16746

Szczegóły
Tytuł 16746
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16746 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16746 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16746 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DIANA PALMER Ojciec mimo woli ROZDZIA� PIERWSZY Blake Donavan nie wiedzia�, co by�o dla niego wi�kszym zaskoczeniem - ciemnow�osa dziewczynka z powa�n� min� stoj�ca przed drzwiami czy te� wiadomo��, �e jest to jego c�rka. Oczy pociemnia�y mu gro�nie. Mia� piekielnie ci�ki dzie�, a teraz jeszcze ta historia. Adwokat, kt�ry w�a�nie mu o tym zakomunikowa�, przysun�� si� ku dziecku. Blake przejecha� r�k� po niesfornej czuprynie i rzuci� chmurne spojrzenie na dziewczynk�. Rysy jego twarzy zaostrzy�y si�, co jeszcze bardziej uwydatnia�o g��bok� blizn� na policzku. Wygl�da� na wy�szego i postawniejszego, ni� by� naprawd�. - Nie podobasz mi si� - powiedzia�a cicho dziewczynka, wydymaj�c usta. Na wszelki wypadek przysun�a si� do swego opiekuna i uczepi�a si� nogawki spodni. Patrzy�a na Blake'a zielonymi oczyma. Natychmiast zwr�ci� uwag� na kolor jej oczu i wydatne policzki. On te� mia� zielone oczy i wystaj�ce ko�ci policzkowe. Wysoki m�czyzna w okularach chrz�kn�� zak�opotany. - Nie wolno ci tak m�wi�, Saro. - Moja by�a �ona - zacz�� ch�odno Blake - rzuci�a mnie pi�� lat temu i zamieszka�a z jakim� nafciarzem w Luizjanie. Od tego czasu nie mia�em od niej �adnych wiadomo�ci. - Czy m�g�bym wej��, panie Donavan? Zignorowa� s�owa adwokata. - �yli�my ze sob� tylko przez miesi�c. Zd��y�a si� 5 6 OJCIEC MIMO WOLI zorientowa�, �e tkwi� po uszy w procesach s�dowych. Wola�a zaoszcz�dzi� sobie strat i szybko wyjecha�a z nowym kochankiem. Nie s�dzi�a, �e wygram kt�r�� z tych spraw - u�miechn�� si� chytrze. - Ale ja postawi�em na swoim. Adwokat zauwa�y� ju� wcze�niej mercedesa na podje�dzie i wypiel�gnowany ogr�d przed eleganckim portykiem z bia�ymi kolumnami. S�ysza� o fortunie Donavana i o bataliach, kt�re po �mierci wuja musia� stoczy� z gromad� zach�annych krewnych. - Problem polega na tym - rozpocz�� na nowo adwokat - �e pa�ska by�a �ona zgin�a przed paroma tygodniami w katastrofie lotniczej. To zrozumia�e, �e jej drugi m��, kt�rego zreszt� te� opu�ci�a, nie chce bra� odpowiedzialno�ci za jej c�rk�. A Sara nie ma nikogo opr�cz pana - doda� z westchnieniem. - Pa�ska �ona nie mia�a rodze�stwa. Nie �yje ju� nikt z jej rodziny. Naprawd�, pozostaje tylko pan. Blake spojrza� gniewnie na dziecko. Wyrzuci� nawet zdj�cia Niny, by nie przypomina�y mu, jakim by� wtedy g�upcem. Teraz przysy�aj� mu jej c�rk� i oczekuj�, �e j� przygarnie. - W moim �yciu nie ma miejsca na dziecko - powiedzia� stanowczo. - Mo�na j� przecie� odda� do jakiego� domu ... W tym momencie dziewczynka rozp�aka�a si�. W oka mgnieniu jej bunt zmieni� si� w rozdzieraj�cy smutek. Po okr�g�ej buzi toczy�y si� wielkie jak groch �zy bezg�o�nego p�aczu. Wra�enie pog��bia� jeszcze stoicki wyraz twarzy - wygl�da�o, jakby walczy�a ze sob�, by nie okaza� �ez w obliczu wroga. Blake by� poruszony. Matka umar�a tu� po jego urodzeniu. Wuj m�wi� mu, �e nie by�a kobiet� przesadnie moraln� i to by�o w gruncie rzeczy wszystko, co o niej wiedzia�. Wuj adoptowa� go po jej �mierci. Blake by� - tak samo jak Sara - na tym �wiecie osob� OJCIEC MIMO WOLI najzupe�niej zb�dn�. Nikt go nie chcia�, nie mia� poj�cia, kto by� jego ojcem. Gdyby nie bogaty wuj, nie mia�by pewnie nawet nazwiska. Brak mi�o�ci i poczucia bezpiecze�stwa w dzieci�stwie wyrobi� w nim twardy charakter. To samo stanie si� z Sar�, je�li nie znajdzie opiekuna, pomy�la�. Patrzy� na dziewczynk�, a w my�li zadawa� sobie gniewne pytania. Nie m�g� wytrzyma� jej p�aczu, ale musia� przyzna�, �e ma�a ma charakter. Wytar�a ju� pi�stk� �zy z policzk�w i teraz patrzy�a mu prosto w oczy. Nie zamierza� si� jednak poddawa�. Ten dzieciak ju� mu dzia�a na nerwy. Nie da si� nabra� na �aden kant. - Sk�d mam wiedzie�, �e to moje dziecko? - zapyta�. - Macie t� sam� grup� krwi - odpowiedzia� prawnik. - Drugi m�� pana �ony ma zupe�nie inn�. Jak panu wiadomo, badanie krwi mo�e jedynie wykluczy� ojcostwo, ale nie mo�e udowodni�. On na pewno nie jest jej ojcem. Blake mia� ju� zauwa�y�, �e m�g� nim by� ka�dy inny m�czyzna, ale uzmys�owi� sobie, i� Nina, wychodz�c za niego, liczy�a na rych�e bogactwo. By�a zbyt przebieg�a, by ryzykowa� przelotny flirt, kt�ry m�g� si� wyda�. Kiedy zorientowa�a si�, �e do bogactwa droga jest jeszcze daleka, zrobi�a wszystko, by jej nowy nabytek nie dowiedzia� si�, �e zd��y�a przedtem zaj�� w ci���. - Dlaczego nic mi nie powiedzia�a? - spyta� ch�odno. - Wola�a, �eby jej drugi m�� uwa�a� dziecko za swoje. Dopiero po jej �mierci znalaz� �wiadectwo urodzenia Sary i odkry�, �e to pan figuruje na nim jako ojciec. Widocznie Nina uzna�a, �e Sara ma prawo do nazwiska prawdziwego ojca. - Prawnik po�o�y� w roztargnieniu r�k� na g�owie dziecka. - Oczywi�cie mo�e pan to wszystko sprawdzi� - zako�czy�. 8 OJCIEC MIMO WOLI - Jak ona ma na imi�? Sara? - Tak, Sara Jane. - Prosz� z ni� wej��. Pani Jackson j� nakarmi. Pomy�l� o Opiekunce dla niej. Podj�� t� decyzj� w mgnieniu oka - tak jak wiele innych w swoim �yciu. Kiedy wuj pr�bowa� zaaran�owa� jego ma��e�stwo z Meredith Calhoun, natychmiast postanowi� po�lubi� Nin�. Wtedy wuj podj�� ostatni� pr�b� przeciwdzia�ania i zapisa� Meredith dwadzie�cia procent akcji w wielkiej agencji nieruchomo�ci, kt�r� Blake mia� dziedziczy�. Kiedy ca�a rodzina zebra�a si� przy otwarciu testamentu, bezlito�nie zadrwi� sobie z Meredith. Trzymaj�c w obj�ciach u�miechni�t� Nin� powiedzia� wszystkim, �e woli raczej straci� swoje prawo do spadku, ni� o�eni� si� z kobiet� tak chud� i nie�adn�. Bior� z Nin� �lub, a Meredith mo�e ze swoimi akcjami robi�, co zechce. Do dzi� czu� ci�ar na wspomnienie tamtych s��w. Meredith nie drgn�a nawet, ale widzia� w jej wzroku, �e co� w niej umar�o. Na tym jednak si� nie sko�czy�o. Wr�ci�a do niego p�niej, by ofiarowa� mu swoje akcje. Burzy�a