10004
Szczegóły |
Tytuł |
10004 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10004 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10004 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10004 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Al-Hamadani
OPOWIE�CI �OTRZYKOWSKIE
MAKAMA PIERWSZA
O POETACH
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Koleje losu, kt�re rzuca�y mnie ju� w r�ne miejsca, skierowa�y moje kroki do dalekiego D�urd�anu. �eby sprosta� przeciwno�ciom losu, musia�em odda� w arend� moje nieruchomo�ci, a uzyskane pieni�dze przeznaczy�em na handel. Dzi�ki temu mog�em przebywa� w winiarni w�r�d przyjaznych towarzyszy. W domu bywa�em tylko od �witu do wieczora, za� od wieczora do �witu siedzia�em w winiarni. Podczas jednego z takich przyjacielskich spotka� rozmawiali�my o poezji i o jej autorach. Naprzeciwko usiad� m�odzieniec, kt�ry przys�uchiwa� si� naszej rozmowie. Wygl�da�o na to, �e nas rozumie, ale skoro milcza�, s�dzili�my, �e nie wie, o co chodzi. W ko�cu rozmowa zesz�a na jego osob�. Zacz�li�my m�wi� o nim. Po chwili m�odzieniec odezwa� si�:
- Jestem na wasze us�ugi jak wspania�a palma daktylowa, jak dr�g, o kt�ry ocieraj� si� wielb��dy. Je�eli zechc�, b�d� m�wi�, a powiem niema�o. Kiedy ju� m�wi�, to nie tylko prowadz� na w�a�ciw� drog�, ale i doprowadzam do celu ukazuj�c prawd� tak oczywist�, �e nawet g�uchy b�dzie m�g� j� us�ysze�, poniewa� moje s�owa usuwaj� wszelk� niepewno��.
- O szlachetny! - powiedzia�em. - Zbli� si�, zaciekawi�e� nas. Poka�, co umiesz, a by� mo�e zas�u�ysz na pochwa��. Zbli�y� si� i powiedzia�:
- Stawiajcie pytania, a ja b�d� odpowiada�. S�uchajcie mnie, a z pewno�ci� zadziwi� was.
Rzekli�my wi�c:
- Co powiesz o Imru al-Kajsie ?
- By� to pierwszy z poet�w, kt�ry zatrzymywa� si� nad �ladami obozowisk. Wyrusza� rankiem, �kiedy ptaki by�y jeszcze w gniazdach. Opisywa� konie i nigdy nie zajmowa� si� poezj� dla pieni�dzy. Jego wiersze s� doskona�e i niewymuszone. By� lepszy od tych, kt�rzy zarabiali na �ycie gi�tko�ci� j�zyka, podczas gdy ich r�ce stara�y si� za wszelk� cen� zaspokoi� ��dz� posiadania.
- A co mo�esz powiedzie� o poecie imieniem An-Nabigha?-spytali�my po raz drugi.
Odpar� na to:
- Kiedy si� gniewa, jego s�owa brzmi� tak, jakby robi� wym�wki; chwali tylko wtedy, gdy sam tego chce; prosi o wybaczenie, kiedy si� kogo� boi; a mierz�c, zawsze trafia w cel.
- Co powiesz o Zuhajrze?
- Jest zalany wod� poezji. Dla niego ca�a poezja tonie w potokach wody. Kiedy przywo�uje s�owa, odpowiada mu oczarowanie.
- A co powiesz o Tarafie?
- Tarafa jest wod� i ziemi� poezji, skarbem rym�w oraz ich siedzib�. Kiedy zmar�, tajemnice ukryte przez niego nie pojawi�y si� wi�cej, a skarbnice zamkni�te jego r�k� nigdy ju� nie b�d� otwarte.
- A co powiesz o D�arirze i Al-Farazdaku ? Kt�ry z nich jest lepszym poet�?
- J�zyk D�arira jest bardziej wyszukany, ponadto on napisa� o wiele wi�cej wierszy. Natomiast Al-Farazdak twardszy jest od ska�y; ale za to cz�ciej si� chwali. Kpina D�arira jest ostra, ale o ile� jest on szlachetniejszy od innych wsp�czesnych mu poet�w. Poezja Al-Farazdaka jest bardziej zr�nicowana je�li chodzi o tematyk�, za� on sam pochodzi ze znacznego rodu. D�arir pisz�c o mi�o�ci wywo�uje smutek, gani�c oszpeca, a chwal�c dodaje blasku. Z kolei Al-Farazdak jest doskona�y w pochwa�ach. Kiedy wyra�a pogard�, potrafi poni�y�, a jego opisy s� niezwykle wierne.
- A co powiesz nam o wsp�czesnych i dawnych poetach?
- Utwory dawnych poet�w maj� w sobie wi�cej szlachetno�ci i wi�cej wypowiadaj� my�li. Wsp�cze�ni poeci pisz� delikatne utwory, lecz za to ich wiersze s� pi�kniejsze.
- A mo�e przedstawi�by� nam swoje wiersze i przy okazji opowiedzia� co� o sobie?
- Oto macie obie te rzeczy naraz - odpar� i wyrecytowa�:
Sp�jrzcie, okrywam cia�o �achmanami, kiedy na moj� g�ow� spadaj� nieszcz�cia. Jak�e ja nienawidz� tych ponurych nocy, kt�re najwi�ksz� bied� sprowadzi�y na mnie. Teraz marz� o chwili, kiedy wzejdzie Syriusz, chocia� wieki cierpia�em przez moj� nadziej�. By�em cz�owiekiem wolnym, wysokiego stanu, a moja twarz w�r�d innych b�yszcza�a urod�. Zielone kopu�y namiot�w wznios�em dla potomnych niczym pa�ac Dariusza albo �uk Chosroa. Lecz los na brzuch upad�, ods�aniaj�c plecy, a moja codzienno�� sta�a si� wspomnieniem. Nic ju� nie pozosta�o z wielkiego bogactwa, a bieda a� do dzisiaj pod��a w �lad za mn�. Gdybym w Samarra nie zostawi� mojej starej �ony i male�kich dzieci pod g�rami Busry, niewinnych stworze�, kt�rych los nie szcz�dzi, to zgin��bym - panowie - pod ci�arem cierpie�.
Isa Ibn Hiszam opowiada� dalej:
Da�em mu, co mog�em, a on oddali� si� od nas. I wtedy co� sobie zacz��em przypomina� - czy to by� on, czy nie on? Chocia� go nie pozna�em, to jednak wyda� mi si� znajomy. W ko�cu jego z�by naprowadzi�y mnie na w�a�ciwy �lad.
Rzek�em:
- Na Boga! To� to Al-Iskandari! Opu�ci� nas jako ma�e gazel�tko, a teraz spotykam go jako doros�ego m�czyzn�!
Dogoni�em m�odzie�ca i chwytaj�c go za pas rzek�em: - Czy przypadkiem nie nazywasz si� Abu al-Fath? Czy nie wychowywa�e� si� u nas jako ma�y dzieciak? Cay� nie sp�dzi�e� u nas kilku lat swego �ycia? Jak�� to star� �on� zostawi�e� w Samarra? Wtedy on roze�mia� si� i powiedzia�:
Biada �atwowiernym! czasy s� teraz fa�szywe.
Niechaj nie zwodzi ciebie oszustwo niewinne.
Nie trzymaj si� kurczowo jedynego stanu.
Niech my�li b�d� jak noce - przewrotne i zwinne.
MAKAMA DRUGA
O �WIE�YCH DAKTYLACH
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Zdarzy�o si�, �e by�em w Bagdadzie w okresie dojrzewania daktyli. Kt�rego� dnia ruszy�em na miasto z zamiarem kupienia kilku gatunk�w tych wspania�ych owoc�w. Wkr�tce natrafi�em na cz�owieka, kt�ry rozk�ada� przed sob� �wie�o zebrane owoce, a w�r�d nich daktyle. Z ka�dego rodzaju i gatunku wybra�em to, co najwspanialsze i najlepsze. Kiedy na tych ci�arach zawi�zywa�em ju� po�y mojego p�aszcza, zauwa�y�em cz�owieka, kt�ry wstydliwie obwi�zywa� g�ow� zas�on�. Gdy to uczyni�, wyci�gn�� r�ce i przycisn�� do piersi swoje dzieci. Te najmniejsze trzyma� pod pachami. M�wi� g�osem, kt�ry z trudem' wydobywa� si� z piersi, �wiadcz�c o jego wycie�czeniu:
Oby moje r�ce mia�y cho� troch� zasma�ki
lub t�uszczu zmieszanego z bielute�k� m�k�
albo talerz pe�en ��tego roso�u,
kt�ry napady g�odu m�g�by uspokoi�.
Ze�lij nam �ask�, postaw nas na nogi,
0 ty, kt�ry po obiedzie przynosisz dostatek.
Pomy�lno�� ofiaruj temu m�odzie�cowi
szlachetnemu, kt�ry w�r�d dostojnej chwa�y
skieruje nasze stopy ku dniom powodzenia
i moje �ycie uratuje od r�ki zam�tu.
