16693

Szczegóły
Tytuł 16693
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16693 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16693 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16693 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Charles Baudelaire "Danse Macabre" Dumna ze swej postawy jak kobieta �ywa, Ze swym bukietem, chustk� i r�kawiczkami, Ma niedbale swobodny powab, co wyzywa, I wdzi�k chudej kokietki, co dra�ni i mami. Kt� i na jakim balu widzia� kibi� w�sz�? Jej suknia, w obfito�ci przesadnie bogatej, Sp�ywa bujnie na zwi�z�� stopk�, kt�r� wi꿹 Pantofelki w pomponach, �liczniutkie jak kwiaty. Kryza, kt�ra si� hu�ta u jej obojczyk�w, By ruczaj po��dliwy, tr�cy si� o ska�y, Broni nader wstydliwie od spro�nych przytyk�w Jej �a�obne powaby skryte w mu�lin bia�y. Mrok i pr�nia, w jej oczach g��bokich widnieje, A jej czaszka, ozdobna w wieniec kwiat�w hojny, Mi�kko si� na jej w�t�ym kr�gos�upie chwieje. - O uroku nico�ci ob��ka�czo strojnej! Kochankowie pijani winem cielesno�ci B�d� ci� nazywali wstr�tnym dziwol�giem, Nie pojmuj�c wykwintu kszta�tnej ludzkiej ko�ci; Mnie za� n�cisz, ko�cieju, przemo�nym poci�giem! Czy ci si� nie zechcia�o wetkn�� swych trzech groszy W �wi�to �ycia? Czy-� ��dza dawna nie unios�a I, bod�c twoje dot�d niezmartwia�e trzos�a, Nie gna ci�, �atwowierna, na Sabat Rozkoszy? Przy �piewaniu tych skrzypiec, w p�omieniu tej �wiecy Przybywasz�e utopi� sw� szydercz� zmor�? Czy spodziewasz si� zgasi� w rozpasanej hecy Owo trawi�ce piek�o, co ci w sercu gore? Ty� pradawnej bole�ci wiecznotrwa�y cerber! Ty� odwieczna krynica grzechu i g�upoty! Poprzez wygi�t� krat� ��tych twoich �eber Dotychmiast widz� gad�w nienasytnych sploty. Cho� mi� twoja zalotno�� n�ci nieodparcie, W�tpi� jednak, czy innych do mi�o�ci zmusi; Z tych wszystkich �miertelnik�w, kt� si� zna na �arcie? Wszak powab okropno�ci - silnych jeno kusi! W bezdeni twoich oczu wiecznie zawr�t go�ci, Pe�en potwornych my�li jak w�owych k��b�w; Nikt rozs�dny nie mo�e patrze� bez nudno�ci Na drwi�cy u�miech twoich trzydziestu dwu z�b�w. A przecie - kt� nie �ciska� szkieletu w ramionach, Dla kogo wn�trze grobu �adnych czar�w nie ma? C� bo tam po perfumach, stroju lub znamionach! Kto si� w wybredno�� bawi, snad� si� pi�knym mniema, Beznosa bajadero, wzorze ludzkich ruder! Powiedz�e tym tancerzom, kt�rzy tak si� dro��: "O wy, pyszne wymoczki! Mimo r� i puder Zalatujecie �mierci�! Ko�cieje z obro��, Antinousy zwi�d�e a� do kr�gos�up�w, Zw�oki pokostowane, Don Juany niemrawe! Wszech�wiatowa ruchawka ta�ca ko�ciotrup�w Unosi was rycza�tem w nieznan� dzier�aw�! Od wr�cego Gangesu di zimnej Sekwany Hasa trzoda �miertelna - i nie widzi zgo�a, �e z otworu w suficie tkwi tr�ba Anio�a, Przera�liwie gotowa, by �uk napinany. W ka�dym ziemskim klimacie, pod �niegiem, pod znojem, �mier� przygl�da si� tobie, pocieszna Ludzko�ci! I - jak ty - na swe cia�o zlewaj�c wonno�ci, Miesza swoj� ironi� z ob��kaniem twojem." *** �Amor i czaszka� Dumna