1970

Szczegóły
Tytuł 1970
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1970 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1970 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1970 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "We�misz czarn� kur�" autor:Andrzej Pilipiuk tekst wklepa�: [email protected] drobna korekta: [email protected] Andrzej Pilipiuk ur. w 1974, z wykszta�cenia archeolog, z zami�owania pisarz, publicysta, niezale�ny historyk i poszukiwacz meteoryt�w. Jak go podsumowa� jeden z czytelnik�w "najwybitniejszy piewca wsi polskiej od czas�w Reymonta". Debiutowa� w 1996 roku na �amach "Fenixa" opowiadaniem "Hiena" - otwieraj�cym cykl opowie�ci o losach i przygodach Jakuba W�drowycza, plugawego degenerata, bimbrownika i egzorcysty. W ci�gu ostatnich pi�ciu lat powsta�o przesz�o 40 utwor�w powi�zanych postaci� tego bohatera. Dwukrotnie nominowany do nagrody im. Janusza A. Zajdla, w kategorii "opowiadanie roku" oraz, r�wnie� dwukrotnie, do �l�kfy jako "pisarz roku". Od trzech lat autor wsp�tworzy kontynuacj� cyklu powie�ci o przygodach Pana Samochodzika - zapocz�tkowanego przez Zbigniewa Nienackiego. Napisa� te� szereg powie�ci dla m�odzie�y, kt�re dot�d nie doczeka�y si� publikacji. Wi�cej informacji znajdziesz na stronie www.pilipiuk.w.pl * * * Lublin 2002 (c) Copyright by Wydawnictwo Fabryka S��w Sp. z o.o. Lublin 2002 Opracowanie graficzne i projekt ok�adki Studio Wizualizacji GRAPHit Pozna�, 856 00 39 Redakcja serii: Eryk G�rski, Robert �akuta Redakcja: Eryk Vort Ilustracje: Hubert Czajkowski Sk�ad: Piotr �mia�ek Korekta: Marta Rodak-Nawrot Wydanie I ISBN 83-8901 l-xx-x Zam�wienia hurtowe: Firma Ksi�garska lacek Olesiejuk ul. Kolejowa 15/1Z 01-217 Warszawa tel./fax:(22)63148 32 www.olesiejuk.pl, e-mail: hurtolesiejuk.pl Wszelkie prawa zastrze�one. All rights reserved. Ksi��ka, ani �adna jej cz��, nie mo�e by� przedrukowywana, ani w jakikolwiek inny spos�b reprodukowana, czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w �rodkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy. Wydawnictwo Fabryka S��w Sp. z o.o Rynek 2, 20-111 Lublin Tel/fax.(8l)53222 77 www.fabryka.pl, e-mail: fabrykafabrykapl Sk�ad, druk i oprawa: Drukarnia GS Sp. z o.o. Krak�w, (l 2) 260 * * * Spis tre�ci We�misz czarn� kur� Problemy Bimbroci�g Dom bez klamek Drewniany umys� Dziadek Lenin Lenin 2 - Co� przetrwa�o Okazja Ostatnia pos�uga Znalezisko W kamiennym kr�gu Ostateczna polisa na �ycie Park Jurasicki Reprywatyzacja Spowied� litanie Zbrodnia doskona�a Pogotowie * * * To pierwsza ksi��ka od d�u�szego czasu przeczytana przeze mnie od deski, z kt�rej zrobiono papier, a� po ostatnie og�oszenia umieszczone na kartonowej ok�adce. Wchodzi�a jak ma�y harry potter (z tak� nazw� spotka�em si� w sklepie monopolowym na oznaczenie zielonog�rskiej dry whisky w najmniejszej pojemno�ci). J�zyk i klimat Redli�skiego, pomys�y prawie z Mro�ka, atmosfera rodem z Suwa�k Stanis�awa Tyma, ale nie ma to nic wsp�lnego z wzorcami czy powielaniem, bo Pilipiuk jest na wskro� oryginalny. Bardziej przypomina mi polskiego za�ciankowego szlachetk�, kt�remu z ca�ego bogatego poprzedniego bytu zosta�a ju� tylko brymucha i telepatia w stylu p�nego Kaszpirowskiego, ale nie tylko. W�drowycz potrafi zaskoczy� nawet samego siebie. Jego w�dr�wki w czasie, w carskim uniformie, egzorcyzmy i walka z duchami, to sceny z �ycia naszej swojskiej prowincji, pokazane w stylu i�cie gogolowskim, godne uwagi nawet czytelnika przyzwyczajonego do tolkienowskiej atmosfery ksi��ek Sapkowskiego. Najlepszy cywilny egzorcysta w kraju. Jakub W�drowycz. Najlepiej wy�lij mu sms (op�ata tylko 2 flaszki wina marki �zy so�tysa). Gabriel Leonard Kami�ski * * * BESTSELLER Andrzej Pilipiuk Kroniki Jakuba W�drowycza Niekt�rzy maj� swoje zmory, bezsenne noce, koszmary, �on� postury czeskiej kulomiotki Zdenki Fibingerowej, te�ciow�, radykaln� zwolenniczk� Radia Maryja, a wie� lubelska i okolice Tr�cianki, Bo�czy swojego nie�miertelnego terminatora, cyborga zlikwidowanych pegeer�w Jakuba W�drowycza. Ot� ten facio w kufajce, w kosmicznych gumiakach mad� by Stomil przemierza ziemski pad� w poszukiwaniu dusz nieczystych. Tak jak bohater �ywo wyj�ty z ksi��ek Tyma i Himilsbacha. Koniecznie musicie si�gn�� po ten bestsellerowy tom Andrzeja Pilipiuka. Przekona�em si� o tym osobi�cie �ledz�c losy jego pisarstwa od "Kronik...". Powiem wam jedno. Zgadzam si� z opiniami Dukaj�, Brzezi�skiej, �e jest to na wskro� oryginalna polska linia fantasy. Bez �adnego kitu i kminy podpisuj� si� lew� r�k�, zezuj�c spod oka czy nie wyrastaj� mi b�oniaste odrosty mi�dzy palcami, pod list� wyborcz� Pilipiuka na szeryfa Polskiego Klubu Literackich Egzorcyzm�w. Pami�tajcie - nie Wielki Brat, czy Idol, ale Jakub W�drowycz i Czarownik Iwan�w ulecz� wasz� zbola�� dusz� i zaspokoj� apetyt na prze�ycie jeszcze jednego literackiego dejavu. Gabriel Leonard Kami�ski * * * BESTSELLER Andrzej Pilipiuk Czarownik Iwan�w * * * WE�MISZ CZARN� KUR� Jakub W�drowycz sta� wpatruj�c si� ponuro w swoj� niedosz�� plantacj� malin na Bia�ej G�rze. Pole dobrane by�o idealnie. Po�udniowa ekspozycja, solidnie zasilone obornikiem. W�skie i d�ugie. A jaki pi�kny by� z niego widok. Wzrok w�a�ciciela m�g� si� swobodnie �lizga� po ca�ej dolinie. Na lewo wida� by�o wysadzan� drzewami drog� do Huty, dalej majaczy�a kapliczka stoj�ca na rozstajnych drogach. Przed nim w dolinie le�a�y Wojs�awice. Wyra�nie widzia� bia�� sylwetk� ko�cio�a i dach by�ego ratusza. Za wsi� wznosi� si� masyw Mamczynej G�ry i Zamczyska i tylko �le dobrany punkt obserwacji utrudnia� dostrze�enie wielkiej piaskowni. Dalej, ju� na prawo od niego wida� by�o kirkut i pag�rki, za kt�rymi le�a�a Tr�cianka. Jeszcze dalej majaczy� Witold�w, a k�pa drzew wyznacza�a po�o�enie jego rodzinnego Starego Majdanu. Daleko. Prawie osiemna�cie kilometr�w. Za plecami wznosi� si� niewielki pag�rek, a dalej by� las, poprzecinany licznymi parowami. W lesie znajdowa� si� cmentarz z pierwszej wojny �wiatowej. A tu by�a jego plantacja. Jego niedosz�a plantacja. Dziesi�� ar�w malin, obecnie wgniecionych w ziemi� ko�ami kombajnu, kt�ry przejecha� t�dy co najmniej cztery razy. Wi�kszo�� owoc�w opad�o na ziemi�. Niekt�re krzaczki unikn�y losu swoich braci, lecz niewiele ich zosta�o. - Pod�o�� ludzka nie zna