9871
Szczegóły |
Tytuł |
9871 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9871 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9871 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9871 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fabrice Colin
Na zdrowie
@@Miernota
�mier� w p�omieniach? Czemu nie? K�opot w przypadku tej metody polega� jednak na tym, �e po pierwsze, istnia�o ryzyko zapr�szenia ognia w ca�ym domu (to mnie nie bardzo urz�dza�o, poniewa� mia�em zamiar pozostawi� list z wyja�nieniami), po drugie, przypuszcza�em, �e facet przemieniony w �yw� pochodni� mo�e mie� niejaki problem z zachowaniem spokoju. A to przecie� nie do pomy�lenia, by zasady savoir-vivre zosta�y zepchni�te na dalszy plan w tak dramatycznej sytuacji. Nie zale�a�o mi na zrobieniu z siebie widowiska. Moja egzystencja by�a ju�, sama w sobie, wystarczaj�cym widowiskiem.
Niemniej jednak ogie� mia� kilka zalet i warto by�o si� nad nimi chwil� zastanowi�. Chwyci�em za pi�ro i zabra�em si� do bazgrania listy.
Wady Zalety
Problemy dla otoczenia Ostateczne
Niezbyt schludne Widowiskowe
Bolesne Bohaterskie
Paliwo? Alkohol?
Tak czy inaczej, decyzj� ju� podj��em. Znikn� z tego �wiata. Przynajmniej raz w moim �yciu wydarzy si� co� ostatecznego. Z pewnego punktu widzenia to pocieszaj�ce.
By�o prawie po�udnie, siedzia�em przy biurku, a przede mn� le�a� roz�o�ony stos kompletnie niepotrzebnych papier�w. O szyby idiotycznie b�bni�y krople deszczu. Nadal trzyma�em w r�ku pi�ro. Tym bardziej warto go do czego� u�y�, pomy�la�em. Co by tu?...
***
W moim poj�ciu rodzice powinni byli jednak bardziej uwa�a� na to, co robi�, kiedy mnie poczynali. Jedno albo drugie, cho� w�a�ciwie oboje, bo przecie� spe�niali wsp�lny obowi�zek.
***
Miernota. Niestety miernota. To mi przypomina�o... W�a�ciwie nic. Albo, je�li ju�, to Johna V. Moona z kiepskiego okresu. Przestarza�y numer, pretensjonalny, fa�szywie liryczny. Trzylatek zrobi�by to lepiej.
Wyjrza�em na dw�r. Strugi deszczu sp�ywa�y na miasto, ale w moim salonie by�o s�ycha� jedynie regularne tykanie zegara �ciennego. Ju� tylko kilka godzin, powtarza� niestrudzenie. Tylko kilka godzin i nast�pi kres wszystkiego. Moja decyzja by�a nieodwo�alna. �adne wykr�ty ju� tu nie pomog�. Nale�a�o spojrze� przeznaczeniu prosto w twarz i odwa�nie je zaakceptowa�.
Na pocz�tek porzuci�a mnie Katey. W�a�ciwie to nic takiego. Teraz pewnie omdlewa�a ze szcz�cia w ramionach pierwszego lepszego pi�knisia, jakiego� durnia o szpiczastych uszach prawi�cego czu�e s��wka. Elfy doskonale wiedzia�y, jak zdmuchn�� co� cz�owiekowi sprzed nosa. Banda nad�tych b�azn�w. Nie od parady byli iluzjonistami. Mog�aby jednak da� zna� o sobie. Skoro tego nie robi�a, pomy�la�em chwil� p�niej, to mo�e dlatego �e uwa�a�a mnie za kompletne zero. A je�li ona tak my�la�a, mo�e to prawda. Katey rzadko si� myli�a.
Czy mog�o to mie� co� wsp�lnego z osza�amiaj�cym sukcesem, jaki odnios�em w �yciu zawodowym? Bez w�tpienia. Dru�yna Olbrzym�w z Chelsey, kt�r� mia�em postawi� na nogi, wlok�a si� beznadziejnie na samym dole tabeli Quarteku. Gdy przej��em dowodzenie, znajdowali�my si� na �smym miejscu tabeli, a nasi kibice byli gotowi w�asnor�cznie wypru� z nas flaki. Obecnie nadal znajdowali�my si� na �smym miejscu, kibice nienawidzili nas tak samo jak przedtem, tyle �e by�o ich znacznie mniej. Dzisiejszego wieczoru czeka�a nas decyduj�ca rozgrywka. Jej sens ogranicza� si�, z grubsza rzecz bior�c, do sprawdzenia, jak nisko mogli�my jeszcze upa��. Jedynym pocieszeniem by�o to, �e liga Quarteku liczy�a tylko osiem dru�yn.
Na dworze potop szala� w najlepsze. Wierzcho�ki drzew gi�y si� miotane wiatrem niczym pajacyki, a nieliczni przechodnie, na tyle szaleni, �eby wyj�� z domu, sun�li pod wiatr z opuszczonymi g�owami. Nie by�o doprawdy �adnego powodu, bym �a�owa� swej decyzji. Kopni�cie w kalendarz to jedyna rozs�dna rzecz, jak� mog�em uczyni� w tym roku. Przy odrobinie szcz�cia s�u�by miejskie nie b�d� nawet musia�y targa� trumny do najbli�szego cmentarza, a moja �mier� zako�czy si� r�wnie udanie, jak ca�e moje �ycie. Kompletn� klap�.
Uj��em g�ow� w r�ce. Biurko przerodzi�o si� w istne pole bitwy. Po raz stutysi�czny, w�a�ciwie ca�kiem odruchowo, wzi��em do r�ki lakoniczny li�cik przys�any mi wczoraj przez sekretarza bardzo tajnego i bardzo hm, hm, hm Stowarzyszenia Zintegrowanych Absolutnie na rzecz Jedno�ci Bezpodstawnego Absurdu i przejrza�em go pobie�nie. Kolejne or�dzie naszego dostojnego za�o�yciela. By� nim Pronon Graymercy, astronom i naturalista, kt�ry ws�awi� si� pr�b� udowodnienia, �e Potw�r Tamizon to �ywa istota. Pomy�le�, �e w moim poj�ciu chodzi�o o zwyczajn� rzek�. Go�� mia� jednak pomnik w samym sercu miasta.
Wst�pi�em do Stowarzyszenia w chwili wielkiej samotno�ci i po trosze zaczyna�em tego �a�owa�. Stowarzyszeni cz�onkowie w�a�ciwie nie spotykali si� prawie wcale, za to obdarzali si� idiotycznymi pseudonimami (mnie nazywano Tom Kocurek). Twierdzili, �e �wiat nie ma najmniejszego sensu i �eby wystarczaj�co dosadnie poprze� te twierdzenia, �ci�gali ze mnie niewiarygodnie wysok� sk�adk�, kt�r�, jak mi si� zdawa�o, zap�aci�em ju� co najmniej trzykrotnie.
List dr�a� w mojej d�oni. Dewiza Stowarzyszenia, wyryta w mej g�owie, wp�dza�a mnie, jak zwykle, w stan bezradno�ci.
��wiat jest scen��.
Pami�ta�em wszelako, �e by�a to te� jedna z przyczyn, dla kt�rych postanowi�em wst�pi� w szeregi. �wiat jest tylko scen�, twierdzili odwa�nie teatromani (tak nazywali samych siebie cz�onkowie klubu), a zatem uczestniczymy w nieustaj�cym przedstawieniu. Wszystkie nasze prze�ycia s� by� mo�e jedynie owocem jakiej� nadrz�dnej wyobra�ni, tote�, sil� rzeczy, nie musimy si� k�opota� o cokolwiek.
Wsta�em. Niek�opotanie si� o cokolwiek by�o sposobem post�powania, kt�ry mi w sam raz pasowa�. Zreszt� dzi� wiecz�r b�d� m�g� sprawdzi� zak�adane z tego tytu�u korzy�ci.
� Jaki� k�opot, panie Moon?
Sta�em twarz� do ociekaj�cego deszczem okna balkonowego w moim salonie, wi�c odwr�ci�em si� z u�miechem i unios�em kciuk.
� Wszystko w najlepszym porz�dku, Prudie.
Do kogo ta mowa, pomy�la�em. Gdy tylko si� odwr�cisz w drug� stron�, ja si� podpal�. I tym razem, mo�esz mi wierzy�, nie zawal� sprawy.
