16816

Szczegóły
Tytuł 16816
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16816 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16816 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16816 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jams Eloisa Droga do marzeń Przekład Anna Wolska Rozdział 1 Londyn, kwiecień 1817 W dniu, w którym ten Szkot pojawił się na balu u lady Fed-drington, siostra Annabel, Imogen, zdecydowała, że odda mu cnotę, .1 Annabel, że nigdy nie odda mu ręki. Szkot może i nie przejawiał szczególnego zainteresowania siostrami Essex, ale jego obecność na balu nie budziła żadnych wątpliwości. Obydwie decyzje zostały oczywiście podjęte w pokoju dla dam, gdzie zwykle dzieje się to, co na każdym balu najważniejsze. Nastała chwila, gdy kobiety zaczynają dostrzegać, że ich nosy się błyszczą, a usta blask tracą. Annabel zajrzała do pokoju dla dam. Był pusty, usiadła więc przed ogromnym lustrem toalety i zaczęła upinać niesforne loki. Imogen, lady Maitland, wpadła po chwili do środka i z rozmachem usiadła obok siostry. - Ten bal to wymarzone żerowisko dla wszelkiego gatunku pasożytów - rzuciła gniewnie, z nachmurzoną miną patrząc na swoje odbicie. - Lord Beekman już dwa razy prosił mnie do tańca. Jakbym w ogóle brała pod uwagę taniec z tym tłuściochem. Powinien poszukać gdzieś niżej... może wśród pomywaczek. "wyglądała wspaniale. Włosy miała upięte na czubku głowy, tylko kilka lśniących kruczoczarnych loków opadało jej na ramiona. Oczy lśniły z wściekłości. Przypominała Helenę Trojańską. W 7 Rzeczywiście, irytujące, pomyślała Annabel, kiedy trzeba wszystkie emocje skupić na nieostrożnym dżentelmenie, który się ośmielił poprosić o taniec. - Może nikt nie uświadomił biedakowi, że lady Maitland to dla niego za wysokie progi - zauważyła uszczypliwie. Od chwili przywdziania żałoby Imogen zmieniła się nie do poznania. Imogen spojrzała na siostrę gniewnie, pociągając jeden z loków, tak że opadł kusząco na jej gors. - Nie bądź naiwna, Annabel. Beekmana interesują moje pieniądze i nic więcej. Annabel spojrzała wymownie na skąpą górę sukni Imogen. - Doprawdy nic więcej? Na ustach Imogen zagościł cień od tak dawna niewidzianego uśmiechu. Straciła męża w wypadku i po sześciomiesięcznej żałobie przyjechała do Londynu na wiosenny sezon. Nie kryła, że bawi ją szokowanie poważnych matron garderobą pełną sukien skrojonych tak, iż właściwie niewiele zakrywały. - To, że przyciągasz wzrok, nie powinno cię dziwić - powiedziała Annabel i po chwili z odrobiną sarkazmu dodała: - W końcu po to się tak ubierasz. - Nie sądzisz, że powinnam wykupić wszystkie takie suknie? - zapytała Imogen, zerkając w lustro. Poruszyła zalotnie ramieniem i gors sukni osunął się jeszcze niżej. Suknia uszyta była z czarnego jedwabiu, ale skrojonego tak oszczędnie, że górę stanowiło zaledwie kilka skrawków. Dekolt obszyto delikatnymi, białymi piórami, które tuliły się do piersi Imogen. Na ten widok każdy mężczyzna tracił głowę. - Nikt nie potrzebuje kolejnej sukni tego samego fasonu - oceniła Annabel. - Madame Badeau uprzedziła, że uszyje jeszcze jedną. Twierdzi, że musi sprzedać przynajmniej dwie, aby opłaciło się wprowadzenie nowego modelu. A ja nie mogę dopuścić, aby inna kobieta pokazała się w takiej samej sukni. - To niedorzeczność - zauważyła Annabel. - Wiele kobiet nosi suknie uszyte według tego samego kroju. Zaręczam, że nikt nawet nie zauważy podobieństwa. - Mylisz się. Wszyscy zwracają uwagę, w co się ubieram - odparła Imogen, i trudno było z nią się nie zgodzić. - To przesada, zamawiać drugą tylko po to, aby leżała w szafie. Imogen wzruszyła ramionami. Małżonek pozostawił ją bez pieniędzy, ale miesiąc po jego śmierci zaniemogła i zmarła lady Cłarice. ' Teściowa przekazała synowej w spadku posiadłość, czyniąc z Imogen jedną z najbogatszych wdów w całej Anglii. - Zamówię więc tę suknię dla ciebie. Musisz mi tylko przyrzec, że będziesz ją nosiła wyłącznie na wsi, gdzie nikt z towarzystwa cię w niej nie zobaczy. - Gdy się nachylę, ta suknia zsunie mi się na pępek, co chyba nie przystoi debiutantce. -Jaka tam z ciebie debiutantka? - zażartowała Imogen. -Jesteś starsza ode mnie! Masz już dwadzieścia dwa lata. Annabel szybko policzyła do dziesięciu. Imogen wciąż nie mogła przeboleć straty męża i trzeba było zrobić wszystko, aby ją z tego stanu wydobyć. - Możemyjuż wracać do Griseldy? - Rzuciła ostatnie spojrzenie w lustro i nieoczekiwanie ujrzała tuż obok siebie twarz siostry. - Przepraszam, byłam nieznośna - szepnęła ze skruchą Imogen. -Jesteś najpiękniejszą kobietą na balu, Annabel. Spójrz tylko na nas obydwie! Ty jesteś promienna, a ja wyglądam jak stara wrona. Annabel się roześmiała. - Co ty wygadujesz? Nie jesteś żadną wroną. W ich rysach było duże podobieństwo: migdałowe oczy, wystające kości policzkowe. Ale Imogen miała włosy kruczoczarne, a Annabel miodowe. Poza tym, gdy oczy Imogen miotały błyskawice, Annabel ratowała się omdlewającym spojrzeniem, któremu trudno było się oprzeć. 