16732

Szczegóły
Tytuł 16732
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16732 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16732 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16732 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J.D. ROBB ROZ��CZY ICH �MIER� PROLOG Nie, zabi� go to za ma�o. �mier� oznacza�a kres, wyzwolenie. Poszed�by do piek�a, co do tego nie mia�a w�tpliwo�ci, a tam cierpia�by wieczyste m�ki. Chcia�a, by spotka� go taki los - kiedy�. Na razie jednak wola�a, by cierpia� na jej oczach. K�amliwy, niewierny sukinsyn! Chcia�a, by ze �zami w oczach b�aga� o wybaczenie i p�aszczy� si� przed ni�, jak n�dzny szczur, kt�rym by�. �eby krew p�yn�a mu z uszu, �eby piszcza� jak panienka. Chcia�a zawi�za� mu tego zdradzieckiego kutasa na supe� i s�ucha� rozpaczliwych, daremnych wo�a� o lito��. Pragn�a dot�d t�uc pi�ciami t� jego zwodniczo pi�kn� twarz, a� zmieni si� w krwaw�, zaropia�� miazg�. Dopiero kiedy ju� nie b�dzie mia� ani fiuta, ani twarzy, dra� b�dzie m�g� umrze�. Powoli, w m�czarniach. Nikt, ale to nikt nie b�dzie zdradza� Revy Ewing. Zjecha�a na bok i zatrzyma�a w�z na zewn�trznym pasie mostu Queensboro. Musia�a och�on�� i zebra� si�y, zanim ruszy dalej. Tak si� bowiem sk�ada�o, �e Rev� Ewing kto� zdradzi�. M�czyzna, kt�rego kocha�a, po�lubi�a i kt�remu bezgranicznie ufa�a, teraz, w tej chwili, by� w ��ku z inn� kobiet�. Dotyka� jej, smakowa� tymi wprawnymi, k�amliwymi ustami, doprowadza� j� do szale�stwa zr�cznymi, oszuka�czymi d�o�mi. I nie by�a to pierwsza lepsza kobieta, lecz przyjaci�ka. Druga osoba, kt�r� Reva kocha�a, kt�rej ufa�a i wierzy�a, na kt�rej polega�a. Powiedzie�, �e na t� my�l dostawa�a furii, to za ma�o. �wiadomo��, �e m�� pod jej nosem zdradza� j� z przyjaci�k�, by�a wi�cej ni� bolesna. Najgorszy okaza� si� wstyd, �e da�a z siebie zrobi� typow� zdradzan� �on�, niczego niepodejrzewaj�c� idiotk�, kt�ra �lepo wierzy�a niewiernemu m�owi, ile razy m�wi�, �e musia� d�u�ej zosta� w pracy, zje�� kolacj� biznesow� z klientem czy wyjecha� na par� dni z miasta, by za�atwi� b�d� dostarczy� zam�wienie. Jeszcze gorsze jest to, pomy�la�a Reva, podczas gdy obok niej �miga�y samochody, �e to w�a�nie ona da�a si� tak �atwo oszuka�. Do licha, przecie� by�a specjalistk� do spraw bezpiecze�stwa. Przepracowa�a pi�� lat w Secret Ser - vice i zanim przesz�a do prywatnego konsorcjum, ochrania�a sam� pani� prezydent. Gdzie si� podzia� jej instynkt, gdzie mia�a oczy i uszy? Jak to mo�liwe, �e Blair wraca� do niej co wiecz�r, �wie�o po spotkaniu i z inn� kobiet�, a ona niczego nie zauwa�y�a? To przez to, �e go kocha�a, przyzna�a Reva sama przed sob�. By�a szcz�liwa, bezgranicznie szcz�liwa, wierz�c, �e taki m�czyzna, jak Blair - wyrafinowany i pi�kny - kocha� j� i jej pragn��. By� taki przystojny, taki utalentowany, taki m�dry. Elegancki artysta o ciemnych, jedwabistych w�osach i szmaragdowych oczach. Wpad�a po uszy, przypomnia�a sobie Reva, kiedy tylko na ni� spojrza� i pos�a� jej �w zab�jczy u�miech. P� roku p�niej byli ju� ma��e�stwem i mieszkali w du�ym, ustronnym domu w Queens. Dwa lata, pomy�la�a. Przez dwa lata dawa�a mu wszystko, co mia�a, odkrywa�a przed nim dusz� i kocha�a go ca�� sob�. A on w tym czasie robi� z niej idiotk�. Teraz za to zap�aci. Pospiesznie otarta �zy z policzk�w i si�gn�a do ukrytych g��boko w sercu pok�ad�w gniewu. Wkr�tce Blair Bissel przekona si�, na co j� sta�. W��czy�a si� z powrotem w sznur samochod�w i pe�nym gazem pojecha�a na Upper East Side, na Manhattan. * * * Ta suka, z�odziejka cudzych m��w, jak Reva w my�lach okre�la�a swoj� by�� przyjaci�k�, Felicity Kade, mieszka�a w uroczej odrestaurowanej kamienicy nieopodal p�nocnego kra�ca Central Parku. Zamiast wspomina� chwile sp�dzone tam na oficjalnych przyj�ciach, prywatnych kolacjach i s�ynnych niedzielnych lunchach Felicity, Reva skupi�a my�li na zabezpieczeniach domu. A te by�y dobre. Felicity by�a kolekcjonerk� sztuki i strzeg�a swoich zbior�w jak pies. Reva pozna�a j� przed trzema la�y, kiedy pomog�a zaprojektowa� i zamontowa� system alarmowy w apartamencie. Potrzeba by�oby eksperta, by dosta� si� do �rodka, tam za� czeka�y jeszcze systemy awaryjne i dodatkowe zabezpieczenia, kt�re powstrzyma�yby wszystkich pr�cz absolutnej elity w�amywaczy. Kiedy jednak cz�owiek zarabia� na �ycie - i to ca�kiem nie�le - szukaniem luk w zabezpieczeniach, to takowe na og� znajdowa�. Reva przyjecha�a uzbrojona w dwa zak��cacze, podrasowany palmtop, zdobyty na lewo policyjny kod uniwersalny i paralizator, kt�rym zamierza�a potraktowa� tego kr�tacza Blaira. A potem, c�, sama jeszcze nie wiedzia�a, co zrobi. B�dzie improwizowa�. D�wign�a torb� z narz�dziami, wcisn�a paralizator do tylnej kieszeni i wysz�a na ciep�y wrze�niowy wiecz�r, kieruj�c si� ku drzwiom wej�ciowym. Id�c, w��czy�a pierwszy zak��cacz, wiedzia�a bowiem, �e po uzyskaniu dost�pu do panelu zewn�trznego b�dzie mia�a tylko p� minuty. Podczas gdy na urz�dzeniu miga�y kolejne cyfry, Reva z bij�cym sercem odlicza�a czas. Trzy sekundy przed uruchomieniem alarmu zak��cacz �ci�gn�� pierwszy kod. Reva wypu�ci�a powietrze z ust i zerkn�a w g�r�, na ciemne okna. - R�bcie swoje, cholerne go��beczki - mrukn�a, nastawiaj�c drugi zak��cacz. - Trzeba mi jeszcze tylko kilku minut. Wtedy zacznie si� impreza. Us�ysza�a za plecami warkot przeje�d�aj�cego samochodu i zakl�a cicho, kiedy zahamowa�. Zerkn�a przez rami� i zobaczy�a stoj�c� przy kraw�niku taks�wk�, z kt�rej wysiad�a roze�miana para w strojach wieczorowych, Reva przysun�a si� do drzwi, chowaj�c si� g��biej w cieniu. Uruchomi�a wiertark�, aby zdj�� boczn� �ciank� czytnika d�oni. Przy okazji zauwa�y�a, �e domowy android Felicity nawet �rubki wyczy�ci� na wysoki po�ysk. Pod��czywszy palmtop kablem grubo�ci w�osa, wprowadzi�a kod pozwalaj�cy obej�� zabezpieczenia i w napi�ciu czeka�a, a� zostanie zaakceptowany. Starannie za�o�y�a �ciank� z powrotem i korzystaj�c z drugiego zak��cacza, zaj�a si� g�o�nikiem. Skanowanie tym razem trwa�o d�u�ej, ca�e dwie minuty, ale w ko�cu us�ysza�a zapis ostatnio wypowiedzianych s��w i przez ogarniaj�c� j� w�ciek�o�� przebi� si� dreszczyk podniecenia. �August Rembrandt�. Reva wykrzywi�a pogardliwie usta na d�wi�k g�osu fa�szywej przyjaci�ki, wypowiadaj�cego has�o. Teraz pozostawa�o tylko wprowadzi� skopiowany kod, a potem upora� si� z ostatnim, r�cznym zamkiem. W�lizn�a si� do �rodka, zamkn�a drzwi i z przyzwyczajenia ponownie w��czy�a system alarmowy. Spodziewaj�c si�, �e zaraz zjawi si� domowy android i spyta, w jakiej sprawie przysz�a, trzyma�a paralizator w stanie gotowo�ci. Android rozpozna j�, rzecz jasna, i to da jej do�� czasu, by przepali� mu obwody i usun�� go z drogi. W domu jednak panowa�a cisza, android nie wszed� do przedpokoju. A zatem wy��czyli go na noc, pomy�la�a ponuro. �eby mie� odrobin� wi�cej prywatno�ci. Poczu�a zapach r�, kt�re Felicity zawsze trzyma�a w wazonie w przedpokoju - r�owych, wymienianych co tydzie�. Obok wazonu sta�a zapalona lampka, ale Reva jej nie potrzebowa�a. Zna�a drog� na pami��. Skierowa�a si� prosto do schod�w prowadz�cych na pi�tro. Do sypialni. Na pode�cie zobaczy�a co�, co sprawi�o, �e zn�w zawrza�a w niej furia. Przez por�cz, ci�ni�ta niedbale, przewieszona by�a lekka sk�rzana kurtka Blaira. Ta sama, kt�r� zesz�ej wiosny dosta� od niej na urodziny, a kt�r� tego ranka zarzuci� od niechcenia na rami�, kiedy ca�owa� ukochan� �on� na po�egnanie, wmawia� jej, jak strasznie b�dzie za ni� t�skni�, i muskaj�c j� nosem po szyi, narzeka�, jak bardzo nie chce mu si� nigdzie jecha�, nawet na tak kr�tko. Reva podnios�a kurtk� do oczu. Kiedy poczu�a jego zapach, rozpacz o ma�o nie przy�mi�a gniewu. Aby j� odp�dzi�, wyci�gn�a z torby wiertark� i po cichu poci�a kurtk� na strz�py Rzuci�a j� na pod�og� i podepta�a. Z twarz� pa�aj�c� gniewem postawi�a torb� na pod�odze i wyj�a z kieszeni paralizator. Podchodz�c do sypialni, zobaczy�a migocz�ce �wiat�o. �wiece. Poczu�a ich wo�, przypominaj�c� zapach ostrych, kobiecych perfum. Dobieg�y j� te� ciche d�wi�ki muzyki - co� klasycznego, pasuj�cego do r� i �wiec zapachowych. Ca�a Felicity, pomy�la�a Reva z w�ciek�o�ci�. Wszystko takie kobiece, subtelne i idealne. Ona sama wola�aby, by t�em tej konfrontacji by�o co� nowoczesnego, ostrego. Na przyk�ad czadowa muzyka Mavis Freestone. Z drugiej strony, w g�owie tak jej hucza�o ze z�o�ci i wywo�anego zdrad� b�lu, �e ledwo s�ysza�a muzyk�. Lekko pchn�a nog� drzwi i wsun�a si� do �rodka. Zobaczy�a zarys dw�ch postaci skulonych pod jedwabn� koronkow� narzut�. Zasn�li, pomy�la�a z gorycz�. Wtuleni w siebie, rozgrzani i odpr�eni po seksie. Ich ubrania le�a�y na krze�le, rzucone niedbale, jakby tym dwojgu strasznie si� spieszy�o, by wzi�� si� do rzeczy. Kiedy zobaczy�a bez�adn� stert� ciuch�w, serce p�k�o jej na setki kawa�k�w. Wzi�a si� w gar�� i podesz�a do ��ka, �ciskaj�c paralizator w d�oni. - Pobudka, zasra�cy. I zerwa�a z nich jedwabn� koronkow� narzut�. Krew. O m�j Bo�e, krew. By�a wsz�dzie, na cia�ach, na po�cieli. Na jej widok Revie zakr�ci�o si� w g�owie. Kiedy poczu�a jej zapach, zapach �mierci zmieszany z woni� kwiat�w i �wiec, zakrztusi�a si� i zatoczy�a do ty�u. - Blair? Blair? Krzykn�a, by opanowa� szok i zmusi� si� do dzia�ania. Nabra�a powietrza do ust, chc�c krzykn�� raz jeszcze, i rzuci�a si� naprz�d. Co� wy�oni�o si� z cienia. Zauwa�y�a ruch i poczu�a inny zapach - ostry, szpitalny. Wype�ni� jej gard�o, p�uca. Odwr�ci�a si�, sama nie wiedz�c, czy po to, by ucieka�, czy �eby si� broni�, i usi�owa�a p�yn�� w powietrzu, ale nagle zmieni�o si� ono w wod�. Nie mia�a jednak si�y, nie czu�a r�k ani n�g i po chwili oczy jej si� zamkn�y. Run�a bezw�adnie na pod�og�, obok zmar�ych, kt�rzy j� zdradzili. 1 Porucznik Eve Dallas, jedna z najlepszych nowojorskich policjantek, le�a�a naga, krew hucza�a jej w uszach, a serce �omota�o jak m�ot pneumatyczny. Z wysi�kiem nabra�a g�o�no tchu i uzna�a, �e to na razie wystarczy. Po co komu powietrze, kiedy organizm dochodzi do siebie po prawdziwie spektakularnym seksie? Jej m�� le�a� pod ni�, ciep�y, twardy, milcz�cy. Wszystko zdawa�o si� pozostawa� w bezruchu, opr�cz ich serc, bij�cych przy sobie. Tak by�o a� do chwili, kiedy Roarke podni�s� jedn� z tych niesamowitych d�oni i przesun�� ni� po jej plecach, od karku po po�ladki. - Jak chcesz, �ebym si� ruszy�a - wymamrota�a - wybij to sobie z g�owy. - Nie o g�ow� si� martwi�. U�miechn�a si� w ciemno�ciach. Uwielbia�a d�wi�k jego g�osu, pobrzmiewaj�c� w nim irlandzk� nut�. - Niez�e powitanie, zw�aszcza �e nie by�o ci� nieca�e czterdzie�ci osiem godzin. - To takie mi�e zako�czenie kr�tkiej wycieczki do Florencji. - Nie pyta�am ci� jeszcze, czy wpad�e� do Irlandii zobaczy� si� z... - Zawaha�a si� na chwil�. Wci�� dziwnie si� czu�a na my�l o tym, �e Roarke ma rodzin�. - ...Z rodzin�? - A tak, owszem. Na kilka godzin. By�o mi�o. - Ci�gle g�adzi� j� po plecach, powoli, w g�r� i w d�, w g�r� i w d�, a� jej serce uspokoi�o si�, a powieki sta�y si� ci�kie. - Bardzo to dziwne, nie? - W ko�cu si� przyzwyczaisz. - A jak si� miewa twoja nowa partnerka? Eve przytuli�a si� do niego, my�l�c o swojej by�ej asystentce, Peabody, i o tym, jak Delia radzi�a sobie po niedawnym awansie. - Peabody jest dobra. Na razie �apie rytm. W�a�nie wezwano nas do k��tni rodzinnej, kt�ra �le si� sko�czy�a. Dwaj bracia po�arli si� o spadek. Zacz�li t�uc si� po pyskach, jeden fikn�� ze schod�w i skr�ci� sobie ten sw�j durny kark. Drugi postanowi� wi�c upozorowa� w�amanie. Zawin�� w koc rzeczy, o kt�re si� pok��cili, i wrzuci� je do baga�nika samochodu. Czy�by my�la�, �e tam nie zajrzymy? Roarke zachichota�, s�ysz�c drwin� w jej g�osie. Eve sturla�a si� na bok i przeci�gn�a. - W ka�dym razie sprawa by�a prosta jak drut, wi�c odda�am j� Peabody. Jak ju� odzyska�a