7508

Szczegóły
Tytuł 7508
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7508 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7508 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7508 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Lois McMaster-Bujold Kl�twa nad Chalionem Prze�o�y�a Kinga Dobrowolska (The Curse of Chalion) Data wydania oryginalnego 2001 Data wydania polskiego 2003 Podzi�kowania Autorka pragnie podzi�kowa� profesorowi Williamowi D. Phillipsowi Juniorowi za Histori� 3714, za niezwykle przydatne czterysta dolar�w oraz dziesi�� tygodni sp�dzonych w szkole. Dzi�kuje r�wnie� Pat �Oh, c�mon, it�ll be fun� Wrede za gr� literow�, kt�ra wyci�gn�a na �wiat�o dzienne pierwowz�r Cazarila, oszo�omionego i zdumionego, z zakamark�w umys�u Autorki. Oraz zak�adom u�yteczno�ci publicznej za ten gor�cy prysznic pewnego zimnego lutowego dnia, kiedy to pierwsze dwa pomys�y zderzy�y si� w jej g�owie, powoduj�c powstanie nowego �wiata i narodziny jego mieszka�c�w. 1 Cazaril us�ysza� zbli�aj�cych si� je�d�c�w, zanim ich jeszcze zobaczy�. Obejrza� si� przez rami�. Mocno wydeptany szlak za jego plecami wi� si� po zboczu �agodnego wzniesienia - na tych wietrznych r�wninach uchodz�cego za wzg�rze - by nieco dalej zapa�� si� w p�nozimowe b�ota �yznej baocja�skiej ziemi. U st�p Cazarila go�ciniec przecina�a zielona w�ska stru�ka wyp�ywaj�ca z pobliskich pastwisk; poniewa� by�a ma�a i pokazywa�a si� jedynie w sezonie, nie przerzucono nad ni� mostka ani nie zrobiono przepustu. T�tent kopyt, podzwaniaj�ce dzwonki, szcz�k uzbrojenia i beztroskie echo rozm�w upewni�y Cazarila, �e nie zbli�a si� podr�uj�cy z obstaw� farmer ani oszcz�dni przewo�nicy, kt�rzy prowadz� mu�y. Kawalkada oko�o tuzina ludzi w pe�nych zbrojach zakonu obje�d�a�a dw�jkami zbocze wzg�rza. To nie bandyci, Cazaril odetchn�� z ulg�, bo �o��dek podszed� mu na chwil� do gard�a. Prawd� m�wi�c, m�g� dostarczy� bandytom jedynie chwilowej rozrywki. Zszed� ze szlaku i stan�� na uboczu, �eby przyjrze� si� przeje�d�aj�cym. Je�d�cy mieli na sobie posrebrzane kolczugi, migoc�ce w rozmytym porannym blasku s�o�ca, nie by� to rynsztunek bojowy, lecz reprezentacyjny. Niebieskie kaftany, o niemal jednakowym odcieniu, nosi�y bia�e znaki Wiosennej Pani. Rozwiane w p�dzie szare peleryny powiewa�y jak sztandary; na ramionach spina�y je srebrne brosze, na ten dzie� wyczyszczone i wypolerowane do po�ysku. �o�nierska bra� jecha�a na ceremoni�, nie na wojn�; zapewne nie chcieliby umaza� sobie tych stroj�w trudnymi do sprania plamami krwi. Kiedy si� zbli�yli, kapitan dru�yny, ku zaskoczeniu Cazarila, uni�s� rozkazuj�co r�k�. Kolumna zatrzyma�a si� w niezgrabnej rozsypce, a pog�os chlupocz�cych w b�ocie kopyt ni�s� si� tak d�ugo, �e stary masztalerz ojca Cazarila na widok takiej bandy zacz��by niechybnie wywrzaskiwa� ci�kie i wielce zabawne przekle�stwa. No, mniejsza o to. - Hej, ty tam, stary! - zawo�a� przyw�dca, wychylaj�c si� z siod�a. Cazaril, kt�ry sta� na drodze zupe�nie sam, ledwie si� powstrzyma�, by si� obejrze� i sprawdzi�, do kogo zwracaj� si� w ten spos�b. Wzi�li go za jakiego� miejscowego gbura cz�api�cego po zakupy na targ, i pewnie tak w�a�nie si� prezentowa� grubo okutany w �le dobrane ciuchy z dar�w, kt�re mia�y ochroni� ko�ci przed przenikliwym, lodowatym wschodnim wiatrem. A przecie� wdzi�czny by� b�stwom roku za ka�dy skrawek szorstkiej, grubo tkanej materii. Na brodzie �wierzbi� go dwutygodniowy zarost. W rzeczy samej - wie�niak. Kapitan by�by w pe�ni usprawiedliwiony, gdyby zwraca� si� do� ze znacznie wi�ksz� pogard�. Ale �eby stary? Kapitan wskaza� r�k� na drog�, tam gdzie krzy�owa�a si� z innym traktem. - Czy to droga do Valendy? To ju�... Cazaril przesta� oblicza� w my�lach, bo liczby natychmiast nape�ni�y go przera�eniem. Siedemna�cie lat min�o, odk�d ostatni raz podr�owa� t� drog�, lecz nie na uroczysto��, tylko na najprawdziwsz� wojn� w dru�ynie prowincjara Baocji. Cho� rozgoryczony, �e musi jecha� na wa�achu miast na pi�knym bojowym rumaku, by� tak samo m�ody i wyfiokowany, arogancki i pe�en pr�no�ci jak te tutaj m�odziaki, kt�re spogl�daj� teraz na niego z tak� wy�szo�ci�. Dzi� by�bym szcz�liwy, maj�c cho�by osio�ka, chocia� w czasie jazdy musia�bym zgina� kolana, �eby nie szura� stopami po b�ocie. Cazaril u�miechn�� si� do �o�nierskiej braci w pe�ni �wiadom, jak cz�sto za pi�kn� fasad� kryje si� pusty, do cna wybebeszony mieszek. Patrzyli na� z g�ry, jakby nawet z wysoko�ci swych siode� mogli poczu� jego niemi�y zapaszek. Z pewno�ci� nie nale�a� do tych, na kt�rych chcieliby wywrze� dobre wra�enie - lord�w i dam, sk�onnych do okazania im szczodrobliwo�ci - ale wystarczy� jako publiczno��, by mogli po�wiczy� przybieranie arystokratycznych p�z. Spojrzenie Cazarila wzi�li mylnie za podziw, a mo�e po prostu mieli go za g�upka. Zdusi� w sobie pokus�, by skierowa� ich w z�� stron�, wprost do jakiej� owczej zagrody czy gdzie tam m�g� ich zaprowadzi� ten zwodniczo szeroki go�ciniec. Takich brzydkich sztuczek nie p�ata si� stra�y przybocznej C�rki w sam� wigili� jej �wi�ta. A poza tym ludzie, kt�rzy wst�powali w �wi�te szeregi zakon�w rycerskich, nie s�yn�li raczej z poczucia humoru, a on m�g� si� przecie� natkn�� na nich raz jeszcze, jako �e zmierza� do tego samego miasta. Cazaril odchrz�kn��, �eby oczy�ci� gard�o, bo od wczoraj ani razu do nikogo si� nie odezwa�. - Nie, kapitanie. Droga do Valendy jest oznaczona kr�lewskim kamieniem milowym. - Przynajmniej kiedy� by�a. - B�dzie ze trzy mile dalej. Nie mo�na go przeoczy�. - Wyci�gn�� spod �achman�w d�o�, �eby wskaza� kierunek. Palce nie chcia�y si� rozprostowa�, tote� ujrza�, �e macha zgrabia�ym szponem. Mro�ne powietrze razi�o spuchni�te stawy, zatem pospiesznie schowa� d�o� pod okrycie ze szmat. Kapitan skin�� g�ow� do chor��ego, barczystego draba, kt�ry przesun�� sztandar w zagi�cie �okcia i j�� grzeba� w mieszku, aby wy�owi� odpowiednio ma�� monet�. Trzyma� w�a�nie kilka w palcach i bada� przy �wietle ich warto��, kiedy jego ko� nagle si� poruszy�. Z gar�ci wypad�a mu moneta - z�oty rojal, nie