granic - powiedzia� w przestrze�. Jego nieletni syn Miko�aj podni�s� si� z ziemi, gdzie bada� �lady. - Maliny zebrali najpierw z grubsza do wiader, a p�niej poje�dzili kombajnem. S�dz�, �e nie po to, aby ukry� �lady, ale to jedyna droga t�dy. - Droga?! - Przepraszam, tato. Mia�em na my�li, �e to jedyny r�wny kawa�ek pola. Ta �winia nie mog�a przejecha� poln� drog� obok, bo ryzykowa�by zerwanie b�bna. Pojecha� na skr�ty. Idziemy na milicj�? - Nie. We�miemy zemst� we w�asne r�ce. Na skraju pag�rk�w od strony lasu pojawi� si� J�zef Paczenko siedz�cy na swojej klaczce. Po chwili podjecha� do nich. - �lady ci�gn� si� a� do pola Jopka, kt�re jest �licznie skoszone. Podobnie jak dwa s�siednie. W jeden dzie� na pewno nie da� rady. Musia� tu szale� co najmniej trzy dni. - Cholera i nikt mnie nie zawiadomi� - zdenerwowa� si� Jakub - �eby ich tak diabli wzi�li. Jak im jestem potrzebny to jak sarenki do wodopoju, a tak to kamieniami rzucaj�. K�ody pod nogi. Na ka�dym kroku. - Nu, nie denerwuj si�. W gminie s� dwa kombajny. A to my�l�, �e by�a "Yistula" �wirskiego. Job, jeho matery! - A to �winia. �winia, co kiedy� by� koleg�. - Nu, i co ty b�dziesz robi�? - Zajdziem go we dwu i przetrzepiemy mu gnaty. Ja na milicj� chodzi� nie b�d�. - Za dobrze ci� tam znaj�. Choroszo. P�jdziem we dwu, i przetrzepiemy mu sk�r� i co z tego wyjdzie? Obijem g�wno, a b�dziemy odpowiada� jak za cz�owieka. Je�li chcesz, to oczywi�cie ja zawsze z tob�. - Ty J�zef boisz si� spra� jednego faceta? A pami�tasz jak we wojn� szlachtowali�my szwab�w jak wieprzki. -Wojna to co innego. Lepiej b�dzie zrobi� mu jakie� subtelne kuku. -Kuku? Subtelne... Naraz Jakub urwa� tkni�ty nag�� my�l�. Twarz jego rozja�ni� ponury u�miech. - Jak subtelnie? - zapyta�. - Co mia�e� na my�li? - Podpalimy mu st�g, albo i stodo��. - R�wnie dobrze m�g�bym si� pod tym podpisa�! Wiesz kogo gliny b�d� podejrzewa� w pierwszej kolejno�ci? Mnie. Nie zapominaj, ile czasu siedzia�em za ukrai�sk� partyzantk�. - A ja mia�em amnesti�. - Ale z t� subtelno�ci� to mia�e� dobry pomys�. Masz troch� bimbru? Tego mocnego? - Dla ciebie zawsze. Ile ci trzeba? - Dziesi�� litr�w! - Du�o, ale znajdzie si�. Wpadnij do mnie wieczorkiem. Po dojeniu. Po�egnali si� i J�zef pojecha� na swojej klaczce w dolin�. Jakub i Miko�aj obserwowali go przez chwil�. - On jest jaki� dziwny tato. - Zawsze taki by�. Gdy si� zdenerwuje, m�wi jako� dziwnie. A konie s�uchaj� go jak psy. - Dlaczego nigdy nie u�ywa siod�a? - Sam go zapytaj. Konie go lubi�. Zreszt� jego ociec Anzelm te� by� dziwny. Wa�ne, �e odleje mi spiritu. - Po co ci a� dziesi�� litr�w? - Zobaczysz. Subtelnie. Zemsta musi by� subtelna. Roze�mia� si� ponurym rechotem, kt�rego nauczy� si� w wi�zieniu od najbardziej zatwardzia�ych kryminalist�w. Sto metr�w dalej poderwa�o si� stadko kuropatw sp�oszonych tym dziwnym d�wi�kiem. Ich ko� zastrzyg� niespokojnie uszami, cho� powinien ju� przywykn��. Wsiedli na w�z i pojechali do domu. Gdy tego wieczora Jakub zaszed� do zagrody Paczenk�w, dobiega�o w�a�nie ko�ca wieczorne dojenie. W oborze panowa� dziwny niepok�j. Ko� przest�powa� z nogi na nog�, to zn�w uspokaja� si�. - Co z nim? - zapyta� J�zefa. - A nerwowy troch�. Siadaj i poczekaj, ju� ko�cz�. Poci�gn�� jeszcze kilka razy strzyki i klepn�� krow� w zad. Zdj�� z wiadra gaz� i wycisn�� pian� do niewielkiego kubka. Nast�pnie przeszed� z nim w k�t obory, gdzie wla� jego zawarto�� do niewielkiej rurki stercz�cej z polepy. - Na co to robisz? - zdziwi� si� Jakub, kt�ry pochlebia� sobie, �e zna wszystkie miejscowe zabobony. - Jakby to powiedzie�, dla kot�w w piwnicy. Bidne, g�odne kotki. - Masz piwnic� pod obor�? J�zef wzruszy� ramionami. - Czy to wa�ne. Chod� do cha�upy. Nalej� ci bimbru. Poszli. Wewn�trz domu panowa� nie�ad, zna� by�o brak kobiecej r�ki. Jak to u wdowca. Wdrapali si� na strych, gdzie spor� cz�� pomieszczenia zajmowa� solidny kocio� i system rurek tudzie� kilka kadzi z zacierem. - Nie boisz si�, �e ci spadnie na �eb kt�rej nocy? - Ni, solidna cha�upa. A sufit sam stawia�em. Wytrzyma. Pod�oga posypana by�a warstw� piasku. W tym piasku le�a�y butelki pe�ne cieczy. Jakub podni�s� jedn� z nich i popatrzy� przez ni� na zachodz�ce s�o�ce widoczne w niewielkim okienku. - Lepszy ni� Josifa. - Pewno. Ja dbam o sw�j �o��dek. Potr�jnie destylowany. O kumpli te� dbam. To na �ap�wk�? - Jako honorarium. - Ty nie wynajmuj �adnych �epk�w do �amania mu ko�ci. Sypn� si� przy pierwszej okazji. Sami mo�emy to za�atwi�. - Ja nie �epk�w. M�wi�e� "delikatnie" i ja nad tym my�la�em. I mam pomys� pierwszej klasy. - Skoro tak, to daj plecak. Za�adowali go do pe�na, a potem jeszcze sprawdzili, czy samogon na pewno jest dobry. Sprawdzanie zacz�o si� od ma�ej dawki, w kt�rej dawa�o si� wyczu� jaki� obcy posmak, potem przysz�a kolej na wi�ksz� dawk�, dla dok�adniejszego zbadania obcej domieszki. Dawka ta okaza�a si� jednak niewystarczaj�ca. Dopiero nad ranem uda�o si� ustali�, �e zapewne jest to dodatek soku z jab�ek, kt�ry wcze�niej znajdowa� si� w tych butelkach, ale ostateczne zweryfikowanie tej hipotezy przyjaciele od�o�yli na inn� okazj�. Chata Karwowskiego le�a�a daleko od Ucha� na wzg�rzu ko�o przej�tego przez "Herbapol" pa�acu. Jej lokator najwyra�niej nie �yczy� sobie kontakt�w z mieszka�cami wsi, a oni r�wnie ma�o �yczyli sobie kontaktu z nim. Z "Herbapolem" toczy� wojn� podjazdow�, milicja n�ka�a go za prowadzenie "pok�tnej praktyki paralekarskiej", a ludzie rzucali w niego kamieniami. Edward Karwowski by� bowiem znachorem. Ponadto zajmowa� si� wr�biarstwem i kilkoma naukami pokrewnymi. Podobno umia� te� rzuca� uroki, cho� tego oczywi�cie nikt nie by� w stanie sprawdzi� w spos�b jednoznaczny. Owszem gliniarze, korzy go nachodzili, cierpieli potem na �wierzb i biegunk�, a jeden nawet wy�ysia�, wyj�tkowo cz�sto psu�y im si� z�by i radiowozy, a dwa razy sp�on�� posterunek, ale ostatecznie jakie� dziewi�tnastowieczne choroby ka�demu mog� si� przytrafi�, a posterunek mo�e si� zapali� z wielu powod�w. Podobnie jak ka�dy weterynarz mo�e naukowo wyja�ni� utrat� mleka u kr�w, a higienista powstawanie ko�tun�w na g�owach miejscowych plotkarek. Nieurodzaj dotykaj�cy wybi�rczo p�l jednych rolnik�w, podczas gdy s�siednie rodzi�y wysokie plony, by� zapewne kwesti� umiej�tnego nawo�enia, a gradobicia te� si� ostatecznie