16693
Szczegóły |
Tytuł |
16693 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16693 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16693 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16693 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Charles Baudelaire
"Danse Macabre"
Dumna ze swej postawy jak kobieta �ywa,
Ze swym bukietem, chustk� i r�kawiczkami,
Ma niedbale swobodny powab, co wyzywa,
I wdzi�k chudej kokietki, co dra�ni i mami.
Kt� i na jakim balu widzia� kibi� w�sz�?
Jej suknia, w obfito�ci przesadnie bogatej,
Sp�ywa bujnie na zwi�z�� stopk�, kt�r� wi꿹
Pantofelki w pomponach, �liczniutkie jak kwiaty.
Kryza, kt�ra si� hu�ta u jej obojczyk�w,
By ruczaj po��dliwy, tr�cy si� o ska�y,
Broni nader wstydliwie od spro�nych przytyk�w
Jej �a�obne powaby skryte w mu�lin bia�y.
Mrok i pr�nia, w jej oczach g��bokich widnieje,
A jej czaszka, ozdobna w wieniec kwiat�w hojny,
Mi�kko si� na jej w�t�ym kr�gos�upie chwieje.
- O uroku nico�ci ob��ka�czo strojnej!
Kochankowie pijani winem cielesno�ci
B�d� ci� nazywali wstr�tnym dziwol�giem,
Nie pojmuj�c wykwintu kszta�tnej ludzkiej ko�ci;
Mnie za� n�cisz, ko�cieju, przemo�nym poci�giem!
Czy ci si� nie zechcia�o wetkn�� swych trzech groszy
W �wi�to �ycia? Czy-� ��dza dawna nie unios�a
I, bod�c twoje dot�d niezmartwia�e trzos�a,
Nie gna ci�, �atwowierna, na Sabat Rozkoszy?
Przy �piewaniu tych skrzypiec, w p�omieniu tej �wiecy
Przybywasz�e utopi� sw� szydercz� zmor�?
Czy spodziewasz si� zgasi� w rozpasanej hecy
Owo trawi�ce piek�o, co ci w sercu gore?
Ty� pradawnej bole�ci wiecznotrwa�y cerber!
Ty� odwieczna krynica grzechu i g�upoty!
Poprzez wygi�t� krat� ��tych twoich �eber
Dotychmiast widz� gad�w nienasytnych sploty.
Cho� mi� twoja zalotno�� n�ci nieodparcie,
W�tpi� jednak, czy innych do mi�o�ci zmusi;
Z tych wszystkich �miertelnik�w, kt� si� zna na �arcie?
Wszak powab okropno�ci - silnych jeno kusi!
W bezdeni twoich oczu wiecznie zawr�t go�ci,
Pe�en potwornych my�li jak w�owych k��b�w;
Nikt rozs�dny nie mo�e patrze� bez nudno�ci
Na drwi�cy u�miech twoich trzydziestu dwu z�b�w.
A przecie - kt� nie �ciska� szkieletu w ramionach,
Dla kogo wn�trze grobu �adnych czar�w nie ma?
C� bo tam po perfumach, stroju lub znamionach!
Kto si� w wybredno�� bawi, snad� si� pi�knym mniema,
Beznosa bajadero, wzorze ludzkich ruder!
Powiedz�e tym tancerzom, kt�rzy tak si� dro��:
"O wy, pyszne wymoczki! Mimo r� i puder
Zalatujecie �mierci�! Ko�cieje z obro��,
Antinousy zwi�d�e a� do kr�gos�up�w,
Zw�oki pokostowane, Don Juany niemrawe!
Wszech�wiatowa ruchawka ta�ca ko�ciotrup�w
Unosi was rycza�tem w nieznan� dzier�aw�!
Od wr�cego Gangesu di zimnej Sekwany
Hasa trzoda �miertelna - i nie widzi zgo�a,
�e z otworu w suficie tkwi tr�ba Anio�a,
Przera�liwie gotowa, by �uk napinany.
