236. Martin Nancy - Gliniarz i aktoreczka

Szczegóły
Tytuł 236. Martin Nancy - Gliniarz i aktoreczka
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

236. Martin Nancy - Gliniarz i aktoreczka PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 236. Martin Nancy - Gliniarz i aktoreczka PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

236. Martin Nancy - Gliniarz i aktoreczka - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 {II" tllTI) Zostan tli TI)e~etll! moja gwiazda! Rzucila na kolana caly Nowy Jork. Tlumy walily do teatru, by podziwiac Dixie Davis, . pelna seksu blondynke z Teksasu. Miala wlasnie poslubic swego agenta, znanego . gangstera Joeya Torrana, lecz w ostatniej chwili uciekla sprzed oltarza i zmusila stojacego pod kosciolem motocykliste; by na swym harleyu wywiózl ja w nieznane. Dixie nie wiedziala, ze Flynn jest nowojorskim policjantem, on zas, ze jeden pocalunek pieknej kobiety moze zmienic jego zycie ... •• • Strona 2 Tytuł oryginału: The Cop and the Chorus Girl Pierwsze wydanie: Silhouette Books, 1995 Przekład: Maja Gottesman ROZDZIAŁ PIERWSZY Redakcja: Mira Weber Korekta: - Chyba każdy taksówkarz w Nowym Jorku wyob­ Stanisława Lewicka raża sobie, że jest pilotem odrzutowca - mruknął Patrick Maria Kaniewska Flynn. Jego harley-davidson ledwo uniknął zderzenia z autem pędzącym z ponaddźwiękową prędkością Piątą Aleją. - Ej, ty - krzyknął Flynn do kierowcy - chcesz mnie zabić? © 1995 by Nancy Martin Sam Flynn był gotów zamordować każdego, kto by © for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1996 choć zarysował jego drogocenny motocykl. Przez cztery Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji lata remontował w swoim mieszkaniu to cudeńko, a dziś części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie wybrał się nim właśnie na dziewiczą przejażdżkę po Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu Manhattanie. z Harlequin Enterprises II B.V. - Uważaj trochę! Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - Jak ci nie pasuje, to jedź autobusem! - odkrzyknął - jest całkowicie przypadkowe. taksówkarz. Znak firmowy wydawnictwa Harlequin Zniechęcony brakiem uznania dla swego wspaniałego i znak serii Harlequin Desire są zastrzeżone. pojazdu, Flynn podjechał do krawężnika. Nagle wydało Skład i łamanie: Studio Q mu się, że słyszy coś w silniku swego harleya. Szybko Printed in Germany by ELSNERDRUCK zatrzymał motor, ściągnął kask i nasłuchiwał. Prawdę mówiąc to udawał, że nasłuchuje. Dla przeciętnego przechodnia wyglądał pewnie jak normalny facet, niewinnie wsłuchujący się w silnik swe­ ISBN 83-7070-849-8 go motoru. Indeks 356948 Flynn był jednak gliną i to na służbie. Przy najbliższej przecznicy zauważył jeszcze dwóch kolegów w cywilu, Strona 3 6 GLINIARZ I AKTORECZKA 7 GLINIARZ I AKTORECZKA siedzących w szarym, nie rzucającym się w oczy aucie, wyglądała jak postać z westernu, co, nawet jak na Nowy trzeciego na rogu, udającego żebraka, i kobietę, z zain­ Jork, było czymś niecodziennym. Nikt więc nawet się teresowaniem przyglądającą się wystawom. nie ruszył z miejsca, by jej pomóc. Silnik harleya pracował bez zarzutu. Aż się czuło, że Sama wobec tego z trudem zatrzasnęła za sobą cięż­ czeka tylko na odpowiedniego kierowcę, takiego, który kie drzwi kościoła i oparła się o nie całym ciałem. Spod będzie w stanie go docenić. Dla Flynna jego odgłos był kapelusza wysunęły się jej złote kosmyki. Oddychała najpiękniejszym dźwiękiem na świecie. Był dumny, że ciężko. to on, własnymi rękami, z niewielką pomocą młodszego - Na miłość boską, niech mi ktoś pomoże! brata, doprowadził go do takiego stanu. Przechodnie nie zwracali na nią uwagi. Gliniarze uda­ Nagły krzyk przerwał tę wspaniałą chwilę. wali głuchych. - Co jest, do... Z jękiem zawodu panna młoda rzuciła na ziemię bu­ Flynn uniósł głowę i ujrzał jakąś kobietę, z krzykiem kiet i podskakując na jednej nodze, ściągnęła but. wybiegającą z pobliskiego kościoła. Odwróciła się W ostatniej chwili unieruchomiła nim podwójną klamkę gwałtownie i próbowała zamknąć za sobą ciężkie dębo­ i zablokowała drzwi. Ze środka ktoś już zaczynał się we drzwi. dobijać. - Pomocy! - krzyczała. - Niech mi ktoś pomoże! - Ej, ty, zwariowałaś, czy co? - krzyknęła z chodni­ Wszystkich gliniarzy jakby zamurowało. Tego się nie ka bezdomna. spodziewali. - Nie - burknęła panna młoda. - Choć i mnie tak się - Pomocy! chyba wydaje! Kobieta miała na sobie wspaniałą, białą suknię ślubną, Co powiedziawszy, w jednym bucie pokuśtykała ozdobioną co najmniej trzema kilogramami pereł i dłu­ w dół schodów. Przystanęła na chodniku, zerwała z gło­ gim atłasowym trenem. Delikatna woalka zwieszała się wy kapelusz i machała nim nerwowo. z białego... kowbojskiego kapelusza! Flynn aż zmrużył - Taxi! Taxi! Czemu w tym cholernym mieście nigdy oczy. Narzeczona kowboja? Na nogach miała wysokie nie można złapać taksówki? - jęknęła. - Taxi! Hej! białe kowbojskie buty, a w rękach ogromny bukiet sto­ A niech to diabli! krotek. Nagle zauważyła stojącego przy motorze Flynna i ru­ Nowojorczyków nie tak łatwo zdziwić, ale to zjawi­ szyła w jego stronę. sko było czymś wyjątkowym, nawet dla Flynna. - Kim jesteś? - warknęła. - Czy to nowy środek - Pomocy! - krzyknęła znowu kobieta. transportu miejskiego? Gliniarze, dwaj przypadkowi przechodnie i jakaś ob­ - A kim ty jesteś? - zapytał niezbyt błyskotliwie darta bezdomna byli wyraźnie rozbawieni. Panna młoda Flynn. Strona 4 8 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 9 - Daj sobie spokój z tymi kretyńskimi pytaniami - Flynn tylko zacisnął zęby. powiedziała, podskakując na jednej obutej nodze. - Za­ - Mowy nie ma. bierz mnie stąd i to szybko! On chce mnie zabić! Dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Miała gęste pszenicznoblond włosy i oczy bardziej - Mam pistolet! błękitne niż niebo nad prerią. Jej skóra była mlecznobia- - Widzę. ła, a usta karminowe. Może nawet przesadnie karmino­ - A to znaczy, że masz robić, co mówię! we. Ślubna suknia była wyraźnie zbyt ciasna dla jej - Wątpię, panienko. pełnych piersi. Kiedy spojrzała mu prosto w oczy, poczuł strach. Flynn gorączkowo