10064
Szczegóły |
Tytuł |
10064 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10064 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10064 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10064 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JANUSZ DOMAGALIK
Banda Rudego
GDZIE JEST SZTANDAR?
Dziwny przypadek, �e wio�nie tutaj le�� w szpitalu... - m�wi� ranny w wypadku samochodowym. - �eby� ty wiedzia�, Rudy, Ile ja razy my�la�em o tym waszym mie�cie. I co� mnie jakby tu ci�gn�o. A� i przyci�gn�o ostatecznie. Pechowe dla mnie to miasto, bardzo z�e.
Przyjd� koniecznie, trzeci raz ju� ci� nie b�d� prosi�. Przyst�pcie do Zielonych - namawia� Mizera. - Zrozum, �e to nie jest �adna gangsterska organizacja. W Domu Dziecka wszyscy o niej oficjalnie wiedz�. Tylko Szef jest tajny... Przyjd� do nas, przecie� ty sam sobie nie dasz rady, Paj�k. Wszyscy ci� t�uk�.
Ca�a t� opowie�� porucznika, wszystko, co tej nocy us�ysza�, wraca�o do Rudego, w�a�nie tu, do Borzechowa, w znajome miejsce. I obce twarze ludzi z tamtego wojennego wrze�nia zacz�y mu si� miesza� z twarzami ch�opc�w z klasy i miejscowych, dobrze znanych ludzi. Rudy mia� o czym my�le�. Ta frontowa historia by�a bez zako�czenia.
Co tam u was nowego, Paj�k? W tej si�dmej c, w kt�rej �nie ma prawdziwych przyjaci� i nic na to nie mo�na poradzi�... - pan Kowalik u�miechn�� si� - tak przecie� m�wi�e�, kiedy odwozili�my Rudego do szpitala. A teraz co? Nikt si� na nikim nie zamierza odegra�, kiedy Rudy wr�ci? Kto� tam si� przecie� odgra�a�...
Wiem troch� wi�cej, ni� wam opowiedzia�em... Sztandar nie wpad� Niemcom w r�ce. Ale i nie odnalaz� si� do dzi�. Ostatni �lad urywa si� tu u nas. Ch�opcy, ja naprawd� musz� ten sztandar znale��. B�d� go szuka� - zdecydowa� Rudy. - Zrozumcie mnie. Muszel To gdzie� tutaj, mo�e w�a�nie patrzymy w to miejsce?
�Frontowa historia�
Rozdzia� I
SIEDMIU OSTATNICH
Sytuacja nie by�a prosta. Ch�opcy znale�li si� nagle w �rodku tej nie zako�czonej wojennej sprawy, kt�r� Rudy wyni�s� ze szpitala. Decyzja zosta�a podj�ta, ale to zbyt ma�o powiedzie� sobie: to gdzie� tutaj, mo�e w zasi�gu raki, zaczynamy wi�c szuka�. Mieli przed sob� ca�e miasto, niby tak dobrze znajome, ale teraz ju� jakby inne, bo kry�o w sobie ich tajemnic�.
A r�wnocze�nie Zieloni czekali na odpowied�. A nawet wi�cej: energicznie dopytywali o ni�, przynaglani przez swojego Szefa.
1.
Si�dma c ucieszy�a si�, �e Rudy wr�ci� do szko�y, a najbardziej swoj� rado�� manifestowa� Jurek Wajnert i Furda�a. Na pierwszej przerwie nie odst�powali Rudego, na drugiej odci�gn�li go na koniec korytarza i tam Wajnert gor�co popierany przez Pusteckiego i paru ch�opc�w z �Wichra�, przed�o�y� Rudemu propozycj�, kt�r� dok�adnie przemy�la� i bardzo by� z niej dumny.
- Wybierzemy najlepszych zawodnik�w z �Huraganu� i �Wichru�, ty b�dziesz w bramce, ja na �rodku ataku, reszt� sk�adu ustalimy po paru treningach; Stworzymy jedn� dru�yn�, s�abszych graczy usuniemy. Zobaczysz, jaka b�dzie silna! Wykosimy wszystkich... i na boisku i w og�le. Nikt nam nawet nie podskoczy!
- Mo�emy nasz� dru�yn� nazwa� �Tajfunem� - wtr�ci� Furda�a.
- Albo �Tornado�! - powiedzia� Pustecki.
Wida� by�o, �e nawet nazw� mieli z g�ry przygotowan�, nie m�wi�o si� tylko na razie o tym, kto b�dzie kapitanem.
- Zgoda - powiedzia� Rudy. - Z tym, �e ja mog� gra� dopiero jak mi gips z r�ki zdejm�. �Tornado� to bardzo dobra nazwa... wi�c zgoda. Ale pod jednym warunkiem!
- Pod jakim warunkiem? - spyta� Furda�a.
- Powiem wam na du�ej przerwie, bo teraz musz� co� za�atwi�...
I Rudy odszed� w drugi koniec korytarza. Spostrzeg�, �e Mizera rozmawia tam z Paj�kiem i Staszkiem Koz�. Ale zanim zd��y� zapyta�, o co chodzi, podesz�a do nich Brygidka.
- Nie obra� si�, Rudy, ale bardzo ci si� dziwi�, wiesz? Irka jest na ciebie oburzona i m�wi� r�wnie� w jej imieniu...
-: Skocz po Grubego! - poleci� Rudy Staszkowi Kozie. - A ty, Paj�k, na nast�pnej przerwie w og�le nie wstawaj od stolika... - I do Brygidki: - Przepraszam ci�, ja s�ucham, m�w dalej...
- Tylko tyle mam do powiedzenia - Brygidka podnios�a nieco g�os, by�a ura�ona - tylko tyle, co powiedzia�am. Ledwo przyszed�e�, a ju� zadajesz si� z Wajnertem. Nawet na ciebie pod szpitalem czekali. Wielcy przyjaciele! Nie wiesz, co tu si� dzia�o w klasie po tym twoim wypadku? Zapytaj ch�opc�w!
- Fakt - powiedzia� Mizera. - Ju� ci� wajnerty omota�y. A my�my my�leli, �e jak wr�cisz, to co� si� w klasie zmieni. Paj�k wtedy m�wi�...
- Przecie� ju� si� zmieni�o - przerwa� mu Rudy i u�miechn�� si� lekko. - Sam o tym dobrze wiesz, Zielony!
Mizera obejrza� si� niespokojnie.
- Ciszej... Chcesz, �eby mnie nalali?
- Niby kto?
- Wajnerty.
- Zieloni ci� nie obroni�?
- Ich tu w szkole nie ma - mrukn�� Mizera i spojrza� na Brygidk�. - A ty udawaj, �e nie s�yszysz. Bo to jest tajne.
- Co jest tajne? O czym wy m�wicie? Tajne, �e Wajnert pobi� Paj�ka? I �e ty si� go boisz? I inni? Rudy, czy ty naprawd� nie wiesz, o co mi chodzi? Dobra, zadawaj si� z wajnertami. W ko�cu nie moja sprawa...
Brygidka odesz�a. A Paj�k, kt�ry do tej pory s�ucha� tego wszystkiego spokojnie, rozz�o�ci� si� nagle.
- No i po co j� denerwujesz, Rudy? Trzeba by�o wyja�ni�...
- Zrobimy to przed ca�� klas�. A ty, Mizera...
- A ty, Mizera, przesta� si� ba� Wajnerta - doko�czy� za niego Paj�k. - Je�li Zieloni nie potrafi� ci� obroni�, to do czego ci oni w�a�ciwie potrzebni?
- Przecie� wiesz, �e ich nie ma w szkole... - t�umaczy� Mizera.
Paj�k pokiwa� g�ow�.
- No widzisz. A w szkole sp�dzamy jednak p� dnia, czyli jedn� trzeci� �ycia... Ale nie b�j si� Wajnerta, ch�opie. My tu jeste�my.
Zanim zdumiony Mizera zd��y� o cokolwiek zapyta�, znalaz� si� obok niego Gruby z kawa�kiem chleba w r�ku i Staszek Koza.
- Doprowadzi�em go. Jak zwykle zajmowa� si� �arciem. Zobaczycie, �e on kiedy� p�knie - powiedzia� Staszek.
Rudy zawaha� si�, czy m�wi� przy Mizerze, ale Paj�k mrugn�� do niego dyskretnie i kiwn�� g�ow�. Wi�c Rudy zacz�� wydawa� polecenia:
- Teraz jest lekcja z pani� Ciszewsk�. Pami�tacie plan? Staszek b�yska i przesadzamy wajnert�w do pierwszego stolika. Do ko�ca roku b�d� na oku...