Isa Ibn Hiszam m�wi� dalej:
Si�gn��em wtedy do kiesy i da�em mu pieni�dz. On rzek�:
O ty, kt�ry zatroszczy�e� si� o mnie ca�ym swoim sercem,
prowad� do Boga drog� pi�knej tajemnicy.
Oby B�g zechcia� wspaniale wynagrodzi� ciebie.
Ja nie zdo�am s�owami wyrazi� wdzi�czno�ci za twoj� hojno��. B�g jest moim panem. Odezwa�em si� wtedy do niego w ten spos�b:
- W mojej sakiewce jeszcze co� zosta�o. Poka� mi swoje oblicze, a wyci�gn� reszt�.
Zdj�� zas�on� i oto, na Boga, zobaczy�em twarz Abu al-Fatha al-Iskandariego. Rzek�em wi�c:
- Biada ci, c� z ciebie za diabe� ? Odpar�:
�ycie sp�dza� nale�y w ukryciu,
Trzeba si� chowa� przed oczami ludzi.
Dni r�ni� si� mi�dzy sob�, ja chc� im dor�wna�,
�eby si� w �yciu na �mier� nie zanudzi�.
Jednego dnia gromadzi si� we mnie z�o ca�ego �wiata,
a kiedy indziej wielka si�a przez �wiat mnie prowadzi.
MAKAMA TRZECIA
BALCHIJSKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Do Balchu przywi�d� mnie handel tkaninami. By�em wtedy jeszcze niewinnie m�ody, beztroski i zasobny w bogactwo. Interesowa�o mnie tylko chwytanie pere� my�li i polowania na rozproszone s�owa czystsze od mojej w�asnej mowy. One nie prosi�y moich uszu o pos�uchanie, ale by�y wsz�dzie tam, gdzie i ja by�em. Przyszed� czas odjazdu. Kiedy rozstanie nachyli�o nad nami sw�j �uk, odwiedzi� mnie m�odzieniec w szatach ciesz�cych wzrok, z d�ug� brod�, kt�ra k�u�a �y�y na jego szyi, o spojrzeniu pi�knym jak wody Eufratu i Tygrysu. Powita� mnie grzecznie, przez co wzbudzi� we mnie najszczersz� przychylno��. Potem rzek�:
- Czy�by� pragn�� odej��?
- Tak, na Boga!
- Oby� znalaz� dobrego przyw�dc� i oby nie zdo�a� zb��dzi� tw�j przewodnik. Kiedy zamierzasz wyruszy�?
-Jutro rano - odpar�em.
Wtedy rzek�:
Poranek Boga nie jest porankiem odej�cia, a ptak po��czenia nie mo�e by� ptakiem rozstania.
- Dok�d si� udajesz ?
- Do ojczyzny - rzek�em.
- Kiedy zn�w do nas przyjdziesz po powrocie do swojej ojczyzny ?
- W przysz�o�ci - rzek�em.
- Ja sk�adam prze�cierad�o, a ty zwijasz nitk�. Gdzie� podzia�a si� twoja szczodro��?
- Tam, gdzie zechcesz - odpar�em.
- Je�li B�g przywiedzie ci� z powrotem w zdrowiu wtedy przyprowad� mi, prosz�, wroga odzianego w szaty przyjaciela, uszyte z prawdziwego z�ota. Niechaj b�dzie kim�, kto nawo�uje do niewiary, ta�czy na paznokciu okr�g�ym jak �renica oka, �agodzi ci�ar d�ug�w i posiada jednocze�nie dwa oblicza. Rzek� tedy Isa Ibn.Hiszam: Poj��em, �e ma na my�li dinara. Powiedzia�em wi�c:
- Masz tu takiego got�wk� i obiecuj� ci jeszcze jednego. Wtedy on wyrecytowa�:
Okaza�e� si� wspanialszy od tego, co rzek�e�. Wci�� jeszcze jeste� szczodry jak za dawnych czas�w. Oby� by� silny, oby� wci�� by� szczodry, zdrowy w pniu swoim i wznios�y w ga��ziach. Ja nie potrafi� unie�� tego daru ani nie' umiem znie�� twojej bystro�ci. Nie przypuszcza�em, �e jeste� tak m�dry. Zbyt d�ugo si� �udzi�em, �e znam ciebie dobrze. O, podporo losu i najwi�kszych zas�ug, oby los nie obdarzy� ciebie �adnymi stratami. Isa Ibn Hiszam opowiada� dalej: Da�em mu dinara i rzek�em;
- Gdzie rozwija�a si� twoja szlachetno�� ?
- Wyros�em w rodzie Kurajsz. U nich przygotowano mnie do szlacheckiego stanu.
Kto� z obecnych spyta�:
- Czy przypadkiem nie nazywasz si� Abu al-Fath al-Iskandari ? Widywa�em ci� na irackich bazarach. Zarabia�e� na �ycie jak �ebrak, wypisuj�c kwity.
Wtedy on wyrecytowa�:
B�g posiada wiernych niewolnik�w, kt�rych �ycie mo�na nazwa� mieszanin�. Wieczorem m�wi�, �e s� Arabami, a rankiem jako Hebrajczycy do portu zawin�.
MAKAMA CZWARTA
SID�ISTA�SKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Do Sid�istanu ci�gn�a mnie wielka t�sknota, wi�c dosiad�em jej wierzchowca i wyruszy�em w drog�. Prosi�em Boga o pomoc w sprawach, kt�re na mnie czeka�y. B�g skierowa� moje kroki w�a�nie do Sid�istanu. Przystan��em o zachodzie s�o�ca i w tym samym miejscu u�o�y�em si� do snu. Gdy tylko ujrza�em ostrze poranka i nadchodz�ce armie promieni s�onecznych, wybra�em si� na suk, �eby znale�� dla siebie mieszkanie. Kiedy obszed�em ju� doko�a ca�e miasto i naszyjnik suku, gdy znalaz�em si� w samym jego �rodku, us�ysza�em nagle gwa�towny i niespodziewany krzyk. Ruszy�em wi�c w tym kierunku i wkr�tce by�em na miejscu. Ujrza�em cz�owieka na koniu. Krzycza�, z trudem �api�c oddech. Sta� tu� przede mn�,. odwr�cony ty�em. G�o�no m�wi�:
- Kto mnie pozna�, ten ju� mnie zna. Kto za� mnie jeszcze nie pozna�, tego zapoznam ze sob�. Jestem pierwszym dojrzewaj�cym owocem Jemenu i opowie�ci� wszechczas�w. Jestem zagadk� dla m�czyzn i zgadywank� dla kobiet. Znaj� mnie miasta i twierdze, g�ry i ska�y, doliny i rzeki, morza i ich �r�d�a, ludzie jad�cy na koniach i ci, kt�rzy dosiadaj� tylko �wi�skich grzbiet�w. Kt� to taki zaw�adn�� ich murami, kto pozna� ich tajemnice, przeszed� po ich �cie�kach i dotar� do kamiennych zboczy? O mnie wiedz� kr�lowie oraz ich skarbnice, kopalnie pe�ne skarb�w, ojczyzna wiedzy, ukryte wn�trza spraw i sprawy zamkni�te na zawsze, a nawet trudy wojen. Kt� im odebra� to, co kry�y w sobie, nie p�ac�c nale�no�ci? Kto posiad� klucze do nich i pozna� ich warto��? Na Boga! Ja sam uczyni�em to wszystko. Wynios�ych kr�l�w nak�ania�em do zawarcia pokoju i odkrywa�em zas�ony najstraszniejszych nieszcz��. Na Boga! To ja widzia�em, jak kochankowie gin�li z mi�o�ci. Sam cierpia�em na chorob� oczu za�lepionych urod� najpi�kniejszych kobiet, zgina�em delikatne ga��zki, zbiera�em p�atki r�y z najg�adszych policzk�w. Przez ca�y czas unika�em jednak nizin tego �wiata, bo cz�owiek o szlachetnej naturze musi unika� rzeczy godnych pot�pienia. Od wyst�pnych s��w odwraca�em si� jak kto�, kto posiada delikatne uszy. Lecz teraz, kiedy ju� zaja�nia� poranek siwizny, kiedy wspania�a staro�� przybli�a si� do mnie, postanowi�em wst�pi� na �cie�k� poprawy i przygotowa� si� do dnia zmartwychwstania. Nie znam lepszej drogi do m�dro�ci ni� ta, kt�r� szed�em. Mo�e kto�, widz�c jak dosiadam konia, jak opowiadam te szalone rzeczy, powie: �To jest tw�rca cudu!� O nie! Ja jestem tw�rc� wtelu cud�w, kt�re sam ogl�da�em. By�em �wiadkiem wielkich wydarze�, kt�re prze�y� musia�em w cierpieniu. Z trudem zdobywa�em klucze, kt�re tak �atwo gubi�em, kupuj�c je za wielkie sumy, a oddaj�c za grosze. Na Boga! Szed�em ku nim w pochodach, pod��a�em w korowodach, pilnowa�em gwiazd, zaje�d�aj�c wierzchowce jednego po drugim. Musia�em bra� udzia� w wojnach, lecz nigdy nie dopu�ci�em do tego, by p�yn�ce z nich korzy�ci omin�y muzu�man�w. Musia�em zdejmowa� powr�z z mojej szyi i zak�ada� go na szyj� wroga. Musia�em moje lekarstwo wystawia� na waszych bazarach. Niech kupi je ode mnie ten, kto nie obawia si� niewoli i nie stroni od s��w o jedno�ci Boga. Niechaj chroni j� ten, kogo wychowa�y ca�e pokolenia, kogo pojono wod� z najczystszego �r�d�a.