W ka�dym ziemskim klimacie, pod �niegiem, pod znojem,
�mier� przygl�da si� tobie, pocieszna Ludzko�ci!
I - jak ty - na swe cia�o zlewaj�c wonno�ci,
Miesza swoj� ironi� z ob��kaniem twojem."
***
�Amor i czaszka�
Dumna ze swej postawy jak kobieta �ywa,
Ze swym bukietem, chustk� i r�kawiczkami,
Ma niedbale swobodny powab, co wyzywa,
I wdzi�k chudej kokietki, co dra�ni i mami.
Kt� i na jakim balu widzia� kibi� w�sz�?
Jej suknia, w obfito�ci przesadnie bogatej,
Sp�ywa bujnie na zwi�z�� stopk�, kt�r� wi꿹
Pantofelki w pomponach, �liczniutkie jak kwiaty.
Kryza, kt�ra si� hu�ta u jej obojczyk�w,
By ruczaj po��dliwy, tr�cy si� o ska�y,
Broni nader wstydliwie od spro�nych przytyk�w
Jej �a�obne powaby skryte w mu�lin bia�y.
Mrok i pr�nia, w jej oczach g��bokich widnieje,
A jej czaszka, ozdobna w wieniec kwiat�w hojny,
Mi�kko si� na jej w�t�ym kr�gos�upie chwieje.
- O uroku nico�ci ob��ka�czo strojnej!
Kochankowie pijani winem cielesno�ci
***
�Pot�pione�
Jak trzoda rozci�gni�te na piask�w pos�aniu
W bezkresy widnokr�gu zwracaj� oblicze -
A w ich bioder zbli�eniu, w ich d�oni zbrataniu,
Widne - mi�kko�� niemocy i dreszcz�w gorycze.
I jedne, zas�uchane w serdeczne zwierzenia,
Id� w lasu - ruczaju - szumi�ce bezdro�e,
I mi�o�ci swej pierwszej rozsnuwszy wspomnienia
Rze�bi�jakie� litery w drzew zielonej korze.
A drugie, niby siostry, w ciszy i skupieniu
B��dz� w pe�nej widziade� skalnej pustce szarej,
Gdzie oczom Pustelnika ongi w skier p�omieniu
Bia�ych piersi kusz�ce odkry�y si� czary.
Inne znowu, jak zwierz� wyj�ce swe skargi,
W g��bi jaski� poga�skich szukaj� schronienia
I ciebie przyzywaj� spalonymi wargi,
O Bachusie! co gorycz usypiasz wspomnienia!
I te jeszcze, co �ona szkaplerzem ubrane,
Krwawym �ladem pi�tnuj� biczuj�cej r�ki,
P�aszczem nocy okrywszy swe cia�a zszarpane
Rozkoszy krzykiem g�usz� m�k bolesne j�ki.
O Demony - potwory - dziewice m�czenne!
O wy nie spe�nionymi wci�� dr�czone snami,
Spragnione niesko�czenia, grzeszne lub promienne,
Czasem krzykiem rozg�o�ne, czasem ciche �zami,
Kocham was i �a�uj�, o siostry tu�acze,
Duszy waszej piekieln� przeczytawszy ksi�g�,
Za niesytos� pragnienia, za t�sknot rozpacze
I za wielkich serc waszych mi�osn� pot�g�.
***
�Epilog�
Z sercem pe�nym rado�ci wszed�em na wzniesienie,
Sk�d wida� miasto w jego rozleg�o�ci ca�ej,
Szpital, lunapark, czy�ciec, piek�o i wi�zienie,
Gdzie wszystkie potworno�ci jak kwiat wybuja�y,
Ty wiesz, patronie mojego strapienia, Szatanie,
�e oczy me �ez pustych wylewa� nie chcia�y,
Lecz jak stary rozpustnik, potwornym kochaniem
Chcia�em si� upi� w starej gamratki ramionach.