Moja gospodyni uk�oni�a si� ze wstydliwym u�miechem. Gdy si� tak pochyla�a, mog�a niemal czo�em dotkn�� pod�ogi. Mia�a zaledwie trzy stopy wzrostu. W sam raz dla kar�a.
� Prudie � powiedzia�em, poprawiaj�c podszyte wy�ogi jedwabnej kamizelki � jak pani wie, dzisiejszego wieczoru rozgrywamy szczeg�lnie wa�ny mecz...
� Och tak! � wykrzykn�a po�piesznie. � Ca�e Newdon m�wi tylko o tym!
� Doprawdy?
Jednak w rzeczywisto�ci by�o mi absolutnie oboj�tne, o czym te� mo�e m�wi� ca�e Newdon.
� A jakie s� nasze notowania?
� Sze��set sze��dziesi�t sze�� do jednego � Prudie trafi�a precyzyjnie mi�dzy oczy.
Sze��set sze��dziesi�t sze�� do jednego!
� Do diab�a � odparowa�em � to chyba lekka przesada. Ci cholerni Rze�nicy nie s� znowu bogami wojny!
� Ale Olbrzymy z Chelsey tkwi� na ko�cu tabeli � zaoponowa�a moja gospodyni.
� Nie na ko�cu � wprowadzi�em poprawk� � na �smym miejscu. I dzi�kuj� bardzo za przypomnienie.
Prudie, ze zmartwieniem maluj�cym si� na twarzy, sta�a przez chwil� w drzwiach, patrz�c na mnie ogromnymi, wilgotnymi oczyma. B�dzie mi jej brakowa�o.
� Prosz� mi powiedzie�, Prudie...
Unios�a g�ow�, a w jej oczach pojawi�a si� nadzieja.
� Tak, prosz� pana?
� Prudie, moja droga Prudie, tak si� zastanawia�em, czy przypadkiem, prosz� tego �le nie zrozumie�, nie chcia�aby pani dzisiejszego wieczoru sp�dzi� w gronie rodzinnym?
Popatrzy�a na mnie tak, jakby mi brakowa�o kawa�ka twarzy.
� Ja nie mam rodziny, panie Moon.
� Za��my. No to mo�e, bo ja wiem, jacy� przyjaciele?
Wzruszy�a ramionami.
� Dobrze, ju� dobrze. � Wr�ci�em do okna.
Na zewn�trz pada�o uparcie bez cienia nadziei na popraw�. Ponura i masywna katedra w Haarlem odcina�a si� na tle szarego nieba. Wraz z nadej�ciem zmierzchu gromadzili si� tam w g��bokiej ciszy wszelkiej ma�ci nekromanci i czarownicy z ca�ego miasta. Dzi� jednak panowa�o podejrzane poruszenie, a str�e prawa, trzymaj�c kurczowo cugle swych rumak�w, starali si� ze wszystkich si� patrze� w inn� stron�.
� Je�li liczy�a pani na przygl�danie si� dzisiejszym rozgrywkom, moja droga...
Mi�dzy nas wkrad�o si� niezr�czne milczenie. Zastanawia�em si�, kiedy o�mieli si� pomyszkowa� w moim barku i zacz�� k�a�� nogi na sofie.
� No dobrze, ma pani wolny wiecz�r, Prudie. Prosz� mi nie dzi�kowa�.
� Ale� ja chcia�am...
� Tss, tss � cmokn��em, kiwaj�c karc�co palcem wskazuj�cym. � Postanowione. Ma pani wolny wiecz�r, koniec, kropka. Przecie� ma pani prawo do odrobiny rozrywki. Ja za� potrzebuj� spokoju. Musz� si� skupi� przed meczem.
� Rozumiem � odpar�a karlica, g�adz�c bawe�niany fartuszek.
� Fantastycznie � podsumowa�em, krzywi�c si� niepewnie, podczas gdy na dworze seria w�ciek�ych b�yskawic roz�wietli�a czarne chmury.
� Wr�c� jutro.
� Ot� to, Prudie. Mi�ej zabawy. Prosz� i�� do pubu.
� Ale� to zabro...
� �artowa�em. � Machn��em ze znu�eniem d�oni�.
Zrobi�a min�, jakby ju� mia�a wychodzi� i, jak zwykle, odwr�ci�a si� jeszcze w progu.
� �ycz� szcz�cia dzi� wieczorem.
� Dzi�kuj�.
Szcz�cie nie ma tu nic do rzeczy, pomy�la�em, podczas gdy Prudie zamkn�a za sob� drzwi i przepe�niona smutkiem oddala�a si� drobnymi kroczkami. Przez to w�a�nie jeste�my na szarym ko�cu.
Odczeka�em kilka chwil, a� echo krok�w Prudie ucich�o zupe�nie. Zasiad�em nast�pnie przy biurku i ponownie wzi��em do r�ki pi�ro, kt�re zd��y�o ju� zaschn��. Zanurzy�em je w ka�amarzu i wr�ci�em do pisania.
Dzi� jest pi�kny dzie� na �mier�, zacz��em.
Hm, nic nadzwyczajnego.
Dzi� jest pi�kny dzie� na �mier�.
Troch� lepiej.
Ale, gdyby si� chwil� zastanowi�, mo�na to jeszcze bardziej wyg�adzi�.
Dzi� jest pi�kny dzie� na �mier�.
To ju� by�o ca�kiem imponuj�ce.
Na koniec zostawi�em tylko:
Dzi� jest pi�kny dzie� na �mier�.
Przeci�gn��em si�, mru��c oczy.
Prawd� m�wi�c, poczu�em si� samotny.
@@Kopniaki ulicznym latarniom
Gloin MacCough wszed� prosto w ka�u�� i zakl�� tak szpetnie, �e zalecia�o ��kami dalekiej p�nocy, r�wninami jego marze�. Ubrany w bufiaste, zielone spodnie, kt�rych barwa kontrastowa�a z obfit�, rud� brod�, wygra�a� w�ciekle niebu uniesion� pi�ci�. W tej�e chwili doro�ka przetoczy�a si� przed nim w szale�czym tempie, ochlapuj�c go od st�p do g��w. Przez kr�tk� chwil� zdawa�o mu si�, �e w �rodku siedzi John Moon, ale nie, przecie� John by si� zatrzyma�. Gloin MacCough zakl�� tak, �e w powietrzu czu� by�o zdech�� owc�, i zdj�� z g�owy przemoczony kapelusz, kt�ry niegdy� wygl�da� ca�kiem szykownie.
Przez chwil� przygl�da� si� monumentalnej kopule katedry Sakramenckiego Paw�a i wynios�emu, cho� ociekaj�cemu wod�, pos�gowi s�ynnego czarnoksi�nika, kt�ry tu niegdy� uroczy�cie odprawia� swe czary. Je�li istnieje gdzie� bij�ce serce tego miasta, pomy�la� krasnal, to musi znajdowa� si� w�a�nie tutaj, pod wielk� kopu�� z br�zu, gdzie oddawano cze�� Trzem Matkom. W tym miejscu odczuwa�o si� od�wi�tny nastr�j. Ci�ar przesz�o�ci. Brakowa�o jedynie odrobiny zieleni.
Gloin MacCough ruszy� w swoj� stron�, rozmy�laj�c o ro�linach i woreczku pe�nym nasion, kt�ry trzyma� w kieszeni. Je�li i tym razem si� nie uda... W gruncie rzeczy klimat nie by� taki z�y � ju� trzy dni pada�o nieprzerwanie od samego centrum Newdon a� po najdalsze przedmie�cia � wszystko na pr�no! Przekl�te kwiaty i tak nie chcia�y rosn��.
Trudno si� w tym po�apa�.
Przy�pieszaj�c nieco kroku, krasnal szed� wzd�u� mur�w Blackiron, kt�rego wie�e, zwie�czone blankami poczernia�ymi ze staro�ci, mok�y w g�stej mgle i deszczu. Sk�d ten pomys�, �eby wraca� na piechot�?! Newdon by�o ogromnym miastem, gigantycznym, i nikt nie by� w stanie okre�li�, dok�d si�gaj� jego granice. Z tego, co wiedziano powszechnie, nie by�o �adnych granic. Ale co tam ludzie wiedz�! A cebulki tulipan�w warte by�y drobnego po�wi�cenia.
