4293
Szczegóły |
Tytuł |
4293 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4293 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4293 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4293 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
_____________________________________________________________________________
Margit Sandemo
SAGA O LUDZIACH LODU
Tom XV
Wiatr od wschodu _____________________________________________________________________________
ROZDZIA� I
Do tej pory niewiele zosta�o powiedziane o ga��zi
Ludzi Lodu, kt�ra towarzyszy�a rodzinie kr�lewskiej c�rki Leonory Christiny i osiedli�a si� w Skanii.
Najlepiej zatem cofn�� si� nieco w czasie.
Zacz�o si� od Cecylii, kt�ra zajmowa�a si� dzie�mi
kr�la Christiana IV ze zwi�zku z os�awion� Kirsten Munk. Dwie jak�e barwne damy, nie znosz�ce nawzajem swego widoku... Poniewa� jednak Cecylia mia�a dostojnych obro�c�w w osobie kr�la i swego m�a, Alexandra Paladina, Kirsten Munk niewiele mog�a zdzia�a�.
Poza tym dzieci, a zw�aszcza Leonora Christina, bardzo
by�y przywi�zane do swej opiekunki.
Z kolei przysz�a synowa Cecylii, Jessica, zosta�a piastunk� dzieci Leonory Christiny, kt�ra po�lubi�a Corfitza Ulfeldta. Polubi�a Jessik� zw�aszcza ich c�rka, ma�a hrabianka Eleonora Sofia. Gdy Ulfeldtowie z powodu ciemnych i podejrzanych sprawek g�owy rodziny, Corfit
za, musieli ucieka� z Danii do Skanii, Jessica nie pojecha�a z nimi. Pragn�a zosta� ze swym ukochanym Tancredem.
Z czasem jej miejsce zaj�a c�rka, Lena, kt�ra zosta�a
zaufan� dam� do towarzystwa Eleonory Sofii.
Lena, siostra Tristana, po�lubi�a Ska�czyka, Orjana
Stege, i na dobre osiedli�a si� w Skanii.
Ma��e�stwo Leny i Orjana by�o szcz�liwe. Spokoj-
ne, mocno trzymaj�ce si� ziemi, oparte na wzajemnym przywi�zaniu. jedyna wada tego zwi�zku polega�a chyba na tym, �e by�o im a� za dobrze. Z up�ywem lat
zaokr�glili si� oboje i wybrali spokojne �ycie w maj�tku po�o�onym niedaleko dworu Andrarum we wschodniej
Skanii.
Bardzo kochali sw� c�reczk� Christian�. To nie rzucaj�ce si� w oczy dziecko wyros�o na nie rzucaj�c� si� w oczy kobiet�, w kt�rej jednak za ma�om�wno�ci� kry�o si�
wiele serdecznego ciep�a.
Szwedzkiej ga��zi Ludzi Lodu szcz�liwie zosta�o oszcz�dzone przekle�stwo. By� mo�e pozostali cz�on-
kowie rodu dostrzegali w tym pewn� doz� niesprawiedliwo�ci, sami wszak gorzko cierpieli pod tym brzemieniem. I mo�e w�a�nie dlatego ska�skie odga��zienie coraz bardziej obawia�o si�, �e teraz przekle�stwo uderzy
w nich. Dot�d jednak nic si� nie wydarzy�o.
Eleonora Sofia Ulfeldt wst�pi�a w odpowiedni dla
swego urodzenia zwi�zek ma��e�ski z jednym z dworzan
Karola XI, Lavem Beckiem, panem na Andrarum, Gladsax, Torup i Bosjokloster - bogatych zamkach i dworach w Skanii. Co prawda jego ojciec, niegdy� jeden z naj-
bogatszych ludzi Danii, zrujnowa� si� w wytw�rni a�unu w Andrarum, ale rodzina i tak by�a zamo�na. Zw�aszcza
Lave, ma��onek Eleonory Sofii Ulfeldt. Jej rodzice: niez�omna c�rka kr�lewska Kirsten Munk wraz ze swym m�em, chciwym Corftzem Ulfeldtem, byli wysoce prze
widuj�cy i kupili dla swych dzieci okaza�y Torup oraz inne zamki. Wysz�o to na dobre Lavemu Beckowi, a i on,
i Eleonora Sofia potrafili utrzyma� swe maj�tki.
Nalegali tak�e, by Lena, �agodna i lubiana, nadal pozostawa�a dam� do towarzystwa Eleonory Sofii. Leonora Christina wci�� twierdzi�a, �e Len� nale�y nazywa� dam� kr�lewskiego dworu. Czy� hrabianka Eleonora
Sofia nie by�a wnuczk� Christiana IV?
Eleonora Sofia nie �y�a jednak d�ugo. Zmar�a w roku 1698, tym samym, w kt�rym odesz�a jej s�awna matka. Orjan Stege nadal jednak pozostawa� adiutantem Lavego Becka, wci�� wi�c mieszka� z �on� i c�rk� w Andrarum,
a z czasem Christiana jakby zast�pi�a sw� matk� Len�.
Zosta�a w pewnym sensie ochmistrzyni� rodziny Beck�w. Spokojna i sympatyczna, obowi�zki swe wype�nia�a sumiennie. Co do ma��e�stwa Christiany, to zorientowa�a si� ona wkr�tce, �e pope�ni�a wielki M�d. Po�lubi�a bogatego gospodarza Sorena Gripa, kt�ry mieszka� w s�siedztwie. Kiedy ju� dosta� j� za �on�, przesta� by� adoruj�cym kawalerem z czas�w narzecze�stwa. Na �wiat�o dzienne wysz�a jego prawdziwa natura, niewiele wsp�lnego maj�ca z wrodzon� szczodro�ci� Ludzi Lodu
i ich zdolno�ci� przyjmowania rzeczy takimi, jakimi s�.
Nie polepsza� sprawy fakt, i� Christiana wst�pi�a w zwi�zek ma��e�ski ze swego rodzaju wdzi�czno�ci�, �e kto� zechcia� w�a�nie j�, na kt�r� nie warto nawet spojrze�. Taka postawa wyzwala najgorsze cechy tych m�czyzn, kt�rzy wykazuj� cho�by najmniejsz� sk�onno�� do despotyzmu.
Biedna Christiana czyni�a wszystko, by ukry� przed rodzicami prawd� o swym ma��e�stwie. A mo�e oni
rozumieli mimo to? By� mo�e dostrzegali jet sztuczne u�miechy, wymuszon� swobod� konwersacji. Byli zbyt delikatni, by cokolwiek na ten temat powiedzie�, ale starali si� wesprze� c�rk� i doda� jej otuchy.
Soren Grip kojarzy� mo�liwo�� zysku z ka�d� czynno�-
ci�, z ka�dym dzia�aniem. Ocenia� ludzi po ubiorze
i zawano�ci sakiewki, otacza� si� tylko takimi, z kt�rymi
znajomo�� mog�a mu przynie�� jak�� korzy��, i nakazywa� Christianie, by do ostatka wykorzystywa�a swych wysoko urodzonych pracodawc�w. Christiana wzbrania�a si�
przed tym i mi�dzy ma��onkami dochodzi�o do gwa�townych sprzeczek. Na og� jednak to ona ulega�a, ale do pewnych granic.
"Oszuka�a� mnie! - wrzeszcza� do niej Soren Grip.
- Wmawia�a� mi, �e jeste� bogata i �e b�dziemy prze-
stawa� z Beckami jak z r�wnymi "Niczego ci nie wmawia�am - odpowiada�a udr�czona Christiana, wysy�a
j�c z pokoju ma�ego syna, Vendela, aby nie musia� s�ucha� rozsierdzonego ojca. - M�wi�am ci, �e jestem ich ochmistrzyni�, a i m�j posag nie by� chyba najgorszy?" Soren parskn��. "Mo�e i tak, ale sk�d mog�em wiedzie�, �e to ju� wszystko, co dostaniesz? Ale dzi�ki Bogu jeste� jedynaczk�, w ko�cu wi�c odziedziczysz to i owo. Oby�my tylko
nie musieli czeka� w niesko�czono��." W�wczas zraniona
do g��bi Christiana odwracala si�. Pragn�a wszak, by jej kochani rodzice �yli jak najd�u�ej. Byli jej wielk� pociech�. Oni... i ma�y Vendel.
Mija�y lata. Ma��e�stwo Christiany i Sorena trwa�o. Istnia�a mi�dzy nimi szczeg�lna wi�; on w chwilach zbli�e� potrafi� okazywa� dobro� i czu�o��, a w�wczas ona odczuwa�a swego rodzaju oddanie dla niego. Mimo
wszystko by� jej m�em i tak bardzo chcia�a, by jej ma��e�stwo okaza�o si� udane, jak przez ca�e lata szcz�liwy by� zwi�zek jej rodzic�w.
Jednak�e w roku 1707 p�k�y wszystkie wi�zi ��cz�ce j�
z m�em.
