7485

Szczegóły
Tytuł 7485
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7485 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7485 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7485 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7485 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

John Wyndham KUKU�CZE JAJA Z MIDWICH Przek�ad: REMIGIUSZ MARKOM SPIS TRE�CI CZʌ� I Rozdzia� I Nie ma wjazdu do Midwich.....................9 Rozdzia� II W Midwich panuje spok�j .....................13 Rozdzia� III Midwich wypoczywa.........................18 Rozdzia� IV Operacja Midwich ..........................21 Rozdzia� V Midwich wraca do �ycia.......................31 Rozdzia� VI �ycie w Midwich stabilizuje si�...................34 Rozdzia� VII Dalsze wypadki ...........................40 Rozdzia� VIII Narady ................................44 Rozdzia� IX Utrzyma� tajemnic� .........................48 Rozdzia� X Porozumienie.............................54 Rozdzia� XI Brawo, Midwich ...........................61 Rozdzia� XII Do�ynki ...............................66 Rozdzia� XIII Powroty................................69 Rozdzia� XIV Nowe zagadnienia ..........................75 Rozdzia� XV Adam i Ewa .............................84 CZʌ� II Rozdzia� XVI Jest nas teraz dziewi�cioro .....................93 Rozdzia� XVII Midwich protestuje .........................110 Rozdzia� XVIII Przes�uchanie ............................117 Rozdzia� XIX Impas ................................135 Rozdzia� XX Ultimatum .............................146 Rozdzia� XXI Wielki Zellaby ...........................153 CZʌ� I Rozdzia� I Nie ma wjazdu do Midwich Jednym z najszcz�liwszych przypadk�w w �yciu mojej �ony by�o to, �e wysz�a za m�� za m�czyzn�, kt�ry urodzi� si� 26 wrze�nia. Gdyby nie to, na pewno noc z 26 na 27 sp�dziliby�my w domu, w Midwich, co poci�gn�oby za sob� gro�ne konsekwencje. Poniewa� by�y to moje urodziny, w dodatku w przeddzie� otrzyma�em do podpisu kontrakt z ameryka�skim wydawc�, rankiem 26 wyjechali�my do Londynu, aby uczci� obie te okazje. Wycieczka by�a bardzo udana, homar i Chablin w restauracji, potem teatr, kolacyjka i powr�t do hotelu, gdzie Janet mog�a si� nacieszy� komfortem nowoczesnej �azienki. Nazajutrz rano bez po�piechu wyruszyli�my w powrotn� drog� do Midwich. Kr�tki post�j na zakupy w Trayne, nast�pnie przejechali�my przez miasteczko Stouch, potem skr�cili�my w prawo i boczn� szos� prosto do... ale nie! Szosa zagrodzona by�a szlabanem, z kt�rego zwisa� napis: DROGA ZAMKNI�TA, a obok sta� policjant z podniesion� r�k�. Zatrzymza�em samoch�d; policjant zbli�y� si�; pozna�em go, by� z Trayne. � Bardzo mi przykro, ale nie ma przejazdu! � oznajmi�. � To znaczy, �e musz� pojecha� przez Oppley Road? � Niestety tamta szosa te� jest zamkni�ta. � Ale�... Za nami rozleg� si� klakson. � Zechce pan zjecha� troch� w lewo! Ze zdziwieniem spe�ni�em to polecenie i spostrzeg�em, �e min�a nas trzytonowa wojskowa ci�ar�wka, pe�na m�odych ludzi w mundurach khaki. � Czy�by rewolucja w Midwich? � spyta�em. � Manewry � odpowiedzia� policjant � droga jest nieprzejezdna. � Ale chyba nie obie drogi? My mieszkamy w Midwich. � Wiem prosz� pana. Ale chwilowo nie ma wjazdu. Na pana miejscu wr�ci�bym do Trayne i zaczeka� tam a� otworzymy drog�. Bo tu oczywi�cie nie mo�e pan parkowa�. Janet otworzy�a drzwi i wzi�a torb� z zakupami. � P�jd� pieszo � o�wiadczy�a � a ty przyjedziesz, gdy to b�dzie mo�liwe. Policjant zawaha� si�, po czym zni�aj�c g�os, powiedzia�: � Poniewa� pani tu mieszka, powiem pani, ale to jest poufne. Nie ma co pr�bowa�; nikt nie mo�e dosta� si� do Midwich; To fakt! Patrzyli�my na siebie ze zdumieniem. � Ale dlaczego? � zapyta�a Janet. � Co si� sta�o? � Po to tu w�a�nie jestem, aby dowiedzie� si�, prosz� pani. Je�li pojad� pa�stwo teraz �Pod Or�a", do Trayne, dopilnuj�, aby zawiadomiono was, skoro tylko otworzy si� drog�. Janet i ja popatrzyli�my na siebie. � To wszystko jest bardzo dziwne � rzek�a moja �ona � ale skoro pan jest pewien, �e nie mo�na przejecha�... � Absolutnie pewien, prosz� pani! Poza tym, taki mam rozkaz. Zawiadomimy pa�stwa, gdy tylko b�dzie mo�na przejecha�. Nie mia�o sensu sprzeciwia� si�. Policjant spe�nia� jedynie sw�j obowi�zek i w dodatku najuprzejmiej jak umia�. � Dobrze � powiedzia�em. � Nazywam si� Gayford, Richard Gayford. B�d� oczekiwa� wiadomo�ci �Pod Or�em". Cofn��em samoch�d i ruszyli�my z powrotem t� sam� drog�. Za miasteczkiem Stouch zjecha�em w pole. � To wszystko wydaje mi si� bardzo podejrzane � rzek�em. � Chod�my na prze�aj, zobaczymy co si� dzieje, dobrze? � Doskonale! � zgodzi�a si� Janet. � Ten policjant te� wyda� mi si� jaki� dziwny. Nasze zaskoczenie by�o tym wi�ksze, �e Midwich s�yn�o w okolicy jako miejscowo��, gdzie nic si� nie dzieje. Mieszkaj�c tam ju� od roku, Janet i ja uwa�ali�my t� opini� za w pe�ni uzasadnion�. Dlaczego w�a�nie Midwich, a nie kt�rekolwiek inne spo�r�d tysi�ca podobnych miasteczek sta�o si� widowni� wydarzenia z dnia 26 wrze�nia, to pozostanie chyba na zawsze tajemnic�. Przyjrzyjmy si� tej miejscowo�ci. Midwich po�o�one by�o oko�o 12 kilometr�w na zach�d od Trayne. G��wna szosa ��czy�a Trayne z dwoma s�siednimi miasteczkami, Oppley i Stouch, z kt�rych boczne drogi odchodzi�y do Midwich. W sercu Midwich zieleni�y si� tr�jk�tne B�onia, z kilku wi�zami i stawem po�rodku. By� tu pomnik ofiar wojny, dalej ko�ci�, plebania, gospoda, ku�nia, poczta, sklep pani Welt i szereg niewielkich prywatnych willi, oraz kilkadziesi�t starych kamieniczek czynszowych, a tak�e ratusz i dworek, Kyle Manor. Reprezentowane tu by�y wszystkie style architektury angielskiej od panowania El�biety I do El�biety II, przy czym najnowocze�niejsze by�y dwa skrzyd�a dobudowane przez Ministerstwo, kt�re przej�o dawn� tutejsz� siedzib� K�ek Rolniczych i zorganizowa�o tam o�rodek bada� naukowych. W Midwich nie by�o dworca kolejowego, ani zajezdni autobus�w. Miasteczko nie posiada�o �adnych bogactw mineralnych, nikomu nie przysz�o do g�owy, �e mo�na by zbudowa� tu lotnisko lub wykorzysta� ten teren jako poligon. Otwarcie rz�dowego o�rodka naukowego nie wywar�o wp�ywu na �ycie mieszka�c�w miasteczka, kt�rzy bytowali sobie w tym arkadyjskim zak�tku od wielu pokole�, i a� do 26 wrze�nia mo�na by s�dzi�, �e nic si� tu nie zmieni w ci�gu nast�pnego tysi�clecia. Nie znaczy to, �e Midwich nie mo�e si� poszczyci� �adnym spektakularnym wydarzeniem na przestrzeni ca�ej historii. W roku 1768 m�odziutka Polly Parker zastrzeli�a na progu gospody �Pod Kos� i Kamieniem" rozb�jnika, Czarnego Neda, i � cho� uczyni�a to raczej z powod�w osobistych, ni� dla ochrony bezpiecze�stwa publicznego � sta�a si� bohaterk� licznych ballad swojego stulecia. Tutejszy ko�ci� pos�u�y� za stajni� dla koni Cromwella, a ruiny miejscowego opactwa natchn�y poet� Wordswortha do napisania wspania�ego sonetu. W roku 1916 jaki� zb��kany zeppelin zrzuci� tu na zaorane pole bomb�, kt�ra na szcz�cie nie wybuch�a, ale poza tymi nielicznymi epizodami, �ycie p�yn�o w Midwich bez �adnych zak��ce�. Rankiem 26 wrze�nia nic nie zapowiada�o tego, co mia�o nast�pi�. Aczkolwiek �ona kowala, pani Brant twierdzi�a potem, �e poczu�a si� troch� nieswojo, gdy zobaczy�a dziewi�� srok na polu, a kierowniczce poczty, pannie Ogle �ni� si� poprzedniej nocy olbrzymi nietoperz, ale z�owieszcze znaki objawia�y si� obu tym paniom tak cz�sto, �e nie mo�na by�o bra� ich powa�nie. A� do poniedzia�kowego popo�udnia Midwich by�o zupe�nie normalnym miasteczkiem, tak jak w dniu, gdy Janet i ja wyjechali�my do Londynu. A przecie� we wtorek... Wysiedli�my z samochodu i zacz�li�my i�� rozleg�ym, wznosz�cym si� pod g�r� �cierniskiem. Pole by�o ogrodzone, i gdy doszli�my do przeciwleg�ego kra�ca, wdrapali�my si� na furtk�, aby popatrzy� na le��ce w dole Midwich. Drzewa zas�ania�y widok i dostrzegli�my tylko kilka wst��ek dymu, unosz�cego si� leniwie z komin�w i iglic� ko�cio�a, strzelaj�c� w niebo w�r�d zielonych wi�z�w. Na s�siednim polu zobaczy�em kilka le��cych, najwidoczniej �pi�cych kr�w. Nie jestem wie�niakiem, nie wiem jakie pozycje mog� przybiera� krowy, prze�uwaj�c pokarm, ale w tych uderzy�o mnie co� szczeg�lnego. Nie po�wi�ci�em temu jednak wiele uwagi i poszli�my dalej. Przeskoczyli�my przez p�ot i ruszyli�my polem, gdy kto� nas zawo�a�. Rozejrza�em si� i zobaczy�em na s�siednim polu posta� odzian� w khaki. Cz�owiek wo�a� co� do nas i macha� lask�, najwidoczniej nakazuj�c nam si� cofn��. Zatrzyma�em si�, ale Janet zawo�a�a: � On jest tak daleko! � i pobieg�a naprz�d. Przez chwil� waha�em si�; stra�nik krzycza� coraz g�o�niej i coraz energiczniej wymachiwa� lask�. W ko�cu ruszy�em za Janet. By�a jakie� dwadzie�cia metr�w przede mn�, ale w chwili, gdy zacz��em biec, zachwia�a si� nagle i pad�a na ziemi�. Zatrzyma�em si� odruchowo. Gdyby upad�a zwichn�wszy kostk� lub po prostu na skutek potkni�cia, wygl�da�oby to inaczej i by�bym ju� przy niej, aby jej pom�c; ale to sta�o si� tak b�yskawicznie, tak jako� bezapelacyjnie, �e przez sekund� sparali�owa�a mnie idiotyczna my�l, �e j� zastrzelono. Po chwili otrz�sn��em si� i skoczy�em naprz�d, nie zwracaj�c uwagi na krzyki stra�nika. Ale nie dobiegiem do niej. Zanim zd��y�em u�wiadomi� sobie co si� dzieje, run��em jak podci�ty na ziemi�. Rozdzia� II W Midwich panuje spok�j Jak powiedzia�em, �ycie w Midwich toczy�o si� 26 zupe�nie normalnie. Bada�em t� spraw� tak szczeg�owo, �e wiem gdzie kto by� i co robi� tego wieczoru. Stali bywalcy zgromadzili si� �Pod Kos� i Kamieniem". Cz�� m�odych ludzi pojecha�a do kina, do Trayne. Na poczcie panna Ogle, robi�a na drutach, siedz�c pod centralk� telefoniczn�. Pan Tapper, kt�ry pracowa� jako ogrodnik zanim wygra� bajo�sk� sum� na loterii, irytowa� si�, gdy� co� si� popsu�o w nowo nabytym kolorowym telewizorze i blu�ni� tak, �e jego �ona czym pr�dzej po�o�y�a si� spa�. W dobudowanych do o�rodka laboratoriach pali�o si� kilka �wiate�, ale nie by�o w tym nic niezwyk�ego; zatrudnieni tam naukowcy cz�sto prowadzili swe tajemnicze badania do p�nej nocy. Ale najzwyklejszy dzie� nie dla wszystkich musi by� zupe�nie powszedni. Na przyk�ad, jak wspomnia�em, by�y moje urodziny i nasz domek by� zamkni�ty, a okna ciemne. A w Kyle Manor, tego w�a�nie wieczoru panna Ferrelyn Zellaby o�wiadczy�a porucznikowi Aleno.wi Hughesowi, i� nale�a�oby o ich zar�czynach poinformowa� jej ojca. Oci�gaj�c si� troch�, Alan wszed� do gabinetu Gordona Zellaby, �eby powiadomi� go o tym wydarzeniu. Zasta� pana domu siedz�cego wygodnie w du�ym fotelu. Oczy mia� zamkni�te, pi�kna, siwa g�owa spoczywa�a na wysokim oparciu, tak i� mog�o si� wydawa�, �e usn��, uko�ysany muzyk�, kt�ra zape�nia�a pok�j. Nie spa� jednak; nie otwieraj�c oczu wskaza� go�ciowi r�k� drugi fotel, po czym przy�o�y� palec do ust, prosz�c o cisz�. Alan podszed� na palcach do wskazanego mu fotela i usiad�. W ci�gu nast�pnych dziesi�ciu minut wszystkie przygotowane uprzednio s�owa uciek�y mu z pami�ci, zaj�� si� wi�c ogl�daniem pokoju. Jedna �ciana obudowana by�a a� do sufitu p�kami pe�nymi ksi��ek. Ksi��ki mie�ci�y si� tak�e w niskich biblioteczkach, nad kt�rymi wisia�y ozdobione w�asnor�cznymi podpisami portrety r�nych znakomito�ci. Nad kominkiem, w kt�rym p�on�� niepotrzebny, lecz przyjemny ogie�, widnia�y portrety rodzinne, mi�dzy innymi podobizna Ferrelyn, c�rki Zellaby'ego z pierwszego ma��e�stwa. Portret aktualnej pani Zellaby, Angeli, zdobi� biurko, przy kt�rym pracowa� uczony. Oszklona gablota ko�o drzwi na taras, mie�ci�a liczne wydania jego dzie� w kilku j�zykach. Alan wiedzia� od Ferrelyn, �e obmy�laj�c now� ksi��k�, Zellaby ulega� zmiennym nastrojom psychicznym, wychodzi� na d�ugie spacery, nieraz tak traci� poczucie czasu i orientacj�, �e telefonowa� do domu i trzeba by�o wyjecha� po niego samochodem. Ale gdy zabiera� si� do pisania, odzyskiwa� r�wnowag�. Alan czyta� tylko jedn� ksi��k� przysz�ego te�cia. Wyda�a mu si� interesuj�ca, ale bardzo ponura. Autor dowodzi�, �e zar�wno asceza, jak i nadmierne dogadzanie sobie s� dowodami nieprzystosowania do �ycia, i wyci�ga� z tego r�ne pesymistyczne wnioski, ale zdaniem Alana, nie wzi�� pod uwag� faktu, �e m�ode pokolenie jest bardziej dynamiczne i wnikliwiej patrzy na �wiat, ni� ludzie starsi. Gdy muzyka umilk�a Zellaby, nie wstaj�c z fotela, wy��czy� adapter i spojrza� na