4197

Szczegóły
Tytuł 4197
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4197 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4197 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4197 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek Nowakowski Wesele raz jeszcze! Zdarzenie w Miasteczku Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Wesele raz jeszcze Ci�gn�li z r�nych stron. Dalszych i bliskich. Pekaesem, podmiejskimi elektryczniakami, furkami wymoszczonymi s�om�, m�odzi na motorach mimo zimnicy bij�cej lodowato w twarz, a niekt�rzy piechot� po zmarzni�tej grudzie, poprzetykanej tu i �wdzie p�atami starego �niegu. Zima w tym roku mro�na, ale sk�pa w �nieg. Szaro by�o i brzydko. S�o�ce pokazywa�o si� na kr�tko i zaraz zanika�o w chmurach. Wrony siedzia�y na telegraficznych drutach. Pejza� martwy i pos�pny. Monotonna r�wnina z nielicznymi k�pami zagajnik�w. Bia�e pnie brz�z przy drodze. Dymy snu�y si� z ch�opskich cha�up. Strzecha ju� z rzadka w tej wsi, coraz cz�ciej eternitowe dach�wki i anteny telewizyjne powtykane w dachy. Stercza�y wie�e ko�cio�a i dw�ch Chrystus�w z dw�ch stron wsi na krzy�u rozpi�tych. T�um zebra� si� w tym przestronnym, niedawno wybudowanym ko�ciele. Organy zagra�y pi�knie i ksi�dz kanonik zada� zwyczajowe pytania m�odo�e�com, nast�pnie wcisn�� im obr�czki na palce. Grube, z dukatowego z�ota za�wieci�y czerwonawo. Hrabia, czyli Pan M�ody, by� w czarnym, jak nale�y garniturze, z muszk� w bordowe grochy pod szyj�. Panna M�oda, ho�a, wsiowa dziewoja, w d�ugiej sukni z bia�ej przezroczystej materii i welonie. Wypieki zakwit�y jej na policzkach i g�uchy stuk w�asnego serca s�ysza�a. A kiedy odchodzili od o�tarza sztywnym, drobnym kroczkiem, to rozpl�sa� si� przed nimi miejscowy fotograf. Wystawili si� rodzice m�odej z weseln� uczt�. Sto�y w podkow� ustawione i biesiadnik�w do setki zliczy� mo�na. Gospodarz co znaczniejszym go�ciom k�ania� si� w pas dawnym zwyczajem i jego oczy zapala�y si� satysfakcj�. A dla ka�dego jad�a i napitku w br�d. Biega�a z p�miskami Gospodyni, uwija�y si� inne kobiety do pomocy naj�te. Do okien cha�upy przylepia�y twarze dzieci. Zbieg�a si� ich ca�a chmara. Przepycha�y si� roztr�ca�y. Rozp�aszczone na szybie nosy i oczy zach�annej ciekawo�ci. � Jak to m�wi�, czym chata bogata � powtarza� gospodarz i go�ci sadza� troskliwie. W piecach napalono porz�dnie, blacha czerwona i bucha� od niej �ar. Druga izba przygotowana do ta�ca, pod�oga wysypana trocinami i �ciany przybrane kolorow� bibu�k�. Muzykanci z powiatowego miasta ju� niebawem przyby� mieli. Rozsiedli si� go�cie, wszyscy w �wi�tecznych garniturach, z krwi� nabieg�ymi twarzami, ko�nierzyki non-iron�w cisn�y szyj�. Na honorowym miejscu przy stole Pan M�ody, czyli Hrabia, i jego wybranka. Ksi�dz kanonik te� zosta� zaproszony i nie odm�wi�. Siedzia� starowina i pojada� sobie z apetytem, a te� po �yczku z kielicha odpija�. Polewa� mu osobi�cie Gospodarz koniaku ruskiego, pi�ciogwiazdkowego. Wiadomo, ksi�dz na trunki wybredny; u siebie nalewki rozmaite w g�siorach trzyma, pijesz, pijesz, wchodzi to jak mi�d, a potem wsta� nie mo�na. Zastuka� wi�c ksi�dz kanonik widelcem w talerz i z mow� bogobojn� do m�odo�e�c�w si� zwr�ci�: � Tak oto, dziatki moje, sakramentem ma��e�stwa jeste�cie po��czeni i B�g ju� przypiecz�towa� wasz zwi�zek, radosna to dla mnie, duszpasterza tej parafii, chwila, c�rka zacnych, szanownych i pobo�nych gospodarzy na t� drog� wst�pi�a, drog� u�wi�con� religi� nasz� rzymsko-katolick�. Chcia�bym jeszcze, dziatki moje, przypomnie� wam o obowi�zkach ka�dego stad�a ma��e�skiego, o wierno�ci, czysto�ci i wzajemnym poszanowaniu. Wierno��, o tym szczeg�lnie pami�tajcie, w dzisiejszych czasach rui i porubstwa jest klejnotem najpierwszym. � Wzruszy� si� rzetelnie starowina, oczy mu si� za�zawi�y i g�os zadr�a�. � Powiadam 5 wam: pami�tajcie o tym w ka�dej godzinie dnia i nocy. I niechaj rosn� wam na pociech� udane dzieci! Matka M�odej pochlipywa� zacz�a. Komendant powiatowy, �uczak, kt�ry siedzia� z drugiej strony m�odych, podgadywa� z przek�sem: � ...A gospodynie m�od� ma, a dziewuch niby nie podszczypywa�, co? Tak podgadywa�, ale cichaczem. Pierwszy te� po ksi�ym przem�wieniu zaklaska� w d�onie. � Gorzko, gorzko! � zawo�a� od ko�ca sto�u. Wi�c Hrabia wsta�. Wylinia�y ju�, ale jeszcze przystojniak, sk�oni� si� lekko i poca�owa� Pann� M�od� w policzek. � Lepiej! � wo�a� zacz�li miastowi go�cie. Wi�c poca�owa� Pann� M�od� w usta, a czyrak na karku, podra�niony ko�nierzykiem, zapulsowa� znienacka niezno�nym b�lem. Ale Pan M�ody trzyma� si� dziarsko i nic nie da� pozna� po sobie. � Porz�dniej, z j�zyczkiem � zarechota� technik budowlany, Skarupa Zbyszek. By�o to wesele Hrabiego z wiejska dziewczyn�. Liczy� sobie Pan M�ody ju� czterdziestk�, a Hrabi� go niegdy� nazwano, bo maniery mia� szykowne i z ka�dej sytuacji wychodzi� nale�ytym bajerem. Sko�czy� si� jednak ten jego hrabiowski czas, kiedy nie tylko maniery, ale i got�wka by�a przy nim. Zosta�y maniery. Par� lat przesiedzianych w pudle mia� za sob�, nikt te� �adnym interesem nie chcia� si� ju� z nim wi�za�. Niefartowny, powiadano, nie ten model co dawniej. Bo dawniej fart mia� przy sobie. Ojciec nauczy� go �ycia. Razem pracowali w kwaterunku, nast�pnie prowadzili biuro nieruchomo�ci. Kobiet zawsze ko�o nich r�j, interesy, ten pa�stwowy, jak r�wnie� prywatny nie�le sz�y, co dzie� �atwy grosz wpada� do kieszeni. Tyle �e ojciec, kt�ry po wojnie wr�ci� od Andersa, w miar� lat coraz cz�ciej powtarza�: � B��d, synu, uczyni�em, ciasno si� tu robi, coraz cia�niej, a natur� mam szerok�, szlacheck�, wi�c co robi�, u�ywa�, p�ki czas, by�a taka piosenka, synu, parafrazuj�c rzec mo�na: za kr�tki czas nie b�dzie nas. � I wywr�y� sobie ojciec. Umar� przedwcze�nie, nie szanowa� si�, kobiety i gorza�ka, serce nie wytrzyma�o, tyle �e z honorem, podczas mi�osnych igraszek wykorkowa�. Zosta� Hrabia sierot�, matki ju� dawno nie mia�, modelk� by�a u Braci Jab�kowskich i w wojn� zada�a si� z Niemcami, p�niej zgin�a bez wie�ci. Sierot� wi�c zosta�, ale wtedy jeszcze by� przy nim fart. Pracowa� w dolarach, mi�kkie i twarde, w mi�dzyczasie ta Bo�enka z Grochowa, to by�a mi�o��, matczyn� bi�uteri� z domu wynios�a, puszk� z�ota