jego plany, wi�c poca�owa� j� brutalnie, a potem powiedzia� s�owa, po kt�rych wybieg�a z p�aczem. Do dzi� ich �a�uje. Nie chcia� jej przecie� sprawi� b�lu, chcia� tylko, �eby odesz�a. Potem ju� nigdy jej nie spotka�, ale wspomnienie o niej na ca�e lata tkwi�o jak zadra w jego pami�ci. Zdoby�a mi�dzynarodowy rozg�os jako autorka romans�w dla kobiet. Jeden z nich zosta� zaadaptowany dla telewizji. Wsz�dzie widzia� jej ksi��ki. Prze�ladowa�y go tak samo, jak wizerunek Meredith. Dopiero p�niej, gdy porzuci�a go Nina, zrozumia�, dlaczego Meredith uciek�a od niego w takim po�piechu. By�a w nim zakochana. Powiedzia� mu to adwokat OJCIEC MIMO WOLI 9 wuja, kiedy wr�cza� dokument, daj�cy mu pe�n� kontrol� nad imperium Donavana. Wuj zauwa�y� jej uczucie i chcia�, by Blake zrozumia�, �e jest dla niego dobr� kandydatk�. Blake dobrze pami�ta� dzie�, w kt�rym odkry�, �e jej pragnie. Tego dnia wuj zaskoczy� ich w stajni, gdy byli tylko o krok od czego�, co mo�na by nazwa� katastrofaln� konfrontacj�. Blake da� si� ponie�� i nie zauwa�y�, �e Meredith - kt�ra dot�d reagowa�a na jego pieszczoty ze s�odk� czu�o�ci� - zacz�o ogarnia� przera�enie. Ostudzi� ich nag�y odg�os podje�d�aj�cego samochodu. Nawet �lepiec zauwa�y�by, �e Meredith ca�a dr�y, a jej usta i policzki s� nienaturalnie czerwone. To pewnie wtedy wujowi przyszed� do g�owy pomys� z akcjami. Co za ironia. Przez ca�e �ycie najbardziej pragn��em mi�o�ci - pomy�la� Blake. Nie otrzyma� jej nigdy od maiici, ojca nawet nie zna�. Wuj Dan, cho� go lubi�, zainteresowany by� tym tylko, by poprzez Blake'a mog�o trwa� dalej jego imperium. Z Nin� o�eni� si� w gruncie rzeczy dlatego, �e umia�a mu si� przypodoba� i przysi�ga�a, �e go kocha. P�niej zrozumia�, �e kocha�a tylko jego pieni�dze. Meredith by�a inna. Przez ca�e lata dr�czy�a go my�l, �e skrzywdzi� jedyn� istot�, kt�ra kocha�a go naprawd�. Ojciec Meredith pracowa� u Dana Donavana, kt�rego jednocze�nie by� przyjacielem. Wujek Dan zosta� ojcem chrzestnym Meredith. Kiedy w szkole �redniej pisywa�a do szkolnej gazetki artyku�y o historii ich miejscowo�ci, otworzy� przed ni� bibliotek� i sp�dza� ca�e godziny, opowiadaj�c dawne historie, kt�re zna� jeszcze od swojego dziadka. Meredith s�ucha�a go z rozszerzonymi oczami. Blake w tym czasie przepada� gdzie�, bo wuj nigdy nie obdarza� go uwag� ani uczuciem. Liczy� na niego, ale kocha� tylko Meredith. Blake czu�, �e zaj�a jedyne miejsce na �wiecie, kt�re nale�a�o naprawd� do niego, 10 OJCIEC MIMO W O L I i nie m�g� jej tego wybaczy�. A ponadto zrozumia�, �e nie mo�e nikomu wierzy�. Wiedzia�, �e rodzice Meredith nie nale�� do zamo�nych. Zastanawia� si�, czy dziewczyna nie przychodzi do Donavan�w wiedziona wyrachowaniem. Zbyt p�no zrozumia�, �e przychodzi�a dla niego. Biedna Meredith... Ma w oczach jej okr�g�� twarz, proste ciemne w�osy, bladoszare oczy. Wuj j� kocha�, a on nie m�g� jej znie��, szczeg�lnie po tym, jak straci� nad sob� kontrol� w stajni. Obsesyjne po��danie wzmaga�o w nim tylko gniew, a� wybuch� tego krytycznego dnia, gdy czytano testament wuja. Da� Ninie s�owo, �e si� z ni� o�eni i honor nie pozwoli� mu si� wycofa�, ale Meredith pragn��. Bo�e, do dzi� czuje to pragnienie! Kocha�a go - my�la�, wprowadzaj�c go�ci do �rodka. Przyja�nili si�. Wujowi sprawia�y przyjemno�� nawet ich utarczki. Jego �mier� by�a strasznym ciosem, a Blake mia� zawsze poczucie, �e wuj m�g�by go pokocha�, gdyby nie to, �e zawsze by�a przy nim Meredith. Wuj adoptowa� go nie z mi�o�ci, ale z wyrachowania. Mo�e kocha�aby go matka, gdyby �y�a, ale wed�ug s��w wuja by�a to egocentryczna pi�kno��, kt�ra po prostu za bardzo lubi�a m�czyzn. Odkrycie, co czu�a do niego m�oda, nie�mia�a Meredith, by�o wi�c zupe�nym zaskoczeniem. Czu� si� podle, kiedy przypomnia� sobie, jak brutalnie potrafi� si� z ni� obej��, zar�wno publicznie, jak i prywatnie. Prze�ywa� to przez lata, kt�re min�y od kiedy w �rodku nocy, nie po�egnawszy si� z nikim, wsiad�a do autobusu jad�cego do Teksasu. Kiedy jej imi� zacz�o pojawia� si� na ok�adkach ksi��ek, dwukrotnie wybiera� si� na spotkanie z ni�. Ale w ko�cu zdecydowa�, �e przesz�o�� lepiej zostawi� za sob�. Zreszt�, nie m�g� jej wiele da�. Nina zniszczy�a w nim zaufanie do ludzi. Nic nikomu ju� nie m�g� da�. OJCIEC MIMO WOLI Przesta� my�le� o przesz�o�ci i skierowa� wzrok na dziecko. Sara siedzia�a cichutko na brzegu fotela i tylko zagryzione wargi i rozszerzone oczy zdradza�y jej strach przed obcym, wrogo wygl�daj�cym m�czyzn�, kt�ry podobno by� jej ojcem. Blake usiad� naprzeciw niej w swoim ulubionym du�ym fotelu z obiciem z czerwonej sk�ry. Ubrany w d�insy i znoszon� drelichow� koszul�, wygl�da� raczej jak awanturnik ni� jak powa�ny obywatel. Dzie� sp�dzi� na pastwisku przy znakowaniu byd�a. Praca na ma�ym ranczo, gdzie hodowa� krowy znakomitej herefordzkiej rasy, przynosi�a odpr�enie. Dzi�ki wysi�kowi m�g� zapomnie� o m�cz�cym posiedzeniu zarz�du w siedzibie jego firmy w Oklahoma City, w kt�rym bra� udzia� przed po�udniem. - A wi�c masz na imi� Sara - zacz��. Nie czu� si� dobrze z dzie�mi i nie mia� poj�cia, jak da sobie rad� z ma�� Sar�. Ale widzia�, �e ona ma jego oczy i policzki, i nie m�g� pozwoli�, by posz�a gdzie� do obcych. Nawet gdyby szansa, �e to on jest jej ojcem, by�a jak jeden na milion. Sara podnios�a wzrok, a potem zacz�a rozgl�da� si� doko�a. Adwokat m�wi�, �e ma prawie cztery lata, ale wygl�da�a zaskakuj�co powa�nie. Zachowywa�a si� tak, jakby nigdy dot�d nie by�a w towarzystwie innych dzieci. Kto wie... Nie m�g� sobie jako� wyobrazi� Niny z dzie�mi - to by�o wbrew jej charakterowi. Nie zdawa� sobie z tego sprawy, kiedy w wariackim po�piechu bra� z ni� �lub. - Nie lubi� ciebie - odezwa�a si� po minucie Sara. - Nie chc� tutaj mieszka�. - No c�, ja te� nie jestem zachwycony tym pomys�em, ale chyba musimy zosta� razem. Wysun�a doln� warg� i przez chwil� wygl�da�a dok�adnie tak jak on. - Na pewno nie ma tu ani jednego kota. 12 OJCIEC MIMO WOLI - Bo�e bro�, nie