni�dze posz�y na �ap�wk� w recepcji hotelu MDM, gdzie wreszcie dostali mniej wi�cej normalny pok�j. Zwa�ywszy, i� by�am ju�, b�d� co b�d�, doros�a, odium spad�o na mnie. Por�d porodem, mog�am wszak m�a zatrudni� od razu. Fakt, �e pracowa� jako sekretarz redakcji jednego z chwiej�cych si� dziennik�w, nic im nie m�wi� i nie mia� nic do rzeczy. W ka�dym razie moje po�owiczne dziedzictwo mienia rodzinnego stan�o pod malutkim znakiem zapytania, bo czy mo�na obdarza� maj�tkiem osob� do tego stopnia nieodpowiedzialn�...? Og�lnie uratowa�o mnie wydarzenie z rz�du zjawisk nadprzyrodzonych. By� taki cudowny czas, par� lat to trwa�o, kiedy dobrym korektorom szanuj�ce si� wydawnictwa p�aci�y maj�tek, a ja by�am NAPRAWD� dobrym korektorem. Posiada�am trzy niezb�dne zalety: spostrzegawczo��, pami�� wzrokow� i znajomo�� j�zyka. Czyta�am szybko, a mimo to b��dy nie umyka�y mojej uwadze. Ponadto by�am obowi�zkowa, mia�am swoje ambicje i dobrowolnie czyta�am sk�ad po raz drugi i trzeci, dla sprawdzenia, czy wszystkie poprawki zosta�y naniesione. Jeden przepuszczony przecinek sprawia�, �e p�on�am ze wstydu, a od zamiany � na �, albo odwrotnie, gotowa by�am otru� si�, utopi� i powiesi�. Pracowa�am wtedy dniem i noc�, dzi�ki czemu moje dzieci z wielk� niech�ci� i rozgoryczeniem podj�y obowi�zki gospodarskie, a m�j m�� rozwi�d� si� ze mn�, co przyj�am nawet z pewn� ulg�. Przesta� mi tru� anatomi� g�upotami w rodzaju obiadu, przepierki, koszul, kurzu na ksi��kach i zaginionych przedmiot�w, stwierdzaj�c zarazem, �e sam jest do�� rozproszony, wi�c potrzebuje �ony stabilnej. O�eni� si� p�niej z pani� s�dzi�, kt�ra orzek�a nasz rozw�d. Ja za� zyska�am mieszkanie. Moja przyjaci�ka, osoba samotna, budowa�a sobie dwupoziomowy apartament w ramach sp�dzielni mieszkaniowej i odst�pi�a mi go po cenie koszt�w pierwotnych, poniewa� musia�a natychmiast stworzy� p�ask� przestrze� �yciow� w sosnowym lesie dla swojej ci�ko chorej matki. Stworzy�a, zabrak�o jej pieni�dzy, ja mia�am akurat w�a�ciw� sum�, zaoszcz�dzon� w latach urodzaju, uratowa�y�my si� wzajemnie. - Bo rozumiesz - powiedzia�a wtedy do mnie, zmartwiona - to pierwsze pi�tro, my�la�am, �e j� tam wezm�, sama zamieszkam wy�ej, ale okaza�o si�, �e dziesi�� schodk�w mo�e j� zabi�. No i cze��. Uda�o mi si� w tym Cz�stoniewie, to takie ma�e co�, �e nawet go nie ma na mapie, sosnowe laski i nic wi�cej, blisko Gr�jca. Za grosze, a odrolnione, dom ju� prawie stoi. S�uchaj, ty masz tyle? Nie przystawiam ci no�a do gard�a? - Mam - odpar�am dumnie. - �ciboli�am jak Harpagon. A na moj� matk� nie zd��y�am wyda� nawet jednej z�ot�wki, chocia�, B�g mi �wiadkiem, wyda�abym wszystko. Trzustka. I w dwa tygodnie do widzenia. Umar�a pod narkoz�, z�� diagnoz� postawili i wymy�lili p�kni�ty wyrostek robaczkowy. - Nie wiedzia�a, �e umiera. Ka�dy by tak chcia�. - A pewnie. �ywi jako� wstrz�s przetrzymaj�... Moje nowe mieszkanie te� ju� by�o prawie gotowe, jeszcze si� troch� spr�y�am i wystarczy�o. Ogromnie pocieszaj�cy wyda� mi si� przy tym fakt, �e jej matka odzyska�a du�y kawa�ek zdrowia, niemal rozkwit�a, ona sama za� zagnie�dzi�a si� na owym odludziu z najprawdziwszym zachwytem. Pracowa�a jako grafik, ilustrator, i mog�a to robi� gdziekolwiek, cho�by nawet w �rodku dzikiej puszczy. Zawiadomiona o sukcesie mieszkaniowym australijska rodzina zachwia�a si� w opiniach o mnie. Przez siedem lat nie przyje�d�ali, zdegustowani warunkami pobytu, jakich im dostarcza�am, teraz w nich drgn�o na nowo... Obje�d�aj�c M�aw�, ustali�am sama ze sob�, sk�d im si� to w�a�ciwie bierze. No jasne, kto widzia�, �eby osoba, wizytuj�ca rodzin� na innym kontynencie, mieszka�a w hotelu?! A nawet i na tym samym, w Europie, jasne przecie�, �e wszyscy ka�demu zwal� si� na g�ow�, bo szkoda pieni�dzy, a hotel kosztuje. I gdybym tak ja do Australii, gdzie� bym mia�a zamieszka�, jak nie u nich, obraziliby si� �miertelnie, nawet gdybym by�a milionerk�! Zwi�zki rodzinne, uczucia rodzinne... Pomijaj�c, oczywi�cie, pokoje go�cinne... Zd��y�am sobie jeszcze przypomnie� inn� moj� przyjaci�k�, kt�ra za skarby �wiata nie zgadza�a si� w �adnej podr�y mieszkiwa� po rodzinie. Zawczasu rezerwowa�a sobie pokoje w hotelach, twierdzi�a, �e lubi swobod�, wybiera�a tylko takie nieco ta�sze, bo pieni�dze nie spada�y jej z nieba. Je�li wypchn� dzieci, zyskam dwa pokoje go�cinne z �azienk�... Wi�cej mi si� pomy�le� nie uda�o, bo przed sob� ujrza�am tworz�cy si� korek i przeszkod� na drodze. By�am dostatecznie blisko, �eby j� widzie� dok�adnie. Traktor z dwiema przyczepami mia� jakie� zamiary w kwestii wjazdu na