zdarzaj�, cho� fakt dok�adnego wycelowania w pola pegeeru mo�e by� ju� na ten przyk�ad nieco zastanawiaj�cy. Jakub W�drowycz stan�� przed chat� i rozejrza� si� po okolicy. Nie podoba�o mu si� to miejsce. By�o dziwne. W promieniu dwudziestu metr�w od chaty gleba by�a wypalona na such� glac�. Stercza�y z niej sm�tne pozosta�o�ci jakich� badyli. Wygl�da�o to jak ma�y kawa�ek pustyni rzuconej w �wiat las�w i p�l Lubelszczyzny. Zjawisko by�o o tyle dziwne, �e zaledwie dwana�cie godzin wcze�niej nad okolic� przesz�a burza z piorunami i wsz�dzie woko�o sta�y ka�u�e wody. Dom chyli� si� ku ziemi. Woko�o powtykane w gleb� patyki obwieszone kolorowymi szmatkami klekota�y ponuro uderzaj�c o siebie. Zdobi�ca drzwi krowia czaszka ozdobiona paciorkami sk�ania�a do refleksji. Jakub zapuka�. - Zje�d�aj - dobieg� go ze �rodka starczy g�os. - Wybacz mistrzu, �e ci� nachodz�, ale mam wa�n� spraw� -zacz��. Z wn�trza dobieg� d�wi�k oznaczaj�cy, �e mieszkaniec rzuci� w drzwi butem. - Mam prezent - doda�. Wewn�trz panowa�a przez chwil� cisza. - Kto� ty? - dobieg�o wreszcie pytanie zabarwione ironi�. - Jakub W�drowycz ze Starego Majdanu. Egzorcysta amator. By�em ju� tu kilka razy, ostatnio cztery lata temu... - Wejd� bu� �aska. - Wszed�. W chacie panowa� potworny smr�d. Z boku pomieszczenia znajdowa�o si� palenisko. Dalej sta�o zapadni�te �o�e. Na wprost od wej�cia kr�lowa�o pot�ne ci�kie biurko, z ca�� pewno�ci� ukradzione z pa�acu. Obok znajdowa� si� rozwalony rega�, a na nim kilka rozsypuj�cych si� ksi��ek. Ko�o biurka sta� dumnie wyprostowany niewysoki staruszek w garniturze. Garnitur zapewne tak�e by� kradziony, na oko s�dz�c, jeszcze przed pierwsz� wojn� �wiatow�, i od tego czasu ani razu nie widzia� prania. - Nu i czego ty, ha? - zapyta� czarownik skrzekliwym g�osem. -Ty od duch�w, ja od czar�w. Na naukie fachu przyszed�e�? - Nie. Mam problem z jednym z�o�liwym typem. Potrzebna mi twoja wiedza. - Hy! Znaczy co? Chcesz go otru�? - Nie. Chc� na niego rzuci� urok. Staruszek za�mia� si� z�o�liwie. - Urok? To� dobrzi trafi�. Co chcesz? Gor�czk� mog� i sraczk�, i �wierzb, i w�os�w wypadanie, nawet zgnilca mogie mu zada�. - Co ty? Na to s� leki. Musz� zaszkodzi� jego maszynom. Poje�dzi� mi kombajnem po polu. - Znasz ty, gdy uroki by�y pisane, to jeszcze maszyn ni by�o ani ani. Recept mog� ci poda�, ale czy b�dzie dobrzi, to nie powim. - Podaj. Spr�buj�. - Zara, zara. Ty m�wi�, �e jest u ciebie dla mnie podarek. Jakub wyj�� z plecaka dziesi�� butelek i ustawi� je rz�dkiem na stole. Czarownik z�apa� jedn�. Odkorkowa� i poci�gn�� z lubo�ci� kilka �yk�w. - Gut - wyrazi� swoje uznanie. - Trzydzie�ci procent jak obszy�. - No, co ty. Pe�ne osiemdziesi�t. M�w recept. - Nu, dobra. We�misz czarno kur�... Noc by�a pogodna. Wida� by�o wszystkie gwiazdy. Droga mleczna przecina�a niebo swoim �ukiem. Ziemia powoli oddawa�a zgromadzone podczas d�ugiego upalnego dnia ciep�o. Gdzie� daleko ujada�y psy. Dwa cienie przemkn�y si� bezszelestnie rowem. Rozleg�o si� gdakanie kury. Odpowiedzia�y mu g�osy innych kur, zamkni�tych w kurnikach. Gdakanie nasili�o si�, a potem nagle umilk�o. - Tutaj? - rozleg� si� st�umiony szept. - Tutaj - uspokoi� go drugi. - Dawaj �om. Zaskrzypia�y odrywane od p�otu sztachety. Po chwili dwa cienie w�lizgn�y si� na podw�rze. Pies otworzy� pysk, aby zaszczeka�, ale w tym momencie jeden z nocnych go�ci przy�o�y� mu do pyska kawa� szmaty nas�czonej eterem. Pies szarpn�� si� kilkakrotnie i znieruchomia�. Dwa cienie przepe�z�y pod drzwi. Jakub zacz�� kre�li� kred� na kawa�ku betonu skomplikowane symbole. Wreszcie zapali� zapa�k� i w jej �wietle przez chwil� por�wnywa� sporz�dzony rysunek ze swoj� pami�ci�. - Fertyg - powiedzia� wreszcie. J�zef prze�kn�� nerwowo �lin�. - Nie wiem, czy to zadzia�a - powiedzia�. - Zobaczymy. - Wydoby� z koszyka czarn� kur�, ur�n�� jej g�ow� brzytw�, po czym starannie zachlapa� krwi� rysunek. - Uhr hakau seczech - powiedzia� z namaszczeniem. - Oby ten, kt�ry tu mieszka, nigdy nie dojecha� swoim kombajnem na pole. W tym momencie na pi�trze otworzy�o si� z rozmachem okno. - Ha, z�odzieje! - wydar� si� �wirski. - Chodu - wrzasn�� nie mniej pot�nie Jakub. Obaj czarownicy rzucili si� do ucieczki. Gospodarz wygarn�� z dubelt�wki w powietrze i straci� nast�pne dziesi�� minut na szukanie naboi i ponowne jej nabijanie. Nim sko�czy�, obaj przyjaciele byli ju� daleko. - Wywal to - powiedzia� J�zef, patrz�c na trzymany przez Jakuba bezg�owy zezw�ok. - No, co ty? Dobra kurka. Zjemy na �niadanie. Ci�ko los do�wiadczy� Mariusza �wirskiego w nast�pnych tygodniach. A by�o to tak. Nast�pnego dnia rankiem wsiad� na kombajn i ruszy� w pole, gdzie mia� um�wion� robot�. Pech chcia�, �e dwadzie�cia metr�w od bramy gospodarstwa strzeli�a mu prawa d�tka. Ko�o zupe�nie sflacza�o. Wr�ci� wi�c do domu po traktor, �eby nim �ci�gn�� kombajn z powrotem na podw�rze. Niestety, w czasie gdy uruchamia� traktor, nadjecha�a ci�ar�wka prowadzona przez pijanego kierowc� i zwali�a kombajn do rowu. , Uruchomienie pojazdu zaj�o mu czas do wieczora, a urozmaicone zosta�o wycieczk� do k�ka rolniczego, gdzie musia� wy�ebra� odpowiedni lewarek, oraz wizyt� faceta, z kt�rym by� um�wiony na koszenie pola, a kt�ry to obi� mu twarz i inne cz�ci cia�a, a nast�pnie opu�ci� jego posesj� zabieraj�c ze sob� wp�acon� wcze�niej zaliczk�. Nast�pnego dnia zdo�a� przejecha� a� kilometr, po czym p�k�a mu tylna o�. Sprowadzenie nowej z Lublina trwa�o r�wno tydzie� i wymaga�o wr�czenia trzech �ap�wek, w tym dwu ca�kowicie bezproduktywnie. Wreszcie gdy znowu ruszy� na pole, na szosie pojawi� si� drugi w gminie kombajn nale��cy do k�ka rolniczego. Szosa by�a dosy� w�ska, ale przecie� wielokrotnie ju� si� na niej mijali. �wirski mia� dobre oko i tym razem te� prawie mu si� uda�o. Wyl�dowa� w rowie. Potrzebna by�a pomoc mechanika. �niwa dobiega�y ko�ca, gdy ponownie ruszy� na szos�. Tym razem dojecha� bez przeszk�d na pole i zacz�� kosi�. Gdy dotar� do po�owy, zapali�a si� s�oma wewn�trz pojazdu. Usi�owa� walczy� przez kilka minut za pomoc� ga�nicy z rozprzestrzeniaj�cym si� ogniem, ale wysi�ki jego okaza�y si� bezowocne. Kombajn po kr�tkotrwa�ym po�arze zako�czy� �ywot efektownym wybuchem, kt�ry z kolei podpali� le��cy pokos s�omy i stoj�ce na polu zbo�e. Prawdopodobnie sp�on�aby ca�a okolica, gdyby nie