16968
Szczegóły |
Tytuł |
16968 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16968 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STEPHEN KING
W cyklu MROCZNA WIE�A;
ROLAND
POWO�ANIE TR�JKI
ZIEMIE JA�OWE
CZARNOKSIʯNIK I KRYSZTA�
WILKI Z CALLA
PIE�� SUSANNAH - 06
MROCZNA WIE�A
PIE�� SUSANNAH
Z angielskiego prze�o�yt
KRZYSZTOF SOKO�OWSKI
Strona internetowa Stephena Kinga:
www.stephenking.com
Wi�c id� .S� �wiaty inne ni� ten.
John�Jake� Chambers
Jestem dziewczyna pe�n� smutku,
�ycie k�opot�w pe�ne mam,
W�druj� �wiata wielk� pustk�,
Gdzie jest przyjaci� droga ta?
Piosenka ludowa
Uczciwe jest to, czego pragnie B�g.
Lei Enger, Peace Like a Wiver
SPIS TRE�CI
PIERWSZA ZWROTKA: TRZ�SIENIE PROMIENIA 13
DRUGA ZWROTKA: TRWA�O�� MAGII 33
TRZECIA ZWROTKA: TRUDY I MIA 61
CZWARTA ZWROTKA: DOGAN SUSANNAH 77
PI�TA ZWROTKA: �ӣW 97
SZ�STA ZWROTKA: ZAMEK NAD OTCH�ANI� 123
SI�DMA ZWROTKA: ZASADZKA 155
�SMA ZWROTKA: RZUT KO�CI� 187
DZIEWI�TA ZWROTKA: EDDIE PRZYGRYZA JFCZYK 207
DZIESI�TA ZWROTKA: SUSANNAH-MTO, MOJA PODZIELONA
DZIEWCZYNO 253
JEDENASTA ZWROTKA: PISARZ 303
DWUNASTA ZWROTKA: JAKE 1 CALLAHAN 349
TRZYNASTA ZWROTKA: HILE, MIA, HILE, MATKO 393
KODA: KARTKI Z DZIENNIKA PISARZA 435
Od Opowiadacza 462
PIERWSZA ZWROTKA
TRZ�SIENIE PROMIENIA
1
Jak d�ugo przetrwa magia?
Pytanie Rolanda powita�a cisza. Musia� zada� je po raz drugi,
i tym razem spojrza� wprost na Henchicka z Mannich, siedz�-
cego obok Cantaba, m�a jednej z jego wielu wnuczek. Trzy-
mali si� za r�ce, zgodnie ze zwyczajem Mannich. Henchick
straci� tego dnia inn� blisk� osob�, lecz je�li po niej p�aka�, �al
w �aden spos�b nie odbija� si� na jego nieruchomej, kamiennej
wr�cz twarzy.
Obok Rolanda, nikogo nie trzymaj�c za r�k�, milcz�cy
i przera�liwie blady, siedzia� Eddie Dean, a przy nim, z pod-
wini�tymi nogami, Jake Chambers. Na kolanach mia� Eja;
gdyby Roland nie widzia� tego na w�asne oczy, nigdy by nie
uwierzy�, �e bumbler pozwoli na to swemu panu. I Eddie,
i Jake ochlapani byli krwi�. Jake mia� na koszuli krew przyja-
ciela, Bcnny'cgo Slighlmana, a krew na koszuli Eddiego p�yn�a
niegdy� w �y�ach Margaret Eisenhart, dawnej Margaret z Red-
path, c�rki patriarchy Mannich. Obaj wygl�dali na zm�czonych
co najmniej tak, jak czu� si� zm�czony Roland, kt�ry jedno-
cze�nie wiedzia�, �e �aden z nich nie odpocznie tej nocy.
Z daleka, od strony miasta, dobiega� ich trzask fajerwerk�w
i odg�osy �piew�w, rado�ci, �wi�ta.
Tutaj jednak nikt nic �wi�towa�. Margaret i Bcnny nie �yli,
Susannah znik�a.
� Henchick, powiedz mi, b�agam, jak d�ugo przetrwa
magia?
15
Starzec machinalnie pog�aska� imponuj�c� brod�.
� Rewolwerowcze... Rolandzie... nie potrafi� powiedzie�.
Magia drzwi w tej jaskini jest dla mnie niepoj�ta. Doskonale
o tym wiecie.
� Powiedz mi, co my�lisz. Opieraj�c si� na swoim do-
�wiadczeniu.
Eddie uni�s� d�onie... brudne, dr��ce, ze �ladami krwi pod
paznokciami.
� Powiedz, Henchicku � przem�wi� g�osem cichym, g�u-
chym, niepewnym. Roland nigdy nie s�ysza� go m�wi�cego
w ten spos�b. � Powiedz, b�agani.
Rosalita, gospodyni P�rc Callahana, podesz�a do nich, nios�c
na tacy dzbanek paruj�cej kawy i fili�anki. Przynajmniej ona
znalaz�a czas na zrzucenie z siebie brudnych, zakrwawionych
d�ins�w i koszuli i w�o�enie domowej sukienki, ale w oczach
mia�a ob��d. Sprawia�y wra�enie ma�ych, przera�onych zwie-
rz�tek, wygl�daj�cych na �wiat z g��bi norek. Nalewa�a kaw�
i cz�stowa�a ni� w milczeniu. Gdy podawa�a fili�ank� Rolan-
dowi, zauwa�y� zaschni�t� smug� na grzbiecie jej d�oni. Czy
by�a to krew Margaret? Czy mo�e Benny'ego? Nie wiedzia�
i szczerze m�wi�c, niezbyt go to obchodzi�o. Wilki ponios�y
kl�sk�. By� mo�e nigdy ju� nie przyb�d� do Calla Bryn Sturgis,
a mo�e przyb�d�... to ju� sprawa ka. Dla nich wa�na by�a
Susannah Dean, kt�ra po bitwie znik�a, zabieraj�c ze sob�
Czarn� Trzynastk�.
� Pytasz mnie o kaven! � przerwa� mu te rozmy�lania
Henchick.
� Tak, ojcze � Roland skin�� g�ow�. � Pytam o trwa�o��
magii.
Pere Callahan wzi�� fili�ank� kawy. Podzi�kowa� za ni�
skinieniem g�owy i roztargnionym u�miechem, ale nie powie-
dzia� ani s�owa. Na kolanach trzyma� ksi��k� Miasteczko Salem
autorstwa pisarza, o kt�rym nigdy nie s�ysza�. Podobno by�a to
powie��, fikcja literacka, lecz on, Donald Callahan, wyst�powa�
w niej jako jeden z g��wnych bohater�w. I naprawd� mieszka�
w tytu�owym miasteczku, bral udzia� w opisanych, najzupe�niej
rzeczywistych wydarzeniach. Szuka� na ok�adce zdj�cia autora,
przekonany, cho� nie wiedzia� dlaczego, �e zobaczy sw� twarz,
16
a przynajmniej jej wersj� z tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego
pi�tego roku, kiedy dzia�o si� to, co opisano w ksi��ce. Nie
znalaz� jej jednak. By�a tylko notka, wyja�niaj�ca bardzo nie-
wiele. Pisarz mieszka� w Maine, by� �onaty, jego poprzednia,
pierwsza, ksi��ka zosta�a bardzo przychylnie przyj�ta przez
krytyk�w, przynajmniej je�li wierzy� przytoczonym na tylnej
ok�adce cytatom.
� Im wi�ksza magia, tym d�u�ej trwa � odezwa� si� Cantab
i spojrza� na Henc�ucka pytaj�co.
� Ano � przytakn�� stary. � Magia i glammer s�jednym,
a przychodz� z tego, co by�o. � Przerwa� na chwil�. � To
znaczy z przesz�o�ci, je�li mnie pojmujecie.
� Te drzwi otwiera�y si� w wielu miejscach i wielu czasach
w �wiecie, z kt�rego pochodz� moi przyjaciele � wyja�ni�
Roland. � Pragn�, by zn�w si� otworzy�y, ale tylko w dw�ch
miejscach. Tych, na kt�re otwiera�y si� ostatnio. Czy to mo�-
liwe?
Czekali. Henchick i Cantab w milczeniu szukali odpowiedzi
na to pytanie. Manni byli wielkimi podr�nikami. Je�li kto�
wie, je�li kto� potrafi zrobi� to, czego pragn�� Roland... czego
pragn�li wszyscy... to tylko oni.
Cantab pochyli� si� z szacunkiem ku starcowi i wyszepta�
co�. Henchick, dinh Calla Redpath, wys�ucha� go z nieruchom�
twarz�, a potem wyci�gn�� powykr�can� reumatyzmem r�k�,
odwr�ci� g�ow� Cantaba i odpowiedzia� mu r�wnie� szeptem.
