2112

Szczegóły
Tytuł 2112
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2112 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2112 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2112 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

DAVID MORRELL BRACTWO KAMIENIA (PRZEK�AD: KRYSTYNA RABI�SKA) SCAN-DAL Pod pewnymi wzgl�dami zaw�d agenta wywiadu przypomina �ycie zakonne, wymaga dyscypliny i osobistych wyrzecze�, kt�re przywodz� na my�l �redniowieczne klasztory. Z "Raportu Ameryka�skiej Komisji Senackiej do spraw Ko�cio�a na temat dzia�alno�ci wywiadowczej", 1976. PROLOG RYCERZE BOGA OJCOWIE PUSTYNI Egipt, rok 381 Niebezpiecznie rozcz�onkowane cesarstwo rzymskie w rozpaczliwym d��eniu do utrzymania jedno�ci uzna�o chrze�cija�stwo za religi� panuj�c�. Fanatycy oburzeni kalaniem ich wyznania polityk�, wycofali si� z �ycia publicznego i udali si� na pustyni�, egipsk�. Zamieszkali w tamtejszych grotach i szukali mistycznego pojednania z Bogiem. Kiedy rozesz�a si� wie�� o natchnionych pustelnikach, szybko do��czyli do nich inni rozczarowani chrze�cijanie i za�o�yli rz�dz�c� si� srogimi prawami religijn� wsp�lnot�, kt�rej �ycie polega�o na postach, modlitwie i fizycznym umartwianiu. Do roku 529 surowe zasady �ycia "Szale�c�w Bo�ych", jak ich niekiedy nazywano, zacz�y przenika� na p�noc ku Europie. I tak narodzi�y si� chrze�cija�skie zakony. STARZEC Z G�R Persja, rok 1090 Hassan ibn al-Sabbah, przyw�dca sekty fanatyk�w muzu�ma�skich, uzna� morderstwo za �wi�ty obowi�zek w walce o odebranie w�adzy tureckim naje�d�com i sprzymierzonemu z nimi egipskiemu kalifowi. W nied�ugim czasie jego tajne sprzysi�enie zab�jc�w w imi� wiary przenikn�o na zach�d do Syrii, gdzie ka�dy z nast�pc�w Hassana przybiera� miano "Starca z G�r". W roku 1096 z Europy przybyli zbrojnie na Bliski Wsch�d pob�ogos�awieni przez papie�a rycerze krzy�owi, aby rozpocz�� �wi�t� Wojn� z muzu�manami, wojn�, kt�rej celem by�o odzyskanie �wi�tego Grobu. Naje�d�cy zwr�cili oczywi�cie na siebie uwag� "Starca" i jego wyznawc�w, znanych jako hashishi, poniewa�, jak mniemano, palili haszysz, �eby wprawi� si� w stan religijnej ekstazy i sza�u, co mia�o im pom�c w przygotowaniu si� na ewentualn� �mier� m�cze�sk�. Krzy�owcy jednak �le wymawiali s�owo hashishi. Do Europy przywie�li inne okre�lenie: asasyni - skrytob�jcy. �WI�TY TERROR Palestyna, rok 1192 S�o�ce chyli�o si� ju� ku zachodowi, lecz piasek pustyni jeszcze nie ostyg�. Otoczony stra�� obszerny namiot z ci�kiego �aglowego p��tna nieznacznie falowa�, poruszany lekkimi podmuchami zamieraj�cego wiatru. L�ni�ce od potu, wyczerpane konie wzbija�y tumany kurzu. Z przeciwnych oboz�w nadje�d�ali rycerze. Ka�dy orszak poprzedzony by� pocztem sztandarowym. Na chor�gwiach widnia�y trzy z�ote lwy, jeden nad drugim, na czerwonym polu - to Anglicy; z�ote lilie na b��kitnym polu - to Francuzi. Cho� zjednoczeni �wi�tym celem, rycerze r�nili si� g��boko w ocenie kwestii politycznych, gdy� Francuzi ro�cili sobie pretensje do ziem, kt�re znajdowa�y si� na ich terytorium, ale by�y w r�kach Anglik�w. Ze wzgl�du na owe napi�te stosunki �aden z oddzia��w nie zamierza� przyby� pierwszy na miejsce spotkania, aby nie nara�a� si� na upokarzaj�ce oczekiwanie. Zwiadowcy porozmieszczani na pobliskich wydmach informowali wi�c o ruchach orszak�w, aby oba mog�y przyby� na miejsce jednocze�nie. Wreszcie kolumny spotka�y si�. Ka�da z nich sk�ada�a si� z czterech emisariuszy wraz ze �wit�. Wszyscy spogl�dali w stron� rysuj�cego si� w oddali nagiego wzg�rza, gdzie w�r�d dymi�cych ruin zamku o strzelistych jak minarety wie�ach uwijali si� �o�nierze obu armii. Trwaj�ce trzy miesi�ce obl�enie by�o okrutne i kosztowa�o wiele istnie� ludzkich. W ko�cu jednak tutaj, pod Akk� muzu�manie zostali pokonani. Na chwil� zapomniano o politycznych wa�niach. Zm�czeni, lecz podnieceni Francuzi i Anglicy wychwalali wzajemnie swoje zas�ugi, gratulowali sobie zwyci�stwa. Pierwsi zsiedli z koni cz�onkowie stra�y, potem giermkowie. W przeciwie�stwie do dumy, kt�ra nie pozwala�a rycerzom czeka� na rywali, dworskie maniery nakazywa�y im teraz dawa� przeciwnikom pierwsze�stwo przy wchodzeniu do namiotu. Wzgl�dy praktyczne pomog�y jednak rozwi�za� ten dylemat. Stoj�cy najbli�ej wej�cia rycerz zostawia� �wit� za sob� i wchodzi� do �rodka. Spuszczono p�acht� namiotu. Natychmiast zrobi�o si� duszno. Rycerze odpi�li bro�, zdj�li he�my i kolczugi. Po o�lepiaj�cym blasku pustynnego s�o�ca ich oczy powoli przyzwyczaja�y si� do p�mroku. Sylwetki rozstawionych na zewn�trz stra�y rzuca�y g��bokie cienie na p��tno namiotu. Rycerze przygl�dali si� sobie wzajemnie. Podczas obecnej, trzeciej wyprawy krzy�owej, maj�c w pami�ci do�wiadczenia pierwszej i drugiej, nauczyli si� ubiera� w d�ugie szaty dla ochrony cia�a przed odwodnieniem, a sk�ry przed �miertelnym pora�eniem s�onecznym. Szaty by�y sp�owia�e, wch�ania�y mniej �aru ni� jaskrawe barwne materie, kt�re ch�tnie nosili w ojczy�nie. Jedynym ust�pstwem na rzecz koloru by� du�y czerwony krzy� ozdabiaj�cy prz�d sukni i miedziane plamy zakrzep�ej krwi pogan. M�czy�ni byli brodaci, a mimo to ich policzki by�y zapadni�te i wysuszone. Naci�gn�wszy kaptury na zmierzwione w�osy, popijali wino z przygotowanych puchar�w. Woda by�aby bardziej odpowiednia, nale�a�o bowiem zachowa� jasno�� umys�u. Trudno�ci z zaopatrzeniem wojska jednak i olbrzymie przestrzenie do pokonania sprawi�y, �e dostawy przychodzi�y nieregularnie, i wino, kt�re zachowali dla uczczenia zwyci�stwa, okaza�o si� jedynym dost�pnym napojem. Chocia� spragnieni, popijali tymczasem oszcz�dnie. Pierwszy przem�wi� w j�zyku francuskim - zgodnie w przyj�tym w dyplomacji zwyczajem - najwy�szy, najbardziej muskularny, angielski lord s�yn�cy ze zr�czno�ci we w�adaniu toporem. By� to Roger z Sussex. - Proponuj�, �eby�my om�wili wprz�d nasze sprawy, zanim... - gestem wskaza� przygotowane dla nich oliwki, chleb i suszone doprawione korzeniami mi�so. - Zgoda - powiedzia� stoj�cy na czele francuskiej delegacji Jacques de Wisant. - Wasz kr�l Ryszard, Rogerze, nie przy��czy si� do nas? - Uznali�my za rozs�dne nie m�wi� mu o tym spotkaniu. A wasz kr�l Filip, panie? - S� sprawy, kt�re najlepiej omawia� w �cis�ym gronie. Je�li oka�e si� konieczne, powiadomimy go o