9 Imogen ułożyła pukiel włosów na piersiach. Wyglądało to prowokująco, ale Annabel, znając temperament siostry, w porę ugryzła się w język. - Postanowiłam wziąć sobie amanta - oświadczyła nieoczekiwanie Imogen. - Choćby tylko dlatego, aby trzymać Beekmana na dystans. - Kogo chcesz wziąć? - zdziwiła się Annabel. - No, przyjaciela - dodała z irytacją Imogen. - Kogoś, kto będzie mnie adorował. -Myślisz o ponownym zamążpójściu? - dociekała Annabel. Według jej wiedzy Imogen tonęła we łzach każdej nocy, nie mogąc przeboleć śmierci małżonka. - Nigdy - odparła Imogen. - Dobrze o tym wiesz. Ale nie pozwolę, aby ktoś taki jak Beekman psuł mi nastrój. - Oczy sióstr spotkały się w lustrze. - Zamierzam wziąć sobie Mayne'a. I nie mówię o małżeństwie. - Mayne'a?! -jęknęła Annabel. - Nie! - Ależ tak. - Imogen nie kryła rozbawienia. - Nic nie jest w stanie powstrzymać mnie od zrobienia czegoś, czego pragnę. I wierzę, że polubię lorda Mayne'a. -Jak mogło ci to przyjść do głowy? On porzucił naszą siostrę przy ołtarzu! - Czyżbyś sugerowała, że Tess byłaby szczęśliwsza z Mayne'em niż z Feltonem? Ona uwielbia swego męża - zauważyła Imogen. - Nie zmienia to jednak faktu, że Mayne ją porzucił! - Nie zapomniałam o tym. -Więc, na Boga, dlaczego? Imogen spojrzała na siostrę z politowaniem. - Naprawdę nie wiesz? - Aby go ukarać, tak? Nie rób tego, Imogen. - Dlaczego? - Imogen stanęła bokiem i przyglądała się swojej figurze. Była doskonała w każdym calu. - Nudzę się. Annabel zauważyła błysk okrucieństwa w oczach siostry. Chwyciła ją za ramię. 10 -Nie rób tego. Nie wątpię, że potrafię rozkochać w sobie Mayne'a. Imogen uśmiechnęła się szeroko. -Ja również nie wątpię. - Ale ty też możesz się w nim zakochać. ^ ? - Wykluczone. W rzeczywistości Annabel nie wierzyła, że Imogen mogłaby znowu kogoś pokochać. Po śmierci męża serce Imogen zamieniło się w sopel lodu i trzeba czasu, aby odtąjało. - Proszę, nie rób tego - powtórzyła Annabel. - Nie chodzi mi o Mayne'a, ale o ciebie. Może cię to zbyt wiele kosztować. -Jesteś jeszcze dziewczynką. - Imogen uśmiechnęła się cierpko. - I nie masz pojęcia, co tak naprawdę może być dobre dla mnie, przynajmniej jeśli chodzi o mężczyzn. Wrócimy do tej rozmowy, kiedy dowiesz się, co znaczy być kobietą. Najwyraźniej tęskniła do bitew, które miały zwyczaj staczać w dzieciństwie. Annabel już chciała odpowiedzieć ripostą, ale drzwi otworzyły się i do środka wpadła lady Griselda Willoughby, opiekunka obydwu sióstr. - Tu jesteście! - zawołała. -Wszędzie was szukałam! Książę Cla-rence przybył i... - Urwała w pół zdania, widząc wzburzone twarze dziewcząt. - Och... - Usiadła i poprawiła wytworny jedwabny szal, który okrywał jej ramiona. - Znowu się kłócicie. Jak to dobrze, że ja mam tylko brata. - Twój brat nie jest kimś, kogo pragnęłoby się mieć w rodzinie - zauważyła sucho Imogen. - Właśnie rozmawiałyśmy o jego rozlicznych przymiotach. Lub raczej ich braku. - Nie wątpię, że twoja ocena była sprawiedliwa - odparła spokojnie Grisełda. - Chociaż komentarz jest dosyć osobliwy, moja droga. Zauważyłam, że kiedy się złościsz, nos dziwnie ci się wydłuża.... Powinnaś się nad tym zastanowić. Imogen spurpurowiala. - Nie mam wątpliwości, że zechcesz mnie znowu karcić, uprzedzam więc, że zdecydowałam się wziąć sobie kochanka. 11 - Znakomity pomysł, moja droga. - Griselda rozłożyła maleńki wachlarz i leniwym ruchem ręki chłodziła twarz. - Uważam, że mężczyźni są bardzo pożyteczni. W sukni tak wąskiej jak ta, którą dziś masz na sobie, trudno się w ogóle poruszać. Może znajdziesz jakiegoś.atletę. Będzie cię nosił po Londynie. Annabel z trudem ukryła uśmiech. - Kpij sobie do woli - wycedziła Imogen przez zęby. - Ale chcę postawić sprawę jasno. Zdecydowałam się na kochanka, a nie najed-norazową przygodę z lokajem. I twój brat Mayne to mój najpoważniejszy kandydat. - No cóż - odparła Griselda. - To mądra decyzja, zaczynać z kimś tak bardzo doświadczonym w tych sprawach. Mayne wprawdzie skłania się ku kobietom zamężnym, a nie wdowom. Mój brat unika kobiet, które mogłyby dążyć do małżeństwa. Jednak, być może, tobie uda się to zmienić. -Jestem o tym przekonana - zapewniła Imogen. Griselda poruszyła w zadumie wachlarzem. - Interesujące. Gdybym to ja miała się zdecydować na kochanka, chciałabym, aby ten związek trwał dłużej niż dwa tygodnie. Mój najdroższy braciszek miał przygody z wieloma kobietami i, jak dotychczas, z żadną nie był dłużej niż czternaście dni. Poza tym sytuację, że będę porównywana z wieloma pięknymi kobietami, z którymi romansował wcześniej, ja sama uznałabym za wysoce niekomforto-wą, ale być może jestem przewrażliwiona. Annabel uśmiechnęła się szeroko. Griselda wydawała się prawdziwą damą pod każdym względem. A jednak... Imogen milczała. - Doskonale! - odezwała się po chwili. -A więc decyduję się na lorda Ardmore'a. Jest w Londynie zaledwie od tygodnia, mało więc prawdopodobne, żeby porównywał mnie z inną kobietą. Annabel zamrugała. - Mówisz o tym szkockim lordzie? -Właśnie. - Imogen poprawiła torebkę i szal. - Nie posiada wprawdzie fortuny, ale w tym wypadku jego bogactwem jest uroda. 12 Widząc nachmurzoną minę siostry, dodała: - Nie bądź głuptasem, Annabel. Nie będzie cierpiał. - Ma rację - przyznała Griselda. - To niebezpieczny mężczyzna. Nie on będzie cierpiał, Imogen. Tylko ty. - Nonsens - zaprotestowała Imogen. - Po prostu usiłujesz odwieść mnie od tej decyzji. Ale nie mam ochoty wysiadywać po kątach i plotkować z owdowiałymi matronami przez następnych dziesięć lat. - Ta uwaga była skierowana pod adresem Griseldy, która straciła męża wiele lat temu i nigdy nawet nie pomyślała o ponownym za-niążpójściu, a tym bardziej o kochanku. - Nie, moja droga - odparła Griselda z czarującym uśmiechem. - Dostrzegam, że jesteś zupełnie inną kobietą. Annabel skrzywiła się, ale Imogen udała, że tego nie zauważyła. - Tak. I dlatego Ardmore to lepszy wybór niż Mayne. Jesteśmy rodakami, wiesz? - Nie uważasz, że to jeszcze jeden powód, aby nie prowadzić /. nim żadnych gier? - zapytała Annabel. - Dobrze wiemy, jak ciężko żyć w rodowej siedzibie, nie mając grosza na jej utrzymanie. Ten człowiek przybył do Londynu, aby znaleźć bogatą żonę, a nie, żeby wdać się w romans. -Jesteś sentymentalna - żachnęła się Imogen. - Ardmore sam może zadbać o siebie. Oczywiście nie zamierzam przeszkadzać mu w emablowaniu jakiejś głupiutkiej gąski, jeśli będzie miał na to ochotę. Najważniejsze, że mając caualier sermnte, pozbędę się łowców posagów. Ja jedynie pożyczę go sobie na jakiś czas. Chyba nie planujesz wyjść za niego, moja droga? - Nigdy mi to nawet nie przyszło do głowy - odparła Annabel, chociaż nie była to tak do końca prawda. Tajemniczy Szkot olśniewał urodą. Kobieta musiałaby leżeć w grobie, aby nie chcieć widzieć przy sobie tak atrakcyjnego małżonka. Ale Annabel miała zamiar poślubić kogoś bardzo bogatego. Poza tym nie dopuszczała nawet i nyśli, że mogłaby kiedyś opuścić Anglię. - A ty, Imogen, rozważasz taką możliwość? 