Eddie poruszy� si� gwa�townie. Lada chwila straci cierp-
liwo��, zapewne zacznie krzycze�. Roland po�o�y� mu d�o� na
ramieniu i m�odzieniec si� uspokoi�. Na razie.
Manni rozmawiali szeptem przez dobre pi�� minut, wy-
stawiaj�c na pr�b� cierpliwo�� czekaj�cych. Dla Rolanda do-
biegaj�ce ha�asy, wyra�ne, cho� p�yn�ce z dala odg�osy rados-
nego �wi�ta zwyci�stwa, by�y niemal nie do zniesienia. Jeden
B�g wie, jak musia� si� czu� Eddie.
Henchick poklepa� Cantaba po policzku. Spojrza� na Rolanda.
� My�limy, �e to mo�liwe � powiedzia� po prostu.
� Dzi�ki Bogu -� szepn�� Eddie, a potem g�o�niej po-
wt�rzy�: � Dzi�ki Bogu. No to chod�my, na co czekamy?
Mo�emy spotka� si� na wschodnim trakcie...
17
Obaj brodaci Manni energicznie pokr�cili g�owami, Henchick
stanowczo, cho� ze smutkiem, Cantab z wyra�nie widocznym
przera�eniem.
� Nie p�jdziemy do Jaskini Przej�cia w ciemno�ci �
oznajmi� Henchick.
� Musimy! � zaprotestowa� Eddie. � Nie rozumiecie?
Przecie� chodzi nie tylko o to, jak d�ugo przetrwa magia albo
kiedy zniknie. Najwa�niejszy jest czas, to, z jak� pr�dko�ci�
biegnie po drugiej stronie! Szybciej ni� tutaj... a to, co przemija,
przemija. Chryste, Susannah mo�e rodzi� w tej w�a�nie chwili,
a je�li jej dziecko b�dzie jakim� kanibalem...
� Pos�uchaj mnie, m�j m�ody przyjacielu � przerwa� mu
Henchick � i s�uchaj uwa�nie, bardzo uwa�nie. Dzie� ju� si�
chyli ku zachodowi.
Stary mia� racj�. Nigdy jeszcze Rolandowi dzie� nie up�yn��
tak szybko. Najpierw by�a walka z Wilkami, stoczona rankiem,
niemal o �wicie, potem spontaniczne �wi�to, rozpocz�te po
prostu na trakcie; rado�� ze zwyci�stwa i �a�oba po ofiarach
(kt�re okaza�y si� zdumiewaj�co ma�e). Potem zorientowali
si�, �e Susannah znik�a, poszli wi�c do jaskini i znale�li w niej
to, co znale�li. Nim wr�cili na pole bitwy, na wschodni trakt,
min�o po�udnie. Wi�kszo�� mieszka�c�w miasteczka uda�a
si� do dom�w w triumfalnym pochodzie, zabieraj�c ze sob�
swe cudem ocalone dzieci. Henchick ch�tnie wyrazi� zgod� na
rozmow�, ale nim wszyscy zebrali si� na plebanii, s�o�ce
przesz�o ju� na drug� stron� nieba.
Przynajmniej t� noc prze�pimy a� do brzasku, pomy�la�
Roland, nic wiedz�c, czy powinien odczuwa� ulg�, czy roz-
czarowanie. Jedno by�o pewne: potrzebowa� snu.
� S�ucham i rozumiem � powiedzia� Eddie.
Roland trzyma� d�o� na jego ramieniu i czu�, jak m�ody
przyjaciel dr�y na ca�ym ciele.
� Nawet gdyby�my chcieli i��, nie sk�oniliby�my wystar-
czaj�co wielu naszych, by poszli wraz z nami � wyja�ni�
Henchick.
� Ty jeste� dinh...
� Ano, tak to nazywacie, wi�c s�dz�, �e nim jestem, cho�
nie jest to nasze s�owo, pojmujecie? W wi�kszo�ci spraw b�d�
18
mnie s�ucha�. Wiedz�, jaki d�ug zaci�gn�li u waszego ka-tet,
po tym, czego dzi� dokonali�cie, i b�d� si� starali go sp�aci�
w ka�dy dost�pny im spos�b. Ale nie p�jd� w�sk� �cie�k� do
tego nawiedzonego miejsca, nie po zmroku. � Henchick po-
trz�sa� g�ow� powoli, z wielkim przekonaniem. � Nie �
powt�rzy�. � Tego nic zrobi�. Pos�uchaj mnie, m�ody cz�owie-
ku. Cantab i ja wr�cimy do Redptah Kra-ten przed zapadni�ciem
nocy. Tam zwo�am nasz� rad� do Tempy, kt�ra jest dla nas tym,
czym Sala Spotka� dla tych, kt�rzy nie pami�taj�. � Zerkn��
na Callahana. � Przeprosz�, Pere, je�li to okre�lenie ci� ura�a.
Cal�ahan skin�� g�ow�, nie odrywaj�c wzroku od ksi��ki,
kt�r� ca�y czas obraca� w d�oniach. Ob�o�ona by�a w sztywny
plastik, jak wi�kszo�� cennych pierwszych wyda�. Na skrzyde�-
ku ok�adki wypisano o��wkiem cen� � $950. Druga powie��
jakiego� m�odego pisarza. Ciekawe, co uczyni�o j� tak cenn�.
Je�li spotkaj� kiedy� w�a�ciciela ksi��ki, m�czyzn� nazwis-
kiem Calvin Tower, z pewno�ci� go o to zapyta. I b�dzie to
pierwsze z d�ugiego szeregu pyta�.
� Wyt�umaczymy im, czego chcecie, poprosimy o ochot-
nik�w. Z sze��dziesi�ciu o�miu m�czyzn Redpath Kra-ten
zgodz� si� pom�c prawie wszyscy, z wyj�tkiem pi�ciu, mo�e
sze�ciu, jak s�dz�. Po��czymy nasze si�y w jedn� si��. Stworzy-
my khef. Tak to nazywacie? Khejl Kiedy ludzie dzie�a si�
czym�?
� Tak � potwierdzi� Roland. � M�wimy o dzieleniu
si� wod�.
� Nie zmie�cicie tylu ludzi w jaskini � zauwa�y� Jake. �
Nic ma mowy. Nawet gdyby potowa z nich siedzia�a na ramio-
nach drugiej po�owy.
� Nie ma takiej potrzeby � wyja�ni� Henchick. � W �rod-
ku znajd� si� ci najpot�niejsi, nazywamy ich �wysy�aczami".
Inni mog� ustawi� si� wzd�u� �cie�ki. R�ka w r�k�, o�owianka
w o�owiank�. Jutro b�dziemy na miejscu, nim s�o�ce dotknie
dach�w dom�w. Stawiam na to zegarek i ostrogi. Potrzebny
nam dzisiejszy wiecz�r, by zgromadzi� magnesy i o�owianki. �
Patrzy� na Eddiego przepraszaj�co i z wi�cej ni� odrobin�
strachu. Ten m�ody cz�owiek cierpia� niewyobra�alnie, wida�
to by�o na pierwszy rzut oka. A poza tym by� rewolwerowcem.
19
Rewolwerowiec got�w jest atakowa� w ka�dej sytuacji, je�li to
konieczne... ale nigdy nie atakuje na o�lep.
� Mo�e by� za p�no � powiedzia� cicho Eddie. Spojrza�
na Rolanda wielkimi, piwnymi oczami, przekrwionymi teraz
i podsinia�ymi ze zm�czenia. � Jutro mo�e by� za p�no...
je�li nawet magia przetrwa.
Roland otworzy� usta, Eddie podni�s� palec.
� Tylko nie m�w ka, Rolandzie. Je�li powiesz ka cho� raz,
g�owa mi eksploduje, daj� s�owo.
Roland zamkn�� usta. Nie powiedzia� nic.
Eddie spojrza� na dw�ch starych m�czyzn, brodatych, ubra-
nych w ciemne stroje kwakr�w.
� A wy nie jeste�cie pewni, �e magia przetrwa, prawda?
Co da si� otworzy� dzi�, jutro mo�e ju� by� zamkni�te na
zawsze. I nie otworz� tego ani magnesy, ani o�owianki groma-
dzone od dnia stworzenia Mannich.
� Ano � przytakn�� Henchick. � Ale twoja kobieta za-
bra�a magiczn� kul�, i cokolwiek sobie my�lisz, dla �wiata
Po�redniego i Pogranicza to dobrze, �e st�d odesz�a.
� Sprzeda�bym dusz�, �eby j� odzyska�. I r�ce � powie-
dzia� Eddie dono�nym, czystym g�osem.
Wszyscy spojrzeli na niego wstrz��ni�ci, nawet Jake. Roland
poczu� nag�� potrzeb� przem�wienia, sk�onienia Eddiego do
odwo�ania tych s��w, jakby nigdy nie zosta�y powiedziane.
Pot�ne si�y przeszkadza�y im w w�dr�wce ku Wie�y, pot�ne
mroczne si�y, a Czarna Trzynastka to ich najpot�niejszy sigul.