miedziana vaida - i polecia�a w b�oto. Gapi� si� na ni� przez chwil�, skonsternowany, lecz zaraz si� opanowa�. Nie b�dzie przecie� na oczach towarzyszy zsiada� z konia, �eby wygrzebywa� j� z b�ota. Na to m�g� sobie pozwoli� tylko wie�niak, za jakiego uwa�a� Cazarila. Na pocieszenie u�miechn�� si� kwa�no i czeka�, a� Cazaril rzuci si� gor�czkowo, a przy tym wielce zabawnie na sw� niespodziewan� gwiazdk� z nieba. Lecz Cazaril tylko sk�oni� si� i wyrecytowa�: - Oby Wiosenna Pani przela�a na tw� g�ow� wszelkie b�ogos�awie�stwa, m�ody panie, r�wnie hojnie i ch�tnie, jak ty obdarowa�e� przydro�nego w��cz�g�. Gdyby m�ody �o�nierz by� cho� odrobin� bystrzejszy, pewnie by si� domy�li� szyderstwa, a rzekomy wie�niak Cazaril otrzyma�by wtedy zas�u�one smagni�cie batem przez twarz. Szans� na to by�y jednak niewielkie, je�li si� widzia�o ma�o przytomne spojrzenie brata�o�nierza, a cho� kapitan skrzywi� usta poirytowany, potrz�sn�� tylko g�ow�, a potem machni�ciem r�ki da� rozkaz do kontynuowania podr�y. Chor��y by� zbyt dumny, �eby babra� si� w b�ocie, natomiast Cazaril zbyt zm�czony. Poczeka�, a� przejedzie tabor oraz gromadka s�ug z mu�ami, i dopiero wtedy przykucn��, sycz�c z b�lu, by podnie�� ma�� z�ot� iskierk� z podchodz�cego zimn� wod� odcisku ko�skiego kopyta. Zrosty na plecach zabola�y okrutnie. O bogowie. Rzeczywi�cie ruszam si� jak staruch. Z�apa� oddech, po czym wsta�, a czu� si� przy tym, jakby mia� sto lat; czu� si� jak to �ajno na drodze, kt�re przylgn�o do obcasa Zimowego Ojca, kiedy odchodzi� z tego �wiata. Star� b�oto z monety - niezbyt warto�ciowej, chocia� z�otej - i wysup�a� w�asny, pusty mieszek. Wrzuci� do �rodka metalowy kr��ek i wpatrzy� si� w jego samotny b�ysk. Westchn�� i schowa� trzos z powrotem. Teraz bandyci zn�w mogli go ograbi� z nadziei, zn�w mia� pow�d, �eby si� ba�. Wl�k� si� powoli drog� za �o�niersk� braci� i rozmy�la� nad tym nowym brzemieniem, tak niezmiernie ci�kim. Prawie nie jest warte tego wszystkiego. Prawie. Z�oto. Pokusa dla s�abych, a dla m�drc�w - znu�enie... A czym�e by�o dla tego byczka o t�pym spojrzeniu, tak skonsternowanego w�asn� przypadkow� szczodrobliwo�ci�? Cazaril rozejrza� si� po niego�cinnej okolicy. Niewiele tu drzew lub innych kryj�wek, tylko w oddali, w mglistym �wietle poranka wida� by�o ci�gn�cy si� nad grafitowymi wodami kana�u rz�d nagich zaro�li i chaszczy. Za jedyn� w zasi�gu wzroku kryj�wk� m�g� s�u�y� opuszczony wiatrak stoj�cy na pag�rku po lewej, z zapadni�tym dachem i po�amanymi, spr�chnia�ymi skrzyd�ami. A jednak... tak na wszelki wypadek... Cazaril zboczy� z traktu i zacz�� pi�� si� na wzg�rek. Wzg�reczek raczej w por�wnaniu z wzniesieniami, jakie przemierza� ledwie tydzie� temu. Mimo to wspinaczka pozbawi�a go tchu; ju�ju� mia� zawr�ci�. Wy�ej wiatr stawa� si� jeszcze bardziej porywisty, polatywa� nisko nad ziemi�, tarmosz�c srebrzyste k�pki wysch�ych traw. Cazaril z ulg� umkn�� z nieprzyjaznego ch�odu w ciemne wn�trze wiatraka, gdzie wspi�� si� po rozklekotanych schodach, kt�re wiod�y na p�pi�tro. Wyjrza� przez pozbawiony okiennic otw�r. Na drodze poni�ej jaki� cz�owiek pogania� batem gniadego konia. Nie nale�a� do �o�nierskiej braci, by� raczej czyim� s�ug�. W jednej r�ce trzyma� wodze, w drugiej - t�g� pa�k�. Czy�by pan pos�a� go, by po cichu wytrz�s� z �achman�w w��cz�gi przypadkowo darowan� monet�? Znikn�� za zakr�tem, lecz po kilku minutach wr�ci�. Przystan�� przy b�otnistym wzg�rku i obracaj�c si� w siodle na wszystkie strony, obejrza� dobrze puste zbocza, po czym potrz�sn�� z niesmakiem g�ow�, spi�� konia ostrogami i pop�dzi� z powrotem. Cazaril u�wiadomi� sobie znienacka, �e si� �mieje. Czu� si� z tym dziwnie - dygota� ca�y, a przecie� nie z zimna ani szoku, ani ze skr�caj�cego wn�trzno�ci strachu. I ten dziwny, ziej�cy pustk� brak... czego w�a�ciwie? Dr���cej zawi�ci? Gor�czkowego pragnienia? Nie chcia� pod��a� za �o�nierzami, nie chcia� ju� nawet im przewodzi�. Nie chcia� ju� do nich nale�e�. Przygl�da� si� ich paradzie r�wnie beznami�tnie jak cz�owiek ogl�daj�cy widowisko mim�w na jarmarku. O bogowie. Ale� musz� by� zm�czony. No i g�odny. Do Valendy pozosta�o mu jeszcze ze �wier� dnia marszu, a tam znajdzie lichwiarza, kt�ry zamieni tego z�otego rojala na bardziej przydatne miedziane vaidy. Jeszcze dzi� wiecz�r, za b�ogos�awie�stwem Pani, m�g�by spa� w gospodzie, a nie w zagrodzie dla kr�w. M�g�by kupi� sobie gor�cy posi�ek, p�j�� do golibrody, a nawet do �a�ni... Odwr�ci� si� i rozejrza�, bo wzrok zd��y� mu tymczasem przywykn�� do panuj�cego wewn�trz p�mroku. A wtedy na zasypanej gruzem pod�odze zobaczy� rozci�gni�te nieruchomo cia�o. Zastyg� na chwil� w przyp�ywie paniki, lecz zaraz odetchn�� z ulg�, kiedy zobaczy�, �e ten kto� ju� nie oddycha. �aden �ywy cz�owiek nie le�a�by z tak dziwnie wygi�tym grzbietem. Cazaril nie ba� si� umar�ych, ale ci, kt�rzy zadali im �mier�, zawsze stanowili zagro�enie. Chocia� zw�oki le�a�y bezw�adnie i nieruchomo, Cazaril, zanim podszed� bli�ej, na wszelki wypadek podni�s� z ziemi kawa�ek gruzu. Umar�y by� pulchnym m�czyzn� w �rednim wieku, je�li ocenia� po siwiej�cej, schludnie przystrzy�onej brodzie. Twarz nad brod� by�a fioletowa i nabrzmia�a. Zosta� uduszony? Na szyi nie wida� by�o �adnych �lad�w. Ubranie mia� do�� surowe i praktyczne, jednak w dobrym gatunku, tyle �e jako� �le na nim le�a�o - za ciasne i jakby rozche�stane. Br�zowa we�niana szata i d�uga kamizela obszyta srebrn� krajk� mog�yby nale�e� do kupca lub pomniejszego lorda o surowych gustach b�d� te� ambitnego uczonego. W ka�dym razie nie do rolnika czy rzemie�lnika. Ani �o�nierza. Na d�oniach, teraz pokrytych fioletowo��tymi c�tkami i spuchni�tych, nie wida� by�o zgrubie� ani uszkodze�, tu Cazaril zerkn�� na w�asn� lew� d�o�, u kt�rej brakowa�o ko�c�w dw�ch palc�w, co �wiadczy�o o bezsensownym zmaganiu si� z miotan� wiatrem lin�. Cz�owiek ten nie mia� �adnych ozd�b - pier�cieni, �a�cuch�w, sygnet�w, kt�re uzupe�nia�yby dostatni str�j. Czy�by jaka� hiena trafi�a tu przed Cazarilem? Cazaril zazgrzyta� z�bami, kiedy si� schyla�, by si� lepiej