2260
Szczegóły |
Tytuł |
2260 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2260 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lucy Maud Montgomery
Z�ocista droga
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 1996
Przek�ad: Joanna Kazimierczyk
T�oczono pismem punktowym
dla niewidomych w Drukarni
Zak�adu Nagra� i Wydawnictw
Zn, Warszawa,
ul. Konwiktorska 9
Przedruk z Oficyny Wydawniczej
"Graf", Gda�sk 1990
Pisa� A. Galbarski,
korekty dokona�y
I. Stankiewicz
i E. Chmielewska
`tc
Przedmowa
Dawno, dawno temu w�drowali�my
z�ocist� drog�. By�a to pi�kna
szosa prowadz�ca przez Ziemi�
Utraconej Rado�ci. Cienie i
blaski ��czy�y si� na niej
szcz�liwie, a ka�dy zakr�t
ukazywa� naszym otwartym sercom
i ch�tnym oczom �wie�e
oczarowania i nowe pi�kno.
Na drodze tej s�uchali�my
pie�ni jutrzenki, pili�my
�wie�o�� powietrza, s�odk� jak
majowa mgie�ka. Przepe�nia�y nas
pragnienia pi�kne jak ni�
babiego lata i t�czowe nadzieje;
nasze serca szuka�y i znajdowa�y
b�ogie marzenia. Czeka�y nas
d�ugie i pi�kne lata �ycia, a
ono zdawa�o si� r�owoustym
przyjacielem, z palc�w kt�rego
opada�y purpurowe kwiaty.
Dawno zostawili�my za sob� t�
z�ocist� drog�, lecz wspomnienia
o niej s� najdro�sze ze
wszystkiego, co posiadamy. I ci,
kt�rzy ceni� je tak samo, by�
mo�e znajd� przyjemno�� czytaj�c
stronice tej ksi��ki, kt�rej
bohaterowie w�druj� po z�ocistej
drodze m�odo�ci.
Rozdzia� I
Nowy punkt wyj�cia
- Wymy�li�em co� zabawnego na
zim� - powiedzia�em, gdy
usiedli�my p�kolem doko�a
wspania�ego ognia na kominku w
kuchni wuja Aleca.
Wietrzny listopadowy dzie�
ko�czy� si� wilgotnym i na sw�j
spos�b niesamowitym zmierzchem.
Na dworze wiatr t�uk� w okna i
okapy, a obfity deszcz pl�sa� po
dachu. Stara wierzba przy furtce
zgina�a si� w podmuchach
sztormu, za� w sadzie rozlega�a
si� dziwaczna muzyka zrodzona z
�ez i strach�w, pojawiaj�cych
si� nocami. My jednak niezbyt
przejmowali�my si� mrokiem i
samotno�ci� panuj�cymi na
zewn�trz. Odgrodzili�my si� od
nich �wiat�em ognia na kominku i
m�odzie�czym radosnym �miechem.
Bawili�my si� wspaniale w
ciuciubabk�. W�a�ciwie wspaniale
by�o na pocz�tku, ale p�niej
weso�o�� si� ulotni�a, poniewa�
odkryli�my, �e Piotrek
rozmy�lnie pozwala� si� chwyta�,
aby samemu mie� przyjemno��
�apania Feli. Co mu si� zreszt�
zawsze doskonale udawa�o - bez
wzgl�du na to jak mocno mia�
zawi�zane oczy. I jaki� to
g�upiec powiedzia�, �e mi�o��
jest �lepa. Mi�o�� potrafi
widzie� - i to z �atwo�ci�! -
przez z�o�ony w pi�cioro gruby
we�niany szal.
- Jestem zm�czona -
powiedzia�a Celinka, z trudem
�api�c oddech. Jej blade
policzki pokry�y si�
szkar�atnymi rumie�cami.
- Usi�d�my i niech Historynka
co� nam opowie.
Ale kiedy wszyscy usadowili�my
si� wygodnie, Historynka rzuci�a
mi spojrzenie, kt�re m�wi�o, �e
oto w�a�nie nadszed� odpowiedni
moment psychologiczny, aby
przedstawi� pomys�, kt�ry oboje
w sekrecie rozwa�ali�my od kilku
dni. W�a�ciwie pomys� nale�a� do
Historynki, kt�ra nalega�a
jednak, �e to ja powinienem go
przedstawi� jako sw�j w�asny.
- Je�li ty tego nie zrobisz,
to Fela si� nie zgodzi. Sam
wiesz jak ostatnio sprzeciwia
si� wszystkiemu, co ja
proponuj�. A je�li ona si�
sprzeciwi, to to samo zrobi ten
g�uptas Piotrek! Je�eli za� nie
b�dziemy robi� tego wszyscy, to
nie b�dzie to zabawne.
- A co to za pomys�? - spyta�a
Fela odsuwaj�c troch� swoje
krzes�o od Piotrka.
- Proponuj�, �eby�my zacz�li
wydawa� w�asn� gazet� - pisa� do
niej i robi� wszystko inne. Nie
s�dzicie, �e mog�aby to by�
�wietna zabawa?
Wszyscy wygl�dali na
zaskoczonych i zdziwionych - z
wyj�tkiem Historynki, kt�ra
wiedzia�a doskonale co ma robi�
i zrobi�a to.
- Co za bzdura! - wykrzykn�a
i pogardliwie odrzuci�a swoje
d�ugie br�zowe loki. - Jak by�my
potrafili wydawa� gazet�!
Fela zaprotestowa�a, tak jak
tego oczekiwali�my.
- Ja uwa�am, �e to doskona�y
pomys� - stwierdzi�a z
entuzjazmem. - Chcia�abym
wiedzie�, dlaczego niby nie
mo�emy wydawa� gazety r�wnie
dobrej jak ta w mie�cie! Wuj
Roger m�wi, �e "Przedsi�wzi�cie"
zesz�o na psy. Nowiny, jakie tam
drukuj�, sprowadzaj� si� do
tego, �e jedna starsza pani
za�o�y�a chustk� na g�ow� i
przesz�a na drug� stron� ulicy,
�eby wypi� herbat� z drug�
starsz� pani�. S�dz�, �e
potrafimy zrobi� co� lepszego.
Nie wyobra�aj sobie, Saro
Ponley, �e tylko ty wszystko
umiesz!
- Ja te� my�l�, �e to b�dzie
zabawne - powiedzia� stanowczo
Piotrek. - Moja ciocia Jane
pomaga�a wydawa� gazet�, kiedy
by�a w Akademii Kr�lewskiej i
stwierdzi�a, �e to by�o bardzo
przyjemne i �e du�o jej to da�o.
Historynka z trudem ukry�a
zadowolenie opuszczaj�c oczy i
marszcz�c z wysi�kiem czo�o.
- Ed chce by� redaktorem -
powiedzia�a - ale nie wiem czy
si� nadaje, nie ma przecie�
do�wiadczenia. W ka�dym razie
b�dzie z tym sporo k�opot�w.
- Niekt�rzy ludzie boj� si�
najmniejszego wysi�ku -
odparowa�a Fela.
- My�l�, �e mo�e by� bardzo
ciekawie - �agodnie wtr�ci�a
Celinka. - Zreszt� nikt z nas
nie ma redaktorskiego
do�wiadczenia, wi�c c� z tego,
�e Ed go nie ma.
- Czy to b�dzie drukowane? -
spyta� Dan.
- Och nie - odpowiedzia�em. -
Nie b�dziemy tego drukowa�.
B�dziemy musieli wszystko
napisa� r�cznie. Mo�emy kupi� u
nauczyciela odpowiedni papier.
- Co to za gazeta, kt�ra nie
jest drukowana - powiedzia� z
pogard� Dan.
- To, co ty my�lisz, wcale nie
na znaczenia - mrukn�a Fela.
- Dzi�kuj� ci - odpar� Dan.
- Oczywi�cie - wtr�ci�a
po�piesznie Historynka nie
chc�c, aby Dan odrzuci� nasz
pomys� - je�li wszyscy jeste�cie
za, to i ja si� przy��czam. Te�
mi si� zdaje, �e to b�dzie
bardzo ciekawe. Poza tym mo�emy
zachowa� wszystkie egzemplarze i
kiedy zostaniemy s�awni, b�d�
bardzo cenne.
- W�tpi� czy kto� z nas b�dzie
kiedy� s�awny - powiedzia�
Feliks.
- Historynka b�dzie -
stwierdzi�em.
- Ciekawe jak to zrobi -
rzek�a sceptycznie Fela - jest
przecie� jedn� z nas.
- No c�, chyba si�
zdecydowali�my, �e b�dziemy
wydawa� gazet� - podsumowa�em
rzeczowo. - Teraz musimy wybra�
dla niej tytu�. To bardzo wa�na
sprawa.
