Smith E.E. 'Doc' - Lensman (1) - Trójplanetarni
Szczegóły |
Tytuł |
Smith E.E. 'Doc' - Lensman (1) - Trójplanetarni |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Smith E.E. 'Doc' - Lensman (1) - Trójplanetarni PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Smith E.E. 'Doc' - Lensman (1) - Trójplanetarni PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Smith E.E. 'Doc' - Lensman (1) - Trójplanetarni - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
SERIA GALAKTYKA GUTENBERGA
to klasyka radzieckej i amerykańskiej SF
W serii ukazały się książki takich pisarzy jak:
Harry Harrison
H. Beam Piper
Siergiej Sniegow
Clifford D. Simak
James Schmitz
E.E. „Doc” Smith
John W. Campbell
Murray Leinster
Kir Bułyczow
Władimir Michajłow
Herbert G. Wells
Iwan Jefremow
Ilja Warszawski
Edgar Rice Burroughs
Strona 3
Strona 4
Spis treści
SERIA GALAKTYKA GUTENBERGA
Karta tytułowa
Isaac Asimov napisał kiedyś...
Dedykacja
CZĘŚĆ PIERWSZA
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
CZĘŚĆ DRUGA
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
CZĘŚĆ TRZECIA
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Strona 5
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Strona 6
Isaac Asimov napisał kiedyś, że w literaturze science fiction było trzech
pisarzy, których pojawienie się można określić jako wybuch nowej — trzy
talenty, które natychmiast zyskały uznanie czytelników: Edward Elmer
Smith, Stanley Weinbaum i Robert Heinlein. W odniesieniu do “Doca”
Smitha opinię tę potwierdzają zarówno wydawcy jak i jego amerykańscy
koledzy po piórze.
“Doc” Smith rozpoczął swoją karierę literacką pod koniec lat
dwudziestych, by następnie przez ponad trzydzieści lat święcić triumfy w
Ameryce, gdzie w latach 30. i 40. zdobył ogromną popularność. Z
wykształcenia chemik, zrobił doktorat z chemii spożywczej, stąd
przydomek “Doc”. Jego pierwsza powieść “The Skylark of Space”
powstała już przed rokiem 1920, ale opublikować udało mu się ją dopiero w
1928. Pisał dla groszowych magazynów, kupowanych jak narkotyk nie
tylko przez dzieci i młodzież, ale również przez wielu dorosłych. Podczas
gdy w Europie młodzież rozczytywała się w powieściach Karola Maya, w
Ameryce czytano romanse kosmiczne “Doca” Smitha.
W Europie sukcesu nie odniósł. W Polsce okrzyknięty grafomanem, nie
był tłumaczony w ogóle. Stanisław Lem w “Fantastyce i futurologii” nawet
o nim nie wspomina. Tymczasem w Ameryce, jak pisze James Gunn w
antologii “Droga do Science fiction”, Smith stał się po drugiej wojnie
światowej ulubionym autorem amerykańskiego fandomu. Wielu słynnych
pisarzy SF, również twórcy kina fantastycznego, “Star treku” czy
“Gwiezdnych wojen”, przyznają się, że jego twórczość wywarła na nich
duży wpływ. Wielu prominentnych naukowców wspomina go jako
ulubionego pisarza z dzieciństwa. Do inspiracji jego pomysłami przyznają
się nie tylko artyści i wynalazcy, ale nawet wojskowi. Dlaczego więc u nas
pozostał nieznany?
Strona 7
Stefan Bratkowski po podróży do Stanów Zjednoczonych napisał kiedyś
książkę zatytułowaną “Oddalający się kontynent”, w której próbował
ukazać powiększające się różnice kulturowe i cywilizacyjne między Europą
i Ameryką. Obecnie, w dobie globalizacji, ta odległość być może się
zmniejsza, ale w czasach, kiedy dr Smith pisał swoje space opery kurs
musiał być mocno rozbieżny.