naszych rozmowach. Dobrze si� nawzajem rozumieli. Cho� strzeg�y ich stra�e, sami te� byli stra�nikami, tylko wy�szymi rang�. Ich zadanie polega�o bowiem na zapewnieniu bezpiecze�stwa w�asnemu monarsze. Wymaga�o to zorganizowania ca�ej sieci donosicieli, kt�rzy informowali o najb�ahszych nawet pog�oskach na temat spisk�w. Tego rodzaju pog�oski rzadko jednak dociera�y do kr�la Ryszarda czy kr�la Filipa. Wie�ci, kt�rych nie znali, nie niepokoi�y ich ani nie sk�ania�y do podejrze�, �e ich osobista stra� nie dope�ni obowi�zk�w. Dymisja albowiem mog�a przybra� form� topora przy�o�onego do szyi. - Wy�mienicie - rzek� Anglik, William z Gloucester. - Proponuj� wi�c zacz��. Atmosfera w namiocie raptownie si� zmieni�a. Podczas gdy przedtem rycerze �wiadomie podkre�lali, �e s� poddanymi kr�la Francji czy Anglii, teraz narodowa rywalizacja znikn�a. Po��czeni wsp�ln� wi�zi�, tajnym kodeksem, stali si� konfratrami bractwa egipskiego boga Horusa. Cisza. Tajemniczo��. Anglik, Roger z Sussex, wzi�� do r�k oprawion� w z�ocon� sk�r� Bibli�, kt�r� przepisali dla niego mnisi w jego kraju. Otworzy�. - Ksi�ga Daniela - wyja�ni�. - Ust�p, kiedy Daniel pow�ci�ga sw�j j�zyk nawet w obliczu gro�by po�arcia przez lwy. Wydaje si� stosowny w tej chwili. Rozpocz�� si� obrz�d. O�miu rycerzy stan�o ko�em. Jak jeden m�� po�o�yli z namaszczeniem prawice na Biblii i przysi�gli dochowa� tajemnicy. Wzorem swoich wrog�w - a tak�e wskutek trudno�ci z taborem - zasiedli na wzorzystym dywanie, kt�ry ich armie "oswobodzi�y" ze zdobytego muzu�ma�skiego zamku. Wsparci o poduszki, s�cz�c wino z kielich�w, s�uchali Pierre'a de l'Etang. - Jako �e wzi��em na siebie przygotowanie naszego spotkania - zacz�� - przypominam, �e stra�nicy stoj� w nale�ytej odleg�o�ci od �cian namiotu. Je�li nie b�d� panowie podnosi� g�osu, nikt niepowo�any nas nie us�yszy. - W�a�nie potwierdzili to moi ludzie - odpar� Anglik, Baldwin z Kentu. - Istotnie - Francuz skin�� z uznaniem g�ow� - moi ludzie tak�e powiadomili mnie, �e byli obserwowani. Baldwin skinieniem g�owy odwzajemni� komplement. - Za� moi ludzie - powiedzia� - donie�li mi o czym� jeszcze. Wasz kr�l, panie, zamierza wycofa� swoje wojska z krucjaty Ryszarda. - Prawda to, panie? Oczy Baldwina zw�zi�y si�. - Prawda. - Jako poddani kr�la Francji nie byli�my �wiadomi tego, �e to krucjata Ryszarda. - B�dzie, je�eli Filip wr�ci do domu. - Ach, tak. Logiczne. - Pierre s�czy� wino. - Wasi ludzie, panie, s� niezawodni. Czy powiedzieli r�wnie� i to, kiedy nasz kr�l zamierza poprowadzi� armi� do odwrotu? - W ci�gu dw�ch tygodni. Filip planuje wykorzysta� nieobecno�� Ryszarda na dworze. W zamian za ziemie, jakie nasz kraj zajmuje we Francji, wasz kr�l obieca� poprze� brata Ryszarda w jego d��eniach do przej�cia angielskiego tronu. Francuz obruszy� si�. - Jak zamierzaj� panowie wykorzysta� t� informacj�, zak�adaj�c, �e jest ona prawdziwa? Baldwin nie odpowiedzia�. - Szanuj� tw�j takt, Baldwinie - Pierre odstawi� puchar. -Wygl�da wi�c na to, �e stosunki mi�dzy naszymi krajami wkr�tce si� pogorsz�. Rozwa�my to jednak. Gdyby nie by�o owych wa�ni, nasze rzemios�o sta�oby si� bezu�yteczne. - A �ycie nieciekawe. To przypomina nam, dlaczego prosili�my o to spotkanie - wtr�ci� Jacques de Wisant. Anglicy s�uchali w napi�ciu. - Przyjmuj�c, �e wasi zaufani si� nie myl� - rzek� Jacques - z �alem przyznajemy, �e je�eli istotnie w ci�gu dw�ch tygodni wycofamy si� z udzia�u w krucjacie, zostawimy tu nie rozwi�zan� a niezwykle frapuj�c� zagadk�. W po�egnalnym ge�cie ��cz�cego nas braterstwa, pragniemy panowie rycerze, pom�c wam znale�� na ni� odpowied�. Baldwin przygl�da� mu si� badawczo. - Masz, panie, na my�li... - Niedawne zab�jstwo waszego rodaka, Conrada z Montferrat. - Wybaczcie, ale dziwi mnie, �e strapieni jeste�cie �mierci� Anglika, cho�by nie wiem jak by�a wstrz�saj�ca. - Prawie tak samo jak uprzednim, r�wnie wstrz�saj�cym morderstwem naszego rodaka. Raymonda de Chatillon. Dalsze wyja�nienia by�y zbyteczne. Sze�� lat wcze�niej, kiedy Raymond de Chatillon napad� na karawan� siostry Saladina, zerwany zosta� rozejm mi�dzy krzy�owcami a si�ami su�tana. Nie by�o pokojowego sposobu zado��uczynienia temu gwa�towi. I tak rozpocz�a si� wielka muzu�ma�ska kontrofensywa, jihad. W rok p�niej, podczas zdobywania Jerozolimy, na o�tarzu w kaplicy Grobu �wi�tego znaleziono g�ow� Raymonda. Obok le�a� zakrzywiony n�. Od tamtego czasu mia�y miejsce dziesi�tki identycznych zab�jstw. Odnios�y one zamierzony skutek: nauczy�y krzy�owc�w strachu przed noc�. Wczoraj, po upadku muzu�ma�skiego zamku, tutaj w Akce na o�tarzu przygotowanym do odprawienia mszy �wi�tej dla uczczenia zwyci�stwa znaleziono g�ow� Conrada z Montferrat. Obok le�a� zakrzywiony n� - n�, jaki krzy�owcy ju� przywykli uto�samia� ze Starcem z G�r i jego fanatycznymi wyznawcami. - Asasyni - Roger skrzywi� si�, jakby chcia� splun�� winem. - Tch�rze. Z�odzieje uprawiaj�cy rozb�j pod os�on� mroku. �mier� godna lorda to �mier� w blasku dnia, w bitwie, kiedy m�nie przeciwstawia sw�j rycerski kunszt kunsztowi wroga, nawet je�li tym wrogiem jest poganin. Ci skrytob�jcy nie maj� krzty szacunku dla honoru, godno�ci, dumy rycerza. Zas�uguj� na pogard�. - Niemniej istniej� - zauwa�y� Pierre de l'Etang - i, co wa�niejsze, dzia�aj� skutecznie. Wyznam, �e trapi mnie chorobliwe przeczucie, �e moja g�owa jako nast�pna mo�e si� znale�� na o�tarzu. Pozostali rycerze milcz�co przytakn�li, przyznaj�c si� do podobnych obaw. - Jedyne, co mo�emy zrobi�, to wzmocni� nocne stra�e - powiedzia� William z Gloucester. - Ale asasyni potrafi� si� prze�lizn�� przez nasz� najlepsz� ochron�. Jak gdyby umieli stawa� si� niewidzialni. - Nie przypisujcie im, panie, zdolno�ci nadprzyrodzonych - zaprotestowa� Jacques. - S� lud�mi takimi samymi jak my. Tyle �e wybornie wy�wiczonymi. - W barbarzy�stwie. Nie wiemy, jak z nimi walczy� - powiedzia� William. - Czy�by? Zebrani wpatrywali si� w Jacques'a wyczekuj�co. - Masz jaki� pomys�, panie? - spyta� Roger. - Mo�e. - Jaki? - Gasi� ogie� ogniem. - Takiej mo�liwo�ci nawet nie b�d� bra� pod uwag� - uni�s� si� William. - Ucieka� si� do ich plugawych metod? Sta� si� takimi samymi tch�rzami? Sekretnie mordowa� ich wodz�w, kiedy �pi�? To si� nie godzi. - Dlatego, �e dotychczas nigdy tak nie