10029

Szczegóły
Tytuł 10029
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10029 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10029 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10029 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Zimniak Ornitologia Zaj�ciem ptasznika by�o polowanie na r�ne ptaszki, zw�aszcza niebieskie, i�dostarczanie ich na planety, gdzie obowi�zywa�o znacznie surowsze prawodawstwo. Tam podejrzane indywidua by�y s�dzone i�je�li dowiedziono im winy, skazywane zgodnie z�obowi�zuj�cymi przepisami, za� Ptasznik bra� swoj� dole za umacnianie racji bytu odno�nych instancji. W tym miejscu nale�y podkre�li�, �e Ptasznik dzia�a� wy��cznie na w�asn� r�k�, sam wybiera� swoje ofiary lub te�, jak kto woli, jednostki niepraworz�dne, nie przyjmowa� �adnych zlece� czy propozycji pomocy, nie dawa� si� do niczego nak�oni� ani niczego sobie nie pozwala� zasugerowa�. Inne pobudki jogo aktywno�ci na polu ornitologii poza hedonistycznymi nie s� znane. Ponadto warto doda�, i� w�obr�bie Imperium Galaktycznego nie istnia�y w�czasach Ptasznika �adne umowy pomi�dzy pa�stwami planetarnymi, co do ekstradycji przest�pc�w. Ruch osobowy miedzy tymi planetami ograniczony by� do zera, mimo wysoko rozwini�tej technologii z�transportem zero-przestrzennym w��cznie. Jedynym powodem dziwnej sytuacji by�y r�nice ustawodawcze. Albowiem ju� po up�ywie minuty do zako�czenia mi�dzygwiazdowej podro�y jednych przybysz�w zamykano by w�areszcie za rozmaite niegdy� pope�nione przest�pstwa, innych za� w�szpitalach psychiatrycznych w�celu leczenia apatii, uporczywych stan�w l�kowych lub ci�kich przypadk�w manii prze�ladowczej. Wobec takich perspektyw najlepiej ju� by�o przecierpie� ca�e �ycie na rodzimej planecie. Chlubnym wyj�tkiem lub jak kto woli, space-trotterem by� Ptasznik. Przyjrzyjmy si� niekt�rym jego akcjom. @ Nad strumieniem w�le�nym parku bawi� si� dwie dziesi�cioletnie dziewczynki. Ptasznik przemykaj�cy cienist� alejk� odczuwa na ich widok ciep�e drgnienie w�piersiach, zwykle poprzedzaj�ce odruch �kania lub niespodziewan� rado��. Z�dzie�mi ma zawsze najwi�cej przyjemno�ci. Dziewczynki bawi� si� zupe�nie swobodnie, rozbryzguj�c wod� i�rzucaj�c b�otem, co �wiadczy o�du�ym oddaleniu rodzic�w lub opiekun�w. Uwadze Ptasznika nie uchodzi r�wnie� fakt, �e obydwie s� starannie uczesane, we w�osach maj� b�yszcz�ce kokardy, a�powalane teraz glin� sukienki na pewno zosta�y w�o�one po raz pierwszy po praniu i�by�y dodatkowo starannie odprasowane. Podchodzi cicho, depcz�c sw�j bezkszta�tny cie�, i�staje nad nimi zwalisty jak g�ra. Przybiera srogi wyraz twarzy. - Co wy tu robicie, urwisy?! Dwie otwarte buzie kieruj� si� w�jego stron�, oczy staj� si� okr�g�e, lecz ta odruchowa lustracja nie trwa d�u�ej ni� chwila zaskoczenia; dziewczynki opuszczaj� g�owy, tak jakby w�dziobanej ko�cami palc�w glinie nagle zauwa�y�y co� niezwykle interesuj�cego. - Niiic... my tylko taak... bawimy si� b�kaj� jedna przez drug�. - To widz� - m�wi Ptasznik ju� mniej gro�nie, wprawnie rozpogadzaj�c czo�o. Podwija po�� p�aszcza i�siada na k�pie trawy, w��czaj�c ukryty w�zegarku rejestrator. - Dok�d mia�y�cie i��? - To ona, to przez ni�! - oskar�aj� si� wzajemnie dziewczynki troch� ju� p�aczliwymi