7460
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7460 |
Rozszerzenie: |
7460 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7460 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7460 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7460 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Uuk Quality Books
Edmund Niziurski
Si�dme wtajemniczenie
Wydawnictwo �L�SK
Katowice, 1972
Wydanie II
(I masowe)
Spis tre�ci
ROZDZIA� I
ROZDZIA� II
ROZDZIA� III
ROZDZIA� IV
ROZDZIA� V
ROZDZIA� VI
ROZDZIA� VII
ROZDZIA� VIII
ROZDZIA� IX
ROZDZIA� X
ROZDZIA� XI
ROZDZIA� XII
ROZDZIA� XIII
ROZDZIA� XIV
ROZDZIA� XV
ROZDZIA� XVI
ROZDZIA� XVII
ROZDZIA� XVIII
ROZDZIA� XIX
ROZDZIA� I
Pr�ba lotu kosmicznego � Dlaczego nie mog�em orbitowa�? � Z powrotem
w klasie � Jak opanowa�em po�o�enie i odnios�em sukces taktyczny �
Fatalny po�lizg � Kulawy Lolo � Los fuksa, czyli moja sytuacja w
Gnypowicach Wielkich
A wi�c jednak oderwa�em si� i lec�. Przykre uczucie przeci��enia ust�powa�o powoli,
wci�� jednak szumia�o mi w uszach i wzrok mia�em jakby zamglony. Z trudem rozpoznawa�em
zarysy instrument�w pok�adowych i cie� komandora w fotelu.
� Jak si� czujesz, Gusiu? � us�ysza�em zachryp�y g�os. Jego g�os.
� Bol� mnie uszy � odpar�em.
� Nie masz jeszcze dostatecznej zaprawy � powiedzia� komandor � nie wiem, czy
powinienem by� ci� zabra�... Chyba skr�cimy ten lot.
� O, nie! � przestraszy�em si� � le�my jak najd�u�ej. Nic mi nie b�dzie � zapewni�em
gor�co, � chyba, �e... � obejrza�em si� niespokojnie � czy kto� jest jeszcze na pok�adzie?
� Nie ma nikogo. Za�oga jest dwuosobowa. �a�ujesz, �e nie zabra�e� koleg�w?
� Sk�d�e! Mam dosy� ich wyg�up�w i wrzask�w!
� Nie b�j si�. Tam b�dzie zupe�nie cicho. Ju� jest cicho.
� A jednak chyba ich wci�� jeszcze s�ysz�...
� Nonsens. To s� szumy techniczne.
� S�dzi pan, �e tym razem nam si� uda, komandorze?
� Na pewno.
Mimo to odczuwa�em niepok�j.
� A je�li kt�ry� z nich tu si� zakrad�? � zapyta�em po chwili.
� Wykluczone.
� Ale mogli mi co� pod�o�y�.
� Jeste� przewra�liwiony. Przesta� o tym my�le� i przygl�daj si� lepiej.
Wyjrza�em przez okno kabiny. Z boku wida� by�o ob�� kraw�d� Ziemi. Nad ni� w�ski pas
atmosfery. B�yszcza� kolorami s�onecznego widma. Na dole by� czerwony, wy�ej pomara�czowy
i ��ty... zielonkawy, niebieski potem fioletowy... wysoko ju� by�a tylko czer�. Przera�aj�ca
czer� kosmiczna.
� Czy nie wspania�e? � zapyta� komandor.
� Za ma�o zielono�ci. I ta okropna czer�! � odpowiedzia�em.
� Zielono�ci mia�e� dosy� na ziemi...
� To prawda, tylko..
� Chyba nie oblecia� ci� strach?
� Nie � odpar�em bez przekonania � tylko troch� mi jako� dziwnie. Czy nie ma tu
insekt�w? � poruszy�em si� niespokojnie.
� Sk�d takie podejrzenia?!
� Bo... bo co� mnie chyba szczypie.
� Nie ple� g�upstw! �adnego kosmonauty jeszcze nigdy nic nie szczypa�o w rakiecie.
� Wiem, prosz� pana, ale mnie co� szczypie � zacz��em wierci� si� niespokojnie � a
teraz �askocze.
� �askocze? � zdziwi� si� komandor.
� Naprawd� trudno wytrzyma�...
� Opanuj si�, to nerwowe.
� Wie pan... ja... ja chyba wyjd�.
� Chcesz orbitowa� ju� teraz?
� Je�li pan pozwoli... Mo�e na zewn�trz nie b�dzie mnie szczypa�. Pan si� zgadza?
� No, je�li chcesz koniecznie...
Chcia�em si� podnie�� z fotela, ale bezskutecznie.
� No... dlaczego nie wstajesz? � zapyta� komandor.
� Nie mog� � j�kn��em.
� Jak to nie mo�esz?
� Bo co� mnie trzyma.
� Mo�e zapomnia�e� odpi�� pasy?
� Mam odpi�te.
� Wi�c?
� M�wi� panu, �e co� mnie trzyma!...
� Zawsze z tob� s� jakie� k�opoty... � zdenerwowa� si� komandor. � No, ruszaj si�!
� Komandorze! � wykrztusi�em przera�ony � ja... ja chyba nie jestem w stanie
niewa�ko�ci.
� Co ty wygadujesz?! Wstawaj! � komandor obr�ci� do mnie twarz, a ja struchla�em
nagle. To nie by�a twarz komandora, to by�a twarz Kowbojki, naszej pani od matematyki!
Sta�a nad moj� �awk� tak blisko, �e widzia�em brodawk� na jej nosie i meszek na twarzy.
Musia�a co� m�wi� do mnie z gniewem, bo jej usta porusza�y si� gwa�townie, aczkolwiek nic
jeszcze nie mog�em zrozumie�, czego ode mnie chce.
Spojrza�em ze z�o�ci� po klasie. Wszyscy patrzyli na mnie rozbawieni. A wi�c � koniec
lotu. Zn�w mi si� nie uda�o. Do stu kosmonaut�w bosych, czy�by ucieczka z tego miejsca nie
by�a w og�le mo�liwa?! Odk�d tylko zjawi�em si� w tej klasie pr�bowa�em nawiewa� uparcie i
systematycznie, lecz nawet najwi�ksze nat�enie wyobra�ni nie pomaga�o. Zawsze zdarzy�o si�
co� niezaplanowanego i musia�em wraca�...
Szum w uszach ustawa� poma�u. Zacz��em odbiera� pierwsze wra�enia s�uchowe. Jak
zwykle po powrocie na t� nie�yczliw� planet� nie by�y zach�caj�ce.
� Cykorz! Co si� z tob� dzieje?! Zn�w nie uwa�asz?
Po�piesznie przetyka�em sobie uszy.
� Czy nie rozumiesz, co si� do ciebie m�wi?! Wsta�!
Poruszy�em si� na �awce i pr�bowa�em d�wign��, ale bezskutecznie. Nawet si� nie
zdziwi�em.
� Nie mog� wsta� � powiedzia�em zrezygnowany i raczej beztrosko.
� Jak to nie mo�esz?! Dlaczego? � denerwowa�a si� Kowbojka.
Postanowi�em do ko�ca zachowa� godno��, spok�j i form�.
� Obawiam si�, �e jestem przyklejony � o�wiadczy�em rzeczowo.
Przez klas� przebieg� dreszcz �miechu. Kowbojka posinia�a.
� Kpisz sobie, Cykorz!
� Przykro mi � rzek�em � �e pani profesorka tak my�li. Ale ja chyba jestem
przyklejony i boj� si�, �e jak wstan� na si��, to rozedr� spodnie. Pani profesorka zobaczy.
M�j spokojny, staranny spos�b wys�awiania si� w najbardziej drastycznych sytuacjach
zawsze wprawia� Kowbojk� w zak�opotanie i zamyka� jej usta. Teraz te� zaprzesta�a dalszych
wy�adowa� gogicznych i pochyli�a si� nad moj� �awk�, a stwierdziwszy, i� spodnie moje istotnie
utworzy�y jedno�� techniczn� z powierzchni� deski, pr�bowa�a mnie oderwa�, ale bez rezultatu.
� Rzeczywi�cie, przyklei�e� si� � zasapa�a zdumiona.
Siedzia�em spokojnie z r�kami na pulpicie. Zastanawia�em si� jak oni mogli to zrobi� i
czeka�em z godno�ci� na dalszy rozw�j wypadk�w.
Kowbojka przez chwil� wci�� jeszcze sapa�a nabieraj�c zapewne si�y do dalszych
wy�adowa� gogicznych. Brodawka na policzku porusza�a jej si� niebezpiecznie.
� Kto przyklei� Cykorza?! � zapyta�a wreszcie gro�nie.
� Pani profesorko � odezwa� si� z ostatniej �awki Bezczelny Pacholec podrzucaj�c
spiczastymi ramionami � dlaczego kto� mia�by przy klei� Cykorza?!
� Stale co� mu robicie.
