10049

Szczegóły
Tytuł 10049
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10049 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10049 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10049 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADIUSZ NIEMIRSKI POJEDYNEK DETEKTYW�W OSSOLINEUM 2003 1 Demiurg czeka� na mnie w czarnej limuzynie przy g��wnej szosie pod lasem niedaleko Magdalenki. Podobno tym razem nie chodzi�o o mojego brata Marka. Uwierzy�em mu. - Czy pan wie, panie Arturze - odezwa� si� cicho po chwili, siedz�cy na tylnym siedzeniu auta, szef agencji detektywistycznej CIOS - gdzie le�y Opor�w? - Opor�w? - unios�em wysoko brwi i odgarn��em r�k� zawiesiste k��by dymu z cygara, kt�rym raczy� si� apodyktyczny Demiurg. - To gdzie� blisko �odzi? - Z geografii nie�le - u�miechn�� si� zdawkowo, ale zaraz jego okr�g�a i r�owa twarz spos�pnia�a. - Ciekawe, czy r�wnie dobry jest pan z historii. - Ucz� matmy. - W Oporowie ko�o Kutna znajduje si� pewien gotycki zamek - m�wi� dalej Demiurg, nie zwa�aj�c na moj� uwag�. - Bardzo dobrze zachowany. Teraz mie�ci si� tam Muzeum Wn�trz Stylowych. Prosz�. Rozsypa� na moje kolana jakie� du�e fotografie przedstawiaj�ce okaza�y i zbudowany z czerwonej, ci�kiej ceg�y zamek otoczony fos�. Inne zdj�cia przedstawia�y �w zamek z pewnej perspektywy, kt�ra uwzgl�dnia�a istnienie dooko�a niego imponuj�cego parku. - Pi�kny zabytek - westchn��em i spojrza�em w gadzie oczy Demiurga. - Ale w czym mog� pom�c? M�czyzna wypu�ci� kolejn� chmur� cygarowego dymu i wyj�� zza pazuchy mniejsze zdj�cie zrobione innym aparatem. Fotka przedstawia�a jak�� tabliczk� pokryt� prawie r�wnomiernie, jak si� zdawa�o, hieroglifami. Jednak�e, gdy lepiej si� im przyjrza�em, stwierdzi�em, �e by�y to zwyk�e litery i kilka znak�w. - To zapewne jaki� szyfr, panie Arturze - powiedzia� Demiurg. - Nie tak dawno archeolodzy wygrzebali z ziemi oporowskiej trumn� ze szkieletem jakiego� wa�nego biskupa. Nazywa� si� W�adys�aw Oporowski. Przy nim znaleziono t� tabliczk�. Aha, to �elastwo pochodzi najprawdopodobniej z XVII wieku, a ten Oporowski zmar� w po�owie XV wieku. Dziwne, co? - Interesujecie si� archeologi�? - zdziwi�em si�, odpowiedziawszy mu niezbyt grzecznie pytaniem na pytanie. - Gdzie tam - prychn��. - Ale w�a�ciciel zamku, to jest muzeum, razem ze swoim sponsorem zwietrzyli okazj� do rozg�osu i uczynienia z Oporowa s�awnego, historycznego miejsca w Polsce. Wyznaczono nawet nagrod� w wysoko�ci dwudziestu tysi�cy euro dla tego, kto znajdzie skarb. Aby nada� sprawie jeszcze wi�kszy rozg�os, zaproszono do Oporowa w charakterze go�ci r�nych zdolnych ludzi, inteligentnych typ�w, niby-detektyw�w. Prawdziwe agencje detektywistyczne nie zgodzi�y si� bowiem na udzia� w tej, ich zdaniem, groteskowej i niepowa�nej zabawie. A nasze pa�stwo jest za biedne na przeprowadzenie jakichkolwiek bada� tego typu. Zorganizowano zatem co� na wz�r pojedynku detektyw�w. I to nas zainteresowa�o. Na szcz�cie przypomnia�em sobie o panu i jego zami�owaniu do �amig��wek. - Nie znam si� na historii - zaprotestowa�em. - Poza tym mamy pa�dziernik i... - Ale pan lubi zagadki i szyfry! Szko�a, w tym wypadku, mo�e poczeka�. - W pi�tek ma by� klas�wka z trygonometrii. - Niech pan da popali� uczniom w czwartek, a na pi�tek i ca�y przysz�y tydzie� we�mie urlop - m�wi� dalej niewzruszony szef CIOS-u. - Nale�y si� panu. Od dw�ch lat nie by� pan na wczasach. Ostatnie wakacje pan przepracowa�. - Sk�d pan o tym wie? - Niewa�ne - machn�� r�k�. - Ale troch� wolnego si� panu nale�y. Za�atwimy to jako� z dyrektorem. W pi�tek o dwunastej w po�udnie prosz� przyjecha� do zamku w Oporowie. Macie ponad tydzie� na znalezienie rzekomego skarbu, bo wszystko na to wskazuje, �e ta tabliczka zawiera zaszyfrowan� wiadomo�� o miejscu jego ukrycia. - Macie? - zmarszczy�em czo�o. - Czy�bym mia� kogo� do pomocy? - W�a�nie. W zamku b�dzie dzia�a� nasz drugi cz�owiek, ale, pan wybaczy, nie mog� na razie ujawni� jego to�samo�ci. Najlepiej niech pan zapomni o nim i dzia�a na w�asn� r�k�. W odpowiedniej chwili ten kto� sam si� do pana zg�osi. Demiurg �po�kn��� solidn� porcj� dymu i wydmuchn�� j� zaraz z p�uc. Spoza g�stej chmury o lekko miodowym aromacie zerka�y na mnie jego przenikliwie b�yszcz�ce oczy, nieco nieruchome, idealna wizyt�wka niedost�pnej i w�adczej osobowo�ci. - Niech pan pami�ta - doda� cicho, jakby poucza� malca. - Opor�w. Zamek. Dwudziestego pi�tego pa�dziernika. Spotkanie detektyw�w. Prosz� przedstawi� si� innym detektywom jako detektyw-amator, kt�ry o ca�ej sprawie dowiedzia� si� z prasy. I ani s�owa o agencji, i o tym, �e jest pan naszym konsultantem. Rozumie pan? A to dla pana. I rzuci� mi na kolana wyci�te z gazety og�oszenie o pojedynku detektyw�w, kilka banknot�w zaliczki i fotografi� oporowskiej tabliczki. Do p�na w nocy studiowa�em wyryte w kwadracie znaki i - jak na razie - nie mog�em z nich niczego odczyta�. Nie by� to kwadrat magiczny, �aden staro�ytny abak, macierz czy tablica matematyczna. By� to kwadrat z�o�ony z siedmiu kolumn i siedmiu wierszy, zapisany literami i znakami. To nie by�o zadanie dla matematyka. A mo�e przecenia�em swoje si�y i Demiurg oceni� moj� przydatno�� w tej sprawie zbyt optymistycznie? Zapytacie pewnie, co w og�le ��czy�o skromnego nauczyciela matematyki z agencj� detektywistyczn�? Zaczn� od tego, �e m�j pradziadek by� matematykiem - wyk�adowc� w przedwojennym gimnazjum. Jego wnuk, a m�j ojciec, Konstanty Burski, zosta� s�awnym matematykiem. To pewnie dlatego odziedziczy�em po przodkach zami�owanie do przedmiot�w �cis�ych, tak samo jak m�j m�odszy brat. Ba, Marek by� nawet zdolniejszy ode mnie i mia� ambicje znacznie wy�sze ni� czerpanie satysfakcji z wk�adania do leniwych, m�odych g��w licealist�w teorii macierzy czy ca�kowania. Ja zosta�em z trudem wykszta�cony na nauczyciela, on za� mia� zadatki na kogo� wyj�tkowego, tak jak nasz �wi�tej pami�ci ojciec. Marek Burski - m�odszy o dwa lata braciszek, na kt�rego wo�a�em zawsze Smarkacz - wybra� jednak karier� okryt� mg�� domys��w i kilku nag�o�nionych przez media afer. Podobno