szos� albo przejazdu przez ni�. Protest zg�osi� TIR z przeciwnej strony. Sta� cz�ciowo w p�ytkim rowie, traktor przechyli� si� w drugim, naprzeciwko, obie przyczepy za� przewr�ci�y si� na �rodku, zawalaj�c szos� potworn� ilo�ci� siana. Mo�liwe, �e mia�a w tym tak�e jaki� udzia� ci�ar�wka przede mn�. Musia�o to nast�pi� przed chwil�, bo korek ledwo si� zaczyna�. By�am czwarta, wliczaj�c ci�ar�wk�, a tych pozosta�ych z daleka widzia�am w ruchu, dogania�am ich. Bardzo rozs�dnie zastanowi�am si�, co b�dzie. Przyczepy le�� w poprzek szosy, siano w kostkach cz�ciowo si� rozlecia�o, sk�d on wzi�� tyle suchego siana o tej porze roku...? Czerwiec, mokra wiosna, pierwszy pokos i ju� suchy...? TIR w rowie, traktor w rowie, z ci�ar�wki co� cieknie, chyba za�atwi� sobie ch�odnic�. Ludzkie r�ce nie dadz� rady temu wszystkiemu, musi przyjecha� pomoc drogowa, d�wig, mo�liwe, �e pogotowie i, oczywi�cie, policja. Jakie� domy wida�, maj� tu chyba ludzie telefony...? Nawet je�li kto� zadzwoni od razu nawet, je�li ju� zadzwoni�, ze dwie godziny ta zabawa potrwa, a gliny mo�e b�d� chcia�y przes�ucha� najbli�szych kierowc�w. Trzecia godzina pewna. O, nie! Wyje�d�aj�c z Warszawy, wyliczy�am sobie czas tak, �eby do Eleonory dotrze� ko�o si�dmej wieczorem. Je�li postoj� tu trzy godziny, o wyprzedzaniu p�niej nie b�dzie mowy, bo z przeciwka p�jdzie ca�y, nieprzerwany sznur. A tu� przede mn� ma�y fiat. Dobij� na miejsce o jedenastej, Stasieczek wpadnie we w�ciek�o��, bo chodzi wcze�nie spa�, w dodatku Eleonora uprzedza�a mnie, �e maj� tam jakie� roboty drogowe, diabli wiedz� w co trafi� w ciemno�ciach. Nie b�d� tu czeka�a na Godota! Sta�am akurat u wylotu bocznej drogi, kt�ra musia�a wszak dok�d� prowadzi�, poj�cia nie mia�am dok�d, bo drogowskaz zosta� za mn�, ale z pewno�ci� da�oby si� ni� ca�e to sienne z�omowisko objecha�. Nawet przez wsie i op�otki b�dzie szybciej ni� przez t� barykad�. Skr�ci�am bez dalszych namys��w i ruszy�am ca�kiem przyzwoitym, chocia� w�skim asfaltem. Pierwszy napotkany drogowskaz poinformowa� mnie, �e na prawo znajduje si� Pep�owo. Nie chcia�am na prawo, to by�by kierunek powrotny, ku Warszawie, a mnie przyda�aby si� raczej Nidzica. Pojecha�am prosto. Po kilometrze z drobnymi groszami asfalt si� sko�czy� i ujrza�am przed sob� zwyk�� drog� gruntow�, niekoniecznie r�wn�, na tej drodze za� maszyn� rolnicz�. Bez wzgl�du na to, czym by�a, siewnikiem, spr�yn�wk� czy kosiark�, musia�abym j� omija� po ornym polu, bo wystawa�a bardzo daleko poza skraje drogi. Gdybym jecha�a innym samochodem, kto wie, w jakie manowce zdo�a�abym si� wr�ba�. Ale nowa Toyota Ayensis... Rzecz jasna, nie ze swoich zarobk�w t� toyot� kupi�am, zap�aci�a za ni� rodzina australijska. �yczyli sobie, przyjechawszy, podr�owa� po kraju du�ym i wygodnym samochodem, z klimatyzacj� i wszelkimi szykanami, mnie za� kazali si� do niego przyzwyczai�. Z automatycznej skrzyni bieg�w musieli, na szcz�cie, zrezygnowa�, bo na automat czeka�o si� zbyt d�ugo, przyzwyczajenie zatem przysz�o mi z �atwo�ci�, ale i tak trz�s�am si� o wytworn� gablot�, jak barani ogon. �aska boska jeszcze, �e mia�am gara�, przynale�ny do nowego mieszkania, inaczej bowiem musia�abym chyba w niej sypia�. Toyoty Avensis kradli w zawrotnym tempie i �adne alarmy nic na to nie pomaga�y. Trudno, zawr�ci�am przed maszyn� rolnicz� i pojecha�am na Pep�owo. Ujrzawszy na kolejnym drogowskazie napis Wieczfnia Ko�cielna, si�gn�am wreszcie po atlas drogowy, bo trudno mi by�o uwierzy�, �e tak dziwna nazwa mo�e istnie� w polskim j�zyku. Okaza�o si�, �e owszem, istnieje. W tej Wieczfni Ko�cielnej zatrzyma�a mnie drog�wka. Chyba nie mieli co robi� i uczynili to dla rozrywki, bo �adnego wykroczenia nie pope�ni�am i nawet szybko�ci nie przekracza�am, wlok�c si� jak za pogrzebem i sm�tnie wypatruj�c drogowskazu na Za��e. Po co w og�le tam stali? - Panowie, wy mnie tu bez potrzeby �apiecie, a tam okropna kraksa na szosie - rzek�am z wyrzutem. - Nikt was jeszcze nie zawiadomi�? - Jaka kraksa? - zainteresowa�a si� w�adza. - Traktor, dwie przyczepy, TIR i ci�ar�wka. I bardzo du�o siana. - Mokrego? - Nie, suchego. W du�ych kawa�kach. - �arty pani sobie robi. Suche siano, teraz...? Po tych deszczach? - Sama si� dziwi�. A jeszcze bardziej si� dziwi�, �e stoicie akurat tutaj. Po co wam to? - Widocznie tak trzeba. Tajemnica s�u�bowa. - A, rozumiem. Przest�pca b�dzie t�dy ucieka�. Ale to nie ja. Nie warto na mnie traci� czasu. - To si� jeszcze oka�e... Pogaw�dka nam si� mi�o rozwija�a, ale przerwa� j� kumpel z radiowozu, wzywaj�c koleg�. Zdaje si�, �e w�a�nie w tej