7508
Szczegóły |
Tytuł |
7508 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7508 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7508 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7508 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lois McMaster-Bujold
Kl�twa nad Chalionem
Prze�o�y�a Kinga Dobrowolska
(The Curse of Chalion)
Data wydania oryginalnego 2001
Data wydania polskiego 2003
Podzi�kowania
Autorka pragnie podzi�kowa� profesorowi Williamowi D. Phillipsowi Juniorowi za
Histori� 3714, za niezwykle przydatne czterysta dolar�w oraz dziesi�� tygodni
sp�dzonych w
szkole. Dzi�kuje r�wnie� Pat �Oh, c�mon, it�ll be fun� Wrede za gr� literow�,
kt�ra
wyci�gn�a na �wiat�o dzienne pierwowz�r Cazarila, oszo�omionego i zdumionego, z
zakamark�w umys�u Autorki. Oraz zak�adom u�yteczno�ci publicznej za ten gor�cy
prysznic
pewnego zimnego lutowego dnia, kiedy to pierwsze dwa pomys�y zderzy�y si� w jej
g�owie,
powoduj�c powstanie nowego �wiata i narodziny jego mieszka�c�w.
1
Cazaril us�ysza� zbli�aj�cych si� je�d�c�w, zanim ich jeszcze zobaczy�. Obejrza�
si�
przez rami�. Mocno wydeptany szlak za jego plecami wi� si� po zboczu �agodnego
wzniesienia - na tych wietrznych r�wninach uchodz�cego za wzg�rze - by nieco
dalej zapa��
si� w p�nozimowe b�ota �yznej baocja�skiej ziemi. U st�p Cazarila go�ciniec
przecina�a
zielona w�ska stru�ka wyp�ywaj�ca z pobliskich pastwisk; poniewa� by�a ma�a i
pokazywa�a
si� jedynie w sezonie, nie przerzucono nad ni� mostka ani nie zrobiono
przepustu. T�tent
kopyt, podzwaniaj�ce dzwonki, szcz�k uzbrojenia i beztroskie echo rozm�w
upewni�y
Cazarila, �e nie zbli�a si� podr�uj�cy z obstaw� farmer ani oszcz�dni
przewo�nicy, kt�rzy
prowadz� mu�y.
Kawalkada oko�o tuzina ludzi w pe�nych zbrojach zakonu obje�d�a�a dw�jkami
zbocze wzg�rza. To nie bandyci, Cazaril odetchn�� z ulg�, bo �o��dek podszed� mu
na chwil�
do gard�a. Prawd� m�wi�c, m�g� dostarczy� bandytom jedynie chwilowej rozrywki.
Zszed� ze
szlaku i stan�� na uboczu, �eby przyjrze� si� przeje�d�aj�cym.
Je�d�cy mieli na sobie posrebrzane kolczugi, migoc�ce w rozmytym porannym blasku
s�o�ca, nie by� to rynsztunek bojowy, lecz reprezentacyjny. Niebieskie kaftany,
o niemal
jednakowym odcieniu, nosi�y bia�e znaki Wiosennej Pani. Rozwiane w p�dzie szare
peleryny
powiewa�y jak sztandary; na ramionach spina�y je srebrne brosze, na ten dzie�
wyczyszczone
i wypolerowane do po�ysku. �o�nierska bra� jecha�a na ceremoni�, nie na wojn�;
zapewne nie
chcieliby umaza� sobie tych stroj�w trudnymi do sprania plamami krwi.
Kiedy si� zbli�yli, kapitan dru�yny, ku zaskoczeniu Cazarila, uni�s� rozkazuj�co
r�k�.
Kolumna zatrzyma�a si� w niezgrabnej rozsypce, a pog�os chlupocz�cych w b�ocie
kopyt
ni�s� si� tak d�ugo, �e stary masztalerz ojca Cazarila na widok takiej bandy
zacz��by
niechybnie wywrzaskiwa� ci�kie i wielce zabawne przekle�stwa. No, mniejsza o
to.
- Hej, ty tam, stary! - zawo�a� przyw�dca, wychylaj�c si� z siod�a.
Cazaril, kt�ry sta� na drodze zupe�nie sam, ledwie si� powstrzyma�, by si�
obejrze� i
sprawdzi�, do kogo zwracaj� si� w ten spos�b. Wzi�li go za jakiego� miejscowego
gbura
cz�api�cego po zakupy na targ, i pewnie tak w�a�nie si� prezentowa� grubo
okutany w �le
dobrane ciuchy z dar�w, kt�re mia�y ochroni� ko�ci przed przenikliwym, lodowatym
wschodnim wiatrem. A przecie� wdzi�czny by� b�stwom roku za ka�dy skrawek
szorstkiej,
grubo tkanej materii. Na brodzie �wierzbi� go dwutygodniowy zarost. W rzeczy
samej -
wie�niak. Kapitan by�by w pe�ni usprawiedliwiony, gdyby zwraca� si� do� ze
znacznie
wi�ksz� pogard�. Ale �eby stary?
Kapitan wskaza� r�k� na drog�, tam gdzie krzy�owa�a si� z innym traktem.
- Czy to droga do Valendy?
To ju�... Cazaril przesta� oblicza� w my�lach, bo liczby natychmiast nape�ni�y
go
przera�eniem. Siedemna�cie lat min�o, odk�d ostatni raz podr�owa� t� drog�,
lecz nie na
uroczysto��, tylko na najprawdziwsz� wojn� w dru�ynie prowincjara Baocji. Cho�
rozgoryczony, �e musi jecha� na wa�achu miast na pi�knym bojowym rumaku, by� tak
samo
m�ody i wyfiokowany, arogancki i pe�en pr�no�ci jak te tutaj m�odziaki, kt�re
spogl�daj�
teraz na niego z tak� wy�szo�ci�. Dzi� by�bym szcz�liwy, maj�c cho�by osio�ka,
chocia� w
czasie jazdy musia�bym zgina� kolana, �eby nie szura� stopami po b�ocie. Cazaril
u�miechn��
si� do �o�nierskiej braci w pe�ni �wiadom, jak cz�sto za pi�kn� fasad� kryje si�
pusty, do cna
wybebeszony mieszek.
Patrzyli na� z g�ry, jakby nawet z wysoko�ci swych siode� mogli poczu� jego
niemi�y
zapaszek. Z pewno�ci� nie nale�a� do tych, na kt�rych chcieliby wywrze� dobre
wra�enie -
lord�w i dam, sk�onnych do okazania im szczodrobliwo�ci - ale wystarczy� jako
publiczno��,
by mogli po�wiczy� przybieranie arystokratycznych p�z. Spojrzenie Cazarila
wzi�li mylnie
za podziw, a mo�e po prostu mieli go za g�upka.
Zdusi� w sobie pokus�, by skierowa� ich w z�� stron�, wprost do jakiej� owczej
zagrody czy gdzie tam m�g� ich zaprowadzi� ten zwodniczo szeroki go�ciniec.
Takich
brzydkich sztuczek nie p�ata si� stra�y przybocznej C�rki w sam� wigili� jej
�wi�ta. A poza
tym ludzie, kt�rzy wst�powali w �wi�te szeregi zakon�w rycerskich, nie s�yn�li
raczej z
poczucia humoru, a on m�g� si� przecie� natkn�� na nich raz jeszcze, jako �e
zmierza� do tego
samego miasta. Cazaril odchrz�kn��, �eby oczy�ci� gard�o, bo od wczoraj ani razu
do nikogo
si� nie odezwa�.
- Nie, kapitanie. Droga do Valendy jest oznaczona kr�lewskim kamieniem milowym.
-
Przynajmniej kiedy� by�a. - B�dzie ze trzy mile dalej. Nie mo�na go przeoczy�. -
Wyci�gn��
spod �achman�w d�o�, �eby wskaza� kierunek. Palce nie chcia�y si� rozprostowa�,
tote�
ujrza�, �e macha zgrabia�ym szponem. Mro�ne powietrze razi�o spuchni�te stawy,
zatem
pospiesznie schowa� d�o� pod okrycie ze szmat.
Kapitan skin�� g�ow� do chor��ego, barczystego draba, kt�ry przesun�� sztandar w
zagi�cie �okcia i j�� grzeba� w mieszku, aby wy�owi� odpowiednio ma�� monet�.
Trzyma�
w�a�nie kilka w palcach i bada� przy �wietle ich warto��, kiedy jego ko� nagle
si� poruszy�. Z
gar�ci wypad�a mu moneta - z�oty rojal, nie miedziana vaida - i polecia�a w
b�oto. Gapi� si� na
ni� przez chwil�, skonsternowany, lecz zaraz si� opanowa�. Nie b�dzie przecie�
na oczach
towarzyszy zsiada� z konia, �eby wygrzebywa� j� z b�ota. Na to m�g� sobie
pozwoli� tylko
wie�niak, za jakiego uwa�a� Cazarila. Na pocieszenie u�miechn�� si� kwa�no i
czeka�, a�
Cazaril rzuci si� gor�czkowo, a przy tym wielce zabawnie na sw� niespodziewan�
gwiazdk� z
nieba.