- Jak cz�sto b�dziemy j�
wydawa�? - zapyta� Feliks.
- Raz na miesi�c.
- My�la�em, �e gazeta wychodzi
codziennie lub przynajmniej raz
w tygodniu - wtr�ci� Dan.
- Nie mo�emy mie� tygodnika -
wyja�ni�em. - Zbyt wiele by�oby
z tym pracy.
- C�, to jest argument -
zgodzi� si� Dan. - Moim zdaniem,
im mniej pracy trzeba w co�
wk�ada�, tym lepiej. Nie, Felu,
nic nie m�w. Wiem doskonale co
chcesz powiedzie�, wi�c oszcz�d�
sobie oddechu do studzenia
owsianki. Zgadzam si� z tob�, �e
ja nigdy nie pracuj�, je�li
tylko mog� sobie znale�� inne
zaj�cie.
"Pami�taj - jeszcze trudniej
jest nie mie� niczego do roboty"
- zacytowa�a z nagan� w g�osie
Celinka.
- W to nie uwierz� -
zareplikowa� Dan. - Ja jestem
podobny do tego Irlandczyka,
kt�ry powiedzia�, �e cz�owiek,
kt�ry zacz�� kiedy� pracowa�,
powinien pozosta� i sko�czy� to,
co rozpocz��.
- Czy wi�c zdecydowali�my, �e
Ed b�dzie redaktorem? - spyta�
Feliks.
- Oczywi�cie, �e tak -
odpowiedzia�a za wszystkich
Fela.
- W takim razie - rzek� Feliks
- proponuj� nazwa� pismo
"Miesi�cznik King�w".
- Dobrze brzmi - zgodzi� si�
Piotrek, przysuwaj�c swoje
krzes�o troch� bli�ej Feli.
- Ale to wy��czy Piotrka,
Historynk� i Sar� Ray. Zupe�nie
jakby nie mieli w tym swego
udzia�u. Nie wydaje mi si� to w
porz�dku - wtr�ci�a �agodnie
Celinka.
- A wi�c ty nazwij gazet�,
Celinko - zaproponowa�em.
- Och! - Celinka rzuci�a
pot�piaj�ce spojrzenie na
Historynk� i Fel�. Ale gdy w
oczach tej ostatniej dostrzeg�a
pogard�, unios�a g�ow� z
niezwyk�� dla niej
stanowczo�ci�. - S�dz�, �e
najlepiej b�dzie nazwa� j� po
prostu "Nasze Pismo" - rzek�a. -
w ten spos�b wszyscy b�dziemy
si� czuli wsp�odpowiedzialni.
- A wi�c niech b�dzie "Nasze
Pismo" - powiedzia�em. - Je�li
za� chodzi o wsp�udzia�, to
zapewniam was, �e tak te�
b�dzie. Skoro ja mam by�
redaktorem, to wy musicie by�
zast�pcami i kierownikami
dzia��w.
- Och, ja nie potrafi� -
zaprotestowa�a Celinka.
- Musisz - o�wiadczy�em
stanowczo. - "Anglia od ka�dego
oczekuje wype�nienia obowi�zku".
To b�dzie nasza dewiza. Tyle �e
zamiast Anglii umie�cimy Wysp�
Ksi�cia Edwarda. Nie wolno si�
wykr�ca�. A teraz do rzeczy:
jakie b�dziemy mie� dzia�y?
Musimy robi� wszystko tak, jak w
prawdziwej gazecie.
- C�, powinni�my mie� dzia�
dobrych manier - stwierdzi�a
Fela. - W ka�dym razie maj� go w
"Przewodniku Rodzinnym".
- Oczywi�cie, b�dzie i u nas -
powiedzia�em. - A zajmie si� nim
Dan.
- Dan! - wykrzykn�a Fela,
kt�ra najwyra�niej mia�a
nadziej�, �e sama b�dzie w�ada�
tym dzia�em.
- Mog� go prowadzi� wcale nie
gorzej ni� ten g�upek z
"Przewodnika Rodzinnego" -
odpar� Dan wojowniczo. - Ale nie
mo�e by� dzia�u dobrych manier,
je�li nie wp�ywaj� pytania. Co
zrobi�, je�li nikt o nic nie
b�dzie pyta�?
- Musisz sam je wymy�la� -
stwierdzi�a Historynka. - Wuj
Roger m�wi, �e tak w�a�nie robi
ten cz�owiek z "Przewodnika".
Wuj m�wi, �e to niemo�liwe, �eby
na �wiecie by�o a� tylu g�upc�w
jak wynika to z pyta�
zamieszczanych w "Przewodniku".
- Chcemy, �eby� obj�a dzia�
porad domowych, Felu -
powiedzia�em, dostrzegaj�c
chmurny wyraz twarzy tej m�odej
damy. - Nikt nie zrobi tego
lepiej od ciebie. Feliks b�dzie
redagowa� dowcipy i biuro
informacyjne, a Celinka dzia�
mody. Tak, siostrzyczko, musisz
to robi�, to zupe�nie proste.
Historynka za� we�mie dzia�
porad osobistych - s� bardzo
powa�n� cz�ci� gazety. Ka�dy
mo�e dawa� tu jakie� materia�y,
a Historynka dopilnuje, �eby
pojawia�y si� one w kolejnych
numerach, nawet gdyby je mia�a
kierowa� sama do siebie tak jak
Dan swoje pytania.
- Ed b�dzie prowadzi� - opr�cz
og�lnej redakcji - album z
wycinkami - stwierdzi�a
Historynka, widz�c, �e
potraktowa�em siebie zbyt
skromnie.
- Czy nie b�dziemy mieli
k�cika literackiego? - spyta�
Piotrek.
- B�dziemy, je�li zostaniesz
redaktorem dzia�u poezji i prozy
- odpar�em.
Piotrek w g��bi duszy by�
przestraszony, ale nie m�g� tego
okaza� w obecno�ci Feli.
- W porz�dku - odpowiedzia�.
- Do dzia�u albumu z wycinkami
mo�emy dawa� wszystko, co chcemy
- wyja�ni�em - ale inne teksty
musz� by� oryginalne i podpisane
przez autor�w, oczywi�cie z
wyj�tkiem porad osobistych.
Musimy si� bardzo stara� -
"Nasze Pismo" ma by� "straw�
duchow�" i "biesiad� dusz". -
Wyda�o mi si�, �e oba cytaty
by�y niezwykle efektowne. Na
wszystkich, z wyj�tkiem
Historynki, zrobi�y du�e
wra�enie.
- Jednak�e - wtr�ci�a Celinka
z nagan� w g�osie - niczego nie
przydzieli�e� Sarze Ray. B�dzie
si� paskudnie czu�a pozostaj�c z
boku.
Zupe�nie zapomnie�em o Sarze
Ray. Nikt poza Celink� nigdy o
niej nie pami�ta�, je�li nie
by�a obecna. Zdecydowali�my w
ko�cu, �e b�dzie prowadzi�a
dzia� og�osze�. Brzmia�o to
dobrze i znaczy�o bardzo
niewiele.
- Doskonale, zrobili�my krok
naprz�d - powiedzia�em z
westchnieniem ulgi, �e ca�y
pomys� zosta� tak dobrze
przyj�ty. - Pierwszy numer
wyjdzie oko�o Nowego Roku. I w
�adnym wypadku nie mo�emy
dopu�ci�, �eby si� dosta� w r�ce
wuja Rogera. Zrobi�by sobie z
tego kpiny.
- Mam nadziej�, �e nam si�
powiedzie - powiedzia� pos�pnie
Piotrek. By� w ponurym nastroju
od chwili, kiedy zosta�
mianowany redaktorem dzia�u
literackiego.
- Powiedzie si�, je�li tego
zechcemy - stwierdzi�em. - "Tam,
gdzie jest wola czynu, jest i
spos�b na czyn".
- To w�a�nie powiedzia�a
Urszula Townley, kiedy ojciec
zamkn�� j� w pokoju tej nocy,
gdy mia�a uciec z Kennethem
Macnairem - o�wiadczy�a
Historynka.
Nadstawili�my wszyscy uszu
w�sz�c kolejn� opowie��.
- Kim byli Urszula Townley i
Kenneth Macnair? - spyta�em.
- Kenneth Macnair by�
ciotecznym bratem dziadka
Niezgrabiasza, a Urszula Townley
znan� na Wyspie pi�kno�ci�. Jak
my�licie, kto mi opowiedzia� t�
histori�, czy raczej przeczyta�
mi j� ze swej br�zowej ksi��ki?
- Chyba nie Niezgrabiasz? -
wykrzykn��em z niedowierzaniem.