chwili dostali wiadomo�� o barykadzie na szosie i przesta�am ich ciekawi�. Pojecha�am dalej. Sko�czy�a mi si� woda mineralna w butelce, pi� mi si� chcia�o, zw�tpi�am w s�uszno�� porzucenia korka przy sianie. W jakich� Dybach wypatrzy�am sklep, owszem, wod� mineraln� dosta�am, ale musia�am czeka� w ogonku, z�o�onym z dw�ch os�b, kt�re za�arcie k��ci�y si� z ekspedientk� o tajemniczy produkt, obdarzany przez nie mianem grulek. Owe grulki podobno okaza�y si� zje�cza�e i zaszkodzi�y dziecku. W gwa�town� dyskusj� wkroczy� m�j samoch�d, kt�remu znudzi�o si� oczekiwanie i zacz�� przera�liwie wy�. Wypad�am ze sklepu jak oszala�a, co za cholera, ju� go kradn�?! W Dybach...?! Zdo�a�am go uciszy� pilotem, wycie za� o tyle si� przyda�o, �e od razu sprzedano mi wod� mineraln�. Widocznie chcieli wr�ci� do grulek bez ha�a�liwych przeszk�d. Po dw�ch godzinach jakim� cudem znalaz�am si� wreszcie w Nidzicy i wyjecha�am na gda�sk� szos�. Moja strona by�a prawie pusta, w przeciwn� powolutku posuwa� si� imponuj�cy korek. Wi�c jednak dobrze zrobi�am, tamci przed sianem chyba jeszcze stali, straci�am razem p�torej godziny, a nie cztery. Prosz�, jakim wspania�ym rozs�dkiem si� wykaza�am! Gdybym wiedzia�a, co z tego wyniknie... O dziewi�tej dobi�am do Eleonory, z pewnym wysi�kiem wygrzebawszy si� z rob�t drogowych, Stasieczek dopiero szykowa� si� do snu i wszystko by�oby dobrze, gdyby nie to, �e o wp� do jedenastej piekielna toyota zn�w zacz�a wy�. - Na lito�� bosk�, ucisz to, bo on si� obudzi - poprosi�a nerwowo Eleonora. Prztykn�am. Ucich�o. Po chwili zn�w zacz�o. Po kwadransie obudzeni ju� byli wszyscy wok�, morze, jak na z�o��, zachowywa�o si� cicho i spokojnie, tak jakby nie mog�o akurat sztormowa�, g�usz�c wszelkie inne d�wi�ki. Od domu Eleonory do pla�y by�o wszystkiego raptem czterdzie�ci pi�� metr�w, przy odrobinie wysi�ku wal�ce w brzeg fale wygra�yby ze mn� w cuglach, to nie, ledwo szemra�o, zupa, nie morze! A cholerny samoch�d wy�. Stasieczek wpad� w furi�, kilka os�b wymy�la�o z daleka, kilka z bliska, Eleonora, kryj�c przygn�bienie, pomaga�a mi otworzy� mask�, przy czym �adna z nas nie mog�a domaca� si� blokuj�cego prztyczka, kt�ry nale�a�o przesun��. Podszed� jaki� facet, odsun�� obie baby, wetkn�� r�k� i maska stan�a otworem. Rzuci�am si� do �rodka z kluczykiem, bo wiedzia�am mniej wi�cej, gdzie znajduje si� blokada d�wi�ku, ale r�ce mi si� trz�s�y i nie mog�am trafi�, w dodatku zgin�� gdzie� ten patyk do podtrzymywania maski w pozycji otwartej, Eleonora z wysi�kiem trzyma�a j� w g�rze, �eby mi nie przetr�ci�a kr�gos�upa, czysta rozpacz. Facet, kt�ry usun�� si� na stron� nie czekaj�c na podzi�kowania, zn�w podszed�, znalaz� patyk, odebra� mi kluczyk, si�gn�� w g��b potwornej machiny i upiorny d�wi�k wreszcie umilk�. Og�lna ulga by�a wr�cz namacalna. - Pan jest b�stwo - powiedzia�am g�osem omdlewaj�cym, ale bardzo stanowczo. - Dzi�kuj� panu z ca�ej si�y! - Na pani miejscu sprawdzi�bym, czy z tego akumulatora jeszcze co� zosta�o - poradzi�o mi na to b�stwo. - Alarmy roz�adowuj�. Jak ju� go szlag trafi�, zastartuj� pani ze swojego i pod�aduje pani przez p� godziny. Tu obok stoj�. - No prosz� - pochwali�a Eleonora, obejrzawszy si� przedtem, czy Stasieczek nie s�yszy. - To si� nazywa prawdziwy m�czyzna. - Je�li zastartuje, i tak go potrzymam na wolnych obrotach - zdecydowa�am. - Niech pan jeszcze przez sekund� zaczeka, b�agam pana! - Przecie� nigdzie nie id�... Zastartowa�, przegazowa�am go troch�, odchodz�ce ju� osoby, te, co pyskowa�y z bliska, obejrza�y si� nie�yczliwie, czego w ciemno�ciach nie by�o wida�, ale da�o si� wyczu� w powietrzu. Zostawi�am drania na wolnych obrotach i wysiad�am. - No i fajnie - powiedzia�am zgry�liwie. - S� tu jacy� z�odzieje? Stoi otwarty, z kluczykiem w stacyjce, a ja id� do domu. Okazja jak rzadko. - Mo�esz posiedzie� na ganeczku - zaproponowa�a Eleonora z uciech�. - Zapal� lamp� i dam ci co� do czytania, chyba �e wolisz oka z niego nie spuszcza�. - Mo�e uwi�za� na sznurku do ogrodzenia, jak konia? - Wy�amie sztachet� i Stasieczek si� zdenerwuje... - Mog� popilnowa� przez p� godziny - zaofiarowa� si� pob�a�liwie prawdziwy m�czyzna-b�stwo. - I tak tu siedz� w wozie i czekam na klienta, mam doskona�y widok na to pani pud�o. S�owo "klient" zapali�o mi w pami�ci jak�� malutk� iskierk�. - Niebiosa pana zes�a�y - powiedzia�a Eleonora. - S�uchaj, a w�a�ciwie dlaczego on ci tak wyje? Co� mu z�ego zrobi�a�? - Nic, jak Boga kocham. Nie wiem, dlaczego wyje, to ju� drugi raz, a pies z kulaw� nog� nawet na niego nie spojrza�. - Pewnie za�o�y�a pani wszystkie