g�osami. - Spok�j! Um�wmy si� tak - zni�a tajemniczo g�os - �e nie poskar�� rodzicom, je�li powiecie mi wszystko. Tylko zaraz, bo si� rozmy�le! - Na rytmik�. Po drodze ona, nie, w�a�nie ona � zn�w zacz�y si� przekrzykiwa� - chcia�a i�� na lody. Potem ju� by�o za p�no, wiec... - Czy wasze mamusie p�ac� za lekcje rytmiki? Dobrze. Czy pracuj�? Ci�ko? Doskonale. Czy nie mog�yby wp�aci� tych pieni�dzy na konto Wy�szej U�yteczno�ci Publicznej? Nie wiecie? A�czy wasze mamy nie decyduj� o�wydatkowaniu swoich zarobk�w? No wiec. By�y�cie grzeczne, wiec macie po cukierku. Chcecie jeszcze? To musicie pojecha� ze mn� do sklepu. Ptasznik nada� sygna� przywo�ania i�po chwili wyl�dowa�a na ��ce kabina komunikacji zero-przestrzennej. Kluczem walutowym odblokowa� drzwi, wszed� i�zrobi� miejsce dla oblizuj�cych si� dziewczynek. Zdmuchn�� kurz z�tablicy ��czno�ci mi�dzygwiazdowej i�zastanowi� si�. Zdj�� zegarek i�poleci� wbudowanemu we� mikrokomputerowi wykonanie szacunkowych oblicze� dla kary dziesi�ciu lat internatu reedukacyjnego. M�g� oczywi�cie wybra� �wiaty o�ostrzejszych represjach, lecz nie lubi� przesady. Zauwa�y� bowiem ju� dosy� dawno, ze rozkosz zadawania sprawiedliwo�ci zak��cana bywa wtedy jakim� md�ym niesmakiem, kt�ry pozostaje w��wiadomo�ci d�u�ej ni� w�a�ciwa przyjemno��. Ptasznik by� zatwardzia�ym racjonalist�: nigdy nie pi� wi�cej ni� �wiartk� w�dki na raz, bo stwierdzi�, �e w�tym przypadku proporcja b�ogostanu i�nieod��cznie zwi�zanego z�ni� kaca kszta�tuje si� najkorzystniej. Wybra� planet�, na kt�rej urz�dowa� nad wyraz mu przychylny Sedzia-Opiekun. Musn�� ko�cami palc�w odpowiednie przyciski i�za oknami kabiny pojawi�a si� ziarnista masa innego wymiaru. Nie min�y trzy sekundy i�oto stali w�ponurym gmaszysku Urz�du Celnego. - Przybywam na zaproszenie S�dziego Horrika - wyja�ni� Ptasznik tyczkowatemu urz�dnikowi, w�pe�ni �wiadomy wra�enia, jakie zawsze robi�y te s�owa. Lecz tym razem nie sta�o si� nic. - Horrik nie jest ju� S�dzi� - u�miechn�� si� pod w�sem urz�dnik, obci�gaj�c po�y czarnego munduru ze z�otymi epoletami. - Przedwczoraj zosta� mianowany Posi�kowym Przedstawicielem audiowizualnym w�XV sektorze Mg�awicy Andromedy. Co pan wiezie? - Ja... nic... tylko te dwie podejrzane, no i�rzeczy osobiste - j�ka� si� Ptasznik. - Zwolnione od c�a - powiedzia� urz�dnik i�starannie opiecz�towa� czo�a dziewczynek okr�g�ym stemplem. Prosz� przej�� do odprawy testowej. - Ja... nigdy tutaj... Ja protestuje! - Przypominam, �e za korzystanie z�podr�cznej pami�ci lub testu podstawowego podczas odprawy gro�� sankcje wymienione w�paragrafie 1991. Najni�szy wymiar kary: wym�d�enie i�wieczysta banicja. - Te� bym takiego wyp�dzi� - mrukn�� Ptasznik i�rad nierad, przeszed� przez antyterrorystyczn� bramk� do kabiny odpraw testowych. Niebieskie oczy kamer obejrza�y go od st�p do g�owy, potem uwa�nie zlustrowa�y obie dziewczynki. - Paragraf Pierwszy Ust�p Pierwszy, Drugi i�Trzeci Kodeksu dla Nieletnich - warkn�� g�o�nik. Ptasznik odetchn�� z�ulg�. Pocz�tkowe fragmenty wszystkich kodeks�w zna� na pami��. - Paragraf Pierwszy - wyrecytowa�. - Nie narodzonemu dziecku, kt�re zawsze �yje na koszt spo�ecze�stwa, zezwala si� na trzy kopni�cia w�ci�gu doby. Ka�de dodatkowe kopniecie b�dzie karane