- W�a�nie on - odpar�a
triumfuj�co Historynka. -
Spotka�am go w ubieg�ym tygodniu
w klonowym gaju, gdy szuka�am
paproci. Siedzia� przy �r�de�ku
i pisa� co� w swej br�zowej
ksi��ce. Schowa� j�, kiedy mnie
zobaczy� i wygl�da� naprawd�
g�upio. P�niej jednak troch� z
nim porozmawia�am i zapyta�am,
co robi� nim przysz�am.
Powiedzia�am mu, �e plotka
niesie, i� pisuje poezje i czy
nie mog�abym pozna� prawdy, bo
umieram z ciekawo�ci.
Odpowiedzia�, �e pisze
wszystkiego po trochu, a ja
poprosi�am, �eby mi co� z tej
ksi��ki przeczyta�. Przeczyta�
mi wi�c histori� Urszuli i
Kennetha.
- Nie wiem, jak mog�a� by�
taka �mia�a - o�wiadczy�a Fela,
a Celinka wygl�da�a tak, jakby
s�dzi�a, �e Historynka posun�a
si� za daleko.
- Och, to nie ma znaczenia -
wykrzykn�� Feliks - lepiej
opowiedz nam t� histori�. To
jest najwa�niejsze.
- Opowiem j� wam tak, jak mi
j� przeczyta� Niezgrabiasz -
rzek�a Historynka. - Ale nie
potrafi� zrobi� tego tak
poetycznie jak on, poniewa� nie
wszystkie poetyckie miejsca
zapami�ta�am, chocia� czyta� mi
j� dwa razy.
Rozdzia� II
Wola, spos�b i kobieta
- Pewnego dnia, sto lat temu,
Urszula Townley oczekiwa�a
Kennetha Macnaira w g�stym
lesie bukowym, gdzie z drzew
opada�y br�zowe orzechy, a
pa�dziernikowy wiatr zmusza�
li�cie, aby ta�czy�y jak
ludziowr�ki.
- Co to za ludziowr�ki? -
dopytywa� si� Piotrek,
zapominaj�c jak bardzo
Historynka nie lubi�a, gdy jej
przerywano.
- Szsz... - sykn�a Celinka. -
To chyba jeden z poetyckich
obraz�w Niezgrabiasza.
- Mi�dzy gajem i
ciemnoniebiesk� zatok� by�y
wtedy pola uprawne, ale w dali
po ka�dej stronie ci�gn�y si�
lasy, bowiem przed stu laty
Wyspa Ksi�cia Edwarda wygl�da�a
inaczej ni� dzisiaj. Gospodarstw
by�o ma�o i by�y od siebie
oddalone, a mieszka�c�w by�o tak
niewielu, �e Hugh Townley
chwali� si�, i� zna ka�dego
m�czyzn�, ka�d� kobiet� i ka�de
dziecko - ci�gn�a opowie��
Historynka. - Stary Hugh nale�a�
w�wczas do znanych postaci.
Znany by� z powodu kilku rzeczy:
by� bogaty, by� go�cinny, by�
dumny i by� w�adczy. A do tego
mia� c�rk� - naj�adniejsz� pann�
na ca�ej Wyspie.
Naturalnie, m�odzi m�czy�ni
r�wnie� dostrzegali jej urod� i
otacza�o j� tak wielu
adorator�w, �e inne dziewcz�ta
jej nie znosi�y...
- No, my�l�! - mrukn�� na
stronie Dan.
- Ale tylko jeden z nich
znalaz� uznanie w jej oczach i
by� to ostatni m�czyzna, na
kt�rego powinna zwr�ci� uwag�. W
ka�dym razie ostatni w opinii
starego Hugha. Kenneth Macnair
by� m�odym ciemnookim kapitanem
morskim pochodz�cym z s�siedniej
osady. I to w�a�nie na spotkanie
z nim wymkn�a si� Urszula do
bukowego gaju tego jesiennego
dnia nape�nionego rze�kim
wiatrem i s�o�cem. Stary Hugh
zabroni� Kennethowi wst�pu do
domu i zrobi� przy tym tak�
w�ciek�� awantur�, �e nawet
rogata dusza Urszuli zosta�a
zgn�biona. W�a�ciwie to stary
Hugh nic nie mia� przeciwko
samemu Kennethowi, ale przed
laty, jeszcze przed narodzinami
obojga m�odych, ojciec Kennetha
pokona� Hugha Townleya w gor�cej
walce wyborczej. W tamtych
czasach spory polityczne by�y
bardzo za�arte i stary Hugh
nigdy nie wybaczy� MacNairowi
jego zwyci�stwa. Wrogo�� mi�dzy
rodzinami datowa�a si� wi�c od
tej burzy w prowincjonalnym
czajniku, za� nadwy�ka g�os�w po
niew�a�ciwej stronie sta�a si�
powodem do tego, �e trzydzie�ci
lat p�niej Urszula musia�a
ukradkiem spotyka� si� ze swym
ukochanym.
- Czy MacNair by�
konserwatyst�, czy radyka�em? -
zapyta�a Fela.
- To nie ma �adnego znaczenia
- odrzek�a ze zniecierpliwieniem
Historynka. - Sto lat temu nawet
konserwatysta m�g� by�
romantyczn� figur�. No wi�c
Urszula nie mog�a widywa�
Kennetha zbyt cz�sto, bo
mieszka� w odleg�o�ci pi�tnastu
mil, a do tego cz�sto wyp�ywa� w
d�ugie rejsy. Tego w�a�nie dnia
mieli si� spotka� po raz
pierwszy od prawie trzech
miesi�cy.
Poprzedniej niedzieli m�ody
Sand MacNair by� w ko�ciele w
Carlyle. Wsta� o �wicie,
przeszed� osiem mil po pla�y
trzymaj�c buty w r�ku, wynaj��
rybaka, �eby go przewi�z� przez
kana� i potem znowu przeszed�
osiem mil do ko�cio�a w Carlyle.
Mniej, obawiam si�, z gorliwo�ci
religijnej, a bardziej z
gotowo�ci wype�nienia pro�by
uwielbianego brata. Przyni�s�
list, kt�ry uda�o mu si� wcisn��
Urszuli do r�ki, gdy t�um ludzi
wychodzi� z ko�cio�a. W li�cie
tym Kenneth prosi� j� o
spotkanie w bukowym gaju
nast�pnego popo�udnia. Tak wi�c
wymkn�a si� tam ukradkiem,
podczas gdy podejrzliwy ojciec i
czujna macocha my�leli, �e
siedzi na stryszku spichlerza i
prz�dzie.
- Bardzo �le post�pi�a
oszukuj�c rodzic�w - stwierdzi�a
skromnie Fela.
Historynka nie mog�a
zaprzeczy�, omin�a wi�c
zr�cznie etyczn� stron� uwagi.
- Ja nie opowiadam o tym, co
Urszula Townley powinna robi� -
o�wiadczy�a wynio�le. -
Opowiadam tylko o tym, co
zrobi�a. Je�li nie chcecie
s�ucha�, to nie musicie. Ale
niewiele by�oby historii do
opowiadania, gdyby ka�dy robi�
tylko to, co powinien.
C�, kiedy Kenneth przyszed�,
spotkanie sta�o si� tym czego
mo�na oczekiwa�, gdy zakochani
wymienili ostatni poca�unek trzy
miesi�ce temu. Tak wi�c min�o
dobre p� godziny zanim Urszula
powiedzia�a:
- "Och, Kenneth! Nie mog� tu
by� d�ugo, bo w domu zauwa��
moj� nieobecno��. Napisa�e� w
li�cie, �e masz mi co� wa�nego
do powiedzenia. Co si� sta�o?"
- "Nowina jest taka, Urszulo.
W nast�pn� niedziel� rano m�j
statek "Pi�kna Pani" z kapitanem
na pok�adzie odp�ywa o �wicie z
portu Charlettetown w kierunku
Buenos Aires. O tej porze
oznacza to bezpieczny i pewny
powr�t... w maju przysz�ego
roku".
- "Kenneth!" - krzykn�a
Urszula. Poblad�a i wybuchn�a
p�aczem. - "Jak mo�esz m�wi� o
rozstaniu ze mn�. Och, jeste�
okrutny!"
- "Ale� nie, najmilsza" -
roze�mia� si� Kenneth. -
"Kapitan "Pi�knej Pani" zabierze
swoj� ma��onk� ze sob�. sp�dzimy
miesi�c miodowy na pe�nym morzu,
a surow� zim� kanadyjsk� pod
po�udniowymi palmami".
- "Czy chcesz, �ebym z tob�
uciek�a?!" - wykrzykn�a
Urszula.
- "Ale� oczywi�cie, moja mi�a,
nic innego nam nie zostaje".
- "Ale ja nie mog�" -
zaprotestowa�a. - "M�j ojciec
b�dzie..."
- "Nie zapytamy go teraz o
zdanie - dopiero po fakcie.