mo�liwe alarmy? - wtr�ci� si� facet. - Avensis ma spieprzon� elektronik�, to ju� powszechnie wiadomo. Niech si� panie na co� zdecyduj� albo ubior� cieplej, bo zdaje si�, �e jest dosy� ch�odno. By�o nie tylko ch�odno, ale ca�kiem zimno, my obie za� mia�y�my na sobie szlafroki i ranne pantofle na bosych nogach. Eleonora ruszy�a do domu po jaki� sweter dla mnie, po drodze w��czy�a dodatkowe �wiat�o nad swoimi drzwiami. Zrobi�o si� znacznie widniej, mog�am si� przyjrze� temu wys�a�cowi niebios i stwierdzi�am, �e on mi si� te� przygl�da. - Czy my si� przypadkiem nie znamy? - powiedzieli�my do siebie r�wnocze�nie z lekkim pow�tpiewaniem. By�am pewna, �e ju� go kiedy� widzia�am w jakich� nieprzyjemnych okoliczno�ciach, zacz�am sobie gwa�townie przypomina�, iskierka w mojej pami�ci zamigota�a intensywniej. Eleonora wybieg�a ze swetrem. ^ - S�uchaj, po co kupi�a� samoch�d ze spaskudzon� elektronik�? - Ja! - zirytowa�am si�. - Moja australijska rodzina taki chcia�a! Zap�acili za niego, to co mu mia�am w z�by zagl�da�. - Aaaa...! - powiedzia� facet. -Ju� wiem. Bogaci cudzoziemcy... W tym momencie przypomnia�am go sobie. Oczywi�cie, �w mafijny taks�wkarz-z�oczy�ca, na kt�rego zabrak�o mi pieni�dzy... - A, to pan! - ucieszy�am si�, nie wiadomo dlaczego. - No w�a�nie. Zapami�ta�em pani�, bo taka sytuacja rzadko si� zdarza. Obcokrajowcy, a pani bez forsy. Zaraz, zap�aci� wtedy za pani� taki nad�ty bufon... Pomy�la�am, �e Dominika okre�lenie bez w�tpienia by zachwyci�o i ugryz�am si� w j�zyk, bo ju� chcia�am zapyta�, czy on nadal je�dzi jako mafia i jak to robi, skoro mafia taks�wkowa upad�a. Zarazem poczu�am si� odrobin� nieswojo, pi�kny mafiozo przez siedem lat nie straci� nic ze swego uroku, ja za� sta�am tu przed nim w starawym szlafroku, przewi�zanym czerwon� wst��eczk� do kwiat�w, rozczochrana, bez �adnego makija�u, z doskonale umyt� twarz�, po�yskuj�c� figlarnie t�ustym kremem na noc. Jakim cudem w og�le mnie pozna�? - Nic si� pan nie zmieni� - wyrwa�o mi si�. - Pani r�wnie� - odpar� z galanteri�. - We� ten sweter - powiedzia�a Eleonora. - Co� pan m�wi� o p�godzinie? Mo�e ja kawy zrobi� tak szybciutko i wypijemy sobie na ganeczku? - Nie, dzi�kuj�, mam w�asne zaopatrzenie, pe�no kawy w termosie. Ponadto musz� pilnowa� klienta, zaraz lecimy z powrotem do Warszawy. Znalaz�am sformu�owanie dyplomatyczne. - Nadal pan je�dzi? - spyta�am delikatnie. - A dlaczego nie? Ale na og� wybieram d�u�sze trasy, bo tak lubi�. - Lepiej si� na tym wychodzi? - zainteresowa�a si� Eleonora, kt�ra w mgnieniu oka wy�apa�a jego zaw�d. - R�nie. Zazwyczaj tak. Niech pani te� co� ciep�ego za�o�y, je�li mamy tak tu sobie konferowa� na �wie�ym powietrzu. Cholera. Teraz, kiedy nie musia�am mu p�aci�, podoba� mi si� jeszcze bardziej ni� przed siedmioma laty. Co za niefart parszywy, akurat trzeba go by�o spotyka� w takiej chwili, podstarza�a zmaza bez twarzy... - Zmieni�am mieszkanie - pochwali�am si� bez zastanowienia. - Przenios�am si� w alej� Wilanowsk�, takie domki dwupi�trowe, troch� w g��bi. Mog� podejmowa� rodzin� w przyzwoitszych warunkach. - Ale s�dz�c z tego - gestem brody wskaza� toyot� - zaczynaj� ju� troch� za siebie p�aci�? Oni w og�le, ta pani rodzina, biedni nie s�? - Przeciwnie. Bardzo bogaci. - To dlaczego, do pioruna, tak pani wtedy g�upio wysz�o? - D�ugo by gada� - westchn�am. - A jeszcze, bo tego pan nie wie, musieli w�azi� na czwarte pi�tro bez windy. Teraz przyje�d�aj�, bo mieszkam na pierwszym. - Z tym bufonowatym palantem? Nie mia�am najmniejszej ochoty ani te� zamiaru obra�a� si� za Dominika. - Nie, c� znowu. Porzuci� mnie ju� cztery lata temu. - Ej�e? On pani� czy pani jego? - On mnie, chocia� w gruncie rzeczy trudno to oceni�. Teraz mieszkam z dzie�mi. Zreszt�, wtedy te� mieszka�am z dzie�mi. A pan? - Ja nie. Z dzie�mi mieszka moja by�a �ona. Ja mieszkam z matk�. - O Bo�e... - Nie zna pani mojej matki. To nie matka, to arcydzie�o. Ka�dy by chcia� z ni� mieszka�. - Gotuje obiady? - Moja matka...?! Co te� pani? Moja matka pracuje, architektura wn�trz, dekoracje. I nazywa si� tak samo jak ja, Darko. �ukasz Darko. To znaczy, moja matka nie ma na imi� �ukasz, tylko Ewa. Ewa Darko. Ewa Darko, co� takiego! S�ysza�am o niej, oczywi�cie, genialna projektantka, jej wn�trza mia�y wdzi�k, urok jaki� szczeg�lny, by�y znakomite! No, syna sobie zrobi�a podobnego do wn�trz... Wr�ci�a Eleonora w p�aszczu, narzuconym na szlafrok. - Tylko ja ci� prosz�, niech on nie zacznie wy� znowu, bo Stasieczek zasn�� - rzek�a melancholijnie. - Je�li si� obudzi, wyleci z siekier�. - Czasem