7460

Szczegóły
Tytuł 7460
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7460 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7460 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7460 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Uuk Quality Books Edmund Niziurski Si�dme wtajemniczenie Wydawnictwo �L�SK Katowice, 1972 Wydanie II (I masowe) Spis tre�ci ROZDZIA� I ROZDZIA� II ROZDZIA� III ROZDZIA� IV ROZDZIA� V ROZDZIA� VI ROZDZIA� VII ROZDZIA� VIII ROZDZIA� IX ROZDZIA� X ROZDZIA� XI ROZDZIA� XII ROZDZIA� XIII ROZDZIA� XIV ROZDZIA� XV ROZDZIA� XVI ROZDZIA� XVII ROZDZIA� XVIII ROZDZIA� XIX ROZDZIA� I Pr�ba lotu kosmicznego � Dlaczego nie mog�em orbitowa�? � Z powrotem w klasie � Jak opanowa�em po�o�enie i odnios�em sukces taktyczny � Fatalny po�lizg � Kulawy Lolo � Los fuksa, czyli moja sytuacja w Gnypowicach Wielkich A wi�c jednak oderwa�em si� i lec�. Przykre uczucie przeci��enia ust�powa�o powoli, wci�� jednak szumia�o mi w uszach i wzrok mia�em jakby zamglony. Z trudem rozpoznawa�em zarysy instrument�w pok�adowych i cie� komandora w fotelu. � Jak si� czujesz, Gusiu? � us�ysza�em zachryp�y g�os. Jego g�os. � Bol� mnie uszy � odpar�em. � Nie masz jeszcze dostatecznej zaprawy � powiedzia� komandor � nie wiem, czy powinienem by� ci� zabra�... Chyba skr�cimy ten lot. � O, nie! � przestraszy�em si� � le�my jak najd�u�ej. Nic mi nie b�dzie � zapewni�em gor�co, � chyba, �e... � obejrza�em si� niespokojnie � czy kto� jest jeszcze na pok�adzie? � Nie ma nikogo. Za�oga jest dwuosobowa. �a�ujesz, �e nie zabra�e� koleg�w? � Sk�d�e! Mam dosy� ich wyg�up�w i wrzask�w! � Nie b�j si�. Tam b�dzie zupe�nie cicho. Ju� jest cicho. � A jednak chyba ich wci�� jeszcze s�ysz�... � Nonsens. To s� szumy techniczne. � S�dzi pan, �e tym razem nam si� uda, komandorze? � Na pewno. Mimo to odczuwa�em niepok�j. � A je�li kt�ry� z nich tu si� zakrad�? � zapyta�em po chwili. � Wykluczone. � Ale mogli mi co� pod�o�y�. � Jeste� przewra�liwiony. Przesta� o tym my�le� i przygl�daj si� lepiej. Wyjrza�em przez okno kabiny. Z boku wida� by�o ob�� kraw�d� Ziemi. Nad ni� w�ski pas atmosfery. B�yszcza� kolorami s�onecznego widma. Na dole by� czerwony, wy�ej pomara�czowy i ��ty... zielonkawy, niebieski potem fioletowy... wysoko ju� by�a tylko czer�. Przera�aj�ca czer� kosmiczna. � Czy nie wspania�e? � zapyta� komandor. � Za ma�o zielono�ci. I ta okropna czer�! � odpowiedzia�em. � Zielono�ci mia�e� dosy� na ziemi... � To prawda, tylko.. � Chyba nie oblecia� ci� strach? � Nie � odpar�em bez przekonania � tylko troch� mi jako� dziwnie. Czy nie ma tu insekt�w? � poruszy�em si� niespokojnie. � Sk�d takie podejrzenia?! � Bo... bo co� mnie chyba szczypie. � Nie ple� g�upstw! �adnego kosmonauty jeszcze nigdy nic nie szczypa�o w rakiecie. � Wiem, prosz� pana, ale mnie co� szczypie � zacz��em wierci� si� niespokojnie � a teraz �askocze. � �askocze? � zdziwi� si� komandor. � Naprawd� trudno wytrzyma�... � Opanuj si�, to nerwowe. � Wie pan... ja... ja chyba wyjd�. � Chcesz orbitowa� ju� teraz? � Je�li pan pozwoli... Mo�e na zewn�trz nie b�dzie mnie szczypa�. Pan si� zgadza? � No, je�li chcesz koniecznie... Chcia�em si� podnie�� z fotela, ale bezskutecznie. � No... dlaczego nie wstajesz? � zapyta� komandor. � Nie mog� � j�kn��em. � Jak to nie mo�esz? � Bo co� mnie trzyma. � Mo�e zapomnia�e� odpi�� pasy? � Mam odpi�te. � Wi�c? � M�wi� panu, �e co� mnie trzyma!... � Zawsze z tob� s� jakie� k�opoty... � zdenerwowa� si� komandor. � No, ruszaj si�! � Komandorze! � wykrztusi�em przera�ony � ja... ja chyba nie jestem w stanie niewa�ko�ci. � Co ty wygadujesz?! Wstawaj! � komandor obr�ci� do mnie twarz, a ja struchla�em nagle. To nie by�a twarz komandora, to by�a twarz Kowbojki, naszej pani od matematyki! Sta�a nad moj� �awk� tak blisko, �e widzia�em brodawk� na jej nosie i meszek na twarzy. Musia�a co� m�wi� do mnie z gniewem, bo jej usta porusza�y si� gwa�townie, aczkolwiek nic jeszcze nie mog�em zrozumie�, czego ode mnie chce. Spojrza�em ze z�o�ci� po klasie. Wszyscy patrzyli na mnie rozbawieni. A wi�c � koniec lotu. Zn�w mi si� nie uda�o. Do stu kosmonaut�w bosych, czy�by ucieczka z tego miejsca nie by�a w og�le mo�liwa?! Odk�d tylko zjawi�em si� w tej klasie pr�bowa�em nawiewa� uparcie i systematycznie, lecz nawet najwi�ksze nat�enie wyobra�ni nie pomaga�o. Zawsze zdarzy�o si� co� niezaplanowanego i musia�em wraca�... Szum w uszach ustawa� poma�u. Zacz��em odbiera� pierwsze wra�enia s�uchowe. Jak zwykle po powrocie na t� nie�yczliw� planet� nie by�y zach�caj�ce. � Cykorz! Co si� z tob� dzieje?! Zn�w nie uwa�asz? Po�piesznie przetyka�em sobie uszy. � Czy nie rozumiesz, co si� do ciebie m�wi?! Wsta�! Poruszy�em si� na �awce i pr�bowa�em d�wign��, ale bezskutecznie. Nawet si� nie zdziwi�em. � Nie mog� wsta� � powiedzia�em zrezygnowany i raczej beztrosko. � Jak to nie mo�esz?! Dlaczego? � denerwowa�a si� Kowbojka. Postanowi�em do ko�ca zachowa� godno��, spok�j i form�. � Obawiam si�, �e jestem przyklejony � o�wiadczy�em rzeczowo. Przez klas� przebieg� dreszcz �miechu. Kowbojka posinia�a. � Kpisz sobie, Cykorz! � Przykro mi � rzek�em � �e pani profesorka tak my�li. Ale ja chyba jestem przyklejony i boj� si�, �e jak wstan� na si��, to rozedr� spodnie. Pani profesorka zobaczy. M�j spokojny, staranny spos�b wys�awiania si� w najbardziej drastycznych sytuacjach zawsze wprawia� Kowbojk� w zak�opotanie i zamyka� jej usta. Teraz te� zaprzesta�a dalszych wy�adowa� gogicznych i pochyli�a si� nad moj� �awk�, a stwierdziwszy, i� spodnie moje istotnie utworzy�y jedno�� techniczn� z powierzchni� deski, pr�bowa�a mnie oderwa�, ale bez rezultatu. � Rzeczywi�cie, przyklei�e� si� � zasapa�a zdumiona. Siedzia�em spokojnie z r�kami na pulpicie. Zastanawia�em si� jak oni mogli to zrobi� i czeka�em z godno�ci� na dalszy rozw�j wypadk�w. Kowbojka przez chwil� wci�� jeszcze sapa�a nabieraj�c zapewne si�y do dalszych wy�adowa� gogicznych. Brodawka na policzku porusza�a jej si� niebezpiecznie. � Kto przyklei� Cykorza?! � zapyta�a wreszcie gro�nie. � Pani profesorko � odezwa� si� z ostatniej �awki Bezczelny Pacholec podrzucaj�c spiczastymi ramionami � dlaczego kto� mia�by przy