w ogr�dku wykopa�a. Z tym to skarbem rodzic�w przysz�a do Hrabiego ta siedemnastoletnia prawiczka. Przebalowali wszystko do szcz�tu. Co dalej z Bo�enk�, nie wiadomo, pewnie wr�ci�a do domu. Hrabia lubi� by� jak ptak, na d�u�ej si� nie wi�za�. Wtedy w�a�nie kolejny interes prowadzi�. Firma �Art Moderne� si� nazywa�a i akwizytorzy penetrowali teren, zbieraj�c zam�wienia na portrety. Interes szed� znakomicie i Hrabia ci�gle g�r�. Lekkie mia� �ycie i za bardzo wierzy� w swoj� gwiazd�. Ch�tnie m�wi� tak: � Wed�ug rodzica mego, Wernyhory, ju� sama ciasno�� przecie�, a dla mnie ci�gle luz. � Nawet tych kolorowych portret�w z fotografii robi� mu si� nie chcia�o, zbiera� tylko zam�wienia, z bloczka kwity na zaliczk� wystawia� i nic. Wyczerpa�a si� cierpliwo�� ludzka. Takim sposobem dosta� si� Hrabia do wi�zienia. I sko�czy� si� jego czas. Lata swoje do�o�y�y, zmarszczki i siwizna, panienkom coraz rzadziej wpada� w oko. Z �aski �y�, zahaczy� si� jako akwizytor w znajomej firmie. Ani si� obejrza�, stukn�a czterdziestka, k�tem u ludzi mieszka�, bez pieni�dzy, zupe�nie sam, jak ko�ek na �wiecie. Zrozumia� wi�c, �e co� przelecia�o mu przez palce i nie da rady ju� dogoni�. Ja�owa wegetacja dokucza� zacz�a, pieni�dzy ci�gle brak i na gie�dzie m�skich walor�w ca�kiem spad�y jego notowania. Z ostatnich czas�w w�a�nie nast�puj�c� mia� Hrabia opowie��, przytacza� ch�tnie, z masochistyczn� szczero�ci�, na dow�d kl�ski ju� nieodwo�alnej: � Da� mi jeden kumpel troch� zagranicznego towaru do sprzedania, dobry kumpel, wiedzia�, jak kiepsko stoj�, od obrotu dziesi�� procent dla mnie, trzyma�em ten towar u siebie, popi�em wtedy z nud�w i tak� smar- 6 kul� w kawiarni �Jag�dka� poderwa�em, z pewnym wysi�kiem do chaty j� doprowadzi�em, a ona od razu na t� kup� �ach�w, but�w, ca�ego tego zagranicznego barach�a rzuci�a si� jak lwica, przymierzy�a w�oskie, modne lakierki, pasuj�, bardzo �adna, cycofon na d�ugich nogach, jak to pokolenie wyros�o, rozgrza�a mnie jej uroda, m�wi�: bierz te skoki, r�ce mi na szyj� zarzuci�a i cyckami szturcha, nast�pnie przypad� jej do gustu sweterek, kr�tkie r�kawiczki, francuski, zdj�a bezczelnie g�ow�, bierz, m�wi� i na wyro ja ci�gn�, a ona: nie, nie ma mowy, co ty sobie, dziadu, wyobra�asz, nogi splot�a, rozci�gn�� nie mog�, wtedy z�a krew mnie zala�a, to ty chcesz wszystko za nic!, dot�d by�em d�entelmenem, ale b�d� �obuzem, wi�ch� pu�ci�em, dawaj gir�, m�wi�, zaraz ci w kolanie z�ami�, srajdo rozwydrzona, wtedy dopiero zacz�a zachowywa� si� przyzwoicie i nogi poluzowa�a, p�niej sweterek jej odebra�em, buty w�oskie wystarcz�... � I ko�czy� to �a�osne wspomnienie tak: � �eby z�by sobie wstawi�, garniturek modny, regularne od�ywianie i tak dalej, wtedy bym jeszcze zabuszowa�... � Krzywi� twarz w t�sknym u�miechu do dawnych podboj�w, kiedy to pierwszy by� z niego tancerz i dziewczyny same si� naprasza�y, jak powiada�, �eby tylko laska gotowo�ci� nastarczy�a. W takim okresie upadku Hrabia �emeryt� nawet ju� na niego wo�ali, uganiaj�c si� za zam�wieniami na portrety po wiochach i mie�cinach zapad�ych, pozna� t� Ol�, teraz Pann� M�od� w�a�nie. Wykrzesa� resztki dawnych czar�w, co wie�, to nie miasto, czary podzia�a�y i zadurzy�a si� w nim dziewczyna. Wysoko ona mierzy�a i �aden z miejscowych fatygant�w jej nie odpowiada�. Co prawda niem�oda ju� na wiejska miar�, trzydziestki dobiega�a. Hrabia ani zwleka�, ani szuka� czego� innego nie mia� czasu. Wi�c z�by teraz wstawione, garniturek nowiutki i oto za weselnym sto�em na honorowym miejscu w wiejskiej cha�upie siedzia�. I kiedy znowu �gorzko � gorzko!� pos�ysza�, to z ca�ym kunsztem i zapa�em poca�owa� swoja wybrank� w usta, tym razem rzeczywi�cie z j�zyczkiem. Ona a� sapn�a i poczerwienia�a. Pochyli� si� Hrabia nad Pann� M�od�. Postawny jeszcze i przystojny, cho� czas poznaczy� go przecie�. Podobny do ojca � pomy�la� Literat, kt�ry jego dzieje zna� najlepiej. Niedziela upalna, lipcowa. Przyszli wtedy obaj nad gliniank�. Opaleni, muskularni, jeden szpakowaty, drugi brunet, obaj z mocnymi, lekko garbatymi nosami. Prze�egnali si� i rzucili r�wnocze�nie dowody z wysokiego brzegu. Silnymi rzutami ramion posuwali si� na �rodek stawu, tam przewr�cili si� na grzbiety, le�eli d�ug� chwil� nieruchomo. Jak wybra�cy bog�w wtedy oni dla Literata. I mo�e dlatego zapami�ta� na lata ca�e tych dw�ch, ojca i syna, w upalnym s�o�cu nad gliniank�... Wiejskie dziewczyny �yczliwie patrzy�y na Hrabiego. Ch�opaki te�. Wdzi�kiem swym i skromno�ci� zdo�a� zaskarbi� sobie ju� wzgl�dy niekt�rych. Teraz kieliszek podni�s� i uroczy�cie zdrowie swych te�ci�w wypi�. Du��, setkow� luf� sprawnym haustem wychyli�. Kierownik skupu warzyw i owoc�w, niejaki Grzegorczyk, sko�czy� akurat swoja spraw� z Prezesem. Co� tam jeszcze szepta�, a wygl�da� jak s�odka do ostateczno�ci i robaczywa w�gierka. Prezes kiwa� niedbale g�ow�. Grzegorczyk wpatrzony w niego z napi�ciem. � Zobacz�, co si� da zrobi� � powiedzia� wreszcie Prezes. Warkot samochodowego silnika uwag� na zewn�trz skierowa�. Pojecha�a Nyska z GS-u. Par� skrzynek w�dki dowie�li. Wnosili po schodkach lodowym szkliwem pokrytych. Po�lizn�� si� jeden i upad�. Skrzynka stoczy�a si� po stopniach. Rzucili si� weselni go�cie na ratunek. Ale kilka butelek rozbitych. Zafrasowa� si� Gospodarz. Nie tyle strat�, co z�ym znakiem. Gospodyni te�. Kto� podpali� t� gorza�kow� ka�u��. Pali�a si� niebieskim p�omieniem. Pe�za�y j�zory ognia po schodkach i �adnie to wygl�da�o. Reksiu wyskoczy� z budy i zacz�� szczeka� zajadle. 7 Go�cie ze strony Hrabiego to byli miastowi. Wyboru dokona�, ��cz�c sentyment z wyrachowaniem. Wi�c technik budowlany, Skarupa Zbyszek, towarzysz zabaw z odleg�ej m�odo�ci. Jego przyjaci�ka Lucy, bufetowa w �Obywatelskiej� na Woli. Nast�pnie Rysiek zwany Urz�dnikiem, jeszcze z dzieci�stwa kole�ka. Zosta� te� zaproszony Czarodziej D�ugi Nos, on to Hrabiemu towar zagraniczny do sprzeda�y z dobrym zyskiem dostarcza�. Oble�ny i ruchliwy jak glista ten Czarodziej. Literata szczeg�lnymi wzgl�dami Hrabia obdarzy� i najbli�ej go�ci powiatowych go posadzi�. Chcia� przecie� Pan M�ody mie� dzisiaj nie tylko kumpli od serca, ale i takich, �eby wsiowym zaimponowa�, tym samym dla siebie zyskuj�c uznanie. I pokazuj�c tych swoich as�w atutowych, szepta�: � Same figury, prosz� ojca forsy zarabiaj�... Jeden pisze ksi��ki, w telewizji wyst�puje, a drugi profesorem nied�ugo zostanie. By� jeszcze Powstaniec, malutki, schludny, z niewielkim, jak szczotka w�sikiem. Od lat warsztat �lusarski prowadzi i nie�le sobie �yje. Tylko po w�dce co� mu si� przekr�ca i testy zadaje. � Kogo kochacie? Polsk� � nale�y odpowiedzie�. Wtedy Powstaniec po��k�� fotografi� wyci�ga. Ch�opak ze stenem, panterka, bia�oczerwona opaska; stoi sobie nad w�azem do kana�u. Wypije wi�cej i szepcze tak: � Ca�e �ycie dla niej, pali si� miasto, dzielnica po dzielnicy...