si� zastanawiam, dlaczego niekt�re kobiety tak si� trzymaj� swoich m��w - powiedzia� w zadumie syn genialnej Ewy. - Najmocniej przepraszam, to taka uwaga og�lna. Nie zacznie wy�, bo wy��czy�em d�wi�k, chyba �e pani w��czy z powrotem, ale zdaje si�, �e pani nie umie, wi�c z g�owy. Natomiast mo�e miga�. Niech pani pilnuje, bo miganie te� wy�aduje akumulator, tyle �e nieco wolniej. - A nie ma na to rady? - zatroska�a si� Eleonora. - Przecie� m�wi�em, �e alarmy w Ayensis mo�na sobie o kant ty�ka pot�uc! Czterdzie�ci minut min�o nie wiadomo kiedy. Klient mafijnego �ukasza pojawi� si� przy jego samochodzie, po�egnali�my si� mi�o i przyjacielsko, zgasi�am silnik i zamkn�am pod�� toyot�, z nadziej�, �e mo�e postoi spokojnie chocia� do rana. Zmarz�y�my obie z Eleonor� tak, �e koniecznie nale�a�o napi� si� czego� gor�cego. - Ty, kto to jest? - spyta�a Eleonora ju� w kuchni. - Niez�a sztuka. - Taks�wkarz z dawnej mafii - westchn�am. - Zabrak�o mi kiedy� pieni�dzy i nie mog�am mu zap�aci�. - I co? - Nic. Dominik si� przypl�ta� i do�o�y�. - Po choler� jecha�a� mafi�? Pijana by�a� czy co? Musia�am jej opisa� scen�, kt�ra ze wszystkimi szczeg�ami tkwi�a mi w pami�ci, �wie�utko uruchomionej na szosie nie przez mafioza, tylko przez australijsk� rodzin�. Eleonora s�ucha�a, rozbawiona i pe�na wsp�czucia. - Jeden z nielicznych po�ytk�w z Dominika - mrukn�a. - Kto teraz przyje�d�a? - Pi�� sztuk, Bo�e, miej lito�� nade mn�! Babcia, wuj z ciotk� i ciotka z wujem, to znaczy nie tak, czekaj, wuj z ciotk� si� zgadza, a druga para, to chrzestny ojciec, brat ciotki, z �on�. Mo�e ona wujenka, nie wiem, gubi� si� w powinowactwach. - Jezus Mario. Zmieszcz� si� w tych pokojach po dzieciach? - Komu� roz�o�� kanap� w salonie. I oddam w�asn� �azienk�. B�d� si� my�a w wychodku. - W sedesie? - Nie, tam jest umywalka i natrysk. Ciasno troch�. - No to masz przed sob� ubaw na dwadzie�cia cztery fajerki... - Lepszy ni� my�lisz. Musz� jeszcze po ca�ym kraju zarezerwowa� hotele, bo oni chc� zwizytowa� Krak�w, Cz�stochow�, Gda�sk... no, Cz�stochowa po drodze... O jakich� tam Gr�jcach i Lublinach nawet nie wspominam, to si� obskoczy w jeden dzie�. Eleonora patrzy�a na mnie ze zgroz�. - Jakim cudem upchniesz sze�� os�b w samochodzie? B�d� je�dzili sami? - A niechby! Ale nic z tego, nie potrafi� ze zwyczajn� skrzyni� bieg�w. Ale zdaje si�, �e jedna para si� indywidualizuje i ma jakie� inne pomys�y, wi�c zostaj� cztery osoby, wliczaj�c mnie. A mo�e b�d� si� zmienia�. Hotele mam rezerwowa� jak dla kr�lowej angielskiej, wzgl�dnie Michaelajacksona. Par� lat temu wynaj�� sobie ca�ego Marriotta razem z parkingiem. - I jeste� pewna, �e oni za to zap�ac�? - Mam nadziej�. Chocia� dr�czy mnie my�l, �e w Australii te� zap�aciliby oni, gospodarze, a nie ja, go��. Nie pozwoliliby mi wyda� ani grosza. - W takim razie jed� do Australii - poradzi�a Eleonora stanowczo. - Ty jeste� jedna, a ich pi�cioro, to stwarza du�� r�nic�. - Boj� si�, �e wszystko zale�y od tego, jakie wra�enie na nich zrobi� - westchn�am kt�ry� ju� raz, dopijaj�c resztk� kawy. - Wci�� licz� na to, �e oka�� si� odpowiedzialna i zr�wnowa�ona, i to ma by� chyba ostatni sprawdzian. - No to nie ma si�y, �ap si� za te hotele. Gda�sk, je�li chcesz, mog� ci za�atwi�, znam tam par� os�b... * * * - Specjalnie czeka�am na Stasieczka, �eby mie� bezstronnego �wiadka! - awanturowa�am si� nazajutrz, k�ad�c na stole zadatek w got�wce. - Ona g�upia i sama nie wie, co robi! Eleonora protestowa�a dziko i nami�tnie. - Idiotka, sze�� os�b w samochodzie, a ona jeszcze chce za to p�aci�! Na hotele sobie zostaw! Tu ryby s� tanie, z g�odu te twoje dzieci nie umr�! - Na hotele, ty o�lico, i tak mi nie starczy! Do ciebie ich przywioz�, ca�� rodzin�! Ja nie wiem, czy oni w tej Australii maj� jakie� ryby! - Rekiny - powiedzia� sucho Stasieczek. - A tu b�dzie fl�dra... - Rekin raczej ze�re ich ni� oni jego! Dwa dni, to niech ci b�dzie, ale nie p�tora miesi�ca! Moje dzieci rosn�! - No to co? Bez tej forsy zmalej�...?! Stasieczek, o dziwo, na widok pieni�dzy jako� ma�o si� rozpromieni�. Atmosfera wok� niego jakby kie�kowa�a, a powinna by�a zdechn��. Zaniepokoi�am si�, Eleonora chyba r�wnie�, bo nagle zaniecha�a protest�w i ponuro zamilk�a, wpatrzona w banknoty. Wyra�nie prze�amuj�c w swoim wn�trzu tajemniczy op�r, Stasieczek wydusi� w ko�cu z siebie m�sk� decyzj�. Ot� zadatek zadatkiem, ale moje dzieci mog� tam przyjecha� i zosta� pod warunkiem, �e nie b�d� wy�y. Jako� to inaczej sformu�owa�, ale sens by� w�a�nie taki, skojarzenie z samochodem tkwi�o w nim jak zadra. Ju� nie mia�o to bydl� kiedy