post�powali�my? - William stal strapiony. - Dlatego �e to sprzeczne z etyk� rycersk�. - Ci skrytob�jcy s� poganami. Barbarzy�cami - odpar� Jacques. - Skoro s� zbyt prymitywni, �eby poj��, co to honor i godno��, nie jeste�my zobowi�zani traktowa� ich zgodnie z naszym prawem. Uwaga by�a celna. W namiocie zaleg�a cisza, zebrani rozwa�ali jej znaczenie. William przytakn�� ruchem g�owy. - Zaiste, pragn� pom�ci� Conrada. - I Raymonda - przypomnia� mu kt�ry� z Francuz�w. - Takiego w�ciek�ego psa nadziej� na kopi�, czy b�dzie zwr�cony pyskiem do mnie czy nie - wybuchn�� inny Francuz i zacisn�� pi�ci. - Zwa� - wtr�ci� Baldwin - �e muzu�manie rozpoznaj� ka�dego z nas, kto chcia�by wmiesza� si� w ich szeregi. Nawet noc nie skryje naszych bia�ych twarzy. - I nie zapominajmy - doda� Roger - �e nawet je�eli rozmaitymi specyfikami przyciemnimy oblicza, nie znamy ich mowy ani obej�cia. A je�li kt�ry� z nich nas zagadnie, kiedy w przebraniu przebywa� b�dziemy w�r�d nich? Albo je�li uczynimy jaki� niew�a�ciwy gest...? - Nie proponuj�, �eby�my osobi�cie pr�bowali si� mi�dzy nich dosta�, Rogerze - wyja�ni� Jacques. - Wi�c?... - Po�lemy tam kt�rego� z nich. - Niemo�liwe. Oni nas nienawidz�. Gdzie znajdziemy cz�owieka, kt�ry... - Kt�ry poj��, �e jako poganin b��dzi�? Kt�ry si� nawr�ci� na wiar� w jedynego prawdziwego Boga? S�owem: muzu�manina, kt�ry sta� si� chrze�cijaninem? Anglicy byli wstrz��ni�ci. - Dajesz nam, panie, do zrozumienia, �e wiesz o istnieniu takiego cz�owieka? - spyta� Roger. Jacques skin�� g�ow�. - Przebywa w klasztorze benedyktyn�w na Monte Cassino w Italii. Nazwa by�a im znajoma. Klasztor na Monte Cassino, jeden z najstarszych klasztor�w chrze�cija�skich, za�o�ono w roku 529, kiedy surowa regu�a �arliwych Ojc�w Pustyni przenika�a z Egiptu na p�noc ku Europie. - Jad�c do Ziemi �wi�tej skorzysta�em z go�cinno�ci ojc�w benedyktyn�w - wyja�ni� Jacques. - Zezwolono mi sp�dzi� z tym cz�owiekiem godzin�, a jemu rozmawia� ze mn�. Jego wiara jest wyj�tkowa. Dla Boga zrobi wszystko. - Mnich? - Tak. - To blu�nierstwo - oburzy� si� William - kaza� zakonnikowi zabija�. - Dla �wi�tej sprawy. Dla oswobodzenia �wi�tej Ziemi Chrystusa. Pami�tajcie, �e papie� odpu�ci� nam wszystkie grzechy, jakie mo�emy pope�ni� podczas tej natchnionej Duchem Bo�ym krucjaty. Zasi�gn��em j�zyka u ojc�w zakonnych, kt�rzy przybyli tu z nami. S� pewni, �e mnich, kt�rego mam na my�li, te� otrzyma absolucj�. Zaiste, staj�c si� rycerzem Boga, ocali swoj� dusz�. Je�li to prawda, �e za dwa tygodnie wracamy do Francji, m�g�bym tak wszystko urz�dzi�, �eby ponownie zatrzyma� si� na Monte Cassino. Jestem przekonany, �e �w cz�owiek si� zgodzi. Do Rzymu po zach�t� od papie�a nie b�dzie daleko. Rycerze zatopili wzrok w winie. Baldwin podni�s� oczy. - On nie potrafi w�ada� broni�. - S�ysza� o asasynach - odpar� Jacques - i o ich metodach. Sam te� podsun� mu pewne pomys�y. - Jak d�ugo trwa�yby przygotowania? - Do tego, co zamierzam? Trzy miesi�ce. - Ja mojego rzemios�a uczy�em si� cale �ycie - rzek� William. - Musimy wzi�� pod uwag�, �e mnich ten najprawdopodobniej zostanie zabity. - W czasie pr�by wype�niania swojej misji - odpar� Jacques. - Czy� panowie nie rozumiej�? Wa�ne jest pr�bowa�. Kiedy poganie pojm�, �e my, a nawet cz�owiek, kt�ry kiedy� by� jednym z nich, gotowi jeste�my umrze� w imi� Boga jedynego prawdziwego... - Wtedy podobnie jak my nie zaznaj� spokoju we �nie. Baldwin spojrza� na niego z ukosa. - Terror za terror? - Z jedn� r�nic� - odrzek� Jacques. - Nasza walka jest �wi�ta. KSI�GA PIERWSZA POKUTA DOM UMAR�YCH I. Dom znajdowa� si� w stanie Vermont na p�noc od Quentin. Biela� mi�dzy jod�ami na szczycie wzg�rza, jakie� czterysta metr�w na prawo od dwupasmowej asfaltowej drogi. W dali wy�ania�o si� wy�sze wzg�rze, g�sto poro�ni�te klonami. Drzewa p�on�y teraz barwami jesieni: czerwieni�, oran�em, z�otem. R�wnolegle do drogi bieg�o wysokie ogrodzenie z drucianej siatki. Jego boki za�amywa�y si� pod k�tem prostym i gin�y w lesie, trudno wi�c by�o oceni� rozmiary posiad�o�ci. Prawdopodobnie obejmowa�a co najmniej dziesi�� hektar�w. Najbli�szy budynek, wyj�wszy dom stoj�cy na wzg�rzu, to na g�ucho zabity deskami warsztat samochodowy, kt�ry zosta� po drugiej stronie podw�jnego zakr�tu poprzedzaj�cego ten prosty odcinek szosy. Do wytw�rni syropu klonowego by�o jeszcze ponad p�tora kilometra. Ustronie. Zacisze. Spok�j. Patrz�c na sosnowe wzg�rze, mo�na by si� spodziewa�, �e ten cz�ciowo schowany w�r�d zieleni dom z jasnych pni drzew jest azylem milionera, le�nym schronieniem, w kt�rym bogacz oddaje si� B�g wie jakim przyjemno�ciom i szuka spokoju od pe�nego napi�� �wiata biznesu. A mo�e by� to pensjonat dla narciarzy, zamkni�ty dop�ki nie spadnie �nieg. Albo... Nie spos�b powiedzie�, kiedy si� patrzy z okien jad�cego samochodu. Przy wje�dzie nie by�o ani nazwy posiad�o�ci, ani skrzynki na listy, a bram� zabezpiecza� gruby �a�cuch spi�ty masywn� k��dk�. Wci�ni�t� mi�dzy krzaki i ga��zie sosen dr�k� wewn�trz ogrodzenia zaros�y chwasty. Kto� bardzo ciekawy i spragniony dok�adnych informacji m�g� pr�bowa� zasi�gn�� j�zyka w wytw�rni syropu klonowego. Ale gdyby to zrobi�, poczu�by si� jeszcze bardziej zawiedziony. Tamtejsi robotnicy, jak przysta�o na prawdziwych mieszka�c�w Nowej Anglii, ch�tnie gaw�dzili z obcymi o pogodzie, lecz nie o sprawach dotycz�cych ich samych albo s�siad�w. Zreszt� oni, mimo kr���cych najprzer�niejszych pog�osek, tak naprawd� nic nie wiedzieli. II. Dopiero z g�ry wida� by�o, �e dom na wzg�rzu jest wi�kszy ni� sugerowa� to widok z drogi i nie stoi samotnie. Mniejsze budynki ukryte za zas�on� sosen, tworzy�y trzy strony czworoboku, za� zamyka� go �w dom z drewnianych bali. Wewn�trz znajdowa� si� trawnik, a na nim krzy�owa�y si� dwie wy�o�one bia�ymi p�ytami z kamienia �cie�ki. Wzd�u� nich posadzono kwiaty, krzewy i drzewa. Stwarza�o to wra�enie r�wnowagi, porz�dku, symetrii i mi�ych dla oka proporcji. Dzia�a�o koj�co. Nawet owe mniejsze domki, chocia� po��czone ze sob� szeregowo niczym miejskie segmenty mieszkalne, mia�y dachy na wz�r ostrego zwie�czenia g��wnego budynku. Zastanawiaj�ce, �e mimo znacznych rozmiar�w posiad�o�ci nikogo prawie nie by�o wida�. Male�ki ogrodnik strzyg� trawnik. W sadzie po�o�onym po zewn�trznej stronie