- Zrymowa�o ci si�! - ucieszy� si� Gruby. - Roku na oku. Mo�e by� pisa� wiersze? Albo piosenki?
- Nie wyg�upiaj si�, s�oniu! - zgasi� go Rudy. - Na pocz�tku du�ej przerwy blokujecie obaj z Zenkiem drzwi. Gdyby dosz�o do ostrej draki, przepuszczacie tylko Niewysokiego, kt�ry leci po dyrektora... Paj�k przy mnie. Michalski pilnuje Furda��. Jasne?
- A ja? - zapyta� Mizera. Jako� tak mu si� wyrwa�o.
- Co ty? - zdziwili si�. - Przecie� jeste� Zielony. Co ci� to obchodzi? Sied� sobie spokojnie i ju�.
- Patrz i podziwiaj! - doda� Staszek Koza. Ledwo wychowawczyni wesz�a do klasy, Rudy powiedzia�:
- Dzie� dobry. Chcia�em zameldowa�, �e ju� wr�ci�em ze szpitala...
- Dobrze. Ale dlaczego wy siedzicie we trzech przy jednym stoliku? Co to ma znaczy�?
- Taka jest bezlitosna logika matematyki - wyja�ni� bardzo m�drze Michalski. - Bezlitosna i okrutna!
Ca�a klasa spojrza�a na niego ze zdumieniem, a wychowawczyni a� otwar�a usta... Wsta� Zenek Gazda,
- Michalski chcia� po prostu powiedzie�, �e klasa liczy trzydzie�ci siedem os�b. A stolik�w od pocz�tku roku jest osiemna�cie. Trzy rz�dy po sze��. Pomno�y� przez dwa r�wna si� trzydzie�ci sze��.
- Ciekawe... - zacz�a pani Ciszewska, ale przerwa� jej Staszek Koza.
- Nawet bardzo ciekawe, prosz� pani. Dlaczego dwa razy osiemna�cie daje trzydzie�ci sze��, a nigdy nie trzydzie�ci pi�� albo siedem? W og�le matematyka jest dziwna.
Tylko Ciapciak wyg�upi� si� i g�o�no zachichota�, odwracaj�c w ten spos�b na szcz�cie uwag� pani Ciszewskiej od Kozy. �ci�gn�� na siebie ca�� z�o�� wychowawczyni, kt�ra wybuchn�a:
- Z czego ty ryczysz, Lewandowski? Prosz� za drzwi! Ale ju�. Co to w og�le za wyg�upy?
Klasa z trudem t�umi�a �miech, ca�e zaj�cie by�o jednak nieprzewidziane i psu�o plan Rudego, wi�c Michalski momentalnie zareagowa�:
- Ja bardzo przepraszam, ale je�li Ciapciak... chcia�em powiedzie� je�li Lewandowski teraz wyjdzie, to ju� nie tylko straci lekcj� polskiego, ale r�wnie� zepsuje nam ca�� matematyk�. Bo zostanie w klasie trzydzie�ci sze�� os�b i znowu wszystko si� b�dzie ze stolikami zgadza�. A tymczasem si� nie zgadza!
Ciapciak spojrza� na niego z wdzi�czno�ci� i nie ruszy� si� z miejsca. Wychowawczyni nagle zamy�li�a si� przez chwil�.
- Czy wy przez to chcecie powiedzie�, �e od pocz�tku roku szkolnego po raz pierwszy dzisiaj wszyscy s� obecni? Nieprawdopodobnie... Co za klasa jaka�? Ja tego nie wytrzymam, to jest ponad moje si�y...
- Ju� nied�ugo wakacje, prosz� pani... - wyrwa�a si� Zo�ka Stelmach�wna. Chcia�a si� podliza�, powiedzia�a to przymilnie, ze szczerym wsp�czuciem, ale efekt by� piorunuj�cy i zupe�nie odwrotny skutek.
- Wsta�! - powiedzia�a ostro pani Ciszewska. - Wsta�, kiedy si� zwracasz do nauczyciela. I w og�le, Stelmach�wna, w�a�nie ty za to odpowiadasz! Ty, bo jeste� gospodyni� klasy. Co to znaczy, �eby przez dziewi�� miesi�cy nie mo�na by�o za�atwi� dodatkowego stolika? �eby nie zauwa�y�, �e jeden ucze� nie ma gdzie siedzie�? Odpowiadaj!
- Ale co? - j�kn�a Stelmach�wna ze �zami w oczach. - Jak b�d� odpowiada�? Przed kim?
Drugi nieprzewidziany przypadek PH pomy�la� Michalski.:- Co� nam si� jakby nie sk�ada. Trzeba by teraz b�ysn��...
Najszybszy by� Paj�k. Wsta� i powiedzia� powa�nie:
- Przed klas�, Stelmach�wna. Trudno, musisz odpowiada� za to niedopatrzenie. A w og�le jeste� kiepsk� gospodyni� klasy i to ju� od trzech lat. I nikt ci� nigdy nie wybiera�! Prosz� pani, ja proponuj� �eby�my zrobili wybory gospodarza klasy...
Pani Ciszewska spojrza�a na niego z uznaniem.
- M�w dalej... bardzo s�usznie. Widz�, �e wyrabiasz si� spo�ecznie, Paj�k. I z ostatniej klas�wki dosta�e� pi�tk�... dobrze, zrobimy wybory. Kogo proponujesz?
- Witwick� i Edka Furda��! - odpowiedzia� bez wahania Paj�k i usiad�.
Klas� zamurowa�o. Sytuacja rozwija�a si� tak szybko, �e ma�o kto za ni� nad��a�. Co si� w�a�ciwie dzieje, o co tu chodzi? Furda�a wlepi� w Paj�ka zupe�nie og�upia�e spojrzenie, w g�owie nie mog�o mu si� pomie�ci�, �e Paj�k w�a�nie jego zaproponowa�. Innym zreszt� te�. Gruby poruszy� si� niespokojnie, Zenek Gazda spojrza� na Rudego, a Michalski szepn�� do Kozy:
- Chwytasz go? Bo ja nie... Co on wyprawia? Staszek Koza mia� szybszy refleks. Zerwa� si� i powiedzia�:
- Popieram kandydatur� Furda�y, bo jest zgrywus. Witwick� jest za powa�na na nasz� klas�. Z Furda�� b�dzie weselej!
Rudy zakry� twarz d�oni�, �eby nie wybuchn�� �miechem. I on ju� zrozumia� ca�� gr� Paj�ka i Staszka. Stukn�� �okciem Zenka Gazd� i szepn��:
- Zg�o� Ciapciaka! Pr�dko!
- Co� ty?
- Zg�aszaj!
- Ja proponuj� Ciapciaka! - powiedzia� Zenek.
- No nie! - rzuci�a si� pani Ciszewska. Nawet nie zwr�ci�a uwagi, �e Zenek u�y� przezwiska, czego nie znosi�a. - Na Lewandowskiego nie zezwol�, bo on si� g�upio �mieje nie wiadomo z czego. Ja rozumiem, �e takiej klasie jak wasza nie odpowiada Witwick�. M�wisz, Koza, �e ona jest za powa�na, tak? Bo sam jeste� niepowa�ny. Tak jak i Furda�a...
- G�osujemy! - powiedzia� g�o�no Rudy. - Kto za Irk� Witwick�? Pr�dko, bo szkoda lekcji! Kto jest za?
I pierwszy podni�s� r�k� do g�ry. Za nim Gruby, Zenek, Michalski, Koza, Paj�k, Brygidka, Mizera... i prawie ca�a klasa.
- Nawet nie ma co liczy�! - ucieszy�a si� wychowawczyni. - Kto przeciw? Nikt. Kto si� wstrzyma�?
Podni�s� r�k� Furda�a, Stelmach�wna i Witwick�.
- Witwick� rozumiem, bo jej nie wypada na siebie g�osowa�. Ale dlaczego ty, Stelmach�wna, wstrzyma�a� si�? - zapyta�a pani Ciszewska. - Co to ma znaczy�? A ty, Furda�a?
- Bo ja nie wiedzia�am, jak g�osowa�, jak pani sobie �yczy�a... - powiedzia�a p�aczliwie Stelmach�wna.
G�o�ny ryk ca�ej klasy zupe�nie zag�uszy� Edka Furda��, tak �e nikt nie s�ysza� jego odpowiedzi. A Furda�a chcia� tylko wyja�ni�, �e on si� wcale nie wstrzyma�, �e on jest przeciw.