przyjrze�, bo ruch ten obudzi� u�piony b�l i dolegliwo�ci w ca�ym ciele. Przy bli�szych ogl�dzinach okaza�o si�, �e ubranie nie by�o �le dopasowane, a sam cz�owiek wcale nie by� gruby - tylko na ca�ym ciele tak samo nienaturalnie spuchni�ty jak na twarzy i r�kach. Niemniej zw�oki w tak daleko posuni�tym stopniu rozk�adu powinny wype�ni� ten ponury schron niezno�nym smrodem, kt�ry zapar�by Cazarilowi dech w piersiach, kiedy tylko przekroczy� pr�g m�yna. Tutaj natomiast czu�o si� jedynie mglisty, pi�mowy zapach perfum lub kadzid�a, palonej �wiecy i zimnego potu. Cazaril szybko odrzuci� pierwsz� my�l, jaka przysz�a mu do g�owy - �e nieszcz�nika zabito i obrabowano na go�ci�cu, a potem przywleczono tutaj - kiedy rozejrza� si� po oczyszczonym kawa�ku klepiska, na kt�rym le�a�y zw�oki. Znalaz� tam pi�� wypalonych do ogarka �wiec: niebiesk�, czerwon�, zielon�, czarn� i bia��. Kupki zi� i popio�u, teraz porozrzucane na wszystkie strony. Ciemna, zmierzwiona sterta pi�r, kt�ra z bliska okaza�a si� krukiem z ukr�conym �ebkiem. Po chwili znalaz� jeszcze zw�oki szczura z poder�ni�tym gard�em. Szczur i Kruk, �wi�te zwierz�ta B�karta, b�stwa wszelkich nag�ych nieszcz��: huragan�w, trz�sie� ziemi, suszy, powodzi, poronie� i morderstw... Pragn��e�� wy musi� cos� na bogach, co? G�upiec chcia� pewnie uprawia� magi� �mierci - wszystko na to wskazywa�o - i zap�aci� za to zwyczajn� cen�. Ale czy sam? Niczego nie dotykaj�c, Cazaril podni�s� si� i obszed� wiatrak w �rodku, a potem tak�e z zewn�trz. Nie dostrzeg� pakunk�w, p�aszczy ani osobistych drobiazg�w, upchni�tych gdzie� w k�cie. Od strony go�ci�ca niedawno musia� sta� uwi�zany ko� lub nawet kilka koni, s�dz�c po wilgotnym �ajnie. Cazaril westchn��. To nie jego sprawa, ale bezbo�no�ci� by�oby porzuci� zw�oki, �eby zgni�y bez nale�nego obrz�dku. Bogowie jedni wiedz�, kiedy trafi tu nast�pny przechodzie�, kt�ry go znajdzie. Cho� z drugiej strony zmar�y wygl�da� na zamo�nego, kto� wi�c na pewno b�dzie go szuka�. Nie nale�a� do tych, co to znikaj� bez �ladu przez nikogo niezauwa�eni jak jacy� obdarci w��cz�dzy. Cazaril odsun�� od siebie pokus�, by wyj�� z powrotem na go�ciniec i udawa�, �e nic si� nie wydarzy�o, ruszy� natomiast �cie�k�, kt�ra dochodzi�a do wiatraka od ty�u. Na drugim jej ko�cu powinno znajdowa� si� jakie� gospodarstwo, jacy� ludzie, cokolwiek. Nie uszed� jednak wi�cej ni� �wier� mili, kiedy napotka� m�czyzn� z osio�kiem, obarczonym podpa�k� i drewnem, kt�ry wy�ania� si� w�a�nie zza zakr�tu. M�czyzna przystan�� i zmierzy� go podejrzliwym spojrzeniem. - Oby Wiosenna Pani zes�a�a ci dobry ranek, panie - zagadn�� uprzejmie Cazaril. I c� mu to szkodzi, �eby wie�niaka tytu�owa� panem? Ca�owa� przecie� �uszcz�ce si� stopy o wiele n�dzniejszych ludzi w czasie swej koszmarnej niewoli na galerach. Oszacowawszy go wzrokiem, m�czyzna pozdrowi� go niezbyt wylewnie i mrukn��: - Chwa�a Pani. - Mieszkacie niedaleko? - Ano - odpar� m�czyzna. By� w �rednim wieku, dobrze od�ywiony, mia� na sobie prost�, lecz praktyczn� peleryn� z kapturem. Podobna, lecz znacznie bardziej znoszona okrywa�a grzbiet Cazarila. Szed� tak, jakby by� w�a�cicielem ziemi, po kt�rej st�pa, cho� pewnie poza ni� nie mia� wiele. - Ja... no... - Cazaril zaj�kn�� si� i wskaza� za siebie. - Zszed�em na chwil� z drogi, �eby si� ukry� w tamtym m�ynie... - nie ma potrzeby wdawa� si� w szczeg�y na temat tego, przed czym chcia� si� ukry� - i znalaz�em tam trupa. - Ano - odrzek� m�czyzna. Cazaril zawaha� si�, �a�uj�c w duchu, �e wyrzuci� swoj� bry�k� gruzu. - Wiecie o nim? - Widzia�em tam dzi� rano jego konia. - Aha. - Zatem m�g� r�wnie dobrze p�j�� dalej, nic strasznego by si� nie sta�o. - Macie jakie� poj�cie, kim by� �w nieszcz�nik? Ch�op wzruszy� ramionami i splun��. - Nie jest st�d, tyle mog� powiedzie�. Pos�a�em ju� po wieszczk� ze �wi�tyni, gdy tylko zobaczy�em, jakie paskudne sprawki dzia�y si� tam wczoraj w nocy. Zabra�a wszystkie dobra po tamtym, �eby je przechowa�, a� kto� si� zg�osi. Jego ko� stoi u mnie w stodole. Ano nale�y mi si� za to ca�e drewno i oliw�, co to je zu�yj�, �eby go wyprawi� na tamten �wiat. Wieszczka powiedzia�a, �ebym nie �mia� zostawi� go do zmroku. - Wskaza� na wysok� stert� drew na grzbiecie os�a, po czym poci�gn�� za sznur i ruszy� przed siebie. Cazaril zacz�� i�� obok niego. - Macie jakie� poj�cie, co on tam robi�? - dopytywa� si�. - To chyba jasne, co robi�. - Rolnik prychn��. - I dosta� to, co mu si� nale�a�o. - A... komu chcia� to zrobi�? - Nie mam poj�cia. Zostawi� to �wi�tyni. Szkoda, �e musia� to robi� akurat na mojej ziemi. Zapeszy wszystko... a potem jeszcze b�dzie straszy�. Oczyszcz� go ogniem i od razu spal� do go�ej ziemi ten przekl�ty rozwalony wiatrak. Nie ma sensu, �eby tu sta�, jest za blisko drogi. Przyci�ga - zerkn�� na Cazarila - k�opoty. Cazaril kroczy� przez chwil� w milczeniu, potem zapyta�: - Chcecie spali� go razem z ubraniem? Wie�niak spojrza� na niego z ukosa, szacuj�c n�dzny przyodziewek. - Ja tam nie tkn� niczego, co do niego nale�y. Nie wzi��bym nawet konia, tyle �e to niezbyt mi�osiernie zostawi� nieszcz�snego zwierzaka, �eby zdech� z g�odu. - A nie b�dzie wam przeszkadza�o, �e zabior� jego ubranie? - zapyta� z wahaniem Cazaril. - Nie mnie powiniene� pyta�, prawda? Uk�adaj si� z nim. Je�li si� odwa�ysz. Ja ci nie b�d� broni�. - No to... pomog� wam go pogrzeba�. Farmer zamruga�, zdziwiony. - No, pomoc by si� przyda�a. Cazaril domy�li� si�, i� rolnik ucieszy� si� w duchu, �e mo�e zrzuci� na kogo� innego przygotowanie cia�a do pogrzebu. Chc�c nie chc�c, Cazaril pozostawi� wie�niakowi u�o�enie wewn�trz m�yna stosu z wi�kszych polan, udzieli� mu tylko kilku rad co do tego, jak je u�o�y�, by zapewni� najlepszy ci�g, dzi�ki kt�remu wiatrak sp�onie do szcz�tu. Sam pom�g� wnie�� l�ejsze wi�zki chrustu. Ch�op obserwowa� z bezpiecznej odleg�o�ci, jak Cazaril rozbiera zmar�ego, szarpi�c si� z poszczeg�lnymi elementami stroju, kt�re nie chcia�y schodzi� z zesztywnia�ych cz�onk�w. Trup okaza� si� znacznie bardziej spuchni�ty, ni� to si� wydawa�o na pierwszy rzut oka; kiedy