2260

Szczegóły
Tytuł 2260
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2260 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lucy Maud Montgomery Z�ocista droga Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Nagra� i Wydawnictw Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1996 Przek�ad: Joanna Kazimierczyk T�oczono pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni Zak�adu Nagra� i Wydawnictw Zn, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Przedruk z Oficyny Wydawniczej "Graf", Gda�sk 1990 Pisa� A. Galbarski, korekty dokona�y I. Stankiewicz i E. Chmielewska `tc Przedmowa Dawno, dawno temu w�drowali�my z�ocist� drog�. By�a to pi�kna szosa prowadz�ca przez Ziemi� Utraconej Rado�ci. Cienie i blaski ��czy�y si� na niej szcz�liwie, a ka�dy zakr�t ukazywa� naszym otwartym sercom i ch�tnym oczom �wie�e oczarowania i nowe pi�kno. Na drodze tej s�uchali�my pie�ni jutrzenki, pili�my �wie�o�� powietrza, s�odk� jak majowa mgie�ka. Przepe�nia�y nas pragnienia pi�kne jak ni� babiego lata i t�czowe nadzieje; nasze serca szuka�y i znajdowa�y b�ogie marzenia. Czeka�y nas d�ugie i pi�kne lata �ycia, a ono zdawa�o si� r�owoustym przyjacielem, z palc�w kt�rego opada�y purpurowe kwiaty. Dawno zostawili�my za sob� t� z�ocist� drog�, lecz wspomnienia o niej s� najdro�sze ze wszystkiego, co posiadamy. I ci, kt�rzy ceni� je tak samo, by� mo�e znajd� przyjemno�� czytaj�c stronice tej ksi��ki, kt�rej bohaterowie w�druj� po z�ocistej drodze m�odo�ci. Rozdzia� I Nowy punkt wyj�cia - Wymy�li�em co� zabawnego na zim� - powiedzia�em, gdy usiedli�my p�kolem doko�a wspania�ego ognia na kominku w kuchni wuja Aleca. Wietrzny listopadowy dzie� ko�czy� si� wilgotnym i na sw�j spos�b niesamowitym zmierzchem. Na dworze wiatr t�uk� w okna i okapy, a obfity deszcz pl�sa� po dachu. Stara wierzba przy furtce zgina�a si� w podmuchach sztormu, za� w sadzie rozlega�a si� dziwaczna muzyka zrodzona z �ez i strach�w, pojawiaj�cych si� nocami. My jednak niezbyt przejmowali�my si� mrokiem i samotno�ci� panuj�cymi na zewn�trz. Odgrodzili�my si� od nich �wiat�em ognia na kominku i m�odzie�czym radosnym �miechem. Bawili�my si� wspaniale w ciuciubabk�. W�a�ciwie wspaniale by�o na pocz�tku, ale p�niej weso�o�� si� ulotni�a, poniewa� odkryli�my, �e Piotrek rozmy�lnie pozwala� si� chwyta�, aby samemu mie� przyjemno�� �apania Feli. Co mu si� zreszt� zawsze doskonale udawa�o - bez wzgl�du na to jak mocno mia� zawi�zane oczy. I jaki� to g�upiec powiedzia�, �e mi�o�� jest �lepa. Mi�o�� potrafi widzie� - i to z �atwo�ci�! - przez z�o�ony w pi�cioro gruby we�niany szal. - Jestem zm�czona - powiedzia�a Celinka, z trudem �api�c oddech. Jej blade policzki pokry�y si� szkar�atnymi rumie�cami. - Usi�d�my i niech Historynka co� nam opowie. Ale kiedy wszyscy usadowili�my si� wygodnie, Historynka rzuci�a mi spojrzenie, kt�re m�wi�o, �e oto w�a�nie nadszed� odpowiedni moment psychologiczny, aby przedstawi� pomys�, kt�ry oboje w sekrecie rozwa�ali�my od kilku dni. W�a�ciwie pomys� nale�a� do Historynki, kt�ra nalega�a jednak, �e to ja powinienem go przedstawi� jako sw�j w�asny. - Je�li ty tego nie zrobisz, to Fela si� nie zgodzi. Sam wiesz jak ostatnio sprzeciwia si� wszystkiemu, co ja proponuj�. A je�li ona si� sprzeciwi, to to samo zrobi ten g�uptas Piotrek! Je�eli za� nie b�dziemy robi� tego wszyscy, to nie b�dzie to zabawne. - A co to za pomys�? - spyta�a Fela odsuwaj�c troch� swoje krzes�o od Piotrka. - Proponuj�, �eby�my zacz�li wydawa� w�asn� gazet� - pisa� do niej i robi� wszystko inne. Nie s�dzicie, �e mog�aby to by� �wietna zabawa? Wszyscy wygl�dali na zaskoczonych i zdziwionych - z wyj�tkiem Historynki, kt�ra wiedzia�a doskonale co ma robi� i zrobi�a to. - Co za bzdura! - wykrzykn�a i pogardliwie odrzuci�a swoje d�ugie br�zowe loki. - Jak by�my potrafili wydawa� gazet�! Fela zaprotestowa�a, tak jak tego oczekiwali�my. - Ja uwa�am, �e to doskona�y pomys� - stwierdzi�a z entuzjazmem. - Chcia�abym wiedzie�, dlaczego niby nie mo�emy wydawa� gazety r�wnie dobrej jak ta w mie�cie! Wuj Roger m�wi, �e "Przedsi�wzi�cie" zesz�o na psy. Nowiny, jakie tam drukuj�, sprowadzaj� si� do tego, �e jedna starsza pani za�o�y�a chustk� na g�ow� i przesz�a na drug� stron� ulicy, �eby wypi� herbat� z drug� starsz� pani�. S�dz�, �e potrafimy zrobi� co� lepszego. Nie wyobra�aj sobie, Saro Ponley, �e tylko ty wszystko umiesz! - Ja te� my�l�, �e to b�dzie zabawne - powiedzia� stanowczo Piotrek. - Moja ciocia Jane pomaga�a wydawa� gazet�, kiedy by�a w Akademii Kr�lewskiej i stwierdzi�a, �e to by�o bardzo przyjemne i �e du�o jej to da�o. Historynka z trudem ukry�a zadowolenie opuszczaj�c oczy i marszcz�c z wysi�kiem czo�o. - Ed chce by� redaktorem - powiedzia�a - ale nie wiem czy si� nadaje, nie ma przecie� do�wiadczenia. W ka�dym razie b�dzie z tym sporo k�opot�w. - Niekt�rzy ludzie boj� si� najmniejszego wysi�ku - odparowa�a Fela. - My�l�, �e mo�e by� bardzo ciekawie - �agodnie wtr�ci�a Celinka. - Zreszt� nikt z nas nie ma redaktorskiego do�wiadczenia, wi�c c� z tego, �e Ed go nie ma. - Czy to b�dzie drukowane? - spyta� Dan. - Och nie - odpowiedzia�em. - Nie b�dziemy tego drukowa�. B�dziemy musieli wszystko napisa� r�cznie. Mo�emy kupi� u nauczyciela odpowiedni papier. - Co to za gazeta, kt�ra nie jest drukowana - powiedzia� z pogard� Dan. - To, co ty my�lisz, wcale nie na znaczenia - mrukn�a Fela. - Dzi�kuj� ci - odpar� Dan. - Oczywi�cie - wtr�ci�a po�piesznie Historynka nie chc�c, aby Dan odrzuci� nasz pomys� - je�li wszyscy jeste�cie za, to i ja si� przy��czam. Te� mi si� zdaje, �e to b�dzie bardzo ciekawe. Poza tym mo�emy zachowa� wszystkie egzemplarze i kiedy zostaniemy s�awni, b�d� bardzo cenne. - W�tpi� czy kto� z nas b�dzie kiedy� s�awny - powiedzia� Feliks. - Historynka b�dzie - stwierdzi�em. - Ciekawe jak to zrobi - rzek�a