Gdy powieści Maya o szlachetnych czerwonoskórych rozpalały
wyobraźnię europejskiej młodzieży, w Ameryce święcił triumfy western, w
którym dzielni kowboje zabijali setkami “dzikich” Indian, a Murzynów nie
wpuszczano do restauracji. Tą samą mentalnością obdarza swoich
bohaterów dr Smith. Obcy to dziki, prymitywny barbarzyńca, nawet jeśli
podróżuje w kosmosie na pokładzie skonstruowanego przez siebie
kosmolotu. Żadna z ras występujących w powieści nawet nie zakłada
możliwości nawiązania kontaktu. Kontakt, o ile do niego dochodzi, zostaje
wymuszony w wyniku nierozstrzygniętej walki. No bo jak odróżnić wyżej
rozwiniętą “pod względem ewolucyjnym” formę życia od prymitywnych
dzikich? To proste, posiada większą bombę. Kosmiczne floty walczą więc
zaciekle, a trup się ściele gęsto i bez litości.
Wiele epizodów musi budzić u wrażliwszego czytelnika mieszane
uczucia, bo czyż można sobie wyobrazić, że szlachetny Winnetou
zdecydowałby się wytruć całą wioskę Keiowehów, mężczyzn, kobiety i
dzieci, żeby ułatwić sobie ucieczkę? Tymczasem równie szlachetny bohater
dr Smitha robi to bez oporu, odczuwając jednocześnie “dziką satysfakcję” z
tego, że dał im nauczkę za lekceważenie.
Może więc kiepskie powodzenie powieści dr Smitha w targanej wojnami
Europie, nie zależało wyłącznie od złego marketingu.
Strona 8
Dla Roda
Strona 9
CZĘŚĆ PIERWSZA
ŚWIT
Strona 10
Rozdział 1
Aryzja i Eddor
Jakieś dwa miliardy lat temu dwie galaktyki zderzyły się, a właściwie
przeszły przez siebie. Kilkaset milionów lat w tę lub w tamtą stronę nie ma
tu znaczenia, gdyż przynajmniej tyle czasu trwało przejście. Mniej więcej
wtedy też — uważa się, że z jakimś dziesięcioprocentowym błędem —
praktycznie wszystkie słońca obu tych galaktyk weszły w posiadanie
planet.
Jest wiele przesłanek ku temu, by wierzyć, że nieprzypadkowo tak wiele
planet pojawiło się w czasie tego międzygalaktycznego przejścia1. Chociaż
są też szkoły twierdzące, że to był czysty przypadek i że wszystkie słońca
miewają planety w tak naturalny i nieunikniony sposób, w jaki koty mają
kocięta.
Tak czy inaczej, zapisy aryzyjskie są zgodne w tym punkcie, że przed
Zderzeniem w obu galaktykach nigdy nie było więcej niż trzy układy
planetarne, a przez większość czasu tylko jeden. Tak więc, kiedy słońce
planety, na której rozwinęła się ich rasa, zestarzało się i ostygło, Aryzjanie,
by ocalić swoją cywilizację, musieli, walcząc z czasem, pokonać problemy
techniczne związane z przesunięciem całej planety na orbitę młodszego
słońca.
Gdy Eddorianie zostali zmuszeni do przeniesienia się na nową
płaszczyznę egzystencji, nic materialnego nie zostało zniszczone i ich
zapisy historyczne również pozostały dostępne. Te zapisy — folie, taśmy i
platynowe płyty, wiecznotrwałe, odporne nawet na toksyczną atmosferę
Eddoru — są zgodne pod tym względem z aryzyjskimi. Bezpośrednio przed
Strona 11
Zderzeniem był jeden, tylko jeden system planetarny w Drugiej Galaktyce i
aż do pojawienia się Eddorian, Druga Galaktyka była całkowicie
pozbawiona inteligentnego życia.
Tak więc przez miliony milionów lat obie rasy, każda jako jedyne
inteligentne życie w swojej galaktyce a być może też w całym swoim
wszechświecie, pozostawały w całkowitej niewiedzy o sobie nawzajem. W
chwili Zderzenia obie rasy były już niezmiernie stare. A jedyne
podobieństwo między nimi wynikało z mocy posiadanej przez ich umysły.
