2071

Szczegóły
Tytuł 2071
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2071 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2071 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2071 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�zef Ignacy Kraszewski Wielki nieznajomy Tom Ca�o�� w tomach Zak�ad Wydawnictw i Nagra� Polskiego Zwi�zku Niewidomych Warszawa 1989 T�oczono w nak�adzie 20 egz. pismem punktowym dla niewidomych w Drukarni PZN, Warszawa, ul. Konwiktorska 9 Pap. kart. 140 g kl. III_B�1 Ca�o�� nak�adu 100 egz. Przedruk z "Wydawnictwa Literackiego", Krak�w 1988 Pisa�a J, Szopa Korekty dokona�y J. Andrzejewska i D. Jagie��o S�owniczek zwrot�w i wyraz�w obcych a giorno (w�.) - jak w dzie� (rz�siste o�wietlenie) ~a l'anglaise (fr.) - po angielsku (tzn. wymkn�� si� bez po�egnania) ~a la guerre comme ~a la guerre (fr.) - nale�y stosowa� si� do okoliczno�ci (dos�.: na wojnie jak na wojnie) andiamo (w�.) - idziemy a priori (�ac.) - z g�ry, uprzedzaj�c fakty ~a une distance respectueuse (fr.) - w przyzwoitym oddaleniu, z daleka, na dystans absenteizm (�ac.) - sta�a lub d�u�sza nieobecno�� na stanowisku absorbcja (�ac.) - wch�anianie, poch�anianie accidente (w�.) (...) eine malizi~ose Geschichte (niem.) - wypadek (...) z�o�liwa historia Achenbach - Andreas Achenbach (1815_#1910), niemiecki malarz, autor realistycznych pejza�y, g��wnie marynistycznych ad hoc (�ac.) - dora�nie, bez specjalnego przygotowania Angelico, Fra, w�a�c.: Guido di Pietro, zwany Fra Giovanni da Fiesole (1387_#1455), malarz prze�omu gotyku i renesansu ze szko�y florenckiej. Malowa� cz�sto subtelne postaci anio��w i sceny zwiastowania Marii Panny aplomb (fr.) - pewno�� siebie, tupet, tutaj prawdop. pomy�ka. Chodzi o aplauz, uznanie, pochwa�y Apr~es nous le d~eluge! (fr.) - Wszystko jedno, co b�dzie potem! (dos�.: Po nas cho�by potop!). S�owa przypisywane Ludwikowi XV Ars magna (�ac.) - sztuka wielka Ary Scheffer (1795_#1858) - holenderski malarz i grafik dzia�aj�cy we Francji, wzi�ty portrecista i autor scen historyczno_rodzajowych, zwi�zany z sentymentalizmem i romantyzmem atrybucje (�ac.) - istotna w�a�ciwo��, zakres w�adzy avec la soci~et~e (fr.) - z towarzystwem bien vu, bien entendu (fr.) - wszystko jasne, zrozumia�e (dos�.: dobrze zobaczone, us�yszane) bin fertig (niem.) - jestem got�w bitte (niem.) - prosz� bon an mal an (fr.) - �rednio, przeci�tnie (dos�.: dobry rok, z�y rok) bursa - tu: gie�da c'est dit (fr.) - postanowione c'est un marchand tailleur (fr.) - to jest krawiec prowadz�cy dom mody C'est un nom de guerre (fr.) - To przybrane nazwisko, przydomek c'~etait un Espagnol, ma foi (fr.) - to by� Hiszpan, s�owo daj� Calame Aleksander (1810_#1864) - malarz i grafik szwajcarski, g��wnie pejza�ysta, autor nastrojowo_romantycznych krajobraz�w alpejskich castel (�ac.) - zamek, twierdza cela n'est pas s~erieux (fr.) - to niepowa�ne, tego nie nale�y bra� serio Cela vous est d~u (fr.) - To si� wam nale�y ce que femme veut, Dieu le veut (fr.) - czego chce kobieta, tego i B�g chce chic (fr.) - szykownie, elegancko circonstances aggravantes (...) att~enuantes (fr.) - okoliczno�ci obci��aj�ce (...) �agodz�ce das ist ein ~offentliches Geheimnis (niem.) - to jest publiczn� tajemnic� de bonne soci~et~e (fr.) - (pochodz�cego) z dobrego towarzystwa de domo (�ac.) - z domu Decamps - Alexandre Decamps (1803_#1860), francuski malarz i grafik okresu romantyzmu, autor scen rodzajowych i pejza�y delegacja - tu: cz�onkowie zgromadzenia z�o�onego z przedstawicieli parlamentu austriackiego i w�gierskiego, sprawuj�cego kontrol� nad zagadnieniami wsp�lnymi dla obu cz�ci sk�adowych dawnej monarchii austro_w�gierskiej. W sk�ad delegacji wchodzili r�wnie� pos�owie polscy demoiselle de compagnie (fr.) - panna do towarzystwa di bona fortuna (w�.) - tutaj: niebieski ptak, �owca posag�w dienstman (niem.) - pos�ugacz Dii minores (�ac.) - przybli�one brzmienie przys�owia �aci�skiego: dii minorum gentium, bogowie ni�si docteur en droit (fr.) - doktor praw Du�czewski Stanis�aw J�zef (1701_#1767) - heraldyk, autor m.in. "Herbarza wielu dom�w Korony Polskiej" i "W. Ks. Litewskiego" (1757) ein ~offentliches Geheimnis (niem.) - publiczna tajemnica ekskomunika (�ac.) - ko�cielna kl�twa, wy��czenie z grona wiernych elekty (�ac.) - barany nale��ce do rasy poprawnej emabluj� z sob� (w�a�c.: emablowa� kogo�) - tu: utrzymuj� towarzyskie stosunki, bawi� si� rozmow� itd. emetykowa (gr.) - wywo�uj�ca wymioty en manches de chemise (fr.) - bez marynarki en parfaite connaissance de cause (...) (fr.) - w tej sprawie doskona�ych informacji o rzeczy (...) entre nous soit dit (fr.) - m�wi�c mi�dzy nami entreprener (fr.) - przedsi�biorca ~erarda piano - pianino znanej, istniej�cej do dzi� firmy francuskiej za�o�onej w Pary�u ok. r. 1780 przez S~ebastiena ~erarda, kontynuowanej przez bratanka, Pierre ~erarda erlauben Sie mal, das ist beleidigend f~ur mich (niem.) - pardon (fr.) - Scusa signore (w�.) - za pozwoleniem, to jest dla mnie obra�liwe - przepraszam - prosz� pana Evero (w�.) - Zaiste, naprawd� facjendarz (w�.) - handlowiec, kupiec (wg �wczesnej terminologii "spekulant") Faun herkula�ski - przypuszczalnie tzw. Faun z Pompei, rze�ba z br�zu, wykopalisko pompeja�skie, przedstawiaj�ca pijanego satyra, przechowywana w Museo Nazionale w Neapolu finanzialrat w�a�c.: finanzrat (niem.) - radca skarbowy force majeuse, w�a�c.: force majeure (fr.) - si�a wy�sza garniturowa (torba) - wyprodukowana z tego samego materia�u, co wierzchnie okrycie, stanowi�ca z nim komplet geheimrat (niem.) - tajny radca (wysoki stopie� w dawnej hierarchii urz�dniczej w Niemczech) goddam (ang.) - przekl�ty, cholerny, sakramencki grandioso (w�.) - wspania�a, okaza�a gratia status (�ac.) - �aska wrodzona great atraction (ang.) - wielka atrakcja, wielki powab Haimweh, w�a�c.: Heimweh (niem.) - t�sknota za krajem, nostalgia hat niemals verloren (niem.) - nigdy nie przegra� Herein, entrez, favorisca - "Prosz� wej��" w j�zyku niemieckim, francuskim i w�oskim hic mulier (�ac.) - kobieta energiczna, bezwzgl�dna (dos�.: "ten" kobieta) high life (ang.) - wytworne towarzystwo, elita towarzyska homo novus (�ac.) - tutaj: przybysz; kto� spoza towarzystwa (dos�.: cz�owiek nowy) horreur (fr.) - okropno��, zgroza Human Jean Georges (1780_#1842) - francuski polityk, przemys�owiec i finansista z okresu Restauracji, p�niej monarchii kr�la Ludwika Filipa, wieloletni minister finans�w Humboldt Wilhelm (1767_#1835) - niemiecki filozof i humanista, tw�rca systemu lingwistyczno_filozoficznego, lub Alexander Humboldt (1769_#1859), brat poprzedniego, podr�nik, geograf i przyrodnik humory - tu: p�ynne sk�adniki organizmu ludzkiego, kt�rych obecno�� i ilo�� mia�a, wg przestarza�ych mniema�, powodowa� dobre lub z�e samopoczucie Il est des notres (fr.) - Pochodzi z naszego kr�gu (dos�.: jest z naszych) Il est diablement bontonn~e! (fr.) - On jest diablo dobrze wychowany (bonto~nn~e - wyraz sztuczny od: bon ton, zasady towarzyskie) in quo nati sumus (�ac.) - gdzie�my si� urodzili indygatorka w�a�c.: indagatorka (�ac.) - tu: osoba w�cibska, zarzucaj�ca pytaniami (indagator - s�dzia �ledczy) Ipse dixisti (�ac.) - Sam powiedzia�e� ipsissima verba (�ac.) - w�asne (jego) s�owa Ist richtig, w�a�c.: Es ist richtig (niem.) - S�usznie, racja izba par�w - Izba Lord�w w Anglii Jawohl (niem.) - Tak jest jej Bohu! (ukr.) - na Boga! je ne suis pas b~eguille (w�a�c.: b~egeule - fr.) - nie jestem skromnisi� Kapica Milewski Ignacy (1740_#1817) - heraldyk. Jego notaty wyda� Z. Gloger jako "Herbarz" (...) Klara Wieck - utalentowana pianistka niemiecka doby romantycznej, c�rka znanego pianisty Friedricha Wiecka i �ona kompozytora Roberta Schumanna konfesata (�ac.) - wyznanie, wyspowiadanie si� konsyderacje (�ac.) - powa�anie, szacunek, wzgl�dy krople laurowe - niegdy� u�ywany �rodek przeciw podra�nieniu nerwowemu (produkt z li�ci laurowi�ni lub z gorzkich migda��w) lagry (niem.) - osad w winie na dnie flaszki lub beczki laudanum (�ac.) - �rodek uspokajaj�cy, przeciwb�lowy z opium Lessing Karl Friedrich (1808_#1880) - niemiecki malarz, autor obraz�w o tre�ci historycznej oraz pejza�y romantycznych, p�niej realistycznych Madonna Rafaela - Nie wiadomo, o kt�ry spo�r�d kilku wersji "Madonny" w�oskiego malarza i architekta renesansu, Rafaela Santi (1483_#1520), chodzi (Madonna Syksty�ska, Madonna della Sedia, Madonna del Granduca? itd.). We wszystkich podobiznach "Madonny" Rafael stara� si� o stworzenie idealnego typu postaci kobiecej Mais c'est ~a en perdre la t~ete! (fr.) - Ale� od tego mo�na straci� g�ow�! Mais c.est ~a en perdre la t~ete! (fr.) - Ale� od tego mo�na straci� g�ow�! Mais c'est du dernier ridicule (fr.) - Ale� to ostateczna �mieszno�� Mais je suis de bonne composition (fr.) - Lecz ze mn� �atwo doj�� do �adu malimo�czyk, marymontczyk - panicz delikacik (z marymonckiej m�ki) marchande de modes (fr.) - modniarka marchand tailleur (fr.) - krawiec prowadz�cy dom mody maturitatis (�ac.) - egzaminu dojrza�o�ci mauvais exemple (fr.) - z�y przyk�ad memento mori (�ac.) - tu: zmora przypominaj�ca o �mierci (dos�._ "pami�taj o �mierci!") nati, possesionati, w�a�c.: nati et possesionati (�ac.) - urodzeni (szlachta) i posiadaj�cy dobra ziemskie naturali�ci - badacze natury, przyrodnicy Ni vu, ni connu (fr.) - Kto� nie znany, nie widziany "Norma" - opera Vincenzo Belliniego (1801_#1835), w�oskiego kompozytora, kt�ry wprowadzi� do opery tzw. belcanto, czyli liryzm i �piewno�� melodii w ariach noveletty (w�.) - miniatury fortepianowe. Tytu� zosta� wprowadzony po raz pierwszy jako programowy przez Roberta Schumanna (1810_#1856) odstawny (major) - dymisjonowany, emerytowany officieusement (fr.) - p�urz�dowo okseft (niem.) - miara wina, ok. 200_#240 l; beczka zawieraj�ca powy�sz� miar� on ne s'y reconnait plus! (fr.) - nie spos�b si� po�apa�, nie mo�na si� pozna� pardon, excusez (fr.) - przepraszam, prosz� wybaczy� pensum (�ac.) - zadanie do odrobienia piqu~e au jeu (fr.) - podniecony gr� poudre de ris (fr.) - puder ry�owy pour ~etre persuad~e, que vous ~etes un galanthomme (fr.) - by by� przekonanym, �e pan jest cz�owiekiem honorowym pour faire acte de pr~esence (fr.) - dla sprezentowania si�, dla przedstawienia si� predykat (�ac.) - przydomek; tu: nosiciel nazwy zawodu primitive (fr.) - prymitywna proprio motu (�ac.) - z w�asnego pop�du prozopopeja (gr.) - o�ywienie Que voulez_vous? (fr.) - Czeg� pan chce? quem devoret (�ac.) - fragment sentencji z Pisma �w. rozpowszechniony jako zwrot przys�owiowy; tamquam leo rugiens circuit, quaerens quem devoret - jak lew rycz�cy obiega szukaj�c, kogo by po�ar� Qui si lavora (w�.) - Tu si� pracuje Quod erat demonstrandum (�ac.) - Co zosta�o udowodnione resurs (fr.) - �rodek, spos�b ruolzowa (�y�ka) - posrebrzana lub poz�acana. Poj�cie pochodzi od nazwiska francuskiego chemika Ruolza (1808_#1887), kt�ry pierwszy wpad� na pomys� posrebrzania albo poz�acania metalu za pomoc� elektrolizy S'geht nicht (niem.) - zob.: so geht's (...) itd. S'richtig, skr�c.: Es ist richtig (niem.) - S�usznie, racja sapienti sat (�ac.) - m�drej g�owie do�� po s�owie (dos�.: m�dremu do��) Sicuro! (w�.) - Z pewno�ci� si fabula vera (�ac.) - je�eli opowie�� jest prawdziwa signor (w�.) - pan simplex servus Dei (�ac.) - prosty s�uga Bo�y so geht's nicht (niem.) - tak nie uchodzi, tak si� nie robi so hervorragendes (niem.) - tak wybitnego, znakomitego solide (fr.) - solidna souffre_douleur (fr.) - popychad�o "Spenerowska Gazeta" - tzw. "Spenersche Zeitung", berli�ska gazeta, za�o�ona w r. 1740, wychodz�ca pod t� nazw� do r. 1874. Zawiera�a r�wnie� informacje z zakresu literatury, nauki i �ycia obyczajowego Berlina suchoty - tu: suszenie, post o chlebie i wodzie sur la selette (fr.) - trawestacja francuskiego powiedzenia: tenir quelqu'un sur la sellette - wyci�gn�� kogo� na s��wka; tutaj: podda� pr�bie cierpliwo�ci sztrof (niem.) - kara szwalbka (niem. Schwalbe) - jask�ka talmi, inaczej: talmigold lub: talmi z�oto - stop miedzi, cynku, cyny i �elaza, poz�acany, imituj�cy autentyczn� bi�uteri� terra incognita (�ac.) - ziemia nieznana Thackeray William Makepeace (1811_#1863) - pisarz angielski, autor opowiada� i powie�ci obyczajowych o charakterze satyrycznym, odzwierciedlaj�cych stosunki w spo�ecze�stwie angielskim po wojnach napoleo�skich i w dobie wiktoria�skiej times is a money (ang.) - czas to pieni�dz transito (w�.) - bez zatrzymywania si� (podr� przez inny kraj bez zatrzymywania si� dla formalno�ci paszportowych lub innych) tr~es comme il faut (fr.) - bardzo wytworny, bardzo na miejscu, jak nale�y tr~es nobles dames (fr.) - bardzo arystokratyczne panie turf (ang.) - tor wy�cigowy w zawodach je�dzieckich (aluzja do zysk�w i wygranych w zak�adach) un des notres (fr.) - kto� z naszego kr�gu un homme de loisir (fr.) - cz�owieka wolnego, niezale�nego Va bene (w�.) - Dobrze, zgoda Varnhagen (1785_#1858) - niemiecki polityk i dyplomata, literat i humanista zaprzyja�niony z A. Humboldtem; od r. 1824 mieszkaj�cy stale w Berlinie; jest autorem biografii s�awnych ludzi, rozpraw historycznoliterackich i opracowa� poet�w romantycznych villa dei Fiori (w�.) - dos�.: "Willa Kwietna" v~oslauer - po�ledni gatunek dawnego wina austriackiego Wenus z Milo - pos�g Afrodyty nieznanego rze�biarza z ok. 100 r. p.n.e. znaleziony w r. 1820 na wyspie Milos i przwieziony do Luwru wolant (fr.) - gra w pi�k� z przytwierdzonymi do niej pi�rkami. Pi�k� podrzuca�o si� rakiet� zachcia�e� (_a�) (stpol.) - a jak�e! a ju�ci! zas�u�bowy (major) - pozas�u�bowy, emerytowany, dymisjonowany Cz�� I W roku 1866, w�a�nie w chwili, gdy wojna mi�dzy Austri� a Prusami wybuchn�� mia�a, rozpoczyna� si� niemal sezon u w�d galicyjskich pod Tatrami, a gospodarze dom�w, w�a�ciciele hotel�w, wszyscy, co nawykli rachowa� na przybycie go�ci z r�nych stron �wiata, trwo�yli si� niezmiernie, przewiduj�c, �e im ten nieszcz�liwy sk�ad okoliczno�ci szyki pomi�sza, nikt czasu wojny i ofiar, jakie ona za sob� prowadzi, nie ma wielkiej ochoty rusza� si� z domu, cz�sto te� mo�no�ci braknie. Przeci�te drogi, utrudnione komunikacje przyczyniaj� si� te� do przytrzymania ka�dego we w�asnym k�cie. Lecz �e choroba nie folguje, a rozkazy lekarza s� wyrokami �mierci lub �ycia - sun� si� i ci�gn� do w�d ci, co musz�. Tacy znowu go�cie, dogodni dla apteki, lekarzy a nawet i hotel�w, najmniej z sob� przynosz� materia��w do �ycia spo�ecznego i zabawy. Szcz�cie to jeszcze wielkie, je�li