16968

Szczegóły
Tytuł 16968
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16968 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16968 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16968 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEPHEN KING W cyklu MROCZNA WIE�A; ROLAND POWO�ANIE TR�JKI ZIEMIE JA�OWE CZARNOKSIʯNIK I KRYSZTA� WILKI Z CALLA PIE�� SUSANNAH - 06 MROCZNA WIE�A PIE�� SUSANNAH Z angielskiego prze�o�yt KRZYSZTOF SOKO�OWSKI Strona internetowa Stephena Kinga: www.stephenking.com Wi�c id� .S� �wiaty inne ni� ten. John�Jake� Chambers Jestem dziewczyna pe�n� smutku, �ycie k�opot�w pe�ne mam, W�druj� �wiata wielk� pustk�, Gdzie jest przyjaci� droga ta? Piosenka ludowa Uczciwe jest to, czego pragnie B�g. Lei Enger, Peace Like a Wiver SPIS TRE�CI PIERWSZA ZWROTKA: TRZ�SIENIE PROMIENIA 13 DRUGA ZWROTKA: TRWA�O�� MAGII 33 TRZECIA ZWROTKA: TRUDY I MIA 61 CZWARTA ZWROTKA: DOGAN SUSANNAH 77 PI�TA ZWROTKA: �ӣW 97 SZ�STA ZWROTKA: ZAMEK NAD OTCH�ANI� 123 SI�DMA ZWROTKA: ZASADZKA 155 �SMA ZWROTKA: RZUT KO�CI� 187 DZIEWI�TA ZWROTKA: EDDIE PRZYGRYZA JFCZYK 207 DZIESI�TA ZWROTKA: SUSANNAH-MTO, MOJA PODZIELONA DZIEWCZYNO 253 JEDENASTA ZWROTKA: PISARZ 303 DWUNASTA ZWROTKA: JAKE 1 CALLAHAN 349 TRZYNASTA ZWROTKA: HILE, MIA, HILE, MATKO 393 KODA: KARTKI Z DZIENNIKA PISARZA 435 Od Opowiadacza 462 PIERWSZA ZWROTKA TRZ�SIENIE PROMIENIA 1 Jak d�ugo przetrwa magia? Pytanie Rolanda powita�a cisza. Musia� zada� je po raz drugi, i tym razem spojrza� wprost na Henchicka z Mannich, siedz�- cego obok Cantaba, m�a jednej z jego wielu wnuczek. Trzy- mali si� za r�ce, zgodnie ze zwyczajem Mannich. Henchick straci� tego dnia inn� blisk� osob�, lecz je�li po niej p�aka�, �al w �aden spos�b nie odbija� si� na jego nieruchomej, kamiennej wr�cz twarzy. Obok Rolanda, nikogo nie trzymaj�c za r�k�, milcz�cy i przera�liwie blady, siedzia� Eddie Dean, a przy nim, z pod- wini�tymi nogami, Jake Chambers. Na kolanach mia� Eja; gdyby Roland nie widzia� tego na w�asne oczy, nigdy by nie uwierzy�, �e bumbler pozwoli na to swemu panu. I Eddie, i Jake ochlapani byli krwi�. Jake mia� na koszuli krew przyja- ciela, Bcnny'cgo Slighlmana, a krew na koszuli Eddiego p�yn�a niegdy� w �y�ach Margaret Eisenhart, dawnej Margaret z Red- path, c�rki patriarchy Mannich. Obaj wygl�dali na zm�czonych co najmniej tak, jak czu� si� zm�czony Roland, kt�ry jedno- cze�nie wiedzia�, �e �aden z nich nie odpocznie tej nocy. Z daleka, od strony miasta, dobiega� ich trzask fajerwerk�w i odg�osy �piew�w, rado�ci, �wi�ta. Tutaj jednak nikt nic �wi�towa�. Margaret i Bcnny nie �yli, Susannah znik�a. � Henchick, powiedz mi, b�agam, jak d�ugo przetrwa magia? 15 Starzec machinalnie pog�aska� imponuj�c� brod�. � Rewolwerowcze... Rolandzie... nie potrafi� powiedzie�. Magia drzwi w tej jaskini jest dla mnie niepoj�ta. Doskonale o tym wiecie. � Powiedz mi, co my�lisz. Opieraj�c si� na swoim do- �wiadczeniu. Eddie uni�s� d�onie... brudne, dr��ce, ze �ladami krwi pod paznokciami. � Powiedz, Henchicku � przem�wi� g�osem cichym, g�u- chym, niepewnym. Roland nigdy nie s�ysza� go m�wi�cego w ten spos�b. � Powiedz, b�agani. Rosalita, gospodyni P�rc Callahana, podesz�a do nich, nios�c na tacy dzbanek paruj�cej kawy i fili�anki. Przynajmniej ona znalaz�a czas na zrzucenie z siebie brudnych, zakrwawionych d�ins�w i koszuli i w�o�enie domowej sukienki, ale w oczach mia�a ob��d. Sprawia�y wra�enie ma�ych, przera�onych zwie- rz�tek, wygl�daj�cych na �wiat z g��bi norek. Nalewa�a kaw� i cz�stowa�a ni� w milczeniu. Gdy podawa�a fili�ank� Rolan- dowi, zauwa�y� zaschni�t� smug� na grzbiecie jej d�oni. Czy by�a to krew Margaret? Czy mo�e Benny'ego? Nie wiedzia� i szczerze m�wi�c, niezbyt go to obchodzi�o. Wilki ponios�y kl�sk�. By� mo�e nigdy ju� nie przyb�d� do Calla Bryn Sturgis, a mo�e przyb�d�... to ju� sprawa ka. Dla nich wa�na by�a Susannah Dean, kt�ra po bitwie znik�a, zabieraj�c ze sob� Czarn� Trzynastk�. � Pytasz mnie o kaven! � przerwa� mu te rozmy�lania Henchick. � Tak, ojcze � Roland skin�� g�ow�. � Pytam o trwa�o�� magii. Pere Callahan wzi�� fili�ank� kawy. Podzi�kowa� za ni� skinieniem g�owy i roztargnionym u�miechem, ale nie powie- dzia� ani s�owa. Na kolanach trzyma� ksi��k� Miasteczko Salem autorstwa pisarza, o kt�rym nigdy nie s�ysza�. Podobno by�a to powie��, fikcja literacka, lecz on, Donald Callahan, wyst�powa� w niej jako jeden z g��wnych bohater�w. I naprawd� mieszka� w tytu�owym miasteczku, bral udzia� w opisanych, najzupe�niej rzeczywistych wydarzeniach. Szuka� na ok�adce zdj�cia autora, przekonany, cho� nie wiedzia� dlaczego, �e zobaczy sw� twarz, 16 a przynajmniej jej wersj� z tysi�c dziewi��set siedemdziesi�tego pi�tego roku, kiedy dzia�o si� to, co opisano w ksi��ce. Nie znalaz� jej jednak. By�a tylko notka, wyja�niaj�ca bardzo nie- wiele. Pisarz mieszka� w Maine, by� �onaty, jego poprzednia, pierwsza, ksi��ka zosta�a bardzo przychylnie przyj�ta przez krytyk�w, przynajmniej je�li wierzy� przytoczonym na tylnej ok�adce cytatom. � Im wi�ksza magia, tym d�u�ej trwa � odezwa� si� Cantab i spojrza� na Henc�ucka pytaj�co. � Ano � przytakn�� stary. � Magia i glammer s�jednym, a przychodz� z tego, co by�o. � Przerwa� na chwil�. � To znaczy z przesz�o�ci, je�li mnie pojmujecie. � Te drzwi otwiera�y si� w wielu miejscach i wielu czasach w �wiecie, z kt�rego pochodz� moi przyjaciele � wyja�ni� Roland. � Pragn�, by zn�w si� otworzy�y, ale tylko w dw�ch miejscach. Tych, na kt�re otwiera�y si� ostatnio. Czy to mo�- liwe? Czekali. Henchick i Cantab w milczeniu szukali odpowiedzi na to pytanie. Manni byli wielkimi podr�nikami. Je�li kto� wie, je�li kto� potrafi zrobi� to, czego pragn�� Roland... czego pragn�li wszyscy... to tylko oni. Cantab pochyli� si� z szacunkiem ku starcowi i wyszepta� co�. Henchick, dinh Calla Redpath, wys�ucha� go z nieruchom� twarz�, a potem wyci�gn�� powykr�can� reumatyzmem r�k�, odwr�ci� g�ow� Cantaba i odpowiedzia� mu r�wnie� szeptem. Eddie poruszy� si� gwa�townie. Lada chwila straci cierp- liwo��, zapewne zacznie krzycze�. Roland po�o�y� mu d�o� na ramieniu i m�odzieniec si� uspokoi�. Na razie. Manni rozmawiali szeptem przez dobre pi�� minut, wy- stawiaj�c na pr�b� cierpliwo�� czekaj�cych. Dla Rolanda do- biegaj�ce ha�asy, wyra�ne, cho� p�yn�ce z dala odg�osy rados- nego �wi�ta zwyci�stwa, by�y niemal nie do zniesienia. Jeden B�g wie, jak musia� si� czu� Eddie. Henchick poklepa� Cantaba po policzku. Spojrza� na Rolanda. � My�limy, �e to mo�liwe � powiedzia� po prostu. � Dzi�ki Bogu -� szepn�� Eddie, a potem g�o�niej po- wt�rzy�: � Dzi�ki Bogu. No to chod�my, na co czekamy? Mo�emy spotka� si� na wschodnim trakcie... 