ze swej postawy jak kobieta �ywa, Ze swym bukietem, chustk� i r�kawiczkami, Ma niedbale swobodny powab, co wyzywa, I wdzi�k chudej kokietki, co dra�ni i mami. Kt� i na jakim balu widzia� kibi� w�sz�? Jej suknia, w obfito�ci przesadnie bogatej, Sp�ywa bujnie na zwi�z�� stopk�, kt�r� wi꿹 Pantofelki w pomponach, �liczniutkie jak kwiaty. Kryza, kt�ra si� hu�ta u jej obojczyk�w, By ruczaj po��dliwy, tr�cy si� o ska�y, Broni nader wstydliwie od spro�nych przytyk�w Jej �a�obne powaby skryte w mu�lin bia�y. Mrok i pr�nia, w jej oczach g��bokich widnieje, A jej czaszka, ozdobna w wieniec kwiat�w hojny, Mi�kko si� na jej w�t�ym kr�gos�upie chwieje. - O uroku nico�ci ob��ka�czo strojnej! Kochankowie pijani winem cielesno�ci *** �Pot�pione� Jak trzoda rozci�gni�te na piask�w pos�aniu W bezkresy widnokr�gu zwracaj� oblicze - A w ich bioder zbli�eniu, w ich d�oni zbrataniu, Widne - mi�kko�� niemocy i dreszcz�w gorycze. I jedne, zas�uchane w serdeczne zwierzenia, Id� w lasu - ruczaju - szumi�ce bezdro�e, I mi�o�ci swej pierwszej rozsnuwszy wspomnienia Rze�bi�jakie� litery w drzew zielonej korze. A drugie, niby siostry, w ciszy i skupieniu B��dz� w pe�nej widziade� skalnej pustce szarej, Gdzie oczom Pustelnika ongi w skier p�omieniu Bia�ych piersi kusz�ce odkry�y si� czary. Inne znowu, jak zwierz� wyj�ce swe skargi, W g��bi jaski� poga�skich szukaj� schronienia I ciebie przyzywaj� spalonymi wargi, O Bachusie! co gorycz usypiasz wspomnienia! I te jeszcze, co �ona szkaplerzem ubrane, Krwawym �ladem pi�tnuj� biczuj�cej r�ki, P�aszczem nocy okrywszy swe cia�a zszarpane Rozkoszy krzykiem g�usz� m�k bolesne j�ki. O Demony - potwory - dziewice m�czenne! O wy nie spe�nionymi wci�� dr�czone snami, Spragnione niesko�czenia, grzeszne lub promienne, Czasem krzykiem rozg�o�ne, czasem ciche �zami, Kocham was i �a�uj�, o siostry tu�acze, Duszy waszej piekieln� przeczytawszy ksi�g�, Za niesytos� pragnienia, za t�sknot rozpacze I za wielkich serc waszych mi�osn� pot�g�. *** �Epilog� Z sercem pe�nym rado�ci wszed�em na wzniesienie, Sk�d wida� miasto w jego rozleg�o�ci ca�ej, Szpital, lunapark, czy�ciec, piek�o i wi�zienie, Gdzie wszystkie potworno�ci jak kwiat wybuja�y, Ty wiesz, patronie mojego strapienia, Szatanie, �e oczy me �ez pustych wylewa� nie chcia�y, Lecz jak stary rozpustnik, potwornym kochaniem Chcia�em si� upi� w starej gamratki ramionach. Jej czar piekielny odm�adza mnie nieprzerwanie. Ty, co �pisz jeszcze, w p��tna �witu otulona, Ci�ka, kaszl�ca, albo pyszna w lamowanych Szczeroz�otem mrocznego wieczoru zas�onach. Kocham ci�, o, stolicy ha�by! Kurtyzany, Bandyci, cz�sto ofiarujecie rozkosze, Kt�rych smak jest grubia�skim profanom nie znany. *** �Alchemia i cierpienia� Ten ci� oz�aca swym zapa�em, �w czerni smutkiem swym, Naturo! Co temu �yciem jest wspania�em, Owemu Fars� jest ponur�. Hermesie, w�adasz mn� tajemnie I st�d si� bior� wszystkie dziwy: Z twej winy si� zaszczepi� we mnie Midas, alchemik nieszcz�liwy. Z�oto w �elazo sam