13 - Oczywiście, że nie. Ten Szkot nie ma grosza przy duszy Ale jest taki śliczny i ubiera się tak wytwornie, że będzie znakomicie pasował do mojego stroju. Czy można wymagać od mężczyzny czegoś więcej? - On nie wygląda na kogoś, kto pozwoli się okpić - zauważyła Griselda, poważniejąc nagle. -Jeśli rzeczywiście szuka bogatej żony, musisz być wobec niego uczciwa - dodała Annabel. - On może pomyśleć, że rozważasz możliwość małżeństwa. - Daj spokój! - zaprotestowała Imogen. - Rola moralistki zupełnie do ciebie nie pasuje. Nie bądź nudna. - Po tych słowach pospiesznie wyszła, głośno zamykając za sobą drzwi. - Chociaż trudno mi się do tego przyznać, być może źle oceniłam sytuację - powiedziała po chwili namysłu Griselda. -Jeśli twoja siostra jest zdecydowana wywołać skandal, lepiej zrobi, jeśli skieruje swoje zainteresowanie na Mayne'a. Już powszechnie wiadomo, że młode kobiety chcą mieć krótki romans z moim bratem, więc skandal, aczkolwiek nie do uniknięcia, nie będzie zbyt głośny. -W tym Szkocie jest coś niepokojącego. Wątpię, czy Imogen zdoła tak łatwo nim pokierować, jak mniema - powiedziała Annabel, marszcząc brwi. - Rzeczywiście - przyznała Griselda. - Wprawdzie nie zamieniłam z nim jeszcze ani słowa, ale z tego, co wiem, niewiele ma on wspólnego z typowym angielskim lordem. Ardmore był rudowłosym Szkotem z wydatną szczęką i szerokimi ramionami. Zdaniem Annabel różnił się od ulizanego brata Gri-seldy jak ogień od wody. - Zdaje się, że nikt nie wie o nim zbyt wiele - dodała Griselda. - Lady Ogilby powiedziała mi, że według pani Mufford Ardmore jest biedny jak mysz kościelna i przybył do Londynu specjalnie po to, aby znaleźć posażną żonę. - Czy to czasem nie pani Mufford rozpuściła plotkę, że Cle-mentina Lyffe uciekła z lokajem? - To prawda - zgodziła się Griselda. - A mimo to Clementina poślubiła wicehrabiego i nie przejawia żadnych skłonności do zada- 14 wania się ze służbą. Lady Blechschmidt wyczuwa łowcę posagu na kilometr i na jej soiree ubiegłego wieczoru nie było Ardmore'a, co by sugerowało, że nie został zaproszony. Muszę przy okazji zapytać, czy ma jakieś wiarygodne informacje. - Nieobecność Szkota na spotkaniu może po prostu oznaczać, że panicznie boi się nudy - odparła Annabel. - Daj spokój! - Griselda się roześmiała. -Wiesz, że lady Blechsclimidt jest moją dobrą znajomą. I muszę przyznać, że to niezwykle, aby kogoś otaczała aż taka aura tajemniczości. Gdyby Ardmore był Anglikiem, dawno już wiedzielibyśmy o nim wszystko, od wagi urodzeniowej po roczne dochody. Czy spotkałaś go kiedykolwiek, gdy mieszkałaś jeszcze w Szkocji? - Nigdy. Jednak przypuszczenia pani Mufford co do powodów jego pojawienia się w Londynie wydają się prawdziwe. - Wielu (szkockich arystokratów kręciło się przy stajniach jej ojca i wszyscy, podobnie jak on, byli bez grosza. To chyba narodowa przypadłość Szkotów. Pozostawali biedni do końca życia albo szukali bogatej żony lub męża w Anglii, tak jak Imogen, Tess, i jak miała to zrobić ona. - Ardmore nie wygląda na mężczyznę, który dałby się omotać twojej siostrze - zauważyła Griselda. Annabel miała nadzieję, że Griselda się nie myli. Przelotny romans nie wydawał się rzeczywistym pragnieniem Imogen. Griselda wstała. - Imogen musi znaleźć własny sposób na odzyskanie radości ży-(i a - powiedziała. - To dla niej bardzo trudny okres. Ich starsza siostra Tess wciąż powtarzała, że Imogen musi żyć własnym życiem. Annabel również. Annabel uśmiechnęła się blado. Jej jedynym posagiem był koń. ()na i Ardmore mieli więc ze sobą wiele wspólnego. Obydwoje byli Szkotami i tu, w Anglii, szukali szczęścia. 15 Rozdziafż JL*ady Feddrington uwielbiała wszystko, co egipskie, a ponieważ była bardzo majętna, spełniała każdą swoją zachciankę. W efekcie jej sala balowa przypominała wielki skład szabrowników grobowców. Po obu stronach ogromnych drzwi tkwiły dwa sześciometrowe posągi przedstawiające ludzkie postacie z głową psa. Kiedyś zapewne strzegły wrót egipskiej świątyni. - Z początku nie byłam pewna, czy mi się podobają. Ich wyraz twarzy nie jest zbyt... przyjemny - wyznała lady Feddrington w rozmowie z Annabel. - Ale teraz nazwałam je Humpty i Dumpty i myślę o nich raczej jak o idealnych służących; są cisi i z pewnością nie piją w nadmiarze. - Zachichotała. Annabel pomyślała, że lady Feddrington nie należy do zbyt mądrych osób. Pomimo krytycznych uwag musiała jednak przyznać, że kiedy się patrzy z przeciwległego końca sali, Humpty i Dumpty robią imponujące 'wrażenie. Spoglądali na wirujące u ich stóp pary z wyższością, co sprawiało, iż pomysł, że mogą to być służący, wydawał się śmieszny. Annabel poprawiła na ramionach lekki jak mgła szal. Zwiewna tkanina ozdobiona była misternie wyhaftowanymi gałązkami paproci, a kolor bladego złota znakomicie współgrał z kolorem sukni. Ponownie spojrzała na imponujące egipskie posągi. Czy nie lepiej, żeby stały w muzeum? — Anubis, bóg zmarłych - odezwał się jakiś głęboki głos. - To miejsce wydaje się niezbyt dla niego stosowne. Nawet po tych kilku słowach nie miała wątpliwości, że to Ard-more. Nic dziwnego. W Szkocji, gdzie dorastała, wciąż słyszała charakterystyczne gardłowe „r", chociaż jej ojciec kategorycznie zabraniał córkom tak mówić. -Wyglądają jak bogowie - odparła. - Był pan w Egipcie, milordzie? 