- Daj spok�j... - a mrukn�� do niego Wajnert. - Co nas to wszystko obchodzi, ja tam wcale nie g�osowa�em.
- Nie chcia�em, �eby Zo�ka mia�a do mnie pretensj� - t�umaczy� mu Edek. - Przecie� rozumiesz... Takie uk�ady, stary.
Zagadali si� przez moment, a w tym czasie Rudy realizowa� ustalony plan.
- Trzeba teraz zorganizowa� dziewi�tnasty stolik. My�l�, �e Witwicka da sobie z tym rad�, bo ona jest energiczna.
- Witwicka, prosz� si� tym zaj��! - powiedzia�a wychowawczyni.
- Wsta� i powiedz, �eby z tob� wyszed� Michalski i Zenek... - podpowiedzia� jej Gruby.
Pos�ucha�a. I po chwili wyszli we tr�jk� z klasy.
- Co teraz? - spyta�a na korytarzu Irka. - Sk�d ja wezm� dodatkowy stolik? Co wy dzisiaj wyprawiacie? Co si� w og�le dzieje?
- Wi�cej zaufania do przyjaci�, a nie zginiesz - powiedzia� filozoficznie Michalski. - Stolik jest ju� przygotowany, za�atwili�my to z wo�n� na pierwszej przerwie...
Weszli z Zenkiem do pracowni fizycznej, kt�ra mie�ci�a si� na wprost si�dmej c i po chwili wyszli ze stolikiem.
- Otw�rz nam drzwi do klasy...
Ca�a operacja trwa�a nie d�u�ej ni� pi�� minut. Pani Ciszewska by�a zachwycona..
- Brawo, Witwicka! Nawet si� nie spodziewa�am tego po tobie. Nareszcie mamy prawdziwego gospodarza klasy. Postawcie, ch�opcy, ten stolik z przodu, w tym rz�dzie od okna. Kto tu usi�dzie? Prosz� si� szybko decydowa�. Rudy odwr�ci� si� i spojrza� na Staszka Koz�.
2.
Ale Rudy wcale nie musia� Staszkowi przypomina�, �e teraz jego kolej.
Dam im koncert b�ysk�w - pomy�la� sobie Staszek. - Wszystko zale�y ode mnie. Teraz najtrudniejszy moment.
- Ja chcia�bym usi��� przy pierwszym stoliku, prosz� pani, bo jestem niewysoki...- poprosi�, - Mog�?
- Dobrze. Z kim chcesz siedzie�?
- Z Jurkiem Wajnertem! - odpowiedzia� Koza.- Bardzo o to prosz�, bo on jest dobry w matematyce i w og�le. B�dzie m�g� mi pom�c w lekcjach...
- Co! - krzykn�� Wajnert. - Ja mam siedzie� z tob�?
- Po pierwsze nie wrzeszcz! A po drugie jeste� egoist�, je�li nie chcesz pom�c koledze w nauce. I ja ci� tego oducz�. Wajnert, prosz� si� natychmiast przenie�� do pierwszego stolika! - zarz�dzi�a wychowawczyni. I Koza te�. Bez dyskusji.
Przenie�li swoje rzeczy i usiedli obaj przy dostawionym stoliku, Wajnert czerwony ze z�o�ci, a Staszek Koza cichy i spokojny jak baranek.
Zacz�a si� normalna lekcja. Si�dma powoli uspakaja�a si�, uznali, �e ju� koniec sensacji. Tylko ch�opcy Rudego wiedzieli, �e Staszek Koza ma jeszcze wykona� drug� cz�� swojego zadania. Najbardziej denerwowa� si� Michalski. Wreszcie Rudy spojrza� na zegarek i da� Staszkowi znak. W tym momencie pani Ciszewska pisa�a na tablicy temat wypracowania domowego.
Staszek podszed� powoli do tablicy, przeprosi� wychowawczyni�, przyjrza� si� tekstowi, pokr�ci� g�ow�.
- Temat ci si� nie podoba? - spyta�a zdziwiona pani Ciszewska. - Czemu robisz miny?
Koza nie odpowiada�. Powoli, krok za krokiem, zacz�� si� cofa�, wci�� wpatruj�c si� w tablic�. Zatrzyma� si� dopiero w po�owie klasy.
- Ciekawe... teraz ju� widz�. Ale jakby zamazane - powiedzia� z namys�em. - Bardzo niedok�adnie widz� te kwadraciki na pani sukni!
Przeholowa�, ba�wan - pomy�la� ze z�o�ci� Michalski. - �e te� on zawsze musi przesadzi�...
- i Co ty pleciesz? Jakie kwadraciki? - wychowawczyni od�o�y�a kred� i serio zainteresowa�a si� Koz�.
Staszek znowu zacz�� si� cofa�. A� doszed� do �ciany, do ostatniego stolika, przy kt�rym siedzia� Furda�a, a obok niego by�o puste miejsce po Wajnercie. Usiad� Staszek na dawnym krze�le Wajnerta i wykrzykn��, wyra�nie uradowany:
- Rzeczywi�cie! Przecie� pani ma sukni� w grochy! W bia�e grochy. Bardzo �adn� sukni�. Dopiero st�d wszystko wyra�nie widz�!
- Znakomicie... - szepn�� Mizera do Paj�ka. - On jest genialny...
- Cicho... - mrukn�� Paj�k. - To jeszcze nie koniec...
Wychowawczyni u�miechn�a si� i powiedzia�a �agodnie:
- Staszek! I po co ty zawraca�e� g�ow� z tym pierwszym stolikiem? Zosta� tam. Widocznie jeste� dalekowidzem!
- Widocznie jestem! - przyzna� Koza. - Co� podobnego! Taki ma�y i do tego jeszcze dalekowidz... Zostaj� tu przy ostatnim stoliku, dzi�kuj�.
Tylko ch�opcy Rudego mieli powa�ne, a raczej zupe�nie oboj�tne miny. Reszta klasy nie mog�a si� zdecydowa�, czy �mia� si�, czy dziwi� temu wszystkiemu co si� dzieje. Furda�a, w�ciek�y, kopn�� Koz� pod stolikiem. Kopn�� go w nog�, ale Staszkowi bardzo to by�o na r�k�.
- Ojej! - wykrzykn��.
- Co si� dzieje?
- Ja nie chc� siedzie� z Furda�a! Prosz� go przesadzi�. Nie do��, �e grabiami rzuca� w pani� wtedy, w parku, to jeszcze mnie teraz kopie! On jest zupe�nie niepowa�ny, �eby nie powiedzie� chuliga�...
- Masz racj�! - powiedzia�a pani Ciszewska. - Taki jak Furda�a powinien siedzie� gdzie� na widoku. Marsz do pierwszego stolika. Do Wajnera! Natychmiast! - podsumowa�a wychowawczyni.
Rozleg� si� dzwonek. Lekcja polskiego by�a sko�czona, nauczycielka wysz�a z klasy.
- No i co powiesz? - spyta� Paj�k Mizer�, cho� wiedzia�, �e nie musi pyta�, �eby zna� jego zdanie.
- Rewelacyjnie! - Mizera by� szczerze przej�ty. - Nie do wiary, jak wam to wysz�o. Ale w�a�ciwie po co ta ca�a historia? �eby wajnert�w ukara�?
- M�w ciszej... Nie. Troch� te� idzie o to, �eby kowboj�w usadzi� na ty�ku, ale zanim oni si� kapn�, �e to planowa robota, minie jaki� czas. Albo nigdy si� nie kapn�. Chcieli�my, jak to nazwa� Michalski, zmniejszy� zagro�enie dla klasy. Przy pierwszym stoliku b�d� musieli by� spokojniejsi. Nie pami�tasz, jak kiedy� na przyk�ad rzucali z ko�ca klasy w nas wszystkich pestkami od �liwek? I przez ca�y dzie� nie by�o na nich rady. Teraz siedz� tu� pod nosem nauczycieli...
- Fakt - przyzna� Mizera. - Paj�k! Kto to wymy�li�?
- Rudy i my - powiedzia� Paj�k. - Czyli wsp�lnie.
- A z tymi wyborami Witwickiej?
- To przypadek. Mo�na powiedzie�, �e improwizacja... Ale od dawna Irce si� to nale�a�o. Stelmach�wna by�a do kitu.
- Nie musisz mnie przekonywa�... - i Mizera urwa� nagle, cho� bardzo ch�tnie powiedzia�by po raz setny, co my�li o Zo�ce Stelmach, kt�rej nie znosi�.