Rzek� Isa Ibn Hiszam:
Stan��em z nim twarz� w twarz, �eby go zobaczy�. I oto, na Boga, ujrza�em naszego szajcha Abu al-Fath al-Iskandariego. Czeka�em, a� rozprosz� si� zebrani przy nim ludzie. Potem podszed�em i rzek�em:
- Za ile sprzedasz mi sw�j lek?
- Mieszek pieni�dzy udost�pni ci wszystko, co zechcesz. Poda�em mu sakiewk� i odszed�em.
MAKAMA PI�TA
KUFIJSKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Kiedy by�em m�ody, poci�ga�y mnie ol�niewaj�ce szale�stwa, pod��a�em za ka�d� zwodnicz� nowink�, a� w ko�cu wypi�em kielich �ycia do dna, bior�c ode� wszystko, co by�o mi przeznaczone. Kiedy w�r�d nocy moich w�os�w pojawi� si� dzie� siwizny, zrozumia�em, �e nadchodzi chwila powrotu. Dosiad�em wierzchowca, aby spe�ni� obowi�zek pielgrzymki. W drodze towarzyszy� mi przyjaciel, kt�remu nic nie mo�na by�o zarzuci�. Kiedy ju� poznali�my si� lepiej, ka�dy z nas zacz�� snu� opowie��, o sobie. Potoczy�a si� rozmowa o jego kufijskim pochodzeniu. Potem m�wili�my o sufizmie. Nasza droga prowadzi�a przez Kuf�. Tak wi�c dojechali�my do domu mego przyjaciela w chwili, gdy twarz dnia pociemnia�a, a horyzont okry� si� zieleni�.
Kiedy noc zamkn�a ju� powieki, a jej w�s pokaza� si� na niebie, kto� zapuka� do drzwi. Zapyta�em:
- Kt� stuka tak uparcie ?
- Pos�annictwo nocy i jej poczta, kl�ska g�odu i jej wygnaniec, cz�owiek wolny, kt�rego przyku�a konieczno�� i gorzki czas. Go��, kt�rego kroki s� lekkie, bo szuka bochenka chleba. S�siad z dziuraw� kieszeni�, kt�ry szuka ratunku przed g�odem. Obcy, kt�rego czeka dalsza, d�uga droga. By� szczuty psami i obrzucany �wirem. Zamiatano po nim podw�rze, aby nigdy na nie nie powr�ci�. Jego wielb��d jest wycie�czony. Jego �ycie jest jednym cierpieniem, a od dzieci odgradza go szeroka pustynia.
Rzek� Isa Ibn Hiszam: Jak lew chwyci�em za kies� i rzuci�em mu j�, m�wi�c:
- Pro� a dostaniesz wi�cej!
- Wo� aloesu napotka�a szczodro�� gor�tsz� od ognia, wi�c teraz odpowiada najpi�kniejsz� wdzi�czno�ci� na pos�annictwo dobroci. Kto posiad� najwy�sz� wspania�o��, niechaj pomaga innym, a jego s�owa nie b�d� zapomniane przez Boga i ludzi. Niech zatem B�g spe�ni wszystkie twoje nadzieje. Oby� zawsze by� szczodry jak twoja r�ka.
Rzek� Isa Ibn Hiszam: Otworzyli�my drzwi, m�wi�c:
- Wejd�!
I oto, na Boga, zjawi� si� nasz szajch Abu al-Fath al-Iskandari. Rzek�em do niego:
- Abu al-Fath! Jaka� to straszna bieda sprawi�a, �e chodzisz w takich �achmanach ?
A on u�miechn�� si� i wyrecytowa�:
Pod��am do celu, kt�ry, jak dostrzegam, nie wzbudza w tobie westchnienia zachwytu. A przecie� moje bogactwo jest wi�ksze ni� p�aszcz najdro�szy szyty z aksamitu. O, gdybym zechcia�, m�g�bym wybudowa� dachy z�ocone od do�u do samego szczytu.
MAKAMA SZ�STA
O LWIE
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Znam o Al-Iskandarim takie makamy i opowie�ci, kt�rym nawet niewra�liwi ludzie przys�uchiwali si� w skupieniu, a wr�ble dr�a�y przy tym z przej�cia. Recytowano mi jego wiersze, kt�re delikatno�ci� przenika�y dusz�; a subtelno�ci� za�miewa�y przepowiednie wr�bit�w. Prosz� Boga, aby zachowa� go w zdrowiu i pozwoli� mi kiedy� jeszcze stan�� na jego drodze. Dziwi mnie, �e cho� osi�gn�� niezr�wnan� doskona�o��, to jednak nie zaprzestaje dalszych poszukiwa�. A przecie� los nie szcz�dzi� mu cios�w, stawia� przed nim niezliczone przeszkody i tak dalej, i dalej. Zdarza�o si�, �e mia�em jak�� spraw� do za�atwienia w Himsie. Pospieszy�em tam z wielkim zapa�em w towarzystwie ludzi wspania�ych jak nocne gwiazdy, kt�rzy nie opuszczali nigdy ko�skich grzbiet�w. Zacz�li�my przemierza� przestrze� drogi pokonuj�c wszystkie jej trudy. Jad�c przez garby wzg�rz na naszych koniach, kt�re sta�y si� chude jak kije i gi�tkie jak �uki, natrafili�my wreszcie na rzek�. Przep�ywa�a ona u st�p g�ry poro�ni�tej tamaryszkami i kwieciem podobnym do dziewcz�t, kt�re rozpu�ci�y warkocze i rozsypa�y swoje d�ugie w�osy. Po�udniowy �ar wzbudzi� w nas pragnienie odpoczynku. Rozpocz�li�my przygotowania do po�udniowej drzemki. Konie zosta�y sp�tane powrozami. Ju� po chwili wszyscy spali. Obudzi�o nas r�enie koni. Spojrza�em w kierunku mojego wierzchowca, kt�ry strzyg� uszami, b�yska� �lepiami i gryz� w�dzid�o bij�c kopytami w ziemi�. Konie z niepokoju oddawa�y mocz. Po chwili zerwa�y powrozy i ruszy�y w g�ry. Chwycili�my za bro�. Z lasu wyszed� lew okryty futrem �mierci. Nadyma� si�, wynio�le szczerz�c wielkie k�y. Jego wzrok by� pe�en zarozumia�o�ci, nozdrza rozszerzone pogard�, pier� wezbrana odwag�, a serce pozbawione strachu.
Rzekli�my: To powa�na sprawa. To niezwyk�e zdarzenie. A wtedy spomi�dzy towarzyszy wybieg� ku niemu m�odzieniec -
Arab o smag�ej sk�rze, kt�ry nad studni� stoj�c, nape�nia ceber wod� a� po studzienny sznur. By� cz�owiekiem o sercu, kt�rym kieruje los. W r�ku trzyma� miecz b�yszcz�cy jak drogocenny kamie�. Si�a lwa ci�gn�a go ku sobie. Ale ziemia zdradzi�a jego stopy. Potkn�� si� i upad� na r�ce i twarz. Lew omin�� miejsce, na kt�rym zgin�� m�odzieniec, i ruszy� ku pozosta�ym. Zn�w �mier� wzywa�a do siebie nast�pnego z nas. Ten ruszy� na jej wezwanie z r�kami sp�tanymi strachem. Pad� na ziemi�. Lew szykowa� si� do rozszarpania jego piersi. Wtedy ja cisn��em turbanem. Trafi�em w sam� paszcz�. W ostatniej chwili zdo�a�em uratowa� �ycie naszego towarzysza. Ten podni�s� si� natychmiast i jednym ruchem rozpru�- brzuch lwa. Po chwili umar� ze strachu i pad� tu� obok zabitego zwierza.
Ruszyli�my za ko�mi, chc�c zebra� przynajmniej te, kt�re nie zb��dzi�y. Trzeba by�o potem zawr�ci�, �eby pochowa� naszego towarzysza.