Jej czar piekielny odm�adza mnie nieprzerwanie.
Ty, co �pisz jeszcze, w p��tna �witu otulona,
Ci�ka, kaszl�ca, albo pyszna w lamowanych
Szczeroz�otem mrocznego wieczoru zas�onach.
Kocham ci�, o, stolicy ha�by! Kurtyzany,
Bandyci, cz�sto ofiarujecie rozkosze,
Kt�rych smak jest grubia�skim profanom nie znany.
***
�Alchemia i cierpienia�
Ten ci� oz�aca swym zapa�em,
�w czerni smutkiem swym, Naturo!
Co temu �yciem jest wspania�em,
Owemu Fars� jest ponur�.
Hermesie, w�adasz mn� tajemnie
I st�d si� bior� wszystkie dziwy:
Z twej winy si� zaszczepi� we mnie
Midas, alchemik nieszcz�liwy.
Z�oto w �elazo sam zamieniam,
Sukcesy przeobra�am w plagi;
Ca�unem zdaj� si� ob�oki,
Widz� w nich ukochane zw�oki,
I na niebosk�onu przestrzeniach
Wznosz� ogromne sarkofagi.
***
�Abel i Kain�
II
Plemi� Ablowe, pij i szalej,
B�g ci u�miecha si� �yczliwie.
Plemi� Kaina, w jarzmie dalej
M�cz si� i konaj rozpaczliwie.
Plemi� Ablowe, twa ofiara
Mi�a jest nozdrzom Serafina.
Plemi� Kaina, twoja kara
Czy b�dzie mia�a kiedy fina�?
Plemi� Ablowe, w obfito�ci
Zb� i trz�d wschodzi siew tw�j p�odny.
Plemi� Kaina, twe wn�trzno�ci
Wyj� przeci�gle jak pies g�odny.
Plemi� Ablowe, brzuch sw�j grzejesz
Przed swym ogniskiem patriarchalnym.
Plemi� Kaina, wci�� dr�twiejesz
Z zimna jak szakal w norze skalnej.
Plemi� Ablowe, kochaj, p��d� si�,
Twe z�oto mno�y twoj� chwa��.
Plemi� Kaina, dalej trud� si�,
Poskramiaj ��dze wybuja�e.
Plemi� Ablowe, w t�uszcz obrastaj,
Jak roje pluskiew w starym gracie.
Plemi� Kaina, z wsi i miasta
P�d� swe potomstwo ku zatracie.
II
Plemi� Ablowe, ziemi grudy
U�y�ni �cierwo twoje gnoje.
Plemi� Kaina, twoje trudy
Wydadz� wreszcie plony hojne.
Plemi� Ablowe, n� pobity
Przez ogie� na twe poha�bienie.
Plemi� Kaina, wzle� w b��kity
I Boga stamt�d str�� na ziemi�.
***
�Zw�oki�
Czy pomnisz, moja luba, co�my to widzieli
W �w letni ranek tak strojny w promienie?
Na zakr�cie dro�yny trup si� �cieli;
A �o�em jemu �wir i kamienie.
Nogi wznosz�c do g�ry, jak w rozpusty szale,
Ziej�ce jadem to �cierwo gor�ce
Otwiera�o cynicznie i niby niedbale
Brzuch sw�j, sk�d bi�y wyziewy truj�ce.
S�o�ce ciska�o �arem na ow� zgnilizn�,
Jakby w p�omieniach zgotowa� j� chcia�o
I naturze da� stokro� zwi�kszon� spu�cizn�
Materii niegdy� w�o�onej w to cia�o.
Niebo patrza�o w szkielet, co z cia�a wyziera�,
Jak na rozkwit�y kwiat w s�o�ca promieniu;
Smr�d zasi� tak cuchn�cy stamt�d si� wydziera�,
�e� si� zachwia�a jakoby w zemdleniu.