� Ale przykleja�?! � oburza� si� piskliwie Bezczelny Pacholec � to do nas
niepodobne! Pani profesorka nas zna! Zreszt� kt�ry klej tak mocno trzyma? Chyba stolarski? A
kto z nas ma stolarski?
� Klej cementowy mo�e trzyma� � zauwa�y� ma�y Rymarski zwany Szprotem.
� Zale�y co? � ziewn�� Du�y Ma�kut.
� Na tym kleju pisze, �e drzewo te�.
� Ale spodnie?
Przez kilka minut trwa�a o�ywiona dyskusja na temat klej�w i ich w�a�ciwo�ci, wreszcie
Kowbojka zorientowa�a si�, �e s� to dyskusje sztuczne i �e pad�a ofiar� podst�pu maj�cego za cel
przegadanie lekcji.
� Dosy�! Pytam, kto przyklei� Cykorza? � zastuka�a lini� w st� nauczycielski.
� Pani profesorko, Cykorz na pewno sam wyla� ten klej, a potem usiad�.
� Nie opowiadaj! Ostatecznie nie jest przecie� idiot�.
� Ale mia� klej cementowy! � piszcza� Szprot-Rymarski.
� Pani wie, jaki jest Cykorz � podrzuca� ramionami Bezczelny Pacholec.
� To jest kosmak, prosz� pani.
� Kosmonauta pieszy!
� Nawet m�g� nie zauwa�y�, kiedy rozla�!
� Bo my mieli�my przynie�� dzisiaj klej na zaj�cia techniczne.
� A on si� stale zamy�la.
Kowbojka zmarszczy�a brwi i zn�w wytoczy�a si� przed moj� �awk�.
� Cykorz, czy przynios�e� klej?
� Oczywi�cie, prosz� pani � odrzek�em swobodnie.
� Zobacz, czy ci si� wyla�.
Pe�en najgorszych przeczu�, aczkolwiek wci�� jeszcze z kamienn� twarz� si�gn��em pod
pulpit. Istotnie, kleju tam nie by�o. Zajrza�em pod �awk�. S�oik le�a� na pod�odze otwarty i
ociekaj�cy klejem. Kowbojka westchn�a ci�ko, a mnie jak zwykle ogarn�o zdziwienie: jak oni
to zrobili? Kiedy? Dlaczego nie zauwa�y�em? By�em w�ciek�y. Tyle razy obiecywa�em sobie, �e
nie si�d� ju� wi�cej na �awce, zanim wcze�niej nie spojrz�. Co prawda, wpad�em ostatni do klasy,
kiedy Kowbojka by�a ju� przy swoim stole i bardzo si� spieszy�em, ale przecie� powinienem
rzuci� okiem... Niewybaczalne przeoczenie...
� Odklejcie go � powiedzia�a zm�czona Kowbojka.
� Jak go odklei�? � zak�opota� si� Szprot-Rymarski.
� Chyba tylko na mokro. Trzeba go zwil�y� � orzek� Szcze�uja-Spec, obejrzawszy
mnie fachowo.
Wzdrygn��em si� odruchowo. Nie tyle przed perspektyw� zwil�ania, ile z powodu
szczypni�cia w okolicy �opatki. By�o to uszczypni�cie zupe�nie podobne do tego, jakiego
dozna�em w podr�y kosmicznej. A wi�c nie uleg�em wtedy z�udzeniu... i w gr� wchodzi�y
rzeczywi�cie insekty. Niestety nie mog�em zastanawia� si� d�u�ej nad tym fenomenem, poniewa�
nagle uszczypn�o mnie co� po raz wt�ry, tym razem tak dotkliwie, �e podskoczy�em
gwa�townie. Rozleg�o si� g�o�ne trzeszczenie, jakby rozdzieranych szmat, a ja ze zdumieniem
stwierdzi�em, �e stoj� wyprostowany. Spojrza�em przera�ony na �awk�, czy nie zosta� tam
kawa�ek moich spodni. Nie, nic nie by�o wida�. Wci�� jeszcze nie dowierzaj�c pomaca�em si�
dla pewno�ci po siedzeniu i odetchn��em z ulg�. By�o ca�e, aczkolwiek sztywne od zasch�ego
kleju i, je�li si� tak mo�na wyrazi�, zacementowane.
Tymczasem insekty kontynuowa�y sw�j metodyczny atak wzd�u� linii kr�gos�upa i nowe
uk�ucia dosi�g�y mnie w okolicy lewej �opatki i kr�g�w szyjnych. Co gorsza, poczu�em
niezno�ne sw�dzenie we wszystkich uprzednio poszkodowanych miejscach. Przykro mi wyzna�,
ale w tym momencie przesta�em panowa� nad odruchami i zacz��em drapa� si� nerwowo po
ca�ym ciele wykonuj�c raczej zdumiewaj�ce skr�ty i wygibasy tu�owia.
Nowa fala rechotu i r�enia przebieg�a przez klas�.
� Spok�j! � krzykn�a Kowbojka � Cykorz, czy ty oszala�e�?! Co to za podrygi?!
� Taniec derwisza, pani profesorko � pisn�� Bezczelny Pacholec i mena�eria zarycza�a
znowu.
Przera�one oczy Kowbojki wpatrywa�y si� we mnie ze zgroz�.
� Przepraszam, pani profesorko, uszczypn�o mnie � wyja�ni�em.
� Co ci� uszczypn�o? � przestraszy�a si� Kowbojka.
� Nie wiem, chyba mnie co� oblaz�o. Jakie� insekty.
� To mr�wki, pani profesorko � wrzasn�� Szprot-Rymarski. � Cykorz mia� przynie��
mr�wki na biologi� i pewnie mu si� rozsypa�y!
� Cykorz, czy to prawda? � zaniepokoi�a si� Kowbojka.
� Ale� sk�d, prosz� pani � oburzy�em si� � ja mia�em przynie�� much� �cierwnic�.
Tak� du��, zielon�, pani wie.
� Co takiego?! � Kowbojka spojrza�a na mnie ze wstr�tem.
� Much� �cierwnic�... Nie�yw� � doda�em po chwili � to znaczy trupa muchy. Niech
pani si� nie boi.
� Jeste� pewien?
� Mam j� w pude�ku od zapa�ek. Zaraz pani poka��.
�eby uspokoi� Kowbojk� po�piesznie si�gn��em do kieszeni, wyci�gn��em pude�ko, i
otworzy�em, ale zamiast muchy w pude�ku ukaza�o si� chyba ze dwadzie�cia mr�wek. Niekt�re
od razu wybieg�y i pocwa�owa�y mi pod r�kaw. Sta�o si� to tak nagle i niespodziewanie, �e na
moment zapomnia�em o obowi�zku samokontroli i przera�ony upu�ci�em pude�ko wprost na
nog� Kowbojki. Biedaczka wyda�a g�o�ny okrzyk i odskoczy�a, ale by�o ju� za p�no. Mr�wki
nerwowo pocz�y biega� po jej nodze.
Mimo tak niepomy�lnego rozwoju wypadk�w stara�em si� zachowa� spok�j. Wiedzia�em,
�e tylko spok�j mo�e mnie uratowa�.
� Przepraszam, pani profesorko � powiedzia�em � tego nie mog�em przewidzie�.
� To ju� przechodzi wszelkie granice! � roztrz�siona Kowbojka zbiera�a mr�wki z
nogi. � Jak mog�e� trzyma� mr�wki w kieszeni!
� Podrzucili mi, prosz� pani. S�owo daj�, �e mia�em tylko much�.
� S�uchaj, Cykorz! Albo to s� bezczelne kawa�y i umy�lnie udajesz imbecyla, albo, co
gorsza, jeste� nim naprawd�.
� Nie jestem imbecylem i nie udaj�, pani profesorko � powiedzia�em dobitnie staraj�c
si� patrze� jej prosto w oczy. � Oni mi podrzucili.
� Jak mogli ci podrzuci�?... Nie, to s� jakie� wykr�ty � Kowbojka patrzy�a na mnie z
politowaniem pomieszanym ze wstr�tem. � Czy by�e� ju� z matk� u lekarza?
� Jeszcze nie.
� Tu musi wkroczy� lekarz! Z tob� jest naprawd� niedobrze, m�j drogi... Przez miesi�c
robi�am co mog�am, ale ju� nie widz� sposobu... Jeste� niedost�pny dla normalnych zabieg�w
wychowawczych � Kowbojka z wyra�n� gorycz� zacz�a si� wy�adowywa� gogicznie.