Lecz Cazaril tylko sk�oni� si� i wyrecytowa�:
- Oby Wiosenna Pani przela�a na tw� g�ow� wszelkie b�ogos�awie�stwa, m�ody
panie,
r�wnie hojnie i ch�tnie, jak ty obdarowa�e� przydro�nego w��cz�g�.
Gdyby m�ody �o�nierz by� cho� odrobin� bystrzejszy, pewnie by si� domy�li�
szyderstwa, a rzekomy wie�niak Cazaril otrzyma�by wtedy zas�u�one smagni�cie
batem przez
twarz. Szans� na to by�y jednak niewielkie, je�li si� widzia�o ma�o przytomne
spojrzenie
brata�o�nierza, a cho� kapitan skrzywi� usta poirytowany, potrz�sn�� tylko
g�ow�, a potem
machni�ciem r�ki da� rozkaz do kontynuowania podr�y.
Chor��y by� zbyt dumny, �eby babra� si� w b�ocie, natomiast Cazaril zbyt
zm�czony.
Poczeka�, a� przejedzie tabor oraz gromadka s�ug z mu�ami, i dopiero wtedy
przykucn��,
sycz�c z b�lu, by podnie�� ma�� z�ot� iskierk� z podchodz�cego zimn� wod�
odcisku
ko�skiego kopyta. Zrosty na plecach zabola�y okrutnie. O bogowie. Rzeczywi�cie
ruszam si�
jak staruch. Z�apa� oddech, po czym wsta�, a czu� si� przy tym, jakby mia� sto
lat; czu� si� jak
to �ajno na drodze, kt�re przylgn�o do obcasa Zimowego Ojca, kiedy odchodzi� z
tego
�wiata.
Star� b�oto z monety - niezbyt warto�ciowej, chocia� z�otej - i wysup�a� w�asny,
pusty
mieszek. Wrzuci� do �rodka metalowy kr��ek i wpatrzy� si� w jego samotny b�ysk.
Westchn��
i schowa� trzos z powrotem. Teraz bandyci zn�w mogli go ograbi� z nadziei, zn�w
mia�
pow�d, �eby si� ba�. Wl�k� si� powoli drog� za �o�niersk� braci� i rozmy�la� nad
tym nowym
brzemieniem, tak niezmiernie ci�kim. Prawie nie jest warte tego wszystkiego.
Prawie. Z�oto.
Pokusa dla s�abych, a dla m�drc�w - znu�enie... A czym�e by�o dla tego byczka o
t�pym
spojrzeniu, tak skonsternowanego w�asn� przypadkow� szczodrobliwo�ci�?
Cazaril rozejrza� si� po niego�cinnej okolicy. Niewiele tu drzew lub innych
kryj�wek,
tylko w oddali, w mglistym �wietle poranka wida� by�o ci�gn�cy si� nad
grafitowymi wodami
kana�u rz�d nagich zaro�li i chaszczy. Za jedyn� w zasi�gu wzroku kryj�wk� m�g�
s�u�y�
opuszczony wiatrak stoj�cy na pag�rku po lewej, z zapadni�tym dachem i
po�amanymi,
spr�chnia�ymi skrzyd�ami. A jednak... tak na wszelki wypadek...
Cazaril zboczy� z traktu i zacz�� pi�� si� na wzg�rek. Wzg�reczek raczej w
por�wnaniu z wzniesieniami, jakie przemierza� ledwie tydzie� temu. Mimo to
wspinaczka
pozbawi�a go tchu; ju�ju� mia� zawr�ci�. Wy�ej wiatr stawa� si� jeszcze bardziej
porywisty,
polatywa� nisko nad ziemi�, tarmosz�c srebrzyste k�pki wysch�ych traw. Cazaril z
ulg�
umkn�� z nieprzyjaznego ch�odu w ciemne wn�trze wiatraka, gdzie wspi�� si� po
rozklekotanych schodach, kt�re wiod�y na p�pi�tro. Wyjrza� przez pozbawiony
okiennic
otw�r.
Na drodze poni�ej jaki� cz�owiek pogania� batem gniadego konia. Nie nale�a� do
�o�nierskiej braci, by� raczej czyim� s�ug�. W jednej r�ce trzyma� wodze, w
drugiej - t�g�
pa�k�. Czy�by pan pos�a� go, by po cichu wytrz�s� z �achman�w w��cz�gi
przypadkowo
darowan� monet�? Znikn�� za zakr�tem, lecz po kilku minutach wr�ci�. Przystan��
przy
b�otnistym wzg�rku i obracaj�c si� w siodle na wszystkie strony, obejrza� dobrze
puste
zbocza, po czym potrz�sn�� z niesmakiem g�ow�, spi�� konia ostrogami i pop�dzi�
z
powrotem.
Cazaril u�wiadomi� sobie znienacka, �e si� �mieje. Czu� si� z tym dziwnie -
dygota�
ca�y, a przecie� nie z zimna ani szoku, ani ze skr�caj�cego wn�trzno�ci strachu.
I ten dziwny,
ziej�cy pustk� brak... czego w�a�ciwie? Dr���cej zawi�ci? Gor�czkowego
pragnienia? Nie
chcia� pod��a� za �o�nierzami, nie chcia� ju� nawet im przewodzi�. Nie chcia�
ju� do nich
nale�e�. Przygl�da� si� ich paradzie r�wnie beznami�tnie jak cz�owiek ogl�daj�cy
widowisko
mim�w na jarmarku. O bogowie. Ale� musz� by� zm�czony. No i g�odny. Do Valendy
pozosta�o mu jeszcze ze �wier� dnia marszu, a tam znajdzie lichwiarza, kt�ry
zamieni tego
z�otego rojala na bardziej przydatne miedziane vaidy. Jeszcze dzi� wiecz�r, za
b�ogos�awie�stwem Pani, m�g�by spa� w gospodzie, a nie w zagrodzie dla kr�w.
M�g�by
kupi� sobie gor�cy posi�ek, p�j�� do golibrody, a nawet do �a�ni...
Odwr�ci� si� i rozejrza�, bo wzrok zd��y� mu tymczasem przywykn�� do panuj�cego
wewn�trz p�mroku. A wtedy na zasypanej gruzem pod�odze zobaczy� rozci�gni�te
nieruchomo cia�o.
Zastyg� na chwil� w przyp�ywie paniki, lecz zaraz odetchn�� z ulg�, kiedy
zobaczy�, �e
ten kto� ju� nie oddycha. �aden �ywy cz�owiek nie le�a�by z tak dziwnie wygi�tym
grzbietem. Cazaril nie ba� si� umar�ych, ale ci, kt�rzy zadali im �mier�, zawsze
stanowili
zagro�enie.
Chocia� zw�oki le�a�y bezw�adnie i nieruchomo, Cazaril, zanim podszed� bli�ej,
na
wszelki wypadek podni�s� z ziemi kawa�ek gruzu. Umar�y by� pulchnym m�czyzn� w
�rednim wieku, je�li ocenia� po siwiej�cej, schludnie przystrzy�onej brodzie.
Twarz nad
brod� by�a fioletowa i nabrzmia�a. Zosta� uduszony? Na szyi nie wida� by�o
�adnych �lad�w.
Ubranie mia� do�� surowe i praktyczne, jednak w dobrym gatunku, tyle �e jako�
�le na nim
le�a�o - za ciasne i jakby rozche�stane. Br�zowa we�niana szata i d�uga kamizela
obszyta
srebrn� krajk� mog�yby nale�e� do kupca lub pomniejszego lorda o surowych
gustach b�d�
te� ambitnego uczonego. W ka�dym razie nie do rolnika czy rzemie�lnika. Ani
�o�nierza. Na
d�oniach, teraz pokrytych fioletowo��tymi c�tkami i spuchni�tych, nie wida�
by�o zgrubie�
ani uszkodze�, tu Cazaril zerkn�� na w�asn� lew� d�o�, u kt�rej brakowa�o ko�c�w
dw�ch
palc�w, co �wiadczy�o o bezsensownym zmaganiu si� z miotan� wiatrem lin�.
Cz�owiek ten
nie mia� �adnych ozd�b - pier�cieni, �a�cuch�w, sygnet�w, kt�re uzupe�nia�yby
dostatni str�j.
Czy�by jaka� hiena trafi�a tu przed Cazarilem?