Kiedy na jego cia�o sypali�my ziemi�, ogarn�� nas wielki i bezbrze�ny smutek. . Ruszyli�my dalej pustynnym szlakiem. Opustosza�y nasze juki z wod�. Sko�czy�a si� �ywno��. Nie mo�na by�o ani i�� dalej, ani zawr�ci�. Ogarnia� nas l�k przed najgorszymi zab�jcami, jakimi s� pragnienie i g��d. Wtedy pojawi� si� przed nami je�dziec. Ruszyli�my w �lad za nim. Kiedy odleg�o�� zmniejszy�a si� znacznie, on zsiad� ze swojego wspania�ego wierzchowca i uca�owa� ziemi� trzymaj�c j� w d�oniach. Potem podszed� wprost do mnie. Uca�owa� mojego konia, wyra�aj�c w ten spos�b ogromny szacunek. Zobaczy�em twarz ja�niej�c� jak b�yskawica, kt�ra spada z deszczowej chmury. Jego postawa by�a tak wspania�a, �e kto podni�s� na� wzrok pe�en podziwu, ju� po chwili musia� przymkn�� oczy. Policzki mia� pokryte zarostem. Jego ramiona by�y silne, a cia�o pot�ne. Wygl�da�o na to, �e jest Turkiem w kr�lewskich szatach. Rzekli�my:
- Co ci si� przydarzy�o, cz�owieku?
- Jestem poddanym pewnego kr�la, kt�ry postanowi� mnie zg�adzi�. Ruszy�em wi�c przed siebie, gdzie oczy ponios�. Wszystko wskazywa�o na to, �e m�wi prawd�. Po chwili doda�:
- Teraz jestem twoim niewolnikiem i wszystko, co posiadam, nale�y do ciebie.
- Sprawiasz tym rado�� i sobie, i mnie - rzek�em. - Twoje nogi zaprowadzi�y ci� na wielkie przestrzenie wolno�ci i wspania�ego �ycia.
Zebrani towarzysze zacz�li mi gratulowa�. On za� patrzy�, przebijaj�c nas wzrokiem. Potem zacz�� m�wi�, czaruj�c swoimi s�owami:
- Zag��biacie si� w bezwodn� i �lep� pustyni�. U st�p g�ry znajduje si� czyste oko �r�d�a. Zaczerpnijcie wi�c wody na drog�.
�ci�gn�li�my wodze wierzchowc�w, kieruj�c si� w stron�, kt�r� nam wskaza�. Dotarli�my na miejsce, gdy po�udniowy �ar dopala� ju� nasze cia�a. W pobli�u szara�cza przysiad�a na' ga��ziach.
- Odpocznijcie troch� w ch�odnym miejscu przy tej s�odkiej wodzie.
- Dobrze m�wisz - odpowiedzieli�my zgodnie.
On zsiad� z konia, rozwi�za� pas i zdj�� swoje okrycie. Nic nie os�ania�o jego cia�a pr�cz cienkiej bielizny. Widz�c go tak dok�adnie nie w�tpili�my, �e urod� dor�wnuje rajskim ch�opcom, �e zapewne odszed� z rajskich ogrod�w uciekaj�c przed Ridwanem. On tymczasem zdj�� nasze siod�a, da� koniom trawy i wod� skropi� ziemi�. Wszyscy wpatrywali si� we� z zachwytem. Ja za� rzek�em:
- Wspaniale s�u�ysz, ch�opcze. Jeste� doskona�y we wszystkim. Biada temu, kto ciebie straci, a chwa�a temu, kto ciebie pozyska! Jak�e dzi�kowa� Bogu, kt�ry zes�a� na mnie tak� �ask�?
- Zobaczysz jeszcze wi�cej. Nie raz zadziwi� was lekko�ci�, z jak� us�uguj�, poniewa� jestem doskona�y we wszystkim. Czy chcieliby�cie si� przekona�, jaki jestem w przyja�ni? Poka�� wam dziwy mego kunsztu, �eby�cie mogli polubi� mnie jeszcze bardziej.
- Ale� tak! - powiedzieli�my.
Wtedy on wzi�� jeden z naszych �uk�w, napi�� ci�ciw� i wystrzeli� w niebo. Zaraz potem wypu�ci� drug� strza��, kt�ra t� pierwsz� przeci�a w powietrzu.
- Poka�� wam jeszcze co� - powiedzie!. Wzi�� m�j ko�czan i wsiad� na konia. Potem strzeli� w pier� jednego z nas. Drugiemu wbi� strza�� w plecy.
- Biada ci! Co czynisz? - zawo�a�em.
- Zamilcz, g�upcze! - krzykn��. - Na Boga! Niechaj ka�dy z was zwi��e r�ce drugiemu, bo inaczej zabij� was wszystkich. Nie wiedzieli�my, co uczyni�. Konie by�y zwi�zane, siod�a zdj�te, a bro� le�a�a daleko. On za� siedzia� na koniu i mia� w r�ku �uk, z kt�rego strzela� nam w plecy, przebija� brzuchy i piersi. Przekonali�my si�, �e to nie �arty. Trzeba by�o chwyci� za rzemienie i przyst�pi� do wi�zania r�k. Wreszcie zosta�em tylko ja. Nie by�o nikogo, kto m�g�by mnie zwi�za�.
- Poka� nam swoj� go�� sk�r� - rzek� do mnie - i zdejmij ubranie. Zdj��em szaty. On zsiad� z konia i zacz�� nas policzkowa�, jednego po drugim, z ka�dego zrywaj�c ubranie. Doszed�, do mnie. Mia�em na sobie tego dnia nowe buty z jasno��tej sk�ry.
- �ci�gaj je, ty, kt�ry nie masz matki! - powiedzia�.
- To s� buty, kt�re w�o�y�em na mokro. Teraz nie mo�na ich zdj�� - rzek�em.
- A wi�c ja b�d� musia� je zdj�� - powiedzia� i zbli�y� si�, �eby �ci�gn�� mi buty. Wtedy ja si�gn��em po n� ukryty 'w bucie. Kiedy nachyli� si� nade mn�, przebi�em mu brzuch. Przewr�ci�em go potem na plecy. Usta mia� zamkni�te. Milcza� jak kamie�.
Podszed�em do moich towarzyszy i rozwi�za�em im r�ce. Podzielili�my mi�dzy siebie w�asno�� zabitego. Podszed�em do naszego martwego towarzysza. Kiedy ju� jego cia�o by�o pochowane, ruszyli�my w dalsz� drog�. Hims stan�� przed nami po pi�ciu dniach.
Tam na suku ujrza�em cz�owieka, kt�ry sta� z ch�opcem i dziewczynk�, trzymaj�c worek i kij. Krzycza� g�o�no:
Niechaj B�g zlituje si� nad ka�dym,
kto darami nape�ni m�j mieszek.
Niechaj B�g zmi�uje si� nad ka�dym,
kto spojrzy na Sa'ida i Fatim�.
Sa'id jest waszym uni�onym s�ug�,
a Fatima najwierniejsz� s�u�k�.
Rzek� Isa Ibn Hiszam: Pomy�la�em wtedy, �e �w cz�owiek, kt�rego s�yszymy, to Al-Iskandari. Spyta�em, czy tak jest w istocie. Okaza�o si�, �e to on we w�asnej osobie. Ruszy�em ku niemu i rzek�em:
- ��daj, czego chcesz.
- Dirhama - powiedzia�. Rzek�em wtedy:
Jak d�ugo b�d� oddycha� powietrzem,
zawsze odnajd� dirhama dla ciebie.
Czy� wi�c sw�j rachunek i pro�, jak potrafisz,
aby� nie dosta� tego, czego nie chcesz dosta�.
Oto dirham, dwa dirhamy, trzy, cztery, pi�� - m�wi�em tak, licz�c a� do dwudziestu. Potem spyta�em:
- Ile ju� mas ?
- Dwadzie�cia bochenk�w - odpar�. Kaza�em mu je przynie�� i rzek�em:
Kto trwa w swojej biedzie, ten nigdy jej nie zwyci�y. A kto jest w n�dzy, ten nie zdo�a uciec od swego nieszcz�cia.
MAKAMA SI�DMA
GHAJLA�SKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Kiedy by�em w D�urd�anie, przebywa�em w�r�d ludzi, z kt�rymi mia�em zwyczaj toczy� pogaw�dki. By� z nami wtedy pewien beduin o niezwyk�ej pami�ci. Zna� du�o wierszy i cz�sto przytacza� je w rozmowie. �w beduin nazywa� si� Isma Badr al-Fazari. Kt�rego� dnia wspominali�my o tych, kt�rzy odwracaj� si� od swoich wrog�w, bo tak nakazuje im dobro� albo wr�cz pogarda. Wreszcie zacz�li�my m�wi� o As-Salatanie al-Abdim i Al-Ba'isie oraz o pogardzie D�arira i Al-Farazdaka w stosunku do nich. Rzek� Isma:
- Opowiem wam tylko to, co widzia�em na w�asne oczy. W�drowa�em po kraju Tamim na grzbiecie rasowe) wielb��dzicy, a drug� objuczon� prowadzi�em obok. Spotka�em wtedy je�d�ca, kt�ry jecha� na �aciatej i bardzo spoconej wielb��dzicy. Zbli�a� si� do mnie z przeciwnej strony. Wreszcie zbli�yli�my si� na odleg�o�� r�ki. Z ust je�d�ca pad�o pozdrowienie:
- Pok�j tobie!