S�ucha�em j� pi�te przez dziesi�te. To niewa�ne co gl�dzi. Wa�ne jest co innego. Tych
dwudziestu Bloker�w, z kt�rymi stan� oko w oko, gdy tylko ona wyjdzie z klasy. Na razie si�
tylko rozkr�caj�, ale pe�n� form� osi�gn� dopiero potem. Ju� ich zacz�o ponosi�. Nabrali smaku,
dranie. Powybiegali z �awek i k��bili si� niebezpiecznie. Wyczuwa�em u nich gro�ne
podniecenie. Szprot-Rymarski hu�ta� si� nerwowo na r�kach mi�dzy rz�dami �awek. Bezczelny
Pacholec ju� by� przy tablicy i niebezpiecznie wymachiwa� �cierk�. Du�y Ma�kut drepta�
niecierpliwie w miejscu jak bokser przed nast�pnym starciem. Nieradek �u� pestki i u�miecha� si�
z�o�liwie. Ju� im wysz�a zagrywka i humor si� im poprawi�. Teraz p�jd� na ca�ego. Ju� maj�
zapewniony ubaw przez reszt� dnia i nie wypuszcz� mnie z ubawu.
I zn�w ogarn�o mnie pragnienie morderstwa. Rzuci� si� na pierwszego z brzegu i pra�
do ostatniego tchu. Albo ja ich zat�uk�, albo oni mnie! Niech si� to wreszcie sko�czy i
rozstrzygnie krwawo. Ale nie... nic z tego. U�miechn��em si� gorzko. Mia�em ju� do�wiadczenie.
Ani ja nikogo nie zat�uk�, ani oni mnie nie zat�uk�. Bo wcale nie chc� tego. Oni chc� tylko
ubawu sta�ego, powszedniego. I zanim bym kogo� stukn��, ju� by Du�y Ma�kut doskoczy�. On
zna chwyt. Chwytem by mnie obezw�adni�. I wtedy wszyscy dopadliby do mnie i zanie�li jak
ciel� do dyrektorki, co sta�oby si� ju� ostateczn� kl�sk�. Bo tam u dyrektorki b�dzie md�o.
S�odkawy zapach pudru, wody kolo�skiej i gogicznego potu. Palec gogiczny zawieszony
ruchomo w powietrzu i w�druj�cy zygzakiem nade mn�. Trzyna�cie par zm�czonych oczu
wpatrywa� si� b�dzie we mnie z odraz�: �Rany boskie, znowu ten Cykorz!� I te usta poruszaj�ce
si� bezg�o�nie jak za �cian� ze szk�a. I znowu b�d� si� zastanawia�, dlaczego nic nie s�ysz� i oni
mnie nie s�ysz�, a� zrozumiem wreszcie, �e to jest m�ka pr�ni. Bo w kancelariach, pokojach
gogicznych i gabinetach dyrektorskich panuje pr�nia kosmiczna. Wszyscy na zwyk�ych
ubraniach maj� jeszcze specjalne skafandry, plastikowe, przejrzyste, niewidoczne, ale dok�adnie
izoluj�ce, tak, �e chocia� ja b�d� m�wi� i oni b�d� m�wi�, nic nie przeniknie do nas, a wszystko
co us�ysz� b�dzie brz�czeniem muchy, niezno�nym brz�czeniem bezradnej muchy na szybie.
Dlatego szybko rozlu�ni�em zaci�ni�te pi�ci i stwierdzi�em z zadowoleniem, �e ju� mnie
nie ponosi i zaczynam panowa� nad sytuacj�. I by�em dumny z siebie, �e zachowa�em zimn�
krew i nie straci�em g�owy. Do stu kosmonaut�w bosych, nie jest wida� ze mn� najgorzej, skoro
potrafi� jeszcze rozwa�a� w tak pieskim po�o�eniu. Nie �ami� si�, nie mazgaj�, nie ciskam na
o�lep, lecz jestem w stanie podej�� do problemu rzeczowo i praktycznie.
Mi�dzy Bogiem a prawd�, c� to znowu za problem?! Klasa post�puje normalnie i ja te�
powinienem post�pi� normalnie. Nic na si��. Wszystko to przecie� przewidzia�em i wiedzia�em
co musz� zrobi�. Mia�em przygotowany plan. Tak, grunt to ustosunkowa� si� normalnie.
Wi�c gdy tylko Kowbojka roz�adowa�a si� gogicznie i wysz�a, ustosunkowa�em si�
normalnie do klasy i porwawszy teczk� b�yskawicznym sprintem uciek�em na korytarz.
Z przyjemno�ci� spostrzeg�em, �e ko�czyny dolne mam nadzwyczaj sprawne, a refleks �
bez zarzutu. Ta sprawno�� ko�czyn dolnych sprawi�a mi mi�� niespodziank�. Tak, nie jest ze mn�
najgorzej, a nawet coraz lepiej. Miesi�czny trening dawa� rezultaty. Osi�gn��em szczyt formy.
Za sob� us�ysza�em wrzaski: ��apa� fuksa!� Blokerzy dopiero teraz oprzytomnieli i
wypadli z klasy. Obejrza�em si�. Mia�em co najmniej pi�tna�cie metr�w przewagi nad �cigaj�c�
mnie t�uszcz�. Wi�c wszystko zgodnie z planem.
Nast�pn� lekcj� mia�y by� zaj�cia techniczne. Odbywa�y si� one w nowo zbudowanym
pawilonie po drugiej stronie b�otnistego podw�rza. Pomy�la�em wi�c, �e bezpiecznie i
praktycznie by�oby, zmyliwszy tropy, od razu prysn�� do tego� pawilonu. Spojrza�em na plansze
wystawy tysi�clecia ustawione wzd�u� �cian korytarza i wiedzia�em ju� co zrobi�. Pobieg�em
jeszcze kilka metr�w g��wnym korytarzem, a potem skr�ci�em w boczny, sk�d bieg�y schody na
d� do piwnic i do szatni. Tu� ko�o schod�w sta�a plansza ilustruj�ca rozw�j hodowli w naszym
kraju. Widnia�y na niej cyfry a nad nimi u�miechni�te �winki okr�g�e i r�owe, coraz wi�ksze,
ustawione jedna za drug� w r�wny szereg. Schowa�em si� po�piesznie za te �winki, wyci�gn��em
z kieszeni dwie kr�g�e ziemniaczane bulwy, odczeka�em chwil� i gdy us�ysza�em nadbiegaj�cych
Bloker�w, rzuci�em je na schody. Stoczy�y si� g�o�no odbijaj�c o stopnie z dudnieniem
na�laduj�cym do z�udzenia tupot.
� To on! � krzykn�li Blokerzy.
� Zbieg� na d� � us�ysza�em g�os Bezczelnego Pacholca.
� Tak, do szatni! � zasapa� Du�y Ma�kut.
� Za nim! � wrzasn�� Nieradek.
Podniecony tabun Bloker�w przecwa�owa� obok mnie i pogna� po schodach do suteren.
Odetchn��em i u�miechn��em si� zwyci�sko. Nie�le to rozegra�em. Nabra�o si� troch� wprawy.
Umiem ju� nie tylko b�yskawicznie znika� Blokerom z oczu, lecz tak�e wystawia� ich do wiatru i
robi� z nich balona. Sko�czy�y si� czasy, gdy by�em tylko �ciganym, zaszczutym zaj�cem.
Wyskoczy�em zza planszy i da�em nura przez g��wne drzwi na dw�r. Teraz szybko do
pawilonu! Prowadzi�y tam dwie drogi. Jedna przez b�otniste, rozpaprane wskutek rob�t
budowlanych podw�rze, druga, wygodniejsza, z kt�rej teraz wszyscy korzystali, wiod�a przez
boisko. Niestety jeden rzut oka wystarczy� mi, by stwierdzi�, �e ta druga droga odpada. Boisko
zaj�te by�o przez ch�opak�w z si�dmej A. Nale�eli oni wszyscy do bractwa Matus�w, a ja
wola�em omija� ich z daleka, bo ile razy wlaz�em im pod r�k�, zawsze dawali mi wycisk. Rzecz
w tym, �e ja chodzi�em do sz�stej B i uwa�ali mnie za Blokera, a mi�dzy Matusami i Blokerami
panowa� stan nieustannej wojny. Takie tu panowa�y stosunki w tych przekl�tych Gnypowicach
Wielkich.
Maj�c wi�c do wyboru wycisk, albo b�oto, bez wahania wybra�em to drugie. Omijaj�c
ka�u�e po niedawnym deszczu i staraj�c si� st�pa� po miejscach najbardziej twardych i
wyg�rowanych, brn��em z determinacj� przez zdradzieckie bajora.
By�em ju� w po�owie drogi, kiedy zauwa�yli mnie, dranie. Podbiegli do ogrodzenia z
metalowej siatki i zacz�li rzuca� szydercze uwagi:
� Patrzcie, idzie Bloker!
� Fajnie skacze, nie?
� Jak kangur.
� To jaki� nowy gatunek Blokera. Bloker kangurowaty b�otny.
� Nie poznajecie? To ten niedotarty fuks, Cykorz!
� Cykorz! Cykorz! Chod� no tu, pobawimy si�..
� No, nie b�j si�, nie ugryziemy ci� przecie�!