sceptycznie Fela - jest przecie� jedn� z nas. - No c�, chyba si� zdecydowali�my, �e b�dziemy wydawa� gazet� - podsumowa�em rzeczowo. - Teraz musimy wybra� dla niej tytu�. To bardzo wa�na sprawa. - Jak cz�sto b�dziemy j� wydawa�? - zapyta� Feliks. - Raz na miesi�c. - My�la�em, �e gazeta wychodzi codziennie lub przynajmniej raz w tygodniu - wtr�ci� Dan. - Nie mo�emy mie� tygodnika - wyja�ni�em. - Zbyt wiele by�oby z tym pracy. - C�, to jest argument - zgodzi� si� Dan. - Moim zdaniem, im mniej pracy trzeba w co� wk�ada�, tym lepiej. Nie, Felu, nic nie m�w. Wiem doskonale co chcesz powiedzie�, wi�c oszcz�d� sobie oddechu do studzenia owsianki. Zgadzam si� z tob�, �e ja nigdy nie pracuj�, je�li tylko mog� sobie znale�� inne zaj�cie. "Pami�taj - jeszcze trudniej jest nie mie� niczego do roboty" - zacytowa�a z nagan� w g�osie Celinka. - W to nie uwierz� - zareplikowa� Dan. - Ja jestem podobny do tego Irlandczyka, kt�ry powiedzia�, �e cz�owiek, kt�ry zacz�� kiedy� pracowa�, powinien pozosta� i sko�czy� to, co rozpocz��. - Czy wi�c zdecydowali�my, �e Ed b�dzie redaktorem? - spyta� Feliks. - Oczywi�cie, �e tak - odpowiedzia�a za wszystkich Fela. - W takim razie - rzek� Feliks - proponuj� nazwa� pismo "Miesi�cznik King�w". - Dobrze brzmi - zgodzi� si� Piotrek, przysuwaj�c swoje krzes�o troch� bli�ej Feli. - Ale to wy��czy Piotrka, Historynk� i Sar� Ray. Zupe�nie jakby nie mieli w tym swego udzia�u. Nie wydaje mi si� to w porz�dku - wtr�ci�a �agodnie Celinka. - A wi�c ty nazwij gazet�, Celinko - zaproponowa�em. - Och! - Celinka rzuci�a pot�piaj�ce spojrzenie na Historynk� i Fel�. Ale gdy w oczach tej ostatniej dostrzeg�a pogard�, unios�a g�ow� z niezwyk�� dla niej stanowczo�ci�. - S�dz�, �e najlepiej b�dzie nazwa� j� po prostu "Nasze Pismo" - rzek�a. - w ten spos�b wszyscy b�dziemy si� czuli wsp�odpowiedzialni. - A wi�c niech b�dzie "Nasze Pismo" - powiedzia�em. - Je�li za� chodzi o wsp�udzia�, to zapewniam was, �e tak te� b�dzie. Skoro ja mam by� redaktorem, to wy musicie by� zast�pcami i kierownikami dzia��w. - Och, ja nie potrafi� - zaprotestowa�a Celinka. - Musisz - o�wiadczy�em stanowczo. - "Anglia od ka�dego oczekuje wype�nienia obowi�zku". To b�dzie nasza dewiza. Tyle �e zamiast Anglii umie�cimy Wysp� Ksi�cia Edwarda. Nie wolno si� wykr�ca�. A teraz do rzeczy: jakie b�dziemy mie� dzia�y? Musimy robi� wszystko tak, jak w prawdziwej gazecie. - C�, powinni�my mie� dzia� dobrych manier - stwierdzi�a Fela. - W ka�dym razie maj� go w "Przewodniku Rodzinnym". - Oczywi�cie, b�dzie i u nas - powiedzia�em. - A zajmie si� nim Dan. - Dan! - wykrzykn�a Fela, kt�ra najwyra�niej mia�a nadziej�, �e sama b�dzie w�ada� tym dzia�em. - Mog� go prowadzi� wcale nie gorzej ni� ten g�upek z "Przewodnika Rodzinnego" - odpar� Dan wojowniczo. - Ale nie mo�e by� dzia�u dobrych manier, je�li nie wp�ywaj� pytania. Co zrobi�, je�li nikt o nic nie b�dzie pyta�? - Musisz sam je wymy�la� - stwierdzi�a Historynka. - Wuj Roger m�wi, �e tak w�a�nie robi ten cz�owiek z "Przewodnika". Wuj m�wi, �e to niemo�liwe, �eby na �wiecie by�o a� tylu g�upc�w jak wynika to z pyta� zamieszczanych w "Przewodniku". - Chcemy, �eby� obj�a dzia� porad domowych, Felu - powiedzia�em, dostrzegaj�c chmurny wyraz twarzy tej m�odej damy. - Nikt nie zrobi tego lepiej od ciebie. Feliks b�dzie redagowa� dowcipy i biuro informacyjne, a Celinka dzia� mody. Tak, siostrzyczko, musisz to robi�, to zupe�nie proste. Historynka za� we�mie dzia� porad osobistych - s� bardzo powa�n� cz�ci� gazety. Ka�dy mo�e dawa� tu jakie� materia�y, a Historynka dopilnuje, �eby pojawia�y si� one w kolejnych numerach, nawet gdyby je mia�a kierowa� sama do siebie tak jak Dan swoje pytania. - Ed b�dzie prowadzi� - opr�cz og�lnej redakcji - album z wycinkami - stwierdzi�a Historynka, widz�c, �e potraktowa�em siebie zbyt skromnie. - Czy nie b�dziemy mieli k�cika literackiego? - spyta� Piotrek. - B�dziemy, je�li zostaniesz redaktorem dzia�u poezji i prozy - odpar�em. Piotrek w g��bi duszy by� przestraszony, ale nie m�g� tego okaza� w obecno�ci Feli. - W porz�dku - odpowiedzia�. - Do dzia�u albumu z wycinkami mo�emy dawa� wszystko, co chcemy - wyja�ni�em - ale inne teksty musz� by� oryginalne i podpisane przez autor�w, oczywi�cie z wyj�tkiem porad osobistych. Musimy si� bardzo stara� - "Nasze Pismo" ma by� "straw� duchow�" i "biesiad� dusz". - Wyda�o mi si�, �e oba cytaty by�y niezwykle efektowne. Na wszystkich, z wyj�tkiem Historynki, zrobi�y du�e wra�enie. - Jednak�e - wtr�ci�a Celinka z nagan� w g�osie - niczego nie przydzieli�e� Sarze Ray. B�dzie si� paskudnie czu�a pozostaj�c z boku. Zupe�nie zapomnie�em o Sarze Ray. Nikt poza Celink� nigdy o niej nie pami�ta�, je�li nie by�a obecna. Zdecydowali�my w ko�cu, �e b�dzie prowadzi�a dzia� og�osze�. Brzmia�o to dobrze i znaczy�o bardzo niewiele. - Doskonale, zrobili�my krok naprz�d - powiedzia�em z westchnieniem ulgi, �e ca�y pomys� zosta� tak dobrze przyj�ty. - Pierwszy numer wyjdzie oko�o Nowego Roku. I w �adnym wypadku nie mo�emy dopu�ci�, �eby si� dosta� w r�ce wuja Rogera. Zrobi�by sobie z tego kpiny. - Mam nadziej�, �e nam si� powiedzie - powiedzia� pos�pnie Piotrek. By� w ponurym nastroju od chwili, kiedy zosta� mianowany redaktorem dzia�u literackiego. - Powiedzie si�, je�li tego zechcemy - stwierdzi�em. - "Tam, gdzie jest wola czynu, jest i spos�b na czyn". - To w�a�nie powiedzia�a Urszula Townley, kiedy ojciec zamkn�� j� w pokoju tej nocy, gdy mia�a uciec z Kennethem Macnairem - o�wiadczy�a Historynka. Nadstawili�my wszyscy uszu w�sz�c kolejn� opowie��. - Kim byli Urszula Townley i Kenneth Macnair? - spyta�em. - Kenneth Macnair by� ciotecznym bratem dziadka Niezgrabiasza, a Urszula Townley znan� na Wyspie pi�kno�ci�. Jak my�licie, kto mi opowiedzia� t� histori�, czy raczej przeczyta� mi j� ze swej br�zowej ksi��ki? - Chyba