szukał w myślach słowa, którym Wiedział, że to idiotyczne opierać się wariatce, która mógłby ją określić. Przyszło mu do głowy tylko jedno, mierzy w niego z pistoletu. Nie mógł jednak jej posłu­ Zmysłowa. Jej rzęsy były jak aksamit, z uszu zwisały chać. Po prostu nie mógł. Każdy glina musi się czasem ogromne kolczyki z górskich kryształów. Suknia przy­ postawić. Dla Flynna był to właśnie taki moment. pominała raczej strój z filmów rysunkowych czy bajek Na pięknej twarzy dziewczyny pojawiło się zdumie­ - szeroka, błyszcząca, nadmiernie ozdobna. nie. - Słyszysz mnie, facet? - spytała dziewczyna. Na­ - Jeśli natychmiast mi nie pomożesz, wypalę prosto chyliła się i spojrzała Flynnowi prosto w oczy. - Tu cho­ w ten twój tępy łeb! dzi o życie! Więc nie wypytuj mnie jak jakiś adwokaci- - Bardzo mi przykro, ale nic się nie da zrobić. na, tylko mi pomóż, dobra? - Nic, mówisz? Zaraz zobaczymy! Mimo blokującego je buta drzwi kościoła nagle się Chwyciła go za koszulkę i przyciągnęła do siebie. otworzyły i na schodach pojawiło się sześciu wście­ Zanim się zorientował, już go całowała. kłych, wrzeszczących do siebie ogromnych facetów w I to jak! Jej pełne wargi przywarły do jego ust. Były ciasnych czarnych smokingach. gorące, wilgotne, cudowne. - O, tam jest! - krzyknął jeden z nich, wskazując Dla Flynna czas stanął w miejscu. Wszystko wokół ręką dziewczynę. - Łapcie ją! zawirowało mu przed oczami i zniknęło. Jego całym Panna młoda podciągnęła do góry swą szeroką suk­ światem była teraz tylko ta kobieta - cudownie pachnąca nię, pokazując całemu Nowemu Jorkowi długie, szczu­ i słodka. Czuł, że opuszczają go siły. Nie był w stanie płe nogi tancerki i czerwone koronkowe podwiązki. myśleć, nie potrafił się poruszyć. Za jedną z podwiązek tkwił pistolet. I nie chciał. Było to coś cudownego. Zapomniał Wyciągnęła go i wycelowała prosto w nos Flynna. o swojej pracy, o swoim zadaniu, nie pamiętał nawet, - Właśnie mianowano cię moim giermkiem, kocha­ jak się nazywa. nie. Rusz się i wsadź mnie na swego konia! Seks. Ta myśl przeszyła go jak strzała. Tego tylko Strona 5 10 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 11 pragnął. I to natychmiast. Z nią. Jakiś nie znany mu we­ radości, zerwała woalkę i rzuciła ją w powietrze. Ruch wnętrzny głos modlił się, by ten pocałunek trwał wiecz­ uliczny zamarł, przechodnie stali jak wryci, patrząc na nie. Niech ich usta pozostaną złączone do końca świata. błyszczącego harleya i jego dziwnych pasażerów. Błagał, aby ich ubrania zniknęły, a ciała połączyły się - Zepnij go ostrogami! - krzyknęła dziewczyna, tu­ w jedno. ląc się do jego pleców. - Zawsze pociągali mnie męż­ Równie nagle, jak zaczęła, dziewczyna przerwała po­ czyźni w czarnych skórach! całunek, odsunęła się i przygwoździła go swoim hipno­ - Czyś ty oszalała? - spytał wstrząśnięty Flynn. Jego tyzującym spojrzeniem. Zrozumiał, że nigdy nie zapo­ usta nadal płonęły. mni tej twarzy. Długich rzęs, zgrabnego noska, delikat­ - Od dawna nie czułam się tak dobrze, człowieku. nych brwi. I tych wspaniałych, cudownych ust. Szybki jest ten grat? - Pomóż mi - szepnęła. - Grat? To prawdziwy harley. Sam go wyremon­ Flynn już się nie zastanawiał. Nie było na to czasu towałem i nie pozwolę nikomu... O, rany, odłóż ten - ani potrzeby. Dostał jeden pocałunek i chciał więcej. pistolet! Dużo więcej. Zdrowy rozsądek zmarł śmiercią gwał­ - Tę pukaweczkę? U nas w Teksasie takim czymś towną. bawią się dzieci! Nagle otoczyła ich grupa ciężko dyszących mężczyzn Była piękna majowa sobota, na niebie ani jednej w smokingach. Jeden z nich chwycił kobietę za ramię. chmurki, ulice świeżo sprzątnięte. Po chodnikach space­ Krzyknęła głośno. rowały tysiące ludzi i wydawało się, że wszyscy gapią Słynny lewy sierpowy Flynna wylądował na jego się na harleya Flynna, którego kierowca miał wyraźne podbródku. Mężczyzna padł bezwładnie na chodnik. trudności z utrzymaniem równowagi. Następny - wyższy i bardziej zdeterminowany - pró­ Dziewczyna przytuliła się mocniej do swego wyba­ bował posłużyć się karate. Nie zdążył. Flynn uchylił się, wiciela. chwycił mężczyznę za nogę i też posłał go na troruar. - Czyżbym cię zdenerwowała, malutki? - Uff! - A jak myślisz, cholera! - Mój ty bohaterze! - krzyknęła z podziwem dziew­ I to bardzo, chciał dodać. Sam nie wiedział, co wła­ czyna. ściwie zdarzyło się tam przed kościołem. Jeden pocału­ Flynn zapiął kask i zapalił motor. Dziewczyna uniosła nek zmienił go w bezrozumną galaretę. suknię i wskoczyła na tylne siodełko. Odjechali z pi­ - No, no, cóż za szczerość! - Oparła mu brodę na skiem opon. Pozostał po nich tylko zapach rozgrzanej ramieniu. Jej oddech delikatnie muskał ucho Flynna. gumy. - Coś ci powiem. Schowam tę pukawkę, jeśli obiecasz, Po kilku chwilach dziewczyna wydała dziki okrzyk że będziesz grzeczny. Strona 6 GLINIARZ I AKTORECZKA 13 12 GLINIARZ I AKTORECZKA - Że będę grzeczny? O co ci chodzi? - Teraz wszystko w twoich rękach, robaczku, więc - Po prostu rób, co mówię. - Pomachała mu przed ruszaj i ocal mnie! - Dziewczyna nadal trzymała fason. nosem pistoletem. - Obiecujesz? - Dokąd chcesz jechać? - spytał Flynn i nadzieją, Na czole Flynna pojawiły się kropelki potu. że wymieni najbliższy hotel. - Na lotnisko? Na dwo­ - Dobrze, dobrze, obiecuję. rzec? - dodał, kiedy jego umysł zaczął w końcu funkcjo­ - Cieszę się. - Dziewczyna wsunęła pistolet za pod­ nować. wiązkę. - A teraz zawieź mnie w jakieś bezpieczne - Coś ty, to by dopiero była zadyma! miejsce. - Zadyma? - Obawiam się, że tam, gdzie jesteś ty, nigdy nie - Nie chcę, żeby mnie rozpoznano. To musi być ja­ będzie bezpiecznie - odparł z przekonaniem Flynn. kieś spokojne miejsce. Dziewczyna roześmiała się gardłowo i otoczyła go - Dlaczego? Kim ty właściwie jesteś? ramionami. - No, wiesz! - zdziwiła się. - Jestem Dixie Davis. - To samo mówił mój ojciec! Spostrzegawczy jesteś, - Kto? malutki! - Dixie Davis - nachyliła się ku niemu i powtórzyła Aż za bardzo, chciał powiedzieć. Na plecach czuł z naciskiem. - Słoneczko, jeśli o mnie nie słyszałeś, to nacisk jej piersi, a zapach perfum, docierający mimo chyba jesteś jedynym facetem w całym Nowym Jorku, kasku, oszałamiał