Przy�pieszy�em nerwowo kroku. Ze zdenerwowania �le wymierzy�em kolejny skok,
wpad�em w najwi�ksz� ka�u�� i r�bn��em jak d�ugi twarz� prosto w b�oto. Matusy zar�eli
ubawieni, a ja le�a�em w tym b�ocie i nawet nie chcia�o mi si� podnie��. Przeciwnie,
zapragn��em pogr��y� si� w nim jeszcze g��biej, schowa� po czubek g�owy. Je�li ju� jestem
upokorzony, niech moje upokorzenie si�gnie dna. Niech tu zostan� na zawsze w tym b�ocie.
Niech umr�! Ca�y m�j poprzedni fason diabli wzi�li. A my�la�em, �e jestem uodporniony na
wszystko! �miechu warte.
Niestety, nie by�o mi dane sko�czy� w b�ocie. Nagle bowiem �miech Matus�w umilk�.
Us�ysza�em chrz�st krok�w na �wirze, a potem chlupot b�ota. �Ju� id� � pomy�la�em � teraz
mnie wyko�cz� ostatecznie�. Ci�kie kroki po b�ocie przybli�a�y si�. Kto� dotkn�� mojego
ramienia. Znieruchomia�em. S� takie gatunki robak�w, kt�re sztywniej�, gdy kto� ich dotknie. Ja
te� tak ze-sztywnia�em.
� Przesta� si� zgrywa�, wstawaj! � us�ysza�em �ciszony g�os.
Ostro�nie odemkn��em oko i spojrza�em zezem na Matus�w. Stali uczepieni siatki
ogrodzenia i gapili si� we mnie ciekawie jak ma�py w klatce. Odwr�ci�em g�ow� i spojrza�em w
g�r�.
Nade mn� sta� Kulawy Lolo z mocno zdegustowan� min�.
� S�yszysz? Wstawaj! � szarpn�� mnie.
Na widok poczciwej g�by Lola odzyska�em od razu ochot� do �ycia, ale nie �pieszy�em
si� ze wstaniem. Chcia�em troch� podra�ni� si� z Lolem.
Lolo pokr�ci� g�ow�, westchn��, uj�� mnie pod ramiona i si�� postawi� na ziemi. Musia�em
wygl�da� niesamowicie, bo Matusy spojrzeli po sobie, a potem kt�ry� z nich zachichota�.
� Zamknij si�, Kwiczo�! � uciszy� go Kulawy Lolo � a ty, Cykorz, nie urz�dzaj
przedstawie�, bo zostaniesz fuksem na zawsze! Czas, �eby� si� zdecydowa� i przyst�pi� do nas.
� Nigdy do was nie przyst�pi� � zacharcza�em i zgrzytn��em z�bami poniewa� usta
mia�em pe�ne piasku. � Nigdy! � powt�rzy�em, krztusz�c si� z w�ciek�o�ci.
� Uwa�aj, strzykasz b�otem � powiedzia� spokojnie Lolo. � Rozmawia�em w twojej
sprawie z Ernestem. Mo�esz by� jeszcze dzi� przyj�ty...
� Niech Ernest si� wypcha! Wypchajcie si� wszyscy! � krzykn��em i �lizgaj�c si� po
ka�u�ach dopad�em do pawilonu. Przed samymi drzwiami obejrza�em si� ciekawie. Kulawy Lolo
bieg� za mn� wymachuj�c moimi pantoflami. Widocznie zosta�y w b�ocie. Nawet nie
zauwa�y�em.
Przenikn��em do umywalni, zatrzasn��em za sob� drzwi, podpar�em je z drugiej strony
plecami i dysz�c ci�ko czeka�em na Lola. Nie wpuszcz� go od razu. B�d� si� z nim droczy� i
przekomarza�, dopiero potem pozwol� mu �askawie wej�� i zgodz� si� przyj�� pantofle.
Ale Kulawy Lolo jako� nie nadchodzi�. Zrobi�o mi si� sm�tnie. Czy�by mu tak ma�o
zale�a�o na mnie? Powinien szarpa� drzwi! Prosi�, �ebym go wpu�ci�! Przemawia� mi do
rozs�dku! Z�o�ci� si� i b�aga� na przemian. Jednym s�owem powinien udowodni�, �e mu na mnie
zale�y. To by mi cho� troch� ul�y�o...
Up�ywa�y sekundy. �Ju� chyba nie przyjdzie� � pomy�la�em i zacz�� we mnie wzbiera�
piek�cy �al do Lola, gdy wtem drzwi na drugim ko�cu umywalni, te od strony klas i szatni
gimnastycznej, rozwar�y si� gwa�townie i wjecha�a przez nie ca�a sterta ubra�, a za ni� zasapany
Lolo.
Rzuci� �adunek na �aw�, odgarn�� jasn� czupryn� ze spoconego czo�a i powiedzia�:
� �ci�gaj te mokre �achy. Przebierzesz si�.
Spojrza�em zaskoczony na kurtki, spodnie i pantofle przyd�wigane przez Lola.
� Sk�d to masz?!
� To rzeczy Matus�w. Wybierz sobie co ci b�dzie najlepiej pasowa�.
� Zabra�e� to wszystko Matusom? Pozwolili?
Lolo wzruszy� ramionami.
� Sami si� napraszali � u�miechn�� si� szelmowsko. � M�g�bym ci przynie��
dwadzie�cia kurtek, tyle� par spodni i pantofli. To poczciwe ch�opaki, zw�aszcza jak si� ich
pog�aszcze po szcz�ce. � Lolo odruchowo potar� sobie pi��.
I wtedy pope�ni�em rzecz kompromituj�c�, wobec kt�rej moje wywalenie si� do b�ota
by�o zgo�a niczym. Oto bowiem poczu�em nagle, �e oczy mi wilgotniej� i nie panuj�c nad sob�
przywar�em ub�ocon� g�b� do szerokiej piersi Lola.
� Oszala�e�?! Przesta� si� wyg�upia�! Jeszcze kto zobaczy. � Przera�ony Lolo oderwa�
si� ode mnie i spojrza� trwo�liwie na drzwi. � Nie b�d��e bab�! �ci�gaj �achy, p�ki nikogo nie
ma. No, gazem bo nie zd��ysz!
Opanowa�em si� zawstydzony i rozebra�em po�piesznie.
� Umyj si� � zakomenderowa� Lolo.
Po�o�y� moje pantofle na oknie do s�o�ca, �eby przesch�y i rozwiesi� mokre rzeczy na
wieszakach, a potem zacz�� przegl�da� przyniesione ubrania.
� To chyba nada si� w sam raz!
Obr�ci�em si� z namydlon� twarz�. Lolo pokaza� mi granatowe farmerki i sweter.
� Czyje to? � zapyta�em.
� Zeflika. On jest tego wzrostu co ty.
� A Zeflik w czym b�dzie chodzi�?
� On ma dres.
Wytar�em si� i wzi��em do przebierania. Lolo przygl�da� mi si� zatroskany.
� S�uchaj, stary, wracaj�c do naszej rozmowy...
� Och, daj spok�j � przerwa�em mu � bo got�w jestem pomy�le�, �e to wszystko
zrobi�e�, �eby...
� �eby co?
� �eby mnie przekona�, �e jeste�cie lepsi od Bloker�w...
� G�upi jeste� � zamrucza� Lolo � wcale mi nie zale�y, �eby� przyst�pi� do nas.
Mo�esz przyst�pi� do Bloker�w, tak nawet ci b�dzie wygodniej, chodzisz z nimi do jednej klasy.
Spojrza�em na niego zaskoczony.
� Wi�c dlaczego?...
� Och, dlaczego, dlaczego � zdenerwowa� si� � a cho�by po prostu dla tego: �
uchyli� klap� marynarki i pokaza� mi ukryty tam krzy� harcerski.
Wytrzeszczy�em oczy.
� Jeste� harcerzem?!
� A bo co?
� No, bo przecie� nale�ysz do Matus�w.
� To ca�kiem inna historia � wzruszy� ramionami � potem wszystko zrozumiesz...
� Ale przecie� u was nie ma dru�yny.
� Nie ma, ale by�a.
� Dlaczego nie ma?
� Nie wiesz? Rozwi�zali.
� Jak to rozwi�zali?!
� No, przez te Mamry.
� Jakie mamry?
� Jezioro Mamry � westchn��. � Tak, by�a u nas dru�yna, co prawda nie
nadzwyczajna... no bo rozumiesz, jak u nas jest... Bractwo spod ciemnej gwiazdy, rozpuszczone i
do tego te paczki, Matusy i Blokerzy, no ale by�a. A� do tej draki na Mamrach. Naprawd� nie
s�ysza�e�? Pisali nawet o tym w gazetach.
� Nie.