gra� na gie�dzie i spekulowa� papierami warto�ciowymi. Jak g�osi�a plotka, opracowa� niezawodny system przewidywania waha� cen gie�dowych, na czym zbi� fortun�. Z nasz� rodzin� zerwa� definitywnie kilka lat temu. Gdzie mieszka�, nie wiedzia�em, ale chodzi�y s�uchy, �e w wyj�tkowo du�ej willi stylizowanej na dworek. Mia� najlepsze samochody i �wietny gust, je�li chodzi�o o kobiety, ubrania i tym podobne zainteresowania. S�ucha� nami�tnie muzyki rockowej i odwiedza� ekskluzywne dyskoteki. Jak wyrazi�a si� kiedy� z�o�liwie nasza ciotka, Marek odziedziczy� po matce gen nowoczesno�ci. Ja, zdaniem ciotki, dosta�em po ojcu gen staro�wiecko�ci. Stanowi�em zatem kompletne przeciwie�stwo Smarkacza. By�em typem raczej przeci�tnym. Moja by�a narzeczona m�wi�a na mnie w chwilach z�o�ci: �nudny a� do b�lu�. C�, mo�e mia�a racj�, zwa�ywszy na moje zami�owanie do lektury i ci�g�e sprawdzanie klas�wek wieczorami. Udziela� si� towarzysko nie lubi�em i z pewno�ci� nie by�em tak przystojny jak nasza gwiazda - Mareczek. W szkole wo�ano na mnie Artur Liberales! Brzmia�o nie�le, chocia� mo�e zbyt pompatycznie. To sprawka moich uczni�w, kt�rzy zast�pili imieniem Artur podobnie brzmi�ce artes z �aci�skiego wyra�enia artes liberales, co znaczy�o przecie� �sztuki wyzwolone�. Dlaczego dzieciaki wybra�y ten, a nie inny pseudonim? Pewnie dlatego, i� uwa�a�em matematyk� za nauk� humanistyczn�. Moim zdaniem wzory matematyczne mia�y elegancj� i dusz�, a pi�kna bywa�o w nich wi�cej ni� w niejednym targaj�cym uczuciami wierszu szalonego poety. Wzorem artes liberales pragn��em widzie� matematyk� z��czon� w jednym u�cisku z gramatyk�, astronomi�, a nawet z muzyk�. Jeden z filozof�w, Leibniz, twierdzi� nawet, �e matematyka jest j�zykiem Boga. Mia� chyba racj�. Kiedy s�ucha si� fugi Bacha, ma si� wra�enie, �e to d�wi�czy cudownie skrojone r�wnanie matematyczne! I w dodatku przyjemne dla ucha. Wracaj�c do mojej skromnej osoby, to mieszka�em w bloku przy ulicy �wirki i Wigury niedaleko lotniska na Ok�ciu, �y�em ze skromnej pensji nauczyciela w warszawskim liceum, a zainteresowanie mn� agencji CIOS zawdzi�cza�em mojemu bratu Markowi. Agencja CIOS (kt�rej nazw� rozszyfrowa�em jako skr�t od s��w: cicho, inteligentnie, ostro�nie i sprytnie) zwr�ci�a si� kiedy� do mnie z pro�b� o pomoc w toczonym przeciwko bratu �ledztwie. Pomocy - rzecz jasna - nie udzieli�em. Obowi�zek obywatelski obowi�zkiem, ale nie mog�em przecie� wsypa� rodzonego brata. Poza tym ja naprawd� nic o dzia�alno�ci Marka nie wiedzia�em. Potem, zdaje si�, �e po roku, znowu mnie poproszono o tak� pomoc. I tym razem odm�wi�em. Odm�wi�bym i teraz, gdyby nie to, �e Demiurg mia� do mnie ca�kiem inn� spraw�. ��amig��wk� - jak si� wyrazi�. Poza tym ani s�owem nie wspomnia� o Marku. Tylko sk�d wiedzia�, �e uwielbiam rozwi�zywa� �amig��wki? Demiurg wiedzia� o mnie sporo, na przyk�ad to, �e wakacje przepracowa�em na obozie m�odzie�owym. Nie wspomnia� jednak nic o tym, �e z kilkoma uczniami uda�o mi si� odnale�� zakopan� w ziemi hrabiowsk� zastaw� w ogrodzie jednego z dwork�w w Wielkopolsce. Kluczem do odnalezienia prawie trzystu sztuk talerzy, p�misk�w, sosjerek, fili�anek i kielich�w z bia�ego i zielonego szk�a by� zapisany szyfr w pami�tniku hrabiego. Ale czy to mo�liwe, aby Demiurg o tym nie wiedzia�? * Ku oburzeniu uczni�w klas�wk� z trygonometrii zrobi�em w czwartek, ale gdy o�wiadczy�em, �e nie b�dzie mnie przez najbli�szy tydzie� - w klasie wybuch� radosny wrzask. Zwolni�em si� w pi�tek rano, t�umacz�c si� pilnymi sprawami rodzinnymi, i pojecha�em do serwisu odebra� popsuty niedawno laptop. Potem przez godzin� pakowa�em potrzebne rzeczy. Po prostu tak bardzo zainteresowa�a mnie sprawa owej tabliczki z Oporowa, a i honorarium obiecane przez Demiurga znacznie przekracza�o wszystkie moje d�ugi i najbli�sze wydatki ��cznie. Gdzie� ko�o jedenastej wyszed�em z domu, aby wsi��� do starego mini-morrisa, samochodu, kt�ry z moj� by�� narzeczon� nazywali�my pieszczotliwie Traktorem z powodu uszkodzonego t�umika. Jako� przez lata nie uda�o mi si� go naprawi�. Samoch�d by� wiekowy, gdy� m�j ojciec dosta� go w prezencie od uniwersytetu Cambridge, na kt�rym wyk�ada� jeszcze w latach osiemdziesi�tych, jak by nie by�o, ubieg�ego stulecia. To by� oryginalny, angielski Mr Mini z kierownic� po prawej stronie. Ojciec nie lubi� go (to chyba z powodu tej kierownicy), Marek za� wola� nowe sportowe samochody. Z kolei moja narzeczona je�dzi�a golfem, oryginalny mini-morris sta� si� wi�c moim autem. Niszcza� pod blokiem, a w drodze do szko�y i ze szko�y warcza� coraz g�o�niej niczym rolniczy ci�gnik. Po wyj�ciu z domu na ulic� stwierdzi�em ze zdumieniem, �e kto� go ukrad�. Tak w�a�nie! Jeszcze nie tak dawno Traktor sta� na parkingu za szpalerem krzak�w, ale teraz go tam nie by�o. Do spotkania w Oporowie mia�em dwie godziny, a tu ta sprawa z samochodem, co za pech! Policja nie mia�a wiele do powiedzenia. - Kradzie�e to normalka - pociesza� mnie po pewnym czasie �ysiej�cy sier�ant. - Pewnie jakie� zwariowane szczeniaki ukrad�y dla zabawy. Ale je�li to stary samoch�d, to pewnie daleko nim nie zajad�. Niech pan siedzi w domu, a my go znajdziemy. Nie wiedzia�em, co robi�? Czy czeka� na policyjny raport niczym trusia i zrezygnowa� z misji w Oporowie? Tego nie mog�em zrobi� Demiurgowi. Zreszt� tajemnicza tabliczka Oporowskiego bardzo mnie intrygowa�a, zaliczka za� zobowi�zywa�a. A Traktor albo si� znajdzie, albo i nie. Na to nie mia�em ju� wp�ywu. �Szkoda Traktora - pomy�la�em ze smutkiem. - Dobra maszyna, ale czas pomy�le� o nowym aucie�. W ten oto spos�b zdecydowa�em si� na wyjazd do zamku. Jednak�e, aby tam si� dosta�, musia�em poprosi� o podwiezienie m�od� s�siadk�, utalentowan� pianistk� Jol�, wynajmuj�c� kawalerk� na moim pi�trze. Wprowadzi�a si� do bloku zaraz po tym, jak rozsta�em si� z moj� narzeczon�. Te melodie, wygrywane na pianinie, zast�powa�y mi drug� osob� (�ciany w naszym bloku s� cienkie) i �atwiej mi by�o znie�� samotno��. Dziewczyna bowiem ca�ymi dniami b�bni�a w klawiatur�. Do znudzenia. Po prostu �wiczy�a preludia i