chory jest ju� tak chorym, �e si� bez opieki obej�� nie mo�e, na�wczas podejmuj� si� jej zwykle najm�odsi, najsilniejsi zarazem, s�u��c biednym ciociom, wujaszkom, dziaduniom lub babciom i o sobie nie zapominaj�c. Wiadomo powszechnie, �e m�odo�� ma swe prawa, kt�rych nawet cz�stokro� nadu�ywa. W tym roku mo�e i strach wojny chor�b nap�dzi�, dosy�, �e mimo sm�tnych przeczu� gospodarza domu "Pod R�", kt�re podziela� w�a�ciciel "Hotelu Warszawskiego" i inni r�nych dwork�w posiadacze, "Pod Tr�baczem", "Trzema Sosnami", "Dwoma Czy�ykami", "Czterema Grzybami" itp., w porze w�a�ciwej, gdy ju� mia�y grzmie� dzia�a i wojska si� przesuwa�y ko�o O�omu�ca, go�cie pocz�li sun�� si� zewsz�d do Krynicy, domy si� powoli wype�nia�y i nie by�o wcale tak pusto, jak by si� l�ka� i spodziewa� z owych gro�nych koniunktur nale�a�o. W ten cichy zak�t, do kt�rego wojna z pewno�ci� si� docisn�� nie mog�a, gdzie ka�dy czu� si� bezpiecznym, do kt�rego tak z�e prowadz� drogi, �e nimi dzia�a ani piechota bez szwanku by si� dosta� nie potrafi�y, chocia� Galicjanie, nawykli do nich, ca�o jako� przeje�d�aj�, zsuwali si� z wolna ludzie chorzy, przestraszeni, odpoczynku i ciszy potrzebuj�cy, wreszcie ci, co nie wiedzieli, co z sob� pocz��, nie maj�c otwartego Ems, Wiesbaden, Homburg. Przybywali tu i tacy, kt�rzy w szcz�liwszych czasach pow�drowaliby byli potrzebnego im �elaza rozpuszczonego w wodzie szuka� dalej, przyprawnego po niemiecku, ale �e tam w�a�nie kulami �wistano - woleli pi� domow� wod� z bezpiecze�stwem, �e si� przy niej z innym �elazem, nie przepisanym przez lekarza, nie spotkaj�. Krynica, �egiest�w, Iwonicz, Szczawnica, mimo tych piekielnych dr�g do nich wiod�cych, na kt�rych �atwo karku nakr�ci�, otwiera�y go�cinne podwoje coraz nowym przybyszom, witanym z niek�aman� rado�ci�. Towarzystwo by�o nieco zmi�szane - ale u w�d wiele si� nie wymaga, o tym nawet Anglicy s� przekonani. Kontyngensu, jak zwykle, dostarczy�a Galicja, s�siednie Kr�lestwo, a z Prus, co si� na wprost dosta� nie mog�o, koniecznie postanowiwszy przyw�drowa�, jecha�o na Warszaw�. Nie wiem, o ile chorym �wczesne wypadki przy piciu wody szkodzi�y lub pomaga�y - zdrowi mieli t� pociech�, �e ka�dej poczty oczekiwali z ciekawo�ci� niezmiern�, z niecierpliwo�ci� gor�czkow�, a w chwilach wolnych od gazet puszczali wodze domys�om, co z tego na �wiecie wypa�� by�o powinno i jak si� to sko�czy� mia�o. Zdania by�y wielce podzielone, ale kto sobie rok ten przypomina, przypomni te�, �e nikt nie odgad� ko�ca. Ju� spora kupka go�ci w dnie pogodne przechadza�a si� po deptaku co rana, przys�uchuj�c si� popisom muzyki, kt�rej repertuar zmienia� si� o tyle, o ile speiscettel "Pod R�", nie psuj�c usz�w zbytni� rozmaito�ci�; ju� grono powa�ne przyzwoitych os�b napawa�o si� zapachem rezedy, obficie zasianej w ogr�dku przy �r�dle, gdy jednego dnia zjawi� si� tu homo novus, kt�ry powszechn� pa� i m�czyzn zwr�ci� uwag�. By� to m�odzieniec s�usznego wzrostu, bardzo pi�knych rys�w twarzy, fizjognomii szlachetnej, postawy nader szykownej - mog�cy mie� lat dwadzie�cia i kilka, pod trzydzie�ci - ubrany z jak najwi�kszym smakiem i w og�le zdradzaj�cy powierzchowno�ci� sw�, obliczem, ruchami cz�owieka z tej sfery towarzyskiej, kt�ra do high life europejskiej nale�y. Nikt ani na chwil� nie w�tpi�, zobaczywszy go, �e to jest potomek Potockich lub Zamojskich, lub jednej z tych historycznych rodzin starych, kt�re dot�d dawnej zamo�no�ci nie straciwszy, na stopniu rodowi w�a�ciwym utrzyma� si� przez ni� potrafi�y. Ludzie pewnego oka, z ma�ych oznak umiej�cy si� domy�le� wszystkiego, naturali�ci salonowi, co z pier�cionka odbudowuj� mastodonta wielkiego �wiata, zar�czali od razu i gotowi byli si� zak�ada� nawet grubo, i� przyby�y musia� by� co najmniej hrabi� P., hrabi� Z., je�li nie ksi�ciem L., ksi�ciem S. itp. O nazwisko nie sz�o, ale o rodzaj i gatunek, do kt�rego zaliczy� si� mia� �w zjawiaj�cy si� m�odzian, pi�kny, dystyngowany, tr~es comme il faut. Wprawdzie, jak trudno dzi� �y�k� srebrn� rozpozna� od christoflowej i ruolzowej, tak nie�atwo fabrykaty tego rodzaju odr�ni� od prawdziwych owoc�w czasu i drzew genealogicznych, ale naturali�ci salonowi nawet w braku cech i oznak maj� cudowny, a nigdy nie myl�cy instynkt - poczucie rodu. Jest to u nich gratia status. Wszyscy zar�czali, �e to by� pan najczystszej wody. Najzuchwalsi wa�yli si� nawet i nie narzuca� wynik�e z kombinacji ruch�w r�nych znakomito�ci, najzr�czniejszy wszak�e poszed� naprz�d do biura, w kt�rym si� zwykli zapisywa� podr�ni, i tam cichaczem si� co� my�la� dowiedzie�. - Podr�ny - m�wi� sobie - nie m�g� dawniej przyby� jak wczoraj, wczorajsi za� ju� musieli by� zameldowani miejscowemu zarz�dowi. - W ksi��ce znalaz�, ciekawy, Chaj� Ajzyk, kupcow� z Brod�w, z Chan� Gurgich, siostrzenic�, i Aronem Pekfiszem (oczywi�cie Pekfiszem nieznajomy by� nie m�g�), nast�pnie radc� Fryderyka Gottlieba M~ullera (nie wygl�da� na urz�dnika wcale), hrabin� Eliz� Maulhorn z baron�w Przer�tskich z kuzynk� Adel� Ernestyn� Federzeug - w ostatku pana Gabriela Pilawskiego, obywatela z Warszawy. Oczywi�cie i tym Pilawskim, obywatelem z Warszawy, na �aden �ywy spos�b nie m�g� by� arystokratyczny �w m�odzian, chocia� z Warszawy, bo nazwa pana Gabriela Pilawskiego zdradza�a bruk miejski i pochodzenie plebejuszowskie, w najlepszym razie m�g� to by� ledwie drobny szlachetka, ten za� pan musia� nale�e� do najlepszego �wiata. M�wi�o za nim wszystko a wszystko, a� do skromno�ci angielskiej w ubiorze i cudownego kroju jego niezaprzeczenie londy�skiego bonjourka. Ciekawi, przechodz�c mimo, rozpoznali, i� tkanina, z kt�rej by� zbudowany, z Br~unn w Morawii pochodzi� nie mog�a. Laseczka te�, kt�r� nosi� w r�ku, laseczka pe�na szyku, niepodobna, by pochodzi� mia�a z innego jak najpierwsze magazyny w Europie, a nie u�ywa�by jej z takim smakiem, tylko cz�ek urodzony, by czu� i ocenia� pi�kno we wszystkim - nie wyjmuj�c ani trzewika, ani czapki. Ludziom pospolitym trafi si� mie� co� jednego niczego, umiej�cy si� szanowa� posiada tylko wytworne rzeczy. Pude�eczko do zapa�ek u niego jest artystycznie wyko�czone, niewidzialne sprz�czki s� patentowanymi wyrobami, kto si� szanuje, jest w tym nieub�aganie �cis�ym. Takim si� w�a�nie wydawa� �w nieznajomy. Zobaczywszy spis przyby�ych, bystry �w badacz tajemnic krynickich, kt�ry wzi�� na siebie do�ledzi� przybylca i - przekonany, �e nieznajomy go�� jeszcze zameldowanym nie by� - poszed�, jak nazywa� - dotrze�. Dotarciem zwa�o si� wy�ledzenie wprost mieszkania jego, po czym ju� reszta informacji p�j�� mia�a jak z p�atka. Lecz spikaj� si� czasem okoliczno�ci nieprzyjazne na ludzi zbyt ciekawych. M�odzieniec w�a�nie, wypiwszy ostatni� szklank� wody, za�o�y� r�ce w ty� z ow� laseczk� i poszed� sobie w g�ry! Gdzie� jakby do pos�gu N. Panny albo nawet jeszcze dalej. Badaczowi drapanie si� tak wysoko za nieznajomym, na czczo, po to tylko, a�eby mo�e znowu zdrapywa� si� nazad, i to na pr�no, bo mog�a mu przyj�� fantazja spaceru samego, wyda�o si� zupe�nie niepraktycznym. Wstrzyma� zap�d, usiad� na �awce u zdroju i tu postanowi� czeka� powrotu. Nie doczeka� si� go wcale jednak tego dnia, zna� w�drowiec inn� sobie jak�� obra� drog�. Ciekawiec wr�ci� zawiedziony i kwa�ny "Pod Tr�bacza". Takie niepowodzenie zwyk�o wszak�e tylko dodawa� ochoty i odwagi dla przezwyci�enia spikuj�cego si� losu. Nazajutrz pr�szy� deszczyk, ale wytrwa�y badacz pod parasolem po �liskich dro�ynach odbywa� zawczasu stra� piln�, oczekuj�c na nieochybne ukazanie si� nieznajomego. Deszcz nawet by� na ten raz sprzymierze�cem dobrym, gdy� zabezpiecza� od nowej w g�ry wycieczki. Z dala ujrza� go ju� przybywaj�cego, a z kierunku domy�li� si�, i� nie m�g� gdzie indziej sta�, tylko "Pod R�", w tej bowiem stronie nie by�o �adnego innego wi�kszego hotelu, a ju�ci� cz�owiek tak dystyngowanej powierzchowno�ci nie m�g� sta� w lada dziurze. To nie ulega�o ju� w�tpliwo�ci, i parasol skierowa� si� do hotelu. W hotelu stosunki przyjazne, znajomo�� jeszcze krakowska z samym naczelnikiem instytucji u�atwi� mia�y do�ledzenie prawdy. Gospodarz, pilnuj�c, aby go�cie byli czasu kawy, po wodzie, us�u�eni w por�, kr�ci� si� ju� we fraku u wnij�cia. - Dzie� dobry panu! - rzek� badacz zbli�aj�c si�. - A! dzie� dobry!! - A c�, a c�? go�ci, chwa�a Bogu, u pana dosy�? - No, tak! s�, s�... tak! go�cie, ale jacy go�cie... - z�ymn�� ramionami gospodarz. - A jakich�e by� pan sobie �yczy�? - Rok okropny, bankructwo gotowe! - m�wi� �ywo w�a�ciciel "R�y", ruszaj�c ramionami. - Co to za go�cie! - Wszak�e mieszkania pustkami nie stoj�? - Ha!! co o tym m�wi�! - z�ymn�� si� gospodarz i potar� r�kami g�ow�. - Przepraszam... ale w�a�nie chcia�em spyta�... o jednego z pa�skich go�ci... tego... m�odego... przystojnego... arystokratycznego... z laseczk�... - W tu�urku tabaczkowym? tak, z laseczk�. Kapelusz panama... a! to mi tu o niego spokoju nie daj� - odpar� gospodarz - nawet hrabina lokaja przysy�a�a. - W�a�nie o niegom chcia� spyta�! W�a�ciciel "R�y" z przyleg�o�ciami ruszy� ramionami, u�miechn�� si�. - C� tak wielkiego? Co tak osobliwego? - zawo�a�. Uderzy� si� w czo�o. - Ach, jak�e bo si� nazywa? jak si� nazywa? - okr�ci� si�. - A! wiem, pan Gabriel Pilawski, obywatel z Warszawy. - No, ale obywatel a obywatel - doda� badacz - pan najlepiej wiesz, �e kogo to teraz obywatelem nie nazywaj�... obywatel ziemski? obywatel miejski? - A! ju� co do gatunku obywatelstwa, to nic nie wiem - szybko doda� gospodarz - nie wiem. - Gabriel Pilawski! - powt�rzy� ciekawy - to nie mo�e by�! - Jak to nie mo�e by� - ofukn�� gor�co gospodarz - jak nie mo�e, kiedy jest. Ja panu powiadam, Gabriel