zamieniam, Sukcesy przeobra�am w plagi; Ca�unem zdaj� si� ob�oki, Widz� w nich ukochane zw�oki, I na niebosk�onu przestrzeniach Wznosz� ogromne sarkofagi. *** �Abel i Kain� II Plemi� Ablowe, pij i szalej, B�g ci u�miecha si� �yczliwie. Plemi� Kaina, w jarzmie dalej M�cz si� i konaj rozpaczliwie. Plemi� Ablowe, twa ofiara Mi�a jest nozdrzom Serafina. Plemi� Kaina, twoja kara Czy b�dzie mia�a kiedy fina�? Plemi� Ablowe, w obfito�ci Zb� i trz�d wschodzi siew tw�j p�odny. Plemi� Kaina, twe wn�trzno�ci Wyj� przeci�gle jak pies g�odny. Plemi� Ablowe, brzuch sw�j grzejesz Przed swym ogniskiem patriarchalnym. Plemi� Kaina, wci�� dr�twiejesz Z zimna jak szakal w norze skalnej. Plemi� Ablowe, kochaj, p��d� si�, Twe z�oto mno�y twoj� chwa��. Plemi� Kaina, dalej trud� si�, Poskramiaj ��dze wybuja�e. Plemi� Ablowe, w t�uszcz obrastaj, Jak roje pluskiew w starym gracie. Plemi� Kaina, z wsi i miasta P�d� swe potomstwo ku zatracie. II Plemi� Ablowe, ziemi grudy U�y�ni �cierwo twoje gnoje. Plemi� Kaina, twoje trudy Wydadz� wreszcie plony hojne. Plemi� Ablowe, n� pobity Przez ogie� na twe poha�bienie. Plemi� Kaina, wzle� w b��kity I Boga stamt�d str�� na ziemi�. *** �Zw�oki� Czy pomnisz, moja luba, co�my to widzieli W �w letni ranek tak strojny w promienie? Na zakr�cie dro�yny trup si� �cieli; A �o�em jemu �wir i kamienie. Nogi wznosz�c do g�ry, jak w rozpusty szale, Ziej�ce jadem to �cierwo gor�ce Otwiera�o cynicznie i niby niedbale Brzuch sw�j, sk�d bi�y wyziewy truj�ce. S�o�ce ciska�o �arem na ow� zgnilizn�, Jakby w p�omieniach zgotowa� j� chcia�o I naturze da� stokro� zwi�kszon� spu�cizn� Materii niegdy� w�o�onej w to cia�o. Niebo patrza�o w szkielet, co z cia�a wyziera�, Jak na rozkwit�y kwiat w s�o�ca promieniu; Smr�d zasi� tak cuchn�cy stamt�d si� wydziera�, �e� si� zachwia�a jakoby w zemdleniu. Roje much nad tym brzuchem brz�cza�y zmursza�ym, Sk�d wylega�y wci�� czarne gromady Robactwa p�yn�cego potokiem zg�stnia�ym Wzd�u� tych �yj�cych �achman�w szkarady. Wszystko to si� jak fala pi�o, zst�powa�o Lub si� miota�o iskrz�ce od s�o�ca, Rzek�by�, �e tchnieniem wiatru nad�te to cia�o O�y�o znowu mno��c si� bez ko�ca. I muzyka p�yn�a jaka� stamt�d gwarna, Jak wiatr szumi�cy po�r�d li�ci drzewa Lub jak ruchem rytmicznym ko�ysane ziarna, Kt�re rolnik w przetaku swym przesiewa. Formy si� rozp�ywa�y, by�y jak sen mglisty, Jak na sztaludze w pracowni malarza Szkic jeszcze nie sko�czony, by pami�� artysty Niepewna z trudem tylko go odtwarza. Za ska�ami ukrytej, niespokojnej suki Wzrok w nas utkwiony spogl�da� straszliwie, Bo czeka�a tej chwili, kiedy cielska sztuki, Rzucone teraz, zn�w pochwyci chciwie. - A jednak b�dziesz do tej ohydy ponurej I ty podobna i pe�na zarazy, O gwiazdo oczu moich, s�o�ce mej natury, Kochanie moje, Aniele bez zmazy! Zaprawd� b�dziesz tak�, o wdzi�k�w kr�lowo, Gdy ju� ostatnie wzi�wszy sakramenta, Pod bujnym legniesz kwieciem i traw� grobow�, By gni�, gdzie ko�ci kryje ziemia �wi�ta. M�w natenczas robactwu, moja