Alana. � Przepraszam � powiedzia� � ale wydaje mi si�, �e gdy Bach gra swoj� suit�, powinno si� pozwoli� mu j� sko�czy�. Nie mamy jeszcze rozeznania co jest, a co nie jest w dobrym tonie, je�li chodzi o te innowacje � doda�, spogl�daj�c na adapter. � Czy artyzm muzyka jest mniej godny szacunku, gdy wykonawca nie jest obecny osobi�cie? Czy mia�em przesta� s�ucha� i zaj�� si� panem, jako go�ciem, czy raczej pan powinien uszanowa� we mnie melomana? A mo�e obaj winni�my schyli� czo�a przed geniuszem? � Hm, tak � powiedzia� Alan. � Oczywi�cie. Zellaby zauwa�y� jego brak zainteresowania. � Gdy jest si� m�odym � rzek� ze zrozumieniem � niekonwencjonalny spos�b �ycia z dnia na dzie� ma romantyczny aspekt. Ale �wiat jest zbyt skomplikowany, aby kierowa� nim z takich pozycji. Alan odetchn�� g��boko. Znaj�c talent Zellaby'ego wci�gania rozm�wcy w zawi�e dyskusje, powiedzia� prosto z mostu: � Faktycznie pozwoli�em sobie przyj�� do pana w zupe�nie innej sprawie. Zellaby nigdy si� nie gniewa�, gdy przerywano mu tok jego g�o�nych rozmy�la�. Od�o�y� rozwa�ania nad struktur� �wiata na p�niej i spyta�: � O co chodzi, m�j drogi ch�opcze? S�ucham! � Chodzi o Ferrelyn, prosz� pana. � O Ferrelyn? Ach tak, ale ona pojecha�a do Londynu na kilka dni, wr�ci jutro. � Nie, prosz� pana. Wr�ci�a dzisiaj. � Naprawd�? � Zellaby zastanowi� si� chwil�. � Ale� tak, s�usznie, by�a w domu na obiedzie. Byli�cie przecie� oboje! � zawo�a� z tryumfem. � Tak � rzek� Alan, zdecydowany, by oznajmi� wreszcie wielk� nowin�, z kt�r� przyszed�. Zmieszany i nieszcz�liwy gubi� si� w g�szczu zda�, kt�re sobie uprzednio przygotowa�, a kt�re zupe�nie nie trzyma�y si� kupy, a� dobrn�� do zako�czenia: � Mam wi�c nadziej�, �e pan zgodzi si� oficjalnie uzna� nasze zar�czyny. � M�j drogi ch�opcze, przeceniasz moj� pozycj�! Ferrelyn jest rozs�dn� dziewczyn� i z pewno�ci� zar�wno ona, jak jej matka wiedz� ju� o tobie wszystko i wsp�lnie podj�y dobrze uzasadnion� decyzj�. � Ale ja w og�le nie znam pani Holder! � Gdyby� j� zna�, zda�by� sobie lepiej spraw� z sytuacji. Jane jest wspania�� organizatork� � powiedzia� Zellaby, spogl�daj�c �yczliwie na jeden z portret�w nad kominkiem. Wsta� i podszed� do Alana. � Odegra�e� swoj� rol� znakomicie � rzek�. � Teraz chyba moja kolej, aby usatysfakcjonowa� Ferrelyn. Prosz�, zawo�aj tu wszystkich, a ja wyci�gn� tymczasem butelk�. W kilka minut p�niej, gdy �ona, c�rka i przysz�y zi�� stan�li wko�o niego, podni�s� kieliszek i powiedzia�: � Wypijmy za po��czenie dw�ch zakochanych istot! Co prawda uznane zar�wno przez Ko�ci�, jak przez Pa�stwo poj�cie partnerstwa w ma��e�stwie jest przygn�biaj�ce, ale duch ludzki jest silny i mi�o�� cz�sto �amie instytucjonalne nakazy. Miejmy wi�c nadziej�... � Tato � przerwa�a Ferrelyn. � Jest ju� po dziesi�tej, a Alan musi punktualnie wr�ci� do jednostki. Wystarczy je�li powiesz: �ycz� wam obojgu wiele szcz�cia! � Czy naprawd� my�lisz, �e to wystarczy? Tak zwi�le? Wi�c skoro tak uwa�asz, m�wi� to, kochanie, z ca�ego serca. Spe�niwszy toast, Alan odstawi� kieliszek i zacz�� si� �egna�. Zellaby spogl�da� na niego ze wsp�czuciem. � To musi by� naprawd� ci�ko � rzek�. � Jak d�ugo jeszcze b�d� ci� trzyma�? Alan powiedzia�, �e prawdopodobnie b�dzie zwolniony z wojska za trzy miesi�ce. � Ale takie do�wiadczenie mo�e ci si� przyda� � ci�gn�� Zellaby. Czasem �a�uj�, �e nigdy nie s�u�y�em w wojsku. Podczas jednej wojny by�em za m�ody, a drug� sp�dzi�em przy biurku w Ministerstwie Informacji. Wola�bym co� aktywniejszego. No, do widzenia, m�j drogi! Urwa� nagle, jakby sobie co� przypomnia� i doda�: � M�wimy do ciebie wszyscy Alan, ale chyba nie znam twojego nazwiska. Alan wymieni� je i u�cisn�� d�o� przysz�ego te�cia. Ferrelyn wysz�a z nim do holu. � Musz� p�dzi� � zawo�a�, spojrzawszy na zegar. Zobaczymy si� jutro, kochanie. O sz�stej. Dobranoc, najmilsza! Uca�owali si� w drzwiach i m�ody cz�owiek pobieg� do zaparkowanego przed domem ma�ego, czerwonego samochodu. Zawarcza� silnik, Alan jeszcze raz pomacha� r�k� na po�egnanie i odjecha� w�r�d szumu pryskaj�cego spod k� �wiru. Ferrelyn patrzy�a na znikaj�ce w dali tylne �wiat�a. Nas�uchiwa�a dop�ki s�ycha� by�o warkot motoru, po czym wr�ci�a do domu. Zegar w holu wskazywa� kwadrans po dziesi�tej. O dziesi�tej pi�tna�cie w Midwich nie dzia�o si� jeszcze nic nadzwyczajnego. W niekt�rych oknach pali�o si� �wiat�o, kt�rego blask rozp�ywa� si� w deszczu. Ludzie szykowali si� ju� do snu. Z gospody �Pod Kos� i Kamieniem" wychodzili ostatni go�cie; oci�gali si� par� chwil, by przyzwyczai� wzrok do ciemno�ci, po czym ka�dy rusza� w swoj� stron�. O dziesi�tej pi�tna�cie wszyscy byli ju� w domu, tylko Alfred Wait i Harry Crankhart zap�nili si� na ulicy, spieraj�c si� o jako�� r�nych gatunk�w nawoz�w. Nie przyby� jeszcze autobus z kilkoma osobami, kt�re wybra�y si� do kina w Trayne; po jego powrocie Midwich mog�o ju� zapa�� w sen. Na plebanii, panna Rushton �a�owa�a, �e nie po�o�y�a si� p� godziny wcze�niej; mog�aby wtedy poczyta� ksi��k�, co obecnie by�o niemo�liwe. Bo oto wielebny Hubert Leebody usi�owa� s�ucha� nadawanej w trzecim programie debaty o przedsofoklesowskiej koncepcji kompleksu Edypa, podczas gdy w drugim rogu pokoju, ciotka Dora rozmawia�a przez telefon. Uwa�aj�c za niedopuszczalne, aby babskie gadanie mia�o zag�uszy� naukow� debat�, pastor nastawi� g�o�nik na ca�y regulator. Nie przysz�o mu do g�owy, �e ta b�aha kobieca rozmowa mo�e nast�pnie okaza� si� wa�na. Nikt by si� tego nie domy�li�. Dzwoni�a z Londynu d�ugoletnia przyjaci�ka pani Leebody, pani Cluey, pragn�c zasi�gn�� rady. O dziesi�tej szesna�cie dosz�a do sedna sprawy. � Powiedz mi szczerze, Doro, czy uwa�asz, �e na sukni� dla Kathy odpowiedniejszy b�dzie bia�y at�as czy bia�y brokat? Pani Leebody zawaha�a si�. Uwa�a�a, �e at�as, ale jednocze�nie pragn�a, aby jej decyzja by�a zgodna z opini� przyjaci�ki, kt�rej nie chcia�a urazi�. � Oczywi�cie � zacz�a wymijaj�co � dla bardzo m�odziutkiej panny m�odej... ale Kathy nie jest przecie� nastolatk�... � Nie jest bardzo m�oda � zgodzi�a si� pani Cluey. I czeka�a. Pani Leebody z�orzeczy�a w duchu naleganiu przyjaci�ki i audycji radiowej, kt�ra nie pozwala�a jej