To, czego mo�na u�y�, mo�na tak�e nadu�y� � odpryski T�czy
mia�y sw�j w�asny z�owrogi glamtner, zw�aszcza Trzynastka.
Zapewne by�a sum� ich wszystkich. Gdyby j� nawet mieli,
Roland by�by got�w walczy�, by przeszkodzi� Eddiemu Dea-
nowi w po�o�eniu na niej d�oni. W tym stanie ducha, w smutku,
kt�ry uniemo�liwia� mu skupienie si� na czymkolwiek, kula
albo zniszczy�aby go w kilka minut, albo uczyni�a swym
niewolnikiem na wieki.
� I kamie� by pil, gdyby mia� usta � odezwa�a si� Rosa,
zaskakuj�c ich wszystkich. � Eddie, od��my na bok sprawy
magii. Pomy�l o �cie�ce, kt�ra prowadzi tam, na g�r�. Potem
pomy�l o pi�ciu tuzinach m�czyzn, niekt�rych starych jak
20
Henchick, w cz�ci �lepych jak nietoperze, pr�buj�cych wspi��
si� po niej w ciemno�ci.
� Ten g�az � doda� Jake. � Pami�tasz ten g�az, ko�o
kt�rego trzeba si� prze�lizgn��. Tam jest tak ciasno, �e wisisz
nogami nad przepa�ci�.
Eddie skin�� g�ow� powoli, niech�tnie.
Roland widzia�, jak walczy ze sob�, pr�buj�c zaakceptowa�
to, czego nie potrafi� zmieni�. Jak walczy o zachowanie zdro-
wych zmys��w.
� Susannah Dean tak�e jest rewolwerowcem � rzek�. �
Mo�e potrafi zadba� sama o siebie, przynajmniej przez
jaki� czas.
� Nie s�dz�, by Susannah decydowa�a � odpar� natych-
miast Eddie � i ty te� tak my�lisz. To Mia zaw�adn�a ni�
i b�dzie j� kontrolowa� co najmniej do dnia narodzin dziecka,
swojego ch�opczyka. Bo on jest jej! Mia b�dzie rz�dzi� dop�ty,
dop�ki ma�y nie przyjdzie na �wiat.
Roland odwo�a� si� nagle do intuicji; pojawia�a si� wielo-
krotnie w ci�gu lat, kt�re sp�dzi� na szlaku, i na og� go nie
zawodzi�a. Nie zawiod�a te� w tym wypadku.
� Mo�liwe, �e kiedy odchodzi�y, to Mia kierowa�a krokami
Susannah. I mo�liwe te�, �e nie b�dzie w stanie kierowa� nimi
po drugiej stronie.
Callahan oderwa� si� wreszcie od ksi��ki, kt�ra tak go
zafascynowa�a.
� Dlaczego? � spyta�.
� To �wiat Susannah. Nie Mii. Je�li nie uda si� im dzia�a�
wsp�lnie, zapewne wsp�lnie umr�.
2
Henchick i Cantab wr�cili do Redpath Mannich, by opowie-
dzie� starszym (wy��cznie m�czyznom) o tym, co si� dzi�
zdarzy�o, a nast�pnie o tym, jaka jest cena wdzi�czno�ci. Roland
poszed� z Ros� do jej domku. Sta� na wzg�rzu, ponad niegdy�
schludn�, porz�dn� wyg�dk�, z kt�rej pozosta�o niewiele, w tym
szcz�tki Andy'ego, Robota-Pos�a�ca (I Wiele Innych Funkcji).
21
Rosa powoli rozebra�a Rolanda do naga, po czym wyci�gn�a
si� obok niego na ��ku i natar�a specjalnymi olejkami � kocim
na artretyzm, a g�stszym i lekko pachn�cym w miejscach
najbardziej wra�liwych. Kochali si�. Szczytowali w tej samej
chwili (rodzaj przypadku, kt�ry g�upcy nazywaj� losem), s�u-
chaj�c huku fajerwerk�w, wybuchaj�cych na g��wnej ulicy
Calla, i radosnych okrzyk�w folken, przewa�nie ju� nie pod-
chmielonych, lecz, s�dz�c z odg�os�w, pijanych w sztok.
� �pij � powiedzia�a Rosa. � Jutro ju� ci� nie b�dzie.
Nic b�dzie ci� dta mnie, dla Eiscnharta i Ovcrholstera, i dla
nikogo w Calla.
� A wi�c jednak masz talent widzenia? � spyta� Roland.
Wydawa� si� rozlu�niony, mo�e rozbawiony, ale nawet gdy by�
w niej g��boko i wdziera� si� jeszcze g��biej, nie potrafi� przesta�
my�le� o Susannah, cz�onkini ich ka-tet, teraz zagubionej.
Nawet gdyby nie chodzi�o o nic wi�cej, samo jej zagini�cie
wystarczy�oby, �eby pozbawi� go zas�u�onego odpoczynku.
�- Nie. Lecz od czasu do czasu co� czuj�, jak wszystkie
kobiety. A przede wszystkim czuj�, kiedy m�j m�czyzna chce
ruszy� na szlak.
� Tym dla ciebie jestem? Twoim m�czyzn�?
Spojrza�a mu w oczy pewnie, cho� z odrobin� wstydu.
� Na ten kr�tki czas, gdy tu by�e�, ano, chcia�abym tak
s�dzi�. Czy powiesz, �e si� myli�am, Rolandzie?
Rewolwerowiec natychmiast potrz�sn�� g�ow�. Dobrze by�o
zn�w by� m�czyzn� jakiej� kobiety, cho�by na tak kr�tko.
Rosa widzia�a, �e zareagowa� szczerze, i jej twarz z�agod-
nia�a. Pog�aska�a go po chudym policzku.
� Dobrze si� spotkali�my, Rolandzie, prawda? Dobrze
spotkali�my si� w Calla.
� Ano, pani.
Dotkn�a tego, co pozosta�o z jego prawej d�oni, a potem
prawego biodra.
� Jak tam z twoimi b�lami?
� S� straszne � przyzna�. Jej nic musia� ok�amywa�.
Skin�a g�ow� i przyjrza�a si� lewej d�oni, kt�r� Roland
zdo�a� ocali� przed homarokoszmarami.
� A ta?
22
� W porz�dku � odpar�, ale w niej te� odczuwa� b�l.
Czaj�cy si�. Czekaj�cy na sw�j czas, got�w pojawi� si� w ca�ej
okaza�o�ci.
Rosalita nazywa�a to suchym atakiem.
� Rolandzie?
� Ano.
Patrzy�a na niego spokojnie, �ciskaj�c jego lew� d�o�, po-
znaj�c wszystkie jej sekrety.
� Sko�cz swoje sprawy, najszybciej jak potrafisz.
� Tak� masz dla mnie rad�?
� Tak, serce. Sko�cz swoje sprawy, nim sprawy sko�cz�
z tob�.
3
O p�nocy Eddie siedzia� na stopniach ganku na ty�ach
plebanii. Min�� dzie�, kt�ry mieszka�cy na zawsze zapami�ta�
mieli jako Dzie� Zwyci�stwa w Bitwie przy wschodnim
trakcie. Przeszed� do ich historii, a potem niew�tpliwie stanie
si� mitem, oczywi�cie je�li za�o�y�, �e �wiat przetrwa wystar-
czaj�co d�ugo, by zd��y�o do tego doj��. W miasteczku �wi�to-
wano, s�dz�c po dobiegaj�cym ha�asie, coraz bardziej entu-
zjastycznie i gor�czkowo, a� wreszcie Eddie zacz�� si� za-
stanawia�, czy w ferworze zabawy mieszka�cy nie podpal�
swego zbiorowego domu. Czy by go to obesz�o? Nic a nic,
dzi�kuj� bardzo i prosz� o wi�cej. Podczas gdy Roland,
Susannah, Jakc, Eddie i trzy kobiety, Siostry Pani Ry�u, stan�li
naprzeciw Wilk�w, reszta folken z Calla ukry�a si� albo
w mie�cie, albo na polach ry�u przy rzece. A jednak za dziesi��
lat, a mo�e nawet za pi��, ludzie b�d� opowiada� sobie, jak
to pewnego jesiennego dnia oni wszyscy wznie�li si� na
wy�yny bohaterstwa, walcz�c rami� w rami� u boku praw-
dziwych rewolwerowc�w.
To nie by�o w porz�dku, jego my�li nic by�y w porz�dku,
wiedzia� o tym doskonale, ale jeszcze nigdy w �yciu nie czu�
si� tak bezradny, tak zagubiony i przez to tak cholernie w�ciek�y.