Szwecja by�a w�wczas krajem praktycznie pozbawio-
nym w�adzy. Nowy, m�ody kr�l Karol XII okaza� si� urodzonym �o�nierzem. Nieszczeg�lnie dba� o kraj, jeszcze mniej o kobiety. Przez wiele lat kr��y� po Europie, podejmuj�c wyprawy wojenne. Okre�lenie p�yn�cych
z nich korzy�ci sprawia�o trudno�� wi�kszo�ci jego
poddanych. Straci� wielu ludzi, ale nie przejmuj�c si� niczym par� dalej, na wsch�d. Pragn�� pokona� rosyjskiego olbrzyma. Do tego jednak potrzebowa� wi�cej �o�nierzy.
Dlatego w�a�nie pos�a� do Szwecji po kolejne dziesi�� tysi�cy rekrut�w. Pragn�� �ci�gn�� ich do Prus Zachodnich. W niewielkim miasteczku, S�upcy, mia� na nich czeka�. W�r�d wybranych znalaz� si� tak�e m�ody Corfitz Beck, syn Eleonory Sofii i Lavego.
Ale Corfitz Beck by� oficerem, a ponadto szlachcicem. Potrzebowa�... nie, nie nale�y u�ywa� s�owa "adiutant". Potrzebowa� pucybuta. Nie by� wszak wy�szym oficerem.
I Soren Grip nalega�, by owym pucybutem zosta�
Vendel.
Christiana wpad�a w rozpacz.
- O to nie mog� prosi�! Vendel jest przecie� jeszcze
dzieckiem, a pan Corfitz wyrusza na pole bitwy!
- Pan Corfitz ma dopiero dwadzie�cia dwa lata i taki m�ody ch�opak doskonale do niego pasuje. Pomy�l sama, jakie korzystne mo�e to by� dla Vendela! Ma szans� awansowa�, otrzyma� szlachectwo za bohaterstwo...
- Niech B�g broni - mrukn�a Christiana. Zdecydowa-
nie by�a przeciwna wys�aniu jedynego syna na jak�� szale�cz� wojn� w pogoni za s�aw�, wojn�, kt�ra zdawa�a si� nie mie� ko�ca. W dodatku pod dow�dztwem kr�la wcale nie poczuwaj�cego si� do odpowiedzialno�ci za swoich poddanych, coraz bardziej udr�czonych przez krwaw� zawieruch�, kt�ra poch�on�a ju� tyle pieni�dzy i ludzkich istnie�.
Ale Soren Grip ocenia� sprawy inaczej ni� Christiana,
Ju� si� radowa� na my�l o osza�amiaj�cej chwale Szwecji, o ile uda�oby si� zwyci�y� Rosjan. Wybra� si� wi�c sam,
w tajemnicy przed �on�, do wielkiego dworu, by pom�-
wi� o swym synu z m�odym oficerem.
Corfitz Beck wpad� w zachwyt, tak samo zreszt� jak
jego starzej�cy si� ojciec, Lave Beck. Znali Len� i Orjana Stege, a tak�e ich c�rk� Christian� jako ludzi na wskro� godnych zaufania. M�ody Vendel r�wnie� cieszy� si� ich wielk� sympati� i cz�sto mi�dzy sob� m�wili, �e ch�opak
na szcz�cie wda� si� w matk�, a nie w zach�annego ojca. Christiana nigdy nie wybaczy�a Sorenowi Gripowi
zdradzieckiego ciosu. Nie mog�a zapobiec wyjazdowi Vendela, ale na ka�dej sztuce odzie�y, kt�r� przygotowywa�a dla syna, widnia�y mokre plamy jej �ez. Po wyje�dzie ch�opca atmosfety w domu nigdy ju� nie mo�na by�o
nazwa� pogodn�.
Trzy lata p�niej, w roku 1710, uderzy�a w Skani� zaraza. Zabrala ze sob� Lavego Becka i zabra�a Sorena Gripa. Christiana - potomkini Ludzi Lodu, bardziej odporna, sta�a nad swym umieraj�cym m�em, usi�uj�c
przywo�a� �al, ale czu�a jedynie, �e jej twarz jest �ci�gni�ta,
bez wyrazu, jak martwa.
W duszy mia�a pustk�. Ten sam kamienny wyraz twarzy zachowa�a podcaas pogrzebu. Nie mog�a si� od
niego uwolni�, cho�by nie wiadomo jak mocno si� stara�a. Vendel w�wczas by� ju� daleko, w Rosji.
O jego losach b�dzie ta opowie��.
Christiana otrzyma�a od syna list ze S�upcy, weso�y, beztroski. Bi�a z niego taka ��dza przyg�d, �e niemal widzia�a blask w oczach Vendela. P�niej up�yn�� niepokoj�co d�ugi czas, zanim dotar� nast�pny list. Nadszed� dopiero na pocz�tku 1708 roku i Christiana otwiera�a go z ogromnym l�kiem. Napisany by� jednak r�k� syna,
musia� wi�c �y�. Przys�any zosta� z Grodna na Litwie. List okaza� si� nie tak optymistyczny jak poprzedni.
Ch�opak pozna� ju� s�czerz�ce si� do niego okrutne obrlicze wojny; da�o si� to wyczyta� mi�dzy wierszami.
Prze�yli piekielny marsz w g��bokim na metr �niegu przez mazurskie mokrad�a. Tak wielu zgin�o. Z wycie�czenia, od zdradzieckich, wystrzelonych z ukrycia kul... Vendel pisa� kr�tko, nie by�o si� z czego cieszy�, naturalnie
opr�cz tego, �e list w og�le przyszed�! �e dostali od niego jak�kolwiek wiadoma�� i �e nie by� ranny. Jak na razie.
- Szalony kr�lu, wracaj do domu! - j�kn� Christiana
nie zwa�aj�c wcale na fakt, �e pope�nia obraz� majestatu. - Jaki sens ma wa��sanie si� po bagniskach w samym
�rodku zimy tak strasznie daleko od Szwecji? Ta naszych ch�opc�w ci�gniecie w te okropie�stwa! Jaki po�ytek ma z tego Szwecja? Na co nam taka ogromna Rasja, jak
zdo�amy wykarmi� wszystkich wyg�odzonych biedak�w
w tych dalekich, dalekach krainach? Pomy�lcie cho� przez
moment o swym w�asnym kraju i zajmijcie si� tutejsz� bied�! I wr��cie do domu, z naszymi m�ami i synami!
Westchn�a g��bako. Ptzez chwil� siedzya�a z przy-
mkni�tymi oczami, a potem wc�ci�a do swych obowi�z-
k�w na dworze Andrarum.
Ju� w drzwiach napotka�a Lavego Becka; w�wczas
bowiem jeszcze �y�.
- List od Corfitza, pani Christiano! I tak pi�knie pisze
o m�odym Vendelu. Czy chcecie pos�ucha�?
- Z mi�� ch�ci�!
Opowiedzia�a o swych w�asnych wie�ciach od syna,
a potem on odczyta� urywek z listu, kt�ry dosta�:
M�j m�ody pucybut i przyjaciel z domu, Vendel Grip, jest naprawd� dzielnym ch�opcem. Zrani� si� paskudnie podczas przeprawy przez mazurskie moczary, kiedy wpad� w bagno, ale
z jego ust nie wydoby�o si� ani jedno s�owo skargi. Na pewno oka�e
si� m�nym �o�nierzem.
Christiana sta�a z zaci�ni�tymi wargami. Vendel by�
ranny?
- Czy wydobrza�? - zdo�a�a jedynie zapyta�.
- Tak si� wydaje - odpar� stary Beck i zacz�� od-
czytywa� kolejny fragment z listu Corfitza. Bi� z niego
podziw dla wojowniczego kr�la i ��dza walki, kt�rych nie znalaz�a w li�cie Vendela.
M�j ch�opiec, my�la�a zrozpaczona. M�j syn!
I zn�w d�ugie, d�ugie oczekiwanie.
A potem przyszed� obszerny list - ostatnia wiadomo��,
jak� otrzymali od Vendela.
Po�tawa, w czerwcu 1709 Najdro�sza Matko i Ojcze!
Och, Matko, c� ja widzia�em i Serce krwawi mi ze wrp�czucia
dla ludzi i zwierz�t. W�a�nie dzisiaj pogrzebali�my �o�nierza, kt�ry bra� udzia� w wojnie przez wi�cej lat ni� ja ich mam. Widzia�, jak
jego synowie umierali podczas wyprawy, w�osy mu ca�kiem posiwia�y, cho� wcale nie by� taki stary. I on nie by� jedyny. Wszyscy s� tacy zm�czeni, wycie�czeni latami wojny, w�dr�wka przez obce kraje,
z dala od swych najbli�szych. W marszu od ko�ca XVII wieku, bez
odpoczynku, bez bodaj kr�tkich odwiedzin w domu.