� raptem zasypia. Ale na razie trze�wy i milcz�cy. Obok niego siedzia� przysz�y profesor w�a�nie. Naukowiec. W powszechniaku ju� �chi�ski uczony� na niego wo�ali. I tak zosta�o. Pierwsza to miastowych ozdoba. Wykwintny i zdawkowo u�miechni�ty. Na wylocie, mo�na powiedzie�, mia� bowiem w kieszeni kontrakt na wyk�ady za Oceanem. I ca�y czas u�miecha� si� ch�odno. Wyra�nie na dystans bra� wszystko; w nic ju� si� nie wci�ga�. � Tak, prosz� ojca � szepta� Hrabia � prawie profesor, w dolarach mu b�d� p�aci�. � St�d te� paru wyjecha�o � powiedzia� Gospodarz � jeden limuzyn� taka wielk� w odwiedziny teraz zjecha�... � Grzegorczykowej brat � wtr�ci�a Gospodyni. I zn�w: � Tylko w usta! � za��dali weso�kowie z ca�� stanowczo�ci�. Tym razem Hrabia skromnie w policzek Pann� M�od� poca�owa�. Nie mo�na przecie� przeci�ga� struny. � Cieszysz si�? � szepn�a ona. Pokiwa� g�ow� i pod sto�em udo jej przycisn��. A wsiowi, czyli ze strony M�odej, u�miechali si� pow�ci�gliwie. By�a ich kupa niema�a, ca�a wie� prawie przysz�a. Krok zza Lasa, Sierotnik, co ksi�dza pod baldachimem w Bo�e Cia�o prowadza, Bu�ka Jan spod Krzy�a, Skrzek przezywany �abim, ca�a familia Wygl�da��w... To by� pocz�tek i pierwsze butelki dopiero opr�nia� zacz�to. W�r�d obecnych stary Sierotnik wyr�nia� si� �miechem tubalnym i zara�liwym. Zawo�anie miastowych �tylko w usta!� bardzo mu si� spodoba�o. Wi�c �mia� si� i na ksi�dza kanonika filuternie zerka�. Ale ksi�dz zachowa� spok�j niewzruszony. So�tys te� co� chcia� powiedzie�. J�ka si� ten so�tys i nim swoje wyst�ka, naczeka� si� trzeba d�ugo. W weselnej wrzawie nie zwr�cono na jego wysi�ki uwagi. Tylko Traktorzysta z pobliskiego PGR-u cierpliwie potakiwa�. Dobry z niego ch�opak. I wstydliwy, czerwieni si� jak dziewucha. Rok b�dzie, zachcia�o mu si� matury, kupi� od takich, co lewe dokumenty wystawiali, i p�niej przed s�dem stan��. � Na co �wiadkowi ta matura? � pyta s�d. A on z nogi na nog� przest�puje, czerwieni si� i g�ow� opuszcza, czapk� w d�oniach mi�tosi. Wreszcie wyksztusi�: � Zawsze lepiej z matur� ni� bez. � �miej� si� dot�d z niego ludzie. Cho�by teraz: � Maturzysta! � przygrozi� dla �artu Komendant. Twarz ch�opaka od razu zala�y burakowego koloru rumie�ce. 8 A so�tys duka� niezmordowanie: � Pppo prawwwdzie... ccci powiem... ccco zrobi� tttakiemu... Przy ko�cu sto�u od drzwi dwaj Sauterzaki siedzieli. Ju� nie�le napici. Z niemieckiej krwi oni. Ojciec nawet niezgorszy by� cz�owiek, ale jak Niemcy st�d odeszli, to ca�a ludzka nienawi�� na niego spad�a i zat�ukli go noc�. M�wi� ludzie: � Sauterzaki wiedz�, kto si� do �mierci najwi�cej przyczyni�. Wiedz� i czekaj�. Na sposobno�� czekaj�. � Mo�e to i prawda. Niejeden z drogi im chy�o ust�puje. Popili sobie Sauterzaki i pod�piewywa� zacz�li: � �Za stodo��, za prze�azem le�a�o ich dwoje razem... Dwoje razem!!� � I g�o�niej, rycz� prawie: ��eby bober nie truchota�, to ja Magd� wyruchota�!!� Kobieta Gospodarza ofukn�a ich gniewnie: � Cichojta, g�uptaki! Tak to wobec miastowych popisywali si� Sauterzaki, nie chcieli by� gorsi. Powoli rozgrzewa�a si� zabawa. Twarze krwi� nabiega�y, ludzie szarpa� ju� zacz�li i rozlu�nia� ko�nierzyki. Siedzia�y te� przy tych sto�ach w podkow� ustawionych rozmaite figury z powiatu. Komendant i inni, ka�dy wed�ug swego znaczenia godnie posadzony. Najmarniejsze miejsce wypad�o dla tego Fro�ka, co zaraz po wojnie trz�s� ca�ym powiatem. Teraz ma kram z warzywami na rynku w miasteczku. Niby nikt, ale nie zaszkodzi zaprosi� takiego. Wpad� te� Weterynarz. Ale jak po ogie�. Paln�� kielicha, �yczenia m�odym z�o�y� i polecia�. � Zarobi � powiedzia� Gospodarz. � Do byka go wezwali � doda� Sierotnik. � W Janowie. A jak zbierali na wianek dla M�odej, to najbardziej postawi� si� Prezes PZGS-u. Lekk� r�k� tysi�cz�otowy banknot wrzuci� do koszyka. Jak ryba kolorowy papierek tam wpad�. Przy tym zbieraniu na wianek Hrabiemu tylko oczy si� �wieci�y. Nie�le rzucali ludzie, najmniej setk�, by�y te� dosy� g�sto pi��setki. Prezes ca�y czas koszyk sprawdza�, czy aby kto go w hojno�ci nie przebije darem. � �A nasz dru�ba tak si� skubie, tak si� drapie jak ta myszka na pu�apie...� � zawodzi�y najstarsze kobiety nik�ymi, porwanymi g�osami. Banknot wrzucany do koszyka przyjmowa�y tak: � �A nasz dziedzic nie �a�owa�, tysi�c dukat�w darowa�...� Najbardziej z tego zwyczaju niezadowolona Lucy. Ale co mog�a zrobi�. D�ugo i ostentacyjnie grzeba�a w torebce i do�� gruby zwitek dwudziestek na wianek przeznaczy�a. � Cwaniara... � roze�mia� si� Rysiek Urz�dnik. � Nie�le to wygl�da i r�nie mog� oblicza�. Literat zapatrzy� si� na nalan�, pokryt� warstw� kosmetyk�w twarz Lucy, na jej oczy ze sztucznymi rz�sami i czarne kreseczki brwi. Wzrok d�u�ej zatrzyma� na d�oni kobiety, grubej i szerokiej w przegubie, o t�uczkowatych palcach z purpurowymi paznokciami. � Rze�nicka �apa � stwierdzi� p�g�osem. Rysiek Urz�dnik przytakn�� ze zrozumieniem. Twarda ta Lucy. Twarda i zimna jak l�d. Do forsy ka�da droga jej pasuje. Wielbicieli forsodajnych cz�sto wdzi�kami swymi obdarza. Ostatni �ysy kierownik komisu, regularne z nim spotkania. Skarupa Zbyszek oczy na to przymyka; do matki wyje�d�a, tak wyja�nia kolegom jej nieobecno��. Zobaczy� j� niedawno Literat. Wysiada�a z samochodu. Ten �ysy �egna� si� z ni� czule. Ona d�oni� mu poca�unek przes�a�a. Tam pi��setk� z torebki wyci�ga i ksi��eczk� oszcz�dno�ciow� podaje do okienka. W�asn� ksi��eczk� posiada starowna, dalekowzroczna Lucy. My�li o przysz�o�ci. Podchmielona Lucy tak teraz marzy sielsko: � Frajera z got�wk� poderwa�, w�zek, musi by� Taunus albo Opel, lubi� tylko