17 Obaj brodaci Manni energicznie pokr�cili g�owami, Henchick stanowczo, cho� ze smutkiem, Cantab z wyra�nie widocznym przera�eniem. � Nie p�jdziemy do Jaskini Przej�cia w ciemno�ci � oznajmi� Henchick. � Musimy! � zaprotestowa� Eddie. � Nie rozumiecie? Przecie� chodzi nie tylko o to, jak d�ugo przetrwa magia albo kiedy zniknie. Najwa�niejszy jest czas, to, z jak� pr�dko�ci� biegnie po drugiej stronie! Szybciej ni� tutaj... a to, co przemija, przemija. Chryste, Susannah mo�e rodzi� w tej w�a�nie chwili, a je�li jej dziecko b�dzie jakim� kanibalem... � Pos�uchaj mnie, m�j m�ody przyjacielu � przerwa� mu Henchick � i s�uchaj uwa�nie, bardzo uwa�nie. Dzie� ju� si� chyli ku zachodowi. Stary mia� racj�. Nigdy jeszcze Rolandowi dzie� nie up�yn�� tak szybko. Najpierw by�a walka z Wilkami, stoczona rankiem, niemal o �wicie, potem spontaniczne �wi�to, rozpocz�te po prostu na trakcie; rado�� ze zwyci�stwa i �a�oba po ofiarach (kt�re okaza�y si� zdumiewaj�co ma�e). Potem zorientowali si�, �e Susannah znik�a, poszli wi�c do jaskini i znale�li w niej to, co znale�li. Nim wr�cili na pole bitwy, na wschodni trakt, min�o po�udnie. Wi�kszo�� mieszka�c�w miasteczka uda�a si� do dom�w w triumfalnym pochodzie, zabieraj�c ze sob� swe cudem ocalone dzieci. Henchick ch�tnie wyrazi� zgod� na rozmow�, ale nim wszyscy zebrali si� na plebanii, s�o�ce przesz�o ju� na drug� stron� nieba. Przynajmniej t� noc prze�pimy a� do brzasku, pomy�la� Roland, nic wiedz�c, czy powinien odczuwa� ulg�, czy roz- czarowanie. Jedno by�o pewne: potrzebowa� snu. � S�ucham i rozumiem � powiedzia� Eddie. Roland trzyma� d�o� na jego ramieniu i czu�, jak m�ody przyjaciel dr�y na ca�ym ciele. � Nawet gdyby�my chcieli i��, nie sk�oniliby�my wystar- czaj�co wielu naszych, by poszli wraz z nami � wyja�ni� Henchick. � Ty jeste� dinh... � Ano, tak to nazywacie, wi�c s�dz�, �e nim jestem, cho� nie jest to nasze s�owo, pojmujecie? W wi�kszo�ci spraw b�d� 18 mnie s�ucha�. Wiedz�, jaki d�ug zaci�gn�li u waszego ka-tet, po tym, czego dzi� dokonali�cie, i b�d� si� starali go sp�aci� w ka�dy dost�pny im spos�b. Ale nie p�jd� w�sk� �cie�k� do tego nawiedzonego miejsca, nie po zmroku. � Henchick po- trz�sa� g�ow� powoli, z wielkim przekonaniem. � Nie � powt�rzy�. � Tego nic zrobi�. Pos�uchaj mnie, m�ody cz�owie- ku. Cantab i ja wr�cimy do Redptah Kra-ten przed zapadni�ciem nocy. Tam zwo�am nasz� rad� do Tempy, kt�ra jest dla nas tym, czym Sala Spotka� dla tych, kt�rzy nie pami�taj�. � Zerkn�� na Callahana. � Przeprosz�, Pere, je�li to okre�lenie ci� ura�a. Cal�ahan skin�� g�ow�, nie odrywaj�c wzroku od ksi��ki, kt�r� ca�y czas obraca� w d�oniach. Ob�o�ona by�a w sztywny plastik, jak wi�kszo�� cennych pierwszych wyda�. Na skrzyde�- ku ok�adki wypisano o��wkiem cen� � $950. Druga powie�� jakiego� m�odego pisarza. Ciekawe, co uczyni�o j� tak cenn�. Je�li spotkaj� kiedy� w�a�ciciela ksi��ki, m�czyzn� nazwis- kiem Calvin Tower, z pewno�ci� go o to zapyta. I b�dzie to pierwsze z d�ugiego szeregu pyta�. � Wyt�umaczymy im, czego chcecie, poprosimy o ochot- nik�w. Z sze��dziesi�ciu o�miu m�czyzn Redpath Kra-ten zgodz� si� pom�c prawie wszyscy, z wyj�tkiem pi�ciu, mo�e sze�ciu, jak s�dz�. Po��czymy nasze si�y w jedn� si��. Stworzy- my khef. Tak to nazywacie? Khejl Kiedy ludzie dzie�a si� czym�? � Tak � potwierdzi� Roland. � M�wimy o dzieleniu si� wod�. � Nie zmie�cicie tylu ludzi w jaskini � zauwa�y� Jake. � Nic ma mowy. Nawet gdyby potowa z nich siedzia�a na ramio- nach drugiej po�owy. � Nie ma takiej potrzeby � wyja�ni� Henchick. � W �rod- ku znajd� si� ci najpot�niejsi, nazywamy ich �wysy�aczami". Inni mog� ustawi� si� wzd�u� �cie�ki. R�ka w r�k�, o�owianka w o�owiank�. Jutro b�dziemy na miejscu, nim s�o�ce dotknie dach�w dom�w. Stawiam na to zegarek i ostrogi. Potrzebny nam dzisiejszy wiecz�r, by zgromadzi� magnesy i o�owianki. � Patrzy� na Eddiego przepraszaj�co i z wi�cej ni� odrobin� strachu. Ten m�ody cz�owiek cierpia� niewyobra�alnie, wida� to by�o na pierwszy rzut oka. A poza tym by� rewolwerowcem. 19 Rewolwerowiec got�w jest atakowa� w ka�dej sytuacji, je�li to konieczne... ale nigdy nie atakuje na o�lep. � Mo�e by� za p�no � powiedzia� cicho Eddie. Spojrza� na Rolanda wielkimi, piwnymi oczami, przekrwionymi teraz i podsinia�ymi ze zm�czenia. � Jutro mo�e by� za p�no... je�li nawet magia przetrwa. Roland otworzy� usta, Eddie podni�s� palec. � Tylko nie m�w ka, Rolandzie. Je�li powiesz ka cho� raz, g�owa mi eksploduje, daj� s�owo. Roland zamkn�� usta. Nie powiedzia� nic. Eddie spojrza� na dw�ch starych m�czyzn, brodatych, ubra- nych w ciemne stroje kwakr�w. � A wy nie jeste�cie pewni, �e magia przetrwa, prawda? Co da si� otworzy� dzi�, jutro mo�e ju� by� zamkni�te na zawsze. I nie otworz� tego ani magnesy, ani o�owianki groma- dzone od dnia stworzenia Mannich. � Ano � przytakn�� Henchick. � Ale twoja kobieta za- bra�a magiczn� kul�, i cokolwiek sobie my�lisz, dla �wiata Po�redniego i Pogranicza to dobrze, �e st�d odesz�a. � Sprzeda�bym dusz�, �eby j� odzyska�. I r�ce � powie- dzia� Eddie dono�nym, czystym g�osem. Wszyscy spojrzeli na niego wstrz��ni�ci, nawet Jake. Roland poczu� nag�� potrzeb� przem�wienia, sk�onienia Eddiego do odwo�ania tych s��w, jakby nigdy nie zosta�y powiedziane. Pot�ne si�y przeszkadza�y im w w�dr�wce ku Wie�y, pot�ne mroczne si�y, a Czarna Trzynastka to ich najpot�niejszy sigul. To, czego