nie Niezgrabiasz? - wykrzykn��em z niedowierzaniem. - W�a�nie on - odpar�a triumfuj�co Historynka. - Spotka�am go w ubieg�ym tygodniu w klonowym gaju, gdy szuka�am paproci. Siedzia� przy �r�de�ku i pisa� co� w swej br�zowej ksi��ce. Schowa� j�, kiedy mnie zobaczy� i wygl�da� naprawd� g�upio. P�niej jednak troch� z nim porozmawia�am i zapyta�am, co robi� nim przysz�am. Powiedzia�am mu, �e plotka niesie, i� pisuje poezje i czy nie mog�abym pozna� prawdy, bo umieram z ciekawo�ci. Odpowiedzia�, �e pisze wszystkiego po trochu, a ja poprosi�am, �eby mi co� z tej ksi��ki przeczyta�. Przeczyta� mi wi�c histori� Urszuli i Kennetha. - Nie wiem, jak mog�a� by� taka �mia�a - o�wiadczy�a Fela, a Celinka wygl�da�a tak, jakby s�dzi�a, �e Historynka posun�a si� za daleko. - Och, to nie ma znaczenia - wykrzykn�� Feliks - lepiej opowiedz nam t� histori�. To jest najwa�niejsze. - Opowiem j� wam tak, jak mi j� przeczyta� Niezgrabiasz - rzek�a Historynka. - Ale nie potrafi� zrobi� tego tak poetycznie jak on, poniewa� nie wszystkie poetyckie miejsca zapami�ta�am, chocia� czyta� mi j� dwa razy. Rozdzia� II Wola, spos�b i kobieta - Pewnego dnia, sto lat temu, Urszula Townley oczekiwa�a Kennetha Macnaira w g�stym lesie bukowym, gdzie z drzew opada�y br�zowe orzechy, a pa�dziernikowy wiatr zmusza� li�cie, aby ta�czy�y jak ludziowr�ki. - Co to za ludziowr�ki? - dopytywa� si� Piotrek, zapominaj�c jak bardzo Historynka nie lubi�a, gdy jej przerywano. - Szsz... - sykn�a Celinka. - To chyba jeden z poetyckich obraz�w Niezgrabiasza. - Mi�dzy gajem i ciemnoniebiesk� zatok� by�y wtedy pola uprawne, ale w dali po ka�dej stronie ci�gn�y si� lasy, bowiem przed stu laty Wyspa Ksi�cia Edwarda wygl�da�a inaczej ni� dzisiaj. Gospodarstw by�o ma�o i by�y od siebie oddalone, a mieszka�c�w by�o tak niewielu, �e Hugh Townley chwali� si�, i� zna ka�dego m�czyzn�, ka�d� kobiet� i ka�de dziecko - ci�gn�a opowie�� Historynka. - Stary Hugh nale�a� w�wczas do znanych postaci. Znany by� z powodu kilku rzeczy: by� bogaty, by� go�cinny, by� dumny i by� w�adczy. A do tego mia� c�rk� - naj�adniejsz� pann� na ca�ej Wyspie. Naturalnie, m�odzi m�czy�ni r�wnie� dostrzegali jej urod� i otacza�o j� tak wielu adorator�w, �e inne dziewcz�ta jej nie znosi�y... - No, my�l�! - mrukn�� na stronie Dan. - Ale tylko jeden z nich znalaz� uznanie w jej oczach i by� to ostatni m�czyzna, na kt�rego powinna zwr�ci� uwag�. W ka�dym razie ostatni w opinii starego Hugha. Kenneth Macnair by� m�odym ciemnookim kapitanem morskim pochodz�cym z s�siedniej osady. I to w�a�nie na spotkanie z nim wymkn�a si� Urszula do bukowego gaju tego jesiennego dnia nape�nionego rze�kim wiatrem i s�o�cem. Stary Hugh zabroni� Kennethowi wst�pu do domu i zrobi� przy tym tak� w�ciek�� awantur�, �e nawet rogata dusza Urszuli zosta�a zgn�biona. W�a�ciwie to stary Hugh nic nie mia� przeciwko samemu Kennethowi, ale przed laty, jeszcze przed narodzinami obojga m�odych, ojciec Kennetha pokona� Hugha Townleya w gor�cej walce wyborczej. W tamtych czasach spory polityczne by�y bardzo za�arte i stary Hugh nigdy nie wybaczy� MacNairowi jego zwyci�stwa. Wrogo�� mi�dzy rodzinami datowa�a si� wi�c od tej burzy w prowincjonalnym czajniku, za� nadwy�ka g�os�w po niew�a�ciwej stronie sta�a si� powodem do tego, �e trzydzie�ci lat p�niej Urszula musia�a ukradkiem spotyka� si� ze swym ukochanym. - Czy MacNair by� konserwatyst�, czy radyka�em? - zapyta�a Fela. - To nie ma �adnego znaczenia - odrzek�a ze zniecierpliwieniem Historynka. - Sto lat temu nawet konserwatysta m�g� by� romantyczn� figur�. No wi�c Urszula nie mog�a widywa� Kennetha zbyt cz�sto, bo mieszka� w odleg�o�ci pi�tnastu mil, a do tego cz�sto wyp�ywa� w d�ugie rejsy. Tego w�a�nie dnia mieli si� spotka� po raz pierwszy od prawie trzech miesi�cy. Poprzedniej niedzieli m�ody Sand MacNair by� w ko�ciele w Carlyle. Wsta� o �wicie, przeszed� osiem mil po pla�y trzymaj�c buty w r�ku, wynaj�� rybaka, �eby go przewi�z� przez kana� i potem znowu przeszed� osiem mil do ko�cio�a w Carlyle. Mniej, obawiam si�, z gorliwo�ci religijnej, a bardziej z gotowo�ci wype�nienia pro�by uwielbianego brata. Przyni�s� list, kt�ry uda�o mu si� wcisn�� Urszuli do r�ki, gdy t�um ludzi wychodzi� z ko�cio�a. W li�cie tym Kenneth prosi� j� o spotkanie w bukowym gaju nast�pnego popo�udnia. Tak wi�c wymkn�a si� tam ukradkiem, podczas gdy podejrzliwy ojciec i czujna macocha my�leli, �e siedzi na stryszku spichlerza i prz�dzie. - Bardzo �le post�pi�a oszukuj�c rodzic�w - stwierdzi�a skromnie Fela. Historynka nie mog�a zaprzeczy�, omin�a wi�c zr�cznie etyczn� stron� uwagi. - Ja nie opowiadam o tym, co Urszula Townley powinna robi� - o�wiadczy�a wynio�le. - Opowiadam tylko o tym, co zrobi�a. Je�li nie chcecie s�ucha�, to nie musicie. Ale niewiele by�oby historii do opowiadania, gdyby ka�dy robi� tylko to, co powinien. C�, kiedy Kenneth przyszed�, spotkanie sta�o si� tym czego mo�na oczekiwa�, gdy zakochani wymienili ostatni poca�unek trzy miesi�ce temu. Tak wi�c min�o dobre p� godziny zanim Urszula powiedzia�a: - "Och, Kenneth! Nie mog� tu by� d�ugo, bo w domu zauwa�� moj� nieobecno��. Napisa�e� w li�cie, �e masz mi co� wa�nego do powiedzenia. Co si� sta�o?" - "Nowina jest taka, Urszulo. W nast�pn� niedziel� rano m�j statek "Pi�kna Pani" z kapitanem na pok�adzie odp�ywa o �wicie z portu Charlettetown w kierunku Buenos Aires. O tej porze oznacza to bezpieczny i pewny powr�t... w maju przysz�ego roku". - "Kenneth!" - krzykn�a Urszula. Poblad�a i wybuchn�a p�aczem. - "Jak mo�esz m�wi� o rozstaniu ze mn�. Och, jeste� okrutny!" - "Ale� nie, najmilsza" - roze�mia� si� Kenneth. - "Kapitan "Pi�knej Pani" zabierze swoj� ma��onk� ze sob�. sp�dzimy miesi�c miodowy na pe�nym morzu, a surow� zim� kanadyjsk� pod po�udniowymi palmami". - "Czy chcesz, �ebym z tob� uciek�a?!" - wykrzykn�a