Musia� urwa�, poniewa� co� si� zacz�o dzia�. Gruby i Zenek Gazda stali przy drzwiach i nikogo nie wypuszczali na korytarz.
- O co tam chodzi? - zawo�a�a Witwicka.
- Prosimy o ma�e zebranko... - odpowiedzia� Michalski. - Niech wszyscy przez chwil� zostan�.
- Od organizowania zebra� to jestem teraz ja!
- Ale oficjalna... - mrukn�� przy drzwiach Zenek do Grubego.
- Ma prawo.
- M�wcie szybko, czego chcecie? Cisza! - i Witwicka wysz�a na �rodek klasy. - Kto chce m�wi�?
- Ja! - powiedzia� Rudy i stan�� obok Irki. Zrobi�o si� cicho, wi�kszo�� usiad�a z powrotem przy stolikach.
- Chcia�em wszystkim ch�opcom, kt�rzy graj� w pi�k�, powt�rzy�, co mi zaproponowa� Jurek Wajnert...
- I po co robi� z tego wielkie halo? - przerwa� mu Wajnert. - Za�atwi�oby si� po cichu...
- A ja w�a�nie chc�, �eby wiedzia�a o tym ca�a klasa. Stworzymy jedn�, siln� dru�yn� pi�karsk� �Tornado I�. Reszta pi�karzy b�dzie w rezerwowej dru�ynie �Tornado II�. Ale to wsp�lne �Tornado� b�dzie silne tylko na boisku, Wajnert. A nie w bijatykach... Zgoda?
Zaskoczony Wajnert milcza�. A na twarzy Edka Furda�y wida� by�o, jak intensywnie my�li, na razie jednak bez rezultatu.
- Mo�e by� na to zgoda... - odezwa� si� Rysiek Pustecki. - Przynajmniej ja tak uwa�am.
- A ja i jeszcze inni zg�aszamy si� do �Tornado� nawet ch�tnie - ci�gn�� Rudy - ale pod jednym warunkiem!
- M�wi�e� ju�... - mrukn�� Wajnert. - Jaki to warunek?
- Poprosisz teraz, w naszym wsp�lnym imieniu i przy wszystkich - powiedzia� Rudy z naciskiem - poprosisz Paj�ka, �eby zosta� kapitanem tego naszego �Tornado�...
Paj�k zrobi� si� czerwony i opu�ci� g�ow�. To nie by�o wcze�niej ustalone, Rudy zaskoczy� wszystkich.. I ca�a klasa zrozumia�a, o co tu chodzi: bez przepraszania, bez obra�ania si� i odgrywania jednych na drugich, bez tego wszystkiego - ale koniec podzia�u na silnych i s�abych, kt�rych mo�na bezkarnie t�uc, koniec w�adzy klasowych kowboj�w. Patrzyli na Paj�ka, na Wajnerta i Rudego, cisza przed�u�a�a si�, a si�dma c czeka�a w napi�ciu.
- Nie! - powiedzia� Wajnert.
- Ty si�, Jurek, nie spiesz z tym �nie� - spokojnie m�wi� Rudy. - Widzisz, ja znam Paj�ka. On ci odpowie, �e dzi�kuje, bo nie gra w pi�k� i nie nadaje si� na funkcj� kapitana. Wszyscy wiemy, �e najlepszym kapitanem by�by� ty albo Rysiek Pustecki, kt�ry moim zdaniem gra w og�le najlepiej z nas wszystkich, cho� nie by� ani w �Huraganie�, ani w �Wichrze�...
- Ja mia�em k�opoty w nauce, wiesz dobrze, Rudy - powiedzia� Pustecki. - Dlatego nie mog�em co dzie� z wami gra�. Bo ja si� zapisa�em do junior�w �G�rnika�, a oni mnie wylej�, je�li nie wyjd� cho�by na par� czw�rek...
Rudy uwa�a�, �e wszystko ju� zosta�o powiedziane i spojrza� na Witwick�.
- Co mam zrobi�? - spyta�a Irka.
- Prowad� zebranie. Ja sko�czy�em. Czekamy teraz na odpowied� Wajnerta. B�dzie zgoda w klasie?
Wajnert wsta�, rozejrza� si� uwa�nie po twarzach ch�opc�w. Nikt mu niczego nie podpowiada�. To nie lekcja, gdzie mo�na liczy� na innych, teraz musia� sam decydowa�. Odpowiedz, Jurek, czy przyjmujesz warunek Rudego?.
- Nie! - powiedzia� Wajnert. - Nie b�dzie zgody.
- Kto z was my�li tak jak on? - spyta�a Irka.
- Ja!
- Rozumiem, Furda�a. On i ty, jasne. Wi�c trudno, nie b�dzie zgody - Irka zacz�a podnosi� g�os.
- Nie b�dzie zgody, bo jej nie chcecie, ale nie b�dzie r�wnie� bijatyk w klasie! Cho�bym mia�a biega� ka�dego dnia po dziesi�� razy do dyrektora. I niech mi nikt potem nie m�wi, �e donosz�. Koniec zebrania! Gruby, prosz� otworzy� drzwi. Wszyscy wychodz� na przerw�...
Si�dma powoli opuszcza�a klas�. - Banda... - mrukn�a ze z�o�ci� Zo�ka Stelmach�wna tu� ko�o drzwi. Us�ysza� Gruby.
- O kim to, Zosiu? O klasie?
- O was!
- W porz�dku... - pokiwa� g�ow� Gruby. - Niech b�dzie, �e banda. A jak oni t�ukli Mizer�, ma�ego Staszka, Paj�ka... jak zaczepiali dziewczyny i maltretowali Ciapciaka, jak zbierali si�� pieni�dze niby na kwiatki dla pani Ciszewskiej, kt�re ty potem przynosi�a� z w�asnego ogr�dka... wtedy by�o wszystko cacy w naszej klasie, prawda? W tym samym czasie wychowawczyni si�dmej c, pij�c kaw� w pokoju nauczycielskim, m�wi�a do pana Kowalika:
- Co� mi Si� klasa zmienia na wiosn�... prosz� sobie wyobrazi�, �e dzisiaj mnie zupe�nie zaskoczyli! Zrobili zebranie, wybrali gospodyni� klasy, bardzo powa�n� dziewczyn�...
- Teraz wybory, pod koniec roku? - zdziwi� si� pan Kowalik. - A kto tam taki aktywny?
- Na przyk�ad Paj�k. Taka mizerota, chudy jak kij od szczotki...
- Co pani powie? - u�miechn�� si� pan Kowalik. - Paj�k zorganizowa� wybory? To pewno pomaga� mu Michalski, Rudzi�ski...
- Zna pan moich ch�opc�w? - zdziwi�a si� pani Ciszewska. - Przecie� dopiero w przysz�ym roku pan ich b�dzie uczy�.
- Prywatnie znam, przypadkowo... - powiedzia� pan Kowalik. - I wcale nie jestem pewien, czy dobrze ich znam. Ale Paj�ka nawet lubi�.
- A ja staram si� nie mie� �adnych swoich prywatnych sympatii w klasie. Trzeba by� sprawiedliw� dla wszystkich...
- Bardzo s�usznie! - zgodzi� si� pan Kowalik. Na dziedzi�cu szkolnym, po lekcjach, do Rudego i ch�opc�w podesz�a Irka Witwicka z Brygidk�.
- Cofam to wszystko, co powiedzia�am, Rudy! - u�miechn�a si� Brygidka. - Chcia�e� bardzo dobrze, nie twoja wina, �e nie wysz�o...
- Oj wysz�o, Brygidka, wysz�o! Nawet nie wiesz jak! - powiedzia� Staszek Koza. - Po pierwsze wysz�o ostatecznie szyd�o z worka, to znaczy z Wajnerta i Furda�y. Takiej szansy ju� im d�ugo nie damy. A po drugie, wyszed� nam ca�y plan, nawet w dwustu procentach. Oczywi�cie, ja tam si� nie chwal�, bo zawsze by�em cichy i skromny...
- Znowu co� pleciesz, Stasiu - powiedzia�a Irka. - A ju� zaczyna�am my�le�, �e ch�opcy jednak do czego� si� mog� przyda�.
- Co to niby znaczy? Do czego? A nie przydaj� si�? - spyta� Gruby. - A kto by� z tob� w kinie?
- Do tego to ka�dy ba�wan si� nada... - zacz�a Irka, ale szybko zorientowa�a si�, �e fatalnie to wysz�o. - Ja, co prawda, z ba�wanami nie chodz�. Al� inne dziewczyny...