mo�na u�y�, mo�na tak�e nadu�y� � odpryski T�czy mia�y sw�j w�asny z�owrogi glamtner, zw�aszcza Trzynastka. Zapewne by�a sum� ich wszystkich. Gdyby j� nawet mieli, Roland by�by got�w walczy�, by przeszkodzi� Eddiemu Dea- nowi w po�o�eniu na niej d�oni. W tym stanie ducha, w smutku, kt�ry uniemo�liwia� mu skupienie si� na czymkolwiek, kula albo zniszczy�aby go w kilka minut, albo uczyni�a swym niewolnikiem na wieki. � I kamie� by pil, gdyby mia� usta � odezwa�a si� Rosa, zaskakuj�c ich wszystkich. � Eddie, od��my na bok sprawy magii. Pomy�l o �cie�ce, kt�ra prowadzi tam, na g�r�. Potem pomy�l o pi�ciu tuzinach m�czyzn, niekt�rych starych jak 20 Henchick, w cz�ci �lepych jak nietoperze, pr�buj�cych wspi�� si� po niej w ciemno�ci. � Ten g�az � doda� Jake. � Pami�tasz ten g�az, ko�o kt�rego trzeba si� prze�lizgn��. Tam jest tak ciasno, �e wisisz nogami nad przepa�ci�. Eddie skin�� g�ow� powoli, niech�tnie. Roland widzia�, jak walczy ze sob�, pr�buj�c zaakceptowa� to, czego nie potrafi� zmieni�. Jak walczy o zachowanie zdro- wych zmys��w. � Susannah Dean tak�e jest rewolwerowcem � rzek�. � Mo�e potrafi zadba� sama o siebie, przynajmniej przez jaki� czas. � Nie s�dz�, by Susannah decydowa�a � odpar� natych- miast Eddie � i ty te� tak my�lisz. To Mia zaw�adn�a ni� i b�dzie j� kontrolowa� co najmniej do dnia narodzin dziecka, swojego ch�opczyka. Bo on jest jej! Mia b�dzie rz�dzi� dop�ty, dop�ki ma�y nie przyjdzie na �wiat. Roland odwo�a� si� nagle do intuicji; pojawia�a si� wielo- krotnie w ci�gu lat, kt�re sp�dzi� na szlaku, i na og� go nie zawodzi�a. Nie zawiod�a te� w tym wypadku. � Mo�liwe, �e kiedy odchodzi�y, to Mia kierowa�a krokami Susannah. I mo�liwe te�, �e nie b�dzie w stanie kierowa� nimi po drugiej stronie. Callahan oderwa� si� wreszcie od ksi��ki, kt�ra tak go zafascynowa�a. � Dlaczego? � spyta�. � To �wiat Susannah. Nie Mii. Je�li nie uda si� im dzia�a� wsp�lnie, zapewne wsp�lnie umr�. 2 Henchick i Cantab wr�cili do Redpath Mannich, by opowie- dzie� starszym (wy��cznie m�czyznom) o tym, co si� dzi� zdarzy�o, a nast�pnie o tym, jaka jest cena wdzi�czno�ci. Roland poszed� z Ros� do jej domku. Sta� na wzg�rzu, ponad niegdy� schludn�, porz�dn� wyg�dk�, z kt�rej pozosta�o niewiele, w tym szcz�tki Andy'ego, Robota-Pos�a�ca (I Wiele Innych Funkcji). 21 Rosa powoli rozebra�a Rolanda do naga, po czym wyci�gn�a si� obok niego na ��ku i natar�a specjalnymi olejkami � kocim na artretyzm, a g�stszym i lekko pachn�cym w miejscach najbardziej wra�liwych. Kochali si�. Szczytowali w tej samej chwili (rodzaj przypadku, kt�ry g�upcy nazywaj� losem), s�u- chaj�c huku fajerwerk�w, wybuchaj�cych na g��wnej ulicy Calla, i radosnych okrzyk�w folken, przewa�nie ju� nie pod- chmielonych, lecz, s�dz�c z odg�os�w, pijanych w sztok. � �pij � powiedzia�a Rosa. � Jutro ju� ci� nie b�dzie. Nic b�dzie ci� dta mnie, dla Eiscnharta i Ovcrholstera, i dla nikogo w Calla. � A wi�c jednak masz talent widzenia? � spyta� Roland. Wydawa� si� rozlu�niony, mo�e rozbawiony, ale nawet gdy by� w niej g��boko i wdziera� si� jeszcze g��biej, nie potrafi� przesta� my�le� o Susannah, cz�onkini ich ka-tet, teraz zagubionej. Nawet gdyby nie chodzi�o o nic wi�cej, samo jej zagini�cie wystarczy�oby, �eby pozbawi� go zas�u�onego odpoczynku. �- Nie. Lecz od czasu do czasu co� czuj�, jak wszystkie kobiety. A przede wszystkim czuj�, kiedy m�j m�czyzna chce ruszy� na szlak. � Tym dla ciebie jestem? Twoim m�czyzn�? Spojrza�a mu w oczy pewnie, cho� z odrobin� wstydu. � Na ten kr�tki czas, gdy tu by�e�, ano, chcia�abym tak s�dzi�. Czy powiesz, �e si� myli�am, Rolandzie? Rewolwerowiec natychmiast potrz�sn�� g�ow�. Dobrze by�o zn�w by� m�czyzn� jakiej� kobiety, cho�by na tak kr�tko. Rosa widzia�a, �e zareagowa� szczerze, i jej twarz z�agod- nia�a. Pog�aska�a go po chudym policzku. � Dobrze si� spotkali�my, Rolandzie, prawda? Dobrze spotkali�my si� w Calla. � Ano, pani. Dotkn�a tego, co pozosta�o z jego prawej d�oni, a potem prawego biodra. � Jak tam z twoimi b�lami? � S� straszne � przyzna�. Jej nic musia� ok�amywa�. Skin�a g�ow� i przyjrza�a si� lewej d�oni, kt�r� Roland zdo�a� ocali� przed homarokoszmarami. � A ta? 22 � W porz�dku � odpar�, ale w niej te� odczuwa� b�l. Czaj�cy si�. Czekaj�cy na sw�j czas, got�w pojawi� si� w ca�ej okaza�o�ci. Rosalita nazywa�a to suchym atakiem. � Rolandzie? � Ano. Patrzy�a na niego spokojnie, �ciskaj�c jego lew� d�o�, po- znaj�c wszystkie jej sekrety. � Sko�cz swoje sprawy, najszybciej jak potrafisz. � Tak� masz dla mnie rad�? � Tak, serce. Sko�cz swoje sprawy, nim sprawy sko�cz� z tob�. 3 O p�nocy Eddie siedzia� na stopniach ganku na ty�ach plebanii. Min�� dzie�, kt�ry mieszka�cy na zawsze zapami�ta� mieli jako Dzie� Zwyci�stwa w Bitwie przy wschodnim trakcie. Przeszed� do ich historii, a potem niew�tpliwie stanie si� mitem, oczywi�cie je�li za�o�y�, �e �wiat przetrwa wystar- czaj�co d�ugo, by zd��y�o do tego doj��. W miasteczku �wi�to- wano, s�dz�c po dobiegaj�cym ha�asie, coraz bardziej entu- zjastycznie i gor�czkowo, a� wreszcie Eddie zacz�� si� za- stanawia�, czy w ferworze zabawy mieszka�cy nie podpal� swego zbiorowego domu. Czy by go to obesz�o? Nic a nic, dzi�kuj� bardzo i prosz� o wi�cej. Podczas gdy Roland, Susannah, Jakc, Eddie i trzy kobiety, Siostry Pani Ry�u, stan�li naprzeciw Wilk�w, reszta folken z Calla ukry�a si� albo w mie�cie, albo na polach ry�u przy rzece. A jednak za dziesi�� lat, a mo�e nawet za pi��, ludzie b�d� opowiada� sobie, jak to pewnego jesiennego dnia oni wszyscy wznie�li si� na wy�yny bohaterstwa, walcz�c rami� w rami� u boku praw- dziwych rewolwerowc�w. To nie by�o w porz�dku, jego my�li nic by�y w porz�dku, wiedzia� o tym doskonale, ale jeszcze nigdy w �yciu nie czu� si� tak bezradny, tak zagubiony i przez to tak cholernie w�ciek�y. Powtarza� sobie, �e powinien przesta� wspomina� Susannah, 23 nie zastanawia� si�, gdzie ona jest, nie my�le� o tym, czy dziecko ju� si� urodzi�o... a mimo to po prostu musia� o niej my�le�. By� pewien, �e przenios�a