Urszula. - "Ale� oczywi�cie, moja mi�a, nic innego nam nie zostaje". - "Ale ja nie mog�" - zaprotestowa�a. - "M�j ojciec b�dzie..." - "Nie zapytamy go teraz o zdanie - dopiero po fakcie. Urszulo, wiesz, �e nie mamy wyboru. Zawsze wiedzieli�my, �e do tego w ko�cu dojdzie. Tw�j ojciec nigdy nie wybaczy mi mojego ojca. Nie mo�esz mnie teraz zawie��. Pomy�l o d�ugim rozstaniu, je�li wy�lesz mnie w t� podr� samego. Zdob�d� si� na odwag� i niech Townleyowie i Macnairowie wypchaj� si� tymi swoimi zaple�nia�ymi sporami, podczas gdy my pop�yniemy na po�udnie na "Pi�knej Pani". Mam pewien plan". - "Opowiedz mi wszystko" - rzek�a Urszula, powoli przychodz�c do siebie. - "W pi�tek wieczorem b�dzie zabawa w Springs. Czy zosta�a� zaproszona?" - " Tak". - "Doskonale. Ja nie, ale b�d� tam. W lasku jod�owym za domem, zaczekam z dwoma ko�mi. Gdy zabawa si�gnie szczytu, wymkniesz si� na spotkanie ze mn�. Potem ju� tylko pi�tna�cie mil jazdy do Charlottetown, gdzie poczciwy pastor, kt�ry jest moim przyjacielem, b�dzie got�w do po��czenia nas w�z�em ma��e�skim. Gdy tancerze poczuj� zm�czenie, my ju� b�dziemy na statku i zagramy losowi na nosie". - "A je�li nie przyjd� na spotkanie do jod�owego lasku?" - zapyta�a Urszula z odrobin� impertynencji w g�osie. - "Je�li nie przyjdziesz, to nast�pnego ranka pop�yn� do Ameryki Po�udniowej i minie du�o czasu nim Kenneth Macnair znowu wr�ci do domu". Mo�liwe, �e Kenneth tak nie my�la�, ale Urszula s�dzi�a, �e w�a�nie tak post�pi - i to okre�li�o jej decyzj�. Zgodzi�a si� wi�c na ucieczk�. Tak, to by�o na pewno niew�a�ciwe, Felu. Powinna by�a powiedzie�: "Nie, ja musz� mie� godny szacunku �lub w domu rodzinnym, jedwabn� sukni�, druhny i wiele prezent�w". Ale tego nie powiedzia�a. Nie by�a tak rozwa�na jak by�aby na jej miejscu Fela King. - By�a bezwstydn� lekkomy�ln� dziewczyn� - o�wiadczy�a Fela, zrzucaj�c na dawno zmar�� Urszul� ten gniew, kt�rego nie mia�a odwagi skierowa� na Historynk�. - Ale� nie, droga Felu. By�a po prostu �mia�a i rezolutna. Ja bym zrobi�a to samo. Kiedy wi�c nadszed� pi�tkowy wiecz�r, zacz�a si� przygotowywa� do zabawy z odwag� w sercu. Mia�a uda� si� do Springs z ciotk� i wujem, kt�rzy przybyli konno po po�udniu i dalej mieli pojecha� powozikiem starego Hugha, jedynym zreszt� wtedy w ca�ym Carlyle. Wyjazd zaplanowano tak, �eby dotrze� do Springs przed zapadni�ciem zmierzchu, gdy� noce pa�dziernikowe s� ciemne, a jazda le�nymi drogami nie nale�y do przyjemno�ci. Kiedy Urszula by�a ju� gotowa, przyjrza�a si� sobie w lustrze z du�� satysfakcj�. Tak, Felu, Urszula by�a pr�na, ale ten gatunek nie wymar� ca�kowicie przed stu laty. A poza tym mia�a powody do pr�no�ci. W�o�y�a sukni� z jedwabiu koloru morskiej wody, przywiezionego z Anglii przed rokiem. Mia�a j� na sobie tylko raz - na bo�onarodzeniowym przyj�ciu u gubernatora. By� to pi�kny, sztywny, szeleszcz�cy jedwab, kt�ry podkre�la� rumiane policzki Urszuli, b�yszcz�ce oczy i mas� br�zowych w�os�w. Gdy odwr�ci�a si� od lustra, us�ysza�a z parteru g�os ojca - dono�ny i zagniewany. Poblad�a i wybieg�a do hallu. Ojciec by� ju� w po�owie schod�w, twarz mia� czerwon� ze z�o�ci. W hallu by�a te� macocha zak�opotana i niespokojna. Przy drzwiach za� sta� Malcolm Ramsay, skromny m�odzieniec z s�siedztwa, kt�ry niezr�cznie zaleca� si� do Urszuli od chwili, kiedy doros�a. Urszula zawsze go nie znosi�a. - "Urszulo!" - wrzasn�� stary Hugh - "chod� tu i powiedz temu �ajdakowi, �e k�amie! On twierdzi, �e we wtorek spotka�a� si� w jod�owym lasku z Kennethem Macnairem. Powiedz, �e on k�amie! Powiedz, �e k�amie!" Urszula nie by�a tch�rzliwa. Spojrza�a na biednego Ramsaya z pogard�. - "Ta kreatura jest szpiclem i donosicielem" - o�wiadczy�a - "ale nie k�amie. Spotka�am si� z Kennethem Macnairem we wtorek". - "I �miesz mi to m�wi� prosto w twarz?!" - rykn�� stary Hugh. - "Marsz do swego pokoju, dziewczyno! Do pokoju i pozosta� tam. Zdejmij te pi�kne szatki. Nie p�jdziesz na �adne ta�ce. Zostaniesz w swoim pokoju, dop�ki nie pozwol� ci stamt�d wyj��. Nie, ani s�owa! Zanios� ci� tam, je�li nie p�jdziesz sama. I we� ze sob� robot� na drutach. Zajmij si� tym, zaniast zdziera� podeszwy w Springs!" Chwyci� rozpocz�t� szar� po�czoch� i k��bek we�ny, i wrzuci� do pokoju c�rki. Urszula wiedzia�a, �e musi go us�ucha�, bo inaczej ojciec zrealizuje pogr�ki. Pos�a�a nieszcz�snemu Ramsayowi spojrzenie, od kt�rego �cierp�a mu sk�ra i wesz�a do pokoju z dumnie podniesion� g�ow�. W chwil� potem us�ysza�a, �e drzwi zamkni�to na klucz. Pierwsz� reakcj� by� atak p�aczu z gniewu, wstydu i rozczarowania. Ale to nie poprawi�o jej nastroju, zacz�a wi�c spacerowa� po pokoju. Nie uspokoi�a si� r�wnie�, kiedy us�ysza�a stukot powozu, kt�rym odjechali wuj i ciotka. - "I c� teraz mog� zrobi�" - szlocha�a. - "Kenneth b�dzie w�ciek�y. Pomy�li, �e go zawiod�am i odjedzie zagniewany na mnie. Gdybym chocia� mog�a pos�a� jakie� s�owo wyja�nienia, to na pewno by mnie nie opu�ci�. Ale nie ma �adnego sposobu... chocia� s�ysza�am, �e zawsze jest jaki� spos�b, je�li tylko bardzo chce si� go znale��. Och, ja chyba zwariuj�! Gdyby to okno nie by�o tak wysoko, tobym wyskoczy�a. Ale je�li z�ami� nog� lub skr�c� kark, nie poprawi to sytuacji". Min�o popo�udnie. O zachodzie s�o�ca Urszula us�ysza�a stukot kopyt i zaciekawiona podbieg�a do okna. Andrzej Kinnear ze Springs przywi�zywa� konia do s�upka u drzwi. By� to przystojny m�ody cz�owiek i polityczny sojusznik starego Hugha. Niew�tpliwie wybiera� si� te� na ta�ce. "Och, gdybym tylko mog�a cho� przez chwil� z nim porozmawia�!" - pomy�la�a. Gdy go�� wszed� do domu, Urszula niecierpliwie odwr�ci�a si� od okna i potkn�a o du�y k��bek we�ny, kt�ry ojciec rzuci� na pod�og�. Przez chwil� przypatrywa�a mu si� z niech�ci� i nagle podnios�a go wybuchaj�c radosnym �miechem. Za moment ju� by�a przy stole i pisa�a