czworoboku dw�ch miniaturowych robotnik�w zrywa�o jab�ka. Z ogniska rozpalonego w sporym warzywniku wzd�u� przeciwleg�ego szeregu domk�w, unosi�a si� wst�ga dymu. Maj�tek, w kt�rym tak du�o pracy po�wi�cano uprawom, musia� mie� wielu mieszka�c�w, ale mimo owych nielicznych oznak �ycia sprawia� wra�enie opuszczonego. Je�li byli tam jacy� ludzie, wydawa�o si� zastanawiaj�ce, �e rezygnowali z przyjemno�ci, jakie ni�s� ze sob� ten jasny rze�ki dzie� jesieni. Z pewno�ci� wa�ne powody zmusi�y ich do pozostania w pomieszczeniach. Odosobnienie mieszka�c�w stanowi�o cz�� tajemnicy otaczaj�cej to miejsce. Od roku 1951, odk�d przyjecha�y ekipy budowlane - nie z pobliskiego miasteczka, chocia� inwestor mia� na tyle dobre serce, �e poka�ne ilo�ci materia��w budowlanych kupi� w okolicy - obywatele Quentin usi�owali dociec, co si� na tym wzg�rzu dzieje. Kiedy robotnicy postawili bram� i odjechali, miejscowi plotkarze zauwa�yli zadziwiaj�c� zbie�no��, bo przypomnieli sobie czytane nie tak dawno relacje o rozpocz�tej pod koniec wojny produkcji bomby atomowej. Rz�d wybudowa� w�wczas w Nowym Meksyku niewielkie miasto na pustyni. Okoliczni przedsi�biorcy mieli w zwi�zku z tym nadziej�, �e nast�pi o�ywienie w interesach. Czekali na pr�no: do owego miasta na pustyni zje�d�ali ludzie, ale - podobnie jak w posiad�o�ci na wzg�rzu - nikt stamt�d nie wyje�d�a�. III. Ka�dy z dwudziestu identycznych domk�w mia� dwa poziomy. Na dole znajdowa�a si� pracownia wyposa�ona we wszystko, co wi�za�o si� z tym, czemu w czasie wolnym chcia� si� po�wi�ci� jej u�ytkownik. Gdzie� mo�e kto� malowa�, mo�e rze�bi� albo tka�, mo�liwe te�, �e przy u�yciu narz�dzi stolarskich wyrabia� przedmioty z drewna. A �e ka�dy domek posiada� przylegaj�cy do pracowni ma�y odosobniony ogr�dek otoczony wysokim murem, niewykluczone, i� kto� zajmowa� si� ogrodnictwem, na przyk�ad hodowa� r�e. Lokator jednego z owych domk�w wybra� �wiczenia gimnastyczne i pisanie wierszy. Wiedzia�, �e nie potrafi�by si� skupi�, gdyby jego cia�o nie by�o sprawne. W swoim poprzednim �yciu stosowa� si� przecie� �ci�le do zasad filozofii zen, wierz�c, �e �wiczenie cia�a jest spraw� ducha. Codziennie przez godzin� podnosi� ci�ary, skaka� przez skakank�, �wiczy� rytmik�, kata albo wschodnie sztuki walki. Robi� to z pokor� i nie czerpa� satysfakcji z faktu, �e osi�ga coraz lepsz� kondycj� fizyczn�, poniewa� rozumia�, �e cia�o jest jedynie instrumentem duszy. Zreszt� efekty codziennego treningu by�y ma�o widoczne. �w cz�owiek mia� tors ascety, a przy diecie ubogiej w bia�ko dobrze rozwini�te mi�nie zast�powa�y tkank� t�uszczow�, kt�r� jego organizm spala� wskutek intensywnych �wicze�. Mi�sa nie jada�. W pi�tki spo�ywa� jedynie chleb i wod�. W niekt�re dni nie przyjmowa� �adnych pokarm�w. To dyscyplina dodawa�a mu si�. Uk�adanie wierszy s�u�y�o innemu celowi. Podczas pierwszych miesi�cy odczuwa� pokus� pisania o motywach przybycia tutaj, o ch�ci oczyszczenia si�, oddawania cierpieniu. Lecz potrzeba zapomnienia okaza�a si� silniejsza. Najpierw, by zaspokoi� potrzeb� wypowiadania, uk�ada� haiku; wyb�r formy zrozumia�y, zwa�ywszy jego zainteresowanie filozofi� ze�. Wyszukiwa� tematy niezwi�zane z tym, co go dr�czy�o: pie�� ptaka, oddech wiatru. Natura haiku jednak, skomplikowane napi�cie wynikaj�ce z po��czenia klarowno�ci i zwi�z�o�ci, wiod�a go ku coraz trudniejszym pr�bom zag�szczenia tre�ci i osi�gni�cia wi�kszej przejrzysto�ci stylu, a� �adne zdanie nie wydawa�o mu si� doskona�ym haiku i daremnie wpatrywa� si� w pr�ni� kartki. Przerzuci� si� wi�c na pisanie sonet�w, na�laduj�c na zmian� to Szekspira, to Petrark�. Ka�dy typ wiersza odznacza� si� innym uk�adem rym�w, oba jednak wymaga�y perfekcyjnej kompozycji czternastu wers�w. Rozwi�zywanie owej zawi�ej �amig��wki dostatecznie go absorbowa�o. Bardziej zainteresowany tym, jak pisze, ni� tym, co pisze, zajmowa� si� tematami b�ahymi i m�g� zapomnie� o sprawach wi�kszej miary. Stara� si� robi� to jak najlepiej, powodowany nie dum�, ale szacunkiem dla owego wyzwania. Wiedzia�, �e p�ynno�ci nigdy nie zdo�a osi�gn��. By� mo�e lokator innego domku podobnie sk�ada� wiersze, jak on. Mo�e pisa� sonety tak pi�kne, �e mog�y rywalizowa� z sonetami samego Szekspira czy Petrarki. Nie mia�o to wi�kszego znaczenia. Wszystko, co kt�rykolwiek z tutejszych mieszka�c�w stworzy� - obrazy, pos�gi, gobeliny, meble - pozbawione by�o warto�ci. Wszystko bowiem by�o marno�ci�. Po �mierci uk�adano cia�a owych samotnik�w na desce i grzebano w bezimiennych mogi�ach, a rzeczy, kt�re po sobie zostawili - ubrania, nieliczne drobiazgi osobiste, sonety, nawet skakank� - niszczono. Jak gdyby ludzie ci nigdy nie istnieli. IV. Psychiatra by�, oczywi�cie, ksi�dzem. Mia� na sobie czarny garnitur z bia�� koloratk�. Kiedy zapalaj�c papierosa zerka� na Sheana, jego twarz wydawa�a si� pomarszczona i o�owianosina. - Zdaje pan sobie spraw� z powagi swojej pro�by? - zacz��. - Bardzo dok�adnie j� rozwa�y�em. - Kiedy si� pan zdecydowa�? - Trzy miesi�ce temu. - I czeka� pan...? - Do tej chwili. Chcia�em dok�adnie przemy�le� konsekwencje tego kroku. Musia�em naturalnie nabra� pewno�ci. Ksi�dz zaci�gn�� si� dymem. W skupieniu, bacznie przygl�da� si� Sheanowi. Nazywa� si� ojciec Hafer. Dobiega� pi��dziesi�tki, a jego kr�tko ostrzy�one w�osy mia�y ten sam sinawy odcie�, co twarz. Wydmuchuj�c dym, wykona� nieokre�lony ruch r�k�, w kt�rej trzyma� papierosa. - Naturalnie. Z drugiej strony, jak� mo�emy mie� gwarancj� pa�skiego po�wi�cenia, pa�skiej determinacji i ostateczno�ci tej decyzji? - �adnej. - W�a�nie. - Ale ja j� mam. I tylko to si� liczy. To jest to, czego mi trzeba. Zrezygnowa�em. - Dlaczego? - Nie "dla". - Nie rozumiem. - Zrezygnowa�em "z". - Ruchem g�owy Shean wskaza� ha�a�liwa bosto�sk� ulic� za oknem plebanii. - Ze wszystkiego? Ze �wiata? Shean milcza�. - Na tym oczywi�cie polega istota pustelniczego �ycia. Odsuni�cie si� od �wiata - powiedzia� ojciec Hafer i wzdrygn�� si�. - Nastawienie negatywne jednak nie wystarcza. Pana motywy musz� by� r�wnie� pozytywne. Poszukiwanie, nie tylko ucieczka. - Ale� ja wci�� poszukuj�. - Naprawd�? - ksi�dz uni�s� brwi. - Czego? - Zbawienia. Ojciec Hafer przygl�da� mu si�, wydmuchuj�c dym z papierosa. - Odpowied� godna podziwu. - Strz�sn�� popi� do metalowej