- Ch�opak ma zbyt mi�kkie serce! - rozgniewa� si�
Soren Grip. - C� ta za pomys�y! �a�nierskie �ycie jest najbardziej chwalebne; zawsze dr�czy�o mnie to, �e nie zosta�em �o�nierzem. Czytaj dalej!
G�os Christiany wyra�a� jeszcze wi�ksze napi�cie, gdy kantynuowa�a:
Dzisiaj tak�e Jego Wysoko�� zosta� ranay, w stop�. Jest taki
zdyscyplinowany, �e nie zwraca� na to uwagi, lecz dalej wydawa� rozkazy, dop�ki nie spostrze�ono, jak bardzo poblad� i �e krew cieknie ju� z buta. Zmuszono go teraz, by si� po�o�y�.
Przemarsz przez Ukrain�, gdzie w ko�cu dotarli�my, by�
ci�ki. Widzia�em, jak ludzie odcinaj� odmro�one kawa�ki
w�lasnych st�p, widzia�em ca�e oddzia�y ton�cxe w bagnie. Genera� Lewenhaupt, kt�ry mia� przyprowadzi� nam na odsiecz oddzia�y
z Inflant i Kurlandii, rozpocz�� w�dr�wk� od brzeg�w Ba�tyku
z jedenastoma tysi�cami ludzi. Sami musieli stawi� czo�o
Rojanom, a kiedy w ko�cu dotarli do naszej armii, by�o ich ju� tylko sze�� tysi�cy i stracili ca�e zaopatrzenie.
Wszystkim na p�ucach leg�a choroba, ale mnie, o dziwo, uda�o
si� tego unikn��. Dlaczego - nie wiem.
Ludzie Lodu, pomy�la�a Christiana. B�ogos�awiona
krew Ludzi Lodu!
Wielu nabawi�o si� jeszcze innych paskudnych chor�b. W zi-
mowych kwaterach stykali si� z nierz�dnymi dziewkami po gospodach, a teraz s� tak wyniszczeni, �e tzeba zostawia� ich po drodze.
Och, Vendel nie powinien nic wiedzie� o francuskiej
chorobie! j�kn�a w duchu Christiana.
Moja codzienna praca polega na czyszczeniu koni, pana
Corfitza i mojego, tak by w ka�dej chwili by�y gotowe. Poza tym dmam o mundur i buty pana Corfitza, czyszcz� jego bro�, a tak�e piel�gnuj� rany, jestem te� jego tragarzem, gdy zachodzi taka potrzeba. Za�atwiam dla niego rozmaite sprawy i s�u�� jako pos�aniec.
Uwierzcie mi, to daje zaj�cie na ca�y dzie�!
Najwi�cej jednak, oczywi�cie, maszerujemy. Brali�my udzia�
w wielu du�ych bitwach i mniejszych potyczkach z Kozakami,
Tatarami, Polakami i naturalnie Rosjanami. Najwi�ksz�
i najbardziej chwalebn� bitw� stoczyli�my rok temu pod Ho�owczy-
n�, gdzie odnie�li�my wielkie zwyci�stwo nad Rosjanami. Ale,
je�li mi wybaczycie, najch�tniej zrezygnuj� z opowiada� o walkach. - Przekl�ty tch�rz! - warkn�� Soren Grip. - Pomija to,
co najciekawsze, nie pisze, jak rozgromili Rosjan. Po tobie odziedzic�y� tch�rzostwo. Maminsynek!
Christiana tego nie skomentowa�a. Czyta�a dalej:
Zrozumcie, mam stamt�d takie z�e wspomnienia. Kiedy tylko
o tym pomy�l�, kr�ci mi si� w g�owie, a w piersi jakby co� szumia�o
i nie mog� oddycha�. M�j najlepszy przyjaciel, m�ody ch�opak
z jazdy smalandzkiej, pad� pod Ho�owczyn�.
Musz� Wam tak�e donie��, �e i mnie skierowano ju� do
udzia�u w bitwie...
- Nie! - g�os Christiany zabrzmia� niczym krzyk
zranionego ptaka.
- Nie b�d� g�upia! Ch�opak sko�czy� ju� przecie�
pi�tna�cie lat! Doskona�y wiek na rozpocz�cie kariery
ofcerskiej!
Z trudem doczyta�a list do ko�ca.
Przegrali�my ju� tak wiele razy, �e potrzebny nam jest ka�dy cz�owiek. Musz� jednak przyzna�, �e wszyscy jeste�my zm�czeni
i zniech�ceni. Wielu cierpi na biegunk�, musimy bowiem zadowa-
la� si� takim po�ywieniem, jakie uda si� zdoby�. Cz�sto pomyje
i odpadki z rze�ni to dla nas prawdziwa uczta. Zdarza si�
bowiem, �e prez wiele dni musi nam wystarczy� brudna woda, z kt�rej odcedzamy robactwo.
O, Vendelu, my�la�a Chrisuana. Jak tw�j ojciec m�g� ci
to zrobi�?
Otaczamy teraz Po�taw�. Wszyscy dobrze wiemy, �e w�a�nie
tu b�dzie toczy� si� walka, tu dojdzie do prawdziwej pr�by si�. Carowi Piotrowi uda�o si� w ko�cu zebra� swoje oddzia�y na spotkanie z nami.
M�dlcie si� za nas, Matko i Ojcze!
Mamo, prosz�, daj ma�emu Mansowi, synowi zarz�dcy, m�j
�uk i strza�y. Zawsze prag�� je mie�, a jestem ju� za du�y na tak� zabaw�. Dbaj te� o psy i konie! I o d�b, kt�ry zasadzi�em... Czy si� przyj��? A mo�e nawet ur�s�?
Moje my�li s� zawsze przy Was i przy naszym mi�ym,
bezpiecznym domu w Andrarum.
Niech B�g Was b�ogos�awi, moi kochani!
Wasz oddany syn Vendel
By�a to ostatnia wiadomo��, jak� otrzymali od niego.
Z czasem, naturalnie, dowiedzieli si� a druzgoc�cej
kl�sce pod Po�taw�. Cz�ciowo t�umaczono j� faktem, �e kr�l Karol le�a� z�o�ony gor�czk� z pawodu zranionej stopy, ale g��wny pow�d upatrywano w braku waleczno�ci i zw�tpieniu we w�asne si�y wycie�czonych wojsk.
Dosz�y ich tak�e niepokoj�ce wie�ci, �e po kl�sce Karol
XII zawr�ci� na po�udniowy zach�d, ku Turcji, a z towarzysz�cych mu szwedzkich �o�nierzy zosta� ledwie tysi�c ludzi. Reszt� stanowili Kozacy, walcz�cy po stronie Szwed�w.
O tym, co sta�o si� z reszt� karoli�czyk�w, nie wiedziano nic. A przecie� przed bitw� szwedzka armia liczy�a oko�o dwudziestu tysi�cy �o�nierzy!
Rok p�niej Lave Beck i Soren Grap musieli poddla� si�
zarazie, nie poznawszy losu swych syn�w. O m�odym Vendelu i panu Corfitzu Becku zagin�� wszelki s�uch. Wok� nich i wydarze�, kt�rych byli uczestnikami, zapanowa�a przera�aj�ca, z�owieszcza cisza.
ROZDZIA� II
By� mo�e nie do ko�ca odpowiada�o prawdzie twierdzenie, �e Szwedzi skapitulowali pod Po�taw�, cho� tam w�a�nie odby�a si� bitwa.
Oficerowie Karola XII zdo�ali przekona� trawionego gor�czk� kr�la, �e powinien wycofa� si� na po�udnie, by nie wpa�� w r�ce Rosjan. W ko�cu, apatyczny, z�o�ony chorob�, przysta� na to.
Armia, kt�ra mia�a posuwa� si� za nim, przesz�a
daleko wzd�u� brzeg�w Worsk�y, mijaj�c brody. Kiedy znalaz�a si� pod Perewo�czn�, mi�dzy nieprzebytymi wodami dwu rzek Worsk�y i Dniepru, otoczona zosta�a przez Rosjan.
I tu, niestety, da�o o sobie zna� zm�czenie wojn�. Lata znoju i przeciwie�stw losu zgasi�y w �o�nie-
rzach ��dz� podboju. Zabrak�o kr�la, kt�ry doda�by odwagi i zagrza� do walki, dawno ju� bowiem skierowa� si� na po�udnie, nie�wiadom upadku morale swej armii.
Szwedzi bez trudu mogli zwyci�y�, �le jednak ocenili liczebno�� i waleczno�� rosyjskich wojsk. Armia carska, kt�rej stali si� je�cami, by�a r�wnie jak oni um�czona i wyg�odzona. Ponadto nie u�wiadamiali sobie, �e mieli
nad ni� ogromn� przewag�.