Powtarza� sobie, �e powinien przesta� wspomina� Susannah,
23
nie zastanawia� si�, gdzie ona jest, nie my�le� o tym, czy
dziecko ju� si� urodzi�o... a mimo to po prostu musia� o niej
my�le�. By� pewien, �e przenios�a si� do Nowego Jorku. Ale
do kt�rego niegdy�? Czy tego, w kt�rym ludzie je�d�� doro�-
kami konnymi po ulicach o�wietlonych gazowymi latarniami,
czy mo�e tego, w kt�rym je�d�� antygrawitacyjnymi taks�w-
kami, obs�ugiwanymi przez roboty wyprodukowane w North
Central Positronics?
Czy Susannah �yje?
Odrzuci�by od siebie t� my�l, gdyby m�g�, ale umys� ludzki
potrafi by� taki okrutny! Oczami wyobra�ni widzia� Susannah
le��c� w rynsztoku gdzie� w getcie, ze swastyk� na czole
i zawieszonym na szyi kawa�kiem kartonu z nabazgranymi
s�owami: POZDROWIENIA OD PRZYJACIӣ Z OXFORDU.
Za plecami us�ysza� zgrzyt otwieraj�cych si� kuchennych
drzwi, a potem cichy tupot bosych st�p (jego zmys�y by�y ju�
znakomicie wyczulone, stanowi�y przecie� or� zab�jcy) oraz
stuk pazur�w. Jake i Ej.
Ch�opiec usiad� obok niego, w bujanym fotelu Callahana.
By� ubrany i uzbrojony; w uchwycie dokera tkwi� ruger,
kt�rego ukrad� ojcu w dniu ucieczki z domu. Dzi� jego
ruger utoczy�... nie, nie krwi. Oleju? Eddie u�miechn��
si� lekko, ale w tym u�miechu nie by�o ani odrobiny we-
so�o�ci.
� Nie mo�esz zasn��, Jake?
� Ejk � przytakn�� Ej i po�o�y� si� ci�ko przy nogach
ch�opca, sk�adaj�c pysk mi�dzy �apami.
� Nic. Ci�gle my�l� o Susannah. � Przerwa� na chwil�, po
czym doda�: -� I o Bennym.
Eddie uzna� to za naturalne. Jake widzia�, jak jego przyjaciel
ginie krwaw� �mierci�; nic dziwnego, �e nie m�g� przesta�
o nim my�le�. Mimo to poczu� nagle ostre uk�ucie zazdro�ci,
jakby wszystkie swe my�ti ch�opiec mia� obowi�zek po�wi�ci�
wy��cznie jego ukochanej �onie.
� Ma�y Tavery � m�wi� dalej Jake. � To przez niego.
Spanikowa�. Pobieg�. Z�ama� nog� w kostce. Gdyby nie on,
Benny prze�y�by walk�. � A potem bardzo cicho... Tavcry,
o kt�rym rozmawiali, przerazi�by si� �miertelnie, s�ysz�c ten
24
g�os, w to nie spos�b by�o w�tpi�... doko�czy� przemow�: �
Pieprzony Frank Tavery.
Eddie wyci�gn�� r�k� i cho� nie chcia� pociesza� Jake'a,
po�o�y� d�o� na jego g�owie. Ch�opiec mia� o wiele za d�ugie
w�osy. Za d�ugie i niezbyt czyste. Powinien odwiedzi� fryzjera.
Nie, cholera, tak naprawd� potrzebowa� matki, kt�ra dopil-
nowa�aby, �eby dzieciak w�a�ciwie si� o siebie troszczy�. Ale
Jake nie mia� ju� matki. I... jakie to dziwne... pocieszaj�c go,
Eddie poczu� si� lepiej. Mo�e nie du�o, ale z pewno�ci� troch�
lepiej.
� Zapomnij � powiedzia� cicho. � Co si� sta�o, to si� nie
odstanie.
� Ka � rzuci� gorzko Jake.
� Ki-ka � warkn�� Ej, nie podnosz�c g�owy.
� Amen. � Jake roze�mia� si� nagie gorzkim, niepokoj�co
ch�odnym �miechem. Z zaimprowizowanej kabury wyj�� rugera,
przyjrza� mu si� uwa�nie. � On przejdzie, poniewa� pochodzi
z drugiej strony. W ka�dym razie tak twierdzi Roland. Inne te�
mog�, poniewa� nie przechodzimy sami, tak po prostu. Je�li
nie, Henchick obieca� schowa� je w jaskini. Mo�e po nie
wr�cimy?
� Je�li trafimy do Nowego Jorku, nie b�dziemy musieli
d�ugo szuka� broni � zauwa�y� Eddie. -� Sama nas znajdzie.
� Lecz nie bro� Rolanda. Strasznie bym chcia�, �eby prze-
sz�a z nami. W �adnym �wiecie nie ma rewolwer�w takich jak
te. Ju� nie. Tego jestem pewien.
Eddie te� by� tego pewien, ale nie fatygowa� si� potwier-
dzeniem. W miasteczku zn�w hukn�y fajerwerki, po czym
zapad�a cisza. Wida� zabawa si� ko�czy�a, na szcz�cie. Jutro
z pewno�ci� rozpocznie si� od nowa na g��wnym placu, tyle �e
nieco mniej szalona i nieco mniej pijana. Wszyscy oczekuj�, �e
Roland ze swym ka-tet b�d� na niej go��mi honorowymi, lecz
je�li bogowie stworzenia s� dobrzy, je�li drzwi si� otworz�,
go�cie honorowi odejd�. B�d� szuka� Susannah. Nie, o nie!
Znajd�j�. Do diab�a z szukaniem! Znajd�!
Jakby czytaj�c w jego my�lach (a on to potrafi�, mia� bardzo
silny dotyk), Jake powiedzia�:
� Susannah �yje.
25
� Tego nie mo�esz wiedzie�.
� Wszyscy poczuliby�my, gdyby odesz�a.
� Jake, potrafisz jej dotkn��?!
� Nie, ale...
Nim zdo�a� sko�czy� zdanie, gdzie� w g��bi ziemi rozleg� si�
niski hurgot. Ganek wzni�s� si� nag�e, po czym opad� jak ��d�
na du�ej fali. S�yszeli trzaski i odg�osy wyginanych, tr�cych
o siebie desek. Z p�ek w kuchni posypa�y si� talerze i kubki,
p�kaj�c z brz�kiem szcz�kaj�cych z�b�w. Ej podni�s� �eb,
zapiszcza�; uszy po�o�y� po sobie, a jego delikatny lisi pyszczek
wyra�a� komiczne wr�cz zdumienie. W gabinecie Callahana
co� spad�o i rozbi�o si� z dono�nym hukiem.
Eddie, ca�kowicie nielogicznie, lecz z niezwyk�� pewno�ci�
pomy�la�, �e Jake w�a�nie zabi� Susannah, m�wi�c, �e �yje.
Wstrz�sy narasta�y jeszcze przez chwil�. Okienna framuga
wygi�a si�, p�k�a szyba. Z ciemno�ci dobieg� ich kolejny
odg�os; Eddie uzna�, jak si� potem okaza�o s�usznie, �e to
uszkodzona wyg�dka wreszcie rozpad�a si� w drzazgi. Poderwa�
si� na r�wne nogi, nawet nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Jake
sta� obok niego, mocno �ciskaj�c mu nadgarstek. Eddie zd��y�
nawet wyci�gn�� z kabury rewolwer Rolanda. Obaj stali nieru-
chomo, jakby lada chwila mieli zacz�� strzela�.
Ziemia j�kn�a jeszcze raz i ganek osiad�, prosto i r�wno.
W pewnych kluczowych miejscach, le��cych wzd�u� �cie�ki
Promienia, ludzie budzili si� i rozgl�dali dooko�a, oszo�omieni.
Na ulicach Nowego Jorku z tego niegdy� odezwa�o si� kilka
alarm�w samochodowych. Nast�pnego dnia gazety donosi�y
o niewielkim trz�sieniu ziemi: wybite szyby, �adnych ofiar
�miertelnych. Po prostu niewielkie dr�enie sk�din�d przyzwoi-
tej, solidnej ska�y.
Jake patrzy� na Eddiego szeroko otwartymi oczami. Wiedzia�.
Otworzy�y si� drzwi i na ganku pojawi� si� Pere. Mia� na
sobie d�ugie, si�gaj�ce kolan gacie, i tylko tyle, je�li nie liczy�
wisz�cego na szyi z�otego krucyfiksu.
� To by�o trz�sienie ziemi, prawda'/ � spyta�. � Prze�y�em
kiedy� jedno takie w p�nocnej Kalifornii. Ale w Calla ju� nie.
� To by�o co� cholernie wielkiego, znacznie wi�kszego ni�
zwyk�e trz�sienie ziemi � odrzek� Eddie, wyci�gaj�c r�k�.
26
Kryty ganek wychodzi� na wsch�d, a horyzont na wscho-
dzie o�wietlony by� bezg�o�nymi wybuchami zielonych b�ys-
kawic. Drzwi stoj�cego ni�ej na zboczu domu Rosality ot-
worzy�y si� ze zgrzytem zawias�w i zamkn�y z trzaskiem.