klei� Cykorza?! � Stale co� mu robicie. � Ale przykleja�?! � oburza� si� piskliwie Bezczelny Pacholec � to do nas niepodobne! Pani profesorka nas zna! Zreszt� kt�ry klej tak mocno trzyma? Chyba stolarski? A kto z nas ma stolarski? � Klej cementowy mo�e trzyma� � zauwa�y� ma�y Rymarski zwany Szprotem. � Zale�y co? � ziewn�� Du�y Ma�kut. � Na tym kleju pisze, �e drzewo te�. � Ale spodnie? Przez kilka minut trwa�a o�ywiona dyskusja na temat klej�w i ich w�a�ciwo�ci, wreszcie Kowbojka zorientowa�a si�, �e s� to dyskusje sztuczne i �e pad�a ofiar� podst�pu maj�cego za cel przegadanie lekcji. � Dosy�! Pytam, kto przyklei� Cykorza? � zastuka�a lini� w st� nauczycielski. � Pani profesorko, Cykorz na pewno sam wyla� ten klej, a potem usiad�. � Nie opowiadaj! Ostatecznie nie jest przecie� idiot�. � Ale mia� klej cementowy! � piszcza� Szprot-Rymarski. � Pani wie, jaki jest Cykorz � podrzuca� ramionami Bezczelny Pacholec. � To jest kosmak, prosz� pani. � Kosmonauta pieszy! � Nawet m�g� nie zauwa�y�, kiedy rozla�! � Bo my mieli�my przynie�� dzisiaj klej na zaj�cia techniczne. � A on si� stale zamy�la. Kowbojka zmarszczy�a brwi i zn�w wytoczy�a si� przed moj� �awk�. � Cykorz, czy przynios�e� klej? � Oczywi�cie, prosz� pani � odrzek�em swobodnie. � Zobacz, czy ci si� wyla�. Pe�en najgorszych przeczu�, aczkolwiek wci�� jeszcze z kamienn� twarz� si�gn��em pod pulpit. Istotnie, kleju tam nie by�o. Zajrza�em pod �awk�. S�oik le�a� na pod�odze otwarty i ociekaj�cy klejem. Kowbojka westchn�a ci�ko, a mnie jak zwykle ogarn�o zdziwienie: jak oni to zrobili? Kiedy? Dlaczego nie zauwa�y�em? By�em w�ciek�y. Tyle razy obiecywa�em sobie, �e nie si�d� ju� wi�cej na �awce, zanim wcze�niej nie spojrz�. Co prawda, wpad�em ostatni do klasy, kiedy Kowbojka by�a ju� przy swoim stole i bardzo si� spieszy�em, ale przecie� powinienem rzuci� okiem... Niewybaczalne przeoczenie... � Odklejcie go � powiedzia�a zm�czona Kowbojka. � Jak go odklei�? � zak�opota� si� Szprot-Rymarski. � Chyba tylko na mokro. Trzeba go zwil�y� � orzek� Szcze�uja-Spec, obejrzawszy mnie fachowo. Wzdrygn��em si� odruchowo. Nie tyle przed perspektyw� zwil�ania, ile z powodu szczypni�cia w okolicy �opatki. By�o to uszczypni�cie zupe�nie podobne do tego, jakiego dozna�em w podr�y kosmicznej. A wi�c nie uleg�em wtedy z�udzeniu... i w gr� wchodzi�y rzeczywi�cie insekty. Niestety nie mog�em zastanawia� si� d�u�ej nad tym fenomenem, poniewa� nagle uszczypn�o mnie co� po raz wt�ry, tym razem tak dotkliwie, �e podskoczy�em gwa�townie. Rozleg�o si� g�o�ne trzeszczenie, jakby rozdzieranych szmat, a ja ze zdumieniem stwierdzi�em, �e stoj� wyprostowany. Spojrza�em przera�ony na �awk�, czy nie zosta� tam kawa�ek moich spodni. Nie, nic nie by�o wida�. Wci�� jeszcze nie dowierzaj�c pomaca�em si� dla pewno�ci po siedzeniu i odetchn��em z ulg�. By�o ca�e, aczkolwiek sztywne od zasch�ego kleju i, je�li si� tak mo�na wyrazi�, zacementowane. Tymczasem insekty kontynuowa�y sw�j metodyczny atak wzd�u� linii kr�gos�upa i nowe uk�ucia dosi�g�y mnie w okolicy lewej �opatki i kr�g�w szyjnych. Co gorsza, poczu�em niezno�ne sw�dzenie we wszystkich uprzednio poszkodowanych miejscach. Przykro mi wyzna�, ale w tym momencie przesta�em panowa� nad odruchami i zacz��em drapa� si� nerwowo po ca�ym ciele wykonuj�c raczej zdumiewaj�ce skr�ty i wygibasy tu�owia. Nowa fala rechotu i r�enia przebieg�a przez klas�. � Spok�j! � krzykn�a Kowbojka � Cykorz, czy ty oszala�e�?! Co to za podrygi?! � Taniec derwisza, pani profesorko � pisn�� Bezczelny Pacholec i mena�eria zarycza�a znowu. Przera�one oczy Kowbojki wpatrywa�y si� we mnie ze zgroz�. � Przepraszam, pani profesorko, uszczypn�o mnie � wyja�ni�em. � Co ci� uszczypn�o? � przestraszy�a si� Kowbojka. � Nie wiem, chyba mnie co� oblaz�o. Jakie� insekty. � To mr�wki, pani profesorko � wrzasn�� Szprot-Rymarski. � Cykorz mia� przynie�� mr�wki na biologi� i pewnie mu si� rozsypa�y! � Cykorz, czy to prawda? � zaniepokoi�a si� Kowbojka. � Ale� sk�d, prosz� pani � oburzy�em si� � ja mia�em przynie�� much� �cierwnic�. Tak� du��, zielon�, pani wie. � Co takiego?! � Kowbojka spojrza�a na mnie ze wstr�tem. � Much� �cierwnic�... Nie�yw� � doda�em po chwili � to znaczy trupa muchy. Niech pani si� nie boi. � Jeste� pewien? � Mam j� w pude�ku od zapa�ek. Zaraz pani poka��. �eby uspokoi� Kowbojk� po�piesznie si�gn��em do kieszeni, wyci�gn��em pude�ko, i otworzy�em, ale zamiast muchy w pude�ku ukaza�o si� chyba ze dwadzie�cia mr�wek. Niekt�re od razu wybieg�y i pocwa�owa�y mi pod r�kaw. Sta�o si� to tak nagle i niespodziewanie, �e na moment zapomnia�em o obowi�zku samokontroli i przera�ony upu�ci�em pude�ko wprost na nog� Kowbojki. Biedaczka wyda�a g�o�ny okrzyk i odskoczy�a, ale by�o ju� za p�no. Mr�wki nerwowo pocz�y biega� po jej nodze. Mimo tak niepomy�lnego rozwoju wypadk�w stara�em si� zachowa� spok�j. Wiedzia�em, �e tylko spok�j mo�e mnie uratowa�. � Przepraszam, pani profesorko � powiedzia�em � tego nie mog�em przewidzie�. � To ju� przechodzi wszelkie granice! � roztrz�siona Kowbojka zbiera�a mr�wki z nogi. � Jak mog�e� trzyma� mr�wki w kieszeni! � Podrzucili mi, prosz� pani. S�owo daj�, �e mia�em tylko much�. � S�uchaj, Cykorz! Albo to s� bezczelne kawa�y i umy�lnie udajesz imbecyla, albo, co gorsza, jeste� nim naprawd�. � Nie jestem imbecylem i nie udaj�, pani profesorko � powiedzia�em dobitnie staraj�c si� patrze� jej prosto w oczy. � Oni mi podrzucili. � Jak mogli ci podrzuci�?... Nie, to s� jakie� wykr�ty � Kowbojka patrzy�a na mnie z politowaniem pomieszanym ze wstr�tem. � Czy by�e� ju� z matk� u lekarza? � Jeszcze nie. � Tu musi wkroczy� lekarz! Z tob� jest naprawd� niedobrze, m�j drogi... Przez miesi�c robi�am co mog�am, ale ju� nie widz� sposobu... Jeste� niedost�pny dla normalnych zabieg�w wychowawczych � Kowbojka z wyra�n� gorycz� zacz�a si� wy�adowywa� gogicznie. S�ucha�em j� pi�te przez dziesi�te. To niewa�ne co gl�dzi. Wa�ne jest co innego. Tych dwudziestu Bloker�w, z kt�rymi stan� oko w oko, gdy tylko ona wyjdzie z klasy. Na razie si� tylko rozkr�caj�, ale pe�n� form� osi�gn� dopiero potem. Ju� ich zacz�o ponosi�. Nabrali smaku, dranie. Powybiegali z �awek i k��bili