wy�, tylko akurat wczoraj Wieczorem, bez upiornego d�wi�ku �adne warunki do g�owy by mu nie przysz�y. Ci�ko sp�oszona, poprzysi�g�am, �e moje dzieci g�osu z siebie nie wydadz�, b�d� rozmawia� na migi. Eleonora, poj�wszy sedno rzeczy, o�ywi�a si� i zwr�ci�a mu uwag�, �e dzieci przyjad� bez samochodu, przywioz� je, zostawi� i odjad� natychmiast. Zaaprobowa�am ten plan z wielkim zapa�em, podsuwaj�c my�l, �e mo�e, w zwi�zku z wyciem, zadatek powinien by� wi�kszy. Eleonora warkn�a, Stasieczek my�l potraktowa� powa�nie. Do�o�y�am st�w� i atmosfera wreszcie zdech�a. Ubo�sza o sto z�otych, nast�pnego dnia wyruszy�am do domu. W chwili kiedy ju� jecha�am i prawdopodobnie doje�d�a�am do Nidzicy, niejaka Michalina Ko�ek wkracza�a w progi swojego uwielbianego chlebodawcy. Zarazem towarzysza �ycia in spe, wci�� bowiem nie traci�a nadziei, �e jej niez�omne uwielbienie wywrze sw�j wp�yw i, wcze�niej czy p�niej, on si� z ni� o�eni. Wedle jej do�� mglistych pogl�d�w, tak pot�ne uczucia musia�y by� zara�liwe, co najmniej jak tyfus albo �wierzb, za� wirusy i bakterie z siebie wr�cz rozpyla�a w powietrzu. Razem z woni� dezodorantu Wiecziernaja Maskwa. Z dojazdem do chlebodawcy Michalina mia�a pewne drobne k�opoty, bywa�a u niego zatem tylko dwa razy w tygodniu, ale za to zostawa�a co najmniej ca�� dob�, a bywa�o, �e i dwie. Jej up�r sprawi�, �e zosta�a zaanga�owana do r�nych prac porz�dkowych, w rodzaju mycia okien, odkurzania wyk�adzin, prania i prasowania oraz przyszywania guzik�w. Z w�asnej inicjatywy, dyplomatycznie i powolutku rozszerzaj�c zakres zaj��, dost�pi�a zaszczytu obierania kartofli, przywo�enia wyszukanych artyku��w spo�ywczych, r�nie, po wi�kszej cz�ci krytycznie, witanych, przyrz�dzania posi�k�w, a nawet podawania kawy i delikatnych koktajlik�w. Absolutnym szczytem szcz�cia za� by�a mo�liwo�� poogl�dania czasami razem z nim, w jednym pokoju, telewizji, bez wzgl�du na to, co tam si� pa��ta�o po ekranie. Wi�kszych szcz�� nie dost�pi�a, aczkolwiek, korzystaj�c z nocleg�w w wyznaczonym jej pokoju, wszelkimi si�ami prezentowa�a si� w kusz�cym negli�u, woniej�c wdzi�cznymi odorami intensywniej. Negli� na chlebodawcy najmniejszego wra�enia nie robi�, mo�e dlatego, �e sk�ada� si� z jedwabnego szlafroka do samej ziemi, jadowicie zielonego, w wielkie, r�owe, niebieskie i fioletowe kwiaty. Zwa�ywszy rozmiary Michaliny, silnie nasuwa� skojarzenia z byle jak urz�dzonym trawnikiem, ewentualnie du�ym klombem w ogrodzie daltonisty, nie budz�c jednak�e ch�ci wytarzania si� w ro�linkach. Do tego nosi�a przera�liwie z�ote sanda�ki z zel�weczk� i obcasikiem podklejonymi filcem, �eby st�pa� cicho i nie denerwowa� chlebodawcy �omocz�cymi krokami, z sanda�k�w za� wystawa�y paznokcie tak purpurowe, jak tylko to by�o mo�liwe. Pod szlafrokiem z regu�y miewa�a r�owe nocne koszule, bogato przyozdobione koronkami, ale mog�a miewa� nawet drelichy robocze albo cokolwiek innego, bo obfito�� fa�d owej szaty domowej ca�kowicie wyklucza�a dostrze�enie, co si� znajduje pod spodem. Duszy utalentowanej kurtyzany Michalina chyba nie mia�a. Wkroczy�a w te ukochane progi p�nym popo�udniem, nie uda�o jej si� bowiem wcze�niej dojecha�. Drzwi zasta�a normalnie zamkni�te, otworzy�a je w�asnym kluczem, najbezcenniejszym swoim skarbem, stanowi�cym dow�d bezgranicznego zaufania chlebodawcy, i od razu pod��y�a do kuchni, �eby skrycie rozpakowa� przywiezione wiktua�y. Frykasy rozmaite kupi�a, m�g�by zaprotestowa�, a tak to si� je przyrz�dzi, zanim on spostrze�e. Wcale nie chcia�a, �eby jej za nie zwraca�, nie dla pieni�dzy wszak podj�a t� prac�, gotowa by�a nawet za ni� dop�aca�! W domu panowa�a cisza, gdzie� tam tylko daleko, w jego gabinecie zapewne, szemra�o radio. Psa ani kota chlebodawca nie mia�, karmi� za to dzikie zwierz�ta z pobliskiego lasu, dziki, sarny, wiewi�rki, czasem nawet lisy, chocia� lis�w nie lubi�, bo podobno roznosi�y w�cieklizn�. Do ogrodu nie wolno by�o im wchodzi�, zbli�a�y si� do siatki, dostawa�y swoje i potem sz�y precz. Bezszmerowym systemem Michalina zrobi�a, co mog�a. Wyglansowa�a klinicznie czyst� kuchni�, wytar�a i schowa�a dwie fili�anki, dwa spodeczki i dwie szklanki, stoj�ce na suszarce do naczy�, przygotowa�a wieczorny posi�ek, zaparzy�a kaw� w termosie, umy�a �azienk�, pozbiera�a �cierki, obrusiki i serwetki i wepchn�a do pralki. Wszystko to robi�a jak najciszej, �eby on jej nie us�ysza�. Je�li, nie daj Bo�e, zbyt wcze�nie stwierdzi jej obecno��, ka�e wraca� do domu, je�li zrobi si� p�no, ona zostanie na noc. Tak si� w�a�nie przymierza�a, noc pod jednym dachem z b�stwem... Zabrak�o