Rosalita i Roland szli do nich, rami� w rami�, ona w koszuli
nocnej, on tylko w d�insach. Szli boso po pokrytej ros�
trawie.
Eddie, Jake i Callahan wyszli im na spotkanie. Roland
wpatrywa� si� nieruchomym wzrokiem w nikn�ce na wschodzie
b�yski zielonego �wiat�a. Nikn�ce na wschodzie, gdzie czeka�a
na nich kraina J�dra Gromu, Dw�r Karmazynowego Kr�la,
a wreszcie kraniec Ko�ca �wiata i sama Mroczna Wie�a.
Je�li Mrocza Wie�a jeszcze stoi, pomy�la� Eddie.
� Jake t�umaczy� mi w�a�nie, �e gdyby Susannah zgin�a,
toby�my o tym wiedzieli � powiedzia� g�o�no. � Poczuliby�-
my co�, co ty okre�lasz nazw� sigul. A potem zdarzy�o si�
to. � Wskaza� gestem trawnik przed plebani�, na kt�rym
pojawi�a si� dziesi�ciostopowa, biegn�ca prosto szczelina,
przypominaj�ca wyd�te, br�zowe od ziemi wargi. W miasteczku
rozszczeka�y si� psy, alefolken zachowywali si� bardzo cicho,
przynajmniej na razie. By� mo�e wi�kszo�� z nich spokojnie
przespa�a ten kataklizm. Spa�a spokojnym snem pijanych do
nieprzytomno�ci zwyci�zc�w. � Ale to nie mia�o nic wsp�l-
nego z Suze, prawda?
� Nie. Nie bezpo�rednio.
� Nic by� nasz � odezwa� si� nagle Jake. � Gdyby byl,
zniszczenia by�yby znacznie wi�ksze, nie s�dzisz, Rolandzie?
Roland skin�� g�ow�.
Rosa spojrza�a na ch�opca zaskoczona i chyba nieco prze-
straszona.
� Co nie by�o nasze, ch�opcze? O czym ty m�wisz? Bo
z pewno�ci� nie mieli�my do czynienia z trz�sieniem ziemi.
� Nie � powiedzia� Roland. � Nie ziemi, lecz Promienia.
W�a�nie zerwa� si� jeden z Promieni podtrzymuj�cych Wie��.
Podtrzymuj�cych wszystko. Po prostu p�k�.
Nawet w s�abym, dr��cym �wietle czterech p�on�cych na
ganku pochodni wida� by�o, jak zblad�a twarz Rosy Munoz.
Eddie dostrzeg� te�, �e si� prze�egna�a.
27
� Promie�? Jeden z Promieni? Nie! Powiedzcie mi, �e to
nieprawda.
Eddie przypomnia� sobie nagle pewien dawny baseballowy
skandal i ma�ego ch�opca b�agaj�cego: Nie. Powiedz, �e to nie
tak, Joe.
� Nie mog� tego uczyni�. Bo to prawda � odpar� cicho
Roland.
� Ile jest tych Promieni? � zainteresowa� si� Callahan.
Roland spojrza� na Jake'a i niemal niedostrzegalnie skin��
g�ow�. Powiedz, czego si� nauczy�e�, Jake 'u z Nowego Jorku.
M�w i m�w prawdziwie.
� Jest sze�� Promieni, ��cz�cych dwana�cie portali � roz-
pocz�� ch�opiec. � Te dwana�cie portali to dwana�cie kra�c�w
ziemi. Roland, Eddie i Susannah tak naprawd� zacz�li w�d-
r�wk� przy Portalu Nied�wiedzia. Ja do��czy�em do nich mi�-
dzy tym portalem a miastem Lud.
� Shardik � przerwa� mu Eddie. Patrzy� na ostatnie po�ys-
kuj�ce na wschodzie b�yskawice. � Tak si� nazywa� ten
nied�wied�.
� A tak, Shardik � przytakn�� Jake. � Idziemy wzd�u�
Promienia Nied�wiedzia. Wszystkie Promienie zbiegaj� si�
w Mrocznej Wie�y. Po jej drugiej stronie nasz Promie� to... �
wzrokiem poszuka� pomocy Rolanda, Roland za� spojrza� na
Eddiego Deana. Wygl�da�o na to, �e nie mia� zamiaru zrezyg-
nowa� z uczenia ich Drogi Elda.
Eddie albo nic dostrzeg� jego spojrzenia, albo je zignorowa�,
Roland jednak by� nieust�pliwy.
� Eddie?
� Jeste�my na �cie�ce Nied�wiedzia, drodze ��wia � po-
wiedzia� Eddie oboj�tnie. � Nie mam poj�cia, jakie mo�e to
mie� znaczenie, skoro idziemy tylko do Mrocznej Wie�y, ale
po drugiej stronie jest to �cie�ka ��wia, droga Nied�wie-
dzia. � I wyrecytowa�:
Sp�jrzcie na ��wia o ogromnej skorupie!
Co na swych plecach ca�� Ziemi� niesie.
Cho� my�li wolno, lecz zawsze rozwa�nie
I ka�dego z nas swym umys�em si�gnie
28
Rosalita u�miechn�a si�
1 zna prawd�, lecz pom�c nie jest w stanie,
W nim obowi�zek i mi�o�� z�o�one,
Kocha ziemi�, kocha morze,
Kocha te� ciebie, niebo��.
� Nie ca�kiem tego nauczy�em si� w ko�ysce, a potem
uczy�em przyjaci�, ale blisko, bardzo blisko. Stawiam na to
zegarek i ostrogi.
� Wielki ��w nazywa si� Marurin. � Jake wzruszy�
ramionami. �- Je�li ma to jakie� znaczenie.
� Nie potrafisz powiedzie�, kt�ry Promie� p�k�? � Cal-
lahan bacznie przygl�da� si� Rolandowi.
Rewolwerowiec potrz�sn�� g�ow�.
� Mog� powiedzie� tylko tyle, �e Jake ma racj�. Nie nasz.
Gdyby to by� nasz, nie ocala�oby nic w odleg�o�ci stu mil od
Calla Bryn Sturgis. � A mo�e nawet tysi�ca mil, kt� to
wic? � Ptaki spada�yby z nieba w p�omieniach.
� M�wisz o Armagedonie? � Callahan wypowiedzia� te
s�owa cichym, pe�nym niepokoju g�osem.
Roland potrz�sn�� g�ow�, ale nie dlatego, �e si� z nim nie
zgadza�.
� Nic znam tego s�owa, Pere, ale m�wi� o zag�adzie i nie-
wyobra�alnych zniszczeniach, oczywi�cie. Gdzie�, mo�e
wzd�u� Promienia ��cz�cego Ryb� ze Szczurem, zdarzy�o si�
w�a�nie to.
- Jeste� ca�kiem pewien tego, co m�wisz? � spyta�a szep-
tem Rosa.
Rewolwerowiec przytakn��. Przecie� prze�y� ju� raz co�
takiego, gdy padto Gilead, a wraz z nim sko�czy�a si� cywiliza-
cja, jak� zna�. Pozosta�o mu wtedy tylko ruszy� na szlak
z przyjaci�mi: Cuthbertem, Alainem i Jamiem oraz kilku
innymi z ich ka-tet. W�wczas te� p�ki jeden z Promieni, niemal
na pewno nic pierwszy.
� Ile z nich podtrzymuje jeszcze Wie��? � zaciekawi� si�
Callahan.
Po raz pierwszy tego wieczoru Eddie wykaza� zainteresowa-
29
nie czym� wi�cej ni� wy��cznie losem zaginionej �ony. Patrzy�
na Rolanda niemal uwa�nie. A dlaczeg� by nie? W ko�cu
by�o to najwa�niejsze pytanie. M�wi�o si� przecie�, �e wszystko
s�u�y Promieniom i cho� w rzeczywisto�ci wszystko s�u�y�o
Wie�y, to przecie� podtrzymywa�y j� w�a�nie Promienie. Je�li
p�kn�...
� Dwa � odpar� Roland. � Powiedzia�bym, �e musz� by�
przynajmniej dwa. Ten biegn�cy przez Calla Bryn Sturgis
i jeszcze jeden. Ale B�g wie, ile wytrzymaj�. Gdyby nawet nie
by�o �amaczy. Musimy si� �pieszy�.
Eddie zesztywnia�.
� Je�li sugerujesz, �eby�my ruszyli bez Suzc...
Rewolwerowiec niecierpliwie potrz�sn�� g�ow�, jakby chcia�
powiedzie� Eddiemu, �e robi z siebie g�upca.
� Bez niej nie dotrzemy do Wie�y. Z tego, co wiem, nie
dotrzemy do Wie�y bez ch�opczyka Mii. Wszystko w r�kach
ka, a w moim kraju m�wiono: �ka nie ma ani g�owy, ani serca".
