Miłosna magia (Miłość na próbę) - Palmer Diana

Szczegóły
Tytuł Miłosna magia (Miłość na próbę) - Palmer Diana
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Miłosna magia (Miłość na próbę) - Palmer Diana PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Miłosna magia (Miłość na próbę) - Palmer Diana PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Miłosna magia (Miłość na próbę) - Palmer Diana - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Tytuł oryginału angielskiego: Love on Trial © Copyright by Kim Publishing Corp. 1 © Copyright for the Polish translation by Wydawnictwo »Aramis. Kraków 1992 Kawiarenka pod gołym niebem była pełna gości. Wspaniałe słońce i rozkoszny aromat kawy zwabiły tu całe gromady ludzi. Mimo to dwie młode kobiety nie dały za wygraną. Nie zrażone, czekały, aż się opróżni jakiś stolik. Wreszcie szczęście się do nich uśmi ulgi opadły na małe, zgrabne krzesła, odstawiając na bok papierowe torby, zawiniątka i pakunki. — No i co z twoim przekonaniem, że w takie gorące dni sklepy świecą pustkami? — Marty rzuciła swojej przyjaciółce prowokujące spojrzenie zza stojącej na stoliku we flakonie pojedynczej róży. Wysoka, szczupła dziewczyna o wijących się ciemnych włosach uśmiechnęła się lekko. Jej bursztynowe oczy rzucały swawolne błyski. — Być może miałam na myśli półki — wybuchnęła śmiechem. — Och, Kate —jęknęła koleżanka —jesteś po prostu niemożliwa. Kate Jamesson oszczędziła sobie komentarza, studiując za to z uwagą kartę. W mgnieniu oka dokonała wyboru Drukarnia Wydawnicza im. W. L. Anczyca w Krakowie i odłożyła na bok wypełniony barwnym drukiem arkusz Druk z dostarczonych diapozytywów. Zam. 6800/92 papieru, po czym spojrzała na Marty. Skupiona twarz 5 Strona 2 Diana Palmer Miłosna magia przyjaciółki, która mimo dużego wyboru różnych rodza­ tem. Olbrzymia kokarda związanego z tyłu, obszyte­ jów kawy i ciastek, a może właśnie dlatego, nie mogła się go bogatą falbanką fartuszka zabawnie przy tym pod­ na nic zdecydować, rozbawiła ją do reszty. skakiwała. — Dlaczego po prostu nie zamkniesz oczu i nie ude­ — Stara pochlebczyni —. rzuciła z dobrotliwą kpiną rzysz w kartę palcem, zdając się na los? — zaproponowała Marty. uczynnie. — Na uprzejmym odnoszeniu się do ludzi nigdy się nie — Łatwo ci mówić — odparła niecierpliwie Marty — traci — oświadczyła z przekonaniem Kate. bo nie masz kłopotów ze swoją figurą. — A ja zawsze myślałam, że reporterzy są twardzi, — Mój zawód ma to do siebie, że nie pozwala nikomu bezkompromisowi i szorstcy w obejściu. Czyżbym się obrastać w tłuszcz — westchnęła Kate, lecz nie było w tym i myliła? — potrząsnęła głową Marty. cienia żalu, a raczej zadowolenie. — Zwykle brakuje nam — To obiegowa opinia. Ludzi nie da się tak prosto czasu, aby spokojnie zjeść. podzielić na grupy i opatrzyć etykietkami. To wszystko — Do tego nie trzeba być reporterką —- zauważyła jest o wiele bardziej skomplikowane. Marty. — Wielkie dzięki za bezpłatny wykład z psychologii — Kate spojrzała na nią zaskoczona. — Naprawdę myślisz, że istnieją jeszcze, inne zawody, droczyła się Marty. w których zwariowani mają szansę? — Poczekaj, jak kelnerka przyniesie ciastka — za­ — Ty przecież nie jesteś zwariowana. groziła ze śmiechem Kate. — Zrobię ci wtedy wykład — Zgadza się — odparła Kate. — To co robię, jest z teorii Gassera. absolutnie normalne! Grupa ludzi pędzi w górę rzeki na — Wybacz, nie każdy podziała twoje zainteresowanie pokładzie kutra torpedowego. Kto wychyla się z krążące­ psychologią ludzi odbiegających od normy — Marty była go nad ziemią helikoptera, żeby pstrykać zdjęcia? Kto leży wyraźnie zdegustowana. — Co na to twój biedny ojciec? na brzuchu, skryty za samochodem, gdy policjanci rzucają — To co robię, wyraźnie mu się podoba. petardy z gazem łzawiącym? I czy normalny człowiek — To w jego stylu — burknęła Marty. — A Howard? biega po tylnych podwórzach i zaułkach za złodziejami? Z twarzy Kate w jednej chwili znikł uśmiech. — Litości! — jęknęła Marty zamykając oczy. — Lepiej nie wspominaj przy mnie tego obrzydliw­ W tym momencie stanęła przy ich stoliku młoda, ca — żachnęła się. wyglądająca na zmęczoną kelnerka z notesem zamówienio­ — Kate, co z tobą? — Marty uniosła brwi. — Więk­ wym w ręku. szość kobiet w tym kraju dałaby Bóg wie ile, by tylko — Przykro mi, że musiały panie tak długo czekać — poznać tego ekscytującego mężczyznę. A ty? Ty nie znosisz uśmiechnęła się przepraszająco. — Mamy dziś taki ruch... partnera swego ojca, który jest w dodatku jednym z naj­ — Podajecie dobrą kawę, oto wytłumaczenie — lepszych adwokatów. Kto to potrafi zrozumieć? uśmiechnęła się w odpowiedzi Kate. — Howard nie zadaje sobie szczególnego trudu, aby Kelnerka przyjęła zamówienie i pospieszyła z powro- okazać się godnym miłości — powiedziała spokojnie Kate. — Gdyby to od niego zależało, wszystkie kobiety 6 7 Strona 3 Diana Palmer Miłosna magia siedziałyby zamknięte w haremach i tylko raz w roku — Nic dziwnego. Jak ci się udało to wszystko tak otrzymywałyby przepustkę, aby udać się do fryzjera. urządzić, że masz wreszcie trochę czasu dla siebie? — Ty za to, droga przyjaciółko, jesteś nastawioną — Dzięki zabójstwu Morrisa — oznajmiła ze śmie­ bojowo emancypantką. chem Kate. — Coś w tym chyba jest — zastanawiała się głośno Marty spojrzała pytająco na przyjaciółkę. Kate. — W każdym razie Howard zbyt przypomina, jak — Nie słyszałaś o tym wypadku? Młody człowiek, na mój gust, typowego macho. Każde nasze spotkanie jest którego się podejrzewa, że zasztyletował Justina Morrisa. okazją do darcia kotów. Trwa to od dnia, w którym mój — Masz na myśli to tragiczne zdarzenie, o którym ojciec przyjął go za partnera, a więc mniej więcej od ostatnio tyle pisano w gazetach? siedmiu lat. — Tak. Howard jest obrońcą — dorzuciła. — Czasami jednak bywa inaczej — Marty nie pod­ — Mimo to nie rozumiem, co to ma wspólnego z two­ dawała się tak łatwo. — Doskonale pamiętam kilka im wolnym dniem. fotografii, na których jesteście razem. Czyżby atmosfera przyjęć dodatnio wpływała na stosunki między wami? — Bardzo wiele — wyjaśniła Kate. — Bill Daeton — To prawda, on potrafi być miły i wtedy przyjemnie chce, abym pojechała do Panama City i tam wspólnie jest przebywać w jego towarzystwie. Ale to nie trwa długo. z Howardem rozejrzała się za świadkiem. Zawsze powie coś takiego, co mnie wytrąci z równowagi, — Och, ty szczęściaro! — z zazdrością westchnęła aby się potem znakomicie bawić moim kosztem — po­ Marty. — Panama City, i to z Howardem Graysonem! trząsnęła z przekonaniem głową. — Jedno jest pewne: Czegóż więcej trzeba? u jego boku nigdy się nie będziesz nudzić. — Powoli! Powiedziałam tylko, że Bill chciałby, abym Westchnęła z ulgą, gdy kelnerka postawiła przed nimi tam pojechała. Jeszcze nie wiem, czy pojadę. dwie mrożone kawy i kremówki. Temat rozmowy nie był Marty zmarszczyła czoło. znów aż tak przyjemny... — A to niby dlaczego miałabyś nie jechać? Może to — Każdy kęs to niesamowita ilość kalorii — jęknęła Howard nie chce cię wziąć ze sobą? z rozpaczą Marty. — W tym cała rzecz. Bill prosił papę, by z nim — Tylko wtedy, gdy zdecydujesz się zjeść ciastko — porozmawiał — opowiadała Kate. — Jeśli chodzi o mnie, Kate nie mogła powstrzymać się od złośliwej uwagi. — był więcej niż