Roje much nad tym brzuchem brz�cza�y zmursza�ym,
Sk�d wylega�y wci�� czarne gromady
Robactwa p�yn�cego potokiem zg�stnia�ym
Wzd�u� tych �yj�cych �achman�w szkarady.
Wszystko to si� jak fala pi�o, zst�powa�o
Lub si� miota�o iskrz�ce od s�o�ca,
Rzek�by�, �e tchnieniem wiatru nad�te to cia�o
O�y�o znowu mno��c si� bez ko�ca.
I muzyka p�yn�a jaka� stamt�d gwarna,
Jak wiatr szumi�cy po�r�d li�ci drzewa
Lub jak ruchem rytmicznym ko�ysane ziarna,
Kt�re rolnik w przetaku swym przesiewa.
Formy si� rozp�ywa�y, by�y jak sen mglisty,
Jak na sztaludze w pracowni malarza
Szkic jeszcze nie sko�czony, by pami�� artysty
Niepewna z trudem tylko go odtwarza.
Za ska�ami ukrytej, niespokojnej suki
Wzrok w nas utkwiony spogl�da� straszliwie,
Bo czeka�a tej chwili, kiedy cielska sztuki,
Rzucone teraz, zn�w pochwyci chciwie.
- A jednak b�dziesz do tej ohydy ponurej
I ty podobna i pe�na zarazy,
O gwiazdo oczu moich, s�o�ce mej natury,
Kochanie moje, Aniele bez zmazy!
Zaprawd� b�dziesz tak�, o wdzi�k�w kr�lowo,
Gdy ju� ostatnie wzi�wszy sakramenta,
Pod bujnym legniesz kwieciem i traw� grobow�,
By gni�, gdzie ko�ci kryje ziemia �wi�ta.
M�w natenczas robactwu, moja pi�kna, blada,
Gdy poca�unki b�dzie wy�era� ci w grobie,
�e ja mi�o�ci mojej, kt�ra si� rozk�ada,
Tre�� i kszta�t boski wiernie chowam w sobie!
***
�Zniszczenie�
Miotaj�cy si� ci�gle Demon mnie okala
I p�ynie wok� wiatru nieuchwytnym dr�eniem,
Po�ykam go i czuj�, jak p�uca mi spala
I nape�nia je wiecznym, zbrodniczym pragnieniem.
Niekiedy, mej mi�o�ci dla Sztuki �wiadomy,
Przybiera kszta�t kobiety pe�nej cudnych czar�w
I podszeptem zwodniczym ob�udnik kryjomy
Przyzwyczaja me usta do wstr�tnych wywar�w.
I daleko ode mnie ju� Boga �renice!
On wiedzie z�amanego znu�eniem w granice,
Gdzie nud�w kraj si� ci�gnie - pusty, niezbadany -
I rzuca w oczy moje, pe�ne przera�enia,
Splamione brudem szaty, ropi�ce si� rany
I narz�dzia skrwawione dzikiego zniszczenia.
***
�Wino samotnika�
Osobliwe spojrzenie zalotnicy m�odej,
Co prze�li�nie si� ku nam niczym promie� bia�y,
Kt�ry przemienny ksi�yc �le wodzie omdla�ej,
Gdy chce w niej sk�pa� swoj� niedba�� urod�;
Ostatnia gar�� talar�w w chciwych d�oniach graczy,
Rozpustny poca�unek chudej Adeliny,
D�wi�k muzyki dra�ni�cy, tkliwy, melodyjny,
Brzmi�cy jak krzyk daleki b�lu i rozpaczy;
Butlo g��boka, wszystko razem to mniej warte
Od zapach�w, co w brzuchu p�odnym twym zawarte,
Koj� serce poety zawiedzione srogo;
Nape�niasz je m�odo�ci� i nadziej� cich�,
I skarbem wszelkiej t�uszczy - nies�ychan� pych�,
Co czyni nas podobnych zwyci�zcom i bogom!