go. który nie natknął się na moje zdjęcia w gazetach! Co się, do cholery, dzieje? Flynn skręcił w lewo, wjechał w jakąś stosunkowo Gdyby nie czuł jej ciała, miałby wrażenie, że śni. Coś cichą boczną uliczkę i zatrzymał się między dwiema cię­ się wydarzyło. Coś dziwnego i w pewien sposób prze­ żarówkami. Wyłączył silnik, zdjął kask i odwrócił się, rażającego. Flynn jeszcze ani razu nie opuścił posterun­ by spojrzeć na swą pasażerkę. ku. A teraz, z powodu tego jednego niesamowitego po­ Dziewczyna uśmiechnęła się i teatralnym gestem całunku, tak właśnie się stało. uniosła ramiona. Co gorsza, bierze udział w przedstawieniu! - No, jak? Poznajesz? - W jej błękitnych oczach po­ Biała ślubna suknia dziewczyny i burza blond wło­ łyskiwały wesołe iskierki. sów, wysuwających się spod kasku, przyciągały wzrok Pełne piersi, widoczne w głębokim wycięciu sukni, zaciekawionych przechodniów. zalotny uśmiech i ten szczególny błysk w oczach były Dziewczyna mówiła z ostrym, teksańskim akcentem aż nadto wyraźnym dowodem. i udawała odważną, ale Flynn czuł bicie jej serca i lekkie - Nie mogę uwierzyć - szepnął. - Jesteś... drżenie rąk. Wiedział, że nie spowodowały tego drgania - A więc jednak? silnika jego harleya. - Jesteś... Strona 7 14 GLINIARZ I AKTORECZKA 15 GLINIARZ I AKTORECZKA - Tak - odparła, demonstrując swój słynny profil. czyzn chciałoby się znaleźć w tej chwili na jego miejscu, Dixie Davis, która szturmem zdobyła Nowy Jork. czuć choćby jej zapach i patrzeć na nią z bliska. Zwana Teksańską Seksbombą. Dziwne, że nie poznałeś Artykuły prasowe, mimo wysiłków dziennikarzy, nie mnie od razu. Mój agent twierdzi, że jestem lepsza od opisywały rzetelnie jej fascynującej osobowości. Była Marilyn Monroe. połączeniem Marilyn Monroe i Dolly Parton, a Flynno- Dixie Davis rzeczywiście była najbardziej popularną wi usta wciąż płonęły od jej elektryzującego pocałunku. obecnie seksbombą. Nawet „New York Times" to przy­ - No, no. - Na nic więcej wybawiciel gwiazdy nie znał. był w stanie się zdobyć. Teraz wszystko było jasne. - Tak, to ja - oświadczyła, obdarzając go swym fil­ Od tygodni w nagłówkach artykułów wszystkich ga­ mowym uśmiechem. Dumnie wypięła piersi. - Chcesz zet pojawiało się jej imię. Nie można było przejść obok mój autograf, skarbie? żadnego kiosku z gazetami, żeby nie zauważyć na okład­ - Nie, dzięki - odparł Flynn, który nareszcie zaczął kach czasopism jej wspaniałej figury. A teraz siedziała nad sobą panować. - Ale chcę, żebyś w tej chwili zlazła na jego motocyklu, równie naturalnie jak na kucyku. z mego motoru! Jeszcze przed miesiącem była zaledwie nieznaną tan- - Co? cereczką w jakimś teksańskim miasteczku. Przyjechała - I to natychmiast - dodał, zsiadając z harleya. - Nie do Nowego Jorku, by tańczyć w pewnym musicalu, i już mam zamiaru stać się pokarmem dla ryb tylko dlatego, po kilku dniach sprytny producent zrobił z niej wielką że to właśnie mnie wybrałaś sobie na swego wybawicie­ gwiazdę. Tym producentem był Joey Torrano, jeden la. Złaź i znajdź sobie taksówkę, z najsłynniejszych gangsterów Nowego Jorku. - Co? Twój kretyński pojazd jest ważniejszy niż Czy to dziwne, że Torrano stracił dla niej głowę? Była ludzkie życie? wspanialsza niż szampan, czekolada i jedwabna pościel - To nie jest żaden kretyński pojazd, tylko harley-da- razem wzięte. Emanowała z niej kobiecość. Nawet naj­ vidson! I nie mam zamiaru ryzykować dla ciebie swego surowsi i najbardziej złośliwi nowojorscy dziennikarze życia. nie mogli o niej nie pisać. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Gazety piszą o seksbombach równie chętnie jak - Boisz się? o gangsterach. Tym razem zaś miały i jedno, i drugie, - A pewnie! Twoim narzeczonym jest znany gang­ więc o Dixie pisała cała prasa. Dzięki niej zupełnie prze­ ster, Joey Torrano! ciętne przedstawienie mogło stać się prawdziwym arty­ stycznym i kasowym wydarzeniem. - No i? - Dixie Davis - mruknął Flynn, ciekawy, ilu męż- - No i przypuszczam, że to on stoi tam jak głupi przed ołtarzem. Strona 8 16 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 17 - Stoi to za dużo powiedziane - odparła z dumą. - xie. - Wy i teksańczycy jesteście jak woda i ogień! Boi­ Nieźle mu przyłożyłam. cie się wszelkiego ryzyka i zupełnie was nie obchodzi, - Przy... co czuje kobieta! Nie patrząc mu w oczy, Dixie Davis wystudiowanym Była niesamowita. Kokieteryjna, a za chwilę zła jak gestem gwiazdy filmowej założyła nogę na nogę i non­ osa. Płonął w niej niesamowity ogień. Była tak niepo­ szalancko przerzuciła sobie przez ramię tren sukni. Ze dobna do wszystkich znanych mu kobiet. Flynn pode­ spokojem machała bosą stopą. jrzewał też, że może go wpędzić w poważne kłopoty. - Wiesz, szczerze mówiąc nie miałam wyboru. Stał Poczuł jakiś dziwny skurcz w żołądku. mi na drodze, a ja naprawdę musiałam się stamtąd wy­ Czyżby to był strach? dostać, zanim byłoby za późno. - No, co jest? Boisz się? - Popraw mnie, jeśli się mylę, ale chyba zazwyczaj - Ty też byś się bała, gdybyś miała trochę rozumu. panna młoda najpierw mówi „tak", a dopiero potem wy­ - Chcesz powiedzieć, że jestem głupia? biega z kościoła? - Powiedzmy wobec tego, że jesteś impulsywna. - Uznałam, że nie mam ochoty dziś wychodzić za Dixie Davis spojrzała na zatroskaną twarz swego wy­ nikogo za mąż. bawiciela i zmieszała się. Może on jednak ma rację? Flynn próbował nie zauważać wspaniałej, smukłej Ostatnio rzeczywiście impulsywność ciągle wpędza ją nogi i znakomicie wysklepionej bosej stopy. w kłopoty. A ona nie wie, jak sobie z tym poradzić. - A pan młody był odmiennego zdania? Sama Dixie miała wątpliwości co do sensu swego - Właśnie. A kiedy Joey jest odmiennego zdania, po­ życia, a co dopiero ktoś obcy. Wydarzenia ostatnich dni trafi być bardzo nieprzyjemny. przemknęły jak w kalejdoskopie. Najpierw mała rólka - Tak słyszałem. w musicalu, potem spotkanie na próbie Joeya Torrana. - Wolałam więc wziąć nogi za pas, króliczku. Stracił dla niej głowę i od tego momentu nie była już Promiennym uśmiechem próbowała ukryć strach. panią własnego losu. Stała się gwiazdą. Flynn oczywiście to zauważył. A na końcu wylądowała przed ołtarzem z