mow�, spisa�a si� na medal. Ekipa zaj�a si� zabezpieczaniem dowod�w, a Delia zwyczajnie zabra�a tego palanta do kuchni, posiedzia�a z nim, ca�a �yczliwa, i wcisn�a mu t� swoj� gadk� o rodzinie. Po dziesi�ciu minutach wszystko wy�piewa�. Ma zarzut o nieumy�lne spowodowanie �mierci. - Tylko pogratulowa�. - Dziewczyna poczuje si� troch� pewniej. - Przeci�gn�a si� znowu. - Po tym, co przesz�y�my w lecie, przyda nam si� kilka takich b�ahostek. Troch� odpoczniemy. - Mog�aby� wzi�� kilka dni urlopu. Wtedy odpocz�aby� naprawd�. - Zaczekajmy par� tygodni. Chc� mie� pewno��, �e Peabody da sobie rad�, je�li zostawi� j� sam�. - No to jeste�my um�wieni. Och, przez to twoje... entuzjastyczne powita - j nie, cho� bardzo mi�e, by�bym zapomnia�. - Wsta� z ��ka i wyda� polecenie, by �wiat�a w��czy�y si� na dziesi�� procent mocy. W ich delikatnym blasku mog�a przygl�da� si�, jak Roarke schodzi z szerokiego podwy�szenia, na kt�rym sta�o ��ko, i kieruje si� do ma�ej torby podr�nej. Z przyjemno�ci� patrzy�a na jego zwinne ruchy, przywodz�ce na my�l smuk�ego, pe�nego gracji kota. Czy by�a to wrodzona zr�czno��, zastanawia�a si�, czy te� naby� j�, kiedy w dzieci�stwie ucieka� przed policj� i okrada� przechodni�w na ulicach Dublina? Bez wzgl�du na to, czemu j� zawdzi�cza�, dobrze mu s�u�y�a i wtedy, gdy by� przebieg�ym ch�opakiem, i teraz, kiedy ju� jako przebieg�y m�czyzna zbudowa� imperium oparte na odwadze, przebieg�o�ci i diabelskim wprost geniuszu. Kiedy odwr�ci� si� i zobaczy�a jego twarz w przyciemnionym �wietle, do g��bi przenikn�o j� uczucie nieopisanej mi�o�ci, po��czonej ze zdumieniem, wywo�ane my�l�, �e ten m�czyzna nale�y do niej - �e kto� tak pi�kny mo�e do niej nale�e�. Wygl�da� jak dzie�o sztuki wyrze�bione przez genialnego czarodzieja. Mocno zarysowane ko�ci policzkowe, du�e usta emanuj�ce zmys�ow� magi�. Oczy w kolorze dzikiego celtyckiego b��kitu, pod kt�rych spojrzeniem zawsze czu�a ucisk w gardle. A ca�y ten cudowny obraz obramowany czarnymi, sp�ywaj�cymi prawie do ramion w�osami, do kt�rych d�onie same jej si� wyci�ga�y. Byli ma��e�stwem ju� przesz�o rok i wci�� bywa�y chwile, nieoczekiwane chwile, kiedy na jego widok serce zamiera�o jej w piersi. Podszed�, usiad� przy niej, uj�� j� pod podbr�dek i przesun�� kciukiem po ma�ym do�eczku. - Moja droga Eve, tak cicha po�r�d mroku. - Musn�� ustami jej czo�o. - Mam dla ciebie prezent. Zamruga�a i od razu si� odsun�a. Roarke si� u�miechn��. Zawsze tak reagowa�a na prezenty. Jego u�miech sta� si� jeszcze szerszy, kiedy spojrza�a z niepokojem na d�ugie, w�skie pude�ko, kt�re trzyma� w d�oni. - Nie ugryzie - zapewni�. - Nie by�o ci� nieca�e dwa dni. To chyba za kr�tko na prezent. - T�skni�em za tob� ju� po dw�ch minutach. - M�wisz tak, �eby mnie zmi�kczy�. - Co nie znaczy, �e k�ami�. Otw�rz pude�ko, Eve, i powiedz: �dzi�kuj�, Roarke�. Przewr�ci�a oczami, ale podnios�a wieczko. Zobaczy�a bransoletk� z wytrawionymi w z�ocie ma�ymi, l�ni�cymi rombami i osadzonym na �rodku g�adkim w dotyku kamieniem - s�dz�c z jego krwistoczerwonej barwy, ani chybi by� to rubin - wielko�ci jej kciuka. Wygl�da�a na stary, bezcenny klejnot o wielkim znaczeniu. Eve poczu�a ucisk w �o��dku. - Roarke... - A gdzie �dzi�kuj�? - Roarke - powt�rzy�a. - Zaraz mi powiesz, �e to nale�a�o do jakiej� w�oskiej hrabiny albo... - Ksi�niczki - u�ci�li�, wyj�� bransoletk� i wsun�� na jej nadgarstek. - Szesnastowiecznej. Teraz nale�y do kr�lowej. - Prosz� ci�. - No, mo�e troch� przesadzi�em. W ka�dym razie pasuje do ciebie. Nie by�a mi�o�niczk� b�yskotek, cho� Roarke obsypywa� j� nimi przy ka�dej okazji. Ta bransoletka mia�a jednak w sobie... co�, pomy�la�a Eve i unios�a r�k� tak, �eby �wiat�o pad�o na kamie� i wytrawiony wz�r. - A jak j� zgubi� albo zepsuj�? - By�oby szkoda. Do tego czasu b�dzie mi przyjemnie patrze�, jak j� nosisz. Na pocieszenie powiem ci, �e ciotka Sinead prze�y�a taki sam wstrz�s na widok naszyjnika, kt�ry jej kupi�em. - Zrobi�a na mnie wra�enie osoby rozs�dnej. Poci�gn�� j� za kosmyk w�os�w. - Damy mojego serca s� do�� rozs�dne, by pogodzi� si� z tym, �e obdarowywanie ich sprawia mi tak wielk� przyjemno��. - Zgrabnie to uj��e�. Bransoletka jest pi�kna. - I musia�a przyzna�, przynajmniej w g��bi ducha, �e le�a�a na jej nadgarstku, jak ula�. - Nie mog� nosi� jej do pracy. - Fakt. Z drugiej strony, teraz bardzo ci z ni� do twarzy. Kiedy nie masz na sobie nic poza ni�. - Nawet o tym nie my�l. Moja zmiana zaczyna si� za... sze�� godzin - obliczy�a, zerkn�wszy na zegar. Widz�c znajomy b�ysk w jego oku, zmru�y�a powieki. Jednak zanim zd��y�a dla formalno�ci zaprotestowa�, zabrz�cza�o ��cze przy ��ku. - Tw�j sygna�. - Wskaza�a je ruchem g�owy i sturla�a si� z ��ka. - Przynajmniej kiedy to do ciebie dzwoni� o drugiej w nocy, wiadomo �e nikt nie umar�. Posz�a do �azienki. Zanim zamkn�a drzwi, us�ysza�a, jak Roarke ka�e zablokowa� wizj� i odbiera po��czenie. Nie spieszy�a si�. Po namy�le chwyci�a wisz�cy na drzwiach szlafrok, w razie gdyby m�� jednak w��czy� wizj� z powrotem. Kiedy zawi�zuj�c pasek, wesz�a do sypialni, Roarke sta� ju� przy garderobie. - Kto to by�? - Caro. - Musisz wyj��? O drugiej w nocy? - Ton, jakim wypowiedzia� imi� swojej asystentki, sprawi�, �e w�osy zje�y�y jej si� na karku. - Co si� sta�o? - Eve. - Pospiesznie wci�gn�� spodnie i wyj�� pasuj�c� do nich koszul�. - Chc� ci� prosi� o przys�ug�. Wielk� przys�ug�. Prosi mnie nie jako �on�, lecz jako policjantk�, pomy�la�a. - O co chodzi? - Jedna z moich pracownic ma k�opoty. - Roarke w�o�y� koszul�, nie odrywaj�c oczu od Eve. - Du�e k�opoty. A jednak kto� umar�. - Kogo� zabi�a? - Nie. - Poniewa� Eve nie rusza�a si� z miejsca, podszed� do jej garderoby i zacz�� wyjmowa� ubranie. - Jest zdezorientowana i przera�ona, i wed�ug Caro m�wi bez �adu i sk�adu. To do niej niepodobne. Pracuje w dziale bezpiecze�stwa. Zajmuje si� g��wnie projektowaniem i instalacj� system�w. Jest