popielniczki. - Tak szybko ci�nie si� na usta. Tak �atwo j� poda�. Od dawna jest pan cz�owiekiem praktykuj�cym? - Od trzech miesi�cy. - A przedtem? Shean ponownie nie odpowiedzia�. - Pan jest wyznania rzymskokatolickiego? - W tym Ko�ciele zosta�em ochrzczony. Moi rodzice byli wierz�cy. - Nagle przypomnia� sobie spos�b, w jaki umarli, i poczu� ucisk w gardle. - Cz�sto chodzili�my do ko�cio�a. Na msz� �wi�t�. Na Drog� Krzy�ow�. Przyst�powa�em do sakrament�w i by�em nawet u bierzmowania. Wie ksi�dz, jak si� m�wi o bierzmowaniu? -Zosta�em pasowany na rycerza Chrystusa. - Shean u�miechn�� si� gorzko. - Och, tak w�wczas my�la�em. - A potem? - Powiedzmy, �e odszed�em od Ko�cio�a. - Co z obowi�zkiem spowiedzi wielkanocnej? - Nie by�em od trzynastu lat. - Zdaje pan sobie spraw�, co to oznacza? - Nie przyst�puj�c do spowiedzi i komunii �wi�tej przed Wielkanoc�, zrezygnowa�em w�a�ciwie z wiary. Jestem jakby nieoficjalnie ekskomunikowany. - I narazi� pan swoj� dusz� na pot�pienie wieczne. - Przyszed�em do ksi�dza, �eby siebie wybawi�. - Ma pan na my�li swoj� dusz� - poprawi� go ojciec Hafer. - S�usznie. To chcia�em powiedzie�. Przygl�dali si� sobie uwa�nie. Ksi�dz pochyli� si� do przodu, �okcie opar� na biurku, w jego oczach pojawi� si� b�ysk zainteresowania. - Oczywi�cie... Przejrzyjmy informacje, jakie poda� pan w ankiecie. Shean MacLane. Je�eli zgodzimy si� pana przyj��, to imi� i nazwisko zostan� panu odebrane. Podobnie jak wszystko, co pan posiada, na przyk�ad samoch�d czy dom. Trzeba b�dzie porzuci� swoj� to�samo��. W rezultacie b�dzie pan nikim. Zdaje pan sobie z tego spraw�? Shean wzruszy� ramionami. - A czym jest imi�? - Pozwoli� sobie teraz na gorzki u�miech. - R�a nazwana inaczej... - ... albo wcale - doko�czy� ksi�dz - pachnia�aby r�wnie s�odko. Ale dla Boga... - Nie pachniemy jak r�e. W ka�dym razie nie ja. I dlatego si� zg�osi�em. Chc� si� oczy�ci�. - Ma pan trzydzie�ci jeden lat, tak? - Zgadza si�. Shean nie k�ama�. Wszystkie informacje, kt�re poda� w ankiecie, mo�na by�o sprawdzi�. Wiedzia�, �e ksi�dz do�o�y wszelkich stara�, �eby to zrobi�. Wa�niejsze jednak by�o to, czego Shean nie ujawni�. - Pe�nia �ycia - powiedzia� ojciec Hafer. - Nawet kilka lat w zapasie, je�li przyj�� trzydzie�ci trzy lata za wiek po temu, by rozwin�� swe talenta i si�y. Rezygnuje pan z mo�liwo�ci, jakie ma pan przed sob�. Odrzuca tkwi�cy w sobie potencja�. - Ja nie rozumuj� w ten spos�b. - A w jaki...? - Ja ju� sw�j potencja� odkry�em. - I?... - Nie podoba� mi si�. - Przypuszczam, �e nie zechce pan wchodzi� w szczeg�y. Shean opu�ci� wzrok. - Kiedy� w ko�cu b�dzie pan musia�. - Ojciec Hafer robi� wra�enie zatroskanego. - Ale mniejsza o to. W tej chwili mamy inne sprawy do om�wienia. Nasi kandydaci, kiedy si� do nas zg�aszaj�, maj� ju�, delikatnie m�wi�c, najlepsze lata za sob�. - Ojciec Hafer wzruszy� ramionami. - Jest ich oczywi�cie niewielu, a jeszcze mniej... - ...akceptujecie. Na ca�ym �wiecie niespe�na pi�ciuset, a tu, w Stanach Zjednoczonych chyba zaledwie dwudziestu. - Dobrze. Widz�, �e si� pan przygotowa�. Chodzi o to, pos�u�� si� mniej �agodnym okre�leniem, �e wi�kszo�� z nich to ludzie starzy. - Ojciec Hafer zgni�t� niedopa�ek papierosa. - Spe�nili ju� swoje �yciowe ambicje. Czasem osi�gn�li, a czasem nie - ziemskie cele. I teraz gotowi s� sp�dzi� schy�ek �ycia w odosobnieniu. Ich decyzj�, chocia� ekstremaln�, mo�na zrozumie�. Ale pan, taki m�ody, silny. Kobiety na pewno uwa�aj� pana za atrakcyjnego. Zastanawia� si� pan nad skutkami rezygnacji z towarzystwa kobiet? Z uk�uciem t�sknoty Shean pomy�la� o Arlene. - Ksi�dz jednak zrezygnowa� - powiedzia�. - Zrezygnowa�em z seksu - ojciec Hafer wyprostowa� si� w krze�le. - Nie z obcowania z kobietami. Wielokrotnie w ci�gu dnia mam z nimi do czynienia: kelnerka w restauracji, bibliotekarka w bibliotece medycznej, sekretarka w kt�rej� ze �wieckich uczelni. Wszystkie te kontakty s� absolutnie niewinne. Widok kobiety, zamiast mnie kusi�, czyni moje �luby czysto�ci l�ejszymi. Je�eli jednak przychylimy si� do pa�skiej pro�by, nigdy ju� nie zobaczy pan kobiety, a m�czyzn niewielu i to bardzo rzadko. Podkre�lam z naciskiem: przez ca�� reszt� �ycia b�dzie pan pustelnikiem. V. Pi�terko, na kt�re prowadzi�y schody z nie heblowanych sosnowych desek, by�o podzielone na trzy cz�ci. W pierwszej, ma�ej kaplicy zwanej "Ave Maria", stal twardy kl�cznik zwr�cony ku krucyfiksowi zawieszonemu na �cianie nad prostym w wystroju o�tarzem. Za kaplic� znajdowa�a si� cela do rozmy�la�, gdzie umieszczono �wi�te ksi�gi, st� i krzes�o. Trzecie pomieszczenie s�u�y�o do spania. By� tam piec opalany drewnem, a zamiast ��ka le�a�a gruba na dwa i p� centymetra mata z juty. Mia�a metr dziewi��dziesi�t d�ugo�ci i dziewi��dziesi�t centymetr�w szeroko�ci. M�g� j� �atwo zwin��, postawi� w k�cie pracowni lub roz�o�y�, kiedy potrzebowa� odpoczynku. Chodzi�o o to, �eby wyra�nie oddzieli� poszczeg�lne czynno�ci. Id�c na g�r� spa� albo schodz�c na d� do pracowni, musia� przej�� przez kaplic�, a regu�a nakazywa�a mu zatrzyma� si� tam za ka�dym razem i odm�wi� modlitw�. VI. - Je�li chce pan po�wi�ci� �ycie Bogu - powiedzia� ojciec Hafer - niech pan sobie wybierze zakon o mniej surowej regule. Mo�e ksi�y misjonarzy? Shean potrz�sn�� przecz�co g�ow�. - To mo�e zakon Zmartwychwstania Pa�skiego? Oni robi� wiele dobrego. Zajmuj� si� nauczaniem, na przyk�ad. - Nie. - To co pan powie na nast�pn� propozycj�. Wspomnia� pan, �e sakrament bierzmowania uczyni� z pana rycerza Ko�cio�a. Wie pan na pewno, �e jezuici potraktowaliby to jako powo�anie. Ich regu�a jest surowsza ni� Braci Zmartwychwsta�c�w, a nowicjat trwa pi�tna�cie lat, co ju� samo wystarczaj�co t�umaczy przezwisko, jakie im nadano: Komandosi Ko�cio�a. - Nie o to mi chodzi. - �e utrzymuj� kontakt ze �wiatem? - Ojciec Hafer szybko m�wi� dalej: - Znaczn� cz�� nowicjatu sp�dzi pan zamkni�ty w klasztorze. Dopiero pod koniec wyrzuc� pana z gniazda i mo�e w�wczas przyjmie pan tego kuksa�ca z wdzi�czno�ci�. A nawet wcze�niej przy r�nych okazjach b�dzie pan mia� szans� przemy�le�, co jest dla pana wa�ne, i zawr�ci� z drogi, gdyby pan zechcia�. - Nie s�dz�. - Istnieje jeszcze inna mo�liwo��. - W g�osie ojca Hafera s�ycha� by�o wzrastaj�ce przygn�bienie. - Cystersi. Drugi