pewny, że nie odmówię. Lepiej będzie, jeśli tylko nacieszysz się jego widokiem. Marty przesunęła na bok flakon z różą i zaintrygowa­ Marty rzuciła jej poirytowane spojrzenie i z desperacją na pochyliła się do przodu. podniosła łyżeczkę do ust. — I co? . — Howard oświadczył, że będzie zbyt zajęty, aby — Kawa dobrze nam zrobiła — westchnęła Kate uważać na podfruwajkę. sącząc z filiżanki ostatnie krople. — To mój pierwszy — Podfruwajka! Ty masz przecież dwadzieścia jeden wolny dzień od wielu miesięcy! I najpiękniejszy! lat, Kate! — Mężczyzna w dojrzałym wieku, a takim jest Ho- 8 9 Strona 4 Miłosna magia Diana Palmer w pełni, kiedy prosto od gigantycznego pożaru udaję się ward — rzuciła ze złością Kate — traktuje mnie jak miejsce zbrodni. nastolatkę. — Wygląda na to, że żyjesz tylko zawodem. W twoich — Jest po trzydziestce? żyłach z pewnością płynie już atrament. — Kończy trzydziestkę — poprawiła Kate — a kto * — Pewnie — odparła rozbawiona Kate. — Trudno wie, czy nie stuknęła mu czterdziestka. Nigdy się tym nie byłoby się czego innego spodziewać. interesowałam. Dla mnie jest za stary, to pewne. Krótko Kate wsiadła do autobusu, który jechał w kierunku mówiąc, Howard oświadczył, że nie miałby nic przeciwko kancelarii adwokackiej, wysiadła jednak parę przystanków temu, aby pojechał z nim jakiś reporter-mężczyzna. Mógł­ wcześniej. Pogoda była wspaniała, miała więc ochotę by wtedy mieć głos w sprawie, co i kiedy podać do przejść ostatni odcinek piechotą. Bezpośrednie sąsiedztwo wiadomości publicznej. Ze mną nie mógłby się dogadać, supernowoczesnej architektury z dobrze utrzymanymi sta- tak przynajmniej uważa. Jak ci się to podoba? Woli -rymi budowlami miało swój niepowtarzalny wdzięk. Jak mężczyznę. właściwie wyglądała Atlanta, zanim w roku 1864 spląd­ — A co na to Bill? rowały ją oddziały Shermana? — Nie mam pojęcia. Nie pytałam go — wzruszyła W interesujący sposób to duże miasto zachowało w pe­ ramionami Kate wyjmując z portmonetki pięciodolarowy wnym sensie swój prowincjonalny charakter. Istniało tu banknot. — Howard doprowadza mnie do pasji. Nie jeszcze coś w rodzaju poczucia wspólnoty wśród mieszkań­ dlatego, że chciałabym z nim jechać. Jeszcze tego pożałuje! ców ładnych starych domów. Właściciele rozlicznych ma­ Chodzi o zasadę. Może zresztą dobrze jest tak, jak jest. łych sklepików też trzymali się razem. Kate zawsze dobrze Znasz przecież Marka! — Konserwatywny przyjaciel Kate czuła się w tej części miasta, choć wskaźnik przestępczości na pewno by się nie zgodził, aby wyjechała z innym nawet i tutaj rósł w przerażającym tempie. Naturalnie była mężczyzną. na tyle rozsądna, aby nocą nie spacerować samotnie po — Ten wyblakły, mały... — zaczęła zjadliwym tonem Marty. ulicach. — Wystarczy! Weszła do biurowca, gdzie mieściła się kancelaria jej — Pozwól mi powiedzieć słowo — obruszyła się przy­ ojca, i wyjechała windą na dziesiąte piętro, aby zatrzymać jaciółka. — Dla mnie na zawsze pozostanie zagadką, się przed drzwiami, na których widniała tabliczka: dlaczego zadajesz się z tym typem. Kancelaria adwokacka — Bo nie kłóci się ze mną i nie stawia żadnych Jamesson, Grayson i Dingham wymagań. Dobrze nam razem. Sekretarka ojca imieniem Nadine, kobieta zbliżająca : — To brzmi wyjątkowo podniecająco! — rzuciła się do czterdziestki, powitała ją z uśmiechem. z drwiną Marty. — Jest u siebie — uprzedziła pytanie Kate. — Mam go — Mogę spokojnie zrezygnować z ekscytującego życia powiadomić, czy też woli mu pani sprawić niespodziankę? prywatnego — przyznała ze spokojem Kate. — Moje zapotrzebowanie na podnietę jest każdego dnia zaspokaja­ ło Strona 5 Diana Palmer Miłosna magia Kate rozpromieniła się. Lubiła tę zadbaną kobietę, i to fotelu, oparłszy się wygodnie i założywszy ręce za głową. nie tylko dlatego, że przypominała jej zmarłą matkę. -Howard tkwił za rogiem masywnego dębowego biurka. Czyżby Paul Jamesson nie miał oczu w głowie? To niemoż­ — Ciągle jeszcze obstajesz przy wyjeździe do Panama liwe, żeby nie zwrócił uwagi, że tuż obok siedzi pochylona City? — spytał Paul swą córkę. nad papierami atrakcyjna osoba płci żeńskiej? Wzruszyła ramionami. — Będzie chyba lepiej, jeśli pani mnie zaanonsuje. — — Tylko wtedy, gdy wolno mi będzie wziąć ze sobą gumę Towarzyszyło temu mrugnięcie okiem. — Przynajmniej się do żucia i lalkę Barbie — oświadczyła posyłając dowiem, w jakim jest nastroju. wymowne spojrzenie Howardowi. Nadine skinęła głową i nacisnęła przycisk. Oczy tego ostatniego zabłysły niebezpiecznie. Skrzyżo­ — Mr. Jamesson, jest tutaj pańska córka i chce z pa­ wał ręce na swej szerokiej piersi i zmarszczył brwi. Doci- nem rozmawiać. nek wyraźnie pod jego adresem nie wywołał na tej zdecy­ — To jakieś nieporozumienie, miss Green. To nie dowanie męskiej twarzy nawet cienia uśmiechu. Ale czy moja córka. Moja córka za nic w świecie nie dałaby sobie ktoś kiedyś widział śmiejącego się Howarda? wyrwać takiego tłustego kąska, jakim jest morderstwo — Pewnego, pięknego dnia, wróbelku — zwrócił się do Morrisa. niej mentorskim tonem — zatroszczę się o braki w twoim Kate wyrwała Nadine słuchawkę. wychowaniu, które widać jak na dłoni. A to wszystko — Co jej innego pozostało, skoro Howard Greyson wina twojego ojca. Strasznie cię rozpuścił. rzuca jej kłody pod nogi? Wiesz przecież, że nie da się Perora Howarda dotknęła Kate do żywego. Z gniewem rozmawiać ze ścianą. odrzuciła na plecy swoje bujne włosy, a jej twarz przybrała Po drugiej stronie drzwi mężczyzna o głębokim głosie , obrażony wyraz. wybuchnął śmiechem, a jej ojciec też wydawał się tylko — Nie zgadzam się z tobą — natarła na niego. — z trudem panować nad sobą. Każdy przyzwoity ojciec serwuje swoim dzieciom szam­ — Wejdź, Kate. Mam wrażenie, że moja rozmowa ze pana do obiadu, a wieczorem prowadzi je na pokaz ścianą odniosła jednak jakiś skutek. striptizu. W Kate jakby strzelił grom. Wyprostowała się jak — Kate! — przywołał ją do porządku Paul. struna, rzucając zaniepokojone spojrzenie na Nadine. — Już dobrze, dobrze, papo — nie mogła się nie — Jest tam Howard? uśmiechnąć. — To nie całkiem się zgadza, Howardzie. Nie — Jeśli powiem tak, to weźmie pani nogi za pas? — piliśmy szampana do obiadu, tylko do kolacji. — Udała, upewniała się Nadine. że nie słyszy wiele mówiącego westchnienia ojca. Kate z uporem potrząsnęła głową. — Nie dziw, że twój ojciec posiwiał — zauważył — Nie sprawię mu tej satysfakcji — wycedziła. Pode­ Howard. Miał głęboki, dźwięczny głos, który doskonale szła do drzwi, otwarła je i z wysoko podniesioną głową się prezentował w sali sądowej. — No więc jak? Jedziesz wkroczyła do eleganckiej kancelarii swego ojca. czy nie?Kate miała wszystkiego dość, lecz wolałaby umrzeć, niż Paul Jamesson siedział za biurkiem w obrotowym 12 13 Strona 6 Miłosna magia Diana Palmer — Owszem, wypowiedział się na ten temat — starała się przyznać, że nie ma ochoty jechać. Poza tym nie miała się zapanować nad sobą. pod ręką żadnej sensownej wymówki. — Myślałam, że nie cierpisz reporterów — wypom­ — Ach tak? — W głosie Howarda dało się wyczuć niała mu zaciskając kurczowo palce na uchwycie swej gryzącą ironię. — A czy on w swojej pracy doradcy wypełnionej po brzegi torby z zakupami. podatkowego też pyta ciebie o zdanie? Czy to ty mu — Owszem, nie lubię