du�e, wycieraczki, Jugos�awia, W�ochy... � Spojrza�a na nich wyzywaj�co. � Czy my�licie, �e bym by�a z�� �on�? Dla takiego ch�opa wszystko � twardo zacisn�a usta. 9 Skarupa Zbyszek, czyli Herbert Moran, milczy ponuro. Co m�g� mie� do powiedzenia? Techniczek budowlany, domek-maszkaron po rodzicach, na Trabanta zbiera... � Przebojowa koby�a � przyzna� Rysiek Urz�dnik � tylko, niestety, lata swoje ju� ma. � Fakt � nie zaprzeczy� Literat. Patrzyli na ni� ukradkiem. Ona za� zawodowym okiem go�ci weselnych obmacywa�a. D�u�ej zatrzyma�a spojrzenie na Prezesie. Komendanta omin�a od razu, by� przecie� z �on�. Niespodzianie wyszczerzy�a z�by do Literata. � Gryzipi�rku... � za�artowa�a � oczy sobie wypatrzysz!! Hrabia akurat potakiwa� uni�enie proboszczowi, kt�ry prawi� o ma��e�skich obowi�zkach. � ...Sakrament ten... � ci�gn�� ksi�dz kanonik, wznosz�c r�ce jak na ambonie � jeden z najwa�niejszych w naszym �yciu. A dzisiejsze czasy zgni�e takie, cyniczne i jadem szatana przepojone... � Apage satanas � wykrzykn�� Literat. � Pi�knie to, synu, powiedzia�e� � przytakn�� z powag� ksi�dz. Wtedy to starsi gospodarze z szacunkiem popatrzyli na Literata. Tak nieoczekiwanie zaskarbi� sobie ich wzgl�dy. � Widzi ojciec... � ucieszy� si� Hrabia � jaki �eb ma!... Do wszystkiego! Ksi�dz proboszcz st�kn�� naraz. Z niepokojem do niego Sierotnik: � Co wielebnemu? � Nic, nic � odpar� ksi�dz � odbi�o mi si�. � Zgryzot� ma wielebny � wyja�ni� Gospodarz pow�d niepokoju o ksi�dza � da� krewniakowi sto tysi�cy na tynkowanie ko�cio�a, a ten nic nie zrobi i w�asn� taks�wka zacz�� je�dzi�, taki to z�odziej, niczego nie uszanuje... � Ale wielebny s�dem mu przygrozi� � doda� Sierotnik � i ratami sp�aca ten ancykryst... � Proboszcz nasz jedno mia� tylko �yczenie do Boga � powiedzia�a Gospodyni � postawi� ko�ci� pi�kny i wysoki... �wi�ty cz�owiek, nic dla siebie � popatrzy�a na niego z tkliwo�cia. Przy ko�cu sto�u wybuch�o zamieszanie niewielkie. Sauterzaki znowu sobie stara spraw� przypomnieli. Ten bardziej zapalczywy, Robert, potoczy� b��dnym okiem po obecnych i wychrypia�: � Tat� nam zamordowali! Obaj zgrzytn�li z�bami. Wierci� si� zacz�li gospodarze. A jeden nawet jakby si� chowa� za innych. Komendant wsta�, obci�gn�� mundur i dono�nie jak komend�: � Spok�j! � hukn��. Pos�uchanie to on ma jednak. Ucichli Sauterzaki i g�owy nad sto�em pozwieszali. Ko�ysa�y im si� te g�owy pijane jak s�oneczniki. � Ciekawe � zamy�li� si� Skarupa Zbyszek, czyli Herbert Moran � na ile szmalu mo�na takich dziesi�ciohektarowych liczy�? Odpowiedzi nie dosta�. � Rozmaicie... � rozwa�a� Rysiek Urz�dnik. � Zale�y, co uprawiaj�. � Albo hodowla jaka� � wtr�ci� Literat � na przyk�ad �winie. � Ten Hrabia tak si� w�eni�, ho, ho � nawet Powstaniec o�ywi� si� znacznie. � Tak si� w�eni� � powt�rzy� i nieokre�lony u�mieszek zab��ka� mu si� pod w�sikiem. Czarodziej D�ugi Nos przypomnia� sobie koleg� z seminarium, kt�ry chcia� zrobi� maj�tek na badylarskiej c�rce. � Nic mu jednak nie dali � powiedzia�. � Tylko do roboty p�dzili jak psa. Nieufne te ciemne forsoroby. Tak sobie w k�ciku Czarodziej przycupn��. I po m�odych wie�niakach zerka�. Do m�skiego cia�a ros�a w nim ch�� natarczywa. Po to przecie� tu przyjecha�. Gor�czka weselnej izby, pot i w�dka. Uderzy�o mu ju� to do g�owy i nozdrza jak ogar my�liwski rozdyma�. Okiem strzela�. 10 Kark czyj� napr�ony, szyja ogorza�a, czupryny na czo�o nawis�e. Tu i tam widzia� �ydy wy�a��ce z nogawek, brzuchy koszul� obci�ni�te, oczy ma�lane lub dzikawe z gorza�kowego zamroczenia. Ruchliwa g�stwa m�skich cia� ta�czy�a przed oczyma. A gor�c bi� od tej g�stwy. Monolog jak modlitw� sobie snu�: � Ch�optasie moje jedyne, pokuszenie najs�odsze, ci�bo ty moja �mierdz�ca, cielska moje nabite, g�by t�pe i zady kalesonami obci�ni�te, platfusy w ciasnych buciorach uwi�z�e i cuchn�ce, torsiki ch�opi�ce z puchem zamiast k�ak�w, wy moje s�odko�ci poszukiwane w trudzie i znoju, oj, dzioba�bym was, moje smrody pszeniczne, oj dzioba�bym... Literat przyjrza� mu si� z obrzydzeniem. Nie to, �eby do zbocze� mia� uprzedzenie. Moraln� awersj� czy co�. Nie to. Po prostu ohydny szczur z Czarodzieja. Spasiony, wije si� jak glista, i ten nos, haczyk monstrualny. Czarodziej min� uczyni� s�odk� na odzew jakby czekaj�c. Nikt z m�odych nie zwraca� na niego uwagi. Wargi suche ob�linia� zacz�� zacz�� j�zorem. Aktorsk� wyra�nie mia� sk�onno��. To fakt. W latach swoich m�odzie�czych nale�a� do k�ka dramatycznego w domu parafialnym. By� �o�dakiem rzymskim, a czasem faryzeuszem. Wtedy chudy, z tym nochalem, na scenie jak z�owieszczy ptak wygl�da�. Jeszcze raz p�g�osem powt�rzy�: � Oj, dzioba�bym was, dzioba�bym � tu nowego okre�lenia u�y� � �cierwa wy moje przekl�te. � Co prosz�? � zapyta� uprzejmie s�siad, Kierownik POM-u. Czarodziej D�ugi Nos przyjrza� mu si� z bezczelnym, dwuznacznym przed�u�eniem. Urod� jego taksowa�. By� to przystojny facet, mo�e trzydziestoletni, z kozackim, smolistym czubem nad czo�em. � Jest co robi� � j�zykiem zn�w przesun�� po wargach. � Ale Kierownik POM-u ju� odwr�ci� si� od niego. Z galanteri� p�misek w�dlin Lucy podsun��. Spodoba�a mu si� od pocz�tku. Du�a, cycata i w obcis�� wbita sp�dniczk�. Cieszy�a wprost oczy spragnione wypuk�o�ci. � Prosz� � zaprosi� � mo�e pani sobie na�o�y? � Nic tu po mnie � westchn�� Czarodziej i r�ce b�aze�sko roz�o�y�. � Niez�e widowisko � zagada� do Literata � siermi�ny lud, miastowe szakale, i c� my w tym robimy, wolne ptaki? � Wolne ptaki � powt�rzy Literat. � Ty raczej od �apania takich ptak�w w sid�a, no nie? Sp�oszy� si� Czarodziej wyra�nie. Od razu poj�� aluzj�. Nieczyste mia� sumienie. Zwilgotnia�y mu d�onie. W takich sytuacjach zawsze wilgotniej�. A oczy, rozbiegane, nie mog� znie�� uporczywo�ci czyjego� spojrzenia. Tak i teraz. Opu�ci� g�ow�. W taki spos�b przypomniana zosta�a sprawa z Edzikiem. Paskudna to by�a sprawa. Lat temu dwana�cie uciek� Edzik z wojska. Nieokie�znany ch�opak, dziki i zapalny. Jak szubieniczna p�tla wszelki przymus dla niego. � Dusi�em si� koszmarnie, te komendy, apele, pobudki, pe�zanie, powsta�, baczno��, padnij, ci szefowie, ca�y ten kapralski dryl, no i nie mog�em ju� d�u�ej, m�wi� wam, zdech�bym jak pies � opowiada� Edzik kolegom i patrzy� tym swoim �mia�ym, ufnym wzrokiem. I w ucieczce te� nie opu�ci�a go fantazja, ca�� furmank� �o�nierskich but�w z magazynu wywi�z�. Jak to fajnie opowiada�. Brama, przepustka, w�z turkocze. Tak to wojsko uprzykrzone z brawur� opuszcza�. � Skubn��em... � �mia� si� � troch� dla �artu, a troch� z rozs�dku, na pierwsze kroki w wolno�ciowym �yciu... Co zrobi� z takim? Kto m�g�, przyjmowa� go na dzie�, dwa, tydzie�; koczowa� wi�c Edzik dezerter w domach przyjaci�, przemyka� si� jak cie� ulicami, strach, �e dopadn�, nie opuszcza� ani na chwil� w tym zaszczutym �yciu. I spotka� si� gdzie� z Czarodziejem. Serdeczno�ci� gwa�town� zapa�a� do niego Czarodziej. �ciska� i klepa�. Edzik, ufny i naiwny, opowiedzia� mu wszystko. Wsp�czu� Czarodziej i ob�lizgiwa� go coraz nachalniejszym spojrzeniem. Spotyka� si� zacz�li. Fundowa� hojn� r�k� Czarodziej i �lepi�w �ar�ocznych ju� z niego nie spuszcza�. Wybrali si� do �a�ni, po w�dce byli, spragniony przyja�ni Edzik uciekinier i Cza- 11 rodziej przy nim. Kiedy si� rozebrali, ��dza r�wnie naga ogarn�a Czarodzieja. Rzuci� si� na kolana i skomle� zacz��. Odpycha� go Edzik z obrzydzeniem. Tamten nie ust�powa�. Coraz �ar�oczniej obmacywa�. Zrozumia� wreszcie Edzik. W�ciek�o�� nim zamiata�a. W�ciek�o�� oszukanego. Kopniakiem odrzuci� to skoml�ce �cierwo. Uderzy� kilka razy. Wtedy zap�aka� przejmuj�co Czarodziej D�ugi Nos. � Przepraszam, przebacz, to czasem jest niezale�ne ode mnie, nie mog� sobie z tym poradzi�, straszna to s�abo��, zrozum, ja te� tak samo jak ty ukrywam si� przemykam, czaj� si� i skradam. I zn�w jego oczy nachalne pe�za�y parz�co po nagim ciele Edzika. � Przebacz � �ka� r�wnocze�nie. Uspokoi� si� Edzik. Wr�ci�a ufna naiwno��. Wsp�czucie nawet poczu�. I wstyd za swoj� brutalno��. Um�wili si� na nast�pny dzie�. A kiedy przyszed� Edzik na to spotkanie, nie by�o Czarodzieja i dwaj w br�zowych garniturach naraz do niego podeszli. Wtedy zrozumia�. Ale za p�no. Chwycili go jak w kleszcze i za chwil� ju� mia� na r�kach kajdanki. � By� mo�e i Edzik tu b�dzie te� � powiedzia� Literat. � Te� zosta� zaproszony. � Niemo�liwe � a� zadygota� Czarodziej. Naukowiec r�wnie� przytakn��. � B�dzie � powiedzia�. � Niemo�liwe � powt�rzy� Czarodziej, a dygot nie ustawa�. Ten dygot jednak wcale nie z poczucia winy czy strachu. Tylko s�odkie przypomnienia opad�y. Jak pos�g ten Edzik wtedy. Grecki bo�ek, tak go sobie nazwa�, k�dzierzawe w�osy opadaj� na czo�o, szeroka pier�, w�ski w biodrach, i te mocne, smuk�e uda. A wszystko otacza�a bia�� chmur� para. � Pewnie stary i brzydki teraz � powiedzia� Czarodziej D�ugi Nos. Spojrza� na Literata. Czeka� na jego opinie. Wstr�t i podziw poczu� Literat zarazem. Taka to przecie� nami�tno�� zajad�a, tyle pora�ek i niebezpiecze�stw. � Kapu� po prostu � wycedzi� z pogard� Naukowiec. Nawet on, ten chinski uczony, obruszy� si� wyra�nie. Literat przytakn��. � Kapu� � powt�rzy�. Mimo pisarskiej swojej tolerancji mia� jednak �wiadomo�� pewnych regu� elementarnych. Czarodziej przykuli� si� i sp�oszy� na chwil�. Ale szybko ta fala strachu czy wstydu odp�yn�a. Wi�c tym jednoznacznym pot�pieniem nie przej�� si� za bardzo. Sk�oni� si� uprzejmie. Przywyk� ju� do tego. Przy moich trudno�ciach w osi�ganiu gdybym jeszcze tym zaprz�ta� sobie g�ow�... Popatrzy� wi�c badawczo po tej ch�opskiej urodzie, st�oczonej na �awach przy weselnym stole. Ju� tylko jak ogar, co wietrzy, rozgl�da� si� pocz�� za zwierzyn�. � Jest co robi� � zamrucza� i j�zykiem przesun�� po spieczonych wargach. R�wnocze�nie za� z kieliszkiem do m�odych si� zwr�ci�. � Pij� � powiedzia� dono�nie � zdrowie m�odej pary! � sk�oni� si� wdzi�cznie. Mimo oty�o�ci elastyczny i g�os po aktorsku wy�wiczony. Nowi go�cie przybywali. Dalsi krewni. Furtka wtoczy�a si� na podw�rze. Wybieg� wita� Gospodarz. Ze wsi �biska oni byli. �by � jak na nich m�wiono, albo pieszczotliwie: �ebki. Sauterzaki na chwiejnych, rozkolebanych nogach zza sto�u si� wygramolili i dalej obejmowa� tych przyby�ych, klepa� a powtarza�: � �by przyjecha�y. Ale ci nowi spokojni. Do tych �art�w ju� zd��yli przywykn��. I do gorza�ki od razu si� dorwali. � Zimnica taka � b�kn�� jeden z nich. Duszkiem p� szklanki wytr�bi�. Poja�nia� na g�bie, u�miecha� si� zacz��. Starsi gospodarze skupili si� ciasno przy Komendancie. S�uchali go z szacunkiem. Komendant czym� si� wzburzy� i pi�ciami wymachiwa� zacz��. � Rysiu � powtarza�a �ona Komendanta � nie denerwuj si� tak, Rysiu. 12 Patrzy�a w niego z uwielbieniem. Ch�op jak byk. W�adz� ma. Co wi�cej trzeba? Gospodarze potakiwali z nieprzeniknion� powag�. Twarze tych wszystkich starych gospodarz suche, pomarszczone, a d�onie wielkie jak �opaty, �ylaste, z czarnymi od ziemnego trudu paznokciami. Praca z natur� w zgodny rytm sprz�ona. Tak to sobie nazwa� Literat. I krzepi�ce to mu si� wyda�o, po tym Czarodziej jak bagno, w kt�rym toniesz. Ale ci m�odzi ju� nie tacy. Robaczywo�� jaka� znaczy� ich twarze zaczyna�a. A kiedy na koniec spojrzeniem obj�� bukiet figur powiatowych, dopiero si� zniech�ci�. I dr�czy�o go pytanie bez odpowiedzi: W czym szuka� oparcia? Chochlik cyniczny, kt�ry ca�y czas w nim siedzia�, podpowiada� r�wnocze�nie: W niczym, baranie! W niczym! Machinalnie po kieliszek si�gn��. So�tys z boku do niego przepi�. Tr�cili si� szk�em. � Pan z Warszawy? wyduka� so�tys. Przytakn��. � Brata mojego syn te� w Warszawie. Jest dyrektorem. � Czego? � zapyta�. � A bo ja wiem � mozoli� si� z odpowiedzi� so�tys. � Jakiej� wi�kszej ca�o�ci. St� zachybota� niebezpiecznie. � Kt�ren chce wyst�pi�?