w�duchu edukacji permanentnej. Ust�p Pierwszy. Pierwsze dodatkowe kopniecie karane b�dzie klapsem przez pow�oki brzuszne. Ust�p Drugi. Drugie dodatkowe kopniecie karane b�dzie szokiem chemicznym poprzez wprowadzenie do organizmu par amoniaku. Ust�p Trzeci. Trzecie dodatkowe kopniecie b�dzie karane szokiem elektrycznym, realizowanym za pomoc� elektrod, przyk�adanych do warg... - Wystarczy - zn�w warkn�� g�o�nik. - Prosz� podej�� do konsoli oficera testowego. Ptasznik ods�oni� ramie i�na nagiej sk�rze przybito mu piecz�� kontroli granicznej. By� wolny. - Gdzie jest ten sklep z�cukierkami? - dopytywa�y si� zniecierpliwione dziewczynki, gdy ca�a tr�jka opu�ci�a mroczny gmach, mru��c oczy w�s�onecznym �wietle. - To tam - wskaza� poka�nych rozmiar�w budynek, w�kt�rego fasadzie wykuto napis �BIURO US�UG �LEDCZYCH�. Wzi�� dzieci za r�ce i�wprowadzi� do przestronnego holu. Przy �cianie sta�y automaty spo�ywcze; do jednego z�nich w�o�y� klucz walutowy i�obr�ci� go dwukrotnie. W�nadstawione d�onie dziewczynek, po�r�d pisk�w rado�ci, posypa�y si� kolorowe cukierki. - Nie my�lcie, smarkule, �e was nabiera�em - mrukn�� pod nosem. - No, a�teraz musimy zapyta� o�dalsz� drog� - to m�wi�c studiowa� tablice informacyjn�. Nie zwraca� najmniejszej uwagi na dw�ch cywil�w w�szarych p�aszczach, nie spuszczaj�cych go z�oczu od chwili zako�czenia procedury kontroli granicznej. Skorzystali z�windy i�niebawem stan�li przed przymilnie u�miechni�tym starszym panem. - Przywioz�em dwie podejrzane - Ptasznik od razu przyst�pi� do rzeczy. - By�oby dla mnie prawdziw� przyjemno�ci� przyczyni� si�... - Darujmy sobie frazesy - przerwa� mu tamten. - Prosz� o�dane - u�miech nie znika� z�jego twarzy, widocznie by�a to maska na godziny urz�dowania lub te� utrwalony cz�ciowym parali�em tik. Ptasznik poda� mu ko�c�wk� swojego minikomputera, kt�r� urz�dnik umie�ci� w�biurkowym ��czu. Z�uwag� obserwowa� ekran, po czym stukn�� w�p�ytk� kontaktow�. - Tu Terrik - powiedzia� p�g�osem. - Mam co� ciekawego. Kilkana�cie sekund ciszy wype�ni�y tylko pochlipywania dziewczynek. Potem starszy pan nagle wyprostowa� przygarbione plecy, wyszed� zza biurka i�u�cisn�� Ptasznikowi d�o�. - Doskonale. Co zamierza pan z�nimi zrobi�? - spyta� dla formalno�ci. - S� do pana dyspozycji. - Dobra robota. Na ile pan j� wycenia? - Drobiazg, szkoda gada�. - Pan wie doskonale, �e uchylanie si� od obowi�zku wynagrodzenia za prace jest karalne, i�to dla obu stron. S�ucham wiec. - Gdybym m�g� dosta� psychodyski zespo�u s�dziowskiego z�procesu tych dzieci... - Ach, rozumiem - dziwny grymas zniekszta�ci� na moment u�miechni�t� twarz starszego urz�dnika. - To naprawd� nic trudnego. Je�li pan reflektuje, mo�emy nagra� komputerowe wra�enia symulacyjne z�wierno�ci� si�gaj�c� 98%. Dyski b�d� gotowe za minut�. - Dobrze - zgodzi� si� Ptasznik. - Chocia� ch�tnie odtworzy�bym tak�e oryginalne. - W�porz�dku. Prze�lemy je panu. Teraz jeszcze poprosz� o�klucz. Przelejemy na niego tysi�c bezpodatkowych interdol�w. W dziesi�� minut p�niej Ptasznik z�ulg� opuszcza� planet�. Palce mu dr�a�y, gdy poprzez cienki materia� kieszeni na piersiach dotyka� kapsu�ek z�psychodyskami. @ Ostre �wiat�o s�oneczne rozprasza�o si� na listwach rolet spuszczonych do trzech czwartych