takich, którzy pozbawieni są * dyktujesz, dokąd ma się udać w celach służbowych, a do­ skrupułów — uściślił Howard. — Jeśli zgodzę się udzielić kąd nie? wywiadu, to tylko pod warunkiem, że nie przekręcisz — Nie rozumiesz, Howardzie... podanych przeze mnie faktów. Zresztą — dodał sięgając — A cóż tu jest do rozumienia! — wzruszył pogard­ po papierosa — nie pozwolę wydrukować ani jednego liwie ramionami. słowa, które nie będzie przeze mnie autoryzowane. — Wolnego! — wmieszał się Paul Jamesson. — Sytua­ — A jeśli stanie się inaczej? — spytała. W jej głosie cja międzynarodowa jest i tak już dostatecznie napięta, brzmiał prowokacyjny ton. abyście jeszcze i wy musieli walczyć ze sobą. — Stanął Zanim jej odpowiedział, zapalił papierosa. między Kate i Howardem. — Nie mam czasu bawić się — A jeśli stanie się inaczej, zaskarżę twoją gazetę. w rozjemcę. I wygram — dorzucił. Spojrzeli na siebie ze złością. Kate pierwsza spuściła To nie była tylko arogancka poza. Howard mówił wzrok. Tak było zawsze: to ona musiała się poddać. Mogła całkiem poważnie. Poczuła naraz dreszcz na plecach. się złościć nie wiadomo jak długo, a on i tak był górą. — Czy Bill Daeton wie, że chcesz mieć ostatnie słowo? — Dobrze więc. Idę teraz do domu, aby się spako­ To przecież może wpłynąć na termin ukazania się mojego artykułu. wać — odwróciła się ledwie panując nad sobą. Spokojnie, jakby z namysłem wydmuchał dym. — Na pewno nie wyjadę przed czwartkiem — oznaj­ — A jak myślałaś? mił chłodno Howard. — Sąd pracuje okrągły tydzień, a ja Kate rzuciła okiem na ojca. Przysłuchiwał się roz­ reprezentuję interesy dwóch klientów. Jeśli przysięgli nie bawiony ich słownej utarczce. Trudno było nie zauważyć, będą potrzebować więcej czasu niż zwykle, aby wydać że w jego bursztynowych oczach, które przekazał w spad­ wyrok, to będę mógł wyjechać w piątek rano. Zadzwoń ku córce, migotają wesołe iskierki. jeszcze w ciągu tygodnia. — Powiedz wreszcie, czy w tej sytuacji chcesz jechać, — Na razie, papo — rzuciła przez ramię, nie raczyw- Kate? — spytał szorstko Howard. szy obdarzyć Howarda jednym spojrzeniem. — Jeśli mi się uda znaleźć kogoś, kto by mnie na kilka — A nie potknij się przy wychodzeniu o swoją nadąsa- dni zastąpił — bąknęła. — Umówiłam się na wywiad z... ną minę! — zawołał za nią Paul. — Wykręty? — natarł ze złością Howard. — A może — Powinieneś był zostać komikiem, a nie adwoka­ ten cały twój Holland ma coś przeciwko temu? tem! — odkrzyknęła Kate zatrzaskując za sobą z impetem Słysząc tę kąśliwą uwagę zatrzęsła się z oburzenia. drzwi. — No, jak było? — chciała się dowiedzieć Nadine. 15 14 Strona 7 Diana Palmer 2 Kate zatrzymała się i po chwili zastanowienia odparła: — Przegrałam. — A więc zostaje pani w domu? — Wręcz przeciwnie, muszę jechać — wyznała próbu­ jąc się uśmiechnąć, lecz na jej twarzy zagościł tylko zdradzający wewnętrzną pasję grymas. Kiedy zjeżdżała na dół windą, nie było jej do śmiechu. Jakże zdoła wytłumaczyć chorobliwie zazdrosnemu Mar­ kowi, że wyjeżdża prawie na tydzień, i to z mężczyzną pokroju Howarda, który miał u swoich stóp salą rzeszę wielbicielek? Z deszczu pod rynnę! myślała zrezygnowana. W przy­ padku Marka miała zresztą dobre widoki na odniesienie Szalejąc ze złości miotała się po domu. Myśl o tym zwycięstwa, co zawsze oznaczało postawienie na swoim. zarozumiałym facecie, jak w duchu nazywała Howarda, nie Takiej szansy Howard Grayson nie dał jej nigdy. pozwoliła jej nawet na chwilę spocząć. Howard po prostu -przyzwyczaił się do sytuacji, że wszystkie bez wyjątku kobiety go uwielbiały. To było najgorsze. Zawsze potrafił postawić na swoim — przyjmował to jako rzecz zrozumia­ łą samo przez się. A ona? Ona zawsze z nim przegrywała. — Za każdym razem daje mi do zrozumienia, że jestem rozpuszczonym bachorem — mruknęła do siebie idąc do łazienki. — Dlatego go nie cierpię. Nie była rozpuszczona, Paul zawsze pilnie baczył, aby do tego nie dopuścić. Kiedy umarła matka, na krótko przed szóstymi urodzinami Kate, starał się ze wszystkich sił zastąpić jej obydwoje rodziców, obdarzając tym samym podwójną miłością. Nie miało to jednak nic wspólnego ze zwykłym rozpieszczaniem. Kancelaria adwokacka zabierała mu bardzo dużo cza­ su, tym bardziej więc cenił sobie te nieliczne momenty, kiedy był razem z córką. Od dzieciństwa wdrażana do samodzielności, dzięki uporowi i wytrwałości wyrobiła sobie obecną pozycję. Paul ingerował tylko wtedy, gdy Howard i Kate skakali sobie do oczu. 17 Strona 8 Diana Palmer Miłosna magia Dziwne, myślała Kate rozbierając się i wchodząc pod — Wiem — Kate była wyraźnie zniecierpliwiona — rozkosznie ciepły prysznic. W gruncie rzeczy była zgodliwa powiedziałeś mi to już wczoraj. i usposobiona przyjacielsko, nie szukała okazji do kłótni — Owszem — przyznał z melancholijnym westchnie­ i nie żywiła do nikogo nienawiści. Partner jej ojca był niem — lecz ty masz zwyczaj zapominać o umówionych rzeczywiście znakomitym wyjątkiem od reguły, i to od spotkaniach, kiedy pędzisz od jednego pożaru do drugiego. samego początku. Krótko mówiąc, nie mogli na siebie — Zdarzyło mi się to jeden jedyny raz — usprawied­ patrzeć, choć oczywiście zdarzały się momenty, że za­ liwiała się — i sam doskonale wiesz, że wtedy chodziło chowywali się wobec siebie poprawnie, a nawet uprzejmie. o największy pożar w najnowszych dziejach miasta. Marty zdążyła to zauważyć. — I co jeszcze mi się nie podoba — rzucił z nie ukry­ A przecież te rzadkie, przelotne momenty, kiedy wyda­ waną złością Mark — zawsze otaczasz się jakimiś tam wało jej się, że mogliby się porozumieć, też nie były wolne mężczyznami: strażakami, policjantami, adwokatami... od napięć. W jego obecności nie czuła się swobodna — To mój zawód — przywołała go do porządku. i rozluźniona. Nieważne, jak miły i sympatyczny wydawał — Och, Katherine, ja mimo to mam wrażenie... się w kontaktach z innymi, Kate nie mogła pozbyć się Cierpliwość Kate już się wyczerpała. wrażenia, że pod spokojną, chłodną powierzchnią kryje się — Starczy. — Jej głos zdradzał, że jest wściekła. — niebezpieczny wulkan. Jeśli nie chcesz czy nie potrafisz zaakceptować mnie takiej, Wziąwszy prysznic czuła się naprawdę odświeżona. Już jaka jestem, to idź do diabła! — Z pasją rzuciła słuchawkę się miała ubrać, kiedy zadzwonił telefon. na widełki. — Kostnica miejska, słucham — zgłosiła się grobo­ Nie zdążyła zrobić jeszcze trzech kroków, kiedy dzwo­ wym głosem, święcie przekonana, że to Marty chce z nią nek telefonu rozległ się ponownie. rozmawiać. — Tak? — warknęła do słuchawki. W słuchawce przez moment panowała cisza, po czym — Przykro mi — usłyszała głos Marka. — Mam dziś rozbrzmiał rozzłoszczony głos: za sobą wyczerpujący dzień, a mój nastrój jest pod psem. — Jakże możesz tak robić, Katherine! Gdyby tak Proszę, wyjdźmy razem. Może uda ci się trochę mnie po drugiej stronie był twój ojciec lub szef! — Super po- prawny przyjaciel Kate jako jedyny nazywał ją pełnym rozweselić. imieniem. Z przyzwyczajenia albo też z wygodnictwa Kate i tym razem się poddała. Ostatecznie była nielepsza od niego. Wzniosła oczy do nieba. — Mark — zaczęła cierpliwie, tak jak tłumaczy się Mark poprowadził ją do jednego z eleganckich i naj­ małemu dziecku — jestem reporterką, jak wiesz, pozwól chętniej uczęszczanych