mężczyzną, - I co teraz? którego nawet niezbyt lubiła. - Zabierz mnie w jakieś bezpieczne miejsce. - Może i jestem impulsywna - przyznała w zadu­ - Dam ci na taksówkę. - Flynn sięgnął do kieszeni mie. - Nie mogłam jednak go poślubić. Uznałam... dżinsów. uznałam że lepiej uciec, zanim będzie jeszcze gorzej. - Na taksówkę! To taki z ciebie chojrak? Byłeś może kiedyś w takiej sytuacji? - Nie lubię igrać z ogniem. Flynn przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Widać - Typowy nowojorczyk! - krzyknęła ze złością Di- było, że jej słowa przywołały jakieś wspomnienia. Strona 9 18 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 19 - Owszem, kiedyś. - Ej, zadam ci jedno pytanie. Jak ty właściwie masz - A teraz sama nie wiem, co robić. Potrzebuję czasu, na imię? żeby wszystko sobie przemyśleć. - Flynn - odparł. - W każdym razie tu nie możemy zostać - rzekł - Flynn i co dalej? Flynn. Zdecydował się wziąć sprawy w swoje ręce. - - To już dwa pytania. Ludzie zaczynają się na nas gapić. - Coś ty taki tajemniczy? Dixie spojrzała w górę. W oknach drugiego piętra zo­ - Pozwól, że i ja cię o coś zapytam. baczyła kilka twarzy. Jedna z kobiet mówiła nawet coś - Pytaj. do słuchawki i wskazywała ją palcem, podniecona, jak­ - Dlaczego mnie pocałowałaś? by zobaczyła co najmniej księżnę Dianę. - Mój Boże! - mruknęła. - Za chwilę zlecą się tu fotoreporterzy. - I sfotografują także mnie - dodał Flynn, wkładając kask. - Spadajmy stąd. Wskoczył na motor i zapalił silnik. - Gotowa? - Gotowa! Objęła go mocno i ruszyli. Nie, to nie tak, mówiła sama do siebie Dixie. Nie zamieniłaś siekierki na kijek. To tylko pozory. Nie po­ zwolisz, by teraz ten mężczyzna tobą rządził. To prawda, że zachowuje się inaczej niż Joey. Jest młodszy - ma jakieś trzydzieści pięć lat - i czuje się w nim jakąś dziwną słodycz, którą skrywa za pozornie surową miną. Jest przystojny, podobny nawet do Gary Coopera. Ma tylko trochę więcej włosów. Sądząc po jego stosunku do harleya, jest pewnie mechanikiem. Kiedy wybiegła z kościoła, tylko on zwrócił na nią uwagę. A potem załatwił George'a, który uważał się za najlepszego goryla Joeya Torrana. Drugi też musiał się poddać. Strona 10 GLINIARZ I AKTORECZKA 21 Flynn stłumił przekleństwo, ale ruszył jednak w kie­ runku hotelu. Mocno do niego przytulona Dixie obserwowała po­ południowy ruch na ulicach Manhattanu. Przed hotelem, eleganckim i rzęsiście oświetlonym budynkiem na skraju Central Parku, stal rząd cze­ ROZDZIAŁ DRUGI kających na turystów dorożek. Wystrojony w liberię odźwierny otwierał drzwi limuzyn i taksówek przywo­ - Masz rację, rzeczywiście mi głupio. żących hotelowych gości. Dyrygował chmarą boyów Dixie nie miała ochoty niczego wyjaśniać. Prawdę wnoszących i wynoszących drogie walizki. mówiąc, nawet nie bardzo wiedziała, jak. Czy ktokol­ Widząc to po raz pierwszy, Dixie czuła się jak w baj­ wiek przy zdrowych zmysłach uwierzyłby w moc słyn­ ce. Później jednak uznała, że jest to integralna część jej nego pocałunku Butterfieldów? Ten niezwykły dar zjed­ nowego życia. nywania sobie ludzi przez pocałunek posiadała prabab­ Życia, którego miała już dość. ka, babka, matka, a także sama Dixie, Przez całe życie Od najmłodszych lat przygotowywano ją do zrobienia ostrzegano ją, by nie nadużywała tej umiejętności. A te­ kariery. Brała lekcje tańca i całymi godzinami przyglą­ raz właśnie do tego doszło. dała się pracy ciotki Lucy, właścicielki salonu fryzjer­ - Naprawdę mi głupio, skarbie. skiego. Od czwartego roku życia brała udział w różnego I rzeczywiście czuła się niezręcznie. Musiała go jed­ rodzaju konkursach, także piękności. Zdobyła tytuł Kró­ nak najpierw lepiej poznać, zanim mogła mu zawierzyć. lowej Strażaków, Księżniczki Sera, no i oczywiście Na­ Wiedziała, że teraz jeszcze jej nie zrozumie. stoletniej Miss Teksasu. - Porozmawiamy o tym później, dobrze? - powie­ W końcu wylądowała w Nowym Jorku - w świetle działa. - Zawieź mnie do hotelu Plaza. reflektorów, otoczona łowcami autografów - główna - Do Plazy? Czyś ty zwariowała? gwiazda kasowego musicalu na Broadwayu. Przysyła­ - To teraz naprawdę dla mnie najbezpieczniejsze no jej kwiaty, czekoladki i składano małżeńskie propo­ miejsce, wierz mi. zycje. - Myślałem, że chcesz uciec przed Joeyem Torra- A Dixie nie mogła tego wytrzymać. nem, a nie wmaszerować prosto do jego sypialni! Jak tylko będę mogła, wracam do Teksasu, posta­ - To moja sypialnia, nie jego. nowiła. - I myślisz, że jego ludzie cię tam nie dostaną? Najpierw jednak musiała załatwić kilka spraw. - Tam będę bezpieczna. Kiedy Flynn gwałtownie zahamował przed hotelem, Strona 11 22 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 23 Dixie przywarła do niego całą sobą. Portier stanął jak ko Dixie. - Język za zębami, tak? - Dla podkreślenia wryty. Jeszcze nigdy taki pojazd nie zajechał przed jego swych słów stuknęła go lekko w daszek czapki. hotel. - Tak jest, panno Davis - odparł zachwycony portier Flynn zauważył jego pogardliwe spojrzenie i nie ru­ i obrzucił ją pełnym zachwytu spojrzeniem. szał się z miejsca. Kiedy Barney odszedł z miną szczęśliwca, a oni zo­ - Ej, to chyba nie jest w moim guście - rzucił przez stali sami, Dixie spojrzała na Flynna błagalnie. ramię i zgasił silnik. - Wejdź ze mną na parę minut. Proszę. - W moim też nie - odparła Dixie i unosząc suknię, - Niech pani posłucha, panno Davis - zaczął, patrząc zeskoczyła z motoru. - Ale nawet nie wyobrażasz sobie. groźnie na odchodzącego portiera. jak łatwo przywyknąć do luksusu. Chodź. - Proszę. Mogę potrzebować pomocy w przeniesie­ - Po co? - spytał, nie ruszając się z miejsca. niu bagażu albo w rozmowie z policją, więc... Spojrzała mu prosto w oczy. Nie chciała się z nim - Z policją? - powtórzył Flynn, zapominając rozstać. Po raz pierwszy od przyjazdu do Nowego Jorku o obraźliwym zachowaniu się portiera. czuła, że spotkała kogoś, kogo nie chce stracić. Dixie poczuła, że się czerwieni. - Potrzebuję twojej pomocy. - Już od dawna nie mó­ - Ej, nie bój się tych kilku gliniarzy! Od paru tygodni wiła tak szczerze. - Musisz wejść do środka. próbują dostać się do mego apartamentu, a ja już nie - Dlaczego? - zapytał