si� skupi�, aby wymy�li� jak�� finezyjn� odpowied�. � My�l�, �e bia�y at�as jest r�wnie efektowny, jak brokat � rzek�a � ale je�li chodzi o Kathy, to chyba... W tym miejscu g�os jej si� urwa�. W Londynie pani Cluey zacz�a stuka� w telefon. Po chwili spojrza�a na zegarek, od�o�y�a s�uchawk�, po czym wykr�ci�a �0". � Chc� z�o�y� za�alenie � o�wiadczy�a. � Przerwano mi bardzo wa�n� rozmow�. Telefonistka powiedzia�a, �e postara si� po��czy� j� powt�rnie, ale nie uda�o jej si� to. � Co za nieudolno��! � oburzy�a si� pani Culey. � Z�o�� za�alenie na pi�mie. I nie zap�ac� ani za jedn� minut� d�u�ej, ni� trwa�a rozmowa. Roz��czono nas punktualnie o dziesi�tej siedemna�cie. Telefonistka z zawodow� uprzejmo�ci� przyj�a reklamacj� i sporz�dzi�a s�u�bow� notatk�, podaj�c godzin� dwudziest� drug� siedemna�cie, 17,26 wrze�nia. Rozdzia� III Midwich Wypoczywa Od godziny dziesi�tej siedemna�cie tej nocy, informacje o Midwich staj� si� epizodyczne. Telefony w miasteczku s� g�uche. Autobus, kt�ry mia� t�dy przeje�d�a� nie przyby� do Stouch, a ci�ar�wka, kt�ra wyruszy�a na poszukiwanie autobusu te� nie powr�ci�a. Urz�d Lotnictwa zawiadomi� Trayne, �e w okolicy Midwich wytropiono przez radar jaki� niezidentyfikowany lataj�cy obiekt, na pewno nie samolot wojskowy, kt�ry l�dowa� tam przymusowo. Kto� w Oppley doni�s�, �e w Midwich pali si� dom, kt�rego nikt nie ratuje. Z Trayne wys�ano w�z stra�acki, a gdy po pewnym czasie nie otrzymano �adnego raportu, r�wnie� samoch�d policyjny, kt�ry te� przepad� bez wie�ci. Gdy Oppley zawiadomi�o o nast�pnym po�arze, ze Stouch pojecha� do Midwich na rowerze posterunkowy Gobby, kt�ry r�wnie� nie da� potem �adnego znaku �ycia. Ranek 27 wrze�nia wsta� smutny, niebo zas�ania�y szare p�achty chmur, przez kt�re przedziera�o si� s�abe �wiat�o. Ale w Oppley i w Stouch pia�y koguty, i ptaki �wierka�y na powitanie nowego dnia. Tylko w Midwich nie odezwa� si� �aden ptak. W Oppley i w Stouch, jak wsz�dzie o tej porze, r�ce wyci�ga�y si� z pos�ania, by uciszy� budziki, ale w Midwich terkota�y a� spr�yny rozkr�ci�y si� do ko�ca. W innych miasteczkach zaspani ludzie wychodzili z dom�w i pozdrawiali spotykanych na ulicy znajomych �piesz�cych do pracy. W Midwich tego ranka nikt nie wita� si� z nikim. Bo Midwich pogr��one by�o w g��bokim, hipnotycznym �nie. M�czy�ni, kobiety, konie, krowy, �winie, owce, dr�b, skowronki, krety i myszy le�a�y nieruchomo. Miasteczko spowija� ca�un ciszy, przerywanej tylko szelestem li�ci, regularnym biciem ko�cielnego dzwonu i bulgotaniem rzeki Opple na grobli ko�o m�yna. Nie rozja�ni�o si� jeszcze, gdy z Trayne wyruszy�a szaro-zielona furgonetka Urz�du Telefonicznego, aby umo�liwi� Midwich kontakt z reszt� �wiata. Kierowca zatrzyma� si� przed budk� telefoniczn�. Chcia� przekona� si�, czy uzyska jaki� znak �ycia z miasteczka, ale �aden g�os nie odezwa� si� w s�uchawce. O godzinie dwudziestej drugiej siedemna�cie ��czno�� Midwich �e �wiatem by�a zupe�nie zerwana. Kierowca wsiad� i samoch�d ruszy� dalej w szarym �wietle poranka. � Do licha � powiedzia� monter. � Ta ich panna Ogle dostanie za to niez�� wcierk�! � Nie rozumiem tego � odpar� kierowca. � Przecie� ona zawsze nas�uchuje czy potrzeba, czy nie. No, zaraz zobaczymy co si� tam dzieje. Wkr�tce potem samoch�d skr�ci� w wyboist�, boczn� drog� do Midwich. Ujechawszy p� kilometra trafi� na sytuacj�, kt�ra wymaga�a pe�niejszej przytomno�ci umys�u kierowcy. Na szosie za zakr�tem, le�a� stra�acki w�z z bocznymi ko�ami zarytymi w rowie, a par� metr�w dalej, po�ow� szeroko�ci szosy blokowa�a rozbita czarna limuzyna, za kt�r�, obok przewr�conego roweru le�a� m�czyzna. Szofer szarpn�� kierownic�, usi�uj�c spiral� objecha� oba pojazdy, ale w�z wpad� w po�lizg, zsun�� si� na w�skie pobocze i podskoczywszy kilka razy na wybojach wjecha� w przydro�ny �ywop�ot, w kt�rym utkn��. W p� godziny p�niej autobus, kt�ry co rano przyje�d�a� do Midwich, aby zabra� dzieci do szko�y w Oppley pojawi� si� na tym samym zakr�cie i utkn�� w luce mi�dzy wozem stra�ackim, a samochodem Urz�du Telekomunikacyjnego,blokuj�c kompletnie szos�. Na drugiej drodze wylotowej, prowadz�cej z Midwich do Oppley podobne k��bowisko pojazd�w przypomina�o cmentarz samochod�w. Pierwszym wozem, kt�ry nie utkn�� w tym korku by�a furgonetka pocztowa. Listonosz wysiad� i przeszed� par� krok�w naprz�d. Podchodzi� ju� do unieruchomionego autobusu, gdy nagle, bez �adnego widocznego powodu zgi�� si� w p� i leg� na szosie. Kierowca otworzy� usta ze zdumienia, a nast�pnie, potoczywszy wzrokiem nieco dalej, spostrzeg� g�owy kilku nieruchomych pasa�er�w autobusu. Zawr�ci� po�piesznie i pojecha� do najbli�szego telefonu w Oppley. Tymczasem kierowca samochodu dostawczego z pieczywem z daleka spostrzeg� zator na drodze ze Stouch i w dwadzie�cia minut p�niej na obydw�ch drogach do Midwich podj�to niemal identyczn� akcj� ratownicz�. Przyby�y karetki pogotowia. M�czy�ni w bieli wysiedli tylnymi drzwiami, zapinaj�c kitle i gasz�c papierosy. Ch�odnym, fachowym spojrzeniem ocenili sytuacj�, rozwin�li nosze i szykowali si�, by podej�� do ofiar wypadku. Na drodze z Oppley dwaj noszowi szli ku le��cemu na szosie listonoszowi, lecz gdy id�cy przodem zr�wna� si� z rozci�gni�tym ko�o furgonetki cia�em, nagle zgi�� si�, jak kuk�a, i bezw�adnie pad� na nogi ofiary wypadku. Tylny noszowy wytrzeszczy� oczy. Z wymienianych za nim bez�adnych s��w wy�owi� jedno: �Gaz!" Odrzuci� nosze, jakby go parzy�y i szybko wskoczy� do karetki. Po kr�tkiej naradzie kierowca wyda� werdykt: � To robota nie dla nas. Musi przyjecha� stra� ogniowa. � Albo wojsko � rzek� noszowy. � Tu s� potrzebne maski gazowe, nie tylko przeciwdymne. Rozdzia� IV Operacja Midwich Mniej wi�cej w tym samym czasie, gdy Janet i ja doje�d�ali�my do Trayne, porucznik Alan Hughes sta� obok oficera stra�y po�arnej, Norrisa, na szosie do Oppley. Obserwowali akcj� jednego ze stra�ak�w, kt�ry usi�owa� chwyci� le��cego noszowego na umocowany na d�ugim dr�gu hak. Gdy mu si� to wreszcie uda�o, zacz�� ci�gn��. Holowane w ten spos�b cia�o przybli�y�o si� do ratownik�w o p�tora metra, po czym ofiara wypadku usiad�a i zacz�a przeklina�. Alanowi zdawa�o si�, �e nigdy w �yciu