si� do Nowego Jorku. Ale do kt�rego niegdy�? Czy tego, w kt�rym ludzie je�d�� doro�- kami konnymi po ulicach o�wietlonych gazowymi latarniami, czy mo�e tego, w kt�rym je�d�� antygrawitacyjnymi taks�w- kami, obs�ugiwanymi przez roboty wyprodukowane w North Central Positronics? Czy Susannah �yje? Odrzuci�by od siebie t� my�l, gdyby m�g�, ale umys� ludzki potrafi by� taki okrutny! Oczami wyobra�ni widzia� Susannah le��c� w rynsztoku gdzie� w getcie, ze swastyk� na czole i zawieszonym na szyi kawa�kiem kartonu z nabazgranymi s�owami: POZDROWIENIA OD PRZYJACIӣ Z OXFORDU. Za plecami us�ysza� zgrzyt otwieraj�cych si� kuchennych drzwi, a potem cichy tupot bosych st�p (jego zmys�y by�y ju� znakomicie wyczulone, stanowi�y przecie� or� zab�jcy) oraz stuk pazur�w. Jake i Ej. Ch�opiec usiad� obok niego, w bujanym fotelu Callahana. By� ubrany i uzbrojony; w uchwycie dokera tkwi� ruger, kt�rego ukrad� ojcu w dniu ucieczki z domu. Dzi� jego ruger utoczy�... nie, nie krwi. Oleju? Eddie u�miechn�� si� lekko, ale w tym u�miechu nie by�o ani odrobiny we- so�o�ci. � Nie mo�esz zasn��, Jake? � Ejk � przytakn�� Ej i po�o�y� si� ci�ko przy nogach ch�opca, sk�adaj�c pysk mi�dzy �apami. � Nic. Ci�gle my�l� o Susannah. � Przerwa� na chwil�, po czym doda�: -� I o Bennym. Eddie uzna� to za naturalne. Jake widzia�, jak jego przyjaciel ginie krwaw� �mierci�; nic dziwnego, �e nie m�g� przesta� o nim my�le�. Mimo to poczu� nagle ostre uk�ucie zazdro�ci, jakby wszystkie swe my�ti ch�opiec mia� obowi�zek po�wi�ci� wy��cznie jego ukochanej �onie. � Ma�y Tavery � m�wi� dalej Jake. � To przez niego. Spanikowa�. Pobieg�. Z�ama� nog� w kostce. Gdyby nie on, Benny prze�y�by walk�. � A potem bardzo cicho... Tavcry, o kt�rym rozmawiali, przerazi�by si� �miertelnie, s�ysz�c ten 24 g�os, w to nie spos�b by�o w�tpi�... doko�czy� przemow�: � Pieprzony Frank Tavery. Eddie wyci�gn�� r�k� i cho� nie chcia� pociesza� Jake'a, po�o�y� d�o� na jego g�owie. Ch�opiec mia� o wiele za d�ugie w�osy. Za d�ugie i niezbyt czyste. Powinien odwiedzi� fryzjera. Nie, cholera, tak naprawd� potrzebowa� matki, kt�ra dopil- nowa�aby, �eby dzieciak w�a�ciwie si� o siebie troszczy�. Ale Jake nie mia� ju� matki. I... jakie to dziwne... pocieszaj�c go, Eddie poczu� si� lepiej. Mo�e nie du�o, ale z pewno�ci� troch� lepiej. � Zapomnij � powiedzia� cicho. � Co si� sta�o, to si� nie odstanie. � Ka � rzuci� gorzko Jake. � Ki-ka � warkn�� Ej, nie podnosz�c g�owy. � Amen. � Jake roze�mia� si� nagie gorzkim, niepokoj�co ch�odnym �miechem. Z zaimprowizowanej kabury wyj�� rugera, przyjrza� mu si� uwa�nie. � On przejdzie, poniewa� pochodzi z drugiej strony. W ka�dym razie tak twierdzi Roland. Inne te� mog�, poniewa� nie przechodzimy sami, tak po prostu. Je�li nie, Henchick obieca� schowa� je w jaskini. Mo�e po nie wr�cimy? � Je�li trafimy do Nowego Jorku, nie b�dziemy musieli d�ugo szuka� broni � zauwa�y� Eddie. -� Sama nas znajdzie. � Lecz nie bro� Rolanda. Strasznie bym chcia�, �eby prze- sz�a z nami. W �adnym �wiecie nie ma rewolwer�w takich jak te. Ju� nie. Tego jestem pewien. Eddie te� by� tego pewien, ale nie fatygowa� si� potwier- dzeniem. W miasteczku zn�w hukn�y fajerwerki, po czym zapad�a cisza. Wida� zabawa si� ko�czy�a, na szcz�cie. Jutro z pewno�ci� rozpocznie si� od nowa na g��wnym placu, tyle �e nieco mniej szalona i nieco mniej pijana. Wszyscy oczekuj�, �e Roland ze swym ka-tet b�d� na niej go��mi honorowymi, lecz je�li bogowie stworzenia s� dobrzy, je�li drzwi si� otworz�, go�cie honorowi odejd�. B�d� szuka� Susannah. Nie, o nie! Znajd�j�. Do diab�a z szukaniem! Znajd�! Jakby czytaj�c w jego my�lach (a on to potrafi�, mia� bardzo silny dotyk), Jake powiedzia�: � Susannah �yje. 25 � Tego nie mo�esz wiedzie�. � Wszyscy poczuliby�my, gdyby odesz�a. � Jake, potrafisz jej dotkn��?! � Nie, ale... Nim zdo�a� sko�czy� zdanie, gdzie� w g��bi ziemi rozleg� si� niski hurgot. Ganek wzni�s� si� nag�e, po czym opad� jak ��d� na du�ej fali. S�yszeli trzaski i odg�osy wyginanych, tr�cych o siebie desek. Z p�ek w kuchni posypa�y si� talerze i kubki, p�kaj�c z brz�kiem szcz�kaj�cych z�b�w. Ej podni�s� �eb, zapiszcza�; uszy po�o�y� po sobie, a jego delikatny lisi pyszczek wyra�a� komiczne wr�cz zdumienie. W gabinecie Callahana co� spad�o i rozbi�o si� z dono�nym hukiem. Eddie, ca�kowicie nielogicznie, lecz z niezwyk�� pewno�ci� pomy�la�, �e Jake w�a�nie zabi� Susannah, m�wi�c, �e �yje. Wstrz�sy narasta�y jeszcze przez chwil�. Okienna framuga wygi�a si�, p�k�a szyba. Z ciemno�ci dobieg� ich kolejny odg�os; Eddie uzna�, jak si� potem okaza�o s�usznie, �e to uszkodzona wyg�dka wreszcie rozpad�a si� w drzazgi. Poderwa� si� na r�wne nogi, nawet nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Jake sta� obok niego, mocno �ciskaj�c mu nadgarstek. Eddie zd��y� nawet wyci�gn�� z kabury rewolwer Rolanda. Obaj stali nieru- chomo, jakby lada chwila mieli zacz�� strzela�. Ziemia j�kn�a jeszcze raz i ganek osiad�, prosto i r�wno. W pewnych kluczowych miejscach, le��cych wzd�u� �cie�ki Promienia, ludzie budzili si� i rozgl�dali dooko�a, oszo�omieni. Na ulicach Nowego Jorku z tego niegdy� odezwa�o si� kilka alarm�w samochodowych. Nast�pnego dnia gazety donosi�y o niewielkim trz�sieniu ziemi: wybite szyby, �adnych ofiar �miertelnych. Po prostu niewielkie dr�enie sk�din�d przyzwoi- tej, solidnej ska�y. Jake patrzy� na Eddiego szeroko otwartymi oczami. Wiedzia�. Otworzy�y si� drzwi i na ganku pojawi� si� Pere. Mia� na sobie d�ugie, si�gaj�ce kolan gacie, i tylko tyle, je�li nie liczy� wisz�cego na szyi z�otego krucyfiksu. � To by�o trz�sienie ziemi, prawda'/ � spyta�. � Prze�y�em kiedy� jedno takie w p�nocnej Kalifornii. Ale w Calla ju� nie. � To by�o co� cholernie wielkiego, znacznie wi�kszego ni� zwyk�e trz�sienie ziemi � odrzek� Eddie, wyci�gaj�c r�k�. 