My�li Gloina unosi�y si� we mgle niczym ptaki, a potem znikn�y w oparach, mieszaj�c si� z innymi my�lami o niebieskich migda�ach i westchnieniami wisz�cymi nad miastem. Mo�e to w�a�nie by�o przyczyn�, dla kt�rej tak naprawd� nigdy nie �wieci�o s�o�ce. Zbyt du�o ci�kich sn�w i marze�, zbyt du�o my�li b��dz�cych pod szarym, niezmywalnym niebem. Mieszka�cy Newdon skrywali si� za oknami dom�w niczym przestraszone zwierz�ta.
Na dworze pada�o bez ko�ca, a w zaciszu kuluar�w parlamentarzy�ci, elfy, ich koledzy krasnale oraz ludzie, gubili si� w niedorzecznych domys�ach, pal�c grube, �mierdz�ce cygara. Tu� obok zegar o miedzianych wskaz�wkach na wielkiej Wie�y Zegarowej ur�ga� lodowatym podmuchom wiatru, czuwaj�c nad dachami dom�w niczym latarnia morska targana burz�.
Nieco dalej wznosi� si� pa�ac Broad-In-Gham, kt�rego strzeliste wie�yczki g�rowa�y nad Newdon, a dziwaczne gzymsy i galeryjki oplata�y paj�cz� koronk� delikatny kamie� budowli. Na balkonie zwalista Kr�lowa we w�asnej osobie, �uj�c li�cie mi�ty, podziwia�a widoki i niewyczerpany potop, podczas gdy na niebie rozd�te, ogromne chmury, mo�e wr�cz jej my�li, przetacza�y si� niczym wieloryby. Deszcz sam w sobie nie stanowi� przeszkody. Jej Wysoko�� uwielbia�a paradowa� nago po wisz�cych ogrodach pa�acu, obnosz�c czterysta funt�w obwis�ego cielska. Jak�e jednak smutna by�a ta szaruga! Zw�aszcza dla kogo� o gustach tak ugruntowanych, o gustach wszak kr�lewskich, brak bladych r�y, ��ci przetykanych z�otem, krwistych czerwieni by� ra��cy i m�g� zepsu� ca�y dzie�. Kr�lowa Astoria w�a�nie mia�a poci�gn�� za sznurek, �eby kto� co� z tym zrobi�.
Jeszcze dalej, bardziej na wschodzie, na przyk�ad w takim Spitalfields albo w Blackchapel, bandy zielonkawych goblin�w w��czy�y si�, z�orzecz�c i nie szcz�dz�c kopniak�w ulicznym latarniom. Tam jednak nie by�o sznurka, za kt�ry mo�na by poci�gn��.
Zatrzymawszy si� na brooksto�skim mo�cie, Gloin MacCough wci�gn�� g��boko w p�uca wilgotne powietrze i pochyli� si�, by spojrze� na Potwora Tamizona. Bezmierna i gnu�na rzeka przeciska�a majestatycznie ponure wody przez samo serce Newdon.
Opowiadano pewn� legend� o rzece, istnia�a dziwaczna teoria, wed�ug kt�rej by�a ona �yw�, niezale�n� istot�. Pewnie kolejna niedorzeczno�� wymy�lona przez teatroman�w staraj�cych si� nada� odrobin� pikanterii w�asnym sm�tnym �ywotom. Powinni przesta� czyta� Graymercy�ego i sp�k�, pomy�la� MacCough, przechodz�c przez most. Nic dziwnego, �e John znalaz� u nich schronienie. �wiat jest scen�, te� wymy�lili. �wiat jest ��kiem! To tak! Wielkim ��kiem z czekaj�c� w nim karlic�.
D�ugim ziewni�ciem Gloin przep�dzi� g��bokie i jak�e niebezpieczne refleksje. Zmarszczy� brwi. Czas wraca� do domu, posia� ziarna i zapali� porz�dn� fajk�. A potem si� zobaczy.
@@To kapelusz
Z samob�jstwa oczywi�cie nic nie wysz�o.
Prawd� m�wi�c, nawet nie mia�em czasu, by moje zamierzenie wprowadzi� w �ycie. Ten dure�, Vaughan Oriell, zadzwoni� do drzwi dok�adnie w chwili, gdy mia�em obla� si� brandy i podpali�. Nie wypada�o trzyma� go na deszczu.
Z westchnieniem ruszy�em otworzy� mu drzwi. Prudie ju� zd��y�a wyj��. Ach ta s�u�ba, mamrota�em pod nosem, wlok�c si� korytarzem. Oriell sta� przed drzwiami, u�miechaj�c si� krety�sko, a w d�oni trzyma� cylinder. Jego d�ugie fioletowe w�osy ocieka�y wod� podobnie jak ubranie, jedwabna koszula i we�niany dwurz�dowy p�aszcz, kupiony z ca�� pewno�ci� za cen� z�ota w Very Fair Grounds.
� Oriell � powita�em go � jakie� dobre wiatry ci� prowadz�?
Stercza� nieruchomo na progu, oboj�tny na deszcz, u�miechaj�c si� nadal idiotycznie.
� Ha! John Moon, stary, zaple�nia�y szczurze!
� We w�asnej osobie. Nie wejdziesz do �rodka?
� ...
� Pyta�em, czy nie wejdziesz do �rodka?
� Niczego nie zauwa�asz?
Mia� nieprawdopodobnie rozczarowan� min�.
Przyjrza�em mu si� uwa�nie. Do czego zmierza�?
� No c� � odpar�em � wydaje mi si�, �e... jeste�... przemokni�ty?
Wzruszy� ramionami.
� Powinienem chyba spisywa� twoje z�ote my�li. � Westchn��, wymachuj�c mi cylindrem przed nosem. � A to, co to jest?
� To kapelusz � powiedzia�em.
� Zgadza si�.
� Co� jeszcze?
� John... � zacz��, wchodz�c do przedpokoju i nie zadawszy sobie trudu, by wytrze� buty. � John, dzi� rano ten kapelusz by� granatowy. A gdzie Prudie?
� Posz�a na spacer � sk�ama�em, wchodz�c za nim do salonu. � Granatowy?
Oriell odwr�ci� si� gwa�townie, najwyra�niej dotkni�ty.
� Niczego nie widzisz? Teraz jest czarny.
� Ach, to wspaniale � powiedzia�em, bior�c jego kapelusz. � Mnie si� jednak wydaje, �e jest granatowy.
Wyrwa� mi cylinder z r�k.
� Nie rozumiem, jak mo�esz by� a� tak... Co?
� Jest granatowy � rzek�em. � Tw�j kapelusz jest granatowy. Nie czarny.
Uni�s� cylinder i przygl�da� mu si�, marszcz�c brwi.
� Granatowy?
� Zdecydowanie.
� Ale z czarnym odcieniem.
� Granatowy � upiera�em si�. � W dodatku kiepsko skrojony. Kto ci to wcisn��?
Elf �wisn�� co� przez z�by, speszony, i rozejrza� si� za jakim� wygodnym miejscem. Pad�o na jeden z moich sk�rzanych foteli.
� Wypi�bym male�k� brandy � powiedzia�.
Poszed�em do kuchni. Butelka czeka�a tam na mnie, najwyra�niej rozczarowana. Przykro mi, powiedzia�em. Obiecuj� ci, �e si� jeszcze spotkamy. Gdy wr�ci�em do salonu, Vaughan Oriell przemieni� si� w zwisaj�ce bezw�adnie zw�oki, a cylinder wala� si� u jego st�p. Podsun��em mu brandy. Patrz�c bezmy�lnie przed siebie, chwyci� dr��c� d�oni� kieliszek i wychyli� go jednym haustem. Wygl�da�, jakby mu przyby�o ze dwadzie�cia lat.
� Wiesz � odezwa�em si� � mog� si� myli�. Mo�e on faktycznie jest czarny.
� Hm?
� Tw�j kapelusz � powiedzia�em, podnosz�c z pod�ogi dow�d rzeczowy. � To naprawd� nie ma wielkiego znaczenia. Granat to taka odmiana bardzo jasnego czarnego.
� Ba. � Oriell westchn��. � Daj ju� spok�j.
Rzuci�em kapelusz na pod�og�.