d�ugo�ci, tak �e wewn�trz panowa� �agodny, pomara�czowy p�mrok. Przez �ciany obwieszone matami s�czy�y si� dyskretne d�wi�ki kwadrofonicznej muzyki. Puste o�tej porze fotele przy czerwono nakrytych stolikach zach�ca�y do wypoczynku. Usiedli w�k�cie sali, za a�urowym przepierzeniem z�pr�t�w bambusa. - Jak to mi�o, �e w�ko�cu da�a si� pani nam�wi� na ten lokal. Na pewno nie b�dzie czego �a�owa� - zagai� Ptasznik, przyzywaj�c kelnera skinieniem r�ki. �akomie spogl�da� na siedz�c� obok kobiet�, chocia� nie o�jej wdzi�ki mu chodzi�o. Zbli�a� si� kluczowy moment ka�dego polowania: ptak siedzia� na d�oni i�nale�a�o jedynie zamkn�� palce w�taki spos�b, �eby go nie sp�oszy�. - By�am po prostu g�odna - odpowiedzia�a ch�odno, a�Ptasznik zadr�a�, bo jego ofiara zacz�a rozwija� skrzyd�a do lotu. - Doskonale. Wiec najpierw co� zjemy - nachyli� si� do kelnera. - Polecaj� ozorki lunatejskie albo solaris-czik. A�mo�e ma pani jak�� ulubion� potraw�? - Wszystko jedno. Naprawd� jest mi to oboj�tne - wci�� by�a zimna i�wynios�a. Po�piesznie z�o�y� zam�wienie; kelner skin�� g�ow� i�odp�yn�� w�pomara�czowy mrok. - Szalenie si� ciesz�, nawet nie wie pani jak bardzo - papla�, aby zyska� na czasie, lecz nie spuszcza� z�oczu jej twarzy jakby wyciosanej z�jasnego kamienia. W�jaki spos�b skruszy� mury tej twierdzy, kt�rej obro�cy naprawd� chc� si� podda�, tylko nie wiedz�, jak wyj�� na zewn�trz? Spojrzenie kobiety m�wi�o, �e jego przypuszczenia s� s�uszne. Wreszcie pojawi�a si� zbawcza butelka. - Wie pani, znawcy polecaj�... - Pan jest jednym z�nich? - troch� sztucznie sili�a si� na ironie. - Nie, moja droga. Pragn� zalicza� si� li tylko do smakosz�w. Wiec smakujmy! Niez�e, prawda? - Nie wiem - spu�ci�a g�ow� - mo�e i�tak. Ptasznik poczu� ukrop w�piersiach. Ptak z�o�y� skrzyd�a i�sam mo�ci� si� mu w�d�oni! - Jak to: nie wie pani? - spyta� zduszonym g�osem. - Przecie� to wino serwuj� stale w�restauracjach wy�szych kategorii. - Ja nie bywam nawet w�tych gorszych. Nie bywam nigdzie - podnios�a gwa�townie g�ow�. Jej oczy b�yszcza�y. Nie wolno przeci�ga� struny - pomy�la�. Je�li dostanie histerii, wszystko na nic. - W�tej pozie, z�brod� dumnie podan� do przodu, przypomina mi pani kogo� - spojrza� na ni� spod przymru�onych powiek i�przywo�a� sentymentalny u�miech. - Dziewczyn�, kt�r� przed laty kocha�em. Por�ni�o nas jakie� g�upstwo, potem ranili�my si� ju� �wiadomie, a�jeszcze p�niej byli�my zbyt dumni. - C� pan mo�e wiedzie� o�samotno�ci kobiet? - spyta�a s�cz�c z�ocisty p�yn. Wzrok zn�w mia�a smutny, tylko wtedy na sekund�, zagra�y w�nim b�yskawice. - Nno, par� lat ju� chodz�, po tym �wiecie... - Eech! - machn�a r�k�, a�on po raz kolejny nape�ni� kieliszki. - Zamkni�ta w�czterech �cianach. M��, rodzina, obowi�zki, praca, oto cztery �ciany, miedzy kt�rymi obijamy si� od tysi�cleci... jak ptaki w�klatkach... Ptasznik zesztywnia�. Nie, to musia� by� przypadek. Zwyk�y artefakt. Musn�� jej d�o� swoj�, a�potem zatrzyma� na d�u�ej. Rejestrator w��czy� ju� wcze�niej. �Paragraf 24533, ust�p 412: Temu, kto pope�nia przest�pstwo w�stanie upojenia alkoholowego, wymierza si� kar� dwukrotnie wy�sz�� - wyrecytowa� bezg�o�nym szeptem fragment kodeksu. Za uchem us�ysza� wysokie bzykanie. Machni�ciem d�oni przegna� natr�tnego