twarda jak g�az. Przez kilka lat by�a w Secret Service, nie�atwo j� wyprowadzi� z r�wnowagi. - Nie powiedzia�e�, co si� sta�o. - Znalaz�a m�a z przyjaci�k� w ��ku, w mieszkaniu tej�e przyjaci�ki. Byli martwi. Kiedy tam przysz�a, ju� nie �yli, Eve. - I po znalezieniu dw�ch trup�w skontaktowa�a si� z twoj� asystentk�, zamiast wezwa� policj�. - Nie. - Wcisn�� jej w r�ce rzeczy, kt�re wybra�. - Skontaktowa�a si� z matk�. Eve wbi�a w niego wzrok, zakl�a cicho i zacz�a si� ubiera�. - Musz� to zg�osi�. - Prosz� ci� tylko, �eby� wstrzyma�a si� z tym, a� sama wszystko zobaczysz i porozmawiasz z Rev�. - Po�o�y� r�ce na jej d�oniach i nie zabra� ich, dop�ki na niego nie spojrza�a. - Eve, prosz� ci�, zaczekaj. Nie musisz zg�asza� czego�, czego nie widzia�a� na w�asne oczy. Znam t� dziewczyn�. Znam te� jej matk�, od kilkunastu lat, i ufam jej jak ma�o komu. One potrzebuj� twojej pomocy. Ja te�. Eve zapi�a kabur�. - No to jedzmy tam. I to szybko. By�a pogodna noc. Duchota, kt�ra dawa�a si� we znaki przez ca�e lato 2059 roku, ust�powa�a przed rze�kim powiewem nadchodz�cej jesieni. Ruch by� ma�y i kr�tka jazda nie wymaga�a od Roarke'a wielkiej wprawy ani koncentracji. Eve milcza�a, co wskazywa�o, �e zamkn�a si� w sobie. O nic nie pyta�a, nie chcia�a bowiem �adnych dodatkowych informacji, kt�re mog�yby wp�yn�� na wnioski, jakie wyci�gnie z tego, co zobaczy, us�yszy i wyczuje. Jej poci�g�a, szczup�a twarz by�a napi�ta, pod�u�ne, z�otobr�zowe oczy patrzy�y z oboj�tno�ci� policjanta. Nawet Roarke nie potrafi� niczego z nich wyczyta�. Szerokie usta, kt�rych gor�cy i mi�kki dotyk jeszcze niedawno czu� na swoich wargach, by�y mocno zaci�ni�te. Zaparkowa� na ulicy w niedozwolonym miejscu i w��czy� w samochodzie pod�wietlan� tabliczk� �Na s�u�bie�, nim zrobi�a to Eve. Bez s�owa wysiad�a na chodnik i stan�a prosto, wysoka i chuda, z burz� kr�conych br�zowych w�os�w wci�� zmierzwionych po seksie. Podszed� i delikatnie przeczesa� palcami czupryn� Eve, by doprowadzi� j� do jako takiego porz�dku. - Dzi�ki, �e zgodzi�a� si� to zrobi�. - Na razie nie dzi�kuj. Niez�a chata - skwitowa�a, wskazuj�c ruchem g�owy kamienic� z elewacj� z piaskowca. Zanim wesz�a na schody, drzwi si� otworzy�y. Stan�a w nich Cara L�ni�ce siwe w�osy okala�y jej g�ow� srebrzyst� aureol�. Gdyby nie one, Eve mia�aby k�opot, by w tej bladej kobiecie w eleganckiej czerwonej kurtce narzuconej na niebiesk� bawe�nian� pi�am� pozna� ch�odn�, opanowan� asystentk� Roarke'a. - Dzi�ki Bogu. Dzi�ki Bogu. Dzi�kuj�, �e tak szybko przyjechali�cie. - Caro wyci�gn�a dr��c� r�k� i u�cisn�a d�o� Roarke'a. - Nie wiedzia�am, co robi�. - Zrobi�a�, co trzeba - powiedzia� Roarke i przyci�gn�� j� do siebie. Caro stara�a si� powstrzyma� szloch. - Reva... �le z ni�, bardzo �le. Jest w salonie. Na g�r� nie wchodzi�am. - Odsun�a si� od Roarke'a i wyprostowa�a ramiona. - Uzna�am, �e lepiej, abym tego nie robi�a. Niczego nie dotyka�am, pani porucznik, wzi�am tylko szklank� z kuchni. Przynios�am Revie wod�, ale dotyka�am tylko szklanki i butelki. Aha, i uchwytu lod�wki. Ja... - W porz�dku. Mo�e p�jdziesz do c�rki? Roarke, zosta� z nimi. - Posiedzisz kilka minut z c�rk�? - spyta�, zwracaj�c si� do Caro. - Ja p�jd� z pani� porucznik. - Udaj�c, �e nie widzi wyrazu irytacji na twarzy Eve, pog�adzi� rami� Caro, by doda� jej otuchy. - To nie potrwa d�ugo. - Powiedzia�a... Reva powiedzia�a, �e to by�o okropne. A teraz siedzi tylko i w og�le si� nie odzywa. - Niech milczy - poradzi�a Eve. - Dopilnuj, �eby zosta�a tu, na dole. - Ruszy�a na g�r�. Zerkn�a na le��c� na pod�odze sk�rzan� kurtk�, porwan� na strz�py. - Powiedzia�a, w kt�rym s� pokoju? - Nie. Tylko �e znalaz�a ich w ��ku, Eve zerkn�a na pok�j po prawej stronie, potem na ten po lewej. Wtedy poczu�a zapach krwi. Ruszy�a w g��b korytarza i zatrzyma�a si� pod drzwiami. Cia�a le�a�y na boku, zwr�cone twarzami do siebie, tamci dwoje jakby szeptali sobie jakie� tajemnice. Po�ciel, poduszki i le��ca na pod�odze zmi�ta koronkowa narzuta by�y zaplamione krwi�. Krew widnia�a te� na trzonku i ostrzu no�a wbitego z du�� si�� w materac. Eve zauwa�y�a czarn� torb� przy drzwiach, drogi paralizator na pod�odze po lewej stronie ��ka i bez�adn� stert� ubra� na krze�le. �wiece wci�� si� pali�y, roztaczaj�c przyjemny zapach. Z odtwarzacza p�yn�a �agodna, nastrojowa muzyka. - To nie b�ahostka - mrukn�a. - Podw�jne zab�jstwo. Musz� to zg�osi�. - Poprowadzisz �ledztwo? - Tak. Ale je�li twoja znajoma jest winna, nie b�d� mog�a jej pom�c. - Jest niewinna. Cofn�� si� o krok, a Eve wyj�a komunikator. - Zabierz Caro do innego pokoju - powiedzia�a, kiedy sko�czy�a. - Byle nie do kuchni - doda�a, zerkn�wszy na n�. - Musi tam by� jaki� gabinet, biblioteka czy co� takiego. Postaraj si� niczego nie dotyka�. Musz� przes�ucha� t�... jak ona ma na imi�? Reva? - Reva Ewing, tak. - Musz� j� przes�ucha� i nie chc�, �eby� by� przy tym ty albo jej matka. Je�li chcesz jej pom�c - doda�a, zanim Roarke zd��y� si� odezwa� - od tej pory musimy jak naj�ci�lej trzyma� si� przepis�w. M�wi�e�, �e zajmuje si� sprawami bezpiecze�stwa. - Tak. - Skoro j� zatrudni�e�, nie musz� pyta�, czy jest dobra. - Bardzo dobra. - A ten tu by� jej m�em? Roarke spojrza� na ��ko. - Tak. To Blair Bissel, artysta. Co do jego talentu zdania s� podzielone. Pracuje... to znaczy pracowa� w metalu. Zdaje si�, �e to jego. - Wskaza� r�k� stoj�c� w k�cie wysok�, na pierwszy rzut oka chaotyczn� pl�tanin� metalowych rur i bry�. - I ludzie p�ac� za co� takiego? - Eve pokr�ci�a g�ow�. - Dziwny jest ten �wiat. P�niej powiesz mi co� wi�cej o Revie, na razie sama si� ni� zajm�, a potem dok�adniej obejrz� miejsce zbrodni. Od jak dawna mieli k�opoty ma��e�skie? - spyta�a, kiedy wyszli z powrotem na korytarz. - Nie wiedzia�em, �e je mieli. - No to ju� nie maj�. Zabierz gdzie� Caro - zakomenderowa�a i ruszy�a do salonu, by po raz pierwszy zobaczy� Rev� Ewing. Caro