� Z tym mog� si� zgodzi� � westchn�� Eddie.
�- By� mo�e mamy kolejny problem � powiedzia� Jake
z wyra�nym wahaniem.
Eddie spojrza� na niego spod zmarszczonych brwi.
� Nie potrzebujemy jeszcze jednego problemu.
� Wiem, ale... � ch�opiec zawaha� si� � ...ale co b�dzie,
je�li trz�sienie ziemi zamkn�o wej�cie do jaskini? Albo... �
Jake zamilk�, jakby ba� si� m�wi� o tym, co naprawd� le�y mu
na sercu. � Albo ca�kiem je zawali�o'?
Eddie b�yskawicznie wyci�gn�� r�k�, z�apa� go za koszul� na
piersi i zacisn�� pi��.
� Milcz! Nie wa� si� s�owem o tym wspomnie�.
W tym momencie dobieg�y ich ludzkie g�osy. Folken Calla
gromadz� si� na miejskim placu, wpad�o do g�owy Rolandowi.
I pomy�la� jeszcze, �e ten dzie�... i ta noc... przetrwaj� w zbio-
rowej pami�ci Calla Bryn Sturgis tysi�c lat. Oczywi�cie pod
warunkiem, �e przetrwa Wie�a.
Eddie pu�ci� koszul� Jakc'a. Wyg�adzi� j�, jakby chcia�
rozprostowa� zmarszczki. Pr�bowa� si� nawet u�miechn��, lecz
z tym u�miechem wydal si� nagle s�aby i stary.
Roland spojrza� na Callahana.
30
� Czy Manni pojawi� si� jutro... mimo wszystko? � spy-
ta�. � Znasz tych ludzi lepiej ode mnie.
Callahan wzruszy� ramionami.
� Henchick wie, jak dotrzyma� s�owa. Czy potrafi sk�oni�
innych, po tym, co si� dzi� sta�o... tego, Rolandzie, nie potrafi�
powiedzie�.
� Lepiej, �eby mu si� uda�o � mrukn�� gro�nie Eddie. �
Zw�aszcza dla niego.
� Kto zagra w patrz na mnie? � spyta� Roland z Gilead.
Eddie spojrza� na niego z niedowierzaniem.
� Przecie� b�dziemy tak siedzieli a� do �witu -� stwierdzi�
bardzo rozs�dnie rewolwerowiec. � Mamy si� nudzi�?
Wi�c zagrali. Rosalita wygrywa�a raz za razem. Zapisywa�a
wyniki na p�ytce, niczym nie zdradzaj�c rado�ci zwyci�stwa;
wyrazu jej twarzy Jake nie by� w stanie rozszyfrowa�. Przynaj-
mniej nic od razu. Przez chwil� mia� ochot� u�y� dotyku, ale
uzna�, �e pos�ugiwanie si� tym talentem usprawiedliwiaj� tylko
wyj�tkowe okoliczno�ci, wi�c teraz by�oby to z�ym czynem.
Si�gni�cie pod mask� pokerowej twarzy Rosy za bardzo przy-
pomina�oby obserwowanie jej, kiedy si� rozbiera. Albo kiedy
kocha si� z Rolandem.
Grali dalej, a� wreszcie na p�nocno-wschodnim horyzoncie
pojawi�y si� pierwsze promienie �witu. W pewnym momencie
Jake uzna�, �e wie, o czym my�li Rosalita, poniewa� on my�la�
o tym samym. Wszyscy, ale to wszyscy, mniej lub bardziej
�wiadomie b�d� my�leli o pozosta�ych dw�ch Promieniach, od
dzi� a� do samego ko�ca.
B�d� czeka�, a� kt�ry� z nich p�knie. Ich ka-tet b�dzie
czeka�, tropi�c Susannah, b�dzie czeka� Rosa gotuj�ca obiad,
nawet Ben Slightman op�akuj�cy swego syna na ranczu Eisen-
harta. B�d� my�le� o tej jednej, najwa�niejszej rzeczy: zosta�y
tylko dwa! Dwa przeciw niszcz�cym, os�abiaj�cym, morduj�-
cym je �amaczom.
Ile jeszcze czasu up�ynie, nim wszystko si� sko�czy? 1 jak
si� sko�czy? Czy us�ysz� og�uszaj�cy huk padaj�cych na ziemi�
pot�nych szarych g�az�w? Czy niebo rozedrze si� jak kartka
papieru, czy spadn� z niego potworno�ci �yj�ce w chaosie
mroku? Czy b�d� mieli czas krzykn��? Czy po �mierci czeka
31
ich jakie� �ycie, czy te� upadek Mrocznej Wie�y zniszczy
nawet samo niebo i piek�o?
Spojrza� na Rolanda i wys�a� mu my�l, najmocniej jak po-
trafi�: Rolandzie, pom� nam!
Otrzyma� odpowied�; wype�ni�a mu umys� ch�odn� pociech�,
ale przecie� nawet ch�odna pociecha jest lepsza ni� �adna. Je�li
potrafi�.
� Patrz na mnie! � powiedzia�a Rosalita i wy�o�y�a karty.
Zdoby�a R�d�k�, najwy�sz� stawk�, a kart� na wierzchu by�a
madame �mier�.
PIE��:
Chod�, ta�cz, sad� sw� d�oni�,
Jest tu m�ody cz�owiek z broni�.
Straci� swoj� s�odk� pani�,
W drog� si� wybiera za ni�.
OPOWIEDZ:
Chod� i ta�cz. I sad� z ni�,
Ch�opiec goni za sw� pani�.
Pozostawi j� w stanie odmiennym.
Gdy dzieciak b�dzie wreszcie pocz�ty.
32
DRUGA ZWROTKA
TRWA�O�� MAGII
1
li ie musieli martwi� si� o to, czy Manni przyb�d�. Henchick,
ponury jak zwykle, pojawi� si� na g��wnym placu Calla, w um�-
wionym miejscu, wraz z czterdziestoma m�czyznami. Upewni�
Rolanda, �e wystarczy ich, by otworzy� Nieodkrytc Drzwi,
je�li w og�le mog� zosta� otwarte, kiedy �czarna kula", jak j�
nazywa�, znik�a. Starzec w �aden spos�b nie wyt�umaczy�,
dlaczego jego orszak nie jest tak liczny, jak obieca�, ale cz�sto
szarpa� brod�, czasami nawet obiema r�kami.
-� Dlaczego on to robi, Pere? Wiesz? � spyta� Jake.
Ludzie Henchicka jechali na wsch�d na dwunastu drabinias-
tych wozach. Za nimi, ci�gni�ty przez par� os��w � albinos�w
0 okrutnych, czerwonych �lepiach i niesamowicie d�ugich
uszach - posuwa� si� dwuko�owy w�zek, w ca�o�ci pokryty
bia�ym brezentem. Jake'owi przypomnia� wielki bia�y pojemnik
na lody na k�kach. Henchick siedzia� na ko�le samotnie, ponuro
szarpi�c bokobrody.
� Mam wra�enie, i� oznacza to, �e si� wstydzi � odpar�
Cailahan.
� Nie widz� powodu. Mnie przynajmniej zdumiewa, �e
pojawi�o si� ich a� tylu. Mimo Trz�sienia Promienia
i w og�le.
� Kiedy ziemia zadr�a�a, Henchick dowiedzia� si�, �e
niekt�rzy spo�r�d jego ludu boj� si� tego zjawiska bardziej ni�
jego samego. Traktuje to jako niedotrzymanie przyrzeczenia.
1 nie jakiego� tam, byle jakiego przyrzeczenia, lecz tego, kt�re
35
odebra� od niego wasz dinh. S�dzi, �e straci! twarz. � Nagle,
ani na jot� nie zmieniaj�c tonu g�osu, i t� w�a�nie sztuczk�
uzyskuj�c odpowied�, kt�rej inaczej nigdy by nie otrzyma�,
spyta�: � Wi�c ona �yje, jak s�dzisz, ch�opcze?
� Tak, ale prze,..
Jake zakry� usta d�oni�. Spojrza� na Callahana oskar�ycie �sko.
Jad�cy przed nimi, powo��cy zaprz�onym w os�y w�zkiem
Henchick rozejrza� si� nagle, zaskoczony, zupe�nie jakby us�y-
sza� k��tni� i podniesione g�osy. Callahan musia� spyta� si�
sam siebie, czy wszyscy w tej cholernej opowie�ci dysponuj�
dotykiem. Wszyscy opr�cz niego.
To nie �adna opowie��, do diab�a. To moje �ycie!
W t� niew�tpliw� prawd� trudno by�o jednak uwierzy�
komu�, kto doskonale wiedzia�, �e jest jednym z g��wnych
bohater�w ksi��ki, na kt�rej ok�adce napisano: POWIE��,
Doubleday and Company, 1975. Ksi��ki o wampirach, a prze-
cie� wszyscy wiedz�, �e wampir�w nie ma. Lecz okaza�o si�,
�e owszem, bywaj�. 1 w kilku �wiatach s�siaduj�cych z tym
tutaj wci�� istniej�.