26 Kryty ganek wychodzi� na wsch�d, a horyzont na wscho- dzie o�wietlony by� bezg�o�nymi wybuchami zielonych b�ys- kawic. Drzwi stoj�cego ni�ej na zboczu domu Rosality ot- worzy�y si� ze zgrzytem zawias�w i zamkn�y z trzaskiem. Rosalita i Roland szli do nich, rami� w rami�, ona w koszuli nocnej, on tylko w d�insach. Szli boso po pokrytej ros� trawie. Eddie, Jake i Callahan wyszli im na spotkanie. Roland wpatrywa� si� nieruchomym wzrokiem w nikn�ce na wschodzie b�yski zielonego �wiat�a. Nikn�ce na wschodzie, gdzie czeka�a na nich kraina J�dra Gromu, Dw�r Karmazynowego Kr�la, a wreszcie kraniec Ko�ca �wiata i sama Mroczna Wie�a. Je�li Mrocza Wie�a jeszcze stoi, pomy�la� Eddie. � Jake t�umaczy� mi w�a�nie, �e gdyby Susannah zgin�a, toby�my o tym wiedzieli � powiedzia� g�o�no. � Poczuliby�- my co�, co ty okre�lasz nazw� sigul. A potem zdarzy�o si� to. � Wskaza� gestem trawnik przed plebani�, na kt�rym pojawi�a si� dziesi�ciostopowa, biegn�ca prosto szczelina, przypominaj�ca wyd�te, br�zowe od ziemi wargi. W miasteczku rozszczeka�y si� psy, alefolken zachowywali si� bardzo cicho, przynajmniej na razie. By� mo�e wi�kszo�� z nich spokojnie przespa�a ten kataklizm. Spa�a spokojnym snem pijanych do nieprzytomno�ci zwyci�zc�w. � Ale to nie mia�o nic wsp�l- nego z Suze, prawda? � Nie. Nie bezpo�rednio. � Nic by� nasz � odezwa� si� nagle Jake. � Gdyby byl, zniszczenia by�yby znacznie wi�ksze, nie s�dzisz, Rolandzie? Roland skin�� g�ow�. Rosa spojrza�a na ch�opca zaskoczona i chyba nieco prze- straszona. � Co nie by�o nasze, ch�opcze? O czym ty m�wisz? Bo z pewno�ci� nie mieli�my do czynienia z trz�sieniem ziemi. � Nie � powiedzia� Roland. � Nie ziemi, lecz Promienia. W�a�nie zerwa� si� jeden z Promieni podtrzymuj�cych Wie��. Podtrzymuj�cych wszystko. Po prostu p�k�. Nawet w s�abym, dr��cym �wietle czterech p�on�cych na ganku pochodni wida� by�o, jak zblad�a twarz Rosy Munoz. Eddie dostrzeg� te�, �e si� prze�egna�a. 27 � Promie�? Jeden z Promieni? Nie! Powiedzcie mi, �e to nieprawda. Eddie przypomnia� sobie nagle pewien dawny baseballowy skandal i ma�ego ch�opca b�agaj�cego: Nie. Powiedz, �e to nie tak, Joe. � Nie mog� tego uczyni�. Bo to prawda � odpar� cicho Roland. � Ile jest tych Promieni? � zainteresowa� si� Callahan. Roland spojrza� na Jake'a i niemal niedostrzegalnie skin�� g�ow�. Powiedz, czego si� nauczy�e�, Jake 'u z Nowego Jorku. M�w i m�w prawdziwie. � Jest sze�� Promieni, ��cz�cych dwana�cie portali � roz- pocz�� ch�opiec. � Te dwana�cie portali to dwana�cie kra�c�w ziemi. Roland, Eddie i Susannah tak naprawd� zacz�li w�d- r�wk� przy Portalu Nied�wiedzia. Ja do��czy�em do nich mi�- dzy tym portalem a miastem Lud. � Shardik � przerwa� mu Eddie. Patrzy� na ostatnie po�ys- kuj�ce na wschodzie b�yskawice. � Tak si� nazywa� ten nied�wied�. � A tak, Shardik � przytakn�� Jake. � Idziemy wzd�u� Promienia Nied�wiedzia. Wszystkie Promienie zbiegaj� si� w Mrocznej Wie�y. Po jej drugiej stronie nasz Promie� to... � wzrokiem poszuka� pomocy Rolanda, Roland za� spojrza� na Eddiego Deana. Wygl�da�o na to, �e nie mia� zamiaru zrezyg- nowa� z uczenia ich Drogi Elda. Eddie albo nic dostrzeg� jego spojrzenia, albo je zignorowa�, Roland jednak by� nieust�pliwy. � Eddie? � Jeste�my na �cie�ce Nied�wiedzia, drodze ��wia � po- wiedzia� Eddie oboj�tnie. � Nie mam poj�cia, jakie mo�e to mie� znaczenie, skoro idziemy tylko do Mrocznej Wie�y, ale po drugiej stronie jest to �cie�ka ��wia, droga Nied�wie- dzia. � I wyrecytowa�: Sp�jrzcie na ��wia o ogromnej skorupie! Co na swych plecach ca�� Ziemi� niesie. Cho� my�li wolno, lecz zawsze rozwa�nie I ka�dego z nas swym umys�em si�gnie 28 Rosalita u�miechn�a si� 1 zna prawd�, lecz pom�c nie jest w stanie, W nim obowi�zek i mi�o�� z�o�one, Kocha ziemi�, kocha morze, Kocha te� ciebie, niebo��. � Nie ca�kiem tego nauczy�em si� w ko�ysce, a potem uczy�em przyjaci�, ale blisko, bardzo blisko. Stawiam na to zegarek i ostrogi. � Wielki ��w nazywa si� Marurin. � Jake wzruszy� ramionami. �- Je�li ma to jakie� znaczenie. � Nie potrafisz powiedzie�, kt�ry Promie� p�k�? � Cal- lahan bacznie przygl�da� si� Rolandowi. Rewolwerowiec potrz�sn�� g�ow�. � Mog� powiedzie� tylko tyle, �e Jake ma racj�. Nie nasz. Gdyby to by� nasz, nie ocala�oby nic w odleg�o�ci stu mil od Calla Bryn Sturgis. � A mo�e nawet tysi�ca mil, kt� to wic? � Ptaki spada�yby z nieba w p�omieniach. � M�wisz o Armagedonie? � Callahan wypowiedzia� te s�owa cichym, pe�nym niepokoju g�osem. Roland potrz�sn�� g�ow�, ale nie dlatego, �e si� z nim nie zgadza�. � Nic znam tego s�owa, Pere, ale m�wi� o zag�adzie i nie- wyobra�alnych zniszczeniach, oczywi�cie. Gdzie�, mo�e wzd�u� Promienia ��cz�cego Ryb� ze Szczurem, zdarzy�o si� w�a�nie to. - Jeste� ca�kiem pewien tego, co m�wisz? � spyta�a szep- tem Rosa. Rewolwerowiec przytakn��. Przecie� prze�y� ju� raz co� takiego, gdy padto Gilead, a wraz z nim sko�czy�a si� cywiliza- cja, jak� zna�. Pozosta�o mu wtedy tylko ruszy� na szlak z przyjaci�mi: Cuthbertem, Alainem i Jamiem oraz kilku innymi z ich ka-tet. W�wczas te� p�ki jeden z Promieni, niemal na pewno nic pierwszy. � Ile z nich podtrzymuje jeszcze Wie��? � zaciekawi� si� Callahan. Po raz pierwszy tego wieczoru Eddie wykaza� zainteresowa- 29 nie czym� wi�cej ni� wy��cznie losem zaginionej �ony. Patrzy� na Rolanda niemal uwa�nie. A dlaczeg� by nie? W ko�cu by�o to najwa�niejsze pytanie. M�wi�o si� przecie�, �e wszystko s�u�y Promieniom i cho� w rzeczywisto�ci wszystko s�u�y�o Wie�y, to przecie� podtrzymywa�y j� w�a�nie Promienie. Je�li p�kn�... � Dwa � odpar� Roland. � Powiedzia�bym, �e musz� by� przynajmniej dwa. Ten biegn�cy przez Calla Bryn Sturgis i jeszcze jeden. Ale B�g wie, ile wytrzymaj�. Gdyby nawet nie by�o �amaczy. Musimy si� �pieszy�. Eddie zesztywnia�. � Je�li sugerujesz, �eby�my ruszyli bez Suzc... Rewolwerowiec niecierpliwie potrz�sn�� g�ow�, jakby chcia� powiedzie� Eddiemu, �e robi z siebie g�upca. � Bez niej nie dotrzemy do Wie�y. Z tego, co wiem, nie dotrzemy do Wie�y bez ch�opczyka Mii. Wszystko w r�kach ka, a w moim kraju m�wiono: �ka nie ma ani g�owy, ani serca". � Z tym mog� si� zgodzi� � westchn�� Eddie. �- By� mo�e mamy kolejny problem � powiedzia� Jake z wyra�nym wahaniem. Eddie spojrza� na niego spod zmarszczonych brwi. � Nie potrzebujemy jeszcze jednego problemu. � Wiem, ale... � ch�opiec zawaha� si� � ...ale co b�dzie, je�li trz�sienie ziemi zamkn�o wej�cie do jaskini? Albo... � Jake zamilk�, jakby ba� si� m�wi� o tym, co naprawd� le�y mu na sercu. � Albo ca�kiem je zawali�o'? Eddie b�yskawicznie wyci�gn�� r�k�, z�apa� go za koszul� na piersi i zacisn�� pi��. � Milcz! Nie wa� si� s�owem o tym wspomnie�. W tym momencie dobieg�y ich ludzkie g�osy. Folken Calla gromadz� si� na miejskim placu, wpad�o do g�owy Rolandowi. I pomy�la� jeszcze, �e ten dzie�... i ta noc... przetrwaj� w zbio- rowej pami�ci Calla Bryn Sturgis tysi�c lat. Oczywi�cie pod warunkiem, �e przetrwa Wie�a. Eddie pu�ci� koszul� Jakc'a. Wyg�adzi� j�, jakby chcia� rozprostowa� zmarszczki. Pr�bowa� si� nawet u�miechn��, lecz z tym u�miechem wydal si� nagle s�aby i stary. Roland spojrza� na Callahana. 