Znalaz�y si�, rzecz jasna, szwedzkie regimenty, kt�re
pragn�y walczy� dalej. Nie by�o ich jednak dostatecznie wiele. Genera� Lewenhaupt wyda� rozkaz wstrzymania
ognia; uczyni� to, chc�c ratowa� �ycie swoich ludzi. Kiedy on i pozostali oficerowie zorientawali si�, jak s�abe s� wojska rosyjskie, by�o ju� za p�no.
A gdy Rosjanie, s�dz�cy, �e pojmali cztery, najwy�ej
pi�� tysi�cy je�c�w, spostrzeg�i, jak wielka w rzeczywisto�ci wpad�a im w c�ce armia, nie mogli si� temu nadziwi�. Mieli teraz w niewoli szesna�cie tysi�ey ludzi!
W�r�d nich znale�li si� Kozacy zaporoscy, kt�rzy zbuntowawszy si� przeciwko carowi przeszli na szwedzk� stron�. Uwa�ali, nie bez racji, �e Ukraina nale�y do nich. Teraz potraktowano ich bez lito�ci. Wbijano na pal,
�amano ko�em i wieszano, skazuj�c na powolne konanie
w pal�cym s�o�cu.
Szwed�w natomiast wyprowadzono spod Po�tawy.
Jak zwierz�ta pognano ca�� ogromn� armi� siedemset kilometr�w przez stepy Ukrainy a� do Moskwy. Przeprawa ta trwa�a p� roku i nie wiadomo, jak wielu �o�nierzy musia�o w drodze po�egna� si� z �yeiem. Eskortowali ich Kozacy - nie zaporoscy, poganiaj�c uderzeniami bat�w, wykrzykuj�c drwi�co. Szwed�w, kt�rym nie sta�o ju� si� na dalsz� w�dr�wk�, po prostu zostawiano na drodze.
Armia mia�a dotrze� do Moskwy, do samego cara Piotra. Triumf Rosjan by� ogromny.
W�r�d �a�nierzy w�druj�cych w upokarzaj�cym, mor
derczym marszu znalaz� si� r�wnie� kapitan Corfitz Beck i jego m�ody "giermek". Zdumiewa�a kapitana niezwyk�a
odporno�� ch�opca i si�a jego ducha. Imponowa�a mu nie
tylko zadziwiaj�ca wola �ycIa, ale tak�e serdeczne ciep�o i troskliwo��, jak� okazywa� konaj�cym. Vendel Grip
zawsze po�wi�ca� czas tym, kt�rych trzeba by�o porzuci�, zawsze umia� znale�� s�owa pociechy, przeznaezone tylko dla uszu umieraj�cego. Zajmowa� si� pisaniem list�w do Szwecji, pozdrowie� dla matek, �on i dzieci. Na pocz�tku stra�nicy odp�dzali go batami, ale Vendel tylko na nich patrzy�. W jego oczach by�o co�, co sprawia�a, �e milkli i zostawiali go w spakoju.
Corfitz Beck nie by� jedynym, kt�ry ze zdumieniem obserwowa� ch�opca. Im d�u�ej trwa� marsz, tym wi�cej oczu zwraca�o si� ku niemu, zar�wno Szwed�w, jak
i Rosjan.
Vendel Grip nie przypomina� typowych potomk�w Ludzi Lodu. Wielokrotne ma��e�stwa z jasnow�osymi,
zawierane przez cz�onk�w rodu, sprawi�y, �e mia� l�ni�ce pszenicznoblond w�osy, kt�re lekko si� wij�c opada�y mu teraz na ramiona. Jego oczy, niewinnie b��kitne, patrzy�y przyja�nie, z zaciekawieniem i b�yskiem humoru. Karnacj� mia� tak jasn�, �e z pocz�tku sk�ra, wystawiona na
dzia�anie wiatru i s�o�ca, �uszczy�a mu si� gwa�townie, ale teraz przybra�a ciemnoz�oty odcie�, co jeszcze bardziej podkre�la�o chabrowy kolor oczu i biel z�b�w. Jego twarz by�a bardziej szczera i bardziej mi�a ni� twarze wielu cz�onk�w rodu ze strony jego matki i, rzecz jasna, ojca.
Poczucie humoru najpewniej odziedziczy� po pradziadku
Tancredzie. Wyra�nie jednak by�o wida�, �e ma dopiero pi�tna�cie lat. �wiadczy�y o tym niezgrabne, niepewne
ruchy i ca�a sylwetka, zapowiadaj�ca, �e b�dzie szczup�y, wysoki i szeroki w barach.
Vendel umila� w�a�nie jak potrafi� ostatnie chwile pozostawionego w zagajniku oficera, �mienelnie zaatakowanego przez czerwonk�, zbieraj�c� obfite �niwa w�r�d �o�nierzy. Gdy oficer skona�, ch�opiec otar� z oczu �zy i odszuka� czekaj�cego na� Corfitza Becka.
- Z jakiej w�a�ciwie gliny jeste� ulepiony, Vendelu?
- Wybaczcie moj� s�aba��, ale...
- Nie m�wi�em o �zach - przerwa� mu Corfitz Beck.
- Chodzi mi a to, �e ludzie padaj� jak muchy jeden za
drugim, a ty ich dotykasz, myjesz, oporz�dzasz. Podarowano ci chyba wi�cej istnie� na� kotu!
Vendel u�miechn�� si�.
- Podobno moja matka pochodzi z niezwykle silnego
norweskiego rodu.
- S�dzi�em, �e jej rodzice s� Du�czykami.
- Plenimy si� po ca�ej Skandynawii jak chwasty
- odpar� Vendel.
- A teraz... a� do Rosji - mrukn�� pod nosem kapitan.
- Ale nie nazwa�bym was chwastami. Moja matka i babka,
i jej ojciec, kr�l Danii Christian IV, zawsze w pi�knych
s�owach wyra�ali si� o krewniakach twojej matki. S�u�yli naszemu rodowi i byli nieocenieni. Powiedz mi, czy prawd� jest to, co g�osi plotka, �e podobno znaj� si� na czarach?
Vendel roze�mia� si�:
- Ja w to nie wierz�! To przes�dy. Na pewno by�oby wspaniale, gdybym m�g� tylko wyrazi� �yczenie, by�my znale�li si� w domu, i od razu by si� spe�ni�o. Ale to niestety nie jest takie proste.
- Zobacz, tam z przodu daj� znaki, �e si� zatrzymuje-
my. Najwyra�niej przenocujemy w wiosce, kt�r� wida�
w oddali. Dobrze b�dzie co� przek�si�.
Vendel nic na to nie powiedzia�. Za ka�dym razem, gdy
musieli pl�drowa� niewielkie osady w poszukiwaniu jedzenia, g��boko to prze�ywa�. Zastanawia� si�, jak radzili sobie mieszka�cy miast i wiosek, kiedy oni je opuszczali. Na pewno g�odowali! Jeszcze gorzej czu� si� wtedy, gdy �ywno�� rabowali Szwedzi, podbijaj�cy kolej
ne tereny. Teraz byli tylko je�cami i odpowiedzialno�� za grabie� spoczywa�a na Rosjanach.
Kapitanowi Beckowi i Vendelowi wraz z grup� ofice-
r�w i �o�nierzy przydzielono na nocleg niewielk�, n�dzn� chatynk�. Ka�dej nocy powtarza�o si� to samo: ciasnota, zimno, niewygoda i robactwo. Ale, jak zwyk� mawia� Vendel: "Pi��dziesi�t wszy mniej czy wi�cej na od dawna zawszonym ciele nie czyni �adnej r�nicy. Oznacza tylko, �e cz�owiek ma smakowit�, zdrow� krew".
Zrezygnowani rozejrzeli si� po przepe�nionej siance.
Corfitz Beck westchn��.
- Dzisiaj moja kolej na pierwsz� nocn� wart�.
- Dotrzymam wam towarzystwa, kapitanie.
- Nie, Vendelu! Poniewa� jeste� m�ody i silny, i tak cz�sto stoisz noc� na stra�y. Pe�ni�e� wart� przedwczoraj, a ja wcale nie dotrzymywa�em ci towarzystwa! Mimo wszystko musi
by� cho� troch� sprawiedliwa�ci. Ale usi�d� tu na �awce,
�eby� by� niedaleko na wypadek, gdybym ci� potrzebowa�. Vendel skin�� g�ow�. Usiad� w sieni ma�ej ch�opskiej
chaty. Poniewa� kapitan Beck mia� obj�� wart�, ch�opcu nie wolno by�o u�o�y� si� w izbie. Dawno ju� nasta�a jesie� i w miar� jak zbli�ali si� do Moskwy, zimno robi�o
si� coraz bardziej dojmuj�ce. Jak oka w g�owie trzeba by�o strzec posiadanej odzie�y, stra�nicy bowiem przy pierw-
szej okazji starali si� okra�� je�c�w.