li�cik do Kennetha Macnaira. Gdy sko�czy�a, rozwin�a troch� prz�dzy z k��bka, wsun�a do �rodka list i owin�a go z powrotem nitk�. Szary k��bek m�g� pozosta� niezauwa�ony w niepewnym �wietle zmierzchu, podczas gdy bia�a kartka papieru wyrzucona z okna na pewno zwr�ci�aby czyj�� uwag�. Dziewczyna cichutko otworzy�a okno i czeka�a. By�o prawie ciemno, kiedy Andrzej wyszed�. Na szcz�cie stary Hugh nie odprowadza� go do drzwi. Gdy Andrzej odwi�zywa� konia Urszula rzuci�a k��bkiem w dobrze upatrzony cel - prosto w jego g�ow�. Ch�opak spojrza� w okno, ona za� wychyli�a si�, po�o�y�a palec na ustach, wskaza�a na k��bek i przytakn�a. Andrzej rozejrza� si� z zak�opotaniem, ale k��bek podni�s�, wskoczy� na konia i odjecha�. "Jak na razie wszystko idzie dobrze" - pomy�la�a Urszula. "Ale czy Andrzej zrozumia� o co chodzi? Czy b�dzie na tyle bystry, �eby dok�adnie obejrze� k��bek i odkry� jego sekret? I czy p�jdzie w og�le na zabaw�?" Wiecz�r ci�gn�� si� leniwie. Nigdy czas tak bardzo si� Urszuli nie d�u�y�. Nie mog�a ani wypoczywa�, ani spa�. Dochodzi�a p�noc, kiedy us�ysza�a stuk kamyk�w o szyby okienne. W jednej chwili wychyli�a g�ow� i zobaczy�a, �e w ciemno�ci na dole stoi Kenneth MacNair. - "Otrzyma�e� m�j list?! Czy to bezpieczne, �eby� tu by�?" - wyszepta�a. - "Nie b�j si�. Tw�j ojciec ju� �pi. Czeka�em dwie godziny na drodze, a� zgasi �wiat�o i jeszcze da�em mu p� godziny na za�ni�cie. Konie s� tutaj. Wymknij si� na d�, b�dziemy w Charlottetown przed �witem". - "�atwiej to powiedzie� ni� zrobi�, m�j ch�opcze. Jestem zamkni�ta na klucz. Ale id� na ty�y nowej stodo�y i przynie� drabin�, kt�ra tam stoi". Pi�� minut p�niej panna Urszula ubrana w p�aszcz z kapturem bezszelestnie zesz�a po drabinie, a po nast�pnych pi�ciu jecha�a z Kennethem drog�. - "Mamy przed sob� d�ugi galop, Urszulo" - powiedzia� Kenneth. - "Z tob� pojecha�abym na koniec �wiata" - odpar�a. Oczywi�cie nie powinna by�a czego� takiego m�wi�, Felu, ale widzisz, w tamtych czasach ludzie nie znali si� tak dobrze na etykiecie. Tak wi�c, gdy pa�dziernikowy poranek roz�wietli� si� nad szarym morzem czerwieni� s�o�ca "Pi�kna Pani" wyp�yn�a z portu Charlottetown. Na jej pok�adzie pani Kenneth i Urszula Macnair. Panna m�oda trzyma�a w r�ku du�y k��bek uprz�dzionej w domu szarej we�ny. - No, c� - powiedzia� ziewaj�c Dan - lubi� takie historie. Nikt w nich nie umiera, a to wa�ne. - Czy stary Hugh wybaczy� Urszuli? - spyta�em. - Historia zapisana w br�zowej ksi��ce nic o tym nie wspomina - odpar�a Historynka - ale Niezgrabiasz powiedzia�, �e po pewnym czasie tak si� sta�o. - To musi by� romantyczne prze�ycie, taka ucieczka - zauwa�y�a z rozmarzeniem Celinka. - Nie nabijaj sobie g�owy takimi g�upstwami, Celino King! - o�wiadczy�a z powag� Fela. Rozdzia� III Bo�onarodzeniowa harfa W miar� zbli�ania si� �wi�t Bo�ego Narodzenia ros�o podniecenie w domu rodziny King�w. Atmosfera by�a na�adowana sekretami. Wszyscy od tygodni gorliwie oszcz�dzali i zgromadzone zasoby pieni�ne podliczano starannie ka�dego dnia. Jakie� tajemnicze rob�tki ukrywano przed ciekawskimi spojrzeniami, prowadzono szeptem d�ugie narady, przy czym nikt o to si� nie obra�a� ani nie by� zazdrosny, jak to mog�oby si� zdarzy� w innych okoliczno�ciach. Fela czu�a si� w swoim �ywiole, poniewa� wraz z mam� zaj�y si� przygotowaniami do uroczystych dni. Celinka i Historynka zosta�y z tych czynno�ci wy��czone - oboj�tnie przez cioci� Janet i z ostentacyjnym zadowoleniem ze strony Feli. Celinka bardzo to sobie wzi�a do serca. - Jestem tak samo cz�onkiem rodziny jak Fela - powiedzia�a mi z takim oburzeniem, na jakie mog�a si� zdoby� - wi�c nie widz� powodu, dla kt�rego ona musi mnie wyklucza� ze wszystkiego. Kiedy chcia�am wyj�� pestki z rodzynek do pasztetu, to powiedzia�a, �e nie, zrobi to sama, poniewa� pasztet �wi�teczny jest wyj�tkowo wa�ny. Jakbym ja nie potrafi�a porz�dnie oczy�ci� rodzynek! To zarozumialstwo Feli z powodu umiej�tno�ci gotowania przyprawia mnie o md�o�ci - zako�czy�a gniewnie Celinka. - Jaka szkoda, �e Fela nigdy sama nie zrobi�a jakiego� b��du w gotowaniu - powiedzia�em. - Wtedy mo�e nie my�la�aby, �e zna si� na wszystkim lepiej od innych. Paczki od dalekich krewnych, kt�re przysz�y poczt�, zosta�y zabrane przez cioci� Janet i Oliwi�. Ustalono, �e si� ich nie otworzy, a� do nadej�cia �wi�t. Jak�e powoli ci�gn�� si� ten ostatni tydzie�! Ale nawet woda w pilnowanym garnku kiedy� si� zagotuje, wi�c i dzie� Bo�ego Narodzenia w ko�cu nadszed�. Szary, pos�pny i mro�ny na zewn�trz, pe�en rado�ci i rozbawienia wewn�trz domu. Wuj Roger, ciocia Oliwia i Historynka przyszli na ca�y dzie�; przyszed� r�wnie� Piotrek z twarz� ja�niej�c� jak poranek. Przywitali�my go z ogromn� rado�ci�, gdy� bali�my si�, �e nie b�dzie m�g� sp�dzi� �wi�t z nami. Jego matka chcia�a, �eby pozosta� z ni� w domu. - Pewnie b�d� musia� to zrobi� - powiedzia� mi Piotrek ze smutkiem - ale nie b�dziemy mieli na obiad indyka, bo mamy na to nie sta�. I ona zawsze p�acze w czasie �wi�t, bo przypominaj� jej ojca. My�l�, �e to nie jej wina, ale nie jest to wcale weso�e. Ciocia Jane nie p�aka�aby. Ona zawsze m�wi�a, �e nigdy nie spotka�a m�czyzny, kt�ry by�by wart, �eby sobie psu� oczy z jego powodu. S�dz�, �e b�d� musia� sp�dzi� �wi�ta w domu. W ostatniej jednak chwili kuzynka pani Craig, z Charlottetown, zaprosi�a j� do siebie na Bo�e Narodzenie. Piotrek, maj�c do wyboru pojecha� lub zosta�, z rado�ci� wybra� to drugie. Dlatego byli�my wszyscy razem, z wyj�tkiem Sary Ray, kt�r� wprawdzie zaprosili�my, ale matka nie pozwoli�a jej przyj��. - Matka Sary Ray to nudziara - powiedzia�a Historynka z niech�ci�. - �yje po to, �eby robi� przykro�ci temu biednemu dzieciakowi. Na pewno nie pozwoli jej r�wnie� przyj�� na dzisiejsze przyj�cie. - Sara b�dzie mia�a z�amane serce, je�li tak si� stanie - powiedzia�a