Cazaril zazgrzyta� z�bami, kiedy si� schyla�, by si� lepiej przyjrze�, bo ruch
ten
obudzi� u�piony b�l i dolegliwo�ci w ca�ym ciele. Przy bli�szych ogl�dzinach
okaza�o si�, �e
ubranie nie by�o �le dopasowane, a sam cz�owiek wcale nie by� gruby - tylko na
ca�ym ciele
tak samo nienaturalnie spuchni�ty jak na twarzy i r�kach. Niemniej zw�oki w tak
daleko
posuni�tym stopniu rozk�adu powinny wype�ni� ten ponury schron niezno�nym
smrodem,
kt�ry zapar�by Cazarilowi dech w piersiach, kiedy tylko przekroczy� pr�g m�yna.
Tutaj
natomiast czu�o si� jedynie mglisty, pi�mowy zapach perfum lub kadzid�a, palonej
�wiecy i
zimnego potu.
Cazaril szybko odrzuci� pierwsz� my�l, jaka przysz�a mu do g�owy - �e
nieszcz�nika
zabito i obrabowano na go�ci�cu, a potem przywleczono tutaj - kiedy rozejrza�
si� po
oczyszczonym kawa�ku klepiska, na kt�rym le�a�y zw�oki. Znalaz� tam pi��
wypalonych do
ogarka �wiec: niebiesk�, czerwon�, zielon�, czarn� i bia��. Kupki zi� i
popio�u, teraz
porozrzucane na wszystkie strony. Ciemna, zmierzwiona sterta pi�r, kt�ra z
bliska okaza�a si�
krukiem z ukr�conym �ebkiem. Po chwili znalaz� jeszcze zw�oki szczura z
poder�ni�tym
gard�em. Szczur i Kruk, �wi�te zwierz�ta B�karta, b�stwa wszelkich nag�ych
nieszcz��:
huragan�w, trz�sie� ziemi, suszy, powodzi, poronie� i morderstw... Pragn��e�� wy
musi� cos�
na bogach, co? G�upiec chcia� pewnie uprawia� magi� �mierci - wszystko na to
wskazywa�o -
i zap�aci� za to zwyczajn� cen�. Ale czy sam?
Niczego nie dotykaj�c, Cazaril podni�s� si� i obszed� wiatrak w �rodku, a potem
tak�e
z zewn�trz. Nie dostrzeg� pakunk�w, p�aszczy ani osobistych drobiazg�w,
upchni�tych gdzie�
w k�cie. Od strony go�ci�ca niedawno musia� sta� uwi�zany ko� lub nawet kilka
koni, s�dz�c
po wilgotnym �ajnie.
Cazaril westchn��. To nie jego sprawa, ale bezbo�no�ci� by�oby porzuci� zw�oki,
�eby
zgni�y bez nale�nego obrz�dku. Bogowie jedni wiedz�, kiedy trafi tu nast�pny
przechodzie�,
kt�ry go znajdzie. Cho� z drugiej strony zmar�y wygl�da� na zamo�nego, kto� wi�c
na pewno
b�dzie go szuka�. Nie nale�a� do tych, co to znikaj� bez �ladu przez nikogo
niezauwa�eni jak
jacy� obdarci w��cz�dzy. Cazaril odsun�� od siebie pokus�, by wyj�� z powrotem
na go�ciniec
i udawa�, �e nic si� nie wydarzy�o, ruszy� natomiast �cie�k�, kt�ra dochodzi�a
do wiatraka od
ty�u. Na drugim jej ko�cu powinno znajdowa� si� jakie� gospodarstwo, jacy�
ludzie,
cokolwiek. Nie uszed� jednak wi�cej ni� �wier� mili, kiedy napotka� m�czyzn� z
osio�kiem,
obarczonym podpa�k� i drewnem, kt�ry wy�ania� si� w�a�nie zza zakr�tu. M�czyzna
przystan�� i zmierzy� go podejrzliwym spojrzeniem.
- Oby Wiosenna Pani zes�a�a ci dobry ranek, panie - zagadn�� uprzejmie Cazaril.
I c�
mu to szkodzi, �eby wie�niaka tytu�owa� panem? Ca�owa� przecie� �uszcz�ce si�
stopy o
wiele n�dzniejszych ludzi w czasie swej koszmarnej niewoli na galerach.
Oszacowawszy go wzrokiem, m�czyzna pozdrowi� go niezbyt wylewnie i mrukn��:
- Chwa�a Pani.
- Mieszkacie niedaleko?
- Ano - odpar� m�czyzna. By� w �rednim wieku, dobrze od�ywiony, mia� na sobie
prost�, lecz praktyczn� peleryn� z kapturem. Podobna, lecz znacznie bardziej
znoszona
okrywa�a grzbiet Cazarila. Szed� tak, jakby by� w�a�cicielem ziemi, po kt�rej
st�pa, cho�
pewnie poza ni� nie mia� wiele.
- Ja... no... - Cazaril zaj�kn�� si� i wskaza� za siebie. - Zszed�em na chwil� z
drogi,
�eby si� ukry� w tamtym m�ynie... - nie ma potrzeby wdawa� si� w szczeg�y na
temat tego,
przed czym chcia� si� ukry� - i znalaz�em tam trupa.
- Ano - odrzek� m�czyzna.
Cazaril zawaha� si�, �a�uj�c w duchu, �e wyrzuci� swoj� bry�k� gruzu.
- Wiecie o nim?
- Widzia�em tam dzi� rano jego konia.
- Aha. - Zatem m�g� r�wnie dobrze p�j�� dalej, nic strasznego by si� nie sta�o.
- Macie
jakie� poj�cie, kim by� �w nieszcz�nik?
Ch�op wzruszy� ramionami i splun��.
- Nie jest st�d, tyle mog� powiedzie�. Pos�a�em ju� po wieszczk� ze �wi�tyni,
gdy
tylko zobaczy�em, jakie paskudne sprawki dzia�y si� tam wczoraj w nocy. Zabra�a
wszystkie
dobra po tamtym, �eby je przechowa�, a� kto� si� zg�osi. Jego ko� stoi u mnie w
stodole. Ano
nale�y mi si� za to ca�e drewno i oliw�, co to je zu�yj�, �eby go wyprawi� na
tamten �wiat.
Wieszczka powiedzia�a, �ebym nie �mia� zostawi� go do zmroku. - Wskaza� na
wysok� stert�
drew na grzbiecie os�a, po czym poci�gn�� za sznur i ruszy� przed siebie.
Cazaril zacz�� i��
obok niego.
- Macie jakie� poj�cie, co on tam robi�? - dopytywa� si�.
- To chyba jasne, co robi�. - Rolnik prychn��. - I dosta� to, co mu si�
nale�a�o.
- A... komu chcia� to zrobi�?
- Nie mam poj�cia. Zostawi� to �wi�tyni. Szkoda, �e musia� to robi� akurat na
mojej
ziemi. Zapeszy wszystko... a potem jeszcze b�dzie straszy�. Oczyszcz� go ogniem
i od razu
spal� do go�ej ziemi ten przekl�ty rozwalony wiatrak. Nie ma sensu, �eby tu
sta�, jest za
blisko drogi. Przyci�ga - zerkn�� na Cazarila - k�opoty.
Cazaril kroczy� przez chwil� w milczeniu, potem zapyta�:
- Chcecie spali� go razem z ubraniem?
Wie�niak spojrza� na niego z ukosa, szacuj�c n�dzny przyodziewek.
- Ja tam nie tkn� niczego, co do niego nale�y. Nie wzi��bym nawet konia, tyle �e
to
niezbyt mi�osiernie zostawi� nieszcz�snego zwierzaka, �eby zdech� z g�odu.
- A nie b�dzie wam przeszkadza�o, �e zabior� jego ubranie? - zapyta� z wahaniem
Cazaril.
- Nie mnie powiniene� pyta�, prawda? Uk�adaj si� z nim. Je�li si� odwa�ysz. Ja
ci nie
b�d� broni�.
- No to... pomog� wam go pogrzeba�.
Farmer zamruga�, zdziwiony.
- No, pomoc by si� przyda�a.
Cazaril domy�li� si�, i� rolnik ucieszy� si� w duchu, �e mo�e zrzuci� na kogo�
innego
przygotowanie cia�a do pogrzebu. Chc�c nie chc�c, Cazaril pozostawi� wie�niakowi
u�o�enie
wewn�trz m�yna stosu z wi�kszych polan, udzieli� mu tylko kilku rad co do tego,
jak je
u�o�y�, by zapewni� najlepszy ci�g, dzi�ki kt�remu wiatrak sp�onie do szcz�tu.
Sam pom�g�
wnie�� l�ejsze wi�zki chrustu.