30 � Czy Manni pojawi� si� jutro... mimo wszystko? � spy- ta�. � Znasz tych ludzi lepiej ode mnie. Callahan wzruszy� ramionami. � Henchick wie, jak dotrzyma� s�owa. Czy potrafi sk�oni� innych, po tym, co si� dzi� sta�o... tego, Rolandzie, nie potrafi� powiedzie�. � Lepiej, �eby mu si� uda�o � mrukn�� gro�nie Eddie. � Zw�aszcza dla niego. � Kto zagra w patrz na mnie? � spyta� Roland z Gilead. Eddie spojrza� na niego z niedowierzaniem. � Przecie� b�dziemy tak siedzieli a� do �witu -� stwierdzi� bardzo rozs�dnie rewolwerowiec. � Mamy si� nudzi�? Wi�c zagrali. Rosalita wygrywa�a raz za razem. Zapisywa�a wyniki na p�ytce, niczym nie zdradzaj�c rado�ci zwyci�stwa; wyrazu jej twarzy Jake nie by� w stanie rozszyfrowa�. Przynaj- mniej nic od razu. Przez chwil� mia� ochot� u�y� dotyku, ale uzna�, �e pos�ugiwanie si� tym talentem usprawiedliwiaj� tylko wyj�tkowe okoliczno�ci, wi�c teraz by�oby to z�ym czynem. Si�gni�cie pod mask� pokerowej twarzy Rosy za bardzo przy- pomina�oby obserwowanie jej, kiedy si� rozbiera. Albo kiedy kocha si� z Rolandem. Grali dalej, a� wreszcie na p�nocno-wschodnim horyzoncie pojawi�y si� pierwsze promienie �witu. W pewnym momencie Jake uzna�, �e wie, o czym my�li Rosalita, poniewa� on my�la� o tym samym. Wszyscy, ale to wszyscy, mniej lub bardziej �wiadomie b�d� my�leli o pozosta�ych dw�ch Promieniach, od dzi� a� do samego ko�ca. B�d� czeka�, a� kt�ry� z nich p�knie. Ich ka-tet b�dzie czeka�, tropi�c Susannah, b�dzie czeka� Rosa gotuj�ca obiad, nawet Ben Slightman op�akuj�cy swego syna na ranczu Eisen- harta. B�d� my�le� o tej jednej, najwa�niejszej rzeczy: zosta�y tylko dwa! Dwa przeciw niszcz�cym, os�abiaj�cym, morduj�- cym je �amaczom. Ile jeszcze czasu up�ynie, nim wszystko si� sko�czy? 1 jak si� sko�czy? Czy us�ysz� og�uszaj�cy huk padaj�cych na ziemi� pot�nych szarych g�az�w? Czy niebo rozedrze si� jak kartka papieru, czy spadn� z niego potworno�ci �yj�ce w chaosie mroku? Czy b�d� mieli czas krzykn��? Czy po �mierci czeka 31 ich jakie� �ycie, czy te� upadek Mrocznej Wie�y zniszczy nawet samo niebo i piek�o? Spojrza� na Rolanda i wys�a� mu my�l, najmocniej jak po- trafi�: Rolandzie, pom� nam! Otrzyma� odpowied�; wype�ni�a mu umys� ch�odn� pociech�, ale przecie� nawet ch�odna pociecha jest lepsza ni� �adna. Je�li potrafi�. � Patrz na mnie! � powiedzia�a Rosalita i wy�o�y�a karty. Zdoby�a R�d�k�, najwy�sz� stawk�, a kart� na wierzchu by�a madame �mier�. PIE��: Chod�, ta�cz, sad� sw� d�oni�, Jest tu m�ody cz�owiek z broni�. Straci� swoj� s�odk� pani�, W drog� si� wybiera za ni�. OPOWIEDZ: Chod� i ta�cz. I sad� z ni�, Ch�opiec goni za sw� pani�. Pozostawi j� w stanie odmiennym. Gdy dzieciak b�dzie wreszcie pocz�ty. 32 DRUGA ZWROTKA TRWA�O�� MAGII 1 li ie musieli martwi� si� o to, czy Manni przyb�d�. Henchick, ponury jak zwykle, pojawi� si� na g��wnym placu Calla, w um�- wionym miejscu, wraz z czterdziestoma m�czyznami. Upewni� Rolanda, �e wystarczy ich, by otworzy� Nieodkrytc Drzwi, je�li w og�le mog� zosta� otwarte, kiedy �czarna kula", jak j� nazywa�, znik�a. Starzec w �aden spos�b nie wyt�umaczy�, dlaczego jego orszak nie jest tak liczny, jak obieca�, ale cz�sto szarpa� brod�, czasami nawet obiema r�kami. -� Dlaczego on to robi, Pere? Wiesz? � spyta� Jake. Ludzie Henchicka jechali na wsch�d na dwunastu drabinias- tych wozach. Za nimi, ci�gni�ty przez par� os��w � albinos�w 0 okrutnych, czerwonych �lepiach i niesamowicie d�ugich uszach - posuwa� si� dwuko�owy w�zek, w ca�o�ci pokryty bia�ym brezentem. Jake'owi przypomnia� wielki bia�y pojemnik na lody na k�kach. Henchick siedzia� na ko�le samotnie, ponuro szarpi�c bokobrody. � Mam wra�enie, i� oznacza to, �e si� wstydzi � odpar� Cailahan. � Nie widz� powodu. Mnie przynajmniej zdumiewa, �e pojawi�o si� ich a� tylu. Mimo Trz�sienia Promienia i w og�le. � Kiedy ziemia zadr�a�a, Henchick dowiedzia� si�, �e niekt�rzy spo�r�d jego ludu boj� si� tego zjawiska bardziej ni� jego samego. Traktuje to jako niedotrzymanie przyrzeczenia. 1 nie jakiego� tam, byle jakiego przyrzeczenia, lecz tego, kt�re 35 odebra� od niego wasz dinh. S�dzi, �e straci! twarz. � Nagle, ani na jot� nie zmieniaj�c tonu g�osu, i t� w�a�nie sztuczk� uzyskuj�c odpowied�, kt�rej inaczej nigdy by nie otrzyma�, spyta�: � Wi�c ona �yje, jak s�dzisz, ch�opcze? � Tak, ale prze,.. Jake zakry� usta d�oni�. Spojrza� na Callahana oskar�ycie �sko. Jad�cy przed nimi, powo��cy zaprz�onym w os�y w�zkiem Henchick rozejrza� si� nagle, zaskoczony, zupe�nie jakby us�y- sza� k��tni� i podniesione g�osy. Callahan musia� spyta� si� sam siebie, czy wszyscy w tej cholernej opowie�ci dysponuj� dotykiem. Wszyscy opr�cz niego. To nie �adna opowie��, do diab�a. To moje �ycie! W t� niew�tpliw� prawd� trudno by�o jednak uwierzy� komu�, kto doskonale wiedzia�, �e jest jednym z g��wnych bohater�w ksi��ki, na kt�rej ok�adce napisano: POWIE��, Doubleday and Company, 1975. Ksi��ki o wampirach, a prze- cie� wszyscy wiedz�, �e wampir�w nie ma. Lecz okaza�o si�, �e owszem, bywaj�. 