10703
Szczegóły |
Tytuł |
10703 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10703 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10703 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10703 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Konrad Ba�kowski
Bajka o murarzu, co sobie r�k nie brudzi�
Gdyby mie� skrzyd�a, jak ptak powiedzmy, albo motyl jaki, czy inna lataj�ca zwierzyna, to
mo�na by wzlecie� w g�r� ponad lasek, do nieba prawie. Po co? A ot tak... zobaczy� co za
laskiem. A co za tym laskiem? Tak w szczeg�lno�ci to niewiele, pola, rzeczka i mie�cinka
taka jakby.
Zaraz mi�dzy laskiem a rzeczk�, Zawistna si� nazywa. Nie za wielka, nie za ma�a, znaj� si�
tam wszyscy, jedni drugich lubi�, trzeci czwartych nie bardzo, a pi�ci sz�stych w og�le
w nosie maj�. Czyli jak wsz�dzie, jak i w innych mie�cinkach, po ludzku i po bo�emu.
I trwa�a tak sobie ta Zawistna, z roku na rok taka sama niby, a� razu pewnego wydarzy�o si�
w niej co� dziwnego i niecodziennego.
A co si� w niej wydarzy�o - opowiem.
Ot� �y� sobie w Zawistnej jeden murarz, co si� Micha� Kwas nazywa�. Zacny by� to
cz�owiek, porz�dny, innym ludziom �yczliwy, nie wadzi� nikomu i nie pi� du�o, i robotny by�,
i od ludzi nie ucieka�. Mo�na powiedzie�: dobry cz�owiek, po prostu. Poczciwina taki. A co
wi�cej, murarzem by� tak znakomitym, �e drugiego pr�no po �wiecie szuka�. Ju� kiedy
m�ody by�, kiedy si� ledwie do zawodu przyucza�, ceg�y nosz�c, albo zapraw� rozrabiaj�c,
wiedzieli ludzie, �e to nie byle kto. On w pracy jakby cuda czyni�. Te ceg�y, kt�rych cho�by
r�k� dotkn��, nigdy si� nie kruszy�y, niechby i z pi�tra o kamie� cisn��, ale murarskim
m�otkiem pukni�te, p�ka�y r�wno, niczym no�em krojone. A zaprawa, kt�r� Micha� Kwas
rozrobi�? Przeb�g! To� to nie zaprawa by�a, lecz mas�o, �mietana, nieledwie! Przed
po�o�eniem nigdy nie t�a�a, cho�by� j� w taczce na dwa dni zostawi�, ale na ceg�� po�o�ona
w kilka godzin chwyta�a i gotowa by�a trzyma� tak i trzysta pi��dziesi�t lat, a pewnie
i jeszcze d�u�ej... Taki by� oto Micha� Kwas za m�odu. A p�niej, gdy sam zosta� majstrem
i domy pocz�� stawia�? Ach, to� ci dopiero by�a robota! �e go ludzie chwalili to ma�o
powiedzie�. Ci, co go znali, dumni byli, �e to w�a�nie w ich miasteczku taki mistrz si�
narodzi�, a ci, co go nie znali, przynajmniej dawali tym pierwszym wiar�. Byli pono� i tacy,
co w s�siednich gminach o Michale Kwasie s�yszeli, ale ci ju� czasem kr�cili
z niedowierzaniem g�owami. Bo trzeba wiedzie�, �e chodzi�y o nim s�uchy r�ne. Takie, co
�r�d�a mia�y w zdarzeniach prawdziwych, ale i troch� takich, co zwyk�ym ludzkim
bajdurzeniem by�y. Jak to zwykle bywa, gdy ludzkie s�owo nie jest w stanie wyrazi� tego, co
oczy widzia�y. Jednak co prawda to prawda i tego nikt nie zmieni, cho�by mu by�o trudno
uwierzy�. A faktem jest, �e Micha� Kwas stawia� tak proste �ciany, �e i od linii pro�ciej by si�
nie narysowa�o. A r�wne takie by�y, �e jak kto tak� �cian� tynkowa�, to a� oczy ze zdumienia
przeciera�, bo zdawa�o mu si� jakoby st� tynkowa�. I nie do�� tego, bo mury r�k� Micha�a
Kwasa stawiane takie by�y, �e w zimie ciep�o przyjemne trzyma�y, a w lecie ch��d nie mniej
przyjemny. I nigdy, ale to nigdy, powiadam, �adna paskudna wilgo� nie mia�a prawa si�
wda�, ani �aden grzyb si� zagnie�dzi�. A �eby rysa si� mia�a pojawi�? Nie do pomy�lenia!