wsp�czuj�co Celinka. - Boj� si�, �e nie potrafi� si� dobrze bawi� my�l�c, �e ona siedzi w domu i czyta Bibli�, podczas kiedy my jeste�my na przyj�ciu. - Mog�aby mie� jakie� gorsze zaj�cie ni� czytanie Biblii - o�wiadczy�a z nagan� w g�osie Fela. - Ale pani Ray ka�e jej czyta� Bibli� za kar� - zaprotestowa�a Celinka. - Kiedykolwiek Sara chce dok�d� p�j��, tak jak dzi� wieczorem, pani Ray ka�e jej przeczyta� siedem rozdzia��w Biblii. Nie wydaje mi si�, �eby budzi�o to sympati� do tej ksi��ki. Nie b�d� te� mog�a jutro rozmawia� z Sar� o przyj�ciu, a to zmniejszy ca�� przyjemno�� o po�ow�. - Mo�esz jej o nim opowiedzie� - pocieszy� j� Feliks. - Opowiada� to wcale nie to samo co rozmawia� o czym� - odrzek�a Celinka. - To jest zbyt jednostronna czynno��. Niezwykle podniecaj�ce by�o odpakowywanie prezent�w. Jedni z nas otrzymali ich wi�cej ni� inni, ale wszyscy mieli�my dostatecznie du�o, �eby poczu� si� dobrze i wiedzie�, �e o nas pami�tano. Zawarto�� pud�a, kt�re przys�a� z Pary�a ojciec Historynki, wprawi�a nas w os�upienie. Pud�o zape�nia�y same pi�kne rzeczy. By�a mi�dzy nimi czerwona jedwabna suknia - nie jasnop�omiennie czerwona, ale w g��bokim odcieniu karmazynu, ozdobiona mn�stwem kokard i falban, a do niej �liczne ma�e jedwabne pantofelki ze z�otymi klamerkami i obcasami, na widok kt�rych ciocia Janet unios�a r�ce ze zgroz�. Fela zauwa�y�a pogardliwie, �e Historynk� powinno ju� zm�czy� to ci�g�e ubieranie si� na czerwono; i nawet Celinka powiedzia�a do mnie na stronie, �e wydaje jej si�, i� otrzymanie tylu rzeczy naraz nie pozwala doceni� ich tak, jak wtedy, gdy ma si� ich ma�o. - Nigdy nie zm�czy mnie czerwie� - o�wiadczy�a Historynka. - Uwielbiam czerwie�! Jest tak bogata i b�yszcz�ca. Kiedy ubieram si� na czerwono, zawsze czuj� si� bystrzejsza ni� w innym kolorze. My�li t�ocz� mi si� w m�zgu. Och, ty �liczna sukienko - ty kochana, b�yszcz�ca, r�owo l�ni�ca, jedwabna moja! Zarzuci�a sobie sukienk� na rami� i zacz�a ta�czy� doko�a kuchni. - Nie b�d� g�upia, Saro - nieco sztywno powiedzia�a ciocia Janet. Ciocia Janet by�a bardzo zacn� osob� i mia�a w piersi dobre, kochaj�ce serce. Ale wydaje mi si�, �e niekiedy my�la�a, �e to niesprawiedliwie, �e c�rka takiego lekkomy�lnego poszukiwacza przyg�d (bo tak go ocenia�a) jak Beniamin Stanley mo�e obnosi� jedwabne suknie, podczas gdy jej c�rki chodz� ubrane w bawe�n� i mu�liny. Bo by�y to czasy, kiedy kobiety mia�y jedn� jedwabn� sukni� na ca�e �ycie i bardzo rzadko wi�cej ni� tylko jedn�. Historynka otrzyma�a r�wnie� prezent od Niezgrabiasza - ma�� podniszczon� ksi��eczk� z wieloma notatkami na marginesach. - Ojej, to nie jest nowa ksi��ka, to co� starego! - wykrzykn�a Fela. - Nigdy nie przypuszcza�am, �e Niezgrabiasz jest sk�py, pomimo tego co si� o nim m�wi. - Och, Felu, jak ty nic nie rozumiesz - cierpliwie zacz�a t�umaczy� Historynka. - NIe s�dz� zreszt�, �e potrafisz to zrozumie�, ale spr�buj� ci wyja�ni�. Wol� t� ksi��k� dziesi�� razy bardziej ni� now�. To jest jedna z jego w�asnych ksi��ek. Widzisz, czyta� j� chyba ze sto razy, kocha� j� i traktowa� jak przyjaciela. Nowa ksi��ka, taka prosto ze sklepu, to nie to samo. Ona by nic nie znaczy�a. Uwa�am za wielki komplement to, �e da� mi w�a�nie t� ksi��k�. Jestem z niej bardziej dumna ni� ze wszystkich innych prezent�w jakie dosta�am. - C�, mo�esz sobie tak uwa�a� - odpar�a Fela. - A ja nic nie rozumiem i nie chc� zrozumie�. Nigdy bym nikomu nie da�a na Bo�e Narodzenie prezentu, kt�ry nie by�by nowy. I nie podzi�kowa�abym temu, kto by mi ofiarowa� star� rzecz. Piotrek by� w si�dmym niebie, poniewa� Fela da�a mu �wi�teczny upominek, i do tego w�asnor�cznie go zrobi�a. By�a to zak�adka do ksi��ki z wyszytym czerwon� i ��t� we�n� wspania�ym kielichem i niebieskim napisem g�osz�cym ostrzegawczo: "Nie dotykaj czary". Poniewa� Piotrek nie mia� na razie takich z�ych nawyk�w, nawet nie spogl�da� w stron� wina z mniszka, gdy by�o jeszcze ��tawe, nie mogli�my zrozumie�, dlaczego Fela wybra�a tak� w�a�nie sentencj�. Ale �e Piotrek czu� si� w pe�ni usatysfakcjonowany, nikt nie chcia� m�ci� jego szcz�cia przez zbyteczny krytycyzm. P�niej Fela powiedzia�a mi, �e wybra�a taki napis, poniewa� ojciec Piotrka popija�, zanim opu�ci� rodzin�. - S�dzi�am, �e Piotrka nale�a�o ostrzec w odpowiedniej chwili - stwierdzi�a. Nawet Patowi zawi�zali�my niebiesk� wst��k�, kt�r� jednak �ci�gn�� i zgubi� w ci�gu godziny. Widocznie nie troszczy� si� o ozdabianie cia�a. Mieli�my wspania�y �wi�teczny obiad godny pa�acu Lucullusa i zjedli�my wi�cej ni� powinni�my, nikt bowiem w takim dniu nie �mia� zwr�ci� nam uwagi. A wieczorem - o, cudzie rado�ci! - poszli�my na przyj�cie do Kasi Marr. By� pi�kny grudniowy wiecz�r. Poranne ch�odne powietrze z�agodnia�o i sta�o si� delikatne jak w jesieni. Nie spad� �nieg i rozleg�e pola rozci�gaj�ce si� w d� od zabudowa� by�y br�zowe i mi�kkie. Niezwyk�a senna cisza ogarn�a brunatnopurpurow� ziemi�, ciemne sosnowe lasy, brzegi doliny, przywi�d�e ��ki. Zdawa�o si�, �e przyroeda z�o�y�a r�ce i wypoczywa, wiedz�c, �e oczekuje j� d�uga zimowa drzemka. Gdy tylko przysz�y zaproszenia na przyj�cie, ciocia Janet powiedzia�a, �e nie mo�emy p�j��, ale wuj Alec wstawi� si� za nami - by� mo�e pod wp�ywem zasmuconego spojrzenia Celinki. Je�li wuj mia� jakiego� ulubie�ca w�r�d swych dzieci, to by�a nim Celinka. Ostatnio sta� si� wobec niej jeszcze bardziej pob�a�liwy. Od czasu do czasu widzia�em jak przygl�da si� jej uwa�nie i, id�c za jego wzrokiem, zauwa�a�em, �e Celinka jest bledsza i szczuplejsza ni� by�a latem, �e jej �agodne oczy zdaj� si� wi�ksze, a na drobnej buzi w chwilach odpr�enia wida� jakie� znu�enie i s�abo��, kt�re nadawa�y jej wyraz smutku i s�odyczy. S�ysza�em te�, jak m�wi� cioci Janet, �e nie podoba mu si�, �e ma�a coraz bardziej przypomina wygl�dem ciotk� Felicj�. - Celinka