to, �e jako� bardzo szybko niebo zaci�gn�o si� chmurami i spad� deszcz. Ludzie zacz�li jako� dziwnie omija� jego zagrod�, a po ca�ej gminie rozpe�z�y si� g�upie plotki o czarach. Przez par� tygodni by� spok�j, a potem zacz�y si� wykopki. Pech strawiwszy kombajn zaj�� si� dla odmiany jego traktorem. Zacz�o si� niewinnie od zerwania paska klinowego, nast�pnie zatar� si� silnik, ale prawdziwy ubaw nast�pi� kilka dni p�niej. Z niewiadomych przyczyn zablokowa� si� peda� gazu i jednocze�nie odm�wi� pos�usze�stwa hamulec. Traktor ci�gn�c wy�adowan� burakami przyczep� staranowa� bram� skupu i wyr�n�� w podstaw� pot�nego silosu. �wirski cudem unikn�� wypadku wyskakuj�c w por�. Z�o�liwy los sprawi� jedynie, �e wpad� na s�up od linii wysokiego napi�cia i osun�� si� na zalegaj�c� w pobli�u s�upa stert� gnij�cych kartofli, wybi� sobie siedem z�b�w i z�ama� r�k�. Silos by� wyj�tkowo solidnie wykonany i teoretycznie nawet uderzenie rozp�dzonego czo�gu nie powinno zrobi� mu krzywdy, jednak na skutek uderzenia traktora przewr�ci� si� jak d�ugi i rozwali� na kawa�ki. Przez nast�pne trzy lata w tym miejscu na wiosn� wyrasta�y samosiejki pszenicy. Odby� si� proces, ale nie zdo�ano udowodni� celowego staranowania silosu, wi�c Mariusz otrzyma� wyrok w zawieszeniu i skierowanie na badania psychiatryczne, podczas procesu bowiem wywrzaskiwa� co� niezrozumia�ego o kl�twie i o tym, �e zem�ci si� na kim�. Nie uda�o si� ustali�, kogo mia� na my�li. Z obserwacji wypuszczono go po miesi�cu, stwierdzaj�c, �e wprawdzie jest to cz�owiek wyj�tkowo zabobonny, ale nieszkodliwy dla otoczenia. Jakub karmi� w�a�nie swoje �winki, gdy kto� stan�� w drzwiach obory. Pozna� �wirskiego. - Wejd� do �rodka, bo wyzi�bisz ca�e pomieszczenie - powiedzia� nie�yczliwie. Go�� wszed�. - I czego chcesz, ha? - Jakub, ty na mnie rzuci�e� kl�tw�. - Nie kl�tw�, tylko urok, po za tym, co za pomys�? Czy ja wygl�dam na czarownika? - Tylko ty by� potrafi�. Mo�e jeszcze stary Karwowski z Ucha�, ale on nie �yje, bo ju� nawet je�dzi�em sprawdzi�, czy by mi nie pom�g� i nie odczyni�... - A co mu si� sta�o? - Pono� wypi� na raz dziesi�� litr�w samogonu i szala� po wsi, a� wreszcie kto� pokaza� mu lustro i starzec pad� na sw�j widok jak ra�ony piorunem. Jakub poczu� sw�dzenie sumienia i podrapa� si� w tym miejscu po g�owie. -Nu i co dalej? - Odczy� urok. Ju� nie mog� tak �y�. Jutro chc� wia� zbo�e. Mrugn�� i niezdarnie zacz�� wciska� Jakubowi kopert�. Ten wzi�� i zajrza� ciekawie do �rodka. Wewn�trz by�o sze�� miesi�cy spokojnego �ycia. - Niech ci b�dzie - zgodzi� si� �askawie. - Dostarczysz dzisiaj jeszcze nast�puj�ce rzeczy... Jakub i J�zef noc sp�dzili pracowicie. Zar�n�li bia�� kur� dostarczon� przez gospodarza, po wy wrzaski wal i w przestrze� magiczne formu�ki. - A ty, �achmyto najpierw pomy�l dwa razy, zanim pojedziesz na skr�ty przez czyj�� plantacj� - wrzasn�� Jakub, gdy ju� by�o po wszystkim. Dwaj czarownicy z godno�ci� opu�cili niego�cinn� ziemi�. Nast�pnie udali si� do gospodarstwa W�drowycz�w, gdzie upiekli kur� i delektowali si� ni�, popijaj�c m�odym winem. - Tak swoj� drog�, to kiedy znajdowa� ty czas, �eby majstrowa� mu przy kombajnie? - zapyta� nieco ju� podpity J�zef. - No, co ja mia�em majstrowa�. Rzucili�my urok. Nie pami�tasz? - Pierdo�y. Ni ma urok�w. - Teraz ju� nie b�dzie. Karwowski nie �yje. - W og�le nie by�o. �yjemy w dwudziestym wieku. - Haj, �ywi� dwudziesty wiek. Unie�li szklanki do wschodz�cego s�o�ca. * * * Problemy Ludzie maj� r�ne problemy. Niekt�re z tych problem�w spoczywaj� w ziemi. I to jest naturalne, a zw�aszcza po wsiach. Mo�na nawet powiedzie�, �e liczba spoczywaj�cych w ziemi problem�w przekracza tam �redni� krajow�. By�a sobie pewna wioska. Nazwa jej w�a�ciwie nie jest do niczego przydatna, bowiem mog�o si� to wydarzy� gdziekolwiek, ale wydarzy�o si� w�a�nie w Wojs�awicach. Wie� ta nie by�a du�a, ale do�� ludna. A tam, gdzie s� ludzie, tam s� i problemy. Oczywi�cie ka�demu co jego. Fiszko mia� w ogr�dku pogrzeban� te�ciow�, Hryniewicz mia� pod stodo�� zakopanego starszego brata (posz�o o spadek po ojcu, kt�ry zakopany by� wprawdzie na cmentarzu, ale za to w jego organizmie wyst�powa�o tak wysokie st�enie arszeniku, �e nawet robaczki go nie chcia�y je��). Bi�yj mia� zakopan� na ogrodzie skrzyni� pieni�dzy po pradziadku, kt�rej, nawiasem m�wi�c, szukali od trzech pokole� i to bezskutecznie. Ponadto w wi�kszo�ci murowanych dom�w w �cianach i w piwnicach znajdowa�y si� zamurowane problemy. O ile wioska by�a naszpikowana problemami, o tyle szczeg�lne Problemy I ich zag�szczenie wyst�powa�o w gospodarstwie starego J�zefa Paczenki. Siedem problem�w z czas�w okupacji i okresu utrwalania w�adzy ludowej spoczywa�o w jego ogrodzie i w�cha�o kwiatki od spodu. Problemy mia�y rany od broni palnej i siecznej, i nie �y�y. Troch� problem�w zakopano w stodole. Problemy te mo�na okre�li� z grubsza jako bro� palna i amunicja do niej. Na strychu cha�upy znajdowa� si� niewielki problem w postaci kot�a i systemu rurek s�u��cych do skraplania problem�w lotnych. Skroplone problemy trafia�y do butelek. Par�, wyj�tkowo dokuczliwych problem�w w b��kitnych mundurach, mieszka�o w domu po drugiej stronie p�otu. Ale zasadniczy problem spoczywa� g��biej w ziemi... By� zimowy wiecz�r. Na dworze wia� wiatr i sypa� �nieg. W tak� pogod� J�zef nie wy�ciubia� nosa za pr�g. No chyba, �e akurat musia� przej�� si� do wyg�dki. Ale na razie nie musia�. Siedzia� sobie wygodnie i s�ucha� radia. A konkretnie - Wolnej Europy. Zreszt�, jego radio odbiera�o wszystkie stacje jakie tylko m�g� wymy�li�. To te� wi�za�o si� z tym g��wnym problemem. W drugim fotelu siedzia�, poci�gaj�c z lubo�ci� nieoczyszczony bimber prosto ze s�oika po d�emie, miejscowy po�al si� Bo�e egzorcysta-amator Jakub W�drowycz. Niespodziewanie mi�y wypoczynek przerwa�o im pukanie do drzwi. J�zef wy��czy� radio, a Jakub wetkn�� d�o� za pazuch�, gdzie przechowywa� zazwyczaj bagnet s�u��cy mu do krojenia r�nych rzeczy. Gospodarz otworzy�. Na progu sta� Tomasz Cie�luk, stary znajomy obydwu. Odetchn�li z ulg�. S�oik z bimbrem wr�ci� na st�, a J�zef ponownie w��czy� radio. - Nu i co ci� sprowadza? Ha? - zapyta�. - Ukradli mi ja��wk� - powiedzia� Tomasz. - Dopiero co wr�ci�em z miasta. S� �lady samochodu, ci�ar�wki. - Wiesz kto? - zaciekawi� si� Jakub, od