sonaty na konkurs pianistyczny. Owe koncerty umila�y mi z pocz�tku samotne popo�udnia, ale z biegiem dni nie pozwala�y wieczorami tak�e zasn��. Ale i tak lubi�em Jol�. I ona, zdaje si�, lubi�a mnie. Mo�e dlatego, �e nie by�em jej nauczycielem od matematyki, a przyzna�a si� kiedy�, �e bardzo, ale to bardzo nie lubi�a matmy. Zreszt� Jola by�a studentk� i jej radosne po�egnanie z matematyk� odby�o si� na maturze pi�� lat temu. Poj�cia nie mam, jak ona zda�a ten egzamin? Ale trzeba przyzna� - pianistk� by�a dobr�. - Czy podwiezienie mnie do Oporowa nie zostanie okupione przegran� w konkursie pianistycznym? - zagai�em �artobliwie, ale te� nieco wymuszenie. Jola zgodzi�a si� bez wahania. By�a czwarta po po�udniu. * Czy wiecie, gdzie le�y Opor�w? To jedna z wielu polskich wsi le��cych w po�udniowym regionie Niziny Mazowieckiej, na spokojnej, p�askiej i urodzajnej r�wninie w powiecie kutnowskim, stanowi�cej symbol naszej ziemi, gdy� to w�a�nie od p�l pochodzi nazwa naszego kraju - Polska. Wie�, zdawa�o by si�, jedna z wielu, ale odr�nia j� od tysi�ca innych pewien szczeg�, a mianowicie to, �e znajduje si� tam wspaniale zachowany zamek rycerski wybudowany przez r�d Oporowskich w XV wieku. Opor�w le�y w gminie �ychlin. To najzwyczajniejsza w Polsce gmina. Jesieni� panuje tam delikatna melancholijna aura, ale przez to jest bardzo polska, mazowiecka. Monotonia i smutek nie s� tu jednak przygn�biaj�ce, raczej nios� ze sob� ukojenie i wewn�trzny spok�j. Gdy si� jednak podje�d�a do pobliskiego Oporowa w�skim asfaltem prowadz�cym z �ychlina od po�udniowego wschodu, wy�ania si� kawa�ek zadrzewionego obszaru hen na horyzoncie za po�aciami zaoranych p�l. Zrazu obszar ten wydaje si� zwyk�ym laskiem, w miar� jednak zbli�ania si� do dawnej rezydencji Oporowskich, So��ohub�w czy Orsettich (tyle zd��y�em wyczyta�), utwierdzamy si� w przekonaniu, �e za ��tobr�zowymi, teraz faluj�cymi delikatnie na wietrze, koronami drzew znajduje si� co� osobliwego. A� wreszcie konstatujemy, �e oto zbli�amy si� do niezwykle pi�knego i zabytkowego parku, kt�rego masywni i milcz�cy stra�nicy si�gaj� w g�r� do wysoko�ci czterdziestu metr�w. Jeszcze tylko trzeba objecha� skraj dziesi�ciohektarowego parku od zachodu (przy ma�ym stawie znajduje si� zamkni�ta g��wna brama) i wzd�u� d�ugiego ceglanego obmurowania dotrze� do bocznej bramy p�nocnej naprzeciwko innego stawu i biblioteki wiejskiej. W�ska czarna droga prowadzi pod sam� fos�, kt�ra otacza wybudowany na niewielkim wzniesieniu niedu�y, ale przepi�kny p�nogotycki zamek. Pojawia si� on z nag�a, wy�aniaj�c zza opadaj�cych pot�nych ramion wielkiego kasztanowca stoj�cego na ko�cu alejki, nie wiadomo sk�d i jak. To takie uczucie, jakby�my w jednej chwili znale�li si� w magicznej, ba�niowej krainie, w mgnieniu oka przeniesieni przez dobr� wr�k� z jawy w sen. Tak oto, oddaj�c si� marzeniom, dotar�em sp�niony do Oporowa. W tej chwili patrzy�em ju� tylko na zamek pogr��ony w ci�kim mroku nadchodz�cego wieczoru. Zwi�z�a m�jestatyczno�� mur�w odbijaj�cych si� w wodach okalaj�cej je fosy musia�a wprawi� w zachwyt ka�dego �wie�o przyby�ego turyst�. Wysiad�em z malucha, zabra�em swoje rzeczy i po�egna�em zawiedzion� Jol�. Poczu�a, �e przygna�a mnie tutaj jaka� ekscytuj�ca przygoda i zacz�a mi jej zazdro�ci�. Niestety, musia�em j� nam�wi� do szybkiego powrotu. - Jolu - chrz�kn��em. - Nie mo�esz zosta�. Ju� p�no. - Nie lubi� je�dzi� po ciemku - broni�a si�, rozgl�daj�c po zaparkowanych samochodach, a potem ogl�daj�c zamek. - Jaki �adny zamek, prawda? - Zamek �adny, ale konkurs pianistyczny trzeba wygra�. Chyba poj�a, w czym rzecz. Il ju� po chwili wykr�ci�a szybko przed wielkim owalnym gazonem naprzeciwko drewnianego mostu i zawr�ci�a, nie po�egnawszy mnie nawet machni�ciem r�ki. A ja zosta�em sam z torb� u nogi przed rz�dem innych samochod�w. Wiatr tutaj nie dochodzi�, t�umi� go skutecznie parkowy drzewostan, a wi�c wszystko by�o dziwnie nieruchome, jak z obrazka, tak �e czu�em dosadno�� ka�dego szczeg�u, chocia� ju� od kwadransa zapada� wszechogarniaj�cy zmierzch. Z ty�u dobieg� mnie kobiecy g�os. Kto� mnie wo�a�. Odwr�ci�em si�. Na piaszczystej alejce obok pi�trowego domku, oddalonego od fosy o jakie� pi��dziesi�t metr�w, sta�a i macha�a do mnie kobieta w �rednim wieku. Jej posta� i g�os bezpowrotnie zniszczy�y wpisany w ten krajobraz absolutny spok�j. Ale przecie� wybra�em si� do �ywych, a nie do martwych. - Halo! Prosz� pana! Tutaj! Ruszy�em niezdarnie w jej stron�. To by�a, jak si� po chwili dowiedzia�em, pani Teresa, sprz�taczka, kt�ra przygotowywa�a w�a�nie pokoje dla go�ci w dawnym domku dla s�u�by. Wzi�wszy pod uwag� moje sp�nienie oraz liczb� samochod�w parkuj�cych przed zamkiem - a by�y tam mi�dzy innymi imponuj�ce sportowe BMW i okaza�a alfa romeo - spotkanie detektyw�w musia�o ju� trwa� w najlepsze. Ciekawi�o mnie, kt�ry z tych pojazd�w nale�a� do drugiego, a raczej pierwszego detektywa przys�anego przez CIOS. - W�a�nie trwa zebranie w Sali Jadalnej. Prosz� tam p�j��, bo m�wi� o wa�nych sprawach. A torb� niech pan zostawi tutaj w tym pawilonie zwanym Domkiem Neogotyckim. Pani Teresa wskaza�a pi�trowy domek, przed kt�rym stali�my. - Zamieszka pan na pi�terku w jedynce - poinformowa�a mnie. - A zreszt� niech pan da mi t� torb�, a sam idzie czym pr�dzej do zamku. Pobieg�em, jak radzi�a. W przytulnym i ciep�ym wn�trzu zamku, na jego pierwszym pi�trze, prosto z kamiennych schod�w wszed�em do pogr��onego w mroku wysokiego przedsionka. Stamt�d mog�em si� dosta� do ciemnej sali po lewej stronie, zajmuj�cej pi�tro zamkowej wie�y. To musia�a by� w�a�nie Sala Jadalna, o kt�rej m�wi�a pani Teresa, gdy� dochodzi� z niej �ciszony kobiecy g�os. Cichutko wsun��em si� tam na palcach i zaj��em miejsce na pierwszym lepszym krzese�ku przy wej�ciu. By�o ciemno. Widzia�em jednak niewyra�ne sylwetki ludzi, siedz�cych na stylowych fotelach przy owalnym stole, pogr��onych w absolutnym skupieniu. Wpatrywali si� w przeno�ny ekran umieszczony pod oknem naprzeciwko wej�cia, a kto� obs�ugiwa� stoj�cy bli�ej mnie, na kraw�dzi sto�u, rzutnik. Osoba ta