nie s�ysza� pi�kniejszych s��w. Niepok�j, z jakim tu jecha� zmniejszy� si� ju� przed tym, gdy stwierdzono, �e ofiary tego niepoj�tego wypadku oddychaj�. Teraz przekonano si�, �e � przynajmniej jedna z nich � nie zdradza �adnych chorobowych objaw�w po dziewi��dziesi�ciominutowej utracie przytomno�ci. � �wietnie � powiedzia� Alan. � Je�eli temu nic nie jest, to mo�e inni te� przyjd� do siebie; tylko, �e dalej nie wiemy co si� w�a�ciwie sta�o. Nast�pnie przyholowano listonosza, kt�ry � aczkolwiek nara�ony by� troch� d�u�ej � odzyska� przytomno�� r�wnie szybko i ca�kowicie, jak noszowy. r Kto� powiedzia�: � To musi by� jakie� cia�o sta�e, nie gaz. � Ani nic, co paruje z ziemi � powiedzia� szef stra�ak�w. � Na pewno nie. �adne cia�o lotne nie utrzyma�oby si� tu tak d�ugo, zw�aszcza, �e wieje lekki wiatr. � Ciekawe, jak daleko �to" si�ga? Patrzyli wci�� z niepokojem w stron� Midwich. Za poprzewracanymi wehiku�ami l�ni�ca wst�ga szosy bieg�a weso�o dalej do nast�pnego zakr�tu. Wygl�da�a jak zwyk�a szosa wysychaj�ca po deszczu. Poranna mg�a ju� si� podnios�a i na tle nieba wida� by�o wie�� ko�cio�a w Midwich. Gdyby nie przedni plan, by�by to zupe�nie pospolity krajobraz. Wspomagani przez �o�nierzy Alana, stra�acy wci�� �ci�gali z szosy le��cych w zasi�gu ich haka. Wyholowani w ten spos�b ze strefy zagro�enia podnosili si� ra�no i zapewniali, �e nie potrzebuj� �adnej pomocy lekarskiej. Wygl�da�o na to, �e dziwne prze�ycie nie zostawi�o na swych ofiarach �adnego pi�tna. Nast�pnie trzeba by�o odsun�� przewr�cony ci�gnik, aby zaj�� si� le��cymi dalej pojazdami i ich pasa�erami. Alan powierzy� kierowanie t� akcj� swemu sier�antowi, a sam poszed� poln� dr�k� do niewielkiego wzg�rza, sk�d rozci�ga� si� rozleglejszy widok na Midwich i jego okolic�. Zobaczy� kilka dach�w, mi�dzy innymi dachy Kyle Manor i O�rodka, par� g�az�w na szczycie ruin opactwa i dwie wst��ki szarego dymu. Spokojny krajobraz. Ale gdy przeszed� jeszcze kilka metr�w ujrza� le��ce nieruchomo na polu cztery owce. Widok ten zaniepokoi� go, nie dlatego, by s�dzi�, �e s� martwe, ale poniewa� by� to dow�d, �e strefa zagro�enia si�ga dalej ni� si� spodziewa�. Patrz�c uwa�nie, zauwa�y� nieco dalej dwie krowy. Le�a�y na boku, niew�tpliwie pogr��one w g��bokim �nie. Wr�ci� na szos�. � Sier�ancie! � zawo�a� Sier�ant podszed� i zasalutowa�. � Sier�ancie, chc�, �eby pan tu przyni�s� kanarka w klatce. � Ka... kanarka? � Sier�ant mruga� ze zdumienia. � No, ewentualnie mo�e by� papu�ka. Chyba znajdzie si� co� takiego w Oppley. Niech pan pojedzie jeepem. Prosz� powiedzie� w�a�cicielowi, �e zostanie wynagrodzony, je�eli zechce. � Ja... wi�c... � I niech si� pan po�pieszy. Chc� tu mie� tego ptaka jak najpr�dzej! � Kanarka! To jest rozkaz? � zapyta� sier�ant, chc�c si� upewni�. � Tak jest! � potwierdzi� Alan. Zda�em sobie spraw�, �e sun� po ziemi na brzuchu. To dziwne, przecie� przed chwil� bieg�em ku Janet! Nagle przesta�em posuwa� si� naprz�d. Usiad�em i zobaczy�em, �e otacza mnie kr�g ludzi. Jaki� stra�ak, zaj�ty odczepianiem od mojej odzie�y haka, kt�ry wygl�da�, jak narz�dzie mordu; obok funkcjonariusz pogotowia przygl�da� mi si� z wyrazem zawodowego optymizmu; ko�o niego m�ody �o�nierz z wiadrem wapna i drugi z map� w r�ku, a dalej sier�ant, uzbrojony w d�ug� �erd�, z kt�rej zwisa�a klatka z jakim� ptakiem. Opr�cz tego superrealis-tycznego grona ujrza�em Janet, kt�ra wci�� jeszcze le�a�a w tym samym miejscu, gdzie upad�a. Zerwa�em si� na r�wne nogi w chwili, gdy stra�ak, wyswobodziwszy hak z mojej odzie�y wyci�gn�� go po ni�. Uczepi� go do paska jej p�aszcza i zacz�� ci�gn��. Oczywi�cie pasek p�k�, ale hak wczepi� si� w fa�dy tkaniny; stra�ak szarpn�� raz, drugi i przywl�k� do nas Janet. Usiad�a oburzona w podartej odzie�y. � Czy pan si� dobrze czuje, panie Gayford? � spyta� kto� obok mnie. Obejrza�em si� i zobaczy�em m�odego oficera, Alana Hughesa, kt�rego spotka�em kilkakrotnie u Zellaby'ego. � Tak � odpar�em � ale co tu si� dzieje? Nie odpowiedzia� mi. Podszed� do Janet i pom�g� jej wsta�. Nast�pnie zwr�ci� si� do sier�anta: � Wr�c� teraz na szos�. Wy r�bcie tu dalej swoje. � Tak jest, panie poruczniku! � odpowiedzia� sier�ant. Pochyli� �erd�, kt�r� dotychczas trzyma� wzniesion� pionowo cisn�� j� przed siebie wraz z zawieszon� na niej klatk�. Ptak spad� z dr��ka i le�a� nieruchomo na wysypanej piaskiem pod�odze. Teraz wyst�pi� naprz�d �o�nierz z wiadrem i wyla� troch� wapna na traw�, a jego kolega zrobi� znak na swojej mapie. Gdy sier�ant odci�gn�� klatk�, ptak za�wierka� z oburzeniem i z powrotem skoczy� na dr��ek. Nast�pnie obaj �o�nierze ze swymi rekwizytami posun�li si� o kilka metr�w do przodu i powt�rzyli ca�� operacj�. Teraz Janet zacz�a wypytywa� co si� w�a�ciwie dzieje. Alan udzieli� nam kilku sk�pych informacji. � Niew�tpliwie dop�ki to trwa, nie mo�na dosta� si� do Midwich. Radz� pa�stwu pojecha� do Trayne i czeka� tam na odwo�anie alarmu. Spojrzeli�my na �o�nierza z klatk� akurat w chwili, gdy ptak ponownie spada� z dr��ka; potoczyli�my wzrokiem na spokojne pola wko�o Midwich. Po tym co prze�yli�my nie by�o chyba alternatywy. Janet skin�a g�ow�. Podzi�kowali�my Alanowi i poszli�my w stron� samochodu. �Pod Or�em" Janet nalega�a, aby�my na wszelki wypadek wynaj�li pok�j na ca�� dob�. Gdy tylko rozlokowa�a si�, zszed�em do baru. Mimo �e by�o dopiero po�udnie w barze by�o pe�no ludzi, przewa�nie obcych, kt�rzy rozmawiali z sob�, stoj�c w ma�ych grupkach, niczym aktorzy na scenie. Kilka os�b sta�o przy barze, samotnie i w zamy�leniu. Z trudem przedar�em si� do kontuaru, a gdy wraca�em, ze szklaneczk� w r�ku, jaki� g�os za mn� zawo�a�: � A co ty, u licha, robisz w tym towarzystwie, Richardzie? G�os wyda� mi si� znajomy, podobnie jak twarz, gdy si� obejrza�em, ale przez chwil� nie umia�em jej zaszufladkowa�. Wnet jednak podnios�a si� kurtyna czasu, i gdy oczyma wyobra�ni ujrza�em tego m�czyzn� w polowym mundurze, tak jak zwyk�em go widywa�, pozna�em go i ucieszy�em si� szczerze. � Bernard! � zawo�a�em. � To wspania�e spotkanie! Ale wyjd�my z tego t�umu! Wzi��em go pod rami� i zaci�gn��em do stolika we wn�ce. Na jego widok uczu�em si� zn�w m�ody. Przypomnia�y mi