� Byli�my tam na obozie, nad tym jeziorem w zesz�ym roku w sierpniu. Dranie buchn�li
jacht, tak� ma�� jolk�, wiesz, napcha�a ich si� ca�a banda i wyp�yn�li na szerokie wody. Zerwa�a
si� wichura, jolka si� wywr�ci�a, jeden facet uton��. Brat Szprota-Rymarskiego, Dorsz-Rymarski,
tak go nazywali. A syn Kowbojki dosta� masztem po kr�gos�upie, dot�d si� jeszcze leczy...
� Co� ty?! � s�ucha�em przera�ony.
� Tak, bracie, dlatego Kowbojka w tym roku taka ci�ta. Reszt� �ebk�w wy�owili
szcz�liwie, ale ledwie �ywych. Po tej hecy nasz dru�ynowy poszed� siedzie�. Nikt nie chcia�
przyj�� na jego miejsce... no i...
� Nie ma dru�yny � doko�czy�em wstrz��ni�ty.
Lolo westchn�� i ogl�da� sobie paznokcie.
� No, to rzeczywi�cie beznadziejna sprawa � zauwa�y�em ponuro.
� A gdyby by�a dru�yna � Lolo spojrza� na mnie k�tem oka � to by� si� zapisa�?
� No chyba � odrzek�em bez wahania.
� No to zapisz si�...
� Do kogo, kiedy nie ma? � unios�em brwi do g�ry.
� Zapisz si� na razie do Bloker�w � odpar� spokojnie Lolo.
� Co� ty, do tych drani?!
� No to do Matus�w. Najwa�niejsze, �eby� przyst�pi�. Wszystko jedno do kogo. Inaczej
si� wyko�czysz. Tu w pojedynk� nie dasz rady...
� I co ja tam b�d� robi�?! Sam m�wisz, �e to ciemne typy.
� Nie b�j si�, dasz sobie rad�. � Lolo machn�� lekcewa��co r�k�.
Spojrza�em na niego podejrzliwie.
� Dlaczego mnie tak namawiasz?
Lolo u�miechn�� si� tajemniczo.
� Nie mam teraz czasu t�umaczy� ci wszystkiego. Wieczorem porozmawiamy. A teraz
r�b, jak m�wi�! No, czas na mnie. Zaraz b�dzie dzwonek � klepn�� mnie szerok� �ap� w plecy,
zabra� z �awy reszt� ubra� i wyszed�. Po chwili wsadzi� jeszcze g�ow� w drzwi.
� I nie st�j boso na betonie. Zazi�bisz si�.
Rzeczywi�cie, zamy�lony nad tym co mi powiedzia� Lolo, zapomnia�em doko�czy�
ubierania si�. Po�piesznie naci�gn��em pantofle Zeflika na nogi i pobieg�em do sali zaj��
technicznych.
Tu jeszcze nikogo nie by�o. Otworzy�em teczk� i sprawdzi�em, czy mam materia�y
potrzebne do rob�t. By�o wszystko, ��cznie z gumow� podeszw� od starego trampka, z kt�rej
mia�em wykona� opony do modelu autobusu �Jelcz�. Mimo to westchn��em ci�ko. Nad
modelem tym m�czy�em si� ju� od paru tygodni i ma�o mia�em nadziei, �e go pomy�lnie
wyko�cz�. Jako� Bozia posk�pi�a mi talent�w technicznych.
Przygn�biony schowa�em materia�y do szuflady stolika i pogr��y�em si� w ponurej
zadumie nad n�dz� mojej sytuacji w Gnypowicach Wielkich...
Nagle za oknem rozleg� si� szyderczy �miech. Obejrza�em si� nerwowo. Przez otwarte
okno zagl�da� do sali �eb Emanuela. Emanuel, to ko� na emeryturze i ostatnio dostarcza� nam
nadprogramowej rozrywki. Zapuszcza� si� a� pod mury szko�y i zagl�da� do klas w najbardziej
nieoczekiwanych momentach, na przyk�ad podczas do�wiadcze� chemicznych i r�a�, budz�c
pop�och w�r�d gog�w.
Lecz dzisiaj nawet widok konia nie poprawi� mi humoru. Pomy�la�em od razu, �e
Emanuel niestety jest koniem rze�nym. Zi�� wo�nego Nocunia trudni� si� skupem starych koni i
dostarczaniem ich do zak�ad�w mi�snych. Emanuelowi na razie si� upiek�o, poniewa� uznano, �e
mo�e jeszcze przynie�� dodatkowy zysk przed�miertny pracuj�c przy wyw�zce ziemi z wykop�w
pod nowy pawilon. Lecz budowa ju� si� zako�czy�a, a tym samym przes�dzony zosta� dalszy los
Emanuela.
Zapatrzy�em si� sm�tnie w okno. Beznadziejny widok. Ani jednego drzewa, nie licz�c
tych paru anemicznych lipek, kt�re zasadzili�my niedawno przy szkole z okazji �dni lasu�.
Naprzeciw szko�y zrujnowany budynek stajni z czas�w, gdy jeszcze szkapy ci�gn�y w�zki w
kopalni. Dalej � czarne ha�dy, mi�dzy nimi ja�owe, poro�ni�te traw� nieu�ytki. W dole b�yska
metalicznie tafla dzikiego stawu na miejscu dawnego zapadliska. Za ni� rysuje si� wyra�nie na
wp� zawalony wskutek szk�d g�rniczych dwupi�trowy budynek ze sczernia�ej ceg�y. Na �cianie
szczytowej mo�na odcyfrowa� jeszcze pokraczny bia�y napis �PERSIL�, podobno resztka
poniemieckiej reklamy proszku do prania. Na lewo ods�aniaj� si� dachy starych dom�w
Gnypowic. Nowych blok�w nie wida� z tego miejsca. Zas�aniaj� je pot�ne mury nowych
zak�ad�w koksochemii, uwie�czone czterema kominami. S� jeszcze niewysokie, wygl�daj� jak
poszczerbione baszty, ale z ka�dym dniem rosn�...
Popatrzy�em na nie z dum�. To dzie�o mojego ojca. Lecz zaraz westchn��em ci�ko. To
przez te kominy w�a�nie mia�em takie pokr�cone �ycie. Gdzie tylko trzeba je by�o budowa�, tam
wysy�ali mojego ojca. To przez nie musia�em si� tu�a� jak cygan po ca�ym kraju i nigdzie nie
mog�em zagrza� d�u�ej miejsca. Wci�� trzeba by�o zmienia� szko��. Tu dwa lata, tam rok,
przyje�d�a� i odje�d�a� po�rodku roku szkolnego. Z nikim nie mog�em si� zaprzyja�ni� na
d�u�ej, do niczego przywi�za� i ci�gle by� tym nowym w klasie i zn�w wszystko znosi� od
pocz�tku.
Wiadomo, ci�ki los fuksa. Zanim zostanie przyj�ty do klasowego bractwa podlega
r�nym zabiegom higienicznym. P� biedy gdy poddadz� go tylko kwarantannie. Pa prostu przez
jaki� czas b�dzie si� czu� samotny i zakorkowany jak butelka na oceanie. Gorzej, gdy wdepnie w
bardziej aktywn� ferajn�. Wtedy z miejsca dobior� si� do niego. B�dzie robiony w konia,
szlifowany i pucowany.
Co prawda ja osobi�cie mia�em ju� dobr� zapraw� i my�la�em, �e tu, w Gnypowicach,
przejd� to wszystko �atwo i bezbole�nie, ale gdzie tam! Nigdy jeszcze nie dosta�em si� w takie
opa�y. Okaza�o si�, �e docieranie fuks�w nale�a�o do �elaznych pozycji w zabawach tutejszego
bractwa. Nie omijali �adnej okazji do zabiegu i stosownie do miejsca lub okoliczno�ci by�em
uje�d�any, szlifowany, pucowany albo zgo�a mydlony, nie m�wi�c ju� o pospolitych kawa�ach,
kt�rymi dr�czono mnie w klasie...
Z tych rozmy�la� wyrwa� mnie dzwonek. Drgn��em. Za chwil� z wrzaskiem zwal� si� tu
Blokerzy. Nie mog� mnie tu zasta�. Z pewno�ci� pad�bym natychmiast ofiar� szlifu.
Czmychn��em wi�c z sali i ukry�em si� w �a�ni. Postanowi�em poczeka�, a� nauczyciel zaj��
technicznych, pan Anielak, zwany pospolicie Partaczem, pojawi si� na horyzoncie... Przez szpar�
w drzwiach obserwowa�em i nas�uchiwa�em czujnie. Wkr�tce przez korytarz przebiegli
Blokerzy. Jak zwykle ca�� gromad�. �eby tylko pan Anielak nie sp�ni� si� na lekcj�! Je�li si�
sp�ni, Blokerzy z nud�w rozpe�zn� si� po ca�ym pawilonie i nie omin� te� �a�ni, a wtedy
mydlenie i pucowanie mnie nie ominie. �a�nia specjalnie nadawa�a si� do tego.