Pilawski, obywatel z Warszawy. - I przyjecha� sam? ze s�u��cym? jak? - E, sam jeden, sam jeden. - Gabriel Pilawski, Pilawski! - powt�rzy� sk�opotany badacz. - Kapelusz panama, laseczka i tu�urek tabaczkowy... Gabriel Pilawski. - M�wi� panu, mog� ksi��k� meldunkow� pokaza�. - U zegarka �adnych dewizek, tylko jeden wielki pier�cie� z turkusem. - Ten sam, pier�cie� z turkosem, turkos ogromny, kosztowny... obserwowa�em - rzek� gospodarz. - Ja sam si� na tym znam. - I Gabriel Pilawski czy Pi�awski? - spyta�, jakby nagle o�wiecony my�l� szcz�liw�, badacz. Gospodarz troch� zniecierpliwiony pobieg� po ksi��k�, przyni�s� j� i w�o�ywszy na nos szkie�ka, wsp�lnie z ciekawym pocz�� si� podpisowi przypatrywa�. Oba spu�cili g�owy nad ksi��k�, sylabizowali, milczeli. Rzeczywi�cie by�a w�tpliwo��. G�oska "l" skutkiem zamaszystego poci�gu pi�ra tak by�a zawi�zana, i� m�g� j� kto chcia� wzi�� za "l" lub za "�". Zale�a�o czytanie od usposobienia. Gospodarz czyta� jako simplex servus Dei - Pilawski, ciekawiec, mrucz�c pod nosem, bo nie chcia� si� wyda� z pomys�em, m�wi�: Pi�awski. Rzecz by�a na poz�r ma�a, ale dla badacza nadzwyczajnej donios�o�ci i ogromnego znaczenia. U�miechn�� si� ironicznie w milczeniu, ksi��k� odda�, uk�oni� i z wielk� powag� mia� odchodzi�, gdy go tkn�o, i� si� o inne okoliczno�ci towarzysz�ce, pomocniczo obja�niaj�ce, nie zapyta�. M�dry wszak�e, domy�lny, a grzeczny w�a�ciciel "R�y", wyczytawszy z ocz�w milcz�cego badacza ciekawo��, doda� po cichu w poufny spos�b: - Jaki obywatel ziemski, prosz� pana, czy te� miejski, tego nie wiem, a czego nie wiem, tego nie mog� powiedzie�, ale co� porz�dnego, s�owo honoru, co� porz�dnego! Powiadam panu, bywaj� u mnie r�ne familie i ludzie, nie chwal�c si�, najznakomitsi... raz nawet by� hr. Go�uchowski!... no, ale takiego t�omoka jeszczem u nikogo nie widzia�. Angielski czy te� ju� nie wiem jaki, sk�ra jak na pugilaresie, okuta br�zem, elegancki co si� zowie, �liczny. Drugi mniejszy, podobny, tylko kalibrem r�ny, torba tak�e garniturowa. A co ponadobywa� r�no�ci i ponarozstawia� szczotek i myde�, flaszek, ingrediencji, to si� s�u��ca wydziwi� nie mog�a... kr�lewska toaleta. - No, a z herbami? - zapyta� badacz. - Przyznam si� panu, �e o to nie pyta�em i nie obserwowa�em - doda� gospodarz - a tylko elegancja co si� zowie. Na ko�nierzu od surduta, gdy Franek wytrzepywa�, sam czyta�em "London", na butach, to mi Franek m�wi�, "London", wsz�dzie "London" i wszystko paradne. - A ksi��ki ma? - spyta� inkwizytor. - P� stolika zawalonego - doda� gospodarz - wszystko francuskie i co� tam polskich. - Ale bez s�u��cego? - szepn�� kr�c�c g�ow� badacz. - Hm, �ci�le bior�c - rzek� gospodarz - po c� do Krynicy s�u��cy? Franek mo�e i ksi�ciu us�u�y�. - Hrabiemu Go�uchowskiemu buty czy�ci�. Nie dos�ysza� tego argumentowania nasz ciekawiec, bo si� sk�oni� i zatopiony w my�lach odchodzi� powtarzaj�c: - Pi�awski, Pilawski, hm, oczywista rzecz, i� to jest pseudonim, dla zachowania incognito, od herbu Pilawa. To� jasne! to jasne! Chcia�oby si� unikn�� natr�t�w, ciekawych, znajomo�ci!... to jasne... Pi�awski... Pilawa! U�miechn�� si� do siebie i zatar� r�ce szcz�liwy, i� trafi� na wyw�d ten, kt�ry mu si� wydawa� nadzwyczaj trafnym. - Nie jest to rzecz� przyjemn� - ci�gn�� dalej - by� napastowanym, okr��anym, wyzyskiwanym. Ci protekcji, inni pieni�dzy, drudzy szukaj� znajomo�ci, aby si� przechwala�. To rzecz zrozumia�a... Pi�awski... Pilawa.... jak na d�oni. Jestem w domu, ale sza!! Uszcz�liwiony domys�em, w kt�rego trafno�� uwierzy� najmocniej, badacz poszed� na deptak pod parasolem, postanawiaj�c milcze�, dop�ki by na poparcie idei swojej nie znalaz� silniejszych jeszcze argument�w. Tu czas jest zapozna� si� - nie z wielkim nieznajomym, ale z badaczem tyle trafno�ci maj�cym i dowcipu. Badacz nasz w pospolitym �yciu zwany by� panem Karolem Surwi�skim. By� on mieszka�cem Krakowa i teraz ju� w�a�cicielem kamienicy, na kt�rej srogie opodatkowanie zwyk� si� by� uskar�a� przy ka�dej rozmowie. Zasiedzia�y w mie�cie i nie ruszaj�cy si�, chyba do Krynicy z rozkazu doktora Dietla, pan Karol niegdy wiele �wiata zwiedzi�, wiele przeby� i przebola�. Z przesz�ego czynnego �ycia pozosta�a mu potrzeba ruchu, pieni�dzy, stosunk�w, ludzi i wiadomo�ci z�ego i dobrego. Czytywa� nie m�g�, bo nie nawyk� do tego nudziarstwa i s�abe mia� oczy - czerpa� wi�c zabaw� i nauk� z �ywego �wiata. Filozofowa�, obserwowa�; nade wszystko plotki i wnikanie w strojne spr�yny cudzego �ywota niezmiernie lubi�. Tym te� w�a�ciwie tylko �y� i zajmowa� si�. Je�li w swych studiach nad spo�eczno�ci� i analizach charakter�w natrafi� na szkopu�, cho�by zrazu mia� si� on rozprysn�� jak woda o kamienie, nie mija� go, i owszem, sili� si� skruszy� zawad� - i zawsze prawie z czasem, z cierpliwo�ci� dochodzi� do ziszcze� swego