� zawo�a� J�zwy z Wygwizdowa syn. Tak si� swoj� krzep� przechwala�. D�ugo nie by�o ch�tnego. A� jeden ze wsi �biska zgodzi� si� z oci�ganiem. Te� nie u�omek. Na r�ce si� sczepili. Zaparli si� obaj i r�ce jak z �elaza, ani drgn�. Cisza by�a i zapatrzenie. Wreszcie ta r�ka po lewej stronie powoli opada� zacz�a. Bach, przygwo�dzi� j� J�zwy syn z �oskotem. Pochwalili go wszyscy. Najsilniejszy tutaj. � Takie ch�opy w milicji s�u�y� powinny � zapali� si� Komendant. � Jak d�by. Stary Sierotnik wspomnia� si�acza dawnego, co sto�y w z�bach podnosi�. � A cz�owieka te� potrafi� w z�bach unie�� i jego wag� powiedzie�. Takie mia� wyczucie. Za cara to by�o. Do wojska go zabrali i ju� nie wr�ci�. Zapodzia� si� w �wiecie. Z taka krzep� � zastanowi� si� � musi gdzie� zrobi� maj�tek. Pod wygran� syna J�zwy wypili wszyscy kolejk�. Komendant taki toast zaproponowa�. Potem da� si� s�ysze� jazgot zajad�y Reksia. I zaraz tupot krok�w w sieni. Nast�pni go�cie przybywali. Zerwa� si� Gospodarz i do drzwi podbieg�. By� to Le�niczy z nauczycielk� Rohotyck�. Jeszcze jacy� za nimi. � Za sp�nienie przepraszam � powiedzia� Le�niczy. � Sami rozumiecie, nale�a�o strzeli� kielicha z towarzyszami. Dzi� nauczycielka Rohotycka zosta�a wybrana radn�. Wi�c obla� to w gospodzie musieli. Postawny ch�op z Le�niczego, jak oficer w swoim mundurze i b�yszcz�cych butach z cholewami wygl�da�. Posadzono ich w�r�d starszych gospodarzy. Le�niczy rozmawia� w roztargnieniu i ca�y czas oczy mu si� g�odnym wilkiem do nauczycielki �wieci�y. M�wi� ludzie: oni od dawna tak ku sobie si� maj� i nie dziwota, �e Le�niczy ci�giem �on� do te�ci�w wysy�a. Sierotnik do nauczycielki od razu przepi�. W ten spos�b Le�niczemu si� podlizywa�. Drzewa pewno mu potrzeba. � Z naszymi dzieciakami obywatelka tak si� m�czy � powiedzia� Komendant � A� �al m�odo�ci . � Nie darmo m�wi�: �eby� cudze dzieci... � wtr�ci� Prezes. Nauczycielka Rohotycka twarz mia�a zar�owion� i bardzo �adnie wygl�da�a. � Wychowanie dziatwy w duchu praw bo�ych i ludzkich cel �wi�ty i najwa�niejszy � odezwa� si� ksi�dz kanonik. Co� jeszcze prawi� z namaszczeniem o ro�linkach troskliwie piel�gnowanych, kt�rym ga��zki nale�y przycina� i gleb� dla nich odpowiednio przygotowa�. � Nawozi� i podlewa�! � uni�s� palec do g�ry. Sierotnik nie bardzo zrozumia�, w czym rzecz, ale skwapliwie przytakn��. 13 � Gn�j, czyli nawozy... � wtr�ci�. � W tamtym roku nawozi�em jak nale�y i wyros�a pszeniczka. � Bata trza nie �a�owa� � wykrztusi� So�tys. � Zakazuj� teraz bicia � odezwa� si� nie�mia�o Powstaniec. � A szkoda � rzek� Le�niczy. Nauczycielka Rohotycka jednakowo dla wszystkich mi�a, u�miecha�a si� i potakiwa�a grzecznie. Jej spojrzenie cz�sto zderza�o si� z oczyma Le�niczego. Wtedy nic nie s�yszeli. Potem zn�w odwracali z oci�ganiem g�owy i przytakiwali s�siadom uprzejmie. Ksi�dz proboszcz zadrzema� i wszelka troska z jego twarzy ust�pi�a, wygl�da� tak, jakby marzy� o najpi�kniejszym w tym kraju ko�ciele. Powstaniec nisko pochyli� si� nad sto�em i jego palce obj�y delikatnie kieliszek. Wypi� duszkiem. � Jak tak stoi i czeka, to co z ni� zrobi� � u�miechn�� si� bezradnie do Literata. � Pierwszy strza� � doda� � dot�d trzyma�em si� o suchym pysku. Wraz ze sp�nionymi go��mi Wewi�ra z such� �ap� te� tu przyby�. Ciekawo�� wszystkich zawsze bierze, co to b�dzie, kiedy Wewi�ra spotyka si� z tym Fro�kiem, co teraz kramik ma z warzywami w miasteczku. Tak i tym razem. Blisko siebie siedzieli. Oni w pierwszy czas po wojnie z dw�ch stron byli. Fro�ek wa�ny wtedy, najwa�niejszy w powiecie. A Wewi�ra ukrywa� si� po lasach i nowego nie chcia� uzna�. Nieraz przymierzali si� do siebie. A� z�apali Wewi�r� w zasadzk�. St�d ta sucha �apa u niego, postrza� dosta� i r�ka mu zmarnia�a. Z Fro�ka w�adza wtedy i on to Wewi�r� w areszcie trzyma�, a p�niej dalej pos�a�. R�nie o tym ludzie m�wili. D�ugi czas nie by�o Wewi�ry, lata ca�e, a jak wr�ci�, ludzie tylko czekali. Znany przecie� z tego, �e nikomu krzywdy swojej nie odpu�ci�. Fro�ek ju� by� nie taki jak dawniej, ze s�u�by go zwolnili i za handel si� z�apa�. A zwolnili dlatego, �e ludzi za bardzo cisn��. Pami�taj� to niekt�rzy. Ale Wewi�ra wr�ci� te� ju� nie taki jak dawniej. Cichy i pokorny. W�adzy ka�dej czapkuje i do zwierze� nieskory. Z drogi ka�demu ust�pi. Tylko raz widzieli ludzie, jak w targowy dzie� Fro�ek do niego przepi�, Wewi�ra z such� �ap� szklaneczk� przyj��, ale nie wypi�, na pod�og� z rozmachem wyla�. I twarz starego jak z drewna, nie wiadomo, co my�li. Siedzia� wi�c Wewi�ra blisko Fro�ka. Troch� pi�, ale ma�o raczej, �o��dek mu si� popsu� i nie mo�e ju� ci�gn��. � Wilk � szepcze o nim Fro�ek i oczyma umyka. Ale nikt mu nie przytakuje. Nacierpia� si� stary niema�o. A cierpienie odp�aty si� domaga. Nic tu do ko�ca nie zosta�o powiedziane i syn starego jeszcze jest. Ch�op to udany, istny ojciec z dawnych lat. � Co tam, s�siedzie � zagada� Gospodarz do starego. � Ano, leci poma�u � odpar� Wewi�ra, a ta jego sucha �apa jak szczapa na stole przy talerzu spoczywa�a. Oczy ma ten Wewi�ra jak wydziobane, ale b�yski drapie�ne w nich czasem si� pokazuj�. � Lud wiejski jeszcze zacofany miejscami � t�umaczy� Komendant � ale m�odzi ju� nie tacy. Dociera �wiadomo��. � Szkoda � powiedzia� Literat. � Pan �artuje � zdziwi� si� Komendant. W drugiej izbie zacz�y si� ju� ta�ce. Muzykanci podjedli, popili zagrali ochoczo. Kr��y�y pierwsze pary. Kierownik skupu, Grzegorczyk, samotnie pl�sa� mi�dzy ta�cz�cymi i pokrzykiwa�: � Hopla, hop! � Wida� go by�o od sto�u. � Solista � powiedzia� Komendant. � Aby�my zdrowi byli � Gospodarz tr�ci� swoim szk�em jego szklaneczk�. � Uda� si� zi�� � Komendant wskaza� Hrabiego � akuratny, obyty. Gospodarz jakby zawaha� si� chwil�, zaraz jednak przytakn�� skwapliwie. 14 Hrabia, czujny na nowym miejscu w dw�jnas�b, zauwa�y� ich spojrzenia od razu. Wyszczerzy� do nich te nie swoje, bia�e z�by i czu�ym ramieniem otoczy� Pann� M�od�. R�wnocze�nie mrugn�� do Literata. Literat odwzajemni� si� tym samym. Przy wielu ju� asystowa� wira�ach w �yciu Hrabiego. Hrabia lubi� t� asyst�. By� mo�e liczy� po cichu, �e stanie si� w ko�cu bohaterem jakiej� powie�ci. � Artysta, moja droga � z upodobaniem t�umaczy� swojej �lubnej oblubienicy � tak przecie� mo�na nazwa� pisz�cego, rozumiesz, natchnienie go �apie i na papierze utrwala sw� wizj�... I zn�w Literat zobaczy� ich przez chwil�, ojca i syna, na wysokim brzegu glinianki w upaln� niedziel�. Hrabia na pierwszym rozbiegu wtedy. A teraz? Dwaj m�odzi wytaszczyli z sionki zapasow� skrzynk� z owocowym winem. Krzywi� si� troch� Gospodarz. Tyle jeszcze przecie� na stole nie dopitych flaszek z w�dk�. � Jak to m�odzi � odezwa� si� ten Fro�ek � lubiej� miesza�. � Taki to zrobi� si� wyrozumia�y. � Edzik przyszed�! � zawo�a� dla zgrywy Literat. Czarodziej D�ugi Nos przykuli� si� natychmiast. � Gdzie?! Po chwili ostro�nie zerkn�� na tych m�odych d�wigaj�cych skrzynk�. � Durne �arty � obruszy� si�. Naraz zapatrzy� si� jak