owada. - Wed�ug savoir-vivre�u podobno kobieta powinna proponowa� m�czy�nie przej�cie na ty. Gdybym �ci�le stosowa� si� do tej zasady, dotychczas do wszystkich m�wi�bym pani, no mo�e z�wyj�tkiem matki i�siostry... Po raz pierwszy roze�mia�a si� szczerze, w�niewymuszony, swobodny spos�b. Przesun�� d�oni� po jej g�adkim przedramieniu. Trzy lata jak w�banku. A�on sam? Sprawdza praworz�dno�� i, to jest jego jedyny zamiar. Nie pragnie niczyjej krzywdy, jedynie sprawiedliwo�ci. Potem, po solaris-czikach, pili szampana i�przeszli na ty. Ona zaproponowa�a bruderszaft i�ca�owa�a z�nie�mia�ym j�zyczkiem (sze�� lat). Jego sun�c� od kolan d�o� str�ci�a dopiero na poziomie czternastu lat (trzy czwarte uda). Wci�� �mia�a si� i�powtarza�a, �e wyszala�a si� przynajmniej za kilka lat �yciowej nudy. Na koniec za� da�a si� bez trudu zaprosi� na po�egnaln� kaw�. C� z�tego, �e nie wiedzia�a nic o�tym mie�cie na planecie o�tej samej nazwie, odleg�ej o�niespe�na tysi�c lat �wietlnych. On wymieni� jej nazw� zupe�nie wyra�nie i�by� w�porz�dku. @ Facet wyskoczy� ze sklepu w�ciek�y. Kl�� na wszystko i�wszystkich. Ptasznik, kt�ry jeszcze przed chwil� udawa�, �e czyta, z�o�y� p�acht� gazety i�obejrza� si�, przywo�uj�c na twarz wyraz zdziwienia. Jego rejestrator pracowa� na pe�nych obrotach. - C� ci� tak zdenerwowa�o, przyjacielu? - zwr�ci� si� do spoconego, wci�� kln�cego pod nosem m�czyzny. Tamten spojrza� na �yczliwie u�miechni�tego Ptasznika w�taki spos�b, jakby chcia� mu da� po twarzy albo przynajmniej spyta�, po co wtyka nochal, w�nie swoje sprawy. Lecz nie zrobi� ani jednego, ani drugiego; sapn�� tylko kilka razy i�wreszcie spu�ci� powietrze. - Jestem po�udniowiec z�natury i�dlatego porywczy - wyja�ni� niezbyt precyzyjnie. - Ale te� szybko siadam. - Co ci� tak wkurzy�o? - zagadn�� Ptasznik, dostosowuj�c s�ownictwo do wymog�w chwili. - Bo w�tym zafajdanym sklepie to ju� nawet kondon�w nie mo�na dosta�! - zn�w si� spieni�. - Wycofali, bo im nie modne! - Mo�e dlatego, �e s� nowocze�niejsze sposoby... - Samo g...! Niteczki, spr�ynki, po�ykanie promieni! Nie ze mn� te zabawy, bracie, ja musze zobaczy� i�dotkn��, wtedy uwierz�. Obiecanek to ja ju� mia�em w��yciu dosy�, powiadam ci. - Mo�e i�masz racje, ale po co zaraz znies�awia� Wysok� Instancje? - Czy� ty zg�upia�, poczciwy cz�owieku?! - oczy po�udniowca rozszerzy�y si�?,e zdumienia. - Ani troch�. Przed chwil� krytykowa�e� gospodark� drobnotowarow� i�ekonomiczne posuni�cia rz�du, czy� nie? - Noo - zmiesza� si� tamten - na to wygl�da. Gadasz jak w�holowizji. - Ju� wiem, dok�d ci� zabior� - u�miechn�� si� Ptasznik, obserwuj�c migaj�ce cyferki na ekranie komputerowego zegarka. - Na przyk�ad? - tamten wzi�� si� pod boki. - Na piwo. Co ty na to? - Na piwo to da�bym si� zaprosi� i�do samego piek�a - m�czyzna wyszczerzy� z�by w�u�miechu. Nikt nigdy nie nauczy� tego cz�owieka, co to jest intuicja, a�szkoda - pomy�la� Ptasznik, prowadz�c go w�kierunku pobliskiego postoju kabin zero-P. @ Uf, pora na ma�e wakacje - westchn�� Ptasznik, ocieraj�c pot z�czo�a. Na tablicy steruj�cej wybra� kod niewielkiej planety usytuowanej na uboczu; pami�ta�, �e kodeksy aktualnie obowi�zuj�ce w�jej systemie pa�stwowym s� dosy� liberalne, lecz jeszcze nie na tyle, by