Ch�opcy u�miechn�li si� nieznacznie i Gruby jako� to prze�kn��.
- Podzi�kuj za wybory, gospodyni klasowa.
- A guzik! - rzuci�a si� Irka. - Nikt was nie prosi�. Potrzebne mi jeszcze to u�eranie si� z ca�� klas�. I nie liczcie na �adn� protekcj�, mowy nie ma. Ja ju� czuj�, ile b�d� mia�a k�opot�w! - Z wajnertami sytuacja jest jasna - powiedzia� p�g�osem Paj�k do Rudego. - To znaczy jasne jest, �e z�a. A co z Zielonymi?
- Michalski przedstawi im nasz� odpowied�, �e nie przyst�pimy do nich. I cze��, koniec. Chocia�... kto wie, czy nas zostawi� w spokoju. Mizera podszed� do mnie i znowu namawia�...
- Ja go lubi� - stwierdzi� Paj�k. - Od dawna z nim siedz�. Dobry ch�opiec. Nawet nie wiesz, jak mu dzisiaj zaimponowali�my.
- Przecie� to by� drobiazg, �atwizna... - powiedzia� Rudy.
- Nie taki znowu drobiazg - wtr�ci� si� Zenek. - Przesadzi� wajnert�w si��, a w�a�ciwie sposobem, to jest co�! Chyba �e to drobiazg w por�wnaniu z tym, co nas jeszcze czeka. Wiecie, jak Zo�ka o nas powiedzia�a? Gruby s�ysza�.
- Jak?
- Banda.
- Tak? - u�miechn�� si� Rudy. - No i dobra.
- i Mizera idzie w nasz� stron�. Widzicie? - zauwa�y� Michalski. - Mizera i Rysiek Pustecki. Ciekawe.
3.
Min�o kilka dni, podczas kt�rych niby nic si� szczeg�lnego nie wydarzy�o, ale jednak sporo si� dzia�o. Rudy poleci� ch�opcom rozpyta� si� w domu i w�r�d znajomych, ale dyskretnie, gdzie podczas wojny i okupacji chowa�o si� r�ne cenne rzeczy. S�owo �sztandar� w og�le, oczywi�cie, mia�o nie pada�.
- Ale o bro� i dokumenty mo�ecie pyta� - t�umaczy� Rudy. - Wtedy ju� b�dziemy blisko tematu. A najlepiej pyta� ludzi starszych, bo ch�tniej r�ne rzeczy opowiadaj�. Na przyk�ad dziadek, babka...
- Starsi ludzie to wszystko przekr�caj� - powiedzia� Gruby. - Lepiej pyta� m�odszych.
- A m�odsi guzik pami�taj�! - uci�� Paj�k. - Za to na przyk�ad m�j dziadek to ma tak� pami��, �e...
- Ale mieszka gdzie� daleko na wsi i o nic go nie zapytasz. Najwy�ej podczas wakacji.
- Niestety... - przyzna� Paj�k. - Zaraz... a dlaczego nie? Mog� napisa� list. I napisz�!
- To tw�j dziadek umie czyta�? - zdziwi� si� Koza. - Nie wierz�!
- �ebym ci� nie kopn��! - oburzy� si� Paj�k, kt�ry bardzo kocha� swojego dziadka i by� na jego punkcie szalenie dra�liwy. - On nawet gra na skrzypcach...
- Znaczy, �e to jest taki Janko Muzykant. A przynajmniej by�. Czyli, �e czyta� nie mo�e umie�! - upiera� si� Koza. - Tak wynika z literatury...
Paj�k wzruszy� ramionami i zignorowa� ca�� wypowied�.
Z Michalskim wysz�o bardzo niezr�cznie. Bo kiedy powiedzia�, �e on nie ma kogo zapyta�, gdzie chowano cenne rzeczy podczas okupacji, Zenkowi Ga�dzie wyrwa�o si� jako� bezmy�lnie i spyta� ostro:
- A - niby dlaczego nie mo�esz?
Spojrzeli wszyscy na niego i Zenek stropi� si�, zmarkotnia�.
- Przepraszam... - powiedzia�, ale dopiero po chwili.
Michalski udawa�, �e nic si� nie sta�o.
- Wiecie co? U nas w Domu Dziecka jest taki stary palacz w kot�owni, w�a�ciwie dozorca. Bardzo r�wny i on mnie chyba lubi. Mo�e jego spytam, on ma ze sze��dziesi�t lat...
- A je�li potem Zieloni wyci�gn� od niego, o co pyta�e�? Lepiej mo�e nie ryzykowa� - powiedzia� Staszek. - Chyba, �e bardzo chytrze.
- Spr�buj� bardzo chytrze, na robaki... - u�miechn�� si� Michalski.
- Na co?
- On jest w�dkarzem...
- Pomog� ci tego �wi�stwa na�apa� - zaofiarowa� si� Koza - chocia� strasznie si� tym brzydz�. Okropnie!
Rysiek Pustecki kilka razy w ci�gu tych paru dni rozmawia� z Zenkiem Gazd� i Rudym. Chodzi�o mu o t� wsp�ln� dru�yn� pi�karsk�, z�y by�, �e przez up�r Wajnerta ca�y pomys� bra� w �eb.
- Mnie tam niby nie zale�y - m�wi�. - I tak gram w prawdziwym klubie. Ale zawsze... Widzicie, dobra dru�yna szkolna to jest co�. W jesieni mogliby�my zg�osi� si� do turnieju o z�ot� pi�k�, jest taki turniej. I nazwa �Tornado�, jest bardzo dobra. Sam j� wymy�li�em �Tornado� � Borzech�w. Dobre, nie?
- To zorganizuj tak� dru�yn�.
- Sam? A wy? Wajnert mnie z�o�ci, bo on nic tylko chce by� kapitanem. I �eby Furda�a gra� na skrzydle...
- Furda�a si� nadaje do gry na grzebieniu... - powiedzia� Zenek. - I do kopania po kostkach. Prawdziwy s�dzia to by go wyrzuci� z boiska po dziesi�ciu minutach.
- Tak... - zgodzi� si� Pustecki. - Ale gdyby Edek si� przy�o�y�, to dobry trener m�g�by z niego co� zrobi�.
- Rysiek, zak�adaj �Tornado�! - przekonywa� Rudy. - i Je�li wajnerty przyjd� do ciebie, to dobrze. Je�li nie, to machnij na nich r�k�... Chocia� Jurek naprawd� nie�le gra i szkoda by go by�o...
- Co to teraz znaczy �wajnerty�? Teraz, po tym zebraniu w klasie? - Zenek skrzywi� si� lekcewa��co. - Zostali w�a�ciwie we dw�ch. Wajnert i jego cie�, Furda�a. Ch�opcy z �Wichra� ch�tnie przyjd� do tego �Tornado�. Inni te�. Na przyk�ad ja... - i Zenek spojrza� pytaj�co na Rudego.
- No w�a�nie - powiedzia� spokojnie Rudy. - Ja sam odpadam, przez ten gips i w og�le... mam teraz na g�owie inne sprawy. Ale Zenka Gazd� od delegujemy, Rysiek, do twojego �Tornado�. We�miecie te� najlepszych z dawnego �Huraganu�, Ale ze s�abszych koniecznie zmontujcie rezerw�, czyli �Tornado II�...
- Co to znaczy, �e mnie oddelegujecie? - obruszy� si� Zenek. - Sam wiesz, �e ja te� mam teraz na g�owie inne sprawy.
- Masz! - zgodzi� si� Rudy i spojrza� na Zenka tak, �eby go dobrze zrozumia�. - To prawda, �e masz i b�dziesz je mia�. Ale mo�esz r�wnie� gra� w �Tornado�. Przecie� ty, bracie, nie umiesz �y� bez pi�ki, dobrze ci� znam...
Pustecki nie bardzo to wszystko rozumia�, wystarczy�o mu, �e Zenkowi b�ysn�y oczy i Rudy najwyra�niej popiera ca�� spraw�.
- Trzeba b�dzie poszuka� kogo� na bramk�... Za ciebie, Rudy.
- Mo�e z innych si�dmych klas? Rozejrzyj si� po szkole.
- I wiecie? - zako�czy� nieoczekiwanie Pustecki. - Ja ju� rozmawia�em z naszym trenerem klubowym. On ch�tnie od czasu do czasu przyjdzie na trening �Tornado� i co� nam poka�e, mo�e czego� nauczy�. W ko�cu to w jego interesie, �eby sobie przygotowa� junior�w. No, to ja zaczn� dzia�a�. A ty, Zenek, pomo�esz?