1 w kilku �wiatach s�siaduj�cych z tym tutaj wci�� istniej�. � Nie traktuj mnie w ten spos�b. Nie pr�buj na mnie �adnych sztuczek � upomnia� go Jake. � Ani si� wa�, skoro jeste�my po tej samej stronie, Pere. Zgoda? � Przepraszam � powiedzia� Callahan i po najkr�tszej chwili wahania doda�: �- B�agam o wybaczenie. Jake u�miechn�� si� blado. Pog�aska� Eja, schowanego w wielkiej kieszeni poncha. � Czy ona...? Ch�opiec potrz�sn�� g�ow�. -� Nie chc� teraz o niej rozmawia�, Pere. Lepiej, �eby�my nawet o niej nie my�leli. Mam uczucie... nie wiem, prawdziwe czy fa�szywe, ale bardzo silne... �e co� jej szuka. Je�li tak, to lepiej, �eby nas nie pods�ucha�o. A potrafi, mo�esz mi wierzy�. � Co�...? Jake wyci�gn�� r�k� i dotkn�� chusty, kt�r� Callahan zawi�za� sobie na szyi, po kowbojsku. Czerwonej chusty. Potem na chwil� zakry� sobie lewe oko. Pere nie od razu odczyta� t� wiadomo��, ale w ko�cu mu si� uda�o. Czerwone Oko. Oko KLarmazynowego Kr�la. 36 Usiad� wygodniej na wozie, nic odpowiadaj�c i nie zamie- rzaj�c nawet zabiera� g�osu. Za nimi jechali konno Roland i Eddie, rami� przy ramieniu, milcz�c jak zakl�ci. Obaj mieli przy sobie wszystkie swoje rzeczy oraz rewolwery; Jake te� mia� pod r�k� rugera. Je�li w og�le wr�c� dzi� do Calla Bryn Sturgis, to z pewno�ci� nie na d�ugo. Jake chcia� powiedzie� przera�ona, ale w rzeczywisto�ci by�o zacznie gorzej. Nieprawdopodobnie s�aby, nieprawdopo- dobnie daleki, lecz czysty, bardzo czysty by� krzyk strachu Susannah. Wrzask strachu. Mia� tylko nadziej�, �e Eddie go nie s�ysza�. 2 Wyje�d�ali z miasteczka przesypiaj�cego emocjonalny szok i zm�czenie mimo trz�sienia, kt�re odczuli wszyscy. Ranek by� tak ch�odny, �e jad�c, widzieli unosz�c� si� w powietrzu par� w�asnych oddech�w, a pozostawione na polach suche �odygi kukurydzy pokryte by�y cienk� warstw� szronu. Nad Devar-tcte Whye unosi�a si� mg�a niczym pozosta�o�� zm�czonego od- dechu rzeki. Zima zbli�a si� d�ugimi krokami, pomy�la� Roland. Po godzinie dojechali do w�wozu. Panowa�a tu cisza przery- wana wy��cznie pobrz�kiwaniem lejc�w, skrzypieniem k�, tupotem kopyt na twardej ziemi, kpi�cym porykiwaniem kt�re- go� z ci�gn�cych w�zek Henchicka os��w albinos�w i dobie- gaj�cymi z daleka krzykami rudzielc�w na wietrze. Pewnie odlatuj� na po�udnie... je�li jeszcze potrafi� je znale��. Dziesi��, mo�e pi�tna�cie minut po tym, jak teren po ich prawej zacz�� si� wznosi�, gdy pojawi�y si� klify i urwiska, a pomi�dzy nimi charakterystyczne p�askowy�e, zn�w znale�li si� w miejscu, do kt�rego przybyli z dzie�mi z Calla zaledwie dwadzie�cia cztery godziny temu i gdzie stoczyli walk� z Wil- kami. Tutaj �cie�ka oddziela�a si� od wschodniego traktu, biegn�c mniej wi�cej na p�nocny wsch�d. W rowie po przeciw- nej stronie traktu wida� by�o �wie�o wytyczony okop nagiej, brunatnej ziemi. Tu w�a�nie ukry� si� Roland wraz ze swym ka-tet oraz kobiety z talerzami. Tu czekali na Wilki. 37 A w�a�nie... gdzie si� podzia�y Wilki? Gdy opuszczali to miejsce, na ziemi poniewiera�y si� zw�oki. Pozostawili za sob� sze��dziesi�t cz�ekokszta�tnych stwor�w, kt�re nadjecha�y tu na siwych koniach, w szarych spodniach, zielonych p�aszczach i maskach przedstawiaj�cych wilcze pyski z wyszczerzonymi kiami. Roland zeskoczy� z konia. Podszed� do Henchicka, kt�ry z�azi� z koz�a niezdarnie, sztywnymi ruchami starego cz�owieka. Rewolwerowiec nie zamierza� mu pom�c, starzec z pewno�ci� nie tego po nim oczekiwa�, m�g� si� nawet obrazi�. Odczeka�, a� Manni poprawi sw�j czarny p�aszcz, i ju� mia� zada� mu pytanie, lecz zorientowa� si� natychmiast, �e nie musi pyta�. Czterdzie�ci, mo�e pi��dziesi�t jard�w dalej, po prawej stronie drogi, dostrzeg� du�y kopiec wyrwanych �odyg kukurydzy, kt�rego wczoraj tu nie by�o. Kurhan usypany, je�li tak mo�na powiedzie�, bez odrobiny szacunku. Ani my�la� dochodzi�, jak folken sp�dzili popo�udnie przed zabaw�, kt�r� niew�tpliwie teraz odsypiali, ale w tej chwili mia� przed oczami ich dzie�o. Czy bali si�, �e Wilki mog� wr�ci� do �ycia? � spyta� sam siebie i pomy�la�, �e to pytanie musia�o prze�ladowa� wszyst- kich, cho� zapewne nie zadawali go sobie g�o�no. Wi�c prze- ci�gn�li bezw�adne, ci�kie cia�a siwych koni i Wilk�w w r�w- nie siwych p�aszczach na pole kukurydzy, u�o�yli je byle jak, przysypali zesch�ymi �odygami i dzi� zmieni� kurhan w p�on�cy stos. A je�li pojawi si� seminon? Roland s�dzi�, �e podpal� stos, nawet gdyby z powodu wiatru mia�y sp�on�� �yzne tereny mi�dzy drog� a rzek�. Dlaczeg� by nie? Ju� po Plonach, a ogie� u�y�nia jak nic innego, przynajmniej tak m�wi� starzy ludzie, no i folken zasn� spokojnie dopiero w�wczas, gdy zap�onie stos. A i potem niewielu z nich b�dzie mia�o odwag� zbli�y� si� do tego miejsca. � Rolandzie, sp�jrz. � G�os Eddiego dr�a� troch� z �alu, lecz przede wszystkim z gniewu. � Niech to wszyscy diabli, popatrz tylko! Przy samym kra�cu dr�ki, tam gdzie Jakc, Bcnny Slightman i bli�niaki Tavery czekali na chwil� odpowiedni�, by skoczy� przez drog� i skry� si� w bezpiecznym miejscu, stal porysowany, pokrzywiony w�zek inwalidzki, b�yszcz�cy odbitymi w chro- 38 mowanych rurkach promieniami s�o�ca, z siedzeniem brudnym od ziemi i zaschni�tej krwi. Lewe ko�o by�o tak skrzywione, �e z pewno�ci� nigdy ju� nic mia�o si� obraca�. � Dlaczego m�wicie w gniewie? � spyta� spokojnie Hen- chick. Obok niego sta� Cantab i kilkunastu starszych, kt�rych Eddie nazywa� czasami �ci w p�aszczach". Dw�ch z owych starszych wygl�da�o na s�dziwszych nawet od Henchicka i Ro- landowi przypomnia�y si� s�owa wypowiedziane poprzedniej nocy przez Rosalit�: Potem pomy�l upi�ciu tuzinach m�czyzn, niekt�rych starych jak Henchick... pr�buj�cych wspi�� si� po niej w ciemno�ci. No c�, teraz nie mogli uskar�a� si� na ciemno��, ale w�r�d Mannich znale�li si� tacy, kt�rzy zapewne nie b�d� w stanie dowlec si� do ostatniego stromego podej�cia do Jaskini Drzwi, nie m�wi�c ju� o dotarciu na miejsce. � Przynie�li tu w�zek twej kobiety. By okaza� jej szacunek. A wy? Powiedzcie, dlaczego m�wicie w gniewie? � Poniewa� w�zek powinien by� w doskona�ym stanie, a ona powinna na nim siedzie�. Czy pan to pojmuje, panie Henchick? � Gniew