- Czy chcecie kawa�ek chleba? - szeptem zapyta� Vendel, gdy wszyscy ju� u�o�yli si� do snu na upatrzonych miejscach. Oficerom jak zawsze przys�ugiwa�a izba, ni�si rang�
�otnierze musieli zadowoli� si� przedsionkiem i podw�rzem. - Gdzie go zdoby�e�? - r�wnie cicho zapyta� Corfitz
Beck, z wdzi�czno�ci� przyjmuj�c po�ywienie.
- Wetkn�a mi go ch�opka tam, gdzie ostatnio odpoczywali�my. Nazwa�a mnie syneczkiem, mia�a �zy
w oczach. Wzruszy�em si� tym, a �e nie mog�em inaczej jej
podzi�kowa�, uca�owa�em j� w policzek.
Ukradkiem zjedli niewielki kawa�ek chleba. Gdyby zauwa�yli to inni, rozpocz�aby si� b�jka. Ka�dy chcia�by dosta� cho�by okruszek, kt�ry nie nasyci�by nikogo.
- Najwidoczniej zd��y�e� ju� nauczy� si� rosyjskiego
- szepn�� Corfitz Beck.
Vendel wzruszy� ramionami, �miej�c si�.
- Podchwyci�em tylko to, co najbardziej potrzebne:
"je��, spa�, zamieni�, jeste� �liczn� dziewczyn�..." Tylko tyle.
- Ty lisie - u�miechn�� si� kapitan Beck. Nagle
w ciemnej sieni jego g�os zabrzmia� powa�niej: - Z kap-
ralem Warj� ju� ca�kiem �le.
Vendel spojrza� na le��cego na pod�odze starszego m�czyzn�, kt�ry z cicha poj�kiwa�.
- Tak. Nie jest w stanie utrzyma� ani odrobiny po�ywienia. Dos�ownie wysycha.
- Czy m�g�by� znale�� dla niego troch� wody?
- Spr�buj�.
Vendel wymkn�� si� w rozja�nion� gwiazdami noc.
�nieg ci�gle jeszcze nie pada�, ale ziemia by�a zmarzni�ta i �o�nierze, le��cy ciasno jeden ko�o drugiego pod �cian�,
dr�eli z zimna, szcz�kaj�c z�bami.
Przystan�� na chwil�. Nad charakterystycznymi sto�kowatymi dachami dom�w i nad cebulast� kopu�� cerkwi gwiazdy �wieci�y tak mocno, �e niemal bola�y go oczy. Pieczenie pod powiekami z pewno�ci� ��czy�o si� ze zbyt ma�� zawarto�ci� t�uszczu w po�ywieniu, a tak�e brakiem snu.
Orion. Wielki W�z. Kasjopeja... Te same konstelacje �wieci�y nad jego domem, tam daleko, daleko na p�nocy. Prze�kn�� �lin�, t�umi�c t�sknot� za �licznym domkiem
w Skanii. Za matk�...
O dziwo, nie t�skni� za ojcem. Nigdy nie potrafili si� do ko�ca zrozumie�, zbyt si� r�nili. Soren Grip uwa�a�, �e syn jest tch�rzliwy i lekkomy�lny, nie docenia warto�ci bogactwa. Vendel nie by� w stanie zaakceptowa� ojcows-
kiej moralno�ci lokaja, jak to okre�la�.
Ale pewne cechy mamy wsp�lne, pomy�la� Vendel, u�miechaj�c si� z gorycz�. �aden z nich nie m�g� je�� dop�ki nie usiad� na w�asnym sta�ym miejscu przy stole.
Wieczorami ojciec przesiadywa� w ulubionym fotelu,
kt�ry, niestety, by� tak�e ulubionym fotelem Vendela.
I on zawsze ust�powa� ojcu, nie chcia� bowiem wszczy-
na� sprzeczek. Obydwaj lubili tak�e odbywa� poranne przeja�d�ki na tym samym koniu; wybierali si� wi�c na nie oddzielnie, lecz zawsze o okre�lonej porze. I zn�w ojciec wygrywa�. No c�, widocznie odziedziczy�em wiele z jego usposobienia, my�la� Vendel. I oczywi�cie lubi� go, to nie o to chodzi. Ale matka i ja mamy po prostu we krwi co�,
co sprawia, �e rozumiemy si� bez s��w. Ojciec przez ca�y czas pragnie okazywa� w�adz�...
Ockn�� si� z zamy�lenia. Przez d�ug� chwil�, gdy tak przygl�da� si� dobrze znanemu rozgwie�d�onemu niebu,
mia� wra�enie, �e znalaz� si� w domu. Kiedy jednak zni�y� wzrok, ogarn�� spojrzeniem ubog� rosyjsk� wiosk�, przypomnia� s�bie sw� sytuacj� i w sercu odezwa�a si� t�sknota i rozpacz. Ruszy� z miejsca i otworzy� drzwi do ma�ej ob�rki, uprzednio wyja�niwszy dozorcy, kim jest.
Tak�e w ob�rce pe�no by�o Szwed�w. Schronili si� tu
r�wnie� ludzie z gospodarstwa, jako �e ich dom zarekwirowano dla je�c�w. Vendel wiedzia�, �e wszystkie zagrody w wiosce spotka� podobny los, i poczu� uk�ucia wyrzut�w sumienia, cho� przecie� nie by� niczemu winny.
W�a�nie wszed� do �rodka, by znale�� miejsce dla �pi�cych
pod go�ym niebem, ale szybko zorientowa� si�, �e i tu nie ma ani odrobiny wolnej przestrzeni. Zaj�ty by� ka�dy k�t, ledwie starczy�o miejsca dla zwierz�t. Wr�ci� wi�c na podw�rze
i odszuka� studni�. Troch� krzywo st�pn�� na nier�wnej
ziemi i zaraz da�o o sobie zna� bolesne otarcie na wierzchniej stronie stopy. Powsta�o w�wczas, gdy okradziony w chwili nieuwagi, musia� zadowoli� si� par� niezgrabnych drewnia-
k�w, kt�re na niego nie pasowa�y. Niedobrze, �e rana si� odnowi�a, nietrudno o zaka�enie, zw�aszcza �e dokucza�a mu tak�e podczas d�ugich marsz�w za dnia.
Gdy nalewa� wod� do drewnianego kubka, us�ysza�
smutn� rosyjsk� pie��, �piewan� gdzie� w wiosce przy wt�rze domry. Kto� wyp�dzony z domu najwyra�niej
stara� si� rozgrza� i doda� sobie otuchy. Nie �piewaj tak �a�o�nie, poprosi� Vendel w duchu. Nam i bez tego jest trudno, nie trzeba pog��bia� naszego smutku.
Wszed� do domu i pochyli� si� nad chorym kapralem.
Warja uni�s� g�ow� i chciwie pi�.
- Dobry z ciebie ch�opak - szepn�� ochryple i opad� na
ziemi�.
- Drobiazg - ciep�o u�miechn�� si� Vendel. - Po prostu
mam szcz�cie i nie choruj�, ot i wszystko. Z�ego diabli nie bior�, ojczulku.
Spr�bowa� si� troch� przespa�.
Wydawa�o mu si�, �e up�yn�a ledwie sekunda, gdy
Corfitz Beck potrz�sn�� go za rami�.
- Chodzi o Warj�, Vendelu - szepn�� kapitan. - Czy
mo�esz mi przy nim pom�c?
Vendel przestraszy� si�, �e staruszek ju� umiera, ale to
tylko woda, kt�r� mu poda�, spowodowa�a drobny
Wypadek. Wsp�lnie oczy�cili i wysuszyli kaprala, a Vendel po�wi�ci� swoj� kurtk� i okry� ni� chorego.
- Woda na niewiele si� przyda�a - u�miechn�� si�
ch�opak.
- To prawda, ale by�a smaczna - zarechota� stary
z wisielczym humorem. - Posiedzisz przy mnie, ch�op-
czyku? Bo widzisz, troch� si� boj�. Niezbyt gorliwie s�ucha�em s�owa Bo�ego we w�a�ciwym czasie.
- Poradzicie sobie, ojczulku - uspokaja� go Vendel.
- A mo�e zostaliby�cie w wiosce, �eby wyzdrowie�?
- Nie, nie zostawiajcie mnie! Musz� i�� z wami!
Vendel pokiwa� g�ow�.
- Jutro tano spr�buj� znale�� troch� gotowanego
mleka. To pomaga na biegunk�.
Staruszek skrzywi� si� na sam� my�l.
- Z odrobin� w�dki - pr�bowa� go przekona� Vendel. Tak� propozycj� stary kapral sk�onny by� przyj��. - Mo�na m�wi� co si� chce o tych poga�skich
zakutych pa�ach, ale ta ich gorza�ka! Na tym si� �wietnie rozumiej�! Trzymaj mnie za r�k�, ch�opcze!
Vendel siedzia� przy nim, dop�ki stary nie zasn��. P�niej przycupn�� na swoim miejscu w rogu na �awie. Musia� przy tym odsun�� s�siada, kt�ry wyci�gn�� si�, korzystaj�c z nieoczekiwanej dodatkowej przestrzeni.