Cazaril zdo�a� zdj�� z niego haftowan� bawe�nian� koszul�, ukaza� si� rozd�ty nieprzyzwoicie brzuch. Wygl�da�o to do�� przera�aj�co. Ale ostatecznie nie by�o zara�liwe - zw�aszcza przy tym tajemniczym braku odoru. Cazaril zastanawia� si�, czy cia�o, niepogrzebane do zmroku, mog�oby wybuchn��, p�kn�� - a je�li tak, to co mog�oby potem z niego wyle��... albo w nie wle��. Zwin�� szybko ubranie, tylko troch� zbrukane. Buty by�y za ma�e, tote� je zostawi�. Potem wsp�lnie z wie�niakiem wrzuci� cia�o na stos. Kiedy wszystko by�o gotowe, Cazaril pad� na kolana, zamkn�� oczy i zaintonowa� modlitw� za zmar�ych. Nie wiedz�c, kt�re z b�stw wzi�o do siebie dusz� zmar�ego - cho� kto sprytny, ten m�g�by si� domy�li� - zwr�ci� si� po kolei do ca�ej �wi�tej Rodziny, przemawiaj�c prosto i klarownie. Wszystkie dary dla bog�w musz� by� zawsze najlepszej jako�ci, nawet kiedy do zaofiarowania ma si� tylko s�owa. - Zmi�uj si� Ojcze i Matko, zmi�ujcie si� Siostro i Bracie, zmi�uj si� i Ty, B�karcie, zmi�ujcie si� po pi�ciokro�, Bogowie na Wysoko�ciach, o to Was b�agamy. - Jakkolwiek by nagrzeszy� ten obcy, zap�aci� ju� za to z nawi�zk�. Lito�ci, Bogowie na Wysoko�ciach. Nie sprawiedliwo�ci, prosz�, tylko nie sprawiedliwo�ci. Byliby�my ostatnimi g�upcami, modl�c si� o sprawiedliwo��. Kiedy sko�czy�, pozbiera� si� z trudem z ziemi i rozejrza� dooko�a. Po kr�tkim zastanowieniu podni�s� z ziemi kruka oraz szczura i po�o�y� przy zw�okach m�czyzny - przy g�owie i stopach. Wygl�da�o na to, �e z woli bog�w Cazaril ma dzi� sw�j szcz�liwy dzie�. Zastanawia� si� tylko, co z tego wyniknie. Z p�on�cego m�yna wzbija�a si� w niebo kolumna t�ustego dymu, kiedy Cazaril rusza� dalej drog� w stron� Valendy, nios�c na plecach zwini�te ciasno w w�ze�ek odzienie zmar�ego. Cho� by�o czy�cie j sze ni� to, kt�re mia� na grzbiecie, doszed� do wniosku, �e zanim je wdzieje, lepiej b�dzie znale�� praczk� i kaza� dok�adnie je wyszorowa�. Liczba miedzianych vaid skurczy�a si� smutno, kiedy obliczy� w my�lach konieczne wydatki, ale us�ugi praczki by�y warte swojej ceny. Ostatni� noc przespa� w jakiej� stodole, trz�s�c si� z ch�odu, a za posi�ek starczy�o mu p� bochenka czerstwego chleba. Drug� po��wk� zjad� na �niadanie. Przeby� prawie trzysta mil, w�druj�c od portowego miasta Zagosur, na ciep�ych wybrze�ach Ibry, do Baocji, centralnie po�o�onej prowincji Chalionu. W Zagosurze znajdowa� si� �wi�tynny Szpital Matczynego Mi�osierdzia, kt�ry ni�s� pomoc r�norodnym rozbitkom wyrzuconym przez morze. Zawarto�� mieszka, jakim obdarowali go na drog� akolici, stopnia�a, a� wreszcie trzos �wieci� ju� zupe�nie pustk�, zanim Cazaril dotar� do celu. Ale na szcz�cie do celu mia� niedaleko. Jeszcze tylko jeden dzie�, my�la�, nawet nieca�y. Je�li jeszcze przez jeden dzie� uda mu si� rusza� nogami, dotrze bezpiecznie do swego schronienia i b�dzie m�g� do niego wpe�zn��. Kiedy wyrusza� z Ibry, g�ow� mia� pe�n� plan�w: rozmy�la�, jak to poprosi wdow� prowincjar�, aby przez wzgl�d na dawne czasy zapewni�a mu miejsce na swoim dworze. Na szarym ko�cu sto�u. Niech poruczy mu dowolne obowi�zki, byle nie by�y za trudne. Jednak kiedy brn�� przez g�rskie prze��cze w stron� coraz ch�odniejszych rejon�w centralnego p�askowy�u, jego ambicje pocz�y stopniowo si� kurczy�: mo�e naczelnik stra�y albo g��wny masztalerz da�by mu miejsce po�r�d stajennych albo w kuchni, wtedy nie musia�by si� narzuca� ze sw� osob� tak wielkiej pani. Gdyby uda�o mu si� wy�ebra� posad� pomywacza, nie musia�by podawa� nawet swego prawdziwego nazwiska. W�tpi�, czy na ca�ym dworze pozosta� jeszcze kto�, kto pami�ta urocze czasy, gdy Cazaril s�u�y� jako pa� staremu prowincjarowi dy Baocji. Marzy� o cichym, skromnym miejscu przy kuchennym ogniu, gdzie pozosta�by bezimienny i gdzie nie wrzeszcza�by na niego nikt gro�niejszy od zamkowej kucharki, i sk�d nie wzywano by go do �adnych zada� straszniejszych od wyci�gni�cia wody czy naniesienia drew. To marzenie dodawa�o mu si� podczas d�ugiej w�dr�wki a� do ostatnich dni zimowych wiatr�w. Wizja odpoczynku gna�a go naprz�d jak obsesja - do sp�ki ze �wiadomo�ci�, �e ka�dy kolejny krok oddala go od pozostawionego w tyle koszmaru morza. Og�upia� si� przez d�ugie godziny w�dr�wki po opustosza�ych drogach, rozwa�aj�c w duchu nowe, stosowniejsze i coraz bardziej uni�enie brzmi�ce imiona dla swego wcielenia. Ale teraz, jak si� wydaje, nie b�dzie musia� pokazywa� si� na dworze w �achmanach �ebraka. A to dlatego, �e wy�ebra� u wie�niaka ubranie po zmar�ym i jest obu swym darczy�com naprawd� za nie wdzi�czny. Ale� tak. Najpokorniej wdzi�czny. Najpokorniej. Miasto Valenda stacza�o si� ze swego niewysokiego wzg�rza jak ko�dra bogacza, zdobna w czerwienie i z�oto - czerwienie z dach�wek, a z�oto od �cian budynk�w wzniesionych z tutejszego ��tawego kamienia; jedno i drugie p�on�o jaskraw� barw� w ostrym s�onecznym blasku. Cazaril zamruga�, o�lepiony ol�niewaj�c� gr� kolor�w tych dobrze znanych barw ojczystej ziemi. Domy w Ibrze by�y pobielane, zbyt jasne jak na tamtejsze gor�ce p�nocne popo�udnia, wprost o�lepiaj�co bia�e. A ta ochra piaskowc�w to najodpowiedniejszy kolor dla domu, miasta, kraju - pieszczota dla oczu. Na szczycie wzg�rza, jak najprawdziwsza z�ota korona, roz�o�y� si� zamek prowincjary; widziane z daleka mury zdawa�y si� lekko falowa�. Zapatrzy� si� chwil� w tamt� stron�, nieco onie�mielony, potem powl�k� si� dalej, a kroki, mimo �e nogi dr�a�y mu ze znu�enia, nagle sta�y si� szybsze i d�u�sze ni� kiedykolwiek wcze�niej w ci�gu ca�ej podr�y, cho� wcale si� teraz a� tak bardzo nie spieszy�. Min�a ju� pora targu, dlatego ulice tchn�y pogodnym spokojem, kiedy przemierza� je, kieruj�c si� w stron� g��wnego placu. Przy bramie �wi�tynnej zagadn�� starsz� kobiet� - nie podejrzewa� jej o to, �e mog�aby go �ledzi�, a potem obrabowa� - i zapyta� o drog� do lichwiarza. Lichwiarz w zamian za jego rojala nape�ni� mu d�o� przyjemnym dla oka wzg�rkiem miedziak�w, a potem wskaza� drog� do praczki i �a�ni publicznej. Cazaril przystan�� po drodze tylko raz, �eby kupi� u ulicznego sprzedawcy podp�omyk sma�ony