si� Ardeny, Reichswald, Ren. To by�o dobre spotkanie. Przez p� godziny rozmawiali�my chaotycznie; wreszcie, patrz�c na mnie uwa�nie, Bernard przypomnia� mi: �Nie odpowiedzia�e� na moje pytanie. Nie mia�em poj�cia, �e si� do tego zabra�e�! � Co masz na my�li? Spojrza� w stron� baru. � Dziennikarstwo � wyja�ni�. � Prasa. � A wi�c to dziennikarze! Zastanawia�em si� w�a�nie co to za inwazja! Bernard uni�s� lekko brwi. � Wi�c co tu robisz, je�li nie jeste� jednym z nich? � Mieszkam w tych stronach. W tej chwili podesz�a do nas Janet. �Pozw�l, moja droga, to jest Bernard Westcot, kapitan Westcot, gdy wojowali�my razem, ale wiem, �e potem zosta� majorem, a teraz jest... � Pu�kownikiem � rzek� Bernard i powita� Janet z kurtuazj�. � Bardzo mi mi�o � powiedzia�a moja �ona. � Wiele s�ysza�am o panu. Wiem, �e zawsze si� tak m�wi, ale tym razem to jest prawda. Zaproponowa�a wsp�lny lunch, ale odm�wi�, t�umacz�c si� jak�� piln� spraw�, kt�r� mia� do za�atwienia. W g�osie jego brzmia� tak szczery �al, �e Janet zaprosi�a go na obiad. � Zjemy, oczywi�cie u nas w domu, je�li si� tam dostaniemy � rzek�a � a o ile nie, to tutaj. � W domu? � powt�rzy� Bernard pytaj�co. � W Midwich � wyja�ni�a. � Oko�o o�miu kilometr�w st�d. Bernard wydawa� si� zaskoczony. � To wy mieszkacie w Midwich? � spyta�, spogl�daj�c kolejno to na ni�, to na mnie. � Od jak dawna? � Mniej wi�cej od roku � odpar�em. � I byliby�my tam teraz, gdyby�my mogli tam si� dosta�. I wyja�ni�em mu sk�d wzi�li�my si� w Trayne. Bernard zastanawia� si� przez chwil�, jakby rozwa�a� jak�� decyzj�, po czym zwr�ci� si� do Janet: � Czy nie pogniewa si� pani, je�li zabior� z sob� pani m�a? Przyjecha�em tu w sprawie Midwich i s�dz�, �e Richard m�g�by nam pom�c. � Pom�c odkry� co si� sta�o? � spyta�a Janet. � Powiedzmy, co� w zwi�zku z tym. No, jak tam, Richardzie, masz ochot�? � Oczywi�cie, zrobi� co w mojej mocy. Ale nie bardzo wiem jak... Kto to jest �my"? � Wyja�ni� ci wszystko po drodze. Naprawd� powinienem tam by� ju� od godziny. Nie nalega�bym, gdyby to nie by�o wa�ne. Ale czy nie b�dzie si� pani ba�a zosta� tu sama? Janet zapewni�a go, �e �Pod Or�em" czuje si� zupe�nie bezpiecznie i wstali�my, �eby si� po�egna�. � Jeszcze jedno � powiedzia� Bernard na odchodnym. � Prosz� nie da� si� nagabywa� tym facetom przy barze; raczej kaza� ich wyrzuci�, gdyby byli zbyt natr�tni. S� poirytowani odk�d dowiedzieli si�, �e ich redakcje nie dostan� �adnych informacji w sprawie Midwich. Prosz� nie da� im si� wci�gn�� w rozmow�. P�niej powiem pani co� wi�cej na ten temat. �Doskonale�rzek�a Janet. � B�d� czeka� w napi�ciu i w milczeniu! Kwatera G��wna znajdowa�a si� na szosie do Oppley, w pobli�u zaatakowanego terenu. Przed szlabanem policyjnym Bernard pokaza� przepustk�, posterunkowy zasalutowa� i poszli�my dalej. Siedz�cy samotnie w namiocie m�odziutki podoficer ucieszy� si� na nasz widok i uzna�, �e pod nieobecno�� odbywaj�cego w�a�nie inspekcj� pu�kownika Latchera, powinien poinformowa� nas o wynikach dotychczasowych dzia�a�. Ptaki w klatkach spe�ni�y ju� swoje zadanie i zosta�y zwr�cone w�a�cicielom. � Spodziewamy si� ��dania odszkodowa�, gdyby nabawi�y si� krupu, czy jakiej� innej choroby � wyja�ni� m�ody oficer � ale prosz�, oto wyniki! Pokaza� nam map�, na kt�rej zaznaczono ko�o o trzykilometrowej �rednicy z ko�cio�em w Midwich, po�o�onym troch� na po�udniowy wsch�d od �rodka ko�a. � Jest to wi�c ko�o � powiedzia� � a nie pas. Na ca�ej powierzchni nie rusza si� nic, a przed gospod� le�y kilku facet�w. Tyle zdo�ali�my stwierdzi�, ale nadal nie wiemy co to takiego. Ustalili�my, �e jest to co� statycznego, niewidocznego, pozbawionego zapachu, co�, czego nie rejestruje radar, co nie odpowiada echem na �aden d�wi�k, natomiast dzia�a piorunuj�co na ssaki, ptaki, p�azy i owady, nie zostawiaj�cjednak �adnych objaw�w pochorobowych. To wszystko, co wiemy. Bernard zada� mu kilka pyta�, ale oficer nie mia� ju� nic wi�cej do powiedzenia, wobec czego ruszyli�my na poszukiwanie pu�kownika Latchera. Znale�li�my go niebawem, w towarzystwie starszego m�czyzny, jak si� okaza�o komisarza policji z Winschire. Stoj�c wraz z kilku podoficerami na pag�rku, sk�d rozci�ga� si� widok na okolic�, przypominali osiemnastowieczny sztych, przedstawiaj�cy grup� stroskanych genera��w, obserwuj�cych tocz�c� si� w dole bitw�. Tylko, �e tu nie by�o �adnej bitwy. Bernard przedstawi� nas obu i pu�kownik Latcher zapyta�: � Wi�c to pan powiedzia� mi przez telefon, �e t� spraw� nale�y traktowa� jako tajn�? Zanim Bernard zd��y� odpowiedzie�, komisarz wybuchn�� ze z�o�ci�: � Tajna sprawa! Tajemnica! Trzykilometrowy szmat kraju nawiedzony tym paskudztwem, a pan chce to zatai�! � Taka by�a instrukcja � rzek� Bernard. � Bezpiecze�stwo... � Ale jak oni to sobie; u diab�a, wyobra�aj�? � Zrobili�my wszystko, co w naszej mocy, aby nasza akcja wygl�da�a jak �wiczenia taktyczne � przerwa� mu pu�kownik Latcher. � Mo�e to nie bardzo przekonywuj�ce, ale przecie� trzeba by�o co� powiedzie�. � Agencje prasowe ju� co� w�sz� � burkn�� komisarz. Przegnali�my ju� paru facet�w, ale sam pan wiej�cy s� dziennikarze! W�sz� wsz�dzie, we wszystko w�cibiaj� nos. Jak mamy ich zmusi� do zachowania tajemnicy? � O to nie potrzebuje si� pan martwi� � odpowiedzia� Bernard. Ministerstwo Spraw Wewn�trznych wyda�o ju� zarz�dzenie w tej sprawie. Dziennikarze s� w�ciekli, ale chyba b�d� pos�uszni. Wszystko zale�y od tego, czy sprawa oka�e si� do�� sensacyjna, by warto by�o nara�a� si� na k�opoty. W ci�gu nast�pnych paru godzin zjawi�o si� mn�stwo ludzi, reprezentuj�cych r�ne instytucje i urz�dy cywilne oraz wojskowe. Przy szosie z Oppley rozstawiono du�y namiot, w kt�rym o godzinie szesnastej trzydzie�ci, pu�kownik Latcher przedstawi� zgromadzonym sytuacj�. Przemawia� kr�tko. Ko�czy� ju�, gdy zjawi� si� pu�kownik lotnictwa, i gniewnie rzuci� pu�kownikowi na st� du�� fotografi�. � Popatrzcie, panowie � rzek� ponuro. � To kosztowa�o �ycie dw�ch ludzi i jeden samolot. Mam nadziej�, �e by�o warte takiej ceny. Podeszli�my, aby przyjrze� si� fotografii i por�wna� j� z map�. � Co to takiego? � zapyta� major s�u�by wywiadowczej. Na fotografii rysowa� si� niewyra�nie jaki� owalny