Urszulo, wiesz, �e nie mamy
wyboru. Zawsze wiedzieli�my, �e
do tego w ko�cu dojdzie. Tw�j
ojciec nigdy nie wybaczy mi
mojego ojca. Nie mo�esz mnie
teraz zawie��. Pomy�l o d�ugim
rozstaniu, je�li wy�lesz mnie w
t� podr� samego. Zdob�d� si� na
odwag� i niech Townleyowie i
Macnairowie wypchaj� si� tymi
swoimi zaple�nia�ymi sporami,
podczas gdy my pop�yniemy na
po�udnie na "Pi�knej Pani". Mam
pewien plan".
- "Opowiedz mi wszystko" -
rzek�a Urszula, powoli
przychodz�c do siebie.
- "W pi�tek wieczorem b�dzie
zabawa w Springs. Czy zosta�a�
zaproszona?"
- " Tak".
- "Doskonale. Ja nie, ale b�d�
tam. W lasku jod�owym za domem,
zaczekam z dwoma ko�mi. Gdy
zabawa si�gnie szczytu,
wymkniesz si� na spotkanie ze
mn�. Potem ju� tylko pi�tna�cie
mil jazdy do Charlottetown,
gdzie poczciwy pastor, kt�ry
jest moim przyjacielem, b�dzie
got�w do po��czenia nas w�z�em
ma��e�skim. Gdy tancerze poczuj�
zm�czenie, my ju� b�dziemy na
statku i zagramy losowi na
nosie".
- "A je�li nie przyjd� na
spotkanie do jod�owego lasku?" -
zapyta�a Urszula z odrobin�
impertynencji w g�osie.
- "Je�li nie przyjdziesz, to
nast�pnego ranka pop�yn� do
Ameryki Po�udniowej i minie du�o
czasu nim Kenneth Macnair znowu
wr�ci do domu".
Mo�liwe, �e Kenneth tak nie
my�la�, ale Urszula s�dzi�a, �e
w�a�nie tak post�pi - i to
okre�li�o jej decyzj�. Zgodzi�a
si� wi�c na ucieczk�. Tak, to
by�o na pewno niew�a�ciwe, Felu.
Powinna by�a powiedzie�: "Nie,
ja musz� mie� godny szacunku
�lub w domu rodzinnym, jedwabn�
sukni�, druhny i wiele
prezent�w". Ale tego nie
powiedzia�a. Nie by�a tak
rozwa�na jak by�aby na jej
miejscu Fela King.
- By�a bezwstydn� lekkomy�ln�
dziewczyn� - o�wiadczy�a Fela,
zrzucaj�c na dawno zmar��
Urszul� ten gniew, kt�rego nie
mia�a odwagi skierowa� na
Historynk�.
- Ale� nie, droga Felu. By�a
po prostu �mia�a i rezolutna. Ja
bym zrobi�a to samo. Kiedy wi�c
nadszed� pi�tkowy wiecz�r,
zacz�a si� przygotowywa� do
zabawy z odwag� w sercu. Mia�a
uda� si� do Springs z ciotk� i
wujem, kt�rzy przybyli konno po
po�udniu i dalej mieli pojecha�
powozikiem starego Hugha,
jedynym zreszt� wtedy w ca�ym
Carlyle. Wyjazd zaplanowano tak,
�eby dotrze� do Springs przed
zapadni�ciem zmierzchu, gdy�
noce pa�dziernikowe s� ciemne, a
jazda le�nymi drogami nie nale�y
do przyjemno�ci.
Kiedy Urszula by�a ju� gotowa,
przyjrza�a si� sobie w lustrze z
du�� satysfakcj�. Tak, Felu,
Urszula by�a pr�na, ale ten
gatunek nie wymar� ca�kowicie
przed stu laty. A poza tym mia�a
powody do pr�no�ci. W�o�y�a
sukni� z jedwabiu koloru
morskiej wody, przywiezionego z
Anglii przed rokiem. Mia�a j� na
sobie tylko raz - na
bo�onarodzeniowym przyj�ciu u
gubernatora. By� to pi�kny,
sztywny, szeleszcz�cy jedwab,
kt�ry podkre�la� rumiane
policzki Urszuli, b�yszcz�ce
oczy i mas� br�zowych w�os�w.
Gdy odwr�ci�a si� od lustra,
us�ysza�a z parteru g�os ojca -
dono�ny i zagniewany. Poblad�a i
wybieg�a do hallu. Ojciec by�
ju� w po�owie schod�w, twarz
mia� czerwon� ze z�o�ci.
W hallu by�a te� macocha
zak�opotana i niespokojna. Przy
drzwiach za� sta� Malcolm
Ramsay, skromny m�odzieniec z
s�siedztwa, kt�ry niezr�cznie
zaleca� si� do Urszuli od
chwili, kiedy doros�a. Urszula
zawsze go nie znosi�a.
- "Urszulo!" - wrzasn�� stary
Hugh - "chod� tu i powiedz temu
�ajdakowi, �e k�amie! On
twierdzi, �e we wtorek spotka�a�
si� w jod�owym lasku z Kennethem
Macnairem. Powiedz, �e on
k�amie! Powiedz, �e k�amie!"
Urszula nie by�a tch�rzliwa.
Spojrza�a na biednego Ramsaya z
pogard�.
- "Ta kreatura jest szpiclem i
donosicielem" - o�wiadczy�a -
"ale nie k�amie. Spotka�am si� z
Kennethem Macnairem we wtorek".
- "I �miesz mi to m�wi� prosto
w twarz?!" - rykn�� stary Hugh.
- "Marsz do swego pokoju,
dziewczyno! Do pokoju i pozosta�
tam. Zdejmij te pi�kne szatki.
Nie p�jdziesz na �adne ta�ce.
Zostaniesz w swoim pokoju,
dop�ki nie pozwol� ci stamt�d
wyj��. Nie, ani s�owa! Zanios�
ci� tam, je�li nie p�jdziesz
sama. I we� ze sob� robot� na
drutach. Zajmij si� tym, zaniast
zdziera� podeszwy w Springs!"
Chwyci� rozpocz�t� szar�
po�czoch� i k��bek we�ny, i
wrzuci� do pokoju c�rki. Urszula
wiedzia�a, �e musi go us�ucha�,
bo inaczej ojciec zrealizuje
pogr�ki. Pos�a�a nieszcz�snemu
Ramsayowi spojrzenie, od kt�rego
�cierp�a mu sk�ra i wesz�a do
pokoju z dumnie podniesion�
g�ow�. W chwil� potem us�ysza�a,
�e drzwi zamkni�to na klucz.
Pierwsz� reakcj� by� atak p�aczu
z gniewu, wstydu i
rozczarowania. Ale to nie
poprawi�o jej nastroju, zacz�a
wi�c spacerowa� po pokoju. Nie
uspokoi�a si� r�wnie�, kiedy
us�ysza�a stukot powozu, kt�rym
odjechali wuj i ciotka.
- "I c� teraz mog� zrobi�" -
szlocha�a. - "Kenneth b�dzie
w�ciek�y. Pomy�li, �e go
zawiod�am i odjedzie zagniewany
na mnie. Gdybym chocia� mog�a
pos�a� jakie� s�owo wyja�nienia,
to na pewno by mnie nie opu�ci�.
Ale nie ma �adnego sposobu...
chocia� s�ysza�am, �e zawsze
jest jaki� spos�b, je�li tylko
bardzo chce si� go znale��. Och,
ja chyba zwariuj�! Gdyby to okno
nie by�o tak wysoko, tobym
wyskoczy�a. Ale je�li z�ami�
nog� lub skr�c� kark, nie
poprawi to sytuacji".
Min�o popo�udnie. O zachodzie
s�o�ca Urszula us�ysza�a stukot
kopyt i zaciekawiona podbieg�a
do okna. Andrzej Kinnear ze
Springs przywi�zywa� konia do
s�upka u drzwi. By� to
przystojny m�ody cz�owiek i
polityczny sojusznik starego
Hugha. Niew�tpliwie wybiera� si�
te� na ta�ce. "Och, gdybym tylko
mog�a cho� przez chwil� z nim
porozmawia�!" - pomy�la�a.
Gdy go�� wszed� do domu,
Urszula niecierpliwie odwr�ci�a
si� od okna i potkn�a o du�y
k��bek we�ny, kt�ry ojciec
rzuci� na pod�og�. Przez chwil�
przypatrywa�a mu si� z niech�ci�
i nagle podnios�a go wybuchaj�c
radosnym �miechem. Za moment ju�
by�a przy stole i pisa�a li�cik
do Kennetha Macnaira. Gdy
sko�czy�a, rozwin�a troch�
prz�dzy z k��bka, wsun�a do
�rodka list i owin�a go z
powrotem nitk�. Szary k��bek
m�g� pozosta� niezauwa�ony w
niepewnym �wietle zmierzchu,
podczas gdy bia�a kartka papieru
wyrzucona z okna na pewno
zwr�ci�aby czyj�� uwag�.