pi�kna, blada, Gdy poca�unki b�dzie wy�era� ci w grobie, �e ja mi�o�ci mojej, kt�ra si� rozk�ada, Tre�� i kszta�t boski wiernie chowam w sobie! *** �Zniszczenie� Miotaj�cy si� ci�gle Demon mnie okala I p�ynie wok� wiatru nieuchwytnym dr�eniem, Po�ykam go i czuj�, jak p�uca mi spala I nape�nia je wiecznym, zbrodniczym pragnieniem. Niekiedy, mej mi�o�ci dla Sztuki �wiadomy, Przybiera kszta�t kobiety pe�nej cudnych czar�w I podszeptem zwodniczym ob�udnik kryjomy Przyzwyczaja me usta do wstr�tnych wywar�w. I daleko ode mnie ju� Boga �renice! On wiedzie z�amanego znu�eniem w granice, Gdzie nud�w kraj si� ci�gnie - pusty, niezbadany - I rzuca w oczy moje, pe�ne przera�enia, Splamione brudem szaty, ropi�ce si� rany I narz�dzia skrwawione dzikiego zniszczenia. *** �Wino samotnika� Osobliwe spojrzenie zalotnicy m�odej, Co prze�li�nie si� ku nam niczym promie� bia�y, Kt�ry przemienny ksi�yc �le wodzie omdla�ej, Gdy chce w niej sk�pa� swoj� niedba�� urod�; Ostatnia gar�� talar�w w chciwych d�oniach graczy, Rozpustny poca�unek chudej Adeliny, D�wi�k muzyki dra�ni�cy, tkliwy, melodyjny, Brzmi�cy jak krzyk daleki b�lu i rozpaczy; Butlo g��boka, wszystko razem to mniej warte Od zapach�w, co w brzuchu p�odnym twym zawarte, Koj� serce poety zawiedzione srogo; Nape�niasz je m�odo�ci� i nadziej� cich�, I skarbem wszelkiej t�uszczy - nies�ychan� pych�, Co czyni nas podobnych zwyci�zcom i bogom! *** �Widmo� I Ciemno�ci W niezg��bionych mych smutk�w pos�pnej jaskini, Gdzie mi� ju� zamkn�� wyrok Przeznacze� surowy; K�dy nie wnika promie� weso�y, r�owy, K�dy ze mn� Noc tylko, chmurna gospodyni; Jestem jak pot�pieniec przez Boga szyderc� Skazany na tle cienia malowa� - niestety! K�dy - kuglarz grobowe gotuj�cy wety - Warz� wci�� i spo�ywam w�asne moje serce. Chwilami b�yska, zwi�ksza si�, ro�nie na jawie Widmo stworzone z blask�w wspania�ych i czar�w; Po marzycielskich wschodnich rysach i postawie, Gdy ju� zwyk�ego wzrostu dosi�gnie rozmiar�w, Poznaj� j�: ta pi�kna mara moja senna, To ona! taka chmurna - jednak tak promienna! II Wonie Czytelniku, czy� kiedy� ch�on�� piersi� ca��, Powoli i z rozkosz� zapach za kadzielnicy Wyzioni�ty, gdy �ciany nape�ni �wi�tnicy, Albo torebki z pi�mem wo� niewywietrza�� Czar g��boki, magiczny, dziwne upojenia, Odczu� w chwili obecnej przesz�o�� zmartwychwsta��! Tak kochanek, tul�cy uwielbione cia�o, Zbiera ze� w chwili pieszczot rzadki kwiat wspomnienia. Z ci�kich i elastycznych w�os�w jej g�stwiny, Tej �ywej kadzielnicy w sypialni zion�cej, P�yn�� zapach szczeg�lny i odurzaj�cy, A czyli aksamity wdzia�a czy mu�liny, Woni� m�odego cia�a przesi�k�e jej szaty Wydziela�y jakoby futra aromaty. III Ramy Jak obraz, cho�by mistrza ws�awionego, Nabiera blasku od ramy kunsztownej: Wdzi�k jaki� dziwny, czar jaki� cudowny, Wyosobniaj�c j� z �wiata ca�ego Sprawia�, i� sprz�ty, klejnoty kosztowne, Z�oto - s�u�y�y jej rzadkiej pi�kno�ci, I� nic nie mog�o przy�mi� jej jasno�ci, Lecz wszystko ramy dawa�o stosowne. Rzek�by�, �e