lokali na obrzeżu miasta. Tego mi więc na odrobinę ekstrawagancji. dnia również było tam tłoczno. — Stale mi to powtarzasz. Zresztą mniejsza o to. Nie pytając, czy dym papierosowy nie będzie jej prze­ Jesteśmy dziś umówieni w „Magnolia Inn" na obiad. szkadzać, Mark powiódł ją prosto do sali dla palaczy. Nie Przyjadę po ciebie o szóstej. dano jej czasu, aby mogła przejrzeć bogatą, zapowiadającą 18 19 Strona 9 Diana Palmer Miłosna magia wiele atrakcji dla podniebienia kartę, kiedy wyrosła przed nią jak spod ziemi kelnerka z prośbą o podanie zamówie­ - To zostanie podane do wiadomości publicznej nia. Kate zdecydowała się na stek z ryżem i sałatą, lecz ze czasie procesu, Sandy — brzmiała uprzejma, lecz stano- względu na swą figurę z ciężkim sercem zrezygnowała z trus­ cza odpowiedź. kawkowego tortu z bitą śmietaną. W parę minut potem — Innymi słowy, nie chce pan po prostu puścić pary stanęły przed nimi parujące, kusząco pachnące potrawy. ust — powiedział dobitnie Cudor. Kate doskonale wiedziała, że towarzyszył temu stwierdzeniu promienny Kate podziękowała młodej kobiecie, która na pozór bez zmęczenia balansowała ciężkimi tacami, i w tym uśmiech młodego człowieka. momemcie zamarła z przerażenia. Przy sąsiednim stoliku - Właśnie. siedział Howard ze swoją aktualną przyjaciółką, elegancką - W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak brunetką, ubraną w suknię z dekoltem sięgającym nieled- życzyć panu miłego wieczoru. wie talii. Niepostrzeżenie Kate przesunęła swoje krzesło Kate co prędzej schyliła się po upuszczoną celowo tak, żeby usiąść plecami do Howarda. Miała nadzieję, że serwetkę. jej nie zauważył. — Wstrętny — skrzywił się Mark. — Kto? — M a m za sobą obrzydliwy dzień — westchnął Mark. — Jeden z moich klientów został wezwany do przed­ — Ten reporter — wyjaśnił podążając wzrokiem stawienia swojej księgi podatkowej w urzędzie skarbowym kierunku, gdzie zniknął Sandy Cudor. — A ci zadufani i niestety znaleziono w niej błąd. Moja sekretarka wpisała sobie adwokaci... — dodał złośliwie, nie kończąc jednak prawidłowe liczby, lecz nie w te miejsca co trzeba i facet, przezornie zdania. zamiast coś odzyskać, na co liczył, musiał jeszcze dopłacić. - Wypraszam to sobie — oświadczyła lodowato. — To dotyczy przede wszystkim świeżo upieczonych adeptów — To straszne — skomentowała machinalnie Kate. sztuki, którzy za wszelką cenę chcą zwrócić na siebie — A czego ja się nasłuchałem —jęknął Mark. Sięgając 'uwagę i w ten sposób wyrobić sobie imię. Howard ma już po szklankę rzucił nieufne spojrzenie na stojącą przed Kate filiżankę z czarną kawą. — Jak możesz pić takie to stadium za sobą. A Sandy... no cóż, może bywa zbyt obrzydlistwo?! natarczywy. Po prostu jest jeszcze bardzo młody i musi się wiele nauczyć. Na razie brak doświadczenia nadrabia — Sprawa przyzwyczajenia — odparła wzruszając ra­ mionami. — Papa i ja zawsze pijemy kawę na śniadanie nadgorliwością. i na kolację, a właściwie do każdego posiłku. — Naprawdę nie wiem, dlaczego tak bronisz tych dwóch — rzucił nie mniej lodowato Mark. Naraz usłyszała za sobą konfidencjonalny szept kolegi- reportera. — Wcale ich nie bronię — Kate miała już naprawdę dość — i nie chodzi tu o konkretne osoby, lecz o dwie — Jak słyszę, są nowe poszlaki w sprawie morderstwa Morrisa, Mr Grayson. Rzeczywiście jest coś na rzeczy? — grupy zawodowe, które doskonale znam. chciał się upewnić Sandy Cudor. — Kate zawsze od­ Mark mruknął coś niechętnie i jednym haustem opróż­ stręczał jego przypochlebny ton. nił szklankę. — Przecież ty w ogóle nie musiałabyś pracować — 20 21 Strona 10 Diana Palmer Miłosna magia skrzywił się. — Doprawdy nie wiem, co cię w tym zajęciu Co takiego?! Pierwsze słyszę! Twój ojciec o tym tak pociąga... ? — posłał złe spojrzenie Kate. — Podoba mi się! — wpadła mu pospiesznie w sło­ — Ja mam prawie dwadzieścia dwa lata — rzekła wo. — Nie możesz tego pojąć?! godnością Kate starając się za wszelką cenę zachować — Więc ja ci powiem, co ci się w tym wszystkim naj­ pokój. — Nie muszę pytać papy o pozwolenie. bardziej podoba. Lubisz przebywać w gromadzie mężczyzn — O mój Boże! —jęknął Mark. — Jakże ja to zdołam i pokazywać im nogi. — Jego głos dyszał wściekłością. tłumaczyć mamie? — Tego już za wiele! Wynoś się! — Zmięła serwetkę — Nie jadasz deserów? — spytał Howard rzucając i rzuciła obok talerza. Jej bursztynowe oczy miotały okiem na talerz Kate z ledwie tkniętym jedzeniem. — I tak błyskawice. przecież jesteś wyjątkowo szczupła. — Nie wiem, jak w takiej redakcji gazety można — Właśnie taka powinna być! — uniósł się Mark. — cokolwiek utrzymać w tajemnicy — doszedł ją z tyłu głos Nie życzę sobie żony z figurą krowy! — dodał obrzucając Howarda. Jak ukłuta igłą odwróciła się i napotkała jego wiele mówiącym spojrzeniem bujne kształty brunetki, któ- szyderczy wzrok. Brunetka u jego boku sprawiała wraże­ ra niemal zatrzęsła się z oburzenia. nie zniecierpliwionej. Howard nic nie odpowiedział, uniósł tylko brwi, tak — Bo to nie takie proste — wybuchnęła Kate, mając jakby reakcja Marka była dla niego zaskoczeniem. niemiłe uczucie, że się czerwieni. Howard jak zwykle — Udanego wieczoru — rzucił tylko kierując się ze wyprowadził ją z równowagi. — Zresztą może Bill jeszcze r ą towarzyszką do wyjścia. nic nikomu nie powiedział. — Była zła na siebie, bo — Nie znoszę tego faceta — warknął Mark odprowa­ wypowiedziała te słowa bez tchu, jak wyrwana do od­ dzając Howarda niechętnym spojrzeniem. — Co go to powiedzi uczennica. obchodzi, jak wyglądasz i jakie menu ci odpowiada? — Jeśli to zrobił, nie pozostaje ci nic innego, jak I z kimś takim ty się wybierasz do Panama City! zaglądać codziennie pod maskę silnika. Ze względów — Owszem — potwierdziła zimno Kate. — Nie jestem bezpieczeństwa. — Dopiero teraz pozdrowił Marka krót­ twoją własnością, i nie będę nią nigdy. Co ci przyszło do kim „Halo, Holland". głowy, żeby mi rozkazywać? Jadę w sprawach służbowych — Witam — burknął w odpowiedzi Mark, dosłownie i to wyjaśnienie powinno ci wystarczyć. Nie zamierzam iść przeszywając wzrokiem Kate. — Co to wszystko ma z Howardem do łóżka, jeśli o to ci chodzi, a założę się, znaczyć? , że tak. — Więc Kate nic panu nie powiedziała? — udał Mark umknął spojrzeniem, co tylko utwierdziło ją zdziwienie Howard. Choć twarz miał poważną, jego nie­ ,w przekonaniu, że trafiła w dziesiątkę. zgłębione oczy zdradzały, że doskonale się bawi. — Wyjeż­ — Mężczyzna w jego wieku nie powinien się intereso­ dżam z Kate na tydzień do Panama City, aby poszukać wać takimi młodymi dziewczynami jak ty — oświadczył nowych dowodów w sprawie zabójstwa Morrisa. w końcu zgryźliwie. — Musi mieć najmniej czterdziestkę. Pociągła twarz Marka spurpurowiała. Kate sama sobie nie mogła wytłumaczyć, dlaczego ta 22 23 Strona 11 Diana Palmer Miłosna magia uwaga tak ją rozzłościła, lecz zagryzła tylko wargi oszczę­ odwoził na mecze piłki nożnej. Moją namiętnością było dzając sobie odpowiedzi. tedy kibicowanie, poza tym celowałam w wesołych es- — Przypuszczam że ma całą rzeszę wielbicielek, goto­ kapadach. Nie widzi we mnie kobiety. Na szczęście, wych na wszystko — rzekła po chwili utkwiwszy wzrok dodała w duchu. Howard nigdy nie wypróbowywał na niej gdzieś w przestrzeni. swoich uwodzicielskich sztuczek, lecz