Odpar�em: I tobie niech b�dzie pok�j! Niech sp�ynie na ciebie b�ogos�awie�stwo i �aska od Boga. Kim jeste�, w�drowcze, kt�ry mnie g�o�no witasz pozdrowieniem islamu?
- Jestem Ghajlan Ibn Ukba - odpar�.
- Witaj, cz�owieku szlachetnego rodu, kt�rego s�owa znane s� wsz�dzie.
- Oby twoje wadi by�o szerokie, a twoja s�awa pot�na. Kim jeste� ? - spyta�.
- Jestem Isma Ibn Badr al-Fazari - odpar�em.
- Niech B�g ci� pozdrawia, najlepszy przyjacielu i bracie
Ruszyli�my razem w drog�, a kiedy nasta�a pora najwi�kszego �aru, on rzek�:
- Zatrzymajmy si� na po�udniowy odpoczynek, bo s�o�ce zupe�nie nas roztopi.
- S�usznie odpar�em.
Ruszyli�my w kierunku drzew akacjowych, kt�re niczym wystrojone dziewice rozpu�ci�y swoje warkocze nad tamaryszkami.
Zdj�li�my siod�a, �eby si� troch� posili�. Zu ar-Rumma jad! niewiele. Potem, po modlitwie, ka�dy z nas odszed� w cie� tamaryszk�w, �eby uci�� sobie po�udniow� drzemk�. Zu ar-Rumma wyci�gn�� si�. Ja te� chcia�em zrobi� to samo co on, wi�c powierzy�em ziemi moje plecy. Sen jednak nie przychodzi�. Opodal zobaczy�em wielb��dzic� o wysokim garbie, kt�ra cierpia�a stoj�c w pe�nym s�o�cu. Jej siod�o pod palankinem le�a�o na ziemi. W pobli�u spa� cz�owiek, kt�ry pas� j� trawa.. Sprawia� wra�enie najemnika albo niewolnika. Odwr�ci�em si� od nich. Nie mog� si� przecie� wtr�ca� do sprawy, kt�ra nie nale�y do mnie. Po jakim� czasie obudzi� si� Zu ar-Rumma. A by�o to w czasach, kiedy z Al-Murrim toczy� walk� na s�owa. Podni�s� wi�c g�os i wyrecytowa�:
Czy �lady, kt�re ju� znik�y, s� wspomnieniem Majji ?
Czy przeszed� t�dy piaskiem sypi�cy huragan?
Z namiot�w pozosta�y tylko po�amane kije
i palenisko, w kt�rym wygas�y ju� iskry,
wodop�j o wydeptanych przez wielb��dy brzegach,
zatarte i niewidoczne dawne miejsce zabaw.
Pami�tam czasy, kiedy tu mieszka�em,
pami�tam Majj�, przyja�� i przyjaci�.
Czuj� si� jak my�liwy, kt�ry podchodz�c gazel�
jest zaskoczony nag�ym blaskiem �witu.
Gdy tam przyszed�em, przegoni� mnie stra�nik,
kt�ry pilnuje starych, niepotrzebnych ruin.
Ten poemat dojdzie do Imru al-Kajsa, zaniesie go w�drowiec, kt�ry t�dy przejdzie. Czy nie wiesz o tym, �e Imru al-Kajsa dosi�g�a nieuleczalna i ci�ka choroba ? S� tacy ludzie, kt�rych nie zranisz �artami, Bp czy� najtwardszy kamie� mo�e b�l odczuwa� ? Po�r�d nich nie ma wielkich i wspania�ych je�d�c�w, Oni nie maj� walecznych i dzielnych rycerzy. Oni s� jak farbowana przez garbarza sk�ra, kt�r� si� moczy w kadziach wype�nionych smarem. Bo je�li ludzie d��� do szlachetnych czyn�w, ich wzrok jest senny i skromnie spuszczony do ziemi. Ludzie szlachetni wstydz� si� takich rodak�w, a ich dziewice s� czyste jak woda.
Kiedy doszed� do tego dwuwiersza, �w �pi�cy cz�owiek przebudzi� si�, przetar� oczy i powiedzia�.
- Czy�by ten malutki Zu ar-Rumma chcia� odebra� mi sen swoimi niewybrednymi i z�ymi wierszami?
-Kt� to? Czy nie Ghajlan? - spyta�em.
- Al-Farazdak - odpar� i zapali� si� m�wi�c:
Z plemienia Mud�aszi wywodz� si� najpodlejsi ludzie.
Obfite deszcze omijaj� miejsca ich spoczynku.
Szlachetne czyny s� im niedost�pne,
bowiem ich r�ce sp�tano wi�zami.
Rzek�em: Teraz powinien ruszy� na� z oburzeniem, wykpi� i spospolitowa� Zu ar-Rumm�. Ale na Boga! Al-Farazdak powiedzia� tylko:
- Wstyd� si�, malutki Zu ar-Rumma! �miesz wyst�powa� przeciwko takiemu jak ja, pos�uguj�c si� cudzym, ukradzionym wierszem ? A potem u�o�y� si� do snu, jakby nic nie zasz�o. Odszed� Zu ar-Rumma i ja odszed�em z nim razem. By� za�amany przez ca�� nasz� wsp�ln� drog� a� do chwili rozstania.
MAKAMA �SMA
AZERBEJD�A�SKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam: .
Kiedy bogactwo otoczy�o mnie nadmiernym przepychem, zosta�em oskar�ony o kradzie� pieni�dzy i zagarni�cie skarb�w. Noc pchn�a mnie wtedy do ucieczki, daj�c mi konia za przewodnika. Ucieka�em drogami, kt�rymi nikt nie chodzi�, kt�rymi nawet ptaki nigdy nie b��dzi�y. Doszed�em wreszcie do ziemi strachu i przekroczy�em jej granice. Szuka�em tam bezpiecze�stwa i znalaz�em jego p�aszcz. Kiedy dotar�em do Azerbejd�anu, w�drowcy byli ju� bosi i zm�czeni.
Mia�em zamiar pozosta� tutaj tylko przez trzy dni, lecz by�o mi tak dobrze, �e zosta�em miesi�c. Kt�rego� dnia przechodzi�em przez jeden z bazar�w Azerbejd�anu. W pewnej chwili zobaczy�em cz�owieka z dzbanem na ramieniu, z kijem w r�ku, w czapce danijja na g�owie i w indyjskich szatach z at�asu. �w cz�owiek zacz�� g�o�no m�wi�: - Bo�e m�j, kt�ry wszystko zaczynasz i znowu obracasz w proch, kt�ry o�ywiasz ko�ci i rozsypujesz je, stw�rco lampy s�o�ca i ty, kt�ry j� obracasz, kt�ry dajesz nam wszelakie dary i podtrzymujesz niebo, aby nie spad�o na nasze g�owy. Stworzy�e� ludzi parami, a s�o�ce uczyni�e� latarni�, niebo dachem, a ziemi� dywanem, noc przeznaczy�e� na spoczynek, a dzie� na �ycie. Tw�rco ci�kich chmur, jeste� �r�d�em �wietlistych b�yskawic, wiesz, co jest nad gwiazdami i pod ziemi�. Modl� si� za pierwszego z prorok�w: Muhammada i jego czyst� rodzin�. Je�eli ska�esz mnie na wygnanie, ja b�d� ci�gn�� za sob� m�j powr�z. Je�li ska�esz mnie na cierpienia, znios� je do ko�ca. Prosz�, pozw�l mi znale�� si� w r�kach cz�owieka, kt�rego stworzy�a wiara, a czysto�� wyda�a na �wiat. Cz�owieka kt�ry cieszy si� nieugi�t� �wi�tobliwo�ci� i nie jest �lepy na oczywiste prawdy, kt�ry t� drog� zmierza jako podr�ny i zechce mnie poratowa� jak najlepszy przyjaciel. Rzek� Isa Ibn Hiszam: Serce mi m�wi�o, �e cz�owiek ten jest bardziej wymowny od naszego Aleksandryjczyka Abu al-Fatha. Przyjrza�em si� uwa�niej i - na Boga! - to� by� to Abu al-Fath! Rzek�em tedy:
- Abu al-Fath, czy�by tw�j spryt dotar� a� do tej ziemi? Czy�by twoje �owy zawiod�y ci� do tego kraju?
A on wyrecytowa�:
Ja wci�� w�druj� po �wiecie
za lini� horyzontu.
W zabawie �cigam si� z czasem,
zaludniam drogi i k�ty.
A ty mnie nie pot�piaj za moje �ebranie,
przysz�a kolej na ciebie, wi�c sam go zakosztuj.