obejmowa�a ramieniem siedz�c� obok trzydziestoparoletni� kobiet� o ciemnych w�osach, ostrzy�onych kr�tko i niemal tak niestarannie, jak w�osy Eve. Nieznajoma wydawa�a si� drobna, ale dobrze zbudowana, czarny T - shirt i d�insy podkre�la�y jej wysportowan� sylwetk�. Mia�a przera�liwie bia�� sk�r� i ciemnoszare oczy, kt�re niemal poczernia�y od szoku. Jej wargi by�y bezbarwne i do�� w�skie. Kiedy Eve podesz�a, kobieta unios�a g�ow� i spojrza�a przed siebie niewidz�cym wzrokiem. Oczy mia�a przekrwione i podpuchni�te, pozbawione b�ysku �ywej inteligencji, kt�ry Eve spodziewa�a si� w nich zobaczy�. - Pani Ewing, jestem porucznik Dallas. Reya wci�� patrzy�a na ni� t�po, ale lekko poruszy�a g�ow�, jakby przeszed� j� dreszcz. - Musz� zada� pani kilka pyta�. Pani matka p�jdzie z Roarkiem, a my porozmawiamy. - Nie mog�abym zosta� przy niej? - Caro mocniej obj�a Rev�. - Nie b�d� przeszkadza�, obiecuj�, ale... - Caro - Roarke stan�� przy niej i wzi�� j� za r�k� - tak b�dzie lepiej. - Delikatnie podni�s� j� na nogi. - Lepiej dla Revy. Mo�esz zaufa� Eve. - Tak, wiem. Tyle �e... - Odwr�ci�a si�, kiedy wyprowadza� j� z pokoju. - B�d� w pobli�u. Reva, nie zostawi� ci�. - Pani Ewing. - Eve usiad�a naprzeciwko Revy i po�o�y�a dyktafon na stoliku. Wzrok kobiety pow�drowa� ku niemu. - B�d� nagrywa� nasz� rozmow�. Odczytam pani przys�uguj�ce jej prawa, a potem zadam kilka pyta�. Rozumie pani? - Blair nie �yje. Sama widzia�am. Oboje nie �yj�. Blair i Felicity. - Pani Ewing, ma pani prawo zachowa� milczenie. - Eve wyrecytowa�a poprawione pouczenie podejrzanego o przys�uguj�cych mu prawach i Reva zamkn�a oczy. - O Bo�e, o Bo�e. To si� dzieje naprawd�. To nie jaki� straszny sen. To rzeczywisto��. - Prosz� powiedzie� mi, co tu dzi� zasz�o. - Nie wiem. - �za pop�yn�a jej po policzku. - Nie wiem, co si� sta�o. - Czy pani m�� pozostawa� w intymnym zwi�zku z Felicity? - Nie rozumiem tego. Po prostu nie rozumiem. My�la�am, �e mnie kocha�. - Spojrza�a Eve w oczy. - Pocz�tkowo nie mog�am w to uwierzy�. Bo i jak? Blair i Felicity. M�j m��, moja przyjaci�ka. Potem jednak wszystko sta�o si� jasne, wszystkie drobiazgi, kt�re przeoczy�am, wszystkie oznaki, wszystkie b��dy... te drobne, kt�re oboje pope�nili. - Od kiedy pani wiedzia�a? - Dopiero od dzi�. Od dzi�. - Z jej ust wydoby�o si� urywane westchnienie, otar�a zaci�ni�t� pi�ci� �zy z policzk�w. - Mia�o go nie by� do jutra. Pojecha� do klienta po nowe zam�wienie. Ale by� tutaj, z ni�. Przysz�am, zobaczy�am... - Przysz�a tu pani, �eby si� z nimi rozm�wi�? - By�am taka w�ciek�a. Zrobili ze mnie idiotk�. Z�amali mi serce. By�o mi tak smutno... a potem oboje nie �yli. Tyle krwi. Tyle krwi. - Zabi�a� ich, Reva? - Nie! - A� si� zatrz�s�a, s�ysz�c to pytanie. - Nie, nie, nie! Chcia�am zrobi� im co� z�ego. Chcia�am, �eby zap�acili. Ale nie... nie mog�abym. Nie wiem, co si� sta�o. - Powiedz, co wiesz. - Przyjecha�am tu. Mamy dom w Queens. Blair chcia� mie� dom, ale nie na Manhattanie, gdzie oboje pracowali�my. Wola� jakie� spokojne, ustronne miejsce, tak powiedzia�. Tam, gdzie byliby�my sami. Jej g�os si� za�ama�, ukry�a twarz w d�oniach. - Przepraszam. To wszystko wydaje si� niemo�liwe. Mam wra�enie, �e zaraz si� obudz� i oka�e si�, �e to by� tylko sen. Mia�a krew na koszuli, ale nie na d�oniach, ramionach czy twarzy. Eve do��czy�a to spostrze�enie do pozosta�ych i zaczeka�a, a� Reva och�onie na tyle, by m�wi� dalej. - By�am w�ciek�a, dok�adnie wiedzia�am, co chc� zrobi�. Sama zaprojektowa�am system alarmowy w tym domu, wi�c potrafi� go obej��. W�ama�am si�. - Pospiesznie otarta �z� z policzka. - Nie chcia�am, �eby zd��yli si� przygotowa� na moj� wizyt�, wi�c w�lizn�am si� i posz�am na g�r�, do jej sypialni. - Mia�a� bro�? - Nie... no, paralizator. Przydzia�owy, z czas�w s�u�by w Secret Service, zmodyfikowany. Dzia�a tylko z minimaln� moc�, wi�c mo�na go nosi�, je�li si� ma cywilne zezwolenie. Chcia�am... - Odetchn�a ci�ko. - Chcia�am go nim porazi�. W jaja. - I zrobi�a� to? - Nie. - Zas�oni�a twarz d�o�mi. - Nie pami�tam dok�adnie. Wszystko widz� jak przez mg��. - To ty poci�a� t� sk�rzan� kurtk�? - Uhm. - Westchn�a. - Zobaczy�am j� wisz�c� na por�czy. To ode mnie dosta� ten cholerny �ach, na jego widok dosta�am sza�u. Wyj�am miniwiertark� i wzi�am si� do roboty. Wiem, �e to ma�ostkowe, ale by�am taka w�ciek�a... - Wcale nie uwa�am, �e to ma�ostkowe - powiedzia�a Eve �agodnym tonem, z nut� wsp�czucia. - M�� zdradza ci� z twoj� kumpel�, nic dziwnego, �e chcesz si� na nim odegra�, - Tak w�a�nie pomy�la�am. A potem zobaczy�am ich w ��ku, razem. I byli... martwi. Krew. W �yciu nie widzia�am tyle krwi. Ona krzykn�a... nie, nie, to ja krzykn�am. Musia�am krzykn��. Potar�a d�oni� gard�o, jakby nadal czu�a wyrywaj�cy si� krzyk. - A potem zemdla�am... chyba. Poczu�am jaki� zapach. Krwi i czego�, czego� jeszcze, i zemdla�am. Nie wiem, na jak d�ugo. Si�gn�a po szklank� wody i wzi�a du�y �yk. - Ockn�am si�, ale m�ci�o mi si� w g�owie, mia�am md�o�ci, dziwnie si� czu�am. I zobaczy�am ich na ��ku. Znowu. Wyczo�ga�am si� z pokoju. Nie mog�am si� podnie��, wi�c poczo�ga�am si� do �azienki i zwymiotowa�am. Zadzwoni�am do mamy. Nie wiem, czemu. Powinnam by�a zadzwoni� po policj�, ale zadzwoni�am do mamy. Nie my�la�am logicznie. - Czy przyjecha�a� tu z zamiarem zamordowania m�a i przyjaci�ki? - Nie. Przyjecha�am z zamiarem zrobienia sceny, jakiej �wiat nie widzia�. Pani porucznik, zaraz znowu si� porzygam. Musz�... Z�apa�a si� za brzuch, zerwa�a na r�wne nogi i wybieg�a. Eve by�a o krok za ni�, kiedy Reva da�a nura do ubikacji, pad�a na kolana i zacz�a gwa�townie wymiotowa�. - Piecze - wykrztusi�a i z wdzi�czno�ci� wzi�a od Eve wilgotn� �ciereczk�. - W gardle. - Bra�a� dzi� jakie� narkotyki, Reva? - Nie �pam. - Wytarta �ciereczk� twarz. - Prosz� mi wierzy�, je�li cz�owiek ma za matk� Caro i zostaje prze�wietlony przez Secret Service i Roarke'a, nie w g�owie