Ch�op obserwowa� z bezpiecznej odleg�o�ci, jak Cazaril rozbiera zmar�ego,
szarpi�c
si� z poszczeg�lnymi elementami stroju, kt�re nie chcia�y schodzi� z
zesztywnia�ych
cz�onk�w. Trup okaza� si� znacznie bardziej spuchni�ty, ni� to si� wydawa�o na
pierwszy rzut
oka; kiedy Cazaril zdo�a� zdj�� z niego haftowan� bawe�nian� koszul�, ukaza� si�
rozd�ty
nieprzyzwoicie brzuch. Wygl�da�o to do�� przera�aj�co. Ale ostatecznie nie by�o
zara�liwe -
zw�aszcza przy tym tajemniczym braku odoru. Cazaril zastanawia� si�, czy cia�o,
niepogrzebane do zmroku, mog�oby wybuchn��, p�kn�� - a je�li tak, to co mog�oby
potem z
niego wyle��... albo w nie wle��. Zwin�� szybko ubranie, tylko troch� zbrukane.
Buty by�y za
ma�e, tote� je zostawi�. Potem wsp�lnie z wie�niakiem wrzuci� cia�o na stos.
Kiedy wszystko by�o gotowe, Cazaril pad� na kolana, zamkn�� oczy i zaintonowa�
modlitw� za zmar�ych. Nie wiedz�c, kt�re z b�stw wzi�o do siebie dusz� zmar�ego
- cho� kto
sprytny, ten m�g�by si� domy�li� - zwr�ci� si� po kolei do ca�ej �wi�tej
Rodziny,
przemawiaj�c prosto i klarownie. Wszystkie dary dla bog�w musz� by� zawsze
najlepszej
jako�ci, nawet kiedy do zaofiarowania ma si� tylko s�owa.
- Zmi�uj si� Ojcze i Matko, zmi�ujcie si� Siostro i Bracie, zmi�uj si� i Ty,
B�karcie,
zmi�ujcie si� po pi�ciokro�, Bogowie na Wysoko�ciach, o to Was b�agamy. -
Jakkolwiek by
nagrzeszy� ten obcy, zap�aci� ju� za to z nawi�zk�. Lito�ci, Bogowie na
Wysoko�ciach. Nie
sprawiedliwo�ci, prosz�, tylko nie sprawiedliwo�ci. Byliby�my ostatnimi
g�upcami, modl�c si�
o sprawiedliwo��.
Kiedy sko�czy�, pozbiera� si� z trudem z ziemi i rozejrza� dooko�a. Po kr�tkim
zastanowieniu podni�s� z ziemi kruka oraz szczura i po�o�y� przy zw�okach
m�czyzny - przy
g�owie i stopach.
Wygl�da�o na to, �e z woli bog�w Cazaril ma dzi� sw�j szcz�liwy dzie�.
Zastanawia�
si� tylko, co z tego wyniknie.
Z p�on�cego m�yna wzbija�a si� w niebo kolumna t�ustego dymu, kiedy Cazaril
rusza�
dalej drog� w stron� Valendy, nios�c na plecach zwini�te ciasno w w�ze�ek
odzienie
zmar�ego. Cho� by�o czy�cie j sze ni� to, kt�re mia� na grzbiecie, doszed� do
wniosku, �e
zanim je wdzieje, lepiej b�dzie znale�� praczk� i kaza� dok�adnie je wyszorowa�.
Liczba
miedzianych vaid skurczy�a si� smutno, kiedy obliczy� w my�lach konieczne
wydatki, ale
us�ugi praczki by�y warte swojej ceny.
Ostatni� noc przespa� w jakiej� stodole, trz�s�c si� z ch�odu, a za posi�ek
starczy�o mu
p� bochenka czerstwego chleba. Drug� po��wk� zjad� na �niadanie. Przeby� prawie
trzysta
mil, w�druj�c od portowego miasta Zagosur, na ciep�ych wybrze�ach Ibry, do
Baocji,
centralnie po�o�onej prowincji Chalionu. W Zagosurze znajdowa� si� �wi�tynny
Szpital
Matczynego Mi�osierdzia, kt�ry ni�s� pomoc r�norodnym rozbitkom wyrzuconym
przez
morze. Zawarto�� mieszka, jakim obdarowali go na drog� akolici, stopnia�a, a�
wreszcie trzos
�wieci� ju� zupe�nie pustk�, zanim Cazaril dotar� do celu. Ale na szcz�cie do
celu mia�
niedaleko. Jeszcze tylko jeden dzie�, my�la�, nawet nieca�y. Je�li jeszcze przez
jeden dzie�
uda mu si� rusza� nogami, dotrze bezpiecznie do swego schronienia i b�dzie m�g�
do niego
wpe�zn��.
Kiedy wyrusza� z Ibry, g�ow� mia� pe�n� plan�w: rozmy�la�, jak to poprosi wdow�
prowincjar�, aby przez wzgl�d na dawne czasy zapewni�a mu miejsce na swoim
dworze. Na
szarym ko�cu sto�u. Niech poruczy mu dowolne obowi�zki, byle nie by�y za trudne.
Jednak
kiedy brn�� przez g�rskie prze��cze w stron� coraz ch�odniejszych rejon�w
centralnego
p�askowy�u, jego ambicje pocz�y stopniowo si� kurczy�: mo�e naczelnik stra�y
albo g��wny
masztalerz da�by mu miejsce po�r�d stajennych albo w kuchni, wtedy nie musia�by
si�
narzuca� ze sw� osob� tak wielkiej pani. Gdyby uda�o mu si� wy�ebra� posad�
pomywacza,
nie musia�by podawa� nawet swego prawdziwego nazwiska. W�tpi�, czy na ca�ym
dworze
pozosta� jeszcze kto�, kto pami�ta urocze czasy, gdy Cazaril s�u�y� jako pa�
staremu
prowincjarowi dy Baocji.
Marzy� o cichym, skromnym miejscu przy kuchennym ogniu, gdzie pozosta�by
bezimienny i gdzie nie wrzeszcza�by na niego nikt gro�niejszy od zamkowej
kucharki, i sk�d
nie wzywano by go do �adnych zada� straszniejszych od wyci�gni�cia wody czy
naniesienia
drew. To marzenie dodawa�o mu si� podczas d�ugiej w�dr�wki a� do ostatnich dni
zimowych
wiatr�w. Wizja odpoczynku gna�a go naprz�d jak obsesja - do sp�ki ze
�wiadomo�ci�, �e
ka�dy kolejny krok oddala go od pozostawionego w tyle koszmaru morza. Og�upia�
si� przez
d�ugie godziny w�dr�wki po opustosza�ych drogach, rozwa�aj�c w duchu nowe,
stosowniejsze i coraz bardziej uni�enie brzmi�ce imiona dla swego wcielenia. Ale
teraz, jak
si� wydaje, nie b�dzie musia� pokazywa� si� na dworze w �achmanach �ebraka. A to
dlatego,
�e wy�ebra� u wie�niaka ubranie po zmar�ym i jest obu swym darczy�com naprawd�
za nie
wdzi�czny. Ale� tak. Najpokorniej wdzi�czny. Najpokorniej.
Miasto Valenda stacza�o si� ze swego niewysokiego wzg�rza jak ko�dra bogacza,
zdobna w czerwienie i z�oto - czerwienie z dach�wek, a z�oto od �cian budynk�w
wzniesionych z tutejszego ��tawego kamienia; jedno i drugie p�on�o jaskraw�
barw� w
ostrym s�onecznym blasku. Cazaril zamruga�, o�lepiony ol�niewaj�c� gr� kolor�w
tych
dobrze znanych barw ojczystej ziemi. Domy w Ibrze by�y pobielane, zbyt jasne jak
na
tamtejsze gor�ce p�nocne popo�udnia, wprost o�lepiaj�co bia�e. A ta ochra
piaskowc�w to
najodpowiedniejszy kolor dla domu, miasta, kraju - pieszczota dla oczu. Na
szczycie
wzg�rza, jak najprawdziwsza z�ota korona, roz�o�y� si� zamek prowincjary;
widziane z daleka
mury zdawa�y si� lekko falowa�. Zapatrzy� si� chwil� w tamt� stron�, nieco
onie�mielony,
potem powl�k� si� dalej, a kroki, mimo �e nogi dr�a�y mu ze znu�enia, nagle
sta�y si� szybsze
i d�u�sze ni� kiedykolwiek wcze�niej w ci�gu ca�ej podr�y, cho� wcale si� teraz
a� tak
bardzo nie spieszy�.
Min�a ju� pora targu, dlatego ulice tchn�y pogodnym spokojem, kiedy
przemierza�
je, kieruj�c si� w stron� g��wnego placu. Przy bramie �wi�tynnej zagadn��
starsz� kobiet� -
nie podejrzewa� jej o to, �e mog�aby go �ledzi�, a potem obrabowa� - i zapyta� o
drog� do
lichwiarza. Lichwiarz w zamian za jego rojala nape�ni� mu d�o� przyjemnym dla
oka
wzg�rkiem miedziak�w, a potem wskaza� drog� do praczki i �a�ni publicznej.
Cazaril
przystan�� po drodze tylko raz, �eby kupi� u ulicznego sprzedawcy podp�omyk
sma�ony na
oleju, kt�ry natychmiast �apczywie poch�on��.