16 - Niestety, nie. Nie powinna nawet pytać. Doskonale wiedziała, jak wygląda życie zubożałej szkockiej szlachty. Musi myśleć, jak związać koniec z końcem, a nie o egzotycznych podróżach wzdłuż Nilu. Wsunął jej dłoń pod ramię. - Mogę prosić panią do tańca, czy też muszę przedtem uzyskać /,godę pani opiekunki? Uśmiechnęła się nie jak zazwyczaj uwodzicielsko, ale po prostu serdecznie. - Ani jedno, ani drugie - odparła. - Jestem pewna, że znajdzie pan kogoś bardziej odpowiedniego, kto chętnie z panem zatańczy. Spojrzał na nią spod oka. Bardziej przypominał krzepkiego robotnika niż arystokratę. W końcu Annabel wiele wiedziała o tych, w których żyłach płynęła błękitna krew. Opiekunka sióstr Essex, lady Griselda, uważała za punkt honoru już od pierwszego wejrzenia rozpoznać tego, kto nosi tytuł. Mayne, brat Griseldy, był typowym angielskim lordem: z doskonałą prezencją, wypielęgnowanymi dłońmi i nienagannymi manierami. Włosy miał starannie ostrzyżone i pachniał najlepszą wodą. Jakże ten szkocki lord był inny. Jego rudobrązowe włosy opadały luźno na kark, długie rzęsy ocieniały jasnozielone oczy, a ota-i zająca go niezwykła aura tajemniczości niezmiernie wszystkich intrygowała. Mayne ubrany był w jedwabie i aksamity, Ardmore nosił prosty, czarny strój, rozjaśniony odrobiną bieli przy szyi. Nic d/iwnego, że Imogen uważała, że będzie znakomicie pasował do H j żałobnych sukien. - Dlaczego mi pani odmawia? - zapytał, nie kryjąc zdumienia. - Ponieważ dorastałam wśród takich chłopców jak pan - odparła ze szkockim akcentem. „Chłopiec" to nie było właściwe słowo, nie dla tego osiłka z północy, ale użyła go celowo. Mógł być jej przyjacielem, ale nigdy kandydatem na męża. Jak jednak wytłumaczyć, że pragnie poślubić kogoś bogatego? - A więc obiecała sobie pani, że nie zatańczy z nikim, kto pochodzi z pani ojczystych stron? 2 Droga do marzeń 17 ^*—^—^mMmmMmmHm^mK—mmmmm - Przyjmijmy, że tak - przyznała. - Ale mogę pana przedstawić odpowiedniej młodej damie, jeśli pan zechce. - Znała kilka debiu-tantek z całkiem pokaźnymi posagami. - Czy to znaczy, że tak samo nie zgodziłaby się pani mnie poślubić? - Uśmiechnął się lekko. - Z radością poprosiłbym panią o rękę, gdyby to znaczyło, że możemy razem zatańczyć. To, co powiedział, było tak niedorzeczne, że nie mogła się nie roześmiać. - W ten sposób nigdy nie znajdzie pan żony - powiedziała. -Musi pan podejść do tego o wiele poważniej. -Ależ ja podchodzę do tego poważnie. - Oparł się o ścianę i wpatrywał w Annabel tak intensywnie, aż przeszył ją dreszcz. - Czy wyszłaby pani za mnie, nawet jeśli nie chce pani ze mną zatańczyć? Nie mogła zaprzeczyć, że podobał się jej ten Szkot. Jego zielone oczy były przepastne jak ocean. - Z pewnością za pana nie wyjdę - odparła stanowczo. - Och! - westchnął, chociaż w jego głosie nie słychać było zawodu. - Nie może pan prosić o rękę kobietę, którą pan ledwie zna -dodała. Najwyraźniej nie dostrzegł, że opieranie się o ścianę w obecności damy jest nietaktem, a tym bardziej tak intensywne wpatrywanie się. Annabel trochę mu współczuła. W taki sposób on nigdy nie złapie bogatej żony! Powinna mu pomóc, choćby dlatego, że był jej rodakiem. - Dlaczego? - zapytał. - Nawet po wielu spotkaniach trudno odkryć zgodność charakterów. - W tym właśnie rzecz: pan nic o mnie nie wie! - Doprawdy? - zaprotestował. - Po pierwsze, jest pani Szkotką. Po drugie, jest pani Szkotką. I po trzecie... - Nietrudno zgadnąć - zauważyła. -Jest pani piękna - dokończył z uśmiechem. Skrzyżował na piersi ramiona, obserwując Annabel spod oka. 18 - Dziękuję za komplement. Zastanawia mnie jednak, dlaczego w/1 ika pan żony aż w Londynie. Ponieważ otrzymałem takie polecenie - odparł. Annabel nie potrzebowała dalszych wyjaśnień. Bogatą żonę znaj-tlujc się w Londynie, w Szkocji tylko biedną. Ten człowiek najwy-M/iiiej miał nadzieję, że jej elegancja i szyk świadczą o stosownym pi isagu. - Swoje sądy opiera pan na pozorach - zauważyła. - Mój jedyny posag to koń. Ale, jak wspomniałam, z przyjemnością przedstawię pma kilku interesującym młodym damom. Chciał coś powiedzieć, ale w tej właśnie chwili podeszła Imo- - Kochanie, szukam cię wszędzie - odezwała się do Annabel, po C/.ym natychmiast zwróciła się do jej towarzysza: - Lordzie Ardmore, jestem lady Maitland. Cieszę się, że mogę pana poznać. Annabel obserwowała, jak Ardmore pochyla się nad ręką jej siostry. Imogen wyglądała imponująco, jak bogini zemsty. Posłała Ardmore'owi spojrzenie, któremu nie oparłby się żaden mężczyzna ? - uwodzicielskie i zachęcające. - Ponad wszystko pragnę zatańczyć - wyznała Imogen. - Czy zechce pan mnie zaprosić, lordzie Ardmore? Ponad wszystko? Zabawne. Ale Ardmore wcale się nie śmiał; pochylony nad dłonią Imogen, ponownie ją pocałował. Annabel się poddała. Sam będzie musiał znaleźć sposób wyplątania się z sie-11. Cała Imogen - kiedy już podjęła decyzję, nic nie mogło jej po- wstrzymać. - Wracam do opiekunki. - Annabel dygnęła grzecznie. - Lordzie Ardmore, to była dla mnie prawdziwa przyjemność. Lady Griselda obserwowała tańczących, siedząc w zacisznym kącie sali. Tuż obok, z nieodłącznym drinkiem w ręku, usadowił się opiekun sióstr Essex książę Holbrook. Widząc