na oleju, kt�ry natychmiast �apczywie poch�on��. U praczki wysypa� vaidy na lad� i wynegocjowa� po�yczk� lnianych, wi�zanych w pasie gaci, tuniki i �ykowych sanda��w, w kt�rych m�g�by podrepta� do �a�ni w to ciep�e popo�udnie. Praczka wzi�a w swe silne, czerwone d�onie jego brudne �achy i paskudne buty i zaraz wynios�a. W �a�ni tamtejszy balwierz przystrzyg� mu brod�, podczas gdy on siedzia� nieruchomy, na prawdziwym krze�le. Cudowne uczucie. M�ody �aziebny poda� mu herbat�. A potem Cazaril znalaz� si� na dziedzi�cu �a�ni, gdzie stoj�c na kamieniach wok� paleniska, m�g� zmy� z siebie ca�y brud pachn�cym myd�em i czeka�, a� �aziebny zleje go kub�em ciep�ej wody. Cazaril patrzy� spod oka na ogromny drewniany kocio�, okuty od spodu miedzi�, w kt�rym w inne dni mie�ci�o si� z sze�ciu m�czyzn lub kobiet naraz, ale kt�ry w tej szcz�liwej godzinie mia� mie� ca�y dla siebie. Pod spodem tli� si� w�giel w �elaznym koszyku, dzi�ki czemu woda by�a wci�� gor�ca. �aziebny wspi�� si� na sto�ek i wyla� mu na g�ow� kube� ciep�ej wody, a Cazaril obraca� si� i prycha�. Kiedy otworzy� oczy, przekona� si�, �e ch�opiec stoi przed nim z szeroko otwartymi ustami. - Czy jeste�cie... czy jeste�cie dezerterem? - wykrztusi�. No tak. Na plecach wij� mu si� grube, w�laste blizny, zachodz�ce jedna na drug� tak, �e nie zosta�o ani kawa�ka wolnej sk�ry - pami�tka po ostatniej ch�o�cie, jak� urz�dzi� mu nadzorca wio�larzy na galerach roknaryjskich. Tutaj, w kr�lestwie Chalionu, niewielu przest�pc�w skazywano na t� okrutn� kar�, ale zaliczali si� do nich dezerterzy. - Nie - odpar� z moc� Cazaril. - Nie jestem dezerterem. Wyrzutkiem - z pewno�ci�, a by� mo�e - zdradzonym. Ale nigdy, przenigdy nie zdezerterowa� z plac�wki, nawet tej z g�ry skazanej na zgub�. Ch�opak zamkn�� gwa�townie usta, upu�ci� z brz�kiem drewniany ceber i pospiesznie umkn��. Cazaril westchn�� i ruszy� do kadzi. Ledwie zd��y� zanurzy� obola�e cia�o a� po sam� brod� w cudownym ukropie, kiedy na malutkie, wy�o�one p�ytkami patio wpad� jak burza w�a�ciciel �a�ni. - Wynocha! - zagrzmia�. - Wyno� si� st�d, ty...! Cazaril wzdrygn�� si� ze strachu, kiedy m�czyzna z�apa� go za w�osy i si�� wyci�gn�� z wody. Co si� dzieje? W�a�ciciel cisn�� we� zwini�tym w k��bek ubraniem i ze z�o�ci� wywl�k� go za rami� z podw�rka przed �a�ni�. - Przesta�cie, co robicie? Nie mog� wyj�� go�y na ulic�! W�a�ciciel �a�ni obr�ci� go ku sobie i na chwil� wypu�ci� z uchwytu. - Ubieraj si� i wynocha! Prowadz� przyzwoity zak�ad! Nie dla takich jak ty! Id� sobie do burdelu. Albo jeszcze lepiej utop si� w rzece! Oszo�omiony i ociekaj�cy wod� Cazaril z trudem wci�gn�� przez g�ow� tunik�, wsun�� si� w spodnie, a potem pr�bowa� wbi� stopy w sanda�y, jednocze�nie przytrzymuj�c niezwi�zane troczkami spodnie, gdy w�a�ciciel wypycha� go na ulic�. Drzwi zatrzasn�y mu si� przed nosem, kiedy odwr�ci� si� w stron� �a�ni, bo wreszcie co� za�wita�o mu w g�owie. Drug� zbrodni�, za kt�r� w Chalionie ch�ostano prawie na �mier�, by� gwa�t na dziewicy lub na ch�opcu. Cazaril obla� si� gor�cym rumie�cem. - Ale ja wcale nie jestem... Ja nigdy... Sprzedano mnie korsarzom z Roknaru... Sta� roztrz�siony. Zastanawia� si� przez chwil�, czy nie zacz�� �omota� w drzwi i nalega�, aby dano mu si� wyt�umaczy�. Och, m�j nieszcz�sny honor. W�a�ciciel by� pewnie ojcem m�odego �aziebnego. �mia� si� teraz. I p�aka�. Znajdowa� si� na kraw�dzi... czego�, co przera�a�o go bardziej ni� oburzony w�a�ciciel �a�ni. Z trudem �apa� oddech. Brakowa�o mu energii do sprzeczki, a zreszt� gdyby nawet zechcieli go w ko�cu wys�ucha�, to czy mu uwierz�? Potar� oczy mi�kk� materi� r�kawa. Mia�a w sobie t� ostr�, przyjemn� wo�, jak� nadaje tkaninom tylko �lad dobrze rozgrzanego �elazka. Ten zapach przywo�a� raptownie wspomnienia z czas�w, kiedy mieszka� w domach, nie w rowach. Od tamtej pory min�o ju� chyba z tysi�c lat. Pokonany, odwr�ci� si� i powl�k� z powrotem do zielonych drzwi pralni. Kiedy wcisn�� si� nie�mia�o do wn�trza, nad drzwiami zadzwoni� dzwonek. - Macie tu jaki� k�cik, gdzie m�g�bym posiedzie�, pani? - zapyta� praczk�, kiedy zjawi�a si� wezwana g�osem dzwonka. - Sko�czy�em wcze�niej ni�... - G�os za�ama� si�, zd�awiony wstydem. Wzruszy�a silnymi ramionami. - Ano mam. Chod�cie za mn�. Poczekajcie. - Zanurkowa�a pod lad� i wy�oni�a si� stamt�d po chwili, trzymaj�c ma��, nie wi�ksz� od Cazarilowej d�oni ksi��eczk�, oprawn� w surow�, niebarwion� sk�r�. - Tu jest wasza ksi��ka. Macie szcz�cie, �e przeszuka�am najpierw kieszenie, bo inaczej by�aby z niej teraz mokra szmata, mo�ecie mi wierzy�. Zaskoczony Cazaril wzi�� od niej ksi��k�. Musia�a spoczywa� gdzie� w fa�dach okrycia zmar�ego, bo wcale jej nie wyczu�, kiedy pospiesznie zwija� jego rzeczy w wiatraku. To tak�e powinno by�o trafi� do wieszczki ze �wi�tyni, razem z reszt� drobiazg�w po zmar�ym. No c�, dzi� wiecz�r ju� tam nie p�jd�, to pewne. Zwr�ci j�, jak b�dzie m�g� najpr�dzej. - Dzi�kuj� pani - odpowiedzia� tylko i ruszy� za praczk� na podw�rze pralni, po�rodku kt�rej wykonano g��bok� studni�, podobne do dziedzi�ca �a�ni, gdzie pod wrz�c� wod� w kotle buzowa� ogie�; cztery m�ode dziewczyny szorowa�y i bi�y kijami pranie w baliach. Praczka wskaza�a mu �awk� pod murem, a on usiad� na niej, poza zasi�giem kropel rozchlapywanej wody, przygl�daj�c si� z b�ogo�ci� pracowitym dziewcz�tom. By�y takie czasy, kiedy �a�owa�by spojrzenia dla grupki rumianych wiejskich dziewuch, rezerwuj�c je wy��cznie dla subtelnych dworskich dam. Jak to si� sta�o, �e nigdy dot�d nie zdawa� sobie sprawy, jak pi�kne mog� by� praczki? Silne, roze�miane, porusza�y si� jak w ta�cu, a do tego by�y dobre, tak bardzo dobre... W ko�cu ockn�a si� w nim ciekawo�� i d�o� pow�drowa�a ku ksi��ce. Mo�e znajdzie w niej nazwisko w�a�ciciela i w ten spos�b wyja�ni tajemnic�. Przerzuci� kilka kartek po to, by si� przekona�, �e s� g�sto zapisane odr�cznym pismem, od czasu do czasu przetykanym ma�ymi, krzywo nabazgranymi wykresami. A wszystko to zosta�o zaszyfrowane. Zamruga� ze zdziwienia, po czym pochyli� si� uwa�niej nad stron�, a oko jakby z