Na szcz�cie Partacz bywa� raczej punktualny. Teraz te� nie up�yn�a minuta, gdy
us�ysza�em znajome pokas�ywanie i na korytarzu pojawi�a si� przygarbiona posta� w kaloszach i
wielkim czarnym szalu okr�conym na szyi. Nale�a�o sprytnie wykorzysta� moment kiedy technik
b�dzie zdejmowa� kalosze i przenikn�� do klasy.
Niestety, sp�ni�em si� o u�amek sekundy. Partacz zauwa�y� mnie i przygwo�dzi� do
pod�ogi surowym spojrzeniem.
� Cykorz! A to co znowu?! Jeszcze nie w klasie?! Ile razy powtarzam, �e uczniowie
punktualnie z dzwonkiem powinni by� ju� przy warsztatach! A ty wci�� w ostatniej chwili...
� Tak jest prosz� pana � wykrztusi�em.
� Mo�e zn�w nie przygotowa�e� materia�u, albo co� ci zgin�o?
� Nie... tym razem mam wszystko... Naprawd�. Tylko po�lizn��em si� na tym b�ocie na
podw�rzu i musia�em si� umy�...
� A kto widzia� tak p�dzi� przez podw�rze?! Przechodzi si� przez boisko. A wy zawsze
si� spieszycie i wtedy na prze�aj przez b�oto!
Oczywi�cie mog�em wyja�ni�, �e jestem fuksem i na boisku mnie bij�, ale wstyd mi si�
by�o przyzna�, zreszt� nie znosz�, �eby si� kto� litowa� nade mn�. Ju� wo�a�em wymy�li� jakie�
k�amstwo.
� Ja... ja si� �pieszy�em, prosz� pana, bo na przerwie bior� zastrzyki. W�trobowe, prosz�
pana...
� Czemu k�amiesz? � zirytowa� si� Partacz. � Mam zaj�te drogi oddechowe, by�em
ca�y czas w gabinecie lekarskim z moim gard�em i wiem, �e nie bra�e� �adnych zastrzyk�w.
Zmiesza�em si�. A to wpadka!
� Ty si� staczasz, Cykorz! � technik pogrozi� mi palcem � stwierdzam �e staczasz si�
coraz bardziej!
� Wiem o tym, prosz� pana i sam ubolewam nad tym smutnym faktem. Przykro mi...
Pan Anielak uni�s� brwi do g�ry, a ja wykorzysta�em szybko ten moment jego zdumienia
i wpad�em do klasy jak bomba. �eby zniech�ci� Bloker�w do ewentualnego zamachu na moj�
szlachetn� osob�, krzykn��em ostrzegawczo:
� Uwaga! Partacz idzie!
Blokerzy spiesznie pop�dzili do warsztat�w.
ROZDZIA� II
Dlaczego Partacz wzdryga� si� wewn�trznie przed nasz� klas�? � Heca z
pantoflem i kaloszem, czyli nowa piekielna intryga obrzyd�ych Bloker�w �
Odrzucam pr�b� pojednania i deklaruj� si� jako wolny strzelec � Wielka
Ko�omyja Elementarna.
Up�yn�a jednak d�u�sza chwila, zanim Partacz wszed� do sali zaj��. Wiedzia�em, �e
ilekro� biedak ma przekroczy� pr�g naszej klasy, wzdryga si� wewn�trznie na my�l, co go tym
razem czeka, wzdycha ci�ko i prze�ywa moment gogicznej rozterki. Wszyscy m�wili, �e gdyby
nie �w chroniczny nie�yt dr�g oddechowych, Partacz dawno odszed�by do pracy w przemy�le.
Ale podobno odstraszaj� go przeci�gi fabryczne. Dlatego, chocia� si� wzdryga wewn�trznie, jest
zmuszony pracowa� w szkole. Tym razem jego rozterki duchowe trwa�y wyj�tkowo d�ugo, a
westchnienie by�o tak pot�ne, �e da�o si� s�ysze� przez drzwi. Wszystko to wskazywa�o, �e tego
dnia Partacz by� w gorszej ni� zwykle formie. Prze�ama� si� jednak i w ko�cu wszed�. W r�ku
trzyma� kalosze. Od pewnego czasu zawsze wkracza� do klasy z kaloszami w r�ku,
do�wiadczenie nauczy�o go, �e nie nale�y kaloszy zostawia� w korytarzu i w og�le nigdzie poza
klas�. Mia�y one bowiem t� nieprzyjemn� w�a�ciwo��, �e znika�y, a m�wi�c �ci�lej zmienia�y
miejsce pobytu. Kiedy na przyk�ad zostawia� je przy drzwiach, by�o niemal pewne, �e odnajdzie
je w ubikacji, a kiedy k�ad� je chytrze w k�cie pod umywalk�, odnajdywa�y si�
najniespodziewaniej pod kaloryferem, albo na szafie, albo zgo�a w szufladzie jego w�asnego
sto�u.
Co najdziwniejsze, Partacz przez d�ugi czas nie orientowa� si� na czym polega istota
zjawiska, sk�adaj�c wszystko na karb swojego roztargnienia i post�puj�cego zaniku pami�ci.
Wreszcie pewnego razu Kowbojka posz�a si� wyk�pa� w nauczycielskiej �azience i prze�y�a
nieprzyjemny szok. Oto bowiem spostrzeg�a w wannie dwie czarne ryby, kt�re po bli�szym
zbadaniu okaza�y si� kaloszami pana Anielaka. Partacz i tym razem got�w by� uwierzy�, �e sam
je w�o�y� do wanny, ale Kowbojka odrzuci�a stanowczo t� sugesti� i orzek�a, �e ma si� tu do
czynienia z jeszcze jednym objawem z�o�liwo�ci uczni�w. Zarz�dzi�a z miejsca surowe �ledztwo,
kt�re jednak nie da�o �adnych wynik�w. Sprawa zosta�a nast�pnie poruszona na specjalnej
godzinie wychowawczej. Ale ani apele do sumienia m�odzie�y, ani gro�by Kowbojki nie zdo�a�y
zlikwidowa� przykrego zjawiska, zapisanego w kronice szkolnej jako �fenomen kaloszy�.
Kalosze znika�y nadal a sprawcy mimo zasadzek, jakie urz�dza� na nich wo�ny pozostali nie
wykryci. W rezultacie pan Anielak zgorzknia� do reszty i uzna�, �e jedyne co mu pozostaje, to
zabiera� kalosze z sob� do klasy, by mie� je stale na oku.
Pozornie nic nie zapowiada�o nowych z�o�liwo�ci. Na widok wchodz�cego Partacza
wszyscy zastygli nieruchomo, ka�dy przy swoim warsztacie. Wszyscy za wyj�tkiem ma�ego
Rymarskiego, kt�ry chodzi� na czworakach po sali i zagl�da� zdenerwowany pod sto�y.
Partacz ulokowa� kalosze na widocznym miejscu pod tablic�, uwolni� szyj� od szala,
nast�pnie przeczy�ci� gruntownie drogi oddechowe, wreszcie stan�� za sto�em i zmierzy�
podejrzliwym wzrokiem klas�. Wzorowa postawa m�odzie�y nape�ni�a go nadziej�, �e mo�e tym
razem lekcja przejdzie normalnie. Ju� mia� odetchn�� zasadniczo, gdy wtem wzrok jego spocz��
na Rymarskim.
� Rymarski, na miejsce! � zakomenderowa� spokojnie.
Rymarski niech�tnie pocz�� pe�zn�� na czworakach do swojego warsztatu, wci��
zagl�daj�c pod sto�y. Partacz przygl�da� mu si� ze zdumieniem.
� Rymarski, c� to?! Bawisz si� w czworonoga? Wsta�!
Rymarski wsta� i zacz�� dla odmiany skaka� na jednej nodze.
� Co ty wyrabiasz?! � podni�s� g�os pan Anielak.
� A bo m�j pantofel, prosz� pana � zasapa� ze z�o�ci� Rymarski rozgl�daj�c si� po
pod�odze.
� Pantofel?
� Taka bia�a tenis�wka, prawie nowa.
� Pewnie zn�w bili�cie si� pantoflami.
� E, nie... tylko musieli mi zabra�.
� Jak to zabra�? �ci�gn�li ci z nogi?
� No nie... tylko mi spad�a. Bo ona wci�� mi spada, bo ja jestem lewicowy.
� Co ty bredzisz?!
� To znaczy, mam lew� nog� wi�ksz�. To u nas rodzinne, prosz� pana. Wszyscy mamy
lew� stop� wi�ksz�. O jeden numer. Pan Mi��szyniec od biologii, to nawet nas bada� i
powiedzia�, �e jeste�my mutantami i �e to bardzo rzadki wypadek...
� Rzeczywi�cie, do�� dziwne � chrz�kn�� pan Anielak patrz�c podejrzliwie na nogi
Rymarskiego.