- Je�li Rudy powiedzia�, �e mam pom�c, to pomog�!
Niema�y k�opot zaczyna� si� z Mizer�. A w�a�ciwie Mizera mia� k�opoty i przerzuca� je na Paj�ka, ten zn�w wszystko powtarza� Rudemu, a Rudy przekazywa� odpowiednie polecenia Michalskiemu, kt�ry coraz mniej ch�tnie pe�ni� rol� pos�a do Zielonych. I k�ko zamyka�o si�, bo Zieloni naciskali coraz bardziej na Mizer�. Ch�opak troch� si� w tym pogubi�, pr�bowa� kr�ci�, nie wiedzia�, jak z tego wszystkiego wybrn��. W dodatku nie mia� si� kogo poradzi�, bo jego ojciec, z kt�rym Mizera �y� w wielkiej przyja�ni i ze wszystkiego mu si� zwierza�, akurat w tych dniach awansowa� i - jak to mawia�a matka - prawie w og�le przestawa� bywa� w domu. Wi�c Mizera zwierzy� si� Paj�kowi, �e nie ma si� komu zwierzy�.
Odprowadza� go kt�rego� dnia po szkole i tak im si� jako� zgada�o. Pierwszy raz zgada�o im si� na serio, jak to si� m�wi, o �yciu.
- Za�o�yli nam wczoraj telefon, wiesz? - powiedzia� Mizera. - Ale po diab�a mi to? Chcesz, to przyjd� do mnie kiedy�, podzwonimy sobie na przyk�ad do Katowic, do informacji kolejowej...
- Jedziesz gdzie�?
- Co� ty. Ale gdzie mam dzwoni�? Chyba jeszcze tylko do zegarynki, �eby si� dowiedzie�, kt�ra godzina.
- A nie szybciej spojrze� na zegarek?
- Szybciej - przyzna� z �alem Mizera. - No i sam widzisz, �e nic mi z tego awansu naszego starego. W og�le go teraz nie widz� w domu, nie mam kiedy pogada�, mijamy si� ze sob�. Jak on przychodzi na obiad, to ja jeszcze jestem w szkole, a jak wraca wieczorem, to ju� �pi�. A matka zadowolona, nie wiadomo z czego...
- Kim tw�j ojciec teraz jest? - spyta� Paj�k.
- Niedawno dali mu czwart� gwiazdk�. A od pierwszego maja zosta� komendantem milicji u nas.
- Na ca�y Borzech�w?
- No.
- Nie�le. Mo�e si� do czego� przyda�... - mrukn�� Paj�k.
- Nam? A niby do czego?
- Prawd� m�wi�c, to jeszcze nie wiem. Wejdziesz na g�r�? - spyta�, bo byli w�a�nie pod jego domem. - Matki nie ma, w robocie.
- A jakby by�a, to co? Nie mo�na by wej��?
- Dlaczego nie? - u�miechn�� si� Paj�k. - Najwy�ej wypyta�aby ci� dok�adnie, kim jeste� i zmusi�a do jedzenia ciastek...
- To gdzie te ciastka? - zainteresowa� si� Mizera, ju� w mieszkaniu.
- Zaraz ci dam. To takie kruche ciastka, domowe. Matka sama je bez przerwy piecze, takie ma hobby. Jak ju� si� nazbiera za du�y zapas, to wo�am Grubego i on czy�ci sytuacj� do dna... do dna pude�ka. Bo matka trzyma ciastka w takim pudle blaszanym, �eby nie sch�y... - i Paj�k poszed� do kuchni.
Zupe�nie zapomnia�, �e na stole le�a� list do dziadka do po�owy napisany, bo Paj�k pisa� ten list ju� trzeci dzie�, po kawa�ku. Kiedy wr�ci� do pokoju, spostrzeg�, �e Mizera stoi tu� przy stole... wi�c Paj�k szybkim ruchem, mo�e troch� zbyt szybkim, zabra� kartk�, z�o�y� i wsun�� mi�dzy ksi��ki.
- Ja wcale nie chcia�em przeczyta�... - burkn�� Mizera. Speszy� si� troch�. - Tak tylko rzuci�em okiem, przypadkowo. Nie gniewaj si�...
Czy z tego kawa�ka mo�na si� zorientowa�, o co w li�cie pytam dziadka? - zastanawia� si� Paj�k. - Chyba nie... A mo�e lepiej od razu powiedzie� mu troch� wi�cej nawet ni� tam by�o w li�cie? �eby si� sam nie wysila� na r�ne domys�y. Ka�� mu da� s�owo, �e nikomu nie powt�rzy...
Mizera jakby wyczu�, �e w�a�nie to jest odpowiedni moment. I wystrzeli� prosto z mostu:
- Paj�czek... porad� mi. Od paru dni mnie to gryzie. Ja bym chcia� by� z wami! To znaczy z tob�, z Rudym. Przecie� jeste�my z jednej klasy... sam m�wisz, �e jedn� trzeci� �ycia sp�dza si� w szkole. Ale u Zielonych zaczyna teraz by� coraz ciekawiej. Naprawd�, wiesz? Mnie si� u nich podoba. Tylko, �e wy tam nie chcecie przyj��... To co ja mam zrobi�?
Paj�k milcza�, troch� zaskoczony.
- Poradzisz mi co�? Zrobi�, jak powiesz, Paj�czek...
- No dobra, wi�c zrobisz tak, jak Rudy zdecyduje... i my, ale wsp�lnie. Za�atwi� to! - powiedzia� Paj�k kr�tko. - A teraz jedz ciastka. I nikomu ani s�owa. Jasne?
- Jasne, �e jasne! - ucieszy� si� Mizera. - Tylko pospieszcie si� z t� decyzj�, dobrze? Na ka�dym spotkaniu Zieloni chc� ode mnie odpowiedzi, co jest z wami. I kiedy do nich przyjdziecie. A ja kr�c�, bo nie wiem, co powiedzie�...
- To nie kr��. Zreszt� Michalski ju� im odpowiedzia�, �e dzi�kujemy za zaproszenie, ale nie skorzystamy. Mamy na g�owie inne sprawy.
- Jakie?
- Mo�e si� dowiesz.
- Ale oni te� bardzo by chcieli wiedzie�, jakie macie sprawy.
- No, to oni si� tego nie dowiedz� - powiedzia� Paj�k. I spojrza� na Mizer� z ukosa. - Chyba... chyba �e ty co� im sypniesz.
- Ja? Daj� s�owo, �e nie. A u mnie s�owo to jest mur. Mo�esz mi wierzy�, Paj�k.
- Spr�buj�. To znaczy: spr�bujemy.
Michalski nie tylko potwierdzi� wszystko, co m�wi� Mizera o Zielonych. Opowiedzia� r�wnie�, �e opanowali ju� ca�y Dom Dziecka, coraz bardziej ich wida� i coraz g�o�niej s�ycha�. W ostatnich dniach Michalski ci�gle si� denerwowa�. Jego sytuacja by�a najtrudniejsza, zaczyna� mie� przykro�ci.
- Pami�tajcie, �e ja jestem stamt�d - t�umaczy� ch�opcom, chocia� i tak dobrze go rozumieli. - Powinienem z nimi �y� w zgodzie, to jest przecie� m�j dom. A Zielonych zaczynam ju� z�o�ci�, przygaduj� mi, wi�c ja si� odcinam... coraz gorzej mi tam jest. Na ka�dy m�j krok patrz� bardzo podejrzliwie. Zw�aszcza teraz, kiedy Mizera przesta� si� u nich pokazywa�.
- Czy oni by si� nie mogli w og�le od nas wszystkich odczepi�? - zdenerwowa� si� Rudy. - Mamy na g�owie wa�n� spraw�, a tu nowe zmartwienia i k�opoty.
- Takie �ycie... - mrukn�� Gruby. - Bo ja w�a�nie...
Michalski przerwa� mu, odpowiada� Rudemu:
- Zieloni chyba nie odczepi� si� tak �atwo, ich Szef postanowi�, �e powinni�my by� z nimi. Upar� si�, wszystko na to wyra�nie wskazuje. W�ciekli si�, �e Mizera przeszed� do nas...
- Z tego wszystkiego wynika, �e Mizer� wci�gamy w nasze sprawy, tak? - spyta� Paj�k. Koniecznie chcia� to do ko�ca za�atwi�. - Mo�na mu opowiedzie� o sztandarze?
- Tak. Dostajesz go, Paj�czek, pod opiek� - zdecydowa� Rudy.