prowadzi�a prelekcj� i na moment odwr�ci�a g�ow�, gdy drewniana, wys�u�ona pod�oga zaskrzypia�a pod moimi butami. Na ekranie ujrza�em powi�kszony schemat tabliczki, tej samej, kt�rej zdj�cie otrzyma�em od Demiurga. - Tabliczka pochodzi ze znalezionej w zesz�ym roku trumny ze szcz�tkami W�adys�awa Oporowskiego - opowiada�a kobieta obs�uguj�ca rzutnik. - Tak s�dz� historycy sztuki. Badania tabliczki oporowskiej wykaza�y, �e zosta�a wykonana z miedzi w XVII wieku. Przechowa�a si� w dobrym stanie tylko dzi�ki temu, �e przele�a�a w glebie �redniogliniastej. Oczyszczono j� z prawie dwumilimetrowej warstwy �niedzi i odczytano wszystkie znaki, kt�re zdaj� si� uk�ada� w siedem kolumn i siedem wierszy. Nie uda�o si� jak na razie odgadn�� jej tre�ci, ale nie ulega w�tpliwo�ci, �e to szyfr prowadz�cy do miejsca ukrycia skarbu. Na ekranie pojawi�a si� fotografia pokrytej �niedzi� tabliczki, a nast�pnie kolejne uj�cie tej samej tabliczki ju� po oczyszczeniu chemicznym. - Niekt�re litery i cyfry da�o si� ledwo odczyta�, na obrze�ach wyst�puj� w�ery - kontynuowa�a kobieta. - Szkielet biskupa r�wnie� przetrwa� dzi�ki specyficznym w�a�ciwo�ciom gleby, tak samo jak drewniane cz�ci skrzyni, w kt�rej znajdowa�y si� zw�oki. Gdyby zakopano je w glebie piaszczystej, dzisiaj z ko�ci zosta�by jedynie wapienny py�. - Sk�d wiemy, �e to ko�ci Oporowskiego? - zapyta� kto� z sali. - To jedynie moje przypuszczenie. Cofnijmy si� mo�e jednak do 1453 roku. Wtedy to zmar� fundator klasztoru oporowskiego. Akt fundacyjny sporz�dzi� na cztery dni przed �mierci�, zmieniaj�c ko�ci� parafialny na konwentualny i zakonny. To ciekawa posta�. Urodzi� si� w 1385 roku. Wiedz� prawnicz� wyni�s� z Akademii Krakowskiej, potem by� nawet jej rektorem. Piastowa� wiele pa�stwowych godno�ci przy kr�lu W�adys�awie Jagie���. Szczyci� si� opini� znakomitego prawnika i polityka, a tak�e duchownego, gdy� na pocz�tku kariery by� proboszczem ��czyckim, a p�niej zosta� prymasem! W diecezji gnie�nie�skiej nie nale�a� jednak do popularnych postaci i uchodzi� za przeciwnika kardyna�a Zbigniewa Ole�nickiego. Najch�tniej przebywa� u boku kr�la i rzadko odwiedza� Gniezno. Ciekawostk� jest to, �e po �mierci prymasa jego cia�o chciano sprowadzi� do katedry. Na wydanie zw�ok nie zgodzi�a si� jednak rodzina, bo taka by�a pono� wola zmar�ego. A� do czasu najazdu szwedzkiego doczesne szcz�tki fundatora zamku i ko�cio�a spoczywa�y w spokoju, strze�one przez miejscowych paulin�w. Podobno nie�le zachowane, ale to tak na marginesie. Na wiadomo�� o zbli�aniu si� Szwed�w do Oporowa w 1657 roku przeor konwentu, ojciec Gabriel, w obawie przed grabie�� postanowi� przenie�� w bezpieczne miejsce trumn� arcybiskupa oraz skarbiec klasztorny, zawieraj�cy wiele kosztowno�ci. W najwi�kszej tajemnicy, pod os�on� nocy, zrealizowa� sw�j zamys�. Go by�o dalej? Szwedzi po zaj�ciu Oporowa spl�drowali klasztor, ale skarb�w nie uda�o si� im znale��. Oczywi�cie, poddany torturom przeor Gabriel nie zdradzi� miejsca ukrycia skarb�w oraz trumny. I tak oto niewyjawiony nikomu sekret zabra� do grobu, gdy� zmar� po doznanych m�czarniach. Szwedzi, opuszczaj�c Opor�w, podpalili zamek i ko�ci�, a tak�e miasteczko. Ocala� tylko klasztor, w kt�rym s�uga ko�cielny zdo�a� w por� ugasi� ogie�. Mimo trwaj�cych p�niej poszukiwa� nie odnaleziono trumny arcybiskupa i skarbca paulin�w. I oto w zesz�ym roku znaleziono kilka kilometr�w na po�udnie od Oporowa, w okolicach wsi Drzewoszki, trumn� ze szkieletem Oporowskiego i t� oto tabliczk�. Przypuszcza si�, �e przeor Gabriel ukry� tam trumn� wraz z tabliczk�. Mam nadziej�, �e uda si� Pa�stwu z�ama� ten szyfr i odnale�� skarb. Dlatego zostali�cie tutaj zaproszeni, a miejscowy sponsor wyznaczy� atrakcyjn� nagrod� dla zwyci�zcy. W przysz�ym tygodniu, dok�adnie w czwartek o p�nocy, pojedynek zostanie zako�czony. Tyle na dzi�. Nasta�a cisza, do chwili, gdy kobieta zwr�ci�a si� do mnie z pro�b�. - B�dzie pan �askaw zapali� �wiat�o? Nad pa�sk� g�ow� jest prze��cznik. Zrobi�em to. Nagle ��te �wiat�o brutalnie rozproszy�o mrok i ku swojemu za�enowaniu ujrza�em siedem par oczu wpatrzonych we mnie badawczo, jak mi si� zdawa�o, niekryj�cych lekkiego zaciekawienia, ale te� i niech�ci. Pewnie ka�demu jest znane to poczucie wyobcowania, gdy nagle pojawi si� w trakcie jakiego� zebrania czy spotkania. Wtedy wszyscy traktuj� cz�owieka jak intruza, kt�ry swym nag�ym wtargni�ciem �mia� zniszczy� swojski nastr�j. Dopiero potem, gdy pierwsze lody zostaj� prze�amane i nawi�zuje si� kontakt, owo nieprzyjemne wra�enie przechodzi. Stoj�ca do tej pory przy rzutniku atrakcyjna kobieta w �akiecie podesz�a do mnie. Mia�a trzydzie�ci kilka lat, jasne w�osy zawi�zane z ty�u w ko�ski ogon i bardzo �agodne spojrzenie. Jednak�e zarazem by�a to osoba inteligentna i niezwykle bystra. A takie kobiety zawsze bardzo mi si� podoba�y. - Ewa Strasny - przedstawi�a si� blondynka. - Kustosz muzeum. Jestem sekretarzem pojedynku zorganizowanego przez znanego w powiecie producenta sok�w owocowych. - Przepraszam za sp�nienie - denerwowa�em si� jak sztubak. - Niestety, zdarzy� si� niemi�y epizod, ukradli mi samoch�d... Jaka� m�oda dziewczyna o ciemnych w�osach, widz�c mnie tak potwornie zdenerwowanego, za�mia�a si� szyderczo pod nosem, co natychmiast mnie zdeprymowa�o. Ale i od razu uprzedzi�o do niej. Z miejsca jej nie polubi�em, ba, nawet j� znienawidzi�em. Jak na z�o�� zdenerwowanie nie chcia�o mnie opu�ci�. Czu�em si� jak maturzysta sp�niony na egzamin, jak obiekt bada� wytrawnych badaczy. Moi uczniowie dodaliby z satysfakcj�: �dobrze ci tak!