niechcenia sprawdzaj�c stopie� naostrzenia majchra. - Ba, �ebym to wiedzia�. Dlatego przyszed�em do was.Ty J�zwa kiedy� znalaz�e� jak�� szkap� przez zamawianie. - Aha. Ale potrzebuj� czego� zwi�zanego z t� krow� i nie mog� da� gwarancji. - Mam od niej kolczyk. Wystarczy? - Powinno. D�o� starca zacisn�a si� na plastykowej plakietce. - Jutro rano dam ci zna�. Siadaj, odpocznij. Chcesz �yka? - Ch�tnie. Zdenerwowa�em si�. J�zef przyni�s� z kuchni musztard�wk� i s�oik typu wek wype�niony m�tnym p�ynem.Nu zdorowia. Go�� �ykn�� troch� i przez chwil� usi�owa� z�apa� oddech. U cholera. Co to jest? Politura? - A co? - obrazi� si� J�zef. - Nie smakuje? - Ognisty, ale lepiej by by�o go przedestylowa� jeszcze raz. - E, na choler�. Go�� dopi� i odstawi� musztard�wk� na st�.Co� na zak�sk�? - zapyta�. Podsun�li mu og�rki. Zjad� jednego razem ze sk�r�, potem po�egna� si� i poszed�. - Dawno ci� mia�em zapyta� - odezwa� si� po chwili milczenia egzorcysta. - Jak to w�a�ciwie jest z tym twoim zamawianiem? - A k�ad� si� spa� z przedmiotem pod g�ow� i NA RANO wiem. - Tak po prostu? - Aha. Na marginesie musimy nadmieni�, �e kit, kt�ry J�zef wcisn�� przyjacielowi, nie bra� si� z braku zaufania. Po prostu zobligowano go kiedy� do zachowania tajemnicy. Jakub posiedzia� jeszcze chwil� w cieple, a potem wsiad� na motor i pojecha� do domu. J�zef nastawi� budzik na trzeci� nad ranem i podrepta� jeszcze do stajni. Stercza�a tu z ziemi poniklowana rura, na kt�r� nasadzono kiedy� nocnik, �eby do �rodka nie sypa�y si� paprochy. Staruszek zdj�� naczynie, a potem wpu�ci� do �rodka kilka jajek podebranych kurom. Teraz wystarczy�o tylko cierpliwie poczeka�. Jakie� pi�� godzin. Zasadniczy problem, kt�ry od kilku pokole� trzyma� jego rodzin� w tym miejscu, spoczywa� g��boko w ziemi pod stajni�. Problem mia� sto dwadzie�cia metr�w �rednicy, ponad dziesi�� grubo�ci i by� edonickim statkiem kosmicznym. O ile wszystkie pozosta�e problemy by�y �atwe do wykopania i likwidacji, o tyle ten by� w zasadzie nierozwi�zywalny. Rura w stajni by�a z nim �ci�le zwi�zana. Do tej rury po ka�dym dojeniu aktualny w�a�ciciel wlewa� kubek mleka. Nie mia� poj�cia, w jakim celu tak robi, ale jego ojciec powiedzia� kiedy�, �e tak trzeba, wi�c robi�. A od czasu do czasu wrzuca� kilka jajek. By� ze statkiem um�wiony w ten spos�b, �e je�li wrzuca� jajka, statek pozwala� mu zej�� w d� i pogada�. Poniewa� staruszek nie lubi� tam z�azi�, statek rzadko mia� jajka do jedzenia. J�zef obudzi� si� przed �witem, czuj�c w g�owie jakie� dziwne mrowienie. Wsta� i ubra� si� ciep�o. Bardzo ciep�o, bowiem na dworze by�o dwadzie�cia stopni mrozu, a on mia� ju� swoje lata. �ykn�� na rozgrzewk� ma�y �yczek w�dki i wyszed� w zadymk�.Ojobjeho materyl - zakl��, patrz�c na zdumiewaj�ce zjawisko, jakie czeka�o go tu� za progiem. Ziemia by�a rozgrzana i parowa�a lekko. Na jego podw�rku, za p�otem u s�siad�w, i dalej na ich ogrodzie nie by�o nawet grama �niegu. W powietrzu unosi�a si� ciep�a, wilgotna mg�a. Na ��ce za szop� wida� by�o kraw�d� wielkiego ko�a rozgrzanej ziemi. Dalej le�a� �nieg.Idiota - powiedzia� pod adresem statku. Statek odebra� jego my�l. Odpowiedzia� mu telepatycznie. - Ujemna temperatura, panuj�ca na zewn�trz twojego schronienia, nie sprzyja w�a�ciwemu funkcjonowaniu twojego cia�a. Pragnieniem moim by�o, aby� nie dozna� niewyg�d zwi�zanych z twoj� spraw�. - Kij ci w oko - powiedzia� J�zef. - Wy��cz t� grza�k�,bo jeszcze si� kto� obudzi i b�dzie dekonspiracja! Ziemia przesta�a parowa�. Trwa�o to sekundy. Zanim doszed� do szopy, ca�a woda zosta�a zamieniona w �nieg. Nie zwyczajnie zamro�ona, ale �ci�ta w jaki� inny spos�b. Czarny kr�g rozmno�onej gleby zatar� si�, a potem przesta� by� widoczny. Podni�s� z zaciekawieniem gar�� �niegu do oczu. W �wietle rzucanym przez latarni� stoj�c� na ulicy �nieg nie r�ni� si� niczym od zwyczajnego. - Nie�le - powiedzia� z uznaniem. - Staram si� - odpowiedzia� statek w jego g�owie. W k�cie szopy J�zef odwali� na bok stare ��ko i zacz�� kopa� motyk� w twardej jak ska�a ziemi. Sz�o mu to opornie, gleba by�a zmro�ona. - Pom�c? - rozleg�o si� w jego g�owie. - Je�li nie sprawi ci to problemu... Gleba zacz�a parowa� i W ci�gu kilku minut sta�a si� mi�kka. Jednocze�nie poczu� si� l�ejszy. Praca sta�a si� czyst� przyjemno�ci�. Ziemia wa�y�a tyle co puch, podobnie jak �opata. Wystarczy�o jednak, �e odrzuca� j� troch� dalej, a opada�a w d� szybciej ni� normalnie. - Sprytne - powiedzia�. - Jak to robisz? - Ekranuj� cz�ciowo grawitacj�. Pracuj sobie, nie przejmuj si�. I tak masz zbyt niski iloraz inteligencji, �eby zrozumie�, jak to robi�. - Pies ci b�k� liza� - odgryz� si� kopi�cy. - Wcale niejeste� taki m�dry, jak ci si� wydaje. - J�zefie, cywilizacja Edon trwa�a o ca�e eony d�u�ej ni� ziemska. - i Co z tego? Zdaje si�, �e jeste� tu zakopany. I nie mo�esz si� wykopa�. I gdzie te zdobycze techniki, kt�re pozwoli�yby ci wr�ci� do siebie? �eby ju� nie wnika�, jaki b��d pope�ni�e�, �e si� tu zary�e�. - Nie doros�e� jeszcze do krytykowania wy�ej od ciebie stoj�cej cywilizacji. - Wydaje ci si�, �e jeste� taki m�dry. Wiesz, co mog� zrobi�? Przestan� ci wlewa� to mleko do dziurki co wiecz�r i zobaczymy jak d�ugo poci�gniesz. - D�ugo. A� znajdzie si� kto� inny. Pracowa�. Wkr�tce ods�oni�o si� wej�cie. J�zef odwali� w�az. Zaraz za nim, w korytarzu, le�eli trzej esesmani. Tak jak wtedy, gdy w pogoni za nim wbiegli na pok�ad statku. Mieli otwarte oczy, ale nie oddychali. Statek zatrzyma� dla nich czas. Gdyby si� teraz obudzili, nie pami�taliby, �e spali. Omin�� ich oboj�tnie. Zd��y� si� ju� do nich przyzwyczai�, jak do grzyba na �cianie. - M�g�bym ich wypu�ci� - zaproponowa� statek. - Z ochot� podetn� ci gard�o. To chyba le�y w waszych zwyczajach? - Masz poj�cie o naszych zwyczajach, jak �lepy o kolorach - odgryz� si�. - A tylko spr�bujesz ich wypu�ci�, to wlej� ci do rury swojego bimbru. I co wtedy zrobisz, niemoto? - Najpierw ci� za�atwi�. Tak si� tutaj m�wi? - Tak. Ale nie za�atwi�, bo zg�upiej�. Wychodz� z piwniczki, a tu bach inny �wiat. Je�li faktycznie czas dla nich stoi, to mog� by� nie�le zaskoczeni. Zdechnij ich wreszcie, po co nam oni? Statek milcza�. Starzec przeszed� po lekko nachylonej pod�odze do sporej sali. Od ostatniego razu, przed dwoma laty, nic si� tu nie zmieni�o. Pod�oga pokryta by�a