Corfitz Beck sprawia� wra�enie zamy�lonego.
- Powiedz mi, Vendelu, czy jeste� bardzo wierz�cy?
- Ja? Nie, raczej nie. Chyba tak, jak wi�kszo�� ludzi.
Boj� si� Boga, ale do�� cz�sto o nim zapominam.
- Kiedy tak si� na ciebie patrzy, jak czuwasz przy umieraj�cych, mo�na pomy�le�, �e B�g szczeg�lnie �askawie ci� obdarowa�. Ci biedacy pragn�, by� przy nich by�.
Vendel d�ugo rozmy�la� nad s�owami kapitana, ale nie by� w stanie doszuka� si� w sobie cech �wi�tego. Wprost przeciwnie, cz�sto napawa� si� urod� �licznych rosyjskich dziewcz�t, kt�re przechodz�c drog� zerka�y na je�c�w. Kr��y�y mu wtedy po g�owie nieobyczajne my�li. Wykazywa� te� sk�onno�� do gwa�townej wybuchowo�ci,
gdy co� nie uk�ada�o si� pod�ug jego woli. A kiedy jeszcze prowadzili wojn�, cz�sto musia� hamowa� wyra�aj�cy brak szacunku �miech na widok oficer�w zbyt serio bior�cych w�asn� osob� lub popadaj�cych w przesadny patos. Nie
umia� powa�nie traktowa� nad�tej chwa�y wojennej, wok� widzia� tylko tragedie, jakie poci�ga� za sob� przemarsz szwedzkiej armii... Ca�� dusz� buntowa� si� przeciw porannej modlitwie, podczas kt�rej proszono Boga o zwyci�stwo dla Szwed�w. Jak B�g m�g� si� miesza� do wojen, kt�re
prowadzi�y mi�dzy sob� jego dzieci? Czy� nie On stworzy� wszystkich ludzi? Czy zatem m�g� z zadowoleniem patrze�, jak jedni morduj� drugich? A teraz...
Oby niebiosa mu wybaczy�y, ale uwa�a�, �e niewola jest
sprawiedliwa. Gdyby jaka� obca pot�ga wdar�a si� do Szwecji, jej mieszka�cy uczyniliby dok�adnie to samo: pojmaliby napastnik�w w niewol�, drwili z nich i szydzili. Nie by� w stanie bra� udzia�u w rozmowach wzburzonych oficer�w, dyskutuj�cych o okrutnych barbarzy�cach, tak nieludzko traktuj�cych dzielnych, niewinnych Szwe-
d�w... Przyznawa�, �e Kozacy post�powali brutalnie, bardziej okrutnie, ni� m�g�by sobie wyobrazi�... Widzia� to na w�asne oczy. Ale mimo wszystko nie by� w stanie twierdzi�, �e prawo jest po stronie Szwed�w!
Kr�tko m�wi�c, Vendel nie by� urodzonym �o�nie-
rzem. Zreszt� niewielu potomk�w Ludzi Lodu rwa�o si�
do wojaczki.
Ale podczas gdy jego krewniak Mikael Lind z Ludzi
Lodu rozchorowa� si� na duszy z powodu wojny, Vendel nie
by� a� tak delikatny. Umia� �mia� si� z nad�tej pompatyczno�ci, z samego siebie i we wszystkim potrafi� dostrzec dobr� stron�. Ale te� z �atwo�ci� roni� �zy. Wychodzi�o mu to na dobre, gdy� nie t�umi� w sobie emocji. Chorzy i umieraj�cy dostrzegali jego wsp�czucie, szukali u niego pociechy, a by� mo�e i odrobiny rado�ci, kt�ra rozja�ni�aby cho� na moment ich beznadziejn� egzystencj�.
Vendel najbardziej przypomina� Mattiasa o czystym
sercu, ale nie by� tak idealnie anielski. Vendel by� bardziej otwarty, serdeczny i niestrachliwy.
Corfitz Beck rzecz jasna nie dostrzega� w Vendelu cech Ludzi Lodu. Przyznawa� tylko, �e ch�opiec ma cenne
zalety, kt�rych nie spotka� u innych.
Vendel doskonale wiedzia� o przekle�stwie ci���cym
na rodzie. Wiedzia�, �e przynajmniej jedno dziecko
w ka�dym pokoleniu bywa nim dotkni�te b�d� te� zalicza�
si� do wybranych. A w jego pokoleniu by�o ich tylko czworo... Jednak mimo �e kapitan Beck twierdzi�, i�
w Vendelu tkwi co� szczeg�lnego, ch�opak zdawa� sobie
spraw�, �e to nie on jest dotkni�tym.
Tak, by� wr�cz pewien, �e dotyczy to kogo� innego. Ale ani matka, ani babka nie chcia�y o tym rozmawia� a on sam spotka� pozosta�ych cz�onk�w rodu, kiedy
jeszcze by� zbyt ma�y, by cokolwiek zapami�ta�. Kr��y�o mu po g�owie odleg�e wspomnienie, tak
mgliste, �e niekiedy s�dzi�, i� sam to wszystko wymy�li� na podstawie zas�yszanych rozm�w na temat przekle�stwa.
Wtedy, gdy ca�y r�d zebra� si� w Norwegii, m�g� mie� ze cztery, pi�� lat. Niejasno pami�ta�, �e spotka� kogo� jeszcze mniejszego od siebie i popatrzy� w rozjarzone, najbardziej ��te oczy, o jakich nawet mu si� nie �ni�o. Oczy te p�on�y z o wiele wi�ksz� si�� ni� oczy doros�ych,
kt�rzy mieli podobne spojrzenia. Wiedzia�, �e doro�li nazywali si� Villemo, Dominik, Niklas i Ulvhedin; nie tak dawno powiedzia�a mu to babcia Lena. Nie m�g� jednak sobie przypomnie�, kim by�o dziecko. M�g� wybiera�
mi�dzy trojgiem, a wszystkie by�y m�odsze od niego. Ulvhedin mia� syna Jona. Wnuk Villemo, syn Tengela M�odego, nazywa� si� Dan. Alv o�eni� si� i mia� c�rk�, kt�r� ochrzczono Ingrid po babce Irmelin, matce ojca.
Ale kto z tej tr�jki? Nigdy p�niej ju� ich nie widzia�,
bowiem ska�ska ga��� rodziny �y�a w najwi�kszym
oddaleniu od reszty Ludzi Lodu. W zwi�zku z owym dzieckiem nie wspomniano o �adnym skandalu ani nie m�wiono te� o niczym strasznym, w ka�dym razie do tej pory. By� pewien, �e gdyby co� si� wydarzy�o, us�ysza�by o tym. Tak� przynajmniej �ywi� nadziej�.
Tyle czasu ju� jednak pozostawa� poza domem. Ponad
dwa lata. Jak d�ugo jeszcze mia�o tak by�? Z ka�dym dniem coraz bardziej oddala� si� od rodzinnych okolic.
Najwidoczniej zapad� ju� w sen, cia�o bowiem zareago-
wa�o gwa�townym drgni�ciem, gdy Corfitz Beck szepn��:
- Vendelu! Kto� jest na podw�rzu.
Podnie�li si� bezszelestnie i na palcach przemkn�li do drzwi. Otworzyli je ostro�nie. Na szcz�cie zupe�nie nieoczekiwanie uchyli�y si� bez najcichszego nawet skrzypni�cia.
Jaka� posta�, ubrana w brudnoszat� rubaszk� - rosyjsk� koszul� z obszytymi wzorzyst� krajk� ko�nierzykiem
i r�kawami i tak� sam� ta�m� przewi�zan� w pasie - kl�cza�a
nad je�cami �pi�cymi pod �cian�. D�onie gor�czkowo obmacywa�y le��cych w poszukiwaniu zdobyczy.
Jakby tym biedakom zosta�o jeszcze co� cennego!
W �wietle gwiazd szybko zorientowali si�, �e z�odzie-
jem musi by� kto� ze wsi. Stra�nicy nie byli tak n�dznie ubrani, ich odzie� dobrze chroni�a w�a�cicieli przed zimnem. Podbiegli, by przeszkodzi� rabusiowi, ale on na ich widok zas�oni� twarz r�koma, by nie zosta� rozpoznany, i wzi�� nogi za pas.
Vendel, kt�ry nie by� pewien, czy z�odziejowi uda�o si�
co� zabra�, ruszy� za nim w pogo�. Ledwie s�ysza� ostrzegawcze nawo�ywania kapitana, cho� czu�, �e Corfitz Beck biegnie za nim. Prawdopodobnie po to, by upewni� si�, czy Vendel w nic si� nie wpl�cze.
Tak zreszt� w�a�nie si� sta�o. Kr���c mi�dzy cha�up-
kami Vendel wpad� prosto w r�ce stra�nika. Corfitz Beck wyczekuj�co zatrzyma� si� o kilka metr�w dalej.