MAKAMA DZIEWI�TA
D�URD�A�SKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
B�d�c w D�urd�anie przebywa�em w towarzystwie, w kt�rym wszyscy znali si� doskonale. W pewnej chwili stan�� przed nami cz�owiek niewysoki, niezbyt ros�y, ale te� nie mo�na by�o powiedzie�, �e jest niski albo ca�kiem kr�tki. Jego broda by�a wyj�tkowo g�sta. Za nim sz�y dzieci w �achmanach. Rozmow� zacz�� od pozdrowienia islamu. Podszed� do nas w pi�kny spos�b, wi�c i my przyj�li�my go wylewnie. Rzek�: - O ludzie! Jestem cz�owiekiem z Aleksandrii. Pochodz� z tego umajjadzkiego miasta le��cego na samej granicy. Wyros�em u Sulajmit�w, a Absyci przyj�li mnie do siebie. W�drowa�em po �wiecie, zwiedzi�em ca�y Irak, bywa�em w miastach i na pustyni, na ziemiach Rabi'a i Mudai. Nie by�em poni�any w �adnym z miejsc, kt�re dotkn�a moja stopa. Niechaj wi�c w waszych oczach nie poni�aj� mnie �achmany i podarte szaty. Kiedy� �yli�my w dostatku. Rankiem rycza�y nasze wielb��dy, wieczorem becza�y nasze owce.
Na wspania�ych spotkaniach zbierali si� wszyscy w towarzystwie, gdzie pi�kne by�y i s�owa, i czyny. Bogaci obdarzali biednych po�ywieniem, Za� biedni przyjmowali szczodro�� i rozrzutno��. Ale potem los odwr�ci� mnie od nich plecami, m�j sen zamieni� si� w bezsenno��, a post�j w podr�e. Dni rzuca�y mnie w r�ne miejsca i prowadzi�y przez pustynie. Wydarzenia wyrywa�y mnie z korzeniami jak drzewo akacji. Rano i wieczorem by�em bardziej nagi ni� d�o� i bardziej go�y ni� twarz noworodka. By�em bez domu i bez sakiewki. Moje pieni�dze to trudy podr�y i nieustanne wyprawy. Cierpia�em bied�, traci�em nadziej�, moim �o�em by� �wir, a poduszk� kamie�.
Raz w Amid, potem w Ras Ajn,
a czasem w Majja Farikin.
Noc� moje siod�o jest w Syrii, a potem w Ahwazie,
lecz noc nast�pn� sp�dzam ju� w Iraku.
Droga nie przestawa�a rzuca� mnie w r�ne miejsca. Wreszcie dotar�em do kraju Al-Had�ar i przebywa�em czas jaki� w Hamadanie, gdzie przyj�y mnie tamtejsze plemiona, a ludziom mi�y by� m�j widok. Lecz ja uda�em si� do najbardziej go�cinnego z nich. i najmniej surowego.
By� tam szczodry ogie� p�on�cy na wzg�rzu, cho� inne ognie przykryto zas�on�.
Przygotowano mi �o�e i us�ano pos�anie, a kiedy poczu�em zm�czenie, zjawi� si� jeden z syn�w plemienia podobny do jeme�skiego miecza albo sierpa ksi�yca w jasn� letni� noc. Obdarowa� mnie tak, �e wprost nie mog�em przyj�� jego po�wi�cenia, ale moje serce cieszy�o si� szczerze. A wi�c najpierw by�y to �o�a, a na ko�cu tysi�c dinar�w. Musia�em odej�� stamt�d, bo tak kaza�y mi spadaj�ce na mnie �aski i niezliczone dary. Wyjecha�em z Hamadanu jak wygnaniec. Odszed�em jak dzikie zwierz�, pokonuj�c drogi, id�c przez pustynie i trudz�c si� marszem przez liczne kr�lestwa. A przecie� porzuci�em sw�j dom, a w nim ma�e dziecko:
Jak bransoletka ze szczerego srebra bawi si� po�r�d dziewic hojnego plemienia. Przyni�s� mnie do was wiatr potrzeb i zefir ub�stwa. Sp�jrzcie niech B�g si� nad wami zlituje - na wycie�czonego biedaka, kt�rego zniszczy�a n�dza, a wiod�a przed siebie pal�ca potrzeba.
Podr�niku! W�drowcze, kt�rym miotaj� pustynie!
Twoje podarte szaty pokryte s� kurzem. Oby B�g prowadzi� was ku dobroci i nie wskaza� wam nigdy drogi do z�a. Rzek� Isa Ibn Hiszam:
- I na Boga! Serca wszystkich zmi�k�y, a oczy wype�ni�y si� �zami - tak bardzo wzruszy�y nas jego pi�kne s�owa. Ka�dy da� mu to, co mia� akurat pod r�k�, a on odszed�, g�o�no nas wychwalaj�c. Poszed�em jego �ladem i na Boga! Okaza�o si�, �e by� to nasz szajch Abu al-Fath al-Iskandari.
MAKAMA DZIESI�TA
ISFAHA�SKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
By�em akurat w Isfahanie i zamierza�em uda� si� do Ar-Rajj. Czeka�em nieruchomo jak cie� na karawan� maj�c� zjawi� si� lada chwila. Ka�dego ranka wypatrywa�em je�d�c�w. Wyczekuj�c tak, us�ysza�em nawo�ywanie do modlitwy. Moim obowi�zkiem by�o us�ucha� wezwania, wi�c ukradkiem opu�ci�em moich towarzyszy, aby dotrze� do grupy ludzi pogr��onych w modlitwie. Ogarn�� mnie l�k, �e tymczasem ucieknie mi karawana, lecz pokonuj�c strach postanowi�em pogr��y� si� w b�ogos�awionej modlitwie chroni�cej przed niebezpiecze�stwami pustyni. Ruszy�em do pierwszego szeregu zebranych. Do mihrabu podszed� imam i wyrecytowa� otwieraj�c� modlitw� Ksi�gi wed�ug szko�y Hamzy, wyd�u�aj�c i podkre�laj�c d�wi�ki. We mnie za� to ros�a, to mala�a troska o karawan�, kt�ra mo�e odej�� przed moim powrotem. Po modlitwie otwieraj�cej nast�pi�a sura �O dniu ostatecznym, ja za� cierpia�em ogie� cierpliwo�ci i wytrwania, przypalany gor�cymi w�glami z�o�ci i dr�czony wahaniem. Ale nie pozostawa�o mi nic pr�cz milczenia i pogodzenia si� z losem albo krzyku i �mierci, poniewa� zna�em gniew tutejszych ludzi, kt�rzy z pewno�ci� zabiliby tego, kto niebacznie przerwie modlitw� przed pok�onami. Sta�em wi�c na nogach z konieczno�ci a� do ko�ca sury, pogr��ony w niepokoju, trac�c zupe�nie nadziej� na karawan� i na okazj� odjazdu. Potem imam zgi�� si� jak �uk w pok�onie pe�nym oddania i pokory, jakiej nigdy jeszcze nie widzia�em. G�ow� i r�ce wzni�s� do g�ry i rzek�: - Oby B�g wys�ucha� tego, kto przynosi mu chwa��! - potem powsta�. Sta� bardzo d�ugo. Wygl�da�o na to, �e zasn��. Wreszcie podpar� si� praw� r�k�. Uderzy� w ziemi� czo�em i twarz�. Podnios�em g�ow�, �eby skorzysta� z okazji, ale w szeregu nie by�o wolnego miejsca. Nie mog�em wi�c odej��. Ukl�k�em z powrotem, potem usiad�em na pi�tach, a wtedy ten syn cudzo�o�nicy podni�s� si� do drugiego pok�onu i zacz�� recytowa� modlitw� otwieraj�c� i sur� straszliwej godziny, co trwa�o bez ko�ca i wydawa�o si�, �e wyrwie dusze z cia� wiernych. Kiedy sko�czy� te dwie modlitwy, rozpocz�� wyznania wiary, bardzo powoli zmierzaj�c do pozdrowienia. Rzek�em: B�g u�atwia mi wyj�cie i przybli�a koniec. A wtedy imam podni�s� si� i rzek�:
- Kto z was lubi towarzyszy Wys�annika i jego Wsp�lnot�, niechaj pos�ucha mnie jeszcze przez chwil�.
Rzek� Isa Ibn Hiszam: Usiad�em na ziemi, �eby uchroni� swoj� s�aw�. A on zacz��: - Moim obowi�zkiem jest m�wi� tylko prawd� i �wiadczy� tylko za tym, co jest szczere. Przyszed�em do was z radosn� nowin� od waszego proroka, ale nie powiem wam nic, dop�ki B�g nie oczy�ci tego meczetu z wszelkiego z�a, kt�re ur�ga proroctwom.
Rzek� Isa Ibn Hiszam: A wi�c zwi�za� mnie wi�zami i przytrzyma� �a�cuchami, a potem rzek�:
- Widzia�em go we �nie, niech B�g b�ogos�awi go i os�ania. By� jak s�o�ce wy�aniaj�ce si� spomi�dzy chmur lub jak ksi�yc w noc pe�ni, kt�ry p�ynie po�r�d gwiazd ci�gn�c za, sob� tren niesiony przez anio�y. A potem nauczy� mnie modlitwy, kt�r� kaza� mi przekaza� narodowi islamu. Zapisa�em j� na tych kartkach perfumowanych pi�mem, szafranem, chalukiem i sukkiem. Kto poprosi mnie o t� modlitw�, temu j� dam, a kto przy tym zap�aci mi za ten pi�kny papier, od tego przyjm� zap�at�.