celu. Nie by�o dla pana Karola Surwi�skiego nic tajnym na krakowskim bruku, nie osta�o si� te� d�ugo tam, gdzie przeni�s� chwilowo dzia�alno�� swoj�. - Gdybym ja chcia� pisa� pami�tniki - mawia�, �miej�c si� po cichu (mia� w obyczaju taki �mieszek st�umiony, przyg�uszony, tajemniczy, z kt�rym nie wybucha� nigdy, ale te� i obej�� si� bez niego nie m�g�) - gdybym ja moje pami�tniki pisa�!!! no, no! dopiero by�cie si� ciekawych dowiedzieli rzeczy!! Nieprzychylni panu Karolowi dowodzili, �e fantazja bujna, cz�stokro� wybuja�a, dosztukowywa�a, co brak�o do uzupe�nienia wiadomo�ci. To pewna, �e �ataniny zna� nie by�o, a powie�ci pana Karola tak mile si� s�ucha�y, tak by�y zr�cznie uk�adane, i� je wiele prostoduch�w za szczer� bra�o prawd�. Tote� pan Karol, stary kawaler, po trosze wsz�dobylski, mile by� widywany w najr�norodniejszych towarzystwach, w ka�dym z nich w�a�ciwie znale�� si� umia�, a z r�wnym upodobaniem go�ci� u profesor�w, hrabi�w, �awnik�w i mieszczan. Nawyk�y do miasteczka, cho� dzi� wyludnionego znacznie, zawsze jednak dostarczaj�cego mu pod dostatkiem spo�ecznego materia�u do �ycia - u w�d mia� tym wi�cej do czynienia, �e szczuplejszym gronkiem ludzi wy�ywi� si� musia�. Z tego powodu by� niezmiernie czynnym, kr�ci� si� i wyszukiwa� zaj�cia. Nic tu oka jego i uwagi nie uchodzi�o, stara� si� ze wszystkiego korzysta�. Tajemniczy �w przybysz dostarczy�, szcz�ciem, pi�knego przedmiotu do studi�w i bardzo by� po��dan� zagadk�. Wprawdzie dot�d brak�o danych, na kt�rych by oprze� m�g� i osnu� dostatniejsz� powie��, lecz m�drej g�owie do�� na s�owie - z tego, co mia�, snu� ju� m�g� wiele i d�ugo. Pracowici badacze s� jak paj�ki, prz�d� z siebie, gdy z czego innego nie mog�. I m�wi� w duchu pan Karol: - Cz�owiek, kt�ry tak wygl�da - ma�a rzecz t�omoki, ale i one maj� znaczenie - cz�owiek, kt�ry ubranie i obuwie ka�e sobie robi� w Londynie, nie mo�e by� lada obywatelem Pilawskim, bo o �adnych Pilawskich tak okrutnie bogatych i zbytkuj�cych u nas nie s�ycha�. W tym tkwi tajemnica, ja jej doj�� musz�. Zatar� r�ce; dzie� by� ch�odnawy. - Niech sobie demokracja co chce plecie - doda� - rody, rasy i krew istniej�. Po twarzy zaraz z rys�w pozna� mo�na cz�owieka dobrego gniazda, kt�rego rodzina, od wiek�w swobodnie oddychaj�c, zajmowa�a si� wydzielon� sobie przez Opatrzno�� delikatniejsz� robot�. To nie jest twarz, postawa, ch�d pana tam jakiego� obywatela Pilawskiego - to s� rysy arystokratyczne, szlachetne - rasowe. Deszczyk kropi�cy od rana jako� oko�o godziny dziesi�tej pr�szy� przesta� - na deptaku chodzi�o, mimo pozosta�ej na nim wilgoci, os�b coraz wi�cej, chodzi� i pan Karol, kt�rego dobrzy znajomi, mimo jego wieku, zwali Karolkiem - za co si� nie gniewa�, odm�adza�o go to i pochlebia�o mu. Ten i �w zaczepi� przechodz�cego, ale wszyscy do�wiadczyli, i� nie by� usposobiony do rozmowy jak zwykle... zbywa� ich kr�tko. Absorbowa�a go zagadka, uchyla� si� nawet od obcowania z najlepszymi znajomymi, a�eby w ciszy i skupieniu ducha przedsi�wzi�� �rodki w�a�ciwe ku odkopaniu tajemnicy. Nie wyko�czonej produkcji nie chcia� okazywa� szerszym ko�om. Wszyscy uwa�ali, i� by� niesw�j - przypisywano to dzia�aniu �elaza z wapnem rozpuszczonych w wodzie krynickiej. Gaz te� w�glowy, w�glany czy w�glisty nie ma reputacji przyczyniaj�cego si� do rozweselenia, owszem, ma przyt�pia� w�adze wszelkie. Oko�o p� do jedenastej, gdy ju� wszyscy pij�cy wod� mieli czas doko�czy� absorbcji i porozchodzili si� do k�pieli - s�o�ce, �askawsze, ni� zwykle bywa w Krynicy, zacz�o si� spoza ob�ok�w, gnanych wiatrem, pokazywa�. Mo�na by�o, korzystaj�c z pi�knej pory, wyj�� na przechadzk�, a �e barometr dr. Zieleniewskiego znacznie si� podni�s�, ju� si� nawet zaczyna�y tworzy� projekta dalszych wycieczek, gdy ciekawo�� powszechna, podra�niona przez pana Pila- czy Pi�awskiego (kt�rego nazwisko jeszcze nie by�o znanym powszechnie), na nowo rozbudzon� zosta�a powozem pocztowymi ko�mi zaje�d�aj�cym "Pod R��", z paczkami, pakunkami, pude�kami, t�omokami i dwiema paniami, kt�re wysiad�y, spyta�y o mieszkanie, a znalaz�szy na pierwszym pi�trze trzy pokoje bardzo s�one, po kr�tkiej chwili wahania zaj�y je i rozk�ada� w nich pocz�y. Gospodarz, a�eby wiedzie�, czego si� trzyma�, chocia� t�omoki by�y znowu wielce obiecuj�ce (nu�by, uchowaj Bo�e, w tytule uchybi�?), wys�a� zaraz dziewczyn� z ksi��k� meldunkow�, pi�rem i atramentem. Po kr�tkiej chwili panna powr�ci�a i na karcie wyczytano: Zuzanna Domska z c�rk� Elwir�, z Berlina. S�u��ca sylabizuj�c schodzi�a powoli z ksi�g�, a gospodarz i ca�a kupka ciekawych rzuci�a si� wnet na pastw�. Wszyscy nosy powtykali jak najbli�ej papieru i wszyscy je podnosili wkr�tce z wyrazem uczucia zawodu. Powtarzano: - Domska! Domska z Berlina! C� to jest "z Berlina"? To chyba z Wielkiejpolski? W rubryce oznaczaj�cej