przeciskającą się przez tłum Annabel, ruszył w jej kierunku. Teraz, kiedy Annabel znała już sporą część angielskiej arystokracji, nie mogła się nadziwić, jak bardzo „nieksiążęcy" był Rafę. 19 Przede wszystkim zupełnie nie przywiązywał wagi do swego tytułu, poza tym zachowywał ogromny dystans wobec wyperfumowanego, ufryzowanego świata. Dobrze, że przynajmniej lokajowi udało się go namówić na odpowiedni na wieczór błękitny surdut. W domu Rafę prawie zawsze chodził w wygodnych pantalonach i wytartej białej koszuli. - Griselda doprowadza mnie do szału - wyrzucił z siebie. -1 jeśli nawet mnie nie wykończy, to Imogen uda się to z pewnością. Co ona, u diabła, wyprawia, nadskakując temu Szkotowi? Ja nawet go nie znam. i - Stwierdziła, że potrzebuje mężczyzny do towarzystwa - wyjaśniła Annabel. - Co za bzdury! - mruknął Rafę, przeczesując dłonią zmierzwione włosy. - W każdej chwili może przecież liczyć na mnie. - Skarży się, że prześladują ją łowcy posagów. - Na Boga, dlaczego więc tańczy ze Szkotem, który nie śmierdzi groszem?! - ryknął Rafę. - Może nie zależy jej na bliższej znajomości - odparła Anna- ' bel, usiłując jednocześnie wypatrzyć gdzieś lorda Rossetera, który na liście kandydatów na jej małżonka zajmował obecnie pierwsze ., miejsce. 1 - Robi z siebie pośmiewisko - złościł się Rafę. I Błazeństwa Imogen zawsze doprowadzały Rafe'a do furii, 1 a szczególnie od czasu, gdy wróciła do Londynu i zaczęła zamawiać obcisłe suknie. Jednak bez względu na to, jak bardzo by się złościł, Imogen niezmiennie odpowiadała, że wdowy mogą się ubierać, jak chcą. - Z pewnością mamy się czym zamartwiać - rzuciła Annabel z roztargnieniem, wciąż pochłonięta wypatrywaniem Rossetera. Napotkała wzrok lady Griseldy, która skinęła na nią ręką i zawołała: - Annabel! Przyjdź tu na chwilę. Lady Griselda w niczym nie przypominała surowych matron. Była równie przystojna jak niecny uciekinier sprzed ołtarza, lord 20 M.iyne. Nikt, oczywiście, nie obciążał jej odpowiedzialnością za 111 ully uczynek brata. Griselda była zupełnie rozbita, gdy Mayne pociesznie wybiegł z domu Rafe'a dosłownie na pięć minut przed łubem z Tess. - Co się stało, że Rafę tak się rozsierdził? - zapytała Griselda bez większego przejęcia.- Jest siny z gniewu. - Irytuje się, że Imogen robi z siebie widowisko. -Już? Imogen można ufać. Spojrzała wymownie na prawo. Orkiestra grała walca. Lord Ard- II n >re trzymał Imogen zdecydowanie zbyt blisko. Lub też, pomyślała Annabel, to Imogen trzyma się zbyt blisko niego. Tak czy inaczej, ? >l iydwoje sprawiali wrażenie, jakby dali się ponieść szalonej namiętności. - O mój Boże! - szepnęła Griselda, gwałtownie poruszając wa-i Marzem. - Oni wyglądają, jakby coś ich łączyło, nie uważasz? I ta Ul czerń połączona z jego czernią... Imogen miała rację, kiedy mówiła o estetycznej stronie wyboru Ardmore'a. - Nic z tego nie będzie - zapewniła Annabel. - Imogen po prostu dobrze się bawi... -Ale dalsze słowa zamarłyjej na ustach, gdy siostra objęła partnera za szyję i ostentacyjnie zaczęła pieścić jego włosy. - Ależ ona najwyraźniej zamierza zrobić skandal - zdumiała się (iriselda. - Biedactwo. Wdowy czasem tak właśnie reagują - stwierdziła takim tonem, jakby Imogen groziła straszna choroba. - Tobie też to się przytrafiło? - Na szczęście nie - odparła Griselda. - Ale ja naprawdę wie-i zę, że uczucie Imogen dla lorda Maitlanda było o wiele głębsze niż moje dla drogiego mej pamięci Willoughby'ego. Chociaż bardzo ko-( hałam swojego męża - dodała. Imogen uśmiechała się do Ardmore'a. Oczy miała na wpół przy- III knięte, jak gdyby... Annabel odwróciła wzrok. Imogen zawsze osiągała to, czego chciała. Kochała Dravena Mait-l.iuda latami, nie zwracając uwagi, że był zaręczony z inną kobietą. Kiedy nadarzyła się okazja, skręciła nogę w kostce, tak że musiała przejść rekonwalescencję w domu Maitlanda. Ten wypadek miał 21 daleko idące konsekwencje. Wkrótce potem Imogen uciekła z Dra-venem Maitlandem. Biorąc pod uwagę jej siłę woli i upór Annabel pomyślała, że Ardmore może znaleźć żonę dopiero w przyszłym sezonie. - Widziałaś gdzieś lorda Rossetera? - zapytała opiekunki. Ale Griselda, podobnie jak większość kobiet na sali, wydawała się wstrząśnięta tym, co Imogen wyprawiała na parkiecie. - To nie moja sprawa - powiedziała sobie, jeszcze szybciej się wachlując. Annabel znów odwróciła się do siostry. Intencje Imogen wplątania się w skandaliczną przygodę nie mogły być bardziej czytelne. Oplotła Ardmore'a niczym bluszcz. - O Boże! -jęknęła Griselda. Teraz Imogen położyła dłoń na karku Ardmore'a, jakby chciała przyciągnąć do siebie jego głowę. Starsza siostra Annabel, Tess, ciężko opadła na krzesło. - Czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego Imogen zachowuje się jak ladacznica? - Gdzie się podziewałaś przez cały wieczór? - zapytała Annabel. - Chciałam zobaczyć się z tobą i Feltonem, ale nigdzie nie mogłam was znaleźć. Tess zignorowała pytanie. - Co za kompromitacja! Ludzie będą mówić, że jest kochanką Ardmore'a. -1 słusznie - odparła chłodno Griselda. - Jak się masz, moja droga? Wyglądasz olśniewająco. Ale Tess udała, że tego nie słyszy. - Imogen zdecydowała się wziąć sobie kochanka? Wiedziałam, że jest nieobliczalna, ale... - Urwała, patrząc na Imogen, która tańczyła wtulona w lorda, jakby nie istniał cały świat. - Musimy coś zrobić - mruknęła ponuro Tess. - Takim zachowaniem wywoła skandal. Nikt już nie będzie jej zapraszał do siebie. - Och, Imogen już od dawna jest w niełasce towarzystwa - zauważyła Griselda. - Pamiętaj, że uciekła ze swoim mężem. A po tej 22 IMrudzie... No cóż, oczywiście wciąż będzie zapraszana