si� niebezpiecznie. Wyczuwa�em u nich gro�ne podniecenie. Szprot-Rymarski hu�ta� si� nerwowo na r�kach mi�dzy rz�dami �awek. Bezczelny Pacholec ju� by� przy tablicy i niebezpiecznie wymachiwa� �cierk�. Du�y Ma�kut drepta� niecierpliwie w miejscu jak bokser przed nast�pnym starciem. Nieradek �u� pestki i u�miecha� si� z�o�liwie. Ju� im wysz�a zagrywka i humor si� im poprawi�. Teraz p�jd� na ca�ego. Ju� maj� zapewniony ubaw przez reszt� dnia i nie wypuszcz� mnie z ubawu. I zn�w ogarn�o mnie pragnienie morderstwa. Rzuci� si� na pierwszego z brzegu i pra� do ostatniego tchu. Albo ja ich zat�uk�, albo oni mnie! Niech si� to wreszcie sko�czy i rozstrzygnie krwawo. Ale nie... nic z tego. U�miechn��em si� gorzko. Mia�em ju� do�wiadczenie. Ani ja nikogo nie zat�uk�, ani oni mnie nie zat�uk�. Bo wcale nie chc� tego. Oni chc� tylko ubawu sta�ego, powszedniego. I zanim bym kogo� stukn��, ju� by Du�y Ma�kut doskoczy�. On zna chwyt. Chwytem by mnie obezw�adni�. I wtedy wszyscy dopadliby do mnie i zanie�li jak ciel� do dyrektorki, co sta�oby si� ju� ostateczn� kl�sk�. Bo tam u dyrektorki b�dzie md�o. S�odkawy zapach pudru, wody kolo�skiej i gogicznego potu. Palec gogiczny zawieszony ruchomo w powietrzu i w�druj�cy zygzakiem nade mn�. Trzyna�cie par zm�czonych oczu wpatrywa� si� b�dzie we mnie z odraz�: �Rany boskie, znowu ten Cykorz!� I te usta poruszaj�ce si� bezg�o�nie jak za �cian� ze szk�a. I znowu b�d� si� zastanawia�, dlaczego nic nie s�ysz� i oni mnie nie s�ysz�, a� zrozumiem wreszcie, �e to jest m�ka pr�ni. Bo w kancelariach, pokojach gogicznych i gabinetach dyrektorskich panuje pr�nia kosmiczna. Wszyscy na zwyk�ych ubraniach maj� jeszcze specjalne skafandry, plastikowe, przejrzyste, niewidoczne, ale dok�adnie izoluj�ce, tak, �e chocia� ja b�d� m�wi� i oni b�d� m�wi�, nic nie przeniknie do nas, a wszystko co us�ysz� b�dzie brz�czeniem muchy, niezno�nym brz�czeniem bezradnej muchy na szybie. Dlatego szybko rozlu�ni�em zaci�ni�te pi�ci i stwierdzi�em z zadowoleniem, �e ju� mnie nie ponosi i zaczynam panowa� nad sytuacj�. I by�em dumny z siebie, �e zachowa�em zimn� krew i nie straci�em g�owy. Do stu kosmonaut�w bosych, nie jest wida� ze mn� najgorzej, skoro potrafi� jeszcze rozwa�a� w tak pieskim po�o�eniu. Nie �ami� si�, nie mazgaj�, nie ciskam na o�lep, lecz jestem w stanie podej�� do problemu rzeczowo i praktycznie. Mi�dzy Bogiem a prawd�, c� to znowu za problem?! Klasa post�puje normalnie i ja te� powinienem post�pi� normalnie. Nic na si��. Wszystko to przecie� przewidzia�em i wiedzia�em co musz� zrobi�. Mia�em przygotowany plan. Tak, grunt to ustosunkowa� si� normalnie. Wi�c gdy tylko Kowbojka roz�adowa�a si� gogicznie i wysz�a, ustosunkowa�em si� normalnie do klasy i porwawszy teczk� b�yskawicznym sprintem uciek�em na korytarz. Z przyjemno�ci� spostrzeg�em, �e ko�czyny dolne mam nadzwyczaj sprawne, a refleks � bez zarzutu. Ta sprawno�� ko�czyn dolnych sprawi�a mi mi�� niespodziank�. Tak, nie jest ze mn� najgorzej, a nawet coraz lepiej. Miesi�czny trening dawa� rezultaty. Osi�gn��em szczyt formy. Za sob� us�ysza�em wrzaski: ��apa� fuksa!� Blokerzy dopiero teraz oprzytomnieli i wypadli z klasy. Obejrza�em si�. Mia�em co najmniej pi�tna�cie metr�w przewagi nad �cigaj�c� mnie t�uszcz�. Wi�c wszystko zgodnie z planem. Nast�pn� lekcj� mia�y by� zaj�cia techniczne. Odbywa�y si� one w nowo zbudowanym pawilonie po drugiej stronie b�otnistego podw�rza. Pomy�la�em wi�c, �e bezpiecznie i praktycznie by�oby, zmyliwszy tropy, od razu prysn�� do tego� pawilonu. Spojrza�em na plansze wystawy tysi�clecia ustawione wzd�u� �cian korytarza i wiedzia�em ju� co zrobi�. Pobieg�em jeszcze kilka metr�w g��wnym korytarzem, a potem skr�ci�em w boczny, sk�d bieg�y schody na d� do piwnic i do szatni. Tu� ko�o schod�w sta�a plansza ilustruj�ca rozw�j hodowli w naszym kraju. Widnia�y na niej cyfry a nad nimi u�miechni�te �winki okr�g�e i r�owe, coraz wi�ksze, ustawione jedna za drug� w r�wny szereg. Schowa�em si� po�piesznie za te �winki, wyci�gn��em z kieszeni dwie kr�g�e ziemniaczane bulwy, odczeka�em chwil� i gdy us�ysza�em nadbiegaj�cych Bloker�w, rzuci�em je na schody. Stoczy�y si� g�o�no odbijaj�c o stopnie z dudnieniem na�laduj�cym do z�udzenia tupot. � To on! � krzykn�li Blokerzy. � Zbieg� na d� � us�ysza�em g�os Bezczelnego Pacholca. � Tak, do szatni! � zasapa� Du�y Ma�kut. � Za nim! � wrzasn�� Nieradek. Podniecony tabun Bloker�w przecwa�owa� obok mnie i pogna� po schodach do suteren. Odetchn��em i u�miechn��em si� zwyci�sko. Nie�le to rozegra�em. Nabra�o si� troch� wprawy. Umiem ju� nie tylko b�yskawicznie znika� Blokerom z oczu, lecz tak�e wystawia� ich do wiatru i robi� z nich balona. Sko�czy�y si� czasy, gdy by�em tylko �ciganym, zaszczutym zaj�cem. Wyskoczy�em zza planszy i da�em nura przez g��wne drzwi na dw�r. Teraz szybko do pawilonu! Prowadzi�y tam dwie drogi. Jedna przez b�otniste, rozpaprane wskutek rob�t budowlanych podw�rze, druga, wygodniejsza, z kt�rej teraz wszyscy korzystali, wiod�a przez boisko. Niestety jeden rzut oka wystarczy� mi, by stwierdzi�, �e ta druga droga odpada. Boisko zaj�te by�o przez ch�opak�w z si�dmej A. Nale�eli oni wszyscy do bractwa Matus�w, a ja wola�em omija� ich z daleka, bo ile razy wlaz�em im pod r�k�, zawsze dawali mi wycisk. Rzecz w tym, �e ja chodzi�em do sz�stej B i uwa�ali mnie za Blokera, a mi�dzy Matusami i Blokerami panowa� stan nieustannej wojny. Takie tu panowa�y stosunki w tych przekl�tych Gnypowicach Wielkich. Maj�c wi�c do wyboru wycisk, albo b�oto, bez wahania wybra�em to drugie. Omijaj�c ka�u�e po niedawnym deszczu i staraj�c si� st�pa� po miejscach najbardziej twardych i wyg�rowanych, brn��em z determinacj� przez zdradzieckie bajora. By�em ju� w po�owie drogi, kiedy zauwa�yli mnie, dranie. Podbiegli do ogrodzenia z metalowej siatki i zacz�li rzuca� szydercze uwagi: � Patrzcie, idzie Bloker! � Fajnie skacze, nie? � Jak kangur. � To jaki� nowy gatunek Blokera. Bloker kangurowaty b�otny. � Nie poznajecie? To ten niedotarty fuks, Cykorz! � Cykorz! Cykorz! Chod� no tu, pobawimy si�.. � No, nie b�j si�, nie ugryziemy ci� przecie�! Przy�pieszy�em nerwowo kroku. Ze zdenerwowania �le wymierzy�em