znosz� kot�w! - wykrzykn��. Ma�a westchn�a i zrezygnowana spojrza�a na swe znoszone buty. Wida� by�o, �e jest dojrza�a ponad sw�j wiek. - Mama ju� nie wr�ci. Nie lubi�a mnie. Ty te� mnie nie lubisz. Wszystko mi jedno, ty nie jeste� moim tatusiem. - Chyba jednak jestem - westchn��. - Popatrz na mnie, jestem do ciebie podobny. - Jeste� brzydki. - Ty wcale nie jeste� �adniejsza - odci�� si�. - Ale brzydkie kacz�tko zamieni�o si� w pi�knego �ab�dzia - powiedzia�a, patrz�c nieobecnym wzrokiem. Dopiero teraz spostrzeg�, �e ubranko, kt�re mia�a na sobie jest stare i pogniecione, a koronki w sukience po��k�e od plam. - Gdzie mieszka�a� przedtem? - zapyta�. - Mama mnie zostawi�a u Caty Brada, ale jego nigdy nie by�o w domu. By�a ze mn� pani Smathers. Ona m�wi�a, �e dzieci s� okropne - powiedzia�a z powag� dziwn� u ma�ej dziewczynki - i �e powinny mieszka� w klatkach. Kiedy mama wyjecha�a, to ja p�aka�am, a ona zamkn�a mnie i powiedzia�a, �e mnie nie wypu�ci, a� przestan� - wargi jej dr�a�y, ale nie rozp�aka�a si�. - Wydosta�am si� stamt�d i uciek�am. Ale nikt po mnie nie przyszed� i musia�am wr�ci� Pani Smathers by�a na mnie z�a, a tata Brad powiedzia�, �e mog� sobie ucieka�, bo on nie jest moim tatusiem i nic go to nie obchodzi. Blake m�g� zrozumie�, �e �tata Brad" poczu� si� oszukany, zorientowawszy si�, �e Sara nie jest jego c�rk�, ale przenoszenie tego na ma�� by�o wyj�tkowo grubosk�rne. Do pokoju wesz�a pani Jackson. Chcia�a spyta�, czy Blake �yczy sobie czego�, ale na widok dziewczynki stan�a jak wryta. Pani Jackson by�a wysok� OJCIEC MIMO WOLI J3 i chud� star� pann�. Przywyk�a do kawalerskiego gospodarstwa i niespodziewany widok dziecka, siedz�cego naprzeciwko pana domu, wyprowadzi� j� z r�wnowagi. - Kto to jest? - spyta�a bez udawanej uprzejmo�ci. Blake o ma�o si� nie roze�mia�, widz�c wyraz jej twarzy. - Saro, to jest Arnie Jackson - przedstawi� je sobie. - Pani Jackson, Sara Jane jest moj� c�rk�. Nie zemdla�a, ale jej twarz obla� rumieniec. - Tak, prosz� pana, to nawet wida� - powiedzia�a, por�wnawszy zgrabn� dziecinn� buzi� z ojcowskim pierwowzorem. - Czy jest tu z matk�? - Jej matka nie �yje - odpowiedzia� bez szczeg�lnej emocji. - Och, bardzo mi przykro - pani Jackson wytar�a drobne d�onie w fartuch, jakby nie wiedz�c, co z nimi zrobi�. - Mo�e dam jej troch� mleka i jakie� ciasteczka - spyta�a z wahaniem. - Tak b�dzie najlepiej. Saro... - odezwa� si� g�osem twardszym ni� zamierza�. Ma�a spojrza�a na niego, a potem na dywan. - Nakruszy�abym na pod�og� - pokr�ci�a g�ow�. - Pani Smathers m�wi, �e dzieci powinny je�� w kuchni z pod�ogi, �eby nie robi� ba�aganu. Pani Jackson poczu�a si� nieswojo, a Blake tylko westchn��. - Mo�esz nakruszy� na pod�og�. Nikt nie b�dzie na ciebie krzycze�. Sara popatrzy�a niepewnie. - Ja posprz�tam okruszki - powiedzia�a zach�caj�co pani Jackson. - Chcesz ciasteczko? - Tak, prosz�. Gospodyni skin�a g�ow� i wysz�a. - Zupe�nie jak w domu - mrukn�a Sara. - Nikt si� tu nie u�miecha. Blake poczu� odruch wsp�czucia dla dziecka, 14 OJCIEC MIMO WOLI kt�re traktowane by�o po macoszemu i to na pewno zanim jeszcze "tata Brad" zorientowa� si�, �e wcale nie jest ojcem. - Czy mamusia mieszka�a z tob�? - Mama du�o pracowa�a - odpar�a. - Kaza�a mi siedzie� w domu i s�ucha� si� pani Smathers. - Ale czasem mama by�a w domu? - Mama i tatu�, tamten tatu� - poprawi�a si�, robi�c skrzywion� min� - bardzo na siebie krzyczeli. Potem mama pojecha�a i on te�. To do niczego nie prowadzi�o. Nachmurzy� si�. Wsta� i z r�kami w kieszeni zacz�� chodzi� po pokoju. Sara spogl�da�a na niego ukradkiem. - Ale ty jeste� du�y - szepn�a. Zatrzyma� si� i przyjrza� si� jej uwa�nie. - Ale ty jeste� ma�a - odpar�. - Dorosn� - obieca�a. - Czy ty masz konia? - Mam du�o koni. - B�d� je�dzi� konno! - u�miechn�a si�. - Nie, nie na moim ranczo. - Jak chc�, to b�d� je�dzi�. Mog� je�dzi� na ka�dym koniu! - jej oczy zap�on�y ogniem. Przykl�kn�� przed ni� powoli, tak by jego oczy znalaz�y si� na tym samym poziomie, co jej. - Nie - powiedzia� stanowczo. - B�dziesz robi� to, co ci ka��. Nie ma dyskusji. To jest m�j dom i ja tu decyduj�. Rozumiesz ? Zawaha�a si�, ale tylko na chwil�. - Rozumiem - powiedzia�a nad�sana. Dotkn�� palcem ko�ca jej nosa. - I nie b�dziesz si� d�sa�. Nie wiem, jak nam to wyjdzie. Do diab�a, nic w og�le nie wiem o dzieciach! - Do diab�a to id� niedobrzy ludzie - skomentowa�a rzeczowo. - Przyjaci�ki mamusi m�wi�y ca�y czas o diab�ach i cholerach, i o kur... OJCIEC MIMO WOLI 15 - Saro! - przerwa� jej Blake, zaskoczony tym, �e dziecko w jej wieku jest ju� obeznane z przekle�stwami. - Czy masz te� krowy? - spyta�a. Najwyra�niej �atwo by�o odwr�ci� jej uwag�. - Mam kilka - odburkn��. - Kt�ra z przyjaci�ek mamusi tak si� wyra�a�a? - Nazywa�a si� Trudy. Blake zagwizda� przez z�by. Pani Jackson wraca�a, wnosz�c na tacy szklank� mleka i ciasteczka dla ma�ej oraz kaw� dla niego. - Lubi� kaw� - powiedzia�a Sara. - Mama pozwala�a mi pi� kaw�, kiedy le�a�a rano w ��ku i nie chcia�o jej si� wsta�. - Nie w�tpi�, ale u mnie nie b�dziesz dostawa� kawy. To nie jest dla dzieci. - Jak zechc�, to b�d� pi� kaw� - odpar�a wojowniczo. Blake spojrza� na pani� Jackson, kt�ra niemal zastyg�a z przera�enia, widz�c jak dziewczynka wzi�a do r�ki cztery ciasteczka na raz i zacz�a wpycha� je sobie do ust, jakby nie jad�a od miesi�ca. - Je�eli tylko spr�buje pani st�d odej�� - Blake pogrozi� gospodyni, kt�ra przedtem prowadzi�a gospodarstwo wuja - to znajd� pani� nawet na Alasce i z bosk� pomoc� przyprowadz� z powrotem. 1 to na piechot�. - Ja mia�abym odej��? Teraz, kiedy zaczyna by� ciekawie? - Pani Jackson podnios�a dumnie g�ow�. - Uchowaj Bo�e. - Saro, kiedy jad�a� po raz ostatni? - spyta�, patrz�c jak ma�a bierze nast�pn� gar�� ciastek. - Jad�am kolacj� - odpowiedzia�a; - a potem pojechali�my tutaj. - Nie jad�a� �niadania? - wybuchn��. - Ani lunchu? Pokr�ci�a g�ow�. - Te ciastka mi smakuj�. 