mu prochy. - Wyczerpana do cna, oparta si� plecami o �cian�. - Pani porucznik, nigdy w �yciu nikogo nie zabi�am. Nosi�am bro�, kiedy strzeg�am pani prezydent; raz nawet os�oni�am j� w�asnym cia�em. Jestem wybuchowa, jak si� wkurz�, to czasem bywam nierozs�dna. Ten, kto zrobi� to Blairowi i Felicity, nie by� nierozs�dny. To musia� by� szaleniec. Kompletny pojeb. Ja nie mog�abym tego zrobi�. Nie mog�abym. Eve kucn�a, by m�c spojrze� jej prosto w oczy. - Dlaczego m�wisz to tak, jakby� pr�bowa�a przekona� nie tylko mnie, Reva, ale i sam� siebie? Jej wargi zadr�a�y, oczy wype�ni�y si� �wie�ymi �zami. - Bo nie pami�tam. Nic nie pami�tam. - Ukry�a twarz w d�oniach i rozp�aka�a si� gwa�townie. Eve zostawi�a j� sam� i posz�a po Caro. - Id� do niej - powiedzia�a. - Przydziel� wam obstaw�. Takie s� przepisy. - Aresztujesz j�? - Jeszcze nie podj�am decyzji. Wykazuje gotowo�� do wsp�pracy, a to du�y plus. Najlepiej by�oby, gdyby� przyprowadzi�a j� do tego pokoju i zatrzyma�a, dop�ki nie wr�c�. - Dobrze. Dzi�kuj�. - Musz� i�� do samochodu po sprz�t. - Ja przynios�. - Roarke wyszed� razem z ni�. - I co o tym my�lisz? - Nic nie my�l�. Najpierw musz� zabezpieczy� i obejrze� miejsce zbrodni. - Dallas, ty zawsze my�lisz. - Pozw�l mi robi� swoje. Chcesz pom�c? Jak przyjedzie moja partnerka z ekip� �ledcz�, wy�lij ich na g�r�. Do tego czasu trzymaj si� z boku, bo jeszcze co� spieprzysz. - Powiedz mi jedno: mam poradzi� Revie, �eby skontaktowa�a si� z adwokatem? - Ale mnie wkopa�e�. - Wyrwa�a mu z r�k zestaw narz�dzi. - Jestem glin�. Daj mi robi� to, co robi� gliny. Reszt� zostawiam tobie. A niech to wszystko szlag trafi. Posz�a na g�r�, tupi�c g�o�no. Otworzy�a skrzynk�, wyj�a puszk� pow�oki ochronnej Seal - It i posmarowa�a sobie d�onie i buty. Przypi�a mikrofon do kurtki, ponownie wesz�a na miejsce zbrodni i wzi�a si� do roboty. Kiedy obejrza�a pok�j i podesz�a do zw�ok, us�ysza�a skrzypni�cie deski pod�ogowej. Obr�ci�a si� na pi�cie, gotowa rykn�� na intruza, ale ugryz�a si� w j�zyk. To by�a tylko Delia Peabody. B�dzie musia�a przyzwyczai� si� do cichego st�pania niedawnej asystentki. �wie�o upieczona pani detektyw nie nosi�a ju� but�w na twardej podeszwie, jak wszyscy mundurowi, lecz mi�kkie tenis�wki, pozwalaj�ce chodzi� prawie bezszelestnie. Troch� to by�o niepokoj�ce. Peabody najwyra�niej zd��y�a ju� zgromadzi� kolekcj� tenis�wek we wszystkich kolorach t�czy, w��cznie z musztardowym - takie w�o�y�a dzi�, bo pasowa�y do jej �akietu. Cho� jednak opr�cz nich ubrana by�a w w�skie czarne spodnie i top z g��bokim, p�kolistym dekoltem, wygl�da�a elegancko i profesjonalnie. Jak prawdziwa policjantka z wydzia�u zab�jstw. Kwadratowa twarz dziewczyny, teraz powa�na i zas�piona, okolona by�a r�wno obci�tymi ciemnymi w�osami; w takiej fryzurze Delia wygl�da�a najlepiej. - Nie ma nic gorszego, ni� zgin�� nago - stwierdzi�a. - I w dodatku z m�em innej kobiety albo kobiet�, kt�ra nie jest twoj� �on�. - Tak to wygl�da? Dyspozytor poda� ma�o szczeg��w. - Bo i ja mu ich nie poda�am. Denat to zi�� asystentki Roarke'a i na razie to jej c�rka jest g��wn� podejrzan�. Peabody spojrza�a na ��ko. - Wygl�da na to, �e ta paskudna sprawa sta�a si� jeszcze paskudniejsza. - Zajmij si� miejscem zbrodni, potem powiem ci, co i jak. Paralizator - Podnios�a zabezpieczon� bro�. - Podejrzana twierdzi, �e... - O rany! - Co? Co? - Wolna d�o� Eve pow�drowa�a do r�koje�ci pistoletu. - To. - Palce Delii delikatnie pog�adzi�y bransoletk� zdobi�c� nadgarstek Eve. - Jest super. Znaczy megasuper, Dallas. Eve wstydliwie wsun�a bransoletk� pod r�kaw. Zupe�nie o niej zapomnia�a. - Mo�e skoncentrujmy si� na miejscu zbrodni, a nie na moich drobiazgach. - Jasne, ale takie drobiazgi to ka�dy chcia�by mie�. Ten wielki czerwony kamie� to rubin? - Peabody. - Dobrze, ju� dobrze. - I tak j� dok�adnie obejrzy w chwili nieuwagi Eve. - Gdzie by�a�? - Bawi�am si� tu dla zabicia czasu. Fajnie by�o. Peabody przewr�ci�a oczami. - Jezu, nie bij. - To nie dawaj mi okazji - odparowa�a Eve. - Do rzeczy. Podejrzana twierdzi, �e mia�a ze sob� zmodyfikowany paralizator spe�niaj�cy wymogi konieczne do uzyskania cywilnego pozwolenia na bro�. Tu mamy paralizator niezmodyfikowany, u�ywany przez wojsko, wyposa�ony we wszystkie opcje. - Uhm. - Kr�tko i zwi�le, jak zawsze. - Taki ju� jest nasz nieprzenikniony �argon detektyw�w. - Na paralizatorze tym, jak stwierdzi�am, s� tylko i wy��cznie odciski palc�w podejrzanej. Podobnie jak na narz�dziu zbrodni. - Eve wskaza�a drugi zapiecz�towany woreczek, w kt�rym by� zakrwawiony n�. - Tam stoi torba, s� w niej zak��cacze elektroniczne i zestaw narz�dzi. Na nich te� pe�no jest odcisk�w Revy Ewing. - Zna si� na zabezpieczeniach? - Zajmuje si� tym w Roarke Enterprises, wcze�niej pracowa�a w Secret Service. - Na pierwszy rzut oka wygl�da na to, �e podejrzana w�ama�a si�, przy�apa�a m�a na ma�ym co nieco i z�apa�a za n�. Mimo to Peabody podesz�a bli�ej ��ka i le��cych na nim cia�. - �adna z ofiar nie ma obra�e� poniesionych w obronie w�asnej., nie wida� �lad�w walki. Jak kto� �apie za n�, ludzie na og� protestuj�, przynajmniej troch�. - Trudno protestowa�, jak cz�owiek jest nieprzytomny. Eve wskaza�a czubkiem palca ma�e czerwone kropki mi�dzy �opatkami Blaira i takie same widniej�ce mi�dzy piersiami Felicity. - On dosta� od ty�u, ona z przodu - zauwa�y�a Peabody. - Uhm. Pewnie byli zaj�ci swoim ma�ym co nieco. Morderca wszed� do sypialni, najpierw porazi� faceta paralizatorem, odepchn�� go na bok i porazi� kobiet�, zanim zd��y�a pisn��. Byli nieprzytomni, a co najmniej sparali�owani, kiedy z�apa� za n�. - Mocno przegi�� - skwitowa�a Peabody. - Na ka�dym z cia� jest kilkana�cie ran k�utych. - U niego osiemna�cie, u niej czterna�cie. - Au. - No w�a�nie. I, co ciekawe, ani jednej rany serca. St�d tyle krwi. Obejrza�a plamy na po�cieli i lekko pochlapany aba�ur lampy stoj�cej przy ��ku. Paskudna