jej wreszcie roboty, wiecz�r nadszed�, . zdecydowa�a si� zatem wej�� do salonu. Salon by� pusty, a drzwi na taras sta�y otworem. To oznacza�o, �e on by� w ogrodzie, i po c� ona tak si� wysila�a, �eby nie brz�kn��, nie stukn��! Ale to i lepiej, sprz�tnie teraz salon, potem zostanie ju� tylko sypialnia. Sanktuarium... W salonie, na niewielkim stoliku przy drzwiach tarasowych, widnia�o co� niezwyk�ego. L�ni�cy, lakierowany blat okaza� si� brudny, odznacza�y si� na im dwa k�ka, jakby wilgotne naczynia zostawi�y �lady. K�ka ju� wysch�y i prawie nie by�o ich wida�, ale Michalina mia�a oko sokole, nauczy�a si� perfekcjonizmu, inaczej w �yciu nie zaspokoi�aby jego wymaga�. Z g�ry, patrz�c wprost, pewnie by tych k�ek nie dostrzeg�a, pod �wiat�o, troch� jeszcze padaj�ce z zewn�trz, przyci�gn�y jej wzrok. Zdziwi�a si� nieco. Dwa k�ka? To po szklankach, takich do whisky, do koktajli... Zaraz, w kuchni wyciera�a dwie szklanki, dwie fili�anki... Pi� tu z kim� kaw� i tego tam jakiego� drinka, sam przecie� dw�ch naczy� nie u�ywa�. I kt� to m�g� by� taki, �e potem nawet blatu nie wytar�, a dba� o jego blask jak o rodzone dziecko! Naczynia wyni�s� i op�uka�, jak zwykle, a blat zostawi�? Zazdro�� szarpn�a j� pazurami za serce, bo, og�lnie bior�c, chlebodawca prawie �adnych takich wizyt nie przyjmowa�. Bywa�o, �e kto� przyszed�, niekt�rych nawet zna�a z twarzy i wiedzia�a, kim s�, pogadali w bibliotece o interesach i do widzenia. Owszem, mogli co� wypi�, w bibliotece by� barek-lod�wka, ale �adnego podejmowania kaw� czy herbat�. Kto zatem siedzia� tu z nim, przy salonowym stoliku, taki wa�ny i taki absorbuj�cy, �e on potem nawet o blacie zapomnia�? Czy nie ta suka przypadkiem...? Albo ta druga...? Nie, druga by�a niegro�na, barach�o n�dzne. Jedna by�a tylko taka, kt�ra pasowa�aby do sceny i kt�rej Michalina �miertelnie si� ba�a. Zdo�a�a j� kiedy� wygry��, oderwa� od niego w�r�d wysi�k�w i m�czarni, ale kto wie czy na zawsze? Suka palcem o palec nie stukn�a, ale gdyby si� postara�a...? Gdyby tu przysz�a i gdyby tak on si� dowiedzia� o wszystkich intrygach i �garstwach Michaliny...? A� j� co� w do�ku �cisn�o i dech odebra�o, ale nie z mi�kkich by�a, od razu postanowi�a, �e nie popu�ci. Nie usunie si�, nie odejdzie, pr�dzej gard�o suce poder�nie i oczy wydrapie, a on ju� si� przyzwyczai�, �e wszystko ma pod nos podetkni�te, wszystko jak w zegarku, obs�u�ony, oprany, obszyty, a sam m�wi�, �e guzik�w przyszywa� i w�tr�bki sma�y� tak, jak Michalina, nikt na �wiecie nie potrafi, pochwali� j�, nawet w r�k�, tu gdzie� ko�o �okcia, poca�owa�, a w niej serce si� rozszala�o i nogi os�ab�y. Chcia�a nie my� tego miejsca do ko�ca �ycia, ale pra�a r�cznie jego angorski sweterek i nie da�o rady. Do dobrego cz�owiek si� �atwo przyzwyczaja, nie b�dzie mia� si�y Michaliny od siebie odp�dzi�, bo suka pr�dzej fruwa� zacznie ni� mu tak us�ugiwa�! Pocieszona nieco, starannie oczy�ci�a blat, po czym stan�a w drzwiach tarasowych i rozejrza�a si� po ogrodzie. Gdzie� on si� tam podziewa? Zmrok ju� zapada, teraz na pewno ona na noc zostanie... Wysz�aby go poszuka�, ale nie �mia�a. Ogr�d by� du�y, ze dwie morgi zajmowa�, zakrzewiony i zadrzewiony, a chlebodawca cz�sto wpada� na najdziksze pomys�y. Czatowa�, na przyk�ad, przez p� doby na jakie� zwierz�tko albo podgl�da� jakiego� ptaka. Je�li mu si� w tym przeszkodzi�o, by� w�ciek�y, nie krzykn��, nie obsobaczy�, ale spokojnymi s�owami r�ba�, jak toporem, i gruz�y mu si� na szcz�kach robi�y. Mo�e i teraz czatuje, skoro drzwi otwarte... Posz�a na g�r�, do jego sypialni, i mi�o�nie przygotowa�a tapczan na noc. Potem rozgo�ci�a si� w swoim pokoju, reszt� rob�t zostawiaj�c na jutro, bo mo�e nie zd��y ze wszystkim i jeszcze d�u�ej zostanie? Czeka� na niego, w ka�dym razie, b�dzie w salonie, a za pretekst pos�u�� jej otwarte drzwi... Przeckn�a si� w fotelu, kiedy do okna zagl�da�o ju� s�o�ce. Przytomnia�a przez chwil�, u�wiadomi�a sobie, gdzie jest, rozejrza�a si� dooko�a. Nic absolutnie nie uleg�o zmianie. Uchylone drzwi na taras pozostawa�y w tej samej pozycji. Popatrzy�a na zegar, Jezus Mario, wp� do sz�stej, dzie� bia�y! Czy on w og�le tej nocy do domu nie wr�ci�...?! Zerwa�a si�, pop�dzi�a do kuchni. Wszystko jak wczoraj, nietkni�ty posi�ek na tacy, �adnego �ladu cz�owieka. Pop�dzi�a do sypialni, to samo, kusz�co roz�o�ona po�ciel w nieskalanym stanie. Wi�c jednak nie wr�ci�...? Zdarza�o si�, �e nie wraca�. Wyje�d�a� gdzie�, nocowa� w swojej warszawskiej garsonierze, b��ka� si� po lesie, jecha� gdzie� dalej, co� za�atwia�... Ale przenigdy... przenigdy!!!... nie