16 OJCIEC MIMO WOLI - No my�l�, zw�aszcza �e nie jad�a� przez ca�y dzie� - westchn��. - Prosz� zrobi� kolacj� jak najwcze�niej - zwr�ci� si� do pani Jackson. - Tak, prosz� pana. P�jd� na g�r� i przygotuj� dla niej pok�j go�cinny - odpowiedzia�a. - Ale co z ubraniem? Czy ona ma walizk� z rzeczami? - Nie, adwokat niczego nie przywi�z�. Niech �pi w koszulce. Jutro mo�e j� pani zabra� do miasta na zakupy. - Ja? - pani Jackson wygl�da�a na przera�on�. - Kto� si� musi po�wi�ci� - odpowiedzia� ze wsp�czuciem. - A ja tu rz�dz�. - Nie mam poj�cia o dziecinnych ubrankach! - To prosz� p�j�� z ni� do sklepu pani Donaldson - odburkn��. - To tam, gdzie King Roper i Elissa ubieraj� swoj� ma��. S�ysza�em, jak King narzeka� na ceny, afe nam to nie powinno tak bardzo przeszkadza�. - Tak, prosz� pana - odwr�ci�a si� do wyj�cia. - Jeszcze chwileczk�, a gdzie jest m�j tygodnik? - spyta�, bo pismo przychodzi�o zawsze w czwartek rano. - Musz� sprawdzi�, czy zamie�cili nasze og�oszenie. Pani Jackson poruszy�a si� nerwowo. - No c�, nie chcia�am pana denerwowa� ... - Jak mog� si� zdenerwowa� z powoda zwyk�ej gazety? Prosz� mi j� przynie��. - Uni�s� brwi ze zdziwienia. - Dobrze. Skoro pan naprawd� ma na to ochot� ... Si�gn�a do szuflady stoj�cego przy kanapie stolika. - Bardzo prosz�. Je�li pan pozwoli, odejd�, zanim nast�pi wybuch. Wysz�a z pokoju, a Sara wzi�a dwa kolejne ciastka, podczas gdy Blake wpatrywa� si� w pierwsz� stron� pisma. Widnia�a na niej twarz, kt�ra prze�ladowa�a go od lat. OJCIEC MIMO WOLI �Znana autorka Meredith Calhoun podpisuje swoje ksi��ki w ksi�garni Bakera" - oznajmia� tytu�, a pod spodem zamieszczone by�o naj�wie�sze zdj�cie Meredith. Wpatrywa� si� w nie zaskoczony. Nieciekawa, chuda kobieta, kt�r� kiedy� odepchn��, nie mia�a nic wsp�lnego z t� lwic�. Br�zowe w�osy by�y zebrane w elegancki kok. Twarz o wystaj�cych ko�ciach policzkowych mog�aby zdobi� ok�adk� magazynu, szare oczy patrzy�y spokojnie, a makija� jedynie podkre�la� jej niew�tpliwy urok. Mia�a na sobie popielaty kostium i pastelow� bluzk�. Wygl�da�a w tym uroczo, ciep�o i delikatnie, tak, jakby przy jej dwudziestu pi�ciu latach nie dotkn�� jej up�yw czasu. Blake przebieg� wzrokiem przez artyku� na temat jej b�yskawicznej kariery. Wiedzia� o tym wszystkim wcze�niej, tak�e o jej ostatniej ksi��ce, �Wyb�r", opowiadaj�cej o kobiecie i m�czy�nie, kt�rzy si� staraj� poradzi� sobie r�wnocze�nie z prac� zawodow�, ma��e�stwem i dzie�mi. Przeczyta� j�, tak jak czyta� ukradkiem wszystkie jej powie�ci, szukaj�c w nich �lad�w przesz�o�ci, a mo�e te� �wiadectwa tego, �e usta�a jej wrogo��. Ale jej uczucia do niego by�y pogrzebane gdzie� g��boko i w �adnej z ksi��kowych postaci nie m�g� rozpozna� siebie. Sara Jane sta�a obok niego niezauwa�ona i wpatrywa�a si� w zdj�cie. - Ta pani jest pi�kna - powiedzia�a. Nachyli�a si� i wskaza�a palcem s�owo pod zdj�ciem. - K... s... i... �... �... k... a. - Ksi��ka - powiedzia�a z dum�. - Tak, ksi��ka. A co tu jest napisane? - Blake wskaza� na jej imi�. - M... e... r... Merry Christmas - stara�a si� odgadn��. U�miechn�� si� i poprawi� j�. - Meredith. Tak ma na imi�. Ona pisze ksi��ki. 18 OJCIEC M�MO WOLI - Mam ksi��k� o trzech misiach. Czy ona j� napisa�a? - Nie, ona pisze ksi��ki dla du�ych dziewczynek. Jak sko�czysz ciastka, to mo�esz obejrze� telewizj�. Wyszed�, zapominaj�c o kawie. Mia�o to ten smutny skutek, �e Sara odkry�a, co znajduje si� w du�ym, srebrnym dzbanku i zamierza�a pocz�stowa� si� wystyg�ym p�ynem, podczas gdy on rozmawia� w holu przez telefon. Nagle us�ysza� jej krzyk. Rzuci� s�uchawk� w po�owie zdania. Ca�a by�a oblana kaw� i krzycza�a jak op�tana. Nie tylko ona by�a mokra. Czarny p�yn wsi�ka� w dywan i po�ow� sofy, a ka�u�a na tacy by�a g��boka na kilka centymetr�w. - M�wi�em ci, �eby� nie podchodzi�a do kawy - powiedzia� Blake, po czym ukl�ki, by sprawdzi�, czy si� nie sparzy�a. - Zniszczy�am sobie pi�kn� sukienk� - wyszepta�a �a�o�nie. - I jeszcze par� rzeczy doko�a - powiedzia� z�owrogo, po czym jednym ruchem prze�o�y� j� przez kolano i da� klapsa w pup�. - Jak m�wi� �nie wolno", to znaczy, �e nie wolno. Rozumiesz, Saro Jane Donavan? By�a zbyt zaskoczona, by d�u�ej p�aka�. Patrzy�a na niego zal�kniona. - Czy tak si� teraz nazywam? - Zawsze si� tak nazywa�a�. Nosisz nazwisko Donavan, a tu jest tw�j dom. - Lubi� kaw� - powiedzia�a z wahaniem. - Ale ja zabroni�em ci j� pi� - przypomnia�. - Dobrze, zrobi� tu porz�dek. Mama zawsze kaza�a mi robi� porz�dek, kiedy co� naba�agani�am. Wzi�a do r�ki dzbanek, kt�ry on zabra� jej po chwili i odstawi� na stolik. - Nie dasz sobie z tym rady, r�yczko. A w co my ciebie ubierzemy, kiedy to ubranko p�jdzie do prania? OJCIEC MIMO WOLI 19 Pani Jackson, kt�ra w�a�nie wesz�a, za�ama�a r�ce: - M�j Bo�e! - R�cznik, szybko! - poleci� Blake. W chwil� p�niej nie by�o ju� �ladu po katastrofie, Sara sta�a zawini�ta w r�cznik, a jej sukienka by�a w pralce. Blake zamkn�� si� w swoim gabinecie, samolubnie zostawiwszy pani� Jackson z Sar�. Przeczuwa�, �e odt�d b�dzie mu coraz trudniej znale�� jakie� spokojne miejsce, cho�by tylko na par� minut. Nie by� pewien, czy polubi ojcostwo. By�o to zupe�nie nieznane mu zadanie, a przy tym wygl�da�o na to, �e c�rka odziedziczy�a po nim up�r i si�� woli. B�dzie z niej niez�e zi�ko. Pani Jackson wie o dzieciach tyle samo, co on i nie na wiele si� przyda. Jednak nie by�by w porz�dku wysy�aj�c Sar� do internatu. Wiedzia�, co to znaczy by� samotnym, niechcianym dzieckiem o nieatrakcyjnym wygl�dzie. Czu�, �e Sara jest mu szczeg�lnie bliska i nie chcia� usuwa� jej ze swego �ycia. Ale z drugiej strony, jak u licha ma u�o�y� sobie z ni� �ycie? A na dok�adk� pojawi� si� jeszcze jeden problem. Meredith Calhoun ma przyjecha� do Jack's Corner na ca�y miesi�c, wi�c przez ten czas na pewno zdo�a j� zobaczy�. Mia� w�tpliwo�ci, czy powinien rozdrapywa� stare rany. Nie wiedzia�, czy ona prze�ywa to samo co on, czy te� - s�awna i bogata - zapomnia�a o nim jak o dawno minionej przesz�o�ci. Postanowi� jednak, �e musi j� zobaczy�, nawet