- No, ju�, ju� - powiedzia� stra�nik mocno trzymaj�c
Vendela za rami�. - Zostaw tego biednego ch�opa
w spokoju.
- Z�odziej - wyrzuci� z siebie Vendel swym marnym
rosyjskim.
Stra�nik odpowiedzia� na to co�, czego �aden ze
Szwed�w nie zrozumia�. By� to wielki Kozak, w jego na poz�r �agodnym g�osie da�y si� wyczu� niebezpieczne tony.
- Mo�e masz co� dla mnie? - u�miechn�� si� gro�nie.
W tej chwili odezwa�o si� poczucie humoru Vendela.
- Da, wosz - odpar�. (Tak, wesz.)
- Co? - wrzasn�� stra�nik, najwyra�niej dotkni�ty. - Ja
nie wosz!
- Niet, niet - Vendel pospiesznie stara� si� wyja�ni�
nieporozumienie. - U mienia tolko wszy. Po�a�sta. (Mam tylko wszy. Prosz�.) - I przegarn�� d�oni� w�osy.
Cokolwiek m�wi� o Kozakach, taki rubaszny dowcip
wysoko sobie cenili. Stra�nik wybuchn�� gromkim �miechem i poklepa� Vendela po ramieniu.
- No, a twoja koszula? Sprzedasz mi j�?
- A ty mi sprzedasz swoj�? - odpali� Vendel, natych-
miast pokazuj�c podarty na strz�py r�kaw, dziury na przedzie i przetarte ramiona.
Kozak zn�w si� roze�mia� i pozwoli� mu odej��. Corfitz, ukryty w mroku i dzi�ki temu nie zauwa�ony,
odetchn�� z ulg�.
- Uff! To mog�o �le si� sko�czy�! Tw�j rosyjski mo�e
nie jest doskona�y, ale na szcz�cie nauczy�e� si� najwa�niejszych s��w.
Pospiesznie szli mi�dzy cha�upami, kieruj�c si� do
"swojej" zagrody.
�o�nierzy le��cych przed domem obudzi�o zamieszanie
i teraz gor�co podzi�kowali Vendelowi i kapitanowi.
Potem ponownie si� u�o�yli, by cho� troch� odpocz��
mimo dokuczliwego zimna.
Corfitz westchn�� ci�ko, kiedy szed� obudzi� jednego
ze wsp�towarzyszy, kt�ry mia� go zmieni�. Pobudka okaza�a si� zb�dna, gdy� wszystkich postawi�a na nogi pogo� za z�odziejem.
- Dzi�kuj� ci za pomoc, Vendelu - powiedzia� kapitan,
gdy ju� znale�li sobie miejsca do spania.
Ch�opak zwin�� si� w k��bek w swoim k�cie.
- Nie ma za co - mrukn��, na wp� �pi�c. - To ja
powinienem dzi�kowa�.
Kapitan Beck na moment pogr��y� si� w smutnej zadumie.
- Gdyby�my tak mogli przes�a� wiadomo�� do domu
- powiedzia� cicho. - Da� zna� naszym rodzinom, �e
�yjemy! My�lisz, �e oni o tym wiedz�?
- Nie mam poj�cia - wymamrota� Vendel niewyra�nie.
- Ale zawsze przecie� mo�na mie� nadziej�. Kto� chyba
musia� opowiedzie� o kapitulacji, o je�cach. A mo�e ludzi interesuj� wy��cznie losy kr�la?
- Tak chyba na og� bywa - odpar� Corfitz Beck
z niezwyk�ym jak na niego krytycyzmem.
Nast�pnego ranka nie musieli si� trudzi� poszukiwa
niem gotowanego mleka z w�dk� dla kaprala Warji. Jego droga dobieg�a kresu. �o�nierze wyskrobali wsp�lnie jeszcze par� groszy na op�acenie ludzi z zagrody, by pochowali starego. Czy podczas pogrzebu odprawiono msz� w obrz�dku greckokatolickim, czy te� po prostu zakopano trumn� w odpowiednim miejscu - dla starego karoli�czyka w tym momencie nie mia�o to �adnego znaczenia.
Vendel, kt�ry w pewien spos�b czu� si� odpowiedzialny za to, czy staruszek prze�yje, stara� si� uspokoi� wyrzuty sumienia, t�umacz�c sobie, �e kapral Warja unikn�� przynajmniej okrutnego traktowania
ze strony stra�nik�w, na co przez ca�y czas byli nara�eni.
Najci�sze chwile prze�yli Szwedzi podczas wej�cia do Moskwy. Car Piotr rozkaza� wznie�� siedem �uk�w triumfalnych, by u�wietni� powr�t swej armii do stolicy. �o�nierze Karola XII, znani z odwagi i zajomo�ci wojennego rzemios�a, musieli defilowa� pod nimi na oczach zebranych t�um�w, wykorzystuj�cych okazj�, by drwi�
z nich i szydzi�. Ka�d� bram� udekorowano prze�miew-
czymi wizerunkami kr�la Karola i jego �o�nierzy. Nad miastem rozleg�y si� wystrza�y armatnie, bi�y wszystkie cerkiewne dzwony i nigdy jeszcze serca karoli�czyk�w nie ci��y�y im tak jak o��w z �alu, wstydu i gniewu.
Dzia�o si� to 22 grudnia 1709 roku. Kapitan Corfitz
Beck by� wtedy tak powa�nie chory, �e musia� wspiera� si� na ramieniu Vendela. Kapitan co prawda wyszed� z czer-
wonki, ale w�wczas inna choroba zaatakowa�a mu p�uca. Vendel powa�nie niepokoi� si� o swego pana. Wiele
wsp�lnie prze�yli i naprawd� si� zaprzyja�nili, cho� nadal utrzymywali dystans jak mi�dzy oficerem i podw�adnym.
Nikt ju� nie nazywa� Vendela pucybutem. Chocia� wcale nim nie by�, m�wiono o nim "adiutant Becka" albo po prostu "nie�mienelny ch�opak Grip".
Po upokarzaj�cym przemarszu zaprowadzono je�c�w
do kwater rozrzuconych po Moskwie. Zimowy ch��d sta� si� teraz naprawd� dokuczliwy i wszyscy niepokoili si�,
czy znajdzie si� dla nich dach nad g�ow�, czy te� pozostan� na bruku. Corfitzowi Beckowi przydzielono ma�y domek,
w kt�rym mia� zamieszka� z blisko czterdziestoma innymi
oficerami. Tym razem nikt nie wygania� Vendela do sieni. Zmieni� si� stosunek do niego, a poza tym jego kapitan by�
chory. Kt� m�g� piel�gnowa� go lepiej ni� Vendel?
Warunki, jakie zapewniono im w stolicy, nie by�y
lepsze od dotychczasowych. Po kwaterach wa��sali si� ludzie r�nego pokroju, kt�rych celem by�o dokuczenie "szwedzkim diab�om", zar�wno s�owem, �ak i pi�ci�,
a cz�sto przy u�yciu broni. Zn�w konieczne okaza�o si�
wystawianie wart noc� i spanie na zmian�, po par� godzin, i w ci�gu dnia. W d�ugie noce, kiedy zewsz�d grozi�o im
niebezpiecze�stwo, prowadzili nieko�cz�ce si� rozmowy, przewa�nie o domu i rodzinie lub o chorobach. Te
ostatnie zw�aszcza stanowi�y niewyczerpany temat: omawiano k�opoty �o��dkowe, skar�ono si� na odciski i b�le mi�ni, d�ugo rozwodzono si� nad ka�dym szczeg�em,
nad najdrobniejsz� dolegliwo�ci�. Nigdy jednak nie dzielili si� nadziej�, �e kiedy� jeszcze powr�c� do domu. Takie my�li nale�a�o zachowa� dla siebie, ukry� w g��bi serca schowa� za dr��cym strachem o przysz�o��.
Vendel piel�gnowa� swego pana z prawdziwym od-
daniem. Nie odziedziczy� po Ludziach Lodu umiej�tno�ci lcczenia, a jednak co� w nim tkwi�o - jakby pewno��, �e wie, co nale�y robi�. Z czasem wi�c Corfitz Beck zn�w stan�� na nogi; s�aby i wycie�czony, ale zdrowy. ��cz�ca ich wi� jeszcze bardziej si� umocni�a.
I nagle... pewnego dnia... Jeden z oficer�w wr�ci� na
kwater� z twarz� poszarza�� od zgryzoty. Usiad� przy jedynym stole znajduj�cym si� w izbie, zas�aniaj�c twarz d�o�mi.
- Co si� sta�o? - zapyta� kto� zl�kniony. - Czy kr�l nie
�yje?
Oficer podni�s� wzrok.
- Kr�l? Niech go... Przepraszam - zreflektowa� si�.