U praczki wysypa� vaidy na lad� i wynegocjowa� po�yczk� lnianych, wi�zanych w
pasie gaci, tuniki i �ykowych sanda��w, w kt�rych m�g�by podrepta� do �a�ni w to
ciep�e
popo�udnie. Praczka wzi�a w swe silne, czerwone d�onie jego brudne �achy i
paskudne buty i
zaraz wynios�a. W �a�ni tamtejszy balwierz przystrzyg� mu brod�, podczas gdy on
siedzia�
nieruchomy, na prawdziwym krze�le. Cudowne uczucie. M�ody �aziebny poda� mu
herbat�. A
potem Cazaril znalaz� si� na dziedzi�cu �a�ni, gdzie stoj�c na kamieniach wok�
paleniska,
m�g� zmy� z siebie ca�y brud pachn�cym myd�em i czeka�, a� �aziebny zleje go
kub�em
ciep�ej wody. Cazaril patrzy� spod oka na ogromny drewniany kocio�, okuty od
spodu
miedzi�, w kt�rym w inne dni mie�ci�o si� z sze�ciu m�czyzn lub kobiet naraz,
ale kt�ry w
tej szcz�liwej godzinie mia� mie� ca�y dla siebie. Pod spodem tli� si� w�giel w
�elaznym
koszyku, dzi�ki czemu woda by�a wci�� gor�ca.
�aziebny wspi�� si� na sto�ek i wyla� mu na g�ow� kube� ciep�ej wody, a Cazaril
obraca� si� i prycha�. Kiedy otworzy� oczy, przekona� si�, �e ch�opiec stoi
przed nim z
szeroko otwartymi ustami.
- Czy jeste�cie... czy jeste�cie dezerterem? - wykrztusi�.
No tak. Na plecach wij� mu si� grube, w�laste blizny, zachodz�ce jedna na drug�
tak,
�e nie zosta�o ani kawa�ka wolnej sk�ry - pami�tka po ostatniej ch�o�cie, jak�
urz�dzi� mu
nadzorca wio�larzy na galerach roknaryjskich. Tutaj, w kr�lestwie Chalionu,
niewielu
przest�pc�w skazywano na t� okrutn� kar�, ale zaliczali si� do nich dezerterzy.
- Nie - odpar� z moc� Cazaril. - Nie jestem dezerterem.
Wyrzutkiem - z pewno�ci�, a by� mo�e - zdradzonym. Ale nigdy, przenigdy nie
zdezerterowa� z plac�wki, nawet tej z g�ry skazanej na zgub�.
Ch�opak zamkn�� gwa�townie usta, upu�ci� z brz�kiem drewniany ceber i
pospiesznie
umkn��. Cazaril westchn�� i ruszy� do kadzi. Ledwie zd��y� zanurzy� obola�e
cia�o a� po
sam� brod� w cudownym ukropie, kiedy na malutkie, wy�o�one p�ytkami patio wpad�
jak
burza w�a�ciciel �a�ni.
- Wynocha! - zagrzmia�. - Wyno� si� st�d, ty...!
Cazaril wzdrygn�� si� ze strachu, kiedy m�czyzna z�apa� go za w�osy i si��
wyci�gn��
z wody. Co si� dzieje? W�a�ciciel cisn�� we� zwini�tym w k��bek ubraniem i ze
z�o�ci�
wywl�k� go za rami� z podw�rka przed �a�ni�.
- Przesta�cie, co robicie? Nie mog� wyj�� go�y na ulic�!
W�a�ciciel �a�ni obr�ci� go ku sobie i na chwil� wypu�ci� z uchwytu.
- Ubieraj si� i wynocha! Prowadz� przyzwoity zak�ad! Nie dla takich jak ty! Id�
sobie
do burdelu. Albo jeszcze lepiej utop si� w rzece!
Oszo�omiony i ociekaj�cy wod� Cazaril z trudem wci�gn�� przez g�ow� tunik�,
wsun�� si� w spodnie, a potem pr�bowa� wbi� stopy w sanda�y, jednocze�nie
przytrzymuj�c
niezwi�zane troczkami spodnie, gdy w�a�ciciel wypycha� go na ulic�. Drzwi
zatrzasn�y mu
si� przed nosem, kiedy odwr�ci� si� w stron� �a�ni, bo wreszcie co� za�wita�o mu
w g�owie.
Drug� zbrodni�, za kt�r� w Chalionie ch�ostano prawie na �mier�, by� gwa�t na
dziewicy lub
na ch�opcu. Cazaril obla� si� gor�cym rumie�cem.
- Ale ja wcale nie jestem... Ja nigdy... Sprzedano mnie korsarzom z Roknaru...
Sta� roztrz�siony. Zastanawia� si� przez chwil�, czy nie zacz�� �omota� w drzwi
i
nalega�, aby dano mu si� wyt�umaczy�. Och, m�j nieszcz�sny honor. W�a�ciciel by�
pewnie
ojcem m�odego �aziebnego.
�mia� si� teraz. I p�aka�. Znajdowa� si� na kraw�dzi... czego�, co przera�a�o go
bardziej ni� oburzony w�a�ciciel �a�ni. Z trudem �apa� oddech. Brakowa�o mu
energii do
sprzeczki, a zreszt� gdyby nawet zechcieli go w ko�cu wys�ucha�, to czy mu
uwierz�? Potar�
oczy mi�kk� materi� r�kawa. Mia�a w sobie t� ostr�, przyjemn� wo�, jak� nadaje
tkaninom
tylko �lad dobrze rozgrzanego �elazka. Ten zapach przywo�a� raptownie
wspomnienia z
czas�w, kiedy mieszka� w domach, nie w rowach. Od tamtej pory min�o ju� chyba z
tysi�c
lat.
Pokonany, odwr�ci� si� i powl�k� z powrotem do zielonych drzwi pralni. Kiedy
wcisn�� si� nie�mia�o do wn�trza, nad drzwiami zadzwoni� dzwonek.
- Macie tu jaki� k�cik, gdzie m�g�bym posiedzie�, pani? - zapyta� praczk�, kiedy
zjawi�a si� wezwana g�osem dzwonka. - Sko�czy�em wcze�niej ni�... - G�os za�ama�
si�,
zd�awiony wstydem.
Wzruszy�a silnymi ramionami.
- Ano mam. Chod�cie za mn�. Poczekajcie. - Zanurkowa�a pod lad� i wy�oni�a si�
stamt�d po chwili, trzymaj�c ma��, nie wi�ksz� od Cazarilowej d�oni ksi��eczk�,
oprawn� w
surow�, niebarwion� sk�r�. - Tu jest wasza ksi��ka. Macie szcz�cie, �e
przeszuka�am
najpierw kieszenie, bo inaczej by�aby z niej teraz mokra szmata, mo�ecie mi
wierzy�.
Zaskoczony Cazaril wzi�� od niej ksi��k�. Musia�a spoczywa� gdzie� w fa�dach
okrycia zmar�ego, bo wcale jej nie wyczu�, kiedy pospiesznie zwija� jego rzeczy
w wiatraku.
To tak�e powinno by�o trafi� do wieszczki ze �wi�tyni, razem z reszt� drobiazg�w
po
zmar�ym. No c�, dzi� wiecz�r ju� tam nie p�jd�, to pewne. Zwr�ci j�, jak b�dzie
m�g�
najpr�dzej.
- Dzi�kuj� pani - odpowiedzia� tylko i ruszy� za praczk� na podw�rze pralni,
po�rodku
kt�rej wykonano g��bok� studni�, podobne do dziedzi�ca �a�ni, gdzie pod wrz�c�
wod� w
kotle buzowa� ogie�; cztery m�ode dziewczyny szorowa�y i bi�y kijami pranie w
baliach.
Praczka wskaza�a mu �awk� pod murem, a on usiad� na niej, poza zasi�giem kropel
rozchlapywanej wody, przygl�daj�c si� z b�ogo�ci� pracowitym dziewcz�tom. By�y
takie
czasy, kiedy �a�owa�by spojrzenia dla grupki rumianych wiejskich dziewuch,
rezerwuj�c je
wy��cznie dla subtelnych dworskich dam. Jak to si� sta�o, �e nigdy dot�d nie
zdawa� sobie
sprawy, jak pi�kne mog� by� praczki? Silne, roze�miane, porusza�y si� jak w
ta�cu, a do tego
by�y dobre, tak bardzo dobre...
W ko�cu ockn�a si� w nim ciekawo�� i d�o� pow�drowa�a ku ksi��ce. Mo�e znajdzie
w niej nazwisko w�a�ciciela i w ten spos�b wyja�ni tajemnic�. Przerzuci� kilka
kartek po to,
by si� przekona�, �e s� g�sto zapisane odr�cznym pismem, od czasu do czasu
przetykanym
ma�ymi, krzywo nabazgranymi wykresami. A wszystko to zosta�o zaszyfrowane.