stan przyby�ych by� tylko posuwisty sztrych pi�ra, jakby obra�onego natr�tn� indagacj�, znacz�cy tyle, co protestacja przeciwko nieprawemu dochodzeniu i wtr�caniu si� w szczeg�y tycz�ce spo�ecznego stanowiska - chorych!! Domy�lano si� tedy r�nie. Pani Domska z c�rk� Elwir� i tylu pude�kami nie mog�a by� kim innym, tylko bogat� dziedziczk� d�br w Wielkiejpolsce. A �e m�� jej zajmowa� zapewne stanowisko wysokie przy dworze, �e zasiada� w izbie par�w, wi�c i owa pani Domska jecha�a nie z Poznania, ale z Berlina. Rzecz by�a dla ludzi my�l�cych jasna jak s�o�ce. Nawykli do wyrazisto�ci, niecierpliwili si� tym lakonizmem pani Domskiej z Berlina. Nazwisko, brzmi�ce �adnie, nic samo z siebie nie m�wi�o. Rodzina w herbarzach by�a nie znana, lecz ile� podobnych zasiada teraz po izbach pan�w i par�w i nosi tytu�y �wie�o nabyte? Osoby pij�ce kaw� na dole, a wstrzymane chwil� w pochodzie bardzo przebaczon� ciekawo�ci�, popatrza�y na znoszone t�omoki, czyta�y nieznacznie polepione na pude�kach kartki i powoli si� porozchodzi�y. Jedna panna wi�cej przyby�a m�odzie�y. Do�wiadczenie uczy, i� u w�d kto si� chce o kim dowiedzie�, zawsze w ko�cu celu do�cignie, byle mia� troch� cierpliwo�ci. Wysiadaj�ce panie widzia� gospodarz, widzia� Franek lokaj, widzia�a panna s�u��ca, spotka� w korytarzu pan Pawe� baron Hotkiewicz, odstawny major od huzar�w. Wszyscy si� zgadzali na to, i� obie wygl�da�y bardzo, bardzo przyzwoicie. Panna Elwira, mimo zaniedbanego stroju i cho� po m�cz�cej podr�y, wyda�a si� wszystkim bardzo pi�kn�. Matka zdawa�a si� chor�, zm�czon� i mniej dystynkcj� odznacza�a. - By�a - m�wi� znaj�cy si� na ludziach gospodarz - at, sobie stara jejmo�� - panna za� - co si� zowie. - I dodawa� z pewnym r�ki ruchem wielkiego znaczenia: - Grandioso, grandioso! Baron Hotkiewicz, kt�ry uchodzi� za znawc�, bywa� na balach dworskich i widywa� arcyksi�n�, potwierdza�, i� panna Elwira wygl�da�a tr~es comme il faut. Uderza�o i to w charakterystyce pa�, i� pani i panna Domska z wielkim wykwintem i wedle naj�wie�szej mody by�y ubrane. Ilo�� pude�ek zwiastowa�a elegantki wielkie. Burnus panny Elwiry kaszmirowy nawet jak na drog� by� zanadto wytworny, bo� go opr�cz postylion�w nikt nie widzia�. Korzystaj�c z ciep�a i s�o�ca, par� os�b posz�y po �niadaniu przechadza� si� do lasku. Pan Karol Surwi�ski, zobaczywszy na oddalonych �cie�kach z cygarem snuj�cego si� swojego Pilawskiego, pocz�� manewrowa� z niezmiern� zr�czno�ci� tak, a�eby si� z nim gdzie� z bliska spotka�, nie b�d�c znowu pos�dzonym o natr�ctwo i nawijanie si�, bo tego nie cierpia�. Jako� w istocie dzi�ki umiej�tnym pochodom skrzy�owa� si�, zawsze najniespodziewaniej niby, z p. Pilawskim, ale przechodz�cy odwraca� za ka�dym razem g�ow�, udawa�, �e nie widzi, i napawa� si� po wodzie natur�, a do zawi�zywania stosunk�w najmniejszej sk�onno�ci nie okaza�. Pan Karol o tyle tylko skorzysta� w strategicznych ruchach swoich, i� m�g� si� z bliska przypatrze� krojowi sukien, lasce, kapeluszowi, dewizce z turkusem i z obserwacji swych wyci�gn�� znowu to najmocniejsze przekonanie, i� nieznajomy by� incognito �ci�le zachowuj�cym cz�onkiem jakiej� znakomitej rodziny krajowej. Z tym najmocniejszym przekonaniem powraca�, nie chc�c ju� po raz trzeci si� z nim zetkn��, gdy na skraju lasku ujrza� id�c� przeciw sobie pani� Ormowsk�, s�awn� pani� Ormowsk�, w towarzystwie nieodst�pnych dw�ch swych wychowanic i kuzynek, panien Lusi i Musi. Kto nie mia� szcz�cia zna� osobi�cie pani Ormowskiej, kt�r� znali od lat trzydziestu wszyscy oko�o Lwowa, w obu Kr�lestwach Galicji i Lodomerii i Wielkim Ksi�stwie Krakowskim, temu nadzwyczaj trudno b�dzie skre�li� wizerunek wierny tej zacnej damy, kt�ra niegdy� by�a najpi�kniejsz� mi�dzy pi�knymi, a dzi� jeszcze nale�a�a do najprzyjemniejszych niewiast dw�ch Kr�lestw i Wielkiego Ksi�stwa. Pani Ormowska de domo..., ale to ju� tam przypomnie� trudno, bo nazwisko rodowe by�o niezbyt wdzi�czne, po�lubion� zosta�a bardzo m�odo hrabiemu P., z kt�rym �y�a lat z dziesi�tek; owdowiawszy, po�wi�ci�a si� wychowaniu syna jedynaka, a dla u�atwienia tego zadania i znalezienia mu opiekuna, a sobie pomocnika, wysz�a powt�rnie za m�� za niejakiego pana Ormowskiego, cz�owieka bardzo maj�tnego, lecz pos�dzanego, i� handlem sobie zdoby� fortun�. Po Ormowskim, owdowiawszy raz jeszcze i wzi�wszy spadek bardzo znaczny, bo jej wi�ksz� cz�� maj�tku swego zapisa�, nie pr�bowa�a ju� wchodzi� w nowe zwi�zki ma��e�skie, synowi odda�a dobra hrabiowskie, sama za� w dostatkach i swobodzie trawi�a resztki �ywota, wychowuj�c i wydaj�c za m��, dla rozerwania si�, r�ne z kolei dalekie kuzynki i powinowate. Jedynym warunkiem, niezb�dnym prawie, przyj�cia w opiek� ubogich panienek by�o, i� musia�y by� �adne, mi�e, roztropne i �agodne. Brzydkich znosi� przy sobie nie mog�a, r�wnie kobiet,