je�li ona wci�� go nienawidzi. ROZDZIA� DRUGI Blake i pani Jackson na og� jedli obiady prawie nie rozmawiaj�c ze sob�, ale tak�e ten zwyczaj musia� ulec zmianie. Sara okaza�a si� chodz�c� encyklopedi� pyta�. Ka�da odpowied� prowadzi�a do kolejnego �dlaczego", a� Blake rwa� sobie w�osy z g�owy. Wzmianka o p�j�ciu do ��ka wywo�a�a u niej napad z�o�ci. Pani Jackson stara�a si� nak�oni� j� do pos�usze�stwa, ale wtedy Sara zachowywa�a si� jeszcze g�o�niej. Sko�czy�o si� na interwencji Blake'a, kt�ry wzi�� j� na r�ce i zani�s� do sypialni. - Ty mnie nie lubisz - brzmia�o oskar�enie Sary. Zje�y� si� na widok buntowniczej miny, ale rozumia�, �e jest dzieckiem ambitnym i nie chcia� �ama� jej charakteru. - Jeszcze sie nie znamy - odpar�. - Ludzie nie zostaj� przyjaci�mi w mgnieniu oka. Jej drobne cia�ko przykryte za du�� ko�dr� ton�o w ogromnym ��ku. Przygl�da�a mu si� dociekliwie. - Czy ty lubisz ma�e dzieci? - spyta�a. - Chyba lubi� - odpowiedzia� - ale nie jestem do nich przyzwyczajony. Bardzo d�ugo by�em sam. - Czy kocha�e� mamusi�? To pytanie by�o trudniejsze. Wzruszy� ramionami. - By�a pi�kna. Bardzo chcia�em si� z ni� o�eni�. - Ona mnie nie lubi�a - wyzna�a Sara. - Czy ja tu naprawd� zostan�? I nie musz� wraca� do taty Brada? - Nie. Przyzwyczaimy si� do siebie, ale musimy si� o to oboje postara�. - Boj� si�, kiedy �wiat�o jest zgaszone - wyzna�a. 20 OJCIEC MIMO WOLI - Zostawi� zapalon� lamp�. - A co b�dzie, jak przyjdzie smok? - Zabij� go - zapewni� j� z u�miechem. - Nie boisz si� smok�w? - Ja? W og�le! - To dobrze - u�miechn�a si� po raz pierwszy. - Masz szram� na twarzy - powiedzia�a, wskazuj�c na prawy policzek i u�miechn�a si� po raz pierwszy. Odruchowo dotkn�� blizny. Dawno ju� przesta� si� ni� przejmowa�, ale nie lubi� wraca� my�l� do ca�ej tej historii. Nie zaproponowa�, �e jej co� poczyta albo opowie bajk�. W gruncie rzeczy nie zna� �adnej bajki. Nie pochyli� si� nad ni�, nie poca�owa�. To by�oby do niego niepodobne. Ale z drugiej strony Sara wcale o to nie prosi�a, mo�e nawet nie potrzebowa�a. Zapewne nie do�wiadczy�a dot�d nadmiaru uczu�. Zszed� do gabinetu, by sko�czy� prac� nad papierami, kt�re od�o�y� na czas zmaga� z Sar�. Pani Jackson b�dzie musia�a si� ni� zaj��. Ten dzieciak nie mo�e zabiera� mu za du�o czasu, a jutro jest posiedzenie rady nadzorczej. Jack's Corner to �redniej wielko�ci miasteczko w stanie Oklahoma. Firma Blake'a mie�ci�a si� w przestronnym i nowoczesnym kompleksie biurowo-handlowym. Trwa�o w�a�nie zebranie, na kt�rym rada omawia�a szczeg�y najnowszego projektu Bla-ke'a, kiedy podesz�a do niego sekretarka. - Dzwoni pa�ska gospodyni. Czy mo�e pan z ni� porozmawia�? - Powiedzia�em ci, Daisy, �eby nam nie przeszkadzano, je�eli sprawa nie jest pilna. - Ale�... bardzo pana prosz�... - by�a wyra�nie podenerwowana. 22 OJCIEC MIMO W O L I Wsta�, przeprosi� obecnych i zagniewany przeszed� do s�siedniego pomieszczenia. Patrz�c z�ym wzrokiem na Daisy podni�s� s�uchawk�. - Co si� sta�o, Amie? - spyta� kr�tko. - Odchodz�. - Musi si� pani z tym wstrzyma� - odpali�. - Przynajmniej do czasu, kiedy ona zacznie chodzi� z ch�opcami. - Nie b�d� tak d�ugo czeka�. - Dlaczego? - Czy pan to s�yszy? - pani Jackson wyci�gn�a r�k� ze s�uchawk�. S�ysza�. Sara wrzeszcza�a jak op�tana. - Sk�d pani dzwoni? - spyta� z zimn� krwi�. - Ze sklepu Meg Donaldson w centrum - odpowiedzia�a. - To ju� trwa pi�� minut. M�wi, �e nie przestanie, dop�ki nie kupi� sukienki. - Prosz� jej da� klapsa. - Mam j� bi� w miejscu publicznym? Nigdy! Jej g�os brzmia� tak, jakby Blake kaza� jej przywi�za� dziecko za w�osy do jad�cego samochodu. - Dobrze, ju� tam jad�. - Prosz� im powiedzie�, �eby obradowali beze mnie - rzuci� kr�tko w stron� Daisy, bior�c kapelusz z wieszaka. - Mam drobny problem do rozwi�zania. Droga do ma�ego dzieci�cego butiku zaj�a mu dziesi�� minut. Na szcz�cie znalaz� wolne miejsce, na parkingu. Obok sta�o czerwone, sportowe porsche z opuszczanym dachem. Przez chwil� patrzy� na nie z podziwem, zastanawiaj�c si�, kim mo�e by� w�a�ciciel. Wchodz�c do sklepu omal nie wpad� na pani� Jackson. - Bogu dzi�ki! Niech pan co� z ni� zrobi. Sara le�a�a na pod�odze. Twarz mia�a czerwon� od �ez, w�osy mokre od potu, ubranko pogniecione od OJCIEC MIMO WOLI tarzania si� po ziemi. Spojrza�a na Blake'a i jej z�o�� min�a natychmiast. - Ona mi nie chce kupi� tej z falbankami - za-chlipa�a, robi�c min� nad�sanej, kapry�nej kobietki. - Dlaczego nie kupi jej pani tej z falbankami? - zapyta� zaskoczon� pani� Jackson, zanim zdo�a� zapanowa� nad s�owami. Stoj�ca za lad� Meg Donald-son zakry�a d�o�mi usta, by nie widzieli, �e si� �mieje. - Jest za droga - powiedzia�a, odchrz�kn�wszy. - Sta� mnie na to - odparowa�. - Tak, ale to nie jest str�j do zabawy na podw�rzu. Potrzebne s� jej d�insy, jakie� bluzeczki i bielizna. - Potrzebna jest mi sukienka na przyj�cia - za�ka�a Sara. - Jeszcze nigdy nie by�am na przyj�ciu, ale mo�ecie co� dla mnie urz�dzi�, �ebym mog�a si� z kim� zaprzyja�ni�. - Nie �ycz� sobie awantur - schyli� si� i postawi� j� na nogi. - Nast�pnym razem pani Jackson da ci klapsa. Na oczach wszystkich. Sara zrobi�a si� czerwona jak burak, a pani Donaldson schyli�a si� za lad�, jakby tam czego� szuka�a, i wybuchn�a �miechem. Kiedy pani Jackson zastanawia�a si�, co na to powiedzie�, do sklepu wesz�y dwie kobiety. Eliss� Ropper rozpozna� od razu. By�a �on� jego przyjaciela Kinga Roppera. - Blake! - wykrzykn�a z u�miechem. - Nie widywali�my ci� ostatnio. Co wy tu robicie? I kto to jest? - To moja c�rka, Sara Jane - odpowiedzia�. - Mieli�my tu w�a�nie ma�y napad z�o�ci. - Prosz� m�wi� za siebie - z pe�n� pogard� odpar�a pani Jackson. - Ja nie miewam takich napad�w. Po prostu odchodz� z pracy, kt�ra mnie przeros�a. - Pani odchodzi? To by si� nadawa�o do ksi��ki, prawda? - spyta� cichy rozbawiony g�os, a serce Blake'a podskoczy�o. 24 OJCIEC MIMO WOLI Meredith Calhoun patrzy�a na� szarymi oczami, kt�re nie zdradza�y nic poza odrobin� rozbawienia. Ubrana