� Jestem zerem � ci�gn�� elf. � Zerem, zerem, zerem. Chodz�c� zniewag� dla praw magii. To okropne. Za trzy dni mam egzamin, a nie potrafi� nawet zmieni� koloru w�asnego kapelusza.
Nie bardzo wiedzia�em, jak zareagowa�. Co roku rozgrywa�a si� ta sama komedia. Oriell stawia� si� na egzaminy wst�pne na pierwszy rok i oblewa� je w wielkim stylu. By� jedynym znanym mi przedstawicielem swojej rasy, kt�ry przejawia� tak jaskraw� niezdolno�� do uprawiania sztuk magicznych. Jego niekompetencja graniczy�a z cudem.
Wiedzia�em, co nas teraz czeka. Wiedzia�em, �e znowu obleje (na egzaminie wst�pnym na pierwszy rok nale�a�o, na wst�pie, unie�� w powietrze st� wa��cy osiemset funt�w i obr�ci� go wok� w�asnej osi), a perspektywa podtrzymywania Oriella po raz kolejny na duchu podczas tego przykrego przej�cia przera�a�a mnie w najwy�szym stopniu.
Troch� mi go by�o �al � wygl�da� jak zmok�a kura, by� ubrany w za d�ugie spodnie i nosi� granatowy cylinder. Z drugiej strony mia�em go ju� do�� i jego lamenty zaczyna�y mi dzia�a� na nerwy. Do licha, czy� nie zdawa� sobie sprawy, �e to ostatnie chwile mojego �ycia? Czy zbyt wiele wymaga�em, prosz�c jedynie o cie� zainteresowania dla moich w�asnych problem�w?
� Doskonale, dzi�kuj�.
Rozchyli� powieki, ukazuj�c m�tne oko.
� Co?
� Wybacz. Zdawa�o mi si�, �e pytasz mnie o zdrowie.
� Jak? Nie, nie. Hm, czu� tu u ciebie �wini�, nie?
� Bzdury.
M�j go�� by� mistrzem w odwracaniu kota ogonem. Wsta� z fotela, wyprostowa� d�ugie nogi, z najwy�sz� oboj�tno�ci� spojrza� na kominek i stoj�ce na nim trofea (puchar dla dru�yny graj�cej najbardziej fair i paskudn� waz� od mamy).
� To ostatnie chwile mojego �ycia � oznajmi� ziewaj�c. � Wypi�bym jeszcze jeden kieliszek tej obrzydliwej cieczy.
Podsun��em mu kolejny kieliszek brandy, kt�ry poch�on�� jeszcze szybciej ni� poprzedni. Ju� mia�em sypn�� gar�ci� stosownych refleksji, gdy, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, u�ciska� mnie mocno, a potem przez dobr� minut� mi�tosi� moje rami�, patrz�c mi g��boko w oczy.
� Puby w tym mie�cie s� do bani � prychn�� ze smutkiem.
Skin��em g�ow�.
� Jestem n�dznym robakiem � ci�gn��.
Pr�bowa�em uwolni� rami�, ale bez powodzenia.
� Jeste� chodz�c� katastrof�, stary bobrze.
� Dzi�kuj� ci � odpar�em.
� Nie ma za co. Wiesz, czyta�em wywiad z tob� w Magicznym Poranku.
� Tak?
Usiad� ponownie, przeci�gn�� si� powoli, szukaj�c wzrokiem butelki brandy, kt�r� trzyma�em schowan� za plecami.
� �wietna zabawa. � U�miechn�� si�. � Na Trzy Matki, ale� mnie m�czy pragnienie!
Gdzie� na p�nocy rozleg�o si� uderzenie pioruna. My�la�em o czekaj�cym nas dzisiejszego wieczoru meczu. Boisko ton�o w wodzie. Mo�e w grze przeciwko Rze�nikom oka�e si� to czynnikiem dzia�aj�cym na nasz� korzy��. Niekt�re �ywe trupy wcale nie przepada�y za wilgoci�.
� Rozetr� was na miazg� � stwierdzi� rado�nie Oriell, podziwiaj�c gzymsy na moim suficie. � No dalej, wyci�gnij t� butelk�, ty t�usty karaluchu. A twoje prognozy, ph... To si� dopiero u�mia�em! Nie masz cygara albo czego� w tym gu�cie?
� Oriell.
� Hm?
� Czy mog� spyta�, po co do mnie przyszed�e�?
� Pada�o � odpar� elf. � Och, stary skarabeuszu, nie masz poj�cia, jak bardzo potrzebuj� z kim� porozmawia�.
� Mam poj�cie � odpar�em. � Ju� od pi�ciu lat...
� Tylko ty jeden mnie rozumiesz. Wiesz o tym? Ojciec grozi, �e przestanie mnie utrzymywa�, je�li zawal� egzaminy.
� M�wi to ju� po raz trzeci...
� Wierz mi, on nie rzuca gr�b na wiatr.
� Mo�e � odrzek�em. � Za cztery godziny rozgrywamy mecz i je�li go przegramy, to ja...
� Ci�gle tylko ty, ty i ty � j�kn�� elf, podnosz�c cylinder. � Jasny gwint, to �wi�stwo jest faktycznie granatowe. W ca�ym moim �yciu nie widzia�em niczego r�wnie granatowego, a wierz mi, niejedno ju� widzia�em. Gdzie to cygaro, kt�re mi obieca�e�?
� Oriell, ja...
� Za trzy dni � powiedzia�, nie zwracaj�c na mnie najmniejszej uwagi. � Za trzy dni. W�z albo przew�z. Chwa�a albo cha�a. Cicha woda brzegi rwie. Dop�ty dzban wod� nosi...
� Na wszystkie demony piek�a, Oriell! � krzykn��em, wyci�gaj�c butelk� zza plec�w. � Dzisiejszego wieczoru rozegra si� moja przysz�o�� jako trenera, s�yszysz?
Spojrza� na mnie tak, jakby co� do niego dotar�o. Wyj��em korek i zacz��em pi� prosto z butelki. Aby wywrze� jakie� wra�enie na tym durniu, nale�a�o si�gn�� po �rodki ostateczne.
� Tak?
� By�bym wi�c... niezwykle wdzi�czny, gdyby� i mnie okaza� odrobin� zainteresowania i gdyby� przesta� rozczula� si� nad swoim losem, poniewa�... poniewa�...
� Poniewa� co?
W jego oczach malowa�o si� niebotyczne zdumienie.
Przypomnia�em sobie przykazy bardzo tajnego Stowarzyszenia Zintegrowanych Absolutnie. W ka�dej sytuacji dzia�aj tak, by sprawia� sobie samemu przyjemno��.
� Poniewa�...
Oczyma wyobra�ni widzia�em siebie rozbijaj�cego butelk� brandy o st� i wylewaj�cego reszt� jej zawarto�ci na g�ow� Oriella. S�ysza�em, jak wyja�niam mu, �e jest niezgu�� i �e nigdy nie zda tego egzaminu, nawet je�li na przygotowanie po�wi�ci trzy kolejne �ycia. Widzia�em siebie, jak daj� mu w pysk na odlew, wyrzucam na bruk i zabraniam pokazywa� si� u mnie. Tak, do diab�a, najwy�szy czas da� temu koszmarnemu b�cwa�owi nauczk�, na jak� zas�u�y�. Przymkn��em oczy i odetchn��em g��boko.
� W porz�dku � powiedzia�em. � Chcesz bilety na dzisiejszy mecz?
@@Jakie miasto?
Ju� tylko kilka godzin pozosta�o do spotkania. Stracony przyjaciel, nieudane samob�jstwo. Ca�y John Moon i jego radosna codzienno��. Wodz�c palcem po moich przystrzy�onych w cienki sznureczek blond w�sach, pr�bowa�em dokona� przegl�du ostatnich pora�ek, ale �atwo by�o si� w tym pogubi� i tak te� uczyni�em czym pr�dzej. Jedno by�o pewne: �mier� mnie nie chcia�a. Doskonale. Jeszcze tego po�a�uje.
Jedyna korzy�� to, �e Vaughan Oriell postanowi� wreszcie wr�ci� do w�asnych pieleszy.
� �ycz mi szcz�cia � poprosi�, stoj�c ju� w przedsionku.
� Chyba �artujesz?
Trzasn��em za nim drzwiami i wr�ci�em do salonu.