***
�Widmo�
I
Ciemno�ci
W niezg��bionych mych smutk�w pos�pnej jaskini,
Gdzie mi� ju� zamkn�� wyrok Przeznacze� surowy;
K�dy nie wnika promie� weso�y, r�owy,
K�dy ze mn� Noc tylko, chmurna gospodyni;
Jestem jak pot�pieniec przez Boga szyderc�
Skazany na tle cienia malowa� - niestety!
K�dy - kuglarz grobowe gotuj�cy wety -
Warz� wci�� i spo�ywam w�asne moje serce.
Chwilami b�yska, zwi�ksza si�, ro�nie na jawie
Widmo stworzone z blask�w wspania�ych i czar�w;
Po marzycielskich wschodnich rysach i postawie,
Gdy ju� zwyk�ego wzrostu dosi�gnie rozmiar�w,
Poznaj� j�: ta pi�kna mara moja senna,
To ona! taka chmurna - jednak tak promienna!
II
Wonie
Czytelniku, czy� kiedy� ch�on�� piersi� ca��,
Powoli i z rozkosz� zapach za kadzielnicy
Wyzioni�ty, gdy �ciany nape�ni �wi�tnicy,
Albo torebki z pi�mem wo� niewywietrza��
Czar g��boki, magiczny, dziwne upojenia,
Odczu� w chwili obecnej przesz�o�� zmartwychwsta��!
Tak kochanek, tul�cy uwielbione cia�o,
Zbiera ze� w chwili pieszczot rzadki kwiat wspomnienia.
Z ci�kich i elastycznych w�os�w jej g�stwiny,
Tej �ywej kadzielnicy w sypialni zion�cej,
P�yn�� zapach szczeg�lny i odurzaj�cy,
A czyli aksamity wdzia�a czy mu�liny,
Woni� m�odego cia�a przesi�k�e jej szaty
Wydziela�y jakoby futra aromaty.
III
Ramy
Jak obraz, cho�by mistrza ws�awionego,
Nabiera blasku od ramy kunsztownej:
Wdzi�k jaki� dziwny, czar jaki� cudowny,
Wyosobniaj�c j� z �wiata ca�ego
Sprawia�, i� sprz�ty, klejnoty kosztowne,
Z�oto - s�u�y�y jej rzadkiej pi�kno�ci,
I� nic nie mog�o przy�mi� jej jasno�ci,
Lecz wszystko ramy dawa�o stosowne.
Rzek�by�, �e czasem jej samej si� zda�o,
I� wszystko chce j� kocha�; �liczne cia�o
Rzuca�a w u�cisk tkaniny jedwabnej,
Nagie, drgaj�ce, lub w bielizny puchy,
A wszystkie �ywe czy wolne jej ruchy
Mia�y wdzi�k ma�pki dzieci�co powabnej.
IV
Portret
�mier� i choroba czyni� gar�� popio�u
Z tego p�omienia, kt�ry dla mnie p�on��.
Z oczu ognistych i czu�ych pospo�u,
Z tych ust, na kt�rych jam tak sercem ton��,
Z tych poca�unk�w mocnych jak balsamy,
Z uniesie� �ywszych od promieni s�o�ca -
Okropnie, duszo moja! - c� dzi� mamy
Co pozosta�o Szkic, kartka nikn�ca,
Kt�ra wraz ze mn� samotnie zamiera
I kt�r� starzec z�o�liwy, Czas srogi,
Z dniem ka�dym ci�kim skrzyd�em swym zaciera...
Morderco chmurny, �yciu, sztuce wrogi,
W pami�ci mojej nie zatrze twa si�a
Tej, co mym szcz�ciem i chlub� m� by�a!