- Maj� nas st�d przenie��. Rozdzieli�.
- Dok�d? - pad�o pytanie zadane g�uchym g�osem.
- W ka�dym razie nie na zach�d. Przygotujcie si� do roz��ki, ch�opcy, maj� nas porozsy�a� po wsiach i miasteczkach na wschodzie i p�nocnym wschodzie. Tak,
by�my wesp� nie wymy�lili �adnego podst�pu. A czy my
tu og�le mo�emy wywo�a� bunt?! My, kt�rzy nie mamy ju� nawet koszuli na grzbiecie? Sp�jrzcie na siebie! Wychudzeni, zawszeni, sko�czeni! I to my mieliby�my stanowi� zagro�enie dla cara i jego pacho�k�w!
Vendel odruchowo zbli�y� si� o krok do Corfitza
Becka. Kapitan nie wiedzia�, jak nale�y to rozumie� - czy chcia� chroni� jego, czy sam szuka� ochrony. Najprawdopodobniej wyrazi� w ten spos�b pragnienie, by ich nie rozdzielono, nic innego.
Uda�o im si� razem dotrze� do miejsca przeznaczenia.
Przybyli do jednego z wi�kszych miast, do Kazania, dawnego grodu tatarskiego daleko na wsch�d od Mosk-
wy. We wszystkich miejscach, do kt�rych kierowani byli Szwedzi, pozostawiano im pewn� swobod�: mogli poru-
sza� si� wolno w obr�bie "swoich" miast i wsi, zabroniono im jednak przekracza� ich granice.
I k�amstwem by�oby twierdzenie, �e w nowych miejscach spotykali si� z wi�ksz� ni� poprzednio sympati�. Przeciw sobie mieli praede wszystkim swoj� religi�. Traktowano ich z pogard�, nazywano niewiernymi psami, opluwano.
Pobyt w nowych miejscach nie trwa� jednak d�ugo. Jesieni� 1710 roku w�a�nie w Kazaniu wykryto spisek w�r�d szwedzkich oficer�w. W obozie karoli�czyk�w
znalaz� si� zdrajca, kt�ry wyda� zakrojony na wielk� skal� plan ucieczki. Blisko dwustu Szwed�w, w tym Corfitz
i Vendel, zamierza�o zaatakowa� rosyjsk� za�og� Kazania,
zebra� wszystkich Szwed�w z okolic miasta i przedrze� si� do Karola XII w Benderze. By� mo�e nawet by si� im powiod�o, gdy� wojska rosyjskie znajdowa�y si� akurat
w Finlandii, prowincjach nadba�tyckich i Polsce. Plan
zosta� jednak wykryty.
Spisek by� kropl�, kt�ra przepe�ni�a dzban.
Wiosn� 1711 roku niemal wszyscy je�cy zostali wys�ani na wsch�d, za Ural, na Syberi�. Poniewa� o tej porze roku drogi by�y nieprzejezdne, podr�owano g��wnie rzekami.
Droga poch�on�a wiele miesi�cy. Podczas tej podr�y mieli wra�enie, �e wok� nich zapada coraz wi�ks�a ciemno��. Odje�d�ali eoraz dalej i dalej i gas�y w nich resztki nadziei.
Wielu doros�ych m�czyzn p�aka�o, �egluj�c szerokimi
rozlewiskami. Twarze innych zastyg�y w maski oboj�tno-
�ci, kt�re ukrywa�y ich prawdziwe uczucia. Jeszcze inni popadli w ca�kowit� apati�.
Kiedy podr� nareszcie sko�czy�a si� w Tobolsku, Vendel mia� ju� siedemna�cie lat. Jego serce przepe�nione by�o �alem nie tyle nad sob�, ile nad tymi, kt�rzy
nie znali jego losu, od kt�rych oddala� si� coraz bardziej za ka�dym razem, gdy przenoszono ich w nowe miejs-
ce.
O ile wiedzia�, �aden z karoli�czyk�w nie mia� szans,
by kiedykolwiek opu�cie Syberi�.
RO2DZIA� III
W Tobolsku czeka�a ich niespodzianka.
Nie byli pierwszymi je�cami, kt�rych tam zes�ano. Rosjanie ju� wcze�niej robili wypady do szwedzkich prowincji nad Ba�tykiem oraz do Finlandii, wywo��c
stamt�d zar�wno m�czyzn, jak i kobiety wraz z dzie�mi. Dla �o�nierzy Karola XII, kt�rzy tak d�ugo �yli
podporz�dkowani twardym, surowym prawom wojny, spotkanie z kobietami by�o niezwyk�ym prze�yciem
- w dodatku z kobietami, z kt�rymi mogli rozmawia�
i przebywa�, nie nara�aj�c si� przy tym na nies�aw�.
Stwierdzili tak�e, �e szwedzkim wi�niom w Tobolsku uda�o si� stworzy� swego rodzaju odr�bn� spo�eczno��. Wraz z o�miuset oficerami, kt�rzy przybyli ostatnio,
w mie�cie znajdowa�o si� obecnie blisko p�tora tysi�ca
Szwed�w.
W pewien spos�b w Tobalsku �y�o si� im lepiej ni�
w miejscach, w kt�rych byli wcze�niej. Zdarza�y si�
jednak chwile, gdy pijani rosyjscy oficerowie chcieli "robi� porz�dek z poga�skami �winiami". Wtedy naprawd� bywa�o gor�co. Je�cy znajdowali si� pod ��is�ym
nadzorem i ucieczka by�a utopi�.
Za najdrobniejsz� cho�by pr�b� spisku czy przejaw buntu grozi�y ci�kie kary; prowodyr�w wysy�ano jeszcze dalej na wsch�d; znikali na zawsze gdzie� w bezkresnej Syberii.
Szwedzi musieli w jaki� spos�b zarabia� na �ycie, dlatego zacz�li jeden od drugiego uczy� si� rzemios�a. Z czasem wytwarzane przez nich towary sta�y si� nawet
poszukiwane. Nauczyli si� ubiera� jak rosyjscy ch�opi,
dzi�ki temu �atwiej im bylo znie�� ostry klimat, a �e nie wyr�niali si� spo�r�d rdzennych mieszka�c�w, bezpieczniej mogli porusza� si� po ulicach. Niekt�rzy zaj�li si� p�dzeniem gorza�ki, ale to zaj�cie nie cieszy�o si� popular no�ci�, gdy� na dochody pochodz�ce z produkcji al-
koholu ca�kowit� wy��czna�� mia� car.
Byli tacy, kt�rzy po�lubili Rosjanki i pragn�li osiedli�
si� na wschodzie. Wi�kszo�� jednak nosi�a w duszy
wieczn� t�sknot�: do domu! Do domu do Szwecji lub do armii Karola XII, by wspom�c Jego Wysoko��.
Kr�l musia� by� niezwyk�� osobowo�ci�. Cho� prowadzonymi przez siebie niezliczonyml wojnami �ci�gn�� na sw�j kraj nieszcz�cia, cho� nigdy nie by�o go w kr�lestwie, wci�� pozostawa� bohaterem, przede wszystkim
w oczach w�asnych �o�nierzy i wszystkich w�p�czesnych
mu dow�dc�w, tak�e tych, kt�rzy byli jego wrogami. By� mo�e przyczyna� si� do tego jego ascetyczny styl �ycia, dotrzymywanie s�owa i silna wola. Kiedy si� odzywa�, cho� czyni� to z rzadko, zna� by�o, �e jest inteligentny i kszta�cony. Historia uzna�a go za najwi�kszego milczka
w dziejach. Je�li chodzi o jego osobiste sprawy, na zawsze
pozasta� zagadk�. Dla �o�nierzy jednak by� jakby bogiem. Dzieli� ich los, nigdy si� nie oszcz�dza�, nie dogadza� sobie czym�, co dla innych pozosta�o niedost�pne.
Wobec r�wnych sobie by� uparty i pewny siebie, ale
wszyscy musieli chyli� czo�o przed zaletami jego bystrego umys�u i doskonale przemy�lan� strategi� wojenn�.
Tak by�o i teraz... Po�owa jego �o�nierzy znalaz�a si�
w niewoli we wrogim kraju, �yj�c w niezwykle trudnych
warunkach, a ich jedynym pragnieniem by�o wr�ci�
i walczy� u boku �wego kr�la. Rzecz niepoj�ta!
I rzeczywi�cue ucieczki organizowano. Zdarza�o si� to g��wnie padczas podr�y do Moskwy i z samej stolicy, ale temu i owemu uda�o si� zbiec z niewoli nawet z Syberii. Ci, co pozostali, wiele my�li po�wi�cali towarzyszom, kt�rzy znikn�li, cho� o ich losie nic nie wiedziano. Przedostanie sa� do Szwecji lub do armii Karola XII nie odbywa�o si� jednym skokiem...
M�ody Vendel Grip szybko postara� si� nauczy� rzemios�a. M�g� wybi