by�a w niebiesk� sukienk� i bia�y �akiet. Figur� mia�a okr�glejsz� ni� przed laty, a biust pe�niejszy. By�a wysoka, a jej w�ska talia, p�ynnie przechodz�ca w biodra, pozostawa�a w znakomitej proporcji do reszty cia�a. Na nogach mia�a jedwabne po�czochy i bia�e sanda�ki. Jej widok sprawi� mu b�l. - Merry! - us�ysza� wybuch rado�ci pani Jackson, kt�ra rzuci�a si� w ramiona Meredith. - Tak dawno ci� nie widzia�am. Dawno, dawno temu pani Jackson piek�a ciasto dla Meredith, kiedy ta odwiedza�a swego ojca chrzestnego. - No w�a�nie, Arnie. Ty w og�le si� nie zmieni�a� - powiedzia�a Meredith, cofaj�c si� o krok. - A ty tak. Jeste� ju� doros�a - powiedzia�a pani Jackson z u�miechem. - 1 s�awna - doda�a EYissa. - Pami�tacie moj� szwagierk�, Bess? By�y w tej samej klasie i nadal s� przyjaci�kami. Meredith zatrzyma�a si� u niej. - Bob i Bess kupili dom obok mojego - Blake postanowi� zabra� g�os. Nie m�g�by opisa�, co prze�ywa�, patrz�c na Meredith. Tyle lat, tyle b�lu... Ale to, co ona kiedy� do niego czu�a min�o. Poczu� to natychmiast. - Czy Nina wr�ci�a do ciebie z c�rk�? - spyta�a Elissa, staraj�c si� nie okaza� po sobie zdziwienia. - Nina zmar�a na pocz�tku tego roku. Sara Jane mieszka teraz ze mn�. Odwr�ci� oczy od Meredith i zwr�ci� si� ku dziecku. - Wygl�dasz okropnie. Id� do toalety i umyj buzi�. - Ty chod� ze mn� - za��da�a buntowniczo. - Nie. - To ja nie p�jd�. - Ja j� zaprowadz� - powiedzia�a pani Jackson tonem m�czenniczki. OJCIEC MIMO WOLI 25 - Nie, ty mi nie pozwalasz kupi� sukienki z falbankami! - Sara spojrza�a na nowo przyby�e kobiety. - Ona jest w gazecie - powiedzia�a z oczami wbitymi w Meredith. - Pisze ksi��ki. Tak powiedzia� tata. Meredith stara�a si� nie patrze� na Blake'a. Nieoczekiwane spotkanie po latach oszo�omi�o j�. Na szcz�cie nauczy�a si� ukrywa� swoje emocje. Za nic w �wiecie nie chcia�a, aby Blake zorientowa� si�, �e nadal nie potrafi si� przed nim obroni�. Sara podesz�a do Meredith, wpatruj�c si� w ni� z zachwytem. - Czy umiesz opowiada� bajki? - Chyba umiem - odpowiedzia�a z u�miechem. Sara by�a zupe�nie taka sama jak Blake. - Masz zaczerwienione oczy. Nie powinna� p�aka�, Saro. - Chc� mie� �adn� sukienk�. I �eby by�o przyj�cie, i �eby inne dzieci si� ze mn� bawi�y. A oni mnie nie lubi� - powiedzia�a, wskazuj�c na Blake'a i pani� Jackson. - Zaraz obwie�ci �wiatu, �e jeste�my par� potwor�w - powiedzia�a pani Jackson, za�amuj�c r�ce. - Co� w rodzaju doktora Jekylla i Mr. Hyde'a. - A kt�re z nas jest panem Hyde? - spyta� Blake. - Oczywi�cie pan. Ja nie jestem taka szkaradna - odpali�a. - Oni s� tacy sami, jak kiedy� - powiedzia�a Elissa z westchnieniem - prawda, Merry? Meredith nie s�ucha�a. Sara wzi�a j� za r�k� i powiedzia�a: - Mo�esz p�j�� ze mn� - a w stron� Blake'a rzuci�a - ona mi si� podoba, bo si� do mnie u�miecha. Pozwol� jej, �eby mi umy�a buzi�. - Czy mog�aby� ... - spyta� Meredith. By�y to jego pierwsze s�owa skierowane do niej. - Oczywi�cie - odpowiedzia�a, po czym odwr�ci�a si� i poprowadzi�a Sar� do toalety na zapleczu. 26 OJCIEC MIMO WOLI - Bardzo si� zmieni�a - powiedzia�a pani Jackson do Meg Donaldson. - Ledwo j� pozna�am. - To ju� tyle lat, to nie ten dzieciak, kt�rego pami�tamy. Jest teraz s�awn� kobiet�. Blake czu� si� nieswojo. Odszed�, by obejrze� ubrania. Zbli�y�a si� do niego Elissa. Kiedy wiele lat temu spotkali si� po raz pierwszy, troch� si� go ba�a, ale p�niej pozna�a go lepiej. By� przyjacielem Kinga, cz�sto si� odwiedzali. - Czy Sara jest z tob� od dawna? - spyta�a. - Od wczoraj wieczorem - odpowiedzia� sucho. - A wydaje si�, �e to ju� lata. My�l�, �e si� przyzwyczaj�, ale na razie jest ci�ko. To niez�y ancymon. - Jest po prostu samotna i troch� si� boi. Kiedy si� przyzwyczai i uspokoi b�dzie ci �atwiej. - Wtedy b�d� ju� bankrutem - za�artowa�. - Teraz musia�em wyj�� z posiedzenia rady, bo Sara Jane chcia�a mie� sukienk� z falbank�. - Powiniene� j� kupi�. Mog�aby przyj�� na urodziny mojej Danielle za tydzie�. - Usi�dzie na torcie i zdemoluje ci ca�y dom. - Sk�d�e, jest na to za ma�a. - M�j salon zaj�� jej nieca�e dziesi�� minut! - M�g�by zaj�� pi�� - powiedzia�a ze �miechem Elissa. - To zupe�nie normalne. Spojrza� w stron� �azienki. Meredith i Sara w�a�nie wychodzi�y. - Popatrzcie, co mi da�a Merry! - Sara z zachwytem pokaza�a im �nie�nobia�� chusteczk�. - Jest teraz moja! Ma tu koronk�. Nagle odwr�ci�a si� i porwa�a z wieszaka sukienk�, o kt�r� przedtem robi�a tyle wrzawy. - Musz� j� mie�! Prosz�. Pasuje do mojej chusteczki. Chcia� si� roze�mia�, ale w por� powstrzyma� si�. Spojrza� na pani� Jackson. - Co pani radzi? OJCIEC MIMO WOLI 27 - Je�li pan jej kupi t� sukienk�, ka�� j� panu nosi� - odpowiedzia�a grobowym g�osem. - Nie powinien pan ust�powa� tylko dlatego, �e dziecko si� awanturuje - w��czy�a si� pani Donaldson. Popatrzy� na pani� Jackson. - Pani to wszystko zacz�a. Dlaczego od razu nie kupi�a jej pani tej sukienki ? - M�wi�am ju�, �e jest za droga do zabawy na podw�rzu. - Musi mie� sukienk� na przyj�cie u Danielle - w��czy�a si� Elissa. - Widzi pani, co pani zrobi�a! - Blake warkn�� na gospodyni�. - Ju� nigdy nie zabior� jej na zakupy. Niech pan robi to sam, a do prowadzenia firmy mo�e pan sobie znale�� kogo� innego. - Bo�e, co to za kobieta, kt�ra nie potrafi nawet kupi� ubranka dla ma�ego dziecka. - To nie jest ma�e dziecko, tylko ma�y Donavan, a to jest r�nica - uci�a. Jej s�owa sprawi�y mu nieoczekiwan� przyjemno��. Popatrzy� na ma��, w kt�rej by�o tyle podobie�stwa do niego. Musia� przyzna�, �e odziedziczy�a po nim par� zalet. Przede wszystkim up�r, ale tak�e dobry gust. - Dostaniesz t� sukienk�, Saro - powiedzia�, otrzymuj�c w nagrod� u�miech, kt�ry sprawi� mu tak� przyjemno��, �e got�w by� zap�aci� za sukienk� nawet tyle, co za mercedesa. - Och, dzi�kuj� - Sara wybuchn�a rado�ci�. - B�dzie pan tego �a�owa� - odezwa�a si� pani Jackson. - Prosz� siedzie� cicho. To wszystko pani wina - odparowa�. - To pan kaza� mi wzi�� j� do sklepu i nie powiedzia�, co