założyłaby się o swo- — Chętnie w to uwierzę — odparł Mark z pozbawio­ ją maszynę do pisania, że swym wdziękiem i mroczną nym humoru śmiechem. — Czy jego ojciec nie był ar­ zmysłowością potrafi zawrócić w głowie każdej kobiecie. matorem? do którego należała cała flota? Wolała się nie zastanawiać nad tym, czy stanowi wyjątek, —- Chyba tak. który tylko potwierdza regułę, wmawiając sobie, że jest dla — A jego matka bogatą dziedziczką? Czy przypad­ niej zdecydowanie za stary... kiem z jej osobą nie wiąże się jakiś straszny .skandal? — — Chodźmy już — spojrzała na Marka schowawszy zastanawiał się Mark. pomadkę i puderniczkę. — Jestem śmiertelnie zmęczona. — Nie mam pojęcia. Życiorys Howarda mnie nie — Jeszcze tylko wypalę papierosa. To nie potrwa interesuje. To partner mojego ojca, nie mój. I tak też długo. zostanie — powiedziała szorstko. Niestety minęło prawie dziesięć minut, zanim zdusił — Jeśli go nie cierpisz, a to wynika z twoich słów, to niedopałek w popielniczce. dlaczego się rumienisz na jego widok? — Mark nie Była nieprawdopodobnie szczęśliwa, kiedy wreszcie spuszczał z niej oczu. znalazła się w domu. — Rzeczywiście? — Niecierpliwie grzebała w torebce w poszukiwaniu pudru i pomadki do ust. — Prawdopo­ — Kate, masz chwilę czasu? — zawołał Bill stając na dobnie ze złości. Ciągle powtarza, jak mało ceni sobie progu swego gabinetu. kobiety w roli reporterek. Dziś po południu było to samo. Oderwała się od maszyny do pisania i podeszła do Papa musiał nas rozdzielić jak dwa walczące koguty. niego. Zapanowało wrogie milczenie. Kate zdążyła na nowo — O co chodzi? pociągnąć usta pomadką, kiedy Mark odezwał się po­ — Wiem, że.to nie twoja działka — zaczął uspokajają­ nownie: co — ale leży mi tu na biurku takie cudeńko, a nie mam — Przepraszam, że to mówię, Katherine, ale nie wierzę fotografa, który by do tego zrobił zdjęcia. Mogłabyś temu człowiekowi. A ty jesteś taka... taka naiwna i niedo­ poświęcić godzinę czasu i pstryknąć parę zdjęć z wystawy, świadczona. która ma być lada dzień otwarta? Jest tam parę płócien Kate o mały włos nie wybuchnęła śmiechem. To Jacques'a Lavelle, a sama wiesz najlepiej, że to nasz właśnie Mark, który nie uczynił najmniejszej próby, aby jej lokalny talent i że zwrócił uwagę krytyków swoimi por­ dotknąć czy choćby porządnie pocałować, uznał ją za tretami. naiwną i niedoświadczoną! Kate posłała Billowi wściekłe spojrzenie. Choć nie — Dla Howarda ciągle jeszcze jestem nastolatką, któ- rzekła słowa, doskonale wiedział, co o tym myśli. 24 25 Strona 12 Diana Palmer Miłosna magia — Pomyśl tylko, co to znaczy dla naszej gazety — per­ — Dziękuję! — skrzywił się w uśmiechu Bill. — Po- swadował jej dobrotliwie. — Wystawa o charakterze mię­ jedziesz teraz i zrobisz zdjęcia. Pamiętaj o tym, że ciągle dzynarodowym, a wśród starych mistrzów syn naszego jeszcze szukam kogoś, kto by przejął na stałe rubrykę miasta! Nasi panowie od kultury będą zachwyceni Nawet wiadomości towarzyskich. stary Sumerson. Przypominasz go sobie chyba. Do niego — Sadysta! — obrzuciła go posępnym spojrzeniem należy najwięcej udziałów naszego wydawnictwa. To on zbierając się do wyjścia. płaci twoją i moją pensję. Niech to licho! Nie mam pod ręką fotografa, wszyscy są w terenie. A ja muszę mieć te zdjęcia jeszcze dzisiaj! Fotografowanie wystawy mimo wszystko sprawiło jej prawdziwą przyjemność. Oświetlenie było doskonałe, a te- Kate zwietrzyła sposobność ubicia z szefem interesu mat frapujący. Najważniejsze jednak było to, że miała i zaczęła słodkim głosem uśmiechając się promiennie: okazję wyjść z redakcji. Z Billem po prostu tylko się — Przypominasz sobie jeszcze tę ankietę, którą mia­ droczyła. Usiadła teraz na jednej z obciągniętych broka- łam przeprowadzić w czasie mojego urlopu? Jeśli poślesz tem ławek i zagubiona w myślach wpatrywała się w rysu­ Sandy'ego, aby pytał ludzi, co sądzą o ograniczeniach je węgłem. Najpiękniejsze w zawodzie reportera było to, w nabywaniu broni palnej, ja z miejsca pojadę na wystawę, nie musiało się siedzieć osiem godzin za biurkiem, zrobię zdjęcia i w ten sposób wybawię cię z kłopotu. Wychodziło się do miasta, spotykało różnych ludzi, od- — To szantaż! — wybuchnął Bill, lecz kąciki jego ust wiedzało ciekawe miejsca, nie należąc do grupy szczególnie zatrzęsły się w hamowanym śmiechu. uprzywilejowanych. Ten zawód dostarczał ciągle czegoś — Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie — odparła nie­ nowego, interesującego, choć to prawda, że był też związany wzruszona. — Ty mnie wrobiłeś w ten tygodniowy wyjazd z pewnym ryzykiem. Większość kobiet z kręgu jej z Graysonem. My tam, w Panama City, wydrapiemy sobie oczy i to ty będziesz temu winien. Doskonale przecież znajomych nigdy w życiu by się na coś takiego nie wiedziałeś, że nie chcę jechać! obyła, dla Kate zaś nie ulegało wątpliwości, że życie sekretarki czy po prostu pani domu byłoby dla niej nie do — Do licha, kogo więc mam tam posłać?! zniesienia. Gdy miała przy sobie notes, coś do pisania — A więc co, umowa stoi? — Kate nie dała się i aparat fotograficzny, była w swoim żywiole. wyprowadzić w pole. Mogłem się domyślić, że ciebie tutaj spotkam — — Sandy i tak jest już na ciebie zły — przypomniał jej rozległ się w ciszy aż za dobrze znany głos. Kate skoczyła Bill. — Dziś rano opowiedziałem mu o sprawie Morrisa. jak porażona prądem. Howard opierał się niedbale o jedną — Przejdzie mu. Zresztą możesz posłać jego zamiast mnie. wielkich kolumn, ręce trzymał w kieszeniach i wyglądało to, że obserwuje ją już od pewnego czasu. — Niemożliwe. Mam dla niego inne zajęcie. Musi się Serce dziewczyny wykonało karkołomne salto. To z pe­ rozejrzeć za tymi, którzy wygrali na loterii. wnością dlatego, że tak ją zaskoczył, próbowała sobie — Redaktorzy zajmujący się sprawami lokalnymi to tłumaczyć. prawdziwa plaga! — oświadczyła z naciskiem. Ja... Bill mnie zmusił... — wyjąkała. 26 27 Strona 13 Diana Palmer Miłosna magia — Czyżby aż tak trudno było mu ciebie namówić? — Do „Kebo". Już ja się zatroszczę, abyś dostała coś Przecież lubisz takie rzeczy. , przyzwoitego do jedzenia. — Owszem — przyznała z lekkim uśmiechem od­ — Niemożliwe! — prychnęła. — Nie dziś. Dziś jest rzucając do tyłu jedwabiste włosy — lecz Bill nie śmie środa. o tym wiedzieć. Przynajmniej udało mi się wyplątać z an­ — A co ma wspólnego jedno z drugim? — zajrzał jej kiety, na którą nie miałam ochoty. oczy Howard. W jego twarzy pojawiło się naraz coś — Czarownica. Czasami wydaje mi się, że czarna drapieżnego, niebezpiecznego. magia to twoja specjalność. — Środek tygodnia. Przyrzekłam mechanikowi, który — Mark mówi to samo — westchnęła Kate omiatając ostatnio naprawiał mój samochód, że najpóźniej dziś mu wzrokiem płótna. — Wczoraj wieczór postawiłeś mnie płacę — wyrzuciła z siebie jednym tchem. — A na w niemiłej sytuacji. Chciałam powiedzieć Markowi o wyjeź­ "Kebo" mnie po prostu nie stać. Musisz wyszukać coś dzie dopiero wtedy, gdy humor mu się poprawi, bo był tańszego. w podłym nastroju. Howard zmrużył oczy. — Jeszcze nigdy nie widziałem go dobrze usposobione­ — Ty przeklęty mały uparciuchu! — syknął. — Jesteś go. Należy do kategorii ludzi, którzy narzekają na wszyst­ naturalnie zaproszona. Ja śmiało mogę sobie pozwolić na kich i wszystko. Świat