Ponieważ Aryzja, pod względem budowy, atmosfery i klimatu, była
planetą ziemiopodobną, Aryzjanie byli zdecydowanie humanoidalni.
Eddorianie przeciwnie. Eddor był i jest wielki i masywny; jego morza
wypełnia trująca, mulista ciecz, a atmosfera jest cuchnącą, żrącą mgłą.
Eddor był i jest wyjątkowy; tak różny od wszystkich światów w obu
galaktykach, że jego istnienia nie można było wytłumaczyć, dopóki sami
Eddorianie nie wyjawili, że w ogóle nie pochodzi ze zwykłej
czasoprzestrzeni, ale został przeniesiony do naszego wszechświata z
innego, całkiem obcego i krańcowo odmiennego.
Tak jak różniły się planety, tak też różnili się ich mieszkańcy. Aryzjanie
dochodzili do swojej Cywilizacji poprzez normalne etapy rozwoju; od
dzikich i barbarzyńskich kultur, poprzez epoki kamienia, brązu, żelaza, stali
i elektryczności. To że wszystkie inne, późniejsze, cywilizacje przeszły tę
samą drogę rozwoju, wynika prawdopodobnie z tego, że życie posiane w
wymieszanych galaktykach, po ostygnięciu planet, pochodziło od Aryzjan,
a nie od Eddorian.
Eddorskie zarodniki, chociaż bez wątpliwości obecne, musiały być zbyt
obce dla któregokolwiek z tych środowisk — pomimo ich szerokiego
zróżnicowania — by się rozwinąć i przetrwać w sposób naturalny w
zwykłej czasoprzestrzeni.
Strona 12
Aryzjanie — zwłaszcza po tym, gdy energia jądrowa uwolniła ich od
pracy fizycznej — poświęcali się coraz bardziej badaniom
nieograniczonych możliwości umysłu.
Nawet przed Zderzeniem Aryzjanie nie potrzebowali statków
kosmicznych ani teleskopów. Samymi siłami umysłu obserwowali
soczewkowate zgrupowanie gwiazd, które dużo później telluryjscy2
astronomowie nazwali mgławicą Lundmarka3, zmierzające ku ich
galaktyce.
Obserwowali uważnie, dokładnie i z dużym entuzjazmem, zjawisko
matematycznie nieprawdopodobne, gdyż szansa na bezpośrednie spotkanie
dwóch galaktyk, zderzenie się na wspólnej płaszczyźnie równikowej i
przejście przez siebie jest tak znikomo mała, że praktycznie nie różni się od
zera.
Obserwowali narodziny niezliczonych planet, zapisywali szczegółowo w
swoich doskonałych pamięciach każdy detal tego, co się wydarzyło, w
nadziei, że w ciągu stuleci, oni lub ich potomkowie, zdołają rozwinąć
symbolikę i metodologię nadającą się do wyjaśnienia tego niezwykłego
zjawiska. Beztroskie, skoncentrowane na zadaniach, umysły Aryzjan
buszowały w przestrzeni, dopóki jeden z nich nie natknął się na Eddorian.
***
Eddorianin, jeśli nie przybrał formy człowieka, pod żadnym względem go
nie przypominał. Nie można też powiedzieć, że był amebokształtny, jako że
określenie takie implikuje plastyczność w formie i brak organizacji.
Eddorianie byli zarówno wszechstronni, jak i zróżnicowani. W zależności
od potrzeb, zmieniali nie tylko kształt, ale również teksturę. W zależności
od potrzeb, kiedy tylko i gdzie tylko potrzebowali, wykształcali —
wysuwali — kończyny; kończyny dopasowane dokładnie do aktualnego
Strona 13
zadania. Jeśli potrzebne były silne, to były silne, jeśli delikatne, były
delikatne. Małe lub duże, sztywne lub elastyczne, pojedyncze lub
rozgałęzione — bez znaczenia. Pręty czy kable, palce czy stopy, igły czy
młotki — z taką samą łatwością. Wystarczy pomyśleć i ciało dopasowuje
się do wykonywanej pracy.