� W tym gronie nie mia�em co liczy� na pob�a�liwo�� i grzeczno��. Mog�em spodziewa� si� twardej konkurencji, przecie� ka�dy z tych detektyw�w chcia� zgarn�� dwadzie�cia tysi�cy euro dla siebie i ka�dy spos�b na zdeprymowanie rywala by� dobry. - Na szcz�cie dotar� pan do nas, panie... - przerwa�a mi kobieta w �akiecie. - A w�a�nie, jaki jest pa�ski pseudonim? - Liberales! - paln��em bez zastanowienia. I ku swojemu przera�eniu stwierdzi�em, �e ju� nie tylko dziewczyna obok rzutnika, ale i pozostali uczestnicy wydali z siebie lekcewa��ce prychni�cie. - Pan wybaczy konspiracj�, ale ka�dy z detektyw�w wybra� sobie ulubiony pseudonim znanego detektywa. Liberales? - zdziwi�a si� Ewa Strasny. - Nie znam. Ale mo�e by� i Liberales. - Czy pan jest mo�e specjalist� z bran�y odzyskiwania skradzionych samochod�w? - zapyta� nieoczekiwanie siedz�cy po drugiej strome sto�u starszy cz�owiek z kr�conymi, nieco przypr�szonymi siwizn� w�osami. - �le, Poruczniku Columbo - zwr�ci�a si� do niego owa m�oda kobieta, kt�rej nie polubi�em. - Koledze Liberalesowi - tu wskaza�a na mnie - ukradziono samoch�d, wi�c nie mo�e by� kim�, kto odzyskuje samochody, bo sam nie jest w stanie upilnowa� w�asnego. - Sk�d, droga Laro Croft, wiesz, �e naszemu Liberalesowi ukradli samoch�d? - zdziwi�a si� jaka� emerytka siedz�ca za dziewczyn�. - Pan Liberales wspomina� tylko, �e �ukradli samoch�d�. Nie m�wi� komu ukradli. - To wida� po naszym nowym go�ciu, Miss Marple - odparowa�a zgry�liwie dziewczyna, ale zaraz poj�a, �e si� zagalopowa�a. - Przepraszam, chcia�am powiedzie�, �e kolega Liberales... - Artur - doda�em. - ...wygl�da na zdenerwowanego, a z kieszeni wystaje mu �wistek papieru. Mam dobry wzrok i widz�, �e jest to kopia policyjnego zg�oszenia kradzie�y samochodu. Nie powiem. Lara Croft by�a bystra, jak ma�o kto. Dopiero teraz dotar�o do mnie, �e wszyscy zgromadzeni tutaj osobnicy pos�ugiwali si� pseudonimami zapo�yczonymi od znanych postaci detektyw�w. I tak, siedz�ca obok rzutnika brunetka pozowa�a na Lar� Croft - poszukiwaczk� skarb�w z przeniesionej na du�y ekran gry komputerowej. Mia�a wprawdzie d�ugi ciemny warkocz wystaj�cy jej spod niebieskostalowej czapeczki z daszkiem, ale ubrana by�a w czarny golf i lu�ne, przypominaj�ce dresy spodnie. By�a wysportowana, spr�ysta, a z b��kitnych oczu wyzywaj�co bi�a zdrowa energia. Sama twarz by�a jednak inna od tej zdobi�ce plakaty z ekscentryczn� Lara. Niewiasta ta mia�a nieco ostrzejsze od pierwowzoru rysy twarzy z mocno wyeksponowanymi ko��mi policzkowymi i wydatnym nosem. Skoro jednak chcia�a by� Lara Croft, jej sprawa! M�czyzna po pi��dziesi�tce siedz�cy naprzeciwko niej przypomina� troch� Porucznika Columbo ze znanego serialu kryminalnego. Nie by�o to mo�e uderzaj�ce podobie�stwo, niemniej jednak jaki� rys �pokrewie�stwa� z orygina�em wyst�powa�. Przede wszystkim by� on niskim, drobnym osobnikiem z kr�conymi, ciemnymi w�osami, miejscami przypr�szonymi siwizn�. I zdaje si�, �e wzorem Porucznika Columbo �w jegomo�� pali� cygara, gdy� ko�c�wka jednego z nich wystawa�a mu z kieszonki przy klapie jasnej, nieco pogniecionej marynarki. Ju� widzia�em oczami wyobra�ni, jak przed przyjazdem tutaj �w m�czyzna wyj�� z szafy odprasowany garnitur i j�� go ciska� po k�tach, chodzi� po nim, aby w ten spos�b bardziej upodobni� si� do porucznika Columbo, kt�ry przecie� chodzi� w wymi�tych rzeczach. Dalej, za Lara Croft, siedzia�a owa emerytka. To by�a nasza Miss Marple - wzoruj�ca si� na bohaterce powie�ci s�awnej autorki krymina��w Agaty Christie. Podobie�stwo do niej polega�o na emerytalnym wieku i noszeniu si� w spos�b niezwykle staro�wiecki. Nasza Miss Marple mia�a na sobie szar� sukienk� przypominaj�c� futera�, siwe w�osy za� upi�a z ty�u g�owy w du�y kok. Przy stole zauwa�y�em r�wnie� bladego i arcypowa�nego m�odziana o pseudonimie Harry Potter, ale nie przypomina� wcale znanego z ok�adek ilustrowanych magazyn�w bohatera popularnej wsp�czesnej powie�ci dla dzieci i ostatnio tak�e kasowych film�w, owego s�ynnego ch�opca-magika. Stanowi� nawet jego przeciwie�stwo, no ale przecie� uczestniczyli�my w pojedynku detektyw�w, a nie w zje�dzie sobowt�r�w. Kolejnym detektywem okaza� si� Hannussen, m�czyzna pi��dziesi�ciokilkuletni o opalonej, oliwkowej cerze i g�adko zaczesanych do ty�u kruczoczarnych i b�yszcz�cych w�osach. Cz�owiek ten posiada� wrodzon� dystynkcj�, chocia� b�ysk w oku zdradza� osobowo�� nieco wybuja��. Zreszt� ten ekscentryczny pseudonim - Hannussen! To� to kolejna posta� z filmu, a mianowicie obdarzony charyzm� i hipnotyczn� si�� oddzia�ywania na masy austriacki oficer przejawiaj�cy niespotykane uzdolnienia parapsychiczne. Jasnowidz w�r�d nas. Nie mog�em jednak zapomina�, i� filmowy Hannussen by� niez�ym kanciarzem i oszustem. I wreszcie, o zgrozo, na samym ko�cu siedzia� m�czyzna, kt�rego w pierwszej chwili nie rozpozna�em, tutaj wyst�puj�cy pod pseudonimem Jamesa Bonda, g�o�nego bohatera ksi��ek szpiegowskich autorstwa lana Fleminga, owego s�ynnego 007. Przygody tego s�ynnego asa brytyjskiego wywiadu doczeka�y si� tak�e wielu wspania�ych ekranizacji filmowych. Dwudziestodziewi�cioletni m�czyzna na ko�cu sto�u by� przystojnym brunetem, niemal tak samo eleganckim jak filmowy pierwowz�r i zwraca� uwag� ju� nie tylko kobiet, ale nawet i m�czyzn. By�em mocno zaskoczony i zarazem zaintrygowany jego obecno�ci� w tym miejscu. Co robi� tutaj m�j brat - gdy� to on by� owym Jamesem Bondem - nie wiedzia�em. Jedno by�o pewne - nie traktowa� tego pojedynku wy��cznie jako zabawy intelektualnej. 2 Marek zauwa�y� moje zatroskanie i pos�a� mi blady u�miech. By� przy tym opanowany i zimny. Moja obecno�� nie zrobi�a na nim �adnego wra�enia, a ja nie mog�em wydoby� z siebie g�osu. U�miechn�� si� do mnie ponownie, tym razem nieco tajemniczo, i popatrzy� mi g��boko w oczy zza d�ugiego sto�u. Jednak�e to nie by� u�miech Jamesa Bonda. To by� u�miech Marka Burskiego - zapowied� bezwzgl�dnej walki. �Co on tutaj robi? - my�la�em gor�czkowo. - Czy nasze spotkanie mo�e by� przypadkowe? Och, panie Demiurg, zakpi�e� sobie ze mnie. Tobie wci�� chodzi o jedno: o zdobycie dowod�w przeciwko Markowi Burskiemu�. - Kim jest Artur Liberales? - zapyta� nieoczekiwanie Harry Potter, czym wyrwa� mnie z zamy�lenia. I wtedy przyszed� mu z wyja�nieniem nie kto inny tylko w�a�nie James Bond. Wsta�, w�o�y� r�k� do kieszeni i jak dobrze wychowany d�entelmen zacz�� m�wi� subtelnym, opanowanym g�osem, robi�c krok po cicho trzeszcz�cej pod�odze. - Nasz Liberales to nauczyciel matematyki. Amator. Taki, kt�ry lubi rozwi�zywa� w niedzielne popo�udnia szarady i krzy��wki. Jest