jest ich pełen. Ci malkontenci "Kebo". A teraz chodź wreszcie. potrafią krytykować, ale nie umieją w sobie znaleźć ener­ — Jak pan sobie życzy — odrzekła posłusznie. gii, aby coś zmienić. '- Dopiero kiedy siedzieli w ekskluzywnej restauracji — Cóż on może począć na to, że jest taki, jaki jest? zajadając ze smakiem rostbef z całym zestawem znakomi­ Każdy człowiek jest inny — powiedziała spokojnie Kate, tych sałatek, Kate zaczęła się zastanawiać, jak Howard ją świadomie unikając przenikliwego spojrzenia Howarda. — właściwie znalazł. Nikt nie ma prawa urabiać ludzi według własnych wyob­ — Wcale ciebie nie szukałem — skwitował Howard jej rażeń. pytanie. — Zaszedłem do muzeum, żeby zobaczyć płótna — Przynajmniej to ci wpoił twój ojciec. Dokąd teraz Lavelle'a. Przed kilkoma laty broniłem go, kiedy wniósł idziesz? skargę o zniesławienie. Już wtedy interesowały mnie jego — Miałam zamiar przejść się po parku i rzucić kacz­ dzieła. kom na stawie trochę chleba — przyznała się z ociąganiem. — Skłania się ku surrealizmowi — zauważyła Kate. — Sądząc po twojej figurze musisz to robić każdego Howard uniósł kpiąco brwi. dnia — zauważył sucho, lecz w jego oczach pojawiły się — Słusznie. wesołe błyski. — Chodź, moja szczupła damo. Kate, dotknięta do żywego, przygryzła dolną wargę, — Dokąd? — spytała niepewnie Kate sięgając po mieszając zawzięcie kawę, do której dodała śmietanki. torebkę i aparat fotograficzny. Howard zdążył się już — Nie jestem wielką znawczynią sztuki, ale coś niecoś nieco oddalić i musiała zadać sobie trochę trudu, aby wiem — rzuciła naburmuszona. dotrzymać mu kroku. — Wcale nie myślałem, że jest inaczej. Wydawało 28 29 Strona 14 Miłosna magia Diana Palmer którzy przerastali go o głowę. Przyglądając mu się kątem mi się tylko, że bardziej interesujesz się Renoirem i De- oka, zwróciła uwagę na doskonale wykrojone usta i za­ gasem. stanawiała się przez moment, jak by to było, gdyby ją — To prawda. Chociaż... — zamyśliła się na mo­ ment — w ogóle lubię sztukę. Nie znam się zbytnio na pocałował... tym, ale chętnie oglądam ładne rzeczy... — Starasz się wyryć w swoim sercu moje lube rysy? — — Przypominam sobie, jak ci po raz pierwszy po­ spytał z lekkim uśmiechem. Oczywiście nie uszło jego kazałem swoje afrykańskie rzeźby. — Rozparł się wygod­ uwagi, że ona przez cały czas nie spuszcza z niego wzroku. nie w wygodnym, półokrągłym fotelu i zapalił papie­ Kate zaczerwieniła się po czubki włosów. rosa. — A może sztuka egzotyczna cię nie interesuje? — Nie patrzyłam na ciebie — skłamała w żywe oczy — — Sama posiadam kilka ciekawych rzeczy z Afryki — po prostu byłam zatopiona w myślach. odparła zaskoczona — lecz myślę, że nie przedstawiają one — Czyżby? — Howard przyglądał jej się z wiele takiej wartości jak twoje. mówiącą miną, w dodatku tak badawczo, że jej serce — Daj spokój — rzucił zimno Howard. — Nie jestem skoczyło do gardła. Takim go jeszcze nigdy nie widziała — snobem, chociaż ty jesteś innego zdania. a w każdym razie nie z tym ogniem, który teraz płonął Już miała na końcu języka ciętą odpowiedź, lecz w osta­ w jego oczach. Wpatrywał się w nią tak długo i z taką tniej chwili powstrzymała się, zamiast tego podnosząc do uwagą, że była kompletnie oszołomiona i tylko z najwięk­ ust filiżankę z kawą. Tak miło się siedziało z Howardem, szym trudem udało jej się przerwać magiczny krąg i spuś­ a wystarczyła jej jedna nie przemyślana uwaga i nastrój cić wzrok. Wcześniej nigdy by jej nie przyszło do głowy, że prysł. Dlaczego nie umie trzymać buzi na kłódkę? mężczyzna, którego w dodatku znała tak długo, potrafi ją — Przepraszam — szepnęła starając się za wszelką cenę nieledwie zahipnotyzować. uspokoić. W tym człowieku było coś, co ją niepokoiło. — Ja... ja nie chcę deseru — rozpaczliwie próbowała Zanim Howard zdążył odpowiedzieć, przystąpił do ich zmienić temat. stolika kelner pytając, czego sobie życzą na deser. Howard — Ze mną ten numer nie przejdzie — oświadczył zamówił tort ze śmietaną, zerkając przy tym spod oka na z niezmąconym spokojem zaciągając się papierosem. — Kate. Pogrążona w myślach, nie zauważyła tego. Co powiedział Holland o naszej wspólnej podróży? Pewnie Howarda znała od dzieciństwa, uważała go za atrak­ myśli, że cię uwiodę zaraz pierwszej nocy. cyjnego mężczyznę, lecz. dopiero dzisiaj tak naprawdę Na nowo jej policzki pokryły się szkarłatnym ru­ zrobił na niej wrażenie. Nie był piękny, jego brwi były zbyt krzaczaste, podbródek za ostry, a rysy twarde, pozbawio­ mieńcem. ne owej uwodzicielskiej miękkości. Za to posiadał pełną — Szczerze mówiąc uważa, że jesteś za stary, aby wyrazu twarz, której nie dało się nie zapamiętać, mocną mogła cię naprawdę interesować dziewczyna taka jak ja — budowę ciała, wąskie biodra i muskularne nogi. Nie był rzuciła porywczo i natychmiast pożałowała wypowiedzia­ zbyt wysoki, lecz z jego ciała emanowała tak niepokonana nych słów. siła, że działał nie mniej onieśmielająco niż mężczyźni, — Cóż on na miłość boską sobie wyobraża?! Że mam sześćdziesiątkę?! 31 30 Strona 15 Diana Palmer Miłosna .magia — Pewnie coś koło tego — odrzekła starając się na — Muszę już iść — szepnęła. Nie zabrzmiało to niego nie patrzeć. — A ty jak myślisz? Ile mogę mieć lat? przekonująco. Wzruszyła ramionami. — Nie ma mowy. Jeszcze nie zjadłaś deseru. Przyrzek­ — Nie mam pojęcia. Nigdy o tym nie myślałam. łem sobie, że postaram się, abyś nabrała ciała. — Nie kłam. — Upił łyk kawy, po czym sięgnął — Wcale nie jestem za chuda! — syknęła podener­ niespodziewanie poprzez stół, aby ująć zimną, nerwową wowana. dłoń Kate. Przez to zmusił ją, aby podniosła oczy. Za­ Obrzucił wzorkiem jej pełne, śmiało rysujące się pod drżała napotykając jego niepokojący wzrok. — Jestem cienką bluzką piersi i przyznał: siedemnaście lat starszy od ciebie, malutka — oświadczył — W pewnych miejscach nie. spokojnie swoim głębokim, dźwięcznym głosem. — Gdy­ — Przestań! — zażenowana wpatrywała się w talerz. bym cię zapragnął, te siedemnaście lat różnicy wieku nie — Holland nigdy nie próbował naprawdę zbliżyć się miałoby dla mnie znaczenia. Dla ciebie też. do ciebie? — spytał miękko. Serce Kate biło jak oszalałe. Do tej pory nigdy z nią tak nie rozmawiał. Oniemiała z wrażenia, w panicznym lęku Nerwowo wzruszyła ramionami, jakby chcąc uciec od tego pytania. wyrwała mu dłoń odchylając się instynktownie do tyłu. — Mark jest dżentelmenem. — Co właściwie obchodzi matkę Hollanda, że wyjeż­ — Mark jest głupcem, Kate — poprawił ją. dżasz ze mną do Panama City? — spytał szorstko. — Jes­ teście zaręczeni? — Mnie odpowiada taki, jaki jest — broniła się . rozpaczliwie, próbując zlizać resztki bitej śmietany z górnej Zakłopotana poprawiła się na krześle. wargi. Oczy Howarda zwęziły się do małych szparek. Nie — Zaproponował mi małżeństwo. — I? odrywał od niej wzroku. Ta lustracja sprawiła, że całkiem straciła pewność siebie. Aby ukryć swój stan, gorącz­ — Nie chcę wychodzić za mąż — odparła sucho — ani teraz, ani później. kowym ruchem uniosła filiżankę do ust. — A to niby dlaczego? — Mogę otrzymać z powrotem aparat? — starała się — Nie bierz mnie w krzyżowy ogień pytań, Howar­ ze wszystkich sił, aby jej głos brzmiał normalnie. dzie. Nie jesteśmy na sali sądowej! — podniosła głos, aż — Oddam ci go, jeśli przyrzekniesz, że przygotujesz siedzący przy sąsiednim stoliku obejrzeli się. fotoreportaż z dzielnicy uciech do magazynu niedzielnego — Mój Boże, nie mogę cię zrozumieć — zauważył od albo wzbogacisz wspaniałymi fotografiami mój prywatny niechcenia opierając rękę na poręczy fotela. Jego marynar­ album. ka się rozchyliła, ukazując jasnoniebieską koszulę opinają­ — Zobaczy się — Kate udała, że się zastanawia. — cą szeroką pierś. Poprzez materiał przeświecało czarne Być może zaangażuję do tego kogoś zatrudnionego w ho­ owłosienie. Dlaczego on jest taki przerażająco męski? telu, aby ci wylał na głowę butelkę ketchupu, a ja w tym myślała w popłochu Kate. czasie zrobię parę ciekawych ujęć. — Nie radzę ci — pogroził jej lekko rozbawiony. — 32 Mój rewanż na pewno by ci się nie spodobał. 