Rzuci�em okiem na rejestr meczy, czyli kronik� spodziewanych katastrof. Zabra�em si� do sk�adania dokument�w nieszcz�snego Stowarzyszenia. Jeden paragraf przyci�gn�� szczeg�lnie mocno moj� uwag� i musia�em usi���, �eby mu si� uwa�niej przyjrze�.
��wiat, jakim go znamy, jest ca�kowicie pozbawiony znaczenia. Nasze �ycia s� jedynie zabawkami w r�kach wszechmog�cego stw�rcy kieruj�cego naszymi losami zza dymnego ekranu. To przyczyna, dla kt�rej jest zawsze paskudnie, przyczyna, dla kt�rej mg�a jest wci�� taka g�sta. Chodzi o nici. Nie wolno nam zobaczy� nici, a tym bardziej mechanizm�w dekoracji. Mg�a jest kolejn� sztuczk�, pod kt�r� stw�rca ukrywa tryby machiny. Nasze chaotyczne istnienia s�, w najlepszym razie, jedynie bezczelnymi parodiami literatury. I tym pozostan� dop�ty, dop�ki nie zdo�amy przejrze� zamiar�w Wielkiego Tw�rcy Marionetek�.
***
Wielki Tw�rca Marionetek? Te s�owa d�wi�cza�y niczym litania. Stale powraca�y i nawiedza�y mnie w snach.
Podskoczy�em z wra�enia. Zegar w salonie w�a�nie wybi� godzin� czwart�. W�o�y�em szybko d�ugi p�aszcz z we�ny i wyszed�em. Um�wi�em si� przecie� w Columbine Forest na wywiad z tym go�ciem z Magicznego Poranka. Lubi�em to miejsce. By�o siedzib� wr�ek. Drzewa tu rosn�ce oddycha�y wielk� tajemnic�. W powietrzu unosi�y si� opary mi�o�ci. W szcz�liwych czasach spacerowali�my tu razem, Katey i ja.
A teraz oto wraca�em w te same miejsca, siedz�c w doro�ce, miotany na wybojach, ze spojrzeniem utkwionym w pustce, wydany na pastw� lekkiego smutku, pozostawiwszy za sob� w�tpliwo�ci, niepokoje i pytania, podczas gdy z nieba deszcz s�czy� si� niczym piosenka.
M�y�o jak nigdy nad Phoenix Park i na wyspie pelikan�w, gdzie wielkie gadaj�ce ptaki gwarzy�y potajemnie mi�dzy sob�, schowane pod p�acz�cymi wierzbami, i chroni�y si� przed zimnem, szeroko rozpo�cieraj�c puchate skrzyd�a.
Na Strawberry Circus la�o jak z cebra. Karuzela dla dzieci od kilku ju� dni kr�ci�a si� tu na pusto i tylko jakie� nia�ki, ubrane jak czupirad�a, ci�gn�c w�zki, nagle czemu� strasznie ci�kie, zatrzymywa�y si� na chwil�, by spojrze� na dumne drewniane koniki, kt�re kr�ci�y si� i kr�ci�y w k�ko, niepotrzebnie.
Strumienie wody przelewa�y si� po melancholijnie l�ni�cych br�zem megalodonach na Graymercy Square, po pomniku s�ynnego astronoma i pot�nych smokach w City, kt�re nie drgn�y od stuleci, strzeg�c antycznych bram. Zacina�o w�ciekle na wzg�rzach, poszarpane chmury unosi�y si� nad pag�rkami i nad cmentarzem Veryhighate, nad ponurymi alejkami, gdzie, jak sobie wyobra�a�em, nawet �ywe trupy porusza�y si� jedynie po omacku, przedk�adaj�c z pewno�ci� nad niewdzi�czne porywy wichru wyj�cego w alejach omsza�� przytulno�� stuletnich krypt.
Pada�o na sklepiki przy Mo�cie pod Wie�� i na przera�one gnomy, kt�re po raz enty przelicza�y obroty z ca�ego tygodnia i my�la�y o �mierci. Pada�o na jednoro�ce w kr�lewskim zoo, na wielkie stadiony Quarteku otwarte na o�cie�, na wyludnione, po�o�one wysoko parki, gdzie ros�y klony i orzechy, na nisko po�o�one dzielnice biedoty i na dzielnice mieszcza�skie, na uliczki i alkowy, pada�o na �ebrz�ce olbrzymy, na astmatyczne gobliny, na pi�kne, zagubione elfki, na domowe smoki, na nadzieje, na mi�o�ci, a dzwony w Newdon wybija�y cierpliwie godziny deszczu bez ko�ca.
Co za miasto.
� Hej!
Dotar�o do mnie wreszcie, �e jeste�my na miejscu.
Wo�nica odwr�ci� si� do mnie.
� Jeste�my na miejscu, prosz� pana.
Columbine Forest. Wysiad�em, zap�aci�em za kurs i doro�ka natychmiast ruszy�a. Stukot kopyt st�umi�a mg�a. Skierowa�em si� w stron� parku. Samotny w strugach deszczu my�la�em o Katey. Wyobra�a�em sobie swoj� mi�o��, zagubione widmo b��kaj�ce si� w ga��ziach, wyobra�a�em sobie smuk�e wr�ki kryj�ce si� w podziemnych schronieniach. Ich �ladem pod��a�a pl�tanina bujnych w�os�w, a wko�o fruwa�y tysi�ce przestraszonych �wietlik�w.
Ale� ze mnie ponury kretyn.
Gdy wreszcie pojawi� si� ten go�� z Magicznego Poranka, by�em przemoczony do suchej nitki i czu�em si� dziwacznie, przepe�niony jak�� niezrozumia��, gor�czkow� dum� i got�w stan�� w szranki ze wszystkimi dru�ynami Quarteku na �wiecie.
� Andreas Tewksbury � przedstawi� si� m�odzieniec, wyci�gaj�c do mnie sflacza�� d�o�, kt�rej nie omieszka�em nie u�cisn��.
� Wejdziemy do �rodka?
Wskaza�em brod� na pub po drugiej stronie ulicy.
� Zgoda.
Ruszy�em przodem, on poszed� za mn�.
� Ca�kiem �adna pogoda jak na t� por� roku, prawda? � zagai� za moimi plecami.
Wzruszy�em ramionami. Bo i co mog�em odpowiedzie�?
@@Zgnilizna jest �yciem
Czarna sylwetka zamku barona Mordaykena g�rowa�a nad cmentarzem Veryhighate w ca�ej swej ponuro�ci, naje�ona gargulcami o wykrzywionych pyskach i skrzyd�ach rozpostartych do lotu oraz wie�yczkami zdobi�cymi fasad�, kt�re wygl�da�y jak pokryte t�ust� sadz�.
W parku pe�nym zielska poros�e mchem kamienne pomniki o diabelskich kszta�tach stercza�y spomi�dzy martwych drzew, na kt�rych przysiad�y ca�e stada wron. Przodkowie barona! Pot�ni i tw�rczy, s�ynni nekromanci, kt�rzy przez wieki przeciwstawiali si� w�adzy kr�lewskiej, a� do czasu, gdy ostatni kr�l, robi�c dobr� min� do z�ej gry, przyj�� ich na s�u�b�. Lekcewa��c rozporz�dzenia i najbardziej stanowcze zakazy wydane w tej sprawie, oddawali si� przekl�tym praktykom i sprawili, �e z ziemi powsta�y ca�e armie trup�w wyrwanych z wiecznego odpoczynku, b��dz�c zygzakiem z wyci�gni�tymi przed siebie r�kami pomi�dzy zmursza�ymi stelami pobliskiego cmentarza.
Na pordzewia�ej bramie prowadz�cej do siedliska Mordaykena miedziana tablica dumnie g�osi�a rodzinn� dewiz�:
Putrefactio Vita Est.
Zar�wno dla barona, jak i jego przodk�w nekromancja stanowi�a sztuk� �ycia. Ghule i zombi s�u�y�y swemu panu. Ten za� by� w�a�cicielem dru�yny Quarteku z�o�onej wy��cznie z �ywych trup�w. Pozostawa� w dobrych stosunkach z wi�kszo�ci� wampir�w w Newdon. Kr�lowa mianowa�a go nadwornym astrologiem, ku utrapieniu doradc�w. Ponadto silne zakl�cia otacza�y jego siedzib� ochronnym nimbem, a sama �mier�, ani chybi w imi� jakich� zapomnianych dawno pakt�w, trzyma�a si� w bezpiecznej odleg�o�ci. W�adze opu�ci�y wreszcie r�ce w obliczu wybryk�w kolejnych baron�w rodu Mordayken. Tak czy inaczej, Tw�rcy Newdon �ywili do nich pewne przywi�zanie, uwa�aj�c ich wr�cz za �zabawnych�.