najbardziej surowy zakon w Ko�ciele. �yj� w klasztorze, odci�ci od �wiata. Dnie wype�nia im na przyk�ad praca na roli, kt�ra jest s�u�b� na rzecz wsp�lnoty. Nie odzywaj� si� do siebie, ale przynajmniej pracuj� i modl� si� wsp�lnie. Je�eli kt�ry� z nich uzna, �e �ycie tam jest dla niego zbyt trudne, mo�e opu�ci� zgromadzenie i wr�ci�, je�li nie sko�czy� trzydziestu sze�ciu lat. Zalet� jest ca�y system stopni, co pozwala na rozterk� i zmian� decyzji. Shean czeka�. - Na Boga, cz�owieku, musisz by� taki uparty? - Ojciec Hafer pstrykn�� gazow� zapalniczk� i zapali� kolejnego papierosa. - Chc�, �eby� to zrozumia�, synu. W kwiecie wieku pragniesz zosta� przyj�ty do najsurowszego zakonu kontemplacyjnego w Ko�ciele. Do kartuz�w. To wyb�r skrajnej ascezy. Absolutna negacja cz�owieka jako zwierz�cia stadnego. �ywot eremity. Reszt� dni sp�dzisz samotnie w celi. Z wyj�tkiem godziny spoczynku, b�dziesz si� nieustannie modli�. To rezygnacja ze wszystkiego. Ca�kowita samotno��. VII. Wk�ada� w�osiennic�, �eby dra�ni�a sk�r�. Czasami owo wra�enie j�trzenia sprawia�o mu nawet przyjemno��, czego� przynajmniej do�wiadcza�, co� intensywnie odczuwa�. Kiedy ogarnia�o go mi�e podniecenie, stara� si� je zwalczy�, modli� si� jeszcze �arliwiej, czasami biczowa� si� skakank�, t�umi�c j�ki. Nie jeste� tu dla przyjemno�ci, lecz dla pokuty. Przyby�e� tu odpokutowa�. �y� w samotno�ci. Na w�osiennicy nosi� bia�y habit, a na nim szkaplerz tego samego koloru, z takim samym kapturem. Przy nielicznych okazjach, kiedy zmuszony by� bra� udzia� w wymy�lnym sprawdzianie hartu ducha, jakim by�y dla niego wsp�lne obrz�dy czy �piew ch�ralny, naci�ga� kaptur na twarz, dzi�ki czemu m�g� si� czu� niewidzialny. VIII. - Nie ma potrzeby a� tak si� udr�cza� - powiedzia� ojciec Hafer, sil�c si� na u�miech. - Odpocznijmy chwil�. Dyskusja jest dobra dla umys�u, ale nie dla cia�a. Mog� pana czym� pocz�stowa�? - Zdusi� papierosa w popielniczce, podszed� do szafki, otworzy� j� i wyj�� karafk� nape�nion� po�yskuj�cym szmaragdowym trunkiem. - Kieliszek chartreuse? - Nie, dzi�kuj�. - Nie smakuje panu? - Nigdy... - Akurat nadarza si� okazja. - Dzi�kuj�, nie pij�. Ojciec Hafer zmru�y� oczy. - Naprawd�? Broni si� pan przed s�abo�ci�? - Nigdy jej nie ulega�em. W moim zawodzie nie mog�em pozwoli� sobie na b��d w ocenie sytuacji. - Czym si� pan zajmowa�? Co to by� za zaw�d? Shean nie odpowiedzia�. Ojciec Hafer przygl�da� mu si�, obracaj�c kieliszek w r�ku. - Jeszcze jeden temat na p�niej. Ciekawe, czy zdaje pan sobie spraw�, jak ten likier wi��e si� z tematem naszej rozmowy? - Chartreuse - Shean roz�o�y� r�ce - uchodzi za najprzedniejszy gatunek likieru. Sw�j niepowtarzalny smak, kt�rego nie potrafi�bym doceni�, zawdzi�cza korzeniowi angeliki i oczywi�cie stu pi�tnastu innym zio�om. Jest g��wnym �r�d�em dochodu kartuz�w. Wytwarzaj� go w macierzystym klasztorze La Grande Chartreuse w Alpach francuskich. St�d nazwa likieru - Chartreuse. Odmiana zielona, kt�r� ksi�dz ma w kieliszku, zawiera pi��dziesi�t pi�� procent alkoholu, a ��ta czterdzie�ci pi��. Receptur�, zdaje si�, opracowa�a w pocz�tkach szesnastego wieku osoba �wiecka i podarowa�a j� kartuzom. Sto lat p�niej jaki� geniusz chemii w�r�d zakonnik�w j� udoskonali�. Na rynku pojawi� si� likier podrabiany, ale znawcy potrafi� odr�ni� go po etykiecie. - Zadziwiaj�ce - skomentowa� ojciec Hafer. - Nie tylko pod tym wzgl�dem. Zakon kontemplacyjny zawdzi�cza samowystarczalno�� dochodom uzyskiwanym ze sprzeda�y napoju, kt�ry podtrzymuje w ludziach ducha towarzyskiego. Produkcj� likieru zajmuj� si� oczywi�cie bracia nie b�d�cy eremitami. Ale ta niekonsekwencja nie ma dla mnie znaczenia. IX. Zaspokajaniem jego potrzeb zajmowali si� braciszkowie mieszkaj�cy w budynku z drewnianych bali. Tam znajdowa�a si� r�wnie� kaplica, refektarz, kuchnia i pok�j go�cinny. Sparta�skie posi�ki podawano mu przez zasuwane okienko w �cianie obok drzwi pracowni. W niedziele i znaczniejsze �wi�ta regu�a nakazywa�a opu�ci� cel�, kt�rej nigdy nie zamyka�, i spo�ywa� posi�ki wraz z innymi zakonnikami w refektarzu g��wnego domu. Przy tych okazjach dozwolona by�a przyciszona rozmowa, ale nie bra� w niej udzia�u. Regu�a nakazywa�a te� opuszcza� pustelni� i przy��cza� si� do innych braci w kaplicy, aby modli� si� o p�nocy, odprawia� jutrzni� o brzasku, o �smej rano msz� �wi�t� i o sz�stej wieczorem nieszpory. Nie lubi� owych przerw i wola� si� modli� w samotno�ci u siebie. Jedynie mysz rozprasza�a jego uwag�. X. - �luby... - powiedzia� ojciec Hafer strapiony. - Synu, czy naprawd� zastanowi�e� si� nad ich wag�? Nie chodzi jedynie o ub�stwo, czysto�� i pos�usze�stwo, kt�re same w sobie s� ci�kie. Ale dodajmy do nich poddanie si� regule kartuz�w. B�d� brutalnie szczery. Kiedy zbiera si� komisja dla rozpatrzenia zg�osze�, z regu�y odrzucamy podania ludzi m�odych. Ich niedojrza�o�� zmusza nas do tego, by zada� sobie pytanie, czy zdo�aj� dotrzyma� przysi�gi wytrwania w samotno�ci. Konsekwencje niepos�usze�stwa przechodz� wyobra�enie. - Je�li z�ami� �luby, b�d� pot�piony. - Tak. Nawet spowied� nie przywr�ci panu stanu �aski. Jedynym wyj�ciem jest pro�ba o udzielenie dyspensy. Lecz ustosunkowanie si� do tak powa�nej pro�by trwa miesi�cami. Gdyby pan w tym czasie umar�... - Dla mnie to bez znaczenia. - Nie... - Ja ju� jestem pot�piony. Ojciec Hafer obruszy� si�. - Bo przez trzyna�cie lat nie by� pan u spowiedzi wielkanocnej? - spyta� podniesionym g�osem. - W por�wnaniu z pogwa�ceniem �wi�tych �lub�w to grzech mniejszej wagi. Mog� pana wyspowiada�, rozgrzeszy� i udzieli� komunii. Ale gdyby nie otrzyma� pan dyspensy i nadal �ama� �luby, nawet spowied� nie przywr�ci panu stanu �aski. Teraz na pewno pan ju� rozumie, dlaczego komisja odrzuci t� pro�b�. Gdyby�my - w�tpi�c, czy podo�a pan regule kartuz�w - jednak j� spe�nili, sami szydziliby�my ze �lub�w, kt�re pan by z�o�y�. W znacznym stopniu pomogliby�my panu zas�u�y� na piek�o i ponie�liby�my za to kar�. W�asne dusze naraziliby�my na pot�pienie wieczne. - Je�eli... - S�ucham? Niech pan m�wi. - Je�eli mnie nie przyjmiecie, to i tak zostaniecie pot�pieni. - Za co? - Za to, co b�d� zmuszony pope�ni�. Powiedzia�em, �e czuj� si� pot�piony. I nie dlatego, �e nie chodzi�em do spowiedzi. - Co wi�c chce pan uczyni�? - Zabi� si�. XI. W