kiedy� z�ot� foli�, ale dawno nie zosta�o po niej �ladu. Ostatecznie min�o tyle pokole�, a za co� trzeba pi�. Jego dziadek wykr�ci� spore diamenty, s�u��ce do jakich� tam cel�w, z takiej jednej maszynki. Dla niego nie zosta�o prawie nic. Owszem by�o kilka siedlisk wykonanych z czystego niklu, ale statek co� zrobi� si� sk�py ostatnimi czasy i nie pozwala� spyli� ich na z�om. Dziwaczne urz�dzenia po�yskiwa�y w ciemno�ci. Po�rodku unosi�a si� spora, czterowymiarowa konstrukcja. Go�� omija� j� starannie, wzrokiem. Patrzenie na ni� grozi�o ca�kowitym pomieszaniem zmys��w.W��cz �wiat�o, co? - zagadn��. Zapali�o si� �wiat�o. Nie by�o wida� jego �r�de�, ale w sali poja�nia�o. Za to w ca�ej wsi przygas�y latarnie. Mechanizmy pojazdu przesz�y z biegu ja�owego w stan pe�nej gotowo�ci. Organiczno cybernetyczny m�zg sprawdzi� wszystkie sekcje. By� got�w.Pe�na gotowo�� - zameldowa�. W ca�ej wsi ludzie ockn�li si� ze snu, czuj�c niezno�ne sw�dzenie mi�dzy uszami. Wi�kszo�� jednak zaraz ponownie zapad�a w sen. Na cmentarzu na wp� zmumifikowane cia�a poruszy�y si� w swoich grobach. Na okolicznych ��kach zakwit�y trawy. Zakwit�y niestety pod �niegiem, tote� nikt nie zauwa�y� tego ciekawego i pouczaj�cego zjawiska. Nadwy�ki energii wycieka�y przez p�kni�cia w burtach. A by�y to bardzo dziwne rodzaje energii, w wi�kszo�ci nieznane ziemskiej nauce. - Nie pieprz o pe�nej gotowo�ci - powiedzia� zrz�dliwie staruszek. - Jakby� mia� pe�n� gotowo��, to by� st�d piorunem odlecia�. - Mo�na spr�bowa�. Pojazd zatrz�s� si� lekko. W ca�ej wsi rozhu�ta�y si� lampy. Drobne zaburzenia grawitacyjne obali�y na ziemi� paru pijaczk�w chlaj�cych w gospodzie. Niestety, nikt nie mia� w��czonego telewizora, bo akurat lecia� japo�ski film erotyczny �ci�gni�ty niechc�cy, z do�� odleg�ej kapitalistycznej przysz�o�ci, przez anomali� czasoprzestrzenn�. Woda w studniach zagotowa�a si�. Piasek na g��boko�ci kilku metr�w pod statkiem �ci�o na marmur, co teoretycznie przynajmniej, by�o z naukowego punktu widzenia niemo�liwe. Miedziane druty od wysokiego napi�cia sta�y si� na chwil� nadprzewodnikami.Ty lepiej si� uspok�j, bo mi zabudowania poniszczysz takimi wstrz�sami. Dr�enie usta�o. - Czasami my�l�, �e m�g�bym odlecie� - powiedzia� statek. - Gdybym wam wy��czy� elektryczno�� na jakie� dwa tygodnie... Taka ilo�� energii wystarczy, �eby dolecie� na geostacjonarn�, a tam kr��y nasza cysterna z paliwem na powr�t... - Jakby przez dwa tygodnie nie by�o pr�du to skapowaliby, �e co� jest nie tak. Ciebie by wykopali i rozebrali na cz�ci, a ja bym poszed� siedzie�. A co do tej cysterny,to Rusy na pewno dawno j� znale�li i zabrali. W powietrzu pojawi�a si� tr�jwymiarowa projekcja. Przedstawia�a r�wnin�, z kt�rej stercza�y budynki, zbli�one kszta�tem do ko�skich z�b�w wetkni�tych niew�a�ciw� stron�. Pomi�dzy nimi baraszkowa�y dziwaczne stwory, wygl�daj�ce jak skrzy�owanie ma�poluda z o�miornic� i motylem. Obok NICH biega�y koniopodobne koszmary. - Dobra, dobra - powiedzia� J�zef. - Nie wciskaj mi takich kit�w. �wietnie wiem, �e lecia�e� stamt�d setki lat.Trawa zwi�d�a przez ten czas, a te ma�piszony wyzdycha�y. Co� tam s�ysza�em o ewolucji. - To wspania�a cywilizacja. Fakt, �e nie odpowiadaj� na moje sygna�y nie oznacza wcale, �e ich tam nie ma. Mo�e to ja jestem zanadto uszkodzony. - Gdyby byli, to by przylecieli. - Chyba, �e maj� ci� gdzie�. Jakby mi si� traktor ca�kiem rozgraci�, to bym go zostawi� na polu. - Pami�taj, �e pierwszy z twojej rodziny mia� te w�a�nie geny. Rozbili�my si� na tej planecie. Wi�kszo�� zmar�a od tutejszych zarazk�w. Reszta musia�a zmieni� struktur� genetyczn�. Jeste� potomkiem tych konio-ma�piszon�w. - Pierdo�y. Ry�ka�em si�, zrobi�em syna. I gdzie te obce geny? - S� u�pione. Mo�na je wywo�a�. Tw�j organizm jest mocniejszy od zwyk�ego ludzkiego, inaczej dawno ju� by� nogi wyci�gn�� od tego cuchn�cego p�ynu, kt�ry z takim upodobaniem w siebie wlewasz, rujnuj�c sw�j umys�. - Ju� ty si� o to nie b�j. Pij� za swoje. Cz�owiek wykorzystuje dziesi�� procent swojego m�zgu, wi�c reszt� mog� przeznaczy� na alkoholizm. Obraz zmieni� si�. Mi�dzy cha�upami pluska�y si� w gnoj�wce �winie. Tak, wiem. Wyl�dowali�cie tu przed trzystu laty. Twierdzisz, �e przylecieli�cie nas o�wieci�, ale mi si� widzi, �e w rzeczywisto�ci to chcieli�cie sobie na�apa� niewolnik�w, bo tam na Edonie nie chcia�o si� wam ju� robi� za bezdurno. Ale co� nie sklapowa�o. Dobra. No to naucz mnie czego�. Jak robi� bimber z trocin na przyk�ad. - Moje instrukcje pozwalaj� mi przekazywa� wiedz� tylko istotom o odpowiednim ilorazie inteligencji. - Znaczy masz mnie za g�upiego? - Mo�na to tak w uproszczeniu okre�li�. - Ty sukinsynu! Statek milcza�. Chyba by� obra�ony. O ile wiedzia�, co to znaczy by� obra�onym. J�zef wyci�gn�� z kieszeni krowi kolczyk. - Poszuka�by� czego� dla mnie? - zapyta�. - Fig�, jak si� mawia w tych stronach. - No wiesz! Moja rodzina haruje na ciebie od pokole�,a ty takie siupy? Przyjacielskiej przys�ugi odmawiasz? - Dobra, dobra, o co chodzi? - R�bn�li krow� mojemu kumowi. Kapujesz? - Rozumie�. Masz pr�bk� DNA? - Ze dna stawu nic nie bra�em. Masz tu kolczyk z jej ucha. Mo�e na nim co� b�dzie. Ze �ciany wystrzeli�a macka. Z�apa�a kolczyk i wci�gn�a go gdzie� w bebechy pojazdu. J�zef podszed� do miejsca, gdzie znik�a i obmaca� g�adk� powierzchni�.Niez�e - powiedzia�. - Fajna sztuczka. - To nie sztuczka. To nauka - zaprotestowa� pojazd.Wy�wietli� map� okolicy, tr�jwymiarow� projekcj� z lotu ptaka. Po chwili wykona� zbli�enie na jeden z dom�w. - Krowa nie �yje. Mi�so znajduje si� tutaj w dwu lod�wkach - powiedzia�. - Wystarczy? - Zr�b zbli�enie na tabliczk� z numerem - poleci� starzec. Czasami ludzie narobi� sobie problem�w. Na przyk�ad ukradn� krow� s�siadowi i zar�n� j� po cichu. Stali we trzech na zasypanym �niegiem podw�rzu Marcina Bardaka. Jakub, J�zef i oczywi�cie Tomasz. Mieli ze sob� wszystko, co by�o potrzebne, to znaczy problemy wykopane w stodo�ach. J�zef nacisn�� guzik dzwonka. Odpowiedzia�o mu milczenie. Nacisn�� jeszcze raz. Marcin obudzi� si� w swoim plugawym bar�ogu. - Kto tam, k... twoja ma�? - zapyta�, gramol�c si� z wyra. Jakub od niechcenia dotkn�� drutem do bieguna baterii. Kostka trotylu wyrwa�a drzwi razem z framug�. - Zupe�nie jak w czterdziestym czwartym - zauwa�y� J�zef, repetuj�c