Eddorianie byli aseksualni, bezpłciowi w stopniu nieporównywalnym z
żadną telluryjską formą życia wyższą od drożdży. Nie byli bynajmniej
obojnaczy czy androginiczni, ani też partenogenetyczni. Byli całkowicie
aseksualni. Byli także, jeśli nie brać pod uwagę śmierci w wyniku
gwałtownych wydarzeń, całkowicie i w każdym znaczeniu nieśmiertelni.
Każdy Eddorianin, gdy jego umysł, po życiu trwającym miliony lat,
osiągnął stan nasycenia, dzielił się po prostu na dwa staro-nowe istnienia.
Nowe według pojemności i wigoru, a stare według możliwości i mocy,
ponieważ każde z dwojga “dzieci” posiadało całkowitą wiedzę i pamięć
swojego “rodzica”.
Jeśli trudno opisać słowami fizyczne cechy Eddorian, to opisanie — czy
przedstawienie w jakiejkolwiek symbolice Cywilizacji — umysłu
Eddorianina jest całkowicie niemożliwe.
Eddorianie byli nietolerancyjni, despotyczni, drapieżni, nienasyceni,
zimni, niewrażliwi i brutalni. Byli gorliwi, pojętni, wytrwali, analityczni i
wydajni. Nie ujawniali śladów żadnych pozytywnych emocji czy uczuć
spotykanych wśród ras należących do Cywilizacji. Żaden Eddorianin nigdy
nie wykazał się niczym chociaż z daleka przypominającym poczucie
humoru.
Eddorianie w zasadzie nie byli żądni krwi. Nie kochali jej rozlewu z
jakichś swoich słodkich powodów, niemniej ich awersja do tego nie była
wcale większa od upodobania. Każde zabójstwo, które przybliżało lub
mogło ich przybliżyć do celu było akceptowalne. Rezygnowali z
Strona 14
bezużytecznej rzezi nie dlatego, że to była rzeź, ale dlatego że była
bezużyteczna, a co za tym idzie mało wydajna.
I, w przeciwieństwie do mnóstwa celów stawianych sobie przez różne
jednostki różnych ras Cywilizacji, każdy Eddorianin miał tylko jeden cel:
władzę. Władzę! WŁADZĘ!!
Ponieważ Eddor był początkowo zasiedlony przez wiele ras, być może
tak podobnych do siebie, jak różne rasy ludzkie na Ziemi, jest zrozumiałe,
że wczesna historia planety — gdy była ona jeszcze wciąż w swoim
macierzystym wszechświecie — była jedną niekończącą się wojną. A
ponieważ wojna była zawsze i prawdopodobnie będzie zawsze mocno
związana z postępem technicznym, rasa znana obecnie jako “Eddorianie”
zaczęła dominować technicznie. Wszystkie inne rasy zniknęły. To samo
spotkało pozostałe formy życia, bez względu na to jak prymitywne, które
miały kontakt z władcami planety.
A kiedy rasowi przeciwnicy zostali zlikwidowani, a żądza władzy wciąż
pozostawała niezaspokojona, Eddorianie zaczęli walczyć między sobą;
prowadzić wojny przy użyciu maszyn zniszczenia, przed którymi mogła
ochronić jedynie fantastycznie gruba warstwa skał planetarnych.
W końcu, stosunkowo niezbyt liczna grupa tych, którzy przeżyli, nie
będąc w stanie się pozabijać lub zniewolić, zawarła pewnego rodzaju pokój.
Ponieważ ich własny wszechświat był praktycznie pozbawiony systemów
planetarnych, postanowili przenosić swoją planetę z jednego wszechświata
do drugiego, aż znajdą taki, gdzie będzie wiele planet i każdy z nich będzie
mógł stać się jedynym władcą coraz większej liczby światów. Plan był wart
wysiłku, obiecujący nawet dla najbardziej żądnych władzy Eddorian.
Wówczas, po raz pierwszy w swojej niesamowicie długiej historii
fanatycznego braku współpracy, Eddorianie zdecydowali się połączyć
zasoby swoich umysłów i pracować wspólnie.