na większe kile. Jednak Tess, która po śmierci matki wychowywała trzy młodsze Mostry nie miała zamiaru się poddać. - Tego nie można tak zostawić - oświadczyła. - Uświadomię jej, ze... Annabel pokręciła głową. - To nie jest dobry pomysł. Pogodziłyście się zaledwie kilka ty-gt ulni temu. - Tess nie wyglądała na przekonaną, więc Annabel pospiesznie dodała: - Nie rób tego, jeśli nie chcesz doprowadzić do kolejnej sprzeczki. - Co za niedorzeczność - mruknęła Tess. - Tak naprawdę nigdy Mę nie kłóciłyśmy. W tej właśnie chwili podszedł Lucius Felton, pocałował żonę w głowę i mrugnął do Annabel. - Daj mi tylko sposobność, a sama przestanę się do ciebie odzywać - powiedziała Annabel i uśmiechnęła się do Luciusa. - Te małżeńskie czułości źle wpływają na mój żołądek. - Imogen mnie przeprosiła, ale ja wciąż uważam, że postąpiła wyjątkowo niesprawiedliwie. - Twój mąż... - zaczęła Annabel. - Żyje - burknęła Tess. - Ale czy mam bez słowa patrzeć, jak moja siostra rujnuje sobie życie? Jednak Annabel nie mogła się oprzeć współczuciu dla Imogen, widząc, jak Lucius podnosi rękę Tess do ust, po czym odchodzi, aby przynieść małżonce kieliszek szampana. -Jak myślisz, czy Ardmore wie, że Imogen niedawno owdowiała? - spytała Tess. - Może spróbowałabyś przemówić mu do rozsądku? Czy to nie z nim rozmawiałaś przed chwilą? - On nie ma pojęcia, że Imogen jest moją siostrą - powiedziała niepewnie. - Mogłabym... - To nie będzie miało żadnego znaczenia - zapewniła Griselda. Imogen zamierza wywołać skandal, jeśli nie z tym dżentelmenem, |o z moim kochanym braciszkiem. I szczerze mówiąc, jeśli to tak 23 miało wyglądać, to jestem szczęśliwa, że nie wybrała Mayne'a. Wciąż żywię nadzieję, że kiedyś będę miała bratanka. Mój brat może sypiać z większością kobiet z towarzystwa, ale nigdy nie pozwoliłby zrobić z siebie widowiska. Oczy Tess się zwęziły. - Imogen brała pod uwagę Mayne'a? - Tak- potwierdziła Annabel. - Chciała go ukarać za to, że uciekł od ciebie sprzed ołtarza. - Nonsens - zauważyła Tess. - Mayne sam już siebie dostatecznie ukarał. - Zwróciła się do Griseldy: - Czy on tu dziś jest? - Oczywiście - odparła zaskoczona Griselda. - Był w pokoju gier, kiedy ostatnio tam zaglądałam. Ale... Jednak Tess już podążała do pokoju, gdzie mężczyźni siedzieli przy kartach w nadziei, że małżonki nie wyciągną ich na parkiet sali balowej. - Zamierzałam dodać, że pewnie już wyszedł do swojego klubu. Rzadko go widuję od czasu, gdy zrezygnował z flirtowania. Zazwyczaj nie zostaje na balu dłużej niż pół godziny. Annabel znów zerknęła na Imogen. Czy ten walc nigdy się nie skończy? Nagle ujrzała Rafe'a, jak przeciska się przez tłum w kierunku parkietu i, zanim Annabel zdążyła odetchnąć, rudowłosy Szkot skłonił się, a Rafę pociągnął ku sobie Imogen. Wydawała się równie zaskoczona jak jej siostra. Dopiero co wirowała dookoła sali w ramionach Ardmore'a, bawiąc się każdym zgorszonym spojrzeniem, a już po chwili została wyrwana z jego objęć przez swojego opiekuna. - Co ty wyprawiasz? - protestowała, usiłując odsunąć się od Rafe'a. - Ratuję twój mizerny tyłek - warknął. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak się kompromitujesz? - Włosy Rafe'a były w nieładzie, a oczy, zwykle brązowe, teraz pociemniały z gniewu. Obrócił ją gwałtownie i pociągnął w kierunku wyjścia. Imogen uniosła brew. Z*T -Jakim prawem wtrącasz się w moje sprawy? Twoja odpowie-il-iulność za mnie skończyła się z chwilą, gdy poślubiłam Dravena. -Wciąż uważam się za twojego opiekuna i będziesz ze mną 111 icszkała do chwili, kiedy ponownie wyjdziesz za mąż lub będziesz ui (yle dorosła, by decydować o sobie. | ej usta zadrżały w uśmiechu, ale spojrzenie nie wróżyło niczego ilohrego. - Cóż, nie zgadzam się z twoją oceną mojej sytuacji. Mam za-iin.ir urządzić się we własnym domu. I to w bardzo niedalekiej przy-i/lości. - Po moim trupie! - warknął Rafę. Imogen patrzyła na niego z wściekłością. - Nie wiem, w jaką grę wciągasz Ardmore'a - ciągnął Rafę. -Ale (iiibisz siebie, i to za nic. Ten Szkot szuka żony, a nie flirtu z niezbyt i oziimną wdową, której nie w głowie ponowne małżeństwo. Nagle zrobiło mu się żal Imogen i gniew gdzieś się ulotnił. Jednak ostatnią rzeczą, jakiej ona pragnęła, było współczucie, i to od niezbyt trzeźwego opiekuna. - Za nic? - zawołała, uśmiechając się szyderczo. - Musisz być ślepy. Ardmore'a ramiona, oczy, usta... - Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, jakby pod wpływem rozkoszy. Rafę puścił jej rękę, chwycił za ramiona i mocno potrząsnął, jakby była rozhisteryzowanym dzieckiem. -Jak śmiesz! - rzuciła zduszonym głosem. Szpilki wysunęły się Ir, jej włosów. - Masz szczęście, że nie wyciągnę cię stąd i nie zamknę w pokoju ? warknął. - W pełni na to zasłużyłaś. -Ponieważ uznałam jakiegoś mężczyznę za bardzo atrakcyjnego? - Nie! Ponieważ jesteś kłamczucha. Powiedziałaś, że kochałaś Maitlanda. - Nie waż się tak do mnie mówić - syknęła. - Pięknie czcisz jego pamięć - zauważył głucho Rafę. Rumieniec wstydu oblał jej twarz. 