Baronowie Mordayken jedli szczury na �niadanie. Baronowie Mordayken zajmowali si� handlem narz�dami do przeszczep�w. Baronowie Mordayken organizowali wykwintne przyj�cia na grobach w Haarlem. To nie byli ludzie, kt�rym powierzy�by� opiek� nad w�asn� c�rk�, w dodatku dziewic�. Gdy wpadali w gniew, na Newdon spada� deszcz szkar�atnych ropuch. Gdy byli szcz�liwi, wbijali s�u�b� na pal bez szczeg�lnej przyczyny i wystawali na balkonach zamczyska, marz�c o nies�ychanych i wyj�tkowo morderczych po�arach. Podsumowuj�c, nie nale�a�o od nich oczekiwa� niczego dobrego. Nawet ich psy wykazywa�y powa�ne zaburzenia w zachowaniu. Wystarczy powiedzie�, �e mia�y po dwie g�owy.
Tego popo�udnia, wraz z wybiciem godziny pi�tej, podczas gdy deszcz la� si� z nieba strumieniami na Newdon, baron Mordayken, sto czternasty z rodu, uda� si� na zbawienn� drzemk�. Leg� w �o�u z baldachimem zdobnym w czaszki dzieci. Poprzedniego wieczoru uczestniczy� w orgii, kt�ra wprowadzi�a go w stan zamroczenia alkoholowego i niezwyk�ej ekscytacji, tote� jego t�uste cielsko stanowczo domaga�o si� wypoczynku. Rozkazy wydane s�u�bie nie pozostawia�y �adnych w�tpliwo�ci. Ktokolwiek w jakikolwiek spos�b spr�buje zamanifestowa� swoje istnienie, zostanie natychmiast rozstrzelany.
Tymczasem, otulony w zapyzia�� po�ciel baron miota� si� we �nie. �ni�. �ni�, �e sam Diabe� w pysznej purpurze przemawia� do niego. Do niego, wiernego s�ugi. I widzia� go, widzia� Ksi�cia Ciemno�ci w stopniu, w jakim mo�na go by�o widzie�. Jego cia�o by�o wiruj�c� magm� upstrzon� miliardami gwiazd, odziane w obszerny p�aszcz z kapturem � czerwony jak furia � obute w d�ugie sk�rzane botki, tak samo p�sowe jak on.
� Mordayken � wyszepta� Diabe�. � Mordayken...
� Panie? � odpar� baron. Zacisn�� mocno pi�ci, a jego powieki dr�a�y.
� Mordayken, jeste� moim podn�kiem, nieprawda�?
� Jestem nim, panie, jestem nim!
� Moim lokajem.
� Bez cienia w�tpliwo�ci, o panie.
� Moim pokornym s�ug�?
Zaczyna�o si� to ju� robi� nieco nudne, ale b�d�c wszak we �nie i niew�tpliwie prze�ywaj�c koszmar, baron Mordayken, ca�y w drgawkach i zlany potem, potakiwa� cierpliwie na wypadek, gdyby si� okaza�o, �e ta ca�a dyskusja nie jest wy��cznie wybrykiem ot�pia�ego umys�u odurzonego paskudnym pija�stwem, a toczy si� ca�kiem naprawd�.
Diabe� i baron siedzieli na skraju urwiska, na bardzo wysokiej g�rze. Jakim� cudem kto� wpad� na pomys�, �eby w tym miejscu ustawi� �aweczk�. W dole rozci�ga�o si� gigantyczne morze lawy.
� Doskonale � stwierdzi� Diabe�.
Obaj podziwiali krajobraz � urwiste zbocza g�ry o barwie popio�u, �awice krwistych chmur i ani �ladu s�o�ca.
� Czy�by�my byli... Czy�by�my byli w piekle, panie?
Siedz�cy obok Diabe� pozosta� ca�kowicie nieruchomy.
� Niestety, nie � odpar� ze smutnym u�miechem. � Jeste�my tylko w twoim �nie. To twoja wizja piek�a. A wyobra�ni� masz zaiste po�a�owania godn�.
Baron Mordayken prze�kn�� w my�lach �lin�. Czy to jego wina, �e w starych ksi�gach zakl�� w k�ko powtarza�y si� te same bzdury?
� Czego ode mnie oczekujesz, o Zwiastunie Blu�nierczego P�omienia?
� Zwiastunie Blu�nierczego P�omienia? Sk�d te� wam, satanistom, przychodz� do g�owy takie idiotyzmy?
� Ja...
� Mniejsza z tym. Oczekuj� od ciebie, �eby� mi s�u�y�, Mordayken.
� Panie, jestem do twojej dyspozycji.
� Doprawdy?
Mordayken skin�� nie�mia�o g�ow�, przykrywaj�c si� po�ami kapy. Powia�o ch�odem, pomimo w�ciek�ych fal wrz�cej lawy rozbijaj�cych si� o ska�y na dole.
� Rozbierz si� i skocz do jeziora.
� Co...?
� To by� �art.
� Aha.
� Mordayken?
� Panie?
� Nadal masz t� swoj� dru�yn� Quarteku, nieprawda�?
� Zajmujemy trzecie miejsce w klasyfikacji.
� Wisi mi to i powiewa tak dalece, �e nawet nie jeste� sobie w stanie tego wyobrazi� � odrzek� Diabe�. � W ka�dym razie prawd� jest, �e gracie dzi� wiecz�r przeciwko Olbrzymom z Chelsey?
� To prawda, panie.
� Wspaniale. Tak w�a�nie my�la�em.
Diabe� wpatrywa� si� jaki� czas w morze i a� poja�nia� z zadowolenia. Piekielne p�omienie jarzy�y si� w jego sprytnych oczkach.
� Mordayken � powiedzia� po d�u�szej chwili milczenia � czy zdarzy�o ci si� kiedy�, �e wyszed�e� z domu pijany w sztok i dopiero po fakcie zda�e� sobie spraw�, �e zatrzasn��e� klucze wewn�trz?
@@Zaufanie
Magiczny Poranek: Johnie Vincencie Moon, pa�ska ekipa zajmuje obecnie ostatnie miejsce w tabeli z trzema punktami straty do przedostatniej dru�yny. Dzi� wiecz�r zmierzy si� Rze�nikami ze Spitalfields. Zapowiada si� bardzo wa�ne spotkanie. W razie przegranej Olbrzymy z Chelsey wypadn� z ligi. Jakie nastroje panuj� w�r�d pa�skich zawodnik�w przed tym meczem?
John Vincent Moon: Czujemy si� znakomicie. W ostatnich dniach wiele rozmawia�em z moimi zawodnikami i odzyska�em do nich zaufanie. Nie pokonamy Rze�nik�w. My ich rozniesiemy na strz�py.
MP: Zaufanie? Przecie� pa�ska dru�yna przegra�a pi�� spotka� z rz�du!
JVM: Tak, tak, ale wie pan, jak to jest. Trzeba zaczeka�, a� zaskocz�. Widzi pan, to delikatna alchemia. O tych sprawach nie mo�na postanowi�. My�l� jednak, �e tym razem ch�opcy zaskoczyli.
MP: A co o tym my�li hrabia Gustus Oakley, w�a�ciciel dru�yny?
JVM: Daje mi woln� r�k�.
MP: Woln� r�k�?
JVM: Ma pan jakie� problemy ze s�uchem?
MP: No c�... Znakomicie. Co pan nam mo�e powiedzie� na temat przeciwnik�w, z kt�rymi zagracie dzi� wieczorem? Rze�nicy ze Spitalfields ciesz� si� parszyw� reputacj�...
JVM: Tym razem sparszywiej� ich cz�onki (�miech). Hm. Prosz� mi wierzy�, uwiniemy si� z nimi w mgnieniu oka.
MP: Doprawdy? A jak� taktyk� zamierzacie dzi� zastosowa�?