kolejny skok, wpad�em w najwi�ksz� ka�u�� i r�bn��em jak d�ugi twarz� prosto w b�oto. Matusy zar�eli ubawieni, a ja le�a�em w tym b�ocie i nawet nie chcia�o mi si� podnie��. Przeciwnie, zapragn��em pogr��y� si� w nim jeszcze g��biej, schowa� po czubek g�owy. Je�li ju� jestem upokorzony, niech moje upokorzenie si�gnie dna. Niech tu zostan� na zawsze w tym b�ocie. Niech umr�! Ca�y m�j poprzedni fason diabli wzi�li. A my�la�em, �e jestem uodporniony na wszystko! �miechu warte. Niestety, nie by�o mi dane sko�czy� w b�ocie. Nagle bowiem �miech Matus�w umilk�. Us�ysza�em chrz�st krok�w na �wirze, a potem chlupot b�ota. �Ju� id� � pomy�la�em � teraz mnie wyko�cz� ostatecznie�. Ci�kie kroki po b�ocie przybli�a�y si�. Kto� dotkn�� mojego ramienia. Znieruchomia�em. S� takie gatunki robak�w, kt�re sztywniej�, gdy kto� ich dotknie. Ja te� tak ze-sztywnia�em. � Przesta� si� zgrywa�, wstawaj! � us�ysza�em �ciszony g�os. Ostro�nie odemkn��em oko i spojrza�em zezem na Matus�w. Stali uczepieni siatki ogrodzenia i gapili si� we mnie ciekawie jak ma�py w klatce. Odwr�ci�em g�ow� i spojrza�em w g�r�. Nade mn� sta� Kulawy Lolo z mocno zdegustowan� min�. � S�yszysz? Wstawaj! � szarpn�� mnie. Na widok poczciwej g�by Lola odzyska�em od razu ochot� do �ycia, ale nie �pieszy�em si� ze wstaniem. Chcia�em troch� podra�ni� si� z Lolem. Lolo pokr�ci� g�ow�, westchn��, uj�� mnie pod ramiona i si�� postawi� na ziemi. Musia�em wygl�da� niesamowicie, bo Matusy spojrzeli po sobie, a potem kt�ry� z nich zachichota�. � Zamknij si�, Kwiczo�! � uciszy� go Kulawy Lolo � a ty, Cykorz, nie urz�dzaj przedstawie�, bo zostaniesz fuksem na zawsze! Czas, �eby� si� zdecydowa� i przyst�pi� do nas. � Nigdy do was nie przyst�pi� � zacharcza�em i zgrzytn��em z�bami poniewa� usta mia�em pe�ne piasku. � Nigdy! � powt�rzy�em, krztusz�c si� z w�ciek�o�ci. � Uwa�aj, strzykasz b�otem � powiedzia� spokojnie Lolo. � Rozmawia�em w twojej sprawie z Ernestem. Mo�esz by� jeszcze dzi� przyj�ty... � Niech Ernest si� wypcha! Wypchajcie si� wszyscy! � krzykn��em i �lizgaj�c si� po ka�u�ach dopad�em do pawilonu. Przed samymi drzwiami obejrza�em si� ciekawie. Kulawy Lolo bieg� za mn� wymachuj�c moimi pantoflami. Widocznie zosta�y w b�ocie. Nawet nie zauwa�y�em. Przenikn��em do umywalni, zatrzasn��em za sob� drzwi, podpar�em je z drugiej strony plecami i dysz�c ci�ko czeka�em na Lola. Nie wpuszcz� go od razu. B�d� si� z nim droczy� i przekomarza�, dopiero potem pozwol� mu �askawie wej�� i zgodz� si� przyj�� pantofle. Ale Kulawy Lolo jako� nie nadchodzi�. Zrobi�o mi si� sm�tnie. Czy�by mu tak ma�o zale�a�o na mnie? Powinien szarpa� drzwi! Prosi�, �ebym go wpu�ci�! Przemawia� mi do rozs�dku! Z�o�ci� si� i b�aga� na przemian. Jednym s�owem powinien udowodni�, �e mu na mnie zale�y. To by mi cho� troch� ul�y�o... Up�ywa�y sekundy. �Ju� chyba nie przyjdzie� � pomy�la�em i zacz�� we mnie wzbiera� piek�cy �al do Lola, gdy wtem drzwi na drugim ko�cu umywalni, te od strony klas i szatni gimnastycznej, rozwar�y si� gwa�townie i wjecha�a przez nie ca�a sterta ubra�, a za ni� zasapany Lolo. Rzuci� �adunek na �aw�, odgarn�� jasn� czupryn� ze spoconego czo�a i powiedzia�: � �ci�gaj te mokre �achy. Przebierzesz si�. Spojrza�em zaskoczony na kurtki, spodnie i pantofle przyd�wigane przez Lola. � Sk�d to masz?! � To rzeczy Matus�w. Wybierz sobie co ci b�dzie najlepiej pasowa�. � Zabra�e� to wszystko Matusom? Pozwolili? Lolo wzruszy� ramionami. � Sami si� napraszali � u�miechn�� si� szelmowsko. � M�g�bym ci przynie�� dwadzie�cia kurtek, tyle� par spodni i pantofli. To poczciwe ch�opaki, zw�aszcza jak si� ich pog�aszcze po szcz�ce. � Lolo odruchowo potar� sobie pi��. I wtedy pope�ni�em rzecz kompromituj�c�, wobec kt�rej moje wywalenie si� do b�ota by�o zgo�a niczym. Oto bowiem poczu�em nagle, �e oczy mi wilgotniej� i nie panuj�c nad sob� przywar�em ub�ocon� g�b� do szerokiej piersi Lola. � Oszala�e�?! Przesta� si� wyg�upia�! Jeszcze kto zobaczy. � Przera�ony Lolo oderwa� si� ode mnie i spojrza� trwo�liwie na drzwi. � Nie b�d��e bab�! �ci�gaj �achy, p�ki nikogo nie ma. No, gazem bo nie zd��ysz! Opanowa�em si� zawstydzony i rozebra�em po�piesznie. � Umyj si� � zakomenderowa� Lolo. Po�o�y� moje pantofle na oknie do s�o�ca, �eby przesch�y i rozwiesi� mokre rzeczy na wieszakach, a potem zacz�� przegl�da� przyniesione ubrania. � To chyba nada si� w sam raz! Obr�ci�em si� z namydlon� twarz�. Lolo pokaza� mi granatowe farmerki i sweter. � Czyje to? � zapyta�em. � Zeflika. On jest tego wzrostu co ty. � A Zeflik w czym b�dzie chodzi�? � On ma dres. Wytar�em si� i wzi��em do przebierania. Lolo przygl�da� mi si� zatroskany. � S�uchaj, stary, wracaj�c do naszej rozmowy... � Och, daj spok�j � przerwa�em mu � bo got�w jestem pomy�le�, �e to wszystko zrobi�e�, �eby... � �eby co? � �eby mnie przekona�, �e jeste�cie lepsi od Bloker�w... � G�upi jeste� � zamrucza� Lolo � wcale mi nie zale�y, �eby� przyst�pi� do nas. Mo�esz przyst�pi� do Bloker�w, tak nawet ci b�dzie wygodniej, chodzisz z nimi do jednej klasy. Spojrza�em na niego zaskoczony. � Wi�c dlaczego?... � Och, dlaczego, dlaczego � zdenerwowa� si� � a cho�by po prostu dla tego: � uchyli� klap� marynarki i pokaza� mi ukryty tam krzy� harcerski. Wytrzeszczy�em oczy. � Jeste� harcerzem?! � A bo co? � No, bo przecie� nale�ysz do Matus�w. � To ca�kiem inna historia � wzruszy� ramionami � potem wszystko zrozumiesz... � Ale przecie� u was nie ma dru�yny. � Nie ma, ale by�a. � Dlaczego nie ma? � Nie wiesz? Rozwi�zali. � Jak to rozwi�zali?! � No, przez te Mamry. � Jakie mamry? � Jezioro Mamry � westchn��. � Tak, by�a u nas dru�yna, co prawda nie nadzwyczajna... no bo rozumiesz, jak u nas jest... Bractwo spod ciemnej gwiazdy, rozpuszczone i do tego te paczki, Matusy i Blokerzy, no ale by�a. A� do tej draki na Mamrach. Naprawd� nie s�ysza�e�? Pisali nawet o tym w gazetach. � Nie. � Byli�my tam na obozie, nad tym jeziorem w zesz�ym roku w sierpniu. Dranie buchn�li jacht, tak� ma�� jolk�, wiesz, napcha�a ich si� ca�a banda i wyp�yn�li na szerokie wody. Zerwa�a si� wichura, jolka si� wywr�ci�a, jeden facet uton��. Brat Szprota-Rymarskiego, Dorsz-Rymarski, tak go nazywali. A syn