Flynn. mam siły sama się przed nimi bronić. Mógłbyś po prostu - Dzień dobry, panno Davis - rzekł, kłaniając stać w drzwiach i groźnie wyglądać, prawda, skarbie? się nisko, portier. - Nie spodziewaliśmy się pani tak Flynn wahał się. szybko. - Czego szukają? - Dzień dobry, Barney. Ja... wymyśliłam niespodzia­ - Chyba jakichś kompromitujących dowodów - wes­ nkę dla Joeya. - Uśmiechnęła się do niego i zalotnie tchnęła Dixie. - Joey nie jest niewiniątkiem, więc od pogłaskała portiera po ramieniu. - Nie wydasz mnie, co? tygodni szukają jakiegoś pretekstu, żeby zlustrować mo­ Barney rozpromienił się. On też wyraźnie był pod jej je gniazdko. No, chodź. Tylko na parę minut, maleńki. urokiem. Bądź jeszcze przez chwilę moim wybawicielem. - Oczywiście, panno Davis. Domyśliłem się, że to Flynn przez chwilę walczył z myślami. jakaś zabawa. Normalnie pani tak nie podróżuje - dodał, - No, dobrze - rzekł w końcu niechętnie. - Ale tylko wskazując harleya. na parę minut. Urażony Flynn gwałtownym ruchem ściągnął kask, - Wspaniale! jakby gotując się do walki. Powodowana impulsem, pocałowała go w poli­ - To rzeczywiście zabawa - zainterweniowała szyb- czek. Nie mogła się powstrzymać. Był taki cudów- Strona 12 24 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 2S ny. Wiedziała, że nie powinna szastać pocałunkami poczerwieniał jak burak, kiedy nachyliła się ku niemu Butterfieldów na prawo i na lewo, ale nie była w sta­ i prosiła o opiekę nad motorem swego wybawiciela. nie mu się oprzeć. Po raz pierwszy od przyjazdu do Chwilę później znów chwyciła Flynna za rękę i po­ Nowego Jorku miała do czynienia z mężczyzną, który ciągnęła do drzwi hotelu. jej się podobał. Był przystojny i całkiem obojętny na jej Owszem, bywał już wcześniej w eleganckich hote­ wdzięki. lach. Nawet często. Nie jako gość, oczywiście, lecz służ­ Przyjął jej pocałunek jak użądlenie pszczoły. Bardzo bowo. Policjant musi przecież pojawiać się w różnych ją to rozbawiło. miejscach - przyjemnych i nieprzyjemnych. - Skarbie, nie udawaj twardziela! - powiedziała Nigdy jednak nie wchodził do hotelu Plaza z osobą z uśmiechem. choć trochę podobną do Dixie Davis. Owszem, podobały mu się jej pocałunki, czuł jednak, Wszyscy obecni w holu zamarli w bezruchu i ga­ że może być niebezpieczna. pili się na Teksaską Seksbombę z otwartymi ustami. - Chodź, najdroższy - powiedziała, biorąc go za rę­ Odźwierny kłaniał się nisko. Facet z recepcji zapomniał kę. - Mój apartament jest na piętrze. o swym komputerze i uśmiechał się radośnie do słynne­ Dotyk jej dłoni był równie elektryzujący jak usta. go gościa. Ktoś nawet bił brawo. - A co z moim motorem? Dixie stanęła na wysokości zadania. Zdjęła kapelusz - Nie rozumiem? i złożyła wszystkim głęboki ukłon. Potem, zręcznie omi- - Nie mogę go tu zostawić. jając błagający o autografy tłum, wciągnęła Flynna do - Czemu? najbliższej windy. Flynn zaczynał tracić cierpliwość. - Ufff! - Oparła się o ścianę i wachlowała kape­ - To drogocenna maszyna. luszem. - Nie wątpię- powiedziała, nie wierząc mu ani przez - Zawsze tak jest? chwilę. - Barney się nią zaopiekuje. Szczególnie jeśli - Zawsze. Chyba że akurat w danej chwili nie jestem dasz mu dobry napiwek, Barney! Dixie Davis. - Ile?-przeraził się Flynn. - Co? - Joey zazwyczaj daje mu sto dolarów. - Zobaczysz - odparła tajemniczo i puściła do niego Flynna zamurowało. Miał przy sobie zaledwie dwa­ oko. dzieścia dwa dolary, a suma ta musiała wystarczyć mu na obiad i paliwo do harleya. W zajmowanym przez Dixie apartamencie można by - Ale... rozegrać mecz piłki nożnej. Kremowobiałe meble, białe Za późno. Dixie już szczebiotała do portiera, który dywany i tapety, i kwiaty - wszędzie kwiaty. Do prawie Strona 13 GLINIARZ I AKTORECZKA 27 26 GLINIARZ I AKTORECZKA - Rozgość się - zawołała zza półprzymkniętych każdego bukietu przypięty był jakiś bilecik od wielbi­ ciela. drzwi Dixie. - Usiądź i odpręż się. Albo sobie czegoś nalej. Za chwilę wrócę. Główną jednak ozdobą wnętrza był naturalnych roz­ Częściowo po to, by nie zastanawiać się, jak wygląda miarów plakat przedstawiający Dixie. Biało-czerwono- rozbierająca się Dixie Davis, Flynn rozglądał się po po­ -niebieski kostium ledwo zakrywał jej oszałamiającą fi­ koju. Przecież od tygodni policja próbowała się tu dostać gurę. W ręku trzymała błyszczący srebrny pistolet. i znaleźć jakiś dowód, który pośle Joeya Torrana za krat­ Umieszczony nad stołem, w otoczeniu kwiatów, plakat ki. Nie mógł nie skorzystać z okazji. tworzył jakby ołtarz - w hołdzie bogini seksu. Biały fortepian, zarzucony nutami. Leżący na krześle - Czuj się jak u siebie - powiedziała rzucając kape­ lusz na kanapę. czarny kostium, który na pewno nie był w stanie zakryć ponętnych kształtów Dixie. Para znoszonych baletek na - Panno Davis... podłodze. - Mów mi: Dixie. Przebiorę się szybciutko i poroz­ Nie zapominając o właściwym celu swej wizyty w tym mawiamy, dobrze? Gdyby ktoś pukał, to nie reaguj. Chy­ ba że to będzie Maurice. apartamencie, Flynn oglądał wszystko uważnie. Jakieś pis­ - Kto to jest Maurice? ma i książki na stoliku, w rogu ogromny telewizor. Włą­ czył go, korzystając z pilota. Okazało się, że Dixie - albo - Gospodarz. Na pewno zaraz się tu zjawi. Joey - nie oglądała łzawych seriali, lecz CNN. Weszła do sypialni i lekko tylko przymknęła drzwi. W maleńkiej, przyległej do salonu kuchence zajrzał Sądząc po szeleście atłasu, zaczęła się rozbierać, ale nie przestawała mówić. do lodówki. Znalazł tam kilka opakowań mrożonej pizzy, parę pojemników z jogurtem, trochę jabłek i mar­ - Maurice ciągle się martwi. Joey kazał mu o mnie chewki oraz sześć puszek meksykańskiego piwa. dbać, a on uznał to za groźbę i boi się, jeśli choć trochę Z policyjnych raportów wiedział, że ulubionym napo­ zmieniam plany. Oszaleje, kiedy dowie się, że uciekłam Joeyowi sprzed ołtarza. jem Torrana jest wódka, wywnioskował więc, że piwo - To nie jego wina. było dla Dixie. - Oczywiście, że nie. Ale boi się Joeya. Nie rozu­ Widok alkoholu pobudził jego wyobraźnię. Zobaczył miem, czemu, Joey to przecież nadzwyczaj poczciwy mocno roznegliżowaną tancerkę, popijającą zimne piwo misiaczek. z bardzo