JVM: Wie pan co, z�ociutki? Tego rodzaju informacje s� na og� �ci�le poufne. Ale dam panu cynk. Wiemy, �e Rze�nicy nie s� wra�liwi na b�l. Nie b�dziemy wi�c sobie zawraca� g�owy zwykle stosowanymi technikami zastraszania. Stawiamy na pr�dko��. Zaskoczymy ich. Wszystko, co mog� powiedzie, to �e zamierzamy ich zaskoczy�. A od wyniku nie b�dzie odwo�ania.
MP: Wielu kibic�w dru�yny Olbrzym�w m�wi�o niedawno, �e jedyne, co mog�oby ich zaskoczy�, to gdyby�cie rozegrali przyzwoity mecz. Co im pan odpowie?
JVM: Spok�j, dzieciaki.
MP: A powa�nie?
JVM: Czy wygl�da na to, �e �artuj�?
MP (milczenie pe�ne zak�opotania): Johnie Vincencie Moon, ostatnio zosta� pan obwo�any najmniej popularnym trenerem Quarteku. Wielu zawodnik�w z pa�skiej dru�yny �yczy�oby sobie pa�skiego odej�cia, nie m�wi�c ju� o kibicach. Co pan na to?
JVM: Gdy przyszed�em do tej dru�yny, zasta�em j� w kompletnej rozsypce. Dzi� nadal zajmujemy �sme miejsce. Trudno powiedzie�, �eby sprawy mia�y si� o wiele gorzej. Prawdziwej odpowiedzi udzielimy na boisku. Zobaczy pan, �e b�dzie gor�co. Ode�lemy Rze�nik�w do grob�w. W kawa�kach.
MP: Na wasz� przegran� stawia si� jak sze��set sze��dziesi�t sze�� do jednego!
JVM (szyderczy �miech): To �a�osne. Przewiduj� przyt�aczaj�ce zwyci�stwo. Trzy do zera. Jeste�my pe�ni zapa�u. To b�dzie polowanie z nagonk�. �ywe trupy ze Spitalfields nie maj� czego szuka� na boisku Quarteku. My temu zaradzimy.
MP (os�upia�y): Hm... Panie Moon, ostatnie pytanie. Czy chcia�by pan powiedzie� co� szczeg�lnego Rze�nikom ze Spitalfields?
JVM: Przygotujcie si� na �mier�!
MP: Hm, John. Zdaje si�, �e oni ju�... i tak s� martwi.
JVM: Ma�o pan w �yciu widzia�.
Fragment wywiadu opublikowanego w Magicznym Poranku.
@@Cztery do zera
Dwadzie�cia tysi�cy widz�w, kt�rzy podj�li wysi�ek przemieszczenia si� do Kot�a Chelsey i rozstania si� z kwot� od o�miu do dwunastu funt�w, bo tyle kosztowa� bilet, nie spodziewa�o si� ani troch�, �e upokorzymy naszego przeciwnika. Niekt�rzy �ywili jednak nadziej� na sukces, pomy�la�em, albo przynajmniej na uczciw� przegran�.
W rzeczywisto�ci spotkanie okaza�o si� najgorsz� jatk�, jak� widzieli w �yciu. I ja r�wnie�. Nawet trzej s�dziowie, wynios�e elfy ubrane, jak przykazano, w czarne d�ugie p�aszcze z podniesionymi ko�nierzami, nie wierzyli w�asnym oczom. Pierwsza cz�� meczu rozegra�a si� ostatecznie w kilka chwil � zombi barona Mordaykena zdo�ali strz�sn�� czepiaj�ce si� ich n�g gobliny, rozwali� z ca�ym spokojem bramy czterech wie�, kt�re nale�a�o zdoby�, i zatkn�� szarobure sztandary na ich szczytach. Naszych graczy r�wnie dobrze mog�oby w og�le nie by� na boisku. Poruszali si� jak sparali�owani, a ich niedo��stwo by�o bliskie geniuszu, mno�yli niepotrzebne manewry i starannie niweczyli rzadkie okazje do zdobycia kt�rej� z wie�. Wi�kszo�� z nich leg�a ci�ni�ta o ziemi�, zanim zd��yli podj�� jak�kolwiek walk�.
Wkr�tce wszystko si� wyja�ni�o. Okaza�o si�, �e byli pijani jak bele i jedyne, co potrafili zrobi� w miar� sprawnie, to zwali� si� na ziemi� i le�e� tam bez ruchu. Siedz�c na �awce dla trener�w, podszczypywa�em si� bezustannie, by si� przekona�, �e to, co widz�, nie jest snem. U mego boku hrabia Gustus Oakley, w�a�ciciel dru�yny, daremnie pr�bowa� zachowa� spok�j.
� Niech si� pan przestanie denerwowa� � burcza� co pi�� sekund. � Tak czy siak, przegrali�my, to oczywiste. Ca�a rzecz w tym, jak d�ugo to jeszcze potrwa.
� Na Trzy Matki. � Westchn��em.
� Niech pan zostawi religi� w spokoju � odpar� hrabia. � Pan w ka�dym razie jest zwolniony.
� Wiem.
� Wylany. Za drzwi. Bezdyskusyjnie zdymisjonowany. Wzi�wszy pod uwag� reputacj�, kt�ra si� za panem wlecze, zwracam uwag� na to, �e niepr�dko znajdzie pan jak�� prac�.
� Zgoda � stwierdzi�em lakonicznie.
� Zgoda? To wszystko, co pan ma do powiedzenia?
Id� do diab�a, pomy�la�em przepe�niony gorycz�, patrz�c na naszych graczy, z kt�rych wi�kszo�� zalega�a boisko Quarteku niczym �awica meduz wyrzuconych przez morze.
� Niech no pan spojrzy � ci�gn�� dalej hrabia � wygl�da na to, �e jeden z naszych graczy zaraz si� podniesie i... A jednak nie.
� Powinni�my chyba stan�� mocniej na nogach � zaryzykowa�em.
Hrabia odwr�ci� si� do mnie z wyrazem niedowierzania na twarzy.
� Czy ja dobrze s�ysz� to, co moje uszy mi m�wi�, �e s�ysz�?
Przeci�gn�� r�k� po twarzy.
� John, jakie pan im da� wskaz�wki przed meczem?
Wskaz�wki? Szczera cz�� mojej osobowo�ci wpad�a w panik�. Spokojnie, odparowa�a ta druga cz��. Post�puj jak zwykle.
Wymy�l co�.
� Powiedzia�em im, �eby...
� �eby?
Nieeee! � wrzasn�� drugi g�os w mojej g�owie.
� �eby si� odpr�yli.
Doskonale zagrane.
� �eby si� odpr�yli? � powt�rzy� hrabia, kt�ry najwyra�niej zapomnia� o konieczno�ci oddychania przez jakie� ostatnie dziesi�� minut. � Powiedzia� im pan, �eby si� odpr�yli?
No i co? � spyta� podst�pnie pragmatyczny g�osik kryj�cy si� w moim umy�le. Jeste� z siebie zadowolony?
� No c�... Poradzi�em im, �eby nie wyolbrzymiali stawki, o jak� toczy si� gra.
Policzki Gustusa Oakleya zapad�y si� nagle, usz�o z nich ca�e powietrze, a jego cera nie by�a ju� tak purpurowa jak przed sekund�.
� Jest pan kretynem wielkiego formatu � wyszepta�.
Nic doda�, nic uj�� � skwitowa� g�os.
� Pozosta�y jeszcze dwie tercje meczu � wykrztusi�em wbrew sobie.
� I co z tego?
� Mo�emy...
� Co?
� Wygra�... dwie tercje do jednej? Gdyby tak...
Ostatnie s�owa mojego zdania ugrz�z�y w niezrozumia�ym pomruku.
� Wielkie nieba � j�kn�� hrabia � nie potrafi pan zamilkn�� w �adnej sytuacji?
Odwr�ci� si�, by spojrze� na trybuny znajduj�ce si� za nim. Wi�kszo�� widz�w zwija�a w�a�nie transparenty z napisem ��mier� Moonowi� i szykowa�a si� do wyj�cia. Inni ca�kiem zwyczajnie i po prostu spali. Tu i tam kilku kibic�w pod�o�y�o ogie� w ramach protestu, ale nikt nie zwraca� na nich szczeg�lnej uwagi, a im samym te� ju� si� znudzi�o. Doskonale, dla mnie po prostu �wietnie.