obiekt, przypominaj�cy kszta�tem odwr�con� owaln� misk�. � Wygl�da, jak jaki� niezwyk�y budynek � mrukn�� komisarz policji, wpatruj�c si� w zdj�cie. Ale to przecie� niemo�liwe. Kilka dni temu by�em ko�o ruin Opactwa i nie widzia�em tam nic takiego. Ruiny te s� pod opiek� Stowarzyszenia Ochrony Zabytk�w Brytyjskich, kt�re konserwuje pomniki naszej historii, ale nic nie dobudo-wywuje. � Czymkolwiek jest ten obiekt � odezwa� si� jeden z obecnych, przerzucaj�c wzrok ze zdj�cia na map� � znajduje si� dok�adnie w samym �rodku zagro�onego terenu. A je�eli nie by�o go tam przed paroma dniami, to musia� tu spa�� z powietrza. � A mo�e to sterta siana, pobielona z wierzchu wapnem? � zaryzykowa� kto�. � Tej wielko�ci? To musia�by by� co najmniej tuzin stert! � warkn�� komisarz. � Wi�c c� to, u licha, jest? � niecierpliwi� si� major. Po kolei studiowali�my dziwny obiekt przez szk�o powi�kszaj�ce. � Czy nie mogli�cie zrobi� zdj�cia z mniejszej wysoko�ci? � spyta� major. � Pr�bowali�my i stracili�my przy tym samolot � odpar� kr�tko pu�kownik lotnictwa. � Jak wysoko si�ga strefa zagro�enia? � zapyta� kto�. Lotnik wzruszy� ramionami. � Aby to ustali� trzeba by znale�� si� w tej strefie � odpowiedzia�. � To zdj�cie zrobiono z dziesi�ciu tysi�cy metr�w. Na tej wysoko�ci za�oga nie odczu�a �adnych skutk�w. Pu�kownik Latcher chrz�kn��. � Dw�ch moich oficer�w sugeruje, �e zagro�ony teren mo�e by� p�kolisty � zauwa�y�. � To mo�liwe � zgodzi� si� lotnik. � Mo�e te� mie� kszta�t rombu, lub dwunasto�cianu. � Ci oficerowie � ci�gn�� pu�kownik Latcher � obserwowali ptaki w chwili, gdy stawa�y si� bezw�adne i doszli do wniosku, �e granice interesuj�cej nas strefy nie s� prostopad�e, �e jest ona w kszta�cie walca. Boki jej zw�aj� si� ku g�rze, zatem musi to by� kopu�a, lub sto�ek. Sk�onni s� przypuszcza�, �e jest to rodzaj p�kuli, ale nie s� tego zupe�nie pewni, gdy� pracowali na zbyt ma�ym odcinku du�ego �uku. � Je�li si� nie myl�, to wysoko�� pu�apu w �rodku tej p�kuli powinna wynosi� oko�o pi�� tysi�cy metr�w � rzek� oficer lotnictwa. � Szkoda, �e nie mo�na tego ustali� nie ryzykuj�c straty drugiego samolotu. � Owszem � rzek� pu�kownik Latcher z wahaniem. � Jeden z podoficer�w m�wi�, �e gdyby wys�a� tam helikopter z kanarkiem w klatce, zawieszonej na linie d�ugo�ci kilkudziesi�ciu metr�w, to mo�e, obni�aj�c si� powoli... Wiem, �e to brzmi �miesznie... � Ale� bynajmniej � odpar� pu�kownik. � To pewnie ten sam go��, kt�ry zaproponowa� jak obliczy� obw�d obszaru. � Tak jest. � Ma ch�opak inwencj�. Zastosowanie ornitologii w dzia�aniach wojennych, to jego wynalazek. Mo�e usprawnimy troch� akcj� z tym kanarkiem, ale jeste�my wdzi�czni za pomys�. Dzi� jest ju� troch� za p�no. We�miemy si� do tego jutro, wcze�nie rano, gdy b�dzie dobre �wiat�o do robienia zdj�� z minimalnej wysoko�ci. � Bomby � odezwa� si� major. � Mo�e bomby rozpryskowe. � Bomby? � powt�rzy� ze zdziwieniem pu�kownik lotnictwa. � Warto by mie� kilka sztuk pod r�k�. Nie mamy przecie� poj�cia co to jest. Gdyby to roz�upa�, mogliby�my przyjrze� si� dok�adniej. � Troch� zbyt drastyczny spos�b � sprzeciwi� si� komisarz. � Z pewno�ci�. Ale tymczasem pozwalamy szerzy� si� zagro�eniu. � Nie rozumiem sk�d ten obiekt znalaz� si� w Midwich � wtr�ci� jeden z oficer�w. � Przypuszczam, �e mia�o miejsce przymusowe l�dowanie, a ta os�ona ma zapewne uniemo�liwi� interwencj� przy dokonywaniu koniecznej naprawy. � W ka�dym razie im pr�dzej zdo�amy unieszkodliwi� to urz�dzenie, tym lepiej. Nie chcemy go na tym terenie � rzek� major. � Oczywi�cie, nie mo�emy dopu�ci�, by st�d znikn��; jest zbyt interesuj�cy, zar�wno jak jego os�ona. Dlatego trzeba podj�� akcj�, aby to wszystko zabezpieczy�. Zacz�a si� d�uga, czcza dyskusja. O ile pami�tam zdecydowano tylko, �e co godzin� zrzucane b�d� �wietlne rakiety na spadochronach, a rano przyst�pi si� do robienia zdj�� z helikoptera. Nie mia�em poj�cia po co mnie tam sprowadzono, ani dlaczego znalaz� si� tam Bernard, kt�ry ani razu nie zabra� g�osu w dyskusji. � Czy mo�esz mi powiedzie�, jaka jest twoja rola w tym wszystkim? � zapyta�em go w powrotnej drodze do Trayne. � Zainteresowanie zawodowe � odpowiedzia�. � O�rodek naukowy? � Tak, O�rodek podlega mojej kompetencji, wi�c, oczywi�cie interesuje nas, je�li cokolwiek niepomy�lnego zdarzy si� w jego s�siedztwie, a to co si� sta�o, nale�y chyba uwa�a� za bardzo niepomy�lne. Owo �nas" mog�o oznacza� albo og�lnie wywiad wojskowy, albo kt�ry� z jego wydzia��w. � My�la�em, �e takimi sprawami zajmuje si� S�u�ba Specjalna. � R�nie to bywa � odpowiedzia� wymijaj�co i zmieni� temat. Uda�o nam si� dosta� dla niego pok�j �Pod Or�em" i w tr�jk� zasiedli�my do kolacji. Spodziewa�em si�, �e podczas jedzenia dotrzyma swej obietnicy i udzieli nam jakich� informacji, ale cho� rozmowa toczy�a si� �ywo, r�wnie� i o Midwich, Bernard wyra�nie unika� wszelkiej wzmianki o swoim powi�zaniu z t� spraw�. Dwa razy w ci�gu tego wieczoru telefonowa�em do policji w Trayne, aby dowiedzie� si� co s�ycha� w Midwich i dwa razy us�ysza�em, �e sytuacja nie uleg�a �adnej zmianie. Uznali�my wreszcie, �e dalsze czekanie jest bezcelowe i poszli�my si� po�o�y�. � To mi�y cz�owiek � rzek�a Janet, gdy znale�li�my si� sami w swoim pokoju. � Obawia�am si�, �e b�dziecie wyci�ga� jakie� stare �o�nierskie wspomnienia, tak nudne dla �on, ale on wcale nie mia� na to ochoty. Po co zabra� ci� z sob� dzi� po po�udniu? �To dla mnie zagadka � wyzna�em. � My�l�, �e mia� co� na my�li, ale, po zastanowieniu si�, zmieni� zdanie. � To wszystko jest bardzo dziwne � powiedzia�a Janet. � Czy on w og�le wie, co to jest? � Ani on, ani nikt z ca�ej ekipy, kt�ra tam by�a � zapewni�em j�. � Przekonali si� tylko, o czym my oboje wiemy ju� z w�asnego do�wiadczenia, �e jest to co�, co atakuje nagle, ale nie zostawia potem �adnych �lad�w. � To jedno jest pocieszaj�ce. Miejmy nadziej�, �e nikt w miasteczku nie ucierpia� wi�cej ni� my � rzek�a Janet. Nazajutrz rano spali�my jeszcze, gdy stacja meteorologiczna stwierdzi�a, �e przygruntowa mg�a w Midwich podniesie si� wcze�nie, wobec czego dwuosobowa za�oga wsiad�a do helikoptera, do kt�rego wsuni�to nast�pnie drucian� klatk� z