pi�tym roku swojego pobytu w klasztorze, kiedy pierwsze jesienne ch�ody przebarwi�y ju� li�cie klon�w, kl�cza� pewnego dnia na twardej pod�odze pracowni i modli� si� za swoj� dusz�. Nagle wyczu�, �e co� si� poruszy�o z prawej strony. Ruch by� niemal niedostrzegalny, jakby mign�� cie�, mo�e wskutek przem�czenia oczu albo skupienia pe�nego udr�ki. Na czo�o wyst�pi�y mu krople potu. Zawstydzony, �e pozwoli� sobie na chwil� nieuwagi, z tym wi�ksz� �arliwo�ci� oddal si� medytacji, usilnie pragn�c uwolni� si� od koszmarnych wizji przesz�o�ci. Ale ledwie dostrzegalny ruch nie usta�. Przez chwil� Shean zastanawia� si�, czy nie ma halucynacji; kr��y�y pog�oski o zakonnikach, kt�rzy wyczerpani intensywn� adoracj�, miewali omamy. Siebie wszak�e traktowa� ze sceptycyzmem i pokor�, a poza tym owo co� porusza�o si� po pod�odze tu� przy �cianie. Czy� by�o to stosowne miejsce na widzenie? Uzna�, �e to kolejny sprawdzian hartu ducha i postanowi� nie patrze� w tamt� stron�, a jednak znowu k�tem oka dostrzeg� przesuwaj�cy si� cie�. W momencie s�abo�ci, kt�ry w rezultacie uratowa� mu �ycie, odwr�ci� g�ow� w prawo, spojrza� na pod�og�, tam, gdzie styka�a si� ze �cian� - i zobaczy� poln� mysz. Zwierz�tko znieruchomia�o. Shean by� ca�kowicie zaskoczony. Mysz najwyra�niej r�wnie�. Przez d�u�sz� chwil� przygl�dali si� sobie. Mysz porusza�a w�sikami, przez co sprawia�a wra�enie zniecierpliwionej. Shean mimowolnie podrapa� si� w nos. Zaniepokojone stworzenie z zadziwiaj�c� pr�dko�ci� �mign�o ku dziurze w �cianie. Shean ze zdumieniem stwierdzi�, �e o ma�o si� nie roze�mia�. Zwierz�tko znikn�o. Zmarszczy� czo�o, analizuj�c ca�e zdarzenie. Kiedy wczoraj wieczorem szed� na nieszpory, mysiej dziury w �cianie nie by�o. Dok�adnie obejrza� �wie�o pogryzione drewno i zastanawia� si�, co robi�. Id�c dzi� na nabo�e�stwo, m�g� poprosi� dy�urnego brata o pu�apk� czy ewentualnie trucizn�. Po w�o�eniu jednego albo drugiego do nory, mo�na by j� po ciesielsku uszczelni�. Ale po co, zada� sobie pytanie. W jesienne ch�ody mysz szuka�a w klasztorze schronienia, podobnie jak on szuka� tu azylu. W pewnym sensie pasowali do siebie. Ta my�l wyda�a mu si� komiczna. Pewnie. Ja i mysz. Bra� pod uwag� gro�b�, �e mysz przegryzie przewody elektryczne albo �e gryzoni mo�e by� wi�cej i zaczn� si� tam za �cian� rozmna�a�, a potem rozbiegn� po ca�ym klasztorze. Rozs�dek podpowiada� mu, �e tolerowanie go�cia nie b�dzie praktyczne. Stworzenie intrygowa�o go jednak. Jego odwaga i... Bezradno��, pomy�la�. Mog�em j� przecie� z �atwo�ci� zabi�. Ale ju� nigdy wi�cej. Nawet myszy. Postanowi� pozwoli� jej zosta�. Na pr�b�. "Dop�ki nie sprowokujesz jakiej� awantury. I dop�ki zachowasz celibat" - za�artowa�. XII. Ojciec Hafer zblad�. - Synu, przyznajesz, �e... - Wierz� g��boko, �e odsuni�cie si� od �wiata jest dla mnie jedyn� szans� ocalenia. W przeciwnym razie... - Je�eli oddal� to podanie, na mnie spadnie odpowiedzialno�� za pana samob�jstwo. Za ten niewybaczalny akt rozpaczy. Za to, �e p�jdzie pan do piek�a. To absurd. - Przed chwil� pos�u�y� si� ojciec t� sam� argumentacj�. Powiedzia� ojciec, �e na niego spadnie kara, je�li mimo w�tpliwo�ci zaakceptuje ksi�dz moj� kandydatur�, a ja p�niej z�ami� �luby i �ci�gn� na siebie pot�pienie. - I tak ponios� kar�. Je�li odrzuc� pro�b�, pan odbierze sobie �ycie i b�dzie pot�piony. �mieszne. O co w�a�ciwie chodzi? Co pan sobie wyobra�a, �e do kogo pan m�wi? Jestem s�ug� bo�ym. Stara�em si� odnie�� do tej desperackiej pro�by z szacunkiem, a teraz pan chce mnie wini� za... Wszystko, co mog� uczyni�, to nie wyrzuci� pana za drzwi. - Jest ksi�dz s�ug� bo�ym. Nie odwr�ci si� ksi�dz ode mnie. Wydawa�o si�, �e ojciec Hafer go nie s�yszy. Rozgniewany, wskaza� swoje biurko. - A to podanie? Podejrzewam, �e co� si� tu nie zgadza. Twierdzi pan, �e jako dziesi�cioletnie dziecko straci� pan rodzic�w. - To prawda. Shean poczu� ucisk w gardle. - Niewiele jednak pisze pan o swoich dalszych losach. Wspomina pan tylko, �e sko�czy� technikum w Kolorado, a jednak najwyra�niej ma pan wykszta�cenie humanistyczne: logika, historia, literatura. W rubryce zaw�d poda� pan "bezrobotny". "Bezrobotny" - kto? Naturalne by�oby okre�li� sw�j zaw�d, bez wzgl�du na to, czy si� pracuje, czy nie. Przed chwil� pyta�em o to samo, nie odpowiedzia� mi pan. Stan cywilny: "wolny. Nigdy nie by�em �onaty". Dzieci: "nie posiadam". Wiek: "trzydzie�ci jeden lat". - Ksi�dz postuka� palcem w biurko i doda�: - Jest pan cieniem. Shean u�miechn�� si� gorzko. - Wobec tego �atwo mi b�dzie usun�� wszelki �lad po wcze�niejszym �yciu. Wpatruj�c si� w Sheana, ojciec Hafer pomy�la�: "Bo i tak ju� zosta� zmazany". - Prawo pana �ciga? To jest powodem? Uwa�a pan, �e klasztor kartuz�w oka�e si� dobr� kryj�wk�? Chce pan wykorzysta� Ko�ci�, �eby... - Nie. Prawd� m�wi�c, to, co robi�em, by�o aprobowane przez prawo. Na najwy�szym szczeblu. - Do�� ju�. Straci�em cierpliwo��. Ko�czmy rozmow�, je�li pan nie... - Na spowiedzi. - S�ucham? - Powiem na spowiedzi. XIII. Okaza�o si�, �e mysz tak samo lubi samotno��, jak on. Przez nast�pnych kilka dni nie widzia� jej i zacz�� ju� my�le�, �e sobie posz�a. Ale pewnego d�d�ystego popo�udnia, kiedy chmury wisia�y nisko i przesi�kni�te wilgoci� li�cie opada�y sm�tnie na ziemi�, a on kl�cza� i odmawia� modlitw�, znowu co� zamajaczy�o. Spojrza� w tamtym kierunku i zobaczy� sam nosek i w�siki stercz�ce z dziury. Przygl�da� si�, nie zmieniaj�c pozycji. Mysz wystawi�a �ebek, poruszaj�c nozdrzami w�szy�a, czy nie grozi jej niebezpiecze�stwo. Ciekaw, co zwierz�tko dalej zrobi, Shean stara� si� nawet nie mrugn��, aby jej nie przestraszy�. Ostro�nie wysun�a si� do po�owy. Nast�pny ruch i Shean zobaczy� bok, male�k� wznosz�c� si� i opadaj�c� klatk� piersiow�, oczka zerkaj�ce to w t�, to w tamt� stron�. Jeszcze jeden krok i ca�a wysz�a z nory. Wydawa�a si� jednak jaka� inna. Futerko, chocia� tej samej barwy, zmatowia�o, wychud�a. Shean zastanawia� si�, czy to ta sama mysz. Wr�ci�y poprzednie obawy, �e za �cian� jest ca�e gniazdo. Zacz�� w�tpi�, czy dobrze zrobi� nie m�wi�c dy�urnemu bratu, �eby je wyt�pi�. Zamiast z rozbawieniem, przygl�da� si� teraz zwierz�tku z niepokojem. Mysz w�sz�c posuwa�a si� powolutku wzd�u� listwy. Wygl�da�a na osowia��, zatacza�a si�, jakby