urzeczony w jednego z ch�opak�w. By� to Traktorzysta z pobliskiego PGR-u. Dorodny okaz wsiowej krzepy. Rozro�ni�ty, pyzaty na g�bie, a w�osy sypkie, jasne opada�y kosmykami na oczy. Opi� si� ju� i wstydliwo�� mniej mu dokucza�a. Wi�c ci�gn�� zacz�� do tanecznej izby jak�� dziewczyn�, kt�ra chichocz�c i popiskuj�c niby si� opiera�a. Za Traktorzyst� jak �owca ruszy� od razu Czarodziej D�ugi Nos. � Wzi�o go � stwierdzi� Rysiek Urz�dnik. Rozejrza� si� do dziewczynach. � Te� musz� przytuli� si� do czego�. Tylko, oczywi�cie, p�e� odmienna. Poprawi� krawat i wsta�. Taneczny k��b przetacza� si� wzbijaj�c tumany kurzu, a pod�oga dudni�a od przytup�w. Czarodziej D�ugi Nos rozgl�da� si� czujnie w�r�d tej rozko�ysanej, wiruj�cej ci�by. Wypatrzy� wreszcie Traktorzyst�. Zahaczy� wzrokiem i ju� go nie popu�ci�. Uwija� si� w ta�cu rumiany m�odzian. Swoj� dziewczyn� przyciska� i podszczypywa�. Potr�ca� innych tancerzy i zaczepnie na nich spogl�da�. Wnet pann� swoja porzuci� i do ch�opak�w pod piecem si� przy��czy�. Oni wino owocowe poci�gali. Traktorzysta butelk� do ust przytkn�� i tr�bi�, a� bulgota�o. Czarodziej D�ugi Nos te� zbli�y� si� do pieca. Spogl�da� na Traktorzyst�. M�odzieniec wzrok mia� zm�tnia�y i nogi szeroko rozstawi�. Wkr�tce z butelk� wina w gar�ci do biesiadnej izby powr�ci�. U�miechn�� si� Czarodziej i d�onie zatar�. Nadmiar napitku zawsze by� jego sprzymierze�cem. I jak cie� za m�odym ruszy�. Przy sto�ach te� rozgrza�a si� biesiada. G�osy coraz bardziej podniesione i brz�k szk�a nieustanny. Powstaniec nabra� ju� swojego rytmu. Zacz�� od tego Fro�ka, co to dawniej trz�s� powiatem. Obj�� go serdecznie i tr�cili si� kieliszkami. Gdyby tak wiedzia�, z kim ma do czynienia... Na te dawne czasy uczulony przecie� Powstaniec. Nast�pnie wsta� i do gospodarzy kolejno podchodzi�. �ciska� im prawice. Stuka� obcasami. � Podchor��y Wicher � przedstawia� si�, jeszcze co� szepta�, nies�yszalnie prawie. Miastowi u�miechali si� porozumiewawczo. Znali doskonale alkoholow� s�abo�� Powsta�ca. Ca�a burzliwo�� jego �ycia, ofiary, uniesienia � dawno temu zamkni�ty rozdzia�. Gorza�a zn�w w tamten czas go cofa�a. Oto gesty zamaszyste wykonuje i g�os podnosi. Gospodyni zerka na niego niespokojnie. Ale on nie rozrabiacz wcale. Odtworzywszy scen� ataku na przeciwnika, wykonawszy kilka serii z wyimaginowanego stena, oklap� naraz, apatyczny i senny. Jedno oko przymkn��, drugim martwo po ludziach wodzi�. 15 � Ci�ar wojny. Rozumiem to doskonale � powiedzia� uroczy�cie Prezes. � Ka�dy z nas... � wzdycha� pocz��. Wewi�ra z such� �ap� spojrza� z pewnym zainteresowaniem na Powsta�ca-aktora. Nic jednak nie powiedzia�. Tyle te jego serie ze stena: � Tata, tatata! � przyjmowa� z powag� i za celem si� rozgl�da�. A w pewnej chwili Gospodarz bardzo si� musia� stara�, �eby sier�ant z tutejszego posterunku nie zderzy� si� z synem J�zwy z Wygwizdowa. Siedzia� J�zwy syn dwa lata. M�wi� ludzie: za niewinno�� siedzia�. Robota to sier�anta, mia� z�o�� na niego. Tak m�wi�. Wi�c w sam� por� Gospodarz ich rozdzieli�. J�zwie z Wygwizdowa ju� tak �lepia si� rozjarzy�y. Sier�ant za kiesze� si� z�apa�. Komendant te� wsta�. Ale zaraz by�o po krzyku. Gospodarz miedzy nimi stan�� i zawo�a�: � No, bijta, mnie bijta!! Zawstydzili si� i na swoje miejsca wr�cili. Ten bardziej zapalczywy z Sauterzak�w, Robert, zn�w wy�piewywa� swoj� ulubion� piosenk�: � �Za stodo��, za prze�azem le�a�o ich dwoje razem...� Ksi�dz proboszcz s�ucha� z wyrozumia�ym u�miechem. � Synu � pogrozi� �artobliwie palcem � tylko bez bezece�stw. Sauterzaki ewangelicy, ale od wojny kaplic� ich wyznania zamkni�to i ci, co pozostali, do parafialnego ko�cio�a ucz�szczaj� na nabo�e�stwa. � Ichni ksi�dz to si� nazywa� pastor � t�umaczy� Gospodarz zi�ciowi � ten ostatni niejaki Kreps. Traktorzysta wt�rowa� zacz�� i tak razem z Robertem �piewali: � ��eby bober nie truchota�...�. Komendant, kt�ry od d�u�szego czasu przygl�da� si� Literatowi, przychyli� si� i powiedzia� konfidencjonalnie: � Niby nie znamy si� � wyci�gn�� r�k� � a przecie� pana znam... z lektury pa�skich dzie� � sk�ama� bez zaj�kni�cia. Literat da� si� z�apa� w t� pu�apk� i rozpromieni� si� ca�y. � Znam � powt�rzy� Komendant. � Uk�adanie ksi��ek, czyli literatura... bardzo nam potrzebna... Or�, znaczy si�, i wsp�dzia�anie z w�adz� w trudzie budowy... Zaszczytna to s�u�ba. Z tym ju� przesadzi� i Literat skrzywi� si�, jakby pio�un wypi�. � Ja na ten przyk�ad, przyjacielu � ci�gn�� Komendant � roboty tu mam od groma, teren trudny, ludzie jeszcze nie ca�kiem zdyscyplinowani, ale daj� rad�, znaj� oni mnie dobrze � w�ochat� d�o� w pi�� zacisn�� � chodz�, jak im zagram. Ci�ka sprawa wychowywa�. Dawniej jeszcze gorzej by�o. R�ni tu grasowali. Cho�by ten � palec wytkn�� Wewi�r� z sucha �ap�. Stary przyj�� to oboj�tnie. Spojrza� kr�tko i nic. � O tym mo�e towarzysz Fro�ek szerzej... Temat masz pan pi�kny, problemowy. Jak to wszystko powsta�o. Nie chcieli nas uzna�, rozrabiali, psie syny, prze�y�em, szanowny kolego, prze�y�em ja niema�o, ale co z tego, z motyk� na s�o�ce si� porwali, co mia�o by�, to jest, od razu wiedzia�em. A i teraz niejeden chce mi nog� podstawi�, czyli upadek m�j spowodowa�. Literat przytakiwa� z udanym podziwem i tu� przed sob� mia� t� guzowat� szerok� w szcz�kach, z dziur� w brodzie twarz rozm�wcy. � Nasz Komendant to dopiero jest � wtr�ci� Prezes pochlebca. � �uczak jestem! � hukn�� Komendant � a �uczaka byle kto nie wykosi! � Zaskarbi� sobie pe�ne uznanie spo�eczno�ci tutejszej � znowu prezes dorzuci�. Gospodarz poszeptywa� z �on�. Wstali oboje. Skin�� na Hrabiego. I we tr�jk� od sto�u wstali. Za nimi Panna M�oda zaraz. 