w�asnej woli pocz�o odgadywa� poszczeg�lne elementy szyfru. To pismo lustrzane. A do tego system zast�powania poszczeg�lnych liter - z tym robota mog�aby by� do�� �mudna. Ale przypadek zaraz da� mu do r�ki klucz pod postaci� kr�tkiego s�owa, kt�re powt�rzy�o si� a� trzy razy na jednej stronie. Zmar�y kupiec wybra� najbardziej dziecinny z szyfr�w: przesun�� ka�d� liter� o jedn� pozycj� i nie zada� sobie wi�cej trudu ponownego ich mieszania. Tyle �e... nie by� to j�zyk ibra�ski, jakim m�wi si� - w kilku r�nych wariantach - w rojalno�ciach Ibry, Chalionu i Brajaru. Zapisk�w dokonano po darthaka�sku, kt�rym m�wi� ludzie w najdalej na po�udnie wysuni�tych prowincjach Ibry i w wielkiej Darthace za g�rami. Pismo zmar�ego by�o beznadziejne, jego ortografia - jeszcze gorsza, a znajomo�� darthaka�skiej gramatyki posiad� w stopniu znikomym. Trudniejsze zadanie, ni� Cazaril przypuszcza�. Potrzebuje papieru i pi�ra, cichego miejsca, sporo czasu i �wiat�a, je�li ma co� z tego zrozumie�. No c�, zawsze mog�o by� gorzej, na przyk�ad gdyby spisano to w kiepskim roknaryjskim. - Niemniej jedno by�o pewne: zapiski dotyczy�y magicznych eksperyment�w. Tyle Cazaril potrafi� powiedzie� od razu. Wystarczy�oby i tyle, �eby skaza� go na szubienic�, gdyby nie to, �e ju� nie �yje. Kary za praktykowanie - a raczej za pr�by praktykowania - magii �mierci by�y straszne. Kara za pr�b� zako�czon� sukcesem uznana zosta�a powszechnie za zbyteczn�, jako �e Cazaril nie s�ysza� jeszcze o magicznym zab�jstwie, kt�rego sprawca nie musia�by okupi� w�asnym �yciem. Nie wiadomo, jakim przej�ciem praktykuj�cy magi� �mierci wpuszcza� na ten �wiat jednego z demon�w B�karta, lecz jedno by�o pewne: demon ten zawsze wraca� do siebie z dwoma duszami lub z �adn�. Skoro tak, to gdzie� w Baocji znaleziono tej nocy i drugiego trupa. Z natury rzeczy rzucanie �mierciono�nych czar�w nie cieszy�o si� zbytni� popularno�ci�. Kosa o podw�jnym ostrzu nie dopuszcza�a zast�pstw ani substytut�w. Zabi� oznacza�o zosta� zabitym. N�, szabla, trucizna, pa�ka - ka�dy spos�b by� lepszy, je�li w swych morderczych zap�dach pragn�o si� jeszcze zachowa� w�asne �ycie. Lecz ludzie i tak od czasu do czasu imali si� tego �rodka czy to zwiedzeni fa�szyw� nadziej�, czy te� doprowadzeni do ostateczno�ci. Ksi��k� po zmar�ym zdecydowanie nale�y odda� miejscowej wieszczce, �eby przekaza�a j� z kolei swemu zwierzchnikowi w tej ze �wi�ty�, kt�rej ostatecznie zlecono zbada� spraw� z ramienia rojalno�ci. Cazaril zmarszczy� brwi i wyprostowa� si�, zamykaj�c irytuj�cy tomik. Ciep�a para, rytmiczna praca i g�osy kobiet w po��czeniu z wyczerpaniem, jakie odczuwa�, skusi�y go, by wyci�gn�� si� na boku z ksi��k� pod�o�on� jak poduszka pod policzek. Tylko na chwilk� przymknie oczy... Wzdrygn�� si�, przebudzony, z bolesnym skurczem w karku, kiedy palce zamkn�y si� na czym� ci�kim, we�nianym... To jedna z praczek przykry�a go kocem. Na ten prosty ludzki gest z gard�a wyrwa�o mu si� mimowolne westchnienie wdzi�czno�ci. Z wysi�kiem usiad�, �eby sprawdzi� po�o�enie s�o�ca. Podw�rko pogr��one by�o w cieniu. Musia� przespa� prawie ca�e popo�udnie. Obudzi� go stukot opuszczanych na ziemi� but�w, teraz ju� wyczyszczonych i w miar� mo�liwo�ci wypolerowanych. Na �awce obok niego kobieta u�o�y�a stert� schludnie z�o�onych ubra� - tych eleganckich i tych w��cz�gowskich. Maj�c w pami�ci reakcj� �aziebnego, Cazaril spyta� nie�mia�o: - Macie taki pok�j, gdzie m�g�bym si� przebra� na osobno�ci? Skin�a g�ow� i poprowadzi�a go do skromnej sypialni z ty�u domu, gdzie pozostawi�a go samego. Przez niedu�e okienko wlewa�o si� �wiat�o �wiec�cego na zachodzie s�o�ca. Cazaril przejrza� czyste pranie i z niesmakiem obejrza� �achy, kt�re nosi� od wielu tygodni. O ostatecznej decyzji przes�dzi�o stoj�ce w k�cie lustro, najbogatsza ozdoba tego pokoju. Ostro�nie, jeszcze raz dzi�kuj�c w duchu cieniowi zmar�ego, kt�rego sta� si� tak nieoczekiwanym dziedzicem, wdzia� czyste bawe�niane portki, delikatn�, haftowan� koszul� i br�zow� we�nian� szat� - jeszcze ciep�� od �elazka i wci�� odrobin� wilgotn� na szwach - a wreszcie czarn� kamizel�, kt�ra opad�a mu w sutych, po�yskuj�cych srebrn� krajk� fa�dach a� do samych kostek. Ubrania mia�y odpowiedni� d�ugo��, cho� zwisa�y nieco na wymizerowanym Cazarilu. Przysiad� na ��ku, by wzu� na nogi buty z powykrzywianymi obcasami i podeszw� zdart� do grubo�ci pergaminu. Nie widzia� siebie w lustrze - je�li nie liczy� polerowanej stali - chyba od trzech lat? Zwierciad�o przed nim by�o ze szk�a i sta�o uko�nie, tak �e m�g� si� w nim zobaczy� od st�p do g��w. Z lustra patrzy� na niego zupe�nie obcy cz�owiek. Na pi�cioro b�stw, kiedy� to posiwia�a mi broda? Dr��c� r�k� dotkn�� schludnie przystrzy�onego zarostu. Na szcz�cie �wie�o ostrzy�one w�osy nie cofn�y si� jeszcze za bardzo na zakolach. Gdyby Cazaril mia� odgadn�� w�asn� profesj�, maj�c do wyboru kupca, lorda i uczonego, sk�ania�by si� raczej ku uczonemu, i to z tych bardziej fanatycznych, o zapadni�tych oczach, odrobin� szalonych. Przy ubraniu brakowa�o z�otych lub srebrnych �a�cuch�w, sygnet�w, pasa nabijanego z�otymi guzami lub klejnotami, grubych pier�cieni z migoc�cymi kamieniami, kt�re �wiadczy�yby o wy�szej pozycji spo�ecznej. Mimo to uzna�, �e prezentuje si� zupe�nie dobrze. Wyprostowa� si� lekko. W ka�dym razie znikn�� bez �ladu poprzedni w��cz�ga. Nie wygl�da teraz jak kto�, kto mia�by �ebra� o posad� pomywacza u zamkowej kuchty. Poprzednio planowa�, �e za reszt� miedziak�w wykupi sobie nocleg i posi�ek w gospodzie, a przed prowincjar� stawi si� jutro. Jednak teraz zastanawia� si� z niepokojem, czy plotki z �a�ni miejskiej nie zdo�a�y ju� na tyle si� rozpowszechni�, �e ludzie odm�wi� mu wst�pu do ka�dego bezpiecznego i szanuj�cego si� domu noclegowego. Teraz, jeszcze dzi� wieczorem. Id�. Wejdzie na zamkowe wzg�rze i przekona si�, czy znajdzie si� tam dla niego schronienie, czy te� nie. Nie znios� kolejnej nocy w niepewno�ci. P�ki wystarczy �wiat�a. P�ki mi starczy odwagi. Wetkn�� notes zmar�ego z powrotem do kieszeni okrycia, gdzie pewnie znajdowa� si� wcze�niej. Pozostawiwszy na ��ku stert� starych ubra� w��cz�gi, odwr�ci� si� i energicznym krokiem opu�ci� ma�� sypialni�. 