- Dacie mi wreszcie co� powiedzie�? - M�w, Gruby. To wa�ne?
Bardzo. Z matk� Brygidki jest prawie beznadziejnie. Dziewczyna nawet niezupe�nie zdaje sobie z tego spraw�. Wiem to wszystko od Irki.
- Przecie� nie mo�emy nic pom�c... - powiedzia� smutno Paj�k.
Milczeli wszyscy. Michalski opu�ci� g�ow�.
- Ja to znam, ch�opcy...
Ale po chwili opanowa� si�, wyprostowa� i zupe�nie ju� spokojnie powiedzia�:
- To jest prawdziwe nieszcz�cie. A z wszystkimi naszymi k�opotami damy sobie rad�. Nie przejmujcie si� mn� i Zielonymi.
- S�usznie - popar� go Zenek. - Og�lnie przecie� nie jest �le. �Tornado� �wietnie wystartowa�o, a my ju� mamy w gar�ci coraz wi�cej informacji o r�nych wojennych skrytkach...
- Je�li ju� si� odezwa�e� i tak ci weso�o, to co� dodam! - obci�� go ostro Gruby. - Irka Witwicka uwa�a, �e ty mo�esz zosta� w si�dmej na drugi rok. Z matmy i z polaka grozi ci lufa. Irka kaza�a nam szybko si� tob� zaj��! S�yszysz dobrze?
- Co to znaczy �kaza�a�? Ona tobie mo�e rozkazywa�, ale nie nam zacz�� si� rzuca� Zenek Gazda. - Niech si� odczepi! Ty te� przesta� mnie poucza�!
Rudy wkroczy� w to bardzo stanowczo:
- Cisza! Irka i Gruby maj� racj�, mo�esz si� obsun��. Wi�c na treningi �Tornado� b�dziesz chodzi� do wakacji najwy�ej dwa razy w tygodniu. I jeszcze co� wymy�limy, a na razie koniec dyskusji. Teraz zajmijmy si� wreszcie sztandarem...
4.
Spotykali si� najcz�ciej na wzg�rzach, ale nie w tym miejscu, gdzie Rudy powtarza� im opowie�� porucznika, bo uznali, �e bardzo ich tu wida�, nawet z daleka. Gruby zaproponowa� ruiny starego wapiennika, po�o�one nieco w dole. By�y to ju� w�a�ciwie same �ciany, zburzone do po�owy albo i wi�cej, przypomina�y jakby star� twierdz� dawno zdobyt�, opuszczon� i zapomnian�.
Zaj�li te ruiny, ale starali si� nie zostawia� �adnych �lad�w, kt�re mog�yby �wiadczy�, �e kto� si� tutaj spotyka. Schodzili si� pojedynczo, wychodz�c na wzg�rza z r�nych stron miasta, ka�dy najkr�tsz� drog� od swojego domu. Najdalej mia� Michalski, bo Dom Dziecka znajdowa� si� na drugim ko�cu miasta. Id�c do wapiennika, Michalski kluczy� po ca�ym Borzechowie na wypadek, gdyby Zieloni go �ledzili. Zawsze si� wi�c sp�nia�, a czasem w og�le nie m�g� si� wyrwa� na spotkanie i wtedy Staszek Koza wszystko, o czym m�wili, przekazywa� mu potem w cztery oczy.
Wystarczy�o, �eby jeden z ch�opc�w, usiad� na murku wapiennika, a widzia� dok�adnie ca�� okolic� i nikt ich nie m�g� zaskoczy� ani w og�le podej�� nie zauwa�ony i pods�ucha�. W klasie o swojej sprawie nie rozmawiali. A s�owo �sztandar� jakby znikn�o ze s�ownika. Taka by�a umowa. Ka�dego dnia przybywa�o �rodk�w ostro�no�ci. I zanim si� ch�opcy zorientowali, mieli ju� ustalone szyfrowane powiedzenia, kt�rymi pos�ugiwali si� przy obcych. Kt�rego� dnia Gruby nie mog�c przyj�� do szko�y, bo co� mu wa�nego wypad�o w domu, pobieg� rano do Irki Witwickiej i poprosi�:
- Zwolnij mnie u pani Ciszewskiej i zapytaj jednego z naszych ch�opc�w, wszystko jedno kt�rego: co jest grane? Wpadn� do ciebie po obiedzie, to mi powt�rzysz. Dobra?
- Ale w jakim sensie, co jest grane?
- Oni b�d� wiedzieli.
- Ja te� chc� wiedzie�! Co to za tajemnice przede mn�?
- Irka... - zawaha� si� Gruby. - Nie pytaj. To nie s� tajemnice przed tob�, tylko w og�le tajemnice. Przed wszystkimi obcymi.
- Ja jestem dla ciebie obca? - oburzy�a si� Irka. - Albo na przyk�ad Brygidka?
- Wiesz, �e nie. Ale nie dopytuj o co�, co nie ma z tob� nic wsp�lnego. To s� nasze sprawy. Za�atw mi to, nie zapomnij!
Spyta�a wi�c Irka w szkole Paj�ka: - Co jest grane? Mam powt�rzy� Grubemu.
- Powt�rz mu: �normalka, kwadrat w kole� - odpowiedzia� Paj�k. Ale po chwili pogada� z Rudym i zmieni� zdanie: - Irka, skup si� i uwa�aj. �Normalka, tr�jk�t w kole, wykrzyknik, punkt w o�miok�cie�. Zrozumia�a�? Powt�rz.
- Czy� ty oszala�? Przecie� ja tego nigdy nie zapami�tam!
- To sobie zapisz - poradzi� Paj�k. - Tylko nie przekr�� ani s�owa, bo to bardzo wa�ne!
Kiedy Irka odda�a Grubemu po po�udniu kartk� z tekstem podyktowanym przez Paj�ka, spyta�a ironicznie:
- No i co? Masz stukni�tych przyjaci�. Chyba mi nie b�dziesz wmawia�, �e co� z tego rozumiesz!
- Oczywi�cie, �e rozumiem. Wszystko jasne, dzi�kuj� ci.
- To chocia� powiedz, dlaczego najpierw Paj�k m�wi� o kwadracie, a potem stan�o na tr�jk�cie?
- Zmienili godzin� - wyja�ni� Gruby i spojrza� na zegarek. - Musz� ju� lecie�!
Jest teraz po drugiej, a wi�c tr�jk�t oznacza chyba trzeci� - domy�li�a si� Irka - czyli, �e o�miok�t to b�dzie godzina �sma. Ale co, gdzie i po co?
Opowiedzia�a to wszystko Brygidce, oczywi�cie w tajemnicy.
- Daj im spok�j, nic z�ego chyba nie robi�. Jakie� g�upstwa im w g�owie, Czy to mo�na ch�opc�w zrozumie�? Ciesz si�, �e nie maj� prawdziwych zmartwie�...
Przyzna�a jej Irka racj� i przesta�a o tym my�le�. Brygidka coraz bardziej przygn�biona co wiecz�r siedzia�a po kilka godzin w szpitalu przy matce, kt�ra czu�a si� bardzo �le. Wi�c Irka stara�a si� Brygidce pomaga� jak mog�a, zaprasza�a do siebie raz na obiad, raz na kolacj�, wychodzi�a po ni� wieczorem pod szpital i odprowadza�a do domu. Bardzo si� z Brygidka zaprzyja�ni�y. Tak zwykle bywa, kiedy komu� jest ci�ko, a kto� drugi potrafi by� mu potrzebny.
Kartka, kt�r� Gruby dosta� od Irki, pow�drowa�a do Mizery, bo on te� nie by� w szkole i wpad� do Grubego, �eby zapyta�, jakie plany na dzisiaj. Ale Mizera, troch� zap�niony w ca�ej sprawie, nie bardzo jeszcze wszystko rozumia�. Sta� wi�c nad Grubym, kt�ry szybko poch�ania� ju� drugi talerz zupy, sta� nad nim i nudzi�:
- Rozumiem, �e o trzeciej w wapienniku, a potem o �smej u Rudego...- ale przet�umacz mi dok�adnie ten szyfr. Bo si� nigdy nie naucz�.
- Paj�k jest twoim opiekunem, a nie ja - t�umaczy� mu Gruby z pe�nymi ustami. - Nie zawracaj mi g�owy, kiedy jem. I to nie jest szyfr, tylko szyfrogram. A szyfr masz mie� w pami�ci... i nie przet�umacz, bo to nie jest po szwedzku, tylko rozszyfruj... A w og�le tekst brzmi tak: �Wykonywa� dotychczasowe zadanie, o trzeciej spotkamy si� w wapienniku, jest co� nowego, o �smej spotykamy si� u Rudego w domu�. A teraz zmykaj, daj cz�owiekowi zje��! Mizera poszed� do Paj�ka.