***
�Weso�y zmar�y�
W t�ustej, pe�nej �limak�w g��bi czarnoziemu
Sam dla siebie wykopi� r�w obszerny w miar�,
Jak rekin drzemie w morzu, zasn� w zapomnieniu,
Wyci�gn�wszy swobodnie swoje ko�ci stare.
Kpi� sobie z testament�w, gardz� grobowcami;
Miast pokornie �wiat b�aga� o jedn� �z� ma��,
�ywy - wola�bym raczej zm�wi� si� z krukami,
By zlecia�y si� szarpa� me plugawe cia�o.
Czerwie! Bez �cz i uszu czarne przyjacio�y,
Zbli�a si� do was zmar�y wolny i weso�y!
Wam za�, synowie �mietnisk, my�liciele marni,
Niechaj znikni�cie moje sumie� nie poruszy.
Powiedzcie mi, czy jeszcze s� jakie m�czarnie
Dla martwego w�r�d martwych zew�oku bez duszy!
***
�Sed non satiata�
Dziwne b�stwo o cerze br�zowej jak noce,
O zapachu zmieszanym z pi�ma i hawany,
Ty dzie�o urojone przez Fausta Sawany,
Czarownico z hebanu, pocz�ta w pomroce.
Wol� ni� opium, burgund - osza�amiaj�ce
Eliksiry ust twoich mi�o�ci� pijanych,
Gdy ku tobie zd��aj� mych ��dz karawany,
Poisz w cysternie oczu twych moje niemoce.
Przyga� w twych wielkich czarnych oczach, oknach duszy,
P�omienie, o diablico, kt�rej nic nie wzruszy,
Jam nie Styks, by ci� obj�� dziewi��kro� ramieniem.
Och, Megiero rozpustna, nie moj� jest win�,
�e nie umiem, by zmieni� tw�j �ar w odr�twienie,
W piekle twojego �o�a sta� si� Prozerpin�!
***
�Przemiany wampira�
Niewiasta, ust czerwieni� znaczona zuchwa��,
Niby �mija na w�glach w skr�tach pr꿹c cia�o,
Tr�c o �o�e pier� pe�n� ��dz nieujarzmionych,
Potok s��w wylewa�a pi�mem nasyconych:
- �W wilgotnych moich wargach wiedza upojenia;
Umiem w �o�u zatopi� skrupu�y sumienia;
Susz� �zy; krwi stygn�cej bi� ka�� gor�cej
I starczym ustom u�miech przywracam dzieci�cy -
A kogo do nago�ci mej dopuszcz� �aski,
Zast�pi� mu ksi�yca, gwiazd i s�o�ca blaski!
Bo, m�j m�drcze, w pieszczotach ja tak wy�wiczona,
Gdy owijam wybra�ca w w�owe ramiona,
Lub do hojnych mych piersi puszczam g�odne usta -
I skromna, i rozpustna, i gro�na, i pusta -
�e dla mnie za otch�anie takie upieszczenie
Anio�y by w niemocy sz�y na pot�pienie! �
A kiedy z ko�ci moich wyssa�a szpik ca�y,
Ja za� zwr�ci�em wreszcie ku niej wzrok omdla�y -
Na jej miejscu ujrza�em tu� przy boku swoim
Jaki� buk�ak o�liz�y, nape�niony gnojem!
Zamkn��em oczy, lodem przera�enia �ci�ty;
A gdym otworzy�, chc�c sen odegna� przekl�ty,
Na ch�odnem �o�u, zamiast machiny pot�nej -
Niespo�ytej jak morze, nadmiarem krwi pr�nej -
Dr�a�y nagie piszczele i czerep �luzawy,
Wydaj�ce pisk sm�tny chor�giewki rdzawej -
Lub szyldu, co w noc zimn� na �elaznym pr�cie
Na wietrze poj�kuje w �a�osnym lamencie.