Strona 15
Utworzona została swego rodzaju unia; niezupełnie pokojowo, ale też
bez zabójczych zmagań. Eddorianie wiedzieli, że demokracja, ze względu
na swoją naturę, jest nieefektywna, więc demokratyczny rząd nie wchodził
w grę. Efektywny rząd z konieczności musi być autorytarny. Wszyscy nie
byli ani dokładnie tacy sami, ani nie mieli takich samych możliwości.
Perfekcyjna identyczność dwóch takich złożonych struktur jest w
rzeczywistości niemożliwa, a każda różnica, nawet minimalna, w takim
społeczeństwie stanowiła podstawę do podziałów społecznych.
W ten sposób jeden z nich, nieznacznie silniejszy i trochę brutalniejszy
niż reszta, został Suprematorem — Jego Ultymatywną Wysokością — a
grupa około tuzina innych, tylko nieskończenie minimalnie słabszych,
utworzyła jego Radę; gabinet, który później stał się znany jako Wewnętrzny
Krąg. Stan tego gabinetu zmieniał się trochę w ciągu wieków; zwiększając
się o jednego, gdy któryś z członków się rozdzielił lub zmniejszając o
jednego, gdy któryś z zazdrosnych towarzyszy lub zawistnych
podwładnych zdołał dokonać udanego zabójstwa.
A więc w końcu Eddorianie zaczęli działać razem, dzięki czemu
powstały, między innymi, tunele podprzestrzenne i w pełni nieinercyjny
napęd — napęd, który miliony lat później skonstruował dla Cywilizacji
Aryzjanin działający pod imieniem Bergenholm. Innym efektem tej
współpracy, do którego doszło wkrótce po zderzeniu się galaktyk, było
pojawienie się planety Eddor w naszym wszechświecie.
– Teraz powinienem zdecydować czy mamy założyć w tym
wszechświecie stałą siedzibę, czy szukać dalej – oznajmił ostrym tonem
Supremator swojej Radzie. – Z jednej strony minie sporo czasu, zanim te
planety ostygną. Jeszcze więcej, zanim życie rozwinie się na tyle, by
utworzyć część planowanego imperium i zająć nas w większym stopniu. Z
drugiej strony spędziliśmy miliony lat na przeszukiwaniu milionów
Strona 16
wszechświatów i nigdzie nie znaleźliśmy takiej obfitości planet, jakie
wkrótce, według wszelkiego prawdopodobieństwa, pojawią się w tych
dwóch galaktykach. Pewną zaletę stanowi również to, że te planety nie są
jeszcze zaludnione. Gdy życie zacznie się rozwijać, będziemy mogli je
kształtować, jak nam się spodoba.
Krongenes, mamy jakieś dane na temat możliwości znalezienia planet w
innych wszechświatach?
Określenie “Krongenes” nie było imieniem w naszym rozumieniu. Było
czymś więcej niż imię. Było kluczem — myślowym skrótem —
skondensowanym, skróconym kodem istnienia, osobowości tego
szczególnego Eddorianina.
– Nic obiecującego, Wasza Ultymatywna Wysokość – odpowiedział bez
namysłu Krongenes. – Żaden ze wszechświatów w zasięgu moich
instrumentów nie zawiera więcej niż drobną część niezamieszkałych
światów już istniejących tutaj.
– W porządku. Jeśli ktoś z was widzi jakieś istotne przeszkody w
ustanowieniu naszego imperium w tym wszechświecie, to proszę o
przedstawienie ich teraz.
Nie było obiekcji, gdyż żaden z potworów nie wiedział o istnieniu Aryzji
i Aryzjan.
Zresztą, gdyby nawet wiedzieli, to jest wielce nieprawdopodobne, żeby
to spowodowało jakieś obiekcje. Po pierwsze, dlatego że żadnemu
Eddorianinowi, poczynając od Suprematora, nie przyszłoby do głowy ani
nigdy by tego nie przyznał, że jakakolwiek rasa, gdziekolwiek, w
jakiejkolwiek sytuacji osiągnęła lub mogłaby osiągnąć poziom Eddorian w
jakiejkolwiek dziedzinie. A po drugie, dlatego że — jak to bywa we
wszystkich dyktaturach — sprzeczanie się z Suprematorem nie skutkowało
przedłużeniem życia.