Dziewczyna cichutko otworzy�a
okno i czeka�a.
By�o prawie ciemno, kiedy
Andrzej wyszed�. Na szcz�cie
stary Hugh nie odprowadza� go do
drzwi. Gdy Andrzej odwi�zywa�
konia Urszula rzuci�a k��bkiem w
dobrze upatrzony cel - prosto w
jego g�ow�. Ch�opak spojrza� w
okno, ona za� wychyli�a si�,
po�o�y�a palec na ustach,
wskaza�a na k��bek i
przytakn�a. Andrzej rozejrza�
si� z zak�opotaniem, ale k��bek
podni�s�, wskoczy� na konia i
odjecha�.
"Jak na razie wszystko idzie
dobrze" - pomy�la�a Urszula.
"Ale czy Andrzej zrozumia� o co
chodzi? Czy b�dzie na tyle
bystry, �eby dok�adnie obejrze�
k��bek i odkry� jego sekret? I
czy p�jdzie w og�le na zabaw�?"
Wiecz�r ci�gn�� si� leniwie.
Nigdy czas tak bardzo si�
Urszuli nie d�u�y�. Nie mog�a
ani wypoczywa�, ani spa�.
Dochodzi�a p�noc, kiedy
us�ysza�a stuk kamyk�w o szyby
okienne. W jednej chwili
wychyli�a g�ow� i zobaczy�a, �e
w ciemno�ci na dole stoi Kenneth
MacNair.
- "Otrzyma�e� m�j list?! Czy
to bezpieczne, �eby� tu by�?" -
wyszepta�a.
- "Nie b�j si�. Tw�j ojciec
ju� �pi. Czeka�em dwie godziny
na drodze, a� zgasi �wiat�o i
jeszcze da�em mu p� godziny na
za�ni�cie. Konie s� tutaj.
Wymknij si� na d�, b�dziemy w
Charlottetown przed �witem".
- "�atwiej to powiedzie� ni�
zrobi�, m�j ch�opcze. Jestem
zamkni�ta na klucz. Ale id� na
ty�y nowej stodo�y i przynie�
drabin�, kt�ra tam stoi".
Pi�� minut p�niej panna
Urszula ubrana w p�aszcz z
kapturem bezszelestnie zesz�a po
drabinie, a po nast�pnych pi�ciu
jecha�a z Kennethem drog�.
- "Mamy przed sob� d�ugi
galop, Urszulo" - powiedzia�
Kenneth.
- "Z tob� pojecha�abym na
koniec �wiata" - odpar�a.
Oczywi�cie nie powinna by�a
czego� takiego m�wi�, Felu, ale
widzisz, w tamtych czasach
ludzie nie znali si� tak dobrze
na etykiecie. Tak wi�c, gdy
pa�dziernikowy poranek
roz�wietli� si� nad szarym
morzem czerwieni� s�o�ca "Pi�kna
Pani" wyp�yn�a z portu
Charlottetown. Na jej pok�adzie
pani Kenneth i Urszula Macnair.
Panna m�oda trzyma�a w r�ku du�y
k��bek uprz�dzionej w domu
szarej we�ny.
- No, c� - powiedzia�
ziewaj�c Dan - lubi� takie
historie. Nikt w nich nie
umiera, a to wa�ne.
- Czy stary Hugh wybaczy�
Urszuli? - spyta�em.
- Historia zapisana w br�zowej
ksi��ce nic o tym nie wspomina -
odpar�a Historynka - ale
Niezgrabiasz powiedzia�, �e po
pewnym czasie tak si� sta�o.
- To musi by� romantyczne
prze�ycie, taka ucieczka -
zauwa�y�a z rozmarzeniem
Celinka.
- Nie nabijaj sobie g�owy
takimi g�upstwami, Celino King!
- o�wiadczy�a z powag� Fela.
Rozdzia� III
Bo�onarodzeniowa harfa
W miar� zbli�ania si� �wi�t
Bo�ego Narodzenia ros�o
podniecenie w domu rodziny
King�w. Atmosfera by�a
na�adowana sekretami. Wszyscy od
tygodni gorliwie oszcz�dzali i
zgromadzone zasoby pieni�ne
podliczano starannie ka�dego
dnia. Jakie� tajemnicze rob�tki
ukrywano przed ciekawskimi
spojrzeniami, prowadzono szeptem
d�ugie narady, przy czym nikt o
to si� nie obra�a� ani nie by�
zazdrosny, jak to mog�oby si�
zdarzy� w innych
okoliczno�ciach. Fela czu�a si�
w swoim �ywiole, poniewa� wraz z
mam� zaj�y si� przygotowaniami
do uroczystych dni. Celinka i
Historynka zosta�y z tych
czynno�ci wy��czone - oboj�tnie
przez cioci� Janet i z
ostentacyjnym zadowoleniem ze
strony Feli. Celinka bardzo to
sobie wzi�a do serca.
- Jestem tak samo cz�onkiem
rodziny jak Fela - powiedzia�a
mi z takim oburzeniem, na jakie
mog�a si� zdoby� - wi�c nie
widz� powodu, dla kt�rego ona
musi mnie wyklucza� ze
wszystkiego. Kiedy chcia�am
wyj�� pestki z rodzynek do
pasztetu, to powiedzia�a, �e
nie, zrobi to sama, poniewa�
pasztet �wi�teczny jest
wyj�tkowo wa�ny. Jakbym ja nie
potrafi�a porz�dnie oczy�ci�
rodzynek! To zarozumialstwo Feli
z powodu umiej�tno�ci gotowania
przyprawia mnie o md�o�ci -
zako�czy�a gniewnie Celinka.
- Jaka szkoda, �e Fela nigdy
sama nie zrobi�a jakiego� b��du
w gotowaniu - powiedzia�em. -
Wtedy mo�e nie my�la�aby, �e zna
si� na wszystkim lepiej od
innych.
Paczki od dalekich krewnych,
kt�re przysz�y poczt�, zosta�y
zabrane przez cioci� Janet i
Oliwi�. Ustalono, �e si� ich nie
otworzy, a� do nadej�cia �wi�t.
Jak�e powoli ci�gn�� si� ten
ostatni tydzie�! Ale nawet woda
w pilnowanym garnku kiedy� si�
zagotuje, wi�c i dzie� Bo�ego
Narodzenia w ko�cu nadszed�.
Szary, pos�pny i mro�ny na
zewn�trz, pe�en rado�ci i
rozbawienia wewn�trz domu. Wuj
Roger, ciocia Oliwia i
Historynka przyszli na ca�y
dzie�; przyszed� r�wnie� Piotrek
z twarz� ja�niej�c� jak poranek.
Przywitali�my go z ogromn�
rado�ci�, gdy� bali�my si�, �e
nie b�dzie m�g� sp�dzi� �wi�t z
nami. Jego matka chcia�a, �eby
pozosta� z ni� w domu.
- Pewnie b�d� musia� to zrobi�
- powiedzia� mi Piotrek ze
smutkiem - ale nie b�dziemy
mieli na obiad indyka, bo mamy
na to nie sta�. I ona zawsze
p�acze w czasie �wi�t, bo
przypominaj� jej ojca. My�l�, �e
to nie jej wina, ale nie jest to
wcale weso�e. Ciocia Jane nie
p�aka�aby. Ona zawsze m�wi�a, �e
nigdy nie spotka�a m�czyzny,
kt�ry by�by wart, �eby sobie
psu� oczy z jego powodu. S�dz�,
�e b�d� musia� sp�dzi� �wi�ta w
domu.
W ostatniej jednak chwili
kuzynka pani Craig, z
Charlottetown, zaprosi�a j� do
siebie na Bo�e Narodzenie.
Piotrek, maj�c do wyboru
pojecha� lub zosta�, z rado�ci�
wybra� to drugie. Dlatego
byli�my wszyscy razem, z
wyj�tkiem Sary Ray, kt�r�
wprawdzie zaprosili�my, ale
matka nie pozwoli�a jej przyj��.
- Matka Sary Ray to nudziara -
powiedzia�a Historynka z
niech�ci�. - �yje po to, �eby
robi� przykro�ci temu biednemu
dzieciakowi. Na pewno nie
pozwoli jej r�wnie� przyj�� na
dzisiejsze przyj�cie.
- Sara b�dzie mia�a z�amane
serce, je�li tak si� stanie -
powiedzia�a wsp�czuj�co
Celinka. - Boj� si�, �e nie
potrafi� si� dobrze bawi�
my�l�c, �e ona siedzi w domu i
czyta Bibli�, podczas kiedy my
jeste�my na przyj�ciu.