25 - Nie masz pojęcia... - wyszeptała. - Nie, nie mam. I nie chcę mieć. Chcę wierzyć, że wdowa po nim inaczej okazywałaby żałobę. Imogen z trudem przełknęła bolesną uwagę. Czuła, jak łzy dławią ją w gardle. Na szczęście byli już blisko wyjścia, więc odwróciła się szybko i bez słowa opuściła salę. Rafę podążył za nią, ale Imogen nie zwracała na niego uwagi. Szybko szła w stronę frontowych drzwi. Annabel westchnęła. Jej młodsza siostra zawsze była nieobliczalna i na nieszczęście Rafę, z natury przyjazny wobec ludzi, do Imogen od początku czuł awersję. Kędy zniknął z nią za drzwiami, gwar rozplotkowanych głosów wzmógł się tak, że przypominał jazgot kur, pomiędzy które nagle wpadł lis. -Jeśli Rafę chciał, żeby Imogen poślubiła Szkota, nie mógłby zrobić więcej, aby doprowadzić do tego związku - zauważyła Gri-selda. - Ona nie poślubi Ardmore'a - powtórzyła Annabel. -Widziałaś gdzieś Rossetera? Oczy Griseldy rozbłysły. - Och! Te majątki w hrabstwie Kent i do tego żadnej teściowej. Aprobuję, moja droga. - Griselda zawsze była konkretna. - To bardzo sympatyczny i wartościowy mężczyzna - zauważyła Annabel. Jej towarzyszka machnęła ręką. -Jeśli wierzyć, że milczenie jest złotem. Annabel poprawiła na ramionach jedwabny szal. -Jego małomówność zupełnie mi nie przeszkadza. Potrafię mówić za oboje, jeśli zajdzie potrzeba. - Właśnie tańczy z tą głupkowatą córką pani Fulgens - zauważyła Griselda. - Nie musisz się jednak obawiać. Rosseter nie przegapi żadnej niedoskonałości. Annabel zerknęła w kierunku wskazanym przez Griseldę w chwili, gdy Rosseter opuszczał parkiet. Nie był zbyt urodziwy, ale poruszał się z gracją. W jego ramionach każda kobieta dosłow- 26 im płynęła po parkiecie. Miał pociągłą, bladą twarz, wysokie czoło i './;ire oczy bez wyrazu. Sprawiał wrażenie człowieka chłodnego j i /dystansowanego. Annabel uważała to za interesującą odmianę po | sr .41 ozumialcach, którzy błagali ją o taniec i przysyłali róże z załączo- | i ty i ni poematami wątpliwej jakości. Rosseter przesłał jej kwiaty tylko raz: bukiecik niezapominajek. Nic było przy nich żadnego poematu, a jedynie bilecik z wpisem: „Myślę, że pasują do pani oczu". Takie cudownie proste słowa zrobiły na niej duże wrażenie. \X/tcdy zdecydowała, że go poślubi. Teraz rozstał się z Daisy i ruszył w ich kierunku. Po chwili skłonił się przed lady Griseldą, ucałował jej dłoń, jak zwykle beznamiętnie, i powiedział komplement, że wygląda wyjątkowo pięknie. Kiedy zwrócił się do Annabel, nie zadał sobie trudu, aby powiedzieć << is miłego, ucałował jedynie czubki jej palców. Wjego oczach było jed-iuk coś szczególnego, co sprawiło, że jej serce mocniej zabiło. - Madame Maisonnet? - wskazał wypielęgnowaną dłonią na jej M iknię. - Doskonały wybór, panno Essex. Annabel się uśmiechnęła. Nie rozmawiali podczas tańca. Ale właściwie dlaczego powinni? Według niej bardzo do siebie pasowali. W ich małżeństwie nie będzie ani zazdrości, ani łez. Rosseter posia-il.il fortunę, a więc to, że ona nie wniesie posagu, nie miało żadnego znaczenia. Będą dla siebie uprzejmi, a ona porozmawia sama ze sobą, jeśli odczuje brak konwersacji przy śniadaniu. I )la kogoś, kto z trudem toleruje czczą paplaninę, taka perspektywa wydawała się przyjemna. Cóż, jedyna wada to To, że konwersują z samą sobą nie przynosi żadnych niespodzianek. Pożegnanie / Hosseterem tego wieczoru nie przyniosło ich również. - Panno Essex, czy zgodzi się pani, żebym porozmawiał z pani opiekunem jutro rano? - zapytał, ściskając jej palce śnieżnobiałą, smukłą i delikatną dłonią. - Będę uszczęśliwiona, lordzie Rosseter - szepnęła Annabel. Z trudem stłumiła szeroki uśmiech. Nareszcie, nareszcie! Spełnia się jej najgorętsze pragnienie. Marzyła o tym od lat, od czasu, gdy 27 ojciec odkrył jej talent do liczb i powierzył prowadzenie ksiąg majątkowych. Od chwili gdy ukończyła trzynaście lat, całe dnie targowała się z kupcami, roniąc łzy nad księgami rachunkowymi, w których ciągle było więcej minusów niż plusów, usiłując nakłonić ojca do sprzedaży najbardziej wartościowych zwierząt, błagając go, żeby nie tracił wszystkich pieniędzy na wyścigach... A w nagrodę otrzymywała jedynie jego niechęć. Mimo to nie poddawała się. Wiedziała, że tylko dzięki niej siostry nie są głodne, a ukochane stajnie ojca nie popadają w ruinę. Ojciec nazywał ją Panna Suszona Śliwka. Gdy stał z przyjaciółmi, a ona do niego podchodziła, wymownie przewracał oczami. Czasem wyjmował monetę i rzucał jej, a potem żartował z przyjaciółmi, że córka trzyma go na krótszej smyczy niż najgorsza żona. A ona za- wsze podnosiła tę monetę, mogła przeznaczyć ją na kupno mąki, masła lub okazałej kury na kolację. f Marzyła więc o majętnym małżonku. Nigdy nie starała się wy-rj obrazić sobie jego twarzy: Rosseter wyglądał tak jak każdy inny bogaty Anglik. Wyobrażała sobie jedynie ubrania z lśniącego aksamitu i fulary białe jak śnieg, uszyte z najlepszego materiału, które kupuje się dla ich szyku, a nie trwałości. Ręce, które nigdy nie skalały się fizyczną pracą. I właśnie takie ręce miał Rosseter. Rozdziaf3 Hotef Griffon's ?'.':'' ,'...• ?'..?•''•'?. Wczesny ranek J_lwan Poley, lord Ardmore, był przekonany, że postępuje zgodnie z instrukcją otrzymaną od ojca Armailhaca. -Jedź do Londynu - powiedział starzec. - Zatańcz z jakąś ładną; dziewczyną. , i 28 1 -1 co później powinienem zrobić? - zapytał Ewan. i - Serce z pewnością ci podpowie - odparł ojciec. i Dotychczas Ewan spotkał wiele ładnych dziewcząt. Niestety, nie p.iiniętał ich imion, ale był przekonany, że już tańczył przynajmniej i połową młodych dam w Londynie. Dzięki swemu tytułowi, w cią-t*;ti zaledwie kilku dni od przyjazdu został zasypany zaproszeniami; wbrew temu, co się mówiło na północy, szkockie tytuły szeroko (Uwierały drzwi angielskich domów. A jednak ojciec Armailhac zapewne miał na myśli szczególną dziewczynę, taką, którą młodzieniec zabierze ze sobą do Szkocji. Właściwie Ewan nie miał nic przeciwko małżeństwu, chociaż urn pomysł nie budził w nim entuzjazmu. "Wolał myśleć o długich (pętlach stajni i złotych polach pszenicy. Miał na załatwienie tego małżeńskiego interesu dwa tygodnie. Potem wróci do domu z żoną lub bez żony. Czarnowłosa dziewczyna, z którą tańczył