� Nie traktuj mnie w ten spos�b. Nie pr�buj na mnie
�adnych sztuczek � upomnia� go Jake. � Ani si� wa�, skoro
jeste�my po tej samej stronie, Pere. Zgoda?
� Przepraszam � powiedzia� Callahan i po najkr�tszej
chwili wahania doda�: �- B�agam o wybaczenie.
Jake u�miechn�� si� blado. Pog�aska� Eja, schowanego
w wielkiej kieszeni poncha.
� Czy ona...?
Ch�opiec potrz�sn�� g�ow�.
-� Nie chc� teraz o niej rozmawia�, Pere. Lepiej, �eby�my
nawet o niej nie my�leli. Mam uczucie... nie wiem, prawdziwe
czy fa�szywe, ale bardzo silne... �e co� jej szuka. Je�li tak, to
lepiej, �eby nas nie pods�ucha�o. A potrafi, mo�esz mi wierzy�.
� Co�...?
Jake wyci�gn�� r�k� i dotkn�� chusty, kt�r� Callahan zawi�za�
sobie na szyi, po kowbojsku. Czerwonej chusty. Potem na
chwil� zakry� sobie lewe oko. Pere nie od razu odczyta� t�
wiadomo��, ale w ko�cu mu si� uda�o. Czerwone Oko. Oko
KLarmazynowego Kr�la.
36
Usiad� wygodniej na wozie, nic odpowiadaj�c i nie zamie-
rzaj�c nawet zabiera� g�osu. Za nimi jechali konno Roland
i Eddie, rami� przy ramieniu, milcz�c jak zakl�ci. Obaj mieli
przy sobie wszystkie swoje rzeczy oraz rewolwery; Jake te�
mia� pod r�k� rugera. Je�li w og�le wr�c� dzi� do Calla Bryn
Sturgis, to z pewno�ci� nie na d�ugo.
Jake chcia� powiedzie� przera�ona, ale w rzeczywisto�ci
by�o zacznie gorzej. Nieprawdopodobnie s�aby, nieprawdopo-
dobnie daleki, lecz czysty, bardzo czysty by� krzyk strachu
Susannah. Wrzask strachu.
Mia� tylko nadziej�, �e Eddie go nie s�ysza�.
2
Wyje�d�ali z miasteczka przesypiaj�cego emocjonalny szok
i zm�czenie mimo trz�sienia, kt�re odczuli wszyscy. Ranek by�
tak ch�odny, �e jad�c, widzieli unosz�c� si� w powietrzu par�
w�asnych oddech�w, a pozostawione na polach suche �odygi
kukurydzy pokryte by�y cienk� warstw� szronu. Nad Devar-tcte
Whye unosi�a si� mg�a niczym pozosta�o�� zm�czonego od-
dechu rzeki. Zima zbli�a si� d�ugimi krokami, pomy�la� Roland.
Po godzinie dojechali do w�wozu. Panowa�a tu cisza przery-
wana wy��cznie pobrz�kiwaniem lejc�w, skrzypieniem k�,
tupotem kopyt na twardej ziemi, kpi�cym porykiwaniem kt�re-
go� z ci�gn�cych w�zek Henchicka os��w albinos�w i dobie-
gaj�cymi z daleka krzykami rudzielc�w na wietrze. Pewnie
odlatuj� na po�udnie... je�li jeszcze potrafi� je znale��.
Dziesi��, mo�e pi�tna�cie minut po tym, jak teren po ich
prawej zacz�� si� wznosi�, gdy pojawi�y si� klify i urwiska,
a pomi�dzy nimi charakterystyczne p�askowy�e, zn�w znale�li
si� w miejscu, do kt�rego przybyli z dzie�mi z Calla zaledwie
dwadzie�cia cztery godziny temu i gdzie stoczyli walk� z Wil-
kami. Tutaj �cie�ka oddziela�a si� od wschodniego traktu,
biegn�c mniej wi�cej na p�nocny wsch�d. W rowie po przeciw-
nej stronie traktu wida� by�o �wie�o wytyczony okop nagiej,
brunatnej ziemi. Tu w�a�nie ukry� si� Roland wraz ze swym
ka-tet oraz kobiety z talerzami. Tu czekali na Wilki.
37
A w�a�nie... gdzie si� podzia�y Wilki? Gdy opuszczali to
miejsce, na ziemi poniewiera�y si� zw�oki. Pozostawili za sob�
sze��dziesi�t cz�ekokszta�tnych stwor�w, kt�re nadjecha�y tu
na siwych koniach, w szarych spodniach, zielonych p�aszczach
i maskach przedstawiaj�cych wilcze pyski z wyszczerzonymi
kiami.
Roland zeskoczy� z konia. Podszed� do Henchicka, kt�ry
z�azi� z koz�a niezdarnie, sztywnymi ruchami starego cz�owieka.
Rewolwerowiec nie zamierza� mu pom�c, starzec z pewno�ci�
nie tego po nim oczekiwa�, m�g� si� nawet obrazi�. Odczeka�,
a� Manni poprawi sw�j czarny p�aszcz, i ju� mia� zada� mu
pytanie, lecz zorientowa� si� natychmiast, �e nie musi pyta�.
Czterdzie�ci, mo�e pi��dziesi�t jard�w dalej, po prawej stronie
drogi, dostrzeg� du�y kopiec wyrwanych �odyg kukurydzy,
kt�rego wczoraj tu nie by�o. Kurhan usypany, je�li tak mo�na
powiedzie�, bez odrobiny szacunku. Ani my�la� dochodzi�, jak
folken sp�dzili popo�udnie przed zabaw�, kt�r� niew�tpliwie
teraz odsypiali, ale w tej chwili mia� przed oczami ich dzie�o.
Czy bali si�, �e Wilki mog� wr�ci� do �ycia? � spyta� sam
siebie i pomy�la�, �e to pytanie musia�o prze�ladowa� wszyst-
kich, cho� zapewne nie zadawali go sobie g�o�no. Wi�c prze-
ci�gn�li bezw�adne, ci�kie cia�a siwych koni i Wilk�w w r�w-
nie siwych p�aszczach na pole kukurydzy, u�o�yli je byle jak,
przysypali zesch�ymi �odygami i dzi� zmieni� kurhan w p�on�cy
stos. A je�li pojawi si� seminon? Roland s�dzi�, �e podpal�
stos, nawet gdyby z powodu wiatru mia�y sp�on�� �yzne tereny
mi�dzy drog� a rzek�. Dlaczeg� by nie? Ju� po Plonach,
a ogie� u�y�nia jak nic innego, przynajmniej tak m�wi� starzy
ludzie, no i folken zasn� spokojnie dopiero w�wczas, gdy
zap�onie stos. A i potem niewielu z nich b�dzie mia�o odwag�
zbli�y� si� do tego miejsca.
� Rolandzie, sp�jrz. � G�os Eddiego dr�a� troch� z �alu,
lecz przede wszystkim z gniewu. � Niech to wszyscy diabli,
popatrz tylko!
Przy samym kra�cu dr�ki, tam gdzie Jakc, Bcnny Slightman
i bli�niaki Tavery czekali na chwil� odpowiedni�, by skoczy�
przez drog� i skry� si� w bezpiecznym miejscu, stal porysowany,
pokrzywiony w�zek inwalidzki, b�yszcz�cy odbitymi w chro-
38
mowanych rurkach promieniami s�o�ca, z siedzeniem brudnym
od ziemi i zaschni�tej krwi. Lewe ko�o by�o tak skrzywione, �e
z pewno�ci� nigdy ju� nic mia�o si� obraca�.
� Dlaczego m�wicie w gniewie? � spyta� spokojnie Hen-
chick. Obok niego sta� Cantab i kilkunastu starszych, kt�rych
Eddie nazywa� czasami �ci w p�aszczach". Dw�ch z owych
starszych wygl�da�o na s�dziwszych nawet od Henchicka i Ro-
landowi przypomnia�y si� s�owa wypowiedziane poprzedniej
nocy przez Rosalit�: Potem pomy�l upi�ciu tuzinach m�czyzn,
niekt�rych starych jak Henchick... pr�buj�cych wspi�� si� po
niej w ciemno�ci. No c�, teraz nie mogli uskar�a� si� na
ciemno��, ale w�r�d Mannich znale�li si� tacy, kt�rzy zapewne
nie b�d� w stanie dowlec si� do ostatniego stromego podej�cia
do Jaskini Drzwi, nie m�wi�c ju� o dotarciu na miejsce. �
Przynie�li tu w�zek twej kobiety. By okaza� jej szacunek.
A wy? Powiedzcie, dlaczego m�wicie w gniewie?