- Mog�aby mie� jakie� gorsze
zaj�cie ni� czytanie Biblii -
o�wiadczy�a z nagan� w g�osie
Fela.
- Ale pani Ray ka�e jej czyta�
Bibli� za kar� - zaprotestowa�a
Celinka. - Kiedykolwiek Sara
chce dok�d� p�j��, tak jak dzi�
wieczorem, pani Ray ka�e jej
przeczyta� siedem rozdzia��w
Biblii. Nie wydaje mi si�, �eby
budzi�o to sympati� do tej
ksi��ki. Nie b�d� te� mog�a
jutro rozmawia� z Sar� o
przyj�ciu, a to zmniejszy ca��
przyjemno�� o po�ow�.
- Mo�esz jej o nim opowiedzie�
- pocieszy� j� Feliks.
- Opowiada� to wcale nie to
samo co rozmawia� o czym� -
odrzek�a Celinka. - To jest zbyt
jednostronna czynno��.
Niezwykle podniecaj�ce by�o
odpakowywanie prezent�w. Jedni z
nas otrzymali ich wi�cej ni�
inni, ale wszyscy mieli�my
dostatecznie du�o, �eby poczu�
si� dobrze i wiedzie�, �e o nas
pami�tano. Zawarto�� pud�a,
kt�re przys�a� z Pary�a ojciec
Historynki, wprawi�a nas w
os�upienie. Pud�o zape�nia�y
same pi�kne rzeczy. By�a mi�dzy
nimi czerwona jedwabna suknia -
nie jasnop�omiennie czerwona,
ale w g��bokim odcieniu
karmazynu, ozdobiona mn�stwem
kokard i falban, a do niej
�liczne ma�e jedwabne pantofelki
ze z�otymi klamerkami i
obcasami, na widok kt�rych
ciocia Janet unios�a r�ce ze
zgroz�. Fela zauwa�y�a
pogardliwie, �e Historynk�
powinno ju� zm�czy� to ci�g�e
ubieranie si� na czerwono; i
nawet Celinka powiedzia�a do
mnie na stronie, �e wydaje jej
si�, i� otrzymanie tylu rzeczy
naraz nie pozwala doceni� ich
tak, jak wtedy, gdy ma si� ich
ma�o.
- Nigdy nie zm�czy mnie
czerwie� - o�wiadczy�a
Historynka. - Uwielbiam
czerwie�! Jest tak bogata i
b�yszcz�ca. Kiedy ubieram si� na
czerwono, zawsze czuj� si�
bystrzejsza ni� w innym kolorze.
My�li t�ocz� mi si� w m�zgu.
Och, ty �liczna sukienko - ty
kochana, b�yszcz�ca, r�owo
l�ni�ca, jedwabna moja!
Zarzuci�a sobie sukienk� na
rami� i zacz�a ta�czy� doko�a
kuchni.
- Nie b�d� g�upia, Saro -
nieco sztywno powiedzia�a ciocia
Janet.
Ciocia Janet by�a bardzo zacn�
osob� i mia�a w piersi dobre,
kochaj�ce serce. Ale wydaje mi
si�, �e niekiedy my�la�a, �e to
niesprawiedliwie, �e c�rka
takiego lekkomy�lnego
poszukiwacza przyg�d (bo tak go
ocenia�a) jak Beniamin Stanley
mo�e obnosi� jedwabne suknie,
podczas gdy jej c�rki chodz�
ubrane w bawe�n� i mu�liny. Bo
by�y to czasy, kiedy kobiety
mia�y jedn� jedwabn� sukni� na
ca�e �ycie i bardzo rzadko
wi�cej ni� tylko jedn�.
Historynka otrzyma�a r�wnie�
prezent od Niezgrabiasza - ma��
podniszczon� ksi��eczk� z
wieloma notatkami na
marginesach.
- Ojej, to nie jest nowa
ksi��ka, to co� starego! -
wykrzykn�a Fela. - Nigdy nie
przypuszcza�am, �e Niezgrabiasz
jest sk�py, pomimo tego co si� o
nim m�wi.
- Och, Felu, jak ty nic nie
rozumiesz - cierpliwie zacz�a
t�umaczy� Historynka. - NIe
s�dz� zreszt�, �e potrafisz to
zrozumie�, ale spr�buj� ci
wyja�ni�. Wol� t� ksi��k�
dziesi�� razy bardziej ni� now�.
To jest jedna z jego w�asnych
ksi��ek. Widzisz, czyta� j�
chyba ze sto razy, kocha� j� i
traktowa� jak przyjaciela. Nowa
ksi��ka, taka prosto ze sklepu,
to nie to samo. Ona by nic nie
znaczy�a. Uwa�am za wielki
komplement to, �e da� mi w�a�nie
t� ksi��k�. Jestem z niej
bardziej dumna ni� ze wszystkich
innych prezent�w jakie dosta�am.
- C�, mo�esz sobie tak uwa�a�
- odpar�a Fela. - A ja nic nie
rozumiem i nie chc� zrozumie�.
Nigdy bym nikomu nie da�a na
Bo�e Narodzenie prezentu, kt�ry
nie by�by nowy. I nie
podzi�kowa�abym temu, kto by mi
ofiarowa� star� rzecz.
Piotrek by� w si�dmym niebie,
poniewa� Fela da�a mu �wi�teczny
upominek, i do tego
w�asnor�cznie go zrobi�a. By�a
to zak�adka do ksi��ki z
wyszytym czerwon� i ��t� we�n�
wspania�ym kielichem i
niebieskim napisem g�osz�cym
ostrzegawczo: "Nie dotykaj
czary". Poniewa� Piotrek nie
mia� na razie takich z�ych
nawyk�w, nawet nie spogl�da� w
stron� wina z mniszka, gdy by�o
jeszcze ��tawe, nie mogli�my
zrozumie�, dlaczego Fela wybra�a
tak� w�a�nie sentencj�. Ale �e
Piotrek czu� si� w pe�ni
usatysfakcjonowany, nikt nie
chcia� m�ci� jego szcz�cia
przez zbyteczny krytycyzm.
P�niej Fela powiedzia�a mi, �e
wybra�a taki napis, poniewa�
ojciec Piotrka popija�, zanim
opu�ci� rodzin�.
- S�dzi�am, �e Piotrka
nale�a�o ostrzec w odpowiedniej
chwili - stwierdzi�a.
Nawet Patowi zawi�zali�my
niebiesk� wst��k�, kt�r� jednak
�ci�gn�� i zgubi� w ci�gu
godziny. Widocznie nie troszczy�
si� o ozdabianie cia�a.
Mieli�my wspania�y �wi�teczny
obiad godny pa�acu Lucullusa i
zjedli�my wi�cej ni� powinni�my,
nikt bowiem w takim dniu nie
�mia� zwr�ci� nam uwagi. A
wieczorem - o, cudzie rado�ci! -
poszli�my na przyj�cie do Kasi
Marr. By� pi�kny grudniowy
wiecz�r. Poranne ch�odne
powietrze z�agodnia�o i sta�o
si� delikatne jak w jesieni. Nie
spad� �nieg i rozleg�e pola
rozci�gaj�ce si� w d� od
zabudowa� by�y br�zowe i
mi�kkie. Niezwyk�a senna cisza
ogarn�a brunatnopurpurow�
ziemi�, ciemne sosnowe lasy,
brzegi doliny, przywi�d�e ��ki.
Zdawa�o si�, �e przyroeda
z�o�y�a r�ce i wypoczywa,
wiedz�c, �e oczekuje j� d�uga
zimowa drzemka.
Gdy tylko przysz�y zaproszenia
na przyj�cie, ciocia Janet
powiedzia�a, �e nie mo�emy
p�j��, ale wuj Alec wstawi� si�
za nami - by� mo�e pod wp�ywem
zasmuconego spojrzenia Celinki.
Je�li wuj mia� jakiego�
ulubie�ca w�r�d swych dzieci, to
by�a nim Celinka. Ostatnio sta�
si� wobec niej jeszcze bardziej
pob�a�liwy. Od czasu do czasu
widzia�em jak przygl�da si� jej
uwa�nie i, id�c za jego
wzrokiem, zauwa�a�em, �e Celinka
jest bledsza i szczuplejsza ni�
by�a latem, �e jej �agodne oczy
zdaj� si� wi�ksze, a na drobnej
buzi w chwilach odpr�enia wida�
jakie� znu�enie i s�abo��, kt�re
nadawa�y jej wyraz smutku i
s�odyczy. S�ysza�em te�, jak
m�wi� cioci Janet, �e nie podoba
mu si�, �e ma�a coraz bardziej
przypomina wygl�dem ciotk�
Felicj�.