to najmniej przydatne ze wszystkich uczu� � wy- recytowa� Henchick. � Niszczy umys� i rani serce. Eddie zacisn�� wargi bardzo mocno. Zmieni�y si� w jedn� lini� tak cienk�, �e niemal niewidoczn�... lecz powstrzyma� si� od komentarza. Podszed� do zniszczonego fotela, kt�ry, od czasu gdy znale�li go w Topece, przejecha� setki mil, ale nie mia� dojecha� nigdzie, i zapatrzy� si� we� smutnym wzrokiem. Kiedy Callahan zrobi� taki ruch, jakby chcia� si� do niego zbli�y�, odp�dzi� go gwa�townym gestem. Tymczasem Jake wpatrywa� si� w miejsce, w kt�rym zgin�� Benny. Jego cia�o znik�o, oczywi�cie, kto� przykry� ka�u�� krwi �wie�� warstw� oggem, mimo to widzia� pod ni� ciemne plamy. I oderwan� r�k� Billy'ego, le��c� na ziemi d�oni� do g�ry. Pami�ta� doskonale, jak ojciec przyjaciela, zataczaj�c si�, wyszed� z kryj�wki na polu kukurydzy i zobaczy� zw�oki swego syna. Przez dobre pi�� sekund nic by� w stanie wydoby� z gard�a najs�abszego d�wi�ku; zdaniem Jake'a przez ten czas mo�na by�o wyja�ni� mu, �e ponie�li zdumiewaj�co ma�e straty: jeden martwy ch�opiec, jedna martwa �ona ranczera, jedna z�amana 39 kostka. Tyle co nic. Nikt tego jednak nie zrobi� i starszy Slightman zacz�� krzycze�. Jake nie wierzy�, by uda�o mu si� kiedy� zapomnie� ten krzyk, i wiedzia� tak�e, �e nigdy nie zapomni widoku Benny'ego, le��cego na ziemi w ka�u�y krwi, z oderwan� r�k�. Troch� dalej, za miejscem �mierci Benny'ego, dostrzeg� co� b�yszcz�cego, tak�e przykrytego ziemi�, nie tak dok�adnie jednak, �eby nie wida� by�o b�ysku metalu. Przykl�kn�� i pod- ni�s� jedn� ze �mierciono�nych kul Wilk�w, nazywanych zni- czami. S�dz�c z umieszczonego na nim opisu, model ten nazywa� si� Harry Potter. Wczoraj trzyma� kilka z nich w r�ku, czu�, jak wibruj�, s�ysza� cichy, z�owrogi szum. Ten znicz by� ju� martwy jak kamie�. Wsta� i cisn�� go na stos, pod kt�rym spoczywa�y trupy Wilk�w. Rzuci� tak mocno, �e a� zabola�o go rami�. Jutro b�dzie pewnie sztywne, ale nie mia� zamiaru �a�owa� tego, co zrobi�. I nic go nie obchodzi�a opinia Hen- chicka, ta o strachu. Eddie chcia� odzyska� �on�, on � przyja- ciela. �yczenie Eddiego mo�e si� kiedy� spe�ni, lecz jego nigdy. �mier� to dar, kt�rego powtarza� nie mo�na. Jak diamenty, �mier� jest wieczna. Jake bardzo pragn�� ruszy� przed siebie, zostawi� t� cz�� wschodniego traktu za plecami. Nie chcia� patrzy� na poobijany i pusty fotel Susannah. Ale Manni otoczyli ju� miejsce bitwy, a Henchick modli� si� wysokim, piskliwym, niezno�nie dra�- ni�cym uszy g�osem, brzmi�cym bardzo podobnie do kwiku zarzynanej �wini. Przemawia� do czego�, co nazywa� Kraniec, prosz�c o bezpieczne przej�cie do jaskini i sukces przedsi�- wzi�cia, o zachowanie �ycia i zdrowych zmys��w (dla Jake'a by�a to najbardziej niepokoj�ca cz�� modlitwy, jako �e nigdy przedtem nie przysz�o mu nawet do g�owy, �e mo�na modli� si� o to, by nie oszale�). Stary Manni prosi� tak�e Kraniec, by doda� energii magnesom i o�owiankom. Na ko�cu pomodli� si� o kaven, czyli trwa�o�� magii; okre�lenie to najwyra�niej mia�o jakie� specjalne znaczenie dla jego ludu. Kiedy sko�czy�, wszyscy Manni zadeklamowali uroczy�cie: �Kraniec-sam, Kra- niec-fo*a, Kraniec-can-ta/i" jednym g�osem, po czym pu�cili z��czone d�onie. Niekt�rzy przykl�kli, by odby� prywatny palaver z samym wielkim szefem. Tymczasem Cantab pod- 40 prowadzi� czterech, mo�e pi�ciu najm�odszych m�czyzn do w�zka. Zwin�li �nie�nobia�� p�acht�, zakrywaj�c� bud�, na kt�rej le�a�o kilka sporych drewnianych pude�. Jake domy�li� si�, �e s� tam o�owianki i magnesy znacznie wi�ksze ni� te, kt�re Manni nosili na szyi; ci�ka artyleria na drobn� potyczk�. Skrzynki pokryte by�y zdobieniami w kszta�cie gwiazd, ksi�y- c�w i dziwnych geometrycznych figur, kabalistycznymi raczej ni� chrze�cija�skimi. Ale, pomy�la� Jake, jakie mamy dowody, �e Manni s� chrze�cijanami? Mo�e i wygl�dali jak kwakrowie czy amisze � czarne p�aszcze, brody, kapelusze o okr�g�ych rondach � mo�e i wtr�cali do rozmowy �wy, panie" i �wasze, panic", ale mo�na chyba z ca�� pewno�ci� powiedzie�, �e �aden kwakier ani amisz nigdy nie zrobili sobie hobby z podr�y do innych �wiat�w. Z kolejnego wozu �ci�gni�to d�ugie, polerowane, drewniane dr�gi- W�o�ono je w metalowe uchwyty, umieszczone w d�u�- szych bokach zdobionych drewnianych skrzy�. Te skrzynie nazywano cofjs, przypomnia� sobie Jake. Manni nosili je tak, jak noszono symbole religijne po ulicach �redniowiecznych miast. Przysz�o mu nawet do g�owy, �e � w pewnym sensie � s� to jednak symbole religijne. Ruszyli �cie�k� us�an� opaskami na w�osy, strz�pami mate- ria�u i zabawkami. Przyn�tami na Wilki... kt�re po�kn�y t� przyn�t� wraz z hakiem. Dotarli wreszcie do miejsca, gdzie stopa Franka Tavery'ego ugrz�z�a w dziurze i Jake zn�w us�ysza� g�os �licznej siostry tego bezu�ytecznego frajera: Pom� mu, prosz�, sai. B�agam. Pom�g�, niech mu B�g wyba- czy. I przez niego zgin�� Benny. Odwr�ci� wzrok, skrzywi� si� i pomy�la�: Jeste� rewolwerow- cem. Powiniene� wiedzie�, jak zachowa� si� w takiej sytuacji. Zmusi� si� do spojrzenia tam, gdzie zdarzy�o si� nieszcz�cie. D�o� Pere Callahana opad�a na jego rami�. � Synu, czy dobrze si� czujesz? Jeste� strasznie blady. � Nic mi nie jest � odpar� Jake. Czu�, jak zaciska mu si� gard�o, zaciska bardzo mocno, ale zdo�a� prze�kn�� i powt�rzy�, ok�amuj�c bardziej siebie ni� by�ego ksi�dza. � Nie, nic mi nie jest. Callahan skin�� g�ow� i prze�o�y� sw�j baga� (zapakowan� 41 bez zapa�u torb� mieszczucha, w g��bi serca niewierz�cego, �e wybiera si� gdziekolwiek) z lewego ramienia na prawe. � Co b�dzie, kiedy dotrzemy wreszcie do jaskini? Je�li do niej dotrzemy? Jake wzruszy� ramionami. Nie mia� zielonego poj�cia. 3 Okaza�o si�, �e �cie�ka jest do przej�cia. Spad�o na ni� wprawdzie mn�stwo lu�nych kamieni i wej�cie by�o trudne, zw�aszcza dla ludzi d�wigaj�cych skrzynie, ale pod jednym wzgl�dem okaza�o si� �atwiejsze ni� przedtem. Trz�sienie obruszy�o wielki g�az, niemal blokuj�cy drog� na samej g�rze. Eddie spojrza� w przepa�� i na dnie dostrzeg� jego sz