Ale by�a te� jeszcze jedna rzecz, kt�ra Micha�owi Kwasowi przydawa�a legendy dalece chyba
wi�kszej, ni� jego murarka, i sprawia�a, �e Micha� Kwas stawa� si� postaci� tym bardziej
niesamowit�. Bo przedstawcie sobie, �e Micha� Kwas, mistrz murarski przy robocie nigdy
sobie r�k nie brudzi�! Inni, cho�by ze sk�ry wy�azili, cho�by si� wili jak w�gorze, zawsze
�apy mieli powalane a� po �okcie. Zreszt� czemu si� dziwi�, rzetelna robota nie od tego jest,
�eby by�a czysta. Ka�dy przecie� wie, jak to jest na budowie. Woda, wapno, piach, ceg�y...
Je�li si� chce pracowa�, a nie tylko z za�o�onymi r�koma sta� i si� obija�, trzeba si� ubrudzi�,
nie ma na to rady.
A Micha� Kwas - nie, on r�ce zawsze mia� czyste i po sko�czonej robocie zawsze m�g�
�mia�o ka�demu r�k� poda�, a cho�by i samemu w�jtowi. Kto wie, czy go ludzie za to nawet
bardziej nie uwa�ali, ni� za sam� robot�. Bo cho� nikt nigdy nie widzia�, �eby kto inny m�g�
wymurowa� tak� �cian� jak Micha� Kwas, to przecie� robota to robota i tyle. Natomiast, �eby
przy murarce r�k sobie nie powala�, to ju� musia�y by� dziwy. Tote� ludzie dziwili si�, jak to
ludzie zwykle maj� w zwyczaju. A kiedy ludzie czemu� si� dziwi�, to lubi� te� o tym
i pogada�. I o Michale Kwasie zacz�li ludzie gada�. Pocz�tkowo m�wili z takim
zadziwieniem, jakby si� u�miechali nad tym, jaki to ten Micha� zdolny. Potem m�wili
z szacunkiem i z dum�, �e to taki zdolny i na dodatek nasz, zawistnia�ski. A na koniec
przysz�o i do tego, �e m�wili trwo�nie i niech�tnie o tym, co to si�, drogi kumie, wyrabia na
tym �wiecie i kto to w og�le s�ysza�! Bo od niezrozumienia do z�o�ci i zawi�ci w ludzkich
sercach droga kr�tka jak �ycie motyla.
A� wreszcie pewnego ranka, w jaki� wtorek wczesn� jesieni�, na samym �rodeczku
zawistnia�skiego rynku dwie kumy o te dziwaczne r�ce Micha�a Kwasa si� pok��ci�y
i wodzi� pocz�y za �by. Niewinnie si� zacz�o, jak to zwykle si� zaczyna w takich razach.
Stryjence szwagra Teofilii od Marcina z ku�ni Micha� Kwas tak� cha�up� wystawi�, �e
i samemu cesarzowi nikt nigdy pi�kniejszej murarki nie zrobi�. To si� i zachwyca�a babina,
Cud! Cud! Kochanie�ka - krzycza�a, strasz�c go��bie na rynku. Nic innego, dar od Boga taki!