mam kupi� - obruszy�a si�. - Wracam do domu. 28 OJCIEC MIMO WOLI - Prosz� bardzo. Tylko prosz� nie przypali� mi lunchu. - Nie da si� przypali� kanapki z mortadel�, a tylko to dostanie pan dzi� do jedzenia. - Zwolni� pani�. - Bogu b�d� dzi�kowa�. Blake spojrza� na pani� Donaldson i Eliss�, kt�re na pr�no stara�y si� powstrzyma� u�miech. Zna�y na pami�� docinki Blake'a i jego gospodyni, ale nadal uwa�a�y je za zabawne. Natomiast z twarzy Meredith trudniej by�o co� odczyta�. Patrzy�a na Sar�, a Blake �a�owa�, �e nie widzi jej oczu. Ale ona spojrza�a w bok, na Eliss�. - Musimy ju� i��. Bess czeka na nas w salonie kosmetycznym. - Jeszcze chwilka - Elissa u�miechn�a si� szeroko. - Wezm� tylko te skarpetki dla Danielle i ju� jestem gotowa. Odesz�a, zostawiaj�c Meredith sam� z Blake'm i jego c�rk�. - Prawda, �e �adna? - Sara zawirowa�a, trzymaj�c przed sob� przy�o�on� sukienk�. - Wygl�dam jak kr�lewna z bajki. - Nie ca�kiem - odpar� Blake. - Potrzebne s� jeszcze buciki, no i co� do zabawy. Pobieg�a do stojak�w z ubrankami i zacz�a je przegl�da�. - Czy to normalne, �e dziecko w tym wieku ma swoje zdanie na temat stroj�w? - spyta� Blake, zwracaj�c si� ku Meredith. - Nie wiem - odpowiedzia�a zak�opotana. - Ma�o mia�am do czynienia z dzie�mi. Musz� ju� i��... Dotkn�� jej ramienia i ze zdziwieniem zobaczy�, �e odskakuje na bok. Spojrza�a na niego wzrokiem pe�nym b�lu i gniewu. - A wi�c nie zapomnia�a� - powiedzia� cicho. OJCIEC MIMO WOLI - S�dzisz, �e mog�abym zapomnie�? - spyta�a dr��cym g�osem. - To z twojego powodu nigdy tu nie wraca�am. Ma�o brakowa�o, a i tym razem te� bym nie przyjecha�a, ale mia�am ju� do�� tego ukrywania si�. Nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Nie oczekiwa� takiej reakcji. Nie spodziewa� si�, �e b�dzie w niej tyle goryczy. Usi�owa� odczyta� cokolwiek z jej twarzy, szukaj�c czego�, o czym wiedzia�, �e ju� nie znajdzie. - Zmieni�a� si� - powiedzia� cicho. - Tak, zmieni�am si� i wydoro�la�am. To ci� powinno uspokoi�. Na pewno nie b�d� ju� goni� za tob� jak zgubiony szczeniak. Aluzja dotkn�a go bole�nie. Po og�oszeniu testamentu oskar�y� j� o to, �e si� za nim ugania, a nawet gorzej. Przypomnienie przesz�o�ci wprawi�o go w gniew. - Dzi�ki Bogu - odpar� z ironicznym u�miechem. - Czy mog� dosta� to na pi�mie? - Id� do diab�a! - powiedzia�a, zaciskaj�c z�by. W tym momencie nadbieg�a Sara, trzymaj�c nar�cze ubra�. - Wszystkie s� takie pi�kne. Czy mo�esz mi je kupi�? - Oczywi�cie - odpowiedzia�, ale my�lami by� gdzie indziej. Meredith obr�ci�a si� na pi�cie, u�miechni�ta. Po raz pierwszy odk�d pami�ta odpowiedzia�a ciosem na cios, czy - m�wi�c dok�adnie - powiedzia�a pod jego adresem co�, co niekoniecznie by�o pe�ne uwielbienia i podziwu. Jaka to przyjemno�� stwierdzi�, �e nie czuje si� ju� przy nim onie�mielona. - Gotowa? - spyta�a Eliss�. - Tak. Do zobaczenia, Blake. - Ale ty nie mo�esz sobie p�j�� - do Meredith podbieg�a Sara i schwyci�a j� za sp�dnic�. - Jeste� moj� przyjaci�k�. Meredith poczu�a jak bardzo boli, kiedy lgnie do niej 30 OJCIEC MIMO WOLI dziecko Blake'a, dziecko, kt�re mog�a mu da�. Ukl�k�a przed Sar� i uj�a j� za r�k�. - Saro, musz� ju� i��. Ale zobaczymy si� ju� nied�ugo. - Ja ciebie lubi�. Nikt inny nie u�miechn�� si� do mnie. - Pani Jackson b�dzie si� od dzisiaj u�miecha� do ciebie - obieca� Blake. - Bo jak nie, to ju� nigdy nie b�dzie jej do �miechu - doda� pod nosem. - Ale ty si� nie �miejesz - oskar�y�a go Sara. - Bo twarz by mi p�k�a - odpar�. - Zbieraj si�, idziemy. - No dobrze. Czy przyjdziesz nas odwiedzi� ? - westchn�a i spyta�a, spogl�daj�c na Meredith. Ta a� poblad�a. Ma p�j�� zn�w do domu, gdzie dozna�a tylu upokorze� od Blake'a? Przenigdy! - Mo�esz przyj�� do nas i odwiedzi� Danielle - w��czy�a si� Elissa. Meredith wiedzia�a, �e ta zna�a ca�� jej histori�. Elissa lubi�a wtr�ca� si� w nieswoje sprawy, ale tym razem Meredith by�a jej za to wdzi�czna. - Kto to jest Danielle? - Moja c�rka. Ma cztery lata. - Ja te� mam prawie cztery. Czy ona zna rymowanki, bo ja znam chyba wszystkie.�Humpty Dumpty na murze siad�..." - Zadzwoni� do tatusia, �eby�cie przyszli do Bess. Meredith mieszka u niej - to moja szwagierka. Chodzimy do niej czasem z Danielle. - Mo�emy tak zrobi�? - spyta�a ojca. Blake dostrzeg�, �e Meredith jest wyra�nie zak�opotana. - Oczywi�cie - zgodzi� si� tylko dlatego, �eby zrobi� jej na z�o��. Meredith odwr�ci�a si� do nich ty�em. Serce jej stuka�o jak zbyt mocno nakr�cony zegarek, nie potrafi�a uspokoi� przestraszonych oczu. OJCIEC MIMO WOLI 31 - Pa, pa, Merry - zawo�a�a Sara. - Do widzenia, Saro Jane - odpowiedzia�a, zmuszaj�c si� do u�miechu. Nie popatrzy�a na Blake'a. Kiedy skierowa�y si� ku drzwiom, Donavan wypowiedzia� stosowne s�owa po�egnania, ale to, �e Meredith nawet na niego nie spojrza�a, dotkn�o go do �ywego. Patrzy�, jak siada za kierownic� czerwonego porsche. Zmru�y� oczy. My�la� o tym, czy nadal jest tak samo niewinna jak wtedy, czy te� jaki� m�czyzna nauczy� j� ju� wszystkich s�odkich sposob�w uprawiania mi�o�ci. Nikt przed nim jej nie dotkn��. A on obszed� si� z ni� szorstko i brutalnie. Nie mia� wcale takiego zamiaru - to jej dotyk, smak jej poca�unk�w wyprowadzi� go z r�wnowagi. Sam nie by� jeszcze wtedy do�wiadczony. Nina by�a pierwsz� kobiet� w jego �yciu, ale pierwsze zbli�enie - je�li nawet wzgl�dnie niewinne - prze�y� z Meredith. Jeszcze teraz, po latach, czu� jej usta, ich s�odki smak. Widzia� mi�kki alabaster jej piersi w chwili, gdy rozpina� jej bluzk�. A� j�kn��. To w�a�nie wtedy straci� g�ow�, kiedy j� zobaczy�. Zada� sobie pytanie, czy ona wiedzia�a, �e jest nowicjuszem i doszed� do wniosku, �e sama by�a zbyt ma�o do�wiadczona, by to rozumie�. Pragn�� jej do szale�stwa, a tymczasem wydarzenia wymkn�y mu si� spod kontroli. Wydawa�o si�, �e to by�o tak dawno: deszcz, kt�ry z�apa� go w stajni, kiedy Meredith zajrza�a tam szukaj�c wuja... ROZDZIA� TRZECI W ten pi�kny, wiosenny dzie� przed pi�cioma laty Blake pomaga� w stajni przy