- Gruby m�wi, �e ty masz mi wszystko wyja�nia�. To powiedz na przyk�ad, sk�d wiemy, �e sztandar na pewno by� w naszym mie�cie?
- Porucznik dopiero po latach z trudem ustali�, �e plutonowy pochodzi� od nas. Pami�taj, �e zna� tylko jego nazwisko, stopie� i to, �e by� z ��czno�ci - t�umaczy� Paj�k. - Przecie� plutonowy przy��czy� do oddzia�u podczas walk. A kiedy porucznik dotar� wreszcie po raz pierwszy do Borzechowa, m�g� ju� rozmawia� tylko z �on� tego cz�owieka, kt�ra wiedzia�a, �e jej m�� podczas okupacji sztandar tu przywi�z�. I chyba nic wi�cej...
- A co z plutonowym?
- Ju� nie �y�. Par� lat temu zgin�� w wypadku przy pracy. I �lad si� urwa�.
- Par� lat temu... Na kopalni?
- Mo�e. Nie wiemy. Porucznik nie poda� Rudemu �adnych szczeg��w. Nie chcia� o tym m�wi�.
- Nie chcia�? - zdziwi� si� Mizera. - Z powodu?
- Tego w�a�nie i ja nie bardzo rozumiem... - mrukn�� Paj�k. - Chod�, bo si� sp�nimy.
Dlaczego dwa spotkania jednego dnia, szybko si� wyja�ni�o. Bo na pierwszym Rudy chcia� przedstawi� przygotowany przez siebie d�ugi spis wszystkich miejsc - skrytek, o kt�rych zdo�ali si� dowiedzie�. A robi�c spis doszed� do ciekawego wniosku. To by�o w�a�nie to �co� nowego�. Na �sm� za� rodzice Rudego wybierali si� do kina i mieszkanie by�o wolne. Mo�na wi�c by�o to �co� nowego� dok�adnie om�wi� ju� przy pomocy szkicu, kt�ry pomi�dzy jednym a drugim spotkaniem Rudy zd��y� z pomoc� Zenka Gazdy narysowa�. Nawet w dw�ch kolorach.
Chodzi�o o stare kopalniane ogr�dki, kt�re ci�gn�y si� mi�dzy ha�dami a ostatnimi zabudowaniami miasta i torami kolejowymi. D�ugo trwa�a dyskusja i ch�opcy rozstali si� w nie najlepszych humorach. Bo ca�a sprawa wygl�da�a coraz trudniej.
Bardzo p�no wieczorem przysz�o co� Paj�kowi nagle do g�owy. A� si� zdenerwowa�. Ale my jeste�my niem�drzy! - pomy�la�. - �eby nie wpa�� na tak� prost� rzecz...
- Nieprawdopodobne g��by! - powiedzia� g�o�no.
- Kto? - zdziwi�a si� matka. - O kim ty m�wisz?
- O sobie, niestety, te�... - mrukn�� Paj�k. - Mamo! Pu�� mnie na pi�tna�cie minut. Musz� wyskoczy� do Rudego. Bo nie usn�.
- Teraz chcesz wyj��? Po nocy b�dziesz biega�?
- To blisko, na osiedle. I zaraz wracam. Przysz�o mi do g�owy... no, wiesz... rozwi�zanie zadania. �e�my na to wcze�niej nie wpadli!
- Je�li to takie wa�ne i masz przez to nie spa�... ale szybko wracaj, bo si� b�d� denerwowa�a.
Sztygar Rudzi�ski wychodzi� w�a�nie na nocn� zmian�. Otworzy� drzwi i zderzy� si� w nich z Paj�kiem.
- i Co jest? Goni� ci�? Mo�e si� pali? Czy ostatnio wy wszyscy na pewno jeste�cie normalni? To ciebie u�pi� Bobu�?
- Jaki Bobu�?, Aha... dziecko. Nie, to ja go u�pi�em.
-i Chod�! - powiedzia� Rudy, kt�ry wyszed� w�a�nie z �azienki. - Nie zagaduj go, tato. Bo si� sp�nisz na kopalni�.
Sztygar Rudzi�ski wzruszy� ramionami, spojrza� jeszcze raz podejrzliwie na Paj�ka i nagle wybuchn�� �miechem. I wyszed�.
- Znowu ojciec przez ciebie czkawki dostanie... - mrukn�� Rudy. - Cicho teraz...
Przechodzili ko�o �pi�cego dziecka. Niby taki s�odki, kiedy �pi - pomy�la� Paj�k - a taka bestia!
- Co si� sta�o? - i Rudy zamkn�� drzwi do pokoju, byli sami. - Z czym przylecia�e�?
- Jeste�my kompletne tr�by. �e nam nie przysz�o do g�owy to, co najprostsze - m�wi� Paj�k. - Przecie� trzeba i�� w odwiedziny do tego porucznika do szpitala. Koniecznie musimy do niego i��! Ju� nie tylko dlatego, �e on tu nikogo nie ma i b�dzie mu przyjemnie... Ale przecie� teraz, kiedy dowie si�, �e szukamy tego sztandaru, na pewno jeszcze co� nam dopowie. Cho�by jedn� dodatkow� informacj�, jaki� szczeg� albo nawet jakie� nazwisko... przekonamy go wsp�lnie, Rudy, rozumiesz?.
Rudy kiwn�� g�ow�. I milcza�.
- M�w co�.
- Nie jeste�my tr�by, Paj�czek. Ale nie p�jdziemy do porucznika. I nic nam ju� wi�cej nie powie..
- Dlaczego?
- Ja tam by�em. Od razu w tamt� niedziel�. Jeszcze zanim spotkali�my si� pierwszy raz na wzg�rzach.?.
- I co?
- Nic. Nie chcia�em wam o tym m�wi�. Jego ju� tam nie ma.
- Nie ma go w szpitalu? - Paj�k nie m�g� zrozumie�, nie chcia�o mu si� to jako� pomie�ci� w g�owie. - Co to znaczy �nie ma�. A gdzie jest?
- Jego ju� nie ma.
Cisza. Patrzyli obaj na siebie bez s�owa.
- Wi�c my, Rudy... - zacz�� Paj�k.
- Tak. Kaza�em wam dzi� wieczorem odliczy�, pami�tasz... �eby wszyscy dobrze zrozumieli, ilu nas jest. Pomijaj�c �on� plutonowego, kt�ra tu gdzie� w Borzechowie mieszka, ale nie zna wcze�niejszej historii sztandaru i w og�le nic by nam nie pomog�a, skoro nie potrafi�a pom�c porucznikowi. Zdziwi�o was to odliczanie, �e niby po co taka zabawa w wojsko. Wcale nie zabawa - i Rudy wyci�gn�� d�o�. - Patrz: ty, ja, Gruby, Staszek Koza, Michalski...:- liczy� na palcach. I teraz druga d�o�: - Zenek Gazda i Mizera. Siedmiu.
- Siedmiu ludzi, kt�rzy znaj� spraw�. Wszyscy inni ju� nie �yj�... - powiedzia� cicho Paj�k. - Wi�c tylko my mo�emy...
- Musimy, Paj�czek. W�a�nie dlatego. My, czyli siedmiu ostatnich, kt�rzy znaj� tajemnic� zaginionego sztandaru. Cho� nie do ko�ca. Dziwne, prawda? Ale tak jest.
- Siedmiu ostatnich... - powt�rzy� Paj�k powa�nie. - Wiesz, stary... dobrze si� sta�o, �e jeste�my teraz razem, nie tak jak dawniej.
Rozdzia� II
GDZIE JEST SZTANDAR?
Wszystko zupe�nie inaczej wygl�da�o z daleka, kiedy m�wi�o si� o tym og�lnie. Sprawa by�a tajemnicza i bardzo ciekawa. Ale teraz wszelkie trudno�ci przybli�y�y si� dos�ownie na odleg�o�� wyci�gni�tej d�oni, bo trzeba by�o decydowa�: tu zaczynamy poszukiwania. I trzeba by�o zacz��. Cho� zawsze niby wiedzieli o tym, dopiero teraz ch�opcy przekonywali si� coraz bardziej, �e ka�dy z nich jest inny, i to wcale nie jest z�e. Bo ka�dy z nich w czym innym by� lepszy. Sporo mieli okazji, �eby to stwierdz