Katarzyna od Macieja ze m�yna, ta sama, co dwa roki temu nazad grosza po�a�owa�a i do
postawienia chlewika wzi�a jakie� dwie lebiegi, co za butelk� bimbru zgodzi�y si� pracowa�
i teraz w ka�d� s�ot� woda si� strugami la�a na biedn� gadzin�, wida� Toefilii r�wnych �cian
za nic wybaczy� nie mog�a... To i becza�a jak zarzynane jagni�, �e g�upia�cie kumo, bo to
diabelskie sztuczki s� takie, �e to musi sam Lucyper mu pomaga�, bo kto to s�ysza�, �eby na
bo�ym �wiecie takie rzeczy si� wyczynia�y i bodajby go piek�o poch�on�o, a wszyscy by�my
na tym lepiej wyszli. Zanim je policmajster Henryk si�� uspokoi� kaza� i zanim z plotkarskich
�b�w zacietrzewienie wywietrza�o, zbiegowisko si� na rynku zrobi�o, a ka�dy jednej lub
drugiej pocz�� wiar� dawa�. I tak, od zwyk�ej sprzeczki dw�ch durnych bab, w kilka dni ca�a
Zawistna si� sk��ci�a. Jedni, oczy do nieba wznosz�c, krzyczeli, �e cud, drudzy, przez rami�
spluwaj�c, �e diabelskie sztuczki. Dosz�o i do tego, �e w niekt�rych domach brat z bratem,
m�� z �on� rozmawia� nie chcia�, tak si� ludzie w z�o�ci na siebie pow�ciekali. A wida� by�o,
�e s� przeciw sobie g��wnie ci, kt�rym Micha� Kwas co� �adnie wystawi� (no bo jak�eby
i mog�o by� inaczej!) z tymi, kt�rzy murarskim �achudrom zaufali i teraz cierpieli od wilgoci,
grzyba i tynku lec�cego do polewki. Niedobrze pocz�o si� dzia� w Zawistnej, gdy ci, co si�
czuli przez los pokrzywdzeni na tych, kt�rzy mieli lepiej, zacz�li bra� odwet za swe krzywdy.
A to Ku�ma stary i zgrzybia�y rodzonej synowej do studni noc� za�miard�� ryb� wrzuci�, a to
Horacy, cz�ek wykszta�cony i obyty, niczym huncwot najzwyklejszy bratu swemu okno
wybi�. I to gruszk� z bratowego drzewa! Makary, ze sk�adu kolonialnego ludziom towar�w
nie chcia� sprzedawa�, wagi ujmowa�, za drzwi wyrzuca�. Golarz Hieronim, tych, co si� z nim
k��ci� chcieli, bole�nie ci�� za uszami, pod nosem i na polikach, ma�o tego! Obficie potem
wod� kolo�sk� twarz zlewa�, przez co klienci od barbera z wrzaskiem wybiegali. A wszystko,
przez te Micha�a Kwasa r�ce nieszcz�sne i t� jego robot� solidn�.
A kiedy ludzie tak za�arcie si� k��c�, to s�ycha� ich krzyki daleko, tak daleko, �e sami by nie
przypuszczali, �e tak strasznie ha�asuj�. R�wnie� i te zawistnia�skie krzyki roznios�y si�
daleko i wkr�tce dotar�y tak do Nieba, jak i do Piek�a. Pos�ucha� Pan B�g, pos�ucha� Lucyper,
a� im obu uszy zwi�d�y i postanowili co� z tym zrobi�. Pan B�g, bo widzia�, �e tam na dole,
w Zawistnej, ludzie nie�yczliwi stali si� dla siebie, a Lucyper... c�, nawet i on bywa czasem
sprawiedliwy i nie lubi, jak mu si� cudze zas�ugi przypisuje. Wys�a� wi�c Pan B�g anio�a,
a Lucyper czarta, aby do pojedynku murarskiego z Micha�em Kwasem stan�li i aby ludzie
mogli si� w ten spos�b przekona�, czy kto� rzeczywi�cie murarzowi w pracy dopomaga, czy
te� nie.
Dziwaczny i niecodzienny by� to widok, kiedy do roboty przyst�pili. Z jednej strony anio�
�wietlisty ze skrzyd�ami do nieba, ca�y w bieli i z�ocie, z drugiej za� diabe� czarny, ze
�lepiami ogniem piekielnym p�on�cymi, siark� na sto krok�w zion�cy i z ogonem w�ciekle,
niczym �mija, na boki bij�cym. A pomi�dzy nimi, mi�dzy tymi odwiecznymi pot�gami, na
Ziemi� tak nieoczekiwanie zst�pi�ymi, Micha� Kwas. Ma�y, w waciaku �atanym, gumofilcach
zgrzebnych, niedogolony, jak to cz�owiek pracy, ze zgas�ym petem mi�dzy ��tymi z�bami.