zostawia� niczego otworem. A tu drzwi na taras do po�owy uchylone... Teraz ju� Michalina zdenerwowa�a si� porz�dnie, co nie przeszkodzi�o jej skonsumowa� �niadania. Zmartwiony cz�owiek powinien si� po�ywi�, �eby mie� si�y si� martwi�. Wzi�a si� za sprz�tanie, przy okazji obchodz�c ca�y dom i zagl�daj�c do wszystkich pomieszcze�, z wyj�tkiem jednego. Jego osobistego gabinetu. Wst�p by� tam wzbroniony raz na zawsze i mimo zaufania do Michaliny, mimo tego klucza od drzwi wej�ciowych i kodu do furtki, gabinet zawsze zamyka�. Oboj�tne, dok�d szed�, do �azienki, do jadalni na �niadanie, jakie� specjalne urz�dzenie blokowa� i kluczyk od tego, bardzo wymy�lny, chowa� do kieszeni. Sam sobie sprz�ta� i ludzka noga w tej komnacie nie stan�a. Nie przesiadywa� tam zreszt� zbyt d�ugo, je�li pracowa�, czyta� co� albo pisa�, albo co, robi� to w bibliotece. Niezbyt du�ej, ale wygl�daj�cej jako� tak szalenie urz�dowo. Gabinet stanowi� wyj�tkowo�� absolutn� i nawet okno w nim by�o jakie� takie, �e nie pozwala�o zajrze� do �rodka. Owszem, Michalina spr�bowa�a cichutko tych drzwi do gabinetu, ale w nich nawet klamki normalnej nie by�o, tylko wajcha dziwna, kt�rej si� nijak ruszy� nie da�o. Mo�e i siedzia� tam od wczoraj, bo cicho szemrz�ce radio wci�� by�o s�ycha�, ale cho�by siedzia� i rok, ona mu przeszkadza� nie spr�buje. Nast�pnego dnia by�a ju� zaniepokojona tak bardzo, �e zrezygnowa�a z zabieg�w upi�kszaj�cych. I wtedy poczu�a wo�. Nie od razu dotar�o do niej, co czuje. W pierwszej chwili sprawdzi�a lod�wk�, czy jej si� tam przypadkiem jakie� mi�so nie za�miard�o, ale nie, wszystko by�o w porz�dku i nie lod�wka stanowi�a �r�d�o woni. Potem obesz�a dom dooko�a, bo mo�e jakie� zwierz� wdar�o si� do ogrodu i zdech�o, ale i to nie. Zacisn�a z�by i j�a w�szy� po domu, a� wreszcie nie da�o si� d�u�ej przed sam� sob� ukrywa� okropnej prawdy. Wo� dochodzi�a zza drzwi gabinetu. Wbrew wszelkim pozorom, Michalina mia�a za sob� bogate �ycie, tyle �e w �ci�le okre�lonych ramach. Zakodowa�o jej si� gdzie� tam, �e w razie czego dzwoni si� nie do byle kogo, tylko do znajomego cz�owieka. Zadzwoni�a do znajomego cz�owieka. Znajomy cz�owiek, kt�ry �ywi� wielkie nadzieje, �e najgorsze jest za nim i teraz b�dzie m�g� po�y� spokojnie, korzystaj�c z podst�pnie i ukradkiem nabytych d�br, w�a�nie mia� u siebie ohydn�, obrzydliw�, z�o�liwie nas�an� kontrol�. Nic mu wi�cej nie by�o do szcz�cia potrzebne, tylko telefon od Michaliny, niejako �ywego dowodu czas�w sprzed pi�tnastu lat. W�ciek�y, jak diabli, usi�owa� j� jako� ukry�, uciszy�, zlekcewa�y�, pozbawi� znaczenia, ale kontrola by�a naprawd� wstr�tna i Michalina znalaz�a si� w obliczu konieczno�ci informowania byle kogo. Byle kto przekaza� spraw� w r�ce policji. P�nym wieczorem zwyk�y radiow�z zatrzyma� si� przed furtk� chlebodawcy i ch�opcy w mundurach zadzwonili. Michalinie nie pozosta�o nic innego, jak tylko otworzy�. - Co jest? - spyta� z zainteresowaniem sier�ant Wilczy�ski. -Tak� dziwn� wiadomo�� dostali�my, �e ja, przyznam si�, nic nie rozumiem. Pani tu mieszka? - Nie - odpar�a Michalina i powiedzia�a, kto tu mieszka. - O, cholera-zaniepokoi� si� Wilczy�ski. - I co? - I co� �mierdzi. Kapral Trz�sik, towarzysz�cy Wilczy�skiemu, d�ugoletni funkcjonariusz miejscowy, skrzywi� si� okropnie. - Pani, tu wszystko �mierdzi. W takiej posiad�o�ci pani chce, �eby r�ami zalatywa�o? - Co �mierdzi? - spyta� Wilczy�ski rzeczowo. - Nie powiem - zbuntowa�a si� Michalina. - Pan se sam pow�cha. Posiad�o��, posiad�o��, wielkie mi co! Ogr�d du�y i tyle, a dom zwyczajnie, jak dla cz�owieka. - Biednego cz�owieka, co? - zadrwi� kapral. - Bezrobotnego, na rencie... - Cicho, Grzesiu - sykn�� Wilczy�ski, w og�lnej sytuacji krajowej nie�le zorientowany. - Nie daj Bo�e, jaka� draka, i te tam media nam na �eb wsi�d�. Szmal to szmal i nic na to nie poradzisz. Kapral Trz�sik w gruncie rzeczy doskonale wiedzia�, kto tu mieszka, wi�c skrzywi� si� jeszcze bardziej i zamilk�. Pos�pna i dziko zdenerwowana Michalina wprowadzi�a funkcjonariuszy do wn�trza. - No �mierdzi, fakt - przyzna� Wilczy�ski pod drzwiami gabinetu. - Prosz� otworzy�. - Nie da si�. - Wszystko si� da - mrukn�� kapral. - Co to znaczy, nie da si�? Nie ma pani klucza? - Pan popatrzy na te drzwi i na ten zamek, to mnie pan nie b�dzie g�upio pyta�. Jakby si� da�o, sama bym otworzy�a, zamiast raban robi�. Nie mam klucza. - A oknem...? - A prosz� bardzo, pan spr�buje. Kapral splun��, mo�na powiedzie�, zawczasu, bo najbli�sz� przysz�o�� przewidywa� doskonale. Naprawd� wiedzia�, kto tu mieszka. Obaj z Wilczy�skim wo