Strona 17
– Dobrze. W takim razie teraz… Zaraz! Ta myśl nie pochodzi od nikogo
z nas! Kim jesteś, obcy, że ośmielasz się wdzierać na posiedzenie
Wewnętrznego Kręgu?
– Nazywam się Enphilistor, młodszy badacz z planety Aryzja. – To imię
również było symboliczne. Młody Aryzjanin nie był jeszcze Strażnikiem,
jakim on i wielu jego kolegów miało wkrótce się stać, gdyż przed
pojawieniem się Eddoru, Aryzja nie potrzebowała Strażników. – Wcale się
nie wdzieram, z czego musisz sobie zdawać sprawę. Nie dotykałem
żadnego z waszych umysłów, nie odczytywałem żadnej z waszych myśli.
Czekałem, aż zauważycie moją obecność i będziemy mogli się poznać. W
istocie to ciekawe wydarzenie, gdyż zawsze uważaliśmy, że jesteśmy
jedyną zaawansowaną formą życia w tym wszechświecie…
– Milcz, robaku, w obecności Pana. Posadź swój statek i poddaj się, a
pozwolimy twojej planecie nam służyć. Odmówisz lub tylko się zawahasz i
każdy członek twojej rasy umrze.
– Robaku? Panowie? Posadź swój statek? – Myśli młodego Aryzjanina
wyrażały czystą ciekawość, bez objawów strachu, obawy czy
onieśmielenia. – Poddać się? Służyć wam?
Wydaje mi się, że odbieram wasze myśli bez wieloznaczności, ale ich
znaczenie jest całkowicie…
– Zwracaj się do mnie przez “Wasza Ultymatywna Wysokość” – zimno
pouczył go Supremator. – Natychmiast ląduj albo umrzesz. To jest ostatnie
ostrzeżenie.
– Wasza Ultymatywna Wysokość? Oczywiście, jeśli taka jest forma
zwyczajowa. Ale jeśli chodzi o lądowanie, a także ostrzeżenie i umieranie,
nie sądzicie chyba, że jestem tu obecny ciałem? Czyżbyście byli tak
nienormalni, by uwierzyć, że możecie zabić mnie lub kogokolwiek z
Aryzjan? Bardzo zabawna, nadzwyczajna psychika!
Strona 18
– W takim razie umieraj robaku – warknął Supremator i wysłał mentalne
uderzenie, którego energia wystarczała, by zabić każde żywe stworzenie.
Enphilistor odparł złośliwy atak bez widocznego wysiłku. Jego
zachowanie nie zmieniło się ani nie podjął akcji odwetowej.
Eddorianin wysłał w jego kierunku sondę analityczną, ale ta, ku jego
zdziwieniu, nie była w stanie wyśledzić myśli Aryzjanina. Tymczasem
Enphilistor, nie przerywając obserwacji rozsierdzonych Eddorian, wysłał
cichą myśl, tak jakby kontaktował się z kimś u swego boku: – Proszę o
kontakt z jednym lub kilkoma Starszymi. Natknąłem się na sytuację
przekraczającą moje kompetencje.
– Jesteśmy Starszymi Aryzji w Zespoleniu – umysły Eddorian wypełnił
niski, dudniący pseudo-głos, wspierany trójwymiarową wizją starego,
białobrodego humanoida. – Od dawna wizualizowaliśmy wasze przybycie.
Dawno temu podjęliśmy również decyzję, co z wami zrobić. Zapomnicie o
tym incydencie. Przez kolejne przyszłe eony żaden Eddorianin nie będzie
świadomy naszego istnienia.
Zespolenie Starszych podjęło działania, zanim jeszcze ta myśl została
wysłana.
Eddorianie zapomnieli całkowicie o wydarzeniu. Żaden z nich nie
zatrzymał w swojej świadomości wiedzy, że nie są jedynym inteligentnym
życiem we wszechświecie.