zapanowa�a anarchia. Zaraz po przybyciu wynaj�� w�letniskowym pensjonacie pok�j z�niesymulowanym widokiem na jezioro i�otaczaj�ce je sosnowe lasy, wyci�gn�� si� jak d�ugi na ��ku i�uruchomi� urz�dzenie odtwarzaj�ce psychodyski, na kt�rych utrwalone zosta�y wra�enia s�dzi�w z�ostatnich proces�w. W�chwili w��czenia aparatu �wiat zewn�trzny przesta� dla niego istnie�, pp ca�ej �wiadomo�ci rozla�y si� skondensowane obce doznania, wywo�uj�ce na przemian napr�anie i�rozlu�nianie mi�ni, szcz�ko�cisk i�u�miech anielskiej szcz�liwo�ci, gwa�towne wierzganie i�zapraszaj�ce gesty d�oni, a�tak�e, co tu du�o gada�, cyklicznie nawracaj�ce psychodeliczne orgazmy. W�rym miejscu nale�a�oby wtr�ci�, �e wysoce krzywdz�ce dla s�dzi�w by�oby przypisywanie im dozna� w�rodzaju lubie�no�ci zadawania sprawiedliwo�ci. Z�drugiej strony umniejszeniem ich duchowego zaanga�owania w�s�uszn� spraw� mog�oby okaza� si� dostrzeganie w�ich dostojnych umys�ach jedynie satysfakcji z�triumfu prawa nad wyst�pkiem. R�wnie� nie wolno zapomina� o�mo�liwo�ci ujawnienia si� u�Ptasznika kompleksu sadomasochistycznego oraz o�du�ym prawdopodobie�stwie pewnej przewagi czynnika sado w�wymienionym duecie, chocia� tego typ u�pr�by analizowania i�szufladkowania z�o�onej psychiki cz�owieka s� zawsze bardzo uproszczone i�z regu�y skazane na niepowodzenie. Jedno nie ulega w�tpliwo�ci: Ptasznik prze�ywa� chwile autentycznego szcz�cia, wystawiaj�c sw�j uk�ad nerwowy na coraz to nowe paroksyzmy zg�szczonych bod�c�w o�okre�lonych parametrach psychostymulacyjnych. C�, ka�dy z�nas ma jakiego� kota, o�czym zwykle nie wiedz� inni, a�czasami i�sam w�a�ciciel. Po siedmiu dniach i�nocach permanentnej rozkoszy z�niewieloma kr�tkimi przerwami na byle jakie posi�ki i�drzemki na siedz�co, Ptasznik wsta�, otworzy� okno i�przeci�gn�� si�, a� zatrzeszcza�y stawy. Teraz postanowi� si� zabawi�. Wyszed� z�r�kami w�kieszeniach i�pogwizduj�c weso�o uda� si� na rynek. Wielkie muchy �azi�y po staro�ytnych kocich �bach, a�pod murami od ocienionej strony snu�y si� znudzone ma�omiasteczkowe prostytutki. Zbli�y� si� niespiesznie, a�damy lokalnego Koryntu zatrzyma�y si� w�smutnym marszu, przybieraj�c wyzywaj�ce pozy i�u�miechaj�c si� na pory przymilnie, a�na po�y drwi�co, albowiem by�o wi�cej ni� pewne, �e tylko jednej z�nich trafi si� robota. Ptasznik nigdy nie bra� niczego na kredyt, bo wiedzia�, �e jest to pierwszy krok do uzale�nienia. Zasad� te stosowa� r�wnie� w�mi�o�ci - nie chcia� za darmo. Na plus p�atnej kochanki zapisywa� r�wnie� i�to, �e osoba ta dok�adnie wiedzia�a czego chce i�za ile, i�w efekcie wolna by�a od wstydu dziewcz�cia, strachu m�atki, kompleks�w starej panny lub ci�got ma��e�skich m�odej kobiety. Przyjrza� si� im jak bukietowi polnych, troch� tylko podrasowanych gatunkowo kwiat�w i�wybra� dziewk� postawn�, ale nieco ju� sfatygowan�: na twarzy �lady niedawnych zadrapa�, szyja raczej nie domyta ni� opalona, nogi naznaczone si�cami pozosta�ymi po energicznych zalotach. Takie w�a�nie lubi�, od cz�stego u�ywania dobrze le��ce w�d�oniach, a�nieufnie odnosi� si� do wymuskanych, nie dotartych, nie wiadomo przez kogo op�acanych lal. Zaprowadzi� j� prosto do hotelu i�otworzy� �azienk�. - Mam k�opot - powiedzia�a, lekko sepleni�c. Dopiero