pepesz�. Wpadli do cha�upy we trzech. Bardak by� wyra�nie nie w nastroju do przyjmowania wizyt. - Wypierdala�! - wrzasn��. Tomasz przeci�gn�� mu seryjk� po kredensie i nowiutkim telewizorze. - Gdzie moja ja��wka �cierwo? - zapyta�. - Nie bra�em �adnej ja��wki! J�zef otworzy� lod�wk�. Wewn�trz tkwi�a na sztorc �wiartka cielaka.To, co to jest? Nigdy mi tego nie udowodnicie! Ka�dy s�d mnie uniewinni. - Prawie ka�dy - powiedzia� Jakub, od niechcenia rozstrzeliwuj�c rz�dek garnk�w. - P�a� pi�ciokrotn� warto�� krowy i to ju�, bo inaczej... - znacz�co, delikatnie nacisn�� spust. - Zaraz tu b�dzie ca�a wie�!To b�dziesz mia� go�ci na pogrzebie.Zap�aci� dopiero, gdy postrzelili video. Gdy cz�owiek nie ma innych problem�w, s�ucha bzdurnych audycji radiowych, a potem stara si� posk�ada� uzyskane wiadomo�ci do kupy i stresuje si� tym. Od nagrzanego pieca wia�o ciep�em. Dwaj starcy, Jakub i J�zef siEdzieli w fotelach i s�uchali przez radio audycji o UFO. Jakub nie m�g� si� nadziwi�. - Cholera i pomy�le� tylko, �e przylatuj� w talerzach takie ma�e, zielone sukinsyny. - Pies ich tr�ca�.Tak swoj� drog�, to chcia�bym takiego dorwa�. - i co by� z nim zrobi�? - A kozikiem pod �ebro. Na co nam tacy na naszej planecie? Ma�o to mamy bez nich problem�w? Mo�na by potem sprawdzi�, co taki ma w kiszkach. Zawsze to ciekawe. - .. .Tak wi�c, wobec zgromadzonego materia�u wydaje si�, �e kosmici to istoty do�� sympatyczne i szukaj�ce przyjacielskich kontakt�w z lud�mi - powiedzia� prowadz�cy audycj�. - Te� co�. Zielone paskudztwo, pewnie mi�dzygwiezdne wampiry - w�ciek� si� egzorcysta. ...Pozostaje nam mie� nadziej� na przyjacielskie kontakty trzeciego stopnia. Oni z pewno�ci� tak�e do tego d���... J�zef u�miechn�� si�. Popatrzy� na kumpla, kt�ry w�a�nie macha� no�em. Pu�ci� do niego oko i dola� mu bimbru. Spojrza� w zadumie na swoje przedrami�. B��kitne �y�y by�y dobrze widoczne. Pulsowa�y lekko w rytm uderze� jego serca. Je�li faktycznie p�yn�a w nich krew koniopodobnych zwierzak�w z planety Edon, to chyba by� na dobrej drodze, je�li chodzi o nawi�zywanie przyjacielskich kontakt�w z tubylcami. KONIEC ( ( ( * * * Bimbroci�g pRzej�cie graniczne ko�o Hrubieszowa nie wygl�da�o specjalnie imponuj�co. Po stronie ukrai�skiej terminal urz�dzono wykorzystuj�c stary dom przewo�nik�w. Po stronie polskiej walni�to spory hangar i tak�e murowany budynek dla pograniczniak�w. Granica przebiega�a przez �rodek Bugu. Oba brzegi polski i ukrai�ski ��czy� lekki, metalowy most opieraj�cy si� na drewnianych palach. Z polskiej strony brzeg rzeki zabezpiecza�a pordzewia�a, metalowa siatka rozpi�ta na poprzekrzywianych ze staro�ci drewnianych palach. Po drugiej stronie z wody stercza�y betonowe kloce i wietrzej�ce skorupy bunkr�w. Na s�upach zrobionych z szyn kolejowych rdzewia�y ca�e tony drut�w kolczastych. Od czasu upadku Zwi�zku Radzieckiego nikt nie konserwowa� umocnie�. Na przej�cie od radzieckiej strony wyjecha�a czarna, pordzewia�a nieco wo�ga. Jakub W�drowycz, Pawe� Skorli�ski i Josif Kleszczak le��cy w krzakach na pag�rku sto metr�w od terminalu jak na komend� w�o�yli w uszy s�uchawki podczepione do mikrofonu kierunkowego i przy�o�yli do oczu solidne wojskowe lornetki. Na dachu Wo�gi znajdowa�a si� �adna, drewniana trumna. Z budki wyszed� celnik.Dokumenty - poleci�. Dwaj Ukrai�cy siedz�cy w wozie podali mu przez okienko paszporty.A to, to co? - zainteresowa� si�, klepi�c burt� trumny. - Nasz przyjaciel zmar� w Polsce - wyja�ni� jeden z podr�nych - wieziemy trumn�, by sprowadzi� jego zw�oki do ojczyzny. Tu zrobi� odpowiednio zbola�� min�. - Sprytnie to wykombinowali - powiedzia� Kleszczak do Jakuba. - Znasz ich? - zaciekawi� si� Skorli�ski. - Ta... Mychaj�o i jego brat... r�wne ch�opaki...Tymczasem celnik nakaza� podr�nym wysi��� z auta. Po kilku minutach trumna sta�a na asfalcie. Wachman podni�s� wieko. Wewn�trz spoczywa�a setka butelek ukrai�skiej w�dki.Znakomity pomys� - pochwali� celnik, a potem zabra� si� za wypisywanie papier�w do rekwizycji. - Tyletylko, �e wiecie ch�opaki, to ju� przed wami wymy�lono. Poda� im z powrotem papiery. Wo�ga wjecha�a do Polski. Celnicy wnie�li trumn� wraz z zawarto�ci� do budynku. Po chwili trzej wsp�lnicy mogli obserwowa� dalsze losy �adunku. Urz�dnicy opr�niali kolejne butelki, lej�c ich zawarto�� do paszczy pot�nego silosu o pojemno�ci, co najmniej 10 tysi�cy litr�w, za� trumna spocz�a pod wiat� na sporym stosie innych trumien. Puste butelki trafi�y do kontenera jakiej� firmy zajmuj�cej si� recyklingiem odpad�w szklanych. - Kurde - mrukn�� Jakub. - A wi�c m�wi�e�, �e jaki planujesz interes? - Mam po tamtej stronie cystern� gorzelnianego spirytusu - wyja�ni� Kleszczak. - Przetoczy�em j� w nocy do starej cegielni, zaledwie trzysta metr�w od rzeki. Spirytus mog� spu�ci� po dolarze za litr...Wchodz� w to - powiedzia� Skorli�ski. - Tylko jak cholera sforsowa� t� przekl�t� rzek�... Jakub spokojnie bada� lornetk� �agodnie wij�cy si� nurt.Most pontonowy - podsun��. - Wojska in�ynieryjne po�o�� go w godzin�... Kleszczak pokr�ci� g�ow�.A� takich doj�� to ja nie mam... Zreszt�, nie da si� dojecha� cystern� od naszej strony. Zapory przeciwczo�gowe to raz, poza tym mog� by� miny... A i wasz brzeg wysoki. Cysterna nie podjedzie. Zreszt�, nie op�aci si�, taki most to kup� forsy kosztuje. Zamy�lili si�. - Trzeba b�dzie tradycyjnie - mrukn�� Jakub. - Alkohol w kanistry i ��dk�... - Trzeba by zrobi� ze sto kurs�w - westchn�� Skorli�ski... - Nie, niekoniecznie - zaprotestowa� W�drowycz. - Na��dk� wejdzie 300 litr�w, przerzucimy to w maksymalnie dziesi�ciu ratach. Popatrzcie na tamto zakole. Nie zobacz� nas ani z posterunku, ani ze stanicy... Od polskiej strony droga jest blisko... A i od waszej wygodnie mo�na si� przemkn�� nad sam� wod�, mi�dzy tymi rozwalonymi bunkrami... - To ma r�ce i nogi - przyzna� biznesmen. A spiryt b�dziemy chowa� w tej szopie - W�drowycz wskaza� przechylon� mocno, drewnian� bud� z zapadni�tym dachem. - ��dka odpada - mrukn�� Kleszczak. - Ale mam wojskowy ponton. Silnik te� by si� znalaz�... - �adnych silnik�w. W nocy, po wodzie d�wi�k niesie si� daleko... A ja ju� p�ywa�em przez Bug... - egzorcysta u�miechn�� si� do swoich wspomnie�. Milczeli przez chwil�. - Jest karawana - ucieszy� si� Ukrainiec. Faktycznie, na granicy pojawi�y si� cztery, nieco