Kowbojki dosta� masztem po kr�gos�upie, dot�d si� jeszcze leczy... � Co� ty?! � s�ucha�em przera�ony. � Tak, bracie, dlatego Kowbojka w tym roku taka ci�ta. Reszt� �ebk�w wy�owili szcz�liwie, ale ledwie �ywych. Po tej hecy nasz dru�ynowy poszed� siedzie�. Nikt nie chcia� przyj�� na jego miejsce... no i... � Nie ma dru�yny � doko�czy�em wstrz��ni�ty. Lolo westchn�� i ogl�da� sobie paznokcie. � No, to rzeczywi�cie beznadziejna sprawa � zauwa�y�em ponuro. � A gdyby by�a dru�yna � Lolo spojrza� na mnie k�tem oka � to by� si� zapisa�? � No chyba � odrzek�em bez wahania. � No to zapisz si�... � Do kogo, kiedy nie ma? � unios�em brwi do g�ry. � Zapisz si� na razie do Bloker�w � odpar� spokojnie Lolo. � Co� ty, do tych drani?! � No to do Matus�w. Najwa�niejsze, �eby� przyst�pi�. Wszystko jedno do kogo. Inaczej si� wyko�czysz. Tu w pojedynk� nie dasz rady... � I co ja tam b�d� robi�?! Sam m�wisz, �e to ciemne typy. � Nie b�j si�, dasz sobie rad�. � Lolo machn�� lekcewa��co r�k�. Spojrza�em na niego podejrzliwie. � Dlaczego mnie tak namawiasz? Lolo u�miechn�� si� tajemniczo. � Nie mam teraz czasu t�umaczy� ci wszystkiego. Wieczorem porozmawiamy. A teraz r�b, jak m�wi�! No, czas na mnie. Zaraz b�dzie dzwonek � klepn�� mnie szerok� �ap� w plecy, zabra� z �awy reszt� ubra� i wyszed�. Po chwili wsadzi� jeszcze g�ow� w drzwi. � I nie st�j boso na betonie. Zazi�bisz si�. Rzeczywi�cie, zamy�lony nad tym co mi powiedzia� Lolo, zapomnia�em doko�czy� ubierania si�. Po�piesznie naci�gn��em pantofle Zeflika na nogi i pobieg�em do sali zaj�� technicznych. Tu jeszcze nikogo nie by�o. Otworzy�em teczk� i sprawdzi�em, czy mam materia�y potrzebne do rob�t. By�o wszystko, ��cznie z gumow� podeszw� od starego trampka, z kt�rej mia�em wykona� opony do modelu autobusu �Jelcz�. Mimo to westchn��em ci�ko. Nad modelem tym m�czy�em si� ju� od paru tygodni i ma�o mia�em nadziei, �e go pomy�lnie wyko�cz�. Jako� Bozia posk�pi�a mi talent�w technicznych. Przygn�biony schowa�em materia�y do szuflady stolika i pogr��y�em si� w ponurej zadumie nad n�dz� mojej sytuacji w Gnypowicach Wielkich... Nagle za oknem rozleg� si� szyderczy �miech. Obejrza�em si� nerwowo. Przez otwarte okno zagl�da� do sali �eb Emanuela. Emanuel, to ko� na emeryturze i ostatnio dostarcza� nam nadprogramowej rozrywki. Zapuszcza� si� a� pod mury szko�y i zagl�da� do klas w najbardziej nieoczekiwanych momentach, na przyk�ad podczas do�wiadcze� chemicznych i r�a�, budz�c pop�och w�r�d gog�w. Lecz dzisiaj nawet widok konia nie poprawi� mi humoru. Pomy�la�em od razu, �e Emanuel niestety jest koniem rze�nym. Zi�� wo�nego Nocunia trudni� si� skupem starych koni i dostarczaniem ich do zak�ad�w mi�snych. Emanuelowi na razie si� upiek�o, poniewa� uznano, �e mo�e jeszcze przynie�� dodatkowy zysk przed�miertny pracuj�c przy wyw�zce ziemi z wykop�w pod nowy pawilon. Lecz budowa ju� si� zako�czy�a, a tym samym przes�dzony zosta� dalszy los Emanuela. Zapatrzy�em si� sm�tnie w okno. Beznadziejny widok. Ani jednego drzewa, nie licz�c tych paru anemicznych lipek, kt�re zasadzili�my niedawno przy szkole z okazji �dni lasu�. Naprzeciw szko�y zrujnowany budynek stajni z czas�w, gdy jeszcze szkapy ci�gn�y w�zki w kopalni. Dalej � czarne ha�dy, mi�dzy nimi ja�owe, poro�ni�te traw� nieu�ytki. W dole b�yska metalicznie tafla dzikiego stawu na miejscu dawnego zapadliska. Za ni� rysuje si� wyra�nie na wp� zawalony wskutek szk�d g�rniczych dwupi�trowy budynek ze sczernia�ej ceg�y. Na �cianie szczytowej mo�na odcyfrowa� jeszcze pokraczny bia�y napis �PERSIL�, podobno resztka poniemieckiej reklamy proszku do prania. Na lewo ods�aniaj� si� dachy starych dom�w Gnypowic. Nowych blok�w nie wida� z tego miejsca. Zas�aniaj� je pot�ne mury nowych zak�ad�w koksochemii, uwie�czone czterema kominami. S� jeszcze niewysokie, wygl�daj� jak poszczerbione baszty, ale z ka�dym dniem rosn�... Popatrzy�em na nie z dum�. To dzie�o mojego ojca. Lecz zaraz westchn��em ci�ko. To przez te kominy w�a�nie mia�em takie pokr�cone �ycie. Gdzie tylko trzeba je by�o budowa�, tam wysy�ali mojego ojca. To przez nie musia�em si� tu�a� jak cygan po ca�ym kraju i nigdzie nie mog�em zagrza� d�u�ej miejsca. Wci�� trzeba by�o zmienia� szko��. Tu dwa lata, tam rok, przyje�d�a� i odje�d�a� po�rodku roku szkolnego. Z nikim nie mog�em si� zaprzyja�ni� na d�u�ej, do niczego przywi�za� i ci�gle by� tym nowym w klasie i zn�w wszystko znosi� od pocz�tku. Wiadomo, ci�ki los fuksa. Zanim zostanie przyj�ty do klasowego bractwa podlega r�nym zabiegom higienicznym. P� biedy gdy poddadz� go tylko kwarantannie. Pa prostu przez jaki� czas b�dzie si� czu� samotny i zakorkowany jak butelka na oceanie. Gorzej, gdy wdepnie w bardziej aktywn� ferajn�. Wtedy z miejsca dobior� si� do niego. B�dzie robiony w konia, szlifowany i pucowany. Co prawda ja osobi�cie mia�em ju� dobr� zapraw� i my�la�em, �e tu, w Gnypowicach, przejd� to wszystko �atwo i bezbole�nie, ale gdzie tam! Nigdy jeszcze nie dosta�em si� w takie opa�y. Okaza�o si�, �e docieranie fuks�w nale�a�o do �elaznych pozycji w zabawach tutejszego bractwa. Nie omijali �adnej okazji do zabiegu i stosownie do miejsca lub okoliczno�ci by�em uje�d�any, szlifowany, pucowany albo zgo�a mydlony, nie m�wi�c ju� o pospolitych kawa�ach, kt�rymi dr�czono mnie w klasie... Z tych rozmy�la� wyrwa� mnie dzwonek. Drgn��em. Za chwil� z wrzaskiem zwal� si� tu Blokerzy. Nie mog� mnie tu zasta�. Z pewno�ci� pad�bym natychmiast ofiar� szlifu. Czmychn��em wi�c z sali i ukry�em si� w �a�ni. Postanowi�em poczeka�, a� nauczyciel zaj�� technicznych, pan Anielak, zwany pospolicie Partaczem, pojawi si� na horyzoncie... Przez szpar� w drzwiach obserwowa�em i nas�uchiwa�em czujnie. Wkr�tce przez korytarz przebiegli Blokerzy. Jak zwykle ca�� gromad�. �eby tylko pan Anielak nie sp�ni� si� na lekcj�! Je�li si� sp�ni, Blokerzy z nud�w rozpe�zn� si� po ca�ym pawilonie i nie omin� te� �a�ni, a wtedy mydlenie i pucowanie mnie nie ominie. �a�nia specjalnie nadawa�a si� do tego. Na szcz�cie Partacz bywa� raczej punktualny. Teraz te� nie up�yn�a minuta, gdy us�ysza�em znajome pokas�ywanie i na korytarzu pojawi�a si� przygarbiona posta� w kaloszach i wielkim