teraz zauwa�y�, �e jej oczy s� podpuchni�te i�zaczerwienione. - Najpierw przyjemno��, potem k�opoty - uci�� i�u�miechn�� si�, pojmuj�c sens mimowolnej sentencji. Dziewczyna rzuci�a na niego l�kliwe spojrzenie. - Chod�, sam ci� wyszoruje - powiedzia�. - Czego cz�owiek nie zrobi w�asnor�cznie, to inni spaprz�. - Daj chocia� pi�. - Nie martw si�, zaraz znajd� co� nieco�. Gdy potem zm�czeni le�eli obok siebie, Ptasznik nagle poczu� niepok�j �le wykorzystywanego czasu. Koniec lenistwa, trzeba zn�w wzi�� si� do po�ytecznej pracy! - Zje�d�aj ju�, ma�a - tr�ci� kobiet� �okciem w�nagie plecy i�si�gn�� po jej klucz, aby przela� na� ze swojego nale�no�� za us�ug�. Lecz ona odwr�ci�a si� i�chwyci�a go za r�k�. - Nie trzeba. Mam k�opoty. - O�co ci chodzi? - zniecierpliwi� si�. Co go obchodz� jej k�opoty? - Wywie� mnie st�d. Daleko. - Przywo�aj kabin� i... - Jestem za ma�o wykszta�cona. Nie umiem jej obs�ugiwa�. - Ach, tylko to... - u�miechn�� si�, spychaj�c j� �agodnie z���ka. - A�co tutaj takiego zmalowa�a�? - jego wzrok sta� si� czujny. - Ee, nic takiego. - Je�li tak... - zn�w si�gn�� po jej klucz. - Poczekaj! Rozbi�am �eb mojemu alfonsowi. Za du�o chcia�. W�tym mie�cie robi si� duszno. - No dobrze... - si�gn�� po komputer i�zamar�. Nie by�o go w�kieszeni kurtki. Nerwowo zanurzy� d�o� w�drugiej i�odetchn��. Robi� si� chaotyczny - pomy�la� i�uruchomi� rejestrator. - Wiec za�atwi�a� alfonsa? Mokra robota... - zn�w czu� si� w�swoim �ywiole. - Wyjdzie z�tego. Ma twardy czerep. - Butelk�? - Aha. Sk�d wiesz? - Tak naj�atwiej. Jeszcze kogo� tu st�uk�a�? - Kole�ank�. Posz�y jej dwa przednie �eby. - No tak. Wiec ubieraj si� i�jedziemy. - Jeste� kochany - chcia�a go poca�owa�, ale uchyli� si� w�por�. Gdy zaj�a si� biustonoszem, nastawi� komputer na pi�tna�cie lat i�gor�ca rado�� wezbra�a mu w�piersi. Ocenia� wiek dziewczyny na dwadzie�cia pi��, mo�e sze��; ko�o czterdziestki b�dzie bardziej korpulentna, mniej ufna, kurze �apki odcisn� si� w�k�cikach oczu, linia ust przybierze wyraz wi�kszej zaci�to�ci... C�, �ycie jest pe�ne raf i�mielizn. - A�czym ty si� w�a�ciwie zajmujesz? - zapyta�a, ubieraj�c si� przy nim bez skr�powania. - Ja? - zastanowi� si� chwile. - Jak by ci tu powiedzie�... Jestem Ptasznikiem. Spojrza� na ekran nar�cznego komputera. Widnia�a na nim nazwa jednej jedynej planety: Fatum. Nie zna� jej jeszcze, ale to �wiadczy�o tylko o�tym, �e ka�dy musi si� nieustannie doskonali�. - To ciekawe... Handlujesz ptakami? - W�a�nie. Zabieram je z�miejsca, w�kt�rym maj� ni�sz� cen� do miejsca, gdzie wyceniane s� wy�ej. R�nica nale�y do mnie. - Czy to jest sprawiedliwe? - spyta�a naiwnie, dopinaj�c kostium. - Sprawiedliwo�� mo�na stopniowa� jak przymiotniki. Gdyby by�o inaczej, musia�bym zmieni� zaw�d - mrukn�� przez z�by. - No, chod� ju�! Zeszli do recepcji, a�stamt�d portier przywo�a� kabin� zero-P. Ptasznik wybra� kod, podany przez komputer, i�po up�ywie kilku sekund znale�li si� na innej planecie. Pojazd opu�cili po�rodku placu, otoczonego gmachami wymiaru sprawiedliwo�ci. - Wspaniale! - wyrwa�o si� Ptasznikowi. - Zabierzesz mnie jeszcze na kaw�? - spyta�a markotnie kurewka z�innej planety. Od pocz�tku sama pcha si� w�obj�cia prokuratora - pomy�la�. - Zabierzesz? - powt�rzy�a. - Niech