zdezelowane samochody marki UAZ, wype�nione jego lud�mi. Odprawa celna posz�a g�adko, wachmani sprawdzili jedynie, czy w d�tkach na pewno jest powietrze a nie spirytus, a w ch�odnicach na pewno woda, a nie spirytus.Tylko frajerzy przemycaj� w ko�ach - mrukn��Kleszczak - przecie� to by potem na kilometr �mierdzia�o.A i gumie szkodzi takie rozpuszczanie... Celnicy nak�uli siedzenia drutami do rob�tek sprawdzaj�c, czy wewn�trz nie ma, zamiast g�bki, woreczk�w z alkoholem. Ogl�dziny wypad�y pomy�lnie. Kierowcom zwr�cono paszporty i kawalkada ruszy�a. - To co, jutro po twojej stronie? - zapyta� Jakub.Ukrai�ski biznesmen powoli skin�� g�ow�. - Jutro. Spotkamy si� w warsztacie. Karawana przejecha�a bezpiecznie. Przemytnik odetchn�� z ulg�. ~ No i tona surowca jest - mrukn�� ucieszony. - Czas na mnie. U�cisn�li sobie d�onie i ruszy� ku podn�u wzg�rza, gdzie zaparkowa� swojego rozsypuj�cego si� ze staro�ci mercedesa. Po chwili dogoni� wolno jad�c� karawan� i poprowadzi� j� szos� na Che�m.W zasadzie mo�na by i na tym popr�bowa� sp�kimrukn�� milcz�cy dot�d Skorli�ski.Ma ju� swoich odbiorc�w - pokr�ci� g�ow� Jakub.Poza tym nie masz pieca martenowskiego.A, no nie mam - westchn�� biznesmen. - A jecha� z towarem a� do Warszawy, troch� daleko... Mo�e si� podrodze rozsypa�... Na przej�cie wjecha�a na rowerze strasznie gruba kobieta. Wyj�a z kieszeni paszport. Dwaj celnicy podkradli si� od ty�u i jak na komend� zacz�li d�ga� j� drutami. Spod obszernego p�aszcza na wszystkie strony trysn�y cienkie strumyki spirytu z poprzebijanych prezerwatyw. Jakub za�mia� si� ponuro. Po chwili szczuplutka kobieta w za du�ym p�aszczu sta�a po�rodku sporej, szybko paruj�cej ka�u�y... Skorli�ski westchn�� - Boj� si�, �eby�my nie sko�czyli tak jak ona - mrukn��. - Mam pomys� legalnego biznesu - mrukn�� Jakub. - Zupe�nie legalnego? Egzorcysta strzepn�� z kurtki niewidoczny py�ek.Prawie - u�ci�li�. Na przedmie�ciach Rawy Ruskiej znajdowa�a si� stara, opuszczona wiele lat temu fabryczka. W miasteczku nazywano to miejsce "Warsztatem". Zwykli ludzie wiedzieli, �eby si� tu nie zapuszcza�, a gliniarze byli przekupieni. Zreszt�, Kleszczak nie by� frajer i w zasadzie wszystko, co robi�, by�o na tyle zbli�one do granic prawa, �e w razie czego by� w stanie przekupi� s�dziego naprawd� niewielk� sum�... Z zewn�trz fabryczka ozdobiona by�a szyldem "Warsztat naprawy pojazd�w". Jakub zastuka� w bram�.Przepustka - warkn�� uzbrojony w ka�asza stra�nik.Egzorcysta popatrzy� mu g��boko w oczy. Wachman zastyg�.Przepraszam - wykrztusi�. Automatycznym ruchem otworzy� drzwiczki i wpu�ci� Jakuba do �rodka. Na rozleg�ym podw�rzu trwa�a zwyczajna, gor�czkowa krz�tanina. Ca�y jeden k�t zape�nia�y zdezelowane, radzieckie samochody. Na czterech rampach jednocze�nie technicy grzebali pod podwoziami, nadaj�c im pozory sprawno�ci. Ma�olaci z palnikami zr�cznie demontowali karoserie. Wewn�trz hali hucza�y ponuro pr�sy t�ocz�ce elementy nadwozia. Jakub przeszed� kilka krok�w. Dwaj technicy w�a�nie spawali z wyt�oczonych odpowiednio, grubych, miedzianych, blach karoseri� Wo�gi. Nadzorca z katalogiem w r�ce ocenia� na oko ich prac�. Druga karoseria by�a akurat lakierowana na s�siednim stanowisku. Kilka kolejnych sta�o pod wiat� i suszy�o si�. Tu kr�cili si� ma�olaci instaluj�cy boczne listwy, szyby, lusterka... Wreszcie na ko�cu linii technologicznych osadzano karoserie na podwoziach. Tu przechodzi�y jeszcze jedn�, drobiazgow� kontrol�. Niez�a fabryka - Jakub odgad� bez trudu, �e jego przyjaciel stoi za nim.A co - mrukn�� z dum� Kleszczak. - Dziesi�� samochod�w dziennie idzie przez granic�. ��cznie cztery tony miedzi, zysk 300% na ka�dym... To ju� nie te czasy, �e si� odlewa�o z metali kolorowych zderzaki czy felgi. Dzi� liczy si� ilo��. Tylko hurtownicy mog� si� utrzyma� w biznesie... Egzorcysta pokiwa� g�ow�. Na punkt lakierowania wtoczono Moskwicza. Ten dla odmiany l�ni� nieziemskim blaskiem. - Z�oto? - zapyta�. - Gdzie tam, mosi�dz. Z�ota si� nie op�aca, ceny poobu stronach s� podobne... - Szkoda - mrukn�� egzorcysta, widz�c, jak lakiernicy pokrywaj� z�ocist� blach� burym lakierem - �adnie �wieci�... - A, no c� robi�. Biznes jest biznes... nie wiem, jakd�ugo jeszcze potrwa, zanim mnie wykryj�... Got�w? - Jasne. Wsiedli do Jeepa Cherokee. Tu u siebie Kleszczak nie musia� si� maskowa�. Pojechali w stron� przej�cia granicznego. Kilometr od terminalu zakr�cili w boczn�, poln� drog� i po kilkunastu minutach zatrzymali si� przed zrujnowan� cegielni�. Weszli do �rodka. W nozdrza uderzy� ich niebia�ski zapach spirytusu gorzelnianego, wyp�dzonego z ukrai�skich kartofli. Faktycznie w dawnym piecu do wypalania cegie� sta�a pot�na ci�ar�wka - cysterna. Z tylnego spustu aromatyczna str�ka sp�ywa�a do dwudziestolitrowego kanistra. Dwaj ludzie Kleszczaka zasalutowali. Jakub wyj�� z kieszeni manierk� i postawi� pod strumie�. Nape�niwszy, poci�gn�� solidny �yk. Dziewi��dziesi�t dwa procent - oceni�. - Kurde, znowu mnie w gorzelni oszukali - w�ciek�si� biznesmen - mia�o by� dziewi��dziesi�t pi��... - Pierwsze 300 litr�w gotowe do przerzutu - zameldowa� jeden z pracownik�w.Dobra, nie�cie nad rzek� - rozkaza� szef.Zmierzch zapada� powoli. Egzorcysta zak�si� pieczonym burakiem. - Poradzisz sobie sam? - zaniepokoi� si� jego przyjaciel. - Pewnie - podni�s� z k�ta dr�g do odpychania ��dki. Woda sprawia�a wra�enie czarnej jak atrament. Noc by�a bezksi�ycowa. Lekkie chmury, kt�re wiatr przygna� przed wieczorem, zas�ania�y chwilami gwiazdy. Pomi�dzy dwoma klocami betonu, zatopionymi tu� przy brzegu, ko�ysa� si� ci�ki, wojskowy ponton desantowy o wyporno�ci, co najmniej tony. Do jego ko�ca przywi�zana by�a linka rdzeniowa, zdolna utrzyma� dowolny ci�ar. Jakub b�dzie musia� wios�owa� tylko w jedn� stron�. Z powrotem Kleszczak i jego ludzie po prostu go �ci�gn�. Gdyby pr�d wody porwa� egzorcyst�, tak�e nie b�dzie problem�w, by przyholowa� go do bezpiecznego brzegu. Kanistry okr�cono szmatami, aby nie brz�cza�y. Spirytus wype�nia� je a� po wr�by wlew�w, co eliminowa�o chlupotanie zawartego w nich eliksiru. - Got�w? - zapyta� szeptem ukrai�ski biznesmen. - Jasne - Jakub skoczy� do pontonu Z przeciwnego brzegu rzeki kto� za�wieci� latark�. Trzy kr�tkie b�yski. Droga wolna, wrogowie daleko. Spokojnie odepchn�� si� dr�giem. Dno opada�o �agodnie, trzymetro