Dano sygna�, zgrzytn�y kielnie, stukn�y pierwsze ceg�y, zaprawa a� si� gotowa�a... Warstwa
za warstw�, warstwa za warstw�... A ludzie tylko stali i napatrze� si� nie mogli, bo jak �wiat
�wiatem nie widzia�o jeszcze oko ludzkie takiej murarki i takiego pojedynku. Trzy �ciany
ros�y obok siebie: anielska, diabelska, a mi�dzy nimi ludzka. Wreszcie sko�czy�y si� ceg�y,
praca usta�a, przyszed� czas na ocen�.
C� to dopiero by�y za dziwy! Oto anielska �ciana sta�a g�adka jak tafla jeziora w lipcow�
noc, r�wna, ale pochylona. Diabelska, tej samej wysoko�ci sta�a prosto, niczym najprostsza
sosna, ale szorstka by�a i kostropata jak d�bowa kora. A �ciana Micha�a Kwasa? No, to
dopiero by�a �ciana! R�wna jak anielska, prosta jak diabelska, ale wy�sza i grubsza ni� tamte.
S�owem - mur nad mury! Do tego anio� ca�e skrzyd�a powalane mia� zapraw� i szat� anielsk�
w ceglanym pyle ca��, a i diabe� bez szwanku nie wyszed�, bo grudy wapna za szponami mu
zosta�y, futro diabelskie na nogach pozlepia�o si�, a ogon, nieopatrznie w zaprawie
umoczony, zesztywnie� ju� zd��y� ca�y. A Micha� Kwas? Co tu opowiada�, sami wiecie...
R�ce czy�ciute�kie, nie pochlapane, nie zakurzone, no po prostu, jakby si� w og�le do pracy
nie bra�. Zawstydzi� si� anio� i rozz�o�ci� diabe�, bo obaj pewni byli, �e taki prosty pojedynek
z nadprzyrodzon� �atwo�ci� wygraj�. Ale Micha� Kwas od nich obu okaza� si� lepszy
i jeszcze skromnie sta�, bez s�owa, oczy spu�ciwszy w matk� ziemi�, peta speszony w z�bach
me��.
Tego ju� ludziom w Zawistnej by�o jednak za wiele. Nie takiego rozwi�zania sporu
oczekiwali. Od wielu dni podzieleni na dwa wrogie obozy, ��dni byli zwyci�stwa jednej ze
stron, jasnego potwierdzenia swych zarzut�w i przekona�. Tymczasem pojedynek murarski
ca�� g�upot� sporu ich obna�y�, a za ni� i g�upot� samych ludzi, bo kto dziury w ca�ym szuka,
p�ty dr��y� b�dzie, a� sam j� wreszcie wywierci. A �e �r�de� upokorzenia swego nijak
w sobie samych odnale�� nie pr�bowali, przeto win� ca�� na zwyci�skiego murarza zrzucili,
odwr�cili si� od niego bez s�owa, zapomnieli, znienawidzili.
Nie mia� wi�cej Micha� Kwas roboty w Zawistnej. Odej�� chcia� - gdzie p�jdzie? Zosta�, by
zosta� - �y� za co? Nie pom�g� mu anio�, nie pom�g� i diabe�, gdy pijany zawis� pod dachem
w�asnej cha�upy.
Zawistna go pochowa�a za murem cmentarza, gdzie nie ochrzczone dzieci i samob�jcy tylko
le��. Leg� Micha� Kwas w mogile ponurej bez krzy�a, bez pomnika. Zawistnia�scy
kamieniarze orzekli, �e nie ma w�r�d nich takiego, kt�ry podj��by si� wystawi� pomnik
takiemu mistrzowi, kt�ry od �wietlistego anio�a i czarnego diab�a lepszy by� chcia�. Ale czy
mo�na im wierzy�? W og�le tu, w Zawistnej, ludzie nie s� ju� tacy jak kiedy�. Maj� teraz
nowych murarzy, kt�rzy pij� jak szewcy, leni� si� i kln� na czym �wiat stoi, a do tego �ciany
stawiaj� kruche, krzywe i zawilg�e, ale ludzie i tak m�wi�, �e tak jest lepiej.
Koniec