Rzek� Isa Ibn Hiszam: Posypa� si� deszcz dirham�w, a on omal si� w tym nie pogubi�. Potem wyszed�, a ja ruszy�em w �lad za nim dziwi�c si� jego mistrzostwu, zr�czno�ci i zdolno�ci w zarabianiu na �ycie. Postanowi�em dowiedzie� si�, kim on jest. Aby do� przem�wi�, musia�bym go dogoni�. Nie zrobi�em tego. Zastanawia�em si� nad jego wymowno�ci� i bezczelno�ci�, zr�czno�ci� w wy�udzaniu pieni�dzy, chytrym zaskakiwaniu ludzi i niezwyk�ym metodom zaopatrywania si� w got�wk�. Jeszcze raz spojrza�em na� z daleka i okaza�o si�, �e by� to Abu al-Fath al-Iskandari. Rzek�em do�: - Jak doszed�e� do tej chytro�ci? U�miechn�� si� i wyrecytowa�: Ludzie to tylko os�y, prowad� ich przed sob�, ale b�d� od nich wspanialszy i lepszy, A kiedy ju� im zabierzesz wszystko, czego pragniesz, nie czekaj, a� kt�ry� z os��w oszustwo wyw�szy.
MAKAMA JEDENASTA
AHWAZYJSKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
W Ahwazie przebywa�em w tak dorodnej kompanii towarzyszy, �e patrzenie na nich sprawia�o moim oczom nieustann� rado��. �aden z m�odzie�c�w nie mia� jeszcze brody, ale wszyscy planowali z zapa�em i czekali na ogromne powodzenie, wiele spodziewaj�c si� po nadchodz�cych dniach i nocach. Razem ustalali�my zasady naszej wsp�lnoty i wi�zy braterstwa, jakie nas b�d� ��czy�y, kiedy zaczniemy si� cieszy� i radowa� popijaj�c wino. Obmy�lali�my, jak b�dziemy sp�dza� czas, jak unika� nieszcz�cia, sk�d zdoby� wino, jak przyozdobi� nasze spotkania. Jeden z m�odzie�c�w rzek�:
- Ja bior� na siebie dom i go�cin�.
- A ja wino i przek�ski - powiada inny.
A kiedy ruszyli�my w drog�, naprzeciw nas stan�� cz�owiek w �achmanach, kt�ry w prawej r�ce ni�s� lask�, a na ramionach mary. Byli�my speszeni tym widokiem. Wszyscy odwr�cili si� i ruszyli w przeciwnym kierunku.
W�wczas �w cz�owiek zacz�� krzycze� tak, jak gdyby ziemia mia�a si� rozst�pi�, a gwiazdy pospada� z nieba:
- Widzicie ? Mary s� niepoka�ne i cho� niech�tnie; ale i tak kiedy� b�dziecie musieli w nie wchodzi� poganiani gwa�tem. Czemu peszycie si� na widok wierzchowca, kt�rego dosiadali wasi przodkowie, a wasi potomkowie dosi�d� go r�wnie�? Brzydzicie si� �o�a, do kt�rego szli wasi ojcowie i p�jd� wasi synowie ? Czy - na Boga! - nie b�d� was nie�� na tych kijach wprost do szcz�k zg�odnia� ych robak�w? B�d� was nie�� te wierzchowce a� do samych do��w grobowych. Strze�cie si� przes�d�w jak ludzie wybrani, strze�cie si� wstr�tu jak ludzie wolni od grzech�w. Bo czy� pomo�e wam ten strach, grzesznicy?
Rzek� Isa Ibn Hiszam:
Zniszczy� nasze plany i zabra� nasze pragnienia. Podeszli�my do niego m�wi�c:
- Jak�e potrzebna nam by�a twoja przestroga i jak�e mi�e s� dla nas twoje s�owa. Je�eli chcesz, m�w dalej.
- Przed nami - rzek� - s� wodopoje, do kt�rych zmierzacie. Macie ju� poza sob� prawie dwadzie�cia pielgrzymek.
A je�li cz�owiek przeszed� dwadzie�cia pielgrzymek do �r�d�a, to znaczy, �e wkr�tce ukoi pragnienie. Nad wami jest ten, kt�ry zna wasze tajemnice. Je�li zechce, zerwie wasze zas�ony. Na tym �wiecie potraktuje was dobrze, ale na tamtym os�dzi wed�ug waszych czyn�w. Pami�tajcie zatem o �mierci, aby�cie nie post�powali grzesznie. Je�li b�dziecie czuli jej blisko��, nie poniesie was grzech, a pami�taj�c o niej, b�dziecie pow�ci�gliwi w zabawie. Gdy zapomnicie o wszystkim, ona wam si� przypomni; a je�li j� prze�picie -zbudzi was; je�li j� odtr�cicie, ona zn�w do was przyjdzie. Rzekli�my:
- Czego potrzebujesz, cz�owieku ?
- Wi�cej ni� mo�na zliczy� i ofiarowa�.
- Wi�c czego pragniesz? - rzekli�my.
- Pragn� powrotu �ycia, kt�re przemin�o, i zap�aty za krzywdy zadane w przesz�o�ci.
- Nie potrafimy spe�ni� twojej pro�by. Ale powiedz, czego pragniesz ze spraw tego �wiata oraz jego ozd�b ?
- Niczego mi nie trzeba. Teraz pragn� tylko, �eby�cie nauczyli si� pracowa� wi�cej, ni� wam si� to wydaje mo�liwe.
MAKAMA DWUNASTA
BAGDADZKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam: .
B�d�c w Bagdadzie mia�em ochot� na dorodne daktyle, nie by�o jednak �adnej nadziei na zdobycie pieni�dzy. Mimo wszystko ruszy�em w kierunku miejsca, gdzie sprzedaj� daktyle. Kiedy doszed�em do dzielnicy Al-Karch, ujrza�em nagle wie�niaka, kt�ry szczelnie zaciskaj�c swoje szaty z wielkim trudem prowadzi� os�a. Rzek�em sobie: �Na Boga! Uda�o mi si� polowanie! A potem:
- Niech B�g ci� pozdrowi, Abu Zajd! Sk�d nadchodzisz ? Gdzie si� zatrzyma�e�? Kiedy przyszed�e�? Chod�my do domu!
Zdziwiony wie�niak rzek�:
- Nie nazywam si� Abu Zajd. Jestem Abu Ubajd. Powiedzia�em:
- Ale� tak! Niech B�g przeklnie szatana i oddali zapomnienie! D�ugi czas, jaki up�yn�� od ostatniego naszego spotkania, sprawi�, �e zapomnia�em, jak brzmi twoje imi�. A jak si� czuje ojciec? Czy nadal jest taki m�ody, jakim go pami�tam, czy te� mo�e posiwia� ju� od tamtych czas�w?
- Na jego grobie kwit�a ju� jedna wiosna. Mam nadziej�, �e B�g wprowadzi go do raju.
Powiedzia�em:
-Do Boga nale�ymy i do niego wracamy! Nie ma wi�kszej si�y ni pot�gi jak tylko w Bogu pot�nym i wspania�ym! - po czym gwa�townie wyci�gn��em r�k� ku mym szatom, �eby je podrze� z rozpaczy. Na to wie�niak z�apa� mnie za pas i powiedzia�:
- Nie po to wzywam imi� Boga, �eby� dar� swoje szaty!
Rzek�em:
- Chod�my wi�c do domu i zjemy jaki� obiad. Albo chod�my na suk, gdzie kupimy pieczonego mi�sa. Suk jest bli�ej, a i jedzenie tam lepsze.
Wie�niak nabra� wielkiej ochoty, �eby co� zje��, nie wiedzia� jednak, �e wpad� w pu�apk�. Poszli�my do sprzedawcy sma�onych mi�s, kt�re ocieka�y t�uszczem, i chleba, z kt�rego sp�ywa� ros�. Rzek�em:
- Wybierz co� z tego mi�siwa dla Abu Zajda potem odwa� dla niego troch� tych s�odyczy, wybierz co� z tych da�, dolej mu soku z sumaku, po�� przed nim bochenki chleba i niech sobie Abu Zajd je na zdrowie!
Sprzedawca wyci�� najlepsze mi�so wielkim rze�niczym no�em, w�o�y� do pieca i trzyma� tak d�ugo, a� by�o kruche jak antymon i delikatne jak m�ka. Wie�niak usiad�, usiad�em i ja. On si� nie przejmowa� i ja si� nic martwi�em, a� do chwili gdy wszystko zjedli�my. Wtedy rzek�em do sprzedawcy tych przysmak�w:
- Odwa� dla Abu Zajda dwa ratle lauzind�u, bowiem on najlepiej przechodzi przez gard�o i najszybciej rozchodzi si� w �y�ach. I �eby to by� tylko ten, kt�ry przygotowano ostatniej nocy, a za dnia by� ju� gotowy. Ma by� z delikatn� sk�rk�, grubym nadzieniem, t�uszczem jak per�y, kolorowy jak gwiazdy, rozp�ywaj�cy si� jak guma arabska przed �uciem. I niech . sobie Abu Zajd je to wszystko na zdrowie!