czarnym szalu okr�conym na szyi. Nale�a�o sprytnie wykorzysta� moment kiedy technik b�dzie zdejmowa� kalosze i przenikn�� do klasy. Niestety, sp�ni�em si� o u�amek sekundy. Partacz zauwa�y� mnie i przygwo�dzi� do pod�ogi surowym spojrzeniem. � Cykorz! A to co znowu?! Jeszcze nie w klasie?! Ile razy powtarzam, �e uczniowie punktualnie z dzwonkiem powinni by� ju� przy warsztatach! A ty wci�� w ostatniej chwili... � Tak jest prosz� pana � wykrztusi�em. � Mo�e zn�w nie przygotowa�e� materia�u, albo co� ci zgin�o? � Nie... tym razem mam wszystko... Naprawd�. Tylko po�lizn��em si� na tym b�ocie na podw�rzu i musia�em si� umy�... � A kto widzia� tak p�dzi� przez podw�rze?! Przechodzi si� przez boisko. A wy zawsze si� spieszycie i wtedy na prze�aj przez b�oto! Oczywi�cie mog�em wyja�ni�, �e jestem fuksem i na boisku mnie bij�, ale wstyd mi si� by�o przyzna�, zreszt� nie znosz�, �eby si� kto� litowa� nade mn�. Ju� wo�a�em wymy�li� jakie� k�amstwo. � Ja... ja si� �pieszy�em, prosz� pana, bo na przerwie bior� zastrzyki. W�trobowe, prosz� pana... � Czemu k�amiesz? � zirytowa� si� Partacz. � Mam zaj�te drogi oddechowe, by�em ca�y czas w gabinecie lekarskim z moim gard�em i wiem, �e nie bra�e� �adnych zastrzyk�w. Zmiesza�em si�. A to wpadka! � Ty si� staczasz, Cykorz! � technik pogrozi� mi palcem � stwierdzam �e staczasz si� coraz bardziej! � Wiem o tym, prosz� pana i sam ubolewam nad tym smutnym faktem. Przykro mi... Pan Anielak uni�s� brwi do g�ry, a ja wykorzysta�em szybko ten moment jego zdumienia i wpad�em do klasy jak bomba. �eby zniech�ci� Bloker�w do ewentualnego zamachu na moj� szlachetn� osob�, krzykn��em ostrzegawczo: � Uwaga! Partacz idzie! Blokerzy spiesznie pop�dzili do warsztat�w. ROZDZIA� II Dlaczego Partacz wzdryga� si� wewn�trznie przed nasz� klas�? � Heca z pantoflem i kaloszem, czyli nowa piekielna intryga obrzyd�ych Bloker�w � Odrzucam pr�b� pojednania i deklaruj� si� jako wolny strzelec � Wielka Ko�omyja Elementarna. Up�yn�a jednak d�u�sza chwila, zanim Partacz wszed� do sali zaj��. Wiedzia�em, �e ilekro� biedak ma przekroczy� pr�g naszej klasy, wzdryga si� wewn�trznie na my�l, co go tym razem czeka, wzdycha ci�ko i prze�ywa moment gogicznej rozterki. Wszyscy m�wili, �e gdyby nie �w chroniczny nie�yt dr�g oddechowych, Partacz dawno odszed�by do pracy w przemy�le. Ale podobno odstraszaj� go przeci�gi fabryczne. Dlatego, chocia� si� wzdryga wewn�trznie, jest zmuszony pracowa� w szkole. Tym razem jego rozterki duchowe trwa�y wyj�tkowo d�ugo, a westchnienie by�o tak pot�ne, �e da�o si� s�ysze� przez drzwi. Wszystko to wskazywa�o, �e tego dnia Partacz by� w gorszej ni� zwykle formie. Prze�ama� si� jednak i w ko�cu wszed�. W r�ku trzyma� kalosze. Od pewnego czasu zawsze wkracza� do klasy z kaloszami w r�ku, do�wiadczenie nauczy�o go, �e nie nale�y kaloszy zostawia� w korytarzu i w og�le nigdzie poza klas�. Mia�y one bowiem t� nieprzyjemn� w�a�ciwo��, �e znika�y, a m�wi�c �ci�lej zmienia�y miejsce pobytu. Kiedy na przyk�ad zostawia� je przy drzwiach, by�o niemal pewne, �e odnajdzie je w ubikacji, a kiedy k�ad� je chytrze w k�cie pod umywalk�, odnajdywa�y si� najniespodziewaniej pod kaloryferem, albo na szafie, albo zgo�a w szufladzie jego w�asnego sto�u. Co najdziwniejsze, Partacz przez d�ugi czas nie orientowa� si� na czym polega istota zjawiska, sk�adaj�c wszystko na karb swojego roztargnienia i post�puj�cego zaniku pami�ci. Wreszcie pewnego razu Kowbojka posz�a si� wyk�pa� w nauczycielskiej �azience i prze�y�a nieprzyjemny szok. Oto bowiem spostrzeg�a w wannie dwie czarne ryby, kt�re po bli�szym zbadaniu okaza�y si� kaloszami pana Anielaka. Partacz i tym razem got�w by� uwierzy�, �e sam je w�o�y� do wanny, ale Kowbojka odrzuci�a stanowczo t� sugesti� i orzek�a, �e ma si� tu do czynienia z jeszcze jednym objawem z�o�liwo�ci uczni�w. Zarz�dzi�a z miejsca surowe �ledztwo, kt�re jednak nie da�o �adnych wynik�w. Sprawa zosta�a nast�pnie poruszona na specjalnej godzinie wychowawczej. Ale ani apele do sumienia m�odzie�y, ani gro�by Kowbojki nie zdo�a�y zlikwidowa� przykrego zjawiska, zapisanego w kronice szkolnej jako �fenomen kaloszy�. Kalosze znika�y nadal a sprawcy mimo zasadzek, jakie urz�dza� na nich wo�ny pozostali nie wykryci. W rezultacie pan Anielak zgorzknia� do reszty i uzna�, �e jedyne co mu pozostaje, to zabiera� kalosze z sob� do klasy, by mie� je stale na oku. Pozornie nic nie zapowiada�o nowych z�o�liwo�ci. Na widok wchodz�cego Partacza wszyscy zastygli nieruchomo, ka�dy przy swoim warsztacie. Wszyscy za wyj�tkiem ma�ego Rymarskiego, kt�ry chodzi� na czworakach po sali i zagl�da� zdenerwowany pod sto�y. Partacz ulokowa� kalosze na widocznym miejscu pod tablic�, uwolni� szyj� od szala, nast�pnie przeczy�ci� gruntownie drogi oddechowe, wreszcie stan�� za sto�em i zmierzy� podejrzliwym wzrokiem klas�. Wzorowa postawa m�odzie�y nape�ni�a go nadziej�, �e mo�e tym razem lekcja przejdzie normalnie. Ju� mia� odetchn�� zasadniczo, gdy wtem wzrok jego spocz�� na Rymarskim. � Rymarski, na miejsce! � zakomenderowa� spokojnie. Rymarski niech�tnie pocz�� pe�zn�� na czworakach do swojego warsztatu, wci�� zagl�daj�c pod sto�y. Partacz przygl�da� mu si� ze zdumieniem. � Rymarski, c� to?! Bawisz si� w czworonoga? Wsta�! Rymarski wsta� i zacz�� dla odmiany skaka� na jednej nodze. � Co ty wyrabiasz?! � podni�s� g�os pan Anielak. � A bo m�j pantofel, prosz� pana � zasapa� ze z�o�ci� Rymarski rozgl�daj�c si� po pod�odze. � Pantofel? � Taka bia�a tenis�wka, prawie nowa. � Pewnie zn�w bili�cie si� pantoflami. � E, nie... tylko musieli mi zabra�. � Jak to zabra�? �ci�gn�li ci z nogi? � No nie... tylko mi spad�a. Bo ona wci�� mi spada, bo ja jestem lewicowy. � Co ty bredzisz?! � To znaczy, mam lew� nog� wi�ksz�. To u nas rodzinne, prosz� pana. Wszyscy mamy lew� stop� wi�ksz�. O jeden numer. Pan Mi��szyniec od biologii, to nawet nas bada� i powiedzia�, �e jeste�my mutantami i �e to bardzo rzadki wypadek... � Rzeczywi�cie, do�� dziwne � chrz�kn�� pan Anielak patrz�c podejrzliwie na nogi Rymarskiego. � Bardzo dziwne � potwierdzi� z niejak� dum� Rymarski. � Pan Mi��szyniec powiedzia�, �e nas zabierze na zjazd biolog�w do Warszawy