2 — Miłosna magia 33 Strona 16 Diana Palmer 3 — Tak mocno to chyba nie bijesz — upewniła się ze śmiechem. Jego wzrok wędrował po jej twarzy, poczynając od nasady włosów, poprzez piękne marzycielskie oczy, klasy­ czny nos, miękko zarysowane policzki, aż po pełne, zmys­ łowe usta. Jego spojrzenie było tak intensywne i trwało dostatecznie długo, aby jej wargi bezwiednie się rozchyliły. — Kate — szepnął namiętnie. — Nawet jeśli kiedykol­ wiek wyciągnę w twoim kierunku rękę, to nie po to, aby cię uderzyć. Jego wzrok powiedział jej więcej niż tysiąc słów. Prze­ śladował ją i niepokoił w całej drodze powrotnej do redakcji, nie pozwalając zebrać myśli. Po tym wspólnym obiedzie wszystko naraz się odmie­ niło. Myśl, że będzie musiała spędzić z Howardem prawie cały tydzień, wydała jej się w tej sytuacji nie do zniesienia. Weszła do redakcji podjąwszy niezłomną decyzję: nie poje­ dzie z Howardem. Obojętne, co się potem stanie. Nawet jeśli Bill będzie chciał ją wyrzucić, nie pojedzie. Zaczerpnęła głęboko powietrza i zapukała do drzwi jego gabinetu. — No, co tam? — huknął Daeton. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest nie w humorze. — Nie jadę z Howardem. — Do diabła, co się znowu stało? Przeklęte pytanie, pomyślała zrozpaczona. Cóż mu właściwie miała powiedzieć? Że boi się Howarda? Przecież to zabrzmi komicznie! Nerwowo przełknęła ślinę. — Mój... mój przyjaciel... nie jest tym... zachwy­ cony — wyjąkała wreszcie czując na sobie przenikliwe spojrzenie Billa. Siedział odrzuciwszy głowę na oparcie fotela i wpat­ rywał się w nią nieruchomym wzrokiem. — Kate, na miłość boską, kogóż zamiast ciebie mam tam posłać? — wybuchnął wreszcie, aby natychmiast 35 Strona 17 Miłosna magia Diana Palmer Paul założył ręce na karku i wyciągnął się w fotelu. — Jest dużo czasu. W najgorszym wypadku mamy odpowiedzieć sobie samemu: — Nikogo. Nikt inny nie wchodzi w grę. Zresztą nawet gdybym kogoś miał, to i tak przed sobą całą noc. nic z tego: Howard wyraźnie obstaje przy tym, że albo ty, — Myślałam, że wybierasz się z Nadine do tego nowo albo nikt. Kate, to piekielnie ważna sprawa i ja nie mogę otwartego nocnego klubu. jej ot, tak sobie odpuścić, i to tylko dlatego, że twój — Nie zmieniaj tematu! Kate bezradnie wzruszyła ramionami. Nigdy jeszcze przyjaciel jest chorobliwie zazdrosny. Kate obrzuciła wzrokiem bałagan panujący na biurku nie musiała czynić ojcu podobnych zwierzeń. Billa i podniosła się. — Boję się Howarda — wyznała zrozpaczona. — Przykro mi — bąknęła już w drzwiach. Nie wyglądał na zaskoczonego tym wyznaniem. — Jeśli mi to zrobisz — zagroził od swego biurka — Przecież to trwa już od lat. Raz masz wrażenie, że Bill — to przysięgam, że ostatni raz pisałaś o przestępstwie w magiczny sposób cię przyciąga, a za chwilę przerażona i postępowaniu sądowym. Uszczęśliwię cię kącikiem dla odskakujesz od niego. Czy właściwie uświadamiasz sobie, miłośników kwiatów. co się z tobą dzieje, gdy on znajdzie się w pobliżu? — — Lubię kwiaty — wzruszyła obojętnie ramionami spytał z osobliwym uśmiechem. zamykając za sobą drzwi. Kate zdjęła z kolan serwetkę i zaczęła ją z pedantyczną Niedowierzające zdziwienie Billa nie dało się jednak dokładnością układać w fałdy. porównać z reakcją jej ojca. Mr Jamesson nie posiadał się — A teraz po prostu z tchórzostwa chcesz zejść swemu ze zdumienia. Kate powiedziała mu to podczas kolacji. wrogowi z drogi. Jakby nie rozumiejąc, co to ma znaczyć, wpatrywał się bez — To nie tak... Paul Jamesson pochylił się do przodu, opierając łokcie słowa w córkę. — Czy wyobrażasz sobie — zaczął wreszcie w miarę na blacie stołu. spokojnie — ile czasu kosztowało mnie przekonanie Ho­ — Zaprosił cię dziś na obiad, prawda? warda, aby zabrał cię ze sobą? Skinęła głową. Musiała się uśmiechnąć. — Czyżby podczas jedzenia próbował cię uwieść? — — Pięć minut? Paul zawsze nazywał rzeczy po imieniu. — Cztery. — Paul Jamesson potrząsnął głową dzio­ biąc widelcem leżący na talerzu kalafior. — Nie zdradzisz — Bzdura! mi, skąd ta nagła zmiana zdania? — Nie musisz tak gwałtownie reagować. Znam prze­ — Wyśmiejesz mnie. cież Howarda — ciągnął ze śmiechem — i wiem, że nie ma — Och, to więcej niż pewne. Mimo to powiedz. zwyczaju bawić się w ceregiele, tylko od razu przechodzi Kate ujęła filiżankę w obie ręce, jak gdyby próbując do sedna sprawy, jeśli mu na czymś zależy. Ta zasada ogrzać swe lodowate z emocji dłonie. dotyczy w równym stopniu kobiet. — Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa — rzekła — Nie wiedziałam, że jest takim playboyem — zacis­ ostrożnie. 37 nęła nerwowo dłonie na filiżance. 36 Strona 18 Diana Palmer Miłosna magia — Bo nim nie jest. — Paul strzepnął drobny pyłek — Ja w ogóle nie zamierzam wyjść za mąż — za­ z marynarki. — Howard ma pieniądze, ale to miecz obosieczny, nie wiedziałaś o tym, dziewczyno? Nigdy nie protestowała żywo. jest pewien, czy kobieta interesuje się nim samym, czy też — Wszystko się może zdarzyć. Jedź z Howardem, raczej pieniędzmi, które on posiada, oraz pozycją, jaką Kate — poprosił Paul tak uroczyście, jak jeszcze nigdy. — może jej zapewnić w życiu. Nie rezygnuj. Zrobisz to dla mnie? — Przecież nie miałoby znaczenia, nawet gdyby nie — Wiesz, że cię bardzo kocham, ale z Howardem nie miał jednego centa. pojadę — potrząsnęła z uporem głową. — Nie mam Paulowi udało się nie roześmiać, lecz przyszło mu to zamiaru być ofiarą w tej głupiej historii. z wielkim trudem. — Kate! — Nie wiedziałem, że uważasz go za aż tak atrakcyj­ Lecz ona była już w połowie schodów. Chciała zostać nego mężczyznę. — Oczywiście nie uszedł jego uwagi sama. rumieniec nieubłaganie wypełzający jej na policzki. Kate wiedziała, że ojciec wróci bardzo późno, więc — Nawet gdyby był mym ojcem, musiałabym przecież odziana w ciemnoniebieski jedwabny szlafrok wyciągnęła przyznać, że jest przystojny — broniła się. się wygodnie z książką na tapczanie i cicho nastawiła płytę — Musisz wiedzieć, że różnica wieku nie ma tutaj z nastrojową muzyką. Lektura miała jej pomóc zapomnieć znaczenia. o Panama City, lecz nie za bardzo jej się to udawało. Nie — Dla niego ma — wybąkała. — Ciągle liczę się mogąc się skoncentrować nie wyszła poza pierwszych kilka z tym, że któregoś dnia kupi mi balonik na sznurku albo stron, toteż poczuła ulgę, gdy rozległ się dzwonek. Przeko­ lody. Choć zdobyłam już odznaczenie w mojej pracy reporterskiej, on niezmiennie traktuje mnie jak głupią, nana, że to ojciec znów zapomniał klucza, otwarła z