� Wie pan co � zaproponowa� hrabia � mo�e jednak zdymisjonuj� pana natychmiast?
A mo�e przerwiemy mecz, co? A� mnie korci�o, �eby mu odpowiedzie�.
Na boisku jaki� zombi ze szczeg�lnie siln� motywacj� pochwyci� za nog� goblina z naszej dru�yny i wywija� nim m�ynki nad g�ow�. Gdy go pu�ci�, cia�o goblina zatoczy�o pi�kny �uk i rozp�aszczy�o si� u naszych st�p. Niedobitki widowni powita�y md�ym okrzykiem jego zej�cie z boiska. Jednak goblin, m�ody rekrut �wie�o po transferze, nie by� ca�kiem martwy. Uni�s� g�ow�, a jego wzrok skrzy�owa� si� z moim spojrzeniem.
� Przykro mi � wybe�kota�.
� S�yszy pan � ucieszy� si� hrabia Gustus Oakley. � Czy pan to s�yszy? Jemu jest przykro.
Przygryz�em wargi.
� To nic takiego � hrabia by� na fali. � Jak si� nazywasz, dzielny druhu?
� Gormod.
� Gormod. Co� sobie przypominam. Gormod. Tak, ju� wiem. Demony z Columbine, prawda? Tak, teraz sobie przypominam. M�j drogi Johnie, bardzo drogi Johnie, mo�e mi pan przypomnie�, ile te� zap�acili�my za t� n�dzn� �cier�?
� Dwie�cie tysi�cy funt�w � wymamrota�em ponurym g�osem.
� Szefie, naprawd� jest mi bardzo przykro � sprecyzowa� goblin resztk� si�.
� Tak. � Hrabia u�miechn�� si� uprzejmie. � Ju� to m�wi�e�.
� Sir Oakley... � wstawi�em si� za graczem.
� To jednak mi nie przeszkodzi wyrzuci� r�wnie� i ciebie.
� Ja...
� Jednak�e nigdy nie jest za p�no, �eby si� nawr�ci�.
� Ja...
� Nie, nie, nie � zaprotestowa� hrabia, unosz�c d�o�. � Prosz� nic nie m�wi�. Bardzo prosz�. Tylko pogarszasz swoj� sytuacj�. Co robi�e�, nim zacz��e� gra� w Quartek?
� By�em �owc�... �owc� szczur�w � odpar� s�abym g�osem goblin, kt�rego tunika by�a ca�a powalana zasch�� krwi�.
� Doskonale! � wykrzykn�� hrabia z niezwykle rozradowan� min�. � Gormod, to oczywiste, �e jako akrobata nie jeste� wart funta k�ak�w. Za to mam ca�kowit� pewno��, �e doskonale si� spisujesz jako �owca szczur�w. W naszych szatniach a� si� roi od tych szata�skich bestii. Masz t� prac�.
Na boisku gobliny i olbrzymy nadal lata�y w powietrzu.
� �owca szczur�w � powt�rzy� hrabia Gustus Oakley, a u�miech na jego twarzy zamiera� z wolna. � A pan, Moon, w jakim� to ciekawym zawodzie doskonali� pan swe talenty, zanim si� pan pojawi�, by rado�nie zdepta� moje �ycie? Niech no pan zaczeka, sam zgadn�... Po�awiacz dorszy?
� Strza� w dziesi�tk� � odpar�em, wzdychaj�c.
� Po raz pierwszy w tym roku trafi�em w dziesi�tk� � chlipn�� hrabia. � Mo�e mieli�my jeszcze jakie� szans� na puchar fair play, ale, niestety, oni w�a�nie morduj� naszych ostatnich zawodnik�w.
� Wcale nie s� martwi � zauwa�y�em przytomnie. � Tylko og�uszeni.
Hrabia odwr�ci� si� do mnie. W jego jasnych oczach ta�czy�a iskierka szale�stwa.
� Nie s�dzi�em, �e mo�na nienawidzi� kogo� tak bardzo, jak ja nienawidz� pana, John.
Nie licz�c mnie.
@@Coraz g��biej
W tej samej chwili, ca�kiem niedaleko, dwa ghule, kt�re dopiero co wype�z�y z ziemi, rozwala�y za pomoc� motyk resztki starego, zmursza�ego muru. Przewodzi� im sam baron Mordayken.
� D�ugo jeszcze? � pyta� ten ostatni dos�ownie co dwie minuty, a jego wielka peleryna koloru nocy powiewa�a w lodowatym powietrzu. � Na ognie piekielne, po�pieszcie si� troch�!
Ghule zwija�y si� jak w ukropie. Z niezwyk�� si�� uderza�y w mur, od�upuj�c za ka�dym razem kawa� kamienia. Porusza�y si� z regularno�ci� metronomu. Ich ponure cienie dr�a�y w �wietle dw�ch miedzianych lamp. Prace post�powa�y szybko, ale baron Mordayken by� z jakiego� powodu zal�kniony. Zal�kniony i niecierpliwy. Od kiedy przy�ni� mu si� ten sen, czyli od niedawna, czu� si� obarczony �wi�t� misj�, czemu jednak towarzyszy�o uczucie niepokoju. Uwolni� Diab�a z krypty! By�o to zadanie najwy�szej wagi. �aden z jego przodk�w nie dost�pi� takiego zaszczytu.
Z drugiej strony, mo�e po prostu za du�o wypi�. Krew dziewic smakowa�a ostatnio jako� dziwnie, zreszt� wiele rzeczy smakowa�o dziwnie i baron zastanawia� si� z rosn�cym niepokojem, czy przypadkiem nie zaczyna si� starze�. No c�, wkr�tce mia� obchodzi� sto trzydzieste urodziny. Czy�by demencja starcza mog�a zagra�a� w tym wieku?
� Dalej! � sarka� baron, miotaj�c si� mi�dzy �ywymi trupami. � Dotarli�cie prawie do celu, wi�c do diab�a szybciej, bo przerwa trwa ju� od pi�ciu minut, a ty, Nozdriow � zdenerwowany szarpa� jednego z ghuli za rami� � jeste� wpisany na list� drugiej tercji, wi�c musicie t� robot� sko�czy� natychmiast i...
Ghul odwr�ci� si� w jego stron�, wydaj�c dziwny gulgot. Olbrzymi bia�y robak wi� si� w jego lewym oczodole, a dolnej szcz�ki brakowa�o prawie w ca�o�ci.
� Ju� dobrze � stwierdzi� baron.
�elazo znowu zacz�o uderza� o kamie�. W p�mroku pryska�y iskry, a pod stopy barona i jego s�ug pada�y pot�ne kawa�y muru. Wkr�tce otw�r sta� si� na tyle g��boki, �e m�g� si� do� w�lizgn�� osobnik �redniego wzrostu. Twarz barona Mordaykena zaja�nia�a i pojawi� si� na niej szeroki u�miech.
� Stop! � zakomenderowa�, uroczy�cie unosz�c r�k�.
Oba ghule odwr�ci�y si� do niego.
� Ty � powiedzia� baron do Nozdriowa, podaj�c mu latarni� � zejdziesz tam i zorientujesz si� w sytuacji. I upewnij mnie, �e to nie sen � doda� po cz�ci do siebie.
�ywy trup znikn�� w rozpadlinie. �wiat�o latarni tworzy�o ja�niejszy kr�g w ciemno�ciach i baron czu�, jak serce w jego piersi bije coraz szybciej.
� No i co?
Echo krok�w s�ugi zamilk�o na chwil� w oddali; wreszcie da�o si� s�ysze� charkni�cie, pe�ne admiracji po�wistywanie, a potem znowu echo krok�w i na koniec g�owa ghula pojawi�a si� w otworze.
� O-u-aj � wyk�apa� ghul. � Ar�o u�e.
� Fantastycznie! � wykrzykn�� baron, zrywaj�c si� na r�wne nogi. � Pr�dko, pr�dko, niech i ja zobacz� to cudo! O, Ksi��� Ciemno�ci, Ksi��� Ciemno�ci, nareszcie do��cz� do ciebie!
Znajduj�cy si� na granicy histerii Mordayken b�yskawicznie pobieg� za swym s�ug�.
� Na moce piekielne!
Baron wyba�uszy� oczy, tak �e omal mu nie wyskoczy�y z orbit. Znajdowa� si� wraz ze swym ghulem w sali o tytanicznych wprost rozmiar