***
Tymczasem w odległej Aryzji wszyscy Aryzjanie połączyli swoje umysły w
celu przeanalizowania sytuacji.
– Dlaczego, po prostu, ich nie zabić? – zapytał Enphilistor. –
Oczywiście, byłby to obrzydliwie drastyczny krok, prawie niemożliwy do
Strona 19
wykonania, ale nawet ja mogę sobie wyobrazić… – urwał przytłoczony
własnymi myślami.
– To co jesteś w stanie dostrzec, młodzieńcze, jest jedynie małym
fragmentem całości.
Nie próbowaliśmy ich zabić, ponieważ nie udałoby nam się tego
dokonać. I bynajmniej nie z powodu wrażliwości, jak sugerujesz, ale z
powodu czystej niemożliwości. Eddoriańska wola życia jest czymś dalekim
poza twoje obecne rozumienie. A nieudana próba uniemożliwiłaby
modyfikację ich pamięci, podczas gdy my potrzebujemy czasu… dużo
czasu – Zespolenie Starszych urwało, zastanawiając się przez chwilę, po
czym zwróciło się do wszystkich.
– My, Starsi Myśliciele, nie dzieliliśmy się z wami naszymi
wizualizacjami Wieloświata, ponieważ zanim pojawili się Eddorianie
istniała możliwość, że nasze przewidywania są błędne. Teraz jednak nie ma
już wątpliwości. Cywilizacja, rozwijająca się pokojowo wśród tych
wszystkich tworzących się planet obu galaktyk, już nie powstanie. Żeby
umożliwić jej rozwój, będziemy musieli poświęcić znacznie więcej czasu i
będzie to dużo trudniejsze.
– Umysły Eddorian mają w sobie ogromny uśpiony potencjał. Gdyby
teraz o nas wiedzieli, jest praktycznie pewne, że wytworzyliby broń i
urządzenia, przy pomocy których zniweczyliby wszelkie nasze wysiłki.
Wyrzuciliby nas stąd, z naszej własnej czasoprzestrzeni.
Potrzebujemy więc czasu… a mając czas osiągniemy sukces. W
Cywilizacji pojawią się lensy4… oraz istoty godne do ich noszenia.
Ponieważ my, Aryzjanie, mimo ogromnych wysiłków włożonych w rozwój
naszej rasy — chociaż nie jest to jeszcze całkiem pewne, ale
prawdopodobieństwo jest znaczne — sami nigdy nie damy rady pokonać
Eddorian. Nasi potomkowie będą musieli, z jakichś istot wyewoluowanych
Strona 20
na którejś z planet, wyhodować całkiem nową rasę — rasę dużo bardziej
zdolną od nas — która zastąpi nas na straży Cywilizacji.
***
Minęły wieki. Tysiąclecia. Kosmiczne i geologiczne ery. Planety ostygły i
ustabilizowały się. Życie powstało, wzrastało i rozwijało się. A w miarę jak
ewoluowało, diametralnie odmienne, subtelne działania Aryzji i Eddoru
kształtowały jego charakter.
↑Smith powołuje się tutaj na teorię powstawania układów planetarnych sformułowaną w połowie
XVIII w. i sformalizowaną przez Jamesa Jeansa w 1917 r. Hipoteza zakładała tworzenie się planet z
materii gwiazd macierzystych wyrwanej siłami przypływowymi podczas zbliżenia dwóch gwiazd.
Obecnie teoria ta ma jedynie znaczenie historyczne. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.)
↑Tellus — rzymska bogini ziemi. Nazwy Ziemia i Tellus są w narracji używane równocześnie, bez
żadnego klucza, dla określenia naszej planety.
↑Prawdopodobnie galaktyka Wolf-Lundmark-Melotte (WLM) — nieregularna galaktyka,
położona na skraju grupy lokalnej, odkryta w 1909 r. przez Maxa Wolfa.
↑Lens — stworzone przez Aryzjan urządzenie dające jego “nosicielowi” nadnaturalne
możliwości. Lens jest elementem wiążącym cały cykl “Lensman”