Zamruga� ze zdziwienia, po czym pochyli� si� uwa�niej nad stron�, a oko jakby z
w�asnej woli pocz�o odgadywa� poszczeg�lne elementy szyfru. To pismo lustrzane.
A do
tego system zast�powania poszczeg�lnych liter - z tym robota mog�aby by� do��
�mudna. Ale
przypadek zaraz da� mu do r�ki klucz pod postaci� kr�tkiego s�owa, kt�re
powt�rzy�o si� a�
trzy razy na jednej stronie. Zmar�y kupiec wybra� najbardziej dziecinny z
szyfr�w: przesun��
ka�d� liter� o jedn� pozycj� i nie zada� sobie wi�cej trudu ponownego ich
mieszania. Tyle
�e... nie by� to j�zyk ibra�ski, jakim m�wi si� - w kilku r�nych wariantach - w
rojalno�ciach
Ibry, Chalionu i Brajaru. Zapisk�w dokonano po darthaka�sku, kt�rym m�wi� ludzie
w
najdalej na po�udnie wysuni�tych prowincjach Ibry i w wielkiej Darthace za
g�rami. Pismo
zmar�ego by�o beznadziejne, jego ortografia - jeszcze gorsza, a znajomo��
darthaka�skiej
gramatyki posiad� w stopniu znikomym. Trudniejsze zadanie, ni� Cazaril
przypuszcza�.
Potrzebuje papieru i pi�ra, cichego miejsca, sporo czasu i �wiat�a, je�li ma co�
z tego
zrozumie�. No c�, zawsze mog�o by� gorzej, na przyk�ad gdyby spisano to w
kiepskim
roknaryjskim.
- Niemniej jedno by�o pewne: zapiski dotyczy�y magicznych eksperyment�w. Tyle
Cazaril potrafi� powiedzie� od razu. Wystarczy�oby i tyle, �eby skaza� go na
szubienic�,
gdyby nie to, �e ju� nie �yje. Kary za praktykowanie - a raczej za pr�by
praktykowania -
magii �mierci by�y straszne. Kara za pr�b� zako�czon� sukcesem uznana zosta�a
powszechnie
za zbyteczn�, jako �e Cazaril nie s�ysza� jeszcze o magicznym zab�jstwie,
kt�rego sprawca
nie musia�by okupi� w�asnym �yciem. Nie wiadomo, jakim przej�ciem praktykuj�cy
magi�
�mierci wpuszcza� na ten �wiat jednego z demon�w B�karta, lecz jedno by�o pewne:
demon
ten zawsze wraca� do siebie z dwoma duszami lub z �adn�. Skoro tak, to gdzie� w
Baocji
znaleziono tej nocy i drugiego trupa. Z natury rzeczy rzucanie �mierciono�nych
czar�w nie
cieszy�o si� zbytni� popularno�ci�. Kosa o podw�jnym ostrzu nie dopuszcza�a
zast�pstw ani
substytut�w. Zabi� oznacza�o zosta� zabitym. N�, szabla, trucizna, pa�ka -
ka�dy spos�b by�
lepszy, je�li w swych morderczych zap�dach pragn�o si� jeszcze zachowa� w�asne
�ycie.
Lecz ludzie i tak od czasu do czasu imali si� tego �rodka czy to zwiedzeni
fa�szyw� nadziej�,
czy te� doprowadzeni do ostateczno�ci. Ksi��k� po zmar�ym zdecydowanie nale�y
odda�
miejscowej wieszczce, �eby przekaza�a j� z kolei swemu zwierzchnikowi w tej ze
�wi�ty�,
kt�rej ostatecznie zlecono zbada� spraw� z ramienia rojalno�ci. Cazaril
zmarszczy� brwi i
wyprostowa� si�, zamykaj�c irytuj�cy tomik.
Ciep�a para, rytmiczna praca i g�osy kobiet w po��czeniu z wyczerpaniem, jakie
odczuwa�, skusi�y go, by wyci�gn�� si� na boku z ksi��k� pod�o�on� jak poduszka
pod
policzek. Tylko na chwilk� przymknie oczy...
Wzdrygn�� si�, przebudzony, z bolesnym skurczem w karku, kiedy palce zamkn�y
si�
na czym� ci�kim, we�nianym... To jedna z praczek przykry�a go kocem. Na ten
prosty ludzki
gest z gard�a wyrwa�o mu si� mimowolne westchnienie wdzi�czno�ci. Z wysi�kiem
usiad�,
�eby sprawdzi� po�o�enie s�o�ca. Podw�rko pogr��one by�o w cieniu. Musia�
przespa�
prawie ca�e popo�udnie. Obudzi� go stukot opuszczanych na ziemi� but�w, teraz
ju�
wyczyszczonych i w miar� mo�liwo�ci wypolerowanych. Na �awce obok niego kobieta
u�o�y�a stert� schludnie z�o�onych ubra� - tych eleganckich i tych
w��cz�gowskich.
Maj�c w pami�ci reakcj� �aziebnego, Cazaril spyta� nie�mia�o:
- Macie taki pok�j, gdzie m�g�bym si� przebra� na osobno�ci?
Skin�a g�ow� i poprowadzi�a go do skromnej sypialni z ty�u domu, gdzie
pozostawi�a
go samego. Przez niedu�e okienko wlewa�o si� �wiat�o �wiec�cego na zachodzie
s�o�ca.
Cazaril przejrza� czyste pranie i z niesmakiem obejrza� �achy, kt�re nosi� od
wielu tygodni. O
ostatecznej decyzji przes�dzi�o stoj�ce w k�cie lustro, najbogatsza ozdoba tego
pokoju.
Ostro�nie, jeszcze raz dzi�kuj�c w duchu cieniowi zmar�ego, kt�rego sta� si� tak
nieoczekiwanym dziedzicem, wdzia� czyste bawe�niane portki, delikatn�, haftowan�
koszul� i
br�zow� we�nian� szat� - jeszcze ciep�� od �elazka i wci�� odrobin� wilgotn� na
szwach - a
wreszcie czarn� kamizel�, kt�ra opad�a mu w sutych, po�yskuj�cych srebrn� krajk�
fa�dach a�
do samych kostek. Ubrania mia�y odpowiedni� d�ugo��, cho� zwisa�y nieco na
wymizerowanym Cazarilu. Przysiad� na ��ku, by wzu� na nogi buty z
powykrzywianymi
obcasami i podeszw� zdart� do grubo�ci pergaminu. Nie widzia� siebie w lustrze -
je�li nie
liczy� polerowanej stali - chyba od trzech lat? Zwierciad�o przed nim by�o ze
szk�a i sta�o
uko�nie, tak �e m�g� si� w nim zobaczy� od st�p do g��w.
Z lustra patrzy� na niego zupe�nie obcy cz�owiek. Na pi�cioro b�stw, kiedy� to
posiwia�a mi broda? Dr��c� r�k� dotkn�� schludnie przystrzy�onego zarostu. Na
szcz�cie
�wie�o ostrzy�one w�osy nie cofn�y si� jeszcze za bardzo na zakolach. Gdyby
Cazaril mia�
odgadn�� w�asn� profesj�, maj�c do wyboru kupca, lorda i uczonego, sk�ania�by
si� raczej ku
uczonemu, i to z tych bardziej fanatycznych, o zapadni�tych oczach, odrobin�
szalonych.
Przy ubraniu brakowa�o z�otych lub srebrnych �a�cuch�w, sygnet�w, pasa
nabijanego z�otymi
guzami lub klejnotami, grubych pier�cieni z migoc�cymi kamieniami, kt�re
�wiadczy�yby o
wy�szej pozycji spo�ecznej. Mimo to uzna�, �e prezentuje si� zupe�nie dobrze.
Wyprostowa�
si� lekko.
W ka�dym razie znikn�� bez �ladu poprzedni w��cz�ga. Nie wygl�da teraz jak kto�,
kto mia�by �ebra� o posad� pomywacza u zamkowej kuchty.
Poprzednio planowa�, �e za reszt� miedziak�w wykupi sobie nocleg i posi�ek w
gospodzie, a przed prowincjar� stawi si� jutro. Jednak teraz zastanawia� si� z
niepokojem, czy
plotki z �a�ni miejskiej nie zdo�a�y ju� na tyle si� rozpowszechni�, �e ludzie
odm�wi� mu
wst�pu do ka�dego bezpiecznego i szanuj�cego si� domu noclegowego.
Teraz, jeszcze dzi� wieczorem. Id�. Wejdzie na zamkowe wzg�rze i przekona si�,
czy
znajdzie si� tam dla niego schronienie, czy te� nie. Nie znios� kolejnej nocy w
niepewno�ci.
P�ki wystarczy �wiat�a. P�ki mi starczy odwagi.
Wetkn�� notes zmar�ego z powrotem do kieszeni okrycia, gdzie pewnie znajdowa�
si�
wcze�niej. Pozostawiwszy na ��ku stert� starych ubra� w��cz�gi, odwr�ci� si� i
energicznym
krokiem opu�ci� ma�� sypialni�.