roz­ małą dziewczynkę. machem drzwi. Kiedy jednak zobaczyła, kto w nich stoi, uśmiech zniknął z jej twarzy. — Musisz spróbować przekonać go, że jest inaczej — zaproponował poważnie ojciec. — Och! — wyrwało się jej. Howard uniósł brwi, nieco zaskoczony jej reakcją, — Jak to niby mam zrobić? — spytała niechętnie. — a jego czarne oczy omiotły z zadowoleniem linie jej ciała, Mój Boże, papo, on przecież ma prawie dwa razy tyle lat co wyraźnie rysujące się pod cienkim układającym się mate­ ja, zresztą wiesz najlepiej, że żyjemy jak pies z kotem. Od lat! riałem. Najwidoczniej wracał z jakiegoś przyjęcia, gdyż — A jak jest z Hollandem? Powiedz szczerze. miał na sobie ciemny wieczorowy garnitur. Biała koszula, Kate rzuciła na niego rozzłoszczone spojrzenie. o której można było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że — Rozumiemy się. wygląda w niej niemęsko, podkreślała jego ciemną opaleni­ — Prawdopodobnie tylko dlatego z nim się zadajesz — znę. Jedną ręką opierał się o framugę drzwi, a w jasnym nazwał rzecz po imieniu. — Innego powodu nie umiem sobie świetle lampy migotał ciemną czerwienią rubin, zdobiący wyobrazić. Jeśli się nie opamiętasz, to pewnego pięknego dnia jeszcze go poślubisz, sama nie wiedząc jak i kiedy. spinkę od mankietu koszuli. — Co to ma znaczyć — zaczął, a jego twarz nie wró- 38 39 Strona 19 Miłosna magia Diana Palmer przypomnieć, jak to na maturalnym komersie się spiła i on żyła nic dobrego — że nie jedziesz ze mną do Pana­ musiał wtedy odwieźć ją do domu, gdyż jej ojciec był akurat w podróży służbowej. Uśmiechnął się, a nie zdarza­ ma City? ło się to często, bezwstydnie szacując jej kształty pod Cofnęła się, żeby go wpuścić, lecz przede wszystkim chciała zyskać na czasie. prześwitującym materiałem. — No wiesz... — wyjąkała przełykając gorączkowo — Ładnie ci w niebieskim — zauważył. ślinę. — Dziękuję — szepnęła pociągając nerwowo łyk sherry. — A teraz mi powiesz, dlaczego nie chcesz ze mną Przyglądał jej się szparkami oczu. Zrobiło jej się nie­ swojo, tym bardziej, że żaden sensowny wykręt nie przy­ jechać. chodził jej do głowy. Zakłopotana przygryzła wargi. — Nic nie wiem. Dlatego właśnie przyszedłem. Cał­ — Znasz przecież Marka... kiem przypadkowo spotkałem twojego ojca z Nadine i on — Wiem tylko, że ten przeklęty idiota rości sobie do oznajmił mi twoją decyzję.* Kate, czasami odnoszę wraże­ ciebie prawo — odparł ze złością. Na wspomnienie jej nie, że twoje miejsce jest nadal w szkolnej ławie, a nie przyjaciela uśmiech znikł z jego twarzy. — Nie podoba mi w redakcji poczytnej gazety. się, jak cię traktuje. Zawsze tak było. Wpatrywała się uparcie w dywan, nie zdając sobie — Nic nie rozumiesz! sprawy, jak uroczo wygląda z rozwichrzonymi lokami — Tu nie ma nic do rozumienia! — H o w a r d dosłow­ okalającymi pałającą twarz i spuszczonymi rzęsami ocie­ nie przeszywał ją wzrokiem. Kate spuściła wzrok ściskając niającymi bursztynowe oczy. kieliszek, jakby spodziewała się od niego pomocy. — Trudno to wyjaśnić... — Nie zdobyła się na więcej. Zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko, ani na mo­ — A więc spróbujmy o tym porozmawiać przy odrobi­ ment nie odwracając od niej oczu. — Chcę znać praw­ nie alkoholu. dziwy powód, Kate — zażądał władczym tonem. — Boisz Ujął ją pod ramię i pociągnął do salonu, gdzie nalał jej się mnie i to jest ta przyczyna, prawda? kieliszek sherry, a sobie przygotował whisky z lodem. Nie odważyła się na niego spojrzeć, lecz doszedłszy do Czuje się jak u siebie w domu, przemknęło jej przez wniosku, że nie ma sensu kłamać, potaknęła cichutko. głowę. Kąciki jego ust zdradziecko drgały, gdy spytał: — Ja także piję whisky — zaprotestowała wpatrując — Dlaczego? się w bladożółtą ciecz w swoim kieliszku. — Nie wiem... — potrząsnęła desperacko głową. — Wolałbym, abyś pozostała trzeźwa. Kiedy się spi­ Zaciągnął się papierosem, przyglądając się jej w mil­ jesz, zawsze płaczesz. czeniu, po czym indagował dalej: — To było tylko jeden raz — żachnęła się. — Naprawdę nie? — I ten jeden raz mi wystarczy. A może już zapom­ Kate nadal nie była zdolna unieść głowy. Owszem, 41 niałaś... próbowała, ale gdy napotkała jego badawczy wzrok, na — Chętnie bym to zrobiła, ale ty mi nie pozwalasz — powrót spuściła oczy... 40 natarła na niego. To obrzydliwe z jego strony, że musiał jej Strona 20 Diana Palmer Miłosna magia — Sam nie wiem, czy mam się czuć obrażony, czy też Kate skoczyła jak oparzona. uznać, że to mi pochlebia?! Jesteś jeszcze taka dziecinna, — Czyżbyś piętnował swoje kochanki? Kate! Howard znów powiódł wzrokiem po jej okrytym cien­ — Wypraszam sobie! — rzuciła zaciskając pięści ze ką szatą ciele i oświadczył z przekonaniem: złości. — Gdybyś kiedykolwiek należała do mnie, miałabyś — Nie umiem znaleźć innego wytłumaczenia. Popat­ to wyraźnie wypisane na twarzy. rzysz wreszcie na mnie czy nie? — W dolarach? — W jej głosie dźwięczała zjadliwa Zabrzmiało to groźnie. Przerażona podniosła oczy, kpina. a kiedy napotkała jego przenikliwe spojrzenie, ku swej To wywołało osobliwy uśmieszek na jego ustach. rozpaczy zaczerwieniła się jak burak. — A więc to tylko pieniądze są we mnie naprawdę — Ty... powiedziałeś... wtedy w restauracji... — Roz­ atrakcyjne. trzęsiona szukała właściwych słów. — Wiesz dobrze, że wcale tak nie myślę — podniosła — Co powiedziałem? — natarł na nią. — Że siedemnaś­ głos. — Kobiety zlatują się do ciebie jak ćmy do światła. cie lat różnicy nie ma żadnego znaczenia? Co ty do cholery — Dzieci też mnie lubią, prawda? — odparował. z tego wywnioskowałaś? Jeśli zamierzałbym cię uwieść, — Och! — jęknęła zrywając się od stołu. — Howar­ sądzisz, że nie dałbym sobie rady bez wspólnego wyjazdu? dzie Grayson, ty świętego byś doprowadził do białej A więc zostało to powiedziane. Nigdy jeszcze nie czuła gorączki! się tak głupio. Zamknęła oczy. — A twoje oczy błyszczą jak wilgotne topazy — rzekł — Tak... tak mi wstyd... ledwie słyszalnie. Na ułamek sekundy w jego twarzy — Jesteś jeszcze bardzo młoda, kochanie — szepnął pojawiło się coś dzikiego, nieokiełznanego. — Holland nie z czułością Howard. — Doskonale cię rozumiem, a mimo jest człowiekiem, który potrafiłby rozpalić w tobie płomień to bardzo cię proszę: jedź ze mną do Panama City. namiętności, nie mówiąc już o tym, że nie byłby zdolny go Skinęła głową bez słowa. ugasić. — Holland będzie musiał to przeboleć — uśmiechnął — Podoba mi się taki, jaki jest. się z tryumfem. — Powiedz mu, że otrzyma od nas — Wczoraj wieczorem w restauracji odniosłem jednak pocztówkę. całkiem inne wrażenie. — Howard rzucił jej kpiące spoj­ — Słuchając tego nie będzie zbytnio zachwycony — rzenie podnosząc szklankę do ust, aby wychylić ją do naraz rozluźniona, wybuchnęła serdecznym śmiechem. reszty. — Z miejsca, gdzie siedziałem, wyglądało to jak — Czy to ma jakieś znaczenie? początek totalnego rozłamu. — Ostatecznie jest moim... — Chciałeś powiedzieć, ty i twoja wątpliwa dama — — Kim? Kochankiem? sprostowała prowokującym tonem. — Skądże znowu! — rzuciła mu obrażone spojrzenie. Zmarszczył czoło. — Wierzę ci na słowo. — Przyjrzał się jej z dziwnym uśmiechem. — W każdym razie nie pozostawił śladów. — Wątpliwa dama? — powtórzył zdziwiony. — Jessie? Pisze moje listy, malutka, i odbiera telefony. 42 43