- Celinka jest zupe�nie w
porz�dku - odpowiada�a ostro
ciocia Janet. - Po prostu bardzo
szybko ro�nie. Nie wydziwiaj,
Alec.
Ale p�niej Celinka dostawa�a
fili�ank� �mietany, podczas gdy
reszta pi�a mleko. Ciocia Janet
pilnowa�a te� specjalnie, �eby
nak�ada�a kalosze, gdy
wychodzi�a na dw�r.
Jednak�e w ten radosny
�wi�teczny wiecz�r �adne strachy
i przeczucie zbli�aj�cych si�
wydarze� nie m�ci�y rado�ci
naszych serc. Celinka wygl�da�a
�adniej i weselej ni�
kiedykolwiek. Spogl�da�a
�agodnie, a jej orzechowobr�zowe
w�osy l�ni�y w �wietle. Cela
by�a zbyt pi�kna, by opisa� to
s�owami i nawet Historynka
dzi�ki wewn�trznemu podnieceniu
i karmazynowej jedwabnej sukni
rozkwit�a i roztacza�a czar i
powab silniejsze ni� zwyczajna
uroda. I to nawet pomimo to, �e
ciocia Oliwia zabroni�a jej
w�o�enia czerwonych cz�enek na
obcasach stwierdzaj�c, �e
wystarczy zwyk�e obuwie.
- Wiem dobrze, co prze�ywasz,
c�rko Ewy - powiedzia�a z udanym
wsp�czuciem - ale w grudniu
drogi s� mokre, je�li wi�c masz
p�j�� do Marr�w, to nie w tych
frywolnych paryskich cackach,
nawet je�li na�o�y�aby� na nie
kalosze. A wi�c, mi�a moja, b�d�
dzielna i poka�, �e jeste� ponad
czerwone jedwabne cz�enka.
- Tak czy inaczej - wtr�ci�
wuj Roger - ta sukienka i tak
po�amie serca wszystkich panien
na przyj�ciu. Zniszczy�aby� im
ca�y �wi�teczny nastr�j, gdyby�
jeszcze za�o�y�a takie pantofle.
Nie r�b tego, Saro. Zostaw im
cho� odrobin� rado�ci.
- O co chodzi wujowi? -
wyszepta�a Fela.
- Wuj my�li, �e wy wszystkie
umieracie z zazdro�ci z powodu
sukni Historynki - powiedzia�
Dan.
- Ja nie mam usposobienia
zazdro�nicy - o�wiadczy�a
wynio�le Fela. - Niech sobie
nosi t� sukni� na zdrowie, z
tak� cer�...
Wszyscy jednak bawili si� na
przyj�ciu znakomicie. Weso�o
by�o r�wnie� w drodze powrotnej
- przez mroczne, us�ane cieniami
pola, nad kt�rymi pob�yskiwa�y
srebrzyste �wiate�ka gwiazd, pod
Orionem przesuwaj�cym si� z
kr�lewsk� godno�ci� i czerwonym
ksi�ycem wdrapuj�cym si� na
czarny skraj horyzontu. Cz��
drogi wiod�a nad potokiem, tym
weso�ym lekkomy�lnym w��cz�g� z
dolin i dzikich ost�p�w le�nych,
kt�ry �piewa� nam w ciemno�ci.
Fela i Piotrek nie szli razem
z nami. Czara szcz�cia Piotrka
tej �wi�tecznej nocy musia�a by�
wype�niona po brzegi. Kiedy
wychodzili�my od Marr�w,
powiedzia� odwa�nie do Feli:
"Czy mog� ci� odprowadzi� do
domu?" A Fela, ku naszemu
zdziwieniu, uj�a go pod r�k� i
odmaszerowa�a z nim naprz�d.
By�a nieopisanie sztywna i
zupe�nie nie poruszona
szyderczymi pohukiwaniami Dana.
Je�li chodzi o mnie, to z�era�o
mnie tajemne i p�omienne
pragnienie, aby spyta�
Historynk�, czy mog� j�
odprowadzi� do domu. Ale nie
zdo�a�em zebra� si� na odwag�,
by to uczyni�. Jak�e
zazdro�ci�em Piotrkowi jego
bezpo�redniego i beztroskiego
zachowania! Nie potrafi�em go
na�ladowa� i dlatego Dan i
Feliks, Celinka, HIstorynka i ja
szli�my razem, trzymaj�c si� za
r�ce i przytulaj�c si� z lekka
do siebie, gdy przechodzili�my
przez lasek Jamesa Frewena. Bo w
lesie sosnowym s� takie dziwne
harfy i nie wiadomo, czyje palce
poci�gaj� ich struny. Pot�na i
d�wi�czna by�a muzyka nad
naszymi g�owami, gdy nocne
wiatry potr�ca�y grube ga��zie
rzucaj�ce uko�ne cienie na
gwia�dziste niebo. By� mo�e ta
w�a�nie eolska harmonia
przypomnia�a Historynce star�
legend�.
- W jednej z ksi��ek cioci
Oliwii przeczyta�am wczoraj w
nocy pi�kn� histori� -
powiedzia�a. - Nazywa si�
"Bo�onarodzeniowa Harfa". Czy
chcecie j� us�ysze�? Wydaje mi
si� bardzo odpowiednia do tej
cz�ci drogi.
- Nie ma niczego o... duchach
w tej opowie�ci? - spyta�a
boja�liwie Celinka.
- O nie, za nic na �wiecie nie
opowiedzia�abym tutaj historii o
duchach. Sama bym si� za bardzo
ba�a. To opowie�� o pasterzu,
kt�ry widzia� anio�y w noc
Bo�ego Narodzenia. By� to
m�odzieniec, kt�ry ca�ym sercem
kocha� muzyk�. Gor�co pragn��
wyrazi� te melodie, kt�re nosi�
w swym wn�trzu, ale nie umia�
tego zrobi�. Pasterz mia� harf�
i cz�sto pr�bowa� na niej gra�,
ale jego nieporadne palce
wydobywa�y takie dysonanse, �e
towarzysze wy�miewali si� z
niego, przedrze�niali i nazywali
szale�cem, poniewa� nie
rezygnowa� ze swoich wysi�k�w.
Gdy inni pasterze zbierali si�
przy ognisku i opowiadali r�ne
historie, �eby szybciej mija�y
im noce, m�odzieniec siadywa�
samotnie tul�c harf� w ramionach
i spogl�daj�c w niebo. My�li,
kt�re przychodzi�y do� z
wielkiego milczenia, by�y
s�odsze ni�eli rado�� towarzyszy
i nigdy nie traci� nadziei,
przemieniaj�cej si� niekiedy w
g�o�n� modlitw�, �e pewnego dnia
zdo�a wyrazi� swe uczucia w
muzyce i przekaza� je
zm�czonemu, znu�onemu i na nic
nie zwa�aj�cemu �wiatu. Noc
Bo�ego Narodzenia sp�dza� wraz z
innymi pasterzami na wzg�rzach.
By�o zimno i ciemno; wszyscy
poza nim cieszyli si�, �e mog�
zgromadzi� si� wok� ognia.
M�odzieniec siedzia�, jak
zawsze, samotny z harf� na
kolanach i wielkimi marzeniami w
duszy. I wtedy na niebie nad
wzg�rzami pojawi�o si� niezwykle
wspania�e �wiat�o - jak gdyby
ciemno�� nocy nagle wybuch�a w
cudown� ��k� p�omienistego
kwiecia, a pasterze ujrzeli
anio��w i us�yszeli ich �piew.
Gdy anio�owie �piewali, harfa
m�odego pasterza zacz�a sama
cichutko gra�, on za� zrozumia�,
�e s�yszy te same tony, kt�re
�piewaj� anio�owie i �e s� w
nich wyra�one wszystkie jego
tajemne pragnienia i d��enia. Od
tej pory, kiedykolwiek bra� do
r�k harf�, gra�a mu te melodie.
On za� w�drowa� po ca�ym �wiecie
przekazuj�c je ludziom. I tam,
gdzie rozlega�y si� d�wi�ki
anielskiej muzyki, znika�a
nienawi�� i niezgoda, a zaczyna�
panowa� pok�j i dobra wola.
Nikt, kto jej s�ucha�, nie nosi�
w sobie z�ych my�li; nikt nie
czu� si� bezradny, zrozpaczony,
zgorzknia�y lub rozgniewany.
Wchodzi�a w jego dusz�, jego
serce i jego �ycie; stawa�a si�
na zawsze cz�ci� jego samego.
Mija�y lata, pasterz postarza�
si�, zgarbi� i os�ab�, ale
ci�gle przemierza� l�dy i morza,
aby jego harfa mog�a nie��
wszystkim ludziom na ziemi owo
pos�anie nocy Bo�ego Narodzenia
i pie�ni anielskie. W ko�cu
jednak opu�ci�y go si�y i upad�
w ciemno�ci na zboczu drogi.