podnieconym policjantem. Właściwie od kiedy Flynn wiedział co nieco o Joeyu Torranie i wcale nie go pocałowała, przez cały czas był podniecony. Jeszcze uważał go za poczciwego misiaczka. Prędzej za groź­ nigdy żadna kobieta tak na niego nie podziałała. Cieka­ nego niedźwiedzia. Opętanego na dodatek pragnieniem we, czy wszyscy mężczyźni tak na nią reagują. zemsty. Zamknął lodówkę, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Strona 14 28 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 29 - Zobacz, kto to, skarbie - zawołała z sypialni Dixie. firowana, jak postać z kiepskiego westernu. Piosenkarka - Nie mogę znaleźć koszuli! z musicalu zniknęła. Zamiast niej pojawiła młoda kobie­ Na samą myśl, że nie do końca ubrana Dixie miałaby ta o świeżej twarzy, wspaniałej figurze i słodkim uśmie­ otwierać komuś drzwi, Flynn rzucił się ku nim jak osza­ chu. Bosa, ubrana w sprane dżinsy i biały męski podko­ lały. szulek, opięty na obfitych piersiach, wyglądała uroczo - Kto tam? - warknął. i niewinnie. - Maurice - zapiszczał przerażony głos. - Czy Krótko obcięte blond włosy podkreślały zarys jej pod­ mógłbym mówić z panną Davis? bródka i kształtny nosek. Flynn otworzył drzwi i wpuścił do środka przestra­ W ręku trzymała ogromną blond perukę. szonego małego człowieczka w czarnym garniturze. Flynn przetarł oczy i uświadomił sobie, że ta kobieta - O, panno Davis, tak mi... Ee, przepraszam, gdzie to Dixie Davis - pozbawiona tylko słynnej fryzury, jest panna Davis? krzykliwego stroju i wyzywającego makijażu. - Przebiera się - odparł krótko Flynn. Flynn nie był w stanie wydobyć z siebie głosu. Prze­ - Kim pan jest? miana była niewiarygodna. Po krótkim wahaniu Flynn znalazł odpowiedź. - Ej, Maurice - rzekła Dixie i uspokajająco pokle­ - Jej ochroniarzem. pała po ramieniu trzęsącego się ze strachu gospodarza. - - Rozumiem. - Menedżer najwyraźniej uznał to wyjaś­ O nic się nie martw. Po prostu wpadłam na znakomity nienie za wystarczające. - Czy wszystko w porządku? pomysł i postanowiłam zrobić Joeyowi niespodziankę. - Zaraz do ciebie przyjdę, Maurice! - zawołała z sy­ - Nie... niespodziankę? pialni Dixie. - Właśnie. Chyba mogę liczyć na twoją pomoc? Zlokalizowawszy osobę, której szukał, Maurice zapo­ - Ja... Czy... czy z tego nie będzie jakichś kłopotów mniał o Flynnie i podbiegł do drzwi sypialni. dla hotelu? - Panno Davis, tak mi przykro, że apartament nowo­ - Ależ oczywiście, że nie! - roześmiała się słod­ żeńców jeszcze nie jest gotowy. Spodziewaliśmy się pani ko Dixie. - Chyba nie przypuszczasz, że chcę ci zrobić dopiero za kilka godzin i... krzywdę? - Nie gorączkuj się, Maurice. - Nie, pani nie, ale pan Torrano jest... Drzwi sypialni otworzyły się i stanęła w nich jakaś - Zostaw Joeya mnie. inna kobieta. Dixie znowu poklepała go uspokajająco po ramieniu. Była nawet jeszcze ładniejsza niż Dixie Davis - wy­ - Czy przeniesie się pani do apartamentu nowożeń­ soka i szczupła, z wesołymi, błękitnymi oczami i roze- ców? - spytał wciąż zaniepokojony gospodarz. śmianą twarzą. Nie była wcale wypacykowana ani wyszta- Dixie uśmiechnęła się zalotnie i pokręciła głową Strona 15 30 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 31 - Na razie nie. Chcę zostać tutaj i żeby Joey się nie - No, tam, gdzie pracujesz nad tymi motorami. Nie dowiedział, gdzie jestem. Tylko przez kilka dni. Ro­ mógłbyś wziąć krótkiego urlopu? zumiesz? - Po co? Na spoconej twarzy Maurice'a pojawił się uśmiech. - Mam dla ciebie propozycję. - Ależ tak, panno Davis! Flynnowi natychmiast przyszło do głowy kilka rzeczy - Będziesz miał oko na Joeya, co? Nie... nie chcia­ - wszystkie z nich wymagały, by Dixie zdjęła z siebie łabym, żebyśmy zepsuli mu niespodziankę. ubranie. Domyślał się, jak będzie wyglądała nago, za­ - Natychmiast wszystkich uprzedzę. - Człowieczek stanawiał się tylko, jakiego dokładnie koloru będą jej skłonił się i złożył na dłoni Dixie pocałunek. - Może sutki. W wyobraźni czuł gładkość skóry i słyszał pani liczyć na hotel Plaza, panno Davis. brzmienie głosu, szepczącego mu do ucha miłosne za­ Dixie uśmiechnęła się i na jej policzku pojawił się klęcia. Czuł, jak cały sztywnieje. uroczy dołeczek. Nieświadoma tego, co dzieje się z Flynnem, Dixie - To wspaniale, Maurice. O nic się nie martw - do­ otworzyła lodówkę i wyjęła dwa jabłka. dała, prowadząc go ku drzwiom. - Wkrótce przestanę - Chciałabym, żebyś tu trochę został i pomógł mi sprawiać ci kłopoty. - powiedziała i podała mu jedno z nich. - Może pani u nas zostać, jak długo pani zechce, - Jak? - spytał, machinalnie biorąc od niej owoc. panno Davis. - Słyszałam, jak mówiłeś Maurice'owi, że jesteś mo- - To bardzo miłe z twojej strony, Maurice. im gorylem. - Wytarła jabłko o swoją koszulkę i spo­ Kiedy gospodarz wyszedł, Dixie oparła się o za­ jrzała na Flynna. - Szybko się domyśliłeś. mknięte drzwi. - Musiałem mu coś powiedzieć. - Będzie inaczej śpiewał, kiedy Joey przestanie za Dixie gryzła jabłko i wciąż na niego patrzyła. mnie płacić - zauważyła z rozbawieniem. - Interesowałaby cię ta praca? - Panno Davis, chyba należą mi się jakieś wyjaśnie­ - Jaka praca? nia. Nic z tego nie rozumiem. Może jednak lepiej będzie, - Pilnowanie mojej osoby, że się tak wyrażę - odparła jak sobie pójdę. i przeszła do salonu. - Może potrzebna mi będzie ochrona. - Nie! Proszę, nie odchodź. Nie obawiam się niczego szczególnie niebezpiecznego, ale - Muszę wracać do pracy. dobrze by było wiedzieć, że jest ktoś w pobliżu, gdybym - Nie możesz wziąć kilku dni wolnych w tym swoim potrzebowała... świadka czy kogoś w tym rodzaju. warsztacie? - spytała, idąc do kuchni. - Chcesz, żeby ktoś pobił twego narzeczonego, kiedy - W warsztacie? - powtórzył Flynn, podążając się tu zjawi? za nią. - Niech Bóg broni! Choć wciąż pamiętam, jak pora- Strona 16 32 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 33 dziłeś sobie z George'em. - Dixie usiadła po turecku na - Szybko potrafię ocenić ludzi. kanapie. - Joey nie jest gwałtowny. Czasem tylko wpada - Szybko nie znaczy dobrze. Może to ja jestem two­ w gniew. im największym wrogiem? - A wtedy? - Nie całuję moich największych wrogów - odparta - Głośno krzyczy - przyznała, oglądając jabłko. - cicho. - A i oni nie odwzajemniają moich pocałunków Nie znoszę krzyku, więc wolałabym tego uniknąć. Chcę, tak jak ty. żeby ktoś przy mnie był przez kilka dni, dopóki nie Flynnowi zupełnie zaschło w ustach. uporam się z pewną sprawą. - Panno Davis... - Jaką? - Mam swoje zasady w stosunkach z mężczyznami - To problemy zawodowe. Nie martw się. - powiedziała szybko. - Nie pozwalam nikomu na zbyt­ Ale Flynn się martwił. Jako policjant wiedział, że nią poufałość. Wiem, jak wyglądam. Jak panienka z ta­ nigdy nie będzie miał takiej wspaniałej okazji, by przy- niej agencji towarzyskiej, prawda? skrzynić Joeya Torrana. Wydział do Spraw Przestępczo­ - Nie w tej chwili. ści Zorganizowanej na próżno od dwóch lat szukał cze­ Z wymuszonym uśmiechem Dixie wzburzyła swe goś na niego. Do tej pory. krótkie włosy. Spojrzał jednak na gryzącą jabłko Dixie Davis i zro­ - Ale najczęściej przypominam właśnie panienkę zumiał, że tylko dużo od niego silniejszy mężczyzna lekkich obyczajów. Wiem o tym, wierz mi. Muszę jed­ byłby w stanie opierać jej się na tyle długo, by znaleźć nak udawać kogoś, kim nie jestem. Tak już jest w show- jakiś dowód przeciw jej narzeczonemu. biznesie. Nauczyłam się jednak nie ufać mężczyznom. Patrzyła na niego tymi niesamowitymi błękitnymi Wiem, o co chodzi facetom, kiedy jestem taka odstawio­ oczami i czekała na odpowiedź. Dolną wargę miała wil­ na. Ty jesteś inny. gotną od soku jabłkowego. Flynna aż świerzbiły palce, - Może nie tak bardzo - odparł sucho Flynn. by najpierw ją osuszyć, a potem obsypać delikatnymi Dixie roześmiała się. pocałunkami. - Ależ tak. Kiedy cię zobaczyłam tam przed kościo­ - No i co ty na to? Mogłabym ci płacić... powiedz­ łem, miałeś coś dziwnego w oczach. Jakąś troskę. Rów­ my sto dolarów dziennie. Plus zwrot kosztów, ale tylko nocześnie od razu poczułam, że mogę ci zaufać. wówczas, jeśli nie będziesz jadł w drogich restauracjach. - Niech się pani nie wydaje, że ze mnie jest taki Więc jak? harcerzyk, panno Davis. Flynn nie był pewien swego głosu, musiał więc naj­ - No to powiedzmy inaczej. Uznałam, że przy tobie pierw odchrząknąć. będę bezpieczna. I miałam rację. Jestem pewna, że na­ - Nic o mnie nie wiesz. dajesz się do tej pracy. Strona 17 34 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 35 - Ile by to miało trwać? Sierżant najwyraźniej go nie słuchał. Zasłonił słu­ Dixie rozpromieniła się. chawkę i podniecony dzielił się z kolegami otrzymaną - Tylko kilka dni. To mi zupełnie wystarczy. Mógł­ właśnie wiadomością. byś spać na kanapie. Proszę, zgódź się. - Trzymaj się jej najbliżej, jak możesz, Flynn - za­ Flynn poczuł, że mięknie. Jej prosta fryzura i brak wołał po chwili do słuchawki. - Bądź jej gorylem, szo­ makijażu czyniły ją jeszcze piękniejszą od kobiety, która ferem, nawet garderobianym! pocałowała go przed kościołem. Była jednak równie - To chyba kiepski pomysł. podniecająca. I sympatyczna. - To znakomity pomysł! Czemu jesteś taki spięty? . Powstrzymał się od odpowiedzi, na którą miał najwię­ - Bo ona... kszą ochotę. - Posłuchaj, Flynn - przerwał mu sierżant. - Czy - Najpierw muszę zadzwonić. Na osobności. wiesz, ilu facetów chciałoby być na twoim miejscu? - Ależ oczywiście! - Dixie zerwała się z kanapy Masz przecież tylko kręcić się koło pięknej kobiety! i rzuciła mu się w ramiona. - Och, Flynn, tak się cieszę! Wyjątkowo pięknej kobiety, pomyślał Flynn. Czy Czyżby naprawdę nie wiedziała, jak na niego działa? sierżant Kello ma pojęcie, jak trudno jest zebrać myśli W dodatku znowu go pocałowała. w obecności kogoś takiego jak Dixie Davis? - Dzięki - dodała z uśmiechem. - Rób, co możesz, żeby znaleźć coś na Joeya Torrana. Zostawiła go oszołomionego i zniknęła w sypialni. Rozumiesz, Flynn? Flynn zaczekał, aż ciśnienie wróci mu do normy, a po­ tem skontaktował się ze swoim przełożonym. Był to sierżant Dominick Kello z Wydziału do Spraw Przestę­ pczości Zorganizowanej nowojorskiej policji, prowa­ dzący dochodzenie przeciwko Torranowi, Sierżant nie mógł uwierzyć we własne szczęście. - Od miesięcy dokładnie na coś takiego czekaliśmy! - ucieszył się. - To się jeszcze okaże - zaczął Flynn. - A jeśli za­ walę całą sprawę? - Jaką sprawę? Jeszcze nie mamy żadnej sprawy. Może dopiero dzięki tobie coś znajdziemy! - Sądzę, że ona jest niewinna... - To wspaniale! Strona 18 GLINIARZ I AKTORECZKA 37 - To już twoja sprawa - zaśmiała się Dixie. - Jesteś moim gorylem, zapomniałeś? - No, nie, to... Przerwał, bo Dixie wyminęła go i podbiegła do wi­ szącego obok drzwi ogromnego lustra. Jej widok mógł ROZDZIAŁ TRZECI zwalić z nóg najsilniejszego mężczyznę. - I jak wyglądam? - spytała z uśmiechem. Oblizała W drzwiach sypialni pojawiła się Dixie. Miała znowu palce i przesunęła nimi po swej misternej fryzurze. na sobie perukę, ogniście czerwone kowbojskie buty, - Na pewno nie wymkniesz się nie zauważona. obcisłe dżinsy i ciasno opiętą na piersiach koszulkę. - Czy to komplement? - spytała i opuściła pokój. Przez ramię przerzuciła wielką płócienną torbę, w ręku - Stwierdzenie faktu - odparł Flynn, wchodząc za trzymała olbrzymie okulary przeciwsłoneczne. nią do windy. - Takiej kobiety nie sposób nie zauważyć. Flynn odłożył gazetę, którą udawał, że czyta. Przed­ - Dzięki. Ale nie martw się. W uliczce przy bocz­ tem myszkował po pokoju, bo uznał to za lepsze wyjście, nych drzwiach czeka na mnie taksówka. Nikt mnie nie niż zaglądanie przez dziurkę od klucza do sypialni. zobaczy. Idziesz ze mną? Od razu zauważył, że Dixie się dokądś wybiera. - Chyba na tym polega moja praca, prawda? - A ty dokąd? - Tak, jeśli nie zmieniłeś zdania. - Do teatru, a gdzieżby indziej. - Nie, ale moim zdaniem włóczenie się po mieście to Flynna zamurowało. nie najlepszy pomysł. - Dokąd?! - Ludzie na mnie liczą. Na dziś wieczór sprzedano - Przecież mam występ! wszystkie bilety. Flynn zerwał się na równe nogi. - Nie ma drugiej obsady? - Jaki występ? Przecież miałaś dziś wyjść za mąż! - To ja byłam drugą obsadą - przypomniała. - Kiedy - Jestem gwiazdą tego przedstawienia - przypo­ Joey zrobił ze mnie gwiazdę, nie było czasu, by przygo­ mniała mu chłodno. - Mam siedem występów