leczeniu chorego konia. Meredith przysz�a spyta� o wuja, kiedy nagle zacz�o pada�. Wkr�tce rozp�ta�a si� taka burza, �e musieli zosta�. Patrzy� na ni� wzrokiem pe�nym po��dania, kiedy wspinaj�c si� na palce spogl�da�a przez g�rne okienko w stron� domu. Mia�a na sobie bia�y, kr�tki kom-binezonik, kt�ry w tej pozycji podkre�la� jej smuk�� sylwetk�, ukazuj�c d�ugie nogi. Widok tych zgrabnych n�g i zmys�owa hr�a ciaia podzia�a�y na niego jak cios w �o��dek. To dziwne, �e tak to prze�ywa�. Mia� przecie� Nin� - pi�kn�, jasnow�os� dziewczyn�, kt�ra go kocha�a. Meredith nie by�a kobiet�, kt�ra mog�aby przyku� jego uwag�. Ale gdy na ni� popatrzy�, jego cia�o dojrza�o do dzia�ania. Us�ysza�a go, a mo�e poczu�a, do��, �e odwr�ci�a si�. W jej wzroku zd��y� dostrzec po��danie. - Ale leje, prawda? Mia�am w�a�nie i�� do domu, ale musia�am jeszcze spyta� twojego wuja o par� rzeczy. - Cz�sto tu ostatnio bywasz - zauwa�y�. - Pomaga mi w pisaniu artyku��w do szkolnego pisma. Potem zrobi� z nich ksi��k�. - Ksi��k�? - zadrwi�. - Masz dopiero dwadzie�cia lat. Czy my�lisz, �e wiesz o �yciu tyle, by pisa� ksi��ki? Jeszcze go nawet nie zacz�a�. - Przy tobie czuj� si� jakbym by�a smarkul�. - Bo te� czasem tak wygl�dasz - powiedzia�, patrz�c 32 OJCIEC MIMO WOLI 33 na jej warkoczyk przewi�zany wst��k�. - A ja jestem o dwana�cie lat starszy od ciebie. Zauwa�y� na jej twarzy pragnienie i to go poruszy�o. Nie przypuszcza�, �e inne kobiety - poza Nin� - mog� uwa�a� go za atrakcyjnego. Patrz�c z g�ry na Meredith, stoj�c� o p� kroku od niego, widzia� jak zmienia si� wyraz jej twarzy. Za�o�y�by si�, �e jest niewinna, a je�li si� ca�owa�a, to dopiero kilka razy i nie na powa�nie. To doda�o mu pewno�ci siebie. Jego wzrok pow�drowa� ku �agodnemu �ukowi jej ust. Pod wp�ywem niezrozumia�ego impulsu uni�s� jej brod� i nachyli� si�, by przeci�gn�� wargami po jej ustach. - Blake! - westchn�a, przestraszona czy te� zaskoczona. Pierwszy kontakt z jej ustami sprawi�, �e jego cia�o zap�on�o po��daniem. Przyci�gn�� j� do siebie. Jeszcze teraz, pi�� lat p�niej, czuje mi�kk� uleg�o�� jej cia�a i pami�ta jej zapach. Uniesiona na palcach podawa�a mu ciep�e, ch�tne do poca�unk�w usta. Spos�b, w jaki odpowiedzia�a na jego poca�unki swymi niepewnymi, nie�mia�ymi wargami, doprowadzi� go do szale�stwa. Opar� j� plecami o �cian�, tak by nie by�o ich wida� i przywar� do niej ca�ym cia�em. Wciska� si� biodrami w jej biodra, a torsem przylgn�� do delikatnych, m�odych piersi. Wyczuwa� jej przy�pieszony oddech i s�ysza� powtarzane cicho�nie". Jego palce natrafi�y na j�drn� pier�. Wra�enie by�o osza�amiaj�ce. Jeszcze dzi� przypomina sobie ogarniaj�cy go wtedy ogie� - dr�a� ca�y z pragnienia, a jego usta by�y coraz bardziej natarczywe. Podda�a mu si� od razu. Cia�o jej, cho� dr��ce, by�o rozlu�nione, a usta reagowa�y nie�mia�o. M�g� teraz z wi�ksz� pewno�ci� siebie zabra� si� do rozpinania guzik�w. Nieznacznie podni�s� g�ow�, OJCIEC MIMO WOLI by spojrze� na ods�oni�te piersi. Z j�kiem pochyli� si� i przesun�� po nich ustami. Us�ysza� jej westchnienie. Mocno obejmowa�a jego ramiona. �atwo si� domy�le�, co musia�oby potem nast�pi�. Nie dociera� do niego nawet przera�ony g�os Meredith. Oprzytomnia� dopiero wtedy, gdy us�ysza� podje�d�aj�cy samoch�d. Podni�s� g�ow� i zd��y� jeszcze dostrzec l�k w jej oczach. Teraz dopiero zrozumia�, co zrobi�. G��boko wci�gn�� powietrze i odsun�� si� od niej. Odczuwa� m�k� niezaspokojonego po��dania, a jego oczy rozjarzy�y si�, natrafiwszy na jej spojrzenie. Z rumie�cem na twarzy stara�a si� doprowadzi� do porz�dku bluzk� i pozapinac guziki. Dopiero teraz zda� sobie spraw�, jak intymne by�o ich zbli�enie. Nie rozumia�, co go op�ta�o. Przestraszy� Meredith, ale zl�k� si� te� sam, bo pierwszy raz straci� w ten spos�b panowanie nad sob�. By� zbyt zaszokowany, by m�wi�. Nag�y przyjazd wuja wyda� mu si� wtedy opatrzno�ciowym zrz�dzeniem losu, ale p�niej przysz�o mu do g�owy, �e wuj domy�la� si�, co zasz�o wtedy mi�dzy nimi i wykorzysta� to, zmieniaj�c testament. Siostrzeniec i ukochana chrze�niaczka - w jego oczach by�a to znakomita para. Wuj patrzy� na nich, stoj�c na deszczu. Kilka dni p�niej ju� nie �y�. Zmar� na atak serca. Blake by� zdruzgotany. Samotno��, kt�r� poczu�, ledwie dawa�a si� uj�� w s�owa. Spotyka� czasem Meredith z rodzicami, ale nie zwraca� na ni� uwagi, mia� bowiem u swego boku Nin�, udaj�c� wsp�czucie. A potem nast�pi�o odczytanie testamentu. Blake by� zar�czony z Nin�, ale nadal trudno mu by�o opanowa� emocje, jakie wzbudzi�o w nim spotkanie z Meredith. Z og�oszonego testamentu dowiedzia� si�, �e wuj Dan pozostawi� Meredith dwadzie�cia procent akcji OJCIEC MIMO W O L I 35 agencji obrotu i zarz�dzania nieruchomo�ciami. Jedynym sposobem wej�cia w ich posiadanie by�o po�lubienie Meredith. Sam mia� czterdzie�ci dziewi�� procent akcji, za� pozosta�e trzydzie�ci jeden procent otrzymali kuzyni. Chocia� jeden z nich got�w by� si� z nim sprzymierzy�, gdyby Meredith wyst�pi�a przeciw niemu, to jednak grozi�o mu, �e utraci wszystko. Nina tylko si� �mia�a. Pami�ta� jeszcze wyraz jej twarzy, kiedy pogardliwie przygl�da�a si� Meredith. Blake zachowa� si� jeszcze gorzej. Zda� sobie spraw�, �e wuj chce tak�e zza grobu kierowa� jego �yciem, a do tego b�d� si� w nie wtr�ca� pysza�kowaci kuzynkowie - i mia� ju� tego do��. - �eni� si�? Z ni�? - powiedzia� powoli w chwil� po odczytaniu testamentu. - M�j Bo�e, mam si� o�eni� z t� nudziar�, z tym cieniem kobiety? - Podszed� ku Meredith, kt�ra sta�a skulona i blada, s�ysz�c jak m�wi to wszystko przed ca�� rodzin�. - Za nic w �wiecie - powiedzia� ze z�o�ci�. - Zabieraj si� st�d ze swoimi akcjami. Nie chce ci� widzie�. Spodziewa� si�, �e Meredith wybuchnie p�aczem i wybiegnie z pokoju. Nie zrobi�a tego. By�a blada jak �mier� i trz�s�a si� tak, �e ledwie mog�a usta�. Spu�ci�a wzrok i odwr�ciwszy si� na pi�cie wysz�a z pokoju z godno�ci� zaskakuj�c� u dwudziestolatki. By�o mu p�niej wstyd, ilekro� przypomnia� sobie