wieczorem, wydawała MC bardziej niż chętna, aby stanąć z nim przed ołtarzem. Ale jak mia-11 na imię? Nie mógł sobie przypomnieć. Przywarła do niego jak pi-l.iwka, co nie bardzo przypadło mu do gustu. Niedawno owdowiała i prawdopodobnie została z niewielkim posagiem. Służący stanął w drzwiach ze srebrną tacą w ręku. W przeciwień-iwie do Ewana, Glover był wyraźnie zafascynowany Londynem. i'iibyt w tym mieście podczas sezonu oznaczał spełnienie jego naj-Irytszych marzeń. - Wasza lordowska mość, polecono mi doręczyć panu tę wizy-luwkę. - O tej porze? Połóż ją tutaj. - Ewan skinieniem głowy wskazał obramowanie kominka pełne wizytówek i zaproszeń od osób, o których nigdy nawet nie słyszał. Służący zgiął się w ukłonie, ale nie ruszył w kierunku kominka. - Wasza lordowska mość, to wizytówka od księcia Holbrook. I... - Zniżył głos do szeptu. -Jego wysokość był łaskaw zaczekać. Ewan westchnął. Książę. Może jest na tyle zdesperowany, aby wysłać jedną z córek w dzikie szkockie ostępy. Szybko się przekonał, 29 że Anglicy myślą o Szkocji jako o terenie zamieszkanym przez nieokrzesanych wojowników i religijnych odszczepieńców. Spojrzał na swój fular w lustrze. Glover nie mógł przeboleć, że jego pan nie zgodził się zamienić czarnej kamizelki na kolorową, którą Anglicy wkładają na bal. Mimo to uważał, że lord wygląda doskonale, a co najważniejsze, jak rasowy Szkot. Szkoci, jeśli chcą wyglądać bardziej kolorowo, wkładają kilt, nawet jeśli nie jest to akceptowane w Anglii. -Jego wysokość oczekuje pana w salonie - oznajmił Glover. -Aha. - Proszę wybaczyć śmiałość, milordzie... - zaczął Glover z wahaniem. :, \J,;'/',,..;'' Ewan uniósł brew. -Tak? - To arystokrata - powiedział lokaj. - Proszę się starać unikać takich słów, jak „aha". To może wywrzeć na jego wysokości złe wrażenie. - Nie biorę z nim ślubu - burknął Ewan, ale natychmiast się zreflektował. - Dziękuję jednak za radę, Glover. Postaram się o tym pamiętać. Choć nie zamierzam udawać Anglika. Nawet za sto lat. Wygląd księcia nie bardzo pasował do tytułu, co Ewan przyjął z ulgą. Tego księcia z pewnością nie dotknęłoby przypadkowe „aha". Ewan miał już okazję rozmawiać z wyperfumowanymi i przesadnie uprzejmymi przedstawicielami angielskiej arystokracji i wcale się nimi nie przejmował. W każdym razie nie więcej niż oni nim. Książę miał na sobie strój z pewnością wygodny, ale niezbyt elegancki. Imponujący brzuch wypływał znad pasa pantalonów. Kiedy Ewan stanął w drzwiach pokoju, gość odsunął kieliszek brandy, którą mu zaproponował przejęty wizytą Glover. -Wasza wysokość - powiedział Ewan, wchodząc do pokoju. - To dla mnie zaszczyt. Książę wyprostował się jak węszący zwierzynę ogar, po czym szybko się odwrócił. Ewan niemal cofnął się na jego widok. Do 30 In lia! Coś najwyraźniej rozsierdziło księcia. Nagle Ewan przypomniał sobie, gdzie ostatnio spotkał szanownego jegomościa. Jeśli to można nazwać spotkaniem; książę wyrwał ciemnowłosą lady z jego ? 'I >icć, potem przez chwilę sam z nią tańczył. I - Czy pan wie, kim jestem? - wyrzucił z siebie dżentelmen głę-! Bokim, krzepkim głosem. - Zgodnie z tym, co widzę na wizytówce, jest pan księciem Hol-Ifook. - Ewan ruszył w kierunku kredensu. - Mogę panu zapro-mnować jeszcze jednego drinka? - Celowo pominął słowa wasza trysnkość, które sprawiały, że czuł się trochę jak lokaj. Jestem opiekunem lady Maitland - poinformował gość. Ach tak- mruknął Ewan, napełniając kieliszek mocnym trun-Jeiii. - Ajajestem lord Ardmore z Aberdeenshire. • Lady Maitland - powtórzył z naciskiem Holbrook. - Imogen Maitland. Imogen to pewnie ta ciemnowłosa czarodziejka z wczorajszego I..In. Jeśli w czymś uchybiłem, proszę przyjąć wyrazy ubolewania ? nlparł dyplomatycznie Ewan. Rzeczywiście uchybił pan. A jak? - zapytał spokojnie Ewan. - Cały Londyn mówi o was - warknął Holbrook. - O waszym tki.ijnie nieprzyzwoitym tańcu. Iiwan milczał przez chwilę. Miał do wyboru dwa wyjścia: powiedzieć prawdę albo wziąć na siebie odpowiedzialność. Honor me pozwalał mu jednak ujawnić, że lady przywarła do niego z pasją pi ii Iną kurtyzany. Nie był naiwny: ciemnowłosa Imogen wcale nie i< liwyciła sięjego urodą aż tak, jak usiłowała to pokazać. Zauważył, ywiście, emocję w jej oczach, ale nie była to prawdziwa namiętni isć, nawet jeśli tak ostentacyjnie okazywana. - Czuję się w obowiązku za wszystko przeprosić - powiedział w końcu. - Byłem pod ogromnym wrażeniem urody pańskiej podopiecznej i, jak sądzę, to właśnie sprowokowało mnie do zachowania, które zostało niewłaściwie zinterpretowane. 31 Holbrook przymrużył oczy. Ewan obserwował go w milczeniu, zastanawiając się, czy w Anglii wszyscy książęta byli aż takimi indywidualistami, jeśli chodzi o ubiór i sposób okazywania emocji. - Teraz poproszę o drinka - oświadczył książę. Ewan wyjął karafkę i napełnił kieliszek gościa. Holbrook wyglądał na znawcę brandy, a Ewan zabrał ze sobą kilka butelek najlepszej szkockiej whisky. Holbrook wziął porządny łyk i spojrzał ze zdumieniem na Szkota, po czym opadł na poduszki kanapy i znów się napił. Ewan usiadł naprzeciw gościa, z uznaniem stwierdzając, że Holbrook potrafi docenić trunek. - Co to jest? - zapytał książę z nabożeństwem. - Długoletni prawdziwy słód - odparł Ewan. -Według nowego procesu produkcji, który, moim zdaniem, całkowicie zmieni whisky. Holbrook wziął kolejny łyk i usiadł wygodniej. - Glen garioch - stwierdził, przymykając oczy. - Lub tobermary. Ewan uśmiechnął się szeroko. - Aye, glen garioch. - Cudo. - Holbrook cmoknął. - Chyba nawet mógłbym się zgodzić, aby mężczyzna, który tak dobrze zna się na whisky, poślubił Imogen. Chyba! - pow