2 Kiedy pi�� si� po ostatniej stromi�nie przed g��wn� bram� zamku, po�a�owa�, �e nie mia� mo�liwo�ci zaopatrzy� si� w szabl�. Dwaj wartownicy w zielonoczarnych mundurach prowincjara Baocji przygl�dali si� nadchodz�cemu nieuzbrojonemu m�czy�nie bez niepokoju, ale i bez tego czujnego zainteresowania, jakie zwykle bywa zapowiedzi� szacunku. Cazaril pozdrowi� tego, kt�ry mia� na czapce naszywki sier�anta, jedynie surowym, dobrze skalkulowanym skinieniem g�owy. Uni�ono��, kt�r� �wiczy� w my�lach, przeznaczona by�a na kt�re� z tylnych wej��. Tutaj, przy g��wnej bramie, daleko by z ni� nie zaszed�. Dzi�ki uprzejmo�ci praczki m�g� przedstawi� si� w�asnym nazwiskiem. - Dobry wiecz�r, sier�ancie. Chcia�bym si� widzie� z dow�dc� zamkowej stra�y, ser dy Ferrejem. Jestem Lup� dy Cazaril. - Pozostawi� domys�om wartownika - i oby by�y mylne - to, czy zosta� wezwany. - W jakiej sprawie, panie? - spyta� stra�nik uprzejmie, lecz bez nadskakiwania. Cazaril wyprostowa� si�; nie wiedzie� z kt�rego zapomnianego lamusa pami�ci przyp�yn�� ostry, przywyk�y do w�adzy ton. - W swojej sprawie, sier�ancie. Sier�ant odruchowo zasalutowa�. - Tak jest, panie. - Skinieniem g�owy nakaza� towarzyszowi czujno��, sam za� gestem zaprosi� Cazarila, by ten poszed� za nim w g��b otwartej bramy. - T�dy, panie. Zapytam dow�dc�, czy zechce ci� przyj��. W Cazarilu �cisn�o si� serce, kiedy zobaczy� przed sob� szeroki brukowany dziedziniec za zamkow� bram�. Ile� to podeszew u but�w zdar� na tym bruku, biegaj�c na posy�ki damom i wielkim panom? Opiekun pazi�w narzeka�, �e nie nastarczy mu zel�wek, dop�ki prowincjara nie zapyta�a ze �miechem, czy w takim razie wola�by leniwego pazia, kt�ry wyciera�by tylko siedzenie w portkach, bo je�li tak, to bez trudu znajdzie mu kilku ku jego utrapieniu. Wygl�da�o na to, �e jego dawna pani prowadzi dw�r z t� sam� bystro�ci� oka i surowo�ci� r�ki. Mundury warty by�y w doskona�ym stanie, bruk czysto zamieciony, a pod ma�ymi, jeszcze bezlistnymi drzewkami w donicach, ustawionych przy g��wnym wej�ciu, t�oczy�y si� wdzi�cznie wyhodowane z cebulek pierwsze wiosenne kwiaty - w jaskrawych kolorach, w sam raz na jutrzejsze �wi�to Dnia C�rki. Wartownik skierowa� Cazarila ku �awce pod murem, dzi�ki bogom, wci�� jeszcze nagrzanej po s�onecznym dniu, a sam skierowa� si� do bocznych drzwi, kt�re wiod�y do pomieszcze� zarz�dcy, �eby tam pom�wi� ze s�ug�, kt�ry by� mo�e wezwie dow�dc� do tego obcego przybysza. A mo�e nie. Wartownik nie przeszed� jeszcze po�owy drogi z powrotem na sw�j posterunek, kiedy zza bramy wychyli� si� jego wsp�towarzysz i zawo�a�: - Wraca rojs! Sier�ant obejrza� si� za siebie, by poda� dalej gromko: - Wraca rojs! Wszyscy na miejsca! - i zaraz przyspieszy� kroku. Na dziedziniec wysypali si� zaraz z r�nych drzwi stajenni i s�u�ba, od bramy za� da� si� s�ysze� stukot ko�skich kopyt i pokrzykiwania. Pod kamiennymi �ukami przy fanfarach krzyk�w nielicuj�cych zupe�nie z godno�ci� dam przejecha�y dwie m�ode kobiety na zdyszanych i obryzganych b�otem wierzchowcach. - Wygra�y�my, Teidez! - zawo�a�a przez rami� pierwsza z nich. Ubrana by�a w b��kitn� aksamitn� kurtk� do konnej jazdy i odpowiednio dobran� we�nian� sp�dnic� z rozci�ciem. Spod dziewcz�cego koronkowego czepka wymyka�y si� rozwichrzone loczki - nie blond i nie rude, ale jakby z rozjarzonego w �wietle zachodz�cego s�o�ca bursztynu. Mia�a pe�ne usta i dziwnie oci�a�e powieki, teraz przymkni�te, gdy� si� �mia�a. Wy�sza od niej towarzyszka, zdyszana brunetka w czerwieniach, u�miecha�a si� weso�o, odwracaj�c si� w siodle w stron� zbli�aj�cej si� reszty kawalkady. Za nimi jecha� m�odszy panicz na jeszcze wspanialszym karym rumaku z jedwabistym ogonem. Przyodziany by� w kr�tk� szkar�atn� kurtk� ze srebrnymi haftami na piersi. Po obu jego stronach jechali dwaj stajenni o twarzach pozbawionych wyrazu, a za nimi ponury szlachcic. Ch�opiec mia� kr�cone w�osy - podobnie jak siostra? przypuszczalnie tak - tylko odrobin� bardziej rude oraz szerokie usta, nieco bardziej od�te. - Wy�cig mia� by� tylko do st�p wzg�rza. Oszukiwa�a�, Iselle. Dziewczyna pos�a�a swemu kr�lewskiemu bratu spojrzenie, kt�re wszystko m�wi�o. Zanim niezgrabny s�u��cy zdo�a� podstawi� pod konia sto�ek do wsiadania, ze�lizn�a si� z siod�a i zeskoczy�a, l�duj�c zgrabnie na czubkach d�ugich but�w. Jej ciemnow�osa towarzyszka tak�e oby�a si� bez pomocy stajennego, a wr�czaj�c mu wodze, oznajmi�a: - Oprowad� troch� te nieszcz�sne stworzenia, Deni, dop�ki ca�kiem nie och�on�. Potraktowa�y�my je strasznie. - I zaraz, jakby zadaj�c k�am w�asnym s�owom, poca�owa�a w�asnego wierzchowca w jasn� gwiazd� na czole, a kiedy zwierz� bezceremonialnie i wyczekuj�co szturchn�o j� �bem, wy�uska�a z kieszeni jaki� przysmak. Ostatnia przejecha�a bram� - kilka minut za wszystkimi - jaka� mocno zaczerwieniona starsza dama. - Iselle, Bertiz, zwolnijcie! Na Matk� i C�rk�, dziewcz�ta, nie mo�ecie galopowa� tak po okolicy jak para szale�c�w! - Ju� zwolni�y�my. W rzeczy samej, teraz ju� stoimy - odpar�a z niezbit� logik� brunetka. - I tak nie zdo�amy prze�cign�� waszego j�zyka, cho�by�my si� nie wiadomo jak stara�y. Nie poradzi mu naj�ciglejszy ko� w ca�ej Baocji. Leciwa dama wyda�a z siebie pe�en irytacji j�k i poczeka�a, a� stajenny podstawi jej sto�ek. - Babka kupi�a ci takiego pi�knego bia�ego mu�a, Iselle, dlaczego nigdy na nim nie je�dzisz? Tak by�oby znacznie stosowniej. - I o tyle wooolniej - wypali�a ze �miechem dziewczyna o bursztynowych w�osach. - A zreszt�, biedna �nie�ynka jest ju� wyk�pana i wyczesana na jutrzejsz� uroczysto��. Stajennym chyba p�k�oby serce, gdybym j� wzi�a i przegoni�a po b�ocie. Chc� trzyma� j� przez ca�� noc owini�t� w prze�cierad�a. Dysz�c g�o�no, starsza pani pozwoli�a stajennemu zdj�� si� z siod�a. Kiedy stan�a na ziemi, wstrz�sn�a okrytymi sp�dnic� nogami i wyprostowa�a wyra�nie obola�y grzbiet. Ch�opiec odszed� ju� w otoczeniu grupki pe�nych niepokoju s�ug, natomiast dwie