i b�dzie pokazywa�, i �e Akademia Nauk zwr�ci nam wszystkie koszty. Za darmo pojedziemy, prosz� pana! � To przyjemne... � b�kn�� Partacz. � Nie takie znowu � Rymarski poci�gn�� nosem. � Pan nawet nie wie, ile to nas kosztuje. Z pocz�tku to ojciec musia� zawsze kupowa� ka�demu po dwie pary, to znaczy dla siebie, dla mojego brata i dla mnie. Jedn� mniejsz� a drug� wi�ksz�... Na przyk�ad dla siebie kupowa� si�dmy i �smy numer. Si�demk� na praw� nog�, a �semk� na lew�. Najgorsze, �e w pracy nie chcieli uwzgl�dni�. �adnego dodatku z tytu�u tej lewicowo�ci, chocia� ojciec podania sk�ada� i do Zwi�zku pisa� i nawet do �Trybuny�. Pan rozumie ile te buty nas kosztowa�y... � Rozumiem, mo�e jednak... � pan Anielak poruszy� si� niespokojnie. Ale Rymarski nie zwa�aj�c na niego ci�gn�� dalej. � Dopiero jak doro�li�my, znaczy si� ja i brat, to troch� si� ojcu ul�y�o, bo teraz kupuje tylko pi�� par na nas trzech. Ca�y k�opot, �e musz� by� w tym samym fasonie. No i potem dobieramy... znaczy si�, robimy tak... � P�niej doko�czysz, Rymarski � przerwa� mu pan Anielak, �a�uj�c �e w og�le wszczyna� t� rozmow�. � Ja zaraz zako�cz�, prosz� pana... Wi�c robimy tak � ja bior� praw� sz�stk� i lew� si�demk�, a t� praw� si�demk� co zostaje to zn�w bierze ojciec i do tego lew� �semk�, pan rozumie, wi�c zostaje prawa �semka i t� praw� �semk� to bierze brat, bo on ma najwi�ksze nogi i do tego lew� dziewi�tk�... � Rymarski... � Tak jest prosz� pana... Rzecz w tym, �e zostawa�a nam zawsze lewa sz�stka i prawa dziewi�tka, ca�y stos si� uk�ada�... � Tak, tak... to uci��liwe � zasapa� zniecierpliwiony Partacz � ale wracajmy do lekcji... � Co tam uci��liwe, prosz� pana, ale �al... �al by�o patrze�, �e tyle nowego obuwia si� marnuje. � Rymarski dopiero teraz rozgada� si� na dobre. � Na szcz�cie, ojciec wpad� na pomys�. Poszed� do zwi�zku inwalid�w i tam skontaktowali go z dwoma jednonogimi. Z numerem sz�stym i z numerem dziewi�tym. I ojciec opyli� ca�y zapas za p� ceny i z rabatem... W tym momencie pan Anielak poczu�, �e boli go g�owa. � Rymarski przesta�! � j�kn�� s�abo. � Ale Rymarski nawet go nie dos�ysza�. � Wi�c teraz, prosz� pana � pytlowa� dalej � to chodzimy kupowa� nowe buty zawsze z inwalidami, pan rozumie, �eby, uzgodni� fason, bo ka�dy ma sw�j gust, no nie? � Dosy�! � krzykn�� Partacz. � O co chodzi, prosz� pana? � wytrzeszczy� oczy Rymarski � pan uwa�a, �e nie powinni�my... � Powinni�cie! Powinni�cie! � sapa� pan Anielak � to wszystko bardzo pomys�owe! Ale przesta�! � Dlaczego? � zamruga� oczami Rymarski. � Nie udawaj imbecyla � krzycza� pan Anielak � my�lisz, �e ja nie wiem. Ty mnie umy�lnie zagadujesz! Byle lekcja przesz�a! � Ale co znowu, prosz� pana! Ja tylko t�umacz�, dlaczego gubi� te tenis�wki. � T�umaczysz?! � zatrz�s� si� pan Anielak � przecie� nic nie wyt�umaczy�e�! Nie ma w tym �adnej logiki. � Jak to nie? Pan Anielak mia� wielk� ochot� powiedzie� kr�tko i dosadnie co my�li o logice Rymarskiego, ale przypomnia� sobie, �e jednak jest pedagogiem, opanowa� si� wi�c i rzek� sil�c si� na spok�j. � S�uchaj, Rymarski, przecie� je�li stosujecie teraz ten spos�b i kupujecie obuwie do sp�ki z tym inwalid�, to powiniene� mie� tenis�wki dopasowane do rozmiar�w twojej stopy i nie powinny ci spada�... � No tak, ale zapomnia�em powiedzie�, �e przy tenis�wkach to wysiada prosz� pana... � Wysiada?! � Bo inwalidzi nie chc� chodzi� w tenis�wkach. Nie odpowiadaj� im. A ojcu �al kupowa� dwie pary, wi�c musz� nosi� na obu nogach si�demki i dlatego mi spada, prosz� pana. � Wi�c po jakie licho pytlowa�e� o tym wszystkim?! � Pytlowa�em? Ja tylko wyja�nia�em... � Rymarski zrobi� min� niewini�tka. � Smaruj na miejsce i ani s�owa wi�cej � wycedzi� z t�umion� pasj� technik. Rymarski wzruszy� ramionami i zacz�� skaka� na lewej nodze unosz�c do g�ry praw�, t� pozbawion� obuwia. Z dziurawej skarpetki wygl�da�y mu dwa brudne palce. Partacz spojrza� na nie ze wstr�tem. � A swoj� drog� � nie m�g� si� powstrzyma� od krytycznej uwagi � m�g�by� dba� wi�cej o czysto��. � Co prosz�? � obr�ci� si� Rymarski. � Masz brudn� nog�! � krzykn�� pan Anielak. Rymarski spojrza� zdziwiony na swoj� nog� i poruszy� brudnymi palcami. � Troch� si� pobrudzi�y, to fakt � przyzna� uczciwie. � Jak ci nie wstyd! Ale Rymarskiemu nie by�o wstyd. � To nie moja wina, prosz� pana. S�owo daj�, �e jak wychodzi�em z domu by�a czysta. Tylko mia�em nieszcz�liwy wypadek. Ja to panu zaraz wszystko wyt�umacz�... � Nie potrzeba! � zamacha� r�kami pan Anielak, przera�ony, �e zanosi si� na nowe gadulstwo. � Ja musz�, bo pan mnie podejrzewa � mrukn�� Rymarski � wi�c to by�o tak... � Dosy�! Ty mnie wp�dzisz do grobu. � Wi�c nie jest pan ciekawy!? � Nie. � I ju� mnie pan nie podejrzewa i nie twierdzi, �e jestem brudny z natury? � Rymarski wbi� ci�ki wzrok w Partacza. Partacz zawaha� si�. W pierwszej chwili dla �wi�tego spokoju got�w by� nawet skapitulowa�, ale uzna� to wida� za niegodne honoru goga, bo wykrztusi� m�nie: � W dalszym ci�gu podejrzewam i twierdz�. � No to w takim razie ja musz� wyt�umaczy� � o�wiadczy� pos�pnie Rymarski � mam chyba demokratyczne prawo... Panu Anielakowi opad�y r�ce. � Bo to by�o tak � zacz�� Rymarski � bieg�em do szko�y na prze�aj przez ha�dy i wtedy... To w og�le szcz�cie, �e dzisiaj przyszed�em do szko�y... � Zale�y dla kogo � rzek� zgry�liwie Partacz. � Co prosz�? � Nic � zasapa� Partacz. � Chcia�em tylko zaznaczy�, �e by�oby szcz�ciem dla szko�y, gdyby� raz nie przyszed�. � Pan chyba �artuje � Rymarski spojrza� na niego zaskoczony. � A ja mia�em naprawd� okropny wypadek. Wpad�em w sid�o. � Siadaj! � S�owo daj�! W sid�o Inocynta Ankohlika. Pan wie, �e Inocynt Ankohlik zastawia sid�a. Bo on kradnie g�rnikom go��bie i z tego �yje. No i w�a�nie jak wpad�em, z�apa�o mi nog� i musia�em zdj�� but �eby si� uwolni� i wtedy si� pobrudzi�em i... � Wpisz� ci� do dziennika � zagrzmia� Partacz. Rymarski wyba�uszy� oczy. � Za co?! � Za umy�lne gadulstwo. � Ja przecie� chcia�em tylko wyt�umaczy� si� z nogi. � Milcz �otrze! Ty mnie wp�dzasz do grobu. � Ale� co znowu! � Siadaj, m�wi�! � A moja tenis�wka? � Poszukasz po lekcji. � Noga mi zmarznie. � Jeszcze s�owo, a wylecisz za drzwi � sykn�� Partacz zapisuj�c Rymarskiego do dziennika � ja to wszystko opowiem na sesji! Rymarski westchn�� ci�ko i z min� skrzywdzonej niewinno�ci poku�tyka� na miejsce. Pan Anielak zakas�a�, rozpi�� sobie ko�nierzyk i rozlu�ni� krawat. Jeszcze nie zacz�a si� lekcja, a ju� czu� si� piekielnie zm�czony. Przez chwil� sapa� ci�ko za sto�em, wreszcie zwl�k� si� z krzes�a i zacz�� obchodzi� warsztaty sprawdzaj�c post�py w pracach modelarskich. Zauwa�y�em, �e pow��czy� nogami i garbi� si� bardziej ni� zwykle. Czeka�em niespokojnie a� podejdzie do mnie. Pracuj�cy obok Domejko raz po raz rzuca� szydercze spojrzenia na m�j model. Istotnie, by� to �a�osny widok. Wehiku�, kt�ry konstruowa�em w pocie czo�a, mia� by� wed�ug planu wspania�ym autobusem jelczem, lecz przypomina� raczej trumn� na krzywych k�kach i w dodatku po kraksie. Jako� zupe�nie mi nie sz�o. Inna rzecz, �e jako nowy dostawa�em zawsze najgorsze materia�y i narz�dzia. � To smutne, Cykorz � us�ysza�em nad sob� zatroskany g�os Partacza. Sta� przy mnie i przygl�da� si� z najwy�szym niesmakiem mojej pracy. � I pomy�le�, �e tw�j ojciec jest znanym in�ynierem � doda� nie bez goryczy. Wzruszy�em bezradnie ramionami. � Nie wszystko mo�na odziedziczy� po ojcu � mrukn��em. � Pan Mi��szyniec na biologii m�wi�, �e dziedziczenie jest spraw� bardzo skomplikowan�. Mam za to inne zalety � pr�bowa�em si� u�miechn��, �eby zachowa� fason wobec klasy. � Co wi�cej, widz�, kpisz sobie � nastroszy� si� pan Anielak. � Nie kpi�, prosz� pana. Ja naprawd� tak my�l� � spojrza�em w oczy Partaczowi. Partacz przygl�da� mi si� nieufnie. � Wi�c zgoda � powiedzia� wreszcie � mo�e nie masz talentu, ale m�g�by� si� chocia� stara�. To przecie� skandal, �eby tak partaczy�! Do czego to podobne?! � wzi�� w dwa palce m�j model i demonstrowa� z widocznym obrzydzeniem klasie. Przez sal� przetoczy�a si� fala �miechu. Przygryz�em wargi. Nienawidzi�em w tym momencie pana Anielaka. Musia� co� zauwa�y� w mej twarzy, bo uciszy� ch�opc�w i powiedzia� ju� �agodniej: � We��e si� jako� w gar�� ch�opcze. Co si� z tob� dzieje?! Inni maluj� ju� swoje modele, a ty nie masz nawet wyklepanej karoserii. � Nie mam dobrego m�otka, prosz� pana � mrukn��em � gdybym mia�... ma�y m�otek... m�j jest za du�y i za ci�ki. � Pacholec, po�yczysz mu sw�j m�oteczek � powiedzia� do dryblasa Partacz. � No i te straszne zadziory � zwr�ci� si� ponownie do mnie. � To przecie� zwyczajne niechlujstwo. To trzeba jako� spi�owa�. � Tak jest, prosz� pana. � A co b�dzie z ogumieniem? Przynios�e� jak�� gum�? Zawaha�em si�. Wprawdzie mieli�my wykona� ogumienie z tak zwanych odpad�w u�ytkowych, nie wiedzia�em jednak czy podeszwa starego trampka, kt�r� dysponowa�em, mie�ci si� w tym poj�ciu. � Mam gum� z obuwia sportowego, prosz� pana � odpar�em wreszcie � ale nie wiem, czy si� nada. � Zaraz zobaczymy. Poka� � powiedzia� pan Anielak. Si�gn��em do szuflady w stole i wyci�gn��em moj� paczuszk�. Odwin��em papier i... os�upia�em. Zamiast starej podeszwy z opakowania wy�oni�a si� bia�a, prawie nowa tenis�wka. � Czy nie szkoda? � zdumia� si� Partacz � taka nowa tenis�wka? � Tenis�wka?! � rozleg� si� podniecony g�os Rymarskiego. � Niech pan poka�e! Podskakuj�c na jednej nodze dopad� zdenerwowany do mojego sto�u. � Co� podobnego! � wykrzykn�� z oburzeniem � to przecie� moja! Ty draniu, zw�dzi�e� j�! � wyrwa� mi �apczywie pantofel. By�em oszo�omiony, �e nie mog�em wydoby� ani s�owa. Po prostu mnie zatka�o. � Naprawd� twoja? � zapyta� Rymarskiego z niedowierzaniem pan Anielak. � No niech pan por�wna i zobaczy! � sapa� Rymarski �ci�gaj�c nerwowo drugi pantofel z nogi. Partacz por�wna� obie tenis�wki i wytrzeszczy� oczy ze zdumienia. Ja zreszt� te�. Istotnie, nie ulega�o �adnej w�tpliwo�ci, �e obie nale�� do tej samej pary. � Czy� ty oszala�, Cykorz?! Chcia�e� zrobi� ogumienie z pantofla Rymarskiego? Nie... to ju� przechodzi wszelkie poj�cie! � pan Anielak patrzy� na mnie os�upia�y. � Ja... ja... nie... prosz� pana... � usi�owa�em co� wykrztusi�, ale na dobr� spraw� sam nie wiedzia�em co. By�em zbyt og�upia�y. Dopiero gdy och�on��em po chwili przysz�o mi na my�l, �e to musi by� nowy kawa� Bloker�w. Nim jednak zdo�a�em podzieli� si� tym przypuszczeniem z panem Anielakiem, do sali wpad� wo�ny Nocu�. � Prosz� pana! � zasapa� � niech pan idzie do kancelarii! Telefon z inspektoratu do pana. Partacz chcia� jeszcze co� powiedzie� do mnie, ale machn�� tylko nerwowo r�k� i podbieg� po�piesznie do wieszaka. Zdj�� szal, okr�ci� sobie szyj� i rzuci� si� do drzwi. � A kalosze? � przypomnia� wo�ny Nocu�, zapewnie nie tyle z troski o Partacza, ile o �wi�te posadzki. � Prawda, moje kalosze! Partacz zawr�ci� i podbieg� do tablicy. Ale ku jego zdumieniu, kaloszy pod tablic� nie by�o. � Znikn�y! � wybe�kota�. � A gdzie je pan po�o�y�? � zapyta� wo�ny. � No tu, pod tablic�. Mia�em je przecie� na oku i co� si� z nimi sta�o. Zawsze mi si� to zdarza w tej piekielnej klasie � dysza� zdenerwowany rozgl�daj�c si� bezradnie po sali. � Gdzie s� kalosze pana technika! � krzykn�� ostro wo�ny. � Pewnie zn�w schowali�cie, �otry! � Co te� pan gada, panie wo�ny? � oburzy� si� Pacholec. � Zawsze na nas! Mo�e pan technik po�o�y� gdzie indziej! � rozleg�y si� obra�one g�osy. � Tutaj k�ad�em. Chocia�... sam ju� nie wiem... � denerwowa� si� nieszcz�sny Partacz � zupe�nie trac� g�ow� w tej klasie. � Ch�opaki! � krzykn�� Nieradek zrywaj�c si� z miejsca � no co tak sterczycie jak mu�y! Szuka� natychmiast kaloszy pana technika... � Niech si� pan uspokoi � u�miechn�� si� do Partacza � nie mog�y zgin��. U nas nic nie ginie. Na pewno zaraz si� znajd�. �ywo, ch�opaki! Rusza� si�! Nie widzicie, �e panu technikowi si� �pieszy do telefonu? Blokerzy jakby na to czekali. Ze straszliwym rumorem porzucili warsztaty i rozbiegli si� po sali. Odetchn��em. Sprawa pantofli Rymarskiego na razie zesz�a z tapety. Wszyscy, ��cznie z Rymarskim szukali teraz kaloszy, kot�uj�c si� bez�adnie po k�tach. Postanowi�em wykorzysta� t� okoliczno��. Na warsztacie Pacholca zosta� zgrabny ma�y m�oteczek. Gdybym poprosi� drania, na pewno by mi nie po�yczy�. Tak... trzeba korzysta� z okazji. Dopad�em do warsztatu Pacholca, porwa�em upragnion