16 W tej izbie przygotowanej na po�lubn� noc dla m�odych zamkn�li si� na klucz. Gospodyni pieni�dze, co na wianek zebrali, z ukrycia wyci�gn�a. Liczy� zacz�li. �linili palce i przeliczali. W r�wny stosik papierki z�o�yli. Hrabiemu za�wieci�y si� oczy jak latarki. A sum� dobrze zakarbowa� sobie w pami�ci. D�onie wsun�� do kieszeni i zamy�li� si�, pogwizduj�c cichutko. Panna M�oda pochylona nad ��kiem na powr�t zawini�te w chustk� pieni�dze wpycha�a. Hrabia wpatrzy� si� w jej zad i nawet ch�� gor�ca do niej go nasz�a. � Co ta w�da nie zrobi z cz�owiekiem � monologowa� Skarupa Zbyszek. � Co chce... Poczynaj�c od tego, �e z gorza�y do baby droga najbli�sza... a od baby... Kierownik POM-u, �urek Stanis�aw, od d�u�szego ju� czasu zerka� na opi�te ciasno piersi Lucy i uda masywnie pod sp�dnic� zaznaczone. Poprawia� si� i chrz�ka�. Ale co� mu zawsze przeszkodzi�o. To Lucy patrzy�a w zupe�nie inn� stron�, to zn�w z kim� rozmawia�a. Wreszcie nadszed� odpowiedni moment. Od razu zagada�. Osoba z niego w powiecie. Dwa lata b�dzie, jak tu nasta�, a ju� licz� si� z nim. Wysoko mierzy, wieczorow� politechnik� studiuje. I twardy. Ile to si� nas�ucha od baby, kiedy tak do p�na wieczorami nad ksi��k�. Zaradny te� na bie��co, domek sobie wystawi�. Dwa lata, jak nasta�, a w egzekutywie powiatowej ju� dzia�a! Raz tylko potkn�� si�, ale nie za bardzo. C�reczka do komunii przyst�pi�a i donos na niego podes�ali. Spraw� opanowa� bez pop�ochu, �ona moja, o�wiadczy�, jeszcze niezupe�nie ideowo wyrobiona i nie mog�em zwi�zku ma��e�skiego rozbija�, zreszt� czas pracuje dla nas, towarzysze, ona nied�ugo ca�kiem na nasza stron� si� przekabaci; zr�cznie si� z ca�ego k�opotu wywin��. A teraz, rozochocony, tak do Lucy zagada�: �Pani zapewne nudzi si�, takie wiejskie weselisko, nic ciekawego, prawda? � Sk�d znowu � odpowiedzia�a Lucy. � Ja sam, prosz� pani, wol� jaki� lokalik, powiedzmy �Kongresowa� czy �Kaukaska� w Warszawie, tam to si� mo�na zabawi�, pami�tam, jak na 22 Lipca... � Dalej jeszcze chcia� m�wi�. Jednak z drugiej strony objawi� si� rywal. Prezes. Te� bra� ju� na Lucy namiar. I lekko uj�� j� pod �okie�. � Ja to sk�d� pani� znam � zacz��. Lucy kr�tkim mu�ni�ciem zimnych, bystrych oczu otaksowa�a go i od razu u�miechn�a si� s�odko. � By� mo�e � odpar�a. W tych dw�ch s�owach zalotno��, obietnica, kuszenie. I ju� pozosta�a zwr�cona do Prezesa. Ty�em wi�c do Kierownika POM-u. Prezes �arciki i kawa�y jak z r�kawa zacz�� wysypywa�. Te� mocny w powiecie. Bystry i oblatany. Mocniejszy od Kierownika. M�wi� ludzie: z tej afery, co to w wytw�rni przetwor�w owocowych si� zdarzy�a, sam cudem si� wywin��. M�wi� te�, �e z Komendantem trzyma. Wi�c Prezes po swojemu Lucy czarowa�. Rachunek z ostatniej popijawy pozycja po pozycji opowiada�. Pami�ci� obdarzony znakomit�: anchois, czyli korki, rumsztyki z pieczarkami, flaki, kurczaki i tylko Pliska do tego; recytowa� bez zaj�kni�cia cen� ka�dej pozycji i wszystkiego razem. � Niech pani sobie wyobrazi, tej Pliski wy��opali�my... � Potem poruszy� w�tek samochodowy: � Chwilowo mam tego naszego Fiata, ale wiosn� chyba si� przerzuc� na co� lepszego... No, powiedzmy... � zastanowi� si� � Renault to jest zgrabny w�zek. Skarupa Zbyszek przys�uchiwa� si� z zawi�ci�. � Jakiego koloru ten pa�ski Fiat? � zapyta�. � ��ty � odpar� Prezes � modny kolor. � Dla chama jelo�... � zamrucza� Skarupa Zbyszek. Naraz ockn�� si� Powstaniec. Energia w niego wst�pi�a. Przechyli� si� przez st� i Prezesa za r�kaw chwyci�. 17 � Oni s� ju� na dole... My na strych � szarpa� Prezesa jak kuk��. � Co robi�? Wi�c ja �ubudu! Granat przez okno wpu�ci�em, pieprzn�o cisza, wpadamy! � Chory cz�owiek � powiedzia�a z pogard�. I napar�a piersiami na Prezesa. �� Niech pan m�wi dalej, to takie interesuj�ce. Naukowiec skrzywi� si� z niesmakiem. � Twarda sztuka � powiedzia� Literat � do wszystkiego zdolna. W Ameryce mog�aby do czego� doj��, jak s�dzisz? � Sk�d! � zaprzeczy� Naukowiec. � Za bardzo zrobaczywia�a. � By� mo�e � zastanawia� si� Literat. � Ale ma charakter. Inna rzeczywisto��. Zdrowa tkanka wypiera chor�. Nowa jako��. Naukowiec przeczy� uparcie. Rysiek Urz�dnik przez chwil� jeszcze s�ysza� ten sp�r, potem ich g�osy zatar�y si� i po��czy�y z innymi przy stole. jak kakofonia te d�wi�ki. Poczu� si� bardzo znu�ony. Przesta�o go bawi� to wesele. Mia� czterdzie�ci lat. Ju� rankiem �piesz�c do poci�gu o tym pomy�la�. Ta gadanina wok� niego jak m�tny, odpychaj�cy be�kot. Be�kot, obraca� to s�owo z niech�ci�, be�kot. Czterdzie�ci lat. Dawniej by�a nadzieja, z�udzenie i niecierpliwe oczekiwanie. Teraz ju� nic. Biuro, naczelnik, koledzy, herbatki i intrygi, ko�owr�t niezmienny od lat. Z dawnych niecierpliwych pragnie� tylko pasja do wielogodzinnej �az�gi po mie�cie pozosta�a. Deszcz, spiekota, chodzi w tych swoich wiecznych pionierkachcichobiegach. Dzi� te�. Wysun�� nog� spod sto�u. Pionierki. Tak chodzi i rozgl�da si�. Miasto coraz bardziej obce, odpychaj�ce, wr�cz wrogie. Wilczy t�um, obca architektura. Coraz mniej dawnych miejsc, starych kamienic i knajp. Dzi� rankiem zobaczy� z tramwaju, jak burzyli t� secesyjn� kamienic� w �r�dmie�ciu. Ile to lat, wci�� mija� t� naro�n� twierdz� z fantazyjnymi p�askorze�bami, loggiami i wie�yczkami. Dzi� sypa� si� tynk, puste okna, rozprute �ciany. I ludzi z dawnych lat te� coraz mniej. Albo inni zupe�nie. Coraz wi�c mniej �lad�w m�odo�ci. Poczu� si� zupe�nie samotny. Pomy�la� r�wnocze�nie, �e za p�no na �on�, kochank�... Nie m�g�by ju� z nikim dzieli� swych zw�tpie�, smutk�w, nadziei i rezygnacji. Nie wierzy zreszt�, �e znajdzie si� kto� do tak wymagaj�cego wsp�lnictwa. Tak pomy�la�. � Pojecha� do Pasadeny... � wyrwa�o mu si� g�o�no. Zmiesza� si� i popatrzy� na s�siad�w. Nikt jednak nie us�ysza�. Czyta� gdzie�, Pasadena, Kalifornia czy Kolorado, tam komuna Dzieci Boga, Childre of God, m�odzi, starsi te�, nic nie chc� od �wiata i usadowili si� na uboczu wszelkiego zgie�ku, taki �wiadomy wyb�r, idylla na surowej, spalonej s�o�cem pustyni. By� mo�e Naukowiec co� wi�cej wie o tym. Ju� raz przecie� by� w Stanach. Wstydzi� si� jednak zapyta� go o to. �wiat inny, nieznany, taka odleg�o�� ogromna � pomy�la�. Wiedzia� r�wnocze�nie, �e nie ma dla niego ju� �adnej Pasadeny. Zgaszonym spojrzeniem powi�d� po biesiadnikach. Czarodziej D�ugi Nos siedzia� ju� przy swoim Traktorzy�cie. Zarzuca� na niego pedalsk� sie�. Traktorzysta podrzemywa�, �okciami wsparty o st�. Zerka� Czarodziej to tu, to tam. Tr�ci� ch�opaka w rami�. Twarz rozja�ni� uwodzicielskim u�miechem. Oczyma obmacywa� go zach�annie. � No, panie kolego, wypijmy. Traktorzysta ockn�� si� i popatrzy� nieprzytomnie. G�ba jak malinowe jab�ko. Smakowity k�sek dla Czarodzieja. Swojej po��dliwo�ci nawet ju� kry� nie pr�bowa�. Wierci� si� niespokojnie i ca�a gama u�miech�w rozkwit�a na jego twarzy. Wy