� Bardzo dziwne � potwierdzi� z niejak� dum� Rymarski. � Pan Mi��szyniec
powiedzia�, �e nas zabierze na zjazd biolog�w do Warszawy i b�dzie pokazywa�, i �e Akademia
Nauk zwr�ci nam wszystkie koszty. Za darmo pojedziemy, prosz� pana!
� To przyjemne... � b�kn�� Partacz.
� Nie takie znowu � Rymarski poci�gn�� nosem. � Pan nawet nie wie, ile to nas
kosztuje. Z pocz�tku to ojciec musia� zawsze kupowa� ka�demu po dwie pary, to znaczy dla
siebie, dla mojego brata i dla mnie. Jedn� mniejsz� a drug� wi�ksz�... Na przyk�ad dla siebie
kupowa� si�dmy i �smy numer. Si�demk� na praw� nog�, a �semk� na lew�. Najgorsze, �e w
pracy nie chcieli uwzgl�dni�. �adnego dodatku z tytu�u tej lewicowo�ci, chocia� ojciec podania
sk�ada� i do Zwi�zku pisa� i nawet do �Trybuny�. Pan rozumie ile te buty nas kosztowa�y...
� Rozumiem, mo�e jednak... � pan Anielak poruszy� si� niespokojnie.
Ale Rymarski nie zwa�aj�c na niego ci�gn�� dalej.
� Dopiero jak doro�li�my, znaczy si� ja i brat, to troch� si� ojcu ul�y�o, bo teraz kupuje
tylko pi�� par na nas trzech. Ca�y k�opot, �e musz� by� w tym samym fasonie. No i potem
dobieramy... znaczy si�, robimy tak...
� P�niej doko�czysz, Rymarski � przerwa� mu pan Anielak, �a�uj�c �e w og�le
wszczyna� t� rozmow�.
� Ja zaraz zako�cz�, prosz� pana... Wi�c robimy tak � ja bior� praw� sz�stk� i lew�
si�demk�, a t� praw� si�demk� co zostaje to zn�w bierze ojciec i do tego lew� �semk�, pan
rozumie, wi�c zostaje prawa �semka i t� praw� �semk� to bierze brat, bo on ma najwi�ksze nogi i
do tego lew� dziewi�tk�...
� Rymarski...
� Tak jest prosz� pana... Rzecz w tym, �e zostawa�a nam zawsze lewa sz�stka i prawa
dziewi�tka, ca�y stos si� uk�ada�...
� Tak, tak... to uci��liwe � zasapa� zniecierpliwiony Partacz � ale wracajmy do
lekcji...
� Co tam uci��liwe, prosz� pana, ale �al... �al by�o patrze�, �e tyle nowego obuwia si�
marnuje. � Rymarski dopiero teraz rozgada� si� na dobre. � Na szcz�cie, ojciec wpad� na
pomys�. Poszed� do zwi�zku inwalid�w i tam skontaktowali go z dwoma jednonogimi. Z
numerem sz�stym i z numerem dziewi�tym. I ojciec opyli� ca�y zapas za p� ceny i z rabatem...
W tym momencie pan Anielak poczu�, �e boli go g�owa.
� Rymarski przesta�! � j�kn�� s�abo. � Ale Rymarski nawet go nie dos�ysza�.
� Wi�c teraz, prosz� pana � pytlowa� dalej � to chodzimy kupowa� nowe buty zawsze
z inwalidami, pan rozumie, �eby, uzgodni� fason, bo ka�dy ma sw�j gust, no nie?
� Dosy�! � krzykn�� Partacz.
� O co chodzi, prosz� pana? � wytrzeszczy� oczy Rymarski � pan uwa�a, �e nie
powinni�my...
� Powinni�cie! Powinni�cie! � sapa� pan Anielak � to wszystko bardzo pomys�owe!
Ale przesta�!
� Dlaczego? � zamruga� oczami Rymarski.
� Nie udawaj imbecyla � krzycza� pan Anielak � my�lisz, �e ja nie wiem. Ty mnie
umy�lnie zagadujesz! Byle lekcja przesz�a!
� Ale co znowu, prosz� pana! Ja tylko t�umacz�, dlaczego gubi� te tenis�wki.
� T�umaczysz?! � zatrz�s� si� pan Anielak � przecie� nic nie wyt�umaczy�e�! Nie ma
w tym �adnej logiki.
� Jak to nie?
Pan Anielak mia� wielk� ochot� powiedzie� kr�tko i dosadnie co my�li o logice
Rymarskiego, ale przypomnia� sobie, �e jednak jest pedagogiem, opanowa� si� wi�c i rzek� sil�c
si� na spok�j.
� S�uchaj, Rymarski, przecie� je�li stosujecie teraz ten spos�b i kupujecie obuwie do
sp�ki z tym inwalid�, to powiniene� mie� tenis�wki dopasowane do rozmiar�w twojej stopy i
nie powinny ci spada�...
� No tak, ale zapomnia�em powiedzie�, �e przy tenis�wkach to wysiada prosz� pana...
� Wysiada?!
� Bo inwalidzi nie chc� chodzi� w tenis�wkach. Nie odpowiadaj� im. A ojcu �al
kupowa� dwie pary, wi�c musz� nosi� na obu nogach si�demki i dlatego mi spada, prosz� pana.
� Wi�c po jakie licho pytlowa�e� o tym wszystkim?!
� Pytlowa�em? Ja tylko wyja�nia�em... � Rymarski zrobi� min� niewini�tka.
� Smaruj na miejsce i ani s�owa wi�cej � wycedzi� z t�umion� pasj� technik.
Rymarski wzruszy� ramionami i zacz�� skaka� na lewej nodze unosz�c do g�ry praw�, t�
pozbawion� obuwia. Z dziurawej skarpetki wygl�da�y mu dwa brudne palce.
Partacz spojrza� na nie ze wstr�tem.
� A swoj� drog� � nie m�g� si� powstrzyma� od krytycznej uwagi � m�g�by� dba�
wi�cej o czysto��.
� Co prosz�? � obr�ci� si� Rymarski.
� Masz brudn� nog�! � krzykn�� pan Anielak.
Rymarski spojrza� zdziwiony na swoj� nog� i poruszy� brudnymi palcami.
� Troch� si� pobrudzi�y, to fakt � przyzna� uczciwie.
� Jak ci nie wstyd!
Ale Rymarskiemu nie by�o wstyd.
� To nie moja wina, prosz� pana. S�owo daj�, �e jak wychodzi�em z domu by�a czysta.
Tylko mia�em nieszcz�liwy wypadek. Ja to panu zaraz wszystko wyt�umacz�...
� Nie potrzeba! � zamacha� r�kami pan Anielak, przera�ony, �e zanosi si� na nowe
gadulstwo.
� Ja musz�, bo pan mnie podejrzewa � mrukn�� Rymarski � wi�c to by�o tak...
� Dosy�! Ty mnie wp�dzisz do grobu.
� Wi�c nie jest pan ciekawy!?
� Nie.
� I ju� mnie pan nie podejrzewa i nie twierdzi, �e jestem brudny z natury? � Rymarski
wbi� ci�ki wzrok w Partacza.
Partacz zawaha� si�. W pierwszej chwili dla �wi�tego spokoju got�w by� nawet
skapitulowa�, ale uzna� to wida� za niegodne honoru goga, bo wykrztusi� m�nie:
� W dalszym ci�gu podejrzewam i twierdz�.
� No to w takim razie ja musz� wyt�umaczy� � o�wiadczy� pos�pnie Rymarski � mam
chyba demokratyczne prawo...
Panu Anielakowi opad�y r�ce.
� Bo to by�o tak � zacz�� Rymarski � bieg�em do szko�y na prze�aj przez ha�dy i
wtedy... To w og�le szcz�cie, �e dzisiaj przyszed�em do szko�y...
� Zale�y dla kogo � rzek� zgry�liwie Partacz.
� Co prosz�?
� Nic � zasapa� Partacz. � Chcia�em tylko zaznaczy�, �e by�oby szcz�ciem dla
szko�y, gdyby� raz nie przyszed�.
� Pan chyba �artuje � Rymarski spojrza� na niego zaskoczony. � A ja mia�em
naprawd� okropny wypadek. Wpad�em w sid�o.
� Siadaj!
� S�owo daj�! W sid�o Inocynta Ankohlika. Pan wie, �e Inocynt Ankohlik zastawia sid�a.
Bo on kradnie g�rnikom go��bie i z tego �yje. No i w�a�nie jak wpad�em, z�apa�o mi nog� i
musia�em zdj�� but �eby si� uwolni� i wtedy si� pobrudzi�em i...
� Wpisz� ci� do dziennika � zagrzmia� Partacz.
Rymarski wyba�uszy� oczy.
� Za co?!
� Za umy�lne gadulstwo.
� Ja przecie� chcia�em tylko wyt�umaczy� si� z nogi.
� Milcz �otrze! Ty mnie wp�dzasz do grobu.
� Ale� co znowu!
� Siadaj, m�wi�!
� A moja tenis�wka?
� Poszukasz po lekcji.