Jednak�e nawet wtedy, gdy duch
opuszcza� cia�o, harfa gra�a
nieprzerwanie i zda�o mu si�, �e
Ja�niej�ca Osoba z gwia�dzistymi
oczami stan�a obok i rzek�a:
"Muzyka wydobywaj�ca si� z tej
harfy od tylu lat by�a echem
mi�o�ci, wsp�czucia i pi�kna
obecnych w twej duszy. I je�li
kiedy� w swych w�dr�wkach
otwar�by� drzwi duszy z�u,
zawi�ci lub egoizmowi - harfa
twoja przesta�aby gra�. Teraz
ko�czy si� twoje �ycie, lecz to,
co da�e� ludziom nie ma ko�ca.
Dlatego te� tak d�ugo jak b�dzie
istnie� �wiat, d�wi�cze� b�dzie
w uszach ludzi niebia�ska muzyka
bo�onarodzeniowej harfy".
A kiedy s�o�ce wsta�o, stary
pasterz le�a� martwy na zboczu
drogi z u�miechem na twarzy, a w
r�kach trzyma� harf�, w kt�rej
p�k�y wszystkie struny.
Opowie�� si� sko�czy�a i
wyszli�my z sosnowego lasu. Na
przeciwleg�ym wzg�rzu sta� nasz
dom. Migotliwe �wiat�o w
kuchennym oknie m�wi�o, �e
ciocia Janet nie ma zamiaru
po�o�y� si� do ��ka, zanim jej
m�odzi podopieczni nie znajd�
si� bezpiecznie w domowym
zaciszu.
- Mama czeka na nas -
powiedzia� Dan. - By�oby
zabawnie, gdyby znalaz�a si�
przy drzwiach akurat wtedy,
kiedy Fela z Piotrkiem
uroczy�cie przyb�d� na ganek.
B�dzie chyba zagniewana,
dochodzi p�noc.
- I Bo�e Narodzenie ju� prawie
za nami - powiedzia�a Celinka
wzdychaj�c. - Czy nie by�o
pi�kne? Po raz pierwszy
sp�dzili�my je wszyscy razem.
Jak my�licie, czy sp�dzimy razem
jeszcze jakie� �wi�ta?
- Na pewno - stwierdzi� z
optymizmem Dan. - Dlaczego by
nie?
- Och, nie wiem! - odpar�a
Celinka zwalniaj�c kroku. -
Wszystko wydaje si� zbyt
przyjemne, aby mog�o trwa�
d�ugo.
- Gdyby Will Fraser mia� tyle
samo tupetu co Piotrek, to panna
Celina King nie by�aby w takim
pos�pnym nastroju - znacz�co
o�wiadczy� Dan.
Celinka odrzuci�a g�ow� do
ty�u i nie zaszczyci�a go
odpowiedzi�. Bywaj� takie uwagi,
kt�re szanuj�ca si� m�oda dama
musi ignorowa�.
Rozdzia� IV
Noworoczne postanowienie
Chocia� nie by�o bia�ego
Bo�ego Narodzenia, to bia�y by�
Nowy Rok. W dziel�cym je czasie
spad�o du�o �niegu. Znowu w
sadzie zapanowa�a zima ze
wszystkimi jej rado�ciami - tak
zimowa, �e trudno by�o sobie
nawet wyobrazi�, �e kiedy� by�o
lato lub �e wr�ci wiosna. Teraz
nie by�o tu ptak�w �piewaj�cych
ksi�ycowe pie�ni, za� dr�ki,
niegdy� us�ane kwiatami jab�oni,
za�ciela�y znacznie mniej wonne
p�atki. Jednak sad w ksi�ycowy
wiecz�r by� cudownym miejscem -
�nie�ne arkady b�yszcza�y jak
aleje z kryszta�u i ko�ci
s�oniowej, a nagie ga��zie drzew
rzuca�y na nie ba�niowych
kszta�t�w cienie. Nad Alejk�
Wuja Stefana, gdzie �nieg s�a�
si� g�adko, zdawa� si� unosi�
jaki� magiczny nastr�j. Alejka
wydawa�a si� wspania�a i
nieskazitelna, jak usiana
per�ami ulica w Nowym Jeruzalem.
W wigili� Nowego Roku byli�my
wszyscy razem w kuchni wuja
Aleca, kt�ra za milcz�c� zgod�
doros�ych przeznaczona zosta�a
dla naszych weso�ych zebra� w
zimowe wieczory. Byli tu te�
Historynka i Piotrek, i nawet
Sarze Ray matka pozwoli�a
przyj��, jednak pod warunkiem,
�e b�dzie w domu punktualnie o
�smej. Celinka cieszy�a si� z
obecno�ci Sary, ale ch�opcy nie
wyra�ali z tego powodu wi�kszej
rado�ci. A to dlatego, �e
�ciemnia�o si� bardzo wcze�nie i
ciocia Janet zawsze kaza�a
jednemu z nas odprowadza� Sar�
do domu. Byli�my w�ciekli,
poniewa� Sara robi�a z tego B�g
wie co. Wiedzieli�my doskonale,
�e nast�pnego dnia w szkole
b�dzie w "najwi�kszej tajemnicy"
opowiada� swoim przyjaci�kom
jak to poprzedniego wieczoru
"jeden z King�w odprowadzi� j�
do domu". Chodzi o to, �e
odprowadzi� m�od� dam� do domu z
w�asnej woli a zosta� wys�anym w
tym celu przez ciotk� lub matk�,
to dwie zupe�nie r�ne sprawy.
Wydawa�o si� nam, �e Sara Ray
powinna mie� do�� rozs�dku, �eby
to zrozumie�.
Na dworze s�o�ce zachodzi�o
czerwono za ch�odnymi wzg�rzami
sosnowego lasu i d�ugie zagony
o�nie�onych p�l b�yszcza�y
r�owo w jego �wietle. Zaspy
wzd�u� obrze�y pastwisk i
�cie�ki wygl�da�y tak, jakby
wysokie morskie fale, w��cznie z
k�dzierzawymi brzegami piany,
zosta�y dotykiem czarodziejskiej
r�d�ki nagle zamienione w
marmur.
Powoli zamiera�a wspania�o��
dnia ust�puj�c miejsca
mistycznemu pi�knu zimowego
zmierzchu, chwili, gdy wschodzi
ksi�yc. Niskie niebo zdawa�o
si� by� czasz� z b��kitu.
Gwiazdy wynurza�y si� znad
bia�ych w�skich dolin i ca�a
ziemia by�a pokryta kr�lewskim
dywanem, na kt�rym mia� postawi�
swe stopy m�ody Nowy Rok.
- Tak si� ciesz�, �e spad�
�nieg - powiedzia�a Historynka.
- Gdyby go nie by�o, to Nowy Rok
zdawa�by si� tak samo brudny i
znoszony jak stary. Czy nie
uwa�acie, �e w samej istocie
Nowego Roku jest co�
uroczystego? Pomy�lcie o trzystu
sze��dziesi�ciu pi�ciu dniach, w
kt�rych jeszcze nic si� nie
wydarzy�o.
- Nie s�dz�, �e wydarzy si� w
nich co� nadzwyczajnego - rzek�
z pesymizmem Feliks. Dla Feliksa
w tej chwili �ycie by�o ponure,
st�ch�e i pozbawione perspektyw,
poniewa� wypad�a na niego kolej
odprowadzenia do domu Sary Ray.
- A� si� boj� my�le� o tym
wszystkim, co mo�e si� sta� w
ci�gu tylu dni - stwierdzi�a
Celinka. - Panna Marwood m�wi,
�e liczy si� to, co wk�adamy w
rok, a nie to, co od niego
otrzymujemy.
- Ja tam zawsze ciesz� si� z
Nowego Roku - powiedzia�a
Historynka. - Pragn�abym,
�eby�my robili to, co robi� w
Norwegii. Ca�a rodzina siedzi
razem do p�nocy, a p�niej,
dok�adnie wtedy, gdy zegar
wybije dwunast�, ojciec otwiera
drzwi i zaprasza Nowy Rok do
domu. Czy to nie �adny zwyczaj?
- Je�li mama pozwoli nam
posiedzie� do p�nocy, to mo�emy
zrobi� to samo - o�wiadczy� Dan.
- Ale ona nigdy tego nie zrobi,
cho� uwa�am, �e to nie jest w
porz�dku.
- Je�li b�d� kiedy� mia�a
dzieci, to na pewno pozwol� im
doczeka� p�nocy i przywita�
Nowy Rok - stwierdzi�a stanowczo
Historynka.
- Ja te� - doda� Piotrek - ale
w inne dni b�d� musia�y chodzi�
spa� o si�dmej.
- Powinni�cie si� w