jednak typem dociekliwym i upartym - perorowa� jak jaki� mentor. Wiedzia�em jednak, �e to poza. Brat czasami na�ladowa� naszego ojca, wyk�adowc�, i w ten spos�b dodawa� sobie powagi. By�o to troch� nienaturalne jak na niespe�na trzydziestoletniego osobnika, niemniej jednak ludzie go s�uchali, on za� uwielbia� b�yszcze� w �wietle reflektor�w. - Ale Liberales jest jednocze�nie romantykiem - kontynuowa�. - W matematyce widzi nie tylko suche liczby i r�wnania, ale twierdzi, �e matematyka ma dusz�. Niezbyt to racjonalne. I w dodatku �mieszne. Ale czy� �wiat nie jest pe�en dziwak�w? �eby by�o jeszcze �mieszniej, wed�ug niego poezja i muzyka zawieraj� wi�cej matematyki ni� rachunek za gaz i konto bankowe razem wzi�te. Co dalej? Nasz Liberales to wyj�tkowy przeci�tniak. Niekt�rzy uwa�aj�, a do tych nale�y chocia�by jego brat, �e jest nawet abnegatem. Chodzi przez ca�y czas w d�insowej kurteczce i d�insowych spodniach. Niczym szczeg�lnym si� nie wyr�nia. No mo�e tylko tym, �e je�dzi Traktorem. - Czy pan to mo�e odgad� intuicyjnie? - zapyta� z zainteresowaniem nasz jasnowidz. Jednak�e Hannussen nie doczeka� si� odpowiedzi, gdy� wszyscy pozostali rykn�li �miechem, s�ysz�c uwag� o Traktorze. - Ha, ha, ha - rycza� Porucznik Columbo. - Ale si� u�mia�em. To pan je�dzi ci�gnikiem? Niezwykle oryginalne, nie powiem. James Bond m�wi�, �e Liberales jest matematykiem, a nie rolnikiem. - A co to za traktor? - drwi�a Lara. - Ursus? - Pan Liberales nie wygl�da na farmera - stwierdzi� z powag� Harry Potter. Ale nikt go nie s�ucha�. �miali si� z Traktora. My�leli pewnie, �e zamiast normalnym samochodem je�d�� ci�gnikiem. - Ukradli panu traktor? - niedowierza�a Miss Marple. - Nie wiedzia�am, �e wie� tak szybko si� cywilizuje, skoro kradn� ju� traktory tak jak w mie�cie samochody. - Temperamentum! - Hannussen rzuci� jakie� zakl�cie i wsta� gwa�townie od sto�u. - Mam go! Mam drania! I zmru�y� dziwnie oczy, jakby szuka� kontaktu z za�wiatami. - Ten, kt�ry ukrad� traktor Liberalesowi - m�wi� w transie ku rozbawieniu niekt�rych os�b - to typ wysoki, ostrzy�ony naje�a, puco�owaty... - Sk�d pan wie? - zapyta�a sceptycznie Miss Marple. - Prosz� nie przeszkadza� - zachichota� Porucznik Columbo. - Hannussen jest jasnowidzem. To jego specjalno��. - W takim razie, niech lepiej powie, gdzie przeor Gabriel ukry� skarb? - za�mia�a si� bezczelnie Lara Croft. - Prosz� pa�stwa - wtr�ci�em wreszcie swoje trzy grosze. - Traktor nie jest ci�gnikiem. To mini-morris! Hannussen chcia� co� powiedzie�, ale na szcz�cie do akcji wkroczy�a sekretarz Ewa Strasny i przerwa�a zapowied� gor�cej dyskusji. - A mo�e porozmawiamy przy kolacji? Kolacja by�a smaczna, ale niezbyt obfita. Do herbaty podano wy��cznie kanapki. Podczas lekkiego posi�ku dowiedzia�em si� jednak nieco wi�cej o uczestnicz�cych w pojedynku detektywach. I tak, Miss Marple by�a w rzeczywisto�ci autork� krymina��w, Porucznik Columbo by�ym policjantem (obecnie na emeryturze), Lara Croft ze swoimi 180 punktami IQ pracowa�a w agencji detektywistycznej u znanego polskiego detektywa Rogowskiego, Hannussen para� si� psychotronik� i mia� dar jasnowidzenia (podobno pomaga� policji w odnajdywaniu ofiar na podstawie zdj��). A Harry Potter? Ten ch�opak by� zdolnym licealist� i nazywano go w jego �rodowisku m�odym geniuszem od komputer�w. Niestety, jak zd��y�em zauwa�y�, cierpia� na pewn� neurotyczn� przypad�o�� charakteryzuj�c� si� dziwnym usztywnieniem cia�a; by� przy tym drobny i lekko zgarbiony. Zupe�nie nie przypomina� Harry�ego Pottera! Jego ponure spojrzenie kry�o w sobie pretensj� do �wiata. Jednak ten m�ody cz�owiek nie podda� si�. Wp�dzony w koszmarne kompleksy z powodu kalectwa, zamieni� rozpacz w zg��bianie tajnik�w komputerowej wiedzy. Imponowali mi ludzie, kt�rzy nie poddawali si� i dlatego poczu�em do naszego Harry�ego sympati�. Wreszcie by� tutaj z nami James Bond - m�j brat! Zarazem jednak nieuczciwy cz�owiek interesu, z pewno�ci� utalentowany, wykszta�cony, bogaty, pozuj�cy na wielkiego d�entelmena, pozer i mistyfikator, osobnik, kt�rego nie uda�o si� nigdy wsadzi� za kratki. Wiedziano, �e zajmowa� si� nielegalnymi spekulacjami na gie�dzie; cz�sto kupowa� te� stare ksi��ki czy obrazy znanych malarzy. Obraca� tak�e nieruchomo�ciami, prawdopodobnie mia� powi�zania ze �wiatem przest�pczym. Ca�a dzia�alno�� Smarkacza to by�a jedna wielka �liska sprawa. Czy pow�d, dla kt�rego zawita� do Oporowa, wi�za� si� z kolejn� tego typu nieczyst� gr�? Tego nie wiedzia�em. A zatem mia�em z nim do pogadania. Musia�em jednak wybra� dobry moment na rozmow�, aby nie wywo�ywa� w�r�d grona detektyw�w niepotrzebnych emocji. Przecie� mog�o by� tak, �e Bond znalaz� si� w Oporowie wy��cznie dla nagrody. By� mo�e uzna�, �e jest na tyle bystry i inteligentny, i� odnajdzie skarb paulin�w. Czy�by m�j brat mia� dosy� gie�dy, ciemnych interes�w, a znu�enie przepychem oraz bogactwem, jakimi si� podobno otacza�, kaza�o mu si�gn�� po innego rodzaju wra�enia, jak chocia�by zabawa w detektywa? Tylko, �e on nim nie by�! Od razu jak go tutaj ujrza�em, pomy�la�em, �e to on ukrad� Traktor, aby w ten spos�b zniech�ci� mnie do uczestnictwa w pojedynku detektyw�w. Niewykluczone, �e i �w tajemniczy Hannussen dzia�a� z nim w zmowie. Nie wierzy�em bowiem w zdolno�ci jasnowidzenia bruneta, gdy� ten powinien by� dostrzec w swoich wizjach, �e Traktor to nie ci�gnik, a zwyk�y samoch�d. I ten opis z�odzieja! Ostrzy�onych na je�a jegomo�ci by�o na p�czki. Hannussen od razu wyda� mi si� podejrzanym osobnikiem. A Bond? Je�li to on gwizdn�� Traktor, to mia� nadziej�, �e odsy�any z urz�du do urz�du, wzywany przez policj� w sprawie kradzie�y zrezygnuj� z przyjazdu do zamku. Ktokolwiek to zrobi�, przeliczy� si� w swoich przewidywaniach. Na koniec kilka s��w o Larze Croft. Nie polubi�em jej, ale zastanawia�a mnie ta m�oda kobieta. By�a bystra, ale czy na tyle, aby odgadn�� na podstawie mojego wygl�du, �e skradziono mi pojazd? To by�o niemo�liwe. Nie by�a przecie� Sherlockiem Holmesem. Mi�dzy bajki nale�a�o w�o�y� jej wyja�nienie, �e dojrza�a policyjny kwit tkwi�cy w