czasem jej samej si� zda�o, I� wszystko chce j� kocha�; �liczne cia�o Rzuca�a w u�cisk tkaniny jedwabnej, Nagie, drgaj�ce, lub w bielizny puchy, A wszystkie �ywe czy wolne jej ruchy Mia�y wdzi�k ma�pki dzieci�co powabnej. IV Portret �mier� i choroba czyni� gar�� popio�u Z tego p�omienia, kt�ry dla mnie p�on��. Z oczu ognistych i czu�ych pospo�u, Z tych ust, na kt�rych jam tak sercem ton��, Z tych poca�unk�w mocnych jak balsamy, Z uniesie� �ywszych od promieni s�o�ca - Okropnie, duszo moja! - c� dzi� mamy Co pozosta�o Szkic, kartka nikn�ca, Kt�ra wraz ze mn� samotnie zamiera I kt�r� starzec z�o�liwy, Czas srogi, Z dniem ka�dym ci�kim skrzyd�em swym zaciera... Morderco chmurny, �yciu, sztuce wrogi, W pami�ci mojej nie zatrze twa si�a Tej, co mym szcz�ciem i chlub� m� by�a! *** �Weso�y zmar�y� W t�ustej, pe�nej �limak�w g��bi czarnoziemu Sam dla siebie wykopi� r�w obszerny w miar�, Jak rekin drzemie w morzu, zasn� w zapomnieniu, Wyci�gn�wszy swobodnie swoje ko�ci stare. Kpi� sobie z testament�w, gardz� grobowcami; Miast pokornie �wiat b�aga� o jedn� �z� ma��, �ywy - wola�bym raczej zm�wi� si� z krukami, By zlecia�y si� szarpa� me plugawe cia�o. Czerwie! Bez �cz i uszu czarne przyjacio�y, Zbli�a si� do was zmar�y wolny i weso�y! Wam za�, synowie �mietnisk, my�liciele marni, Niechaj znikni�cie moje sumie� nie poruszy. Powiedzcie mi, czy jeszcze s� jakie m�czarnie Dla martwego w�r�d martwych zew�oku bez duszy! *** �Sed non satiata� Dziwne b�stwo o cerze br�zowej jak noce, O zapachu zmieszanym z pi�ma i hawany, Ty dzie�o urojone przez Fausta Sawany, Czarownico z hebanu, pocz�ta w pomroce. Wol� ni� opium, burgund - osza�amiaj�ce Eliksiry ust twoich mi�o�ci� pijanych, Gdy ku tobie zd��aj� mych ��dz karawany, Poisz w cysternie oczu twych moje niemoce. Przyga� w twych wielkich czarnych oczach, oknach duszy, P�omienie, o diablico, kt�rej nic nie wzruszy, Jam nie Styks, by ci� obj�� dziewi��kro� ramieniem. Och, Megiero rozpustna, nie moj� jest win�, �e nie umiem, by zmieni� tw�j �ar w odr�twienie, W piekle twojego �o�a sta� si� Prozerpin�! *** �Przemiany wampira� Niewiasta, ust czerwieni� znaczona zuchwa��, Niby �mija na w�glach w skr�tach pr꿹c cia�o, Tr�c o �o�e pier� pe�n� ��dz nieujarzmionych, Potok s��w wylewa�a pi�mem nasyconych: - �W wilgotnych moich wargach wiedza upojenia; Umiem w �o�u zatopi� skrupu�y sumienia; Susz� �zy; krwi stygn�cej bi� ka�� gor�cej I starczym ustom u�miech przywracam dzieci�cy - A kogo do nago�ci mej dopuszcz� �aski, Zast�pi� mu ksi�yca, gwiazd i s�o�ca blaski! Bo, m�j m�drcze, w pieszczotach ja tak wy�wiczona, Gdy owijam wybra�ca w w�owe ramiona, Lub do hojnych mych piersi puszczam g�odne usta - I skromna, i rozpustna, i gro�na, i pusta - �e dla mnie za otch�anie takie upieszczenie Anio�y by w niemocy sz�y na pot�pienie! � A kiedy z ko�ci moich wyssa�a szpik ca�y, Ja za� zwr�ci�em wreszcie ku niej wzrok omdla�y - Na jej miejscu ujrza�em tu� przy boku swoim Jaki� buk�ak o�liz�y, nape�niony gnojem! Zamkn��em