***
�Po�miertne �ale�
�liczna, chmurna ty moja, gdy do snu twe zw�oki
Pod czarnym marmurowym z�o�� ju� kamieniem,
Gdy jedynym twym zamkiem, alkow�, schronieniem,
Stanie si� sklep wilgotny albo d� g��boki;
Gdy pier� przyt�oczy ci�ar straszliwej opoki
I gniot�c kibi� gi�tk�, wdzi�czn� zleniwieniem,
Nie da sercu uderza� wol� i pragnieniem,
I powstrzyma twe lekkie, swobodne dzi� kroki -
W�wczas gr�b, mych sn�w wiecznych powiernik jedyny,
(Bo poeta si� zawsze rozumie z mogi��)
B�dzie ci szepta� w d�ugie bezsenne godziny:
"Kurtyzano nieszczera, ach, czemu� ci by�o
Nie zazna� tego, po czym �wiat umar�y p�acze?"
I czerw toczy� si� b�dzie jak �alu rozpacze.
***
�Otch�a�
�liczna, chmurna ty moja, gdy do snu twe zw�oki
Pod czarnym marmurowym z�o�� ju� kamieniem,
Gdy jedynym twym zamkiem, alkow�, schronieniem,
Stanie si� sklep wilgotny albo d� g��boki;
Gdy pier� przyt�oczy ci�ar straszliwej opoki
I gniot�c kibi� gi�tk�, wdzi�czn� zleniwieniem,
Nie da sercu uderza� wol� i pragnieniem,
I powstrzyma twe lekkie, swobodne dzi� kroki -
W�wczas gr�b, mych sn�w wiecznych powiernik jedyny,
(Bo poeta si� zawsze rozumie z mogi��)
B�dzie ci szepta� w d�ugie bezsenne godziny:
"Kurtyzano nieszczera, ach, czemu� ci by�o
Nie zazna� tego, po czym �wiat umar�y p�acze?"
I czerw toczy� si� b�dzie jak �alu rozpacze.
***
�Op�tanie�
Puszcze le�ne, jak katedr straszne wasze �ona
Wyjecie jak organy, a w serc waszych toni,
W tych przybytkach �a�oby, gdzie �kanie nie kona,
Echo waszych ponurych De Profundis dzwoni.
Nienawistne� mi, morze! Twych fal �oskot dziki
Odnajduj� w mej duszy. Ten pe�en goryczy
�miech zwyci�onych, �kania, blu�nierstwa i krzyki
S�ysz�, gdy morze �miechem swym bezbrze�nym ryczy.
Ja bym ci� kocha�, Nocy! bez twych gwiazd miliona,
Bo ich �wiat�o to mowa stokro� powt�rzona!
A pr�ni, mroku szuka moja dusza smutna!
Lecz, niestety, ciemno�ci nawet s� jak p��tna,
Gdzie tysi�czne postacie odtwarza me oko
Os�b znik�ych, lecz tkwi�cych w pami�ci g��boko.
***
�Fontanna krwi�
Niekiedy zdaje mi si�, �e krwi mojej fale
Uchodz� gdzie� ze mnie, s�ysz� ich rytmiczne �ale,
Jak bij�cej fontanny przeci�g�e westchnienia,
Ale na pr�no rany szukam bez wytchnienia.
Poprzez miasta aren� rwie naprz�d wytrwale,
Tworz�c wysepki w bruku, wci�� uchodzi w dale,
Gasi wsz�dzie pragnienie wszelkiego stworzenia,
Wszystkie barwy w przyrodzie w czerwon� zamienia.
Nieraz chcia�em zatopi� w oszuka�czym winie
Pami�� zgrozy, co skrzyd�a rozpi�a nade mn�,
Lecz s�uch si� lepiej w cisz�, wzrok w noc wbija� ciemn�!
My�la�em, �e mnie mi�o�� w sen g�uchy spowinie,
Lecz by�a jak poduszka ig�ami natkni�ta,
By mog�y pi� do woli okutne dziewcz�ta!