strac� - sapa� zadowolony. Przeci�li plac na skos i�weszli do gmachu Wysokiej Instancji. �ciany obszernego holu dos�ownie by�y oblepione p�ytkami kontakt owymi. Gdy Ptasznik rozgl�da� si�, szukaj�c informacji, dziewczyna infantylnym ruchem poskroba�a �cienny przycisk, kt�ry natychmiast rozpali� si� rubinowym �wiat�em. Odci�gn�� j� gwa�townie. - Co robisz, g�upia - sykn��. Lecz u�wylotu korytarza pojawi�o si� ju� dw�ch u�miechni�tych �yczliwie pan�w w��rednim wieku. - Czym mo�emy s�u�y�? - spyta� uprzejmie jeden z�nich. - Przyprowadzi�am podejrzanego - dziewczyna niedba�ym ruchem wskaza�a Ptasznika, wok� kt�rego w�jednej chwili zamkn�o si� pole krepuj�ce. - Czy mogliby�my zapozna� si� z�danymi? - panowie nadal byli uprzejmi. - Podejrzany ma na przegubie lewej r�ki zegarek z�wbudowanym komputerem. - Co... dlaczego... to m�j!! - Ptasznik nareszcie zdo�a� z�apa� powietrze. - Ty, ty... - zn�w si� zaci��. - Nie, to m�j aparat, zaprogramowany na ciebie. Sam zaproponowa�e� sobie pi�tna�cie lat wiezienia, wiec wskaza� ci te planet�. Tak, kary stosuj� tu dosy� �agodne. A�to - si�gn�a do torebki - jest komputer obecnego tu Ptasznika - zwr�ci�a si� do u�miechni�tych urz�dnik�w. - Prosz� traktowa� ten przedmiot jako dow�d rzeczowy. - Jak... jak to zrobi�a�? - wyj�ka� Ptasznik, bardziej jeszcze zdumiony ni� z�y. - Zamieni�am je, gdy zaj��e� si� rozpinaniem paska. - Ale... w�og�le! - Obserwowa�am ci� od pewnego czasu, a��e wyda�e� mi si� sympatyczny, wiec posz�am z�tob�. Zna�am tw�j gust i�by�am pewna, �e wybierzesz w�a�nie mnie spo�r�d miejscowych dam, kt�re zreszt� przekupi�am w�imi� wy�szych racji. C�, �ycie pe�ne jest raf i�mielizn - u�miechn�a si� niewinnie. - Kim ty w�a�ciwie jeste�? - Nadptaszniczk�. Poluje na takich jak ty. Na niekt�rych planetach mo�na za was dosta� dobr� cen�. - W�a�nie, na ile pani wycenia swoj� prace? - do rozmowy w��czy� si� jeden z�urz�dnik�w. - Aa, to drobiazg. Prosz� tylko o�pozwolenie uczestniczenia w�procesie. Na �ywo. - Nie przewiduje �adnych przeszk�d. Czy m�g�bym teraz prosi� pani� o�jej klucz walutowy? Przelejemy... Ptasznik przycisn�� uszy d�o�mi. @ Dosta� r�wno pi�tna�cie lat. Przez ca�e trzy godziny trwania procesu Nadptaszniczka nerwowo rolowa�a palce, zaciska�a d�onie na w�asnych ramionach, �apa�a powietrze szeroko otwartymi ustami, a�przez jej twarz przelatywa�y bia�e i�czerwone plamy. Na koniec, podczas og�aszania wyroku, j�kn�a spazmatycznie i�bez si� opad�a na pulpit �awy. Ten rodzaj kobiet nigdy niczego nie zostawia na p�niej. Nagle Ptasznikiem wstrz�sn�� radosny dreszcz, a�struna rozkoszy zadrga�a w�jego duszy mocno, zbli�aj�c do szczytowania ka�dy najmniejszy k��buszek nerw�w. Bo oto z�czwartego wymiaru wysun�a si� pot�na, szponiasta i�pokryta ochronn� �usk� r�ka jakiej� nieznanej Sprawiedliwo�ci i�powolnym, lecz nieub�aganym ruchem si�gn�a po Nadptaszniczk�. W�chwili, gdy stalowo b�yszcz�ce palce, jakby z�namys�em zamyka�y w�swoim wn�trzu jej oniemia�e cia�o, Ptasznik dozna� rozkoszy tak skumulowanej, jak nigdy dotychczas. Kiedy otworzy� powieki by�o ju� po wszystkim: monstrualna d�o� znik�a z�czasoprzestrzeni planety Fatum unosz�c z�sob� ofiar�. - Tamci to musz� mie� paragrafy jak wie�e z�gumobetonu - westchn�� Ptasznik z�respektem.