oczy, lodem przera�enia �ci�ty; A gdym otworzy�, chc�c sen odegna� przekl�ty, Na ch�odnem �o�u, zamiast machiny pot�nej - Niespo�ytej jak morze, nadmiarem krwi pr�nej - Dr�a�y nagie piszczele i czerep �luzawy, Wydaj�ce pisk sm�tny chor�giewki rdzawej - Lub szyldu, co w noc zimn� na �elaznym pr�cie Na wietrze poj�kuje w �a�osnym lamencie. *** �Po�miertne �ale� �liczna, chmurna ty moja, gdy do snu twe zw�oki Pod czarnym marmurowym z�o�� ju� kamieniem, Gdy jedynym twym zamkiem, alkow�, schronieniem, Stanie si� sklep wilgotny albo d� g��boki; Gdy pier� przyt�oczy ci�ar straszliwej opoki I gniot�c kibi� gi�tk�, wdzi�czn� zleniwieniem, Nie da sercu uderza� wol� i pragnieniem, I powstrzyma twe lekkie, swobodne dzi� kroki - W�wczas gr�b, mych sn�w wiecznych powiernik jedyny, (Bo poeta si� zawsze rozumie z mogi��) B�dzie ci szepta� w d�ugie bezsenne godziny: "Kurtyzano nieszczera, ach, czemu� ci by�o Nie zazna� tego, po czym �wiat umar�y p�acze?" I czerw toczy� si� b�dzie jak �alu rozpacze. *** �Otch�a� �liczna, chmurna ty moja, gdy do snu twe zw�oki Pod czarnym marmurowym z�o�� ju� kamieniem, Gdy jedynym twym zamkiem, alkow�, schronieniem, Stanie si� sklep wilgotny albo d� g��boki; Gdy pier� przyt�oczy ci�ar straszliwej opoki I gniot�c kibi� gi�tk�, wdzi�czn� zleniwieniem, Nie da sercu uderza� wol� i pragnieniem, I powstrzyma twe lekkie, swobodne dzi� kroki - W�wczas gr�b, mych sn�w wiecznych powiernik jedyny, (Bo poeta si� zawsze rozumie z mogi��) B�dzie ci szepta� w d�ugie bezsenne godziny: "Kurtyzano nieszczera, ach, czemu� ci by�o Nie zazna� tego, po czym �wiat umar�y p�acze?" I czerw toczy� si� b�dzie jak �alu rozpacze. *** �Op�tanie� Puszcze le�ne, jak katedr straszne wasze �ona Wyjecie jak organy, a w serc waszych toni, W tych przybytkach �a�oby, gdzie �kanie nie kona, Echo waszych ponurych De Profundis dzwoni. Nienawistne� mi, morze! Twych fal �oskot dziki Odnajduj� w mej duszy. Ten pe�en goryczy �miech zwyci�onych, �kania, blu�nierstwa i krzyki S�ysz�, gdy morze �miechem swym bezbrze�nym ryczy. Ja bym ci� kocha�, Nocy! bez twych gwiazd miliona, Bo ich �wiat�o to mowa stokro� powt�rzona! A pr�ni, mroku szuka moja dusza smutna! Lecz, niestety, ciemno�ci nawet s� jak p��tna, Gdzie tysi�czne postacie odtwarza me oko Os�b znik�ych, lecz tkwi�cych w pami�ci g��boko. *** �Fontanna krwi� Niekiedy zdaje mi si�, �e krwi mojej fale Uchodz� gdzie� ze mnie, s�ysz� ich rytmiczne �ale, Jak bij�cej fontanny przeci�g�e westchnienia, Ale na pr�no rany szukam bez wytchnienia. Poprzez miasta aren� rwie naprz�d wytrwale, Tworz�c wysepki w bruku, wci�� uchodzi w dale, Gasi wsz�dzie pragnienie wszelkiego stworzenia, Wszystkie barwy w przyrodzie w czerwon� zamienia. Nieraz chcia�em zatopi� w oszuka�czym winie Pami�� zgrozy, co skrzyd�a rozpi�a nade mn�, Lecz s�uch si� lepiej w cisz�, wzrok w noc wbija� ciemn�! My�la�em, �e mnie mi�o�� w sen g�uchy spowinie, Lecz by�a jak poduszka ig�ami natkni�ta, By mog�y pi� do woli okutne dziewcz�ta!