I powiedzia� Isa Ibn Hiszam: Odwa�y�, a potem Abu Zajd usiad� i ja usiad�em. Jad� �akomie i ja te� jad�em �akomie, dop�ki wszystkiego nie zjedli�my. Wtedy rzek�em:
- A teraz przyda�aby si� nam woda zmieszana ze �niegiem, �eby ugasi� pragnienie i os�abi� pieczenie tego pal�cego jad�a. Usi�d�, Abu Zajd, a ja sprowadz� woziwod�.
Kiedy d�ugo nie wraca�em, wie�niak ruszy� do swojego os�a, ale w�a�ciciel sklepu z�apa� go za ubranie i spyta�:
- A gdzie zap�ata za to, co tu zjad�e� ? Abu Zajd rzek�:
- By�em go�ciem.
Tamten uderzy� go, potem wymierzy� mu policzek i rzek�:
- Masz ci! Kiedy� to zaprosi�em ciebie ? Odwa� no, bezczelniaczku, srebra za dwadzie�cia dirham�w!
Wtedy wie�niak rozp�aka� si� i zacz�� z�bami rozwi�zywa� sw�j w�ze�ek m�wi�c:
- Ile razy powtarza�em temu ma�piszonowi, �e jestem Abu Ubajd, a on tylko swoje: jeste� Abu Zajd!
A ja wyrecytowa�em:
Zdobywaj jedzenie, jak tylko potrafisz,
na odpoczynek nie pozwalaj sobie.
Zajmuj si� tym tylko, co przynosi korzy��,
a wtedy nawet cuda przydarz� si� tobie.
MAKAMA TRZYNASTA
BASRYJSKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Trafi�em do Basry, kiedy by�em jeszcze m�ody i ubiera�em si� w ozdobnie wyszywane szaty. Mia�em wtedy du�o owiec i kr�w. Do Al-Mirbadu przyszed�em w towarzystwie, kt�re przyci�ga�o oczy wszystkich. Udali�my si� do pobliskiego ogrodu. Skrawek jego ziemi wszed� w nasze posiadanie. Pij�c rozkosz z podawanych doko�a kielich�w, nikt nie zwraca� uwagi na skromno��, bowiem wszyscy znali si� doskonale. Po chwili nie trwaj�cej d�u�ej ni� jedno spojrzenie przed nami pojawi� si� cie�, kt�ry opada� w dolinach i wznosi� si� nad wzg�rzami. Najwyra�niej zmierza� w naszym kierunku, wi�c wszyscy zacz�li mu si� przygl�da�. W ko�cu stan�� przed nami. Powita� nas pozdrowieniem islamu, wi�c i my odpowiedzieli�my s�owami powitania. Przygl�da� si� nam przez chwil�, wreszcie rzek�:
- O ludzie! Nie ma w�r�d was nikogo, kto nie spogl�da�by na mnie z ukosa nie ukrywaj�c niech�ci. Ale nikt wam lepiej nie opowie o mnie ni� ja sam. Pochodz� z Aleksandrii, z pogranicznego miasta Umajjad�w. Jego bezpieczne mury obdarza�y mnie �ask�, a �ycie wita�o mnie rado�nie. M�j dom spokojnie rozkwita�. Lecz potem los przygni�t� mnie troskami, a moje piskl�ta zacz�y cierpie� g��d i n�dz�.
One by�y jak w�e na pustynnej ziemi,
kt�re ws�czaj� �mierciono�ne jady.
Kiedy si� zatrzymamy, ��daj� pokarmu,
za� kiedy wyruszamy, wszystkie naraz chc� mi wej�� na plecy.
Odszed� bia�y blask srebrnych dirham�w, znik� ��ty blask z�otych dinar�w, po�ar�y nas czarne noce i czerwone nieszcz�cia. Nadesz�a staro��, a chleb pojawia� si� bardzo rzadko. A wi�c to jest Basra bogata w wod�, gdzie biedacy s� opuszczeni przez wszystkich, a ludzie zajmuj� si� tylko sob� i swoim jedzeniem. C� ma robi� ten, kt�ry:
W�druje, ile si� starczy, i szuka schronienia dla swoich ma�ych, nieszcz�liwych dzieci. Mozolna droga okrywa je kurzem, a wiecz�r g��d przynosi do ich pustych brzuch�w. Dzisiaj rano wpatrywa�y si� we mnie, a ja by�em podobny do umar�ego domu, kt�ry ju� nie jest domem. Wyci�gaj�c r�ce prosi�y Boga o �ask�, krzykiem rozrywa�y sobie gard�a, rozlewa�y wod� �ez, b�agaj�c o jedzenie.
Bieda w czasach niewdzi�cznej pod�o�ci jest znakiem dla dobrych i szlachetnych ludzi. Kiedy szlachetno�� brzydzi si� pod�o�ci�, to znaczy, �e nadchodzi wiosna zmartwychwstania. Ale wy nale�ycie do wybranych. To szcz�cie przyprowadzi�o mnie do was. By�em pewien, �e znajd� tu szlachetnego cz�owieka. Czy jest mi�dzy wami m�odzieniec, kt�ry moim dzieciom da kolacj�, kt�ry da im obiad i odzienie ? Rzek� Isa Ibn Hiszam: I na Boga! Nigdy jeszcze s�owa tak wspania�e i pi�kne, wynios�e i zgrabne nie prosi�y o pozwolenie, bym ods�oni� zas�on� mojego s�uchu. Wszyscy bez wahania otworzyli sakiewki, opr�nili r�kawy, wywr�cili Kieszenie. Ja odda�em mu sw�j p�aszcz z jedwabiu, a pozostali poszli moim �ladem. Rzekli�my do niego: - Z��cz si� ze swoimi dzie�mi!
A on podzi�kowawszy nam, odszed� przepe�niony uczuciem wdzi�czno�ci.
MAKAMA CZTERNASTA
FAZARYJSKA
Opowiada� mi Isa Ibn Hiszam:
Przez jeden z kraj�w plemienia Fazara jecha�em na szlachetnym wielb��dzie, prowadz�c za sob� drugiego jucznego wielb��da, kt�ry p�yn�� za mn� jak wspania�y p�ywak. Zamierza�em uda� si� do ojczyzny. Od tego postanowienia nie mog�a powstrzyma� mnie noc ani odleg�o��, ani przera�aj�ca pustynia. Kijem w��cz�gi zrywa�em li�cie dni. Ko�skimi kopytami przemierza�em wn�trze ciemnej nocy.
Szed�em tedy w ciemno�ciach, w kt�rych b��dzi�y kuropatwy, a nietoperz nawo�uj�c g�o�no nie m�g� znale�� swoich towarzyszy. Po mojej prawej stronie przemyka�y si� lwy, a po lewej biega�y hieny. I nagle zobaczy�em je�d�ca, kt�ry uzbrojony po z�by zmierza� w kierunku tamaryszk�w, zwijaj�c przestrze� pustyni po drodze. Zupe�nie bezbronny znalaz�em si� przed rycerzem naje�onym broni�. Stan��em dumnie i rzek�em:
- Zatrzymaj si�, o ty, kt�ry nie masz matki! Strze� si� rany od miecza i uk�u� ostrzy oraz wielkiej wrogo�ci i zapa�u do walki, kt�rym p�onie plemi� Azd. Je�li zechcesz, mog� by� pokojem, ale r�wnie� mog� by� wojn�, gdyby� tego pragn��. Powiedz mi, kim jeste�?
Rzek�:
- Trafi�e� na pok�j.
- Dobra odpowied� - rzek�em. - Ale powiedz mi, kim jeste� ?
- Rad�, je�li o tak� zapytasz, cz�owiekiem rozmownym, je�li zapragniesz rozmowy. Moje imi� okrywa zas�ona, kt�rej �adne znaki nie ods�oni�.
- Czym si� zajmujesz? - spyta�em.
- W�druj� po zak�tkach tego kraju i szukam szlachetnego cz�owieka, kt�rego talerz jest odpowiednio g��boki. Mam serce pos�uszne j�zykowi i pi�kny styl, kt�rego trzymaj� si� moje palce pisz�ce pi�rem. Moim wielkim marzeniem jest szlachetny cz�owiek opanowany tak wielkim wsp�czuciem, �e na m�j widok wy�aduje swoje juki i opr�ni worki. Wczoraj zjawi� si� taki przede mn� jak syn wolnej kobiety, w chwili kiedy wschodzi�o s�o�ce. Znik� jednak, zanim zmierzch opu�ci� zas�on�. Odszed�, lecz wspomnienie po nim pozosta�o, a dobytek, jaki do� nale�a�, po�egna� go i odprowadzi� w pogrzebowym kondukcie. O tym dobytku nikt lepiej ci nie opowie ni� on sam - rzek� i wskaza� na swoje odzienie.
- Jeste� �ebrakiem, na �wi�t� Al-Kab�! �ebrakiem - rzek�em -i to wyj�tkowo zdolnym w swoim rzemio�le, a m