co� jej si� sta�o w �apk� albo by�a czym� oszo�omiona. Mo�e chora, pomy�la� Shean. Jak si� dowiedzie�, na co choruj� myszy i czy ludzie mog� si� od nich zarazi�? To mo�e by� nawet w�cieklizna, u�wiadomi� sobie z przera�eniem. Ju� prawie wstawa�, �eby wp�dzi� mysz z powrotem do dziury, ale kiedy dotar�a do rogu, wci�� w�sz�c, skr�ci�a i zacz�a posuwa� si� wzd�u� nast�pnej listwy, odgad�, �e szuka po�ywienia. Tym da�o si� wyt�umaczy� owo wyra�ne os�abienie. Zatacza�a si� z g�odu. Czy dooko�a nie ma dosy� jedzenia? - pomy�la�. Wtedy u�wiadomi� sobie, �e za oknami pada ju� deszcz ze �niegiem. Gdyby chcia�a wyprawi� si� do sadu po nieliczne nie zebrane jab�ka, albo do po�o�onego wzd�u� kru�gank�w warzywnika po resztki jarzyn, przebywaj�c tak znaczn� przecie� dla niej odleg�o��, ryzykowa�aby zamarzni�ciem i napotka�aby trudne do pokonania przeszkody. W klasztornej kuchni i piwnicy by�o oczywi�cie jedzenie, ale mysz pope�ni�a b��d wybieraj�c w�a�nie jego cel�, kt�ra znajdowa�a si� w skrzydle oddalonym od g��wnego budynku. Najwyra�niej nie odkry�a drogi do kuchni, w przeciwnym bowiem razie tam za�o�y�aby gniazdo. Oszuka�a� si�, myszko. Tw�j instynkt przetrwania jest jednak wzruszaj�cy. Dotar�a do nast�pnego k�ta, rozpocz�a w�dr�wk� wzd�u� kolejnej listwy i pyszczek mia�a teraz zwr�cony ku Sheanowi. Jej oczka raptownie si� powi�kszy�y, nosek a� podskoczy�. Cofn�a si� nagle, �mign�a przez pracowni�, wskoczy�a do dziury i tyle j� widzia�. Shean parskn�� �miechem. Jeszcze przez chwil� obserwowa� nor�, ale us�yszawszy szcz�k skobla odwr�ci� wzrok. W korytarzu niewidoczne r�ce podnios�y klap� zakrywaj�c� okienko obok drzwi. Z szurni�ciem i g�uchym stukiem postawi�y kolacj� na p�ce. Klapa z powrotem si� zasun�a. Wsta� i podszed� do okienka. Wzi�� kubek i misk�. Nie mia� ani zegara, ani kalendarza. Czas mierzy� jedynie z pomoc� klasztornego dzwonu, p�r roku i jedzenia, jakie mu przynoszono. Widz�c zawarto�� kubka i miski, doszed� do wniosku, �e musi by� pi�tek, w pi�tki bowiem dostawa� tylko chleb i wod�. Postawi� �w sparta�ski posi�ek na �awie, przy kt�rej pracowa�, spojrza� na ponury deszcz za oknem. Mo�e z powodu ch�odu i wilgoci czu� dzi� szczeg�ln� pokus� zaspokojenia g�odu, wobec czego, jako dodatkowe umartwienie, zjad� tylko cz�� chleba. Zastanawia� si� p�niej, czy nie narzuca� sobie postu jako pokuty tak�e z innych pobudek. Sam si� dziwi�, kiedy pod wp�ywem impulsu, s�ysz�c dzwon wzywaj�cy go do kaplicy na nieszpory, po�o�y� kruszyn� chleba na wprost mysiej dziury. Kiedy wr�ci�, chleba nie by�o. U�miechn�� si�. XIV. Ojciec Hafer by� wstrz��ni�ty, - Nadu�ywa� sakramentu? Je�li chce pan mie� gwarancj�, �e b�d� milcza�, nie musi si� pan ucieka� a� do spowiedzi. Prosz� nie zapomina�, �e jestem r�wnie� psychiatr�. Etyka zawodowa zmusza mnie do tego, bym traktowa� nasz� rozmow� jako poufn�. Nie wyjawi� jej tre�ci ani s�dowi, ani policji. - Ja jednak wol� polega� na etyce osoby duchownej. Ksi�dz przywi�zuje wielk� wag� do �wi�tych �lub�w. Gdyby ksi�dz ujawni� to. co us�yszy na spowiedzi, by�by pot�piony. - Powiedzia�em, �e odmawiam profanowania sakramentu! Nie wiem, jakie sprawki ma pan na sumieniu, ale... - Na mi�o�� bosk�, b�agam! Ojciec Hafer by� do g��bi poruszony. Shean prze�kn�� �lin�. - Wtedy si� ksi�dz dowie, dlaczego musi mi ksi�dz pozwoli� wst�pi� do klasztoru - powiedzia� �ami�cym si� g�osem. XV. Sta�o si� to swoistym rytua�em. Co wiecz�r k�ad� na wprost mysiej dziury odrobin� jedzenia - marchewk�, li�� sa�aty, cz�stk� jab�ka. Mysz nigdy nie wzgardzi�a pocz�stunkiem. Ale podejrzliwie odnosi�a si� do szczodro�ci Sheana i nie wychodzi�a z nory. Jasne - my�la� Shean - po co wychodzi�, skoro jedzenie przynosz� pod same drzwi? Rozbawi�o go przypisywanie jej takich motyw�w post�powania, nie dopuszcza� jednak, by przyjemno�� przeszkadza�a mu realizowa� postanowienia. Jego celem by�o oddawanie czci Bogu, dni wype�nia�a mu modlitwa i pokuta na cze�� i chwa�� Stw�rcy i dla okupienia haniebnych grzech�w, Podczas pi�tej zimy jego pobytu w klasztorze podmuchy wiatru usypa�y olbrzymie zaspy za oknem celi. Shean wytrwale oddawa� si� pokucie za ohydne czyny, uspokaja� wyrzuty sumienia, kt�re dr�czy�y jego dusz�. Zdarza�o si�, �e teraz gdy si� modli�, mysz ryzykowa�a i wychodzi�a z dziury. Przyty�a, spojrzenie mia�a bystrzejsze. Nie oddala�a si� od nory dalej ni� na metr, ale porusza�a si� pewnie, jej futerko l�ni�o. Z nastaniem wiosny nabra�a ju� takiego zaufania, �e pokazywa�a si� nawet w�wczas, gdy Shean si� gimnastykowa�. Siada�a przed dziur�, przednie �apki unosi�a do g�ry i uwa�nie przygl�da�a si� jego osobliwemu zachowaniu. Ka�dego z przepojonych woni� wiosny dni Shean spodziewa� si�, �e odejdzie. Pora, �eby� si� troch� zabawi�a - my�la� - popr�bowa�a s�odkich m�odych p�d�w, znalaz�a towarzystwo. Zwolni� ci� nawet z przysi�gi dochowania czysto�ci. Id�, dziecinko. Za�� rodzin�. Myszy polne te� s� �wiatu potrzebne. - Lecz ona pojawia�a si� jeszcze cz�ciej i zapuszcza�a coraz dalej od nory. Latem przysz�y takie upa�y, �e pod w�osiennic� pot sp�ywa� Sheanowi po piersi. Kiedy�, gdy siedzia� przy stole i jad�, poczu� nieznaczny ruch tu� przy nodze. Spojrza� w d� i zobaczy�, �e mysz obw�chuje mu ubranie. Zrozumia�, �e zamieszka�a z nim na dobre. Mia� towarzysza pustelnika. Shean nie wiedzia�, jakiej jest p�ci. Ze wzgl�du jednak na klasztorne warunki, wola� uzna�, �e to samiec. Przypomniawszy sobie mysz, o kt�rej kiedy� dawno temu czyta� w ksi��ce E. B. White'a, nada� jej imi�: Stuart Little. Wtedy jeszcze by�em niewinny - pomy�la�. XVI. - Nie wzi��em ze sob� sutanny. - A gdzie j� ksi�dz trzyma? - spyta� Shean. . - U siebie, na plebanii. - P�jd� wi�c z ksi�dzem. I tak musimy przej�� do konfesjona�u, do ko�cio�a naprzeciwko. - To nie jest konieczne - powiedzia� ojciec Hafer. - Z�agodzono przepisy. Mo�emy odby� spowied� otwarcie, tu w tym gabinecie, twarz� w twarz. Nazywa to si� spowiedzi� publiczn�. Shean potrz�sn�� odmownie g�ow�. - Nie odpowiada to panu? - Powiedzmy, �e jestem staro�wiecki. Przeszli przez ruchliw� ulic� do ko�cio�a. W ch�odnym mrocznym wn�trzu rozleg�o si� echo ich krok�w, kiedy zajmowali miejsca w konfesjonale. Shean ukl�k� w pachn�cej st�chlizn� ciemno�ci. Za �ciank� ksi�dz odsun�� zas�on�. Shean szep