robota, pomy�la�a. I to bardzo. - Ciekawe jest te� to, �e �aden z cios�w nie trafi� w miejsca, na kt�rych zosta�y �lady po paralizatorze. Podejrzana ma krew na ubraniu, co prawda niewiele, zwa�ywszy na okoliczno�ci, ale mimo wszystko. Jej d�onie i ramiona natomiast s� czyste. - Po takiej jatce musia�aby si� umy�. - Tak by si� wydawa�o. Tyle �e wtedy przy okazji pozby�aby si� koszuli. Z drugiej strony, cz�sto zdarza si�, �e jak ju� cz�owiek zad�ga bli�niego, to g�upieje. - Jest tu jej matka - zauwa�y�a Peabody. - Uhm. Mo�e ona j� troch� obmy�a. Tyle �e Caro pewnie zrobi�aby to staranniej. Zgon nast�pi� o pierwszej dwana�cie w nocy. Ka�emy ludziom z wydzia�u elektronicznego sprawdzi� system alarmowy, mo�e da si� ustali�, kiedy Reva obesz�a go i dosta�a si� do �rodka. Ty rzu� okiem na kuchni�, zobacz, czy narz�dzie zbrodni pochodzi stamt�d, czy zab�jca przyni�s� je ze sob�. - Eve zawiesi�a g�os. - Widzia�a� na dole szcz�tki sk�rzanej kurtki? - Uhm. Dobry materia�. - Do��cz j� do dowod�w. Ewing twierdzi, �e poci�a j� miniwiertark�. Zobaczymy, czy to si� zgadza. - Hm. Po co u�ywa� miniwiertarki, skoro ma si� n�? Tak by�oby �atwiej i przyjemniej. - Oto jest pytanie. Sprawdzimy te� obie ofiary, zobaczymy, czy opr�cz zdradzonej �ony jest kto�, komu mog�oby zale�e� na ich �mierci. Peabody z sykiem wypu�ci�a powietrze z ust przez zaci�ni�te z�by i spojrza�a na zw�oki, - Je�li by�o tak, jak si� wydaje, sko�czy si� stwierdzeniem ograniczonej poczytalno�ci. - Ustalmy, jak by�o, a nie jak si� wydaje. 2 Nie. Nie. Nie my�am jej r�k ani twarzy. Caro siedzia�a, patrz�c prosto przed siebie, ze spokojn� min�. D�onie jednak trzyma�a splecione na udach, jakby by�y sznurem przytwierdzaj�cym j� do krzes�a. - Stara�am si� niczego nie dotyka� i uspokaja�am j� do pani przyjazdu. - Caro. - Eve nie odrywa�a wzroku od jej twarzy i stara�a si� nie zwa�a� na skurcz z�o�ci w �o��dku wywo�any tym, �e by� z nimi Roarke. Na �yczenie Caro. - Na g�rze, obok g��wnej sypialni, jest �azienka. Cho� umywalka zosta�a wytarta, zachowa�y si� �lady wskazuj�ce na to, �e sp�ukiwano w niej krew. \ - Nie wchodzi�am na g�r�. Przysi�gam. Eve wierzy�a jej i dlatego wiedzia�a, �e Caro nie zdaje sobie sprawy, co wynika z tych s��w. W odr�nieniu od Roarke'a, kt�ry drgn�� lekko i czujnie j nadstawi� uszu. Poniewa� nic nie powiedzia�, skurcz z�o�ci w �o��dku Eve nieco z�agodnia�. - Ubranie Revy jest poplamione krwi� - powiedzia�a. - Tak, wiem. Widzia�am... - I wtedy zrozumia�a. W jej oczach pojawi� si� ledwo powstrzymywany strach. - Pani porucznik, je�li Reva... je�li skorzysta�a z �azienki, to zrobi�a to w szoku. Na pewno nie pr�bowa�a zaciera� �lad�w. Musi pani w to uwierzy�. By�a w szoku. Zemdli�o j�, to oczywiste, pomy�la�a Eve. Jej odciski palc�w zosta�y na muszli klozetowej i kraw�dzi sedesu. Tak, jakby trzyma�a si� jej i gwa�townie wymiotowa�a. Tyle �e by�o to nie w �azience przy sypialni, lecz w drugiej, na korytarzu. A �lady krwi widnia�y w�a�nie w �azience s�siaduj�cej z sypialni�. - Jak si� tu dosta�a�, Caro? - Jak... aha. - Machn�a r�k� przed oczami, jakby odgarnia�a paj�czyn�. - Drzwi wej�ciowe by�y uchylone. - Uchylone? - Tak. Tak, w zamku pali�o si� zielone �wiate�ko i zobaczy�am, �e drzwi s� niedomkni�te, wi�c pchn�am je i wesz�am do �rodka. - I co zobaczy�a�? - Rera siedzia�a na pod�odze w przedpokoju. By�a skulona w k��bek, dr�a�a. Cos m�wi�a, ale ci�ko j� by�o zrozumie�. - Ale kiedy skontaktowa�a si� z tob�, zrozumia�a� j� na tyle, by wiedzie�, �e Blair i Felicity nie �yj�, a ona... twoja c�rka, ma k�opoty. - Tak. To znaczy, zrozumia�am, �e jestem jej potrzebna i �e Blair... Blair i Felicity nie �yj�. Reva powiedzia�a: �Mamo, mamo, oni nie �yj�, kto� ich zabi��. P�aka�a, g�os mia�a g�uchy, dziwny. Stwierdzi�a, �e nie wie, co ma robi�, co powinna robi�. Spyta�am, gdzie jest, wyja�ni�a mi. Nie pami�tam, co m�wi�a dok�adnie, nie pami�tam te�, co m�wi�am ja. Rozmow� mam zapisan� na tele��czu domowym. B�dzie j� pani mog�a sama ods�ucha�. - Jej g�os nabra� nieco ostrzejszego tonu. - Nie omieszkamy tego zrobi�. - Zdaj� sobie spraw�, �e albo Reva, albo ja powinny�my od razu wezwa� policj�. - Caro wyg�adzi�a spodnie od pi�amy na kolanach i wbi�a w nie wzrok, jakby dopiero teraz uprzytomni�a sobie, jak jest ubrana. Jej policzki zar�owi�y si� lekko. Westchn�a. - Mog� tylko powiedzie�, �e obie by�y�my... �e nie my�la�y�my jasno i �e pierwsze, co ka�dej z nas przysz�o do g�owy, to skontaktowa� si� z kim� zaufanym. - Wiedzia�a pani, �e zi�� jest niewiernym m�em? - Nie. Nie, sk�d�e. - Wyrzuci�a te s�owa z ust z ledwo skrywan� z�o�ci�. - I uprzedzaj�c pani nast�pne pytanie, do�� dobrze zna�am Felicity, a przynajmniej tak mi si� wydawa�o - u�ci�li�a. - Uwa�a�am j� za jedn� z najlepszych przyjaci�ek Revy, by�y prawie jak siostry. Cz�sto bywa�a u mnie i ja u niej. - Czy Felicity spotyka�a si� z innymi m�czyznami? - Prowadzi�a bardzo bujne �ycie towarzyskie, mia�a s�abo�� do artyst�w. - Caro zacisn�a usta. Najwyra�niej przypomnia� jej si� zi��. - �artowa�a, �e nie jest gotowa skoncentrowa� si� na jednym stylu czy epoce, tak samo w kwestii m�czyzn, jak w swojej kolekcji sztuki. Uwa�a�am j� za kobiet� inteligentn�, z du�� klas� i poczuciem humoru. Reva cz�sto jest taka powa�na i skupiona na pracy. My�la�am... by�am przekonana, �e Felicity mia�a na ni� dobry wp�yw, �e pomaga�a jej si� rozlu�ni�. - Z kim Felicity spotyka�a si� ostatnio? - Nie jestem pewna. Kilka tygodni temu by� taki jeden... kt�rego� dnia poznali�my si� tu na tradycyjnym niedzielnym lunchu. By� malarzem. Tak mi si� zdaje. - Zamkn�a oczy, jakby usi�owa�a si� skupi�. - Tak, malarzem. Na imi� mia� Fredo. Przynajmniej tak go przedstawi�a. Wyda� mi si� niezwykle egzaltowany i powa�ny, robi� wra�enie cudzoziemca. Kilka tygodni wcze�niej by� kto� inny. Wysoki, blady i melancholijny. A przed nim... - Wzruszy�a ramieniem. - Lubi�a m�czyzn i zdaje