2
Kiedy pi�� si� po ostatniej stromi�nie przed g��wn� bram� zamku, po�a�owa�, �e
nie
mia� mo�liwo�ci zaopatrzy� si� w szabl�. Dwaj wartownicy w zielonoczarnych
mundurach
prowincjara Baocji przygl�dali si� nadchodz�cemu nieuzbrojonemu m�czy�nie bez
niepokoju, ale i bez tego czujnego zainteresowania, jakie zwykle bywa
zapowiedzi�
szacunku. Cazaril pozdrowi� tego, kt�ry mia� na czapce naszywki sier�anta,
jedynie surowym,
dobrze skalkulowanym skinieniem g�owy. Uni�ono��, kt�r� �wiczy� w my�lach,
przeznaczona by�a na kt�re� z tylnych wej��. Tutaj, przy g��wnej bramie, daleko
by z ni� nie
zaszed�. Dzi�ki uprzejmo�ci praczki m�g� przedstawi� si� w�asnym nazwiskiem.
- Dobry wiecz�r, sier�ancie. Chcia�bym si� widzie� z dow�dc� zamkowej stra�y,
ser
dy Ferrejem. Jestem Lup� dy Cazaril. - Pozostawi� domys�om wartownika - i oby
by�y mylne
- to, czy zosta� wezwany.
- W jakiej sprawie, panie? - spyta� stra�nik uprzejmie, lecz bez nadskakiwania.
Cazaril wyprostowa� si�; nie wiedzie� z kt�rego zapomnianego lamusa pami�ci
przyp�yn�� ostry, przywyk�y do w�adzy ton.
- W swojej sprawie, sier�ancie.
Sier�ant odruchowo zasalutowa�.
- Tak jest, panie. - Skinieniem g�owy nakaza� towarzyszowi czujno��, sam za�
gestem
zaprosi� Cazarila, by ten poszed� za nim w g��b otwartej bramy. - T�dy, panie.
Zapytam
dow�dc�, czy zechce ci� przyj��.
W Cazarilu �cisn�o si� serce, kiedy zobaczy� przed sob� szeroki brukowany
dziedziniec za zamkow� bram�. Ile� to podeszew u but�w zdar� na tym bruku,
biegaj�c na
posy�ki damom i wielkim panom? Opiekun pazi�w narzeka�, �e nie nastarczy mu
zel�wek,
dop�ki prowincjara nie zapyta�a ze �miechem, czy w takim razie wola�by leniwego
pazia,
kt�ry wyciera�by tylko siedzenie w portkach, bo je�li tak, to bez trudu znajdzie
mu kilku ku
jego utrapieniu.
Wygl�da�o na to, �e jego dawna pani prowadzi dw�r z t� sam� bystro�ci� oka i
surowo�ci� r�ki. Mundury warty by�y w doskona�ym stanie, bruk czysto zamieciony,
a pod
ma�ymi, jeszcze bezlistnymi drzewkami w donicach, ustawionych przy g��wnym
wej�ciu,
t�oczy�y si� wdzi�cznie wyhodowane z cebulek pierwsze wiosenne kwiaty - w
jaskrawych
kolorach, w sam raz na jutrzejsze �wi�to Dnia C�rki.
Wartownik skierowa� Cazarila ku �awce pod murem, dzi�ki bogom, wci�� jeszcze
nagrzanej po s�onecznym dniu, a sam skierowa� si� do bocznych drzwi, kt�re
wiod�y do
pomieszcze� zarz�dcy, �eby tam pom�wi� ze s�ug�, kt�ry by� mo�e wezwie dow�dc�
do tego
obcego przybysza. A mo�e nie. Wartownik nie przeszed� jeszcze po�owy drogi z
powrotem na
sw�j posterunek, kiedy zza bramy wychyli� si� jego wsp�towarzysz i zawo�a�:
- Wraca rojs!
Sier�ant obejrza� si� za siebie, by poda� dalej gromko:
- Wraca rojs! Wszyscy na miejsca! - i zaraz przyspieszy� kroku.
Na dziedziniec wysypali si� zaraz z r�nych drzwi stajenni i s�u�ba, od bramy
za� da�
si� s�ysze� stukot ko�skich kopyt i pokrzykiwania. Pod kamiennymi �ukami przy
fanfarach
krzyk�w nielicuj�cych zupe�nie z godno�ci� dam przejecha�y dwie m�ode kobiety na
zdyszanych i obryzganych b�otem wierzchowcach.
- Wygra�y�my, Teidez! - zawo�a�a przez rami� pierwsza z nich. Ubrana by�a w
b��kitn� aksamitn� kurtk� do konnej jazdy i odpowiednio dobran� we�nian�
sp�dnic� z
rozci�ciem. Spod dziewcz�cego koronkowego czepka wymyka�y si� rozwichrzone
loczki -
nie blond i nie rude, ale jakby z rozjarzonego w �wietle zachodz�cego s�o�ca
bursztynu.
Mia�a pe�ne usta i dziwnie oci�a�e powieki, teraz przymkni�te, gdy� si� �mia�a.
Wy�sza od
niej towarzyszka, zdyszana brunetka w czerwieniach, u�miecha�a si� weso�o,
odwracaj�c si�
w siodle w stron� zbli�aj�cej si� reszty kawalkady.
Za nimi jecha� m�odszy panicz na jeszcze wspanialszym karym rumaku z jedwabistym
ogonem. Przyodziany by� w kr�tk� szkar�atn� kurtk� ze srebrnymi haftami na
piersi. Po obu
jego stronach jechali dwaj stajenni o twarzach pozbawionych wyrazu, a za nimi
ponury
szlachcic. Ch�opiec mia� kr�cone w�osy - podobnie jak siostra? przypuszczalnie
tak - tylko
odrobin� bardziej rude oraz szerokie usta, nieco bardziej od�te.
- Wy�cig mia� by� tylko do st�p wzg�rza. Oszukiwa�a�, Iselle.
Dziewczyna pos�a�a swemu kr�lewskiemu bratu spojrzenie, kt�re wszystko m�wi�o.
Zanim niezgrabny s�u��cy zdo�a� podstawi� pod konia sto�ek do wsiadania,
ze�lizn�a si� z
siod�a i zeskoczy�a, l�duj�c zgrabnie na czubkach d�ugich but�w.
Jej ciemnow�osa towarzyszka tak�e oby�a si� bez pomocy stajennego, a wr�czaj�c
mu
wodze, oznajmi�a:
- Oprowad� troch� te nieszcz�sne stworzenia, Deni, dop�ki ca�kiem nie och�on�.
Potraktowa�y�my je strasznie. - I zaraz, jakby zadaj�c k�am w�asnym s�owom,
poca�owa�a
w�asnego wierzchowca w jasn� gwiazd� na czole, a kiedy zwierz� bezceremonialnie
i
wyczekuj�co szturchn�o j� �bem, wy�uska�a z kieszeni jaki� przysmak.
Ostatnia przejecha�a bram� - kilka minut za wszystkimi - jaka� mocno
zaczerwieniona
starsza dama.
- Iselle, Bertiz, zwolnijcie! Na Matk� i C�rk�, dziewcz�ta, nie mo�ecie
galopowa� tak
po okolicy jak para szale�c�w!
- Ju� zwolni�y�my. W rzeczy samej, teraz ju� stoimy - odpar�a z niezbit� logik�
brunetka. - I tak nie zdo�amy prze�cign�� waszego j�zyka, cho�by�my si� nie
wiadomo jak
stara�y. Nie poradzi mu naj�ciglejszy ko� w ca�ej Baocji.
Leciwa dama wyda�a z siebie pe�en irytacji j�k i poczeka�a, a� stajenny podstawi
jej
sto�ek.
- Babka kupi�a ci takiego pi�knego bia�ego mu�a, Iselle, dlaczego nigdy na nim
nie
je�dzisz? Tak by�oby znacznie stosowniej.
- I o tyle wooolniej - wypali�a ze �miechem dziewczyna o bursztynowych w�osach.
- A
zreszt�, biedna �nie�ynka jest ju� wyk�pana i wyczesana na jutrzejsz�
uroczysto��.
Stajennym chyba p�k�oby serce, gdybym j� wzi�a i przegoni�a po b�ocie. Chc�
trzyma� j�
przez ca�� noc owini�t� w prze�cierad�a.
Dysz�c g�o�no, starsza pani pozwoli�a stajennemu zdj�� si� z siod�a. Kiedy
stan�a na
ziemi, wstrz�sn�a okrytymi sp�dnic� nogami i wyprostowa�a wyra�nie obola�y
grzbiet.