jest zupe�nie w porz�dku - odpowiada�a ostro ciocia Janet. - Po prostu bardzo szybko ro�nie. Nie wydziwiaj, Alec. Ale p�niej Celinka dostawa�a fili�ank� �mietany, podczas gdy reszta pi�a mleko. Ciocia Janet pilnowa�a te� specjalnie, �eby nak�ada�a kalosze, gdy wychodzi�a na dw�r. Jednak�e w ten radosny �wi�teczny wiecz�r �adne strachy i przeczucie zbli�aj�cych si� wydarze� nie m�ci�y rado�ci naszych serc. Celinka wygl�da�a �adniej i weselej ni� kiedykolwiek. Spogl�da�a �agodnie, a jej orzechowobr�zowe w�osy l�ni�y w �wietle. Cela by�a zbyt pi�kna, by opisa� to s�owami i nawet Historynka dzi�ki wewn�trznemu podnieceniu i karmazynowej jedwabnej sukni rozkwit�a i roztacza�a czar i powab silniejsze ni� zwyczajna uroda. I to nawet pomimo to, �e ciocia Oliwia zabroni�a jej w�o�enia czerwonych cz�enek na obcasach stwierdzaj�c, �e wystarczy zwyk�e obuwie. - Wiem dobrze, co prze�ywasz, c�rko Ewy - powiedzia�a z udanym wsp�czuciem - ale w grudniu drogi s� mokre, je�li wi�c masz p�j�� do Marr�w, to nie w tych frywolnych paryskich cackach, nawet je�li na�o�y�aby� na nie kalosze. A wi�c, mi�a moja, b�d� dzielna i poka�, �e jeste� ponad czerwone jedwabne cz�enka. - Tak czy inaczej - wtr�ci� wuj Roger - ta sukienka i tak po�amie serca wszystkich panien na przyj�ciu. Zniszczy�aby� im ca�y �wi�teczny nastr�j, gdyby� jeszcze za�o�y�a takie pantofle. Nie r�b tego, Saro. Zostaw im cho� odrobin� rado�ci. - O co chodzi wujowi? - wyszepta�a Fela. - Wuj my�li, �e wy wszystkie umieracie z zazdro�ci z powodu sukni Historynki - powiedzia� Dan. - Ja nie mam usposobienia zazdro�nicy - o�wiadczy�a wynio�le Fela. - Niech sobie nosi t� sukni� na zdrowie, z tak� cer�... Wszyscy jednak bawili si� na przyj�ciu znakomicie. Weso�o by�o r�wnie� w drodze powrotnej - przez mroczne, us�ane cieniami pola, nad kt�rymi pob�yskiwa�y srebrzyste �wiate�ka gwiazd, pod Orionem przesuwaj�cym si� z kr�lewsk� godno�ci� i czerwonym ksi�ycem wdrapuj�cym si� na czarny skraj horyzontu. Cz�� drogi wiod�a nad potokiem, tym weso�ym lekkomy�lnym w��cz�g� z dolin i dzikich ost�p�w le�nych, kt�ry �piewa� nam w ciemno�ci. Fela i Piotrek nie szli razem z nami. Czara szcz�cia Piotrka tej �wi�tecznej nocy musia�a by� wype�niona po brzegi. Kiedy wychodzili�my od Marr�w, powiedzia� odwa�nie do Feli: "Czy mog� ci� odprowadzi� do domu?" A Fela, ku naszemu zdziwieniu, uj�a go pod r�k� i odmaszerowa�a z nim naprz�d. By�a nieopisanie sztywna i zupe�nie nie poruszona szyderczymi pohukiwaniami Dana. Je�li chodzi o mnie, to z�era�o mnie tajemne i p�omienne pragnienie, aby spyta� Historynk�, czy mog� j� odprowadzi� do domu. Ale nie zdo�a�em zebra� si� na odwag�, by to uczyni�. Jak�e zazdro�ci�em Piotrkowi jego bezpo�redniego i beztroskiego zachowania! Nie potrafi�em go na�ladowa� i dlatego Dan i Feliks, Celinka, HIstorynka i ja szli�my razem, trzymaj�c si� za r�ce i przytulaj�c si� z lekka do siebie, gdy przechodzili�my przez lasek Jamesa Frewena. Bo w lesie sosnowym s� takie dziwne harfy i nie wiadomo, czyje palce poci�gaj� ich struny. Pot�na i d�wi�czna by�a muzyka nad naszymi g�owami, gdy nocne wiatry potr�ca�y grube ga��zie rzucaj�ce uko�ne cienie na gwia�dziste niebo. By� mo�e ta w�a�nie eolska harmonia przypomnia�a Historynce star� legend�. - W jednej z ksi��ek cioci Oliwii przeczyta�am wczoraj w nocy pi�kn� histori� - powiedzia�a. - Nazywa si� "Bo�onarodzeniowa Harfa". Czy chcecie j� us�ysze�? Wydaje mi si� bardzo odpowiednia do tej cz�ci drogi. - Nie ma niczego o... duchach w tej opowie�ci? - spyta�a boja�liwie Celinka. - O nie, za nic na �wiecie nie opowiedzia�abym tutaj historii o duchach. Sama bym si� za bardzo ba�a. To opowie�� o pasterzu, kt�ry widzia� anio�y w noc Bo�ego Narodzenia. By� to m�odzieniec, kt�ry ca�ym sercem kocha� muzyk�. Gor�co pragn�� wyrazi� te melodie, kt�re nosi� w swym wn�trzu, ale nie umia� tego zrobi�. Pasterz mia� harf� i cz�sto pr�bowa� na niej gra�, ale jego nieporadne palce wydobywa�y takie dysonanse, �e towarzysze wy�miewali si� z niego, przedrze�niali i nazywali szale�cem, poniewa� nie rezygnowa� ze swoich wysi�k�w. Gdy inni pasterze zbierali si� przy ognisku i opowiadali r�ne historie, �eby szybciej mija�y im noce, m�odzieniec siadywa� samotnie tul�c harf� w ramionach i spogl�daj�c w niebo. My�li, kt�re przychodzi�y do� z wielkiego milczenia, by�y s�odsze ni�eli rado�� towarzyszy i nigdy nie traci� nadziei, przemieniaj�cej si� niekiedy w g�o�n� modlitw�, �e pewnego dnia zdo�a wyrazi� swe uczucia w muzyce i przekaza� je zm�czonemu, znu�onemu i na nic nie zwa�aj�cemu �wiatu. Noc Bo�ego Narodzenia sp�dza� wraz z innymi pasterzami na wzg�rzach. By�o zimno i ciemno; wszyscy poza nim cieszyli si�, �e mog� zgromadzi� si� wok� ognia. M�odzieniec siedzia�, jak zawsze, samotny z harf� na kolanach i wielkimi marzeniami w duszy. I wtedy na niebie nad wzg�rzami pojawi�o si� niezwykle wspania�e �wiat�o - jak gdyby ciemno�� nocy nagle wybuch�a w cudown� ��k� p�omienistego kwiecia, a pasterze ujrzeli anio��w i us�yszeli ich �piew. Gdy anio�owie �piewali, harfa m�odego pasterza zacz�a sama cichutko gra�, on za� zrozumia�, �e s�yszy te same tony, kt�re �piewaj� anio�owie i �e s� w nich wyra�one wszystkie jego tajemne pragnienia i d��enia. Od tej pory, kiedykolwiek bra� do r�k harf�, gra�a mu te melodie. On za� w�drowa� po ca�ym �wiecie przekazuj�c je ludziom. I tam, gdzie rozlega�y si� d�wi�ki anielskiej muzyki, znika�a nienawi�� i niezgoda, a zaczyna� panowa� pok�j i dobra wola. Nikt, kto jej s�ucha�, nie nosi� w sobie z�ych my�li; nikt nie czu� si� bezradny, zrozpaczony, zgorzknia�y lub rozgniewany. Wchodzi�a w jego dusz�, jego serce i jego �ycie; stawa�a si� na zawsze cz�ci� jego samego. Mija�y lata, pasterz postarza� si�, zgarbi� i os�ab�, ale ci�gle przemierza� l�dy i morza, aby jego harfa mog�a nie�� wszystkim ludziom na ziemi