kieszeni mojej kurtki. Wyja�nienie mog�o by� takie: by�a drugim tajnym agentem pozostaj�cym na us�ugach Demiurga, st�d tak du�o o mnie wiedzia�a. Jednak znowu ogarn�y mnie w�tpliwo�ci. Demiurg nie m�g� mie� z kradzie�� Traktora nie tylko nic wsp�lnego, ale i nie m�g� o niej wiedzie�, gdy� z pewno�ci� by temu zaradzi�. Zreszt� Lara Croft pracowa�a dla konkurencyjnej agencji Rogowskiego! Wszystko to by�o wielce zagadkowe. Przede wszystkim nurtowa�o mnie, czy Demiurg wiedzia� o planowanym pobycie mojego brata w zamku? Nie wierzy�em bowiem w zbieg okoliczno�ci, w to, �e Marek i ja trafili�my do Oporowa przypadkowo. Wygl�da�o na to, �e zosta�em oszukany. A skoro Demiurg wiedzia�, �e b�dzie tutaj Marek Burski, to m�j udzia� w tym pojedynku stanowi� tylko cz�� jakiej� misternej uk�adanki szefa agencji. Pewnie pojawi�em si� tutaj po to, aby u�pi� czujno�� Marka i przygotowa� dogodny grunt dla prawdziwego agenta. To dlatego poczu�em si� troch� jak popychad�o, gorszy gatunek, jak �o�nierz z pierwszego szeregu. Je�li moje domys�y by�y s�uszne, to w oczach Demiurga nie by�em pe�nowarto�ciowym partnerem. Nadszarpni�ta godno�� i wrodzona przekora doda�y mi jednak animuszu. Bez wzgl�du na okoliczno�ci, w kt�rych si� tutaj znalaz�em, zapragn��em rozszyfrowa� zagadk� tabliczki przeora Gabriela. Zrobi� to! Czy to si� Demiurgowi, Markowi i wszystkim detektywom �wiata podoba, czy nie! * Zamieszka�em w Domku Neogotyckim na pi�trze. Na parterze, na wprost wej�cia znajdowa�a si� kuchnia, a po lewej stronie drzwi prowadz�ce do salonu z kominkiem. Tam te� by�o kolejne wej�cie do jednoosobowej sypialni Porucznika Columbo. Drewnianymi schodami z hallu mo�na si� by�o dosta� na dobrze ogrzane pi�tro, w kt�rym urz�dzono k�cik telewizyjny i znajdowa�o si� tam wej�cie do �azienki oraz toalety. W niewielkim przedsionku by�o dwoje drzwi do dw�ch s�siaduj�cych izb - mojej jedynki i dwuosobowego pokoju Hannussena i Bonda. Zasta�em idealnie wysprz�tany i dobrze ogrzany pok�j, ale niezaprzeczalny urok nadawa�o mu stylowe umeblowanie rodem z epoki napoleo�skiej. Nowoczesny akcent stanowi�o gniazdko do internetu, a przecie� zabra�em ze sob� laptop. Mog�o si� przyda�. Jedno okno wychodzi�o na zachodni� cz�� parku, dwa pozosta�e tkwi�ce w prostopad�ej �cianie wychodzi�y na zamek z otaczaj�c� go fos� i Domek Szwajcarski usytuowany przy wje�dzie na jego teren. Z tych okien mia�em doskona�y widok na samochody parkuj�ce mi�dzy �ukiem rozleg�ego gazonu a mostem prowadz�cym na zamek. Na koniec tego formalnego wst�pu dodam, i� w zamku zamieszka�y panie oraz Harry Potter. Miss Marple z Lara Croft usadowi�y si� w pokoju dwuosobowym na drugim pi�trze wie�y, Harry Potter za� zaj�� tam jedynk�. Nie mia�em czasu nawet na rozpakowanie torby podr�nej, gdy� pani kustosz og�osi�a na dzisiejszy wiecz�r kr�tkie spotkanie towarzyskie w saloniku na parterze. Do spotkania zosta�y jeszcze trzy kwadranse, a ja by�em wci�� g�odny po skromnej kolacji, wymkn��em si� wi�c cichaczem z terenu zamkowej posiad�o�ci i poszed�em kupi� co� do jedzenia. Szed�em wzd�u� parkowego muru, mijaj�c po lewej zanurzony w ciemno�ci stawek. Za wschodnim kra�cem parku znajdowala si� bodaj stara cukrownia, kt�rej dwa kominy przypomina�y gigantyczne kikuty. Po drugiej stronie drogi, w �wietle s�abych ulicznych lamp, kr�ci�o si� troch� ludzi przed niskimi zabudowaniami. Wygl�da�y mi na sklep albo knajp�. W skromnym i zadymionym barze kupi�em na szybko gor�ce flaki, kt�re okaza�y si� nieco za s�one. By�em jednak g�odny, wi�c jad�em, nie wybrzydzaj�c. Wtedy to, pomi�dzy jednym machni�ciem �y�k� a drugim, w trakcie kolejnego siorbni�cia, spostrzeg�em, �e jaki� m�ody jegomo�� stoj�cy pod �cian� obok wej�cia przygl�da mi si� badawczo. By� to raczej t�gi osobnik przystrzy�ony na je�a, a wi�c niczym specjalnym si� nie wyr�nia�, teraz panowa�a taka moda na kr�tko obci�te w�osy i zwaliste sylwetki. Jednak�e �w cz�owiek, w odr�nieniu od innych bywalc�w baru, patrzy� nie na kufel piwa czy w m�tne oczy swojego kompana do kieliszka, a na mnie. Od razu przypomnia� mi si� typ z �wizji� Hannussena. Wypisz wymaluj - z�odziej Traktora! Czy ten m�odzian z papierosem w ustach to z�odziej mojego samochodu? Nie! To chyba wielka przesada podejrzewa� zaraz ka�dego kr�tko ostrzy�onego faceta. Mog�em by� obserwowany przez miejscow� szajk� z�odziei, ale to te� wyda�o mi si� ma�o prawdopodobne. Czy tak wielu turyst�w przyje�d�a�o w te strony? Opor�w nie by� przecie� kurortem! I kiedy zamierza�em ponownie �ypn�� okiem na nieznajomego, ten zd��y� ju� znikn��. Po prostu wyparowa�. Doko�czy�em flaki, a nast�pnie wyszed�em na zewn�trz. Nieznajomego jednak nigdzie nie by�o. Jedynie na chodniku tli� si� wyrzucony niedopa�ek z filtrem. Podnios�em go i stwierdzi�em, �e to mars. W sklepie obok kupi�em jeszcze kilogram kie�basy, jajka, chleb oraz musztard� i zawr�ci�em do zamku. Szed�em czujnie, w miar� szybkim krokiem, z zakupami w r�ku. Wypatrywa�em wszystkiego, co mog�oby niespodziewanie wyle�� na ciemn� ulic�, ka�dego ch�tnego do zaatakowania mnie napastnika, ws�uchiwa�em si� w ka�dy najmniejszy szelest za swoimi plecami, a ka�dy powiew wiatru by� dla mnie ostrze�eniem i zarazem sygna�em do obrony. Jednak a� do zamkowej bramy nikt mnie nie zaatakowa�. Ot, przejecha� jedynie stary samoch�d. Ju� mia�em skr�ci� na zamek, gdy co� mnie zatrzyma�o - dochodz�ce od strony stawu cichutkie �kanie. Kto� p�aka�. Dziewczyna. Zbli�y�em si� do parterowego budynku przyleg�ego do pofolwarcznego obmurowania. P�acz nagle si� urwa�, a ja wstrzyma�em oddech. W ciemno�ciach widzia�em zarysy dw�ch postaci stoj�cych za rogiem, opartych o jak�� skrzyni�. By�o ciemno, dziewczyna przesta�a ju� �ka�, a mnie si� wydawa�o, �e obydwie postacie drgn�y i patrzy�y boja�liwie w moj� stron�. - A pan kto?! - zapyta� agresywnie m�ody ch�opak. - Czego pan chce? - Nie b�jcie si� - uspokoi�em ich i przystan��em. - Jestem turyst�. Z zamku. - Jest pan jednym z tych detektyw�w? - zainteresowa� si�. - Na imi� mam Artur - przedstawi�em si�. - Nauczyciel. - To znaczy, �e nie jest pan detektywem - westchn�� zawiedziony. - Widzia�em pod zamkiem niez�e bryki. M�wi�, �e do zamku zjechali si� detektywi, aby rozwi�za� jak�� zagadk�. Nie chcia�em robi� mu przykro�ci, spodziewa� si� pewnie spotka� detektywa, w ich oczach kogo� po stokro� bardziej interesuj�cego od nauczyciela. - Ale ja jestem w pewnym sensie detektywem - rzuci�em w ciemno��. - Nazywaj� mnie Liberalesem i jestem konsultantem agencji detektywistycznej. - Prawdziwej? - O fa�szywych agencjach nie s�ysza�em. W ten spos�b z�ama�em dane Demiurgowi s�owo o utrzymaniu mojej misji w tajemnicy. Ale czy� Demiurg by� ze mn� do ko�ca szczery? I czy� te dzieciaki mog�y by� dla CIOS-u jakimkolwiek zagro�eniem? Nasta�a cisza. Chyba ich zainteresowa�em. A ja z kolei odczu�em dziwno�� tego spotkania. Rozmowa z nieznajomymi, kt�rych si� nie zna i nie widzi, by�a na sw�j spos�b ekscytuj�ca. W ciemno�ci, gdy nie wida� twarzy rozm�wcy, jego oczu i mimiki, stawiamy pytania bardziej precyzyjne i dajemy odpowiedzi zwi�z�e i klarowne. A tylko s�owa, kt�re niewidoczni rozm�wcy wypowiadaj�, buduj� w naszych oczach ich wizerunek. - A wy kim jeste�cie? - zapyta�em wreszcie, aby ostatecznie prze�ama� lody mi�dzy nami. - Mam na imi� Krzysiek - rzuci� niedbale ch�opak i zaraz doda�. - A to jest Agata. Co z tego, skoro ich nie widzia�em. - Mi�o mi, ale nie widz� was. - Jak pan chce, to spotkamy si� jutro z samego rana w drodze do szko�y. O si�dmej na po�udniowym skraju parku, przy szosie do �ychlina. Tam nie ma ogrodzenia, tylko g�ste krzaki, wi�c �atwo wej�� na teren parku. - W porz�dku - rzuci�em. Rozstali�my si� bez s�owa. Z piaszczystej i sk�po o�wietlonej alejki wszed�em prosto z ch�odu do ciep�ego hallu Domku. Drzwi do salonu by�y niedomkni�te, wi�c przechodz�c obok nich w drodze do kuchni, s�ysza�em, jak wewn�trz detektywi m�czyli si� nad jak�� zagadk�. Chowa�em zakupy do wsp�lnej lod�wki i przys�uchiwa�em si� dyskusji. Cz�ciej jednak �miano si� tam i �artowano, a ja nie mog�em pozby� si� poczucia pewnego osamotnienia. Tak jakbym na spacerze do knajpy i sklepu straci� co� szczeg�lnego. Wydawa�o mi si�, �e czas p�ynie w Domku inaczej dla jego mieszka�c�w ni� dla kogo� przybywaj�cego z zewn�trz. Odruchowo spojrza�em na stary zegar z kuku�k� wisz�cy nad lod�wk�. Wskazywa� godzin� si�dm� dziesi��, a m�j zegarek dziewi�t� trzy. Zdziwi�em si�, ale zaraz poj��em, �e stary zegar nie chodzi�. Wszed�em do saloniku nieco poirytowany dobrym humorem pozosta�ych go�ci i pani kustosz. Na stylowej kanapie pod �cian� obok pal�cego si� kominka siedzieli Miss Marple, kustosz Ewa oraz James Bond. Wszyscy raczyli si� winem. Pod oknem wychodz�cym na zamek, naprzeciwko wej�cia do salonu, sta� du�y st�, kt�ry okupywali: Hannussen, Porucznik Columbo, Lara Croft i Harry Potter. Na stole znajdowa�y si� talerzyki z ciasteczkami oraz otwarta butelka wina deserowego, woda mineralna, kieliszki i szklanki. Panowie i Lara patrzyli na dziwn� kombinacj� zapa�ek le��cych na bia�ym obrusie i nie zwracali uwagi na to, co dzia�o si� wok� nich. Moje pojawienie si� odnotowali jedynie ludzie siedz�cy na dziewi�tnastowiecznej kanapie. I to pewnie dlatego, �e musia�em przej�� obok nich. - Prosz� cz�stowa� si� winem - zaproponowa�a mi pani kustosz. - A mo�e panu uda si� rozwi�za� �amig��wk� z zapa�kami? Bond u�miechn�� si� do mnie i uni�s� nieco wy�ej kieliszek wype�niony winem. Wzruszy�em ramionami, ale by�em poirytowany. Pow�d stanowi�a obecno�� Marka, naszego Bonda, kt�ry nie do��, i� zachowywa� si� niczym bywalec salon�w, kpi� sobie nie tylko ze mnie, ale pewnie ze wszystkich tutaj go�ci, to jeszcze postanowi�, dra�, zabawia� tego wieczoru pani� Ew�. A musz� przyzna�, �e ta pi�kna kobieta spodoba�a mi si� od pierwszego wejrzenia. To ja chcia�bym teraz siedzie� obok niej przy kominku i zabawia� rozmow�, patrze� w b��kitne oczy i czu� zmys�ow� wo� jej perfum. C�, by�em zazdrosny o Marka. By� przecie� przystojnym i interesuj�cym m�czyzn�. Z podziwem i przera�eniem patrzy�em, jak m�odszy brat przeistoczy� si� z nieco krn�brnego studenta matematyki w d�entelmena pe�n� g�b�. To ju� nie by� ten sam Smarkacz, jakim pami�ta�em go jeszcze kilka lat temu. Wida� by�o, �e pieni�dzy mu nie brakuje i nie �a�uje grosza na si�owni� i masa�e. Wystarczy�o zerkn�� na jego ubranie - lniana koszula i garnitur od Brioniego, buty firmy Church. Prawdziwy agent 007, nie ma co! Jak z takim rywalizowa� o wzgl�dy kobiet. Mog�em go jednak pokona� w pojedynku detektyw�w. Przeszed�em obok siedz�cych na kanapie, posy�aj�c im blady u�miech, i uda�em zainteresowanego u�o�onymi w tr�jk�t zapa�kami na obrusie. - Mo�e pan co� zaradzi? - zagai� pierwszy Porucznik Columbo, na co Lara Croft spojrza�a na mnie lekcewa��co. - Dysponuj�c sze�cioma zapa�kami, trzeba u�o�y� z nich cztery tr�jk�ty. Oczywi�cie zapa�ki nie mog� si� krzy�owa�. I co pan na to, drogi Liberalesie? Wiedzia�em, jak temu zaradzi�, ale jedynie u�miechn��em si� pod nosem do swoich my�li. Nie chcia�em zdradza�, �e znam ow� zagadk�. Takie �amig��wki rozwi�zywa�o si� na studiach. Jednak�e wola�em na tym etapie pojedynku nie ujawnia� swoich atut�w. Zawsze ch�tniej dzia�a�em w cieniu innych. Kto� kiedy� m�drze powiedzia�, �e kiedy uwa�aj� nas za g�upszego, to mamy nad nimi przewag�. - Dlaczego si� pan �mieje? - mrukn�� do mnie poirytowany Hannussen. - Podobno jest pan matematykiem. I widz�c moj� bierno��, zacz�� dok�ada� kolejne zapa�ki do istniej�cego ju� tr�jk�ta, na wszystkie, jak si� zdawa�o, mo�liwe sposoby, ale nijak nie m�g� u�o�y� z sze�ciu zapa�ek czterech tr�jk�t�w. - Temperamentum - mrucza� pod nosem zaaferowany Hannussen. - Na pewno cztery tr�jk�ty? Mo�e trzy? - Z sze�ciu zapa�ek nie mo�na u�o�y� nawet trzech tr�jk�t�w - wtr�ci� wpatrzony w zapa�ki na obrusie Harry Potter. - A czemu� to, m�ody cz�owieku? - zainteresowa� si� Porucznik Columbo i wyj�� cygaro z kieszeni marynarki, a nast�pnie wpatrzony w Harry�ego obraca� je w palcach. - Porad� co�, inaczej nasz presti� detektyw�w ucierpi z powodu kilku zapa�ek. Chcesz skaza� nasze m�skie grono na kpiny ze strony m�odej niewiasty? - Poruczniku Columbo