� Poniewa� w�zek powinien by� w doskona�ym stanie,
a ona powinna na nim siedzie�. Czy pan to pojmuje, panie
Henchick?
� Gniew to najmniej przydatne ze wszystkich uczu� � wy-
recytowa� Henchick. � Niszczy umys� i rani serce.
Eddie zacisn�� wargi bardzo mocno. Zmieni�y si� w jedn�
lini� tak cienk�, �e niemal niewidoczn�... lecz powstrzyma� si�
od komentarza. Podszed� do zniszczonego fotela, kt�ry, od
czasu gdy znale�li go w Topece, przejecha� setki mil, ale nie
mia� dojecha� nigdzie, i zapatrzy� si� we� smutnym wzrokiem.
Kiedy Callahan zrobi� taki ruch, jakby chcia� si� do niego
zbli�y�, odp�dzi� go gwa�townym gestem.
Tymczasem Jake wpatrywa� si� w miejsce, w kt�rym zgin��
Benny. Jego cia�o znik�o, oczywi�cie, kto� przykry� ka�u��
krwi �wie�� warstw� oggem, mimo to widzia� pod ni� ciemne
plamy. I oderwan� r�k� Billy'ego, le��c� na ziemi d�oni� do
g�ry. Pami�ta� doskonale, jak ojciec przyjaciela, zataczaj�c si�,
wyszed� z kryj�wki na polu kukurydzy i zobaczy� zw�oki swego
syna. Przez dobre pi�� sekund nic by� w stanie wydoby� z gard�a
najs�abszego d�wi�ku; zdaniem Jake'a przez ten czas mo�na
by�o wyja�ni� mu, �e ponie�li zdumiewaj�co ma�e straty: jeden
martwy ch�opiec, jedna martwa �ona ranczera, jedna z�amana
39
kostka. Tyle co nic. Nikt tego jednak nie zrobi� i starszy
Slightman zacz�� krzycze�. Jake nie wierzy�, by uda�o mu si�
kiedy� zapomnie� ten krzyk, i wiedzia� tak�e, �e nigdy nie
zapomni widoku Benny'ego, le��cego na ziemi w ka�u�y krwi,
z oderwan� r�k�.
Troch� dalej, za miejscem �mierci Benny'ego, dostrzeg� co�
b�yszcz�cego, tak�e przykrytego ziemi�, nie tak dok�adnie
jednak, �eby nie wida� by�o b�ysku metalu. Przykl�kn�� i pod-
ni�s� jedn� ze �mierciono�nych kul Wilk�w, nazywanych zni-
czami. S�dz�c z umieszczonego na nim opisu, model ten
nazywa� si� Harry Potter. Wczoraj trzyma� kilka z nich w r�ku,
czu�, jak wibruj�, s�ysza� cichy, z�owrogi szum. Ten znicz by�
ju� martwy jak kamie�. Wsta� i cisn�� go na stos, pod kt�rym
spoczywa�y trupy Wilk�w. Rzuci� tak mocno, �e a� zabola�o go
rami�. Jutro b�dzie pewnie sztywne, ale nie mia� zamiaru
�a�owa� tego, co zrobi�. I nic go nie obchodzi�a opinia Hen-
chicka, ta o strachu. Eddie chcia� odzyska� �on�, on � przyja-
ciela. �yczenie Eddiego mo�e si� kiedy� spe�ni, lecz jego nigdy.
�mier� to dar, kt�rego powtarza� nie mo�na. Jak diamenty,
�mier� jest wieczna.
Jake bardzo pragn�� ruszy� przed siebie, zostawi� t� cz��
wschodniego traktu za plecami. Nie chcia� patrzy� na poobijany
i pusty fotel Susannah. Ale Manni otoczyli ju� miejsce bitwy,
a Henchick modli� si� wysokim, piskliwym, niezno�nie dra�-
ni�cym uszy g�osem, brzmi�cym bardzo podobnie do kwiku
zarzynanej �wini. Przemawia� do czego�, co nazywa� Kraniec,
prosz�c o bezpieczne przej�cie do jaskini i sukces przedsi�-
wzi�cia, o zachowanie �ycia i zdrowych zmys��w (dla Jake'a
by�a to najbardziej niepokoj�ca cz�� modlitwy, jako �e nigdy
przedtem nie przysz�o mu nawet do g�owy, �e mo�na modli�
si� o to, by nie oszale�). Stary Manni prosi� tak�e Kraniec, by
doda� energii magnesom i o�owiankom. Na ko�cu pomodli� si�
o kaven, czyli trwa�o�� magii; okre�lenie to najwyra�niej mia�o
jakie� specjalne znaczenie dla jego ludu. Kiedy sko�czy�,
wszyscy Manni zadeklamowali uroczy�cie: �Kraniec-sam, Kra-
niec-fo*a, Kraniec-can-ta/i" jednym g�osem, po czym pu�cili
z��czone d�onie. Niekt�rzy przykl�kli, by odby� prywatny
palaver z samym wielkim szefem. Tymczasem Cantab pod-
40
prowadzi� czterech, mo�e pi�ciu najm�odszych m�czyzn do
w�zka. Zwin�li �nie�nobia�� p�acht�, zakrywaj�c� bud�, na
kt�rej le�a�o kilka sporych drewnianych pude�. Jake domy�li�
si�, �e s� tam o�owianki i magnesy znacznie wi�ksze ni� te,
kt�re Manni nosili na szyi; ci�ka artyleria na drobn� potyczk�.
Skrzynki pokryte by�y zdobieniami w kszta�cie gwiazd, ksi�y-
c�w i dziwnych geometrycznych figur, kabalistycznymi raczej
ni� chrze�cija�skimi. Ale, pomy�la� Jake, jakie mamy dowody,
�e Manni s� chrze�cijanami? Mo�e i wygl�dali jak kwakrowie
czy amisze � czarne p�aszcze, brody, kapelusze o okr�g�ych
rondach � mo�e i wtr�cali do rozmowy �wy, panie" i �wasze,
panic", ale mo�na chyba z ca�� pewno�ci� powiedzie�, �e �aden
kwakier ani amisz nigdy nie zrobili sobie hobby z podr�y do
innych �wiat�w.
Z kolejnego wozu �ci�gni�to d�ugie, polerowane, drewniane
dr�gi- W�o�ono je w metalowe uchwyty, umieszczone w d�u�-
szych bokach zdobionych drewnianych skrzy�. Te skrzynie
nazywano cofjs, przypomnia� sobie Jake. Manni nosili je tak,
jak noszono symbole religijne po ulicach �redniowiecznych
miast. Przysz�o mu nawet do g�owy, �e � w pewnym sensie �
s� to jednak symbole religijne.
Ruszyli �cie�k� us�an� opaskami na w�osy, strz�pami mate-
ria�u i zabawkami. Przyn�tami na Wilki... kt�re po�kn�y t�
przyn�t� wraz z hakiem. Dotarli wreszcie do miejsca, gdzie
stopa Franka Tavery'ego ugrz�z�a w dziurze i Jake zn�w
us�ysza� g�os �licznej siostry tego bezu�ytecznego frajera:
Pom� mu, prosz�, sai. B�agam. Pom�g�, niech mu B�g wyba-
czy. I przez niego zgin�� Benny.
Odwr�ci� wzrok, skrzywi� si� i pomy�la�: Jeste� rewolwerow-
cem. Powiniene� wiedzie�, jak zachowa� si� w takiej sytuacji.
Zmusi� si� do spojrzenia tam, gdzie zdarzy�o si� nieszcz�cie.
D�o� Pere Callahana opad�a na jego rami�.
� Synu, czy dobrze si� czujesz? Jeste� strasznie blady.
� Nic mi nie jest � odpar� Jake. Czu�, jak zaciska mu si�
gard�o, zaciska bardzo mocno, ale zdo�a� prze�kn�� i powt�rzy�,
ok�amuj�c bardziej siebie ni� by�ego ksi�dza. � Nie, nic mi
nie jest.
Callahan skin�� g�ow� i prze�o�y� sw�j baga� (zapakowan�
41
bez zapa�u torb� mieszczucha, w g��bi serca niewierz�cego, �e
wybiera si� gdziekolwiek) z lewego ramienia na prawe.
� Co b�dzie, kiedy dotrzemy wreszcie do jaskini? Je�li do
niej dotrzemy?
Jake wzruszy� ramionami. Nie mia� zielonego poj�cia.
3
Okaza�o si�, �e �cie�ka jest do przej�cia. Spad�o na ni�
wprawdzie mn�stwo lu�nych kamieni i wej�cie by�o trudne,
zw�aszcza dla ludzi d�wigaj�cych skrzynie, ale pod jednym
wzgl�dem okaza�o si� �atwiejsze ni� przedtem. Trz�sienie
obruszy�o wielki g�az, niemal blokuj�cy drog� na samej g�rze.
Eddie spojrza� w przepa�� i na dnie dostrzeg� jego sz