tygodnio­ tować kogoś innego. wo, łącznie z popołudniówkami w środy i niedziele. - I myślisz, że uda ci się go nie spotkać? Tylko gdybym umarła, mogłabym je opuścić. - Wiem, że nie mogę bez końca go unikać. Najpierw - A... le myślałem, że - Flynn ze zdumienia aż za­ jednak muszę załatwić parę spraw w teatrze. czął się jąkać. - Wydawało mi się, że chcesz ukryć się Winda zatrzymała się. Byli w suterenie, pośrodku ho­ przed Joeyem Torranem! Uważasz, że scena to najlepsza telowej kuchni. Z początku nikt ich nie zauważył. Zbli­ kryjówka? żała się pora kolacji i wszyscy byli bardzo zajęci. Do- Strona 19 38 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 39 piero przy drzwiach otoczył ich żądny autografów tłum. - Flynn nie jest gliniarzem! Na miłość boską, Dway- Tylko dzięki zdecydowanej postawie Flynna udało im ne, co ci przyszło do głowy? To mój ochroniarz! się wymknąć. - Według mnie wygląda na gliniarza - upierał się - Cześć, Jerry - Dixie z uśmiechem powitała kie­ Dwayne. rowcę czekającej na nią taksówki. - Dzięki, że tak szyb­ A dla Flynna Dwayne też wyglądał podejrzanie. ko przyjechałeś. - Nie jest gliniarzem - powtórzyła z uśmiechem Di- - Zawsze do usług, panno Davis - rzucił przez ramię xie. - Choć raz zapomnij o przepisach, Dwayne. Czy nie gruby taksówkarz. - Kim jest ten gliniarz? możesz wyświadczyć mi przysługi? Flynn zesztywniał. Jeśli ma wypełnić swoje zadanie, Stróż przez chwilę jeszcze próbował zachować suro­ nikt nie może wiedzieć, kim jest. wość, ale na Dixie nie można było patrzeć dłużej niż - Jaki tam gliniarz! - roześmiała się Dixie. - To mój pięć sekund, by się nie uśmiechnąć. nowy ochroniarz, Flynn, poznaj Jerry'ego. Odkąd - Powinienem robić to, co każe pan Torrano - bronił przyjechałam do miasta, zawsze mnie wozi. Mam jego się ostatkiem sił. - To on mi płaci. prywatny numer i dzwonię, ilekroć go potrzebuję, - Pieniądze to nie wszystko, Dwayne - zapewniła go Nie znoszę łapać taksówek na ulicy. A Jerry jest taki Dixie. - Pamiętasz syrop, który dla ciebie przygotowa­ dyskretny! łam, kiedy w zeszłym tygodniu miałeś ten straszny ka­ Flynn skinął głową, a Jerry obrzucił go podejrzliwym szel? Poskutkował, prawda? spojrzeniem. - No, tak... - Mieszkam w tym mieście od urodzenia - rzekł tak­ - Flynn jest nieszkodliwy. Wierz mi. sówkarz. - Zawsze rozpoznam gliniarza. - Dobrze, dobrze, wchodźcie - zmiękł w końcu - Nie wygłupiaj się, Jerry! Flynn pracuje w warszta­ Dwayne. - Ale tylko dzisiaj. cie samochodowym. Ruszamy? - Dzięki, Dwayne! Kierowca przestał się spierać, ale co chwila spoglądał Ruszając za Dixie, Flynn spojrzał przez ramię na na twarz Flynna odbitą w lusterku. W rekordowym tem­ Dwayne'a. Napotkał jego baczne spojrzenie i wiedział, pie dowiózł ich do teatru. że się nie myli. To były przestępca, najpewniej oszust. Wejściem dla aktorów wpuścił ich starszy mężczyzna, Dixie poprowadziła go labiryntem ciemnych, podzie­ przeglądający program wyścigów. Dixie wyjaśniła mu, mnych korytarzy. Flynn starał się jak najlepiej wszystko kim jest Flynn. zapamiętać. W pracy policjanta takie rzeczy mogą się - Pan Torrano nie mówił mi o nikim noszącym takie przydać. nazwisko - zaniepokoił się stróż. - Mam tu listę. O, Gdzieś z góry słychać było przygotowującą się do widzi pani? Nie ma na niej żadnego gliniarza. występu orkiestrę. Minęli jakichś dwóch niosących dra- Strona 20 40 GLINIARZ I AKTORECZKA GLINIARZ I AKTORECZKA 41 binę robotników, a Dixie nawet nie zauważyła, że na jej - Ale... widok omal jej nie wypuścili z rąk. - Dixie ma rację - rzekł jakiś mężczyzna w zwy­ Weszli w długi korytarz z rzędem kolorowo ozdobio­ czajnym ubraniu. Flynn domyślił się, że to reżyser. - nych drzwi. Zza jednych z nich wyskoczyła jakaś dziew­ Za godzinę chcę widzieć wszystkich na swoich mie­ czyna w spłowiałym szlafroku, pomarańczowej peruce i jscach! z mocnym scenicznym makijażem. - Za godzinę! -jęknęła Dixie. - Muszę się przygo­ - Dixie! - zapiszczała. - Dzięki Bogu, udało ci się! tować! Hej, ludzie! Dixie przyszła! Rzuciła się do garderoby. Flynn pobiegł za nią. Pozo­ Naraz otworzyły się wszystkie drzwi i tłum podekscy­ stali aktorzy też rozeszli się do siebie. towanych, niezbyt kompletnie ubranych aktorów oto­ - Usiądź sobie gdzieś - poleciła Flynnowi Dixie, czył Dixie. Flynn nie miał najmniejszych szans, by ją podchodząc do toaletki, przed nimi uchronić. Na szczęście wyglądało na to, iż Rozpoczęła rutynowe przygotowania. Najmniejsze są jej życzliwi i cieszą się, że przybyła. od nich ustępstwo uznałaby za zły znak. - Opowiedz nam o wszystkim! - domagał się jakiś Otworzyła torbę i wyjęła z niej najpierw dodatkową młody mężczyzna w jasnozielonym kostiumie. perukę, baletki i kosmetyczkę. Lubiła, by w garderobie - Ach, Dixie, nie mogę uwierzyć, że zdążyłaś! - cie­ było przytulnie, ustawiła więc na toaletce kilka opraw­ szyła się drobna, uśmiechnięta kobieta. - Jesteś, Bogu nych w ramki fotografii. dzięki! Już się baliśmy, że będziemy musieli odwołać - Kto to? - spytał Flynn, biorąc do ręki jedno ze przedstawienie. zdjęć. - W wieczornej gazecie jest twoje zdjęcie i notatka - Mój ojciec - odparła z dumą Dixie i delikatnie wy­ o tym, co się stało! - Potężny mężczyzna o obfitych bo­ jęła mu z dłoni fotografię. Uśmiechnęła się do widocznej kobrodach wymachiwał rozłożoną płachtą. na niej postaci. - Tata jest burmistrzem Sweet Creek. - Dixie, Joey cię zabije! Prawda, że uroczo wygląda w tym kapeluszu? - Czy zerwie nasze przedstawienie? - Owszem - mruknął dość obojętnie Flynn. - Wielki - Kim jest ten przystojniaczek, Dixie? Czy to on po­ Boże, a to kto? - spytał, biorąc kolejne zdjęcie. mógł ci w ucieczce z kościoła? - Pomarańczowowłosa Była to artystyczna fotografia matki Dixie, Darlene dziewczyna uśmiechnęła się zalotnie do Flynna. - Na zdję­ Butterfield Davis, zrobiona przed dwudziestu laty. ciu w gazecie nie był taki przystojny. Cześć, pięknisiu. - To moja mama! Do dziś tak wspaniale wygląda. - Spokój! - uciszyła ich Dixie. - Najpierw przedsta­ Powinieneś zobaczyć ją w kostiumie kąpielowym! wienie. Potem porozmawiamy! Wszystko we właści­ - No, no. wym czasie. Flynn był wyraźnie zauroczony niesamowitą długo-