dwiema podnieconymi fretkami. � Uwa�aj�, �e sze�� tysi�cy jest zupe�nie bezpieczne, wi�c spr�bujmy na siedmiu � powiedzia� pilot, gdy aparat zacz�� ha�a�liwie wznosi� si� w g�r�. � Si�demka przynosi szcz�cie. Je�li wszystko p�jdzie dobrze, zejdziemy na sze�� tysi�cy. Obserwator przygotowa� swoje instrumenty i zacz�� bawi� si� fretkami. � Teraz! � powiedzia� w pewnej chwili pilot. Klatka polecia�a przez drzwi. Obserwator odwin�� oko�o stu metr�w liny. Helikopter zawr�ci� i pilot zawiadomi� ziemi�, �e za chwil� przelec� nad Midwich. Obserwator, le��c na pod�odze obserwowa� fretki przez lornetk�. Najwidoczniej czu�y si� �wietnie, nieustannie baraszkuj�c z sob� w klatce. Obserwator na chwil� spu�ci� je z oczu i zwr�ci� lunet� na Midwich. � Panie kapitanie! � rzek�. � No? � Ten obiekt ko�o O�rodka, kt�ry mieli�my sfotografowa�... � I co z nim? � Albo to fatamorgana, albo on znikn��. Rozdzia� V Midwich wraca do �ycia Prawie w tej samej chwili, gdy obserwator dokona� swego odkrycia wartownik na szosie Stouch Midwich przeprowadza� rutynowy test. Rzuci� kawa�ek cukru za bia�� lini�, narysowan� w poprzek drogi i obserwowa�, jak skoczy� po niego pies, kt�rego trzyma� na d�ugiej smyczy. Zwierz� chwyci�o cukier i schrupa�o go. Przez chwil� sier�ant waha� si�, po czym zbli�y� si� do bia�ej linii i ostro�nie przekroczy� j�. Nic si� nie sta�o. Z wzrastaj�c� ufno�ci� zrobi� jeszcze kilka krok�w naprz�d. Trzy gawrony, kracz�c przelecia�y mu nad g�ow�. Patrzy�, jak, trzepoc�c skrzyd�ami, fruwaj� nad Midwich. � Hej, wy tam! � zawo�a� do swoich koleg�w ze s�u�by ��czno�ci. Zawiadomcie Kwater� G��wn� w Oppley. Zagro�ony obszar zmniejszony, mo�e w og�le przesta� istnie�. Potwierdzimy po nast�pnych testach! Kilka minut przed tym, w Kyle Manor, Gordon Zellaby poruszy� si� z trudno�ci� i j�kn��. Wkr�tce zda� sobie spraw�, �e le�y na pod�odze w pokoju, kt�ry przed chwil� by� jasno o�wietlony i ciep�y, mo�e nawet troch� przegrzany, a teraz sta� si� ciemny i przera�liwie zimny. Mia� dreszcze. Zdawa�o mu si�, �e jeszcze nigdy w �yciu tak nie przemarz�. Kto� poruszy� si� w ciemno�ciach i us�ysza� dr��cy g�os Ferrelyn. � Co si� sta�o? Tato... Angelo... Gdzie jeste�cie? � Tutaj... Zupe�nie skostnia�em! Angelo, kochanie... � szcz�ki tak go bola�y, �e m�wi� z wielk� trudno�ci�. � Jestem tu � us�ysza� ko�o siebie niepewny g�os �ony. Wyci�gn�� r�k�, dotkn�� czego�, ale palce mia� tak zgrabia�e, �e nie wyczu� co to takiego. Kto� si� rusza� w pokoju. � Ojej! Zupe�nie zesztywnia�am � skar�y�a si� Ferrelyn. � Ooo... aaach... To chyba nie s� moje nogi. Co tak stuka? � Moje z�by � rzek� Zellaby z wysi�kiem. W pokoju zn�w rozleg�y si� czyje� niepewne kroki; potem odg�os potkni�cia, szelest rozsuwanych firanek i szare �wiat�o przenikn�o do pokoju. Zellaby z niedowierzaniem wpatrywa� si� w kominek; dopiero co po�o�y� na palenisku polano, a teraz by�o tam tylko troch� popio�u. Angela i Ferrelyn siedzia�y na pod�odze ze wzrokiem utkwionym w kominek. � Co, na Boga... � zacz�a Ferrelyn. � Sz... szampana? � zaproponowa� Zellaby. � Ale� tatku!... Wbrew protestom obu kobiet, Zellaby spr�bowa� wsta�. Ale tak bola�y go wszystkie mi�nie, �e postanowi� nie rusza� si�. Ferrelyn niepewnie podesz�a do kominka. � Ogie� zgas� � rzek�a. Wyci�gn�a r�k� po le��c� na krze�le gazet�, ale nie mog�a utrzyma� jej w zesztywnia�ych palcach. Sta�a, bezradnie patrz�c na swe d�onie. Wreszcie uda�o jej si� zgnie�� gazet� i po�o�y� j� na palenisku. Wci�� pos�uguj�c si� obiema r�kami, wyj�a z koszyka par� mniejszych szczapek i rzuci�a je na papier. Niepowodzenie z zapa�kami doprowadzi�o j� do �ez. � Moje palce s� do niczego � oznajmi�a z rozpacz�. Z trudem cisn�a kilka zapa�ek na palenisko, i wreszcie uda�o jej si� zapali� jedn�, od kt�rej zaj�y si� inne; zatli� si� papier i w ko�cu p�omie� strzeli� w g�r�, jak wspania�y kwiat. Chwiej�c si� na zesztywnia�ych nogach Angela podesz�a do kominka, a Zellaby przyczo�ga� si� bli�ej ognia na czworakach. Smolne drzewo zacz�o trzaska�. Kulili si� wszyscy, aby by� jak najbli�ej. Niebawem uczucie skostnienia palc�w ust�pi�o miejsca mrowieniu, a wkr�tce umys� Zellaby'ego obudzi� si� z letargu. � To dziwne � rzek� filozof, nie mog�c jeszcze ca�kowicie opanowa� dzwonienia z�b�w � dziwne, �e do�y�em p�nego wieku, nie doceniaj�c podstawowej m�dro�ci kultu ognia. Drogi ze Stouch i Oppley rozszumia�y si� warkotem uruchamianych silnik�w. Wkr�tce dwa strumienie karetek pogotowia, woz�w stra�ackich i policyjnych, wojskowych ci�ar�wek i jeep�w ruszy�y do Midwich. Samochody podje�d�a�y do B�oni; prywatne pojazdy zatrzymywa�y si� i pasa�erowie wysiadali t�umnie. Wi�kszo�� ci�ar�wek wojskowych zmierza�a do Opactwa przez Hickham Lane. Tylko jeden ma�y, czerwony samoch�d zjecha� samotnie z szosy na wyboist� drog� do Kyle Manor. Alan Hughes wpad� do gabinetu Zellaby'ego i odci�gn�wszy Ferrelyn od kominka mocno przytuli� j� do siebie. � Jak si� czujesz, najmilsza? � krzykn�� zdyszany. � Czy nic ci nie jest? � Kochanie! � rzek�a w odpowiedzi Ferrelyn. Po odpowiedniej przerwie Gordon Zellaby zauwa�y�: � My te� czujemy si� dobrze, cho� troch� oszo�omieni. A tak�e przemarzni�ci. Dopiero w tej chwili Alan zauwa�y� ich obecno��. Nim zd��y� co� powiedzie�, zapali�o si� �wiat�o. � Wspaniale! � zawo�a�. � Zaraz przynios� co� gor�cego do picia! I wybieg� z pokoju, poci�gaj�c ze sob� Ferrelyn. � Gor�ce napoje za chwil� � szepn�� Zellaby. � Ile� muzyki w tym prostym zdaniu! Gdy siedli�my do �niadania w Trayne, dowiedzieli�my si�, �e pu�kownik Westcot ju� wyszed�, i �e w Midwich �ycie wr�ci�o do normy. Rozdzia� VI �ycie w Midwich stabilizuje si� Na szosie ze Stouch patrolowa� jeszcze policjant, ale, jako sta�ych mieszka�c�w przepu�ci� nas od razu i bez �adnych przeszk�d dojechali�my do domu. Oczywi�cie dr�czy�a nas ci�gle my�l, co zastaniemy po powrocie, ale okaza�o si�, �e niepokoili�my si� niepotrzebnie. Dom wygl�da� dok�adnie tak, jak w dniu naszego wyjazdu. Wewn�trz te� wszystko by�o w porz�dku z wyj�tkiem mleka, kt�re skwa�nia�o w lod�wce z powodu przerwy w dostawie pr�du. W p� godziny po powrocie, nasze prze�ycia z ubie

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!