m��dki, nieprzej�te bynajmniej nieustaj�cymi skargami dobywaj�cymi si� z ust dworki, ruszy�y na wy�cigi w stron� drzwi g��wnego budynku. Ona za�, potrz�saj�c g�ow�, posz�a w ich �lady. Kiedy zbli�y�y si� do drzwi, wyszed� z nich do�� krzepko prezentuj�cy si� m�czyzna w �rednim wieku, odziany w surowy str�j z czarnej we�ny; mijaj�c je, rzuci� bez z�o�ci, lecz stanowczo: - Betriz, je�li jeszcze raz, wracaj�c z przeja�d�ki, b�dziesz zmusza� konia do galopu pod g�r�, to ci go odbior�. A ty b�dziesz mog�a zu�y� nadmiar energii, biegaj�c za rojess� na piechot�. Dziewczyna dygn�a przed nim pospiesznie i odpar�a nieco poskromiona: - Tak, papo. Natychmiast przysz�a jej w sukurs dziewczyna o bursztynowych w�osach. - Prosz�, wybaczcie Betriz, ser dy Ferrej. To wy��cznie moja wina. Ja prowadzi�am, ona tylko sz�a w moje �lady. Brew drgn�a mu lekko, kiedy obdarzy� j� uk�onem. - Zatem zechciej rozwa�y�, rojesso, czy honorowo post�puje kapitan, ci�gn�cy za sob� podw�adnych w grzech, za kt�ry sam z pewno�ci� uniknie kary. S�ysz�c to, bursztynowow�osa skrzywi�a lekko usta. Zmierzywszy go d�ugim spojrzeniem spod opuszczonych rz�s, ona tak�e obdarzy�a go lekkim dygni�ciem, po czym obie dziewczyny umkn�y przed dalszymi wym�wkami, wpadaj�c szybko w boczne drzwi. M�czyzna w czerni westchn�� ci�ko. Dworka, z trudem za nimi pospieszaj�c, pos�a�a mu pe�en wdzi�czno�ci uk�on. Nawet bez tych wskaz�wek Cazaril bez trudu rozpozna�by w tym m�czy�nie dow�dc� stra�y - po brz�ku licznych kluczy i nabijanym srebrem pasie, a tak�e po �a�cuchu b�d�cym oznak� piastowanej przez niego godno�ci. Ujrzawszy, �e dow�dca zmierza w jego stron�, Cazaril podni�s� si� zaraz i wykona� beznadziejnie niezr�czny uk�on, gdy� ogranicza� go b�l ci�gn�cych zrost�w. - Ser dy Ferrej? Nazywam si� Lup� dy Cazaril. B�agam o audiencj� u wdowy prowincjary, je�li... je�li taka b�dzie jej wola - zaj�kn�� si� nieco pod surowym spojrzeniem dow�dcy. - Nie znam was, panie - odpar� dow�dca. - Na bosk� �askawo��, mo�e prowincjara b�dzie mnie pami�ta�. By�em niegdy� paziem... - zatoczy� r�k� wko�o - ...na tym dworze. Jeszcze za �ycia starego prowincjara. - Jak s�dzi�, by�o to najbardziej zbli�one do rodzinnego domu miejsce, jakie mu jeszcze zosta�o na tym �wiecie. Mia� ju� serdecznie do�� tego, �e wsz�dzie jest obcy. Siwe brwi dow�dcy unios�y si� w zdziwieniu. - Zapytam, czy prowincjara zechce was przyj��. - O to tylko prosz�. O to tylko �mie prosi�. Opad� z powrotem na �awk� i spl�t� palce, kiedy dow�dca ruszy� energicznie z powrotem do g��wnego skrzyd�a. Po kilku minutach niezno�nej niepewno�ci, kiedy siedzia� na �awce omiatany spojrzeniami mijaj�cych go s�ug, Cazaril podni�s� wzrok i zobaczy�, �e dow�dca wraca. Dy Ferrej mierzy� go pe�nym namys�u spojrzeniem. - Jej wysoko�� prowincjara udzieli wam pos�uchania. Prosz� za mn�. Cazaril ca�y zesztywnia�, siedz�c tak na coraz dotkliwszym ch�odzie. Potkn�� si� wi�c lekko i przekl�� w duchu za swoj� niezgrabno��, kiedy szed� za dow�dc� do �rodka. W�a�ciwie wcale nie potrzebowa� przewodnika. W g�owie natychmiast rozwin�� mu si� ca�y plan budynku, a ka�dy mijany zakr�t przywo�ywa� nowe wspomnienia. Teraz przez hol, po posadzce w ��toniebieskie wzory, w g�r� po schodach, przez bielony korytarzyk do zachodniego pokoju, w kt�rym zawsze wola�a przebywa� o tej porze dnia ze wzgl�du na najlepsze �wiat�o, zar�wno dla jej szwaczek, jak i do czytania. Przechodz�c przez niskie drzwiczki, musia� nieco pochyli� g�ow�, czego nie pami�ta� z dawnych czas�w - i to chyba by�a jedyna zmiana, jak� zauwa�y�. Ale to nie drzwi si� zmieni�y. - Oto cz�owiek, kt�rego wezwali�cie, wasza �askawo��. - W ten neutralny spos�b rz�dca zapowiedzia� Cazarila, nie chc�c ani potwierdzi�, ani odrzuci� tytu��w, jakie ten mu poda�. Wdowa prowincjara siedzia�a na wysokim drewnianym krze�le, ze wzgl�du na jej wiekowe ko�ci wymoszczonym mi�kkimi poduszkami. Jak przysta�o wysokiej rang� wdowie, mia�a na sobie skromn� ciemnozielon� szat�, jednak nie nosi�a wdowiego czepca. W�osy wola�a zaplata� w warkocze, przetykane zielonymi wst�gami i skr�cone w dwa koki, przytrzymywane w miejscu zdobnymi w klejnoty spinkami. Przy niej siedzia�a dama do towarzystwa niemal tak stara jak ona sama, tak�e wdowa, a s�dz�c z ubioru - cz�onkini �wi�tynnego laikatu. Dama ta trzyma�a kurczowo rob�tk� i mierzy�a Cazarila nieufnym spojrzeniem. Modl�c si� w duchu, by organizm nie zawi�d� go teraz jakim� niepotrzebnym dr�eniem lub potkni�ciem, Cazaril przykl�k� na kolano przed krzes�em prowincjary i pochyli� g�ow� w pe�nym szacunku pozdrowieniu. Ubi�r wiekowej damy wion�� aromatem lawendy, a tak�e cierpkim zapaszkiem starej kobiety. Podni�s� wzrok, szukaj�c w jej twarzy oznak, i� go rozpozna�a. Je�li go nie rozpozna, wkr�tce zn�w stanie si� nikim, i to ca�kiem dos�ownie. Napotka�a jego wzrok i zadziwiona przygryz�a warg�. - Na pi�cioro b�stw - mrukn�a. - To naprawd� wy, lordzie dy Cazaril. Witam was w swoim domu. - Wyci�gn�a d�o� do poca�unku. Prze�kn�� ci�ko �lin�, gdy� ze wzruszenia niemal zapar�o mu dech, potem pochyli� si� nad podan� d�oni�. Niegdy� by�a to pi�kna bia�a r�ka o doskona�ych per�owych paznokciach. Teraz k�ykcie stercza�y ostro, a sk�r� pokrywa�y br�zowe plamki, cho� paznokcie nadal utrzymane by�y tak samo nieskazitelnie jak dawniej. Nawet nie drgn�a, kiedy na t� d�o� sp�yn�y dwie �zy, kt�rych nie potrafi� zatrzyma�, wykrzywi�a tylko leciutko wargi. D�o� wysun�a si� z lekkiego uchwytu Cazarilowych palc�w i musn�a jego brod�. - Dalib�g, Cazarilu, czy a� tak si� zestarza�am? Zamruga� gwa�townie oczyma. Za nic w �wiecie nie rozp�acze si� przed ni� jak przem�czone dziecko... - Wiele czasu up�yn�o, wasza �askawo��. - No nie. - D�o� odwr�ci�a si� i poklepa�a Cazarila po policzku. - Powiedzia�am tak tylko po to, aby�cie mogli o�wiadczy�, �e nic a nic si� nie zmieni�am. Czy� nie uczy�am was, jak nale�y k�ama� damom? Nie mia�am poj�cia, �e taka kiepska ze mnie nauczycielka. - Idealnie opanowana, cofn�a d�o� i skin�a g�ow� w stron� swej towarzyszki. - Pozw�lcie, �e was przedstawi� swojej kuzynce, lady dy Huelta