Ch�opiec odszed� ju� w otoczeniu grupki pe�nych niepokoju s�ug, natomiast dwie
m��dki,
nieprzej�te bynajmniej nieustaj�cymi skargami dobywaj�cymi si� z ust dworki,
ruszy�y na
wy�cigi w stron� drzwi g��wnego budynku. Ona za�, potrz�saj�c g�ow�, posz�a w
ich �lady.
Kiedy zbli�y�y si� do drzwi, wyszed� z nich do�� krzepko prezentuj�cy si�
m�czyzna
w �rednim wieku, odziany w surowy str�j z czarnej we�ny; mijaj�c je, rzuci� bez
z�o�ci, lecz
stanowczo:
- Betriz, je�li jeszcze raz, wracaj�c z przeja�d�ki, b�dziesz zmusza� konia do
galopu
pod g�r�, to ci go odbior�. A ty b�dziesz mog�a zu�y� nadmiar energii, biegaj�c
za rojess� na
piechot�.
Dziewczyna dygn�a przed nim pospiesznie i odpar�a nieco poskromiona:
- Tak, papo.
Natychmiast przysz�a jej w sukurs dziewczyna o bursztynowych w�osach.
- Prosz�, wybaczcie Betriz, ser dy Ferrej. To wy��cznie moja wina. Ja
prowadzi�am,
ona tylko sz�a w moje �lady.
Brew drgn�a mu lekko, kiedy obdarzy� j� uk�onem.
- Zatem zechciej rozwa�y�, rojesso, czy honorowo post�puje kapitan, ci�gn�cy za
sob� podw�adnych w grzech, za kt�ry sam z pewno�ci� uniknie kary.
S�ysz�c to, bursztynowow�osa skrzywi�a lekko usta. Zmierzywszy go d�ugim
spojrzeniem spod opuszczonych rz�s, ona tak�e obdarzy�a go lekkim dygni�ciem, po
czym
obie dziewczyny umkn�y przed dalszymi wym�wkami, wpadaj�c szybko w boczne
drzwi.
M�czyzna w czerni westchn�� ci�ko. Dworka, z trudem za nimi pospieszaj�c,
pos�a�a mu
pe�en wdzi�czno�ci uk�on.
Nawet bez tych wskaz�wek Cazaril bez trudu rozpozna�by w tym m�czy�nie
dow�dc� stra�y - po brz�ku licznych kluczy i nabijanym srebrem pasie, a tak�e po
�a�cuchu
b�d�cym oznak� piastowanej przez niego godno�ci. Ujrzawszy, �e dow�dca zmierza w
jego
stron�, Cazaril podni�s� si� zaraz i wykona� beznadziejnie niezr�czny uk�on,
gdy� ogranicza�
go b�l ci�gn�cych zrost�w.
- Ser dy Ferrej? Nazywam si� Lup� dy Cazaril. B�agam o audiencj� u wdowy
prowincjary, je�li... je�li taka b�dzie jej wola - zaj�kn�� si� nieco pod
surowym spojrzeniem
dow�dcy.
- Nie znam was, panie - odpar� dow�dca.
- Na bosk� �askawo��, mo�e prowincjara b�dzie mnie pami�ta�. By�em niegdy�
paziem... - zatoczy� r�k� wko�o - ...na tym dworze. Jeszcze za �ycia starego
prowincjara. - Jak
s�dzi�, by�o to najbardziej zbli�one do rodzinnego domu miejsce, jakie mu
jeszcze zosta�o na
tym �wiecie. Mia� ju� serdecznie do�� tego, �e wsz�dzie jest obcy.
Siwe brwi dow�dcy unios�y si� w zdziwieniu.
- Zapytam, czy prowincjara zechce was przyj��.
- O to tylko prosz�.
O to tylko �mie prosi�. Opad� z powrotem na �awk� i spl�t� palce, kiedy dow�dca
ruszy� energicznie z powrotem do g��wnego skrzyd�a.
Po kilku minutach niezno�nej niepewno�ci, kiedy siedzia� na �awce omiatany
spojrzeniami mijaj�cych go s�ug, Cazaril podni�s� wzrok i zobaczy�, �e dow�dca
wraca. Dy
Ferrej mierzy� go pe�nym namys�u spojrzeniem.
- Jej wysoko�� prowincjara udzieli wam pos�uchania. Prosz� za mn�.
Cazaril ca�y zesztywnia�, siedz�c tak na coraz dotkliwszym ch�odzie. Potkn�� si�
wi�c
lekko i przekl�� w duchu za swoj� niezgrabno��, kiedy szed� za dow�dc� do
�rodka.
W�a�ciwie wcale nie potrzebowa� przewodnika. W g�owie natychmiast rozwin�� mu
si� ca�y
plan budynku, a ka�dy mijany zakr�t przywo�ywa� nowe wspomnienia. Teraz przez
hol, po
posadzce w ��toniebieskie wzory, w g�r� po schodach, przez bielony korytarzyk
do
zachodniego pokoju, w kt�rym zawsze wola�a przebywa� o tej porze dnia ze wzgl�du
na
najlepsze �wiat�o, zar�wno dla jej szwaczek, jak i do czytania. Przechodz�c
przez niskie
drzwiczki, musia� nieco pochyli� g�ow�, czego nie pami�ta� z dawnych czas�w - i
to chyba
by�a jedyna zmiana, jak� zauwa�y�. Ale to nie drzwi si� zmieni�y.
- Oto cz�owiek, kt�rego wezwali�cie, wasza �askawo��. - W ten neutralny spos�b
rz�dca zapowiedzia� Cazarila, nie chc�c ani potwierdzi�, ani odrzuci� tytu��w,
jakie ten mu
poda�.
Wdowa prowincjara siedzia�a na wysokim drewnianym krze�le, ze wzgl�du na jej
wiekowe ko�ci wymoszczonym mi�kkimi poduszkami. Jak przysta�o wysokiej rang�
wdowie,
mia�a na sobie skromn� ciemnozielon� szat�, jednak nie nosi�a wdowiego czepca.
W�osy
wola�a zaplata� w warkocze, przetykane zielonymi wst�gami i skr�cone w dwa koki,
przytrzymywane w miejscu zdobnymi w klejnoty spinkami. Przy niej siedzia�a dama
do
towarzystwa niemal tak stara jak ona sama, tak�e wdowa, a s�dz�c z ubioru -
cz�onkini
�wi�tynnego laikatu. Dama ta trzyma�a kurczowo rob�tk� i mierzy�a Cazarila
nieufnym
spojrzeniem.
Modl�c si� w duchu, by organizm nie zawi�d� go teraz jakim� niepotrzebnym
dr�eniem lub potkni�ciem, Cazaril przykl�k� na kolano przed krzes�em prowincjary
i pochyli�
g�ow� w pe�nym szacunku pozdrowieniu. Ubi�r wiekowej damy wion�� aromatem
lawendy, a
tak�e cierpkim zapaszkiem starej kobiety. Podni�s� wzrok, szukaj�c w jej twarzy
oznak, i� go
rozpozna�a. Je�li go nie rozpozna, wkr�tce zn�w stanie si� nikim, i to ca�kiem
dos�ownie.
Napotka�a jego wzrok i zadziwiona przygryz�a warg�.
- Na pi�cioro b�stw - mrukn�a. - To naprawd� wy, lordzie dy Cazaril. Witam was
w
swoim domu. - Wyci�gn�a d�o� do poca�unku.
Prze�kn�� ci�ko �lin�, gdy� ze wzruszenia niemal zapar�o mu dech, potem
pochyli�
si� nad podan� d�oni�. Niegdy� by�a to pi�kna bia�a r�ka o doskona�ych per�owych
paznokciach. Teraz k�ykcie stercza�y ostro, a sk�r� pokrywa�y br�zowe plamki,
cho�
paznokcie nadal utrzymane by�y tak samo nieskazitelnie jak dawniej. Nawet nie
drgn�a,
kiedy na t� d�o� sp�yn�y dwie �zy, kt�rych nie potrafi� zatrzyma�, wykrzywi�a
tylko leciutko
wargi. D�o� wysun�a si� z lekkiego uchwytu Cazarilowych palc�w i musn�a jego
brod�.
- Dalib�g, Cazarilu, czy a� tak si� zestarza�am?
Zamruga� gwa�townie oczyma. Za nic w �wiecie nie rozp�acze si� przed ni� jak
przem�czone dziecko...
- Wiele czasu up�yn�o, wasza �askawo��.
- No nie. - D�o� odwr�ci�a si� i poklepa�a Cazarila po policzku. - Powiedzia�am
tak
tylko po to, aby�cie mogli o�wiadczy�, �e nic a nic si� nie zmieni�am. Czy� nie
uczy�am was,
jak nale�y k�ama� damom? Nie mia�am poj�cia, �e taka kiepska ze mnie
nauczycielka. -
Idealnie opanowana, cofn�a d�o� i skin�a g�ow� w stron� swej towarzyszki.
- Pozw�lcie, �e was przedstawi� swojej kuzynce, lady dy Huelta