si�, �e z �adnym nie ��czy�o jej nic g��bszego. - Czy jest jeszcze kto�, kto m�g�by mie� kody dost�pu do tego domu? - O ile wiem, to nie. Felicity przywi�zywa�a du�� wag� do bezpiecze�stwa. Nie zatrudnia�a s�u�by, do sprz�tania by�y androidy. M�wi�a, �e ludziom nie mo�na ufa�, bo wszyscy bez wyj�tku maj� nieodpowiednich znajomych. Pami�tam, �e kiedy� zauwa�y�am, �e to bardzo smutne, a ona wtedy za�mia�a si� i przypomnia�a mi, �e gdyby nie by�o to prawd�, moja c�rka nie mia�a by pracy. Kiedy w drzwiach stan�a Peabody, Eve wsta�a. - Dzi�kuj�, Caro. B�d� musia�a jeszcze z tob� porozmawia�, potrzebna mi te� b�dzie oficjalna zgoda na zabranie twoich domowych ��czy. - Zgadzam si� na to i na wszystko, czego wam potrzeba, by wyja�ni� t� spraw�. Ogromnie si� ciesz�, �e osobi�cie poprowadzi pani dochodzenie. Wiem, �e odkryje pani prawd�. Mog� ju� i�� do Revy? - By�oby lepiej, gdyby� tu jeszcze poczeka�a. - Zerkn�a na Roarke'a daj�c mu do zrozumienia, �e jego te� to dotyczy. Wysz�a na korytarz i skin�a g�ow� na Peabody. - Ekipa znalaz�a w �azience na g�rze krew w otworze odp�ywowym i odcisk palca Revy Ewing na umywalce, kt�ra poza tym zosta�a do�� dok�adnie wytarta - zameldowa�a �wie�o upieczona pani detektyw. - Narz�dzie zbrodni nie pasuje do reszty sztu�c�w w kuchni. To drogi komplet i wygl�da na to �e niczego w nim nie brakuje. - Zajrza�a do notatek. - Uruchomili�my domowego androida. Zosta� wy��czony o dwudziestej pierwszej trzydzie�ci. Wcze�niej odnotowa�, �e Felicity mia�a towarzystwo. Zaprogramowa�a automat tak, by nie podawa� nazwisk ani szczeg��w. B�dziemy musieli zabra� go na komend� i w nim pod�uba�. - Zajmij si� tym. Jakie� �lady krwi w drugiej �azience na g�rze? - �adnych. Tylko odciski Revy Ewing na sedesie. - No dobra. Zr�bmy drugie podej�cie do niej. Wesz�y razem do salonu, gdzie mundurowy pilnowa� Revy. Ta na widok Eve zerwa�a si� na nogi. - Pani porucznik, chcia�abym z pani� porozmawia�. Na osobno�ci. Eve gestem odprawi�a mundurowego. - To moja partnerka, detektyw Peabody - powiedzia�a, nie patrz�c na swoj� by�� asystentk�. - O czym chce pani z nami porozmawia�, pani Ewing? Reva zawaha�a si�, a kiedy Eve usiad�a, westchn�a z rezygnacj�. - Chodzi o to, �e troch� rozja�ni�o mi si� w g�owie i dotar�o do mnie, w jaki pasztet si� wpakowa�am. I jakich k�opot�w narobi�am mamie. Przysz�a fu tylko dlatego, �e wpad�am w histeri�. Nie chc�, �eby przeze mnie ucierpia�a. - Prosz� si� nie martwi� o mam�. Nikt nie ma zamiaru jej skrzywdzi�. - Dobrze. - Reva skin�a g�ow�. - No to do rzeczy. - Powiedzia�a pani, �e po odgarni�ciu narzuty zobaczy�a zakrwawione j cia�a. - Tak. Byli martwi. Widzia�am to. Nie by�o innej mo�liwo�ci. - Gdzie by� n�? - N�? - Narz�dzie zbrodni. Gdzie by�? - Nie wiem. Nie zauwa�y�am no�a. Tylko Blaira i Felicity. - Peabody, b�d� �askawa pokaza� pani Ewing bro�, kt�r� w��czyli�my do dowod�w. Peabody wyj�a schowany w zapiecz�towanym woreczku n� i podesz�a do Revy. - Poznaje pani ten n�, pani Ewing? Reva wbi�a wzrok w zaplamione ostrze i r�wnie zaplamiony trzonek i podnios�a zdumione oczy na Eve. - To n� Blaira. Pochodzi z kompletu, kt�ry kupi� w zesz�ym roku, kiedy uzna�, �e oboje powinni�my zapisa� si� na kurs gotowania. Powiedzia�am mu �eby robi�, co chce, ja zostan� przy autokucharzu i jedzeniu na wynos. O dziwo, poszed� na kurs i od czasu do czasu nawet co� pichci�. Zdaje si�, �e to jeden z jego no�y kuchennych. - Wzi�a� go dzi� ze sob�, Reva? By�a� tak w�ciek�a, �e w�o�y�a� go do torby, mo�e po to, by im pogrozi�, nastraszy� ich? - Nie. - Cofn�a si� o krok. - Nie, nie bra�am go. Tym razem Eve pokaza�a jej drugi woreczek. - To tw�j paralizator? - Nie. - Reva 2acisn�a palce. - To nowy, wojskowy model. M�j to przerobiona bro� Secret Service, ma przesz�o sze�� lat. Ten tutaj nie nale�y do mnie, widz� go pierwszy raz w �yciu. - Zab�jca najpierw pos�u�y� si� nim, a potem no�em. Na jednym i drugim s� twoje odciski palc�w. - To ob��d. - Ciosy no�em by�y tak silne, �e krew musia�a mocno tryska�. Na twoje d�onie, ramiona, twarz i ubranie. Reva t�po spojrza�a na d�onie i potar�a je delikatnie. - Wiem, �e mam krew na koszuli. Nie wiem... mo�e czego� dotkn�am. Nie pami�tam. Ale ich nie zabi�am. Nie mia�am w r�ku ani tego no�a, ani tego paralizatora. Nie mam krwi na d�oniach. - Krew jest w otworze odp�ywowym w �azience, a na umywalce zosta�y twoje odciski palc�w. - My�lisz, �e umy�am r�ce? �e pr�bowa�am zatrze� �lady, a potem zadzwoni�am do matki? Eve widzia�a, �e Reva odzyskuje zdolno�� jasnego my�lenia, a z ni� pojawi�a si� furia. Ciemne oczy kobiety p�on�y, z�by by�y mocno zaci�ni�te, policzki obla� rumieniec. - Za kogo ty mnie, do cholery, uwa�asz? My�lisz, �e pokroi�abym m�a i przyjaci�k� na kawa�ki, na cholerne kawa�ki, dlatego �e zrobili ze mnie idiotk�? A gdybym nawet to zrobi�a, co, nie mia�abym do�� oleju w g�owie, �eby pozby� si� narz�dzia zbrodni i zatrze� �lady? Na lito�� bosk�, oni nie �yli. Byli martwi, kiedy przysz�am. Wyrzucaj�c z siebie te s�owa, zerwa�a si� z krzes�a i z twarz� wykrzywion� gniewem zacz�a chodzi� po pokoju. - Co tu jest grane, do cholery? Co to w og�le ma by�? - Po co tu dzi� przyjecha�a�, Reva? - �eby stan�� przed nimi, nawrzeszcze� na nich, mo�e nawet kopn�� Blaira w jaja. R�bn�� Felicity w ten �liczny, zak�amany pysk. Co� rozwali� i zrobi� paskudn� scen�. - Dlaczego akurat dzi�? - Bo dopiero dzi� si� dowiedzia�am, do cholery. - Jak? Jak si� dowiedzia�a�? Reva zatrzyma�a si� i wlepi�a wzrok w Eve, jakby pr�bowa�a zrozumie� s�owa wypowiedziane w jakim� dziwnym, na wp� zapomnianym j�zyku. - Z przesy�ki. O Jezu, te zdj�cia, te rachunki... Dostarczono mi do domu paczk�. Le�a�am ju� w ��ku. By�o wcze�nie, par� minut po jedenastej, nudzi�o mi si�, wi�c posz�am spa�. Us�ysza�am dzwonek u bramy. Wkurzy�am si�. Nie mia�am poj�cia, kogo diabli nios� o tej porze, ale zesz�am na d�. Pod bram� le�a�a paczka. Wysz