� Noga mi zmarznie.
� Jeszcze s�owo, a wylecisz za drzwi � sykn�� Partacz zapisuj�c Rymarskiego do
dziennika � ja to wszystko opowiem na sesji!
Rymarski westchn�� ci�ko i z min� skrzywdzonej niewinno�ci poku�tyka� na miejsce.
Pan Anielak zakas�a�, rozpi�� sobie ko�nierzyk i rozlu�ni� krawat. Jeszcze nie zacz�a si�
lekcja, a ju� czu� si� piekielnie zm�czony. Przez chwil� sapa� ci�ko za sto�em, wreszcie zwl�k�
si� z krzes�a i zacz�� obchodzi� warsztaty sprawdzaj�c post�py w pracach modelarskich.
Zauwa�y�em, �e pow��czy� nogami i garbi� si� bardziej ni� zwykle.
Czeka�em niespokojnie a� podejdzie do mnie. Pracuj�cy obok Domejko raz po raz rzuca�
szydercze spojrzenia na m�j model. Istotnie, by� to �a�osny widok. Wehiku�, kt�ry
konstruowa�em w pocie czo�a, mia� by� wed�ug planu wspania�ym autobusem jelczem, lecz
przypomina� raczej trumn� na krzywych k�kach i w dodatku po kraksie. Jako� zupe�nie mi nie
sz�o. Inna rzecz, �e jako nowy dostawa�em zawsze najgorsze materia�y i narz�dzia.
� To smutne, Cykorz � us�ysza�em nad sob� zatroskany g�os Partacza.
Sta� przy mnie i przygl�da� si� z najwy�szym niesmakiem mojej pracy.
� I pomy�le�, �e tw�j ojciec jest znanym in�ynierem � doda� nie bez goryczy.
Wzruszy�em bezradnie ramionami.
� Nie wszystko mo�na odziedziczy� po ojcu � mrukn��em. � Pan Mi��szyniec na
biologii m�wi�, �e dziedziczenie jest spraw� bardzo skomplikowan�. Mam za to inne zalety �
pr�bowa�em si� u�miechn��, �eby zachowa� fason wobec klasy.
� Co wi�cej, widz�, kpisz sobie � nastroszy� si� pan Anielak.
� Nie kpi�, prosz� pana. Ja naprawd� tak my�l� � spojrza�em w oczy Partaczowi.
Partacz przygl�da� mi si� nieufnie.
� Wi�c zgoda � powiedzia� wreszcie � mo�e nie masz talentu, ale m�g�by� si� chocia�
stara�. To przecie� skandal, �eby tak partaczy�! Do czego to podobne?! � wzi�� w dwa palce
m�j model i demonstrowa� z widocznym obrzydzeniem klasie.
Przez sal� przetoczy�a si� fala �miechu. Przygryz�em wargi. Nienawidzi�em w tym
momencie pana Anielaka. Musia� co� zauwa�y� w mej twarzy, bo uciszy� ch�opc�w i powiedzia�
ju� �agodniej:
� We��e si� jako� w gar�� ch�opcze. Co si� z tob� dzieje?! Inni maluj� ju� swoje
modele, a ty nie masz nawet wyklepanej karoserii.
� Nie mam dobrego m�otka, prosz� pana � mrukn��em � gdybym mia�... ma�y
m�otek... m�j jest za du�y i za ci�ki.
� Pacholec, po�yczysz mu sw�j m�oteczek � powiedzia� do dryblasa Partacz. � No i te
straszne zadziory � zwr�ci� si� ponownie do mnie. � To przecie� zwyczajne niechlujstwo. To
trzeba jako� spi�owa�.
� Tak jest, prosz� pana.
� A co b�dzie z ogumieniem? Przynios�e� jak�� gum�?
Zawaha�em si�. Wprawdzie mieli�my wykona� ogumienie z tak zwanych odpad�w
u�ytkowych, nie wiedzia�em jednak czy podeszwa starego trampka, kt�r� dysponowa�em, mie�ci
si� w tym poj�ciu.
� Mam gum� z obuwia sportowego, prosz� pana � odpar�em wreszcie � ale nie wiem,
czy si� nada.
� Zaraz zobaczymy. Poka� � powiedzia� pan Anielak.
Si�gn��em do szuflady w stole i wyci�gn��em moj� paczuszk�. Odwin��em papier i...
os�upia�em. Zamiast starej podeszwy z opakowania wy�oni�a si� bia�a, prawie nowa tenis�wka.
� Czy nie szkoda? � zdumia� si� Partacz � taka nowa tenis�wka?
� Tenis�wka?! � rozleg� si� podniecony g�os Rymarskiego. � Niech pan poka�e!
Podskakuj�c na jednej nodze dopad� zdenerwowany do mojego sto�u.
� Co� podobnego! � wykrzykn�� z oburzeniem � to przecie� moja! Ty draniu,
zw�dzi�e� j�! � wyrwa� mi �apczywie pantofel.
By�em oszo�omiony, �e nie mog�em wydoby� ani s�owa. Po prostu mnie zatka�o.
� Naprawd� twoja? � zapyta� Rymarskiego z niedowierzaniem pan Anielak.
� No niech pan por�wna i zobaczy! � sapa� Rymarski �ci�gaj�c nerwowo drugi pantofel
z nogi.
Partacz por�wna� obie tenis�wki i wytrzeszczy� oczy ze zdumienia. Ja zreszt� te�.
Istotnie, nie ulega�o �adnej w�tpliwo�ci, �e obie nale�� do tej samej pary.
� Czy� ty oszala�, Cykorz?! Chcia�e� zrobi� ogumienie z pantofla Rymarskiego? Nie... to
ju� przechodzi wszelkie poj�cie! � pan Anielak patrzy� na mnie os�upia�y.
� Ja... ja... nie... prosz� pana... � usi�owa�em co� wykrztusi�, ale na dobr� spraw� sam
nie wiedzia�em co. By�em zbyt og�upia�y. Dopiero gdy och�on��em po chwili przysz�o mi na
my�l, �e to musi by� nowy kawa� Bloker�w. Nim jednak zdo�a�em podzieli� si� tym
przypuszczeniem z panem Anielakiem, do sali wpad� wo�ny Nocu�.
� Prosz� pana! � zasapa� � niech pan idzie do kancelarii! Telefon z inspektoratu do
pana.
Partacz chcia� jeszcze co� powiedzie� do mnie, ale machn�� tylko nerwowo r�k� i
podbieg� po�piesznie do wieszaka. Zdj�� szal, okr�ci� sobie szyj� i rzuci� si� do drzwi.
� A kalosze? � przypomnia� wo�ny Nocu�, zapewnie nie tyle z troski o Partacza, ile o
�wi�te posadzki.
� Prawda, moje kalosze!
Partacz zawr�ci� i podbieg� do tablicy. Ale ku jego zdumieniu, kaloszy pod tablic� nie
by�o.
� Znikn�y! � wybe�kota�.
� A gdzie je pan po�o�y�? � zapyta� wo�ny.
� No tu, pod tablic�. Mia�em je przecie� na oku i co� si� z nimi sta�o. Zawsze mi si� to
zdarza w tej piekielnej klasie � dysza� zdenerwowany rozgl�daj�c si� bezradnie po sali.
� Gdzie s� kalosze pana technika! � krzykn�� ostro wo�ny. � Pewnie zn�w
schowali�cie, �otry!
� Co te� pan gada, panie wo�ny? � oburzy� si� Pacholec.
� Zawsze na nas! Mo�e pan technik po�o�y� gdzie indziej! � rozleg�y si� obra�one
g�osy.
� Tutaj k�ad�em. Chocia�... sam ju� nie wiem... � denerwowa� si� nieszcz�sny Partacz
� zupe�nie trac� g�ow� w tej klasie.
� Ch�opaki! � krzykn�� Nieradek zrywaj�c si� z miejsca � no co tak sterczycie jak
mu�y! Szuka� natychmiast kaloszy pana technika...
� Niech si� pan uspokoi � u�miechn�� si� do Partacza � nie mog�y zgin��. U nas nic
nie ginie. Na pewno zaraz si� znajd�. �ywo, ch�opaki! Rusza� si�! Nie widzicie, �e panu
technikowi si� �pieszy do telefonu?
Blokerzy jakby na to czekali. Ze straszliwym rumorem porzucili warsztaty i rozbiegli si�
po sali. Odetchn��em. Sprawa pantofli Rymarskiego na razie zesz�a z tapety. Wszyscy, ��cznie z
Rymarskim szukali teraz kaloszy, kot�uj�c si� bez�adnie po k�tach. Postanowi�em wykorzysta� t�
okoliczno��. Na warsztacie Pacholca zosta� zgrabny ma�y m�oteczek. Gdybym poprosi� drania, na
pewno by mi nie po�yczy�. Tak... trzeba korzysta� z okazji. Dopad�em do warsztatu Pacholca,
porwa�em upragnion