owo pos�anie nocy Bo�ego Narodzenia i pie�ni anielskie. W ko�cu jednak opu�ci�y go si�y i upad� w ciemno�ci na zboczu drogi. Jednak�e nawet wtedy, gdy duch opuszcza� cia�o, harfa gra�a nieprzerwanie i zda�o mu si�, �e Ja�niej�ca Osoba z gwia�dzistymi oczami stan�a obok i rzek�a: "Muzyka wydobywaj�ca si� z tej harfy od tylu lat by�a echem mi�o�ci, wsp�czucia i pi�kna obecnych w twej duszy. I je�li kiedy� w swych w�dr�wkach otwar�by� drzwi duszy z�u, zawi�ci lub egoizmowi - harfa twoja przesta�aby gra�. Teraz ko�czy si� twoje �ycie, lecz to, co da�e� ludziom nie ma ko�ca. Dlatego te� tak d�ugo jak b�dzie istnie� �wiat, d�wi�cze� b�dzie w uszach ludzi niebia�ska muzyka bo�onarodzeniowej harfy". A kiedy s�o�ce wsta�o, stary pasterz le�a� martwy na zboczu drogi z u�miechem na twarzy, a w r�kach trzyma� harf�, w kt�rej p�k�y wszystkie struny. Opowie�� si� sko�czy�a i wyszli�my z sosnowego lasu. Na przeciwleg�ym wzg�rzu sta� nasz dom. Migotliwe �wiat�o w kuchennym oknie m�wi�o, �e ciocia Janet nie ma zamiaru po�o�y� si� do ��ka, zanim jej m�odzi podopieczni nie znajd� si� bezpiecznie w domowym zaciszu. - Mama czeka na nas - powiedzia� Dan. - By�oby zabawnie, gdyby znalaz�a si� przy drzwiach akurat wtedy, kiedy Fela z Piotrkiem uroczy�cie przyb�d� na ganek. B�dzie chyba zagniewana, dochodzi p�noc. - I Bo�e Narodzenie ju� prawie za nami - powiedzia�a Celinka wzdychaj�c. - Czy nie by�o pi�kne? Po raz pierwszy sp�dzili�my je wszyscy razem. Jak my�licie, czy sp�dzimy razem jeszcze jakie� �wi�ta? - Na pewno - stwierdzi� z optymizmem Dan. - Dlaczego by nie? - Och, nie wiem! - odpar�a Celinka zwalniaj�c kroku. - Wszystko wydaje si� zbyt przyjemne, aby mog�o trwa� d�ugo. - Gdyby Will Fraser mia� tyle samo tupetu co Piotrek, to panna Celina King nie by�aby w takim pos�pnym nastroju - znacz�co o�wiadczy� Dan. Celinka odrzuci�a g�ow� do ty�u i nie zaszczyci�a go odpowiedzi�. Bywaj� takie uwagi, kt�re szanuj�ca si� m�oda dama musi ignorowa�. Rozdzia� IV Noworoczne postanowienie Chocia� nie by�o bia�ego Bo�ego Narodzenia, to bia�y by� Nowy Rok. W dziel�cym je czasie spad�o du�o �niegu. Znowu w sadzie zapanowa�a zima ze wszystkimi jej rado�ciami - tak zimowa, �e trudno by�o sobie nawet wyobrazi�, �e kiedy� by�o lato lub �e wr�ci wiosna. Teraz nie by�o tu ptak�w �piewaj�cych ksi�ycowe pie�ni, za� dr�ki, niegdy� us�ane kwiatami jab�oni, za�ciela�y znacznie mniej wonne p�atki. Jednak sad w ksi�ycowy wiecz�r by� cudownym miejscem - �nie�ne arkady b�yszcza�y jak aleje z kryszta�u i ko�ci s�oniowej, a nagie ga��zie drzew rzuca�y na nie ba�niowych kszta�t�w cienie. Nad Alejk� Wuja Stefana, gdzie �nieg s�a� si� g�adko, zdawa� si� unosi� jaki� magiczny nastr�j. Alejka wydawa�a si� wspania�a i nieskazitelna, jak usiana per�ami ulica w Nowym Jeruzalem. W wigili� Nowego Roku byli�my wszyscy razem w kuchni wuja Aleca, kt�ra za milcz�c� zgod� doros�ych przeznaczona zosta�a dla naszych weso�ych zebra� w zimowe wieczory. Byli tu te� Historynka i Piotrek, i nawet Sarze Ray matka pozwoli�a przyj��, jednak pod warunkiem, �e b�dzie w domu punktualnie o �smej. Celinka cieszy�a si� z obecno�ci Sary, ale ch�opcy nie wyra�ali z tego powodu wi�kszej rado�ci. A to dlatego, �e �ciemnia�o si� bardzo wcze�nie i ciocia Janet zawsze kaza�a jednemu z nas odprowadza� Sar� do domu. Byli�my w�ciekli, poniewa� Sara robi�a z tego B�g wie co. Wiedzieli�my doskonale, �e nast�pnego dnia w szkole b�dzie w "najwi�kszej tajemnicy" opowiada� swoim przyjaci�kom jak to poprzedniego wieczoru "jeden z King�w odprowadzi� j� do domu". Chodzi o to, �e odprowadzi� m�od� dam� do domu z w�asnej woli a zosta� wys�anym w tym celu przez ciotk� lub matk�, to dwie zupe�nie r�ne sprawy. Wydawa�o si� nam, �e Sara Ray powinna mie� do�� rozs�dku, �eby to zrozumie�. Na dworze s�o�ce zachodzi�o czerwono za ch�odnymi wzg�rzami sosnowego lasu i d�ugie zagony o�nie�onych p�l b�yszcza�y r�owo w jego �wietle. Zaspy wzd�u� obrze�y pastwisk i �cie�ki wygl�da�y tak, jakby wysokie morskie fale, w��cznie z k�dzierzawymi brzegami piany, zosta�y dotykiem czarodziejskiej r�d�ki nagle zamienione w marmur. Powoli zamiera�a wspania�o�� dnia ust�puj�c miejsca mistycznemu pi�knu zimowego zmierzchu, chwili, gdy wschodzi ksi�yc. Niskie niebo zdawa�o si� by� czasz� z b��kitu. Gwiazdy wynurza�y si� znad bia�ych w�skich dolin i ca�a ziemia by�a pokryta kr�lewskim dywanem, na kt�rym mia� postawi� swe stopy m�ody Nowy Rok. - Tak si� ciesz�, �e spad� �nieg - powiedzia�a Historynka. - Gdyby go nie by�o, to Nowy Rok zdawa�by si� tak samo brudny i znoszony jak stary. Czy nie uwa�acie, �e w samej istocie Nowego Roku jest co� uroczystego? Pomy�lcie o trzystu sze��dziesi�ciu pi�ciu dniach, w kt�rych jeszcze nic si� nie wydarzy�o. - Nie s�dz�, �e wydarzy si� w nich co� nadzwyczajnego - rzek� z pesymizmem Feliks. Dla Feliksa w tej chwili �ycie by�o ponure, st�ch�e i pozbawione perspektyw, poniewa� wypad�a na niego kolej odprowadzenia do domu Sary Ray. - A� si� boj� my�le� o tym wszystkim, co mo�e si� sta� w ci�gu tylu dni - stwierdzi�a Celinka. - Panna Marwood m�wi, �e liczy si� to, co wk�adamy w rok, a nie to, co od niego otrzymujemy. - Ja tam zawsze ciesz� si� z Nowego Roku - powiedzia�a Historynka. - Pragn�abym, �eby�my robili to, co robi� w Norwegii. Ca�a rodzina siedzi razem do p�nocy, a p�niej, dok�adnie wtedy, gdy zegar wybije dwunast�, ojciec otwiera drzwi i zaprasza Nowy Rok do domu. Czy to nie �adny zwyczaj? - Je�li mama pozwoli nam posiedzie� do p�nocy, to mo�emy zrobi� to samo - o�wiadczy� Dan. - Ale ona nigdy tego nie zrobi, cho� uwa�am, �e to nie jest w porz�dku. - Je�li b�d� kiedy� mia�a dzieci, to na pewno pozwol� im doczeka� p�nocy i przywita� Nowy Rok - stwierdzi�a stanowczo Historynka. - Ja te� - doda� Piotrek - ale w inne dni b�d� musia�y chodzi� spa� o si�dmej. - Powinni�cie si� w